3 minute read
Sławomir Osiński
Zamachy na kulturę szkoły
106 Sławomir Osiński
Advertisement
O potrzebie przemyślanych działań i racjonalnych decyzji
Jak twierdzi prof. Maria Czerepaniak-Walczak z Uniwersytetu Szczecińskiego: „Każda szkoła ma swoją, niepowtarzalną kulturę i specyfi czną dla siebie atmosferę”. Prehistoryczni Albiończycy, którzy wymarli na długo przed starożytnymi komunistami, mawiali, że o kulturze szkoły i jej wartości można mówić najwcześniej po stu lub dwustu latach istnienia inkryminowanej. Temat ten jest od lat niezwykle żywotny iobrodził ogromną liczbą prac naukowych: od rozpraw doktorskich począwszy, ana drobnych artykułach skończywszy. Merytorycznie przeto nic nowego nie da się już praktycznie powiedzieć. Niemniej należy zwrócić uwagę na słowa szczecińskiej badaczki podkreślają ce niepowtarzalność iindywidualność kultury szkoły, którym to z natury swojej nieprzyjazne są wszelkie systemy normatywne, polityczne i wzięte ze sfery zarządzania przemysłem i korporacjami. Pojęcie kultury szkoły wymyka się też
FELIETON
wartościowaniu etycznemu, albowiem składają się na nie relacje międzyludzkie, obyczaje i tradycje – nie zawsze powszechnie akceptowalne. Nie służą jej także modne od pewnego czasu rankingi placówek oparte głównie omało miarodajne wyniki egzaminów iinne rzetelniejsze lub niestety fi kcyjne sukcesy.
Kultura szkoły wbudowuje się w gmach cywilizacji opowieściami i wspomnieniami absolwentów – przeważnie mocno zmitologizowanymi, funkcjonuje też dość plugawie w sferze wzajemnych absolwenckich powiązań i koterii, widocznych bardziej dobitnie na Zachodzie, a u nas dziarsko się klujących. Kultura szkoły to jej znak bazujący na panujących w niej zwyczajach, a nade wszystko ludziach. Radzi sobie nawet wwarunkach niepełnej wolności. Jako że stary i zużyty jestem, odwołam się do czasów „z gruntu słusznie minionych”, czyli epoki póź
REFLEKSJE 5/2020
nego Gierka. Wtedy mojego ukochanego „Pobożniaka” cechowała atmosfera pewnej „wolności”, zarówno w sferze politycznej, jak i modowo- -obyczajowej, a kulturę I LO wyznaczała osoba profesora Franciszka Łuczki. Kulturę szkoły budowały działania uczniowskie i gazetki szkolne, jak „Mieszkowiec” z „dwójki” czy „Kaktus” z V LO. Dzisiaj, w różnych szkołach, wkradają się wtę sferę blogi i vlogi.
Kulturze szkoły najbardziej szkodziły wszelkie zabiegi centralizacyjne. Zarówno wynikające z ideologii socjalistycznego państwa oraz z identycznych zapędów ożywających co pewien czas po roku 1989, jak i niewiele odbiegające od nich dzisiejsze pomysły przejmowane ze sfery biznesowo-industrialnej. Nie służyły jej także nieuzasadnione procesami spo łeczno-ekonomicznymi reformy.
Dobitnym przykładem była decyzja o likwidacji gimnazjów, które po trudnych początkach w sposób przyspieszony zaczęły tworzyć swoje kultury, często niemające odpowiednika w całej Europie. Pod wpływem archaicznego zachwytu zarządzaniem biznesowym jeszcze w ubiegłym wieku przelała się fala wbijająca szkołę w rolę usługodawcy, aucznia ijego rodziców nazywająca „klientami”. Na szczęście takie podejście, po okresie dzikiej fascynacji, zostało odrzucone. Przyroda nie znosi próżni, toteż znów z tradycyjnym opóźnieniem niemający pojęcia okulturze szkoły, azapatrzeni fanatycznie woszczędności budżetowe urzędnicy zachwycili si ę tak zwanymi centrami usług wspólnych. Sprawdziły się w sferze industrialnej, więc pewnie sprawdzą się w edukacji, choć żywcem sięgają do centralistycznego i skorumpowanego systemu zarządzania rodem z realnego socjalizmu.
Łopatologicznie tłumacząc: w fi rmie o zasięgu nawet globalnym, wykonującej na przykład usługi budowlane lub transportowe, wydzielenie wspólnego zarządzania fi nansami, kadrami oraz unifi kacja wyposażenia prowadzi do daleko idących oszczędności i ułatwia funkcjonowanie. W szkołach nie ma takiego prostego przełożenia – każda placówka jest specyfi czną wspólnotą ludzi zaangażowanych w jej działanie, wymagającą często nagłych i niestereotypowych rozwiązań oraz posiadającą swoją, indywidualną, niepowtarzalną kulturę. Przy unifi kacji i braku związku emocjonalnego pracowników szkoły otrzymamy kiepskiej jakości zakład produkcyjny. Administracja wszkole to także bezpośredni kontakt z dyrekcją, nauczycielami i pozostałymi pracownikami. Tam, gdzie pod pozorem odciążenia dyrektorów wprowadzono to kuriozum, w znacznej mierze zniszczono upodmiotowienie szkół, które dokonało się przez nadanie im wolności ekonomicznej.
Dyrektor jest gospodarzem szkoły inie może być tak, że teraz stanie się petentem pracowników Centrum Usług Wspólnych. Być może to b ędzie pozornie tańsze, ale stanie się poważnym ciosem wautonomię ikulturę szkoły. Wystarczy wszakże wprowadzić jednolite oprogramowanie i zasady rachunkowości, co będzie działaniem racjonalnym i przemyślanym. Nie wpłynie to na kultury poszczególnych placówek, które w porównaniu z drobnymi oszczędnościami budżetowymi przedstawiają wartość o wiele wyższą, której nie można psuć wzamian za kilka srebrników.
Sławomir Osiński
Absolwent polonistyki, zarządzania woświacie oraz marketingu i zarządzania wochronie zdrowia. Nauczyciel, publicysta kulinarny i społeczny, rysownik satyryczny, czasem literat i tekściarz. Egzaminator maturalny, ekspert ds. awansu nauczycieli, wykładowca na studiach podyplomowych. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 47 im. Kornela Makuszyńskiego wSzczecinie.