Ewangelia dla początkujących
Redakcja Zofia Smęda Korekta Andrzej Patyna Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski
Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 043/P/2010 Kraków, 11 lutego 2010
© 2010 Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 978-83-7580-154-5 Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
Słowo wstępne „W Ewangelii – wyznaje święta Teresa z Lisieux – znajduję wszystko, co jest konieczne dla mojej duszy. Wciąż odkrywam w niej nowe światła, ukryte i tajemnicze znaczenia (…). Jezus nie potrzebuje książek ani doktorów, by pouczać dusze; On, Doktor doktorów, uczy bez hałasu słów”. Prosta, nieuczona zakonnica wiedziała, że aby wypłynąć na głębię świętych stronic Ewangelii, nie trzeba doktoratu z nauk biblijnych. Potrzeba miłości bez hałasu słów, która poprowadzi do spotkania z Jezusem, który jest sercem Ewangelii. Święty Marek, autor najstarszej Ewangelii, tak właśnie rozpoczyna jej pisanie: „Początek Ewangelii Jezusa Chrystusa…”, ściślej tłumacząc: „Początek Ewangelii, którą jest Jezus Chrystus”. To On jest Ewangelią (!) – On, który będąc Synem Bożym, stał się skromnym i prostym człowiekiem z Nazaretu, aby dotrzeć do ludzi najprostszych i nieuczonych. Marek rozwiał wszelkie wątpliwości w tych, którzy nieśmiało otwierają Nowy Testament na jej pierwszej stronicy: Ewangelia jest dla początkujących, dla tych, których serca tęsknią za miłosnym spotkaniem z najpiękniejszym z synów ludzkich (por. Ps 45, 3). Kto zaś początek Ewangelii odnajdzie w Jezusie, ten odnajdzie istotę przesłania. „Początkujący” mają w sobie zdolność, którą często tracą „zaprawieni” – zdolność do zdumienia, zadziwienia, do wyczucia za–7–
różne wydarzenia, nawet – zdawać by się mogło – przyziemne. Pomyślmy choćby o Mojżeszu: jego życie zaczęło się w sytuacji beznadziejnej: kto to widział, żeby przyszły wybawiciel Izraela wychowywał się na dworze faraona! A jednak... gdyby wychowywał się gdzie indziej, czy miałby odwagę stanąć przed faraonem i z nim rozmawiać? Bóg wychowywał Mojżesza, także przez dramatyczne zdarzenia, do roli, którą miał pełnić. Do pewnego zgromadzenia zakonnego wstąpiła niegdyś dziewczyna, która miała za sobą bardzo nietypową przeszłość: pracowała w cyrku, gdzie jeździła na koniu i w pełnym galopie strzelała do tarczy. Jako siostra zakonna pojechała na misję. Pewnego dnia jechała sama na motorze przez dżunglę. Miała przy sobie na wszelki wypadek małą strzelbę. Nagle wyskoczył przed nią tygrys. Błyskawicznie strzeliła mu między oczy. Mieszkańcy pobliskiej wioski nie mogli wyjść z podziwu, jak siostra zakonna zdołała pokonać tygrysa. A gdyby to był ktoś, kto nigdy nie strzelał do tarczy...? Pan Bóg właśnie przez tę dziwną pracę przygotował ją, by w tamtej chwili ocaliła swoje życie. Wróćmy jednak do opisu powołania pierwszych apostołów. Jezus powołuje braci. Czterech pierwszych powołanych apostołów to bracia: Szymon i Andrzej oraz Jakub i Jan. Jezus buduje wspólnotę w oparciu o więzi rodzinne i przyjacielskie (co więcej, te dwie rodziny łączyła też wspólnota interesów – zajmowali się rybołówstwem). Jezus chce, by wspólnota uczniów miała solidne podstawy, dlatego wykorzystuje także więzi rodzinne. A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim. Co było w tym wezwaniu, że można było porzucić wszystko i po prostu iść, nie myśląc o rybach, sieciach i łodzi? – 27 –
