3 minute read

Sławomir Osiński

Next Article
FELIETON

FELIETON

Rozważania o liczeniu

Sławomir Osiński

Advertisement

Czyli jak uniknąć mnożenia przez zero

„Na nic już nie liczę!” – to defetystyczne i nieoptymistyczne stwierdzenie coraz częściej gości na ustach nauczycieli i dyrektorów ze stażem zbyt dużym, żeby zmienić zawód, a zbyt małym, aby uciec na emeryturę i skazać się na jeszcze żałośniejszą egzystencję. Liczenie, przeliczanie, zliczanie, podliczanie, a nawet rozliczanie – to pojęcia towarzyszące na co dzień kadrze zarządzającej szkołami. Spróbujmy dokonać choćby pobieżnej inwentaryzacji czynności pochodnych od liczenia. Przede wszystkim dyrektor placówki oświatowej, osobliwie przedszkola, musi liczyć na siebie w kwestiach prawno-organizacyjnych i sprawnie operować wiedzą i rozumieniem nie tylko czterech oświatowych ustaw i kilkudziesięciu bez przerwy zmienianych rozporządzeń, ale około dziewięćdziesięciu innych z przynależnymi im kilkuset rozporządzeniami. Przygotowując arkusz i planując dalszą pracę szkoły, musi optymistycznie liczyć, że w ciągu najbliższych lat najlepsi nauczyciele nie odejdą do zajęć lepiej płatnych lub nawet podobnie wynagradzanych, ale nieobarczonych kolosalną odpowiedzialnością za życie i bezpieczeństwo, niestresujących straszeniem postępowaniem dyscyplinarnym, a przede wszystkim wolnych od pracy w domu i stert sprawozdań oraz innych dokumentów.

W planowaniu ważne jest także przeliczanie godzin: z siatki zwykłych, dyrektorskich, danych przez organ oraz wynikających z podziału na grupy, a także liczenie tych przeznaczonych na pomoc psychologiczno-pedagogiczną, dbanie, żeby mieściły się w dozwolonym pensum, poprawnie uśredniały i odpowiednio układały się wplanie. Dodatkowo pojawia się zadanie wymagające szczególnej zręczności: przy kilkunastu lub kilkudziesięciu klasach trzeba tak zorganizować zajęcia, żeby wszędzie religia była na pierwszej lub ostatniej godzinie. Trzeba też corocznie obliczać ryzyko wszelkiej maści oraz monitorować je kwartalnie w ramach kontroli zarządczej oraz dokonywać wyliczeń i naliczeń związanych z budżetem (co na szczęście wdużej mierze spada na księgowe), gdzie króluje odwieczna nierówność między potrzebami aprzyznanymi środkami budżetowymi. Umiejętności wymagają też sprawy związane z zatrudnieniem, awansem i godzinami ponadwymiarowymi. Te ostatnie każda gmina każe liczyć po swojemu, najczęściej bez sprecyzowania, wjaki sposób. Policzyć wypada tutaj wysługę lat, żeby nagrodę jubileuszową przyznać, atakże należy pilnować, żeby nauczyciel nie przekroczył półtora etatu, uśredniać irozwiązywać równania z kilkoma niewiadomymi z cyklu, jak płacić za wycieczki lub szkolenia wdniach wolnych. Intensywnego zliczania ipodliczania wymagają zamówienia publiczne, gdzie trzeba wszystko tak zrobić, żeby się rozliczyć dało, oszczędnie było izgodnie zprawem. Dydaktyką też czasem dyrektor się zajmuje, choć mam wrażenie, że dzisiaj najważniejsze jest oszczędne funkcjonowanie instytucji, która dzięki rozlicznym procedurom ma być względnie bezpieczna dla dzieci i spełniająca życzenia rodziców. Coraz trudniej do głównych powinności szkoły zaliczyć jej misję nauczania- -uczenia się, do której ponoć została powołana. Ale i w tej materii obliczane są wyniki oceniania, testów, ewaluacji i innych pomiarów dydaktycznych oraz rankingów wszelakich. Gdy są wmniemaniu organów niepomyślne, uruchamia się mechanizm rozliczania, a w ekstremalnych przypadkach trzeba zaliczyć program naprawczy. Ozdobą wszelakiego podliczania są przeróżne ankiety monitorujące – rywalizujące ze sobą pod względem logiki, sensu i przydatności jakiejkolwiek do czegokolwiek oraz podobne o proweniencji badawczej lub związkowej. Grozą i sankcjami wieje od podliczeń statystycznych GUS, ZUS i SIO permanentnie wdrażanych w zdrowy trzon zarządzania państwem, dla którego (oraz innych organów – tudzież podmiotów) mają być źródłem wiedzy i katedrą oświatowej mądrości, na co liczyć wperspektywie najbliższego stulecia raczej nie można. Na koniec pozostaje comiesięczne licz enie wydatków domowych wzestawieniu z otrzymywanym wynagrodzeniem, u dyrektorów ubogaconym dodatkami funkcyjnymi, a u nauczycieli godzinami ponadwymiarowymi, co wywołuje radosną refl eksję, że rzeczywiście na nic już liczyć nie można. Jeśli nie zmienią się dotychczasowe warunki pracy pedagogów, to za parę lat pozostaną wszkołach wypaleni przedemeryci i notoryczni idioci. Gdzieniegdzie trafi się entuzjasta mający dochody z innych źródeł, lub świetnie zarabiającego partnera, co pozwoli mu na hobby, jakim jest praca w szkole. Wiem, co mówię, bo tak już było imiędzy innymi dzięki temu oświata jakoś przetrwała.

Sławomir Osiński

Absolwent polonistyki, zarządzania woświacie oraz marketingu i zarządzania wochronie zdrowia. Nauczyciel, publicysta kulinarny i społeczny, rysownik satyryczny, czasem literat i tekściarz. Egzaminator maturalny, ekspert ds. awansu nauczycieli, wykładowca na studiach podyplomowych. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 47 im. Kornela Makuszyńskiego wSzczecinie.

This article is from: