6 minute read
Q Rozmowa z państwem Mościckimi o genotypowaniu i żywieniu krów mlecznych str
w odwiedzinach u państwa mościckich we wsi dąbRowa-kity, gm. czyżew nie pytaj gwiazd o dRogę
Kiedyś czytało się z gwiazd, dzisiaj czyta się z genów. Rozwój nauki sprawił, że Sylwia i Andrzej Mościccy, gospodarze z Dąbrowy-Kity, o swoich krowach wiedzą niemal wszystko. Dzięki doradztwu ekspertów znają dokładne dane swojego stada: indeks rodowodowy, geny, pokrój i – na bieżąco dostarczane – parametry z każdego próbnego udoju. Aby zdobyć tę wiedzę, wystarczy kilka kliknięć w ekran smartfona. Aplikacja telefoniczna SOL (stado online) i program DoKo do kojarzeń to dwie technologie, bez których Mościccy nie wyobrażają sobie już pracy.
Advertisement
O kolejnych etapach, jakie przeszli w drodze do polepszenia środowiska bytowania zwierząt i zarządzania stadem rozmawiamy z Sylwią i Andrzejem Mościckimi z Dąbrowy-Kity. Poprawa genetyki oraz coraz lepsze dostosowanie żywienia do potrzeb krów sprawiły, że wydajność całego ich stada wzrastała o tysiąc litrów co roku. Gdy zaczynali było to 5 tys. l, teraz to już 10,7 tys. l., w tym białko 3,45%, a tłuszcz 4%.
Z doradcą hodowlanym z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka Tomaszem Kostro nasi bohaterowie poznali się około 6 lat temu na forum mleczarskim. Tematy wykładów: genomiczna era w selekcji bydła mlecznego, dobór buhajów, reprodukcja stada i jego rentowność, zainspirowały ich. Tak bardzo byli zaciekawieni tematem, że poprosili doradcę, by przyjrzał się ich krowom. Niewielkie stado, bo około 50 krów w tym 26 szt. dojnych, w ich przekonaniu dawało proporcjonalnie małe szanse, że badania pokażą coś ciekawego. Mimo niepewności chcieli wiedzieć, co powiedzą im geny. Byli właścicielami dwóch jałówek, które poddano dokładniejszej analizie, ponieważ stwierdzono, że są na bardzo wysokim poziomie pod względem indeksu rodowodowego. I tak to się zaczęło. Na początku badali te najlepsze sztuki, z pełną dokumentacją ich pochodzenia. Do dzisiaj zbadali już 3/4 wszystkich krów ze stada i na bieżąco poddają analizie wszystkie jałówki. Za genotypowaniem kolejnych sztuk przemawiała możliwość świadomej selekcji. Ze względu na rosnące ceny, jeszcze ważniejsza stała się dla nich efektywna ekonomiczność stada. Okazało się, że część ich krów produkuje mleko typu A2A2, czyli te lepiej przyswajalne przez człowieka. Ponadto dzięki tej metodzie, dobieranie par rodzicielskich stało się bardziej precyzyjne. Ich jałówki mają preferowane wśród hodowców cechy, co sprawia, że są wyżej cenione na rynku kupujących.
Jeśli chodzi o hodowlę to genotypowanie to drugi etap przez który przeszli, by udoskonalić stado. Pierwszy krok, który pozytywnie wpłynął na krowy państwa Mościckich, to zmiany w sposobie żywienia. Warto wrócić na chwilę do początków ich przygody z krowami, by zrozumieć, jak doszło do tego, że stały się one pasją Sylwii i Andrzeja. Nie była to bowiem miłość od pierwszego wejrzenia (uśmiech). Sylwia pochodzi z Warszawy. Ukończyła studia na Wydziale Fizyki na Uniwersytecie Warszawskim. Andrzej odziedziczył gospodarstwo po dziadku. – Nie było chętnych, więc wypadło na mnie – opowiada gospodarz.
Jak mówi, to hodowla bardziej wybrała jego niż on ją. Pomimo, że już jako nastolatek był przygotowywany do tego, że przejmie dziadkowiznę, wybierał szkoły oddalone tematycznie od rolnictwa. Najpierw skończył technikum mechaniczne, a później studia na Politechnice Białostockiej na Wydziale Inżynierii Środowiska. Po ślubie Sylwia zamieszkała z mężem we wsi Dąbrowa-Kity. Jak przyznaje, rolnictwo jej to nie interesowało. W czasie, gdy mąż pracował na gospodarce, opiekowała się głównie dziećmi. Dzisiaj mają trzy córki: Dominikę 16 lat, 12-letnią Karolinę i najmłodszą ośmioletnią Julię. Gdy średnia córka miała około półtora roku, Sylwia postanowiła, że chce zmiany. – Zaczęłam się nudzić – wspomina. – Szukałam, w czym mogłabym się jeszcze zrealizować.
W tym samym czasie pojawiły się komplikacje zdrowotne krów. Choroby wysypywały się jedna za drugą. Gospodarze nie rozumieli, w czym tkwił problem, a wynikało to z tego, że kryli krowy coraz to lepszymi, mlecznymi buhajami. Czuli, że hodowla im zupełnie nie wychodzi. – Patrzyłam na męża, który martwił się sytuacją, i chciałam mu pomóc – opowiada pani Sylwia.
Jakby zmartwień z krowami było mało, dostali powiadomienie z mleczarni, w którym, na podstawie mierzonego punktu zamarzania mleka, podejrzewano ich o fałszowanie wodą. By wyjaśnić sytuację, zaczęli badać w laboratorium indywidualnie mleko od każdej krowy i zdobywać informacje. Sylwia wyczytała, że choroby metaboliczne mogą powodować występowanie wody w mleku. Zwróciła się o pomoc do działu hodowli w podlaskim ODR, gdzie zapytano ją, czy ich stado znajduje się
|Przygotowania do wejścia na ring, podczas targów w Szepietowie. | O sukcesie produkcyjnym stada państwa Mościckich zadecydowała poprawność żywieniowa oraz kontrolowany remont stada pod względem genetycznym.
pod oceną użytkowości, która zapewnia comiesięczną analizę mleka. To był właśnie moment przełomowy w sposobie, w jaki do tej pory podchodzili do hodowli. Ich umysły ścisłe ujrzały w tym szansę dla krowiego stada. To, co proponował ODR, miało sens: zbieranie danych, analizowanie ich i na podstawie informacji wyciąganie wniosków i podejmowanie świadomych decyzji. Skontaktowali się wtedy z PFHBiPM. Po trzech miesiącach otrzymali wyniki, które można było pokazać doradcy żywieniowemu. Okazało się, że nie potrafili poprawnie karmić swoich zwierząt. Nie nadążali żywieniowo za wysoką wydajnością. Te błędy prowadziły do tego, że stado było chorowite, miało to negatywny wpływ na wydajność, jakość mleka i kondycję bydła. – Jak większość hodowców, karmiliśmy je na oko – wspominają dawne czasy. – Mieszaliśmy pasze w proporcjach, jakie wtedy wydawały się nam najlepsze. Uczenie się na własnych błędach (żywieniowych) było bardzo kosztowne.
Działania nie były wystarczające do ich hodowli. Jak się później dowiedzieli i przekonali na własnym stadzie: im krowy są lepsze, tym bardziej wymagające. Ich dieta musi być tak dobrana, aby zaspokajać wszystkie potrzeby. To dlatego zaczęli współpracować z doradcą żywieniowym Krzysztofem Dąbrowskim z PFHBiPM. To już 10 lat, jak pomaga im w skomponowaniu kolejnych dawek dla stada. Wciąż wspominają początki tej współpracy, gdy w końcu ujrzeli przysłowiowe światełko w tunelu i zaczęli patrzeć na hodowlę krów z naukowego punktu widzenia. Bo doradca, wchodząc do gospodarstwa, wszystko sprawdza: ogląda dokładnie krowy, analizuje, jak i co jedzą, jak się załatwiają i jak wyglądają ich odchody. Przygląda się paszy i pobiera próby do badań. Analizuje, jak uprawiane i zbierane są rośliny. Później opracowywany jest nowy plan żywienia: dawki dopasowywane są do bazy paszowej i realistycznych, całorocznych możliwości gospodarstwa. Planuje się, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, na przykład sposób podawania pasz. Państwo Mościccy np. na początku współpracy nie mieli paszowozu. Ręcznie mieszali, rozdrabniali składniki, dozowali przygotowaną paszę i podawali krowom. Wiązało się to z wieloma utrudnieniami. Pierwszą rzeczą, którą doradca ich nauczył, to poprawa jakości i strawności pasz objętościowych. Zauważyli, że dokupują mniej dodatków białkowych i oszczędzają. Później zaopatrzyli się w wóz paszowy. Krowy zaczęły lepiej pobierać i dawać więcej mleka.
