→ Spis treści
Wiadomości ASP 80
→ widok wystawy 11. Biennale w Gwangju 2016 Fot. Doyun Kim
Akademia
styczeń 2018
Sztuk Pięknych
IssN 1505–0661
im. Jana Matejki
www.asp.krakow.pl
w Krakowie
cena 10 zł (w tym 5% vaT)
→
Z narożnika pierwszego piętra
2 – Stanisław Tabisz Doskonałość nauki, doskonałość sztuki…
76 – Łukasz Białkowski The Uncanny Valley 78 – Zofia Weiss Obrazy światło‑czułe
Wydarzenia specjalne
7 – Przemysław Zawadzki Artystą się bywa 10 – Jacek Popiel „Z tego wyłonić się musi
80 – Kaja Kordas Nielot w lot wzleci 82 – Anna Szwaja mars_2030 83 – Anna Szwaja Sploty na fali w Cieszynie
piękna, wielka sztuka”
20 – Magdalena Kownacka Wzgórze Krzemowe 21 – Mariusz Sołtysik Horyzonty
Kronika wydarzeń
84 – Kaja Kordas Jumpthegap 85 – Kaja Kordas Studenci wfp laureatami
Idee – Poglądy – Interpretacje
30 – Janusz Krupiński Samotność wobec Innego
konkursu WellDone®
86 – Katarzyna Stryszowska‑Winiarz Solne wnętrza 89 – Artur Wabik Przestrzeń Równoległa
Historia
36 – Zofia Weiss Stefan Filipkiewicz 42 – Michał Pilikowski Adolf Szyszko‑Bohusz
91 – Bożena Błażewicz 27. Festiwal Kultury Żydowskiej Jerusalem
92 – Roman Lewandowski Biennale Sztuki Młodych „Rybie Oko”
Wystawy – Głosy – Recenzje
50 – Jadwiga Wielgut Walczak O wrażliwości twórcy 54 – Janusz Janczy Rzeźba udomowiona i inne projekty 56 – Janusz Janczy Pomiędzy rzeźbą i architekturą 60 – Stanisław Tabisz Andrew Wyeth – malarz genialny
94 – Paweł Krzywdziak Spotkanie z Bruno Monguzzim 96 – michał Bratko Promocja książki Adama Wsiołkow skiego Moja Akademia
98 – Stanisław Tabisz Everest Sylwii Bajek i Szczepana Brzeskiego...
61 – Izabela Biela Świat w obrazie 63 – Stanisław Tabisz Wolność i przełamywanie granic…
Wspomnienia
pracy Agnieszki Polskiej
65 – Zbigniew Bajek Kafka – przełamywanie granic
101 – Joanna Łapińska Profesor Andrzej Basista
Glass of Petrol
71 – Wojciech Szymański Dorota Hadrian
102 – Stanisław Tabisz Ostatnie pożegnanie
Na okładce fragment
druk uv na poliestrze 2015
Struktura kryształu
prof. Bronisława Chromego
Dzięki uprzejmości
72 – Marata Lisok 30 minut wiszenia na gałęzi
103 – Zofia Weiss Profesor Bronisław Chromy
galerii Żak | Branicka
74 – Agnieszka Jankowska‑Marzec W poczekalni
105 – Michał Zawada Janusz Orbitowski
Z NAROŻNIKA p i e r w s z e g o P I Ę TRA
Doskonałość nauki, doskonałość sztuki…
Stanisław Tabisz
nauce od czasu zmian ustrojowych lat 1989–1990. Pomysł zrodził się z coraz powszechniejszego w śro‑
Ur. w 1956 r. w Domaradzu. Studiował na Wydziale Grafiki (w latach 1977– 1978) oraz na Wydziale Malarstwa (w latach 1978– 1982) Akademii Sztuk Pięk‑ nych w Krakowie. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, projektowaniem graficz‑ nym, scenografią, krytyką sztuki. Prowadzi pracownię malarstwa na Wydziale Grafiki macierzystej uczelni. Od 2012 r. piastuje godność jej rektora.
2
Po ogłoszeniu projektu ustawy 2.0 o szkolnictwie
dowisku akademickim przekonania o konieczno‑
wyższym, podczas Narodowego Kongresu Nauki
ści głębokich systemowych zmian, które sprawią,
w Centrum Kongresowym ICE w Krakowie (19–20 IX
że uprawiana w Polsce nauka zacznie odrabiać
2017), prawie wszyscy aktywni uczestnicy i słuchacze
dystans do światowych liderów, a dyplomy polskich
kongresowych paneli zabrali się do jego krytykowa‑
szkół wyższych będą cenione na równi z dyplomami
nia i poprawiania. Można było odnieść wrażenie, że
dobrych uczelni z wiodących krajów Europy i świata”.
projekt sformułowany przez trzy grupy ekspertów
W podsumowaniu Narodowego Kongresu Nauki wice‑
wybrane konkursowo ze środowiska akademickiego
premier Jarosław Gowin stwierdził, że kongres „był
jest w każdym obszarze ułomny i w istocie rzeczy
zwieńczeniem niemal dwuletniej pracy nad przygo‑
jawi się jako dziwaczna hybryda, która nie zadowala
towaniem projektu ustawy o szkolnictwie wyższym
zwłaszcza tych uczelni, które mają swoistą i z defi‑
i nauce, wielkim przedsięwzięciem intelektualnym
nicji swej branżowej misji odrębną specyfikę, różną
i organizacyjnym, szczerym i uczciwym dialogiem
od bardzo dużych uniwersytetów czy politechnik albo
środowiska akademickiego z ministerstwem oraz dys‑
uczelni pedagogicznych. Tak właśnie jest z wyższymi
kusją nastawioną na szukanie najlepszych rozwiązań
uczelniami artystycznymi, których zakres „naukowo‑
dla polskiej nauki i szkolnictwa wyższego”.
ści” i „artystyczności” nie został ujęty w projekcie
Prace i konsultacje nad projektem ustawy 2.0
ustawy, a był postulowany oficjalnie choćby w obszer‑
prowadzone były w kilku ośrodkach akademic‑
nym piśmie skierowanym do ministra nauki i szkol‑
kich w Polsce. Kształtowanie debaty programowej
nictwa wyższego, wicepremiera Jarosława Gowina,
wspierała Rada Narodowego Kongresu Nauki, zło‑
przekazany na oficjalnym spotkaniu w krakowskiej
żona z przedstawicieli środowisk akademickich
Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiań‑
reprezentujących dyscypliny naukowe i układ geo‑
skiego przez prof. Antoniego Cygana, przewodniczą‑
graficzny całej polskiej nauki. Zapowiedziano wiele
cego Konferencji Rektorów Uczelni Artystycznych.
zmian, m.in. nowe zasady ewaluacji oraz klasyfi‑
Projekt zmian systemowych w nauce i szkolnic‑
kację dyscyplin naukowych, powiązanie uprawnie‑
twie wyższym w Polsce został ogłoszony jako „naj‑
nia do nadawania stopni doktora i doktora habili‑
większe i najważniejsze przedsięwzięcie w polskiej
towanego z kategoriami naukowymi przyznanymi
Wiadomości asp /80
→ Spis treści
→ widok wystawy
Z narożnika pierwszego piętra
11. Biennale w Gwangju
2 – Stanisław Tabisz Doskonałość nauki,
2016
Fot. Doyun Kim
doskonałość sztuki…
78 – Zofia Weiss Obrazy światło‑czułe
Wydarzenia specjalne
7 – Przemysław Zawadzki Artystą się bywa 10 – Jacek Popiel „Z tego wyłonić się musi
76 – Łukasz Białkowski The Uncanny Valley 80 – Kaja Kordas Nielot w lot wzleci 82 – Anna Szwaja mars_2030 83 – Anna Szwaja Sploty na fali w Cieszynie
piękna, wielka sztuka”
20 – Magdalena Kownacka Wzgórze Krzemowe
21 – Mariusz Sołtysik Horyzonty
84 – Kaja Kordas Jumpthegap
Kronika wydarzeń
85 – Kaja Kordas Studenci wfp laureatami
Idee – Poglądy – Interpretacje
30 – Janusz Krupiński Samotność wobec Innego
konkursu WellDone®
86 – Katarzyna Stryszowska‑Winiarz Solne wnętrza 89 – Artur Wabik Przestrzeń Równoległa
Historia
36 – Zofia Weiss Stefan Filipkiewicz 42 – Michał Pilikowski Adolf Szyszko‑Bohusz
91 – Bożena Błażewicz 27. Festiwal Kultury Żydowskiej Jerusalem
92 – Roman Lewandowski Biennale Sztuki
Wystawy – Głosy – Recenzje
50 – Jadwiga Wielgut Walczak O wrażliwości twórcy 54 – Janusz Janczy Rzeźba udomowiona i inne projekty 56 – Janusz Janczy Pomiędzy rzeźbą i architekturą 60 – Stanisław Tabisz Andrew Wyeth – malarz genialny
Młodych „Rybie Oko”
94 – Paweł Krzywdziak Spotkanie z Bruno Monguzzim 96 – michał Bratko Promocja książki Adama Wsiołkow skiego Moja Akademia
98 – Stanisław Tabisz Everest Sylwii Bajek
i Szczepana Brzeskiego...
61 – Izabela Biela Świat w obrazie 63 – Stanisław Tabisz Wolność i przełamywanie granic…
Wspomnienia
pracy Agnieszki Polskiej
65 – Zbigniew Bajek Kafka – przełamywanie granic
101 – Joanna Łapińska Profesor Andrzej Basista
Glass of Petrol
71 – Wojciech Szymański Dorota Hadrian
102 – Stanisław Tabisz Ostatnie pożegnanie
Na okładce fragment
druk uv na poliestrze 2015
Struktura kryształu
prof. Bronisława Chromego
Dzięki uprzejmości
72 – Marata Lisok 30 minut wiszenia na gałęzi
103 – Zofia Weiss Profesor Bronisław Chromy
galerii Żak | Branicka
74 – Agnieszka Jankowska‑Marzec W poczekalni
105 – Michał Zawada Janusz Orbitowski
Z NAROŻNIKA p i e r w s z e g o P I Ę TRA
Doskonałość nauki, doskonałość sztuki…
Stanisław Tabisz
nauce od czasu zmian ustrojowych lat 1989–1990. Pomysł zrodził się z coraz powszechniejszego w śro‑
Ur. w 1956 r. w Domaradzu. Studiował na Wydziale Grafiki (w latach 1977– 1978) oraz na Wydziale Malarstwa (w latach 1978– 1982) Akademii Sztuk Pięk‑ nych w Krakowie. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, projektowaniem graficz‑ nym, scenografią, krytyką sztuki. Prowadzi pracownię malarstwa na Wydziale Grafiki macierzystej uczelni. Od 2012 r. piastuje godność jej rektora.
2
Po ogłoszeniu projektu ustawy 2.0 o szkolnictwie
dowisku akademickim przekonania o konieczno‑
wyższym, podczas Narodowego Kongresu Nauki
ści głębokich systemowych zmian, które sprawią,
w Centrum Kongresowym ICE w Krakowie (19–20 IX
że uprawiana w Polsce nauka zacznie odrabiać
2017), prawie wszyscy aktywni uczestnicy i słuchacze
dystans do światowych liderów, a dyplomy polskich
kongresowych paneli zabrali się do jego krytykowa‑
szkół wyższych będą cenione na równi z dyplomami
nia i poprawiania. Można było odnieść wrażenie, że
dobrych uczelni z wiodących krajów Europy i świata”.
projekt sformułowany przez trzy grupy ekspertów
W podsumowaniu Narodowego Kongresu Nauki wice‑
wybrane konkursowo ze środowiska akademickiego
premier Jarosław Gowin stwierdził, że kongres „był
jest w każdym obszarze ułomny i w istocie rzeczy
zwieńczeniem niemal dwuletniej pracy nad przygo‑
jawi się jako dziwaczna hybryda, która nie zadowala
towaniem projektu ustawy o szkolnictwie wyższym
zwłaszcza tych uczelni, które mają swoistą i z defi‑
i nauce, wielkim przedsięwzięciem intelektualnym
nicji swej branżowej misji odrębną specyfikę, różną
i organizacyjnym, szczerym i uczciwym dialogiem
od bardzo dużych uniwersytetów czy politechnik albo
środowiska akademickiego z ministerstwem oraz dys‑
uczelni pedagogicznych. Tak właśnie jest z wyższymi
kusją nastawioną na szukanie najlepszych rozwiązań
uczelniami artystycznymi, których zakres „naukowo‑
dla polskiej nauki i szkolnictwa wyższego”.
ści” i „artystyczności” nie został ujęty w projekcie
Prace i konsultacje nad projektem ustawy 2.0
ustawy, a był postulowany oficjalnie choćby w obszer‑
prowadzone były w kilku ośrodkach akademic‑
nym piśmie skierowanym do ministra nauki i szkol‑
kich w Polsce. Kształtowanie debaty programowej
nictwa wyższego, wicepremiera Jarosława Gowina,
wspierała Rada Narodowego Kongresu Nauki, zło‑
przekazany na oficjalnym spotkaniu w krakowskiej
żona z przedstawicieli środowisk akademickich
Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiań‑
reprezentujących dyscypliny naukowe i układ geo‑
skiego przez prof. Antoniego Cygana, przewodniczą‑
graficzny całej polskiej nauki. Zapowiedziano wiele
cego Konferencji Rektorów Uczelni Artystycznych.
zmian, m.in. nowe zasady ewaluacji oraz klasyfi‑
Projekt zmian systemowych w nauce i szkolnic‑
kację dyscyplin naukowych, powiązanie uprawnie‑
twie wyższym w Polsce został ogłoszony jako „naj‑
nia do nadawania stopni doktora i doktora habili‑
większe i najważniejsze przedsięwzięcie w polskiej
towanego z kategoriami naukowymi przyznanymi
Wiadomości asp /80
Narodowy Kongres Nauki –
danej uczelni czy instytutowi naukowemu. Przewody
propozycji naszej uczelni należą m.in. powoływa‑
sala ICE w Krakowie
naukowe mają być przeprowadzane proceduralnie
nie rad uczelni w wyższych szkołach artystycznych
przez senaty uczelni. Zmieni się gruntownie model
na zasadzie dobrowolnej, a nie obligatoryjnej, inny
kształcenia doktorantów. Rozpocznie się, rozpisany
formularz i merytoryczne kryteria parametryza‑
na kilka lat, proces wyłaniania uczelni badawczych.
cji dorobku naukowego i artystycznego pedagogów
Uczelniom zostanie przyznana swoboda w zakresie
uczelni artystycznych, stosowne – czyli większe –
określania własnych struktur organizacyjnych.
dofinansowywanie rosnącego na znaczeniu umię‑
Zmiany będą wprowadzane ewolucyjnie, na podsta‑
dzynarodowienia, łączenie strumieni finansowania
wie starannie przygotowanego, realistycznego harmo‑
uczelni, wolność badań i poszukiwań w nauce i sztuce,
nogramu. W swoim podsumowaniu przewodniczący
swoboda określania metod i programów kształcenia,
RNKN prof. Jarosław Górniak podkreślił, iż w sprawie
zachowanie niezależności i samorządność środowiska
nowej konstytucji dla nauki polskiej „pozostaje nam
akademickiego…
ufać, że także parlamentarzyści będą ponad podzia‑
W dużym tumulcie wrześniowych wydarzeń,
łami obradować nad tym wypracowanym w dialogu
m.in. w kontekście wystąpień podczas Ogólnopol‑
środowiskowym projektem ustawy, gdy trafi w ich
skiej Konferencji Kultury: Sztuki wizualne w auli
ręce, i że nie potraktują go jako przedmiot sporów
ASP w Krakowie oraz debat i dyskusji wokół ustawy
i rozgrywek politycznych, lecz jako dzieło patrio‑
2.0 podczas Kongresu Nauki Polskiej, rozpoczęliśmy
tyczne […]. Mamy bowiem doświadczenie historyczne
nowy, 200. rok akademicki! Do Akademii wrócili stu‑
pokazujące, że partykularyzm i odwrócenie się
denci. Został uruchomiony proces edukacji, do któ‑
od dobra wspólnego prowadzi do obalenia ważnych
rego pod presją zmieniających się relacji społecznych
reform, a to kończyło się źle dla Rzeczypospolitej.
przenikają tendencje korporacyjne, a w konsekwencji
Niech teraz będzie inaczej!”.
stricte rynkowe, konsumpcyjne. Dzieje się to pra‑
Jak wiemy, diabeł tkwi w szczegółach. Rektorat ASP
wie niezauważalnie, pomimo instynktownego oporu
w Krakowie, po konsultacjach z dziekanami wydzia‑
środowiska akademickiego. Przypomina to sytuację
łów i osobami zainteresowanymi problemem nowej
w służbie zdrowia, opisaną przez śp. prof. Andrzeja
ustawy, wystosował (w październiku 2017) kolejne
Szczeklika w książce pt. Nieśmiertelność. Prome‑
pismo do przewodniczącego KRASP‑u, z naszymi
tejski sen medycyny. Oto fragment rozdziału Mit,
postulatami i głosem w dyskusji. Do głównych
odnoszący się moim zdaniem do analogicznej 3
4
Jarosław Gowin (fot. Stanisław Tabisz)
Panel uczelni artystycznych – prof. Antoni Cygan
sytuacji w środowisku akademickim: „Autorytarne
kultur prehistorycznych i starożytnych. Istota oraz
podejście do chorego zostaje uznane za sprzeczne
esencjonalny zaczyn, tkwiące w genialnych erupcjach
z imperatywem emancypacji – współczesnej ten‑
wszelkich cywilizacji ludzkości, także w osiągnię‑
dencji do wyzwolenia człowieka z jego społecznych,
ciach czystej nauki i sztuki, były mierzone również
kulturowych, a nawet biologicznych ról. Lansuje
przed tysiącami lat najwyższym „ideałem doskona‑
się model konsumpcyjny. Lekarz jest w nim sprze‑
łości”… Ale czy tylko o doskonałość (ideał ideału)
dawcą usług medycznych, podobnie jak sprzedaje
w tym przypadku chodzi? Czy może o coś niewyobra‑
się inne usługi handlowe na wolnym rynku. Ma być
żalnego, czego jeszcze nie znamy i nie stworzyliśmy,
neutralny, może radzić – i to lepiej z dystansu – ale
czego nawet nie przeczuwamy? Czy doskonałość nie
nie wpływać na decyzję chorego. Zresztą nawet radzić
jest zamkniętym w bezwzględnej idealizacji bożkiem
nie bardzo ma już kiedy. Spętany siecią obowiąz‑
wielu już spełnionych potęg, z którego sztywnych
ków administracyjnych, wtłoczony w tryby machiny
reguł później trudno się wyplątać, jak z racjonalnych
«służby zdrowia» coraz rzadziej znajduje czas na roz‑
kanonów rzeźby greckiej, ortodoksji formalnej ikon
mowę z chorym. Na ten upośledzony kontakt żalą się
czy hieratycznej stylizacji malarstwa i rzeźby egip‑
pacjenci. To ich najczęstsza skarga, nawet w bogatych
skiej? Doskonałość w nauce, doskonałość w sztuce…
krajach, gdzie opieka zdrowotna stoi wysoko. Sub‑
Czym są te doskonałości i czy je można pragmatycznie
stancja medycyny zostaje naruszona tak dalece, iż
zadekretować lub ubrać, z pozytywnym skutkiem,
słyszy się głosy, że Hipokrates nie poznałby we współ‑
w administracyjne lub prawne przepisy?
czesnych medykach swoich uczniów. A równocze‑
Wrócę w tym miejscu do dokumentu, który został
śnie ta eksplozja wiedzy lekarskiej, ten fenomenalny
podpisany przez większość rektorów największych
rozwój, to otwarcie perspektyw na skalę dotychczas
uniwersytetów Europy z okazji jubileuszu 900‑lecia
niewyobrażalną…”. Wystarczy wyobrazić sobie, że
Uniwersytetu Bolońskiego. Podstawowe zasady
w sytuacji „pacjenta” jest student, a „lekarzem” jest
bolońskiej Magna Charta Universitatum głoszą: „Uni‑
nauczyciel akademicki i analogia stanie się dla nas
wersytet jest instytucją autonomiczną, wokół której
jak najbardziej oczywista i aktualna…
koncentruje się życie społeczne, niezależnie od tego,
Nie jestem wrogiem zmian ani postępu. Czuję
w jaki sposób – ze względu na położenie geograficzne
ducha współczesności i mam o wiele śmielsze
i tradycję historyczną – społeczeństwo jest zorgani‑
pomysły, aniżeli ktokolwiek jest w stanie sobie
zowane; uniwersytet – realizując badania naukowe
to wyobrazić. Zgłębiam cierpliwie (choćby przeciw
i kształcenie – tworzy, wspiera i upowszechnia kul‑
upływającemu czasowi) uniwersalne osiągnięcia
turę […]. Aby sprostać potrzebom otaczającego świata,
Wiadomości asp /80
realizowane na uniwersytecie badania naukowe i kształcenie muszą być – pod względem motywów ich realizacji oraz przekazywanych treści – wolne od wszelkich wpływów politycznych i uwarunkowań ekonomicznych […]. Swoboda badań naukowych i kształcenia jest podstawową zasadą działalności uniwersytetów, a rządy i uniwersytety – w ramach posiadanych uprawnień i możliwości – muszą zapew‑ niać poszanowanie tej fundamentalnej zasady”. Pro‑ fesor Piotr Sztompka w swoim artykule Autonomia – fundament kultury akademickiej („Nauka”, 2017, nr 3) opisuje kulturę akademicką w jej 12 przejawach. Pod‑ stawowymi wartościami są tu autonomia oraz obrona środowiska akademickiego przed inwazją złego prawa i obcej kultury korporacyjnej. Dyskusja o projekcie ustawy 2.0 dopiero się rozpoczęła. Do głosu dojdą politycy i grupy interesów… Czy projekt nowej „kon‑ stytucji dla nauki” (i sztuki) przyniesie dobry plon i będzie korzystnym rozwiązaniem, również dla naszego środowiska akademickiego, artystycznego, wywodzącego swój rodowód z ateńskiego Gaju Aka‑ demosa, w którym spotykali się artyści i naukowcy, aby kształcić się i dyskutować? Czas płynie… „Panta rhei!”. Zbliżają się święta i nowy rok 2018, jakże niezwykły dla naszej Aka‑ demii… Okres Bożego Narodzenia jest szczególnie nastrojowy i ważny w polskiej kulturze i obyczajo‑ wości. To święta rodzinne, ale i mistyczne odniesie‑
Z okazji świąt Bożego Narodzenia oraz zbliżającego się nowego roku życzę pedagogom, pracownikom, studentom i przyjaciołom Akademii, a także czytelnikom „Wiadomości ASP” wszelkiego dobra oraz wszelkiej twórczej pomyślności! Wesołych Świąt! Szczęśliwego nowego, 2018 roku! Szczęśliwego Jubileuszu i wspaniałych obchodów 200‑lecia Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie!
nie do wcielenia boskości w wymiar doczesny, ludzki, zwyczajny. 5
Sztuki wizualne → Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie → 14–15 IX 2017 Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaini‑ cjowało debatę nad stanem polskiej kultury i sztuki. W ramach Ogólnopolskiej Konferencji Kultury we wrze‑ śniu 2017 r. odbyło się pięć sympozjów, podczas których poruszano zagadnienia związane z muzyką, kulturą ludową, teatrem, tańcem i sztukami wizualnymi. Ostat‑ nia z wymienionych sesji odbyła się w auli krakow‑ skiej Akademii Sztuk Pięknych. Artyści i organizatorzy życia artystycznego w Polsce, pedagodzy oraz osoby zarządzające instytucjami kultury, dyrektorzy muzeów i właściciele galerii sztuki zaprezentowali w swych wystąpieniach wiele istotnych kwestii. Przedmiotem debaty stały się m.in. status twórcy, ścieżka jego arty‑
W programie dwudniowej konferencji znalazło
stycznego rozwoju i samodoskonalenia, organizacja
się siedem bloków tematycznych: „Definicja artysty
pracy artysty, zagadnienia z zakresu ubezpieczeń, praw
i jego status prawny”, „Model funkcjonowania artysty
autorskich i pokrewnych, model działania instytucji
na rynkach pracy i sztuki”, „Relacja artysta–instytucja
artystycznych, powszechna edukacja kulturalna, upo‑
w zakresie sztuk wizualnych”, „Strumienie finanso‑
wszechnienie kultury, jej prezentacja i potencjał w pro‑
wania: fundusze ministerialne, samorządowe i pry‑
mocji międzynarodowej kraju. Wiele uwagi poświęcono
watne”, „Instytucje sztuk wizualnych – rola, szanse
sprawom domagającym się regulacji systemowych.
i wyzwania”, „Upowszechnianie sztuki” i „Międzyna‑
Wskazywano na konieczność wprowadzenia nowych
rodowa promocja sztuki za granicą”.
regulacji i rozwiązań prawno‑administracyjnych i pro‑ ponowano kierunki zmian. 6
Wiadomości asp /80
Poniżej prezentujemy jedno z wygłoszonych wystą‑ pień (inf. wł.).
Wy da rz en i e sp ec ja lne
Artystą się bywa Wystąpienie podczas Ogólnopolskiej Konferencji Kultury – Sztuki wizualne. Panel: Definicja artysty i jego status prawny
Ur. w 1954 r. w Stalino‑ grodzie (dzisiaj Katowice). Studia (w latach 1977–1982) na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie w pracowniach profesorów Zbigniewa Ko‑ walewskiego, Włodzimierza Kunza, Zbysława M. Macie‑ jewskiego, Witolda Skulicza, Mariana Kruczka. Od 1978 r. w strukturach Studenckiego Komitetu Solidarności, m.in. z Dorotą Martini, Stanisła‑ wem Tabiszem i Andrzejem Oczkosiem. W 1980 r. współzałożyciel Niezależnego Zrzeszenia Studentów na ASP w Krakowie. Inicjator pisma studentów ASP w Krako‑ wie (roboczy tytuł „Plus”) niedopuszczonego do życia przez drobnych krakowskich namiestników Moskwy. Od 1983 do 2005 r. mieszkał w Paryżu. Dziś spełniony reemigrant. Maluje, rysuje, pisze, działa społecznie, rąbie drewno…
Od kiedy Marcel Duchamp odpalił ogromny ładu‑
Zbiór zwany światem sztuki usiłuje temu zara‑
nek trotylu, czyli wprowadził pojęcie ready made,
dzić. Zarzuca się mu jednak różne wady, poczynając
pojawiło się twierdzenie, że wszystko jest sztuką,
od samodobieralności. Uczelnie wydają absolwen‑
jeśli artysta powie, że nią jest. Twierdzenie równie
tom dyplom magistra sztuki, mianujący w odbiorze
upraszczające co rozszerzające owo pojęcie do nie‑
społecznym na artystę. Związki artystów rozszerzają
skończoności. Jakiś czas później nastąpiło kontr‑
to grono o dobranych komisyjnie autorów spoza kręgu
rewolucyjne antyanarchistyczne skorygowanie.
akademickiego. Zarzuca się czasem (nie wiem, czy
Pojawiło się, a właściwie nawiązało do XIX‑wiecznej
słusznie), że dokonują doboru na zasadzie podobień‑
praktyki, pojęcie art world, twierdzące, że o tym,
stwa czy gustów osobistych. Krytycy mianują arty‑
co jest sztuką, decydować ma ogół instytucji, znaczą‑
stami twórców bliskich ich wizjom sztuki. Zarządcy
cych twórców i uznanych autorytetów. Obie postawy
miejsc wystawienniczych mogą regularnie omijać
są dla naszych rozważań istotne, gdyż w pytaniu:
pewnych twórców, skazując ich na margines, na sta‑
„Czym jest sztuka?” zawarte jest „Kim jest artysta?”.
tus „artysty niepełnego” (a nieobecni racji nie mają). Jednocześnie promując w sposób arbitralny innych. To samo dotyczy kuratorów. Jedni i drudzy działają
Przemysław Zawadzki
nieraz na zasadzie divide et impera, tnąc u podłoża ewentualny opór środowiska twórczego.
Definiując sztukę, określamy tożsamość artysty.
Odbiorcy – poddani prezentacjom powtarzających
W silnym posadowieniu pozycji artysty decydują‑
się rodzajów sztuki w miejscach prominentnych, przez
cego, co jest sztuką, jest pułapka. Któż bowiem z kolei
znane nazwiska zarządców, kuratorów i krytyków oraz
ma decydować o tym, kto jest artystą, powołującym
media – kształtują swe myślenie o sztuce, co skutkuje
do życia quasi‑demiurgiczną decyzją dzieło sztuki.
uznaniem za wybitnego artystę kogoś po prostu obec‑
Stoimy wobec zamkniętego kręgu zależności. Uznając
nego w owym dominującym podzbiorze. I przyczynia
prawo konceptualisty do wskazania, jaka jego czyn‑
się do uznania społecznego, gdy powielają jego postać
ność lub który z elementów otoczenia jest dziełem
i pracę media pozamerytoryczne. Poza skalowaniem
sztuki, dajemy każdemu innemu twórcy to samo prawo
wartości danego artysty mamy więc do czynienia
– prawo do twierdzenia, że jego praca jest sztuką.
z wprowadzeniem do zbioru albo odwrotnie – wręcz
Miewa to owoce ożywcze, rozbijające znierucho‑
niedopuszczeniem doń lub wyprowadzeniem.
miałe myślenie i działanie. Tak powstawały nowe
Żeby trochę wyjść z nagiej teorii, przypomnijmy
fascynujące dzieła i prądy. Z drugiej strony, otwierając
sobie meandry losów El Greca, malarza uznanego, póź‑
bezwarunkowo tak potężne pole autodefinicji i samo‑
niej odrzuconego i zapomnianego, i na powrót zaistnia‑
wartościowania przed kandydatami na artystów
łego – tym razem w panteonie największych. Kto inny
i artystami, powoduje się inflację wartości tej grupy.
i w innej epoce decydował o powodzeniu tego Greka 7
wszystko, że obecny świat sztuki jest najbardziej obiektywny w historii, gdyż bardziej złożony. I przez to trafniejszy niż podejścia subiektywne: często prze‑ sadzona samoocena twórcy i ocena publiczności, uznającej za artystę twórcę odpowiadającego płytkim potrzebom odbiorcy masowego. Ponoć subiektywi‑ zmy oczyszczają się, przechodząc przez próbę krytyki i czasu. Nie zawsze to działa – wspomniany Wojciech Kossak jest tego przykładem. Obiektywizm instytucjonalny składa się z wielu subiektywizmów, szczęśliwie czasem korygujących się wzajemnie. Bywa, że i to zawodzi. Olga Boznańska, jedna z najlepszych w historii malarstwa pań, nie jest znana. Za to art world utrwalił pozycję Marie Laurencin, która figuruje we wszystkich encyklopediach znaczą‑ cych artystek. A przecież świat sztuki dysponuje wie‑ loprofilowym aparatem krytycznym, możliwościami konfrontacji poprzez wystawy i publikacje oraz atu‑ tem dojrzewania odbiorców. Interesować nas powinna również kategoryzacja, dopuszczająca do podzbioru artystów plastyków twórców z pogranicza sztuk. Gdyby Tadeusz Kantor był li tylko człowiekiem teatru, jego ↗ Andrzej Mierzejewski
w Hiszpanii, kto inny spowodował jego zmarginalizo‑
happening Koncert morski zostałby zaliczony do wyda‑
Wędrowcy
wanie i zupełnie kto inny i z częściowo innych przy‑
rzeń teatralnych. Wcześniejsze jego zaangażowanie
czyn o wiele później go wyniósł na światowe szczyty.
w sztuki plastyczne spowodowało, iż zaliczono tę akcję
135 × 99,5 cm olej na płótnie 1974
8
A byli to ten sam artysta i to samo dzieło!
do świata sztuk wizualnych, a Kantora w tym kontek‑
Podobnie powiedzieć można o wielkich artystach
ście traktowano jako artystę plastyka.
zwanych ludowymi albo naiwnymi. Nikifor stał się
Oczywiście, że można by poprzestać na niedookre‑
uznanym artystą, gdyż ktoś zafascynowany nim go
śloności kategorialnej. Ale nas tu interesować powinno
wypromował, a świat sztuki go przyjął. Wcześniej
pytanie: „Czy gdyby twórca przedstawień teatral‑
wegetował na zupełnym marginesie i określenie go
nych chciał przystąpić do jakiegoś związku artystów
mianem artysty spotkałoby się z kpiną setek prze‑
plastyków, przedstawiając komisji kwalifikacyjnej
chodniów oglądających jego prace na chodniku
dzieła takie jak Koncert morski, zostałby przyjęty?”.
w Krynicy. Ci sami przechodnie, jeśli kupili wcześniej
Czy uznano by, że te prace rozszerzają pojęcie artysty
jego akwarele malowane na szkolnych zeszytach i nie
plastyka, czy też odwrotnie, że w owym pojęciu się
wyrzucili ich, pozbywając się rupieci, natychmiast
nie mieszczą? I na podstawie jakich narzędzi i norm
oprawiali je w najlepsze ramy i umieszczali z dala
krytycznych rozpatrywanie to miałoby miejsce? Jak
od światła słonecznego. Jeden z najlepszych polskich
zaważyłyby na decyzji ścierające się aspekty samo‑
malarzy drugiej połowy XX w., Andrzej Mierzejewski,
określenia twórcy, odbiorców dzieła, instytucji? I czy
sprzedał w życiu jeden obraz. Prawie nikomu w Polsce
wynik można by określić jako właściwy, tylko dlatego,
to imię i nazwisko nie kojarzy się z postacią artysty.
że wygrał utrwaleniem się w wyobraźni zbiorowej?
Za to malarz pocztówkowy Wojciech Kossak wciąż
Wobec mnogości pytań i wątpliwości, z jakimi traktuje
osiąga rekordowe ceny na aukcjach i w niektórych
się odpowiedzi, wypada odejść od logiki dwuwartościo‑
polskich zamożnych mieszkaniach jego wytwory są
wej. Odpowiedź na pytanie o tożsamość i status artysty
przedmiotem dumy właścicieli. Możemy więc wnio‑
może nie mieścić się w dychotomii „tak lub nie”.
skować o nieprawidłowych nieraz działaniach świata
Jakkolwiek źle to brzmi, właściwsza zdaje się
sztuki – dopuszczających lub odrzucających w sposób
odpowiedź oparta na logice wielowartościowej, roz‑
arbitralny, przypadkowy, wadliwy. Twierdzi się mimo
myciu i braku precyzji w przestrzeniach brzegowych
Wiadomości asp /80
działalności twórczej. Musimy uznać, że bywają
Byłbym za powiązaniem obu tych możliwości.
działania – i wobec tego artyści – których granice są
Wspólna jest praca w jednej dziedzinie działania
nieokreślone lub płynne. Trudne do zdefiniowania,
plastycznego. Weźmy prosty przykład. Każdy, kto tnie
zdarza się, że niedefiniowalne. To nie tylko podążanie
w desce i przenosi dzięki nałożeniu farby i naciskowi
za Wittgensteinem, to zwykła ludzka pokora, zrozu‑
swoją pracę na papier, jest drzeworytnikiem. Prace
mienie, że nie da się narysować mapy mgły, którą
niektórych drzeworytników są mało inspirujące,
chwilami jest sztuka współczesna. Artystą się bywa.
banalne, wtórne, wykazują słabą wyobraźnię pla‑
Autor prac przestaje nim być, gdy nie mając
styczną lub nie spełniają zamiaru pracującego nad
niczego do powiedzenia, kontynuuje działalność w swojej dziedzinie. Dokonując czasem autopla‑ giatu, wie o tym tylko on, pozostając w opinii świata
nimi przez braki warsztatowe. Bywają też dzieła zaskakujące i na tym tylko opie‑ rające całą swoją wartość.
sztuki artystą, jakim był. Twórca nieraz schodzi
Natomiast w innych przypadkach mamy do czy‑
na manowce, wchodzi w miałkość, ale i wraca
nienia z pracami dającymi otwarcie na osobny świat –
z pustyni. Bywa też, że kiedy niczego komunikowal‑
właściwy autorowi. Świat, w który chcą wejść wyrobieni
nego nie tworzy, dojrzewa, obserwując rzeczywistość,
odbiorcy, który doceniają krytycy czy uznani artyści,
wchłaniając przeżycia, obrazy i myśli. Wtedy wbrew
mimo że jest on poza ich osobistym polem zaintereso‑
pozorom też jest artystą – Leonardo mówił, że sztuka
wania. Nawet biorąc pod uwagę możliwość nad- lub
to cosa mentale, sprawa umysłu. Jak traktować tych,
niedowartościowania spowodowanego czasem, krę‑
których wybrała tylko publiczność, lub nie wybrał
giem kulturowym lub zwykłą krzywdzącą czy przece‑
nikt, a którzy podążają drogą płytkich działań pla‑
niającą pomyłką, mamy tu dużą swobodę rozróżnienia
stycznych? Czy tych działających w niszach, uzna‑
owych dwóch kategorii autorów, z zachowaniem wspól‑
nych przez niszową krytykę i takąż publiczność?
nego mianownika, który brzmi: wszyscy drzeworyt‑
Jaki powinien być ich status wobec statusu artystów
nicy są autorami prac plastycznych. Ale tylko ostatni
wzbogacających kulturę o dzieła znaczące? Uzna‑
wymienieni są twórcami z interesującym nas dzisiaj
nych powszechnie przez krytykę, historyków sztuki,
wyróżnieniem: artysta – przynajmniej w danym czasie
publiczność i świat twórczy? Czy należy szukać ich
i kręgu kulturowym. Rozróżnienie to jednak nie rozwią‑
wspólnego mianownika, czy też jakoś rozróżnić?
zuje sprawy społecznego statusu artysty. Jedni i dru‑ dzy traktowani są administracyjnie jednako. A do tego bywa, że to ów zwykły autor prac plastycznych dzięki
Miewa to owoce ożywcze, rozbijające znieruchomiałe myślenie i działanie. Tak powstawały nowe fascynujące dzieła i prądy. Z drugiej strony, otwie‑ rając bezwarunkowo tak potężne pole autodefinicji i samowartościo‑ wania przed kandydatami na arty‑ stów i artystami, powoduje się infla‑ cję wartości tej grupy.
odpowiednim zabiegom jest w powierzchownym odbio‑ rze społecznym artystą celebrytą. Cóż wobec tego? Artyście wypadnie nieraz pogodzić się z wadliwym umiejscowieniem w społeczeństwie, z niezaistnie‑ niem, z niedocenieniem. Świata sztuki zadaniem jest próbować nie dopuścić do takich sytuacji, choć wszy‑ scy wiemy, że bywają one organiczną składową ludz‑ kiej egzystencji. A konkretnie? Polska pozbawiona jest w zasadzie poważnego mecenatu prywatnego mogą‑ cego wydobyć wartościowego artystę. Musi on skorzy‑ stać z pomocy państwa, samorządów i zwalnianych z podatków przedsiębiorstw. Artysta, aby zaistnieć, a nie być tylko osobą z dyplomem czy legitymacją związkową, co się zdarza z powodów materialnych, powinien mieć kontrolowany status wspieranego – do momentu samodzielności. Mimo całej niedosko‑ nałości tego mechanizmu i możliwych pomyłek jest to jak demokracja. System najlepszy ze złych. 9
Wy dar z en i e sp ec ja lne
„Z tego wyłonić się musi piękna, wielka sztuka” Stanisław Wyspiański – proza i poezja życia artysty
→ Wykład inauguracyjny w Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki → 3 X 2017
Ur. w 1954 w Krakowie, pro‑
Jacek Popiel
fesor nauk humanistycz‑
i siły rażenia. Tyle razy spoglądałem na to dzieło, ale dlaczego nigdy nie pomyślałem, że ten witraż
nych, teatrolog, historyk
Kilkanaście lat temu w upalne i burzowe popołudnie
trzeba oglądać późnym popołudniem, kiedy promie‑
Teatr i Dramatu na Wydziale
wszedłem do Bazyliki oo. Franciszkanów. Wewnątrz
nie słoneczne poczynają rozświetlać zachodnią część
Polonistyki Uniwersytetu
panował półmrok, już o przyjemnym chłodzie nie
bazyliki? I przyznaję, że wówczas zrodził się u mnie
wspomnę. Spojrzałem na znajdujące się również
projekt przygotowania widowiska, które poprzez reży‑
tyki kadrowej i finansowej
w mroku prezbiterium, z delikatnie wyróżniającymi
serię światła oddałoby nie tylko piękno, ale i drama‑
UJ. Jest autorem ponad 200
się witrażami św. Franciszka i bł. Salomei. Kiedy
turgię tworzenia przez Stanisława Wyspiańskiego
prac: książek, artykułów
odwróciłem się w stronę organów, ostre światło bły‑
wystroju bazyliki.
literatury. Kieruje Katedrą
Jagiellońskiego, od roku 2012 prorektor ds. poli‑
i recenzji, poświęconych
skawicy z mrocznego wnętrza wydobyło obraz Boga
Mogłem to zrealizować w 2007 r. w ramach Roku
i teatru polskiego oraz dzie‑
z witraża Stań się. Po chwili rozległ się dźwięk pio‑
Wyspiańskiego, zorganizowanego z 100. rocznicę
jom szkolnictwa artystycz‑
runa. Po kilkunastu sekundach ponownie błyskawica
śmierci autora Wesela. Znakomity sprzęt oświetle‑
i uderzenie pioruna. Trudno z perspektywy czasu
niowy pozwolił wydobyć niedostrzegane na co dzień
Wyższej Szkoły Teatralnej
określić moje ówczesne odczucia. Stałem i patrzyłem,
piękno polichromii i witraży Stanisława Wyspiań‑
im. L. Solskiego.
kościół był prawie pusty, nie wiem, ile było tych bły‑
skiego. Scenariusz całego widowiska oparłem
skawic i uderzeń pioruna. Ale to, co było największym
na listach artysty do różnych adresatów. Jakże przej‑
doznaniem, to moment, kiedy burza po chwili ustąpiła
mująco brzmiały wówczas w interpretacji Andrzeja
i nagle cały wielki witraż został rozświetlony ostrym
Seweryna zobrazowane poprzez autentyczne świadec‑
słońcem. Bóg Ojciec w wizji Wyspiańskiego, z podnie‑
twa – listy i raptularz – proza i poezja życia twórcy,
sioną w znaczący sposób ręką, w promieniach słońca
który pozostawił nam to wspaniałe dzieło, jakim
objawiał całą swą wielkość. Faust Goethego w takiej
niewątpliwie jest wystrój kościoła Franciszkanów1.
chwili zakrzyknąłby: „Trwaj chwilo. Jesteś piękną!”,
Warto sięgać po dokumenty twórczości, żeby pełniej
wierząc, że te słowa nie będą triumfem Mefista, lecz
zrozumieć artystę. Mając świadomość ograniczenia
hołdem oddanym Stwórcy.
czasowego, spróbuję przywołać najważniejsze frag‑
głównie historii dramatu
nego. W latach 1996-2002 był rektorem Państwowej
Kiedy wyszedłem z kościoła, po burzy i deszczu
10
menty z tej historii.
powietrze było już orzeźwiające. Spojrzałem od strony
Jej początek przypada na pierwsze dni lutego
Plant na witraż Boga Ojca. Nie miał już tego blasku
1894 r., kiedy to krakowscy oo. franciszkanie i tpsp
Wiadomości asp /80
↑ Stanisław Wyspiański
ogłosili konkurs na wewnętrzną polichromię kościoła
witraża (Śluby Jana Kazimierza) do katedry lwow‑
Łucznicy
oo. Franciszkanów w Krakowie (ta świątynia zrujno‑
skiej, na którego realizację otrzymał stypendium?
wana pożarem w 1850 r. od lat czekała na wystrój
Pod koniec września 1894 r. powrócił do kraju, miał
Franciszkanów w Krakowie
wnętrza). Już w maju oceniono nadesłane prace, żaden
wówczas jeszcze nadzieję, że za parę tygodni ponow‑
77,0 × 142,0 cm
spośród ośmiu przesłanych projektów nie zadowo‑
nie wyjedzie do Paryża, zostawił tam nawet część
lił jury (nie przyznano pierwszej nagrody), dlatego
swych osobistych rzeczy. W rzeczywistości nigdy już
ogłoszono kolejny konkurs. I tym razem zwycięska
do Paryża nie powrócił. Dramatycznie zakończyła się
praca (był to poprawiony projekt Józefa Mikulskiego
sprawa realizacji witraża lwowskiego. Wyspiański nie
i Franciszka Górskiego, który w pierwszym konkur‑
przyjął propozycji komisji oceniającej projekt, która
sie otrzymał jedną z dwóch równorzędnych drugich
zażądała istotnych zmian w przedstawionej pracy,
nagród i nawet pierwotnie rozważano skierowanie
i po przyjeździe do Lwowa bez zgody organizatorów
go do wykonania) nie wzbudziła zachwytu, dlatego –
konkursu zabrał swoje projekty i przywiózł je do Kra‑
poniekąd w akcie desperacji – kierując projekt
kowa. Nawet najbliżsi przyjaciele nie rozumieli tego
do realizacji, zastrzeżono, ażeby „kierunek prowadze‑
zachowania i przewidywali, że tym gestem Wyspiań‑
nia robót dekoracyjnych” oddać cenionemu architek‑
ski zraził do siebie środowiska artystyczne.
Projekt dekoracji malarskiej do prezbiterium kościoła
pastel, papier, 1895
towi krakowskiemu – Władysławowi Ekielskiemu.
Rozpoczął się najbardziej dramatyczny okres
Decyzja w tej sprawie zapadła w marcu 1895 r.
w życiu artysty. Niezrozumiany przez środowisko,
i już na wiosnę tegoż roku przystąpiono do prac.
osamotniony (lata spędzone za granicą sprawiły,
Trudno z dzisiejszej perspektywy odpowie‑
że coraz mniej osób miało wiadomości o nim jako
dzieć na pytanie, dlaczego Wyspiański nie przy‑
artyście) marzył o ostatecznym porzuceniu Krakowa
stąpił do tych konkursów. Był co prawda w tym
i osiedleniu się w Paryżu. Nie miał jednak środków
czasie w Paryżu (to czwarty – później okaże się, że
finansowych, w maju 1895 r. urodziło mu się drugie
ostatni – pobyt artysty w tym mieście, wynajmował
dziecko (Helenka) ze związku z Teodorą Pytko. Ale
wówczas pracownię wcześniej należącą do Paula
mimo tych wszystkich wydarzeń intensywnie praco‑
Gauguina), ale na bieżąco śledził życie artystyczne
wał (malował liczne portrety i widoki miasta, m.in.
w Krakowie. Czy powstrzymała go świadomość, że
Planty o świcie, Planty w nocy). Z pewnym zaskocze‑
winien się przede wszystkim skupić nad projektem
niem można przyjąć wiadomość przekazaną w liście 11
12
do Lucjana Rydla z listopada 1894 r., że zajęty jest
już mam spokój całkowity, ale też najważniejsze idee
komponowaniem dekoracji kościoła Franciszkanów.
są zabite i zdruzgotane lub zwichnięte. Ledwo mię
Wiedział, że konkurs jest już od dawna rozstrzygnięty,
co zatem cieszy”4. W liście do Rydla skarżył się:
ale projektem dekoracji wnętrza kościoła Franciszka‑
„Kochany Lucku, imaginuj sobie, ptaków nie może
nów – pisał – „zajmuję się na własną rękę i dla własnej
być w kościele OO Franciszkanów”5.
tylko satysfakcji”. Intensywnej pracy nad tym projek‑
W pierwszych dniach grudnia 1895 r. Wyspiań‑
tem towarzyszyła lektura życiorysu św. Franciszka.
ski, pokonując wiele przeszkód, ukończył wcześniej
Wiemy z dokumentów, że prowadził również rozmowy
zaplanowany etap prac. W liście do Henryka Opień‑
z przeorem zakonu franciszkanów, może dlatego, że
skiego pisał: „Ja kościół już ukończyłem. Czekam
była w nim jednak jakaś przedziwna nadzieja wyra‑
tylko na otwarcie, które lada dzień nastąpi a za nim
żona w słowach – „ale kto wie, może jeszcze z tego
pójdzie krytyka i jakaś pewnie ocena. Ach, gdybyż
co będzie”2. „Jest to w ogóle rzecz trudna i potrzeba
to można być wolnym i nie krępowanym zbyt pozio‑
by chyba samejże interwencji Świętego Franciszka,
mymi względami w takiej jak ta dekoracji. Ale przy
aby mój projekt przeprowadzić, skoro jest już po kon‑
pierwszym występie przyznaję, że mi te przeszkody
kursie i po tegoż konkursu rozstrzygnięciu”3.
i krępowanie wyszło tylko na dobre, bo mnie ogrom‑
I rzeczywiście los Wyspiańskiemu sprzyjał. Dość
nie dużo nauczyło. Jestem teraz kuty dobrze w oce‑
szybko okazało się bowiem, że malarz, którego pro‑
nianiu efektów mających się wydobyć i w obliczaniu
jekt został nagrodzony, „w wykonaniu zupełnie sobie
efektów”6. Zadowolony z efektu swej pracy oczekiwał
rady dać nie może”. Zerwano więc z nim kontrakt
na opinie krytyków.
i dzięki wstawiennictwu Ekielskiego wykonanie kar‑
Decyzje co do dalszych prac związanych z wystro
tonów do ornamentacji wnętrza kościoła powierzono
jem kościoła Franciszkanów przeciągały się. Artysta
Wyspiańskiemu. Ekielski nie znał osobiście Wyspiań‑
bardzo liczył na powierzenie mu kolejnych zadań,
skiego, historycy sądzą, że młodego, ale i konfliktowego
nie tylko z powodów artystycznych, ale i finan‑
artystę polecił Tadeusz Stryjeński. Dla decydentów
sowych. Szczególnie dramatyczny okres w życiu
na pewno istotny był fakt, że Wyspiański współpra‑
Wyspiańskiego przypadł na pierwsze półrocze
cował z Janem Matejką w wykonaniu polichromii
1897 r. Artysta bardzo przeżył nieuzyskanie zgody
kościoła Mariackiego. Ekielski znakomicie również
na malowanie zakrystii i prezbiterium, godził się
wyczuł, że wiedza Wyspiańskiego zdobyta w trakcie
nawet na wykonanie tych prac za darmo. Liczył
studiowania architektury gotyckich katedr francu‑
bowiem, że w ten sposób zyska życzliwość klasz‑
skich może być poważnym atutem w przygotowaniu
toru i korzystną ofertę finansową na szkic i malo‑
koncepcji wystroju franciszkanów. Z pełnym przekona‑
wanie nawy. Niestety z tych planów nic nie wyszło.
niem można stwierdzić, że ta decyzja była ratunkiem
Kolejne listy wysyłane do Rydla ukazują tragiczną
dla młodego, jeszcze nieznanego poety i artysty, który
sytuację Artysty: „Jest mi po prostu źle, bardzo
zaraz po otrzymaniu tej propozycji zabrał się do dal‑
źle i boję się, żeby to na mój umysł nie oddziałało
szych prac, rozpoczętych jeszcze w Paryżu.
i żebym tych przewrotności nie przypłacił chorobą.
