ISSN 2299-8233
Witamy!
którym brakuje motywacji odnajdą ją czytając relacje z wydarzeń, które miały miejsce w mijającym semestrze. Powracając do Neo Fashion, Łódź Design czy Business For Young przypominamy o tym, że warto jest tworzyć i przekraczać wyznaczone granice. ZoWydawać by się mogło, że dopiero co rozpoczębaczycie, że nasze projekty i starania nie muszą być liśmy semestr, a tu, tak jak co roku zima zaskakuje anonimowe, a dzięki obcowaniu ze światem brandrogowców, tak nas dopada sesja. Być może w dużej żowym, jesteśmy w stanie osiągnąć wyznaczony cel mierze zatracenie się w czasie wynika z zaawansoszybciej niż można by przypuszczać. Jeżeli natomiast wania większości naszych projektów, które, zaryzychcecie uciec daleko od codzienności, to serdecznie kuję stwierdzeniem, nie zmieniły się znacząco od zapraszamy do działu, który poświęciliśmy miaostatnich dwóch miesięcy. Dopiero kilka dni przed stom Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dowiecie egzaminami zdajemy sobie sprawę ilu rzeczy nam się z niego, że chcieć to móc, a posiadanie dużych brakuje i zaczynamy proces integracji i mobilizacji. pieniędzy nie zawsze służy jednostce, gdyż mądry Prawda jest taka, że niezależnie od tego ile byśmy władca z wizją może (i tak się stało w ZEA) stworzyć sobie obiecywali wraz z początkiem października, miasto bezpieczne i otwarte dla każdego. Przedstaprzypominamy sobie o tym pierwszego lutego. Ze wimy Wam również dwa projekty dzielnic, które po studenckimi zamiarami jest bowiem trochę tak skończeniu, swoją innowacyjnością przeniosą nas jak z corocznym postanowieniem „w nowym roku w kolejny okres w architekturze i urbanistyce, któreschudnę” – raczej się to nie udaje! Tak więc teraz nie go głównym założeniem będzie energooszczędność. pozostaje nic innego jak wziąć się do roboty, wyciąW trzecim numerze magazynu Voice dopracowagnąć kartkę i zrobić listę, a następnie wybrać się do liśmy strukturę gazety. Wyznaczyliśmy cztery działy, apteki po zapas magnezu i krople do oczu. Te dwie kolejno: Architekturę, Design, Kulturę i Your Voice. rzeczy zdecydowanie mogą się przydać, gdy trzecieTen ostatni został stworzony po to, abyśmy mogli zogo dnia w wyniku kolejnego kubka kawy zaczną się stać otwarci na Wasze sugestie i napływające teksty nam trząść ręce. Sesja nie jest jednak wcale taka zła. niezależne, które nie nawiązują do pozostałych dziaPo pierwsze, im jest cięższa tym większa satysfakcja łów. Zabieg ten wyznaczył kierunek w jakim chcemy gdy minie. Po drugie, gdyby nie ona, niektórzy z nas rozwijać nasz magazyn. Zachęcam Was serdecznie nigdy nie oglądaliby wschodu słońca kilka razy pod do lektury i oceny naszych postępów, które staramy rząd. Najprzyjemniejszym jednak dodatkiem do tesię robić z numeru na numer. gorocznej sesji jest nasz magazyn Voice. Przygotowaliśmy tematy, dzięki którym na chwiRedaktor Naczelny lę oderwiecie się od książek i sterty kserokopii. Ci, Anna Lessaer
VOICE – Magazyn studencki Wyższej Szkoły Technicznej redaktor naczelny: Anna Lessaer wydawca: Wyższa Szkoła Techniczna ul. Rolna 43 40-555 Katowice skład: Artur Bartnik projekt okładki: Michał Olej współpraca redakcyjna: Patrycja Bodzek, Piotrek Dziewior, Mateusz Gruchel, Tobiasz Gruchel, Jacek Hałat, Daria Jasińska, Magdalena Kowalczyk, Danuta Kurzawa, Jan Lessaer, Piotr Łopuszyński, Agnieszka Mikołajczyk, Michał Paw, Agnieszka Radzik, Aleksandra Strzępka, Agnieszka Szarek, Daria Tomczyk, Magdalena Tunkel, Julia Turczyńska, Adrianna Wieczorek korekta tekstów: Daria Tomczyk, Kinga Witas ilustratorzy: Łukasz Leszczuk, Jakub Wielek, Marcin Żurawski korekta projektu graficznego: dr Michał Minor
współpraca: TV Silesia kontakt: voicemagazyn.pl info@voicemagazyn.pl druk: Poligrafia D&N ul. Pszenna 2 44-109 Gliwice ISSN 2299-8233 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skrótów oraz zmian w zapowiedzianych materiałach. Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Autorzy odpowiadają za część merytoryczną własnych tekstów.
Spis Tre
ści:
„Jednem
6
u ALLAH
daje poż
10
Miasto Przy
14
szłości Czy
Design na m
18
Łódź kreu
20
ywienie
, drugie mu ape tyt” Muh ammad ystko jest możliwe
Miasta, w których w sz
Przyszłość M
iarę przyszł
je. Aware
ości
ness czyli św
FashionPh
22
ilosophy Fa
Neo Fashio n
24
iadomość !
shion Wee k Po
atalią Mle
Zapowied zi
28
land - edyc
Jamboree
Wywiad z N
26
iast?
2, czyli kre
ja zimowa
atywność,
która nie m
czak
a końca
koncertow e na rok 2 013
Miuosh
29 30
Seal we Wro
31
Pomarańcz owy Spode k. K
cławiu ult znowu w
Katowicach
32
Szaleńcza podró ż do serca amer
34
Nieoczekiwana Pod
36
Odrodzenie dworca w K atowicach
38
Business for YOUng
40
Konferencja TEDx - czym jest i dlaczego warto w niej uczest niczyć?
42
Szopki Krakowskie
44
„Na śmierć jest zawsze zbyt wcześnie” - Wspomnienie wybitne go architekta
46
Jak pracujemy w Polsce?
49
Komiks
50
Kronika WST
ykańskiego snu
róż
TEKST Architektura
„Jednemu ALLAH daje pożywienie, drugiemu apetyt” Muhammad
Architektura Stolica emiratu położona nad Zatoką Perską, skupiająca uwagę całego świata poprzez nierozłączną symbiozę przedrostka „naj” niemalże z każdą dziedziną życia, realizację wyjątkowych projektów budowlanych, rozbudowaną, a raczej nadbudowaną liniię brzegową oraz postęp nowych technologii, wykorzystujących zasoby wód morskich. Jest to również miejsce wielu imprez kulturowych, a także obszar przedsięwzięć inwestycyjnych i rozwojowych marzeń emira - szejka Muhammada ibn Rashida Al Maktouma. Aktualnie to metropolia, która spełnia każdą ludzką zachciankę. To Dubaj – królestwo piasku i czasu. Działalność polegająca na wytwarzaniu dóbr i świadczeniu usług zgodnie z potrzebami ludności, której siłą napędową jest wartość pieniądza, co w gruncie rzeczy nikogo nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że to na chwilę obecną najczęściej wykorzystywana karta przetargowa, jednak nieczęsto współpracująca z drugim czynnikiem odpowiedzialnym za jej postęp, jakim jest czas. Mowa tu o gospodarce. Wykorzystanie dóbr natury, które drzemały ukryte pod powierzchnią Dubaju, doprowadziło do niewyobrażalnie szybkiego rozwoju miasta, gdzie niecałe pół wieku wcześniej nie myślano o tym, że określenie „nic”, będzie mówiło „o czymś”. Joe Monster.org mówi: „Co można zrobić z majątkiem, który spada z nieba (lub wyłazi z ziemi)? Przeciętny Amerykański gwiazdor z MTV wyda wszystko na parę domów, garaż z najnowszymi samochodami, paręnaście bitches i wagon koksu. Cóż. Arabowie z Dubaju mieli zupełnie inny pomysł.” – z całą pewnością. Przyjmuje się, że wszystko co powstało lub posiada prawo bytu określa się mianem unikatowego, oczywiście waloryzacja „czegoś” powstaje jako indywidualny przekaz stanu, często wyznaczający położenie materii, określając ją w rozmaity sposób. Dubaj jest idealnym przykładem, gdzie użycie słowa unikatowy (łącznie z jego synonimami) po części określa jego przesyt, jednocześnie ujmując całokształt tej metropolii. I tak oto z piasków pustyni, a raczej z wykorzystanych, przynoszących satysfakcjonujący dochód, dóbr natury usytuowanych pod ich pokrywą, narodziło się miasto stające się pionierem w szeroko pojętych dziedzinach życia w miejscu, gdzie nawet podstawowe kultury bakterii nie znalazłyby nic atrakcyjnego. „Jednemu ALLAH daje pożywienie, drugiemu apetyt” – to właśnie głód zmian i chęć dążenia do rozwoju spowodowały stworzenie jednej z największych metropolii XIX wieku. Chociaż zaledwie kilka procent populacji to rdzenni mieszkańcy tego miasta, Dubaj zaprasza, przyciąga i zachęca do odwiedzenia oferowanym przez siebie osiągalnym luksusem.
8
tekst: Aleksandra Strzępka | fot. Jan Lessaer | 9
Architektura
Niekonwencjonalność, innowacyjność i brak zahamowań, to słowa, którymi możemy dziś określić Dubaj. Od kilku lat uznawany za stolicę architektury, ciągle się rozwija i zachęca twórców z całego świata do stworzenia czegoś niepowtarzalnego. Daje szansę, jakiej nie oferuje obecnie żadne inne miejsce. Często słyszymy opinię, że Dubaj „nie narzuca schematów, oferuje jedynie przestrzeń”. Dlatego co roku ukazuje się kilka koncepcji: na najwyższy budynek, na największe muzeum czy najciekawszy obiekt. Niestety, kryzys ekonomiczny dotknął również najpopularniejszego miasta Emiratów Arabskich. Nie wpłynął jednak na liczbę turystów, która wzrasta z dnia na dzień. Obecnie szacuje się, że ponad 200 000 ludzi dziennie przylatuje do Dubaju. Oznacza to, że miasto plasuje się na 8 pozycji najchętniej odwiedzanych miejsc na świecie. Uważam jednak, że uznanie dla Dubaju jest w pełni zasłużone, stworzono imperium
10
od zera. Najlepiej sytuację oddaje cytat Franka Lloyda Wrighta „Architekt musi być prorokiem… prorokiem w prawdziwym znaczeniu tego słowa… jeżeli nie widzi co najmniej 10 lat do przodu, nie nazywaj go architektem.” Dubaj zawdzięcza swoją świetność mądremu władcy, który przewidział rozwój miasta. Wiedząc, że ropa się skończy, postanowił, że najlepszym motorem napędzającym rozwój będzie turystyka. W samym Dubaju powstały osobne dzielnice, do których zwiedzający przemieszczają się taksówkami. Sztuczne wyspy, drogie hotele i sam Burj Khalifa są niczym magnes. Najlepsze lata rozwoju Dubaj ma już za sobą, mówi się że w 2008 roku 23% wszystkich żurawi budowlanych było wykorzystywanych właśnie na środku pustyni. Obecnie Dubaj nosi miano stolicy komercyjnej i turystycznej w Emiratach, jednak głównym i najbo-
gatszym miastem w UAE jest Abu Dhabi. Znajduje się w nim nowo otwarty most Zahy Hadid i przepiękny meczet Sheikh Zayed, do którego budowy wykorzystano same szlachetne kamienie i czyste złoto. To w tym emiracie znajduje się olbrzymi park rozrywki Ferrari i tor wyścigów F1. Mogę jeszcze przywołać jeden z najbardziej znanych hoteli Kempinski oraz biurowce powstałe na przełomie ostatnich kilku lat. Dlaczego więc to Dubaj, a nie Abu Dhabi przyciąga rzesze turystów? Mimo lepszej, bardziej wysublimowanej architektury Abu Dhabi brakuje dzielnic. Miejsc, w których przeciętny człowiek mógłby się poruszać przez większość dnia, przestrzeni, w której mógłby dobrze zjeść, pójść na zakupy i przy okazji coś zwiedzić. W Dubaju, jakkolwiek absurdalnie to brzmi, zwiedza
MIASTA, W KTÓRYCH WSZYSTKO JEST MOŻLIWE się właśnie Male (Centra Handlowe): każdy chce zobaczyć stok narciarski, przejść przez akwarium czy też zatrzymać się przy lodowisku, na którym trwa pokaz łyżwiarski. W Dubaju wychodząc z centrum handlowego możemy podziwiać niesamowity spektakl „tańczących fontann” z panoramą wieżowców w tle i Burj Khalifa, będącego niczym element scenografii. Tradycja w postaci Souku (Bazaru) połączona z nowoczesnością – centra handlowe, w dopełnieniu z nietuzinkową architekturą wysokościową tworzą bardzo dobrze zagospodarowaną przestrzeń, w której można się zatracić. Dlatego też Abu Dhabi bierze przykład ze swojego sąsiada i stawia obecnie na zagospodarowanie wysp i tworzenie
dzielnic, spójnych elementów, które za kilka lat staną się punktami nie do przeoczenia w Emiratach. Jednym z nich jest dzielnica Masdar, drugą koncepcja wyspy Saadiyat. Jest to, moim zdaniem, przedsięwzięcie wyjątkowo ciekawe i warte uwagi. Saadiyat Island to projekt, który ma być w pełni zrealizowany do 2030 roku. Wyspa podzielona jest na siedem dystryktów a każdy z nich ma inne funkcje. Kolejno możemy wymienić Saadiyad Cultural District, Saadiyat Marina, Saadiyat Promenade, Saadiyat Reserve, Saadiyat Lagoons, Saadiyat Retreat, Saadiyat Beach, w której przewidziane są
wille w trzech stylach do wyboru, pięciogwiazdkowe hotele, pola golfowe, przestrzenie publiczne i domy jedynie do wynajęcia. Najciekawszym miejscem na wyspie będzie część kulturowa. Cztery muzea - stworzone przez ikony światowej architektury. Zayed National Muzeum autorstwa Sir Normana Fostera, poświęcone pamięci ojca Zjednoczonych Emiratów Arabskich – Szejka Zayed. Charakterystycznym elementem są wieże, nawiązujące do skrzydeł sokoła, będącego symbolem oraz dziedzictwem kulturo-
wiz. Zayed National Museum press materials | 11
Architektura
wym Emiratów. Obiekt został zaprojektowany tak, aby zużywać jak najmniej energii, a jest to możliwe dzięki naturalnym wentylacjom oraz przeszkleniom w pięciu wieżach. The Zayed National Museum będzie otoczone przepięknym ogrodem, który dzięki wyselekcjonowanym gatunkom roślin i ich instalacjom nawiązywać będzie do przełomowych momentów z życia Sheikha Zayeda oraz jego transformacji ZEA. Guggenheim w Abu Dhabi będzie szóstym muzeum, jakie powstanie na świecie pod tą nazwą. Do najsłynniejszych należy zaprojektowane przez Wrighta, mieszczące się w Nowym Jorku, proste w formie, modernistyczne.
