Żyć w pojednaniu

Page 1


ŻYĆ W POJEDNANIU Aspekty psychologiczne


Tytuł oryginału Vivere riconciliati. Aspetti psicologici Redakcja Zofia Smęda Korekta Anna Śledzikowska Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski

Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 405/P/2013 Kraków, 3 października 2013

© 2004, Centro Editoriale Dehoniano, Bologna Polish edition arranged through the mediation of Eulama Literary Agency © for the Polish Edition 2014 Wydawnictwo SALWATOR

ISBN 978-83-7580-391-4

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260 60 80, faks (12) 269 17 32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com


P R E Z E N TA C J A Żyć w pojednaniu. Aspekty psychologiczne to drugi tom z serii Psychologia i Formacja, zapoczątkowanej we wrześniu 1985 roku książką Psicologia e formazione. Strutture e dinamismi1. Jak sugeruje już sam tytuł serii, stawia sobie ona dwa cele: przedstawić pewne idee pozwalające zrozumieć sens naszego istnienia i działania, aby pomóc w pełnym wzroście człowieka, z uwzględnieniem wszystkich wymiarów, z jakich składa się jego psychika. Zestawienie terminów „psychologia” i „formacja” wskazuje na chęć przeanalizowania dynamizmów psychicznych, porównania ich ze sobą, zbadania ich źródeł, a następnie zaproponowania pewnej drogi wzrostu i przemiany. O ile w pierwszej książce podkreślony został termin „psychologia” – poprzez systematyczny i wielowątkowy wykład na temat struktur nośnych ludzkiej psyche, o tyle w tej drugiej publikacji uwypuklono termin „formacja”. Chodzi o to, by pomóc ludziom wzrastać w sposób konsekwentny i jednolity, respektujący podstawowe dynamizmy psychiczne. Amedeo Cencini uwydatnia jeden aspekt tego zagadnienia: co się dzieje, kiedy w procesie ewolucji osoba zderza się – co jest rzeczą normalną i nieuniknioną – ze swoim ograniczeniem, czyli ze wszystkim, 1 Wyd. polskie: A. Cencini, A. Manenti, Psychologia a formacja. Struktura i dynamika, tłum. K. Kozak, WAM, Kraków 2002.

—5—


Część pierwsza

Uznanie – akceptacja


Jest to pierwsza faza. Chodzi nade wszystko o nabycie umiejętności realistycznego postrzegania własnego błędu przez wyrobienie w sobie prawdziwej świadomości grzechu, która wykracza ponad zwyczajne poczucie winy. Uznanie i zaakceptowanie bycia grzesznikiem przed Bogiem, przed samym sobą i przed innymi oznacza przejście pewnej drogi pod względem percepcji i dojrzewania. Nie jest to proces samorzutny ani coś oczywistego, prostego lub łatwego. Człowiek jedynie od czasu do czasu uznaje swój własny błąd, a jeszcze rzadziej doświadcza go jako „grzechu”. Co nie pozwala mi być szczerym wobec siebie? Jaka jest różnica między poczuciem winy a świadomością grzechu? Jak sprawić, by zrodziła się we mnie autentyczna świadomość pokutna? Czy być świętym oznacza być doskonałym, bez grzechu? To tylko niektóre z pytań, na które spróbujemy odpowiedzieć.


zwykłym wypadkiem przy pracy, niemającym żadnego wpływu – jak mu się złudnie wydaje – na jego podstawowy wybór. Jest to typowe okłamywanie samego siebie. To, co chcieliśmy zignorować lub zminimalizować, wyłania się na nowo na innej drodze albo zagnieżdża się w sercu, skąd nęka nas i komplikuje nam życie.

3. Obsesja winy Świadomość wielu osób – większej liczby niż się wydaje – jest często atakowana przez upiory grzechu być może nigdy niepopełnionego lub przez wątpliwość, że nie zasługują na przebaczenie. Prawdopodobnie wszyscy w jakimś stopniu przeżyliśmy kiedyś dramat obsesyjnej i nieodkupionej winy. Choć jest to cierpienie, które rozumieją tylko nieliczni, nawet wśród spowiedników, to jednak dramat ten nosi określoną nazwę: skrupuły. Spróbujmy od razu podać definicję opisową: skrupulanctwo należy do tego rodzaju postaw, które psychologia określa mianem samokarzących, podyktowanych przez nieświadome poczucie samopotępienia i wynikającą stąd potrzebę zadośćuczynienia; przejawia się w obsesyjnych wątpliwościach, których przedmiotem jest postępowanie jednostki, moralny ciężar jej czynów, możliwość otrzymania przebaczenia; uzewnętrznia się ponadto w powtarzaniu gestów mających cel ekspiacyjny oraz w nieustannych prośbach o uspokojenie sumienia z zewnątrz. Od razu pojawiają się dwa zasadnicze elementy: przesadny subiektywizm i psychologiczna natarczywość poczucia winy. Podmiot z racji tego, że czuje się winny, potępia się i… zadręcza z powodu winy, która jest nią przede wszystkim w jego umyśle, ale która atakuje jego jestestwo. Ta samokarząca postawa stanowi w istocie inną formę braku integracji zła. Jeśli człowiek, jak mówi Martin Buber, to ktoś zdolny stać się winnym i wyjaśnić swoją winę, to skrupulant jest wyjątkiem: nie staje się, ale czuje się zawsze winny i nie potrafi sobie wytłumaczyć — 22 —


i niegroźnym celem biadolenia tych osób, które – nie wiedzieć czemu – zwykle poza wspólnotą spotykają wspaniałe osoby i instytuty lepsze od swojego… Inny wariant tej metody projekcyjnej tworzą muchy, czyli korytarzowi krytykanci. Również oni mają zawsze coś do zarzucenia wszystkiemu, ale wolą to obgadywać cichaczem, nie narażając się i nie zwracając na siebie uwagi, oczywiście później nagle milknąc, gdy trzeba mieć odwagę wypowiedzieć własne zdanie. Podobnie czynią wieczni kontestatorzy, którzy zdają się znajdować upodobanie w byciu zawsze przeciwnym wobec zdania innych… Wszystkie przedstawione typy są po prostu osobami, które nie zaakceptowały siebie lub uległy iluzji, że rozwiązały swoje problemy przez przerzucenie ich na innych. Marnują energię, by znaleźć drzazgę w drugim, a nie zauważają belki we własnym oku. Chcą uniknąć ciężaru swego grzechu, a oto odkrywają w swoim sercu jeszcze większy ciężar. Tymczasem wystarczyłoby tylko trochę więcej uczciwości wobec siebie, a ciężar zacząłby się stawać lżejszy.


wzrostu naszej świadomości pokutnej. Poza tym chodzi o uznanie, że to uczucie jest nieuniknione w człowieku (chyba że mamy do czynienia z przypadkami patologicznymi); jest więc obecne także we współczesnym człowieku, który co najwyżej na próżno będzie się starał je usunąć. Celem staje się zatem sprzyjanie zdrowemu poczuciu winy i usunięcie winy destrukcyjnej. Możemy wyróżnić cztery typy winy: dwa konstruktywne i dwa destrukcyjne.

