Gazeta Studencka MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
NR 94 :: MAJ 2013
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
Uniwersytet Zielonogórski
MAJ 2013
Jestem dumny z rozwoju
Uniwersytetu Zielonogórskiego Pod koniec ubiegłego miesiąca, dokładnie 20 marca, zostały opublikowane wyniki sondażu, dotyczącego połączenia miasta i gminy. Z przygotowanego raportu wynika, że za połączeniem jest 65% ankietowanych w mieście i 39,9% w gminie. Jak Pan ocenia te proporcje? Jakie czynniki wpłynęły na taki rozkład głosów? To dosyć logiczne, że mieszkańcy miasta widzą więcej pozytywów w połączeniu. Mieszkańcy gminy mają pewne obawy i widzą niewyjaśnione kwestie, które chcieliby poznać, nim zadecydują o połączeniu miasta z gminą. Dla mieszkańców miasta takie połączenie niewiele zmieni, poza tym, ze miasto będzie większe. Dla mieszkańców gminy te zmiany będą większe, dlatego też chcieliby wiedzieć z czym to się wiąże. Cieszę się, że tak duży odsetek zauważa już konieczność połączenia miasta z gminą. Część osób widzi to w nieco dłuższej perspektywie niż zakładamy, czyli nie w roku 2015, a w roku 2017. Nieuchronność połączenia jest jednak widoczna. Przed nami zostało bardzo dużo pracy. W działaniach wspiera nas m.in. były rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego prof. Czesław Osę-
Fot. wZielonej.pl
Połączenie miasta z gminą, rozwój Uniwersytetu Zielonogórskiego, kondycja regionalnego rynku pracy oraz budżet obywatelski. Wszystkie te zagadnienia stały się okazją do rozmowy z prezydentem Zielonej Góry, Januszem Kubickim.
Prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki, w studiu Radia Index kowski, który został szefem zespołu pracującego nad połączeniem miasta z gminą. Chcemy rozwiać w tej materii wszelkie wątpliwości. Zaproponowaliśmy mieszkańcom gminy, że podpiszemy tzw. kontrakt zielonogórski, w którym zostaną zawarte wszystkie „za” i „przeciw”. Zostaną w nim także zawarte wszystkie kluczowe kwestie, któ-
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl SKŁAD: Kaja Rostkowska, Michał Stachura OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
re chcemy w tym kontekście zrealizować. Uważam, że połączenie to dobry pomysł, szczególnie pod względem rozwoju. Przykładem może być Rzeszów, który poprzez takie działania zwiększył działalność inwestycyjną. Chciałbym zapytać również o studentów, w marcu odbyły się bowiem II Lubuskie Targi Pracy i w tym kontekście warto poruszyć nieco szersze zagadnienie. Jaka jest kondycja rynku pracy w naszym regionie? Co Zielona Góra może zaoferować młodym ludziom na tej płaszczyźnie? Sądzę, że rynek pracy jest generalnie dość płytki w skali całego kraju. Przerażają mnie wskaźniki, które pokazują, że w przypadku młodych ludzi kon-
dycja rynku pracy jest jeszcze bardziej tragiczna, niż w kontekście pozostałych grup społecznych. Nie jest możliwe, aby Zielona Góra zaproponowała pracę wszystkim studentom, tym bardziej, że są to studenci z całego województwa. Cieszę się jednak, że mimo wszystko młodzi ludzie znajdują zatrudnienie. Jest bowiem w Zielonej Górze wiele rozwijających się firm, szczególnie w branży informatycznej. Poza tym młodzi ludzie potrafią dużo wygenerować sami z siebie. Wiele osób rozwija swoją własną działalność m.in. przy wsparciu Akademickiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Wciąż mamy kolejne propozycje, aby młodzi ludzie nie czekali na pracę, ale przy wsparciu fachowców
MAJ 2013
Uniwersytet Zielonogórski
sami pomyśleli o działalności. Biorąc pod uwagę, jak wiele kreatywnych osób jest na Uniwersytecie Zielonogórskim, to jestem przekonany, że dadzą sobie radę w przyszłości. Znam bardzo dużo osób, które ukończyły naszą uczelnię i osiągnęły sukces. Jest też wiele firm, które mają swoje korzenie na Uniwersytecie i dziś współpracują ze światowymi koncernami.
Nieodzowne jest także pytanie o przyszłość Zielonej Góry. Co przyniosą miastu najbliższe lata? Wierzę w to, że Zielona Góra wciąż będzie się rozwijać. Jestem dumny m.in. z rozwoju Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Dokąd zmierza Zielona Góra?
Fot. Kaja Rostkowska
Naszym kolejnym tematem jest budżet miasta na rok 2013. Jednym z pionierskich działań w skali Zielonej Góry było powołanie budżetu obywatelskiego, na który przeznaczono 3 mln złotych. Jakie potrzeby były najczęściej postulowane przez mieszkańców miasta? Pojawiło się kilkaset propozycji mieszkańców. Najczęściej są to drobne rzeczy, od chodników i miejsc postojowych po wiaty przystankowe. Są to drobne rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że ich brak może być uciążliwy. Mieszkańcy wskazywali również ścieżki rowerowe. Dla mnie prawdziwym fenomenem była inicjatywa ekologów w sprawie wież lęgowych dla jerzyków. Przyznam, że nigdy nie wpadłbym na to, że jest takie zapotrzebowanie w naszym mieście. Mieszkańcy stwierdzili poprzez głosowanie, że jest to dla nich ważne, więc powinniśmy uszanować ich decyzję i zrealizować ten projekt. W przyszłym roku planujemy jednak nieco zmienić podział środków, aby uwzględnić potrzeby szerszych grup społecznych. Bardzo się cieszę, że mieszkańcy tak mocno zaangażowali się w ten projekt.
3
Młodzi ludzie potrafią dużo wygenerować sami z siebie. Wiele osób rozwija swoją własną działalność m.in. przy wsparciu Akademickiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Biorąc pod uwagę, jak wiele kreatywnych osób jest na Uniwersytecie Zielonogórskim, to jestem przekonany, że dadzą sobie radę w przyszłości. Wierzę w nowe kierunki. Dla mnie niezwykle istotnym jest kierunek prawa. Uważam, że wciąż będzie rosło zapotrzebowanie na absolwentów tego kierunku, gdyż tak naprawdę każdy aspekt jest obecnie związany z prawem. Liczymy na kolejne kierunki, rozwój Uniwersytetu jest dla nas bardzo ważny. Oczywiście liczymy też na połączenie miasta z gminą oraz rozwój strefy przemysłowej. Mam nadzieję, że na konkretnych płaszczyznach osiągniemy przewagę konkurencyjną, wpłynie to bo-
wiem w pozytywny sposób na rozwój miasta. Nie możemy stać w miejscu, Zielona Góra musi zrobić kolejny krok do przodu. Tym bardziej, że chcemy przyciągać do nas kolejne osoby. Dziękuję za rozmowę. Rozmowa z prezydentem Januszem Kubickim odbyła się 4 kwietnia 2013 roku w Akademickim Radiu Index. Damian Łobacz
DAMIAN ŁOBACZ Na co dzień student filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim, a także dziennikarz Akademickiego Radia Index, w którym m.in. współprowadzi program „VIP Room”. Perkusista i tekściarz krośnieńskiego zespołu Kazetwu. Autor audycji "Lutownica" - w czwartki po godz. 12:00.
4
MAJ 2013
Zielona Góra
■ Wrzuta historyczno-histeryczna
Pamiętajmy o ogrodach „Pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście…”.
■ Ogrody botaniczne
Fot. Klaudia Szczepańska
W naszej kulturze ogród symbolizuje biblijny azyl, albowiem wszystko zaczęło się w ogrodzie. Do ogrodów uciekamy znużeni gwarem miejskim, chłoniemy jego ciszę i urok. Kontemplujemy cuda przyrody. Wiersz Jonasza Kofty pt. „Pamiętajcie o ogrodach” wyśpiewany niegdyś przez Jana Pietrzaka, to swoiste nawoływanie do powrotu, do natury. Natomiast z kart najsłynniejszej księgi płynie przesłanie, iż z ogrodu wyszliśmy i do ogrodu wrócimy. Zatem zmęczeni po pracy, wykładach i ćwiczeniach udajmy się na łono natury stworzone przez Naszą Alma Mater.
Najstarszy znany ogród istniał od roku 1333, w Wenecji. Pierwszy polski ogród to Królewski Ogród Botaniczny w Grodnie, założony przy Królewskiej Szkole Lekarskiej w roku 1775. Historia ogrodu botanicznego w Zielonej Górze sięga lat dwudziestych XX wieku. Obecnie w Polsce status ogrodów botanicznych posiadają 33 jednostki, w tym Ogród Botaniczny Uniwersytetu Zielonogórskiego, który już szósty sezon zaprasza do zwiedzania. Od pierwszego kwietnia do końca października można obserwować rozkwit roślin i coraz większą ich kolekcję. W kwietniu w ogrodzie zazieleniło się. Nastała wiosna. Krzewy i drzewa w pąkach, które lada
Ogród Botaniczny UZ to pomysł na przyjemny relaks po wykładach czy lekcjach. moment wybuchną soczystym seledynem. Niektóre odważne kwiaty już kwitną i zachwycają swoją urodą kolorów i kształtów w pełnej krasie. W trawie rosną białe kępy stokrotek, nieco dalej zawilców, a na rabatkach niebiesko od kwiecia. Kilka odmian drzewiastych zażółciło się i zaróżowiło. Spacerując alejkami spostrzegłyśmy przy pracy dwie ogrodniczki. W sumie opiekunów roślin jest pięcioro, i jak zapewniają, mają co robić na 2,5 hektarach. Byłam w Ogrodzie botanicznym UZ w przedostatni kwietniowy piątek po dwunastej, a przede mną przeszły już dwie wycieczki młodzieży szkolnej i grupa
Niemców. Zwiedzający pojawiają się zaraz po dziesiątej rano i tak aż do wieczora. Najwięcej bywa oczywiście w weekendy. Tendencja jest taka, że im cieplej, tym więcej chętnych do podpatrywania ciekawej kolekcji ogrodu, czyli około pięciuset gatunków i odmian roślin.
Niemal każdego dnia mijamy wiele ogrodów bez emocji, dlatego, że ich nie znamy. Ale przecież my mamy swój ogród, zatem już nie trzeba szukać innych miejsc do spotkań z florą. Życzmy sobie, oby już nikt nie przeszedł obok tej oazy spokoju i harmonii obojętnie.
DANUTA NOWAK Studiuje historię na UZ. Ma poglądy humanistyczne i pacyfistyczne.
OGŁOSZENIE
Przepraszam Kierownika DS "Wcześniak" i DS "Vicewersal" - Pana mgr Kazimierza Krawczyka - za nagranie, a następnie udostępnienie w Internecie filmu zniesławiającego go. Wyrażam ogromne ubolewanie z tego powodu i przepraszam. Krzysztof Senkbeil
MAJ 2013
Uniwersytet Zielonogórski
5
Naturalnie Lubuskie!
W ostatnich latach mamy do czynienia z bardzo korzystnym zjawiskiem: modą na zdrowe odżywianie. Sięgamy po produkty naturalne, tradycyjne, ekologiczne. Ale czy wszyscy wiemy, że nasze województwo lubuskie również ma do zaoferowania mnóstwo pysznych, tradycyjnych smaków? Wśród nich jest tarta z kozim serem i winogronami albo ciastka z pieczarkami - to na przystawkę. Później koniecznie żurek (przepis obok) albo zupa z dyni, a na główne: kartacze, pierogi, karkówka, a może schab słubicki? Do obiadu zielonogórskie piwo z Hausta albo lampka lokalnego wina, a po obiedzie: pigwa w cukrze! To wszystko potrawy, które mają smak Lubuskiego! Można je przygotować z lokalnych produktów, a warto wiedzieć, że te pochodzą z jednego z pięciu regionów o najczystszym środowisku - nie bez powodu Ziemia Lubuska jest nazywana zieloną krainą w dorzeczu Odry. Kompleksy leśne zajmują tutaj aż połowę powierzchni całego regionu. Nic dziwnego, że mieszkańcy innych regionów Polski przyjeżdżają do nas na grzyby! Nasze województwo to także raj dla zbieraczy ziół i jagód, ale również dla tych wszystkich, którzy cenią odprężający kontakt z naturą. Nie nudzą się tutaj również wędkarze, żeglarze czy kajakarze. A po aktywnym dniu - sięgamy po lubuskie smakołyki!
Lubuscy studenci robią żurek! ■ zakwas (najprościej: kup gotowy) ■ 1,5 l bulionu ■ 2 białe kiełbasy ■ 100 g boczku ■ cebula ■ czosnek ■ 2 marchewki ■ majeranek ■ jajka Pokrój w kostkę kiełbasę, boczek, cebulę i czosnek, podsmaż na patelni. Zagotuj bulion, wrzuć pokrojone marchewki i zawartość patelni. Gdy marchewki zmiękną, dodaj białą kiełbasę i zalej zakwasem. Gotuj przez chwilę na małym ogniu. Dopraw majerankiem, solą i pieprzem. Ugotuj jajka na twardo i podawaj w zupie. Smacznego!
Lubuskie smakołyki
Kuchnia lubuska nie może smakować banalnie - to przecież smaki m.in. z Ukrainy, Litwy, Białorusi, Podola, Bukowiny, a nawet Niemiec! Czternaście lubuskich potraw Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi wpisał na Listę Produktów Tradycyjnych. Wśród nich są np. schab tradycyjny słubicki, kapusta kwaszona nadnotecka, strudel, ale także coś do picia: miód pitny, wino gronowe, jarzębiak, a od miesiąca również piwo zielonogórskie produkowane w Minibrowarze Haust.
Nasze produkty znane za granicą
Tradycyjnymi lubuskimi produktami chwalimy się za granicą - produktami zaitneresowani są szczególnie Niemcy, ceniący wysoką jakość i walory smakowe naszej kuchni. - Corocznie jeździmy m.in. na Grüne Woche do Berlina mówi Stanisław Tomczyszyn, członek zarządu woj. lubuskiego. - Te Targi to marka światowa, mnóstwo wystawców z 70 krajów, w tym roku krajem wiodącym była Holandia, a dwa lata temu Polska. Nasze województwo dla sąsiadów z Brandenburgii jest więc już dobrze znane. Za granicą chwalimy się m.in. pierogami, winem, miodem, schabem, piwem. To ostatnie cieszy się szczególnym powodzeniem, czego dowodem jest otwarcie sklepu w Berlinie z piwem naszego regionalnego, witnickiego browaru. W naszym regionie znajduje się także największa winnica w Polsce. - Winnica w Zaborze już niebawem zostanie ukończona, w tym lub przyszłym roku rozpoczną się nasadzenia i z pewnością będzie to winnica znana w całym kraju, bo te 35 hektarów naprawdę robi wrażenie - przyznaje Stanisław Tomczyszyn.
6
Uniwersytet Zielonogórski
MAJ 2013
Instytut Muzyki zaprasza na koncert Witold Lutosławski
fot. Juliusz Multarzyński (c) IMIT
Rok 2013 to… dla matematyków – Międzynarodowy Rok Statystyki, dla polonistów – Rok Juliana Tuwima, dla Chińczyków – Rok Węża. A dla muzyków? Oczywiście Rok Witolda Lutosławskiego. Zaraz, zaraz, dlaczego „oczywiście” i kim był Witold Lutosławski? Mogłabym napisać, że wielkim kompozytorem był, że wymienia się go jednym tchem obok Chopina i Szymanowskiego. Że – parafrazując Gombrowicza – jak nie zachwyca, skoro zachwyca. Ale czy to by kogoś przekonało? Zresztą, czy nie lepiej sprawdzić osobiście? Jasne, że lepiej! A okazja ku temu już niebawem, bo 28 maja o godz. 19.00 w Filharmonii Zielonogórskiej. Cały Instytut Muzyki Uniwersytetu Zielonogórskiego żyje właśnie przygotowaniami do tego koncertu, a na scenie zaprezentują się zarówno
wykładowcy, jak i studenci. Z tej pierwszej grupy usłyszymy pianistów: Dorotę Frąckowiak-Kapałę, Karola Schmidta, Ryszarda Zimnickiego, wokalistkę Bogumiłę Tarasiewicz i flecistkę Urszulę Witoszek. Przy fortepianie zasiądą także studentki: Agata Seidel i Wiktoria Szydłowska. Mamy też coś dla wielbicieli dobrej muzyki rozrywkowej – nasz student Grzegorz Sykulski opracował jeden z cykli utworów fortepianowych Lutosławskiego na jazzowo. Wykona tę wersję razem z Damianem Kaczmarkiem (saksofon sopranowy), Markiem Stykiem (gitara basowa) i Piotrem Budniakiem (perkusja).
O ich przygotowaniach do koncertu możecie poczytać obok. To jeszcze nie wszystko – oprócz muzyki zostanie też przedstawiona sylwetka kompozytora. Nudne? Nie, jeżeli autorem prezentacji jest nasz wykładowca Andrzej Tuchowski, o którym nasi studenci mawiają, że powinien nagrywać audiobooki. Setne urodziny kompozytora świętuje cała Polska i wiele innych krajów. Nic więc dziwnego, że naszym koncertem zainteresowały się już największe media regionu. Patronem honorowym został Rektor UZ, prof. dr hab. inż. Tadeusz Kuczyński. To także świetna okazja, by wybrać
się do filharmonii zupełnie za darmo – szczególnie, jeśli dotąd nigdy tam nie byliście. W imieniu Instytutu Muzyki gorąco Was do tego zachęcam. Zaproście też swoich znajomych i świętujcie ten wyjątkowy jubileusz razem z nami. Do zobaczenia na koncercie! * Program koncertu i szczegółowe informacje znajdziecie na stronie Instytutu Muzyki w zakładce „Aktualności”: http://imu.uz.zgora.pl Katarzyna Kwiecień-Długosz Instytut Muzyki UZ
Na cztery ręce
Uroczysty koncert z okazji jubileuszu 100-lecia urodzin Witolda Lutosławskiego zbliża się wielkimi krokami. Wydarzenie to jest tematem mojej rozmowy z dwiema studentkami Instytutu Muzyki Uniwersytetu Zielonogórskiego: Agatą Seidel oraz Wiktorią Szydłowską, studentkami edukacji artystycznej w zakresie sztuki muzycznej. Agata i Wiktoria wykonają jeden z utworów Witolda Lutosławskiego na fortepian na 4 ręce.
Trudno się gra jego muzykę? Wiktoria Szydłowska: Parę lat temu miałam okazję grać jego kompozycję i pomimo, wydawać by się mogło, dość prostego zapisu nutowego, wydobycie z utworu jego charakteru nie było dla mnie rzeczą prostą. Utwór na cztery ręce to coś, z czym nie spotykam się na co dzień - trzeba dobrze rozumieć się z partnerem, wyczuwać jego sposób gry, tempo, ewentualne pomyłki. Jak długo przygotowywałyście się do tego wydarzenia? AS: O koncercie wiemy od początku roku akademickiego, jednak pracę nad utworem rozpoczęłyśmy na początku roku kalendarzowego. Każda z nas najpierw samodzielnie pracowała nad swoją partią, potem wraz z panem prof. Ryszardem Zimnickim pracowałyśmy nad jego interpretacją, a następnie, gdy materiał był już przyswojony, rozpoczęłyśmy wspólne ćwiczenie. Co sprawiło, że wystąpicie na tym koncercie? WS: Głównym powodem jest obchodzony obecnie Rok Witolda Lu-
Grzegorz SYKULSKI
Fot. Cezary Jaworski
Jazzowo
Fot. Jakub Mączyński
Co sądzicie o muzyce Witolda Lutosławskiego? Agata Seidel: Nie bez powodu Witold Lutosławski stawiany jest „na podium” najwybitniejszych polskich kompozytorów wraz z Fryderykiem Chopinem i Karolem Szymanowskim. Jego muzyka jest wybitna pod każdym względem. Wielość głosów i brzmień wydobywana w kompozycji nawet z jednego instrumentu zachwyca! Jego muzyka potrafi być zarazem subtelna, ale i pełna ekspresji - to właśnie ten szczególny, charakterystyczny styl kompozytora. Dla mnie jego muzyka jest fenomenem.
Uniwersytet Zielonogórski
Wiktoria SZYDŁOWSKA
Agata SEIDEL
tosławskiego. I to właśnie nasz nauczyciel fortepianu klasycznego, pan prof. Ryszard Zimnicki, poinformował nas o takim przedsięwzięciu. Bardzo ucieszyłyśmy się, że możemy wziąć w nim udział, bo nie codziennie mamy możliwość wspólnie grać na cztery ręce. Zdecydowanie jest to dla nas coś nowego. Jaki utwór Witolda Lutosławskiego zagracie? AS: Wykonamy miniaturę pt. „Zasłyszana melodyjka”. Rozmawiał Marek Kliszczak student II roku kierunku edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej
7
Fot. Agnieszka Aleksandrowicz
MAJ 2013
Rozmawiam z Grzegorzem Sykulskim, studentem kierunku jazz i muzyka estradowa w klasie fortepianu dr. Jakuba Stankiewicza. Grzegorz jest liderem kwartetu jazzowego z Instytutu Muzyki UZ - będziecie mogli go posłuchać w trakcie koncertu z okazji Roku Witolda Lutosławskiego.
Jaki jest aktualny skład Waszego zespołu? Jesteśmy kwartetem instrumentalnym, wszyscy jesteśmy związani z uniwersyteckim środowiskiem muzycznym. Dokładny skład instrumentów to: fortepian, kontrabas, saksofon sopranowy i perkusja. Jaki materiał przygotowujecie na ten koncert? Cykl miniatur fortepianowych „Bukoliki” Witolda Lutosławskiego. Czy utwory wykonywane na koncercie będą w jakiś sposób odmienione? Udało mi się przearanżować ten cykl i zmienić go z klasycznego kanonu na bardziej rozrywkowy. Mam tu na myśli jazz oczywiście. Z pomocą przyszedł mi wykładowca i pianista dr Jakub Stankiewicz. Kto był pomysłodawcą waszego grania na koncercie? Pan prof. Jerzy Szy-
maniuk zaproponował mi napisanie aranżu, który miałby zostać wykonany przez sekcję instrumentalną na koncercie, na co oczywiście się zgodziłem. Jak idą przygotowania? Wszystkie aranże zostały juz napisane, teraz pozostaje tylko się ze sobą zgrać i dopracować wszystkie szczegóły. W takim razie, na koniec, zżera Was trema? Nie, nie zżera. Trema oczywiście towarzyszy takim wydarzeniom, ale to dość przyjemne uczucie. Kwartet jazzowy wystąpi w składzie: Damian Kaczmarek (saksofon sopranowy), Grzegorz Sykulski (fortepian), Marek Styk (gitara basowa), Piotr Budniak (perkusja). Rozmawiał Ireneusz Lutz student II roku kierunku edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej
8
Kultura studencka
MAJ 2013
Ja bynajmniej wiem, co mówię
Są wśród was pewnie tacy, którzy pomyślą, że artykuł ten napisała purystka językowa, która na dodatek jest malkontentką. Są też tacy, którzy ominą tę część „UZetki”, twierdząc, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Są wreszcie tacy, którzy spróbują podjąć trud poprawy samego siebie.
Nie chcę wytykać błędów i niekonstruktywnie was pouczać, w końcu człowiek uczy się przez całe życie. Tego artykułu chcieliście wy sami. Dowodem na to są maile kierowane do nas z prośbami o zajęcie się tematem poprawnej polszczyzny. Myślę więc, że warto choć przez chwilę zwrócić uwagę na to, co i jak mówimy.
Jednym z nich była błędna postać czasownika wziąć. Słowo wziąść uznawane jest za błąd fleksyjny. Odkładając na bok etymologię tego słowa, językoznawcy twierdzą, że błędne wymawianie czasownika wziąć można wiązać z wpływem takich słów, jak siąść czy trząść. ■ Gdzie szukać odpowiedzi?
Wielu z was korzysta z portali społecznościowych oraz przegląda różne strony internetowe. Dla nas, młodych ludzi, to szybka i wygodna forma komunikacji czy też sprawdzania informacji. Poniższe przykłady zaczerpnęłam właśnie z Internetu (choć oczywiście doceniam książkowe wydania słowników). Starałam się wybrać takie, które na długo zapadną w pamięć. ■ - Ja bynajmniej wiem, co mówię. - Bynajmniej. Posłużmy się krótkimi definicjami tych dwóch często mylonych słów: przynajmniej – wyznacza minimalny, możliwy do zaakceptowania przez mówiącego zakres czegoś, np. Wypij przynajmniej mleko, lub komunikuje, że ilość lub miara czegoś jest nie mniejsza od wymienionej i że może być większa, np. Wyjechała przynajmniej na rok. natomiast bynajmniej – wcale, zupełnie, ani trochę, zgoła (zwykle w połącze-
Fot. Kaja Rostkowska
■ Alternatywa dla słowników
Słowniki nie gryzą - sprawdziliśmy!
niu z następującą partykułą nie) np. Głos miał donośny, ale bynajmniej nie przykry bądź Z miłością bynajmniej się nie taił. Krótko mówiąc, słowem bynajmniej zaprzeczamy, a partykułą przynajmniej określamy minimalną ilość lub zakres. ■ Dwa tysiące... Od kilkunastu lat mamy ten sam problem. Który rok witaliśmy kilka miesięcy temu? Dwa tysiące trzynasty czy dwutysięczny trzynasty? Zgodnie z zasadami odmiany czasowników porządkowych jest to rok dwa tysiące trzynasty. Oczywiście mieliśmy też rok dwutysięczny, ale kolejne to już dwa tysiące pierwszy, dwa tysiące drugi itd. ■ W każdym bądź razie?
Dość często słyszymy wokół wyrażenie w każdym bądź razie. Zresztą, wskazaliście je mailach jako jedno z tych, które was najbardziej irytuje. W każdym bądź razie powstało ze skrzyżowania (tzw. kontaminacji) dwóch innych konstrukcji: w każdym razie i bądź co bądź. Językoznawcy jednoznacznie uznają w każdym bądź razie jako błędne. Jak widzimy, by mówić poprawnie, wystarczy opuścić tylko jedno słowo (bądź) zapożyczane z innego wyrażenia. ■ - Mozna to wziąść? - Wszystko można „braść”. Jakiś czas temu w obronie poprawności polszczyzny zaczęli stawać internauci. Na wielu blogach pojawiły się autorskie bądź zapożyczone obrazki komentujące zasłyszane błędy językowe.
Na koniec chciałabym wam polecić kilka miejsc, w których możecie szukać odpowiedzi na pytania dotyczące języka polskiego. To właśnie z nich korzystałam podczas pisania tego artykułu. Są to strony: ■ www.sjp.pwn.pl ■ www.poradnia.pwn.p ■ www.poradniajezykowa.pl ■ www.facebook.com/polszczyzna
Na stronach internetowych poradni językowych możecie też poprosić o odpowiedź na każde nurtujące was pytanie związane z językiem polskim. Czasami nie trzeba szukać zbyt daleko. Mamy swoją własną, uniwersytecką poradnię językową: www.poradnia-jezykowa.uz.zgora.pl ■ Po co? Wiele argumentów podaje się, próbując przekonać społeczeństwo, że warto dbać o to, jak się mówi w języku ojczystym. Najbardziej trafnym jest parafraza znanego powiedzenia. Pamiętaj zatem, że jak cię słyszą, tak cię piszą!
Kamila Maciejewska
MAJ 2013
Kultura studencka
9
■ Jedyna w Polsce Pracownia Epigraficzna w Instytucie Historii wydała książkę
Sukces młodych epigrafików
"Cmentarze ewangelickie województwa lubuskiego z lat 1815-1945” to pierwsza publikacja wypracowana przez Studenckie Koło Epigraficzne (SKE) Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Epigrafika to nauka pomocnicza historii. Zajmuje sie badaniem napisów wykonanych na materiale twardym (kamień, drewno, metal itp.). Uniwersytet Zielonogórski jest JEDYNĄ uczelnią w kraju, która może pochwalić się Pracownią Epigraficzną w Instytucie Historii. Pierwsza ksiązka członków Studenckiego Koła Epigraficznego zawiera spis dawnych ewangelickich płyt nagrobnych, które zachowały się w 16 miej-
scowościach dzisiejszego powiatu zielonogórskiego. Studenci przysporzyli wiele trudu, by najpierw odnaleźć takie cmentarze, których stan jest opłakany. Młodzi naukowcy odczytali treść i opisali wygląd zachowanych płyt. Książka jest kopalnią wiedzy nie tylko dla historyków, ale także dla każdego, kto choć trochę interesuje sie przeszłością terenów, które obecnie zamieszkuje. Można się z niej dowie-
dzieć, kto żył 100, 200 lat temu w miejscu naszego zamieszkania, jak zmieniała się forma liternictwa nagrobnego, w jaki sposób chowano swoich bliskich, jak ich upamiętniano i czym różnią się dawne płyty od tych dzisiejszych. Publikacja jest również doskonałym powodem, by zaapelować do mieszkańców województwa lubuskiego o szacunek do pozostałości po zabytkach, chociażby ze względu na to, żeby
wzbudzić szacunek do cmentarzy naszych przodków znajdujących się na Kresach. Studenckie Koło Epigraficzne ma zamiar wydać 12 tomów, z których każdy będzie poświecony innemu powiatowi, zaś na każdy tom składać się będzie 6 zeszytów. Pierwszy już sie ukazał, a członkowie Koła zbierają materiał na kolejny, którego promocja planowana jest na jesień bieżącego roku.
OGŁOSZENIE
SPORT CIĘ WZYWA! Zostań dziennikarzem sportowym Interesujesz się sportem lokalnym? Chodzisz na wszystkie mecze Stelmetu, Lechii albo Falubazu? A może wspierasz sekcje AZS-u? Jeśli odpowiedź na którekolwiek z tych pytań jest twierdząca, to znalazłeś/aś się w odpowiednim miejscu! Radio Index oraz portal wZielonej.pl poszukuje osób do działalności w redakcji sportowej. Zastanawiasz się, co wchodziłoby w zakres Twoich obowiązków? Wywiady z zawodnikami, fotorelacje z wydarzeń, spotkania z trenerami, relacje z meczów, omawianie wyników. Nauczymy Was wszystkiego, co wiemy o dziennikarskim fachu. Od tworzenia newsa, poprzez montowanie dźwięku aż do przeprowadzenia wywiadu. To właśnie w naszej redakcji nabierzesz doświadczenia, które może okazać się kluczowe w Twojej przyszłej karierze. To u nas karierę rozpoczynał Filip Czyszanowski z TVP Sport czy Michał Korościel i Damian Michałowski z Radia ZET. Nie zapominajmy również o tym, że praca w radiu daje możliwość zdobycia dodatkowych punktów do stypendium. Akademickie Radio Index czeka na Wasze zgłoszenia pod adresem mejlowym: portal@wzielonej.pl. Możecie też odwiedzić nas osobiście w redakcji przy ul. Podgórnej 50 w Akademiku "Rzepicha".
