BIESZCZADZCY MOCARZE – fotografie Mateusz Matysiak, wydawca Libra PL, opr. graf. Krzysztof Motyka

Page 1


M a t e u s z

M a t y s i a k

B I E S Z C Z A D Z C Y Te k s t w s t ę p u – Wo j o m i r „Wo j ” Wo j c i e c h o w s k i

Z PASJĄ DO KSIĄŻEK




Czar Bieszczadów opanował naszą wyobraźnię. Marzenia o wolności i przygodzie równoważyły ograniczenia. To była fantazja wielu pokoleń, które osiedlały się, po ukończeniu techników i studiów leśnych, w warunkach pionierskich, prymitywnych osiedlach i mieszkaniach, często przekraczając granice zdrowego rozsądku. Historia ludzkości i osadnictwa zatoczyła tu swoje koło. Pozostała niezmieniona potęga gór i dzika przyroda, która w sposób bezwzględny wróciła na swoje miejsce. Żal przeszłości. Nie da się jednak ciągle rozpamiętywać klęsk, należy wyciągać wnioski, pamiętać, ale budować nową przyszłość. Ta myśl zaciera rany oraz pamięć o Kresach Wschodnich – Wołyniu (gdzie się urodziłem) i Lwowie, którego blask świateł chcieliśmy widzieć z Halicza, Kińczyka Bukowskiego i Połonin.

5 Rumowiska grechotów na jesiennym Krzemieniu



Góry są piękne i jak każda cenna rzecz wymagają szacunku. Ingerencja człowieka w przyrodę jest możliwa tylko w sprawach koniecznych, służących jej ochronie i udostępnianiu do zwiedzania. W latach 50. ubiegłego wieku nie było zbyt wielu możliwości technicznych wizualnego utrwalania stanu dróg, osiedli i materialnych pozostałości po dawnych mieszkańcach. Pomimo tego ich rodowód był widoczny i dzielnie rejestrowany przez grupy pasjonatów-amatorów, ale też architektów, pracowników nauki i zawodowych etnografów. Szczególny czas wspomnień i nostalgii udzielał się w okresie Święta Zmarłych. Zeschłe liście jesionów, lip i jaworów zasypywały groby, a niczym niezmącona cisza dawała nastrój do modlitwy za zmarłych. Były i spotkania na cmentarzach, które kończyły się zwykle milczącym skinieniem głowy. W tych nadsańskich wsiach tylko nieliczni mogli obserwować wychodzące na nocny żer chmary jeleni, watahy dzików, pojedyncze niedźwiedzie, a w późniejszym okresie także i żubry. Dobrze widoczne w księżycowe noce zwierzęta zachowywały się pewnie, a obserwujący je człowiek stawał się niemym świadkiem piękna przyrody. Samotne wędrówki były najlepszym sposobem na odkrywanie tajemnic tej pozornie opustoszałej przestrzeni. Pasmo Otrytu, które ciągnie się na 20 km, od Smolnika do Rajskiego, znane było ze swej dzikości, ostoi dużych zwierząt oraz niedostępności. Monumentalna puszcza karpacka z imponującym starodrzewem jodłowym i bukowym, którego korony osiągały już wtedy 40 m wysokości, to drzewa mające 200–300 lat, nie naruszone przez wichury i naturę. A gdy nawet zostały przewrócone stanowiły dla człowieka przeszkodę nie do przebycia. 7 Jesienna Połonina Wetlińska



Wilki spotykane były od dawien dawna zawsze tam, gdzie człowiek nie stawał im na drodze. Przebiegłość, wrodzony spryt, charakter drapieżnego myśliwego, żelazna kondycja, odporność na złe warunki atmosferyczne i umiejętność życia stadnego – dały mu szanse przetrwania w każdych okolicznościach. Są wilcze legendy, ale są też fakty, które budzą niepokój, zwłaszcza wśród hodowców owiec wypasanych na górskich pastwiskach lub właścicieli uwiązywanych psów. Walka podjęta z wilkiem w latach 70.–80. minionego stulecia, spowodowała zachwianie równowagi biologicznej całego ekosystemu. Wzrost liczby roślinożerców ( jeleni i żubrów) doprowadził do zadeptania i zniszczenia upraw leśnych i odnowień naturalnych, zwłaszcza jodły, a przebudowa obszarów rolnych zajętych przez olchę szarą, pod docelowe gatunki, była mało efektywna. Dopiero w latach 90. ubiegłe go wieku, po objęciu wilka ochroną, regulacji stanu jeleni i zwiększeniu nakładów na gatunki drzewiaste, nastąpił postęp w odnowieniu lasu.