1. Wina konstruktywna a. Wina ontologiczna lub egzystencjalna Stając się dojrzałym, człowiek zauważa, że życie nie rozwija się przypadkowo, ale wymaga szeregu decyzji. Rozgrywa się zawsze między dwoma biegunami: ryzyka i lęku. Ryzyko, by iść naprzód, dokonywać nowych wyborów, brać na siebie nieznaną wcześniej odpowiedzialność. Lęk, ponieważ wszystko to oznacza niemożność przewidzenia; porzucenie pozycji znanych i dających poczucie bezpieczeństwa, aby dokonywać nowych i nieznanych wyborów. Jeśli człowiek chce wzrastać, musi utrzymać się w tym stanie przejściowym od starego do nowego, od czegoś zaprogramowanego do czegoś kreatywnego. To zadanie jest przeżywane jako zdrowe napięcie zmierzające do wzrostu i wina ontologiczna ujawni się za każdym razem, gdy stracimy okazję do podążania naprzód, ku przyszłości, i będziemy się trzymać przyczółków statyczności. Takie poczucie winy jest mile widziane. Jeśli go nie ma, musimy je jakoś wywołać, ponieważ ono uświadamia nam straconą okazję i przypomina – choć w formie negatywnej – o konieczności podejmowania ryzyka i próby. — 35 —


Rozdział czwart y

Przed słowem W nowicjacie robiło się go nawet dwa razy dziennie, oprócz tego szczególnego przed spowiedzią. Później stopniowo zaniechaliśmy jego praktykowania i być może zagubiliśmy też jego sens. Zepchnięty na koniec dnia, kiedy już jesteśmy zmęczeni, stał się w końcu kopciuszkiem naszych „praktyk pobożnościowych”, wykonywanym w pośpiechu i niestarannie, według stałego i bardzo ubogiego szablonu, nierzadko pomijanym lub kojarzonym wyłącznie ze spowiedzią. Dla wszystkich jest już chyba jasne, że mówimy o rachunku sumienia. A przecież na naszej drodze integracji zła pełni on określoną i niezastąpioną rolę. Jeśli bowiem chcemy uniknąć tych form braku akceptacji naszego grzechu, które prowadzą nas do jego ignorowania, przerzucania na innych lub bycia przez niego przygniecionym, musimy się nauczyć rozpoznawać go w naszym wnętrzu i odkrywać za naszymi maskami, mając jasną świadomość, że wszyscy jesteśmy pod tym względem dopiero uczniami, zwłaszcza ci, którzy nie wiedzą, że nimi są, i myślą, że rachunek sumienia jest czymś dla dzieci pierwszokomunijnych lub dla początkujących nowicjuszek (które z czasem uświadamiają sobie, że wszystkie ich spowiedzi są jednakowe, tak iż nie widzą już ich sensu i tracą chęć ich kontynuowania).

— 46 —


Rozdział pi ąt y

Rachunek sumienia czy rachunek nieświadomości? Przedstawiliśmy już podstawową zasadę: rachunek sumienia należy przeprowadzać przed Słowem i przed słowem z danego dnia. Teraz przejdziemy do konkretu i wskażemy kilka obszarów oraz sposobów tego badania. Jeśli rachunek sumienia wyszedł z użytku, stało się tak prawdopodobnie również z powodu niewystarczającego i bezproduktywnego jego stosowania, wskutek czego stał się on dowodem ogólnej nieświadomości, w jakiej żyjemy, a nie świadomą weryfikacją tego, kim jesteśmy. Rachunek ten bowiem oznacza odkrywanie naszej prawdziwej tożsamości, tak jak się ona przejawia w skomplikowanym biegu codziennego życia. Kto uważa, że wie o sobie wszystko lub prawie wszystko i przez to zadowala się powierzchownym spojrzeniem na swoje życie, ten nie tylko nie przeprowadza żadnego rachunku, ale daje dowód zarozumiałości i naiwności, myśli, że wie, a tymczasem jest człowiekiem „nieświadomym”. Spróbujmy zatem skonfrontować się ze słowem w rachunku, który jest naprawdę rachunkiem sumienia.

— 52 —


przez troskliwy i genialny umysł, rachunek sumienia pozwala mi odkryć to, co Ojciec uczynił dziś dla mnie. I w tym odkryciu, jakby przez dotknięcie czarodziejskiej różdżki miniony dzień, choćby najmroczniejszy, zostaje oświetlony w jego poszczególnych momentach i w każdym najdrobniejszym szczególe: wszystko nabiera jakby nowego koloru i staje się częścią planu, którego sam Bóg jest autorem. I wielbię Go za to. A podczas gdy ten plan klaruje się w swoich zarysach, odkrywam w nim wyłaniające się Słowo, które jest u początku tegoż planu i zarazem stanowi jego owoc, czyni go zrozumiałym i zostaje przez niego odszyfrowane. Jest to właśnie to Słowo, które rozpoczęło mój dzień w czasie porannej lectio i oświecało moje sumienie przez cały dzień. Właśnie to Słowo „zachowywałem w sercu” w ciągu dnia, tak jak Maryja „zachowywała” Słowo nawet wówczas, gdy nie od razu rozumiała jego sens (Łk 2, 19. 51). I jest o również Słowo, w którym próbowałem „trwać”, aby wszystko, co uczyniłem, było w nim zakorzenione (por. J 15, 4-7). Ojciec mi je podarował, aby „dziś się wypełniło” w moim życiu. Właśnie to wypełnienie jest teraz przedmiotem mojej kontemplacji i uwielbienia. Ze zdumieniem odkrywam je przede wszystkim w pewnych wydarzeniach, w uciążliwym wykonywaniu mojej pracy, w posłudze, której się poświęciłem, w mocy, którą odnajdywałem w sobie, by być wiernym mojej konsekracji, jak też w zwyczajnej rutynie zwykłych rzeczy, jakie należało zrobić, zwyczajnych osób, którym miałem sposobność okazać miłość, powszednich trudności, które trzeba było pokonać… Jest to powolny proces tajemniczej brzemienności, przenikający mój dzień i czyniący go czasem świętym; to dziewicze łono, jak łono Maryi, rodzące i głoszące zawsze nowe słowo. Nawet najbardziej powszedni dzień staje się wówczas dniem świątecznym, „dniem, który Pan uczynił”, w którym sławię Go, bo w tym dniu wypełniło się to, co On powiedział. A kiedy w moim rachunku sumienia odkrywam, — 61 —


Część druga

Przebaczenie – pojednanie


Rozdział pierwszy

Przebaczenie, które nas stworzyło Dla człowieka pierwszym i podstawowym poznanym przebaczeniem jest to, którego doświadcza on w relacji z Bogiem. Mogłoby się to wydawać oczywiste: Bóg bowiem przebacza nam, ilekroć zwracamy się do Niego skruszeni, świadomi naszego grzechu i ufni w Jego miłosierdzie. Nie jest natomiast oczywiste subiektywne doświadczenie przebaczenia ani jakość tego doświadczenia. Nie zawsze czujemy się, jakby nam wybaczono, a jeśli nawet mamy świadomość doznanego przebaczenia, to nie potrafimy się tym wystarczająco cieszyć. W konsekwencji, nie dostrzegamy potrzeby celebrowania tego miłosierdzia, a kiedy to czynimy, nasz rachunek sumienia i nasza spowiedź są tak ubogie w żal, że czynią nas mało wrażliwymi na łaskę przebaczenia. A przecież w tym właśnie momencie Bóg skutecznie działa w nas. I nie tylko w tym momencie.