przylgnął nam do nóg, strząsamy wam (Łk 10,11). Niczego wam nie zabraliśmy. W tym geście można też odkryć jeszcze jedno znaczenie: gdy Żyd wchodził do świątyni, otrzepywał buty, by nie wnosić do tego miejsca „nieświętej” ziemi. Zatem miasto, które nie przyjmie uczniów Jezusa, mimo że leży na terenie Izraela, dla uczniów ma być jakby ziemią pogańską. Ten gest ma uświadomić jego mieszkańcom, że stracili swą wielką szansę. Jezus wysyła więc uczniów w drogę i każe im zaufać Temu, który ich powołał. Nie mają liczyć na siebie, szukać zabezpieczeń, lecz kontynuować Jego misję. W rozdziale 6. znajdujemy opis radosnego powrotu (w. 30nn.). Uczniowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A ponieważ misja się powiodła, Pan Jezus proponuje im (jedyny raz w Ewangelii) krótki urlop: „Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Możemy wyobrazić sobie życie grona apostolskiego: ciągle ktoś przychodzi, ciągle ktoś pragnie uzdrowienia… Jezus widzi, że Jego uczniowie są przecież ludźmi i potrzebują odpoczynku. Łatwo odgadnąć radość apostołów wobec tej perspektywy... Lecz widziano ich odpływających. Tłumy widzą, że Jezus wsiadł z uczniami do łodzi. Nie tylko potrafią dotrzeć na miejsce, do którego zdąża Jezus, ale wręcz ich wyprzedzają. Koniec marzeń o wypoczynku! Jezus zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać. Po pewnym czasie nauczania apostołowie przejmują inicjatywę: teraz trzeba odesłać ludzi do domu, już długo – 34 –
Złe duchy powiedzą Jezusowi: Przyszedłeś nas zgubić, bo każdy cud jest usuwaniem jakiegoś nieporządku wprowadzonego przez grzech. Cud jest wejściem Boga tam, gdzie dotąd pozostawał jakiś ślad szatana. Ogólnie możemy wyróżnić trzy grupy cudów: – cuda dotyczące sił przyrody (np. uciszenie burzy); – uzdrowienia czy wskrzeszenia; – bezpośrednia walka z szatanem przez uwalnianie opętanych. Cuda są ściśle związane z wiarą. Kobieta cierpiąca na krwotok usłyszy: Twoja wiara cię uzdrowiła. Dostrzegamy tu pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne: cuda mają ułatwić wiarę, ale też ją zakładają. Jezus czyni cuda, by przekonać ludzi do prawdziwości swojego posłannictwa: Ojciec naprawdę posłał Go z tą misją. Chce ukazać słuchaczom, jak bardzo Ojciec ich kocha i jak zależy Mu na ich szczęściu. Podkreślam jednak: cud jest po to, by przygotować drogę dla orędzia, z którym Jezus przyszedł. Dlatego Jezus zawsze odczuwa wielką przykrość, gdy jest postrzegany jedynie jako „maszyna do cudów”, gdy oczekuje się od Niego uzdrowień, nie przyjmując zarazem Jego nauki. Zauważmy, że choć minęło 2000 lat, niewiele się zmieniło! Czego my naprawdę chcemy od Jezusa? Spójrzmy choćby na intencje mszalne: prośba o uzdrowienie... o zdanie egzaminu... Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek usłyszała taką intencję: „o łaskę zrozumienia i przyjęcia do serca Ewangelii”. Nauka Jezusa jest ciągle spychana na bok, nas interesuje jedynie zdrowie, znalezienie pracy, rozwiązanie trudnej sytuacji... Jezus stał się dla nas maszyną do cudów. Tymczasem w Ewangelii znajdziemy zaskakującą dla nas scenę: pewien ojciec prosi Jezusa o uzdrowienie syna, a On odpowiada: Jak długo mam was znosić! (9,19). – 60 –
