Wędkarska Brać 2(5)2014

Page 1

>> >> WĘDKARSKA BRAĆ PASĄCE SIĘ NA ŁĄCE

PRZYNĘTA NA DUŻE OKONIE

RYBY do nas! &dołącz MRÓWKI

, , CZY NAS PASJA Bo lA

ISSN 2353-1584

www.wedkarskabrac.pl

>

IA N A OM

RYB

Fot. Icon Films

bezpłatny magazyn wędkarski

2(5)/2014

4 1 0 2

eXtremalny WEDKARZ www.wedkarskabrac.pl

1


Magazyn jakiego nie znacie! roczna prenumerata tylko 129 zł

Polecamy ciekawe filmy wędkarskie:

Only the River Backyard in

Tapam

Morrum

Gaula River

Knows

nowhere

135 zł

79 zł

130 zł

128 zł

124 zł

Zamówienia przyjmujemy mailowo: redakcja@sztukalowienia.pl i telefonicznie 12-346-19-43


dołącz do nas!

Od redakcji

Na okładce: Jeremy Wade Fot. Icon Films

Wędkarska Brać ul. Sikorskiego 166 18-400 Łomża e-mail:wedkarskabrac.rafa@gmail.com

www.wedkarskabrac.pl Wydawca Pracownia reklamy Logo TK Marcin Trojanowski

Wiele czytałem o tym, że nie ma już w Polsce targów wędkarskich na miarę tych z zeszłego stulecia, że producenci zaczęli docierać do klientów zupełnie innymi ścieżkami, wykorzystując prasę, sklepy wędkarskie lub kameralne spotkania i niewielkie eventy. Jednak po targach Rybomania 2014 doszedłem do wniosku, że opinie, które miały być obiektywne były zwykłą krytyką z domieszką osobistej zawiści czy zazdrości. Tegoroczne okazały się sukcesem i powrotem do najlepszych tradycji. Cieszę, że poprzez takie wydarzenie środowisko wędkarskie mimo podziałów, dąży do łączenia się na korzyść dla wędkarstwa jak również rynku wędkarskiego w Polsce. W wiosennym wydaniu naszego magazynu możecie przeczytać o tym jak skutecznie łowić duże okonie na woblery. Znajdziecie odpowiedź na pytania dlaczego ryby lubią mrówki oraz na to jak przygotować się do łowienia jazi i kleni na wiosennej wodzie. Tekstem jak pomalować ukleję – kończymy cykl artykułów opisujących przygodę z budowanie swoich własnych przynęt. Mam nadzieję, że w waszych pudełkach ich nie zabranie. Jestem pewien, że będą zawsze skuteczne, a złowione ryby będą cieszyły podwójnie. Czy pamiętacie swoją największą złowioną rybę? Każdy z nas ma wspomnienia z walki z jakimś rzecznym potworem. W wywiadzie o swoich podróżach i początkach przygody z wędkarstwem opowie sam Jeremy Wade. W tym roku wiosna zawitała do nas wcześniej i jedyna puenta jak ciśnie mi się na usta to taka, że szkoda już czasu na siedzenie w domu. Pakujcie sprzęt i wyruszajcie nad wodę. Rafał Mikołaj Krasucki

Redakcja Rafał Mikołaj Krasucki Paweł Stypiński Robert Szymański Marcin Trojanowski Michał Laskowski Reklama i dystrybucja Paweł Stypiński e-mail: wedkarskabrac.pawelnizinny@gmail. com tel. 512 228 454 Współpracownicy Jakub Podleśny Grzegorz Wadecki Fotografia Michał Laskowski Korekta Elwira Cimoch Projekt graficzny Anita Krasucka Przygotowanie do druku Pracownia Poligraficzna GRAFIS Druk Drukarnia Top Druk Łomża Nakład: 5000 egz. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Za treść reklam gazeta nie odpowiada. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub częśći publikowany bez zgody redakcji.

> dlaczego nie ma ryb? Jest to jedno z pytań, które zadajemy sobie po powrocie z nieudanej wyprawy na ryby. Pogoda była dobra, ciśnienie stabilne, przynęty sprawdzone i niezawodne. Jednym słowem wszystko było tak jak trzeba, a jednak nic. Wtedy zaczyna się szukanie przyczyn i od razu znajduje się ich kilka, a nawet kilkanaście. Litania jest długa i nie będę przytaczał wszystkich cytatów, które padają z naszych ust. Ja chciałbym skupić się na jednej. Czy wszystkie ryby złowione powinny trafić do siatki i potem do domu? Czy te największe okazy należy koniecznie zabić i zabrać? Na wstępie chcę od razu wyjaśnić, że nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem ,,złów i wypuść”. Jestem natomiast gorącym przeciwnikiem zabierania największych okazów złowionych ryb. Po pierwsze ze względu na wiek są niezbyt smaczne, a po drugie to duży osobnik jest najlepszym dostarczycielem ikry i mlecza w czasie tarła. Wędkuje na Mazowszu i serce mnie boli gdy widzę, jak bezsensownie zabijane

są duże szczupaki, sandacze i sumy. Niestety odbywa się to w majestacie obowiązujących u nas przepisów, ale gdzie zdrowy rozsądek? Pewnego listopadowego poranka, gdy jechałem na ryby z moim kolegom poruszyliśmy ten temat. Od słowa do słowa pojawiła się myśl, aby spróbować to zmienić. Wiele okręgów ma górny wymiar ochronny, a nasz nie. Tak narodził się pomysł petycji skierowanej do zarządu okręgu o wprowadzenie górnego wymiaru ochronnego. Wzór petycji znajduje się na stronie www.pzw100.waw.pl. Możecie też kontaktować się bezpośrednio z panem Grzegorzem Sybilskim, który jest twórcą tej petycji i kapitanem sportowym koła. Uważam, że najpierw należy coś zmienić we własnym gronie, a potem oczekiwać zmian od innych. Przecież chodzi o nasze wspólne dobro ryby ... Z wędkarskim pozdrowieniem Piotrek ,,Siwy” Balewski

www.wedkarskabrac.pl

3


>> spinning

WOBLER

przynęta na duże okonie

O

koń jest prawdopodobnie najbardziej pospolitym drapieżnikiem, który występuje w wodach europejskich. Jest to przepiękna, pasiasta ryba, która mimo tego, iż nie osiąga takich rozmiarów jak inne drapieżniki, jest bardzo ceniona przez wędkarzy. Największe okazy osiągają długość od 40 do 50 cm, mają zazwyczaj ponad 15 lat i są swoistym rarytasem. W jeziorach oraz rzekach, niezależnie od pory roku i pogody wędkarz zawsze może liczyć na parę pasiaków. Małe okonki tworzą liczne stada, stacjonujące w pobliżu powalonych drzew, krzaków, kamieni i innych wszelakich kryjówek. Większe sztuki pływają w mniejszych grupach i preferują przydenne strefy jeziora, od czasu do czasu penetrując przybrzeżne pasy roślinności. Małe pasiaki zdecydowanie łatwiej skusić do brania, ich niewielkie doświadczenie oraz znaczna konkurencja w stadzie sprawiają, że rzucają się praktycznie na każdą przynętę. O wiele trudniej jest z większymi okazami. Wymagają one posiadania pewnej wiedzy przez wędkarza, cierpliwości a przede wszystkim umiejętności spinningisty. Obecnie zdecydowana większość wędkarzy uważa, że przynętami numer jeden na ogromne okonie są rippery oraz twistery. Niektórzy dodają do tego jeszcze obrotówki i wahadłówki, które w ostatnich latach schodzą jednak na dalszy plan. Mniej popularne, ale również skuteczne są przynęty takie jak cykady, koguty czy też softbaity na systemie dropshot. Czy ktoś jednak zadał sobie kiedyś pytanie, czy można łowić okazowe okonie na woblery i to skutecznie? Przez ostatnie 2 lata próbowałem rozgryźć tę zagadkę i mogę powiedzieć, iż w pewnym sensie udało mi się. Mimo że od wielu, wielu lat jestem zapalonym zwolennikiem obrotówek, odkąd tylko spróbowałem łowić pasiaki na woblery, od razu się w nich zakochałem. Okoń to bardzo – ciekawska i sympatyczna ryba Zawsze gdy w wodzie pojawia się coś „nowego” pasiak jest pierwszy na miejscu zdarzenia. Jak mały odkrywca, który ciągle cze-

4

www.wedkarskabrac.pl

goś poszukuje i jednocześnie jest przy tym niezwykle przebiegły. Jego podstawowym zmysłem jest wzrok, istotna jest więc kolorystyka przynęt. Reaguje on również świetnie na dźwięk obrotówek czy też grzechotkę woblerów. Niezależnie od warunków atmosferycznych, pory roku oraz intensywności brań okonia można praktycznie zawsze i wszędzie zlokalizować - jest on dość powszechny i łatwo go złowić. Te i szereg innych czynników sprawiają, że okoń jest bardzo lubiany, ale równocześnie trochę niedoceniany i lekceważony przez wielu wędkarzy. Rozmiar maksymalny jaki może osiągnąć w dużej mierze uzależniony jest od rodzaju wody, presji wędkarskiej, gospodarki rybackiej oraz kłusownictwa. Są miejsca gdzie okonie osiągają masę przekraczającą 3 kg, a są też i takie, gdzie kilowy okoń jest ewenementem. No właśnie – jeśli jest go tak mało, to w jaki sposób można je zlokalizować i co najważniejsze skusić do brania? Aby złapać okazową sztukę, trzeba spełnić szereg warunków. Najważniejszym z nich jest bez wątpienia dopasowanie przynęty oraz techniki łowienia odpowiednio do pogody, pory roku i zwyczajów ryb, które panują w łowisku. Duży udział w sukcesie odgrywa również zwykłe szczęście wędkarskie, którego nam tak często brakuje. Postaram się przeanalizować każdy z tych czynników, ukazać jak wpływają one na nasze wyniki oraz jak wiele może zależeć od nas, a nie tylko od przypadku. Technika połowu Teoretycznie możemy tutaj wyróżnić dwie podstawowe metody, które rozdzielają się na szereg innych technik, mowa tutaj o trollingu oraz spinningu. Jeżeli nie znamy zbyt dobrze jeziora a dysponujemy echosondą to trolling jest dobrym wyborem. W zależności od głębokości wybieramy odpowiednie woblery. Ważne jest to, aby pracowały one w strefie pomiędzy dnem a termokliną, ponieważ są to obszary, gdzie najczęściej występują dorodne okonie. Zależność ta sprawdza się szczególnie w okresie jesiennym, zimowym oraz późnego lata.


dołącz do nas!

