MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 53, czerwiec 2021
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 53, czerwiec 2021 www.tramwajcieszynski.pl
MINI Sikora Bielsko-Biała ul. Warszawska 56
NIGDY NIE BEDZIESZ SZŁA SAMA
ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
Kaj my to sóm Siła kobiet Dworzec Dobrych Myśli Kocia Szajka Rozkręcamy Cieszyn Manifest Kibica Dziadersa
64#05(14/#%,# %;(419# s 21 %1 61 -1/7! 6[VWĜ FQıä RT\GYTQVP[ CNG OCO PCF\KGLö ŏG Y MKNMW ŏQĜ PKGTUMKEJ UĜQYCEJ Y[LCıPKO[ E\[O LGUV 2T\GO[UĜ OCRC FTQIQYC IQVQYQıä E[HTQYC K YTGU\EKG VTCPUHQTOCELC E[HTQ YC # EQ PCLYCŏPKGLU\G E\[ LGUV VQ RQVT\GDPG K RQ EQ
/#2# &41)19# – na podÃÌ>Ü i L>`> > } Ì Ü ŰV VÞ vÀ Üi « ÜÃÌ> i À>« ÀÌ * > /À> Ãv À >V ®] Ì ÀÞ iÃÌ « ` ÃÌ>ÜŊ ` ë ÀâŊ`âi > >«Þ
À } Üi ° 7 >« i À } Üi « Ã> Þ iÃÌ â> Àià iVâ ÞV â > Ü LÃâ>À>V Ü > V i à «iÀÌ « `Þà ÕÃ Ü w À i Ü `â « ÌÀâiLŕ â > ° 7ÞL À LÃâ> rów do zmiany nie jest przypad ÜÞ] iÃÌ ÜÞ«>` ÜŊ > > âÞ ÜÞ Ü L>`> > } Ì Ü ŰV VÞ vÀ Üi ] Ü i`âÞ i ëiÀV i À>â « ÌÀâiL i Ì>° >«> À } Ü> â>Ü iÀ> Ì> Ɓi « à >Àâŕ`â ÉÃÞà Ìi Ü iVâ ÞV ` «Àâi«À Ü>`âi > â > Þ° - µ č > Þ Ì Và viÀÕ i ÃÌÜ Àâi i >«Þ
À } Üi ° 7 À> >V ÌÞV `â > >Ŧ ÌÀâÞ Õ iV i *>ŦÃÌÜ ` Õ i Ì] Ì ÀÞ iÃÌ iâLŕ` Þ «° Ü viÀ Ü> Þ LiV i «Àâiâ *č,* ÕÀÃ i }À> Ì ÜÞ °
21 %1 64#05(14/#%,# %;(419#!
i i >Ɓ`i} «Àâi`à ŕL À ÃÌÜ> iÃÌ Ã Ŋ} ŕV i > > Ü ŕ Ãâi} âÞà Õ] âÜ ŕ Ãâi i LÀ Ì Ü « à >`> i «ÀâiÜ>} >` ÕÀi V Ŋ° Ɓ > à Ŋ} Ŋŋ Ì « «Àâiâ Ü> ŕ Vi ÜŊ] > i Ì > ` ÕƁÃâŊ iÌŕ Ɓi à ŦVâÞŋ à ŕ i« Ü `âi i ° /À> Ãv À >V > VÞvÀ ÜŊ] i`i Ü>ÀÕ i q ` LÀâi â>« > Ü> >] « âÜ > Ì> Ŋ â > ŕ «À ViÃ Ü Üi Ü ŊÌÀâ w À Þ] Ì> i â>« > Ü> i `â > >Ŧ] `« Ü i` i ÜÞ ÀâÞÃÌ> i >Àâŕ`â ÉÃÞÃÌi Ü] >LÞ Ã Ŋ} Ŋŋ Ü >Ű i « ÜÞƁÃâi Vi i° /i «À Vià VâÞÜ ŰV i Õà ÌÀ>Ü>ŋ] > i âÞà ÃŊ iâ>«Àâi Vâ> i° - µ č > ÞÌ Và « Ɓi *>ŦÃÌÜÕ Ü ÌÞ «À Vià i « VâŊÜ ÃâÞ ` ` >} âÞ - > č č®] « «Àâiâ Ài i `>V i * > /À> Ãv À >V ®] ÜÞL À LÃâ>À Ü VÞvÀÞâ>V >«> À } Ü>®] > > âŕ ÀÞ Õ ÜÞL À >Àâŕ`â ÉÃÞà Ìi Ü * > « i i Ì>V ® >Ɓ « « V Üi Ü`À Ɓi Õ° >Ãâ âië ÜÞ Ü> w Ü> ÞV i à «iÀÌ Ü «Àâi«À Ü>`â *>ŦÃÌÜ> Ü Ã« à L â>« > Ü> Þ «Àâiâ V> Þ «À Vià /À> Ãv À >V ÞvÀ Üi > ŦVÕ « >}> ŊV ëÀ>Ü `â ŋ] > i Þ LÃâ>À > iƁÞ ÃVÞvÀÞâ Ü>ŋ°
<>Vâ Þ ` « ŕŋ° 24<'/;5ě – to ekosystem wykorzystu ŊVÞ Ü Vâià i ÌiV } i Ü Vi Õ « «À>ÜÞ ivi ÌÞÜ ŰV «À ViÃ Ü «À `Õ VÞ ÞV ] >Ŧ VÕV > ` ÃÌ>Ü] >ŦVÕV > Ü>ÀÌ ŰV À>â « â ÃÌ> ÞV i i i Ì Ü iVâ ÞV ` `â > > > «Àâi` à ŕL ÀÃÌÜ>° č Ì> « Õ`â Õ *Àâi Þà {°ä Ì i iÃÌ À L Ì] >ÕÌ >Ì Ì Õ`â i `> i° V > > â>] ÜÞV Ŋ}> i Ü Ã Ü] Õ >V > ŕ`âÞ «À>V Ü > ° č Vi ¶ / à Ŋ} ŕV i «ÀâiÜ>} ÕÀi VÞ i ] « «À>Ü> «À Vià Ü] à À Vi i Vâ> ÃÕ] «ÌÞ > â>V > «À `Õ V > > > iV ÌÞÌÕ Ü> 64#05 ŦVÕ i«ÃâÞ ÜÞ LÕ`ƁiÌ ÜÞ° (14/#%,# %;(419# – to L>`> i } Ì Ü ŰV VÞvÀ Üi ] )16191İã %;(419# – stan >«> ` À } Ü > ] Ü ` À Ɓi i LiV Þ «Àâi`à ŕL ÀÃÌÜ> Ü â> â > Ü w À i° / V Ŋ} Űŋ â > kresie wykorzystywania nowo- Ü «Àâi`à ŕL ÀÃÌÜ i V VŊVÞ Vâià ÞV ÌiV } Ü «À>VÞ° à ŕ VÞvÀÞâ Ü>ŋ° /À> Ãv À >V > >`> i } Ì Ü ŰV VÞvÀ Üi ÞvÀ Ü> i « Ü > }`Þ Ã ŕ ` LÀâi iÃÌ] >LÞ LÞ ÜÞ > à ŦVâÞŋ] « Ü > LÞŋ «À Vi i «Àâiâ i ëiÀÌ Ü â} ` i Ãi V Ŋ} Þ ° >Vâi} ¶ <>ÜÃâi â iÌ ` } Ŋ° À > - µ č > iÃÌ V Ű ` « «À>ÜÞ° >Ɓ`Þ â ÞÌ Và viÀÕ i Ìi} ÌÞ«Õ L>`> i LÃâ>À Ü w À Þ iÃÌ i ÃVi ] ÀiŰ i ÃÌ> Õ L iƁŊVi} ® â> }`â i Ɓ > V Ű « «À>Ü ŋ° â> Zapraszamy do kontaktu! « VŊ iÌ ` } č č Ãi ivi ÌÞ ÌÞV â > Ü ` Vâ i «Àâi«À Ü>`â> i «Àâiâ ViÀÌÞw ÃŊ ` À>âÕ i ` « iÀ « > Ü> i} >Õ`ÞÌ À>] i ëiÀÌ>° Ű Vâ>à i° SONIQANALYTICS, UL. RYBNICKA 64, RADLIN, TEL. +48 32 729 83 86, WWW.SONIQANALYTICS.PL
tel. 604 597 893
3Ā<7< )5217< 0(%/2:( %/$7< $.&(625,$
Rozkład Jazdy: Kierunek Jazdy Nigdy nie będziesz szła sama... Kaj my to...