czy, że ja nie mogę skorzystać przy tej okazji”. On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł. Do jakiej wiary była zdolna ta kobieta! Jezus pozornie ją odpycha, a ona znajduje argumenty, by Go przekonać. Zauważmy też pewien istotny szczegół: słysząc słowa Jezusa, Syrofenicjanka nie mogła sprawdzić, czy dokonał się cud; przekonała się o tym dopiero po powrocie do domu. Musiała więc uwierzyć na słowo. Podobnie gdy Jezus uzdrowi sługę setnika (to wydarzenie będzie opisane przez św. Mateusza i Łukasza), również powie mu: „Idź, on jest zdrowy”. Trzeba uwierzyć, że cud się dokonał, choć go nie widzimy. W Ewangelii św. Jana spotkamy innego człowieka, któremu Jezus „podniesie poprzeczkę”: będzie to św. Tomasz. Gdy my powiedzielibyśmy, że Tomasz osiągnął szczyty wiary, skoro zawołał: „Pan mój i Bóg mój!”, Jezus odpowie mu: Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20,29). Izraelici mieli to szczęście, że widzieli Jezusa. Tymczasem będą miliony takich, którzy uwierzą, nie widząc Go. Im wystarczy to: „Idź, twoja córka jest zdrowa!”. I jeśli czytając osiem błogosławieństw, czujemy się zakłopotani, widząc, jak daleko nam do tego ideału, zawsze zostaje na pociechę to „dziewiąte błogosławieństwo” z Ewangelii Janowej, w którym możemy się odnaleźć: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (20,29).
po wodzie, że panuje nad tymi żywiołami, jest szczególnie wymowny. Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Jak Jezus musiał być zmęczony, skoro potrafił spać w łodzi w czasie burzy... Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”. Powiedzmy szczerze: po co Go budzą? Wcale nie spodziewają się cudu, będą zszokowani widząc, że On potrafi uciszyć burzę. Budzą Go, bo brakuje rąk do pracy: powinien wstać i wylewać wodę! My tu zamęczamy się walką z żywiołem, a On śpi sobie spokojnie! Jakże często nasze oczekiwania wobec Jezusa są podobne: pomóż mi wylewać wodę! On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się!”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?”. Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: „Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”. Ojcowie Kościoła widzieli w tej scenie także zapowiedź męki i zmartwychwstania Jezusa: Jezus śpi, szaleje burza, ale potem On wstaje i ucisza siły zła. Pięknie interpretowała tę scenę św. Teresa od Dzieciątka Jezus: gdy przeżywała trudności na modlitwie, mówiła: „Jezus ciągle śpi w mojej łódce, ale wiem, że jest zmęczony i nie będę Go budzić, niech odpocznie!”. Następne wydarzenie opisane przez św. Marka niepokoi wielu czytelników. – 67 –
faryzeuszów mogą przeniknąć do ich serc. Tymczasem uczniowie, słysząc słowo „kwas”, skupili się na zupełnie innym problemie: „Nie wzięliśmy chleba!”. A przecież już dwukrotnie byli świadkami cudownego rozmnożenia pokarmu... Jezus odwołuje się więc do ich pamięci: „Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?” Odpowiedzieli Mu: „Dwanaście”. „A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?” Odpowiedzieli: „Siedem”. I rzekł im: „Jeszcze nie rozumiecie?”. Oni ciągle tkwią w swoim przyziemnym myśleniu, i nie rozumieją, że przy Nim nie muszą zamartwiać się niepotrzebnie. Dlatego musimy zwrócić uwagę na opis dość dziwnego, nietypowego cudu (8,22-26). Cuda z reguły dokonują się natychmiast... a tu będzie inaczej. W Betsaidzie Jezus spotyka człowieka niewidomego. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: „Czy coś widzisz?”. A gdy przejrzał, powiedział: „Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa”. Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał [on] zupełnie, i został uzdrowiony. Wielu niepokoi ten fakt: czemu takie uzdrowienie na raty? Czyżby wyczerpała się moc Jezusa? Dlaczego Jezus uzdrawia tego człowieka stopniowo? Pamiętajmy jednak, że uzdrowienie niewidomych jest także znakiem od Boga, który otwiera oczy człowieka na prawdę. I jak widzieliśmy to na przykładzie uczniów Jezusa, to otwieranie oczu na prawdę dokonuje się bardzo powoli. Oczy ciała można – 78 –
