Monika Nemetschek
Ciemne strony życia Gdzie był wtedy Bóg?
Przełożyła Edyta Panek
Wydawnictwo SALWATOR Kraków
Tytuł oryginału Schatten seiten des Lebens – und wo bleibt Gott? In Krankheit und Leid nicht allein Redakcja Anna Śledzikowska Korekta Zofia Smęda Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski
Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 543/P/2011 Kraków, 12 grudnia 2011 © 2006 Tyrolia-Verlag Innsbruck-Wien © for the Polish Edition 2012 Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 978-83-7580-282-5 Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
List do was Kochani przyjaciele, słuchacze moich wykładów i odczytów, a także czytelnicy moich książek! Do was wszystkich zwracam się ponownie w tej książce – do was, których dane mi było spotkać podczas odczytów, rekolekcji i seminariów; do was, którzy wciąż obdarzaliście mnie swoim zaufaniem; do was, którym towarzyszyłam przez dziesięciolecia. W trakcie wielu lat mojej działalności zbliżyliście się do mego serca – ze swoim osobistym bólem, swą pozornie beznadziejną sytuacją, porażką i przygniatającym cierpieniem. Odkąd zachorowałam na raka, czuję potrzebę ponownego spotkania z wami wszystkimi w tej książce. Piszę ją dla was, tym bardziej że w ostatnich tygodniach przekonałam się, jak trudno wielu ludziom zaakceptować bolesne strony życia i traktować je ze spokojem. Wiadomość o mojej chorobie, która spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, wiele osób zasmuciła, zabolała, a nawet doprowadziła do konsternacji. To również skłania mnie do tego, że chcę przedstawić wam swoje przemyślenia na temat: „Ciemne strony życia. Gdzie był wtedy Bóg?” Podczas naszych rozważań odkryjemy, jak ściśle temat cierpienia przeplata się z naszym obrazem Boga, świata i człowieka, i ile piętrzy się w nim „kamieni pamięci”! Wielu ludzi w obliczu bolesnych doświadczeń w swoim życiu zwątpiło w miłość Boga, uważając, że Pan ich opuścił, zapomniał o nich lub po prostu zostawił na łasce losu. Podczas lektury tej książki być może dane wam będzie odkryć, że nie jest to prawda. Gorąco pragnę, by przy czytaniu wasze serca się ogrzały, a niejeden ból – wystawiony na światło miłości Bożej – został uleczony lub przynajmniej uśmierzony. Spodziewam się, że tak się 5•
stanie z wami wszystkimi, których otaczałam nieustającą modlitwą w trakcie pracy nad tą książką. Musicie wiedzieć, że również ja w ubiegłym roku podczas pisania niniejszej książki nie byłam pozbawiona kompetentnego, modlącego się w mojej intencji towarzysza. Mam na myśli mojego cenionego lekarza i drogiego przyjaciela, doktora Herberta Bronnenmayera, którego pełne zrozumienie i dodające otuchy towarzystwo były i są dla mnie bardzo cenne. Rozdział ten zakończę modlitwą. Spróbuję przy tym wyrazić przed Bogiem to, co jest niepewne lub przygnębiające, dokuczliwe albo przytłaczające. Nie dziwcie się, że moje modlitwy niekiedy przypominają dialog. Modlitwa jest w gruncie rzeczy zawsze rozmową. W naszym głośnym świecie prawdopodobnie oduczyliśmy się słuchania, dlatego nasza modlitwa często stanowi jedynie jałowy monolog. Z podanych propozycji wybierzcie te, które pasują do waszego życia i waszej obecnej sytuacji. Jeśli dana myśl nie jest dla was spójna, po prostu ją pomińcie – być może innym razem zyska ona właściwe