WĘDKARSKABRAĆ ISSN 2353-1584 bezpłatny magazyn wędkarski
www.wedkarskabrac.pl
5(8)/2014
JESIENNE BOLENIE WYPRAWA W NIEZNANE
www.salmo-adventures.com
ALCHEMIA WOBLERÓW
SZCZUPAKI
Z PŁYWADEŁKA WĘDKARSKIE REKORDY, CZYLI KTO MA DŁUŻSZEGO www.wedkarskabrac.pl
1
SPINNING
Na okładce: Marcin ZdjęcieTrojanowski na okładce: Fot. Michał Laskowski
www.salmo-adventures.com
KONTAKTWędkarska Brać KONTAKT e-mail:wedkarskabrac@gmail.com
www.wedkarskabrac.pl Wydawca Pracownia reklamy Logo TK Marcin Trojanowski pl. Niepodległości 16 18-400 Łomża
CZAS NA ZMIANY Ostatnio nie jeżdżę nad swoją Narew. Nie mam siły patrzeć na pędzący tłum żywcówek i „malarzy” siedzących na swoich pudełkach, prawie jak w kościele. Nie kuszą mnie bolenie, które gdzieś zniknęły i z pewnością nie chcę patrzeć, jak kawałkiem drzewa morduje się w krzakach kolejny pomnik przyrody. W głowie mam coraz więcej myśli o tym, że jako współcześni wędkarze nie potrafimy być współcześni, że nadal kotwiczymy w zabłoconych gumkach gdzieś w przeszłości. Co trzeba zrobić, żeby coś się zmieniło? W naszym kraju pewne zmiany dokonują się powoli, mozolnie. Być może dlatego, że tego nie lubimy i trwanie w linii ciągłej nam odpowiada, bo nie trzeba brać odpowiedzialności za nowe. Gdzieś wewnątrz siebie wiem, że zmiany są potrzebne, ponieważ prowokują do myślenia, motywują i dają nadzieję, że kiedyś będzie inaczej. Wędkarstwo w Polsce ma zepsutą przeszłość pełną potworów, które straszą
zza protokołów i obrad związku. Nadzieja w młodych, którzy cieszą się ze swojej pasji, pokazując ją w świetnych artykułach, profesjonalnych filmach wędkarskich i genialnych zdjęciach. Tylko nie wiem, czy to wystarczy. W najnowszym wydaniu Magazynu Wędkarska Brać prezentujemy teksty napisane przez młodych i doświadczonych wędkarzy, którzy do wędkarstwa podchodzą z wielką pasją. Dużo miejsca poświęciliśmy pływadełkom i sposobom na skuteczne łowienie z tego mini pontonu. Znajdziecie tu garść wskazówek, jak wybrać się na zagraniczną wyprawę, jak złowić jesiennego bolenia. Zapraszamy na relacje z wydarzeń, jakie mieliśmy przyjemność dla was organizować. Nasz magazyn przeszdł lekką zmianę w wyglądzie. Mamy nadzieję, że będzie się wam podobał jeszcze bardziej. Zapraszam do lektury. Rafał Mikołaj Krasucki
Redakcja Rafał Mikołaj Krasucki Paweł Stypiński Robert Szymański Marcin Trojanowski Michał Laskowski Dystrybucja Paweł Stypiński wedakrskabrac.pawelnizinny@gmail.com tel. 512 228 454 Reklama Michał Laskowski wedkarskabrac.michal@gmail.com tel. 690 000 930
Współpracownicy Jakub Podleśny Grzegorz Wadecki Kamil Polkowski Radek Witólski Fotografia Michał Laskowski Korekta Elwira Cimoch Projekt graficzny Anita Krasucka Przygotowanie do druku Pracownia Poligraficzna GRAFIS Druk Drukarnia Top Druk Łomża Nakład: 5000 egz. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Za treść reklam gazeta nie odpowiada. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub częśći publikowany bez zgody redakcji.
Zapraszamy do obejrzenia naszych filmów na stronie vimeo.com Zobacz, co kręci Wędkarską Brać!
www.wedkarskabrac.pl
3
SPINNING
PÓŹNOLETNIE JESIENNE BOLENIE tekst: Radek Witólski foto: Radek Witólski
Leuciscus aspius - tajemniczo brzmiąca nazwa jest wynikiem nie tylko łacińskiego języka ale także ryby którą określa, ryby dla wielu nieosiągalnej i owianej niemal mistycznymi legendami o jej przebiegłości, płochliwości, trudności w jej złowieniu oraz niesamowitej szybkości. Bez wątpienia ostatnia cecha jest najbardziej zasadna w przeciwieństwie do wszystkich wcześniejszych synonimów określających bolenia lub też rapę, które tracą na wartości po kilku pierwszych, udanych holach tej ryby. Jak w przypadku wszystkich gatunków ryb, tak i w tym, rapa wymaga merytorycznego przygotowania precyzyjnie przełożonego na praktyczny grunt wędkarstwa rzecznego. Chcąc jak najlepiej wykorzystać prawa jakimi rządzi się natura, powinniśmy skorzystać z optymalnych miesięcy na złowienie bolenia, którymi są maj oraz czerwiec, następnie przełom sierpnia z niesamowicie rybodajnym wrześniem i najmniej popularne jesienne miesiące: październik oraz listopad. O ile większość drapieżników po „zimowym śnie” łapczywie uzupełnia braki żywieniowe, ułatwiając wędkarzom zadanie o tyle ryby te nie są tak waleczne i masywne jak łowione w późnoletnich oraz jesiennych miesiącach. Tym bardziej warto poświęcić swą uwagę boleniom na końcu sezonu wędkarskiego, gdyż nagroda może być bardzo okazała.
Niemal przez cały sezon spinningowy bolenie zajmują podobne stanowiska w rzecznych łowiskach. Możemy przez ten czas obserwować widowiskowe ataki na drobnice zbierającą się wzdłuż dzikich brzegów, opasek, główek, pomiędzy klatkami, na przykosach i przybrzeżnych wypłaceniach sąsiadujących z przegłębieniami, rafach lub przelewach. Różnorodność miejsc w jakich możemy spotkać rapy podyktowana jest często poziomem wody w rzece, jest to niemal najważniejszy element całej układani bez którego ciężko będzie cieszyć się beztroskim łowieniem tych ryb... Aby najbardziej uprościć na samy początku klucz po jakim należy typować boleniowe miejsca należy zawsze pamiętać zasadę im wyższa woda w rzece, tym ryby bardziej przybliżają się do brzegu. Zajmują wówczas miejsca wzdłuż brzegów porośniętych wszelką roślinnością, dającą im schronienie przed nurtem, w klatkach między
główkami, w zatokach i przybrzeżnych spowolnieniach. Jest to najlepszy boleniowy okres na rzece, ułatwiający niemal w dziecinnie prosty sposób podejść największe okazy. Podyktowane jest to zasięgiem naszego rzutu, w granicach którego znajdują się najlepsze stanowiska jak też dużą kumulacją drobnicy wzdłuż brzegów na której żerują bolenie, niemal całkowicie zaślepione nadarzającą się okazją do łatwego napełnienia swych żołądków. Tym samym przy nagłym i mocno zauważalnym wzroście poziomu wody, powinniśmy bezwzględnie odpuści wszelkie pokusy i nastawić na spotkanie z mistyczną rapą. Kolejną, kluczową zasadą jest stanowisko boleni z którego atakują swe ofiary. Zawsze będzie to rynna, przykosa, warkocz lub wszelkiego rodzaju przegłębienia sąsiadujące z wypłyceniem w obrębie którego grupuje sie drobnica. Pamiętając jedynie o tych dwóch zasadach będziemy o wiele bliżsi przechytrzenia upragnionego, a może i upatrzonego bolenia.
SPOSÓB PODANIA I PROWADZENIA PRZYNĘTY Także w tym przypadku spotykamy się z podstawową regułą, ułatwiającą wędkarskie życie. Każdorazowo nasza przynęta powinna przecinać drogę pomiędzy stanowiskiem bolenia, a jego ofiarami. Aby było można zrobić to prawidłowo, na początek wymagana jest spora cierpliwość, gdyż kluczową kwestią w tym przypadku jest obserwacja wody w oczekiwaniu na atak bolenia,
Bolenie zajmują miejsca wzdłuż brzegów porośniętych wszelką roślinnością, dającą im schronienie przed nurtem, w klatkach między główkami, w zatokach i przybrzeżnych spowolnieniach.
4
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
po którym każdorazowo odpływa w kierunku swojej „kryjówki”. Możemy to zauważyć w formie smugi pozostawionej przez rapę, świadczącej o kierunku w jakim odpłynęła. Po rozszyfrowaniu tajemniczego miejsca z którego bolenie przeprowadzają ataki, pozostaje nam już tylko tak posłać przynętę, aby podczas ściągania przeciąć nią drogę między atakującym, a ofiarą. Po opanowaniu umiejętności szybkiej analizy i prawidłowej interpretacji tego co się dzieje na powierzchni wody, będziemy mogli skupić na wariacjach prezentacji boleniowych woblerów. „Najprostsze” i najczęściej spotykane jest expresowe zwijanie uklejopodobnych przynęt, tnących wodę niemal na skraju powierzchni, do czego bezwzględnie przydatny będzie kołowrotek o przełożeniu 6:1 lub większym. Tak jednostajne prowadzenie możemy urozmaicić chwilowymi spowolnieniami, na które także dobrze reagują rapy. Głębokość zanurzenia boleniowych woblerów możemy natomiast regulować wysokością uniesienia wędki, im wyżej tym przynęta powinna poruszać się bliżej lustra wody i odwrotnie, opuszczona szczytówka spowoduje większe zanurzenie wabika.
SPOSOBY OBŁAWIANIA... Bolenie grasujące na przelewach główek lub przykosach, są rybami kilku pierwszych rzutów, a często nawet tego pierwszego. Najważniejsze jest ciche i dyskretne podejście do miejscówki oraz optymalne podanie przynęty, tak aby już za pierwszym razem przeprowadzić ją po odpowiednim torze... Przykosy powinniśmy obławiać w wzdłuż kantu (równolegle do niego), natomiast przelewy na główkach może penetrować naszymi przynętami zgodnie z przepływem wody, prowadząc woblery z prądem lub pod prąd. Podobna zasada dotyczy końca główki, z której rzuty możemy wykonywać na stronę napływową i ściągać z nurtem (bardzo skuteczny sposób latem), w kierunku środka rzeki lub poniżej główki w samym warkoczu i prowadzić pod prąd (preferowany sposób na skraju lata oraz jesienią).
Przybrzeżne rynny lub opaski możemy obłowić z prądem lub też pod prąd, posyłając przynęty ok 4 - 8 m od brzegu poczym pod wpływem nurty ściągać je równolegle do linii brzegu, co jest skuteczne przez cały „sezon boleniowy”
PRZYNĘTY Oferta rynkowa w tym segmencie jest niesamowicie szeroka, niestety tylko niewiele produktów seryjnych lub rękodzielniczych spełnia swe zadanie. Podstawową cechą jaką powinien wyróżniać się dobry wobler boleniowy, to nienaganna praca przy szybki zwijaniu. Nie może wykładać się na boki, wyskakiwać z wody, przy czym zachowując zawsze delikatnie migotliwą pracę, nawet przy wolnym zwijaniu. Opory stawiane przez wodę także powinny być jak najmniejsze, aby można było nadać jak największą szybkość prowadzenia, bez morderczych dla sprzętu i przede wszystkim nas samych obciążeń. Ponadto waga naszych woblerów przy zachowaniu wyżej wymienionych cech, najlepiej jak będzie możliwie największa, pozwoli to na oddawanie dalekich rzutów, przez co przechytrzenie największych rap okaże się dużo łatwiejsze. W przypadkach, gdy ryby przy niższym stanie wody odchodzą w główny nurt, również bez ciężkich i dobrze wyważonych woblerów nie będziemy w stanie się do nich „zbliżyć”. Wielkości przynęt natomiast może oscylować w granicach 7-9cm, w uklejopodobnym malowaniu - szary lub oliwkowy grzbiet i srebrno beżowe boki, zapewni to najbardziej uniwersalny rozmiar i kolor na niemal większości Polskich rzek. Ważną czynności jest także, uzbrojenie naszych przynęt w mocne kółka łącznikowe oraz wytrzymałe i bardzo ostre kotwice, co może okazać się niezbędne przy próbie zatrzymania 70-80cm torpedy skrupulatnie wykorzystującej siłę wielkorzecznego nurtu.
SPRZĘT Może zabrzmi to bardzo opieszale, niemniej co do samych wędek boleniowych mam bardzo
Wielkości przynęt może oscylować w granicach 7-9 cm, w uklejopodobnym malowaniu: szary lub oliwkowy grzbiet i srebrno beżowe boki, zapewni to najbardziej uniwersalny rozmiar i kolor na niemal większości Polskich rzek. swobodne podejście. Ponieważ w łowieniu rap najważniejsze jest czytanie wody, umiejętne podanie przynęty jak i jej nienaganna praca, natomiast wędka jest elementem drugorzędnym. Niemniej najczęściej używam sprężystych i dość szybkich blanków jak np. Excelera 2,70m do 18g , zamiennie z Lexą 2,70m do 28g, a ponadto wiele boleni także złowiłem na wędki powyżej 3m o ciężarze wyrzutowym ok. 21g oraz dużo wolniejszej pracy. Przy wyborze docelowej wędki boleniowej kierujmy się przede wszystkim własnym doświadczeniem, predyspozycjami rzutowymi i techniką którą najlepiej przełożymy na pracę blanku, co pozwoli w stu procentach wykorzystać jej możli-
www.wedkarskabrac.pl
5
SPINNING
1/3 złowionych przeze mnie boleni łapczywie zaatakowała woblera przymocowanego do plecionki zakończonej przyponem wolframowym... wości. Nie skuszę się w tym punkcie na podanie konkretnych przykładów, ponieważ jak napisałem wcześniej opisy techniczne wędek na jakie z dużym powodzeniem łowiłem bolenie jest tak rozbieżny, że trudno podać optymalne wartości. Drobną wskazówką niech będą dwie wytyczne, długość wędziska może oscylować w przedziale 2,70 - 3,10m oraz górnym ciężarze wyrzutowym w zakresie 14-28g - co jednak jest mocno zależne od charakterystyki poszczególnych blanków. Żyłka i tylko żyłka.... Plecionka i tylko plecionka... tak można podzielić zwolenników obu linek, co absolutnie nie wyklucza żadnego z nich. O wyborze konkretnego produktu powinna decydować wytrzymałość i zasadność jej użycia. Nawet największym boleniom, z dużych rzek, gdzie woda często jest mętna, obecności plecionki absolutnie nie przeszkadza, tym bardziej, gdy przynętę prowadzimy z największymi prędkościami. Żyłka bardziej zasadna jest na czystszych i nieco mniejszym łowiskach, zwłaszcza, gdy późną jesienią zaczynamy wolniej prezentować woblery. Przykładem potwierdzającym skrajną zachłanność i zadziwiający brak ostrożności niech będzie statystyka, która pokazuje iż ok 1/3 złowionych przeze mnie boleni łapczywie zaatakowała woblera przymocowanego do plecionki zakończonej przyponem wolframowym... Niestety nie możemy zupełnie beztrosko podchodzić do wyboru plecionki, musimy ją połączyć z wędką o wolniejszej pracy i dobrze ustawionym hamulcem kołowrotka, co spowoduje płynne wybieranie dynamicznych odjazdów ryby. Wszystko to co udało sie zmieści w powyższym tekście ma jak bardziej zasadne przełożenie na większą część sezonu, poczynając od maja, przez dużą część wakacji, kończąc na wrześniu. Najtrudniejsze może okazać się łowienie boleni w październiku lub listopadzie, gdy ryby nie zdradzają swej obecności jak to ma miejsce w ciepłych miesiącach. Ale wówczas także można systematycznie łowić rapy...
JESIENNE BOLENIE Bez wątpienia bardzo przydatne w tym przypadku będzie doświadczenie i wiedza zebrane
6
www.wedkarskabrac.pl
Miękkie przynęty możemy prowadzić bardzo wolnym tempem z chwilowymi przyśpieszeniami. Zawsze należy być jednak kreatywnym nad wodą i szukać odpowiednich rozwiązań, a do tego właśnie doskonale nadają się rippery. we wcześniejszych miesiącach. Ze względu, iż jesienne bolenie nie okazują swej aktywności musimy wiedzieć, gdzie mogą w danym momencie się znajdować. Ułatwieniem jest fakt, iż ryby te zajmują niemal te same miejsca przez cały sezon. Przysuwają się jedynie w głębsze partie swych stanowisk, chowając się pod grubą wodą rzecznych warkoczy, rynien lub przykos. Nadal skuteczne będą wszystkie boleniowe woblery, jedynie musimy dużo, dużo wolniej i niżej je prowadzić.
Nieocenione w tym czasie okażą się uklejopodobne rippery w naturalnych kolorach lub połączeniach perły, brokatu i niebieskiego. W okresie letnim dzięki nim możemy obłowić przykosy, krawędzie główek, dzikie brzegi, a jesienią w przypadku, gdy bolenie zupełnie nie okazują swojej obecności, ripperami obławiać będziemy nadal typowe, boleniowe miejsca, ale już w głębszych partiach wody. Miękkie przynęty możemy prowadzić bardzo wolnym tempem z chwilowymi przyśpieszeniami. Zawsze należy być jednak kreatywnym nad wodą i szukać odpowiednich rozwiązań, a do tego właśnie doskonale nadają się rippery. Nie tylko w sposobie prezentacji, ale przede wszystkim pod kątem możliwych modyfikacji wpływających na rodzaj pracy. Wystarczy jak za pomocą nożyczek zwęzimy paletkę ogona, dzięki czemu uzyskamy bardziej „zwartą” i drobną pracę, takiego zabieg może wymagać większość ripperów. Najważniejszą rzeczą o jakiej należy pamiętać przy łowieniu rap na miękkie przynęty, jest precyzyjne, współosiowe przebicie ich hakiem. Jeżeli zrobimy to mało dokładnie, przynęta będzie zdeformowana, jej praca będzie bardzo szeroka, co najwyżej wypłoszy bolenie, a przy odrobinie szczęścia pozwoli złowić jedynie szczupaka. Wybierając się na bolenie o każdej porze roku, należy mieć swoim pudełku gumowe przynęty. Latem mniejsze z nich i agresywniej pracujące na 5-7 g główkach, szybko prowadzone skuszą niejedną rapę. Natomiast jesienią większe już gumy, jak 7-8,5cm, na 10-15g główkach, prowadzone głębiej i bardziej leniwie przekonają do ataku te największe „słodkowodne torpedy”. Bez względu jak doskonałego używamy sprzętu i jak skutecznych przynęt byśmy nie zastosowali, to brak odpowiedniego czytania wody oraz prawidłowej interpretacji wskazówek jakie dostajemy od samych boleni sprawi, iż ryby te będą dla nas nieosiągalne. Chcąc odnosić sukcesy w łowieniu rap, musimy dużą część czasu poświęcić na obserwację wody i zachowań ryb, a później do wyciągniętych wniosków wystarczy dodać kilka kluczowych zasad i z całą pewnością otworzy się przed nami boleniowy świat wędkarstwa.
SPINNING
www.wedkarskabrac.pl
7
tekst: Adam Kaliński foto: Maciej Rogowiecki
8
www.wedkarskabrac.pl
Podejmując decyzję o kierunku kolejnego urlopu wędkarskiego, jako główne założenie przyjąłem, że chcę połowić ryby może nie największe, lecz w warunkach absolutnego spokoju i odosobnienia. Po dłuższej chwili namysłu i konsultacji z paroma osobami, które już kawałek świata widziały, wybór padł na południową Laponię. Po pierwszym pobycie w tym pięknej krainie w następnym roku wróciłem tam i myślę, że będę odwiedzał to miejsce jeszcze wielokrotnie, o ile będę miał taką sposobność. Chciałbym też w kilku zdaniach podzielić się z wami moimi wrażeniami i odczuciami, jakie zostały w mojej pamięci po powrocie. Arvidsjaur to rejon, który poszedł na pierwszy ogień, spędziłem tam dziesięć dni pierwszej połowy lipca i choć nie był to najszczęśliwszy termin wędkarsko ze względu na wysoką temperaturę wody, to i tak nie mogę narzekać na wyniki. Miałem okazję wędkować tam na kompletnie różnych łowiskach. Od jezior i rzek, które były typowymi łowiskami szczupaków i okoni, po urokliwe leśne jeziorka dające możliwość złowienia pięknych palii jeziorowych, lipieni i pstrągów potokowych. Wszystko to zaś w przepięknej scenerii północnych lasów, w których ciężko było znaleźć ślady obecności człowieka w wodzie tak czystej, że można było pić ją bezpośrednio z rzeki lub jeziora. Presja na tych wodach jest praktycznie żadna, wspomnę tylko, że w całym sezonie odwiedza te miejsca od kilku do kilkunastu osób, a wedle zapewnień miejscowych decydując się na dłuższy spacer przez las dotrzemy do łowisk, na których nikt nie łowił latami. Nie dla tego, że są słabe, lecz dlatego, że nie ma takiej konieczności, bo blisko są równie wspaniałe miejsca tak samo zasobne w piękne ryby. Co do technik wędkowania i przynęt to sprawdza się niemal wszystko, ja wędkowałem metodą muchową. Szczupaki i okonie reagowały na
Laponia, Lappi, Lapp-mark, kraina w północnej Europie, w północnej części Półwyspu Skandynawskiego i na Półwyspie Kolskim. Leży na terytorium kilku państw: Norwegii, Szwecji, Finlandii, Rosji. Główne miasta: Narwik (Norwegia), Kiruna (Szwecja), Rovaniemi (Finlandia), Murmańsk (Rosja).
www.wedkarskabrac.pl
9
MUSZKARSTWO
W licznych lapońskich rzekach i jeziorach, jest pełno ryb łososiowatych, takich jak pstrągi potokowe, alpejskie palie czy atlantyckie łososie (salmo salar), a także lipieni, szczupaków i okoni. Wędkarze oprócz ryb, znajdą tam spokój, ciszę i wyjątkowe okoliczności przyrody. standardowe streamery szczupakowe w różnych rozmiarach od 5 do 15 cm, w kombinacjach kolorów naturalnych jak i fluo. Ze względu na głębokość łowisk używałem linek raczej pływających z tonącymi końcówkami niż całych tonących. Miałem też okazję powędkować jeden dzień na fantastycznym łowisku. Jego wyjątkowość polegała na tym, że była to woda dość płytka od 0,3-1,5 m, powstała chyba w wyniku zalania bagna lub jakiś mokradeł. Na jej powierzchni unosiły się wyspy utworzone z roślinności, a wśród nich żyły nieprawdopodobne ilości szczupaków i olbrzymich okoni. Złowienie tam metrowego szczupaka lub pięćdziesięcio centymetrowego okonia nie należało do rzadkości. Najlepsze z tego wszystkiego było jednak to, że doskonale reagowały na poppery, dostarczając mi nieprawdopodobnych emocji. Widok kilku dużych ryb goniących prującego powierzchnie wody poppera, to doprawdy obrazek na długo zapadający w pamięć. Chciałby wspomnieć jeszcze o tym, że głównym naszym środkiem pływającym, którym się przemieszczaliśmy, i z którego łowiliśmy było canou, co dodawało dodatkowego smaczku, bo jak dla mnie było to dość niecodzienne i odrobinę ekscytujące. A opanowanie sztuki balansowania i łowienia z canou nie jest, jak by się mogło zdawać takie proste. Pobyt na leśnych jeziorkach choć nie obfitujący w tak dużą ilość ryb, jak na łowiskach szczupakowych był równie udany, aczkolwiek wymagający większych umiejętności wędkarskich i cierpliwości. W ciepłej wodzie ciężko było znaleźć metodę, na którą ryby chciałyby reagować, po paru godzinach jednak się udało. Sprawdziły się trzy sposoby i trzy gatunki w równym stopniu reagowały na te techniki. Pierwszym sposobem było prowadze-
10
www.wedkarskabrac.pl
Laponia rozciąga się na olbrzymim obszarze za kręgiem polarnym na terenie Finlandii, Norwegii, Szwecji i Rosji. Zachwyca surowymi krajobrazami, dziewiczą przyrodą i zimowymi atrakcjami, jakich nie ma nigdzie indziej.
MUSZKARSTWO
Opanowanie sztuki balansowania i łowienia z canou nie jest takie proste, jak by się mogło zdawać. Daje jednak swobodę i szybkość poruszania się po łowisku.
nie małego cztero centymetrowego stremera na tonącej lince z długim 2,5 m przyponem, wręcz w żółwim tempie. Branie odczuwało się jako niemal nie zauważalne przytrzymanie tak delikatne, że dużo ryb okazywało się słabo zaciętych i po krótkim holu spadały. Kolejny sposób to technika agresywnego chruścika, brań było zdecydowanie mniej, za to były widowiskowe, a ryby mocniej zacięte i nie było problemu z ich podebraniem. Ostatni sposób, dla mnie samego zupełnie nowy, to wykorzystanie małych streamerów z piankowymi oczami, zawiązanych na trzy metrowym przyponie i tonącej lince, które należało prowadzić małymi skokami nad dnem. Jeśli ktoś myśli już o przyszłorocznym urlopie gorąco polecam ten kierunek. Trzynastogodzinna jazda samochodem na północ Szwecji nie powinna
Łowienie z pływadełka daje możliwość prawie bezszelestnego pływania po zbiornikach. Częste hole dużych ryb dostarczają niezapomnianych emocji i wyjątkowych wrażeń. Dobre modele pływadeł zapewniają komfort oraz wygodę podczas wielogodzinnego łowienia. być, aż takim kłopotem by zniechęcić nas do tej wyprawy, a przy dobrym rozpoznaniu i wyborze odpowiedniego miejsca, stworzymy sobie okazję do wędkowania w niemal dziewiczych wodach, pięknej scenerii i absolutnym spokoju. Czego sobie i wam życzę.
