UZetka nr 92 (marzec 2013)

Page 1

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna

NR 92 :: MARZEC 2013

Fot. Floriańczyk Design

Gazeta G t St Studencka d

Portret Doriana Zarzyckiego Str. 20 Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary


2

Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2013

Biblioteka? Nie kojarzę… Wykładowcy z dumą w głosie wpajają studentom, że biblioteka jest centrum wiedzy. Że jak szukać informacji, to właśnie tam. Że gdy chcemy dowiedzieć się czegoś o świecie, to powinniśmy zacząć od przeglądnięcia OPAC-a.

Mohylek / Wikimedia Commons

Wiedzę tę przyjmujemy czasem bezkrytycznie, szczególnie my studenci bibliotekoznawstwa. Oczywiste może też wydawać się, że ktoś, kto informację podrzuca nam drzwiami i oknami, wyjdzie z takiego samego założenia. Czy dziennikarze faktycznie podzielają ten pogląd? ■ Idea brzmiała dumnie Na zajęciach dotyczących dziennikarskich źródeł informacji zastanawialiśmy się, czy biblioteka jest faktycznie jednym z nich. Idea brzmi dumnie, ale postanowiliśmy sprawdzić, jak jest naprawdę. Wspólnie ułożyliśmy krótką ankietę i poprosiliśmy dziennikarzy lokalnych gazet i rozgłośni radiowych o szczere odpowiedzi. Pytaliśmy, czy posiadają kartę biblioteczną oraz kiedy i jaką książkę wypożyczyli ostatnio. Wyniki okazały się zaskakujące. ■ 0,63 książki Ponad połowa zapytanych przez nas dziennikarzy nie posiada karty bibliotecznej. Ci, którzy ją mają, nie zawsze są w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnio z niej korzystali. Podążając za statystykami: wśród naszych badanych były dwie redakcje – gazety i radia. W tej pierwszej, na 1 osobę przypada 0,63 prze-

Ponad połowa zapytanych przez nas dziennikarzy nie posiada karty bibliotecznej. Ci, którzy ją mają, nie zawsze są w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnio z niej korzystali. czytanej książki na dwa lata. Druga prezentuje się nieco lepiej z wynikiem 1,14. Wydaje mi się, że głównym powodem jest brak czasu – ledwo znaleźli chwilkę, żeby odpowiedzieć na nasze pytania. Jedną z redakcji odwiedziliśmy

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl SKŁAD: Kaja Rostkowska, Michał Stachura OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL

osobiście. Odpowiedzi, które dostaliśmy, były krótkie, udzielane w pośpiechu, a my potraktowani nie do końca poważnie. Drugą część odpowiedzi uzyskaliśmy drogą mejlową – również były krótkie i treściwe, a ankietowani nie pozostawili po sobie złego wrażenia. ■ Czy książki są im obce? Mimo naszych najszczerszych chęci, mieliśmy zbyt mało materiału do badań, by ich wyniki mogły być uznane za w pełni oddające realną sytuację. Za to,

moim zdaniem, są idealnym punktem wyjścia do krótkich chociażby rozważań nad tym, czy biblioteka faktycznie odgrywa tak dużą rolę w zdobywaniu informacji, jak nam się wcześniej wydawało. Tomasz Machała (redaktor naczelny naTemat.pl) stwierdził jakiś czas temu, że dziennikarze nie czytają gazet. Można też pokusić się o stwierdzenie, że nie chodzą do biblioteki.

Marta Olborska


MARZEC 2013

Uniwersytet Zielonogórski

3

Dr Magdalena Steciąg nagrodzona przez rząd Celem konkursu było wyłonienie najlepszych materiałów prasowych, radiowych oraz telewizyjnych, podejmujących problematykę grup dyskryminowanych lub przyczyniających się do przełamywania stereotypów, likwidacji dyskryminacji i promocji różnorodności. Jury wyłoniło laureatów w kategoriach: MIKROFON, PIÓRO oraz EKRAN. W ramach pierwszej kategorii nagrodzona została dr Magdalena Steciąg, wykładowczyni z Instytutu Filologii Polskiej na Wydziale Humanistycznym UZ. Dr Steciąg otrzymała nagrodę za cykl "MakOFFska łapie za słówka" emitowany w Radiu Zielona Góra (dr Magdalena Steciąg występuje w RZG jako Magda Makowska). - Z badań wynika, że w programach publicystycznych za słabo słyszalny jest głos kobiet. Tę sytuację trzeba zmienić

fot. Artur Steciąg

Dr Magdalena Steciąg z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego otrzymała nagrodę pełnomocniczki rządu do spraw równego traktowania w konkursie „Media Równych Szans”.

- mówiła pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, podczas konferencji "Media równych szans", na której

wręczono nagrody laureatom konkursu. Ceremonia odbyła się 28 lutego w Sali Kolumnowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Dr Magdalena Steciąg

Szkolenie wolontariackie

odebrała dyplom z rak pełnomocniczki rządu (na zdjęciu powyżej). Gratulujemy!

Już w kwietniu rusza cykl szkoleń wolontariackich "Pomagam i wiem, jak to robić". Pierwsze szkolenie odbędzie się w dniach 12-13 kwietnia - udział w nim może wziąć 8 osób. Projekt przewiduje przeszkolenie prawno-psychologiczne i praktyki wolontariackie dla grupy 8 osób. Szkolenia odbędą się w Zielonej Górze w Ośrodku Pomocy dla Osób Pokrzywdzonych Przestępstwem działającym w ramach ogólnopolskiej Sieci Pomocy Ofiarom Przestępstw nadzorowanej przez Ministerstwo

Sprawiedliwości. Ministerstwo na bieżąco szkoli personel Ośrodka i organizuje wyjazdy studyjne, wymagając jednocześnie przekazywania know how kolejnym grupom wolontariuszy. Inwestowanie w kadry wolontariuszy spowoduje rozszerzenie idei pomocy ofiarom przestępstw.

Na szkoleniu będziecie mogli zdobyć wiedzę teoretyczną prawną, socjologiczną i dającą kompetencje prawne na temat własnego usytuowania w relacjach pomagacz – beneficjent oraz pomagacz – placówka macierzysta oraz kompetencje psychospołeczne przeciwdziałające powtórnej wiktymizacji ofiar

przemocy, korygujące szok postraumatyczny, przeciwdziałające wypaleniu i pozostałe pozwalające na skuteczne wypełnianie obowiązków wolontariusza. Kontakt w sprawie szkolenia oraz zapisy pod adresem Lubuskiego Stowarzyszenia na Rzecz Kobiet BABA: baba@baba.org.pl


4

MARZEC 2013

Uniwersytet Zielonogórski

Pierwsza książka opisująca historię Środkowego Nadodrza

Zielonogórski Norman Davies?

fot. Marcin Grzegorski

Wrota do złożonej i ciekawej historii Środkowego Nadodrza otwiera przed nami prof. Wiesław Hładkiewicz. Już niebawem ukaże się jego książka pt. "Wrota", w której opisuje nasz region od czasów łowców reniferów aż po rządy Elżbiety Polak.

PROF. WIESŁAW HŁADKIEWICZ Kierownik Zakładu Teorii i Metodologii Badań Politologicznych w Instytucie Politologii na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Wkrótce ukaże się książka pt. „Wrota”, której jest Pan autorem. Czy to pierwsza kompletna synteza dotyczące historii terenu Środkowego Nadodrza? W tym kształcie, jaki sobie założyłem – tak. Praca stanowi efekt długoletnich poszukiwań i zdaję sobie sprawę z powagi tego zadania, ponieważ jestem autorem tej syntezy, a nie

współautorem pracy pod redakcją, jak to miało miejsce w przypadku dwóch tomów „Historii Zielonej Góry” pod redakcją prof. Wojciecha Strzyżewskiego. Miałam okazję zobaczyć już książkę, właściwie jej pierwszy wydruk – potężny zbiór kartek, pełen dopisków, zapisków… Jak długo ta praca powstawała?

Około dwudziestu lat. Pasjonuję się historią regionalną, aczkolwiek nigdy nie eksponowałem tego wątku moich zainteresowań. Zacząłem czytać teksty moich kolegów, którzy wiele badawczego wysiłku poświęcili właśnie na zagadnienia związane z historią regionu, mam tutaj na myśli m.in. prof. Wojciecha Strzyżewskiego, prof. Czesława

Osękowskiego, prof. Ryszarda Zaradnego, dra Radosława Domke. Nadszedł taki moment, kiedy powiedziałem sobie: „Wiesław, spróbuj!” i zacząłem tę walkę, którą porównałbym do walki Goliata z Dawidem… Opis dziejów Środkowego Nadodrza jest niełatwym zadaniem. Ale jest pewien wybieg: na końcu


rozdziałów podaje Pan literaturę, którą poleca Pan dodatkowo czytelnikowi. Tak, podążam tropem Normana Daviesa, autora znakomitych książek na temat historii, które właśnie zawierają taki sposób podawania literatury. Myślę, że to dobre rozwiązaęnie, bo różni czytelnicy będą sięigali po różne okresy naszej historii. oA od którego momentu ta historia się rozpoczyna? łPrzede wszystkim chciała, bym, żeby ta książka była lekka, lłatwa i przyjemna, a paradoksalki nie bardzo trudno takie książki dsię pisze. Trzeba nieustannie odpowiadać sobie na pytanie, coo wyeksponować, a czego nie – boo przecież nie wszystko w synteziee yda się uwzględnić. Rozpoczyci nam książkę od opowieści o „łowcach reniferów” – to oni,i, li kiedy lodowiec ustąpił, przybyli nad Odrę z głębokiej Europyy i zaczęli zakładać osady. I takk próbuję w książce pokazać, jakk ludzie żyli na tym terenie, jak jee łdoskonalili – aż po czasy współłczesne. I w tym miejscu chciałobym podziękować za merytowi ryczną pomoc mgr Adamowi wi Ruszczyńskiemu, absolwentowi historii WSP oraz prof. Dzieduszyckiemu. Czyli opisuje Pan historię regionu aż po Elżbietę Polak? Tak, książka kończy się na działalności marszałek Elżbiety Polak i wojewody Marcina Jabłońskiego. Myślę, że dla wielu osób bardzo ciekawym okresem będą lata 1945-2012, ale interesujący jest także i bardzo burzliwy czas 1918-1945. Wcześniejsze okresy, związane z wybitnymi postaciami, są również zajmujące i uważam, że to bardzo ważne, aby ten rezonans poznawczy docierał nie tylko do mieszkańców naszego województwa, ale także do Europy. Czy to oznacza, że książka bę-

Uniwersytet Zielonogórski dzie tłumaczona? Fragmenty będą tłumaczone na języki obce, a w przyszłości tłumaczenie zwłaszcza na język angielski, a nawet na hiszpański, powinno również być brane pod uwagę. Nie wiemy jeszcze jednej istotnej rzeczy: dlaczego akurat wrota w tytule książki? Gdybym napisał historia Środkowego Nadodrza czy historia Ziemi Lubuskiej, to byłoby to jasne i czytelne, a słowo wrota

jest symboliczne, oznacza pewne w tajemniczenie. Chodziło mi właśnie o wrota, a nie drzwi – bo drzwi się otwierają i zamykają, a wrota się rozsuwają i zasuwają. Tak rozsuwały się i zasuwały wrota na graniach Środkowego Nadodrza – terenie nieustannych wędrówek ludów. Jest wiele dyskusji wokół tożsamości mieszkańców tego terenu. Pan urodził się w Jasieniu… Czuje się Pan Lubuszaninem? Tak, czuję się Lubuszaninem z krwi i kości, choć moi rodzice pochodzą z serca dzisiejszej Ukrainy, z Podola. Nazwa województwo lubuskie czy operowanie terminem region lubuski jest dobre i pozytywnie działa na rzecz naszej tożsamości. Jaka literatura, jaki autor były

dla Pana najbardziej inspirujące podczas pisania „Wrót”? Na pewno prace Normana Daviesa. Ale nie te dotyczące II wojny światowej, ale te dotyczące dziejów Europy, historii Anglii… Myślę, że inspiracją uruchamiającą mi wyobraźnię – bo przecież książka jest tez owo-

5

tefaktami, a zadaniem historyka jest umiejętnie przełożyć tę wiedzę na język historii. Olbrzymim zadaniem było więc poznanie różnorodnej literatury, operowanie różnym typem źródeł. Niektórzy pytają, czy jeden autor poradzi sobie z tym ogromem faktów. Myślę, że

fot.Kaja Rostkowska

MARZEC 2013

– Chciałbym, żeby ta książka była lekka, łatwa i przyjemna, a paradoksalnie bardzo trudno takie książki się pisze. Trzeba nieustannie odpowiadać sobie na pytanie, co wyeksponować, a czego nie – bo przecież nie wszystko w syntezie da się uwzględnić – opowiada prof. Hładkiewicz. cem pewnej wyobraźni – jest Umberto Eco. Próbuję podążać śladem tych dwóch autorów. Ale sięgam tez coraz częściej do prac archeologów i muszę powiedzieć, że ja się naprawdę bardzo dużo nauczyłem. Archeologia jest bardzo przydatna w badaniach historycznych. Archeolodzy operują innym językiem, ar-

sobie poradzi. Skoro Davies sobie poradził, to dlaczego miałby sobie nie poradzić Hładkiewicz? Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl


Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2013

fot.www.sxc.hu

6

Polonistka ma wiele atutów... Takie spojrzenie znad książki to tylko jeden z nich.

Poloniści w trzech aktach

Wiecie jak brzmi najpopularniejszy żart polonistów? Where is Roman? Ingarden. W zasadzie tym jednym zdaniem można byłoby uzasadnić wszystkie stereotypy dotyczące studentów filologii polskiej. Rzeczywistość okazuje się jednak znacznie bardziej kolorowa.