brzmienie. W załączniku przedstawiłam dziewięć bajek wiążących się z tematyką tej książki. Dzięki obrazowemu językowi mają one pomóc w wyjaśnieniu głównych wypowiedzi. Kochani czytelnicy, potraktujcie tę książkę jako mój list do was. Jego celem jest przekazanie wam części mojego życia z Bogiem miłości, wielu moich myśli i doświadczeń, mojej wiary, nadziei i miłości. Oby Ten, do którego należy moje życie, poruszył, wzmocnił i pocieszył wasze serca podczas czytania. Boże, czy rzeczywiście istniejesz? W obliczu cierpienia na tym świecie to pytanie wciąż wraca na nowo! Czy wmówiliśmy sobie Twoje istnienie, aby przejść przez życie? •6
Zdrowie i choroba Chrześcijanin a choroba Choroba stanowi element życia na tym świecie. Wprawdzie my jako chrześcijanie nie jesteśmy z tego świata, ale w nim żyjemy i dlatego jesteśmy zanurzeni we wszystko, co do niego należy. Nawet jeśli jesteśmy całkowicie przeniknięci miłością Boga, wypełnieni Nim, stanowiąc Jego własność, podlegamy zarówno korzystnym, jak i szkodliwym wpływom tego świata. Zostaliśmy wciągnięci do świata, który porusza się w kierunku nowego nieba i nowej ziemi, który jednak jest jeszcze stary. Wszystko na tym świecie jeszcze się rodzi. Zbawienie stworzenia tkwi w zarodku, a jego pełny rozwój pozostaje w gestii wieczności (por. Rz 8,22). Ponieważ w życiu doczesnym istnieje cierpienie, które pojawia się w nieskończenie wielu formach i na różne sposoby, żaden śmiertelnik nie może być i nie zostanie przez nie oszczędzony. Zgodnie z naszym powołaniem, kroczymy swoją drogą z Jezusem ukrzyżowanym, zmartwychwstałym – przez chory, cierpiący, podupadający świat, a przy tym jesteśmy w różny sposób angażowani we wszystko, co dotyczy bólu. Wydaje mi się, że wielu ludzi nie chce przyjąć do wiadomości właśnie tego związku i ma skłonność do wymagania specjalnych przywilejów dla siebie jako chrześcijan. Przychodzi mi na myśl stwierdzenie pewnego lekarza, który powiedział: „Kto żyje jako chrześcijanin, ten jest zdrowy!”. Nie, to wcale nie jest takie proste. Nasz specjalny status chrześcijan nie polega na uwolnieniu od chorób i ochronie przed nieszczęśliwymi wypadkami. Chodzi raczej o to, 9•
Rak jako wyzwanie Złośliwy! Odkąd postawiono diagnozę, wciąż prześladuje mnie pojęcie „złośliwy”. Kompletnie mi się nie podoba. Czuję, że wszystko we mnie broni się przed nim. Nie chcę, by rosło we mnie coś złośliwego. A może to nie rośnie we mnie, tylko przy mnie? Jakkolwiek by patrzeć, nie chcę mieć nic wspólnego z tym, co jest złośliwe! W kolejnych tygodniach ludzie często zadają mi to pytanie. Słowo to wypowiadają bądź omijają bardziej lub mniej zręcznie, od czasu do czasu rozmówca zdaje się wyczuwać mój wstręt do tego określenia. „A może on nie jest złośliwy...?”, słyszę pytanie. „Jest”, odpowiadam wtedy i czuję, jak wszystko we mnie wzbrania się przed tym sformułowaniem. Na świecie jest tyle zła, na które patrzę z bezradnością. Myślę o obszarach, na których obecnie panuje kryzys, o Iraku, Sudanie, Afganistanie... Gdzie okiem sięgnąć, wszędzie chciwość, przemoc, wyzysk, brak skrupułów! Niekiedy odnoszę wrażenie, że to, co złośliwe, ma skłonność do eskalacji i coraz energiczniej dąży do przejęcia władzy. Dostrzeżenie tego sprawia mi ból, a na domiar złego teraz „siedzi” to również we mnie! A przecież moje ciało jest świątynią Boga, jak mówi Pismo Święte (por. 1 Kor 3,16). To dla mnie niewyobrażalne, że w tym sanktuarium rozprzestrzenia się coś tak podstępnego! Modląc się, próbuję zgłębić problem. Obraz ciała jako świątyni Boga nie opuszcza mnie. Zawsze fascynowało mnie to, że mieszka we mnie żywy Bóg. Ta świadomość uszczęśliwia mnie i chcę przyznać miejsce Bożemu gościowi. • 22
