5 minute read
Q Wrośnięci w ziemię str
dać Radę z niewielkim aReałem wRośnięCi w ziemię
Nawet na wsi nie jest to regułą, że ojciec, syn i wnuk razem gospodarzą. Dzielą się doświadczeniem, zdobytą przez lata wiedzą i praktyką. Razem mieszkają, razem pracują i wypoczywają. Zapraszamy Was do gospodarstwa rodziny Kujawa w miejscowości Czyżew-Sutki w gminie Czyżew, już na granicy województwa podlaskiego.
Advertisement
|Ojciec i syn-następca. Rafał skończył liceum sportowe, stawiał pierwsze, solidne kroki w profesjonalnym sporcie, nadal gra w Ruchu Wysokie Mazowieckie. Dziś, jak sam mówi, piłka to hobby i wypoczynek.
Gospodarstwo – przyszłością. Na mniejszym zdjęciu: betonowa posadzka i możliwość swobodnego ruchu? Krowom na zdrowie to mogło by nie wyjść.
Nasi gospodarze pamiętają nawet datę, kiedy dziadek Mariusza Kujawy i ojciec Włodzimierza założył we wsi Czyżew-Sutki gospodarstwo rolne. Było to zaraz po wojnie, w 1945 r. Oprócz gęstej olszyny – nic! Ot, mały spłachetek ziemi przekazany przez ojca, trochę zwierząt gospodarskich i ludzie o silnych rękach i cierpliwi w działaniu. W rodzie był cieśla, na posesji szybko stanął drewniany dom z bala. Później drewniana stodoła i najbardziej potrzebne zabudowania. W 1973 r. powstał pierwszy budynek murowany – stodoła. Pan Włodzimierz, nestor rodu, przejął od swojego ojca 12 ha ziemi. Bez pośpiechu dokupywał grunty. Dziś jego syn, Mariusz, ma ok. 35 ha własnych i dzierżawi 16 ha. Jest właścicielem obory w systemie uwięziowym, w której mieści się 70 krów w doju. Ta ma dziś trzy lata. I jak to „trzylatek” jest dumą „rodziców”. Skąd pomysł na taki system? – Ziemi zbyt dużo nie mamy, rozszerzenie areału w okolicy do prostych i tanich nie należy – mówi Mariusz Kujawa. – Na rynku jest jej mało, a ceny, nierzadko, dochodzą do 100 tys. zł za ha. Choćby sam koszt utrudnia rozbudowę gospodarstwa. A miejsca też dużo nie jest, by postawić nowy obiekt, trzeba było wyburzyć starą oborę. Hodowla stanowiskowa umożliwia większą kontrolę nad całym procesem hodowlanym. Pilnujemy zużycia paszy, łatwiej dawkować suplementy i witaminy, notujemy mniej strat wynikających z sortowania i niedojadania. Jeżeli coś się dzieje złego ze zwierzętami, szybciej można to dostrzec i zareagować. 70-80 szt., tyle można ogarnąć siłami rodziny. I na tym chcemy się skupić.
Nie jest tak, że była to decyzja pochopna. Mariusz razem z żoną – Mariolą, jeździli
|Zbiornik DeLaval na 3500 l
po innych gospodarstwach, analizowali zalety i wady każdej metody, konsultowali się z lekarzami weterynarii. Ci zdecydowanie odradzali chów wolnostanowiskowy. Przy betonowej posadzce, swobodny ruch krów to droga prosta „na” kłopoty.
Doją dojarką przewodową na osiem aparatów marki DeLaval, dostarczoną przez firmę Krzysztofa Białobrzeskiego z Łomży. Z całym obrządkiem trwa to ok. półtorej godziny. Efekt praktyki.
