Czy straciliśmy zmysły?

Page 1


A m e d e o

C e n c i n i

Czy str ac il i śmy z m y s ły ? W p o s z u k i wa n i u w r a ż l i w o ś c i o parte j na wie r z e

Przełożył Andrzej Wojnowski

Wydawnictwo SALWATOR Kraków


Tytuł oryginału Abbiamo perso i sensi? Alla ricerca della sensibilità credente Współpraca redakcyjna Elżbieta Wojnowska Korekta Magdalena Mnikowska Anna Śledzikowska Redakcja techniczna i przygotowanie do dru­ku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 027/P/2015 Kraków, 23 stycznia 2015

© 2012 Edizioni San Paolo s.r.l. Piazza Soncino, 5-20092 Cinisello Balsamo (Milano) Italia © for the Polish Edition 2015 Wydawnictwo SALWATOR

ISBN 978-83-7580-416-4

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260 60 80, faks (12) 269 17 32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com


S Ł OW O W S T Ę P N E Z greckimi słowami oznaczającymi: „wrażenie zmysłowe”, „wrażliwość zmysłową”, „postrzeganie za pośrednictwem zmysłów” wiąże się termin „estetyka” [por.: aisthetikos, ‘postrzegany zmysłami’; por. anestetyk (środek znieczulający), od an(-)aisthetos; aisthesis, ‘czucie, postrzeganie’, wrażliwość, od gr. aisthanesthai; czuć, odczuwać]1. Dlatego w dbałości o zmysły i wrażliwość mają swe źródło kontemplacja Piękna i tworzenie tego, co jest Pięknem. To właśnie, w największym skrócie, stanowi materię książki Amadea Cenciniego. Można ją przeczytać jednym tchem, ale potem należy do niej powrócić ze spokojem, jaki towarzyszy zazwyczaj medytacji. Książka opowiada o tym, że grozi nam utrata tych dwóch nadzwyczajnych darów, mówi o tym, że dziś koniecznie trzeba ukierunkować je na Dobro, i o tym, w jaki sposób należy ubogacić ich sens, umacniając je na drodze bezpośredniego spotkania z Bogiem. Zmysły i wrażliwość to drogi, jakimi dysponujemy, by postrzegać rzeczywistość: od tej najprostszej aż po Boga. Posiadamy je po to, by „rzeczywistość i Bóg” mogły wywołać w nas oddźwięk, byśmy z otwartym sercem mogli powrócić i do rzeczywistości, i do Boga. Amadeo Cencini przygotował dla nas pewien podarunek. Ponieważ w naszym bagażu duchowym wrażliwość stopniowo zanika, on pro1

W nawiasach kwadratowych uzupełnienia bądź wyjaśnienia tłumacza.

—5—


Używając naszego języka, powiemy, że Jezus uzdrawia nie tylko zmysły zewnętrzne, ale przede wszystkim zmysły wewnętrzne. Czyni to nie w drodze teoretyzowania czy cudownej natychmiastowej interwencji, ale proponuje swój sposób widzenia i słuchania świata. To On wszędzie widzi i czuje działającego Ojca. To On „dotyka” i zdaje sobie sprawę z tego, że ktoś Go dotknął, to On przemawia i dociera do serc słuchaczy, to On słyszy głos serca swoich rozmówców, starając się przywrócić bogactwo zmysłów osobom, które nie potrafią patrzeć, choć patrzą, ani słuchać, choć słyszą (por. Mt 13, 13), osobom, które nie potrafią dotykać rzeczywistości ani nie pozwalają, by do nich dotarła, nie znają smaku życia i znaków czasu... Z drugiej strony Jezus wiedział dobrze o tym wirusie, gdy przy końcu kilku przypowieści napominał swych słuchaczy: „Kto ma uszy, niech słucha” (Mt 13, 43). To jakby powiedzieć: można też nie mieć uszu albo mieć je żałośnie głuche...

d. Zaniedbanie spraw oczywistych i zwyczajnych Na czym jednak polega konkretnie to... ewangeliczne uzdrawianie zmysłów? Odpowiedź na to pytanie znów doprowadzi nas do tego, co już mówiliśmy o formacji permanentnej i o roli, jaką odgrywają w niej zmysły. Powiedzieliśmy, że formacja permanentna to stałe działanie Boga Ojca kształtujące w każdym z nas uczucia Syna; jest ona permanentna, trwała, ponieważ jest stała, i zwyczajna, skoro dokonuje się w każdej chwili życia i w dowolnym kontekście życiowym. Należy zatem zdecydowanie zarzucić przedpotopową koncepcję formacji permanentnej zredukowanej do banalnych kursów, co jakiś czas organizowanych w diecezji lub w instytucie odpowiednim do prowadzenia aktualizacji teologicznej czy duszpasterskiej, czy sprowadzającej się do wsparcia poprzez kierownictwo duchowe czy psychologiczne członków takiej instytucji, czy też wsparcia poprzez wyraźne podkreślanie jej bliskości — 33 —


Właśnie na fundamencie takich kryteriów jednostka jest wezwana do rozeznawania i decydowania. Pierwszy element konstytutywny dotyczy obecnego życia podmiotu.

b. Ukierunkowanie „emocjonalne” Drugi element określający wrażliwość dotyczy jakości ukierunkowania odciśniętego przez samą wrażliwość. Chodzi tu o orientację typu emocjonalnego. „Emocjonalnego” w podwójnym znaczeniu etymologiczno-dosłownym ruchu (motus), ale także dynamiki (rozumianej jako dínamis – energia czy siła). Albo też emocja jest i wdrukowuje ruch czy sposób bycia osoby, czyni ją bardziej czy mniej emocjonalną, podatną na emocje i pociąga w pewnym kierunku; jednocześnie jest ona specyficzną siłą wewnętrzną, ma władzę coraz większego angażowania całości istnienia i działania osoby, czyli poruszenia jej, wzburzenia [wł. commuovere, commovere – poruszyć, wzburzyć, od łac. cum-movere – współ-poruszyć, poruszyć całość]. Stąd emocja, jako element konstytutywny wrażliwości, jest siłą „sumującą”, ogarniającą całość, ponieważ potrafi poruszyć całość wewnętrznego świata człowieka, który dzięki temu przechodzi od emocji do poruszenia, wzruszenia [w oryginale gra słów: emozione – commozione]. Składowa, jaką stanowią emocje, pozwala nam zatem jeszcze lepiej zrozumieć, że wrażliwość to nie tylko uczucie czy wyobraźnia, ale też wewnętrzna siła wywierająca pewną presję i nadająca życiu kierunek. Przejdźmy teraz do ukazania trzech składowych wrażliwości, stanowiących też trzy elementy konstytutywne ludzkiej istoty. 1) Składowa afektywna Doszliśmy do wniosku, że we wrażliwości jest energia, jakiej doświadczamy jako uczucia pociągającego nas w pewną stronę. Może być ukierunkowana na osoby czy sprawy, ale także na sposoby działania — 43 —


We wszystkich tych przypadkach wrażliwość jawi się jako coś nieuchwytnego, co przychodzi i odchodzi, jest mniej czy bardziej ważne w zależności od osobowości podmiotu i rzadko pozwala się identyfikować za pomocą powszechnie uznawanych kryteriów. Przyjrzyjmy się tymczasem temu, co w strukturze wrażliwości jest stałe. 1) Instynkty – korzeń wrażliwości Wrażliwość każdego z nas jest faktem. Nie jest elementem fakultatywnym, występującym tylko u niektórych, od początku jest bowiem złączona z instynktami, z jakimi rodzimy się wszyscy, kiedy rodzi się także wrażliwość każdego z nas. Już noworodek jest wrażliwy na: osoby, spojrzenia, zapachy, hałasy, dotyk... i szybko uczy się reagować na to w sposób jednoznaczny. To instynkty są pełnym energii źródłem przydającym mocy wrażliwości, stosownie do ukierunkowania, jakie zostanie nadane i wpisane później konkretnie przez samo życie, wykształcenie, różnego rodzaju doświadczenia, możliwość wzrostu, ale także wypadki, pozytywne i negatywne relacje, sposoby nagradzania/ osiągania satysfakcji, ale też frustracje, jak to zaraz zobaczymy. 2) Długi proces gromadzenia Wrażliwość odsyła zatem do czegoś, co kształtowało się długo podczas życia, a teraz jest obecne i działa jako skłonność, która stopniowo pojawiała się i stawała coraz wyraźniejsza i jednoznaczna. Jest to coś, co gromadziło się powoli, w sposób niemal niedostrzegalny i często... nieodczuwalny (w tym znaczeniu, że osoba nie zdawała sobie sprawy z tego procesu, a zatem nie zwracała na niego uwagi). Teraz jednak zakorzenione jest głęboko w jej świadomych i nieświadomych mechanizmach wewnętrznych, tam, gdzie pojawia się iskra rozumienia, pragnienia, odczuwania jakiejś rzeczy jako pięknej i pociągającej, a in— 53 —


W tym sensie prawdziwe są starożytne powiedzenia, zgodnie z którymi „oczy są zwierciadłem duszy”, a zmysły fizyczne w ogólności uważane są za „wrota duszy”, co ukazuje rodzaj relacji pomiędzy zmysłami zewnętrznymi a wewnętrznymi, z uznaniem pierwszych za straże i posłańców, pośredników pomiędzy materią a duchem, nośniki przyjemności cielesnych, ale także pragnień duchowych, cierpienia i miłości8. W istocie sam Jezus mówi o działaniu przekraczającym granice ciała: „lampą dla ciała jest oko” (Mt 6, 22). Najgłębsze znaczenie tego wszystkiego odkrywano stopniowo i traktowano coraz poważniej w refleksji teologiczno-mistycznej aż po stwierdzenie, że prawdziwy mistyk czy prawdziwy asceta, jak pisze bizantyjski mnich Nicetas Stethatos (XI w.), uczeń Symeona Nowego Teologa, to ten, „kto kieruje ku zmysłom wewnętrznym energię zmysłów zewnętrznych, kto rozumnie kieruje wzrok, kontemplując światło życia, kto używa słuchu do rozumienia duszy, smaku do kształtowania rozsądku, węchu do rozumnych refleksji, dotyku do kształtowania wstrzemięźliwości i czujności serca”9. Ignacy stosuje podobną logikę, a nawet pogłębia ją i radykalizuje, dokonując subtelnego rozróżnienia, gdy pisze, że „nie jest rzeczą wielką wiedzieć, co nasyca duszę, ale to, w czym znajdujemy wewnętrzny smak”. To samo, choć używając innego (ewangelicznego) obrazu, wyraża św. Hieronim za pomocą ciekawego porównania: naszych pięć zmysłów to dziewice z ewangelicznej przypowieści (por. Mt 25, 1-13): dziewice mądre, w których przeważa poryw ku niebu, dążenie ku temu, co boskie; dziewice głupie, które pozwalają się uwieść „żądzy ziemskiego zepsucia”, nie mają „apetytu na prawdę rozświetlającą serca”10.

