Gazeta G t St Studencka d MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
fot. Katarzyna Zaremba
NR 95 :: CZERWIEC 2013 20 201
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
Uniwersytet Zielonogórski
CZERWIEC 2013
O czym się mówi na UZ
Nie wiem, czego wstydzi się prof. Ryszard Zaradny, dyrektor Instytutu Politologii na UZ, który na dzisiejszej konferencji prasowej w sprawie poszerzenia oferty studiów podyplomowych, tak argumentuje dobór mediów do współpracy przy dziennikarskim kierunku: - Szukaliśmy do współpracy mediów profesjonalnych. Czyżby UZ miał media nieprofesjonalne? Treść odpowiedzi na to pytanie słyszę kilka razy w tygodniu, kiedy przyjmuję na rozmowę licealistę czy studenta, który chce działać w naszych mediach: "UZetka", Index czy portal wZielonej.pl są bardzo atrakcyjnym miejscem stażu i praktyki dla młodego dziennikarza. Nie są postrzegane jako amatorskie - już od wielu lat. Nie wiem, czy to od momentu, kiedy "UZetka" weszła we współpracę z AGORĄ, czy może od czasu, kiedy Akademickie Radio Index przebiło słuchalnością Radio PLUS, czy może od momentu, kiedy portal wZielonej.pl uplasował się w czołówce najczęściej odwiedzanych stron w naszym mieście.
Fot. wZielonej.pl
Co jakiś czas w naszej redakcji student czy studentka UZ opowiada o tym, jak to jeden czy drugi wykładowca oczernia Uniwersytet Zielonogórski - pracuje na nim, wykłada, rozwija się i zarabia, ale z upodobaniem i zaciętością drwi z niego na zajęciach. Często wpada też do nas gość z zewnątrz (typów różnych: Czesław Mozil, Martin Schulz, Grzegorz Miecugow...) i jest zachwycony, że na UZ są tak rozwinięte media akademickie. A jednak kiedy otwierane są na UZ dziennikarskie studia podyplomowe, bije się pokłony w podzięce dla "Gazety Lubuskiej" czy Radia Zachód, które łaskawie zgodziły się na współpracę, a o mediach akademickich - sza.
Media akademickie goszczą na łamach czy w eterze nie tylko VIP-ów lokalnych. Tu: Czesław Mozil, Martin Schulz, Wojciech Olejniczak, Jarosław Gowin w studiu Indexu.
Ani UZ, ani media UZ, nie muszą niczego udowadniać. A jednak nie ma konferencji prasowej, na której nie odmieni się przez wszystkie przypadki słowa "kompleks". "My nie mamy kompleksów, ale..." albo "Wszyscy
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl SKŁAD: Kaja Rostkowska, Michał Stachura OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
mamy kompleks...", albo: "Nie miejmy kompleksów...". Nie da się już tego słuchać. Studenci na zajęciach na pewno nie chcą tego słuchać od swoich wykładowców. Maturzyści - nie chcą tego słuchać od swoich nauczycieli. Dziennikarze na konferencjach prasowych - nie chcą tego słuchać od osób prowadzących konferencje. Jako media akademickie pojawiamy się na licznych konferencjach mediów akademickich w Polsce i za granicą. Jeździmy do Warszawy, Gdańska, Katowic, Brukseli. Gdy opowiadamy o tym, jakie media są na UZ,
warszawiacy, gdańszczanie, katowiczanie, brukselczycy nam gratulują. Chcą mieć z nami kontakt. Chcą przyjechać zobaczyć, jak działamy. Mają mnóstwo pytań. Uniwersytet Zielonogórski ich nie śmieszy. Nie mają z tym problemu. Zresztą, ciągle podkreśla te kwestie doktor i poseł Waldemar Sługocki, który zawsze ze szczerą dumą mówi o naszej uczelni. Gdy wiele lat temu wybierałam studia w Zielonej Górze, a bliżej mi było do Katowic albo Krakowa, UZ miał dopiero rok w tej uniwersyteckiej formule. Na Śląsku mówiło się o nim bar-
CZERWIEC 2013 dzo dobrze - Ślązacy cenią przyjazne, spokojne, nowoczesne miejsca. Taką UZ miał opinię. I ma ją do dzisiaj, chociaż wielu profesorów UZ, pracowników, zielonogórzan próbuje ją zniszczyć tutaj, na miejscu. To bez sensu - kalać własne gniazdo, miasto, uczelnię. Wiecznie być trawionym przez kompleks, którego Polska nie dostrzega, ale my ciągle jej o tym przypominamy. Maturzyści, których znam z mediów akademickich, a którzy wyfrunęli z Zielonej Góry, odwiedzają nas czasem w redakcji i mówią rzeczy, które powinny być oczywiste: że na ich uczelniach w Poznaniu, Wrocławiu czy w Warszawie zdarzają się kompletne absurdy, niekompetentni wykładowcy, beznadziejni pracownicy dziekanatów. To oczywiste, że nie ma idealnych uczelni. Ale nam się ciągle wydaje, że jesteśmy najgorsi. Nasz kompleks każe nam myśleć, że to z nami jest coś nie tak. To oczywista bzdura - tylko skąd to się bierze? Warto posłuchać Radia Index, przewertować "UZetkę", przeklikać wZielonej.pl - można się pokrzepić w chwilach, gdy zaczyna w nas bez sensu pulsować ten chory kompleks. Można też włączyć inne media ogólnopolskie i pooglądać/posłuchać absolwentów UZ, którzy w naszych mediach zaczynali: Michała Korościela z Radia ZET, Filipa Czyszanowskiego i Łukasza Radkiewicza z TVP Sport, Kamila Baleję z RMF FM, Adama Wołyńskiego z TVN24, Martynę Basaj czy Karola Tokarczyka z Polskiego Radia. I wielu innych, którzy robią nam dobrą markę w świecie. Dobrze by było jej nie psuć od środka. Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl
Uniwersytet Zielonogórski
Dzięki mediom akademickim robię teraz to, co lubię
Na Index, UZetkę i portal nie dam nikomu powiedzieć złego słowa, bo przez te 5 lat na UZ, okres spędzony w mediach był najlepszym czasem na uczelni. Poznałem fajnych ludzi, którzy lubili to, co robili. Zawsze to podkreślałem i będę o tym pamiętać. Konferencje prasowe, rozmowy z gośćmi, latanie po mieście, pisanie artykułów do UZetki - to wszystko mi pomogło i zaprowadziło w to miejsce, gdzie teraz się znajduję. Fakt, że byłem z radia, a do tego prowadziłem blog pokerowy pomogły mi pojechać na European Poker Tour do Berlina i podejrzeć turniej pokerowy od kuchni, zrobić wywiady z Marcinem Horeckim (to jeden z najlepszych polskich pokerzystów), Liv Boeree, ElkY'm (jedni z najlepszych na świecie) i poznać fajnych ludzi z Czwórki, Newsweeka, TOK FM czy Sport.pl. Gdyby nie Index, to pewnie siedziałbym teraz w jakimś biurze, zajmował się nudnymi umowami, spotkaniami czy jakimiś bzdurami. A tak robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą :) Jakub Suszka
Ufam Markowi Niedźwieckiemu
A ja kocham Zieloną Górę. To moje miasto. Mój Dom. Uwielbiam też mój Uniwersytet, czule wspominam czas spędzony w Akademickim Radiu. Profesjonalnym w całej swej amatorskości. Nie mam porównania z innymi rozgłośniami, ale ufam moim autorytetom: pan Marek Niedźwiedzki, wspominając swoje początki w studenckiej rozgłośni, był pełen podziwu dla nas, był oczarowany naszym poziomem. Może pokłonów nie bił, ale gratulował osiągnięć na skalę uniwersyteckich mediów z dużo dłuższą tradycją (i duuuuuuużo większymi nakładami finansowymi). Alicja Szafran
To Wy tam macie uniwersytet?
Studenci też dają do pieca, jak i wielu mieszkańców miasta, mówiąc, że nie ma tu przyszłości i że "wszystko nas ogranicza", a wiadomo, że takie gadanie tylko wykrusza aktywne jednostki. Często się mówi, że na naszą uczelnię wystarczy "zdać" maturę, by zostać przyjętym na jakikolwiek kierunek, ale większość moich znajomych wywędrowało do Wrocławia, Poznania, Warszawy, a ich wyniki nie były wcale lepsze od moich (swoją drogą były bardzo dobre). Jest wiele rzeczy, które mówi się o UZ i jeszcze więcej tych, o których się nie mówi - często wyjeżdżam do znajomych z całej polski i gdy mówię, że studiuję na UZ, to ze zdziwieniem patrzą i dodatkowo zadają głupie pytanie: "to tam jest Uniwersytet?", a jeszcze ciekawiej jest, gdy mówię, że studiuję w Instytucie Muzyki - nawet ludzie z Zielonej Góry nie wiedzą, że taki instytut mamy! Który nota bene ma elitarną kadrę: dr hab. Bogumiła Tarasiewicz, dr hab. Andrzej Tuchowski (o Panu Tuchowskim można by pisać epopeję i ze spokojem postawić mu pomnik!), Kw. I st. B. Stankowiak, dr Tomasz Kienik i wielu innych, którzy są cenieni w świecie muzyki i wykładają też na innych uczelniach. Marcel Lelo
Mogłoby być więcej "narzędzi"
Uczelnia daje narzędzia. Tak naprawdę to od studenta zależy jak je wykorzysta. A UZ narzędzia ma. Owszem, mógłby mieć więcej, ale też nie ma się co wstydzić. A jak kto narzeka na wykładowców, czy panie z dziekanatu - polecam poczytać od czasu do czasu piekielni.pl. Tam są historie niemal ze wszystkich uczelni Kamil Wołczyński
3
4
Uniwersytet Zielonogórski
CZERWIEC 2013
Jeżeli robić studia, to z szacunkiem dla klienta
Przekaz tego, co chcę powiedzieć, jest prosty. Studenci-praktykanci w takich mediach jak Radio Zachód czy Regionalna Telewizja Lubuska zawsze będą tylko kwiatkiem do kożucha. Dziennikarze tych mediów będą skupiać się na wykonaniu swojego zadanie, a nie na niańczeniu praktykantów.
Jak wygląda praktyka w innych niż studenckie mediach? Przychodzi studentka czy student. Nie parzy kawy, ale też nie dostaje do ręki kamery za 20 tysięcy czy nie siada w radiu za konsoletą. Najczęściej chodzi z innym dziennikarzem i przygląda się jak ten pracuje. Tak nie uczy się dziennikarstwa, nie, kiedy ma się szacunek do studenta. Jak miałyby wyglądać dziennikarskie praktyki? Ile potrwają? Miesiąc, dwa? Taka nauka nic nie da. Jedyny skuteczny sposób na „liźnięcie” tego zawodu to spędzenie kilkudziesięciu godzin w tygodniu na przygoto-
waniu wiadomości czy realizacji. Śmiem wątpić, że profesjonalnym dziennikarzom z RZ i RTVL będzie chciało się opiekować praktykantami kilka godzin dziennie, przez kilka miesięcy. Żeby nie było pesymistycznie, powiem, że jest sposób na nauczenie się dziennikarstwa. Osoby, które znam i które odniosły sukces w tym zawodzie, poświęciły temu całe swoje życie, często także prywatne. Trzeba zrobić kilkaset, kilka tysięcy materiałów, żeby wiedzieć, co może przytrafić się nam w pracy, żeby wiedzieć jak pytać, kogo pytać, o co pytać. Taką możliwość w Zielo-
nej Górze dają media studenckie. Kiedy szefowie redakcji zorientują się, że dobrym dziennikarzem będzie maksymalnie jedna osoba na 30, szybko stracą zapał do wspierania tych studiów swoim czasem. No, chyba że będą sowicie wynagradzani, wtedy będą uczyć dalej, bo „kasa leci, zawsze się przyda”. Założenie, że w czasie miesięcznych praktyk i kilkudziesięciu godzin zajęć z praktykami potencjalny dziennikarz będzie mógł się sprawdzić, czy ten zawód jest dla niego jest albo naiwne, albo dalece nieszczere wobec przyszłych studentów.
Gdybym miał wydać 2,5 tysiąca za semestr takich studiów, to już chyba zainwestowałbym w kurs TVN 24, kosztuje tyle samo, a lepiej wygląda w CV. Na koniec garść plotek z medialnego świata. W rozgłośniach i telewizjach najbardziej potrzebni są informatycy, specjaliści do obsługi systemów emisyjnych, inżynierowie dźwięku, operatorzy wozów transmisyjnych. Dziennikarze są na ostatnim miejscu. Pozdrawiam. Karol Tokarczyk Polskie Radio
CZERWIEC 2013
Międzynarodowy Festiwal Sztuki „Most / Die Brücke” Wojciech Smarzowki, Robert Więckiewicz, Janusz Zaorski to nazwiska tylko niektórych gości, którzy pojawią się na początku lipca w przygranicznych Słubicach na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki „Most”. Sześciodniowy festiwal to przede wszystkim Camera Obscura – warsztaty filmowe i seanse filmów dokumentalnych oraz pełnometrażowych reportaży, dotyczących problematyki pogranicza. Warsztaty zakończą się przyznaniem Nagrody Publiczności. Spotkania z wybitnymi twórcami filmów z Polski, Niemiec i Rosji, towarzyszące projekcjom filmowym i warsztatom storytellingu, zakończone stworzeniem "Internetowej Bazy Opowieści" - autentycznych historii ludzi zamieszkujących tereny przygraniczne. Częścią „Camera Obscura“ będzie panel Sąsiedzi: Polska-Rosja – Nowe Spojrzenie. To retrospektywa filmów dokumentalnych nakręconych wg. zasady "zmiany perspektywy" (dokumentaliści z Polski kręcą filmy w Rosji, rosyjscy w Polsce), oraz oparte na tej metodzie warsztaty radiowe dla młodych dziennikarzy, zakończone realizacją reportaży radiowych. Warsztaty filmowe dla studentów szkół filmowych z Polski, Niemiec i Rosji zakończą się przygotowaniem projektów filmów dokumentalnych. Projekty filmowe zrealizowane zostaną między wrześniem 2013 i czerwcem 2014 i otworzą Festiwal "Most / Die Brücke" w 2014 roku. Festiwal zakończy wielki letni koncert, transmitowany na żywo w Programie 2 TVP.
Co jest, doktorku?
Co jest, doktorku?
5
Bax i jego przegląd wydarzeń (mniej) poważny. Jedyny Polak, któremu w ciągu tygodnia wyrosły pejsy – Maciej Stuhr – zadebiutował jako literat. Jego książka ukazała się w zeszłym miesiącu pt. „W krzywym zwierciadle”. Jest to zbiór felietonów, ponoć równie błyskotliwych i zabawnych jak sam autor. Jeżeli „Pokłosie” nie obraża twojej polskości i nie porzucasz skóry, gdy słyszysz jak ktoś myli Głogów z Cedynią – warto sprawdzić. Jeżeli jednak tak – warto tym bardziej.
likopterem i później odrysowuje szczegółowo całą panoramę miasta z pamięci), stąd uśmiecham się na komentarz @elkipana: „Dziwi mnie, że dopiero teraz ktoś wpadł na ten pomysł”. Geniusze jednakże rodzą się rzadko, a taki obraz autysty funkcjonuje raczej na zasadzie mitu. Jakkolwiek zastanawiam się nadal o co tu właściwie chodzi i z kolei podzielam sceptycyzm innego internaty – @rt-z: „no, to teraz już wiem dlaczego SAP nie płaci pracownikom pensji”.