Na rynku dostępnych jest wiele modeli woblerów, które powinny nieźle łowić okonie. W moim przypadku najlepiej sprawdziły się modele z oferty Salmo. Najwięcej dorodnych garbusów złowiłem na Bullheady, Executory i Hornety. Najważniejszym elementem, który decyduje o doborze rodzaju woblera jest to, aby pracował w „strefie dobrych brań”, czyli pomiędzy dnem a termokliną i jednocześnie nie dochodził do dna. Każdy kontakt z dnem to ryzyko zakłócenia pracy przynęty, a nawet jej utraty na zaczepie. Moje doświadczenia w trollingowaniu oparłem na łowieniu w jeziorach dochodzących do głębokości 8-9 m. Spośród dostępnych modeli wyróżniłem – 3 zestawy woblerów, dzięki którym można sobie poradzić w praktycznie każdych warunkach. Pierwszy zestaw obejmuje przynęty przeznaczone do połowu w najpłytszych miejscach. Nurkują one do około 3 m głębokości. Łowiska te to głównie płytkie, kameralne jeziorka bądź też zatoki głębokich jezior, gdzie okoń w okresach wiosennych wychodzi na żer. W takich miejscach używam głównie niewielkich, 4-5 cm woblerów takich jak Hornet 4F, 4S, Executor 5SDR oraz Bullhead 4SDR. Pod względem wielkości są to idealne modele na wiosenne garbusy, a ich budowa sprawia, że nurkują do głębokości około 2-3 m, czyli do miejsca, gdzie w płytkich wodach siedzą największe okazy. Trollingując na płytkich jeziorach bądź rozległych, płytkich zatokach, gdzie głębokość nie przekracza 4-5 m, dobrymi modelami są Bullhead 6SDR oraz Executor 7SDR. Woblery te nurkują do naszej „strefy dobrych brań” i ze względu na swoją specyficzną budowę wykonują niepowtarzalną pracę. Są to modele, które w moich testach sprawdziły się najlepiej i złowiły najwięcej ryb powyżej 40 cm. W szczególności zwróciłbym uwagę na Bullhead’a 6SDR w kolorze naturalnym (BD), który był zdecydowanie numerem jeden, sprawdzał się on praktycznie o każdej porze, i w każdych warunkach pogodowych. Bez wątpienia „głowacz” jest jednym z najbardziej udanych i oryginalnych modeli Salmo. Ostatni, trzeci zestaw woblerów obejmuje modele, które stosuję na jeziorach o głębokościach dochodzących do 8-10 m. Niestety mało modeli nurkuje do takiej głębokości. Te, które to potrafią mają zazwyczaj ponad 8 cm długości, co pozornie czyni je mniej atrakcyjnymi wabikami dla okoni niż tradycyjne cztero- czy sześciocentymetrowe przynęty. Moimi ulubieńcami w tej kategorii są Bullhead 8SDR oraz Perch 8SDR. Ich rozmiary sugerują raczej szczupakowe łowy, ale wierzcie mi - okazały okoń potrafi czasami zaatakować taka przynętę zdecydowanie pewniej niż mniejszego woblera. Duża głębokość wody sprawia jednoczenie, że obszar „strefy dobrych brań” jest większy niż na płytszych wodach. Warto więc obławiać nie tylko obszary przydenne, ale też i płytszą, 5-6 m strefę toni wodnej. Bardzo dobrą przynętą do trollingowania na takiej głębokości są 5 cm Hornety w wersji SDR, które potrafią zanurkować nawet do 6 m. Biorąc pod uwagę ich dobre rozmiary są one wręcz idealnymi wabikami do obławiania takich miejscówek. Mimo iż przy łowieniu okoni zaleca się stosowanie głównie przynęt 4-6 cm, bardzo często można złowić garbusa na jerkbaita. Szczególnie skuteczny w okresach wiosennych okazuje się Slider 10 oraz jego kuzyni 7 i 12. Choć okonie na jerki są raczej przyłowem przy łowieniu szczupaków, nieraz już się słyszało o okoniach przekraczających 50 cm, które atakowały Slidera ciągniętego za łodzią. Kiedy wiemy, że takie okazy pływają na naszym łowisku warto dać swoiste 5 minut szansy Sliderowi, ponieważ jego niepowtarzalna i nieregularna praca może okazać się bardzo owocna. W ostatnim czasie wielu wędkarzy zaczęło stosować tak zwane troki boczne, czyli dociążenia montowane do linki, które pomagają sprowadzić przynętę praktycznie na każdą głębokość. W przypadku woblerów rozwiązuje nam to problem wielkości oraz rodzaju steru. Przy odpowiednim dobraniu ciężarka oraz długości troka możemy łowić nawet na głębokości 15 m, prowadząc przy samym dnie nawet malutkiego 3 cm Horneta. Przy troku bocznym należy

stosować przede wszystkim woblery pływające. Pozwalają one na zastosowanie bardzo skutecznej techniki polegającej na zmianach prędkości płynięcia łodzi, a nawet jej okresowych zatrzymaniach. Przynęta nie „łapie dna” i jest atakowana właśnie w momentach zmian prędkości. Należy pamiętać, że małe wabiki wymagają spokojniejszej „prezentacji” oraz łowienia bardziej technicznego niż szybkiego i agresywnego. Szczególnie w okresie jesiennym okonie nie będą brać udziału w pościgach za przynęta, tylko spokojnie i leniwie zajmą się zbieraniem tego co „swoje”. Kolejnym elementem, który możemy wykorzystać w naszym okoniowym łowieniu jest systemik zwany Spinner Winner. Jest to innowacyjne zastosowanie mechanizmu działania spinnerbaita. Systemik ten składa się z przyponu, który posiada zamontowane na strzemiączku skrzydełko obracające się wokół własnej osi na karabińczyku. Nie należy tego mylić z obracaniem wokół osi przyponu. Mechanizm działania systemu polega na tym, że skrzydełko imituje uciekającą rybkę a wobler zawieszony na końcu przyponu drapieżnika, który goni swoją ofiarę. Ryby drapieżne, takie jak okoń i szczupak, o wiele pewniej atakują właśnie tego typu pościgi wiedząc, że goniąca ryba jest mniej ostrożna, ponieważ skupia się na swojej ofierze. Z początku była to dla mnie jedynie swego rodzaju ciekawostka. Obecnie jednak bardzo często stosuję Spinner Winnera podczas trollingu. W pewien sposób zmienia on styl pracy przynęty. Obracające się skrzydełko sprawia, że wobler nurkuje płycej a amplituda jego drgań zwiększa się. No i przede wszystkim imituje to ową gonitwę, którą opisałem. Najlepsze wyniki miałem, kiedy Spinner Winnera ze skrzydełkiem typu long 2 łączyłem z Bullheadem 6SDR i co ciekawe okazywało się, że zawsze w deszczowe, pochmurne dni zastosowanie tego systemu znacząco zwiększało ilość brań. Pewnego letniego, deszczowego dnia trollingując z kolegą tymi samymi przynętami, ja ze Spinner Winnerem złowiłem, aż 11 okoni a on tylko jednego. Dowodzi to, że naprawdę warto kombinować z technikami, przynętami oraz kolorami, ponieważ mają one większe znaczenie niż mogłoby się nam wydawać. Jak poprowadzić przynętę? Skąd mamy wiedzieć ile linki wypuścić, aby przynęta pracowała tuż nad dnem? Większość wędkarzy albo robi to na „czuja” albo są tak doświadczeni, iż wiedzą na jaką odległość wypuścić wabik. Osobiście przy trollingowaniu gumami stosuję opracowany przeze mnie system, który pozwala mi poprowadzić przynętę o odpowiednich gabarytach oraz masie dokładnie nad dnem. System ten wymaga czasu na rozpoznanie łowiska, w miarę równego dna, płynięcia ze stałą prędkością, kołowrotka castingowego oraz echo-

Zestaw skutecznych woblerów Salmo.

www.wedkarskabrac.pl

5


>> spinning sondy, która może nam znacznie ułatwić sprawę. Zawsze kiedy płynę ze stałą prędkością i echosonda pokazuje mi rozległy blat, wykonuje pierwszą „rundę” testową. Otóż wypuszczając gumę od samej szczytówki liczę obroty szpuli na multiplikatorze. Od czasu do czasu zamykam zapadkę szpuli i sprawdzam, czy guma nie zahacza o dno, jeżeli nie to kontynuuję liczenie aż do skutku. Kiedy znam mniej więcej ilość obrotów szpulki jakich potrzebuję, aby sprowadzić gumę o określonej masie, przy konkretnej prędkości i głębokości, zapisuję sobie wynik, tak abym w przyszłości nie musiał powtarzać tego rozpoznania. Od ogólnej liczby obrotów szpulki odejmuję 3-4 obroty i na taką wyliczoną odległość wypuszczam przynętę. Mam wtedy pewność, iż idzie ona tuż nad dnem i jednocześnie do niego nie dociera. Czynność tą można powtarzać praktycznie zawsze i wszędzie z rożnymi rodzajami gum. Należy jednak pamiętać, iż prędkość płynięcia łodzi oraz ukształtowanie dna muszą być w miarę stałe. Trzeba również brać poprawkę na prędkość wiatru, ponieważ może on znacznie zmieniać nasze wyniki. System ten jest bardzo dokładny i jego wytrenowanie może być bardzo pożyteczną metodą trollingu. Sprawdza się on nie tylko w przypadku gum, ale i szeregu innych przynęt jak koguty, spinnerbaity, swimbaity, cykady i oczywiście woblery. Technika prowadzenia a raczej ciągnięcia woblera za łodzią jest prosta. Trzymamy kij i czekamy na branie. Czasami jeśli nie mamy efektów, warto co pewien czas oddać trochę linki, szarpnąć bądź też podciągnąć. Wszelkie nieregularne ruchy mogą dać naprawdę zdumiewające efekty. Podczas trollingu trzeba również uważnie obserwować szczytówkę i kontrolować, czy wobler nie zaczepia o dno. Jeżeli czujemy, że chodzi zbyt głęboko to podnosimy wędzisko wyżej. W przeciwnym wypadku zniżamy szczytówkę do poziomu wody sprawiając, że przynęta nurkuje głębiej. Warto też co pewien czas sprawdzać, czy kotwice są czyste aniżeli trollingować przez dłuższy