4-5 6-9
Wyższa Brama Siła kobiet 50 rocznica czechowickiej tragedii
10-11 12-13
Mijanka na Rynku Pomnik przyrody KompasGo Dworzec Dobrych Myśli
16 17 24-25
Stary Targ Porzóndzymy - Pogadamy Karol Hałgas
19-21
Kierunek Kultura Czytać każdy może Kocia Szajka Greta Van Fleet
26 28-29 30-31
Torebka jakby Damska O oczekiwaniach Wyrzucić czy przytulić? Podróż do Hiszpanii Moiczek, mniszek, dmuchawiec Wegańskie lody z bakaliami Diusapet, 120 lat doświadczenia... Sterylizacja psów i kotów
34-35 36 38-40 44-49 50-51 52-53 54-55
Kierunek Sport Trasa #4 - Mleczna droga Rozkręcamy Cieszyn! Manifest Kibica Dziadersa Łucznicy z czechowickiego „Lasku”
56-59 60-61 62-63 64-66
Z A ŁO G A T R A M WA J U: DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Urszula Markowska, tel. 577 148 965 KONDUKTORZY: Fryderyk Dral, Małgorzata Perz, Adriana Hernik DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński, tel. 602 571 638 PASAŻEROWIE: Amelia Witos, Florianus, Iwona Włodarczyk, Jacek Cwetler, Daniel Korbel, Stanisław Przybysz-Malinowski, Anna Skawińska, Adam Miklasz, Dariusz Zalega ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184 DRUKARNIA: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki Rafał Łęgowski DRUK OKŁADKI: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
·
·
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
3
KIERUNEK JAZDY
Nigdy nie będziesz szła sama... Wydawać by się mogło, że Strajki Kobiet w Cieszynie są już przeszłością. Jednak nadal uwierają one „konserwową” część społeczeństwa, a przede wszystkim urzędników różnego szczebla. Nie wiem, czy to źle, czy jednak warto doszukać się w tym czegoś pozytywnego. Ostatnie wydarzenia bowiem pokazują wielką siłę kobiet, która, choć trudna przez niektórych do zaakceptowania, jest faktem. Aż chce się powtórzyć moje ulubione hasło: „Kobieta jest faktem, a z faktami się nie dyskutuje”. Starsza część cieszynian pewnie jeszcze pamięta strajki i represje z nimi związane, jakie serwowała nam komuna. Za udział w protestach czy w tajnych grupach opozycyjnych można było stracić pracę czy trafić do więzienia. Historia jak widać zatoczyła koło, tylko jakby role się zmieniły, bo ci, co walczyli w opozycji, teraz sami opozycję zwalczają.
O co chodzi?
O konkurs na Dyrektora Zamku Cieszyn.
Tak naprawdę konkursu mogło nie być, dobra wola urzędników zarządzających miastem stała się karykaturą samej siebie, co dało się w sumie przewidzieć. Trudno bowiem w ostatnich czasach mówić w tym mieście o dobrze przeprowadzonych konkursach. Zwracaliśmy na to uwagę, choćby podkreślając brak kobiet w zespole komisyjnym. Konkurs odbył się w niezmienionym składzie komisyjnym, a burmistrzyni miasta postanowiła nie słuchać głosu cieszyńskich kobiet. Spore obawy budził również fakt, że powołana przez burmistrzynię komisja związana jest mocno z klubem CRS. To, jak wiadomo, klub samej zarządzającej. Zatem powstała kolejna obawa o partyjny wybór spośród kandydatów na to stanowisko. Partyjnego wyboru jednak nie było, za to nietrudno nie zauważyć, że mąż nowo wybranej dyrektor Zamku jest pracownikiem cieszyńskiego magistratu. Pan Sławomir Suchy jest pracownikiem Urzędu Miejskiego 4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
w Cieszynie od 1.09.2020 r. Zatrudniony jest w Referacie Informatycznym Wydziału Organizacyjnego na stanowisku ds. administracji sieci komputerowej, bazami danych, aplikacjami i sprzętem. O nowej dyrektor wiemy również niewiele i trudno szukać jej dotychczasowego lokalnego zaangażowania czy udziału w wydarzeniach związanych z Zamkiem Cieszyn. Jednak sposób przeprowadzenia samego konkursu budzi spore kontrowersje i jeszcze więcej pytań. Na stronie facebookowej jednej z kandydatek, Ewy Trzcionki, pojawił się wpis. Dowiadujemy się z niego, że oprócz kiepskich i mało merytorycznych pytań, padło również takie, które dotyczy jej prywatnych przekonań i działań. Zasiadający w komisji Jan Kawulok - przewodniczący Sejmiku Województwa Śląskiego, rozdał pozostałym i samej kandydatce zdjęcie z jej prywatnego profilu, w którym umieściła modne ostatnio hasło, towarzyszące Strajkom Kobiet. „ – Czy poznaje się Pani na tym zdjęciu!? Czy to Pani wartości? – Tak, Szanowna Komisjo, wolność przekonań to moja wartość.” Ciśnie się więc na usta hasło z PRL-u : „Jest Pani z partią czy przeciw partii?” Pani Ewa okazała się więc tą niezwiązaną z partią i konkursu nie wygrała. Osobiście, ale również w imieniu wielu cieszyńskich, kobiet takim zachowaniom mówimy zdecydowanie NIE. Nie ma przyzwolenia na kiepskie historie rodem z komuny. I tu już nie chodzi o płeć, ale o samo traktowanie prawa do wyznawania własnych wartości. Dlaczego wartości wyznawane przez radnego Kawuloka są lepsze od tych wyznawanych przez Panią Ewę?! Oto cały wpis kandydatki: „Od momentu ogłoszenia wyników na Dyrektora Zamku wiele osób, znajomych i nieznajomych, dopytuje mnie: „Co się stało???”