Bycie chrześcijaninem jako wyzwanie Jako chrześcijanin w służbie cierpiącym Jakie są cechy chrześcijanina? Co kwalifikuje kogoś do służby we wspólnocie? Doskonałe zdrowie? Rodzina, która nie przysparza problemów? Sukces w pracy? Majątek? Elokwencja? Wysoka pozycja w polityce lub gospodarce? Poważanie? Nie! Chrześcijanina charakteryzuje „nadwyżka” pokory i miłości. Pokora stanowi wewnętrzną wiedzę o tym, że człowiek jest we wszystkim obdarowany, obdarzony łaską. Z tego przeświadczenia wynika określony sposób życia. Istnieją ludzie przygnębieni, biedni, słabi, którzy wzbudzają zainteresowanie chrześcijanina. To na nich skupia się jego współczucie, u ich boku, w służbie odnajduje on swoje miejsce. Chrześcijanin nie dąży do tego, co imponujące. Jako biedny, który czuje się sowicie obdarowany, solidaryzuje się z maluczkimi. Obce jest mu to, co mierzy wysoko. W coraz większym stopniu doświadcza jedności z Bogiem miłości, który zawsze stoi po stronie słabych. Zbawcze działanie Boga za naszym pośrednictwem odbywa się w naszych czasach w ciszy i skromności, z dala od przechwałek i uporu. Nie przystoi nam pozorowanie władzy. Powinniśmy unikać skłonności do panowania, nie wywierać nacisku na innych, strzec się wyniosłości i przemądrzałości. Spektakularne działanie albo żądanie cudownych znaków to nie dla nas! Siła jest zarezerwowana dla Niego, naszym zadaniem zaś jest działanie z życzliwą powściągliwością. W słuchaniu i posłuszeństwie coraz pełniej stajemy się jednością z Wielkim Kochającym. A wtedy On 33 •
Nie ma miłości bez cierpienia Szczęście miłości – cierpienie z powodu miłości Miłość czyni cię nieskończenie szczęśliwym, pozwala bujać w obłokach, sprawia, że zapominasz o samym sobie i stajesz się lepszy. Miłość jest po prostu siłą poszerzającą świadomość. Dlaczego jednak to szczęście tak nieodłącznie idzie w parze z cierpieniem? Czy jedno nie istnieje bez drugiego? Nie! Im głębsze jest szczęście miłosnego związku, tym większe jest także cierpienie. Im bardziej kochacie człowieka, tym mocniej będziecie też cierpieć z nim lub z jego powodu. Nad tematem miłości i cierpienia unosi się tajemnica. Obydwa te uczucia są nierozerwalnie ze sobą związane, a nawet się warunkują. Znacie to uczucie, kiedy przegrywa się, bądź już się przegrało, walkę o ukochanego człowieka? Obojętne, czy chodzi tu o partnera, partnerkę, syna czy córkę lub kogoś innego, kto jest bliski waszemu sercu. Dosłownie czujecie wewnętrznie, jak ukochana osoba coraz szybciej wymyka się wam z rąk, jak przeciwstawne siły rosną, a wy nie jesteście już w stanie im przeciwdziałać. Nie chodzi o to, że zmęczyliście się walką o kochanego człowieka. Po prostu argumenty, jakich jesteście w stanie użyć, są wszystkim, czym dysponujecie. A to nie wystarcza! Powoli pojmujecie – chociaż rozpaczliwie się przed tym broniliście – że właśnie ponosicie klęskę. Nie macie siły ani środków, by zakończyć ten proces. Czujecie, jakby ktoś wciągnął was pod wodę, w rwący prąd. A ukochany człowiek, którego tak długo usiłowaliście trzymać „nad wodą”, zostaje od was oddzielony potężnym wodospadem. Widzicie, jak tonie w pianie burzącej się wody i nie możecie • 54