www.wedkarskabrac.pl
11
SPINNING
moja wyprawa NA WIŚLANE SUMY tekst: Włodek Strzelecki foto: ASPIUSPROFISHING i Włodek Strzelecki
Od kilku lat docierały do mnie relacje o połowie sumów na Wiśle. Jednocześnie od jakiegoś czasu dużo rozmawialiśmy z moim synem Michałem na temat połowu tych ryb na spinning. Jak to zwykle bywa, przeszkód, aby wybrać się wspólnie nad wodę i spróbować swoich sił z „królem polskich rzek” było kilka: począwszy od czasu, poprzez brak odpowiedniego sprzętu, a kończąc chyba na nieznajomości Wisły. Michał stwierdził, że ma tak blisko do tej rzeki, a jednocześnie tak bardzo daleko. Ciągle jakoś nie po drodze. Zarówno same relacje jak i nasze niespełnione dotąd plany spowodowały, że postanowiliśmy razem z synem skorzystać z zaproszenia Sebastiana i Mateusza Kalkowskich – licencjonowanych przewodników wędkarskich, łowiących na Wiśle od ponad 20 lat i znających tę rzekę chyba jak mało kto. Muszę przyznać, że jechałem na spotkanie z Mateuszem i Sebastianem trochę sceptycznie nastawiony. Po pierwsze, nigdy dotychczas nie łowiłem sumów metodą spinningową i trollingową. Po drugie, połowy sumów w biały dzień? Paranoja. Sum to przecież głównie drapieżca nocy i wczesnego świtu. Do tego zapowiadana pogoda – ciśnienie wysokie, niebo bez jednej chmurki i temperatura powyżej 20 stopni. Będzie kompletna porażka. Zgodnie z planem ruszamy z domu przed 7:00 rano. Podziwiając widoki i rozległe koryto Wisły dojeżdżamy na miejsce spotkania około 8:00. Chłopaki już są i przygotowują pontony do wodowania. Witamy się z nimi oraz współtowarzyszami wyprawy Lilianą i Robertem. Mija kilka chwil potrzebnych na załadowanie niezbędnego ekwipunku na cały dzień łowienia i ruszamy na spotkanie z rybami życia. Nie są to czcze słowa, bo ten rok dla wędkarzy wypływających z Sebastianem i Mateuszem jest wyjątkowo ła-
12
www.wedkarskabrac.pl
skawy, a dla Mateusza szczególnie, bo łowi kilkanaście dni wcześniej swoją rybę życia – suma 238 cm. Jest to jego nowy rekord z ukochanej Wisły. Płyniemy na miejscówki Sebastiana w górę rzeki, koryto jest szerokie z licznymi wysepkami i łachami, mijamy miejsca, które wydawałyby się idealne. Nic z tych rzeczy, tutaj nie ma ryb, ta miejscówka jest ruchoma i cały czas sypie piachem – słyszymy od Sebastiana. Płynąc dalej Sebastian zapoznaje nas z tajnikami Wisły, jej coroczną zmiennością oraz upodobaniami zamieszkałych w niej ryb. Widać, że nasi przewodnicy są zakochani w tej rzece. W końcu jesteśmy na miejscu. Pierwsza miejscówka to 3,5 m rów pod wysokim brzegiem. Przynęty do wody. Na solidnych wędkach pracują woblery. Są one specjalnie podrasowane przez Sebastiana pod sumy. Wymienione kotwice i kółka łącznikowe muszą wytrzymać walkę z naprawdę dużą rybą, bo przecież po to przyjechaliśmy. Wędkarz musi dostać potężnego kopa adrenaliny, ale jednocześnie mieć szansę na szczęśliwe i w miarę szybkie wyholowanie ryby. Mijają chwile i godziny, nic się szczególnego nie dzieje, brań sumów nie ma. Chyba siedzą gdzieś pod zwaliskami drzew, których na Wiśle nie brakuje. Jedynie kilka razy dużym woblerem zainteresował się niewielki sandacz. Tak nam mija cały dzień, mimo na-
prawdę wielkich starań przewodnika. Niektóre rowy i zagłębienia obławiamy kilka razy. Ryby wyraźnie mają wszystko w nosie. Niestety, moje sceptyczne nastawienie pomału się potwierdza. Czekamy na krótki już wrześniowy wieczór. Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi nagle powierzchnia wody ożyła. Zaczęły się spławy i oczkowanie drobnicy. Płyniemy na tajną miejscówkę przewodnika. Zaczynamyją obławiać, echosonda wskazuje duże ilości małych ryb. Mija kilka chwil i wreszcie radosny okrzyk Sebastiana: Mam! Walka z rybą trwa, po chwili na powierzchni ukazuje się wielki sandacz. Jeszcze kilka chwil niepewności i ryba podebrana ręką jest w pontonie. Sandacz jest piękny, niewiarygodnie gruby, okaz zdrowia. Sesja zdjęciowa, pomiar i ryba wraca do swojego żywiołu. Niewielki zawód Sebastiana to jego wielkość, okazało się że ma „tylko” 94 cm i do pełnej „setki” brakuje 6 cm. Mimo to oczy i rozdygotane nogi Sebastiana mówią, że było to wielkie przeżycie. Wielkie przeżycie dla wędkarza, dla którego ryby powyżej 100 cm nie są czymś wyjątkowym. Łowił przecież szczupaki 120 cm, wielkie bolenie, nie mówiąc o sumach, których przyzwoita wielkość liczy się w granicach 170 – 200 cm. Dla nas zobaczyć tak piękną rybę, która później w dobrej formie wróciła
Podczas łowienia sumów zaskakującym przyłowem mogą być duże sandacze. Na zdjęciu Sebastian z okazem mierzącym 94 cm. Takie „pomniki przyrody” powinny bezwarunkowo wracać do wody. Na naszych wodach są rzadkością, więc warto zachować wspomniena na zdjęciach.
SPINNING
Aggressor LOVEC RAPY jest woblerem o specyficznym kształcie. Jego płaski grzbiet oraz nisko osadzony środek ciężkości połączony z długim sterem i delikatną, migotliwą pracą powoduje szybkie zanurzanie przynęty. Doskonale prezentuje i sprawdza się głebszych rynnach, skutecznie wabiąc sumy.
do Wisły było również dużą wędkarską frajdą. Tak minął pierwszy dzień. Nasi „konkurenci” na drugim pontonie też nie mogą się pochwalić większymi rybami. Liliana łowi dwa sumki. Ten większy miał 107 cm, czego nie mógł przeżyć jej towarzysz Robert. Przy wspólnym ognisku minęły pierwsze godziny nocy w wyśmienitej atmosferze. Ciepła noc minęła szybko. Wstał nowy dzień pełen nadziei na nowe wyzwania. Po ciepłym śniadanku ruszamy. Płyniemy na kolejną miejscówkę, która znajduje się na środku Wisły. Mam pierwsze uderzenie, ryba jednak się nie zacina. Podejrzewam, że był to też sandacz, ale znacznie mniejszy od wczorajszego. Dalej obławiamy miejsce. Po chwili Michał daje komendę, że ma rybę. Na solidnym sprzęcie sumek, bo to on się połakomił, nie miał szans. Po krótkim holu ryba około 90 cm ląduje w pontonie. Zdjęcie dla potomnych i do wody. Jest fajnie, jednak za ciepło i niebo nadal bez jednej chmurki. Obławiamy miejsce jeszcze kilka razy. Drugiej ryby nie ma. Zmieniamy miejsce. Płyniemy w dół rzeki. Sebastian wiezie nas na miejsce, które powinno dać kolejnego suma. Przynęty trafiają do wody. Nie minęła chwila, a Michał melduje branie, niestety tym razem ryba się nie zacina. Po dosłownie dziesięciu sekundach znowu obwieszcza, że na wędce jest kolejny sum, jest trochę większy od poprzednika. Po zmierzeniu okazuje się, że ma 98 cm. Fotka i do wody. Jesteśmy zadowoleni wszyscy. Sebastian jako nasz przewodnik, że złowiliśmy ryby. Michał, że złapał swojego największego suma na spinning, a ja że spędziłem piękne chwile na przepięknej rzece i w miłym towarzystwie. Nie ważne, że nic nie złowiłem. Czy to jest najważniejsze? Koniec wyprawy, spływamy do samochodów. Na brzegu pomagamy jeszcze uprzątnąć i spakować Sebastianowi ponton. Sprzęt trochę waży, ale po takim weekendzie nic nam nie ciąży. Po drodze dowiadujemy się, że Robert na drugim pontonie bije rekord w sandaczu. Jego ryba ma równo 100 cm. Gratulacje Robert, w pełni odkułeś się za docinki przy ognisku. Jednak Liliana nie pozostała w tyle. Ona także łowi swojego największego suma 157 cm. Jeszcze raz gratu-
lacje dla naszych współtowarzyszy wyprawy, z którymi spędziliśmy miłe chwile nad Wisłą. Do spotkania następnym razem. Tym razem to my postaramy się być lepsi. P.S. Okazało się, że sum to nie tylko nocny drapieżca, ale ryba, która potrafi uderzyć w biały dzień przy naprawdę jaskrawym słońcu. Wisła nie na darmo nazywana jest królową polskich rzek, a w jej wodach ciągle pływają medalowe okazy. W opinii Sebastiana i Mateusza pod względem atrakcyjności może konkurować z najrybniejszymi rzekami europejskimi, a przy odpowiednim zagospodarowaniu i ochronie może stać się prawdziwą perłą. I chyba najważniejsze. Jeżeli jesteś naprawdę etycznym wędkarzem i zastosujesz się do zasady Sebastiana i Mateusza „złów i wypuść”, daj szansę rybie do ostatniej chwili, nie będziesz szukał na ich pontonach podbieraka. Skontaktuj się z nimi, a będziesz miał szansę na złowienie ryby życia. A jeśli jej nie złowisz, bo z rybami jak z kobietami, swoje humory mają, spotkasz wspaniałych ludzi i towarzyszy wyprawy. My już planujemy na przyszły rok wyjazdy z chłopakami – pojedziemy na pewno szukać rekordowych szczupaków i jeśli tylko czas pozwoli znowu będziemy uganiać się za sumem „królem polskich rzek”.
www.wedkarskabrac.pl
13
14
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
ALCHEMIA woblerów O pasji tworzenia własnych przynęt z Tomaszem Gorgolikiem rozmawiał Kamil Polkowski foto: Tomasz Gorgolik
Bardzo dziękuję, że zgodziłeś się udzielić wywiadu Wędkarskiej Braci. Powiedz, skąd wzięła się u Ciebie pasja do wędkarstwa i oczywiście zamiłowanie do budowy własnych przynęt?
Ryby łowię od zawsze. Pochodzę z Międzyrzecza w lubuskiem, pięknie położonego miejsca pośród jezior miasteczka. Kiedy miałem sześć czy siedem lat, używając leszczynowego kija złowiłem swojego pierwszego krąpia. Pierwsze wędkarskie kroki stawiałem sam, dopiero po kilku latach poznałem swojego Mistrza, którym był sąsiad z bloku - Robert. I wtedy się zaczęło na poważnie. Potem było jeszcze poważniej, zawładnął mną spinning, a jako że w domu się nie przelewało, a przynęty, zwłaszcza diabelnie skuteczne woblery, były poza moim zasięgiem finansowym, postanowiłem sam zabrać się za robotę. I tak to się zaczęło, miałem wtedy 16-17 lat. Tysiące godzin nad wanną, kombinacje ze sterami wycinanymi z plastikowych butelek, pudełek po kasetach, wszystkiego uczyłem się sam. W mojej okolicy nie znałem nikogo, kto wyrabiał woblery, mogłem polegać jedynie na sobie i swojej niewielkiej wówczas wiedzy. Były to lata dziewięćdziesiąte, nie było Internetu, a szczątkową wiedzę na ten temat prezentowały jedynie czasopisma wędkarskie. Dziś dojście do wszystkich informacji jest niezwykle prozaiczne, w tamtym okresie potrzebowałem mnóstwa czasu, cierpliwości i dojścia do wiedzy metodą prób i błędów. Za wszelką cenę chciałem poznać tajniki rozmieszczania obciążenia, a jako, że szkoda mi było zniszczyć jedynego kupionego w sklepie woblera, spędzałem setki godzin pochylony nad wanną, z bolącymi plecami i napuchniętymi od wody palcami przeciągając pierwsze nieforemne nieco wobki. I wtedy przyszedł pierwszy sukces. Na własnoręcznie zrobionego woblera, w niewielkiej rzeczce złowiłem pierwszego pstrążka. Był niewielki, a sprawił mi ogromną radość! Wyjazdy na ryby i struganie przynęt pochłaniały cały mój wolny czas. Sobotnie i niedzielne noce spędzałem w lesie nad wodą, chłonąc piękno otaczającej mnie przyrody.
Woblery wykonane seryjne pozbawione są unikalnych cech, które uszlachetniają przynęty wykonane ręcznie. Bardzo często zdarza się, że brak powtarzalności jest zaletą „handmade”, a staranność i perfekcja wykonania dodatkowo podnosi ich skuteczność
www.wedkarskabrac.pl
15
WYWIAD Do dziś z rozrzewnieniem wspominam magię parnych, czerwcowych nocy, tańce świetlików i kojący blask ogniska. Wędkarstwo na tyle zdominowało moje życie, że wpłynęło nawet na wybór tematu pracy magisterskiej na gorzowskim AWF-ie. (Historia wędkarstwa sportowego na Ziemi Lubuskiej). Od zawsze marzyłem, zaczytując się w wędkarskich artykułach, traktujących o rzekach Pomorza, by móc kiedyś tam połowić. I to marzenie się spełniło, bowiem od kilku lat mieszkam w Lęborku, a od Łupawy dzieli mnie zaledwie 30 km. W międzyczasie mieszkałem kilka lat w Irlandii i tam połowiłem za wszystkie czasy! Mnóstwo pstrągów i łososi, pięknych okoni i szczupaków. Kapitalne rzeki bystro płynące z kamienistym korytem. Raz trafiłem na taki żer pstrągów, że na pięćdziesięciometrowym odcinku rzeki złowiłem kilkadziesiąt wymiarowych pstrągów, a trafiały się dobre czterdziestaki. Brały jak płotki! Polecam serdecznie, naprawdę warto wybrać się tam na ryby. Łowiłem również w Szwecji, Finlandii i Norwegii. Zapierająca dech w piersiach przyroda, cudowne rzeki, ech, nie ma sensu opowiadać, to trzeba zobaczyć! Powiedz, jak wygląda teraz proces powstawania woblera twojego autorstwa?