czas ryzykując, że przynęta nie pracuje poprawnie. Pamiętajmy też, że długość linki na jaką wypuszczamy woblera ma wpływ na głębokość jego nurkowania. Im więcej linki oddamy, tym głębiej zanurkuje. Osobiście trollingując Bullheadem 6SDR na łowisku o głębokości 4 m, niskiej prędkości wiatru i prędkości nr 2 na silniku Minnkota wypuszczam go na około 12-14 m. W momencie kiedy zwiększę prędkość płynięcia lub też wypuszczę więcej linki wobler zanurkuje głębiej. Zależność ta ma jednak swój punkt krytyczny. Otóż linka, której używamy przy coraz większej prędkości daje coraz większe opory. Zbyt odległe wypuszczenie woblera powoduje, iż linka będzie tworzyć w wodzie ogromny łuk działając zupełnie odwrotnie – zamiast iść głębiej, wobler będzie pracował coraz płycej. Odporność na te cechy wyrażana jest w wielkości steru woblera, który im jest większy tym lepiej radzi sobie z większą odległością, łukiem który tworzy w wodzie linka oraz znaczną prędkością. Należy też pamiętać, iż długość linki oraz prędkość zmienia pracę woblera. Zwiększająca się prędkość powoduje wzrost amplitudy drgań, a zwiększająca się długość linki powoduje, iż wobler zyskuje większą bezwładność względem linki i jego odchylenia na boki są większe i bardziej płynne. W efekcie dochodzimy do punktu wyjścia, czyli tezy że głębokość nurkowania zależy przede wszystkim od steru woblera. Czołowi producenci woblerów podają orientacyjne głębokości nurkowania swoich wyrobów na opakowaniu. Warto znaleźć taki opis i wziąć te dane pod uwagę, aby łowić bardziej precyzyjnie i co za tym idzie skutecznie. Przy trollingowaniu dobrze jest mieć dostęp do echosondy. W zasadzie najważniejszą informacją jaką nam przekazuje to urządzenie jest głębokość oraz struktura dna, ale i również występowanie ławic ryb. Szczególnie w okresie jesiennym, w głębokich jeziorach warto szukać miejsc występowania ławic małych rybek, ponieważ w ich okolicy mogą krążyć dorodne garbusy. Staramy się wtedy dopasować głębokość pracy woblera tak, aby penetrował obszar pod ławicą. Przejdźmy teraz do swobodnego spinningu bądź też castingu, który w ostatnich latach staje się coraz popularniejszy. Późną wiosną i wczesnym latem poszukuję okoni w strefach przybrzeżnych – płytkich zatokach oraz na wszelkich podwodnych stokach, gdzie głębokość nie przekracza 4 m. Wszelkie zatopione drzewa, krzaki czy też kamienie są również idealnymi miejscówkami, ponieważ okonie czuja się w nich bezpiecznie i dlatego często tam przebywają. W maju moim pewniakiem jest zawsze HORNET. Zasadę dobierania kolorów stosuje taką samą jak w przypadku trollingu. W zależności od głębokości używam przynęt tonących bądź pływających 3, 4 oraz 5 cm. Kiedy obławiam podwodne stoki zawsze ustawiam się w miejscu głębszym i rzucam na krawędź stoku. W początkowym etapie prowadzenia przynęty trzymam szczytówkę wysoko, aby wobler nie zaczepiał o dno i wraz ze wzrostem głębokości opuszczam ją prowadząc wabik głębiej, zgodnie z kierunkiem nachylenia stoku. Są to miejsca, gdzie bardzo często stacjonują duże okonie ale i również sandacze. W takich miejscach dobrym pomysłem jest zastosowanie systemiku z trokiem bocznym, ponieważ gwarantuje on stałą odległość pracy woblera od dna. Wszelkie zatrzymania, szarpnięcia oraz przyspieszenia są wskazane. Nadają przynęcie nieregularną pracę, która daje znak drapieżnikowi, że ofiara jest chora albo też jest czymś zajęta i jej czujność jest zmniejszona, co w efekcie czyni ją idealnym obiektem do ataku. W okresie wiosennym poszukuję też płytkich, zarośniętych zatok z liśćmi nenufarów i obławiam wszelkie zagłębienia, pogranicza występowania roślinności wodnej lub strefy przy pływających liściach. Standardowymi woblerami, których używam w ta-

Mateusz Taszarek z dużym okoniem złowionym na BULLHEAD Clown Yellow Perch.


dołącz do nas!

kich miejscówkach są pływające Hornety Executory oraz Bullheady w szczególności modele płytko nurkujące (SR). Są to egzemplarze, które zapewniają w pełni komfortowe łowienie w zarośniętych miejscach. Przy łowieniu i poszukiwaniu okoni warto uważnie obserwować powierzchnię wody w szczególności o poranku lub przed zachodem słońca, kiedy to okonie zaganiają całe ławice uklei do powierzchni sprawiając ze niemal wszystkie rybki fruwają w powietrzu. Często takie momenty nie trwają długo i trzeba je szybko wykorzystywać. W takich sytuacjach zakładam Executora 5SR, Horneta 3S lub tez Bullheada 4SR. Warto również spróbować powierzchniowego poppera np. Salmo POP w kolorze PH i prowadzić go lekkimi skokami. Brania wtedy są bardzo widowiskowe, ale często też i chybione. Trzeba wówczas zwrócić uwagę na to, aby linka była cały czas napięta i zachować zimną krew, zaś w odpowiednim momencie zaciąć. Nie należy zbyt wcześnie zacinać łowiąc na przynęty powierzchniowe, zaleca się odczekać około 1 sekundy po plusku, aby nie mieć efektu tak zwanego „pustego zacięcia”. Pamiętajmy również, że nasze hobby – wędkarstwo jest w pewnym sensie sportem, który umożliwia nam obcowanie z przyrodą i korzystaniem z jej wspaniałych zasobów. Jako świadomi i cywilizowani ludzie powinniśmy obchodzić się z rybami ostrożnie i delikatnie. Traktować je jak swoich partnerów sportowych i być świadomymi tego, że są one stworzeniami, które tak samo odczuwają ból jak i my. To właśnie ryby dają nam najwięcej emocji i przyjemności z wędkarstwa. Poprzez zwracanie wolności możemy im wyrazić nasz szacunek i w pewien sposób odwdzięczyć się. W dzisiejszych czasach promowanie zasady Catch&Release jest niezwykle ważne. Dlatego zachęcam wszystkich do wypuszczania swoich zdobyczy. Tylko dzięki takim działaniom możemy sprawić, że w naszych wodach będzie coraz więcej medalowych okazów, a co za tym idzie więcej przyjemności z łowienia. Wielkie ryby zasługują na nasz szacunek!

tekst: Mateusz Taszarek foto: Robert Taszarek www.wedkarskabrac.pl

7


>> spINNING

test sprzętu wędkarskiego

DX

F

irma Shimano na rok 2014 wypuściła nową wędkę spinningową z serii Beastmaster Otrzymaliśmy do testów kij o symbolu Beastmaster DX 240 DL, c.w. 7-21 g. Nasza recenzja będzie dotyczyła wykorzystania tego wędziska podczas połowu pstrągów w trudnym technicznie łowisku. Zestaw uzupełnił kołowrotek Shimano EXAGE 2500 FD.

Jakość i wykonanie

Wędzisko wykonane jest bardzo estetycznie. Matowy blank i czarne omotki w błysku nadają mu ciekawy wygląd. Pierwsza część sekcji jest polakierowana i znajdują się na niej wszelkie informacje opisujące kij oraz producenta. Korek jest dobrej jakości, wyprofilowany bardzo ładnie. Ma spokojny charakter i z pewnością spodoba się tym wędkarzom, którzy preferują klasyczny wygląd. Stopka kija zakończona jest ozdobnym kapslem połączonym z gumową osłoną, zaś mocowanie kołowrotka stanowi dobrej jakości plastik. Nakręcana górna część może sprawiać trochę kłopotu podczas częstych i intensywnych rzutów. Jej niewielkie luzy należy korygować podczas długotrwałego łowienia. Kij uzbrojony jest w przelotki Fuji Improved Hard, które wklejone są bardzo solidnie. Producent podaje, że przelotki podczas walki z dużą rybą skutecznie odprowadzają ciepło wytworzone podczas tarcia linki o pierścienie co zmniejsza prawdopodobieństwo jej pęknięcia. Niestety nie udało nam się tego sprawdzić, jednakże przelotki sprawiają wrażenie bardzo wytrzymałych.

Akcja Blank wędziska jest dość subtelny. Przy lekkim wymachu kijem pracuje sama szczytówka. Wydaje się, że jest to kij szybki. Jednak akcja wędziska jest progresywna, zgodnie z tym jak opisuje to producent. To idealne połączenie akcji szczytowej z pa-

8

www.wedkarskabrac.pl

raboliczną sprawia, że przy rzucie pracuje szczytówka, natomiast podczas holu ugięcie jest głębokie. Taka akcja jest poszukiwana przez spinningistów i uznawana za najbardziej pożądaną. Nie bez przyczyny, ponieważ rekompensuje błędy spinningisty i pozwala na komfortowy i bezpieczny hol ryby. Czułość szczytówki jest zadowalająca. Doskonale przenosi wszelkie trącenia przynęty o przeszkody oraz brania ryb. Wędzisko razem z kołowrotkiem było doskonale wyważone i pozwalało na kilkugodzinne łowienie bez większego wysiłku.

W terenie Łowisko, na którym testowaliśmy Beastmastera to niewielka, mocno zarośnięta rzeka pstrągowa. Większość rzutów wykonywana była pod nawisy drzew i między zatopione konary oraz krzaki. Należy potwierdzić, że podczas łowienia mile zaskoczyła nas celność kija i łatwość z jaką


dołącz do nas!

można było podawać wirówki nr 1, 2 i woblery do 5 cm. Długość wędziska pozwalała na szybkie rzuty pomiędzy gałęziami. Była też wystarczająca, aby bez problemu kontynuować prowadzenie przynęty. Dużym plusem jest zapas mocy jakim dysponuje kij. Z cała pewnością można nim stoczyć równą walkę z największymi okazami pstrągów, całkowicie ufając możliwościom kija. Jedyną rzeczą, która może przeszkadzać niektórym spinningistom to długość dolnika – kończy się za łokciem. Z jednej strony daje solidny punkt oparcia podczas walki, jednak w ograniczonej przestrzeni może sprawiać trochę kłopotu podczas rzutów. Kołowortek EXAGE, który był dołączony do zestawa charakteryzuje płynna praca i świetna reakcja precyzyjnego hamulca. Reasumując Beastmater to propozycja dla spinningistów szukających pewnego i solidnego sprzętu. Z powodzeniem można łowić na niego szczupaki i duże okonie. Według naszej opinii wędzisko pokazuje swoje możliwości i duszę bestii w walce z dużymi rybami. I takich zmagań z dobrym sprzętem wam życzę. tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: Michał Laskowski

www.wedkarskabrac.pl


>> spinning Mija właśnie kolejny zimny dzień. Siedząc wygodnie w fotelu, wspominam miniony sezon. Nie ten jesienny, chłodny spędzony z ciężkim zestawem spinningowym i zębatymi rybami. Tylko ten letni, z komarami i rybami, które pozwalają bardzo ciekawie spędzić najbardziej upalne dni nad rzeką.