1. Przebaczenie stwórcze Na początku było miłosierdzie. Z niego zostaliśmy stworzeni. Miłosierdzie bowiem jest miłością, która wykracza ponad sprawiedliwość (por. Jan Paweł II, Dives in misericordia, nr 5), a nasze przyjście na świat było owocem nadmiaru miłości, nie zaś, oczywiście, aktu spra— 67 —


Rozdział drugi

Przebaczenie, które dokonuje naszego odkupienia Powracamy do tematu sakramentu pojednania nie dlatego, że stanowi on jedyną formę, przez którą dociera do nas przebaczenie, ale ponieważ – choć został właśnie po to ustanowiony – od dawna przechodzi poważny kryzys, co wszyscy wiemy. A kiedy kryzys dotyka spowiedzi, to prawdopodobnie tak samo odnosi się do innych form, za pomocą których możemy doświadczyć rozgrzeszenia; kryzys przechodzi zapewne sama nasza świadomość pokutna. Théodule Rey-Mermet powiedział: „Gdybym nie czuł potrzeby spowiadania się, byłaby to oznaka, że gniję już w grzechu”, i to – dodajmy od siebie – nie zauważając tego. Sakrament pojednania jest celebracją tego miłosierdzia, które kiedyś nas stworzyło, a teraz dokonuje naszego odkupienia, i które zawsze jest wyrazem tego samego planu Ojca. Jest to więc centralny, niezastąpiony moment w życiu chrześcijanina, który powinien często czuć potrzebę tego miłosierdzia. Tak się jednak nie dzieje i znamy kilka przyczyn, które zwykło się przywoływać, a które są być może z góry wiadome: zakłopotanie związane z oskarżaniem się o zawsze te same uchybienia, a więc bezowocność sakramentu; brak konieczności mnożenia tak zwanych spowiedzi z pobożności (nieszczęśliwe wyra— 74 —


Przebaczenie go odkupiło, składając w nim coś, co jest większe od jego przewin, choć ich nie odrzuca, nie gardzi nimi, nie miażdży ich… Przeciwnie, wskrzesza je, ożywia i odkupuje. Były złomem, teraz stały się materiałem do budowy nowego człowieka. Były powodem wstydu, teraz rodzą ufność i nadzieję. Były śmiercią, teraz wstają do nowego życia. Były grzechem, teraz są znakiem miłosierdzia. Taki właśnie cud dokonuje się podczas każdej spowiedzi. Jest to coś, co tylko Bóg może uczynić dla każdego człowieka, który uznaje się za grzesznika potrzebującego Jego przebaczenia. Inni mogą nas nawet rozumieć, współczuć nam, pomóc nam zapomnieć, umorzyć naszą winę lub starać się uwierzyć w naszą skruchę; my sami, jak już widzieliśmy, możemy zdobyć się na odwagę, spróbować zaufać naszej dobrej woli, sami się rozgrzeszyć… kiedy nie popadamy w zniechęcenie lub samopotępienie; ale tylko Bóg może wskrzesić coś, co w nas było martwe, i posłużyć się naszą słabością, by pokazać swoją potęgę. On nas stworzył i odkupił przez swój krzyż i zmartwychwstanie, dziś w dalszym ciągu nas stwarza i dokonuje odkupienia przez swoje przebaczenie.


nasz obraz Boga, niszczy naszych bożków, nie pozwala nam projektować na Boga naszych zawiedzionych snów o wszechmocy, chwale i panowaniu. Bóg naszych marzeń może nawet urzekać naszą fantazję lub, co gorsza, usprawiedliwiać pewne nasze postawy odpowiadające tym marzeniom, ale może również – za sprawą dziwnej metamorfozy – przemienić się w surowego sędziego, w ojca-pana przebaczenia trudnego i wymagającego. Pojednanie się z nim będzie przedsięwzięciem niemożliwym do zrealizowania. Bóg krzyża, przeciwnie, jest prędzej zgorszeniem niż przedmiotem zauroczenia (por. 1 Kor 1, 23), ale trudno jest posługiwać się Nim dla usprawiedliwienia naszego postępowania. On ewentualnie je prowokuje, kontestuje, może nawet osądza. Ale zawsze pozostaje z otwartymi ramionami, aby przyjąć każdego, kto uznaje swój grzech i kto wierzy w Jego miłosierdzie. Jest Bogiem pojednania. Pojednajmy się z Nim przez Jego krzyż i dzięki Jego krzyżowi!

3. Pojednani z życiem Jakiś czas temu pewna siostra opowiedziała mi następującą historię. Jechała pociągiem, wracając z rekolekcji do swojej wspólnoty. Była szczęśliwa i pogodna. Od znanego kaznodziei usłyszała tyle pięknych rozważań, a przede wszystkim wreszcie znalazła trochę czasu, by być ze swoim Panem i słuchać Jego słowa. Prawdopodobnie z jej twarzy można było wyczytać tę pogodę ducha, ponieważ w pewnym momencie siedząca naprzeciw niej kobieta powiedziała: „Siostra jest tak zadowolona, że nawet nie wygląda na zakonnicę!”. Niezły komplement! Zakonnica nie wiedziała, czy ucieszyć się z osobistej pochwały, czy zasmucić z powodu prztyczka pod adresem całej grupy takich osób jak ona. Ta nieznana kobieta wygłosiła jej ostatnie kazanie podczas tych rekolekcji.

— 87 —


nowanego przez Ewangelię: to coś absurdalnego, że ojciec przebacza; to niewiarygodne, że syn wyraża skruchę; rację ma starszy brat, który się uskarża. I tak, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy, poprawił zakończenie, nadając mu bardziej „normalny” tok, zgodny z kryteriami sprawiedliwości w społeczeństwie, które gubi sens przebaczenia, które nie wierzy człowiekowi okazującemu skruchę, które zastąpiło bezinteresowność wyrównaniem rachunków. Ten chłopiec jest dzieckiem dzisiejszego społeczeństwa. Po trochu jesteśmy tacy my wszyscy i nasze wspólnoty. Przebaczenie nie przychodzi nam łatwo i spontanicznie, często jest to tylko pragnienie lub wysiłek, ale istnieją także zakonnicy, którzy żyją z resentymentem w sercu, którzy zdają się nie być w stanie (lub nie chcieć) przebaczyć krzywd i ran (czasami wyimaginowanych) doznanych w przeszłości, i są do głębi nieszczęśliwi, tworząc wokół siebie atmosferę smutku i urazy. Jest to poważny problem i wcale nie tak rzadki. Dlaczego tak trudno przebaczyć?