Torino 1956, cyt. za: A. Zaccuri, Da Bacon a Guttuso, l’arte racconta l’Uomo dei dolori, „Avvenire”, 10 II 2012, s. 25 [wyd. pol. Źdźbła trawy, Warszawa 1966]). 8 Por. P. Pisarra, Il giardino…, dz. cyt., s. 57. 9 Nicetas Stethatos, w: P. Pisarra, Il giardino…, dz. cyt., s. 22–23. 10 Tamże, s. 20.

— 21 —


Tym, co zmysły wewnętrzne wyczuwają i potrafią uchwycić w szczególny sposób, jest rzeczywistość misterium, tajemnicy rozumianej nie jako wydarzenie koniecznie i natychmiast religijne ani jako to, co samo w sobie jest niepoznawalne i niezrozumiałe, ale przeciwnie – jako rzeczywistość świetlista, tak pełna światła, że nasze oczy nie mogą określić jej bezpośrednio; nie mogą jednak także wyrzec się poszukiwań i wypatrywania, ponieważ jest... zbyt piękna, co więcej, jest piękna, prawdziwa i dobra, i pociąga ku sobie; to wymiar ostateczny i transcendentny życia, a przecież obecny w każdej rzeczywistości egzystencjalnej i osiągalnej na drodze wszelkiej aktywności zmysłów, aż po tę najbardziej materialną. Tajemnica to ukryty sens rzeczy, który pozostaje ukryty, ale jednocześnie pragnie się ujawnić i pozwala się przynajmniej musnąć, wyczuć, ujrzeć w prześwicie, wyobrazić, poczuć przedsmak, zapragnąć... Dlatego stale posyła nam znaki (duże i małe). Jest sprawą szczególną, że nasze zmysły szukają tego, choć tego nie wiedzą; albo szukają, dając temu inne imiona, mniej lub bardziej odpowiednie (szczęście, dobrobyt, pogoda ducha, sukces, sens życia i śmierci, miłości i cierpienia), i zdolne są do tych poszukiwań, choć często wydają się o tym zapominać. Powoli, krok po kroku uczą się rozpoznawania i kontemplacji, jednak nigdy nie mogą przekroczyć progu. Może ten zmysł misterium jest prawdziwym szóstym zmysłem, o którym mówiliśmy wcześniej, zmysłem, który mógłby uwolnić czy zbudzić pięć pozostałych?

b. Pomiędzy zagadką a tajemnicą Jeśli już, to zagadka jest nieprzenikniona, mroczna, metalicznie chłodna, nie pozwala się dostrzec ani dotknąć, ponieważ unika kontaktu, wewnętrznego, który jest we mnie” (Wyznania X, 6. 8 [przekład Z. Kubiaka ze zmianami, Warszawa 1978]).

— 23 —


jącym zawsze ze swymi owcami, które potrafi odróżniać mimo ich podobieństwa, o rolniku dokonującym zasiewu i jego nieprzyjacielu złośliwie zanieczyszczającym pole złym ziarnem, o zarządcy wiernym i niewiernym, przedsiębiorczym i lękliwym, który nie dba o zysk z powierzonego kapitału. Ukazują nawet dwie historie czy dwa obrazki z życia rodziny (podkreślające relację ojciec – syn) mówiące... o zwykłym „pilnym pouczeniu” (tak zwykłym, że używanym przez wychowawców także dziś). Wydaje się, że bogaty ojciec nie radzi sobie z obecnością dwóch synów w domu: jeden zostaje, drugi ucieka, ten drugi domaga się swego i potem to marnuje, pierwszy zostaje, ale niechętnie, urażony i zazdrosny jak dziecko, niezaradny, jak dzieciak nie potrafi urządzić sobie uczty z przyjaciółmi... Inny ojciec z kolei ma kłopoty z nieprzewidywalnymi synami, którym nie można zaufać, choć z różnych powodów: jednemu mówi, by poszedł pracować w winnicy; ten się zgadza, ale nie idzie; drugi odmawia, lecz potem wyrusza. Jezus, opowiadając o tym, podkreśla wartość tego, co oczywiste, zwraca uwagę na zwyczajność, aby podkreślić codzienną obecność Ojca, to znaczy bezwzględną wierność Jego miłości. W fakcie, że ptaki mają co jeść, a ojciec mimo wszystko oczekuje na powrót syna, a gdy ten powróci, urządza mu ucztę, Jezus widzi Ojca akceptującego każdy nasz powrót. W kobiecie odnajdującej monetę i urządzającej święto widzi święto w królestwie przygotowane dla tych, którzy tego królestwa szukają. W pasterzu zdającym sobie sprawę, że brakuje mu jednej z owiec, widzi miłość tego Ojca, który... potrafi liczyć co do sztuki, dla którego każdy z nas jest jedyny, umiłowany, wybrany od początku. A w tym, że słońce świeci każdego dnia i oświetla wszystkich, Jezus widzi Ojca, który jest światłością dla wszystkiego, co istnieje, który udziela swej łaski dobrym i złym, sprawiedliwym i niesprawiedliwym26. Tego właśnie powinny nauczyć się nasze zmysły. Jeśli zwracalibyśmy uwagę na sprawy oczywiste, zdalibyśmy sobie 26

Por. G. C. Pagazzi, Il prete oggi…, dz. cyt., s. 76–77.

— 36 —


2) Składowa intelektualna Już powiedzieliśmy, że orientacja związana jest z emocjonalnością, ponieważ, jak zaczęliśmy dostrzegać, emocja jako energia popychająca odgrywa we wrażliwości rolę centralną, przede wszystkim syntetyzującą. W rzeczywistości chodzi o pewne wrażenie-emocję, na którą składa się coś szczególnego: nie tylko natura emocjonalna, ale też intelektualna i wolitywna. Jeśli zatem „ukierunkowanie emocjonalne” oznacza przede wszystkim spontaniczną skłonność, a przynajmniej tak jest w pewnym momencie odczuwane (także mając za sobą pewną historię), to wskazuje to na upodobanie umysłu, bliskość danego pojęcia, harmonię i pozytywną predyspozycję, także intelektualną, do interpretowania rzeczywistości w określony sposób, do natychmiastowego rozumienia (wyczuwania) czegoś czy oceniania rzeczywistości w sposób odpowiadający własnej wrażliwości, zatem także do oceny naszych skłonności i odpowiadających temu zachowań (stąd formowanie świadomości moralnej), podtrzymywania zainteresowań intelektualnych i dojrzewania przekonań (intelektualno-moralno-estetycznych)... i – przeciwnie – do odrzucania, dysonansu, antypatii... zawsze na płaszczyźnie umysłu, ich przeciwieństw. Zawsze jest to jednak inteligencja emocjonalna, jak określiłby to D. Goleman32, czy też inteligencja obdarzona energią pobudzającą do działania, inteligencja, która nie jest jedynie współczynnikiem charakteryzującym umysłowość czy chłodnym rozumowaniem, ponieważ pozwala wywierać na siebie wpływ czy zarazić się emocją i sama wywołuje emocje i uczucia. To zatem inteligencja emocjonalna uruchamia emocję inteligencji, swoiście inteligentną, ponieważ determinowaną przez emocję. M. Nussbaum nazwałby ją bowiem „inteligencją emocji” (to znaczy zarządzaną przez emocje) rozumianych jako „trzęsienia ziemi”, „myślowe wstrząsy geologiczne” zdolne wywołać 32 Zob. klasyczny tom D. Goleman, Intelligenza emotiva. Che cos’è, perché può renderci felici, Milano 1999 [wyd. pol. Inteligencja emocjonalna, Poznań 2007].

— 47 —


1. Wrażliwość relacyjna Relacja jest potrzebą, jako że istota ludzka jest z natury relacyjna, nie tylko racjonalna; także dlatego, że relacja jest tym, co cechuje zasadniczo właśnie naturę Bożą, Boga-Trójcy (czy relacji). Ale potem ten niezwyciężony instynkt przebywa zwykłą drogę ewolucji, na którą składają się relacje przynoszące mniejszą czy większą satysfakcję, mniej czy bardziej szczęśliwe kontakty, relacje przeżywane jako ważniejsze czy mniej ważne, doświadczanie „ty”, mniej czy bardziej ważne, pośredniczące w odkrywaniu „ja”, odmienności jako drogi prowadzącej do tożsamości... I tak wrażliwość wobec drugiego i wobec relacji zaczyna się kształtować ściśle jako sposób przeżywania relacji z innym, przyznawania mu pewnej roli w naszym życiu, centralnej lub nie, jeszcze wcześniej darzenia go – lub nie – szacunkiem; jako odczuwanie za niego jakiejś odpowiedzialności, a jednocześnie odczuwanie jego obecności, uznawanie relacji za miejsce stałej formacji, konfrontacji i kryzysów, ale także ubogacania i wzrostu, a „ty” za tajemniczego pośrednika Bożego „Ty”...

a. Zasada trzeciego Rodzi się wrażliwość relacyjna. Może to być wrażliwość dobrego Samarytanina, który widząc biedaka powalonego na ziemię, przerywa swoją podróż, by pomóc mu i zająć się nim odpowiedzialnie i konkretnie (również zapłacić za niego); albo też lewity i kapłana, dla których ten nieszczęśnik nie jest wystarczającym powodem do zatrzymania się, poświęcenia mu czasu i zmiany planów podróży, nawet związanych z ryzykiem spóźnienia do świątyni, a bardziej z możliwością zanieczyszczenia krwią rannego, zatem popadnięcia w stan nieczystości przeszkadzający w sprawowaniu kultu... Kapłan i lewita są więc bardzo wrażliwi na czystość kultu i rytów. Moglibyśmy powiedzieć, że są uwrażliwieni na kwestie profesjonalne i bardzo mało wrażliwi na drugiego człowieka, na — 62 —


rzy byliby wreszcie wrażliwi jedni na drugich, będący tym trzecim – ­człowiekiem.

