WĘDKARSKABRAĆ ISSN 2353-1584 bezpłatny magazyn wędkarski
www.wedkarskabrac.pl
5(8)/2014
SZTUKA KUSZENIA
JAK ZOSTAĆ WŁADCĄ
MORSKIE SREBRO *** SZLAKIEM PODLASKIEGO PSTRĄGA
Fot. salmo-adventures.com
SAN W ODCIENIACH BRĄZU
www.wedkarskabrac.pl
1
SPINNING
Zdjęcie na okładce: www.salmo-adventures.com KONTAKT e-mail:wedkarskabrac@gmail.com
ILUMINACJA
www.wedkarskabrac.pl Wydawca Pracownia reklamy Logo TK Marcin Trojanowski pl. Niepodległości 16 18-400 Łomża Redaktor naczelny: Rafał Mikołaj Krasucki Redaktorzy: Paweł Stypiński Robert Szymański Marcin Trojanowski Michał Laskowski Dystrybucja Paweł Stypiński wedakrskabrac.pawelnizinny@gmail.com tel. 512 228 454 Reklama Michał Laskowski wedkarskabrac.michal@gmail.com tel. 690 000 930
Współpracownicy Jakub Podleśny Grzegorz Wadecki Kamil Polkowski Radosław Witólski Fotografia Michał Laskowski Korekta Elwira Cimoch Projekt graficzny Anita Krasucka Przygotowanie do druku Pracownia Poligraficzna GRAFIS Druk Drukarnia Top Druk Łomża
Czasami myślę o jednym spotkaniu, które zmieniło moje postrzeganie pewnych rzeczy związanych z wędkarstwem. Niby nic, ale z perspektywy czasu dogania mnie przeświadczenie, że warto było zmieniać się tylko dlatego, żeby poznawać nowe. Podczas moich kilkudniowych wypraw nad pewną nizinną rzekę często spotykałem miejscowego wędkarza. Był (a właściwie nadal jest) to wiekowy dziadek, który całe dnie spędzał na jednym zakręcie swojej rzeki, pływając rozpadającą się pychówką z jednej strony na drugą stronę. Wtopił się w krajobraz, stał się prawie jego stałym elementem. Zgarbiony, trzymający ciężką wędkę spławikową, napełniał mnie swego rodzaju optymizmem. W głowie huczały słowa: obym dożył takiej starości, obym miał okazję być tak silny i mógł łowić nad tą piękną rzeką. Przez kilka lat robiłem mu zdjęcia, ale nigdy z nim nie rozmawiałem. Pewnego dnia kiedy dziadek podpłynął do mnie swoim przytopionym okrętem zapytałem go, czy coś bierze. On jedynie spojrzał na mnie posępnie, poniósł reklamówkę pełną małych płoci, niewymiarowych szczupaków i okoni. I wtedy czar prysł. Jednym spojrzeniem dowiedziałem się ważnej rzeczy, że nasze wyobrażenia o pewnych sprawach są bardzo złudne, że nadajemy im inny sens niż jest faktycznie. Starszy człowiek dzięki wieloletnim przyzwyczajeniom żył w swoim świecie, w swojej przeszłość choć nad rzeką, którą zapewne kochał. Wtedy zapytałem sam siebie: czy to tak ma wyglądać, czy tak ma wyglądać moja starość? Niechciałbym poznawać, podróżować, zwiedzać bywać i patrzeć na inne rzeki, jeziora, zielone łąki. Jeżeli mam dożyć starości to ze wspomnieniami podróży i z uśmiechem na ustach opowiadać wnukom o tym co przeżyłem, a nie to na co patrzyłem całe swoje życie. W tym numerze Wędkarskiej Braci zapraszamy was na pierwszy lód, poszukamy morskich troci dla początkujących i wybierzemy się Fishing Girl prosto nad San. W magazynie znajdziecie drogę do ciekawych rzeczek pstrągowych Podlasia oraz poznacie pięć prostych przynęt, które warto mieć w pudełku nad pstrągową rzeką. Życzę miłej lektury Rafał Mikołaj Krasucki
Nakład: 5000 egz. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Za treść reklam gazeta nie odpowiada. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub częśći publikowany bez zgody redakcji.
www.wedkarskabrac.pl
3
SPINNING
SZTUKA KUSZENIA tekst i foto: Piotr Duda
Wychowałem się nad wielkimi jeziorami mazurskimi. Dobrze pamiętam, jak wyczekiwałem pierwszych przymrozków i pierwszej pokrywy lodowej, aby iść wspólnie z tatą i bratem na zimowe okonie. Niewiele się zmieniło od tamtej pory. Nadal czekam na czarno-szklistą pokrywę lodową i pierwsze garbusy. I właśnie o tej wyjątkowej przygodzie na lodzie, chciałbym wam opowiedzieć.
4
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
www.wedkarskabrac.pl
5
WĘDKARSTWO PODLODOWE
BEZPIECZEŃSTWO PRZEDE WSZYSTKIM Pierwszą najważniejszą rzeczą przed wejściem na lód jest ocenienie, czy tafla osiągnęła wystarczającą grubość. Uważam, że 8-10 cm pozwala na spokojne poruszanie się po zamarzniętej płycie wody. Należy jednak zachować ostrożność, bo lód nigdy nie jest równy. Bardzo często na słabą pokrywę lodową mają wpływ oparzeliska, cieki wody, zwężenia między dwoma akwenami czy wyspami, bowiem powstające tam ruch wody wypłukują spod spodu lód. Na pierwszą wyprawę nigdy nie zabieram ze sobą świdra tylko pierzchnię. Uderzeniami sprawdzam, jaki jest w rzeczywistości lód przede mną. Z reguły czynność tą powtarzam co kilka kroków. Ponadto warto dla swojego bezpieczeństwa zainwestować w kombinezon wypornościowy, którego zaletą jest to, że po wpadnięciu do wody uniesie nas ratując życie. Dodatkowo świetnie utrzymuje ciepło w mroźnie dni. Drugim elementem ekwipunku zimowego wędkarza powinny być kołki tzw. ratowniki. Dzięki nim dużo łatwiej będzie nam wydostać się, gdy lód pęknie pod nami, czego nikomu nie życzę. Nie należy lekceważyć „ratowników”, gdyż sam kombinezon nie wyciągnie nas na bezpieczną taflę lodową. Pamiętajmy 6
www.wedkarskabrac.pl
również, aby na pierwsze wyprawy nie chodzić samemu. Dodatkowo zabieram zawsze około 15 m linki asekuracyjnej.
WYTYPOWAĆ CIEKAWE MIEJSCA Na początku zimy szukam okoni niedaleko trzcinowisk na głębokości od 1-6 m na spadkach trzcin, jak i przy podwodnych górkach oraz zatokach. Gdy lód jest szklisty, szukam zamarzniętych stynek uklejek pod taflą lodu, by ułatwić zlokalizowanie okoni. Martwe ryby oznaczają, że w tych miejscach garbusy miały swoją stołówkę i na pewno są gdzieś w pobliżu. Kiedy nie mam takich charakterystycznych znaków dla okoni, szukam wzdłuż pasa trzcin, robiąc otwory co 5 m. Warto zapamiętać, że jeżeli na lodzie jest śnieg, to po zrobieniu otworu nie wybierajmy lodu z przerębla, z tego względu, że będziemy mieli oświetlone dno, a to niejednokrotnie płoszy ryby. Jeżeli uda mi się złowić kilka ładnych okoni, to poświęcam temu miejscu trochę więcej czasu, robiąc dodatkowe otwory co 2 m i sprawdzając kilka razy, czy nie ma tam garbusów. Jeżeli nie mam żadnych brań, robię kolejne, co 5 m, aż trafię na ryby. Kiedy łowienie przy pasie trzcin nie przynosi efektów, wybieram się na pobliskie podwodne górki. Szukania okoni zaczynam od szczytu
Na początku zimy szukam okoni niedaleko trzcinowisk na głębokości od 1-6 m na spadkach trzcin, jak i przy podwodnych górkach oraz zatokach. górki i kieruję się ku dołowi. Jeżeli je znajdę, przygotowuję otwory w ten sam sposób, jak przy pasie trzcin. Po znalezieniu ryb staram się zachowywać cicho. Każde stuknięcie czy puknięcie może spłoszyć stynkę, ukleję, małą płoć, a co z tym idzie również okonie. Sprawdzonym sposobem łowienia na górkach jest chodzenie po starych otworach zrobionych przez miejscowych wędkarzy. To oni jako pierwsi odważyli się wchodzić na pierwszy lód i łowić okonie. Z doświadczenia wiem, że duża liczba starych otworów świadczy o tym, że były tu ryby i na pewno są w okolicy.
PODLODOWY SPRZĘT Drugim zestawem jest wędka z mormyszką. Wędeczka ma około 50 cm, posiada miękką szczytówkę, która dobrze amortyzuje odjazdy ryb. Wygląda ona nie co inaczej niż typowe wędki podlodowe. Posiada inną rękojeść, która ma kształt gruszki lub jak kto woli myszki od komputera. Dzięki takiemu
WĘDKARSTWO PODLODOWE Skutecznymi jesiennymi przynętami są kopyta firmy Relax oraz ripery Mannsa. Lekko uzbrojonie nadają się do obławiania płycizn oraz starorzeczy.
kształtowi rękojeści dużo lepiej prowadzi się przynętę oraz ułatwia wprowadzanie przynęty w większy zakres drgań. Kiwok jest zrobiony z kliszy rędgenowskiej lub ze specjalnego tworzywa sztucznego. Kiwoki staram się dobierać tak, by nie były dłuższe niż 10 cm, ponieważ przy wietrznej pogodzie następują różnego rodzaju boczne drgania i łatwo to pomylić z braniem lub wcale możemy go nie dostrzec. Wybieram takie kiwoki by miały zamontowane 2 malutkie przelotki. Dzięki nim żyłka dobrze jest ułożona względem sygnalizatora brań i ułatwia to poprowadzenie przynęty. Żyłka, której używam powinna być odporna na pękanie i przecieranie. Dobrym rozwiązaniem są fluorocarbony, które mają świetne właściwości i ułatwiają łowienie spod lodu. Do tego zestawu nawijam 0,10 mm. Mimo dobrej wędki i dobrej jakości żyłki ważnym elementem zestawu jest kołowrotek z dobrym hamulcem, który nie zamarznie i dobrze pracuje. Do tego zestawu stosuję mormyszki w wielkościach od 3-6 mm, do delikatniejszego zestawu stosuję mormyszki do 4 mm. Łowiąc rybką podlodową stosuję wielkości od 3 do 6 cm. Są to głównie klasyczne wzory srebrno-złote, srebrne, w kropki, całe białe itp. Praktycznie na każdej z moich rybek podlodowych jest namalowany „celownik” lub kawałek czerwonej włóczki. Moją ulubioną przynętą jest srebrna, wąska ze stałymi hakami 4 centymetrowa rybka, z czerwonym małym oczkiem w okolicy haczyków. Na drugi zestaw zakładam różnokolorowe mormyszki od srebrnych, czerwonych, zielonych, czarnych, żółtych, fluorescencyjnych, różowych. Hitem ostatnich lat na moim łowisku była mormyszka w kolorze tęczy z pomarańczowymi włoskami na haku. Doskonale wabiły okonie przy spokojnym prowadzeniu. Warto również mieć w swoim arsenale kształty kiełży, kulek, walców, pastylek.
TECHNIKA KUSZENIA Rybkę podlodową prowadzę spokojnie, podrywając ją do góry. Gdy wpuszczę przynętę do otworu daję jej spokojnie opaść na dno, po czym podrywam ją na wysokość około 15-20 cm i daję znów spokojnie opaść. Robię to po to, aby powstała mała chmurka mułu nad samym dnem. Potem unoszę szczytówkę około 5-10 cm i spokojnymi krótkimi poskokami prowadzę przynętę ku górze stosując krótkie 3-6 sekundowe przystanki. Bardzo czeto następują wtedy brania, a jeżeli ich nie ma, opuszczam w dół i opukuję kilka razy dno, by się wzbił muł i prowadzę przynętę po-
Łowiąc rybką podlodową stosuję wielkości od 3 do 6 cm. Są to głównie klasyczne wzory srebrno-złote, srebrne, w kropki, całe białe itp.
dołu i podnoszę znowu ku górze. Jeżeli nie ma brań zmieniam wędkę na delikatniejszą mormyszkę z maluteńką kulką, na której hak zakładam jedną małą ochotkę. Prowadzę tak samo jak wcześniej opisywałem.