1. „Sługo gnuśny…” Pierwszy powód jest najbardziej fundamentalny i być może się go domyślamy. Nie może ofiarować przebaczenia ktoś, kto nie ma świadomości, że sam je otrzymał; albo inaczej mówiąc, zdolność przebaczania jest wprost proporcjonalna do doświadczenia doznanego przebaczenia. Nikt nie może dać czegoś, czego nie ma, zwłaszcza gdy chodzi o coś (jak przebaczenie), co nie rodzi się spontanicznie w sercu człowieka i co tylko Bóg mógł wymyślić. I, oczywiście, nie wystarczy jakiekolwiek doświadczenie. Również nielitościwy sługa (por. Mt 18, 23-35) otrzymał umorzenie znacznego długu, a jednak nie okazał serca wobec kogoś, kto był mu dłużny niewspółmiernie niższą kwotę. Jest to przypowieść, która głęboko nas dotyka: jesteśmy zanurzeni w przebaczeniu, zostaliśmy zrodzeni w akcie miłosierdzia, otrzymaliś— 94 —


Rozdział pi ąt y

Panie, naucz nas przebaczać Od jakiegoś czasu, gdy w „Ojcze nasz” proszę Pana, by mi przebaczył, tak jak ja przebaczam innym, nachodzi mnie lęk i poczucie winy, na co spontanicznie reaguję, odwracając tę prośbę i błagając dobrego Boga, by nauczył mnie przebaczać tak, jak On mi przebacza. Znalazłbym się w niezłych tarapatach, gdyby Pan był miłosierny wobec mnie tak, jak ja jestem miłosierny wobec innych! A zatem, zanosząc tę modlitwę, znajduję się w szkole Bożego miłosierdzia, do której jest dopuszczany tylko ten, kto ma świadomość swojego grzechu, i w której dar przebaczenia nieustannie łączy się z nakazem przebaczania: „Idź i ty czyń podobnie!” (Łk 10, 37).

1. Od Miłosierdzia do miłosierdzia Tylko Bóg może to uczynić: Jego miłość ku nam nie czyni nas rozkapryszonymi dziećmi, nie zaspokaja naszego pragnienia czucia się w centrum czyjejś uwagi, tak jak Jego przebaczenie nie jest jakąś bonifikatą lub umorzeniem ani tylko machnięciem ręką albo wymazaniem winy. Przebaczając nam, Bóg stwarza w nas nowe serce, zrobione na miarę Jego serca, zdolne przebaczać tak jak On. Właśnie to jest naj— 99 —


lepiej, żeby tego wcale nie robił, ponieważ wyszłaby z tego raczej jakaś podróbka przebaczenia, niegodna inscenizacja. On, który z wysokości swego piedestału raczy ze wspaniałomyślną zarozumiałością okazać wyrozumiałość, i w ten sposób może dalej czuć się coraz bardziej sprawiedliwy. Miał rację Jezus: ten, kto jest – lub łudzi się, że jest – bez grzechu, jest dobry tylko w rzucaniu kamieni. Natomiast grzesznik, który przebacza, rozumie, że przebaczeniem prędzej należy się dzielić niż go udzielać. To nie jest dawanie czegoś własnego, ale zaczerpnięcie z daru, który pochodzi z wysoka i bez którego nigdy nie bylibyśmy zdolni do miłosierdzia. I ten, kto daje, i ten, kto otrzymuje przebaczenie, ma udział i radość w tym samym pojednaniu: z Bogiem, między sobą, ze swoim osobistym grzechem. Możemy zatem lepiej zrozumieć, jak to już wspomnieliśmy, dlaczego przebaczenie nie jest nigdy tylko czymś do podarowania, ale jest także czymś, o co się prosi. Wystarczyłaby ta wewnętrzna uczciwość i przejrzystość, by nadać naszemu przebaczeniu wyjątkowy styl prostoty i wielkoduszności, i skłonić nas do porzucenia tej zarozumiałości i pychy, które czynią je trudnym i skrzywionym. W rzeczywistości przebaczanie będzie zawsze czymś trudnym, czasami będzie się nam wydawać wręcz niemożliwe. Mogą być bowiem zadane przez innych rany, które się nie zagoją tak łatwo i o których jeszcze trudniej nam zapomnieć. W takich przypadkach przebaczenie jest tylko pragnieniem, idealnym dążeniem, uznaniem własnego wysiłku, modlitwą za kogoś, kto nas zranił, i za samą ranę, która się nie goi. „Panie, naucz nas przebaczać!”… I znów odnajdujemy się w szkole Boga miłosierdzia.


Rozdział siódmy

Przebaczenie w Kościele Kościół jest wydarzeniem pojednania. Zrodzony z krwi Chrystusa, który pojednał w sobie wszystko, nie ma innego bogactwa poza swoją historią. Ma przeszłość naznaczoną słabością i miłosierdziem, grzechem i przebaczeniem. Jest to historia zbawiania, która uczyniła Kościół wyrozumiałą i roztropną Matką, specjalistką w przebaczaniu. Jest on – jak ktoś powiedział – braterstwem opartym na ciele przełamanym (J. Tillard), a więc braterstwem, które nigdy nie jest pokojowe i bezsporne, ale zawsze niespokojne i bliskie zerwania. Kościół głosi słowo pojednania tym, którzy są daleko, ale w pierwszej kolejności kieruje je do samego siebie. Wie, że będzie mógł prowadzić do pojednania tylko wówczas, gdy sam będzie pojednany. Z jednej strony zatem nie dziwimy się słabościom i błędom, napięciom i sporom w tej naszej wspólnocie wierzących; z drugiej jednak nie możemy nie czuć jako czegoś nienaturalnego tej pewnej… kłótliwości kościelnej, dziś być może nawet narastającej, na poziomie zarówno jednostek, jak i ruchów, rodzin zakonnych, rad duszpasterskich i kapłańskich, nurtów teologicznych. Ta kłótliwość staje się czymś poważnym i niebezpiecznym, gdy się utrwala i dzieli, tworząc nieuleczalne kontrasty, lub kiedy pozostaje ukryta i nie znajduje rozwiązania w dialektycznej konfrontacji. Kiedyś były grupy dysydenckie, dziś wydaje się, że są raczej grupy kłótliwe. W każdym — 111 —


dla wspólnego budowania komunii. Właśnie poprzez tę zdolność konstruktywną dany ruch staje się czynnikiem wzrostu. Nie tylko wówczas, gdy potwierdza raz jeszcze – z mniejszą lub większą siłą – swój punkt widzenia, swoją teologię, lecz kiedy potrafi w kościelnej konfrontacji uruchomić dynamizm pojednania, zbudowany z akceptacji i słuchania, z potrzeby drugiego i odkrycia jego pozytywu, ze świadomości własnego ograniczenia i gotowości skorygowania własnych poglądów, zdolności szukania istoty rzeczy oraz wolności w sprawach marginesowych, upodobania w pozostawaniu w cieniu i radości z kroczenia razem, wreszcie jasności w dążeniu do celu, który nas wszystkich przekracza i jest większy od naszych teologii i prawd zawsze cząstkowych. Kiedy jakaś grupa nie czyni tego, oszukuje swoich członków i wyrządza szkodę Kościołowi. I nie wystarczy nawet „patrzeć na to, co nas łączy” (pozwalając, by coś, czego nie chce się wyjaśnić, w dalszym ciągu nas dzieliło). Byłoby to sprowadzeniem różnych ideologii do jakiegoś domniemanego wspólnego mianownika, którym miałby być nieuchronnie niski zbiór wartości, minimalne kryterium, żeby się o nie kłócić bez końca… Przeciwnie, autentyczny styl pojednania implikuje pełne dowartościowanie całego dobra i prawd afirmowanych przez drugiego, aby nie zaginął z tego nawet jeden fragment. Jest to cierpliwe dzieło rozeznawania i dokonywania syntezy. Pojednanie w Kościele nie polega zatem tylko na okryciu przeszłości welonem, ale jest nowym sposobem podążania ku przyszłości, wspólnego szukania prawdy, budowania wspólnoty wierzących. Jeśli nie potrafimy przeżywać tego pojednania w nas, to jakie słowo pojednania będziemy głosić światu?


Rozdział ósmy

Przebaczenie w społeczeństwie Rozszerzmy naszą perspektywę poza wspólnotę zakonną i kościelną, i zapytajmy, jaką rolę może odegrać przebaczenie we wspólnocie ludzi. Co się dzieje w społeczeństwie, kiedy są w nim osoby miłosierne, które umieją przebaczać? Czy może się nazwać cywilizowanym społeczeństwo, w którym rządzi sprawiedliwość nieumiejąca przebaczać, w którym nie wierzy się w społeczną wartość przebaczenia? Mówiąc jeszcze bardziej szczegółowo: czy jest droga do pojednania, kiedy współżycie międzyludzkie zostaje zburzone przez przemoc, a nawet terroryzm i ucisk słabych? Czy jest miejsce (i jakaś rola) do przebaczenia w takich przypadkach? Problem jest trudny, ale trzeba się z nim zmierzyć. Dotyczy nas wszystkich, wierzących i niewierzących, dotyczy każdej osoby, która wyszła ponad egoistyczno-subiektywną wizję rzeczywistości i jest w stanie czuć się odpowiedzialna za społeczeństwo, do którego należy. My jednak zmierzymy się z tym tematem głównie w optyce chrześcijańskiej. Przede wszystkim powiedzmy jedno: jeśli przebaczenie znaczy przemilczenie, machnięcie ręką, rezygnację z działania, wyłączenie się z walki… wówczas jest jasne, że gwałtownik, który zabija, lub ciemięzca obrażający godność ubogiego mogą jedynie czerpać korzyści z tak rozumianego „miłosierdzia” względem niego. Ale czy to jest — 117 —


ścijańskiej, odkrywającej i pozwalającej odkryć drugiego, również tego drugiego, który zabija, właśnie jako brata, dającej siłę do przebaczenia i uwierzenia, że ten brat może być inny, może się opamiętać i okazać skruchę, a w każdym razie, że warto zrobić wszystko, by iść razem ku przyszłości, którą nadzieja uparcie chce widzieć jako lepszą. A zatem tworzy się inny łańcuch: gestów solidarności i pojednania, woli pójścia naprzód i konkretnych znaków tego nowego świata. Na przykład podczas pogrzebu ojca Josimo jego matka znajduje siłę, by publicznie przebaczyć temu lub tym, którzy w tak brutalny sposób zabrali jej tego jedynego, umiłowanego syna, podczas gdy jeden z kapłanów spontanicznie wyraża gotowość zaopiekowania się tą owdowiałą i samotną kobietą. A podczas pogrzebu swego ojca, ofiary terroryzmu, Giovanni Bachelet odczytał taką modlitwę: „Chcemy się modlić także za tych, którzy zabili mojego tatę, aby – nie odbierając niczego sprawiedliwości, która musi zwyciężyć – na naszych ustach zawsze było przebaczenie, nigdy zemsta, zawsze życie, nigdy domaganie się śmierci innych”. Wiemy, że te słowa, pokazane na żywo w telewizji, wstrząsnęły milionami sumień, rozpalając nadzieję, która w tamtych czasach wydawała się zniszczona (dziennik „La Repubblica” tak to skomentował: „Ale gdy syn zdobywa się na prośbę o przebaczenie dla zabójców ojca, to czyż nie wolno nam mieć nadziei?”). I moglibyśmy dalej mówić o wielu innych osobach, o wielu innych gestach, jak choćby tym już wspomnianym geście Pawła VI w odniesieniu do członków Czerwonych Brygad, gestach i osobach mniej lub bardziej znanych, czasami wręcz ukrytych w zakamarkach serca lub w zaciszu rodziny, prostych i skromnych jak to ziarnko gorczycy, z którym Jezus porównuje królestwo. Rośnie ziarno i pozwala wzrastać nowemu światu, gdzie przemoc stopniowo ustępuje miejsca miłości, a przemoc szacunkowi, światu, gdzie możliwe jest okazanie skruchy i gdzie – co jeszcze rzadsze i trudniejsze – są tacy, którzy wierzą temu, kto okazuje skruchę. — 125 —


Część trzecia

Transformacja – transfiguracja


Przechodzimy do trzeciego i ostatniego etapu naszej drogi do integracji zła. Do tej pory rozważaliśmy możliwość uznania i zaakceptowania własnego ograniczenia, następnie doświadczenia przebaczenia jako pojednania z sobą, z naszym złem i naszym dobrem, z Bogiem i Jego prawdziwym obrazem, z innymi i z historią. To już wielkie osiągnięcie, jeśli uda się nam być pojednanymi i pojednującymi! Ale można pójść jeszcze dalej: wejść w nowy wymiar życia, w którym zło przechodzi jakby transformację-transfigurację. Jest to etap pełnej integracji. Nie jest łatwo zdefiniować tę fazę. Chodzi o dość skomplikowane doświadczenie duchowe, a ponadto trudne do przeżycia. Spróbujemy zobaczyć tylko niektóre jego aspekty, świadomi, że poruszamy się po terenie, na który wchodzi się przez ściśle określony wybór wiary. Nasz wykład, wychodzący od przesłanek czysto psychologicznych, stopniowo otworzył się na perspektywę religijną. I jest to nieuniknione. Istnieją granice nieprzekraczalne dla nauki ludzkiej lub człowieka jako takiego, dla problemu zła. Człowiek może za pomocą dostępnych mu środków uznać swoje błędy, swoją słabość i kruchość, może nawet dojść do zaakceptowania tego wszystkiego. Jeśli ma dość szczęścia, by doświadczyć bycia zrozumianym i otrzymać przebaczenie, może też pojednać się z sobą i ze swoim życiem, być osobą pojednującą, pozytywną, która odkryła pewną radość życia i ją komunikuje. Lecz dla niego zło pozostaje zawsze złem. Może stracić nieco ze swej niszczycielskiej siły, ale nie swą negatywną radykalność. Nie będzie ono już przeklętą obsesją, ale w dalszym ciągu będzie plamić jego obraz samego siebie (chyba że zdecyduje, iż nie istnieje już zło lub że istnieje — 131 —


