MAGAZYN Nr 3/2014 (4) CENA 8,90 zł (w tym 5% VAT) ISSN 2353-1142 www.folk24.pl
FAIRPORT CONVENTION Droga do Cropredy
MATEUSZ WÓJCIK Usłyszeć Taniec
MACIEJ RYCHŁY Portret artysty
SŁOWACKA POTĘGA Country u sąsiadów FELIETONY
R. Chojnacki, T. Konador, T. Borkowski 1
REC’N’ROLL
BĄDŹ GOTÓW, KIEDY NADEJDZIE INSPIRACJA LS-100 Wielościeżkowy rejestrator dźwięku PCM Niespotykana dotąd jakość dźwięku oraz wielościeżkowe nagrywanie, które zmieścisz w plecaku. Po prostu podłącz swój instrument, lub mikrofon poprzez wejście XLR/Jack ¼” z zasileniem phantom 48V/24V i realizuj swoje projekty, a jeśli będziesz gotów nagraj je bezpośrednio na płytę CD. Możesz też skorzystać z naszych wbudowanych mikrofonów, które zapewniają dynamikę 140dB SPL – może się wtedy okazać, że dodatkowe mikrofony przestaną być potrzebne. Stań oko w oko z profesjonalistą. Dowiedz się więcej na www.rejestratorydzwieku.pl
Rejestratory znajdziesz w dobrych salonach muzycznych: Pasja, ul. Wiktorska 7/11, Warszawa | M. Ostrowski Sp. J., Al. Armii Krajowej 5, Wrocław | Lach & Lach s.c. PHU, ul. Stalmacha 4, Tarnowskie Góry | Alt, ul. Wolska 11, Lublin | Bas, ul. Lwowska 13B, Chełm | Mx music, Galeria Krakowska, ul. Pawia 5 lok. nr. 1-420, Kraków | Mx music, C.H. Stary Browar, ul. Półwiejska 42 lok. nr. 212, Poznań | Mx music, C.H. Arkadia, Al. Jana Pawła II 82/81, 00 Warszawa | Sopran, ul. Piłsudskiego 53, Zamość | MIDI, ul. Piłsudskiego 41, Siedlce | Skład Muzyczny, ul. Skawińska 14, Kraków | Beiks, ul. Pogodna 3, Kraśnik | Beiks, ul. Bartycka 115, Warszawa
W FOLKOWYM NA POCZĄTEK TONIE
MAGAZYN
CYKL ZA NAMI
Nr 3/2014 (4) CENA 8,90 zł (w tym 5% VAT) ISSN 2353-1142 www.folk24.pl
Za nami cztery wydania Magazynu FOLK24. Zamyka się pewien okres wydawniczy, zamyka nam się też rok. Na podsumowania będzie jeszcze czas, w tym miejscu jedynie chciałbym podziękować wszystkim, którzy przez ten rok dzielnie nam towarzyszyli, wspierali, czytali, a nawet do nas pisali. Dziękuję za ten rok, mam nadzieję, że w następnym także będziecie z nami, a korzystając z okazji życzę by A. D. 2015 był dobrym, spokojnym, rozwojowym dla Was rokiem. A w ostatnim wydaniu magazynu w 2014 r., poczytacie, choć nieco mniej, ale nadal ciekawe artykuły. Rafał Chojnacki prezentuje kolejną legendę sceny folkowej, angielską grupę Fairport Convention. Jej znaczenie dla rozwoju sceny folk-rockowej w Europie jest niezaprzeczalne. Nadal mają rzesze fanów, którzy spotykają się z nimi na legendarnym festiwalu w Cropredy („Droga do Cropredy”). Spotkaliśmy się też z Mateuszem Wójcikiem, drugim z naszych tancerzy tańca irlandzkiego, który zaistniał w świecie, a który opowiedział nam o nauce w Irlandii i autorskim projekcie, w którym połączył różne formy tańca („Wybrałbym flamenco”). Nie brakuje, jak zawsze, felietonów. Polecam zwłaszcza debiutującego na naszych łamach, Tomka Borkowskiego, który od lat śledzi, opisuje polską scenę piosenki turystycznej… no właśnie, czy turystycznej? Jak nazwać ten fragment folkowego tortu? Piosenka turystyczna, autorska, folkowa? Zobaczcie co zaproponował Tomek („Folk poetycki”). Niestety, znów żegnamy wybitną postać muzyki tradycyjnej – Romana Kumłyka. Jego osobę, działania wspomina Tadeusz Konador, który współpracował z tym wspaniałym człowiekiem. Rzadko na naszych łamach piszemy o muzyce folkowej u naszych południowych sąsiadów, a jest ona równie ciekawa co i nasza, choć króluje tam bezapelacyjnie jeden z folkowych gatunków – country, a dokładniej bluegrass. Czesi i Słowacy doprowadzili ten nurt u siebie do perfekcji, mają wiele imprez, rzeszę muzyków i fanów, a co roku wspaniałych gości zza oceanu. Swoją wizytę u Słowaków opisuje nasz człowiek w świecie country – Maciek Świątek („Słowacka potęga”). Mamy też drugiego debiutanta na łamach i to z zagranicy. Gerard Viel, dziennikarz, pasjonat muzyki folkowej, sam muzykujący, przedstawia dwie płyty ciekawych grup francuskich. Mam nadzieję, że takich zagranicznych prezentacji będzie u nas coraz więcej („Wydawnictwa TAM”). W numerze znajdziecie też opowieści Moniki Samsel-Chojnackiej ze Skandynawii („Świąteczna egzotyka”), Eweliny Grygier opowieść o pewnym koncercie Skrzyżowania Kultur („Wielki Hoookash!”), w „Portretach” prezentujemy wybitnego folkowca – Macieja Rychłego, a w dziale „Wykonawcy”, obchodzącą 15-lecie działalności, grupę Percival Schuttenbach. Miłej lektury życzę.
)$,53257 &219(17,21 Droga do Cropredy
0$7(86= :£-&,.
6û2:$&.$ 327Ē*$
Usłyszeć Taniec
Country u sąsiadów
0$&,(- 5<&+û< Portret artysty
FELIETONY
R. Chojnacki, T. Konador, T. Borkowski 1
MAGAZYN FOLK24 Nr 3/2014 (4) Wydawca: Fundacja Folk24 Adres redakcji: 41-902 Bytom, ul. A. Józefczaka 49 tel. 32 722 03 07 mail: redakcja@folk24.pl Redaktor naczelny: Kamil Piotrowski Projekt: Robert Derda Skład dtp: Marcin Łęczycki – MUZO Redaguje zespół: Ewelina Grygier, Monika Samsel-Chojnacka, Anna Wilczyńska, Dariusz Anaszko, Rafał Chojnacki, Tomasz Drozdek, Tadeusz Konador, Wojciech Małota, Wojciech Ossowski, Maciej Świątek, Witt Wilczyński Współpraca: Tomasz Borkowski Na okładce: Fairport Convention Numer zamknięto: 8.12.2014 Nakład: 550 egz. Dystrybucja i reklama: Agencja INVINI tel: 32 722 03 07 | mail: biuro@invini.pl
ZAPRASZAMY NA WWW.FOLK24.pl
Kamil Piotrowski Redaktor naczelny Bytom, 6 grudnia 2014
3/2014 (4) Magazyn FOLK24
3
SPIS TREŚCI
WSPOMNIENIE 5
Roman Kumłyk W FOLKOWYM TONIE
6
Jednym guzikiem
LEGENDY FOLKU
Dylan po europejsku *UXSD )DLUSRUW &RQYHQWLRQ SRZVWDáD QLHZLHOH SyĨQLHM ER Z URNX 0LDáR WR PLHMVFH Z 0XV ZHOO +LOO QD SU]HGPLHĞFLDFK /RQG\QX 1D]ZD ]HVSRáX SRFKRG]L RG GRPX SU]\ )DLUSRUW /RGJH Z NWyU\P RGE\á\ VLĊ SLHUZV]H SUyE\ ]HVSRáX -HJR WZyUF\ L SLHUZVL F]áRQNRZLH RU\JLQDOQHJR VNáDGX WR WUyMND PX]\NyZ ] NWyU\FK NDĪG\ MHVW G]LĞ OHJHQGą EU\W\MVNLHM PX]\NL IRONRZHM 6LPRQ 1LFRO JLWDUD $VKOH\ +XWFKLQJV JLWDUD EDVRZD L 5LFKDUG 7KRPSVRQ ĞSLHZ JLWDUD HOHNWU\F]QD
LEGENDY FOLKU
EXP Ä:KDW :H 'LG RQ 2XU +ROLGD\V´ VWDá VLĊ G]LHáHP SRQDGF]DVRZ\P 2SUyF] DXWRUVNLFK XWZRUyZ LQVSLURZDQ\FK EU\W\MVNą WUDG\FMą ]QD OD]áR VLĊ WX PLHMVFH QD NROHMQą SLRVHQNĊ 0LWFKHOO Ä(DVWHUQ 5DLQ´ SR UD] SLHUZV]\ ]DJRĞFLá\ WHĪ Z UHSHUWXDU]H XWZRU\ WUDG\F\MQH Ä1RWWDPXQ 7RZQ´ L Ä6KH 0RYHV 7KURXJK WKH )DLU´ 'HQQ\ E\áD MXĪ GRĞZLDGF]RQą ZRNDOLVWNą PDMąFą QD NRQFLH WU]\ Sá\W\ VRORZą Ä7KH 2ULJLQDO 6DQG\ 'HQQ\´ L GZLH QDJUDQH ] SU]\MDFLyáPL Ä$OH[ &DPSEHOO DQG +LV )ULHQGV´ ] $OH[HP &DPSEHO
G]Lá W\OH NRQWURZHUVML ]D 2FHDQHP MHVW WX ZV]HFKREHFQ\ 0X]\F\ VLĊJQĊOL UyZQLHĪ SR GZLH NRPSR]\FMH NDQG\MVNR DPHU\NDĔVNLHM SLRVHQNDUNL IRONRZHM -RQL 0LWFKHOO Ä, 'RQ¶W .QRZ :KHUH , 6WDQG´ L Ä&KHOVHD 0RUQLQJ´ SU]H] FR DOEXP PyJá VLĊ NRMDU]\ü ] WDPWHMV]\P JUDQLHP 5HFHQ]HQFL QD]ZDOL LFK DQJLHOVNą RGSRZLHG]Lą QD -HIIHUVRQ $LUSODQH -HGQDN MXĪ ZNUyWFH WR LQQH ]HVSRá\ PLDá\ E\ü QD]\ZDQH ORNDOQ\PL ZHU VMDPL )DLUSRUW &RQYHQWLRQ
'R )DLUSRUW SRZUyFLáD Z URNX E\ QDJUDü ] QLPL DOEXP Ä5LVLQJ IRU WKH 0RRQ´ &R FLHNDZH Z W\P F]DVLH VNáDG ]HVSRáX ]PLHQLá VLĊ Z 1LH E\áR Z QLP QLNRJR ] ]DáRĪ\FLHOL D QDMZDĪQLHM V]\PL PX]\NDPL NWyU\FK ZNáDG Z UR]ZyM WHM IRU PDFML PRĪQD ] SHUVSHNW\Z\ F]DVX X]QDü ]D QDML VWRWQLHMV]\ E\OL ZyZF]DV 'DYH 6ZDUEULFN ĞSLHZ VNU]\SFH PDQGROLQD JLWDUD F\PEDá\ 'DYH 3HJJ JLWDUD EDVRZD JLWDUD ĞSLHZ 7UHYRU /XFDV ĞSLHZ JLWDUD KDUPRQLMND L 'DYH 0DW WDFNV SHUNXVMD
LEGENDY FOLKU 7
Fairport Convention WYWIAD
12 Wybrałbym flamenco )XOO +RXVH
WOKÓŁ ETNO-FOLKU 16 Świąteczna egzotyka FOTOGRAFIA
PDQGROLQD Z URNX QDJUDOL Sá\WĊ QD NWyUHM VNáDG NDSHOL ]RVWDá X]XSHáQLRQ\ SU]H] -XG\ '\E OH ĞSLHZ LQVWUXPHQW\ NODZLV]RZH 0DUWLQD /DPEOH¶D SHUNXVMD VNU]\SFH L ,DQD 0DF'RQDO GD ĞSLHZ KDUPRQLMND XVWQD ]QDQHJR SyĨQLHM MDNR ,DQ 0DWWKHZV
7-11 10-12
&KRü QD]ZLVNR %RED '\ODQD SRMDZLD VLĊ WX Z MHGQ\P W\ONR XWZRU]H Ä-DFN 2¶'LDPRQGV´ WR GXFK G\ODQRZVNLHJR IRON URFND NWyU\ Z]EX
8
.ODV\F]QH SRF]ąWNL
OHP L Ä6DQG\ -RKQQ\´ ] -RKQQ\ 6LOYR :V]\VWNLH XND]Dá\ VLĊ Z URNX *G\ GRáąF]\áD GR )DLUSRUW &RQYHQWLRQ E\áD SU]HERMRZą PáRGą JZLD]Gą EU\W\MVNLHM VFHQ\ IRONRZHM