KIERUNEK JAZDY
Przypomnę. Wspierana przez środowiska: kultury, designu, biznesu, szkolnictwa wyższego i rozwoju społecznego, wystartowałam do Konkursu na stanowisko Dyrektora Zamku Cieszyn. Było to dla mnie ogromne wyróżnienie i czułam kredyt zaufania społecznego, choć wiedziałam, że zarządzanie tą instytucją to będzie trudna materia i ogrom pracy. Nie wygrałam konkursu. Wygrałam jednak coś innego – mam świadomość, że otoczenie, w jakim funkcjonuje Zamek Cieszyn to nie jest miejsce dla moich ideałów: dialogu, tolerancji i transparentności. Przygotowałam program – odważny, ale logiczny i realistyczny, może nawet nieco przyziemny. Jesteśmy bowiem w trudnych czasach. Jednak był oparty na potrzebach współczesnych społeczeństw i spójności ze strategiami nadrzędnymi: kraju, województwa i Europy. Przeszłam weryfikację formalną i stanęłam przed Komisją Konkursową. Zrównoważony rozwój i sprawiedliwa transformacja społeczna oraz nieustanne badanie potrzeb interesariuszy mogły się nie spodobać Komisji. Oczywiście. Mogła się też nie spodobać moja 15-minutowa prezentacja. Była raczej rzeczowa i wizualnie prosta. Nie ukrywam – denerwowałam się, zwłaszcza kiedy niektórzy Członkowie Komisji nie zwracali uwagi na moje wystąpienie. Szykowałam się bowiem na 5 lat pracy w wymagającym środowisku, a nie na 15-minut obietnic. Czekałam na 30 minut dociekliwej i merytorycznej rozmowy. To mało czasu, więc każde pytanie miało być wyciśnięciem ze mnie ostatnich soków i sprawdzenia mojego wizjonerstwa i kompetencji, jako przyszłego lidera instytucji o tak znaczącym w skalach miasta, regionu i kraju potencjale. Niestety większość czasu zajęło mi... tłumaczenie (się)... – Na wniosek jednego z Członków Komisji tłumaczenie z j. angielskiego schematu zarządzania organizacją opartą na wartościach „7S McKinseya”... choć znał ten język – przyznał na końcu. – Tłumaczenie się kolejnemu Członkowi Komisji, z uczniackiego błędu (w miejsce piramidy potrzeb Maslowa wsadziłam schemat ERG, który traktuje się jako uproszczenie tej poprzedniej - Mea culpa). Pomyłka nie zmieniła sensu strategii zarządzania ogromną instytucją, ale to już nie było istotne dla pytającego, bo hak został zagięty. – Tłumaczenie, dlaczego nie będę odpowiadać na pytanie: „Co sądzę o stylu pracy odchodzącej ze stanowiska Ewy Gołębiowskiej?” Na koniec jednak został wyciągnięty królik z kapelusza, a dokładniej zostały rozdane całej Komisji wydruki
z moim zdjęciem profilowym z Facebooka z hasłem Strajku Kobiet - pisanym słynną solidarycą słowem „Wypierdalać”... Ja również dostałam jedno. Członek Komisji położył je przede mną bez słowa, bez spojrzenia w oczy... a potem krótkie: „czy poznaje się pani na tym zdjęciu?”, „czy to są pani wartości?” I oczekiwanie na tłumaczenie się... Konsternacja i niedowierzanie. Z komisji wyraźnie zaprotestował tylko Pan Bartosz Tyrna, przeprosił mnie również za ten incydent. Dziękuję. Tymczasem czas na „przesłuchanie” się skończył... zamieciono. Mechanizm oceny kompetencji i programu jest mi nadal obcy i niezrozumiały. W to zagłębiać się nie będę. To zostawiam zainteresowanym sprawą niezależnym obserwatorom. Nie złożę wniosku o unieważnienie konkursu, bo już nie zależy mi na wygranej. Może Miasto Cieszyn to zrobi, dysponując w/w wiedzą i oświadczeniem, dla własnego dobra i zachowania twarzy? Nie będę ponownie startować na stanowisko Dyrektora Zamku Cieszyn. Nie będę współpracować z Zamkiem w zakresie designu, mimo propozycji ze strony Pani Burmistrz Cieszyna. Po przemyśleniu – byłoby to urągające dla nowej Pani Dyrektor oraz zamkowego zespołu fachowców. Jednak nie godzę się na pytania o poglądy moralne przy wyborze na jakiekolwiek stanowisko publiczne. Bo to nieprzyzwoite i niedopuszczalne. „Nie bój się być przyzwoitą” – tak kiedyś powiedział do mnie Pawel Potoroczyn. Tak widzę przyzwoitość – sygnalizuję. Ewa Trzcionka”.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
5
KIERUNEK JAZDY
felieton
Florianus
Kaj my to sóm
czyli gdzie jest nasze centrum świata? Kornel Filipowicz stał się ostatnio patronem poczciwego prowincjonalizmu. Chętnie czyta się go jako piewcę skromnych uroków prowincji, jej dyskretnych i bezwyjściowych dramatów oraz smutnawych klimatów małomiasteczkowości. Takich jak w jego niedużej powieści „Romans prowincjonalny”. Jest w takim czytaniu opowiadań Filipowicza coś nostalgicznego i anachronicznego. Od śmierci autora „Pamiętnika antybohatera” minęło niedawno trzydzieści lat. To już spory szmat czasu. Filipowicz żył w innej epoce. Szczęśliwie doczekał upadku komuny, lecz zmarł na progu nowej epoki, na przełomie czasów, w 1990 roku. Wtedy kończył się – przynajmniej formalnie – PRL, a zaczynała III RP. Koniec określonej przez komunę epoki politycznej okazał się jednak mniej ważny niż to, że właśnie zaczynała się nowa era cywilizacyjna. Otóż w tym samym roku, kiedy umarł Filipowicz, kiedy nad Wisłę wracał brutalny kapitalizm z wolnym rynkiem i demokracją bez cenzury, w Polsce uruchomiono pierwsze analogowe łącze internetowe. Filipowicz pozostał więc pisarzem epoki przedinternetowej.
W XXI wieku, w epoce internetu, globalnej sieci elektronicznej, komunikacyjnych portali i platform, kanałów, streamingów, smartfonów z mobilnymi aplikacjami służącymi jako komunikatory, wyczuwanie i pojmowanie fizycznej przestrzeni zmieniło się. Fizyczna, geograficzna przestrzeń została odsunięta przez elektroniczne technologie na dalszy plan i gwałtownie rozpanoszyła się cyberprzestrzeń, która tamtą, 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
geograficzną przestrzeń istniejącą w realu zasłoniła do tego stopnia, że coraz częściej tracimy z nią kontakt i nie wiemy, jak się w niej zachować. Terminy prowincja i prowincjonalizm należą do słownika tamtej, przedinternetowej epoki. Teraz powinny kojarzyć się tylko z imperialnym podporządkowaniem przestrzeni zdobytego terytorium, władzą, która po ustanowieniu granic nim administruje, zakłada tam swoje miasta, twierdze i placówki graniczne. Tak jak to było w starożytnym Rzymie, w Chinach lub w imperiach kolonialnych, które miały prowincje zamorskie. Pojęcie prowincja kojarzy mi się więc z dominacją nad tubylcami, eksploatacją bogactw naturalnych na ich terenach łowieckich, niszczeniem przyrody i eksterminacją plemion żyjących w harmonii z środowiskiem naturalnym. Na prowincji wprowadza się ład oparty na przemocy i posłuchu dla urzędników nasłanych ze stolicy. Tej polityce towarzyszy nawracanie na inną religię, która jest rzekomo jedynie słuszna i jedynie zbawcza, dlatego miejscowych chrzci się nie tylko wodą, ale też ogniem i mieczem, zwłaszcza opornych. Kościoły również mają swoje prowincje z diecezjami i parafiami i stąd dawnym dziewiętnastowiecznym odpowiednikiem słówka prowincjonalizm było słówko parafiańszczyzna. Niezastąpiony „Słownik wyrazów obcych” Kopalińskiego podaje, że provincia to była posiadłość
KIERUNEK JAZDY
fot. Kamienica przy ul. Górnej 14, gdzie mieszkała rodzina Filipowiczów przed wojną
rzymska poza granicami Italii. W tym łacińskim słówku pobrzmiewa mi wyraźnie, a nawet tryumfalnie cząstka vinc, która chyba wywodzi się od łacińskiego bezokolicznika vinco, co znaczy nie tylko zwyciężać, lecz także podbijać.. Nie wiem, czy można słówko vinco uznać za źródłosłów terminu provincia. Tak czy inaczej, słyszę w nim echo szczęku oręża najeźdźców i pogłos dewizy divide et impera. W terminie prowincja chodzi więc o utrzymanie terenu zwyciężonego, podbitego, poddanego obcej władzy, podporządkowanego narzuconemu z zewnątrz rządowi dusz. Owszem, czasami tubylcy, barbarzyńcy, tustelocy czy lokalsi burzyli się, buntowali, wzniecali powstania, a nawet wybijali się na niepodległość, odrzuciwszy krwawo jarzmo ciemiężców, niekoniecznie, zresztą, obcych okupantów. Wtedy w stolicach i w metropoliach mówiło się o zbuntowanych prowincjach i władcy wysyłali przeciwko nim zbrojne ekspedycje, dodatkowe oddziały pacyfikacyjne. Kiedy tubylcom lub prowincjuszom udawało się zwyciężyć tyrana i przeżyć, wtedy rzeczywiście mogli być z siebie dumni, zwłaszcza że ich duma okupiona była krwią. Nie był to przypadek Śląska Cieszyńskiego. Tutaj do krwawych buntów miejscowej ludności przeciwko tyranii raczej nie dochodziło, choć najbardziej skłonna do rebelii była klasa chłopska, której – przynajmniej do czasów panowania Marii Teresy
– mocno doskwierała pańszczyzna. Ludowa historia Śląska Cieszyńskiego chyba nie została dotąd dobrze opisana, należałoby ją na nowo zbadać i zinterpretować. Zawsze był to obszar przejściowy, pograniczny, raz taki, raz owaki, transkulturowy, a przez to cywilizacyjnie bardziej zaawansowany, ale przy tym często narażony na niszczycielskie przeciągi, których koszty ponosiła miejscowa ludność. Jednak Cieszyn, do 1918 roku stolica księstwa, póki brutalnie nie podzielono go granicą państwową, nigdy nie był miastem prowincjonalnym. Bowiem prowincjonalność to ograniczenie. Od średniowiecza do 1918 roku Cieszyn miał tak dobrą komunikację z całkiem nieodległymi metropoliami takimi jak Praga czy Wiedeń, że niemal stanowił ich filię, wypustkę, wysuniętą na rubieży placówkę. Jednocześnie zachowywał status jakby przelotowej stacji, gdzie krzyżowały się różne szlaki, trasy i drogi. Cywilizacyjne, kulturowe i geopolityczne współrzędne Śląska Cieszyńskiego trafnie i krótko określił Norman Davies w artykule „Wielka Brytania a plebiscyt cieszyński 1919 – 1920”. Unikalną pozycję Cieszyna w środkowej Europie stworzyło wspólne oddziaływanie geografii i historii. Cieszyn jest najważniejszym punktem strategicznym w całym łańcuchu karpackim, kluczem do Bramy Morawskiej, jedynym punktem pomiędzy Besarabią a Bawarią, którym przejść można z równiny północnej do basenu naddunajskiego bez konieczności wspinania się na górskie przełęcze. Na przedhistorycznym szlaku bursztynowym stanowił kluczową placówkę etapową. Był trasą przelotową dla barbarzyńskich najazdów i niezliczonych armii nowożytnych, poczynając od Szwedów w wojnie trzydziestoletniej, Suworowa zdążającego w 1797 r. do Włoch, Kutuzowa w marszu na Austerlitz w 1805 r. Właśnie w 1805 roku, w okresie wojen napoleońskich, Cieszyn stał się na kilka tygodni stolicą Cesarstwa. Z obawy przed Napoleonem wiedeński dwór, urzędy cesarskie i zagraniczne ambasady przeniosły się do miasteczka nad Olzą. Kronikarz Alojzy Kaufmann odnotował, że w Cieszynie rozlokował się cały korpus dyplomatyczny składający się z posłów Rosji, Anglii, Prus, Szwecji, Neapolu, Hiszpanii oraz nuncjusza apostolskiego. Oprócz tego znalazły tu schronienie cesarska rada wojenna, ministerstwo finansów, ministerstwo policji, ministerstwo skarbu, ministerstwo poczty oraz tzw. Gabinet Szyfrów. Zakwaterowano w mieście także niemiecką gwardię przyboczną, cesarski urząd wielkiego koniuszego oraz straż Hofburga. Gdzie się to wszystko pomieściło? W grudniu 1805 roku cesarz Franciszek I, ostatni Święty Cesarz Rzymski, konferował tu z carem Aleksandrem I, a do ich spotkania doszło w Pałacu TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
7
KIERUNEK JAZDY
Planowana w zeszłym roku konferencja Filipowiczowska nie odbyła się z powodu pandemii
Larischów, który obecnie jest siedzibą Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Armia rosyjska pod dowództwem Michaiła Kutuzowa zatrzymała się w mieście i okolicy, w trakcie przemarszu na Morawy, gdzie nieopodal Brna, na polach pod Sławkowem, znanego z historii jako Austerlitz, 2 grudnia doznała sromotnej klęski od mniejszej liczebnie armii Napoleona. Do klęski Rosjan i Austriaków mogła przyczynić się zaraza, która w ich oddziałach wybuchła jeszcze w listopadzie. Wracając spod Austerlitz, Rosjanie znowu biwakowali w Cieszynie i okolicznych wioskach. W samym mieście – napisał Kaufmann – wojskiem zapchane były wszystkie budynki. Lauby przy rynku zamieniono na stajnie, pod kościołem ewangelickim utworzono lazaret, a w kościołach i szkołach schronili się uchodźcy. Przystając na zawieszenie broni, Napoleon postawił Austriakom warunek, że wojsko rosyjskie ma natychmiast opuścić terytorium Austrii. Podobno między listopadem 1805 a marcem 1806 roku, wskutek epidemii, zmarło ponad 10 000 żołnierzy rosyjskich i austriackich. Bliżej nieokreślona zaraza nie oszczędziła też mieszkańców Cieszyna i okolicy. Po zawarciu pokoju w Preszburgu (czyli obecnej Bratysławie) dwór cesarski mógł wrócić do Wiednia na sylwestra i Cieszyn przestał być tymczasową stolicą Cesarstwa. Przejściowa, cesarska stołeczność wcale nie wyszła mu na dobre. Kasa miejska miasta Teschen została ogołocona, a po wielmożnych gościach i niechcianych przybyszach wojskowych pozostały 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