ryby

Mimo tego, że w przeszłości byłem wędkarzem „wszechstronnym” to od ponad dekady nie łowię na lodzie, nie ganiam za pstrągami, nie myślę też o „srebrze” z pomorskich rzek. Cały wolny, zimowy czas poświęcam na wykonywanie przynęt – owadopodobnych woblerów. Gdy kilkanaście lat temu zaczynałem tworzyć pierwsze egzemplarze „żuków” byłem w wielkiej kropce. Miałem już doświadczenie przy woblerach klasycznych, jednak budowa owadów okazała się zupełnie obca. Na żywo widziałem dosłownie kilka sztuk, dużo więcej na fotografiach w czasopismach wędkarskich. W tych czasach nie można ich było sobie ot tak, po prostu kupić, obejrzeć lub połowić. Pojedyncze egzemplarze koledzy przywozili z ogólnopolskich zawodów, od strugaczy znad Odry. Ryby, które łowili na naszych podlaskich łowiskach na te przynęty oraz ich praktycznie zerowa dostępność na rynku były impulsem, aby zacząć strugać. Początki były trudne. Bazując w większości na fotkach obliczałem wymiary według proporcji. Wyobrażałem sobie jaki kształt może mieć dany wobler, który widziałem tylko z jednej, płaskiej perspektywy. Starałem się „zapisać” w głowie, gdzie powinny być umieszczone oczka do mocowania agrafki i kotwiczki. Jaki ma być kształt, wielkość oraz miejsce i kąt osadzenia steru. Największą i nienamacalną niewiadomą było umieszczenie obciążenia, najprostszą zaś kwestią malowanie. Skoro woblery maja imitować owady to trzeba je było pomalować w barwach charakterystycznych dla danego owada. Przerobiłem i przetestowałem nad wodą kilkanaście różnych kształtów, wielkości i kolorów woblerów w poszukiwaniu tego jednego, zbliżonego do ideału woblera. Niektóre miały super pracę, ale były za lekkie, inne genialnie spisywały się w spokojnych nurtach, lecz w wartkich prądach nie potrafiły sobie poradzić. Spróbowałem połączyć najlepsze cechy wszystkich modeli, które stworzyłem i tak powstała Mrówka. Kształt tego „żuka” jest bardzo charakterystyczny, zupełnie inny od wszystkich woblerów na rynku. Na początku

robiłem tylko egzemplarze o długości około 27-30 mm. Mimo że łowiłem na te pierwsze, małe modele dużo ryb, to miały one dwa bardzo ważne niedociągnięcia. Były niewielkie i nie można ich było solidnie uzbroić przy zachowaniu skutecznej pracy i pływalności. Miały też małą masę, więc nie można było daleko nimi rzucić, aby sięgnąć stanowisk ryb. Dlatego z czasem zacząłem je nieco modyfikować i powiększać. Obecnie wykonuję Mrówki w wielkości 30, 35 i 40 mm. Mają one kusić wszystkie ryby zbierające pokarm z powierzchni wody w okresie letnim, głównie klenie, jazie, bolenie i wyrośnięte wzdręgi. Wielokrotnie przekonałem się, jak dużo gatunków gustuje w tego typu pokarmie, np. jelce, ukleje, płocie, okonie i szczupaki. Na moich dzikich, nieuregulowanych rzekach, które latem mocno zarastają nie mogę sobie pozwolić na stosowanie cienkich żyłek czy delikatnych i małych kotwiczek. Wyrośnięte egzemplarze kleni, jazi czy boleni natychmiast po zacięciu usiłują zanurkować głęboko w plątaninę roślinności. Kończy się to w najlepszym przypadku rozgiętą kotwiczką i spięciem ryby lub urwaniem woblera zaplątanego w roślinności. W najgorszym zaś razie ryba odpływa z urwanym woblerem w gardle, co nie jest powodem do dumy dla wędkarza i raczej zgubne dla niedoszłej zdobyczy. Aby uniknąć podobnych sytuacji stosuję solidny i mocny sprzęt. Łowię wędziskiem zbudowanym na blanku z mocnej odległościówki o długości 4,2 m. Na kołowrotek wielkości 4000 nawijam dobrej jakości żyłkę 0,18 wiosną lub 0,20 latem. Woblery zaś zbroję w kotwiczki od nr 10 do nr 6 z oferty Ownera. Długie i mocne wędzisko do ło-

&

i k w ó mr

Mrówki Tomasza Ignatowicza to wyjątkowe i skuteczne przynęty powierzchniowe.

10

www.wedkarskabrac.pl


dołącz do nas!

Najlepszym sposobem na wytypowanie potencjalnych miejscówek jest baczna obserwacja powierzchni wody. Skuteczne są tzw. rzuty na głowę.

www.wedkarskabrac.pl

11


>> SPINNING

Na dzikich, nieuregulowanych rzekach, które latem mocno zarastają nie można pozwolić sobie na stosowanie cienkich żyłek czy delikatnych i małych kotwiczek. wienia w takich miejscówkach jest bardziej efektywne. Łatwiej poprawnie poprowadzić przynętę, ominąć roślinność wodną i brzegową, utrzymać większy odcinek żyłki nad wodą podczas prezentacji przynęty, jak i holu ryby. Kołowrotek tej wielkości lepiej wyważa długi kij i dobrze jak ma płytką szpulę o dużej średnicy typu match, bowiem ułatwia to dalsze rzuty oraz eliminuje potrzebę nawijania podkładu. Wielkość i moc kotwic w woblerach dopasowuję do wielkości ryb, które zamierzam łowić. Takim „złotym środkiem” jest nr 8, choć sięgam też po nr 6, a naprawdę rzadko przy łowieniu wzdręg po nr 10. Pełnią też one rolę swoistego bezpiecznika całego zestawu. Łowię z hamulcem zakręconym prawie do oporu. Stosuję hol twardy i siłowy, aby zatrzymać rybę na ograniczonej przestrzeni. Całą amortyzację stanowi długie i sprężyste wędzisko, rozciągliwość żyłki i na końcu podatność kotwic na rozgięcie. Gdy ryba jest duża – klenie i jazie 50+ oraz bolenie +/- 70 cm, i mam trochę wolnej wody – wówczas lekko luzuję hamulec. Najlepszym sposobem na wytypowanie potencjalnych miejscówek jest baczna obserwacja powierzchni wody. Nie sposób przegapić głośnego chlapnięcia klenia atakującego ważkę. Ale subtelne i bezgłośne zebranie przez jazia jętki czy chruścika, bądź lekką falkę i zarysowanie płetwą powierzchni wody przez bolenia nie każdy dostrzeże. Trzeba być czujnym i uzbroić się w cierpliwość przy obserwacji, bo odkrycie stanowiska żerującej ryby to 70 proc. sukcesu. Zdarzają się też takie dni, że nie widać na powierzchni wody żadnych oznak żerowania. Skupiam się wówczas na miejscówkach, gdzie już wcześniej łowiłem bądź miałem kontakt z rybą. Na zupełnie nieznanej wodzie szukam miejsc podobnych do tych z innych łowisk. W okresie letnim pewne są miejsca mające wyraźny uciąg. Mniej istotne jest to czy jest to prostka, czy zakręt. Woda musi płynąć. Dobre są rynny przy trzcinach, nawisy traw czy krzaków. Różne kamienne rafy, opaski, zwężenia rzeki, gdzie nurt przyśpiesza. Szerokie płanie z dużą ilością roślinności wodnej. Dobrze gdy na dnie jest żwir lub gruby piach. Po obserwacji rzeki zaczynam łowić, stosując różne techniki prezentacji przynęty i ich wzajemne kombinacje. Na początek zapodaję woblera w poprzek, pozwalam mu spływać z nurtem i co chwila „oczkuję” pracą szczytówki. Na końcu spływu zatrzymuję woblera w miejscu i o ile nurt pozwala łowię na „stojący wobler”. Jeżeli nurt zaczyna spychać przynętę do brzegu to łowię „smużąc wachlarzem”. Innym sposobem jest prowadzenie wypuszczonego daleko woblera prosto pod prąd z przystankami co kilka metrów lub bez. Jeśli nie mam możliwości ustawienia się do łowie-

12

www.wedkarskabrac.pl

nia pod prąd, łowię z prądem, smużąc odrobinę szybciej od prędkości nurtu lub „oczkując”. Gdy mam wypatrzoną rybę stosuję czasami tzw. „rzut na głowę”. Staram się trafić woblerem w rybę będącą tuż pod powierzchnią. Działa to dobrze w przypadku kleni, które w bezwarunkowym odruchu automatycznie i bardzo widowiskowo atakują tak podany wabik. Często jednak chybiają i skuteczność zacięcia przy tego typu braniach jest niska. Generalnie we wszystkich technikach powierzchniowego łowienia, gdzie przynęta spływa naturalnie i jest prowadzona przez nurt, a nie przez wędkarza występuje bardzo dużo niezaciętych brań. Statystykę poprawia stosowanie bardzo ostrych kotwic i szukanie dużych ryb, którym łatwiej połknąć wabik. Mimo że procent niezaciętych brań jest duży, to i tak bardzo lubię ten sposób łowienia. Niezapomniany jest widok ryby, która garbiąc wodę sunie do woblera jak torpeda bądź potężny lej na powierzchni w momencie brania. Innym bardzo pięknym widokiem jest sytuacja, gdy za smużącym woblerem pojawia się duża fala i za chwilę po głośnym cmoknięciu ginie on w przepastnej paszczy. Nie można lekceważyć też subtelnych, bezgłośnych brań, po których pojawia się małe, jakby uklejowe kółko przy woblerze. Po zacięciu w tempo wybucha istny gejzer i wielka ryba tłukąc ogonem po powierzchni wody rusza do ucieczki kosząc roślinność. Niesamowitych wrażeń dostarcza też łowienie z powierzchni w nocy. W ciemnościach moment brania często najpierw usłyszymy niż poczujemy na wędce, a podczas holu do końca nie wiemy z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia. Wszystkim miłośnikom łowienia z powierzchni życzę widowiskowych brań, niesamowitych holi i pięknych okazów. Ryb, którym warto darować wolność, aby w kolejnym sezonie ponownie pozwoliły przeżyć atrakcyjny, wędkarski dzień. Tekst i foto: Tomasz Ignatowicz


dołącz do nas!

z pradem >>

bonito prowadze Tak się złożyło, że przyszło mi napisać kilka zdań o łowieniu pstrąga potokowego. Zacznę od wędki, która powinna być w miarę szybka i dobrze amortyzować szalejącą na końcu żyłki rybę. Gramatura i długość uzależnione są od wielkości rzeki i przynęt jakich używamy. W zasadzie długość dobieram zawsze jak największą tzn. do 2,70 m, ponieważ z dłuższą wędką nie trzeba wchodzić rybom „na głowy” i można wysunąć za linię brzegu tylko szczytówkę. Takie podchodzenie do pstrągów jest mniej płochliwe. Krótsze wędki stosuję tylko wtedy, gdy okoliczne zakrzaczenie nie pozwala na bezszelestne poruszanie wzdłuż rzeki. Gramatura wędki jest w zasadzie do 20 g. Kołowrotek powinien być bezawaryjny z dobrze pracującym hamulcem oraz mieć możliwość odkręcenia korbki do tyłu, by na napiętej żyłce wypuszczać przynętę w dryfie. Zawsze stosuję żyłkę, nie używam plecionki, ponieważ żyłka amortyzuje dynamiczne zachowanie pstrąga podczas holu. Kropkowańców szukam w różnych miejscach w zależności od pory roku. Styczeń i luty są to zazwyczaj odcinki rzeki o wolniejszym nurcie z większymi dołkami. Woblery raczej stosuję te o dość agresywnej pracy w rozmiarze od 4 do 7 cm. Staram się prowadzić przynętę wolniej po łuku w poprzek rzeki. Rzucam pod przeciwległy brzeg, gdy trzeba to wypuszczam z prądem rzeki. Sprowadzam przynętę w pobliże dna i po łuku w rynienkę lub dołki po mojej stronie. W momencie, gdy wobler jest w dołku lub rynnie zaczynam opuszczać przynętę w dryfie i tu przyda się odkręcenie korbki kołowrotka do tyłu, tak by wobler schodził w dół rzeki na napiętej żyłce. W tym celu należy zwolnić blokadę. Często woblera przytrzymuję w miejscu. Pstrąg potrafi opuszczoną tak przynętę zassać bardzo delikatnie, dając nam złudzenie przypominające zaczepienie wabikiem o trawę. Gdy obłowię w ten sposób miejscówki i nie ma reakcji ryb, a warunki na to pozwalają, to schodzę niżej i staram się poprowadzić wabik z nurtem. Wobler do prowadzenia w dryfie powinien być pływający o wyporności bardzo małej, by w trakcie opuszczania z nurtem nie wypływał do powierzchni. Jeżeli mam jakąś ciekawą rynnę z większymi kamieniami to potrafię dość długo podciągać i opuszczać wobler, wpuszczać pod zwalone drzewa i kusić podciągając i opuszczając wobka. Moim ulubionym kolorem w tych miesiącach jest okoń ze srebrnym grzbietem i żółtym brzuszkiem, oliwka, flagowiec i płoteczka z pomarańczowym brzuszkiem, czarnym lub niebieskim grzbietem. Gdy zaczynają pojawiać się żaby w rzece to stosuję kolor jasny oliwkowy z niewielkim akcentem pomarańczowym np. kropki na brzuszku. Od tego momentu nie stosuję już okonia srebrnego. Od momentu żabek i po zastosowaniu flagowca oraz płotki przechodzę na wszelkiej maści kolory złoto-czarne. Od marca poruszam się w górę rzeki i przynęty prowadzę raczej z nurtem. Wybieram wodę o szybszym nurcie, dobrze natlenioną z dużą ilością kamieni. Czym cieplej tym mniejsze woblery stosuję. Gdy pstrągi są już w doskonałej kondycji to zdarza mi się łowić na nieduże woblery boleniowe ­- nie przeciążone i pracujące w momencie prowadzenia z nurtem. Tak łowię w wodzie o szybkim nurcie, żwirowatym podłożu z większymi kamieniami. Przez ostatnie lata aktywnie uczestniczyłem w zarybianiu, dlatego staram się pstrągi bardzo delikatnie wypinać, gdy się uda to bez dotykania ryby.