d. Relacja jako mediacja Zasada trzeciego wskazuje także na ścisły styl relacji czy to w ogólności, to jest w każdej relacji, czy w tych relacjach, którym grozi w jakiś sposób to szczególne niebezpieczeństwo: to, że zostaniemy postawieni w ich centrum. Tak jak istnieje niebezpieczeństwo, że zechcemy ustanowić relację bezpośrednią z innym czy z Bogiem bez jakiegokolwiek pośrednictwa, tak czasem sami możemy stać się obiektem takiego roszczenia ze strony kogoś innego. Nie jest to zresztą sytuacja szczególnie niezwykła. Wówczas na ogół stwierdzamy, że prawdziwa wrażliwość wierzącego w stosunku do innego opiera się na zasadzie: nie ja jestem celem relacji z tobą, ani żadnej innej relacji, ponieważ to nie ja jestem dla innego, każdego innego, punktem odniesienia, lecz Bóg. Dlatego w każdej relacji wierzący stara się szanować to „Boże pierwszeństwo”, nie zajmując miejsca Boga ani nie uzurpując sobie prawa do czegoś, co go nie dotyczy – postępując zatem w taki sposób, że wszystko w nim i w sposobie stawania w obliczu innego nakierowuje na Boga w sposób pośredni czy bezpośredni, ukryty czy wyraźny. A tym bardziej nie przeszkadza w tej relacji. Wszystko to staje się szczególnie prawdziwe i palące w pewnych relacjach afektywnych, w które wciągnięty jest ktoś, kto jest celibatariuszem dla królestwa niebieskiego, zwłaszcza tych, w których szczególne uczucie wydaje się w pewnym momencie wiązać dwie osoby i jedną z nich stawiać w centrum życia drugiej. Wrażliwość powinna tu być jeszcze uważniejsza i ostrożniejsza, by rozumieć, co się dzieje i określić tego skutki. Musi być jasne, że nie chodzi tu o udzielenie wskazówek dotyczących zachowania, ale o zasugerowanie, jaka powinna być typowa wrażliwość wierzącego, który wybrał ślub dziewic— 68 —


nieoczywista, jako że w centrum... czujemy się bardzo dobrze)46. Po drugie, jest to osoba konsekwentna i jako osoba dziewicza przypomina temu, kto kocha ją do tego stopnia, że stawia ją w centrum swego życia: „To nie ja stanowię centrum twego życia, a Bóg”. I usuwa się na bok po pierwsze nie dlatego, by nie grzeszyć, ale po to, by ten/ta, kto go/ją kocha zwrócił/-a się ku Bogu. Człowiek dziewiczy pragnie tego całym sobą i jest to pragnienie cechujące jego dziewiczą wrażliwość (bez tego nie byłaby ona prawdziwie dziewicza). Pragnie tego tak bardzo, że jeśli ktoś chce wejść w centrum jego dziewiczego życia i jego afektów, niemal będąc dumny/-a z pierwszego miejsca zajmowanego w miłości i obiecując pełnię jej odwzajemnienia, to także wtedy przypomina on, bardziej kierując się taktem niż stanowczością: „Nie ty stanowisz moje centrum, lecz Bóg”47. I czyni to raz jeszcze, ale głównie nie dlatego, by nie przekroczyć granicy, ale po to, by wyrazić miłość ku Wiecznemu, będącemu jedyną wielką miłością zaspokajającą serce człowieka48. A wszystko to z delikatną elegancją, będącą naturalnym składnikiem tego rodzaju wrażliwości, bez dostrzegania wszędzie diabła czy traktowania kogoś jako kusiciela/-ki czy uwodziciela/-ki. Może to Jan Chrzciciel, z jego wyraźnym odrzuceniem uznania go za mesjasza (por. J 1, 19-20), a następnie z wolnością, z jaką nie tylko uznał Baranka Bożego (29), ale posłał swoich uczniów, by poszli za 46 Parafrazując znaną przypowieść ewangeliczną, można tu przytoczyć propozycję odróżnienia panien mądrych od nierozumnych, albo takich, które używają swych zmysłów mądrze czy nierozumnie, przedstawioną przez św. Hieronima. 47 Por. B. Maggioni, La lieta notizia della castità evangelica, „La Rivista del clero italiano”, 7–8 (1991), s. 456. 48 Na Wschodzie w praktyce kierownictwa duchowego jeszcze dziś, jak i w przeszłości, zdarza się często, że dialog pomiędzy kierownikiem duchowym a uczniem odbywa się, gdy nie siedzą naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy i mówiąc do siebie, ale gdy siedzą obok siebie lub spacerują jeden obok drugiego lub podczas spowiedzi obaj zwróceni są ku ikonie czy krzyżowi. Jest to bardzo jasny sposób wyrażenia, że nikt nie stanowi tu dla drugiego centrum, ponieważ dla wszystkich jest nim Bóg, por. A. Cencini, Il contatto corporale nella relazione di aiuto, „Tre Dimensioni”, 1 (2004), s. 50.

— 70 —


(czy jej brak) jako na alibi usprawiedliwiające jego postępowanie czy sądy etyczne, być może wygłaszane w imię wolności sumienia („Moje sumienie mówi mi, że postępuję właściwie, a ponieważ jest wolność sumienia, działam zgodnie z tym, co mi ono powiedziało”), jakby nie był za nic w najmniejszym stopniu odpowiedzialny. Każdy powinien zastanowić się nad drogą, na jakiej formowała się jego wrażliwość moralna, przede wszystkim w prawdzie i płynącej z niej wolności, w przeszłości i obecnie. Poczynając od tego zasadniczego i uniwersalnego pytania, którego nikt nie może uniknąć i które leży u podstaw każdej drogi kształtowania człowieczej wrażliwości moralnej: „Czym jest dobro?”. Jest to pytanie, od którego potem pochodzą następne wzywające do konkretnej odpowiedzialności: „Co powinienem czynić teraz jako dobro? Jaką rzecz najprawdziwszą i najpiękniejszą należy wybrać w tych okolicznościach? Czego domagają się ode mnie w tym przypadku życie i inni, Bóg? Czy jestem właściwie pewien, że w tym momencie moje sumienie podsuwa mi wskazówki najsłuszniejsze, czy może sprawiam, że mówi to, co chciałbym usłyszeć?”. W tym sensie jest rzeczą bardzo dobrą nie tylko dokonywać rachunku sumienia po to, by poznawać prawdę o sobie, ale dokonywać także czasem rachunku sumieniu na kształt okresowego przeglądu „wyszukiwarki” naszego wnętrza w celu sprawdzenia prawidłowości jego działania. To właśnie dzięki regularności i jakości tych badań, i w konsekwencji dzięki odpowiedziom na te pytania i stałemu poszukiwaniu dobra samego w sobie, rodzi się i stale kształtuje wrażliwość moralna czy sumienie. Ponieważ człowiek potrzebuje w każdym wypadku kryterium działania, absolutnie stałego kryterium wymagającego także od podmiotu stałego konfrontowania się z rzeczywistością w celu udzielania odpowiedzi na te pytania. Znajdą się tacy, którzy odpowiedzą nieco pospiesznie i zwyczajnie, że dobrem jest to, co im się wydaje [nim być] i podoba, a w każdym razie to, co stanowi osobistą korzyść; gorący zwolennik porządku prawnego odpowie, że dobrem jest to, co wyznacza prawo umowne, jednakowe dla wszystkich; — 75 —


także gangsterzy i terroryści, to nieuniknione, że po naruszeniu tego kodeksu, niezależnie od rodzaju naruszenia, podmiot nie pozostaje obojętny, ale odczuwa niemiłe reperkusje związane ze świadomością, że w jakiś sposób zdradził siebie, odstąpił od tego, co sam obrał za kryterium swego działania. Może będzie próbował zanegować ten wewnętrzny konflikt, może zdoła okazywać pewność i niewzruszoność, ale w głębi siebie nie zdoła w pełni ukryć świadomości, że zaprzeczył sobie, że się niemal siebie wyparł, nie zdoła też wmówić sobie, że to nie stworzyło żadnych problemów z szacunkiem, jaki czuje wobec siebie, że nie czuje się źle, że nie rozczarował się sobą. Powiemy, że wszystko to stanowi trochę wyrzut sumienia, będący znakiem istnienia świadomości moralnej i pokutnej, więcej i ściśle: tak zwanego poczucia winy. Człowiek jest słaby, ponieważ błądzi, jest jednak wielki, gdy uznaje swe błędy, przyjmuje odpowiedzialność i szczerze wyznaje, że żałuje. Albo przyznamy, choć rzadziej, że dopóki ktoś odczuwa wyrzuty sumienia czy wstyd, dopóty człowieczeństwo jeszcze w nim żyje i jest prawdziwe, wciąż istnieje możliwość rozwoju, ratunku, wyjścia. Jak mawiał V. Sołowiow: „Doświadczam wstydu, zatem istnieję”. Nieszczęście pojawia się wtedy, gdy zanikają także wyrzuty sumienia, ponieważ wtedy człowiek jakby tracił trochę ze swego człowieczeństwa. Problem zaś jest wtedy, gdy ta omylna istota, jaką jest człowiek, nie ma już w ogóle poczucia winy i nawet chlubi się tym, że uwolniła się raz na zawsze od tej pozostałości dziecięcej psychiki z jej dziwnymi religijnymi naleciałościami. Nie oznacza to jednak ani uwolnienia, ani wolności, a raczej brak wrażliwości jako skutek „zagubienia zmysłów”: nie potrafią już one dostrzec godności ukrytej w uznaniu popełnionego zła. Psychiczny infantylizm, o korzeniach być może religijnych, nie występuje u tego, kto mając możliwość popełnienia błędu, odkrywa tajemnicę swojej wolności, ale u tego, kto żyje jeszcze w złudnym świecie nieprawdopodobnej (jeśli nie pełnej hipokryzji) niewinności53. W su53 Jest to temat bardzo częsty w duchowości ojców pustyni. Jak mówi o tym powiedzenie przypisywane abbie Sarnacie: „Wolę człowieka, który jest grzesznikiem,

— 78 —


nia o nim i uwidaczniania go w swym życiu i w sobie: piękne życie w pięknej osobie rozsiewającej wokół siebie piękno. W rzeczywistości, gdy mówimy o wrażliwości estetycznej, mamy na myśli właśnie te postawy określone za pomocą czterech poniższych słów: 1) Dostrzec Przede wszystkim rozumiemy przez to słowo zdolność dostrzegania otaczającego nas piękna, ale także piękna w nas, dużego czy małego, jakiekolwiek by było, umiejętność rozpoznania go także wtedy, gdy wydaje się zmieszane ze swym przeciwieństwem, nie jest doskonałe lub jest tylko piękną częścią w morzu brzydoty. Ze smutkiem i niepokojem myślimy o tym, że możemy przechodzić obok piękna czy żyć zanurzeni w nim, czy współżyć z nim bez zdawania sobie z tego sprawy, albo mieszać je z tym, co jest tylko widowiskowe, wspaniałe, sławne czy funkcjonalne; albo poszukiwać go nie wiadomo gdzie. W tym sensie możemy powiedzieć, że wrażliwość estetyczna jest w swej istocie ekstatyczna, zdolna do przeżywania lęku i zdumienia, otwarta na nowe, nieoczekiwane, na „niesłychane”. Przede wszystkim jest to wrażliwość otwarta na misterium i tak na nim skoncentrowana, że dostrzega je wszędzie, ponieważ w każdej rzeczy i osobie kryje się tajemnicze piękno. Jednak tylko nieliczni to dostrzegają, ogromna większość przechodzi nad tym z obojętnością. Jak mówi Heschel, w tradycji biblijnej „w obliczu wzniosłego cudu, jakim jest życie, obojętność stanowi korzeń grzechu”56. 2) Rozkoszować się Wrażliwość estetyczna oznacza w istocie zdolność rozkoszowania się pięknem, cieszenia się na jego widok i odczuwania go w jakiś spo56

