Gazeta Studencka MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
79 listopad 2011
Studenci z Grünberga s. 14 Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
fot. Mateusz Papliński
NR
2
LISTOPAD 2011
Zapraszamy na spotkanie z pisarzem
Krzysztofem Koziołkiem
autorem kryminałów, absolwentem UZ
PREMIER MUSI ZGINĄĆ 16 listopada 2011 r. godz. 10:00 Uniwersytet Zielonogórski Campus B - al. Wojska Polskiego, aula nr 8 (parter)
►►► Słowo naczelne "Oto widzisz, znowu idzie jesień - człowiek tylko leżałby i spał", jak ujął to ulubiony poeta. Ale studenci wcale nie są jesienni. W tym miesiącu do redakcji napłynęło wiele Waszych artykułów: ciekawych, indywidualnych. Kilka z nich znajdziecie na kolejnych stronach, kilka jeszcze trochę poczeka, ale już poza szufladą (dziękuję wszystkim, którzy te swoje tajemne szuflady pootwierali dla "UZetki").
Na okładce miło mi gościć zespół Grünberg, ostoję i lidera studenckiej kultury w Zielonej Górze (i poza nią). Od Grünberga zaczynamy udowadniać wszystkim cynikom, że kultura studencka istnieje. (Starsi i bardziej doświadczeni ganią studentów nie tylko za brak ducha, ale i wiedzy, a jednak np. w czasie inauguracji roku akademickiego tylko student mówiąc do Rektora powiedział "wasza
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
magnificencjo", a pozostali dość kuriozalnie: "jego magnificencjo" - dobrze, że student mógł przemówić;). Wracając do kultury: co miesiąc poznacie studentów, którzy są definicją pasji i marzeń, są autorami fajnego dorobku materialnego i niematerialnego, żywym dowodem, że studencka kultura ma się dobrze. Nawet jeśli nie widać jej na pierwszy rzut oka, nawet jeśli sporo żaków spędza wieczory w "Heaven" albo przed komputerami, to "UZetka" przez ten tłum się przebije i znajdzie w nim perły. O których pospieszy Wam opowiedzieć. A jeśli nie inspiruje i nie pociąga Was kultura, którą tworzą studenci, polecam artykuł o prokrasty-
nacji. Boję się tylko jednego: że wielu z nas po lekturze tego tekstu odetchnie z ulgą: "A to dlatego nic mi się nie chce! Jestem chory! Czyli spokojnie mogę dalej nic nie robić". Musicie jednak wiedzieć, że po sukcesie ADHD i innych dysortografii czy dyskalkulii kolejna przypadłość usprawiedliwiająca nasze lenistwo - nie przejdzie. Skąd wiem? Nie wiem, nadzieja przemawia przeze mnie... :) Zielona Góra niech sobie ładnie jesiennieje, tymczasem Wy sprawdźcie, czego warto posłuchać, co przeczytać, gdzie się wybrać w listopadzie. Kaja Rostkowska redaktor naczelna k.rostkowska@uzetka.pl
LISTOPAD 2011
Uniwersytet Zielonog贸rski
Kolejne kierunki ju偶 w grudniowym numerze
3
4
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2011
JAK ONI CZYTAJĄ Jak pewnie wiecie, niedawno odbyła się uroczystość wręczenia nagrody NIKE. W tym roku laureatem został Marian Pilot z książką "Pióropusz". Niestety polska młodzież nazwy "NIKE" zbyt trafnie nie kojarzy. Zapytałam zielonogórskiego licealistę, czy słyszał o nagrodach NIKE. Odpowiedział mi tak: - Nike? Mój kolega ma buty Nike! Czy młodzi ludzie w ogóle czytają? Niektórzy przepytani przeze mnie uczniowie deklarowali, że czytają mniej więcej 2-3 książki miesięcznie. Inni, że nawet 4 lub więcej. Jednak dość często zdarzały się również odpowiedzi, że nie czytają w ogóle. Przyszłość wyczytana w książkach Książki, jakie czyta młodzież, dotyczą najczęściej tematyki, z którą wiążą swoją przyszłość. Przykładowo Paula Niedziela z klasy IE w LO I przyznała, że czyta thrillery prawnicze, a w przyszłości chciałaby być prawnikiem i dlatego tego typu
książki jej odpowiadają. Wiele osób odpowiadało, że czytują książki historyczne, bo swoją przyszłość wiążą z historią. Marny procent Pomimo że pewna grupka osób potwierdziła, że czyta i lubi to robić, okazuje się, że przeważa jednak ilość osób nie sięgających po książki. Niestety te zatrważające wyniki potwierdza bibliotekarka I Liceum Ogólnokształcącego im. E. Dembowskiego. Na pytanie, jakie i ile książek młodzież wypożycza, odpowiedziała, że są to najczęściej lektury, ewentualnie książki mające
przygotowywać do różnych olimpiad. Stwierdziła także, że z roku na rok, od paru lat jest tendencja spadkowa co do ich wypożyczania. Również badania czytelnictwa wykazują, że procent czytających jest niewielki. Wychodzi na to, że statystycznie przeciętny Polak czyta jedną książkę na rok. Lenistwo, brak czasu i inne wymówki Dlaczego młodzi ludzie coraz rzadziej zaglądają do książek? Najczęstszymi odpowiedziami jakie padały z ust uczniów, były
odpowiedzi typu: brak czasu, dużo nauki, lepsze są filmy, wolę pograć, czytanie jest nudne. Niestety rozwój technologii skutkuje tym, że młodzież spędza znaczną część swojego czasu surfując po internecie, odwiedzając najróżniejsze strony typu: You Tube, Demotywatory, Kwejk czy portale społecznościowe jak Facebook, tym samym nie znajdując czasu na czytanie. Co na to poloniści - W dzisiejszych czasach jesteśmy głównie społeczeństwem przesiadującym przed szklanym
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2011 ekranem i niepoświęcającym zbyt wiele czasu na czytanie – mówi polonistka z „Jedynki”, pani Natalia Olejarz. - Natomiast czytanie to sama przyjemność. Można tutaj wspomnieć o niepokojących wynikach badania, które przeprowadzono właśnie na temat czytelnictwa i niestety wyniki tego badania dowodzą, że 42% Polaków deklaruje brak zainteresowania książką. Myślę, że to smutne, ponieważ o zaletach książek i zaletach czytania można by mówić wiele. Po co czytać? Polonistka wspomina także o takich aspektach, że czytanie uczy myślenia, pobudza wyobraźnię, rozwija umiejętność wysławiania się i wyrabia cierpliwość. - Natomiast, jeśli ktoś bardziej ceni sobie telewizję i oglądanie filmów niż czytanie, to tutaj poleciłabym wszystkim do przeczytania książkę Piotra Tomasza Nowakowskiego o tytule: "Fast food dla mózgu, czyli telewizja i okolice". Książka ta pokazuje właśnie, w jaki sposób telewizja fałszuje rzeczywistość poprzez ukazywanie nadmiaru przemocy, zatrutej obyczajowości - mówi Natalia Olejarz. I przekonuje, że z tej książki dowiemy się, dlaczego warto uprawiać umysłowy sport. Wybuchająca puszka, z mała rybką Wiecie, że w amazońskich rzekach żyją rybki canero, które potrafią wpłynąć do wnętrza ciała kobiety, męskiego penisa lub dzieciom do nosa? Takich rzeczy dowiadujemy się z ksią-
żek właśnie, a ten przykład posto od pisarki i pochodzi prosto dróżniczki, Beaty Pawlikowskiej. Rybkaa stroszy haczykowakotwicza się i wgryza te kolce, zakotwicza bami w krwiste ostrymi zębami ażda próba tkanki. Każda wyciągnięciaa jej, powoduje rozrywanie ludzkiego ciała i potworny ból. miast z Natomiast tra Kraśko pt. książki Piotra dług reportera" "Świat według am się, że w Szwecji dowiedziałam istnieje przysmak przechowywany w puszkach, które najlepiej otwierać w wodzie, a wnoszenie ich na pokład samolotów niektórych linii jest surowo zabronione. Powodem takiego zakazu jest groźba wybuchu. Któż by przypuszczał, że najzwyklejsze w świecie śledzie mogą być traktowane jak materiał wybuchowy? Oto i kolejna ciekawostka! Nike vs. NIKE Może nigdy nie zobaczę rybki canero, może nie otworzę wybuchającej puszki, ale dzięki książkom wiem więcej o świecie, a moja wyobraźnia, wiedza i język rozwijają się. Uczniowie i studenci, czytajcie książki! Nieprawda, że szkoda na nie pieniędzy (nowości wydawnicze znajdziecie także w bibliotekach), nieprawda, że tylko męczą oczy (co powiecie na audiobooka?), nieprawda, że są nudne (świat książek to jedna wielka przygoda). I naprawdę lepiej nie wiedzieć o istnieniu firmy sportowej Nike, niż nie znać nagród NIKE. Izabela Żylicz
5
!
Jesteś statystycznym Polakiem? Biblioteka Narodowa opublikowała raport z badań nad stanem czytelnictwa w Polsce w 2010 r. Zamieszczone w raporcie dane nie napawają optymizmem. Aż 56% Polaków nie przeczytało w zeszłym roku żadnej książki. Dla porównania – w Czechach odsetek osób, które w zeszłym roku nie przeczytały żadnej książki, wynosi zaledwie 17%. Czytelnictwo w Polsce od lat utrzymuje się na bardzo niskim poziomie. W porównaniu do badań przeprowadzonych w 2008 roku można zauważyć niewielki wzrost liczby osób, które sięgnęły po książkę – w 2008 roku tylko 36% Polaków przeczytało przynajmniej jedną książkę. W roku 2010 przeczytanie jednej lub większej liczby książek zadeklarowało 44% Polaków. Nadal jednak jest to stan daleki od ideału. Książek nie czytają przede wszystkim osoby z wykształceniem podstawowym i zawodowym, mieszkańcy wsi, osoby starsze, rolnicy, emeryci i renciści oraz ubodzy. Jednak w zeszłym roku ani jednej książki nie przeczytało także aż 25% osób z wykształceniem wyższym, 33% uczniów i studentów, 36% kierowników i specjalistów, 50% pracowników administracji i usług. Wśród czynników mogących znacząco wpłynąć na poprawę czytelnictwa w Polsce Biblioteka Narodowa wymienia: szkoły, jako podstawowe miejsce pracy z tekstem, biblioteki publiczne i szkolne, mass media i nowe media, a także digitalizację i upowszechnianie zasobów.
6
Akademickie Radio Index
LISTOPAD 2011
RADIO INDEX 96 FM KTO DOSTANIE PYSZNĄ POMARAŃCZĘ?
Gość naszej audycji! Informacje i komentarze znajdziecie we wtorek w Kwadransie Akademickim (9:00, powtórka o 17:30) oraz w czwartek w Kwadransie Zielonogórskim (9:00, powtórka o 17:30). Zaprasza Karol Tokarczyk
Rock and roll, mimo kilkudziesięciu lat na karku, ma się wciąż bardzo dobrze. Twarzy ma więcej niż Świętowit. Wszystkie te twarze staramy się jak najlepiej prezentować w każdy piątek o 22.00 w Radiu Index usłyszycie smętne, alternatywne pobrzdękiwanie, jak i ostrą, hard rockową jazdę, dziwaczne charczenie Toma Waitsa i solówki Slasha w Guns N’Roses. Dodatkowo goście, młode, lokalne kapele i najświeższe premiery płytowe. Poza tym konkursy, nagrody, tańczące pudle i konfetti. W każdy piątek dwie godziny grania na gitarach i nie tylko! Facebook.com/rocknoca
Muzyka poruszająca, intrygująca i ini spirująca. Znane są przypadki, gdz gdzie słuchacze Audycji Soundtrack po pr prostu nie mogli oderwać się od radia radia. Tkwili na balkonie wsłuchani w Jan Jana A. P. Kaczmarka przez godzinę, sp spadali z krzeseł przy cygańskiej melod melodii autorstwa Rachel Portman, czy zakł zakładali kolejny blog przy Ennio Morricone. Morricone W każdą niedzielę o 20.00 na falach falac świa Radia Index otwiera się magiczny świat muzyki filmowej. Jest to godzinny program poświęcony przede wszystkim ścieżkom dźwiękowym, a także jej niezwykłym twórcom i wszystkim wydarzeniom kulturalnym związanym z soundtrackami. Konwencja audycji opiera się na prezentowaniu muzyki, patrząc przez pryzmat jej twórców. Zdarzają się wywiady z kompozytorami i wirtuozami, którzy na muzyce filmowej znają się najlepiej. Już od ponad pół roku audycja soundtrack wybrzmiewa w Radiu Index i jeśli w dalszym ciągu znajdą się tacy, którzy zechcą otworzyć drzwi do świata muzyki filmowej, to mają pewność, że zawsze je znajdą na 96FM. Zaprasza Kasia Kapińska
Akademickie Radio Index
LISTOPAD 2011
Na poc oczą zątk tku u by b ł metal. l.... I tak już zos sta tało. Audycj cjja Meta Me taliiza acj cja a (w pon onie edz działkki o 22 2 :0 : 0) pre eze entuje Wam m w zy ws zys stko ko to, co na najc jcie i kawsze ze na krajow wej i św świa iato owe ej me meta talowe wejj scen enie ie. Je J st tu mi mie ejsce zarów wno dla a kla lasy sykó ków w ga gattunkku (n (nie ieki k edy i tyych ch zapomniianych ny ch prz rzez ez świ wiat at), jak i mło łody dyych wilków. w. Pon o adto cie ie ekawe ka we wyw ywia iady dy,, pr prezen enta t cjje no nowo wości płyttow wyc y h i mas sa diab di abel elskkic ich h wspa wspani n ał ałoś ości. Za Zast sttan anawialiśc ście ie e się kiedyyś, gdzi gd zie e diiab abeł e mów ó i do dobr bran anoc? To wła łaśnie tuta aj! Zap asza Micha Zapr icch ł Cierniiak Ja ak p prrze zenieść świat św w dużego o ekran nu w eter ett r – wie iemy tyl ylko my! Ra my m R ze z m z Ci Cin nema m City Ra Radi dio o In Inde d x tw de worrzy Miastto Filmów mó m w – au a dycję, której tó auto orz rzy pó ójd jdą ą za za Cieb bie na każ a dy film. Nie boim Ni N bo oimy się niiczzeg e o – łzawyc ych yc h me elo odr dram a atów ów, krw wawych ho orrro orrów ów, czy ko kollejnych le czzęś ęści ści „Zm Zmie erz rzch zch c u” u”. Co o tydzień yd dowiec wi w ecie ie się i , na co pójść do o kin ina, a, a cze zego go unika ni ać ja jak ognia. Opró rócz cz recenzji w pr p og gra amie mie wi w eś ści c z pla lan nu na nu ajjważniejszych wa prrod oduk ukcj c i i konkkur ursy sy z nag gro roda dami da m – wej mi ejjściió ówkami do kina a i fi f lm mo ow wym y i gadż dżżet etam am mi.. W każdy dy pią ąte ek o 13.00 anteną ą 96fm rzą z dzi św wia iatt fi film llm mu! mu u! Za Z p prras asza Paw asza weł Hek ekman
Index Li Inde List s a to dyn ynam amic czn z a,zw zwa ario iowa w na,odj dje echa hana, wy na wycz czes san ana a liist sta a pr prze z bo ojó jów w Ak A ademic ickki kiie ego eg Radi Ra dia a In Inde d x. W każ ażda a sobot otę ę po 20:00 0 odpaa lamy la my dyc ychę ę naj ajle leps pszzych h utw wor orów ów w w ZG. Ale e niie e samy sa mym m no n to towa waniiem żyj yje e listta, zag glą l damy też do muzy mu zycz czne nego o kalen nda dariium um, prez ezen entu t jemy nowoo ści, a głó śc łówn wnyy at atut ut lis i tyy to do dobr bra a za z bawa i dużo użżo uśmi uś miec echu hu! Gł Głos osuj u na ww ww. w inde dex. x.zg z or zg o a.pl Zapr Za pras asza za Mat ateu eusz sz Kas a pe perrczyyk
Akademickie Radio Index
„H Hey Joe o ” Hend nd dri r ksa. Not o hiing Com ompa p res 2U 2 ” Si Sine nead O’’Co O Conn nnor o . “Halle lelluja j y” Buc uckle eya. “Be e Thankfu ful Fo fu or What Yo Y ou’ u’ve ve Got” Ma ass ssive Attack ck, czy “I Wilill Al A ways y Lov ys ove You” ove Do D ollyy Pa P rt r on – świiat a pełen jes est rewela acyyjn jnyc ych co ove eró rów. Czasa s ami nas asze ulubi bio one piosen nki oka k zują się być y prz rzzerrob o ionymi utwor m orami inne ne ego g artystyy, cz c asem as sem nasz ul ulub ubion ny art ny r ysta in nte tere resu sują jąco prz rze erobi cudzyy ka k wałe wa ałek. k .. we wt wtor o ko ow we e wieczzor c oryy pr prze z z godz dzin inę będzie e możżn na a wysłuchać ć orygi gina gi in na ałó łów i iic ch – cz częs ę to kon ntr trow o ersyjnyych h – pr prze ze zeró eróbe b k. Ja ak brzmii KIS SS w we wers r ji country rs ryy? Co wyjdz dzie e, gd gdyy Tr T ic cky k za abierze się zza a uttwó u wórr Ky Kylie Mino nog gu Jak są na gue? n jczę zę ęś śc ciie ej co cove erowane utworyy świ wiat ata a? Odpow ow wiedzi na te e i wi w ele e in nn nyych h pyt ytań znajdziecie w au aud dycji Covere dycj red d, w każdyy wtore d, ek o 23 23.0 00 w Ak Akademickkim m Ra Radi d u Index! x! Zaprasza Michał Stacchu hura r
7
8
LISTOPAD 2011
Erasmus
STACJA ERASMUS czyli studentki Uniwersytetu Zielonogórskiego podbijają Francję!