O cierpieniu spowodowanym przez człowieka Nauczyć się kochać to życiowe zadanie Żyjemy na tym świecie, aby nauczyć się kochać. Jest to proces, który będzie trwał całe życie. Z góry chcę wyjaśnić, że kochać nie oznacza na wszystko się zgadzać, wszystko aprobować, pozwalać się wykorzystywać. To nie byłaby miłość, lecz słabość. Jednak miłość i słabość nie idą z sobą w parze. Tylko człowiek silny jest zdolny do miłości i o tym powinniśmy pamiętać, wychowując dzieci. Dobre jest wszystko, co sprawia, że dziecko staje się silne. Powinno ono budować poczucie własnej wartości, rozpoznawać swe zdolności i odnajdywać radość w ich rozwijaniu. W ten sposób stanie się kochającym człowiekiem. Dziecko przychodzi na świat jako milutkie, małe, „zachłanne stworzenie”, nastawione na przeżywanie przyjemności przez zaspokajanie popędów. Chęć posiadania jest najważniejsza w życiu małego „sępa”. Jest to długa i mozolna droga, prowadząca od „mieć” do „być”, od pożądania do miłości. Szczęśliwe jest dziecko urodzone w takiej relacji rodzicielskiej, w której rodzice wspólnie podążają w tę stronę. Dzięki temu może postawić pierwsze, wczesne kroki od „być” do „mieć”. Rozwój, którego rezultatem jest kochający człowiek, stanowi sens i cel naszego życia, jednak u jego kresu powinniśmy – upodabniając się do Wielkiego Kochającego – osiągnąć stan umożliwiający nam dostęp do nieba. Jest on wyrazistą zdolnością do bycia szczęśliwym, która jest charakterystyczna tylko dla ludzi kochających. 77 •
Winni są zawsze ci drudzy W drodze do dojrzałego człowieczeństwa prędzej czy później każdy przechodzi kryzys. Jest on fazą potrzebną w rozwoju. Jednak całkowicie nieodpowiedni wydaje mi się sposób traktowania kryzysów w dzisiejszych czasach – również przez niektórych specjalistów. Najpierw znajduje się osobę odpowiedzialną za kryzys. Z reguły zostaje ona zlokalizowana w pierwotnej rodzinie. Tam zachodził przecież proces wychowania! Było w nim za dużo nietolerancji lub liberalności, surowości lub rozpieszczania, za mało ochrony lub wolności... Z całą pewnością z matki bądź ojca zawsze można zrobić doskonałego kozła ofiarnego. Teraz chodzi o to, by zgodnie z pierwszym etapem zwalczania kryzysu zaatakować tę osobę. Wielu rodziców, którym towarzyszę, dręczy się, patrząc wstecz na swoje małżeństwo, rodzinę lub zarzuty stawiane im przez dorosłe dzieci. Bywa tak, że jeśli traumą jednego dziecka stał się rozwód rodziców, to dla drugiego jest to zupełnie harmonijny, serdeczny związek! Nie myślcie, że takie sytuacje się nie zdarzają! W konkretnym przypadku psycholog uznała, że w pewnej rodzinie istniał zbyt niski potencjał konfliktowy, przez co małżeństwo rodziców sprawiało wrażenie za mało realistycznego. Zaraz postawiła także stosowną hipotezę: rodzice prawdopodobnie wmawiali dziecku istnienie pozornego świata! Nie, wcale tak nie postępowali! Ponieważ znam tę sytuację, mogę stwierdzić, że rodzice próbowali codziennie żyć miłością i pracowali nad swoim związkiem. Można by teraz stwierdzić, że to nie było właściwe. A właśnie że było! Nie dajcie się zwariować i nie pozwólcie wmówić sobie poczucia winy. Zasugerowany sposób uporania się z kryzysem jest zbyt prymitywny, chociaż początkowo kieruje skumulowane uczucia w inną stronę. Istnieje ktoś, komu można przypisać winę za własną porażkę. Jednak obarczanie winą stanowi najbardziej niedojrzałą formę uporania się z kryzysem. Przy tym nie ma mowy o jego zwalczeniu, a już na pewno • 84