Akt 1

Bibliotekary i nudziarze W tych dwóch słowach kryje się podstawowy stereotyp dotyczący polonistów. I tak młoda filolożka jawi się jako szara myszka zamknięta w swoim świecie, skonstruowanym w oparciu o fabuły tysięcy książek, w których namiętnie się zaczytywała w okresie dorastania. Obowiązkowy atrybut to oczywiście sta-

ry, zmechacony sweter wyciągnięty z dna babcinej szuflady. Na nosie równie archaiczne okulary, zza których zerka na nas para nieco rozbieganych oczu. Odzywa się rzadko, a jeśli już coś powie, to i tak nikt tego nie zrozumie lub po prostu nie usłyszy. Prawda, że to znajomy obrazek? Istnieje także wersja pro, czyli polonistka-hipsterka. Nie różni się w zasadzie niczym od wersji 1.0, nie licząc większej pewności siebie i udzielania wy-

łącznie sarkastycznych odpowiedzi. Takie jest wyobrażenie. A rzeczywistość? Cóż, opisany powyżej przypadek z pewnością pląsa gdzieś po świecie, ale jest to raczej gatunek wymarły. Obecnie studentka filologii polskiej to NAJNORMALNIEJSZA dziewczyna, która posiada talent na płaszczyźnie literackiej/dziennikarskiej/językoznawczej, zna kilkanaście książek więcej niż przeciętny obywatel, a także rozróżnia „tę sukien-

kę” od „tą sukienką” oraz „włanczać” od włączać”. Czasami jest to również dziewczyna, która w szkole średniej była kiepska z matematyki i postanowiła uciec od algebry do klasy o profilu humanistycznym. I tak już zostało. Cóż, uroki systemu. Jest jeszcze jeden atut polonistki – panowie, wyobraźcie sobie dziewczynę w subtelnych okularach, która zerka figlarnie znad książki… khem khem. W kwestii męskiej części


MARZEC 2013

Uniwersytet Zielonogórski

7

FILOLOGIA POLSKA

Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Zielonogórskiego

Czy to prawda, że...

► Studentki filologii polskiej to szare myszki? ► Studenci filologii polskiej to nudziarze? ► Po filologii jesteśmy skazani na klepanie biedy i frustracje w stylu Adasia Miauczyńskiego

polonistów napiszę krótko – studiuję filologię polską i nie jestem nudziarzem (numer telefonu dostępny w redakcji).

i towarzystwo długonogich modelek do tego?

Akt 2

Książka książką książkę pogania

Jaka praca, taka płaca Aspekt ekonomiczny to kolejny element stereotypowego postrzegania polonistów. Magister filologii polskiej to koniecznie osoba ledwo wiążąca koniec z końcem, gdyż: a) nie może znaleźć pracy w zawodzie, b) znalazła posadę nauczyciela, której będzie się kurczowo trzymać nawet za najniższą krajową. I znów pojawia się stara prawda o dwóch stronach medalu. Opisane przypadki z pewnością można wskazać bez większych trudności. Kryzys oraz absurdalna pomyłka dziejowa, jaką była masowa produkcja magistrów, bez wątpienia przyczyniły się do takiej sytuacji. Należy jednak pamiętać, że dyplom filologii polskiej nie oznacza klepania słodkiej biedy i frustracji w stylu Adasia Miauczyńskiego. To od nas samych zależy, czy skorzystamy z możliwości oferowanych przez uczelnie już podczas samych studiów. Nowe znajomości = nowe możliwości. I dotyczy to naprawdę wszystkich kierunków studiów. Niestety, jeśli komuś się wydaje, że tytuł absolwenta sprawia, iż praca najzwyczajniej w świecie mu się NALEŻY, to naprawdę nie mam pytań. Może jeszcze dwa jachty, apartament

Akt 3

Trzeci zasadniczy mit dotyczy powszechnego nudziarstwa, którym emanują poloniści. Czy wszystkim naprawdę wydaje się, że nasze horyzonty ograniczają się wyłącznie do pochłaniania kolejnych tomiszczy? Czy naprawdę spotkaliście studenta, który uskuteczniał tzw. podryw na „Gombrowiczowską gębę”? Wróć… no dobrze, miałem wątpliwą przyjemność być świadkiem takiej sytuacji. W większości przypadków poloniści mogą posiadać te same wady (i zalety), jak przedstawiciele innych kierunków. I tak, jeśli student filologii polskiej zanudza nas opowieściami o kolejnych przeczytanych książkach, rozpadzie nosówek, monoftongizacji dyftongów i podstawach hermeneutyki, to podobne przywary może posiadać także chemik, ekonomista, informatyk etc. Nie odkryłem Ameryki, nieprawdaż? Dziwadła znajdziemy wszędzie, bez względu na proweniencję. I na zakończenie smutna, choć nieco wyświechtana stylistycznie refleksja: spieszmy się kochać polonistów, tak szybko tracą zapał. Damian Łobacz damianlobacz@index.zgora.pl

DAMIAN ŁOBACZ Na co dzień student filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim, a także dziennikarz Akademickiego Radia Index, w którym m.in. współprowadzi program „VIP Room”. Perkusista i tekściarz krośnieńskiego zespołu Kazetwu. Autor audycji "Lutownica" - w czwartki o godz. 12:00.

LUTOWNICA

w każdy czwartek o godz. 12:00 na 96 fm


8

Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2013

Jesteś taki mądry, inteligentny... No właśnie - jaki? Na sam początek mała zabawa w „znajdź różnicę”. Mamy dwa słowa: mądrość i inteligencja. Czym się różnią? Mądrość – 7 liter, inteligencja – aż 12. Co poza tym potrafimy o nich powiedzieć? Jakiś czas temu miałam okazję rozmawiać z Pewnym Człowiekiem. Zwykła niezobowiązująca wymiana e-maili. Od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać o tym, czym jest mądrość, a czym inteligencja. Właśnie… Pamiętam, że kiedy na zajęciach psychologii rozmawiano o inteligencji, stwierdzono, że ciężko jest ją jakkolwiek zdefiniować. Nawet rozmowy ze znawcami filozofii nie były mnie w stanie przekonać. Wszystko do czasu… ■ Inteligentny człowieku, kimże jesteś? Mówiąc „człowiek inteligentny”, wyobrażamy sobie kogoś światłego, posiadającego dużą wiedzę. Tylko czy tym nie jest „mądrość”? Tę zdefiniować łatwiej: duża wiedza ogólna lub w konkretnej dziedzinie. Posługujemy się też pojęciem „mądrość życiowa”. Czy bycie mądrym życiowo sprawi, że będziemy uważani za ludzi mądrych? Kiedy ktoś mówi nam, że jesteśmy ludźmi inteligentnymi, cieszymy się. Jesteśmy poważani, ludzie dobrze o nas myślą, a co za tym idzie – szanują. Niektórym nawet udziela się myśle-

nie, że należą do „wyższych sfer”. Nie zdają jednak sobie sprawy, że… inteligencja to predyspozycja! Predyspozycja do bycia mądrym. Właśnie ją – inteligencję – powinno się wykorzystywać naukowo, by być poważanym w danej dziedzinie. Wykorzystując ją przez całe życie, nabywamy mądrości życiowej. Czy komplement o byciu inteligentnym przyjmować z radością, czy może jednak zbywać? Przecież inteligencja – jak określiliśmy – to predyspozycja, ale… można ją kształtować! Zatem wracamy do punktu wyjścia. Określenie „jesteś inteligentny” to efekt pracy nad nią odbiorcy komunikatu widoczny dla tego, kto te słowa wypowiada. Trzeba jednak sobie zdawać sprawę z jednego – inteligencja jest pojęciem tak szerokim, że wyróżniamy kilka jej rodzajów (m.in. emocjonalna, fizyczna, logiczna), „mądrość” zaś zawiera się w samym haśle. Mądrość człowieka usytuowana jest w nim samym i jest ona gromadzona. Inteligencja? Rozwijamy jej obszary. Tworzymy przestrzeń do „wchłaniania”. Idąc tropem wypowiedzi, synonimem jakiego słowa jest

„inteligencja”? Najodpowiedniejszym wydaje się „potencjał”, ale ten tekst powstał po to, aby w równie wielkim stopniu zaangażował Czytelnika i skłonił do rozważań tak, jak mnie rozmowa z Pewnym Człowiekiem. ■ Nabywanie mądrości, inteligencji procesem jest i basta! Pójdźmy dalej… Jak mierzy się inteligencję, a jak mądrość? Tu jest ta różnica uwidoczniona najbardziej! Do pomiaru tej pierwszej wykorzystuje się znane z nauk psychologicznych wskaźniki, dajmy na to najbardziej rozpowszechnione IQ. Ale mądrość? Potocznie uznaje się, że jej miernikiem jest ilość przeżyć, doświadczenie życiowe.

Czyżby? A co z ludźmi, którzy całymi dniami pracują, chcąc wzbogacić swoją wiedzę? Czy do nich też pasuje to określenie? Nabywają wiedzę, jednak i to zajmuje im wiele czasu. Każde pokonywanie trudności, poszerzanie horyzontów, przełamywanie swoich słabości i lęków. Przecież mogą leżeć w łóżku, patrzeć w sufit i pielęgnować odleżyny. Dążą do celu, jakim jest przyswojenie materiału: czasem na upartego powtarzają jakieś zdanie, wkuwając jak wiersz. Co wtedy, kiedy to zdanie zostanie zapamiętane najbardziej? Można się tylko uśmiechnąć... Cel osiągnięto – sposobem! ■ No i który który komplement lepszy?


MARZEC 2013 Tytułem końca – nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, czym jest zarówno inteligencja (przecież mamy tyle jej rodzajów!), jak i mądrość. Ktoś mądry kiedyś powiedział… Oj, przepraszam! Ktoś predysponowany do wyrażenia swojej opinii powiedział: „Różnica między mądrością a inteligencją polega na tym, że inteligentny potrafi wyjść z sytuacji, w którą mądry nigdy się nie wpakuje”. Tożsamość autora tych słów nie jest znana. Może to jest jego największa mądrość? A my zastanówmy się przy okazji tego artykułu, czy lepiej jest usłyszeć: „jesteś taki mądry”, czy też: „jesteś taki inteligentny”. Śmiem twierdzić, Czytelniku, że to określenie, które nas usatysfakcjonuje, to właśnie ono nas określi. Karolina Gębska

KAROLINA GĘBSKA Studentka II roku zarządzania na Wydziale Ekonomii i Zarządzania UZ. Standardowo: lubi filmy, muzykę, książki - wszystko to dobrego gatunku. Interesuje ją też wszystko to, co może stać się prawdziwym wyzwaniem.

Uniwersytet Zielonogórski

Targi Pracy 2013

REKLAMA

Przypominamy, że 12 marca odbędzie się najważniejsza akcja na UZ związana z oszukiwaniem pracy! Targi Pracy odbędą się już 12 marca na Wydziale Mechanicznym Uniwersytetu Zielonogórskiego, przy ul. prof. Szafrana 4. Targi Pracy to impreza, która już od jedenastu lat pomaga młodym ludziom w podjęciu jednej z najważniejszych decyzji w życiu, jaką jest rozpoczęcie kariery zawodowej poprzez znalezienie pracy, praktyki lub stażu. Targi dają także przedsiębiorców możliwość pozyskania dobrze przygotowanej kadry pracowników, stażystów i praktykantów oraz zaistnienia w świadomości akademickiej jako pracodawca. Dla Studentów i Absolwentów to doskonała okazja na znalezienie wymarzonej pracy, określenia swojej drogi zawodowej na najbliższe lata czy zdobycia rozeznania w rynku. Targom, jak co roku, towarzyszyć będą liczne warsztaty i wykłady tematyczne. Udział w Targach jest całkowicie bezpłatny. Więcej informacji znajdziecie na stronie www.bk.uz.zgora.pl Biuro Karier UZ

REKLAMA

9


10

Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2013

"Tu chodzi o to, byście za nami tęsknili"... ...powiedział Abi, jeden z indyjskich studentów oraz liderów organizacji, którzy przybyli na Uniwersytet Zielonogórski w ramach programu wymiany i rozwoju AIESEC. Taki właśnie cel stawiają sobie organizatorzy oraz grupy wyjeżdżające do innych krajów: nawiązać relacje, zbudować grupę oraz wizerunek i sprawić, by ludzie za nimi tęsknili, kiedy odjadą do następnego miasta lub kraju. Właśnie w tym tkwi siła organizacji, w ludziach, którzy chcą działać i coś zmienić, w charyzmatycznych przywódcach oraz w kierowanych przez nich zespołach. Przedstawiają oni jedne z filarów AIESEC: czerpanie radości ze współpracy oraz korzystanie z różnorodności poglądów i kultur. - Tutaj chodzi o ideę, o samą chęć działania - mówi dalej Abi, przedstawiając zainteresowanym cele AIESEC. Wymagania? Niezbyt skomplikowane: wola działania oraz zainteresowanie problemami współczesnego świata. I, oczywiście, odrobina koniecznej odwagi. Prócz zachęcania młodych ludzi do wstąpienia w szeregi AIESEC, zagraniczni studenci często organizują prezentacje kulturowe, które polegają na przedstawieniu swoich państw, mentalności i kultury od wewnątrz. Ludzie z różnych regionów świata prezentują fakty o własnym kraju, przygotowują narodowe potrawy, opowiadają – bardzo szczerze i prawdziwie – o wadach oraz zaletach swojej ojczyzny. Równocześnie obcokrajowcy odkrywają kulturę kraju, w którym akurat przebywają. To również jedna z wartości wyznawanych przez AIESEC: wizja międzynarodowej,