Wielkie pakowanie Biegamy po mieście, odwiedzamy urzędy i zastanawiamy się, jak zmieścić wszystko to, co najpotrzebniejsze, w dwudziestu kilogramach zawartości walizki. Za dwa tygodnie wyruszamy na stypendium Erasmusa. Spędzimy kilka (jesienno-zimowych) miesięcy we Francji. Czym jest Erasmus? To wyjazd na semestr studiów (czasem dłużej) do uczelni partnerskiej za granicę, to życie w innej kulturze, codzienne rozmowy w języku obcym, to wspólne zabawy, podróże... Tyle wiemy. Już niedługo, na własnej skórze przekonamy się, czym Erasmus stanie się dla nas samych, jakie są plusy, a jakie minusy takiego wyjazdu. Erasmusowa umowa podpisana, konto czeka na wpłatę stypendium, bilety zakupione i... ruszamy! Widok z o kna akad emika
Jesteśmy w Chambéry Po nocnej podróży samochodem do Berlina, locie do Lyonu i przesiadce na autobus do miasta docelowego, udało się nam znaleźć akademik "Jacob-Bellecombette", w którym miałyśmy być zakwaterowane. Z dworca autobusowego szłyśmy pod górkę, później znów pod górkę... a na końcu... jeszcze raz pod górkę! Każda z nas miała ze sobą 2 walizki, które odmawiały posłuszeństwa przez całą drogę. Bagaże były wypchane do granic możliwości. Niestety, jednej z nas w Lyonie przypomniało się, że ma w swojej większej walizce coś niezbędnego (koniecznie musi to z niej wyciągnąć na środku lotniska!). Gdyby nie pomoc przechodzącego obok mężczyzny, trudno byłoby nam ją zapiąć z powrotem. Najwidoczniej pomocnik ma żonę, córkę, siostrę i wie, jak to bywa z damskimi walizkami.
Gimnastyka na schodach Gdy udało się już znaleźć akademik, okazało się, że „pod górkę”, to już nie największy problem. Pojawiły się schody. Teraz, po 3 dniach pobytu tutaj już wiemy, że gdziekolwiek chce się wybrać (nawet po zwykłą bagietkę do sklepu!), trzeba przemierzyć kilkadziesiąt schodów. W akademiku też mieszkamy na piętrach, a nie ma windy... Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – powtarzamy sobie, że to dla złapania kondycji. Francuz ma czas! Trudno powiedzieć, jak wyglądają tutaj studia, bo okazuje się, że Francuzi mają na wszystko czas, więc nawet na rejestrację naszego pobytu na uczelni musimy poczekać do przyszłego tygodnia, a z kolei na stały dostęp do internetu – do połowy października. Do tej pory służyć nam będą hotspoty w mieście, ale żeby do nich dotrzeć, trzeba przejść spory kawałek, plus wspomniane wcześniej schody.
Genewy Wycieczka do
Czy mieszkamy same w akademiku?! Największym zaskoczeniem jest chyba jednak, paradoksalnie... zachowywanie ciszy nocnej w akademiku! Pierwszego wieczora tutaj zastanawiałyśmy się, czy ktoś oprócz nas mieszka w tym DSie. Okazało się, że tak, bo większość kierunków zaczęła już swoje zajęcia. Jedyne zamieszanie, jakie się tworzy każdego dnia, to wieczorne gotowanie kolacji (ok. 20-22), a największy hałas, to podnoszenie lub opuszczanie rolet zewnętrznych. Wieczorami to miasteczko akademickie po prostu śpi. Ciekawe, czy to norma, czy coś się jeszcze zmieni... Nietypowym zwyczajem jest mówienie dosłownie wszystkim mijanym na korytarzu, o każdej porze dnia i nocy „bonjour” („dzień dobry”) lub „bonsoir” („dobry wieczór”). Osobliwe znajomości Spotykamy samych życzliwych ludzi – Kelly, która pomogła nam dźwigać po schodach nasze bagaże, zauroczonego jedną z nas Afrykańczyka, którego imienia nie da się powtórzyć, Włocha, dla którego czas to pojęcie względne, Francuzkę, dla której wysokie obcasy nie są przeszkodą w poruszaniu się po kamienistej drodze z niesamowitą prędkością, kierowcę autobusu miejskiego, który widząc, że nie jesteśmy stąd, dał nam plan miasta, sprzedawcę w sklepie, który pomyślał, ze jesteśmy Rosjankami...
LISTOPAD 2011 Jak żyje student? Po tygodniu mieszkania w akademiku "Jacob" już wiemy, że nie jest wyludniony, więc to nie brak mieszkańców jest powodem ciągłej ciszy. Żartujemy w swoim gronie, że dzień francuskiego studenta to pobudka na zajęcia na 8 lub 10 rano, przerwa obiadowa w godzinach 12-14, powrót z zajęć, kolacja między 20-22, prysznic i zamknięcie się w pokoju. Ani mru mru po 23! Pewnego wieczora okazało się, że w naszym akademiku mieszkają inne Polki, z uniwersytetu w Łodzi (pozdrawiamy!). Spotkałyśmy się w pokoju jednej z nas, ale chaos naszych rozmów przerwało pukanie. W drzwiach stanął portier, który powitał nas słowami: „Dobry wieczór, jest 23:03, cisza nocna, proszę się rozejść”. Po chwili dodał: „I to natychmiast!”. Bez znanego mieszkańcom zielonogórskich akademików tłumaczenia, że dopiero co się spotkałyśmy, bez słów „przecież my tylko rozmawiamy, już będziemy ciszej, przepraszamy”, musiałyśmy odmaszerować do swoich pokoi... I co wy na to? Legitymacja pozwala przeżyć Po ponad tygodniu wyczekiwania na odpowiednie papiery, doczekałyśmy się też legitymacji studenckich. Zdążyłyśmy już doświadczyć tego, że bez niej nie da się nawet zjeść w stołówce studenckiej (3 euro za obiad z deserem!) tuż obok akademika. Studencki żołądek (zwłaszcza na Erasmusie) chętnie przyjmie niemal wszystko, dlatego wczorajszy obiad smakował nam jak nigdy (frytki, kiełbasa, sos, sałata, francuski kompot i woda). Stopem do Genewy! Pod koniec tygodnia w głowach moich towarzyszek zrodził się pomysł odwiedzenia Genewy. Leży ok. 60 km od Chambéry, mimo że to już Szwajcaria. Tak więc pojechałyśmy do Genewy... autostopem! Pobudka o 4 rano, kawałek pieszo, a później autobus miejski, którego kierowca, jak dowiedział się o naszym planie, postanowił zjechać z trasy i zawieźć nas w najlepsze do łapania stopa miejsce. Po 20 minutach czekania, zatrzymał się młody banko-
Erasmus
9
wiec, który podwiózł nas do połowy trasy, następnie wystraszona pani, która bała się o nas jak o swoje dzieci, a na końcu, do samej Genewy podwiozła nas fryzjerka – pani Isabelle (Francuzka pracująca w Szwajcarii), która... zaproponowała nam również powrót swoim samochodem po skończonej pracy (ufała nam do tego stopnia, że zostawiła nas w swoim aucie z kluczykami w stacyjce, ale i tak myliła Polskę z Rumunią). Multikulturowe miasto To, że Szwajcaria nie jest biednym krajem, wiemy nie od dziś. Kupno 9 kartek pocztowych i znaczków kosztowało nas, w przeliczeniu na polską walutę – ok. 80 zł. Centrum Genewy to banki, zegarki, banki, zegarki i jeszcze raz banki. Na ulicach słychać przeróżne języki, łącznie z polskim. Niełatwo jest wskazać, która kultura jest tą dominującą czy też bardziej pierwszą, historyczną. Zabytki w większości związane są z reformacją, ponieważ Genewa to miasto Kalwina. Tajemnicze miejsce Czekając na panią Isabelle siedziałyśmy na ławce na placu w centrum miasta. Przechodziło wielu ludzi – eleganccy panowie, staruszki z zakupami, rodziny z azjatyckimi rysami twarzy, cyganie próbujący sprzedać wszystko na pchlim targu, francuskojęzyczni Afrykanie itp. Można by powiedzieć, że nic szczególnego, w końcu żadne państwo nie jest jednolite. Racja, ale tam ta niespójność kulturowa tworzy państwo, w którym po 21 nie można sprzedawać alkoholu, ale do tej godziny można go pić na środku ulicy, państwo, w którym na dworcach kolejowych znajdują się pielęgniarki pomagające narkomanom w sterylnej aplikacji kolejnej dawki narkotyku... Kamila Maciejewska fot. autorka Najnowsze relacje Kamili Maciejewskiej z Erasmusa znajdziecie na portalu www.UZetka.pl Na zdjęciu obok wnuczki Erasmusa tym razem w Alpach!
Erasmus wspiera międzynarodową współpracę szkół wyższych, umożliwia wyjazdy studentów za granicę na część studiów i praktykę, promuje mobilność pracowników uczelni, stwarza uczelniom liczne możliwości udziału w projektach wraz z partnerami zagranicznymi. Sprawdźcie szczegóły www.dwz.uz.zgora.pl
10
Województwo lubuskie
LISTOPAD 2011
Unia buduje lubuskie Pobudka przed piątą. Porządne śniadanie, narzucam na siebie ciepłą kurtkę, dyktafon, aparat i walizka w dłoń i ruszam pod Palmiarnię. Cóż, Unia będzie się chwalić inwestycjami, trzeba jechać. Tak zaczyna się Media Trip po inwestycjach finansowanych z Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego. Z Zielonej Góry wyjeżdżamy naszym ,,medialnym” busem po 7:00, droga na północ województwa dobra. W Gorzowie meldujemy się grubo po 9:00. Pierwszy przystanek to szpital. Oglądamy rezonans magnetyczny. Potężne urządzenie o mocy 1,5T. Co prawda nic ta wartość mi nie mówi, ale poprzedni miał moc 0,5T, więc ten dofinansowany przez UE jest jak na moje oko trzy razy lepszy. Dr Tomasz Tereszczyk, kierownik Zakładu Radiologii, nazywa rezonans ,,urządzeniem na miarę XXI wieku”. Pozwala na badanie pacjentów w każdym wieku, począwszy od noworodka. A to ważne, bo nie wszystkie rezonanse na to pozwalają. Lekarze zbadają zarówno osoby nieprzytomne jak i pobudzone. Poza tym, urządzenie posiada cewki (coś w rodzaju obiektywów) do badania wszyst-
kich części ciała, w tym do badania sutków – tego również nie posiadają starsze maszyny. Poza rezonansem w tej samej inwestycji zakupiono m.in. aparat do znieczuleń, który może pracować w wysokim polu magnetycznym (to pewnie Mercedes wśród sprzętu medycznego). Jedyne czego brakuje lekarzom, to jak sami przyznają lepsze kontrakty z NFZ na badania rezonansem, ponieważ pacjentów nie brakuje, a czas oczekiwania na badanie nie należy do najkrótszych.