Bajki Dlaczego bajki? „Tak jest tylko w bajkach!” – to często słyszane powiedzenie, które oczywiście mija się z istotą tego utworu literackiego. Tymczasem bajka sięga w swym przesłaniu głębiej niż inne literackie sposoby przekazu, na przykład sprawozdanie, informujące o zdarzeniach mających miejsce w otaczającym nas świecie. Przy czym interpretacja nie jest tu potrzebna, gdyż stan faktyczny przekazuje się za pomocą środka, jakim jest język. Bajka zaś dotyczy całkowicie innej sfery. Pochodząc z warstwy „głębinowej”, posługuje się archetypowymi obrazami i pojęciami, i w ten sposób przemawia do naszej podświadomości i nieświadomości. Są to ciemne otchłanie, do których nasza świadomość nigdy nie dociera, a do których dostęp ma bajka; są to ludzkie tęsknoty, które z reguły pozostają pod przykryciem i grasują tam nierozpoznane, i dopiero bajka „przenosi” je do sfery świadomości. W głębi ludzkiej jaźni bajka spełnia funkcję oczyszczającą, uwalniającą. Dziewięć bajek, które znajdziecie w załączniku, ma ścisły związek z tematami poruszonymi w tej książce. Mają one pomóc – od innej strony – w zrozumieniu odpowiednich sensów i kontekstów istnienia. Z racji swojej literackiej specyfiki bajka może również nakreślać i interpretować różne rozważania filozoficzne i teologiczne. Działając na przedpolu wiary, może nawiązywać relację ze światem religii. Jest • 104
to okoliczność, która nadaje jej szczególną rolę w procesie religijnej socjalizacji. Wszystko, co rozgrywa się w bajkowej scenerii, można odnieść do naszego życia. W bajce człowiek kroczy swoją drogą. Musi odważyć się na pożegnanie lub ryzyko. Uszczęśliwiająca niespodzianka i gorzkie rozczarowanie przeplatają się ze sobą. Pojawia się motyw poddawania próbie, zagrożenia, wielkiego szczęścia i olbrzymich tarapatów, jednak w ostatniej chwili człowiek zawsze otrzymuje siłę, pomoc i ochronę. Tym samym bajka nadaje się do umacniania podstawowego ludzkiego zaufania. Fakt, że w bajce zawsze zwycięża to, co małe, nieznaczne, bezsilne i słabe – często wyrażone w postaci dziecka – pozostaje w sprzeczności z naszym społeczeństwem, zorientowanym na sukces i sławę. Bezradna postać znajduje się pod ochroną pomocnych sił i przekracza własne granice. Dzięki swojej wrażliwości i czujności na temat ładu w rzeczywistości potrafi w odpowiednim momencie podjąć właściwą decyzję, aby w ten sposób przyczynić się do szczęścia innych. Mimowolnie myślę przy tym o słowach modlitwy Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11,25). A najpiękniejsze jest to, że dobre zakończenie w bajce jest pewne! Każdy, kto z uważnym sercem czyta bajkę i zachwyci się nią, doświadcza w głębi swojego jestestwa potwierdzenia swojej nadziei i ufności. Nawiązując do tego, że każdy człowiek przeczuwa dobre zakończenie bajki, adresata można otworzyć na przyjęcie przesłania wiary. „Wszystko dobre, co dobrze się kończy!” – stanowi przyrzeczenie bajki, skierowane do nas. „Patrzcie, oto czynię wszystko nowe!” – to przyrzeczenie Wielkiego Kochającego skierowane do nas. Sam Zmartwychwstały nazywa błogosławionymi tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Być może przedstawione tutaj bajki pomogą wam wyostrzyć wewnętrzne spojrzenie w celu pobudzenia lub pogłębie105 •