zniszczenia. Nie dodało to miastu światowości czy splendoru, a przysporzyło kłopotów i zgryzot jego mieszkańcom. Roku od narodzenio 1805 była Woyna bardzo wielka z Francuzem, a już był u Wiszkowa, potym szło Mozgalski woysko cysarskimu na pomoc, a było go bardzo moc, iak prochu, ale tam niedługo było, bo sie chned zbili i zostało tam Rusow moc i pręnc Mozgalski, potem sie to wrociło prętko, poczęli tam iść piersi o Michale, a szli do Andrzeya anazod poczęli iść przed Gody. Ten rok był bardzo mokry, a poźny, mychmy tu nic nie mogli zasiać przed mokrem a Forszponami. Potym sie choroba bardzo rozmogła w zimie, także ludu bardzo moc wymrziło, wszędy po całym okręgu Swiata. I ksiąnc Kłapsia przi Cieszynie. Szpitol tam był na kierchowie. Potym za to była ucichła ta woyna. Tak to opisał w swoim zapiśniku „Dlo pamięci Narodu Ludzkiego” Jura Gajdzica, ewangelik, siedlok i furman z Cisownicy, co zasłynął z zamiłowania do książek. Na Słowację, czasem aż do Preszburga woził Gajdzica sól (skąd była ta sól? z Wieliczki? gdzie był najbliższy skład soli?), a ze Słowacji przywoził wysokiej jakości rudę żelaza dla huty Klemens i hamerni w Ustroniu. Oświecony furman-bibliofil dowożący rudę żelaza do huty Komory Cieszyńskiej – toż to emblemat kulturowej osobliwości i cywilizacyjnego zaawansowania cieszyńskiego Śląska. Był to zatem człek postępowy, piśmienny, książkowy, a nawet światowy, bo ciekawy świata i w jego cywilizacyjnej przemianie aktywnie uczestniczący. W swojej chałupie na zapiecku nie siedział, nie zamykał się w swoim zaścianku, nie twierdził, że na swojej zagrodzie jest równy wojewodzie. Znał swoje miejsce i potrafił je zmieniać na lepsze, wyczuwał proporcje wynikające z kultury, miał umysł otwarty, dzięki dostępowi do oświeconej szkoły nie był analfabetą, a dzięki wyjazdom poza Księstwo Cieszyńskie, do Galicji i na Górne Węgry poszerzał swoje horyzonty, rozwijał się i szedł z duchem czasu. Choć był siedlokiem i furmanem, nie był prowincjuszem. Albowiem prowincjonalizm to stan umysłu, to ignorancja, niezdolność do przekroczenia granic, zmiany trybu życia, otwarcia się na nowe idee, nową wiedzę o sobie i o świecie. Czy Jura Gajdzica był tubylcem eksploatowanym przez arystokratycznego, habsburskiego ciemiężcę? Tak spostponować go jednak nie można. Osobowość Gajdzicy, a trzeba tu przypomnieć, że Jura żył w latach 1777-1840, ukształtowały kluczowe idee nowożytności – protestancki etos i luterański nacisk na czytanie Biblii w języku rodzimym, z czym łączył się kult książek oraz oświeceniowe reformy w Cesarstwie, zaprowadzone przez Marię Teresę i Józefa II Habsburga. W 1771 roku ograniczono na Śląsku Cieszyńskim
KIERUNEK JAZDY
pańszczyznę i wprowadzono zakaz rugowania chłopów z ziemi. W 1781 roku Józef II zniósł poddaństwo osobiste chłopów i zezwolił im na przenoszenie się z miejsca na miejsce, a nawet dał możliwość procesowania się z panami. Zreformowano prawo i administrację, wprowadzono tolerancję dla innowierców, ograniczono wpływy i majętność Kościoła katolickiego. To właśnie te reformy stanowiły cywilizacyjne i kulturowe podwaliny społecznego i gospodarczego rozwoju Księstwa Cieszyńskiego w XIX wieku. Zakładano szkoły i gazety, zawiązywano towarzystwa rolnicze i narodowe, wystawiono budynek sądu, a w pobliżu rozrastały się huty, koksownie i kopalnie, molochy wielkiego przemysłu, które już zapowiadały świat masowej produkcji, nasz świat. W mieście zbudowano wodociąg, elektrownię, nawet linię tramwajową i piękne modernistyczne wille. Od tamtego czasu, o tym czy jakiś obszar jest prowincją, decyduje edukacja, zdolność do modernizacji i dobra komunikacja. A także dostęp do służby zdrowia. Właśnie cywilizacyjne, miejskie wygody, już normalne w Cieszynie, a jeszcze nie do pomyślenia na kresach wschodnich, sprawiły, że rodzina Filipowiczów postanowiła tu osiąść w 1923 roku.
Rękopis Jury Gajdzicy
To, że Kornel Filipowicz stał się patronem dowartościowywania prowincjonalizmu, jest efektem ubocznym wznowienia jego najlepszych opowiadań wydanych w 2017 roku pod tytułem „Moja kochana, dumna prowincja” oraz krótkiej powieści „Romans prowincjonalny”. Ukuto nawet w stosunku do niego określenie prowincjolog, co miałoby chyba oznaczać, że był ekspertem od spraw prowincji. To zaszufladkowanie twórczości Filipowicza pod szyldem prowincja jest pochopne i dla niego upupiające. Fraza moja kochana, dumna prowincja zrobiła w Polsce pewną karierę wśród poszukiwaczy lepszego życia poza stolicą i głównymi metropoliami, takimi jak Gdańsk, Wrocław, Kraków czy Katowice. Za lepszym, bo spokojniejszym i bliższym natury życiem zatęsknili ci, którym dały w kość wielkie miasta. Dotkliwie odczuli je zwłaszcza wykonawcy wolnych zawodów, najbardziej kreatywna warstwa tak zwanej klasy średniej. Wszyscy ci, którzy dotąd nie uciekli z Polski za lepiej opłacaną pracą do bogatszych krajów Unii, mordowali się w niebezpiecznej i toksycznej dżungli wielkich miast. Już w PRLu ludzie uciekali ze wsi, miasteczek, z tak zwanej prowincji i z peryferii do wielkich miejskich aglomeracji, gdzie życie było cięższe, brutalniejsze, ale bogatsze w atrakcje, z których można korzystać swobodnie, anonimowo, a nawet masowo. Teraz trend się odwrócił, a koronawirus znacznie się do tego przyczynił. Masowość stała się niebezpieczna i racjonalne jest utrzymanie pewnego dystansu. Teraz trzeba pracować zdalnie i uczyć się on-line. Ale przynajmniej nie trzeba z tego powodu przedzierać się dwa razy dziennie przez toksyczne, zapchane, niebezpieczne, wielkie miasto. I można z niego wyjechać na stałe. Istnieją równoległe światy – realne i wirtualne. Relacje między nimi właśnie się zmieniają. Zachodzi wielka globalna, cywilizacyjna i kulturowa zmiana. Aby przetrwać, trzeba będzie jakoś w tym się zorientować. Trzeba będzie też się zmienić. Życie będzie smakować inaczej. Trzeba będzie inaczej nastawić się do innych, do świata, do przyrody, do techniki. Zmiana, jak mawiają Czesi, to życie. Trzeba będzie się zmienić, ale nadal pozostać człowiekiem. Trzeba będzie umieć czytać zmiany, oceniać ich wartość. I właśnie tego mogą nas nauczyć opowiadania Filipowicza, powieści Pilcha czy wiersze Przybosia. A nawet zapiski Jury Gajdzicy. Cieszmy się i radujmy, że mamy literaturę, także dawną i przedinternetową, która opowiada o przemijaniu postaci świata i pomaga nam określić, gdzie właściwie jesteśmy, punkt, w którym się znajdujemy. Jak to będzie po naszymu? Kaj my to sóm? Centrum naszego świata pozostaje tymczasem w naszym umyśle. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
9
WYŻSZA BRAMA
Dariusz Zalega
SIŁA KOBIET „Nie dajcie wiary klerykalnym oszustom i nie ustawajcie w walce” – grzmiały śląskie działaczki gdzieś na Śląsku Cieszyńskim ponad 100 lat temu. Jeden z najsilniejszych ruchów kobiet na początku XX wieku w tej części Europy działał na austriackim Śląsku. To historia niemal zapomniana…
fot. Dorota Kłuszyńska