CSI: Gorzów Wielkopolski
Skoro zwiedziliśmy szpital, musi być też policja. Jesteśmy przed Komendą Wojewódzką Policji. Tutaj inwestycja wyniosła ponad 10,8 miliona złotych, z czego Unia dołożyła ponad 4,8 miliona. Schodzimy do nowoczesnego archiwum. Znajdują się w nim akta wszystkich kategorii, począwszy od takich, które nigdy nie zostaną zniszczone, przez ,,50-latki”, kończąc na ,,2-latkach”. – Warunki pracy nam się poprawiły. (…) Mieliśmy możliwość takiego ułożenia akt, zgodnie z przepisami, jakiej nie mieliśmy wcześniej z uwagi na bardzo ograniczone możliwości magazynowe w poprzednim miejscu – mówi Grażyna Popławska, specjalista Zespołu Archiwum z komendy. Po chwili jesteśmy poza archiwum i zmierzamy do najciekawszego, moim zdaniem, miejsca w całej komendzie. Laboratorium Kryminalistyczne nie przypomina co prawda miejsca znanego z serii CSI, ale zapewniam Was, że sprzęt, którego używają nasi specjaliści, jest równie dobry. Specjaliści są w stanie poradzić sobie z każdym sprzętem i odzyskać każde dane. Najwięcej spraw dotyczy m.in. pedofilii. Jeśli takie dowody nie wystarczą, to zawsze możecie wpaść po odciskach. Palców lub
butów. W jednym z pomieszczeń stoi obiekt przypominający przeszkloną lodówkę. To w nim dzięki zastosowaniu środków chemicznych na przedmiotach uwidaczniają się ślady. Zbieranie odcisków butów jest dosyć efektowne, a tworzenie śladów do porównań odbywa się przy użyciu m.in. kilku doniczek ziemi oraz specjalnych rolek samonasączających do tworzenia nakładek transparentnych. – Muszę powiedzieć, że jak jeżdżę po innych laboratoriach, to nie wygląda to tak pięknie – podsumowuje naczelnik laboratorium mł. insp. mgr inż. Jacek Marcinkowski. Nowe centrum Gorzowa
Bogatsi o wiedzę, jak łamać prawo i nie dać się złapać, jedziemy na wschodnią część Gorzowskiego Bulwaru, inwestycję, która kosztowała prawie 10 milionów (dofinansowanie unijne to 4,2 mln). Sporo miejsca, plac zabaw dla dzieci, woliera dla ptaków i zegar słoneczny dla spóźnialskich. A do tego liczne kawiarnie i restauracje nadają temu miejscu fajny klimat. Najlepszy moment jest wtedy, gdy popijając kawę nagle nad naszymi głowami robi się wielki hałas. To zasługa linii kolejowej, po której kursują szynobusy. Podczas naszej wizyty pogoda nie zachęcała do spacerów, jednak latem Bulwar jest nowym centrum miasta. Zielona
Góra może pozazdrościć takiego miejsca Gorzowowi. Park Kultur i noc w pałacu Udajemy się w kolejne miejsca. Najpierw Drezdenko. Zwiedzamy będący jeszcze w budowie Park Kultur i Szkołę Podstawową nr 1. Park kosztuje prawie 5 milionów złotych. W górnej części parku znajduje się 6 miniatur budowli z całego świata. W kilkanaście minut zobaczycie na własne oczy Statuę Wolności, Wieżę Eiffla, Sfinksa, Operę w Sydney, świątynię Tadż Mahal oraz jedną ze świątyń Azteków bądź Majów – niestety nie pamiętam, do kogo ona należała. Całość wygląda ciekawie, ale szkoda, że takich budowli będzie tylko sześć. W dolnej części parku powstanie natomiast część rekreacyjna oraz miniamfiteatr. Noc spędzamy w Pałacu Mierzęcin. Cały obiekt, a więc pałac i tereny do niego przylegające są cudowne. Dla mnie, raj na ziemi. Także wino z ich własnej winnicy. Co prawda drogie, ale warte swojej ceny. Mając możliwość obejrzenia z bliska inwestycji zrealizowanych w naszym województwie z funduszy Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego jeszcze bardziej doceniłem obecność Polski w Unii Europejskiej. Pieniądze, jakie dostajemy na różne projekty są na szczęście mądrze wydawane. A hasło ,,Fundusze Europejskie... dla rozwoju Lubuskiego” na szczęście nie jest pustym sloganem. Jakub Suszka fot. autor
Województwo lubuskie
LISTOPAD 2011
11
ODLOT "UZETKI" W dzisiejszym zabieganiu to, co liczy się najbardziej, to czas. Chcemy (albo musimy) być gdzieś już, natychmiast. A im szybciej – tym lepiej. Planując wybrać się np. do Warszawy, wyjścia mamy cztery. Możecie wsiąść do pociągu („byle jakiego” jak śpiewała Maryla Rodowicz i już wtedy miała rację, bo koleje do dziś wysoką jakością usług nie grzeszą). Jak nie tłok, to spóźnienia, akcje protestacyjne, podwyżki biletów, klejące się wszystko do wszystkiego lub zepsute: drzwi, ogrzewanie, okna… niepotrzebne skreślić. Albo lepiej nie skreślać, bo zazwyczaj psuje się wszystko po (nomen omen) kolei. No i podróż trwa jakieś 6 godzin. Umówmy się to nie jest francuskie TGV. Wygodniejszą formą podróżowania jest autobus. Ale ten też nie rozwija prędkości jak w filmie „Speed” z Keanu Reevesem i Sandrą Bullock. Szybkość poruszania nie jest jedyną wadą. Rozprostowanie nóg w trakcie podróży to marzenie ściętej głowy. To może samochód? Przy obecnych cenach benzyny, lepiej o tym zapomnieć No to zostaje nam już wyłącznie samolot. Połączenie z Babimostu do Warszawy jest idealne. Gorzej, gdy ma się akurat fobię samolotową. Ja mam. Ale przychodzi taki dzień, gdy trzeba się przełamać. Przełamałam się pewnego wrześniowego poranka. Ile stresu mnie to kosztowało, wiem tylko ja. Razem z innymi pasażerami odprawiłam się na lotnisku (przygotujcie się na zdjęcie kurtek, czapek, butów, odłożenie toreb, wyjęcie z kieszeni wszystkiego co tam macie i nie zapomnijcie o zdjęciu paska ze spodni – inaczej będziecie piszczeć przechodząc przez bramkę). W drodze powrotnej na Okęciu możecie też zostać wywołani do kontroli osobistej. Panie trafiają w ręce pań w gumowych rękawiczkach. Spokojnie, bez stresu. Chodzi tylko o macanie przez ciuchy. Razem z innymi pasażerami zapakowałam się do samolotu
(mały, ładny, zgrabny: jako kobieta mimo stresu - zwróciłam też i na to uwagę). Przyznaję – instrukcje przekazywane przez stewardów bądź stewardesy dotyczące ewentualnej ewakuacji nie brzmią zachęcająco. Świadomość kamizelki ratunkowej umieszczonej pod fotelem też nie ułatwia sytuacji. Na szczęście
pod ręką są papierowe torebki (w razie gdyby ten stres zaowocował jeszcze niespodziewanymi perturbacjami żołądkowymi). O dziwo – nie korzystałam. Podobno starty i lądowania do najprzyjemniejszych odczuć nie należą. Tu poszło jak po maśle. Start przypomina nalot bombowy z czasu II wojny światowej – przynajmniej w warstwie dźwiękowej. Przygotujcie się też na zmianę ciśnienia. Krótko mówiąc - zatykają się uszy. Warto wtedy mieć ze sobą gumy do
żucia. 100% gwarancji nie dają, ale zawsze to jakaś ulga. Chwila moment i nagle coś co było od nas kilkanaście razy większe, niknie w oczach. Domy zamieniają się w małe domeczki, a wielkie pola i połacie lasu to kilka szarych, brązowych i zielonych kwadracików wygląda-
jących jak na makiecie z Muzeum Ziemi Lubuskiej. Aż nie chce się wierzyć, że przesuwające się w ślamazarnym tempie widoki za małym samolotowym okienkiem, to tylko złudzenie. Samolot leci na wysokości 5000 metrów z prędkością 420 km/godzinę (o czym nie omieszkał poinformować nas w trakcie lotu pilot). Gdy usłyszałam te dane – przestałam oddychać.
Cały lot trwa tylko godzinę. Wystarczy to jedynie na zapięcie pasów, szybkie przejrzenie gazety lub przeczytanie kilku kartek książki, zjedzenie orzeszków lub słodyczy serwowanych przez stewardesę i wypicie wody, soku, kawy lub herbaty. Potem trzeba już lądować. Tym sposobem zamieniacie kilka godzin tułaczki na szybką godzinę lotu. Oszczędzacie przy okazji pieniądze, bo bilet lotniczy do Warszawy kosztuje was jedynie 149 zł. To cena promocyjna (brutto wraz z opłatami i podatkami). Takie bilety dostępne są w ograniczonej liczbie dla pasażerów dokonujących zakupu z wyprzedzeniem. Cena biletu w taryfie ekonomicznej wynosi 199 zł za przelot jednej osoby w jedną stronę (zmiany dozwolone za dopłatą, zwrot niedozwolony) oraz 249 zł w taryfie elastycznej (zmiany i zwroty biletu dozwolone bez dodatkowych opłat). Nawet na lotnisko dowiozą i odwiozą was autobusem za dodatkowe 10 zł (w jedną stronę). Czy ten sposób podróżowania ma jakieś wady? Ja zauważyłam tylko jedną. Turbulencje, w które wpada się przy gorszej pogodzie. Nam w drodze powrotnej lądowanie utrudniał silny wiatr. Bujało jak na morzu w czasie sztormu. I z ręką na sercu - to doświadczenie do najmilszych nie należy. Ale tak jak na drodze nie mamy wpływu na wypadki, na torach na wykolejenie się pociągu, tak w powietrzu na turbulencje. Trzeba je albo zaakceptować, albo liczyć na sprzyjające wiatry. Bo kiedy pogoda nie przeszkadza, to latanie okazuje się nie tylko szybkie, ale i całkiem przyjemne. Podniebna gazeta "UZetka"
12
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2011
Później, jutro, za chwilę czyli jak prokrastynacja dopada młodego człowieka Rozum nakłania, aby zacząć w końcu to robić. Serce, aby przełożyć na później. Odwlekać, spychać, przesuwać, odkładać... To najchętniej robią prokrastynatorzy. A kto to taki?
Nie ma co się oszukiwać. Załatwianie spraw na ostatnią chwilę, będąc zestresowanym, z pewnością nie gwarantuje precyzji. Wręcz przeciwnie. „Dobra, więcej się to nie powtórzy” – mówi większość i wraz z postanowieniem dotyczącym niepostępowania w ten sposób, przy najbardziej błahych czynnościach następuje powtarzalność powyższego schematu. - Rzadko kiedy robię zadania tego samego dnia, kiedy są zadane. Za to za kilka dni mam już większą motywację, bo wiem, że będą sprawdzane. Zdarza mi się robić lekcje w autobusie lub tuż przed lekcją. Tylko dlatego, że nie chcę dostać jedynki – mówi Magda Gitler, uczennica III LO. Czy przeciąganie w czasie przynosi jakieś korzyści? Niekoniecznie. Nasila się jedynie uczucie pewnego rodzaju bezradności i zwyczajna niechęć. ■ Nawarstwianie Zanim coś powiesz, zastanów się. Z odkładaniem jest tak samo. Zanim coś przełożysz, przemyśl, czy na pewno warto odkładać obowiązki. Adrian Kania z V LO
przestrzega: – Prawie codziennie mówię sobie: „Aaa tam! Zrobię to jutro”. W niektóre dni mam tak dużo roboty, że aż sam się dziwię. Przecież zadane było tylko kilka ćwiczeń, a później, gdy mam mało czasu, zaskakuje mnie praca na kilka godzin. Pani Anna Świderska – pedagog szkolny III LO, potwierdza, że dość często wśród uczniów zauważa spychanie obowiązków na później. – Potem okazuje się, że mają złe oceny, a gdy nauczyciele pytają, dlaczego , szczerze odpowiadają, że im się po prostu nie chciało. Moim zdaniem do braku chęci dochodzą brak czasu wynikający z nieumiejętnego układania czynności i niesystematyczności. Ale można nad tym pracować, potrzebne są mocne postanowienia i trzymanie się ich. ■ ZwLEKanie A może zwLĘKanie? Nie ma znaczenia w tym momencie po-
Dysortografia, dyskalkulia, ADHD... A teraz jeszcze prokrastynacja! Extra! Już nic nie trzeba robić! ...
prawność językowa. Od zwlekania do lękania się jest niedaleko. Co może wydawać się dziwne, wielu przesuwa obowiązki z obawy przed... sukcesem! I chociażby tym, że będzie miało wielu zazdrośników lub wyżej postawioną poprzeczkę. Na tą przypadłość cierpi też wielu perfekcjonistów, którzy zamiast zrobić coś w sposób niewłaściwy, wolą nie robić tego wcale. Obawa przed porażką to jedna z przyczyn ciągłego odwlekania różnych spraw. – Czasami przekładam wykonanie jakiejś pracy tylko dlatego, że nie chcę dostać złej oceny. Wolę zgłosić nieprzygotowanie i mieć spokój – zaznacza Magda Mackiewicz z III LO. Różnego rodzaju lęki, brak wiary we własne możliwości, słaba organizacja pracy i przepis na prokrastynację gotowy. „Przepraszam, na co?”. ■ Przekładanie zadań jest chorobą? Wszystkim, którzy do tej pory czytali z przytakiwaniem, myśląc: „Mam to samo. Wiem o czym mowa!”, przyda się również informacja, że leczenie tej przypadłości jest bardzo trudne. A środki farmakologiczne mało skuteczne. Zapoznanie się z tre-
ścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultowanie się z lekarzem lub farmaceutą na niewiele się zdadzą. Leki, które potencjalnie powinny pomagać, atakują z drugiej strony. Stymulanty rozpraszają uwagę, a depresanty zwiększają niechęć do jakiegokolwiek działania. W powyższych zdaniach naprawdę obyło się bez ironii. Prokrastynacja (z łac. odroczenie, zwłoka) jest od dość niedawna uznawana za zaburzenie psychiczne. Polega ono na patologicznym odwlekaniu czynności, na których teoretycznie powinno się skupić w danym momencie, na rzecz zajęć bardziej przyjemnych lub mniej kłopotliwych. Profesor psychologii Clary Lay twierdzi, że prokrastynacja ma miejsce, gdy między zamierzonym a faktycznym czasem wykonania pracy, pojawia się wyraźna luka. Bez obaw, wbrew pozorom prokrastynacja dotyka niewielu osób (około 5% w skali świata) i często zostaje nierozpoznana. Aczkolwiek osoby z takim zaburzeniem, często są uznawane za leni z brakiem silnej woli i ambicji, co z pewnością jest krzywdzące.
Uniwersytet Zielonogórski Kultura - wywiad
LISTOPAD 2011
POSTĘPOWANIE PROKRASTYNATORA MOŻNA PODZIELIĆ NA ETAPY: ► Chęć zrobienia czegoś. ► Decyzja o zrobieniu tego. ► Odkładanie czynności z obawy przed porażką. ► Uświadomienie sobie niekorzystnych skutków, jakie pociąga za sobą odkładanie czynności. ► Kontynuacja odkładania. Szukanie wymówek bądź odejście od problemu. ► Odkładanie zadania. ► Wykonanie zadania w ostatniej chwili, pod działaniem stresu lub ukończenie go za późno, bądź też niezrobienie go wcale. ► Postanowienie niepostępowania w ten sposób w przyszłości. ► Powtarzalność powyższego schematu myślowego przy kolejnym zadaniu. ■ Lenistwo a prokrastynacja Odróżnienie od siebie tych dwóch zjawisk wydaje się trudne. Należy pamiętać, że nie każdy leniuch to od razu prokrastynator. Już widzę te zasmucone twarze, które swoją wadę od dzisiaj zamierzały tłumaczyć przypadłością psychologiczną. Leniucha można poznać przede wszystkim po wyraźnym braku ochoty do robienia czegokolwiek. Natomiast prokastrynatorów charakteryzują duże chęci, ale przy tej okazji zwlekanie, które wiąże się z zamartwianiem i przejmowaniem się z tego powodu. Przekładanie różnych zadań w ich wypadku wcale nie jest powodem do radości i przyjemnego leniuchowania. Chociaż być może istnieją leniwi prokastrynatorzy? - Trudno powiedzieć, czy do naszej szkoły zawitała prokrastynacja. Na pewno jest lenistwo, do którego dołączają się czasami zły nastrój, skutki uboczne brzydkiej pogody, inne rzeczy, które nie pozwalają się skupić. A kwestia nazwy, to już inna sprawa – mówi pani Anna Świderska – pedagog szkolny w III LO. Pozostaje nam czekać, aż słowo prokrastynacja stanie
się bardziej popularne. I liczyć, że dostawanie zwolnień z odrabiania zadań domowych czy brania pracy do domu zyska taką sławę jak na przykład zwolnienia z wf-u czy skrót ADHD, który jeszcze jakiś czas temu był mało komu znany. Karina Ostapiuk PS. Ewentualne uznanie prawdziwego lenistwa za chorobę z pewnością zostałoby zaakceptowane w społeczeństwie. Także prośba do psychologów o rozpatrzenie i rozpoczęcie wystawiania zwolnień dla praktycznie całego narodu. Szczególnie o tej porze roku!