Mam klucze Żył sobie kiedyś młody król, który był dobry i kochał ludzi w swoim królestwie. Z całego serca pragnął dla wszystkich szczęścia i zadowolenia. W kraju dobrego króla działoby się jak należy, gdyby nie zły karzeł Ponurak. Mieszkał on we wnętrzu olbrzymiej, mrocznej góry i nienawidził wszystkiego: kwiatów, zwierząt, ludzi i króla. Złe były jego myśli. Nie mógł znieść wesołych ludzi. Dziecięcy śmiech był dla niego okropieństwem, a radość czerpał z niszczenia ludzkiego szczęścia. Karzeł zawabiał ludzi do siebie i tam ich zamykał. Szeroko otwierał bramy swojej góry i skłaniał młodych i starych, aby wchodzili do środka. Następnie częstował ich wybornymi potrawami i trunkami, prowadził do skarbca we wnętrzu góry, w którym wszystko mieniło się i błyszczało. Złoto i szlachetne kamienie leżały ułożone w stosy, a każdy mógł napełnić sobie nimi kieszenie. Ludzie rzucali się na jedzenie i picie, złoto i szlachetne kamienie. Pędzili od jednej komnaty do drugiej, ogarnięci nieokiełznaną chciwością. Na koniec odkrywali, że zostali uwięzieni. Mimo energicznych poszukiwań nie mogli znaleźć drogi powrotnej. Góra okazywała się pułapką, w której utkwili na dobre: były tu ślepe korytarze, drogi bez wyjścia i zamknięte bramy. Nie było kluczy, bramy zatrzaśnięto, a wszyscy, którzy weszli do wnętrza góry ponurego karła, byli straceni, uwięzieni. Wkrótce zapominali o blasku słońca, szumie strumyka, kwiatach i motylach. W górze mrocznego karła wszyscy wiedli smutne życie: jedli, pili i napełniali worki złotem i szlachetnymi kamieniami. W końcu starzeli się, ale nie byli szczęśliwi. Wieść o tym stanie rzeczy dotarła w końcu do króla, który udał się w drogę do wnętrza góry. Karzeł zaśmiał się odrażająco. Niech tylko król przyjdzie, to zostanie złapany i zamknięty w górze – w grocie nocy. I król przybył, i udał się do długich, ciemnych komnat. – Chodźcie! – rzekł do ludzi. – Wyprowadzę was na światło, idźcie za mną w kierunku słońca! • 114
Jednak ludzie nie rozumieli go i tylko smutno potrząsali głowami. – Wyprowadzę was na zewnątrz ku wolności i przestrzeni! – tak mówił król, krocząc pośród nocy. – Chodźcie za mną – wołał. – Znam drogę prowadzącą na zewnątrz z ciemności i cienia. Wiem, gdzie są drzwi, mam klucz. Wtedy karzeł zaśmiał się ponuro, żadna droga nie prowadzi na zewnątrz z królestwa cieni. Drzwi są zamknięte, nie ma żadnego klucza. Król zdecydowanym krokiem przemierzał jaskinię karła. Znalazł drzwi prowadzące na wolność, jednak były one zamknięte, zatarasowane. Tymczasem to, co dla każdego było niemożliwe, powiodło się królowi, gdyż posiadał klucz do wszystkich bram królestwa. Dlatego szeroko otworzył starą zardzewiałą bramę prowadzącą na wolność, do światła. Wtedy przyszły dzieci, które patrzyły się i dziwiły, jednak nie miały odwagi zrobić nawet kroku, by wyjść z jaskini. I spoglądały na słońce, kwiaty, motyle... Tymczasem starszych ogarnęła radość. Zaczęli tańczyć, śmiać się i bawić na kwitnącej łące przy szemrzącym strumyku w świetle słońca.