10
Kultura studencka
MAJ 2013
Studencie, bądź liderem!
Akademia Przyszłości zaprasza
AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI – przygoda, ale też i wyzwanie. Jest to unikatowy program, w którym tutor (wolontariusz), którym najczęściej jest student otacza opieką konkretne dziecko. Tam, gdzie swoje źródło ma porażka i zniechęcenie – wkracza tutor. Swoim entuzjazmem i ambicją zmienia świat dziecka. Razem z uczniem osiągają małe i wielkie sukcesy. Osiągnięcia uczniów zapisujemy w Indeksach Sukcesów. Wsparciem dla tutorów są liderzy. Każdy lider co najmniej raz w miesiącu spotyka się z tutorami i omawia najważniejsze sprawy. O swoich przeżyciach związanych z AKADEMIĄ i byciu liderem opowiadają trzy studentki: Agata, Dagmara i Justyna.
Na początku było… Słowo
Jak zaczęła się przygoda liderek z AKADEMIĄ PRZYSZŁOŚCI? Od artykułu w „UZetce” i zapamiętanym haśle „Zostań tutorem”. - Pomyślałam najpierw: „nie, to nie dla mnie”, ale już chwile później czytałam o AKADEMII na stronie internetowej. Jeszcze tego samego dnia wysłałam swoją aplikację – i oto jestem - tak AKADEMIA zaczarowała Agatę. Dla Dagmary początki były podobne – też dzięki „UZetce”. Złożyła swoje CV i została tutorem, a trzy miesiące później liderką. Natomiast Justyna dowiedziała się o AKADEMII z e-maila od przewodniczącej Koła Naukowego Pedagogów Wolontariuszy. - Od zawsze lubiłam pracę z dziećmi, jako wolontariuszka działam od 9 lat, więc długo się nie zastanawiając przesłałam swoje zgłoszenie.
■ Książka, radość i nadzieja Jeśli miałybyście określić AKADEMIĘ jednym słowem to, jakie by było? - pytam wolontariuszki. – Dobra książka – wciąga i każdy wynosi z niej coś innego – stwierdziła Agata. Dla Justyny jest to zdecydowanie radość, a Dagma-
ra porównuje ją do Nadziei, ponieważ AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI jest nadzieją dla dzieci, które już dawno straciły wiarę w siebie i swój rozwój. ■ Po co być wolontariuszem Dlaczego wybrały właśnie taką
działalność wolontaryjną? Dagmara w AKADEMII PRZYSZŁOŚCI odnajduje coś nowego. Upatruje w niej szansę na rozwój zarówno dla siebie, jak i dla podopiecznych. Jako tutorzy mają możliwość udziału w różnych warsztatach i szkoleniach. Justyna uważa, że praca z dziec-
kiem to nie tylko pomoc w nauce przedmiotu, ale przede wszystkim pomoc w przezwyciężaniu trudności, chociażby pokonywanie trudności z zaniżoną samooceną dziecka. Agata wybrała AKADEMIĘ, ponieważ, podobała jej się idea, jedno dziecko, jeden tutor, jedna godzina, raz
REKLAMA
MAJ 2013 w tygodniu przez jeden rok szkolny. Taka forma jest atrakcyjna, daje możliwość dokładnego poznania dziecka, zorientowania się na problem i po prostu zaprzyjaźnienia się – a co za tym idzie motywowania do wzrastania. ■ Prawdziwe liderstwo
dentki jednogłośnie odpowiedziały, że cały swój wolny czas poświęcają na działania związane z AKADEMIĄ. Dagmara poznała nowych, wspaniałych i pełnych energii ludzi. Dzięki temu ma siłę do dalszego działania. – AKADEMIA daje mi zastrzyk pozytywnej energii i dzięki niej czuję się spełniona i potrzebna. Nie ma nic lepszego i bardziej bu-
Agata wybrała AKADEMIĘ, ponieważ podobała jej się idea, jedno dziecko, jeden tutor, jedna godzina, raz w tygodniu przez jeden rok szkolny. Taka forma jest atrakcyjna. Czym zajmują się Liderki w AKDEMII PRZYSZŁOŚCI? Szeroko rozumianą organizacją, ale także koordynowaniem i wspieraniem tutorów. Jak stwierdza Agata: – Mam przede wszystkim dbać o swój zespół, organizować spotkania motywacyjne, rozmawiać, wspierać, ale także stawiać wymagania. – Zajmujemy się wzrastaniem – taką definicję lidera słyszę od Justyny, która dodaje, że jej ulubionym zajęciem jest czy pełniają tutorzy. Wkładają całe serce w przygotowanie zajęć dla dzieci. Czasem chciałabym usiąść z boku i poobserwować ich w działaniu. Wolontariuszki, zapytane czy miały jakiekolwiek obawy przed podjęciem się roli liderek, odpowiedziały, że początkowo obawiały się, czy zostaną zaakceptowane przez tutorów i sprostają nowym obowiązkom. Ich obawy jednak szybko się rozwiały, ponieważ współpracują z wartościowymi ludźmi, na których zawsze możemy liczyć. ■ Idą zmiany Na pytanie, co zmieniło się w ich życiu od kiedy działacie w AKADEMII PRZYSZŁOŚCI, stu-
dującego niż pomoc innym i uśmiech człowieka, któremu się te pomoc ofiarowuje - mówi Dagmara. Justyna dodaje, że nie żałuje niczego, praca z podopieczną i z wolontariuszami utwierdza ją w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję. Jak wynika z odpowiedzi studentek, bycie liderką daje możliwość zdobywania nowych
Kultura Kulturastudencka - wywiad
w działaniu. W pracy z dzieckiem nie zawsze możliwe jest realizowanie przygotowanego wcześniej planu zajęć, często ulega on modyfikacji, tak, by dziecko czuło się komfortowo. Pomimo że działalność w AKADEMII niesie ze sobą wiele korzyści i satysfakcji, liderki wspomniały też o trudnościach. Nie zawsze łatwo jest zachęcić jest podopiecznych do współpracy, przygotowanie interesujących dla dziecka zajęć wymaga wiele kreatywności i pomysłowości. ■ Podody do dumy Największą satysfakcję wolontariuszki odnajdują w sukcesach, jakie odnoszą ich podopieczni oraz w pracy z innymi tutorami. To, że cały zespół współpracuje, wspiera się, jest powodem do dumy każdego lidera. Wszystkie trzy wolontariuszki na pytanie, czy planują w przyszłości kontynuować swoja pracę w AKADEMII PRZYSZŁOŚCI, odpowiedziały bez zastanowienia: tak. Chociaż nie ruszył jeszcze oficjalny nabór wolontariuszy na
Dagmara dzięki AKADEMII stałą się bardziej cierpliwa, zyskała możliwość rozwoju, liderowanie nauczyło ją większej kontroli nad sprawami i wytrwałości w dążeniu do celu. umiejętności. Dagmara dzięki AKADEMII stałą się bardziej cierpliwa, zyskała możliwość rozwoju, liderowanie nauczyło ją większej kontroli nad sprawami i wytrwałości w dążeniu do celu. Każdego dnia uczy się nowych rzeczy. Dla Agata AKADEMIA to wybuchowa mieszanka różnych ludzi, różnych osobowości, różnych metod pracy, ale mających ten sam cel. Justyna podkreśla, że nauczyła się elastyczności
przyszłą edycję AKADEMII, jeśli ktoś już wie, że chciałby do nas dołączyć w kolejnej edycji, może wysłać swoje CV na adres zielona.gora@wiosna.krakow.pl Zapraszamy również do odnalezienia naszego fanpaga na facebooku (AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI w Zielonej Górze) oraz na stronę www.akademiaprzyszlosci.org.pl Agnieszka Kobel Zdjęcia: Beata Kałużna
11
Majówka
z profesorem 5 czerwca br. w zielonogórskim Klubie Jazzowym "U Ojca" o godz. 18:00 odbędzie się Majówka z Profesorem. Organizowana jest po raz czwarty, choć ostatnia odbyła się w roku 2009. Mimo iż koncert będzie miał miejsce na początku czerwca, nazwa "majówka" zostaje zachowana ze względu na cykliczny charakter imprezy. Idea koncertu to wspólne wykonanie utworów przez wykładowców i studentów. Koncert dwukrotnie miał miejsce w klubie jazzowym "U Ojca", a ostatnia edycja odbyła się w Snooker Clubie. W tym roku znowu wracamy pod jazzowy szyld. Wydarzenie jest organizowane przez studentów II roku studiów drugiego stopnia na kierunku edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej. W koncercie wezmą udział wykładowcy i studenci Instytutu Muzyki UZ. Beda to m.in. dr hab. Bogumiła Tarasiewicz-Ciesielska, prof. UZ (śpiew), II st. kw. art. Ryszard Zimnicki, prof UZ (fortepian), II st. kw. art. Karol Schmidt, prof. UZ (fortepian), mgr Jakub Kotowski (skrzypce). W programie koncertu zaplanowano m.in. utwory Chopina, Paderewskiego, czy Lutosławskiego. Serdecznie zapraszamy! Marek Rogulski
12
Kultura studencka
MAJ 2013
Potęga wyobraźni
Światowy Dzień Książki
W Światowy Dzień Książki na myśl przychodzą światowi autorzy, a wśród nich Umberto Eco - czytelnicy z całego globu padają łupem jego książek. "Jakiego modelowego czytelnika pragnąłem, kiedy pisałem? Chodziło mi o wspólnika, godzącego się na grę, którą podjąłem. Ale jednocześnie pragnąłem, by zarysowała się postać czytelnika, który po przebrnięciu przez trudy inicjacji padnie moim łupem, czy też łupem tekstu, i uzna, że chce tego tylko, co tekst mu ofiaruje" - mówi Eco. O twórczości wielkiego filozofa rozmawiamy z prof. Wiesławem Hładkiewiczem.
Pomysł organizacji święta zrodził się w Katalonii. W 1926 roku wystąpił z nim wydawca, Vicente Clavel Andrés. 23 kwietnia jest tam hucznie obchodzonym świętem narodowym jako dzień jej patrona – Świętego Jerzego. Zgodnie z długą tradycją w Katalonii obdarowywano w ten dzień kobiety czerwonymi różami, mającymi symbolizować krew pokonanego przez Św. Jerzego smoka. Z czasem kobiety zaczęły odwzajemniać się mężczyznom podarunkami w postaci książek. 23 kwietnia to również symboliczna data dla literatury światowej. W tym dniu, w roku 1616 zmarli Miguel de Cervantes, William Shakespeare i Inca Garcilaso de la Vega (przy czym datę śmierci Shakespeare’a podaje się według kalendarza juliańskiego, a pozostałych dwóch – według gregoriańskiego). W Polsce w tym dniu również przeprowadza się wiele inicjatyw, które mają nam przypomnieć, że książka to najlepszy przyjaciel człowieka...
Fot. Marcin Grzegorski
Statystyki przerażają - czytamy mało, prawie wcale. Na ratunek polskiemu czytelnictwu idą twórcy rozmaitych akcji promujących czytanie książek, hucznie też obchodzi się Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich rokrocznie 23 kwietnia przypomina się o najlepszych kąskach literatury.
O Umberto Eco w Akademickim Radiu Index Życie i twórczość Umberta Eco mogłyby być przedmiotem długiego wykładu, ale żeby zacząć dynamicznie, wymieńmy trzy książki Eco, które cenimy najbardziej. Ja bym wymieniła trzy zupełnie różne: „Wahadło Foucaulta”, „Interpretację i nadinterpretację” i „Zapiski na pudełku zapałek”. Na pewno „Imię Róży”, następnie najnowszą książkę pt. „Cmentarz w Pradze”, a także „Historię piękna” oraz „Historię brzydoty”. Te dwie ostatnie to wspaniałe eseje poświęcone estetyce i rzeczywistości, która nie jest tylko piękna i nadobna jak
Eco jest jak znakomity detektyw. Dysponuje bardzo dobrze ugruntowaną wiedzą z zakresu średniowiecza. Łatwiej jest wówczas uruchamiać wyobraźnię i napisać takie dzieło jak „Imię Róży". kobieta - obok piękna zawsze sytuuje się brzydota. Do tych dwóch ostatnich książek trochę się zraziłam przez samego Eco, który powiedział, że wydał je z pobudek komercyjnych – bo każdy chciałby mieć na półce książkę z grzbietem „Historia
piękna”, a gdyby w środku była książka telefoniczna, nikt by nie zauważył. Jest to dość swoiste podejście Umberta Eco, nieco frywolne, ale jedno jest pewne: rozgłos tych książek jest znaczący. Odwołam się tutaj do potęgi wyobraźni – bo cóż znaczyłby na-
MAJ 2013
Niektórzy wolą Dana Browna… To jest wzięty literat obarczony dwuznacznymi opiniami na swój temat. Nie jest też naukowcem. A Eco łączy pracę
ale Umberto Eco może sobie pozwolić na to, by kierować się zarówno faktami, jak i intuicją. Pozwolił też sobie na to, by kiedyś na pytanie dziennikarki, jak czytać jego książki, dać odpowiedź: od prawej do lewej. Był to z pewnością żart, a nie wrogie podejście. A propos, kiedy czytałem „Wymyślanie wrogów i inne eseje okolicznościowe”, zafrasowałem się mottem tej książki: „Aby trzymać
Poleciłbym wszystkim studentom eseje „O bibliotece” i „Wymyślanie wrogów i inne eseje okolicznościowe”, a także „Szaleństwo katalogowania”. Czytajcie, studenci, czytajcie. akademicką, naukową z pisaniem książek cieszących się ogromną popularnością. Przykładem chociażby „Baudolino”, „Cmentarz w Pradze”, cykl esejów „Wymyślanie wrogów” czy inne teksty. Wiemy też, że Umberto Eco bardzo drobiazgowo przygotowuje się do pisania książek. Do „Baudolino” stworzył dialekt, a np. przed napisaniem „Wyspy dnia poprzedniego” pojechał na Fidżi, żeby móc prawdziwie opisać tamtejszy zachód słońca. Eco jest jak znakomity detektyw. Dysponuje bardzo dobrze ugruntowaną wiedzą z zakresu średniowiecza. Łatwiej jest wówczas uruchamiać wyobraźnię i napisać takie dzieło jak „Imię Róży”, a przy tym pisaniu rysować mapki, obliczać metry z jednej komnaty do drugiej, żeby wiedzieć, na ile linijek rozpisać dialog między bohaterami. Umberto Eco pracuje jak detektyw. Tropi tajemnice, intrygi… Oczywiście można zadać sobie pytanie, na ile jest to intuicyjne spojrzenie na pewne sprawy, a na ile zobiektywizowana ocena –
13
narody w ryzach, trzeba wciąż wymyślać wrogów i przypisywać im cechy wzbudzające lęk i odrazę”. Trochę to znamy z Włoch okresu Mussoliniego, w polityce ta relacje przyjaciel - wróg może przybrać dramatyczne kształty, ale w relacjach interpersonalnych jest naturalna: każdy ma swoich przyjaciół i wrogów. I ta świadomość powinna nam towarzyszyć. Panie Profesorze, czy studenci tak różnych kierunków naszej uczelni, są w stanie zafascynować się twórczością Umberta Eco? To ważne pytanie. Mam przed sobą zbiór erudycyjnych esejów Eco „O bibliotece”. Autor zabiera nas na wyprawę między regały pełne książek i mógłbym zadać pytanie: ile przyjemności studenci będą mieli z czytania takiej książki w Internecie, a ile z czytania jej papierowej wersji? Oczywiście, że więcej doznań estetycznych doświadczą przy czytaniu tych esejów na papierze… Poleciłbym wszystkim studentom właśnie eseje „O bibliotece” i wspomniane „Wymy-
Fot. Wikipedia
ukowiec bez wyobraźni? Umberto Eco poza pisaniem prac stricte naukowych, zajmuje się także tworzeniem literatury pięknej, esejów literackich… Czy jest drugi taki naukowiec? Może jest, ale czy jest tak znany jak Umberto Eco?