Pięć lęków Źródło: Wikipedia
Większość osób dotkniętych prokrastynacją to ofiary perfekcjonizmu. Jako że perfekcję osiąga się zwykle metodą prób i błędów, a perfekcjonista nie dopuszcza myśli o błędach, pogrąża się w tym paradoksie, nie robiąc nic. Tymczasem bycie odwlekaczem nie oznacza nierobienia niczego. Wręcz przeciwnie, osoba taka z zapałem wykonuje inne zajęcia, nie mające związku z problematycznym zadaniem. Na przykład przeszukuje internet, rozpraszając przy tym swoją uwagę zamiast koncentrować ją na zadaniu. Prokrastynacja najczęściej pozostaje nierozpoznana, a prokrastynatorów uważa się za leni, przypisując im brak siły woli i ambicji. Dopiero niedawno uznano, że faktycznie jest ona zaburzeniem psychicznym. Główną przyczyną prokrastynacji jest pięć lęków, które mogą występować równocześnie. LĘK PRZED PORAŻKĄ Praca przekładana jest do momentu, kiedy wydaje się, że jest już za późno, żeby ją wykonać. Staje się to usprawiedliwieniem w razie niepowodzenia. Ten typ zachowania można zaobserwować wśród uczniów. Taka postawa jest związana z wymagającym, skupionym na ocenach systemem nauczania. Przykład: uczeń stresujący się na samą myśl oddania mało interesującego wypracowania. LĘK PRZED SUKCESEM W tym przypadku występuje obawa, że sukces wywoła zazdrość lub pociągnie za sobą kolejne większe oczekiwania, którym można nie sprostać. Próbuje się więc nie wyróżniać spośród innych. Strach ten
13
może występować jako skutek zazdrości braterskiej w dzieciństwie. Można mieć również wrażenie, że powodzenie zagrozi w pewien sposób opiekunom. Przykład: urzędnik, który nie chce awansować. LĘK PRZED BEZRADNOŚCIĄ Prokrastynator chce mieć wszystko pod kontrolą. Może to wynikać z chęci rewanżu lub autonomii: gdy taka osoba ma zmierzyć się z mało ambitnym zadaniem, ucieka się do prokrastynacji, aby potwierdzić swoją niezależność. Również osoba chcąca poczuć dreszczyk emocji mierząc się z otoczeniem może zostać "zwlekaczem". Przykład: pracownik, który walczy przeciwko hierarchii, ryzykując utratą pracy, czy telemarketer nieodbierający telefonu. LĘK PRZED IZOLACJĄ Prokrastynator, niczym dziecko w rodzinnym gronie, chce, aby się nim opiekowano, doradzano mu i kierowano nim; dobrze się czuje pracując w grupie lub gdy ktoś podejmuje za niego decyzje. Może również chcieć w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, poprzez trudną sytuację, w jakiej się znajduje, czy też mieć świadomość, że jest coś do zrobienia (obawa przed samotnością). Przykład: uczeń, który czeka, aż ktoś odrobi za niego lekcje. LĘK PRZED INTYMNOŚCIĄ Prokrastynator boi się, że inni nie będą wystarczająco obecni w jego życiu lub też zbyt się do niego zbliżywszy, dostrzegą jego wady i go odrzucą. Przykład: chłopak, który ciągle spóźnia się na randki.
14
Kultura - recenzja Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2011
GRÜNBERG
punk rock dla kumatych Grają punka i jednocześnie promują rodzinne miasto za sprawą swojej nazwy. W Zielonej Górze zawsze było mnóstwo kapel punkowych i to na całkiem przyzwoitym poziomie. Grünberg kontynuuje te tradycje. Przeczytajcie, co mieli do powiedzenia na temat swojego zespołu studenci z punkowym nastawieniem. Odpowiada Piotrek "Bronek" Bronicki. Można powiedzieć, że Gruenberg powstawał dwa razy, bo w 2004 i 2009. Co sprawiło, ze musieliście przerwać działalność i czego udało się wam dokonać w pierwszym okresie działalności? To było takie granie chłopaczków z liceum, z którym raczej nie wychodziliśmy poza salkę. Przerwanie działalności spowodowane było zwyczajnym niedogadywaniem się wewnątrz zespołu. W takich momentach lepiej odpuścić niż robić coś na siłę. W tamtym okresie zagraliśmy kilka koncertów, a wszystko było jeszcze raczkowaniem małego dziecka. Wasza reaktywacja w 2009 było
jednak jak powstanie Feniksa z popiołów, bo z roku na rok zaczyna być o was coraz głośniej i to nie tylko na lokalnej scenie. Czy to przez to, że teraz jesteście skłonni bardziej poświęcić się zespołowi niż wcześniej? Fakt, trzeba przyznać, że coś się konkretnie ruszyło od 2009 roku. Gramy sporo koncertów w różnych miejscach, co bardzo lubimy. Nie wydaje mi się, aby to była kwestia poświęcenia, te same serca biją tak samo. Zebraliśmy się po tych dwóch latach, bez pewnych osób, wiedzieliśmy, co chcemy robić i robimy. Chodzi bardziej o to, że jak zaczynasz od zera (mówię tutaj o graniu), to potrzeba czasu, żeby osiągnąć jakiś
w miarę przyzwoity poziom. A propos poświęcania się zespołowi. Każdy muzyk marzy o tym, by żyć z grania, ale czy twoim zdaniem grając taki gatunek jak punkrock i to w Polsce, jest to możliwe? Z punkrockiem to jest tak, że jakby puścić go w telewizji, obejrzeć w programie typu "Mam talent", to będzie funkcjonował jako żart, występ z przymrużeniem oka, coś co obejrzymy z lekkim uśmieszkiem - to dla mniej kumatych. Bardziej kumaci wiedzą, że w małych, często obskurnych knajpach granie punkrocka to całkiem poważna rzecz, z poważnymi nadawcami i tym bar-
dziej poważnymi odbiorcami. W Polsce jest kilka przykładów na to, że można utrzymać się z grania takiej muzyki, my jednak szczerze wątpimy i nie porywamy się z motyką na księżyc, aczkolwiek pomarzyć można. Grywacie ostatnimi czasy bardzo często, zwykle w klubach w różnych miastach. Który z tych klubowych koncertów (bo o „nieklubowych” pomówimy za jakiś czas) utkwił ci najbardziej w pamięci i ze względu na co? Z klubowych koncertów zdecydowanie Wałbrzych. Bardzo specyficzne miejsce i klimat. Miasto, niegdyś kwitnące z wydobycia, będące potęgą gospodarczą Dolnego Ślą-
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2011
15
ska, teraz straszy nawet za dnia. W opozycji do tego świetna publika, zawsze dobry kontakt z nią. Lubimy tam przyjeżdżać. Zdarzało wam się także supportować ważne kapele z polskiej sceny alternatywnej, jak np. Farben Lehre. Który zespół z tych wielkich zrobił na was najlepsze wrażenie jako ludzie, koledzy, z którymi dzieli się scenę? Chyba najlepszy kontakt mamy z Płetwą z Wałbrzyskiego Sajgonu. Od pierwszego wspólnie zagranego koncertu jakaś taka przyjaźń się między nami zawiązała, mimo że Sajgon może już funkcjonować jako legenda wałbrzyskiej sceny obok Defektu Muzgó. Warto wspomnieć o Smalcu, wokaliście GaGa-Zielone Żabki, bo jest to dobry przykład na to, że na scenie i poza nią człowiek jest taki sam. A teraz popuść wodze fantazji i wyobraź sobie, że zjawia się przed tobą dżin i daje wybór zagrania przed tylko i wyłącznie jedną z tych trzech kapel: Sex Pistols, The Ramones i The Clash. Przed którą z nich chciałbyś zagrać z Grunberg i uzasadnij krótko swój wybór? Support przed Ramones to byłoby coś. Chyba dlatego ze od nich się zaczęło, ta muzyka miała i nadal ma na mnie ogromny wpływ. W tym roku zagraliście także na Przystanku Woodstock na małej scenie. Jak udało się wam tam dostać i jak wspominasz ten koncert? Wystąpiliśmy na scenie w Pokojowej Wiosce Kriszny, tak na dobrą sprawę, to my otwieraliśmy tegoroczny Przystanek Woodstock. Imprezy w "Krisznie" zawsze zaczynają się trochę wcześniej, to był pierwszy koncert, jeszcze przed rozpoczęciem imprez na dużej scenie. Udało się nam zagrać,
Skład Grünberg: Piotr „Bronek” Bronicki – wokal, gitara Adrian „Wuja” Majchrzak – bas Cezary „Czarek” Bednarczyk - perkusja
bo parę miesięcy prędzej wysłaliśmy organizatorowi naszą EPkę, która musiała mu się spodobać no i zagraliśmy. Jak wspominam? Jedna z najlepszych chwil w życiu, wchodzisz na scenę i widzisz przed sobą morze ludzi, twarze, które kojarzysz z koncertów w całej Polsce, dużo nowych osób, wreszcie liczna "delegacja" z Zielonej Góry. I ci wszyscy ludzie już od pierwszych dźwięków zaczynają się bawić, razem z tobą śpiewają piosenki. Coś niesamowitego. Pracujecie nad debiutancką płytą. Szykujecie jakieś rewolucyjne zmiany?
Pracujemy i to ostro. Bębny i bas mamy nagrane, zostały tylko gitary, wokale i wiele nocy spędzonych przed komputerem. Czy będą jakieś zmiany muzyczne? Mamy kilka pomysłów, by w niektórych utworach dograć jakieś niestandardowe instrumenty, akordeon, skrzypce, może klawisze? Chcemy, żeby to było tylko małym uzupełnieniem, a całość brzmiała jak najwierniej w porównaniu z tym, co gramy na koncertach. Jedną piosenkę, specjalnie na tę płytę napisał Sławek Trocha z zespołu Sajgon i to właśnie "Płetwa" ją zaśpiewa. Kiedy płyta wyjdzie, trudno powiedzieć,
myślę że jeszcze miesiąc-dwa i skończymy nagrywanie oraz miksy, a później będziemy szukać wydawcy. Liczymy, że do końca roku wszystko będzie haraszo. Czego życzyć grupie Grunberg? Myślę że przede wszystkim kolejnych koncertów, bo to dla nas najważniejsze, żeby jak najwięcej grać i dzielić się tym z innymi. I jeszcze szybkiego ukończenia płyty! Rozmawiał Michał Cierniak fot. Mateusz Papliński
16
Kultura recenzja Muzyka -studenta
LISTOPAD 2011
Na płytkim dołku Na scenie są już ćwierć wieku, ale dopiero kilka lat temu zyskali drugie życie. I to paradoksalnie dzięki kawałkowi zatytułowanemu „Kiedy Umieram”. O drodze na szczyt zespołu Hunter opowiedzieli Drak i Saimon. Gracie aktualnie trasę promującą wydawnictwo „Hunter – XXV Lat Później”. Może pokusicie się o taki mały bilans tych 25 lat na scenie? Saimon: Siwe włosy, podkrążone oczy, skrzypiące, siadające stawy (śmiech). Oprócz tego rzesza nowych ludzi poznanych przez te 25 lat. Drak: Na pewno było warto tyle grać. Gdyby było inaczej nie byłoby nas tutaj. W Zielonej Górze wystąpicie drugi rok z rzędu. W 2010 wystąpiliście jako gwiazda finału festiwalu Rock Nocą. Jak wam się wtedy grało i ogólnie czy lubicie występować u nas, bo we wcześniejszych latach też wam to się zdarzało? Drak: Wiesz co, zazwy-
czaj gramy w Zielonej w dosyć trudnych klubach jak 4 Róże np. Jest to duże przeżycie, te koncerty są zawsze gorące. Teraz po raz pierwszy będziemy występować w Kawonie. Jestem ciekawy jak to będzie, ale znając życie to znowu będzie jakiś piętrowy klub (śmiech). Ale zawsze było u was czadowo i nie możemy się doczekać kolejnych występów tutaj. Pomówmy teraz o waszej przeszłości. Zrobiliście sobie dosyć dużą przerwę między waszym debiutem „Requiem” a drugą płytą „Medeis”. Dlaczego? Drak: Przede wszystkim dlatego, że nie było wydawcy. Musieliśmy sami to zrobić i płyta „Medeis” była wydawana praktycznie kilka razy. Ale jeśli
nie ma wydawcy, nie ma budżetu, to siłą rzeczy nie ma płyty. To był zatem ten cios. Poza tym w międzyczasie zmienił się skład i to także... Może nie opóźniło wydanie, ale zmieniło się dużo rzeczy. Kiedyś też nie było takiego ciśnienia, żeby co rok lub dwa lata wydawać płyty. Jak widzisz ludzie potrafili czekać 7 lat na to by pojawił się dany album. Ale czasy się zmieniły. Dwa lata to teraz taki właściwy czas aby nagrać coś nowego. Na „Medeis” także po raz pierwszy w składzie Huntera zaprezentował się skrzypek, Michał Jelonek. Czyim pomysłem było wcielenie go do składu? Czy miał na to wpływ fakt, że Drak z wykształcenia jest
także skrzypkiem? Drak: Nie do końca. Nagrywaliśmy tą płytę w Izabelin Studio z Andrzejem Karpem jako producentem. Znali się już wcześniej z Michałem, a ja go pamiętałem jeszcze z wczesnych czasów gdy grałem w Acid Drinkers za Litzę. Widziałem go z Ankhiem na koncercie. Andrzej zaproponował, żeby Jelonek nagrał coś na naszą nową płytę, na co powiedziałem, że czemu by nie. Zagrał kilka dźwięków, no i tak został. Rozmawiał Michał Cierniak CAŁOŚĆ WYWIADU NA WWW.UZETKA.PL
Muzyka studenta
LISTOPAD 2011
17
„Morze tancerzy, energetyczna choreografia i pulsująca muzyka przyprawiają o dreszcze. Nie będziecie zawiedzeni.” The Irish Times
Mistrzowie Tańca Irlandzkiego
ARTROSIS Po blisko ośmiu latach rozłąki Artrosis znowu w najsilniejszym składzie. Medeah i Maciej Niedzielski ponownie razem. To doskonała wiadomość dla fanów pamiętających "Melange","Pośród kwiatów i Cieni" czy nominowango do Fryderyków "Fetish". Płyta Imago to Mocne wejście w elektronikę, powrót do automatu perkusyjnego to zdecydowanie najbardziej charakterystyczne cechy siódmego już albumu grupy. Premiera Imago planowana jest na 7 listopada. W listopadzie również będzie można zobaczyć zespół na trasie koncertowej promującej album Imago.