Praca Wyspiańskiego nad wystrojem kościoła
[…] Ciągle mi się zdaje, że się coś skończyło i że
Franciszkanów obfitowała w okresy wzlotów i zała‑
wszyscy poszli do domu i że powoli gaszą się i gasną
mań. Nie były one powiązane z brakiem koncepcji.
światła, a jak wszystkie pogaszą, to będzie jeszcze
W projekcie Wyspiańskiego główny motyw stanowiły
bardziej wszystko skończone. Wyjechałbym daleko,
stylizowane kwiaty (rumianki, słoneczniki, bławaty,
daleko, ale ja nie jestem jak ty pisarz, ale malarz
maki, kąkole, dziewanny, niezapominajki, jaskry,
i dla mnie skoro co wymyślę, potrzeba wiele materia‑
fioletowe wyki polne, błękitne dzwoneczki leśne).
łów i przedmiotów, desek, płócień, patyków, papie‑
Chwile załamania pojawiały się co parę tygodni
rów i pudełek do pracy, do roboty, do wykonania
i były powiązane z kłopotami w realizowaniu peł‑
pomysłu. Napisać na papierku, na arkusiku to nic,
nej, zaplanowanej artystycznej wizji i trudnościami
to można zrobić wszędzie, ale malować Grunwaldów
w uzyskaniu od oo. franciszkanów zapłaty. „Kościo‑
nie można wszędzie”7.
łem zamiast się cieszyć, maltretuję się coraz zupełniej
Rydel zaniepokojony sytuacją przyjaciela alarmo‑
i coraz gruntowniej. Przeszkadzano mi ciągle, dzisiaj
wał krakowskich kolegów, prosząc o pomoc. W liście
Wiadomości asp /80
go wysłać, bo nie mam na markę […]. Co gorsza nie mam na kartonowy papier, żeby rysować dalej Iliadę, a mam w szkicu dwie nowe rzeczy […]. To strach, nie mam wyobrażenia, co ze mną będzie, bo ja mam tę kolosalną nieśmiałość, że nie potrafię sobie radzić […], jeśli się kto sam nie domyśli”10. Być może działania krakowskich przyjaciół Wyspiańskiego zaniepokojonych stanem artysty sprawiły, że parę dni później Wyspiański niespo‑ dziewanie otrzymał od gwardiana oo. franciszkanów propozycję wykonania projektów witraży do prezbi‑ terium kościoła. W liście do Rydla pisał: „udało mi się pozyskać jego [gwardiana] zaufanie dla moich pomysłów i mogę robić, co mi się podoba: będą cuda. Całe prezbiterium w barwach i co za treść będzie fantastyczna – możesz sobie wyobrażać, Żywioły będą wszystkie przedstawione. Całą rzecz trzymać będę w tajemnicy i pokażę publicznie dopiero gotową i ukończoną – traktuję tylko z gwardianem wprost i nie ma żadnych komisji ani żadnego Ekielskiego, Fragment polichromii
do Stanisława Estreichera pisał: „Jest Wyspiański
ani tym podobnego kpa. I wszystko jest cudownie,
Stanisława Wyspiańskiego
sam, rozdrażniony […] i nieporadny, boję się, żeby
bogdaj tylko się szczęściło dalej”11.
w kościele oo. Franciszkanów w Krakowie Fot. Sławomir Biernat
nie zrobił jakiego fałszywego kroku. Z listów jego
Zadziwiające, że Wyspiański, przeżywszy tyle
widzę, że dręczy się bardzo. Otóż jeśli będziesz mógł
artystycznych i finansowych upokorzeń w dotychcza‑
co pomóc, to mu pomóż”8.
sowych pracach z franciszkanami, kończy cytowany
Kolejne miesiące nie przyniosły żadnej zmiany.
list do Rydla zdaniem – „Od dzisiaj zatem zaczynam
Jeszcze na początku maja 1897 r. Wyspiański żalił się:
okrutny wir pracy kompozycyjnej”. Artysta w tej pro‑
„Męczy mnie i boli niemożność dobywania ze siebie
pozycji dostrzega kolejną szansę przynajmniej czę‑
wszystkiego, co dobyć mogę, że każdy mój pomysł,
ściowego domknięcia swej idei całościowego widze‑
każdą chęć muszę rzucać pod stół, bo gdzie i jak ją
nia wnętrza kościoła Franciszkanów jako swoistego
będę robić, za co […], ale jak mam zupełną świado‑
obrazu uniwersum, obrazującego dzieło stworzenia,
mość, że potrafię i mogę, tak mam zupełną świado‑
zarówno w materialnym, jak i niematerialnym,
mość, że płótna, farby, modele kosztują i przecież
duchowym wymiarze. „I w tym kontekście oczywisty
czem trzeba te koszta pokrywać. – Pomyśl sobie
i bezdyskusyjny staje się każdy jej element: kwietne
[…] ja mógłbym już był mieć za sobą Grunwaldy,
łąki, sklepienie zamknięte rozgwieżdżonym firma‑
bo mnie na to stać […]. I to jest męka […]. Umiałbym
mentem, jak również niezrealizowany «ptasi» raj.
i oszczędzać i urządzić sobie wszystko tanio i dobrze
Dopełnieniem tego ziemskiego świata są siły duchowe
i potrzebnie, ale trzeba mieć grunt, podkład, jakich
obrazowane poprzez kompozycje figuralne”12: Cari‑
kilku tysięcy […]. Czyż na to czekać trzeba było lata,
tas, spadające anioły, archanioł Michał, Matka Boża
ażby się znalazł ktoś taki jak ja, żeby skoro jest,
z Dzieciątkiem.
i w rezultacie gotów nawet bezinteresownie robić
Następne miesiące to okres niezwykle żywiołowej
wszystko dla samejże sprawy – musiał siedzieć nad
pracy artysty. O kolejnych etapach pracy informo‑
koszem podartych pomysłów i szkiców”9.
wał przyjaciół: „Wszystko idzie dosyć dobrze i w ogóle
Złożona przez Rydla celem wydobycia Wyspiań‑
coraz więcej wszystko zależy ode mnie, a zupełnie
skiego ze stanu załamania propozycja wykonania
dobrze będzie wtedy, kiedy przyjdę do przekonania,
rysunków do nowego przekładu Iliady Homera bynaj‑
że w zupełności wszystko zawsze zależy ode mnie.
mniej nie ożywiła artysty. W czerwcu 1897 r. pisał
Witraże idą świetnie i będą bardzo ładne. Są oczy‑
do Rydla: „Nie ma ten list mój szczęścia i nie mogę
wiście zupełnie nowe, i całe na wskroś nowe, moje, 13
trzeci z rzędu. Jak ci wiadomo, będą one przedsta‑ wiać żywioły. Otóż żywioł wody już mam, obecnie rysuję żywioł ognia. […] Dostałem salę od Fałata, salę w Szkole Sztuk Pięknych na trzecim piętrze, we wieży – (która zawsze dotąd pustką stała) i po jakimś czasie tam się wparantuję, by witraże wykończać i zacząć pewien wielki karton”14. Parę dni później pisał: „Szturm und Drang. Ja jestem w Szturm und Drang periodzie i czuję, że ze mną wszystko w tym periodzie się kłębi i burzy, i że się z tego wyłonić musi piękna, szeroka, otwarta, wielka sztuka. Ale daleko jeszcze – daleko, ale idzie i będzie wielka, a żyje dotąd w naturze, i dotąd naturą się cieszy – widoczna tylko wyobraźni, ale wreście musi się ujawnić, uplastycznić, ukształcić, ufor‑ mować, wystąpić – i dlatego dążę całą siłą, żeby się przebić przez fantazję, przez tę fantazję, co mi lasami całemi staje na drodze i przez nią przedrzeć się trudno, przez lasy zarośli przegramolić się, przecis nąć, przedrzeć mozolnie trudno, bo lasy czarujące”15. Radość z realizacji kolejnych projektów jak zwy‑ kle zakłócała troska o zapewnienie sobie i rodzinie przynajmniej podstawowych warunków egzystencji. We wrześniu 1897 r. skarżył się Rydlowi: „ja już węzły pozawiązywałem i wielu wypadkach już powiedziałem «halt» i święcie przyrzekłem nic nie dać, jeśli należycie nie zapłacą. Witraże franciszkańskie są ostatnią tego rodzaju pracą, którą daję za nic, bo biorę za wszyst‑ kie razem 360 złr., ale ponieważ chcę mieć pracę tę wykonaną i wiem najściślej, że takiej drugiej nigdzie w Europie nie ma, więc mię to cieszy […]. Następnie skoro w presbyterium będą w ramach obrazy Rossow‑ skiego na płótnie, dam za darmo i wymaluję za darmo (skoro mi oddadzą nawę) dwa freski pod sklepieniem Witraż Stanisława
caluśkie moje, bez hamulca żadnego […]. Wszystkich
[…]. Następnie zrobię szkic, projekt na nawę za darmo,
Wyspiańskiego
architektów wyrzuciłem od siebie za drzwi. Ja dopiero
po czem jeśli projekt w całości przejdzie, bez żadnej
jestem architekt prawdziwy […]. Gwardian traktuje
głupiej zmiany, bo w ogóle na żadną zmianę się nie
oo. Franciszkanów
wprost ze mną i odtąd już nigdy nie będę nigdzie
zgodzę, to podejmuję malowanie na rok przyszły
w Krakowie
używał ani zgadzał się na pośrednictwo. Żywioły
(bo tak już jest ułożone, że tak być musi) i żądam
będą, woda, ogień, ziemia, powietrze – przedsta‑
10.000, które dostanę albo się cofam. […] Tymczasem
wione we witrażach. […] To będzie sztuka. Cieszę się
za półtora tygodnia rozpoczynam malowanie Zakrystii
tą przyszłością. […] To będą i muszą być cuda i dziwy.
obok presbyterium również za darmo i gratis zupeł‑
Dramata malowane, romanse malowane, poematy
nie, celem uzyskania wdzięczności klasztoru. Księża
malowane i wydziwiane. Nieraz to się aże boję tego,
są tak zachwyceni witrażami, że najnieprzychylniej‑
co mi wyobraźnia przyniesie”13.
sza krytyka największych powag nic by nie pomogła,
Bóg Ojciec – Stań się w kościele
Fot. Sławomir Biernat
14
Całe tygodnie wakacyjne poświęcił na prace
zwłaszcza że gwardian pieniądze dał, a tem samem
nad projektami witraży. W lipcu 1897 r. relacjono‑
powiedział, że je mieć chce, a ustnie dodał, że je mieć
wał Rydlowi: „Właśnie ukończyłem rysować witraż
gorąco pragnie”16.
Wiadomości asp /80
„Nie wiem, ile mi życia pozostaje, a strasznie się boję, abym z niczym nie musiał odchodzić”.
w Warszawie na przełomie stycznia i lutego 1898 r. i uzyskał pierwszą nagrodę18. Reprodukcja kar‑ tonu witrażowego Stań się została zamieszczona już w 1898 r. w grudniowym numerze „Życia” (nr 48). Wyspiański mimo choroby brał również udział w pracach nad praktycznym wykonaniem witraży. We wrześniu 1898 r. przez blisko dwa tygodnie czuwał nad wykonaniem franciszkańskich witraży w reno‑ mowanej firmie w Innsbrucku19. Pierwsze siedem
Zachowane świadectwa twórczości obrazują
witraży umieszczonych w prezbiterium osadzono
stan niezwykłego rozgorączkowania artysty, który
pod koniec 1899 r. Świadczą o tym relacje zamiesz‑
ma pełną świadomość, że projektuje dzieło niepo‑
czone w ówczesnej prasie20. Można przypuszczać,
wtarzalne, wielkie, swą całościową wizją fascynu‑
że Wyspiański mógł osobiście oglądać efekty pracy
jące i zarazem poprzez ogrom zadań przerażające.
instalatorów w kościele Franciszkanów.
Ale wie jednak, że musi się z tą ideą jak najszybciej
Wielokrotne próby przekonania franciszka‑
zmierzyć. Bo w jego artystycznym umyśle rodzą się
nów, ażeby dokończyć zaplanowaną wizję wystroju
kolejne projekty: plastyczne i literackie. Ale coraz
kościoła, nie spotykają się ze zrozumieniem. Artysta
bardziej dociera do niego fakt, że być może niewiele
boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi,
mu zostało czasu. W lipcu 1898 r. Wyspiański doznaje
rodzi mu się trzecie dziecko, w 1899 r. następuje
paraliżu, zdiagnozowana choroba weneryczna –
ciężki nawrót choroby, na pewien czas traci władzę
w tamtych latach choroba nieuleczalna – uświa‑
w ręce i nodze. Przyjaciele próbują mu pomóc, przeko‑
damia, że w każdej chwili musi się liczyć z nadej‑
nując różne osoby do kupowania rysunków Wyspiań‑
ściem niemożności jakiegokolwiek tworzenia i wizją
skiego. Rydel z Estreicherem podejmują liczne sta‑
śmierci. Ma wówczas 29 lat. To przerażenie w pełni
rania, żeby zdobyć środki na wyjazd Wyspiańskiego
oddaje jego wiersz, zapisany najprawdopodobniej
za granicę na leczenie. W te działania włączył się
w bliskim sąsiedztwie pierwszego ataku paraliżu:
również Henryk Sienkiewicz.
Jakżeż ja się uspokoję –
Z relacji przyjaciół wiemy, że na początku 1900 r.
Pełne strachu oczy moje,
wróciła mu zupełnie władza w ręce i nodze. W styczniu
Pełne grozy myśli moje,
Rydel odnotowuje, że Wyspiański próbuje już nawet
Pełne trwogi serce moje,
coś malować, zaczyna w dzień wychodzić z domu.
Pełne drżenia piersi moje –
Pragnie dokończyć projekt wystroju kościoła Fran‑
Jakżeż ja się uspokoję…17
ciszkanów. Najdłużej trwały przygotowania do uzy‑
Pierwsze trzy lata od otrzymania tej kolejnej fran‑
skania zgody na zrealizowanie ostatniego franciszkań‑
ciszkańskiej propozycji to czas prawdziwego arty‑
skiego witraża, zaplanowanego do okna zachodniego
stycznego „biedowania”. Artysta środki na codzienne
kościoła, ponad chórem muzycznym, dzieła określa‑
utrzymanie i wydatki na leczenie uzyskuje ze sprze‑
nego przez samego Wyspiańskiego jako Bóg Ojciec lub
daży rysunków i licznych pożyczek. I tym razem
Stań się (nazywano ten witraż też Bogiem stwarzają‑
proza życia wyraźnie wygrywa z entuzjazmem
cym świat z chaosu). Mając świadomość, że projekt
artysty. Projekty witraży ma już gotowe w 1898 r.
jest niedokończony, odrzuca mniej go fascynujące
Dlatego trudno dzisiaj uwierzyć, że opory ze strony
propozycje. Odmawiając wykonania projektu witraża
franciszkanów i komisji wydłużą prace projektowe
do kościoła w Dębnie, pisze: „Ja czas mój poświęcać
na lata 1897–1902, a praktyczna realizacja projektów
mogę jedynie na takie rzeczy, które na mnie od wielu
witraży przez pracownię w Innsbrucku przypadnie
lat czekają i wykonywać będę jedynie to, do czego mię
na lata 1899–1904. A przecież pierwsze projekty kar‑
chęć moja osobista wiedzie”. W pełni uświadamia
tonów witrażowych do kościoła Franciszkanów były
sobie, że nie jest już artystą, który „czas swój trwonił,
już gotowe jesienią 1897 r. Wyspiański przedstawił
nie mając jeszcze jasno wytkniętego celu przed sobą. –
te prace na wystawie konkursowej Obrazów o treści
Dziś go mam i dziś na nic nie mam czasu, co nie leży
religijnej w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych
w sferze moich zamysłów”. Przepełnia go lęk przed 15
16
niepewnym jutrem, dlatego chciałby się skupić
„byłem w Muzeum narodowym i widziałem witraż
na zadaniach odpowiadających własnej wizji sztuki
i widziałem «Boga Ojca» w całości”24.
i literatury: „Nie wiem, ile mi życia pozostaje, a strasz‑
Artysta miał pełną świadomość odchodzącego
nie się boję, abym z niczym nie musiał odchodzić”21.
życia i niekiedy straconych dni, tygodni. W liście
Opór franciszkanów uniemożliwia szybką realiza‑
do Adama Chmiela z kwietnia 1904 r. pisał: „Powi‑
cję dalszych planów związanych z wystrojem kościoła.
nienem być ten, co może sprowadzić powódź i powódź
W tej sytuacji Wyspiański skupia się na projektowaniu
wstrzymać – zsełać ogień i ognie stłumić. Zabijać
cyklu witraży do katedry wawelskiej. W biografii arty‑
piorunem i korzyć pioruny w dłoni. Inaczej, szkoda
sty dzień 16 III 1901 r. wyznacza najbardziej znaczącą
czasu. Smutny jestem, mimo kwitnących azalii i hia‑
cezurę. Artysta‑Wyspiański, Poeta‑Wyspiański z dnia
cyntów, mimo świergotu kanarków i świergotania wró‑
na dzień zostaje mianowany Wieszczem Narodowym.
bli. Smutny jestem i mroczny, jak to niebo szaremi
Zmianie ulega również jego sytuacja materialna.
chmurami zasnute”25.
Radość z teatralnego sukcesu osłabia nawrót cho‑
Zaawansowane prace na chwilę przerwała wiado‑
roby. Przez wakacje 1901 r. przebywa w uzdrowisku
mość o śmierci Karola Knausa, krakowskiego archi‑
w Rymanowie. Nadal jednak myśli o franciszkanach.
tekta i konserwatora zabytków, opiniującego prace
We wspomnianym Rymanowie odbiera wiadomość
renowacyjne u franciszkanów. Ale już w kwietniu
o śmierci ojca Rajssa, gwardiana oo. franciszkanów.
Wyspiański pisał do Chmiela: „wczoraj był jeden
W liście do dr. J. Nowaka 13 VIII 1901 r. pisze: „Cie‑
Franciszkanin u mnie i podjął tę sprawę na nowo.
kawym, co będzie dalej z kościołem i malowaniem”.
Gotowi są wszystko wykonać jak ja zechcę. W zamian
Do projektu z 1898 r. Wyspiański powrócił
nie biorę za to nic”26. Projektowe kalki i szkiełka
w styczniu 1904, kiedy zaczął kopiować farbami
wraz z ostatecznym zamówieniem wykonania
olejnymi na płótno witraż Bóg Ojciec, przeznaczony
całego witrażu Stań się zostały wysłane do fabryki
do okna nad głównym portalem kościoła Francisz‑
w Innsbrucku 25 VII 1904 r. Wysyłkę poprzedził list
kanów. Obraz olejny był niezbędny projektantom,
Wyspiańskiego z 24 VII 1904 r. do dr. Fritza Jelego:
ponieważ – jak donosił Zenon Parvi w koresponden‑
„Dwie próbne tafle wielkiego okna do kościoła Fran‑
cji dla „Kuriera Codziennego” – karton pastelowy
ciszkanów w Krakowie otrzymałem już dawno i jestem
uległ zniszczeniu22. Od czterech miesięcy Wyspiań‑
z wykonania ich bardzo zadowolony. Zamawiam
ski jest „obłożnie chory”, nie wychodzi z domu,
niniejszym całe okno i proszę o odpowiedź, na kiedy
nie odbywa zajęć w Akademii. Prace nad witrażem
będzie cała praca gotowa w Innsbrucku. W każdej tafli,
kończy w lutym. Rozmiar dzieła sprawił, że na osta‑
jak myślę, przyjdą jeszcze dwa podziały, ponieważ
tecznym etapie prace zostały przeniesione do jednej
każda tafla otrzyma dwie sztabki, by taflę umocnić
z sal Muzeum Narodowego w Sukiennicach. Rozło‑
przeciwko wiatrowi. Dlatego nadmieniam, że gdzie
żono w niej karton, a „z witrażarni przysłano kasetę
przy wielkich liniach kompozycji trudno będzie
z ponumerowanymi próbkami barwnych szkieł. Przy‑
wyciąć w całości kawałek, można w kierunku tych
były do Muzeum Wyspiański dobierał szkła, spoglą‑
sztabek dać konieczne podziały, które pod sztabami
dając na nie pod światło i porównując ich odcienie
będą niewidoczne i nie będą przeszkadzać”27.
z barwami na kartonie. Okazało się jednak, że iden‑
21. dzień x 1904 r. dla ciężko chorego artysty,
tycznych odcieni, jak na kartonie, nie było wśród
świadomego zbliżającej się śmierci, był jednym
próbek. Wyspiański wybrał więc jeden z odcieni
z najważniejszych dni w życiu. Tego dnia zanotował
za podstawowy i w nawiązaniu do niego dobierał
w swym Raptularzu: „Osadzać poczęto witraż Stań
inne tak, by z sobą harmonizowały. W rezultacie
się”28. Znaczenie tego dnia mogły wyrażać tylko słowa
zestawienie barw i ich natężenie jest w wykonaniu
z Księgi Rodzaju: „Na początku stworzył Bóg niebo
witrażu inne niż w kartonie, mimo to jednak witraż
i ziemię. A ziemia była pusta i próżna, i ciemności
i pod względem kolorystycznym uważać należy
były nad głębokością, a Duch Boży unosił się nad
za autentyczne dzieło Wyspiańskiego, on bowiem
wodami. I rzekł Bóg: «Niech się stanie światłość».
zadecydował o doborze szkieł, o takich, a nie innych
I stała się światłość. I ujrzał Bóg światłość, że była
odcieniach”23. 29 III Wyspiański był w muzeum
dobra, i przedzielił światłość od ciemności. I nazwał
i z radością donosił ciotce, J. Stankiewiczowej:
światłość Dniem, a ciemność Nocą”.
Wiadomości asp /80
7 S. Wyspiański, Listy Stanisława Wyspiańskiego do Lucjana Rydla, s. 426–427 [list z 22–23 I 1897 r.]. 8 Cyt. za: S. Wyspiański, Dzieła zebrane, t. 16, vol. 2: Kalendarz życia i twórczości Stanisława Wyspiańskiego. 26 marca 1898 – grudzień 1907, oprac. A. Doboszewska, Kraków 1995, s. 96 [list L. Rydla do S. Estreichera z 23 I 1897]. 9 S. Wyspiański, Listy Stanisława Wyspiańskiego do Lucjana Rydla, s. 458–460 [list z 8 V 1897 r.]. 10 Tamże, s. 474 [list z 7 VI 1897 r.]. 11 Tamże, s. 477–478 [list z 20 VI 1897 r.]. 12 Ł. Gaweł, Stanisław Wyspiański. Życie i twórczość, Kraków 2007, s. 66. 13 S. Wyspiański, Listy Stanisława Wyspiańskiego do Lucjana Rydla, s.478–4479 [list z 3 VII 1897 r.]. 14 Tamże, s. 480–481 [list z 5 VII 1897 r.]. 15 Tamże, s. 487–488 [list z 11 VII 1897 r.]. 16 Tamże, s. 493–494 [list z 8 IX 1897 r.]. 17 S. Wyspiański, Pisma pośmiertne, II: Wiersze. Fragmenty dra‑ matyczne. Uwagi, red. W. Feldman, Kraków 1910, s. 28. 18 W 1898 r. Wyspiański w Wiedniu na pierwszej wystawie wie‑ deńskiej „Secesji” przedstawił dwa projekty witraży: Caritas i La Vierge. 19 Współwłaścicielem firmy był dr Fritz Jele, z którym Wyspiański będzie kontaktował się jeszcze w 1904 r. przy okazji wykony‑ wania witraża Stań się. 20 Warta przywołania jest tutaj informacja zawarta w dziale „Kronika Krakowska z roku Pańskiego 1899” zamieszczona w „Kalendarzu Czecha na rok 1900”. Autor notatki informuje, że witraże były ukończone w jesieni, „ich wprawianie zabrało bardzo wiele czasu. […] Witraży jest 7. Trzy okna w absy‑ dzie ponad ołtarzem mają przedmiot religijny. Zwłaszcza piękną jest ascetyczna postać świętego Franciszka wśród cierni, ku któremu spływa z góry na skrzydłach Chrystus Ukrzyżowany. Cztery inne okna po bokach ołtarza przedsta‑ wiają cztery żywioły”. O Wyspiańskim autor pisze, że „jest na wskroś modernistą, a przy tym talentem nadzwyczaj ory‑ ginalnym. Lubuje się w wielkich plamach jednobarwnych, w poplątanych jak warkocze podłużnych wstęgach, łody‑ gach i splotach, w zwrotnikowej bujności wegetacji, o rozmia‑ rach przesadnych w stosunku do umieszczonych wśród niej postaci ludzkich, wreszcie w nowych i niezwykłych zestawie‑ Widok na sklepienie
Przypisy
prezbiterium z deko‑
1 Poezja witraży. Widowisko słowno‑muzyczne na podstawie
racją Stanisława
listów Stanisława Wyspiańskiego, 22 i 24 VI 2007, Bazylika
Wyspiańskiego w kościele
oo. Franciszkanów, scenariusz J. Popiel, muzyka S. Radwan,
oo. Franciszkanów
inscenizacja B. Nowak, organizator: Stowarzyszenie
w Krakowie
Międzynarodowe Sezony Teatralne i Baletowe.
Fot. Sławomir Biernat
2 S. Wyspiański, Listy Stanisława Wyspiańskiego do Lucjana Rydla, cz. 1: Listy i notatnik z podróży, oprac. tekstów listów L. Płoszewski, M. Rydlowa, Kraków 1979, s. 263 [Llisty z 16 XI 1894 r.]. 3 Tamże, s. 266 [list z 15 XII 1894]. 4 Listy Stanisława Wyspiańskiego do Józefa Mehoffera, Henryka Opieńskiego i Tadeusza Stryjeńskiego, cz. 1: List, oprac. tek‑ stów listów M. Rydlowa, Kraków 1994, s. 181–182 [list do H. Opieńskiego z 12 X 1895 r.]. 5 S. Wyspiański, Listy Stanisława Wyspiańskiego do Lucjana Rydla, s. 282 [list z 23 X 1895 r.]. 6 Listy Stanisława Wyspiańskiego do Józefa Mehoffera, Henryka Opieńskiego i Tadeusza Stryjeńskiego, s. 191 [list do H. Opieńskiego z 6 XII 1895 r.].
niach barw”. Dalej dodaje: „Kraków jest bodaj pierwszym mia‑ stem, w którym wprowadzono modernizm do witraży kościel‑ nych. Próba wypadła zajmująco, choć wolelibyśmy, aby takie doświadczenia odbywały się w kościołach nowych, a nie zabyt‑ kach architektury średniowiecznej”. Cyt. za: S. Wyspiański, Dzieła zebrane, s. 63–64. 21 Tamże, s. 73. 22 Tamże, s. 253. 23 A. Bochnak, Kilka anegdotycznych wiadomości o Stanisławie Wyspiańskim, [w:] Wyspiański w oczach współczesnych, t. 2, zebrał, oprac. i komentarzem opatrzył L. Płoszewski, Kraków 1971, s. 409. 24 Cyt. za: S. Wyspiański, Dzieła zebrane, s. 257. 25 Listy Stanisława Wyspiańskiego. Różne – do wielu adresatów, IV, oprac. teksty listów M. Rydlowa, komentarz z wykorzystaniem materiałów L. Płoszewskiego M. Rydlowa, Kraków 1998, s. 203 [list do Adama Chmiela z 6 IV 1904 r.]. 26 Tamże, s. 204 [list do Adama Chmiela z 8 IV 1904 r.]. 27 Cyt. za: S. Wyspiański, Dzieła zebrane, s. 281. 28 Listy Stanisława Wyspiańskiego. Różne – do wielu adresatów, s. 378. 17
Wy da rz en i e sp ec ja lne
Agnieszka Polska laureatką prestiżowej nagrody Galerii Narodowej w Berlinie
↗ Agnieszka Polska
Artystka wizualna Agnieszka Polska (ur. 1985 r.
czasów, przy czym powołuje się m.in. na głośne teorie
laureatka Nagrody
w Lublinie) otrzymała najbardziej prestiżową
naukowe, wczesne filmy animowane i utopijne ten‑
niemiecką nagrodę dla młodego artysty – Preis
dencje awangardy.
Nationalgalerie 2017, pod‑ czas uroczystego wręczenia nagrody w Berlinie,
der Nationalgalerie 2017. Podczas uroczystej gali
Agnieszka Polska jest pierwszą polską artystką,
fot. offenblen.de
w Muzeum Sztuki Współczesnej Hamburger Bahn‑
która otrzymała tę prestiżową nagrodę. Jest ona przy‑
hof w Berlinie nagrodę wręczyli niemiecka minister
znawana co dwa lata i uznawana za drzwi do mię‑
ads/2017/10/PNG2017_
stanu ds. kultury prof. Monika Grütters i dyrektor
dzynarodowej kariery. Do grona wcześniejszych
Presse_Agnieszka_Polska
Nationalgalerie w Berlinie Udo Kittelmann.
laureatów należą tacy artyści jak Olafur Eliasson,
http://preisdernationalga‑ lerie.de/wp‑content/uplo‑
← Agnieszka Polska Co słoneczko widziało (wersja II), anima‑
Nagroda Preis der Nationalgalerie to obok Tur‑
Monica Bonvicini, duet Elmgreen & Dragset czy
ner Prize (Wielka Brytania) i Marcel Duchamp Prize
poprzednia laureatka Anne Imhof, która w bie‑
(Francja) najważniejsza europejska nagroda przy‑
żącym roku reprezentowała Niemcy na Biennale
wystawy w Hamburger
znawana artystom wizualnym. Nominacje do niej
w Wenecji, gdzie została wyróżniona nagrodą Złotego
Bahnhof w Berlinie ©
otrzymały w tym roku cztery artystki: Sol Calero
Lwa. W ramach nagrody Preis der Nationalgalerie
(ur. 1982 w Caracas), Iman Issa (ur. 1979 w Kairze),
Agnieszka Polska przygotuje znaczącą wystawę indy‑
(J. Windszus), dzięki uprzej‑
Jumana Manna (ur. 1987 w Princeton) i Agnieszka
widualną w muzeum Hamburger Bahnhof w Berlinie.
mości galerii Żak | Branicka
Polska. Międzynarodowe jury, w skład którego weszli
Agnieszka Polska jest autorką filmów wideo
http://preisdernationalga‑
wybrani specjaliści z całej Europy: Zdenka Badovi‑
i fotografii. Studiowała na ASP w Krakowie oraz UdK
nac – dyrektorka Moderna Galerija w Lublanie,
w Berlinie. Jej prace można było do 26 XI br. zobaczyć
Hou Hanru – dyrektor artystyczny muzeum MAXXI
na Biennale w Wenecji; wcześniej prezentowane były
w Rzymie, Sheena Wagstaff – kuratorka Metropoli‑
także w takich muzeach jak moma w Nowym Jorku czy
tan Museum of Art w Nowym Jorku, Sven Beckstette
Tate Modern w Londynie. Polska mieszka w Berlinie
– kurator Hamburger Bahnhof w Berlinie oraz Udo
i od początku swojej kariery jest związana z tamtejszą
Kittelmann – dyrektor Nationalgalerie w Berlinie,
galerią Żak | Branicka.
cja HD, 2017, widok
Nationalgalerie – Staatliche Museen zu Berlin
lerie.de/wp‑content/uplo‑ ads/2017/09/PNG2017_ Presse_Agnieszka_Polska
podkreśliło w uzasadnieniu nagrody, iż Agnieszka
Więcej informacji o konkursie na stronach:
Polska w swoich pracach w przenikliwy sposób poru‑
http://preisdernationalgalerie.de/en/i
sza najbardziej aktualne pytania dotyczące naszych
http://zak-branicka.com/news.php 19
Wy dar z en i e sp ec ja lne
Wzgórze Krzemowe Wystawa z okazji obchodów 5‑lecia istnienia Wydziału Intermediów
→ Wystawa Wzgórze Krzemowe → Budynek Twardowskiej, nowa siedziba Wydziału Intermediów, ul. Krzemionki 5 → 5–27 X 2017 → Kuratorka: Magdalena Kownacka → Cykl wydarzeń towarzyszących w Galerii ASP, ul. Basztowa → Organizator: Wydział Intermediów → Współpraca: TVP 3 Kraków, Galeria ASP w Krakowie
krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wystawa ma charakter programowy – jest prezentacją utwo‑ rów i dzieł, których tematyka i forma ujawniają wkład członków zespołu w to wspólne przedsięwzię‑ cie. W roku 2017, na przełomie września i paździer‑ nika, mija dziesięć lat od utworzenia w Krakowie tego kierunku kształcenia, a także pięć lat od powo‑ łania najmłodszego w uczelni wydziału – Wydziału Intermediów. Jest to też moment, na który przypada decyzja przeniesienia części dydaktyki z tymczasowej siedziby wydziału na ul. Piłsudskiego 38 na Krze‑ mionki – do mniejszego z dwu budynków krakow‑ skiego ośrodka TVP. Ten zbieg okoliczności wyznacza
Magdalena Kownacka
nową perspektywę rozwoju jednostki i współpracy tworzącego ją środowiska artystów kilku generacji –
20
Mimo iż termin „intermedia” istnieje już od lat 60.,
założycieli wydziału, zespołu tworzącego programy
do dziś sprawia wiele problemów zarówno teore‑
pracowni i przedmiotów, studentów, doktorantów
tykom, jak i publiczności. Nie wchodząc jednak
i absolwentów. Chcemy, by był to nasz oryginalny
w akademickie rozważania i próby definiowania
wkład w przyszłość – oferta i inspiracja dla zainte‑
tego zjawiska w sztuce, przyjrzymy się interme‑
resowanych studiami nad sztuką intermediów oraz
diom nie z pozycji teoretyków, a poprzez twórczość,
reaktywacja kulturowej roli krakowskich Krzemionek.
działania i realizacje artystów tworzących jedno
Wydział Intermediów w Krakowie liczy sobie zaled‑
z najważniejszych środowisk artystycznych w Polsce.
wie pięć lat, jednak wystawa sięgała w przeszłość znacz‑
Wystawa Wzgórze Krzemowe to obraz genezy, ewolu‑
nie głębiej. W pełnej zakamarków i śladów przeszłości
cji i zakresu pojęcia intermediów budowany silnymi
przestrzeni budynku telewizji mogliśmy znaleźć m.
artystycznymi osobowościami, ważnymi historycznie
in. scenografię telewizyjnej opery Alicji i Grzegorza
realizacjami oraz śladami eksperymentów podejmo‑
Bilińskich z 1988 r., zapis działań na urządzeniach
wanych przez poszczególnych twórców i środowisko
technicznych produkujących obraz i dźwięk w tech‑
krakowskie od lat 80. do dziś.
nice analogowego wideo Antoniego Porczaka z lat 90.
Wzgórze Krzemowe to wystawa autorów współ‑
oraz animację Krzysztofa Kiwerskiego realizowaną
tworzących profil i program Wydziału Intermediów
w ramach Studia Filmów Animowanych w Krakowie
Wiadomości asp /80
Wystawy – Gło sy – R ec enz je
Horyzonty (wędrówka po Wzgórzu Krzemowym)
w 1983 r. Wzgórze Krzemowe nie było jednak wystawą historyczną. Wędrując po przypominającej przestrzeń przygodowych gier wideo wystawie, mieliśmy okazję zobaczyć pełne spektrum współczesnych realizacji odpowiadających nazwom katedr tworzących struk‑ turę Wydziału Intermediów: Metod, Obszarów i Zjawisk Sztuki. Doświadczymy kontaktu z organicznymi for‑ mami Marcina Pazery. Poznaliśmy subiektywną opo‑ wieść o własnej edukacji artystycznej Bogdana Achi‑ mescu. Braliśmy udział w nowej realizacji performance Artiego Grabowskiego. Gęstą tkankę wystawy budują działania z przestrzenią, dźwiękiem i percepcją widza, wpisane w labiryntową przestrzeń magazynów tele‑ wizyjnych i zaplecza dawnej restauracji Twardowska. Integralną częścią wystawy były wydarzenia oraz rejestracje działań towarzyszących, prezen‑ towane w Galerii ASP na Basztowej oraz na kanale
↑ Otwarcie Wzgórza
Vimeo Wydziału Intermediów (https://vimeo.com/
Krzemowego przez
imediakrakow). Spotkania i dyskusje miały na celu poszerzenie obrazu intermediów. Panel Otwarcia to teoretyczny i historyczny ogląd kierunku i samego
dziekana Wydziału Intermediów
Mariusz Sołtysik Idąc pod górę, mam okazję do zastanowienia się nad
prof. Artura Tajbera
sensem wchodzenia. Ten rodzaj wędrówki dla jednych
Fot. Napoleon Bryl
jest powodem do radości, a dla innych do narzekań.
wydziału. Moderowane przez Sideya Myoo spotkanie
Przyjmijmy jednak, że mam bardzo dobre nastawienie
ze studentami i absolwentami pod hasłem „Wzgórze
i nieodpartą ochotę „pięcia się w górę”. W miarę pod‑
Krzemowe. Sztuka mediów” pozwoliło przyjrzeć się
chodzenia zaczynam słyszeć swój oddech, ale mówię
działaniu wydziału w praktyce poprzez doświadcze‑
sobie, że to naturalne. Niektóre mięśnie zdają się
nie i osiągnięcia jego wychowanków. Panel „SZTUKA
dopiero tworzyć i nawet przez chwilę zastanawiam
NAUKA” prowadzony przez artystów i architektów Ali‑
się, czemu ich wcześniej nie było. Odkrywam, że serce
cję i Grzegorza Bilińskich poświęcony był relacjom
też chce coś powiedzieć w jakimś lekkim amoku. Ale
sztuki i nauki. Pozwolił zastanowić się nad możli‑
zaraz wraca do mnie myśl, która uspokaja pozostałe:
wymi kierunkami rozwoju myślenia nad specyfiką
idę pod górę, bo chcę. Nikt mnie do niczego nie zmu‑
intermediów i intermedialności.
sza. Myślę więc o sposobach wchodzenia. 21
↗ Patrycja Maksylewicz Mariusz Front Mechaniczne związki instalacja mobilna, 2016 Fot. Napoleon Bryl
22
Oczywiście jest wiele sposobów wchodzenia pod
przez drzwi otoczone zieloną ramą, formą typową dla
górę. Zależą one rzecz jasna od stopnia trudności
budownictwa industrialnego – do środka budynku…
i nachylenia samej góry. Ponieważ zdecydowałem
Ponieważ wchodząc, doświadczyłem już zmiany
się iść pod górę, moja droga jest raczej określona.
horyzontu, nie inaczej było w środku. Chciałem wyha‑
W miarę posuwania się naprzód zaczynam dostrze‑
mować nieco mój impet związany z wejściem, prawą
gać, że zataczam jakieś kręgi. Tak jakbym poruszał się
ręką chwyciłem się najbliższej futryny. Mój kierunek
po serpentynie? A może kole? I tak zamyślony patrzę,
uległ zmianie i wpadłem do pomieszczenia z zieloną
jak horyzont, ograniczony do jednej lub drugiej strony
wykładziną. Kątem oka dostrzegłem, że muszę jeszcze
ulicy wraz z przyległymi kamienicami i budynkami,
bardziej wyhamować, bo zagadka intelektualna w for‑
przerzedza się i ustępuje pola drzewom. Pomiędzy
mie układu książek i rozbitych szyb pozostawiona
nimi coraz bardziej widoczna staje się panorama mia‑
dla widza na podłodze wymaga ode mnie sporej kon‑
sta. Dostrzegam Wawel i przypominam sobie, że nie
centracji. W głowie rodzi się pytanie: „Co ja ostatnio
idę do znanego muzeum, galerii, sklepu, na Rynek
czytałem?”. Tej książki nie mam w domu. Dlaczego
czy do innego turystycznego miejsca Krakowa. Przede
nie mogę tego wziąć do ręki? Leżące obok rozbite
mną zakręt, a podnosząc wysoko głowę, dostrzegam
szkło hamuje moje chęci. A może mam się skaleczyć?
wieżę z talerzami satelitarnymi. Budowlę tę otacza
A może ja już jestem skaleczony? Czy jestem w tych
płot, a za nim budynki TVP powstałe w 1968 r. Bar‑
60 procentach niebiorących książki do ręki w całym
dzo dużo ogrodzeń, średnia liczba strażników, pod
roku? Nie, niemożliwe. Dobrze, On (Roman Dziad‑
ich czujnym okiem wchodzę do nowej siedziby
kiewicz, Dzikie węże) ma te książki – ja nie. Dzieli
Wydziału Intermediów. Krakowskie Krzemionki,
się ze mną nimi, procesem ich tworzenia. Dialog idei
które są oficjalną nazwą tej części Krakowa, wznoszą
z materią. Nie jest łatwo… szkło… Wiedza, władza
się delikatnie ponad miastem. Otaczający park jest
i intymność poznania.
idealnym miejscem na wycieczkę, na taką właśnie
Próbując połączyć myśli, dostrzegam, że stoję
postanowiłem się udać. Przy okazji wciąż porusza‑
w bardzo dziwnej pozycji. Prostuję się, a mój wzrok
jąc się po kole, może serpentynie, pchany jeszcze
pada na zniekształcony monochromatyczny zestaw
siłą odśrodkową, obijając się o nowy płot, wpadam
obrazów poddanych obróbce w formacie 4:3, PAL.
Wiadomości asp /80
↗ Tadeusz Gustaw Wiktor
SONY. Dźwięk nie pozostawia wątpliwości, a horyzont
szerokie pole interpretacji. 4:3, PAL? Grzegorz Biliński
Wpisany w oś świata 3
znowu się zmienia: „Pracownia Interakcji Medial‑
z żoną Alicją Bilińską są autorami scenografii do tego
nych” (Antoni Porczak, Autor) zderza się swoim
przedstawienia (Oskar z Alvy) – czytam w opisie.
fotografia, 1981 Fot. Napoleon Bryl
logicznym i formalnym porządkiem z ideą ulotną
Kładę rękę na klamce otwartych drzwi. Machi‑
lub kruchą. W jednym pomieszczeniu „dyskutuje”
nalnie chcę je przytrzymać, słysząc, jak skrzypią,
z książkami i szkłem. Wówczas – w czasach 4:3, PAL –
lecz dźwięk, który mnie skłonił do tego odruchu, jest
dzieliło nas także szkło. Szkło kineskopu odbiornika
parę metrów dalej. Rytmicznie, ale niesynchronicznie
telewizyjnego, gdzie elektron, poruszając się z głębin
poruszające się mechanizmy ograniczone sześcia‑
wszechświata, pędził z szybkością światła, opisując
nem z drewna – kurczą się i prostują. Napinają linki,
rzeczywistość nieznaną, rzeczywistość maszyny.
aby je poluzować, wydając „ten dźwięk”. Na dużej
Wówczas pozwalała oddzielać poszczególne widma
czarnej skrzyni widoczny jest obraz przypominający
światła i twórców na różne sposoby. Krojeni kolorem,
obrazy wykonane promieniami rentgena lub gamma.
zniekształcani barwą i skalą kontrastu migotaliśmy
Wewnątrz można podejrzeć robota wykonującego
kolorowo, w czerni i bieli, i rodzajach szarości. Nie
ruchy koliste. Związek mechaniczny – ramię robota,
mogąc uzyskać szczegółu, piksel z rozdzielczości
czujnik, mechanizmy kurcząco‑prostujące. Energii
ekranu 720 × 576 w systemie PAL zmuszał nas do zaję‑
dostarcza prąd elektryczny (Patrycja Maksylewicz
cia konkretnej postawy twórczej. Do tego opisu świata
i Mariusz Front, Mechaniczne związki)…
przyzwyczailiśmy się szybko. RGB, saturacja, lumi‑
Muszę uważać, aby nie zaplątać się w poruszające
nancja, chrominancja, solaryzacja czy inne pojęcia
się linki. Staram się zatrzymać. Mój wzrok przesuwam
używane w warsztacie wideotwórcy były tym, czym
wyżej. Przez olbrzymie szyby widać park. Jesień, spa‑
warsztat fotografika stojącego przed powiększalni‑
dające liście…
kiem. Magia i nieograniczoność wyobraźni wynika‑ jąca z ograniczeń technologii i warsztatu.
Mimowolnie obracam głowę i spotykam się z Wpisanym w oś świata. Trzy duże analogowe zdję‑
Wychodzę zamyślony. Mój wzrok pada na ekran.
cia (Tadeusz Wiktor, Wpisany w oś świata 3), trzy
Sceny teatru, przedstawienia telewizyjnego? Relacja
linie, ta sama postać. Stoję i już łapię horyzont.
na żywo z TVP? Nie, Shakespeare? Niemożliwe, zbyt
Mogę iść dalej. 23
→ Artur Tajber Stół, instalakcja, 2017 Fot. Napoleon Bryl
Na mojej drodze stają ekrany przedstawiające człowieka poruszającego się… ze stołem (Artur Tajber, Stół). Ekrany ustawione: horyzontalnie, wertykalnie i znów horyzontalnie. Ale czemu stół? Autor precy‑ zyjnie pisze o swoim wyborze stołu – zachowującego wciąż swoją funkcję kulturową – jako przedmiotu codziennego użytku, ale porównuje go do okna. Te dwie płaszczyzny różni ustawienie w przestrzeni: jedna horyzontalnie, druga wertykalnie. Zmieniam horyzont. Mijam przestrzenie zato‑ pione w ultrafiolecie (Edyta Mąsior, Laiki #6), fotogra‑ fiach, nitkach, sznurkach i dźwiękach, aby po chwili być obserwowanym przez niewidoczne oko kamery w podczerwieni… Nie dość, że mnie obserwuje (kamera), to jeszcze powtarza moje ruchy w otocze‑ niu miłego roju… nitek (Marcin Pazera, Uwodziciel II v02)? Tracę lekko horyzont, ale jest mi sympatycz‑ nie. Czuję, jak głaszczą mnie „nitki”. Moim ruchom towarzyszy delikatna muzyka. Czuję się dobrze do chwili obrotu. Tak, jeden obrót i mam wrażenie, że na horyzoncie pojawia się żyjący kawałek mięsa. Mięso prawdziwe, zmieniające swoje kształty wraz ze mną. Muzyka wciąż zachęca, ale ja uciekam. 24
Wiadomości asp /80
↓ Edyta Mąsior Laiki #6, instalacja świetlna site‑specific 2017, fot. Napoleon Bryl
← Bogdan Achimescu List do Prezydenta Republiki flamastry na ścianie, 2017 Fot. Napoleon Bryl
Charakter wnętrza zmienił się radykalnie. Teraz chodzę (znowu raczej „koliście”) po korytarzach i pomieszczeniach ze starymi lamperiami w kolorze popularnego brązu z lat 70. oraz białymi kafelkami stosowanymi w kuchniach lub pomieszczeniach socjalnych. Tak, bufety, kuchnie, łazienki, zawsze tam – jeśli nie jest to tzw. salceson jako wzór przy‑ pominający marmur – to czysta biel obnażająca nie‑ chlujność wykonania. Co jakiś czas mijam duże koła, kolaże, wypełnione misternie, treścią malarską i rysunkową (Aleksander Pieniek, cykl O‑koło 150) oraz czarno‑białe rysunki naścienne (Bogdan Achimescu, cykl rysunków Para‑ noja na zlecenie, List do Prezydenta Republiki, Bien‑ nale konstruktywistyczne, Moje drzewo, nie moja noga, Land art schyłkowy, Kosmologia własna, Ucieczka z lekcji perspektywy).
↓ Aleksander Pieniek O‑koło 150 z cyklu cykl‑op 2009–2016, fot. Napoleon Bryl
25
26
Wiadomości asp /80
← Mariusz Front Małe głowy lecą szybciej obiekt wideo, 2017 Fot. Napoleon Bryl
Kątem oka przez okno bufetu widzę, jak spadają
w przeciwległych kierunkach tramwaje (Napoleon
lecące na drewniany pieniek głowy. Pieniek jest duży,
Bryl, Thru/Przez) oraz słychać groźnie warczącą
rzeźniczy, z pewnością mający własną historię. Głowy
puszkę na śmieci (Marcin Strzelecki, Kubeł). Ma głę‑
na szczęście spadają na pieniek wirtualnie i wertykal‑
boki bas. Tak głęboki, że ludzkie organy wewnętrzne
nie z wysokości trzech ekranów i przez trzy ekrany.
trzęsą się razem z dźwiękiem. Moje się trzęsą.
4:3, PAL (Mariusz Front, Małe głowy lecą szybciej).
dźwięku silnika płynącej łodzi widzę projekcję,
rzystwie światła. Dłoń trzymająca to światło porusza
zapis performance’u (Arti Grabowski, Nie jesteśmy
się nerwowo. Stara się nadążyć za – także nerwo‑
legendą). Temat szeroko… unikany: uchodźcy, emi‑
wymi – ruchami głowy. Towarzyszy temu niepoko‑
granci, ludzie, których zmuszono do opuszczenia
jący i agresywny czasem dźwięk. Jak ryk zwierzęcia
swojego domu, kraju, kontynentu. Pytanie o historię
zamkniętego w ciasnym pomieszczeniu (Marek Cho‑
ludzkości, ruchy migracyjne, o naszą empatię i chęć
łoniewski, Doubles).
pomocy, kiedy my już jej nie potrzebujemy. A może
Hipnotyczne ukojenie przychodzi, kiedy w oddali
Idę dalej, myślami będąc na wspólnej łodzi.
nego dźwięku (Wojciech Janiszewski, The Ortho Gone
Mijam młodych ludzi. Dochodzą mnie słowa wypo‑
[Prosto Padły]).
wiadane przez jednego z nich: „licytują się, kto
jemnie. Jedne są mocniejsze i łatwiejsze do zdefi‑
Nie jesteśmy legendą performance, 2017 Fot. Napoleon Bryl
jednak potrzebujemy?
patrzę na rodzaj wahadła w towarzystwie rytmicz‑
Zszedłem do piwnic. Dźwięki przenikają się wza‑
↓ Arti Grabowski
Za kratą, w pojawiającym się świetle, przy
Głowa wykonująca impulsywne ruchy w towa‑
będzie głośniejszy”. Dźwięki rzeczywiście nie milkną i dochodzą zza zakrętu.
niowania, inne agresywne i trudne do identyfikacji.