A. Heschel, w: P. Pisarra, Il giardino…, dz. cyt., s. 48.

— 83 —


Jeśli rozkoszowanie się pięknem oznacza spojrzenie wolne od szukania korzyści, a zatem spojrzenie krótkowidza, to sam akt rozkoszowania się pięknem jest przyjemny i darmowy [w oryginale gra słów: grato – gratuito – miły, przyjemny – darmowy], jest radością wewnętrzną, nawet jeśli wcześniej czy później widzialną także na zewnątrz; to wrażenie tajemnicze i uzasadnione. Zasadniczo jego źródłem jest bowiem absolutne zdziwienie; prawda się objawia, przemawia do człowieka, ale nie tylko językiem umysłu czy intelektualnej refleksji, lecz językiem piękna trafiającym dzięki swej naturze do wszystkich zmysłów. Piękno jest nową drogą prowadzącą do prawdy, odsłaniającą jej całkiem nowe aspekty. Nawet więcej: nie odkryjemy prawdy, jeśli w pewnym momencie nie odkryjemy w niej także tego aspektu, jakim jest jej odsłanianie się w pięknie. Jest to tajemniczy aspekt prawdy w sensie podanym wcześniej. Prawda widziana z tego punktu widzenia stanowi ukryty sens rzeczy, to, co jest wszędzie i nas pociąga, komunikuje się nam, mówi do nas, przekazuje orędzia, muska, dotyka, jest przyjaciółką naszego życia, pragnie się objawić; jest piękna, bogata w światło i ciepło... Możemy ją dostrzec, wyczuć, dotknąć skraju jej szaty, pojąć przynajmniej jakąś jej część... Piękne jest już samo poszukiwanie prawdy, ale radość wybucha zawsze wtedy, gdy faktycznie udaje się nam pojąć jakiś jej szczegół i odkryć w niej głębokie, nadzwyczajne piękno, zawsze nowe, nieznane; choćby było małe, zawsze zawiera całość. 3 ) Tw o r z y ć Wrażliwość stanowi zawsze syntezę pasywności i aktywności. Jeśli zatem z jednej strony wychodzi nam na spotkanie piękno, to z drugiej my zmierzamy ku niemu; jeśli to ono nam się objawia, to potem my, każdy z nas, sprawiamy, że staje się ono żywe, prowadzimy z nim dialog, po prostu je tworzymy. Jest to jedna z największych możliwości udzielonych stworzeniu. Zostało ono stworzone jako „dobre i piękne” — 85 —


staje się zwiastunem prawdy. W kulturze takiej jak nasza, w której prawda wydaje się nie mieć siły przekonywania, język piękna staje się drogą kontemplacji i świadectwa prawdy. Bez piękna prawda jest bowiem niema. B. Forte, pasterz i teolog wyjątkowo wrażliwy na piękno, twierdzi: „Nie wystarcza, że prawda jest przedstawiana dzięki argumentacji logicznej i dobru wynikającemu z imperatywu etycznego. Trzeba, by ukazały one razem swoje atrakcyjne oblicze, ponieważ jedynie miłość porusza i przekonuje: a jedynie piękno budzi ją i ożywia”63. M. Rupnik, inny teolog rozmiłowany w pięknie i z powodzeniem zajmujący się sztuką jego ukazywania, pisze podobnie: „Z teologicznego punktu widzenia piękno jest rzeczywistością przenikniętą prawdą i dobrem, jest urzeczywistnieniem miłości, świętowaniem prawdy jako miłości i zbawienia człowieka oraz całego świata”64. Stąd konieczność, by nowa ewangelizacja energicznie dążyła do odzyskania przez piękno centralnego miejsca i by każdy wierzący zaangażował się „w ukazywanie tego, że Chrystus jest nie tylko prawdziwy i sprawiedliwy, ale także piękny (zgodnie z oryginałem greckim piękny Pasterz u Jana 10, 11. 14!) i że właśnie piękno czyni Go pociągającym i istotnym dla tych, którzy szukają racji, by żyć razem z innymi”65. Z drugiej strony zawsze prawdziwa jest lekcja Augustyna: Non possumus amare nisi pulchra66, możemy kochać tylko to, co piękne. I piękno zdolne jest poruszyć te struny ludzkiego ducha, których nie dotknie czyste, nawet uzasadnione, rozumowanie. Piękno pociąga, budzi fascynację i emocje, łamie schematy wynikające z obsesji użyteczności, z dręczącego niepokoju o to, by coś robić, ze zrównania czasu i pieniądza, schematy będące skutkiem B. Forte, La via della bellezza, Brescia 2009. M. I. Rupnik, w: L. Guccini, Volgeranno lo sguardo a colui che hanno trafitto, Como 2006, s. 21. 65 B. Forte, La via della…, dz. cyt. 66 Św. Augustyn, De musica, 6, 13, 38. 63 64

— 90 —


Ro zd z i a ł I V

Wrażliwość Boga Czy Bóg ma wrażliwość/jest wrażliwy? Pytanie jest na miejscu, nie jest banalne, nie brak w nim szacunku, nie ma też na nie łatwej do przewidzenia odpowiedzi. Oczywiście sposób, w jaki stawiamy czoło pytaniu tego rodzaju, jest ściśle związany z założeniem szczególnego pojęcia, jakie mamy o Bogu. Dzięki wierze i objawieniu w Chrystusie oblicza Ojca chrześcijanin przynajmniej teoretycznie nie powinien mieć problemów z udzieleniem twierdzącej odpowiedzi na to pytanie. W rzeczywistości sprawy wyglądają inaczej i każdy z nas może to odkryć w sobie. Ponieważ dostrzeżenie w Bogu, naszym Bogu, zmysłów i wrażliwości nie jest i nie może być jedynie kwestią ideologii, ale życiowego doświadczenia. Odpowiedź na to pytanie wiąże się z możliwością ustanowienia z Nim kontaktu, prawdziwej relacji, jak z jakąś znaną nam żyjącą osobą. Dlatego nie jest to wcale pytanie teoretyczne i nieistotne. Moglibyśmy nawet powiedzieć, że pytanie o wrażliwość Boga w rzeczywistości dotyczy Jego żywej Istoty, Osoby żyjącej, dobrego Misterium, jak wyszczególniliśmy wcześniej, które naprawdę pragnie się objawić; Boga, z którym mogę prowadzić dialog, którego mogę usłyszeć, który mnie widzi, chroni, którego moje serce może — 95 —


Wierzę, że Bóg, przynajmniej Bóg chrześcijan, w swej woli dzielenia się miłością, sobą, życiem, stale dąży do tego, by uwalniać miejsce dla drugiego, dąży do pomniejszenia się/wycofywania [por. pojęcie cimcum z kabały Izaaka Łurii] – jeśli to możliwe – by drugi był, aby istniał, aby był szczęśliwy. Lubię zatem myśleć o naszym Bogu jako o Tym, którego silnie pociąga dobro, jakim jest pokora we wszystkim, kim jest i co czyni, w Jego działaniu ad intra i ad extra, w miłości wiążącej Go zarówno z pojedynczym stworzeniem, jak też w wielkim planie stworzenia. Pokora to kryterium Jego istnienia i działania, wskaźnik Jego miłości i pozwolenia na miłowanie Go. W Bogu wszystko jest wyrazem pokory76. Nawet jeśli mówienie o Bogu pokornym nie wydaje nam się rzeczą całkiem naturalną. Spróbujmy zatem zobaczyć, bez żadnych uprzedzeń, zwyczajnie, jakiś aspekt tej boskiej pokory, sposoby, w jakich się wyraża w relacjach z człowiekiem. Znalazłem przynajmniej trzy: Bóg, który czyni miejsce człowiekowi w swym sercu i pamięta o nim (trzyma go w sercu) [włoskie ricordare – pamiętać, pochodzi od cor, cordis – serce (jako siedziba pamięci)]; Bóg, który wyrzeka się swej potęgi i zapomina o grzechu człowieka; wreszcie Bóg, który poniża się do tego stopnia, że pozwala, by zapomniała o Nim miłość człowieka.

a. Bóg, który pamięta Łączenie pokory i pamięci Boga nie jest czymś oczywistym. Zobaczymy jednak, że jest uzasadnione i wnosi wiele światła. W każdym razie chodzi tu o coś, co możemy zrozumieć, co jest bardzo bliskie naszej psychice i to do tego stopnia, że możemy to ze swej strony przyjąć jako kryterium naszej wrażliwości moralnej. Moją początkową hipotezą jest to, że pokora Boga widoczna jest także w Jego sposobie pamiętania, pamiętania właśnie w sensie czy76 Zob. w tym znaczeniu klasyk F. Varillona, L’umiltà di Dio, Magnano 1999 [wyd. pol. Pokora Boga, Warszawa 1977].

— 103 —


sposobem pamiętania swojej historii z nadaniem wszystkiemu spójnego sensu, podczas gdy pamięć pozostała narzędziem czy sposobem wierzenia. Skutkiem tego był też odpowiedni sposób reagowania, także w sferze moralności: „Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem, nie zapominaj. Kiedy napotkasz cudzoziemca, nie zapominaj, że także ty byłeś cudzoziemcem, a zatem postępuj wobec niego dobrze” (por. Pwt 4; 5, 13; 8). Jasno zauważa to Pagazzi: „Cała Księga Powtórzonego Prawa to fundamentalna teologia moralna, której podstawą jest pamięć”77. I jest nią, ponieważ jeszcze wcześniej objawia moralną wrażliwość Boga, której fundamentem też jest pamięć: serce pokorne pamiętające o stworzeniu i ustanowionym z nim przymierzu. Pyszny pamięta tylko o sobie. Aby zapobiec temu, że wydarzenia z historii Izraela, wraz z orędziem, które z nich wypływało, mogą zostać zapomniane, albo że ich oddziaływanie ograniczy się tylko do czasu, gdy miały miejsce, Mojżesz ustanawia kult i memoriał, święto liturgiczne, to jest uroczyste obchody, a nie tylko wspomnienie; wymianę pamięci, nie pamięć jednostronną78. „Pamiętając o cudach dokonanych przez Boga, przypomina się Bogu, by pamiętał o Izraelu. Obchody liturgiczne to właśnie połączenie pamięci o Bogu, który zbawia, i pamięci Izraela, obiecującego wierność i objawiającego wdzięczność”79. Na tym skrzyżowaniu rodzi się zbawienie zarówno w sensie aktywnym, jak i pasywnym: „Jeśli Bóg pamięta o mnie, zbawia mnie; jeśli ja pamiętam o Bogu, jestem zbawiony”80. Zdarza się jednak, że Izrael, lud pamięci, zapomina o Bogu. Więcej: nie tylko zapomina o swoim Bogu, który wyprowadził go z Egiptu, G. C. Pagazzi, Il prete oggi…, dz. cyt., s. 48. Jeśli chodzi o niniejszy paragraf, jestem dłużnikiem jasnych refleksji tego autora. 78 Por. A. Cencini, L’albero della vita. Verso un modello di formazione iniziale e permanente, Cinisello Balsamo 2011, s. 174–175. 79 G. C. Pagazzi, Il prete oggi…, dz. cyt., s. 48. 80 Tamże. 77