9 Wilk obstawiający rzeczną ,,flankę" w trakcie polowania watahy na łanię


18 Stado żubrów pasących się na łąkach pod cerkwią w Krywem


Odsłonięte spod śniegu zmarniałe, wymęczone, płowe łąki w dolinach wkrótce się zazielenią. Teraz, przed wegetacją, muszą się jednak jeszcze zmierzyć ze stacjonującymi w okolicy zimowymi stadami wielkich roślinożerców, tak bardzo przecież spragnionych jednoliściennych nowalijek i zielonych witamin. Lecz i mocarne żubry wkrótce wyruszą w większości w góry, do swych zacisznych i trudnodostępnych, letnich ostoi.


25 Basior w początkowej fazie wycia

Ten harmoniczny, przeciągły, wysoki głos zwołującej się watahy, latem przeplatany skowytem i skomleniem wilczej młodzieży, jest wyjątkowym przeżyciem. Porozumiewanie się wilków na relatywnie duże odległości liczone w kilometrach jest swego rodzaju sposobem na szybkie wzajemne lokalizowanie się, ale również wyrażanie doraźnych potrzeb i emocji, np. tęsknoty lub powitania czy sytości lub głodu. Przed polowaniem wycie może stanowić pieśń zagrzewającą do łowów, po polowaniu jest pieśnią triumfalną. W niektórych przypadkach wspólne wycie kompletnej watahy wydaje się być swoistym głoszeniem obecności i zajmowania konkretnego terytorium.

26 Basior w fazie najwyższego wycia



36 Śpiewający drozd obrożny pod Bukowym Berdem

37 Samiec grubodzioba przy wodopoju koło Olchowca

38 Żerujący samiec pliszki górskiej na Muczniańskim Potoku

39 Kwiatostan lepiężnika białego


40 Śpiewający zniczek w jedlinie pod Smerekiem

41 Terytorialny strzyżyk na tamie bobrowiska pod Łopiennikiem

42 Pluszcz z larwami jętek złowionymi w potoku Hylaty


Na pierwszy rzut oka to zwykły kot, jakich wiele na naszych podwórkach czy w domach. W rzeczywistości ten dość niepozorny zwierzak jest jednym z najrzadszych, najbardziej demonicznych i skrytych leśnych drapieżników Bieszczadów. Jego niezwykła cierpliwość i szybkość pozwala mu na wysoką łowność, co wydaje się być kluczowe w przypadku czworonoga polującego głównie na szybkie gryzonie i drobne, ruchliwe ptaki, czasem łowiącego też ryby. Ale charakteru i agresywności w zupełności wystarcza żbikowi, by straszyć dużo większe zwierzęta czy nawet przegonić dorosłego lisa.

48 Skradający się żbik wpatrzony w żerującego kowalika



61 Dzięcioł trójpalczasty w locie

Wiosna to czas dzięciołów, których werble godowe rozbrzmiewają po wszystkich bieszczadzkich lasach. Werblują wszystkie gatunki typowych dzięciołów, ale każdy w innej tonacji. Przeogromną radość sprawiają bliskie wiosenne obserwacje dość rzadkich i zarazem najmniej płochliwych, wiecznie zapracowanych dzięciołów trójpalczastych związanych głównie ze świerczynami i jedlinami oraz dzięciołów białogrzbietych przeszukujących olszyny nad potokami. Fotografowanie tak pięknie ubarwionych ptaków żerujących na pniach drzew na wysokości wzroku, w odległości ledwie paru metrów, bez specjalnego maskowania się daje nie tylko satysfakcję, swobodę i komfort obcowania z przyrodą, ale też niezwykle przyjemne poczucie jakiejś naturalnej, niczym niewymuszonej więzi z ulotnymi mieszkańcami dzikiego lasu. 62 Dzięcioł trójpalczasty żerujący na martwej olszy



Obserwując go wcale się nie dziwię, że najchętniej bytuje w iście bliźniaczej mu o tej porze górskiej buczynie i nawet tu jest bezszelestny chociaż stąpa po głośnych, wyschniętych liściach przemykając pośród drzew i kamieni. Zwierz ten właściwie w byle panikę nigdy nie wpada. Nawet, gdy w swoim bezpośrednim pobliżu zobaczy potencjalnego intruza, potrafi zatrzymać się i obserwować, inteligentnie ocenić i przeczekać. W ciszy i pełnej dyskrecji. Porusza się zaś miarowo i plastycznie, nieomal w takt delikatnie kołyszących się gałązek czy liści, które pozostały w leśnym podszycie na zimę. Ciemne cętkowanie na rudawobrązowej sierści wespół z jego tanecznymi kocimi ruchami to absolutnie wzorowe maskowanie w otoczeniu światłocienia opadłych liści i majaków brązowych gałązek i szarych pni. Jedynie, gdy duch ten przemyka pomiędzy omszałymi głazami czy spaceruje po żywozielonych kłodach, wyłania się na krótkie chwile z tej swojej puszczańskiej niewidzialności.

77 Ryś przy samodzielnie zakopcowanej zdobyczy



Duże samce Bieszczadzkich Mocarzy, przemierzające rozległe kompleksy karpackich lasów, są z całą stanowczością najprzystojniejsze spośród wszystkich niedźwiedzi brunatnych żyjących na świecie. Swoim ciemnoczekoladowym, często nieomal czarnym umaszczeniem, zgrabnie wyrzeźbioną muskulaturą, przenikliwym spojrzeniem i władczym charakterem potrafią powodować w bieszczadzkich lasach nie lada zamieszanie, wywołując bardzo zróżnicowane przebudzenie u innych przedstawicieli brunatnego rodu, ale również wśród pozostałych mieszkańców gór. Na przełomie wiosny i lata samce koncentrują się na intensywnych poszukiwaniach rujnych samic, następnie na ich długiej i niecierpliwej adoracji.

90 Dorosły samiec niedźwiedzia brunatnego podążający za rujną niedźwiedzicą



Sterczą gdzieniegdzie po lasach bieszczadzkich uschnięte już wielkie jodły, które w swoim życiu po życiu, będąc u naturalnego kresu istnienia, nie są już w stanie odpierać naporu leśnych mieszkańców, wprzódy natłoku miriadów ekspansywnych mrówek gmachówek, a wnet i mocarnej determinacji ich wytrawnych, acz grubiańskich, wręcz frenetycznych koneserów. Do I wana I wanowicza Sz yszk ina, ro syjsk iego malarza, bardzo mi daleko, z właszcza, że maluję głównie za pomocą obiektywu, ale mam osobistą satysfakcję, że choć bez niedź wiedzic y w k adrze to odrobinę zbliż yłem się do koncepcji Mistrza z Jego „Porank a w sosnowym le sie”, mimo, iż zbójników mam starsz ych, no i w lesie jodłowym...

114 Drugoroczne „trojaczki” niedźwiedzi przeszukujące spróchniałą jodłę



147, 148 Zaloty pary kruków

Bieszczady to góry krucze, może nawet bardziej niż wilcze. Bowiem to kruki wydają się być tu wszechobecne, a przy tym niebywale wygadane. Nigdy niemilknące donośne krukanie czarnej inteligencji przemierza na skrzydłach wszechobecnych kruczych patroli trawiaste połoniny i wybrzmiewa na najwyższych szczytach. Wdziera się w najgłębsze zakamarki i najbardziej nieprzebyte plątaniny leśnych dolin, by rozlegać się od jednej kiczery do drugiej. To krucze gadanie stanowi bodaj nieodzowne tło wszelkich wydarzeń na łonie bieszczadzkiej natury. Wiernie towarzyszy narodzinom i śmierci. Podobnie jak wierne są pary kruków adorujących się namiętnie i czule przy każdej nadarzającej się okazji.