12
Drugie co do popularności mieści się w Bilbao i słynie ze swojej wymyślnej, wywołującej skrajne emocje formy. Obecny projekt Guggenheim Museum to dzieło Franka Gehry’ego. Obiekt jest z pewnością spektakularny, przypomina wręcz kubistyczny obraz. Futurystyczna forma zajmuje 45 000m2 i jest, w mojej opinii, niestety przytłaczająca. Wykorzystuje akcent regionalny - wieże beduińskie, które będą zarówno dawać cień jak i wentylować powietrze wewnątrz obiektu. Część z zastosowanych rozwiązań Gehry zaczerpnął z lokalnych technik, tak jak stożkowate galerie, które kanałami wprowadzają powietrze i ochładzają przestrzeń. Ściany elewacji to różnorodne pod względem koloru i gatunku płyty kamienne. Muzeum
otoczone będzie zielenią, polami golfowymi i ekskluzywnymi hotelami. Skala obiektu sprawia, że Guggenheim stanie się największym muzeum na świecie. Będzie tam centrum technologiczne i edukacyjne, biblioteka, archiwa i miejsce do restaurowania. W wyselekcjonowanej części będzie wystawa poświęcona środkowowschodniej kulturze i kulturze Islamu. Reszta będzie przeznaczona na zbiory z całego świata. Muzeum Louvre będzie się mieścić w obiekcie zaprojektowanym przez Jean Nouvela. Forma geometrycznego sklepienia obiektu nawiązuje do przeplatających się liści palmy, które były tradycyjnie używane do stworzenia dachu. Konstrukcja poprzez swoją ażurową formę sprawia wrażenie delikatnej. W rzeczywistości jest bardzo ciężka, a jej powierzchnia odpowiada pięciu bo-
iskom do piłki nożnej. Sam Jean Nouvel określa swój projekt mianem „wyspa na wyspie”. Wspomniana kolosalna płynna kopuła jest zarazem odpowiednikiem nowego świata, w którym deszcz światła przedzierającego się do wewnątrz kreuje mikro miasta małych galerii, jeziora i krajobraz. Podobnie jak Guggenheim, muzeum Louvre nastawione jest w dużej mierze na wystawy tymczasowe. Jest to bardzo ciekawy zabieg. Emiraty Arabskie są młodym państwem, bez wątpienia bogatym w historię, lecz nie aż tak bogatym w zasoby, by móc zapewnić ciągłą zmianę eksponatów w tak prestiżowych galeriach. Sprowadzając do Abu Dhabi dwa najbardziej znane na świecie muzea, ma gwarancję, że nie musi martwić się o ekspozycje. Każda z organizacji ma w zasobie tyle eksponatów, że wystarczyłoby ich na jeszcze kilka muzeów wielkości tego, które zaprojektował Gehry.
powstanie natomiast Performing Arts Center. Jest to obiekt o wyjątkowo wymyślnej futurystycznej formie. Mieszczą się w nim cztery sale, mogą być wykorzystywane jako teatralne, koncertowe czy też operowe. Obiekt wyłania się z ziemi i maksymalnie wychodzi w głąb morza. Zainspirowana naturą elewacja wpasowuje się w otoczenie, a forma sprawia wrażenie organizmu mającego za chwilę wskoczyć do wody. Zaha Hadid wyjaśnia, że Performing Arts Center powinno być osadzone niczym perła, wyeksponowana w tym samym czasie. Wyjątkowo podoba mi się ten obiekt z zewnątrz, wydaje mi się jednak, że czasem Zaha Hadid zbyt kurczowo trzyma się swojej domeny „Form In Motion”. Przez to niektóre wnętrza, mimo genialnej teorii o ich funkcjonalności, nie nadają się do codziennego użytku, bo nikt z nas nie jest przyzwyczajony do funkcjonowania w pomieszczeniach
niemałym zagrożeniem dla Dubaju. Kto wie, może turyści wybiorą jako miejsce docelowe stolicę kulturalną, a aspekt komercyjny zejdzie na drugi plan. Dubaj w przeciągu kilkudziesięciu lat stał się rajem dla architektów, jest przemyślany i spójny. Wierzę, że po zrealizowaniu projektów w Abu Dhabi, pusta i dziś drażniąca przestrzeń stanie się atutem. Oba miasta mają tyle samo mocnych stron co wad. Zróżnicowana forma jest dobra do pewnego momentu, kiedy razem z otoczeniem tworzy jedną całość. To dzięki zagospodarowaniu przestrzeni, jeden wyeksponowany budynek staje się ikoną. Dubaj i Abu Dhabi stają się terenem, na którym przeważają obiekty wybitne. Dlatego zastanawia mnie, kiedy architektura w Emiratach zacznie się ze sobą kłócić, zamiast współgrać. Czy podczas szybkiego rozwoju, zgodnie z teorią „im większe tym lepsze”, nie zatraci się skala? Czy człowiek będzie na-
Zaha Hadid wykorzystuje w pełni możliwości, jakie dają Emiraty Arabskie i przedstawia wiele koncepcji dla tego obszaru. Oprócz wspomnianego mostu zaproponowała koncepcję obiektu biurowego – The Opus, która w 2006 roku została wyróżniona za Signature Towers. Niestety, dwie ostatnie pozycje nie zostały zrealizowane. W Abu Dhabi
bez kątów prostych. Jestem przekonana, że wraz z kolejnymi oddanymi do użytku publicznego obiektami na wyspie Saadiyat o Abu Dhabi będzie się robiło coraz głośniej. Przypuszczalnie za kilka lat, gdy powstanie również Masdar, stanie się
dal czuć się komfortowo, jeżeli nie będzie mógł przemieszczać się w mieście inaczej niż samochodem? Czy coś, co w założeniu miało być udogodnieniem, może stać się ograniczeniem?
tekst: Anna Lessaer | fot. Jan Lessaer | wiz. Zayed National Museum press materials/Foster&Partners | 13
Architektura
MIASTO PRZYSZŁOŚCI CZY PRZYSZŁOŚĆ MIAST? „Budynek to maszyna do mieszkania” brzmiało ulubione hasło le Corbusiera. Parafrazując można powiedzieć: „Miasto to maszyna do życia”.
Rok 2006. Biuro architektoniczne Foster+Partners pokazuje światu utopijny projekt Zero Waste, Zero Carbon Future Prototype City - Masdar. W trakcie prezentacji okazuje się, że nie mamy do czynienia z kolejnym pakietem wysublimowanych obrazków będących wizualizacją idei ekologicznej struktury, tylko z realnym projektem, który ma stać się rzeczywistością w 2025 roku. Dubaj jest miastem, które nie musi już niczego udowadniać, ma najwyższy budynek na świecie - Burj Khalifa, najdroższy hotel i największe centrum handlowe. Abu Dhabi natomiast, będąc w cieniu swojego rywala, rozwija się w inną stronę, mniej rozrywkową, a bardziej biznesowo-kulturową. Stawia przy tym głównie na tzw. odnawialne źródła energii, które za 60-80 lat, gdy skończą się złoża ropy naftowej, staną się głównym motorem napędowym gospodarki Zjednoczonych Emiratów Arabskich, oraz na budowę tak zwanych Inteligentnych Eco Cities. Pojęcie miasta ewoluuje. W dobie dyliżansów nikt by nawet nie pomyślał, że standardem staną się 6-pasmowe ulice i „konie” mknące 200km/h. W kolejnym wieku nikt natomiast nie wpadnie na to, że można się było poruszać inaczej niż za pomocą latających maszyn. Standardy w budowaniu na przełomie ostatnich kilkudziesięciu lat też drastycznie się zmieniły. Tak samo jak nie opłaca się już budować budynków nie ekologicznych, tak samo nie opłaca się budować miast nie inteligentnych. Ale czym są miasta inteligentne? Wyobrażeniem na miarę metropolii z „Raportu Mniejszości”, „Pamięci Absolutnej” czy „Gwiezdnych Wojen”? Po części tak, ale dostosowane do roku 2012, a nie 2150. Miasto inteligentne na przekór, ma w sobie proporcjonalnie więcej kabli i technologii teleinformatycznej niż betonu, którego potrzeba do wybudowania budynków. To właśnie na osiągnięciach technologicznych opiera się koncepcja inteligentnych miast. To trochę jakbyśmy żyli pod nieustannym okiem Dobrego Wielkiego Brata, który za pomocą setek milionów sensorów dostosowuje miasto do naszych potrzeb i dla naszej wygody. Na telefonie czy tablecie dowiadujemy się czy nasz autobus się spóźni czy nie, gdzie i o której można spodziewać się korków, przypomni służbom komunalnym o wywiezieniu śmieci, jeśli jest taka potrzeba, czy każe posprzątać ulicę. System ten pójdzie jeszcze dalej i sam zaalarmuje 112, gdy stwierdzi, że ktoś na przykład zasłabł na ulicy, a jednocześnie da nam pełną swobodę funkcjonowania jak w normalnym mieście. W przypadku Masdaru od początku wiadomo było, że nie może być mowy o niczym standardowym. Potrzebna była myśl na tyle kompleksowa i nowatorska, by wytyczyć nowe spojrzenie na miasto, ale w taki sposób by uniemożliwić jakiedykolwiek porównania do tych już istniejących. Chodziło o utworzenie nowego typu, o miasto w 100% samowystarczalne. Lord Norman Foster, będący jednym z największych stararchitektów naszych czasów, pokazał realną wizję miasta, które będzie się same tworzyło, będzie inteligentną maszyną kierowaną przez człowieka, która wyciągnie wnioski z budowania kolejnych etapów i uniknie błędów przy kolejnych inwestycjach. Foster, jak sam mówi, zarysował jedynie podstawową wizję, która nie wiadomo jeszcze w jaki sposób się rozwinie. Komunikacja samochodowa zostanie ograniczona tylko i wyłącznie do samochodów elektrycznych, a główny ciężar komunikacji przejdzie na system o subtelnej nazwie PRT.
15
Architektura
Personal Rapid Transit jest siecią połączonych ze sobą „stacji” usytuowanych w taki sposób, by każdy będący w mieście zawsze był oddalony od najbliższej stacji o nie więcej niż 200m. I nie myślcie sobie, że mówię tu o zatłoczonych autobusach jakie znamy z naszych polskich realiów! Ja nie mówię nawet o autobusach, bo PRT to nic innego jak prywatna mini taksówka bez kierowcy, która dowiezie nas do dowolnej stacji jaką wybierzemy sobie na panelu dotykowym przed wejściem do robowehikułu, i to bez żadnych korków, kolizji czy opóźnień, jak w szwajcarskim zegarku. Energia dostarczana do miasta będzie generowana na ogromnej farmie solarnej, która już istnieje i zasila na chwilę obecną Masdar Institute i całą budowę oraz oddaje 80% swojej energii do sieci Abu Dhabi. W przyszłości będzie ona tylko w niewielkim procencie wspomagała energetyczny kręgosłup
ków. Pierwszym etapem było stworzenie otwartego w roku 2010 Masdar Institute - kampusu uczelnianego związanego z energią naturalną i jej wykorzystaniem. Studenci z całego świata mają za zadanie analizować i projektować technologię przyszłości, która pozwoli Masdarowi stać się miastem plus energetycznym, produkującym więcej energii niż potrzebuje. Kolejnym będzie budowa serca miasta, ogromnego kompleksu budynków usługowo-handlowo-kulturalnych, zaprojektowanych przez niemieckie biuro LAVA. Koncepcja, oprócz tego, że bez zarzutów wpisuje się w maksymę ECO, tworzy bardzo ciekawe założenie placu przykrytego dziesiątkami parasoli w rozmiarze XXXXL. Ze względu na bardzo ostry, specyficzny klimat, te ogromne konstrukcje w dzień będą zacieniać przestrzeń placu i gromadzić energię słoneczną na panelach na swojej powierzchni, a w nocy po złożeniu będą odsłaniać
miasta, bo już mówi się o technologiach, które będą znacznie bardziej wydajne, takie jak panele fotowoltaiczne nowej generacji oraz kolektory paraboliczne. Technologie te testowane są już dzisiaj w Masdar Institute. Jak w przypadku każdego dużego założenia urbanistycznego, mówimy zawsze o etapowaniu pewnych kolejnych kro-
gwieździstą panoramę nieba nad miastem. Docelowo w mieście założonym na powierzchni jednej mili kwadratowej ma zamieszkać 50 000 ludzi, w tym specjalistów i studentów specjalnie ściągniętych by móc dalej rozwijać ideę inteligentnego eco-miasta, by stało się ono książkowym przykładem takiego rozwiązania.
16 | tekst: Jan Lessaer | fot. Stanisław Lessaer | wiz. Foster&Partners
Design&Fashion
DESIGN na miarę przyszłości Wykorzystanie możliwości najnowszych technologii modele futurystycznych aut, znane pod nazwą Cosmic Mow sztuce, z roku na rok, jest coraz szersze i coraz bardziej zators. Przygoda Simona z Hollywood zaczęła się, kiedy reżyser skakujące. Szczególnie zauważalne Joseph Kosiński natrafił w księgarni „There are more people in the na książkę z jego projektami. Desijest to w kinematografii, gdzie dużo world who make things than gner ma w swoim dorobku pracę uwagi poświęca się animacji i grafice komputerowej. Jak ważną część there are people who think of nad takimi filmami jak: Prometeusz filmów nowej generacji stanowi wy(2012), Captain America: Pierwsze things to make.” – Syd Mead obraźnia, pokazuje twórczość dwóch Starcie (2011) czy Oblivion (popis akznakomitych designerów: Syda Meada i Daniela Simona. torski Toma Cruisa, który wejdzie do kin w tym roku). Jako Syd Mead - wizjoner, prawdziwa ikona w świecie designu, wolny strzelec nieustannie pracuje nad znanymi markami współtwórca historii kina science fiction. W branży nie ma samochodów i nie tylko (Lotus, Honda, DKNY…). Rok 2013 osoby, która nie znałaby jego nazwiska. Zachwyca pomysłoma zamiar poświęcić na rozwinięcie własnych projektów, wością i precyzją swoich projektów. a także wydanie nowej książki z udoskonalonymi modelami Jako absolwent Art Center College of Design w PasadeCosmic Motors. nie, pracował początkowo dla Ford Motor Company. NastępCo łączy te dwie, znakomite osobistości? Są to niesamonie ilustrował książki i katalogi innych znanych korporacji. wite projekty ukazane w filmie Tron (klasyka z kategorii filOgromna ilość zleceń zmusiła go do otwarcia własnej działalmów science fiction, z 1982 roku), nad którym pracował Syd ności. Wzrastająca rozpoznawalność jego nazwiska pozwoliła Mead oraz w sequelu – Tron: Dziedzictwo (2010), gdzie pałeczna pracę jako concept designer przy takich produkcjach filmokę nad koncepcją przejął Daniel Simon. Ich wersje motocykli wych jak: Star Trek: Film, Blade Runner czy Obcy. W maju 2007 Light Cycle są charakterystycznym elementem obu ekraniroku, we współpracy z reżyserem Joaquinem Montalvanem, zacji i zaspokajają najbardziej wygórowane gusta fanatyków ukończył film Visual Futurist: The Art & Life of Syd Mead dokuszybkich pojazdów. mentujący jego artystyczną i życiową drogę. Przeciętny widz, choć trochę obeznany z technologią trójMłodszym, równie utalentowanym concept designerem wymiarową, po obejrzeniu drugiej części Tronu, opowieści jest Daniel Simon. Nadzwyczajna wyobraźnia i pomysłowość o cybernetycznym świecie Kevina Flynna, z pewnością donie pozwoliły mu na bezczynność. Po ukończeniu wyższej strzeże nowatorstwo zastosowanej animacji, która wyróżnia szkoły zawodowej w Pforzheim, przez pierwsze sześć lat prago spośród obecnych produkcji. Wiele osób może się tutaj cował dla marki Volkswagen. W tym czasie tworzył już własne nie zgodzić twierdząc, że sam film wcale nie wzbudził takiej 18
sensacji wśród odbiorców. Moim zdaniem, są to ci, którzy nie obejrzeli pierwowzoru, co jest konieczne dla właściwej oceny. Oba filmy dzieli, bądź co bądź, tylko 28 lat, a przez różnicę w jakości efektów wydaje się, że jest to skala wielkości co najmniej wieku. Trzeba pamiętać, że już pierwsza część była fenomenem w kategorii kina science fiction. Każda sfera produkcji wykorzystała, jak na swoje czasy, najnowsze możliwości technologiczne. Cechą wspólną cybernetycznych światów ukazanych w filmach jest zagadnienie światła. To ono praktycznie kreuje scenografię, charakterystyczne pojazdy, architekturę. Jak w pierwszej części wydawało się, że wszystko dzieje się we wnętrzu komputera, tak w sequel’u wręcz odwrotnie - symulacja, przez dodanie atmosfery, efektów wiatru i deszczu, wydaje się odtwarzać prawdziwy świat. Świat idealny i fascynujący, lecz nierzeczywisty. Istotną rolę odegrały kostiumy. One także, jak praktycznie każdy element scenerii, miały świecić własnym światłem. W pierwszej części widzimy, jak bardzo ograniczały sprawność ruchową aktorów, którzy imitowali raczej ruchy robotów. Stroje w sequel’u pozwalały już na wykonywanie szeregu akrobacji. Każdy kostium stworzony został z czterech warstw pianogumy, z których jedna była plątaniną elektronicznych przewodów. Dzięki temu aktor miał pełną mobilność, a widz mógł podziwiać jego niesamowite wyczyny w walkach na dyski czy wyścigach na motorach. Warto także zwrócić uwagę na komputerową postać Clu 2.0. Widzimy, że nie jest to rzeczywista istota. Nadzwyczaj naturalna jest jednak mimika jej twarzy, tak bardzo podobna do
ludzkiej. To wszystko dzięki temu, że animatorzy nie wykonali komputerowej „wersji” Jeffa Bridgesa, który wcielił się w postać, ale praktycznie on sam stworzył Clu. Podczas scen miał on nałożony kask z mikrokamerkami, które nagrywały ruch czarnych kropek naklejonych na jego twarzy. Dało to możliwość odtworzenia mimiki aktora. Joseph Kosiński, jako jeden z niewielu reżyserów, poświęcił tak wiele czasu scenografii (animatorzy pracowali nad filmem łącznie dwa lata). Dało to znacznie bardziej rozwinięty i fascynujący obraz świata, niż w niedawnym filmie Avatar. Gdyby nie dość oklepana fabuła filmu, którą Kosiński potraktował dość obcesowo, myślę, że Tron: Dziedzictwo mógłby równać się z ekranizacją Camerona. W każdym razie, jeśli technologia komputerowa będzie się rozwijać w tak szybkim tempie jak dotychczas, a wytwórnia Disney będzie miała zamiar nakręcić następną część filmu Tron, to z pewnością będę pierwszą osobą stojącą w kolejce po bilet. Jak będzie wyglądał świat za następne 30 lat? Syd Mead w Visual Futurist mówi, że trudno jest być w tych czasach przewidującym. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co stanie się dnia następnego, a co dopiero w tak dalekiej przyszłości. Wszystko to dzieje się dzięki ludzkiej ciekawości, intelektowi i wyobraźni, które przyspieszają nasz rozwój. Być dobrym obserwatorem – to najważniejsza cecha osoby kreatywnej. Jesteśmy w stanie przeobrazić to, co zobaczyliśmy w całkiem odmienną i nowatorską formę. Nie jest to łatwe, ale jeśli Syd Mead i Daniel Simon są w stanie stworzyć tak zachwycające projekty, to może nam też się uda?
