Gazeta Studencka MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
NR
84 KWIECIEŃ 2012
HABEMUS RECTOREM
Prof. Tadeusz Kuczyński nowym rektorem Uniwersytetu Zielonogórskiego - str. 5 Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
KWIECIEŃ 2012
Na dobry początek!
Słowo naczelne Kwiecień-plecień, bo przeplata... trochę informacji i trochę felietonu. Nie rymuje się wcale, ale to nie o rymy staramy się w "UZetce", a o ciekawe teksty. Jak nam te starania wychodzą, możecie ocenić już po raz 84. A dokładnie 61 numerów temu mieliśmy podobną okładkę: tytuł był ten sam i też uśmiechał się do Was nowy rektor. Elektorzy po raz trzeci na UZ wybrali nowe władze, piszemy o tym na str. 5. Polecam Wam gorąco tekst pt. "Polska w oczach świata" - dobrze
czasami zweryfikować to, co jako Polacy myślimy o swoim kraju z tym, co o naszej ojczyźnie myślą mieszkańcy innych państw... (np. Ana z Hiszpanii: "Wszystko jest pokryte śniegiem, jest biało i bardzo zimno, podobnie jak na biegunie"). Na szczęście Ana się myli, słońca wreszcie więcej, co widać też w "UZetce" na str. 30 - tam czeka na Was "Kwiaciarnia" i atrakcyjny konkurs. Pozdrawiam wiosennie! Kaja Rostkowska redaktor naczelna
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
www.pani-halinka.pl
G R A C Z
PREMIERA STUDENCKA Czym jest miłość do kobiety wobec namiętności do hazardu? Autobiograficzna powieść genialnego pisarza przeniesiona na deski Lubuskiego Teatru. Kasyno wiążące życie wszystkich bohaterów jak epicentrum świata wciąga zarówno bohaterów spektaklu, jak i widzów. Gra o fortunę, o miłość, o szczęście. Postaw na Gracza 19.04. – do wygrania niezapomniane wrażenia w Lubuskim Teatrze.
P r em i er a studencka 19.04.2012. godz. 19.00 cena biletu: 12 zł
KWIECIEŃ 2012
Zielona Góra
3
„Jesteśmy Grünberg z Polski…” czyli świetny zespół, wyjątkowy koncert i rewelacyjny album „Na ulicach” Czy można bardziej zamanifestować swoje pochodzenie niż przez nadanie zespołowi przedwojennej nazwy swojego miasta? Chyba nie… Zielonogórska punk-rockowa grupa, o której będzie tu mowa, jest bardzo mocno przywiązana do tego miejsca, co słychać w wielu ich piosenkach. 21. marca Grünberg wydał swoją debiutancką płytę, a dwa dni później, w Martenie, odbył się koncert promocyjny, na którym miałam przyjemność być. Tego wieczoru grały dla nas trzy zespoły (w kolejności występowania): Kazetwu, The Bauagans i gwiazdy wieczoru - Grünberg. O ile muzykę dwóch ostatnich zespołów już znam, tak Kazetwu słyszałam pierwszy raz. Trzyosobowy, krośnieński zespół zaprezentował przyjemne i wpadające w ucho melodie, na swój sposób delikatny wokal i dość długie, ale ciekawe przygrywki. Podczas słuchania ich od razu do głowy przychodzi zespół Muchy, który faktycznie jak przeczytałam na oficjalnym profilu zespołu - jest jedną z inspiracji chłopaków. Zdecydowanie zachęcam do zapoznania się z twórczością Kazetwu! Żarski The Bauagans niejednokrotnie występował już z Grünbergiem, co skomentował sam wokalista owej grupy: „Wy graliście u nas na premierze, my gramy u was!”. Ciekawą zmianą
personalną u bałagansów jest pojawienie się nowego perkusisty. Były bębniarz natomiast gra obecnie na gitarze! Wydaje się to ryzykowne, jednak na żywo brzmi całkiem dobrze. Pozostaje zatem życzyć dalszego muzycznego rozwoju! W okolicach godziny 22 na scenę wkroczyli bohaterowie tego koncertu. Grający od 2009 roku Grünberg ma na swoim koncie wiele koncertów, zarówno w województwie, jak i w całej Polsce. Mogliśmy ich usłyszeć np. na Woodstocku 2011 w Pokojowej Wiosce Kriszny. Łatwe i energetyczne melodie, teksty o tematyce bliskiej wielu punkowcom oraz szczerość, brak pozerstwa stanowią nieodłączny atrybut zielonogórzan, dlatego tym bardziej cieszy mnie to, że teraz można ich słuchać w dobrej jakości nie tylko na koncertach, ale i w domu czy samocho-
Debiutancki album zespołu Grünberg pt. „Na ulicach” to 12 autorskich piosenek, w tym jedna napisana i gościnnie zaśpiewana przez Sławka Trocha - „Płetwę” z Sajgonu. Płyta kosztuje 15 zł, a zdobyć możecie ją na Allegro lub poprzez profil zespołu Grünberg na FB. dzie. A to wszystko za 15 zł, co na obecne warunki rynkowe wydaje się ceną śmiesznie małą.
Sam zespół twierdzi, że nie wyobraża sobie, aby ich płyta była droższa, a mnie jako odbiorcę z ograniczonym budżetem bardzo to cieszy! Na koncercie usłyszeliśmy piosenki z tego albumu i inne utwory zespołu. Zachwycający był gościnny występ akordeonu, który nadał piosenkom trochę innego, jeszcze bardziej skocznego charakteru. Grünberg jak zawsze wciągnął do zabawy publiczność, która z każdym kolejnym utworem miała więcej mocy. Na pewno ta premiera będzie długo i miło wspominana nie tylko przez odbiorców, ale i muzyków. Bo to oni pokazali, że warto realizować swoje marzenia, i można robić to z energią właściwą dla Grünberga. Sonia "Maleńka" Żarska fot. Paulina Mietłowska
4
Uniwersytet Zielonogórski
KWIECIEŃ 2012
La Francophonie à l'Université de Zielona Góra Tegoroczne Dni Frankofonii odbyły się 27-30 marca. Nie siedzieliśmy jednak zamknięci w salach wykładowych budynku Collegium Neophilologicum, w którym na co dzień mamy zajęcia. Frankofonia to wspólnota ludzi i państw posługujących się językiem francuskim. Jest formalną jednostką polityczną, której celem jest promocja języka i kultury francuskiej. Polska pełni w tej grupie rolę obserwatora, ale może aktywnie działać i właśnie w ramach tych działań na Uniwersytecie Zielonogórskim po raz kolejny odbyły się Dni Frankofonii. Pierwszym dużym blokiem dni francuskich na naszym uniwersytecie była konferencja naukowa. Wzięli w niej udział wykładowcy z Polski, Belgii, Francji oraz Stanów Zjednoczonych. Zgłębialiśmy tematy bardzo poważne (jak choćby „Ligwistyka fantastyczna i lingwistyka kulturowa”) oraz tro-
chę bardziej przystępne, mówiące m.in. o rowerze i rowerzystach w literaturze francuskiej. Mogliśmy się także dowiedzieć, jak amerykańscy politycy mówią w języku Moliera oraz czy możliwym jest przejechanie rowerem 9 tys. kilometrów we francuskojęzycznej części Kanady, Québecu. Frankofonia to także muzyka. W klubie „4 róże dla Lucienne” odbył się coroczny wieczór piosenki francuskiej pt. „Je suis venu de te dire que je chantais”. Studenci filologii romańskiej oraz uczniowie zielonogórskich liceów nr III, IV oraz VII zaśpiewali wybrane przez siebie piosenki w języku francuskim. Wielu osobom Francja kojarzy się z filmem. Tym razem
Zaczarowane wybory Belfra Roku 2012
Było to dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami… Nie w białej, czerwonej, czarnej, niebieskiej, żółtej, pomarańczowej i różowej, ale w Zielonej Górze, na Uniwersytecie Zielonogórskim, który jak każda prężnie działająca organizacja potrzebował ludzi. Ludzi poświęcających mu swój czas i chęci. Kiedy ich znaleziono, postanowiono przekazywać wiedzę: profesjonalnie, rzetelnie, z dowcipem i wymagająco. Istnieje jeszcze wiele takich cech opisujących ten proces. Właśnie ze względu na nie postanowiono nagradzać każdego z nauczających w różnych kategoriach. Powstał Belfer Roku. Rok 2012. Kolejna już edycja konkursu. Bajeczna jak zawsze, ale… tym razem zaczarowana. Jaki płynie z niej morał? Przekonamy się już 21go maja! Może warto poczuć się jak bohaterowie jednej z ba-
jek i przenieść się do Krainy Czarów? Zagłosowałeś? Otworzyłeś zaledwie pierwszą stronę. Aby wgłębić się w magiczny świat Belfra Roku, przyjdź na Galę. Czekamy na Ciebie już 21-go maja br.! Pokaż, że jesteś bajecznie zaangażowany w działalność naszej Uczelni. Niech nie opuszcza Cię fantazja. Może współprzyczyniając się do zwycięstwa „Swojego Belfra”, stworzysz własną bajkę? Szczęśliwy Belfer = dobry Belfer! …o czym informuje Koło Naukowe Zarządzania Projektami
oglądaliśmy refleksyjny film „Kto chce być kochany?” w oryginalnej wersji językowej. Częścią Frankofonii jest francuskojęzyczna Afryka. W hallu budynku neofilologicznego, dzięki mieszkance Mali, mogliśmy dowiedzieć się, czym jest bogolan – afrykańska technika zdobienia tkanin. Każdy z nas miał możliwość ozdobienia tą metodą własnego kawałka
materiału. Podziwialiśmy również afrykańską biżuterię oraz kosztowaliśmy przekąsek z Mali. Frankofonia 2012 była czasem wyjścia z językiem francuskim poza granice naszej uczelni, czasem zabawy, ale też nauki. Do zobaczenia za rok w marcu! À bientôt! Kamila Maciejewska
Rada Studentów Niepełnosprawnych UZ
„Kiedyś tacy dwaj się spotkali i Radę powołali…” Rada Studentów Niepełnosprawnych UZ jest organizacją działającą od 2005 r., powstała z inicjatywy studentów. Siedziba RSN znajduje się w biurze Pełnomocnika Rektora ds. osób niepełnosprawnych (hol w budynku głównym A16, al. Wojska Polskiego, koło auli C). Wiodącym celem Rady jest reprezentowanie interesów studentów niepełnosprawnych, wyrównywanie szans oraz pomoc osobom niepełnosprawnym studiującym na naszym uniwersytecie. Funkcjonowanie Rady opiera się na wolontariacie, wzajemnym wsparciu. Wspólnie łamiemy stereotypy, pokonujemy nie tylko trudności, ale i… górskie szczyty. Bierzemy udział w konferencjach naukowych, uczestniczymy w seminariach, likwidujemy bariery architektoniczne, społeczne, mentalne.
Organizujemy Światowy Dzień Osób Niepełnosprawnych, seminaria z cyklu „Uczelnia bez barier”, happeningi. W ten sposób chcemy dotrzeć do innych osób niepełnosprawnych. Przykładem luźniejszych spotkań są tzw. herbatki środowe, które odbywają się co dwa tygodnie. A na deser wyjazdy rehabilitacyjne: w góry, nad morze… Aby przekonać się, czym jest tak naprawdę RSN, wystarczy po prostu do nas przyjść, np. na najbliższą środową „herbatkę” 11 kwietnia o godzinie 18 w biurze Pełnomocnika Rektora ds. osób niepełnosprawnych (dr Marcin Garbat). Zapraszamy również sprawnych studentów. Kolejne „herbatki” odbędą się: 25.04, 23.05, 06.06; zawsze o godzinie 18. RSN
Uniwersytet Zielonogórski
KWIECIEŃ 2012
5
HABEMUS RECTOREM Prof. Tadeusz Kuczyński nowym rektorem Uniwersytetu Zielonogórskiego
Prof. Tadeusz Kuczyński będzie od października 2012 r. rządził Uniwersytetem Zielonogórskim. Prorektor ds. nauki wygrał w drugiej turze z prof. Wojciechem Strzyżewskim. Prof. Tadeusz Kuczyński otrzymał 84 głosy. Na jego konkurenta, prof. Wojciecha Strzyżewskiego, zagłosowało 37 osób. Oddano też 2 nieważne głosy oraz 21 ważnych głosów bez wskazania rektora. Nowy rektor od 2008 roku jest prorektorem ds. nauki i współpracy z zagranicą. Ma 61 lat i pracuje na Wydziale Inżynierii Lądowej i Środowiska. Prof. Wojciech Strzyżewski nie czuje się przegrany. - Głosowanie pokazało, że wygrał Uniwersytet Zielonogórski. Jeżeli ktokolwiek mówił, że na uczelni są podziały, to dzisiejsze głosowanie udowadnia, że ich nie ma - powiedział w dniu wyborów prof. Wojciech Strzyżewski, jeszcze wtedy dziekan Wydziału Humanistycznego, a obecnie prorektor ds. studenckich. kt
Wywiad z prof. Tadeuszem Kuczyńskim, Rektorem-Elektem Uniwersytetu Zielonogórskiego Jakie to uczucie – zostać Rektorem Uniwersytetu? Wspaniałe, zarówno w poczuciu radości i dumy, jak i odpowiedzialności. Co zadecydowało o tym, że kandydował Pan na najważniejszą funkcję na naszej uczelni? Silne wewnętrzne przekonanie, że mogę ją uczynić bardziej widoczną na mapie Polski, a jednocześnie bardziej przyjazną dla społeczności akademickiej. Był Pan raczej pewien zwycięstwa czy pojawiła się nutka niepewności? Pojawiała się i to niejedna. Jak ocenia Pan Rektor sytuację uczelni, której stery przejmie za kilka miesięcy? Bardzo dobrze. Jakie są teraz zadania Rektora-Elekta?
Prof. Wojciech Strzyżewski Prorektor ds. studenckich
Stałe doprecyzowywanie programu zaprezentowanego na spotkaniu wyborczym w czasie licznych spotkań z całą społecznością akademicką. Rektor z jednej strony pełni funkcję reprezentacyjną, zabiera głos w ważnych dla uczelni i całego środowiska naukowego kwestiach, a z drugiej strony to zarządzający uczelnią menedżer. Który z tych aspektów działalności rektora jest Panu bliższy? Obydwa są mi równie bliskie, w innym wypadku nie zdecydowałbym się kandydować. Jakie będą pierwsze decyzje nowego Rektora? Jeżeli chodzi o te, które będą naprawdę istotne dla uczelni - nie wcześniej niż przed końcem sierpnia tego roku. Kaja Rostkowska
Prof. Janusz Gil Prorektor ds. nauki i współpracy z zagranicą
Prof. Magdalena Graczyk Prorektor ds. jakości kształcenia
Prof. Andrzej Pieczyński Prorektor ds. rozwoju
6
Zielona Góra
KWIECIEŃ 2012
REKLAMA
O infrastrukturze kolejowej słów kilka Na terenie województwa lubuskiego znajduje się obecnie 1234 km linii kolejowych, z czego na 676 km realizowany jest ruch pasażerski. Wykorzystanie tego ogromnego potencjału przyniesie szereg korzyści zarówno dla mieszkańców, jak również lubuskich przedsiębiorców. REKLAMA
Dr Waldemar Sługocki Kluczową dla rozwoju społeczno-gospodarczego naszego regionu jest linia kolejowa CE-59, tzw. „Odrzanka”, która stanowi zasadniczy odcinek Środkowoeuropejskiego Korytarza Transportowego. Rewitalizacja "Odrzanki" przyczyni się do wzrostu konkurencyjności Lubuskiego poprzez zwiększenie dostępności komunikacyjnej z północy i południa. Wpłynie również pozytywnie na dynamikę funkcjonowania zespołu portów Szczecin-Świnoujście. Równie ważną rolę odgrywać powinna linia kolejowa nr 275 na odcinku Żagań-Gubinek-Berlin, która obecnie nie może pełnić tej
ważnej funkcji ze względu na jej fatalny stan techniczny. Projekt jej modernizacji powinien przyjąć rangę międzynarodową, ponieważ strona niemiecka mogłaby w pełni przywrócić ruch osobowy na odcinku Berlin-Gubinek, a także w dalszej perspektywie rozpocząć modernizację tego ważnego ciągu komunikacyjnego po zachodniej stronie granicy polsko-niemieckiej. W wyniku tych wspólnych prac prędkość pociągów jadących tą drogą powinna sięgnąć do 160 km/h, co jest standardem linii funkcjonujących w Unii Europejskiej. www.waldemarslugocki.pl
Zielona Góra
KWIECIEŃ 2012
7
Era życia bez…
We współczesnym świecie nadmiaru, przejedzenia i przepicia dziwnym zjawiskiem jest rezygnowanie z kluczowych wartości danych rzeczy. Świadomie lub nieświadomie decydujemy się na produkty „bez zawartości” czegoś, co nadaje sens jego istnieniu. W ostateczności decydujemy się na życie w pojedynkę - na życie bez miłości.