1. „On się obarczył naszym cierpieniem” Nie, nie chodzi tu tylko o dobrą wolę, o podejmowanie wysiłków. Przeciwnie, w takich sytuacjach jest czymś niebezpiecznym narzucanie ich sobie, ponieważ narażalibyśmy się na ryzyko czucia się sprawiedliwymi, lepszymi od innych, grzeszników, których ciężar bierzemy na siebie. I również dlatego nie jest dobrze, gdy ktoś przez całe życie nieustannie czyni wysiłki. Wcześniej czy później wybuchnie. Nie chodzi też o coś wyjątkowego lub szczególnie skomplikowanego, dostępnego jedynie wybranym. Chodzi natomiast o to, by w pełni i konsekwentnie przeżywać własną rzeczywistość wierzących i zbawionych jako dar, który obarcza odpowiedzialnością i przemienia. Możemy także tutaj wyjść od słowa Bożego. Szczególnie od tekstu Iz 53, 5-11, czwartej pieśni Sługi Jahwe, w której tradycja chrześcijańska zawsze dostrzegała los historyczny Jezusa. Opisywany bohater, „chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy… obarczył się naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści… był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy… Dręczono go, lecz sam pozwolił się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich… w jego ranach jest nasze uzdrowienie”. Wyraźnie widać tutaj trójetapowe i stopniowe uwypuklanie znaczenia: 1) obarcza się nie swoim grzechem; 2) pozwala się gnębić i bierze na siebie skutki grzechu; 3) jego cierpienie jest przyczyną zbawienia. Tę samą strukturę znaczeniową możemy odnaleźć w 1 P 2, 21-25 i Flp 2, 6-11. Teksty te opowiadają historię zła przemienionego gestem niewinnego, który dobrowolnie wziął je na swoje barki. Jest to historia, która wyraźnie nas dotyczy. To my zostaliśmy zbawieni przez ten przemieniający gest, nie inny. Co to konkretnie niesie ze sobą?

— 140 —


nad złymi i dobrymi, i który zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych…

4. „Błogosławieni cisi…” Powiedzieliśmy już o sensie błogosławieństw ewangelicznych. Wypowiadając je, Jezus nie wskazuje jedynie, jak należy się zachowywać ani nie obiecuje przyszłych wynagrodzeń, ale cieszy się i gratuluje osobom określonych kategorii, ponieważ teraz, w czasie obecnym, mogą już zakosztować jakiegoś cennego dobra. Słowo „błogosławieni” można rozumieć jako „szczęśliwi”: szczęśliwi ci, którzy są ubodzy, miłosierni, smutni, prześladowani… ponieważ w ich ubóstwie, łagodności, ucisku królestwo jest bliżej i Bóg staje się obecny jako obrońca słabych i cichych. Co więcej, jeśli dobrze się przyjrzeć, łagodność zdaje się kluczem do odczytania wszystkich błogosławieństw, gdyż jest egzystencjalną cechą charakterystyczną, która nadaje styl i autentyczność ludziom czystego serca, wprowadzającym pokój, miłosiernym itd. Łagodny jest przede wszystkim ten, kto staje przed Bogiem z pustymi rękami, kto jest ubogi w duchu, dosłownie: kto się kłania przed Panem, nie chcąc niczego na Nim wymóc, ale w pełni zdając się na to, co się Jemu podoba. Tylko ten, kto się kłania przed Ojcem, może być łagodny wobec brata. Staje bowiem wówczas przed innymi bezbronny, pozbawiony jakiejkolwiek obrony, nie jak ktoś, kto się chlubi prawami, lecz jak ktoś gotowy się ukłonić. I w tym swoim ukłonie ujawnia inną i tajemniczo skuteczną siłę: moc obarczenia się ciężarem drugiego, umycia mu nóg, bycia gotowym do tych ukrytych posług, które często inni odrzucają. Jest jedna szczególna posługa typowa dla człowieka cichego: rozbudzanie w drugim jego najlepszej cząstki, nawet kiedy ten jest arogancki i wrogi, a nadzieja, że może się poprawić, wydaje się ledwie bladą iskierką. — 153 —


ności. Łagodny jest człowiek, który po odbytej walce mówi do Pana: teraz już moja sprawa jest tylko w Twoich rękach. (…) Dla Niego jest dziedzictwo ziemi, dla Niego wszystkiego ideały sprawiedliwości są możliwe. Wszystkim nam grozi, że będziemy świadkami, jak nasze ideały nowej sprawiedliwości są niszczone, deptane i unicestwiane przez przemożną władzę ludzi i instytucji albo też przez obojętność innych. Ale człowiek łagodny nie obwinia nikogo, zawierza i prosi, by jego proroctwo nie wygasło. Nie opiera się na ludzkich środkach. Tak jak uczynił Jezus Chrystus, tak i człowiek łagodny będzie musiał zrobić wszystko, co możliwe, działać, walczyć do końca o nową sprawiedliwość, i w końcu jej się powierzy, a ona nigdy go już nie opuści: on ją odziedziczy, będzie ją nosił w sobie, choć często będzie musiał to wyrazić męczeństwem. Łagodni są zatem ci, którzy zwyciężają walką o ideały, aby przemieniać tę ziemię mocą swej nadziei. Zwyciężają dzięki wytrwałości w wierze, że może się spełnić także to, co niemożliwe. Oni właśnie mają tę ziemię w sobie, mają królestwo w sobie. A ponieważ Bóg jest blisko nas (…), nawet to, co niemożliwe, staje się możliwe”. Błogosławieni cisi, łagodni, dzięki nim zło już na tej ziemi może się przeobrazić w dobro!


jest, aby nigdy nie zapominać o własnej słabości i własnych upadkach. Ta pamięć pozwala nam zobaczyć siebie we właściwych proporcjach i w danym momencie każe nam przyjąć stosowną postawę osoby, która nie chce dominować, ale pragnie służyć, nie czuje się lepsza, lecz chce stanąć u boku drugiego, by razem z nim iść naprzód. Nie ma więc mowy o uroczystych, zbyt pewnych siebie stwierdzeniach, wygłaszanych z zamiarem interpretowania intencji i ze świadomością, że się wie o sprawach drugiego więcej niż on sam, ale zawsze z wielką dyskrecją, w przekonaniu, że własne wnioski są tylko hipotezami, a więc należy je formułować jako wrażenia („wydaje mi się, że…”, „może być tak, że…”), a w konsekwencji jest się gotowym je zweryfikować. Przede wszystkim zaś gotowym przyjąć upomnienie od drugiego. Na tym polegałoby prawdziwe braterstwo. I idąc razem, czulibyśmy się coraz bardziej synami tego Ojca, który „karci, kogo miłuje” (Prz 3, 12).