tekst: Adrianna Wieczorek | fot. Art Work Daniel Simone © Disney Enterprises, inc. | 19
Design&Fashion
ŁÓDŹ KREUJE. Awareness czyli świadomość! Obowiązkową pozycją w kalendarzu każdego, kto intepoważne założenia projektowe. Obraz z dzieciństwa, gdy resuje się wzornictwem powinna być wizyta na corocznym uciekająca z wiatrem piłka wabi nieświadomych zagrożenia ŁÓDŹ DESIGN FESTIVAL. Szósta z kolei edycja tej imprezy chłopców na pole minowe, popycha autora, Massouda Hassaodbywała się w dniach 18-28 października zeszłego roku. ni’ego, do stworzenia Miny Kafon – kuli z bambusa i tworzyw, Na 10 000 m² powierzchni ekspoktóra pchana przez wiatr bezpieczzycyjnej centrum festiwalowego nie rozminowuje teren. „Czy design to tylko tworzenie kozaprezentowano 1100 obiektów. Drogę inspiracji mogliśmy przelejnego przedmiotu, czy też sposób Hasłem przewodnim tegorocznej śledzić podziwiając wystawę „Punkmyślenia mogący oddziaływać na edycji było słowo „Awareness”, czyli ty widzenia – punkty siedzenia”, otaczającą nas rzeczywistość? Jak z angielskiego „świadomość”. Motto która poprzez proste analogie imprezy miało zwrócić uwagę na to, przedmiotów, ukazywała wpływy wpływa na nasze życie? Czy projak bardzo istotna w designie jest zmian społecznych na projektowajektując można zmieniać świat na świadomość oraz jak różnie można nie. Przedmioty będące inspiracją, lepsze? Łódź Design Festival próją interpretować w odniesieniu do analogią lub stojące w opozycji do bując odpowiedzieć na te pytania projektowania. eksponowanego w parze krzesła, poOrganizatorzy zaprosili do budzały ciekawość oraz wyobraźnię. udowadnia, że ŚWIADOME projekwspółpracy projektantów, którzy Z pary: plecione krzesło – wiklinowy towanie nie pozostaje obojętne na w swoich pracach uwzględniają koszyk dowiedzieliśmy się, że proproblemy współczesnego świata wiele aspektów: społecznych, regiostota krzesła wynikała na przykład i troszczy się o lepsze tu i teraz.” nalnych, etycznych i ekologicznych. z braku materiałów – w połowie lat Jak mówi Sven Ehmann - redaktor 70-tych najbardziej dostępna była wydawnictwa Gestalten i autor pierwszej części ekspozycji zametalowa siatka. Zaskakujący może się wydać spinacz biurotytułowanej „The Future is stupid”: „to wystawa designu, ale wy, który stał się bezpośrednią inspiracją powstania siedziska. rozumianego nie jako przedmiot, produkt, marka, ikona czy Na wystawie „Kto ty jesteś?” zaprezentowano eksponasymbol statusu (…)”. Ehmann pokazuje design jako narzędzie, ty projektantów o polskich korzeniach. Celem wystawy była stan umysłu, sposób myślenia i podejście… próba pogodzenia ze sobą wytworów z różnych obszarów Wystawa zadziwiła nas przeglądem niespotykanych, designu, przygotowanych przez twórców różnych pokoleń. na pierwszy rzut oka, wynalazków i realizacją dziwnych poSuma doświadczeń każdego z osobna zaowocowała tak odmysłów, które po dłuższej chwili zastanowienia rozwiązują ważnymi realizacjami, jak przenośna kuchnia do gotowania
20
w przestrzeni publicznej czy też zaskakujące kolaże mebli recyklingowych. Festiwal ma również swoje stałe punkty programu, takie jak plebiscyt „make me!”, gdzie młodzi projektanci mogą zaprezentować swe projekty. Stanowi on jeden z filarów Łódź Design Festival, a w ciągu kilku lat stał się ważnym wydarzeniem dla młodych projektantów w Polsce i za granicą. Tegorocznym zwycięzcą okazał Jana Lutyka ze swoim projektem stołka pt. „Ribbon”. „Ribbon” to innowacyjne podejście do tradycyjnego materiału – sklejki, polegające na gięciu jej w trzech kierunkach. Organiczna forma wynika z zachowania się materiału – warstwy forniru poddają się naturalnemu przebiegowi włókien drewna. Obiekt wygląda jakby był wykonany z pojedynczej „wstęgi” sklejki, jednak na potrzeby produkcji został podzielony. Dwa tłoczone moduły tworzą jedną nogę, zaś trzy identyczne nogi składają się na jeden stołek. Profile dążą do uzyskania kształtów wypukłych w miejsce typowych dla wyrobów ze sklejki elementów płaskich, dzięki czemu, zużywając mniej materiału, uzyskujemy podobną sztywność. Spojrzenie ekologiczne i ekonomiczne za razem. Warto też było zarezerwować sobie więcej czasu, by móc wziąć udział w przeglądzie portfolio, licznych pokazach filmowych jak i w odbywających się po nich dyskusjach. Wartościowe okazały się również wykłady prowadzone w centrum festiwalowym, w których każdy chętny mógł wziąć udział. Prelegentami byli nie tylko projektanci, graficy i architekci, ale także psychologowie, reprezentanci wiodących na rynku marek oraz eksperci w dziedzinach pokrewnych wzornictwu. Dużą część ekspozycji zajęły projekty, które możemy zaliczyć do nurtu „recycling design”. Sam proces tworzenia recyklingowych struktur mogliśmy również zobaczyć dzięki tworzącym je na miejscu studentom krakowskiej ASP. Tworem ich ekspozycji były między innymi świecące kule z połączonych szybkozłączką nakrętek od butelek oraz lampa, do której stworzenia użyto baneru mesh. Konsekwentnie zaprojektowano samo wnętrze centrum festiwalowego, gdyż przez wszystkie poziomy budynku dawnej tkalni i przędzalni biegła ażurowa struktura, powstała z napiętych, różnokolorowych tasiemek. Dzieliły one przestrzeń, akcentując ważne punkty i prowadząc wzdłuż wewnętrznych szlaków komunikacyjnych. Użyte w tym celu 35 kilometrów wstążki zaplanowano zaś wykorzystać powtórnie – skorzystają z nich łódzcy projektanci. Warto także wspomnieć o toczącym się równolegle do Łódź Design Festiwal, Festiwalu Światła – Light Move Festival. Widowisko opierało się m.in. na efekcie 3D mappingu, czyli wielkoformatowych pokazach audiowizualnych wyświetlanych na budynkach. Niezapomniane efekty wizualizacji trójwymiarowej przedstawiono na fasadach budynków głównego łódzkiego deptaka, czyli ulicy Piotrkowskiej. Zaprezentowane na zeszłorocznym łódzkim festiwalu 1100 obiektów dowodzi, że design staje się środkiem do osiągnięcia celów wyższych niż tylko stworzenie pięknej formy, a za słuszną można uznać prowadzoną na skalę ogólnopolską kampanię reklamową miasta pod hasłem „Łódź kreuje”.
tekst: Danuta Kurzawa, Michał Paw | fot. Danuta Kurzawa, Michał Paw | 21
Design&Fashion Magdalena Kowalczyk Tegoroczny FashionPhilosophy Fashion Week Poland rozpoczął się i zakończył bez większych fajerwerków. Mnie osobiście pokazy niestety nie zachwycały, a tym bardziej nie inspirowały. Większość kolekcji była do siebie zbyt podobna. Wiosna/Lato 2013 to szarobure płaszcze, swetry, kurtki itp. Projektanci widocznie przewidują mroźne lato. Po wielu godzinach oglądania w kółko tych samych propozycji, zaskoczenie – Maldoror. Kolekcja, która najbardziej przypadła mi do gustu jest drapieżna i ekstrawagancka, zaprzecza (i to bardzo) panującemu w modzie trendowi „byle więcej zakryć”. Inspirowana jednym z berlińskich klubów, prowokująca i szokująca (jak sama postać projektanta). Jeśli chodzi o resztę pokazów, wybiórczo mogłabym wskazać pojedyncze egzemplarze z danych kolekcji. Strefa Off jak zwykle góruje. W projektach czuć świeżość, nieograniczone pole manewru, ciekawe konstrukcje i dekonstrukcje. Każdy z tych pokazów był indywidualny, ciekawy i zaskakujący. Proponowano przeróżne trendy, a więc każdy znalazł coś dla siebie. I tu mój faworyt – Jakub Pieczarkowski z kolekcją „Consequences”. Mocne wejście, mocne zejście. Kolekcja w kiczowatym stylu lat 80’tych w połączeniu z gangsterskim stylem. Nowe, świetne rozwiązania techno-
FashionPhilosophy Fashion Week Poland edycja zimowa Dzięki zaangażowaniu kadry WST, po raz kolejny otrzymałyśmy darmowe wejściówki na czterodniowe pokazy i showroomy FashionPhilosophy Fashion Week Poland. Korzystając z okazji, wybrałyśmy się całą grupą. Niektóre z nas postanowiły podzielić się z czytelnikami Voice Magazine, swoimi przeżyciami.
22
logiczne, młodzieżowy, buntowniczy charakter i doskonała zabawa kolorami, to z pewnością kolekcja, która jako jedna z naprawdę nielicznych, utkwiła mi w pamięci. Atmosfera podczas tych czterech dni, zaskoczyła mnie pozytywnie. To była jedna wielka dobra zabawa! Agnieszka Kopek Październikowy Fashion Week w Łodzi był pierwszym, w którym miałam możliwość uczestniczyć. Wspominając go, przed oczami maluje mi się obraz mnóstwa przewijających się przez showroomy ludzi, głośną muzykę, długie i ciasne kolejki do wejścia na główną halę. Designers Avenue to przestrzeń, w której odbywały się największe pokazy, które wywarły na mnie największe wrażenie. Były to między innymi: Tomaotomo by Tomasz Olejniczak, Łukasz Jemioł Basic oraz pokaz Natalii Jaroszewskiej. Spędziłam w Łodzi tylko dwa dni ale mogę śmiało powiedzieć, że były to dwa w pełni wykorzystane dni. Zobaczyłam, dotknęłam, spróbowałam, zasmakowałam i sfotografowałam naprawdę wiele. Mam nadzieję, że będę mogła uczestniczyć w każdym kolejnym FashionPhilosophy Fashion Week Poland i przywieźć z każdego same pozytywne odczucia i wspomnienia, tak, jak było to w tym przypadku. Roksana Sołtysik Atmosfera była niesamowita. Ludzie byli nieprzeciętni, swoim strojem opisywali emocje. Takich ludzi nie spotykamy na katowickich ulicach na co dzień. Dobrze wspominam pyszne pierogi podawane na terenie Fashion Week Poland. Jeśli chodzi o projektantów i pokazy, nie zachwyciły mnie. Miałam okazje brać udział w wiosennej edycji FWP, która wywarła na mnie znacznie większe wrażenia estetyczne, niż ta edycja. Kolorystyka tegorocznego FWP to szarobure tonacje, które absolutnie nie kojarzyły mi się z latem. Tegoroczny FWP obronił Marldoror, który nadał świeżości modzie polskiej oraz pokazał kontrastowość do przedstawionych kolekcji. Patrycja Chrukin Po raz pierwszy miałam okazję wzięcia udziału w Polskim Tygodniu Mody, który, jak co sezon, odbył się w Łodzi. Przy-
jazna atmosfera, wyróżniający się pasjonaci mody, którym można było przyglądać się z zainteresowaniem i mnóstwo emocji związanych z pokazami – zarówno pozytywnych jak i negatywnych, to wszystko składało się na tych kilka intensywnych dni. Największe wrażenie zrobiła na mnie kolekcja Moniki Błażusiak, która skórę zaprezentowała w ciekawych, kobiecych formach. Choć dostanie się na galę dyplomową studentów łódzkiej ASP groziło uszczerbkiem na zdrowiu z powodu ludzi tłoczących się przed wejściem, zdecydowanie było warto. Futra, skóry i ciekawe dodatki w pokazie Agaty Żwirskiej „Creative Destruction”, zaskoczenie z jakim przyglądałam się projektom Katarzyny Ditrich-Paturalskiej, które na wybiegu zamieniały się w torby, oraz kolekcja Joanny Startek „Once Upon a Time” - to szczególnie dzięki tym punktom również galę dyplomową uważam za najlepiej spożytkowany czas tegorocznej imprezy. Choć z zainteresowaniem wyłapywało się ciekawe wzory i kroje prezentowane na wybiegu, większość projektantów proponowała na sezon Wiosna/Lato 2013 kolekcje, które kolorystyką bardziej wpasowałyby się w sezon jesienno-zimowy, chyba że polskie lato według rodzimych kreatorów jest szare i smutne. Agata Moskal Fashion Philosophy to moim zdaniem świetna wizytówka naszego kraju i doskonałe miejsce do zobaczenia jak, wbrew powszechnej opinii, wartościowa i ciekawa jest nasza polska moda. Dla mnie to, że FWP jest imprezą dość alternatywną i promuje młodych, jeszcze nieznanych projektantów, jest ogromnym atutem. Ponieważ dopiero się rozwija, nie aspiruje do bycia nadętym, celebryckim eventem, a wszyscy podkreślają pełen profesjonalizm obsługi, backstage’u i modelingu. Myślę, że dobrze czują się tam fani nie tylko mody ulicznej czy offowej, ale mody w ogóle, a ja czułam się świetnie, bo zobaczyłam dużo fantastycznych rzeczy i wiele się nauczyłam. Najpiękniejsze ubiory widziałam na pokazie Tomasza Olejniczaka i Natalii Jaroszewskiej, ale podobała mi się też bardzo oryginalna męska kolekcja Hyakinth’u. Inez Oszek W tym roku byłam na Fashion Week Poland w Łodzi przez dwa dni. Zaczynając od showroomów, gdzie można było znaleźć same cudowne rzeczy: od wszelkiego rodzaju torebek po odzież używaną, kosmetyki, książki itp. do genialnych pokazów mody różnych projektantów. Pokazy były podzielone na 2 grupy: Off out of schedule i Designer Avenue. Moim zdaniem bardziej zaskakujące rozwiązania i kreacje przedstawione były w pierwszej z wymienionych grup, natomiast w drugiej wystawiali się znani projektanci jak np. Łukasz Jemioł ze swoją kolekcją Basic oraz marki np. Orsay lub Solar. Bardzo oryginalne pomysły na kreacje mieli studenci ASP, którzy zaprezentowali je podczas pokazów gali dyplomowej. Szczególną uwagę zwróciłam na kolekcję Karoliny Marczuk „Machu Picchu”, ponieważ kształt ubrań oraz kolorystyka przenosiły nas do odległego miasta Inków, a także na kolekcję „Coś za coś” Katarzyny Ditrich, która była niesamowita! Dlaczego? Ponieważ z czarnych skórzanych spodni, modelki na oczach widzów, robiły torebki! Wszystko dzięki sprytnie ukrytym zamkom oraz specjalnemu krojowi. Było to bardzo fascynujące i inspirujące. Uważam, że młodzi projektanci mają najlepsze i najświeższe pomysły oraz tą motywację, czyli chęć zaistnienia.
Studentki Wzornictwa WST | 23
Design&Fashion 15 pokazów, 1 performance, 9 wystaw, 8 warsztatów, 2 konkursy, około 3000 widzów – tak wygląda bilans 2. edycji Festiwalu Mody Neo Fashion Jamboree, który odbył się w dniach 16-18 listopada 2012r. w Bielsku Białej. Podczas trzech dni festiwalu uczestnicy mogli zobaczyć niesamowite kolekcje i wystawy fotografii oraz uczestniczyć w warsztatach i wykładach. Minimalizm, elegancja, awangarda - kolekcje pełne przeciwieństw, które jako wypadkowa inspiracji projektanta fundują odbiorcy całkiem nowe spojrzenie na temat mody i jej interpretacji. Na wybiegu, oprócz polskich projektantów, można było zobaczyć też kilka zagranicznych akcentów, m.in. kolekcję Narelle Dore, projektantki pochodzącej z Australii, absolwentki antwerpskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz Anny Cichej, absolwentki czeskiego Uniwersytetu im. A. Baty. O gustach się nie dyskutuje, jednak różnorodność prezentowanych kolekcji sprawiła, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Z pośród 15 pokazów na szczególną uwagę zasługuje kolekcja marki Birds of Prayers z Edynburga, której pomysłodawcą jest Piotr Pyrchała. Birds of Prayers to genialny projekt-kolektyw, to nie tylko ubrania, ale przede wszystkim forma wyrażania się ludzi zaangażowanych w przedsięwzięcie
Neo Fashion Jamboree 2, czyli kreatywność, która nie ma końca.
i niesamowita konsekwencja. Pierwsza kolekcja przygotowana została pod hasłem „Black Meadow”. Główną inspirację stanowiły japońskie kimona, których konstrukcja została przemodelowana z super kobiecymi sukienkami w stylu lat `50. Nie można też było zostać obojętnym wobec pokazu marki IMA MAD – pod względem choreografii, jeden z najlepszych pokazów. Marka IMA MAD z kolekcją „and there will be no battle on somber mountain” przeniosła nas w inny wymiar estetyki. IMA MAD to projekt eksperymentalny, łączący odmienne podejścia do projektowania oraz próba odpowiedzi na pytanie o źródło ekscytacji i fascynacji projektantów. Kolekcja IMA MAD tworzy klarowny obraz estetyki inspirowanej strojem ludowym i tradycją, estetyki, która jest swoistym manifestem kobiety. Kolekcja Anki Walickiej N_HIL zachwyciła natomiast konsekwencją, surowością i naturalnością materiału, czystością barw i geometrycznymi fasonami, a całość została dopełniona genialnymi butami z rzeźbionymi koturnami. Neo Fashion to jednak nie tylko pokazy mody. Podczas festiwalu można było również zobaczyć cykl niesamowitych wystaw prezentujących najróżniejsze spojrzenie na temat mody. Surrealistyczna wystawa fotografii Frederika Heymana urzeka koncepcją i oryginalnością. Jego zdjęcia, na zasadzie paradoksu, pozostawiają u odbiorcy uczucie nasycenia i niedosytu jednocześnie, zachęcając tym samym do kolejnego aktu obcowania z tymi zamkniętymi w kadrach wizjami. Frederik Heyman jest jednym z tych ludzi, którzy potrafią wykorzystać wrodzoną intuicję, aby stworzyć pomysłowe i unikatowe wizualne arcydzieła. To, co cechuje styl Heymana, to także spójność jego artystycznych zamysłów. Poza tym fenomenalne zdjęcia zza kulis największych pokazów mody Kasi Bobuli, reportażowy street fashion Christopha Schallera, wystawy REM i Gott mit Uns będące wynikiem współpracy kilku artystów o całkowicie odmiennym podejściu do tematyki mody. Interaktywna wystawa mody była jedną z ciekawszych form prezentacji kolekcji. Pozwoliła na dotykowych ekranach zobaczyć najdrobniejsze detale kolekcji m.in. Ani Kuczyńskiej, Łukasza Jemioła i Kai Śródki.