Paweł J. Sochacki
Guma bez cukru, kawa bez kofeiny, odtłuszczone mleko i śmietana, piwo bez alkoholu… Jest więcej przykładów nowej ery produktów „bez”, które wkradły się ukradkiem do codziennego świata i nikogo już obecnie nie dziwi ich byt. Produkty te pozwoliły bez konsekwencji decydować się na posiłki wcześniej niewskazane. Jedząc słodycze bez węglowodanów nie trzeba pilnować diety, obawiać się chorób układu krą-
żenia czy zepsutych zębów. Dzięki zabiegom usuwania kluczowych składników z produktów stają się one nową, lepszą wersją swojego przodka. Pijąc colę, której szklanka zawiera jedenaście łyżek cukru, każda szanująca się dietomaniaczka zastąpi ją odpowiednikiem w wersji ZERO. Różnica w smaku prawie niewyczuwalna, ale świadomość nieprzybierania na wadze – bezcenna. Era produktów „bez” zatoczyła większe koło. Na przykładzie żywności, która nie tracąc na walorach smakowych zmieniła swoje kaloryczne oblicze, okazało się, że można być winnym bez kary. Odkrywając przy okazji, że przyjemność jest
dwukrotnie większa, ponieważ pozbawiona kosztów. Naturalną funkcją ludzkiej egzystencji jest dobieranie się w pary, zakładanie rodzin i prokreacja. „Bez” i w tej sferze odcisnęło swoje piętno. Jak informuje na portalu wedwoje.pl psycholog Jowita Wójcik, single stanowią 26% całego dorosłego społeczeństwa. Siedmiomilowa grupa ludzi, która zdecydowała się na życie bez związku, bez zobowiązań czy bez dzielenia się majątkiem, stanowi bezrozsądkową konsekwencję wspomnianej ery „bez”. Wiadomo, że single będą bezdzietni, nie wyjadą w podróż poślubną ani nie obudzą się u boku kochającej osoby. Mogą jednak cieszyć się nie-
ograniczoną swobodą i brakiem zobowiązań, jakie niesie ze sobą prosperowanie rodziny. Żyjemy bez czasu wolnego, jadąc samochodem na benzynie bez ołowiu zaciągając się sztucznym papierosem bez tytoniu. Jedziemy przed siebie bez zobowiązań i bez zbędnego bagażu. Decyzje o dozowaniu rzeczy w formie „bez” czy w pierwotnej postaci należą tylko do nas. Kto raz kochał, nie zawsze przyznając to przed sobą, ukradkiem będzie wypatrywać ponownego smaku miłości, tak jak smaku prawdziwego masła czy prawdziwej kawy, o której wiadomo, że postawi w potrzebie na równe nogi.
Wielkanoc może zaskoczyć
Tradycje Świąt Wielkanocnych znane są w całej Polsce. W Wielką Sobotę idziemy do święconki z koszyczkiem pełnym jajek, kiełbasy, chrzanu, chleba i słodkości. W niedzielę rano niektórzy z nas wybierają się na rezurekcje, potem jemy uroczyste wielkanocne śniadanie, a w Lany Poniedziałek polewamy dla żartów inne osoby wodą. Takie zwyczaje wszyscy znamy, ale czy znacie tradycję Siwków, inaczej zwaną Komediantami? W pierwszy, a rzadziej w drugi dzień Świąt Wielkanocnych korowód różnokolorowych przebierańców chodzi po wiosce lub mniejszych miastach śpiewając, grając, robiąc psikusy, śmiejąc się i żartując. Zwyczaj ten pielęgnowany jest właściwie tylko w Wielkopolsce. Wyraża radość ze zmartwychwstania Pana Jezusa oraz z zakończonego postu. Za co przebierają się Siwki? Różnie to bywa. Ważne, aby towarzyszył im ktoś przebrany
za białego lub siwego konia. W mojej miejscowości przebieranki nie znają granic. Mamy parę młodą prowadzącą cały korowód i porywającą gapiów do tańca, lekarzy, którzy częstują tabletkami (czyt. pysznymi, pudrowymi cukierkami), pielęgniarki, które chętnie zbadają swoich pacjentów, policjantów, którzy wypisują dla zabawy mandaty mieszkańcom, dzieci przebrane za różne zwierzątka, które składają wielkanocne ży-
czenia, zomo, diabłów oraz kominiarzy. Uśmiechnięte dziewczęta stoją przed bramą swoich posesji czekając na korowód, a kominiarze lub diabły z rękami od sadzy wymieszanej z kremem zaskakują je „murząc” im twarz czy ręce. Oczywiście dziewczęta wzbraniają się tylko pozornie, bo tak naprawdę murzenie to tradycja Siwek, a do tego obrzędu wybierane są tylko ładne i uśmiechnięte dziewczęta. Czasami można też zostać
wychłostanym batem lub gałązką, ale trzeba znieść to godnie, bo jak babcia mówi: „To za Boże Rany”! Tego dnia nie ma końca uśmiechom, tańcom i radości. Atmosfera owej tradycji jest naprawdę nie do opisania i jeśli macie możliwość, weźcie w niej udział. Zrozumiecie wtedy, co znaczy tradycyjna zabawa wielkanocna. Patrycja Hoffmann
8
KWIECIEŃ 2012
Nowoczesny student
Nowoczesny student cz. 5 W tym dziale "UZetki" poruszamy tematy związane z nowymi technologiami. Artykuły te powinny ułatwić każdemu studiowanie oraz uświadomić, że istnieją łatwe i wygodne rozwiązania, które mogą być wykorzystywane również w życiu codziennym. Denis Marciniak - autor bloga derosky.com
Słuchaj milionów utworów tanio i legalnie Wszyscy z nas słuchają muzyki. Każdy preferuje jakichś wykonawców albo gatunek. Do odtwarzania ulubionych kawałków służą nam zestawy audio, komputery, iPody czy telefony komórkowe. Z zakupem albumów też powoli przenosimy się do komputera używając sklepów internetowych, takich jak iTunes Store czy Nokia Ovi Store. Okazuje się, że w cenie jednego albumu naszego ulubionego wykonawcy możemy mieć dostęp do milionów utworów. Szybko i wygodnie, a co najważniejsze - legalnie. Francuski serwis Deezer zadebiutował na polskim rynku, a od niedawne jest także przetłumaczony na język polski. Deezer za darmo oferuje radia internetowe, które są tym bardziej spersonalizowane, im dłużej korzystamy z serwisu. Po każdym odsłuchanym czy polubionym przez nas utworze, kanały radiowe są dostosowywane tak, by jak najbardziej trafiać w nasz gust muzyczny. Za darmo możemy również odtworzyć trzydziestosekundowy fragment dowolnego utworu. Nie kradnij muzyki. Wykup tani dostęp Jeżeli chcemy słuchać konkretnych kawałków w całości lub sami dodawać utwory do własnych list czy też przechowywać je offline, potrzebny będzie abonament. Za 15 zł miesięcznie mamy praktycznie nieograniczone możliwości. Oprócz dostępu do stacji radiowych mamy również dostęp do ponad 15 milionów utworów (bibliote-
ka jest uaktualniana na bieżąco). Możemy wyszukiwać ulubionych wykonawców, utwory, albumy, tworzyć playlisty. Wszystko to wyląduje w zakładce "Moja muzyka". Po wejściu na stronę deezer.com i zalogowaniu się przy pomocy np. konta z facebooka ukazuje się odtwarzacz z prostymi przyciskami. Zaraz obok jest pole wyszukiwania, a pod spodem listy najpopularniejszych piosenek albumów oraz wykonawców. Po dodaniu utworów do naszej biblioteki odtwarzacz rozpocznie ich odtwarzanie i zapamięta, co wybraliśmy czy wrzuciliśmy do nowo stworzonej playlisty. Słuchanymi ka-
wałkami można się również podzielić ze znajomymi wstawiając odpowiedni post na Facebooka lub ustawić automatyczną informację, która pokaże się na naszej tablicy co jakiś czas. Do serwisu możemy również namówić naszych znajomych, dzięki czemu poznamy muzyczne gusty innych osób. Mobilnie Oprócz przeglądarki w komputerze, Deezera możemy zainstalować również na telefonie. Aplikacja dostępna jest na większość popularnych systemów mobilnych, włącznie z niektórymi mniej znanymi. Jeżeli
ktoś zdecyduje się na tę przyjemność, przyjdzie mu zapłacić dodatkowe 15 zł miesięcznie. W sumie 30 zł, czyli tyle, ile przeciętnie kosztuje jeden album z muzyką w Empiku. W tej cenie mamy do dyspozycji miliony tytułów, możliwość odtwarzania ich offline na komputerze lub telefonie, brak reklam, wysoką jakość plików oraz możliwość odtwarzania ich gdziekolwiek jesteśmy (byle był dostęp do internetu). Pełną funkcjonalność Deezera można za darmo przetestować przez 15 dni. Po tym terminie serwis zapyta, czy chcemy wykupić któryś z dwóch pakietów lub pozostać przy darmowym trybie stacji radiowych. Z każdego można oczywiście w każdym momencie zrezygnować. Mi osobiście właśnie skończył się okres testowy i mam zamiar skusić się na usługi Deezera. Głównie za sprawą wygody. Zapraszam na www.deezer.com Denis Marciniak
KWIECIEŃ 2012
Zajawka studenta
9
Studencka zajawka: POKER
Profesjonalista/amator Już od dobrych kilku lat mówiąc o pokerze coraz więcej osób kojarzy go przede wszystkim z rozgrywkami internetowymi. I nic dziwnego, bo od 2003 roku trwa prawdziwy boom na pokera online. Poznajcie więc różnice, jakie występują pomiędzy amatorami a profesjonalistami, którzy grają w pokera online.
Jakub Suszka
jakubsuszka.natemat.pl Poker, podobnie jak inne dyscypliny sportowe, wymaga cierpliwości i regularnego treningu, aby można było odnieść prawdziwy sukces. Jest to sport dla każdego, więc amatorami mogą zostać wszyscy. Nauczyciel, student, kierowca. Każdy z nich może wieczorem, dla relaksu po ciężkim dniu pracy odpalić komputer, zalogować się do pokerroomu i grając turniej lub gry cashowe odprężyć się. Średniozaawansowany REKLAMA
pokerzysta-amator posiada podstawową wiedzę o pokerze, ale także ciągle się szkoli. Do dyspozycji takiego gracza są setki stron internetowych z filmami szkoleniowymi, fora internetowe, na których może dyskutować z innymi pokerzystami o swojej grze oraz oczywiście blogi zawodowców, którzy niekiedy dzielą się na nich swoją wiedzą. Amator spędza dziennie przy grze online 2-4 godziny, przy czym nie zawsze przywiązuje wagę do tego, w jakich godzinach gra. Jeśli zazwyczaj gra wieczorem, ale wypadnie mu akurat wolny czas do południa lub zanim pójdzie na zajęcia, również tym nie pogardzi. Do gry siada nie zawsze skoncentrowany, zdarza mu się grać pod wpływem impulsu. Osobom, które grają w pokera dla
odprężenia, zdarza się także robić kilka rzeczy jednocześnie. Rozpoczynają grę w turnieju, a poza tym rozmawiają ze znajomymi na Facebooku i szukają w sieci najnowszej płyty ulubionego wykonawcy. Gracz-amator wybierając turnieje pomija czasami fakt, że wpisowe do niego może być za dużym obciążeniem dla jego pokerowego budżetu. Nie przestrzega więc tzw. bankroll management (jest to sposób zarządzania pieniędzmi przeznaczonymi do gry w pokera, polegający na odpowiednim wyborze limitów do gry i dzięki temu minimalizowaniu ryzyka bankructwa). Profesjonalista natomiast traktuje wszystko bardzo poważnie. Bardzo dobry zawodnik online spędza na grze 6-8 godzin
dziennie. W tym czasie (jeśli bierze udział w tzw. grach cashowych) rozgrywa nawet kilkanaście tysięcy rozdań, łącznie na 1216 stołach. Taka gra wymaga ciągłego skupienia tylko na grze. Nie ma mowy o innych rzeczach. Podobnie jest z turniejami. Jednak najważniejszą różnicą pomiędzy profesjonalistą a amatorem jest czas poświęcany na pokerową edukację. Ten pierwszy równie dużo czasu, co na grę, poświęca także treningowi. Przez trening rozumiem te same rzeczy, o których pisałem przy amatorach. Różnica jest jednak w czasie. Amator poświęca mniej czasu na edukację pokerową i nie jest ona tak kompleksowa. Profesjonalista do takiej edukacji włącza także szczegółowe studiowanie wykresów swojej gry (istnieją specjalne programy, które podczas gry zbierają informacje o tym, jak grają przeciwnicy przy stole). Dzięki tej analizie może dostrzec obszary, które należy poprawić, aby gra była bardziej efektywna, a podejmowane decyzje przynosiły większe zyski. Tak więc podstawową różnicą (w dużym uproszczeniu) pomiędzy pokerowym profesjonalistą a amatorem jest nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Jak to w sporcie. PS Zapraszam Was na nową odsłonę mojego blogu w nowym serwisie Tomasza Lisa - NaTemat.pl: www.JakubSuszka.NaTemat.pl. W najbliższym czasie pojawią się dwa bardzo ciekawe wywiady.
10
Zielona Góra
KWIECIEŃ 2012
Kim jest Większość?