W 1902 roku polscy socjaliści – zgodnie współpracujący z niemieckimi i czeskimi – przystąpili do organizowania robotnic oraz żon górników Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego. Przewodziła im działaczka Dorota Kłuszyńska, mieszkająca wówczas w Boguminie. Udało jej się stworzyć dość gęstą sieć partyjnych kół kobiecych, obejmującą około 30 kół i dwa tysiące zorganizowanych kobiet. Co ważne – w ogromnej większości, w przeciwieństwie do przykładowo ruchu socjalistycznego w rosyjskiej Kongresówce, były to robotnice, nie zaś kobiety wywodzące się z inteligencji. Rozprowadzano wśród nich wydaną w 1903 roku „Emancypację kobiet” – autorstwa doktor Felicji Nossig-Próchnikowej – pierwszą polską socjalistyczną broszurę poświęconą sprawom kobiet. W 1912 roku nakładem tego samego wydawnictwa ukazała się broszura Doroty Kłuszyńskiej „Dlaczego kobiety walczą o prawa polityczne”. Autorka sformułowała postulaty kobiece w dziedzinie społecznej, politycznej i narodowej. Podsumowała: „Razem z towarzyszami przypuścić należy szturm do gmachu niesprawiedliwości i wyzysku, na którym zbudowany jest ustrój kapitalistyczny”. Kobiece pismo socjalistyczne stawało się wówczas coraz bardziej potrzebne. Efemeryczny okazał się ży wot wydawanego w Krakowie pisma 10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
„Robotnica”. Śląsk znów pokazał siłę. 15 października 1907 roku – po pierwszych wyborach powszechnych, w których w tak zwanym czerwonym zagłębiu wygrali polsko-czesko-niemieccy socjaliści – w Orłowej odbyła się pierwsza krajowa konferencja kobieca Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej na Śląsku Cieszyńskim. Postanowiono na niej założyć pismo „Głos Kobiet”, które miało ukazywać się raz w miesiącu, jako dodatek do „Robotnika Śląskiego”. Redakcję objęła Dorota Kłuszyńska. Pierwszy numer wydano na Boże Narodzenie 1907 roku. Od 1 listopada 1909 roku „Głos Kobiet” publikowany był co dwa tygodnie. Dwa lata później stał się pismem samodzielnym i jako takie ukazywał się aż do wybuchu wojny. Przez cały ten czas związana z nim była Kłuszyńska, która jednocześnie kierowała przez długi czas ruchem kobiecym na Śląsku Cieszyńskim. Jak pisał o „Głosie Kobiet” historyk Adam Próchnik: „Współpracuje z nim cały szereg dzielnych robotnic śląskich, pisząc do pisma, wygłaszając referaty, pracując w komitetach. Wymieniamy główne nazwiska: Joanna Delongowa, Ludmiła Bonczkowa ze Stonawy, Zwyrtkowa z Łazów, Krystyna Michałkowa z Dąbrowy, Jedynakowa, Rozalia Pardylowa z Michałkowic, Winnikowa z Radwanic, Mikowa, Niklówna-Klejerska, Kowalewska z Morawskiej Ostrawy, Jędrzejkowa, Kluskowa, Perzynowa z Polskiej Ostrawy, Joanna Czernohorska, Zofia Swaczynowa, Surówkowa z Karwiny, Romanowa z Mariańskich Gór, Paczkowa, Róża Buchmeter z Trzyńca, Bednarska z Gruszowa, Kowalczykowa z Sowińca. Sieć organizacyjna ogarnęła cały region, wszędzie były koła kobiece lub »kobiety zaufania«, urządzano co roku konferencje kobiece, organizowano około stu zgromadzeń kobiecych rocznie”. Zacytujmy korespondencję z miejscowości Łazy, która ukazała się w „Głosie Kobiet” 26 sierpnia 1908 roku: „Z niecierpliwością czekamy zawsze na zgromadzenia, a niestety jest ich tak mało. Rozumie się, że
WYŻSZA BRAMA
skoro jest mało referentek, to i zgromadzenia mogą się tylko od czasu do czasu odbywać. Zgromadzenie, które się u nas odbywało 16 sierpnia, zostawiło bardzo miłe wspomnienie. Słowa tow. Delongowej utkwiły nam głęboko w pamięci. Tylko pod czerwonym sztandarem czeka nas kobiety wyzwolenie z jarzma niewoli. Kłamstwa naszych wrogów nas nie dosięgną; walka, którą prowadzimy jest ciężką, ale czy wolno stanąć w połowie drogi? Smutne, że często kobieta musi walczyć z własnym mężem, żeby jej pozwolił iść na zgromadzenie albo przeczytać gazetę. Czy nasze życie musi już być zawsze takie? Czy dla nas biednych kobiet obce muszą zostać wszystkie zdobycze wiedzy i postępu? Taki mąż jest wrogiem własnych dzieci, bo kobieta ciemna nie może wychowywać dzieci. Potrzebna nam jest oświata, bo tędy droga do wolności. Straszą nas, że nie wygramy walki, że Bóg nas ciężko pokarze za nasz bunt. To nie Bóg, ale niezmiernie mała garść kapitalistów-wyzyskiwaczy mści się na biednym ludzie pracującym, za jego obudzenie i pragnienie wolności. Nie dajcie wiary klerykalnym oszustom i nie ustawajcie w walce. Tak mówiła tow. Delongowa, w prostych słowach wypowiedziała to wszystko, co czujemy. Oby jej słowa padły na grunt podatny i nasze kobiety w Łazach, żeby się tłumnie zapisały do organizacji”. Kłuszyńska po latach wspominała: „Przed 30 laty kolportowanie pisma kobiecego nie było sprawą łatwą, a towarzyszy kolporterów ośmieszano, gdy sprzedawali »babską gazetę«”. Korespondentka z Suchej Średniej pisała: „A wrogo wie nasi nie przebierali w środkach. Z ambony rzucali na nas różne oszczerstwa i groźby, żeby kobiety nastraszyć. Dopomagali im różni dobrodzieje gminni, co to z ludzkiej biedy żyją i tyją, a biednym ludziom chcieliby nawet światła dziennego poskąpić”. Kiedy na spotkanie w Suchej Średniej miała przyjechać Kłuszyńska, miejscowy bogaty chłop Chrobok, co to bał się, że kobiety nie będą już chciały za grosze pracować na jego polu, rozpowiadał, że „Kłuszyńska nie umie gotować, zaklinał nasze kobiety na wszystkie warzechy i rondle, żeby na zgromadzenie nie poszły. (…) Wielebny (ksiądz) pozwolił sobie więcej i na kazaniu wezwał wiernych, żeby takiej »bezbodze« nie pozwolili przemawiać i wyrzucili z Suchej Średniej”. A spotkanie i tak okazało się sukcesem – i jak pisała korespondentka: „Wybrany Komitet Kobiecy dołoży starań, aby organizacja rosła, a ksiądz i Chrobok mogą kiwnąć palcami w butach, jeżeli im się podoba, a nam nie zaszkodzą”.
Przykład Śląska oddziaływał i na resztę zaboru austriackiego. Na XI kongresie PPSD w Krakowie w czerwcu 1908 roku zjawiła się liczna delegacja kobiet śląskich. Na zgromadzeniu ludowym w Krakowie przemawiały mieszkanki Śląska: Dorota Kłuszyńska, Joanna Delongowa i Krystyna Michałkowa. W sali Domu Proletariuszy w Karwinie odbył się 19 marca 1911 roku wielki wiec, któremu przewodziła Joanna Delongowa, górniczka z Karwiny. Tysiące kobiet przyszły ze sztandarami z sąsiednich miejscowości. Delongowa grzmiała: „Nie czekajmy na rząd, żeby nam dobrowolnie dał prawa. Prawa się zdobywa!”. Podobny wiec odbył się w hutniczym Trzyńcu. W Ostrawie zorganizowano go pod gołym niebem, bo nie było sali, która zdołałaby pomieścić kilka tysięcy osób. Na wszystkich zebraniach przyjęto jednobrzmiącą rezolucję, którą przypomniała Kłuszyńska w „Przedświcie” z 1911 roku: „W imieniu kobiet klasy pracującej podnosimy dziś żądanie politycznego równouprawnienia kobiet. […] Żądamy dla wszystkich kobiet pełnego prawa obywatelstw a i dopuszczenia ich do stowarzyszeń politycznych”. „Głos Kobiet” docierał już wtedy nie tylko na austriacki Śląsk, lecz także do całej Galicji. Tuż przed pierwszą wojną światową, 7 czerwca 1914 roku w Boguminie ukazała się jednodniówka zatytułowana „Dzień Kobiet”, także poświęcona walce o prawa polityczne kobiet. W dwudziestoleciu międzywojennym „Głos Kobiet” był wydawany w Warszawie jako ogólnopolskie pismo kobiece PPS, a Kłuszyńska była jedną z nielicznych kobiet senatorek w II Rzeczypospolitej.