AIESEC - ponadnarodowa idea ubrana w garnitury organizacji AIESEC jest jedną z największych pozarządowych, apolitycznych organizacji studenckich na świecie, działającą w ponad 110 krajach, także w Polsce. Organizacja skupia się na kreowaniu liderów, stawia na pracę w grupie, na potrzebę bycia częścią czegoś większego, jednocześnie pozwalając, by studenci rozwinęli swój potencjał i szlifowali umiejętności. AIESEC posiada ponad sześćdziesiąt tysięcy członków, rocznie organizuje około dziesięciu tysięcy praktyk i zagranicznych wolontariatów, oferując taką samą ilość pozycji liderskich. tolerancyjnej sieci kontaktów opartej na zrozumieniu wartości innych kultur i światopoglądów. ■ Działania w terenie, czyli jak zostać agentem w słusznej sprawie. AIESEC opiera się na działaniu „w terenie”, czyli wyjazdach za granicę w ramach rozwojowych wymian studenckich oraz na działaniu na miej-

scu, czyli tworzeniu projektów społecznych i aktywności w lokalnych komitetach. Jest to mocno uproszczony opis - samych zadań jest więcej i są bardzo różnorodne - ale dobrze oddaje sedno sprawy. Działanie w organizacji pozwala na zdobycie doświadczenia jako lider lub członek komitetu, umożliwia uzyskanie zawodowego doświadczenia przy pracy z różnymi kulturami oraz grupami etnicznymi,

daje dostęp do zagranicznych lub krajowych praktyk biznesowych i zawodowych przy współpracy z firmami i korporacjami z całego świata. Innymi słowy: otwiera przed studentami masę możliwości. Co najlepsze, by czerpać korzyści, nie trzeba zostać koniecznie członkiem AIESEC, wystarczy odrobina dobrej woli jako współpracujący wolontariusz. Przedstawiając sytuację


MARZEC 2013 obrazowo: student lub wolontariusz, który chce działać za granicą, otrzymuje ofertę wyjazdu do szkoły w Chinach, gdzie będzie przez jakiś czas pracował jako nauczyciel języka angielskiego, oczywiście płatnie. Może również dostać oferty z prywatnych firm lub korporacji, pracować w dziale IT lub telekomunikacji, jeśli tylko wykaże się odpowiednimi umiejętnościami. Umiejętnościami, które są w stanie zapewnić mu bezpłatne kursy AIESEC. Z kolei student, który woli pracować lokalnie, będzie zajmował się projektami społecznymi, często współpracując przy tym z osobami zza granicy. Projekty obejmują najczęściej szkoły, ośrodki kulturowe lub biznesowe, czasem przy kooperacji

Uniwersytet Kultura Zielonogórski - wywiad drogę rozwoju wielu studentom na świecie. Potrzeba jedynie odrobinę koniecznej odwagi, jak mawiał pewien poeta, i ruszyć do przodu. - Mogę coś zmienić, być kimś na świecie, w Polsce. Chcę działać, a AIESEC daje mi taką możliwość - odpowiadają członkowie AIESEC, którzy fazę koniecznej odwagi i pierwszych lodów mają już za sobą. ■ AIESEC w Zielonej Górze... ...dopiero zaczyna, dzięki Jędrzejowi Morawskiemu, studentowi z Poznania, który przeniósł się do Zielonej Góry, by stworzyć tutaj oddział AIESEC. - Działałem w zeszłym roku w jednym z projektów, ale właśnie już wtedy były plany

AIESEC w Zielonej Górze rozwija się szybko, ma za sobą już pierwsze wymiany studenckie, w ramach których na Uniwersytet Zielonogórski przyjechali uczniowie z Korei, Indii, Wietnamu oraz Brazylii. z lokalnymi władzami. ■ „Mogę coś zmienić, być kimś. Chcę działać.” Co jeszcze możesz zyskać pracując w AIESEC? Masz szansę zaistnieć na arenie ogólnopolskiej jako lider jednego z komitetów, zdobyć doświadczenie i wiedzę zawodową, poszerzyć horyzonty poznając nowe idee oraz sposoby myślenia, podróżować, być wyznacznikiem tego, jak nas będą postrzegały inne kraje. Możliwości jest wiele, każdy może znaleźć coś dla siebie, a jedynymi ograniczeniami są Twoja wola działania i to, czy chcesz czegoś więcej, niż tylko studiować. AIESEC działa głównie z myślą o przyszłości, otwierając

otwarcia tutaj oddziału lokalnego - opowiada Jędrzej. - Pojawiła się wtedy oferta objęcia funkcji koordynatora, zaaplikowałem i mnie wybrano. Tutejszy oddział AIESEC rozwija się szybko, ma za sobą już pierwsze wymiany studenckie, w ramach których na Uniwersytet Zielonogórski przyjechali uczniowie z Korei, Indii, Wietnamu oraz Brazylii. Uczestniczyli w zajęciach i zapoznali się z naszą kulturą. Obecnie Jędrzej, który studiuje filologię rosyjską na UZ, ma w planach realizację większego projektu i werbunek jak największej liczby chętnych. Jakub Chilimończyk

11

Weteranka AIESEC Ewa Hercka - 22 lata, studentka europeistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członkini AIESEC od października 2011. Co sprawiło, że wstąpiłaś do AIESEC? Co było Twoją motywacją? Przyznam, że nie wiedziałam wcześniej o AIESEC. Chciałam zaangażować się w coś więcej, wklepałam więc w Google „organizacje ponadstudenckie w Poznaniu” i wyskoczyło mi właśnie AIESEC. Poszłam na rozmowę, zobaczyłam, jak to wygląda, rozmawiałam z samym prezydentem AIESEC i dostałam się! Potem powiedziano mi, że muszę wyjechać na dwudniową konferencję. Byłam przerażona, nie wiedziałam jeszcze dokładnie, o co w tym chodzi, ale kupiłam bilet i pojechałam! I nie żałuję, AIESEC wywarło na mnie duże wrażenie – pasją, organizacją, podejściem do tematu. Chcę działać, coś zmienić, a ta organizacja daje mi niezbędne możliwości! Opisz działania AIESEC. Jaka jest idea tej organizacji? Przede wszystkim działamy w dwóch obszarach – lokalnym oraz międzynarodowym. Lokalny polega na pracy przy projektach oraz w lokalnych komitetach, międzynarodowy na wyjeżdżaniu do innych krajów oraz organizowaniu takich wyjazdów lub przyjazdów obcokrajowców w ramach AIESEC. Chodzi tutaj przede wszystkim o danie ludziom możliwości, o rozwój i samorealizację, kreatywność.

Na czym polega działalność międzynarodowa? Zależy od tego, czy działa się jako wolontariusz, czy jako członek AIESEC. Wolontariusz, który chce wyjechać, dostaje 6 darmowych tygodni pobytu w innym kraju, co jest już doświadczeniem międzynarodowym. Zdobywa wiedzę, poznaje kulturę, uczy się. Istnieje jeszcze możliwość zdobycia kursów zawodowych i praktycznych za granicą, to jest już jednak płatne, jednak bardzo opłacalne. Czemu zwykły student – osoba zalatana i często pracująca – miałby się zainteresować AIESEC? AIESEC jest dla ludzi, którzy chcą się rozwijać, ludzi kreatywnych, skłonnych poświęcić trochę czasu dla możliwości oraz okazji, jakie ta firma oferuje. Uczy również organizowania czasu, zapewnia kursy i praktyki zawodowe. Dążenie do samorealizacji, do rozwoju są dla nas wartościami reprezentatywnymi. Starczy sama wola działania. Warto poświęcić trochę czasu, po prostu się opłaca. Z AIESEC byłaś w Indonezji jak się podobało? Było świetnie, nie można tego jednak opisać w prosty sposób słowami. Rozmawiał Jakub Chilimończyk


12

Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2013

DR WALDEMAR SŁUGOCKI Poseł na Sejm RP Pracował jako adiunkt w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Piastował także stanowisko kierownika studiów podyplomowych „Zarządzanie środkami bezzwrotnej pomocy Unii Europejskiej z elementami prawa europejskiego”.

Nowy budżet UE: 441 mld zł dla Polski na lata 2014-2020!

Porozumienie w sprawie kształtu budżetu Unii Europejskiej na najbliższe siedem lat (2014-2020) zostało zawarte. Pomimo że po raz pierwszy w historii będzie on mniejszy od poprzedniego, to Polska będzie jego największym beneficjentem.

W najbliższych siedmiu latach europejski budżet zmniejszy się o 3% w stosunku do aktualnej perspektywy, jednak dzięki skutecznym staraniom polskiego rządu, transfer środków do Polski zwiększy się o 4%. Sprawi to, że kraj nasz będzie największym biorcą środków europejskich. Zgodnie z ustaleniami szczytu w Brukseli, budżet Unii Europejskiej na lata 2014-20 wyniesie łącznie 997 mld euro, z czego nasz kraj otrzyma 105,8 mld euro, tj. ponad 440 mld zł. Przypomnę tylko, że w obecnym okresie programowania budżet ten wynosił 1035 mld euro, a udział Polski ukształtował się na poziomie 101,5 mld euro. Zauważyć należy, że zwiększeniu uległy zarówno nakłady na politykę spójności, jak i Wspólną Politykę Rolną. W przypadku polityki spójności transfer środków do Polski wyniesie 72,9 mld euro, a dzisiaj kwota ta oscyluje w granicach 69 mld euro. Natomiast w przypadku Wspólnej Polityki Rolnej transfer środków na wsparcie polskiego rolnictwa i rozwoju

obszarów wiejskich osiągnie poziom 28,5 mld euro, wobec 26,9 mld euro w obecnym horyzoncie czasu. O ile w przypadku polityki spójności Polska jest największym jej biorcą, to w przypadku Wspólnej Polityki Rolnej Polska plasuje się na piątym miejscu za Francją, Niemcami, Hiszpanią i Włochami.

Podkreślić jednocześnie należy, że Polska wynegocjowała także kwalifikowalność podatku VAT oraz maksymalny poziom dofinansowania kosztów kwalifikowalnych projektu na poziomie 85%. Do najważniejszych dziedziny, które otrzymają wsparcie z puli Funduszy Europejskich na lata 2014-2020 zalicza się: innowacje, współpracę przedsiębiorców

i nauki, a także transport przyjazny środowisku. Aktualnie rząd pracuje nad przygotowaniem nowej architektury programów operacyjnych realizowanych w następnych siedmiu latach. dr Waldemar Sługocki Poseł na Sejm RP www.waldemarslugocki.pl


MARZEC 2013

Kultura - wywiad Uniwersytet Zielonogórski

13

Byki i gżegżółki

Dyktando Uniwersyteckie coraz bliżej! Zielonogórscy studenci sprawdzą swoją wiedzę na temat języka polskiego już po raz ósmy.

Konkurs filmozoficzny Uniwersytet Zielonogórski zaprasza młodych zapaleńców sztuki filmowej na Konkurs Filmozoficzny.

Jak co roku, Europejskie Forum Studentów AEGEE Zielona Góra organizuje Dyktando Uniwersyteckie pt. „Złap byki za rogi”, którego celem jest sprawdzenie wiedzy ortograficznej studentów, pracowników UZ oraz zaproszonych gości. Treść dyktanda układa wybitny językoznawca, profesor Marian Bugajski, więc możecie się spodziewać naprawdę wysokiego poziomu. Jak zawsze na osoby, które wykażą się największą wiedzą, czekają nagrody ufundowane przez wydawnictwo PWN, księgarnie "Zielone Wzgórza" oraz "Polanglo", a także REKLAMA

bony do pizzerii "Papa Pizza", pijalni czekolady "Heban" oraz deserowni "Karmel". W Dyktandzie mogą wziąć udział wszyscy chętni studenci oraz wykładowcy Uniwersytetu Zielonogórskiego. Ilość miejsc ograniczona! Spotykamy się 20 marca o godz. 11:00 w budynku A-16 UZ (campus B) w sali nr 8 - i rozpoczynamy dyktando! Jego treść, jak co roku, odczyta autor: profesor Marian Bugajski. Europejskie Forum Studentów AEGEE Zielona Góra

Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych mogą wziąć udział w Konkursie Filmozoficznym na film któtkometrażowy wykonany kamerą, telefonem komórkowym albo przy użyciu technik animacji komputerowej. Organizatorem konkursu jest Instytut Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Proponowane tematy: • DUSZA, UMYSŁ CZY GLUTY POD CZASZKĄ? • WSZECHŚWIAT: DZIADOWO CZY CUDOWO? • CZŁOWIEK, ZWIERZĘ, MASZYNA? • RODZINA, SPOŁECZEŃSTWO, SAMOTNOŚĆ? Prace można składać lub przesłać pocztą na adres Instytutu do 31 maja 2013 r. Prace oceni profesjonalne jury, a najlepsi otrzymają atrakcyjne nagrody ufundowane przez rektora, prorektora ds. studenckich i dziekana Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego. Regulamin konkursu znajduje się na stronie: www.ifil.uz.zgora.pl wZielonej.pl


14

MARZEC 2013

Kultura studencka

Kciuk do góry! cz. V Sesja, sesja i już poooooo. „Yabba Dabba Do!”, jakby krzyknął Fred Flinstone przemierzając Bedrock, czy też po prostu Skalisko. Pokonawszy przeciwności losu znów możemy marzyć i snuć plany na kolejne podróże. Przynajmniej do czerwca. Cytując hasło nowego programu podróżniczego w Radiu Index: „Małe i te duże, ważne, że podróże”! W pierwszych dwóch wydaniach audycji "Przed Siebie" gościł Przemek Skokowski, student Uniwersytetu Gdańskiego. W wolnym czasie pracuje w fundacji Marka Kamińskiego i zwiedza świat autostopem. Opowiedział nam o swoich doświadczeniach oraz o planach na przyszłość. Jednocześnie Przemek uświadomił mi, że moje zwykłe, „malutkie” wypady autostopowe nie są zupełnie niczym nadzwyczajnym. Jednak uwierzcie mi, każdy przejechany kilometr, każde kolejne wspomnienia są po prostu bezcenne. Dokonania Przemka możecie śledzić na www.autostopem-przez-zycie.pl W tym wydaniu opowiem Wam jeszcze o moich niedużych, bardzo przyjemnych wyjazdach wakacyjnych. Od następnego numeru skupimy się na naszych gościach z audycji "Przed Siebie". ■ Kocham Cię jak Irlandię To właśnie Irlandia, a właściwie muzyka irlandzka doprowadziła do kolejnego wojażu autostopem na południe naszego pięknego kraju. Festiwal Muzyki Celtyckiej „Zamek” 2012 zawiódł mnie aż do Będzina. Na daleki Śląsk wybrałem się z kolegą, który zaszczepił we mnie miłość do muzyki celtyckiej. Decyzja o wyjeździe zapadała przez kilka dni. Głównym powodem były moje wahania i ciągła niepewność. Któregoś dnia jednak poczułem

ropy. Festiwal odbywał się od piątku do niedzieli. My chcieliśmy dotrzeć tam na koncerty sobotnie i niedzielne. Postanowiliśmy wyruszyć w sobotę skoro świt. Plan był świetny, gdyby nie fakt, że wcześniejsze trzy noce lekko mówiąc przebalowałem. Kwintesencją przygotowań była noc z piątku na sobotę, gdy nie zmrużyłem oka. Około godziny 7 z niczego nieświadomym kolegą byliśmy gotowi do drogi. Uśmiechnięci, pełni energii i mniej lub bardziej niewyspani. ■ Do Katowic "na strzała"

Festiwal "Zamek" widziany z... zamku!