Pierwszy jest ekran z wyświetlaną animacją.
Wciąż zachowuję postawę wertykalną, chociaż kolo‑
W takt rytmicznej muzyki ćwiczą ludzie. Gimna‑
rowe światła umieszczone horyzontalnie i wertykal‑
styka. Ćwiczenia początkowo ubranych na sportowo
nie nie pomagają mi w orientacji. Szczerze? Nie lubię
ludzi przechodzą w ubranych w mundury i musztrę,
tych zestawień kolorystycznych. W dużym pomiesz‑
a ordery – po odwróceniu ekranu o 180 stopni –
czeniu słychać i widać na dwóch taflach pleksi jadące
w nagrobki (Krzysztof Kiwerski, Opcja zerowa). Z tym
27
↑ Mariusz Front
wojskiem nigdy nie było wesoło… Polityków jakoś
Ładna i wysportowana, więc obserwuję. Ten ciekawy
Głosowanie na cztery ręce
także nigdy nie widziałem na pierwszej linii frontu.
balet był możliwy, ponieważ kamera (znowu) obser‑
Obok, w małym pomieszczeniu dostrzegam
wuje jej ruchy, a to uruchamia animację dopasowaną
owalne lustro w zdobionej ramie, w którym odbija
po pomieszczenia: rur, świetlówek, kaloryferów
się sufit. Ale nie jest on zwykłym sufitem. Wcho‑
itp. (Mariusz Front, Głosowanie na cztery ręce). Uff,
dząc do środka, spowodowałem zniknięcie obrazu.
na szczęście, to już nie mięso…
instalacja interaktywna 2017 Fot. Artur Tajber
Wychodzę więc i obraz w lustrze ukazuje siedzącą
Wchodzę w korytarz. Jest inny, nowy, wymalo‑
parę w niezdefiniowanej przestrzeni. Wyglądają jak
wany. Na jednej ścianie kartki z opisem: „Znalezisko”
zastygli w kamieniu, przemierzający nieznaną galak‑
(Mariusz Sołtysik, Znalezisko… /Found object…). Czy‑
tykę (Grzegorz i Alicja Bilińscy, Przestrzeń dyskretna –
tam i dowiaduję się, że znaleziono jakiś obiekt, ale
Epizod 1).
28
jest trudny do zdefiniowania. Naukowcy się głowią,
Mijam witrynę z artefaktami. Słoiki, latarka, gra‑
co to jest, ale właściwie nie wiadomo, czy coś w ogóle
fiki – chyba linoryt, ekran pokazujący serię zdjęć
jest. Na końcu korytarza jest rodzaj okna, otwartej
autora (Antoni Szoska, Witryna). Życie i twórczość
przestrzeni. Podchodzę i słyszę, że nagle coś się samo
artysty zamknięte w witrynie, choć tak naprawdę
uruchamia. Widzę, jak wewnątrz ciemnego pomiesz‑
wychodzące daleko poza nią.
czenia unosi się półprzezroczysta folia przy towa‑
Przechodząc dalej, dostrzegam serię oświetlonych
rzyszącym jej świdrującym dźwięku pompowanego
punktowo kolaży. Człowiek bez ciała, mięśnie, alche‑
powietrza. Przez kilkanaście sekund można obejrzeć
mia? Towarzyszy im „zbity”, dudniący dźwięk? Nie
oświetlone miejsce znaleziska. Następnie wszystko
łączę (Miłosz Horodyski, De Mundi Systemate)…
gaśnie, folia opada i wszystko wraca na miejsce.
W labiryncie pomieszczeń trafiam na pomiesz‑
Siadam. Chcę odpocząć i tracę swoją wertykalną
czenie, w którym aktualnie ćwiczy jakaś dziewczyna.
postawę. Akurat nikogo nie ma wokół mnie. Mogę
Wiadomości asp /80
↑ Mariusz Sołtysik
więc zająć pozostałe krzesła. Ciekawe opowieści snuje
Zamiast początku i zakończenia, konkluzji
Znalezisko... /
z ekranu Bogdan Achimescu (Opowiem Ci). Jego zapis
i podsumowań
wideo to zapis działania/rysowania w tej przestrzeni.
Zadzwonił do mnie kolega i mówi: „Stary, napisz
Jedna z opowieści utkwiła mi szczególnie w pamięci.
coś o wystawie Wzgórze Krzemowe. Dawno nie pisa‑
Opowieść o kobiecie, która w czasach reżimu Nico‑
łeś, a czasem ci wychodziło”. Oczywiście wymiguję
lae Ceaușescu napisała na maszynie do pisania list
się. Mało czasu, temat jak horyzont: olbrzymi. Ale
do pierwszego sekretarza, nie życząc mu najlepiej.
trudno odmówić. Mówię: „OK”. Trudno jednak pisać
W tamtych czasach maszyny były reglamentowane,
z perspektywy uczestnika. Zaczynam, ale łapię się
a służby rozpoznawały maszyny po ich mankamen‑
po chwili na tym, że tak jak właśnie zacząłem, to pew‑
tach oraz sposobie pisania właściciela. Nie chodzi
nie już ktoś napisał albo napisze. Język hermetyczny,
tylko o gramatykę, ale także o siłę nacisku lub uderze‑
naukowy, z przykładami, obcymi słowami. Zaczy‑
nia na poszczególne klawisze. Każdy piszący dziesię‑
nam jeszcze raz. Teraz zamieniam się rolami. Jest nas
cioma palcami ma inną siłę nacisku na poszczególne
paru. Pierwsze zdania nawet zgrabne, ale po chwili
litery. Obawiając się represji, kobieta obwiązała sobie
czytam… nie. Nie wychodzi… Robię kawę. Wiem,
ręce bandażem, aby pisać inaczej i z inną siłą naci‑
że on czeka. Termin mija, a ja się ociągam. Przez
sku. I udało jej się oszukać służby!
chwilę czuję się jak młody Balzac. Wtedy nie było
Found object…, instalacja, 2017 Fot. Mariusz Sołtysik
Schodziłem ze „wzgórza krzemowego” zamyślony
telefonu, więc zleceniodawcy stali pod drzwiami, a on
i w dobrym humorze, choć inne partie mięśni znowu
pisał i wymyślał, np. to: „Talent to istota duchowa,
się ujawniły. Nad horyzontem wszedł księżyc. Park
która, jak wszystkie żywe stworzenia, w dziecięctwie
Bednarskiego pachniał jesienią. Myślałem także
skłonna jest do chorób” (Wielki człowiek z prowincji
o tym, czy tak jak ja uczęszczający tu studenci inter‑
w Paryżu). Tak, ale Balzakiem nie jestem…
mediów będą czuć pojawiające się nagle mięśnie.
Hm… a gdyby tak zabandażować sobie dłonie? 29
I de e – P ogl ą dy – Int e r p r etac j e
Samotność wobec Innego Teoria twórczości jako filozofia człowieka
Janusz Krupiński Akt twórczy wyprowadza poza to, co już znane, poza
z jaką wypowiadam sądy. Czy nie są totalnym błędem?
Przypisy
To tylko próba uwyraźnienia, nakreślenia pewnej
1. Kwestię ideału łaski
„teorii”.
to, co już istnieje – kto temu zaprzeczy? W istocie
twórczej podejmowałem z myślą o ideałach mocy, projektu, dialogu, od‑czu‑
kieruje się ku czemuś, co wymyka się naszym, moim
Cóż to „Inne”?
formom widzenia i myślenia, w nich się nie mieści.
Innemu odmawia się realności. To szaleństwo, wizjo‑
Z nich się nie wywodzi. Jak dar łaski jawi się Inne1.
nerstwo, nawiedzenie, przywidzenie – w oczach
To największe wyzwanie, rozrywa duszę, wtedy nie
rozsądku. Zdrowy rozsądek podpowiada: nie ule‑
wieka. W tekstach poświę‑
można już być sobą. To spotkanie Innego wydarza się
gaj produktom wyobraźni, ani własnej, ani zbioro‑
conych myśli i twórczości
jednak tylko w samotności.
wej. Zdrowy rozsądek tak orzeka, bowiem nie zna
wania, miłości, religijno‑ ści, autorytetu czy piękna – w sporze o humanum, czyli o człowieczeństwo czło‑
artystów, poetów i filo‑ zofów, m.in. van Gogha,
Akt twórczy wydarza się w spotkaniu Innego. Kto
czegoś, co… nawet nie dopuszcza myśli o czymś,
za Inne ma to, co odmienne, osobliwe, dziwne, nie‑
co… przekracza wszelką wyobraźnię. Za fantazję
zwykłe, obce, nowe, postępowe, kto tego szuka, tego
ma myśl taką. Myśl o Innym, czyli czymś radykalnie
pragnie, ten chybia. Inne nie jest czymś, czego nikt
innym niż wszystko, co znamy, a jeszcze mocniej:
jeszcze nie widział. Nie jest czymś, co można widzieć,
niż wszystko, co moglibyśmy znać. Zdrowy… kocha
Spośród znanych mi arty‑
czemu można się przyglądać, co można zobaczyć –
fantazje.
stów tylko G. Braque sięga
nazwać, wysłowić, opisać, wyjaśnić. W spotkaniu
Jeśli, słysząc „Inne”, ktoś myśli „Bóg”, to odpo‑
Innego gubimy siebie, samych siebie, w rozerwaniu.
wiem: dlaczego nie „człowiek”, „kobieta”, „mężczy‑ zna”, „świat”, „drzewo”, „kamień”? Wbrew temu,
Jaspersa, Kandinsky'ego, Kierkegaarda, Malewicza, Nietzschego, Norwida, A. Pawłowskiego, Rilkego, S. Weil, Wyspiańskiego.
po słowo „łaska” – on, ate‑ ista, nie znajdując lepszego dla tego, co doświadcza tworząc. Określenie „ideał mocy twórczej” wprowa‑
Ujęcie problemu
co się wydaje, co się sądzi zazwyczaj, nawet kamień
Piszę z pamięcią o koncepcjach, tezach, ideałach sfor‑
nie jest po prostu kamieniem. Wiedzą o tym poeta,
mułowanych przez wielu mistrzów. Tutaj nie oddam
artysta, człowiek3. Człowiek, który nie odgrywa roli,
2. W ten sposób takie „inter‑
im sprawiedliwości, chociażby wspominając. Nie
nie pełni funkcji, nie zajmuje się czymś.
pretacje” z góry nie dopusz‑
zajmuję się tutaj analizą czy interpretacją tekstów,
Twórcze dzieło wydarza się w spotkaniu Innego.
nawet Ich tekstów. To uczone opracowania znajdują
dza M. Ernst, surrealista, i odrzuca ten ideał.
czają Innego? Przykład? Upraszczając, można pró‑ bować przeciwstawić bada‑
oparcie w rachunkach, cytatach i przypisach – w ten
Teorie „przelewania”
sposób zyskując status naukowości. Cóż, wbrew pozo‑
Teorie „przelewania”, a bardziej naukowo to ujmu‑
rom pozostają zbiorem plotek i plotkarstwem.
jąc, teorie transferacyjne, należą do najpopularniej‑
nia dzieł ich autentycznym interpretacjom. Z jednej strony byłyby to wykład‑ nie dzieł prowadzone na
Daniną na rzecz naukowości jest nawet ekspercki,
szych prób opisu i wyjaśnienia zjawisk kulturowych,
gruncie muzykologii czy to
specjalistyczny charakter interpretacji – ta błyszczy
a w szczególności tych właściwych sztuce. Wprowa‑
historii sztuki, oparte na
w wyjaśnieniach, upada do poziomu wyjaśnień –
dzając to właśnie określenie, teorie „przelewania”,
przekładów tego, co spotkane, „na swoje”2.
z góry wskazuję na ich ubogi charakter – co nie zna‑
Z kolei sam popadam tutaj w „mądrościowy”
czy, że nic im nie odpowiada, przeciwnie, przeciw‑
ton. Niechaj jednak nie myli nikogo kategoryczność,
nie, także w sztuce nie brak równie ubogich działań
30
Wiadomości asp /80
metodzie, metodologicz‑ nie prowadzone, oparte na „weryfikowalnych” faktach, analizach źródeł (po praw‑
Wobec tego wezwania, jakim jest przeczucie Innego, wyzwala się człowiek ze swej tożsamości. Odsuwa własne ja. Dystansuje się od swego punktu i sposobu widzenia, od głosu swych myśli, odczuć, wizji, ale też nie (p)oddaje się jakiemuś innemu, nawet Innemu. Teraz jest między głosem, który miał/ma za swój, a gło‑ sem nasłuchiwanym w tym przeczuwaniu. To nie dwie strony jego duszy w sporze. Jest w tym „między” i ponad nim. Samotny. dzie są to źródła uznane
i dzieł – a mianowicie polegających na transferze
„świecka”, misteria to, obojętne, czy obrzędu reli‑
jako takie na gruncie danej
i w tym się wyczerpujących.
gijnego, czy nie).
metodologii). Z drugiej
Teorie „przelewania” są równie głębokie jak
Niczym innym nie jest życie tak pojętymi obra‑
dzieła muzycznego, te doko‑
metafora, którą nazwę metaforą garncarską: naczy‑
zami i tym, co w nich. Każda z postaci takiego życia
nujące się w jego „wyko‑
nie wykonane jest z takiej materii, której nadana
zaślepia i jest ślepa na Inne. Nawet jeśli jest aktyw‑
naniu”. To uproszczenie.
forma będzie stosowna dla treści, jaką ma być
nością tak doniosłą jak kontemplacja (vita contem‑
napełniana, napełniona i pobrana. W wersji przyję‑
plativa), czy tak patetyczną jak podziw z czcią. Tak
i tam bywają „genialne”
tej w estetyce: forma przenosi jakąś zawartość, dla
poruszającą jak fascynacja lub przerażenie (Otto:
interpretacje?
treści potrzeba znaleźć odpowiednią formę, forma
fascinosum et tremendum). To nie postać spotkania
może być oderwana od treści („czysta forma”; czym
z Innym (nie piszę „w ten sposób nie spotyka się
byłaby „czysta treść”?)…
Innego”, gdyż nie wiem, czy spotkanie Innego jest
byłyby to np. interpretacje
Tu i tam zazwyczaj gra się wedle przyjętej metody? Tu
3. Kamieniem „po prostu” czyż nie jest ten, którym zaj‑ mują się kamieniarstwo, petrologia, mineralo‑ gia, jubilerstwo, religio‑ znawstwo, alchemia bądź,
Artystę napełniają jakieś treści, przelewa je na papier lub płótno, stamtąd czerpie je odbiorca. Pod
możliwe, gdy ktoś sądzi, że oto spotyka Inne albo że oto spotkało go Inne).
słowo „przelewa” można podłożyć bardziej wzniosłe:
Wizja, a potem jej oddanie? Ten model procesu
jest on czymś, czym się zaj‑
przekazuje, komunikuje, wyraża, wysławia, wizuali‑
(jakoby) twórczego miewa wzniosłe sformułowa‑
mują, przedmiotem ich pro‑
zuje, zobrazowuje,czy „inkarnuje” itd.
nia. Także w teologii, a w szczególności w teologii
rzeźba. Przynajmniej dopóki
fesji, przedmiotem. Przykład? Z jednej strony
Spotkanie Innego bywa przedstawiane w sposób
ikony nie brak myślenia opartego na tym modelu, „przelewania”4.
rzeźbiarz, Constantin
podyktowany wyobrażeniem „przelewania” – a jest
Brâncuși, z drugiej religio‑
to sposób, który w gruncie rzeczy nie pozostawia
Wizja – poznanie – od‑danie?
miejsca na Inne, a tym samym wyklucza możliwość
Przykładem górnolotnej formuły dla takiego
nej strony kamienne rzeźby,
tego spotkania. Kim kierują takie oczekiwania, sam
od‑twórczego modelu procesu twórczego mogą być
Kolumna bez końca, Ptaki,
zamienia siebie w naczynie.
słowa Balthusa: „Malarstwo to inkarnacja. Wizję,
znawca, Mircea Eliade. Mam na myśli ich dzieła. Z jed‑
z drugiej tekst im poświę‑ cony Brancusi i mitologie.
która je rodzi, obdziela życiem i ciałem”5. Malarz Wizja
„obdziela” – sam nieporuszony, wyniosły, on „kapłan
cją badacz wyjaśnia zna‑
Co więcej i co gorsza, zgodnie z teorią „przelewania”
ducha” (pretensjonalne to rojenia).
czenia dzieł rzeźbiarza.
odkrywcze dzieła, np. obrazy, pojmowane są jako
Zgodnie ze swą kompeten‑
Czyni to na miarę znanych
wtórne w stosunku do wizji uprzednio danej arty‑
Moja wizja
tów, axis mundi (oś świata)
ście, pochodne wobec jakiejś iluminacji, jakiegoś
W mojej wyobraźni, fantazji, w mojej (!) wizji
oraz coincidentia oppo‑
objawienia.
nigdy nie pojawia się Inne. Co moje, nie jest Inne.
sobie, ustalonych schema‑
sitorum (jedność przeci‑
Co to za pycha, w ten sposób myśleć: Inne było
Powstaje na miarę jej form, schematów, zasad mojej
mi dane… Pozostaje mi sztuka oddania Tego w obra‑
wyobraźni. Na tej drodze, w ten sposób tylko się
nie osi świata, wzajemne
zie… A więc z założenia obraz taki jest odbiciem,
rozwijam, potęguję, mnożę, utwierdzam. Inne prze‑
odniesienie i powiązanie
oddaniem wizji, jest o niej – a więc bałwochwalstwem
ciwnie, nie mieści się w mej wyobraźni? Majaczy,
(dewocja to, obojętne, czy religijna, czy areligijna,
przeczuwane?
wieństw). Kolumna zostaje rozpoznana jako unaocznie‑
31
Otwarcie
Bałwochwalstwo rodzi wiara w to, że twórczość
Malarstwo natomiast, które nie ma roli od‑twór‑
polega na mnożeniu czegoś nowego, innego. Cóż tam
czej? To w „ciele” substancji malarskiej, w mazi
„inne”, cóż tam zmiana świata lub siebie samego, jeśli
farby, dukcie pędzla, w samym malowidle (pain‑
nie rodzi się w przeczuciu Innego?
Ziemi i Nieba. Ptak zostaje rozpoznany jako jedność tego przeciwieństwa: wzlotu i spadania – oto w jednym zarazem lekkość ptaka i ciężar kamienia. Słowem,
ting) wyłania się obraz, w szczęśliwym przypadku
w dziełach rzeźbiarza reli‑
będzie to wizja – dalej, więcej, artysta zmaga się
Dar jako wydarzenie
z tym, co przez nią. Tak, zasadniczo przez nią, a nie
Dar tego spotkania nie jest czymś, co daje nam Inny. Dar
w niej – kto znajduje Inne w obrazie, ten tym samym
spotkania polega na wydarzeniu, lepiej: na wydarza‑
ze spotkania Innego.
odciął się od Innego.
niu (się?) – istni się dzięki spotkaniu. W nim samym?
W dziełach sztuki uczony
Wizja to pytanie o Inne, otwarcie na Inne. Wizja
W relacji między, między mną a Innym?
gioznawca znajduje przy‑ kłady dla swych pojęć. Nic
znajduje przykłady dla swych teorii, przedsta‑
to nie Inne. Kto mniema, że z wizją – w obrazie – objął
Paradoks, to „między” istni się we mnie,
Inne, że Inne objęło jego – ten popadł w pychę. Podob‑
a to wtedy, tam, gdy nie utożsamiam się z sobą, nie
nie odbiorca, który znalazł to, w tym siebie, każdy, kto
mam się za tożsamego z tym, kim jestem, gdy najdal‑
sądzi, że znalazł, że został znaleziony. W ten sposób
szy jestem od obstawania przy swoim. Sam bez siebie.
powstaje kicz. Nasyca, pochlebia, zadowala – spra‑
To nie ofiara z siebie samego, a przemiana. Radykal‑
ników. Z kolei po słowa
gnionych tego6.
nie: „narodziny nowego człowieka” (ten zwrot należy
i zdania uczonych sięgają
do naszego języka, to wyobrażenie należy do naszej Przed sobą?
kultury).
Naiwny odbiorca: oto przed sobą mam Inne, jasno
W tej przemianie, w tym przejściu, w tym prze‑
i wyraźnie, „czarno na białym”, pozostaje zobaczyć,
skoku on uczestniczy, a nie zastaje siebie już poczę‑
zapoznać się (naiwność ta ma skrajne postacie reli‑
tym. Co nie znaczy tego, że sam się począł – bez
gijne, w stosunku do Pisma, w stosunku do Obrazu,
Innego.
w stosunku do świata jako Stworzenia). Wizja. Twórczy artysta nie stoi wobec tego,
Owoc spotkania Innego: dialog wewnętrzny – rozszczepienie.
co przez nią i w niej, nie ma tego przed sobą. Malu‑
Cały optymizm, cała wiara ledwie w myśli
jąc, patrząc, malując i patrząc, on malująco‑patrzący
o Innym – o prawdzie. „Wątpię, więc jestem”? Jestem
zmaga się w sobie z tym, co w niej i przez nią, zmaga
w wątpieniu! To znaczy, przyjmuję tylko to jedno:
się z sobą.
ideę prawdy, a więc zarazem myśl, że to, co mi się
wia swe ogólne teorie na takich przykładach, czyli niechybnie zatrzymuje się przy tym, co już wie, zatrzy‑ muje się na poziomie ogól‑
liczni artyści, a jeszcze czę‑ ściej krytycy sztuki. W ich wypowiedziach te zazwyczaj będą „wielkimi słowami”, hasłami, które „podbijają bębenek”, zaklęciami, które oczarowują. Jeśli jednak artyści bądź krytycy sztuki pojmowa‑ liby tamte pojęcia, teorie naukowe? Wierny uczeń nie jest nawet sobowtórem mistrza, banalizuje i dogma‑ tyzuje jego myśli, pojęcia i wyobrażenia. Wierny – idzie ich tropem, a nie
Jak z artystą, tak i z twórczym odbiorcą (tzw.
wydaje, co widzę, co myślę, co czuję, nie jest Innym.
ku temu, co przed nimi.
odbiorcą). Ten nie obcuje z obrazem, z dziełem, nie
Także dlatego cel, pragnienie utożsamienia się
Przed – to, ku czemu one się
odczytuje jego treści, nie interpretuje go. Ten patrzy
z Innym – niedorzecznością.
w painting, w „cielesności” painting i poprzez paint‑
kierują, co próbują pojąć, próbują wypatrzeć, co się w nich jawi.
ing – wątpiąc w to, co widzi, w to, co on widzi, w swe
Medium
widzenie.
Wyobrażenie artysty, który staje się narzędziem,
4. W tym punkcie dysku‑ syjna wydaje mi się myśl tak genialnego autora jak
Kogo spotyka przeczucie Innego, ten nie wierzy
przekaźnikiem, medium Innego, czyni go istotą
już w to, co widzi, w to, co słyszy, w to, co rozumie.
bierną, pozbawioną wolności, uległą, pozbawioną
Wobec tego wezwania, jakim jest właśnie Inne, czło‑
refleksji. Istotą, której rola wyklucza miejsce
wiek wyzwala się ze swej tożsamości. Odsuwa własne
na autorefleksję i samokrytycyzm, której rolą nie
ja. Dystansuje się od swego punktu i sposobu widze‑
jest krytycyzm w stosunku do pojawiającego się
wiec w krainie malar‑
nia, od głosu swych myśli, odczuć, wizji, ale też nie
dzieła, a tym bardziej w stosunku do takiego Innego,
stwa. Rozmowy z Françoise
(p)oddaje się jakiemuś innemu, nawet Innemu. Teraz
jakim pojawia się w dziele.
P. Florenski, myśl o „snach zstępowania”, w których to człowiek miałby przynosić obrazy Stamtąd. 5. Balthus, Samotny wędro‑
Jaunin, przeł. K. Zabłocki, Noir sur Blanc, Warszawa
jest między głosem, który miał/ma za swój, a głosem
Ideał spotykany na gruncie teologii ikony leży
nasłuchiwanym w tym przeczuwaniu. To nie dwie
blisko: malarz sam ma zniknąć, a to znaczy, że
strony jego duszy w sporze. Jest w tym „między”,
wyzbywa się swej indywidualności, pozostawia miej‑
i ponad nim. Samotny. Sam? To „między” ma postać
sce na samo Inne, które dzięki owemu zniknięciu
od-czuwania, roz-pytania, roz-wahania. Rozdarcia.
artysty miałoby działać samo, spływając w obraz –
przywodzi/ I że nieszczę‑
W twórczej chwili, w istocie aktu twórczego, jest to
ikonę – obecne w niej podobnie jak Słowo miałoby
ściem jest własna tęsknota”
właśnie rozrywające „między”.
objawiać się w Piśmie, w Ewangelii.
32
Wiadomości asp /80
2004, s. 20–21. 6. Michał Anioł: „z fantazji zapalna ochota,/ Co samo‑ władcę i bóstwo mi rodzi/ Z sztuki, do błędu jedynie
(Sonety, przeł. L. Staff).
7. O tej aksjosemantyce
„Inne” zniewalające
Odnalezienie siebie w Innym?
piszę w: J. Krupiński,
Inne, które miałoby darzyć, opanowując, powalając,
Przemiana dokonująca się w spotkaniu Innego, jako
porywając kogoś, bądź to wlewając, napełniając,
taka, nie może polegać na powrocie do siebie, jakim
„Dyskurs. Pismo Naukowo-
zmieniając, przekształcając, poddając przeobrażeniu?
się naprawdę było i jest. Cóż, że byłem czy byłbym
-Artystyczne”, 2015, nr 20.
Metamorfoza w momencie (satori)? Takiego Innego
czymś faktycznie? Dość, że sam rozprawię się z sobą?
człowiek nie spotyka, Ono, Inne robi coś z nim.
Ten sposób pojmowania Innego prowadzi wprost
Prawda, w tej bezwolności może być szczęśliwy.
do tego paradoksalnego odwrócenia: rozprawię się
Estetyczne superla‑ tywy – kryptozniewolenia,
8. Zapomnieniem o rzeczy‑ wistości jest już estetyka pozoru. Hegel: „Malarstwo rozciąga nad wszystkim
Ustąp ze swego, pozostaw miejsce na działanie
ze swym nie‑Innym, tym we mnie dzisiaj, co jest
jakiś blask, blask życia,
Innego, nieznanych i niepoznawalnych mocy, poddaj
zaprzeczeniem, zagubieniem, zatraceniem, zabrudze‑
się! To wezwanie neguje wolność. Człowiek pozostaje
niem Innego. Rozprawię się jako kto? Nie jako Inny,
gliną, tworzywem w rękach Innego.
skoro zatraciłem bycie nim, nie jako nie‑Inny, gdyż
który jest wyłączną zasługą działającego tu czaro‑ dzieja – ducha artysty” (Wykłady o estetyce, t. III, s. 93; w oryginale, w miejscu słowa „blask”
Ekscytacja, poryw bądź upojenie, admiracja i kult, wena i ekstaza, czy to epifania, iluminacja,
– Schein, co znaczy także
to formy samotności. W ten sposób, tym samym
pozór). Hegel pisze to
Innego nie spotykam.
na poważnie. Podobnym
nie‑Inny jest właśnie zatracony. Inny nie może być czymś we mnie, ani też niczym ze mnie. Dar spotkania jest możliwy, spotkanie Innego jest niczym łaska.
Inne przemawia, oddać mu tylko trzeba głos,
Liczne mityczne, legendarne, święte, religijne
dopuścić do słowa i słuchać? Słuchać posłusznie,
wyobrażenia przemiany człowieka wykluczają spo‑
te wielości interpretacji.
w posłuchu, jak się wykonuje rozkaz? Poznać Jego
tkanie Innego. Ich ideałem jest odnalezienie siebie
9. I. Kant, Krytyka władzy
stanowisko, pogląd, ocenę? Wyjaśnić sobie, zdobyć
utraconego, samego siebie we własnej swej czysto‑
się na interpretację? Te wszystkie sposoby odnosze‑
ści – człowiek sam, sam siebie odzyskuje.
igraszkom oddają się este‑ tyki „dzieła otwartego” lub
sądzenia, przeł. J. Gałecki, PWN, Warszawa, s. 158.
nia się, te wszystkie postulaty wykluczają spotkanie z Innym. Nawet wykluczają jego „inność”.
Mówiąc o tych wyobrażeniach, mitach odnalezienia siebie, mam na myśli koncepcje ponownych narodzin,
Większość estetyk opiera się na takich pragnie‑
odrodzenia, nawrócenia, metanoi, powrotu do siebie,
niach: piękno pojęte zostaje jako Coś, co ogarnia
do swej pierwotnej, dziewiczej natury, do początku,
szczęściem – zdejmuje tragizm egzystencji. Zwal‑
do poczęcia, do stanu sprzed poczęcia, do raju.
nia z ciężaru wolności. Sama terminologia wyraża
Bliskie tym wyobrażeniom, zrodzone z ich ideału,
taką mentalność. Bez wstydu wielbiąc Siłę, krzyczą:
są koncepcje samorealizacji, aktualizacji, autentycz‑
„Porywające”, „Zachwycające”, „Poraża”, „Powala”,
ności, stawania się sobą, przywracania sobie samemu
„Oszałamiające”7. Kryptoniewolnicy.
siebie, rozwoju („zadatków”), spełnienia. Nie inaczej
Estetyki słodyczy, aury, blasku łagodnie kryją
koncepcje pełni, całkowitości czy tożsamości (wła‑
i odsuwają pytania egzystencjalne – oto Inne nas
snej) osoby, koncepcje indywidualności i indywi‑
unosi, nas opromienia. Estetyka średniowieczna
duacji. Etymologia: za słowem „indywiduum” stoi
opiewała claritas świata: jego przejrzystość i blask,
niepodzielność – przeciwieństwo rozbicia, rozdarcia,
w tym upatrując piękna. Ba, w tym widząc Światło
rozszczepienia, napięć, podlegania sprzecznościom,
Innego. Po prawdzie, to piękno hipnotyzuje – spra‑
antynomiom, dialektyki.
gnionych tego8.
Z tych ideałów, z pragnienia odnalezienia siebie,
Naprawdę zniewalający jest stan nieuświadomio‑
w tym wypatrywaniu siebie, zrodzona jest rozpacz
nego zniewolenia. Naprawdę zniewalająca jest men‑
przytomnego człowieka: nic takiego „nie widzi” (pro‑
talność oddana porządkowi siły (ordo vis), której obca
stak łudzi się, że jest „prosty”, tonie w (nie)nasyceniu
jest nawet myśl o porządku myśli, namysłu, refleksji,
samym sobą (narcysta)).
dyskusji, porządku rozumu (ordo ratio).
Tym to ideałom ma zadość czynić przygląda‑
Słowa, obrazy, w których zdaje się nam jawić Inne,
nie się sobie samemu – jak gdyby się w ogóle było,
nie są zrozumiałe, są wyzwaniem. Próbując je rozu‑
jak gdyby się już było, jak gdyby było się samym,
mieć, każdy pozostaje samotny – wycofany do swego
było kimś. Bezrefleksyjne autoportrety. Jak gdybym
wnętrza, tam rozrywany, między „ja” a niepojęte.
w lustrze miał siebie przed sobą. Jak gdyby człowiek
Skandalem jest maksyma „myśleć zawsze w zgo‑ dzie z samym sobą”9. Pozostaje: myśleć w duchu prawdy, to znaczy w wolności, czyli w samotności.
nie istnił się dopiero wobec Innego. Odnalezienie własnej duszy tak doniosłe, gdyż własna? Odnalezienie własnej duszy w jej 33
jasności, gdyż jasna? Odarcie jej z masek? Pełnia
Toż-samość to zamknięcie. Rozdarcie, to droga
samoświadomości? Z głębi nieświadomości biją
twórczości. Jeśli człowiek jest istotą twórczą, to tylko
już wtedy czyste źródła mej duszy i mego ducha,
jako homo schistos.
myślę i widzę w nieskażonych ich praformach,
W swym człowieczeństwie nikt nie jest, nie staje
w zgodzie z nimi, z sobą „archetypicznym” – prze‑
się – istni się i jest istniony. Wraz z próbą autore‑
cież to tylko przykucie do tych przypadkowych
fleksji, przyjrzenia się sobie, człowiek się wydarza,
form, zasad psychiki ludzkiej. Teoria archetypów
dopiero co się wydarza – wypatrując, wynajduje,
wyklucza otwarcie na Inne.
dzieje się w tym wypatrywaniu.
O krok samoubóstwienie, przeświadczenie, że
Czy na miano twórcy miałby zasługiwać ten czło‑
sam w głębi swej istoty, w mroku nieświadomości,
wiek, który czerpiąc z siebie, zdany na samego siebie,
niczym bóg, jestem Innym, ukryty i ukrywający się
kształtuje, a to przede wszystkim samego siebie, zaj‑
przed sobą.
mując się sobą samym? Przywołam słynne orzeczenie Kanta o niekształ‑
Ideał mocy, czyli butelka Kleina
towalności człowieka, a to wynikającej z samej jego
Uwolnienie tłumionych predyspozycji, wzrost zarod‑
„rosochatej” natury.
ków, erupcja potencjału, (samo)aktualizacja – tym
Teza brzmi „z drzewa tak rosochatego, z jakiego
ideałom obca jest kategoria Innego. Wprawdzie
zrobiony jest człowiek, nie można wyciosać czegoś
pozostawia się tutaj miejsce na spotkanie z czymś
zupełnie prostego”.
lub kimś, ale pojęte zostaje ono jako impuls, okazja
Teza ta wskazuje na utopijny charakter myśli,
dla bycia sobą w swej dotąd ukrytej pełni. Impuls
że ludzkie możliwości nie mają granic – człowiek
taki poruszałby we mnie coś, co dotąd nie było
nie może się „wyprostować”. Jednak zarazem teza
znane mnie samemu, czego istnienia w sobie nawet
ta nie pozostawia miejsca na Inne. Kant, jak sądzę,
nie przeczuwałem. Takie wyobrażenie co oznacza?
godność człowieka, upatrywał jednak w jego własnej
W samym gruncie mego „ja”, jakoby okazuję się
mocy twórczej.
„Innym”. Teraz odnajduję siebie. Czerpię już z tego
Rzekomo człowiek jest „zrobiony”, a pozostają
jakże bliskiego, a dotąd skrytego źródła. Rzekomo.
skąpe możliwości poprawy. Paradoks samoświado‑
To tylko butelka Kleina.
mości: kto wierzy w to wyobrażenie ociosywanego
W takim położeniu człowiek nie zna samotności.
człowieka, ten już sam się „ścina” (w podwójnym
Nawet nie jest jego wyborem to, by zdać się na samego
znaczeniu tego słowa). Człowiek taki nie zna i nie
siebie. Jest sam w sobie. W tej „butelce”.
potrzebuje daru Innego.
Toż-samość
Tak
Jakkolwiek modelowy obraz człowieka odnajdującego
Gdy w moim przeczuciu Innego mówię „Tak”, zna‑
siebie znaleźć można w Wyzwoleniu Wyspiańskiego,
czy to tyle, co nadzieja, zaufanie, wiara. Podjęcie
to zdają się one wykraczać poza ten model, naruszać
ryzyka. Ryzyka upadku w nicość. Ten ma wiele
tam, gdzie mówią o wewnętrznej walce. Mam na myśli
postaci. Pomiędzy mną a Innym znajduje się prze‑
ten słowa:
paść. W Innym szukam lekarstwa. Inne uznałem za
W tej walce z myślą walczy własną, by ujrzeć ją dla siebie jasną. Choć przeto maska z nim co gada, on jeden sceną duszy włada i szuka jeno swojej duszy, aż ta się w nocnej zjawi głuszy10.
fantazję, zmyślenie, produkt wyobraźni. Co mam za Inne jest tylko widmem. Otóż, nigdy nie mogę stwierdzić, jak to jest, toteż nigdy nie wiem, czy się zatraciłem, straciłem siebie, czy nie.
Twierdzę, że człowiek to w istocie homo schistos –
Bez mojego „Tak”, nie mowy o mojej wolności.
w swym człowieczeństwie jest istotą rozszczepioną
Pozostawałaby przemoc Innego. Powtórzę, niestety
(określenie to wprowadzam z całą świadomością, że
ta bywa wielbiona, a to w wyobrażeniach artysty,
ten sam rdzeń ma słowo „schizofrenia”). Kto pragnie
który jest tylko narzędziem w rękach bóstwa, arty‑
tożsamości, wierzy w tożsamość, sądzi, że tożsamość
sty-medium, artysty porwanego przez natchnienie,
posiada, ten wyklucza Inne.
artysty, który poddaje się wyższej sile.
34
Wiadomości asp /80
10. S. Wyspiański, Wyzwolenie, [w”] S. Wyspiański, Dzieła zebrane, red. zesp. po kier. L. Płoszewskiego, t. 5, Kraków 1959, s. 59. 11. I. Kant, Idee do uję‑ cia historii powszechnej w aspekcie światowym, przeł. I. Krońska, [w:] T. Kroński, Kant, Wiedza Powszechna, Warszawa 1966, s. 182. 12. Kolejne „nie”: nie jest procesem psychicznym, jego miejscem jest przestrzeń duchowa (idei, umysłu).
13. Kant: „a nawet gdyby
Wewnętrzny spór
sam Bóg zechciał się komuś
Patrzę, widzę – rozpatruję, rozważam, medytuję –
i musi przebiegać w wewnętrznej samotności, to zara‑
odrzucam lub przyjmuję. Widzę – ogarniam – roz‑
zem nie jest monologiem12. Tu samotność nie ozna‑
pojawić, to przecież ten ktoś musi przede wszystkim osą‑
Ten spór, spotkania Innego, jakkolwiek może
dzić, czy ma prawo uwa‑
ważam to. W ten sposób pozostajemy tylko w kręgu
cza pozostawania „z samym sobą”, jak to się dzieje
żać go za bóstwo i czcić jako
własnego sposobu, stylu, schematu myślenia. Bez‑
właśnie w monologu. Rozmowa z sobą sprowadza się
owocne spotkanie. Spór istotny, wyjście ku Innemu
do ruchu, do gry pomiędzy różnymi wyobrażeniami,
A. Bobko, Homini, Kraków
nie zaczyna się od poznania Innego, jego słowa,
intuicjami, obrazami, zdaniami, „jakie ja mam”, jakie
2007, s. 205).
postaci, stanowiska – jako Inne jest mi obce, jest
„drzemią w mojej głowie”, jakie „mogłyby mi przyjść
14. Jak sądzę, Kanta etyka
wyzwaniem. Nigdy go nie przejmę, nie stanę się z nim
do głowy”. Gdzie spotkanie Innego, tam nie ma miej‑
tożsamy. Nie mogę się mu poddać – nie znam go. Gdy
sca na „ja”, na „mojej”, na „mi”, na „mi się”.
bóstwo” (Religia w obrę‑ bie samego rozumu, przeł.
jest raczej etyką szczęścia niż etyką godności. Moja kontra w stosunku do etyki
potakuję – czynię to na ślepo, nie wiem czemu. Nie
szczęścia: można żyć w
mogę dać mu posłuchu – czemuż to dałbym?
szczęściu życiem bezsen‑
Kanta ideał „myślenia samemu” (Selbstdenken) zdaje się to podpowiadać: pamiętaj, do prawdy myśli
Tak, istotny spór polega na zderzeniu odmien‑
możesz zbliżyć się tylko w samotności swego wnę‑
ści. Pro, kontra kontry: czy
nych, nieprzystawalnych form widzenia i myśle‑
trza13. Jednak ideał ten nie przekłada się na przywo‑
szczęśliwość, stan taki, toż‑
nia (form: podstawowych standardów, schematów,
łany już powyżej postulat Kanta „Myśl zawsze w zgo‑
samy jest ze szczęściem?
strategii, ram, wzorów, założeń… widzenia i myśle‑
dzie ze samym sobą!”. Jeśli „sobą” oznaczałoby tu
nia). Jak to w autentycznej dyskusji. W sytuacji tak
tyle, co „ja”, „osobowość”, „mój głos wewnętrzny”,
wobec jego głosu jest równie
radykalnej odmienności nie możemy sobie nawet
„moja jaźń”, to postulat ten ma demoralizujący cha‑
żałosna jak przekonanie, że
pokazać palcem, o czym w ogóle mówimy, ani też nie
rakter. W ten sposób zrozumiany nie pozostawia
możemy zaczynać od ustalenia znaczeń używanych
miejsca na spotkanie Innego. Odbiera człowiekowi
z jego wewnętrznym gło‑
obrazów i słów. Nie możemy odwołać się do faktów –
godność14. Czyż ta przecież nie domaga się właśnie
sem. Sumieniem sumienia
fakty zgadzają się tylko na gruncie jednego sposobu
wyjścia poza „moje”, poza „mi”, wyjścia z kręgu, gdzie
jest wątpienie, samokryty‑
widzenia i myślenia.
jestem sobą, gdzie jestem ze sobą samym, ze swoim
sownym – a więc bez godno‑
15. Koncepcja sumienia oparta na posłuszeństwie
„nie ma grzechu” człowiek, którego wybory były zgodne
cyzm – duch prawdy. Pełna pychy i bałwochwalcza jest
Przykład dyskusji: tu nie chodzi o to, kto ma rację,
„sobowtórem”, z kimś, kogo na swoją miarę kroję?
wiara, iż głos, który słyszę
o to, czyj ogląd świata ma się ostać, a który powi‑
Spotkanie Innego przebiega we mnie samym,
w sobie, jest głosem Innego.
nien zostać odrzucony. Co to znaczy przejąć świato‑
w samotności mego wnętrza. Tam sam już nie jestem
ogląd, filozofię, formy widzenia i myślenia? Poznać
– nie utożsamiam się ze sobą.
Nawet jeśli dałby się sły‑ szeć – to jako wyzwanie. 16. W tym wielkość sztuki,
odmienny światoogląd na gruncie własnego to tam‑
Toteż nie piszę o „otwarciu ku Innemu”, nie piszę
gdy wiersz, obraz, rzeźba
ten sprowadzić do swego – w tym sensie go rozumiem.
o „spotkania z Innym”, z ostrożnością mówię o samot‑
rodzi się, staje, wyda‑
Z kolei, gdy ulegam, to poddaję się – bezmyślnie
ności „wobec Innego”.
rza, istni się jako spotka‑
powtarzając formułki. Podobnie bezwolny jestem,
Wewnętrzny spór, jakim jest spotkanie Innego,
nie ma już doświadcze‑
trzymając się swego. Natomiast wolny staję się, wła‑
znosi wszelkie „samo”, takie jak samorealizacja,
nia dzieła sztuki, nie idzie
śnie się staję, wówczas gdy podejmuję to wyzwanie,
samostanowienie, samookreślenie, samokontrola,
jakim jest tamten. Wolny, gdy to we mnie toczy się
samosterowność (także i samo‑dzianie‑się).
nie Innego. W tym punkcie
ani o dzieło, ani o sztukę. Spotkanie Innego. W tym wstrząs, wyzwanie, rozerwa‑
spór – w samotności własnego wnętrza.
Cóż w takim razie pozostaje? To jedno: idea
Owocność takiego spotkania „dwu”… polega
prawdy. Patrzeć i myśleć w duchu prawdy to zara‑
na tym, że wyłania się trzecie. Inne jest zawsze trze‑
zem znaczy: wolności, zaś to zarazem znaczy:
pisze o obrazie Holbeina
cie, „n‑te”. Jeśli słychać głos Innego, jeśli pojawia
w samotności15.
Chrystus w grobie, albo
się obraz Innego, to tylko taki, jakim sam go słyszę,
Jerzy Nowosielski gdy mówi
jakim go widzę.
nie tak zwanego „odbiorcy”. Dobitnie dowodzi tego Fiodor Dostojewski, gdy
o Ukrzyżowaniach Bacona.
Bycie „w zgodzie z samym sobą” musi być wiel‑ bione przez kogoś, kto pragnie szczęścia, kto niczego
Wewnętrzny spór nie jest spotkaniem dwojga
nie pragnie, jak tylko szczęścia. Natomiast spotkanie
cić grunt pod nogami, zna‑
osób. To nie Ja i Ty, to nie ego i alter ego, to nie dwaj
Innego niesie z sobą rozdarcie. Ból i szczęście zerwa‑
czy tu: mój cały świat się
rozmówcy. Co istotne, kto wchodzi w ten spór, nie
nia z sobą16.
Wstrząs oznacza tu: tra‑
chwieje, znaczy tu: gubię
utożsamia się już z sobą. Spór taki, podobnie jak
Wielkość człowieka nie polega na tym, że prze‑
wach tego pisarza, podob‑
dyskusja, nie jest dialogiem – przynajmniej jeśli
rasta innych, ale na tym, że wyrasta ponad siebie,
nie w słowach tego mala‑
dialog jest relacją osobową, chodzi w nim o bycie
zrywa z sobą. To możliwe jest właśnie tylko w tej
rza, brzmi wewnętrzny
zrozumianym, rozumienie drugiego, wymaga empa‑
samotności, jaką jest spotkanie Innego.
się, gubię siebie. W sło‑
spór, egzystencjalny dra‑ mat duszy.
tii, współodczuwania! 35
Histori a
Stefan Filipkiewicz – uczeń Jana Stanisławskiego
Zofia Weiss Stefan Filipkiewicz, artysta, który oparł swą sztukę na „szlachetnej szczerości malarskiej”1, „kolorysta pierwszorzędny, który z nadczułością, niedostępną dla przeciętnego oka chwyta i harmonizuje wszyst‑ kie drgnienia i odcienia światła i barwy, […] jeden z najwybitniejszych pejzażystów polskich”2, został uczniem Jana Stanisławskiego w 1905 r. Pochodził z Galicji, urodził się w Tarnowie 28 VII 1879 r., jako syn Wincentego, inżyniera kolejnictwa, i Heleny z Kurkiewiczów. Był o 12 lat starszy od swego brata Mieczysława, również malarza. Po ukończeniu gimnazjum w Krakowie Filip‑ kiewicz rozpoczął w 1900 r. studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W jego wspomnieniach czytamy: „W roku 1899 przebywał na kuracji w ciepli‑ cach Jacek Malczewski. Był przyjacielem mego stryja doktora i jego pacjentem. Kiedy go tam poznałem, zainteresował się moimi pracami i namawiał, bym się zapisał na jego kurs w Akademii Sztuk Pięknych”3. Ówczesny rektor Julian Fałat już w 1896 r. zasad‑ niczo zreformował system nauczania w szkole, wprowadzając m.in. w miejsce Katedry Malarstwa Historycznego Katedrę Pejzażu Jana Stanisław‑ skiego. „Przyszło szereg nowych profesorów – czy‑ tamy we wspomnieniach Filipkiewicza – Mehoffer, ↑ Władysław Jarocki
Stanisławski, Wyczółkowski – wszyscy młodzi, pełni
Portret Stefana Filipkiewicza
zapału i sławni, wszyscy prawie z Paryża. Zrobiło się
olej na płótnie fotografia archiwalna ok. 1928
36
Wiadomości asp /80
powietrze w Akademii niesłychane”4. Odmiennego zdania był wprawdzie sekretarz Akademii Marian
Do grona najzdolniejszych uczniów Stanisławskiego należeli: Stanisław i Józef Czajkowscy, Stefan Filipkiewicz, Stanisław Kamocki, Henryk Szczygliński, Stanisław Gałek, Tadeusz Makowski.
↗ Jan Stanisławski
Gorzkowski, stary przyjaciel Matejki, który młodego
Filipkiewicz, Stanisław Kamocki, Henryk Szczygliński,
z uczniami na plenerze
artystę powitał słowami: „Panie – po co pan takie rze‑
Stanisław Gałek, Tadeusz Makowski. „Jako profesor,
czy robi! Niechże pan zrozumie, że tu, gdzie akware‑
jako wódz młodzi artystycznej – mało Stanisławski
lista jest dyrektorem, gdzie jest, panie, Stanisławski,
miał równych sobie. Siał w dusze własny entuzjazm
gdzie jest Wyczółkowski, tu szkoda każdego człowieka,
gorący, rozniecał gorliwie każdą wrażliwość samodziel‑
który wchodzi w te progi”5.
niejszą, żądał niezłomnie szczerości, energii i emocji
malarskim zimą, ok. 1905
Filipkiewicz, zanim trafił do pracowni profesora
w realizacjach, trzebił nieubłaganie wszelkie pozer‑
Jana Stanisławskiego, ukończył kursy u Józefa Mehof‑
stwa, efekciarstwa i frazeologie, bez najmniejszego
fera i Leona Wyczółkowskiego, zdobywając za swe
sobkostwa dzielił się z uczniami całą swą wiedzą,
osiągnięcia srebrne medale.
całą swą ogromną kulturą artystyczną, wymagając
Pierwsze spotkanie ze Stanisławskim odbyło się
w zamian tylko zapału, umiłowania pracy, dzielności
na schodach w Akademii. Filipkiewicz przywołuje
i radości twórczej. Kształcił nie tylko oczy, lecz i dusze.
to zdarzenie: „Chciałem z panem mówić [zagadnął
Mistrzem był surowym, ale jednocześnie towarzyszem
go profesor], pan jest malarzem, pan maluje pejzaże?
i przyjacielem i opiekunem serdecznym”7.