Więcej takich zapomnianych historii ze Śląska (również cieszyńskiego) można znaleźć w najnowszej książce Dariusza Zalegi „Bez pana i plebana. 111 gawęd z ludowej historii Śląska”
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
11
WYŻSZA BRAMA
Pożar rafinerii w 1971 roku
Ja
cek
Cwet
ler
50 ROCZNICA
czechowickiej tragedii
Czechowice-Dziedzice, 26 czerwca 1971 roku, godzina 19:50, niewielka, krótka burza (co niektórzy mówili potem, że były tylko dwa grzmoty...). Jeden z piorunów uderza w kominek odpowietrzania (oddechowy) zbiornika 251, który znajduje się na zbiorniku magazynowym na terenie rafinerii nafty (przy ul. Prusa). W zbiorniku o pojemności 12 500 m³ znajdowało się 9 000 m³ ropy. W sąsiedztwie zbiornika uderzonego piorunem, znajdowały się jeszcze 3 zbiorniki magazynowe, w których łącznie znajdowało się ponad 31 000 ton ropy.
Zbiornik, starego typu, bez dachu pływającego, był w dużej części wypełniony łatwopalnymi oparami. Iskra z pioruna (podobno był kulisty) powoduje zapłon, a w jego następstwie wybuch. Zaczyna się jedna z największych tragedii w najnowszych dziejach Polski... Do akcji gaśniczej jako pierwsza przystąpiła jednostka straży pożarnej (3 niepełne sekcje bojowe), która stacjonowała na terenie czechowickiej rafinerii. Po kilkunastu minutach na miejsce pożaru przybywają 3 sekcje straży pożarnej (zawodowe) z Bielska-Białej. Do akcji przyłączają się jednostki straży z Czechowic-Dziedzic i okolicznych miejscowości i wsi. Przyjeżdżają sekcje z powiatu bielskiego, z Chorzowa, Bytomia, Gliwic, Mysłowic, Zabrza, Katowic i Krakowa. Z Oświęcimia, Trzebini, Jasła, Blachowni Śląskiej i Kędzierzyna Koźla przybywają jednostki straży pożarnej z ciężkim sprzętem do podawania piany. Akcją ratowniczą dowodził mjr pożarnictwa Tadeusz Baniak, komendant zakładowej straży pożarnej w rafinerii oraz jego zastępca por. Jerzy Seńczuk. W bielskiej jednostce wojskowej 3131 o godz. 21:00 zarządzono alarm i przewieziono żołnierzy na miejsce walki z żywiołem, gdzie pracowali przy uszczelnianiu i usypywaniu wałów zabezpieczających, układaniu worków z ziemią okrzemkową, organizacji ruchu pojazdów i ewakuacji mieszkańców. Pracowali także przy budowie rurociągu polowego, przy pomocy którego pompowano wodę z rzeki Białki do zbiornika przeciwpożarowego, który znajdował się na terenie rafinerii. Przybywają kolejne drużyny straży pożarnej: z Ząbkowic Śląskich, z Bydgoszczy, Olsztyna i z Grudziądza. Są to specjalistyczne sekcje pożarnicze – samoobrony przemysłu chemicznego. 12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
O 21:30 dowodzenie akcją gaśniczą przejmuje zastępca komendanta wojewódzkiego SP z Katowic, ppłk poż. Stanisław Ponikiewski, a o 23:00 dowodzenie przejmuje wojewódzki komendant SP z Katowic płk poż. Stanisław Komorowski; będzie on dowodził do końca. „Sądzono, że po wejściu do działań jednostek z ciężkim sprzętem gaśniczym po kilku godzinach pożar zostanie ugaszony”. Jednak o 1:20 dnia następnego nastąpił wyrzut płonącej ropy z płonącego zbiornika na odległość 250 m. Kilka sekund później eksplodował zbiornik 254. Zginęły w wyniku tego wybuchu 33 osoby, a 105 zostało rannych. Straty w sprzęcie pożarniczym i rafineryjnych instalacjach były ogromne. Spłonęły 22 auta pożarnicze, 4 działka, 15 motopomp, 2 agregaty pianowe i 2 działka
Pożar rafi nerii, 1971, fot. płk. poż Henryk Kaliciecki
WYŻSZA BRAMA
fot. Tablo ze zdjęciami ofiar pożaru, oprc. Michał Kobiela.
wodno-pianowe. Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Paliły się 2 kolejne zbiorniki, kolektor, zajezdnia lokomotyw i magazyn techniczny. Zagrożone były zbiorniki z acetonem i amoniakiem. Rozpoczęła się ucieczka i ewakuacja mieszkańców z ulic sąsiadujących z miejscem pożaru. Ranni, w tym 40 ciężko poparzonych, trafili do szpitali w Bielsku-Białej i do szpitala nr 5 w Katowicach-Wełnowcu. Poproszono o pomoc władze Czechosłowacji – przybyło 13 sekcji z 58 strażakami – oraz władze NRD (Niemieckiej Republiki Demokratycznej) – dostarczyły środki pianotwórcze TOTOGEN i METEOR. W dniach 27-29 czerwca opracowano plan ugaszenia pożaru. 29 czerwca o godzinie 15:10 przystąpiono do ostatecznego natarcia. W akcji brało udział 47 sekcji pożarniczych (w tym 6 z Czechosłowacji). Ok. 16:15 pożar został ugaszony. Akcja gaśnicza trwała nieprzerwanie prawie 70 godzin. Łącznie w akcji gaszenia pożaru rafinerii wzięło udział 2610 strażaków z 371 sekcji pożarniczych, zarówno zawodowych, jak i ochotniczych. Zużyto 277 ton środków gaśniczych.
Jeszcze przez kilka kolejnych dni (do 1 lipca) trwało dogaszanie pogorzeliska. Pożar zabrał 37 ofiar 33 zginęły w ogniu, pozostałe zmarły w szpitalach. Po pożarze, jeszcze przez wiele miesięcy, jednostki straży pożarnej nie mogły na terenie Czechowic-Dziedzic jeździć na sygnale, gdyż mieszkańcy na dźwięk syren wpadali w panikę. W tym roku mija 50. rocznica tej tragedii, dlatego proszę o pamięć, hołd i modlitwę za wszystkich, którzy w czerwcu 1971 roku stawili się w Czechowicach-Dziedzicach, gdy zapiał Czerwony Kur. Bibliografia: Borkowski Z., „Raport z Czechowic”, Warszawa, 1972 Kobiela M., „Czechowiccy męczennicy” [w:] „Kalendarz Beskidzki 2021”, Bielsko-Biała, 2020, ss.107-112 Kobiela M., „Wciąż widzą tamten ogień…”, Kaniów, 2017
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
13
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
cz.1
JAK ZAŁOŻYĆ FIRMĘ W CZECHACH?
Prowadzenie własnej firmy to nie lada wyzwanie, niezależnie od kraju w jakim się to robi, wymaga wiele samozaparcia i dyscypliny, aby osiągnąć sukces. Dobry pomysł nie wystarczy biorąc pod uwagę podatki oraz opłaty, jakie musi ponieść przedsiębiorca w Polsce. Niestety, comiesięczne koszty są spore i nie każda firma jest w stanie przez to utrzymać się na rynku. Czy jest jakiś sposób, aby założyć działalność gospodarczą i nie ponosić tak wysokich opłat za jej prowadzenie? Rozwiązaniem może być założenie firmy w Czechach. Co warto wiedzieć o tym pomyśle, zapytaliśmy Pana Michała Rejdycha właściciela firmy PROCART, który pomaga założyć i prowadzić własną działalność gospodarczą w Czechach.