Oprócz wystaw, pokazów i filmów, każdy mógł uczestniczyć w warsztatach i wykładach, które prowadzone były przez artystów, ekspertów i pasjonatów. Monika Onoszko z OnoMono Design opowiadała o trendach w dizajnie na 2014, Natalia Mleczak, scenografka działającą na pograniczu mody, kina, sztuki i teatru, odkrywała tajemnice Props Stylingu pod hasłem – „Maska, But”, a Magda Lusińska omawiała temat „Władzy w europejskim przemyśle mody”. Projektantki Julia Rodowicz i Karolina Pięch opowiadały o pracy dla Domu Mody Balenciaga, firma OrbivVu przygotowała warsztaty z fotografii obrotowej połączone m.in. z sesją marki Big Star i kolekcją Kai Śródki, a Monika Harłacz z Krakowskich Szkół Artystycznych przygotowała kilkugodzinne warsztaty z Eco Visual Merchandisingu. Na koniec w sekcji warsztatowej można było degustować zapachy w Perfume Bar marki Eisenberg i posłuchać wykładu „Surrealizm jest trendy”, wg Eweliny Kozak. Miłośnicy niszowych marek, ciekawych i unikatowych rzeczy mogli przez dwa dni odwiedzać showroom projektu Neo Label, gdzie projektanci wystawiali autorskie projekty. W showroomie naprawdę dużo się działo, niesamowita atmosfera, kreatywność unosząca się w powietrzu i ci wszyscy genialni ludzie opowiadający o swoich projektach! Odzież, dodatki, biżuteria, nawet meble – każdy z pewnością znalazł coś dla siebie. W ramach Neo Label ruszyła również reedycja katalogu z wizytówkami artystów, grup twórczych i marek, a wszystko to, aby ułatwić pasjonatom mody offowej kontakt z jej twórcami. Konkurs DreamTeam odbywający się w ramach 2 edycji festiwalu dał możliwość wykazania się teamom, które w myśl idei „Endless Creations” pracowały nad ostatecznym efektem sesji zdjęciowej. Natomiast wszyscy pasjonaci tematu street fashion, w ramach plebiscytu Style4Street, mogli dać upust swojej kreatywności tworząc niesamowite stylizacje. Wszyscy laureaci zostali zaproszeni na sobotnią galę, na której pomiędzy pokazami Łucji Wojtali, Wojtka Haratyka, a performance marki Trendy Hair Fashion, zostały wręczone atrakcyjne nagrody. Gospodarzem sobotniego wieczoru była aktorka Sonia Bohosiewicz. Punktem kulminacyjnym festiwalu była odsłona gigantycznego fraka. Projektem fraka zajęła się Kaja Śródka, a wykonaniem studenci WST w Katowicach pod czujnym okiem swoich wykładowców, dr Moniki Bogusławskiej-Bączek i dr Renaty Kujawy oraz wykładowców z warszawskiej ASP. Frak zawisł we foyer bielskiej Galerii SFERA. Fenomenem projektu był fakt, że każdy mógł indywidualnie doszywać kolejne elementy fraka, a wszystko w myśl hasła „Endless Creations”, które towarzyszyły wszystkim, przez kolejne dni festiwalu Neo Fashion Jamboree. Dużo się działo podczas całego festiwalu i jak widać moda nie ma jednej definicji, nie da się jej również osadzić w jednej przestrzeni. Moda to po prostu niekończąca się kreatywność.
tekst: Agnieszka Radzik | fot. Jan Lessaer | 25
Design&Fashion
wywiad z
NATALIĄ MLECZAK Natalia Mleczak - artystka, rzemieślnik, scenograf. Plany zdjęciowe to jej żywioł. Działa na pograniczu mody, kina, sztuki i teatru. Tworzy scenografię, propsy i kostiumy do filmów oraz sesji zdjęciowych. Odpowiedzialna między innymi za kreacje scenograficzne teledysków Moniki Brodki, Kasi Nosowskiej i Myslovitz. Studiowała Intermedia na poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Współpracowała z Vogue Hommes Japan oraz większością polskich magazynów. Wyznawczyni Gondryzmu, uzależniona od nieśmiertelnego Felliniego i dzikości Pipilotti Rist. Na początek, proszę dokończ bez zastanowienia: Miejsce, w którym chciałbym się zestarzeć to... miejsce bogate w kolor, słońce i życzliwych zmarszczkom ludzi. Wciąż zadziwia mnie… to co przede mną. Książka, którą czytałam więcej niż raz to… „Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze” Aglaja Veteranyi, „Portrety i Obserwacje” Truman Capote. Trzy słowa, które najlepiej mnie charakteryzują to… pomysłowa, gaduła, niepoprawna romantyczka. Czy możesz wskazać punkt zwrotny w swojej karierze, od którego wszystko nabrało większego tempa? Staram sie nie cofać, raczej podążam naprzód tempem, które dyktuje sytuacja. Opowiedz proszę w paru słowach o projektach: Który przysporzył Ci najwięcej satysfakcji? Każdy, który wzbudza pozytywne skojarzenia i podziw u odbiorcy. Jednak byłoby niepoprawnym, gdybym nie wspomniała o pierwszej sesji dla Vogue - bardzo mobilizujące zdarzenie.
mianownik w postaci głowy, która codziennie przesiewa miliony informacji, słów i obrazków. A obrazki pochłaniam zachłannie. Bywa to raz książką, spotkaniem, rozmową, pajęczą siecią... Wracając do Brodki, inspiracją dla „Krzyżówki dnia” była twórczość jednego z moich guru Michaela Gondry’ego, wspaniałego reżysera i twórcy klipów muzycznych, wyznającego ideę twórczego recyklingu. Jesteś nie tylko artystką, ale także doskonałym menadżerem swojego talentu. Co poradziłabyś zatem młodym adeptom z szeroko rozumianej branży artystycznej? Przede wszystkim nie bać się realizować swoich marzeń i wytyczonych celów. Nie chowaj realizacji do szuflady, daj im szansę zaistnieć (liczne konkursy, magazyny internetowe). Może zabrzmi to banalnie, ale żyjemy w czasach, w których o wiele prościej dotrzeć do odbiorcy, do osób którymi się inspirujemy lub podziwiamy. Mnogość narzędzi w wirtualnym świecie (blogi, tumblery, fb, behance, carbonmade itp.) staje się idealnym menadżerem naszego talentu. Czy któregoś z polskich artystów cenisz szczególnie? Jeśli tak, to za co? Zawsze i wszędzie Tomasz Mróz vel Tom Frost, genialny rzeźbiarz, mam jednak wrażenie że mimo pokaźnego dorobku, nadal niedoceniony. Jakub Julian Ziółkowski - malarz metafizyczny, w którego obrazach mogę zatapiać się godzinami. Konrad Smoleński – artysta niepokorny, którego twórczość wzbudza niepokój budowany w relacji miedzy obiektem, dźwiękiem i obrazem. Oprócz tego czym się już zajmujesz (scenografia, projekto-
Który był najtrudniejszym wyzwaniem? Mozolna praca nad kostiumem dla O.S.T.R-ego oraz praca nad moją pierwsza fabułą pt. „Jak głęboki jest ocean”, a zarazem największą jak do tej pory realizacją scenograficzną, która będzie mieć swoją premierę światową na festiwalu w Chicago. Mam nadzieję, że tym razem ciężka i trudna praca przekuje się w dużą dozę osobistej satysfakcji. Który był najbardziej nietypowy? Nietypowa to zdaje się moja specjalność, więc trudno wskazać ten jedyny. Każdemu projektowi, jakiego się podejmujesz, towarzyszą zapewne różne inspiracje. Czy masz jednak jakieś jedno ulubione i niewyczerpane źródło inspiracji, do którego się odwołujesz? Skąd czerpałaś „natchnienie” podczas realizacja klipów dla Moniki Brodki („W pięciu smakach”, „Krzyżówka dnia”), które odniosły ogromy sukces? Z inspiracjami bywa różnie jednak odnajdują one wspólny
wanie, performance), jest coś, w czym chciałabyś się jeszcze sprawdzić? Kusi mnie projektowanie mody, butów... ale przecież teraz każdy to może ;) poza tym pisanie scenariuszy, wspinaczka, pomysłów wiele, każdy dzień przynosi inny. Interdyscyplinarność – to wyraz, który dobrze charakteryzuje Twoją twórczość. Kino, moda, sztuka, teatr – która z tych gałęzi sztuki jest Ci szczególnie bliska? Wszystkie naraz, interdyscyplinarność jest swego rodzaju modą, zwłaszcza w czasach ponowoczesnych, w których to już dawno zniesiono wszelkie podziały między dziedzinami ekspresji. Bywa, że sztuka eksperymentalna sięga po język nauki i odwrotnie. Bywa to również niewygodne, zwłaszcza dla tych co lubią konkretnie dookreślić. Ja jednak będę hołdować koncepcji kulturowego recyklingu i wolnego przepływu pomiędzy wszystkimi dziedzinami sztuk. Daje mi to większe pole do samorealizacji.
26 | tekst: Agnieszka Radzik | fot. Paweł Fabjański
Kultura
zapowiedzi
KONCERTÓW Przeglądając ostatnio propozycje koncertowe na rok 2013, byłem w szoku, oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Nie spodziewałem się takich gwiazd, które zawitają do naszego kraju. Pokrótce przedstawię najciekawsze propozycje zaczynając od tych najwcześniejszych. 4 marca w klubie Stodoła w Warszawie zagra brytyjski zespół folk rockowy Mumford & Sons. Jest to bardzo ciekawa opcja na końcówkę zimy. Delikatne, a zarazem bardzo ciekawe i szybko wpadające w ucho granie. Wydaje mi się, że każdy kto lubi ten styl muzyczny powinien się wybrać na to wydarzenie. Cena około 85 zł może przerazić, lecz wydaje mi się, że jest ona adekwatna do tego co pokazują Anglicy. 8 maja w Atlas Arenie w Łodzi zagra legendarny gitarzysta i lider zespołu Dire Straits, Mark Knopfler. Muzyk grał między innymi z: Chetem Atkinsem, Erikiem Claptonem, Tiną Turner, Bobem Dylanem, Philem Lynottem, B.B Kingiem, Philem Collinsem oraz Stingiem. Jest jednym z bardziej rozpoznawalnych ludzi w świecie muzyki rockowej. Artysta już kilkakrotnie odwiedził Polskę, dlatego kto nie był i nie słyszał go na żywo, musi przejść się na to widowisko, bo naprawdę warto. Teraz, moim zdaniem muzyczne wydarzenie roku w naszym kraju. 7 czerwca, również w Łodzi w Atlas Arenie, wystąpi największa gwiazda, a mianowicie Eric Clapton. Członek wielu zespołów rockowych i jeden z najbardziej znanych symboli muzyki rockowej. Jego największymi hitami są niewątpliwie „Layla” oraz „Tears in Heaven”. Podobnie jak Knopfler, Clapton grywał z wieloma muzykami. Jest również jest idolem wielu gitarzystów i wokalistów na całym świecie. Każdy kto chce zobaczyć niesamowite show w połączeniu z perfekcyjnymi gitarami i całą otoczką, musi się tam zjawić. Następnym w kolejce jest Bon Jovi, który odwiedzi Gdańsk 19 czerwca. Znany z takich przebojów jak: „It’s My Life” czy „Livin’ on a Prayer” artysta, jest, jak i powyżsi muzycy, jednym z wybitniejszych, a jego koncert w Polsce to wielce oczekiwane wydarzenie. Dla fanów jest to niewątpliwie gratka. Z tego co zdążyłem zauważyć, popyt na ten koncert rośnie, toteż myślę, że warto pojechać, pobawić się i przy okazji odwiedzić stolicę polskiego wybrzeża.
28 | tekst: Piotr Dziewior | fot. Prestige MJM
Kolejna data w kalendarzu koncertowym to 6 lipca, czyli występ w warszawskiej Stodole Joe Satrianiego. Ten wirtuoz gitary, uważany jest przez wielu za jednego z najważniejszych muzyków w historii muzyki rockowej. To właśnie on uczył gry na instrumencie takich artystów jak Steve Vai i Kirk Hammett (Metallica). Koncert będzie promocją jego nowego solowego albumu. 25 lipca 2013, na stadionie Narodowym w Warszawie, wystąpi brytyjska grupa Depeche Mode z kręgu elektronicznego popu. W 2013 roku wystartują ze swoją wielką trasą po Europie i świecie grając dla ponad 1,5 mln fanów. To twórcy takich hitów jak „Personal Jesus” czy „Enjoy the Silence”. Na pewno nie zabraknie niesamowitego widowiska i z pewnością dla wielu będzie to niezapomniane przeżycie. 30 Lipca 2013, w Hali Stulecia we Wrocławiu, zagra kolejny fenomen rocka, czyli brytyjska kapela Deep Purple. Jest to jeden z pierwszych i najbardziej wpływowych zespołów hard rockowych. Znamy ich z takich przebojów jak „Smoke on the Water” czy „Child in Time”. Polecam wszystkim, którzy chcą „cofnąć się w czasie”, zaczerpnąć bardzo dobrej muzyki i niesamowitych wrażeń. 20 sierpnia 2013, na Stadionie Narodowym w Warszawie, wystąpi założyciel legendarnej grupy Pink Floyd i twórca jej największych hitów – Roger Waters. Będzie to spektakl „The Wall”. Niesamowite i świetnie dopracowane przedsięwzięcie, a zarazem najbardziej spektakularna wersja, którą możesz zobaczyć. Od wielu osób usłyszałem, że naprawdę warto pójść, nawet, gdy nie jest się fanem Floydów. Z nieoficjalnych doniesień wiemy natomiast, że we wrześniu do Rybnika ma zawitać grupa Aerosmith z jej niezwykle charyzmatycznym wokalistą Stevenem Taylerem, choć ta informacja nie jest jeszcze potwierdzona. To oczywiście zapowiedzi tylko wybranych tegorocznych koncertów. Można znaleźć ich o wiele więcej i są różne, dla mnie jednak te, które przytoczyłem są naprawdę przełomowe. Zachęcam bardzo do udania się, na któreś z tych widowisk, bo tak ciekawe wydarzenia muzyczne, jakie czekają nas w 2013, mogą się w Polsce długo nie powtórzyć.
Miuosh 20 października w MEGA CLUBIE odbyła się ogólnopolska premiera nowej płyty jednego z najbardziej rozpoznawalnych MC na rodzimej rap scenie – Miuosha. Duża w tym zasługa poprzedniego albumu reprezentanta Śląska. Dzięki „PIĄTEJ STRONIE ŚWIATA” grono fanów Miuosha znacznie się powiększyło. Wielu młodych Ślązaków zaczęło słuchać tej płyty ze względu na tytułowy singiel z Janem „Kyksem” Skrzekiem. I tak w 2011 rozpoczęła się nowa fala tzw. jarania się Miuoshem. Dlatego też wiadomość o nowej płycie katowickiego rapera, wydawanej już po niecałym roku, wstrząsnęła solidnie śląską sceną RAP. MIUOSH, a właściwie Miłosz Borycki, przeszedł długą drogę, żeby zostać zauważonym przez szerszą publiczność. Udało mu się to dzięki kawałkowi „Za szybcy się wściekli” z POKAHONTAZ. Jego dwie pierwsze solowe płyty „Projekcje” i „Pogrzeb” można nazwać poszukiwaniem własnego stylu. Trzecia pt. „Piąta strona świata” , nagrana w klimacie stricte trueschoolowym, stała się jego wizytówką na terenie całego kraju, a numer z Janem Skrzekiem „Piąta strona świata” jest jego najbardziej rozpoznawalnym kawałkiem. Ponieważ katowicki MC odebrał 20 października Złotą Płytę za ten właśnie album, od kolejnej płyty wielu ludzi wymagało czegoś niespodziewanego, czegoś zaskakującego. Jednak Miuosh pozostał przy trueschoolu, w którym najlepiej się czuje, co zaprezentował zdobywając nagrodę. Na swojej czwartej płycie pokazał prawdziwy kunszt rapowego rzemiosła. To co naprawdę rzuca się w uszy to emocje w nawijce. Wielu polskich MC ma ten problem, że stawia albo na przekaz, albo na technikę. Miuosh ma obydwie te rzeczy w swoim arsenale. Jego teksty
są ciekawe, wersy zapadają w pamięć i z chęcią się do nich wraca. Mamy tu wspominki, trochę melancholii, oraz obserwację otaczającego go świata. W każdej stylistyce raperowi „do twarzy”, przez co nie ma tu mowy o skipowaniu kawałków. Ciekawie prezentuje się też dobór gości. Czy spełnił moje oczekiwania? Tak, spełnił i za każdym razem, gdy zaczynam słuchać tej płyty, patrząc na okładkę z 4,5-letnim Boryckim, aż ciarki przechodzą mi po plecach. Począwszy od numeru, który rozpoczyna album – „Dowód” – idealny przykład połączenia energetycznego podkładu z rozpoznawalną chrypą Miuosha. Możliwe, że według niektórych raper ten nie posiada błyskotliwej techniki, jednak mocny, nacechowany emocjonalnie rap ze świetnymi metaforami jak w „Nie mamy skrzydeł” przysparza mu coraz więcej fanów. Cóż, twarz z dzieciństwa na zdjęciu, tak jak u Nasa, sugeruje często odsłonięcie bardziej prywatnej strony życia. U Miuosha jest troszkę inaczej, bo ogranicza on prywatne opowieści do emocji i historii związanych z rapem i jego poznawaniem, jak w „Pierwszym pokoleniu”. Na „Prosto przed siebie” Miuosh definiuje siebie raczej przez metafory i stosunek do świata oraz miejsce, z którego pochodzi. Świetny „Reprezent” z Joką jest tego najlepszym przykładem. Poza tym, w wielu kawałkach temat Katowic, wszechobecnej biedy i złych emocji międzyludzkich jest tematem wiodącym. Miuosh nie boi się i wali prosto z mostu, często wlewając w teksty sporą dawkę goryczy. Wszystko to scalone jest energicznym, wręcz czasami wykrzyczanym rapem, który świetnie wypada w refrenach i przekazuje naprawdę dużo pozytywnej energii.