Woblery strugam z lipy, brzeszczotem nacinam rowki na stelaż (z jednego kawałka drutu) i ster. Potem kąpiel w caponie, osadzanie stelażu i obciążenia. Ogólnie rzecz ujmując, wyznaję zasadę hand made’u, czyli od strugania po malowanie wszystko robię ręcznie. Nigdy nie używałem aerografu i chyba już tak zostanie. Pasjonujące jest odkrywanie nowych technik malarskich, a dociekanie do odpowiedniej konsystencji mieszaniny farb ma w sobie coś z alchemii. Wobler to bardzo czuła maszynka, w której zazębiają się i wpływają na siebie poszczególne jej części składowe: oczko przednie, kształt, wielkość, masa i kąt natarcia steru, kształt korpusu i rozmieszczenie obciążenia. Obciążenie to temat rzeka, więc nie będę się zbytnio rozwodził. Wspomnę tylko, że bardzo trudno tak zbalansować woblera, żeby był on w równowadze chwiejnej, nadajć mu nieregularnej pracy (co kochają pstrągi i nie tylko one). A skąd pomysł na realizm wykończenia spotykany w twoich przynętach? Czy ma to wpływ na skuteczność podczas łowienia?
Po prostu z biegiem lat poprzeczka idzie w górę i jakoś samo się tak dzieje, że człowiek się rozwija w tym co robi. Poszedłem w kierunku malowania oddającego, jak najbardziej realistyczny wygląd ryby, bo takiej hołduję estetyce. Czasem pomaluję „strażaka”, jednak bardzo rzadko. A czy jest to ważne przy łowieniu ryb? Na pewno ma wpływ na aspekt wiary w przynętę. Wtedy przykładamy się bardziej do obławiania miejscówek. Być może w krystalicznie czystej wodzie pstrąg lepiej zareaguje na coś naturalnego, ale bez przesady, na pewno nie dostrzeże różnicy w liczbie promieni płetwy piersiowej głowacza! Wydaje mi się zatem, że to malowanie mobilizuje bardziej samego wędkarza niż rybę. Maluję farbami akrylowymi, plakatowymi i akwarelami. Ile lat trwa ta twoja „wobleroza”?
Zacząłem w wieku 16-17 lat, a mam teraz 36. Jednak było sporo długich przerw. Mogę powiedzieć, że kilka ładnych lat się tym zajmuję. Realizm przynęt często jest bodźcem do większej wiary w jej możliwości. Wierna imitacja strzebli potokowiej doskonale sprawdza się na pstrągach łowionych w czystych wodach.
16
www.wedkarskabrac.pl
Jakie ryby lubisz łowić najbardziej?
Moim numerem jeden jest oczywiście pstrąg z małego strumienia. Obowiązkowo z zabagnionego olsu, z chaszczami, pokrzywami i dziką czarną porzeczką, po której jak się chodzi, to ona tak pięknie pachnie… Bardzo lubię niewielkie rzeczki i głównie na takich się koncentruję. Są to chyba najtrudniejsze technicznie łowiska, wymagające od wędkarza absolutnej ciszy i wtopienia się w tło. Podczas takiego wędkowania następuje totalna integracja z przyrodą i z całą mocą objawiają się atawistyczne instynkty łowcy. Wzrok i słuch ulegają wyostrzeniu, ruchy stają się miękkie i precyzyjne. Brzęczenie chmary komarów i duchota uroczyska pogłębiają jeszcze ten stan.
Warsztat budowniczego przynęt to miejsce dobrze zorganizowane, gdzie wszystkie czynności wykonuje się wygodnie i bezpiecznie. Warto pamiętać, aby nie był dostępny dla dzieci, z uwagi na niebezpieczne narzędzia np. noże introligatorskie. Twój najskuteczniejszy model jest ściśle powiązany z polowaniem na pstrąga? Powiedz coś o nim.
Jest to imitacja strzebli potokowej, 5-6 cm woblerek w dwóch wersjach - całej i łamanej. Pstrągi zażerają ją z rozkoszą! Ciernik i kiełb też są niczego sobie. W pierwszym rzędzie stawiam na strzeblę, ale oczywiście nad wodą trzeba kombinować z przynętami. Ile czasu trzeba spędzić nad ustawieniem konkretnego woblera?
Na początku mojej woblerowej drogi spędziłem, nie przesadzając, setki godzin nad wanną, przeciągając w te i we w te pierwsze woblery. Teraz już dokładnie wiem, gdzie należy umieścić obciążenie, by uzyskać zamierzoną pracę. Im bliżej główki umieścimy ołów, tym praca bardziej ogonowa, w okolicach oczka brzusznego - typowy X. Obciążenie można dzielić na główne i dodatkowe, można tworzyć komory powietrzne, można wpływać na stateczność woblera, co prowadzi do nieregularnych odskoków, a gdy się przesadzi (o co nietrudno, bo w grę wchodzą dziesiąte części milimetra), wobler będzie się przewracał, jak tonący statek. Czy można gdzieś nabyć twoje rękodzieła?
Prezentując swoje woblery w Internecie liczyłem raczej na opinie, rady i wskazówki bardziej doświadczonych kolegów. Było to akurat po moim powrocie z zagranicy, więc miałem raczej średnie rozeznanie na rynku wędkarskim, a co się z tym wiąże - pytania o możliwość zakupu moich przynęt raczej mnie zdumiały. Aktualnie moje woblery dostępne są w sprzedaży, rozpatruję właśnie możliwość współpracy z kilkoma polskimi sklepami. Przyznam, że wolę, kiedy moje przynęty łowią, a nie są tylko ozdobami kolekcjonerskich gablot. Jest mi zdecydowanie przyjemniej, kiedy widzę woblera sygnowanego moimi inicjałami w pysku jakiegoś sympatycznego pstrąga czy okonia, niż informację, że przynęta trafiła do gabloty, bo „aż szkoda”.
WYWIAD
Tomasz Gorgolik:
Wolę, kiedy moje przynęty łowią, a nie są tylko ozdobami kolekcjonerskich gablot. Jest mi zdecydowanie przyjemniej, kiedy widzę woblera sygnowanego moimi inicjałami w pysku jakiegoś sympatycznego pstrąga czy okonia.
www.wedkarskabrac.pl
17
SPINNING
18
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
, tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: Kamil Brzostowski, Michał Laskowski, Rafał Krasucki
www.wedkarskabrac.pl
19
SPINNING
Nadmuchana dętka, mini ponton, pływaczek, pływadełko w Polsce mało popularne. Korzystający z tego wędkarze są czasami zasypywani śmiechem i pytaniami typu: Eeee panie, a nie zimno w tyłek na tym ustrojstwie? A no nie zimno, w dodatku całkiem wygodnie i zaskakująco skutecznie. Niewielu łowi z pływadełka. W sumie to może i dobrze. JAK NAJLEPIEJ SIEDZIEĆ NA WODZIE Pierwszy etapem przy zabawie z pływadęłkiem jest wybranie odpowiedniego modelu i producenta. W Polsce pojawia się coraz więcej pływadeł o różnych kształtach, różnie wykonanych. Według mnie godnym polecenia jest Fish Cat 4 produkowany przez amerykańską firmę OUTCAST. Pływadło jest bardzo prosto skonstruowane. Posiada dwa boczne balony z szczelnymi zaworami oraz siedzenie, które wypełnia się kawałkami pianki o dużej wyporności. Dlaczego wspominam o prostocie. Dlatego, że im więcej elementów, które należy napompować tym większe prawdopodobieństwo, że coś się przebije, uszkodzi przy pakowaniu czy nawet przy nieodpowiednim przechowywaniu. Fish Cat 4 jest trochę toporny, ale bardzo wytrzymały i żywotny. Wykonany z trwałego i mocnego materiału wybacza złe traktowanie, czy też niebezpieczne napłynięcie na zatopiony konar, krzak. Siedzenie jest w miarę wygodne. Po kilkugodzinnym łowieniu z pewnością drętwieją nogi lub boli kręgosłup, ale zawsze można wyjść na brzeg i rozprostować kości. Za siedzeniem znajduje się miejsce na niewielki pakunek, który można zabrać ze sobą. Trzeba pamiętać, że miejsce to zalewa woda, więc rzeczy przetrzymywane powinny być zabezpieczone wodoodpornym workiem lub odpowiednim plecakiem. Pływadło posiada też boczne kieszenie. Są na tyle pojemne, że z powodzeniem zmieszczą kanapki, wodę w małej butelce czy też kilka pudełek z przynętami. Testowanym przeze mnie pływadłem był model produkowany przez firme Guideline, który posiada wszystkie pompowane elementy siedzenia oraz balony boczne. Dużym plusem są dwie komory, które gwarantują większe bezpieczeństwo podczas sytuacji awaryjnych. Reasumując – ten niewielki pontonik daje dużo możliwości na zabranie niezbędnego ekwipunku i akcesoriów oraz stosunkową wygodę łowienia, kiedy wszystko ma się dosłownie pod ręką.
20
www.wedkarskabrac.pl
Szczupaki chętnie atakują opadającą przy zanurzonej roślinności przynętę. Sprawdzają się gumy długości 7-10 cm oraz wirówki nr 1 i 2. Częstym przyłowem są dorodne okonie, które bez oporów atakują duże przynęty. Złowionym rybom zwracamy zawsze wolność.
SPINNING TAM GDZIE INNI NIE MOGĄ Według mnie w wędkarstwie liczą się proste i skuteczne rozwiązania. Pierwszą rzeczą na jakie pozwala pływadło to swoboda poruszania się i prawie nieograniczone możliwości pokonania wszelkich zbiorników wodnych. Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Najbezpieczniej jest pływać po zamkniętych zbiornikach. Ponton sprawdza się w płytkich, mocno zarośniętych łowiskach, po których trzeba poruszać się cicho i praktycznie bezszelestnie. Nie porywałbym się na duże jeziora, gdzie trzeba pokonywać duże odległości. Skutecznie obłowimy strefę przybrzeżną, ale dalsze wyprawy zostawmy dla łodzi. Pływadełko jest lekkie, a zaopatrzone w szelki daje się przenosić na plecach nawet w trudnym terenie. I tu otwierają się nam możliwości dotarcia do miejsc, o których mogliśmy sobie tylko pomarzyć. Podczas naszych wypraw, często pokonywaliśmy kilku kilometrowe odcinki niosąc pływadło na plecach. Oczywiście jest to wyczerpujące, ale łowienie w ciszy i swoboda rekompensuje trudy niesienia pontonu. W ten sposób nasz środek pływający docierał do łowisk poprzez wysokie tataraki, bagniska czy puste łąki. Zawsze kiedy niosę pływadło na plecach wiem, że będzie ciekawie, a jak mi się nie spodoba przeniosę się szybko gdzieś indziej.
KONIEC ŚWIATA Wbrew wszystkiemu co można przeczytać o pływadełkach ten mini ponton świetnie nadaję się do spływów rzekami. Oczywiście nie wszystkimi. Osobiście jestem fanem łowienia z pływadełka w rzekach, które są trudno dostępne, nieprzyjazne, a dotarcie do nich jest nie łatwe. Rzeka, po której można bezpiecznie spływać powinna mieć spokojny, raczej leniwy charakter, wtedy sterowanie nie jest męczące i można swobodnie, w ciszy pokonywać kolejne odcinki rzeki. Lubię kiedy rano nad wodą unosi się zapach mokradeł i specyficzny torfowy aromat bagien. Takie łowienie ma coś wyjątkowego w sobie. Słodki tatarak i gnijące podwodne rośliny tworzą mezalians zapachów, które są jakby oddzielnie, ale jednak razem. W takich dzikich miejscach nawet światło jest mocniej rozproszone, a słońce świeci też jakby inaczej. Nie zmienia się ich struktura, tylko nasycenie kolorów. Nie ma tam możliwości na przypadkową architekturę i bezmyślne stawianie linii elektrycznych, budynków, wsi, miast. Tam wszystko jest zaprojektowane tak, jakby ktoś przewidział to, że słońce kiedy wschodzi ma ogrzewać twarz, a kiedy zachodzi ma oświetlać drogę do domu. Prosto, trochę surowo, genialnie. Czyż nie o tym marzy większość wędkarzy? Myślę sobie, że tak. A dzięki pływadełku można czasami bywać na końcu świata całkowicie bez problemu.