Kulturastudencka - wywiad Kultura
UMBERTO ECO Włoski filozof, mediewista, pisarz, felietonista, eseista, bibliofil. Jest profesorem na Uniwersytecie we Florencji oraz na Uniwersytecie w Bolonii. Zajmuje się semiotyką/ semiologią, procesami komunikacji i estetyką. Rozsławiła go twórczość beletrystyczna. Jego wielopłaszczyznowe i kunsztownie skonstruowane powieści mają cechy dzieła otwartego, stymulują odbiorcę do własnej interpretacji. Jest także autorem felietonów, pierwotnie publikowanych w mediolańskim tygodniku "L'Espresso", a następnie wydanych w zbiorach "Zapiski na pudełku od zapałek". Eco został uhonorowany licznymi tytułami doktora honoris causa, między innymi przez Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie (1996). ślanie wrogów i inne eseje okolicznościowe”, a także „Szaleństwo katalogowania”. Czytajcie, studenci, czytajcie. Podoba mi się to, że Umberto Eco nie zapomina, skąd się wzięło słowo „humanista” – z łacińskiego „humanus”, czyli ludzki… Eco jest rzeczywiście – ludzki! Tak, ale z drugiej strony, kiedy Eco przebywał podczas wydarzeń 68 roku w Wiedniu, Pradze i Warszawie, pisząc pod
pseudonimem, tłumacz jego publikacji, Jarosław Mikołajewski, powiedział o Eco tak: „Piekielnie inteligentny, miażdżąco złośliwy, Eco bywa znużony. Coraz bardziej cieszy się wnukiem i intymną przyjaźnią. Mam wrażenie, że nie oczekuje już niespodzianek od świata”. Eco zamyka więc już swoją drogę naukową, a teraz chyba staje się piewcą potęgi wyobraźni. Rozmawiała Kaja Rostkowska
14
MAJ 2013
Kultura studencka
Kciuk do góry! cz. 7 „Słońce, świeci nad nami, ogrzewa nasze nagie ciała promieniami” - tak wspomina zespół Sami, w utworze "Lato 2000". My natomiast nadal wspominamy lato 2012. Za oknami coraz częściej uśmiecha się do nas piękne słońce, stąd też powoli należałoby uskutecznić kolejne wyprawy autostopowe. Ostatnio pisałem Wam, jak to dotarłem do Opola, gdzie mogłem podziwiać przepiękne dzieła sztuki (czyli po prostu ciężarówki). Początkowo planowałem wracać do Zielonej Góry pociągiem. Jednak podczas takich wyjazdów możemy sobie pozwolić na małe (a czasami nawet na znaczne) zmiany planów. Stwierdziłem, że skoro udało mi się dotrzeć cało i zdrowo w jedną stronę, to dlaczego by nie spróbować w drugą. Spróbowałem. Z Polskiej Nowej Wsi (bowiem dokładnie tam odbywał się Zlot Tuningowanych Pojazdów Ciężarowych Master Truck) dość szybko złapałem podwózkę do autostrady. ■ Opowieści dziwnej treści Zabrał mnie bardzo miły kierowca (tego dnia chyba trafiłem na dzień sympatycznego kierowcy, ponieważ każdy kolejny był przyjazny, rozmowny i pomocny). Podczas krótkiej trasy zdążyłem się jednak dowiedzieć, jak to mój kierowca lubi sobie jeździć „na podwójnym gazie”. Dlatego niezmiernie się cieszyłem gdy, w co prawda miłych nastrojach, ale w końcu się rozstaliśmy. Przed bramkami na autostradę ustawiłem się z moją magiczną kartką „Wrocław”. Swoją drogą, takie bramki naprawdę sprzyjają autostopowiczom. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale mnie uratowały niejednokrotnie (ot, ironia losu).
Po co jechać do dżungli? Można ją pooglądać na takiej ciężarówce! ■ Kobieta za kierownicą Dosłownie po kilku minutach zatrzymała się przemiła pani. To była jedna z tych, która na dzień dobry oznajmia, iż zwykle nie
mniej więcej tak: „Przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać. Wiozę ze sobą gapowicza i jedziemy 160 autostradą… Mhm... To oddzwonię, jak dojadę… A słuchaj,
Podczas krótkiej trasy zdążyłem się dowiedzieć, jak to mój kierowca lubi sobie jeździć „na podwójnym gazie”... zabiera stopowiczów. Podczas trasy do Wrocławia zdążyliśmy chwilę porozmawiać o moich zainteresowaniach. Następnie przekonałem się, co oznaczają „kobiece pogaduchy”. Podczas gdy pani kierowca mknęła autostradą około 160 km/h, zadzwonił telefon. Rozmowa brzmiała
co tam u ciebie słychać?”. Sekwencja tych słów powtórzyła się kilka razy. Ostatecznie rozmowa trwała ponad pół godziny! ■ Królowie szos Gdy byłem już we Wrocławiu,
troszkę się pogubiłem. Z pomocą nadszedł (a właściwie nadjechał) młody chłopak w busie. Dowiedziałem się od niego, że to właśnie kierowcy busów są królami szos. Patrząc na styl jego jazdy, rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że czuje się królem. W skrócie: klakson i do przodu. Uwierzcie mi, nigdy nie jechałem tak szybko po zakorkowanym mieście. Ów młodzieniec podrzucił mnie do wylotówki, skąd złapałem ciężarowe Volvo. ■ Ale ja tam nie jadę Kolejny postój czekał mnie w Lubinie. W bezpiecznym miejscu, z kartką „Zielona Góra”, oczekiwałem na kolejnego dobrodzieja. Zatrzymała się star-
MAJ 2013MARZEC 2012 sza kobieta i pierwsze, co od niej usłyszałem, to: „Ale wie pan co, ja tam nie jadę”. Byłem w takim szoku, że za bardzo nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Podziękowałem starszej pani za troskę i czekałem dalej. Po kilku minutach jechałem z panem Robertem (a może Rafałem, nie pamiętam). W każdym razie był to kolejny niesamowicie miły kierowca. Podróż minęła mi bardzo szybko i sympatycznie. W ten oto sposób dostałem się do swojej rodzinnej miejscowości zupełnie za darmo, w około 4 godziny. Podczas tego dnia szczęście sprzyjało mi od wczesnych godzin porannych do samego wieczora. W przypadku takiego pesymisty, jak ja, to było nawet zastanawiające. Słowo na dziś: wykorzystajcie maj do spełniania marzeń. W czerwcu może być już za późno (zwłaszcza podczas sesji). Wojciech Góralski
WOJCIECH GÓRALSKI Student Uniwersytetu Zielonogórskiego na I roku animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej osobowości i bujanie w obłokach. Uwielbia wypady rowerowe i wszelkiego rodzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim Radiu Index.
KulturaZielona studencka Góra
15 19
DR WALDEMAR SŁUGOCKI Poseł na Sejm RP Pracował jako adiunkt w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Piastował także stanowisko kierownika studiów podyplomowych „Zarządzanie środkami bezzwrotnej pomocy Unii Europejskiej z elementami prawa europejskiego”.
O przyszłości współpracy transgranicznej na pograniczu polsko-niemieckim słów kilka... Z zadowoleniem przyjęliśmy informację, iż w projektach rozporządzeń pakietu polityki spójności na lata 2014-2020 Komisja Europejska zakłada przeznaczenie na realizację programów Europejskiej Współpracy Terytorialnej 11,7 mld euro, co de facto ma stanowić 3,48% środków przeznaczonych na politykę spójności. Osobiście cieszy mnie również fakt, że większość, bo 73,24% alokacji środków na EWT, będzie przeznaczona na realizację komponentu współpracy transgranicznej. Nie można mieć także zastrzeżeń do utrzymania obecnego sposobu podziału środków - mam tu naturalnie na myśli przyznanie państwom tzw. kopert narodowych i pozostawienie im swobody co do ich rozdysponowania na poszczególne komponenty transgraniczne oraz transnarodowe. O ile przedstawione powyżej założenia dla przyszłości EWT nie budzą moich wątpliwości, o tyle staram się, aby Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podjęło interwencję w sprawie sugerowanego w projekcie rozporządzenia poziomu maksymalnego dofinansowania środkami Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Dla porządku przypomnę, iż Komisja Europejska proponuje, aby maksymalny poziom dofinansowania ze środków EFRR kształtował się na poziomie 75%. Uwzględniając dotychczasowe doświadczenia,
a przede wszystkim poziom rozwoju społeczno-gospodarczego polskiej części pogranicza polsko-niemieckiego, w tym w szczególności stan finansów sektora publicznego (samorząd terytorialny) i sektora pozarządowego, wskazany w rozporządzeniu poziom jest absolutnie niewystarczający. Sądzę, że utrzymanie status quo z perspektywy 20072013 (85%, maksymalny poziom współfinansowania) będzie rozwiązaniem optymalnym. Różnorodności regionów pogranicza polsko-niemieckiego, a tym samym potrzeba regionalnego czy wręcz lokalnego, bardzo precyzyjnego przygotowania koncepcji rozwojowych dla tych obszarów, które w konsekwencji znajdą swe odzwierciedlenie w strukturze, celach i prioryte-
tach, a także sposobie zarządzania i wdrażania programów operacyjnych w nowej perspektywie 2014-2020 nie budzi już żadnych wątpliwości. Ważnym elementem będzie również skuteczne wykorzystanie pozytywnego, a nade wszystko bardzo bogatego potencjału i dorobku euroregionów funkcjonujących na pograniczu polsko-niemieckim, a co z tym się bezpośrednio wiąże utrzymanie dotychczas funkcjonujących, trzech programów operacyjnych Europejskiej Współpracy Terytorialnej: Polska - Saksonia, Polska - Brandenburgia, Polska - Meklemburgia Pomorze Przednie. dr Waldemar Sługocki Poseł na Sejm RP www.waldemarslugocki.pl
16
Kultura studencka
MAJ 2013
we chanalio a B io d Stu O NA ĹťY W Index 96 fm iu d a R mickim na w Akade a r o z kim ersy tec iw n U lu Porta ej.pl wZielon
Kultura studencka
MAJ 2013
17
PROGRAM DNI KULTURY STUDENCKIEJ BACHANALIA 2013 PONIEDZIAŁEK 2013-05-20 13:00 - 17:00 Wielki mecz Capmus A vs. Campus B + Wielkie mecz Studentek UZ (Stadion Uniwersytetu Zielonogórskiego, ul. Wyspiańskiego 58) 16:00 - 20:00 VOLEYBALL STUDENT CUP (Hala Sportowa UZ ul. Szafrana 6) WTOREK 2013-05-21 10:00 - 13:00 12:00 - 17:00 17:00 - 21:00 18:00 - 22:00 20:00 - 21:30 22:00 - 04:30 22:00 - 04:00
Macaron Cup (Basen Miejski "Nowita", ul. Wyspiańskiego 17) Bachanaliowy Turniej Piłki Nożnej (Stadion Uniwersytetu Zielonogórskiego, ul. Wyspiańskiego 58) Bitwy na balony - Dzień wodny (Capmus B - plac zieleni przy parkigu) Wielkie Grillowanie z X-Demon (Capmus B - plac zieleni przy parkingu) UZ Faktor - Finał (Klub "U Ojca") GARDENPARTY-KLUB WYSPA ZAPRASZA! (KLUB STUDENCKI WYSPA - CAMPUS B) X - Demon - demoniczne zrzucanie kalorii! (Klub X-Demon, Kupiecka 63, Zielona Góra)
ŚRODA 2013-05-22 07:00 - 07:00 dynek WEIT) 11:00 - 11:00 12:00 - 14:00 13:00 - 14:00 15:00 - 15:00 nia) 16:00 - 22:00 18:00 - 18:00 19:00 - 22:00 21:00 - 05:00 21:30 - 04:00
24 h Hackaton bachanaliowy - nie śpimy! kodujemy! (Sala laboratoryjna, ul. Orgrodowa 3b - tymaczsowy buBieg o Puchar JM Rektora UZ (Stadion Uniwersytetu Zielonogórskiego, ul. Wyspiańskiego 58) Parada Bachanaliowa (Start przy hali sportowej na ul. Szafrana 6) MM-kowa Zumba na deptaku (al. Niepodległości - deptak przy pomniku Bachusa) Barowe pogawędki o filozofii. Dyskusje filozoficzne w klubie "WySPa" (Klub Studencki "WySPa" - stara kotłowDemoniczny Ogródek X-Demon (Parking X-Demon) Student Strong (Boisko betonowe obok akademika Ziemowit - Capmus A) Kabareton (Aula UZ, ul. Pogórna) STUDENCKIE WESELE-KLUB WYSPA ZAPRASZA! (KLUB STUDENCKI WYSPA - CAMPUS B) X-Demon Clubowe Bachanalia (Klub X-Demon, ul. Kupiecka 63)
CZWARTEK 2013-05-23 11:00 - 12:00 Studenckie Śniadanie (Boisko Betonowe obok akademika Ziemowik, Capmus A) 11:30 - 13:30 Student Arm-Wrestling (Boisko Betonowe, przy akademiku Ziemowit) 14:00 - 16:00 Zmagania akademików (Boisko betonowe obok akademika Ziemowit) 17:00 - 23:00 Koncerty Bachanaliowe Dorian Zarzycki Band, Grunberg, Tamotua i Dj Danek, Grubson, Happysad (Stadion Uniwersytetu Zielonogórskiego, ul. Wyspiańskiego 58) 23:30 - 06:00 AFTERPARTY Z GWIAZDAMI BACHANALIÓW! (KLUB STUDENCKI WYSPA- CAMPUS B) PIĄTEK 2013-05-24 16:30 - 16:30 Raculka z innej bajki (Ośrodek Jeździcki Uniwersytetu Zielonogórskiego w Raculce) 17:00 - 23:00 Koncerty Bachanaliowe Aftershock, Lóóstra, Zwycięzca Bitwy Kapel, Kora, Mrozu (Stadion Uniwersytetu Zielonogórskiego, ul. Wsypiańskiego 58) 22:00 - 04:00 X-Demon, Demonalia Melo Konga Show (Klub X-Demon, ul. Kupiecka 63) 23:30 - 06:00 AFTERPARTY Z GWIAZDAMI BACHANALIÓW! (KLUB STUDENCKI WYSPA - CAMPUS B) SOBOTA 2013-05-25 21:00 - 04:00
X-Demon, Bachanaliowe After Party (Klub X-Demon, ul.Kupiecka 63)
Więcej na portalu www.wZielonej.pl
18
MAJ 2013
Kultura studencka
Czarny Słowianin ■
Rozmowa z Mateuszem Pollunem
Często mówi się, że utalentowani młodzi ludzie wyfruwają z Zielonej Góry, aby rozwijać się w innych miejscach. Działa to jednak także w drugą stronę i talenty przybywają do nas. Przykładem jest Mateusz Pollun, znany chociażby z Bitwy na Głosy, a aktualnie współpracujący z Jarosławem Adryańczykiem z JAADu i szykujący się do wydania debiutanckiej płyty. Z muzyką związany jesteś od najmłodszych lat. Dlaczego zdecydowałeś się na Zieloną Górę, by rozwijać tu swe muzyczne skrzydła? Już w szkole muzycznej w Toruniu marzyłem, żeby kształcić się jako wokalista jazzowy. Wcześniej próbowałem zaprzyjaźnić się z innymi instrumentami, takimi jak klarnet czy fortepian, ale były to relacje niesprawiedliwe. Nie potrafiłem być im wierny, więc musieliśmy się rozstać. Szczególnie z klarnetem było słabo. Z fortepianem natomiast się przeprosiliśmy i teraz pomaga mi komponować piosenki. Odkąd pamiętam jednak tak
naprawdę szczerze zakochany byłem w wokalistyce. Po maturze miałem możliwość studiowania kierunku Jazz i Muzyka Estradowa na Uniwersytecie Zielonogórskim lub na Akademii Muzycznej w Katowicach. Stało się tak, że egzaminy w Zielonej Górze były wcześniej. Spróbowałem, dostałem się i zostałem. Nie żałuję. Katowice to fajne miasto, ale zdecydowanie więcej ludzi uśmiecha się w Zielonej Górze. Przynajmniej do mnie. W jakim stopniu studia na kierunku Jazz i Muzyka Estradowa pomagają ci w karierze muzycznej?
W stopniu ogromnym. Kształcenie się pod okiem pani Ingi Lewandowskiej, pana Kuby Stankiewicza oraz innych wspaniałych muzyków pozwoliło mi zdobyć niezbędny w tym fachu warsztat wokalny. Wspólne wydziałowe występy „zaprzyjaźniły” mnie również z samą sceną. Było mi to bardzo potrzebne, ponieważ wcześniej tak naprawdę nie miałem możliwości oswajania się z publicznym występowaniem. Mieszkałem w uzdrowiskowym miasteczku Ciechocinek, w którym artystycznie niewiele się działo. Przebywałem w środowisku heavy metalowców i dlatego zaznajomiony byłem
z odrobinę rozwiniętą tam sceną rockową i metalową. Nikt natomiast nie chciał słyszeć o gościu, który chce śpiewać czarne piosenki. Pamiętam, że jak chodziłem na ogniska z punkami i metalami, zawsze byłem przedstawiany nowym osobom w podobny sposób: „To jest Mateusz, spoko gościu. Jedna wada, słucha r'n'b.” Brak doświadczenia scenicznego sprawił, że początki w Zielonej Górze były bolesne. Wiele razy słyszałem, że się do tego nie nadaję. Dzisiaj jest inaczej. Nie poddałem się. Nadal się uczę i będę uczyć się całe życie, natomiast śpiewanie dla większej publiczności już mnie nie „zja-
MAJ 2013MARZEC 2012 da”. Kocham to robić. Sprawdzałeś się w wielu gatunkach muzycznych. Do którego jest Ci najbliżej? Paradoksalnie, pomimo moich słowiańskich korzeni, najlepiej czuję się w tak zwanych potocznie „czarnych rytmach”. Zdecydowanie najwięcej siedzi we mnie funk'u, jazzu i r'n'b. Bardzo inspirują mnie też eksperymenty z muzyką elektroniczną i rytmicznym popem. Takiej muzyki też najczęściej słucham. W zasadzie takiej muzyki słuchałem już od dziecka. Od momentu, w którym opanowałem zdolności manualne pozwalające na wyjęcie płyty CD z opakowania i włożenie jej do odtwarzacza mojego ojca. W domu muzyka grała non stop. W jaki sposób doszło do Twojej współpracy z Jarkiem Adryańczykiem? Zostałem poproszony przez naszego wspólnego znajomego pianistę o zaśpiewanie na
Kultura studencka Zielona Góra dzie się na płycie Jarka Adryańczyka. Pracujemy jeszcze nad jedną pozycją na ten album. Wszystkie kompozycje i większość tekstów napisał Jarek, jednak do tego projektu zaprosił wielu wokalistów z województwa lubuskiego i przez to płyta będzie bardzo różnorodna. Każdy z muzyków wnosi własne wibracje i pomysły. Natomiast jeśli chodzi o mój autorski materiał, nad którym pracuję, będzie to połączenie „groove'owego” funku i melodyjnego R'n'B, ubranych w elektroniczne barwy. Jak wyglądała praca nad piosenkami na tę płytę? Kto miał więcej do powiedzenia – Jarek czy ty? Praca nad utworami, które zaśpiewałem na płycie Jarka, była wspólna. Oczywiście wyjściowo są to kompozycje i teksty Jarka, natomiast przyjmował wiele moich pomysłów melodycznych i tekstowych. Taki jest też zamysł tego albumu. Kompromis pomiędzy autorem muzyki, czyli Jarkiem, a zaproszonymi przez
Po maturze miałem możliwość studiowania kierunku Jazz i Muzyka Estradowa na Uniwersytecie Zielonogórskim lub na Akademii Muzycznej w Katowicach. Stało się tak, że egzaminy w Zielonej Górze były wcześniej. Spróbowałem, dostałem się i zostałem. Nie żałuję. ślubie Jarka i Basi, obecnie Adryańczyków. Na życzenie panny młodej miał być to utwór „Hallelujah” Leonarda Cohena. Tak się poznaliśmy. Moje wykonanie na tyle spodobało się Jarkowi, że zaprosił mnie do współpracy. Niedawno ukazał się twój utwór „To tylko sen”. W jakim stopniu jest on reprezentatywny dla całego materiału na twoją płytę? Utwór „To tylko sen” znaj-
niego gośćmi. Brałeś udział w Bitwie Na Głosy. Czy uważasz, że programy typu talent show są teraz najlepszym sposobem na wybicie się dla młodych artystów? Jeśli artystom zależy na zaprezentowaniu się szerszej publiczności, to programy tego typu są najszybszą i najefektywniejszą drogą do tego celu. Jest to jednak trochę ryzykowna ścieżka. Bio-
rąc udział w jednym z takich programów telewizyjnych, miałem okazję oglądać jego realizację „od kuchni”. Trzeba być świadomym, że telewizja nie zawsze ma na uwadze dobro i wizerunek artysty, najważniejsza jest dla niej
19
zentowania Zielonej Góry. Jakie jest twoje największe marzenie związane z muzyką? Na razie wystarczyłoby mi, żebym mógł utrzymać się z autorskiej muzyki i być dla cho-
Trzeba być świadomym, że telewizja nie zawsze ma na uwadze dobro i wizerunek artysty, najważniejsza jest dla niej oglądalność. Dla mnie udział w pierwszej edycji Bitwy Na Głosy był przede wszystkim przygodą i radością reprezentowania Zielonej Góry. oczywiście oglądalność, a co za tym idzie opłacalność takich przedsięwzięć. Podpisując umowę z producentami, należy mieć do tego wszystkiego duży dystans. Dla mnie udział w pierwszej edycji Bitwy Na Głosy był przede wszystkim doświadczeniem, przygodą i radością repre-
ciaż jednej osoby muzyczną inspiracją. Nie muszę być koniecznie na okładkach popularnych czasopism. Przynajmniej na tę chwilę. Pozdrawiam. Michał Cierniak
20
Kultura studencka Kultura studencka
MAJ 2013
ZROZUMIEĆ JAZZ
Krzysztof Gostkowski – pianista, kompozytor i student Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Co rusz dochodzą do nas słuchy o kolejnych utalentowanych muzykach wywodzących się z naszej uczelni. Potwierdzeniem umiejętności Krzysztofa Gostkowskiego mogą być chociażby zwycięstwo w międzynarodowym konkursie jazzowym Art London czy współpraca z samym Leszkiem Możdżerem. Kiedy i jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką? Pamiętam jeszcze czasy gimnazjum, kiedy miałem po raz pierwszy kontakt z instrumentem na dłużej. Właśnie wtedy zorientowałem się, że tylko to mnie tak naprawdę interesuje i tym chciałbym się zająć na poważnie. A dlaczego akurat jazz, gatunek niszowy i mało popularny wśród młodych ludzi? Najbardziej kręci mnie w nim harmonia. To ona ma w sobie to coś, czego nie mają inne gatunki. Jazz jest takim gatunkiem, że trzeba go zrozumieć i jest być może adresowany do bardziej dojrzałych słuchaczy. Rodzaj muzyki, który ja robie jest powiązany z jazzem, ale potrafi dotrzeć nie tylko do fanów
tego gatunku, ale również ludzi w moim wieku, studentów… Czy ktoś „zaraził” Cię jazzem, czy sam go odkryłeś? Tym gatunkiem zaraził mnie Leszek Możdżer. Miałem przyjemność współpracy z tym artystą na prywatnych warsztatach jeszcze w 2010 roku i wtedy tak na poważnie wiedziałem, że moją muzyką będzie jazz, a nie jakieś pokrewne gatunki i zająłem się tym na stałe. Studiujesz na wydziale artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Czy kształtuje to ciebie w jakiś sposób jako muzyka? Na pewno kształtuje mnie fakt, że uczę się w klasie fortepianu Kuby Stankiewicza i mam kontakt z muzykami jazzowymi jak Piotr Baron czy Jerzy Szy-
maniuk. To są profesorowie, którzy dużo wnoszą do mojej muzyki i tak naprawdę nastawiają mnie tak, że potrafi ona trafić do ludzi. Tacy ludzie utrzymują mnie na tych studiach. Osiągnęli dużo i na pewno jeszcze dużo przed nimi. Są z czołówki i takich ludzi nie ma na innych uczelniach, tylko u nas w Zielonej Górze. Brałeś udział w kilku przeglądach jazzowych w kraju i zagranicą. Powiedz jak one wyglądają i czy konkurencja na nich jest wysoka? Mogę opisać konkurs Art London, który wyglądał następująco. Najpierw trzeba wysłać swoje utwory drogą mailową, a potem jest najgorsze, czyli czas oczekiwania. Przyjmują pięć osób do ścisłego finału i kiedy
znajdziesz się w tym gronie losuje się kolejność. Jeśli gra się np. pod koniec, to słucha się konkurentów i myśli się, że trzeba zagrać naprawdę świetnie aby ich przebić i dać z siebie wszystko, bo o to w tym chodzi. A czy repertuar na takich koncertach jest dowolny, czy narzucony z góry przez jakąś komisję? Mówi się, że jest dowolny. Ale bądźmy szczerzy – duży nacisk jest kładziony na tradycyjne granie jazzowe, znajomość skal… Własna improwizacja jest miło przyjmowana, ale trzeba liczyć się z tym, że jeśli nie potrafisz zaprezentować nic z klasyki jazzu, to nie ma szans by tam zaistnieć. Traktujesz któryś z konkursów z twoim udziałem szczególnie
Kultura studencka
MAJ 2013
Masz na koncie dwie płyty – „Something Impressions” i „GP Jazz”. Jak porównałbyś je do siebie i czy masz do którejś z nich szczególny sentyment? Na tych płytach panuje różna tematyka i stylistyka. „Something Impressions” to był jeszcze nie do końca stuprocentowy jazz. Były tam jazzowe ballady połączone z muzyką nowoczesną, a także nutką muzyki filmowej. „GP Jazz” to natomiast bardziej album zespołowy. Jest on nastawiony na jazz i funk. Sentyment mam do jednej i drugiej. Jeśli chodzi o „GP Jazz” to słucham jej i wiem, że mogę jeszcze tam wiele zrobić i poprawić. Myślę, że solowy album, nad którym teraz pracuję pokaże co mam na myśli. Co do „Something Impressions” to sądzę, że muzyka, którą udało mi się tam przedstawić umie trafić do wielu ludzi i złapać za serce. Utwory z „GP Jazz” natomiast mogą trafić do młodszego grona odbiorców i są nastawione na nowocześniejszą muzykę. Michał Cierniak
Mariusz Malinowski
Student, podróżnik i... pisarz! Lider wyprawy "Z Indexem w podróży" wydał właśnie swoją pierwszą książkę pt. "Spełnione marzenia", która opowiada historię studenckiej wyprawy "Ogórkiem" do Aten. Znajdujemy w niej niezliczone anegdoty, niezwykłe historie, niebezpieczne przygody, a przede wszystkim - wielką pasję, która towarzyszy każdej linijce tej powieści. Autor książki, Mariusz Malinowski, udowadnia swoją publikacją wszystkim niedowiarkom, że marzenia się spełniają. Nie tylko o wielkich podróżach, które rozsławiają studentów UZ na cały kraj (ciągle pamiętamy Orłosia, który opowiadał w "Teleskpressie" o zielonogórskich studentach), ale też o pisaniu książek. Mariusz - pomimo dysleksji - napisał powieść i dzięki wsparciu redakcyjnemu Oficyny wydawniczej UZ zrealizował kolejny plan. - To opowieść o podróży, ale też pewnej idei - opowiada Mariusz. - Żeby ludzi się przełamali. Uwierzyli, że czasami wystarczy marzenie, pomysł i nakład pracy, a marzenie się spełni. Czy książka to także poradnik dla tych osób, które śladami ekipy "Z Indexem w podróży" chciałyby pojechać w świat? Ma-
Fot. Kaja Rostkowska
ważnie? Na pewno konkursy zagraniczne są najważniejsze. Poziom jest tam bardzo wysoki, uczestniczą ludzie z całego świata… Najważniejsze jest jednak to, że tam potrafią człowieka docenić. W Polsce jest troszeczkę gorzej. Jeśli chodzi o tutejsze konkursy to nie jest łatwo się tam dostać, a kiedy już się to uda to wszystko jest bardzo nastawione na jazzową klasykę i dużą rolę moim zdaniem odgrywają tu też artyści, którzy są już na scenie. Jeśli nie spodoba im się to co tworzysz, bo będzie np. inne od kanonów, to nic z tego nie będzie. Dlatego głównie zagranicą ma wzięcie tworzenie czegoś swojego i chęć pokazania się z tym.
21
Noc, muzyka, jazda przed siebie... - Mariusz Malinowski opowiada w swojej książce o wielkiej podróżniczej pasji. riusz zapewnia, że tak: na kartach książki znajdziemy garść wskazówek, porad, przykładów. Dowiemy się, jak wygląda codzienność podróżników, którzy dysponując ograniczonym budżetem chcą przeżyć jak najwięcej. I chociaż lektura jest lekka, autor nie bierze w nawias trudnych kwestii związanych z relacjami w ekipie przyjaciół, które po wielu dniach podróży wymagają nowego podejścia. "Z Indexem w podróży -
spełnione marzenia" to powieść szczera, motywująca i emanująca pozytywną energią. Jej autor nie patrzy na świat jak na miejsce, ale jak na podróż - i zaraża tym czytelnika. Kaja Rostkowska Książkę można kupić na stronie www.zindexemwpodrozy.pl lub w Oficynie Wydawniczej UZ przy ul. Podgórnej 50 w Zielonej Górze.
22
Kultura studencka
MAJ 2013
Alternatywa w Sulechowie
"Wbrew" - taki będzie Festiwal Kultury Alternatywnej w Sulechowie, w którym wezmą udział uczestnicy z Polski, Furstenwalde i Cottbus. Wbrew czemu? Szarej codzienności! Będzie po trosze artystycznie, po trosze muzycznie, z elementami sportów kontaktowych oraz fantastycznych. Jednak najważniejszą płaszczyzną przedsięwzięcia ma być sfera towarzyska, kreacja, integracja i inspiracja młodych środowisk twórczych.