tyczna refleksja nad jakimś szczególnym aspektem własnego postępowania i/lub życia wspólnotowego w świetle Słowa i reguły, przed wspólnotą i z pomocą wspólnoty. Za pomocą takiej swoistej definicji opisowej wskazaliśmy zarazem różne rodzaje rewizji życia. Pierwszy, najbardziej klasyczny, przewiduje analizę wyłącznie własnego postępowania; w drugim refleksja krytyczna dotyczy aspektów życia wspólnotowego w ogólności; w trzecim możliwe są także uwagi krytyczne pod adresem poszczególnych braci. Jest oczywiście jasne, że w praktyce nie zawsze można zachować sztywne rozróżnienie między tymi trzema rodzajami, zwłaszcza między drugim i trzecim. Ponadto trzeci typ wydaje się najtrudniejszy i najdelikatniejszy, nie każda wspólnota może myśleć o przeprowadzeniu tego rodzaju rewizji. Mógłby wręcz okazać się niebezpieczny. Najpierw trzeba odbyć pewną drogę, stworzyć odpowiedni klimat. W każdym razie trzeba zawsze wyjść od pierwszego typu. Z drugiej strony nie należy też domagać się optymalnych warunków, by przeprowadzić rewizję życia. W przeciwnym razie, jeśli będziemy czekać, aż staniemy się już dojrzali, a wspólnota będzie bez problemów, nigdy nie zrobimy rewizji życia. Nie należy zapominać, że ta posługa współdzielenia winy jest bardziej sposobem wzrastania razem niż przywilejem wspólnot już doskonałych (niemających już żadnych win, które mogłyby dzielić…). Zwykle więc dobrze jest, aby wspólnota zaczęła od pierwszego typu i stopniowo przeszła do pozostałych dwóch, bez szczególnego pośpiechu i obsesyjnego dążenia do osiągnięcia stanu optymalnego. Przyjrzyjmy się zatem kolejnym etapom tej drogi.

a. Propozycja tematu Temat, którego będzie dotyczyć refleksja, może zostać zaproponowany przez przełożonego lub jakiegokolwiek innego członka wspólnoty, ale ważne jest, aby wszyscy dostrzegali pożyteczność lub konieczność kry— 166 —


Jest to coś poważniejszego, niż się wydaje, i powinno być częścią normalnej praktyki w projekcie rewizji życia. Jest to również coś bardzo prostego. Każda wspólnota ma swój sposób świętowania, może tu wystarczyć nawet butelka dobrego wina lub po prostu zatrzymanie się przy stole, by porozmawiać i nawiązać więź, zamiast rozsiąść się z pełnym brzuchem w fotelu przed telewizorem. Ważne jest, aby to był znak, który wyraża prostą i spokojną radość pojednanej wspólnoty. Ten obrzęd, jakim jest rewizja życia, stanowi jakby psalm opowiadający o małości człowieka i o miłosierdziu Boga, psalm… kończący się jak wszystkie inne aklamacją: „Chwała!”.

f. Owoce Najważniejszym owocem rewizji życia jest integracja-transformacja zła osobistego i wspólnotowego. Jest to krok naprzód w tym trudnym procesie, ponieważ wskazuje i zawiera w sobie prawdziwą przemianę winy: z wydarzenia dysharmonii i zerwania w okazję do wzrostu w miłości braterskiej oraz budowaniu wspólnoty. Ale są też inne owoce, pozornie mniejsze, które w rzeczywistości nastrajają do tego wzrostu lub są jego konsekwencją. Wspomnijmy tylko niektóre z nich: a) poznanie siebie i drugiego – wydaje się czymś logicznym, że ze spotkania wspólnotowego, na którym każdy wyznaje swoją winę, wychodzi się nade wszystko z pełniejszą znajomością drugiego; i nie tylko dlatego, że inne informacje doszły do tego, co już wiedzieliśmy o nim, ale ponieważ ujawnienie jego trudności i problemów pozwala go zrozumieć, pojąć wiele innych rzeczy odnoszących się do niego, do jego postawy, jego humoru, jego reakcji, które w przeciwnym razie pozostałyby niezrozumiałe. To poznanie pozwala pogłębić miłość i ją ułatwia. Tak samo wzrasta poznanie siebie, zarówno dzięki temu, co drugi mówi o mnie (i dzięki temu, w jaki sposób ja na to zareaguję), jak i dzięki temu… co ja sam mówię o sobie. Istotnie, myślenie na głos, — 173 —


Rozdział szóst y

Śmierć: Tabor i Kalwaria „Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15, 26). W procesie integracji zła, do której jesteśmy wezwani, ostatnią przeszkodą i zarazem ostatnią możliwością jest śmierć. Również ona ma sens, jest częścią życia i można ją przeżywać każdego dnia, aż poprzez nią znajdzie się ostateczne i najgłębsze znaczenie życia. Ale jest to droga integracyjna, która zaczyna się bardzo daleko… Ze smutkiem musimy przyznać, że nierzadko można spotkać chrześcijanina leniwego i bezczynnego. Jest to wierzący, od którego wiara zdaje się niewiele lub wręcz nic nie wymagać. Być może jest praktykujący lub nawet konsekrowany. Czuje się zbawiony, ale to zbawienie wydaje się tylko darem, który się przyjmuje, przez innych wysłużony i wycierpiany. On bowiem tylko bierze, dziękuje, żegna się i odchodzi… I cieszy się nim we własnym zakresie. Jest „konsumentem” odkupienia, czuje się tylko jego przedmiotem lub szczęśliwym adresatem, o ile nie obcym i biernym widzem. Krótko mówiąc, jest mieszanką nieświadomości i przeciętności, zaprawioną szczyptą typowego indywidualizmu. Ale jest też chrześcijanin, którego wiara dojrzała przed krzyżem, który poczuł się odkupiony ze swoich grzechów krwią wylaną przez niewinnego Baranka, który coraz głębiej przeżywa zbawienie jako dar przemieniający i obarczający pewną odpowiedzialnością, jako — 177 —


uczuć, również pięknych i czystych, by wzrastać w zażyłości z Bogiem i w bezinteresownej miłości do wszystkich. Dzięki tej śmierci ktoś poczuje się mniej samotny. Tak samo utratę bliskich osób odczuwamy jako pewną antycypację naszej śmierci. Wraz z nimi umiera jakaś cząstka nas! Ale w tym momencie jest tak, jakby wieczność wchodziła w naszą egzystencję śmiertelną i jakbyśmy zaczynali wchodzić w tę nową przestrzeń, nieograniczoną i bez grobów, skąd widać rzeczywistość w inny sposób, bardziej prawdziwy i zasadniczy. My sami stajemy się wówczas bardziej prawdziwi i zasadniczy, i prawdopodobnie także nasze relacje – po tej utracie – stają się bogatsze w zrozumienie, czułość, miłosierdzie i cierpliwość… Wreszcie choroba fizyczna i starość są kolejnym oczyszczeniem pozwalającym nam nauczyć się na własnej skórze bardzo wielu ważnych rzeczy, których prawdopodobnie nie bylibyśmy w stanie odkryć bez tego żywego doświadczenia. Ono uczy nas być zależnym od innych bez wstydu, że ich potrzebujemy, prowadzi nas do uwolnienia się od wielu roszczeń i iluzji, i do dotknięcia własną ręką kruchości i ulotności życia; ale równocześnie pozwala nam także cieszyć się miłością i przyjaźnią wielu dobrych osób, małymi rzeczami i drobnymi uprzejmościami, czyni nas wyrozumiałymi wobec cierpiących, pozwala nam jeszcze bardziej docenić dar życia, pomagając nam odkrywać, że wszystko, co mamy i czym jesteśmy, jest otrzymanym przez nas darem i nie należy do nas. Dlatego właściwe jest, byśmy przeżywali to wszystko jako dar, jako ofiarę dla innych, jako gest ofiarniczy. A wówczas, podczas gdy ciało się rozpada, duch rodzi się do nowego życia. W codziennej małej śmierci zaczyna się dokonywać tajemnica: integracja-transfiguracja zła staje się preludium zmartwychwstania, dla siebie i dla innych. I odkupienie trwa dalej.