[…] Chodź pan ze mną do pracowni… To zaproszenie
Praca w klasie krajobrazów profesora Stanisław‑
przechodziło moje marzenia. Stanisławski zapro‑
skiego ukształtowała ostatecznie artystyczne predys‑
wadził mnie do swojej pracowni w Akademii. Była
pozycje Filipkiewicza. Rodzimy pejzaż począł roz‑
to mała pracowienka z jednym oknem nie górnym
brzmiewać na jego płótnach i tekturach pełnią barw;
nawet, tylko bocznym. Przy ścianie ławka pokryta
od tatrzańskich pejzaży, poprzez wiejską zgrzebność
była kilimem. Po środku pracowni stały sztalugi.
okolic Krakowa, tamtejsze sady, chałupy i kościółki,
Na nich widziałem słynne topole odbijające się w sta‑
aż po malowane w latach 30. studia nadbałtyckie.
wie i duży obraz Wschód księżyca, który zakupiono
Pierwsza jego, zauważona przez krytykę, wystawa
potem do Moderne Gallerie w Wiedniu. Tu Stani‑
odbyła się w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych
sławski począł pokazywać mi swoje obrazy. Zginał
w Krakowie w 1899 r., na rok przed podjęciem stu‑
się przy tym przy swej ogromnej tuszy, szukając ram
diów, gdzie pokazał 21 krajobrazów. Filipkiewicz był
do nich. Nie pomogły moje protesty przeciw tym jego
członkiem Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka”,
trudom – nie, on musi mi je w ramach pokazać.
a w 1905 r. został zaproszony do grona członków
I taki wtedy stosunek między nami się wytworzył,
Vereinigung bildender Künstler Österreichs – Wie‑
jak gdybyśmy byli od dawna dobrymi znajomymi…” .
ner Secession. W 1930 r. podjął pracę dydaktyczną
Do grona najzdolniejszych uczniów Stanisław‑
w krakowskiej Akademii, w 1936 został mianowany
6
skiego należeli: Stanisław i Józef Czajkowscy, Stefan
profesorem nadzwyczajnym. 37
„Rano wychodzimy malować. Rozpocząłem skromne studium lasu ze starymi świerkami nie‑ daleko domu. Stanisławski, brnąc w śniegu, przy‑ szedł na korektę. Nie znam człowieka, który by tak jasny miał wykład i tak umiał uzasadnić każdy błąd w kolorze. Położył wreszcie kilka plam na moim obrazie…”
„Ukochaniem ziemi”8 zwano twórczość Jana Sta‑
Rano wychodzimy malować. Rozpocząłem
nisławskiego, o Filipkiewiczu zaś po latach pisano:
skromne studium lasu ze starymi świerkami nieda‑
„był jednym z uczniów najbardziej zżytych ze swym
leko domu. Stanisławski, brnąc w śniegu, przyszedł
wł. Muzeum Narodowe
mistrzem i przez całe życie pozostał wierny tej praw‑
na korektę. Nie znam człowieka, który by tak jasny
w Krakowie
dzie, że artysta jest bardem swej ziemi”9.
miał wykład i tak umiał uzasadnić każdy błąd w kolo‑
↗ Stefan Filipkiewicz Odwilż w Tatrach 70 × 90 cm olej na płótnie, 1904
Stanisławski szybko odkrył w Filipkiewiczu szcze‑
rze. Położył wreszcie kilka plam na moim obrazie…”11.
gólny talent pejzażysty, toteż postanowił skrócić jego
Wielki indywidualizm profesora, jak również
edukację na kursach aktu u Floriana Cynka i wziąć
jego niezwykły dar pedagogiczny spowodowały, iż
go z grupą studentów na kilkutygodniowy plener.
wielu jego uczniów poświęciło się tylko i wyłącznie
„Ja pójdę do Cynka, żeby pana zwolnił. Pojedziemy
studiowaniu krajobrazów i zaważyło to w sposób
do Zakopanego” – wspomina słowa profesora Filip‑
zasadniczy na całokształcie ich twórczości. Filipkie‑
kiewicz. W podróż wybrali się razem pociągiem.
wicz do tej właśnie grupy artystów należał. Uznany
„W czasie drogi rozmawialiśmy o sztuce. […] Szybko
za jednego z najzdolniejszych, poszerzał sporadycz‑
upływał nam czas, zwłaszcza że miałem walizeczkę
nie repertuar swojego malarstwa o akt, głównie jed‑
z jedzeniem przygotowaną przez rodziców. Stani‑
nak o martwe natury z kwiatami.
sławski miał szalony apetyt. Przez okno przygląda‑
„Umiłowaniem Filipkiewicza są Tatry” – pisał
liśmy się podgórskiej okolicy Dunajca, przyprószonej
w latach 20. jeden z krytyków12. Z bogatego zasobu
świeżym śniegiem. Była godzina wieczorna. Dunajec
motywów, jaki niósł ze sobą polski pejzaż, najbliż‑
zielonawą smugą odcinał się od tła seledynu śniegu
szym wrażliwości artysty był ten tatrzański. Odkryty
i bogatej gamy kolorów zachodzącego słońca.
w czasie wspólnych wędrówek z profesorem, powra‑
– Patrz pan! Berezyna! Zupełnie jakbym Berezynę
cał nieustannie, również wówczas, kiedy w latach
malował! Te same sine śniegi i koniec dnia!…
1927–1933 artysta zamieszkiwał z rodziną w willi
10
Przyjechaliśmy do Zakopanego. Tu śnieg, sanki… Ruchu prawie żadnego. […] 38
Wiadomości asp /80
Olczanka na Olczy w Zakopanem. Tatry coraz czę‑ ściej zaczyna malować z oddali, rozkładając swoje
↗ Stefan Filipkiewicz
sztalugi właśnie na Olczy, nieopodal domu, lub nieco
gest bohaterski i pęd do zdobycia prawdy za każdą
Strumień leśny zimą
powyżej, na Pardałówce. W tym okresie utrzymywał
cenę. A specjalistą takich podchodów zimowych,
szczególnie bliskie kontakty z Władysławem Jaroc‑
aby upolować kwadrans słońca na jakimś fanta‑
wł. Muzeum Narodowe
kim, który mieszkał na Harendzie. Pamiątką tej
stycznym źlebie lub w widmowej roztoce, był Stefan
w Warszawie
przyjaźni, jak również wspólnych plenerów jest wyra‑
Filipkiewicz”15.
69,5 × 98,5 cm olej na płótnie, 1919
zisty portret Filipkiewicza stojącego przy sztaludze
„Na wystawach krajowych, a także zagranicznych,
z paletą i pędzlami na podhalańskiej łące13. Jarocki
w Monachium, Berlinie, Dreźnie i Wiedniu, zaczęły
namalował również portret dwóch córek Filipkiewi‑
się pojawiać słynne śniegi Filipkiewicza i owe głośne
cza, na nartach w śnieżnym krajobrazie . Artystów
Odwilże, Zimy, Pierwsze śniegi, Bajki zimowe, Strumie‑
tych różnił jednak w sposób zasadniczy stosunek
nie górskie w czasie odwilży itd., obrazy, których urok
do przedstawianej rzeczywistości, wypływający mię‑
polegał głównie na świetnym malowaniu śniegów
dzy innymi z dwóch odrębnych szkół, które przeszli
z ich ornamentacyjną kapryśnością kształtów, z ich
w Akademii. Jarocki, uczeń prawie wyłącznie Wyczół‑
wilgocią i puszystością, z ich wreszcie cieniami nie‑
kowskiego, odkrył dla siebie bogactwo motywów
bieskiemi i fioletowemi”16.
14
w ludzie i folklorze Podhala.
„Malarz krajobrazów – to jest ten człowiek, który
W tekstach krytycznych dotyczących malarstwa
lepiej, bystrzej, przenikliwiej niż przeciętni ludzie
Stefana Filipkiewicza wielokrotnie podkreślany był
patrzy na naturę, wobec którego piękno natury, dla
szczególny charakter plenerów tatrzańskich: „Histo‑
innych utajone, odkrywa swe czaru pełne tajem‑
ryczne są te wędrówki artystów zakopiańskich,
nice” – pisał o Filipkiewiczu Władysław Kozicki17.
z malarskim ekwipunkiem, w góry na «krajobraz».
Tatrzańskie studia pejzażowe były najchętniej
Mróz ciął, pluta zasypywała oczy, nic to – plemię
malowane przez Filipkiewicza zimą, pojawiają się
malarskie wdrapywało się na wierchy, koczowało
również jednak pejzaże malowane „na góry” jesie‑
na śniegu i błocie, byle złowić jakąś autentyczną
nią, kiedy rudziejące drzewa nakładają się swymi
gamę kolorów lub światła. W tej pasji malarskiej był
sylwetami na wybarwione fioletem granitowe turnie. 39
↗ Wojciech Weiss malujący portret Hanusi Filipkiewiczówny, córki artysty, w pracowni na ASP, 1917
W latach 20. Filipkiewicz był częstym gościem
obrazu przyrody polskiej, w której poezja i liryzm ubo‑
rodziny Uznańskich w ich nieistniejącym już dzisiaj
gich, białych jak zgrzebne koszule chat, stapiały się
dworze w Szaflarach, gdzie powstawały pejzaże z rwą‑
z oprawą kwiatów jak kolorowych paciorków lub dłu‑
cymi wodami Dunajca oraz studia z parku z zabudo‑
gich smutnych gałęzi, smutnych jak włosy płaczek”18.
waniami dworskimi.
40
W 1934 r. Filipkiewicz poszerzył repertuar swo‑
Od czasów nauki do 1927 r. Filipkiewicz wyjeż‑
jego malarstwa o pejzaże bałtyckie, wyjeżdżając
dżał na letnie plenery do Radziszowa pod Krakowem.
przez kilka kolejnych lat poprzedzających wojnę
Stamtąd pochodzi wczesna i znakomicie kolorystycz‑
do Jastrzębiej Góry. Było to miejsce wakacyjnych ple‑
nie namalowana kwiecista Łąka (1904) z kolekcji Ata‑
nerów również innych profesorów Akademii, m.in.
nazego Raczyńskiego, jak również wiele kompozycji
Wojciecha Weissa i Władysława Jarockiego. Kiedy
z rozsiadłymi chałupami, drewniany kościółek skryty
motywy bałtyckie zaczęły pojawiać się na salach
wśród drzew, spokojnie płynąca rzeka Skawinka, pola
wystawowych, zostały przez krytyków bardzo dobrze
i drogi poprzedzielane rzędami płaczących wierzb.
przyjęte, a jeden z nich napisał: „i – zupełna nowość
I można o tych obrazach powiedzieć słowami: „Był
w sztuce Filipkiewicza – morze, polskie morze
krajobraz polski Stanisławskiego i Fałata, Kamockiego
widziane z Jastrzębiej Góry i Rozewia i ukazywane
i Filipkiewicza odkryciem struktury emocjonalnej
najczęściej w otoku starych, przepięknych drzew.
Wiadomości asp /80
W ramach działalności Komitetu Obywatelskiego zorganizo‑ wał w 1943 r. w Budapeszcie wystawę malarstwa polskich artystów uczących się tam i tam działających (uczestniczyła w tej wystawie również córka Filipkiewicza – Halina, studiu‑ jąca malarstwo na Akademii w Budapeszcie). Po wkroczeniu Niemców na Węgry 19 iii 1944 r. członkowie Komitetu zostali aresztowani. Morze pełne blasku kolorystycznego i chwytającego
Niepodległości za służbę w Legionach) stawia w szcze‑
za serce sentymentu”19.
gólnym świetle jego postać. Pozostała po nim spuścizna
Kiedy wojenne losy rzuciły Stefana Filipkie‑
artystyczna nosi w sobie to samo co życie, znamię „sub‑
wicza na Węgry, podjął tam działania w struktu‑
telnej wytworności, która jest naczelną cechą jasnej,
rach konspiracyjnych. Był Sekretarzem Komitetu
zrównoważonej, na ogół pogodnej, a ogromnie przy tem
Obywatelskiego do spraw Opieki nad Uchodźcami
czułej i wrażliwej psychiki artysty”21.
Polskimi na Węgrzech i członkiem Placówki „W” w Budapeszcie, czyli przedstawicielstwa Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie20. Rów‑ nocześnie jednak nie rozstawał się z malarstwem, tworząc plenerowe studia głównie z okolic Balatonu. W ramach działalności Komitetu Obywatelskiego zorganizował w 1943 r. w Budapeszcie wystawę malarstwa polskich artystów uczących się tam i tam działających (uczestniczyła w tej wystawie również córka Filipkiewicza – Halina, studiująca malarstwo na Akademii w Budapeszcie). Po wkroczeniu Niem‑ ców na Węgry 19 III 1944 r. członkowie Komitetu zostali aresztowani. Filipkiewicz, osadzony w wię‑
Przypisy 1. W. Kozicki, katalog Wystawy Zbiorowej Stefana Filipkiewicza, TZSP Warszawa, XI 1933, s. 5. 2. W. Husarski, Stefan Filipkiewicz, „Tygodnik Ilustrowany”, nr 16, 9 IV.1924, s. 247–248. 3. S. Filipkiewicz, Moje wspomnienia, „Start. Wydawnictwo dla Młodzieży Komitetu Obywatelskiego dla Spraw Uchodźstwa Polskiego na Węgrzech”, nr 6, IX 1943, s. 20. 4. Tamże, s. 21. 5. Tamże. 6. Tamże, s. 24 7. Z. Przesmycki, Jan Stanisławski – nekrolog, „Chimera”, t. 10, 1907, z. 28–30. 8. A. Grzymała‑Siedlecki, Wystawa prac uczniów Prof. J. Stanisławskiego, katalog, Kraków 1907.
zieniu przy ul. Fö w Budapeszcie, pomimo starań
9. W. Bunikiewicz, Obrazy S. Filipkiewicza, „Świat”, 1914, s. 13.
żony Zofii i córki Hanny w Czerwonym Krzyżu nie
10. W latach 1895–1896 Jan Stanisławski zaproszony przez Wojciecha
został zwolniony. Gestapo utrzymywało bowiem, iż jest „zacietrzewionym patriotą polskim” i dopro‑
Kossaka i Juliana Fałata uczestniczył w malowaniu panoramy Przejście przez Berezynę. 11. S. Filipkiewicz, Moje wspomnienia, s. 25–26.
wadziło do jego stracenia w obozie w Mauthau‑
12. W. Husarski, Stefan Filipkiewicz, s. 247.
sen‑Gusen 23 VIII 1944 r. Hanna Filipkiewiczówna,
13. Władysław Jarocki, Portret Stefana Filipkiewicza, olej na płótnie,
której dziecięcy beztroski portret z wielką kokardą we włosach został namalowany przez Wojciecha Weissa w pracowni na ASP, przeszła gehennę obo‑ zów Wöllersdorf i Schattendorf i zmarła w 1998 r. w Krakowie. Syn Antoni, jako kurier Armii Krajowej, był również aresztowany na Węgrzech i do końca wojny więziony w obozie w Mauthausen. To niezwykłe poświęcenie Stefana Filipkiewicza dla spraw ojczyzny (wcześniej odznaczony Medalem
ok. 1928, obraz znany z fotografii archiwalnej. 14. Władysław Jarocki, Narciarki, olej na płótnie, ok. 1930–1933, obraz znany z fotografii archiwalnej. 15. W. Bunikiewicz, Obrazy S. Filipkiewicza. 16. W. Kozicki, katalog Wystawy Zbiorowej Stefana Filipkiewicza, s. 4. 17. Tamże. 18. J.E. Dutkiewicz, Wstęp, [w:] Materiały do dziejów ASP w Krakowie 1895–1939, Ossolineum 1969, s. 22. 19. W. Kozicki, katalog Wystawy Zbiorowej Stefana Filipkiewicza, s. 8. 20. Z. Antoniewicz, Rozbitkowie na Węgrzech. Wspomnienia z lat 1939–1946, Warszawa 1987. 21. W. Kozicki, katalog Wystawy Zbiorowej Stefana Filipkiewicza, s. 8.
41
Histori a
Adolf Szyszko‑Bohusz Część I. Architektura w Akademii
Michał Pilikowski
Królewskim na Wawelu w Krakowie, który tak samo służył wówczas celom wojskowym.
42
Adolf Szyszko‑Bohusz był wybitnym architektem –
W 1894 r. rodzina Szyszko‑Bohuszów przepro‑
w dosłownym i przenośnym znaczeniu tego słowa.
wadziła się do Petersburga. Adolf uczęszczał tam
Zaprojektowane przez niego budynki należą do czo‑
do gimnazjum, które ukończył w 1902 r. ze złotym
łowych osiągnięć polskiej architektury. Przeobrażał
medalem. Był pod wielkim wrażeniem stolicy carów.
także instytucje, w których pracował: Akademia Sztuk
Przyjechał do dynamicznie rozwijającej się metro‑
Pięknych w Krakowie po jego odejściu wyglądała już
polii. Co krok spotykał wspaniałe, monumentalne
inaczej niż przed jego pojawieniem się w uczelni,
i potężne budowle: pałace, cerkwie, wille i gmachy
a Politechnika Krakowska wyrosła z założonego przez
użyteczności publicznej, które weszły do historii
niego po II wojnie światowej Wydziału Architektury.
architektury. Położony nad Newą budynek Akademii
To on nadał Zamkowi Królewskiemu na Wawelu jego
Sztuk Pięknych też był imponujący. Wejścia do niego
dzisiejszy wygląd. Przykłady działalności artystycz‑
strzegły dwa przywiezione z Egiptu sfinksy. Lwy z twa‑
nej i organizacyjnej Adolfa Szyszko‑Bohusza można
rzami faraonów nie wpłynęły jednak deprymująco
by mnożyć jeszcze długo.
na Adolfa Szyszko‑Bohusza, który w 1902 r. rozpo‑
Adolf Szyszko‑Bohusz przyszedł na świat 1 IX
czął studia na Wydziale Architektury petersburskiej
1883 r. Urodził się w imperium rosyjskim – w Narwie
ASP. Pod kierunkiem Leontija Benois zapoznał się
w Estonii. Jego ojciec Polikarp pracował na kolei
z dziedzictwem antyku i odkrył bogactwo starożytnej
jako inżynier. Matka Marcelina odebrała solidne
sztuki budowlanej. Zakończył studia w wielkim stylu.
wykształcenie techniczne, uzyskując uprawnienia
W 1909 r. uzyskał dyplom artysty architekta, pierw‑
inżyniera architekta. Polikarp i Marcelina mieli
szą nagrodę, złoty medal oraz stypendium, które
trzech synów i trzy córki. Rodzice Adolfa, którym
umożliwiło mu odbycie kilku podróży studyjnych.
nie były obce przedmioty z obszaru techniki, byli jego
W czasie, w którym Szyszko‑Bohusz nabierał pod
pierwszymi nauczycielami. Spacerując po Narwie,
kierunkiem Leontija Benois biegłości w posługiwaniu
Szyszko‑Bohusz oglądał zamek Hermana – twierdzę
się formami klasycznymi, w Warszawie powstawał
z XIII w., w której w latach jego dzieciństwa znajdo‑
według projektu tego rosyjskiego architekta francu‑
wały się koszary wojskowe. „Urodzony na obczyźnie,
skiego pochodzenia sobór św. Aleksandra Newskiego.
na dalekiej północy, w rodzinie od dziesiątków lat
Szyszko‑Bohusz wspominał spotkania towarzyskie
przerzucanej po wielkich obszarach Rosji, oderwanej
w gronie Polaków: „Długie wieczorne rodaków
kompletnie od ojczyzny – twardym wysiłkiem dźwi‑
pogwarki o łapownictwie, hańbiącym urzędy carskie,
gnąłem się wzwyż, od początku tej pracy myśląc jedy‑
o gnębieniu podbitych ludów, marzących o klęsce
nie o ojczyźnie, o sztuce ojczystej i poświęconej Jej
znienawidzonego państwa i rozmowy o partyjniactwie
nauce”1 – wspominał po latach Adolf Szyszko‑Bohusz.
w społeczeństwie rosyjskim, o miękkości i niezdecy‑
U podnóża zamku Hermana mógł myśleć o Zamku
dowaniu inteligencji, o zacofaniu mas włościańskich,
Wiadomości asp /80
Gmach Pocztowej Kasy Oszczędności w Krakowie Fot. Michał Pilikowski
barbarzyństwie duchowieństwa – wszystkie te roz‑
plastycznym nacechowanym wysokim artyzmem
prawy wykazujące zgniliznę społeczeństwa i bliski
i śmiałą fantazją twórczą. Jest niewątpliwie budowlą
koniec carskiej Rosji napełniały mię dumą, że jestem
monumentalną opartą na najstarszych tradycjach
Polakiem”2. Budowa wielkiej cerkwi pomyślanej jako
kultury odrodzenia, prawie jedyną udatną próbą
symbol panowania zaborcy na ziemiach polskich też
zapoczątkowania na naszym gruncie palladiańskiego
niewątpliwie stanowiła przedmiot dyskusji. Negatyw‑
porządku architektonicznego i tutaj zawarta jest jego
nej ocenie stosunków panujących w Rosji towarzy‑
istotna wartość narodowa. Reasumując: gmach PKO
szyły marzenia o Polsce: „Przez kontrast wyolbrzy‑
w Krakowie jest zobrazowaniem podstawowych i pra‑
miałem zasługi Polski wobec ludzkości, a wszystkie
starych praw kompozycji architektonicznej, jakimi
przywary i złe nawyczki rodaków usprawiedliwiałem
są: rytm, jednorodność wątków, harmonijna równo‑
jakże łatwo wpływem niewoli. Wyobraźnia rysowała
waga elementów poziomych i pionowych, umiejętne
mi idealny obraz przyszłej Niepodległej i wolnej Pol‑
powiązanie kanwy przestrzenno‑użytkowej z koncep‑
ski – państwa silnego miłością swych obywateli dziel‑
cją plastyczną, a w sumie umiar i monumentalność
nych, patriotycznych, zdyscyplinowanych, spojonych
oparte na sprzężeniu dwóch, pozornie przeciwstaw‑
miłością ojczyzny w organizm bez skazy”3.
nych nurtów: maksymalnej rozmaitości i maksymal‑
Nauk zdobytych w petersburskiej Akademii Sztuk
nej jedności architektonicznej”4.
Pięknych Adolf Szyszko‑Bohusz nigdy nie zapo‑
W czasie studiów Adolf Szyszko‑Bohusz zawarł
mniał. Potwierdza to chociażby gmach Pocztowej
znajomość ze Stefanią Rzepko‑Łaską, studentką
Kasy Oszczędności w Krakowie wzniesiony według
Wydziału Architektury Politechniki Żeńskiej w Peters‑
jego projektu w latach 1922–1925. Monumentalna
burgu. Adolf i Stefania podzielali zainteresowania
budowla uchodzi za szczytowe osiągnięcie akade‑
architekturą, co znalazło wyraz w ich wspólnym
mickiego klasycyzmu w Polsce. Obiekt o klasycyzu‑
zaangażowaniu w działalność Polskiego Koła Archi‑
jących formach usytuowano na trójkątnej działce
tektów. W 1911 r. w Petersburgu zawarli związek
mieszczącej się między Plantami Dietlowskimi
małżeński. W 1914 r. urodziła się im córka Sława.
a ul. Wielopole. Bolesław Szmidt, bliski współpra‑
W 1908 r., a więc jeszcze w czasie studiów, Adolf
cownik Szyszko‑Bohusza, nie krył swego podziwu
Szyszko‑Bohusz został członkiem Komisji Historii Sztuki
dla budynku: „Jest niemal samoistnym wydarzeniem
Akademii Umiejętności w Krakowie. Dzięki wsparciu tej 43
„Nie banalne małpowanie form istniejących tu i tam na ziemi polskiej, nie powiększanie lub zmniejszanie ich, tylko zupełne przetopienie w swej wyobraźni i wysnucie z nich syntezy może dać nam nową architekturę”.
Przyjaciół Sztuk Pięknych wystawę, na której widzie‑ liśmy szereg projektów pełnych polotu i doskonale rysowane szkice z natury. Oprócz rzeczy, które obecnie reprodukujemy, zwracały uwagę na wystawie liczne szkice, pochodzące z pobytu w Podhorcach i z podróży po Czechach, Morawach i Austryi”7. W 1911 r. Szyszko‑Bohusz wszedł do redakcji pisma. Sam także publikował na łamach „Architekta”. Rok 1910 przyniósł artykuł W kwestyi restaurowania zabytków architektury. Jest to pierwszy z programo‑ wych tekstów artysty, w którym zwraca on uwagę na dylemat twórcy zajmującego się konserwacją zabytków. Oto od restauratora „wymagamy dwóch pozornie sprzecznych rzeczy: z jednej strony wyrze‑
44
instytucji odbył wiele podróży naukowych po pozosta‑
czenia się w danym wypadku własnych popędów
jących w granicach Rosji terytoriach przedrozbiorowej
twórczych, co go uchroni od modernizowania sta‑
Rzeczypospolitej. Inicjatorem prac dokumentujących
rożytnego charakteru zabytku, a z drugiej strony –
polskie dziedzictwo był Marian Sokołowski, prekursor
szczerego artyzmu w zrozumieniu i odczuciu tych
badań naukowych w zakresie historii sztuki. Julian
szczegółów, których uzupełnienie narzuca się
Pagaczewski, w artykule opublikowanym po śmierci
z koniecznością. Do tych właśnie szczegółów zbliżać
Mariana Sokołowskiego w 1911 r., pisał: „Jako przewod‑
się powinien artysta‑restaurator nie z samym tylko
niczący komisyi historyi sztuki w Akademii Umiejęt‑
cyrklem i ekierką zwykłego rysownika, lecz z tem
ności stworzył z niej środowisko do badań nad dawną
samem poczuciem artystycznem, z jakiem przy‑
sztuką w Polsce, zużytkowując i wyszukując zręcznie
puszczalnie tworzył je dawny mistrz”8. W 1911 r.
na całym obszarze Polski ludzi, interesujących się
Szyszko‑Bohusz do druku oddał artykuł O znaczeniu
dawnymi zabytkami. Ileż tą drogą wypłynęło na jaw
tradycyi w architekturze dzisiejszej. Dał w nim wyraz
materyału bardzo ważnego i bardzo ciekawego!”5. Soko‑
przekonaniu, że w sztuce trzeba iść z duchem czasu:
łowski wcześniej pomógł w znalezieniu właściwej drogi
należy wykorzystywać wszystkie dostępne zdobycze
Stanisławowi Wyspiańskiemu. Kolejnym z tych „zręcz‑
techniki i dobrodziejstwa swojej epoki. Do współcze‑
nie wyszukanych” był właśnie Adolf Szyszko‑Bohusz.
snych sobie ludzi należy przemawiać ich językiem.
Marian Sokołowski u schyłku swych dni rozbudził
Artysta musi kontynuować dzieło rozpoczęte przez
umiłowanie polskości w absolwencie Akademii Sztuk
ubiegłe pokolenia, musi to jednak robić w sposób
Pięknych w Petersburgu. W Rosji młody architekt naro‑
nowoczesny: „Brońmy się całą siłą od archaizowa‑
dowości polskiej mógł osiągnąć wielki sukces. Robić
nia, nie obawiając się wcale zbliżenia się duchowego
w życiu to, co kocha, mógł tylko w Krakowie.
do tych czasów zamierzchłych”9. Najważniejsza jest
Adolf Szyszko‑Bohusz przyjechał do Krakowa
polska tradycja i historia: „jedyna droga i jedyny spo‑
w 1909 r. W podwawelskim grodzie nie był osobą ano‑
sób – to poznawanie naszych zabytków architektury,
nimową. Zadbało o to ukazujące się w Krakowie cza‑
wczuwanie się w ich duszę i tworzenie nowych rzeczy
sopismo „Architekt”, największy galicyjski periodyk
w tymże kierunku”10. Taka jest podstawa oryginalnej
poświęcony sztuce budowlanej. Redaktorzy miesięcz‑
twórczości: „Nie banalne małpowanie form istnieją‑
nika towarzyszyli Szyszko‑Bohuszowi jeszcze w czasie
cych tu i tam na ziemi polskiej, nie powiększanie lub
studiów i pisali o jego dyplomie: „Tematem […] był pro‑
zmniejszanie ich, tylko zupełne przetopienie w swej
jekt wielkiego kurhausu z teatrem, salami, tarasami
wyobraźni i wysnucie z nich syntezy może dać nam
itd. w miejscu kąpielowym nad morzem”6. Każdy, kto
nową architekturę. Dążyć musimy do tego, by nasze
we wrześniu 1910 r. kupił numer „Architekta”, mógł
nowe budowle miały wszystkie dodatnie cechy daw‑
obejrzeć reprodukcje dzieł Adolfa Szyszko‑Bohusza
nych – miały duszę swojską, prostotę, logikę kom‑
i poczytać o nim. W zakończeniu notatki pisano:
pozycyi, czasem bogactwo ornamentacyi, czasem
„W czerwcu br. urządził w gmachu Towarzystwa
spokojną grę płaszczyzn, lecz zawsze duszę polską!”11.
Wiadomości asp /80
↘ Druga strona protokołu z 9 V 1912 r. Omówienie pierwszego punktu obrad, który brzmiał: „Sprawa obsadzenia docentury architektury wobec rezygnacji inż. Adolfa Szyszko‑Bohusza” (fragment) wł. Archiwum asp w Krakowie
Dla wychowanka petersburskiej ASP jasne było,
być, aby młodzi ludzie, mający talent, znaleźli moż‑
że architektura jest dziedziną sztuki – tak samo jak
ność kształcenia się w atmosferze ciepłej artystycznej,
malarstwo, rzeźba czy grafika. Tymczasem w progra‑
w kontakcie z malarzami i rzeźbiarzami”13 – przekony‑
mie krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych miejsca
wał Stryjeński. W 1909 r. Władysław Ekielski i Tade‑
dla architektury nie było. Od początku XX w. podejmo‑
usz Stryjeński, w imieniu stowarzyszenia Delegacja
wano wysiłki, by to zmienić. Józef Mehoffer w 1905 r.
Architektów Polskich, złożyli na ręce Juliana Fałata,
na łamach krakowskiego „Czasu” zamieścił artykuł
rektora Akademii, memoriał. Pisali w nim: „Jeśli dla
zatytułowany Potrzeby Akademii Sztuk Pięknych w Kra‑
każdej sztuki środowisko, otoczenie, atmosfera są
kowie. Był orędownikiem wprowadzenia nauczania
rzeczami pierwszorzędnej wagi, to dla architektury są
architektury. Przekonywał: „W ten sposób z czasem
one rozstrzygające o jej wartości i rozwoju. Nic więc
można by wykształcić w kraju architektów, którzy
dziwnego, że oczy architektów całej Polski, pragną‑
by potrafili być czymś więcej niż przedsiębiorcami
cych rozwoju i wyodrębnienia swej sztuki, zwrócone
i budowniczymi” . Jeżeli jednak nauczanie archi‑
są na Kraków, a w nim na naszą Akademię Sztuk
tektury pozostawi się w politechnikach – będziemy
Pięknych […]. Na łonie Akademii oczekujemy naro‑
mieli tylko inżynierów, nie artystów. W 1908 r. uka‑
dzenia się polskiej sztuki architektonicznej; ufamy,
zała się broszura jednego z najbardziej zasłużonych
że Polska, wydawszy tylu malarzy i rzeźbiarzy, wydać
krakowskich architektów i konserwatorów zabytków,
może także pierwszorzędne talenty architektoniczne,
Tadeusza Stryjeńskiego, zatytułowana O oddział archi‑
które wychowane w wysoce artystycznej atmosferze
tektury przy krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Akademii staną się również chlubą narodu. Studia
„Głównym celem tej szkoły architektonicznej winno
architektoniczne, odebrane na wspólnych ławach
12
z malarzami i rzeźbiarzami, wytworzą wspólność myśli i wyobrażeń, tak konieczną dla architektów, a z pewno‑ ścią pożyteczną dla innych artystów”14. Ekielski i Stry‑ jeński podejmowali wiele działań mających na celu założenie kursu architektury w ramach krakowskiej ASP. Razem wybrali się do Wiednia, gdzie omawiali tę sprawę w Ministerstwie Oświaty z kierującym tym resortem Karlem Stürgkhem. Minister odniósł się do tej kwestii bardzo życzliwie, co nie było bez znaczenia – jeśli weźmie się pod uwagę, że krakowska Akademia podlegała austriackiemu Ministerstwu Oświaty. Pro‑ fesorowie Akademii też wyszli naprzeciw oczekiwa‑ niom architektów. Na posiedzeniu grona profesorów 4 VII 1911 r. ustalono, że katedrę architektury obejmie Stanisław Noakowski, a pomagającym mu docentem zostanie Adolf Szyszko‑Bohusz. Tak się jednak nie stało. Na posiedzeniu grona profesorów 9 V 1912 r. rektor Konstanty Laszczka zawiadomił zebranych „że p. Adolf Szyszko‑Bohusz, który swego czasu wniósł do c. k. Ministerstwa przez Rektorat podanie o zamia‑ nowanie docentem architektury, obecnie zjawił się w Rektoracie Akademii i oświadczył, że o wymienioną wyżej docenturę ubiegać się nie będzie i że z tejże rezygnuje”15. Również Stanisław Noakowski nie chciał podjąć pracy w Akademii. W toku dalszych dyskusji ustalono, że profesorem katedry architektury zostanie Józef Gałęzowski, a docenturę obejmie Józef Czajkow‑ ski. Kurs architektury został otwarty w kwietniu 1914 r. 45
Program realizowany w Katedrze Architektury Nowoczesnej był autorskim dziełem Adolfa Szyszko‑Bohusza. Jego studenci wykonywali różnorodne projekty budynków mieszkaniowych, warsz‑ tatów pracy, gmachów użyteczności publicznej oraz kościołów.
nam odpowiadających form”17. Przekonuje: „Jeśli poznamy i pokochamy swoiste piękno tych naszych zabytków sztuki, potrafimy w kompozycyi najbardziej nawet nowoczesnego gmachu przemówić językiem własnym, pełnym piękna i mocy”18. Program realizowany w Katedrze Architek‑ tury Nowoczesnej był autorskim dziełem Adolfa Szyszko‑Bohusza. Jego studenci wykonywali różno‑ rodne projekty budynków mieszkaniowych, warsz‑ tatów pracy, gmachów użyteczności publicznej oraz kościołów. Warunek był jeden – musiała to być archi‑ tektura nowatorska. Na podsumowanie roku aka‑ demickiego 1912/1913 Adolf Szyszko‑Bohusz wydał Rocznik architektoniczny. W „Czasopiśmie Technicz‑ nym” pisano: „Myśl publikowania co lepszych prac słuchaczów wyższych kursów architektury od dawna
Adolf Szyszko‑Bohusz odrzucił propozycję pracy
już tułała się na oddziale budownictwa lądowego
w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, ponieważ
naszej politechniki, ale dopiero młody, pełen zapału
w połowie 1912 r. lwowska Szkoła Politechniczna
profesor Szyszko‑Bohusz, powołany przed niespełna
zaoferowała mu posadę profesora Katedry Archi‑
rokiem na świeżo utworzoną katedrę architektury
tektury Nowoczesnej na Wydziale Budownictwa
nowoczesnej, potrafił wprowadzić w czyn to, o czem
Lądowego. Perspektywa pracy w stolicy Galicji naj‑
przez długie lata marzono i mówiono”19. Równie
wyraźniej wydała mu się bardziej kusząca i wraz
entuzjastycznie ukazanie się rocznika przyjęli
z początkiem roku akademickiego 1912/1913 podjął
redaktorzy krakowskiego „Architekta”, którzy zano‑
nowe obowiązki. Katedra Architektury Nowoczesnej
towali: „Publikacya ta, wydana we Lwowie i wyko‑
została utworzona specjalnie dla Szyszko‑Bohusza.
nana wyłącznie siłami miejscowemi, w szacie nader
Była to pierwsza jednostka dydaktyczna tego typu
wytwornej, świadczy o wyrobionym smaku jej ini‑
na ziemiach polskich.
cyatora i twórcy i o jego zapale w pracy na nowem
23 X 1912 r. Szyszko‑Bohusz wygłosił wykład
stanowisku”20. Drugi tom Rocznika architektonicznego
inauguracyjny. Pod tytułem Zadania polskiej archi‑
ukazał się w 1914 r. Miała powstać seria rejestrująca
tektury nowoczesnej został on przedrukowany w uka‑
dokonania kolejnych roczników studentów architek‑
zującym się we Lwowie „Czasopiśmie Technicznym”.
tury Szkoły Politechnicznej we Lwowie. Wypadki poli‑
Profesor wzywa w nim do tworzenia architektury
tyczne uniemożliwiły spokojną pracę i wydawanie
nowoczesnej – w oparciu o tradycję. Ubolewa, że nowe
kolejnych tomów.
budownictwo niewiele ma wspólnego ze sztuką i pięk‑
Rocznik architektoniczny z 1913 r. otwierał arty‑
nem. Architekci zbyt często myślą o funkcjonalności
kuł Adolfa Szyszko‑Bohusza zatytułowany Stosu‑
i użyteczności kosztem ambitnych rozwiązań. Trzeba
nek sztuki nowoczesnej do konserwacyi zabytków.
dbać o to, by projekty nie opierały się tylko na zimnej,
Według profesora współczesna architektura winna
bezdusznej i wyrachowanej kalkulacji, ale by użyt‑
zająć autonomiczną pozycję względem budownic‑
kownicy budowli wyczuwali w nich obecność „ducha
twa wieków minionych. Szyszko‑Bohusz ubolewa,
ludzkiego” . Polscy architekci powinni odwoływać
że obecnie panuje tendencja do deprecjonowania
się do rodzimego dziedzictwa. Zachęca swych stu‑
dokonań architektury dnia dzisiejszego. Kierownik
dentów do poszukiwania stylu narodowego. Wskazuje
Katedry Architektury Nowoczesnej zachęca swych
młodym adeptom architektury, gdzie szukać inspi‑
studentów, by nie ulegali tej presji i nie wzdragali się
racji: to kultura szlachecka XVII w. z jej dworami,
przed stworzeniem stylu zgodnego z upodobaniami
kościołami, zamkami i pałacami. Budowle te „mają
estetycznymi i środkami konstrukcyjnymi charak‑
tak wybitne piętno polskiej sztuki, że stają się dla
terystycznymi dla XX w. Dostrzega tu swoisty znak
nas niewyczerpaną skarbnicą do poznania naszych,
czasu. Podczas gdy dawniej architekci uważali styl
16
46
Wiadomości asp /80
w pobliżu dzisiejszej ulicy Oleandry, Wystawę archi‑ tektury i wnętrz w otoczeniu ogrodowym. Na łamach „Architekta” pisano: „Urządzenie wystawy w obecnej dobie ma dla Krakowa szczególniejsze znaczenie. Roz‑ szerzenie miasta i projekty zabudowania obszernych rejonów pofortecznych wysuwają na pierwszy plan możność wcielenia w czyn idei, by nowe dzielnice choć w części uwzględniły postulat, praktykowany już zagranicą: zabudowania ich domami i domkami, które zrywając z powszechną gorączką spekulacyjną, wytworzą nowy typ budowli, dających mieszkańcom światło i powietrze”23. „Obecna doba” rozpoczęła się w 1910 r., gdy przystąpiono do tworzenia Wielkiego Krakowa, co polegało na przyłączeniu do Krakowa pobliskich osad wiejskich oraz Podgórza. Chodziło o to, by nowe obszary zagospodarować na sposób ↑ Zamek Królewski
swojej epoki za najlepszy i najpiękniejszy, o tyle dzi‑
„miast‑ogrodów”. Wystawa miała dostarczyć konkret‑
na Wawelu
siaj panuje wywodząca się z XIX w. moda na projekto‑
nych wzorów budownictwa mieszkaniowego. Zapre‑
wanie budowli utrzymanych w stylach historycznych
zentowano plany i modele domów wraz z wyposaże‑
i umniejszanie znaczenia aktualnej architektury.
niem. Urządzono ekspozycję surowców i materiałów
Taki sposób myślenia o architekturze współczesnej
budowlanych. Wybudowano także w skali 1:1 cztery
niesie również zagrożenie dla konserwacji i restau‑
wzorcowe budynki. Autorem domu przeznaczonego
racji budowli zabytkowych: „Szczególnie dziś, gdy
dla rodziny rzemieślniczej był Adolf Szyszko‑Bohusz.
z dnia na dzień wzrasta interesowanie się ochroną
Wystawę zamknięto w październiku 1912 r. Zabudo‑
zabytków, gdy stare zabytki narzucają nam z góry
wań jednak nie rozebrano. Oleandry tętniły życiem.
pewne granice przy kompozycyi nowych gmachów
Teren powystawowy stał się miejscem zabaw, festy‑
w starych dzielnicach – dbać przedewszystkiem
nów i gier sportowych organizowanych przez władze
należy, by szczególna cześć dla rzeczy starych nie
Krakowa. Walory tego parkowego założenia docenił
przytłumiła w nas ukochania przyszłości. Praw‑
także Józef Piłsudski, który prowadził w Oleandrach
dziwy miłośnik sztuki powinien łączyć w sobie wraz
szkołę strzelecką. 3 VIII 1914 r., po wybuchu I wojny
ze znajomością i trafną oceną zabytków zrozumie‑
światowej, Piłsudski powołał w tym miejscu Pierwszą
nie dla sztuki żyjącej i rozwijającej się w formach
Kompanię Kadrową, która trzy dni później wyruszyła
nowych. Nie powinien on nigdy – jak to niestety
w bój, zakończony wywalczeniem dla Polski niepodle‑
czasem się zdarza – wstrzymywać rozwoju naszej
głości. Adolf Szyszko‑Bohusz miał w tym swój udział.
sztuki. Jego zadaniem popierać sztukę nowoczesną
W lipcu 1915 r. wstąpił do Pierwszej Brygady Legio‑
wszędzie, gdzie to bez szkody dla zabytków stać się
nów Polskich. Służył w stopniu sierżanta w oddziale
może” . Konserwator zabytków zapatrzony w style
saperów VI Pułku piechoty na froncie poleskim.
Fot. Sławomir Biernat
21
historyczne nie będzie dążył do nadania budowli,
W styczniu 1916 r. Adolf Szyszko‑Bohusz zwol‑
nad którą pracuje, piętna naszych czasów: „Czyż
niony z legionowych szeregów na nowo podjął pracę
nasz restaurator nie powinien być przedewszystkiem
w Katedrze Architektury Nowoczesnej – ale tym
artystą? Czyż nie powinien dbać o to, by w restauro‑
razem nie rozwinął we Lwowie szerszej działalności.
wanym gmachu złożyć na wsze czasy jakąś pamiątkę
Jego uwagę i energię absorbowały już inne sprawy.
naszej kultury i sztuki? Obowiązkiem społeczeństwa
W 1905 r., po opuszczeniu Zamku Królewskiego
jest dać możność artystom tworzyć, nie tylko imito‑
na Wawelu przez wojska austriackie, przystąpiono
wać w imię źle zrozumianego pietyzmu”22.
do jego konserwacji. Do 1916 r. pracami na Wawelu
Cofnijmy się do pierwszego, zamykającego się
kierowali kolejno Zygmunt Hendel, Ignacy Sowiński
w latach 1909–1912, pobytu Adolfa Szyszko‑Bohusza
i Karol Skawiński. W 1916 r. stanowisko dyrektora
w Krakowie. W czerwcu 1912 r. otwarto na Błoniach,
Kierownictwa Odnowienia Zamku Królewskiego 47
apelował do ofiarności publicznej. Datki napływały szerokim strumieniem. Wchodząc na Wawel podej‑ ściem od ul. Kanoniczej, widzimy mur, na którym wypisano nazwiska darczyńców i nazwy instytucji wspierających budowę. Na końcu muru z cegiełkami znajduje się Brama Herbowa zaprojektowana przez Szyszko‑Bohusza. Zanim do niej dojdziemy, spostrze‑ żemy jeszcze pomnik Tadeusza Kościuszki, wydobyty z ukrycia i ustawiony na eksponowanym bastionie też dzięki jego inicjatywie. Przekraczamy bramę. Dziełem Szyszko‑Bohusza jest wejście do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Kolumny w baldachimie pochodzą ze zburzonego soboru św. Aleksandra New‑ skiego. Cząstka cerkwi Leontija Benois przetrwała jako budulec w dziele jego ucznia. Dziedziniec też bar‑ dzo dużo zawdzięcza Szyszko‑Bohuszowi. Wchodzimy do zamku. Komnaty były zdewastowane. On je stwo‑ → Wawel:
rzył na nowo i zrobił to znakomicie. Karol Estreicher
mur cegiełkowy, pomnik
pisze: „Po roku 1926, gdy Szyszko‑Bohusz pokazał
Tadeusza Kościuszki
społeczeństwu wnętrza wawelskiego pałacu urzą‑
i wieża katedry
dzone kosztownie samymi oryginałami – społeczeń‑
Fot. Sławomir Biernat
stwo polskie ryknęło z zachwytu. Bohusz tryumfował, a odnowienie Wawelu stało się wzorem dla konser‑ wacji dzieł sztuki w Polsce. Wzorem i wyrocznią”24. Jako dyrektor Kierownictwa Odnowienia Zamku Królewskiego na Wawelu Adolf Szyszko‑Bohusz wcie‑ na Wawelu objął Adolf Szyszko‑Bohusz. Zamek był
lał w życie tezy zawarte w swoich artykułach i wykła‑
wówczas ruiną, bez okien i drzwi. Kolejne 30 lat
dach. Zdecydowanie opowiedział się po stronie wizji,
swego życia Szyszko‑Bohusz poświęcił na to, by przy‑
wyobraźni, śmiałości, rozmachu, postępu i współcze‑
wrócić dawnej rezydencji królów Polski blask i świet‑
sności. Żywił przekonanie, że artysta, żyjący i two‑
ność. Odbudowa zamku, urządzenie jego komnat oraz
rzący w danej epoce, nie powinien wstydzić się swoich
ukształtowanie i uporządkowanie całego wzgórza
czasów. Niech odnawiany obiekt zabytkowy, choćby
wawelskiego stanowiły największą pasję jego życia.
nawet to był Wawel, nosi piętno chwili obecnej.
Jako naukowiec z ogromną dociekliwością odkrywał
W katalogu wielkiej wystawy jubileuszowej Adolfa
tajemnice z przeszłości zamku, a swe znaleziska opi‑
Szyszko‑Bohusza z 1946 r. Stanisław Turczyński
sywał w artykułach i książkach. Najdonioślejszym odkryciem było odkopanie w 1917 r. przedromań‑ skiej kaplicy przypałacowej Najświętszej Maryi Panny (tzw. rotundy świętych Feliksa i Adaukta). 26 VI 1919 r. na Wydziale Budownictwa Lądowego Szkoły Politech‑ nicznej we Lwowie Adolf Szyszko‑Bohusz uzyskał stopień doktora nauk technicznych, a tematem jego pracy była właśnie ta rotunda. Szyszko‑Bohusz, kie‑ rując pracami na Wawelu, sam podejmował wszyst‑ kie decyzje i ponosił za nie odpowiedzialność. Dzi‑ siejszy wygląd zamku to efekt jego twórczej pracy.
→ Wawel:
Był świetnym organizatorem, który musiał myśleć
Brama Herbowa
o wszystkim. Wobec szczupłości rządowych dotacji
Fot. Sławomir Biernat
48
Wiadomości asp /80
↗ Katedra na Wawelu
pisał: „Powołany w r. 1916 na Kierownika Odbu‑
Przypisy
(z wejściem do krypty
dowy Zamku Królewskiego na Wawelu, w obliczu
1–3. A. Szyszko‑Bohusz, Abecadło powodzenia narodu naszego,
pod Wieżą Srebrnych Dzwonów na pierw‑
Kraków–Warszawa 1938, maszynopis, Archiwum Narodowe
tak poważnego i odpowiedzialnego zadania, od razu
szym planie)
zajmuje stanowisko niezupełnie zgodne z ogólnie sto‑
Fot. Sławomir Biernat
sowanymi podówczas zasadami konserwatorskimi.
w Krakowie, sygn. 243, s. 1.
4. B. Szmidt, O twórczości Adolfa Szyszko‑Bohusza,
5. J. Pagaczewski, Maryan Sokołowski, „Czas”, 1911, nr 140
bardzo zniszczonego pomnika architektury winna
6. „Architekt”, 1910, nr 2, s. 33.
polegać nie na ślepym naśladownictwie w formie
7. „Architekt”, 1910, z. 9, s. 134–135.
8. A. Szyszko‑Bohusz, W kwestyi restaurowania zabytków archi‑
Wychodzi bowiem z założenia, że rekonstrukcja tak
i materiale, nie na pozorach autentyczności, lecz na odtworzeniu zabytku w duchu i stylu danej epoki, z większym naciskiem na harmonię całości, aniżeli na niewolnicze kopiowanie szczegółów. Kierunek ten spotkał się zrazu z surową krytyką; z biegiem czasu jednak został przyjęty i aprobowany”25. Gdy po zakoń‑ czeniu II wojny światowej Adolf Szyszko‑Bohusz kończył swą pracę na Wawelu, pozostawił po sobie wspaniały zamek utrzymany w duchu renesansu – odbudowany według swojej wizji. W latach 1916–1919 Adolf Szyszko‑Bohusz łączył pracę profesora Szkoły Politechnicznej we Lwowie z obowiązkami dyrektora Kierownictwa Odnowienia Zamku Królewskiego na Wawelu. W międzyczasie Polska odzyskała niepodległość. Uzyskała ją także Estonia, kraj jego dzieciństwa. W 1920 r. przybysz z Estonii i wielki polski patriota zasłużony dla odbu‑ dowy Rzeczypospolitej, który na Wawelu sprawował niemal królewskie rządy, został zatrudniony w Aka‑ demii Sztuk Pięknych w Krakowie na stanowisku profesora konserwacji zabytków. Rozpoczął się nowy rozdział – zarówno dla Adolfa Szyszko‑Bohusza, jak i dla najstarszej polskiej uczelni plastycznej.
„Architektura”, 1954, nr 11, s. 273. (27 III), s. 1.
tektury, „Architekt”, 1910, z. 9, s. 131. 9–11. A. Szyszko‑Bohusz, O znaczeniu tradycyi w architekturze dzi‑ siejszej, „Architekt”, 1911, z. 4–5, s. 54, 55. 12. J. Mehoffer, Potrzeby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, „Czas”, 1905, nr 64 (18 III), s. 2. 13. T. Stryjeński, O oddział architektury przy krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, Kraków 1908, s. 9. 14. W. Ekielski, T. Stryjeński, Do dyrekcyi Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, „Architekt”, 1909, z. 3, s. 40, 41. 15. Protokoły posiedzeń grona profesorów, Archiwum Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, sygn. A147. 16–18. A. Szyszko‑Bohusz, Zadania polskiej architektury nowocze‑ snej, „Czasopismo Techniczne”, 1913, nr 2, s. 17, 18. 19. S.F., Rocznik architektoniczny, „Czasopismo Techniczne”, 1913, nr 21, s. 252. 20. Rocznik architektoniczny, „Architekt”, 1913, z. 7, s. 196. 21–22. A. Szyszko‑Bohusz, Stosunek sztuki nowoczesnej do konser‑ wacyi zabytków, [w:] Rocznik architektoniczny. Prace uczni prof. Szyszko‑Bohusza w Szkole politechnicznej lwowskiej, Lwów 1913, s. 10, 12. 23. Wystawa architektury i wnętrz w otoczeniu ogrodowym w Krakowie w r. 1912, „Architekt”, 1912, z. 6–7, s. 62. 24. K. Estreicher, Dziennik wypadków, t. II: 1946–1960, Kraków 2002, s. 278. 25. S. Turczyński, Adolf Szyszko‑Bohusz. Ku upamiętnieniu 40 lat twórczości artystycznej i 30 lat pracy nad odbudową Wawelu, [w:] Wystawa jubileuszowa Adolfa Szyszko‑Bohusza w Pałacu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie (XII 1946 – Istyczeń 1947), Kraków 1946, s. 11–12.