Zatrzymał się kierowca ciężarówki, który na „dzień dobry” oznajmił nam, że tego dnia obowiązuje zakaz jazdy dla ciężarówek. Jednocześnie dodał, że możemy z nim jechać dopóki nie zatrzyma nas kontrola drogowa... głód przygody, dlatego też stwierdziłem, że jedziemy, ale pod jednym warunkiem. Jedziemy autostopem. Pomysł został zaakceptowany, miejsca zarezerwowane, zaczęło się odliczanie.

■ Plan był świetny Standardowo łapanie w kierunku Wrocławia zaczynaliśmy w moim ulubionym miejscu, czyli w zatoczce przy Trasie Północnej, zaraz za Rondem Rady Eu-

Szczęście uśmiechnęło się do nas bardzo szeroko już po dziesięciu minutach. Zatrzymał się kierowca ciężarówki, który na „dzień dobry” oznajmił nam, że tego dnia obowiązuje zakaz jazdy dla ciężarówek. Jednocześnie dodał, że możemy z nim jechać, dopóki nie zatrzyma nas kontrola drogowa (ale ciii). Szczęście uśmiechnęło się jeszcze szerzej, ponieważ dotarliśmy do Katowic „na strzała”, tzn. bezpośrednio z jednym kierowcą, bez żadnych kontroli. W związku z tym, że pojazdy ciężarowe mają miejsce tylko dla kierowcy i jednego pasażera, ja musiałem zająć łóżko. Dzięki temu praktycznie większości drogi nie pamiętam. Wiem, że się tak nie powinno robić, ale siła wyższa. Mam nadzieję, że zbyt głośno nie chrapałem. Ponadto kierowca był nadzwyczaj miły. Na postojach częstował nas herbatą i sporo z nami rozmawiał. Jak już się do-


MARZEC 2013 MARZEC 2012

KulturaZielona studencka Góra

wiedzieliście w zeszłym numerze, jestem dość mocno związany z tematem transportu, dlatego też mieliśmy o czym rozmawiać (oczywiście kiedy nie spałem). Na ten wyjazd przygotowaliśmy okolicznościowe naklejki, które wręczaliśmy kierowcom w ramach podziękowania (zdjęcie poniżej). Wielka naklejka z napisem „Dziękujemy” wywoływała szczere uśmiechy od ucha do ucha.

podczas warsztatów i koncertów dbały zespoły Comhlan i Glendalough. Przy czym warto zaznaczyć, że poza pięknym tańcem dziewczęta z tych grup odznaczały się nieskazitelną urodą. Ciekawym zjawiskiem były również oryginalne stroje (kilty itp.), zarówno wśród występujących, jak i publiczności.

■ Coś dla pozytywnie zakręconych

Powrót. Tu było już zdecydowanie gorzej. Sam wyjazd z gęstej sieci miast graniczy z cudem. Zwłaszcza w godzinach przedpołudniowych, gdy większość osób podąża do pracy. Jednak po dłuuuugich wyczekiwaniach, kryzysach, zwątpieniu i chwilach radości dotarliśmy z powrotem. Najbardziej zapamiętali-

Z Katowic przemiła para zabrała nas do Sosnowca. Tam wsiedliśmy w tramwaj i po kilku minutach byliśmy na miejscu. Będzin, jak całe zagłębie, z pewnością nie jest ciekawym miejscem dla turystów. Może o tym świad-

WOJCIECH GÓRALSKI Student Uniwersytetu Zielonogórskiego na I roku animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej osobowości i bujanie w obłokach. Uwielbia wypady rowerowe i wszelkiego rodzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim Radiu Index.

■ A obiecała sobie, że nikogo nie zabierze

tywna opinia autora). Zapunktowała chociażby nowiutkim opakowaniem płyty Luxtorpedy. ■ 17 marca: St. Patrick Day My wróciliśmy do domu cało i szczęśliwie. Ja odespałem co miałem do odespania, a dziś wspólnie z Wami wspominam zeszłoroczne wakacje. JednoREKLAMA

czyć fakt, że w dniu, kiedy w mieście dzieje się bądź co bądź ogólnopolska impreza, większość barów jest pozamykana. Dziwne? Zdecydowanie bardzo dziwne. Sam festiwal organizowany jest przez zespół Beltaine, który 15 marca zaszczyci nas swoja obecnością w zielonogórskim Kawonie. Zamek Festiwal to przede wszystkim wieczorne koncerty tuż przy niesamowitym zamku oraz przy oszałamiającym zachodzie słońca. Większość uczestników nocowała w sali gimnastycznej będzińskiej szkoły, gdzie również odbywały się warsztaty gry na instrumentach celtyckich oraz szkockich tańców. O oprawę taneczną

śmy panią, która zabrała nas z okolic Gliwic do Wrocławia. Na powitanie powiedziała: „A obiecałam sobie, że nikogo nie zabiorę, ale jak zobaczyłam pana smutną minkę, to musiałam zawrócić” (przyznam, że słyszałem już kilka razy, że pani kierowca miała nikogo nie brać, ale jednak mnie zabrała... dziwne). W każdym razie pani Anna okazała się zdecydowanie najmilszym kierowcą podczas tego wyjazdu. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. Zarówno o niebezpiecznych kierowcach, niebezpiecznych autostopowiczach, budowniczych dróg, nowych autostradach i muzyce. Pani Ania zdecydowanie znała się na dobrej muzyce (subiek-

15 19

cześnie, drodzy studenci, zajrzyjcie do kalendarza i zwróćcie uwagę na 17 marca. Warto pamiętać, że irlandzki Dzień Świętego Patryka to przede wszystkim trójlistna koniczyna oraz hektolitry złocistego napoju rodem z Irlandii. Na zdrowie! Tekst i zdjęcia: Wojciech Góralski


16

MARZEC 2013

Studenci

Wiele z nas chce spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i stać się księżniczką chociaż na jeden dzień. Podczas ślubu to Ty chcesz być w centrum uwagi, to Ty chcesz być najpiękniejsza. Bo to Twój dzień. Dlatego też warto wybrać odpowiednią suknię. Wbrew pozorom to nie lada wyzwanie, ale od czego ma się druhnę!

Najważniejsza suknia w życiu Majka ma ślub już za pół roku. Fotograf, kosmetyczka i ksiądz - wybrani. Sala zarezerwowana, zaproszenia rozesłane. Jest jednak mały problem. Majka dalej nie wie, co ma na siebie włożyć. Jest przecież tyle krojów i fasonów. Co jedna suknia to ładniejsza. Przyszła panna młoda nie wie, która byłaby dla niej najlepsza. W kolejną niespokojną noc dzwoni do przyjaciółki. - Muszę Ci coś powiedzieć, to bardzo ważne – szepta do słuchawki. - Wiesz, że za pół roku mój ślub... A ja dalej nie mam wybranej sukni... - Majka, jest druga w nocy, czy naprawdę ten telefon nie mógł

zaczekać do rana? - Nie, bo przecież to MÓJ ŚLUB! Chcę, by był wyjątkowy. To dla mnie bardzo ważne. - A myślałaś o sukni na zamówienie? - przyjaciółka bierze sprawy w swoje ręce. - Jest wiele zakładów, które szyją takie suknie. Zresztą, zabiorę Cię tam jutro, sama zobaczysz. *** Wbrew pozorom śluby i wybór sukni ślubnej nie jest domeną absolwentów. Coraz częściej studentki wychodzą za mąż w trakcie studiów. Rozmawiam z nimi i dowiaduję się, jakie mają wątpli-

wości, dotyczące wyboru sukni ślubnej. Zastanawiają się między innymi nad tym, jak można obniżyć wydatek związany z jej zakupem, jaki krój wybrać, a także: lepiej kupić czy wypożyczyć? Aby uzyskać odpowiedzi na te pytania, udaję się do Salonu Sukien Ślubnych mieszczącego się przy ul. Żeromskiego 6/1 w Zielonej Górze. Właścicielka Salonu, Janina Mrozińska, odpowiada na wszystkie nurtujące pytania, które niejednej przyszłej pannie młodej spędzały sen z powiek.

W Pani salonie istnieje możliwość zarówno uszycia sukni, jak i jej wypożyczenia. O ile wcześniej należałoby zacząć przymiarki? Po suknię dobrze zgłosić się 3-4 miesiące wcześniej. Jednak zdarzają się panie, które przychodzą już pół roku wcześniej. Do każdej klientki podchodzę indywidualne, pomagam przy wyborze odpowiedniego fasonu sukni. Koszt gotowej waha się w granicach od 800 do 1500 złotych. Cena tych szytych na indywidualne zamówienie jest nieznacznie wyższa. Z kolei za wypożyczenie sukienki płaci się od 300 do 400 złotych.


Studenci

MARZEC 2013 A co w sytuacji, jeśli klientka decyduje się na wypożyczenie sukni, a ta ulegnie jakiemuś uszkodzeniu na weselu? Jeśli uszkodzenie jest niewielkie, wówczas po prostu naprawiam sukienkę i nie wiąże się to z dodatkowymi opłatami. Jeśli natomiast nie da się jej naprawić, wówczas klientka dopłaca do całości wcześniej ustalonej kwoty kreacji.

PRZESĄDY ZWIĄZANE Z WYBOREM SUKNI ŚLUBNEJ

Wspomniała Pani, że podejście do klientek jest bardzo indywidualne. A gdyby przyszła panna młoda gwałtownie schudła bądź przytyła? Uzgadniam takie sytuacje przed ślubem. Dziewczyna przychodzi do Salonu i decydujemy wspólnie, co warto poprawić. Czasami zdarzało się, że panna młoda wręcz musiała przytyć w takiej sytuacji szyłam nową sukienkę. Takie sytuacje jednak zdarzały mi się dość rzadko, ponieważ wiele kobiet decyduje się na suknie z gorsetem u góry. Wówczas kilka kilogramów nie ma większego znaczenia, dzięki możliwości regulacji gorsetu.

JAK DOBRAĆ SUKNIĘ ŚLUBNĄ?

Jakie suknie są najbardziej popularne wśród Pani klientek? Warto kierować się trendami przy wyborze kreacji? Aktualne dominują suknie wykonane z lekkich materiałów. Mimo panującej aktualnie mody największym powodzeniem cieszą się klasyczne wzory, wyszczuplające czy też optycznie wydłużające. Niektóre dziewczyny pewnie mają swój wymarzony fason... Nierzadko zdarza się, że klientka przychodzi ze zdjęciem wymarzonej sukni ślubnej. Istnieje wówczas możliwość uszycia jej na indywidualne zamówienie. Zdarzało się, że odradzałam takie suknie, ponieważ nie pasowała ona zupełnie do sylwetki panny młodej. Suknia ślubna ma podkreślać walory kobiety, ma nas

17

► Mąż nie powinien widzieć przyszłej żony w sukni przed ślubem, bo przynosi to pecha ► Nie wolno zszywać rozerwanej sukni ślubnej, wróży to nieszczęście ► Panna młoda powinna mieć ze sobą: coś nowego - zapewni jej dostatek, coś starego, dzięki czemu będzie mieć wsparcie bliskich oraz coś pożyczonego, dzięki czemu mąż będzie jej wsparciem, coś niebieskiego - gwarantuje to wierność partnera ► Co zrobić, by po ślubie zapewnić sobie dostatek? Nic prostszego! Wystarczy włożyć grosik do buta panny młodej.