Jedzenie zaczynano od gorzkich ziół; ich smak miał być najpierw słodki, a potem gorzki – na podobieństwo goryczy pobytu w Egipcie. Ojciec brał zioła i maczał w czerwonym sosie z owoców i wina (czerwień symbolizowała znój czasów egipskich). Następnie przygotowywano drugi kielich, a najmłodszy uczestnik zadawał cztery fundamentalne pytania: o znaczenie uczty, baranka, chleba i ziół. Pierwsze pytanie brzmiało: „Czym się różni ta noc od wszystkich innych?”. Wyobraźmy sobie jednego z Apostołów – zapewne św. Jana – który zadaje to pytanie, nie wiedząc, jak bardzo ta noc będzie się różniła od wszystkich innych nocy! I wtedy przewodniczący (głowa rodziny) miał przed sobą wielkie zadanie: wygłosić tzw. haggadę paschalną: ukazać wyjście z Egiptu w tak przekonujący sposób, by uczestnicy czuli się, jakby tam byli. Potem odśpiewywano pierwszą część tzw. Hallelu (był to zbiór psalmów od 113 do 118) i dalej spożywano potrawy bez ceremoniału, uważając jednak, by ostatnim kęsem branym do ust było mięso baranka. Wtedy nadchodził bardzo uroczysty moment: ojciec brał do rąk kielich napełniony winem (jak zawsze było ono zmieszane z wodą, w tym przypadku proporcje wynosiły 1/4 wina 3/4 wody), odmawiał nad nim szczególne błogosławieństwo, po czym podawał go zebranym. Dlaczego zwracam uwagę na ten moment? Bo ewangeliści podają, że Jezus po wieczerzy wziął kielich. Wszystko wskazuje na to, że właśnie ten kielich błogosławieństwa stał się kielichem Krwi Jezusa. Wejdźmy teraz z Jezusem do Wieczernika. Z nastaniem wieczoru przyszedł tam razem z Dwunastoma. A gdy zajęli miejsca i jedli, Jezus rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie wyda, ten, który je ze Mną”. – 92 –
stojący przed najwyższym trybunałem Izraela, a z drugiej strony Piotr wypytywany przez tak „znamienity trybunał”, jak służąca i żołdacy. Arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić, lecz nie znaleźli. Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne. I tu tkwi problem: jak mówiliśmy, aby czyjeś świadectwo uznano za wiarygodne, musi zostać potwierdzone przynajmniej przez jeszcze jedną osobę. Tu natomiast świadkowie nie są zgodni. Nawiązują oni do zdania Jezusa o zburzeniu świątyni, które znajdziemy w Ewangelii Janowej (J 2,19), ale w ich ustach brzmi ono: „Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony”. Lecz i w tym ich świadectwo nie było zgodne. Wynik procesu stoi pod znakiem zapytania. Jak skazać Jezusa bez świadectwa świadków? Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?”. Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Arcykapłan zadał wtedy fundamentalne pytanie: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?”. Bądźmy jednak ostrożni, odczytując tę drugą część pytania. Kajfasz bynajmniej nie pyta Jezusa, czy jest Osobą Boską – takie pytanie nie przeszłoby mu przez gardło! Zatem praktycznie całe pytanie dotyczy tej jednej kwestii: czy jesteś Mesjaszem, tym szczególnym Bożym wybrańcem? Gdyby Jezus odpowiedział tylko: „Tak, jestem”, byłoby to potwierdzenie wyobrażeń mesjańskich Kajfasza. Ale Jezus nie jest tylko takim Mesjaszem, jakiego oczekiwał Kajfasz. Dlatego odpowiada: Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi. – 97 –