■
■
■
W maju statek kosmiczny Planeta Ziemia opuścili dwaj wyjątkowi muzycy i kompozytorzy – klawiszowiec Ray Manzarek z niezapomnianego The Doors i gitarzysta Marek Jackowski z równie kultowego, naszego polskiego Maanamu. Odeszli po sobie w odstępie dwóch dni i udali się w bliżej nie znanym nam kierunku. Tym samym pragniemy wyrazić nadzieję, że nowe apartamenty przypadły im do gustu.
■
Weronika Rosati ma wystąpić w nowym obrazie Krzysztofa Zanussiego „Obce ciało”. Złośliwi mogą żartować, że Majowie w swoim proroctwie o końcu świata w 2012 roku pomylili się jedynie o rok.
Spacer po czerwonym dywanie festiwalu filmowego w Cannes może już odhaczyć w swoim notesie aktorka, wokalistka i artystka performance – Frytka z Big Brothera. Niestety, nie dowiedzieliśmy o powodach jej obecności: czy zjawiła się w Cannes „tak ogólnie” czy raczej w jakimś charakterze. Nietrudno zrozumieć zaskoczenie internautów: „Co ona tam robi?” – pyta jeden z nich. A no, nie mam zielonego pojęcia i odpowiadam sobie w duchu, że to jeszcze mały miki – niewiele dziś już może zaskoczyć, a przecież wszyscy lubimy podróżować. A i czym jest taka Frytka pośród wielkich ryb szoł biznesu...? Do refleksji.
■
Zakończono zdjęcia do najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego „Pod mocnym aniołem”. Scenariusz, rzecz jasna, powstał na podstawie powieści Jerzego Pilcha o tym samym tytule. Produkcja ma trafić na ekrany w pierwszym kwartale 2014 roku, a pisarza-alkoholika (Pana Jerzego, nie oszukujmy się; dobra, niech będzie, że poniekąd Pana Jarzego) zagra Marcin Dorociński. „Pomysł na opowieść opiera się na założeniu, że czas pijaka nie jest czasem linearnym” – zdradza Smarzowski. – „To, co przedtem, dzieje się jednocześnie potem i teraz. Żeby to zrozumieć, trzeba pić”. Ja to rozumiem i lubię takie historie.
■
Międzynarodowe przedsiębiorstwo informatyczne SAP poszukuje ludzi „myślących inaczej” (taki slogan). Firma, która powstała w 1972 r. w Niemczech (dlaczego akurat tam?!), chce wyszkolić setki autystów na programistów i testerów software, tak by do 2020 r. stanowili oni 1 procent wszystkich zatrudnionych w korporacji pracowników. Autyści bywają pewnych dziedzinach szalenie zdolnymi bestiami (jest np. taki gość, któremu wystarczy obejrzeć Nowy Jork z góry podczas lotu he-
PIOTR "BAX" BAKSELEROWICZ Student II roku filologii polskiej na UZ. Humanista z powołania. Wariat na punkcie dźwięku i słowa, poeta-grafoman, twórca muzyki. Chrześcijanin, punk, pozytywista, agnostyk, egzystencjalista i dekadent w jednym; a może i w dwóch – urodzony pod znakiem bliźniąt.
6
Uniwersytet Zielonogórski
CZERWIEC 2013
Znowu jestem sobą "Poznałem siebie i wiem, że nie mogę udawać, nie mogę tak żyć bo z życiem nie ma to nic wspólnego".
Budzik dzwoni już chyba dziesiąty raz jednak metodą rasowego studenta mój umysł skutecznie go ignoruje. Wreszcie, ostatecznie wybudzony ze śpiączki, spoglądam na zegarek. Dziesięć minut do autobusu. Zrywam się w panice. Wystarczy wrzucić na siebie byle co, śniadanie i mycie zębów za sprawą paczki chipsów i gumy do żucia odbębni się już na uniwersytecie… i nagle mój wzrok pada na nieprzygotowany bandaż. Kładę się więc z powrotem. Bez niego nie wyjdę na zewnątrz, założenie go to co najmniej kwadrans walki. Nie zdążę. ■ O czym właściwie mowa Transseksualizm jest rodzajem zaburzenia tożsamości płciowej polegającym najprościej mówiąc na tym, że płeć psychiczna niezgodna jest z tą biologiczną, z która rodzi się nasze ciało. Nie ma wiele wspólnego z często my-
lonym z nim transwestytyzmem. Transwestyci wcielają się w płeć przeciwną raz na jakiś czas, nie mają zamiaru nic w sobie zmieniać, utożsamiają się z płcią, z którą się fizycznie urodzili. Transseksualiści przechodzą długą i mozolną drogę, wiele badań, kurację hormonalną i kilka
poważnych operacji tylko po to by móc żyć. Wydostać się z więzienia jakim jest ich własne ciało. Część woli zakończyć swoje życie niż dalej funkcjonować w ciele, które jest istnym dowcipem matki natury. Nie jest to choroba czy zboczenie. Nie wynika z własnej decyzji czy widzi-
misię. Tacy się po prostu rodzimy, najpewniej za sprawą gospodarki hormonalnej w okresie płodowym. I, jak każdy, chcemy tylko normalnie żyć. ■ Początek historii Urodziłem się w dużym mieście
CZERWIEC 2013 ale rodzice bardzo szybko podjęli decyzję o wyprowadzeniu się do mniejszej miejscowości bo tam „powietrze jest zdrowsze”. Mieścina ta była dość mała i nie miała w najbliższym otoczeniu jakichś większych miast. Było to skromne, pastelowe miasteczko, jakich wiele. Takie, w którym każdy wszystko o wszystkich wie a wszelkie formy odbiegania od normy nie są mile widziane do tego stopnia, że jeszcze parę lat temu w liceum za posiadanie dłuższej grzywki zasłaniającej oczy nauczycielka potrafiła wyrzucić Bogu winną dziewczynę z klasy. W takim oto miasteczku dorastałem, uczęszczałem do szkoły, uczyłem się żyć. ■ Szkolne lata Łatwo można się domyślić, że, jako transseksualista, zostałem szybko zauważony i w jakiś sposób odepchnięty przez innych. Męskie ciuchy, krótkie włosy, w których ja czułem się jak człowiek, dla innych były oznaką dziwactwa i braku człowieczeństwa. Młodość spędziłem więc raczej samotnie. No bo z kim miałem o tym porozmawiać? Nikt tak naprawdę nie wiedział czym transseksualizm jest. Ja sam dowiedziałem się za sprawą internetu, po wielu latach zagubienia i zastanawiania się, co ze mną jest nie tak.
Uniwersytet Zielonogórski stra. „Kocham Cię, nie ważne czy jesteś moją siostrą czy bratem” – odpowiedziała. Do dzisiaj są to najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałem. Z mamą było gorzej. Rodzicom zawsze ciężko jest pogodzić się z faktem, że ich dziecko nie jest takie, jakie chcą je widzieć. Mimo, że moja matka kochała nas nad życie, jej też to nie ominęło. Usłyszałem od niej wtedy wiele rzeczy, których z szacunku do niej nie chcę tu przytaczać, ale nie miałem jej tego za złe. Wiedziałem, że potrzebuje czasu. I rzeczywiście, stopniowo godziła się z tym aż wreszcie, po wielu latach, i od niej usłyszałem, że jestem jej dzieckiem i zawsze będzie mnie kochać. ■ Tam gdzie wzloty … Pierwszy raz zacząłem funkcjonować otwarcie jako mężczyzna na studiach. Wyjechałem do wielkiego miasta gdzie wszystko wyglądało inaczej. Większa anonimowość sprzyjała osobom takim jak ja, pomagała nie rzucać się w oczy. W międzyczasie ukończyłem badania seksuologiczne i psychologiczne potwierdzające, że moja płeć psychiczna jest definitywnie męska. Pierwszy krok był już za mną… i wtedy pokonało mnie to po raz pierwszy. Walka o bycie sobą okazała się zbyt trudna dla podlotka, który dopiero uczył się ży-
No bo z kim miałem o tym porozmawiać? Nikt tak naprawdę nie wiedział, czym transseksualizm jest. Ja sam dowiedziałem się za sprawą internetu, po wielu latach zagubienia i zastanawiania się, co ze mną jest nie tak. ■ Wśród rodziny O rozpoczęciu terapii zdecydowałem zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Pierwszą osobą, której powiedziałem, była moja sio-
cia. Wróciłem do domu z podkulonym ogonem, wycieńczony i podłamany. Człowiek nawet sobie nie wyobraża jak wiele czynników może się nagle skumulować, wykańczając i wyżerając od
środka. Zwykłe sytuacje, na przykład niezgodność dokumentów, mogą człowieka dobić. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy kasjerka w jednym z powszechnych w Polsce supermarketów zaczęła wymachiwać moim do-
7
prawo a jednak dla transseksualistów wiążą się ze stresem, obawą i ciągłym niepokojem i niepewnością. Brzmi jak bajka, łatwe rozwiązanie. A jednak po miesiącu, człowiek patrząc w lustro nie poznaje siebie, nie chce
Pierwszy raz zacząłem funkcjonować otwarcie jako mężczyzna na studiach. W międzyczasie ukończyłem badania seksuologiczne i psychologiczne potwierdzające, że moja płeć psychiczna jest definitywnie męska. Pierwszy krok był już za mną… i wtedy pokonało mnie to po raz pierwszy. Walka o bycie sobą okazała się zbyt trudna dla podlotka, który dopiero uczył się życia. Wróciłem do domu z podkulonym ogonem, wycieńczony i podłamany. wodem przed ludźmi w kolejce, krzycząc na pół sklepu „Patrzcie! To jest kobieta!” podczas gdy wizualnie stał przed nią młody chłopak. A była to tylko jedna z wielu podobnych sytuacji, przepełniających człowieka poczuciem bezradności, poniżenia, porażki... Uznałem, że spróbuję żyć tak jak to sobie wymyślił otaczający mnie świat… jak się okazało, na krótko. ■ …są i upadki Poza tym pierwszym poddawałem się jeszcze dwa razy. Dwa kolejne najgorsze okresy w życiu. Okresy udawania na siłę kogoś z kim tak naprawdę nie ma się nic wspólnego. Zawsze wyglądało to podobnie. Najpierw krótki moment ulgi, że teraz będzie łatwiej. Będzie można normalnie kupić paczkę papierosów bez ryzykowania kolejnego bezsensownego upokorzenia, pojechać na święta do rodziny bez obawy, że gdy tylko się dowiedzą, nie będą chcieli mieć z tobą nic wspólnego. Proste, codziennie rzeczy, do których każdy ma
mieć z tą osobą nic wspólnego, brzydzi się tym… ma ochotę to zakończyć… ■ Nowy początek Dzisiaj jestem mądrzejszy o wiele doświadczeń. Nie żałuję niczego. Nawet momentów rezygnacji. Teraz bowiem jestem już pewien tego, kim jestem. Poznałem siebie i wiem, że nie mogę udawać, nie mogę tak żyć bo z życiem nie ma to nic wspólnego. To tylko bierna, bezsensowna, pozbawiona jakiegokolwiek sensu egzystencja. Chcę być sobą, mieć normalne życie, jak każdy człowiek. Normalny dom, pracę, rodzinę. Chcę być tym, kim się czuję, kim tak naprawdę się urodziłem. Przede mną jeszcze wiele badań, kilka operacji, zastrzyki hormonalne do końca życia. Wiele pieniędzy, czasu i bólu. Ale teraz znów mogę być sobą, znów żyję… znów jestem.
Eryk Gawin
8
Uniwersytet Zielonog贸rski
CZERWIEC 2013
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
9
Akademia, która zmienia życie W żyłach pulsuje krew, adrenalina wzrasta do maksimum, ilość tlenu w płucach powoduje euforię! Żyć tak mocno i oddychać tak głęboko, by kręciło się w głowie. Cieszyć się i mieć wsparcie dookoła, być wśród ludzi takich jak Ty, którzy idą z Tobą krok w krok. Jedna chwila, jedna decyzja… Pierwszy oddech. O AKADEMII dowiedziałam się od Agnieszki – ówczesnej przewodniczącej Koła Naukowego Pedagogów Wolontariuszy na Uniwersytecie Zielonogórskim, o inicjatywie Wiosny przeczytałam od niej w mailu. Poczułam, że jest to strzał w dziesiątkę. Zawsze marzyłam o wielkich ideach, czynach, które wprowadzą zmiany w moim życiu i dookoła niego. Wybór jednak nie był taki prosty.
MIĄ, jest dla mnie tego doskonałym potwierdzeniem. W AKADEMII wiele rzeczy było pierwszych. Pierwsze wyzwania, intensywne wzruszenia, a dziś wspomnienia z pierwszych dni… Integracja z tutorami, szkolenie pełne kreatywnej pasji. Uroczysta Inauguracja w uniwersyteckiej auli, pierwszy kontakt z uczniem, cotygodniowe spotkania, motywujące inicjatywy i wszelkie wspólne wyjścia. Krążąca między nami energia jest tak
Tutorzy w AKADEMII są jedyni w swym rodzaju, niepowtarzalni w swej energii, którą dają innym. Dla mnie akademia jest życiowym przełomem... Wzrosłam i zaczęłam rokować. Wątpliwości mnożyło się co niemiara: „Czy na pewno jestem odpowiednią osobą?”. Niemal z zamkniętymi oczami wysyłałam zgłoszenie, w imię zasady: „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” – była obawa, jednak radość i pozytywna atmosfera podczas procesu rekrutacji wzmacniała mnie. Po pierwszym spotkaniu wszystkie wątpliwości zniknęły, energia, którą doładowała mnie Kasia - Zielonogórska Koordynatorka Regionalna - jest we mnie do dziś. Od tego dnia byłam pewna, że znalazłam się w dobrym miejscu i z każdym dniem ta pewność wzrasta. Intuicja podpowiada mi, że w życiu nie ma przypadków i nie ma przypadkowych wyborów. Kiedy kierujesz się tym, co jest dla Ciebie ważne, wybory przychodzą do Ciebie same. I to, że jestem teraz tutaj, z AKADE-
dynamiczna, że chce się jeszcze więcej, bardziej, intensywniej działać. AKADEMIA pozwoliła mi poznać ją od środka, tak mocno, jak ja otworzyłam na nią siebie. Myśląc o doświadczeniu, zmianach, przełomie, myślę o tym, że wszyscy jesteśmy jej dziećmi – bierze nas pod swoje skrzydło, dodaje mocy, pokazuje jak wzrastać, dodaje motywacji do działania, uczy jak cieszyć się nawet z maleńkich sukcesów, uczy człowieczeństwa i udowadnia na każdym kroku, że każdy jest KIMŚ – kimś wyjątkowym. Beata Kałużna Tutor, Kolider Programu Akademia Przyszłości
WYKORZYSTAJ SZANSĘ NA ROZWÓJ Stowarzyszenie WIOSNA – pomysłodawca SZLACHETNEJ PACZKI i AKADEMII PRZYSZŁOŚCI – szuka do współpracy w Zielonej Górze osób z taką energią i chęcią pomocy jak Beata. Zostań tutorem! Wystarczy, że przez cały rok szkolny 2013/2014 przeznaczysz co najmniej jedną godzinę raz w tygodniu na spotkanie z jednym z 50-tki wyjątkowych dzieci z zielonogórskich podstawówek. Pomóż dziecku nie tylko w nauce, ale przede wszystkim wzmocnij jego samoocenę. Sam na pewno skorzystasz! Zgłoś się jeżeli: dostrzegasz potencjał w sobie i w każdym człowieku i potrafisz tak organizować rzeczywistość, aby osiągać wyznaczone cele. W Twoim słowniku nie gości słowo „niemożliwe”! ;) Lubisz pracować z ludźmi i dla ludzi. Twoja misja: osiąganie sukcesów – wielkich i małych. Zysk: nie do opisania – to samemu trzeba przeżyć! Zainteresowany? Zapraszamy do aplikowania poprzez przesłanie CV na adres e-mail zielona.gora@wiosna.org.pl A jeśli interesuje Cię współpraca z lubuskimi mediami oraz organizacja eventów, aplikuj na stanowisko Koordynatora/Koordynatorki ds. Promocji AKADEMII PRZYSZŁOŚCI w Zielonej Górze. Zgłoś swoją kandydaturę poprze przesłanie CV oraz listu motywacyjnego na adres e-mail: zielona.gora@wiosna.krakow.pl Więcej: www.akademiaprzyszlosci.org.pl
Dominika Iwan
10
Kultura studencka
Gdzie mieszka student
CZERWIEC 2013
Co roku większość z nas szuka nowego lokum na przyszły rok akademicki. Wśród moich znajomych tylko nieliczni chcą mieszkać tam, gdzie do tej pory. Wbrew pozorom czerwiec i lipiec to idealna pora na rozglądanie się za nowym lokum. Pod koniec września i w październiku znajdujemy zazwyczaj przebrane i niezbyt interesujące oferty. Do wyboru mamy akademik, stancję, mieszkanie studenckie, mieszkanie. Co wybrać? Opcji jest wiele i wszystkie różnią się od siebie znacząco. Każdy stawia sobie inne priorytety. Cena, lokalizacja, szybki Internet czy ludzie, którzy będą z nami mieszkać. Zacznijmy, może od akademików. Z jednej strony blisko, tanio i wesoło, z drugiej zaś niezbyt komfortowo, głośno i ciasno (chociaż reguła ta nie jest do końca potwierdzona). Na kampusie A do wyboru mamy cztery akademiki.