Rokrocznie wprowadzane są na rynek nowe kolekcje sukien ślubnych. Fasony jednak pozostają wciąż podobne, co niewątpliwie ułatwia podjęcie decyzji przy zakupie. Jak dobrać odpowiednią suknię do swojej figury? Nie zapomnijcie o najważniejszym: mierzcie. Niejednokrotnie niepozorna sukienka wygląda dobrze na konkretnej osobie. A szałowa kreacja czasem zdecydowanie traci urok. ► Jeśli Twoje biodra są pełne, a reszta ciała bardzo szczupła, wówczas idealną okaże się sukienka u kształcie litery A. Ukryje ona szerokie biodra i podkreśli szczupłą figurę. ► Proste suknie ślubne polecane są szczupłym pannom młodym o nienagannej figurze. Podkreślają one idealnie kobiecą sylwetkę. ► Niskim paniom o typowo kobiecych kształtach poleca się sukienki rozszerzane u dołu i dopasowane u góry - tzw. „Syreny”. Krój ten optycznie wydłuża sylwetkę. ► Klasyczna suknia ślubna z gorsetem u góry, spódnica rozpościerająca się od pasa, bogata w falbany i drapowania. Idealnie leży niemal na każdym typie sylwetki. ► Dla kobiet, których natura nie obdarzyła wcięciem w talii, poleca się suknię odcinaną pod biustem. Nie dość, że ukryje ona mankamenty sylwetki, to jeszcze optycznie ją wydłuży.

ubierać, a nie przebierać. Panny młode zazwyczaj decydują się na suknie w kolorze białym, ale są pewnie i takie dziewczyny, które mają inną wizję kolorystyczną. Co wtedy? Podczas swojej działalności szyłam już suknię czarną z białym czy też intensywnie niebieską - dla dziewczyny z Grecji. Najczęściej jednak kupowane są suknie białe. Zdarzają się też ecru. O jakich dodatkach do sukni nie można zapomnieć? Można kupić u nas zarówno welony, jak i biżuterię. Ponadto posiadamy wiele katalogów, z których można zamówić rzeczy pod konkretną kreację. Podczas rozmowy wspomniała

Pani, że wiele kobiet poleca usługi salonu innym? Z czego to wynika? Zawsze dbam o klientki. Dziewczyny, są bardzo zadowolone po zakupie sukien u mnie. Dodatkowo dodam, że gdy klientka ma już wybraną sukienkę, wówczas warto zadzwonić do Salonu i się umówić - wówczas nie ma ry-

zyka, by ktoś przeszkodził przy wyborze sukni. Dodatkowo, jeśli panna młoda nie ma gdzie przechowywać sukni, może zostawić sukienkę w Salonie aż do dnia ślubu, co nie wiąże się z dodatkowymi kosztami. Anita Zapolska

Z tym numerem "UZetki" otrzymasz 10% rabatu na zakup sukni ślubnej w Salonie Sukien Ślubnych w Zielonej Górze przy ul. Żeromskiego 6/1


18

MARZEC 2013

Kultura studencka

Soundtrack do filmu, który nie istnieje... Czyli nowy projekt Lao Che. Fot. Radek Polak

Witam dobrze, tu Spięty Lao Che po raz kolejny udowodniło zielonogórskiej publiczności, że wiedzie prym w koncertowej ekstraklasie. Koncert miał miejsce 10 lutego w Piwnicy Artystycznej Kawon i promował najnowsze muzyczne dziecko sekstetu – album „Soundtrack”. Tuż przed występem mieliśmy przyjemność porozmawiać ze Spiętym, czyli Hubertem Dobaczewskim – charyzmatycznym wokalistą, gitarzystą oraz autorem tekstów. Zanim przejdziemy do Waszego najnowszego albumu, chciałbym zapytać o Zielona Górę. To już kolejny koncert Lao Che w tym mieście. Macie jakieś szczególne wspomnienia związane z Zieloną Górą? A może po tylu latach koncertowania wspomnienia z poszczególnych miast raczej się zacierają? Trudno już nawet zliczyć występy w Zielonej Górze, tro-

chę ich było. W roku 2005 lub 2006 graliśmy m.in. w klubie „4 Róże dla Lucienne” z materiałem z „Powstania Warszawskiego”. Bardzo fajny koncert, bardzo fajny anturaż – ciasno, parno, punkowo. Graliśmy również bardzo fajny koncert plenerowy. To zabawne, ale scena była przygotowana na przyczepie [finał „Rock Nocą z roku 2008 – przyp. red.]. Wyjątkowo grali-

śmy wówczas w sekcją dętą, był to materiał z płyty „Gospel”. Obecnie regularnie grywamy w „Kawonie”, grałem tu również koncert solowy. Także jesteśmy obecni w Zielonej Górze. Przejdźmy do Waszego najnowszego muzycznego dziecka, czyli albumu „Soundtrack”. Jest to bez wątpienia bardzo złożona

i wymagająca płyta, być może najtrudniejsza pod względem stylistycznym… Na świecie? (Śmiech). Jeśli nie na świecie, to z pewnością w Waszej dotychczasowej karierze. Przy okazji każdego albumu zaznaczacie, że chcieliście pójść w nowym kierunku. W kontekście płyty „Soundtrack” spotkałem się z opinia-


MARZEC 2013 MARZEC 2012 mi, że część osób nie wie, w jaki sposób „wgryźć” się w ten album. Wiesz, od początku mieliśmy taką ideę, żeby mieszać style w ramach jednego albumu. Jesteśmy zespołem, który określa się jako crossoverowy, jednak dotychczas było tak, że łączyliśmy style na płaszczyźnie jednej kompozycji. W przypadku albumu „Soundtrack” pomyśleliśmy, że skoro pod względem stylistycznym nie mamy swojego miejsca, swojego oblicza, to może tym razem zrobimy tak, żeby same kompozycje wyraźnie się od siebie różniły. Powstał pomysł na muzykę do filmu, którego nie ma. Gdy już byliśmy wiedzeni taką ideą, to zaczęliśmy słuchać głównie soundtracków. Choćby do filmów Quentina Tarantino. Jest tam zbiór piosenek, które absolutnie do siebie nie pasują. Różne style, a mimo to kleją się w ramach jednej składanki. Ostatecznie film obrazujący Waszą muzykę nie powstał, choć pojawił się taki pomysł.

Kultura studencka Zielona Góra Tak, to dobra analogia. Gdy myśleliśmy o gatunku, to doszliśmy do wniosku, że byłby to właśnie film drogi, przydymiony, z suspensem. Sam album jest nieco zawieszony, bez prostego scenariusza. Byłby to film z pewną problematyką, niedopowiedziany. Mówiąc o albumie „Soundtrack” nie sposób nie wspomnieć o udziale nowego producenta, Eddiego Stevensa. Jak rozpoczęła się Wasza współpraca oraz jaki wpływ na ostateczny kształt albumu miała jego osoba? W przypadki takiej płyty, która jest dużym przedsięwzięciem, potrzebowaliśmy osoby w funkcji producenta. Przy okazji poprzednich albumów pracowaliśmy już z innymi producentami, m.in. ze Sławkiem Janowskim, Marcinem Borsem. Pierwsze płyty produkowaliśmy sami i w pewnym momencie doszliśmy do pewnej ściany. Uznaliśmy, że aby się rozwinąć, potrzebujemy takiej komitywy. W naszym kraju jest jednak

Płyta „Prąd stały/Prąd zmienny” była próbą wyłamania się z szufladki, do której nas włożono. Chciałem się z niej wyłamać poprzez czarny humor i absurd. Bawią mnie takie surrealistyczne opowieści. Album „Soundtrack” ma znamiona tego, z czym brałem się za bary przy okazji wcześniejszych płyt. Gdybyś jednak mógł sobie wyobrazić tę ekranizację, jak mogłaby ona wyglądać? Nawiązując do intro z Waszego najnowszego albumu [„District Line, Wimbledon Branch, Westbound, at Putney Bridge” – przyp. red.], mógłby to być np. film drogi?

ciężko o dobrego producenta, w Polsce to wciąż młoda dziedzina. Chcieliśmy pozyskać kogoś, kto z czasem będzie mocno zaangażowany, kto wejdzie w projekt z innymi doświadczeniami, z inną myślą. Wówczas pomyśleliśmy o kimś z zagranicy. Okazało się, że Eddie Ste-

vens bywa od czasu do czasu w Polsce. Napisaliśmy nieśmiały e-mail. Facet odpowiedział żywo, widzieliśmy, że pomysł bardzo mu się spodobał. I tego nam było trzeba. W warstwie muzycznej, towarzyskiej i ludz-

19

bum „Soundtrack” ma znamiona tego, z czym brałem się za bary przy okazji wcześniejszych płyt, na przykład na albumie „Gospel”. Ma tez jednak znamiona absurdu, chociażby w piosence „Zombi!”. Przyzna-

Gdy myśleliśmy o gatunku, to doszliśmy do wniosku, że byłby to właśnie film drogi, przydymiony, z suspensem. Sam album jest nieco zawieszony, bez prostego scenariusza. kiej. Czy ta współpraca będzie procentować w przyszłości? Macie plany wobec kolejnej płyty? Jesteśmy znani z tego, że wciąż idziemy do przodu, szukamy nowych rozwiązań. Z jednej strony bardzo podobała się nam ta współpraca, Eddie ujął nas swoją wiedzą, podejściem. Z drugiej jednak strony jeśli mamy iść naprzód, to może poszukajmy czegoś innego. Na razie za wcześnie, żeby o tym mówić. Od początku działalności Lao Che istotną role odgrywają teksty. Na albumie „Prąd stały/ Prąd zmienny” – który w jakimś stopniu jest stylistycznym pomostem między płytą „Soundtrack” a wcześniejszymi dokonaniami zespołu – postawiliście na grę skojarzeń, zabawę słowem. Na Waszym ostatnim albumie znów proponujecie zabawę formą, która jednak przekazuje głębsze treści. Rzeczywiście, płyta „Prąd stały/Prąd zmienny” była próbą wyłamania się z szufladki, do której nas włożono. Chciałem się z tego wyłamać, poprzez czarny humor i absurd. Bawią mnie takie surrealistyczne opowieści. Tak jak powiedziałeś, al-

ję, że jako twórca zazwyczaj mam jakiś plan, ale z reguły wychodzi zupełnie inaczej. Jest taki temat, którego byś nie podjął? Temat polityczny. Ten temat w ogóle do mnie nie pasuje. Albo pasuje jak pięść do oka. Zupełnie nie pasuje do mnie komentowanie politycznej rzeczywistości. Raczej się wycofuję. Przy okazji ostatnich dokonań pisałem rzeczy, będące pewnego rodzaju introspekcją, zadumą nad własnym miejscem we Wszechświecie. Bez oglądania się na to, co jest naokoło. Na koniec pytanie równie oczywiste, co niewygodne. Jakie będzie Lao Che w najbliższej przyszłości? Próbujemy zaskakiwać samych siebie i słuchaczy. Zawsze wkradają się ambicje, że chciałoby się zrobić coś dobrego. Wszystkie zespoły świata myślą tak samo: nagrać fajne płyty, zgarnąć kasę i jechać do domu (śmiech). Dziękuję za rozmowę.

Damian Łobacz


20

Kultura studencka Kultura studencka

MARZEC 2013


Kultura studencka

MARZEC 2013

PORTRET

Doriana Zarzyckiego Dorian Zarzycki to młody zielonogórski artysta, a także student Instytutu Muzyki na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Niedawno ukazał się jego debiutancki teledysk do autorskiego utworu „Swoim życiem”, ale plany tego wokalisty sięgają znacznie dalej. O nich i o przygodzie Doriana z muzyką dowiecie się z tej rozmowy. Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Moja przygoda z muzyką zaczęła się jak miałem 5 lat. Podczas muzycznych programów telewizyjnych siedząc przy stole wystukiwałem różne rytmy palcami. Wtedy mama postanowiła zapisać mnie na prywatne lekcje gry na pianinie. W tym roku mija 16 rok mojej muzycznej przygody. Jak określiłbyś muzykę, którą tworzysz? Jest to jedno z trudniejszych a zarazem najczęściej zadawanych mi pytań. Nie wiem jak można sklasyfikować rodzaj tej muzyki. Ja nazywam ją po prostu swoją muzyką i już. Oczywiście taka zbywająca odpowiedź

nikogo nie satysfakcjonuje wtedy odpowiadam że jest to zlepek stylów muzycznych przy których się wychowałem i tych, których słucham i słuchałem jako już świadomy słuchacz. Jacy artyści inspirują Cię najbardziej? Oczywiście najlepsi. Najlepszymi i najbardziej inspirującymi artystami dla mnie są ci, którzy występują ze swoimi kawałkami. Ciężko jest nazwać artystą kogoś, kto tylko odtwarza to co inni stworzyli. Artysta moim zdaniem to ten, który przez swoją twórczość ukazuję siebie a takich jest już niewielu. Zaryzykował bym stwierdzenie, że inspirują mnie artyści „zupełni”.

Masz na koncie teledysk do utworu „Swoim życiem”. Dlaczego akurat ten kawałek i jak się pracowało na planie klipu? Utwór „Swoim życiem” jest dla mnie kamieniem milowym. Dzięki niemu przełamałem barierę w swojej twórczości. Była to pierwsza piosenka, w której opowiadam o sobie i o swoim życiu, a nie o nieudanej miłości. Jednak cały czas przyświeca mi idea, że piosenki są o miłości albo o niczym. Mimo wszystko jest to jedna z tych piosenek, po których napisaniu czułem satysfakcję i radość z tworzenia. Co do teledysku jest to bardzo ciekawa historia. Kiedy zacząłem współpracę z firmą Floriańczyk Design, nie do

21


22

Kultura studencka

MARZEC 2013

Ciąg dalszy: "Portret Doriana Zarzyckiego" końca wierzyłem w powodzenie tego projektu, ale się udało. Tworzenie własnych piosenek, występowanie z nimi i nagrywanie w studiu to już bardo duży stres, a do tego jeszcze wizja. Było to niezwykłe wyzwanie i świetna przygoda. Mogę zdradzić, że niebawem, bo w lutym, zaczniemy zdjęcia do kolejnego teledysku. Tym razem do piosenki o nieco odmiennym stylu. Wielu młodych artystów zdaje się bardziej zwracać uwagę na swój wizerunek niż muzykę. Jak Ty się zapatrujesz na to zjawisko i jak jest w Twoim wypadku? Wizerunek jest rzeczą bardzo ważną lecz nie najważniejszą. Muzyk to nie prezenter telewizyjny. Nie wystarczy tylko wyglądać, trzeba też robić dobrą muzykę na najwyższym poziomie. Ideałem jest pogodzenie wizerunku z muzyką, lecz często się nie da. Na ogół ci, którzy świetnie, grają mają same przeboje, nie wyglądają najlepiej. Ci z kolei co są słabi, starają się nadrobić wizerunkiem. W moim przypadku jest różnie. Zawsze lubiłem się wyróżniać z tego szarego tłumu i mam na to różne sposoby, ale nie przywiązuję większej wagi do wyglądu. Nie pamiętam np., kiedy ostatni raz się czesałem.