Dzięki radom od profesjonalisty w zakresie żywienia, Mościccy od lat przestrzegają nowych zasad. Nie otwierają kiszonki przed upływem min. 3 tygodni od jej zebrania. Fundamentem, którym nazywają „inwestycją w paszę”, jest zbieranie wcześnie pierwszego pokosu trawy. Cieszą się, że te sposoby poznali przed podwyżkami cen, które dotykają dzisiejszych hodowców. Nauczyli się dostosowywać dawki pasz do wymagań krów w różnych okresach laktacji. Na podstawie analizy danych i porad ekspertów wypracowali dobre, profilaktyczne nawyki. – Wszystkiego nie da zrobić się od razu –opowiadają o etapach wprowadzania zmian w gospodarstwie. – Czasami potrzeba roku, by na przykład zebrać odpowiednie plony i poprawnie je przygotować.
Ich bazę paszową zapewniają uprawy kukurydzy na 9 ha, zbóż i traw rozlokowane na około 15 ha gruntów. Postanowili zastosowywać się do przedstawionego im bilansu gospodarstwa. Uzbroili się w cierpliwość i chłonęli przekazywaną im wiedzę. Słowa krytyki przyjmowali jak poradę, a nie jak niemiłe komentarze. Sylwia na kolejne spotkania z doradcą nawet dziś szykuje się jak studentka na wykłady. Notatnik ma pełen spostrzeżeń i pytań. Praca domowa zawsze odrobiona – uśmiecha się. Wizyty doradcy są częste, a konsultacje trwają na bieżąco. Np. gdy otwierają nową sianokiszonkę, pobierana jest próba, oceniana i ustalana odpowiednia dawka. Mościccy są pod wrażeniem, jak dokładnie doradca potrafi ocenić sytuację i zaplanować jadłospis. – Wstępne obliczenia potwierdzają się podczas pobierania próbek paszy i przy kolejnych próbnych udojach – mówi gospodyni. – Ostatnio mieliśmy sytuację gdy zaczęła się grzać pasza – przykładów do opowiadania nie brakuje.
Zaobserwowali skoki w parametrach mleka. Pojawiły się również zapalenia u krów. Gdy przeanalizowali sytuację, okazało się, że winowajcą jest psujący się wycinak. Niepoprawna praca maszyny wpuszczała tlen poprzez wyrywanie sianokiszonki z pryzmy.
Odpowiednie żywienie spowodowało zmniejszenia się liczby chorób wśród krów i ograniczenie do minimum podawania antybiotyków. A gospodarze zapewniają, że relacja: hodowca, weterynarz, doradca to podstawa sukcesu, która wpływa na wyniki, jakie otrzymują.
Balans potrzebny jest w pracy każdego hodowcy. Praca i serce, które ludzie wkładają w codzienne obowiązki, potrzebuje wsparcia. Państwo Mościccy znaleźli je w nowoczesnej technologii. Połączenie doradztwa PFHBiPM z zakresu żywienia i genetyki pomogło podjąć im decyzje, które wyprowadziły ich z kłopotów. Poprzez genetykę i dobór odpowiednich zwierząt mają oni na celu produkcję lepszego, nieuczulającego mleka. Interesują się też ekologią i sposobami obniżenia wpływu hodowli zwierząt na środowisko.
|Córki chętnie pomagają podczas prac polowych i przy zwierzętach.
|Pani Sylwia troszczy się o swoje krowy. Uważa, że są one delikatne i należy o nie szczególnie dbać.