"Rzepicha" W "Rzepisze", który znajduję się przy Podgórnej, panują nienajgorsze warunki, akademik został częściowo wyremontowany. Praktycznie wszystkie pokoje są trzyosobowe, wyjątek stanowią tylko tzw. pokoje małżeńskie, w których zamieszkać mogą te pary, które mają wyznaczoną datę ślubu cywilnego, lub są już po nim. Jest to zdecydowanie najspokojniejszy akademik z trójki znajdującej się przy samym kampusie. Chociaż nie twierdzę, że cisza i spokój jest tu na porządku dziennym, no cóż, w końcu to tylko akademik. Pokoje są dość ładne, ale małe, zdecydowanie za małe dla trzech osób. W każdym znajduje się zlewozmywak, i choć mogłoby się to wydawać mało znaczące, stanowi on ogromne udogodnienie (uwierzcie mi, noszenie brudnych naczyń do wspólnej kuchni nie jest fajne). Cena za osobę, gdy w pokoju mieszka się we trójkę, to 210 zł, we dwójkę 280. Tanioszka.
"Ziemowit"
"Piast" Teraz Pora na Dom Studenta "Piast". Pokoje są tu bardziej przestronne niż w akademiku "Rzepicha", jednak brakuje w nich umywalki. Pieniędzy na remont nie ma, bo "Piast" nie prezentuje się zbyt okazale. Zazwyczaj stare okna, obdarte tapety no i zaplecze sanitarne… całość pozostawia wiele do życzenia. Jednak mieszkańców nie brakuje, imprezy są na porządku dziennym, akademik tętni życiem. Chociaż nie tak samo jak kilka lat temu. Według mnie "Piast" jest idealnym rozwiązaniem dla osób, które lubią poimprezować i są zdecydowanie tolerancyjne dla sąsiadów. Cena pokoi jest jeszcze niższa niż
w "Rzepisze", trójka kosztuje 195 zł za osobę, dwójka - 240 zł .
"Ziemowit" Tak zwana "Trójka". Gdy zaczynałam studia, "Ziemowit" był najgłośniejszym i najbardziej hardkorowym akademikiem w okolicy. Teraz jest już spokojniej, chociaż muzyka gra głośno od rana do nocy, szczególnie w okresie letnim. Chociaż o DS. III krążą różne opowieści, chyba nie ma się czego obawiać. Pokoje są duże, podobnie jak w "Piaście" nie posiadają umywalek, jednak są w lepszym stanie, niż te piastowskie. Łazienki i kuchnie też są ładniejsze. Ceny pokoi są takie same jak w DS. I. Akademiki przy kampusie są dobrym wyborem dla osób, które nie chcą przepłacać,
zajęcia mają pod nosem i mają ochotę posłuchać głośnej muzyki (niekoniecznie ze swoich głośników). Są to idealne miejsca na poznanie wielu ciekawych ludzi i zakosztowanie studenckiego życia.
SBM Akademik jest najnowszy z całej czwórki podlegającej pod kampus A. Różni się zdecydowanie od opisanych powyżej: to raczej forma mieszkań studenckich. Do wybory mamy różne opcje. Mieszkania od mniejszych do większych, z jedną łazienką lub z dwiema, z balkonem lub tarasem. SBM położony jest 5 minut od budynków uczelnianych, w małym lasku nad stawem. Pokoje są ładne i przestronne, każ-
REKLAMA
CZERWIEC 2013 de mieszkanie ma swoją kuchnię i łazienkę, dużą szafę wnękową i telefon stacjonarny. Blisko jest także do przystanku MZK. Ceny za pokój trzyosobowy to 180 zł + media, za dwójkę 225 + media (około 80 zł).
"Wcześniak" Czas przejść do kampusu B. Akademiki "Vicewersal" i "Wcześniak" znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie budynków uczelnianych. "Wcześniak" to najnowocześniejszy i najładniejszy akademik Uniwersytetu. Oddany do użytku (po remoncie generalnym) w 2011 roku jest najbardziej komfortowy i co za tym idzie oblegany przez studentów. Nie jest łatwo dostać tam miejsce, szczególnie, gdy jesteś pierwszakiem. "Wcześniak" oferuje studentom jedno i dwuosobowe pokoje, są tu także pokoje przystosowane dla osób niepełnosprawnych. "Wcześniak" to kolejny przykład akademika z mieszkaniami studenckimi. Pokoje są dość przestronne i nowocześnie urządzone. Kuchnie i łazienki są naprawdę na poziomie. Taki luksus jednak kosztuje trochę wyrzeczeń, szczególnie dla studentów palących i głośno imprezujących. Ci pierwsi muszą uważać na bardzo wrażliwe czujki dymu, ci drudzy na upomnienia od portiera. Pokój jednoosobowy kosztuje 330 zł + media, dwójka zaś 255 + media (około 80 zł).
"Vicewersal" Zdecydowanie inaczej jest w "Vicewersalu", warunki dużo słabsze, akademik podobny do tych z Podgórnej. Chociaż ma swoje zalety, pokoje są naprawdę duże i wyposażone w zlewozmywak. Są też zdecydowanie tańsze niż we "Wcześniaku", pokój dwuosobowy - 240 zł, pokój trzy-
osobowy - 195 zł. "Vicek" ma też swój klimat, to w końcu tradycyjny akademik. Warto nadmienić również, że oba kampusy są położone na dwóch końcach miasta, co jednak nie wiąże się z kilometrami, które studenci musza pokonywać na imprezę czy na zakupy.
tych, którzy nie wiedzą: stancja to wynajmowanie pokoju u kogoś w mieszkaniu lub w domu, niekoniecznie musi się wiązać z korzystaniem z jednej kuchni czy łazienki, jednak jest to mieszkanie z właścicielem. Takie zakwaterowanie polecam zdecydowanie osobom, które potrzebują ciszy i spokoju,
"Piast"
"Wcześniak" by night Przy kampusie A znajdziemy przykładowo klub "u Ojca" i Biedronkę, a przy kampusie B klub "Studio" i Lidla. Jeżeli jednak nie chcecie pokonywać zbyt dużej odległości na zajęcia, postarajcie się wybrać kampus A, gdy będziecie studiować kierunki bardziej techniczne, zaś kampus B, gdy będą to studia bardziej humanistyczne.
Stancje Pewnie większość z Was wie, czym jest stancja, jednak dla
żeby się uczyć, lubią się wyspać i nie mają zamiaru sprowadzać do siebie tłumów znajomych. Trzeba też być przygotowanym na ingerencję właściciela w nasze życie (niestety, nie jest to rzadki przypadek). To tak jak mieszkanie z wujkiem lub ciotką - niby nie powinni ci nic mówić, ale czasem lubią się wtrącać. Ceny stancji są zdecydowanie różnie, można wynająć pokój już od 200 do nawet 500 zł za osobę. W przypadku tej niższej ceny należy sobie jednak zazwyczaj doliczyć koszt miesięcznego (nigdzie przy kampusie nie
Kultura Kulturastudencka - wywiad
11
znajdziecie tak taniego lokum), rachunki i pewnie Internet (o ile wynajmiecie pokój u jakiejś starszej osoby). Za 500 zł powinniśmy dostać już ładny i zadbany pokój z dostępem do Internetu i niedaleko od uczelni.
Mieszkanie studenckie Mieszkanie studenckie to coraz popularniejsza forma zakwaterowania wśród studentów. Płacisz i masz, całe mieszkanie dla studentów, bez właściciela, jak w przypadku stancji i tłumów, jak w akademiku. Najlepiej takie mieszkanie wynająć wspólnie ze znajomymi, żeby wiedzieć, z kim będzie się mieszkać. Mieszkanie studenckie ma wiele zalet, ma też jednak wady. Mieszkania takie zazwyczaj znajdują się w budynkach wielorodzinnych, toteż imprezy do białego rana odpadają, trzeba liczyć się także z kosztami. Przeciętne mieszkanie dwupokojowe (dla 3-4 osób) kosztuje około 1300-1400 zł z rachunkami. Szczególną uwagę należy zwrócić na wszystkie dodatkowe opłaty, które właściciel nam przedstawia podczas oglądania mieszkania - nie dajmy się namówić na mieszkanie z ogrzewaniem gazowym w starym budownictwie, bo wtedy zimą albo będziemy siedzieć pod kocami, albo płacić krocie za mieszkanie. A jednak studenckie mieszkanie jest dobrym rozwiązaniem. Cisza, spokój i luz. A na imprezę zawsze można się wybrać do akademika czy do klubu. A jak się trafi na wyrozumiałych sąsiadów, to i u siebie można się pobawić.
Tekst i zdjęcia: Klaudia Szczepańska
12
Kultura studencka
Monika w błysku fleszy
CZERWIEC 2013
Styliści, modele, kolekcje, sezony, makijaż, plener, pokaz, obiektyw aparatu… W to wszystko i jeszcze więcej została wciągnięta Monika. Obecnie pozuje do zdjęć i podbija Anglię, a to wszystko dzięki spacerowi po Arkadach w Leeds. Monika Januszkiewicz ma dwadzieścia lat. Oficjalnie studentka i fotomodelka. Z wyglądu średniego wzrostu blondynka o jasnych oczach. Ma charakterystyczną urodę, dzięki której na ulicy zaczepił ją menadżer z agencji modelek. Zaraz potem wylądowała w świetle reflektorów i błysku fleszy. W Lubsku mieszkała ok. 15 lat. Najpierw Szkoła podstawowa nr 3, później Gimnazjum im. Edmunda Bojanowskiego. Znajomi mówią, że Monika była kiedyś niepozorna i nieśmiała. Z czasem nabrała sił i odwagi. Kiedy pierwszy raz spróbowałaś swoich sił w modelingu? W wieku 16 lat zostałam "odkryta" podczas spaceru po Arkadach w Leeds i dzięki temu zostało wykonane moje pierwsze, profesjonalne portfolio studyjne. Po jakimś czasie zostałam zauważona i zaproszona do Londynu na sesję do Promocyjnego Lookbooku Model Day. To było niesamowite doświadczenie, dostałam własną garderobę, trenera, który pokazywał mi jak pozować do zdjęcia, by korzystnie na nim wyjść, stylistę, makijażystę, fryzjera i mnóstwo fotografów. Czasami wystarczy jeden spacer po mieście, by wszystko niespodziewanie samo się potoczyło. Z jakimi fotografami pracujesz? Od kompletnych amatorów do profesjonalistów. Przez parę lat pracy wyrobiła mi się całkiem spora książka kontaktów. Projektujesz ubrania? Dopiero się uczę, mam nadzieję że w nieodległej przyszłości uda mi się zgromadzić
potrzebne fundusze i wypuścić własna małą kolekcję, ale nie zapeszam! Jako student na Uniwersytecie w Huddersfield mam dostęp do naprawdę bardzo wysokiej jakości sprzętu krawieckiego i programów typu Adobe inDesign i Adobe illustrator, stron internetowych typu WGSN i MPD Click, z których korzystają najlepsi projektanci, a roczna subskrybscja kosztuje około 16 tysięcy funtów. Jak określasz swój styl ubierania się? Jak się narodził? Wbrew pozorom jest to bardzo trudne pytanie, bo większość osób albo nie ma pojęcia jaki ma styl, albo opisując go, nie potrafi wyjść poza ogólniki „normalny”, „na sportowo”, „taki na luzie”. Czytałam niedawno całkiem dobrą książkę Izabeli Jabłonowskiej „Ubierz się w uśmiech” w której autorka posługuję się niesamowitą terminologią i pomysłami. Myślę, że mój styl w dużej ilości wzoruje się na latach 60, boho i Vintage, ale jest tez w tym wszystkim domieszka Avant Garde. Uwielbiam perwersyjność takich projektantów jak Alexander McQueen, Pugh Gareth czy Hussein Chalayan. Byłaś już na wielu pokazach mody, czy jak je oglądasz to myślisz o tym, że też chcesz tak jak te modelki kroczyć po wybiegu? Dorywczo pracuję jako fotomodelka, a nie modelka na wybieg. Jestem za niska (168 cm 5.6 f), więc nawet nie próbuję pokazać sie w tej profesji. Uczestniczyłam w kilku pokazach mody, ale jako obserwator, jednym z nich był London Fashion Weekend. Fotomodeling
Monika Januszkiewicz - modelka z Leszna! nie jest moim pomysłem na życie w przyszłości. Obecne sesje to mój sposób na nudę i chęć stworzenia czegoś kreatywnego. Spośród wielu sesji zdjęciowych, która była Twoja ulubiona? Sesje zdjęciowe mogą być oczywiście małe i duże, w studio i w plenerze, fashion i beauty – czyli te modowe i te, gdzie makijaż jest na pierwszym planie. Przed każdą sesją koncepcja całości projektu jest omawiana z całą ekipą i oczywiście zleceniodawcą (klientem). Jeśli takowy zamawia sesję. Bywają też robione na potrzeby magazynów i czasopism. Przy dużych sesjach organizowanych w studio, czy w plenerze pracuje ogromny sztab ludzi. Fotograf ma kilku asystentów, są kierownicy produkcji, technicy, styliści włosów, specjaliści od manicure no i oczywiście makijażyści. Są także mniejsze sesje, gdzie bywa tak, że i ja i makijażysta z pędzlami w kieszeni trzyma w rękach
blendę pomagając fotografowi. Moja Ulubiona sesja zdjęciowa to była ta do kolekcji ubrań Ursuli Melanchez (www.ursulamelanchez.co.uk) do której udało mi się zostać twarzą. Na stworzenie jednego idealnego zdjęcia promocyjnego marki musiałam poświęcić 8 godzin. Co jeszcze robisz w wolnym czasie? Uwielbiam muzykę, potrafię słuchać jej godzinami, lubię starą, dobrą klasykę w stylu Led Zeppelin czy the Doors. Gram na gitarze i pianinie, komponuję własne melodie. Uwielbiam podróżować, powoli uczę się projektować i od bardzo niedawna prowadzę bloga monic-dzej.blogspot.com Wielkie dzięki za wywiad!