Obcy Był sobie kiedyś węglarz, który mieszkał z żoną i dzieckiem w małym domku na skraju dużego lasu. Mężczyzna i kobieta bardzo się kochali, a ich największą radością była córeczka. Mimo skromnego dobytku wiedli szczęśliwe życie. W ich domu znajdowały się duża izba, szafa, trzy filiżanki, trzy talerze i trzy łyżki. W małej stajence stały stara koza i owca. Kot bawił się przed domem, a trzy kury grzebały w rzadkiej trawie w poszukiwaniu robaków. Pewnego wieczoru, gdy koza nie dała mleka, a kury nie zniosły ani jednego jajka, kobieta powiedziała: 115 •
Modlitwa za was Niech Bóg miłości napełni i otoczy was swoim błogosławieństwem. Niech obdarzy was swym pokojem i wleje radość w wasze serca. Niech podaruje wam światło na drogę i nada waszemu chodowi lekkości i zwinności. Niech uskrzydli wasz krok, wspiera was, gdy się chwiejecie i schwyta was, gdy upadacie. Niech zachęca was, gdy się ociągacie, i sprawi, by wasza droga stała się drogą do domu. Niech wyleje na was i waszych bliskich Swoją chroniącą, uzdrawiającą miłość. Niech ogrzeje was, gdy chłód serc otoczenia sprawi, że zaczniecie marznąć. Niech będzie blisko was, gdy ogarnie was samotność, a strach ściśnie was za gardło. Niech błogosławi i towarzyszy wam Ojciec, Syn i Duch Święty, On, Wielki Kochający jest z wami. Amen.
Spis treści
LIST DO WAS . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 ZDROWIE I CHOROBA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Chrześcijanin a choroba . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 „Cierń” jako szansa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 Rak daje o sobie znać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 Zdrowie – najwyższe dobro? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Do czego mam prawo, gdy Cię naśladuję? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 RAK JAKO WYZWANIE. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Złośliwy! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Oczekiwanie na wyniki badań . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Sposoby wyjaśnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Skąd wziął się „mój” rak? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 Spotkałam zło . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31 BYCIE CHRZEŚCIJANINEM JAKO WYZWANIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Jako chrześcijanin w służbie cierpiącym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Uleczony uzdrowiciel? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 Chrześcijaństwo oparte na filozofii wellness i dreszczyku emocji . . . . . . . . . 37 Zwodzenie obietnicami czy pocieszenie? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 Gdzie jesteś? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 DOKĄD ZMIERZAMY?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45 Starzenie się nie jest piękne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45 Śmierć jako przeprowadzka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47 Piekło – samozniszczenie aż do skrajności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Niebo – bliskie, spełnione teraz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 51 Chciałabym Cię spotkać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53
129 •
NIE MA MIŁOŚCI BEZ CIERPIENIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54 Szczęście miłości – cierpienie z powodu miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54 Bóg, który cierpi? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 55 Bóg w roli rodziców, którzy ponieśli klęskę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58 Bliskość Boga w cierpieniu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60 Boże, czy cierpisz? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 O CIERPIENIU SPOWODOWANYM PRZEZ ŚWIAT . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64 „Gdzie był Bóg, gdy nadeszło tsunami?” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68 O głupocie miłości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 Śmierć i brak grobu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 74 Panie Jezu Chryste, w Tobie urzeczywistnił się dla nas Bóg . . . . . . . . . . . . . . 76 O CIERPIENIU SPOWODOWANYM PRZEZ CZŁOWIEKA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 Nauczyć się kochać to życiowe zadanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 O cierpieniu spowodowanym przez samego siebie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Chcę Cię odnaleźć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83 Winni są zawsze ci drudzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84 W drodze z przemienionym sercem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87 „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” ( J 14,6) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 92 OKO W OKO Z BOGIEM . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94 Spojrzenie z perspektywą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94 Bezustanna modlitwa? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 96 Modlitwa jest jak zaczerpnięcie powietrza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98 Modlitwa zmienia punkt widzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .100 Modlitwa na zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .102 BAJKI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .104 Dlaczego bajki? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .104 Książę Miłosław . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .106 Miłość dodaje skrzydeł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .108
• 130
Bimbi – niewidzialne dziecko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .110 Mam klucze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .114 Obcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .115 Od uczenia się miłości do bycia szczęśliwym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .118 Dziecko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .119 Przemienione serce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .122 Wilk u żłobu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .125 Modlitwa za was . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .127