Aneta Kania
Muszę
PRZETRWAĆ
Noty z życia o zapachu gorzkiej czekolady
Korekta Agnieszka Ćwieląg-Pieculewicz Zofia Smęda Zdjęcie na okładce Aneta Kania Projekt okładki Artur Falkowski Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Artur Falkowski Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 025/P/2012 Kraków, 14 lutego 2012 © 2012 Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 978-83-7580-278-8 Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. 012 260-60-80, faks 012 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
Ta książeczka jest jak przypis do Księgi Hioba. Przypis, dodajmy, kreślony nie w bibliotece, wśród uczonych traktatów, ale w łóżku, w czasie bezsennej nocy – w samym środku walki o życie i jego godność. Z tego powodu Anety Kani „noty z życia o zapachu gorzkiej czekolady” nie bardzo mogą się przydać jako kolejna pozycja bibliograficzna w rozprawie z teologii życia wewnętrznego, powinny za to trafić do rąk ludzi cierpiących, chorych (m.in. na depresję), zmagających się z własną (albo czyjąś) niemocą. Bo choć Autorka nie udaje, że wie, czym jest cierpienie i jaki jest jego sens, to jednocześnie – pisząc o swoim własnym „trudzie istnienia”: każdej godziny, każdego dnia, każdego miesiąca – pokazuje, jak udaje się jej cierpienie oswajać. I – paradoksalnie – przekształcać w wartość istotną dla jej życia tu i teraz. Oczywiście, nie jest wcale tak, że choroba nas rzeźbi i uszlachetnia. Autorka nie ma co do tego złudzeń. „Choroba – pisze – jest ślepą, nierozumną, chaotyczną siłą, która nas niszczy. (…) Jej droga to chaos, zniszczenie, śmierć”. A jednak… Choć „to nie Bóg jest –5–
autorem cierpienia”, to przecież wszystko, czego On dotknie, staje się dobre. Trzeba więc być z Nim – również w cierpieniu. Trzeba podjąć próbę „włączenia się w cierpliwość Boga”. Trzeba „dojrzewać – w ciemności, bez świadomości zmian, ale z ufnością”. Tytuły kolejnych rozdziałów tej książki budzą nasz protest, wywołują niepokój. No bo jak w sytuacji wieloletniego cierpienia iść „powoli” – „krok po kroku”, „nauczyć się czekać”, „rezygnować”, wierzyć, że „wszystko będzie dobrze”?! Przeszło piętnaście lat temu – przed chorobą – buntowałaby się pewnie przeciwko nim także i sama Autorka, którą pamiętam z tego czasu jako osobę niezwykle aktywną, pełną pomysłów na życie, pragnącą czynnie włączyć się w dzieło ulepszania świata. Aneta, koniec końców, włączyła się w ten proces zmieniania świata na lepsze. Choć stało się to inaczej, niż planowała. Zachowując wszelkie proporcje: przypomina trochę św. Teresę z Lisieux, która marzyła o wyjeździe do krajów misyjnych, a wylądowała w Karmelu i… ostatecznie została patronką misji. Chyba dla większości z nas najważniejsze jest szczęście. Aneta Kania – kobieta dzielna i mądra – uczy nas właściwej miary rzeczy. Istnieje bowiem „spełnione życie pomimo wielu niespełnionych życzeń” – powiada za uwięzionym Dietrichem Bonhoefferem. I dodaje: „Pełni możemy kosztować w każdych warunkach życia, i nie chodzi tu o prozaiczne bycie szczęśliwym. (…) Istotą życia jest miłość, a nie szczęście. Smak życia to coś więcej niż bycie szczęśliwym”. –6–
No właśnie. Czytam po raz kolejny „noty z życia o zapachu gorzkiej czekolady” i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ich Autorka, nie będąc zawodowym teologiem, pojęła istotę Ewangelii: prawdę o obumieraniu ziarna – i o zaufaniu Bogu bez względu na okoliczności. I choćby z tego „tylko” powodu nie powinniśmy przejść obok tej książki obojętnie. Janusz Poniewierski