Agnieszka Kowalska Fot. monic-dzej.blogspot.com
CZERWIEC 2013
Kulturastudencka - wywiad Kultura
13
14
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
Kciuk do góry! cz. 8 „To był maj, pachniała Saska Kępa szalonym zielonym bzem…”. Oj tak, zaiste to był maj. Przeróżne wcielanie Pani Wiosny przyniosły nam w końcu chwile piękne, chwile gorące i niezwykle okraszone imprezami. Jest to nasze ostatnie spotkanie w tym roku akademickim, więc chciałbym jakoś podsumować te moje chaotyczne i niepoukładane przygody. Żeby jednak nadal pozostać sobą, trochę poskaczę po tematach i w czasoprzestrzeni. No to kciuk do góry i jedziemy… Początek maja to tradycyjnie majówka. Szaleni polscy studenci nie zamierzali marnować ani chwili tego pięknego czasu i masowo ruszyli przed siebie. A właściwie to w kierunku Dubrownika. Autostop Race to wyścig autostopowy liczący sobie tysiące młodych ludzi szukających przygód, nowych doznań i fenomenalnej zabawy. Dotychczas nie miałem okazji ruszenia w tym wyścigu. Obiecuję jednak w przyszłym roku nadrobić zaległości. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że lista 1000 miejsc w tym roku została zapełniona w 9 minut... Szaleństwo. No nic, będę się tym martwił za rok. ■ And the winner is… Wrocław Podsumowując moje wszystkie mniejsze bądź ciut większe wypady autostopowe, to najczęstszym kierunkiem, który obierałem, był Wrocław. Stąd też do dziś mam kartkę, którą przygotowałem specjalnie na wakacyjny wypad do Opola (lipiec 2012). Co prawda jest już postrzępiona, wytarta z niektórych stron, jednak mam do niej sentyment (też się zdziwiłem, no bo jak tu mieć sentyment do kawałka kartki z napisem „Wrocław”? A jednak mam - i to wielki). ■ Oj maluczki, maluczki Dzięki programowi "Przed Sie-
...Pokonując przeciwności losu, stąpali po ziemiach co najmniej dla nas egzotycznych czy też strasznych (no bo chyba nie powiecie mi, że jeździcie na wakacje do Iranu). bie" w Akademickim Radiu Index miałem przyjemność poznać niesamowitych autostopowiczów. Moje podróżnicze serce nadal jest pod ogromnym wrażeniem Przemka Skokowskiego z projektu "Autostopem przez życie", o którym co nieco już wam wspominałem. Dodam tylko, że w tym roku Przemek stworzył projekt "Postcards from Europe". Koniecznie zaglądajcie na
autostopem-przez-zycie.pl Zachęci was może fakt, że Przemek wyrusza niebawem autostopem do Chin oraz Indii. Serio? ■ Serio, serio Ogromne wrażenie wywarło na mnie również spotkanie z twórcami projektu "Autostopem Ku Wolności", których dorwałem (uwaga, uwaga) we Wrocławiu (przypadek?). W skrócie: Alek-
sander Adamus i Paweł Bartnik w ciągu 105 dni zwiedzili 16 państw, pokonali 20 000 km, połączyli dwa przeciwstawne temperamenty oraz zrealizowali niezwykły projekt. Pokonując przeciwności losu, stąpali po ziemiach co najmniej dla nas egzotycznych czy też strasznych (no bo chyba nie powiecie mi, że jeździcie na wakacje do Iranu). Co więcej, w każdym
CZERWIECMARZEC 2013 2012
KulturaZielona studencka Góra
15 19
miejscu, w które dotarli, pytali tubylców, czym jest dla nich wolność. Jak sami przyznali w rozmowie, zadanie ich przerosło. Posiedli wiedzę, która mogła ich posłać do więzienia na długie lata. Czego zresztą byli bliscy Obywatel, obywatelskość… Niby dwa proste słowa. A ilu z nas potrafi właśnie w Iranie. Na szczęście zdefiniować te terminy? Studenci I roku politologii Uniwersytetu Zielonowszystko skończyło się dobrze. górskiego, w ramach projektu Społeczeństwo Obywatelskie, prowadzoWięcej znajdziecie na www.au- nego przez Panią dr Agnieszkę Opalińską, stworzyli projekt: „Obywatel tostopemkuwolnosci.com. – czyli kto?”, którego realizacja odbyła się 23 maja w Miejskim Przed-
Studenci politologii UZ odwiedzili najmłodszych obywateli - czyli kogo?
szkolu nr 38 w Zielonej Górze.
■ See you No to dziś było więcej o prawdziwych podróżnikach. Chociaż czy rzeczywiście możemy tak dzielić ludzi? Na prawdziwych i nieprawdziwych podróżników? Chyba jednak nie. W końcu nieważne, czy małe, czy duże grunt, że podróże. Trzymajcie się podczas sesji, a podczas wakacji trzymajcie wysoko kciuki! Szerokości. Wojciech Góralski
WOJCIECH GÓRALSKI Student Uniwersytetu Zielonogórskiego na I roku animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej osobowości i bujanie w obłokach. Uwielbia wypady rowerowe i wszelkiego rodzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim Radiu Index.
Nasz projekt miał na celu rozwój postaw obywatelskich i patriotycznych. Skierowany był do dzieci w wieku 5-6lat. Powstał w celu zapoznania i pogłębiania świadomości obywatelskiej dzieci. W dzisiejszych czasach uwaga ich skierowana jest głównie na zabawę pozbawioną elementów edukacyjnych. Projekt ten, poprzez zabawę, miał zapoznać dzieci z pojęciami: „obywatel”, „postawa obywatelska”. Żywimy nadzieję, że nasz trud się opłacił i pomogliśmy tym maluchom zrozumieć owe kluczowe pojęcia. Jesteśmy pełni zapału, by krzewić w tych małych istotkach poprawne postawy. To przerażające, jak małe dzieci są w dzisiejszych czasach atakowane przez gry, programy telewizyjne, które są zupełnie pozbawione treści edukacyjnych… Dzieci nie mają wzorców godnych naśladowania. Jak więc mają się nich kształtować poprawne zachowania i postawy? Pięcio- i sześciolatki są bardzo podatne na nowe rzeczy i szybko je przyswajają. Jest to więc bardzo dobry wiek na krzewienie pozytywnych zachowań. Mamy nadzieję, że nam się to udało. Jesteśmy zadowoleni z efektów, bowiem dzieci chętnie uczestniczyły w zabawach organizowanych w ramach projektu. Ich kreatywność nie raz nas zaskoczyła. To naprawdę inteligentne dzieci, wystarczy je tylko dobrze pokierować. Mamy również nadzieję, że to nie ostatni taki nasz projekt. Jako politolodzy, wstępują-
cy dopiero w świat nauk politycznych, jesteśmy otwarci na różne propozycje, chcemy działać, nie pozostawać biernymi!
Joanna Weszka Rzecznik Prasowy Projektu Fot. Miłosz Bratuś
16
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
Portret rodzinny, czyli o grupie Marka Zadłużnego - Proforma Tancerz, choreograf i reżyser ruchu. Doktor Marek Zadłużny ukończył animację kultury na Uniwersytecie Zielonogórskim, obecnie jako prowadzi zajęcia z Teorii Kultury i Animacji, Współczesnych Form Tańca i Instytucji Kultury. Prowadzi też dwie grupy teatralno-taneczne w Domu Harcerza: studencką grupę Effort i obsypaną nagrodami za ostatnie festiwale teatralne grupę Proforma/NewPro.
- Taniec współczesny jest bardzo szerokim pojęciem, którego nie da się jednoznacznie zinterpretować. Granica pomiędzy samym ruchem a tańcem określanym jako współczesny jest bardzo płynna. Taniec współczesny w ujęciu sztuki współczesnej to po prostu wszystko, co jest bliskie współczesnemu człowiekowi - mówi Marek Zadłużny. - Jednak ja wolę nazywać nas teatrem tańca, teatrem ruchu czy nawet teatrem fizycznym, bo takie określenia wydają się nam bliższe. Nasze spektakle pozbawione są sztywnych schematów. Proforma to grupa działająca w Zielonej Górze już od 4 lat, początkowo młodzież (wówczas głównie gimnazjalna) poznawała techniki teatralne pod okiem ówczesnej aktorki Lubuskiego Teatru, Olgii Paszkowskiej, później instruktorami Proformy zostali animatorzy kultury: Mariusz Laudański i Karolina Rosocka, grupa występowała również spod skrzydła Lubuskiego Teatru, pod opieką Oli Maliszewskiej. Marek Zadłużny został zaproszony na zajęcia grupy Proforma, by móc ukazać młodzieży nowe formy ruchu scenicznego – ostatecznie po wakacjach grupa teatralna Proforma stała się grupą teatru tańca działającą przy Domu Harcerza. - Teatr tańca jest mową za pomocą ruchu, gestu, mimiki – definiuje krótko i trafnie Paulina Niemiec. Marek Zadłużny i jego młodzież w swoich spektaklach stawiają głównie na emocje. - Byłem wzruszający i przejmujący –
"Zajęcia z Markiem dają szansę zaznać innego życia, przepełnionego teatrem i tańcem. Proforma jest dla mnie jak rodzina, którą wybrałem". chwali się Radek Bajon wspominając słowa jury podczas tegorocznego POKOTU. - Każdy ma tutaj okazję pokazać to, co w nim najlepsze – dodaje Marek Zadłużny. – Wspólnie pracujemy nad spektaklem, ja rzucam temat, a oni na zasadzie prób, improwizacji dodają kolejne elementy historii. Na pewno praca z taką formą tańca może być trudna dla osób, które wcześniej miały do czynienia z bardziej standardowymi formami tańca, jak Paulina, która tańczy jednocześnie w Spoko Family. - O Proformie dowiedziałam sie od koleżanki, nigdy wcześniej nie miałam styczności z techniką tańca współczesnego czy teatrem tańca. Chciałam spróbować czegoś nowego, dlatego właśnie znalazłam się w tej grupie – mówi Paulina Niemiec. Do Proformy dołączyła w październiku, ale od wielu lat zwią-
zana jest z hip hopem, studiem tańca Spoko Family i formacją Boom. - To, co tworzymy z Proformą, daje mi większe doświadczenie, większe możliwości, poszerza moje bariery, umysłowe i fizyczne, poznaję nowe możliwości własnego ciała i przekazywania uczuć – dodaje. - Ja natomiast zawsze chciałam coś tańczyć i tak wyszło, że przyszłam na zajęcia do pana Marka. Wcześniej oczywiście widziałam spektakl Proformy w Hydrozagadce i bardzo spodobała mi się taka forma tańca – opowiada Agata Kierońska, która do Proformy dołączyła w maju. - Zajęcia z Markiem dają szansę zaznać zupełnie innego życia, przepełnionego teatrem i tańcem, dzięki czemu czuję że tworzymy coś wyjątkowego. Proforma jest dla mnie, jak rodzina, którą wybrałem – podsumowuje Radek Bajon.
Proforma od trzech lat występuje na POKOCIE, w tym roku otrzymali nagrodę zespołową, zaś podczas festiwalu w Cottbus zajęli pierwsze miejsce w kategorii taniec. W czerwcu będzie można ujrzeć zmagania tej grupy podczas kolejnych występów – dokładne daty już niebawem na portalu www.zielonej.pl Marek Zadłużny zapowiada również, że od przyszłego roku do jego występowych grup będą mogły dołączyć tylko osoby, które pracują wraz z nim w grupach początkujących. Grupa Proforma występuje w składzie: Radosław Bajon, Paulina Niemiec, Szymon Gramatyka, Martyna Blachowska, Martyna Wilcząb, Natalia Dziadek, Sonia Januszewicz, Agata Kierońska, Paulina Nowak. Sandra Stempniewska
Kultura studencka
CZERWIEC 2013
17
Studenci zdobędą Maroko
Nieco ponad 11 miesięcy temu wyruszyli w tzw. „podróż życia” do Aten. Miesiąc później wrócili z mnóstwem doświadczeń i górą kolejnych marzeń. W kalendarzu mamy już czerwiec, a przed nami kolejna „podróż życia”. Projekt studencki "Z Indexem w Podróży" wyrusza na podbój Czarnego Lądu!