Bardzo dobra praca oraz estetyczne wykonanie sprawiają, że woblery Bonito, to łakomy kąsek dla pstrągów.

tekst: Jacek Wargocki foto: Michał Laskowski www.wedkarskabrac.pl

13


>> SPINNING

pasace sie na LAce

W

ędkarze, którzy preferują łowienie na dużych nizinnych rzekach czekają na wiosnę wręcz z utęsknieniem. Po zimie jest to pierwszy okres, w którym możemy liczyć na dobre i regularne żerowanie ryb.

Wczesno wiosenne łowienie kojarzy mi się m.in. z jednym z najwspanialszych zapachów jakie znam, a mianowicie z zapachem mokrej trawy. Najlepiej zaraz po wylewie rzeki, gdy trawa suszy się w pierwszych, nieśmiałych jeszcze promieniach wiosennego słońca. Ta przyjemna woń przypomina mi o jednym – już nie długo wiosna rozkwitnie, a zimowa wędkarska posucha zakończy się na dobre. Wczesnowiosenne łowienie na dużych nizinnych rzekach z reguły utrudnia albo bardzo uniemożliwia wysoki stan wody, która zazwyczaj wychodzi z koryta i rozlewa się na pobliskich łąkach. Bezmiar powierzchni tafli wody może delikatnie mówiąc przytłoczyć, bowiem jak można znaleźć ryby w takim ogromnym i bezkresie. Warunki te

zawsze uważałem za niekorzystne. Dziś wiem, że takie myślenie jest błędne. Otóż początek łowienia na wysokiej wiślanej wodzie, był bardzo przypadkowy. W sumie jak wiele zdarzeń w naszej pasji, które pozwoliły nam spojrzeć na pewne sytuacje z dystansem, w lepszy, bardziej trafny i obiektywny sposób. W okolicach wczesnej wiosny, znajdowałem się na wale i obserwowałem Wisłę, która o tej porze roku występuje z brzegów. Patrzyłem tak w wodę, jakby czekając kiedy nadejdą cieplejsze dni, gdy woda obudzi się w końcu do życia. Z głębokiej refleksji obudziły mnie przelatujące nieopodal trzy śnieżnobiałe łabędzie. Lecąc nad łąkową zatoką rzuciły cień na wodę, płosząc przy tym kilkadziesiąt sporych ryb. Jak się później okazało były to w większości piękne pierwszowiosenne klenie i jazie. Ze względu na fakt, iż poziom wody w rzece wiosną zmienia się bardzo często, znalezienie miejsca żerowania ryb nie należy do rzeczy najprostszych. Najlepsze są oczywiście pierwsze dni po wystąpieniu rzeki z koryta. Klenie i jazie oraz inne gatunki

14

www.wedkarskabrac.pl


dołącz do nas!

Pierwsza kolumna: Sieki Bzyk, Gubik Druga kolumna: Siek Ukleja, wobler Marka Kaczówki, Bonito Trzecia kolumna: Champion 4, wobry wykonane ręcznie Czwarta kolumna: Bromba i chrabąszcz Andrzeja Lipińskiego, pośrodku wobler Dariusza Mleczki

wychodzą wtedy na łąki w celu łatwego żeru. Mają tam pod dostatkiem wiele różnorodnych smakołyków np. dżdżownice. Najpewniejsze stanowiska ryb, gdzie należy ich szukać, znajdują się w bezpośredniej bliskości głównego koryta rzeki. Dobrze jest szukać miejsc z wolnym nurtem a najlepiej ze stojącą wodą. Żerujące ryby zazwyczaj wygrzewają się w miejscach z cieplejszą wodą. Jeżeli znajdziemy nasze potencjalne „okazy” należy jak najszybciej i najlepiej wykorzystać w pełni tą sytuację. Przede wszystkim dlatego, iż wystarczy tylko nieznaczna zmiana poziomu wody, aby kolejnego dnia, w tym samym miejscu, nie zastać już ryb. Z kolei w przypadku obniżenia poziomu wody możemy zacząć ich szukać przy przybrzeżnych zalanych trawach i krzakach. Z przynęt najlepiej sprawdzają się woblery smużące lub pracujące bardzo płytko pod powierzchnią wody. Co do kolorystyki używam zazwyczaj naturalnych barw. Jeśli chodzi o konkretne seryjne modele woblerów, to moim ulubionym jest Siek – m model ,,Bzyk” o długości 3,5 cm. Wobler ten łączy w sobie dobre własności rzutowe z mocną i wyraźną pracą.

O wędkach i kołowrotkach nie będę się rozpisywał. Do łowienia na łąkach należy zabrać ze sobą taki sam zestaw do kleni i jazi jaki używamy latem. Oczywiście do efektywnego łowienia niezbędne będą również spodniobuty. Bez nich najzwyczajniej bardzo często nawet nie dojdziemy albo nie zbliżymy się do stanowiska żerujących ryb. Trzeba również nadmienić, że warunki przypominają często jezioro lub leniwie płynącą rzekę. Jak wiadomo klenie i jazie w wodzie stojącej są bardzo ostrożne i należy uważać, aby ich nie spłoszyć. Rekomenduję ciszę i skupienie na najwyższym poziomie. Ze względu na krótki okres żerowania ryb na łąkach, trzeba mieć dużo szczęścia, żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, aby zdążyć powędkować. W sumie jakbyśmy go nie mieli, to dawno nie bylibyśmy wędkarzami. tekst i foto: Grzegorz Wadecki foto: Michał Laskowski www.wedkarskabrac.pl

15


>> prawo Młot na

klusowników Na podstawie ustawy o rybactwie śródlądowym instytucją mającą obowiązek szczególnie „troszczyć się” o kłusowników jest Państwowa Straż Rybacka (PSR). Została ona wyposażona w szerokie kompetencje, mające w założeniu stanowić skuteczny oręż w trudnej walce z kłusowniczym procederem.

Strażnicy PSR są uprawnieni są do:

1. Legitymowania osób podejrzanych w celu ustalenia ich tożsamości. 2. Zatrzymywania za pokwitowaniem dokumentów, uprawniających do połowu ryb u osób dokonujących połowu, z tym że dokumenty te wraz z wnioskiem o ukaranie winny być przekazane w terminie 7 dni do sądu. 3. Kontroli środków transportowych w celu sprawdzenia zawartości ich ładunku w miejscach związanych z połowem ryb. 4. Przeszukiwania osób i pomieszczeń w celu znalezienia przedmiotów mogących stanowić dowód w sprawie lub podlegających przepadkowi. 5. Doprowadzenia do najbliższego komisariatu lub posterunku Policji osób, w stosunku do których zachodzi uzasadniona potrzeba podjęcia dalszych czynności wyjaśniających. 6. Nakładania grzywien w drodze mandatu karnego za wykroczenia określone w ustawie. 7. Wstępu i wjazdu m.in.: a) do pomieszczeń magazynowych i miejsc składowania ryb oraz na tereny obrębów hodowlanych, b) na tereny ośrodków turystyczno-wypoczynkowych, gospodarstw rolnych w zakresie niezbędnym do prowadzenia kontroli na wodach przyległych do tych terenów, c) na wały przeciwpowodziowe, śluzy, tamy, na teren elektrowni, młynów i tartaków wodnych, przepompowni oraz innych urządzeń piętrzących wodę, w celu prowadzenia działań kontrolnych w ww. miejscach bez konieczności uzyskania zgody ich właściciela lub użyt-

foto: www.osa-parseta.pl OSA - Odmłodzona Sekcja Antykłusownicza. Pod takim akronimem kryje się oddział młodych strażników działających jako wyspecjalizowana w walce z rzecznym kłusownictwem grupa Straży Rybackiej powiatu koszalińskiego. Postanowili połączyć siły w jednej sekcji, której priorytetem jest ochrona populacji ryb łososiowatych w dorzeczu rzeki Parsęty i Wieprzy.