49
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
O wrażliwości twórcy Rozmowa Jadwigi Wielgut-Walczak z Joanną Warchoł z okazji otwarcia wystawy Stolik dla samotnego poety
Joanna Warchoł
50
→ Galeria Jednej Książki → 24 XI 2017 – 24 I 2018 → Kuratorka: Jadwiga Wielgut-Walczak
Jadwiga Wielgut-Walczak: Na wystawę w Galerii Jed‑
Gorzej z chronicznym – to już proces prowadzący
nej Książki przygotowałaś niezwykły obiekt,
do licznych zaburzeń wynikających z odczuwania
a właściwie instalację przestrzenną, składającą
ciągłego, dominującego lęku i cierpienia… Interakcje
się z dużego rysunku i ściśle z nim złączonego,
międzyludzkie, często sztuczne i płytkie, powierz‑
jakby wyrastającego z podłużnego kartonu,
chowne kontakty z innymi, pozorne przyjaźnie czy
drewnianego stolika. Zarówno forma dzieła, jak
chwilowe znajomości zamazują obraz samotności,
i jego tytuł, Stolik dla samotnego poety, dają do
dając równocześnie siłę do przetrwania i dobre samo‑
myślenia, nasuwają pytania.
poczucie. Dużo zależy od samooceny, umiejętności
Po pierwsze – o samotność twórcy. O tę szcze‑
komunikowania się i otwartości na innych; poczucie
gólną postać samotności, która – wpisana
wyalienowania wzmaga też na pewno obawa przed
przecież na stałe w naszą ludzką kondycję –
bliskością emocjonalną z drugim człowiekiem oraz
w przypadku twórcy staje się równocześnie
podjęcie związanego z nią ryzyka.
i koniecznością, warunkującą uprawianie
Samotność jest sytuacją egzystencjalną, która nie
jakiejkolwiek sztuki, i głęboką wewnętrzną
ma ostatecznego wyjaśnienia w wiedzy ani medycz‑
potrzebą. Czy tak jest w istocie? Samotność to
nej, ani w psychologicznej czy filozoficznej. Ta wielka
dla artysty udręka czy przywilej? Dlaczego ten
niewiadoma dotyka każdego, a wyjątkowo podatny
temat dał o sobie znać właśnie teraz? Czy wywo‑
jest na nią pewien typ ludzi – osoby o szczególnej
łała go jakaś konkretna przyczyna?
psychice i wrażliwości, widzące często dalej, szerzej
Joanna Warchoł: Samotność to subiektywny stan,
i głębiej. Będąc indywidualistami, często niezrozu‑
którego doświadcza każdy człowiek, więc podjęty
mianymi przez innych, kierują się w stronę upra‑
przeze mnie problem nie jest niczym nowym ani
wiania sztuki, dzięki której porozumiewają się z oto‑
wyjątkowym. Każdy zna to uczucie, tyle tylko że
czeniem i która jest dla nich sposobem na wyrażenie
pojawia się ono w różnym nasileniu i częstotliwości,
siebie i własnych poglądów, a nieświadomie – formą
w zależności od życiowych sytuacji i typu osobowości.
autoterapii i receptą na życie.
Samotność jest wszechobecna. Całe życie jest
Trudno powiedzieć, czy samotność to udręka, czy
samotną wędrówką, choć otaczający nas zgiełk
przywilej – zależy dla kogo i jaka, z czego wynikająca,
i ludzie powodują, iż często nie odczuwamy na co
jak znoszona. Zapewne jedno i drugie stwierdzenie
dzień tego stanu. Narodziny – to początek naszego
jest prawdziwe, zwłaszcza w przypadku twórcy. Antoni
wędrowania; śmierć – jego kres.
Czechow uważał, że „prawdziwe szczęście niemożliwe
Poczucie samotności może być tymczasowe lub
jest bez samotności”, natomiast Paulo Coelho napi‑
chroniczne. Tymczasowe, wynikające z konkret‑
sał: „Niektórzy ludzie przyszli na świat, by samotnie
nych sytuacji, ma formę bolesną, lecz przejściową.
borykać się z losem, ani to dobre, ani złe, takie jest
Wiadomości asp /80
← Joanna Warchoł Stolik dla samotnego poety rysunek na papierze 308 × 90 × 53,5 cm akryl, drewno, PCV Fot. Joanna Warchoł
życie”. Wielki Arthur Schopenhauer wyznawał teo‑ rię, że „wolny […] jest człowiek tylko wtedy, gdy jest samotny”, Aldous Huxley stwierdził: „Jeśli ktoś jest odmienny, to jest skazany na samotność”, a według Adama Mickiewicza „samotność mędrców mistrzyni”. Niezaprzeczalnie jednak samotność jest matką artystycznej kreacji – bez niej nie ma możliwości skupienia się na twórczym tworzywie. Odizolowanie od zewnętrznego świata daje szerszą panoramę jego oglądu i analizy, wyostrza i szereguje zjawiska oraz trafniej je hierarchizuje. Doznania stają się inten‑ sywniejsze, a myśli jaśniejsze, nieskrępowane i cel‑ niejsze. Paradoksalnie więc to, co wydaje się męką, jest zapładniające i prowadzić może, w przypadku twórczości, do rzeczy wielkich i ponadczasowych. Historia wszelkiej sztuki zna setki takich przypad‑ ków i śmiało stwierdzić można, że bez osobistych dramatów artystów i związanej z nimi samotności pozbawieni bylibyśmy wybitnych przykładów lite‑ ratury, poezji, malarstwa… Temat, który zaistniał przy realizacji Stolika dla samotnego poety, zawsze mnie interesował, podob‑ nie jak wszystkie kwestie związane z sekretami ludz‑ kiej psychiki, jej zawiłościami, wpływem na nasze funkcjonowanie i wybory, a przez to na życie. Nie wywołała go obecnie żadna konkretna przyczyna – od dawna nosiłam go w sobie i właśnie nadarzyła się sposobność do jego urealnienia. Mój poeta to symbol wszystkich artystów – ludzi wyizolowanych, zagma‑ twanych i przez to samotnych, ale poszukujących i odkrywczych; ludzi, bez których nasz świat były miałki i niewiele wart. 51
jww: Czy utworzenie nowego, tytułowego dzieła
innego rodzaju tworzywem, przy pomocy którego
można łączyć z faktem uprawiania przez ciebie,
budują swe dzieło. Ulotne w głośnej wypowiedzi,
oprócz głównego nurtu twórczości plastycznej,
ale trwałe w graficznym zapisie, wypełnia swoistą
także i tej literackiej, poetyckiej? W ubiegłym
przestrzeń i często bardziej dosadnie niż wytwór pla‑
roku, dzięki wystawie Obraz i słowo… W kręgu
styczny uwidacznia potrzeby, refleksje i myśli autora.
poezji, zostaliśmy dopuszczeni do fragmentu
Jest w nim intymność, którą niejednemu z trudem
twojego, jakże przejmującego, poetyckiego
przychodzi ujawnić, oraz unaocznienie nieskrępowa‑
świata…
nej niczym prawdy o sobie i indywidualnej percepcji
jw: Na pewno pomysł na Stolik dla samot‑
zdarzeń. Ten subiektywny świat, często ukryty głę‑
nego poety ma swoje źródło również w poezji,
boko i niechętnie upubliczniany, poszerza wiedzę
którą się interesuję i która jest mi bardzo bli‑
o człowieku – jest niczym zaglądanie przez uchylone
ska. Sama piszę, choć niechętnie to ujawniam.
drzwi do skrywającej swe tajemnice duszy…”.
Możliwość istnienia takiej formuły utrwalania swych
Poezja łączy prawdę artystyczną i życiową –
stanów psychicznych zawsze mnie zadziwiała i powo‑
odzwierciedla nasze tęsknoty i pragnienia, ugrun‑
dowała, że czułam ogromny szacunek wobec ludzi,
towuje wspomnienia, relacjonuje przeżyte stany.
których odbiór świata odbiega od przeciętności.
Jest niczym pamiętnik pisany sercem i wypływający
Organizacja związkowej wystawy pt. Obraz i słowo…
z jego głębi, a poeci to ludzie obdarzeni wyjątkowym
W kręgu poezji, o której wspominasz i której w tym
postrzeganiem nie tylko przejawów świata zewnętrz‑
roku mieliśmy już drugą odsłonę, świetnie wpisała się
nego lub subiektywno-wewnętrznego, ale również
w te moje fascynacje, wypełniając równocześnie lukę
słowa jako takiego – jego plastyki, mocy i siły prze‑
w powszechnej prezentacji zakresu możliwości arty‑
kazu. Myślę, że warto zwrócić na nich uwagę, oddając
stów. Dzięki niej okazało się, jak wielu twórców sztuk
w ten sposób hołd ich zdolnościom i uczuciowości.
pięknych uprawia równolegle inną dyscyplinę sztuki, zajmującą w ich życiu miejsce ważne i często trwałe.
jww: Muszę przyznać, że pomysł na taki kształt
Większość z prezentowanych artystów, pisząc
wystawy zachwycił mnie – ale w pierwszej
przez całe lata ze szczerej potrzeby, nigdy nie miało
chwili także zaskoczył. Masz przecież duży
okazji do pokazania światu tej strony swej aktywno‑
dorobek w zakresie związanej z książką grafiki
ści i nasz projekt, łączący wystawę poezji z publika‑
projektowej. A jednak, w odpowiedzi na zapro‑
cją katalogu, dał im tę niepowtarzalną szansę. We
szenie Galerii Jednej Książki, wybrałaś zupełnie
wstępie do katalogu wystawy napisałam następu‑
inną formę wypowiedzi artystycznej. Zawsze
jące słowa: „Dla artystów sztuk pięknych słowo jest
z uwagą i przejęciem przyglądam się dziełom stworzonym w celu pokazania ich w naszej gale‑ rii, zainspirowanym – przynajmniej w jakiejś mierze – tą właśnie konkretną przestrzenią…
→ Joanna Warchoł Stolik dla samotnego poety
jw: Zaproszenie do zorganizowania autorskiego
(fragment)
pokazu w Galerii Jednej Książki stało się dla mnie
rysunek na papierze 308 × 90 × 53,5 cm
nie tylko wielkim wyróżnieniem, ale i formą wyzwa‑
akryl, drewno, PCV
nia, dla którego wizualizacji długo szukałam odpo‑
Fot. Joanna Warchoł
wiedniej formuły. Od początku wiedziałam, że wystawę tę musi cechować pewna wyjątkowość; że powinna wpisać się w charakter miejsca, współ brzmieć z otoczeniem i jego klimatem. Chciałam, by jej kształt zaskoczył nie tyle odbiorców, ile mnie samą. Pokazanie tego, co robię na co dzień, nie do końca mnie satysfakcjonowało, a możliwość stwo‑ rzenia nowej realizacji była zbyt pociągająca, bym z niej zrezygnowała. Wykorzystałam więc motyw sto‑ lika, który skomponowałam z rysunkami – powstała 52
Wiadomości asp /80
Grafiką projektową zajmuję się od wielu lat i stanowi ona dla mnie rów‑ nież formę działania artystycznego, lecz nie pierwszoplanową.
pamiętam już tego dokładnie… Zapewne nosiłam go w sobie, ukryty gdzieś głęboko w podświadomości, a okoliczności i panująca atmosfera pozwoliły na jego urealnienie. Powstał wtedy cykl siedmiu Sto‑ lików… wykonanych z drewna, wikliny, z malowanym blatem. Zaistniały one w przestrzeni ogrodu, na sło‑ necznej polanie, wśród krzewów i otaczających ją wysokich drzew i – mam nadzieję – nadal tam są, choć zapewne nieco już zniszczone przez upływ czasu
więc forma płasko-przestrzennej instalacji rysunko‑ wej, zainspirowanej miejscem pokazu i z ideologicz‑ nym do niego odniesieniem.
i warunki atmosferyczne. Kontakt z naturą niezmiennie działa na mnie inspirująco. Również cisza i samotność – można
Grafiką projektową zajmuję się od wielu lat i sta‑
wtedy spokojnie zagłębić się w siebie; odizolowanie
nowi ona dla mnie również formę działania arty‑
od wszechobecnej wrzawy świata pozwala na wyra‑
stycznego, lecz nie pierwszoplanową. Zawsze bardziej
zistsze „usłyszenie własnych myśli” i koncentrację na
związana byłam ze sztuką tzw. czystą niż z projek‑
tym, co ważne. Działa twórczo i wyzwala instynkty
towo-użytkową. Ponieważ głównie maluję i rysuję,
zagubione w powszechnym chaosie dnia codzien‑
więc jest sprawą oczywistą, że jedynie te dziedziny
nego. Przez cały rok tęsknię za tymi wakacyjnymi
twórczości wchodziły w rachubę. Od jakiegoś czasu
chwilami, dającymi pożywkę i siłę do całorocznego
odważam się pokazywać moje, wykonywane od kilku‑
funkcjonowania.
dziesięciu lat, rysunki i nadarzyła się właśnie kolejna
A dlaczego właśnie stół – stolik? Bo to ważny
okazja, by je zaprezentować, rozbudowane o obiekt
mebel-rekwizyt, bez którego nie sposób się obejść.
przestrzenny z nimi zsynchronizowany.
Ma wiele znaczeń – jest symbolem domu i domowego ogniska, przy którym zbiera się rodzina na wspólne
jww: Podczas naszej wcześniejszej rozmowy wspo‑
posiłki; jest również symbolem gościnności, miejscem
mniałaś o plenerze w pięknym Arboretum
pracy i spotkań oficjalnych lub towarzyskich. Jak traf‑
w Bolestraszycach koło Przemyśla – czy to tam
nie zauważyłaś, przy pracy generuje „skupienie, jest
narodziła się idea Stolika? W otoczeniu natury?
miejscem i świadkiem twórczych zmagań i pasji”, ale
W przestrzeni ciszy? Motyw stolika czy stołu
i milczącym towarzyszem naszych porażek i niepowo‑
wywołuje tyle odniesień. Może być zaprosze‑
dzeń, prowadzących czasami do poważnych dramatów.
niem do spotkania i rozmowy, ale także do
Dla mnie stół stał się symbolem przestrzeni,
pracy, a więc skupienia i milczenia. Jest miej‑
w której odbywa się pewien rytuał twórczy, ale która
scem i świadkiem twórczych zmagań i pasji,
stanowi też umowne miejsce tego rytuału. Obszarem
wytrwałych starań przeplecionych zniechęce‑
odosobnienia, enklawą wyciszenia skłaniającą do
niem. Najczęściej bywa ukryty we wnętrzu pra‑
zadumy i powołującą do życia twórcze wizje. Rów‑
cowni lub mieszkania, ale też znaleźć go można
nież miejscem, towarzyszącym nam w chwilach osa‑
pod stałym adresem kawiarni, w parku – gdzie
motnienia, poczucia opuszczenia czy bezradności.
jeszcze? Czy zechcesz opowiedzieć o twoim Sto-
Dlatego właśnie wybrałam ten motyw do mojej pracy
liku dla samotnego poety?
prezentowanej w Galerii Jednej Książki. Jego wielo‑
jw: Motyw Stolika dla samotnego poety rzeczywiście
znaczność, a zarazem odniesienie literackie powinny
narodził się w Arboretum w Bolestraszycach koło
dobrze wpisać się w atmosferę skarbnicy ludzkiej
Przemyśla dwa lata temu, w trakcie wikliniarskiego
myśli i wiedzy, jaką jest biblioteka – nieprzebrany
pleneru, który corocznie, od kilkunastu lat, jest
sezam prozy i poezji, czyli książek, które są – jak
tam organizowany w miesiącach letnich. Kilkakrot‑
powiedział Francis Bacon – „okrętami myśli, żeglu‑
nie brałam w nim udział. Być może to wyjątkowe,
jącymi po oceanach czasu i troskliwie niosącymi swój
pełne niepowtarzalnego uroku miejsce, skłaniające
drogocenny ładunek z pokolenia na pokolenie”.
do kontemplacji i wyzwalające artystyczne kreacje spowodowało, że pomysł sam mi się nasunął… Nie
jww: Bardzo dziękuję za rozmowę. 53
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
Rzeźba udomowiona i inne projekty Wystawa prac Andrzeja Gettera
→ Galeria R/Galeria Wydziału Rzeźby → 4–27 X 2017 Janusz Janczy
jako humorystyczna satyra architekta na rzeźbę, zapewne dlatego autor dedykuje swoją kreatywność
Rzeźba udomowiona jest to próba wpisania form rzeźbiar‑ skich w sferę życia codziennego, w naszą prywatność i naj‑ bliższe – domowe otoczenie. Rzeźba udomowiona to taka, która „nie obraża się”, gdy na niej położymy książkę, kieli‑ szek lub wykorzystamy ją jako półkę na specjalne segrega‑
Łącząc w sobie elementy formy rzeźbiarskiej, desi‑ gnu czy wizji bliższej domenie architektury wnętrz, projekt rzeźby udomowionej staje się na swój sposób
tory. To taka, której możemy nadać własne tytuły, na której
działaniem ponaddyscyplinarnym. Jego forma jest
można przysiąść i syntetyczną formę traktować jako słucha‑
przysłowiową „kropką nad i”, efektem wieloletniego
cza lub dodatkowego „rozmówcę” w towarzystwie. To ele‑
ścierania doświadczeń rzeźbiarskich z tymi, które
menty rzeźbiarskie dla kreatywnego domownika, któremu nie jest obce tworzenie indywidualnego otoczenia. Rzeźba
wynikają z imponującego dorobku działalności zawo‑
udomowiona to wierny towarzysz dla singli, rodzin, wszyst‑
dowej jako architekta. To podwójne wykształcenie sta‑
kich osób ceniących indywidualizm i autonomię. Każda
nowi kluczowy aspekt, obecny w twórczości Andrzeja
rzeźba sygnowana jest autorskim znakiem podpisu.
Gettera od samego początku, wnoszący liczne impli‑
Przywołany tu autorski tekst towarzyszący najnow‑
kacje w myśleniu o formie. Fuzja dwutorowych
szym pracom prof. Andrzeja Gettera, prezentowanym
doświadczeń stała się także siłą napędową koncepcji
w Galerii R, sprawnie, w kilku syntetycznych zdaniach
dydaktyki w prowadzonej później przez niego pra‑
przekazuje założenia nowego cyklu. Z jednej strony ten
cowni projektowania architektoniczno‑rzeźbiarskiego
krótki opis nie pozostawia zbyt wiele do dodania, z dru‑
na Wydziale Rzeźby ASP w Krakowie.
giej jednak mógłby stać się ciekawym przyczynkiem do dyskusji sięgającej sensu i natury sztuki.
54
takiej „rzeźbie”, która – jak pisze – „się nie obraża”.
Gdyby zapytać o to, kim bardziej się czuje, odpo‑ wiedziałby zapewne tak, jak zwykle odpowiada,
Osoby lepiej znające autora rozpoznają w jego
gdy pytam o jego rzeźby. Trochę prowokując, tro‑
wypowiedzi charakterystyczny dla niego humor
chę trywializując powagę artystycznego działania,
i dystans wobec artystycznego patosu. Nie trudno
dając do zrozumienia, że realny ciężar prawdziwej
zauważyć, że słowa te, jak i same rzeźby, ukazują
odpowiedzialności wynika z realizacji projektów
także sporą dawkę pragmatyzmu. Cykl Rzeźba udo‑
architektonicznych. W chwili wytchnienia zwraca
mowiona jest chyba najdalej idącym sformułowaniem
się natomiast do tej prawdziwie beztroskiej działal‑
przewijającej się przez całą drogę twórczą Andrzeja
ności, jaką w takim zestawieniu wydaje się sztuka.
Gettera potrzeby znajdywania dla form rzeźbiarskich
Tę realną i – trzeba przyznać – dużą odpowiedzial‑
możliwie praktycznego sensu, sprowadzania ich
ność prof. Getter przyjął na siebie już dość wcześnie.
z piedestału idei w przestrzeń codzienności. Projekt
Zaraz po studiach z architektury, a będąc studentem
ten mógłby być potraktowany przez część rzeźbiarzy
pierwszego roku na krakowskim Wydziale Rzeźby,
Wiadomości asp /80
↑ Andrzej Getter
w ramach współpracy z biurem Energoprojekt Kato‑
wcześniej kompozycje i studia. Wśród nich niezapo‑
Głowa architekta –
wice, zaprojektował architekturę elektorciepłowni
mniana seria abstrakcyjnych „głów” ukazujących
w Łęgu – bez kominów – jak zawsze podkreślał.
się w wyrafinowanej grze zgeometryzowanych ele‑
Odbywało się to w latach 1970–1975. Połowa lat 70.
mentów anektujących powietrzną przestrzeń w formę
to także początek aktywności artystycznej i uczest‑
jednej powietrzno‑materialnej całości.
z cyklu Studium głowy 170 × 45 × 50 cm drewno, 2016 ↗ Andrzej Getter Zestaw wypoczynkowy 01 2016
nictwo w kolejnych edycjach wystaw Rzeźba Roku.
Studia głów operujące bardziej zwartą masą mają
W katalogach z tamtych czasów znajdziemy zdjęcia
obecnie swoją kontynuację w postaci prac Kubuś Fata‑
prac takich jak Objętość głowy, Architektura II, Archi‑
lista, Głowa architekta. Prezentowane obok rzeźby
tektura III – figuracji, w której już wówczas pojawiał
udomowionej określają się w równolegle prowadzonej
się zarys zagadnień formalnych, charakterystycznych
linii działań, zmierzających do uzyskania syntetycz‑
dla myślenia o przestrzeni architektonicznej. Rok
nej, modułowej formy, powstałej na drodze możliwie
1979 przyniósł realizację dokonaną wspólnie z Woj‑
niewielkich manipulacji, przesunięć czy nacięć w jej
1 Z inicjatywy władz mia‑
ciechem Firkiem – grupy obiektów zatytułowanych
geometrycznej strukturze.
sta Tychy, w efekcie sze‑
Rzeźbiarskie formy zabawowe, organizujących ciąg
Profesor Andrzej Getter jest autorem licznych reali‑
rzej zakrojonej współpracy
pieszy na osiedlu „G” w Tychach1. W 1987 powstaje
zacji architektonicznych, czego świadectwo daje druga
Przypis
z krakowskimi rzeźbia‑
Mówca, który wraz z drugą kompozycją prezento‑
część wystawy. Prezentuje ona przekrojową wizualiza‑
na tyskich osiedlach
wany był także jako Zestaw gabinetowy (dyptyk).
cję architektoniczno‑rzeźbiarskich projektów będą‑
powstał zbiór rzeźb. Wśród
Zestaw ten nosił już w sobie zaczątki rzeźby udo‑
cych odpowiedzią na konkursowe założenia realizacji
mowionej. Jej pełne rozwinięcie czekało jednak aż
pomnikowych. Część z nich powstała we współpracy
Antoni Hajdecki, Stefan
do teraz. Pomiędzy tymi rzeźbami rozpościera się
z architektem Michałem Dąbkiem, z którym profesor
Borzęcki, Jerzy Nowakowski,
spora przestrzeń czasowa, wypełniona intensywną
na przestrzeni ostatnich kilku lat owocnie działał
Józef Sękowski, Antoni
pracą zawodową i dydaktyczną. Przerwie w aktyw‑
także na Akademii, nauczając projektowania archi‑
ności rzeźbiarskiej towarzyszyło, jak wyczuwam
tektoniczno‑rzeźbiarskiego. Jednymi z najbardziej zna‑
łało w 2015 r. Muzeum
z kolejnych rozmów, poniekąd rozczarowanie bez‑
nych wspólnych realizacji są ciesząca się uznaniem
Miejskie w Tychach, orga‑
owocnością tworzenia coraz to nowych rzeźb, przed‑
i lubiana przez krakowian kładka pieszo‑rowerowa
miotów niewiele wnoszących w dziedzinę realnego
na Wiśle (kładka im. Ojca Bernatka) czy Ośrodek Przy‑
sta. Wystawie towarzyszyła
polepszenia codzienności. Swoją drogą także i tu roz‑
gotowań Olimpijskich Kolna. Nie można tu również
książka wydana pod tym
pościera się ciekawa przestrzeń do dyskusji. Ocze‑
pominąć tak ważnego dla akademickiej społeczności,
samym tytułem. Autorem
kiwany przez środowisko powrót do „idei dla idei”
opracowanego razem z architektem Jackiem Budynem,
pojawił się i zaowocował wystawą końcem 2010 r.,
projektu i realizacji rozbudowy Akademii Sztuk Pięk‑
ze świetnymi pracami, rozwijającymi podejmowane
nych im. Jana Matejki w Krakowie.
rzami, od połowy lat 70.
rzeźbiarzy realizujących wówczas swoje projekty byli
Porczak. Pamięć o tych realizacjach przywo‑
nizując wystawę Tychy. Sztuka w przestrzeni mia‑
książki, a zarazem kurato‑ rem wystawy jest Patryk Oczko.
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
Pomiędzy rzeźbą i architekturą – rozmowa z Andrzejem Getterem
ANDRZEJ GETTER Ur. w 1947 r. w Sosnowcu. W 1969 uzyskał dyplom na Wydziale Architektu‑ ry Politechniki Śląskiej w Gliwicach z wyróżnieniem w Konkursie im. Nowickiego i Skrypija za najlepszą pracę dyplomową uczelni archi‑ tektonicznych. W 1974 r. ukończył z wyróżnieniem Wydział Rzeźby ASP w Krakowie. Tytuł profe‑ sora sztuk plastycznych uzyskał w 1997 r. W latach 1990–1996 pełnił funkcję prorektora ASP w Krakowie. Ma na swym koncie kilka wystaw indywidualnych oraz udział w wystawach środowiskowych rzeźby w kraju i za granicą, m.in. w Krakowie, Sopocie, Poznaniu, Warszawie, Rawennie, Darmstadt, Ronneby, w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Uzyskał 30 nagród i wyróżnień w konkursach SARP i ZPAP. Zrealizował wiele znaczą‑ cych obiektów architek‑ tonicznych użyteczności publicznej. Jest członkiem SARP i Izby Architektów. Do IX 2017 r. prowadził pracownię projektowania architektoniczno‑ -rzeźbiarskiego na Wydziale Rzeźby ASP w Krakowie.
56
Janusz Janczy: Zacznijmy tę rozmowę od tego, co –
poirytowany moim brakiem zrozumienia dla jed‑
jak myślę – najmocniej określiło pana twór‑
norodności obserwowanej formy niemal za ucho
cze i zawodowe decyzje. Chciałbym zapytać
przyprowadził mnie do siedzącej modelki i powie‑
o początki pana wykształcenia jako architekta
dział: „Tu jest krzesło, a tu jest dupa, ale razem to
i rzeźbiarza, czy istniała na tym etapie symbioza
jest «dupokrzesło»”. Również prof. Bandura czę‑
poszukiwań i doświadczeń, czy może jednak
sto prowokacyjnie wypowiadał się o architektach,
po ukończeniu architektury rozpoczął się dla
zarzucając im brak twórczej autonomii i uprawianie
pana jako studenta Wydziału Rzeźby zupełnie
katalogowych wzorców architektury. W tamtym okre‑
nowy rozdział?
sie, kiedy obowiązywała modernistyczna doktryna
Andrzej Getter: Myślę, że nawet istotnych życiowych
oparta na „biblii” Karty Ateńskiej, miał wiele racji.
decyzji, zwłaszcza w młodości, nie podejmuje się
Miał również, zabawną dla mnie, obsesję koniecz‑
z wyrachowaniem. Często działają emocje i nie do
ności odwadniania wszelkich dachów budynków
końca uświadamiane potrzeby. W moim przypadku
tylko na zewnątrz. Nie tolerował i nie przyjmował
była to potrzeba swobody plastycznej wypowiedzi,
do wiadomości konieczności budowania płaskich
która na Politechnice nie w pełni została zaspoko‑
dachów przy dużych kubaturach. Doceniał jednak
jona. Pamiętam, jak wielu moich kolegów, studen‑
moją umiejętność przestrzennego widzenia formy,
tów architektury w Gliwicach, próbowało różnych
ponieważ wyobraźnia przestrzenna to podstawa
form aktywności twórczej, aby spełnić się emocjo‑
zawodu architekta i rzeźbiarza.
nalnie. Jeździliśmy wspólnie na plenery, szukając własnej indywidualności, która mogłaby przełożyć
jj:
Studiował profesor w pracowni prof. Bandury
się na pracę projektową. Tylko nieliczni podjęli
w latach 70. Z opowiadań wiem, że była to
jednak decyzję o rozpoczęciu regularnych studiów
postać bardzo charyzmatyczna. Jak wspomina
artystycznych. Musiałem przecież po dyplomie
pan dziś tamten czas i to, co powstawało w pra‑
zdawać egzamin wstępny (bez punktów za pocho‑
cowni prof. Bandury?
dzenie) i studiować kolejne pięć lat. Rzeczywiście
AG: Do pracowni prof. Bandury trafiłem w bardzo
był to dla mnie nowy rozdział. Inne miasto, inne
specyficznym okresie, ale nie żałuję swojego wyboru.
środowisko i zupełnie nowa optyka pojmowania
Pracownia ta miała okres świetności już za sobą,
formy i przestrzeni. Muszę przyznać, że było to
chociaż przez długi czas była wiodącą na wydziale.
dla mnie zaskoczeniem. Pamiętam, jak wspaniali
Kiedy rozpocząłem studia, raczej preferowała rodzaj
profesorowie rysunku – Śliwiński i Heger, starali
kontestacji otaczającej rzeczywistości w sztuce.
się zwalczyć moją nieznośną manierę architekto‑
Profesor Bandura rzeczywiście odznaczał się
nicznego rysowania i otworzyć mnie na zupełnie
pedagogiczną charyzmą. Był postawnym mężczyzną
nową obserwację natury. Kiedyś prof. Śliwiński
o niezwykłej ekspresji słowa i gestu. Każda korekta to
Wiadomości asp /80
↑ Wizualizacja
był teatr jednego aktora, pełen emocji, które zgodnie
moim projektem po dyplomie była Elektrociepłownia
im. Ojca Bernatka
z intencją profesora przekładały się na zapał studen‑
w Krakowie-Łęgu (ale bez kominów). Równocześnie
tów do tworzenia. A zapał i wytrwałość były bardzo
byłem asystentem w Katedrze Projektowania Archi‑
B. Getter
potrzebne, gdyż rzeczywistość w pracowni była bar‑
tektoniczno-Rzeźbiarskiego na Wydziale Rzeźby,
T. Wojciechowski
dzo twarda. Każda próba komponowania pozy modela
prowadzonej wówczas przez doc. Jana Kruga – archi‑
kończyła się zawsze w ten sam sposób. Zostawała
tekta po wspaniałej, przedwojennej Politechnice
statyczna, stojąca postać z rękami symetrycznie usta‑
Lwowskiej. Trochę znalazłem się między młotem
wionymi wzdłuż ciała. Jedynym dopuszczalnym zabu‑
a kowadłem, ponieważ obaj profesorowie byli raczej
Zespół projektowy: A. Getter, M. Dąbek
P. Żółtowski
↗ Koncepcja konkursowa pomnika upamiętniającego
rzeniem symetrii mogły być tylko różnie rozstawione
antagonistami i często na przeglądach dochodziło
pod Smoleńskiem
dłonie lub palce. Zasadą był również okres pracy przy
między nimi do kontrowersji, ale ja obu bardzo ceni‑
Zespół projektowy:
jednej pozie. Trwał on przeważnie cały semestr. Takie
łem. Profesora Bandurę za pryncypialność poglądów
wyzwanie dla rozpalonych studentów żądnych emocji
zarówno w sztuce, jak również w życiu artystycznym.
było zabójcze. Te pozy świadomie nastawione były
Natomiast doc. Kruga, z którym współpracowałem
na powolne dojrzewanie twórcze. Utrzymanie stanu
i z którym wspólnie wygrywaliśmy wiele konkur‑
napięcia i zainteresowania studiowaniem takiej sta‑
sów architektonicznych, za to, że wyzwolił we mnie
tycznej postaci przez okres kilku miesięcy wyma‑
poczucie własnej wartości jako projektanta. Nie dać
gało naprawdę wewnętrznej dojrzałości. Wymagało
się zdominować problemom pozamerytorycznym to
stawiania sobie własnych zadań w celu interpretacji
bardzo istotny element na początku pracy twórczej.
formy. Bardziej ekspresyjne osobowości nie zawsze
A w projektowaniu niestety one przeważają. Myślę,
się z tym zgadzały. Na przykład kolega z pracowni,
że jako architekt był trochę niedoceniany i niero‑
obecny profesor prowadzący samodzielną pracownię
zumiany na naszym wydziale. Nigdy nie przełamał
studialną rzeźby, po dwóch latach przeniósł się do
bariery dzielącej go od profesorów rzeźby. Ja dzięki
pracowni prof. Koniecznego, aby tam przeżyć swoją
studiom na rzeźbie już tej bariery nie odczuwałem,
życiową przygodę z rzeźbą.
ale niestety czasami ponoszę konsekwencje stania
ofiary katastrofy lotniczej
A. Getter, M. Dąbek, B. Getter
Ja dotrwałem w tej pracowni do dyplomu i znowu
okrakiem na barykadzie.
muszę powiedzieć, że nie żałuję. Zresztą zarówno
Czas studiów to dla mnie trochę szalony, ale bar‑
prof. Bandura, jak i ówczesny dziekan, prof. Borzęcki,
dzo owocny okres, który ukształtował moją świado‑
wykazywali wiele zrozumienia dla konieczności reali‑
mość na długie lata.
zowania mojej pracy zawodowej. Zezwalali, abym – w celu zdobycia uprawnień projektowych – w czasie
jj:
Oglądając pana rzeźby, mam wrażenie, że zami‑
studiów na rzeźbie mógł pracować na pół etatu w biu‑
łowanie do architektury pozwoliło panu jednak
rze projektów, na dodatek w Katowicach. Aby było
zachować pewien dystans i niezależność wobec
zabawniej, przyznam się, że w tym okresie pierwszym
tradycji rzeźby krakowskiej… 57
uprawiana jako sztuka wolna, a jaką rolę pełni architektura? AG: Do lat 90. ubiegłego wieku zajmowałem się głów‑
nie rzeźbą. Brałem aktywny udział w życiu artystycz‑ nym, udzielając się w imprezach rzeźbiarskich, np. Rzeźbie Roku, wygrywając wiele konkursów rzeźbiar‑ skich, realizując rzeźby plenerowe i pomniki. Mam nadzieję, że moi rówieśnicy to jeszcze pamiętają. Praca projektowa w tym czasie mogła być prowadzona jedynie w ramach Państwowego Biura Projektów, czyli w formie zatrudnienia etatowego. Jako sposób aktyw‑ ności projektowej pozostawały mi więc jedynie kon‑ kursy architektoniczne i skrzętnie z nich korzystałem. Od roku 1990 zawód architekta stał się prawdziwie wolnym zawodem. Mogłem założyć własną pracownię projektową i na własny rachunek – oraz odpowie‑ dzialność – podejmować się znaczących realizacji architektonicznych. Stałem się jednocześnie konku‑ rencyjny dla dużych, drogich biur projektowych, które właściwie chyliły się ku upadkowi. Pozwoliło mi to na realizację kilku ciekawych obiektów użyteczności ↗ Andrzej Getter
AG:
Kształtowanie się mojej osobowości przebiegało
publicznej. Taka aktywność, chociaż przynosi wiele
Studium głowy iii
w dwóch znaczących ośrodkach akademickich: w Gli‑
satysfakcji, pochłania jednak bez reszty. Spowodo‑
wicach i Krakowie. Dlatego może regionalizm nie jest
wało to długą przerwę w mojej pracy rzeźbiarskiej,
istotą moich działań. Ale nie sądzę, abym sprzenie‑
zwłaszcza że spółdzielnia mieszkaniowa pozbawiła
wierzał się jakiejś lokalnej tradycji. Nie potrafiłbym
mnie pracowni. Dopiero niedawno, po stworzeniu
wypreparować szczególnych cech rzeźby krakowskiej.
sobie warunków do pracy, mogłem powrócić do
Z pewnością natomiast pozostały we mnie trwałe
rzeźbienia. Robię to równolegle z projektowaniem
ślady twardej szkoły studialnej pracowni prof. Ban‑
oraz pracą dydaktyczną i nie czuję z tego powodu
dury. Nadal pamiętam doktrynę formalną profesora
jakiegoś rozdarcia. Teoretycznie takie łączenie dys‑
o płaskości płaskorzeźby. O tym, że płaszczyzna tła
cyplin powinno być jednością formalną i niekiedy to
w sposób zasadniczy wpływa na konieczność defor‑
mi się przytrafia, zwłaszcza w konkursach. Jednak
macji formy, która się na niej znajduje. O tym, że
przy podejmowaniu realizacji architektonicznych
z kolei medal to nie tylko zwykła miniatura płasko‑
nie zawsze można zapanować nad skomplikowaną
rzeźby, ale pod względem jakości przekazu jest to
materią formalno-prawną procesu inwestycyjnego
„pomnik na dłoni”. Pamięć o tych podstawach filo‑
i dokonywać jedynie satysfakcjonujących wyborów.
drewno, 2010
zofii powstawania formy z pewnością uległa w mojej pracy pewnej transformacji, jestem jednak pewny, że
jj: Chciałbym jeszcze porozmawiać trochę
dzięki tej pracowni uodporniłem się na marketingowe
o samych rzeźbach. Przy bardzo pozytywnym
działania i celebrę w sztuce, a także nauczyłem się,
odbiorze tych prac usłyszałem kiedyś może
że asertywność w twórczości też jest wartością.
nieco uszczypliwą uwagę, że to jest architek‑ tura. Co odpowiedziałby pan na taką uwagę?
jj:
58
Poświęcenie się pracy zawodowej, realizacja
AG: Miły komplement. Dla mnie architektura też jest
licznych projektów architektonicznych, jed‑
sztuką, a geometria również naturą. Przecież natura
nocześnie praca dydaktyczna na Akademii –
to nie tylko biologiczne formy, ale również wspaniałe
wszystko to musiało sprawić, że sama wolna
geometryczne struktury kryształów. W przypadku
twórczość związana z rzeźbą musiała czekać na
rzeźby nie próbowałem wypracować sobie jedno‑
swój czas. Jaką rolę w pana życiu pełni rzeźba
znacznej, skomplikowanej filozofii twórczej. Muszę
Wiadomości asp /80
nawet przyznać, że bawi mnie sytuacja, kiedy mogę
architektonicznych, ale niestety nie mam takiej oka‑
tworzyć formy, których nie muszę wytłumaczyć,
zji, aby to od razu wypróbować.
wyjaśnić i opisać ani określić powodów ich powsta‑ nia. To bardzo przyjemny stan, ale zgoła odmienne
jj:
Na koniec chciałbym zapytać o jedną z ważniej‑
doświadczenie niż w architekturze. W przypadku tej
szych pana ostatnich realizacji architektonicz‑
ostatniej kontroluję jednak w pełni świadomość jej
nych. Chodzi mi oczywiście o spektakularną
kształtowania. Myślę, że ta odpowiedzialność staje się
i bardzo lubianą przez spacerowiczów kładkę
niekiedy uciążliwym autocenzorem. Niestety w pro‑
prowadzącą przez Wisłę. Mam wrażenie, że
jektowaniu bardzo trudno jest utrzymać dziecięcą
pomimo iż zaistniała ona w świadomości kra‑
naiwność, która na etapie powstawania koncepcji
kowian, niewielu zdaje sobie sprawę ze złożo‑ ności, kompleksowości tego projektu?
jest bardzo pożądana. Etap początkowy tworzenia koncepcji architektury jest najbliższy powstawaniu
AG: Okres od projektu do realizacji to trzy lata trud‑
rzeźby, ale kolejne fazy to już profesjonalna udręka.
nych zmagań z różnorodną materią: proceduralną,
Dlatego być może w moim przypadku w rzeźbie tak
techniczną, organizacyjną i wreszcie twórczą. Udało
chętnie oddaję się we władanie uświadomionej intu‑
się przetrwać chyba dzięki temu, że pracowaliśmy
icji, pomimo że metoda powstawania jest niemal
nad tym tematem wspólnie z kolegą arch. Michałem
projektowa. A więc studiowany model, czyli makieta
Dąbkiem, który od niedawna jest asystentem w mojej
formy, a następnie transpozycja na materiał z całym
pracowni na Akademii. A także dzięki wspaniałej gru‑
arsenałem przynależnej mu ekspresji.
pie współpracujących konstruktorów o najwyższych kwalifikacjach i zaangażowaniu generalnego wyko‑
jj:
Rozmowa ta ukazała się poza drukiem na stronie internetowej „Wiadomości asp” w 2011 r.
Chciałbym tu przypomnieć trzy studia głowy
nawcy inwestycji. Duża zasługa jest również po stro‑
pokazywane na wystawie w Galerii R w 2011 r.,
nie inwestora (ZIKiT), który rozumiał, że wyjątkowe
które szczególnie zapadły mi w pamięć. Całość
realizacje generują również wyjątkowe problemy, róż‑
formy składa się w naszej wyobraźni z powie‑
nej natury, w tym również technicznej i finansowej.
trza i materialnej formy, lecz akcent w propor‑
My patrzyliśmy na to głównie przez pryzmat
cji tego zestawienia jest postawiony mocno
unikalności miejsca i formalnego wyzwania. Na
w stronę powietrza – co jest dużym wyzwaniem
przekór inżynierskiej materii pracy traktowaliśmy
dla wyobraźni. Nie jest chyba przypadkiem, że
tę kładkę jak rzeźbę, która na stałe ma wpisać się
inny ze znanych mistrzów, którzy byli rzeźbia‑
w pejzaż bulwarów. Wyjątkowo trudne uwarunko‑
rzami i architektami jednocześnie, bywał nazy‑
wania konserwatorsko-przestrzenne i wymagania
wany mistrzem pustych przestrzeni? Mam tu na
konstrukcyjne zmuszały do przyjmowania rozwią‑
myśli Eduardo Chillidę. Chciałem zapytać, czy
zań, które uwzględniając przeciwieństwa, tworzą
jego twórczość jest panu bliska.
korzystny kompromis. Nie mogliśmy zaakceptować
ag: Trafne porównanie. Rzeczywiście idea prze‑
jedynie konstrukcyjnej poprawności i racjonalności,
strzenności jest bardzo podobna, ale Chillida nie był
nie uwzględniając priorytetu formy, która powinna
moim mentorem. Mam wystarczająco dużo wzorców
stać się ikoną wyjątkowego miejsca. Kładki piesze
przestrzeni w realizacjach architektonicznych, aby
to obecnie atrakcyjne przedsięwzięcia architekto‑
nie utożsamiać się personalnie z rzeźbiarzem. Wydaje
niczno-inżynierskie pełniące unikalną rolę wyróż‑
mi się raczej, że te formy przestrzenne, które powstały
ników w przestrzeni miejskiej. Myślę, że to się właśnie
jakby przez wycinanie z pojedynczego arkusza tek‑
udało. Oprócz walorów funkcjonalnych pozwala także
tury, mogą być stymulacją monumentalnej formy
na identyfikację miejsca i utożsamianie się miesz‑
architektonicznej. Akurat kolega architekt – Artur
kańców z ich otoczeniem. Użytkownicy dopisali do
Baran, który w swoim warsztacie stolarskim reali‑
niej własne konteksty socjologiczno-zwyczajowe jako
zował moje tekturowe modele rzeźb – zgłosił mi
„mostu miłości” i w ten sposób zaanektowali ją do
taki fakt, że przy projektowaniu biurowca posłużył
wspólnej, społecznej świadomości. Myślę, że to spra‑
się fragmentem mojej rzeźby dla stworzenia bryły
wia nam satysfakcję.
budynku. Bardzo mnie to ucieszyło i również mogę sobie wyobrazić te rzeźby jako inspiracje rozwiązań
jj:
Dziękuję za rozmowę. 59
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
Andrew Wyeth – malarz genialny
Stanisław Tabisz
W 1950 roku, wraz z Jacksonem Pollockiem, został uznany przez magazyn „Time” za jed‑ nego z największych arty‑ stów amerykańskich sztuki współczesnej. american scene painting i social realism artysta z Pensylwanii wypracował niezwykle oryginalny
12 VII 2017 r. minęła 100. rocznica urodzin wybit‑
styl specyficznego i perfekcyjnego realizmu, z któ‑
nego amerykańskiego malarza i grafika Andrew
rego przeziera zimny i rzeczowy nastrój egzysten‑
Wyetha zmarłego nie tak dawno, bo w 2009 r. W Pol‑
cjalnego stanu duchowej pustki. John Wimerding,
sce i w Europie znanych jest kilka obrazów Wyetha
wicedyrektor National Gallery of Art w Waszyngto‑
(m.in. Świat Christiny), ale szerzej jego genialna
nie, określił Wyetha jako jednego z dwóch najwięk‑
twórczość malarska nie została rozpowszechniona,
szych malarzy realistów XX w., stawiając go obok
tak jak na to w pełni zasługuje. Zaliczany do nurtów
Edwarda Hoppera.
↓ Andrew Wyeth Christinas's world moma 82 × 121 cm tempera na desce 1948
60
Wiadomości asp /80
Wystawy – Gło sy – R ec enz je
Świat w obrazie – projekt artystyczno‑badawczy
Izabela Biela
Andrew Wyeth tworzył głównie akwarele i tempery, popisując się wirtuozerią warsztatową oraz nieby‑ wałą wnikliwością oka. Był bezwzględnym mistrzem
Można śmiało powiedzieć, że zbliżający się już
detalu, ale i malarskiego niedopowiedzenia, wyko‑
ku końcowi rok 2017, przynajmniej dla 100 osób
rzystując z wielkim wyczuciem dane podłoże kom‑
z naszej uczelni, był „rokiem Andrew Wyetha” – ame‑
pozycji. Ulubionymi motywami Wyetha były pejzaże,
rykańskiego malarza, który w Polsce jest stosunkowo
portrety znajomych i bliskich osób oraz tajemnicze,
mało znany. Życie artysty, jego twórczość to przykład
opuszczone wnętrza pomieszczeń i pokoi. Łączył
całkowitej niezależności i wierności swoim ideałom
również motywy pejzażu z niemalże alegorycznym
i wyborom, na przekór obowiązującym modom, tren‑
wkomponowaniem weń postaci ludzkich, znierucho‑
dom. To również przykład wielkiej determinacji, pasji
miałych, osamotnionych, czasami martwych. Ciche
i siły płynącej z odosobnienia, wręcz izolacji. Andrew
trwanie pozostawionych przedmiotów, zatrzymywa‑
↓ Blanka Dudek
Wyeth był twórcą pełnym tajemnic, a klasyfikowanie
nie ludzkich twarzy w jakimś pasywnym skupieniu
strona ze szkicownika
jego dorobku zawsze przysparzało krytykom wiele
i zadumie, symptomy upływu czasu i przemijania,
collage, 2017
trudności (nie można zapominać, że w latach gdy
wysychania i rozkładu – to jego częste malarskie
Andrew Wyeth odnosił ogromne sukcesy, w Stanach
motywy i obsesje. Był w tym niezwykle konsekwentny
Zjednoczonych panowała rewolucja artystyczna).
i pracowity. W ciągu 14 lat potrafił namalować 247 portretów swojej sąsiadki Helgi Testorf. Za swoją twórczość otrzymał wiele nagród i wyróż‑ nień. W 1950 r., wraz z Jacksonem Pollockiem, został uznany przez magazyn „Time” za jednego z najwięk‑ szych artystów amerykańskich sztuki współczesnej. Otrzymał wiele doktoratów honoris causa uczelni amerykańskich. W 1983 r. odznaczony został, jako pierwszy artysta malarz, Prezydenckim Medalem Wolności, a w 1988 r. – Złotym Medalem Kongresu. W roku 2007 National Medal of Arts wręczył mu pre‑ zydent George Bush. Wyeth był niezwykle ceniony przez amerykańską krytykę i znawców sztuki. Jego prace osiągały niebotyczne ceny i były kupowane do prywatnych kolekcji, a przede wszystkim do zbio‑ rów wielu czołowych amerykańskich muzeów… 61
↗ Marcin Czaja strona ze szkicownika rysunek, 2017
Najsłynniejszym obrazem artysty jest Christina’s
żółtego pola z majaczącą na horyzoncie farmą
World, z 1948 r., znajdujący się w nowojorskim moma,
i na wpół leżącą postacią kalekiej dziewczyny w różo‑
gdzie zobaczyłam go po raz pierwszy. Mając na uwa‑
wej sukience, która próbuje doczołgać się do domu.
dze to, jak ogromny wpływ na mnie osobiście i na moją
Christina była sąsiadką malarza i Wyeth wiele razy
twórczość wywarł kontakt ze Światem Christiny, zapro‑
malował jej świat – strych z porzuconymi przedmio‑
siłam – dzięki wsparciu jm Rektora asp w Krakowie,
tami, ją samą, starzejącą się, z poruszająco brzydką
prof. Stanisława Tabisza – 100 artystów (pedagogów,
twarzą. Klasyfikowano go jako realistę, który czerpał
doktorantów i studentów) do artystycznej przygody,
inspirację z krajobrazów wiejskiej Ameryki, z oko‑
do której twórczym impulsem było właśnie to dzieło
lic swoich dwóch domów, w Pensylwanii i w Maine.
Wyetha. W szkicownikach, które otrzymali uczestnicy
Upodobał sobie zapomnianą już niemal technikę
projektu artystyczno‑badawczego Świat w obrazie,
jajecznej tempery, która zbliżała go do podziwianych
na 100 stronach pojawiły się najróżniejsze ślady reflek‑
mistrzów północnego renesansu. Sam malarz sądził,
sji, skojarzeń, które obraz ewokował: teksty, urywki
że błędem jest umieszczanie go w tradycji amery‑
myśli, cytaty, zdjęcia, reprodukcje, rysunki wykonane
kańskiego realizmu Thomasa Eakinsa czy Winslowa
dowolnymi narzędziami; wszystko to, co szkicownik
Homera. «Uważam się za abstrakcjonistę», mówił
był w stanie przyjąć. Artyści pracowali przez wiele mie‑
w wywiadzie opublikowanym w 1965 roku w tygo‑
sięcy, w wyniku czego powstała niezwykła kolekcja –
dniku «Life»” [A. Arno, Zmarł Andrew Wyeth, „Gazeta
100 niezależnych głosów, inspirowanych jednym dzie‑
Wyborcza”, 26 I 2009].