Podczas minionych miesięcy musieliśmy doprowadzić do porządku sędziwego Ogórka, co nam się prawie udało. Świadczyć może o tym fakt, że często lśni w blasku słońca pod budynkami Uniwersytetu Zielonogórskiego. W wolnych chwilach Mariusz Malinowski pisał książkę o wyprawie do Aten pt. „Spełnione marzenia”. Teraz skoro już niektóre spełnił, możemy zabrać się za spełnianie kolejnych, wspólnie. Prowadziliśmy także spotkania z uczniami szkół ponadgimnazjalnych zarażając młodzież bakcylem do podróżowania. ■ Od Annasza do Kajfasza
Mniej więcej tak wyglądała nasza droga od drzwi do drzwi kolejnych potencjalnych sponsorów. Każdy grosz ma dla nas ogromne znaczenie - dziękujemy za wsparcie, którym nas obdarzyliście przeznaczając 1% podatku na Stowarzyszenie Z Indexem w Podróży oraz zamawiając pocztówki na naszej stronie internetowej www.zindexemwpodrozy.pl ■ Lubuskie Trip Podczas weekendu majowego definitywnie poczuliśmy zapach wyprawy, który dość mocno przeplatał się z intensywną wonią Ogórkowych spalin. W ciągu 4 dni zwiedziliśmy najpiękniejsze za-
kątki województwa lubuskiego i z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć, że lubuskie jest warte zachodu! ■ Ostatnia prosta
Przed nami: godziny wytężonej nauki, godziny pracy w warsztacie, 14 tysięcy kilometrów, 14 odwiedzonych państw, 2 państwa przejazdem, 2 kontynenty, 7 przepraw promowych, 2 miesiące poza domem i milion niezapomnianych wrażeń. Relacje z naszych przygód na bieżąco będziecie mogli śledzić oglądając RTV Lubuską, słuchając Radia Eska, Akademickiego Radia Index, przeglądając naszą stronę www.zindexemwpodrozy.pl, etraveler.pl, odyssei. com, portal wzielonej.pl facebook.pl/zindexemwpodrozy, a także czytając Gazetę Lubuską. Wojciech Góralski
18
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
Poczucie ogólnie pojętej psychozy Niewdzięcznie jest pisać recenzje płyt Queens Of The Stone Age. Ileż można komuś słodzić? Ile można pisać, że Josh Homme to gość, który nie ma na koncie słabej płyty? Ileż można tytułować go rockowym Midasem? W momencie, gdy człowieka nachodzą takie wątpliwości, Josh zbiera zespół, nagrywa po sześciu latach od ostatniego albumu "...Like Clockwork" i znowu trafił w sedno. Homme to jednak nie tylko geniusz muzyczny, jest również niesłychanie biegłym marketingowcem. Już przy "Era Vulgaris" dało się to odczuć, ale akcja promocyjna najnowszego krążka QOTSA to czysty majstersztyk. Graficzna strona tego zespołu zawsze była bardzo ważna, ale jeszcze nigdy nie była tak dobra. Artysta o pseudonimie Boneface wyciągnął ze swojego repertuaru najbardziej niepokojące prace, te świetnie uzupełniają i dopełniają muzyczną zawartość albumu. "...Like Clockwork" potrafi odrzucić, wręcz przygnieść swoim ciężarem. Trudno, żeby było
Brzmi jak dźwiękowy zapis apokalipsy inaczej, gdy zaczyna się ważącym kilotonę "Keep Your Eyes Peeled". Już poprzednia płyta to produkcyjna surowizna, ale ten krążek bije ją na głowę. Zgrzytliwe riffy, dudniące bębny, wokal z dużą ilością pogłosu. Mimo pierwotnego brzmienia produkcja jest szalenie bogata. Warto słuchać tej płyty w różnych warunkach, by odkrywać jej kolejne oblicza. Wielu gości pojawia się na
tym albumie, czego w ogóle nie słychać. Tak naprawdę jedynym, który odcisnął swoje piętno, jest Trent Reznor, pojawiający się m.in. w "Kalopsia". Jego wpływ sięga jednak poza jeden numer. Znane z nagrań Nine Inch Nails mrok, niepokój i poczucie ogól-
nie pojętej psychozy unoszą się nad całym albumem. Homme zarzucił przebojowość (do której też ma przecież dryg) na rzecz spójności oraz klimatu i zrobił to z korzyścią dla całości. Całkiem możliwe, że QOTSA nagrało właśnie swój najlepszy album. Album, który brzmi jak dźwiękowy zapis apokalipsy. Pioruny, jakie strzelają z gitary Homme'a w takim "If I Had A Tail" rażą słuchacza z siłą tysiąca słońc i nie pozostawiają wątpliwości: tak się nagrywa mistrzowskie, rock'n'rollowe płyty. Michał Stachura
Delikatne bujanie zapewnione
Długo czekaliśmy na nowy album studyjny od najbardziej klubowych Francuzów. Daft Punk udowadniają, że istnieje życie po takich albumach, jak "Homework", "Discovery" i trochę słabszym, ale cały czas udanym "Human After All". Pomijając ścieżkę dźwiękową do nowej odsłony filmu "Tron", czekaliśmy na nowe dźwięki od nich przez osiem długich lat. W zasadzie zawartość "Random Access Memories" zdradzają już tytułem pierwszego utworu. "Give Back Life To Music" zwiastuje istotnie najbardziej żywy z krążków duetu de Homem-Cristo - Bangalter. Trudno tu może mówić o rewolucji, ale za zwyczajowo funkującym brzmieniem tym razem stoją częściej instrumenty, niż komputery. Gdyby pokusić się o określenie rodowodu muzyki, musiałoby paść na funk lat 70. Daft Punk zawsze czerpali z charakterystycznych, pulsujących basów i ciętych fraz gitar, tym razem jednak powinni na swe słynne hełmy
Najbardziej żywy z krążków duetu wciągnąć paruki afro, a na futurystyczne kombinezony - spodnie z szerokimi nogawkami i koszule z ogromnymi kołnierzami. Takie jest najbardziej chwytliwe "Get Lucky". Utwór z udziałem Pharella Williamsa słyszałem już pewnie z 1 000 razy i przez ani chwilę nie przestaje bujać. Z kolei najbliższe daftowej poetyki jest kawałek z kolejną sławą na wokalu nagrane z Julianem Casablancasem z The Strokes "Instant Crush", mimo monotonii, stanowi
.covered
udane nawiązanie do własnej przeszłości. Trwająca ponad godzinę "Random Access Memories" nie jest jednak albumem idealnym. Słowem kluczem będzie tu wspo-
covery dobre i złe. na ogół dobre. Akademickie Radio Index, wtorek, godz. 21:00
mniana monotonia. Są momenty ekscytujące, jak coda dziewięciominutowego "Giorgio by Moroder", są mielizny, jak niepotrzebne nikomu "Motherboard", czy stworzone z Panda Bear "Doin' It Right" (tytuł w zestawieniu z poziomem utworu zdaje się być wręcz ironiczny). Daft Punk dokonali rzeczy trudnej. Po niemal dekadzie od ostatniego długogrającego albumu stworzyli nie tylko rzecz niezłą, ale i taką, której da się posłuchać z przyjemnością. Może poza wspomnianym "Get Lucky" nie zdobędą parkietów świata, ale już jako element nastrojowego wieczoru krążek sprawdza się doskonale. Delikatne bujanie przez nieco ponad sześćdziesiąt minut zapewnione, a czasami to wszystko, czegło człowiekowi trzeba Michał Stachura
Kultura studencka Kultura studencka
CZERWIEC 2013
i ze mogę robić to, co kocham ■
fot. Katarzyna Zaremba
20
Rozmowa z Kazikiem Staszewskim
Kazikowi stuknęło pół wieku. Kultowi trzydziestka. Jak czas wpłynął na jedną z najważniejszych postaci polskiego rocka i co jeszcze w życiu chciałby osiągnąć – o tym i innych sprawach porozmawialiśmy z Kazikiem Staszewskim. Co się wydarzyło w Kulcie od ostatniej studyjnej płyty „Hurra !” wydanej w 2009 roku? Kazik Staszewski: Była płyta „bez prądu” czyli „Kult MTV Unplugged”. MTV złożyło nam tę propozycję już dawno, ale ja nie chciałem zaczynać tego nowego etapu po odejściu „Banana” od płyty koncertowej. W moim przekonaniu byłby to dowód na to, że nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z nowym repertuarem, więc ratujemy się starym. Oczywiście, ta propozycja była bardzo ciekawa i interesująca, ale musiała poczekać na swoją kolej. W większości płyta „Kult MTV Unplugged” się podobała, dobrze się też po dzisiej-
sze czasy sprzedała. A poza tym ten skład 9 - osobowy się wtedy docierał i bardzo szybko się dotarł. Potem były koncerty, próby takie oporowo idące na początku i w końcu… …zaczęła powstawać płyta „Prosto”. Propozycja od producentów filmu „Układ zamknięty” była takim potrzebnym impulsem do nagrania płyty „Prosto”. Skoro nagrywamy te dwie piosenki do tego filmu, to przy okazji przetestujemy studio nagraniowe inne niż dotychczasowe. To pierwsza płyta Kultu nienagrana w studiu S.P. Records podczas powstawania której nie
Kult "PROSTO"
rządziliśmy się sami. Doszła też koncepcja producenta z zewnątrz, który chłodnym okiem spojrzy na to co robimy w którą to koncepcję ja na początku nie za bardzo wierzyłem. Przyzwy-
czajony byłem jednak, że sami wszystko robimy z pomocą naszego realizatora dźwięku „Kajtka”, mówiąc oczywiście o płytach studyjnych. Ale generalnie dowódcą był do tej pory zawsze ktoś z zespołu czy to w przeszłości „Banan” czy ja. Czyli różnicę pod względem nagrania i realizacji pomiędzy płytą „Prosto”, a innymi płytami Kultu słychać od razu? Tę płytę nagraliśmy tak jak nagrywa się na Zachodzie – przyjeżdża producent, słucha, sugeruje. Jego rola była bardzo ważna, bo to nie był jakiś reżyser dźwięku czy realizator. Był z nami niemal od początku na-
Kultura studencka
CZERWIEC 2013 grywania tej płyty i w sprawy aranżacyjne w pewnych momentach mocno się angażował. Mówił nam czy jest dobrze czy źle. Myśmy bardzo dużo swego czasu przy okazji swoich poprzednich płyt tracili właśnie na trochę bezproduktywnych sporach czy coś jest dobrze czy źle. A jak wiadomo to „dobrze” lub „źle” każdy sobie definiuje inaczej, to nie jest matematyka ani wymierna działalność jak choćby sportowa, gdzie zawsze zwycięża ten, kto szybciej przybiegnie. Był to taki inny rodzaj pracy, że w paru momentach korciło mnie żeby się wtrącić, ale sobie założyłem, że jednak nie będę tego robił. Cała idea brzmieniowa płyty „Prosto”, to jaka ta płyta jest, jaki ma wydźwięk, jak jest grana, jak jest nagrana, to wszystko zasługa Adasia Toczko, który komenderował całym naszym towarzystwem. Nie rozpieszczasz Polski i Polaków na tej płycie. Pojawiają się piosenki takie jak „Układ za-
że tutaj w Polsce nastąpi coś co on nazywał „hiszpanizacją”. Że będzie tak jak w Hiszpanii, gdzie umarł generał Franco, przyszedł król, wszyscy się pięknie pogodzili i dobrze by było żeby i nad Wisłą tak się stało. Natomiast ja zetknąwszy się z Hiszpanią trochę bardziej szczegółowo widzę po wielu latach, że tam to pęknięcie spowodowane wojną domową trwa już 70 lat: połowa społeczeństwa hiszpańskiego to jest komuna, połowa to jest falanga, by nie rzec faszyści. Chociaż tę nazwę zarezerwowałbym jednak dla tego, co Mussolini wyprawiał a nie Franco. I niestety mamy taką samospełniającą się przepowiednię: coś takiego jak „hiszpanizacja” społeczeństwa i kraju, o której mówił Adam Michnik nadeszło, tylko to jest zupełnie coś innego niż to o co chodziło w jego wypowiedzi. Pęknięcie w Polsce jest cały czas wyraźne i niestety się pogłębia. No więc chcąc nie chcąc, choć ja nigdy nie planuję, że ta piosenka będzie o tym a inna
Zdajemy sobie sprawę, że na naszej prowincji osiągnęliśmy praktycznie bardzo wiele, o ile nie wszystko. I takim sukcesem jest to, że gramy cały czas 30 już lat. mknięty”, „Bomba na parlament”, „Zabiłem ministra finansów”. Same tytuły są mocne i wiele sugerują Jestem już zmęczony tym pęknięciem, które cały czas właściwie rozszerza się między tymi dwiema Polskami i daję temu wyraz. Generalnie trudno w każdej rozmowie uniknąć żądania czy konieczności opowiedzenia się za tą czy za inną opcją. To jest o tyle bardziej dramatyczne, smutne i przygnębiające, że to są opcje polityczne z jednej matki. Na początku lat 90. albo jeszcze u schyłku lat 80. Adam Michnik snuł takie wizje,
o tym, tak w piosence „Prosto” wyszło. Ta sytuacja podziału Polski na dwa obozy jest tak wyraźna, że mimo iż staram się ograniczać kontakty z mediami w ogóle jako widz i czytelnik, staram się zachowywać swego rodzaju higienę psychiczną, jednocześnie wiem, że jest coraz trudniej w tym kraju, w sferze politycznej, obywatelskiej i ekonomicznej, jakiejkolwiek, przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Czas nagrywania płyty „Prosto” i rok jej wydania to bardzo ważny czas dla ciebie i Kultu.
W marcu skończyłeś 50 lat, Kultowi stuknęła trzydziestka na scenie. Czy jesteście w pełni usatysfakcjonowani ? Czy na przestrzeni tych lat można było zrobić coś lepiej, może coś się nie udało?
21
częścią kultury. I to jest nasz ogromny sukces. Sukcesem prywatnym jest również to, że param się tym zajęciem lekkim, łatwym i przyjemnym, bo nie oszukujmy się granie muzyki jest zajęciem lekkim, łatwym
Jestem już zmęczony tym pęknięciem, które cały czas właściwie rozszerza się między dwiema Polskami i daję temu wyraz. To jest o tyle bardziej dramatyczne, smutne i przygnębiające, że to są opcje polityczne z jednej matki. Uważam, że należy być usatysfakcjonowanym z tego, co się dokonało i nie szukać w kółko czegoś lepszego, bo lepsze jest wrogiem dobrego. Widziałem przez te wszystkie lata wiele chociażby rozpadających się związków między ludźmi, szukali czegoś jeszcze lepszego, nie potrafili uszanować tego stanu, który mają. Czy coś się ewidentnie w Kulcie nie udało? Myślę, że jesteśmy świadomi swych ograniczeń. Nigdy o jakiejś karierze światowej nie myśleliśmy, jesteśmy zespołem ze wszech miał regionalnym i stąd posługujemy się etosem kulturowym i językiem, który jest dany temu rejonowi z którego pochodzimy. Tak się składa, że nie jest to jakiś kod międzynarodowy jakim jest kultura anglosaska, francuska czy hiszpańska. Zdajemy sobie sprawę, że na naszej prowincji osiągnęliśmy praktycznie bardzo wiele, o ile nie wszystko. I takim sukcesem jest to, że gramy cały czas 30 już lat. Jak tak patrzę wstecz to przemykają mi takie kariery, które się zaczynały, osiągały apogeum i już po pięciu latach nikt nie miał pojęcia o kim jest mowa. My, oprócz paru innych wykonawców, stanowimy, wydaje mi się, jakość w polskiej kulturze i nie bójmy się tego słowa, bo muzyka jest
i przyjemnym i każdy, kto na to narzeka, to albo jest nieszczery albo ma zły humor w danej chwili, kiedy o tym mówi. I jeszcze się z tego można utrzymać w jakiś sposób lepszy czy gorszy. Na pewno lepszy niż większa ilość społeczeństwa, na pewno śmiesznie mały w porównaniu z Janem Kulczykiem czy właścicielem Polsatu (śmiech). Zejdźmy na ziemię. Czy są jeszcze rzeczy na tej ziemi, których Kazik Staszewski chciałby jeszcze w życiu spróbować, które chciałby zrobić ? Po pierwsze chciałbym nauczyć się hiszpańskiego perfekt, chciałbym pojechać do Izraela i Nowej Zelandii, jeszcze raz pojechać do Brazylii i spotkać tych wszystkich wspaniałych ludzi, których tam wtedy spotkałem. Chciałbym żyć długo, ale w zdrowiu, bo nie chciałbym żyć długo w chorobie. I żeby ludzie obok mnie też żyli długo i w zdrowiu. Na razie na szczęście zdrowie mi dopisuje, miałem ostatnio bardzo optymistycznie wyniki badań. Ja się cieszę, że żyję i że mogę robić to, co kocham. Ale zdrowie moje i najbliższych przede wszystkim, a nauka hiszpańskiego i podróże to w drugiej kolejności. Akademickie Radio Index
22
Kultura studencka
CZERWIEC 2013
Kawałek Filadelfii w Zielonej Górze W Stanach Zjednoczonych nie mogą narzekać na brak dużych muzycznych nazw, ale co rusz pojawiają się na tamtejszej scenie nowe postaci, które także aspirują do miejsca na panteonie. Jednym z nich jest Chris Zurich, z rozmawialiśmy o jego płycie "Black Ink". Gdy już będzie sławny, pamiętajcie, gdzie usłyszeliście o nim po raz pierwszy. Co sądzisz dziś o waszym materiale "Black Ink" i jak wyglądało jego tworzenie? Zacznę może od tego, ze w ciągu ostatnich miesięcy "Black Ink" zaczął być grany przez coraz więcej amerykańskich rozgłośni radiowych. Przez to dowiedziała się o nas wytwórnia płytowa z Los Angeles, nazywająca się tak samo jak mój zespół - New West. Nie podobała im się ta zbieżność i zagrozili pozwem sądowym jeśli nie zmienimy nazwy. Byliśmy więc zmuszeni wydać ten materiał jeszcze raz, już sygnowany moim imieniem i nazwiskiem. Co do samego nagrywania to materiał powstał przy udziale producenta z Brooklynu. Ogólnie to miejsce jest bardzo inspirujące, bo z tej jego części gdzie jest studio, wywodzi się mnóstwo progresywnych kapel. Miałem więc okazję spędzić trochę czasu w fajnym, artystycznym otoczeniu. Najpierw nagrywałem sam całe utwory w wersjach demo, a potem moi muzycy, którzy według mnie lepiej wykonają niektóre partie instrumentalne niż ja, nagrywają je. Właściwie w taki sposób powstał cały "Black Ink". Jednym z moich pierwszych skojarzeń po przesłuchaniu waszej płyty był Incubus. Co powiesz na takie porównanie i czy osobiście lubisz ten zespół? To dość zabawne, bo jakieś dziesięć lat temu byłem wielkim fanem Incubus. Nie jesteś pierwszą osobą, która ma takie spostrzeżenia. Bardzo ich lubiłem swojego czasu, ale nie uważam, żeby robili teraz coś ciekawego. Są takie zespoły, po
"Nie mogę się doczekać, gdy wreszcie przyjadę do Polski". których po prostu widać, że straciły zainteresowanie graniem. Dekadę temu Incubus był młodą kapelą i byli bardzo podekscytowani tym co robią, wkładali w swoją muzykę całych siebie i to było słychać. Teraz już tak nie jest. Nie chcę ich oceniać, bo nie wiem co się działo w ich życiach przez ten czas i co wpłynęło na taki stan rzeczy. Inną ważną dla ciebie kapelą jest The Mars Volta. Grałeś kiedyś w zespole wykonującym ich covery. Nadal są dla ciebie inspiracją? Powiem ci, że są, ale nie za sprawą swoich ostatnich dokonań, które opierają się na rocku progresywnym, 15 minutowych utworach itd. Ja lubię gdy ludzie potrafią przekazać to co mają do powiedzenia w czasie nie dłuższym niż pięć minut. Dawniej The Mars Volta inspirowali mnie, bo mieszali wiele gatunków. Były w ich muzyce
wpływy latynoskie, była ona też agresywna i jednocześnie melodyjna, a sztuką jest osiągnąć coś takiego. Mieszkasz w Filadelfii. Czy to miasto jest w jakimś stopniu inspirujące dla twojej twórczości? Filadelfia to niewątpliwe ważnie miejsce dla Stanów Zjednoczonych, bo tu wszystko się dla tego kraju zaczęło, włącznie z podpisaniem deklaracji niepodległości. Nie wiem jednak czy jest ona dla mnie inspirująca pod kątem muzyki. Jak już mówiłem wielkie wrażenie zrobił na mnie Nowy Jork i Brooklyn. Filadelfia i jej scena muzyczna są małe. Do tego stopnia, ze niemal wszyscy muzycy się tu znają i panuje takie uczucie, że łatwiej jest tu coś zwojować. Jednocześnie brak tu trochę pewnej ekscytacji. Lubię jednak to miasto, bo to mój dom, jest przytulne... Brooklyn jest jednak dla mnie większym źródłem inspiracji.