'UXJL DOEXP )DLUSRUWyZ NWyU\ XMU]Dá ĞZLDWáR G]LHQQH Z URN SR GHELXFLH WR MHGHQ ] QDMEDUG]LHM NODV\F]Q\FK NUąĪNyZ QLH W\ONR Z G]LHMDFK ]HVSR áX DOH UyZQLHĪ Z KLVWRULL JDWXQNX 3RGVWDZRZD UyĪQLFD PLĊG]\ Wą Sá\Wą D NUąĪNLHP ]DW\WXáRZD Q\P SR SURVWX Ä)DLUSRUW &RQYHQWLRQ´ SROHJDáD QD W\P ĪH PLHMVFH -XG\ '\EOH ]D PLNURIRQHP ]D MĊáD 6DQG\ 'HQQ\ 7R ZáDĞQLH G]LĊNL 6DQG\ DO
:UD] ] 6DQG\ ]HVSyá QDJUDá WDN NODV\F]QH DOEXP\ MDN Ä8QKDOIEULFNLQJ´ L Ä/LHJH /LHI´ RED ] URNX 3yĨQLHM LFK GURJL VLĊ UR]HV]á\ 'HQQ\ ]DáR Ī\áD ZáDVQą JUXSĊ )RWKHULQJD\ SR MDNLPĞ F]DVLH ]DF]ĊáD UyZQLHĪ Z\VWĊSRZDü ] ]HVSRáHP 6WUDZEV
3/2014 (4) Magazyn FOLK24
W FOLKOWYM TONIE
WSPOMNIENIE
AMBASADOR UKRAINY
WYDAWNICTWA TAM 21 Recenzje płyt zagranicznych W FOLKOWYM TONIE 23 Klub folkowy
%\á VDPRXNLHP ZLUWXR]HP JU\ QD VNU]\SFDFK L VRSLáFH OXGRZ\ ÀHW 'R 3ROVNL SU]\MHFKDá Z ODWDFK W\FK ZUD] ]H VZRLP ]HVSRáHP &]H UHPRV] L QLHGáXJR SR W\P SRGSLVDá ZLHOROHWQL NRQWUDNW ] )LOKDUPRQLą :DUV]DZVNą QD F\NO NRQFHUWyZ : QLHZLHOH SRQDG Syá URNX GDá LFK ZLĊFHM QLĪ :WHG\ UR]SRF]ąá VLĊ QDMFLHNDZ V]\ RNUHV MHJR Ī\FLD ± ZVSyáSUDFD ] SROVNLPL ]H VSRáDPL IRONRZ\PL NWyUD WUZDáD SUDZLH GR NRĔ FD MHJR Ī\FLD 5RPDQ XF]\á SROVNLFK PX]\NyZ JUDü QD KXFXOVNLFK LQVWUXPHQWDFK OXGRZ\FK D QDMEDUG]LHM SURGXNW\ZQD E\áD MHJR ZVSyáSUD FD ] 2UNLHVWUą ĝZ 0LNRáDMD ] /XEOLQD ]HVSR áHP NWyU\ ODW WHPX ]DF]ąá RG áHPNRZVNLHJR UHSHUWXDUX L ZSURZDG]Lá PRGĊ QD PX]\NĊ XNUD LĔVNą 7R E\á\ QLH W\ONR ZVSyOQH NRQFHUW\ DOH L UD]HP Z\GDQD Sá\WD Ä+XFXOVNLH PX]\NL´ QD NWyUHM ]QDOD]á\ VLĊ WUDG\F\MQH PHORGLH Z\NRQ\ ZDQH SR G]LĞ G]LHĔ QD KXFXOVNLFK SRáRQLQDFK D WDNĪH MHJR XOXELRQ\ WDQLHF ± DUNDQ 5RPDQ .XPá\N E\á UyZQLHĪ ]QDNRPLW\P VKRZ PDQHP MHJR NRQFHUW\ E\á\ PDJLF]Q\P VSHNWD NOHP Z\ZRáXMąF\P ZLHONL HQWX]MD]P SXEOLF]QR ĞFL 1LH E\áR GOD QLHJR UyĪQLF\ F]\ VáXFKDF]\ E\áR SLĊüG]LHVLąW F]\ SLĊü W\VLĊF\ ]DZV]H GDZDá ] VLHELH ZV]\VWNR .XPá\N E\á UyZQLHĪ ZVSDQLDá\P WDQFHU]HP L QD XF]\FLHOHP WDĔFD &KRü SRVáXJLZDá VLĊ MĊ]\NLHP XNUDLĔVNLP MHJR LQVWUXNFMH GRVNRQDOH UR]XPLHOL SRO VF\ WDQFHU]H EH]EáĊGQLH Z\NRQXMąF MHJR SROHFHQLD
WYWIAD
O miejscach koncertowych słów parę
Tekst: Tadeusz Konador 1LHZLHOX MHVW OXG]L NWyU]\ QLH ]DMPXMąF VLĊ SROL W\Ną ]URELOL WDN GXĪR GOD SRMHGQDQLD SROVNR XNUDLĔVNLHJR -HGQ\P ] WDNLFK Z\MąWNyZ E\á ]PDUá\ ZH ZU]HĞQLX WHJR URNX KXFXOVNL PX]\N 5RPDQ .XPá\N
9
JEDNYM GUZIKIEM
Roman Kumłyk (1948-2014)
20 Recenzje płyt polskich
*UXSD )DLUSRUW &RQYHQWLRQ WR ]HVSyá GR NWyUHJR FR FKZLOĊ GRáąF]DOL L ] NWyUHJR ZFLąĪ RGFKRG]LOL MDF\Ğ PX]\F\ *G\E\ QLH WUDJLF]QD ĞPLHUü 6DQG\ 'HQQ\ Z URNX ]DSHZQH MHV]F]H NLONDNURW QLH ZUyFLáDE\ GR ]HVSRáX 'RNáDGQLH WDN G]LDáR VLĊ ]H ZV]\VWNLPL ZDĪQ\PL F]áRQNDPL VNáDGX 1DZHW $VKOH\ +XWFKLQJV NWyU\ SU]H] MDNLĞ F]DV E\á VNRQÀLNWRZDQ\ ]H VZRMą VWDUą JUXSą D Z PLĊ
Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
18 Festiwal „Nad Kanałem“ WYDAWNICTWA TU
=PLDQ\ ]PLDQ\ ]PLDQ\
Tekst: Kamil Piotrowski
%\á F]áRZLHNLHP VSRNRMQ\P SR]\W\ZQ\P RSW\ PLVW\F]Q\P XĞPLHFK QLJG\ QLH VFKRG]Lá ] MHJR WZDU]\ 7\ONR UD] ZLG]LDáHP JR VPXWQHJR JG\ SR MHGQ\P ] WRXUQH SR 3ROVFH RNUDGOL JR MHJR PX]\F\ L QLH PLDá F]HJR ]DZLHĨü GR GRPX GOD URG]LQ\ =H ]QDMRP\PL V]\ENR ]RUJDQL]RZDOL ĞP\ GOD QLHJR NXUV WDQHF]Q\ MHGQDN ] SRZRGX ]DFKZ\WX XF]HVWQLNyZ ] MHGQHJR NXUVX ]URELáR VLĊ SLĊü 8ĞPLHFK SRZUyFLá
']LHVLĊü ODW WHPX SRMHFKDOLĞP\ QD NRQFHUW GR PDáHM PLHMVFRZRĞFL Z 1LHPF]HFK RN W\ VLĊF\ PLHV]NDĔFyZ NWyU\ PLDá VLĊ RGE\ü Z ORNDOQ\P GRPX NXOWXU\ = ]HZQąWU] EXG\QHN MDN EXG\QHN DOH Z ĞURGNX 7HFKQLF]Q\P E\á WDP 3RODN NWyU\ ] GXPą SRND]Dá QDP FR WHQ ÄEXG\QHN´ SRWUD¿á = QLHGRZLHU]DQLHP SDWU]\OLĞP\ MDN ]D VSUDZą PDJLF]QHJR JX]LND VDOD ]DPLHQLDáD VLĊ ] GXĪHM QD SRQDG W\VLąF RVyE Z GZLH PDáH QD PLHMVF .LONDQDĞFLH PLQXW L E\áR SR ZV]\VWNLP &]DU\ =D NDĪG\P UD]HP SU]\SRPLQDP VRELH WĊ KLVWRULĊ JG\ RUJDQL]XMąF NRQFHUW\ F]\ IHVWLZDOH QD ĝOąVNX ERU\NDP VLĊ ] SUREOHPHP ]QDOH]LHQLD VDOL QD ZLĊ FHM QLĪ W\VLąF RVyE ] RGSRZLHGQLP QDJáRĞQLHQLHP RĞZLHWOHQLHP L ]DSOHF]HP 2 LOH W\FK QD RVyE QLH EUDNXMH PDP\ QDZHW WDNą QD SUDZLH 'RP 0X]\NL L 7DĔFD Z =DEU]X L QD 6SRGHN R W\OH QLH XUDF]\V] VDOL ĞUHGQLHM QD WH SRQDG W\VLąF PLHMVF D MXĪ R WDNLHM QRZRF]HĞ QLH Z\SRVDĪRQHM QLH PD FR PDU]\ü 2VWDWQLR SU]H] ĝOąVN SU]HWDF]DáD VLĊ VSUDZD EX GRZDQHM Z *OLZLFDFK ZLHONLHM VDOL VSRUWRZR UH NUHDF\MQHM NWyUD SRPLHĞFL W\VLĊF\ ZLG]yZ $ MD ZWHG\ SRP\ĞODáHP VRELH ĪH Z VH]RQLH WUZD Z W\P PLHĞFLH ELWZD R ZROQH VDOH ER QLH PD JG]LH ]RUJDQL]RZDü LPSUH] *OLZLFH WR MHGQR ] QLHZLHOX PLDVW QD ĝOąVNX R LOH QLH MHG\QH NWyUH QLH PD ZáDVQHJR PLHMVNLHJR FHQWUXP NXOWXU\ DOH ]D NLOND ODW EĊG]LH PLHü SRWĊĪQą KDOĊ VSRUWR Zą 3RG Z]JOĊGHP QRZRF]HVQRĞFL VDO LQZHVW\FML Z LQIUDVWUXNWXUĊ NXOWXUDOQą FDá\ UHJLRQ ELMą QD JáRZĊ .DWRZLFH 2VWDWQLPL ODW\ ZáRĪRQR WX QD SUDZGĊ RJURPQH SLHQLąG]H Z UHQRZDFMĊ PRGHU QL]DFMĊ VWDU\FK L EXGRZĊ QRZ\FK RELHNWyZ D RW ZDUWD Z SDĨG]LHUQLNX VDOD 1DURGRZHM 2UNLHVWU\ 6\PIRQLF]QHM 3ROVNLHJR 5DGLD WR FXGR Z VNDOL ĞZLDWRZHM :\VWąSLOL WDP FR SUDZGD QD LQDXJX UDFMĊ 9RáRVL DOH F]\ Vą V]DQVH QD UHJXODUQą E\W
3UDFRZDá QLH W\ONR Z 3ROVFH DOH L X VLHELH : UR G]LQQHM :HUFKRZ\QLH SU]\MPRZDá UyZQLHĪ PX ]\NyZ SU]\MHĪG]DMąF\FK ] 3ROVNL =DSUDV]Dá QD KXFXOVNLH ZHVHOD WUZDMąFH QLHMHGQRNURWQLH WU]\ GQL QD NWyU\FK VDP F]ĊVWR JU\ZDá 0RĪOLZH ĪH E\á KXFXOVNLP PROIDUHP F]DURZQL NLHP Eá\VNDZLF]QLH Z\OHF]\á GZLH RVRE\ ] Ä:HUFKRZ\Q\´ QD QDV]\FK RF]DFK VWDZLDMąF MH QD QRJL OHNDPL ZáDVQHJR Z\UREX 'R NRĔFD QLH FKFLDá QDP ]GUDG]Lü VZRMHM UHFHSWXU\ 3R ZDU V]WDWDFK ]PXVLOLĞP\ JR GR SU]\MĊFLD ]DSáDW\ JUR ĪąF ĪH ZLĊFHM QLH SU]\MHG]LHP\ 5RPDQ Z VZRMHM URG]LQQHM PLHMVFRZRĞFL VWZR U]\á PX]HXP LQVWUXPHQWyZ OXGRZ\FK JG]LH HNVSRQRZDQH Vą ZFLąĪ VNU]\SFH OXGRZ\FK PDM VWUyZ GáXEDQNL UyĪQH URG]DMH KXFXOVNLFK VR SLáHN D QDZHW LQVWUXPHQW\ ] LQQ\FK NUDMyZ NWyUH SU]\ZR]Lá ] ]DJUDQLF]Q\FK ZRMDĪ\ *G]LH E\ QLH E\á ]RVWDZLDá ]D VREą JáĊERNL ĞODG 'OD ZLHOX 3RODNyZ E\á SLHUZV]\P L QLH]DSR PQLDQ\P DPEDVDGRUHP XNUDLĔVNLHM NXOWXU\ RUD] QLHSU]HFLĊWQ\P SU]HGVWDZLFLHOHP XNUDLĔ VNLHJR QDURGX
QRĞü Z QLHM Z\NRQDZFyZ HWQR IRONRZ\FK QLH ZLHP 1LHVWHW\ SUREOHP ĝOąVND L FK\ED 3ROVNL MDNR WD NLHM WR EUDN P\ĞOHQLD NRQFHSF\MQHJR Z W\P Z]JOĊG]LH .UyOHVWZR WHPX NWR ]DLQZHVWXMH Z VDOH GOD ÄĞUHGQLDNyZ´ &]\ WDND LQZHVW\FMD PR JáDE\ VLĊ V]\ENR ]ZUyFLü" 1LH ZLHP :LHP ĪH WDNLFK MDN MD NWyU]\ V]XNDMą PLHMVFD E\ ]RUJDQL ]RZDü SURIHVMRQDOQLH RG D GR ] NRQFHUW IHVWLZDO NDEDUHWRQ SRND] ¿OPRZ\ QLHNRQLHF]QLH GOD W\VLĊF\ RVyE ± MHVW SDUX 0yM UHGDNF\MQ\ NROHJD SR SRZURFLH ] %XGDSHV] WX UR]Sá\ZDá VLĊ Z ]DFKZ\WDFK QDG FHQWUXP NXO WXUDOQ\P NWyUH JR JRĞFLáR QDG Z\SRVDĪHQLHP UR]PLHV]F]HQLHP L LORĞFLą VDO ZUHV]FLH QDG FDáą NRQFHSFMą WHJR PLHMVFD 1LH G]LZL PQLH IDNW ĪH %XGDSHV]W Z\JUDá ZDONĊ R WDUJL :20(; ] :DU V]DZą 3R]QDQLHP F]\ .UDNRZHP -D ] NROHL ĞOHG]Ċ RG ODW ] ]DFKZ\WHP 1LHPF\ ]D ]GURV]F]ąF LP WHM RJURPQHM OLF]E\ NRQFHUWyZ IRO NRZ\FK W\FK JZLD]G NWyUH SU]\MHĪGĪDMą WDP ] UHJXODUQ\PL WUDVDPL L ZWHG\ ]QyZ P\ĞOL ELHJQą GR WHM PDáHM PLHMVFRZRĞFL NWyUHM QD]Z\ MXĪ QLH SRPQĊ ER SU]HFLHĪ WHQ VXNFHV Z]Ląá VLĊ ZáDĞQLH VWąG ĪH ZVSDQLDáH ZDUXQNL NRQFHUWRZH VWZRU]R QR Z 1LHPF]HFK QD ÄGROH´ L WR Z ZLĊNV]RĞFL ODQ GyZ DOH«
WYBRAŁBYM FLAMENCO Rozmowa z Mateuszem Wójcikiem Rozmawiał: Kamil Piotrowski
2G G]LHFLĔVWZD SDVMRQXMH VLĊ WDĔFHP LUODQG]NLP 8F]\á VLĊ X QDMOHSV]\FK L ] QDMOHSV]\PL 6WXGLRZDá Z ,ULVK :RUOG $FDGHP\ RI 0XVLF DQG 'DQFH Z ,UODQGLL %Lá UHNRUG *XLQQHVVD ] QDMOHSV]\PL WDQFHU]DPL ĞZLDWD 2EHFQLH UHDOL]XMH VLĊ ZH ZáDVQ\P SURMHNFLH Ä8Vá\V]Hü 7DQLHF´
ÄP\ĞOĊ VRELH ĪH WD ]LPD NLHG\Ğ PXVL PLQąü´ ]GM (ZD )DOLJRZVND
3/2014 (4) Magazyn FOLK24
WYKONAWCY TU
5
6
Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
str. 5
6
12 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
str. 6
str. 12
24 Percival Schuttenbach FOTOGRAFIA
PIEŚNI MORZA
FOTOGRAFIA
0 6]XUDZVNL 5 0X]DM - 2]DLVW - 0DJHHDQ
FESTIWALE
SZANTY I FOLK V Festiwal Morza „Nad Kanałem” w Gliwicach w fotografiach Basi Wójcik :EUHZ 3R]RURP