Chodzi o to, że większość chce być najlepsza. Większość ta dzieli się na tych, którzy mówią, że chcą być najlepsi, takich którzy w swoim własnym świecie dążą do ideału, nikomu o tym nie mówiąc oraz takich, którzy zmierzają do określonego celu totalnie bez świadomości, że w ogóle jakiś cel sobie obrali. Pani Większość stara się też wygrywać w rankingach popularności, jednak Pani Wiosna jest w tym momencie bezkonkurencyjna. Jak to z Większością - która jakby nie patrzeć, jest kobietą - bywa, trudno jej przypisać jeden motyw, jeden cel. Jednak w związku z tym, że często to właśnie większość bywa podatna na reklamy, i ta spersonifikowana Większość się poddała. Nie porzucił jej na kolana jakiś kolejny „Pomysł na...”, chociaż i tak Większość od dawna korzysta z jego pomocy, zazwyczaj nie przyznając się do tego, wręcz odwrotnie – chwaląc swój talent kulinarny – czyli czyniąc jak większość. Tym razem, jak w większości przypadków, wystarczyła krótka reklama sklepu odzieżowego. Bez zbędnych słów. Kilka kroków modelki, na końcu logo sieciówki i pojawia się następna reklama majonezu, który przecież od dawna trzeba było kupić. W takim razie czas wybrać się na zakupy po kolejny T-shirt. Większość zaczyna dążyć do swojego modowego ideału. Czemu? Bo przecież wygląd nie ma znaczenia. Chcemy mieć lepiej Dochodzi do najbardziej absurdalnych sytuacji, które często wynikają z zazdrości. Bo ty, on, ona, ono, wy, oni, masz, ma, macie, mają lepiej. Mimo tego że wymieniłam przed ostatnim wyrazem wiele słów, wiele osób, i tak każdy skupi się na ostatnim przymiotniku, którego rzadko kiedy ktoś używa w stosunku do siebie. No, dobra. Bywa. Przecież chcę, chcemy mieć lepiej. Ciągle lepiej i lepiej. Bez możliwości awansu na stopień najwyższy – najlepiej. Gra nie do przejścia we własnej świadomości. Nie da się wykupić, nawet po znajomości,
żadnego pakietu, żeby przedostać się na ostatni level. Wieczne demo. A innym jakoś się udaje. I jeszcze się z tym perfidnie obnoszą. Fejsik prawdę ci powie. Metka na pokaz Tamten ma nowe buty. Tamci byli na wakacjach. A tamta nauczyła się używać photoshopa! Póki co mało profesjonalnie, ale przynajmniej się stara. Powykrzywiane drzewa na skutek zmian rozmiarów swojego ciała. Śmiech na sali! Ale kurtkę to ma ładną... Trochę w sojuszu z Anną Muchą - przeciwko Joannie Krupie, kupiła prawdziwą. Chyba. Raczej. Na pewno! „Przez przypadek” nie oderwała metki. Nie liczą się uczucia. Większość postanowiła być lepsza. Choć zdanie „W naszym sklepie mamy tylko skórę ekologiczną” w ustach sprzedawczyni zabrzmiało bardzo dumnie, Większość nie dała się skusić na tak niską cenę. Natomiast droga skórzana kurtka w sklepie parę przecznic dalej wyglądała zbyt tanio. Jak sztuczna! Koło się zamyka. A tamta i tak ma lepiej. Po pewnym czasie zakończyła się już afera związana z zakupieniem markowej podróbki. Nie zakończyły się jednak fale zazdrości. W stosunku do posiadaczki i posiadaczki, która wolałaby nigdy nie być w swojej skórze. Dosłownie i w przenośni. Ciągłe rankingi, wyścigi, konkursy. Nerwy i złość, która piękności szkodzi i wieczne uświadamianie sobie, że nie ma się czym szastać. Bolączki, porównywania, a przede wszystkim chęć wygrywania. Z każdej strony oceny. Szkolna, sześciostopniowa
skala to zdecydowanie za mało. Miliony słów wypowiedzianych wprost albo ukrywanych tak mocno, że chyba z powodu lęków klaustrofobicznych, wydostały się do sfery życia. Bo przecież nikt nic nie mówił! Moda na charakter? Ewentualnie Większość coś szepnęła. Ona nie ma żadnych zahamowań. Z roztargnienia opuściła wiosenny pokaz mody. A że, jak większość, nie uznaje mało popularnej mody na charakter, musi trochę poczekać do następnej rewii. W międzyczasie pocieszy się konkursami, jakby nie wystarczyły jej codzienne słowne medale i antypuchary bez ich fizycznej postaci. Konstruktywna Krytyka Wciąż narażeni na Krytykę i wciąż próbując wmówić sobie, że jest ona potrzebna, choć w sercu nienawidząc jej bardziej niż najgorszego wroga. Bo uderza bardzo boleśnie, zostawiając wyjątkowo trwały ślad. Jeden z drugim posłuchają mądrej opinii na temat potrzeby występowa-
nia Konstruktywnej Krytyki i zaczynają krytykować ot tak, zapominając kompletnie o drugim wyrazie, bez którego sama w sobie Krytyka traci sens. Zmienia status na wolny(a). Forever alone. To już nie to samo, co z Panem Konstruktywnym. Głodna nie jest sobą, bez niego też nie. Kim była Soba? Tymczasem Większości wszystkiego się odechciało. Widok tak samo wyjątkowych osób jak ona, tak samo wyglądających, tak samo modnych, identycznie świetnych, przygnębiła. Dobijająca przegrana. Zazdrość wobec mniejszości, która też nie wygrała. Ale miała LEPIEJ. Jeszcze lepiej miała zwyciężczyni – Soba. Mimo niepopularnego imienia została przez Większość zapamiętana. Z jednej strony zakompleksiona, z drugiej wyjątkowo pewna siebie Pani jednak wciąż nie dowierzała. Pytała wszystkich, kim była ta dziewczyna. I uzyskiwała wciąż tę samą odpowiedź - „Nie udawaj, że nie wiesz! Była Sobą”. Karina Ostapiuk
Zielona Góra
KWIECIEŃ 2012
11
Wysokie loty Zielonej Góry
Czy można dotrzeć do samego serca Europy w kilka godzin? Można, bo Zielona Góra jest miastem wysokich lotów! Babimost – Warszawa – Bruksela. Małe lotnisko – większe – olbrzymie. Rano odlatuję z Lotniska Babimost-Zielona Góra, po południu zwiedzam Warszawę, wieczorem piję herbatę w brukselskiej kawiarni. Polityczne serce Europy w nocy bije odrobinę wolniej, ale już za dnia trudno będzie za nim nadążyć. Przygodę, którą przeżywam z siedemnastoma innymi redaktorami z całej Polski, organizuje Komisja Europejska – przedstawicielstwo w Polsce. Po co? Byśmy mogli zobaczyć, jak działa Komisja i jak funkcjonuje Parlament Europejski, wziąć udział w briefingu prasowym, pozazdrościć radiowych i telewizyjnych studiów, które mieszczą się w komisji specjalnie dla użytku dziennikarzy... Podróż do Europy zaczyna się jednak w Babimoście.
gestu, obyczaju bądź zdarzenia”. Europa – chociaż nowa – wydaje się tutaj tak niezwykła, jak kiedyś dla Osieckiej. Pięciokątny Wielki Plac, strzelisty ratusz (reflektory wokół niego można by spokojnie wyłączyć – jest całymi nocami oświetlany przez lampy błyskowe turystów), zachwycająca Katedra św. Michała i św. Guduli, a to wszystko uwspółcześnione przez ciągnące się w nieskończoność uliczki pełne restauracji, kawiarni i pubów, pachnące czekoladą, kawą, goframi, smażonymi krewetkami – różnorodnością.
Ale czy to na pewno podróż do Europy? Przecież jesteśmy w Europie! Na Lotnisku Babimost-Zielona Góra da się to odczuć, a w samolocie wita mnie uśmiechnięta stewardessa. Swoje miejsce znajduję błyskawicznie, samolot jest nieduży. Wolnych miejsc nie ma. Punktualnie o godz. 7:30 samolot zaczyna startować. Zawsze przy starcie przechodzi mnie dreszcz... a po chwili lecimy już na wysokości 4 tysięcy metrów. Stewardessa częstuje nas słodyczami i kawą. Po godzinie miękko lądujemy na Okęciu. A tutaj…
Nadprogramowe spotkanie
Dzięki uprzejmości posła Bogusława Wontora udaje mi się zwiedzić Sejm i Senat. Plakietka „Gość Posła” upoważnia do wejścia w najbardziej interesujące zakątki budynku. Szalony, fascynujący maraton wzdłuż i wszerz Marszałkowskiej 4/6/8 kończy się na posiedzeniu Sejmu. Żeby obrady mogły się zacząć, marszałek Ewa Kopacz ucisza posłów jak uczniów w gimnazjum. Długo usiedzieć w loży prasowej nie można (zwłaszcza gdy nie trzeba…), więc opuszczam towarzystwo rozbawionych i trochę znudzonych reporterów i po trzech godzinach zwiedzania rządowych posiadłości jadę na konferencję do polskiego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej.
Wolność zaczęła się u nas
Dyrektorem przedstawicielstwa KE w Polsce
Fot. Kaja Rostkowska
Jesteśmy w Europie
Z wizytą u Róży Thun
jest Ewa Synowiec, wprowadza nas w tematykę unijną gładko, prezentując główne założenia KE i cele na ten rok, a na koniec chwyta nas za serce teledyskiem, który za zgodą zespołu U2 przygotował zespół KE (warto obejrzeć na YouTube: „The Freedom of Europe has started in Poland”). Dyskusja o dziennikarzach w Europie przenosi się po kilku godzinach na pokład samolotu do Brukseli.
Europa to praca. Setki ludzi, których mijam na korytarzach Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, próbuje nadążyć za potrzebami obywateli Europy. Szerzej opowiada o tym Róża Thun, polska posłanka Parlamentu Europejskiego. Właściwie nazywa się Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein, ale – jak twierdzi – została tak wychowana, by nie epatować tytułami. Jako członkini Komisji Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów, zajmuje się wszystkim tym, co ma ułatwić Europejczykom kontakty międzynarodowe, wizytę u lekarza za granicą, korzystanie z Internetu, zakupy.
Europa, Osiecka i gofry
Nadbagaż
Pierwszy wieczór w Brukseli – sercu Europy – przypomniał mi książkę Agnieszki Osieckiej pt. „Szpetni czterdziestoletni”… Wspominała w niej o starej, dobrej Europie: „W tamtych czasach wyjeżdżaliśmy do Europy z paroma zaszytymi w mankiet dolarami: (żeby, choć mieć na bilet do Luwru), a wracaliśmy zmarnowani i wychudzeni, ale świecący światłem wewnętrznym, napromieniowani Goyą i objedzeni rozmaitymi kolażami i witrażami. (…) Słowo „Europa” oznaczało w potocznym języku coś znacznie więcej niż geograficzną nazwę kontynentu. było to określenie szczególnie eleganckiego i światowego
Parlament Europejski i Komisja Europejska to fascynujące miejsca, w których wszelkim obradom i decyzjom towarzyszy kilkunastu tłumaczy. Niesamowicie jest oglądać taką Europę, w której wspólne cele i język globalny to jedno, a wszechobecna różnorodność to drugie – nie mniej ważne. Inaczej wraca się później do swojego miejsca w Europie: lądując najpierw w Warszawie, a potem w Babimoście wiem, że wrażenia, które przywiozłam z Brukseli, ważą zdecydowanie więcej niż dozwolone w samolocie 20 kilo. Kaja Rostkowska
Polecamy: WWW.LOTNISKO.LUBUSKIE.PL
12
Zielona Góra
Smaki Zielonej Góry
KWIECIEŃ 2012 cz. 5
Co miesiąc odwiedzam kolejne knajpy i kawiarnie, by służyć wam mą skrajnie subiektywną oceną i rekomendacją. Gdzie powitać budzącą się do życia wiosnę? Oczywiście w parku lub we własnym ogródku! Ale kiedy już zgłodniejecie i nabierzecie wiosennego apetytu…
Pub Kapadokya ul. Niepodległości 12
Herbaciarnia - Galeria
W poszukiwaniu straconego czasu ul. Mariacka 5
Bardzo złe dobrego początki Jak żywo pamiętam dzień, w którym spróbowałam swojego pierwszego kebaba. Co za traumatyczne przeżycie! Ciężka, mocno wczorajsza buła, napchana czerwoną kapuchą, kukurydzą i skrawkami substancji mięsopochodnej. Wzdrygam się na samo wspomnienie, które zraziło mnie do szeroko pojętej kuchni tureckiej na kilka ładnych lat. Ale nic nie trwa wiecznie, a ja, istota zmienna i żądna nowych doznań smakowych, nie mogę zbyt długo czegokolwiek sobie odmawiać. I tak oto postanowiłam dać kebabowi jeszcze jedną szansę, a mój wybór padł na Kapadokyę ze względu na jej godną podziwu autentyczność – adekwatną nazwę i najprawdziwszego Turka, operującego ogromnym nożem przy gigantycznej porcji mięcha. Turecka duma w bułce Uczucia mieszane, moi mili. Po pierwsze, mały lokalik sprawia wrażenie mrocznego i klitkowatego. Wzrok przykuwa wspomniany wcześniej kebab (ke-ba-bis-ko!), leniwie obracający się na szpadzie. Jest i niewielka witryna, oferująca sałatki i dziwnie wyglądające przysmaki tureckie, których nazw nie jestem w stanie
przytoczyć. Skusiłam się na kebaba w placku, uprzednio uprosiwszy panią kelnerkę o nieładowanie do środka całego warzywniaka. I tu miłe zaskoczenie – dostaję kruchutką, świeżutką sałatę lodową z ogórkiem, pomidorem i czerwoną cebulą, co mnie naprawdę uszczęśliwia. Przyznaję, że całość mi naprawdę smakowała. Kebab kebabowi nierówny – ten serwowany w Kapadokyi zaskoczył mnie idealną harmonią smaków; nic mi w nim nie przeszkadzało i zjadłam bez marudzenia. Na tropie swojego smaku Ceny w menu nie powalają ani w jedną, ani w drugą stronę. Ot, normalna cenówka pseudo-egzotycznej restauracji w centrum miasta. Potrawy są rzeczywiście liczne i zróżnicowane, ale to w końcu kebab napędza cały ich biznes – jest to danie popisowe i lepiej się tego trzymać (polecam wersję a la moi, czyli kebab w tortilli z białym sosem i sałatką). Tureckie specjały zalewają nas jak chińskie telewizory – szybko i efektywnie. Nie można się jednak zadowalać byle czym, zatem gorąco polecam i popieram intensywne poszukiwania kebaba, który najbardziej odpowiada waszym gustom.