Pomówmy teraz o Polsce. Czy wiesz coś o naszym kraju i czy miałeś okazję poznać jakichś Polaków, których w USA nie brakuje? Wiesz, w mojej rodzinie są polskie korzenie, a przynajmniej tak nam się wydaje. Mój dziadek był sierotą i został znaleziony w wieku niemowlęcym na czyimś ganku w polskiej dzielnicy. Przez tę historię zawsze wierzyliśmy, że w naszych żyłach płynie trochę polskiej krwi. Sam w Polsce niestety nigdy nie byłem, ale nie mogę się doczekać, gdy wreszcie mi się uda do was pojechać. To byłoby coś wyjątkowego. Spotkałem sporo Polaków w Brooklynie, a i w samej Filadelfii są ich skupiska. Bardzo lubię się spotykać z Polakami, bo już przy pierwszym kontakcie widać, że jesteście ludźmi pełnymi wewnętrznego piękna. Michał Cierniak
Muzyka
CZERWIEC 2013
23
Andriej Kotin, jakiego nie znacie
EROTYKA, SZAŁ i ROCK'n'ROLL Koncerty Andrieja Kotina od czasu do czasu pakują Zieloną Górę w walizkę i zabierają w podróż. I prowokują do myślenia, na przykład o tym, jak bardzo płyniemy z prądem. Podróż muzyczna, w którą udajemy się z autorem „Bluesa marnotrawnego pielgrzyma”, przypomina rejs po jeziorze. Jak lirycznie, jak słodko, jak rzewnie. Bujamy się na boki i rozpływamy w zachwytach. Tylko że Kotin już z tej łodzi wyskoczył. Rozkołysani na koncercie nagle wyłapujemy słowa z tekstów Andrieja Kotina, które przez filtr rosyjskiego akcentu serwuje nam artysta. Seks? "Pier*** zasady"? "Dziewczyny robią sobie dobrze, oglądając VH1"? Czy my jesteśmy na koncercie tego poety, tego ostatniego na ziemi barda? Tak. A ty właśnie budzisz się z naprawdę płytkiego snu. Na rozkołysanej łodzi płynęliśmy kilka piosenek, ale Kotina już w tej łodzi nie ma. Zostawił nas takich rozkołysanych, zmylił nas śpiewnością, skromną aranżacją. Płyniemy sobie z prądem, gdy nagle dociera do nas, że artysta rozkręca właśnie imprezę na plaży. „Seks, smakołyki i takie tam”... I niech was nie dziwi
jego zachowanie: „jesteś tak kusząca, że martwemu stanie” – wyśpiewuje Kotin, a puls muzyki wybija na bębnach Staszek Zimniewicz. Tak było na ostatnim koncercie Andrieja Kotina w zielonogórskiej "Gębie". Ciarki miały niezłą imprezę na ciałach publiczności. Podróż z muzyką Andrieja Kotina to wakacje all inclusive. Możesz wylegiwać się na leżaku i spijać rymy i rytmy, ale możesz też opuścić hotel "Kraina łagodności". Marnotrawny pielgrzym pokaże ci prawdziwą przygodę. Zabierze cię na Jamajkę („Życie to rytm”), pokaże „Afrodytę”, rozpali cię jak „Iskra”, a na koniec odpoczniecie sobie pod so-
snami, które wyginają się jak striptizerki („Blues marnotrawnego pielgrzyma”). Na końcu można jeszcze wspiąć się pod stromą górę interpretacji. Ale na tym ostatnim etapie Andriej Kotin już nie towarzyszy. Może dlatego wielu śmiałków spada po drodze, gdy spotykają cara („Pal sześć!”), miesiączkujące mojry („Rock’n’roll nie żyje - niech żyje rock’n’roll”) czy Kanta („Zmiany”). Twórczość Kotina jest różnorodna. Nie da się jej zaszufladkować i na księżyc wysyłam każdego, kto próbuje to robić. Muzyka ma dwa gatunki: dobry
TRUSKAWKI Z BITĄ ŚMIETANĄ ► Do końca czerwca Andriej Kotin planuje nagrać album solowy pt. "Truskawki z bitą śmietaną". - Trzeba dograć jeszcze kilka instrumentów, zmiksować całość i wszystko będzie gotowe. Na albumie będzie 10 lub 11 piosenek o miłości, wolności oraz innych nielegalnych rzeczach - zapowiada muzyk.
i zły (nawet jesli Genres List wylicza tych gatunków 250...). Kolaboracje stylów, różnych kategorii estetycznych, niedopowiedzeń z dosłownością - muzyka Andrieja Kotina powstaje gdzieś poza pojęciem gatunku. "Poezja śpiewana" – ciągle jednak taki tatuaż robimy Kotinowi na czole. Na szczęście, gdy pot leje się z Andrieja na koncercie, gdy gra z grupą ZENtrum, tatuaż spływa jak henna. A publiczność wariuje. Kaja Rostkowska
ANDRIEJ KOTIN & ZENtrum
"GĘBA" 11 czerwca godz. 21.00 wstęp: 5 zł
24
Miasto Filmów
CZERWIEC 2013
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof email: miastofilmow@wzielonej.pl
W dobrym sensie nadpobudliwy
W ubiegłorocznych "Avengers" Kapitan Ameryka rzuca do Tony'ego Starka: "Duży gość w zbroi z żelaza. Ile jesteś wart bez niej?". Do filmu Whedona "Iron Man 3" nawiązuje kilkukrotnie, głównie w dialogach. Ale to jedno zdanie urasta do myśli przewodniej trzeciej części filmowej opowieści o Żelaznym Człowieku.
Twórcy nie kryli, że w "Iron Man 3" chcieli głównego bohatera poniżyć. Odrzeć go z bogactwa, domu, ukochanej, tak - nawet ze zbroi. Tony Stark wyrusza w niełatwą podróż przez własną przeszłość, w pewnym momencie powracając do samego początku historii Żelaznego Człowieka. znajduje się w garażu, gdzie bez własnych narzędzi i koniecznych środków musi na nowo poskładać swoją zbroję - tę zewnętrzną i wewnętrzną. Nacisk położono tu na historię. Nie dziwi to, gdy spojrzymy na osobę reżysera i współscenarzysty. Shane Black napisał takie perełki, jak "Zabójcza broń", "Bohater ostatniej akcji", czy scenariuszowo tu najlepszy "Kiss Kiss Bang Bang". Wziął opowieść o Iron Manie pod włos i trzeba przyznać, że swój pomysł zrealizował świetnie. Trochę wbrew temu, co właśnie padło, nie ma tu wcale długich dialogów, czy wielu
Shane Black wziął opowieść o Iron Manie pod włos i swój pomysł zrealizował świetnie zwrotów akcji. Fabuła, choć nieco zawiła i nieraz zaskakująca, pozostaje wierna swoim siostrom. Black wykorzystuje swą maestrię do czegoś innego: do naładowania "Iron Mana 3" jak największą ilością akcji. Ten film sprawia wrażenie podzielonego na małe suity. Czarne charaktery w tego typu kinie to rzecz szalenie ważna. Fleming pierwszy chyba zauważył wielki potencjał w komiksowych nemesis, wielu przeciwników Bonda jest właśnie komiksowo wręcz przejaskrawiona i demoniczna do cna. Guy Pearce i Ben Kingsley doskonale czują tę konwencję i, choć każdy na swój sposób, odwalają kawał dobrej roboty. Szczególnie ten drugi aktorsko wnosi nową jakość do uniwersum Iron Mana. Ro-
bert Downey Jr., poza tym, że w dalszym ciągu jest Robertem Downey Jr., dostał do wygłoszenia też parę patetycznych kwestii. Dopiero tu mógł się wykazać aktorsko - wiarygodne wygłoszenie wielkich deklaracji do najłatwiejszych na pewno nie należy. Pojawiają się też zgrzyty. Nie do końca przekonują niektóre rozwiązania reżysera, które choć zaskakujące - zdają się nie grać. Czasem obraz Blacka bierze się też za bary z naszym zmysłem tolerancji głupoty na ekranie. Obie te sprawy, choć nieco przeszkadzają, można zrzucić karb komiksowości filmu. Wady giną jednak w galopadzie akcji, ciętych dialogów i dowcipów. Gagi wypełniają "Iron Mana 3" po brzegi, a Shane Black umie-
jętnie humorem sytuacyjnym rozbija niemal każdą nadętą scenę. Chwilami na ekranie króluje czystej próby slapstick, który pomaga przełknąć każde ilości patosu, jakie ta produkcja dla nas ma. Pomijając grające w trochę innej lidze "Avengers", "Iron Man 3" to najlepsza komiksowa ekranizacja ostatnich lat. Wypełniona akcją, humorem, z wielką, finalną batalią niemal rodem z gier komputerowych. Misternie poukładana, chwilami prześmieszna i zaskakująca, sprawia, że dwie godziny w kinie miną szybciej, niż reklamy poprzedzające seans. Trudno przecenić to, ile w filmie Blacka się dzieje. Jest w dobrym sensie nadpobudliwy, wciągający i trzymający w napięciu do samego końca. Zdanie "to trzeba zobaczyć" mało kiedy jest tak prawdziwe. Michał Stachura
Miasto Filmów
CZERWIEC 2012
25
MIASTO FILMÓW MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof www.facebook.com/miastof
● Drugie oblicze W swoim najnowszym filmie Derek Cianfrance wykorzystuje maski kryminału i kina policyjnego, by sączyć nam pod czaszkę prawdę, że grzechy ojca spadają na syna. "Drugie oblicze" to obraz dość przewrotny. Ryan Gosling, główny magnes na widza, kończy swoją obecność na ekranie bardzo szybko. Bradley Cooper, Ray Liotta i Eva Mendes, których jest trochę więcej, w finale ustępują miejsca mniej znanym, młodszym kolegom. Nawet same prawidła gatunku Cianfrance ma za nic. To podejście dobrze znają ci, którzy mieli przyjemność oglądać jego poprzednie dzieło, "Blue Valentine". Mimo, że nieco gorszy, "The Place Beyond The Pines" jest rzeczą elektryzującą, świetnie zagraną i będącą przy tym ucztą dla oka. Historia wyczynowego motocyklisty Luke'a i jego decyzji o napadaniu na banki na wieść o potomstwie oraz policjanta, który go ściga to tylko przykrywka. Szumnie zapowiadany pojedynek Coopera i Goslinga szybko przemienia się w transpokoleniową przypowieść. Niepozbawiony wad, ale przyciągający z niesamowitą siłą obraz, który może być najciekawszym dramatem pierwszej połowy roku. Warto! gatunek: dramat; USA reż. Derek Cianfrance. Czas trwania: 2 godz. 20 min
Michał Stachura
● Przelotni kochankowie Podobno P d b miała to być komedia. Pedro Almodovar zaprasza nas po raz kolejny do swojego pokręconego świata, który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja przyznam bez bicia, że nigdy nie byłem miłośnikiem twórczości tego ekscentrycznego Hiszpana. Po filmie "Przelotni kochankowie" nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jest to bowiem produkcja o niczym, z rozmytym przesłaniem, przerysowanymi w nieumiejętny sposób postaciami, brakiem ciekawych i zabawnych dialogów (a podobno miała to być komedia) i kilkoma innymi wadami, na których wymienianie nie starczy chyba miejsca. Niektórzy twierdzą, że film mistrzowsko odzwierciedla obecną sytuację społeczno-gospodarczą w Hiszpanii. Ja w tym kraju nigdy nie byłem i przez to "Przelotni kochankowie" są dla mnie niczym tzw. "inside joke". Przypuszczam, że mogą oni być nim również dla wielu innych. Michał Cierniak gatunek: komedia; Hiszpania reż. Pedro Almodovar. Czas trwania: 1 godz. 30 min.
26
Lubuski Teatr
CZERWIEC 2013
Działo się na deskach TL! ■ „Chory z urojenia” 120 minut świetnej zabawy w towarzystwie hipochondryka Argana (w tej roli genialny Janusz Młyński) i jego pokręconej rodziny. Wielopłaszczyznowa, bardzo humorystyczna sztuka, która powinna jednak pobudzić nas do refleksji. „Chory...” nie tylko wyśmiewa ludzkie zamiłowanie do wymyślania kolejnych dolegliwości, ale także porusza temat strachu przed śmiercią i jej nieuchronnością. Wybuchy śmiechu zawdzięczamy m.in. Ludwisi (Anna Chabowska), która dzięki swojej ponurej kwestii „Tatusiuuuuu!”, była witana na scenie ze szczególnym entuzjazmem. Świetny humor, idealnie dobrana obsada, piękne kostiumy, wpadające w ucho piosenki – wszystko razem dało nam genialną czarną komedię, która (niech to mówi samo za siebie) na premierze studenckiej dostała gromkie owacje na stojąco. ■ „Sen nocy letniej” Spektakl wywołujący skrajnie różne opinie. Od samego wejścia do teatru można poczuć specyficzny klimat „Snu...”. Dziwne, milczące postacie w holu wprowadzają nastrój tajemniczości i lekkiego zaniepokojenia jeszcze przed spektaklem. Sztuka jest ciągłym przeplataniem się świata realnego i świata sennych mar. Elementem zasługującym na uwagę jest reżyseria ruchu, choreografia stworzona przez Alexandra Azarkevitcha, który dzięki swojej pracy dał aktorom możliwość zaistnienia w czymś zupełnie nowym. Fantastycznym pomysłem było zaangażo-
Fot. Ola Sowa
Lubuski Teatr wciąż przyciąga do siebie tłumy ludzi. Jego niesłabnąca popularność wynika przede wszystkim z faktu, iż każdy może znaleźć tutaj coś dla siebie. Specjalnie dla czytelników „UZetki” przygotowaliśmy małe zestawienie, tego co działo się przez ostatnie miesiące na deskach LT.
wanie w sztukę osób osadzonych w zielonogórskim areszcie – dzięki temu Przemysław Falej miał okazję powalić nas swoim głosem. Spektakl tylko pozornie prosty, ukazujący spiętrzenie uczuć, warty obejrzenia nie tylko z powodu swojej nowoczesnej wersji. ■ „Na Arce o ósmej” Premiera spektaklu odbyła się w marcu 2013 roku, jest to historia trójki pingwinów dostających się na tytułową arkę. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że... trzeci pingwin został tam „przemycony”! Historia o przyjaźni, istnieniu Boga a w całość wplatane są hip-hopowe beaty do których rapują debiutujący aktorzy. Przedstawienie ma niepowtarzalny urok, który zawdzięcza występującej w nim obsadzie aktorskiej oraz jednych z najpiękniejszych strojów jakie widzieliśmy. Idealne dla najmłodszych ale i starszych widzów. ■ „Siostrunie” Ile łez zostało wylanych na tym
przedstawieniu! Oczywiście łez wywołanych śmiechem! Prosta w odbiorze, musicalowa historia przedstawiająca perypetie tytułowych sióstr, starających się zebrać pieniądze na pogrzeb swoich otrutych koleżanek z zakonu. Popisy wokalne aktorek LT, duża dawka muzyki i niebanalny humor – tak można w skrócie podsumować to przedstawienie. A scena w której odgrywana przez Tatianę Kołodziejską – Matka Przełożona przez przypadek odurza się dopalaczami, rozweseli nawet największego ponuraka! Do tego wszystkiego niesamowita kreacja aktorska Siostry Mary Amnezji stworzona przez Annę Habę – niekwestionowaną gwiazdę spektaklu (jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszamy do wysłuchania piosenki o marzeniach o karierze Siostry Amnezji w Nashville). ■ „Zemsta” Spektakl jeszcze świeży, premierę miał kilkanaście dni temu. Nasuwa się tutaj pytanie, ile jest „Zemsty” w „Zemście”? Bo je-
żeli oczekujecie klasycznego wydania komedii Aleksandra Fredry, to niestety się rozczarujecie. Spektakl przenosi nas do świata wojny, gdzie jeńcy zmuszeni są do wystawiania „Zemsty” dla rozrywki swoich oprawców. Mocny dramat miesza się ze śmiechem... Duże spiętrzenie emocji. Dla nas chyba zbyt duże. Sezon 2012/2013 w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze powoli zmierza ku końcowi. Na pewno można powiedzieć jedno – działo się naprawdę dużo! Wy także możecie mieć swój głos w podsumowaniu sezonu. 30 czerwca 2013 r. o godz. 18:00 w Lubuskim Teatrze, odbędzie się wręczenie Leonów 2013 – są to nagrody dla najpopularniejszych aktorów i spektaklu z LT. Na swoich ulubieńców głosować możecie przy kasie w budynku teatru. Zapraszamy serdecznie wszystkich, bo każdy głos jest tak samo ważny. Dawid Włodarczyk Agnieszka Oleśniewicz
CZERWIEC 2013
Do usłyszenia w czerwcu
Muzyka
27
Muzyczne premiery miesiąca. Do słuchania nie tylko w akademiku. • Michał Cierniak CHARLI XCX "True Romance" ▼
Ta pani dała się poznać światu póki co głównie za sprawą wielkiego hitu szwedzkiej DJ-ki, Icony Pop "I Love It". To właśnie głos Charli XCX słychać w tej kompozycji. Teraz Brytyjka zaprezentuje się w zupełnie solowej odsłonie, na swym debiutanckim albumie. Sama artystka chce, by jej płyta była dla słuchaczy "seksualnym doświadczeniem". Zbliża się lato, więc propozycja w sam raz na wakacyjną miłość.
Premiera: 3 czerwca
BLACK SABBATH "13" ▼
DISCLOSURE "Settle" ▼
O tym, że bracia Lawrence ukrywający się pod nazwą Disclosure, są prawdziwą sensacją muzyki klubowej ostatnich miesięcy, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Przyszła wreszcie pora na ich debiutancki krążek. Na "Settle" gościnny udział odnotowała masa wokalistów, a wśród nich m.in. popularna w Polsce Eliza Doolittle. Podobno panowie wycisnęli z każdego śpiewaka i śpiewaczki wszystko co najlepsze, a to zaowocowało zdaniem wielu albumem na miarę płyty roku 2013. Czy tak się stanie? Dowiemy się za 6 miesięcy. Premiera: 4 czerwca
Jedni czekali z ekscytacją, inni z takimi samymi obawami. Byli też tacy, który nie do końca wierzyli, że ta płyta się w ogóle ukaże. Ale dinozaury z Black Sabbath dopięły jednak swego i nagrali materiał na swój pierwszy od 18 lat. Już jakiś czas temu w sieci pojawiły się pierwsze przecieki, które wywołały wśród fanów mieszane uczucia. Jednak o "13" zaczęło się robić coraz głośniej, a chyba o to zespołowi chodziło. Ktoś mógłby rzec, że zatytułowanie albumu w taki sposób przyniesie pecha. Ale trzeba też pamiętać, że to w końcu Black Sabbath i bardziej pech powinien się bać ich niż odwrotnie. Premiera: 11 czerwca
Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca: Dryden, Windy: 10 KROKÓW DO POGODNEGO ŻYCIA
Jak żyć szczęśliwie?
Jeśli Twe życie nie należy do pogodnego to książka W. Drydena jest doskonałym poradnikiem mogącym pomóc Ci przemienić je w znacznie bardziej radosne. Autor odpowiada na pytanie, jak osiągnąć dobrą kondycję psychiczną? Kolejne rozdziały tworzą zestaw etapów do pogodnego życia w postaci kroków. W pierwszym jest mowa o osobistej odpowiedzialności za to, co leży w sferze naszego wpływu. W innych jesteśmy nakłaniani do zaakceptowania rzeczywistości, ale nie do pogodzenia się z nią. Są także podane sposoby, jak podnieść poziom tolerancji na frustrację? Wraz z samoakceptacją i kreatywnym myśleniem możemy zmienić swoje życie i uczynić je pogodnym. Książka może się stać przyczynkiem do refleksji nad samym sobą. Dla psychologów i psychoterapeutów będzie pomocą w codziennej pracy z osobami mającymi trudności natury osobistej. Jadwiga Matuszczak
Planeta ludzi
8-częściowy hit telewizji BBC jest zapierającym dech w piersiach hołdem złożonym niezwykłym, skomplikowanym, głębokim i czasem trudnym relacjom człowieka z naturą. Ludzie są zwierzętami doskonałymi – gatunkiem, który odniósł na planecie największy sukces. Od zamarzniętej Arktyki po parne lasy deszczowe, od maleńkich wysepek na wielkich oceanach po spieczone słońcem pustynie, ludzie znaleźli zdumiewające sposoby na przetrwanie nawet w niewyobrażalnie trudnych warunkach. Dokonaliśmy tego, dzięki naszej niezwykłej odwadze i pomysłowości, ucząc się żyć z innymi stworzeniami i wykorzystywać je do naszych potrzeb. Serial składa się z 80 inspirujących historii, z których wiele nigdy wcześniej nie pojawiało się w telewizji, rozgrywających się na tle wielokulturowej ścieżki dźwiękowej autorstwa wielokrotnie nagradzanego kompozytora, Nitina Sawhney'a. Każdy odcinek poświęcony jest określonemu typowi siedliska i odkrywa zaskakujące rozwiązania, jakie stworzyli jego mieszkańcy w ekstremalnie trudnych warunkach.
28
CZERWIEC 2013
Województwo lubuskie
Naturalnie Lubuskie
Miód – niewiele w nim witamin i tylko śladowe ilości mikroelementów. A jednak jest jedną z najbardziej wartościowych substancji odżywczych, jakich dostarcza nam natura i tereny Lubuskiego - nie tylko piękne, ale i pełne zdrowych, pysznych produktów. W niełatwym okresie sesji egzaminacyjnej sięgnij po lubuski miód! Miód ma właściwości bakteriobójcze, ale również uodparniające. Dodawany do napojów i potraw wzmacnia organizm. Zalecany jest szczególnie w stanach wyczerpania czy osłabienia. Pomaga usunąć zmęczenie. Kolor, zapach, smak i skład miodu zależy przede wszystkim od gatunku roślin, z których pszczoły zebrały nektar: ♦ Miód akacjowy – biały lub kremowy, zapach akacji, słodki, mdły. Miód rzepakowy – biały do jasnożółtej, słaby zapach rzepaku, słodki z dodatkiem gorzkiego. Zawiera olejki eteryczne, glukozę, witaminy i sporo aminokwasów. Zapach i wygląd po skrystalizowaniu mało apetyczny. ♦ Miód lipowy – kolor herbaciany, zapach lipy, ostry, gorzkawy. Zawiera olejki eteryczne, witaminę C, składniki o działaniu napotnym, przeciwgorączkowym, wykrztuśnym i uspokajającym. ♦ Miód gryczany – bursztynowy, o zapachu gryki i ostrym smaku. Zawiera olejki eteryczne, sole mineralne, enzymy. Stosowany w schorzeniach układu krążenia, miażdżycy, osłabieniu pamięci, po dużych wysiłkach.
Lubuscy studenci robią orzeszki z miodem! Czego potrzebujesz? ■ trzech garści orzechów (mogą być włoskie, ziemne, mogą też być migdały) ■ trzech łyżek dobrego, tradycyjnego miodu ■ rondelka Orzechy wrzucamy do rondelka i lekko podprażamy. Dodajemy 3 łyżki miodu i mieszamy aż miód się roztopi. Następnie mieszamy orzechy jeszcze chwilkę, aby wszystkie orzeszki były pokryte miodem. Zestawiamy rondelek z ognia i odstawiamy orzechy do ostygnięcia (przemieszaj je od czasu, żeby nie skleiły się w jedną bryłę). Gdy będą zimne - chrupiemy!
Pomysł na lubuski weekend Lubuscy pszczelarze i winiarze utworzyli pierwszy w kraju Szlak Wina i Miodu - z 14 przystankami po drodze. Na szlaku można się przespać, napić boskiego trunku, posmakować pszczelarskich wyrobów. Na szlaku znajduje się m.in. Skansen Pszczelarski w Pszczewie - z ulami, plastrami miodu i wosku! Zdjęcie obok przedstawia fragment skansenu. Zachęcamy do odwiedzin!
Miód jak ambrozja
- Mąż wszystkie pieniądze na miód wydawał, to trochę gderałam na to, ale powiedział, że kiedyś to się zwróci - opowiada Irena Pryszkowska, którą poznaliśmy w pasiece pszczelarskiej w Pszczewie. - I tak się stało! Mieliśmy lata, że sprzedawaliśmy tony miodu - wspomina pani Irena. - A teraz wszędzie ta chemia, technika, spryskiwanie - niepokoi się pszczelarka. - Miód powinniśmy jeść tylko naturalny. Dlaczego? Bo jest po prostu zdrowy. Pytamy panią Irenę, jak powstaje jej tradycyjny miód. - Rodzina pszczół musi być silna. Na wiosnę robi się przegląd rodzin, przestawia ramki, żeby wszystko było czyste - z ożywieniem opowiada właścicielka pasieki. - I wiosną pszczółki przynoszą nam do ula pyłek i nektar z kwiatów, które zaczynają właśnie kwitnąć. Nektar odparowuje, pszczoły swoim woskiem zasklepiają ramki. Później wyciąga się ramki, a ja odsklepiam miód - tłumaczy w skrócie pani Pryszkowska. Ciekawi nas, czy to również lubuski miód stoi za tym, że pani Irena mając 82 lata ma bardzo niewiele zmarszczek. - Chowaliśmy się wszyscy na miodzie i tak chowamy nasze dzieci i wnuki. Miód jest dobry na serce, kit na rany, mleczko pszczele na zmarszczki - zdradza swoje tajemnice tradycyjna lubuska pszczelarka. (kr)
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
29
■ Wrzuta turystyczno-historyczna
Słoneczna pogoda zachęca do pieszych wycieczek. Wyznaczam trasę z Campusu A na Campus B. Ten szlak ma zarówno racje alfabetyczne, jak i historyczne. Po pierwsze A występuje zwykle przed B, a po drugie ta kolejność wynika z chronologii wydarzeń. Chociaż od roku 1958 istniało w Zielonej Górze Studium Nauczycielskie, to jednak splot wydarzeń sprawił, że ówczesne władze zdecydowały z dniem 3 czerwca 1965 o utworzeniu Wyższej Szkoły Inżynierskiej (WSI) przekształconej po trzydziestu latach w Politechnikę Zielonogórską. Natomiast Wyższa Szkoła Nauczycielska powstała dopiero 1971 roku, ale już po dwóch latach funkcjonowała jako Wyższa Szkoła Pedagogiczna (WSP). Obie uczelnie godnie powitały XXI wiek tworząc wspólnie Uniwersytet Zielonogórski (ustawa z 7 czerwca 2001r.). ■ Wyprawa się zaczyna od Gagarina
Wyższa Szkoła Inżynierska była pierwszą oraz jedyną wyższą szkołą techniczną na obszarze środkowego Nadodrza. W trakcie wznoszenia budynków WSI, przybył tutaj Jurij Gagarin, pierwszy radziecki kosmonauta. Odwiedzał on polskie miasta, a na trasie jego przejazdu gromadziły się tłumy. Gagarin był bohaterem, którego wszędzie witano z radością, tak było również w Zielonej Górze. W roku 1969 decyzją władz państwowych, uczelnia otrzymała imię Jurija Gagarina, który patronował jej aż do 1989 roku. Wtedy usunięto z nazwy uczelni imię jej patrona oraz wszelkie pamiątki
Fot. Danuta Nowak
ZIELONOGÓRSKA DROGA do Uniwersytetu czyli z punktu A do punktu B
W 1969 uczelnia otrzymała imię Jurija Gagarina, który patronował jej do 1989 r. po nim. Pozostała jedyna podobizna w postaci mozaiki uśmiechniętego kosmonauty. Mozaika na ścianie auli uniwersyteckiej stanowi jeden z najbardziej rozpoznawalnych akcentów miasta. Chociaż według opinii wykonawcy, Henryka Krakowiaka, płytki uległy już znacznemu zniszczeniu i należałoby ułożyć wszystko od nowa.
dziesięciu lat, popiersie patrona WSP Profesora Tadeusza Kotarbińskiego, twórcy reizmu oraz idei spolegliwego opiekuna i dobrej roboty. Wiódł on żywot człowieka godziwego, przydając chwały polskiej humanistyce. Wciąż rozbudowujące się na przeciwległych krańcach miasta uczelnie utworzyły dwa Campusy: WSP przy al. Wojska
Polskiego i WSI przy ul. Podgórnej. Wraz z budownictwem akademickim rosły osiedla mieszkalne, z jednej strony: „Przyjaźni” i „Zacisze”, a z drugiej: „Wazów” i „Pomorskie”. Warto na koniec zastanowić się nad tym, jaka by była Zielona Góra bez Uniwersytetu?
■ Od kosmonauty do filozofa Idąc głównymi ulicami miasta można zaobserwować, jak się rozbudowuje i rozrasta. Do punktu B docieram spacerowym krokiem w niecałą godzinę. W holu głównym Uniwersytetu na Wojska Polskiego wchodzących wita, niezmiennie od kilku-
DANUTA NOWAK Studiuje historię na UZ. Ma poglądy humanistyczne i pacyfistyczne.
30
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
Trudno mieć nadzieje, równocześnie twierdząc, że jest bez-nadziejnie. To tak jakby udawać, że się wierzy, będąc ateistą. Wielu niestarannie wciąż się o coś stara i próbuje, jednocześnie pragnąc się poddać. Jest przyjemnie, ale będzie jeszcze przyjemniej, jak to wszystko się skończy.
Bez-nadziejnie, najgorzej Za takie podejście należą się nieme brawa i pozorna pochwała dla prób. Pozorna, bo towarzyszy jej żal. Dlatego że, niestety, wciąż wielu pozostaje na przegranej pozycji, przyjmując rolę nieudacznika. Trudno o inną. Ale bez obaw - żeby się od niej uwolnić, wystarczy pozbyć się niewiary w to, że cokolwiek ma prawo się udać. ■ Zarozumiała pewność siebie W dzisiejszym świecie czasami nawet nadzieje to za mało, trzeba być pewnym siebie, ale nie zarozumiałym, silnym i jednocześnie delikatnym – nie mylić z byciem delikatnie silnym. Nie wolno się poddawać, ale trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść, a jak spadać, to z wysokiego konia. Każdy musi walczyć. Jeśli nie o siebie, to o swoje marzenia. A przecież trudno walczyć, równocześnie twierdząc, że jest beznadziejnie. Trudno też zmienić podejście. Czasami warto najpierw odejść i nie załamywać się tym, że ruchome schody odjechały, wystarczy poszukać tych, które stoją w miejscu od lat. Zawstydzić je i wbiec. Nie trzeba nikomu udowadniać rzeczy niemożliwych, poruszać betonowych stopni, wystarczy udowodnić sobie, że można. Cokolwiek. Jeśli tylko ma się jakiś cel. Banalne, co nie? ■ Kawały o brunetkach z ombre Banalne natomiast nie jest połą-
czenie w sobie wielu cech, które mogłyby pomóc stawić czoła różnorakim wyzwaniom. Bo jeśli nawet udamy, że zwyciężymy nad jednymi, to pojawią się drugie. Zmienimy się tylko trochę, a ludzie zaczną przyklejać nam wszelkie możliwe łatki. Trzeba będzie zacząć walczyć ze stereotypami, co często (zbyt często) bywa trudniejsze niż pokonywanie własnych słabości. Osobiście stereotypy odbieram jako słabości przeciwnika, jeśli w taki sposób na siebie patrzymy. Traktuje je w ramach trudności postrzegania osoby, która na mnie patrzy. Blondynka? W dzisiejszych czasach to już nawet ciężko ocenić – ludzie się farbują, fryzjerzy atakują milionami odmian ombre, a żarty wciąż pozostają te same. Te o blondynkach mogą być nawet kierowane personalnie do brunetki, jeśli nie wykazuje się ona zbyt dużą inteligencją. „I tak nie zrozumie.” W tym momencie niestety nie razi platynowy odcień jej włosów, lecz negatywny wydźwięk słowa blond. Z jakiej racji? Nie mam pojęcia. ■ Zabawa w chowanego Zauważyłam ostatnio, że bardzo lubimy się chować. Coś w stylu nieświadomego powrotu do dzieciństwa. Jedni zatęsknili za zabawą w chowanego, innym pozostała chęć grania, udawania, kreowania siebie na kogoś, kim się absolutnie nie jest. Wszystko to wynika chyba właśnie z jakiejś słabości, ewentualnie poczucia beznadziejności. Wielu niesta-
rannie wciąż się o coś stara i próbuje, jednocześnie pragnąc się poddać. A przecież trudno walczyć, równocześnie twierdząc, że jest beznadziejnie. Obawy więc wielu chce gdzieś schować. Pod grubym makijażem, wyzywającym strojem, który raczej nie pomaga albo zakładając maskę pt. niczym się nie przejmuję. Niestety, słabości często przyćmiewają umiejętności aktorskie i niewiele pomaga. Ciężko jest ukryć swój charakter, a nawet wewnętrzne obawy. Ale bez obaw - żeby się od nich uwolnić, wystarczy pozbyć się niewiary w to, że cokolwiek ma prawo się udać.
pów, a przede wszystkim sztuczności. A to wszystko dzięki bezowi. To znaczy bez bzu, a raczej bez bezu – za sprawą usunięcia słowa bez. Ludzie, jest nadziejnie!
■ Believe Nigdy nie uwierzyłabym w to, że kiedykolwiek powtórzę za Justinem Bieberem i milionami belieberek z całego świata. Stało się. Jak widać, czasami trzeba uwierzyć. Najzwyczajniej w świecie, co za każdym razem będzie, dla tego starającego się to uczynić, niezwykłe. Chodzi mi o to, że w dzisiejszym świecie trzeba przynajmniej w optymalny sposób uwierzyć w siebie i swoje możliwości, poznać swoją wartość. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że wygląd ma znaczenie – świat kreowany przez media nie pozwala wręcz myśleć inaczej. Jednak, jaki ten wygląd by nie był, dla mnie liczy się szczerość. Z innymi i ze sobą, dzięki której unikniemy szufladek, chęci do zakładania kolorowych peruk, błędnego oceniania, mimo panujących stereoty-
KARINA OSTAPIUK Z zawodu uczennica klasy dziennikarskiej. Z pasji tancerka. Z koloru włosów blondynka. Łączy ogólnokształcącą naukę w III LO z nauką tańca w studiu tańca TRANS. Życia uczy się na własną rękę. Jak na zodiakalną pannę przystało, ostrożna, jednocześnie niebojąca się powiedzieć wprost, co myśli. Uważa, że przyszłość należy do tych, którzy wierzą w swoje marzenia, więc stara się wierzyć. Skomplikowana, jak każdy.
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
31
Jazda figurowa Większość z nas – kobiet – zastanawia się, co takiego robimy źle prowadząc swoją dietę, że po długiej i srogiej zimie okazuje się, iż jakimś cudem nie mieścimy się w nasze ulubione jeansy i koszulki, które do tej pory były na nas dobre. Dni mijają, na dworze coraz cieplej, a my chowamy nasze brzuszki pod coraz szerszymi workami. Często jest tak, że same siebie oszukujemy, twierdząc, że przecież zdrowo się odżywiamy, jemy sałatki, unikamy tłustych dań, nie jemy boczusiu, nie jemy kaszaneczki, jemy tylko zdrowe produkty. Mimo tego i tak dziwimy się, dlaczego wskazówka wagi utknęła w miejscu lub - co gorsza - okazuje się, że tak naprawdę na wadze przybieramy. A więc czy aby na pewno jest tak, jak myślimy? A może nieświadomie popełniamy błędy żywieniowe, jedząc potrawy na pozór zdrowe, które jednak powodują, że tłuszczyk, nie wiedzieć czemu, gromadzi nam się tu i ówdzie? ■ King size Zrób krótki rachunek sumienia: ile razy zdarzało ci się zajadać lody po nocach albo tłumacząc się, że przecież zbliżają ci się „te dni” pozwałaś sobie na odrobinę więcej słodkich przyjemności. Zastanów się też, ile spożywasz
węglowodanów prostych w ciągu dnia. Jak zapewne pamiętasz z lekcji biologii, węglowodany są dla naszego ciała głównym paliwem energetycznym. Mają duże znaczenie dla naszego metabolizmu, zwłaszcza przy dużym wysiłku fizycznym. Węglowodany proste to przede wszystkim słodycze, ale także biały chleb, biały ryż, makarony, ziemniaki jak również gumy do żucia, popcorn czy słodzone napoje. To właśnie tego rodzaju produkty są zabójcami naszej idealnej sylwetki. Spożywanie węglowodanów prostych może powodować tycie, ponieważ ich nadmiar jest bardzo łatwo zamieniany na tłuszcz, który później widzimy w lustrze przymierzalni, gdy okazuje się, że nagle nie mieścimy się w nasz dotychczasowy rozmiar. ■ Ósmy sakrament Aby uniknąć zdumionych spojrzeń ekspedientki, która z niedowierzaniem obserwuje ciebie wci-
skającą się w sukienkę w rozmiarze mini, pamiętaj o dwóch prostych zasadach. Po pierwsze im mniej robisz, tym mniej węglowodanów twój organizm potrzebuje, a im więcej się ruszasz, tym więcej węglowodanów możesz jeść bezkarnie. Odchudzanie, czy też utrzymywanie stałej wagi nie jest trudne. Jeśli nauczysz się dbać o swoją dietę i zaczniesz zdrowo się odżywiać, nie będziesz musiała spędzać setek godzin na siłowni. Sama możesz być swoim osobistym trenerem. Jeśli jednak zdecydujesz się wprowadzić do swojego planu dnia ćwiczenia – rower, basen, rolki lub zaczniesz biegać najważniejsze, abyś – i tu po drugie - pamiętała o tym, by ilość kalorii spożywanych przez ciebie w ciągu dnia, była zawsze odrobinę niższa od ilości kalorii spalanych. Tak długo jak długo będziesz pilnować tej zasady – tak długo będziesz chudnąć. ■ Z marchewką na koniec świata
Ponadto zastanów się, jakie produkty możesz całkowicie wyeliminować ze swojej diety, a jakie powinny się tam na pewno znaleźć. Nie wymagaj od siebie, że zmienisz radykalnie cały swój jadłospis z dnia na dzień. Pamiętaj, że najważniejsza jest metoda małych kroczków. Sam fakt, że zaczniesz kontrolować swoją wagę będzie dużym plusem na sprawdzianie z dbania o linię. I nie chodzi tu o to, byś - jak niektóre modelki – wskakiwała na wagę kilka razy dziennie i nawet różnica na wadze wielkości setnej części grama była dla ciebie powodem do drastycznych zmian żywieniowych. Po prostu warto jest zadbać o siebie, swoją kondycję, samopoczucie, a przede wszystkim zdrowie. Wtedy upragniona waga sama do nas zawita. Z pęczkiem marchwi i sokiem warzywnym w dłoni.
Wioleta Patyk
32
CZERWIEC 2013
Kultura studencka
„ADIBAS” i reszta udawanych przyjaciół
Idąc ulicą z pożądaniem zerkamy na przechodniów i ich markowe buty, modne zegarki na nadgarstkach czy torebki od znanych projektantów. Pożądamy, bo nie wiemy, że po rozsunięciu zamka podrobionej torebki „D&G” śmierdzi dziwnym kwasem, buty już dwa razy były klejone, a zegarek nie chodzi od dnia, w którym został kupiony.
Podróbki zalewają świat, kusząc niepowtarzalną ofertą. Za niewielkie pieniądze każdy przeciętny konsument może sobie pozwolić na przedmiot, który udając oryginał podniesie samoocenę i prestiż w środowisku. Jak tłumaczy Wójcikiewicz, psycholog z portalu „modnaulica. pl”, klienci używają falsyfikatów jako towaru zastępczego dla noszenia upragnionego logo, aby wykreować swój wizerunek i zrobić wrażenie na innych. Nabywając podrobione towary na siłę pokazujemy, że stać nas na drogie produkty, a tym samym przynależymy do pewnej grupy społecznej. Skoro wiemy więc, że to podrobione rzeczy, dlaczego je kupujemy? ■ By być bliżej salonów Dla niektórych wystarczą trzy szerokie paski na nogawce, by poczuć się lepiej, nie robiąc sobie wiele z nadruku „Adibas” przy kieszeni. Cena też zachęca, bo aż pięć razy taniej niż w markowym sklepie. Dlaczego tak tanio? Wójcikiewicz w pracy „Psychologia kupowania podróbek” wymienia najczęstsze wytłumaczenia kupujących: bo to końcówka serii albo wypadły z tira. Chęć posiadania markowych rzeczy już dawno wylansowały gwiazdy, a obecnie modowe blogerki, które kreują poczucie estetyki wśród młodego pokolenia.
Nabywając podrobione towary na siłę pokazujemy, że stać nas na drogie produkty, a tym samym przynależymy do pewnej grupy społecznej. Skoro wiemy więc, że to podrobione rzeczy, dlaczego je kupujemy? By choć trochę przybliżyć się do salonowego blichtru, wiele osób decyduje się na podróbki, które może nabyć prawie każdy. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez SMG/KRC, 48% Polaków przynajmniej raz świadomie kupiło podróbkę. ■ Fałszywki w fikcyjnym świecie Granica między podrobionym produktem a sztucznym zachowaniem jest cienka. Przyodziani i otoczeni falsyfikatami zaczynamy funkcjonować w świecie iluzji, w którym niewiele jest z prawdziwego życia. Już Gombrowicz w swoich dziennikach pisał, że wszyscy ludzie niestety nie są sobą, przybierając „maski” do różnych sytuacji. Taką maską są współcześnie tanie
PAWEŁ J. SOCHACKI Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opublikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzienność, tak pospolita i niezauważalna, a jednak stale zaskakująca.
produkty udające znane marki. Fałszywki idealnie wpasowały się w potrzeby fikcyjnego świata, w którym konsumpcja stale rośnie. W podrobionym świecie, podrobieni ludzie podrabiają swoje uczucia i zachowania. ■ Rzadkie oryginały Może i po studiach nie od razu znajdę wymarzoną pracę, ale na pewno otworzyły mi one głowę
na świat i ludzi. Zwłaszcza tych drugich, którzy wyciągając pomocną dłoń z zegarkiem od Hogo Basa i obdarowując miłym słowem, wcale nie muszą okazać się przyjaciółmi. Tak jak łatwo dostępne podróbki markowych rzeczy bez gwarancji i możliwości reklamacji nigdy nie będą oryginałem, który zasługuje na istotne miejsce w czyimś życiu. Paweł J. Sochacki
Poszukiwany
DJ-PREZENTER
Zobacz: wzielonej.pl/rekrutacja ■ Napisz: rekrutacja@index.zgora.pl