GŁÓWNIE SZCZUPAKI Z pływadełka łowię szczupaki i okonie. Czasami przyłowem są bolenie i jazie. Drapieżniki często występują w strefie przybrzeżnej, więc łatwo jest wytypować z pływadła ich stanowiska, a co najważniejsze bardzo precyzyjnie podać przynętę. Głównie stosuję gumy i wirówki, które ostatnio bardzo mnie zaskakują swoją skutecznością. Trochę zapomniane, w moich pudełkach przeżywają prawdziwy renesans. Szczególnie sprawdzają mi się longi nr 2 firmy Mepps, a że srebrne to chyba wszyscy wiedzą. Przynętą staram się grać. Nie prowadzę jej jednostajnie tylko pozwalam sobie na zabawę i animacje. Lekkie poderwania, przyspieszenie, dłuższy opad. To wszystko sprawia, że płynąc około 2-3 m od brzegu w zupełnej ciszy, imituję uciekający, żerującą lub chorą rybę. Czemuś takiemu nie może oprzeć się kryjący www.wedkarskabrac.pl
21
SPINNING w podwodnej roślinności drapieżnik. W sumie wszystko rozgrywa się bardzo naturalny sposób i ciszy. Efekty takiego łowienia często mnie zaskakiwały np. podczas jednego spływu złowiłem około 50 szczupaków, różnej wielkości, ale liczba byłą powalająca. Podczas holu w rzece trzeba pamiętać jedno, że razem z uciekająca rybą, my również się poruszamy. Dlatego też stosuję raczej siłowe rozwiązania i nie pozwalam na ucieczkę ryb. Często bywało tak, że przeganiałem poruszającą się w górę rzeki rybę, a ta wykorzystywała przewagę i wypinała się prawie w ostatnim momencie. To jedyny minus zabawy z pływadełka, reszta jest samą esencją koncentracji, myślenia i walki.
TRZEBA MIEĆ KRÓTKIEGO Kije spinningowe powinny być krótkie, a ważnym wydaje się to, aby posiadały równie krótką rękojeść. Dlaczego? Otóż z pływadła łowimy w pozycji siedzącej. To siłą rzeczy krępuje nasze ruchy i uniemożliwia pełny zamach, wychylenie sylwetki itd. Podczas rzutów rękojeść zaczepia o nas samych, a przy prowadzeniu trzeba niewygodnie trzymać wędkę z boku. Krótka rękojeść umożliwia pełen zakres ruchów, ale pod-
22
www.wedkarskabrac.pl
czas holu trzeba wykazać się umiejętnością pracy takim wędziskiem. Ciężar wyrzutowy nie powinien przekraczać 30 g. Taki kij obsłuży duże przynęty gumowe i większe blachy czy wirówki.
GDZIE SĄ GRANICE? Z perspektywy kilku lat użytkowania pływadełka patrzę jak na przygodę, która gwarantuje mi nietuzinkowe przeżycia i zabawę w zupełnie inne wędkarstwo. Szczególnie, kiedy muszę się zmęczyć, niosąc pływadełko na plecach. Szczególnie wtedy, kiedy nałowię się do syta. Szczególnie wtedy, kiedy nie mogę doczekać się kolejnej wyprawy. Pływadełko pozwala na elastyczne poruszanie się między łowiskami. Jeżeli spływając rzeką znajdziemy zapomniane starorzecze, wystarczy zarzucić ponton na plecy i łowić w zupełnie innym miejscu. Swoboda i wygoda łowienia - to nawiększe zalety mini pontonu.
Bezpiecznie jest wrócić z łowiska przed nadciągającą nocą. Po wyprawie pełnej emocji i wysiłku warto rozpalić ognisko i spędzić resztę wieczoru z przyjaciółmi, rozmowawiając o mininym dniu i złowionych rybach.
SPINNING
www.wedkarskabrac.pl
23
WYPRAWY
ZA SUMAMI tekst: Marek Kwiecień foto: Marek Kwiecień
Szukając spokojnych i uroczo wędkarskich miejsc, postanowiłem z kolegą Rafałem w zeszłym roku wybrać się nad rzekę okrzykniętą mekką sumowo -karpiową. Pod koniec sierpnia zaczęliśmy przemyślenia na temat wielkich ryb łowionych w hiszpańskiej rzece Ebro i wreszcie przyszedł ten upragniony dzień wylotu do Barcelony. Po dwóch godzinach lotu z minutami wylądowaliśmy w gorącej Barcelonie. Szybko odbieramy samochód z wypożyczalni i udajemy się w kierunku miejscowości Caspe, a później do Polskiej Bazy Wędkarskiej w Plays de Chacon. W nocy wita nas właściciel, kolega Robert Nowak i pokazuje nam swoją bazę. Kilka godzin snu i od razu udajemy się nad wodę. Łodzią dowozimy cały nasz sprzęt: ciężkie kije sumowe o długości minimum 3 m i ciężarze wyrzutu od 300-500 g z wielkimi multiplikatorami, ogromną ilością plecionki (ed. sznurka 0,60 mm) oraz dwa worki po 20 kg pelletu i cały surviwal do koczowania. Ciekawe, że licencja na rok wędkowania wynosi niecałe 15 Euro, a każdego złowionego suma należy zabrać lub zabić i zostawić na brzegu, ponieważ jego populacja jest liczona w milionach sztuk. Nikt z prawdziwych wędkarzy tego nie robi tylko po ciężkim holu i kilku pięknych zdjęciach ogromne sumy w super kondycji wracają do wody. Wystarczy już tego wstępu, pora przejść do omówienia metod łowienia na Rio Ebro. Od początku naszym założeniem było wędkowanie stacjonarne, czyli z gruntu. Po wybraniu kilku miejscówek postanowiliśmy uruchomić echosondę i poszukać koryta rzeki. Udało się to nam po 30 minutach poszukiwań. Głębokość w tym okresie, w korycie wynosiła około 14-16 m , więc uciąg wody bardzo słaby. Na tej
24
www.wedkarskabrac.pl
głębokości nasz sonar Echa pokazuje ogromne ilości dużych ryb leżących na dnie. Na naszych twarzach zagościł wielki uśmiech, że oto w końcu są te wyczekiwane, zaplanowane, wielkie sumy. I tylko czekają na zanętę, i na nas - wędkarzy z kraju słowiańskiego, odkrywających skały i upał przepięknej Hiszpanii. Pogodę mamy wspaniałą. Około 18:00 jest 28 stopni, temperatura w ciągu dnia sięga 40 stopni. Jest to pora na zakarmianie naszych Big Fish. Na łódkę wrzucamy jeden worek pelletu i bojkę, czyli oznakowanie łowiska i płyniemy około 120 m od brzegu obozowiska do koryta rzeki. Stawiamy markery i wrzucamy na każdy marker po 2 kg pelletu o smaku Halibuta i średnicy 20 mm. Cena w Hiszpanii za worek 20 kg około 50-60 Euro, czyli przeliczając na polskie złotówki 240280 zł. Wracamy spokojnie do brzegu, aby przygotować już zestawy dla każdego uczestnika wyprawy. Są przydzielone dwa wędziska sumowe w pełnym uzbrojeniu. Zaczynamy montować końcowe zestawy, czyli przypony z hakami 6/1 oraz włosy do pelletu o długości około 12-15 cm. Nakładamy na włos po 5-8 peleltów, za ciężarek posłużą nam dobrej jakości kamienie, tak, tak kamienie. Łowimy na tak zwaną „zrywkę” mocując kamień na żyłce. Mocowanie kamienia
wykonujemy z żyłki około 0,28 mm i mocujemy za pomocą gumki lub opasek samozaciskowych. W momencie brania ryby, przy zacięciu natychmiast ciężarek-kamień zerwie się, a to umożliwi nam lżejszy hol suma. Zestawy gotowe i teraz losowanie, kto będzie motorniczym łodzi z silnikiem, a kto będzie pilnował wędzisk z brzegu stanowiska. Okazuje się, że kolega Rafał chce zostać motorniczym. Zabieramy, więc dwa kije na łódź i razem wypływamy we wcześniej zanęcone miejsce. Umieszczamy zestawy w miejscu postawienia bojek-markerów, dosypujemy po dwie garście pelletu i z położonymi zestawami wracamy do brzegu. Po wyjściu z łodzi wstawiam kije w podpórki wbite w ziemię tak naprawdę skały i naciągam żyłkę. Bardzo ostrożnie, aby nie zerwać ciężarka w postaci kamienia, który został umocowany na cienkiej żyłce. Wędziska przygotowane, plecionki naciągnięte, hamulce multiplikatorów sprawdzone, czujniki założone. Pora na małą kolację w postaci hiszpańskiej szynki i kawałka ciabaty (hiszpańskie pieczywo) oraz do nawodnienia organizmu po ciężkiej pracy lampce wspaniałego hiszpańskiego wina z pobliskiego szczepu. Mija pierwsza noc. Sumy niestety nadal leżą na dnie i nie mają ochoty żerować ani pobierać pokarmu.
WYPRAWY Wychodzi słońce i zaczyna grzać. Duża ilość wędkarzy pływa łodziami w poszukiwaniu żerowania suma. Robert mówi, że niestety słabo ostatnio żerują. Od razu pytamy dlaczego, przecież ich tak dużo leży w naszym miejscu, w którym łowimy. Robert odpowiedział, że mogą leżeć kilka dni jak mają taką ilość pokarmu i pelletu. Nie dajemy za wygraną, zmieniamy zestawy na świeży pellet namoczony w oleju rybnym i czekamy kolejne godziny opowiadając sobie o marzeniach wielkich hiszpańskich okazów. Nagle wędzisko ucieka z podpórki, szybko podbiega Rafał i zacina. Czujemy potężna rybę, która za chwilę zrywa się, ściąga zestaw a hak renomowanej firmy jest rozgięty. Taka sytuacja daje nam dużo do myślenia, czyli nie był to malutki okaz ani żywiec? Wywozimy jego wędkę wraz z zmienionym zestawem końcowym. Mija kolejna noc i nic – cisza, oprócz kilku karpi pełnołuskich, których jest tak samo dużo jak sumów w Ebro. Przyjechaliśmy na Big Fish i myślimy o tych, co kręcą się na naszych miejscówkach. Nagle jest ogromny odjazd, podbiegamy do wędziska. Mój przyjaciel krzyczy „Marek jest, jest ...” i ciągnie go w stronę wody. Szybko podbiegam, przygotowuję łódź, odpalam silnik i zaczynamy walkę z przeciwnikiem. Po około 30 min jesteśmy blisko wielkiej ryby, niestety muruje mocno do dna i nie wiemy z kim mamy do czynienia. Wędzisko jest u kresu
KILKA WSKAZÓWEK DLA OSÓB WYBIERAJĄCYCH SIĘ DO HISZPANII
wytrzymałości i po około 10-15 min pompowania i męczenia ryby naszym oczom pod powierzchnią wody ukazuję się sum gigant. Nie wierzymy własnym oczom, ale jeszcze długa droga przed nami, aby nasz przeciwnik znalazł się w łodzi. Pierwsza próba podebrania, czyli należy suma uderzyć w głowę i sprawdzić, czy już jest słabszy, jeżeli tak, to należy włożyć rękę w pysk ryby i zacisnąć z całej siły za dolną wargę. Uwaga! tylko i wyłącznie w rękawicach, ponieważ sum posiada kilkanaście rzędów zębów tarek, które mogą naszą rękę bez rękawicy skaleczyć. Niestety sum nadal ma ochotę z nami powalczyć. Po uderzeniu odpływa na około 50 m i zaczyna schodzić na dno. Po raz kolejny kolega stara się dać powietrza rybie, lecz niestety okazuje się ona silniejsza od wędkarza. Po około 50 min holu udaje mi się podebrać rybę kompana i pewnie wciągnąć ją do łodzi. Nasza radość nie zna granic. Ryba jest mojego wzrostu, a do niskich nie należę. Wracamy szczęśliwi do brzegu. Wyciągamy rybę i mierzymy. Ma około 195 cm długości, wagę szacujemy na około 70-80 kg. Kilka fotek i ryba w super kondycji wraca do łask swojej wspaniałej hiszpańskiej natury. W ciągu 10 dni wędkowania łowimy jeszcze kilka sumów od 40 do 80 kg. Jesteśmy szczęśliwi i myślimy, jak się zasadzić na te wielkie ryby kolejny raz, może w 2015 roku.
Przelot w dwie strony plus bagaże kosztuje około 700-1200 zł w zależności od tego, kiedy zakupimy bilety. Najtańsze są linie Wizzair, ale uwaga na ceny bagaży, należy dokupić dodatkowy. Zakwaterowanie w Polskiej Bazie Wędkarskiej około 300 Euro za 7 dni wędkowania plus 50 Euro za sprzęt wędkarski, który jest super klasy, w tej cenie jest już licencja na wędkowanie i survival łóżka, krzesła i parasole. Koszt pelletu, jak wspomniałem około 50-60 Euro za worek 20 kg. Wybierając się na taką wyprawę, warto się dodatkowo ubezpieczyć w razie choroby. Wypożyczenie auta na 7-10 dni, to wydatek około 100-160 Euro w zależności od wypożyczalni. Czas dojazdu z Barcelony do bazy około 2-3 godzin. Koszt benzyny, ropy 1,45 -1,70 Euro. Cena wyżywienia jak w Polsce, ale za to mamy klimat hiszpański, szynki suche, owoce morza, owoce z okolicznych plantacji: arbuzy, brzoskwinie oraz wspaniałe hiszpańskie wino.
reklama
W zgodzie z naturą ...