Fascynacje literacko-herbaciane Wspominałam kiedyś o moich upodobaniach do nadrabiania lektury w zacisznym kącie kawiarni. Słodkim odprężeniem po dołująco-wyczerpującym tygodniu jest dla mnie książka, ciastko i dobra kawa. Albo herbata! Dla miłośników gatunku sensacyjna zielona, romantyczna biała lub czerwona rodem z horroru. W swe skromne progi zaprasza eteryczna herbaciarnia „W poszukiwaniu straconego czasu” – nęci egzotycznymi aromatami i wyrafinowanym, acz przytulnym wnętrzem. Kto choć raz da się uwieść jej nieprzeciętnemu klimatowi, zostanie odmieniony na zawsze – to jak inicjacja i wstąpienie na zupełnie nowy poziom estetyki. Filiżanka pełna smaku Wiecie, że słowo filiżanka reprezentowało kiedyś Polskę w konkursie najpiękniejszych wyrazów? Ale do rzeczy! Na świecie musi istnieć chyba z milion rodzajów herbaty i możecie być pewni, że w menu tej herbaciarni znajdziecie większość z nich. Podawane są w niewielkich dzbanuszkach w filcach, tak w sam raz na duchową ucztę dla dwóch osób. Mam kilka swoich faworytów. Na zimę na przykład – rozgrzewająca i pokrzepiająca Cyna-
monowa albo Zimowy Czar z goździkami. Na lato – tu już zupełnie inna bajka – zielona mrożona z mango i miętą. Zapewniam, że każdy miłośnik herbaty znajdzie tu coś dla siebie. Warto też się skusić na absolutnie genialny orzechowiec, sernik albo nawet jabłecznik z lodami! Jednak istna atrakcja to letnie truskawki z bitą śmietaną, ubitą chwilę wcześniej na zapleczu. Dla ciała i dla ducha To miejsce ma naprawdę niespotykany czar i urok. Tu rzeczywiście można odnaleźć utracony, zagubiony gdzieś po drodze czas, zupełnie się zapomnieć i odżyć. Smaki i aromaty z każdego zakątka świata zachwycają egzotyką i wyrazistością, a domowe, rozpływające się w ustach desery smakują jak te babcine. Zdecydowanie nie ma takiego drugiego miejsca w Zielonej Górze, a jeśli jest, to proszę mnie uświadomić, bo nie chciałabym dłużej żyć w pysznej ignorancji. Kilka wskazówek dla studenckiej trzódki – kiedy świat wydaje wam się bardziej szary niż zwykle, zabłądźcie za naszą Norwidowską bibliotekę, a znajdziecie wszystko, czego potrzeba na poprawę humoru. Enjoy! Anna Nadstoga anna.nadstoga@o2.pl
Zielona Góra Kultura - wywiad
KWIECIEŃ 2012
13
>>> Facta notoria Mateusz Jędraś
mateuszjedras@index.zgora.pl
>
To prawda, że kobiety są lepszymi kierowcami od mężczyzn, tylko brakuje im spostrzegawczości. Pewna Pani z Gorzowa zawróciła w niedozwolonym miejscu na środku skrzyżowania. Prawdopodobnie akurat zajęta była makijażem, bo nie rozglądała się za bardzo i wjechała prosto pod tramwaj. Wina leży po stronie mężczyzn, bo to przecież dla nas dbają tak o wygląd.
> W Winnym Grodzie coraz
więcej samochodów! W ciągu czterech lat przybyło ich prawie 10 tysięcy i aktualnie na jedną osobówkę przypada nam dwóch zielonogórzan. Biorąc pod uwagę, że połowa mieszkańców to kobiety, całe szczęście, że w Zielonej Górze nie mamy tramwajów.
>
W Newie mogliśmy ostatnio obejrzeć rosyjskie kino alternatywne. Bogaty, ale podREKLAMA
starzały Władimir ożenił się z pielęgniarką Eleną. On daje jej pieniądze, ona... zapewnia opiekę. Jednak gdy ciężko chory Władek chce zapisać majątek córce, Elena postanawia go wykończyć i podaje mu w jedzeniu dużą dawkę viagry. Tym sposobem rosyjski film kończy się iście amerykańskim happyendem...
>
Gani Lawal w glorii i chwale powracał do Zielonej Góry, a klub przyjął go z otwartymi ramionami, mimo ponad 20 tys. dolarów, które musi mu płacić, co miesiąc. Amerykanin zapewniał, że przybywa, aby wywalczyć mistrzostwo i słowa dotrzymał. Wszak trudno mu odmówić mistrzostwa na parkietach X-Demona. Nawet właściciel Zastalu powiedział: "Wrócił do nas człowiek jakby z innej galaktyki". Ot, taka lokalna wersja "Tańca z gwiazdami".
>
Przy ściąganiu zagranicznych zawodników, Zastal jest kapryśny, niczym kobieta przymierzająca ciuchy odpowiednie na wyjście do sklepu po bułki. Ostatnio zadebiutował Thomas Mobley i może być z tego dumny. Jest już dziesiątym obcokrajowcem w tym sezonie i zagrał! Pra-
wie połowa jego poprzedników nigdy nie pojawiła się na parkiecie.
>
Radosław Mazur, komendant powiatowy z Międzyrzecza, chwali się sukcesami. Na jego terenie nie tylko skradziono blisko cztery razy mniej samochodów, niż rok wcześniej, wzrosła również skuteczność funkcjonariuszy. W 2011 policjanci odzyskali aż dziewięć pojazdów. Ciekawe, że skradziono tylko siedem...
> Nie tylko polscy, ale i zielo-
nogórscy drogowcy pielęgnują swoją reputację. Kiedy San-Bud zabrał się za remont ul. Jędrzychowskiej, nikt nie pamięta. Firma najwyraźniej chce zmienić nazwę na Sam-Bud. Pomysł działa, bo górę piachu przy wjeździe od Kożuchowa usunęli sami kierowcy. Wciąż jednak zastanawia mnie ten znak „Konie”...
>
Kryzys trawi Europę, ale Grecy i tak się obijają. W Pol-
sce skuteczny rząd, skutecznie podnosi poziom bezrobocia, dlatego jeden z zielonogórskich portali opublikował listę zdań, którymi rodzina pociesza swoich bezrobotnych bliskich. Mnie najbardziej spodobało się to: Inni pracują i narzekają, więc nie martw się – w pracy też jest ciężko.
> W sobotę w Łagowie odbył
się Ogólnopolski Marsz Nordic Walking, na który osobiście zapraszała pani Elżbieta Polak. Trasa przebiegała wokół jeziora i liczyła 7 km. Pani Marszałek pojawiła się na starcie, ale miast kijków, w dłoniach dzierżyła dwa wiosła. Wszyscy świadkowie, którzy widzieli, jak pani Polak płynie kajakiem w poprzek jeziora, wyjechali z kraju.
>
Mieszkańcy dalej będą ronić łzy nad losem opustoszałej starówki. Dzięki prawym i sprawiedliwym radnym oraz mężniejszej i sprawiedliwszej połowie Platformy, kasyno nie powstanie na terenie śródmieścia. Swoje pieniądze będziemy mogli za to przepuszczać w hotelu na samym końcu miasta, w miejscu, gdzie Zielona rzeczywiście jest zielona.
14
KWIECIEŃ 2012
Polska
GABI - RUMUNIA
ANA - HISZPANIA
CYNDIE - FRANCJA
KELLY
- GUJANA FRANCUSKA
FILIPPO - WŁOCHY
SCOTT - USA
KWIECIEŃ 2012 MARZEC 2012
Polska Zielona Góra
15 19
POLSKA W OCZACH ŚWIATA O stereotypach napisano już wiele. Teoretycy prześcigają się z socjologami podejmującymi badania społeczne w tej dziedzinie. Wydawać by się mogło, że niewiele nowego można wnieść do tego tematu. Ja jednak myślę, że każdy z nas może dorzucić swoje trzy grosze, opowiadając o własnych przeżyciach. Pobyt na uniwersytecie we Francji był dla mnie okazją do spotkania nie tylko innych Erasmusów (stypendium Erasmusa obejmuje kraje europejskie), ale również ludzi z innych kontynentów. Każdy z nich ma swoje zdanie na każdy temat. Wszyscy odważnie mówią, co myślą, często wtedy, kiedy trzeba skrytykować lub po prostu powiedzieć prawdę. Z Erasmusami rozmawialiśmy o wszystkim, także o Polsce. Jakie stereotypy o naszym kraju tkwią w świadomości obcokrajowców? Co wiedzą o Polsce? Kilkoro z nich zgodziło się odpowiedzieć na wybrane pytania na temat naszej ojczyzny - bez możliwości korzystania z Internetu, wyłącznie na podstawie własnej wiedzy. Zagraniczni mogą nas nauczyć wiele. Dla niektórych truizmem jest może przekonanie, że takie pokojowe starcia kulturowe czegoś nas uczą i wzbogacają. Erasmusi, niezależnie od kraju, z jakiego pochodzą, otwarcie się do niego przyznają i mówią to z dumą w głosie. Jednak, co ciekawe, na pytanie „Czy chciałbyś odwiedzić Polskę?“, każdy z pytanych odpowiedział twierdząco. Czy oznacza to, że niebawem spodziewać się się możemy odwiedzin turystów z całego świata? Kamila Maciejewska
Gabi
Co sądzisz o naszym języku? Jest niemuzyczny i niemiły dla ucha. Czy znasz jakieś polskie miasta? Oczywiście! Warzaw, Kracaw, Poznan, Zakopanne, Vorsklav. Czy w Polsce jest morze lub góry? Tak, ale nie aż takie, jakie mamy w Rumunii. Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli? Adam Malycz, Kamil Stoch – skoki narciarskie, Maja Wloszczowska – cross-country, piłkarze: Boruc, Lewandosky etc.
Ana Co przychodzi Ci do głowy, gdy słyszysz słowo „Polska”? Nie wiem... Pierwszą myślą jest druga wojna światowa (uczyłam się o niej dziś na zajęciach!). Czy w Polsce jest morze lub góry? Polska to kraj wewnątrz kontynentu, więc macie góry. Sądzę jednak, że macie też morze. Wydaje mi się, że widziałam kiedyś zdjęcie znad polskiego morza. Zatem, w Polsce jest i morze, i góry. Czy to prawda, że w Polsce każdej zimy pada śnieg i jest tak zimno jak na Biegunie Północnym? Tak, myślę, że wszystko jest pokryte śniegiem, jest biało i bardzo zimno, więc podobnie jak na biegunie. Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli? Marie Curie (chemia), Robert Kubika (Formuła 1), Juan Pablo II (papież).
Cyndie Co zaskoczyło Cię w polskiej kulturze? To, że macie bardzo ładne kolędy. Jakie stereotypy na temat Polski są znane w Twojej ojczyźnie? We Francji wiele osób uważa Polskę za kraj biedny i za taki, w którym zimy są bardzo ostre. Według mnie to obraźliwe i mylne, ponieważ patrząc na długi Francji, powinniśmy zdecydowanie częściej milczeć. Co sądzisz o naszym języku? Myślę, że jest niezrozumiały, gdy się go słucha (podobnie jak rosyjski), ale mając dobrego nauczyciela, mogłabym się go szybko nauczyć.
Kelly
Czy wiesz, gdzie leży Polska? Na wschodzie Europy, dość blisko Niemiec i Austrii, ale nie potrafię bliżej jej usytuować. Twoje pierwsze skojarzenie z Polską to... Pomoc trzem polskim studentkom w dźwiganiu ich walizek. Jakie stereotypy na temat Polski są znane w Twojej ojczyźnie? Szczerze mówiąc, nie rozmawiamy w Gujanie o Polsce. Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli? Znam tylko Polkę o imieniu Hanna, która jest bohaterką powieści Paula Loupa Sulitzera.
Filippo Twoje pierwsze skojarzenie z Polską to... Papież Wojtyla. Co sądzisz o języku polskim? Jest zbliżony do rosyjskiego. Czy zdziwiło Cię coś w polskiej kulturze, obyczajach? Chyba... głęboka wiara Polaków. Wymień znanych Polaków. W jakiej dziedzinie są znani? Poprzedni papież.
Scott Twoje pierwsze skojarzenie z Polską to... Kiedy byłem młodszy, uczyłem się o drugiej wojnie światowej, polskiej migracji do Stanów Zjednoczonych i słuchałem historii mojej cioci, która podróżowała m.in. do Polski. Jakie stereotypy na temat Polski są znane w Twojej ojczyźnie? Stereotypy na temat Polski są zbliżone do tych, które związane są z krajami wschodniej Europy – konsumpcja wódki w dużych ilościach. Trzeba jednak zaznaczyć, że spora część obywateli USA to potomkowie Polaków. Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli? Chopin (muzyk), Polanski (reżyser), Jan Pawel II (papież), Marie Curie (chemia). Zachowano pisownię nazw własnych proponowaną przez osoby odpowiadające na pytania. Kamila Maciejewska
16
KWIECIEŃ 2012
Muzyka
Polski Beltaine gra celtycką muzykę
Beltaine to grupa, której zielonogórskiej publiczności nie trzeba przedstawiać. Grali u nas już około 8 koncertów. Za każdym razem prezentowali się w bardzo oryginalny sposób. Na scenie zawsze jest tłoczno, a to za sprawą dość rozbudowanego składu zespołu: Grzegorz Chudy, Adam Romański, Jan Kubek, Łukasz Kulesza, Jan Gałczewski, Bartek Dudek, Mateusz Sopata, Rafał Witkowicz. Tłoku na scenie dodaje masa instrumentów takich jak: skrzypce, irish bouzouki, mandolina, whistle, bodhran, akordeon, bombarda, galician bagpipes czy uilleann pipes. Całości dopełniają instrumenty perkusyjne: tabla, cajon, darabuka, djembe oraz instrumenty bliskie muzyce rockowej, czyli perkusja, gitara basowa oraz gitara elektryczna. Rozmawiam z Grzegorzem Chudym. Jak to się stało, że grupa 7 osób z przeróżnych kierunków, począwszy do ścisłych, bo są wśród was technicy, poprzez artystów, aż po humanistów, stworzyła grupę muzyczną Beltaine? Myślę, że muzyka ma to do siebie, że potrafi scalić ludzi niezależnie od płci, rasy i wyznania, i to ona tak zadziałała. Nie ma jakiegoś przepisu na zasadzie: znajdź obleśnego perkusistę, do tego skrzypka z neurotycznymi problemami, polonistę z przerośniętym ego (śmiech) i stworzysz zespół. To się stało w sposób absolutnie nieracjonalny. Wszyscy z nas jakoś podprogowo czuli, że ta muzyka jest fajna i jakoś tak udało nam się dobrać. Nie było żadnego castingu, raczej to byli znajomi, znajomi znajomych i tak się stało, że dobraliśmy się do kupy. A jak z waszymi trasami? Spędzacie bardzo dużo czasu jeżdżąc. Jak to godzicie ze swoimi obowiązkami codziennymi, z pracą? Tutaj fenomenem jest pana praca polonisty w szkole... Na szczęście praca w szkole ma to do siebie, że nie spędza się w niej czterdziestu godzin tygodniowo i można to wszystko połączyć. Najwięcej
koncertów jest granych głównie w weekendy i wakacje, wtedy szkoła nie koliduje. Dla chcącego nic trudnego. Większość z nas to przedstawiciele zawodów wolnych, można powiedzieć też, że frywolnych, i można wszystko odwołać. Mam dobre układy w szkole i czasami muszę dopracowywać lekcje tygodniami i użerać się z tym „stadem głąbów” po godzinach, ale można to jakoś połapać. Jestem o tyle dobrze usytuowany, że moja pani dyrektor wiedziała, kogo zatrudnia i wiedziała, z czym to się wiąże, i jak najbardziej to akceptowała, mając jednocześnie świadomość, że z samej pensji nauczyciela ciężko się utrzymać.
gramy, to jest to niszowa muzyka. Natomiast mam wrażenie, że chyba odbiorcy w niektórych krajach są bardziej wyrobieni i bardziej wrażliwi na taki rodzaj muzyki, co było widać np. w Szetlandach, gdzie oni doskonale rozumieli taką muzykę, w zasadzie wtedy faktycznie był duży festiwal, większość mieszkańców przewijała się przez koncerty. Może jest pewna różnica w kulturze muzycznej, ale w życiu nie stwierdziłbym, że jesteśmy bardziej znani w innym kraju niż w Polsce. Jednak tutaj zagraliśmy kilkaset koncertów, we Włoszech kilkanaście, dwa koncerty we Francji, kilka koncertów w Czechach i kilka koncertów w innych krajach.