Co do gości, którzy znaleźli się na tej płycie to cały skład daje chyba najlepszy oddźwięk. Zaczynamy od numeru „Szczury” z Biszem, który ostatnio też wydał płytę ze znaczkiem Fandango, gdzie zgranie obu MC jest mistrzostwem! Później wersy Ero z numeru „Stój” czy też wałek „Bit, pot, alkohol” gdzie Pyskaty i W.E.N.A. pokazali się z najlepszej strony. Kawałek „Róże z betonu” z HI-FI BANDĄ, w którym wstęp nawiązuje nieco do kawałka Tupaca „Róża, która wyrosła na betonie” - też zaskakuje bardzo pozytywnie. Cała płyta jest naprawdę dobrze dograna. Muzyka na tym albumie jest na wysokim poziomie. Miuosh pokazał już na poprzednich krążkach, że ma świetne ucho do bitów. Tutaj też nie zawiódł. Za oprawę dźwiękową odpowiedzialni są m.in. Emdeka, Galus, Złote Twarze czy Donatan. Stworzyli oni bity w klasycznym stylu, które Miuosh idealnie czuje. Moimi prywatnymi ulubieńcami są produkcje do: „Nie mamy skrzydeł”, „Ten świat, ten dzień” i „Bit, pot, alkohol”, ale myślę, że każdy może mieć tu innego faworyta. Pod względem muzyki ta płyta jest bardzo wyrównana. Na plus dodałbym również scratche w niektórych utworach. Paradoksalnie, pomimo tego, że Miuosh cały czas jest w swoich tekstach realistą, niekiedy pełnym goryczy i bólu, to jego kawałki są naprawdę pozytywne i zostawiają w głowie dużo konstruktywnych myśli. To, w połączeniu ze świetną produkcją, między innymi produkcją wykonawczą, sprawia, że płyta „Prosto przed siebie” nie zasługuje na traktowanie jej przyciskiem do skipowania.
tekst: Julia Turczyńska | fot. Paweł Bukowski | 29
Kultura
SEAL we WROCŁAWIU
17 listopada zeszłego roku, we wrocławskiej Hali Stulecia królował Seal. Poderwał tłum z siedzeń już przy drugiej piosence, rozpalał ruchem, czarował zawadiackim uśmiechem, uwodził matowym głosem i wprawiał w zadumę miłosnymi tekstami. Ale nie to zapamiętam najlepiej i nie to przypominać mi będzie o dreszczu, który przeszył mnie tamtego listopadowego wieczora. Seal, we Wrocławiu, zaufał swojej publiczności do tego stopnia, że śpiewając utwór Killer zszedł ze sceny, aby za chwilę wejść w tłum, stanąć na jednym z krzeseł widowni na płycie i będąc otoczonym zaaferowanymi fanami (uwierzcie mi, nie potrafiłyśmy wręcz ruszyć się ze szczęścia) zaśpiewać razem z nimi. Tym samym, patrząc im w oczy i wyciągając ręce, swoją bliskością rozpalił atmosferę do czerwoności! Koncert trwał, Seal na scenie zachowywał się świeżo i dynamicznie, nastrój był wyjątkowy, energia cudowna, a widownia – nieco dojrzalsza, niż zazwyczaj, chłonęła każdy dźwięk w kulturalnym uniesieniu, co dodatkowo wyjaśnia decyzję artysty o tak beztroskiej interakcji z publicznością. Seal dał się poznać szerszej publiczności w 1990 roku, kiedy po powrocie ze swoich pierwszych muzycznych podróży po świecie został odkryty w Londynie przez producenta Adama Tinleya (znanego jako dj Adamski) i nagrał z nim utwór Killer, zdobywając z marszu pierwsze miejsce na brytyjskiej liście przebojów. Następnie wydał swój pierwszy, wyprodukowany przez Trevora Horna, album Seal, który głównie dzięki piosence Crazy otworzył mu drzwi do wspaniałej kariery. Niejedna mama kojarzy ten utwór z charakterystycznym czarnym płaszczem i krótkimi dredami, w jakich Seal wystąpił w teledysku. Niesamowity ciepły głos i ogromna popularność spowodowały, że w 1995 roku nagrał piosenkę promującą film Batman Forever. Utwór okazał się największym hitem w jego karierze i zapewnił mu miejsce na liście przebojów wszechczasów – Kiss From a Rose to marka sama w sobie. Wokół osoby Seala sporadycznie pojawiają się kontrowersje. Mało kto wie, że jego pełne imię i nazwisko to Seal Henry Olusegun Olumide Adeola Samuel, urodził się w Wielkiej Brytanii w 1961 roku, w jego żyłach płynie brazylijska i nige-
30 | tekst: Daria Tomczyk | fot. Jan Lessaer
ryjska krew i jest architektem z wykształcenia. Plotki dotyczą najczęściej jego pochodzenia, pięknej (ex?)żony, a także charakterystycznych blizn na policzkach. Doniesienia, szczególnie w tej sprawie, czy to o wypadku, o chorobie czy o genetycznym defekcie wypadają blado przy tezie dotyczącej plemiennych tatuaży wypalanych mu podczas ceremonii wejścia w dorosłość. Prawda jest taka, że Seal w młodości cierpiał na chorobę imunologiczną o nazwie toczeń rumieniowaty układowy, która pomimo jej szczęśliwego zatrzymania, zostawiła niestety po sobie charakterystyczną pamiątkę. Na szczęście jest to dziś po prostu jego znak rozpoznawczy, który nie tylko niczego mu nie ujmuje, a wręcz przeciwnie, dodaje jeszcze więcej tajemniczej atrakcyjności. Dla niektórych po prostu były mąż Heidi Klum i ojciec jej trójki dzieci, dla mnie artysta władający niepowtarzalnym, ciepłym głosem, dał w listopadzie aż 3 koncerty w Polsce. Nastąpiło to po jego krótkiej wizycie w 2011 roku w Białymstoku oraz koncercie w Warszawie w roku 2010. Zeszłoroczne wrocławskie show było wydarzeniem przepełnionym dobrą muzyką i profesjonalnym warsztatem artysty. Seal nawiązał więź z publicznością, wybrał „swoją Różę” podczas wykonywania najpiękniejszej z ballad, a także nie przestawał opowiadać o tym, co w życiu jest najważniejsze. Uważam, że to profesjonalista i wokalista kompletny, a jego koncerty są ucztą muzyczną nie tylko dla fanów gatunku nazywanego przez rozgłośnie radiowe „adult contemporary” (tj. muzyką dla dojrzałego słuchacza), ale także dla każdego kto docenia dobrą, współczesną muzykę. Bardzo się cieszę, że mogłam to wszystko widzieć i potwierdzić – Seal jest wspaniały!
Pomarańczowy SPODEK KULT znowu w Katowicach Bez względu na ogłaszany od czasu do czasu koniec Kazika (bo pije, bo uciekł na Teneryfę, bo się nie odnajduje w realiach rynku, bo znowu pije, bo teksty coraz słabsze), Pomarańczowa Trasa zespołu Kult wciąż gromadzi tysiące fanów. Chociaż październikowo-listopadowe koncerty to już stały element w kalendarzu imprez miast w całej Polsce, a set lista z sezonu na sezon raczej nie zaskakuje, to wydarzenie to zyskało miano nomen omen–kultowego. Dla lwiej części publiki koncert Kultu to bardziej obowiązkowa impreza cykliczna, niż jednorazowe wyjście. Staszewski, jeśli akurat się nie kończy, nazywany jest „Głosem pokolenia”. Zaszczytny tytuł ma szansę powiększyć zasięg na kolejne generacje. Na koncertach Kultu możemy ujrzeć aktywnych, dziesięciolatków z rodzicami, nie mniej aktywnych fanów w średnim wieku, a także zdecydowanie nadaktywną młodzież. Nie inaczej było w tym roku, chociażby podczas występu zespołu w katowickim Spodku. Zwolennicy teorii o upadku Staszewskiego mieliby spore trudności z wbiciem szpili wokaliście. Podobno dwa alkomaty już na stałe włączono do spisu sprzętu koncertującego zespołu, co po słynnym występie w 2006 roku, kiedy publiczność miała wątpliwą przyjemność zamiast wokalu usłyszeć bełkot Kazika, nikogo specjalnie nie dziwi. Chyba się opłacało, bo weterani koncertowania twierdzą, iż efekty widać i panowie z zespołu dają radę. W tym roku fani mogli usłyszeć między innymi tradycyjnego „Baranka”, „Ręce do góry”, „Wódkę”, „Do Ani”. Kult dał ponad trzygodzinny występ, który został przyjęty z ogromnym entuzjazmem. Przez Internet przetoczyła się fala podziękowań z obietnicą obecności na kolejnych występach. Kazik wykazał się jako wokalista, saksofonista, a także prawie jako konferansjer, żywiołowo komentując, rozgrzewając tłum, a także odczytując maile z dedykacjami do piosenek. Jedna z nich przeznaczona była dla 10-latki świętującej 3 listopada nie tylko swoje urodziny, ale też pierwszy w życiu koncert Kultu. Wzruszających momentów było zresztą więcej. Brawa dla zespołu i życzymy kolejnych tak udanych występów.
tekst: Agnieszka Szarek | fot. Mateusz Gruchel | 31
32
„Nagrzani, usmarowani, przyćpani, do-
umarł amerykański sen. Johnny Depp, odtwórca głównej roli Raoula Duke’a, znanego doktora dziennikarstwa (alter ego Thompsona), wyrusza do Las Vegas by napisać reportaż z pustynnych wyścigów Mint 400. Towarzyszy mu jego adwokat Doktor Gonzo, w tej roli Benicio del Toro (przyjaciel Thompsona, Oscar Zeta Acosta). Ich podróż nieco zatraca swój główny cel i zamienia się w chaotyczno-narkotykowe szaleństwo w poszukiwaniu nowej definicji amerykańskiego snu, gdzie tracą kontrolę nad rzeczywistością, a przede wszystkim nad samymi sobą. Ucieczka w pozorną wolność, której nie ma. Film pełen jest obrzydliwych wizji ponarkotykowch, które z czasem przemieniają się w paranoje. Bohaterowie zaczynają siać spustoszenie wszędzie gdzie się zjawią, nie są już zwykłymi hipisami na kwasie, stają się przerażający, jak świat wokół nich. Prawdopodobnie taka jest istota filmu i książki – „zły jest świat, z którego trzeba
brzy ludzie” – czyli o dwóch takich, którzy wybrali się do Las Vegas zabierając „dwie torby trawy, siedemdziesiąt pięć tabletek meskaliny, pięć znaczków LSD, pól solniczki kokainy i całą galaktykę przymulaczy i rozśmieszaczy, a także litr tequili, litr rumu, skrzynkę piwa, pól litra eteru i dwa tuziny pastylek amylu”. „Las Vegas Parano” wyreżyserowany przez Terry’ego Gilliama to film, który powstał na podstawie kultowej książki Huntera S. Thompsona – „Fear and loathing in Las Vegas”. Opowieść o utraconej nadziei na pokój oraz o upadku kultury dzieci kwiatów. Koniec lat sześćdziesiątych, rok 1971, wojna w Wietnamie, zapowiadająca się władza Richarda Nixona. Zdaniem Thompsona, czas kiedy
SZALEŃCZA PODRÓŻ
do serca amerykańskiego snu.
Kultura
tekst: Patrycja Bodzek | il. Łukasz Leszczuk | 33
uciekać, doprowadzając się do szaleństwa”. Film był nieraz błędnie interpretowany, zwłaszcza przez pokolenie młodych buntowników, szukających sensu życia, głoszących wyznanie pochwały i aprobaty narkotykom. Mogłoby się tak wydawać, ponieważ jest on trudny do zrozumienia, lecz wbrew pozorom ma głębokie przesłanie. Cała akcja dzieje się w najbardziej burzliwym politycznie okresie dla Ameryki i film właśnie ten trudny okres ukazuje, lecz z nieco innej strony. Świetnie w swoich rolach odnaleźli się główni bohaterowie Johnny Depp i Benicio del Toro. Oglądając ich mamy wrażenie jakby nie grali, ale faktycznie byli „na gazie”. Idealne dopasowanie muzyki, wielkie brzmienia Ameryki lat sześćdziesiątych takie jak Tom Jones i Jefferson Airplane, w połączeniu z doskonałym doborem miejsc akcji, stwarzają nieposzlakowany i pełen wiarygodności klimat, który pozwala nam, oczyma wyobraźni, znaleźć się tam gdzie Raoul Duke i Doktor Gonzo. „Las Vegas Parano” to film, który tak samo jak twórczość Huntera S. Thompsona, głęboko zakorzenił się w amerykańskiej kulturze. Jednak nie jest filmem dla każdego, ponieważ tylko określone grono odbiorców będzie w stanie uchwycić sens całej tej opowieści. Specyficzne ujęcia halucynacji i wizji bohaterów w stanie totalnego odurzenia sprawiają, że sami możemy poczuć się jak w podroży do serca amerykańskiego snu, w niezwykłych latach siedemdziesiątych. Cytując słowa głównego bohatera: „(...) wyjątkowy czas i miejsce, ale żaden opis, mieszanka słów i muzyki czy wspomnień nie oddadzą uczucia, że byłeś tam i żyłeś w tym zakątku czasu i świata, cokolwiek to znaczyło.”
Kultura
Nieoczekiwana
PODRÓŻ Każdy geek, nerd czy też fanboy, który żyje w Śródziemiu stworzonym przez Tolkiena, wyczekiwał dnia, gdy do kin trafi najnowszy film Petera Jacksona. Po 9 latach od premiery III części Władcy Pierścieni, pojawiła się na dużym ekranie opowieść poprzedzająca bestsellerową trylogię. Co się tyczy Śródziemia: przenieśmy się do Shire, Rivendell czy też Ereboru. Miejsca stworzone przez pisarza zamieszkują hobbici, elfy oraz krasnoludy. Sceneria, która idealnie oddaje bogaty opis krainy, w której żyją te fantastyczne istoty to Nowa Zelandia. Nie bez powodu w tym kraju została nakręcona trylogia, a teraz Hobbit. Zielone, łagodne wzgórza, potężne, ośnieżone szczyty górskie, bardzo stare lasy, to wszystko opisane w książkach idealnie pokrywa się z tym co można spotkać w Nowej Zelandii. Śródziemie – świat, który wymyślił i opisał Tolkien dla wielu jest tajemniczy i nieodgadniony. Autor postanowił więc opowiedzieć w swojej biblii pod tytułem Silmarillion, jak to wszystko zaistniało. Co się tyczy ekranizacji. Jak na wstępie wspomniałem,
34
Hobbit opowiada o dziejach przed Drużyną Pierścienia. Sytuacja analogiczna do bardzo dobrze zarabiającej sagi o rycerzach Jedi. Tak jak w Gwiezdnych Wojnach, zobaczymy na ekranie kin sześć części opowiadających o Śródziemiu. I od razu pojawia się na twarzy uśmiech, gdyż żyjemy w dobie wszechobecnego kryzysu, więc trzeba na jednym tytule zarobić 3 razy. Nieoczekiwana Podróż – taki podtytuł nosi pierwsza część Hobbita, w grudniu 2013 roku zobaczymy w kinach Smocze Pustkowie, a na 2014 rok zaplanowano ostatni film noszący nazwę Tam i z powrotem. Nawiązując do kryzysu warto wspomnieć również o tym, że mamy do czynienia z wyjątkową chwilą. Jest to najdroższe przedsięwzięcie w historii kina. W filmie możemy zobaczyć wiele twarzy znanych nam z pierwszej trylogii, w tym starego Bilba i Froda oraz Gandalfa i Elronda (odpowiednio: Ian Holm, Elijah Wood, Ian McKellen, Hugo Weaving). Co do obsady głównego bohatera, w postać Bilba Bagginsa wcielił się brytyjski aktor Martin Freeman. Istotnym szczegółem jest to, że film został nakręcony w cało-
ści w prędkości 48 klatek na sekundę. Z technicznego punktu widzenia warto zwrócić uwagę, iż normalnie filmy oglądamy w prędkości 24 klatek. Peter Jackson postanowił zrobić pewnego rodzaju rewolucję, czy się udała? W Polsce nie wszystkie kina są przystosowane do wyświetlenia tego rodzaju filmów. W kinach nieprzystosowanych efekt jest taki, że przy szybkich ujęciach, obraz się zamazuje. Zatem zamysł o płynnych i realistycznych scenach nie powiódł się w pełni. Nie sposób również nie napisać o ścieżce dźwiękowej. Ponownie jej autorem jest kanadyjski kompozytor Howard Shore. Możemy dostrzec w niej ogromne podobieństwo do tego co słyszeliśmy we Władcy Pierścieni. Główny motyw muzyczny Hobbita, przewijający się przez film, na długo zapada w pamięci. Historia opowiada o przygodach wujka Froda, do którego zawitało kilkunastu krasnoludów oraz czarodziej w celu najęcia go do wędrówki na stanowisku włamywacza. Ma ona na celu odbicie miasta, w którym niegdyś mieszkały krasnoludy, a teraz przebywa smok Smaug. Na swojej drodze spotyka-
ją wiele niebezpieczeństw, powiedzielibyśmy zbyt wiele, by ukazać to w filmie. Okazuje się, iż posunięcie scenarzystów, producentów oraz reżysera było trafne i w trzech częściach można sobie pozwolić nawet na więcej, niż to co zapisane w książce. Nie bez powodu na początku, wspomniałem o Silmarillionie. Otóż w filmie pojawiają się wątki poboczne, które są opisane w innych dziełach Tolkiena. Widać w tym dość sprytne działanie, ponieważ ci którzy nie są molami książkowymi, mogą poznać genezę bez sięgania do książek. Ekranizacja jest warta obejrzenia. Jeżeli kino w Twoim mieście nie posiada odpowiedniego sprzętu, nic nie szkodzi. Film jest zrealizowany na bardzo wysokim poziomie, ośmielę się powiedzieć, że jest lepszy niż poprzednia trylogia i z całą pewnością otrzyma kilka Oscarów. Kończąc mogę tylko zaznaczyć, iż film ten to tak zwany „must have”, jeżeli nie zobaczysz – będziesz żałować.