16

www.wedkarskabrac.pl

kownika. 8. W określonych w art. 11 pkt 1–3 i 8–14 ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej przypadkach (np. w celu pokonania czynnego jak i biernego oporu) strażnik Państwowej Straży Rybackiej może użyć środków przymusu bezpośredniego, a nawet w pewnych sytuacjach (np. konieczność przeciwstawienia się osobie niepodporządkowującej się wezwaniu do natychmiastowego porzucenia broni) może użyć broni palnej. PSR posiada oczywiście również kompetencje przyznane przez ustawę o rybactwie śródlądowym Społecznej Straży Rybackiej, o czym będzie mowa poniżej. Pomimo tak szerokiego wachlarza dostępnych środków polowanie na kłusowników do chwili obecnej nie przynosi zadowalających rezultatów. Jakkolwiek bez wątpienia działalność PSR ogranicza skalę tego groźnego dla stanu polskich wód zjawiska, liczba złapanych kłusowników (np. strażnicy mazowieckiej komendy PSR w zeszłym roku schwytali 54, ale w tym samym czasie zabezpieczyli 506 rybackich narzędzi połowowych) w zestawieniu z ilością śladów ich działalności, jakie spotkać można nad polskimi wodami, nie pozwala na przesadny optymizm. Powierzchnia wód wymagających ochrony przypadająca na jednego strażnika oraz trudności związane z udowodnieniem winy konkretnemu kłusownikowi sprawiają, iż PSR nie jest w stanie samodzielnie w sposób efektywny zapewnić bezpieczeństwa rybom bez pomocy osób zainteresowanych ochroną wód. Zinstytucjonalizowaną formę obywatelskiej kontroli przestrzegania prawa nad wodami stanowi Społeczna Straż Rybacka W oparciu o przepisy ustawy o rybactwie śródlądowym organy lokalnego samorządu tj. Rada Powiatu, na wniosek Starosty, może utworzyć Społeczną Straż Rybacką (SSR) lub wydać zgodę na jej utworzenie


dołącz do nas!

przez organizację społeczną lub „uprawnionego do rybactwa”. Misja SSR polega na współdziałaniu z PSR w realizacji zadań związanych z ochroną ryb. Charakter współpracy PSR z SSR określa rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi w sprawie zakresu i warunków współpracy Państwowej Straży Rybackiej ze Społeczną Strażą Rybacką. Można wskazać trzy podstawowe płaszczyzny tej współpracy: – przeprowadzanie wspólnych akcji i kontroli (pod kierownictwem strażnika wskazanego przez miejscowego komendanta PSR), – wymiana informacji (szczególnie dotyczących wyników prowadzonych działań oraz stwierdzonych przypadków kłusownictwa), – organizacja (przynajmniej raz w roku) wspólnych szkoleń i ćwiczeń. Pomocniczy charakter SSR przejawia się również w tym, iż społeczni strażnicy działając samodzielnie dysponują stosunkowo skromnymi uprawnieniami.

Co może zrobić strażnik SSR? Na wstępie warto zaznaczyć, że strażnikowi SSR (dotyczy to oczywiście również strażnika PSR) przysługują wyłącznie takie uprawnienia, które wyraźnie przewidują przepisy (pisząc ściśle: art. 25 ustawy o rybactwie śródlądowym). Uprawnienia te ograniczają się do kilku uprawnień, a mianowicie: 1. Strażnicy SSR mają prawo zabezpieczyć znalezione podczas patrolu „bezpańskie”, porzucone ryby jak i przedmioty służące do ich połowu, w tym np. nieoznakowane sieci, sznury i inne kłusownicze „zabawki”. 2. Mogą również dokonać kontroli osób wędkujących oraz żądać wyjaśnień, czy posiadają przy sobie dokumenty uprawniające do połowu ryb (dokumentami tymi są: karta wędkarska, zezwolenie na połów ryb oraz rejestr połowu ryb, o ile na danym akwenie zezwolenie na połów zobowiązuje do prowadzenia takiego rejestru) oraz w zakresie ilości, masy i gatunków odłowionych ryb. Przystępując do kontroli strażnik powinien nosić odznakę SSR, a na żądanie kontrolowanego wędkarza powinien okazać legitymację. 3. Do kompetencji strażników SSR należy również, w sytuacji uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia (np. nie prowadzenie rejestru amatorskiego połowu ryb, jeżeli zezwolenie zobowiązuje do jego prowadzenia), odebranie za pokwitowaniem

ryb i przedmiotów służących do ich połowu. Chodzi oczywiście o przedmioty bezpośrednio służące do połowu, nie zaś np. rower, którym dana osoba przyjechała na połów. Odebrane ryby strażnicy powinni przekazać za pokwitowaniem uprawnionemu do rybactwa, natomiast odebrane przedmioty powinni zabezpieczyć. Pokreślić należy, iż odebranie tych przedmiotów nie oznacza utraty ich własności, gdyż o tym może zdecydować dopiero sąd orzekając ich przepadek. Opisując uprawnienia kontrolne PSR nie sposób uciec od pytania, co w sytuacji, gdy kontrolowana osoba nie zamierza pokazywać wspomnianych wyżej dokumentów, zawartości siatki na ryby, czy też nie chce wydać za pokwitowaniem posiadanego sprzętu? W takim przypadku strażnik SSR nie posiada możliwości „wymuszenia” pożądanego zachowania na kontrolowanym. Powinien w zasadzie odstąpić od prowadzenia czynności kontrolnych oraz powiadomić Państwową Straż Rybacką lub Policję. A jeśli patrol SSR natknie się na niezidentyfikowanego osobnika tłukącego ryby prądem bądź z zapałem „łowiącego” przy pomocy szarpaka? W takim przypadku (podobnie zresztą jak każdy obywatel) strażnicy mogą na mocy art. 243 Kodeksu postępowania karnego dokonać tzw. zatrzymania obywatelskiego, czyli ująć taką osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa. Ujęty kłusownik powinien zostać przekazany niezwłocznie w ręce Policji.

Prywatna Straż Wędkarska Nie ujmując działalności Państwowej Straży Rybackiej oraz Społecznej Straży Rybackiej, wydaje się iż najistotniejszym elementem systemu ochrony wód powinni być sami wędkarze. W odróżnieniu bowiem od strażników PSR i nawet ochotników z SSR (nie wspominając o innych służbach posiadających kompetencje w zakresie ochrony wód) regularnie docierają nawet w najbardziej odludne rejony nad polskimi wodami, w dodatku często o wszelkich możliwych porach dnia i nocy. Częstsza niż dotychczas reakcja świadków na przypadki kłusownictwa, szczególnie w rejonach z różnych względów rzadko nawiedzanych przez patrole PSR, pozwoliłaby w poważny sposób ograniczyć pole manewru amatorów „połowów na skróty”. Należy pamiętać, iż już dziś niejeden kłusownik został ujęty jedynie dzięki informacjom przekazanym przez obserwujących jego działalność wędkarzy. tekst: Maciej Apel

www.wedkarskabrac.pl

17


>> Rekodzielo ,

moj pierwszy wobler

3

Z

apraszam was na ostatnią część serii „Mój pierwszy wobler”. W tym artykule opowiem o malowaniu, testowaniu oraz ustawieniu naszej przynęty. Wykańczanie woblerów należy do najbardziej przyjemnych i wyczekiwanych momentów w pracy nad własnymi przynętami. Nakładanie kolejnych warstw farby nadaje wygląd naszej przynęcie i uzmysławia, jak z kawałka drewienka można zrobić coś pięknego. Czasami cieszę się jak dziecko, kiedy widzę skończony i gotowy do użycia wobler. To mnie motywuje i zachęca do dalszej pracy z drewnem oraz eksperymentowania z kolejnymi kształtami woblerów. Co nam będzie potrzebne do wykończenia naszego woblera? Drobny papier do szlifowania podkładu, farby, lakier i kilka innych rzeczy, które opiszę poniżej. Gdy podkład nam wysechł, musimy go wygładzić. Ja używam papieru ściernego o granulacji 300 do 800 – to w zupełności wystarczy. Po przeszlifowaniu wycieram wobler z pyłu. Jeśli ktoś ma dostęp do sprężonego powietrza to mocne dmuchnięcie ułatwi sprawę i możemy zacząć malowanie. Do malowania używam farb w sprayu. W zupełności wystarczą nam do domowej produkcji. Kolory, których będziemy używać to indywidualna sprawa lurebildera, ale na początek wystarczą podstawowe kolory: czarny, srebrny, biały. Przygotowany do malowania wobler trzymamy za oczko. Najlepiej użyć do tego peanów do wyjmowania haków. Po zaciśnięciu nie trzeba ciągle używać siły do trzymania przynęty. Zaczynam zawsze od dołu woblera. Pierwszy kolor jaki kładę to biały, następnie maluję boki srebrnym i na koniec czarny grzbiet. Pamiętajcie, aby wyczuć odległość dyszy sprayu od malowanego przedmiotu. Unikniemy zacieków, jakie mogą powstać po położeniu zbyt dużej ilości farby lub zbyt bliskim trzymaniu woblera od dyszy. Jeśli przedobrzymy to trzeba odstawić wobler do wyschnięcia, ponownie go przeszlifować i rozpocząć od nowa malowanie. Na początku malowanie może sprawiać trochę kłopotów, ale zapewniam, że z każdym woblerem będzie wam szło coraz lepiej. Co do kolorów nakładanych na korpus woblera – nie popełniajcie błędów, które ja robiłem. Po pierwszych malowaniach położone kolory wydawały mi się słabe, mało wyraziste. W moim przypadku dotyczyło to grzbietu, który malowałem czarnym kolorem, aż do uzyskania zamierzonego efektu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po lakierowaniu wobler do połowu wyszedł jak smoła. Lakier nadaje wyrazistość kolorom i o tym należy pamiętać. Jest to przykład podstawowego malowana przy użyciu trzech kolorów. Oczywiście można używać innych, wedle uznania i fantazji twórcy. Fajną rzeczą nadającą przynęcie ciekawy charakter jest nakładanie mgiełki farby na koniec innego koloru. W moim przypadku często jest to kolor jasny zielony. Farbę – mgiełkę nakładam z więk-

>

2

3

1 4

18

www.wedkarskabrac.pl


dołącz do nas!

szej odległości, około 40 cm od malowanej powierzchni. Daje nam to ciekawy efekt w postaci odblasku. Po pomalowaniu musimy odczekać, aż farba wyschnie, aby przystąpić do lakierowania. Lakier, którego używam pochodzi „ze stajni Hartzlak” i jest to lakier do parkietów. Daje odporną na wilgoć i uszkodzenia powłokę, prawie niezniszczalną. Lakierujemy poprzez zanurzenie i wieszamy woblery do wyschnięcia. Pomocne mogą być tu przygotowane haczyki do woblerów. Ułatwią pracę przy większej ilości przynęt. Ilość warstw lakieru nie może być mniejsza niż trzy. Przed ostatnim lakierowaniem wklejam wcześniej przygotowany i sprawdzony ster oraz maluję oczy. Oczy można zrobić samemu, biorąc dwa wałki drewna o odpowiedniej średnicy. Wystarczy zamoczyć patyczek w farbie i odbić jego kształt w miejscu oka. To samo powtarzamy z mniejszym patyczkiem, tylko odbijamy go pośrodku postawionej wcześniej kropli. Daje nam to estetyczny efekt oka ryby. Oczywiście możemy przykleić gotowe oczka, które łatwo można nabyć na portalach aukcyjnych. Tak wykończony wobler lakierujemy po raz ostatni i czekamy do pełnego wyschnięcia. Po zakończeniu całego procesu oczyszczamy oczka z lakieru, zakładamy kotwiczki i ruszamy nad wodę sprawdzić nasze rękodzieło.