Gaelforce Dance wracają, aby zaspokoić niedosyt polskiej publiczności, która wprost uwielbia ich szalone, pełne energii, spektakularne występy, dzięki którym do grupy przylgnęło określenie „ferrari tańca irlandzkiego”. Tak oszałamiającym sukcesem jaki odnoszą na świecie niewiele grup może się pochwalić – ich perfekcjonizm, który prezentują na scenie, stał się już legendą. Jesienią 2011 roku wystąpią w największych polskich miastach, aby po raz kolejny udowodnić, że są najlepszym zespołem tańca irlandzkiego na świecie!
W Poznaniu zespół gościć będzie 26 listopada 2011 w klubie Reset. Gościnnie wystąpi zespół Desdemona. Start: 20.00, bilety: 25/30 zł
16 listopada 2011 - Hala Widowiskowo-Sportowa w Zielonej Górze. Bilety na WWW.ABILET.PL
www.cgk.zgora.pl
Co? Gdzie? Kiedy? w listopadzie 8.11. Najsłynniejszy balet świata zawita do Zielonej Góry. W hali CRS-u będziecie mogli być świadkami „Jeziora Łabędziego” w wykonaniu Russian National Balet. Ceny biletów wahają się od 50 do 120 złotych. Początek zaplanowano na godzinę 19:00. 16.11. Bardzo dobre wieści dla wszystkich miłośników tradycyjnego tańca irlandzkiego. Do naszego miasta powraca Gaelforce Dance. Mistrzowie w tej dziedzinie zaprezentują Wam historię starą jak świat, w którą uwikłanych jest dwóch mężczyzn, jedna kobieta i całe mnóstwo pasji, miłości, zazdrości i dramatu. Za wstęp trzeba będzie zapłacić od 60 do 110 złotych. Taniec rozpocznie się punktualnie o 19:00 w hali CRS. 18.11. Tuż po premierze swojej najnowszej „Czerwonej płyty” zawitają do
Piwnicy Artystycznej Kawon. Mowa oczywiście o zespole Coma. Piotr Rogucki i jego świta zaprezentują zarówno najnowszy materiał jak i swoje największe przeboje. Bilety w przedsprzedaży kosztują 42 zł natomiast w dniu koncertu cena podskoczy do 48. Start – 19:00.
26.11. Zespół Audiofeels powraca z nową płytą „Audiofeels Unfinished” i w związku z tym będzie można zobaczyć ich na żywo w Filharmonii Zielonogórskiej. Występ oparty całkowicie na głosach rozśpiewanych panów kosztować będzie 40/50 zł i rozpocznie się o 19:30.
22.11. Tę sobotę warto spędzić w Lubuskim Teatrze na premierze sztuki „Drugi rozdział”. W rolach głównych zobaczymy plejadę gwiazd: Tamarę Arciuch, Darię Widawską, Piotra Grabowskiego oraz Bartka Kasprzykowskiego. Tytułowy drugi rozdział to próba ułożenia sobie przez bohaterów życia jeszcze raz. To opowieść o przewrotności ludzkich uczuć, trudzie małżeństwa, zdradzie, szaleńczej miłości i życiowym niespełnieniu. Sztuka grana będzie dwa razy, o: 17:00 i 20:00. Bilety dostępne są w cenie 95 zł.
3.12. Tego dnia rozpocznie się 7 Festiwal Kabaretu Zielona Góra. Szczegóły chwilowo trzymane są w ścisłej tajemnicy i pilnowane przez oddziały BOR-u ale nam udało się ustalić kilka faktów. Wiemy, że pojawi się Tomasz Jachimek oraz Kabaret Czesuaf. Będziemy świadkami emocjonujących improwizacji oraz stand – upów. Nie zabraknie również przedstawicieli Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego. Słowem – będzie się działo.
18
Kultura recenzja Muzyka -studenta
LISTOPAD 2011
Płyta zawierająca chochliki Często bywa tak, że gdy nowa płyta artysty znacznie różni się od jej dobrze przyjętej poprzedniczki, wiesza się na nim psy, fani odchodzą, a on zmaga się ze zgryzotą i niekiedy nadwyżką siwych włosów. Znajdzie się jednak sporo wyjątków od tej reguły. Julia Marcell może się do nich śmiało zaliczyć ze swoją drugą płytą „June”. Jest to bowiem album odbiegający dość znacząco od prostego i wręcz ascetycznego debiutu „It Might Like You”. Teraz Julia postanowiła postawić na przepych, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Kawałki na nowej płycie są bogato i świetnie zaaranżowane. Ciągle coś się tam dzieje, a głównym odpowiedzialnym za ten stan rzeczy jest rytm. W nagrywaniu większości kawałków brało udział aż dwóch perkusistów, ale nie znaczy to, że „June” to krążek z muzyką taneczną. Chociaż momentami ma
się ochotę popląsać, do takich numerów jak „CTRL” czy „Shh”, które charakteryzuje wyraźny beat i doprawione są szczyptą nienachalnej elektroniki.
Na drugim albumie Julii Marcell króluje jednak nie taneczny, ale bajkowy klimat. I dobrze, bo w takowym wypada ona bardziej wiarygodnie i przede wszystkim ciekawiej, niż przy okazji wyżej wymienionych kawałków. Słuchając takich utworów jak „Matrioszka”, „Crows” czy utwór tytułowy przenosimy się do zaczarowanej krainy i wręcz czujemy na plecach wzrok chochlików i innych skrzatów, które zerkają na nas z kątów naszego pokoju. Tej atmosfery dopełnia piękny głos Julii, który przywodzi na myśl inną fantastyczną wokalistkę – Björk.
I takie coś wciąga. Sprawia, że chcemy za jakiś czas w to miejsce powrócić za sprawą ponownego odpalenia płyty. Poza tym ten klimat jest dość wyraźnym spoiwem między nowym, a starym albumem wokalistki. Dlatego śmiem twierdzić, że fani się od niej nie odwrócą, a wręcz przeciwnie – pojawią się nowi. W końcu w każdym z nas tkwi cząstka dziecka, a jak wiadomo dzieci bajki lubią. Zwłaszcza tak pięknie opowiedziane. Michał Cierniak
Porzekadła o parasolach i szubienicy Utarło się, że symbolem żywotności na scenie są The Rolling Stones. Ja mam własnego pioniera w tym temacie. Nagrał szesnaście studyjnych płyt, praktycznie na żadnej się nie myląc i na każdej proponując coś innego. Gość nazywa się Tom Waits i właśnie wydał album numer siedemnaście. Opatrzył go wymownym tytułem „Bad As Me”. Nie wiem, jak Waits to robi, ale zadaje kłam procesowi starzenia się. Większość zaczyna karierę od mocnych, jazgotliwych dźwięków, a kończy na delikatnych balladach. Tom oczywiście robi wszystko na odwrót – jego pierwsze płyty były wypełnione dylanowskimi pieśniami opartymi na pianinie. Teraz zaś nagrywa rzeczy głośne, rozbujane i hałaśliwe. I świetne. „Chicago” nie opowiada o mieście. Ten utwór jest miastem – oddaje jego rytm, tętnienie życiem, hałasy dobiegające z ulicy. W wieku 61. lat Waits potrafi cały czas snuć opowieści
z werwą dwudziestolatka. Wspomnieliśmy o Stonesach – w paru numerach gościnnie udziela się Keith Richards, który nawet zaśpiewał w „Last Leaf”. Pojawia
się również Flea z RHCP. Na pierwszym planie jest naturalnie Waits, ten głos, te teksty, to wyjątkowe podejście do muzyki. Mamy w zasadzie pełen przegląd jego możliwości – hałaśliwe „Chicago” i „Bad As Me”, stylowe, jazzujące „Talking At The Same Time”, powłóczyste „Face To The Highway”, i rzewne ballady: „Back In The Crowd” oraz „Last Leaf”. To najprzystępniejszy jego materiał od dawna, może najprzystępniejszy w ogóle? Królują krótkie formy (na poprzednim studyjnym albumie był utwór 10-minutowy!), na
ogół wyposażone w refren. Poza tym nowa płyta barda to oczywiście niezawodne źródło życiowych porzekadeł. To prawdziwa skarbnica mądrości, takich jak „parasole zawsze są droższe w deszcz”, lub jak najłatwiej zejść z szubienicy. Od wydania debiutu Toma Waitsa mija 38 lat. Mimo to sam zainteresowany jest w świetnej formie. Na okładce „Bad As Me” artysta jest wyraźnie z siebie zadowolony. Ma powody – na tę płytę warto było czekać te siedem lat.
ROCK NOCĄ - PIĄTEK, GODZ. 22:00. AKADEMICKIE RADIO INDEX
Michał Stachura
Muzyka studenta
LISTOPAD 2011
19
Do usłyszenia INDEX LISTA Notowanie nr 115 (sobota, 29.10.2011.)
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Adele Someone Like You Nickelback When We Stand Together Hurts Blood, Tears & Gold Candy Girl Hello Nirvana Smells Like Teen Spirit Rihanna ft. Calvin Harris We Found Love Dominika Barabas Zbiór Porannych Bzdur Avicii Fade Into Darkness Manic Street Preachers This Is The Day Dj Antoine ft. Tom Dice Sunlight
Głosuj na www.index.zgora.pl Gdyby tak stworzyć listę jesiennych hitów, to zdecydowanie na szczycie tego zestawienia znajdzie się numer Adele Someone Like You. Ten łagodny numer jest naszym numerem 1. Od trzech tygodni w zestawieniu figuruje numer, który 20 lat temu osiągnął szczyt - mowa o Nirvannie i singlu Smells Like Teen Spirit. Grupa nieodżałowanego Kurta Cobaina przeżywa ostatnio renesans za sprawą reedycji albumu Nevermind. Na pewno o muzycznym sukcesie marzy Dominika Barabas ze swoim zespołem. Ta 22-letnia wokalista ma na swoim koncie album „Cień” z 2009 roku, ale tak naprawdę szerszej publiczności dała się poznać w programie „Must Be Tet Music”. Jak napisaliście na naszym facebookowym profilu: „Jedna z najlepszych polskich wokalistek”! Oby jej „Zbiór Porannych Bzdur” zawędrował jak najdalej facebook.com/lista96fm
Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista +", sobota, godz. 20:00
REKLAMA
LUNATIC SOULS „Impressions” Liderowi grupy Riverside, Mariuszowi Dudzie, najwyraźniej gra i tworzenie w tym zespole nie wystarcza. Jego projekt Lunatic Souls przyszykował bowiem swoją trzecią płytę. Jak zaznacza muzyk, „Impressions” nawiązuje do dwóch wcześniejszych albumów zespołu. Ciekawą sprawą jest to, że trwający 40 minut krążek, będzie zawierał tylko instrumentalne utwory. Śpiewanie piosenek z niego przy goleniu, będzie niestety niemożliwe. Premiera: 10 listopada KATIE MELUA „Secret Symphony” Mamy dobrą i złą wiadomość dla fanów uroczej Katie Meluy. Dobra jest taka, że w tym miesiącu ukaże się jej nowa płyta. Złą jest niestety fakt, że nie będzie na niej autorskich kawałków utalentowanej Gruzinki. Znajdziemy tam bowiem covery takich wykonawców jak Ron Sexmitg, czy Bonnie Raitt. Towarzyszyć jej w tym będzie orkiestra symfoniczna, czyli minimalizmu, do jakiego przyzwyczaiła nas Katie też zabraknie. Ale czy to źle? Premiera: 14 listopada R.E.M. „Part Lies, Part Heart, Part Truth, Part Garbage: 1982 – 2011” Nie pomyli się ten, który pomyśli, że to nie może być nowa studyjna płyta R.E.M. Chociaż... też nie do końca. Michael Stipe i koledzy zdecydowali wszak o zakończeniu działalności, a to jest pożegnalny suplement do ich twórczości. Oprócz największych hitów, takich jak np. „Losing My Religion”, znajdziemy tak-
że masę nowych kawałków. Kwestia tylko ile takich kompilacji jeszcze w najbliższym czasie się ukaże. Jak pokazuje przykład poniżej, płyty mogą wydawać nie tylko nieistniejące zespoły, ale ci, których nie ma już wśród nas. Premiera: 15 listopada MICHAEL JACKSON „Immortal” Po śmierci Michaela Jacksona wiele osób twierdziło, że tylko kwestią czasu jest, gdy jak grzyby po deszczu zaczną pojawiać się płyty z „cudownie odnalezionymi” utworami Króla Popu. W zeszłym roku ukazał się album „Michael” z zupełnie premierowym materiałem, a teraz dostajemy krążek z największymi hitami Jacksona. Są one jednak zaaranżowane i zmiksowane na nowo, a obok nich znajdziemy ich niedawno odkryte alternatywne wersje. Cóż tu można więcej powiedzieć, skoro tytuł płyty mówi chyba wszystko. Premiera: 21 listopada BULDOG „Laudatores Temporis Acti” Po ciepło przyjętym albumie „Chrystus Miasta” Buldog powraca z nową płytą o intrygująco brzmiącym tytule. Gdy go przetłumaczymy na polski, wyjdzie nam „chwalcy czasów minionych”. Czy robi się przez to mniej intrygująco? Chyba nie, zwłaszcza dla kogoś, kto jest fanem klasyki poezji. Na nowym krążku zespół wykorzystał teksty takich poetów jak m.in. Julian Tuwim, Adam Asnyk czy Rafał Wojaczek. Cztery dorzucił wokalista Tomek Kłaptocz. Premiera: 30 listopada Oprac. Michał Cierniak
20
LISTOPAD 2011
Miasto Filmów
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastofilmow
Przegrana Bitwa Warszawska 2011 Ostatnie lata przyniosły nam bardzo smutne zjawisko. Synonimem zwrotu „polski film” stała się „miernota” i pomimo licznych i usilnych prób zmiany tego stanu rzeczy przez krajowych reżyserów owe dwa nieszczęścia wciąż idą w parze. A może gdyby wydało się na polską produkcję sporo kasy, dodało modne tak ostatnio 3D i zatrudniło plejadę gwiazd, to by poskutkowało? Niestety nie. Dowodzi tego boleśnie i dobitnie najnowszy film etatowego ekranizatora lektur szkolnych w Polsce Jerzego Hoffmana „1920 Bitwa Warszawska”. Film zrobiony w 3D na dodatek i sfilmowany przez jednego z najwybitniejszych kamerzystów na świecie, Sławomira Idziaka. Obsada również niczego sobie. Takie nazwiska jak Szyc, Linda, Olbrychski czy Ferency, mają w końcu swoją renomę. Nie wiedzieć czemu wśród nich zaplątała się Natasza Urbańska, która o dziwo, mimo braku jakiegokolwiek talentu aktorskiego (taneczny i wokalny, mocno wyeksploatowany w tym filmie, również dyskusyjny) pojawia się w całej produkcji chyba najczęściej. I tu jest pies pogrzebany, a właściwie to jeden z kilku psów. Pozostali aktorzy również wypadli zdecydowanie poniżej swoich przeciętnych umiejętności, a w najlepszym wypadku właśnie na ich poziomie. Inną sprawą jest fabuła. Człowiek spodziewa się, że pójdzie na film o bitwie z ckliwym romansem w tle, a okazuje się coś zupełnie odwrotnego. Reżyser skupił się tu bardziej na rozterkach sercowoemocjonalno-psychologicznoniewiadomojakichjeszcze pary Borys Szyc – Natasza Urbańska, zamiast na chlubnym wydarzeniu z naszej historii. Irytuje zwłaszcza skakanie z frontu do teatru,
Takie nazwiska jak Szyc, Linda, Olbrychski czy Ferency, mają swoją renomę. Nie wiedzieć czemu wśród nich zaplątała się Natasza Urbańska. w którym występuje Natasza i z powrotem. Tak jest niestety przez większą część filmu. Jeśli miało to na celu zmniejszenie patosu, to udało się. W zamian jednak dostaliśmy porcję groteski, a tego chyba nie było w planach. Można też stwierdzić, że „dzięki temu” nastąpiła delikatna, albo i niedelikatna, profanacja tego wydarzenia. A co jeśli chodzi o 3D? Jest faktycznie na światowym poziomie,
ale... Twórcy chyba zachowali się w stosunku do niego jak dziecko, które dostanie wreszcie wymarzoną zabawkę i bawi się nią dzień i noc. Zupełnie zabrakło umiaru w jego użyciu i momentami jest ono wręcz uciążliwe. Nie ma raczej nic przyjemnego w dostawaniu „z bara” od tańczących Szyca i Urbańskiej.