— 105 —


piękne i dobre, jak zauważa kilkakroć autor Księgi Rodzaju. Opowiadają bowiem rabini, że źrenica oka Boga wobec piękna świata, a zwłaszcza na widok ludzkiej istoty, rozszerzyła się do tego stopnia, że Bóg z najwyższej radości i upodobania uronił łzę nad swoim stworzeniem. Ta łza mówi właśnie o wrażliwości Boga na piękno. 1) Piękno jako objawienie Bóg jest nie tylko Stwórcą, jest stwórcą piękna; to, co wychodzi z Jego rąk, jest blaskiem piękna. A w konsekwencji to, co jest piękne, nosi ślad Jego dłoni. Piękno jest dowodem istnienia Boga. Jednak nie jakiegokolwiek bóstwa jako takiego, istoty abstrakcyjnej, mniej czy bardziej nieruchomego Poruszyciela, ale Boga, który chciał się objawić, Boga-misterium, jak uściśliliśmy wyżej, Boga, który pragnie wejść w kontakt z człowiekiem, powierzyć mu swoje tajemnice, powiedzieć mu konkretnie o swojej miłości, objawić swój plan, uczynić go swoim współpracownikiem... Piękno jest przede wszystkim właśnie tym, jest zasadniczo czymś rozprzestrzeniającym się, jak mówi cytowany już Platon, dla którego piękno jest „blaskiem prawdy”. Piękno tkwi w tym, że to, co jest prawdą, może się objawiać, może zostać powiedziane, wyrażone na różne sposoby, może objawić swoje misterium i uczynić się poznawalne oraz rozbłysnąć pełnią blasku. Piękno wskazuje na prawdę, która weszła w relację ze zmysłami człowieka, więcej: jest prawdą w dialogu z zewnętrznymi i wewnętrznymi zmysłami człowieka. Wydaje się echem definicji Platona to, co stwierdza św. Tomasz, który piękno umieszcza w relacji z wzrokiem człowieka: „Piękne jest to, co podoba się naszemu wzrokowi”89, wskazując w ten sposób, że tym, co się liczy, jest widzenie – pojmowanie piękna, a następnie zwłaszcza radowanie się nim: piękno jest „miłe w poznawaniu”90. 89 90

Pulchrum est quod visum placet, tamże, Ia, q. 5, a. 4, ad 1. Tamże, IIa-IIæ, q. 27, a. 1, ad 3.

— 113 —


spojrzeń. I wówczas, „jeśli nalegacie – wydaje się mówić Nauczyciel – to, kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”. Nie jest to powód do obrazy ani sposób uniknięcia pułapki czy zwykłe odwrócenie słów. Nie, Jezus pomaga tu także tym osobom, zaprasza je do spojrzenia do wnętrza, zaprasza je do prawdy, do zadania pytania o to, czy odkryły źródło godności swojej i innego człowieka, co stanowi warunek sine qua non, by iść dalej w stronę odkrywania własnego zła... Wtedy kamienie zaczynają im straszliwie ciążyć w rękach. I odchodzą, poczynając, kto wie dlaczego, od najstarszych (bardziej szczerych czy bardziej strachliwych, bardziej zakłopotanych czy sprytniejszych?). Jezus zostaje sam z kobietą stojącą jeszcze pośrodku, w centrum uwagi. Wreszcie w centrum uwagi kogoś, kto patrzy na nią inaczej, prawdziwie i z szacunkiem, kogoś, kto nie zatrzymuje się zwyczajnie na jej pięknie fizycznym ani moralnej poprawności – co byłoby spojrzeniem ubogim, postrzeganiem niepełnym, jeśli nie spaczonym – kogoś, kto patrzy spojrzeniem, które sięga najbardziej ukrytej głębi i tam rozpoznaje obiektywny wdzięk, piękno, które Stwórca umieścił w niej w chwili stworzenia, piękno, które kiedyś zagubiła i które Jezus, Pan i objawiciel Bożego piękna, teraz odkrywa w niej nietknięte, ponieważ nic i nikt nie może go zlikwidować (właśnie w tym sensie może ona powiedzieć: „Nikt mnie nie potępił”). Ta kobieta – przyzwyczajona do spojrzeń niewłaściwych, upokarzających – nigdy nie czuła, by ktoś tak na nią spojrzał, nigdy też nie czuła się tak piękna. Ta chwila była dla niej jakby chwilą stworzenia: „Ja także cię nie potępiam; idź i odtąd już nie grzesz”. W tym momencie była już cudzołożnica „narodziła się”, dzięki tym słowom Nauczyciela została zrodzona czy odrodzona do piękna, do którego przeznaczył ją plan Ojca. Mocniejszy niż wszelki grzech. I możemy być pewni, że już nie grzeszyła.


Ro zd z i a ł V

Zmysły i sens Szczególna homonimia [w języku włoskim il senso oznacza zarówno zmysł, jak i sens] występuje w przypadku [zmysłu i] zmysłów (naszych pięciu zmysłów, o których sporo mówiliśmy) i sensu jako znaczenia rzeczywistości. A jednak różnica treści [w języku polskim także różnica formy] jest wyraźna: w pierwszym razie słowo „zmysły” oznacza zarówno zdolność, jak i narzędzie, niezastąpionego pośrednika pomiędzy nami a rzeczywistością ożywioną i nieożywioną; w drugim – „sens” oznacza to samo, co „znaczenie”, to, co nadaje wartość egzystencji, co nadaje wartość ostateczną (sens życia, śmierci, miłości, cierpienia...) i wartość doraźną poszczególnym sytuacjom życiowym, każdemu elementowi codzienności. Zmysły stanowią rzeczywistość psychosomatyczną potwierdzającą relacyjną naturę człowieka; tymczasem sens jest wydarzeniem w sferze ducha, związanym z pielgrzymowaniem każdej żyjącej jednostki ku prawdzie, podkreślającym jej zdolność transcendowania. I dalej, korzystanie ze zmysłów nie wymaga wielkich ćwiczeń; wprawa w poszukiwaniu i znajdowaniu sensu – przeciwnie: odpowiada wrodzonej potrzebie człowieka, ale wymaga trudu poszukiwań. Trudu trwającego przez całe życie. Wreszcie zmysły i korzystanie z nich w pewien sposób narzucają się w życiu człowieka, nikt nie może się bez nich — 121 —


święto. Ma przy sobie wiele pieniędzy (swoją część dziedzictwa, jakiej przed czasem zażądał od majętnego rodzica), posłużą mu, by mógł cieszyć się i bawić, jakby święto było czymś materialnym, co można kupić: tyle możliwości, takie święto. Albo czymś automatycznym, pewnie myślał młodzieniec: dzięki temu, że ja coś posiadam pierwszy, nie ucieknie mi to następne. W sumie perspektywy wspaniałe, życie, jakim można się cieszyć! Na chwilę zatrzymamy opowiadanie. Ponieważ w rezultacie ten młodzieniec i jego roszczenia to symbol szczególnego aspektu dzisiejszego społeczeństwa i kultury oraz ich oszukańczych sztuczek i pułapek. Kultury przyjemnych doznań, która powierzyła zmysłom zadanie wyłącznie... świętowania, zapewniania radości człowiekowi bez włączania w to sensu. Dla większej ścisłości: z jednej strony jest to społeczeństwo, które umasowiło święto i zredukowało jego rolę do roli towaru czy źródła zysku [w oryginale gra słów: massificare i mercificare], czyniąc z niego obowiązek; z drugiej – wytworzyło złudzenie, że człowiek może znaleźć radość zwyczajnie w pobudzaniu i prowokowaniu zmysłów, obfitym ich karmieniu, w każdym razie bez zwracania uwagi na jakość pokarmu, zapewnianiu zmysłom ostatecznej gratyfikacji, bez odniesienia do tego naturalnego napięcia ku temu, co prawdziwe, piękne i dobre, o czym wiemy, że jest wpisane w zmysły. Pomyślmy tu o oszukańczych przesłaniach reklam, o których wszyscy wiedzą, że są kłamliwe, ale się od nich uzależniają, czy o wakacyjnych ofertach agencji turystycznych, obiecujących czasem nieprawdopodobne wakacje (z pewną frustracją) w krainach, które nie istnieją, czy – kolejny szczególny fenomen – przypomnijmy centra handlowe, prawdziwe miejsca pielgrzymkowe, zaprojektowane właśnie w tym celu, by uwieść zmysły, poruszając je ukazaniem nieskończonej wielobarwności, z wykorzystaniem wszelkich gustów i słabości, atrakcji i pokus, prowokacji i stymulacji, wobec których zmysły nie mogą pozostać obojętne i ludzie mają ochotę zaspokoić wszystkie swoje — 126 —


wrażliwość; w przeciwnym razie, jeśli staje się nieme, przemienia się w chłodną zagadkę o brzmieniu przypominającym zgrzyt metalu. Konkluzja wprost wydaje się bardziej drastyczna i radykalna, jeśli uwzględnimy, że podobne wnioski możemy wyciągnąć, analizując inny aspekt związany z kulturą, co widzieliśmy w poprzednim paragrafie, aspekt kultury sekularyzacji czy kultury, w której tak ważne są przyjemne przeżycia. Nie prowadzi ona do żadnego święta z powodów w pewnym sensie przeciwnych, ponieważ wprawdzie posiada zmysł święta, ale zagubiła jego sens, gdyż osierocone zmysły wyrażają jedynie siebie i poszukują szczęścia, które – pozbawione stałego horyzontu i prawdziwego sensu – wypala się zbyt szybko. Mówiąc inaczej, brakuje tu tego, co wcześniej zapowiadaliśmy jako niezbędne na drodze wzrastania i dojrzewania istoty ludzkiej: spotkania Homo sentiens i Homo sapiens, oznaczającego pełną realizację i dopełnienie ewolucji rodzaju ludzkiego. Bez tej syntezy nie ma człowieka, tak jak nie ma człowieka, jeśli brakuje zdolności świętowania. Jest jeszcze inny dowód naszej zasadniczej tezy, w pewien sposób odpowiadającej na retoryczne pytanie będące tytułem tej książki: tak, tracimy zmysły, tracąc zdolność świętowania. A zatem spróbujmy zrozumieć, w jaki sposób zapobiec, jeśli to możliwe, tej sytuacji, i zapewnić formowanie zmysłów.