Jest to zapewne najprzyjemniejsza czynność naszej domowej produkcji. W tym etapie mogą wyjść ewentualne niedociągnięcia oraz błędy, które popełniliśmy wcześniej. Jak ustawić pracę woblera? Jeśli wobler wykłada nam się, na któryś bok np. prawy, to przyginamy przednie oczko delikatnie w lewo, aż do ustabilizowania przynęty. Przyczyn może być wiele między innymi krzywo nacięty rowek na ster bądź nieodpowiednie umieszczenie obciążenia. Jeżeli praca woblera jest niezadowalająca można przednie oczko podginać w dół lub do góry. Podgięcie do dołu powinno nadać bardziej agresywną pracę, do dołu przeciwnie – bardziej delikatną. Można też trochę podciąć ster uważając, aby go nie uszkodzić. Gdy już ustawimy naszą przynętę, pozostaje nam tylko łowienie pięknych okazów ryb. Mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu mogłem przedstawić wam, jak powstaje wobler w domowych warunkach. Nie zniechęcajmy się początkowymi porażkami. Wyciągajcie wnioski, poprawiajcie i eliminujcie błędy, a na pewno wasze przynęty dadzą wam wiele frajdy i niejednokrotnie obdarują wielką rybą. tekst: Krzysztof Barczewski foto: Michał Laskowski

6

7

5 8 9

10

12 11 www.wedkarskabrac.pl

19


>> MUSZKARSTWO

przedwiosnie

w górach

W

iem, że to dziwne. Mieszkający na nizinach człowiek, pisze o górskich rzekach. Jednak uwierzcie mi, po tylu latach wędkowania na południu okazuje się, że łowię w Dunajcu czy Białym, częściej niż... miejscowi. Dlatego pozwolę sobie opisać wam, kiedy warto rzucić wszystko, wstać w nocy i pojechać na pierwsze wiosenne muchowanie w górskiej rzece. Generalnie w wodach północnej części polski, zaczyna się z początkiem Emocje podpowiadają, żeby jechać tak szybko jak tylko można, czyli już 1 lutego lub 15 marca na odcinkach „No Kill”. Oj często moje doświadczenie walczy z pragnieniem. Przygotowany sprzęt, wypielęgnowane muszki, nowe żyłki, wszystko to już przecież czeka. Ponadto chcę jak najszybciej zachłysnąć się zimnym jeszcze ale już słonecznym porankiem nad Dunajcem, poczuć zapach rzeki, kwitnących nadbrzeżnych wierzb, rozpakować te wszystkie potrzebne i mniej potrzebne gadżety, i coś złowić. Jednak ze względu na swój wiek i kierując się rozsądkiem a nie emocjami, cierpliwie sprawdzam wszystkie tropy zanim ruszę w drogę. Podstawowym kryterium jakie biorę pod uwagę to charakter rzeki, bowiem bliskie sobie wody Podhala i Pienin bardzo się między sobą różnią, np. rzeki dolnego Dunajca zasilane są ze zbiornika Czorsztyńskiego, zaś wody Białego Dunajca zasilają wysokie góry. Drugim wyznacznikiem jest regionalny klimat. Temperatura wody w rzekach górskich jest zmienna w zależności od ilości śniegu w górach i od temperatury powietrza. Według mnie ten element jest najważniejszy na wiosnę. A zima w tym roku jest wyjątkowa, krótka z niewielkimi opadami śniegu. W chwili kiedy piszę te słowa za oknem „na nizinach” jest 10oC i zapowiada się szybkie przedwiośnie. W górach wieje halny. W wysokich partiach gór śniegu jest jeszcze dużo, jednak niżej odsłaniają się już łachy czarnej ziemi. Jeśli poranne powietrze jest ciepłe, śnieg topniejąc, spływa w postaci zimnej wody do potoków i rzek. To powoduje okresowe, skokowe obniżanie temperatury wody aż do momentu, kiedy to kuriozalnie nadchodzące nocne mrozy wstrzymu-

20

www.wedkarskabrac.pl


dołącz do nas!

ją topnienie śniegu i stabilizują temperaturę w rzekach. W takim cyklu w okresie przedwiośnia woda powoli podnosi swoją temperaturę za dnia. Mówimy tu o skali od 1 do 8oC. Ważna jest również obserwacja czystości rzeki. Woda śniegowa, o kolorze mleka całkowicie wyklucza łowienie. Woda brudna lub zbrudzona (deszczowa i cieplejsza) daje już jakieś szanse na branie. Najlepsze wyniki można jednak osiągnąć wtedy, kiedy woda śniegowa się czyści, a brak opadów jej nie podnosi i nie brudzi. Wiemy od ichtiologów, że temperatura wody pobudzająca aktywność ryb powinna oscylować w granicach 7-9oC. Z doświadczenia i obserwacji, uważam że już niższe temperatury uprawniają nas do wzięcia wędki w rękę. Im mniejsza rzeka i mniejszy przepływ tym lepiej. Aktywność ryb jest przecież pobudzana przez ilość owadów w wodzie i ponad nią. Tak więc te dwa czynniki, obecność pokarmu w wodzie i aktywność ryb powinny nas zachęcić do wyruszenia na polowanie. Oczywiście mówimy o sensownym wyjeździe, czyli o możliwości złowienia kilkunastu- kilkudziesięciu ryb na dzień. Kilka ryb dziennie tylko potwierdza chybiony termin wyjazdu. Ryby możemy również złowić w okresie zimowym. Jednak ich aktywność jest okresowa i ogranicza się do kilku godzin dziennie. Czasami jest tak, że przez kilkadziesiąt minut ryby są aktywne ale wyłącznie w określonym miejscu. Zależy to od nasłonecznienia, obecności roślinności na brzegu i lokalnej temperatury wody. Jednak łowienie słabych ryb w okresie przedwiośnia to stresujący dla nich hol oraz ryzykowne wyciąganie ich z rzeki nad powierzchnię. Chcecie pewne wiedzieć jaki sprzęt najlepiej wybrać na pierwszą wiosenną wyprawę w góry. Przede wszystkim należy się ciepło ubrać. Po drugie, nawiązując do słusznych słów Pawła Stypińskiego z ostatniego wydania „Wędkarskiej Braci” 1(4)/2014, sprzęt zależy zawsze od tego co, gdzie i kiedy chcemy łowić. Nie można z góry przyjmować, że jedyną słuszną żyłką do streamera na Dunajcu na wiosnę jest 0,28. Nie ukrywam, że widziałem wędkarzy, którzy mieli nawet 0,30 na przyponie, ale trudno mi jest komentować stosowanie tego typu żyłek do łowienia nawet największych okazów z OS na Dunajcu. Jak dla mnie, im grubsza żyłka tym mniejsze umiejętności. Jeśli nie masz odpowiedniej techniki holu, nie dobrałeś odpowiednio sprzętu, musisz wręcz używać grubych przyponów. Będziesz miał mniej spadów. Streamer na Dunajcu, jak najbardziej na wiosnę. Kolory dominujące to oliwka, czerń (pijawka) i kolor szary (tak często mylony z białym). Lokalizacja ryb typowa dla wczesnej wiosny, czyli głębokie wolne płanie, zastoiska, doły. Tam należy dokładnie, nisko

i wolno poprowadzić streamera, co w przypadku zastosowania niewłaściwego sznura czy metody jest trudne. Nie oczekujecie, że podam tutaj dokładniej określone zestawy muchowe na Dunajec czy Białkę. Powiem jedynie, że należy je dobrać w zależności od stosowanej metody łowienia, wielkości ryb jakich się spodziewacie, charakteru rzeki i poziomu waszych umiejętności. Na górskie ryby jedźcie, kiedy zejdą śniegi z podgórza, temperatura w rzekach będzie w granicach 8oC, a woda właśnie opadać i czyścić się. Takie warunki zawsze obserwuję najpierw na Białym Dunajcu, Białce i płytkich rzekach Mszance czy Rabie. Dolny Dunajec ociepla się później, jednak zawsze należy monitorować temperaturę i zrzut wody ze zbiornika. Jeśli po tych wszystkich „mądrościach” nizinnego z obowiązku muszkarza, chcecie jeszcze wybrać się na zimne, górskie rzeki, najpierw odpowiedzcie na pytanie: czy kierują wami emocje czy rozsądek? Bez różnicy na podjętą decyzję, odrobina wiedzy na ten temat zawsze się przyda. tekst i foto: Jerzy Paluch


>> wywiad

Fot. Icon Films

Jeremy Wade – podróżnik oraz pasjonat wędkarstwa ekstremalnego. Jeździ po przedziwnych zakątkach naszego globu w poszukiwaniu największych rzecznych potworów. Jest twórcą i bohaterem programu „River Monsters”, w którym widzowie mogą podziwiać jego wędkarskie wyczyny i przygody.

eXtremalny WEDKARZ z Jeremym Wadem rozmawia Rafał Mikołaj Krasucki tłumaczenie: Magdalena Trojanowska Podczas kręcenia programu „Rzeczne potwory” podróżowałeś po całym świecie. Powiedz, która z Twoich wędkarskich przygód była najbardziej ekstremalna i dlaczego? Myślę, że była to wyprawo do Kongo. To jest ta część świata, gdzie ludzie z zewnątrz prawie nigdy nie jeżdżą, ponieważ już sama podróż tam jest trudna. Ciężko było znaleźć łodzie, które nas zabrały w górę rzeki, poza tym musieliśmy zabrać ze sobą całą żywność i sprzęt do kempingu. Złowiłeś dużo różnych gatunków ryb, która z nich okazała się najtrudniejszą do przechytrzenia? Prawdopodobnie goliat tygrysi (Hydrocynus goliath). Aby ją złowić trzeba wybrać się do Kongo, a podróżowanie tam jest tak wyczerpujące, że brakuje już energii na łowienie. Na dodatek gatunek ten jest bardzo rzadki. Na branie czekasz czasami 2-3 dni. Ryby te mają bardzo kościste szczęki i po braniu często wypluwają po prostu haczyk. Pomimo silnego zacięcia rzadko wyciąga się goliata z rzeki.

22

www.wedkarskabrac.pl

Dla wielu wędkarzy z Polski jesteś wybitnym ekspertem wędkarskim. Co motywuje Cię do poszukiwania rzecznych potworów po całym świecie? Moją motywacją jest ciekawość. Nawet w XXI wieku rzeki to tajemnicze i niezbadane miejsca. Zupełnie inaczej niż morze. W rzece nie możesz zrobić dobrego zdjęcia ani filmu stworzeniom, które tam żyją, ponieważ woda bywa bardzo mętna. Nie było wcześniej programu telewizyjnego, ani nawet książek, ukazujących życie drapieżników w rzece. Uważam, że dla odkrycia wnętrza większości rzek wędkarstwo jest jedynym sposobem, żeby dowiedzieć się co tam jest na dnie. Postępujący proces degradacji środowiska naturalnego oraz regulacja rzek powoduje, że duże ryby są ciężkie do złowienia. Zmusza to wędkarzy do ich poszukiwania czasem w niedostępnych i dziewiczych terenach. Czy tak właśnie wygląda współczesny wędkarz – to wędkarz – podróżnik? Być może. Pomimo wypraw w niezbadane tereny, to muszę potwierdzić, że ryby w dużej mierze zniknęły lub nie można już znaleźć pewnych okazów. Na przykład ogromne tereny Amazonki mają niewiele dużych ryb z powodu ogromnej komercjalizacji wędkarstwa. Za każdym razem zanim zrobimy program sprawdzamy potencjalne miejsce bardzo starannie. Dowiadujemy się, czy jest realna szansa na złapanie czegokolwiek. To jest bardzo smutna sytuacja. Faktem jest, że istnieje coraz większa szansa na poprawę życia w rzekach w krajach bardziej rozwiniętych, gdzie ludzie nie są uzależnieni od ryb, jako podstawowego elementu ich diety. „Złap i wypuść” nie


dołącz do nas!