HOLOWANIE
nownie ku górze. Warto również położyć przynętę na samo dno i poczekać kilka, kilkanaście sekund. Bardzo często okonie czekają na ruch przynęty i natychmiast w nią uderzają. Niejednokrotnie brania są wtedy bardzo agresywne. Innym sposobem jest prowadzenie pod samą taflą lodu. Często się zdarza, że stado odprowadza swojego kąpana pod sam otwór. W takiej sytuacji wpuszczam rybkę na około 0,5 do 1 m wody, prowadząc podskokami. Gdy jednak taka technika nie pomaga skusić, biorę zastaw drugi z mormyszką z złożonymi dwiema ochotkami na haczyku. Jednak gdy nie melduje się żaden, nawet mały okoń, idę dalej wykonywać nowe otwory i szukać pasiaków. Łowiąc na mormyszkę zaczynam od 4 mm kulki lub łezki w ciemnych kolorach. Opuszczam ją na samo dno, kontrolując jej opad ponieważ branie może nastąpić w toni wody. Gdy opadnie pukam około 5 razy o dno by wzbił się muł ku górze. Następnie zaczynam granie mormuszką. Są to drgania o różnej częstotliwości. Cały czas unoszą ją do góry, zatrzymując mormuszkę na kilka sekund, po czym opuszczam ją na 5 cm do
Duże okonie bardzo często przypatrują się przynęcie, a brania są bardzo delikatne. Niejednokrotnie jest to delikatne przygięcia kwoka lub jego wyprostowanie (bardzo podobne do leszczowych brań, z tym że leszcz w pierwszej fazie przygina ku dołowi kiwok). Gdy uda mi się przechytrzyć pierwszego okonia, staram się holować go spokojnie ku górze, w taki sposób by już nie było żadnych ostrych odjazdów przy samej dziurze. Wystarczy jeden mały błąd i żyłka strzela lub się przeciera o ostre krawędzie przerębla. Gdy kończę hol luzuję hamulec w kołowrotku, by w razie szarpnięć było wszystko dobrze amortyzowane przez wędkę oraz kołowrotek. Gdy mamy rybę już na tafli lodu i znowu wpuszczamy przynętę do otworu, to zawsze wrzucam 2-3 ochotki do przerębla by przetrzymać ryby w łowisku. Bardzo często zdarzają się przyłowy przy poszukiwaniu okoni. Zdarzało się, że trafiały się piękne leszcze, sandacze czy szczupaki. Życzę wszystkim udanego rozpoczęcia sezonu podlodowego. Oceniajcie rozsądnie czy tafla lodowa jest na tyle mocna, by bezpiecznie wejść na lód i szukać okoni. Najważniejsze jest nasze życie, a zima jest na tyle długa, że nie raz przyjdzie nam łowić na lodzie. www.wedkarskabrac.pl
7
WĘDKARSKI NIEZBĘDNIK
HEADWATERS™ GUIDE HIP PACK tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: Michał Laskowski
8
www.wedkarskabrac.pl
WĘDKARSKI NIEZBĘDNIK
Produkty marki Simms są dobrze znane na polskim rynku. Asortyment skierowany jest do muszkarzy – głównych odbiorców produktów. Jednak od pewnego czasu pozwalam sobie na adaptowanie niektórych rzeczy na potrzeby spinningu i muszę przyznać, że sprawdzają się świetnie. W tym numerze WB przygotowałem test torby Simmsa, a dokładniej Headwaters Guide Hip Pack.Należy powiedzieć, że jest to torba, którą nosi się na pasie, lecz trudno ją porównać do zwykłego pasa biodrowego, które można spotkać w naszych sklepach. Swoim wyglądem przypomina raczej pudełko, które zakłada się jak pas, lecz to tylko pozory
www.wedkarskabrac.pl
9
WĘDKARSKI NIEZBĘDNIK
UNIKALNA ARCHITEKTURA Takich słów używa Luke Boswell opisując Headwaters Guide Hip Pack i znajduje w tym wiele prawdy. O tej torbie trzeba mówić jako o elemencie wyposażenia wędkarza, które zostało zaprojektowane od początku do końca. W pasie nie ma żadnego przypadkowego elementu, a wszystko jest wymyślone tak, aby było wygodne, łatwo dostępne i nie sprawiało kłopotu podczas dynamicznego wędkowania. Firma Simms znana jest ze swojego indywidualnego podejścia do projektowania odzieży i akcesoriów oraz łączenia nowoczesnego designu z praktycznym zastosowaniem. Efektem z pewnością jest Headwaters Guide Hip Pack.
JAKOŚĆ I WYKONANIE Torba wykonana jest z wysokiej jakości materiałów. Samo pudło jest sztywne, ale w miarę elastyczne i wygina się pod naciskiem. Otwiera się bardzo łatwo, a zamek nie stawia najmniejszego oporu przy rozsuwaniu. Szwy są równe i nie zauważyłam wystających nici czy nierównych przeszyć. Paski i plastikowe elementy wydają się być bardzo wytrzymałe. Całość sprawia wrażenia zwartej i odpornej na użytkowanie konstrukcji.
CIEKAWOSTKI SĄ W ŚRODKU Po otwarciu torba podzielona jest na strefy. I tu pojawiają się pierwsze funkcjonalności.
10
www.wedkarskabrac.pl
Zewnętrzna część staje się przestrzenią, którą nazwę roboczą. Może świetnie służyć za tymczasowy przechowalnik przynęt czy otwartych pudełek, które często są trzymane w ręku lub też odkładane na bok podczas wymiany przynęty. Wewnętrzne obszycie pozwala na przyczepienie do niego czegokolwiek co ma rzepy. Pierwotnie przestrzeń służy muszkaszom do przechowywania szpuli z linkami czy przeróżnych muszkarskich smarowideł. Natomiast spinningiście posłuży za miejsce do przyczepienie niewielkiego pudełka czy też noża, którego etui wyposażone jest w rzepy. Wnętrze torby dzieli przegroda z kieszeniami, która zabezpieczona jest przed otwarciem zapięciem u góry. Z jednej i drugiej strony znajdują się kieszonki zabezpieczone gumkami, do których można schować pudełka z przynętami. Ja znalazłem tam miejsce na dokumenty i aparat fotograficzny oraz 4 pudełka z przynętami. Niestety wielkość kieszeni nie jest duża, bo przystosowana do pudełek z muchami, ale średnie modele pudełek z pewnością zmagazynują odpowiednią ilość przynęt. Z tyłu znajdują się kolejne kieszenie, które można wykorzystać w podobny sposób lub znaleźć dla nich inne zastosowanie np. schować tam dodatkowe dokumenty, mapę czy wrzucić dwie kanapki. Reasumując: po otwarciu mamy w sumie trzy strefy: roboczą do odkładania rzeczy potrzebnych w danej chwili i dwie magazynujące nasze pudełka i drobne akcesoria. W su-
WĘDKARSKI NIEZBĘDNIK mie wykorzystanie przegródek zależy tylko i wyłącznie od inicjatywy i pomysłowości wędkarza. .. I NA ZEWNĄTRZ TEŻ Torba zapina się na zatrzaski i łatwo się ją reguluje. Wystarczy zacisnąć dodatkowe paski z boku pasa, które powodują, że torba dociska się do ciała w odpowiedni sposób. W pasie znajdują się dodatkowe kieszonki, a z boku miejsce na atraktory. Dodatkowe schowki wyposażone są w magnesy, które przytrzymują szczypce do wyhaczania. Bardzo pomysłowe rozwiązanie, które już wcześniej znalazło miejsce w kamizelkach Simmsa. Pas od wewnętrznej strony obszyty jest materiałem, który łatwo odprowadza wilgotność, jak również stanowi dodatkowe zabezpieczenie przed przetarciem skóry podczas marszu. Spód torby kryje kolejne funkcjonalności. Projektanci Simmsa znaleźli tu miejsce na butelkę oraz kurtkę przeciwdeszczową. Specjalna kieszeń pozwala na schowanie niewielkiej butelki z wodą czy też termosu. O dziwo bardzo łatwo jest po nią sięgnąć i włożyć z powrotem. Jest to bardzo wygodne szczególnie wtedy, kiedy potrzebujemy się szybko czegoś napić nie sięgając do plecaka czy też nie wychodząc z wody. Ostatnim elementem są specjalne zapięcia, którymi możemy zapiąć kurtkę lub lekką bluzę i mieć ją cały czas przy sobie. Umiejscowienie tych rozwiązań w sumie jest bardzo istotne. Z moich obserwacji wynika, że większość pasów biodrowych miejsce na butelkę miało z boku, co powodowało przechylanie się torby na stronę obciążoną butelką. W Headwaters Guide Hip Pack jest to niemożliwe, ponieważ całość jest wypo-
środkowania i obciążenie skierowane jest w dół, a tym samym nie powoduje niewygodnych przychyleń torby.
W TERENIE Trzeba zdać sobie sprawę, że torba jest ciekawą alternatywą dla kamizelki. Osobiście znalazłem wybawienie dla obciążonego kamizelką karku. Podczas użytkowania torby zwróciłem uwagę na to, że wreszcie mam wolne ramiona, a swoboda ruchów podczas wykonywania rzutów jest niczym nie skrępowana. Torba po pewnym czasie stała się dla mnie prawie niezauważalna i nie przeszkadzała w kilkugodzinnym łowieniu. Kolejnym plusem jest fakt, iż pas stanowi dodatkowe wsparcia dla kręgosłupa. W moim przypadku, kiedy cierpię czasami z powodu dawnego urazu kręgosłupa jest wybawieniem i dodatkową wygodą. Mimo ograniczeń w pojemności torba Headwaters Guide Hip Pack to wyjątkowo oryginalne rozwiązanie dla osób szukających komfortu podczas łowienia. Nie widzę żadnych przeciwwskazań do użytkowania przez spinningistów, a wręcz namawiam do spróbowania. Wyjątkowy design, przeróżne funkcjonalności, dobra jakość wykonania i wygoda użytkowania. Hmmm... brzmi prawie idealnie. Tak według mnie tak należy opisywać rzecz, które tworzone są z pomysłem dla osób, które wiedzą, czego szukają. Firma Simms znana jest ze swojego indywidualnego podejścia do projektowania odzieży i akcesoriów oraz łączenia nowoczesnego designu z praktycznym zastosowaniem. Efektem z pewnością jest Headwaters Guide Hip Pack.
www.wedkarskabrac.pl
11
WĘDKARSTWO PODLODOWE
Pasiaki z pierwszego lodu tekst i foto: Kamil Zaczkiewicz Z niecierpliwością wyczekuję początku zimy. Niesamowity klimat, praktycznie brak ograniczeń i precyzja prezentacji wabika, niespotykana chyba podczas żadnej innej metody połowu. Tak zwany „pierwszy lód”, czyli sam początek zimy, jest jednym z najlepszych okresów na podlodowe łowy okoni. Tlenu w wodzie jest nadal bardzo dużo, ryby są aktywne i chętnie pobierają pokarm. Łowienie jest bardzo proste i nie wymaga poważnych nakładów czy ogromu sprzętu. Powinniśmy jednak pamiętać o kilku istotnych kwestiach, a dla mnie pierwszą i podstawową jest ...
BEZPIECZEŃSTWO NA LODZIE Żaden, nawet medalowy okoń nie jest warty naszego życia i zdrowia, dlatego jeśli mamy choć cień wątpliwości, lepiej zrezygnować z połowu. Nie podam tu orientacyjnych grubości, kiedy już można wchodzić, a kiedy jeszcze nie, bo czynników wpływających na grubość lodu jest zbyt wiele, by można było kierować się takim uproszczeniem. Wolę poczekać jeszcze kilka mroźnych dni. Na pierwszy lód, mimo iż ten jest mocniejszy, niż tzw. „ostatni”, nie powinniśmy wybierać się w pojedynkę. Żaden system zabezpieczający nie zastąpi pomocnej dłoni kompana. Warto też przewiązać się liną w pasie, a wolny koniec ciągnąć za sobą w postaci tzw. „ogona”. Obowiązkowo w ekwipunku muszą znaleźć się kolce ratunkowe, a na śliską taflę zabierzmy również raki zakładane na obuwie. Kombinezon pływający to świetny i przydatny gadżet, jednak można poradzić sobie bez niego. Po pierwsze jest dość drogi, po drugie wielu wędkarzy czuje się w nich nieśmiertelnymi i wchodzą nawet na bardzo cienki lód, co może być zgubne. Oprócz wygodnego i ciepłego ubioru, zabrać ze sobą musimy także...
ZESTAW NA OKONIE Wystarczy jedna wędka i kołowrotek z precyzyjnym hamulcem. Na szpulę nawijamy żyłkę o średnicy 0,10-0,14 mm. Rozbieżność średnic zależy od głębokości, aktywności i wielkości ryb, a także ilości zaczepów. Kołowrotek wystarczy taki, jaki na co dzień używamy do lekkiej okoniówki. Istotna jest wędka. Wystarczy standardowa o długości około 50 cm, 12
www.wedkarskabrac.pl
ale według mnie wygodniejsze będzie wędzisko dłuższe, nawet metrowe. Na pierwszym lodzie aktywnie szukamy ryb, dużo się przemieszczamy i długim kijem wygodniej prowadzi się przynęty pozostając w pozycji stojącej. Na szczytówkę wędziska zakładamy kiwok, którego sztywność będzie adekwatna do stosowanych przez nas przynęt. Można z tego elementu zrezygnować, jeśli dysponujemy bardzo miękką i delikatną szczytówką. Doskonale spełni rolę sygnalizatora okoniowych brań. Dopełnieniem całości będzie jakiś „lodołamacz”, żeby dostać się do ryb. Do wyboru mamy świder, pierzchnię, bądź zwykłą siekierę. Na pierwszy, niezbyt gruby lód bardzo wygodna jest pierzchnia. Szybko wykujemy otwory, dodatkowo przemieszczając się po tafli, możemy opukiwać teren przed sobą, sprawdzając grubość powłoki lodowej. Wiemy już zatem jak się ubrać, i co ze sobą zabrać. Przechodzimy do meritum, czyli...