Proponuję tu zatem drogę formacji w odpowiedzi na dwa problemy kulturowe rozważane w poprzednim rozdziale: zmysły pozostawione sobie samym i pozbawione sensu, do którego można je odnieść (kultura miłych przeżyć) i przeciwnie – obecność sensu, który jednak nie potrafi uwzględnić zmysłów i w końcu nie przemawia już i staje się pojęciem pustym (kultura tego, co już słyszałem). Rozumna droga formacji pozwoli nadać sens zmysłom i w sferze sensu przywrócić znaczenie zmysłom. I nie jest to tylko gra słów – tego możemy być pewni.

1. Nadać sens zmysłom Chodzi tu przede wszystkim o to, by nie pozwolić na sprowadzenie zmysłów do roli zwykłych narzędzi, mechanizmów działania, środków łączności. Pewnie są i tym i dlatego mają wielkie znaczenie: zmysły są także zawsze naszą pierwszą autentyczną więzią ze światem, to znaczy utrzymują naszą stałą więź z rzeczywistością, są pępowiną zapewniającą nam pokarm i przeżycie. Są też jednak czymś całkowicie specyficznym i oryginalnym. Nie tyle zapewniają nam wszelkie połączenia i są neutralnym środkiem przekazu, ile przede wszystkim reprezentują sobą charakterystyczne sposoby istnienia, a potem wchodzenia w relacje pozwalające na szczególnie bogaty i różnobarwny stosunek do rzeczywistości, która ma później odpowiadający jej znamienny pośredni wpływ na proces formowania osobowości. Informacje uzyskane za pomocą wzroku z jednej strony różnią się od tych, które pochodzą z dotyku czy słuchu, ale jest także prawdą, że każdy widzi, słyszy, dotyka na swój sposób... a jednocześnie działanie zmysłów jest uwarunkowane tymi informacjami. W sumie niebezpieczne byłoby pozostawienie przypadkowi czy spontanicznym impulsom tej skomplikowanej gry informacji i wza— 136 —


pełnego widzenia, słyszenia, wąchania, gdy tymczasem formowanie zmysłów przywołuje ideę wolności do, pozwalającej na ich kształtowanie zgodne z „ja” idealnym, z naszym powołaniem w Chrystusie. Inaczej mówiąc: jeśli zmysły uzdrowione (czy wychowane) to zmysły, którymi kieruje sens i nie są pozostawione sobie i które ponownie pełnią swoją funkcję, czyli potrafią badać prawdę, mówić prawdę, czuć jej woń, nawiązywać relacje w prawdzie, wówczas zmysły uformowane są zmysłami ucznia podobnymi do zmysłów Nauczyciela i coraz bardziej zbliżającymi się do Jego sposobu myślenia i czucia; są zatem wolne, ponieważ otrzymały Jego postać; dzięki niej uczeń stopniowo odkrywa swój osobisty i idealny sposób patrzenia na rzeczywistość, słucha życia, które przemawia, kosztuje prawdy i piękna... W istocie „mamy myślenie Chrystusa” (1 Kor 2, 16) [BT: „znamy zamysł”; BG: mamy zmysł Chrystusowy; BNP: „znamy myśl Chrystusa”]. Zmysły uzdrowione (czy wychowane) to zmysły, które odzyskały swoje szczególne funkcje czy te, których relacja z prawdą jest tak autentyczna i silna, że osoba jest zdolna płakać z jej powodu, dostrzegać ją wszędzie, nawet w tym, co jest nieskończenie małe, odróżniać ją od imitacji i fałszerstw, odkrywać jej smak, wypowiadać ją z pasją i mocą przekonywania, stać się wymownym znakiem tej prawdy i wszystko z nią utożsamiać. Zmysły uformowane to zmysły Chrystusa w zmysłach ucznia, maksymalnie wyostrzone, gdy przykładowo jest on zdolny widzieć cierpienie wokół siebie do tego stopnia, że się wzrusza z jego powodu, ale też z powodu niesprawiedliwości podnosi głos, gdy w sercu czuje się na tyle wolny, by odczuwać współczucie i empatię wobec potrzeb drugiego człowieka, gdy jest tak uważny, że zdaje sobie sprawę z tego, kto go szuka, i wyciąga ku niemu rękę, gdy jest tak pokorny, że nie gardzi umyciem nóg biednemu i zabrudzeniem rąk, gdy trzeba pomóc potrzebującym, gdy jest tak bogaty miłością do swego Pana, że wokół siebie roztacza Jego woń... Moglibyśmy powiedzieć, że uzdrowienie zmysłów prowadzi do ich ulepszenia czy zasadniczego ukształtowania; tymczasem formowanie — 142 —


problemu, to jest o niezastąpionym wkładzie zmysłów w kwestię sensu, o tym, jak mogą nam one pomóc inaczej spojrzeć na znaczenie życia i śmierci, miłości i cierpienia, pracy i święta... poprzez złączenie [tu i w kolejnym zdaniu autor stosuje grę włoskich słów z użyciem terminów gramatycznych: koniugacja, deklinacja, czasownik, słowo] z codziennym życiem. Nagiąć dwa słowa [sens i zmysł] i złączyć je w jedno znaczenie, pełniejsze i bogatsze, właśnie uwzględniające działanie zmysłów. Ponieważ sens, jeśli jest prawdziwy, musi być wyrażony w języku zmysłów, to jest wyjaśniony w słowach codziennego życia, w przypowieściach, wzbogacony nowymi zrywami, poparty przykładami i historiami z życia, oglądany i oświetlany pod różnym kątem, smakowany i kosztowany, zamieniany w czyny, w stopy wędrujące, by go głosić, w ręce zaciskające się w jego imię, w rodzące się dzięki niemu relacje, w smaki i nowe, dotąd nieznane wonie życia... Jeśli zmysły przydają życiu barwy, to jeszcze wcześniej przydają jej sensowi, więcej: to one są różnymi barwami sensu, aby nie był on bezbarwny, szary czy tylko czarno-biały. Jeśli sens nie jest wypowiadany-tłumaczony-opowiadany-smakowany... tracimy go albo staje się niezrozumiały – nikt go nie rozumie, pozostaje teorią i abstrakcją, czymś pustym i bezcielesnym, często powtarzanym, czystą fikcją intelektualną czy złudzeniem intelektualnych sztuczek, niewyrażony z całym swym bogactwem i potencjałem; w końcu umiera. Jeśli wprost nie można go wypowiedziećprzetłumaczyć-opowiedzieć-posmakować... wówczas mamy chęć powiedzieć, że ten sens nie jest ani prawdziwy, ani piękny, ani dobry; lepiej pozwolić, by się zagubił. Ponieważ to, co jest prawdziwe-pięknedobre może być też dostępne dla ludzkich zmysłów, a zmysły mogą to zrozumieć i w tym zasmakować, mogą to przekazać i powtarzać tak długo, aż wszyscy, także mali i prości, będą mogli to zrozumieć. A potem na nowo wyrazić, stosownie do swojej mądrości. To dlatego – dla przykładu – prawdziwa duchowość powinna być wyrażona w słowach prostych i zrozumiałych dla wszystkich, — 144 —


każdego dnia zwraca wciąż nowe słowo ku temu, kto weń wierzy, słowo nieznane i nie do przewidzenia, niosące cierpienie i radość, czasem dziwne, często trudne do zrozumienia, zawsze niełatwe, gdy chce się nim żyć. Słuchanie to nie jest łatwe. Dobrze jest je sobie wyobrazić, myśląc o wędrowcu, który w drodze stracił orientację lub boi się, że zmylił drogę: podnosi wówczas rękę do ucha, aby wyeliminować fale dźwiękowe, które mogłyby przeszkodzić w ścisłym rozpoznaniu tego, czego z takim trudem nasłuchuje. Tym trudniej gdy owym wędrowcem jest pielgrzym czy ktoś poszukujący Boga, ktoś, kto z jednej strony wie, że Bóg jest niewyrażalny, ale z drugiej nie może przestać Go szukać. Dlatego jeśli słuch jest pierwszym ze zmysłów, jest także najbardziej narażony na pułapki, może bardziej niż wzrok21. Jak oczyścić słuch, by nauczył się słuchać prawdy, rozpoznawać głos Boga stale mówiącego w sytuacjach życiowych przez innych?

c. Cisza Czas ciszy był kiedyś normą, a hałas – wyjątkiem, dziś hałas i narzędzia do jego wytwarzania zwielokrotniły się do tego stopnia, że środowisko jest akustycznie nasycone, wręcz zanieczyszczone, jakby w każdej chwili musiała nam towarzyszyć jakaś kolumna dźwiękowa niskiej, a czasem bardzo niskiej jakości (ale – biada – nie niskiej mocy). Dużo trzeba cierpliwości w czasach, gdy maleje jakość dźwięku (hałas przemysłowy, ogłuszający huk ulicy, muzyczne tło supermarketu i kojarząca się z melasą muzyka New Age, płytka gadanina telewizji i bezwstydnie demonstracyjne plotkarstwo telefoniczne, wrzaski i krzyki jak z targowiska...). Najgorsze jest jednak to, że zanieczyszczenie akustyczne przeszkadza być z sobą samym, co jest potrzebne, by uczyć się słuchać; nie ułatwia owego habitare secum, przebywania 21

Por. tamże, s. 32.

— 150 —


b. Poziomo i pionowo Pierwsze z tych wezwań przypomina nam, że w oglądanej przez nas rzeczywistości nie istnieje nic, co nie miałoby znaczenia symbolicznego i transcendentnego albo nie nadawałoby się do takiego sposobu odczytania. Uczyć się patrzenia oznacza z uporem łączyć te dwie płaszczyzny: immanencji i transcendencji, poziomą i pionową, ludzką i boską, widzialną i niewidzialną. Jest to jakby sztuka pojmowania w rzeczywistości ziemskiej, ożywionej czy nieożywionej, tajemniczych znaków innej rzeczywistości czy odczytywania danych pochodzących z naszej percepcji zmysłowej – nie tylko jako tego, co widzialne, tego, co w oglądanej rzeczywistości widzi ludzkie oko. W tym znaczeniu widzieć to zawsze widzieć ponad, poza29. Ponad to, co widzimy na pierwszy rzut oka, poza tym, co materialne, fizyczne, poza łatwą oceną moralną (i swoimi roszczeniami w sferze sądzenia), a jeśli chodzi o istotę ludzką, to może wprost ponad to, co ona sama myśli o sobie, poza tym, co o niej myślą inni, poza karykaturami, etykietkami, kategoriami przynależności, rasy, religii... by z lękiem próbować osiągnąć progi jej misterium, nie odważając się ich przekraczać. W jakiś jednak sposób tam pozostając, by nauczyć się widzieć lepiej, głębiej, bez zarozumiałości, mimo naszych licznych deformacji, liczne orędzia pochodzące od misterium30. Z drugiej strony ten, kto wychowuje swoje spojrzenie, nie ucieka od rzeczywistości, nie używa wymiaru pionowego jako alibi, by nie mieszać się do problemów z płaszczyzny horyzontalnej, nie ucieka od surowej i kanciastej wizji codziennej rzeczywistości, by żyć w urojonym tylko świecie, ale rozumie i przyjmuje rzeczywistość A. Bergonzoni, autor komiczny (w prawdziwym znaczeniu tego słowa, tj. mówiący prawdę w sposób wywołujący uśmiech) tak mówi o sobie i o swojej sztuce: „Ślubowałem wszechstronność... Sztuka to nie tylko manifestowanie czegoś, ale pewne działanie, mające coś wspólnego z transcendencją, z „byciem poza” (A. Bergonzoni, Crisi? L’arte torni spirituale, „Avvenire”, 31 XII 2011, s. 35). 30 Jak widzieliśmy w części pierwszej (rozdz. I, par. 2a). 29