— 182 —


S pis t re śc i Prezentacja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .5 Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .9 Część pierwsza UZNANIE – AKCEPTACJA Rozdział pierwszy Iluzja bycia sprawiedliwym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .17 1. Domaganie się usunięcia zła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .18 2. Próba zignorowania zła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .20 a. Odwety nieświadomości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .21 3. Obsesja winy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .22 a. Leczenie skrupułów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .26 4. Belka w oku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .28 a. Kozioł ofiarny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .29 b. Grupa jako kozioł ofiarny a styl życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .30 c. Syndrom faryzeusza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .31 Rozdział drugi Prawdziwe i fałszywe poczucie winy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .34 1. Wina konstruktywna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .35 a. Wina ontologiczna lub egzystencjalna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .35 b. Wina refleksyjna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .36 2. Wina destrukcyjna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .36 a. Wina psychologiczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .36 b. Wina nieświadoma . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .37 3. Jak rozumieć. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .37 4. Winny, aby być wolnym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .38

— 185 —


Rozdział trzeci Od poczucia winy do świadomości grzechu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .39 1. „On jest Najwyższy” (Ps 47, 10) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .40 2. „Nie milcz, o Boże, którego wychwalam” (Ps 109, 1) . . . . . . . . . . . . . . . .41 3. „Uczyniłem, co złe jest w Twych oczach” (Ps 51, 6) . . . . . . . . . . . . . . . . .43 4. „Miej litość dla mnie, grzesznika” (Łk 18, 13) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .44 Rozdział czwarty Przed słowem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .46 1. Pod okiem Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .47 2. Światło dla moich kroków . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .47 3. Miecz obosieczny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .49 4. Dobry łotr . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .51 Rozdział piąty Rachunek sumienia czy rachunek nieświadomości? . . . . . . . . . . . . . . . . . . .52 1. Motywacje i intencje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .53 2. Uczucia i emocje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .54 3. Umysł i sumienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .55 4. Serce i wrażliwość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .57 5. Dobro niewykonane . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .58 6. Zło wspólnotowe . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .59 7. Pośrednictwo brata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .60 8. Confessio laudis . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .60 9. Psychoanaliza dla ubogich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .62 Część druga PRZEBACZENIE – POJEDNANIE Rozdział pierwszy Przebaczenie, które nas stworzyło . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .67 1. Przebaczenie stwórcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .67 2. Od zawsze doznający przebaczenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .68 3. Uczta Ojca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .69 4. Ból syna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .70 5. Potrzeba pojednania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .72

— 186 —


Rozdział drugi Przebaczenie, które dokonuje naszego odkupienia. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .74 1. Koncepcja zawężająca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .75 2. Fałszywe sumienie i fałszywe oczekiwania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .76 3. Cud przebaczenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .79 Rozdział trzeci Przebaczenie, które nas jedna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .82 1. Pojednani z sobą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .83 a. Obraz idealny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .83 b. Obraz aktualny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .83 2. Pojednani z Bogiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .85 3. Pojednani z życiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .87 a. Radość życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .88 b. Integracja dobra . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .89 c. Darmo otrzymaliście… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .90 d. …darmo dawajcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .91 Rozdział czwarty To tak trudne przebaczenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .93 1. „Sługo gnuśny…”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .94 2. Instynkt przemocy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .95 3. Instynkt panowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .96 4. Potrzeba cieszenia się poważaniem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .97 Rozdział piąty Panie, naucz nas przebaczać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .99 1. Od Miłosierdzia do miłosierdzia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .99 2. Przebaczenie stwórcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .100 3. Przebaczenie odkupieńcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .102 4. Przebaczać jako grzesznicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .103 Rozdział szósty Przebaczenie we wspólnocie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .105 1. Serce życia wspólnotowego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .106 2. Przypowieść o wspólnocie pojednanej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .108 3. Gesty pojednania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .109

— 187 —


Rozdział siódmy Przebaczenie w Kościele. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .111 1. Pojednanie i szacunek do siebie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .112 2. Pojednanie i prawda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .114 3. Budować razem Kościół . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .115 Rozdział ósmy Przebaczenie w społeczeństwie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .117 1. Zło społeczne, oszalały łańcuch . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .118 2. Przebaczenie i proroctwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .119 3. Przebaczenie i męczeństwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .122 4. Siła przebaczenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .124 Część trzecia TRANSFORMACJA – TRANSFIGURACJA Rozdział pierwszy „Będę się chlubił z moich słabości” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .133 1. „Oścień dla ciała…” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .133 2. „…żebym się nie unosił pychą”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .134 3. „…prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .135 4. „Wystarczy ci mojej łaski”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .136 5. „Moc w słabości” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .136 6. „Będę się chlubił z moich słabości…” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .138 Rozdział drugi Jedni drugich brzemiona noście . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .139 1. „On się obarczył naszym cierpieniem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .140 2. „Przywróć mi radość z Twojego zbawienia” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .141 3. Historia, która się powtarza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .142 4. Kompleks Atlasa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .143 Rozdział trzeci A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu . . . . . . . . . . . . . . . . . . .146 1. „Pozwólcie obojgu róść…” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .147 2. „Jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek…” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .149 3. Synowie Ojca Niebieskiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .152 4. „Błogosławieni cisi…” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .153

— 188 —


Rozdział czwarty Braterskie upomnienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .156 1. „Czyż jestem stróżem brata mego?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .157 2. Siła słowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .158 3. Słowo, które wyzwala . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .159 4. „…w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .161 Rozdział piąty Rewizja życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .164 1. „Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy…” (Jk 5, 16) . . . . . . . . . .165 a. Propozycja tematu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .166 b. Czas modlitwy i refleksji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .167 c. Spotkanie wspólnotowe . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .168 d. Celebracja pokutna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .171 e. Święto w rodzinie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .172 f. Owoce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .173 g. Złość diabła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .176 Rozdział szósty Śmierć: Tabor i Kalwaria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .177 1. Siostra śmierć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .178 2. Mors mea vita tua . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .179 3. Małe śmierci codzienne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .180 4. Konkretnie… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .181 5. „Umartwienie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .183



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.