mnie w domu przez około pół roku, resztę czasu spędzam na przygotowaniach, spotkaniach itd. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z wędkarstwem? Zacząłem łowić, kiedy miałem 7-8 lat, w rzece blisko mojej małej wioski w płd.-wsch. Anglii. Pierwszy raz pojechałem na ryby poza Anglię w 1982 roku do Indii. Stało się tak, ponieważ wszystkie miejsca w Anglii były zbyt zatłoczone przez wędkarzy. Napisałem kilka artykułów do magazynów wędkarskich o mojej przygodzie w Indiach i tak to się zaczęło. Dopiero po 20 latach pojawiłem się w telewizji ze swoimi programami. Fot. Icon Films

Czy w Twojej książce „River Monsters” znajdziemy więcej ciekawostek, informacji niż w Twoich programach telewizyjnych? Pytam dlatego, że książka niestety nie jest dostępna dla polskich czytelników.

ma tam racji bytu, choć według mnie w tych przeludnionych czasach to jest jedyna alternatywa dla pustych rzek. Z pewnością posiadasz bogatą kolekcję przynęt spinningowych, których używasz podczas polowania na rzeczne potwory. Która przynęta sprawdziła Ci się najbardziej? Nie ma jednej przynęty, która pasuje do każdej sytuacji, ale sporo korzystałem z Shakepeare Big S. To mały, płytko schodzący wabik, którym dobrze się rzuca. Złapałem wiele różnych gatunków dzięki niemu, w szczególności w Amazonce. W przynętach spinningowych, które posiadam wymieniam kotwice i kółka łącznikowe na mocniejsze. I wtedy są niezawodne.

W książce jest dużo dodatkowych informacji, których nie jesteśmy w stanie umieścić w programie. Powód jest błahy – limit czasowy emisji programu. Jeśli jakiś polski wydawca byłby zainteresowany wydaniem polskiej wersji mojej książki to jestem otwarty na propozycję. Jakie są Twoje plany w 2014 roku? Może odwiedzisz Polskę? W 2014 roku będę bardzo zajęty. Nie wiem dokładnie, gdzie będę jeszcze jechał. Każdego roku plany są coraz trudniejsze do zrealizowania. Nie byłem jeszcze w Polsce i dlatego chciałbym tam przyjechać. Dziękuję za rozmowę.

Teraz pytanie, które zawsze chciałem Ci zadać: czy Jeremy Wade wybiera się jeszcze na ryby sam?

Książkę można zamówić poprzez stronę internetową: www.rivermonsters.tv/book

Fot. Icon Films

Niestety nie chodzę obecnie na ryby dla samej przyjemności. Zawsze towarzyszy mi ekipa filmowa. Dzieje się tak, ponieważ praca jaką wykonuję, jest pracą na pełen etat. Nie ma

www.wedkarskabrac.pl

23


>> WYDARZENIA najważniejsze wydarzenie 2014 r. W tym roku targi Rybomania 2014 odbyły się z wielkim rozmachem oraz niespotykanym jak dotąd zainteresowaniem ze strony wędkarzy z całej Polski. Targi odwiedziło blisko 24 tys. zwiedzających, było ponad 150 wystawców oraz 11 tys. m2 ekspozycji. Przez trzy dni poznańskie hale tętniły masą zwiedzających, którzy z dużym zaciekawieniem oblegali stoiska największych i wiodących marek w kraju. Liczną grupę wystawców stanowiły firmy produkujące przynęty, sprzęt i akcesoria dla karpiarzy. Po tak dużym zainteresowaniu można wnioskować, że karpiarstwo rozwija się w Polsce i ma wielu oddanych zwolenników. Oprócz sprzętu wędkarskiego i nowinek na 2014 r. bogatą ofertę zaprezentowali producenci łodzi i pontonów wędkarskich. Bardzo ciekawą ekspozycję pokazała firma Tokarex, która od wielu lat wyposaża w sprzęt pływający najbardziej wymagających i profesjonalnych wędkarzy. Bogatą ofertę sprzętu zaprezentowała firma DAIWA-CORMORAN. Oczywiście sprzęt był najwyższej jakości, a ustawiające się kolejki do stoiska mogą tylko potwierdzić, że produkty tej marki cieszą się dużym zaiteresowaniem wśród polskich wędkarzy. Największą atrakcją targów było olbrzymie akwarium o pojemności blisko 23 000 litrów wody. Do tego sztucznego środowiska wodnego zostało wpuszczone wiele gatunków ryb min.: szczupaki, okonie, karpie, pstrągi tęczowe, palia arktyczna oraz okaz egzotycznego wiosłonosa. Licznie gromadząca się publiczność mogła obejrzeć wiele prezentacji sztucznych przynęt, które prowadzili najwybitniejsi spinningiści z Polski i nie tylko. Bardzo ciekawy był występ przedstawiciela firmy LOVEC RAPY, który zaprezentował najnowsze modele woblerów oraz ich skuteczne prowadzenie. Odwiedzający mieli okazję wziąć udział w bogatym programie pokazów, prelekcji i konferencji. Dużym zainteresowaniem cieszyła się dyskusja na temat „Złów i zabierz, czy raczej złów i wypuść”, zorganizowana przez Polski Związek Wędkarski i Wiadomości Wędkarskie. Oprócz gwiazd można było również poznać ciekawostki ze świata internetowych aplikacji. Pan Marcin Franke zaprezentował wyjątkowe możliwości platformy Fish Expert. O tegorocznych targach Rybomania można powiedzieć jedno, poprzeczka została postawiona bardzo wysoko. Było to najważniejsze wydarzeniewędakrskie w 2014 r. Ilość i różnorodność wystawców oraz niezliczone atrakcje sprawiły, że warto było tam być i z pewnością wskazane jest pojechać tam za rok. tekst: Rafał Mikołaj Krasucki foto: MichaŁ Laskowski

24

www.wedkarskabrac.pl


dołącz do nas!

www.wedkarskabrac.pl

25


>> spining

trudne kleniowe przedwiosnie Z

ima jakby już nas opuściła. Wiosna puka do drzwi powoli i ospale. Czas chwycić spinning w rękę i wyruszyć nad wodę w poszukiwaniu pierwszych ryb.

Omijam duże rzeki jak Wisła czy Narew, które o tej porze roku niosą mętną wodę i są często podniesione. Moim celem są takie rzeki jak Wkra, Świder, Pilica. Czemu akurat te? Odpowiedź jest prosta. To właśnie w małych rzekach łatwiej zlokalizować i wytropić stanowiska kleni, a łowienie ma niesamowity, kameralny klimat. Muszę jednak was przestrzec. To nie jest łatwe i lajtowe łowienie, a małe rzeki są trudnymi łowiskami. Wymagają od wędkarza szczególnej uwagi, cierpliwości i zaangażowania. Woda ma jeszcze niską temperaturę przez co ryby nie są zbyt aktywne i chętne do współpracy. O tej porze roku wszystko w przyrodzie funkcjonuje jakby w zwolnionym tempie. Mój sprzęt spinningowy nie jest mocno wyszukany. Wędzisko długości 2,55 m o ciężarze wyrzutowym 3-14 g, kołowrotek w wielkości 2000, koniecznie z precyzyjnym hamulcem oraz bardzo dobrej jakości żyłką 0,16 mm (od lat używam żyłek Trabucco). Małe agrafki (18), z krętlikiem lub bez i dwa, małe pudełka z przynętami. Dlaczego tylko dwa? Nie zabieram jakiejś ogromnej ilości przynęt. W jedno pudełko wkładam kilka sprawdzonych woblerów (Sieki, Dorado, Lovec Rapy, Salmo i wobki Andrzeja Lipińskiego). W drugie mieszankę małych (0-2) obrotówek, wahadłówek i gum. Uwierzcie mi, to starcza na taką wiosenną wyprawę. Tak jak wspomniałem nic wymyślnego i rewolucyjnego. To co najważniejsze w takim łowieniu to wybór odpowiednich miejscówek i ich rozpracowanie. Trudno o tej porze roku o jakąkolwiek osłonę w postaci liści na drzewach czy wysokich traw. Aby być niewidzialnym trzeba wykorzystywać ukształtowanie linii brzegowej np. pnie drzew. Trzeba nieraz na kolanach albo na czworaka podkradać się do wody. Tam gdzie na brzegu nie ma przeszkód, trzeba łowić w pewnym oddaleniu od wody. To świetny test dla naszych umiejętności wędkarskich, ale nie tylko. Takie podchody na pewno sprawią, że szybko nie zmarzniemy. Jest to duży wy-

siłek fizyczny, który po zimowym okresie może tylko wyjść nam na zdrowie. Kleń to wymagająca i chimeryczna ryba, ostrożna i sprytna (szczególnie większe osobniki). Prezentacja przynęty nie może być zbyt dynamiczna. Zimna woda skutecznie spowalnia aktywność wszelkich stworzeń w niej żyjących. Od wszelkiego robactwa poprzez płazy, gryzonie i oczywiście ryby. Klenie nie ścigają teraz pokarmu, nie są zbyt aktywne. Stoją w trochę głębszych niż zazwyczaj miejscach. Osłoniętych od wartkiego nurtu, ale zawsze w jego pobliżu. Wszelkiego rodzaju zwolnienia nurtu (głębsze przykosy), dołki za zwaliskami, wsteczne prądy i głębokie, wolne płanie, wszędzie tam trzeba posłać nasze przynęty. Prowadzimy je bardzo powoli i w taki sposób, aby jak najbardziej przypominały naturalny pokarm. Brania kleni są inne niż w ciepłych porach roku, bardzo delikatne. Czasami wrażenie jest takie, jakby nasza przynęta zaczepiła się na sekundę o jakąś delikatną roślinę znajdującą się przy dnie albo praca przynęty gaśnie na ułamek sekundy. Bywa często tak, że złapany kleń ma kotwiczkę na zewnątrz pyska. Zaletą takiego zimnego łowienia jest to, że jeżeli wszystkie czynniki zagrają i uda nam się skusić do brania tą piękną, mądrą i trudną do podejścia rybę, to mamy szansę na naprawdę spore okazy. W ciepłych porach roku łowi się sporo kleni, ale są to najczęściej ryby małe i średnie (są mniej ostrożne i szybsze od tych okazowych). Wspomnę jeszcze o przyłowach. Oprócz kleni można spodziewać się też jazi i okoni. Pamiętajcie o tym, aby złowionym rybom koniecznie zwrócić wolność. To ryby przedtarłowe. Ciągle jest trudno o taki gest wśród wędkarzy. Nie siedźmy w domu. Nad wodę koledzy wędkarze, nad wodę! tekst i foto: Tomek ,,Strachu,, Straszewski

26

www.wedkarskabrac.pl


WWW.TOPDRUK24.PL dołącz do nas!

Zapraszamy na zakupy do sklepu online

w ó k

y z c

...u

s a n

tel.: +48 86 473 02 12 kom.: +48 793 151 580 fax: 86 216 38 42 e-mail: sklep@topdruk24.pl

nie

a h a

m

ul. Nowogrodzka 151A 18-400 Łomża Polska



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.