Jak wygląda kwestia popularności? Możemy odnieść wrażenie, że w Polsce jesteście mało znani, a za granicą dużo bardziej. Myślę, że można odnieść takie wrażenie w Polsce. Powiedzmy sobie szczerze, że nawet te kilkanaście koncertów zagranych we Włoszech nie powoduje, ze każde włoskie miasto na wieść, że przyjeżdża Beltaine wybiega na ulice, rozwija czerwone dywany i biegnie po autografy. Niezależnie od tego, gdzie
Dosyć często odwiedzacie Zieloną Górę. Czy mieliście kiedyś czas, żeby pozwiedzać nasze miasto i okolice? Czy jednak to jest tak, że wpadacie do klubu, gracie koncert i lecicie dalej? No niestety tak to wygląda, także w przypadku Zielonej Góry. Rzadko kiedy mamy okazję pokręcić się po miastach. Nie będę ukrywał, że okolice zobaczylibyśmy bardzo chętnie, bo tak to zawsze wzruszamy się przejeżdżając przez Świebodzin.
Ale przecież naokoło jest dużo fantastycznych miejsc. Mieliśmy okazję zobaczyć zamek w miejscowości Łagów. Mieliśmy okazję pokręcić się tam i to była miejscowość, która nas naprawdę rozbroiła. Jest absolutnie magiczna. Ale ja osobiście chciałbym w końcu międzyrzecki rejon obejrzeć. Pokręcić się tam po wszystkich bunkrach, których jest tam mnóstwo. I myślę, że też dla mnie jako mieszkańca pogranicza, jako Ślązaka, te tereny są fascynujące. Bo tutaj przeplatają się dwie kultury. Jest dokładnie to, co u nas na Górnym Śląsku. Jest kultura niemiecka i jest kultura polska i to czyni te obszary rewelacyjnymi. One są jeszcze nie odkryte i myślę, że można mnóstwo o tym opowiadać. Bardzo jestem ciekaw Muzeum Wina i Tortur, bo kombinacja jest naprawdę rewelacyjna. Jestem ciekaw, na czym polega np. torturowanie przez wino. Czy napojeniem nadmierną ilością, czy ewentualnie trzymaniem przez długi czas na trzeźwo... CAŁY WYWIAD DOSTĘPNY NA WWW.UZETKA.PL Wojciech „Góral” Góralski
KWIECIEŃ MARZEC 20122012
Rozrywka Zielona Góra
17 19
"Wolę polskie g*** w polu niż fiołki w Neapolu"
Co ma Tetmajer do Tymańskiego? Czy Tymon jeszcze sypia? O co chodzi z tym całym „Polskim gównem”? Odpowiedzi na te pytania udzielił Tymon Tymański, jeden z najbardziej zapracowanych artystów polskiej sceny alternatywnej, przy okazji koncertu jego zespołu Tymon&The Transisotrs w klubie Marten w Zielonej Górze. Wszyscy o tym już mówią, każdy choć raz słyszał o projekcie „Polskie Gówno”. Powiedz, skąd w ogóle pomysł na coś takiego? Tymon Tymański: To zaczęło się przy okazji „Łossskotu” (program w TVP Kultura – P.H.). Skąd ten pomysł zestawienia punkowej kapeli z Pruszcza z zespołem Kombi? Chyba to po prostu gdzieś tam we mnie kiełkowało od dawien dawna. Ja mam taki dziwny związek z zespołem Kombi, bo to był pierwszy koncert, na jakim byłem w życiu. Do tego taki motyw rywalizacji zespołu nieudaczników i zespołu z „topu” czaił mi się w głowie od jakiegoś czasu. Poza tym lubię myśleć o „Polskim Gównie” jako o zamknięciu tryptyku „Polovirusa” Kur oraz „Wesela” Tranzystorów. Ten film ma być takim wagnerowskim opus magnum moim. „Polovirus” był takim żartem, rozliczeniem z muzyką lat 90tych, „Wesele” było podczepieniem się pod złośliwość Wojtka Smarzowskiego a „PG” jest już poniekąd moim pomysłem na film drogi łączony z musicalem, ale w istocie rzeczy to coś więcej – to portret pewnego pokolenia. To nie jest też już film, gdzie tylko ja jestem bohaterem. Pojawiają się też moi przyjaciele, czyli Robert Brylewski, Grzegorz Halama, Filip Gałązka czy Konjo, no i oczywiście zespół Tranzystory. Film to jedno, ale co z nową płytą Tymona&Transistors? Kiedy graliście ostatni w Zielonej Gó-
cytatu z Tetmajera: ”Wolę polskie gówno w polu niż fiołki w Neapolu”. W sumie na tych dwóch płytach zmieści się 30 piosenek, więc czeka nas ogrom pracy, tym bardziej, że pojawi się tam też sporo gości. Pojawią się chłopaki z Mitch&Mitch, D4D, będzie też Leszek Możdżer i parę innych osób. Myślę, że we wrześniu to będzie skończone.
Musical "Polskie gówno" czeka na swoją premierę. rze, zapowiadałeś, że płyta już się robi i niedługo się ukaże. Ta płyta na razie zostaje odłożona na później. Wszystko dlatego, że w tej chwili jesteśmy na etapie robienia filmu na nowo. Trzy lata temu zaczęliśmy robić „PG” – taką wersję demową, ale wtedy po prostu zabrakło nam na to kasy. Nie pomogło, że chodziłem z tym filmem wszędzie, do Wojewódzkiego, TVP i trąbiłem, że film będzie skończony i temat został otwarty. Dopiero po roku rozmów z Wojtkiem Smarzowskim, który bardzo nam pomógł, jeśli chodzi o scenariusz i taką dobrą myśl przewodnią, jego producent wspomniał, że boi się tytułu, jak i całej debiutanckiej jakby nie było ekipy i w ten sposób zostaliśmy na lodzie. Dopiero na jesieni 2011 r. dogadaliśmy się z producentem „Łossskotu”, który powiedział, że film warto skończyć i zaczęliśmy robić go na nowo. Teraz jesteśmy po 14 dniach zdjęciowych, zostało
nam około 16 i wszystko idzie gładko. Mamy nowego, świetnego operatora, reszta ekipy jest tam sama, ale jesteśmy już bogatsi o doświadczenie i wiemy dokładnie jak chcemy, żeby film wyglądał. Domyślam się, że całej produkcji towarzyszył będzie jakiś soundtrack. Dokładnie. Około maja – czerwca zamkniemy zdjęcia i wtedy zabierzemy się za płytę. To będzie okazałe wydawnictwo z tego tytułu, że to będzie podwójny album. Na pierwszym krążku znajdą się piosenki zespołu Tranzystory. Będzie punkowo i w klimacie interwencyjnym. Do tego pojawią się też rzeczy w tonie Kabaretu Starszych Panów w wykonaniu Grzesia Halamy i Roberta Brylewskiego. Na drugiej płycie będą z kolei utwory, które trochę wyszydzamy i cały polski show biz. Nazwaliśmy to Fiołki w Neapolu, żeby nawiązać do słynnego
Tak trochę podsumowując: praca nad filmem, podwójna płyta, audycja w radiu Roxy, po drodze jeszcze koncerty. Masz jeszcze czas na spanie? (Śmiech) Oczywiście, że śpię. Ba. Jeszcze zrobiłem płytę z muzyką Theloniousa Monka z zespołem Jazz Out i niedobitkami Pink Freud. Przy okazji napisałem opowiadanie o Monku „Paląc blanty z UFO”, na które namówiłem do przeczytania przez panów Jana i Błażeja Peszków. To znajdzie się na dodatkowej płycie audio do tego wydawnictwa. Koło czerwca, maja planujemy też płytę zespołu Masecki, Moretti, Tymański. To będzie jazzowe trio, takie mocno dekonstrukcyjne. Projektów jest znacznie więcej. Mam już gotowe pomysły na kolejną płytę Tranzystorów po angielsku, ale nie jestem jeszcze pewien, czy zrobię ją z chłopakami czy nie z moim synem, ale to jest już przyszłość. W każdym razie jest tego dużo, owszem. Radio w tym wszystkim pojawiło się zupełnie niespodziewanie. Paweł Hekman
18
Zielona Góra
REKLAMA
KWIECIEŃ 2012
KWIECIEŃ 2012 MARZEC 2012
Muzyka Zielona Góra
19
Bez obaw przed eksperymentami Ostatnimi czasy dość modne stało się w naszym kraju granie na modłę kapel typu Blink 182, Sum 41 czy Green Day, czyli tzw. kalifornijskiego punk rocka. W Zielonej Górze mamy przedstawiciela takiego grania: zespół Jared. Oto co mieli do powiedzenia na temat działalności grupy Grzegorz Wieczorkiewicz (bas, wokal) i Paweł Suszyński (gitara, wokal). Na początek powiedz kilka słów o historii Jared. Kto, kiedy i dlaczego założył ten zespół? Grzegorz: Sam pomysł na zespół narodził się z inicjatywy dwóch przyjaciół (Paweł Suszyński, Grzegorz Wieczorkiewicz), którzy znudzeni codziennością i zafascynowani muzyką zachodniego wybrzeża postanowili założyć własny zespół. Kupiliśmy swoje pierwsze instrumenty i od razu zabraliśmy się do roboty. Oczywiście niewiedza związana z brakiem umiejętności gry na instrumencie utrudniała trochę tworzenie muzyki, ale z czasem i ten problem udało się rozwiązać. Przez kilka lat byliście zmuszeni do zmniejszenia waszej aktywności przez brak bębniarza. Nie jesteście pierwszą kapelą w naszym mieście borykającą się z takim problemem. Dlaczego waszym zdaniem jest tu tak mało perkusistów, albo mało dobrych perkusistów? Grzegorz: Zgadza się, nasze pierwsze koncerty w roku 2005 zagraliśmy z „wypożyczonym” perkusistą Adamem Kutrowskim. Facet ogarnął utwory w dwa dni, zagrał z nami dwa koncerty, po czym nasze drogi się rozeszły (wielka szkoda). Przez kolejne lata borykaliśmy się z poszukiwaniem perkusisty, jednak nie narzekaliśmy na ich niedobór, była to kwestia znalezienia tego odpowiedniego, który odnajdywałby się w tego rodzaju muzyce a jego zapał i umiejętności odzwierciedlałaby jego gra na perkusji. Wykonujecie tzw. kalifornijską odmianę punk rocka. Z reguły
Grzegorz: „Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń”. Nic nie stoi na przeszkodzie abyśmy w przyszłości zaprezentowali kolejne covery. Może zrobimy „Tańcz głupia tańcz”, a może „Prześliczną Wiolonczelistkę”. Z nami nie wiadomo. Chcemy jednak podkreślić, że naszym głównym założeniem jest tworzenie i granie własnych utworów.
Nieważne dla kogo i gdzie gramy, muzyka daje nam radość, a swoją pozytywną energię chcemy przelewać na ludzi
polskie kapele z tego gatunku śpiewają po angielsku, wy zdecydowaliście się na teksty w ojczystym języku. Dlaczego? Paweł: Od samego początku zakładaliśmy, że teksty do naszej muzyki będziemy pisać po polsku. Chcieliśmy aby nasza muzyka opierała się na dużej dawce pozytywnej energii instrumentalnej a w połączeniu z polskimi tekstami udowadniała, że blaski zachodniego wybrzeża mogą zawitać do naszego kraju. W repertuarze macie cover Lady Gagi „Bad Romance”. Jakie były powody przerobienia tego kawałka i jak reaguje na niego publika? Grzegorz: Co do utworu Lady Gagi, jest to nasz pierwszy i jedyny cover. Wybraliśmy go ze względu na jego energię i oryginalność. Wybór wydaję się trafny, jako że po wykonaniu tego utworu zawsze dostajemy naj-
większe brawa. Chcemy pokazać ludziom, że jesteśmy pozytywnie zakręceni i nie boimy się „eksperymentów”. Na scenie się nie oszczędzamy i zawsze dajemy z siebie wszystko. Nieważne dla kogo i gdzie gramy, muzyka daje nam radość a swoją pozytywną energię chcemy przelewać na ludzi. Macie w planach scoverowanie jeszcze jakichś popowych hitów z ostatnich lat? REKLAMA
Kiedy możemy spodziewać się waszego debiutu płytowego? Paweł: Zaskoczeniem będzie samo ukazanie się płyty, to oczywiście żart. Czynimy kroki ku temu aby takowa płyta powstała. Jakiś czas temu zamknęliśmy się na jedną noc w studiu Soundcore i nagraliśmy trzy numery, tak więc idąc tym tropem gdy zamkniemy się tam na kolejne 3 noce to być może nagramy cały album. To oczywiście wersja optymistyczna, nie chcemy aby pośpiech dyktował nam warunki, resztę materiału mamy zamiar nagrywać z większą rozwagą, jednak chcielibyśmy wyrobić się ze wszystkim jeszcze w tym roku. Michał Cierniak
20
Muzyka
KWIECIEŃ 2012
Śpiewam po polsku na dwóch płytach, przy pierwszej ktoś napisał, że sobie w kolano strzeliłem tymi tekstami, że są w ogóle głupie.
KWIECIEŃ 2012
Muzyka
21
Odsolidaryzować Kaczmarskiego, odharcerzyć Stachurę Podczas koncertu Bajzel nie zdradza się ze swoją subtelną stroną. Wariat z gitarą, z punchline’ami w stylu „pięć ciastek… pączek, pączek!”. Po zejściu ze sceny wszystko się zmienia. W zasadzie rozglądając się po 4 Różach dla Lucienne, gdzie niedawno zagrał, trudno go odróżnić od reszty zebranych. Po rozmowach z fanami, podpisywaniu płyt, plakatów i grabieży z kostek gitarowych, w końcu chwila na rozmowę. Spokojnym tonem Piotr Piasecki opowiada o poezji, muzyce i płytach o miłości. Przy okazji poprzedniego wywiadu rozmawialiśmy o płycie „Miłośnij”, w całości zaśpiewanej po polsku. Powiedziałeś wtedy, że teksty w języku ojczystym są bardziej zobowiązujące, niż angielskie. Dziś wieczór zawsze przed utworem z polskimi słowami zaszczepiałeś zapowiedzią ironiczny stosunek do niej. Tu żart, tu prezentacja w stylu „ta piosenka jest głupia”… Ja mam jakąś taką głupią… swojość, że się strasznie dużo tłumaczę (śmiech). Wierzę w te teksty, bo gdybym w nie nie wierzył, to bym ich nie śpiewał. Te teksty po polsku są po prostu o czymś, a cała płyta „Miłośnij” jest bardzo poważna w tej materii, ale rzeczywiście zawsze jakimś drobnym żarcikiem to lajtuję… no, zawsze to ułagadzam. Co do twojego humorystycznego podejścia do muzyki – nie boisz się, że kiedyś nie będziesz w stanie przedstawić ludziom czegoś na poważnie? Wiesz co, ja mam wrażenie, że ludzie w ogóle nie słuchają tekstów. Może nie doceniam ludzi, ale wydaje mi się, że polskie pokolenia były wychowane na muzyce zagranicznej – amerykańskiej, angielskiej i nauczyliśmy się słuchać piosenek z melodii i refrenów. Tam czasem „I love you” się gdzieś pojawia i każdy wie, co to znaczy, ale poza
tym nie wiemy, o czym śpiewają „depesze”, czy ktoś inny. No, chyba, że się jest dużym fanem i się wnika. Ja się akurat wychowałem na słuchaniu Lady Pank, ale bardzo wnikałem w teksty i one zawsze były dla mnie bardzo ważne. Czuję się troszeczkę niezrozumiały. Śpiewam po polsku na dwóch płytach, przy pierwszej ktoś napisał, że sobie w kolano strzeliłem tymi tekstami, że są w ogóle głupie. Czasem rzeczywiście śpiewam coś poważnego, a potem walnę jakiś żarcik, ale to nie zmienia całej historii tekstu. Ale nie obawiasz się, że zaszczepianie takiego ironicznego stosunku do własnych słów spali „Miłośnij”, która jest płytą o miłości? Ja zawsze się upieram, że ona nie jest o miłości, ale z miłości. Ona nie opisuje miłości, tylko ona powstała, bo miałem jakąś miłość niespełnioną i ja musiałem to wypluć na świat… w ogóle niepotrzebnie to zrobiłem, powinienem grać jakąś muzykę kosmiczną, a nie wyżalać się wszystkim na temat tego, że ktoś mnie tam zostawił… a o czym my to rozmawialiśmy? Aha, może to zabije te piosenki, wiesz co, ja bym chciał, żeby ludzie przychodzili na moje koncerty, ja im coś opowiem, rozweselę, bu-haha, dowcip powiem, jakiegoś suchara nieśmiesznego, ale chciałbym, żeby każdy słuchał
tych piosenek i interpretował je indywidualnie. Babu Król to próba zwrócenia uwagi na tekst właśnie? Poniekąd tak, chcemy odharcerzyć Stachurę. Być może za Kaczmarskiego też się weźmiemy, jest pomysł, żeby jedną jego piosenkę zagrać. Kaczmarskiego trzeba odsolidaryzować, a Stachurę odharcerzyć. Jego piosenki zazwyczaj śpiewane były przy ognisku i to w ogóle nie dźwigało ciężaru jego tekstów. My chcemy podźwignąć go w szerszej perspektywie, pokazać, że Stachura pisał zajebiste teksty i one nie były tylko harcerskimi zaśpiewkami. Singel z płyty to „Biała lokomotywa”. Jakie jeszcze ważniejsze wiersze Stachury na nią trafią? W ogóle kiedy się ona ukaże? Płyta wychodzi 16 kwietnia, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. 10 kwietnia zaczynamy trasę z Budyniem (lider Pogodna i druga połowa Babu Król). Już teraz lecą single, a teksty? Mi się wszystkie podobają z tych, które tam są. Jedne wolę bardziej, a drugie… jeszcze bardziej. No nie wiem, „Nachylcie plecy” bardzo mi się podoba, wszystkie mają duży ciężar, a wszystkie były kiedyś tak śpiewane: „la la la la la…”. A tekst o trupach. My chcemy w to jakoś konkretniej wjechać i wydaje mi
się, że trafiamy w to. Od twojego dołączenia do Pogodna minęło już półtorej roku, dotychczas ukazała się tylko EP „Plemnik”. Kiedy będzie płyta Pogodno z tobą na pokładzie? Hmm… to się okaże… A pracujecie nad materiałem? W ogóle masz jakiś podział, że najwięcej serca wkładasz w Bajzla, a do Pogodna trafiają inne rzeczy, czy jak to jest? Nie mam hierarchii, jeśli chodzi o projekty, bo to by je gubiło. Teraz pracuję nad trzema: Bajzel, z którym się nie rozwiążę, bo dość trudno się z samym sobą rozwiązać, z Pogodnem… ja w ogóle od lat jestem zakochany w zespole Pogodno, słyszałem nawet ich pierwsze koncerty i to było zupełnie coś innego. Ludzie którzy dziś mówią, że teraźniejsze Pogodno to już nie to samo, nie wiedzą, czym był wtedy ten zespół. To było jeszcze coś zupełnie innego i to była luta niesamowita i czapki z głów. No i teraz doszedł Babu Krół ale nie ma hierarchii. Z Pogodno były już jakieś próby stworzenia nowych kompozycji, są to jakieś zarysy i teraz pozostaje kwestia spotkania się, zorganizowania… tylko z czasem jest problem. Michał Stachura rocknoca@index.zgora.pl
22
Muzyka
KWIECIEŃ 2012
Musisz podążać za tym, Wtedy to będzie Black Market Karma zdaje się wszystko robić na opak. Zamiast sprzedawać muzykę – rozdają ją za darmo w sieci. Zamiast udawać, że odkrywają nowe, muzyczne lądy – otwarcie chwalą się swoimi inspiracjami. W końcu zamiast korzystać z pomocy producentów, studia nagraniowego i całego tego kramu – w środku rejestrowania materiału rzucają wszystko i zaczynają pracę od nowa na własną rękę. Lider tej londyńskiej grupy i autor jej wszystkich piosenek, Stan Belton, wyjaśnił kilka z tych sprzeczności. Rozmawia: Michał Stachura
Psychodela nie jest obecnie najpopularniejszym z gatunków, swoje tryumfy święciła w latach 60. i 70. Nie obawiacie się, że ludzie nie tęsknią za tą muzyką? Uwielbiam brzmienie, do którego dążymy i muzykę, której słuchamy. Być może nie odnosi takich sukcesów, jak inne rodzaje muzyki, ale my robimy, co chcemy. Musisz podążać za tym, co kochasz, wtedy to będzie prawdziwe. W dodatku sam zauważyłem, że coraz więcej ludzi lubi taką muzykę, zdaje się, że wraca do łask, co może nam pomóc, ale nie tylko nam. Jest mnóstwo zespołów, bardzo dobrych zespołów psychodelicznych, które są dość trudne do znalezienia. Tu wkracza Internet, jako dobra rzecz, możesz sam szukać rzeczy, które lubisz, nie musisz już polegać na radiu, ani telewizji. Myślę, że mnóstwo ludzi lubi takie brzmienia, może po prostu się z tym nie afiszują.
Na swojej oficjalnej stronie jest cała lista artystów, którzy mają na was wpływ. To raczej nieczęste, skąd taki pomysł? Myślę, że to nie w porządku, udawać, że jesteś totalnie oryginalny i nikt cię nie inspiruje. Wielu artystów miało na mnie wpływ i nadawało kierunek temu, co robię. Mnóstwo z nich jest słabo znanych i kochając czyjąś twórczość i inspirując się nią, niedobrze byłoby udawać, że jej nie ma, trzymać ją tylko dla siebie. Przecież zasługują na to, by ich słuchać, tak, jak ciebie. Jeśli boisz się zdradzić swoje inspiracje, to może dlatego, że zbytnio się na nich wzorujesz? Muzykę Black Market Karma można pobrać za darmo ze strony wytwórni Flower Power Records. W czasach, gdy modne jest sprzedawanie praktycznie wszystkiego, wy rozdajecie swoje piosenki za darmo. Naszą muzykę można ku-
pić. Jest na iTunes i w innych miejscach, więc jeśli chcesz za nią zapłacić – kupujesz ją, ale jeśli nie – ściągniesz ją za darmo z naszej strony. Jednym z powodów, dla którego to zrobiliśmy to fakt, że teoretycznie po sprzedaniu tylko jednej płyty całość może wylądować w sieci i każdy będzie mieć do niej dostęp za darmo. Nie sądzę, by był sens z tym walczyć. Osobiście sam nie lubię płacić za coś, co nie jest namacalne, na przykład muzyka w postaci cyfrowej. Nie wydaje mi się, by w tej postaci była wartawydanych pieniędzy. Planujemy wydanie naszych nagrać na płytach winylowych, które będziemy sprzedawać, ale co do muzyki w sieci, to powinniśmy rozdawać ją, komu się tylko da i cieszyć się z tego. Jeśli ludziom wystarczająco się spodoba – kupią winyl. Na początku tego roku oficjalnie ukazał się wasz debiut, „Coma-
tose”. Opinie słuchaczy były takie, jakich się spodziewałeś? Tak, poszło naprawdę nieźle! Naczekaliśmy się na tę płytę i pod koniec chcieliśmy wydać ją jak najprędzej. Złożyło się na nią kilkanaście sesji nagraniowych trwających ponad rok. Nagrywaliśmy częściowo w opłaconym studiu, a częściowo u przyjaciela i nie szło nam. Było zbyt dużo opinii różnych ludzi dotyczących naszego brzmienia, które je psuło. Zbyt wiele kłótni o to, co powinniśmy zrobić, albo co chcieliśmy zrobić… W końcu odłożyłem trochę pieniędzy, kupiłem własny sprzęt i nagrałem oraz zmiksowałem materiał sam. Nie musiałem podążać za niczyimi pomysłami, ani utartymi regułami i czułem się z tym naprawdę dobrze. Przez to też zajęło to dobry rok, nim materiał był gotowy, bo zacząłem wszystko od zera. Za to teraz jesteśmy bardzo zadowoleni z brzmienia i reakcje na
Muzyka
KWIECIEŃ 2012
23
co kochasz prawdziwe tę płytę również są świetne. Przez to, że udostępniliśmy ją za darmo, zaczął tworzyć się wokół niej mały szum, teraz musimy ją w końcu wytłoczyć na nośniku. Czy jest jakiś utwór, z którego jesteś szczególnie dumny? Całość. Zadbałem o to, by nie znalazło się na niej nic, czego byśmy nie chcieli. Kontrolowaliśmy wszyst-
ko dość dokładnie. Może wyróżniłbym ostatnią piosenkę, „Washout”. Nagrałem ją zupełnie inaczej, niż pozostałe. Użyłem innego brzmienia bębnów i bawiłem się nowym efektem gitarowym i otrzymałem niesamowity dźwięk. z tej piosenki naprawdę zadowolony. CAŁY WYWIAD DOSTĘPNY NA WWW.UZETKA.PL
Podróż w kierunku zachodzącego słońca
Darmowa muzyka to niewdzięczny temat. Z jednej strony wszyscy cieszymy się, że jest legalnie i za nic, a jednak gdzieś w głębi człowiek czuje niepokój. A może towar jest tak słaby, że nikt nie chce zań płacić? Black Market Karma pokazuje, że takie podejście jest niewłaściwe – darmowa muzyka może być doskonałą reklamą, a reklama jest wszak dźwignią handlu. A londyńczycy mają wiele na sprzedaż. Neo-psychodela jest na topie. Może nie w mediach, ale samo zaistnienie tego gatunku w świadomości słuchacza to dużo. Od reaktywacji The Brian Jonestown Massacre można zaobserwować popyt na takie granie. Ten z kolei przełożył się na podaż, czego efektem jest twórczość chociażby Black Market Karma. Dość już tych handlowych konotacji (choć skłania do nich nazwa grupy). Twórczość kapeli z Londynu najprościej można podsumować, jako wypadkowa psychodelicznego grania, przepuszczonego przez Oasis i Nirvanę. Z jednej strony grunge i britpop to gatunki martwe, jak… no cóż, jak coś bardzo
martwego. Od bardzo dawna. Przykładem umieszczanie grup wskrzeszających te brzmienia (takie Creed) na szczytach najsłabszych zespołów świata. Black Market Karma chcą ten porządek zmienić. Niby wszystko już było. Ich melodie, przewlekła
maniera wokalisty, oldschoolowe brzmienie gitar, jamowy charakter utworów. Na płycie „Comatose” znajdziemy zarówno singlowe strzały („Run Run Run”!), jak i powłóczyste kawałki, co do których ciężko stwierdzić, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą. Czy istnieje szufladka „muzyka drogi”? Jeśli nie, to powinna. Byłby to jedyny w swoim rodzaju podgatunek łączący Queens of the Stone Age, The Kills, Black Rebel Motorcycle Club, Serge’a Gainsbourga, The Ramones, ale też The Beatles i wielu, wielu więcej… również Black Market Karma. Takie „Weightless”, czy „Pulling Shapes” to idealny soundtrack do czterech
kółek. Nie do „Need for Speed”, raczej do powolnej podróży w kierunku zachodzącego słońca. Wady „Comatose” ma i wcale nie mniej, niż konkurencja. Wtórność materiału jest chwilami wręcz rażąca, utwory są dość jednostajne i się ciągną, ale to wszystko wady wynikające w linii prostej z konwencji. Jeśli lubicie lekko psychodeliczne, gitarowe jazdy – Black Market Karma jest dla was. I jakoś wybaczę im pominięcie w składaniu płyty mojego ulubionego „Change” – będzie się czym snobować, kiedy będą już sławni. Zasługują na to. Michał Stachura
24
Miasto Filmów
KWIECIEŃ 2012
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastofilmow
Przystanek Alaska dla twardzieli Do Liama Neesona określenie „starzeje się jak wino” pasuje jak do mało kogo. W ostatnich latach jego akcje na rynku aktorskim poszybowały w górę, a za sprawą świetnej roli w filmie „Przetrwanie” ich lot może jeszcze trochę potrwać. Filmów o grupce ludzi zagubionych w dzikiej i niedostępnej głuszy, skazanych na samych siebie, było w historii kinematografii mnóstwo. Najnowsze dzieło Joe Carnahana jest kolejnym do tej kolekcji, ale jednak jest w nim coś, co go wyróżnia. Po kolei jednak. Bohaterami „Przetrwania” jest ośmioro mężczyzn, którzy wychodzą cało z katastrofy lotniczej. Samolot, którym lecieli miał ich zabrać do domu po zakończeniu pracy na platformie wiertniczej na Alasce. Jednym z nich jest John Ottaway grany przez Neesona. To zgorzkniały i doświadczony życiowo myśliwy, którego praca polegała na zabijaniu wilków zagrażających bezpieczeństwu pozostałych pracujących. Gdy po katastrofie okazuje się, że rozbitkowie znaleźli się w sercu terytorium tych dzikich zwierząt i obrażenia fizyczne wcale nie są ich największym zmartwieniem, John staje się samozwańczym przywódcą ocalałej grupy. Stara się on przeprowadzić ją przez lodowe pustkowia i naszpikowane wilkami lasy, do cywilizacji. Owa dzika otwarta przestrzeń jest kluczowym elementem „Przetrwania”. Po raz kolejny możemy się przekonać, że takie terytoria mogą być jeszcze groźniejsze i bardziej przerażające niż klaustrofobiczne klitki. Zdjęcia świetnie oddają klimat nieprzyjaznej natury i wręcz odczuwamy na karku przeszywający chłód, jaki towarzyszy bohaterom. Innym plusem filmu jest sam Liam Neeson i wykreowana przez niego rola Ottaway’a.
Po raz kolejny możemy się przekonać, że wielkie przestrzenie mogą być jeszcze groźniejsze i bardziej przerażające niż klaustrofobiczne klitki. Świetnie wcielił się w rolę człowieka po przejściach, który nawet myśli o zakończeniu swojego życia, ale kiedy trzeba potrafi pokazać hart ducha. Generalnie Neeson ma dar to tworzenia takich postaci, z którymi widz, jeśli się nie utożsamia, to zaczyna przeżywać ich losy i tu znowu udała mu się ta sztuka. Faktem jest, że w „Przetrwaniu”, nawet ktoś kto nie jest wytrawnym znawcą filmów akcji tudzież katastroficznych, bez problemu znajdzie sporo schematów. Oprócz tego można przyczepić się do zbyt ckliwych retrospekcji z życia Johna Ottawaya, odnoszących się do
jego dzieciństwa, czy wspomnień o tajemniczej kobiecie, która jawi się jako niegdysiejszy anioł stróż bohatera. Nie zmienia to jednak faktu, że zostały one podane w ciekawy sposób i potrafią wciągnąć. A poza tym „Przetrwanie” wcale nie ma hollywoodzkiego happy endu z helikopterami ratowniczymi, oraz głównym bohaterem otulonym w koc i popijającym gorącą herbatę. Zakończenie tego filmu jest jego bardzo dużym atutem, jeśli nie największym i chociażby dla niego, malkontenci doszukujący się w tej produkcji kolekcji klisz, powinni się z nim zapoznać. Na pewno nie pożałują.