OKONIOWE WABIKI Początkiem sezonu króluje u mnie blaszka. Mormyszkę z ochotką zostawiam na koniec zimy. Blaszką łowi się dużo szybciej, a aktywnie polujące okonie chętnie je atakują. Stosuję przynęty o długości 2,5-6 cm, o różnej gramaturze i kolorystyce. Cenię sobie konstrukcje dwukolorowe, szczególnie połączenie miedzi i starego srebra. Akcent agresywnej czerwieni lub małej cyrkonii na kotwiczce zdecydowanie zwiększa atrakcyj-
ność naszego wabika. Przynęty prowadzę w okolicy dna, często w nie pukając, a także unoszę nieco i zostawiam na chwilę w bezruchu. Taka pauza to moment najczęstszych brań. Agresywne szarpanie w stylu „kolano-oko” powoduje częściej podhaczenia, niż efektywne łowienie ryb.
MIEJSCÓWKI NA PASIAKI Na początku zimy szukam ryb dość płytko. Obławiam pierwsze stoki wiercąc dziury prostopadle od brzegu w kierunku głębokiej wody. Nie odpuszczam też starych trzcinowisk czy powalonych do wody drzew. To pewne miejsca, gdzie zawsze kręcą się okonie. Dużo chodzę i jeszcze więcej wiercę. Szukam aktywnych ryb a lód powoduje, że ogranicza mnie tylko grubość jego powłoki i miejsca z podwodnymi prądami, czy oparzeliskami.
APEL O UMIAR Na koniec chciałbym zaapelować do wszystkich wędkujących. Szanujmy naszych przeciwników! Jeśli już chcemy zabrać kilka sztuk na kolację, to darujmy życie największym egzemplarzom, a średniakom oszczędźmy cierpienia w postaci rzucenia o lód i skazanie na powolną śmierć przez zamarznięcie. Widok „czerwonego lodu” jest czymś strasznym dla miłośnika przyrody, a zachwianie populacji może mieć przykre konsekwencje dla zbiornika na wiele sezonów.
SPINNING
www.wedkarskabrac.pl
13
SPINNING
14
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
MORSKIE SREBRO dla początkujących cz. 1 Kiedyś zastanawiałem się, gdzie leży granica, ten punkt krytyczny, w którym hobby przeistacza się w pasję? Odpowiedzi znalazłem pewnego wieczoru, siedząc przed laptopem z kubekiem gorącej herbaty. tekst i foto: Bartłomiej Tułodziecki
Poszerzając swoją wędkarską wiedzę natknąłem się na wątek dotyczący „morskich troci”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie to wstęp do wspaniałej przygody, która odmieni moje hobby i przebudzi mnie z okresu wędkarskiej melancholii. Pisząc ten tekst, chciałbym zwrócić uwagę przede wszystkim na pytania, które rodziły się w mojej głowie przed przystąpieniem do spotkania z naszą bohaterką, pokazując przy tym że jest to trofeum dla każdego.
POSZUKIWANIA MIEJSCÓWKI Wśród wędkarzy w legendy obrosło wiele morskich plaż. Tych znajdujących się pod okręgiem OIRM Gdynia, jak i tych oddalonych bardziej na wschód od zatoki gdańskiej, nazywanych morzem otwartym. Znalezienie potencjalnej miejscowości, w której możemy zacząć naszą przygodę nie jest zbyt dużym wyzwaniem. W dobie internetu, możemy je spokojnie wytypować za pomocą google earth, jak również znaleźć miejsce potencjalnego postoju naszego samochodu. Paradoksalnie większość tych mistycznych stanowisk jest sławna nie tylko z uwagi na poławiane tam ryby, ale ze względu na upartość i zawziętość wędkarzy. Mało osób zgłębia temat, od strony zwyczaju troci, a dopiero potem wytypowania potencjalnego miejsca. Oczywiście, osoby mieszkające na południu, nie mogą sobie zbytnio pozwolić na rekonesans, dlatego opierają się na opiniach innych. Jednak, jeśli na nasze plaże nie mamy zbyt daleko, możemy zacząć mały wędkarski zwiad. Plaże jak to plaże. Niektóre na pierwszy rzut oka są nudne, inne z kolei to istne potencjalne eldorada. Te pierwsze to tereny piaszczyste, płytkie niczym nie wyróżniające się na tle pozostałych. Natomiast drugie charakteryzują się kamieniami, lamparcim dnem i innymi podwodnymi nierównościami. Nie twierdzę, że owe meritum rozumienia podwodnego świata jest złe, ale uważam że przekonanie, iż piaszczyste, płaskie blaty są nudne powin-
www.wedkarskabrac.pl
15
SPINNING no mieć potwierdzenie - podwaliny wiedzy, które tłumaczyłoby dlaczego tak się dzieje.
OBSERWACJA Z WYSOKA Najlepszym sposobem na poznanie ukształtowanie morskiego dna, jest jego obserwacja z wysoka. Wdrapując się na punkt obserwacyjny w słoneczny dzień, zauważymy równolegle ułożone względem siebie połacie dna. Te jaśniejsze paski, to tak zwane „rewy”, czyli piaszczyste wypłycenia. Ciemniejsze natomiast to zagłębienia, które wypracowało morze odsłaniając zalegające tam materiały, takie jak żwir czy kamienie. To właśnie takie miejsca podręcznikowo powinny nas obdarzyć największa ilością brań, ponieważ są chętnie odwiedzane przez przysmaki naszej bohaterki troci, a co za tym idzie przez nią samą. Obecność ławicy śledzi i krążącej wokół niej watahy mew powinno napawać nas optymizmem. Często zwijając nasze zestawy, na groty naszych kotwic nadzieje się krewetko podobne żyjątko zwane garnelą. To również pokarm troci, a więc sygnał do wykonania kilku dodatkowych rzutów. Niekiedy nawet wprawny obserwator zjawiając się o świcie na łowisku, którego wody nie zostały jeszcze wzburzone przez amatorów brodzenia, będzie miał okazje doświadczyć salmonidowych spławów. Tak więc trzeba mieć oczy szeroko otwarte i wsłuchać się w to, co natura ma nam do powiedzenia. Pierwszym pytaniem, jakie stawiałem sobie znajdując się nad brzegiem morza było „Jak daleko wejść do wody?”. Szczerze powiedziawszy swoje doświadczenie czerpałem podpatrując miejscowych wędkarzy, a najbaczniej przyglądając się tym mających efekty. Jak już wspomniałem łowiska naszych morskich troci, można podzielić na dwie grupy: morze otwarte i wody zatoki. Kamieniste łowiska w pobliżu klifu, nie wymagają brodzenia, a ryby są w zasięgu naszego rzutu. .
Pierwszym pytaniem, jakie stawiałem sobie znajdując się nad brzegiem morza było „Jak daleko wejść do wody?” W pierwszym przypadku, raczej nieodzownym jest przejście przez głębszą wodę i dodarcie na rewę. Oczywiście stojąc w wodzie kilkadziesiąt metrów od brzegu oprócz rzutów jak najdalej w przód, warto odwrócić się do tyłu i tam spróbować swoich sił. Często o świcie, gdy woda jest spokojna ryby podpływają bliżej brzegu, patrolując wody przed pierwszym wypłyceniem. Zawsze przed wejściem do wody, trzymam się starej wędkarskiej zasady i obławiam z brzegu tyle ile się da. Kamieniste łowiska w pobliżu klifu, nie wymagają brodzenia, a ryby są w zasięgu naszego rzutu. Obserwując wędkarzy na opisanych łowiskach widziałem, że niektórzy nawet nie zakładali kaloszy, a obławiali trociowe połacie wody w adidasach stojąc na śliskich kamieniach. Dla mnie jednak spodniobuty są nieodzownym elementem.
Zawsze trzeba pamiętać o marginesie błędu i dbać o swoje zdrowie.
UBIÓR Wśród wędkarzy, których spotykam najbardziej rozpowszechnione są spodniobuty neoprenowe. Mają one jednak zasadniczą wadę - nie oddychają. Co z tego, że są dobrą warstwą izolacyjną, skoro zgromadzony pot spowoduje, że zrobi się nam zimno. Drugą sprawą jest to, że najczęściej sam neopren połączony jest na stałe z kaloszem, który dla mnie nie jest zbyt dobrym towarzyszem przy brodzeniu wśród śliskich głazów porośniętych mchem. Dodatkową niedogodnością jest to, że potęgują uczucie ciężkości. Jest to raczej komplet na krótko dystansowe wyprawy w ekstremalnych warunkach. Najlepszym rozwiązaniem są raczaj spodniobuty oddychające, zakończone skarpetą neoprenową tzw. śpiochy. Oczywiście wielu wędkarzy uważa, że nie jest to odzież na morskie trocie, ale jak dla mnie to jest to. Dobra para
16
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING W moim pudełku nie noszę więcej niż dziesięciu przynęt. To w zupełności mi wystarcza. pewno lepiej radziłaby sobie w takich warunkach, ale przy prawdziwym siarczystym zimnie daję odpocząć rybom delektując się ciepłą herbatą. Trocie zresztą nie są już takie skore do współpracy. Niektórzy do plecionki przywiązują fluocarbon. Uważam, iż jest to zbędny element zestawu. Najczęściej grube przypony fluocarbonowe gaszą i tak subtelną pracę woblerów bezsterowych. Lepszym rozwiązaniem jest po prostu częstszy przegląd plecionki i odcinanie uszkodzonych odcinków. Do plecionki przywiązuję agrafkę z krętlikiem i to wszystko. Fluocarbon ma plus w postaci mniejszej szkody wyrządzanej rybom, gdy te owiną się w lince wokół własnej osi. Jednak i tak podstawą jest podbierak z gumową siatką, aby dbać o kondycję ryb. śpiochów załatwia sprawę na cały sezon, a do różnic temperatur dostosowuję się za pomocą warstw bielizny termicznej. Dodatkowo buty z odpowiednią podeszwą i kształtem zabezpieczającym naszą kostkę, dają nam poczucie odpowiedniego bezpieczeństwa. Warto jednak nadmienić, że skarpeta od śpiochów powinna być na tyle luźna, aby można było do niej włożyć dodatkową parę ciepłych skarpet, tak samo luz w butach powinien być odczuwalny. Nie ma nic gorszego niż ściśnięte palce od stóp. Momentalnie marzną i zaczynają boleć powodując, że zamiast z rybami, walczymy z zimnem. Kolejnym ważnym elementem jest kurtka. Oczywiście na rynku dostępne jest wiele kurtek przeznaczonych specjalnie do brodzenia, jednakże możemy wybrać równie dobrze coś w sklepie trekingowym. Powinna mieć krótszy krój, a do tego być pozbawiona siateczki, łapiącej wiatr. W wodzie, gdzie zamoczymy jej dół, wilgoć z łatwością pójdzie do góry. Osobiście nie noszę na sobie kamizelki, tylko dobrałem sobie kurtkę, do której spokojnie zmieści mi się pudełko z przynętami, szczypce i inne akcesoria. Ważne żeby kurtka miała wodoodporną kieszeń na kluczyki od samochodu czy dokumenty.
wabiki na morskie trocie i na belony również. Dobrze jeśli dbamy o złącza naszych wędek, szczególnie przy mało przyjaznej plażowej aurze. Po łowieniu proponuję wkładać jedną część żeńską wędziska szczytówką ku dołowi do pokrowca. Zaoszczędzi nam to dostawania się piasku do wewnątrz blanku. Dodatkowo aby złącze było spasowane i nie wykręcało się podczas dynamicznym wymachów możemy skorzystać z preparatów w sprayu dostępnych w sklepach wędkarskich. Ja osobiście stosuję wosk firmy Vision.
SPRZĘT Kołowrotek klasy 3000-4000 o szerokiej szpuli powinien załatwić sprawę. Do tego plecionka 0,12-0,14 i zestaw prawie gotowy. Niektórzy używają żyłek, ale coraz mniej takich wędkarzy na polskich plażach. Moim zdaniem plecionka jest dużo lepszym rozwiązaniem, ponieważ dzięki swojej małej średnicy umożliwia długie rzuty. Warto wspomnieć o plecionce w mrozie. Cóż żyłka na
PRZYNĘTY W moim pudełku nie noszę więcej niż dziesięciu przynęt. To w zupełności mi wystarcza. Podstawą w chłodniejszych okresach są woblery bezsterowe o niezbyt intensywnej pracy. Mają tylko jeden znaczący minus, jeśli chodzi o wybory fabryczne. Poszczególne egzemplarze różnią się ciężarem jak i pracą, dlatego zależy co wylosujemy wśród sklepowych półek. Używam kolorów naturalnych i raczej stronie od barw żarowiastych i jaskrawych. Jeżeli chodzi o wahadłówki, to stawiam na rodzimych rzemieślników robiących dobrej jakości wyroby. Kolor miedziany to podczas słonecznej pogody podstawa. Gdy trocie intensywnie żerują sprawdzają się dłuższe, węższe przynęty o drobniejszej akcji. Warto również nie zapominać o imitacjach tubisa - szczególnie jesienią podczas jego tarła. Na koniec pragnę jeszcze namówić do zmiany kółek łącznikowych i kotwic z fabrycznych modeli, bo nasze pudełko zrobi się szybko żółte.