Tak zupełnie na serio wizerunek jest bardzo ważną sprawą i nieodzowną częścią artysty. Ludzie obserwują nas cały czas i z tego trzeba sobie zdać sprawę. Zagrałeś już kilka koncertów. Czym jest dla Ciebie granie na żywo i jak opisałbyś w kilku słowach występ Doriana Zarzyckiego i jego zespołu? Tak gwoli ścisłości w całym swoim życiu zagrałem kilkaset koncertów, ale z nowym składem zespołu rzeczywiście tylko kilka. Granie na żywo uzależnia. Jak się raz wyjdzie na scenę to ciężko się z nią rozstać. Kocham występować i wierzę, że będziemy grali coraz więcej koncertów. Emocje, które nam towarzyszą są niezapomniane. Każdy z występów jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Staramy się by każdy na widowni poczuł tę muzykę. Jest to niesłychanie trudne zadanie, ale zazwyczaj nam się udaję. Czy są już widoki na Twój debiutancki album? Miesiąc temu skończyłem pracę nad swoim demem. Mam nadzieje że ta wizytówka otworzy nam horyzonty i uda nam się podbić świat. Jest to moje wielkie marzenie. Jak na razie jest wiele ogólników, a mało konkretów. Ale

myślę, że taki album się ukaże. Chciałbym aby na pierwszym albumie znalazła się muzyka spokojna z elementami np. jazzu. Jestem otwarty na propozycję i bardzo wiele może się zmienić, ale mam nadzieję, że każdy znajdzie na tej płytce coś dla siebie. Studiujesz edukację muzyczną. Czy to w jakiś sposób pomaga Ci w karierze muzycznej, a może odwrotnie – to, że zajmujesz się muzyką poza uczelnią, pomaga Ci w Twoim kierunku studiów? Tak, studiuję edukację artystyczną w zakresie sztuki muzycznej w instytucie muzyki na UZ i jestem na II roku licencjatu. Oprócz tego pracuję w szkole muzycznej Yamaha jako nauczyciel. Myślę, że połączenie pracy ze studiami daje mi wiele korzyści w kreowaniu swojej kariery muzycznej i na odwrót, to że występuję w dużej mierze pomaga mi na studiach. Niestety, często występuje konflikt interesów i nie wiem w co ręce włożyć. Ale nie zrezygnował bym z niczego. Dziękuję za rozmowę.

Michał Cierniak fot. Floriańczyk Design


MARZEC 2013

Kultura studencka

23

Sanktuarium Nowej Generacji Niewolników Zapomnijcie o trylogii „Reality Dream”. Nie wspominajcie z rozrzewnieniem „Anno Domini High Definition”. Oto nadeszło Sanktuarium Nowej Generacji Niewolników, czy jak kto woli „Shrine Of New Generation Slaves”! Chłopakom z zespołu Riverside chyba nie do końca pasowały porównania z Dream Theater, Pain Of Salvation, czy innymi tuzami progresywnego metalu. Przyszed zatem czas na zmiany. Niech nie zmyli Was jednak skrót jakim określa się nowy krążek formacji – SONGS. To nie tak, że nagle Rivierside zaczął nosić się na różowo i grać słodki popik. To wciąż jest konkretne gitarowe brzmienie, ale bliższe hard rocka, bluesa, a chwilami nawet jazzu. Deep Purple, King Crimson, czy Pink Floyd – inspiracji jest mnóstwo, ale przy zachowa-

Każdy numer jest dopieszczony brzmieniowo i pomysłowo niu charakterystycznego feelingu . W każdej minucie albumu słychać, że anturaż lat 70-tych i okolic leży im niezmiernie. Zmiana brzmienia, przestery i hammondowe klawisze nadały krążkowi i zespołowi świeżości. Czuć tu zabawę jaką muzycy mieli przy tworzeniu „Shri-

ne”. Singlowy „Celebrity Touch” wgniata w fotel, spokojniejszy „Deprived” czaruje klimatem i nastrojem, a rozbudowany„Escalator Shrine” uwodzi nieco egzotycznym początkiem, by nabrać puprlowego pędu. Każdy

numer jest dopieszczony zarówno brzmieniowo, jak i pomysłowo i ciężko wybrać jednogłośnego lidera. Riverside po raz piąty udowadnia, że etykieta najlepszego zespołu eksportowego nie została mu przyznana za ładne oczy. Ekipa pod batutą Mariusza Dudy dumnie kroczy naprzód i pokazuje, co kryje się pod słowem „progresja”. Zespół szuka, kombinuje i robi to z olbrzymim smakiem i wyczuciem. Polsko, bądź dumna! Paweł Hekman

Mrok, "Policjanci z Miami" i Ryan Gosling Nie przejmowalibyśmy się Kavinskym, gdyby nie "Drive". Film, który w wielu kręgach z miejsca stał się kultowy, rozpoczyna się od przedziwnego utworu. Z jednej strony atakuje brutalny przester wokalu, z drugiej - plastikowe electro. Duszną zwrotkę przebito zaskakująco słodkim i chwytliwym refrenem. "Nightcall" szybko zdominowały ściany facebookowej aktywności młodzieży, przez co bardzo łatwo zapomnieć, jak dobry to numer. Jego autor właśnie wydał długogrający debiut. Jeśli zachwyciliście się wspomnianym utworem z obrazu z Ryanem Goslingiem, to nazwaną po arcade'owej grze ze stajni Segi płytę "OutRun" możecie kupić w ciemno. Wynika to w linii prostej z jej największej wady i zalety zarazem - jest dokładnie taka, jak "Nightcall". Po krótkim intrze w głowe słuchacza wjeżdża - dosłownie - "Blizzard". Kavinsky sam o sobie mowi, że po katastrofie swojego Ferrari, w którym zginął, stał się zombie, który produkuje muzykę. Wszystko zdaje się pasować

Tylko czeka, by wykorzystać go w oldschoolowym kinie grozy. - "OutRun" nie powinno opuszczać samochodowych odtwarzaczy CD. Jak na dłoni są tu widoczne inspiracje "Policjantów z Miami", do których Francuz otwarcie się przyznaje. Równie łatwo dostrzegalna jest aura niesamowitości, tak wyraźna w zwrotce "Nightcall". Mrok, to-

Covered.

porne beaty i charakterystyczny syntezator są charakterystyczne dla całego albumu, ale nie oznacza to, że wieje nudą.

"OutRun" to monolit. Podobnie, jak nie dzieli się nocnej trasy na trzyminutowe odcinki, tak na tym krążku jeden utwór płynnie przechodzi w drugi. W zasadzie wyraźnie wybija się tylko słynny "Nightcall" i "Rampage", który tylko czeka, by wykorzystać go w jakimś oldschoolowym kinie grozy klasy B. Kavinsky nie jest dla każdego. Ale jeśli spodobał Wam się "Nightcall", powinniście sięgnąć po całą płytę.

covery dobre i złe. na ogół dobre.

Akademickie Radio Index, wtorek, godz. 21:00

Michał Stachura


24

Kultura studencka

MARZEC 2013

MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof email: miastofilmow@wzielonej.pl

Jeden z nas, grzeszników

Chyba na nikogo nie działa już moralizatorstwo w kinie. Wzniosłe przesłania swoją siłą rażenia walczą o 76. miejsce z prognozą pogody i ogłoszeniami parafialnymi. Stąd też, jak mogłoby się wydawać, piewcy wielkich idei w walce o ludzkie dusze będą starali się uciec do czegoś więcej, niż tylko pouczającej pointy.Niestety, Holywood nie po raz pierwszy udowadnia, że to, co być powinno, a to, co ląduje w filmie, to dwie różne rzeczy.

Głównego bohatera „Lotu”, Whipa Whitakera, poznajemy podczas rozmowy z byłą żoną przez telefon. Szorstki w obyciu, obowiązki ojcowskie utrzymujący na poziomie wsparcia finansowego. Po nocy pełnej seksu, alkoholu i narkotyków, łyka to i owo na dobry dzień i... zasiada za sterami samolotu, oczywiście. Pachnie katastrofą? Nic bardziej mylnego – przez koszmarne warunku pogodowe i awarię samolot lotu 227 znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie. Whitaker, dzięki karkołomnemu manewrowi, zdołał awaryjnie wylądować, ratując niemal wszystkie z około setki żyć na pokładzie samolotu. Happy end? Znowu pudło. Podczas badania sprawy śledczy odkrywają, co Whip prze-

Przez dwie godziny kibicujemy bohaterowi z krwi i kości. Trochę głupio, gdy w finale wyrasta mu para skrzydeł i aureola. puścił przez swój organizm. Nagle z bohatera staje się tym złym. Denzel Washington nie błyszczał tak bardzo od czasów „Amerykańskiego gangstera”. Nic dziwnego, że ta rola przyniosła my oscarową nominację – autentyzm płynący litrami z postaci Whipa elektryzuje widza, który kibicuje mu mimo jego wątpliwych moralnie wyborów. Drugi plan również nie zawodzi, ale bardziej niż aktorstwo zachwycają same postacie, jakie przewijają się w filmie. Rozmowa w szpitalu z pacjentem onkologii („Nie powi-

nienem palić. Mój rak może dostać raka”), postać Harlinga Maysa, przyjaciela i dealera w obłędnej interpretacji Johna Goodmana oraz poczciwy Charlie, który dostaje lanie za bycie dobrym przyjacielem... tak pstrokatej galerii bohaterów nie mieliśmy w tego rodzaju kinie już dawno. Co zatem zgrzyta? Sam koniec filmu. Whitaker to cham, pijak i zarozumialec, ale te wszystkie wady tylko uczłowieczają Whipa, pokazują, że jest – parafrazując „Big Lebowskiego” – jednym z nas, grzeszników.

Przez dwie godziny kibicujemy bohaterowi z krwi i kości. Trochę głupio się robi, gdy w finale pojawiają się skrzydełka i aureola. „Lot” to solidnie skrojony dramat. Tam, gdzie trzeba, jest humor, gdzie indziej porcja goryczy, jeszcze gdzie indziej – parę kawałków Stonesów. Denzel Washington potwierdza, jak dobrym jest aktorem i widz na pewno nie będzie się na tym filmie nudzić... tylko po co prawić kazania, zamiast krzyknąć „kurtyna”?

Michał Stachura


MARZEC2012 2013 MARZEC

Miasto Filmów Zielona Góra

25 19

MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof

● Szklana Pułapka 5 Są pościgi, są eksplozje, jest obijanie fizjonomii czarnym charakterom, ale wszystko mniej spektakularne. John McClane powraca po raz piąty. Tylko po co? Widocznie twórczy piątej części „Szklanej Pułapki” stwierdzili, że fajnie by było powysadzać to i owo w Moskwie, a przy okazji wpleść w znane już klimaty wątek familijny. Nasz bohater wybrał się bowiem do stolicy Rosji, aby uratować swojego syna – agenta CIA. „Szklana pułapka” odkąd powstała była jednym z synonimów dobrego kina sensacyjnego, ale w jej piątej odsłonie tej akcji jakby trochę za mało. Są pościgi, są eksplozje, jest obijanie fi zjonomii czarnym charakterom, ale wszystko mniej spektakularne. A wątki około zimnowojenne chyba już mało kogo dziś ruszają. Tytułowa pułapka stała się chyba więzieniem dla jej twórców i może warto by było, aby wreszcie to ich McClane z niego uratował? gatunek: sensacyjny; USA reż. John Moore. Czas trwania: 1 godz. 37 min

Michał Cierniak

● Tajemnica Westerplatte Manifest umierającego widza.

Ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że rodzime produkcje powstają na bazie wikipediowej definicji słowa "film": utwór audiowizualny, składający się ze scen, które z kolei składają się z jednego lub więcej (do kilkudziesięciu) ujęć. Dokładnie tak można zrecenzować w jednym zdaniu „Tajemnice Westerplatte”. Jest audio i video, sceny też (nawet do kilkudziesięciu). Ale zapomnijcie o czymkolwiek więcej. Fabuła (poza oczywistym rysem historycznym) prezentuje się następująco: Niemcy atakują, Polacy strzelają, Michał Żebrowski każe się bronić. Krzyżacy znów nacierają i padają od strzałów dzielnych bohaterów Orła Białego, Michał Żebrowski ma depresję. Naziole wciąż w ofensywie, nasi w defensywie, Żebrowski dostaje rozdwojenia jaźni. I tak w kółko. Dwa ładne ujęcia, kilka obrzydliwych efektów specjalnych, niezłe wybuchy i gra aktorska rodem z kostnicy. Po raz kolejny wstyd, żenada i pożoga. Po co? Dla kogo? A co ważniejsze, czym sobie na to zasłużyliśmy?! Umarłem. Jedyne pocieszenie jest takie, że „Bitwa pod Wiedniem” wciąż była gorsza… gatunek: dramat wojenny; Polska/Litwa reż. Paweł Chochlew. Czas trwania: 1 godz. 58min.

Ś.P. Paweł Hekman


26

OSKARY 2013

MARZEC 2013

"Why so serious?", czyli Oscary 2013 PROWADZĄCY

WINNER

LOSER

CZERWONY DYWAN Naomi Watts Anne Hathaway

? L I A F

7 nominacji 4 OSCARY

12 nominacji 2 OSCARY

temat wieczoru: BRODY

Seth Macfarlane

vs. amerykańska prasa:

+ The Hollywood Reporter USA Today CNN.com The Time

ZAPAMIĘTAMY:

Upadek Jennifer Lawrence

  tekst imprezy: Tarantino: "PEACE OUT!"

OSCARY W LICZBACH: • galę oglądało 40.3 mln widzów (o 1 mln więcej, niż w 2012) • ogłoszono 122 nominacje dla 53 filmów • nagrodzono 25 filmów w 24 kategoriach • przyznano 39 statuetek

Oscary to hit!

Oscary to kit!

Krytykowany wszem i wobec Seth MacFarlane zrobił to, co potrafi najlepiej - połączył kulturę wysoką z tą najniższą, najlepszym musicalowym brzmieniom towarzyszył tekst o biustach, swingującemu zamknięciu zawołanie "Niech żyją przegrani!" i wyliczenie każdego filmu, który nie dostał statuetki. Prowadzący był jakiś, dodatkowo przedstawił autorską, własną wizję. Może jest jeszcze zbyt wcześnie, by docenić tak nerdowskie Oscary? Akcenty ze "Star Treka", motyw ze "Szczęk", powrót do telewizyjnych korzeni...