— 156 —


historii. „Zatrzymać” Boga, jeśli to możliwe, oznaczałoby uważać, że Go zamykamy, rozumiemy czy zrozumieliśmy, określamy-unieruchamiamy w obrazie umysłu uznanym za ostateczny i niezmienny... co oznacza ryzyko zamknięcia się na wieczną nowość objawienia w historii, na sens i fascynację misterium czy wprost ryzyko użycia go do własnych interesów49. Jednak wezwanie do tego, by „nie zatrzymywać”, mogłoby także stanowić kryterium właściwego stylu relacji; relacja prawdziwa nie znosi bowiem tych wszystkich gestów, zbliżeń, postaw, porozumiewawczych spojrzeń, dotknięć... za pomocą których próbujemy przywiązać innych do siebie, opanować ich i związać ze sobą, szukać ich dla swojej przyjemności. Z drugiej strony kontakt, także fizyczny, może stanowić dla innego ważny, znaczący sygnał; może „dotknąć” serca i pośredniczyć w zasadniczym dla osoby ludzkiej doświadczeniu tego, że jest lubiana. Jest to równowaga niełatwa. Potrzebna jest pokora, by „nauczyć się dotykać” innego bez pozwalania sobie na to, co z reguły nazywamy impulsem, który w tych przypadkach jest zawsze trochę dwuznaczny. Jeśli chodzi o to, by w pełni przyjąć życie drugiego i dotrzeć aż do progów misterium, jakim jest „ty”, będzie trzeba nauczyć się czynić to z najwyższą delikatnością i wielkim taktem, z powściągliwością i poszanowaniem uczuć drugiego człowieka. Ucząc się sztuki delikatnego przechodzenia obok, z odpowiednimi słowami. Jest to sztuka najwznioślejsza, a uczymy się jej jedynie na drodze długiej i mozolnej kontroli, wysubtelniania ducha i psyche, zmysłów i zachowań, z poszanowaniem przestrzeni, także fizycznej, drugiej osoby, 49 Może jest to stałe napięcie w historii człowieka pielgrzymującego w poszukiwaniu oblicza Wieczystego. Podczas walk okresu ikonoklazmu toczonych w świecie bizantyjskim w VIII i IX w. konfrontowały się dwie prawdy. Z jednej strony dążono do obrony Bożej transcendencji wobec kultu obrazów, który w pewnych przypadkach stawał się idolatryczny. Z drugiej strony chciano obronić niedające się wyplenić ludzkie pragnienie, by to, co nieskończone, objawiało się w tym, co skończone. By pozwoliło się dotknąć, pocałować, objąć.

— 170 —


olejek, balsam i maść symbolizują moc, energię, jak to wyraźnie widać w gestach konsekracji i błogosławieństwa. W Biblii mówi się o Panu, że Jego nozdrza dosłownie dyszą (por. 2 Sm 22, 9 [w BT: „dymią”], ponieważ nie znosi On zła. Jezus jest oblubieńcem Izraela. Na Jezusa w Betanii pewna kobieta wylewa z alabastrowego flakonika wonny, bardzo drogi olejek (por. Mt 26, 6-13). Ale Jezus jest przede wszystkim ofiarą, Bożym Barankiem, który ogołocił się i wyniszczył, stał się jak balsam, który utracił swoją woń, ponieważ „rozlewać woń znaczy także wygasać, umierać, pozbawiać się żywotnego tchnienia”66. W Księdze Apokalipsy (5, 8) złote czasze pełne kadzideł [BT], które dwudziestu czterech starców ofiarowuje Barankowi, oznaczają modlitwy świętych, jak przypomina inna scena: „I przyszedł inny anioł, i stanął przy ołtarzu, trzymając złote naczynie na żar, i dano mu wiele kadzideł, aby złożył je w ofierze z modlitwami wszystkich świętych, na złoty ołtarz, który jest przed tronem. I wzniósł się dym kadzideł z modlitwami świętych – z ręki anioła przed Boga” (Ap 8, 3-4 [BT]). W późniejszej niż Biblia literaturze patrystycznej słownictwo dotyczące zapachu nosi cechy duchowego oświecenia i zapach oznacza ślad tego, co boskie, obraz niewidzialnej harmonii, jak to wyraził Dionizy Areopagita67. Augustyn porównuje poszukiwanie Boga do pościgu za oszałamiającą wonią, na którą długo był nieczuły: „Usidlony w nasze ciało, przyjrzał się nam, przemówił do nas czule, zapalił nasze serca. I biegniemy za wonnością jego olejków”68. Bibliści Gignac i Bellavance słusznie stwierdzają na zakończenie swojego studium na temat zapachu i smaku w Biblii: „W komunikowaniu się z Bogiem i mówieniu o Bogu pośrednictwo węchu i smaku jest tak konieczne jak wzroku i słuchu”69. P. Pisarra, Il giardino…, dz. cyt., s. 80. Por. tamże, s. 84–85. 68 Św. Augustyn, Wyznania, IX, 7–16; por. też XIII, 15–18. 69 A. Gignac, E. Bellavance, Gouter…, dz. cyt. 66 67

— 178 —


Pierwszą konsekwencją przyzwyczajenia jest utrata zdolności doznawania przyjemności. Dzieje się tak, jakby zawodziła nie tylko duchowa wrażliwość podmiotu, ale jego wrażliwość ogólna. Serce nie cieszy się już, zapomniało jak doświadcza się przyjemności, przyjemności naturalnej, nie sztucznej, nie potrafi się już radować. I byłaby to dla ludzkiej wrażliwości właściwie sytuacja szachu, ponieważ oznaczałaby, że wrażliwość nakierowuje się nie tylko coraz bardziej na ściśle określony cel, ale traci swą siłę, niemal wyrzeka się siebie i zrzeka się swojej funkcji, jaką jest określanie i doświadczanie tego, co atrakcyjne155. Można to sformułować jako następującą zasadę: przyzwyczajenie, które przynosi zaspokojenie bez żadnej kontroli i nie jest spójne z płaszczyzną wartości indywidualnych, powoduje w podmiocie zanik zdolności reagowania, zwłaszcza jeśli uwzględnić jego wolność cieszenia się samym zaspokojeniem156. Problem (czy ironia tej sytuacji) polega jednak na tym, że podczas gdy maleje zdolność odczuwania przyjemności, to faktycznie nie zmniejsza się zależność od potrzeby uzyskiwania satysfakcji. Więcej: ten policzek wymierzony wrażliwości zazwyczaj tę zależność powiększa. Jest jeszcze druga składowa przyzwyczajenia, dotycząca woli. Człowiek ten będzie bowiem musiał powiększać dawki czy „daniny”, które wcześniej zapewniały wrażenie nagrody; dawka nie będzie już dawką początkową – wybaczalną i umiarkowaną, o małym znaczeniu. Teraz już taka nie wystarcza, musi być powiększana i to powiększana aż do momentu pojawienia się miłego wrażenia. Także dlatego, że istota ludzka nie może akceptować tego, że nie jest już zdolna cieszyć się 155 Wyczuł to także Freud, odkrywając, że zasada przyjemności, czyli systematycznej instynktownej gratyfikacji, prowadzi do thánatos, czyli zasady śmierci, niechęci do życia, niezdolności do reagowania, wolności w odczuwaniu radości, braku pasji tworzenia, braku ideałów, por. S. Freud, Al di lá del pricipio del piacere, w: Opere, IX, Torino 1980, s. 224. 241 [wyd. pol. Z. Freud, Poza zasadą przyjemności, Warszawa 2005]. 156 W sposób prostszy, ale skuteczny można by powiedzieć: „Im częściej robimy to, co się nam podoba, tym mniej podoba się nam to, co robimy”.

— 250 —


poruszającą się taśmę transportera, której ruch był może niedostrzegalny, ale odbywał się rzeczywiście i w określonym kierunku, coraz mniej kontrolowanym i niepodawanym w wątpliwość. Tymczasem stopniowo zanikały także zmysł i wrażliwość duchowa, a utwierdzała się, nie napotykając oporu, dyktatura uczuć, wyłącznie impulsywna, coraz bardziej narcystycznie despotyczna, drapieżna i nienasycona, podczas gdy życie zaczynało pogrążać się w przeciętności. W ten sposób, zawsze bardzo powoli, miejsce początkowych ustępstw, niezdolnych już zaspokoić tę drapieżność, zajmowały sposoby zaspokajania pragnień wcale niesymboliczne i bardzo wyraziste, ale przede wszystkim z moralnego punktu widzenia znacznie cięższe. Co w tym czasie robiło sumienie? Towarzyszyło temu bezsilne i coraz mniej skuteczne, bez prawa głosu, bez zdolności do krytycznej oceny, coraz bardziej podporządkowane dyktaturze uczuć czy instynktu, coraz mniej będąc sobą... Aż rzeczywiście zanikło czy stało się wyłącznie wrakiem sumienia, nie będąc nawet w stanie wydać elementarnego i oczywistego sądu moralnego: tego, który zabrania dokonywania nadużyć seksualnych na nieletnich, czy tego, który widzi – na innej oczywistej płaszczyźnie – niezgodność ślubów czystości i wykorzystywania ciała innej osoby do własnej przyjemności. W tym miejscu nie można nie postawić znaków zapytania. W jaki sposób sumienie człowieka wierzącego może dojść do tego, że nie widzi już tego, co naturalne czy w każdym razie wyraźnie widoczne? Jak można odważyć się wykorzystywać swoją władzę kapłana, wychowawcy, lidera, nauczyciela sumień... do dokonania inwazji na sumienie innej osoby i narzucenia mu się z przemocą; prowadzić do tego, by owa osoba uznała za dozwolone to, co jest surowo zabronione163? Z jaką bezwstydną bezczelnością może taki człowiek oszukiwać inną osobę, nazywając miłością to, co jest jedynie egoistycznym wykorzyTak wyraziła się ofiara nadużycia seksualnego dokonanego przez księdza: „Wkroczył w podkutych buciorach w moją intymność, w moje sumienie, w moje ciało”. 163