łem. Pokażemy ją na wystawach w Polsce; może uda się dotrzeć także do matecznika Wyetha. Premierowa
Patronat nad projektem objął prof. Stanisław Tabisz,
wystawa odbędzie się 18 I 2018 r. na ASP w Krakowie.
rektor ASP w Krakowie.
„Kto raz widział jego słynny obraz z 1948 r. Świat Christiny, już go nie zapomni. Ogromna przestrzeń 62
Wiadomości asp /80
Wiecej na: https://www.facebook.com/Świat‑w-Obrazie‑An drew‑Wyeth‑1917‑2017‑683694611834324/.
Wystaw y – Głosy – R e c e nz j e
Wolność i przełamywanie granic…
Mieć uczucie, że się jest spętanym, a równocze‑ śnie inne uczucie, że po uwolnieniu z pęt byłoby jeszcze gorzej. [Franz Kafka]
↗ Piotr Kunce
Stanisław Tabisz
Franz Kafka 30 × 21 cm
się na pytanie oczywiste: czy tak w istocie jest, że korzystając z wolności, można robić wszystko, bez
Projekty artystyczne, jakie od wielu lat realizuje
żadnych ograniczeń…? No i czy artyście wszystko
na papierze
prof. Zbigniew Bajek, zadziwiają konsekwencją
wolno i czy funkcjonuje „poza dobrem i złem”, na spe‑
2017
i uporem drążenia problemu Wolności. Artysta robi
cjalnych prawach zadufanego kreatora, bluźniercy
to wspólnie ze studentami i zaproszonymi pedago‑
i skandalisty?
druk cyfrowy
gami z różnych uczelni artystycznych, w tym rów‑
Czym jest wolność…? To pytanie prof. Zbigniew
nież z artystami spoza Polski. Jak sam pisze, wystawy
Bajek zadaje sobie i wszystkim tym, których zain‑
i publikacje albumowe z „wolnością” w tytułach mają
teresuje swoimi projektami, a zwłaszcza ich funda‑
ścisły związek z doświadczeniami osobistymi artysty,
mentalnym problemem. Ostatnie pomysły międzyna‑
jak też całego pokolenia, z którym się identyfikuje.
rodowych projektów artystycznych prof. Zbigniewa
Wydaje mi się, że graniczną datą dla obszaru reflek‑
Bajka krążą wokół inspiracji literaturą Franza Kafki.
sji „o wolności” dla naszego pokolenia (urodzonych
Tytuł Kafka – przełamywanie granic jest niezwykle
w latach 50. XX w.) jest rok 1989. Po ciężkich prze‑
pojemny i wieloznaczny. Sam wybitny pisarz nie nale‑
jawach buntu, manifestacjach i strajkach społeczeń‑
żał do optymistów i pocieszycieli ludzkości. Z liceal‑
stwo polskie zrzuciło jarzmo systemu totalitarnego.
nych czasów, kiedy książki Kafki czytałem namiętnie,
Odżyło „poczucie wolności”, ludzka solidarność
najbardziej zapamiętałem opowiadanie Przemiana.
i demokratyczna swoboda. Promieniste „widmo
Pewnego ranka człowiek budzi się i stwierdza, że
wolności” stanęło przed każdym z nas. Wdarło się
jest owadem leżącym na grzbiecie, bezradnie prze‑
w nasze życiowe doświadczenie. Owe „wymiary
bierającym w powietrzu odnóżami… Proces i Zamek
wolności”, a zwłaszcza rodzaj odpowiedzialności
Kafki czytałem, nie rozumiejąc wiele, ale nastrój
za odzyskaną wolność, stały się społecznym oraz
niemocy i pasywności, osaczenia i winy przenikał
indywidualnym wezwaniem. I od razu natknęliśmy
do mojej głowy. Byliśmy wtedy młodymi cierpiącymi 63
z wolności, a skłania do popadania w depresyjne stany lękowe, ogólne poczucie winy i przygnębie‑ nia oraz porażającą świadomość znajdowania się w labiryncie bez wyjścia. Odzyskałem w wieku doj‑ rzałym sporo nadziei i optymizmu na temat ludzkiego losu i przeznaczenia… Wśród wielu myśli Franza Kafki, głębokich i emanujących chłodem otchłani lub pozbawionego emocji determinizmu, zwróci‑ łem uwagę na taką oto sentencję: „Mieć uczucie, że się jest spętanym, a równocześnie inne uczucie, że po uwolnieniu z pęt byłoby jeszcze gorzej”. Umie‑ ściłem ją jako motto niniejszego tekst ze względu na to, że sentencja ta porusza problem odzyskiwa‑ nia wolności, czyli przekraczania zniewolenia, ale stawia też pytanie, czy aby na wolności nie byłoby jeszcze gorzej… Dla przeciwwagi znalazłem też inny ↑ Miroslaw Sikorski
intelektualistami. Cierpienie, bunt, kontestacja
aforyzm Kafki, do którego udało mi się „dopasować”
Portret Franza Kafki
oraz poezja Edwarda Stachury i Rafała Wojaczka
dwa moje militarne rysunki. Dotyczy on problemu
warunkowały nasz artystowski status. Po wielu
walki, a walka bardzo często jest próbą przełamy‑
latach obudziłem się z tego letargu, ale stwierdzi‑
wania swoich granic i twardych granic przeciwnika.
łem z pewną dozą tryumfu, że oto stoję na własnych
Cytuję: „Jedną z najbardziej skutecznych pokus zła
nogach i że to utrzymywanie się w pozycji pionowej
jest wezwanie do walki”. No i na koniec, identyfikując
wymaga ciągłego wysiłku…
się z projektem prof. Zbigniewa Bajka w proporcjach,
34,5 × 50 cm piórko, tusz na papierze 2017
Kafka – przełamywanie granic to projekt w zamy‑
na ile tylko to było możliwe, przytoczę myśl Franza
śle autora ambitny, łączący przynajmniej dwie dzie‑
Kafki dedykowaną nam, ludziom sztuki: „Twórczość
dziny sztuki, a mianowicie literaturę i sztuki piękne.
jest zawsze tylko ekspedycją w kierunku prawdy”
Wczytując się w różne myśli i aforyzmy Franza Kafki,
64
utwierdziłem się raz jeszcze w swoim dystansie do tej
Patronat honorowy nad projektem Kafka – prze‑
literatury. Kafka jest dla mnie bardzo pesymistycz‑
łamywanie granic objął JM Rektor Akademii Sztuk
nym egzystencjalistą i lektura jego dzieł zniechęca
Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, prof. Sta‑
mnie do poszukiwania oraz pełniejszego korzystania
nisław Tabisz.
Wiadomości asp /80
Wystaw y – Głosy – R e c e nz j e
Kafka – przełamywanie granic
Zbigniew Bajek Na przełomie lat 2015 i 2016, w ramach projektu „Topografia/Topos/Wolności”, dla którego punktem odniesienia był Śląsk, powstał sub-projekt „Ślōn‑ ski Kafka”. Zaprosiłem do niego ponad 140 studen‑ tów i doktorantów 7 uczelni artystycznych z Pol‑ ski, Republiki Czeskiej i Niemiec. Każdy uczestnik interpretował jeden z aforyzmów Franza Kafki ze ↗ Witold Stelmachniewicz
zbioru „Rozważania o grzechu, cierpieniu, nadziei
Kafka 60 × 40 cm
i słusznej drodze”, przetłumaczonych na potrzeby
olej na płótnie, 2017
tego przedsięwzięcia na śląski etnolekt przez Jerzego Ciurloka (pierwsze takie tłumaczenie w historii). Powstała unikatowa kolekcja prac, opublikowana w albumie „Ślōnski Kafka”. W 2016 r. zrealizowałem kolejny projekt arty‑ styczny zatytułowany „Kafka – przełamywanie granic”, w którym wykorzystano nowe tłumaczenie wspomnianych wyżej aforyzmów na język polski, dokonane przez tego samego tłumacza.
→ Jacek Kornacki Bez tytułu
Tym razem do mierzenia się z minitekstami Kafki zaprosiłem przede wszystkim artystów-pedagogów
30 × 30 × 30 cm
reprezentujących prawie wszystkie uczelnie pla‑
akryl na desce, 2016
styczne z Polski oraz partnerów zagranicznych. 65
↑ Julia Bajek
Zbiór liczący ok. 150 czarno-białych prac wykona‑
Bez tytułu
nych różnymi narzędziami, to autorskie interpreta‑
70 × 50 cm
cje sentencji Franza Kafki. Nadto, ponad 50 artystów
węgiel drzewny na papierze, 2017
biorących udział w projekcie przygotowało portrety
↗ Tymoteusz Chliszcz
pisarza, które znakomicie dopełniają dzieła odno‑
Kafka
szące się do treści aforyzmów. Dorobek uczestników
70 × 37 cm
projektu został opublikowany w liczącym 352 strony,
rysunek cyfrowy na papierze
polsko-angielskim albumie wzbogaconym komple‑
płyta pcv, 2017
tem aforyzmów Kafki w trzech językach: niemiec‑
↗↗ Stanislaw Baj
kim, polskim i śląskim 19 x 2017 w Galerii Sztuki Współczesnej Elek‑
Portret F. Kafki 40 × 30 cm
trownia w Czeladzi miał miejsce wernisaż drugiej już
olej na płótnie, 2017
odsłony międzynarodowego projektu „Kafka – przeła‑
→ Zbigniew Bajek
mywanie granic” z udziałem wielu znamienitych gości.
Selfie z Richterem i Kafką 100 × 70 cm
Uroczystość uświetnił recital Józefa Skrzeka, który na
serigrafia, papier, 2017
tę okazję skomponował suitę muzyczną. 68
Wiadomości asp /80
Lista uczestników projektu Kafka – przełamywanie granic → Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie – prof. Zbigniew Bajek; prof. Andrzej Bednarczyk; prof. Adam Brincken; prof. Krzysztof Kiwerski; prof. Małgorzata Komorowska; prof. Piotr Kunce; prof. Józef Murzyn; prof. Stanisław Rodziński; prof. Bogusz Salwiński; prof. Sta‑ nisław Tabisz; prof. Artur Tajber; prof. Krzysztof Tomalski; prof. Adam Wsiołkowski; dr hab. Bogusław Bachorczyk, prof. ASP; dr hab. Grzegorz Bienias, prof. ASP; dr hab. Alicja Bilińska, prof. ASP; dr hab. Grzegorz Biliński, prof. ASP; dr hab. Joanna Kaiser, prof. ASP; dr hab. Bogdan Klechowski, prof. ASP; dr hab. Łukasz Konieczko, prof. ASP; dr hab. Wojciech Kopczyński, prof. ASP; dr hab. Piotr Korzeniowski, prof. ASP; dr hab. Ryszard Melliwa, prof. ASP; dr hab. Kinga Nowak, prof. ASP; dr hab. Mirosław Sikorski, prof. ASP; dr hab. Zbigniew Sprycha, prof. ASP; dr hab. Witold Stelmachniewicz, prof. ASP; dr hab. Marek Szymański, prof. ASP; dr hab. Jan Tutaj, prof. ASP; dr hab. Dariusz Vasina, prof. ASP; dr hab. Andrzej Witkowski, prof. ASP; dr hab. Grze‑ gorz Wnęk, prof. ASP; dr hab. Rafał Borcz; dr hab. Wojciech Kubiak; dr hab. Marta Makarczuk; dr hab. Jakub Najbart; dr hab. Aleksander Pieniek; dr Joanna Banek; dr Bartłomiej Bałut; dr Agnieszka Bar‑ tak‑Lisikiewicz; dr Agnieszka Łakoma; dr Artur Kapturski; dr Wojciech Kopeć; dr Magdalena Kulesza‑Fedkowicz; dr Kamil Kuzko; dr Katarzyna Makieła; dr Dariusz Milczarek; dr Bronka Nowicka; dr Mateusz Otręba; dr Jan Podgórski; dr Edyta Sobieraj; dr Monika Wanyura‑Kurosad; dr Olga Ząbroń; dr Michał Zawada; doktoranci: Izabela Biela, Marcin Czaja, Joanna Dudek, Mateusz Grymek, Kaja Kordas, Jolanta Kuśmier‑ ska, Michał Sroka; absolwenci: Julia Bajek, Tymoteusz Chliszcz, Miłosz Horodyski, Filip Kamiński, Wojciech Oszek, Małgorzata Pabich, Joanna Warchoł → Fakulta Umění Ostravské Univerzity v Ostravě (Republika Czeska) – prof. Daniel Balabán; prof. Zbyněk Janáček; prof. Eduard Ovčáček; doc. František Kowolowski; doc. Marek Sibinský; dr Jiří Kuděla; absolwenci: Iva Krupicová, Václav Rodek, Ivo Sumec; studentka Oľga Moravcová → Akademia Jana Długosza w Częstochowie, Wydział Sztuki – prof. Jarosław Kweclich; dr hab. Krystyna Szwajkowska; dr hab. Zdzisław Wiatr, prof. AJD; dr Adam Rokowski; dr Dariusz Słota; dokto‑ rantka Żaneta Wojtala; absolwentka Anna Glińska‑Kupczyk → Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku – prof. Wojciech Zamiara; prof. Jacek Zdybel; dr hab. Jacek Kornacki; dr hab. Krzysztof Polkow‑ ski; dr Marek Wrzesiński; doktorantka Anna Włodarska → Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach – prof. Ewa Zawadzka; prof. Janusz Karbowniczek; dr hab. Dariusz Gajewski, prof. ASP; dr hab. Grzegorz Hańderek, prof. ASP; dr Judyta Bernaś; doktorant Jakub Zdejszy → Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi – prof. Tomasz Chojnacki; prof. Andrzej Grenda; doktorantka Gabriela Cichowska → Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie – prof. Stanisław Baj; prof. Leszek Mądzik; absolwent Tomasz Awdziejczyk → Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu – dr hab. Przemysław Pintal, prof. ASP; absolwenci: Piotr Kmita, Daniela Tagowska → Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, Wydział Sztuki – dr hab. Grażyna Borowik, prof. UP; dr hab. Małgorzata Wielek‑Man‑ drela; doktoranci: Michał Bratko, Anna Poduszyńska → Uniwersytet Rzeszowski, Wydział Sztuki – dr Magdalena Uchman; absolwenci: Kamila Bednarska, Piotr Woroniec → Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu – prof. Mirosław Pawłowski; prof. Zbigniew Szot → Uniwersytet Śląski, Wydział Artystyczny w Cieszynie – prof. Elżbieta Kuraj; studentka Dominika Ciurlok → Akademia Sztuki w Szczecinie – prof. Kamil Kuskowski → Uniwersytet Marii Curie‑Skłodowskiej w Lublinie, Wydział Arty‑ styczny – dr hab. Sławomir Toman, prof. UMCS → Alanus Hochschule für Kunst und Gesellschaft, Alfter/Bonn (Niemcy) – prof. dr. Ulrika Eller‑Rüter Goście specjalni – Wang Qi (Chiny); Aria Eghbal (Iran); Friedemann Geisler (Niemcy); Dariusz Kindler (Polska); Serhiy Savchenko (Ukraina)
69
Dorota Hadrian Struktura kryształu cukier, akryl, 2017
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
Struktura kryształu Wystawa Doroty Hadrian
Wojciech Szymański W swoim najnowszym projekcie Dorota Hadrian mie‑
→ Galeria ARISTOI → 29 IX – 10 XI 2017 → Kurator: Wojciech Szymański
rzy się z jednym z najistotniejszych przykładów rzeźby europejskiej – Wilczycą kapitolińską. Lupa Capitolina
sytuacji tworzyć nadal swoje „dzieci” – prace. Wpisuje
to nie tylko fascynujący, zagadkowy do dzisiaj, brą‑
się tym samym w bogatą problematykę kobiecych –
zowy odlew datowany tradycyjnie na czasy etruskie,
wizualnych i literackich – narracji o macierzyństwie,
a obecnie uważany za średniowieczną kopię zagi‑
jak również w aktualny polski dyskurs polityczny,
nionego starożytnego oryginału, lecz przede wszyst‑
który coraz wyraźniej i coraz mocniej poddaje kobiece
kim obiekt o kapitalnym znaczeniu kulturowym
ciała przymusowi biowładzy, upodabniając w karyka‑
i historycznym zarazem. To bowiem znak i totem
turalny sposób rzeczywistość społeczną do dystopii
republikańskiego Rzymu, a jednocześnie rzeźbiar‑
rodem z telewizyjnego serialu Opowieści podręcznej.
ska historia początków tego miasta: portret mitycz‑
Materiał, jakim posłużyła się artystka do stwo‑
nej matki‑wilczycy karmiącej Romulusa i Remusa,
rzenia rzeźby to biały cukier, przy którego pomocą,
braci, do historii których sięgają początki miasta nad
udało się jej osiągnąć efekt przypominający szla‑
Tybrem. W tym sensie Wilczyca kapitolińska jest ale‑
chetny, wymieszany z pyłem marmurowym stiuk.
gorią matki Rzymianki.
I chociaż cukier nie jest tradycyjnym materiałem
W swojej rzeźbiarskiej trawestacji Dorota Hadrian
rzeźbiarskim, coraz chętniej z powodzeniem się‑
sięga po legendarny brąz, by opowiedzieć historię
gają po niego kobiety artystki. Przykładem może
matki Polki i historię samodzielnie wychowującej
być zrealizowana przez Karę Walker w 2014 r. praca
matki i artystki zarazem. Trzypostaciowa kompozy‑
A Subtlety. O ile jednak afroamerykańska artystka
cja, gdzie za Romulusa i Remusa artystka podsta‑
użyła cukru jako postkolonialnego symbolu raso‑
wia własne dzieci, zaś rolę wilczycy odgrywa ona
wej i ekonomicznej opresji, o tyle Dorota Hadrian
sama, staje się nie tylko jej autoportretem idealnym,
cukru – tytułowego kryształu – używa jako przewrot‑
chrystusowym, w wieku 33 lat, lecz także dyskur‑
nego symbolu ekonomicznej i patriarchalnej opresji.
sywną i subwersywną alegorią Polonii oraz matki
Rzeźba wszak zrealizowana została w kuchni artystki,
Polki. Sięgnięcie przez artystkę do wielkiego tematu
naturalnym, jak sądzi jeszcze wielu Polaków i coraz
narodowego ma też uzasadnienie autobiograficzne.
więcej administrujących biowładzą, otoczeniu matki
To autoportret nie tylko matki Polki, lecz także matki
Polki, modelującej na kuchennym stole cukrowe róże
artystki i artystki Polki, który doskonale problema‑
na urodzinowym torcie. Pozorna słodycz powierzchni
tyzuje kwestię macierzyństwa artystki matki samo‑
quasi‑stiukowych i à la Serpotta wizerunków dzieci
dzielnie wychowującej swoje dzieci i próbującej w tej
okazuje się w głębi gorzka. 71
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
30 minut wiszenia na gałęzi
→ Krzysztof Maniak Bez tytułu fotografia 60 × 90 cm, 2016 ↘ Krzysztof Maniak Bez tytułu fotografia 20 × 30 cm, 2017
Marata Lisok
dominację natury w uładzonej formie pejzażu, poda‑ nego widzowi do kontemplacji.
72
Krzysztof Maniak prawie codziennie wybiera się
W kolejnych rejestracjach Maniak powoli, ale sys‑
na samotne spacery w okolicach Tuchowa. Bez obawy
tematycznie zmienia swój sposób kontaktu z przy‑
przed prostotą podejmowanego tematu portretuje
rodą. Jego botaniczne procedury stają się coraz mniej
melancholijny krajobraz polskiej prowincji. Nie
aktywne. Pobrzmiewają w nich wrażliwość legendar‑
nudzą go pozbawione jakiejkolwiek egzotyki mono‑
nego performera, konceptualisty Basa Jana Adera
tonne suche trawy, sosnowy las, tarniny i topnie‑
z jego fascynacją melancholią, pożegnaniami i moż‑
jące połacie szarego śniegu. Dzielnie przedziera się
liwością porażki. Artysta ten zasłynął dzięki serii
przez chaszcze i zarośla. Pozwala, żeby osty gęsto
dokumentacji własnych upadków. Spadał bezwładnie
pokryły jego ubranie. Podejmuje konsekwentne próby
z dachu swojego domu, wpadał z rowerem do rzeki,
zadomowienia się. Rozpisuje je na różnego rodzaju
zastawiał na siebie pułapki. W jednej pracy rozrzu‑
zagnieżdżenia, np. te przez wygniatanie miejsca
cił swoje ubrania na dachu domu. Wyglądały, jakby
w trawie, mierzenie długością własnego ciała odle‑
ktoś przed chwilą zostawił je i poszedł popływać.
głości między pniami drzew czy wchodzenie w geo‑
W końcu odpłynął z Cape Code, wyposażony w aparat
metryczne układy z gałęziami i stertami kamieni.
i magnetofon, w jednoosobowej łódce, mając zamiar
Jego dokamerowe performance’y są rodzajem
przepłynąć Atlantyk, i ślad po nim zaginął. Ciała
symulowanego kontaktu z dzikością, odbywającą się
artysty nigdy nie znaleziono, co dało początek wielu
na określonych zasadach, o wyznaczonej godzinie.
teoriom na temat jego dalszych losów.
Te podejmowane konsekwentnie treningi w trudnym
Przyglądając się gęstwinie, Maniak poddaje się
terenie i warsztaty z przedzierania się przez krzaki
podobnej pokusie ucieczki. W ostatnich wideo wydaje
mają przynieść wrażenie kontaktu z ostoją potężnej
się przygotowywać własne zniknięcie. Nie siląc się
natury. Krzysztof Maniak odwraca proces kolonizacji.
na efektowne zagrania, wybiera do tego skromne
Szuka przyrody, z którą mógłby się zmagać, ozna‑
obrzeża polskiej wsi. Snuje fantazje o zapadaniu
czać ją i mapować. Próbuje stopić się z krajobrazem.
się w zmurszałe pnie, wchodzeniu w aksamitne
Balansuje na jednej nodze w niezgrabnym kostiumie
iglaki, kruche, trzaskające gałęzie, przysypywaniu
z wysuszonego krzaka. Wisi na gałęzi, która po chwili
się ściółką. Czy jest coś bardziej malowniczego niż
pęka. Jego postać znika z kadru. Zostaje sama przy‑
baśniowe zniknięcie w lesie jako najbardziej pierwot‑
roda. Ale nadal to on udziela pozwolenia na wizualną
nym ze schronień, w najprostszej kryjówce?
Wiadomości asp /80
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
W poczekalni Wystawa prac Bogusława Bachorczyka i Zbigniewa Sałaja
← Bogusław Bachorczyk Uroki celulozy ↓ Zbigniew Sałaj Para (Dwa krzesła) wg rysunku Wróblewskiego
→ 20 X – 19 XI 2017 → BWA Tarnów → Kuratorka: Agnieszka Jankowska‑Marzec
Agnieszka Jankowska‑Marzec „Poczekalnia to pomieszczenie przeznaczone dla osób czekających na coś”. Na co? Na kogo? Miejsce, gdzie czas płynie trochę inaczej, wolniej, dłuży się. Miej‑ sce, gdzie na chwilę zatrzymujemy się, zostawieni sam na sam z własnymi myślami. Poczekalnia jest trochę jak pracownia, w której gotowe prace czekają, aż zostaną zabrane – „szczęśliwe” na wystawę, inne, zapomniane wylądują na zawsze w kącie, z nadzieją, że może znajdą kiedyś nowy „dom” u pożądających je kolekcjonerów. Bogusław Bachorczyk i Zbigniew Sałaj zapraszają na przerwę w podróży do swojej poczekalni. Snują refleksje nad procesem powstawania dzieła. Czy to, co z niego zostaje w pracowni: ścinki, wióry, odpady, 74
Wiadomości asp /80
↓ Bogusław Bachorczyk Uroki celulozy – widok wystawy ↓ Zbigniew Sałaj – widok wystawy
rzeczywiście jest gorsze i niewarte eksponowania? Może ciekawsze niż gotowe obiekty, pyszniące się na półkach niczym reklamowane w witrynie sklepo‑ wej towary. Pozytyw–negatyw, biały–czarny, płaskie– wypukłe, twórcza jedność przeciwieństw, a może różnice nie do pokonania, decydują, że zatrzymamy się na chwilę, aby je obejrzeć w „artystycznej” pocze‑ kalni. Obydwu artystom bliskie są strategie recyklin‑ gowe, fascynuje ich świat gotowych przedmiotów codziennego użytku, prowokujący do kolejnych eks‑ perymentów twórczych. Są zapalonymi kolekcjone‑ rami, gromadzącymi przez lata różne rzeczy w ocze‑ kiwaniu na właściwy moment, by je wykorzystać: skleić, odkształcić, sprasować, pociąć i w rezultacie nadać im nowy sens i znaczenie. Na co czekają? Wciąż na wszystko, w swojej pocze‑ kalni‑pracowni, zafascynowani od lat zmienną, cza‑ sami kapryśną dynamiką procesu tworzenia dzieła. 75
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
The Uncanny Valley
→ Radek Szlęzak Dolina niesamowitosci 150 × 150 cm akryl na desce, 2017
Wystawa prac Radka Szlęzaka
→ Galeria Szara Kamienica, Kraków → 4–17 XI 2017 → Kurator: Łukasz Białkowski → Radek Szlęzak
Mimo to nie stracili poczucia humoru i założyli Klub
Rekonstrukcja VII
Świnek Morskich, po polsku – Królików Doświadczal‑
21 × 30 cm
nych. Gdyby wydarzyło się to 30 lat później, być może
kolaż, 2017
nazwaliby się mieszkańcami doliny niesamowitości. Termin ten stworzył inżynier i konstruktor Masahiro Mori, który zauważył, że patrzenie na roboty (a nawet rysunki lub animacje) wywołuje u człowieka dys‑ komfort psychiczny – możemy nazwać go odrazą lub wręcz strachem. Chodzi o tę drobną różnicę, która oddziela prawdziwą jednostkę ludzką od czegoś, co ją przypomina. Jeśli koncepcja japońskiego wynalazcy jest prawdziwa, to jak ma się do niej malarstwo? Jak w jej świetle wyglądać miałaby historia portretu i gdzie można doszukiwać się źródeł różnej maści ikonoklazmów? W tej perspektywie przecież cała historia sztuki figuratywnej wydarzyła się i wyda‑ rza w dolinie niesamowitości, a podstawowym jej paliwem są uczucia awersji i niepokoju. Zresztą podobne intuicje nie są wcale rzadkie. O wstręcie skrzętnie chowanym w tyle głowy, ale wciąż obec‑ Łukasz Białkowski
nym, przypominali choćby Freud czy Bataille. Prace Szlęzaka pokazywane w Szarej Kamienicy wydają
76
Wystawę Radka Szlęzaka można by właściwie zaty‑
się więc testować założenie Moriego – prezentują
tułować Świnki morskie w dolinie niesamowitości.
kilka różnych wariacji na temat ludzkich wizerun‑
Przede wszystkim dlatego, że jednymi z jej głównych
ków, pytając o powody i skalę deformacji, którym
bohaterów są piloci alianckich myśliwców z czasów
poddaje je sztuka. W tym sensie identyczne impulsy
II wojny światowej, którzy tworzyli specyficzne sto‑
powodowały np. niby grzecznymi i nieszkodliwymi
warzyszenie. Byli oni ofiarami katastrof lotniczych,
kubistami, jak i talibami niszczącymi figuratywne
które spowodowały głębokie deformacje ich twarzy.
rzeźby i napawającymi się obrazem zniszczenia. Być
Wszyscy przeszli przez operacje plastyczne, jednak
może w obu przypadkach chodzi w gruncie rzeczy
niedoskonała technologia lat 40. XX w. spowodo‑
o to samo: usunięcie wszelkich niepokojących podo‑
wała, że ich aparycja sytuowała się między całkiem
bieństw między człowiekiem a jego wizerunkiem,
ludzką a wyglądem tworu doktora Frankensteina.
i ucieczkę z doliny niesamowitości.
Wiadomości asp /80
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
Obrazy światło‑czułe Dariusz Milczarek‑Trzepla
Zofia Weiss Malarstwo Dariusza Milczarka‑Trzepli należy do jednych z najciekawszych zjawisk w młodej sztuce polskiej. Jego obrazy w pełni zanurzone w otaczającej nas codzienności charakteryzuje wysoka qualité i perfekcyjny warsztat, wywo‑ dzący się z odległych w czasie tradycji malar‑ skich. Wychowanek krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie w pracowni prof. Adama Wsiołkowskiego otrzymał tytuł magistra, a potem kontynuował tam swoje studia, pracując nad cyklem Obrazy światło‑czułe, obronił pracę doktorską w czerwcu tego roku w Galerii Pryzmat przy ul. Łobzowskiej. W malarstwie Milczarka czytelne są odwo‑ łania do twórczości jego profesora i promotora, do jego tak dobrze znanej rygorystycznej kon‑ troli nad budowanymi relacjami kolorystycznymi i graficznej nieomal dyscypliny, w końcu do cha‑ rakterystycznej dlań tzw. „fizyki współzależno‑ ści” (idąc za słowami Jamesa Hopkina, autora celnego krytycznego tekstu o Adamie Wsiołkow‑ skim). Bliski obu artystom, mistrzowi i uczniowi, jest również malarski dyskurs prowadzony pomiędzy realną rzeczywistością a jej cieniem, a zarazem cieniem rzeczywistości „nieobecnej”. „Jeszcze z czasu studiów magisterskich – pisze w swojej pracy Milczarek – pamiętam, że wystarczyło, aby intensywne światło na moment wślizgnęło się przez okno do pracowni, a stawało się impulsem do pracy, ożywiało, inspirowało podczas malowanego ćwiczenia związanego z martwą naturą czy aktem. Jednak mocne, sku‑ pione, niczym z reflektora, rozświetlało przed‑ mioty zazwyczaj na chwilę, szybko traciło swoją moc, przygasało, oddzielane warstwami od swo‑ jego źródła. Przesuwało się po przedmiotach, 78
Wiadomości asp /80
ujawniając kolor, który również ulegał zmianie w zależności od siły i kąta padania światła. Kolory na gładkich strukturach przenikały się, zapożyczając od siebie barwę, na miękkich lub szorstkich były matowe, pochłaniały światło”. Tak zobaczone przez artystę intensywne światło dzienne dawało jako swoją przeciwwagę głębokie wyraziste cienie. I to one budowały ten jak gdyby alternatywny obraz rzeczywistości, rzeźbiąc we wnętrzu pracowni odmienny porzą‑ dek form, wydobywając nowo wymodelowane płaszczyzny, a deformując, czy wręcz demateriali‑ zując, inne. Przez tak zobaczoną grę światłocienia chwilowo ulegała zmianie również hierarchia ważności, a coś, co było poza, poza realnością pracowni, wprowadzane było do wnętrza w for‑ mie cienia „nieobecnego”. To przenikanie się światła i jego braku nie miało dla artysty zna‑ czenia jedynie walorowego. Wraz ze słońcem odkrywał falowanie chromatyczne barw, które dochodziło do pewnego apogeum, po czym wraz z odchodzącym światłem znikało. I ten trudny do zwerbalizowania moment artysta określił jako przypływ inspiracji, odnalezienie istoty, gdzie wszystkie układy barw i świateł wchodziły w najdoskonalsze, czy też najbardziej dla malarza interesujące, relacje. Ulotność i chwilowość obecności światła skie‑ rowały uwagę Milczarka na wsparcie, jakie daje aparat fotograficzny. „Chcąc uchwycić moment, sięgnąłem po aparat fotograficzny” – napisze. „Obrazy fotograficzne nie były przypadkowym zapisem. Skrupulatnie je wybierałem. Malowa‑ łem na podstawie własnych zdjęć, to były moje subiektywne wybory. Fotografując, interpreto‑ wałem już przed wykonaniem zdjęcia, odnajdy‑ wałem w tym, na co patrzyłem, pewien malarski sens. Ujmowałem w kadrze aparatu zaledwie
wycinek jakiejś całości, malując, oddalałem się i przysłaniałem ją jeszcze bardziej, starając się zarazem wydobyć jak najmocniej to, co dla mnie istotne. Dzięki temu miałem momentami szansę na nowo odkryć lub zbliżyć się do wyobrażenia towarzyszącego mojemu pierwotnemu postrze‑ żeniu, postrzeżeniu malarza”. Pierwszymi pracami, które można uznać za inicjacyjne w poszukiwaniach przez Dariu‑ sza Milczarka „światłoczułości”, były studia malarskie noszące tytuł Nie portrety. Malował wówczas twarze, na które skierowywał snop światła i uzyskiwał dzięki temu silnie kontra‑ stowe płaszczyzny oświetlone i pogrążone w cie‑ niu. Detal znikał, zostawał człowiek jako znak, jako ikona. Może nie do końca świadomie, ale uzyskując w ten sposób efekt silnej polaryzacji oświetlenia, przywoływał na myśl charakteryzu‑ jące się tzw. „wysokimi kontrastami” serigrafie Andy’ego Warhola. Milczarek, sam komentując swoje malar‑ stwo, odnosi się jednak przede wszystkim do twórczości Caravaggia, do wędrówki światła w jego przestrzeni obrazowej, światła, które tnie płaszczyzny malarskie wraz ze wszelkimi tego konsekwencjami. Barokowe antagonizmy świa‑ tła i cienia Milczarek przenosi w doświadczenie własnej codzienności, gdzie zaczynają one sta‑ nowić również dominujący element wizualnej struktury obrazów. Taki charakter mają jego znakomite kompo‑ zycje, jak np. Kawiarnia z 2012 r., Początek drogi, Poczekalnia i W tunelu „Magda” z 2013, ponow‑ nie Poczekalnia i Schody z 2014. Wspomniane doświadczenie własnej codzienności, które stanowi punkt wyjścia do organizacji struktury „światłoczułych-obrazów”, prowadzi nas od bła‑ hości do wzniosłości, od stop‑klatki w przejściu
podziemnym, na przystanku, w poczekalni, w wagonie – do mistycznego nieomal przeżycia tej chwili, której szarość zmienia się poprzez niezwykłą analizę światła – w mistyczną kon‑ stelację barw. Obrazy Dariusza Milczarka mają satynową fakturę, pozbawioną ostrości akrylu i lśnień oleju, malowane są w technice tempery żółtko‑ wej, przygotowywanej własnoręcznie przez arty‑ stę w oparciu o dawne technologie. „To wyma‑ gająca technika”– sam napisze. „Nie ma w niej miejsca na spontaniczność czy gest. W pewnym sensie trzeba rozplanować pracę przed rozpoczę‑ ciem obrazu. Tempera nie akceptuje poprawek. Ta jednokrotność rodzi duże napięcie, jest balan‑ sowaniem w sferze malarskiego ryzyka, wymaga cierpliwości”. Pomimo dużych formatów i przedstawień pozbawionych tzw. decorum – co zarzucano Cara‑ vaggiowi – obrazy Milczarka są jak cenna materia utkana z tysiąca dotknięć pędzla, w perfekcyj‑ nym porządku, z mistrzowskim wyczuciem. Ich prostota nie jest zatem banalnością, simplicité staje się tutaj ich najwyższą jakością.
↗ Dariusz Milczarek‑Trzepla Poczekalnia i 150 × 150 cm, tempera żółtkowa płótno, 2014 → Dariusz Milczarek‑Trzepla W tunelu „Magda” 150 × 150 cm, tempera żółtkowa płótno, 2013
79
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
Nielot w lot wzleci
Wystawa dyplomów magisterskich wfp 1. Marta Michalska Chleb nasz powszedni. Projekt koncepcyjny identy‑ fikacji wizualnej opakowań dla młyna zbożowego promotor – dr Barbara Widłak
→ Galeria Schody wfp asp w Krakowie → 3–31 X 2017
2. Małgorzata Małysiak Adaptacja w środowisku eks‑ tremalnym, promotor – dr Michał Kracik,
Wystawę dyplomów magisterskich na Wydziale Form Przemysłowych, która otwarta została w dniu inauguracji roku akademickiego, anon‑ sował plakat Petera Javorika. Syntetyczna forma pozwala czytać go na wiele sposobów. Moje sko‑ jarzenie ma naturę ornitologiczną. Jest tam ptak, prawda? Ptak jak byk. Odwrócony plecami, odla‑ tujący z rodzinnego gniazda. Podczas gdy jedni kończą przygodę ze studiowaniem, inni właśnie ją rozpoczynają. Egzaminy wstępne to mrówcza praca. Zada‑ niem komisji jest dopatrzenie się u kandyda‑ tów tego, co nie zawsze noszone jest przez nich na wierzchu – skrzydeł. Można nazwać to po pro‑ stu iskrą, talentem czy predyspozycjami. Wybrani w chwili przyjęcia stają się podlotkami. Zaczyna się powłóczenie piórami, entuzjastyczne podska‑ kiwanie i potykanie się – na zmianę. Takie wła‑ śnie ich święte prawo. Zadanie pedagoga polega na rozpoznaniu typu uskrzydlenia u każdego delikwenta z osobna, a następnie na nauczeniu go operowania tą skomplikowaną maszynerią. Karmi on swoich podopiecznych wiedzą, a potem przystępuje do szkolenia. Wszyscy studenci przejdą więc na wydziale kurs kaskaderski: będą ćwiczyć upadanie, skakać ze spadochronem, cho‑ dzić po rozżarzonych węglach, stąpać po cienkiej linie nad przepaścią… to wszystko na zabezpie‑ czonym torze. Po tym treningu przychodzi czas na dyplom. Ostateczny egzamin autopilotażu. Owoce pracy tegorocznych dyplomantów można było oglądać w Galerii Schody przez cały październik. Ze spokojem możemy stwierdzić, że każdy z nich bez trudu poradzi sobie na rynku pracy. Świadectwem tego jest dojrzałość, z jaką 80
Wiadomości asp /80
1
2
Fotografie z wystawy – Kaja Kordas
Kaja Kordas
↑ Peter Javorik Plakat do wystawy 3
potraktowali oni wybrane przez siebie tematy. Problemy, z jakimi zmagała się ta grupa, są bar‑ dzo różnorodne. Projektowali, bacząc na aspekty socjologiczne, psychologiczne, ergonomiczne, technologiczne, ekonomiczne, dbając przy tym o… walory estetyczne. Wielu z nich zagłębiło się w obszary, do których nikt wcześniej nie dotarł. Na wystawie znaleźć można było takie projekty jak książka z ilustracjami widocznymi tylko w świetle UV; analogowy skafander kosmiczny, służący do symulacji misji EVA (na Marsie i Księ‑ życu) w środowisku ziemskim; wiślański kata‑ maran płaskodenny napędzany alternatywnymi źródłami energii; transparentne maski antysmo‑ gowe; czasomierz uświadamiający człowiekowi wartość istnienia; przestawne przechyłowo siedziska dedykowane do przestrzeni miej‑ skiej; a także projekty usług, aplikacji, projekty komunikacji wizualnej czy naczyń i urządzeń gastronomicznych. Obrony prac magisterskich odbywały się 26 V oraz 20–22 IX, wystawę można było oglądać w dniach od 3 do 31 X br. W wystawie brali udział studenci: Agnieszka Dudzińska, Kamila Jania, Agnieszka Jucha, Klaudia Kowalczyk, Paulina Kozieł, Kinga Krężel, Agata Łobaczuk, Magdalena Mach, Piotr Madej, Małgorzata Małysiak, Marta Michalska, Paulina Nowacka, Adrianna Paśkie‑ wicz, Aleksandra Polek, Amelia Rams, Aleksan‑ dra Rutkowska, Antoni Skąpski, Barbara Szcze‑ panek, Aleksandra Zajdel. Promotorami prac byli: prof. dr hab. Piotr Bożyk, dr Kamil Kamysz, dr Michał Kracik, prof. dr hab. Władysław Pluta, dr Anna Szwaja, dr hab. Andrzej Śmiałek, dr Bar‑ bara Widłak. Świeżo upieczonym absolwentom życzymy wysokich lotów, a nowym studentom tylko nie‑ szkodliwych potknięć.
4 3. Piotr Madej, Antoni Skąpski Symulacja warunków życiowych na Marsie i Księżycu w środowisku ziemskim, promotor – dr Michał Kracik, 4. Paulina Nowacka Czas w scenografii mieszkania, promotor – prof. dr hab. Piotr Bożyk, 5. Kinga Krężel Prywatność w przestrzeni publicznej, promotor – prof. dr hab. Piotr Bożyk –
5
81
Wystaw y – Gło sy – R e c e nz j e
MARS_2030 Projekt konfigurowalnej przestrzeni mieszkalnej dla załogowych statków kosmicznych
→ Centrum Nauki Kopernik → 14—17 IX 2017 → Organizatorzy: Michał Kracik, Jakub Gołębiewski, Anna Szwaja Szymon Kiwerski
W ramach Festiwalu Przemiany 2017, którego hasłem przewodnim jest KOSMOS, pokazana została wystawa mars_2030, wcześniej pre‑ zentowana podczas Tygodnia Designu 2017 w Mediolanie. Podjęta tematyka jest związana z realizacją zaplanowanego na lata 30. XXI w. lotu załogowego na planetę Mars. Przygotowanie przestrzeni miesz‑ kalnej do długodystansowych lotów kosmicz‑ nych wiąże się z problematyką bezpieczeństwa oraz komfortu fizycznego i psychicznego załogi. Rezultatem naszej pracy jest projekt przestrzeni mieszkalnej uwzględniający zarówno jej podział, jak i wyposażenie. Przestrzeń mieszkalna obej‑ muje pięć stref aktywności załogi – sypialną i prywatną, socjalną oraz jadalno‑kuchenną, higieniczną, strefę pracy oraz strefę aktywności fizycznej. Kapsuła ma logiczny podział stref na pię‑ tra zorientowane w jednym kierunku, co wynika z ergonomii i badań psychologicznych. W ramach wyznaczonych stref powstało pięć dodatkowych projektów aranżacji i wyposażenia odpowiadają‑ cych specyficznym wymogom i potrzebom załogi, uwzględniających szereg ścisłych wymagań tech‑ nologicznych i funkcjonalnych. Projekt został zrealizowany na Wydziale Form Przemysłowych ASP w Krakowie we współ‑ pracy z NASA Ames Research Center w 2016 r., w konsultacji z dr Jessicą Marquez i dr. Jurkiem Parodim, pod kierunkiem dr. Michała Kra‑ cika w ramach przedmiotu Projektowanie dla 82
Wiadomości asp /80
środowisk ekstremalnych przez grupę studen‑ tów w składzie: Kinga Krężel, Adrianna Paśkie‑ wicz, Sebastian Chojkowski, Piotr Madej, Antoni Skąpski, Wojtek Szkodlarski, Filip Zastawnik, Tomasz Kwolek, Emilia Migas, Tomasz Różak, Michał Maciukiewicz. Oprócz wystawy odbył się panel dyskusyjny o architekturze i designie kosmicznym pod hasłem „Habitat jutra”, prowadzony przez Bognę Świątkowską (Bęc Zmiana). Zaproszeni goście – dr Michał Kracik (WFP, ASP Kraków) oraz Leszek Orzechowski (współzałożyciel inicjatywy Space is More, zajmującej się projektowaniem habitatów kosmicznych) – próbowali odpowiedzieć na pyta‑ nia: „Do jakiego stopnia funkcjonalność przed‑ miotów w środowisku pozaziemskim odpowiada na wrodzone potrzeby estetyczne człowieka?”, „Czy w kosmosie będziemy próbowali odtwarzać ziemski porządek, czy raczej wyruszymy w poszu‑ kiwaniu nowych form?”.
Fot. Ania Szwaja
Anna Szwaja
Sploty na fali w Cieszynie
Fot. Rafał Soliński
Anna Szwaja Wystawa łączy plecionkarstwo z designem, będąc efektem współpracy Wydziału Form Przemysło‑ wych Akademii Sztuk Pięknych im. J. Matejki w Krakowie i Stowarzyszenia Serfenta. Początek jej historii wiąże się z Festiwalem Gdynia Design Days. Ideą wystawy jest ożywienie tradycyjnego rzemiosła poprzez design i zaprojektowanie współczesnych obiektów, możliwych do wytwo‑ rzenia przez rzemieślników, a tym samym wspar‑ cie plecionkarskiego rzemiosła, tak aby stało się atrakcyjne dla współczesnych odbiorców. Wystawa jest rezultatem warsztatów Stowa‑ rzyszenia Serfenta i Wydziału Form Przemysło‑ wych ASP w Krakowie. W ciągu trzech wspólnych spotkań studenci projektowania alternatywnego zajęli się rogożyną, słomą i wikliną. Uczestnicy zaprojektowali bazujące na tradycyjnych techni‑ kach wyplatania produkty o nowym przeznacze‑ niu, dodając do naturalnych – niestandardowe materiały. Przygotowanie wystawy ze strony WFP: Piotr Hojda, Maciej Własnowolski, Anna Szwaja.
→ Zamek Cieszyn, budynek A Oranżeria → 23 IX – 22 X 2017 → Kuratorka: Anna Szwaja
83
Kronika Wy da rz eń
Jumpthegap Zuzanna Wilkirska – finalistką międzyna‑ rodowego konkursu projektowego
84
Wiadomości asp /80
pracę nad projektem o roboczej nazwie Chlust, skupiającym się wokół doświadczenia polewania się większą ilością wody. Moje pomysły krążyły wokół antycznych łaźni, wiader do polewania, dziecięcych zabaw na basenie… W końcu powstała finalna wersja, w której intuicyjne odłożenie prysznica na widełki kie‑ ruje jego strumień wody wprost do pojemników, które ułożone są kaskadowo. Woda przelewa się z jednego do drugiego i wypełnia je kolejno. Wodą z pojemników można polać ciało, zyskując doświadczenie zaskakująco inne od tradycyjnego prysznica. Bardzo ważne jest też ekologiczne zało‑ żenie projektu – budzenie świadomości ilości wylewanej wody. Kiedy widzimy tempo wypeł‑ niania się pojemników, ciągły strumień prysznica staje się wymierny, a ilość wody «widoczna». Sty‑ listyka jest prosta, nawiązująca nieco do antyku; kształty waz są jednak uproszczone, a przewi‑ dziany materiał to metal o mosiężnym kolorze (także doświadczenie słuchowe dźwięczności
metalu nie jest tu bez znaczenia). Wazy mają różną pojemność; te większe wyposażone są w uchwyty”. Gala finałowa odbyła się 17 X 2017 r. w Dis‑ seny Hub Barcelona.
↑ Zuzanna Wilkirska Flow shower system
Zuzanna Wilkirska, studentka czwartego roku studiów licencjackich Wydziału Form Przemy‑ słowych ASP w Krakowie, zakwalifikowała się do grona czwórki finalistów (w kategorii stu‑ denckiej) międzynarodowego konkursu projek‑ towego Jumpthegap. Jumpthegap to międzynarodowy kon‑ kurs projektowy promowany przez firmę Roca od 2004 r. przy współpracy z Centrum Pro‑ jektowania BCD Barcelona. Nastawiony jest na poszukiwanie nowych, innowacyjnych i zrów‑ noważonych koncepcji przestrzeni łazienkowej. Tegoroczna edycja konkursu jest szczególna, ponieważ zbiega się z uroczystością obchodów 100. rocznicy powstania firmy Roca. Podczas oceny prac konkursowych brane były pod uwagę takie aspekty jak: zrównowa‑ żony rozwój, oszczędność wody, energii i zaso‑ bów, trwałość produktu, potrzeby osób starszych, doświadczenie zaskoczenia przez użytkownika, domowy charakter. Finałowy projekt zrealizowany został w pra‑ cowni projektowania konceptualnego, prowa‑ dzonej przez prof. Piotra Bożyka oraz asystenta Macieja Własnowolskiego. Tak o swym udziale w konkursie opowiada autorka nominowanego projektu: „Profesor z dużym optymizmem zachęcał studentów do udziału w konkursie Jumpthegap ROCA. Kon‑ kurs miał w dużej mierze skupiać się na wyło‑ wieniu świeżych, nietypowych (także efektow‑ nych) rozwiązań łazienkowych. W dyskusjach prowadzonych w pracowni, którym projekt ten wiele zawdzięcza, szczególnie dużo mówiliśmy o przeżyciach użytkownika, o wprowadzeniu nowych doświadczeń zmysłowych w świat łazienki, przełamaniu rutyny. Ta idea najbardziej przypadła mi do gustu i wkrótce rozpoczęłam
↑ Zuzanna Wilkirska Flow shower system
Kaja Kordas
Studenci WFP laureatami konkursu WellDone®
Kaja Kordas Studenci Wydziału Form Przemysłowych zostali laureatami konkursu WellDone „Dobrą Rzecz Zaprojektuj”. Główną nagrodę w wysokości 10 000 zł przyznano Arkowi Stokłosie za projekt solniczki i pieprzniczki, natomiast wyróżnie‑ nie honorowe w wysokości 3 000 zł otrzymały Klaudia Kasprzak i Wioletta Bogunia za projekt Świetlaki. Ogłoszenie wyników odbyło się 3 X 2017 r., podczas otwarcia tegorocznego festi‑ walu Łódź Design Festiwal. Projekt Arka Stokłosy to propozycja kom‑ pletu produktów znakomicie uzupełniających dotychczasową ofertę WellDone. Solniczka i pieprzniczka przybrały postać sympatycznych zwierzątek: susła i nietoperza. Mają pomysłową, prostą formę i odpowiadają technologicznym możliwościom wykonawczym fundacji. Dodat‑ kowym atutem projektu jest aspekt edukacyjny, zwracający uwagę na ginące gatunki zwierząt. Świetlaki Klaudii Kasprzak i Wioletty Boguni to pomysłowa rodzina obiektów odblaskowych, które można przyczepiać do odzieży czy pleca‑ ków. To świetna alternatywa dla odblasków ist‑ niejących na rynku. Ciekawe formalnie obiekty mogą stanowić ozdobę, a jednocześnie dzięki właściwościom odblaskowym mają funkcję zabezpieczającą pieszych na jezdni po zmroku. Fundacja „Być Razem” prowadzi w Cieszynie przedsiębiorstwo społeczne, realizuje projekty ukierunkowane na aktywizację poprzez pracę i edukację osób bezrobotnych. Pomaga w tworze‑ niu nowych miejsc pracy, wspiera powrót do spo‑ łeczeństwa osób zagrożonych marginalizacją i wykluczeniem społecznym. Produkty WellDone® wytwarzane przez Fundację „Być Razem” to wyko‑ nane z naturalnych materiałów proste, dowcipne, inteligentne i użyteczne przedmioty, wykonywane przez osoby wspierane przez fundację.