• • • •• • • • • • •• • • • • •
www.wedkarskabrac.pl
25
SPINNING
TOUGH na wyprawy
W dobie nowoczesnego wędkarstwa, gdzie coraz więcej wędkarzy stosuje metodę catch&release nieodzownym elementem każdej wyprawy jest aparat fotograficzny. Wszechobecna woda czy sama poranna rosa potrafi uszkodzić sprzęt, więc przydałoby się coś solidnego. Z ciekawą, wodoszczelną propozycją wychodzi do nas, wędkarzy, firma Olympus z aparatem Stylus Tough TG-835. Aparat jest wykonany z połączenia metalu i porowatego plastiku, co daje wrażenie bardzo solidnej, wręcz niezniszczalnej konstrukcji. Nie straszny mu upadek z 2 m, czy nacisk 100 kg. Klapka pod którą znajdziemy uniwersalne złącza, baterię oraz slot kart SD/SDHC/SDXC jest
26
www.wedkarskabrac.pl
dodatkowo zabezpieczona gumową uszczelką. W połączeniu z pancerną konstrukcją daje wodoszczelność do 10 m. 5-krotny zoom optyczny (28-140 mm, ekwiwalent 35 mm) lub 10-krotny zoomu o superrozdzielczości, pozwala zbliżyć się do fotografowanego obiektu i uchwycić jego najdrobniejsze szczegóły. Szeroki kąt widzenia (28 mm) pozwoli zrobić zdjęcia grupowe i uwiecznić zachwycające panoramy. Pomimo solidnej konstrukcji waży zaledwie 218 g, co mocno nie obciąża nas na spinningowym spacerze. Czytając specyfikację techniczną można by pomyśleć, że jest to sprzęt niczym z epoki kamienia łupanego. Nic bardziej mylnego. Zastosowano
w nim najnowsze rozwiązania, jak zapis wideo w jakości FullHD, tryb HDR, możliwość zdjęć panoramicznych czy podwodną fotografię makro. W dodatku jest niebywale szybki. Po 1,3 s od uruchomienia jest gotowy do zdjęcia, ostrzy w 0,5 s. Ciekawostką są zdjęcia poklatkowe. Odstęp pomiędzy nimi to od 10 s do 60 min, a ich maksymalna ilość to 99 szt. Uwiecznione w ten sposób zachody słońca będą zapierały dech w piersiach. Jedynym minusem jest to, że Olympus nie składa zdjęć w jeden film, musimy to wykonać za pomocą programu komputerowego. Biała dioda umiejscowiona na przednim panelu pozwana na wykonanie ostrych zdjęć nawet w trudnych warunkach. W chwili przytrzy-
WĘDKARSKI NIEZBĘDNIK
tekst: Michał Laskowski foto: Michał Laskowski
Aparat jest niewielkich rozmiarów. Można go mieć cały czas przy sobie, w kieszeni kurtki czy w kamizelce wędkarskiej. Solidne wykonanie pozwala zapomnieć, że mamy przy spobie sprzęt fotograficzny. Jego odporność na uszkodzenia i możliwość używania w różnych warunkach atmosferycznych sprawia, że zawsze będziemy mieli szansę wykonać zdjęcie rybie, ktorą złowimy. Możliwość wykonania zdjęć podwodnych dodatkowo podnośi atrakcyjność naszych fotograficznych pamiątek.
mania przycisku info świeci światłem ciągłym, co może posłużyć jako podręczna latarka. Olympus TG-835 dzielnie zniósł nasz test na Belly Boat Cup, gdzie zebrało się kilkanaście osób, by oddać się przyjemności łowienia na jeziorze z tzw. pływadełka. Aparat był z premedytacją trzymany w niewielkiej przemoczonej kieszeni z pudełkami na przynęty, zanurzany pod wodą w celu uwiecznienia wypuszczania ryby, by po chwili być wystawionym na działanie ostrego słońca. Również niewielkie drobiny plażowego piasku nie sprawiły trudności w jego użytkowaniu. Jest niewiele zakamarków w obudowie, gdzie mogłyby zostać na dłużej. Czyszczenie jest niezwykle proste – wystarczy włożyć go do
wody i potrząsnąć. Menu jest bardzo intuicyjne, a zmiana trybów za pomocą koła wyboru oszczędza czas reakcji, którego jak wiadomo w walce z rybą czy przy jej wypuszczaniu nie ma zbyt wiele. Idealnie sprawdził się wyodrębniony przycisk zapisu wideo. Wykonujemy zdjęcie złowionego okazu, by po chwili jednym ruchem przełączyć na tryb wideo i uwiecznić znikającą w toni rybę. Olympus na pewno mile zaskoczy każdego wędkarza jakością wykonania, prostotą w użytkowaniu i bardzo dobrymi zdjęciami. Pozwoli również odpowiedzieć na pytanie, które kroczy za każdym wędkarzem od lat - co dzieje się pod wodą? Ja sprawdziłem, a ty?
• • • • • • • • • • •
wodoszczelny do 10 m wytrzyma upadek z 2,1 m odporny na nacisk 100 kg wbudowana latarka zapis wideo FullHD tryb HDR zdjęcia panoramiczne duży ekran bardzo dobre odwzorowanie kolorów szeroki kąt widzenia szybki i celny autofocus
www.wedkarskabrac.pl
27
28
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
JESIENNY ARSENAŁ SPINNINGISTY
tekst: Grzegorz Wadecki foto: Michał Laskowski
Jesień jest moją ulubiona porą roku, zwłaszcza wtedy, gdy zachmurzone niebo połączone z gęstą mgłą muska twarz, jakby wokół delikatnie padał deszcz. Poranki nad wodą bardzo często witają delikatnymi przymrozkami, ale w ciągu dnia jest około 10 stopni. Nad wodą zapada kojąca cisza i spokój, czas jakby zatrzymuje się w miejscu. Cała przyroda z każdym dniem jest coraz bardziej uśpiona, a ja wprost przeciwnie przechodzę drugą wiosnę w ciągu roku. Mają na to wpływ oczywiście bardzo dobrze żerujące drapieżniki. O tej porze roku najlepiej zainteresować się szczupakami, okoniami, sandaczami oraz wciąż dobrze żerującymi boleniami. Z jesienią kojarzy mi się branie dużego szczupaka wśród roślinności na płytkiej przezroczystej wodzie. Każdy wolny czas warto spędzić nad wodą, aby przeżyć takie chwile. Dni są coraz chłodniejsze, a gwałtowne przyjście zimy może zafundować nam kilkumiesięczną spinningową posuchę. Warto jest dobrze przygotować się do tego okresu. Nie będę rozpisywał się nad wędkami i kołowrotkami, skupię się na topowych jesiennych przynętach, które każdy wędkarz powinien mieć we własnym pudełku. Z przynęt gumowych, z ripperów godne polecenia są kopyta. Praktycznie każda firma zajmująca się sprzedażą przynęt gumowych ma w swojej ofercie kopyto. Najbardziej lubię oryginalne pochodzące z firmy Relax w wielkościach 7 i 9 cm. Kolory sprawdzające się jesienią to wszelkie perły z czarnym grzbietem, seledyn oraz marchewa. Kopyta są na tyle uniwersalne,
że w zależności od użytego ciężaru główki możemy w bardzo ciekawy sposób zaprezentować przynętę. Na lekkich 3-5 g główkach idealnie obłowimy płycizny, a z 20 g główkami i cięższymi, efektywnie obłowimy głębokie rzeczne doły. Do pudełka możemy również dorzucić kilka ripperów Mannsa w wielkościach 6 i 8 cm, w podobnych tonacjach co kopyta. Z twisterów każdy powinien mieć również kilka sztuk w wielkościach 7 i 9 cm. Są to przynęty wprost stworzone do łowienia z opadu. W połączeniu z najlżejszą główką, którą można zastosować w danym miejscu, można uzyskać bardzo dobre wyniki. Kolorem, który bardzo często robi różnice i wielu o nim zapomniało jest poczciwy motor-oil w czystej wersji albo z dodatkami różnych brokatów. Z modeli twisterów, jakie można polecić to M-38 firmy Manns oraz Turbo firmy Relax, potocznie nazywany kaloryferem. Zwłaszcza ten drugi jest przynętą niedocenianą i niestosowaną na szerszą skalę przez wędkarzy. Jest to swoisty as w rękawie w sytuacjach wydawałoby
się totalnego braku brań. Warto mieć zawsze w pudełku kilka gum odbiegających kształtami i kolorystycznie od kanonów. Na naszych rodzimych, przełowionych łowiskach często jest to skuteczne rozwiązanie. Wirówki należą również do sztandarowych jesiennych przynęt. Na szczupaki sprawdzają się obrotówki w wielkościach nr 3 i większych. Kształt skrzydełka nie gra tu roli. Skuteczna jesienna wirówka musi charakteryzować się wyraźną, wyczuwalną, mocną pracą. Kolor czystego jak również matowego srebra jest bardzo skuteczny. Wszelkie dodatki w postaci czerwonych akcentów oraz chwostów są jak najbardziej wskazane. Popularne stają się duże obrotówki w wielkościach nr 6-7, nazywane przez wędkarzy mikołajami z powodu swoich długich chwostów. Wirówki te bardzo dobrze sprawdzają się na rozległych płyciznach i łąkach podwodnych. Łowiąc w rzece nie powinniśmy zapominać o boleniach. I zawsze mieć pod ręką w pudełku kilka boleniowych woblerów, zarówno płytko jak i głębiej schodzących. Nawet późna jesień nie jest złym momentem, aby spróbować połowić bolenie. Natomiast w trakcie poszukiwań jesiennych szczupaków warto mieć kilka jerków w wersji pływającej i tonącej. Najbardziej sprawdziły mi się Slidery firmy Salmo. Przedstawione zestawienie obejmuje delikatnie rozbudowaną klasykę jesiennych przynęt spinningowych. Nasze zbiory przynęt, patrząc na ofertę rynku, możemy rozwijać właściwie w nieograniczony sposób. Mnogość kolorów i kształtów kolejnych nowych serii przynęt pojawiających się w sklepach wędkarskich jest ogromna. Topowe przynęty wędkarskie nie sprawdzają się w każdych warunkach, dlatego warto mieć przy sobie kilka odmiennych egzemplarzy. Nie przesadzam z tym jednak nigdy. Wielu wędkarzy poszukuje coraz to bardziej skutecznych wabików i nie ma w tym nic złego, jednak osiąganie zbioru przynęt porównywalnych do oferty małej hurtowni wędkarskiej jest przegięciem w druga stronę.
Skutecznymi jesiennymi przynętami są kopyta firmy Relax oraz ripery Mannsa. Lekko uzbrojonie nadają się do obławiania płycizn oraz starorzeczy.
www.wedkarskabrac.pl
29
SPŁAWIK
TYCZKA NA BAJORKACH tekst: Łukasz Paurowicz foto: Łukasz Paurowicz
Kiedy woda w rzece robi się zimna i łowienie w nurcie przynosi pojedyncze ryby, przenoszę się ze sprzętem spławikowym nad nieodległe „bajorka”, czyli wody stojące, takie jak zalewy, żwirownie lub starorzecza. Sztandarową rybą tych łowisk jest płoć. Jednak jeśli pogoda jesienna rozpieszcza wędkarzy to można jeszcze połowić fajne leszcze, a nawet trafić dorodnego lina, karasia lub okonia. Łowienie na spławik w jesiennej scenerii ma swój niepowtarzalny klimat i potrafi zadziwić wędkarzy ilością brań i widokiem pięknych ryb. Na „bajorko” zabieram tyczkę, która jest absolutnie bezkonkurencyjnym narzędziem łowienia, zapewiającym precyzję, finezję i zadowalające wyniki. Łowisko dobieram w zależności od poziomu wody, która na jesieni zazwyczaj jest już niska. Żeby mieć szansę na ciekawy połów szukam wody co najmniej 1,5 m na linii 11,5 lub 13 m wędki. Oczywiście nie twierdzę, że łowienie w miejscach płytszych nie ma sensu, lecz łatwiej i efektywniej łowi się na wodzie głębszej, gdzie ryby nie płoszą się tak łatwo i odpowiednia prezentacja przynęty na haczyku jest pewniejsza. Wybór łowiska zależy też od gatunków najliczniej występujących tam ryb. Należy umieć odpowiednio dobrać jego parametry do oczekiwanych rezultatów wędokowania. Licznie występująca ukleja mocno uniemożliwia łowienie ryb żerujących przy dnie na płytkim łowisku, gdzie znęcona każdym rodzajem zanęty, nie pozwoli odławiać zamierzonych gatunków ryb. Jeśli wędkarz chce dać sobie szansę na złowienie „bonusowego” leszcza to również woda głębsza jest tu zdecydowanie lepszym wyborem. Łowisko można również trafnie wybrać bazując na opiniach znajomych wędkarzy lub najlepiej opierając się na swoich własnych doświadczeniach i „niezawodnym” wędkarskim instynkcie. Co do sprzętu to próbuję nie komplikować – na każde wędkowanie przygotowuję tyczkę uzbrojoną w gumy o grubości 0,5–0,9 mm, w zależności od tego jakich rybek się spodziewam. Na płotki standardowo używam amortyzatora 0,7 mm, który jest na tyle finezyjny, żeby przyjemnie wyjmować rybki do 30 cm, ale również dać radę rybie nieco większej. Gramatura zestawów spakowanych w moim koszu wacha się w przedziale 0,4–3 g. Najlżejsze służą mi świetnie do łowienia wszelkich gatunków w wodzie płytkiej oraz płoci z opadu i używam takich tylko w łowiskach bez uklei. Im woda głębsza lub istnieje konieczność przebicia się przez górne partie wody jak najszybciej, by nie zaliczyć uklejowego „przechwytu”, tym zestaw na topie musi być cięższy. Również jeśli łowimy
30
www.wedkarskabrac.pl
leszcze, dobrze jest położyć im cały przypon z przynętą na dnie nieruchomo, co ułatwia spore obciążenie zestawu. Na tego typu łowienie zestawy wykonuję na żyłkach o średnicach od 0,11 mm (do zestawów lżejszych) do 0,14 mm (do najcięższych zestawów oraz tam, gdzie jest spora szansa na dużą rybę). Przypony na wody stojące mają długość 20–25 cm i wykonane są z żyłki 0,07–0,12 mm. Uzbrajam je w dobrej jakości haczyki o numerach 20–16. Naturalnie żeby uzyskać dobrze „zbalansowany” sprzęt musimy zestawić wszystkie jego elementy tak, aby ze sobą współgrały. Trzeba pamiętać, że w razie zaczepu lub brania dużej ryby to przypon powinien pękać, a nie żyłka główna lub amortyzator. To amortyzator powi-
nien być najbardziej wytrzymałym elementem naszego zestawu, więc zestawienie gumy 0,5 mm z żyłką 0,14mm jest nielogiczne i nieprawidłowe. Cienka guma wymusza również użycie odpowiednio cienkiego i ostrego haczyka, który musi idealnie wbijać się w pysk ryby przy lekkim zacięciu z użyciem bardzo miękkiego amortyzatora. Schemat moich zestawów jest bardzo prosty: przypon, śrucina nad pętelką żyłki głównej, 20 cm powyżej kolejna śrucina i kolejne 20 cm powyżej obciążenie główne, czyli najczęściej kilka skupionych śrucin. Ołów musi być bardzo miękki, co pozwala na bezkarne przesuwanie go po żyłce głównej bez kaleczenia i osłabiania jej, dostosowując się do warunków na łowisku.