Letnią porą młode wilki są już na tyle wyrośnięte, że opuszczają miejsce, w którym przyszły na świat i w asyście doświadczonych pobratymców ruszają na poznawanie rozległego terytorium i naukę łowów. Wilcze życie to niekończąca się odyseja, która bynajmniej wcale nie dotyczy tylko i wyłącznie młodych osobników, rekolonizujących podczas dyspersji dawne obszary powszechnego występowania. Te włóczykije, choć rodzinnie zawsze terytorialne, silnie związane ze stałym, rozległym rewirem, wydają się być w permanentnym ruchu. Najlepiej poznana przeze mnie wielka bieszczadzka wataha „Ruska” w ostatnich latach licząca zawsze kilkanaście, a okresowo nawet ponad 20 wilków, potrafi poruszać się po powierzchni zamykającej blisko 350 km² gór, lasów, połonin i dolin, po części współdzielonych z innymi watahami z sąsiedztwa. Zasadniczo właśnie z uwagi na konkurencyjność sąsiednich wilczych rodzin, ale i dużą zasobność żerowiska, zdecydowaną większość roku wilki te starają się intensywnie dozorować areał nieomal trzykrotnie mniejszy, znajdujący się w centrum tego obszaru, stanowiący swoisty matecznik i główne łowisko w jednym. Wilcza praktyka jest taka, że utrzymanie przez nie nawet tych 120 km² „podwórza” w reżimie i harmonii, przy jednoczesnym, wysokim zapotrzebowaniu dużej rodziny na białko zwierzęce, nawet w przypadku tak perfekcyjnie zorganizowanych gospodarzy i świetnych przewodników stada, wymaga niebywale operatywnej, iście żywiołowej ruchliwości. Powstanie w ciągu kilku lat tak wielkiej watahy wiązać się może z nieznanym dotąd w Polsce rozrodem dwóch wader, zaś utrzymanie jej w zgodnych relacjach i dobrej kondycji staje się możliwe przede wszystkim dzięki dużej zasobności łowiska, w którym również polowanie na największych roślinożerców takich jak żubry jest jak najbardziej realne i zdarza się w wilczych górach coraz częściej.

193, 194 Portrety skradających się wilków



219, 220 Stado żubrów w porannych oparach wrześniowej mgły

Snujące się świtem magiczne chłodne mgły wieszczą niechybnie zbliżającą się jesień. Póki co wrażenie to bystro jeszcze pierzcha wraz z uderzeniem silnych promieni słonecznych zapowiadających kolejny, może już jeden z ostatnich tak ciepłych dni. Najskrytsze Biesy dobrze o tym wiedzą i równie szybko czmychają wraz z mglistym pejzażem, zaszywając się w gąszczu dziennych mateczników. Czasem tylko nieco dłużej pozostanie na otwartym pastwisku stado żubrów, na zawsze zaś zostają w głowie – niezapomniane powidoki jawiące się w mglistym brzasku wspomnień po kolejnej niedospanej nocy.

221 Jesienna toaleta stada żubrów



Sóweczka – mały charyzmatyczny łowca, niby pozornie obojętny na ludzi i zdystansowany do otoczenia, a jednak baczny i wybitnie spostrzegawczy. Ta wiercipięta, która czasem energicznie podryguje swoim sztywnym ogonkiem, niemalże w takt ostrzegawczego chóru skrajnie zdenerwowanej leśnej braci skrzydlatej, przypomina trochę wędkarza muchowego nieustannie zarzucającego sztuczną przynętę na rwącej górskiej rzece, aż do momentu złowienia zaintrygowanej ofiary.