— 255 —


Z ako ń czenie

Już wkrótce może być za późno Nie chciałbym, by ten tytuł stał się aktem psychicznego terroru z powodu pesymizmu, który w psychologicznym i duchowym kontekście, w jakim się poruszamy, nie miałby właśnie sensu. Po prostu chciałbym zwrócić uwagę na parę spraw. Po pierwsze, na fakt, że wrażliwość raz „nauczona” pewnego rodzaju działania dąży do kontynuowania tego sposobu i pozostawania w swoim świecie, świecie tego, co pociąga, i tego, co odrzuca. Jest to proces krystalizowania wrażliwości. W tym świecie wrażliwość jest całkiem samowystarczalna, troszczy się i wystarcza sobie, staje się jakby samożywna. W tym bowiem świecie w jednej chwili osoba w bardzo szybkiej sekwencji czuje, drży, widzi, dotyka, pragnie, marzy, zakochuje się, urzeczywistnia, decyduje, szuka zaspokojenia, może je znajduje, cieszy się albo dostosowuje, czasem coś psuje, sądzi, odczuwa skruchę, rozpacza, albo sama się rozgrzesza, usprawiedliwia, wysławia, kontempluje, troszczy się, okazuje niecierpliwość... Wrażliwość jest tym wszystkim, tymi wszystkimi działaniami i wieloma innymi, kierującymi zmysłami i otrzymującymi od nich informacje. Jest to ogromne bogactwo, bez którego nie bylibyśmy tacy, jacy jesteśmy. Nikt z nas nie jest go pozbawiony: ani święty, ani grzesznik, zdrowy czy chory, młodzieniec czy starzec, mędrzec i głupiec... każdy — 259 —


S pi s t re ś c i

SŁOWO WSTĘPNE. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Wprowadzenie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Od Homo sapiens do Homo insensatus. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Wielkie znieczulenie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10 „Obojętni”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 Słuch muzyczny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13

CZĘŚĆ PIERWSZA Od zmysłów do wrażliwości(i odwrotnie) Rozdział I Zmysły człowieka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .17 1. Zmysły człowieka a relacja. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 2. Zmysły zewnętrzne i zmysły wewnętrzne. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 a. Zmysł tajemnicy: zmysł szósty. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 b. Pomiędzy zagadką a tajemnicą. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 c. Od utraty zmysłów do utraty misterium . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 d. Uwarunkowanie czy świadomy wybór?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 e. Wzajemny wpływ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 3. Przypowieść, jaką stanowi życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 a. Zmysły człowieka i formacja nieustająca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 b. Przypowieść. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31 c. Uleczenie zmysłów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 d. Zaniedbanie spraw oczywistych i zwyczajnych. . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Rozdział II Człowiecza wrażliwość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 1. Definicja (i opis) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 a. „Orientacja”... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41 1) Predyspozycja. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41 2) Kryterium wyboru. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42

— 265 —


b. Ukierunkowanie „emocjonalne” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 1) Składowa afektywna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 2) Składowa intelektualna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47 3) Składowa decyzyjna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 c. Ukierunkowanie emocjonalne „wdrukowane” . . . . . . . . . . . . . . . . . 52 1) Instynkty – korzeń wrażliwości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53 2) Długi proces gromadzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53 3) Logiczna i liniowa, godna zaufania i wiarygodna . . . . . . . . . . . . 54 4) Nauczyć się odczytywać wrażliwość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 55 5) ...aby ją kształtować . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56 d. Ukierunkowanie emocji wdrukowane „przez to, co przeżyte”... . . . 57 1) Nie tylko w przeszłości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57 2) Każdy wybór, nawet najmniejszy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57 3) Permanentna formacja wrażliwości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58 e. Ukierunkowanie emocjonalne odciśnięte przez to, co przeżyte „w różnych sferach osobowości” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 f. Ukierunkowanie emocjonalne ku „dobru” (albo ku czemuś, co jawi się lub jest mniej czy bardziej nieświadomie za takie uznane przez podmiot) odciśnięte przez to, co przeżyte w różnych sferach osobowości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 Rozdział III Niektóre rodzaje wrażliwości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61 1. Wrażliwość relacyjna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 a. Zasada trzeciego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 b. Ten trzeci – człowiek. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63 c. Ten Boży Trzeci. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65 d. Relacja jako mediacja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68 e. Niedźwiedź i motyl. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 2. Wrażliwość moralna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 73 a. Każdy ma sumienie, na jakie zasługuje (i jakie ukształtował) . . . . . . 74 b. Wrażliwość pokutna – zdolność odczuwania skruchy . . . . . . . . . . . 77 c. Poczucie winy i świadomość grzechu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79 3. Wrażliwość estetyczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82 a. Piękno – „blask prawdy”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82 1) Dostrzec. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83 2) Rozkoszować się. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83

— 266 —


3) Tworzyć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 85 a) Wartości związane z kreatywnością. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 86 b) Wartości związane z doświadczeniem. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87 c) Wartości związane z postawami . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88 4) Być świadkiem. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89 b. „Nauczycielu, pięknie nam tu być” (Łk 9, 33). . . . . . . . . . . . . . . . . 91 Rozdział IV Wrażliwość Boga. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95 1. Bóg wrażliwy na innego (wrażliwość relacyjna) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97 2. Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98 a. Bóg, Ten, który przynależy do innego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99 b. Boży „brak równowagi”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99 c. Duch Święty wrażliwością Boga. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101 3. Pokora Wiekuistego (wrażliwość moralna). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 102 a. Bóg, który pamięta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103 b. Bóg – Ten, który zapomina. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 106 c. Bóg – Ten, który pozwala o sobie zapomnieć. . . . . . . . . . . . . . . . . 108 4. Wielki Esteta (wrażliwość estetyczna). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 112 a. Bóg, stwórca tego, co piękne. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 112 1) Piękno jako objawienie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 113 2) Chrystus i nowe stworzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114 b. Bóg kontemplujący piękno. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 115 1) Dzień siódmy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116 2) „Ja także cię nie potępiam”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116 CZĘŚĆ DRUGA Formowanie zmysłówi wrażliwości Rozdział V Zmysły i sens. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121 1. Homo sentiens i Homo sapiens. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 122 2. To tu jest święto?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 124 a. Kultura „przyjemnych doznań”: są zmysły, ale brak sensu. . . . . . . .125 b. Kultura „już to słyszałem”: jest sens, brakuje zmysłów. . . . . . . . . . 130 3. Nie, to nie tu jest święto . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132

— 267 —


Rozdział VI Formowanie zmysłów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135 1. Nadać sens zmysłom . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 136 a. Zerwać więzi zmysłów z bezsensem. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137 b. Ewangelizować zmysły. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 141 c. Wychowanie, uzdrawianie, formowanie zmysłów. . . . . . . . . . . . . . 141 2. Dodać zmysły do sensu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143 a. Zmysły objawiają sens. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143 b. Zmysły objaśniają sens . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 145 Rozdział VII Zmysły i duchowość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147 1. Słuch. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 148 a. „Szema Israel”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 b. „Vir ob-audiens”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 c. Cisza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 150 2. Wzrok . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 154 a. „Wznieś oczy i z miejsca, w którym stoisz, spójrz na Południe i Północ, na Wschód i Zachód” (Rdz 13, 14) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 155 b. Poziomo i pionowo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 156 c. Zdumienie i piękno. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 158 d. Etyka spojrzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 159 e. Aktywność i bierność wzroku. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 161 3. Dotyk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 163 a. Najbardziej duchowy ze zmysłów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 163 b. Dotyk Boga. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 164 c. „Kto Mnie dotknął?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 166 d. „Nie dotykaj Mnie”.... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 169 4. Węch. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173 a. Zmysł wychodzący z użycia. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173 b. Woń śmierci i życia. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 174 c. Niebezpieczeństwo dryfu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 176 d. Biblia i zapachy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 177 e. „Jesteśmy wonią Chrystusa”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 179 5. Smak. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 181 a. Zmysł potężny, ale dyskretny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 182

— 268 —


b. Zmysł materialny i duchowy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 184 c. „Dusza przemienia się w to, czym się żywi” . . . . . . . . . . . . . . . . . . 186 d. „Sens” postu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 188 1) Post chrześcijański . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189 2) Funkcja wychowawcza. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 190 3) Dyscyplina oralności. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .191 4) Owoce postu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 192 5) Istota postu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 193 6) Niebezpieczeństwa i sprzeczności. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 194 6. Dekalog zmysłów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 195 7. Pustelnik-pogromca. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 199 Rozdział VIII Kształtowanie wrażliwości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 201 1. Serce i wrażliwość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 201 2. Formowanie człowieka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 203 a. Cnoty ludzkie?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 204 b. Czy formowanie warstwowe (poziomowe)?. . . . . . . . . . . . . . . . . . 204 3. Prawdziwy sens formacji ludzkiej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 205 4. Punkt słaby i... poważny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 206 5. Jeśli nie jest sprzymierzeńcem, jest nieprzyjacielem . . . . . . . . . . . . . . 208 Rozdział IX Itinerarium formacyjne. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 211 1. Wrażliwość instynktowna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 212 a. Fakt dokonany. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 212 b. Ważność pierwszych relacji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 213 2. Aktywność zmysłów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 215 a. Zbieranie danych. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 215 b. „Homo patiens”: prawo do cierpienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 216 c. „Pervagatio psychologica”: poznać wszystko i nie wiedzieć nic. . . . 218 3. Zmysły człowieka a obraz Boga. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 219 a. Od zmysłów człowieka do zmysłów Bożych. . . . . . . . . . . . . . . . . . 220 b. Od zmysłów Bożych do zmysłów człowieka. . . . . . . . . . . . . . . . . . 222 4. Pierwszy zrąb orientowania emocji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 225 a. Wolność i odpowiedzialność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 225 b. Od kryterium moralnego do kryterium psychologicznego. . . . . . . 227

— 269 —


5. Siła powtarzania (i przyzwyczajenia). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 228 a. Predyspozycja do cnoty. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 229 1) Powtarzanie i nowość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 229 2) Przyjemność z cnoty. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 231 b. Predyspozycja do wad. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 232 1) Jak równia pochyła. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 232 2) Trzy predyspozycje (czy „niedyspozycje”) . . . . . . . . . . . . . . . . . 233 3) Obniżenie czujności. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 235 4) Ograniczenia sfery doświadczeń. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 237 6. Ku stabilności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 240 a. Wrażliwość duchowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 241 1) Kształtowanie człowieka i jego ducha. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 242 2) Docibilitas i bierność teologiczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 243 b. Brak wrażliwości duchowej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 246 1) Dyktatura uczuć i przeciętności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 247 2) Od przyzwyczajenia do automatyzmu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 249 3) Abulia moralna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 252 4) Jedynie patologia?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 254 5) Już przeciętność jest perwersją . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 256 Zakończenie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 259 Już wkrótce może być za późno. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 259



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.