Z książką Anety Kani jest jak z jej autorką – wprawia w zdumienie. I lektura książki, i osobiste spotkania z Anetą – należę do tych wyróżnionych, którzy ją znają – okazują się życiodajne. Chociaż, po ludzku rzecz biorąc, powinny raczej wprawiać w smutek i przygnębienie. W swojej książce Aneta opowiada o własnym życiu poddanym tyranii ciężkiej choroby, która – jedynie czasem nieznacznie poluzowując pęta – na długie lata zamknęła młodą kobietę w niekończącym się bólu fizycznym i psychicznym, nałożyła na nią niezliczone ograniczenia i niemożności. A pośród nich choćby takie, że dziennie można przeczytać zaledwie kilka stron książki, a odwiedziny przyjaciół można przyjmować raz, najwyżej dwa razy w tygodniu i nie powinny trwać dłużej niż godzinę. Kiedy próbuję, w oderwaniu od Anety, pomyśleć o jej chorobie, pozostającej – jak brazylijski serial – w nieustannej gotowości do kontynuacji i rozpoczynania coraz to nowych wątków, budzi się we mnie gwałtowny bunt. Kiedy jednak myślę o Anecie, –9–
już piętnaście lat żyjącej ze swoją chorobą, ten agresywny bunt samoistnie zamienia się w zdumienie: że z tak bolesnego, ciemnego doświadczenia, zaprogramowanego na niszczenie, można wywieść tyle dobra, piękna i sensu. Nie, Aneta nie jest aniołem – chociaż czasami mam takie podejrzenia – jest człowiekiem z krwi i kości: jej nadwyrężone chorowaniem i leczeniem ciało aż nadto często o tym przypomina. Ona sama nie ukrywa, że zdarza się jej „dołować”. Jednak ani nawracające dolegliwości, ani odnawiająca się depresja, ani reżim ograniczeń i zdrad, jakich wciąż dopuszcza się wobec niej jej własny organizm, nie są w stanie przesłonić promienności, którą Aneta ma w sobie. Jak to możliwe, że ktoś, komu tak wiele odebrano i odmówiono, potrafi przynaglać nas, przed którymi tyle – niedocenianych często – możliwości, byśmy uważnie smakowali życie i delektowali się nim? Jak osiąga się tę wewnętrzną przezroczystość, która wyostrza zmysły i sprawia, że tak zawężony – wydawałoby się – świat może odsłaniać się z taką intensywnością? To nie są pytania retoryczne. Odpowiedzi na nie znaleźć można w tej książce – one nie są proste, smakują jak gorzka czekolada. I, jak ona, są prawdziwe. Katarzyna Jabłońska
Oto fragmenty mojego życia, które w jednej chwili zrobiło zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i z przestrzeni pełnej słońca, nadziei, planów na przyszłość, pierwszego miesiąca pracy po tylu latach studiów wpadło w ciemność, cierpienie, niepewność jutra, w zupełnie nowy świat, o którego istnieniu teoretycznie wiedziałam, ale nie znałam go i omijałam nawet myślą. Od tamtej chwili zaczęło się inne, nowe życie, w którym potrzebne były zupełnie nowe umiejętności, liczyły się inne wartości. Życie postawiło nagle alpinistyczne wymagania, bez możliwości wycofania się z tej akrobatycznej gry. Musiałam się nauczyć sposobów na przetrwanie, które na pierwszy rzut oka były mało atrakcyjne dla mnie, absolwentki dwóch wydziałów na uniwersytecie w Rzymie, w trakcie studiów doktoranckich, dziennikarki i aspirującej reżyserki. Właśnie szukałam swojego miejsca w świecie mediów katolickich w Polsce, zafascynowana możliwościami pracy, które się przede mną otwierały. – 13 –
Hasłem nowego życia stało się zdanie: M u s z ę p r z e t r w a ć. Muszę, w tym przypadku, to nie przymus, narzucenie czegoś z zewnątrz, ale to c h c ę podniesione do potęgi n-tej, to siła i determinacja, która była i jest podstawą mojej walki od piętnastu lat. A gorzka czekolada? (99% kakao...) To, czego się nauczyłam podczas tych lat, ma coś z jej zapachu. Bo było trudne, pozornie nieatrakcyjne, ale pod łupiną owocu kakaowca zawierało samo sedno, pokarm, który daje życie, i słodycz, która czyni to życie wartym przetrwania.