SPŁAWIK
Na ryby łowione z wody chłodnej absolutnie nie ma lepszego dodatku zanętowego jak jokers, czyli malutkie larwy ochotki. Zakupić go można po wcześniejszym zamówieniu w sklepach wędkarskich, od sprzedawców w internecie i ostatecznie w formie zamrożonej w sklepach zoologicznych. Mieszanka zanętowa na łowiska z wodą stojącą (ll ubminimalnie płynącą) jest ekstremalnie prosta. Role swoją doskonale spełni każdy praktycznie rodzaj zanęty płociowej lub drobnoziarnistej leszczowej. Na kilkugodzinne łowienie z powodzeniem wystarczy 1 kg suchej zanęty. Poza zanętą potrzebujemy również czarnej ziemi (na łowiska z miękkim dnem), gliny rozpraszającej (na twardsze dno) lub mieszanki obu składników. Na jedną wyprawę nad nieznaną wodę biorę 2 paczki ziemi i 2 paczki gliny (wykorzystuję tylko 3 paczki). Jeśli dno jest miękkie - miksuję 2 paczki ziemi i 1 paczkę gliny, natomiast jeśli łowię na żwirowni - to proporcja jest odwrotna. Po przybyciu na łowisko delikatnie i z wyczuciem nawilżam zanętę. Trzeba pamiętać, że im mniej wody „wypije” zanęta tym lepiej i mocniej będzie
pracować oraz podnosić się do góry po położeniu na dno. Na płocie jest to efekt porządany, natomiast na leszcza już nie koniecznie. Po odstawieniu wstępnie nawilżonej zanęty biorę się za gruntowanie łowiska. Do tego celu używam dość ciężkiego 20 g gruntomierza, który nie tylko pokaże głębokość i ukształtowanie dna, ale również jego rodzaj. Jeśli gruntomierz „stuka” o dno, to jest to dno twarde i korzystne dla wędkarza. Natomiat jeśli „zapada się” w muł i czujemy wyraźnie, że wyrywamy go z niego, to jest to dno mocno zamulone. Idealnym miejscem podania zanęty jest kawałek równego, twardego dna. Znalezienie takiego miejsca jest wyjątkowo ważne na żwirowniach, gdzie często przy brzegu występują strome spady, które utrudniają właściwe zanęcenie. Po wygruntowaniu i znalezieniu odpowiedniego stanowiska mieszam odpowienią proporcję gliny z ziemią. Po przetarciu przez drobne sito miksu ziemi i gliny dzielę otrzymaną porcję na dwie nierówne części. Mniejszą z nich (1/3) dodaję do dowilżonej zanęty tworząc gotową mieszankę, a drugą (2/3) zostawiam w czystej postaci. Czysty miks ziem służy jako nośnik robactwa. Na ryby łowione z wody chłodnej absolutnie nie ma lepszego dodatku zanętowego jak jokers, czyli malutkie larwy ochotki. Zakupić go można po wcześniejszym zamówieniu w sklepach wędkarskich, od sprzedawców w internecie (polecam) i ostatecznie w formie zamrożonej w sklepach zoologicznych. Jeśli posiadam określoną porcję jokersa (30 dkg
przy rekreacyjnym łowieniu wystarczy)to garść larw wrzucam do przygotowanej czystej ziemi z gliną, resztę robaczków odkładam. Następnie odsypuję dwie garści miksu do pojemnika i wsypuję tam resztę jokersa. W ten sposób otrzymaliśmy 3 różne porcje mieszanki zanętowej: zanętę z gliną (dobrze dodać do niej troszkę pinki), miks ziemi i gliny z małą ilością jokersa i niewielką porcję miksu ziemi i gliny z proporcjonalnie większą ilością mini larw ochotki. Pierwsza i druga porcja służy do znęcenia ryb w miejsce łowienia i powinna wrzucona być w postaci kul ręką w okolice szczytówki wędki. Trzeci miks podajemy najlepiej z kubka w postaci małych kulek, które dzięki większej ilości jokersa mają skupić nam ryby w jednym miejscu łowiska. Samo łowienie jest banalnie proste i polega na wstawieniu zestawu w miejscu nęcenia. W razie braku brań trzeba wykazać się cierpliwością i poczekać, ponieważ jesienne ryby nie zawsze „startują” od początku. Jeśli natomiast brania zanikają, należy niewielkimi kulkami regularnie donęcać. Jako przynęt najlepiej używać ochotki haczykowej lub pinek, ale grube białe robaki, kastery lub małe czerwone robaki bywają również zabójcze, szczególnie na większe ryby. Wczesną jesienią ryby potrafią być mocno kapryśne i chimeryczne, ale również zdarzają się dni absolutnego szaleństwa ich aktywności. Typowe dla tej pory roku jest to, że wędkarz po dniu wspaniałego łowienia wraca na łowisko dnia następnego i jego wyniki są drastycznie gorsze. Należy po prostu zrozumieć, że to taki czas i cieszyć się ostatkami łowienia na spławik, czego zimą będzie boleśnie brakować. Tradycyjnie apeluję do was szanowni wędkarze o szacunek względem łowionych ryb – NIE ZABIJAJMY ICH. Jeśli ryba na patelnię to porcja łososia ze sklepu! Serdecznie pozdrawiam. www.wedkarskabrac.pl
31
32
www.wedkarskabrac.pl
BELLY BOAT CUP O towarzyskich zawodach rozegranych na pływadełkach, a zorganizowanych w Kamiennym Lesie. tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: Małgorzata Dobkowska & Łukasz Dobkowski
W październiku 2014 r. odbyły się zawody Belly Boat
Cup przygotowane przez Pawła Stypińskiego i Pawła Zounera. Na tą wyjątkową imprezę przybyli pasjonaci łowienia z pływadełek z różnych stron Polski. Miejscem spotkania była agroturystyka Kamienny Las, a rywalizacji jezioro Upinek dzierżawione przez Stowarzyszenie Wędkarstwo dla Mazur. To weekendowe spotkanie miało charakter typowo towarzyski, a rywalizacja była jego częścią i zabawą dla lubiących siedzieć na wodzie. Udział wzięło kilkanaście pływadełek, z których łowiono na muchę oraz spinnig. Jezioro Łupinek od niedawna jest dzierżawione przez wspominane wyżej towarzystwo, które próbuje odbudować zdewastowaną przez rybaków populację drapieżników. W łowsku występują szczupaki, sumy czy duże okonie. Złowione ryby były w świetnej kondycji, choć nie powalały rozmiarami. Za to prawie każdy z uczestników miał kontakt i mógł powalczyć z pływadełka z centkowanym przeciwnikiem. Muszkarze stosowali steamery w jaskrawych, agresywnych kolorach, natomiast spinningiści łowili szczupaki na przynęty gumowe. Skuteczne okazały się 12 cm kopyta w naturalnych kolorach, które z łatwością połykały „łupinkowe” drapieżniki. Zawody wygrał Paul Fiedorczuk, który na muchę złowił szczupaka długości 58 cm. W nagrodę otrzymał czapkę pełną przynęt i uściśk dłoni organizatorów oraz uczestników. Należy wspomnieć, że w takich spotkaniach nie chodzi o nagrody, ale o sam udział. Siedlisko Kamienny Las porzucone w głębi puszczy dawało poczuć całkowitą izolację od cywilazacji, a dobre towarzystwo, zapewniło rozmowy i zabawę do rana. Niewiele jest takich imprez, które wspomina się ciepło i z uśmiechem na twarzy - ta była wyjątkowa pod względem miejsca i osób o podobnej pasji. W czasach kiedy wszyscy gdzieś gonimy i masowo przejadamy czas, musimy stawiać sobie coraz częściej pytanie - dokąd tak pędzimy i gdzie to nas zaprowadzi. Każdemu, kto chce spojrzeć inaczej na wędkarstwo i spędzić trochę czasu w gronie pozytywnie zakręconych polecam Belly Boat Cup już za rok. www.wedkarskabrac.pl
33
RELACJA
W nowoczesnych wędkarstwie chodzi o to, aby mieć zabawę ze swojej pasji i realizować ją wśród podobobnie odbierających ten sport. Zawody rozgrywane na pływadełkach są jeszcze mało popularne w Polsce, ale Baelly Boat Cup pokazał, że zaiteresowanych nie brakuje. W takich towarzystkich spotkaniach liczy się również atmosfera i spędzanie czasu ze swoimi bliskimi.
34
www.wedkarskabrac.pl
RELACJA
www.wedkarskabrac.pl
35
SPINNING
Na Jeziorze Upinek przeważały szczupaki. Brały na płyciznach porośniętych podwodną roślinnością oraz w zatokach przy brzegu. Wszystkie złowione ryby były silne, i w dobrej kondycji co dobrze wróży na przyszłość.
36
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
www.wedkarskabrac.pl
37
RELACJA
38
www.wedkarskabrac.pl
RELACJA
„Siedlisko Kuty Kamienny Las” specjalizuje się w promowaniu wszelkich produktów i atrakcji lokalnych. Szeroki wachlarz atrakcji organizowanych przez okoliczne miasteczka daje turystom niepowtarzalną szansę na spędzenie wielu niezapomnianych chwil wśród dzikiej, nietkniętej ludzką ręką mazurskiej przyrody. Po atrakcjach goście mogą wypocząć w zaciszu kameralnego siedliska. Kontakt: Zenon Zouner, Kuty 48, 11-610 Pozezdrze Telefon: +48 600 983 743 Email: siedliskokuty@gmail.com www.siedliskokuty.com
Zdjęcia do relacji wykonali: Małgorzata Dobkowska & Łukasz Dobkowski Więcej unikalnych fotografii na: www. dolinanarwi.com.pl www.wedkarskabrac.pl
39
RELACJA
II Mistrzostwa o Puchar Portalu Wędkarska Brać tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: Michał Laskowski
21 września 2014 r. odbyły się II Mistrzostwa Spinningowe zorganizowane przez Portal Wędakrska Brać. W zawodach wzięło udział 84 zawodników, którzy przybyli na spotkanie do Baru u Dany w Wiźnie. Po krótkim przywitaniu przekazaliśmy startującym szczegółowe informacje dotyczace zasad, w oparciu o które rozgrywane są spinningowe zmagania. Każdy otrzymał regulamin oraz załączoną symulację, jak należy ułożyć złowioną rybę do zdjęcia. Bezwietrzna, ale pochmurna pogada dawała nadzieję na udane połowy. Razem z sędziami terenowymi śledziliśmy zmagania zawodników, którzy łowili okonie, szczupaki, niewielkie sandacze. Popołudniu zawody dobiegły końca. Naszych gości zaprosiliśmy na wspólny gorący obiad. Po posiłku Sędzia Główny Robert Szymański ogłosił wyniki zawodów:
40
www.wedkarskabrac.pl
1 miejsce - Maciej Mateuszczyk 2 miejsce - Tadeusz Terpilowski 3 miejsce - Piotr Kociszewski Najdłuższą rybę zawodów wg przelicznika złowił - Wojciech Podbielski. Ogólnie zostało zgłoszonych 51 ryb, które zostały zgodnie z zasadą: złów, zrób zdjęcie i wypuść, trafiły z powrotem do wody. Po ogłoszeniu wyników wśród wszystkich uczestników zostały rozlosowane nagrody pocieszenia. W imieniu Redakcji Portalu chcemy podziękować wszystkim zawodnikom i już teraz zapraszamy
na zawody w przyszłym roku. Bardzo chcemy podziękować za wsparcie i pomoc w organizacji imprezy naszym sponsorom. Bez Państwa pomocy te zawody, jak też inne imprezy nie mogłoby się udać. Nasi sponsorzy: Buff Polska, Varivas Polska, Pracownia FishingRod, RELAX, JAXON, HARJUS, Grzegorz Wadecki, Sklep wędkarski Danuta Kurczewska z Łomży - Najlepszy sklep w drodze na Mazury, Sklep Wędkarz z Łomży, Sklep Świat Wędkarski z Łomży, Agencja Reklamowa LOGO TK, UNIQA.