talistyczne, aczkolwiek zdarza się, że praca kamery jest tam zbyt nachalna. A może o to chodziło, żeby widz miał wrażenie, że ktoś nim ciągle szarpie, aby bardziej wczuł się w bitewną atmosferę. Jeśli zatem ktoś myślał, że Hoffman niczym Piłsudski „Ruskim”, popędzi kota miernocie polskiego kina, srogo się przeliczy.
Czy są jakieś plusy w „Bitwie Warszawskiej”? Owszem. Bardzo dobrze wypadają sceny ba-
Michał Cierniak film@uzetka.pl
LISTOPAD 2011
Miasto Filmów
21
Elita zabójców
Trzej muszkieterowie
Giganci ze stali
Baby są jakieś inne
Pamiętacie scenę z „Uniwersalnego żołnierza”, w której Van Damme krzyczy do Lundgrena „łor yz ołwa”? Ta i dziesiątki innych scen z filmów akcji lat 90. – kiczowatych, patetycznych i kwadratowych – to dziś jednocześnie rzeczy kultowe, jak i okropne. Właśnie na takich kliszach oparty jest film „Elita samobójców”. Statham, Owen i De Niro odgrywają po raz n-ty historię o powrocie na tę ostatnią misję, z zasobami ropy, polityką i szejkami w tle. Nie dla pieniędzy – dla kumpla. Tytułowych zabójców ściga, również działający na granicy prawa, były żołnierz sił specjalnych. Mimo natłoku błędów w scenariuszu, mnóstwa, zerowej inwencji własnej i ogólnej naiwności obrazu, „Elitę zabójców” ogląda się nienajgorzej. Jest dużo walk, wybuchów oraz strzelanin, zatem jeśli macie na takie kino smaka – nie powinno Wam zaszkodzić.
Muszkieterowie ewoluowali i zmieniali się wraz z kinematografią, są wręcz nierozłączni od jej początków. Nie dziwi więc fakt powstania kolejnej odsłony ich przygód – tym razem w 3D. Produkt, który został nam dostarczony został stunningowany, napakowany sterydami i Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze. Mamy więc kilogramy matrixowych zwolnień tempa, szpady i płaszcze wystające z ekranu, roznegliżowaną Milę Jovovich oraz (dla pań) Orlando Blooma. Dopóki oglądamy kolejne sceny akcji, wszystko jest okej. Problem pojawia się w momencie, kiedy bohaterowie zaczynają do nas mówić. Wtedy cały czar pryska. Na domiar złego całej gadaniny w filmie jest sporo i przyćmiewa ona całą zabawę i pracę, jaką włożyli ludzie od efektów, kostiumów i scenografii. Lepiej obejrzeć „Trzech muszkieterów” z 1993 roku… i taniej.
Ileż można oglądać/robić ten sam film?! Zmęczony weteran boksu trenuje innych, pije i ma wszystko gdzieś. Dorzucamy do tego starą jak świat historię nieodpowiedzialnego ojca, który dostaje pod opiekę syna. Brzmi znajomo? Wszystko to mamy w „Gigantach ze stali”. Jako bonus dostajemy roboty w miejsce bokserów. Pomysł, który za żadne skarby świata nie powinien wypalić… Nie jestem w stanie opisać, jak wielkie było moje zaskoczenie, kiedy wychodziłem z kina ubawiony niczym siedmiolatek. Świetne role, humor, niesztampowe rozwiązania scenariuszowe. Do tego wyśmienite walki i wartka akcja. Film zrobiony bez spinania dolnej części pleców, nastawiony na dostarczanie rozrywki na najwyższym poziomie. Jeżeli szukacie produkcji, przy której popcorn smakuje najlepiej, to „Giganci ze stali” są dla Was!
Miało być pięknie. Miało być przewrotnie. Miało, miało... jestem wielkim fanem słodko-gorzkich historii. Dlatego „Dzień świra” i przejmujące „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” uważam za prawdziwe perły polskiego kina. Koterski w „Baby są jakieś inne” chciał ukazać przekłamanie stereotypów, a skończyło się na opowiedzeniu paru starych dowcipów na ekranie. Pierwsze pół godziny naprawdę robi wrażenie – szybkostrzelne dialogi osadzone w realiach kina drogi. Im dalej jednak, tym gorzej, nudniej i – paradoksalnie – bezpłciowo. Jeśli chodzi o formę, cały czas jest to poziom przekraczający możliwości większości rodzimych twórców, jednak to za treścią tęsknimy i płaczemy. Jedynym bezbolesnym rozwiązaniem jest pójść do kina, wyjść po 30 minutach i wypytać znajomych o zakończenie. Albo wziąć bilet na lepszy film.
Michał Stachura
Paweł Hekman
Paweł Hekman
Michał Stachura
CYTAT MIESIĄCA "Bitwa Warszawska 1920", Natasza Urbańska:
"Tam, tam tam, pam pam pam parara pam pam parara…"
Lubuski Teatr
LISTOPAD 2011
MARYNARA
w Lubuskim Wielu z nas często zagląda do teatru. Mniejsza część zna pracę aktora czy reżysera, ale czy wiemy, jak ważną rolę w tworzeniu przedstawienia odgrywa fryzjer i garderobiana? W audycji „Za kurtyną” postanowiliśmy zajrzeć do „kuchni” Lubuskiego Teatru i zaprosiliśmy nietypowych gości. W studiu Akademickiego Radia Index o swojej pracy opowiedziały nam Maria Kaczmarowska z pracowni fryzjerskiej oraz Danuta Długoń - garderobiana teatru. Zacznijmy od Pani Marii, która zajmuję się fryzurami aktorów. Czy ma Pani wpływ na to, co takiego pojawia się na głowie występujących, czy jest to z góry ustalone przez scenografa? Maria: Przy każdym spektaklu jest scenograf, który przygotowuje każdą postać pod względem kostiumu i charakteryzacji. Na ogół projekt jest gotowy, ale nie zawsze wychodzi w realizacji, bo się okazuje, że fryzura nie pasuje do kostiumu czy któryś z aktorów źle w tym wygląda, a więc czasem mam wpływ co na tej głowie się pojawia.
fot. Bartek Mikołajczyk
22
Czy zdarzają się takie drastyczne zmiany wizerunku aktora, że wychodząc na ulicę nie poznają go znajomi? Maria: To przede wszystkim dotyczy spektakli historycznych i stylowych peruk zakładanych na głowę aktora. Wtedy rzeczywiście jest to duża zmiana w wyglądzie. Pani również zajmuje się tworzeniem takich peruk. Jak dłu-
go zajmuje skonstruowanie jednej sztuki? Maria: Jeśli tkałabym bez przerwy zajęłoby mi to ok. 50 godzin, natomiast w praktyce trwa to miesiąc. Nieźle się trzeba napracować aby stworzyć sztuczne włosy. A jak praca wygląda w garderobie Pani Danuto? Pani jest od tego, aby znaleźć strój wymyślony przez scenografa czy może Pani poszaleć ze stworzeniem wyglądu postaci? Danuta: To wszystko również zależy od scenografa. Dany jest projekt kostiumu i wtedy z pracowni krawieckiej czy sklepu zabieram strój i moim obowiązkiem jest go odpowiednio przygotować do spektaklu, pomóc przy przebiórkach a także wyczyścić czy wyprać, aby nadawał się do kolejnego przedstawienia. Dużo pracy w takim razie jest przy sztukach współczesnych, gdzie aktorzy nie muszą wkładać sukien z tzw. rogówką czy rondem. W zasadzie mogliby wy-
Lubuski Teatr
LISTOPAD 2011
23
I FRYZURA
Teatrze
Co robić w takim razie gdy tuż przed spektaklem brakuje ważnej części garderoby? Danuta: Zdarzają się takie sytuacje i wtedy szybko trzeba znaleźć coś co ewentualnie tę część zastąpi. Zdarza się i tak, że strzeli zamek czy zrobi się dziura. Muszę wtedy to zszyć w miarę możliwości by było niewidoczne. Bardzo odpowiedzialna funkcja zatem. Czyli musi być Pani dostępna podczas trwania całego spektaklu? Danuta: Tak. Ja włączając całą załogę techniczną. Zawsze muszę przyjść wcześniej przed spektaklem, nawet jeszcze przed aktorami. Muszę sobie wszystko przygotować, poukładać. A po zakończeniu przedstawienia doprowadzić kostiumy do stanu używalności. Pani Mario, czy Pani również czuwa przez cały spektakl nad fryzurami aktorów? Maria: Nie za każdym razem. Czasem ktoś się mocniej spoci i trzeba poprawić uczesanie, niekiedy muszę dopiąć perukę. Ale na ogół jest tak, że aktorzy sami czują, że coś niedobrego dzieje się na ich głowie i wtedy przychodzą do mnie czy ktoś po prostu woła mnie za kulisy, także ja nie czekam z grze-
bieniem na baczność (śmiech). Czy w takiej pracy zdarzają się wpadki i jakie miały miejsce podczas stażu pracy obu Pań? Maria: Zdarzają się. Kiedy aktor wychodzi na scenę, do tego dochodzą lampy, ludzki pot fryzura nie zawsze wygląda tak jak tego chcielibyśmy. Wąsy się odklejają na przykład. Danuta: Pamiętam moją największą wpadkę i zapamiętam ją do końca życia (śmiech). Kolegę źle ubrałam w sukienkę. Był to dla mnie ogromny stres. To była bardzo szybka przebiórka, sukienka z podszewką. Ja zakładałam, aktor ubierał, zamotaliśmy się i w kołtunie materiału po prostu wyszedł na scenę. Myślałam, że to koniec mojej pracy, ale wiadomo, każdy człowiek ma prawo do pomyłki, a więc na swoim stanowisku pracuję nadal. Teatr to zatem nie tylko to, co widzimy na scenie jako gotowy spektakl. To również duża grupa ludzi stojąca w cieniu, ale z olbrzymią odpowiedzialnością za to, co zobaczą widzowie. To właśnie w audycji „Za Kurtyną” będziecie mogli dowiedzieć się więcej o ich pracy i poznać sporo innych tajemnic teatru. Zapraszamy w każdy piątek o godzinie 12. Jak zawsze „kulturalni”: Marika Adamska Michał Cierniak
"Za kurtyną"
w każdy piątek o godz. 12:00 Radio Index 96 fm
fot. Bartek Mikołajczyk
stąpić w rzeczach, które ubierają na co dzień. Danuta: Absolutnie nie. Jest to błędne pojęcie. Każdy szczegół ubioru jest zapisany w projekcie, poza tym każdy szczegół, w którym aktor wychodzi na scenę musi pochodzić z garderoby spektaklu, nawet buty czy skarpetki.
24
Książka
Lektura niemal obowiązkowa Książka genialna. I dla studenta, i dla studentki. Dla zakochanych i tych, którzy jeszcze nigdy "tego" nie poczuli. Dla "heteryków" i "homo". Napisana giętkim językiem, który pobudza wyobraźnię. "Siedem szklanek" to lektura niemal obowiązkowa. Połkniecie ją w jeden dzień, chociaż nie jest łatwa. Mowa o książce "Siedem szklanek" Magdaleny Zych. Krótki opis i okładkę znajdziecie po prawej. Co jeszcze trzeba dodać? "Kuba – wycofany, niepozorny facet, kontra Emil – otoczony chmarą znajomych egocentryczny i ekscentryczny artysta. Ich spotkanie na szalonej imprezie staje się początkiem niezwykłego związku, z którego każdy z nich wyjdzie odmieniony…". A kim jest autorka? Debiutantką! Urodziła się w primaaprilisowy wtorek w 1980 roku. Mieszka w Warszawie, tam też prowadzi firmę, w której pracuje jako menedżerka, graficzka i sekretarka. Dlaczego zdecydowałaś się zostać pisarką? Z natury jestem dość introwertyczna i małomówna, dlatego pisanie to mój sposób na komunikowanie treści głębszych niż „poproszę o sól". Na piśmie udaje mi się wyrażać dużo bardziej precyzyjnie niż w mowie; pisanie pozwala mi dobrze się zastanowić, zanim puszczę w świat jakiś przekaz. Jeżeli zaś chodzi o powieść „Siedem szklanek”, to głównym bodźcem do jej napisania była wypowiedź mojej przyjaciółki, która stwierdziła, że „w zasadzie nie ma nic przeciwko gejom, ale uważa, że nie powinni się za bardzo z TYM obnosić”. Zatkało mnie wtedy, bo ja oczywiście uważam, że powinni, dokładnie w takim samym stopniu, w jakim ludzie heteroseksualni obnoszą się ze swoją „normalnością”. Jednak w krótkiej rozmowie nie umiałam jasno i dobitnie wyrazić wszystkiego, co na ten temat myślę – dlatego napisałam książkę. Co oznacza tytuł „Siedem szklanek”? To parafraza tytułu jednego z rozdziałów „Akademii Pana Kleksa”. Jako dziecko lubiłam tę powieść, a tytuł „Sen o siedmiu szklankach” do dziś uważam za piękny. Poza tym, tych siedmiu szklanek można się doliczyć w mojej książce – są tam, gdzie dzieje się coś istotnego. Czy traktujesz tę powieść jako swego rodzaju manifest? Niekoniecznie. Ten sposób widzenia świata, w którym doskonale mieści się na przykład facet w makijażu i kiecce, chyba zawsze był dla mnie jedyny i oczywisty, lecz nie chciałabym nikomu narzucać sposobu myślenia za pomocą tej książki. WYWIAD: WWW.PROSZYNSKI.PL
LISTOPAD 2011 Dość szybko zawładnęła mną myśl, iż pod okładką każdej z tych książek czeka na odkrycie bezkresny wszechświat, podczas gdy za tymi murami życie upływa ludziom na futbolowych wieczorach, na radiowych serialach, na własnym pępku i tyle. "Cień wiatru" SIEDEM SZKLANEK Magdalena Zych
Skrajność charakterów, zaskakujące wydarzenia, oczarowania i frustracje – to wątki pełnej humoru i trafnych obserwacji społecznych powieści o odkrywaniu samego siebie, o niebezpieczeństwie utknięcia wśród szablonów i komunałów, o odwadze przełamywania tabu i eksponowania odmienności. Powieści o fascynacji niespodziewaną metamorfozą, o mozolnym tworzeniu własnego świata i wyzwalaniu się z objęć jednych stereotypów, by z impetem wpaść w kolejne.