255 Leśna mandala z sóweczką



276 stado żubrów podczas zimowej ucieczki



Do spotkań i różnorodnych interakcji pomiędzy dzikimi zwierzętami żyjącymi we wspólnym środowisku dochodzi w przyrodzie regularnie. Wcale nierzadkie są również spotkania zwierząt dzikich i gospodarskich, które mają miejsce najczęściej w obrębie pastwisk. Wyjątkowo mogą to być nawet bardzo bliskie i spontaniczne kontakty całych stad dużych roślinożerców, np. tabunu koni huculskich zimowanych przez właściciela na półdzikim śródleśnym pastwisku i stada dzikich żubrów, podkradających koniom siano z wyłożonych dla nich balotów.

287, 288 Spotkanie stada żubrów i tabunu ,,hucułów" na śródleśnej polanie pod Seredniem Małym



Wraz z tchnieniem zimy, w Bieszczadach, pojawiają się bieliki, których z reguły nie ma tutaj latem. Drapieżniki te nadlatują w górę zamarzającego Sanu, poszukując smakowitych kęsów z dzikich gór. Wchodzą wtedy siłą rzeczy w bliskie kontakty, a ostatecznie i w nieuniknione konkury z miejscowym stanem rycerskim. Żaden ruch skrzydeł mocarnego przybysza z nizin nie pozostaje niezauważony przez miejscowych, bystrych, czarnopiórych watażków. Niejeden z tych inteligentnych i zaradnych uzurpatorów potrafi przyjąć sprytną rolę pozornego przewodnika dla wielkiego szponiastego ,,żółtodzioba”. Pod pretekstem pirackiej pomocy nieustannie, skrzydło w skrzydło, pióro w pióro, towarzyszy taki przyciężkiemu zimowemu najeźdźcy. Wszak wydawać by się mogło, że dla nieobeznanego, gapowatego przybysza na surową obczyznę to wymarzona straż przyboczna, znająca przecież doskonale najdziksze zakątki, najbardziej łowne watahy i najobfitsze żerowiska. Bielik nie potrafi skutecznie rywalizować z mocarnym orłem przednim. Dlatego czasem musi poczekać tuż opodal na swoją szansę i kolej, zwłaszcza młodzieniec, który jeszcze nie dorósł do bezpośredniej konfrontacji z latającym bieszczadzkim twardzielem czy watahą kruczej inteligencji. Bywa jednak, że i taki żółtodziób zdąży coś pospiesznie chapnąć, między kruczy” mi wierszami”.

291 Dorosły bielik w trakcie polowania pod Otrytem

286. Młodociany bielik w locie nad Tarnawą Niżn



322 - 324 Zimowe portrety wilkรณw




345 Zimowy portret dorosłego lisa


350 - 352 Puszczyki uralskie podczas zimowych polowań na gryzonie na otwartych przestrzeniach doliny Sanu




Wraz z wydłużającym się dniem, na mokrym śniegu pojawiają się odciski łap kudłatych olbrzymów. Pierwsze z tych, które zimę spędziły w gawrach ruszyły już tropem aktywnie polujących watah, w poszukiwaniu pozostałości po zimowych jatkach, aby zaspokoić głód i prze trwać do czasu eksplozji przedwiosennych nowalijek. Wkrótce pojawią się też wielkie niedźwiedzice, które wygramolą się z zimowych pieleszy w niezwykle absorbującym towarzystwie radosnych maluszków, stanowiących kolejne pokolenie, będące żywym świadectwem ciągłości i trwałości sprawnego i odpornego na coraz liczniejsze przeciwności, dorocznego obie gu przyrody w najbardziej magicznych górach. Bezwzględnym warunkiem utrzymania i dalszego szczęśliwego rozwoju populacji wszystkich drapieżnych Bieszczadzkich Mocarzy w dobrej kondycji jest jednak powszechne zrozumienie przez nas ludzi konieczności zachowania środowiska ich życia w stanie najbardziej zbliżonym do naturalnego, w którym nie zabraknie ani starych lasów i spokojnych ostoi, ani różnorodnych i zasobnych że rowisk z liczną populacją dużych roślinożerców.

371 Trop niedźwiedzia na śniegu po wyjściu z gawry


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.