↑ Arek Stokłosa Sólseł i Nietopieprz nagroda główna ↓ Klaudia Kasprzak i Wioletta Bogunia Świetlaki, wyróżnienie honorowe
85
Kronika Wy da rz eń
Solne wnętrza Fot. Ludwik Kostuś
Podziemny plener w Wieliczce
→ Plener w Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka Kopalnia Soli w Wieliczce 2017
Katarzyna Stryszowska‑Winiarz W marcu 2017 r. odbyły się czterodniowe warsztaty artystyczne w podziemnych wyrobiskach Kopalni Soli w Wieliczce, w których udział wzięli studenci i pedagodzy z pracowni malarstwa i rysunku Kate‑ dry Sztuk Pięknych Wydziału Architektury Wnętrz ASP w Krakowie. Projekt Solne wnętrza został zre‑ alizowany we współpracy Wydziału Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka. „Idea tegorocznego pleneru podziemnego i poplenerowej wystawy Solne wnętrza została zapoczątkowana obrazem, który w 2013 r. trafił do zbiorów muzeum w Wieliczce. Dzieło pani Katarzyny Stryszowskiej, ówczesnej doktorantki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, zaintrygo‑ wało nie tylko walorami malarskimi, ale zwłasz‑ cza zaskakującym ujęciem wnętrza kopalni soli. Pierwszoplanową rolę odgrywa w nim typowa dla podziemnej scenerii gra światła i mroku. Głęboka czerń ciemności zniuansowana odcieniami gra‑ natu, zaznaczającymi kładące się cienie, została gwałtownie rozświetlona niczym błyskawicą lub reflektorem. Silny blask tylko miejscowo wydo‑ bywa kształt dawnych schodów i solne nacieki. Pozwala też jedynie snuć domysły, czy na 86
Wiadomości asp /80
pierwszym planie majaczy w ciemności sylwetka górnika. Przywołany obraz stał się impulsem do zainicjowania starań o powstanie nowych ujęć i artystycznych wizji, interpretujących motywy kopalni wielickiej. Zorganizowanie pleneru malarskiego w tak niezwykłym miejscu było pla‑ nowane od początku 2015 r., a skonkretyzowało się ostatecznie, kiedy JM prof. dr hab. Stanisław Tabisz, rektor ASP w Krakowie, zgodził się patro‑ nować wydarzeniu”1. Przebywanie pod ziemią, w przestrzeni zamkniętej w solnym górotworze, bez dostępu do nieba, stało się okazją do oderwania się od zewnętrznego świata i wkroczenia w świat zupeł‑ nie inny… „Nietypowe dla zwykłych plenerów malarskich poeksploatacyjne wyrobiska, wyso‑ kie komory i chodniki przecinające pokłady soli, podobnie jak gigantyczne urządzenia i maszyny, niegdyś pracujące w kopalni, okazały się zna‑ komitą materią do studiów rysunkowych oraz malarskich. Podczas plenerowych warsztatów zjawiska kontrastu ciemności i światła oraz właściwości przestrzenne podziemi były roz‑ patrywane jako punkt wyjścia do przemyśleń
nad estetyką unikatowych wnętrz wydrążonych w soli. Ostatecznie dzieła zostały wypracowane w pracowniach krakowskiej uczelni pod kie‑ runkiem dra hab. Jacka Jędo, profesora ASP, i dr Katarzyny Stryszowskiej-Winiarz, będącej asystentem w I Pracowni Rysunku i Malarstwa Wydziału Architektury Wnętrz. Efekty tych wysiłków można poznać w publi‑ kacji, w której zamieszczono reprodukcje najlep‑ szych z powstałych prac. Odnaleźć wśród nich można współczesne próby uchwycenia genius loci miejsca, powiązane z subiektywnie odczu‑ wanym klimatem kopalni. Oczywiście nie bra‑ kuje – niekiedy bardzo pięknych kolorystycznie – kompozycji, które realistycznie przedstawiają charakterystyczne dla kopalni wnętrza i detale. Zaświadczają też o zafascynowaniu twórców kolosalną, największą kubaturowo w kopalni, Komorą Maria Teresa II oraz położonym w pobliżu niewielkim chodnikiem o bogatych narostach solnych. Powstały także odrealnione – w różnym stopniu – wizje zrodzone z obserwacji zjawisk właściwych dla budowy geologicznej kopalni, np. sfałdowań warstw solnych. Interesujący
Wystawa Solne Wnętrza podziemna ekspozycja Muzeum Żup Krakowskich, Wieliczka 2017
Fot. Ludwik Kostuś
→ Wystawa prac studentów i pedago gów Wydziału Architektury Wnętrz → Muzeum Żup Krakowskich, Komora Modena w Kopalni Soli w Wieliczce → 10 V – 1 X 2017 → Kuratorzy: Klementyna Ochniak‑Dudek, Katarzyna Stryszowska‑Winiarz
Fot. Ludwik Kostuś Wystawa Solne Wnętrza podziemna ekspozycja Muzeum Żup Krakowskich, Wieliczka 2017
wynik dały także próby oddania różnych faktur i kształtów soli. Wydaje się, że również miłośnicy abstrakcji mogą zostać usatysfakcjonowani pra‑ cami plenerowymi. Ilość rozwiązań formalnych jest niezliczona, podobnie jak zastosowanych technik: pastel, węgiel, ołówek, tusz itd. Obok obrazów na płótnie lub kartonie wykonanych farbami olejnymi lub akrylami pojawiają się rozmaite techniki mieszane i collage. Warto na nie zwrócić uwagę, ponieważ najlepsze nawet reprodukcje nie mogą w pełni zobrazować szcze‑ gółów dzieł, zwłaszcza jeśli chodzi o efekty struk‑ turalne i wprowadzenie interesujących faktur, które inspirowane formami soli, dają zupełnie wyjątkowe, nowatorskie kompozycje”2. Inspirująca przestrzeń solnych wyrobisk skłania do obserwacji i interpretacji rozmaitych form, stanowi konfrontację z wielością przedsta‑ wień i potencjałem estetycznych doświadczeń. Wyjątkowość kopalni ciekawie ujął prof. asp dr hab. Jacek Jędo: „Stanowi [ona] swoisty fenomen miejsca, wykreowanego przez niezwykłe piękno komór solnych, struktur ich ścian, tworzących specyficzny urok i klimat tych wnętrz. To zdu‑ miewający przykład symbiozy rozległego w czasie procesu działań natury oraz człowieka-górnika i jednocześnie artysty. Uzupełniają ten efekt
niezwykłości i krainy baśni zachowane obiekty inżynierii kopalnianej, machiny ogromne, a także drewniane konstrukcje. Mistyczny nastrój wnętrza głównej kaplicy stanowi kulminację wędrówki po różnych częściach kopalni. Cisza, spokój towarzyszą zwiedzaniu, nie zakłóca go przechodząca obok grupa zwiedzających. Opo‑ wieść tej podziemnej scenerii nie ma analogii w krajobrazie na powierzchni ziemi. […] Zajęcia prowadzone przez I pracownię rysunku i malarstwa w tym nietypowym dla ple‑ neru miejscu były nowym wyzwaniem i doświad‑ czeniem studyjnym. Szkice rysunkowe oraz malarskie, wykonywane w półmroku, powsta‑ wały w ciszy i skupieniu. Ta niezwykła sceneria, ukształtowana przez tkankę powierzchni sol‑ nych ścian, niepoddana działaniu światła sło‑ necznego, pór dnia i roku, emanuje przedziwną stałością wyglądu i klimatu swych solnych wnętrz. Monumentalne i jednocześnie misternie rzeźbione przestrzenie nie do końca odsłaniają zwiedzającemu swą tajemnicę – swoje ukryte źródło piękna. Bo jest to inny świat. Dlatego tak zdumiewający zaskakuje, wciąga, choć nie do końca go ogarniamy. Warsztaty rysunkowo-malarskie studentów architektury wnętrz były, jak sądzę, nowym
i cennym doświadczeniem artystycznym. Wyda‑ rzeniem i motywem inspirującym. Wzbogacają‑ cym wyobraźnię plastyczną i środki realizacji plastycznej, warsztatowej. Myślę, że ten trud warsztatów rysunkowo-malarskich w niezwy‑ kłej scenerii wnętrz Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce spełni swe założenia i cele. I sądzę, że wystawa prac studentów, zainspirowanych aurą solnych, podziemnych przestrzeni, w pełni potwierdzi te oczekiwania”3. Doświadczenie materii kamieni, solnych podziemi wprawiło w podziw uczestników plene‑ rów. Przebywanie pod ziemią stało się okazją do wyciszenia. Surowe, obce korytarze oddziaływały nie tylko na zmysł wzroku (zmysł dystansu), kopalniany mrok wyostrzył także odbiór róż‑ nych bodźców i zjawisk. Długie przebywanie pozwoliło na poznanie miejsca wszystkimi zmy‑ słami. „Cisza, żadnych dźwięków z zewnętrznego świata. W oddali słychać odgłosy kopalni: kroki, skrzypienie otwieranych drzwi, krople spadają i uderzają o podłoże. Błysk żarówki wywołuje uczucie ulgi. Światło rzuca refleksy na zimne, solne skały, zaburza przestrzeń podziemnych korytarzy. Kształtuje ją na nowo, podkreślając dotykowe walory formy, która wydaje się bliżej niż formy pozostające w cieniu. Każde skupienie 87
światła wydobywa z mroku nowe, nieregularne, drapieżne struktury skał, przyciąga do miejsc, w których krystaliczna struktura lśni i odbija niuanse światła po obszary cienia i ciemności. Światło w mroku solnych grot pełni funkcję sce‑ nograficzną. Wydobywa z mroku detale wydrą‑ żone w soli, oświetla różne gatunki soli, formy wtórnej krystalizacji: stalaktyty, stalagmity, uka‑ zując piękno i unikatowość podziemi. Mając do czynienia z materią skały, wszystko, co znajduje się w jej obrębie, staje się pretekstem do sko‑ jarzeń, rojeń, polem projekcji. Motyw solnych struktur pojawia się w wielu prezentowanych pracach studentów. Doznania światła i mroku, zjawiska mieszania ciemności i światła stały się inspiracją do użycia różnych środków wyrazu i technik artystycznych. Powstałe prace budzą ciekawe skojarzenia z pejzażem księżycowym, odległą galaktyką, nowym podziemnym pej‑ zażem otoczonym solnym sklepieniem innym wymiarem przestrzeni – niebem ziemi”4. Prezentowane prace malarskie i rysunkowe stanowią wynik obserwacji zjawisk świetlnych, zapis wytrwałych i uporczywych poszukiwań formy w ciemności. Poszukiwanie form w ciem‑ nościach i łączenie ich w kompozycyjną całość nie było łatwym zadaniem. Można odnieść wrażenie, że ciemność w podziemnych wnętrzach jest nie‑ przenikniona i brak w niej jakichkolwiek punktów odniesienia. Z początku widać bardzo niewiele, potem wzrok przyzwyczaja się do ciemności. Ciemność staje się przyczyną odbić i refleksów światła sztucznego. Zmącone światło i rozjaśniona ciemność zawierają się w sobie. Kopalniany mrok nadaje blask światłu. Tajemnicza niezwykłość
Zmącone światło i rozjaśniona ciem‑ ność zawierają się w sobie. Kopalniany mrok nadaje blask światłu. Tajemnicza niezwykłość kryje się w smudze, przejściu między światłem a mrokiem.
oraz malarskich. Najlepsze z powstałych prac sta‑ nowią nową, artystyczną interpretację kopalni, interesujące kompozycje realistycznie, jak i abs‑ trakcyjne odrealnione wizje zrodzone z obser‑ wacji różnych zjawisk. Wystawę Solne wnętrza można było oglądać w Muzeum Żup Krakowskich w Kopalni Soli w Wieliczce w dniach od 10 V do 1 X 2017 r. w Komorze Modena. Wystawie towa‑ rzyszył katalog z reprodukcjami ponad 40 dzieł w różny sposób odnoszących się do podziemnej scenerii. W połowie listopada br. prace były pre‑ zentowane w Galerii inAW Wydziału Architektury Wnętrz ASP w Krakowie. Honorowy patronat nad warsztatami objął JM prof. dr hab. Stanisław Tabisz, rektor Aka‑ demii Sztuk Pięknych im. J. Matejki w Krako‑ wie, zaś patronat medialny sprawowały: TVP Kraków, Radio Kraków, Stowarzyszenie Mediów Polskich, TTG. W wystawie Solne wnętrza uczestniczyli pedagodzy: dr hab. Jacek Jędo, prof. ASP, asyst. dr Katarzyna Stry‑ szowska-Winiarz, prof. Ewa Kutermak-Madej, ad. dr hab. Michał Misiak, oraz studenci: I rok I st. – Aleksandra
kryje się w smudze, przejściu między światłem a mrokiem. Spostrzeżenia te identyfikują miejsce i czynią je wyjątkowo ciekawe w odbiorze Wystawa Solne wnętrza została wpisana w niezwykłe, unikatowe solne groty, tworząc ory‑ ginalną aranżację przestrzeni muzealnej w pod‑ ziemnych wnętrzach Kopalni Soli w Wieliczce na poziomie trzecim. Prezentowane jako rozświe‑ tlone sztucznym strumieniem światła prace podkreślają fenomen miejsca, piękno komór sol‑ nych, struktury ich ścian. Motywy te okazały się znakomitym tematem do studiów rysunkowych
Boczar, Aleksandra Gawrysiak, Dominika Gulińska, Zuzanna Kaproń, Kinga Kołodziej, Patrycja Krzanow‑ ska, Dominika Kuczera, Angelika Leś, Nicole Lipińska, Karolina Łubkowska, Karyna Milchina, Dominika Nikiel, Malwina Nowak, Paulina Pasztaleniec, Barbara Rosół, Ewelina Słomska, Dominika Sokół, Alicja Szędzioł, Maria Talaga, Agnieszka Wygoda; II rok I st. – Karolina Dziwota, Adriana Gryglak, Dominika Janicka, Kinga Łapińska, Agata Michorowska, Sara Zielińska; I rok II st. – Paulina Bielaszka, Patrycja Duda, Ewelina Gawlik, Katarzyna Gronowska, Lilia Grybel, Joanna Kamoń, Karolina Kopeć, Agnieszka Kowal, Małgorzata Maćkowska, Alicja Mej, Dagmara Pająk, Dominika Pawłowska, Elżbieta Pietru‑ cha, Zuzanna Sochacka, Agnieszka Wereska. W imieniu wszystkich uczestników pleneru kieruję podziękowania do dyrektora Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce, pana Jana Godłowskiego, za współpracę, zorganizowanie pleneru i wystawy Solne wnętrza oraz do kustosza Muzeum, pani Klementyny Ochniak-Dudek za przygotowanie warsztatów i oprowadzanie po ekspozycji muzealnej. Przypisy 1 Katalog prac studentów i pedagogów Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z pleneru w podzie‑ miach kopalni wielickiej, w dniach 6–10 III 2017, Wieliczka 2017, s. 6. 2 Tamże, s. 7. 3 Tamże, s. 8. 4 Tamże, s. 9. ← Wystawa Solne Wnętrza podziemna ekspozycja Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka, 2017
88
Wiadomości asp /80
Fot. Ludwik Kostuś.
Solne wnętrza, Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka,
Kro n i ka Wy da rz e ń
Przestrzeń Równoległa Warsztaty site-specific przy Pawiej
Artur Wabik Idąc z Dworca Głównego w Krakowie ul. Pawią w kierunku al. 29 Listopada, mijamy wjazd do tunelu, w którym jeden za drugim znikają tram‑ waje, pojawiające się ponownie na powierzchni dopiero na rondzie Mogilskim. Tuż za betonowym murkiem wieńczącym wjazd do tunelu zaczyna się przestrzeń równoległa; klasyczne nie-miej‑ sce – jak określiłby ją Marc Augé – przestrzeń niczyja, pozbawiona nie tyle właściciela, ile związku emocjonalnego z mieszkańcami miasta. To właśnie tutaj przez dwa czerwcowe tygodnie odbywały się prowadzone przeze mnie warsztaty site-specific ze studentkami i studentami Akade‑ mii Sztuk Pięknych w Krakowie. Po niemal pół roku przygotowań, uzyskiwania zgód i patronatów, w kwietniu 2017 r. prof. dr hab. Stanisław Tabisz, rektor Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, podpisał umowę trójstronną z Fundacją Aktywnych Obywateli im. Józefa Dietla i firmą Skanska S.A. Na wstępnie należy wyjaśnić rolę obu tych podmiotów w pro‑ jekcie Przestrzeń Równoległa. Fundacja jest kon‑ sultantem sektora samorządowego i mediatorem społecznym, znanym z zaangażowania w projekty partycypacyjne, jak np. Superścieżka. Skanska jest zaś jedną z największych firm budowlanych i deweloperskich działających na terenie Kra‑ kowa. Najnowsza inwestycja firmy Skanska to kompleks budynków biurowych zlokalizowanych przy ul. Pawiej, w bezpośrednim sąsiedztwie miej‑ sca, w którym odbywały się warsztaty. Skanska S.A. od końca lat 90. XX w. konse‑ kwentnie wprowadza do Polski skandynawskie standardy działania, w ramach których kładzie nacisk na zrównoważony rozwój, co wyraża się
m.in. zainteresowaniem bezpośrednim oto‑ czeniem inwestycji jako jej integralną częścią. Dobrze pokazuje to przykład oddanego niedawno do użytku budynku Axis przy ul. Przy Rondzie, wraz z otoczeniem w postaci zrewitalizowanego na koszt firmy Skanska parku na skwerze im. Mariana Eilego. Także warsztaty Przestrzeń Rów‑ noległa obyły się z inicjatywy firmy Skanska i były przez nią w całości finansowane. Nie oznacza to jednak, że mecenas narzucił twórcom jakiekol‑ wiek ramy działania – czego obawiało się wiele osób obserwujących przebieg projektu. Jako opie‑ kun warsztatów mogę bez wahania przyznać, że studentów w tym projekcie ograniczały tylko ich własna wyobraźnia i umiejętności techniczne. Założeniem warsztatów był dwutygodniowy pobyt w przestrzeni pod wiaduktem w ciągu alei 29 Listopada. W tym celu w naszej przestrzeni równoległej pojawiły się dwa kontenery – biurowy
i cargo – w których studenci mogli pracować zarówno w zakresie projektowym, jak i wykonaw‑ czym. Poszukując odniesienia do nieco bardziej akademickich doświadczeń, nasuwa się słowo „plener”. Był to więc rodzaj pleneru w przestrzeni miejskiej – zaledwie 900 m od budynku Aka‑ demii przy pl. Matejki. Dystans, który daje się pokonać spacerowym krokiem w ciągu 10 min. Zadaniem studentów było wykonanie drobnych interwencji artystycznych w formule site-spe‑ cific, które sygnalizowałyby zbliżającą się prze‑ mianę tej przestrzeni. Organizatorom udało się pozyskać zgodę Zarządu Infrastruktury Komu‑ nalnej i Transportu, a także zaprosić do współ‑ pracy Zarząd Zieleni Miejskiej, dzięki czemu planowane ingerencje mogły nabrać rozmachu. Przestrzeń równoległa pełna jest zagadkowych artefaktów, pozostałości jej dawnych funkcji. Bie‑ gnący przez nią ciąg komunikacji pieszej wije się
89
Kronika w y da rz eń
pomiędzy podporami wiaduktu, lecz napotyka też inne przeszkody. W połowie przecina go prowadząca znikąd donikąd droga, wyłożona kostką Bauma – symbolem przestrzeni publicznej lat 90. XX w. Przy drodze stoi nieczynna, pozbawiona klosza latarnia. Dalej chodnik skręca nagle, unosi się i po jakimś czasie przechodzi w schody (opatrzone zresztą zna‑ kiem zakazu ruchu pieszego) wychodzące wprost na jezdnię. Stężenie absurdów prowokuje do komenta‑ rza, sprzeciwienia się, hiperboli – słowem stanowi idealny plac zabaw dla artystów. Warsztaty poprzedzał cykl spotkań w auli ASP, podczas których prezentowałem przy‑ kłady interwencji artystycznych w przestrzeni publicznej. Przedostatnie spotkanie miało charakter wizyty studyjnej w terenie, ostatnie zaś było okazją do pierwszej prezentacji pro‑ jektów. W warsztatach wzięło udział siedmioro studentów Wydziału Architektury Wnętrz, sześcioro studentów Wydziału Rzeźby i jeden student Wydziału Intermediów. Opiekunką architektów wnętrz była mgr Magdalena Jur‑ kowska, zaś rzeźbiarzy – dr hab. Iwona Demko. Od początku planowaliśmy współpracę z trzema wydziałami, o bardzo różnych profilach, aby zróżnicować formalnie efekty końcowe. Niestety decyzją dziekana Wydziału Intermediów, prof. Artura Tajbera, nie udało się wpleść warszta‑ tów w program dydaktyczny trzeciego wydziału. W tej sytuacji warsztaty zdominowali architekci wnętrz i rzeźbiarze. Już w efekcie pierwszych rozmów ze studen‑ tami ukonstytuowała się nazwa Przestrzeń Rów‑ noległa – oddająca ducha miejsca i problematykę działania. Niemal od razu ujawniły się też róż‑ nice w myśleniu o zadaniu pomiędzy studentami rzeźby i architektury wnętrz. Młodzi architekci wnętrz starali się „naprawić” zastaną przestrzeń, a więc przystosować ją do użytkowania, np. poprzez meble miejskie. Tymczasem rzeźbiarze zaproponowali obiekty o większym potencjale krytycznym, odwołujące się bezpośrednio do absurdalnej poetyki miejsca. Podczas gdy stu‑ denci architektury wnętrz podeszli do problemu jak do zadania projektowego, studenci rzeźby wykazali się nabytym w toku edukacji pragmaty‑ zmem. Niemal wszyscy poprawnie ocenili skalę działania, a co za tym idzie czas i ilość surowców potrzebne do realizacji. Znacznie więcej mody‑ fikacji – głównie redukowania skali – wyma‑ gały propozycje architektów wnętrz. Różnice te wynikają zapewne stąd, że studenci Wydziału Architektury Wnętrz najczęściej nie realizują swoich projektów własnoręcznie 90
Wiadomości asp /80
Rozpiętość zrealizowanych prac rzeźbiar‑ skich była bardzo duża – od figuratywnych do abstrakcyjnych, od interaktywnych do niemalże pomnikowych. Olga Śliwa przygotowała rzeźbę leniwca, ducha opiekuńczego miejsca, w któ‑ rym – cytując po raz kolejny Marca Augé – nie obserwuje się zmienności, więc upływ czasu zostaje zawieszony. Natalia Cikowska przygoto‑ wała Kolację dla dwojga, obiekt typu ready made, niemalże z pogranicza scenografii, który zderzony z charakterem miejsca całkowicie odwraca przy‑ pisaną do niego narrację. Magdalena Rębisz postawiła na spotęgowanie dziwności miejsca, umieszczając na trawniku abstrakcyjne obiekty
Już w efekcie pierw‑ szych rozmów ze studentami ukon‑ stytuowała się nazwa Przestrzeń Równoległa – odda‑ jąca ducha miej‑ sca i problematykę działania. z wielobarwnego pleksiglasu. Aneta Misiaszek zaprosiła widzów do przyjrzenia się otaczają‑ cej ich przestrzeni jedocześnie z bardzo daleka i z bardzo bliska, angażując przy tym całe swoje ciało. Michał Lenda zmusił przechodniów do patrzenia pod nogi, a Pamela Bożek do wejścia w świat jedynego stałego mieszkańca przestrzeni równoległej – bezdomnego. W tym czasie zespół złożony ze studentów obu wydziałów – Agnieszki Białek, Przemy‑ sława Broszko i Aleksandry Strączek – mozol‑ nie wyplatał siedziska z lin jutowych i nawoził ziemię w celu zmiany ukształtowania podłoża. Maja Bielecka i Marta Wolny z Wydziały Architek‑ tury Wnętrz kształtowały chmury, które później zawisły pod sklepieniem wiaduktu. Natomiast przebojowy zespół architektek wnętrz – Wikto‑ ria Kubat, Aleksandra Nowak i Izabela Rajnfus
– konstruował i montował swój miejski instru‑ ment. Punktem wyjścia do ich instalacji dźwię‑ kowej wykonanej ze złomu był huk pociągów, tramwajów, autobusów i samochodów osobowych poruszających się w pobliżu wiaduktu. Instru‑ ment nawiązywał jednocześnie do mobili Caldera i maszyny aneantyzacyjnej Kantora. Ukształto‑ wanie terenu wokół instalacji kojarzy się dziś z amfiteatrem, który tworzy „scenę w scenie”, gdzie widownią jest miasto. Jak się okazało pod‑ czas wernisażu – urządzenie cieszyło się dużym zainteresowaniem. Wiele rzeczy nie wyszło tak, jak sobie zapla‑ nowaliśmy. Nie udało się umieścić leniwca Olgi Śliwy na kikucie latarni, ze względu na jego wagę. Nie udało się doprowadzić do konstruktywnego dialogu z osobą bezdomną, której życie badała Pamela Bożek. Obiekty Magdaleny Rębisz nie przybrały oczekiwanego kształtu, a wagi Michała Lendy nie opowiedziały nam obiecanych histo‑ rii o mieście. Można by długo wymieniać nie‑ dociągnięcia, ale przecież nie to chodzi. Praca w przestrzeni publicznej to przede wszystkim umiejętność podejmowania kompromisów, cią‑ głego renegocjowania z własnymi wyobrażeniami o dziele. I z tym studenci uporali się doskonale. Proces ten przyniósł też zaskakujące niespo‑ dzianki. W trakcie przebywania w przestrzeni pod wiaduktem Michał Lenda spontanicznie zgło‑ sił chęć montażu hamaka, wykonanego poprzez recykling baneru reklamowego, który później robił prawdziwą furorę na wernisażu. Na pewnym etapie także natura postano‑ wiła utrudnić nam zadanie. W piątek 23 VI, w drugim tygodniu warsztatów, przez Kraków przetoczyła się nawałnica skutkująca licznymi podtopieniami, połamanymi drzewami i innymi zniszczeniami. Ucierpiały także nasze instalacje, w niektórych wypadkach wymuszając znaczne korekty koncepcji, ograniczenie skali lub prze‑ myślenie na nowo sposobu mocowania elemen‑ tów, aby w przyszłości oparły się żywiołom. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Cza‑ sowa ekspozycja plenerowa prac zrealizowanych na warsztatach została oficjalnie otwarta 30 VI. Architekci i inżynierowie z firmy Skanska S.A. obecni na wernisażu przyznawali, że realizacje studentów otwierają im oczy na możliwości tej przestrzeni. Pozytywny odbiór prac zarówno ze strony mieszkańców, jak i mecenasa warsztatów oznacza, że tego typu projekt mógłby się odbyć ponownie w przyszłości. Tym razem być może z udziałem studentów także innych wydziałów, np. form przemysłowych czy malarstwa.
27. Festiwal Kultury Żydowskiej Jerusalem
→ 24 VI – 2 VII 2017 → Organizatorzy: Stowarzyszenie Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie, Firma Architekto- niczna BudCud, V Pracownia Proje ktowania Wnętrz WAW ASP w Krakowie
Bożena Błażewicz Jedną z tradycji współczesnego Krakowa jest corocznie odbywający się na początku lata Festi‑ wal Kultury Żydowskiej. W uliczkach Kazimierza przez tydzień rozbrzmiewają dźwięki muzyki kojarzonej z Izraelem, wokół unoszą się charak‑ terystyczne zapachy bliskowschodnich potraw, różnobarwny tłum wypełnia jedną z bardziej charakterystycznych dzielnic miasta.
W tym roku grupa studentek WAW – Alek‑ sandra Koziej, Karolina Kopeć i Paulina Hałasa – w ramach ćwiczeń prowadzonych w V Pracowni Projektowania Wnętrz pracowała nad stworze‑ niem koncepcji aranżacji „przestrzeni spotkań” na Bulwarach Wiślanych przystosowanej dla uczestników festiwalu. Nad Wisłą, tuż przy kładce Bernatka, powstał Bulwar Jerozolimski, gdzie uczestnicy Festiwalu mogli się spotkać po całym dniu wypełnio‑ nym wrażeniami. Było to miejsce stworzone
zarówno do zabawy, edukacji, jak i odpoczynku. W zaaranżowanej przestrzeni pośród rozsta‑ wionych na nabrzeżu parawanów można było doświadczyć spotkania różnych kultur i tradycji, zgodnie ze słowami Janusza Makucha, dyrektora festiwalu: „Szanujemy przeszłość w jej czystej formie, jednak podążamy tam, gdzie z Tradycją zderza się Awangarda”. Siedząc na wygodnych leżakach pomiędzy kamiennymi XIX‑wiecznymi murami Bulwarów, a popularną restauracją na statku, Barką Arlina, można było posłuchać DJ‑ów z Izraela, Niemiec i Polski, spróbować przysmaków przygotowanych przez Cheder, wziąć udział w warsztatach desi‑ gnu prowadzonych przez MiPolin lub po prostu zagłębić się w lekturze wybranej z dostępnej dla wszystkich plenerowej czytelni. Zgodnie z porozumieniem, które podpisali‑ śmy ze Stowarzyszeniem Festiwal Kultury Żydow‑ skiej, prowadzimy projekt naukowo‑badawczo ‑artystyczny, którego głównym celem jest ukazanie i propagowanie różnorodności kulturowej miasta Krakowa. W jego ramach w ciągu najbliższego roku akademickiego będziemy pracować nad kolejnymi etapami wspólnego przedsięwzięcia. Prace studentek odbywały się pod ścisłym kierownictwem firmy BudCud, głównego pomy‑ słodawcy i wykonawcy projektu, znanej z nagra‑ dzanego wielokrotnie w kraju i za granicą pro‑ jektu Kwartał FKŻ, stworzonego na czas 25. edycji Festiwalu Kultury Żydowskiej. 91
Kronika w y da rz eń
Biennale Sztuki Młodych „Rybie Oko” Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej
→ Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej, Słupsk → 5 X – 10 XII 2017 ↑ Magdalena Lazar Venus, animacja 3d Full HD, H264, mp4, 2017
Roman Lewandowski Organizowane w tym roku Biennale Sztuki Mło‑ dych „Rybie Oko” jest już dziewiątą edycją pro‑ jektu realizowanego od 2001 r. przez Bałtycką Galerię Sztuki Współczesnej w Słupsku. Założe‑ niem festiwalu jest promocja dokonań środowi‑ ska artystycznego młodego pokolenia, któremu galeria zamierza stworzyć platformę komunika‑ cyjną do zaprezentowania i skonfrontowania swo‑ ich postaw oraz dokonań. Dlatego też w ramach biennale – poza ekspozycjami – odbywają się spotkania oraz panele dyskusyjne z udziałem zaproszonych krytyków i teoretyków sztuki. Wyselekcjonowane do wystawy prace una‑ oczniają – jak się wydaje – dość wyraziście stan i kondycję młodej polskiej sztuki. I chociaż „Rybie Oko”ujawnia w tej prezentacji sporą różnorodność postaw, można dostrzec spek‑ trum idei i kluczowe wątki spajające twórczość młodych artystów. Intrygujący jest fakt, że poza pracami dotykającymi problematyki egzystencji, zwłaszcza prywatności i intymności, pojawiają się wreszcie realizacje interpretujące aktualną rzeczywistość społeczną czy też redefiniujące przeszłość i naszą tożsamość. Niezależnie od tego 92
Wiadomości asp /80
nie brak jednak dzieł w sposób świadomy i for‑ malistyczny odwołujących się do niegdysiejszych estetyk i stylistyk. Ten ostatni przypadek dotyczy nie tylko kontekstu samej sztuki, ale całej iko‑ nosfery. Młodzi artyści nadal dość często łączą bądź trawestują rozmaite tendencje i środki wyrazu, co sprawia, że twórczość ta pozostaje ciągle wyrazem postmodernistycznego myślenia w kategoriach świata kalejdoskopu. W kontekście formalnym sztuka ta nie stroni ani od abstrakcji, ani od figuracji. To, co wydaje się pewnym zna‑ kiem czasu, to dominacja tzw. nowych mediów – zwłaszcza wideo oraz fotografii. W 2017 r. biennale zostało zorganizowane w przestrzeniach wystawienniczych Gale‑ rii Kameralnej, Baszty Czarownic w Słupsku oraz Centrum Aktywności Twórczej w Ustce. Całość przedsięwzięcia została dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Naro‑ dowego. Na dziewiątą edycję Biennale wpły‑ nęło 300 zgłoszeń. Jury w składzie: Sebastian Cichocki, Roman Lewandowski, Adam Mazur, Piotr Stasiowski i Edyta Wolska wyłoniło 15 arty‑ stów, którzy zostali zakwalifikowani do wystawy. W Biennale Sztuki „Rybie Oko” 9 udział wzięli: Agnieszka Antkowiak, Martyna Czech, kolektyw Czy to warto (Natalia Dołgowska
i Michalina Musielak), Wojciech Gąsiorowski, Ewa Kubiak, Kamil Kukla, Magdalena Lazar, Agnieszka Mastalerz, Tymon Nogalski, Krzysztof Piętka, Jana Shostak, Grzegorz Stefański, Tytus Szabelski, kolektyw Trzecie (Maciej Szczęśniak i Sara Piotrowska) i Katarzyna Szymkiewicz. Nagrodzeni zostali: Grzegorz Stefański – 1. Nagroda Główna Grand Prix w wysokości 25 000 zł, zdobywca nagrody otrzymał także zaproszenie na miesięczną rezydencję w Cen‑ trum Aktywności Twórczej w Ustce; Agnieszka Antkowiak – 2. Nagroda Marszałka Woje‑ wództwa Pomorskiego w wysokości 9000 zł; Jana Shostak – 3. Nagroda Prezydenta Miasta Słupska w wysokości 1000 zł (za projekt reali‑ zacji projektu w przestrzeni publicznej miasta Słupsk); Katarzyna Szymkiewicz – 4. Nagroda Burmistrza Miasta Ustki w wysokości 3000 zł. Wręczono także trzy wyróżnienia ufundowane przez sponsorów, każde w wysokości 1000 zł – Krzysztofowi Piętce, Kamilowi Kukli i Magda‑ lenie Lazar. Nagroda Dyrektora Bałtyckiej Gale‑ rii Sztuki Współczesnej w postaci zaproszenia do indywidualnej wystawy w jednym z trzech salonów wystawienniczych BGSW w 2018 r. tra‑ fiła do Macieja Szczęśniaka i Sary Piotrowskiej (kolektyw).
↑ Jana Shostak nowak / nowaczka / nowacy (działanie performatywne na przestrzeni językowej), dokumentacja wideo w 3 częściach, 2017 ↓ Grzegorz Stefański Restraint, wideo, 2016 Fotografie. Krzysztof Tomasik 93
Kronika w y da rz eń
Spotkanie z Bruno Monguzzim
Bruno Monguzzi – zrzut ekranu z filmu The Fly and the Spider Web
Paweł Krzywdziak Bruno Monguzzi urodził się w Szwajcarii w roku 1941. W latach 1956–1961 studiował grafikę projektową w Genewie, następnie gestaltyzm, typografię i fotografię w Londynie. Po studiach przeprowadził się do Mediolanu, gdzie rozpo‑ czął pracę w Studio Boggeri. W 1965 r. przeniósł się do Montrealu, by zaprojektować dziewięć pawilonów na Expo 67, po czym jako niezależny projektant kontynuował współpracę z Antonio Boggerim. Równolegle rozwijał swoją karierę dydaktyczną, ucząc w Wenecji, Lugano i Nowym Jorku. Otrzymał m.in. nagrodę Premio Bodoni w 1971 r., Złoty Medal New York Art Directors Club w 1990 r. i tytuł Royal Designer for Indu‑ stry w 2003 r. Do najbardziej znanych realiza‑ cji Monguzziego należą projekty wykonane dla Musée d’Orsay w Paryżu i Museo Cantonale d’Arte w Lugano, ukazujące ponadczasową ekspresję typografii i metafory graficznej. 94
Wiadomości asp /80
Motyw przewodni wizyty Bruno Monguzziego w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, która odbyła się 21 X br., stanowił proces projektowy rozumiany jako kreowanie skutecznego komu‑ nikatu. Obecność światowej sławy twórcy zwią‑ zana była z jego udziałem w Międzynarodowej Wystawie Plakatu Typograficznego TYPE + TEXT | Rok Awangardy, odbywającej się w Muzeum Mia‑ sta Łodzi. Dzięki uprzejmości kurator wystawy, Agnieszki Ziemiszewskiej, pracownia liternictwa i typografii Wydziału Grafiki miała możliwość zaproszenia Bruno Monguzziego i zorganizowa‑ nia otwartej prelekcji z jego udziałem. Pierwsza część wizyty przyjęła formę spo‑ tkania ze studentami Katedry Grafiki Projek‑ towej. Punktem wyjścia do rozmowy stały się przygotowane przez nich prezentacje ubiegło‑ rocznych projektów grupowych – identyfikacji wizualnych stworzonych dla Festiwalu Kultury i Mediów Polikultura oraz wystawy końcoworocz‑ nej Wydziału Grafiki. Wykorzystanie motywu cenzury zapoczątkowało dyskusję na temat
odpowiedzialności, jaką bierze na siebie pro‑ jektant, kreując wizualny komunikat – może wzmocnić przekaz idei, którą mu powierzono, lub wypaczyć jej znaczenie. Bruno Monguzzi przeanalizował również efekty ćwiczeń mieszczących się w programie nauczania propedeutycznego pracowni liternic‑ twa i typografii. Zaawansowane realizacje studen‑ tów przywołały temat powszechnej dostępności oprogramowania graficznego, co z jednej strony lokuje projektowanie w obrębie umiejętności cywilizacyjnych, z drugiej czyni twórczą wrażli‑ wość autora szczególnie wartościową cechą. Spotkanie przeniosło się następnie z ul. Kar‑ melickiej na pl. Matejki, do głównego gmachu Akademii. Otwarty charakter wydarzenia spra‑ wił, że aula zgromadziła sympatyków designu, również spoza naszej uczelni. Rozmowę z prele‑ gentem poprzedziła projekcja filmu The Fly and the Spider Web w reżyserii Heinza Bütlera, będą‑ cego dopełnieniem książkowego wywiadu rzeki z projektantem. Tytuł nawiązuje do stwierdzenia
wypowiedzianego przez Antonio Boggeriego. Porównał on szwajcarską szkołę projektowania do pajęczej sieci – nieskazitelnej konstrukcji, która staje się użyteczna dopiero wtedy, gdy naru‑ szy ją wplątana w nią mucha. Dokumentacja dorobku i procesu twórczego artysty w filmie, przeplatana faktami biogra‑ ficznymi, podzielona została na rozdziały odno‑ szące się do rozmaitych aspektów pracy z grafiką użytkową. Przechodząc od definicji komunikatu wizualnego, przez szczegółową analizę decyzji formalnych – bazy najbardziej rozpoznawalnych dzieł autora, do recytacji nieprzetłumaczalnej włoskiej bajki, będącej fonetyczno‑znaczenio‑ wym kolażem, reżyser wprowadza nas w twór‑ czość Monguzziego, stanowiącą mariaż szwajcar‑ skiej precyzji i włoskiego temperamentu. Po zakończonej projekcji bohater filmu poja‑ wił się na scenie, by zilustrować teorię funkcjo‑ nowania czytelnych dla naszej kultury kodów wizualnych, tekstowych i dźwiękowych. Odniósł się więc do prowokacyjno‑ironicznej prezentacji, którą wykonał dla swoich studentów – angielskie słowo shit zapisał na trzy różne sposoby: lekką odmianą bezszeryfowego kroju pisma (shit obiek‑ tywne), elegancką pisanką (osobie nieznającej znaczenia tego słowa można by wmówić, iż jest to nazwa drogich perfum) i za pomocą fekaliów (międzykulturowy przekaz, wzmocniony obec‑ nością muchy). Kolejnym przykładem było ukazanie związku pomiędzy intonacją słowa a kontekstem jego użycia, a także uświadomienie słuchaczom, jak bardzo można w ten sposób zmodyfikować wiadomość – imię „Agnieszka” zostało naj‑ pierw wykrzyczane, a później czule wyszeptane do mikrofonu. Ponieważ widownia była onieśmielona logiką i ekspresją prelegenta, jako prowadzący nawiązałem do myśli dotyczącej nadrzędnego charakteru idei, której projektant nie powi‑ nien zakłócić – ani przez niedobór, ani przez
Motyw przewodni wizyty Bruno Monguzziego w krakowskiej asp, stanowił proces projektowy rozu‑ miany jako kreowa‑ nie skutecznego komunikatu.
nadmiar użytych środków wyrazu. Bruno Mon‑ guzzi przyjął radykalne stanowisko, twierdząc, iż jedynie silny, treściowy punkt odniesienia dyktuje rozwiązania formalne. Co więcej, indy‑ widualność i niezależność projektanta również powinny być podporządkowane kodowi kulturo‑ wemu, ponieważ każdy detal wpływa na odbiór całości komunikatu. Spotkanie zakończyła merytoryczna dysku‑ sja, obejmująca takie tematy jak oddziaływanie krojów pisma czy praca na siatce modułowej. Każdy aspekt techniczny mówca osadził w real‑ nej perspektywie, odwołując się do przykładu pisania listu miłosnego: gdy chcemy zado‑ wolić wybrankę serca, dobieramy papier nie w swoim, ale w jej ulubionym kolorze. Obiek‑ tywne porównania ujawniły, iż projektowanie skutecznych nośników treści opiera się nie tylko na dekodowaniu i systematyzowaniu, ale też na emocjonalnym doświadczaniu otaczającej nas rzeczywistości. 95
Kronika w y da rz eń
Moja Akademia Promocja książki Adama Wsiołkowskiego
→ Aula asp → Galeria asp, Kraków → 7 xi 2017 → Kuratorka: Karolina Woźniak
Od lewej: autor książki prof. A. Wsiołkowski; kierownik Wydawnictwa asp M. Płazowska; rektor prof. S. Tabisz
Michał Bratko 7 XI br. odbyła się w auli przy pl. Matejki promocja opublikowanej przez nasze wydawnictwo książki prof. Adama Wsiołkowskiego pt. Moja Akademia. Jej autor, wybitny krakowski artysta malarz, były rektor ASP w Krakowie, napisał swoistą autobiografię, w której zawarł swoją drogę od studenta do rektora. Poprzez pryzmat własnej historii prezentuje codzienne życie uczelni od końca lat 60. ubiegłego wieku aż po współcze‑ sność – radości i troski artystów, przeradzającą się często w przyjaźń relację mistrz–uczeń, na jakiej opiera się nauczanie; przedstawia także dylematy związane z zarządzaniem tak wyjąt‑ kową społecznością, gromadzącą silne indywi‑ dualności. Bogato ilustrowane wydawnictwo obfituje w anegdoty i sytuacje humorystyczne, a jednocześnie ma dużą wartość historyczną, uka‑ zując życie w Akademii na przestrzeni ostatniego 96
Wiadomości asp /80
półwiecza. Pełen ciepła i humoru styl narracji pozwala czytelnikowi wejść w świat artystów, który dla większości ludzi jest dość hermetyczny i niezrozumiały. Książka Adama Wsiołkowskiego, również przez niego zaprojektowana, uświetnia wspa‑ niały jubileusz 200-lecia krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, najstarszej polskiej uczelni pla‑ stycznej. Autor nawiązuje do najlepszych trady‑ cji – nie jest pierwszym rektorem, który spisał swe wspomnienia – przed nim był Julian Fałat. Podczas prezentacji wydawnictwa zabrali głos rektor Stanisław Tabisz, szefowa Wydaw‑ nictwa asp Małgorzata Płazowska oraz autor publikacji. Wyświetlając na ekranie wybrane strony, skomentował on widniejące na nich ilu‑ stracje. Licznie zebrani goście, wykupiwszy na stoisku Wydawnictwa Akademii wszystkie przy‑ gotowane egzemplarze książki, przeszli następ‑ nie do Galerii Akademii przy ul. Basztowej, w której otwarta została wystawa wybranych
10 obrazów i 18 rysunków Adama Wsiołkow‑ skiego z okresu jego studiów w latach 1967–1973. Zgodnie z wprowadzonym przez niego przed ponad ćwierćwieczem wernisażowym zwycza‑ jem wśród osób, które nabyły egzemplarz jego książki, rozlosowane zostały autorskie upominki: pamiątkowe kubki z motywem okładki książki oraz litografia W pracowni wykonana przez arty‑ stę na V roku studiów.
Widok wystawy Galeria asp w Krakowie
↓ Adam Wsiołkowski rysunki aktów 85 × 65 cm, węgiel, tempera, tusz 1970–1972 (iv–v rok studiów) wł. Muzeum asp w Krakowie
97
Kronika w y da rz eń
Everest Sylwii Bajek i Szczepana Brzeskiego...
wydaje się absolutnie nieprawdopodobny… Ueli
Stanisław Tabisz Wyprawa Sylwii Bajek, studentki V roku Wydziału Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, i jej partnera Szczepana Brzeskiego na Mount Everest to okoliczność, która uzasadnia w pełni przekonanie, iż jest to w naszym arty‑ stycznym i akademickim środowisku wydarzenie wyjątkowe i niezwykłe, niemalże sensacyjne, god ne wartościującego podsumowania… Sylwia Bajek wraz ze Szczepanem Brzeskim, tworząc ekipę EverTeam, wyruszyli z Polski na Mount Everest z początkiem kwietnia 2017 r., planując atak szczytowy pod koniec maja. Aka‑ demia Sztuk Pięknych w Krakowie, w osobach pani dziekan prof. Beaty Gibały‑Kapeckiej oraz mojej, wsparła (na ile mogła) ten śmiały projekt zakładający spektakularne wejście na górę gór najmłodszej Polki w historii. Himalaiści często mówią, w kontekście swoich bardzo ryzykownych wypraw, o odwadze spełniania marzeń. Marzenia dla każdego człowieka są mocnym imperatywem do działania i tak też było z pewnością w przy‑ padku Sylwii i Szczepana… Dzięki literaturze górskiej i doniesieniom prasowym, mając w miarę dobre rozeznanie środowiska wspinaczy wyczynowych i eks‑ tremalnych, dowiedziałem się, że pod Mount Everestem, biwakując na lodospadzie Khumbu, przygotowuje się do dziewiczego przejścia gra‑ nią przez szczyty Mount Everestu i Lhotse jeden z najsłynniejszych i najsprawniejszych himala‑ istów świata, mianowicie Szwajcar Ueli Steck – człowiek, którego rekord wejścia na pionową, 2‑kilometrową, północną ścianę Eigeru w Alpach, a zarazem na prawie 4‑tysięczny szczyt, wyniósł 2 godziny i 22 minuty (solo, bez asekuracji, z dwoma czekanami w rękach). Przejście to, możliwe do obejrzenia w Internecie, mrozi krew w żyłach i powoduje intensywne zawroty głowy najodporniejszych kibiców sportowych. Wyczyn 98
Wiadomości asp /80
Steck – nazywany Swiss Machine (szwajcarską maszyną), wspinając się treningowo w maju tego roku na szczyt góry Nuptse, tuż obok Everestu, odpada od ściany w kilometrową przepaść i ginie. To tragiczne wydarzenie spowodowało, że zaczą‑ łem się martwić o Sylwię, która w tym samym czasie przebywała gdzieś na lodospadzie Khumbu, i z coraz większym niepokojem nasłuchiwałem skąpych wieści z bazy spod Mount Everestu… Moja ciągle narastająca fascynacja górami spotęgowała się jeszcze bardziej po przeczytaniu książki Joe Simpsona Dotknięcie pustki. Obej‑ rzałem także (kilkakrotnie!) paradokumentalny film niemieckiego reżysera Kevina Macdonalda Czekając na Joe, opowiadający o wyglądającym na skrajnie nieprawdopodobne, ale całkowicie prawdziwym wydarzeniu w Andach Peruwiań‑ skich, kiedy partner związany liną z wiszącym na przewieszeniu stromego stoku przyjacielem musi tę linę odciąć, a ofiara ze złamaną nogą wydobywa się z lodowej szczeliny i przez kilka dni i nocy czołga się po zboczu i lodowcu góry Siula Grande, aby w końcu pokonać swoją pewną śmierć i ocalić życie… Od tej pory moja biblioteka literatury górskiej stale się powięk‑ sza, pozycji przybywa, różnorodnych relacji z wypraw górskich, przygód, zwycięstw i dra‑ matów, bo ludzie gór opisują bardzo sugestywnie swoje zmagania z sobą i trudy wypraw, szcze‑ gólne zaciekłą walkę z przeciwnościami natury, ograniczeniami organizmu, dzieląc się z czytel‑ nikiem sukcesami, radościami, dramatami oraz tragicznymi pomyłkami i błędami… Wydawałoby się, że w naszej Akademii Sztuk Pięknych te wszystkie legendarne opowieści i niemalże mityczne bohaterstwo niebywałych, wręcz niemożliwych do osiągnięcia wyczynów himalaistów nie są znane, tymczasem pamiętam smutne oczy Joasi Chrobak, młodszej koleżanki z pracowni malarstwa prof. Juliusza Joniaka, kiedy jej ojciec, Eugeniusz Chrobak, nie wrócił
do domu z wyprawy, ano właśnie z legendarnego Mount Everestu. Mój rówieśnik, Maciej Berbeka, studiujący w naszej Akademii na Wydziale Form Przemysłowych (w tym samym czasie co ja na Wydziale Malarstwa), także nie wrócił w 2013 r. do domu z wyprawy na Broad Peak… A wszystko rozpoczęło się wiele, wiele lat temu… Jako pierwsi ludzie na świecie Mount Everest zdobyli 29 V 1953 r. nowozelandzki pszczelarz Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay. 29 lat wcześniej w okolicach szczytu Mount Everestu, w 1924 r., widziani byli legendarni Brytyjczycy: George Mallory i Andrew Irwing, ale czy zdobyli szczyt, jest to jak na razie niemożliwe do udo‑ wodnienia. Obydwaj himalaiści zaginęli, nie wracając z ataku szczytowego do bazy. W 1999 r. ciało George’a Mallory’ego odnalazł słynny ame‑ rykański wspinacz Conrad Anker, ale niestety przy zwłokach charyzmatycznego wspinacza nie znaleziono aparatu fotograficznego. Zagadka, kto pierwszy zdobył Mount Everest, pozostaje nadal nieprzeniknioną tajemnicą… Jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie na Mount Everest weszła Wanda Rutkiewicz, w tym samym dniu, kiedy w Watykanie papieżem wybrano biskupa Krakowa kardynała Karola Wojtyłę… W 2017 r. Sylwia Bajek, studentka ASP w Krako‑ wie, jako najmłodsza Polka osiągnęła wysokość 8 800 m n.p.m. Była tuż przed szczytem i tylko niedostarczenie przez Szerpę butli tlenowej unie‑ możliwiło Sylwii wejście na wierzchołek Dachu Świata… Było tak blisko… Najwybitniejszy polski himalaista, Jerzy Kukuczka, powiedział o podobnej sytuacji: „W momencie, kiedy staje się na wierzchołku, nie ma wybuchu szczęścia – szczęście przeżywa się, gdy wszystko pozostaje jeszcze przed tobą, kiedy wiesz, że do celu masz jeszcze kilkaset, kilkadziesiąt metrów, gdy jesteś tuż przed. To właśnie jest czas szczęścia”. Nie wiem, jak przeżywali to Sylwia i Szczepan, ale byli przecież w samym centrum szczęścia, byli już tak bardzo wysoko, tuż przed szczytem
W drodze na Everest
upragnionej góry, wyniesionej ponad inne maje‑ statyczne góry w Himalajach… Kiedy patrzę na każdą górę, tym bardziej na dużą górę, a jeszcze bardziej na najwyższą górę świata, zwaną przez Tybetańczyków Czo‑ molungma (czyli Bogini Matka Ziemia, Bogini Matka Śniegu), a przez Nepalczyków – Sagar‑ matha (czyli Czoło Nieba), pierwszym pragnie‑ niem i myślą jest: wejść na szczyt! To jest bardzo mocny impuls, pierwotny, silny, oczywisty… Nie trzeba w sposób skomplikowany i filozoficzny w nagromadzaniu argumentacji tłumaczyć tego wielkiego ryzyka i tego nadludzkiego, morder‑ czego wysiłku himalaistów. Po prostu każda góra wzbudza w człowieku od razu pragnienie, aby wejść na jej szczyt. To jest pierwotny, archety‑ piczny zew, a człowiek, jak głosi historia ludzkiej cywilizacji i kultury, potrafi dokonywać rzeczy i czynów porywających, wspaniałych, zadziwiają‑ cych, a nawet – wydawałoby się – absolutnie nie‑ możliwych. Ludzie odważni, marzyciele i podróż‑ nicy, ciągle przekraczają bariery i osiągają cele – zdawałoby się – nieosiągalne. Docierać tam, gdzie jeszcze nigdy nikogo nie było! Odkrywać, poznawać, poszerzać horyzonty i przestrzeń! Miliardy ludzi patrzyło w niebo i podziwiało blask
Księżyca. W miliardach głów prześlizgiwała się śmiała myśl i niemożliwe do spełnienia marze‑ nie: „Ciekawe, co tam jest? Kto na nas tam czeka? Trzeba polecieć i dotrzeć do Księżyca! Zobaczyć, dotknąć, być tam!”. Z końcem 1972 r. 12 ludzi mogło powiedzieć: „Byłem na Księżycu! Chodziłem po Księżycu!”. Szczyt Mount Everestu od 1953 r. zdobyło ponad 4 tys. ludzi. Najmłodsi zdobywcy liczą sobie 13 lat. To Amerykanin Jordan Romero, który wyszedł tak wysoko wraz ze swoim ojcem w 2010 r., i Malavath Purna z Indii, która zdo‑ była szczyt w 2014 r. Najstarszym zdobywcą jest 80‑letni Japończyk Yuichiro Miura, który wdrapał się na Mount Everest w 2013 r. Hima‑ laiści szukają coraz to nowych ścieżek, trudniej‑ szych dróg i szlaków. Rozwija się komercyjny charakter wypraw z „kontraktową” gwarancją dotarcia do celu. W filmie Everest Baltasara Kormákura, opartym na faktach, mogliśmy zobaczyć, do czego to prowadzi. Presja sukcesu i wejścia na szczyt za wszelką cenę skończyła się tragicznie dla 8 uczestników wprawy. Nic jednak nie powstrzymuje odważnych ludzi. Śmierć jest wpisana w miłość do gór i potrzebę sprawdzania możliwości swojego organizmu
oraz granic swojego człowieczeństwa. Ba, nawet zracjonalizowana w przewidywaniach jest kuriozalna sytuacja bez wyjścia, w której śmierć wysoko w górach może być zadana part‑ nerowi świadomie. Reinhold Messner, pierwszy na świecie zdobywca wszystkich 14 8‑tysięcz‑ ników, przestrzega: „Jeżeli nie umiesz odciąć od liny swojego partnera i co ważniejsze, jeśli nie będziesz umiał z tym żyć, nie wchodź na 8 tysięcy metrów”. Próbując złapać jakąś równo‑ wagę po takiej sentencji, chwytam się za bar‑ dziej intelektualne podejście do wspinaczki, wyrażone przez Wojciecha Kurtykę: „W mózgu człowieka zmagazynowane są rzeczy, które ujawniają się tylko w ekstremalnych sytu‑ acjach. Wspinaczka w Himalajach jest dlatego tak ważna, gdyż pozwala na wejrzenie w zwykle niedostępne rejony naszego umysłu”. Z punktu widzenia człowieka, którego już na 2‑metrowej drabinie ogarnia paniczny lęk przestrzeni, wyprawa na najwyższą górę świata Mount Everest musi być czymś niezwykle fascy‑ nującym, musi być imponującym przedsięwzię‑ ciem! Sylwii Bajek i Szczepanowi Brzeskiemu należą się wielkie uznanie i podziw! Kraków, listopad 2017 99
Kronika w y da rz eń
IX Triennale Polskiego Rysunku Współczesnego
Aniołek z Gorlic – konserwacja pomnika
→ 17 IX –31 XII 2017 → Galeria Oficyna przy Muzeum Kresów w Lubaczowie Aniołek na grobie Marii Krystyny Augustynówny został odrestaurowany przez studentów Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki asp w Kra‑ kowie, pod opieką prof. dr. hab. Arkadiusza Płuski. Prace wykonano nieodpłatnie w ramach porozumienia między asp a Starostwem Powia‑ towym, Urzędem Miasta i Towarzystwem Opieki nad Zabytkami Powiatu Gorlickiego, podpisa‑ nego w dniu 17 v 2014 roku.