tekst: Piotr Łopuszyński | fot. Forum Film | 35
your Voice
ODRODZENIE DWORCA W KATOWICACH? Odrobina wspomnień. Najpierw należało przejść przez ul. 3 Maja. Oczywiście trzeba było uważać na wolną amerykankę samochodów, pędzących pieszych i tramwajów. Potem brnęło się już razem z tłumem. Tuż za stoiskami z obwarzankami rwąca „rzeka” się rozdzielała. Część pieszych kierowała się ku chaotycznie działającemu dworcowi autobusowemu, gdzie podczas deszczu nie miało się szansy uchronić przed zmoknięciem. Dezorientacja nowo przyjezdnych, kolejne nadciągające tłumy i ludzie idący pod prąd tego nurtu codziennego ży-
36
cia w Katowicach. Jednak pozostawmy dworzec autobusowy. Druga część wcześniej wspomnianej ludzkiej rzeki wspinała się ku górze. Stale rozbrzmiewał stukot obcasów uderzających o konstrukcję wielkiej estakady. Dopiero gdy tłum porwał Cię na górę dostrzegało się elewację dworca, oblepioną reklamami, zaniedbaną i tylko te wyróżniające się kielichy, jakby próbujące się oderwać od otaczającego je zaniedbania. Przez niedomykające się drzwi wkraczało się do ciemnego i przytłaczającego wnętrza. Brud, dość nieprzyjemne zapachy,
nieustające poczucie zagrożenia, bezdomni śpiący na posadzce, jeszcze ciemniejsze tunele prowadzące na perony, a między tym wszystkim stoiska z jedzeniem i prasą. Tak w mojej pamięci zachowała się ostatnia dekada dworca w Katowicach. Dziś tego wszystkiego już nie ma. Początkowe dyskusje na temat unikatowości konstrukcji kontrowane były niechęcią sporej części mieszkańców do wspomnianej wcześniej opinii o dworcu oraz ich przekonaniu o braku jego reprezentacyjności. Gdy znaleziono sposób na porozumienie, na naszych oczach skończył się pewien etap żywota katowickiego dworca. Z dnia na dzień, kawałek po kawałku znikał pomnik brutalizmu. Nie jeden raz ktoś na ulicy przystawał i patrzył na to smutne wydarzenie. Jednak już niedługo po tym jego historia zaczęła budować się na nowo. W poniedziałek 29 października o godzinie 16:00 otwarte zostały drzwi nowego dworca. Wielu z nas z niecierpliwością czekało na ten dzień. Elewacja rzucała się w oczy już z samego końca ul. Stawowej, jakby idealnie zamykająca przestrzeń tego deptaka. Syntetyczne połączenie starego z nowym, odtworzone kielichy wkomponowane w ciemne szkło, lecz teraz percepcja jest zupełnie inna. Stojąc tuż przed wejściem widzimy pełen majestat tej unikatowej konstrukcji będącej jednocześnie pomnikiem historii starego dworca i walki o pamięć.
Agora Bytom, co znacznie utrudniłoby komunikację. Ostatnim elementem inauguracji otwarcia było rozbłyśnięcie neonu „KATOWICE”, które zaplanowano na godzinę 19:00. Neon ten zdobił elewację starego budynku dworca, a teraz po gruntownej renowacji dumnie lśni na nowym obiekcie. Poza małymi usterkami jak i wcześniejszym aktem wandalizmu na jednym z peronów, z czystym sumieniem mogę uznać otwarcie dworca w Katowicach za udane. Wrażenia estetyczne jakie wywołał u odwiedzających były bardzo pozytywne, ale swoją rzeczywistą funkcjonalność ukaże dopiero po pewnym czasie użytkowania. Niestety jednak wszystko co świeże i nowe szybko przestaje ekscytować. Zaczynamy patrzeć na przestrzeń bardziej krytycznym okiem, gdy z obiektu wystawowego jakim dworzec był podczas otwarcia przyjął funkcję usługową. Gdybym publikowała ten artykuł tuż po otwarciu, jego zakończenie byłoby pełne nadziei, dziś jest przepełnione goryczą. Fasada dworca coraz bardziej przyćmiewana jest budującą się jeszcze elewacją centrum handlowego. Kielichy stają się zwykłym występem w elewacji i prawie nikt nie zwraca już na nie uwagi. Sam dworzec trafnie określa się „przedsionkiem Galerii Katowickiej”, który zatracił swoją wcześniejszą formę. Przykro się patrzy, wchodząc od strony placu Andrzeja, jak
Po wejściu do środka odwiedzających ogarnia jasność. Biel i czerń wkomponowane w surowość betonu, światło wpasowane w przestrzeń wręcz uzupełniające ją. Wnętrze zaprasza nas do spędzenia dłuższej chwili niż tylko tej poświęconej na przebiegnięcie holu prowadzącego na peron. Schludnie zagospodarowana przestrzeń usługowa i mała architektura wyposażenia wnętrza choć na chwilę może spowolnić pędzący czas. Jasno oświetlone kasy i informacja również potwierdza funkcjonalność dworca PKP. Nowe nagłośnienie jest nieporównywalnie lepsze od poprzedniego lecz w rozgardiaszu jaki panował podczas otwarcia nie wszystkie komunikaty i powitania były wyraźnie słyszalne. Jednak pasażer nie musiał wpadać w panikę, ponieważ na widocznych z każdej strony tablicach stale aktualizowano informacje o pociągach. W bliskiej przyszłości z holu głównego będzie można przedostać się także na poziom -1, na którym trwają właśnie prace wykończeniowe dworca autobusowego, oraz do powstającej galerii handlowej. Niemniej jednak sama przestrzeń holu głównego to nie wszystko. Przecież poza miejscem oczekiwania na nasz pociąg musimy przedostać się na perony i tu również miłe zaskoczenie, odnowione tunele prezentują się całkiem dobrze. Przy schodach prowadzących na perony zamontowano windy dla niepełnosprawnych, jednak martwi mnie brak pochylni na wózki. Na każdym peronie poza nowymi zegarami wiszą elektroniczne tablice informacyjne. Komunikaty dobiegające z głośników są tutaj lepiej słyszalne, dobrą akustykę zapewnia nowa wiata, która tego dnia mogła nas ochronić przed opadami śniegu. Widać także tylną część elewacji galerii handlowej i samego dworca. Pozostaje tylko czekać aż perony 1 i 4 zostaną ukończone. Druga część dworca niestety prezentuje się trochę gorzej ponieważ przez długi okres służyła jako jedyne dojście do peronów, gdzieniegdzie widać uszkodzenia i spękania. Mam nadzieje, że w najbliższym czasie dorówna części głównej. Martwią mnie także miejsca, w którym traci się zasięg sieci komórkowej, ponieważ taka sytuacja może zaistnieć także na poziomie -1, jak to obecnie wygląda w centrum handlowym
starsi ludzie borykają się ze swoimi ciężkimi bagażami znosząc je po mokrych od śniegu schodach. Za chwilę ponownie będą je targać, tym razem pod górę, ponieważ na perony nadal nie da się i nie będzie się dało podjechać. Przy jednej z wind dla niepełnosprawnych stoi bezradny pracownik dworca i nie wie jak pomóc inwalidzie na wózku, bo winda nie chce zadziałać. Może dobrze, że ponownie spadł śnieg, bo nie będzie już widać brudnej posadzki na peronach. Chwilę później tratuje mnie grupka pasażerów wbiegająca na peron bo właśnie podano ledwo słyszalny komunikat, mówiący o odjeździe pociągu z zupełnie innego peronu niż został określony na tablicy. Przechodzę do nowej części dworca i tutaj widzę sporo ludzi, którzy na dworcu znaleźli sposób na spędzenie wolnego czasu. Obcokrajowiec pyta jak dojść do kas, ponieważ nie widać ich przez nowo powstałe stanowiska komercyjne. Gdzieś od ścian odbija się kolejny komunikat, w holu głównym dalej akustyka funkcjonuje źle albo to nagłośnienie dalej jest niesprawne. Zdenerwowana kobieta odchodzi od stanowisk do przechowywania bagażu, zabrakło dla niej miejsca. Teraz już zrozumiałam, że dworzec jednak nie przygarnia pasażera, jest dla niego sporym utrudnieniem podróży. Znów ciągniemy swój bagaż i staramy jak najszybciej dostać się do celu. Konsumenta natomiast otula swoja formą, światłem i zapachem gorącej kawy. Pozostaje pytanie co się stanie z tą przestrzenią, gdy Galeria ruszy pełną parą? Czy nie stanie się tylko przestrzenią pełną sklepów gdzieś na zapleczu, o której zapomną wszyscy poza osobami biegnącymi na pociąg lub autobus? Przecież nie o to chodziło w odrodzeniu katowickiego dworca. Dlatego dalej mam wielką nadzieje, że zarówno my, jak i jego właściciele nie damy mu umrzeć śmiercią naturalną. Ponieważ wtedy razem z nim zginie koncepcja jego odtworzenia, sens wspominania dawnej formy. Stanie się tylko kiczowatym pomnikiem dawnego dworca, który mimo zaniedbania był jednak majestatycznym sercem katowickiego brutalizmu. Śmiem twierdzić, że tego przecież tak naprawdę nikt z nas nie chce.
tekst: Agnieszka Mikołajczyk | fot. Mateusz Gruchel | 37
your Voice
„Business for
YOUng”
Na rozpoczęcie pracy nad swoją przyszłością nigdy nie jest za wcześnie. Im szybciej uzmysłowimy sobie, kim chcemy być, tym krótsza będzie nasza droga do sukcesu. Najczęściej niestety, nie jest ona pozbawiona komplikacji. Jednak determinacja i odpowiednie nastawienie z pewnością sprawią, że efekty ciężkiej pracy będą widoczne. Z zamysłem uświadomienia młodzieży, że czas ich najważniejszych wyborów zbliża się wielkimi krokami, 24 listopada 2012r. w siedzibie Wyższej Szkoły Technicznej, odbyły się wykłady z cyklu „Business for YOUng”. Organizatorami tego przedsięwzięcia była trójka licealistów - Zuzanna Buszman, Karolina Hentisz oraz Wojciech Hanusek. To uczniowie, którzy nie marnują już czasu na pytania zadawane przez większość młodych dopiero po maturze, czyli: „Kim chcę być?” albo „Co w dzisiejszych czasach opłaca się studiować?”. Już podczas nauki w szkole średniej znaleźli na nie pewne odpowiedzi, które ukazują, że to młodzi ludzie mają teraz najwięcej do powiedzenia światu. Skąd wziął się pomysł zorganizowania projektu „Business for YOUng”? Pomysł zorganizowania projektu „Business for YOUng” powstawał w naszych w głowach już w czerwcu. Wszystko zawdzięczamy jednak projektowi „Korba”, który dał nam możliwość oraz środki do zorganizowania naszego przedsięwzięcia. Jak wyobrażacie sobie swoją przyszłość? Zuzanna Buszman oraz Wojciech Hanusek myślą o studiowaniu prawa w Polsce bądź za granicą. Karolina Hentisz zastanawia się nad psychologią. Jednak na pewno cała trójka chce w przyszłości rozkręcić swój biznes, niezależnie od wyboru kierunku studiów. Jaki jest cel samego projektu? Celem projektu „Business for YOUng” jest aktywizacja młodych ludzi w Katowicach w tematyce biznesowej i społecznej, poprzez propagowanie mody na przedsiębiorczość, rozwój osobisty oraz spełnianie ambicji dla potencjalnie za młodych na własny biznes czy działalność społeczną. Projekt umożliwił biorącej w nim udział młodzieży nauczenia się bardzo przydatnych i praktycznych zagadnień, które cieszą się największą popularnością i są znane problematyce młodzieżowej, a mimo to nie wchodzą w skład oferty edukacyjnej w szkołach. Jak podsumujecie to co udało się wam osiągnąć do tej pory? Jesteśmy zadowoleni z wyniku naszej pracy oraz reakcji publiczności. Wszyscy ludzie byli bardzo zadowoleni. Czujemy
38
się również docenieni w ramach Projektu „Korba”, dzięki któremu Zuzanna i Wojciech uzyskali tytuł LIDERA 2012 za „wybitne osiągnięcia w działalności liderskiej”. Ten tytuł dodatkowo nas motywuje. Zapraszamy wszystkich chętnych do uczestnictwa w projekcie „Korba”. Jakie macie plany na najbliższy okres związane z projektem? Myślimy o kolejnych edycjach projektu pod hasłem „for YOUng”. Po ankietach wypełnionych przez uczestników oraz wielu rozmowach z nimi, dowiedzieliśmy się, że młodzież jest bardzo chętna do wzięcia udziału w podobnych przedsięwzięciach. W kolejnych edycjach chcielibyśmy poruszyć tematy polityczne oraz medyczne. Celem projektu jak zaznaczają jego organizatorzy jest rozwój osobisty i zaktywizowanie nie tylko absolwentów czy uczniów szkół średnich, ale także młodzieży ze szkół gimnazjalnych w działalność społeczną w swoim regionie, oraz uświadamianie, że szkoła to nie jedyny sposób na zdobywanie wiedzy oraz osiąganie sukcesu. W tym celu do poprowadzenia wykładów zostali zaproszeni cenieni ludzie, związani z teatrem, mediami czy biznesem - Olaf Lubaszenko, Kamil Durczok i Arkadiusz Hołda. Przyszli studenci mieli możliwość nie tylko zobaczenia znanych osób, ale przede wszystkim zrozumienia, na czym wykonywany przez nich zawód polega. Z jakimi poświęceniami się wiąże oraz jak ogromny wysiłek należy włożyć aby osiągnąć wymarzony sukces. Rąbka tajemnicy o prawdziwej stronie dziennikarstwa, po obszernym wykładzie zatytułowanym „Droga do sukcesu i praca w mediach”, zdążył uchylić Kamil Durczok, redaktor naczelny i prezenter programu informacyjnego „Fakty” w telewizji TVN. Sam siebie określa jako człowieka z pasją i determinacją. Jak zaczęła się Pana przygoda z dziennikarstwem? Był to czysty przypadek, czy od razu postawił Pan sobie za cel zawód – dziennikarz? Czysty przypadek, to tak naprawdę wielka pasja, która trwa do dzisiaj. Jak Pan wspomina pracę w radiu Katowice? Bardzo dobrze. Po pierwsze była to świetna szkoła dziennikarstwa, po drugie rozpoczęła się wtedy wolność mediów, nastał początek konkurencji na rynku, wtedy powstawały rozgłośnie prywatne, ale to co wspominam najcieplej i najmilej to ludzie, którzy tam pracowali. Pewna dziennikarka stwierdziła, że zawód dziennikarza jest nie przyszłościowy – jak Pan się do tego odniesie? Absolutnie się z tym nie zgadzam. Już od jakiegoś czasu słyszy się, że zawód dziennikarza zanika, ze względu na istnienie Internetu, prostszego przekazu, ale zawsze będą potrzebni ludzie, którzy będą próbowali odczytywać tą skomplikowaną rzeczywistość. Jakie ma Pan rady dla adeptów dziennikarstwa? Ludzie muszą być przekonani, że chcą być dziennikarzami, cała reszta przychodzi z dobrodziejstwem inwentarza, należy być potem już tylko wytrwałym, pracowitym, rzetelnym i poświecić się od początku do końca swojej pracy. Jak podkreśla Kamil Durczok, pracowitość i wytrwałość są kluczem do sukcesu, w którym najistotniejszą perspektywą jest realizacja swoich marzeń i nieustanny rozwój, nieraz poprzez walkę z własnymi słabościami oraz przeciwieństwami losu. A po osiągnięciu danego celu, czas na wyznaczenie kolejnego... zatem, na co czekamy?
tekst: Daria Jasińska | fot. Anna Lessaer | 39
your Voice
Konferencja TEDx czym jest i dlaczego warto w niej uczestniczyć? W październiku, po raz pierwszy na Śląsku, odbyła się renomowana konferencja TEDx (ang. technology, entertainment, design), której mottem są „idee warte upowszechniania”. Organizowane tego samego dnia na całym świecie od 28 lat, na swojej scenie gościły takie osobistości, jak Bill Gates, Al Gore czy Frank Ghery. Oficjalnie TEDx to wizytówka – licencja świadcząca o jakości miasta. Lecz czym jest ona dla uczestnika? Otóż zrzesza ona innowacyjnych pomysłodawców, osoby aktywne, z poczuciem potrzeby zmiany otoczenia, kompetentne i przekonane o tym, co robią i co reprezentują. Mogą oni pokazać tutaj swoje dotychczasowe osiągnięcia i projekty. Ludzie ci pokazują kierunki i idee pobudzające naszą wyobraźnię. Inspirują pokazując środowiska ludzi, nieraz z naszego otoczenia, o których nieraz nic nie słyszymy, a którzy aktywnie działają i pozytywnie próbują zmienić nasze otoczenie. Tematem tegorocznej konferencji była idea „Miasto 2.0”, czyli dyskusje na temat rozwoju w mieście. Jednym z ciekawszych wystąpień było przemówienie Roberta Koniecznego, znanego i często nagradzanego polskiego architekta. Omówił on swój pomysł na przebudowę Katowic. Jego plan zakłada przeniesienie torów kolejowych wraz z dworcem pod ziemię. Pomysł odważny i z rozmachem, ale jego zalety są nieocenione. Miasto uzyskałoby wtedy ogromną przestrzeń w samym centrum, gotową do zabudowania według swoich potrzeb. Między innymi mógłby powstać typowy rynek miejski na zasadzie placu, którego obecnie w centrum Katowic brakuje. Oprócz tego dochodzi możliwość stworzenia nowych ulic, co usprawni ciężką komunikację pomiędzy północną i południową częścią Katowic. Koncepcja kontrowersyjna, lecz Konieczny w swoim stylu po raz kolejny wykazał się rewelacyjną pomysłowością. Obok Koniecznego na mównicy stanęli też m.in. Tomasz Konior, Irma Kozima, czy Piotr Szmitke. Każdy
40
uczestnik mógł znaleźć interesujący go temat – poruszano zarówno sprawy socjologii, fizyki, medycyny jak i architektury. Ogólnie wykłady prowadzone były w luźnej formie, przez co atmosfera na sali była bardzo pozytywna. Przemówienia przeplatane były filmami z wcześniejszych konferencji TEDx z całego świata. Dokładny plan wystąpień można znaleźć na stronie internetowej tedxrawariver.pl, a większość wystąpień z wcześniejszych konferencji dostępna jest na oficjalnej stronie organizacji tedx.com. Jednym z ciekawszych elementów konferencji była sesja „akcje”, czyli przedstawienie pięciu najciekawszych wg jury pomysłów, które można było zgłaszać do 30-go września. Laureaci prezentowali swoje pomysły na zmianę otoczenia. Występować mógł każdy z dobrym pomysłem, a mówcy zachęcali do wzięcia udziału w swoich akcjach, w których jedynym wkładem jest zaangażowanie. Za najlepszy pomysł uczestnicy uznali projekt „Przestrzeń Twórcza Stacja Ligota”. Projekt ten przygotowywany był od dwóch lat, a oficjalne otwarcie nastąpiło 26-go października 2012 roku. Dawid Komuda jako organizator całego przedsięwzięcia stworzył z zaniedbanego i pozornie beznadziejnego dworca miejsce przyjazne sztuce, gdzie odbywać się będą próby, przedstawienia i wystawy. Podczas swojego przemówienia zachęcał artystów do promowania swoich dzieł w nowej Przestrzeni Twórczej. Podczas wykładów pojawiło się pojęcie „akupunktura miasta”. Porównanie do wschodnich metod leczniczych jest jak najbardziej trafne. Chodzi tutaj o punktowe leczenie naszego otoczenia, działania niewielkie, a liczne. Traktując miasto jako jeden organizm możemy przyczynić się do jego „uzdrowienia” z tego, co uważamy za problematyczne. Występujący na konferencji pokazali nam jak możemy tego dokonać.
tekst: Jacek Hałat | fot. Jan Lessaer | 41
your Voice
szopki
KRAKOWSKIE Smukły budynek z wieżami i kopułami o motywach architektury krakowskiej, stanowiący niezwykłe otoczenie dla przedstawienia cudu Bożego Narodzenia to fenomen na skalę światową, który w każdy pierwszy grudniowy czwartek ściąga tłumy ludzi na krakowski rynek. 6 grudnia 2012 roku odbył się już 70. konkurs Szopek Krakowskich, w którym po raz czwarty wzięli udział studenci Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach. Dla przyszłych architektów jest to niebagatelne wyzwanie. Trzeba przyznać, że szopki krakowskie są dziełami sztuki rękodzielniczej, przedstawiającymi m.in. miniatury zabytkowych obiektów krakowskich, których pierwowzorem są tradycyjne stajenki betlejemskie. W dniu 21 grudnia 1937 r., w Krakowie odbył się pierwszy Konkurs na Najpiękniejszą Szopkę Krakowską. Organizator – Dyrektor Muzeum Historycznego – Jerzy Dobrzycki, wielki miłośnik zabytków i tradycji krakowskich nie przewidywał, że konkurs szopek stanie się tak ważną tradycją dla Miasta Krakowa. Do I Konkursu zgłoszono 86 szopek. Przegląd odbył się na Rynku Głównym, wokół pomnika Adama Mickiewicza. Jury obradowało w kawiarni Noworolskiego w Sukiennicach, a ogłoszenie wyników nastąpiło w salach Muzeum Przemysłowego. To wtedy zrodziła się nowa tradycja – szopka budowana specjalnie na konkurs. W czasie okupacji konkursów oczywiście nie urządzano, ale tradycja nie zamarła. Od 1945 r. organizacją konkursu zajmuje się Muzeum
czwartek grudnia, do południa można oglądać wystawione u stóp pomnika Adama Mickiewicza na Rynku krakowski przepiękne szopki, a także spotkać stojących koło nich twórców. Wykonane szopki w samo południe przenoszone są uroczystym orszakiem do Muzeum Historycznego, gdzie oglądać je można każdego roku od pierwszego czwartku grudnia do końca lutego. W pierwszych powojennych latach były to szopki niewielkie i raczej prymitywne. Z biegiem czasu odrodzili się jednak utalentowani szopkarze, którzy zachowując schemat szopki krakowskiej z XIX wieku – wprowadzali coraz więcej motywów zabytkowej architektury Krakowa. W rezultacie dzieła zyskały na wyglądzie i stały się coraz bogatsze w ozdoby. Pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku zaczęły pojawiać się pierwsze szopki zmechanizowane. Choć pomysł organizacji konkursu na najładniejszą szopkę krakowską nie stawiał na wdrożenie go w tradycję Krakowa i kultywowanie obyczaju, należy przyznać, że cieszy się on dużym poparciem, bowiem zainteresowanie konkursem z biegiem lat wcale nie maleje. W wydarzeniu biorą udział dzieci w wieku przedszkolnym, szkolnym, studenci, pasjonaci sztuki i nierzadko seniorzy. Stąd regulamin konkursu rozgranicza kategorie wiekowe. Szopki wyróżniają się pod względem doboru zastosowanego materiału, oświetlenia, konstrukcji, inspiracjach architektonicznych Krakowa, sposobie zdobie-
Historyczne Miasta Krakowa. Regularnie, w każdy pierwszy
nia, kolorystyce, jak i rozmaitości postaci występujących
42
w szopkach. Postaci symbolizujących czasy, w których żyjemy lub też przypominających o rocznicach i ważnych wydarzeniach z przeszłości, legendach czy baśniach. Inspiracja zabytkami Krakowa, reprezentującymi różne style i epoki, owocowała dużą różnorodnością form architektonicznych krakowskich szopek. Właśnie ta wielość form i zgromadzenie różnych stylów w jednym obiekcie, stały się głównym atutem szopki krakowskiej, a zarazem stałym czynnikiem jej rozwoju. Prezentowane Szopki każdego roku coraz bardziej zadziwiają pomysłowością. Są indywidualne, kreatywne, precyzy nie wykonane i robią niesamowite wrażenie. Materiały wykorzystane do ich budowy są rozmaite. Można dopatrzyć się najprostszych materii, a jednocześnie zaskakujących rozwiązań. W budowanie szopek krakowskich angażują się całe rody współczesnych cieśli, przekazując sobie wiedzę z pokolenia na pokolenie. W uroczystości biorą udział całe rodziny, dając wyraz ogromnego przywiązania do tradycji, sztuki i religii. Można powiedzieć, że dzisiejszy wygląd szopek krakowskich to efekt kilkudziesięcioletniego doświadczenia i pasji, która niewątpliwie jest obecna przy wytworzeniu każdej szopki. Studenci Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach już czwarty raz wzięli udział w konkursie na Najładniejszą Szopkę Krakowską, gdzie łącznie wystawili 29 prac. Były one wykonywane indywidualnie, jak i zespołowo, podczas warsztatów Studenckiego Koła Naukowego, którego opiekunem
mgr inż. arch. Magda Tunkel. Studenci wykazali się kreatywnością, precyzją, umiejętnością wykonania estetycznego i wymownego dzieła w postaci szopki krakowskiej. Wszystkie dotychczas wykonane szopki w pełni spełniały wymagania ujęte w regulaminie konkursu lecz każda z nich wyróżniała się skalą, techniką wykonania i zastosowanych materiałów. Na wystawie zobaczyć można szopki od najprostszych papierowych lecz bogato zdobionych, po rzeźbione, drewniane niemalże monumentalne szopki sięgające 90 cm wysokości. Czerpiąc natchnienie z krakowskich budowli, szopkarze budowali szopki przypominające pałace z baśni. W wielu dziełach odnajdujemy m.in. renesansowe attyki Sukiennic, ostrołukowe okna, kolorowe witraże czy szczyty gotyckiego kościoła Mariackiego. Często widoczna jest również fasada kościoła p.w. św. Piotra i Pawła oraz wiele innych krakowskich motywów. Szopka krakowska, będąca fantazją na temat architektury Krakowa bardzo często jest piękna, przemyślana, wzruszająca, a nawet zabawna. Już dziś serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych do udziału w konkursie na Najładniejszą Szopkę Krakowską. Udział w konkursie pozostawia niesamowite wrażenia i jest ciekawym doświadczeniem.
był prof. nzw. dr hab. inż. arch. Jan Kozub i przewodniczącą
mgr inż. arch. Magdalena Tunkel
Opiekun Studenckiego Koła Naukowego Działającego w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach
tekst: mgr inż. arch. Magdalena Tunkel | Szopka autorstwa Agaty Keyha | 43
your Voice
„Na śmierć jest zawsze zbyt wcześnie”
Wspomnienie wybitnego architekta, szlachetnego, wszystkim życzliwego kolegi i przyjaciela prof. nzw. dr hab. inż. arch. Jana Kozuba Już minął rok od chwili zaginięcia i tragicznej śmierci prof. nzw. dr hab. inż. arch. Jana Kozuba, który przyczynił się do założenia Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach – uczelni, która umożliwia kształcenie młodych, ambitnych, spragnionych wiedzy i doświadczenia ludzi. Pan prof. nzw. dr hab. inż. arch. Jan Kozub był szanowanym kolegą, wykładowcą i przyjacielem. Z wykształcenia architekt, urbanista. Z zamiłowaniem i wielką pasją wykonywał zawód projektanta i wykładowcy akademickiego. Do końca życia z oddaniem pracował jako wykładowca kształcąc na kierunku architektura i urbanistyka, architektura wnętrz i budownictwo. Dał się poznać jako wybitny naukowiec, pogodny, życzliwy i serdeczny wszystkim człowiek. Pracownicy i Studenci Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach z sentymentem wspominają Pana Profesora. W dniu 3 marca 2012 roku w miejscowości Płaza pod Chrzanowem odbył się pogrzeb szanowanego i lubianego Pana prof. dr hab. inż. Jana Kozuba. Na uroczystość przybyło liczne grono przyjaciół, współpracowników i studentów Zmarłego. Pan Jan Kozub zmarł w dniu 20 listopada 2011 roku w wieku 82 lat w dość tajemniczych i tragicznych okolicznościach. Na wieść o zaginięciu tak szlachetnego człowieka zamarły serca wielu jego kolegów, przyjaciół i studentów – to była dla nas wszystkich szokująca wiadomość. Chcieliśmy pomóc, nie mogliśmy czekać! Pojechałem wraz z kolegą do Chrzanowa by rozwiesić plakaty z informacją o zaginięciu naszego wspaniałego Wykładowcy Pana Jana Kozuba – mówi Paweł Klyszcz Student III roku AiU. Można rzec, że wobec majestatu śmierci jesteśmy wszyscy równi, a każda śmierć wywołuje u nas odczucie bólu i żalu, to jednak jeżeli odchodzi ktoś, kto dla danej społeczności był szczególnie bliski i w tak szczególny sposób akceptowany, to sam ból i żal też jest wyjątkowo głęboki. Pan Jan Kozub urodził się w podchrzanowskiej miejscowości Płaza, a z chrzanowską Ziemią była związana jego praca, działalność zawodowa i naukowa. Po ukończeniu chrzanowskiego liceum rozpoczął studia na Wydziale Architektury, Politechniki Krakowskiej, specjalizując się w zagadnieniach planowania i projektowania terenów wiejskich. To właśnie na Politechnice Krakowskiej, uzyskał tytuł doktora oraz doktora habilitowanego. Przez długie lata był wykładowcą Politechniki Krakowskiej z zagadnień architektury wiejskiej i planowania przestrzennego terenów wiejskich z sukcesem przekazując wiedzę młodym, przyszłym architektom. Praca zawodowa Pana Jana ściśle związana była z Ziemią Chrzanowską. Pracując na odpowiedzialnym stanowisku architekta powiatowego w Chrzanowie Jan Kozub stał na straży piękna i harmonijnego rozwoju Ziemi Chrzanowskiej. Z chwilą powołania Biura Planowania Przestrzennego w Katowicach Jan Kozub został kierownikiem jednej z jego komórek organizacyjnych - Pracowni Urbanistycznej w Chrzanowie. Pod jego kierownictwem chrzanowska Pracownia stała się jedną z naj-
prężniejszych komórek Biura. Tworzył opracowania studialno projektowe dla miejscowości leżących na Ziemi Olkuskiej, Chrzanowskiej i Oświęcimskiej – od Żarnowca i Pilicy, poprzez Olkusz, Trzebinię, Libiąż, Brzeszcze, aż po Czechowice – Dziedzice. Autor wielu opracowań planistycznych i członek Południowej Okręgowej Izby Urbanistów Polskich z siedzibą w Katowicach. Pan Profesor zwany przez przyjaciół Jasiem, w sposób szczególny kochał Ziemię Chrzanowską i rodzinną Płazę. W 2008 roku uznany był Honorowym Obywatelem Chrzanowa. Miejscowości Chrzanów i Płaza były dla Pana Jana synonimem tego co dobre, piękne, szlachetne i polskie. Dla P. Jana wszyscy byli równi, bez względu na status zawodowy, wiek czy pozycję społeczną. Wszystkich szanował, akceptował i ze wszystkimi znalazł wspólny język. Pan Jan niezwykle aktywny i pracowity człowiek związany był również z Krakowem i ze Śląskiem. To z myślą o Ślązakach zaprojektował pionierski projekt kąpieliska „Fala” w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Ostatnie lata swojego życia Pan Jan poświęcił pracy dydaktycznej, temu co traktował jako pasję i zamiłowanie. Od 2004 roku był współzałożycielem i wykładowcą Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach. Energicznie przyczynił się w proces kształcenia młodych kadr urbanistycznych na Śląsku. Był Kierownikiem zakładu Teorii Architektury. Wykładał m.in. zagadnienia przestrzenne rozwoju terenów wiejskich, jak i historii architektury polskiej. To właśnie praca ze Studentami Wyższej Szkoły Technicznej była dla niego motywacją. Dał się poznać jako znawca i pasjonat zagadnień prawidłowego kształtowania architektury, jako obrońca wartości polskiego krajobrazu i jako miłośnik piękna polskiej wsi. Pięknych kształtów, rytmów czy estetki dopatrywał się w naturze. Był promotorem i recenzentem wielu prac dyplomowych na kierunku Architektura i Urbanistyka. Z inicjatywy Pana prof. nzw. dr hab. inż. arch. Jana Kozuba w 2008r. zostało powołane Studenckie Koło Naukowe działające w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach, którego sam był opiekunem. Motywował młodych, przyszłych architektów do pracy w zawodzie, zabierając ich na wycieczki połączone z wykładem, nadzorując prace konkursowe czy organizując spotkania, na których poruszane były współczesne problemy projektowania urbanistycznego i architektonicznego. Zwiedzał, fotografował, nieustannie czytał fachową literaturę i osiągając piękny wiek 82 lat często żartował, że w życiu jeszcze się musi wiele nauczyć. W rocznicę śmierci Pana Profesora została przygotowana wystawa wspominająca twórczość Zmarłego, którą można było obejrzeć do końca stycznia w holu głównym budynku Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach. Opiekun Studenckiego Koła Naukowego Działającego w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach mgr inż. arch. Magdalena Tunkel
tekst: mgr inż. arch. Magdalena Tunkel | 45
your Voice
Jak pracujemy
w Polsce? 46
Zaczynamy z tak zwanej grubej rury. Pieniądze nie śmierdzą, choć szczęścia też nie dają. Można za nie kupić wszystko oprócz miłości, a dodatkowo rozwiązują mnóstwo problemów, łącznie z odpowiedzią na pytanie „O co chodzi?”. Zanim jednak człowiek usiądzie w bujanym fotelu z lampką wina/whisky w dłoni, zastanawiając się nad tym nieprawdopodobnym światem, dobrze byłoby zacząć zarabiać, aby fotel był jego własnością, a trunek zachcianką a nie poczęstunkiem. JAK ZARABIAĆ PIENIĄDZE? Pytanie brzmi niepokojąco filozoficznie, trochę jak sławne „Jak żyć?”, ale biorąc pod uwagę aspekt techniczny, odpowiedź jest nieco łatwiejsza do skonstruowania. Mamy do dyspozycji kilka możliwości, ale najważniejsze z nich oscylują wokół słów ZATRUDNIENIE, DZIAŁANOŚĆ GOSPODARCZA i INWESTYCJA. Zajmę się dzisiaj zatrudnieniem, gdyż ma ono znaczną przewagę nad pozostałymi propozycjami, zwłaszcza z punktu widzenia odbiorców tekstu w magazynie studenckim. Można mianowicie zacząć je w każdym momencie, to znaczy niezależnie od stanu portfela, wiedzy o rynku czy predyspozycji do ponoszenia ryzyka inwestycyjnego. Kiedy tylko osiągamy stosowny wiek, dopisuje nam zdrowie i chęci, możemy zaangażować się w proceder zwany popularnie pracą, który lepiej niż cokolwiek innego popchnie nas w kierunku budowania lub powiększania osobistego finansowego bogactwa. Sprawa komplikuje się jednak nieco, kiedy chcemy porozmawiać o pracy w aspekcie prawno–formalnym aniżeli filozoficznym. Zauważymy wtedy, że formy zatrudnienia nie tylko są wielorakie, ale także skutkują innymi prawami i obowiązkami wynikającymi z przepisów prawa, zarówno dla zatrudniających jak i zatrudnianych. Każdemu obiło się pewnie o uszy stwierdzenie „UMOWA O PRACĘ” i skonfrontowane z nią „UMOWY ŚMIECIOWE”, które zwłaszcza ostatnimi czasy przybierają na znaczeniu. Co je różni? Otóż różnic jest dość sporo. Dla przypomnienia rozróżnijmy metody zatrudniania ludzi w Polsce. Dzielimy je na formy tzw. pracownicze oraz niepracownicze (cywilnoprawne) – nazywane brzydko „umowami śmieciowymi”. Najbardziej popularne w Polsce to: UMOWA O PRACĘ, UMOWA ZLECENIA i UMOWA O DZIEŁO. Idea każdej z nich jest zbieżna w największej mierze z nazwą, która ją charakteryzuje. Zaznaczmy jednak, że tylko pierwsza z nich jest umową pochodzącą z grupy zależności pracowniczych. W umowie o pracę stronami są pracownik i pracodawca, czyli przedmiotem ich wzajemnej umowy jest PRACA (np. na stanowisku kucharza), w umowie zlecenia zleceniobiorca za określone pieniądze wykonuje ZLECENIE, jakie otrzymał od zleceniodawcy (np. podlewanie kwiatków u sąsiadki przez 2 tygodnie), a przedmiotem umowy o dzieło jest osiągnięcie, za określonym wynagrodzeniem, określonego rezultatu, czyli DZIEŁA (np. projekt designerskiego stołu dla zamawiającego je biura architektonicznego). Widzimy, że w miarę intuicyjnie odnaleźć można uzasadnienie do zastosowania poszczególnych typów umowy, które zależy przede wszystkim od ich przedmiotu (praca, zlecenie, dzieło). Pojawia się zatem pytanie – czemu obecnie, każda z tych umów, niezależnie od teorii, służy formalizowaniu przedmiotu, którym de facto ostatecznie jest PRACA? Albo inaczej – czemu tak często, mimo świadczenia najprawdziwszej PRACY, otrzymuje się umowę inną niż UMOWA O PRACĘ? Niestety nic nie dzieje się bez przyczyny, a my poznać możemy tylko skutki tego procederu.