KAŻDY SZCZYT MA SWÓJ CZUBASZEK Artur Andrus, Maria Czubaszek
Rozmowa dwóch wybitnych osobowości polskiej sceny kabaretowej – Artur Andrus wnikliwie przepytuje Marię Czubaszek z jej twórczości oraz burzliwego życia towarzyskiego i rodzinnego. W tych wspomnieniach, pełnych przewrotnych anegdot, pojawiają się m.in.: Jonasz Kofta, Agnieszka Osiecka, Bohdan Łazuka i Jerzy Urban... Dowcipnym dopełnieniem tych rozmów są fragmenty twórczości Marii Czubaszek oraz liryczne, a zarazem ironiczne, ilustracje Wojciecha Karolaka.
KIKI VAN BEETHOVEN Eric Emanuel Schmitt
Jeśli istotą twojego życia jest muzyka, co się stanie, gdy wokół ciebie zapadnie cisza? Czy poradzisz sobie z życiem, jego codziennym rytmem? Jak długo będziesz trwać w drętwocie, zanim zorientujesz się, że coś jest nie tak? Dla Kiki początkiem zmian stała się zapomniana melodia. Kiki van Beethoven to bardzo osobista książka Erica-Emmanuela Schmitta, w której z właściwą sobie wrażliwością autor opisuje niezwykły związek sztuki i naszych najsilniejszych emocji. Na dołączonej do książki płycie znalazły się ważne dla samego autora i wybrane przez niego utwory Beethovena. PEDAGOGICZNA BIBLIOTEKA WOJEWÓDZKA W ZIELONEJ GÓRZE POLECA:
MIŁOSZ
Andrzej Franaszek
Biografia Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka to nie tylko barwny portret jednego z największych twórców XX wieku - to zarazem kawał historii tego stulecia, z jego okrutnymi paroksyzmami: wojnami, rewolucjami, totalitaryzmami, powstaniami, dyktaturami, zrywami niepodległościowymi. Wszystkich tych wydarzeń żyjący blisko sto lat poeta doświadczył na własnej skórze; ale też wnikliwie opisał w dziełach zdumiewających skalą artystycznej różnorodności.
Książka Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2011
25
Studenci blogują... Post jak wielka uczta
Spotkanie z Miłoszem Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze zaprasza na spotkanie w ramach obchodów Roku Czesława Miłosza poświęcone życiu i twórczości poety, prozaika, eseisty, tłumacza. Spotkanie odbędzie się 1 grudnia 2011 r. (w czwartek) o godz. godz. 18.00 w sali wykładowej PBW. Wstęp jest wolny. Organizatorzy serdecznie zapraszają wszystkich studentów i nie tylko! W programie: ► Codzienność podszyta tajemnicą – o poezji Czesława Miłosza – wykład prof. dr hab. Anny Szóstak ► Spotkania z Czesławem Miłoszem - projekcja filmu dokumentalnego ► Świat Czesława Miłosza – wystawa
Wstaję rano. Kuchnia, śniadanie. Zwykle bułka z dżemem od babci, drożdżówka i herbata. Często jedząc pierwszy posiłek uśmiecham się. Nie wiem dlaczego. Chyba lubię jeść. Ale od rana intensywnie myślę, tak jak moja mama, kiedy ma przygotować jedzenie dla kilkunastu osób z okazji uroczystości rodzinnej. Mięso tylko jakie? Sałatki - czy każdy lubi pomidory? Placki - czy ktoś nie jest uczulony na wiśnie? Ile szklanek przygotować? Czy kurczak się nie pali? Sprzątam po sobie. I siadam... Nie ma oklasków, ani żadnych wiwatów. Cały czas myślę. Klikam - www. Zaloguj się jako: ptysia. Magiczny prostokąt „NOWY POST” uśmiecha się do mnie. Ja do niego też. Wszystko, co wymyśliłam, intensywnie przelewam na biały pulpit. Godziny przygotowań związanych z wymyśleniem kilku zdań dla ludzi, którzy poświęcą chwilę i przeczytają moje słowa, męczenie się z aparatem, który już nie służy jak dawniej i cały czas gubi ostrość, starania, aby blog wyglądał schludnie, bo to moja wizytówka w wirtualnym świecie. Witam się ze wszystkimi, czasami pytam, jak minął dzień. Potem wklejam zdjęcia, dużo zdjęć. Nie jestem prawdziwą szafiarką - nie mam ani dobrego gustu, ani rzeczy, które mogłyby pasować do owego „dobrego”. Ale to, co mam na sobie i to, co sobie kupiłam czasami pokazuję. Nie jestem też prawdziwą testerką - przetestowałam raptem trzy kosmetyki, które zrobiły na mnie wrażenie i ktoś przymilnie mi uświadomił, że nie każda rzecz, którą otrzymałam, musi być zrecenzowana pozytywnie tylko dlatego, że jest za darmo. Wiem to. Ale... Jestem blogerką od dobrych siedmiu lat, odkąd dostałam komputer i pierwszy modem. Jestem blogerką i jestem z tego dumna. Ludzie mówią, że blogerzy nie mają życia towarzyskiego i uciekają w wirtualny świat. To nieprawda. Mam kochającą rodzinę, zwariowanego chłopaka i świetnych znajomych, którzy poświęcają mi swój wolny czas. Ale nie tylko realni znajomi, w ogóle ludzie, którzy są namacalni, poświęcają mi uwagę. Blogerki i blogerzy zaglądają na mojego bloga, komentują go, szukają informacji, próbują się zapoznać. To sprawia, że wierzę, iż mój blog jest potrzebny innym, że moja praca nad wielką ucztą, którą chcę urządzić z każdym nowym postem ma sens! Blog - kawałek mojej codzienności dostępny dla wszystkich. Patrycja Hoffmann
Zapraszamy na spotkanie z pisarzem
Krzysztofem Koziołkiem
autorem kryminałów, absolwentem UZ
"PREMIER MUSI ZGINĄĆ" 16 listopada 2011 r. godz. 10:00 Uniwersytet Zielonogórski Campus B - al. Wojska Polskiego, aula nr 8 (parter)
26
LISTOPAD 2011
Felieton
Wolność. Czy ją mamy? Piszę w luźnym nawiązaniu do artykułu z poprzedniej "UZetki", o tym, że wolność jest to prawo wyboru. Zastanówmy się najpierw, czym jest wolność. Jest ona wartością, o którą walczyły (i walczą) kolejne pokolenia istot żyjących w podziemiu. Gdy zbliżały się wybory, zajmowaliśmy się tylko jednym aspektem wolności: wolnością wyboru lub prawem wyboru. Zacytuję jednego z artystów polskiego podziemia politycznego, zrzeszonego w Stop NWO Poznań, a mianowicie Kmiecia. W swoim utworze „NWO” pisze: „Myślisz, że jesteś wolny? Że masz prawo wyboru, bo wrzucasz do urny kartkę z głosem podczas wyborów? Bzdura. To tylko jedno wielkie kłamstwo. Wierz mi. Nasi rządzący to marionetki. Za ich sznurki pociąga zaledwie garstka…”. Czy na pewno bzdura? Przyjrzyjmy się REKLAMA
tej sprawie bliżej. Wybory są przeprowadzane prawidłowo, przynajmniej na poziomie obwodowych komisji wyborczych, co widziałam na własne oczy, pracując w jednej z nich przy ostatnich wyborach prezydenckich. Niestety nie mamy wpływu na to, kto znajduje się na listach. Ale jest jeszcze większy problem charakterystyczny dla mainstreamu: promuje się jedną partię/ jedną muzykę/jeden produkt… A o innych ludzie wiedzą niewiele albo wcale, lub co gorsza wybiera się dwa/dwie z nich i pozoruje się sztuczne, medialne wojny między nimi. Ludzie opowiadają się po jednej ze stron, często tylko po to, by być w opozycji do drugiej. Przykładem takiej wojny jest polityczna walka między dwiema, wszystkim znanymi, partiami politycznymi. O innych partiach słyszy się znacznie mniej, co skutkuje ich
niższym poparciem. Celowe przemilczanie alternatyw jest jednym z głównych działań propagandowych władz. Spójrzmy w program. Tam jest więcej podobieństw niż różnic. To praktycznie jedno ugrupowanie. Tylko stołkami się wymieniają. Jeżeli chcecie coś w Polsce zmienić, szukajcie ugrupowań, o których się mało słyszy lub nawet utrudnia im się drogę do władzy. Jest to sygnał, że obecna władza się ich boi, czując zagrożenie z ich strony. Jeżeli robisz coś, co się władzy nie podoba, o to chodzi. Jak pisał Benjamin Franklin: „Kto poświęca wolność dla bezpieczeństwa, nie jest godzien żadnego z nich”. Pamiętaj, by szkodząc władzy, przypadkiem nie skrzywdzić kogoś niewinnego. Nie o to chodzi, by robić innym piekło na ziemi. Nie obawiaj się represji. To normalne. Przemilcz sprawę REKLAMA
REKLAMA
i ewentualnie poinformuj społeczność, która pomoże, gdy sytuacja się zaogni. Pamiętajcie. Nie będzie wojny, gdy wszyscy solidarnie rzucą broń i powiedzą: „nie będziemy narażać życia dla waszych interesów”. Nie będzie władzy, gdy wszyscy okażą obywatelskie nieposłuszeństwo. Władza ma bowiem sens tylko wtedy, gdy ją akceptujemy. Pojedynczy buntownik nic nie zrobi, bo go ukarają. Mała grupa też jest łatwa do stłumienia. Ale zorganizowane działanie większej części władanych już się bez echa nie obejdzie. Nie bójmy się swojego zdania. Zawsze mamy wybór. Ale żeby działać skutecznie, musimy do swojego zdania przekonać innych. Angelika Maria Piątkowska piatkosia.k4be.pl/wordpress
Wasza poezja
LISTOPAD 2011
Milion
myśli
27
Październik był miesiącem wspomnień. Szczególnie tych wakacyjnych, podróży, spotkań… Powrotem na uczelnie, sale wykładowe… do domów studenckich czy na stancje… Listopad także przywołuje wspomnienia, choć mogą mieć nieco inny charakter. W miejscu tych ciepłych lipcowo–sierpniowych, pojawiają się wspomnienia o tych, których nie ma już z nami. Dalszych czy bliższych krewnych lub znajomych… Kiedy tracimy bliską nam osobę, wówczas znaczenia nabiera to kim jesteśmy i co robimy… Doceniamy to co mamy, dziękując za każdy dzień… 1 listopada pójdziemy na groby, zapalimy znicz, zatrzymamy się. Pomyślimy nad własnym życiem. Jak bardzo jest ulotne.
Ula Seifert Bieg życia
W przestrzeni
Księżyc, taki zimny w dotyku - cóż może mnie obchodzić księżyc; Słońce, tak odległe - a cóż mnie ono obchodzi; Woda, chociaż z wiekiem uczę się pływać - cóż mnie i ona obchodzić może; Ziemia, los każdego splata na wieczność - cóż mnie może obchodzić..? Gwiazdy, srebrne prezenty - cóż one mnie obchodzą? Pewnej nocy chciałem ich dosięgnąć. Spadałem długo. Wtedy zrozumiałem, - jak mnie to wszystko obchodzi. Jan Rychner
Odsyłam Was także na stronę internetową portalu poetyckiego NAMIDA.pl gdzie znajdziecie informację o konkursach, które odbyły się oraz o takich, które są jeszcze przed nami. Jednym z nich jest OGÓLNOPOLSKI KONKURS POETYCKI "CIĘTE SŁOWA". Do 30 listopada należy przesłać maksymalnie 7 wierszy o dowolnej tematyce, które wcześniej nie były publikowane. Przypominam także o drugim konkursie, który Akademickie Radio Index oraz „Uzetka” objęło patronem. Organizowany jest przez Bałucki Ośrodek Kultury “Na Żubardzkiej” w Łodzi. Do 12 października mogliście przesyłać swoja twórczość na adres Ośrodka Kultury w Łodzi. 19 listopada nastąpi rozstrzygnięcie konkursu, którego głównym celem jest promocja młodych twórców i zachęcanie do pisania.
Dokąd właściwie się śpieszymy biegniemy innych potrącając i wciąż zwiększając tempo biegu jak przerażony szczuty zając
Moment Tak, to ja. Nazywają mnie chwila, moment, mgnienie oka. Trwam pędząc i każdą przyszłość niszczę. Przed laty, jedno życie temu Przycupnęłam z innymi ptakami na chwilę W lepkim asfalcie tranzytowej miejscowości. Po zrywającym się do lotu szpagacie Trzeba było się uczłowieczyć. Zastawiłam skrzydła i zostałam. Rozdarta.
Nie wiemy nawet czy ten wyścig ucieczką jest czy też pogonią i gdzie jest cel naszego gnania wiemy jedynie że gdzieś dzwonią jak na ostatnie okrążenie tempo nadają nam z daleka i my biegniemy i biegniemy A czas ucieka i ucieka Twórczość poety z grupy Terra Poetica
Codziennie rano mijając śmietniki Dziwiłam się, że inne wróble też zakładają gniazda w tych żelbetowych zaroślach. Ale mój wybór jest tylko na chwilę. Wykupię skrzydła, pofrunę, wszak to inni zostawią tu życie. Tak, to ja. Ciągle tu stoję. Szpetna brama imienia Zaratustry. Nazywają mnie chwila, moment, mgnienie oka. Przede mną wróżby, proroctwa, prognozy, Czas przyszły i tryb warunkowy. Za mną wspomnienia, historia, wszystkie czasy przeszłe. We mnie mogiły i łzy. Joanna Iwanicka
28
LISTOPAD 2011
Felieton
Tajemnicza przypadłość Jąkanie to bardzo tajemnicza przypadłość, przez wielu uważana za nieuleczalną chorobę. Podczas kontaktu z osobami jąkającymi można zauważyć, że jąkanie jest jak kameleon. Czasem bardzo widoczne, czasem w ogóle niezauważalne, ukryte w myślach, izolacji od otoczenia, niezrealizowanych sytuacjach. To ciągła obawa przed wyjściem do ludzi.