Tymczasem teraz, jak mówią nasi gospodarze, hodowcy, którzy postawili na system uwięziowy mają pod górkę. Dopłaty do wolnego wypasu – nie dla nich. To fikcja, nawet nie można oczekiwać, że nawet połowę stada da się łatwo wyprowadzić na łąkę. Przy 30-40 szt. dojnych krów to trudne i pracochłonne, choć nadal możliwe. Przy 70 szt. już absolutnie nie. Ale prawdziwą grozę wywołała kontrowersyjna tzw. „piątka dla zwierząt”. Sprawa niby przycichła, ale czy na pewno? Ludzie, którzy o hodowli bydła mlecznego wiedzą najmniej, mówią o tym najwięcej.
Mleko trafia do Mlekovity. Wydajność to ok. 9 tys. kg od sztuki. Parametry to: tłuszcz w granicach 4,0%, białko 3,4%. Wcale nieźle. Jak oceniają współpracę z firmą z Wysokiego Mazowieckiego? Tradycyjnie, mogliby płacić więcej. To pytanie, niezależnie z kim rozmawiam, zawsze kończy się śmiechem. I zawsze ostatecznie poważniejemy. Koszty produkcji rosną, pasze i dodatki, zwłaszcza teraz, idą mocno w górę. Tymczasem cena mleka rośnie trochę wolniej. Ale firma jest duża i stabilna. Nie ma problemów z terminowością wpłat, nigdy, niezależnie od okoliczności zewnętrznych, odbiór nie był nawet przez chwilę zagrożony. Taką współpracę się ceni i podtrzymuje.
Pola obsiewają głównie kukurydzą i trawą. Zboża to tyle co nic – 5-6 ha, 2 ha lucerny. Jest trochę lżejszej ziemi, tam kukurydza mogłaby nie dać sobie rady. A oni nie mogą eksperymentować.
Paszowóz jest równolatkiem obory. To Kongskilde VM 12 dostarczony przez firmę Primator, przy takiej obsadzie obory sprawdza się dobrze. A pół setki hektarów gruntów to znowu nie tak mało. Park ciągników jest bardziej zróżnicowany. Dwa błękitne traktory zdradzają markę New Holland, jeden 85 KM, drugi 108 KM, sekunduje im czeski Zetor Major 80. Najnowszy nabytek to Massey Ferguson S 7716, 165 KM. To najmocniejszy sprzęt w gospodarstwie. Odpowiada za beczkę na nawóz płynny. W oborze na metalowych rusztach, ma cały etat. Z nadgodzinami. Tu ciekawostka. Niedawno byliśmy po sąsiedzku, tam w gospodarstwie roiło się od Fergusonów. Nie mogłem nie zapytać, co ma w sobie marka, że rolnicy biorą je w ciemno. Okazuje się, że jeszcze w 1985 r. MF 255 był własnością ojca Mariusza, pana Włodzimierza. Twardy i wytrzymały, a w dodatku niewiele palił. Sprzedali go dopiero kilka lat temu.
Tu warto wrócić do areału. Przy 120 krowach 50 ha z hakiem to za mało, cześć paszy należy dokupić. W takim przypadku szybkość realizacji zamówienia pozwala lepiej planować produkcję, a tym samym spokojniej spać. Od pięciu lat współpracują z firmą Skłodowski z siedzibą w Zarębach Kościelnych. To sąsiad, toteż często, już na drugi dzień, zamówienie jest na miejscu. Ceny też nie drenują kieszeni.
|Młodzież jak to młodzież, kiedy starsi pracują, młodsi mogą się „pobyczyć”.
|To nie pierwszy Massey Ferguson w gospodarstwie. Pierwszy był własnością Włodzimierza Kujawa, ojca Mariusza. Przyjechał z Giżycka w połowie lat ‚80 i opuścił swój posterunek dopiero w pierwszym dziesięcioleciu XXI w. Czy może być lepsza reklama marki?
|Aparat udojowy z oferty firmy DeLaval na osiem aparatów. Praktyka, zgranie i w półtorej godziny można dać radę przy 70 dojnych krowach.