cześnie kierujemy myśli ku przyszłości, bo kiedyś, gdy przyjdzie Mesjasz, Bóg zapewni nam szczęśliwe życie”. Można by powiedzieć, że w noc paschalną łączyły się ze sobą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Dziś próbuje się rekonstruować przebieg wieczerzy paschalnej z czasów Jezusa. Spróbujemy prześledzić prawdopodobny tok wydarzeń, choć nie możemy być pewni, czy rzeczywiście wszystko przebiegało dokładnie tak i w takim porządku. Co oznaczało: „przygotować Paschę”? Przede wszystkim, usunąć z domu wszelki kwas. W domu, w którym ma się odbyć wieczerza paschalna, nie mógł pozostać żaden kwas, gdyż kojarzył się on z gniciem, psuciem, a to święto miało oznaczać początek tego, co nowe. Ponadto, trzeba było przygotować baranka: kapłani w świątyni zabijali go, a rodzina miała tak go upiec, by nie łamać jego kości (w pewnym starożytnym opisie czytamy jakże znamienną dla nas wzmiankę o baranku pieczonym na dwóch skrzyżowanych palach!). Początkowo, w dawnych czasach, w czasie wieczerzy paschalnej obowiązywała postawa stojąca. Później jednak, gdy Izraelici zetknęli się z kulturą hellenistyczną, przejęli stamtąd inną postawę: ludzie wolni świętowali, leżąc na boku na sofach i biorąc potrawy z niskiego stołu. Dlatego, choć w naszej ikonografii utrwalił się obraz Jezusa i Apostołów siedzących przy Ostatniej Wieczerzy, w rzeczywistości wiemy, że przyjmowali oni wtedy postawę półleżącą. Spożywanie wieczerzy zaczynano od pierwszego kielicha z winem. Odmawiano modlitwę błogosławieństwa dnia świętego i wina, których teksty były dość podobne do naszych modlitw mszalnych podczas ofiarowania darów. – 91 –
hedrynem jako Mesjasz, po rozprawie szydzono z Niego, wołając: „Prorokuj!”. Teraz, gdy jest sądzony jako król, zostaje wyszydzona Jego królewska władza. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty. Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. Droga krzyżowa wyglądała zupełnie inaczej niż przedstawiają to nasze pobożne obrazy. Tam zwykle Jezus podąża długą drogą przez pustkowie. W rzeczywistości nie była to zbyt długa droga, prowadziła ciasnymi uliczkami przez centrum Jerozolimy. Cierpienie związane z drogą krzyżową nie polega na długiej wspinaczce na wysoką górę; wyobraźmy sobie wąskie uliczki miasta tuż przed świętem, gdzie nagle pojawiają się żołnierze rzymscy prowadzący skazańców. Nietrudno dostrzec pogardliwe spojrzenia przechodniów: „Jeszcze tego nam brakowało!”. Żaden ewangelista nie nazywa Golgoty górą, mówi się tylko o „miejscu”. Był to wówczas pagórek o wysokości około 13 m. I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola, właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego. Mówiliśmy już o tym, że synowie Szymona Cyrenejczyka prawdopodobnie byli znani Kościołowi rzymskiemu, może do niego należeli. Zauważmy też, że Szymon został przymuszony... Ileż dobra robi się także z przymusu! Szymon na pewno nie cieszył się, gdy nakazano mu nieść krzyż skazańca. A tymczasem niósł drzewo, na którym dokonało się dzieło naszego odkupienia, a my przez wieki wspominamy ten czyn. Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki. Tam dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Wino zaprawione mirrą było pewnego rodzaju – 101 –
Spis treści
Słowo wstępne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Od działalności Jezusa do Ewangelii według św. Marka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Pójdź za Mną! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Mesjasz i Jego nauka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Dotknąć frędzli Jego płaszcza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 Stracić życie, aby je zyskać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75 Tajemnica krzyża . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89
– 107 –