Rozróżnić należy przede wszystkim obecność tzw. STUSUNKU PRACY, który nie brzmiąc może zbyt wyraziście na tle innych pojęć jest kluczowy przy rozpatrywaniu przynależności do grupy zatrudnienia. Jego obecność skutkuje objęciem umowy regulacjami prawa pracy, czyli inaczej Kodeksu Pracy. Przepisy dotyczą m.in. zasad zawierania umowy (np. wolność, równość), praw (np. urlopy, podwyższanie kwalifikacji) i obowiązków (np. czas pracy, wynagrodzenia) stron umowy, czyli PRACOWNIKA I PRACODAWCY. Umowa stosunku pracy (czyli właśnie umowa o pracę) to według definicji z art. 22 KP: wynikające ze zgodnego oświadczenia woli (pracownika i pracodawcy) zobowiązanie do osobistego świadczenia pracy przez jedną stronę (pracownika) na rzecz drugiej strony (pracodawcy) pod jej kierownictwem oraz w miejscu i czasie przez nią określonym, w zamian za zapłatę umówionego wynagrodzenia. Zauważmy przy tym, że w języku potocznym słów „praca, pracować, pracownik i pracodawca” używamy właściwie zawsze, kiedy omawiamy sytuację zatrudnienia, nie zastanawiając się nad tym, czy rodzaj spisanej umowy ma na to jakikolwiek wpływ. Niestety formalnie stosowane mogą być jedynie w przypadku umowy o pracę, ponieważ definicja jedynie tej umowy wspomina o pracowniku. Czy wynika z tego, że człowiek zatrudniony na umowie zlecenie lub o dzieło to nie „pracownik pracujący u pracodawcy”? Potraktujmy to z przymrużeniem oka, bo semantyka słów takich jak „pracownik” zależy też w dużej mierze od generalnego ich rozumienia, a wykładnia prawa nie zawsze jest zgodna z potocznym rozumieniem wyrazów. Jednak w obliczu prawa, kiedy człowiek taki otworzy Kodeks Pracy, o sobie czytał niestety nie będzie (patrz art. 2 KP). Skutki? Nie tylko terminologiczne, ale również prawne – bez STOSUNKU PRACY, pracowniczych praw, obowiązków i ochrony wynikającej z prawa pracy po prostu nie ma. Jest tylko ochrona kodeksu cywilnego. Kolejnym aspektem różniącym umowy jest podejście do ubezpieczeń społecznych, a szczególnie emerytalnych. W Polsce funkcjonuje system obowiązkowych ubezpieczeń emerytalnych, a także wynikająca z konstytucji darmowa służba zdrowia, które powodują konieczność istnienia takiego systemu, który zapewniłby wypłatę albo zapłatę za potrzebne ludziom świadczenia (renty i emerytury, porady lekarskie i leczenie, urlop zdrowotny). Jak wiemy, z pustego dzbana nalać się nie da, a z niczego nie ma nic, tak więc logika wymaga istnienia funduszu, który najpierw zgromadzi środki od zainteresowanych, a następnie podzieli je na potrzebujących (idea ubezpieczenia jako takiego). Dlatego też, w celu tak zwanej akumulacji i późniejszej redystrybucji środków, przewidziano obciążenia finansowe każdego zatrudniającego i zatrudnianego. Mamy do czynienia ze składkami: emerytalną, rentową, wypadkową i chorobową (dotyczą systemu ubezpieczeń społecznych i zajmuje się nimi Zakład Ubezpieczeń Społecznych, a trafiają do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych), a także składką ubezpieczenia zdrowotnego, która dzięki ZUS-owi podąża bezpośrednio do Narodowego Funduszu Zdrowia, istniejącego, aby koordynować i rozliczać darmową służbę zdrowia w Polsce. Jak wynika z wcześniejszych rozważań, umowa o pracę charakteryzuje się najpełniejszym podejściem do ochrony stron, które są w nią zaangażowane, dlatego też nie dziwi nas, że w tym przypadku opłacanie każdej ze składek jest obliga-
47
your Voice Różnice/typ umowy
Umowa o pracę
Umowa zlecenie
Umowa o dzieło
Regulacja prawna
Kodeks Pracy
Kodeks Cywilny
Kodeks Cywilny
Strony umowy
Pracodawca Pracownik
Zleceniodawca Zleceniobiorca
Zamawiający dzieło Twórca dzieła
Możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy
Tylko za okresem wypowiedzenia
W każdej chwili
W każdej chwili
Prawo do odprawy pieniężnej za okres wypowiedzenia
Tak (Kodeks Pracy + umowa)
Brak
Brak
Prawo do płatnego urlopu
Tak (Kodeks Pracy)
Brak
Brak
Prawo do wynagrodzenia za nadgodziny bądź pracę w nocy
Tak
Brak
Brak
Obowiązek pracy w siedzibie pracodawcy i pod jego nadzorem
Tak
Nie
Nie
Obowiązek pracy w określonych godzinach i miejscu
Tak
Nie
Nie
Umowa o pracę
Umowa zlecenie
Umowa o dzieło
kwota brutto (płaca min. w 2013 r.)
1600,00 zł
1600,00 zł
1600,00zł
wyliczane składki:
wszystkie
bez chorobowej
żadna
składka emerytalna (9.76%):
156,16 zł
156,16 zł
0 zł
składka rentowa (1.5%):
24,00 zł
24,00 zł
0 zł
WYLICZENIE SKŁADEK
składka chorobowa (2.45%):
39,20 zł
0 zł
0 zł
razem składki ZUS:
219,36 zł
180,16 zł
0 zł
podstawa wymiaru składki zdrowotnej:
1380,64 zł
1419,84 zł
0 zł
koszty uzyskania przychodu (20%):
276,13 zł
283,97 zł
320,00 zł
podstawa opodatkowania:
1105,00 zł
1136,00 zł
1280,00 zł
naliczony podatek (18%):
198,90 zł
204,48 zł
230,40 zł
składka na ub. zdrowotne (9%):
124,26 zł
127,79 zł
0 zł
składka na ub. zdrowotne podlegająca odliczeniu (7,75%):
107,00 zł
110,04 zł
0 zł
podatek do Urzędu Skarbowego: kwota netto (do wypłaty):
92,00 zł
94,00 zł
230,00 zł
1164,38 zł
1198,05 zł
1370,00 zł
toryjne. W tabelce widać, jak kształtują się stawki dla każdej z nich, warto natomiast zaznaczyć, że obciążenie podzielone jest na pracownika i pracodawcę, po połowie w przypadku składki emerytalnej i ¼ do ¾ w przypadku stawki rentowej (koszt pracodawcy jest wyższy, niż kwota naszej pensji brutto!). Umowa zlecenie jest od jakiegoś czasu zbliżona do umowy o pracę w wypadku, gdy stanowi jedyny dochód pracującego, a co za tym idzie obciążają ją podobne składki, jednak z wyjątkami: składki chorobowej, która zawsze jest dobrowolna, a także wypadkowej w sytuacji, gdy zlecenie wykonywane jest poza zakładem pracy. Dodatkowo ustawodawca przewidział specjalne przepisy, według których zleceniodawca (zatrudniający) zawierając umowę zlecenie ze STUDENTEM nie jest zobligowany do naliczania i odprowadzania żadnych składek ubezpieczeniowych z tego tytułu (zauważmy, że koszt pracodawcy spada). Umowa o dzieło nie jest natomiast w żaden sposób obciążona obowiązkiem odprowadzania składek ubezpieczeniowych, gdy stanowi jedyny dochód twórcy dzieła (jeżeli jest ona umową towarzyszącą podpisanej wcześniej umowie o pracę
48 | tekst: Daria Tomczyk l il. Łukasz Leszczuk
z tym samym podmiotem, odprowadza się składki od sumy wynagrodzeń). Widzimy brak nie tylko ochrony prawa pracy, ale także objęcia systemem ubezpieczeń społecznych i ZDROWOTNYCH! Z drugiej zaś strony zatrudniający nie ponosi w związku z tym tak dużych kosztów, co powoduje, że nie tylko chętniej podpisze umowę, ale może i wypłaci wyższe wynagrodzenie netto. Każdy z Was może sam ocenić system zatrudnienia w Polsce i wyciągnąć własne wnioski. Obecna sytuacja jest patowa, gdyż w kryzysie pracodawcy chcą minimalizować swoje koszty, a przez to metodą cichego szantażu nie pozostawiają wyboru, oferując umowy śmieciowe, zamiast odesłać do domu. Pamiętajcie jednak, że według prawa, gdyby zechcieć dochodzić swych praw, można dokonać tego na podstawie art. 22 KP - Nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w definicji STOSUNKU PRACY. Także kodeksy w dłoń!
komiks: ナ「kasz Leszczuk | 49
kronika
WST
9.11.2012 – MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL MODY NEO FASION JAMBOREE 2012 Miejsce: Bielsko - Biała Studenci WST z kierunku Wzornictwa zaprezentowali swoje kreacje. Dodatkowo organizatorzy zorganizowali atrakcje takie jak: warsztaty, wykłady, pokazy mody, wystawy fotografii mody oraz rysunku żurnalowego itp. 13.11.2012 – MIĘDZYNARODOWA KONFERENCJA NAUKOWA – PROBLEMY SZKOLENICTWA WYŻSZEGO W POLSCE I ZA GRANICĄ Miejsce: Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach Konferencja z udziałem eksperta bolońskiego oraz zaproszonych gości z Niemiec, Czech i Ukrainy, a także osób związanych z aktualnymi działaniami w sektorze szkolnictwa wyższego. Uczestnicy mogli zaprezentować swoje doświadczenia w formie referatów czy udziału w grupach dyskusyjnych. Wygłoszone referaty zostaną wydane w postaci recenzowanego wydawnictwa pokonferencyjnego. 18.11.2012 – PIERWSZY TURNIEJ SEKCJI SIATKÓWKI AZS WST KATOWICE Miejsce: Katowice, ul. Graniczna 46 Pierwsze zmagania naszej nowopowstałej drużyny siatkówki w rogrywkach grupy B drugiej ligii Akademickich Mistrzostw Śląska. Trzymamy za was kciuki i życzymy powodzenia w dalszej grze ;) 29.11.2012 – KONFERENCJA NAUKOWA „GOPODARKA ODPADAMI W WOJEWÓDZTWIE ŚLĄSKIM – NOWE WYZWANIA, NOWE CZASY” Miejsce: Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach Fundacja Ekologiczna „Silesia” Katowice, Zakład Utylizacji Termicznej Osadów Ściekowych S.A. W Sosnowcu, przy współpracy Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Śląskiego Adama Matusiewicza zorganizowali konferencję, której celem było przedstawienie uwarunkowań formalno-prawnych związanych z nową ustawą o czystości i porządku w gminach oraz prezentacji najlepszych dostępnych rozwiązań technicznych, technologicznych i organizacyjnych w zakresie gospodarki odpadami. Do udziału w konferencji zaproszono przedstawicieli władz samorządowych i wojewódzkich, prezydentów i burmistrzów miast i gmin oraz prawników i naukowców. 3.12.2012 – DZIEŃ OTWARTY W WYŻSZEJ SZKOLE TECHNICZNEJ W KATOWICACH Miejsce: Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach W tym roku Uczelnia postanowiła, po raz kolejny, umożliwić przyszłym studentom zapoznanie się z ofertą edukacyjną oraz obejrzenia jej wnętrz, wystaw prac studentów oraz absolwentów.
50
6.12.2012 – STUDENCKIE KOŁO NAUKOWE NA 70. MIĘDZYNARODOWEJ WYSTAWIE SZOPEK W KRAKOWIE Miejsce: Kraków - Rynek Studenci WST kierunku Architektura i Urbanistka wraz z opiekunem koła naukowego mgr Magdaleną Tunkel wzięli udział w pokonkursowej międzynarodowej wystawie szopek. Korzystając z okazji udali się do Muzeum Podziemi Rynku Krakowskiego. 6.12.2012 – WYSTAWA FOTOGRAFII „AKTY NIEOCZYWISTE” Miejsce: Biblioteka w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach Autorki: Agnieszka Regulska i Julia Tarnowska z pracowni mgr Wojciecha Grabowskiego zorganizowały wernisaż oraz wystawę fotografii. 14-16.12.2012 – KURS PIERWSZEJ POMOCY Miejsce: Międzybrodzie Żywieckie Kurs zorganizowany przez Międzyuczelniany Zespół Ratownictwa PCK WST Studenci zainteresowani powyższą tematyką odbyli szkolenie przygotowujące kandydatów do egzaminu na Ratownika Medycznego. 15.12.2012 – DRUGI TURNIEJ SEKCJI SIATKÓWKI AZS WST KATOWICE Miejsce: Katowice, ul. Graniczna 46 Kolejny mecz z cyklu turniejów Akademickich Mistrzostw Śląska naszej prężnie działającej sekcji siatkówki należącej do grupy B w której znajdują się również zespoły będące przedstawicielami innych uczelni takich jak: Politechnika Śląska, WSB Dąbrowa Górnicza oraz GWSH Katowice. 15-16.12.2012 – SILOS FALAMI FEST - ŚLĄSKIE TARGI SZTUKI I DESIGN’U Miejsce: Zabrze Festiwal łączący muzykę i design. Wydarzenie zostało objęte honorowym patronem Marszałka Województwa Śląskiego Adama Matusiewicza. Oprócz możliwości wzbogacenia się nietuzinkowym gadżetem, na festiwalu miały miejsce m.in. warsztaty projektowania i rękodzieła artystycznego, których koordynatorem projektu była Marta Frank artystka intermedialna i kulturoznawca. 21.12.2012 – SPOTKANIE WIGILIJNE W WYŻSZEJ SZKOLE TECHNICZNEJ W KATOWICACH Miejsce: Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach Pracownicy i studenci WST wraz z władzami uczelni z okazji Świąt Bożego Narodzenia uczestniczyli w spotkaniu wigilijnym. W tym dniu uczczono pamięć zmarłego prof. nzw. dr hab. inż. Jana Kozuba pamiątkową wystawą zorganizowaną przez mgr Magdalenę Tunkel.