Dawid Tomaszewski
J k i tto bardzo Jąkanie b d tajemnicza t j i przypadłość, przez wielu uważana za nieuleczalną chorobę. Podczas kontaktu z osobami jąkającymi można zauważyć, że jąkanie jest jak kameleon. Czasem bardzo widoczne, czasem w ogóle niezauważalne, ukryte w myślach, izolacji od otoczenia, niezrealizowanych sytuacjach. To ciągła obawa przed wyjściem do ludzi. Otoczenie ocenia tylko jąkanie widoczne, mówiąc o kimś kto bardzo się jąka, mają na myśli widoczne jego objawy. Jąkanie ukryte trudno zauważyć i skojarzyć z problemem mowy. Nieodbieranie telefonu, wyręczanie się bliskimi w celu załatwienia sprawy, zamienianie wyrazów lub całych zdań, niezadowolenie z mowy, staje się ciężkim kamieniem do przeniesienia w codziennym życiu. Mowa pozwala człowiekowi rozwijać się, zdobywać wiedzę, wymieniać się doświadczeniami, nawiązywać nowe znajomości, pracować w zespołach. W miejscach takich jak np. szkoła, jąkający się wychodzi
na osobę z zahamowanym rozwojem intelektualnym. Kiedy np. nauczyciel zadaje proste pytanie, a człowiek stoi na środku klasy i nie potrafi odpowiedzieć. Cała wiedza i inteligencja chowa się za zasłoną jąkania. Wielokrotnie zdarza się, że osoba, któ-
możliwa w każdym wieku. Niezależnie od stopnia nasilenia jąkania. Ważnym momentem jest podjęcie decyzji o rozpoczęciu terapii. Uwierzyć, że moja przypadłość jest do pokonania. Kurs, poprzedza konsultacja z trenerem, na której wyjaśnia się Książka „Światełko w tunelu” tto najnowsza pozycja o nowej mowie i jąkaniu. Zawiera auttentyczne rozmowy z osobami które przez wiele lat zmagały się z ciężkim jąkaniem, dziś wykorzystując nową mowę wykonuję różne profesje. Pani profesor Arutyunian dzieli się swoimi doświadczeniami 60 lat pracy z osobami jąkającymi, odkrywa tajemnicę powstania skutecznej metody pokonania jąkania. j To doskonały poradnik dla rodziców, nauczycieli i osób dotkniętych jąkaniem. Autor książki, jest uczniem prof. Arutyunian. Sam wygrał walkę z jąkaniem. Jest nauczycielem nowej mowy.
ra się jąka, ma słabe oceny w szkole. W większości przypadków nie jest to jednak spowodowane brakiem wiedzy lecz tym, że dana osoba odpowiada „nie wiem” wybierając lżejsze wyjście przerywające ogromy stres przed blokiem i lękiem przed wyśmianiem. Nauka nowej mowy jest
szczegółowo przebieg terapii. Zajęcia odbywają się w grupach. Przez 8 dni ćwiczą wszystkie elementy potrzebne do płynnego mówienia. Trening odbywa się w ośrodku oraz centrum miasta, gdzie pod nadzorem prowadzi się rozmowę np. ze sprzedawcą, czy przechodniami. Po kursie podstawowym, uczestnik terapii
porozumiewa się w swoim otoczeniu nową mową bez jąkania. Jest w stałym kontakcie z trenerem. Po dwóch tygodniach przyjeżdża na kolejny etap nauki. Poznaję techniki upłynnienia mowy, uczy się rozbudowywać zdania oraz poprawnej intonacji. Dzieci przyjeżdżają na zajęcia ze swoimi rodzicami. Metoda nowej mowy została wymyślona przez Prof. Lilię Arutyunian z Moskwy. Autorka wprowadziła do terapii technikę mówienia z ręką. Specjalne, płynne, dyskretne ruchy dłoni pozwalają zsynchronizować wszystkie elementy nowej mowy. Dzięki ręce osoba nie musi myśleć o tym jak mówić, to ręka automatycznie uruchamia utrwalony system. Terapia trwa od kilku do kilkunastu miesięcy, w tym czasie uczestnik powinien używać nowej mowy w każdej sytuacji. Nie trzeba wykonywać żmudnych ćwiczeń w domu, powtarzając te same sekwencje sylab. Najważniejszym ćwiczeniem jest rozmawianie z ludźmi w określony sposób i przełamanie bariery wstydu. W początkowym okresie terapii nowa mowa charakteryzuje się wolniejszym tempem mówienia, z czasem zdania są coraz płynniejsze.
Felieton
LISTOPAD 2011
29
Etatowi dołersi Chlapa, ziąb i pożółkłe liście na dobre wkomponowały się w codzienny widok. Wielu z nas odczuwa w tym okresie obniżony poziom sił witalnych oraz ogólne przygnębienie. Są jednak i tacy, którzy niezależnie od pogody czy przeżyć mają ciągłego doła, który bywa ich sposobem na życie…
Paweł weł J. Sochacki hacki
Trudne chwile zdarzają zają się każdemu z nas. owają nos pod kołdrą, Normalni ludzie chowają ymi polskimi balladami zagłuszają myśli starymi zień. Kolejnym etapem i czekają na nowy dzień. ka za rogi” i stawienie jest „chwycenie byka czoła rzeczywistości:: nie ten, to następny, od jutra się uczę, czas naa dietę… Na twarzy pojawia się uśmiech, a po naszym dołku zostasmak. Czasem, w zależje słodko-gorzki posmak. ru, pomaga rozmowa ności od charakteru, z kimś bliskim, kto wysłucha i wesprze. Ale nie widowiska z naszego nie chodzi tu o robienie a, w czym specjalizują złego samopoczucia, się... etatowi dołersi. za Narcyz obwieszcza swojego doła Michał Zaczyński, redaktor Neważył to zjawisko sweek Polska, zauważył niu. Obnoszenie i nazwał je po imieniu. ne ze swoimi niesię w sposób publiczne rażkami ma chapowodzeniami i porażkami rakter narcystyczny. Dołersi są na tyle zdesperowani, byy organizować kie, na któspotkania towarzyskie, rych zadają w kółko te same pytaem taka beznia: "dlaczego ja jestem aprawdę jest nadziejna?", "czy naprawdę ze mną aż tak źle?".". Pytania te harakter retomają oczywiście charakter ryczny. Gospodarz nie czeka na pooczenia, jest duszą rady i wywody otoczenia, warzystwa. a zarazem zmorą towarzystwa. Gwiazda odcinka Raz przytrafiło mi się uczestniczyć na imprezie z dołersem w roli głównej. Cały wie-
czór goście byli skazani na wysłuchiwanie wywodów o jego ciężkim żywocie. Jaki to on y, bo zagrał g w odcinku serialu paradop sławny, kumentalnego. Twierdził, że ludzie są bezduszni, bo patrzą tylko na urodę i talent,
a nie słuchają tego, co ma do powiedzenia. Na ulicach wszyscy się przyglądają, a znajop ą, byy załatwił im rolę w jakimś odmi proszą, cinku. Żalił się, że przez trzy dni d musiał chosam dzić na nagrania w tych samych ciuchach, trw ponieważ tyle trwało nagranie odcinka Biedak musi jednego odcinka. podpisy się teraz podpisywać znajomym zd i pozować do zdjęć na impreZainwestow nawet w kozach. Zainwestował okularó przeciwsłolejną parę okularów t necznych, by mieć trochę spokoju. Wybity z logicznego toru myślenia, w bo przecież każde wystąpienie puogólnopol bliczne w ogólnopolskiej telewizji chwilow sławę - nie niesie za sobą chwilową żartuje czy naprawdę wiedziałem, czy żartuje, kulm się żali. Punktem kulminacyjnym był zbiorowy seans odcinka z nim w roli głównej. Opis pod sceną wypowiadającego się chłopaka mówił sam za siebie: „Michał, lat 23. Jego najlepszy koleg przespał się z jego dziewczyga ną, a potem z jego matką”. rozb Widząc rozbawienie gości zmien temat, ale szybko zmienił n twarzy wyz wypiekami na jak czekuję, z jakiego powodu i zrobi kolejną imprezę. Jednoosobo Jednoosobowe show Owszem, czasem cza publiczne opowiedzenie o swoim propomag wyjść z dołka blemie pomaga przykład są różnego czego przykładem w rodzaju grupy wsparcia. Włagro śnie w takim gronie, jeżeli kołprzyjaciel to za mało, dra i przyjaciele n rozmawiajmy o naszych problemach. Unikniemy wtedy pośmiewiska z naszego jednoosobowe show.
30
LISTOPAD 2011
Zajawka
Studencka zajawka: POKER
Himalaje pokera
Wybitny himalaista Reinhold Messner powiedział, że ktoś, kto nie próbował zdobyć Mount Everest, nie może poszczycić się nawet klęską. Zastanawiam się, czy podobnie jest z World Series of Poker, czyli mistrzostwami świata w pokerze. Poziom trudności jest podobny.
Jakub Suszka
www.thepokerlive.blogspot.com
P i Pamiętam swój ój pierwszy i WSOP (na razie tylko jako widz), który obejrzałem kilka lat temu w telewizji. Paru facetów przy stoliku, a przy pozostałych stołach jeszcze dodatkowe kilka tysięcy graczy. Przerzucali jakieś żetony, co chwilę mówili ,,check”, ,,fold” lub ,,all-in”. Niewiele rozumiałem z samej gry (z pokerem kojarzył mi się wtedy chyba tylko strit), ale jednak było coś wciągającego w tym, że kilka tysięcy osób, kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy, Amerykanie, Niemcy, Brytyjczycy siedzieli godzina-
mi przy tych stolikach i grali. Co z tego, że gra toczyła się od kilku godzin i niektórzy byli zmęczeni. Najważniejsze, że mogli zagrać w takim turnieju i w tak niesamowitym miejscu jak Las Vegas. Po obejrzeniu kilku odcinków relacji zakochałem się w pokerze. I pomimo że ta miłość, jak w przypadku, każdego grającego w pokera często jest wystawiana na ciężkie próby, to i tak bym z niej nie zrezygnował. Podobnie jak himalaizm, poker uzależnia. Tylko pozytywnie. Ja na razie nie wybieram się na World Series of Poker z jednej, prostej przyczyny. Chodzi oczywiście o pieniądze. W tym roku w ramach WSOP rozegranych zostało 58 turniejów. ,,Najtańsze” turnieje mają wpisowe w wysokości kilkuset dolarów. Natomiast wpisowe
do turnieju Main Event, czyli tego najważniejszego, rozgrywanego jako ostatni wynosi 10 000 dolarów. Jak na razie mam trochę mniej... Pomimo że wpisowe jest tak wysokie, w tym roku do gry w ME zgłosiło się prawie 6900 graczy. Dzięki temu po odjęciu kosztów organizacyjnych pula nagród wyniosła tylko w tym jednym turnieju ponad 64,5 miliona dolarów! Płatnych miejsc było 693. Zawodnicy, którzy uplasowali się w tych rejonach wygrali prawie 20 tysięcy ,,zielonych”. Finałowa ,,9” zawodników została wyłoniona po 12 dniach gry. Ale żeby podtrzymać emocje, tych dziewięciu najlepszych graczy do gry wróci dopiero na początku listopada. To oni będą walczyć o chwałę w pokerowym świecie, mistrzowską bransoletkę (to tra-
dycja) i oczywiście milionowe wygrane. Zwycięzca dostanie ponad 8,7 miliona dolarów, drugi zawodnik prawie 5,5 miliona. Jednak to nic w porównaniu do 2006 roku. Jamie Gold, który wtedy wygrał Main Event, zainkasował 12 milionów dolarów! Ten, który w tym roku zajmie 9. miejsce, odejdzie od stolika z nagrodą pocieszenia ponad 780 tysięcy dolarów. I pomyśleć, że w pierwszym WSOP w 1969 roku zagrało 7 graczy. Rok później stawiło się sześciu, a za zwycięstwo płacili 30 tysięcy. Za miesiąc zapraszam Was na drugą część dotyczącą World Series of Poker. Przyjrzymy się kilku zwycięzcom Main Eventów, w szczególności Bachorowi Pokera i Texas Dolly.
Studencka zajawka: WOLONTARIAT
Twoje nowe umiejętności Pomogłeś kiedyś osobie starszej, sąsiadce, kobiecie zmieniającej na drodze oponę? Czy pamiętasz uczucie satysfakcji i spełnienia dobrego uczynku?
Z tego właśnie uczucia i chęci niesienia bezinteresownej pomocy zrodziła się na początku naszego wieku idea wolontariatu. Dziś wolontariat oprócz tego, że jest ciekawą formą zdobycia doświadczenia zawodowego, jest szansą na poszerzenie wiedzy i kwalifikacji, pozwala na zapoznanie się z organizacją pracy, naukę umiejętności miękkich, systematyczności, organizacji czasu. Jak wynika z danych Ministerstwa Pracy - 10% bezrobotnych to absolwenci szkół wyższych, w większości kierunków humanistycznych. Szanse
na zatrudnienie mają głównie najlepsi i ci z doświadczeniem. Dlatego wiele młodych osób rozpoczyna swoją karierę zawodową od wolontariatu, aby to doświadczenie zdobyć. Jest przy tym coraz więcej pracy w organizacjach pozarządowych w związku z tym, że w życie weszła nowa ustawa o wolontariacie i pożytku publicznym. Uniwersytet Zielonogórski oferuję pracę w klubie integracji społecznej w zamian swoje referencje dla przyszłych pracodawców. Projekt Akademickiego Klubu Integracji Społecznej (AKIS) w ramach Pod-
działania 7.2.1 Aktywizacja zawodowa i społeczna osób zagrożonych wykluczeniem społecznym programu EFS POKL, skierowany jest do niepracujących rodziców osób niepełnosprawnych i dzieci do lat 7, a zwłaszcza samotnie wychowujących mam. Uczestnicy będą mogli nauczyć się m.in. języków, obsługi komputera, nabyć nowe kwalifikacje zawodowe, czy znaleźć pracę. Wolontariuszem AKIS może zostać każda osoba pełnoletnia, która ukończy specjalnie przygotowane na potrzeby projektu szkolenie z zakresu
m.in.: specyfiki pracy z osobą niepełnosprawną, motywacji i budowy grupy, animacji zajęć, pierwszej pomocy oraz prawnego aspektu wolontariatu. Wolontariat w "Akademickim Klubie Integracji Społecznej" to doświadczenie, które podwyższa konkurencyjność na rynku pracy. Więcej informacji: www.akis.uz.zgora.pl Irena Sternal Lider Akademickiego Klubu Integracji Społecznej
LISTOPAD 2011
Rozrywka
31
Sponsor strony: www.absolutorium.com
POLECAMY:
www.sport.uzetka.pl i www.sportowa.zgora.pl
32
Varia
REKLAMA
REKLAMA
LISTOPAD 2011