SPINNING
www.wedkarskabrac.pl
41
WB POLECA
PLECIONKA MADE IN JAPAN Oferta firmy Morris Co. Ltd. to artykuły marki Varivas. Z szerokiej oferty wybraliśmy produkty, które naszym zdaniem trafiają najlepiej w gusta polskich wędkarzy. Podstawowym modelem plecionki w naszej ofercie jest Varivas High GradePE. Jest to plecionka z 4 włókien High Grade PE, o uniwersalnym zastosowaniu. Wprowadzona na rynek cieszy się dużym uznaniem ze względu na cenę zaczynającą się od 75 zł za 150 m nawój. Kolejnym produktem jest najbardziej rozpoznawalna na świecie plecionka Varivas Avani Sea Bass Premium PE 150 m. Dzięki ciasnemu splotowi 4 gładkich włókien Premium PE linka jest bardzo cicha i doskonale układa się na szpuli. Oczywiście wpływa to nie tylko na zwiększenie rzutów, ale również na sam komfort wędkowania. Dla fanów ultra lekkiego spinningu przygotowaliśmy plecionkę Avani Light Game. Dostępna na 100 m szpulach przeznaczona jest dla profesjonalistów szukających najdelikatniejszych plecionek na rynku. Wykonana z włókien Premium PE gwarantuje wszystkie zalety plecionki przy minimalnej średnicy. Dla najbardziej wymagających klientów przygotowaliśmy serię plecionek wykonaną z 8 splotów włókien MAX PE. Do tej grupy należy ceniona Sea Bass MAX PE Tracer 150 m, dostępna już od 170 zł. Dodatkowe pokrycie plecionki powłoką SP-F zapobiega wchłanianiu wody, dzięki czemu linka zachowuje swoje właściwości przy niskich temperaturach. Warto zauważyć, że do większości linek dołączony jest Shock Leader VEP, który dowiązu-
jemy do końca plecionki. Niweluje on ryzyko przetarcia plecionki o kamienie i czyni pracę przynęt bardziej naturalną. Varivas to produkty tworzone na japoski rynek, gdzie marka jest uznawana za najlepszą. Każdy produkt przed wprowadzeniem do polskiej oferty jest przez nas testowany i oceniany pod kątem zapotrzebowania w Polsce. Nie ma możliwości, żeby do naszych klientów trafił produkt, którego sami byśmy nie używali. Nasza oferta to również żyłki premium wykonane z najlepszych dostępnych materiałów, koniczne przypony muchowe jak i cenione haki muchowe używane przez muszkarzy na całym świecie. Hitem stał się płyn do konserwacji plecionek Varivas PE OK, który dodatkowo zmiękcza i zapobiega tarciu linki podczas wędkowania. Nasza oferta stale się powiększa o nowe produkty, ponieważ za kluczowe uważamy sprostanie rosnącemu zapotrzebowaniu wędkarzy na produkty wysokiej jakości poprawiające komfort wędkowania. Dzięki stale rosnącej liczbie wyselekcjonowanych sklepów partnerskich Varivas docieramy do coraz większej ilości klientów na terenie Polski oferując im prawdziwą jakość Made in Japan. Plecionki można kupić na: www.rapa-sklep.pl
Plecionki Varivasa testowalśmy przez ostatni miesiąc łowiąc w rzekach oraz jeziorach. Zalety to delikatna struktura, pozwalająca na dalekie rzuty. Linka jest „cicha” i dobrze układa się na szpuli. Wytrzymałość zgodna z opisem, choć na źle zawiązanym węźle łatwo pęka. Plecionka świetnie przenosi każde uderzenie w przynętę i nie traci swoich własciwości podczas ciągłego użytkowania. Duży wybór średnic pozwala na subtelne dobranie plecionki do każdego gatunku ryb. Jednym słowem plecionka dla profesjonalistów szukających produktów najwyższej jakości. Redakcja
WARTO ZOBACZYĆ „Only the River Knows” Film o niesamowitej historii odnalezienia wędkarskiego pamiętnika w Nowej Zelandii. Ta najnowsza produkcja ze stajni Frontsidefly opowiada o przygodzie na drugim końcu świata, tajemnicy, marzeniach i spotkaniu z rzeczywistością. Film jest pełen zaskakujących zwrotów akcji i potrafi wciągnąć każdego. Olbrzymie pstrągi, piękna opowieść, zapierające dech plenery. Czego chcieć więcej? Musisz to zobaczyć ! Film trwa 80 minut, angielska wersja językowa (napisy także w językach: duńskim, szwedzkim, norweskim i angielskim). Cena: 128zł „A Backyard in nowhere” Pierwszy wędkarski western w końcu w Polsce ! Akcja filmu rozgrywa się na Alasce. Olbrzymie szczupaki, piękna przyroda, ekscentryczni autochtoni. 42
www.wedkarskabrac.pl
Film w angielskiej wersji językowej, 52 minuty. Cena: 124zł „Gaula river of Silver & Gold”
Najnowszy film twórcy legendarnej już produkcji Tapam. Daniel Goz i Anton Harmacher wprowdzają nas w uroczy kliemat środkowej Norwegii i prezentują to, co silnie działa na naszą wyobraźnię - piękne dzikie łososie, w ich
wodnym królestwie. Mamy okzaję poznać historię łowienia na tej rzece przedstawioną przez Manfreda Raguse, założyciela Norwegian Flyfishers Club. Film trwa 43 minuty, angielska wersja językowa. Format DVD.
Cena: 130zł
Wszystkie filmy dostępne na www.salar.pl lub pod telefonem 604-614-641.
SPINNING
kb
FOTOGRAFIA PRODUKCJA FILMOWA POSTPRODUKCJA
KAMIL BRZOSTOWSKI
+48 788 304 441
kontakt@kamilbrzostowski.pl www.wedkarskabrac.pl
43
FELIETON
Wędkarskie rekordy, czyli kto ma dłuższego? tekst: Kamil Zaczkiewicz foto: Kamil Zaczkiewicz i Kamil „Bluzer” Rudnik
Któż z nas nie chce złowić rekordowej ryby? Wielkiej, starej, szczupaczej „mamuśki”; grubego „kleniozaura”; gigantycznego wąsacza; czy wyblakłego, przypominającego czasem omszałego leszcza, ogromnego okonia... Ja chcę i to za każdym razem. Chyba każdy wędkarz, który ma już za sobą pierwszy etap fascynacji najmniejszą nawet rybką, wybiera się nad wodę w celu przechytrzenia okazu. Łącząc to z zasadą: Złów i Wypuść, jedynym świadectwem kontaktu z okazem jest zdjęcie. Przyjmuję wersję optymistyczną, że wypreparowany łeb na ścianie, to żaden powód do dumy - wiem, niepoprawny ze mnie optymista. Dzisiaj każdy telefon, kamera, aparat, a niedługo zapewne pralki, lodówki i lokówki - wszystko będzie robić zdjęcia. Lepsze lub gorsze, ale pozwoli uchwycić moment radości i uwiecznić rybę dla potomnych. No i przede wszystkim po to, by zamieścić je w internecie, pochwalić się kolegom, może nieco podnieść im ciśnienie, zebrać kilka wirtualnych „gratek”, klepnięć w plecy i łapek w górę. Jesteśmy próżni i nie ma co się wypierać. Wszystko jednak można, o ile ktoś ma umiar i okruchy zdrowego rozsądku. Pierwsza kwestia, to takie kadrowanie, aby nie ukazywać charakterystycznych punktów, zdradzających miejsca połowu. No, chyba że nie mamy nic przeciw łowieniu ramię w ramię z poszukiwaczami rybiego białka, którzy dają 100% gwarancji pilnowania miejscówki, do ostatniego rybiego ogona. Dla bardziej zaawansowanych pozostają jeszcze programy graficzne pozwalające dyskretnie zmienić tło. Drugim zagrożeniem zamieszczania zdjęć w różnych miejscach, jest ślepa pogoń za byciem gwiazdą poprzez dodawanie centymetrów naszym zdobyczom. Coś, jak w znanym dowcipie o złowionym metrowym pstrągu vs. motor z zapalonymi światłami. Czasem patrząc na tabele rekordów naszych wędkarskich magazynów, człowiek sam nie wie, czy się śmiać, czy płakać. Podobnie jest na wędkarskich forach, choć te mają taką przewagę, że pozwalają na natychmiastową reakcję głosu sumienia w postaci tych, którzy nie boją się mieć własnego zdania i wyłamać się z nieprzerwanej litanii „cozarybagratkikolo”. Kandydatów na wędkarskich celebrytów nie brakuje i co rusz, któryś wyłamuje się z peletonu narzekających i próbuje wspiąć się na piedestał. Większość spada z hukiem i wraca do szeregu z podkulonym ogonem. Historia pamięta niejeden taki przypadek. Ot, na przykład klenia, który zgłoszony do wszystkich wędkarskich gazet mniej więcej w połowie 2010 roku, aspirował do miana rekordu kraju, z niebagatelną miarą 64 cm. Nie, nie był to amur. Niestety, łowca nie wspomniał, że ogon ryby nieco mu się porozcinał i dosztukował go nie z tej strony, co trzeba. Skrzętnie przykrył
44
www.wedkarskabrac.pl
to trawą, ale zazdrośnicy musieli się przyczepić, że kleń nie ma ogona, jak akwariowa welonka. Wielkie mi rzeczy... Kolejny przykład to gigantyczny, pełnołuski karp, który najprawdopodobniej okazał się być nie dziełem natury i proteinowo - kukurydzianej diety, a sprawnego grafika komputerowego. A już wynik poszedł w świat! Te wywiady, wizyty w zakładach pracy, przecinanie wstęgi po kolejnych ukończonych 15 metrach autostrady... Wszystko szlag trafił, bo ludzie jak zwykle musieli zwęszyć spisek. Przy nim chwalenie się nie swoim (ale jakie to ma znaczenie?), ponad metrowym sandaczem to pestka. Jak się okazało, był może nieco mniejszy, niż opisał go wędkarz (no, bo przecież nie łowca), ale kto tam by patrzył na takie błahostki? Dodatkowo, ryba ponoć miała wrócić szczęśliwie do wody, a że była blada i sztywna? Kolejny zarzut wędkarzy internetowych, że takie ryby nie biorą z przystani na niezbyt lotne woblery. To, że łowca ma wszystkie przepisy tam, gdzie plecy przestają mieć szlachetną nazwę i łowi pod samymi zaporami, to też ściema. A Straż Rybacka szuka dziury w całym... to znaczy pustej rubryki w niewypisanym rejestrze. Przy okazji tego mietkowskiego sandacza przypomniał mi się kolejny, adekwatny do sytuacji dowcip. Wiecie, dlaczego kobiety powodują tyle stłuczek na parkingach? Bo całe życie w domu słyszą, że tyle: | | to 20 cm ;) W sumie, to żony wędkarzy mają podwójnie przechlapane. Niektórzy, bardziej cierpliwi/uparci/bezwstydni (niepotrzebne skreślić) powracają, niczym bumerangi. Cyklicznie usiłują wcisnąć nam centymetrowy lub kilogramowy kit. Na szczęście spore jest jeszcze grono tych z chłodną głową, choć z reguły zostają zakrzyczani przez hordy klakierów tych pierwszych; przecież sukces musi mieć wielu ojców. Żeby nie było. Nie mam nic do ładnie zrobionego wędkarskiego zdjęcia, gdzie to ryba i łowca stanowią pierwszy plan. Niejednokrotnie zdobycz jest maksymalnie wyeksponowana, sprawiając wrażenie sporo większej, niż była w rzeczywistości. Przez przeciwników takowych zwane to jest „efektem długich rąk”. Nie widzę w tym nic złego, o ile łowcy nie ponosi ułańska fantazja przy podawaniu rzekomych rozmiarów ryby do publicznej wiadomości. Realia różnią się niejednokrotnie
od życzeniowego opisu. Poniżej przykład tego, o czym klepałem przez poprzednie 700 słów. Taki sobie karpik 14 kg... Dooooobra... Czwórkę może miał...
Magazyn jakiego nie znacie! roczna prenumerata tylko 129 zł
Polecamy ciekawe filmy wędkarskie:
Only the River Backyard in
Tapam
Morrum
Gaula River
Knows
nowhere
135 zł
79 zł
130 zł
128 zł
124 zł
Zamówienia przyjmujemy mailowo: redakcja@sztukalowienia.pl i telefonicznie 12-346-19-43
www.wedkarskabrac.pl
45
WWW.TOPDRUK24.PL SPINNING
Zapraszamy na zakupy do sklepu online
y
z ac
ie n s
h a m
w ó k
a n u
...
tel.: +48 86 473 02 12 kom.: +48 793 151 580 fax: 86 216 38 42 e-mail: sklep@topdruk24.pl 46
www.wedkarskabrac.pl
ul. Nowogrodzka 151A 18-400 Łomża Polska