25 Wielki Hoookash!
.RQFHUW GOD G]LHFL $OO +DQGV Ä1DG .DQDáHP´
GORĄCA KOŃCÓWKA
PIEŚNI MORZA
Festiwale i koncerty żeglarskie Tekst: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: Basia Wójcik i Kamil Piotrowski 'XDQ
26 Gorąca jesień
7\OX ORNDOQ\FK IHVWLZDOL L QRZ\FK Z\GDU]HĔ RGE\ZDMąF\FK VLĊ SRG NRQLHF URNX QD VFHQLH ĪHJODUVNLHM QLH SDPLĊWDP Z RVWDWQLP G]LHVLĊFLROHFLX 3RND]XMH WR ĪH ĞURGRZLVND ZRGQLD FNLH QDGDO Vą DNW\ZQH Z NUHRZDQLX Z\GDU]HĔ NXOWXUDOQ\FK ]ZáDV]F]D NRQFHUWyZ
:VFKyG URĞQLH Z VLáĊ 7KH <RXQJ¶8QV
=DF]ĊáR VLĊ QD SRF]ąWNX SDĨG]LHUQLND Z &KHáPLH JG]LH SR UD] F]ZDUW\ RGE\á\ VLĊ Ä&KHáPVNLH 6SRW NDQLD 6]DQWRZH´ 7R QRZD LPSUH]D DOH MXĪ Z\UD VWD QD ZDĪQH Z\GDU]HQLH QD ZVFKRG]LH 3ROVNL 3U]\SRPQĊ ĪH RG ODW Z 3U]HP\ĞOX RGE\ZDMą VLĊ Ä3U]HP\VNLH 6SRWNDQLD 6]DQWRZH´ 3R]D W\P ĪH JODU]H UHJXODUQLH ĞSLHZDMą Z 0LHOFX D RVWDWQLR WDNĪH Z 'ĊELF\ JG]LH ORNDOQH ĞURGRZLVNR ĪHJODU VNLH Z W\P URNX ]RUJDQL]RZDáR SLHUZV]H NRQFHU W\ V]DQW L SLRVHQNL ĪHJODUVNLHM
%DQDQD %RDW
)ODVK &UHHS
W FOLKOWYM TONIE
'ZD QD ĝOąVNX
29 Folk poetycki 6ąVLHG]L
18 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 19
COUNTRY
-HVLHQLą ĞOąVF\ IDQL PDMą DĪ GZD IHVWLZDOH GR ]D OLF]HQLD )RWRUHODFMĊ ] SLHUZV]HJR JOLZLFNLHJR Ä1DG .DQDáHP´ ]QDMG]LHFLH Z W\P Z\GDQLX 'UXJL WR FKRU]RZVND Ä7UDWZD´ Z W\P URNX RE FKRG]ąFD MXELOHXV] HG\FML ']LDáR VLĊ VSRUR : *OLZLFDFK ]QyZ VSRWNDOL VLĊ QDMZLĊNVL V]DQW\PHQL ] 3ROVNL 0DUHN 6]XUDZVNL -HU]\ 2]DLVW 5\V]DUG 0X]DM L W\P UD]HP ] $Q
0HFKDQLF\ 6KDQW\ Ä=áRWD 6]HNOD´
26 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
str. 18-19
str. 26
32 Słowacka potęga W FOLKOWYM TONIE
PORTRETY COUNTRY
COUNTRY
PORTRET
SŁOWACKA POTĘGA Country u południowych sąsiadów
28 Maciej Rychły
Tekst: Maciek Świątek
POEZJA FOLKU W poszukiwaniu definicji Tekst: Tomasz Borkowski ,VWQLHMH SHZLHQ JDWXQHN PX]\F]QR OLWHUDFNL NWyU\ XSDUFLH QLH GDMH VLĊ ]DPNQąü Z UD PDFK ĪDGQHM QD]Z\ DQL GH¿QLFML ,QWXLF\MQLH SU]\F]HSLDQH PX áDWNL QLH Vą DQL Z\VWDUF]D MąFR SRMHPQH DQL ĞFLVáH D QLHNWyUH ] QLFK ] F]DVHP QDEUDá\ QHJDW\ZQ\FK NRQRWDFML 0RĪH SRUD QD QRZH SRMĊFLH" :LHOH MDáRZ\FK G\VNXVML SRĞZLĊFRQR GH¿QLRZD QLX ÄSLRVHQNL WXU\VW\F]QHM´ L SRNUHZQ\FK MHM JD WXQNyZ GRFKRG]ąF RVWDWHF]QLH GR ZQLRVNX ĪH ]MDZLVNR ]GH¿QLRZDü VLĊ QLH GD 3U]\GDáDE\ VLĊ MHGQDN FKRüE\ GOD XáDWZLHQLD NRPXQLNDFML F]\ SURPRFML QD]ZD NWyUD REHMPLH SU]\QDMPQLHM ZLĊNV]RĞü PQLHM OXE EDUG]LHM WUDIQLH NRMDU]RQHM ] QLP WZyUF]RĞFL D SU]\ W\P QLH EĊG]LH Z\ZRá\ ZDü DXWRPDW\F]QLH QHJDW\ZQ\FK VNRMDU]HĔ 1LH
2 3LNQLNX &RXQWU\ Z 0UąJRZLH PyZLRQR NLHG\Ğ ĪH MHVW IHQRPHQHP Z (XURSLH ]D ĪHOD ]Qą NXUW\Qą 3LNQLN E\á Z WDPW\P F]DVLH PRĪH QDMZLĊNV]ą LPSUH]ą SRND]XMąFą NXOWXUĊ DPHU\NDĔVNą DOH QLH QDMVWDUV]ą 1D NLOND ODW SU]HG 0UąJRZHP PX]\ND FRXQWU\ ]D EU]PLDáD Z yZF]HVQHM &]HFKRVáRZDFML QD IHVWLZDOX Ä0RKHOQLFN\ 'RVWDYQLN´ LPSUH]LH NWyUD Z SU]\V]á\P URNX EĊG]LH REFKRG]LáD VZRMH F]WHUG]LHVWROHFLH $NWXDOQLH Z &]HFKDFK L QD 6áRZDFML RGE\ZD VLĊ ZLHOH FRXQWURZ\FK LPSUH] ]ZáDV]F]D QD JUXQFLH EOXHJUDVVX WUZD ZVSyáSUDFD ] QDMOHSV]\PL DPHU\ NDĔVNLPL PX]\NDPL L PRĪQD SRZLHG]LHü ĪH QDVL SRáXGQLRZL VąVLHG]L Vą Z W\P JDWXQNX SRWĊJą
:KHHOV RI 6WHHO _ ]GM 0LNRáDM .UXF]\ĔVNL
-DN WR MHVW Z U]HF]\ZLVWRĞFL PLDáHP RND]MĊ ]RED F]\ü NLHG\ Z NRĔFX OLVWRSDGD Z\EUDáHP VLĊ ] NLHOH FNLP ]HVSRáHP :KHHOV RI 6WHHO GR âWHUXV QD 6áR ZDFML QD ;9, )HVWLYDO &RXQWU\ )RON 1LHZLHONLH FLFKH PLDVWHF]NR FR URNX R WHM VDPHM SRU]H JRĞFL ]HVSRá\ JUDMąFH FRXQWU\ EOXHJUDVV L IRON ]DSUDV]D QH MDN PyZL -DURVODY âLPR OLGHU ]HVSRáX 1H]QDPL L MHGQRF]HĞQLH JáyZQ\ RUJDQL]DWRU Z\GDU]HQLD QD ]DVDG]LH NRQW\QXRZDQLD SU]\MDĨQL ]DZLHUDQ\FK Z WUDNFLH WUDV NRQFHUWRZ\FK -DURVODY âLPR ] NLONRPD ]DSDOHĔFDPL VWZRU]\á ODW WHPX ]HVSyá JUDMąF\ PX]\NĊ FRXQWU\ D QDVWĊS
1D %DQL _ ]GM -RDQQD :LHU]FKRZVND
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 29
str. 29 4
Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
QLH ]DSRF]ąWNRZDá LPSUH]Ċ NWyUD SU]HWUZDáD GR G]LĞ 1D SODNDWDFK RERN WDNLFK VáRZDFNLFK L F]H VNLFK JZLD]G MDN $ODQ 0LNXãHN 9HVODUL F]\ 9RGR SDG PLáR E\áR ]REDF]\ü QD]ZĊ ELHOVNR ELDOVNLHJR ]HVSRáX =JUHG\ELOOLHV NWyU\ Z\VWąSLá Z âWHUXVDFK
PDáD ERZLHP F]ĊĞü SRWHQFMDOQ\FK RGELRUFyZ DOHUJLF]QLH UHDJXMH QD VXJHVWLĊ MDNLHMNROZLHN ÄWX U\VW\F]QRĞFL´ 3RWU]HEQH MHVW ]ELRUF]H SRMĊFLH QD W\OH SRMHPQH E\ REMąü PX]\NĊ Z\NRQDZFyZ Z\ ZRG]ąF\FK WZyUF]RĞü ] FDáNLHP RGPLHQQ\FK LQ VSLUDFML UyĪQLąFą VLĊ WHPDW\F]QLH WXU\VW\F]Qą L QLHWXU\VW\F]Qą -HGQRF]HĞQLH SRZLQQR RQR RJDUQLDü FHFK\ ZVSyOQH ]MDZLVND L QLH V]XÀDGNR ZDü JR Sá\WNR -DURVODY âLPR ± 1H]QDPL ]GM DUFK ]HVSRáX
URN WHPX MDN UyZQLHĪ V]\OG :KHHOV RI 6WHHO RERN F]HVNLHM HNLS\ &23 PDMąFHM ]D VREą Z\VWĊS\ QD FD á\P ĞZLHFLH Z W\P QD 3LNQLNX Z 0UąJRZLH 6DOD Z NWyUHM RGE\ZD VLĊ IHVWLZDO WR ZáDĞFLZLH FRĞ Z URG]DMX GDQFH KDOO :LĊNV]RĞü SXEOLF]QRĞFL QLH VLHG]L SU]\ VWROLNDFK W\ONR EDZL VLĊ SU]H] FDá\ F]DV QD SDUNLHFLH =DG]LZLDMąFD MHVW QLH W\ONR PáRGRĞü WHM UR]WDĔF]RQHM SXEOLF]QRĞFL DOH WHĪ MHM QDWXUDOQH ZNRPSRQRZ\ZDQLH VLĊ Z FRXQWURZą VW\OLVW\NĊ 7R MHVW QDSUDZGĊ FRXQWURZH WDĔF]HQLH FR PRĪH EĊ G]LH OHSLHM ]UR]XPLDáH NLHG\ XĞZLDGRPLP\ VRELH ĪH QD 6áRZDFML L Z &]HFKDFK LVWQLHMH NLONDG]LHVLąW
32 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
MACIEJ RYCHŁY 0X]\N PXOWLLQVWUXPHQWDOLVWD SV\FKRORJ NRP SR]\WRU DQWURSRORJ NXOWXU\ UHNRQVWUXNWRU LQ VWUXPHQWyZ :VSyá]DáRĪ\FLHO ]HVSRáX OHJHQG\ VFHQ\ IRONRZHM .ZDUWHWX -RUJL Z NWyU\P NRP SRQXMH L JUD QD LQVWUXPHQWDFK SDVWHUVNLFK 5H NRQVWUXXMH LQVWUXPHQW\ PX]\F]QH Z RSDUFLX R GDQH DUFKHRORJLF]QH =ZLą]DQ\ ] 237 Ä*DU G]LHQLFH´ :VSyá]DáRĪ\FLHO 2UNLHVWU\ $QW\F]QHM L &KRUHL :VSyáSUDFXMH ] WHDWUD PL P LQ :LHUV]DOLQ .DQD 7HDWU :LWNDFHJR Z =DNRSDQHP 5R\DO 6KDNHVSHDUH &RPSDQ\ Z 6WUDWIRUG]LH 1DWLRQDO 7KHDWUH Z /RQG\QLH RUD] XF]HOQLDPL Z\ĪV]\PL ,QVW\WXWHP 3V\FKR ORJLL L ,QVW\WXWHP 0X]\NRORJLL 8$0 ,QVW\WX WHP .XOWXU\ 3ROVNLHM 8: 3:6)7L7 Z àRG]L
,QVW\WXWHP 6]WXNL 3$1 RUD] 5&./ L 3U ,, 3RO VNLHJR 5DGLD SU]H] ZLHOH ODW ]DVLDGDá Z MXU\ )H VWLZDOX Ä1RZD 7UDG\FMD´ 7ZyUFD PX]\NL GR ¿OPyZ Ä6]HSW\ ZLDWUX´ UHĪ )UDQFR GH 3HQD L Ä/DERUDWRULXP Ī\FLD´ UHĪ 7RPDV] 0LFKDáRZ VNL RUD] SURJUDPyZ UDGLRZ\FK ,QVWUXPHQWDOL VWD Z ¿OPLH -HU]HJR +RIIPDQD Ä6WDUD %DĞĔ´ ] PX]\Ną . 'ĊEVNLHJR 6SHNWDNO Ä6RQJV RI /HDU´ GR NWyUHJR ZVSyáWZR U]\á PX]\NĊ Z Z\NRQDQLX ZURFáDZVNLHJR 7DWUX 3LHĞĔ .R]áD ] NWyU\P ZVSyáSUDFXMH RG ODW ]GR E\á QDMZLĊNV]H ODXU\ L X]QDQLH NU\W\NyZ QD IHVWL ZDOX WHDWUDOQ\P Z (G\QEXUJX Z U L SRGEL MD ĞZLDW
34 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
str. 32
str. 34
WSPOMNIENIE
AMBASADOR UKRAINY Roman Kumłyk (1948-2014) Tekst: Tadeusz Konador Niewielu jest ludzi, którzy nie zajmując się polityką, zrobili tak dużo dla pojednania polskoukraińskiego. Jednym z takich wyjątków był, zmarły we wrześniu tego roku, huculski muzyk, Roman Kumłyk. Był samoukiem, wirtuozem gry na skrzypcach i sopiłce (ludowy flet). Do Polski przyjechał w latach 90-tych wraz ze swoim zespołem Czeremosz i niedługo po tym podpisał wieloletni kontrakt z Filharmonią Warszawską na cykl koncertów. W niewiele ponad pół roku dał ich więcej niż 500. Wtedy rozpoczął się najciekawszy okres jego życia – współpraca z polskimi zespołami folkowymi, która trwała prawie do końca jego życia. Roman uczył polskich muzyków grać na huculskich instrumentach ludowych, a najbardziej produktywna była jego współpraca z Orkiestrą Św. Mikołaja z Lublina (zespołem, który 25 lat temu zaczął od łemkowskiego repertuaru i wprowadził modę na muzykę ukraińską). To były nie tylko wspólne koncerty, ale i razem wydana płyta „Huculskie muzyki”, na której znalazły się tradycyjne melodie, wykonywane po dziś dzień na huculskich połoninach, a także jego ulubiony taniec – arkan. Roman Kumłyk był również znakomitym showmanem, jego koncerty były magicznym spektaklem, wywołującym wielki entuzjazm publiczności. Nie było dla niego różnicy czy słuchaczy było pięćdziesiąt czy pięć tysięcy, zawsze dawał z siebie wszystko. Kumłyk był również wspaniałym tancerzem i nauczycielem tańca. Choć posługiwał się językiem ukraińskim jego instrukcje doskonale rozumieli polscy tancerze, bezbłędnie wykonując jego polecenia.
Był człowiekiem spokojnym, pozytywnym, optymistycznym, uśmiech nigdy nie schodził z jego twarzy. Tylko raz widziałem go smutnego, gdy po jednym z tourne po Polsce okradli go jego muzycy i nie miał czego zawieźć do domu, dla rodziny. Ze znajomymi szybko zorganizowaliśmy dla niego kurs taneczny, jednak z powodu zachwytu uczestników z jednego kursu, zrobiło się pięć! Uśmiech powrócił. Pracował nie tylko w Polsce ale i u siebie. W rodzinnej Werchowynie przyjmował również muzyków przyjeżdzających z Polski. Zapraszał na huculskie wesela, trwające niejednokrotnie trzy dni, na których sam często grywał. Możliwe, że był huculskim molfarem (czarownikiem), błyskawicznie wyleczył dwie osoby z „Werchowyny”, na naszych oczach stawiając je na nogi lekami własnego wyrobu. Do końca nie chciał nam zdradzić swojej receptury. Po warsztatach zmusiliśmy go do przyjęcia zapłaty grożąc, że więcej nie przyjedziemy. Roman w swojej rodzinnej miejscowości stworzył muzeum instrumentów ludowych, gdzie eksponowane są wciąż skrzypce ludowych majstrów (dłubanki), różne rodzaje huculskich sopiłek, a nawet instrumenty z innych krajów, które przywoził z zagranicznych wojaży. Gdzie by nie był, zostawiał za sobą głęboki ślad. Dla wielu Polaków był pierwszym i niezapomnianym ambasadorem ukraińskiej kultury oraz nieprzeciętnym przedstawicielem ukraińskiego narodu.
3/2014 (4) Magazyn FOLK24
5
W FOLKOWYM TONIE
JEDNYM GUZIKIEM O miejscach koncertowych słów parę Tekst: Kamil Piotrowski Dziesięć lat temu pojechaliśmy na koncert do małej miejscowości w Niemczech (ok 15 tysięcy mieszkańców), który miał się odbyć w lokalnym domu kultury. Z zewnątrz budynek, jak budynek, ale w środku! Technicznym był tam Polak, który z dumą pokazał nam, co ten „budynek” potrafił. Z niedowierzaniem patrzyliśmy, jak za sprawą magicznego guzika, sala zamieniała się z dużej, na ponad tysiąc osób, w dwie małe na 400 miejsc. Kilkanaście minut i było po wszystkim. Czary! Za każdym razem przypominam sobie tę historię, gdy organizując koncerty czy festiwale na Śląsku borykam się z problemem znalezienia sali na więcej niż tysiąc osób, z odpowiednim nagłośnieniem, oświetleniem i zapleczem. O ile tych na 100, 200, 300, 500 osób nie brakuje, mamy nawet taką na prawie 3000 (Dom Muzyki i Tańca w Zabrzu) i na 10000 (Spodek), o tyle nie uraczysz sali średniej, na te ponad tysiąc miejsc, a już o takiej nowocześnie wyposażonej nie ma co marzyć. Ostatnio przez Śląsk przetaczała się sprawa budowanej w Gliwicach wielkiej sali sportowo-rekreacyjnej, która pomieści 15 tysięcy widzów. A ja wtedy pomyślałem sobie, że w sezonie trwa w tym mieście bitwa o wolne sale, bo nie ma gdzie zorganizować imprez. Gliwice, to jedno z niewielu miast na Śląsku, o ile nie jedyne, które nie ma własnego, miejskiego centrum kultury, ale za kilka lat będzie mieć potężną halę sportową. Pod względem nowoczesności sal, inwestycji w infrastrukturę kulturalną, cały region biją na głowę Katowice. Ostatnimi laty włożono tu naprawdę ogromne pieniądze w renowację, modernizację starych i budowę nowych obiektów, a otwarta w październiku sala Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, to cudo w skali światowej. Wystąpili tam co prawda na inaugurację Vołosi, ale czy są szanse na regularną byt-
6
Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
ność w niej wykonawców etno-folkowych, nie wiem. Niestety, problem Śląska, i chyba Polski jako takiej, to brak myślenia koncepcyjnego w tym względzie. Królestwo temu, kto zainwestuje w sale dla „średniaków”. Czy taka inwestycja mogłaby się szybko zwrócić? Nie wiem. Wiem, że takich jak ja, którzy szukają miejsca by zorganizować profesjonalnie, od a do z koncert, festiwal, kabareton, pokaz filmowy, niekoniecznie dla 5 tysięcy osób – jest paru. Mój redakcyjny kolega, po powrocie z Budapesztu, rozpływał się w zachwytach nad centrum kulturalnym, które go gościło, nad wyposażeniem, rozmieszczeniem i ilością sal, wreszcie nad całą koncepcją tego miejsca. Nie dziwi mnie fakt, że Budapeszt wygrał walkę o targi WOMEX, z Warszawą, Poznaniem czy Krakowem. Ja z kolei śledzę od lat z zachwytem Niemcy, zazdroszcząc im tej ogromnej liczby koncertów folkowych, tych gwiazd, które przyjeżdżają tam z regularnymi trasami i wtedy znów myśli biegną do tej małej miejscowości, której nazwy już nie pomnę, bo przecież ten sukces wziął się właśnie stąd, że wspaniałe warunki koncertowe stworzono w Niemczech na „dole”, i to w większości landów, ale… „myślę sobie, że ta zima kiedyś musi minąć”.
6
LEGENDY FOLKU
DROGA DO CROPREDY Historia Fairport Convention Tekst: Rafał Chojnacki Zdjęcia: Archiwum zespołu
Grupa Fairport Convention to żywy symbol brytyjskiego folk-rocka. Nie ma w Europie drugiego takiego zespołu, ponieważ to oni sprowadzili na Stary Kontynent brzmienia, które jako pierwszy zaprezentował w 1965 roku Bob Dylan z zespołem The Band.
Rising For The Moon,
1975
3/2014 (4) Magazyn FOLK24
7
LEGENDY FOLKU
Dylan po europejsku Grupa Fairport Convention powstała niewiele później, bo w 1967 roku. Miało to miejsce w Muswell Hill, na przedmieściach Londynu. Nazwa zespołu pochodzi od domu przy Fairport Lodge, w którym odbyły się pierwsze próby zespołu. Jego twórcy i pierwsi członkowie oryginalnego składu, to trójka muzyków, z których każdy jest dziś legendą brytyjskiej muzyki folkowej. Simon Nicol (gitara), Ashley Hutchings (gitara basowa) i Richard Thompson (śpiew, gitara elektryczna,
dził tyle kontrowersji za Oceanem, jest tu wszechobecny. Muzycy sięgnęli również po dwie kompozycje kandyjsko-amerykańskiej piosenkarki folkowej Joni Mitchell („I Don’t Know Where I Stand” i „Chelsea Morning”), przez co album mógł się kojarzyć z tamtejszym graniem. Recenzenci nazwali ich angielską odpowiedzią na Jefferson Airplane. Jednak już wkrótce to inne zespoły miały być nazywane lokalnymi wersjami Fairport Convention.
Full House, 1970
mandolina) w 1968 roku nagrali płytę, na której skład kapeli został uzupełniony przez: Judy Dyble (śpiew, instrumenty klawiszowe), Martina Lamble’a (perkusja, skrzypce) i Iana MacDonalda (śpiew, harmonijka ustna), znanego później jako Ian Matthews. Choć nazwisko Boba Dylana pojawia się tu w jednym tylko utworze („Jack O’Diamonds”), to duch dylanowskiego folk-rocka, który wzbu8
Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
Klasyczne początki Drugi album Fairportów, który ujrzał światło dzienne w rok po debiucie, to jeden z najbardziej klasycznych krążków, nie tylko w dziejach zespołu, ale również w historii gatunku. Podstawowa różnica między tą płytą, a krążkiem zatytułowanym po prostu „Fairport Convention”, polegała na tym, że miejsce Judy Dyble za mikrofonem zajęła Sandy Denny. To właśnie dzięki Sandy al-
LEGENDY FOLKU
bum „What We Did on Our Holidays” stał się dziełem ponadczasowym. Oprócz autorskich utworów, inspirowanych brytyjską tradycją, znalazło się tu miejsce na kolejną piosenkę Mitchell („Eastern Rain”), po raz pierwszy zagościły też w repertuarze utwory tradycyjne („Nottamun Town” i „She Moves Through the Fair”). Denny była już doświadczoną wokalistką, mającą na koncie trzy płyty - solową („The Original Sandy Denny”), i dwie nagrane z przyjaciółmi „Alex Campbell and His Friends” (z Alexem Campbel-
Do Fairport powróciła w 1975 roku, by nagrać z nimi album „Rising for the Moon”. Co ciekawe w tym czasie skład zespołu zmienił się w 100%. Nie było w nim nikogo z założycieli, a najważniejszymi muzykami, których wkład w rozwój tej formacji można z perspektywy czasu uznać za najistotniejszy, byli wówczas: Dave Swarbrick (śpiew, skrzypce, mandolina, gitara, cymbały), Dave Pegg (gitara basowa, gitara, śpiew), Trevor Lucas (śpiew, gitara, harmonijka) i Dave Mattacks (perkusja).
1977
lem) i „Sandy & Johnny” (z Johnny Silvo). Wszystkie ukazały się w 1967 roku. Gdy dołączyła do Fairport Convention była przebojową, młodą gwiazdą brytyjskiej sceny folkowej. Wraz z Sandy zespół nagrał tak klasyczne albumy jak „Unhalfbricking” i „Liege & Lief” (oba z 1969 roku). Później ich drogi się rozeszły, Denny założyła własną grupę Fotheringay, po jakimś czasie zaczęła również występować z zespołem Strawbs.
Zmiany, zmiany, zmiany... Grupa Fairport Convention to zespół, do którego co chwilę dołączali, i z którego wciąż odchodzili jacyś muzycy. Gdyby nie tragiczna śmierć Sandy Denny w 1978 roku, zapewne jeszcze kilkakrotnie wróciłaby do zespołu. Dokładnie tak działo się ze wszystkimi, ważnymi członkami składu. Nawet Ashley Hutchings, który przez jakiś czas był skonfliktowany ze swoją starą grupą, a w mię3/2014 (4) Magazyn FOLK24
9
LEGENDY FOLKU
dzyczasie zdobył popularność z The Albion Band i Steeleye Span, mimo że nie zawitał już więcej do należącego do Fairport Convention studia Woodworm Records, to jednak niejednokrotnie występował wraz ze starymi kolegami podczas organizowanego przez nich niesamowitego Festiwalu w Cropredy. Simon Nicol, mimo że kilkakrotnie znikał na parę lat, stale wracał do zespołu, a z czasem stał się jego liderem. Jest nim z resztą do dziś. Z kolei Richard Thompson, mimo że jest cenionym wykonawcą jako solista, a poza tym nagrywa również płyty w duecie z żoną Lindą, również znajduje czas na to, by odwiedzić kolegów na scenie. Zdarzało mu się z resztą wracać również na płytach. Mimo że odszedł z zespołu już w 1970 roku, gościnnie pojawił się na albumach „Rosie” (1973), „Gladys’ Leap” (1985) i „Who Knows Where the Time Goes? ” (1997). Na płycie „Expletive Delighted!” (1986) figuruje nawet w stałym składzie.
Woodworm w Cropredy i cyklicznego festiwalu o nazwie nawiązującej do tej miejscowości. Doroczne występy, rejestrowane przez Pegga, ukazywały się jako „oficjalne bootlegi”. Rozwiązało to w jakimś sensie problem produkcji i dystrybucji nagrań. Kolejnym krokiem było powstanie fanzinu „Fairport Fanatics”, który z czasem przerodził się w prestiżowy brytyjski magazyn folkowy „Dirty Linen”. Jednak, mimo takich kroków, początek lat osiemdziesiątych był ciężki i był nawet taki moment, kiedy zamiast zespołu przez krótki czas funkcjonował jedynie duet tworzony przez Nicola i Swarbricka.
Unikalne brzmienie
O powrocie do folk-rocka zadecydowali młodzi muzycy, którzy wsparli formację. W 1985 roku ukazała się płyta „Glady’s Leap”, w tym czasie do zespołu dołączył skrzypek Ric Sanders i multiinstrumentalista Maartin Allcock. To właśnie ten skład, uzupełniony przez Nicola, Pegga i Mattacksa, przywrócił świetność kapeli, nagrywając takie albumy jak „Red & Gold” (1987), „The Five Seasons” (1990) i „Jewel in the Crown” (1995).
Choć brzmienie Fairport Convention jest dość charakterystyczne i rozpoznawalne, to wraz ze zmianami personalnymi nie udało się uniknąć drobnych wolt stylistycznych. Pierwsze, poważne dało się usłyszeć już w latach siedemdziesiątych, kiedy do Pegga i Swarbricka dołączyli muzycy znani z Fothernigay: grający na gitarze i śpiewający Australijczyk Trevor Lucas (mąż Sandy Denny) i amerykański gitarzysta Jerry Donahue. To dzięki nim albumy takie jak „Rosie” (1973) i „Nine” (1974) noszą w sobie już nie tylko wpływy amerykańskiego folku, ale nawet country.
Tymczasem po odejściu Mattacksa i Allcocka zespół niespodziewanie przeistoczył się w skład akustyczny, co było największą rewolucją w jego dziejach. W tym czasie dołączył grający na gitarze i mandolinie Chris Leslie, a nazwa zespołu została chwilowo zmieniona na Fairport Acoustic Convention. To właśnie w tym okresie zespół pojawił się w Polsce, grając materiał zarejestrowany na płycie „Old New Borrowed Blue” (1996), na której rzeczywiście oprócz nowych piosenek znalazły się akustyczne wersje klasyków i kilka cudzych.
Kiedy w 1979 roku Swarbrick wyprowadził się do Szkocji, grupa zaanonsowała pożegnalne tournee. Był to okres wyjątkowo nieprzyjazny dla folk -rocka, media nie były nim zainteresowane. Tymczasem okazało się, że pożegnalne koncerty przerodziły się w prawdziwe reunion, niestety tylko chwilowe.
Ostatni okres w życiu zespołu wydaje się dość stabilny, trwa wszak od 1998 roku, kiedy to w składzie pojawił się perkusista Gerry Conway. Kolejne płyty studyjne, przetykane koncertówkami Cropredy i gościnnymi występami na albumach innych wykonawców, nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Muzycy wciąż mają talent do pisania ciekawych piosenek i dobierania od bliższych i dalszych przyjaciół tych, które najlepiej pasują do ich charakteru.
Na szczęście muzycy związani z Fairport nadal kręcili się w pobliżu należącego do Pegga studia 10 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
LEGENDY FOLKU
Cropredy Festival W jednym z wywiadów Dave Pegg wyjaśnił, że współpraca z gminą Cropredy zaczęła się w pewien letni dzień, w 1976 roku. Poproszono ich wówczas, by zagrali na imprezie charytatywnej w ogrodzie w Cropredy. Było około 750 gości i zespołowi bardzo się spodobała atmosfera tego miejsca. Organizatorzy i goście również musieli być zadowoleni, ponieważ grupa została poproszona o to, by zagrali również w następnym roku. Ogród szybko stał się zbyt mały, a od 1982 roku festiwal odbywa się na wielkim kawałku pola, tym samym, który służy za plac festiwalowy do dziś. Fairport’s Cropredy Convention - tak bowiem nazywa się obecnie ten festiwal - odbywa się zawsze w drugi weekend sierpnia. W ciągu trzech dni populacja małej miejscowości, która nie przekracza 750 mieszkańców, wzrasta do ponad 20 tysięcy. Cała wieś żyje wówczas tą niezwykłą imprezą. Fairport Convention oddają dużą część zarobku z festiwalu na cele charytatywne, w tym również na Fundację Onkologii Dziecięcej. W 2007 roku pomogli sfinansować nowy dzwon do wiejskiego kościoła. Nazywa się on Fairport Convention Festival Bell, a jego zdjęcie, z wyrytą nazwą, zdobi okładkę płyty „Festival Bell” z 2011 roku.
Simon Nicol twierdzi, że sprawa z festiwalem na odludziu jest bardzo zabawna. „Wszyscy odwiedzający przyjeżdżają na festiwal, który nazywają Cropredy” - mówi – „ale sami mieszkańcy nazywają go Fairport”. Dodaje również, że festiwal jest wyjątkowy pod wieloma względami. To że organizuje go zespół muzyczny nie jest w sumie niczym niezwykłym, ale już fakt, że ludzie - zarówno publiczność, jak i wykonawcy - są bardzo lojalni wobec tej imprezy. Podczas festiwalu w zasadzie nie dochodzi do żadnych incydentów, kradzieży, itp. Wiele osób przyjeżdża do Cropredy od 30 lat, z całymi rodzinami. Teraz ich dzieci przywożą tu swoje dzieci, przez kilka dni mieszkają w namiotach lub przyczepach kempingowych. Na scenie występuje co roku około dwudziestu zespołów, głównie folkowych i folk-rockowych, jednak w ostatnich latach zaproszenie przyjmują również rockowe gwiazdy, takie jak Alice Cooper, Marillion, Buzzcocks czy Wishbone Ash. Jak zaznacza Pegg, co roku do biura festiwalu przychodzi około 600 płyt CD, przysłanych przez artystów, którzy chcą uczestniczyć w festiwalu. Oznacza to, że praca nad festiwalem trwa właściwie przez cały rok, bo cały ten materiał trzeba przesłuchać.
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 11
WYWIAD
WYBRAŁBYM FLAMENCO Rozmowa z Mateuszem Wójcikiem Rozmawiał: Kamil Piotrowski
Od dzieciństwa pasjonuje się tańcem irlandzkim. Uczył się u najlepszych i z najlepszymi. Studiował w Irish World Academy of Music and Dance w Irlandii. Bił rekord Guinnessa z najlepszymi tancerzami świata. Obecnie realizuje się we własnym projekcie „Usłyszeć Taniec”.
zdj. Ewa Faligowska 12 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
WYWIAD
Jak się zaczęła twoja przygoda z tańcem irlandzkim. Skąd pomysł na taką pasję? Kiedy miałem 11 lat mama zabrała mnie na widowisko „Gaelforce Dance” do Areny w Poznaniu. Występował tam wtedy James Devine – rekordzista świata w szybkości stepowania, 38 uderzeń na sekundę. Występował tam też Joseph Comerford, z którym 12 lat później studiowałem w Irlandii. Gdzie się uczyłeś, kto cię inspirował, kto był twoim mistrzem na początku drogi? Inspirowali mnie, jak i wielu, soliści największych widowisk. Uczyłem się u polskich nauczycieli ale miałem też dużo szczęścia, bo do Polski zaczął regularnie przyjeżdżać, wybitny tancerz i nauczyciel, Kevin McCormack, który mnie uczy do dziś. Już chyba 8 rok.
oraz współczesnymi, jak dekonstrukcja tańca, fuzja z tańcem współczesnym czy praca z muzyką Strawińskiego, która była ogromnym wyzwaniem. Co było dla Ciebie trudne, co ci się podobało, a co nie? Trudne było wszystko: taniec, język, nowe otoczenie. Ale przez to, wszystko mi się tak naprawdę podobało. Stanowiło wyzwanie i sprawiało, że czułem się dumny, że tam jestem.
Kiedy zdecydowałeś o ruszeniu za granicę? W trakcie studiów w Warszawie, Kevin powiedział mi, że jest taki kierunek jak „MA in Traditional Dance Performance” na Uniwersytecie w Limerick i jeśli myślę poważnie o tańcu, to powinienem rozważyć wyjazd. Jak wyglądał nabór do Irish World Academy of Music and Dance? Można się dostać dwojako. Większość osób dostaje się na podstawie przesłuchania, wymogiem jest też minimum tytuł licencjata, bo studia są magisterskie. W szczególnych przypadkach można się dostać za wybitne osiągnięcia w tańcu, jak mój przyjaciel Andrew Vickers, który rzucił szkołę w wieku 16 lat i od tamtego czasu (zbliża się do 30-ki) jest prawie cały czas w trasie po świecie. Jak wyglądała nauka w Irlandii? Była ciężka. Studia trwają rok, natomiast trzeba się przez ten czas oddać tylko temu. Tak jak moi koledzy i koleżanka z roku (była nas czwórka). Spędzaliśmy na wydziale często całe dnie, 5 dni w tygodniu, w sobotę sala na indywidualną pracę a niedziela zostawała na regenerację. Stricte tańca irlandzkiego, jaki znamy, było tam mało (co dla mnie było trochę problemem), ponieważ są to raczej studia dla ludzi, którzy osiągnęli już w tym tańcu wszystko. Pracowaliśmy nad rzeczami wręcz archaicznymi, jak wymierające style regionalne
zdj. vvena.pl
Jak traktowali Cię Irlandczycy? Nie ma się co oszukiwać, że od razu byłem jednym z nich, chociażby za sprawą poziomu. Dostałem ogromną szansę, bo dostając się tam, a będąc, powiedzmy, przyzwoitym tancerzem, trafiłem na najwybitniejszych. Muszę powiedzieć, że mieli do mnie dużo cierpliwości. Jak to mówią: „na koniec dnia” nie mam prawa powiedzieć złego słowa o Irlandczykach. 3/2014 (4) Magazyn FOLK24 13
WYWIAD
Nie kusiły cię nigdy wielkie taneczne spektakle typu „Gaelforce Dance”, „Riverdance”, „Lord of the Dance”? Od zawsze. Dla mnie to jest Święty Graal tańca. Można zostać bardzo łatwo zaakceptowanym na płaszczyźnie towarzyskiej, bo Irlandczycy, jak wiadomo, są bardzo otwartymi ludźmi. Można też spróbować swoich sił w zawodach. Natomiast zostać zaakceptowanym na płaszczyźnie profesjonalnej, gdzie krótko mówiąc, obok tańca, sceny i sztuki chodzi po prostu o zarabianie pieniędzy, to jest dla mnie największe osiągnięcie. Do „Riverdance” jest się najtrudniej dostać, odpadają najlepsi. Miałem zaszczyt wystąpić raz jako członek tego zespołu podczas bicia rekordu Guinnessa najdłuższej linii tancerzy, w Dublinie. Tańczyłem w jednej linii zarówno z aktualnym składem, jak i z najlepszymi tancerzami, którzy występowali z „Riverdance” od początku, jak Jean Butler. Uważam to za spore osiągnięcie, nie mniej jednak to co innego, niż tańczyć z nimi na co dzień. Zawsze marzył mi się „Gaelforce Dance” i dążę do tego, żeby mnie w końcu przyjęli, choć ostatnio zaczynam mieć trochę inne priorytety. A w „Lord of the Dance” mało się zarabia (śmiech). Co się działo z Tobą po zakończeniu szkoły? Z powodów rodzinnych wróciłem do Polski. Zimą 2012 wyjechałem w trzymiesięczną trasę z widowiskiem „Night of the Dance”, a po powrocie zacząłem pracę nad moim projektem „Usłyszeć Taniec”. zdj. Radosław Pietraga | edit: A-Press
Czym jest ten projekt? Jaka jest jego idea? Ideą jest pokazanie współczesnego oblicza najbardziej rozwiniętych form stepowania: flamenco, tańca irlandzkiego i stepu amerykańskiego. Próba znalezienia wspólnego mianownika na płaszczyźnie rytmu. Skąd pomysł na łączenie w jednym programie tak różnych form tańca? Pomysł nie jest nowy i przewija się od czasów premiery „Riverdance”. Uznałem, że mogę to zrobić inaczej, bardziej minimalistycznie, tak 14 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
WYWIAD
żeby widz mógł lepiej zrozumieć każdą technikę, zobaczyć co je łączy, a co dzieli. Interesuje mnie również możliwość samej fuzji, szukanie odpowiedzi na pytanie jak mogę wyciągnąć trochę flamenco z mojego irlandzkiego tańca oraz ile tego irlandzkiego można wyciągnąć z flamenco, stepu amerykańskiego czy tańca współczesnego. Jak kompletowałeś zespół, bo, jak mówisz, są to jedni z najlepszych artystów w swych dziedzinach w Polsce? Trwało to ponad rok. Bazą muzyczną byli moi przyjaciele z zespołu Danar, szczególnie Tomek Biela, który mówi mi, które moje pomysły muzyczne są warte realizacji, a które wynikają tylko z tego, że nie jestem muzykiem (śmiech). Tancerzy poznawałem podczas różnych imprez, na które byłem zapraszany. Kiedy znajdowałem właściwych ludzi dosyć szybko okazywało się, że podobnie patrzymy na taniec, dzięki czemu, jak już się spotkaliśmy, pracowało nam się bardzo sprawnie. Kiedy była premiera całego spektaklu, wiem też, że wcześniej odbyła się prapremiera, która była inspiracją do powstania projektu? Plan narodził się już na studiach w Warszawie na zajęciach z „zarządzania strategicznego”. Niestety, jego realizacja zabrała mi dwa lata. Rok temu, na Międzynarodowym Festiwalu Tańca „Lądeckie Lato Baletowe”, wystąpiliśmy jako kwartet, 3 tancerzy oraz znakomity perkusjonalista Maciej Giżejewski. Nasz występ, który można obejrzeć w całości w Internecie, bardzo się podobał i zimą tego samego roku dostałem zielone światło od organizatorów festiwalu na stworzenie spektaklu w pełnym, 10 osobowym składzie: 4 tancerzy i 6 muzyków, z którym wystąpiliśmy rok później. Przedstaw artystów wchodzących w skład projektu „Usłyszeć Taniec”. Taniec: Agata Teodorczyk – flamenco (Teatr Kamienica), Karol Drzewoszewski – step amerykański (Teatr Muzyczny w Gdyni), Monika Bral – taniec współczesny (Teatr Muzyczny Roma, Buffo).
Muzyka: Tomasz Biela – gitara akustyczna, Małgorzata Mycek – śpiew, instrumenty perkusyjne (oboje Danar), Witek Kulczycki – flet irlandzki, saksofon (Duan), Damian Kowaliński – gitara flamenco, Borja Soto – śpiew flamenco, cajon (duet Soto y Kowal), Piotr Rogacki – kontrabas (Ares Chadzinikolau Trio). Do jednego z koncertów udało Ci się zaprosić najlepszego polskiego gitarzystę flamenco, i jednego z najlepszych na świecie – Michała Czachowskiego. Jak doszło do tej współpracy? Niewiele brakowało, by Michał wystąpił z nami już na premierze, ale wyjeżdżał wtedy kręcić teledysk do swojej nowej płyty „Acatao”. Poznałem go przez Witka Kulczyckiego. Michał jest dla mnie absolutnym autorytetem w dziedzinie fuzji i dążę do tego żeby „Usłyszeć Taniec” poszło tą samą drogą, co jego Indialucia, tzn. od marzenia, po uznany na całym świecie projekt. Gdzie już wystawiliście „Usłyszeć Taniec”, jakie macie najbliższe plany? Od premiery w Lądku udało nam się wystawić 7 kameralnych spektakli muzyki i tańca, zarówno w małych miastach, takich jak Paczków czy Głubczyce, jak i w Warszawie czy Łodzi. Najważniejszym celem jest teraz trasa koncertowa w drugiej połowie marca przyszłego roku. Już teraz mogę zaprosić do Sosnowca, w dzień Św. Patryka. A jakie masz marzenia związane z tym projektem? Przede wszystkim chciałbym, żeby „Usłyszeć Taniec” wypracował sobie stabilną pozycję na polskim rynku, tak jak np. „Touch of Ireland” zespołu Carrantuohill, w którym sam tańczyłem przez 7 lat i który cały czas jest wystawiany. Chciałbym, żeby udawało nam się pokazywać, że tradycja i współczesność mogą być synonimami i żebyśmy docierali z naszym tańcem i muzyką do jak najszerszej widowni. Również w małych miastach, gdzie trudno zobaczyć takie projekty. Dziękuję za rozmowę.
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 15
WOKÓŁ ETNO-FOLKU
ŚWIĄTECZNA EGZOTYKA Jul czy Boże Narodzenie? Tekst: Monika Samsel-Chojnacka W niewielu krajach Europy tradycje bożonarodzeniowe mają tak niewiele wspólnego z chrześcijaństwem, jak w Szwecji i innych krajach skandynawskich. Elementy ludowe czerpią pełnymi garściami z mitologii nordyckiej, a nowe tradycje są na wskroś świeckie, a może nawet ateistyczne... A jednak to wciąż Święta.
Boże Narodzenie przyszło do Polski wraz z religią rzymsko-katolicką. W okresie świątecznym wspominamy świętą Barbarę z Nikomedii i biskupa Mikołaja z Miry. W domach stawiamy choinkę, która przywędrowała do nas z Niemiec, a tradycyjne „polskie potrawy” wigilijne i świąteczne są pamiątkami po różnych kulturach i narodach, które przemieszały się na ziemiach naszego kraju w ciągu ostatnich 200 lat. Nie zmienia to faktu, że wiemy jak wyglądają tradycyjne polskie święta i dziwimy się czasem, że gdzie indziej mogą wyglądać nieco inaczej.
Chrześcijaństwo i Midvinterblot Kiedy chrześcijaństwo trafiło do Skandynawii, nowe wierzenia dotyczące Bożego Narodzenia zderzyły się z pogańskimi obchodami święta Midvinterblot (jego nazwę można przetłumaczyć jako „Ofiara w środku zimy”). Był to symboliczny akt podziękowania za roczne plony. W tym czasie żywi mogli obcować ze zmarłymi. Dla ludzi z Północy nie nastały duże zmiany. Kiedy stali się chrześcijanami, ich roczny kalendarz podlegał zwykle pewnej korekcie i uzupełnieniu o nowe święta. I tak Chrystus przejął dziedzictwo Baldura i stał się odpowiednikiem boga jasności i dobra. Pogańskie i chrześcijańskie obrzędy zostały wymieszane.
Ochrona przed trollami Nie możemy niestety określić jak wyglądały obchody Midvinterblot w czasach przed chrystianizacją, ponieważ nie pozostały żadne wiarygodne zapisy, które mogłyby nam przekazać najważniejsze informacje. Z badań archeologów i historyków wynika jednak, że ludzie gromadzili się 16 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
wewnątrz domostw, wokół ognia, gdyż wierzono, że uchroni ich to od czarownic, trolli, olbrzymów, duchów, i innych demonicznych istot. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa, w celu ochrony domostwa, malowano znak krzyża, nie tylko na drzwiach domów, ale również na straganach, stodołach, a nawet na głowach zwierząt. Znak ten często miał kształt krzyża z kołem w środku lub pierścieniem dookoła. Takie symbole spotyka się również na kamieniach runicznych. Znak ten wywodzi się z czasów przedchrześcijańskich, szeroko stosowano go w krajach skandynawskich już w epoce brązu, oczywiście w celach magicznych.
Biskup kontra skrzat Etnolog Jan Lindahl twierdzi, że pozostałością po zimowej ofierze składanej bogom, był zwyczaj wzajemnego i powszechnego obdarowywania się prezentami, który pojawiał się w krajach skandynawskich już w średniowieczu. Jeżeli na dodatek przyjmiemy, że tradycyjnie uważa się, że Święty Mikołaj mieszka na dalekiej północy (cóż miałby tam robić nieżyjący biskup z obszarów dzisiejszej Turcji?), każe nam to zastanowić się nad rzeczywistym pochodzeniem zwyczaju wręczania prezentów wigilijnych. Wprawdzie w luterańskich krajach Skandynawii, w okresie Bożego Narodzenia, nie mógł się tam kręcić żaden katolicki święty, do dziś więc pucułowatego grubaska określa się tam mianem Jultomten (Świąteczny Skrzat), jednak to właśnie skandynawski wizerunek tej postaci skutecznie zastąpił dziś w zbiorowej świadomości wizerunek dobrodusznego biskupa Mikołaja.
WOKÓŁ ETNO-FOLKU
Święta na północy
zdj. Tony Nordin (CC)
Moje badania nad kulturą krajów skandynawskich nie mogły ominąć świąt Bożego Narodzenia. W Szwecji na Boże Narodzenie mówi się Jul – to wciąż ta sama nazwa, z którą kojarzono starożytne święto zimowe. Choć obecnie coraz powszechniej się je laicyzuje, nazywając po prostu Świętami (tłumaczy się to respektem wobec przedstawicieli innych kultur, którzy mogliby poczuć się urażeni promowaniem świąt jednej tylko religii), pewne tradycje, nawet jeśli bardzo skomercjalizowane, nadal mogą się nam wydawać ciekawe. Warto się im przyjrzeć, póki jeszcze nie zepchnęły ich do lamusa ekspansywne kultury emigrantów.
Św. Łucja i koty Jak przystało na kraj o korzeniach luterańskich, w Szwecji bardzo ważny był kiedyś adwent. Do dziś przetrwało w kulturze sporo pozostałości po tym okresie. Jedną z nich jest niezwykłe święto, jakie obchodzi się ku czci św. Łucji. Skąd wzięła się włoska święta w kraju, w którym nie wierzono w świętych? Zdania na ten temat są podzielone, ale zaadaptowana przez Szwedów uroczystość idealnie wpisuje się w tamtejsza kulturę. To święto światła, które rozjaśnia mroki długiej, zimowej nocy. W całej Szwecji, 13 grudnia, ruszają Orszaki św. Łucji, które wiedzie zazwyczaj blond włosa dziewczyna z koroną, na której zamocowano cienkie świece. Za nią idzie czereda postaci, w skład której wchodzą Gwiazda, Druhny, Świąteczne Skrzaty i Piernikowe Ludki... Tradycyjne bułeczki z szafranem, które piecze się na to święto, nazywają się niewinnie lussekatter, co ma kojarzyć się z zawiniętymi kocimi ogonkami... Tyle tylko, że nie pochodzą one od św. Łucji. Birgitta Andrews, Barbro Lindgren wykazują, że kiedyś nazywano je dyvelkatt. Są to zatem „kotki diabła”, zaś „lusse” to po prostu Lucyfer... Smacznego.
Świąteczny kozioł W kulturze chrześcijańskiej kozioł ma złą prasę. Ale w Szwecji, w położonym nad Zatoką Botnicką mieście Gävle, co roku stawia się ogromnego słomianego kozła, który jest jednym z symboli Bożego Narodzenia. Gävlebocken, czyli Kozioł z Gävle, jest wystawiany w pierwszą niedzielę adwentu. Powinien on zostać spalony w Nowy Rok, ale rzadko zdarza się, by dotrwał tak długo. Walka z podpala-
czami warszawskiej tęczy na Placu Zbawiciela to nic, w porównaniu ze środkami, które co roku przeznacza się na ochronę Kozła z Gävle. Strażnicy, monitoring, możliwość podglądania przez internet... wszystko to nijak ma się do pomysłowości miejscowej młodzieży, której i tak udaje się spalić gigantycznego kozła przed terminem.
Tradycyjna kuchnia Pierwszym, co rzuca się w oczy jest świąteczna szynka. Tradycyjnie pieczona w piecu i spożywana najpierw na ciepło, potem na zimno, do chleba, jest daniem, bez którego nie może się obyć prawdziwa szwedzka wigilia. Dzień ten nie jest bowiem w skandynawskiej tradycji postem. Wręcz przeciwnie, zgromadzeni przy stole domownicy i zaproszeni goście obficie raczą się mięsnymi smakołykami. Jeszcze niedawno słynne köttbullar (szwedzkie klopsiki, których możecie spróbować w barze znanej sieci sprzedającej meble i wyposażenie do domów), gravad lax (marynowany łosoś, również do kupienia w polskich sklepach) i lutfisk (suszony sztokfisz, maczany w ługu) były daniami świątecznymi. Dziś są w sklepach przez cały rok. Musicie przyznać, że jak na tak bliski kraj, Szwecja ma nam do zaoferowania całkiem sporo świątecznej egzotyki. 3/2014 (4) Magazyn FOLK24 17
FOTOGRAFIA
SZANTY I FOLK V Festiwal Morza „Nad Kanałem” w Gliwicach w fotografiach Basi Wójcik Wbrew Pozorom
The Young’Uns
18 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
Banana Boat
FOTOGRAFIA
M. Szurawski, R. Muzaj, J. Ozaist, J. Mageean
Koncert dla dzieci
Duan
Flash Creep
SÄ&#x2026;siedzi
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 19
WYDAWNICTWA TU
Apolinary i Dobry Diabeł „Cały kosmos” SLM Ballada 2014
Paweł Oleszczuk, czyli Apolinary POlek, to popularyzator folkowej ballady spod znaku Boba Dylana, Leonarda Cohena czy Nicka Drake‘a. Jest też twórcą świetnych, autorskich piosenek. Właśnie takich, jakie wypełniają tę płytę. Inteligentne teksty, ubrane w niebanalną muzykę, to coś, co może pogodzić fanów piosenki poetyckiej i folku. Utwory takie jak „Ostatnia wędrówka Jasia Huśtawki”, „Sen po przebudzeniu” czy „Kołysanka dla nieznajomej” są już wprawdzie dobrze znane bywalcom jego koncertów, tu jednak mają nowy szlif. Dzięki temu wreszcie wybrzmiewają tak, jakby oddychały pełną piersią. Grupa Dobry Diabeł to formacja, która nadała piosenkom Apolinarego wyjątkowego charakteru. W jednej chwili potrafią nas porwać tam, gdzie „pola i las i tona kurzu na drodze”, by w następnej zabrzmieć jak rasowa, amerykańska kapela folkowa. Spora w tym zasługa gości, wśród których znaleźli się Piotr Bułas, Jędrzej Kubiak i Mariusz Wilke. Każdy, kto zna te nazwiska, zapewne wie już, że ich udział w nagraniach, to swoisty znak jakości. Można jedynie żałować, że wydawnictwo nie zostało wyposażone w książeczkę z tekstami, dzięki której łatwiej byłoby je sobie przyswoić. Niektóre z nich są głębokim ukłonem w stronę idoli dzieciństwa, takich jak Zbigniew Nienacki, twórca postaci Pana Samochodzika, czy najbardziej znany z polskich bardów, Jacek Kaczmarski. Inne zaś są o wiele bardziej osobiste, czasem nawet intymne. To jak zaproszenie w gości, które autor kieruje do słuchaczy. R.Ch.
20 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
Pospolite Ruszenie „Pospolite Ruszenie” Pospolite Ruszenie 2014
Średniowieczny folk-rock jest zazwyczaj utożsamiany z muzyką dawną, podlaną mocnym sosem, jaką np. prezentują kapele z Niemiec. Zespoły takie jak In Extremo czy Corvus Corax potrafią rozpalić wyobraźnię słuchacza, gdyż twarde brzmienie języka niemieckiego wyjątkowo dobrze współgra z ich muzyką. Tymczasem, po wydanej przez grupę Pospolite Ruszenie kilka lat temu EP-ce „Świebodność”, ożyły nadzieje na to, że z muzyką rockową da się połączyć również dawne brzmienia znad Wisły. Debiutancki album, zatytułowany po prostu „Pospolite Ruszenie”, gdzie do trzech znanych już utworów, dołożono siedem, to przykład takiego połączenia. Celowo unikam słowa „nowych”, ponieważ jest to głównie muzyka z przełomu XV i XVI wieku. Zespół sięga więc do późnego średniowiecza, renesansu i baroku, po utwory znane z zapisu takich mistrzów, jak Mikołaj Gomółka i Mikołaj Sęp Szarzyński. Gdy spojrzymy na całość naszym oczom ukaże się kolorowy fresk, w jaki ułożyła się muzyka Pospolitego Ruszenia. Od mocnych metalowych brzmień, przez bezpretensjonalne rockowe granie, po piękne ballady – wszystko to oparte o solidną, hard rockową sekcję i brzmienia skrzypiec, dud, fletów i liry korbowej. Instrumenty są tu traktowane bardzo sprawiedliwie. Elementy dawne, choć są tu ważne, to brzmią na równych prawach z elementami rockowymi, których aranżacja jest równie ciekawa. Poprawiono też nieco brzmienie wokalu, dzięki czemu łatwiej wsłuchać się w teksty. R.Ch.
Jaromi zez Ekom „Blubrana migana zez Kościana” UM Kościan 2012
Krążek grupy Jaromi zez Ekom, to chyba jak dotąd jedyna wydana płyta z bluesem śpiewanym w języku Starego Marycha. Jest tu sporo o pyrkach dla pynżyrki, o cyntryfugach, wiarze zez Kłościana, dohtorze Ślywce i kłapaniu jadakom. Ktoś nie pochodzący z Wielkopolski może mieć problem ze zrozumieniem poszczególnych tekstów, ale nie powinno to jednak wpływać na pozytywny odbiór tej unikatowej płyty. Szczególnie ciekawie wypadło wplecenie do bluesa dud wielkopolskich. Dzięki temu słuchacz obcuje nie tylko z kościańską gwarą ale i brzmieniem najbardziej charakterystycznego instrumentu dla tradycyjnej muzyki z tych regionów. Do pełni szczęścia brakuje tylko dudziarskich improwizacji. Z kolei energetyczny utwór „Boogie Woogie Cyntryfugi” ma bardzo udany tekst, ale muzycznie jest nierówny. Jedynie zagrane techniką slappingu solo basu i popis harmonijki ustnej warte są uwagi. Największym walorem tej płyty są teksty śpiewane gwarą. Brzmienie całości w interesujący sposób poszerzają solówki na waltornii. E.G.
DZIAŁ REKLAMY
mail: biuro@invini.pl tel.: 32 722 03 07
WYDAWNICTWA TAm
Gérard Viel poleca… Pasjonat, muzyk, dziennikarz i promotor muzyki folkowej i tańca. Członek Charles Cros Music Academy, współpracownik TradMagazine (Francja) i Le Canard Folk (Belgia), lider folkowej grupy Sans Souci, dyrektor artystyczny festiwali „Traversées Tatihou” i „Musique sous les Embruns” w Normandii.
To
Pied’S’Trad Laisse toi aller Pied’S’Trad 2014 www.piedstrad.com
debiutancka płyta grupy z Normandii. Tworzy ona swego rodzaju most pomiędzy muzyką folkową z kanadyjskiego Quebecu i muzyką celtycką, graną przez młodych muzyków, operujących zarówno w folkowych, jak i klasycznych źródłach. Nieczęsto się to zdarza, i dlatego, w tych jedenastu utworach, czuje się specyficzną atmosferę, wyzwalają one w słuchaczu wyjątkowe uczucia. Ta płyta to hołd złożony ich francuskim, bretońskim oraz kanadyjskim przodkom, a zwłaszcza ich dawnym tradycjom muzycznym. Ten rodzaj grania kreuje dobrą energię. Ważne są tu barwa głosów, swingująca gitara, akordeon
Jedna z najbardziej ciekawych i jedna z najdłużej działających (od 1988 r.) grup francuskich, która wzięła na warsztat szanty – tradycyjne, marynarskie pieśni pracy oraz pieśni morza, ballady marynistyczne, zebrane w różnych portach Normandii (skąd pochodzą) i nie tylko.
Strand Hugg En concert Strand Hugg 2014 www.strandhugg.fr
Pięciu muzyków, w pełni wykorzystuje swój talent, głosy oraz tradycyjne instrumentarium: akordeon diatoniczny, gitara, flety, banjo, mandolina, dudy, kontrabas i różnego rodzaju instrumenty perkusyjne, by ukazać wyjątkowość mu-
i kontrabas, ale przedewszystkim, charakterystyczna dla francuskiej Kanady, technika perkusyjna, polegająca na wystukiwaniu rytmu stopami przez muzyków, podczas grania („podorythmie“). Inną techniką, charakterystyczną dla tradycji francuskiego Quebecu jest „turlutte“, pieśń wykonywana ze specyficznymi, wokalnymi ozdobnikami. Słychać to wyraźnie, gdy głosy prowadzą dialog ze skrzypcami i akordeonem. Dzięki wykorzystaniu sekcji dętej płyta nawiazuje też zgrabnie do współczesności. Wszystko prowadzone i zgrane jest tak, że słuchacz nie ma probelmu w dotarciu do serca muzyki tradycyjnej z Quebecu.
zyki marynarzy, rybaków, żeglarzy. Z siedmiu wydanych dotąd płyt, ta wydaje się najlepsza, najdojrzalsza. To już nie grupa szantowa z północy Francji, to zespół czujący muzykę morza płynącą z całego świata. Są tu więc wątki amerykańskie, kanadyjskie, ale głównie irlandzkie. Większość piosenek pochodzi, bądź zaaranżowana jest w oparciu o stylistykę Zielonej Wyspy. To bardzo współczesna płyta z mocnymi, celtyckimi wpływami. Polecam waszej uwadze muzykę Pierra, Claude’a, Jacky’ego, Yannicka i Deny’ego.
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 21
T.ETNO DWIE PŁYTY CD I DVD JUŻ W SPRZEDAŻY www.tomaszdrozdek.info
W FOLKOWYM TONIE
KLUB FOLKOWY Tekst: Rafał Chojnacki Są takie miejsca, również w Polsce, gdzie muzyka folkowa jest bardzo mocno obecna, gdzie gra się ją często, pod różnymi postaciami. Zazwyczaj wynika to z determinacji i operatywności właściciela lub managera, zakochanego w folkowych dźwiękach. Jeżeli na dodatek dopisuje publiczność, takie miejsce ma szansę przetrwać, przyciągając coraz to nowych słuchaczy. Folkowe kluby istnieją na całym świecie. Gdzie niegdzie, jak w Stanach czy w Anglii, mają one wieloletnią tradycję. W innych krajach próbuje się znaleźć dla nich miejsce, nie zawsze skutecznie. Nawet jeżeli jest publiczność, która mogłaby sprawić, że taki klub miałby rację bytu, nie zawsze udaje się sprostać wymaganiom właścicieli obiektu lub miejscowym władzom. Zazwyczaj jednak siła takich klubów, zwłaszcza tych, o których można powiedzieć, że odniosły sukces, tkwi w oddolnej inicjatywie. Bez względu na to, kto założył dane miejsce i kto czerpie z niego zyski, na muzyce folkowej raczej się nie obłowi. To smutne, ale niewiele jest gatunków, które przynoszą mniejszy dochód, ponieważ takiego grania świetnie słucha się w dobrych warunkach, co generuje koszty. Nawet średniej klasy zespół folkowy, żeby zabrzmieć przyzwoicie, potrzebuje znacznie więcej sprzętu, niż kapela rockowa, a i instrumenty akustyczne – a takie wszak dominują – też mają swoje wymagania. Żeby je dobrze nagłośnić trzeba człowieka, któremu słoń nie nadepnął na ucho. Jeśli jeszcze pomyślimy, że do takiego miejsca warto byłoby czasem zaprosić jakąś zagraniczną grupę, która przyciągnęłaby nie tylko mieszkańców dzielnicy czy miasta, to nagle okazuje się, że to inwestycja bardzo trudna w utrzymaniu.
Właściciel klubu jest przez miejscowe władze traktowany jak biznesmen. Kiedy składa wniosek o wsparcie działalności kulturalnej, również widzą w nim kogoś, kto przecież zarabia na tym interesie, a jeszcze bezczelnie domaga się, żeby mu dopłacić ze wspólnej kasy. Jak zatem wspierać powstawanie i przetrwanie naszych rodzimych klubów, w których grywa się folk? Właśnie tak, jak w krajach, w których się to udaje, poprzez oddolne inicjatywy. Wystarczy, że znajdą się osoby, które potraktują swój klub folkowy właśnie jako klub, miejsce spotkań, coś ważnego, coś, o co warto zawalczyć i założą stowarzyszenie. Wystarczy do tego 15 osób. Od momentu wpisania do KRS stowarzyszenie ma już osobowość prawną i może ubiegać się o fundusze na działalność statutową. W tym przypadku na wsparcie klubu i inicjatyw związanych z jego działalnością - na koncerty, festiwale, ale również warsztaty, szkolenia czy nawet konferencje o tematyce związanej z kulturą ludową. Im lepiej przygotowany projekt, tym większe prawdopodobieństwo uzyskania środków. Oczywiście zanim pobiegniemy rejestrować nowe stowarzyszenie, warto rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu takiego, które już istnieje i mogłoby zainteresować się działalnością klubu folkowego. Wszak to o klub przede wszystkim chodzi.
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 23
WYKONAWCY TU
PERCIVAL & SCHUTTENBACH Dwa w jednym Tekst: Kamil Piotrowski | Zdjęcie: Krystkowiak Photography Percival Schuttenbach to polski potentat na scenie folk-metalowej i medieval-folkowej. Ich muzyka łączy drapieżność metalu z energią dawnych, słowiańskich pieśni, wirtuozerię muzyki ludowej, z wiedzą na temat klasycznej harmonii. Na scenie działają już 15 lat. W 2012 r. głośno było o projekcie „Równonoc”, w którym brali udział wraz z czołówką polskiego rapu i hip-hopu. To połączenie okazało się strzałem w 10. Oglądalność kolejnych klipów sięgała milionów. Ale oni na tym nie poprzestali. Od tamtego czasu wydali trzy płyty (sic!), a na początku przyszłego roku ich muzyka znajdzie się w soundtracku do gry „Wiedźmin 3 – Dziki Gon” (premiera luty 2015). To jeden z najbardziej aktywnych dziś na scenie folkowej zespołów, ale ci, którzy dopiero poznają tę grupę, mogą szybko nie połapać się w pewnym ich dualiźmie, a jest to spora ciekawostka, bo dwa zespoły w jednym nie są zbyt często u nas spotykane (na myśl przychodzi mi Szela i Smugglers). Dwie twarze Percivala, to jak dwie twarze kobiety. A że kobiet w zespole zdecydowana większość, porównanie wydaje się dobre. Pierwsza twarz, ta częściej widywana, ma ostry metalowo-rockowy makijaż, z folkowym podkładem. Jest silna, groźna, bije z niej moc. Epatuje współczesnością. Zespół tworzą: Christina Bogdanova, Joanna Lacher, Mikołaj Rybacki, Katarzyna Bromirska, Andrzej Mikityn.
24 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
Druga, ta dla wtajemniczonych, jest również pełna energii, ale też zadumy, melancholii. Skupiona na swoich korzeniach, tradycji przodków. Tu dominują naturalne barwniki i wzory. Siła Percivali to wspaniale współbrzmiące głosy, różnorodne inspiracje, niemal z każdego słowiańskiego kraju, wokalno-instrumentalne aranżacje, i instrumenty, nierzadko rekonstruowane. A wszystko zaczęło się w 1999 r. Odejście z Rivendell, późniejsze wyprawy etnomuzykologiczne na Białoruś, wreszcie powołanie do życia folkowego Percivala. Gdy ten ostatni nie jeździł po zamczyskach Europy, Percival Schuttenbach zaliczał kolejne trasy, w tym ostatnie z Arkoną, Korpiklaani czy Alestorm - światowymi sławami folkmetalu. W ciągu minionych 15 lat, zagrali już ponad 1000 koncertów (sic!). W swej działalności zawsze byli (i są) autentyczni, oddani temu co robią, ale patrzą też na to z dystansem, tak jak na otaczającą ich rzeczywistość. To przysparza im fanów na całym świecie.
FESTIWALE
WIELKI HOOOKASH! Hugh Masekela na 10. Skrzyżowaniu Kultur Tekst: Ewelina Grygier Zdjęcie: Adam Oleksiak
Tegoroczna edycja jubileuszowego, bo dziesiątego już, Warszawskiego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur odbywała się pod hasłem „Legendy i odkrycia”. Z perspektywy pojedynczego uczestnika, każda z edycji przynosi jakieś legendy, i jakieś odkrycia.
Zwłaszcza odkrycia są niezwykle ważne. Nawet, jeśli nie zawsze podobają mi się wszyscy występujący artyści, to cenię sobie możliwość poznania muzyki niezwykłej, nieznanej, nieraz trudno dostępnej. Dwa lata temu największym dla mnie odkryciemzjawiskiem był występ koreańskiej śpiewaczki Ahn Sook, w ubiegłym taniec haka z Nowej Zelandii, a w tym brazylijska grupa Barbatuques grająca na swoich… ciałach. Spośród gwiazd najbardziej podobał mi się występ Hugh Masekeli. W szczególności dlatego, że jego koncert był perfekcyjnie zaplanowanym i zagranym show. Słuchacz udający się na koncert czy przedstawienie pragnie, by artysta porwał go w świat swojej sztuki, zaczarował. I tak było w przypadku wirtuoza skrzydłówki z RPA. Utwory były świetnie skomponowane (zachwycały zwłaszcza kadencje!) i zostały wykonane z lekkością, a jednocześnie bardzo energetycznie. Sam Masekela doskonale improwizował na kornecie, genialnie śpiewał, i w brawurowy sposób nawiązywał kontakt z publicznością. W pamięć zapadła szczególnie barwna historia o tym, że jako mały chłopiec, mieszkaniec Krakowa, wpadł do Wisły i razem z wszelakimi stworzeniami morskimi płynął przez pół świata, by ostatecznie dotrzeć do Afryki. Po latach, z okna autobusu z turystami zwiedzającymi
Czarny Ląd, zobaczyła go jego prawdziwa matka – Polka, i zawołała: Hooookash! Bo Hugh Masekela zdradził, że naprawdę na imię ma Łukasz Zbigniew. Taka konferansjerka robi bardzo pozytywne wrażenie, w przeciwieństwie do tego, z czym mamy do czynienia zazwyczaj: „It is nice to be here: in Poland, in Warsaw, Krakov, you are wonderfull”, itd... Oczywiście, zapewne dzień wcześniej, na koncercie w Berlinie, Masekela powiedział, że nazywa się Hans Andreas Klaus i płynął do Afryki z nurtem Renu. Nie zmienia to jednak faktu, że to, co miał do powiedzenia publiczności było zagrane idealnie aktorsko. A propos Berlina. Podobno na tym koncercie Nomfusi, gościnnie śpiewająca z zespołem (porównywana do młodej Miriam Makeby, prywatnie niedawno zmarłej żony Masekeli), „ukradła im show”. Niestety, pomimo wspaniałego głosu i pięknego wyglądu, Nomfusi nie mogła ukraść tego show. Występ od początku do końca należał do siedemdziesięciopięcioletniego Masekele, który skradł serca warszawskich słuchaczy. Całość relacji Eweliny z festiwalu (oraz innych autorów) znajdziecie w dziale „W folkowym tonie“ na portalu Folk24.pl
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 25
PIEŚNI MORZA
All Hands („Nad Kanałem”)
GORĄCA KOŃCÓWKA Festiwale i koncerty żeglarskie Tekst: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: Basia Wójcik i Kamil Piotrowski Tylu lokalnych festiwali i nowych wydarzeń, odbywających się pod koniec roku na scenie żeglarskiej, nie pamiętam w ostatnim dziesięcioleciu. Pokazuje to, że środowiska wodniackie nadal są aktywne w kreowaniu wydarzeń kulturalnych, zwłaszcza koncertów.
Wschód rośnie w siłę Zaczęło się na początku października w Chełmie, gdzie po raz czwarty odbyły się „Chełmskie Spotkania Szantowe”. To nowa impreza, ale już wyrasta na ważne wydarzenie na wschodzie Polski. Przypomnę, że od lat w Przemyślu odbywają się „Przemyskie Spotkania Szantowe”. Poza tym żeglarze regularnie śpiewają w Mielcu, a ostatnio także w Dębicy, gdzie lokalne środowisko żeglarskie w tym roku zorganizowało pierwsze koncerty szant i piosenki żeglarskiej.
Dwa na Śląsku Jesienią śląscy fani mają aż dwa festiwale do zaliczenia. Fotorelację z pierwszego, gliwickiego „Nad Kanałem”, znajdziecie w tym wydaniu. Drugi, to chorzowska „Tratwa”, w tym roku obchodząca jubileusz 30 edycji. Działo się sporo. W Gliwicach znów spotkali się najwięksi szantymeni z Polski (Marek Szurawski, Jerzy Ozaist, Ryszard Muzaj) i tym razem z An26 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
Mechanicy Shanty („Złota Szekla”)
PIEŚNI MORZA
glii (Jim Mageean i trio The Young’Uns). Było dużo wspólnego, polsko-angielskiego śpiewania. Na chorzowskiej „Tratwie” z kolei najbardziej komentowano ponad 2-godzinny koncert w tawernie Stary Port zespołu Tonam & Synowie, jednej z legend morskiego ruchu kulturalnego w Polsce.
Na Zachodzie rośnie Na zachodzie naszego kraju z kolei, od 9 lat, dzielnie krzewi kulturę marynistyczną poznański Festiwal „Szanta Claus”. Ale od ub. roku pojawiła się w Wielkopolsce nowa (choć stara) impreza. Do kalendarza wróciła bowiem konińska „Złota Szekla”. Dawniej, na przełomie XX i XXI w. była jednym z najważniejszych festiwali. Dziś jeszcze skromnie, ale już goszcząca trójkę wykonawców, w tym także jedną z legend ruchu szantowego Mechaników Shanty. Henryk „Szkot” Czekała i spółka są w świetnej formie, i czego się nie spodziewałem, zaskoczyli mnie nowymi utworami (sic!), co im się nie zdarzyło od lat.
A w Stalowej Woli i Opolu … od lat, także pod koniec roku, odbywa się równie znamienita impreza w Stalowej Woli - „Mini Shanties”. W tym roku tylko dwóch wykonawców (Tonam & Synowie i Drake), ale klimat spotkań jest tam zawsze wyjątkowy. Do niecodziennego wydarzenia doszło też w Filharmonii Opolskiej, gdzie Banana Boat świętowało 20-lecie działalności. Był to godny koncert na zamknięcie roku szantowego, ale też podsumowanie tegorocznej działalności Stowarzyszenia „Pieśni spod żagli”. Gorąca to była końcówka i mam nadzieję, że tak już będzie, że koniec roku to czas mniejszych festiwali i wydarzeń, a początek tych największych.
Tonam & Synowie („Tratwa”)
Przypomnę bowiem, że już w styczniu czeka nas Port Pieśni Pracy w Tychach, w lutym „Shanties” w Krakowie, a w marcu „Szanty we Wrocławiu”, a to najbardziej liczące się festiwale w Polsce.
Banana Boat („Nad Kanałem”)
MARTA ŚLIWA • POŚRODKU NIESPOTYKANY DOTĄD DEBIUT NA POLSKIEJ SCENIE ŻEGLARSKIEJ 14 AUTORSKICH PIOSENEK INSPIROWANYCH WIATREM I WODĄ Dla Czytelników Magazynu ŻAGLE 30% rabatu przy zamówieniu podaj kod: MARTAZAGLE
Płyta dostępna na koncertach oraz na www.folk24.pl/sklep | Zamówienia hurtowe: tel. 32 722 03 07 | biuro@invini.pl
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 27
o szantach i piosenkach Ĺźeglarskich wiemy wszystko
W FOLKOWYM TONIE
POEZJA FOLKU W poszukiwaniu definicji Tekst: Tomasz Borkowski Istnieje pewien gatunek muzyczno-literacki, który uparcie nie daje się zamknąć w ramach żadnej nazwy ani definicji. Intuicyjnie przyczepiane mu łatki nie są ani wystarczająco pojemne, ani ścisłe, a niektóre z nich z czasem nabrały negatywnych konotacji. Może pora na nowe pojęcie? Wiele jałowych dyskusji poświęcono definiowaniu „piosenki turystycznej” i pokrewnych jej gatunków, dochodząc ostatecznie do wniosku, że zjawisko zdefiniować się nie da. Przydałaby się jednak, choćby dla ułatwienia komunikacji czy promocji, nazwa, która obejmie przynajmniej większość, mniej lub bardziej trafnie, kojarzonej z nim twórczości, a przy tym nie będzie wywoływać automatycznie negatywnych skojarzeń. Nie-
mała bowiem część potencjalnych odbiorców alergicznie reaguje na sugestię jakiejkolwiek „turystyczności”. Potrzebne jest zbiorcze pojęcie, na tyle pojemne, by objąć muzykę wykonawców wywodzących twórczość z całkiem odmiennych inspiracji, różniącą się tematycznie, turystyczną i nieturystyczną. Jednocześnie powinno ono ogarniać cechy wspólne zjawiska i nie szufladkować go płytko.
Na Bani | zdj. Joanna Wierzchowska
3/2014 (4) Magazyn FOLK24 29
W FOLKOWYM TONIE
Próbowano przyporządkować ten rodzaj piosenki szerszemu pojęciu „poezji śpiewanej”, czy „piosenki poetyckiej” – ta jednak z kolei potrafi operować koncepcją muzyczną w tak odmiennych rejonach, że trudno dostrzec część wspólną. Stosując inne kryteria, można ten gatunek umieścić w wielkim worku z napisem „folk”, ale to również pojęcie zbyt szerokie, bo obejmujące także rodzaje muzyki, z którymi śpiewający poeci niewiele mają wspólnego. A przy tym w polskich warunkach mylące, bo przeciętny odbiorca kojarzy folk głównie z produkcjami typu Golec uOrkiestra, a w najlepszym wypadku z zespołami takimi jak Dikanda, czyli wykonującymi muzykę ludową lub utwory taką muzyką bezpośrednio inspirowane – ale już nie Jaromíra Nohavicę, Boba Dylana, Leonarda Cohena, czy Bruce‘a Springsteena. A właśnie chyba wśród tej ostatniej kategorii twórców należałoby szukać najbliższego pokrewieństwa. Od razu nasuwa się tu hasło „piosenka autorska”, które jednak wyklucza poza nawias część twórców – kryterium autorstwa wydaje się bezużyteczne; sztucznie oddzielalibyśmy bowiem od siebie np. podobne stylem utwory tego samego wykonawcy, zależnie od
Cisza Jak ta | zdj. Krzysztof Płatek
30 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
tego, czy napisał je sam, czy zaadaptował cudzy tekst bądź muzykę. W Polsce pojawia się też ukuta przez Wojtka Belona nazwa „kraina łagodności”. Jednak słowo „łagodność” wyklucza z kolei protest songi, czy bardziej drapieżne muzycznie wykonania. Pojęcie to kojarzy się ponadto z piosenką turystyczną właśnie, zawęża więc definicję tematycznie. Po trzecie wreszcie, pojawia się trudność językowa. Uprawiamy krainę łagodności? Tworzymy w krainie łagodności? Nasza muzyka to kraina łagodności? Żadne z tych zdań nie brzmi dobrze. W języku francuskim funkcjonuje określenie „chansons à texte” (piosenki z tekstem). Odnosi się ono do piosenek, które nie muszą być dopracowane muzycznie, w których głos wokalisty nie musi być doskonały, a najważniejszym nośnikiem są słowa. Do tego nurtu można zaliczyć klasyków; Jacquesa Brela, Georgesa Brassensa, czy spośród bardziej współczesnych twórców – choćby popularną Zaz. Byłby to jednak termin oparty na kryterium tekstu tylko, czyli potencjalnie międzygatunkowy, bo przecież można wyobrazić sobie teoretycznie piosenkę z teks-
Jaromir Nohavica| zdj. Vladimir Jurkovic
W FOLKOWYM TONIE
tem zagraną hard rockowo i tę samą piosenkę w interpretacji hip-hopowej, aktorskiej, czy rzewnie poetyckiej. Pozostańmy więc przy tropie folkowym. Nazwa sugeruje, że jest w tej muzyce element „ludowy”, czyli pewna, przynajmniej źródłowa, niezależność od komercji, od wytwórni muzycznych, machiny promocyjnej. To oczywiście kryterium zawodne, bo i Dylan, i Cohen, i Springsteen, jak i nasi rozliczni, rodzimi twórcy również, w machinie tej tkwią. Niemniej, tworzą w jej ramach coś „na kształt” muzyki ludowej, w jakimś sensie uproszczonej, wywodzącej się gatunkowo z twórczości spontanicznie i oddolnie uprawianej przez artystów nieprofesjonalnych. Przekłada się to po części na stosowane instrumentarium – czyli takie, jakiego „lud” używa: dawniej były to rozmaite gęśle i basetle, dziś przede wszystkim gitary, ale w coraz większym stopniu nowsze lub bardziej wyrafinowane środki, jak coraz bardziej dostępne „dla ludu” pianina czy keyboardy. Podoba nam się to, czy nie, tego obecnie używa typowy,
amatorski twórca. Żeby jednak odróżnić folk od innych gatunków, uprawianych z użyciem tych samych narzędzi, trzeba też uwzględnić, w jaki sposób się ich używa – wyodrębnić cechy, sprawiające, że kogoś uznamy za artystę folkowego, choć na tych samych instrumentach ktoś inny tworzy klasycznego rocka albo disco polo. Upraszczając jednak, z braku miejsca – folk powinien być muzyką tworzoną za pomocą technicznych środków aktualnie charakterystycznych dla „ludu”, plus odznaczać się jakimiś cechami tekstu lub melodii, dzięki którym da się go historycznie powiązać z muzyką ludu, żeby zachować w tym gatunku jakąkolwiek ciągłość. Zadaniem dla muzykoznawców byłoby określić, co wywodzi się z ludowości w warstwie muzycznej (skale, tonacje, sposób grania?). Ja sam jestem autorem tekstów, więc sądzę, że innym kryterium mogłaby być „poetyckość”, wypływająca z jakiejś, jak najbardziej ludowej, trubadurskiej chociażby, ballady. A zatem – folk poetycki, poetic folk? Czym jednak miałby się on różnić od poezji śpiewanej, czy innej piosenki literackiej? Powinien otóż, przynajmniej wyjściowo, charakteryzować się pewną spontaniczną „oddolnością”, niezależnością. Jak również, w warstwie muzycznej, dominacją pewnego instrumentarium, czy sposobu aranżowania – raczej instrumenty akustyczne niż elektroniczne, raczej nieduże zespoły niż orkiestry. Tym by się poetycki folk mógł różnić, zawężając zakres pojęcia, od piosenki poetyckiej, która nie musi być ani „oddolna” (tacy jej reprezentanci, jak Grzegorz Turnau, Michał Bajor, czy Marek Grechuta bywają raczej wprzęgnięci w jakąś profesjonalną machinę produkcyjno-promocyjną i ciężko ich zaliczyć do sfery „indie music”), ani też nie musi się ograniczać muzycznie do małych, akustycznych składów, lecz korzystać z akompaniamentu big bandów czy zespołów symfonicznych. Granice są oczywiście płynne, a pojęcia pokrewne. Najważniejsze wydają się względy szeroko rozumianej ludowości muzycznej oraz poetyckości, czyli wrażliwości na tekst. Być może pojęcie poetyckiego folku wymaga dalszego uściślenia, ale jest to chyba dobry początek. 3/2014 (4) Magazyn FOLK24 31
COUNTRY
SŁOWACKA POTĘGA Country u południowych sąsiadów Tekst: Maciek Świątek O Pikniku Country w Mrągowie mówiono kiedyś, że jest fenomenem w Europie za żelazną kurtyną. Piknik był w tamtym czasie może największą imprezą pokazującą kulturę amerykańską, ale nie najstarszą. Na kilka lat przed Mrągowem muzyka country zabrzmiała w ówczesnej Czechosłowacji na festiwalu „Mohelnicky Dostavnik”, imprezie, która w przyszłym roku będzie obchodziła swoje czterdziestolecie. Aktualnie w Czechach i na Słowacji odbywa się wiele countrowych imprez, zwłaszcza na gruncie bluegrassu trwa współpraca z najlepszymi amerykańskimi muzykami i można powiedzieć, że nasi południowi sąsiedzi są w tym gatunku potęgą.
Wheels of Steel | zdj. Mikołaj Kruczyński
Jak to jest w rzeczywistości miałem okazję zobaczyć, kiedy w końcu listopada wybrałem się z kieleckim zespołem Wheels of Steel do Šterus na Słowacji, na XVI Festival Country & Folk. Niewielkie, ciche miasteczko, co roku, o tej samej porze gości zespoły grające country, bluegrass i folk zapraszane, jak mówi Jaroslav Šimo, lider zespołu Neznami i jednocześnie główny organizator wydarzenia, na zasadzie kontynuowania przyjaźni zawieranych w trakcie tras koncertowych. Jaroslav Šimo, z kilkoma zapaleńcami, stworzył 16 lat temu zespół grający muzykę country, a następ32 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
nie zapoczątkował imprezę, która przetrwała do dziś. Na plakatach, obok takich słowackich i czeskich gwiazd jak: Alan Mikušek, Veslari czy Vodopad, miło było zobaczyć nazwę bielsko-bialskiego zespołu Zgredybillies, który wystąpił w Šterusach
Jaroslav Šimo – Neznami, zdj. arch. zespołu
rok temu, jak również szyld Wheels of Steel obok czeskiej ekipy COP, mającej za sobą występy na całym świecie, w tym na Pikniku w Mrągowie. Sala, w której odbywa się festiwal to właściwie coś w rodzaju dance-hall. Większość publiczności nie siedzi przy stolikach, tylko bawi się przez cały czas na parkiecie. Zadziwiająca jest nie tylko młodość tej roztańczonej publiczności, ale też jej naturalne wkomponowywanie się w countrową stylistykę. To jest naprawdę countrowe tańczenie, co może będzie lepiej zrozumiałe, kiedy uświadomimy sobie, że na Słowacji i w Czechach istnieje kilkadziesiąt
COUNTRY
PowerGrass „Powergrass” Music Sport Promotion 2014
To nie jest jeszcze właściwa płyta, ale tzw. epka, na którą składają się cztery piosenki zespołu PowerGrass. Ekipa powstała półtora roku temu z inicjatywy menedżera Jerzego Głuszyka, w oparciu o muzyków projektu dla młodych adeptów muzyki country „Next Generation”: wokalistkę Krysię Mazur, Wojtka Gomolińskiego (gitara basowa) i Piotra Ciemniewskiego (perkusja). Pozostali, równie młodzi, lecz już bardzo doświadczeni artyści to: wokalistka, gwiazda Voice of Poland, Beata Orbik, gitarzysta Maciek Sych, skrzypek Arek Krupa i liderujący całości, mandolinista Janusz Tytman. Muzykę prezentowaną przez PowerGrass trudno jednoznacznie określić czy zaszufladkować. Punktem wyjścia jest bluegrass, ale w bardzo współczesnym brzmieniu. Znajdziemy tu też blues, folk, country, a nawet odrobinę jazzu. Wynika to z bardzo różnych zainteresowań członków zespołu, ludzi o silnych, muzycznych osobowościach, którzy jednak potrafią znaleźć wspólny język i podporządkować się zespołowej dyscyplinie. Efektem jest bardzo indywidualne brzmienie, w którym jest miejsce dla takich tradycyjnych instrumentów jak: mandolina, banjo czy skrzypce, ale też dla mocnej gitary elektrycznej. Inspiracji PowerGrassu można szukać w utworach takich zespołów jak: Mumford & Sons, Carolina Chocolate Drops czy Old Crow Medicine Show. Bardzo silną stroną grupy jest współbrzmienie obu wokalistek - drugiego takiego chyba próżno by szukać na polskiej scenie muzycznej. Ta „czwórka” to zapowiedź płyty. Znalazły się na niej dwie kompozycje Arka Krupy do słów Katarzyny Zwolińskiej: „No Angel” i „Secret Way” oraz dwie piosenki amerykańskie: „Long Time Gone” grupy Dixie Chicks oraz „Baby, Please Make a Change” z repertuaru Hugh Lauriego.
tanecznych zespołów specjalizujących się w „Line” czy „square dance”, a przede wszystkim w „cloggingu” czyli countrowym stepowaniu. Atmosfera jest przesympatyczna, reakcje publiczności niezwykle spontaniczne, o czym przekonali się nasi młodzi kielczanie, prowadzeni przez weterana gitary stalowej Jurka Dudka. Jego pedal steel guitar oraz urocza frontmenka, Asia Orlińska, zapowiadana tu nieco zabawnie jako „polska spawaczka”, wzbudzali największe zainteresowanie, którego finałem były dwa bisy, okrzyki „jeszcze jedno” i niemilknące oklaski. Bardzo to było miłe, zwłaszcza, że mocno grane przez Wheels of Steel standardy muzyki country dość zdecydowanie kontrastowały z brzmieniem, grających głównie akustycznie, Słowaków i Czechów. Obok wspomnianych już zespołów Neznami, COP i naszego Wheels of Steel wystąpili jeszcze Arion i Evka Juriškova z Vah River Bandem oraz zespół taneczno-kaskaderski Limonadovy Joe, rozbawiający publiczność scenkami rodzajowymi z saloonu. Po prostu umieją się Słowacy bawić, ale mają też autentyczną kulturę wyrobionych słuchaczy, potrafiących oklaskiwać karkołomne solówki gitarzystów, mandolinistów, skrzypków czy dobrzystów. W tym ostatnim przypadku nic dziwnego, jako że gitara dobro to przecież instrument wynaleziony właśnie przez Słowaków, braci Dopyero. W zespole Neznami, na dobro gra Milan Benković, który ma za sobą występy na amerykańskich scenach, w tym na prestiżowym festiwalu International Bluegrass Music Association. Wyjeżdżaliśmy pełni wrażeń, obiecując sobie, że z pewnością tu wrócimy. A przecież Festival Country & Folk w Šterusach to tylko jedna z wielu imprez za naszą południową granicą. Porozumienie między nami, Słowakami i Czechami na countrowym gruncie trwa od lat i mamy nadzieję, że nadal będzie się rozwijało. Miłość i zrozumienie do muzyki country i bluegrassu za naszą południową granicą wydają się obecnie nieco większe niż u nas, więc pozostała po tej wyprawie również nutka melancholii. Okazuje się, że możemy od naszych pobratymców nadal się czegoś uczyć, choćby jak zroWheeks of Steel, fot. archiwum zespołu bić udaną imprezę muzyczną. 3/2014 (4) Magazyn FOLK24 33
PORTRETY COUNTRY PORTRET
MACIEJ RYCHŁY Muzyk, multiinstrumentalista, psycholog, kompozytor, antropolog kultury, rekonstruktor instrumentów. Współzałożyciel zespołu, legendy sceny folkowej, Kwartetu Jorgi, w którym komponuje i gra na instrumentach pasterskich. Rekonstruuje instrumenty muzyczne w oparciu o dane archeologiczne. Związany z OPT „Gardzienice”. Współzałożyciel Orkiestry Antycznej (2001) i Chorei (2004). Współpracuje z teatrami (m.in. Wierszalin, Kana, Teatr Witkacego w Zakopanem, Royal Shakespeare Company w Stratfordzie, National Theatre w Londynie) oraz uczelniami wyższymi: Instytutem Psychologii i Instytutem Muzykologii UAM, Instytutem Kultury Polskiej UW, PWSFTiT w Łodzi, 34 Magazyn FOLK24 3/2014 (4)
Instytutem Sztuki PAN oraz RCKL i Pr. II Polskiego Radia (przez wiele lat zasiadał w jury Festiwalu „Nowa Tradycja”). Twórca muzyki do filmów („Szepty wiatru”, reż. Franco de Pena i „Laboratorium życia”, reż. Tomasz Michałowski) oraz programów radiowych. Instrumentalista w filmie Jerzego Hoffmana „Stara Baśń” z muzyką K. Dębskiego). Spektakl „Songs of Lear”, do którego współtworzył muzykę, w wykonaniu wrocławskiego Tatru Pieśń Kozła, z którym współpracuje od lat, zdobył największe laury i uznanie krytyków na festiwalu teatralnym w Edynburgu w 2012 r. i podbija świat.
Odkrywamy muzykę świata... codziennie
Kiedy po jednym z organizowanych przez nas koncertów, ktoś w komentarzach napisał: „dziękuję, że spełniacie cudze marzenia”, trochę się zdziwiliśmy. Dotąd myśleliśmy, że spełniamy tylko nasze. Okazało się, że można spełniać marzenia innych, wychodząc od własnych. Muzyka folkowa, inspirująca się lokalną tradycją, to dla nas jeden z cudów świata. Jest ciekawa, różnorodna, nie zamyka się w schematach i co najważniejsze, inspiruje od wieków. Chcemy to bogactwo pokazać jak największej liczbie ludzi, sprawić by w świadomości zbiorowej folk zyskał co najmniej taką samą rangę jak blues czy jazz, bo uważamy, że na to zasługuje. Dlatego
ROZWIJAMY FOLKOWE MEDIA
MAGAZYN MIŁOŚNIKÓW PIEŚNI MORZA
Egzemplarz bezpłatny
MAGAZYN 1/2013 CENA 15.90 zł (w tym 5% VAT) www.folk24.pl
1 (27)/ 2012
MICHAŁ CZACHOWSKI o Indialucii i nowej płycie
O CZYM ŚPIEWA DZIAD I RAPER pieśni dziadowskie a hip-hop
THE DUBLINERS N
AZY MAG
koniec legendy
A
SZ N KUPI
ep l/skl
ROŚNIE NAM
polska scena muzyki celtyckiej
24.p
lk w.fo ww
Partnerzy wydania:
FELIETONY
R. Chojnacki, T. Konador, W. Ossowski 1/2013
Magazyn FOLK24
1
ORGANIZUJEMY KONCERTY I FESTIWALE Możesz pomóc
WWW.FOLK24.ORG