Do Sulechowa na Festiwal zaproszeni są młodzi twórcy, kreatorzy, reprezentujący tzw. kulturę alternatywną, spod znaku music, extreme, street artu i szeroko pojętej fantastyki. Organizatorem Festiwalu jest Sulechowski Dom Kultury. Będzie to wydarzenie, które ma pokazać, że możliwa jest równowaga pomiędzy różnymi dziedzinami zainteresowań. Stąd mamy pięć tematów czasie Festiwalu: fantastyka, sport, gry, muzyka i kultura. "Wbrew" to różne formy, reprezentowane przez twórców wywodzących się z różnych środowisk, znanych i debiutujących, polskich i zagranicznych, awangardowych i tradycyjnych. W ramach Festiwalu odbędą się koncerty muzyczne, warsztaty, wystawy, pokazy, projekcje filmowe oraz sporty walki. Zapraszamy do Sulechowa!
Festiwal Kultury Alternatywnej "Wbrew" - 24 maja (piątek) 16.00. - 23.00: Amfiteatr, park, Zamek Strefa Art ■ interaktywne wizualizacje, videoart, wystawa prac fotograficznych Sulechowski Dom Kultury ■ grupa graffiti – Stowarzyszenie Kibiców "Tylko Falubaz" ■ studio Tatoo Strefa Fantasy ■ kultura klubów fantasy – Zielonogórski Klub Fantastyki Ad Astra (namiot gier, turniej małych rycerzy, tajemnica zamku – gra terenowa) ■ Legion 501 (Star Wars) Strefa Extreme ■ Paintball – Heran Ball ■ kettlebell – Centrum Kettlebell Polska ■ wspinaczka po linie – JRG OSP w Sulechowie
■ godz. 19.00. – ring bokserski ■ pokazy BJJ – Cyklon Gold Team ■ sekcja Ju-Jitsu w Świebodzinie z udziałem Mirosława Wiśniewskiego wicemistrza świata w konkurencji Kata z bronią na MŚ Międzynarodowej Federacji Sztuk walki (IMAF) w Antwerpii (Belgia) - posiadacz 8 Dan Ju ■ Jitsu PAJJ ■ pokazy sportów walki – grupy Fight&Sport Strefa Music ■ eksperymentalna muzyka elektroniczna , ■ DJ-Je ■ godz. 21.30. beatbox Godz. 22.00. – 23.00: ■ Hip-Hop – grupa ,,Jump” ■ Rap – koncert ,,Tamotua” Dodatkowo: ■ namiot promocyjny Stowarzyszenia Kibiców ,,Tylko Falubaz” ■ Afterparty!
Jamboree on the trail
JOTT, czyli „Jamboree On The Trail”, to ogólnoświatowe, skautowe przedsięwzięcie, które odbywa się każdego roku w drugą sobotę maja. Inicjatywa została zapoczątkowana w roku 1998 przez skautów kanadyjskich. Główną ideą rajdu JOTT jest to, aby w tym samym dniu skauci na całym świecie (a więc także i harcerze w Polsce) wyruszyli na wędrówkę – zarówno na tę po najbliższej okolicy, jak i na tę dalszą o charakterze krajoznawczo-turystycznym. Od kilku lat Hufiec Zielona Góra ZHP włącza się w tę ideę i organizuje lokalny rajd JOTT, który cieszy się dużym zainteresowaniem (średnio około 100 uczestników z Zielonej Góry i okolic, a także z Nowogrodu Bobrzańskiego, Sulechowa czy Międzychodu), a pomysł wspólnej wędrówki jest niecodzienną i ciekawą propozycją dla młodych ludzi na zagospodarowanie wolnego czasu. Punktem kulminacyjnym
przedsięwzięcia jest cykliczna, majową wędrówka mająca na celu promowane walorów krajo znawczych okolic Zielonej Góry i okolicznych szlakach turystycznych. Zespół organizatorów opracował niezmienny repertuar tras wędrówki (do wyboru) uwzględniając różny wiek i możliwości uczestników projektu. Trasy różnią się długością i stopniem trudności. Większość uczestników na miejsce startu
udaje się autobusami PKS lub MZK. Niezbędny sprzęt biwakowy, żywność i plecaki są przetransportowywane przez organi-
zatorów na miejsce noclegu. Niektóre trasy oprócz krajoznawczych i przyrodniczych atrakcji posiadają także przygotowane specjalne zadania i bonusy. Punktem kulminacyjnym programu po skończonej wędrówce jest uroczysty apel z przedstawicielami władz chorągwi, a po nim kominek obrzędowy z harcerską gawędą. Więcej informacji: jott2013.zielonagora.zhp.pl
Muzyka
MAJ 2013
Co z całym tym dobrem?
23
Swoją najnowszą płytą The Knife zrzucili na nas hektabombę. Szwedzki duet nigdy nie należał do rzeczy prostych w odbiorze, ale tym razem wypluł w naszym kierunku mieszaninę hałasu, krzyków i pisków ułożonych w formy ośmio-, dziesięcio-, a nawet dziewiętnastominutowe [sic!]. Efektem jest ponad półtoragodzinny album, który intygować może niestety tylko formą. Nigdy nie byłem fanem cięższych rzeczy The Knife. Zawsze jednak stała za nimi treść, za każdym rogiem czaiły się demony, które być może wyrządzą nam krzywdę, ale jako opętani nie możemy się im oprzeć. Rzeczy lżejsze muzycznie wcale nie były lżejszymi w ogóle. Tylko taka wokalistka, jak Karin Andersson mogła z melodii otwierającej "Pass This On" uczynić motyw, który będzie prześladował nasze sny. Co z całym tym dobrem stało się na "Shaking The Habitual"? Zaczyna się nieźle. "Full Of Fire" i "A Cherry On Top" to rzeczy mocne, ale tworzą niemal
Porcja dziwactw bez ładu i składu. własne pole grawitacyjne, emanując wielką siłą przyciągania. Po nich następują chwile niesłychanie ciężkie dla słuchacza. Dwa utwory i jeden eksperyment odrzucają na kilometr, po nich jendak następuje "Old Dreams Waiting To Be Realised". To wspomniany kolos, kolaż przedziwnych odgłosów, brzmiących, jak dźwiękowy zapis choroby psychicznej. Nie sposób pokochać, nie sposób wyłączyć. Potem następuje najpięk-
niejszy moment "Shaking The Habitual". Duszny klimat, melodie nie z tej ziemi i śpiew Andersen czynią z "Raging Lung" kawałek dołączający do panteonu najlepszych, jeśli chodzi o The Knife. Sielanka nie trwa jednak dłu-
go. Chwilę po finale wspomnianej perełki dostajemy w twarz porcją dziwactw bez ładu i składu, co gorsza: bez powodu. The Knife nie znajdowali się w centrum moich zainteresowań, ale byli swego rodzaju wentylem bezpieczeństwa. Zawsze, gdy zajdzie potrzeba wpuszczenia przez ucho do serca niespokojnych duchów, oni tam będą. Ta płyta nie dorasta jednak starszemu rodzeństwu do pięt. Jeden rewelacyjny i parę intrygujących numerów to za mało, by się tym albumem przejmować. Michał Stachura
Symfoniczny lifting
Wiele wody musiało upłynąć w Odrze, nim zdecydowałem się zrecenzować nowe muzyczne dzieło Kamelot. Blisko pół roku po premierze uznałem, że czas najwyższy przyjrzeć się bliżej aktualnej kondycji zespołu nie tylko z perspektywy biernego słuchacza. A kondycja ta jest co najmniej zaskakująca. Obawiałem się tego albumu. Po nieco zachowawczym „Poetry for the Poisoned” stała się bowiem rzecz, której najstarsi Indianie nie byliby w stanie przewidzieć. Roy Khan z przyczyn osobistych odszedł z zespołu. Jak mało kto potrafi on oddać atmosferę utworu, nadając mu nie tylko odpowiedni klimat, ale także wzbogacając o odpowiedni szlif techniczny. Jak to? Kamelot bez szalonego Norwega? Gdy zobaczyłem ich na koncercie w Polsce, wiedziałem, jakie będą ich dalsze losy. Dołączył do nich Tommy Karevik, wokalista szwedzkiego Seventh Wonder.To, co zrobił z niektóry-
Czuć świeżość i ogromny ładunek emocji. mi utworami, wyrwało z foteli największych malkontentów. Kilka miesięcy później mogłem pogratulować sobie intuicji. Karevik stał się nowym wokalistą Kamelot. Oś fabularną „Silverthorn” stanowi historia tragicznego w skutkach wypadkudziewczynki o imieniu Jolee, która po śmierci powraca jako byt astralny. Klasyczne intro przechodzi w singlowe „Sacrimony”, w któ-
rym do głosu dochodzi nowy nabytek Kamelot, Elize Ryd. Kolejne utwory to prawdziwe tour de force symfonicznego grania. „Veritas”, „My Confession” czy tytułowe „Silverthorn” zamkną usta tym, którzy w tym albumie
widzieli widmo klęski. Udał się chłopakom ten album.Tym bardziej, że w przypadku roszad personalnych większość kapel obiera raczej zachowawczy ton. Kamelot lubi jednak zaskakiwać. Absolutnym bohaterem „Silverthorn” jest Tommy Karevik. W barwie jego głosu słychach, co prawda, podobieństwo do Khana, ale jest to Khan po liftingu i zabiegach w spa. Czuć świeżość i ogromny ładunek emocji. A chyba właśnie tych czynników najbardziej brakowało w ostatnich dokonaniach Kamelot.
.covered
Damian Łobacz
covery dobre i złe. na ogół dobre. Akademickie Radio Index, wtorek, godz. 21:00
24
Kultura studencka
MAJ 2013
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof email: miastofilmow@wzielonej.pl
Strzela, gryzie, kłuje, podpala i topi
Na "Martwym źle" ludzie wzdychali, śmiali się, wychodzili z kina i wzdrygali się. Myślałem z początku, że coś jest nie tak. Po przemyśleniu sprawy okazuje się jednak, że nie ma dla remake'u klasyka Raimiego w wykonaniu debiutanta Fede Alvareza lepszej rekomendacji. To horror dla fanów gatunku, ale zrobiony z przymrużeniem oka i brutalniejszy niż wszystko, co można zobaczyć w multipleksach.
Chyba najmocniejszym, pod względem pokazywanej przemocy, filmem, który widziałem w kinie, był - o zgrozo, również remake - "Ostatni dom po lewej" sprzed kilku lat. Może obraz ten nie wylewał na widza hektolitrów krwi, ale niesamowicie sugestywna scena gwałtu na nastolatce i typowy dla thrillera/slashera rozwój akcji zrobiły swoje. Alvarez nie ma litości nad swoimi bohaterami: pozbawia ich kończyn, strzela gwoździami, kłuje strzykawkami, gryzie, podpala i topi. Idzie na całość i to nie w kampowy sposób - każde okaleczenie jest tak samo (o ile nie coraz bardziej) realistyczne. Powiedzmy sobie szczerze - dla określonej publiczności przemoc w kinie to wartość, a "Martwe zło" mierzone tą miarą rozbija bank. Grupka młodych ludzi przyjeżdża do domku w lesie, by pomóc przyjaciółce w wyjściu z narkotykowego nałogu. Stawia
Krwawe horrory będą przed tą produkcją pierzchać w popłochu się również długo nieobecny w jej życiu brat Mii. W piwnicy natrafiają na ślady tajemniczego obrządku, a razem z nimi - na księgę. Jeden z nich podczas studiowania jej zapisków wypowiada zaklęcie, które ściąga na naszą piątkę tytułowe i (dotąd) martwe Zło. Teoretycznie niemożliwe jest ożywienie tak drętwego scenariusza. Alvarez z aptekarską precyzją odmierzył nieco - nie za dużo, nie za mało - nawiązań do oryginału, mnóstwo sposobów na okaleczenie ciała ludzkiego oraz morze krwi, które wylewa swym bohaterom na głowy, zamieszał, doprawił, dodał jeszcze trochę krwi, i jeszcze trochę, aż w końcu otrzymał niemal perfekcyjny remake.Zrezygnował z kampowej konwencji i humory-
stycznego wydźwięku całości słusznie stwierdził, że trzeba dziesięciu takich, jak on, by stanąć w szranki z wyobraźnią Sama Raimiego sprzed trzech dekad. Faktem jest, że akcja mogłaby z początku trochę szybciej się rozwijać. Również aktorsko można się do dwóch scen przyczepić. Tylko po co? Gdy w "Martwym źle" zaczyna się makabra, to wracając do wstępu tej recenzji widzowie wychodzą z kin, wzdrygają się i odwracają wzrok. A jeśli chodzi o target Alvareza - dokładnie o to chodzi. Fani serii, ale i tego typu kina w ogóle uśmiechną się szeroko, gdy z nieba zacznie padać krwawy deszcz, tworząc jedną z najbardziej niesamowitych scen w horrorze tego stulecia. "Martwe zło" jest filmem
do przesady brutalnym. Hamulce tak naprawdę nie puszczają nie ulega wątpliwości, że od początku ich nie było. Krwawe horrory będą przed ta produkcją pierzchać w popłochu. Obraz Alvareza spuszcza łomot praktycznie wszystkiemu, co ukazało się w kinie grozy tego typu przez ostatnich parę dekad. Udowadnia też - wbrew tezie niedawnego "Domu w głębi lasu" - że cały czas istnieją twórcy, którzy mają wyobraźnie, jaja i pomysły, by nakręcić solidny slasher. Panie i panowie, Zło powróciło! PS Po kocu filmu zostańcie w kinie - po napisach czeka Was niespodzianka! Michał Stachura
Miasto Filmów
MAJ 2012
25
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof
● Spring Breakers Wizualnie – majstersztyk, merytorycznie – bełkot i pustosłowie dygające w rytm dubstepu. Trzy przyjaciółki napadają na przydrożny bar. Chcą w ten sposób zarobić na wyjazd na niekończącą się imprezę na Florydzie w czasie ferii wiosennych. Zabierają ze sobą jeszcze jedną kumpelę (niewinną i bogobojną) i ruszają w podróż pełną alkoholu, narkotyków, przygodnego seksu i piosenek Britney Spears. Reżyser Harmony Korine zebrał plejadę disneyowskich gwiazdek pokroju Seleny Gomez czy Vanessy Hudgens i rzucił je w wir hedonistycznych uciech. Po co? Twórca w swoim założeniu chciał pokazać amerykańską młodzież w krzywym zwierciadle, jej pustkę emocjonalną i zagubienie. To wszystko doprawił znakomitym, teledyskowym montażem i ciekawymi eksperymentami z kamerą. O ile w założeniu mogło to mieć sens, o tyle efekt końcowy jest niczym innym jak ładnie wyglądającą wydmuszką. Wizualnie – majstersztyk, merytorycznie – bełkot i pustosłowie dygające w rytm dubstepu.
gatunek: dramat; USA reż. Harmony Korine. Czas trwania: 1 godz. 32 min
Paweł Hekman
● Układ zamknięty Potrafi wgnieść widza w fotel. Chyba dawno żaden polski film nie wzbudził tyle kontrowersji, co "Układ zamknięty". Najpierw odmowa dofinansowania projektu przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, a po drodze jeszcze "sugestie”, że może lepiej darować sobie robienie tego filmu. Pieniądze ostatecznie się znalazły... i bardzo dobrze! "Układ zamknięty" to bowiem produkcja pokazująca, że dzisiejsze polskie kino również potrafi wgniatać widza w fotel. Ta historia wstrząsa nie tylko dlatego, że wydarzyła się naprawdę. Wstrząsa przez to, jak została opowiedziana. Film posiada świetnie napisane, wyrazistych postacie, z czego wybija się, jak zawsze genialny, Janusz Gajos w roli prokuratora Kostrzewy. Umiejętnie poprowadzona fabuła odkrywa nowe kulisy intrygi i pokazuje, jak błahe były powody jej uknucia. Film idealny jednak nie jest, zdarzają się momenty, przy których widz się nudzi. W ostatecznym rozrachunku okazuje się jednak, że były one istotne. Zabrakło tylko pomysłu, jak je ciekawie pokazać. Wszyscy ci, którzy tracą wiarę w polskie kino, powinni zapoznać się koniecznie z "Układem zamkniętym". Uważajcie tylko, by nie stracić przy tym wiary w otaczającą nas rzeczywistość... gatunek: thriller; Polska reż. Ryszard Bugajski. Czas trwania: 1 godz. 40 min.