Święta, święta… i po Oscarach. Co nam pozostanie w pamięci? Okazuje się, że niewiele. Trend ten utrzymuje się już od dłuższego czasu. Pamięta ktoś w ogóle, kim był prowadzący galę 4 lata temu? No właśnie. Impreza, którą mianuje się najważniejsza w świecie fi lmowym razi nijakością i nudą. Nie ma żadnego pomysłu na urozmaicenie czy uatrakcyjnienie. Co roku jest to samo: and the winner is X. X dziękuje mamie, tacie, Bogu, ekspedientce i środkom przeciwbólowym, dzięki którym wytrwał do końca gali.

MacFarlane nie był może tak nieustraszony, jak Gervais na Złotych Globach, ale też formuła jego programu była inna. Mimo wszystko ci najważniejsi - zasiadający w Dolby Theatre przed nim, sprawiali wrażenie zadowolonych, oklaskując go i niejednokrotnie wybuchając śmiechem. Żart z Rihanny to pewnie było trochę za dużo, nie rozumiem natomiast poważnej reakcji na stwierdzenie "myślę, że aktorem, który naprawdę dostał się do głowy Abrahama Lincolna, był John Wilkes Booth" (zabójca 16. prezydenta USA w istocie był aktorem, gwoli ścisłości - Lincoln zginął w teatrze od strzału w głowę). Reakcja MacFarlane'a zresztą oddawała pełnię uczuć ("naprawdę? 150 lat później i wciąż jest za wcześnie?").

W tym roku mimo najszczerszych chęci Setha MacFarlane’a znów wiało nudą. Niby musicalowa otoczka mogła się podobać, ale po jakimś czasie zwyczajnie nużyła. Nie przyłożyli się też zwycięzcy. Ich mowy nie mają w sobie krzty energii, pomysłu, o charyzmie nie wspominając. I to mają być najlepsi tego świata?

Gala była poprowadzona z werwą, piosenki świetnie zaśpiewane, a Jennifer Lawrence upadła na twarz, więc naprawdę nie wiem, na co narzekać. Istotnie, przyznawanie nagród technicznych ciągnęło się w nieskończoność, ale też tak musiało być. Mieliśmy kilka sympatycznych podziękowań, jak te Quentina Tarantino, czy Daniela Day-Lewisa. Odpowiedzialnym za efekty specjalne w "Życiu Pi" wyłączono z kolei mikrofon. MacFarlane dał zasłużonego prztyczka w nos Jodie Foster, za stanięcie przed milionami i wymaganie prywatności, a Ted obraził Żydów. Czego się spodziewaliście? Michał Stachura

Oscarom trzeba powiewu świeżości i kreatywności. Nowych pomysłów. Skrócenie gali to kwestia wręcz priorytetowa. Odpuszczenie sobie kategorii technicznych również. Jak mamy się cieszyć z podobno największego święta fi lmowego roku? Jak walczyć z sobą, żeby nie usnąć o 4 nad ranem wyczekując na swojego faworyta? Kawa jest niezdrowa, napoje energetyczne również, o „dopalaczach” nawet nie wspominam. Chyba lepiej jednak się kimnąć.

Występy wokalne to temat na osobny akapit. Nudna jak flaki z olejem Adele. Nikomu nie potrzebna, usypiająca Barbara Streisand. Nawet Norah Jones była żadna. No i ten nieszczęsny Oscar dla Jennifer Lawrence! Serio?! Ona najlepszą aktorką świata?! Szok i niedowierzanie.

Paweł Hekman


MARZEC 2013

Muzyka

27

Do usłyszenia w marcu Muzyczne premiery miesiąca. Do słuchania nie tylko w akademiku. • Michał Cierniak DAVID BOWIE „The Next Day” ▼

Ten album można śmiało uznać za niespodziankę roku, mimo że ten się dopiero rozpoczął. Wydawało się, że David Bowie przeszedł na muzyczną emeryturę, krążyły plotki o jego chorobie nowotworowej… W dzień swoich 66 urodzin artysta zaskoczył cały świat wydając świeżutki singiel, który był zapowiedzi jego nowej płyty. Utwór spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem, a nadzieje związane z albumem są bardzo duże. Czyżby życie zaczynało się po sześćdziesiątce? Premiera: 12 marca

DEPECHE MODE „Delta Machine” ▼

HURTS „Exile” ▼

Trzy lata temu zawojowali świat utworem „Wonderful Life”, do którego zrobili teledysk za… kilkadziesiąt funtów. Udowodnili tym samym, że wielkie pieniądze i barokowe rozpasanie są niczym w porównaniu z prostą i szczerą muzyką, a także talentem. Co prawda teraz poprzeczka wisi niezwykle wysoko i zarówno fani jak i hejterzy patrzą im na ręce przy okazji drugiej płyty. Wszystko wskazuje jednak na to, że znajdą w nich znów dobre, przebojowe piosenki. Premiera: 12 marca

Nowe albumy Depeche Mode zawsze były wielkimi wydarzeniami. Nic dziwnego, skoro fani zespołu czczą go niczym religijne bóstwo. Nad „Delta Machine” Anglicy pracowali aż rok, nagrywając go w dwóch studiach. Jak sami twierdzą prace były ciężkie, bo starali się nadać płycie jak najbardziej nowoczesne brzmienie. Fani jednak mogą spać spokojnie. Dave Gahan zdradził, że mimo tego unikali zabrzmienia jak normalny zespół i cały czas jest to… Depeche Mode. Premiera: 26 marca

Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca: ● Potęga sztuki [Film], reż.

Clare Beavan, Carl Hindmarch. Sygn.: Mg W DVD 215-218

● Maria Molicka "Biblioterapia i bajkoterapia. Rola literatury w procesie zmiany w rozumieniu świata społecznego i siebie". Poznań: Media Rodzina, 2011.

8-częściowy dokument BBC, to opowieść o niezwykłych momentach w historii sztuki. Serial przenosi widzów w przeszłość, do przesyconych dramatyzmem chwil, w których pojawiły się pomysły na osiem wielkich, przełomowych arcydzieł. Każdy odcinek pokazuje zderzenie pomiędzy potęgą sztuki a skostniałym, obojętnym światem. Widzowie obserwują proces powstawania takich dzieł jak: „David z głową Goliata” Caravaggia, „Ekstaza Świętej Teresy” G.L. Berniniego, „Spisek Claudiusza Cywilisa” Rembrandta, „Śmierć Marata” J.-L. Davida, „Pole pszenicy z krukami” van Gogha, „Statek niewolniczy” W. Turnera, „Guernica” Picassa, czy „Czarne na czerwonym” M. Rotko.

Książka omawia rolę literatury w rozumieniu funkcjonowania świata społecznego, a także odkrywaniu i kreowaniu własnej tożsamości. Wstęp jest poświęcony myśleniu narracyjnemu i pragmatycznemu w procesie konstruowania wiedzy. Kolejne rozdziały mówią o narracji, która jest bezcennym narzędziem wspierającym rozwój tożsamości. Zapoznamy się również z wypowiedzią Josepha Golda na temat literatury, jako podstawy dla psychoterapii. Według Niego utwory literackie są fikcyjnym produktem zewnętrznym, a jednocześnie kluczem do świata wewnętrznego, bo zawierają w sobie uniwersalne problemy ludzkiej egzystencji. Nie do przecenienia jest znaczenie baśni w rozwoju dziecka. Czytanie ich pobudza do interpretacji, myślenia i kontemplacji. Autorka odpowiada na pytanie, czy opowiadanie bajek może być remedium na samotność w dzisiejszym świecie? Okazuje się, że tak. Należy tylko otworzyć się na jej wartość i pozwolić na oddziaływa-

nie „bajkowej” rzeczywistości w ciągłym procesie narracji i autonarracji. Jadwiga Matuszczak


28

MARZEC 2013

Kultura studencka

Nie oddamy się całkowicie bogom przeszłości

Już przy okazji „Anno Domini High Definition”, w swoich tekstach dawałeś upust frustracjom związanym z dzisiejszym światem. Natomiast na nowej płycie jest chyba jeszcze mocniej w warstwie lirycznej. Wkurza Cię otaczający świat? Jedyna rzecz jaka mnie naprawdę wkurza to ciągłe, permanentne narzekanie. Mamy to chyba wyssane z mlekiem matki i wszystko widzimy zawsze w czarnych kolorach. Ale generalnie nie mam żadnych powodów do tego żeby się buntować, wywieszać sztandary i machać nimi naokoło. Nie żyjemy w takich czasach, gdzie trzeba by było to robić. Ja jestem bardziej obserwatorem niż jakimś rewolucjonistą. Dlatego też pierwszy utwór na płycie jest właśnie o takich ludziach. Ale generalnie starałem się te teksty napisać w trochę bardziej osobisty sposób niż miało to miejsce przy okazji poprzedniej płyty. Natomiast paradoksalnie wyszły trochę bardziej ogólne.

Wspomniałeś o czarnych kolorach. Po sieci krąży opinia, że „Shrine Of New Generation Slaves” to bardzo smutna płyta. Myślę, że jest to bardziej melancholijna płyta niż smutna. Z pewną dawką ukrytej depresji <śmiech>. Ale ta depresja podana jest w bardziej pozytywny sposób. Mam nadzieję, że wydźwięk ostateczny, czyli ostatni utwór, będący światełkiem w tunelu, pozostawia efekt świeżości. Bardziej w pozytywnym aspekcie niż negatywnym. Aczkolwiek można

fot. Anna Panasz

Zespół Riverside. Szanowany w Polsce ale znacznie popularniejszy poza jej granicami. Powrócili z nową płytą zatytułowaną „Shrine Of New Generation Slaves” (recenzja w numerze). Przy tej okazji lider zespołu Mariusz Duda opowiedział nam o tym co go wkurza i czy chciałby być mostem.

W „Celebrity Touch” chciałem zaznaczyć, że w dzisiejszych czasach wiele osób staje się niewolnikami potrzeby bycia ważnym. stwierdzić, że jest to trochę smutna i na pewno melancholijna płyta – tu się zgodzę. A jeśli chodzi o singlowy „Celebrity Touch” – tu z kolei można odnieść wrażenie, że celebry ci, delikatnie rzecz ujmując, działają Ci na nerwy. Ja naprawdę nie chcę nikogo krytykować za to kim jest i co robi. Nie mam nic przeciwko celebrytom. Wszystko jest dla ludzi. Trochę ubolewam nad faktem, że ludziom tego typu rozrywka wystarcza w zupełności. Teraz telewizja jest ogłupiająca i ja tutaj nie odkrywam absolutnie żadnej Ameryki. Ale każdy pracuje i zarabia na chleb tak jak

umie najlepiej. Natomiast w tekście „Celebrity Touch” chciałem przede wszystkim zaznaczyć, że w dzisiejszych czasach wiele osób staje się niewolnikami potrzeby bycia ważnym. Ta potrzeba nie jest obecnie w żaden sposób zaspokajana. Można zaspokajać pragnienie, głód, potrzeby fizjologiczne i inne tego typu rzeczy. Natomiast potrzeba bycia ważnym to jest coś co wielu osobom nie przechodzi przez gardło. Ciężko się czuć dowartościowanym i chociażby fakt istnienia mediów społecznościowych, gdzie każdy może wrzucić sobie zdjęcia swojej ulubionej maskotki i potem liczyć na tzw. przyjaciół to też sprawia, że powoli stajemy

się od tego uzależnieni. Więc ta potrzeba u każdego jest istotna ale trzeba uważać żeby nie przekroczyć pewnej granicy. Dlatego ten „dotyk celebryty” może dotyczyć każdego z nas. Wróćmy do płyty w takim układzie. Ten hard rockowy anturaż bardzo Wam służy. Czuć radość płynącą z grania. Ja nie ukrywam, że od jakiegoś czasu miałem tendencje żeby rozwinąć analogowe aspekty w naszym graniu. Już przy „ADHD” chciałem bardziej wyeksponować Michała (Łapaj – klawiszowiec; przyp. red). Brzmienie klawiszy są bardzo istotne w muzyce Riverside,


MARZEC 2013 a Michał używa głównie takich oldschoolowych, vintagowych instrumentów. W końcu kupił sobie oryginalnego Hammonda i Minimooga, więc byłoby miło gdybyśmy my z naszymi gitarami dołączyli do tego brzmienia. Ja odkurzyłem swoją starą gitarę basową i chcąc nie chcąc udało nam się stworzyć te nasze mocniejsze momenty w bardziej naturalny sposób. Do tej pory używaliśmy tzw. pseudometalu a teraz ten metal został zastąpiony tzw. hard rockiem. Nie jest powiedziane, że będziemy cały czas kontynuowali tę naszą przygodę z hard rockiem w ten sposób ale myślę, że teraz to wszystko bardziej pasuje. Poza tym jesteśmy już w nowej dekadzie, mamy dziesięciolecie za sobą i chcieliśmy spróbować czegoś innego. Było to też dla nas jakieś wyzwanie. Ciekawe, że pomimo tej zmiany, wszystko wciąż brzmi jak Riverside. Zachowaliście swój charakterystyczny sound. Jak Wam się to udało? Zależało mi na tym żeby brzmieć trochę bardziej retro na tej płycie ale żeby nie robić z tego kolejnego projektu z cyklu Tribute to lata 70-te. Jest jakaś dziwna moda, że coraz więcej zespołów progresywnych brzmi jak bandy z lat 70-tych a inne zespoły brzmią jak Black Sabbath z pierwszych płyt. Widać początek nowego trendu i czekam kiedy ktoś wymyśli na to nazwę. Ja z Riversidem zawsze chcę być gdzieś pomiędzy. Jeżeli gramy rock progresywny, który i tak ludziom kojarzy się z latami 70tymi to zawsze starałem się pamiętać o tym żeby być bardziej mostem, który łączy te dwa światy niż oddanie się całkowicie bogom przeszłości. Paweł Hekman Recenzję płyty „Shrine Of New Generation Slaves” znajdziecie na stronie 23.

Kultura studencka

29

Paweł i Kai - czyli "Garażowy Index" na 96 fm!