„Przetrwanie” jest kolejnym przykładem na to, że odgrzewany kotlet może smakować dobrze. Wystarczy tylko umieć go dobrze przyprawić i podać w apetyczny sposób. Zatrucie także nam nie grozi, bo niekiedy nawet świeże dania kinematografii potrafią przyprawić nas o grypę żołądkową. Nowy film Joe Carnhana, mimo że nie najoryginalniejszy jest jednak całkiem smacznym kąskiem... nie tylko dla wilków z lasów Alaski. Michał Cierniak metalizacja@index.zgora.pl
Książka Miasto Filmów
KWIECIEŃ 2012
25
Igrzyska śmierci
Królewna Śnieżka
Kobieta w czerni
Hollywood zdaje się ostatnio toczyć choroba, którą z braku lepszych określeń nazwałem „przydługazizmem”. Idealnym przykładem są „Igrzyska Śmierci”. Historia oparta na bestsellerowej powieści ma wszystko, czego trzeba by przykuć uwagę. Bliżej nieokreślona przyszłość. Świat podzielony jest na dystrykty i co roku z każdego z nich wybierana jest para reprezentantów, którzy walczyć będą w tytułowych igrzyskach. Z 24 osób przeżyć może tylko jedna. Wszystko transmitowane jest na żywo na cały świat. Filmowi nie brakuje sporych zalet. Całkiem niezła historia, intrygujący i złożony świat, bohaterowie, których da się lubić. Samej realizacji również nie można niczego zarzucić. Problem polega na chorobie, o której wspominałem. Momentami historia wlecze się niemiłosiernie i pełna jest zbędnych scen czy dialogów. Wyrzucając z filmu jedną godzinę, dostalibyśmy naprawdę świetne kino rozrywkowe. Niestety „przydługazizm” zrobił z niego obraz zaledwie dobry.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła sobie królowa. Nazywała się Julia Roberts i ogólnie była zła i narcystyczna. Miała kiedyś męża ale biedak zaginął w akcji. Królowa jednak nie rozpaczała i wypatrywała młodego i zamożnego następcy. Problemem była Śnieżka. Jedyna piękniejsza od złej władczyni. Logicznym posunięciem była likwidacja urodziwej dziewczyny. Śnieżka zamiast zginać trafia w towarzystwo karłów na szczudłach, wesoło rabując, co się da i oddając biednym. W taki sposób Fabryka Snów stara się sprzedać nam tę samą historię po latach. Trzeba przyznać, że robią to całkiem sprawnie. Pomimo kameralności ogląda się to znośnie. Teatralna realizacja dodaje obrazowi stylu a sam film mija zupełnie bezboleśnie. Nawet dubbing jakoś specjalnie nie kłuje. Sensowna rozrywka dla całej familii a zwłaszcza dla najmłodszych, dla których cała opowieść jest nowością. Jazda absolutnie nieobowiązkowa, bo ktoś może w końcu zapytać: ileż można?
To fantastyczne uczucie, kiedy po obejrzeniu horroru boimy się przejść po ciemnym mieszkaniu, a jeszcze lepsze, gdy horror obejrzeliśmy w kinie i niepokój towarzyszy nam w drodze do domu. To znak, że film spełnił swoje zadanie i nas solidnie wystraszył. „Kobieta w czerni” jest właśnie taką produkcją. To nic, że mamy tu pełno patentów znanych już z innych filmów grozy. Jego siłą jest gęsty klimat mrocznego, opuszczonego domu na bagnach, w którego zakamarkach czai się złowieszcza zjawa. Kilka scen sprawia, że oprócz podskoczenia w kinowym fotelu, czujemy się naprawdę nieswojo. Np. fragment, w którym bohater grany przez Daniela Radcliffe’a (który z powodzeniem zaczyna wychodzić z szufladki „Harry Potter”) z podwórka widzi w oknie upiorną twarz, albo przelot krzyczącej zjawy przez cały pokój w stronę widowni. Po obejrzeniu tego horroru już nigdy bez obaw nie spojrzycie w okna pustych domów.
Być może pamiętacie produkcje familijne z lat 90. Filmy, gdzie próżno było szukać logiki, czy choćby możliwych związków przyczynowo-skutkowych. Wygrywały one niesamowitym wręcz ładunkiem pozytywnej energii, przekonaniem, że wszystko będzie dobrze, etc. Cameron Crowe postanawia wskrzesić tę naiwną atmosferę i z rewelacyjną obsadą (Damon i Jonansson plus świetny drugi plan!) opowiada historię rodziny, która postanawia kupić ogród zoologiczny. Samotny ojciec opiekujący się dwójką dzieci uznaje to za świetne remedium na śmierć żony i, razem z pomocą obsługi podupadającego zoo, walczy o odzyskani jego dawnej świetności. Parę rzeczy jest tu naciąganych, parę – tak przesłodzonych, że można nawijać na patyk jako watę cukrową. Ale Crowe tworzy przede wszystkim ciepły, lekki i napawający optymizmem obraz. Mało jest dziś filmów, na które może się wybrać cała rodzina. „Kupiliśmy zoo” to właśnie taka pozycja.
Paweł Hekman
Paweł Hekman
Michał Cierniak
Michał Stachura
Kupiliśmy zoo
26
KWIECIEŃ 2012
Muzyka
Do usłyszenia w kwietniu 2012! VOICE BAND & ANITA LIPNICKA „W Siódmym Niebie”
W kwietniu na sklepowych półkach pojawi się ciekawa rodzinna propozycja. Stoi za nią Arek Lipnicki, który jest bratem cenionej wokalistki Anity, której chyba szerzej przedstawiać nie trzeba. „W Siódmym Niebie” zapowiadana jest jako album, który hołduje klimatom retro. Sama oprawa graficzna już zresztą naprowadza nas na właściwy trop. Anicie na tym krążku towarzyszyć będzie chór męski, śpiewający w stylistyce charakterystycznej dla chórów okresu międzywojennego. Podobno najlepiej się tego słucha na starym adapterze z tubą.
Premiera: 3 kwietnia
MACY GRAY „Covered”
Ostatnio sporo muzyków polubiło nagrywanie płyt z coverami. Podobnie jest z Macy Gray, jednak wokalistka postanowiła nie iść na łatwiznę. Płytę „Covered” wypełniają bowiem nie przeróbki soulowych, tudzież funkowych standardów. Znajdziemy za to mnóstwo kawałków wykonawców... rockowych czy alternatywnych. Są to klimaty z jakimi nie zwykło kojarzyć się Macy. Ciekawe czy utwory Radiohead, My Chemical Romance czy Metalliki nabiorą w jej interpretacji jeszcze większej mocy.
Premiera: 10 kwietnia JACK WHITE „Blunderbuss”
Tęskniliście za Jackiem? Wielu z was na pewno tak. Mimo licznych projektów jakie zakładał i w których uczestniczył po rozwiązaniu The White Stripes, jego fani wciąż pragnęli bardziej osobistego i autorskiego wcielenia muzycznego ich idola. Płyta „Blunderbuss” może zaspokoić
wreszcie ten apetyt. Sam muzyk twierdzi, że kawałki wypełniające krążek, mogą być podpisane tylko i wyłącznie nazwiskiem Jack White, gdyż „nie mają wspólnego poza nim samym”. Może i nieco zawiłe, ale chyba uraduje wiele osób.
Premiera: 23 kwietnia
THE DANDY WARHOLS „This Machine”
The Dandy Warhols powracają z krążkiem o bardzo futurystycznie tudzież przemysłowo brzmiącym tytule. Myli się jednak ten, kto spodziewa się po „This Machine” industrialnych smaczków. Muzycy zapowiadają coś zupełnie przeciwnego. Twierdzą bowiem, że nagrali najbardziej grunge’ową płytę w swojej karierze. W zasadzie to ciężko się dziwić takim deklaracjom, jeśli weźmiemy pod uwagę osobę producenta tego albumu. Jest nim Jeremy Sherrer, który w swoim CV ma także współpracę z Pearl Jam.
Premiera: 24 kwietnia LEONA LEWIS „Glassheart”
Nowa płyta Leony Lewis miała ukazać się jeszcze w ubiegłym roku. Fani zastanawiali się czy owo przesunięcie premiery nie wiąże się przypadkiem z jakimiś nieprzyjemnymi okolicznościami losu. Okazuje się jednak, że cierpliwość może popłacać. Leona bowiem wyznała dziennikarzom, że „Glassheart” ukaże się dopiero w kwietniu 2012, ze względu na przypływ weny i chęć przekucia jej w jeszcze lepsze utwory.
Premiera: 26 kwietnia
Michał Cierniak metalizacja@index.zgora.pl
INDEX LISTA Notowanie nr 135 (sobota, 31.03.2012.)
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Bruce Springsteen We Take Care of Our Own Jason Derülo Breathing Jula Za Każdym Razem Kawa Pokażę Ci Raj K’naan Featuring Nelly Furtado Is Anybody Out There Alexandra Mówisz mi że przepraszasz Kelly Clarkson Stronger Will.I.Am T.H.E (The Hardest Ever) Cher Lloyd Want U Back Irma Letter To The Lord
Głosuj na www.index.zgora.pl Bruce Springsteen, czyli "Boss", obecny jest na scenie od 30 lat. Osiągnął niewiarygodny sukces komercyjnymi albumami "Born To Run" i przede wszystkim "Born in the USA", ale co najważniejsze stworzył swój własny niepowtarzalny styl, rozpoznawalny po kilku taktach każdej z jego piosenek. Jego najnowszy krążek "Wrecking Ball" zadebiutował na szczycie listy bestsellerów w Stanach Zjednoczonych. Tym samym zdetronizował Adele, której drugi album, "21", przez 23 tygodnie utrzymywał się na szczycie listy. Takiego sukcesu spodziewa się Nelly Furtado. Latem tego roku ukaże się jej najnowszy album. Artystka zatytułowała swój krążek "T.S.I. [Part One]". Do współpracy zaprosiła szereg cenionych producentów, takich jak The Neptunes, Rodney Jerkins, czy znany ze współpracy z Amy Winehouse Salaam Remi. facebook.com/lista96fm
Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista", sobota, godz. 20:00
REKLAMA
Muzyka
KWIECIEŃ 2012
27
"Intrygująca", czyli słaba? Supergrupy to wcale nie takie super zjawisko. Ta nazwa tragicznie nie pasuje do składów, które są nią określane. Głównie dlatego, że gdy już zbierze się parę sław w jednym plemieniu, okazuje się, że jest w nim zbyt wielu wodzów, a na płycie uwiecznione zostaje wzajemne udowadnianie sobie, kto zagra szybciej i lepiej. A jeśli chodzi o piosenki – pustostan. Istnieją chwalebne wyjątki. Chodzi o tzw. muzycznych Midasów, czyli gości, którzy dotykają czegoś, a potem to coś z miejsca zamienia się w złoto. Zalicza się do nich również Damon Albarn. Blur i Gorillaz to najbardziej oczywiste sprawy. Co bardziej dociekliwi dotarli też do płyty „The Good, The Bad and the Queen”. Fani znają jego dokonania solowe i rozmaite występy na płytach innych artystów. Oczywiście, że nie są to same rzeczy wybitne, szczególnie ostatnim płytom Gorillaz daleko do „wybitnie”. Ale zawsze w tej muzyce było coś intrygującego, coś, co gwarantowało jej wierne grono fanów. Skład Rocket Juice and the Moon uzupełniają Flea z RHCP i Tony Allen. „Intrygujące” to bardzo bezpieczne określenie. „Intrygujące” znaczy, że nie muszę czegoś lubić, nie musi mi się nic podobać, a jednak potrafię docenić! Ta płyta bywa rewelacyjna. Bywa dobra. Potem ciekawa. Aż w końcu, ekhem, „intrygująca”. Czyli słaba. Te utworu ponoć wzięły się ze wspólnych improwizacji. Ośmielę się stwierdzić, że wiele z nich nie opuściło etapu jamu. Najczęściej mamy tu nieco połamany rytm perkusji, gęsty bas, do tego akordy gitary, czy pianina i (w najlepszych momentach albumu) dęciaki. „Hey Shooter”, w którym gościnnie zaśpie-
Koncertowa Metalizacja
Eter radiowy okazuje się już nie wystarczyć audycji radiowej „Metalizacja” nadawanej co poniedziałek o 22.00 w Akademickim Radiu Index. W związku z tym rozszerza ona swoją działalność o szerzenie metalowej propagandy przez koncertowe rytuały. wała Erykah Badu miażdży. „Poison” z Albarnem na wokalu robi ze słuchaczem rzeczy bardzo podobne. „Rotary Connection” zaś udowadnia, że nie wszystkie eksperymenty na tym krążku skazane są na porażkę. Ale temu, co na debiucie RJ&tM dobre, dzielnie przeciwstawiają się albumowe mielizny. Czyli - niepotrzebne w większości - flirty z hip hopem, niektóre utwory są też do siebie bliźniaczo podobne, nie wnoszące nic do całości rozimprowizowane kawałki… Ta płyta to walka. Walka tego, co w tych muzykach wyjątkowe i genialne, z tym, co tylko wydaje im się, że takie jest. Rocket Juice and the Moon to jednak na scenie muzycznej rzecz na tyle świeża i prezentuje brzmienia tak ciekawe, że chce się te przywary wybaczyć. Jeśli to zrobimy, to ten krążek potrafi – przysięgam, bez cienia ironii – intrygować. Michał Stachura
Słuchaj audycji "Rock nocą" w piątek o godz. 22:00 w Radiu Index!
Pierwszy z nich odbędzie się już 20 kwietnia (piątek) o godzinie 19.00 w "4 Różach dla Lucienne". Pojawią się na nim trzy kapele reprezentujące różne oblicza metalowej młócy, ale tak samo skutecznie porażające nią zebraną pod sceną gawiedź. Będzie ogień, zniszczenie i fruwające flaki, zatem nie ma co się zastanawiać tylko rezerwować sobie termin na ten wieczór.
A umilać go Wam swoim towarzystwem będą: death metalowy EMBRIONAL z Zabrza, oraz dwie zielonogórskie załogi – WARFIST grający black/thrash metal i wykonujący szeroko pojęty brutalny metal LETHAL INJECTION. Bilety wstepu kosztują 10 zł i będą dostępne przed wejściem na koncert. Michał Cierniak
Hardcore w Kokonie
W niedzielę 15 kwietnia o 19.30 w klubie Kokon Stage odbędzie się koncert francuskiej grupy L’Esprit Du Clan. Jeśli ktoś spodziewa się łagodnych dźwięków, może się srogo rozczarować.
L’Esprit Du Clan to bowiem jeden z najlepszych europejskich przedstawicieli brutalnego hardcore’u. Są zarazem najbardziej tajemniczą grupą. Mogą pochwalić się podwójnym tandemem – wokalistów i gitarzystów. Tworzą jedyną w swoim rodzaju, szczerą do bólu i ekstremalnie złowrogą ścianę dźwięku, idealną dla tych, którzy pragną doświadczyć autentycznego ciężkiego grania. Ich występ w Kokonie odbędzie się w ramach trasy Estrada on a Mission II,
podczas której Francuzi promują swój najnowszy album „Chapitre V: Drama”. Przed nimi zobaczymy Mystic Mind z Sulechowa, kapelę reprezentującą nurt crossover i doskonale znaną stałym bywalcom zielonogórskich koncertów rockowo-metalowych. Bilety wstępu kosztują 20 zł i można będzie je nabyć przed wejściem na koncert. Michał Cierniak
28
KWIECIEŃ 2012
Kultura
Pedagogiczczna Biblioteka Wojewódzka w Zielonej Górze poleca: Film "Zachowuj się: savoir-vivre dla młodych" Wydawnictwo Projekt-Kom, Sygn.: DVD 285 Próba przekazania uczniom podstawowych zasad właściwego zachowania na co dzień. W warstwie edukacyjnej akcentowana jest przykładowo: uprzejmość, uśmiech, życzliwość, punktualność, dyskrecja, lojalność,
grzeczność, szacunek, strój odpowiedni do sytuacji, higiena itp. W kontrapunkcie m.in. do chamstwa, lenistwa, bałaganiarstwa, egoizmu, agresji czy znieczulicy, należy bowiem pamiętać, że savoir-vivre jest konsekwencją etyki, zasad współżycia społecznego, a nie tylko zbiorem sztywnych reguł.
Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej al. Wojska Polskiego 9 Zielona Góra Czynne codziennie 8:00 - 19:00 Soboty 8:00 - 15:00 www.pbw.zgora.pl
"Życie jest... Międzypokoleniowe różnice w rozumieniu pojęć" - Danuta Seredyńska Książka powstała w wyniku niepokoju poznawczego autorki wokół zagadnienia międzypokoleniowych różnic w rozumieniu pojęć. Jest wezwaniem do refleksji nad tajemnicą życia, spełnianiem życiowych marzeń, smutkiem, stawianiem czoła wyzwaniom, prowadzeniem gry, korzystaniem z życiowych szans i przygód, zażywaniem REKLAMA
przyjemności, związanej z pięknem, miłością i rozkoszą . Inspiracją dla treści poszczególnych rozdziałów są sentencje Matki Teresy z Kalkuty. Wyniki badań przeprowadzonych wśród reprezentantów danego pokolenia zostały przedstawione w sposób oryginalny i ciekawy, zarówno pod względem tematycznym, jak i w odniesieniu do koncepcji REKLAMA
badawczej. Są one cennym materiałem do rozważań dla środowiska naukowego pedagogów, a także dla innych środowisk naukowych, studentów oraz zwykłych ludzi poszukujących odpowiedzi na dręczące ich pytania egzystencjalne. Jadwiga Matuszczak
Akademickie Radio Index
KWIECIEŃ 2012
Hallo 2 LO!
29
Jesteśmy grupą licealistów, uczniów II LO w Zielonej Górze. Razem tworzymy audycję o powyższym tytule, której możecie słuchać w każdą niedzielę na antenie Akademickiego Radia Index o godzinie 16.00. Rozmawiamy o wszystkim, co interesuje nas i naszych rówieśników.
Sposoby na "miłe" ranne wstawanie
Wszystko albo nic
Wielu z nas na poranne wstawanie ma... awersję. Wieczorem kładziemy się do łóżka i odliczamy, ile godzin snu nam zostało. Rano słyszymy Nastał kult "niezdeklarowanych". Spotykamy się. znienawidzony dźwięk budzika. Jest miło. Do czasu... Czy "niezdeklarowani’’ ceMoże kiedyś jakiś geniusz wy- ciągające, ponieważ pobudzają, nią sobie po prostu niezależność, czy to kwestia myśli doskonałe urządzenie, po- albo wyjdź na zewnątrz pobie- niechęci do zaangażowania się? Zdecydowanie to zwalające na szybką i miłą po- gać albo pojeździć na rowerze. drugie. O wiele łatwiej powiedzieć jest: "coś czuję, budkę, póki co skupmy się na Staraj się wstawać zawsze ale przecież nie umiem zdefiniować miłości, więc sposobach przestawienia się na o ustalonej porze, organizm wczesne wstawanie. Jak zmienić szybko się przyzwyczaja (norma skąd mam wiedzieć, czy to ona"? Myślę o tobie nasze nastawienie i co zrobić, to 7-8 godzin snu). Motywujące bez przerwy. Ale w zasadzie miesiąc temu odpłyaby pobudka przestała być kosz- jest mówienie samemu do siebie: wałam, myśląc o Tadku.
marem? Podstawowe pytanie, które musimy sobie zadać po przebudzeniu, to: "co nowego przyniesie mi ten dzień?", oczywiście mowa o pozytywnych stronach. Nie martw się, badania wykazują, że coraz więcej ludzi ma problemy z motywacją od samego rana. Ustaw w budziku denerwującą melodię oraz przenieś go wieczorem daleko od łóżka. Nigdy nie włączaj "drzemki", będziesz po niej jeszcze bardziej śpiący i istnieje duża szansa, że możesz zaspać. Po wstaniu z łóżka wypij szklankę wody (przed spaniem też), kawę, to postawi Cię na nogi. Jeśli masz czas, zrób ćwiczenia relaksujące, najlepiej roz-
"wstawaj, czeka Cię wspaniały dzień, szkoda czasu!". Postaraj się, aby pokój, w którym śpisz, był przewietrzony, a rano w pomieszczeniu było w miarę możliwości jasno. Pamiętaj też o wizualizacji, przed snem mów, że wstaniesz pełny energii, wpływa na to naszą podświadomość. Uświadom sobie, ile czasu tracisz na spanie i drzemki, zazwyczaj niepotrzebne, wynikające z lenistwa. Przeczytaj o opisanych sposobach i jeśli nie wierzysz, że działają - wypróbuj je od razu. Kluczem do sukcesu jest właśnie ranne wstawanie. Ola Antkowiak
Po pierwsze kariera. Po drugie rodzina. Po trzecie dom. To chronologiczny plan na przyszłość społeczeństwa XXI wieku. To jak iść zimą na basen. Znajdziesz mnóstwo za i przeciw. Bardzo ważne jest dla mnie posiadanie własnej, osobistej przestrzeni i uważam, że będąc w zdrowym związku wcale się jej nie straci. Jednak motto dzisiejszej populacji brzmi: ,,Wolę być nieszczęśliwy sam, niż z kimś’’. Wiecie, jak to jest z tymi zdystansowanymi? Otóż gaszą oni dziewiczy płomyk, tlący się w ich sercach. Dławią uczucia, emocje, pojawiające się w głowie
plany. Dogodniej jest bowiem nie oczekiwać nic i nie zawieść się, niż spodziewać się najlepszego i zostać na lodzie. Nie staram się i nie chcę zrozumieć dystansu do miłości. Nie podejmę się również wymieniania epitetów określających miłość. Jest ich zbyt dużo. Wiele sobie przeczy. Rozkojarzenie (za sprawą tej osoby) i koncentracja (na niej). Troska (o tę osobę) i beztroska (będąc u jej boku). Wprawdzie w tych niezgodnościach jestem pewna, że nie natrafię na dystans. Albo wszystko, albo nic. To moje motto. Joanna Persowska
30
KWIECIEŃ 2012
Fashion Victim
Irytują Cię rubryki “Ubierz się za grosze” w pismach o modzie, które tak naprawdę pokazują stylizacje warte kilkaset złotych? Znudziły Ci się popularne sieciówki, które powodują, że wszyscy wyglądają tak samo? Ta strona została stworzona właśnie dla Ciebie! Stylizacje z second-handu sa niepowtarzalne, a przede wszystkim tanie. A Fashion Victim zadba także o to, by były modne.
Kwiaciarnia
/f.victim
Ktoś mógłby stwierdzić: bardzo odkrywcze - kwiaty na wiosnę! Owszem, odkrywcze, bo kwiaty tej wiosny atakują z podwójną siłą i w nowej odsłonie. Nowoczesne podejście do tematu zaproponowała, już okrzyknięta geniuszem mody, Mary Katrantzou. Zacznijmy od tego, że jej kwiatowe printy są cyfrowe, dodajmy do tego nadruki zgniecionej karoserii samochodowej i mamy wizjonerską kolekcję. Z kolei pisząc o podwójnej sile mam na myśli, że motyw kwiatów pojawia się na całym stroju. Świetnym przykładem są kwietne garnitury od Celine. Projektanci i miłośnicy street fashion nie boją się także łączyć ze sobą potencjalnie niepasujących motywów florystycznych. Prawdziwy hit to spodnie pełne wielkich, kolorowych roślin w połączeniu z koszulami w drobne kwiatki. Zestawy tego typu znajdziemy choćby u Erdem. Popularne sieciówki szybko podchwyciły ten trend i w swojej ofercie mają już kwieciste spodnie, które święcą triumfy wśród modowych bloggerek. Dużo, kolorowo, wyraziście. W odwiecznej walce wzory kontra kolory tej wiosny mamy 1:0 dla wzorów.
Koszula 19 zł Bluzka 16 zł
Pasek 15 zł
Torebka 25 zł
Spódnica 24 zł
Torebka 10 zł
Spodenki 17 zł
Szorty: ?
Total: 83 zł Wersja bardzie stonowana, opierająca się na dwóch kolorach, fioletowym i niebieskim. Fantastyczna kwietna koszula nie będzie nudna, jeśli zwiążemy ją w pasie, co umożliwia nam podwyższony stan spódnicy. Jako wykończenie stroju wystarczy niedbale zawiązany pasek, broszka-kwiatek i szary kuferek.
KONKURS
Total: 43 zł W myśl zasady: kilka nadruków na raz, zestawiliśmy ze sobą zwiewną koszulę o większym kwiatowym princie z lekkimi spodenkami w drobne kwiatki. Ciemne tło obydwu rzeczy jest tu motywem spajającym stylizację. Taki zestaw nie potrzebuje już dodatków, wystarczy mała torebeczka w neutralnym kolorze.
Marzą Wam się ubrania pokazane w stylizacjach, a może po prostu zasilić swoją wiosenną garderobę? Mamy dla Was konkurs. Do wygrania 200 złotych na zakupy w „Butik u Agnieszki” (Zielona góra, ul. Grottgera naprzeciwko złotników). Wyślij SMS o treści INDEX GRAM na numer 71601 (1,23 zł) do godz. 12:00 dnia 20.04.2012. Dnia 21.04.2012. zostanie wysłane do wszystkich uczestników pytanie, kto pierwszy wyśle SMS z prawidłową odpowiedzią - wygrywa. Regulamin pod adresem: www.uzetka.pl/regulamin Opracowanie: Daria Kubasiewicz Zdjęcia: paulinamietlowska.blogspot.com
KWIECIEŃ 2012
Rozrywka
31
32
KWIECIEŃ 2012
Rozrywka
HORROROSKOP kwiecień 2012 Baran (19.IV – 13.V) Rozpoczniesz miesiąc problemów, ich rozwiązywanie pochłonie cały Twój czas i uwagę. Obudzisz się w nie swoim łóżku, w nie swoim mieszkaniu. Pod koniec miesiąca przypomnisz sobie o swojej drugiej połówce - nie zaniedbuj jej, bo Cię zostawi! Oszczędź sobie wstydu i nie wychodź z domu, jeśli nie musisz.
Byk (14.V – 19.VI) Przeleżysz cały kwiecień brzuchem do góry zastanawiając się nad różnym sferami życia i wcześniejszymi wakacjami. Usiądziesz na gumę w najlepszych spodniach. Prześpisz szansę zarobienia dodatkowej gotówki. Włóż trochę inicjatywy w związek, a czeka Cię seksualne objawienie. Bliźnięta (20.VI – 20.VII) Nabawisz się nerwicy przez brak czasu na cokolwiek. Będziesz się dwoić i troić, a i tak nie dasz rady być wszędzie na czas. Zapomnisz wyprasować fartuch na ćwiczenia i nie zaliczysz wejściówki. Galopuj tak dalej, to na pewno podejmiesz same korzystne decyzje. Znajomi nie mówią Ci tego, ale śmierdzisz cebulą. Rak (21.VII – 9.VIII) Zapragniesz zmian
w swoim życiu na wiosnę. Zmienisz fryzurę, torebkę i partnera. Grubas z grupy równoległej zaprosi Cię na burgera. W pracy plotki na Twój temat – śmiało rób burdę! Ukradną Ci klapki na saunie. Zwrócisz uwagę panu palącemu na przystanku, a ten Cię opluje.
Lew (10.VII – 15.IX) Szykuje się okres wielu szaleństw, przypadkowego seksu i natrętnych znajomości. Będziesz fikać jak pijany zając i spadniesz z drabiny. Nie uda Ci się rozkręcić obecnego partnera. Z kasą kiepsko – wydajesz więcej niż zarabiasz. Przeklniesz dzień, w którym postanowiłaś kupić zalotkę w promocji. Panna (16.IX – 30.X) Praca na pełnych obrotach. Przystopujesz, jak pojawią się zawroty głowy i omdlenia. Przy jednym z upadków połamiesz legitkę. W miłości wszystko wywróci się do góry nogami. W sprawach nowych znajomości zaufaj intuicji. Dentysta da Ci amalgamat na zdrowego zęba. Waga (31.X – 22.XI) Nie próbuj tłumaczyć się ze swoich romansów, bo tylko pogrążysz się jeszcze bardziej. Pamiętaj: winny się tłumaczy. Na horyzoncie problemy urzędowe,
a nawet sądowe. Pobijesz się z ochroniarzem w klubie. Zgubisz e-kartę. Dentysta zrobi Ci piaskowanie, tydzień będziesz pluć pumeksem. Skorpion (23.XI – 29.XI) Poszerzysz swoją wiedzę w dziedzinie rozmnażania nagozalążkowych. Będziesz się zastanawiać, jak to jest możliwe, by być na KTZetach i od 1,5 roku nie trzasnąć żadnego projektu?! Upadnie Ci telefon i stłucze się ekran. Przesilenie teraz da o sobie znać. Złapiesz grzybicę stóp od dziewczyny.
Wężownik (30.XI – 17 XII) Rozpoczniesz miesiąc pasmem niefortunnych zdarzeń. Wcisną Ci ClubCard’ę i rozwalą Ci się najlepsze buty. Klimatyzacja da się w złe znaki – infekcja grzybicza górnych dróg oddechowych. Nie słuchaj ludzi, których imiona zaczynają się na T lub M – to głąby! Strzeż się bruneta o ciemnych oczach. Strzelec (18.XII – 18.I) Będziesz pełna energii i temperamentu. Zapomnisz hasła do "naszej klasy". To czas nietrafionych inwestycji wszelkiego rodzaju i nieprzemyślanych decyzji. Przepalisz włosy prostownicą. W związku lepiej przyznaj rację partnerowi, bo inaczej nie
wybrniesz z nieciekawych sytuacji. Koziorożec (19.I – 15.II) Dostrzeżesz potrzebę wzrastania duchowego i społecznego. Zapiszesz się na wolontariat do schroniska i na jogę. Zejdziesz na -1. Nie czekaj na gwiazdkę z nieba – teraz jest najodpowiedniejsza chwila, by działać! Przy odpytywaniu zapomnisz języka w gębie. Nie zwrócisz uwagi i napijesz się skisłego mleka. Wodnik (16.II – 11.III) Nawet boję się zaznaczać, ile w tym miesiącu się nakombinujesz, by wyjść na prostą. Będziesz mieć tyle siły i pomysłów, by móc je szybko zrealizować – oczywiście z negatywnym skutkiem. Zamówisz paskudną pogodę. W planach przeszkodzi Ci jak zwykle płeć przeciwna.
Ryby (12.III – 18.IV) I po co grzebiesz w Przeszłości? Była, minęła – odpuść sobie. Skup się na teraźniejszości i zarówno nowych, jak i obecnych znajomościach, bo inaczej przegapisz wiele korzystnych okazji. Na uczelni spokojnie, ale dużo roboty. Zatniesz się przy goleniu. Zaczniesz uprawiać jogging po galeriach.
Wróżbita Eryk