W niedzielę 17 IX 2017 r. otwarta została wystawa pokonkursowa IX Triennale Polskiego Rysunku Współczesnego – Lubaczów 2017. Uroczyście wręczono nagrody i wyróżnienia dla laureatów konkursu. Jury obradujące 2–3 VI br. spośród 320 prac 122 autorów wybrało 77 prac 37 artystów, spośród których zostali wyłonieni zwycięzcy. Grand Prix konkursu otrzymał Paweł War‑ choł z Oświęcimia za zestaw prac zatytułowanych Skargi Hioba 5, Skargi Hioba 6, Skargi Hioba 7. Doceniono w nich ekspresję tematu i formy. Na wyrazistość prac wpłynęła materialna struktura przywołująca dramatyczne wspomnienia wydarzeń miejsca, jakim był obóz zagłady Auschwitz. Pierw‑ szą nagrodę przyznano Andrzejowi Rachoniowi za zestaw prac Pejzaż prowincjonalny 1, Pejzaż prowin‑ cjonalny 2, Pejzaż prowincjonalny 3. Zauważona tu została duża kultura plastyczna. Prace cechują się 100
Wiadomości asp /80
kontemplacyjnym charakterem i minimalizmem użytych środków. Drugą nagrodę konkursu otrzy‑ mała Monika Polak za trzy prace: Memory Stick, Extended period of Validity i Flashback I, a trzecią – Violetta Kulikowska-Parkasiewicz za prace z cyklu Pewne wątpliwości – Ale po co?, Może, Chyba. Przyznano również dziesięć wyróżnień hono‑ rowych dla: Andrzeja Jana Batora, Andrzeja Brze‑ gowego, Sławomira Grabowego, Jarosława Grul‑ kowskiego, Izabeli Kity, Zdzisława Olejniczaka, Mateusza Otręby, Marka Pokutyckiego, Dariusza Słoty i Bogdana Topora. Jury obradowało w składzie: przewodni‑ czący prof. Leszek Mądzik (Lublin), prof. Wik‑ tor Jędrzejec (Warszawa), Louiza Karapidakis (Ateny), prof. Piotr Kielan (Wrocław), prof. Antoni Nikiel (Rzeszów), Stanisław P. Makara (Lubaczów) (inf. wł.).
W sp o m n i e n i a
Profesor Andrzej Basista Twórca, naukowiec, nauczyciel, społecznik
Joanna Łapińska Prof. dr hab. inż. arch. Andrzej Basista – twórca, naukowiec, nauczyciel, społecznik – zasnął na zawsze 7 X 2017 r. w 85. jesieni życia jako czło‑ wiek spełniony. Urodzony w okresie międzywo‑ jennym w Chorzowie, studia odbył na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, w 1964 r. uzyskał doktorat, w 1976 – habilitację, a w 1997 – tytuł profesora nauk technicznych. Życie skło‑ niło go do podróży twórczych i edukacyjnych po całej Polsce, ale też i poza granice Europy. Był gościem Ministerstwa Budowy Nowej Stolicy w Nigerii, Uniwersytetu w Calgary w Kanadzie oraz Polskiego Centrum w Buffalo w USA. Praco‑ wał w biurach projektowych w Krakowie i Bag‑ dadzie, gdzie tworzył generalny program miesz‑ kaniowy dla stolicy Iraku, a także wykładał na tamtejszym uniwersytecie. Był profesorem asp w Krakowie na Wydziale Architektury Wnętrz. Kształcił studentów na Wydziale Architektury Politechniki Poznańskiej oraz w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania w Warszawie. Swoją dzia‑ łalność akademicką rozwinął jednak najszerzej na Wydziale Architektury Politechniki Białostoc‑ kiej (1997–2006), gdzie był kierownikiem Kate‑ dry Urbanistyki i Planowania Przestrzennego oraz Katedry Historii Architektury i Konserwa‑ cji Zabytków, a w latach 2002–2006 dziekanem wydziału. Był promotorem rozpraw doktorskich oraz recenzentem prac doktorskich i habilitacyj‑ nych, a swoją pasję edukacyjno-badawczą prze‑ łożył także na szereg monografii i podręczników akademickich z dziedziny historii architektury, urbanistyki i architektury wnętrz. Aktywność kulturo- i opiniotwórcza pro‑ fesora Andrzeja Basisty wykraczała poza progi uczelni dzięki licznym publikacjom, w tym także przeznaczonym dla szerszego grona odbiorców,
Pomimo że nie ma go już z nami, profesor Andrzej Basista pozostanie na zawsze zapisany na kartach histo‑ rii poprzez swoją działalność.
nie tylko specjalistów. Był autorem książek odkrywających sekrety architektury przed czy‑ telnikiem – bogato ilustrowanej przykładami z historii książki Architektura. Dlaczego jest jaka jest (Znak, Kraków 2000), w której zwrócił uwagę na kryteria odróżniające budowlę od architek‑ tonicznego dzieła i odkrył czynniki wpływające na pozytywny odbiór kompozycji przestrzennej, dzięki czemu każdy przechadzający się ulicami miasta może lepiej docenić jego walory este‑ tyczne, a także Jak czytać architekturę (z Andrze‑ jem Nowakowskim, Universitas, Kraków 2012), gdzie omawiane są kolejne etapy styczności z dziełem architektonicznym, począwszy od spojrzenia z oddali i zrozumienia charakteru budowli, poprzez usytuowanie obiektu w relacji z otoczeniem, ocenę bryły, aż po wnętrze, światło i – ponownie – kontakt wnętrza z zewnętrzem.
Kolejne dwie książki, dwujęzyczne, wydane nakładem wydawnictwa Universitas, stanowią bogatą, wieloaspektową analizę dzieł architek‑ tury: Architektura i wartości. Architecture and Values (2009) oraz Kompozycja dzieła archi‑ tektury. Composition of a work of architecture (2006), w której autor, opierając się na własnym doświadczeniu zdobytym podczas podróży po Europie, Ameryce Północnej i krajach Bliskiego Wschodu, scharakteryzował pojęcia takie jak: podział, hierarchia, symetria i asymetria, skala, proporcje i rytm, wystrój, faktura, kolor, kon‑ trast, światło i warunki. Spod jego pióra wyszła także pozycja dotycząca zagadnienia, z którym polskie miasta borykają się do dzisiaj: Betonowe dziedzictwo. Architektura w Polsce czasów komu‑ nizmu (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2001). Natomiast za swoisty testament można uznać jego książkę Architektura jako sztuka (Universitas, Kraków 2016), stanowiącą swo‑ bodny, a jednocześnie konsekwentny zbiór myśli związanych z planowaniem i oddziaływaniem przestrzennym, obiektami architektonicznymi, a także ideami silniej budującymi atmosferę niż fizyczne atrybuty, takimi jak światło, sacrum, przeszłość, miejsce itp. Pomimo że nie ma go już z nami, profesor Andrzej Basista pozostanie na zawsze zapisany na kartach historii poprzez swoją działalność i twórczość architektoniczno-urbanistyczną, a jego myśl edukacyjna będzie trwała poprzez jego książki, inspirując kolejne pokolenia projektantów.
Źródła fot.: https://http://www.facebook.com/wydzial. architektury.pb/photos/a.179838102064206. 38228.162662787115071/1463382803709723/? type=3&theater
101
W sp o m n i e n i a
Ostatnie pożegnanie prof. Bronisława Chromego
Stanisław Tabisz Wybitny artysta rzeźbiarz, prof. Bronisław Chromy, wyjątkowy i niepowtarzalny twórca, uczeń Xawerego Dunikowskiego, wychowawca i nauczyciel wielu pokoleń współczesnych rzeź‑ biarzy polskich odszedł od nas 5 X 2017 r. Był osobowością jedyną w swoim rodzaju, artystą rozpoznawalnym na pierwszy rzut oka, zarówno w realizacjach monumentalnych, jak i w tych kameralnych, które tworzył jak z rogu obfitości. Witalna natura artysty, jego niebywała pracowi‑ tość i twórcza aktywność sprawiły, iż stał się rzeź‑ biarzem bardzo znanym w Polsce i za granicą, że właściwie za życia okazał się legendą środowiska artystycznego Krakowa, w tym najbardziej środo‑ wiska związanego z Akademią Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, także z Piwnicą pod Baranami, której był współzałożycielem, jak również z filią krakowskiej ASP w Katowicach, gdzie pracował jako pedagog 17 lat… Bogata twórczość prof. Bronisława Chromego nie jest możliwa do opisania w tym krótkim poże‑ gnaniu, a pożegnanie to jest niestety naszym ostatnim gestem, jaki możemy uczynić wobec znakomitego artysty i człowieka o niezwykłej sile charakteru i wybitnie twórczym nastawieniu. Każdy, kto zetknął się bezpośrednio z prof. Bro‑ nisławem Chromym, ulegał jego czarowi osobi‑ stemu, wsłuchiwał się w jego opowieści i pamię‑ tał nieco dłużej powitalne, uściśnięcie dłoni artysty, dłoni szorstkiej, spracowanej, silnej, pełnej serdecznego wyrazu i utrwalającej ślady twórczej, ciężkiej pracy. Kiedy odchodzą od nas na zawsze ludzie bli‑ scy i ludzie, których cenimy i podziwiamy – nie jesteśmy w stanie w to uwierzyć… Zastanawiamy się, czym jest śmierć, czym jest to ostateczne odej‑ ście i zamknięcie tego rozdziału, który nazywa się ludzkim losem i kresem doczesnego życia. 102
Wiadomości asp /80
Był osobowością jedyną w swoim rodzaju, arty‑ stą rozpoznawal‑ nym na pierwszy rzut oka, zarówno w realizacjach monumentalnych, jak i w tych kame‑ ralnych, które two‑ rzył jak z rogu obfitości. Czym jest śmierć, która kieruje nasze marzenia ku pragnieniu nieśmiertelności, a naszą wiarę ku nadziei życia wiecznego? Człowiek twórczy, artysta, ma to przeświadczenie, że nie wszystek umiera. „Non omnis moriar”… Pozostają przez niego stworzone i utrwalone dzieła, a dzieła rzeźbiarza tym bardziej (w rzeczywistej, nie iluzyjnej, ale fizycznej i trójwymiarowej prze‑ strzeni) są konkretnym i trwałym śladem życio‑ wych i twórczych zmagań. Są emocjonalnym świadectwem czasu obecności osoby ludzkiej. Profesor Bronisław Chromy należał do tych wiel‑ kich artystów, którzy ocierali się o to odwieczne
marzenie o nieśmiertelności, ale jednocześnie był on mocno, organicznie związany z samym życiem, z jego istotą, z egzystencją tu i teraz, w tych zdeterminowanych dla każdego czło‑ wieka warunkach. O takich ludziach mówi się: człowiek z krwi i kości! Z dzieł prof. Bronisława Chromego emanowała energia życia i witalność natury świata, którego głównym prawem jest pęd ku rozwijaniu wszelkich form bogatej rozmaito‑ ści i piękna boskiego dzieła stworzenia… Profesor Bronisław Chromy urodził się 3 VI 1925 r. w Leńczach koło Lanckorony. Po ukoń‑ czeniu Liceum Sztuk Plastycznych w Krako‑ wie rozpoczął studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dyplom uzyskał w 1956 r. W ciągu długiego życia zaprezentował wiele wystaw indywidualnych, wziął udział w nie‑ zliczonej liczbie wystaw zbiorowych w Polsce i za granicą. Bronisław Chromy był twórcą niezwykle płodnym i uniwersalnym. W jego dorobku znajdują się zarówno monumentalne pomniki i duże rzeźby plenerowe, jak i rzeźby kameralne, niewielkie statuetki czy medale. Artysta podejmował wiele tematów. Były to m.in. rzeźby o tematyce historycznej i marty‑ rologicznej (np. Pieta oświęcimska), muzycz‑ nej (Pomnik Chopina, również zbiorowy portret artystów Piwnicy pod Baranami), kosmologicz‑ nej (Kopernik, w kontekście konstelacji i ukła‑ dów gwiezdnych) oraz animalistycznej (liczną reprezentację tej grupy rzeźb podziwiać można w Autorskiej Galerii Rzeźby Bronisława Chro‑ mego w Parku Decjusza w Krakowie na Woli Justowskiej). Wśród rzeźb i pomników, które na stałe wrosły w krakowski krajobraz, z pewno‑ ścią wymienić należy smoka wawelskiego znad Wisły, Fontannę grajków z pl. Wolnica, Sowy na Plantach, Owieczki ze skweru przed Akademią Rolniczą, Ukrzyżowanie w Arce Pana w Nowej Hucie, a także pomnik niezwykły – pomnik psa Dżoka, symbolu psiej wierności człowiekowi…
Profesor Bronisław Chromy
Profesor Bronisław Chromy wyrażał się twórczo także w malarstwie, tworząc obrazy o mocno nasyconych barwach. Oddawał się chęt‑ nie malarskiej i żeglarskiej pasji podczas waka‑ cyjnych pobytów w Domu Pracy Letniej na Mazu‑ rach. Te plenery były wieńczone wystawami obrazów prezentowanymi w Galerii Autorskiej. W ostatnich latach profesor Bronisław Chromy zadebiutował jako pisarz, wydając autobiografię Kamień i marzenie. Wydał także tomik poetycki Słowem rzeźbione… Prace prof. Bronisława Chro‑ mego znajdują się w zbiorach m.in. Muzeum Narodowego w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, a także w Muzeum Medalierstwa we Wrocławiu, w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu, w Muzeum Śląskim w Katowicach oraz w muzeach w Oświę‑ cimiu, Paryżu, Kopenhadze, Moskwie, Skopje, Helsinkach, Barcelonie, Dijon, Rawennie, Has‑ selt, Bochum i w Arezzo. Ponadto w kolekcjach prywatnych w kraju za granicą, m.in. w Austrii, Japonii, Australii, USA oraz Kanadzie… Artysta był laureatem wielu nagród w konkursach na projekty pomników i rzeźb. Za swoje doko‑ nania otrzymał m.in. Nagrodę Państwową I stop‑ nia za całokształt twórczości, Medal 200‑lecia Komisji Edukacji Narodowej, Złoty Medal „Zasłu‑ żony Kulturze Gloria Artis”, Medal „Zasłużony dla Kultury Narodowej”, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Nagrodę Miasta Kra‑ kowa, Złotą Odznakę „Zasłużony dla Wojewódz‑ twa Katowickiego”, Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Złotą Odznakę za Zasługi dla Ziemi Krakowskiej… Odszedł od nas wielki artysta i człowiek o niepowtarzalnej osobowości, sile charakteru i osobistym uroku… Myśląc o ostatecznym losie człowieka, pogrążamy się w żałobie i głębokim żalu, ale na pewno będziemy jeszcze długo podzi‑ wiać dzieła profesora Bronisława Chromego i wspominać żywą obecność artysty wśród nas… Niechaj spoczywa w pokoju wiecznym!
Zofia Weiss …a przyjrzawszy się bacznie jednemu ogniwu leżącemu na ziemi, będziesz mógł wiedzieć z całą pewnością, jak wyglądają inne, ostatnie, tego łań‑ cucha zawieszonego tak wysoko, że dostrzec go nie możesz.
[Feliks Jasieński, Manggha, 1901] Jest w Krakowie miejsce, w którym biblijne „Stań się” urzeczywistnione zostało w genial‑ nej wizji plastycznej. Prześwietlony słońcem Bóg Ojciec Stanisława Wyspiańskiego u ojców franciszkanów przedstawiony jest w momencie stwarzania wszechświata. Wyłania się z żywiołu wody i ognia i wznosi się ku górze tęczową barwą szat – płomieni. Stężała od wysiłku dłoń powołuje do istnienia kręgi planetarne rozproszone w orna‑ mentyce drobnych bytów. Makrokosmos rodzi się równocześnie z mikrokosmosem, Słońce, planety i kosmiczny pył. Jest w Krakowie miejsce… w którym inny arty‑ sta – Bronisław Chromy – nieustannie mierzył się z wizją stworzenia i tajemnicą wszechświata. Jego wizję rzeźbił, narzucając mu własny porządek, wprawiał jego elementy w ruch, w końcu nada‑ wał mu barwę surową, metaliczną, przyprószoną patyną. Narodziny planet Chromego noszą w sobie piętno geniuszu stworzenia, wykreślone z pre‑ cyzją tory astralne i zawieszone na nich kuliste planety wykorzystują idealne formy geometrii, a rzeźba lana nie w formie, ale bezpośrednio na modelunek w glinie dzięki tak uzyskanym ażurom ma lekkość nieomal papier mâché. Profesor Chromy mówił w swej twórczości o idei i materii, a genialne zestawienia absolutu i równolegle jego najdrobniejszych elementów stanowiło właśnie o wielkości jego sztuki. Stwarzając systemy astralne, zaludniał jed‑ nocześnie swoją pracownię stworzeniami, które w skali wszechświata są jedynie rozbłyskami
istnienia, których czas odmierza się zaledwie w miesiącach, dniach i godzinach. Jakże krótkie role przypisał Pan stworzenia ptakom, wiewiór‑ kom, mrówkom… Rodzą się, by niepostrzeżenie przejść do niebytu. „Zawsze staję w głębokiej zadumie nad dzie‑ łami natury” – nieraz podkreślał artysta. Dla Chromego istoty te były równoprawną cząstką natury, dlatego też w swoich rzeźbiar‑ skich wizjach opierał je na elementach odwiecz‑ nego trwania, łączył ukształtowaną własnoręcz‑ nie materię rzeźbiarską z formami utworzonymi przez naturę, poddawanymi erozji przez tysiące lat i nienaruszonymi w swej autentyczności. Mrówka z kamiennym odwłokiem, ptak z ciężkim granitowym brzuszkiem, owieczka na chwiejnych nóżkach utrzymująca bryłę kamiennego korpusu. Każde z tych stworzeń nie‑ sie z wysiłkiem swoją przepustkę do wieczności. 103
Sztuka Bronisława Chromego rozpięta jest pomiędzy ekspresją a liryzmem, objawia świat, który w nim samym istnieje, wyłania go poprzez jego własne widzenie rzeczy, kształtuje jego formę. Przekształca rzeczywistość, nie podwa‑ żając podstawowych zasad sztuki rzeźbiarskiej, posługuje się różnorodnymi formami obrazo‑ wania, intuicyjnie wykreśla granice pomiędzy natchnieniem a intelektem. „Refleksje – jak sam mówił – dynamizowane proporcjami dotykalnymi i nieskończonością – winny być rozumieniem powiązań pyłu Ziemi w kosmiczną wspólność, przy czym pokora i cześć wobec natury nie może przekreślać chęci jej przeistaczania”.
osiągnął swój, nieznajdujący analogii, styl arty‑ stycznej kreacji. Profesor Chromy tworzył w oparciu o bez‑ błędne wyczucie materiału, nie posługiwał się szkicami przygotowawczymi, szkicem dla niego była sama rzeźba, którą potem w kolejnych wersjach doprowadzał do perfekcji. Rozgrzany metal lał wprost na rysunek wykonany w glinie, rzeźbiarska materia pozostawała w stałym ruchu, zmienna, dynamiczna, niepowtarzalna, często o lekkości filigranu. Poszarpana i postrzępiona, zdawała się wnikać w przestrzeń, przejmując jej świetlistość i chromatykę. Błękitna patyna brązów do dziś zdaje się odbijać koloryt pogodnego nieba, zielona – wpisuje stworzone przez artystę formy
– z elementami odlanymi z brązu czy alumi‑ nium. I z takiego tworzywa powstawali ludzie i zwierzęta, naturalny kształt kamienia był dla artysty wyznacznikiem dalszej pracy w metalu. Zanim bowiem rzeźbiarz schylił się po kamień, już widział w nim korpus owcy, psa, brzuch flaminga, mrówczy odwłok, kobiecą twarz, wiolonczelę. Przypadkowa dosadność kształtu kamienia wyłuskanego z łona ziemi wydaje się nie do zastąpienia formą rzeźbiarską w całości wykreowaną przez człowieka. Z ziemi i wody zrodzony kamień, już sam w sobie przesycony liryzmem i szczególną mistyczną poetyką, został stworzony i uformowany ręką Stwórcy, zaś ręka artysty nadała temu dziełu nowe znaczenia i osa‑
Jako uczeń Xawerego Dunikowskiego zdo‑ był w jego pracowni najbardziej rygorystyczną szkołę rzeźbienia, nauczył się tam wielkości, ale i pokory, rozpalił własny talent, umiejętnie prze‑ zwyciężając dominujący indywidualizm mistrza. Czerpiąc z tego źródła, pozostał sobą, trzymając się słów Dunikowskiego usłyszanych kiedyś w czasie korekty: „O, widzi pan, to jest osobiste!”. Nie aspirował nigdy do awangardy, sku‑ piony na własnej twórczości tytaniczną pracą
w otaczającą naturę. Rzeźba Chromego bowiem ustawiona w plenerze żyje jak roślina zgodnie z rytmem zmieniających się pór roku. Odlewana w glinie jest odbiciem ziemi, przechowuje jej strukturę, nosi w sobie szczególny biologizm. Ale jakże często w swym dialogu z naturą Chromy posuwał się jeszcze dalej, wchłaniając w strukturę swoich rzeźb autentyczne jej okru‑ chy. Nie poddając ich jakiejkolwiek obróbce, łączył kamienie – rzeczne i polne otoczaki
dziła w nowych kontekstach. „Pługiem rzeźbiłem ojcowskie zagony” – wyznał w jednym z wywiadów profesor Bronisław Chromy. Czyż te słowa nie rozciągają się na całą jego twórczość, a ich złożona symbolika nie uczytelnia się dobitnie przy zetknięciu z każdym z jego dzieł? Zaiste bowiem Bronisław Chromy wydawał się w ten szczególny sposób wypełniać aż do dni swoich ostatnich biblijną Adamową misję „sprawowania ziemi, z której był wzięty”.
Bronisław Chromy ← Narodziny planet brąz, 2001 ↓ Mrówki brąz, kamień, 2001
104
Wiadomości asp /80
Janusz Orbitowski Wspomnienie ostatniej wystawy Ze smutkiem żegnamy prof. Janusza Orbitow‑ skiego, który zmarł 3 X 2017 r. Był absolwen‑ tem Wydziału Malarstwa i Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w 1967 r. uzyskał dyplom z wyróżnieniem w pracowni Adama Marczyńskiego. W 1970 r. rozpoczął pracę na asp w Krakowie, z którą związany był przez całe życie – kolejno jako adiunkt, doktor, profesor sztuk plastycznych i profesor zwyczajny. Był sty‑ pendystą m.in. Fondatione Romana w 1972 r., Fundacji Kościuszkowskiej w 1983 r., The Pol‑ lock-Krasner Foundation w 2002 r. oraz laure‑ atem wielu nagród w dziedzinie malarstwa. Brał udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jego prace znajdują się w kolek‑ cjach muzealnych, jak również w zbiorach pry‑ watnych w kraju i za granicą. Przypominamy w całości tekst dr. Michała Zawady towarzyszący wystawie Białe plamy (opublikowany po raz pierwszy w specjalnie wydanym z tej okazji katalogu) wybranych przez kuratorów Galerii Malarstwa asp prac prof. Janu‑ sza Orbitowskiego. Wystawa została zorganizo‑ wana w 2011 r. (11 XI – 9 XIi 2011) z inicjatywy Wydziału Malarstwa w związku z przejściem profesora na emeryturę.
Kilkanaście obrazów Janusza Orbitowskiego wypełnia ciasną przestrzeń galerii. Intensywne oświetlenie zalewa prace, choć mimo to niewiel‑ kie prostokąty zdają się emanować własny blask, dodawać moc światłu odbitemu przez nieskazi‑ telną biel. Kilkanaście prac ujętych (lub roze‑ rwanych?) w trzy grupy organizuje przestrzeń. Patrząc na obrazy Orbitowskiego, łatwo ulec rutynie klasyfikacji. Zamknąć je w zgrabnym sformułowaniu, tak zdawałoby się adekwatnym wobec artysty, którego język plastyczny z pozoru ulegał zaledwie minimalnym przekształceniom. Nietrudno dopowiedzieć sobie słowo cisnące się na usta wielu z widzów. Moderna! Podczas wernisażu Dziekan żegnał Profe‑ sora jako klasyka. Wszak rozpatrywanie dzieła
Fot. Marek Szymański
Michał Zawada
105
klasycznego przez skodyfikowany żargon wydaje się tak proste – wszystkie tropy zdają się prowa‑ dzić w jasno sprecyzowanym kierunku definicji. Wierność nauce modernistycznej ikony – Adama Marczyńskiego – na lata określiła działania arty‑ styczne Orbitowskiego, sytuując jego prace w ści‑ słym, być może nawet ewolucyjnym, ciągu wizu‑ alności wyrastającym z doświadczeń pierwszej polskiej awangardy. O tym napisano już wiele – być może zbyt wiele, precyzując genezę i zakre‑ ślając kontekst spójnego i klarownego oeuvre. Być może zapominając o archeologii moderni‑ zmu i geście Baudelaire’a, który w 1863 określił nowoczesność jako „to, co przemijalne, nietrwałe, jedynie potencjalne, to część sztuki, której druga połowa jest wieczna i odporna na wszystko”. A jednak – to same obrazy stawiają opór, barierę nieświadomości próbującej przeniknąć w złożoność struktury. Stawiają nas w niezręcznej pozycji, wytrącają z równowagi, wymykając się przestrzeni jasnych sformułowań. Tworzą obszar aporii, której nie da się ominąć klasycznymi sfor‑ mułowaniami, nic niewnoszącymi do rozpatrywa‑ nia płaszczyzny i przestrzeni konkretnych prac. Właśnie gra płaskiej powierzchni podobrazia i otaczającego ją kontekstu stanowi fundamen‑ talny gest artysty, gest, który rozciągnął się na setki pozornie tylko sterylnych monochromatycz‑ nych kompozycji. Wystawę otwiera cykl reliefów, owych „białych plam”, które odbiją się echem w przygotowanym przez Grzegorza Sztwiertnię fil‑ mie zamykającym ekspozycję, białych przestrzeni zamkniętych w prostokąty delikatnych, zintegro‑ wanych z całością ram. Owe cienkie obramienia
106
Wiadomości asp /80
czysto fizycznie, ale i symbolicznie wskazują, gdzie biel ściany, neutralnego tła przekształca się w obraz, gdzie rozpoczyna się geometryczna gra, raz statycznie wykreślając naczelne kierunki, raz tworząc dynamiczną optycznie kompozycję. Tu referent zawiera się w całości w konkretnej kompozycji, staje się wydzielonym światem asep‑ tycznej wręcz geometrii. Reliefy Orbitowskiego, konstruowane od dziesięcioleci z równą precyzją i konsekwencją, tworzą układy wąskich listewek lub nawarstwiających się prostokątnych płytek naklejanych na podobrazie w rytmicznych, gra‑ ficznych układach, malowanych następnie białą farbą, tak iż integrują się całkowicie z bielą pod‑ łoża. Dramaturgię linii tworzy więc tylko światło, a raczej – jego brak. To cienie rysują w ramach kompozycji konkretne układy. Dialektyka światła i cienia, oparta niemal na zerojedynkowym sys‑ temie, przesyła nam więc sprowadzoną do mini‑ mum informację wizualną. To w pewnym sensie relacja owego braku oraz jałowej powierzchni podobrazia tworzy hermetyczne uniwersum obra‑ zów Orbitowskiego. Światło zyskuje tu więc swoją własną materialność – pozbawione wszelkiego odniesienia abstrakcyjne obiekty emanują je ze szczególną mocą. Zarówno reliefy, jak i obrazy i rysunki, które znalazły się na wystawie narzucają dynamiczny ogląd. Wymagają ruchu, tworzą się w procesie, nie istnieją jako na zawsze ustalone zjawiska plastyczne. Najmniejsze przesunięcie widza określa je na nowo, przenosząc akcenty, wibru‑ jąc gęstą strukturą lub delikatnymi niuansami waloru. Te z pozoru perfekcyjne, chciałoby się
powiedzieć – maszynowe prace w bliskim oglą‑ dzie okazują się tworem ludzkiej ręki. Ujawniają miejsca, gdzie gest malarza ukazuje się z pełną wyrazistością. Niedomalowane powierzchnie, grube pokłady gruntu lub farby rozbijają mono‑ lityczną (modernistyczną) ideę. Nie ma tu dehu‑ manizacji, mimo iż autor wielokrotnie podkreślał swoją pozycję dystansu w stosunku do procesu tworzenia. Te miejsca stają się pęknięciem jedno‑ litej konstrukcji. Próba holistycznego, teoretycznego ujęcia prac upada. Wystawa Janusza Orbitowskiego, opracowana z pełną starannością i tworząca intrygującą narrację, sprawia, iż adekwatny staje się z pozoru banalny retoryczny imperatyw: to trzeba zobaczyć!
Publikacje
Wspominając Akademię, tom 3
Moja Akademia
Paweł Taranczewski Adam Wsiołkowski
Prezentowany tom stanowi część cyklu wydawni‑ czego Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie pod wspólnym tytułem Biblioteka 200‑lecia. Trzeci tom poświęcony jest wydarze‑ niom artystycznym, społecznym i historycznym XX w., w obrębie sztuki koncentruje się jednak na zagadnieniach nauczania rysunku i malar‑ stwa. Swoimi uwagami, wspomnieniami, impre‑ sjami dzielą się z nami Jerzy Nowosielski, Wacław Taranczewski, Włodzimierz Kunz, Józef Lucjan Ząbkowski, Zbylut Grzywacz, Andrzej Łukaszew‑ ski, Stanisław Rodziński, Leszek Misiak, Juliusz Joniak, Adam Wsiołkowski, Sławomir Karpowicz i oczywiście autor tej książki – Paweł Taranczew‑ ski. Wywiady przeprowadzone w minionych latach wzbogacone zostały znakomitym opraco‑ waniem historii narodzin kapizmu we Francji i jego losów w Polsce. redakcja: Jacek Dembosz, Adam Wsiołkowski, Teresa Czerniejewska‑Herzig
Wybitny krakowski malarz i grafik, były rektor ASP w Krakowie, Adam Wsiołkowski przygoto‑ wał swoistą autobiografię, w której zawarł swoją drogę od studenta do rektora w krakowskiej Akademii. Poprzez pryzmat własnej historii pre‑ zentuje codzienne życie uczelni od końca lat 60. ubiegłego wieku aż po współczesność – radości i troski artystów, relację mistrz uczeń, na jakiej opiera się nauczanie, przeradzającą się często w przyjaźń; przedstawia także dylematy związane z zarządzaniem tak wyjątkową społecznością, gro‑ madzącą silne indywidualności. Bogato ilustro‑ wane wydawnictwo obfituje w anegdoty i sytu‑ acje humorystyczne, a jednocześnie ma dużą wartość historyczną, ukazując życie w Akademii na przestrzeni ostatniego półwiecza. Pełen ciepła i humoru styl narracji pozwala czytelnikowi wejść w świat artystów, który dla większości ludzi jest dość hermetyczny i niezrozumiały. Książka Adama Wsiołkowskiego uświetnia wspa‑ niały jubileusz 200-lecia krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, najstarszej polskiej uczelni pla‑ stycznej. Autor nawiązuje do najlepszych tradycji – nie jest pierwszym rektorem, który spisał swoje wspomnienia, przed nim był Julian Fałat.
Hodegetrie krakowskie 1450–1490
Wieloletnie badania nad fenomenem powtarzal‑ ności typu ikonograficznego w malarstwie mało‑ polskim na przykładzie Hodegetrii krakowskiej zaowocowały wydaniem w 2015 r. pierwszego zbiorowo opracowanego tomu katalogowego, obejmującego 13 znanych dzieł z najwcześniej‑ szego okresu, czyli z lat 1400–1450. Niniejszy tom dotyczy wydzielonego przez autorów dojrza‑ łego i najintensywniejszego okresu wytwórczo‑ ści i powielania typu, zamkniętego w przybliżo‑ nych granicach 1450–1490, i obejmuje łącznie 37 obrazów. Spośród nich znaczną większość można przypisać do jednego z trzech działają‑ cych w tym okresie warsztatów, wyraźnie wyod‑ rębniających się na tle omawianej twórczości. Katalog, szczegółowo opisujący każdy z obrazów, poprzedza ogólna synteza stylistyczna dzieł z lat 1450–1490 oraz analiza techniki i technologii wykonania. redakcja: Małgorzata Schuster‑Gawłowska, Marta Lempart-Geratowska autorzy tekstów: Jerzy Gadomski, Marta Lempart‑ -Geratowska, Helena Małkiewiczówna, Małgo‑ rzata Schuster‑Gawłowska przekład: Monika Bogdanowska, Weronika Sobita
107
Publikacje
Smart obiekt Mimowolne perwersje rzeczy Książka wydana wspólnie przez wydawnictwo Czarne, Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie i Muzeum Historii Fotografii w Krakowie. Autorzy projektu Smart obiekt poruszają się w kręgu rzeczy. Są to pozornie nieistotne przed‑ mioty, które powstały z praktycznej potrzeby i pod wieloma względami przypominają proto‑ typy. Tworzy się je w doraźnych okolicznościach, a ich kształt bywa tak nieporadny i ułomny, że brak rzetelnej konstrukcji oraz współbrzmienia funkcji i formy zastanawia (i niepokoi). Z zało‑ żenia tymczasowe, z natury stworzone jako antyprojekty są jednak trwale obecne w naszej codzienności. Autorów interesuje proces ich powstawania, charakter, a także głębsze tło relacji człowieka i rzeczy. W książce znajduje się m.in. jeden z ostat‑ nich autoryzowanych wywiadów z prof. Jerzym Vetulanim. Redakcja: Agata Pankiewicz, Marcin Przybyłko, Marta Miskowiec Autorzy tekstów: Stanisław Lem, Marta Miskowiec, Tomasz Rakowski, Zdzisław Skrok, Marcin Smerda, Roch Sulima, Ziemowit Szczerek, Jerzy Vetulani Autorzy eseju fotograficznego: Agata Pankiewicz i Marcin Przybyłko
Wiadomości asp w Krakowie Wydawnictwo asp w Krakowie Dołącz do nas na Facebooku
Wydawca: Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie Redaktor naczelny: prof. Stanisław Tabisz, rektor ASP w Krakowie Kierownik Wydawnictwa asp: Małgorzata Płazowska, tel. 12 299 20 60 wiadomosciasp@asp.krakow.pl Zespół redakcyjny: prof. Łukasz Konieczko; dr hab. Janusz Krupiński, prof. ASP; dr hab. Kinga Nowak, prof. ASP; dr hab. Alek‑ sander Pieniek; mgr Małgorzata Płazowska; mgr Michał Bratko; mgr Michał Pilikowski
108
Wiadomości asp /80
www.wydawnictwo.asp.krakow.pl www.wiadomosciasp.pl
Projekt i skład: Michał Bratko mbratko@asp.krakow.pl Layout: Jakub Sowiński (Biuro Szeryfy) Złożono krojem: Unit Slab Korekta redakcyjna: Pracownia Wydawnicza ad verbum Korekta: Adam Wsiołkowski Nakład: 1400 egz. ISsN 1505–0661 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania nadesłanych tekstów.
Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie pl. Matejki 13, 31-157 Kraków tel. 12 299 20 00, 12 422 09 22 fax 12 422 65 66 Rektor prof. Stanisław Tabisz Prorektor ds. Nauki i Spraw Zagranicznych dr hab. Bogdan Achimescu Prorektor ds. Studenckich dr hab. Jan Tutaj Kanclerz dr Jolanta Ewartowska Wydział Malarstwa Dziekan dr hab. Witold Stelmachniewicz Prodziekan dr Michał Zawada pl. Matejki 13, 31-157 Kraków tel. 12 299 20 31 Wydział Rzeźby Dziekan dr hab. Ewa Janus Prodziekan dr Marcin Nosko pl. Matejki 13, 31-157 Kraków tel. 12 299 20 37 Wydział Grafiki Dziekan dr hab. Tomasz Daniec Prodziekan dr Robert Sowa ul. Humberta 3, 31-121 Kraków tel. 12 632 13 31, 12 632 48 96 ul. Karmelicka 16, 31-128 Kraków tel. 12 421 43 82 Wydział Architektury Wnętrz Dziekan dr hab. Beata Gibała‑Kapecka Prodziekan dr hab. Joanna Kubicz ul. Humberta 3, 31-121 Kraków tel. 12 632 13 31, 12 632 48 96 Wydział Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Dziekan dr hab. Marta Lempart‑Geratowska Prodziekan dr Katarzyna Stępień ul. Lea 29, 30-052 Kraków tel. 12 662 99 00 Wydział Form Przemysłowych Dziekan prof. Maria Dziedzic Prodziekan dr Michał Kracik ul. Smoleńsk 9, 31-108 Kraków tel. 12 422 34 44 Wydział Intermediów Dziekan prof. Artur Tajber Prodziekan dr hab. Mariusz Front ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 38 31-111 Kraków tel. 12 299 20 37 intermedia@asp.krakow.pl Biblioteka Główna Dyrektor mgr Jadwiga Wielgut‑Walczak ul. Smoleńsk 9, 31-108 Kraków tel. 12 292 62 77 w. 35 Muzeum asp Kierownik: mgr Małgorzata Sokołowska msokolowska@asp.krakow.pl, tel. 12 299‑20‑29 pl. Jana Matejki 13, 31-157, Kraków Korespondenci wydziałowi: dr Janusz Janczy – Wydział Rzeźby dr Marta Bożyk – Wydział Grafiki mgr Patrycja Ochman – Wydział Architektury Wnętrz mgr Joanna Hedrick – Wydział Konserwacji mgr Anna Szwaja – Wydział Form Przemysłowych mgr Mariusz Sołtysik – Wydział Intermediów
Narodowy Kongres Nauki –
danej uczelni czy instytutowi naukowemu. Przewody
propozycji naszej uczelni należą m.in. powoływa‑
sala ICE w Krakowie
naukowe mają być przeprowadzane proceduralnie
nie rad uczelni w wyższych szkołach artystycznych
przez senaty uczelni. Zmieni się gruntownie model
na zasadzie dobrowolnej, a nie obligatoryjnej, inny
kształcenia doktorantów. Rozpocznie się, rozpisany
formularz i merytoryczne kryteria parametryza‑
na kilka lat, proces wyłaniania uczelni badawczych.
cji dorobku naukowego i artystycznego pedagogów
Uczelniom zostanie przyznana swoboda w zakresie
uczelni artystycznych, stosowne – czyli większe –
określania własnych struktur organizacyjnych.
dofinansowywanie rosnącego na znaczeniu umię‑
Zmiany będą wprowadzane ewolucyjnie, na podsta‑
dzynarodowienia, łączenie strumieni finansowania
wie starannie przygotowanego, realistycznego harmo‑
uczelni, wolność badań i poszukiwań w nauce i sztuce,
nogramu. W swoim podsumowaniu przewodniczący
swoboda określania metod i programów kształcenia,
RNKN prof. Jarosław Górniak podkreślił, iż w sprawie
zachowanie niezależności i samorządność środowiska
nowej konstytucji dla nauki polskiej „pozostaje nam
akademickiego…
ufać, że także parlamentarzyści będą ponad podzia‑
W dużym tumulcie wrześniowych wydarzeń,
łami obradować nad tym wypracowanym w dialogu
m.in. w kontekście wystąpień podczas Ogólnopol‑
środowiskowym projektem ustawy, gdy trafi w ich
skiej Konferencji Kultury: Sztuki wizualne w auli
ręce, i że nie potraktują go jako przedmiot sporów
ASP w Krakowie oraz debat i dyskusji wokół ustawy
i rozgrywek politycznych, lecz jako dzieło patrio‑
2.0 podczas Kongresu Nauki Polskiej, rozpoczęliśmy
tyczne […]. Mamy bowiem doświadczenie historyczne
nowy, 200. rok akademicki! Do Akademii wrócili stu‑
pokazujące, że partykularyzm i odwrócenie się
denci. Został uruchomiony proces edukacji, do któ‑
od dobra wspólnego prowadzi do obalenia ważnych
rego pod presją zmieniających się relacji społecznych
reform, a to kończyło się źle dla Rzeczypospolitej.
przenikają tendencje korporacyjne, a w konsekwencji
Niech teraz będzie inaczej!”.
stricte rynkowe, konsumpcyjne. Dzieje się to pra‑
Jak wiemy, diabeł tkwi w szczegółach. Rektorat ASP
wie niezauważalnie, pomimo instynktownego oporu
w Krakowie, po konsultacjach z dziekanami wydzia‑
środowiska akademickiego. Przypomina to sytuację
łów i osobami zainteresowanymi problemem nowej
w służbie zdrowia, opisaną przez śp. prof. Andrzeja
ustawy, wystosował (w październiku 2017) kolejne
Szczeklika w książce pt. Nieśmiertelność. Prome-
pismo do przewodniczącego KRASP‑u, z naszymi
tejski sen medycyny. Oto fragment rozdziału Mit,
postulatami i głosem w dyskusji. Do głównych
odnoszący się moim zdaniem do analogicznej 3
4
Jarosław Gowin (fot. Stanisław Tabisz)
Panel uczelni artystycznych – prof. Antoni Cygan
sytuacji w środowisku akademickim: „Autorytarne
kultur prehistorycznych i starożytnych. Istota oraz
podejście do chorego zostaje uznane za sprzeczne
esencjonalny zaczyn, tkwiące w genialnych erupcjach
z imperatywem emancypacji – współczesnej ten‑
wszelkich cywilizacji ludzkości, także w osiągnię‑
dencji do wyzwolenia człowieka z jego społecznych,
ciach czystej nauki i sztuki, były mierzone również
kulturowych, a nawet biologicznych ról. Lansuje
przed tysiącami lat najwyższym „ideałem doskona‑
się model konsumpcyjny. Lekarz jest w nim sprze‑
łości”… Ale czy tylko o doskonałość (ideał ideału)
dawcą usług medycznych, podobnie jak sprzedaje
w tym przypadku chodzi? Czy może o coś niewyobra‑
się inne usługi handlowe na wolnym rynku. Ma być
żalnego, czego jeszcze nie znamy i nie stworzyliśmy,
neutralny, może radzić – i to lepiej z dystansu – ale
czego nawet nie przeczuwamy? Czy doskonałość nie
nie wpływać na decyzję chorego. Zresztą nawet radzić
jest zamkniętym w bezwzględnej idealizacji bożkiem
nie bardzo ma już kiedy. Spętany siecią obowiąz‑
wielu już spełnionych potęg, z którego sztywnych
ków administracyjnych, wtłoczony w tryby machiny
reguł później trudno się wyplątać, jak z racjonalnych
«służby zdrowia» coraz rzadziej znajduje czas na roz‑
kanonów rzeźby greckiej, ortodoksji formalnej ikon
mowę z chorym. Na ten upośledzony kontakt żalą się
czy hieratycznej stylizacji malarstwa i rzeźby egip‑
pacjenci. To ich najczęstsza skarga, nawet w bogatych
skiej? Doskonałość w nauce, doskonałość w sztuce…
krajach, gdzie opieka zdrowotna stoi wysoko. Sub‑
Czym są te doskonałości i czy je można pragmatycznie
stancja medycyny zostaje naruszona tak dalece, iż
zadekretować lub ubrać, z pozytywnym skutkiem,
słyszy się głosy, że Hipokrates nie poznałby we współ‑
w administracyjne lub prawne przepisy?
czesnych medykach swoich uczniów. A równocze‑
Wrócę w tym miejscu do dokumentu, który został
śnie ta eksplozja wiedzy lekarskiej, ten fenomenalny
podpisany przez większość rektorów największych
rozwój, to otwarcie perspektyw na skalę dotychczas
uniwersytetów Europy z okazji jubileuszu 900‑lecia
niewyobrażalną…”. Wystarczy wyobrazić sobie, że
Uniwersytetu Bolońskiego. Podstawowe zasady
w sytuacji „pacjenta” jest student, a „lekarzem” jest
bolońskiej Magna Charta Universitatum głoszą: „Uni‑
nauczyciel akademicki i analogia stanie się dla nas
wersytet jest instytucją autonomiczną, wokół której
jak najbardziej oczywista i aktualna…
koncentruje się życie społeczne, niezależnie od tego,
Nie jestem wrogiem zmian ani postępu. Czuję
w jaki sposób – ze względu na położenie geograficzne
ducha współczesności i mam o wiele śmielsze
i tradycję historyczną – społeczeństwo jest zorgani‑
pomysły, aniżeli ktokolwiek jest w stanie sobie
zowane; uniwersytet – realizując badania naukowe
to wyobrazić. Zgłębiam cierpliwie (choćby przeciw
i kształcenie – tworzy, wspiera i upowszechnia kul‑
upływającemu czasowi) uniwersalne osiągnięcia
turę […]. Aby sprostać potrzebom otaczającego świata,
Wiadomości asp /80