Marzy Ci się sława? Zacznij od Indexu! Na antenie Akademickiego Radia Index od kilku już miesięcy w każdy poniedziałek o godzinie 20 możecie słuchać audycji "Garażowy Index". Promujemy młode zespoły, które chcą się pokazać z jak najlepszej strony i to dla wielkiej publiczności. Program prowadzą Paweł Kaszkowiak i Kai Uchiha. Na naszej antenie gościli już między innymi RWA, Phedora, Anemja, Grunberg, Diavolopera, Ashtray, Gramprib, AfterShock, Jared, Kipersi, Portland Rum Riot, Rubin714, Dust&Steel, Dog In The Fog, Duch, VEO, Nothing Personal i wiele innych zespołów z całej Polski (mieliśmy również okazję promować kapelę z Włoch). Jeśli grasz w zespole i chcesz zaistnieć w radiowym eterze, nie masz na co czekać. Zgłoś się do nas! A może masz znajomych, którzy tworzą niezłą muzę? Daj

im znać o naszej audycji - to może być ich wielki krok do sukcesu! Większość naszych audycji można znaleźć na www.youtube. com/user/GarazowyIndex96fm A jak się do nas zgłosić? To proste! Napisz maila z waszą biografią, dołącz co najmniej 2-3 nagrane kawałki i wyślij na adres: garazowyindex.96fm@gmail. com. Odezwiemy się i ustalimy wszystko w sprawie audycji: umówimy się na wywiad telefoniczny lub w studiu, a być może nawet zaprosimy Was do studia na akustyczny koncert!

Nie bój się radia! Daj się usłyszeć! Ale na radiu nie poprzestajemy. Mamy w planach, w niedalekiej przyszłości zorganizowanie przeglądu kapel występujących w naszej audycji, gdzie zespoły dadzą z siebie wszystko, by pokazać, z czego tak naprawdę słyną... Czekamy na Wasze zgłoszenia - to Wy tworzycie "Garażowy Index"! Pozdrawiamy Paweł i Kai

Wypromuj swoją kapelę w "Garażowym Indexie"! Napisz: garazowyindex.96fm@gmail.com


30

MARZEC 2013

Kultura studencka

Nasi w Teatrze

„Sen nocy letniej” - jedno z bardziej znanych dzieł Williama Szekspira, którego adaptacje można oglądać na całym świecie, zawitało do Zielonej Góry. Od 23. lutego w Lubuskim Teatrze możemy oglądać spektakl na podstawie utworu tego angielskiego dramatopisarza w reżyserii Roberta Czechowskiego.

„Sen nocy letniej” to sztuka, która w swej pozornej prostocie, pokazuje nam spiętrzenie uczuć i miłosne perypetie głównych bohaterów za pomocą przenikania się dwóch światów – rzeczywistego z zaczarowanym. W obsadzie aktorskiej „Snu nocy letniej” podziwiać możemy wszystkie najbardziej znane twarze Lubuskiego Teatru, choreografią zajął się Alexandr Azarkevitch, a opracowaniem muzycznym Damian Neogenn Lindner. Jedną z najtrudniejszych funkcji przy procesie tworzenia nowego spektaklu pełnił dramaturg – Michał Pabian. Jak praco-

"Sen nocy letniej" to jedna z pierwszych komedii napisanych przez Szekspira. Mimo swej pozornej prostoty i nieskomplikowania to sztuka łącząca najbardziej różnorodne przejawy ludzkich uczuć i natury świata, a wyzwala je wielka historia miłosna dwóch zakochanych par. Pasja i trwoga, wstyd i namiętność, miłosne oczarowanie i gwałtowna nienawiść. Typowe dla Szekspira spiętrzenie uczuć. wało mu się przy tej adaptacji? - Uważam, że nie ma większej trudności w teatrze, niż mierzenie się z tekstem Szekspira, szczególnie takim, który zawie-

szony jest między popędliwością "Romea i Julii", a namiętnością targającą Lady Makbet. Każdy z widzów pragnie, wstydliwie marzy, kreuje swój świat. Nie mówi-

my o tym, bo jak mi się wydaje, istnieje lęk przed tym, co tak uzurpatorsko łatwo może stać się piękne – opowiada Pabian. Zachęcamy do obejrzenia spektaklu. Aktualny repertuar możecie znaleźć na oficjalnej stronie Lubuskiego Teatru: teatr. zgora.pl, zapraszamy także do śledzenia oficjalnego fanpage'u Teatru na facebooku: facebook. com/lubuskiteatr – odnajdziecie tam aktualne promocje i konkursy (także te przewidziane specjalnie dla studentów). Dawid Włodarczyk Agnieszka Oleśniewicz fot. Ola Sowa


MARZEC 2013

Kultura studencka

Zakaz wjazdu

31

Słowo „ograniczenie” może kojarzyć się na wiele różnych sposobów. Maniakalni widzowie „Sędzi Anny Marii Wesołowskiej” pomyślą o wolności, a raczej jej braku. Fanom „Sądu Rodzinnego” lub jego stałym bywalcom, w tym przypadku bez cudzysłowu, na myśl przyjdzie ograniczenie praw rodzicielskich. Zdającym, choć coraz częściej przy nowych zasadach - niezdającym, egzaminu na prawo jazdy przemknie przez głowę koło symbolizujące ograniczenie prędkości. Gdy nie ma skojarzeń, co mało prawdopodobne, wystarczy wygooglować słowo na „o”. Pojawi się wiele słownikowych definicji i znaków drogowych. Tylko, żeby to wszystko było takie proste i sprowadzało się do dwóch, jak by nie było, patriotycznych kolorów i paru cyfr, na które i tak wielu uwagi nie zwraca. A fotoradarów coraz więcej. I chociaż potencjalnie teraz mogłabym się skupić na liczbach, które teoretycznie bardziej logiczne, to bliżej mi będzie do matury z polskiego niż matematyki. Analiza i interpretacja. Nie, w tym temacie czuję się za bardzo ograniczona. I prawdopodobnie nie jestem w tym poczuciu odosobniona. No dobra, wielu ma już ten problem z głowy, co zapewne nie zwolniło ich z ograniczeń. Gdyby tak było, może wyniki testu dojrzałości nie byłyby lepsze, ale nastawienie i owszem.

Jakby na przekór, dorosłość, osiemnastka, która ma likwidować ograniczenia, dopiero je rozpoczyna. W sumie nie wiem. Ograniczona w tej kwestii, a tym bardziej niedorosła, nie powinnam była się wypowiadać, ale tutaj mogę. Kto mi zabroni? Słowa nie ograniczają,

żarówka za wysoka, a może ten most za niski. Tamten za młody, a tamta jakaś taka, jakby chciała, a nie mogła. Ograniczona? Czytałam ostatnio w „Twoim Stylu” raport o tym, jak trudno jest wydorośleć, zacząć życie na własny rachunek, po studiach nie ma pracy,

Z każdej strony atakują nas, jakby nieograniczone, ograniczenia. Tobie tego nie wolno. Ty jesteś za stary. Ta ciężarówka za wysoka, a może ten most za niski. Tamten za młody, a tamta jakaś taka, jakby chciała, a nie mogła. Ograniczona? jednak czasami nie wystarczają. Bo coś jest nie do opisania. Zapiera dech w piersiach i nie da się nic powiedzieć. Jakby niemożliwe? Nie ma rzeczy niemożliwych. W tym przypadku bardzo łatwo powiedzieć. Może i by nie było, gdyby nic nas nie hamowało. A tu z każdej strony atakują nas, jakby nieograniczone, ograniczenia. Tobie tego nie wolno. Ty jesteś za stary. Ta cię-

a wszystko kosztuje więcej niż sobie wyobrażają młodzi ludzie. Przedstawione kilka sytuacji osób, których los nie rozpieszczał, w sumie kilka stron i żeby nie było tak pesymistycznie, kilka rad, jak się nie załamać. Jednym z poleceń – „wyjść z szafy – szafą nazywam wszystkie ograniczenia, które zatrzymują nas w miejscu” – mówi Magdalena Robak, trener, doradca rozwoju osobistego. Radzi zrobić listę

rzeczy, na które mamy i nie mamy wpływu. Ma to uświadomić, że ograniczenia są głównie w naszej głowie, a poza naszym nadzorem znaleźć się może jedynie sytuacja gospodarcza kraju. Na końcu przydałby mi się jakiś światły wniosek, chciałabym przełamać ograniczenia, które w tym momencie wzięły nade mną kontrolę. Chyba pójdę spać, rano coś wymyślę. Dobranoc. Dzień dobry. Ograniczenia kształtują naszą osobowość. Nie, coś jest w tym stwierdzeniu nie tak, więc powiem, że Joe Vitaly, znany przede wszystkim jako prekursor „marketingu hipnotycznego”, autor m.in. książki o chwytliwym tytule „Zero ograniczeń. Sekret osiągnięcia bogactwa, zdrowia i harmonii ze światem”, zamieścił w innej swojej publikacji takie słowa: „Jedyne ograniczenie to to, które narzuca Ci Twój umysł. [...] Wszystko jest możliwe”. I tej wersji chciałabym się trzymać. Karina Ostapiuk

KARINA OSTAPIUK Z zawodu uczennica klasy dziennikarskiej. Z pasji tancerka. Z koloru włosów blondynka. Łączy ogólnokształcącą naukę w III LO z nauką tańca w studiu tańca TRANS. Życia uczy się na własną rękę. Jak na zodiakalną pannę przystało, ostrożna, jednocześnie niebojąca się powiedzieć wprost, co myśli. Uważa, że przyszłość należy do tych, którzy wierzą w swoje marzenia, więc stara się wierzyć. Skomplikowana, jak każdy.


32

Kultura studencka

Plamy na słońcu

MARZEC 2013

Spod śnieżnej kołdry i lodowej skorupy powoli przebija się życie. I nie o przebiśniegach czy krokusach będzie tu mowa. W Sejmie awantura z ustawą o związkach partnerskich w tle, Watykan musi niespodziewanie wybrać nowego Papieża, a pani wiosna ubolewa, bo znowu co innego przysłania jej słoneczne promienie. Moja wieloletnia przyjaciółka popada w zadumę, bo gdy jej partner trafi do szpitala, nikt nie ma obowiązku udzielić jej informacji o stanie jego zdrowia. Żyjąc i wychowując kilkuletniego synka pod jednym dachem, w przypadku śmierci partnera, może zostać bezdomna. ■ Wulgaryzmy za nasze podatki Negatywny wydźwięk ustawy o związkach partnerskich rozdmuchała posłanka PiS – Krystyna Pawłowicz. Korzystając z wolności słowa, wyraziła w sposób kontrowersyjny i ordynarny swoje poglądy. Wulgarnie obrażając walczącą o prawa mniejszości posłankę Annę Grodzką. Dziennikarka "Newsweeka", Aleksandra Pawlicka, przedstawiając sylwetkę Pawłowicz - doktora habilitowanego nauk prawnych, zdecydowała się na wypisanie jej publicznych wypowiedzi. Zdumiewa fakt, że osoby wygłaszające takie osądy mają fotel poselski i żyją z podatków obywateli. Zadziwia problematyczne podejście społeczeństwa do całej ustawy, jakoby miała dotyczyć głównie zawarcia związków przez pary homoseksualne. Jak wynika z uzasadnienia PO do projektu o umowie związku partnerskiego, ponad 2 mln par żyje „na kocią łapę”. Natomiast z podanej już w 2011 roku ustawy partnerskiej przygotowanej przez organizację MNW wynika, że ponad 20% dzieci pochodzi z takich związków. Jeżeli ustawa zostanie uchwalona

Zawarcia symbolicznego ślubu nikt nikomu nie może zabronić. Pary tej samej płci stają na kobiercu w innym kraju albo na pokładzie samolotu. Wracając jednak do domu dalej funkcjonują jako obce dla siebie osoby. przez polityków, a pary tej samej płci częściej będą decydować się na oficjalne zawarcie związku, to i tak zawsze będą stanowić statystyczną mniejszość społeczeństwa. ■ Wszyscy mają być tacy sami? Ewa Tomaszewicz, aktywna działaczka LGBT, żyjąca od 8 lat w związku z partnerką, wyjaśnia, że taka ustawa ma jedynie charakter praktyczny. Dotyczy to przede wszystkim uporządkowania spraw podatkowych, podziału majątku oraz pochówku – parterowi ciała nikt nie wyda. Zawarcia symbolicznego ślubu nikt nikomu nie może zabronić. Pary tej samej płci stają na kobiercu w innym kraju albo na pokładzie samolotu. Wracając jednak do domu dalej funkcjonują jako obce dla siebie osoby. Blokowanie ustawy to nic innego jak zamiatanie tematu pod dywan. Niby dążymy do stworzenia nowoczesnego i stabilnego

PAWEŁ J. SOCHACKI Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opublikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzienność, tak pospolita i niezauważalna, a jednak stale zaskakująca.

państwa, a dalej popełniamy komunistyczne błędy – wszyscy mają być tacy sami. ■ Do czego nam to potrzebne? Moja wiekowa babcia popada w zadumę, bo nie może zrozumieć, dlaczego Benedykt XVI zdecydował się na abdykację. Przecież Nasz Papież sprawował swój pontyfikat do ostatniego tchu. I na nic się zdają doniesienia włoskiej prasy o złym stanie zdrowia czy intrygi, jakie mieli zbadać watykańscy detektywi na zlecenie samego Papieża. - Co i kto po Benedykcie? - pytają wierni z całego świata. Papież

dokonał wyboru, ma przecież takie samo prawo, jak każdy inny do podejmowania własnych decyzji. Więc może zamiast burzyć czyjeś nadzieje, wytykać zmianę płci, ganiać ze święconą wodą za odmienność orientacji pomyślmy: do czego nam to potrzebne? Pani wiosna obserwując tę całą zawieruchę zastanawia się, czy wyczekujący sensacyjnych doniesień ludzie zauważą, że wróciła, dając nadzieję i ciepło, które tak bardzo są nam wszystkim potrzebne. Paweł J. Sochacki


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.