1 Rok 1996, czyli inny początek
Gdzieś w kwietniu tamtego roku zaczęły się dziwne sny, mające podobną strukturę, których nie mogłam zrozumieć czy powiązać ze swoim życiem w tamtej chwili. Opowiadałam je w domu, mój brat snuł psychologizujące rozważania, kręciliśmy głowami, a po tygodniu śnił mi się następny sen z tej samej serii. Chociaż nie! Faktyczny początek tych snów miał miejsce jeszcze we Włoszech, w zimie, gdzieś między styczniem a lutym. Śniłam, że idę ulicą i dochodzę do głębokiego wykopu biegnącego na przełaj przez chodnik i ulicę. Chcę go przeskoczyć, ale wpadam w dół. Ciemność. Nagle widzę walec sunący nad wykopem, prosto na mnie. Kulę się w wykopie, usiłuję się ukryć, ale wiem, że nie mam szans. Walec sunie wprost na mnie. „Panie Jezu, ratuj!” – ciemność i otwieram oczy. A oto sny kwietniowe: Stoję na bardzo wysokiej konstrukcji nad ziemią, skąd widzę w dole pola wielkości małych kolorowych kwadracików. – 15 –
3 Cierpienie
Oto kwintesencja tego, co zrozumiałam na temat cierpienia i Pana Boga w relacji do cierpienia. Cierpienie jest skutkiem grzechu. Można sobie wyobrazić, że zło i grzech tworzą jakąś duchową strukturę świata, coś, co istnieje realnie w wymiarze duchowym ziemi, a skutkiem istnienia tego nagromadzonego zła jest cierpienie. Pan Bóg nie chce cierpienia. Całą swoją istotą jest przeciwko cierpieniu, ale ponieważ to ludzka wolność dopuszcza się zła, nie jest w stanie zapobiec mu tak, jak by chciał. W swojej przewidującej wszechwiedzy wiedział jeszcze przed stworzeniem świata, jaki będzie wybór Adama i jak potoczą się losy ludzkości. Wiedział, co nas czeka, ale mimo to zdecydował się na stworzenie, bo ostateczna suma dobra przewyższy sumę zła i cierpienia. „Warto będzie” – zdecydował, a my w czasie eschatologicznym powiemy: „warto było”. To trudne, ale nie można tracić wiary i nadziei, że „wszystko skończy się dobrze” – jak powiedział Pan Jezus do Julianny z Norwich w XIV wieku, gdy pytała Go, co będzie ze światem... – 23 –
7 Kropla drąży skałę
Nauka cierpliwości zakłada już cierpliwość, na zasadzie przysłowia: k r o p l a d r ą ż y s k a ł ę. Kropla spada, uderza w skałę, spada, uderza jednostajnie, bez ustanku, uderza w skałę w swoim rytmie. Początkowo nic się nie dzieje, długo nic się nie dzieje, ale krople spadają. I w końcu... skała się ugina. Kropla zaczyna rzeźbić skałę. Stalaktyty i stalagmity. Koronka rzeźbiona przez wieki, ukryta przed wzrokiem całego świata, przypadkiem odkrywana przez człowieka, wydobywana na jaw błyskiem światła. Choroba nas rzeźbi. Nie, to nie tak. Choroba jest ślepą, nierozumną, chaotyczną siłą, która nas niszczy. Nie ma w niej porządku, rozumnego zamysłu, dążenia do celu, który byłby dla nas dobrem. Jej droga to chaos, zniszczenie, śmierć. To Jego mądrość kształtuje nas również w chorobie, przemieniając i uzdrawiając to, co naprawdę jest w nas chore. Nasza natura zraniona grzechem potrzebuje oczyszczenia i uzdrowienia. Ten proces odbywa się przez całe życie. Jego intensywność, – 40 –
13 Wszystko będzie dobrze
„Ale teraz tak mówi Pan, Stworzyciel twój, Jakubie, i Twórca twój, o Izraelu: «Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim! Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się i nie strawi cię płomień. Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg. (…) Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję, przeto daję ludzi za ciebie i narody za życie twoje. Nie lękaj się, bo jestem z tobą»” (Iz 43,1-5). „Tyś moim! Ja jestem Pan, twój Bóg. Nie lękaj się, bo jestem z tobą”. Siła tego poruszającego tekstu oszałamia, ręce opadają w bezradnym pytaniu... Czy aż tak to jest? Czy naprawdę do tego stopnia Pan Bóg troszczy się o nas, o k a ż d e g o z nas, – 61 –
Spis treści
1. Rok 1996, czyli inny początek. . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 2. Bóg, który cierpi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 3. Cierpienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 4. Cierpliwość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 5. Powoli . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 6. Życie bez słów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 7. Kropla drąży skałę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 8. Nauka czekania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42 9. Walka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45 10. Ciało . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49 11. Muszę przetrwać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 52 12. Rezygnacja. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58 13. Wszystko będzie dobrze. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61 14. Radość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63 15. Małe jest cenne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 16. Przyjemność. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 17. Przyjaźń . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 73 18. Śmierć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75 19. Zapach gorzkiej czekolady . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78 – 83 –