SPRZĘT Jeżeli chodzi o dobór wędki, to odradzam na wstępie większość wędzisk z dopiskiem sea trout (załaszcza polskich producentów). Nie wiem dlaczego, ale takie wędki mają źle zbalansowany ciężar wyrzutowy, jak na realia polskich wybrzeży. Ponadto są za mocne, zbyt mało finezyjne, robione pod przynęty o masie 50 g a nawet większej, które są u nas rzadziej stosowane. Osobiście polecam kije długości 2,75 - 3,00, o cw. 10-35 i akcji FAST. Wędka nie powinna być zbyt sztywna, a ładnie ładować się przy wyrzucie i pracować pod rybą. Taki kij obsłuży moim zdaniem, wszystkie sprawdzone
www.wedkarskabrac.pl
17
SPINNING
5
SPOSOBÓW NA PSTRĄGA w zimę
tekst: Rafał Mikołaj Krasucki
Zima to czas, kiedy niektórzy spinningiści odkładają swój sprzęt do szafy. Mroźna aura skutecznie odstrasza ciepłolubnych wędkarzy. Jednak, ci którzy chcą wypełnić początek roku udanym i wyjątkowym wędkowaniem powinni spróbować poszukać pstrągów w małych rzeczkach. Przy odrobinie szczęścia zimowe wyprawy za tymi rybami mogą być bardzo udane. Oto pięć przynęt, które warto mieć pudełku podczas wyprawy na zimowe pstrągi oraz kilka wskazówek, jak należy je prowadzić.
18
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
Najbardziej klasyczną przynętą na pstrągi jest z pewnością wirówka. Każdy pstrągarz wie, że dobrze poprowadzona jest skuteczna w każdych warunkach i potrafi skusić naprawdę rekordowe ryby. W dzisiejszych czasach mamy dostęp do bardzo bogatej oferty różnych producentów oraz rodzimych budowniczych przynęt co może trochę namieszać w głowie podczas zakupów. Trzeba pamiętać, że algia i comet to podstawowe rodzaje paletek w jakie powinny być wyposażone nasze wirówki. Oczywiście long również okazuje się bardzo skuteczny w pewnych warunkach. Najważniejszą jednak cechą jest nienaganna i natychmiastowa praca po wpadnięciu przynęty do wody. Wśród firmowych wirówek prym wiodą Meppsy i Rublexy. Z rękodzieła warto poszukać: Aszychminek, wirowek Mesrio, produktów Piotra Lipca czy Mirosława Hajduka. Wirówki to przynęty, które łatwo dają się prowadzić pod prąd jak również z prądem. I tak właśnie prowadzone są najskuteczniejsze, ponieważ pstrąg ustawia się zawsze pod prąd nie odpuści więc przynęcie uciekającej mu spod pyska. Co do kolorów sprawdza się srebro, mosiądz i kombinacje polegające na przyciemnianiu metali czy wykonaniu ozdobnej faktury paletki, która czasami pomaga w oszukaniu pstrąga. W bardzo zimne i nieprzyjazne dla wędkarza dni sprawdzały mi się wirówki, które miały jakiś element w kolorze fluo – chwost lub kropkę na paletce.
Moim zdaniem woblery podczas zimowego łowienia są równie skuteczne jak wirówki. Bogactwo wzorów, kształtów, kolorów jest bardzo duże. W każdym sklepie wędkarskim znajdziemy woblery, które można nazwać pstrągowymi. Staram się unikać segregowania woblerów na pstrągowe, brzanowe, kleniowe czy inne, a raczej nazywać sprawy po imieniu: na dobre i złe. Sztandarowym woblerem, który należy mieć w pudelku jest Salmo Minnow wielkości 6 cm. Wartym wspomnienia jest ukleja igła Sieka. Ten wobler wiele razy ratował moje wydawałoby się przegrane wyprawy. Warto zwrócić uwagę również na produkcje Krakusów, a na portalach aukcyjnych poszukać nieistniejących już Siudaków, szczególnie modeli Pitbull czy Fors. Rękodzieło pokroju produktów Morel Team zostawiam tylko tym, którzy lubią mieć w pudełku niepowtarzalne i piękne przynęty. Ja raczej stawiam na skuteczne niż hiperrealistyczne i kolekcjonerskie. Kolorystyka woblerów powinna być raczej prosta: przewaga kolorów naturalnych i zbliżonych do pokarmu, który pływa w małych pstrągowych rzekach. Ot i cała tajemnica.
Przynęty gumowe imitujące minogi, niewielkie rybki, są skuteczne podczas roztopów i przy wysokiej wodzie. Warto mieć te przynęty uzbrojone w różne cięzary główek, aby prowadzić je w różnych partiach wody lub szybko sprowadzać w dołki z wartką wodą. Jedynym twisterem, który mam zawsze przy sobie jest twister PowerBait Power Grubs, kolor – pearl with. Twistery sprawdzają się prowadzone z prądem (szczególnie przy wysokiej wodzie), ale również prowadzone bardzo wolno przy zatopionych gałęziach czy burtach. Błystka wahadłowa jest rzadziej stosowana choć ma wielu zwolenników. Co do kształtów można pewnie napisać dobry, obszerny tekst, jednak według mnie sprawę trzeba uprościć do
jednego. Skuteczna blaszka to taka, która nie wpada w ruch wirowy podczas prowadzenia, nie jest zbyt lekka i spokojnie płynie pod prąd. Z pewnością przyda się w wolnych głębokich miejscach, gdzie prezentowanie przynęty powinno być długie i powolne. Pstrągi chętnie atakuje te, które przypominają ich pokarm, więc kolorystyka również powinna być stonowana. Znam wędkarzy, którzy posiadają wahadłówki wykonane ze złota lub srebra, jednak ich magiczną moc pozostawiam ich bogatym kieszeniom.
Bardzo rzadko nad swoimi pstrągowymi rzekami spotykam wędkarzy korzystających z kogutów. A jest to przynęta, która w pewnych warunkach jest bardzo skuteczna. Sprawdza się podczas niskich stanów wody, kiedy rzeka niesie klarowną i czystą wodę. Ryby są wtedy ostrożne i niechętne do szybkich zdecydowanych ataków. Dobrze poprowadzony kogut, którego delikatna „puszysta” praca może być połknięta z całą premedytacją jako mały ciernik, minóg, czy budząca się z letargu żaba. Nie będę odkrywczy jeżeli powiem, ze warto mieć koguty w naturalnych kolorach. Wyjątkiem są koguty barwy czarnej, które będą się kojarzyły pstrągom ze smacznymi pijawkami. Dla tych, którzy chcą poeksperymentować z gumowymi przynętami polecam niewielkie kopyta.
reklama
13-15 Marca 2015 Pięć Dębów w Supraślu
S z c z e g ó ły i m p r e z y n a s t r o n i e :
w w w. g r ay l i n g . c om . p l & fa c e b o o k . p l / S a lwww.wedkarskabrac.pl moClub
19
KARPIARSTWO
PEŁNIA SZCZĘŚCIA tekst: Przemysław Pająk Carp Travel Team Wczesna ciepła zima, gdy wodę nie pokrywa jeszcze tafla lodu, to zdecydowanie jeden z najlepszych okresów na karpiowe zasiadki. O tej porze roku, przy sprzyjających warunkach karp intensywnie żeruje, czując zbliżająca się zimę. Musi zmagazynować zapas tłuszczu na okres, gdy w zbiorniku niewiele będzie pożywienia, a same czynności życiowe ryb zostaną mocno spowolnione. Pora ta cechuje się spokojem i ciszą nad wodami, zniknęła już większość ptaków zamieszkujących zbiorniki wodne, dawno ucichł letni gwar i szum z pobliskich kąpielisk, wokół panuje błogi spokój. Taka pora roku to doskonały okres aby wybrać się na jesienną lub wczesnozimową zasiadkę karpiową. Mamy wówczas szanse na złowienie tych największych, rekordowych karpi, jakie mogą występować w naszym zbiorniku a atmosfera i klimat takich zasiadek zostanie nam na długo w pamięci. Jak przygotować się do zimowego łowienia? Jaką obrać taktykę? Gdzie szukać karpi o tej porze roku? I wreszcie, czym i jak nęcić? Choć na te pytania nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ponieważ wszystko uzależnione jest od wielu czynników, to
20
www.wedkarskabrac.pl
postaram się przybliżyć temat i zachęcić do próbowania swoich sił w pięknej jesienno-zimowej scenerii. Na łowienie karpi o tej porze roku, zdecydowanie wybrałbym łowisko, które choć trochę znam, dni są bardzo krótkie, zaledwie kilka godzin mamy na ewentualne szukanie miejscówek czy badanie dna. Dlatego na znanej nam wodzie, szybciej zlokalizujemy te części zbiornika czy dna, które mogą być interesujące dla ryb, dobrze wytypowane miejsce położenia zestawu to połowa sukcesu i o tym zawsze należy pamiętać. Nawet najlepsze Na łowienie karpi o tej porze roku, zdecydowanie wybrałbym łowisko, które choć trochę znam, dni są bardzo krótkie, zaledwie kilka godzin mamy na ewentualne szukanie miejscówek czy badanie dna.
KARPIARSTWO nasze łowne kulki na nic się zdadzą, jeśli swój zestaw położymy w miejscach, w których karpie się nie zjawią. Jeśli mamy już wybrany zbiornik, nad którym rozpoczniemy zimową przygodę, pora znaleźć miejsca do położenia naszych zestawów z kulkami na włosie. Jeśli na zbiorniku nie ma zakazu używania sprzętu pływającego z pomocą przyjdzie nam ponton i echosonda, w ten sposób najszybciej i najdokładniej znajdziemy, i zbadamy znaczną część wody. Jeśli nie ma możliwości wypłynięcia a zbiornik, nad którym łowimy jest niewielki, spokojnie do badania wystarczy nam marker na wędce, co prawda całe sondowanie pochłonie nam sporo czasu, ale bez tego szansa na rybę drastycznie spada, a nasze wędkowanie będzie raczej przypadkowe niż poprzedzone przemyślaną taktyką, która przyniesie upragnionego karpia. Wędkarstwo karpiowe nie wybacza błędów i lenistwa. Sporo czasu należy poświęcić na przygotowania i tylko wtedy łowienie karpi będzie
regularne. Zdecydowanie polecam szukać wszelkich zagłębień w dnie w bezpośredniej bliskości górek podwodnych. Jeśli do tego na stoku górki znajdziemy dość dużą półkę lub podwodne zawady, a górka graniczy z głębokim dołkiem, to mamy spore szanse na złowienie karpia. Należy unikać obszarów dna z lepkim mułem o niezbyt przyjemnym zapachu, gdzie mogą w głębokich partiach zbiornika powstawać procesy gnilne lub beztlenowe. Wystarczy powąchać ciężarek lub kulkę po wyciągnięciu z wody i będziemy wiedzieć z jakim podłożem mamy do czynienia. Wczesną zimą skoncentrowałbym się na górkach o łagodnych spadach, raczej z głębokim wierzchołkiem. Mimo iż w niektóre dni może mocno przygrzewać słońce, to szansa na ocieplenie się wody jest znikoma, ponieważ dzień jest zbyt krótki, a ryby poniżej pewnej wartości temperatury, mocno obniżają swoją aktywność życiową i raczej nie będą przeszukiwać sporej połaci dna. Dlatego ważne jest
dokładne zbadanie struktury i położenie zestawu oraz zanęty w najbardziej optymalnym miejscu. Wspomniałem o zanęcie, a więc czym i jak nęcić? Rozróżnić możemy dwa odmienne okresy o tej porze roku, ze znacznie odmienną metodą nęcenia. Kwestia ile i jak położyć zanętę w naszym wcześniej dokładnie wybranym miejscu, zależy od wielkości zbiornika i temperatury wody. Późna jesień to okres, w którym możemy po-
www.wedkarskabrac.pl
21
KARPIARSTWO
Przynęty możemy doprawiać wszelkimi
dipami czy boosterami w celu podniesienia ich atrakcyjności.
kusić się jeszcze o sporą ilość zanęty. W jej skład wejdą kuleczki, na które będziemy łowić, a także różnego rodzaju pellety, zarówno te szybko pracujące, jak i stabilne długo rozpuszczalne, o rybnej tłustej nucie smakowej, a także wszelkiego rodzaju ziarna. Na większym zbiorniku, jeśli czas nam na to pozwala, możemy poprzedzić naszą zasiadkę kilkukrotnym nęceniem, otwierając łowisko sporo ilością zanęty rozsypanej na większym obszarze, stopniowo zawężając nasze pole nęcenia w miarę zbliżania się czasu zasiadki. Swoje przynęty możemy doprawiać wszelkimi dipami czy boosterami w celu podniesienia ich atrakcyjności. Jesień to okres, w którym karp intensywnie zbiera
22
www.wedkarskabrac.pl
pokarm przed nadchodzącym chłodem, więc jeśli raz odwiedzi nasze pole nęcenia na pewno tam wróci, co oczywiście będziemy chcieli wykorzystać podając mu nasze smakołyki na włosie. Gdy woda znacznie się ochłodzi i wyraźnie widać zmniejszoną aktywność ryb na zbiorniku, nie należy przesadzić z ilością zanęty, a nasze łowienie wesprą materiały rozpuszczalne pva. O tej porze roku skupiłbym się raczej na nęceniu punktowym. Na większym zbiorniku w sprzyjających warunkach pogodowych można otworzyć łowisko większą ilością zanęty, ale do donęcania w zupełności wystarczą niewielkie ilości zanęty we wszelkiego rodzaju siatkach i woreczkach rozpuszczalnych pva.
Wybór przynęty jaką użyjemy uzależniony jest od tego czym nęciliśmy swoje łowisko, nie ma cudownej stałej receptury i kulki idealnej na każdą porę roku, trzeba stale eksperymentować. Przytoczyć tu mogę swoje testy kulek w sezonie, kiedy to nęciłem swoje łowisko kulkami o dwóch różnych smakach, był to czosnek-chili i słodka śliwka. Zazwyczaj zanęcałem dwa alternatywne miejsca różnym smakiem, ale zmieniłem sposób nęcenia i sypałem te dwa diametralnie różniące się smaki w jedno łowisko. Efekt był ciekawy - na wiosnę o wiele skuteczniejsza okazała się śliwka, większość brań miałem właśnie na ten smak, ale w miarę rozwoju lata i nadejścia jesieni, w tym samym miejscu śliwka przestała praktycznie być zbierana przez karpie, na rzecz właśnie kulki o nucie ziołowej chili-czosnek. Różnica była bardzo widoczna. Karpie wręcz wydalały na matę kulki czosnkowe, co widziałem po różniącym się kolorze. Oczywiście nie oznacz to, że znalazłem skuteczna kulkę na jesienne zasiadki w tym konkretnym zbiorniku. Cała sytuacja może się całkowicie zmienić w kolejnych sezonach. Do każdej dłuższej jesienno-zimowej zasiadki trzeba się dobrze przygotować, pogoda może nas zaskoczyć, dlatego poza całym sprzętem mniej lub bardziej niezbędnym do łowienia, potrzebujemy dwuwarstwowy namiot, ciepły śpiwór i zapasy ciepłej herbaty. Jesienne i zimowe zasiadki maja, swój szczególny klimat, gdy nie ma wiatru, a na wodzie unoszą się wyschnięte jesienne liście, gdy wieczorne mgły przemieniają się w poranną szadź, gdy lekkie ochłodzenie przynosi nocne przymrozki i nasz namiot o wschodzie słońca wygląda jak sopel. To wszystko powoduje szczególny niezapomniany nastrój, a jeżeli ciszę panującą nad wodą, przeszyje dźwięk sygnalizatora na jednej z naszych wędek, mamy już pełnię szczęścia, czego wszystkim życzę.
23
Szlakiem podlaskiego pstrÄ…ga tekst i foto: ARTFISH, Artur Kaczura
24
www.wedkarskabrac.pl
tekst i foto: Bartłomiej Tułodziecki
Pstrągi nie są sztandarową rybą tego regionu. W wędkarskich sklepach nadal spotykam osoby, które dziwią się, że są u nas tzw. „wody górskie”. Nazwy rzek typu Słoja, Łosośna, Nietupa, Płoska, Czarna, Łojewek, Wołkuszanka nie mówią niewtajemniczonym nic, a są to przecież jedne z najlepszych pstrągowych łowisk. Pstrągi z Podlasia są chyba nawet bardziej słynne w głębi kraju, niż tu u nas na kresach wschodnich. Nad wodą spotkać można rejestracje samochodów wędkarzy z województw ościennych, ale również tych położonych nieco dalej. Nie można mówić o najeździe, takim jak przy rozpoczęciu sezonu trociowego na Pomorzu, ale to dobrze, bo pstrąg lubi spokój. Nasze podlaskie wody pstrągowe toczą się leniwie wśród pól i łąk, nieczęsto zaglądają na odcinki leśne, noszą na sobie ślady dawnych lub całkiem świeżych melioracji. Przeważnie szerokość łowisk nie przekracza kilku metrów, a kropki znajdują kryjówki w zielu, które nie obumiera do końca nawet zimą, a latem rozrasta się tak, że wręcz uniemożliwia łowienie metodą spinningową. Pstrągi kryją się również w podmyciach burt oraz za każdą większą lub mniejszą przeszkodą naniesioną przez nurt rzeki, w konarach ściętych przez bobry drzew, w starej faszynie i palikach po dawnym umacnianiu brzegów. Wydawać się może, że poza technicznym aspektem podania przynęty tj. celnością rzutów i koniecznością cichego zachowywania się nad wodą, podlaskie łowiska są łatwe do obłowienia, otóż niż bardziej mylnego. Śmiem twierdzić, że przy tak dużej presji wędkarskiej, która jest skutkiem popularyzacji łowienia tych ryb w Internecie, nasze pstrągi są jednymi z trudniejszych do złowienia ryb w Polsce. Można, co prawda złowić ryby grubo przekraczające 50 cm, ale musi to być efekt cierpliwości, konsekwencji i wiedzy na temat tego arcyciekawego gatunku. www.wedkarskabrac.pl
25
SPINNING
Na podlaskich rzekach łowi się głównie na otwartym, łąkowym terenie, nie ma potrzeby przedzierania się przez krzaki, co za tym idzie wędka może być dłuższa.
Wszyscy znani mi spinningiści z Podlaskiego Klubu Spinningowego BARWENA, którzy profesjonalnie zajmują się łowieniem pstrągów tj. poświęcają temu gatunkowi przynajmniej kilka miesięcy w roku, łowią wędkami o długości 270-300 cm o ciężarze rzutowym 15-30 g. Średnica używanej żyłki waha się natomiast pomiędzy 0,20–0,25 mm. Kołowrotek a w zasadzie jego wielkość ma drugorzędne znaczenie – chodzi głównie o komfort łowiącego, natomiast kluczowy jest bezbłędnie działający hamulec. 26
www.wedkarskabrac.pl
Łowi się głównie na otwartym, łąkowym terenie, nie ma potrzeby przedzierania się przez krzaki, co za tym idzie wędka może być dłuższa. Bezsprzecznie długość kija będzie pomocna przy manewrowaniu przynętą, przy podawaniu jej bezpośrednio za pas trzcin, które w wielu miejscach ograniczają dostęp do wody. Zapas mocy blanku jest zaś niezbędny do siłowego zatrzymania kropka i podciągnięcia do siebie celem podebrania. W starciach z tym przeciwnikiem nie ma kompromisów, pstrągi walczą do końca,
uparcie kręcąc młynki i wyskakując nad powierzchnię. Nawet niewielki podbierak muchowy zawieszony za plecami wędkarskiej kamizelki znacznie skróci czas holu i da nam szansę na szybsze wypuszczenie zdobyczy po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia. Grubość żyłki idzie w parze z mocą wędki, a chodzi o to samo, czyli o kontrolę nad wściekle walczącym pstrągiem. Łowimy raczej grubo, więc wszystkie elementy wędkarskiej układanki muszą zostać dopasowane. Kolejnym jej elementem są ostre i mocne, niepodatne na rozginanie kotwice. Otwarcie sezonu pstrągowego pierwszego stycznia, nie zawsze musi być udane, ze względu na prawie pewne ujemne temperatury i nierzadko leżącą już sporą warstwę śniegu. Warto jednak pobyć chociaż kilka godzin nad wodą. A pierwszy w roku kontakt z przyrodą, być może pierwsze branie i związane z tym emocje, wynagrodzą wszystkie trudy. Kilkanaście lat doświadczeń uczy, że zima nie jest dobrym czasem na połowy. Jeśli ktoś koniecznie chce zadbać o swoją
SPINNING
PODLASIE tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: Łukasz Dopkowski
tężyznę fizyczną, przedzierając się przez zaspy, a jednocześnie mieć szansę na kontakt z kropkowańcem, polecam przyujściowe odcinki mniejszych rzek pstrągowych lub wręcz przełomy rzek górskich i nizinnych np. Sokołdy czy Supraślanki. Najlepszy okres połowu pstrąga zaczyna się w kwietniu, w momencie gdy wiosna zawita do naszego podlaskiego regionu na dobre. Śnieg musi zniknąć z pół, łąk, a nawet z lasów. Zaś wysoka woda po roztopach połamać nadbrzeżne trzciny, a wartki nurt przerzedzić resztki ubiegłorocznego ziela. Przynęty, jakie można wtedy stosować, nie zmieszczą się nawet w dużym plecaku, bo pstrągi biorą już w zasadzie na wszystko, więc trzeba się na coś zdecydować. Polecam woblery Salmo Minnow 5-7 cm, Salmo Executor 5-7 cm malowane na płoć lub na pstrąga oraz Jaxon Ferox 4 cm w kolorze pomarańczowym. Z obrotówek najskuteczniejsze są Mepps Aglia TW w rozmiarze 2-3 oraz Rublex Celta 3, obie w kolorze srebrnym lub miedzianym bez dodatków na paletce. Jeśli ktoś potrafi to warto je uatrakcyjnić małym chwostem lub jeżynką. Każdy wiosenny deszcz sprawia, że woda w rzekach przybiera, a z łąk wypłukiwane są robaki. Przynętą numer jeden są wtedy 5 cm twistery w kolorze bladego, rozmoczonego robaczka, podane wzdłuż burty i przytrzymane w nurcie na 3-5 g główce. Kwiecień jest ostatnim miesiącem, kiedy łowię ściągając do siebie przynętę pod prąd.
Od maja pstrągi są już tak szybkie i aktywne, że nie robi im różnicy, w którą stronę rzeki przemieszcza się potencjalna zdobycz. Nie tyko obrotówką można łowić z nurtem, woblery – szczególnie te agresywnie pracujące są zadziwiająco skuteczne podczas tego typu prezentacji. Od połowy czerwca podlaskie rzeki zarastają do tego stopnia, że łowienie w nich metodą spinningową możliwe jest wyłącznie w wąskich p r z e s my ka c h między zielem i na niektórych zakrętach. Przedzieranie się przez trawy i trzciny, walka z upałem, chmarami komarów i setkami kleszczy stanowi nie lada wyzwanie i sprawia, że tyko najwytrwalsi mogą sobie z tym poradzić. Niewiele osób decyduje się na wyprawę pstrągową na zakończenie sezonu w sierpniu a ręczę, że warto, tyle że w przeciwieństwie do okresu zimowego, swoje kroki należy skierować w górne odcinki podlaskich rzek.
Województwo podlaskie położone jest w północno-wschodniej części Polski. Sąsiaduje z trzema województwami: warmińsko-mazurskim, mazowieckim i na krótkim odcinku z lubelskim. Na północnym-wschodzie graniczy z Litwą, a na wschodzie z Białorusią. Podlaskie stanowi wewnętrzną (z Litwą) i zewnętrzną (z Białorusią) granicę Unii Europejskiej. Podlasie jako region z przeważającym rolnictwem jest słabo uprzemysłowiony. Surowy klimat, słabe gleby powodują, że ingerencja w środowisko naturalne jest na niskoim poziomie. I to właśnie jest niezwykłą zaletą Podlasia. Unikalne walory przyrodnicze sprawiają, że odlaźć tu można miejsca pełne ptactwa i dzikiej zwierzyny, a duża ilość Parków Narodowych sprawia, że turystyka przyrodnicza ma gdzie się rozwijać i ma się czym pochwalić. Z pewnością trzeba wspomnieć o Białowieskim, Biebrzańskim czy Narwiańskim Parku Narodowym, które można odwiedzać przez cały rok. Bogactwo flory i fauny oraz izolacja od cywilizacji z pewnością spodobają sie turystom szukającym spokoju lub też wyjątkowo atrakcyjnych miejsc na wędkowanie czy fotografię przyrodniczą. Wielokulturowaość, różnorodność zabytków, unikalna przyroda oraz jedyna w swoim rodzaju kuchnia to zaproszenie dla każdego kto chce poznać krainę trochę zapomonianą - Podlasie.
www.wedkarskabrac.pl
27
SPINNING
jak zostać władcą tekst i foto Jakub Podleśny rys. Rafał Mikołaj Krasucki
Kiedy zaczynałem przygodę z wędkarstwem, nigdy nie spodziewałbym się, jak daleko w to wszystko zabrnę, i że nie będzie w tym krzty marazmu. Pasowałoby teraz napisać oklepany w prasie wędkarskiej wstęp „Od zarodka interesowałem się wędkarstwem...”. Niestety nie umiem kłamać, tym bardziej o czymś czego nie pamiętam. Jestem tu i teraz, co rok bogatszy o kolejne doświadczenia. Coraz bardziej pasja kieruje moim życiem zawodowym jak i osobistym, choć niektórzy śmieją się, że bardziej się nie da. Pasja i zadowolenie idą ze sobą w parze, a bez nich każde szczęście jest chwilowe i dusza się nudzi.
Po etapach fascynacji metodami innymi niż spinning, w końcu wybrałem dla mnie jedyną słuszną - największą radość sprawiało mi delikatne łowienie. Ultra lekki spinning ma w sobie tę finezje i lekkość, która chyba w najmniejszym stopniu zakłóca wszechobecną melodię otaczającej nas przyrody. Wymaga również elastyczności i „myślenia na biegu” podczas holu większej ryby, jak i poruszania się w łowisku. Zaczynałem jak każdy grubiej sprzętowo, lecz to okazywało się ograniczeniem w pewnych warunkach i zrozumiałem, że nie da się pogodzić wszystkich gatunków, aby to było skuteczne. Później zachorowałem na łowienie białorybu na mikro przynęty. Nie robiłem jeszcze wtedy przynęt własnoręcznie. Miałem pełne pudełka wszelakich woblerów, które teraz z pewnością by leżały rzucone w kąt, lecz wtedy zbyt mało wiedziałem na temat, co jest potrzebne, a co nie. Były to dobre przynęty, lecz nie podyktowane stricte pod te ryby, warunki łowiska, porę roku i po prostu nie sprawdzały się. Z czasem przyszedł moment na selekcję, lecz ciągle brakowało wachlarza, co do wielkości jak i obszaru wody, który wabik miał penetrować. Sprzęt wędkarski także zmieniałem. Trzymałem się coraz częściej wędzisk o parabolicznej akcji i stosunkowo niskiej mocy. Grubość żyłki również z czasem malała. Na początku był chaos i podłączyli mi Internet. Chłonąłem wszystko jak gąbka. Owszem trzeba było wiele rzeczy przepuścić przez filtr, bo były kompletnymi głupotami. Do dziś pamiętam pierwsze artykuły dobrych ludzi, o których obecnie słuch zaginął, ze szkodą dla nas. Zacząłem łowić w nocy, o dziwo z efektami i różnymi przygodami, bo tylko w nocy może zdarzyć się wszystko. 28
www.wedkarskabrac.pl
SPINNING
Na początku był chaos i podłączyli mi Internet. Chłonąłem wszystko jak gąbka. Owszem trzeba było wiele rzeczy przepuścić przez filtr, bo były kompletnymi głupotami. Do dziś pamiętam pierwsze artykuły dobrych ludzi, o których obecnie słuch zaginął, ze szkodą dla nas. Zacząłem łowić w nocy, o dziwo z efektami i różnymi przygodami, bo tylko w nocy może zdarzyć się wszystko. Od tamtego momentu wszystko szło już lekko z górki. I zacząłem robić pierwsze woblery. Pozostało mi tylko rozgryźć ryby w zimie. Sukcesywnie, kiedy tylko mogłem, odmrażałem tyłek nad brzegami rzeki. Gdy aura pozwalała, przemierzałem kilometry, szukając potencjalnych stanowisk ryb. Wiedziałem, że ryby w rzece są, bo gdzie by odpłynęły. Eliminowałem błędy przy tworzeniu przynęt i eksperymentowałem dalej. Po kiepskich trzech zimowych sezonach, wreszcie zacząłem powoli rozumieć rzekę. Znalazłem ryby, które to coraz chętniej współpracowały z moimi wabikami, jak i sprzętem. Rzekę miałem wtedy pod nosem, więc zadanie było ułatwione, bo wędkarstwo to głównie systematyczność i wiara, a reszta przychodzi sama.
Gdy rzeka pod nosem nie miała już tajemnic, człowiek zapragnął odkrywać. Chęć zmierzenia się na nieznanym terenie, to z pewnością pierwotna cecha każdego wędkarza. Realizowałem owy plan z różnym skutkiem, najczęściej frycowe i w plecy. Wtedy to tak naprawdę zdałem sobie sprawę, jak oddalone od siebie łowiska różnią się, i jak różnym rybostanem dysponują. Porażka zawsze generowała reakcje i powrót by spróbować jeszcze raz. Za każdym razem powroty było łatwiejsze, ponieważ jakieś podstawy miałem a i przynęty wychodziły mi już o niebo lepiej. To wtedy nauczyłem się najwięcej. Z czasem poznałem podobnie zakręconych na tym punkcie jak ja i razem rozwiązywaliśmy spinningowe zagadki rzeki.
SPRZĘT Jazie i klenie to ryby dynamicznie walczące niezależnie od pory roku. Każda z nich ma inny charakter walki, lecz nie są to cechy, których obecne konstrukcje wędzisk nie są w stanie pogodzić, tym bardziej że często zdarzają się nieoczekiwane przyłowy. Długość wędziska zazwyczaj jest uzależniona od tego, na co nam pozwala łowisko i nasze umiejętności. Dobrze dobrana długość z pewnością przyczyni się do poprawy komfortu łowienia. Osobiście wyznaję zasadę lepiej dłużej niż krócej. Moce wędek do tego typu łowienia są w zakresie 6-10 lb i akcji parabolicznej. Trzeba pamiętać, że głównie będziemy łowić cienkimi żyłkami (0,14 - 0,16) i kije szybkie lub o większych mocach mogą negatywnie zakończyć hol, wynikający z naszego braku doświadczenia i cierpliwości. Hamulec kołowrotka powinien płynnie i swobodnie oddawać żyłkę przy ¾ pełnego ugięcia wędki. Agrafka z jednego kawałka drutu dobrana do wielkości przynęty. Używam rozm. 18-22 czarne Jan-Tex . Jeśli chodzi o wędzisko obecnie łowię kijem 3,05 m o mocy 6 lb na blanku pochodzącym z FishingArt. Polecam ten sprzęt z czystym sumieniem.
www.wedkarskabrac.pl
29
SPINNING
KIEDY ? Najbardziej sytym okresem jest wiosna i od niej zacznę opowieść. Dzień świetlny zdecydowanie jest już dłuższy, niż ma to miejsce w grudniu. Są roztopy, wody w rzekach przybierają. Temperatura wody w rzece przekracza magiczne 2 stopnie Celsjusza. Pierwsze najstarsze jazie wychodzą z zimowisk i kierują się na tarliska w górę rzeki, ciągnąc za sobą młodsze roczniki. Nie są to wielokilometrowe wędrówki tarłowe jak u salmonidów dwuśrodowiskowych, lecz jeśli warunki są optymalne ławica jazi może zawędrować naprawdę daleko. Im wolniejsze tempo wzrostu temperatury w rzece, tym ryby dłużej możemy złowić bardzo blisko brzegu lub na zupełnych płyciznach, gdzie starają się rozgrzać zmarznięte zimą ości w przerwie lub podczas wędrówki. Ryby pobudzone hormonami stymulującymi rozwój gonad są agresywne. Najmocniejsze i najsilniejsze brania występują, gdy woda ma temperaturę 4 stopni Celsjusza. Brania są mocne a przynętę często trzeba delikatnie wyczepić z gardzieli ryby. Następnie przychodzi okres tarła. Woda ma 5 stopni Celsjusza, ryby posiadają intensywniejszą barwę płetw a u samców występuje wysypka tarłowa. Najlepszą wówczas porą łowienia jest ranek i wieczór. Pierwsze do tarła przystępują ryby największe i ich romanse trwają najkrócej. Im ryby młodsze i gabarytowo mniejsze tym przystępują do tarła później i czas ich harców rozkłada się na dłuższy okres. Do momentu zakończenia reprodukcji, trudno jest być czegokolwiek pewnym, gdyż często ryby, które ewidentnie widzimy, olewają nasze przynęty i czekają chwili, gdy słońce schowa się za horyzontem. W okresie wiosennym mamy poprzeplatane różne temperamenty owych ryb, od skrajnie agresywnych do totalnie chimerycznych. Zależne jest to także od pogody i jej anomalii, które z roku na rok daje się bardziej odczuć. Często zdarza się złowić w miejscu X dorodną płoć, klenia, leszcza lub bolenia, które to lubują się w złożonej ikrze jazi i również jak one są agresywne. W naturze nic się nie marnuje. Przychodzi wczesne lato i lato w pełni. Ryby są rozsiane. Często wiosną po tarle wstępują do starorzecza i tam ciągle się opalają w promieniach słońca. Jest to jeden z trudniejszych okresów na mniejszych rzekach. Gdy zaraz po tarle były głodne 30
www.wedkarskabrac.pl
i intensywnie żerowały to z kolei wiosną są opasłe i leniwe. Stają się trudnym przeciwnikiem, który w dodatku ma mnóstwo siły. Na dużych rzekach głównie przyjmują już typowe stanowiska i biorą cały dzień. Mniejsza rzeka to zupełnie inna para kaloszy. Duża zasobność pokarmu i częste rójki owadów warunkują często dni o kiju. Ryby obżarte łatwym posiłkiem nie żerują kilka dni aż strawią. Również ich okresy intensywnego żerowania są krótkie i starają się nie widzieć słońca. Najlepiej wtedy spróbować nocnych podchodów na wypłyceniu sąsiadującym z głęboką rynienką o twardym dnie, zakładając mocno pracującą przynętę tuż przy powierzchni. Na
dużych nizinnych rzekach ryby głównie stoją na napływach szybszych główek, gdyż tam mogą dzięki większemu przepływowi wody zyskać dodatkowego tlenu w skrzela. Przytrzymany większy wobler na takim napływie z pewnością nie da pustego przejścia. Zazwyczaj na przełomie sierpnia i września wszystkie ryby dostają informacje od przyrody, że kończy się dobre. Powoli ryby zaczynają sukcesywnie schodzić w wolniejsze i głębsze odcinki rzeki. Zaczynają intensywnie żerować, niekiedy cały dzień. Trzeba ryb szukać głębiej i często przytrzy-
mywać dłużej przynętę, aby dać im czas na atak. W tym okresie można trafić mocno objedzone ryby i warto pomyśleć wówczas o trochę grubszej żyłce. I przychodzi zima. Okres, który wymaga najwięcej od wędkarza. Niekorzystne warunki atmosferyczne, ospałe ryby, skrzypiący, sypiący śnieg, lód, kra… to jest to. Jak wspomniałem lubię się sprawdzać i chodzić swoimi ścieżkami. Największym problemem w tymże okresie jest znalezienie ryb. To główny klucz do sukcesu. Gdy już znajdziemy ryby i będziemy mieli pewność, że są tu i tu, to podanie określonych przynęt, trafienie w porę żerowania i wyholowanie ryby, będą wisienką na tym torcie. W zależności od charakteru rzeki ryby mogą być zgrupowane lub nie. Często się dłubie sztukę lub dwie z kilku kilometrów rzeki a często kilka sztuk nie ruszając się dalej niż 10 metrów. Ryby są poprzyklejane do dna i na prawdę trudno jest je przekonać, by pochwyciły akurat nasz wabik, nawet gdy jest ich kilka przy sobie. Pomaga nam trochę w tym wypadku brak pokarmu w rzece, nie jak to miało miejsce w ciepłych porach, ale ryby zawsze coś sobie wyskubią z pomiędzy trzcin i zielska, i takich miejsc należy szukać. Obławiać rzekę metr po metrze, dokładnie bez pospiechu a reszta przyjdzie z czasem sama.Owe informacje nie są jakimś typowym wyznacznikiem, gdyż nasz kraj jest dość duży w swej rozciągłości i ma to wpływ na wiele czynników tutaj wspomnianych. Nie zagłębiałem się w szczegóły, ponieważ omawiałem to w swych wcześniejszych artykułach. W całej Polsce są różne szkoły łowienia i przyzwyczajenia ludzi. Chciałem przedstawić w jakimś zarysie, jak to wygląda u mnie. W tym przypadku nauka na własnych błędach przynosi najlepsze efekty a dostosowanie się do swojego łowiska rozwiązuje worek. Upodobałem sobie łowienie jazi przez cały rok. Czasem mi się to udaje a czasem nie jak to w życiu. Cele na przyszłość trzeba sobie wyznaczać i to najlepiej nieszablonowe. Obecnie łowienie białorybu na spinning nie jest już tematem tabu, także w zimnych porach roku. Mam nadzieję, że w jakimś małym stopniu przybliżyłem owe pojęcie i chęć choćby spróbowania tego typu łowienia.
WB POLECA
Wodery + buty? Prosze bardzo! Taimen STX Waders + buty Taimen SL na filcu To chyba najlepsza oferta na rynku biorąc pod uwagę stosunek ceny do jakości. Wodery wykonane są z 3 warstwowego materiału o wysokiej wodoodporności 20 000g/m2/24h i oddychalności 4500g/ m2/24h. Nogawki nie posiadają szwów w miejscach narażonych na tarcie, a tylko jeden szew na zewnętrznej części nogawki. Materiał ma podwyższoną odporność na zabrudzenia (DWR). Pozostałe cechy woderów to pasek, wbudowane ochraniacze na buty zakończone zaczepem, profilowane stopy neoprenowe, ściągacz umożliwiający zrolowanie woderów oraz wewnętrzna kieszeń na akcesoria. Buty, które polecamy do kompletu to Taimen SL Plus z filcową podeszwą. Ich cechy to nylonowa konstrukcja dla większej wytrzymałości i zapewnienia lekkości, system szybkiego sznurowania, wzmocnienie przeciwzgnieceniowe palców i pięty specjalną wkładką. But obszyty jest wytrzymałą gumą, która chroni przed ostrymi kamieniami. Wodery występują w rozmiarówce od S do XXL wzbogaconej o rozmiary King i Long, buty od nr 7 do 14. Posiadają roczną gwarancję producenta. Służymy radą i pomocą przy doborze rozmiarów. Cena zestawu 499 zł.
Vision Ikon Zip i buty Vision Loikka – komfort i wytrzymałość Osobom, które szukają solidnych woderów, zapewniających komfort użytkowania i dobre dopasowanie do sylwetki polecamy model Vision Ikon Zip. Wodoszczelny zamek Riri Storm ułatwia ubieranie i ściąganie woderów, zapewnia dodatkową wentylację w upalne dni oraz pozwala załatwić „małą potrzebę” bez ściągania kamizelki, kurtki, rolowania woderów itp. Wodery posiadają sześciowarstwowe wzmocnienia na odcinku między kolanem a kostką, zintegrowane osłony przeciwżwirowe elastycznie zamocowane na około buta, boczną bryzgoszczelną kieszeń zapinaną na zamek, wewnętrzną kieszeń siatkową, lekkie szel-
ki oraz dwa pierścienie typu ,,D”. Buty Loikka wykonane są z syntetycznej tkaniny, dzięki czemu w minimalnym stopniu absorbują wodę i są wyjątkowo lekkie. Występują w trzech wariantach podeszwy do wyboru, w zależności od preferencji wędkarza – filc, guma oraz guma z wolframowymi kolcami. Przednia część buta jest dodatkowo wzmocniona, chroni palce przed głazami. Wewnętrzna część buta pokryta jest miękkim neoprenem. But świetnie trzyma kostkę. Wodery występują w rozmiarówce od XS do XXL wzbogaconej o rozmiary Long, King i Short, buty
od nr 6/39 do 14/47. Służymy radą i pomocą przy doborze rozmiarów. Wodery i buty Vision objęte są dwuletnią gwarancją producenta. Zapewniamy szybki i rzetelny serwis wszystkich wyrobów marki Vision. Cena od 1750 zł.
Oferta ważna do wyczerpania zapasów, dostępna na stronie www.salar.pl lub telefonicznie pod nr 604-614-641.
www.wedkarskabrac.pl
31
SPŁAWIK
TYCZKA DLA NOWICJUSZY tekst i foto Łukasz Paurowicz
Początek nowego sezonu dla wielu sympatyków wędkarstwa spławikowego związany jest z poszukiwaniem nowego sprzętu i rozwijaniu swojego arsenału. Jednym z odwiecznych dylematów początkujących spławikowców jest odpowiedni wybór wędki do metody zestawu skróconego, potocznie nazywanej tyczką, laską lub długą wędką. Tyczka jest doskonałym narzędziem do łowienia wszystkich gatunków ryb spokojnego żeru, na każdym typie łowiska. Dzięki odpowiedniej wędce nasadowej z powodzeniem jesteśmy w stanie zarówno subtelnie ,,dziobać” chimeryczne płotki na wodzie stojącej, na rzece sięgnąć pięknych ryb nurtowych znęconych precyzyjnie w miejscu łowienia, jak i połowić dużych, silnych karpii na łowisku komercyjnym. Mój pierwszy kontakt z tematem łowienia na tyczkę miał miejsce wiele lat temu. Ale jak dziś pamiętam, jak ogromne wrażenie wywarła ma mnie skuteczność tej metody. Siedmiometrowy bat, dzięki któremu już wcześniej udawało mi się łowić naprawdę fajne ryby, ekspresowo poszedł w odstawkę na rzecz marzenia o łowieniu długą wędką. Mój stan pogorszyła tylko wspólna wyprawa na ryby z dużo bardziej doświadczonym w temacie kolegą nad Narew, podczas której byłem świadkiem złowienia kilkunastu pięknych leszczy i kleni z narwiańskiego nurtu. Od tamtego dnia absolutnie ,,przepadłem” i jak to powiedział kolega zostałem ,,kupiony”. Po kilku tygodniach mój ojciec, również wielki entuzjasta spławika i nie tylko, spełnił moje ówczesne marzenie i kupił mi pierwszą tyczkę. Choć w rzeczywistości była to używana, dość ciężka i jak na dzisiejsze standardy za miękka wędka, to dla mnie była absolutnie doskonała. Gdybym zaczął pisać ile i jakie ryby łowiłem na tą wędkę, to nie wiem czy ktokolwiek by w to uwierzył, więc nie ma sensu. W każdym razie w miarę ewoluowania jako wędkarz, udało mi się użytkować kilka wędek nasadowych różnego typu i przeznaczenia oraz oglądać naprawdę mnóstwo modeli, które oferuje dzisiejszy rynek. Oferta wędzisk nasadowych w naszym kraju z roku na rok jest systematycznie poszerzana o nowe marki i modele. Ceny tyczek kształtują się od kilkuset złotych do nawet kilkunastu tysięcy złotych, gdzie oczywiście jak z większością produktów, reguła mówiąca o tym, że ,,za jakość się płaci” ma swoje zastosowanie. Im wędka droższa tym materiał użyty do jej wykonania jest lepszy, co wpływa na sztywnośc, wagę i wyważenie kija. Dla
32
www.wedkarskabrac.pl
kolegów rozpoczynających przygodę z tyczką zdecydowanie nie polecam topowych i drogich modeli, które są zbyt delikatne dla niewprawionych rąk począkujących spławikowców. Znacznie lepszym wyborem są tu wędki z niższej lub co najwyżej średniej półki. Doskonałą alternatywą dla kosztownych nowych wędek jest rynek wędzisk używanych, szczególnie dla stawiających pierwsze kroki w ,,tyczkowaniu”. Co do samego rodzaju tyczki to dla wędkarzy z ,,zacięciem sportowym” polecam wędki 13 m i koniecznie w paku, natomiast wędkarze bez aspiracji zawodniczych spokojnie obsłużą się wędką 11,5 m. Długość 13 m tylko na początku wydaje się demonicznie długa i nawet wtedy, gdy prywatnie łowimy na 11,5 m
wędkę (skróconą o ostatni element) to często na zawodach maksymalna długość mocno zwiększa nasze szanse na dobry wynik. Wędka w paku to swojego rodzaju kompletny zestaw, czyli najczęściej wędka wraz z topem do kubka (bardzo istotny element) oraz kilkoma zapasowymi wymiennymi topami (3,4 lub 5 elementowe górne składy wędki). Top do kubka całkowicie zrewolucjonizował sposób nęcenia ryb pod tyczką, które stało się ultra precyzyjne i subtelne, co bardzo często ma niebagatelny wpływ na jakość połowu. Topy zamienne mimo tego, że na początku mogą wydawać się fanaberią, to w rzezywistości bardzo znacząco ułatwiają łowienie, dając możliwość zastosowania kilku zestawów dopasowanych do warunków na łowisku. Dla wędkarzy łowiących duże ryby lub używających ciężkich zestawów rzecznych dobrą opcją są topy karpiowe, o wzmocnionej konstrukcji i grubszych blankach. Wędki nasadowe kategoryzowane są obecnie także względem ich przeznaczenia. Najdroższe są wędki zawodnicze – najbardziej delikatne, z racji swojej niskiej masy i niewiarygodnej sztywności wykorzystywane są one przez wysokiej klasy zawodników na wszelkiego rodzaju zawodach. Przeznaczone są głównie do lekkich i subtelnych zestawów, i łowienia na wodzie stojącej oraz kanałach. Ten typ wędek zdecydowanie nie nadaje się zarówno dla początkujących, jak i dla wędkarzy preferujących łowienie dużych ryb na znacznych uciągach, z użyciem ciężkich zestawów. Istnieje również kategoria wędzisk uniwersalnych ,,allround”, które zgodnie z przeznaczeniem są w stanie sprostać łowieniu w każdych warunkach, oczywiście w granicach rozsądku. Wędki uniwersalne
SPŁAWIK
Opanowanie sztuki balansowania i łowienia z canou nie jest takie proste, jak by się mogło zdawać. Daje jednak swobodę i szybkość poruszania się po łowisku.
są niewątpliwie najlepszym wyborem dla niedoświadczonych spławikowców, choć dzięki swojemu przeznaczeniu są również doskonałym narzędziem dla znacznie bardziej wprawnych wędkarzy. Kolejną kategorią tyczek są tzw. karpiówki, czyli wędki do zadań najcięższych, znakomite zarówno na karpie, amury i inne wielkie ryby z komercji, jak i na ciężką ,,rzeczną” orkę ciężkimi zestawami. Wędki te z reguły należą do tańszych a z sezonu na sezon ich parametry użytkowe są lepsze, często nie odbiegające jakością od wędek uniwersalnych, co stawia je w roli towaru popularnego i pożądanego. Kolejnym dylematem, być może nawet najpoważniejszym, jest wybór producenta wędki. Mnogość różnego rodzaju sklepów wędkarskich zarówno stacjonarnych jak i internetowych mających w swojej ofercie wędki różnych światowych firm zapewniają, że posiadają asortyment najlepszy i w najkorzystniejszych cenach. Jednakże najważniejszym aspektem wyboru producenta wędki jest serwis i jego dostępność oraz sprawność. Bazując na własnych doświadczeniach i moich kolegów po kiju, z czystym sumieniem polecam firmy MAVER oraz SENSAS, które z racji największej popularności w naszym kraju oferują zarówno sprawny serwis firmowy, jak i siłą rzeczy bogaty rynek używanych wędek i części zamiennych. Doskonałe produkty oferują również firmy mniej popularne oraz te z krótszym stażem na naszym rynku, takie jak TUBERTINI, MILO, MIVARDI, TRABUCCO i inne, których przedstawicieli handlowych bezustannie przybywa. Reasumując, przed dokonaniem zakupu
Wędki nasadowe kategoryzowane są obecnie także względem ich przeznaczenia. Najdroższe są wędki zawodnicze -najbardziej delikatne, z racji swojej niskiej masy i niewiarygodnej sztywności tyczki dopasowanej do naszych potrzeb należy rozważyć wiele aspektów wymienionych w niniejszym tekście. Warunkiem koronnym jest często cena, ale przed dokonaniem ostatecznej decyzji warto prześledzić fora wyczynowe i popytać w środowisku, co warto kupić i za ile. Osobiście polecam na początek kupno tyczki mocnej, niedrogiej (oferta wędzisk używanych jest naprawdę atrakcyjna), z dodatkowym osprzętem w formie kilku topów oraz w miarę możliwości jak najnowszej, co pomoże przy ewentualnym uszkodzeniu któregokolwiek z elementów, z czym niestety nowicjusze muszą się liczyć. Kupno wędki nasadowej to zarówno fan-
tastyczna jak i niebezpieczna sprawa. Naturalnie przed właścicielem tyczki otwierają się zupełnie nowe wędkarskie możliwości, wspaniałe doświadczenia i niespotykane wcześniej doznania. Przy odrobinie wprawy istnieje możliwość dopasowania się do każdego łowiska i łowienia ryb zupełnie nieuchwytnych dla łowiących innymi metodami wędkarzy. Należy jednak zdać sobie sprawę, że łowienie tyczką, mówiąc wprost nie jest tanie. Sam zakup wędki to dopiero początek wydatków, których rzecz jasna dokonuje się wraz z chęcią doskonalenia swoich sprzętowych zasobów. I tu pojawia się zagadnienie najbardziej chyba niebezpieczne – łowienie na tyczkę potrafi uzależnić. Spławik wciągany pod taflę wody przez dużą rybę to bezsprzecznie widok dla wielu wędkarzy bezcenny i długo prześladujący, zmuszając do powrotu na łowisko. Takich właśnie doznań szczerze wam i sobie w nowym sezonie życzę. Do zobaczenia nad wodą na wiosnę!
www.wedkarskabrac.pl
33
FELIETON
w odcieniach brÄ…zu tekst i foto: Anna Wojciechowska
34
www.wedkarskabrac.pl
FELIETON
Anna Wojciechowska - czyli Fishing Girl, swoje przygody oraz zdjęcia z muchowych wypraw prezentuje na swoim funpagu. Warto go odwiedzić i obejrzeć wyjątkowe zdjęcia i opisy ciekawych wypraw z muchówką w ręku. Oczywiście w tle piekny San.
Jesień nad Sanem jest czarowna, nadzwyczajna, zjawiskowa, magiczna. Setki odcieni brązu, czerwieni, żółci mienią się w słońcu. Mam wrażenie, że nigdzie na świecie nie jest tak bajecznie i rajsko. Mama rozkłada koc, wyciąga wiklinowy kosz pełen smakołyków – w końcu jest rano. Tata lekko się śpiesząc wkłada wodery, przygotowuje wędkę, a jednocześnie przygląda się wodzie. Woda... odbijają się w niej wszystkie kolory jesieni, a na spokojnych płaniach widać systematyczne, finezyjne kręgi. Tata łowi – jego rzuty są doskonale precyzyjne. Ma branie, holuje, podbiera i szybko wypuszcza... Tak, właśnie tak zaczęła się moja przygoda. To wspaniałe wspomnienie towarzyszy mi przy każdej wizycie nad Sanem. Nie potrafię przypomnieć sobie jednak pierwszego wypadu nad San, już z własną wędką. Podejść było kilka. W pamięci utkwił tylko ten, do którego przygotowywałam się, i podczas którego całkowicie świadomie złowiłam pierwszego w życiu lipienia ok. 40 cm. Pojechaliśmy całą rodziną – rodzice, bracia – Szymek i Grzesiek ze swoją dziewczyną Kasią, ja i Adrian – mój ówczesny chłopak (teraz już mąż). Było zimno, ale pięknie, też była jesień. Miałam kilka much, które zrobił mi mój wówczas 9 lub 10 letni brat Szymek. Dotarliśmy nad wodę, każdy delikatnie zniecierpliwiony przygotowywał sobie sprzęt,
wiązał muchę, wkładał wodery. Mama się uśmiechała. Weszliśmy do wody, była lekko podniesiona, może nawet delikatnie przybrudzona. Rozeszliśmy się nieco – w końcu było nas trochę. Oczywiście pierwszą rybę wyciągnął Szymek, on jest niesamowity, ma w oczach coś na kształt rentgena do ryb – zawsze wie, gdzie i jak je podejść, chyba ma to po tacie. Tata zawsze chce, żeby każdy sobie połowił, więc dał kilka wskazówek, jak układać sznur, jak zobaczyć branie, podpowiedział gdzie ustawić się najlepiej. Po krótkiej lekcji razem z chłopakami zeszli trochę niżej. Widać było, że łowią. Słychać było jak się licytują, który wyciągnął więcej. Woda była spokojna, a w około żadnych domów, ludzi, żadnych odgłosów „normalnego życia”. Było pięknie. Wędkarstwo muchowe pozwala na całkowite odizolowanie myśli od wszystkiego. Zostawiasz cały codzienny świat na brzegu i choćbyś bardzo chciał, nie masz możliwości myśleć o czymkolwiek innym, bo wszystko co cię teraz interesuje to mucha (jeśli sucha) albo sznur (jeśli nimfa). Obserwujesz, wyczekujesz, nie spuszczasz z oka, nie możesz się doczekać. Stałyśmy z mamą kilka metrów od siebie. Mama łowiła tylko „suchą”, ja miałam małą brązową nimfkę. Słuchając rad taty rzuciłam nimfką możliwie najdalej, lekko pod ukosem, odrobinę w górę, nadrzuciłam sznur. Niestety nic mi nie brało. Schodziłam niżej, starałam się rzucać coraz dalej. Nie było słońca, więc sznur był idealnie widoczny. Przeszło mi przez myśl, że powinnam rzucić jeszcze dalej, bliżej brzegu. Zrobiłam tak. I było branie, ale niewcięte. Szkoda – chociaż był kontakt – jest dobrze, nabrałam ochoty na więcej. Znów kilka kroków w dół, rzut i branie – sznur odjechał, wcięcie i jest! Siedzi! Próbuję holować, ale nie mogę, pomyślałam, że to może zaczep, ale nie – kilka szarpnięć, wędka wygięta. Mówię – „Adrian to coś dużego”. Ryba była bardzo silna, nigdy nie miałam takiej sztuki na wędce, waleczna, ciężka. Chłopaki niżej na pewno słyszeli, jak się cieszę, bo udało się hol doprowadzić do podbieraka. Lipień – najpiękniejsza ryba naszych polskich wód! Ogromny – 47 cm. To było cudowne uczucie, widząc jak odpływa. Wtedy naprawdę złapałam bakcyla. Tata przybił „piątkę” i powiedział z uśmiechem: „Ania, kiepsko zaczęłaś, bo ciężko Ci będzie złowić teraz większego...” Jak zwykle miał rację – do tej pory większego nie złowiłam.
www.wedkarskabrac.pl
35
SPINNING
riomes made in poland
O trudnych początkach oraz pasji, która z czasem przerodziła się w sposób na życie. Z Grzegorzem Wadeckim rozmawiał Kamil Polkowski.
Jak wyglądały twoje początki w wędkarstwie? Wędkarstwo jest pasją mojego życia. Ryby łowię już prawie 25 lat. Pierwsze ryby łowiłem w wieku 3-4 lat pod opieką taty. Oczywiście rozpoczynałem od metody spławikowej. Pierwszą rybę metodą spinningową udało mi się złowić w wieku 9 lat. Była to dosyć ciekawa ryba, bo był to sandacz około 40 cm. Wędkarstwo spinningowe pochłonęło mnie totalnie w 2002 roku i od tamtej pory jestem wierny tej metodzie. Dlaczego? Ponieważ w maju tamtego roku połamałem swoją ostatnią spławikówkę i miałem tylko spinningi. Staram się w miarę możliwości i czasu poznawać jak najwięcej łowisk. Uwielbiam łowić w nowych miejscach. Moim życiowym marzeniem jest wędkarska wyprawa na Syberię. Nad wodą nie lubię tłoku. Wybierając miejsce na ryby staram się w miarę możliwości szukać jak najbardziej ustronnych.
Wędkarstwo spinningowe pochłonęło mnie totalnie w 2002 roku i od tamtej pory jestem wierny tej metodzie.
36
www.wedkarskabrac.pl
Skąd się wziął u ciebie pomysł na samodzielne wykonywanie obrotówek?
Ponad 20 lat temu wyrobem obrotówek zajmował się mój tata. Wirówki produkowane były pod nazwą ,,Traper”. Tamta firma nie miała żadnego powiązania z obecną firmą Traper. Pierwsze elementy i cenne wskazówki dosta-
łem od niego. Sama idea tworzenia własnych przynęt powstała w 2010 roku. Chciałem mieć po prostu unikatowe i skuteczne przynęty. Na samym początku tworzyłem wabiki dla siebie oraz dla bliskich kolegów. Z czasem powstawały nowe modele i wzory wirówek. W 2014 roku podjąłem decyzję o zajęciu się tematem na poważnie i założyłem firmę „RIOMES”.
WYWIAD Jak wygląda proces tworzenia obrotówek? Aby wykonać swoją pierwszą obrotówkę potrzebujemy kilku elementów: - drut grubości 0,6 mm stosowany w wirówkach nr 0 i 1; - drut grubości 0,8 mm stosowany w wirówkach nr 2,3,4; - skrzydełko; - strzemiączko; - korpus; - kotwica. Wszystkie elementy bez problemu można nabyć w Internecie. Z narzędzi będziemy potrzebowali szczypce z zaokrąglonymi końcówkami, małe obcęgi oraz narzędzie do doginania drutu nad korpusem. Doskonale sprawdza się do tego pilniczek do paznokci mojej żony. Bierzemy prosty odcinek drutu o długości około 20 cm. Przy pomocy zaokrąglonych szczypiec zaginamy drut na około 1/3 długości robiąc półotwarte oczko. Na tak wygięty drut zakładam kotwiczkę a następnie korpus. Krótszy wystający drut doginam pilniczkiem do korpusu a nadmiar obcinam obcęgami. Należy pamiętać, aby pozostawiony kawałek drutu nie wystawał zbyt daleko, ponieważ będzie pogarszał pracę obrotówki. Następnie na drut nawlekam małą kulkę mosiężną, stożek, beczułkę. Istotną rzeczą jest fakt, aby wszystkie powyższe elementy były gładkie. Nie mogą posiadać opiłków poprodukcyjnych tzw. ,,gradu”. Powyższe elementy łożyskują pracę obrotówki. Jakiekolwiek dodatkowe tarcie pomiędzy detalami powoduje pogorszenie startu oraz pracy wirówki. Ostatnim elementem jest skrzydełko z strzemiączkiem. Krokiem końcowym - wykonanie oczka za pomocą zaokrąglonych szczypiec.
Ponad 20 lat temu produkcją obrotówek zajmował się mój tata. Wirówki produkowane były pod nazwą ,,Traper”. Tamta firma nie miała żadnego powiązania z obecną firmą Traper.
Czy wykończenie skrzydełek ma wpływ na skuteczność? Moim zdaniem wykończenie skrzydełek ma duży wpływ na skuteczność. Wpływa generalnie na dwa sposoby. Jeżeli wirówka ma jedną połowę ciemną a drugą srebrną albo kilka dużych czerwonych lub żółtych kropek, to tworzy w wodzie zupełnie inną poświatę niż wirówka jednokolorowa. Byłem również świadkiem zdarzenia, gdzie mały czerwony pasek powodował zwiększą chęć żerowania u okoni. Po drugie błystki, które są ładnie wykończone podobają się bardziej wędkarzom. Gdy dana wirówka zadowala
www.wedkarskabrac.pl
37
SPINNING to zwiększa się nasza wiara w daną przynętę. Jak wiadomo nasze przekonanie i wiara w przynętę to rzecz kluczowa w wędkarstwie. Jakie gatunki ryb lubisz łowić, czy jest to powiązane z produkcją przynęt? Bardzo lubię łowić kilka gatunków ryb a mianowicie: pstrągi, klenie, szczupaki oraz trocie wędrowne w rzekach. W minionym roku bardzo zainteresowały mnie właśnie trocie wędrowne. W 2015 roku mam zamiar poświęcić im jeszcze więcej czasu. Pstrągi i trocie łowię wyłącznie na swoje przynęty z przyzwoitymi rezultatami. Co do innych ryb jedną z piękniejszych scen jest dla mnie branie szczupaka na płytkiej wodzie w jesiennej scenerii. Wirówka sprawdza się w taki warunkach wprost rewelacyjnie. Ile czasu potrzebowałeś, aby wypracować łowny egzemplarz?
Jakie jest twoje ulubione łowisko? Moim ulubionym łowiskiem jest oczywiście Wisła. Wychowałem się nad tą rzeką. Mam w sumie do niej 6 km. Z Wisłą jestem bardzo mocno związany sentymentalnie iemocjonalnie. Lubię również inne rzeki Pomorza np. Słupię w okolicach Bydlina. Na leśnym odcinku powyżej kładki można znaleźć ciszę i spokój. Są to cechy, które najbardziej cenię w wędkarstwie. Kolejna rzeką, nad którą uwielbiam przebywać to Łyna poniżej Olsztyna. Moje ulubione łowisko z czasów studenckich. Czy twój hand-made jest dostępny tylko w sprzedaży czy wykonujesz je tylko dla znajomych? Moje produkty są już ogólnodostępne. Wirówki można znaleźć w wielu sklepach na Pomorzu, Mazowszu, Lubelszczyźnie oraz na mojej stronie internetowej riomes.pl .
Tworząc wirówki wyznaje jedną firmową zasadę ,,najważniejsze, że leci, wpada i się kręci”. Fundamentem każdej skutecznej obrotówki jest nie naganna praca. Wirówka po kontakcie z wodą musi natychmiast startować. Kolejną ważną cechą łownej obrotówki jest wyrazistość oraz charakter pracy. Każda wirówka powinna posiadać wyczuwalną akcję. Modele o pracy liniowej tzw. bez najmniejszego bicia w trakcie pracy, są najbardziej pożądane przez wędkarzy. Z mojego doświadczeni wynika, że obrotówki o delikatnym biciu nie są wcale gorsze, a nawet w niektórych sytuacjach skuteczniejsze od obrotówek o pracy liniowej. Jeżeli chodzi o konkretny czas zrobienia łownego modelu, bywa z tym naprawdę różnie.
Tworząc wirówki wyznaje jedną firmową zasadę: ,,Najważniejsze ,że leci wpada i się kręci”. Fundamentem każdej skutecznej obrotówki jest nie naganna praca. Wirówka po kontakcie z wodą musi natychmiast startować.
38
www.wedkarskabrac.pl
Magazyn jakiego nie znacie! roczna prenumerata tylko 129 zł
Polecamy ciekawe filmy wędkarskie:
Only the River Backyard in
Tapam
Morrum
Gaula River
Knows
nowhere
135 zł
79 zł
130 zł
128 zł
124 zł
Zamówienia przyjmujemy mailowo: redakcja@sztukalowienia.pl i telefonicznie 12-346-19-43
SPINNING
kb FOTOGRAFIA PRODUKCJA FILMOWA POSTPRODUKCJA
KAMIL BRZOSTOWSKI
kontakt@kamilbrzostowski.pl +48 788 304 441 kontakt@kamilbrzostowski.pl www.wedkarskabrac.pl
39
SPINNING
40
www.wedkarskabrac.pl