Michał Cierniak
26
Lubuski Teatr
MAJ 2013
Przyszłam tu z Anną Kareniną
Agnieszka: Asiu, dlaczego wybrałaś akurat aktorstwo jako sposób na życie? Joanna: Czasami pewne przypadki w naszym życiu nie są przypadkami. Ja przez długi czas mojego licealnego życia myślałam, że będę studiować dziennikarstwo i raczej pójdę w stronę pisania. Właściwie wydawało mi się, że aktorstwo jest nierealnym marzeniem. Dopiero w klasie maturalnej zdecydowałam się na to, żeby jednak zdawać do szkoły, wcześniej nie myślałam o tym poważnie. Owszem zawsze lubiłam udzielać się scenicznie, należałam do kółka teatralnego w gimnazjum i do amatorskiego teatrzyku pantomimy w Poleskim Ośrodku Sztuki w Łodzi - moim rodzinnym mieście. Któregoś razu, w liceum, pojechałam na warsztaty artystyczne - na Mazury, gdzie były również warsztaty teatralne i tam najbardziej zafascynowałam się teatrem. W czasie tego wyjazdu poznałam również mojego obecnego, serdecznego przyjaciela Juliusza Dzienkiewicza – aktora, również po łódzkiej szkole filmowej, który mnie zachęcił do działania w kierunku aktorstwa. Do dziś żartujemy, że przez niego to całe zamieszanie. Uwierzyłam w to, że moje marzenie jest realne, że dam radę. I jako, że jestem z Łodzi, to chodziłam na konsultacje (dla kandydatów do szkół teatralnych), które też mnie w tym utwierdziły. Zostałam tam bardzo ciepło przyjęta. Mam wrażenie, że jest tak, że jak raz podejmiemy dobrą decyzję to później pojawiają się sygnały świadczące o tym, że idziemy w dobrym kierunku. W moim przypadku poja-
- Przedstawiłam panu dyrektorowi parę tekstów, zaśpiewałam piosenkę i… dostałam propozycję etatu - opowiada Joanna Koc. wiały się osoby, zdarzenia, miałam dużo szczęścia. Nigdy nie myślałam, że to będzie mój sposób na życie, jednak poczułam w pewnym momencie, że to mi sprawia największą satysfakcję i jeśli znalazłam ten sposób realizowania siebie, który sprawia mi taką radość, to czemu by nie przekuć tego na dalsze życie? Dawid: Jak rozpoczęła się Twoja współpraca z Lubuskim Teatrem w Zielonej Górze? J: Moja współpraca z LT rozpoczęła się w zeszłym roku. Właściwie mogę powiedzieć, że przyszłam tutaj razem z Anną Kareniną, dlatego, że to była moja pierwsza premiera w tym teatrze. Po raz kolejny pojawił się w moim życiu zbieg okoliczności. W zeszłym roku byłam we Wrocławiu na festiwalu Dialog i wtedy kolega zapytał mnie, czy nie
myślałam o Zielonej Górze... To był czas odnajdywania się w rzeczywistości po studiach. Wcześniej nie myślałam akurat o tym mieście ale „czemu nie?”, wysłałam swoje CV i demo, okazało się też, że dyrektor Czechowski widział mnie w jednym spektaklu dyplomowym i dość szybko zadzwonił do mnie. Jako że byłam wtedy we Wrocławiu, czyli blisko, powiedziałam, że: „mogę przyjechać na rozmowę nawet jutro”. Przyjechałam. Przedstawiłam panu dyrektorowi parę tekstów, zaśpiewałam piosenkę i… dostałam propozycję etatu. Bardzo miło wspominam to spotkanie i pierwszą premierę - Annę Kareninę. A: Wspomniałaś, że nie jesteś rodowitą zielonogórzanką, jak podoba Ci się nasze miasto? J: Bardzo mi się spodobała
Fotteatr.zgora.pl
„Czasami pewne przypadki w naszym życiu nie są przypadkami” – z Joanną Koc, absolwentką łódzkiej „filmówki”, aktorką Lubuskiego Teatru, odtwórczynią jednej z głównych ról w najnowszym spektaklu „Siostrunie” rozmawiają Agnieszka Oleśniewicz i Dawid Włodarczyk.
Zielona Góra, jest kompletnie inna niż Łódź, zresztą myślę, że ta zachodnia ściana Polski ma swoją specyfikę, jeśli chodzi o miejską zabudowę. Podoba mi się to, że jak sama nazwa wskazuje – jest dosłownie zielona, jest tu bardzo dużo lasów. Podoba mi się również deptak. Jedynym mankamentem jest dla mnie fakt, że jest tak bardzo oddalona od mojego rodzinnego miasta, dla mnie to drugi koniec Polski. Gdyby nie to, myślę, że to jest miasto w którym mogłabym żyć i mieszkać. "Siostrunie" PREMIERA STUDENCKA 8 V 2013 - g. 19:00 CENA BILETU: 12 ZŁ Cały wywiad dostępny na stronie www.wZielonej.pl
MAJ 2013
Do usłyszenia w maju!
Muzyka
27
Muzyczne premiery miesiąca. Do słuchania nie tylko w akademiku. • Michał Cierniak CRYSTAL FIGHTERS "Cave Rave" ▼
ARMIN VAN BUUREN "Intense" ▼
ROD STEWART "Time" ▼
Crystal Fighters zawsze byli oceniani jako kapela intrygująca. Tyczyło się to zarówno muzycznej, jak i wizualnej strony ich działalności. Na ich nowej płycie również znajdziemy ucztę dla uszu i dla oczu. Zespół postarał się o ciekawą okładkę autorstwa Paula Laffoleya, nawiązującą do historii, filozofii, religii i... architektury, które to tematy są poruszane na albumie. A co z samą muzyką? Jaskiniowy rave już z założenia nie powinien nikogo nudzić.
Fani Roda Stewarta powoli zaczynali chyba mieć dość kolejnych jego płyt z przeróbkami amerykańskich standardów, piosenkami bożonarodzeniowymi, wielkanocnymi, nagranymi z okazji dnia wymyślenia landrynek itd. Sam zainteresowany chyba także zatęsknił za tworzeniem, a nie tylko odtwarzaniem i tak doczekaliśmy się pierwszej od 20 lat płyty z autorskim repertuarem Stewarta. Miejmy nadzieję, że nie zapomniał jak się pisze przeboje.
Niewątpliwie Armin Van Buuren jest jednym z najsłynniejszych producentów i artystó muzyki klubowej na świecie. A pomyśleć, że miał zostać prawnikiem. "Intense" to jego piąty album i jak zwykle znalazło się na nim wielu gości. Nie są to może i wybitnie znane nazwiska, ale Armin wie doskonale z czyją pomocą uda mu się zrobić dobry utwór. Świadczą o tym chociażby sukcesy jego poprzednich płyt, z których ostatnia pokryła się w Polsce złotem.
Premiera: 27 maja
Premiera: 7 maja
Premiera: 7 maja
REKLAMA
REKLAMA
28
MAJ 2013
Kultura studencka
Tajemnice keepsaków
Książki ilustrowane przeciętnemu czytelnikowi kojarzą się z bajkami, baśniami czy innymi publikacjami przeznaczonymi dla dzieci. Okazuje się, że nie tylko, bowiem historia książki wzbogaconej o ilustracje ma duże tradycje. Od niepamiętnych czasów interesowano się jej zdobnictwem, traktowano jako wytwór artyzmu będącego wynikiem potrzeb społeczeństwa na różnych etapach jego rozwoju. Więcej o relacji książka-ilustracja mogliśmy dowiedzieć się, wysłuchując wykładu dr hab. Małgorzaty Komzy: Dlaczego i jak powinniśmy badać książkę ilustrowaną? Spotkanie z badaczką odbyło się w ramach kolejnego konwersatorium bibliotekoznawczego, organizowanego przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publicznej im. C. Norwida w Zielonej Górze. Wystąpienie profesor związanej z Uniwersytetem Wrocławskim dowiodło, że książka ilustrowana jako przedmiot badań naukowców musi być traktowana jako całość estetyczna i funkcjonalna. Nierzadko ilustracje (w odróżnieniu od tekstu) wydają się dziełem wartym poznania, choć w świadomości zbiorowej odbiorców są często niedoceniane. Miłośniczka m.in. twórczości Adama Mickiewicza pokazała, że środki prezentacji ob-
razowej nie zawsze uzupełniały się z tekstem lub były zgodne z prawdą. Szczególnie u początku ery druku, gdzie wykorzystywano te same motywy ilustracyjne w różnych dziełach. Na przykład, portrety w dużej mierze były umowne i nie przedstawiały wiernie autora danego tekstu – tego obdarzano cechami charakterystycznymi dla danej epoki. To właśnie style i tendencje epokowe wpływały na kształt ilustracji uzupełniających wydanie tekstu na przestrzeni wieków. Wraz z rozwojem czcionek czy form drukarskich rysunki się upowszechniły, a ikonografia coraz częściej była kompatybilna z tekstem. Na ukształtowanie estetyczne książki duży wpływ mieli wydawcy i autorzy tekstu, którzy kreowali wizerunek swoich dzieł – podkreśliła autorka. Podstawowym wnioskiem wypływającym z wykładu bibliolog jest to, że sam tekst nie jest równie nośny jak z ilustracjami i poleciła bliżej zainteresować się także funkcjami estetycznymi książki (nie tylko informacyjny-
mi), a efekt studiów – zdaniem badaczki – będzie na pewno interesujący. Największe zainteresowanie w prezentacji różnorodnych ilustracji przygotowanych przez prof. Komzę, wzbudziły keepsaki, które stały się głównym motywem powykładowej dyskusji. Zgromadzeni goście przyznali, że wcześniej nie zetknęli się z tym pojęciem. Tym mianem określa się w pewnej mierze kontynuację almanachów, książeczek kieszonkowych zawierających fragmenty dzieł literackich jak i informacji przydatnych w różnych okolicznościach. Stanowiły one rodzaj luksusowych książek-albumów, przeznaczonych zazwyczaj na prezent lub pamiątkę, ofiarowywaną na Nowy Rok lub na Boże Narodzenie. Zawierały fragmenty prozy, wiersze i nuty. Były to zarazem książki „wytworne”, ale i w jakimś stopniu „popularne”. Mimo, że z czasem zaniknęły to w czasie swojej największej świetności były trwałym elementem świata książki wytwornej, a także elementem życia towarzyskiego, ponieważ
składający wizyty i oczekujący na gospodarzy, zgodnie z modą zawsze przeglądali popularne keepsaki. Kolejne spotkanie organizowane dla miłośników książek i wszystkich zainteresowanych zgłębianiem bibliologicznych nowinek, odbędzie się 21 maja br., na którym dr hab. Franciszek Pilarczyk (PWSZ w Gorzowie Wielkopolskim) opowie o elementarzach polskich II połowy XX wieku.
MARTA SOCZEK Na co dzień studentka filologii polskiej oraz informacji naukowej i bibliotekoznawstwa na UZ. Jej zainteresowania oscylują wokół literatury najnowszej, sztuki filmowej, a także psychologii. Zaczytana w kryminałach. Wolne chwile poświęca swoim pasjom: siatkówce i piłce nożnej. Nieposkromiona fanka "Miedziowych".
Zwiększ swoją pewność siebie! W weekend 18-19 maja odbędzie spotkanie w ramach Klubów Eduu w Zielonej Górze. Tym razem tematem przewodnim warsztatów będzie SELFCOACHING. Na szkoleniu dowiesz się między innymi w jaki sposób: rozwiązywać własne problemy, zwiększyć pewność siebie w sytuacjach stresowych, wykorzystywać własne zasoby, wyciągać wnioski z własnych działań, szybko podejmować trafne decyzje czy też jak poradzić sobie z niepożądanymi skutkami pomyłek. Więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej: www.eddu.pl Chcesz wygrać darmową wejściówkę? Zapraszamy Cię do odwiedzenia fun page'u audycji „Po drugiej stronie lustra” na Facebooku. Napisz do nas, dlaczego akurat Ty powinieneś dostać darmowy kupon na warsztaty. Anita Zapolska
MAJ 2013
Kultura studencka
Zielona Góra na Google Street View
Winny Gród dołączył do największych miast świata w internecie, dzięki funkcji Street View dostępnej w wyszukiwarce Google. Dzięki Mapom Google z funkcją Street View możesz wirtualnie podróżować po świecie i oglądać ulubione miejsca na zdjęciach panoramicznych w formacie 360 stopni. Zdjęcia pokazują wybrane lokalizacje w Polsce, a także tysiące miejsc z całego świata. Do tego grona dołączyła Zielona Góra. Google Street View wyświetla zdjęcia, które wcześniej zostały wykonane z poziomu ulicy przez kamery zamontowane na samochodzie. Do poruszania się używamy klawiszy strzałek na klawiaturze i myszy, aby zmienić kierunek i kąt. Wzdłuż ulic wyświetlane są linie pomocnicze wskazujące możliwy kierunek dalszego poruszania. Paweł Hekman
29
Co jest, doktorku? Bax i jego przegląd wydarzeń (mniej) poważny. ■ Rada miejska Zielonej Góry przyjęła oświad-
czenie prezydenta Kubickiego o ogródkach na deptaku. Powinny się pojawić przed majówką. Ważna informacja nie tylko dla studentów. Idę o zakład, że choć raz, w pierwszych dniach rozpogodzenia, krążyliście po naszym centrum z myślą: gdzie by tu się uraczyć złotym napojem? Zimnym. W cudownie leniwy, słoneczny dzień. W okularkach na nosie. Z przyjaciółmi. Pooglądać piękne dziewczyny w letnich sukienkach, spódniczkach, coraz częściej spodenkach; albo facetów w obcisłych koszulkach – co kto lubi. Jeśli nic takiego nie znaleźliście, już wiecie dlaczego. Pozostaje czekać. Wracając jeszcze do samej sesji radnych – podobno niezłe jaja były. Usłyszeć można było o jakichś narkotykach na deptaku i zalewających go strugach moczu. Najgorzej ponoć rozrabiają ci z instrumentami, ale widziano też niegrzeczne dziewczynki siedzące w oknie i kiwające nogami. Nie pytajcie mnie, co ma jedno z drugim wspólnego.
■
Będzie zbiorowy pozew przeciwko Magdzie Gessler, prowadzącej program telewizyjny, w którym, po rzuceniu paru bluzgów i obsmarowaniu wszystkiego i wszystkich z góry do dołu, odmienia oblicza polskich restauracji. Grupa uczestników show nie jest zadowolona z jej rewolucji. Chodzi m.in. o psucie nerwów i publikowanie zmanipulowanych wypowiedzi, a i efektów brak – kasę wzieła, a klientów nie przybywa. Osobiście wolę filmy fabularne. Przynajmniej wiadomo, kto odpowiada za scenariusz.
no znajdują się tacy bezczele, co to dmuchają prosto w twarz belfrom. Nieładnie. Tylko czy zakazy mogą pomóc na brak wychowania? Nie wiem, ale swoją drogą: biedne e-dzieci. Nie poznają uroku zakopconych szkolnych toalet. Tam to się działo... Moja rada: e-linijką, e-klapsa w e-... cztery litery.
■ Na stadionie Lecha Poznań zamknięto część
trybuny, która groziła zawaleniem na loże VIP-ów. O pęknieciach filarów wiedziano od dawna, ale głośno nikt o tym nie mówił. Sprawa zaczęła wypływać na wierzch, kiedy na wspomnianą trybunę nie wpuszczono grupy gimnazjalistów pragnących obejrzeć mecz. Chwała, że chociaż w tym wypadku ktoś pomyślał. To musiało być tak: „Dooobra jest, jeszcze trochę potrzyma”. Tym razem się udało i nikomu nic na głowę nie spadło. Koszty zaniedbań miałby ponieść wykonawca stadionu, a kwiatkiem opowieści jest, że firma ogłosiła upadłość. Brzmi swojsko. Więcej na: www.wZielonej.pl
■
SLD startuje z nową kampanią społeczną „Książka zamiast marihuany”. Politycy partii lewicowej chcieliby, aby młodzież zamiast zielskiem, „jarała” się literaturą. Cel szczytny, przyznaję – w książkach można znaleźć więcej – tylko dlaczego ja w to nie wierzę? Głowę daję, że młodzi nie mają najmniejszego zaufania do krajowych panów polityków. Do promocji pewnych postaw wśród młodych, zdałby się, jak sądzę, jakiś autorytet. Tu już wchodzimy na terytorium dowcipu. Krócej ze wszystkim rozprawił się Ruch Palikota. Przypomnę, zaskoczył ripostą: „Dlaczego zamiast?”
■
W polskich gimnazjach rozpoczęto walkę z e-papierosami. Jako pierwsza zakasała rękawy dyrekcja szkoły w Lublinie. Nauczyciele zwracają uwagę, że uczniowie używają sobie, gdzie im się podoba, no bo to przecież nie zabronione. Podob-
PIOTR "BAX" BAKSELEROWICZ Student II roku filologii polskiej na UZ. Humanista z powołania. Wariat na punkcie dźwięku i słowa, poeta-grafoman, twórca muzyki. Chrześcijanin, punk, pozytywista, agnostyk, egzystencjalista i dekadent w jednym; a może i w dwóch – urodzony pod znakiem bliźniąt.
30
MAJ 2013
Kultura studencka
Mission possible Bardzo nieszczęśliwym musiał być człowiek, który wymyślił słowo niemożliwe. Przy okazji zasmucił marzycieli, udowadniając, że nie wszystko da się zrobić i uszczęśliwił leniwców, którym jeszcze bardziej przestało się chcieć. Starania starających się poszły na marne. Upadło wiele światopoglądów. Jednak niewierzący w moc tego słowa nie dali się przekonać, że coś poza mission może być impossible. Ci, którzy poszli w ich ślady, wychodzą na tym najlepiej. Natknęłam się ostatnio na takie stwierdzenie: „Niemożliwe problemy do rozwiązania są niemożliwe, dopóki nie przychodzi ktoś, kto nie wie, że są niemożliwe. I po prostu je rozwiązuje”. Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Szczególnie, że byłam po naukowym seansie z fizyką. Dzień przed sprawdzianem. Bez wiedzy, bez list z zadaniami. Skserowałam je od koleżanki na ostatnią chwilę, co miało mi zająć mniej czasu niż wyciąganie drukarki w domu, podłączanie tych wszystkich (dwóch) kabli, włączanie, wyłączanie maszyny. Lenistwo połączone z pozornym pragnieniem zaoszczędzenia czasu dostarczyło mi dodatkowych minut z ulubionym przedmiotem każdego ucznia klasy humanistycznej – dodatkowych minut, podczas których patrzyłam się na treść zadań, obok których znalazły się dopisane przez moją koleżankę znaki zapytania, przez które zwątpiłam w swoje wszelkie fizyczne umiejętności. Absurdalnie, pytajniki wykrzykiwały: POZIOM HARD! ■ Zniechęcona gwiazdkami Ten sam problem pojawia się zawsze, gdy koło jakiegokolwiek ćwiczenia, znajduje się gwiazdka, która automatycznie zapala w głowie światełko – uważaj, to będzie trudniejsze niż zwykle. Jeszcze ciekawiej jest w podręcznikach od angielskiego, gdzie obok każdego zadania takich
gwiazdek jest mniej lub więcej, w zależności od jego poziomu trudności. Nie lubię, kiedyś ktoś z góry informuje mnie o przeszkodach. I tak często bywam wystarczająco zniechęcona. Już wolę to słynne „nikt nie mówił, że będzie łatwo”, które prędzej czy później padnie z czyichś ust. Ale przynajmniej po fakcie. Bo chodzi o to, że wszystko zaczyna się w głowie. Większość z nas jest w stanie wmówić sobie naprawdę wiele. Obiektywne powody do radości potrafią wprowadzić w stan depresji, i, co udowodnione, w rozpacz wprowadzić może też… pora roku!
czątkiem wiosny powinna się kończyć. Już chyba oficjalnie można uznać, że upragniona pora roku przybyła. Niektórzy dopiero teraz uznali, że czas wziąć się za postanowienia noworoczne, inni, zwątpili, że kiedykolwiek uda im się je zrealizować. Sezonowa depresja pomyliła miesiące. I mimo dostatku słońca w głowie pozostały myśli, że niektóre rzeczy są niemożliwe. Bo tak jest łatwiej? Wracając do szkolnych przykładów – trudniej zdobyć jest lepszą ocenę – w życiu jest podobnie – lepiej znaczy trudniej.
■ Smutna depresja
Trudno jest uwierzyć, że coś można. Ale uwierzcie mi, można. Być może kiedyś słowo niemożliwe łatwiej byłoby wymazać ze słownika. A może raczej zamazać, skreślić, wyciąć. Dzisiaj niewielu sięga do papierowych wersji leksykonów, a poza tym przecież słowa atakują nas ze wszystkich stron. Każdy więc komponuje sobie w głowie osobiste kompendium wiedzy dostosowane do własnego systemu wartości, nasz mózg filtruje codziennie miliony informacji. Ale nie może być tak porządnie – mam wrażenie, że czasami potrzeba jakiegoś szaleństwa i bałaganu, pomieszania słów, zamiany niemożliwego na możliwe, możliwego na trudne, trudnego na łatwe. Podstawiamy do wzoru. Z fizycznego punktu
Skrót SAD rozwinąć da się dwojako. Dla jednych (głównie uczniów) jest to System Administracji Dziennikami, nic innego jak elektroniczny dziennik, którego otworzenie może pogłębiać np. u rodziców stany lękowe, dla innych SAD to Seasonal Affective Disorder, czyli depresja sezonowa. Objawia się ona rozdrażnieniem, sennością, wzmożonym apetytem, lękami czy apatią. Nie ma jednak dokładnych badań dotyczących jej przyczyn, ale uważa się, że jest związana z niedostateczną ilością światła słonecznego i zaburzeniami produkcji melatoniny. Występuje więc w okresie jesienno-zimowym. Teoretycznie z po-
widzenia droga do szczęścia się skraca. A marzenie = spełnione. I od teraz nikt nie będzie się zastanawiał nad absurdalnością stwierdzenia „dokonał niemożliwego”, tylko po prostu skreśli „nie”.
■ Osobisty słownik
KARINA OSTAPIUK Z zawodu uczennica klasy dziennikarskiej. Z pasji tancerka. Z koloru włosów blondynka. Łączy ogólnokształcącą naukę w III LO z nauką tańca w studiu tańca TRANS. Życia uczy się na własną rękę. Jak na zodiakalną pannę przystało, ostrożna, jednocześnie niebojąca się powiedzieć wprost, co myśli. Uważa, że przyszłość należy do tych, którzy wierzą w swoje marzenia, więc stara się wierzyć. Skomplikowana, jak każdy.
MAJ 2013
Kultura studencka
31
Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca: Michael Argyle: Psychologia szczęścia Wrocław: Wydawnictwo Astrum, 2004.
Psychologia szczęścia Książka omawia zagadnienie relacji towarzyskich, gdyż w nich autor upatruje głównego źródła szczęścia. Ponadto na ten stan wpływ mają także czas wolny i praca. W tej wyjątkowej pozycji są poruszane przyczyny pozytywnego szczęścia, definiowanego jako odzwierciedlenie zadowolenia z życia lub częstotliwość i natężenie pozytywnych emocji. Michael Argyle rozważa trzy aspekty szczęścia: zadowolenie, radość i stres, łącznie z obawami i przygnębieniem. Pi-
sze również o sile kontaktów społecznych, która przejawia się w tym, że wpływa na większe poczucie szczęścia dzięki wywoływaniu radości, dostarczaniu pomocy i wspólnemu spędzaniu czasu. Zasadniczym źródłem zadowolenia z życia jest czas wolny, który umiejętnie wykorzystany motywuje do wewnętrznego rozwoju, dostarcza odpoczynku i satysfakcji towarzyskiej. Książka została wydana w ramach serii ”Kreatywność”. Pod koniec każdego rozdziału są
przedstawione wnioski, co ułatwia lekturę. Czytając kolejne strony znajdziemy odpowiedzi na pytania: czym jest szczęście? Jak szczęśliwi są ludzie? Czy tylko bogaci mogą zaznać tego wyjątkowego uczucia? To znakomite kompendium znawcy problemów związanych z kontaktami międzyludzkimi. Sposób przedstawienia tego zagadnienia zasługuje na miano kultowej publikacji, którą warto mieć na półce. To także doskonały podręcznik akademicki dla psychologów, pedagogów, socjologów i każdego zainteresowanego samodoskonaleniem lub po prostu poszukującego satysfakcji z życia.
Jadwiga Matuszczak Z okazji ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek w Polsce, Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze, w dniach 08.05. – 15.05., nie będzie pobierała opłat od czytelników za przetrzymane książki.
Saga prastarej puszczy
Przedmiotem 10-częściowej sagi jest przyroda unikatowej Puszczy Białowieskiej, ostatniej pozostałości nizinnych lasów jakie niegdyś pokrywały niemal cały Stary Kontynent. Kluczowym pomysłem jest głęboko refleksyjne spojrzenie na to pragniazdo poprzez losy osobnika, próba zrozumienia sensu istnienia dziesięciu niepowtarzalnych bohaterów: wilka, mrówki, kruka, żubra, żuka, dzika, nornicy, bobra, sóweczki i rysia. Autorzy przedstawiają ich losy w trójaktowej strukturze dramatu, łącząc „dzikość” z językiem „kina wielkiego ekranu”. Używają w tym celu wyrafinowanych technik zdjęciowych, rezygnując świadomie z efektów komputerowych. Dźwiękami dopełniają refleksyjnego charakteru – budują emocje niemal wyłącznie głosami natury, głosem narratora oraz wyrafinowaną muzyką. Zobacz: pbw.zgora.pl
32
MAJ 2013
Kultura studencka
Śmieciożercy Jedni żyją, by jeść, inni jedzą, by żyć. Spożywane odpowiednich posiłków decyduje o prawidłowym rozwoju i jakości naszej egzystencji. Dlaczego jemy więc mięso, które mięsem nie jest? Kto produkuje ser czy masło, które z prawdziwymi produktami mlecznymi mają niewiele wspólnego, i o co chodzi z tym całym MOM? Gdy kilka lat temu w jednej z lubuskich miejscowości anonimowy biznesmen wykupił stare chlewnie po byłym Państwowym Gospodarstwie Rolnym, mieszkańcy byli pełni nadziei. Praca przy kilkuset sztukach trzody chlewnej miała dać zarobek i mięso bezpośrednio od producenta. Z czasem entuzjazm społeczności opadł, gdy kilku pracowników zaczęło opowiadać o sekretach ukrywanych za wielkimi wrotami obory. Jak to możliwe, że od przywiezienia prosiaków do wywozu sporych i dorodnych świń, mija zaledwie pięć, sześć tygodni? – pytali ludzie. Chowana w tradycyjnych warunkach trzoda rośnie ponad pół roku. Zaraz po wprowadzeniu zwierzęcia do boksu cały czas ma dostęp do pokarmu. Komputerowy system dostarcza mieszanki preparatów, które oprócz paszy zawierają hormony i antybiotyki. Zdarza się, że zwierzęta zdychają z przejedzenia lub skrętu jelit leżąc często w zatłoczonej hali aż do wywozu na rzeź. ■ Magiczne rozmnożenie Karmienie zwierząt w sposób ekspresowy chemicznymi preparatami wzbudza sporo kontrowersji, a to dopiero początek przemysłowej drogi. Andrzej Piątek, technolog mięsa z portalu wedlinydomowe.pl, wyjaśnia co znaczy „szynka wysoko wydajna”. Z 1 kg mięsa może zrobić 80-90 dag szynki, w produkcie wysoko wydajnym jest odwrotnie. Z 1 kg
W dzisiejszych czasach prawie każdy spożywczy surowiec może mieć swój zamiennik. Wszystko zależy od „pomysłowych” technologów, chemików i księgowych, którzy rozdają karty w branży żywieniowej. uzyskuje się 1,5 – 2 kg! By uzyskać taki efekt, tusza po uboju poddawana jest nakłuwaniu. Separator za pomocą tysięcy igieł wprowadza do mięsa szarą maź zwaną solanką. Jej konsystencja jest tak zmodyfikowana, by nie wyciekała podczas krojenia. Oszustwo dotyczy też produkcji nabiału. Nieliczni wytwarzają ser z mleka, ale taki leżakuje parę miesięcy. Stworzony z tłuszczu palmowego, mączki kukurydzianej, mleka w proszku i skrobi pszennej gęstnieje dwa-trzy tygodnie i trafia na sklepowe półki w promocyjnej cenie. W dzisiejszych czasach prawie każdy spożywczy surowiec może mieć swój zamiennik. Wszystko zależy od „pomysłowych” technologów, chemików i księgowych, którzy rozdają karty w branży żywieniowej. ■ Wymieszane, zmielone, zabarwione Jak przyznaje prof. Ewa Solarska, kierownik Pracowni Żyw-
PAWEŁ J. SOCHACKI Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opublikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzienność, tak pospolita i niezauważalna, a jednak stale zaskakująca.
ności Ekologicznej UP w Lublinie, ponad połowa Polaków nie czyta etykiet, a producenci piszą: produkt wysoko wydajny, z zawartością powyżej 50% mięsa. Czym jest więc reszta? MOM - mięso oddzielane mechanicznie; to wszystko, co pozostaje po oddzieleniu szkieletu i mięsa. Analizując specyfikę MOM w swoim małym śledztwie Miłosz Węglewski, redaktor "Newsweek Polska" wylicza, co trafia do masy: chrząstki, ścięgna, błony, skrzydła, a nierzadko resztki piór i sierści. Wymieszane, zmielone, zabarwione i przyprawione funkcjonują jako wsad do najtańszych wyrobów mięsnych z parówkami, paszte-
tami czy pulpetami w słoiku na czele. Powodem, dla którego oszukana żywność sprzedaje się lepiej od produkowanej metodami tradycyjnymi, jest znacznie niższa cena. Ale czy niska kwota jest warta czegoś, co udaje produkt, który często jest nie do przejedzenia i trafia na śmieci? Może więc lepiej dołożyć kilka złotych i wybrać wartościowy produkt, który nie tylko wygląda, pachnie i smakuje jak posiłek, ale jest nim naprawdę. Paweł J. Sochacki