Czym zajmuje się Pana fi rma? W czym może pomóc przedsiębiorcom? Własną działalność zarejestrowałem w 2010 roku, W 2015 roku zmieniłem działalność gospodarczą na spółkę. Na rynku działamy już od 11 lat. Specjalizujemy się w rachunkowości i zatrudniamy specjalistów, którzy posiadają ponad trzydziestoletnie doświadczenie księgowe. Współpracujemy z notariuszami i prawnikami, którzy przygotowują umowy oraz inne konieczne dokumenty czy licencje potrzebne do działania, czy zakupu firmy. Pomagamy w kontaktach z partnerami czeskimi, urzędami, organami państwowymi. Proponujemy również usługę „wirtualne biuro” i oferujemy prestiżowy adres na umieszczenie siedziby firmy w centrum Czeskiego Cieszyna. Jeżeli bowiem ktoś chce zarejestrować i uruchomić firmę - obojętnie czy będzie to jednoosobowa działalność, spółka z o.o., spółka jawna czy komandytowa, warunkiem jest posiadanie adresu, czyli pozwolenia właściciela nieruchomości na umieszczenie jego danych w rejestrach. To jest takie minimum. Nasza firma ma siedzibę na rynku, więc dojazd jest dogodny. Osoby chcące zarejestrować firmę powinny się upewnić czy lokalizacja wirtualnego biura nie mieści się przypadkiem 14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
w bloku lub w budynku z innymi firmami, które niekoniecznie są kontaktowe, bo na to, gdzie dana firma jest zarejestrowana niektóre urzędy czy kontrahenci zwracają uwagę. W ramach udostępnienia lokalu w postaci e-biura zajmujemy się korespondencją papierową naszych klientów. Korespondencja przychodzi do nas bezpośrednio i automatycznie, tego samego dnia przesyłki otwieramy, skanujemy i wysyłamy e-mailem. W większości przypadków jest to czeska korespondencja, więc od razu możemy ją przetłumaczyć. Gdyby ktoś chciał wynająć powierzchnię biurową w innym miejscu, pomagamy przy wynajmie nieruchomości, dzwonimy, umawiamy, wspieramy przy podpisaniu umowy. Zajmujemy się także rejestracją samochodów i ubezpieczeniami. Służymy pomocą przy zakupie, negocjacjach z salonami oraz doradzamy przy umowie leasingu, ponieważ prowadząc księgowość znamy wyniki finansowe firmy i możemy wstępnie klientowi powiedzieć, jakie warunki należy spełnić, żeby go otrzymać. Zawarcie umowy leasingowej dla obcokrajowców jest nieco bardziej utrudnione niż dla obywateli czeskich, ponieważ istnieje wyższy stopień ryzyka, że ktoś wyjedzie poza granice tym samochodem i już nie wróci. Stąd banki przychylniej
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
patrzą na firmy, które działają przynajmniej pół roku na terenie Czech lub mają meldunek po czeskiej stronie. Niemniej jest to do załatwienia. Doradztwo prawne też Państwo oferują? Osobiście w niewielkim zakresie, bo nie jesteśmy prawnikami, ale z nimi współpracujemy. Szczególnie ważna jest kwestia PKD - czeskie są bardzo zawężone, nie są tak rozległe jak w Polsce. Ktoś, kto decyduje się otworzyć działalność, musi podjąć decyzję czy działalność będzie prosta, np. ogólno-handlowa: będzie coś sprzedawał, drobnego produkował czy podejmuje działalność wyspecjalizowaną. Działalność wyspecjalizowana wymaga posiadania dokumentów potwierdzających, że dana osoba potrafi tę działalność wykonywać. Dopóki tego nie będziemy mieli, nawet nie otworzymy takiej działalności jak fryzjer, mechanik, księgowy. W naszym kraju nie jest to konieczne, ale w Czechach jest to wymagane na wstępie. Urzędy nie wpiszą PKD, dopóki nie zobaczą dokumentu. Certyfi kat powinien być wydany przez czeską szkołę lub należy ukończyć czeskie kursy, albo z Polski - ale to trochę trudniejsze, bo trzeba przetłumaczyć, wysłać do Ministerstwa, wówczas otrzymamy akceptację albo nie. W przypadku świadectw ukończenia wyższej uczelni, jest to dłuższy proces, bo należy je nostryfi kować. Formalności można załatwić na odległość czy wymaga to przyjazdu do Czech? Dużą część spraw można załatwić na odległość. W najgorszej fazie pandemii, jak granice były zamknięte, a ktoś miał potrzebę załatwić coś w Czechach, praktycznie większość rzeczy załatwialiśmy na podstawie pełnomocnictw. Przygotowujemy pełnomocnictwa dwujęzyczne czesko-polskie i osoba z Polski może je uwierzytelnić u polskiego notariusza. Wtedy przesyła je do nas pocztą i wówczas możemy otworzyć firmę, zatrudnić pracownika, zrobić rozliczenia roczne, itd. Przyjazd nie jest konieczny, możemy go ograniczyć do minimum. Co jest konieczne do otwarcia jednoosobowej działalności? Jednoosobową działalność gospodarczą można szybko założyć, jest także tańsza w prowadzeniu. Łatwo ją zamknąć. Jeśli ktoś jest niedużym przedsiębiorcą i chce spróbować, zobaczyć czy działalność rozkręci się dalej – polecam. Potrzebne są w zasadzie dwie rzeczy - powinno się posiadać zaświadczenie o niekaralności z sądu z załącznikami, to należy nam dostarczyć w oryginale. Z uwagi na fakt, że polskie dowody osobiste nie zawierają adresów, trzeba przed urzędem
dodatkowo wylegitymować się. Meldunek musi być urzędowo potwierdzony w jakimś dokumencie tożsamości, a jeżeli go nie ma, to należy dostarczyć potwierdzenie o pobycie stałym w Polsce, które otrzymamy w Urzędzie Miasta. Jeżeli mamy stałe zameldowanie w Czechach, to oczywiście może być. Jeśli natomiast mamy tymczasowe zameldowanie w Czechach, to urzędy nie zawsze chcą je akceptować. Wystarczy więc polski adres zamieszkania, czeski nie jest konieczny. cd. wywiadu w następnym numerze
Procart Group s.r.o. Štefaníkova 123/22 737 01 Český Těšín tel: +420 732 763 216
info@procart.cz procart.cz/pl/ ksiegowoscwczechach.pl/
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
15
sk
zu
U
rs
a
WYŻSZA BRAMA
l a M a r ko w
Coraz brutalniejszy język polityki, również tej lokalnej
Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej Cieszyna (27.05) mogliśmy usłyszeć, że lekarstwem na starzejące się społeczeństwo jest zaprzestanie marszów kobiet, promujących mordowanie, a nawet ludobójstwo (słowa dwóch radnych). Dokąd dotarliśmy w języku polityki lokalnej? „Ludobójstwo”? Tak mocne słowa świadczą tylko o tym, że wolność jakoś nam uwiera, a martyrologia jest chyba nam bardziej bliższa. Trudna historia naszego kraju oraz wojny, które przecież obecnie trwają w różnych rejonach Świata, nie nauczyły nas wiele. Bo bardzo lekko rzuca się ciężkimi słowami i oskarżeniami, a te są wyraźnie słyszalne, nawet gdy wypowiadamy je szeptem. Język polityczny na przełomie ostatnich lat przybrał mocno brutalny obraz. Czy jednak tu w Cieszynie powinniśmy dawać na to przyzwolenie?
Wyjaśniamy więc czym jest ludobójstwo Ludobójstwo – zbrodnia przeciwko ludności obejmująca celowe wyniszczanie całych lub części narodów, grup etnicznych, religijnych lub rasowych, zarówno poprzez fizyczne zabójstwa członków grupy lub stworzenie warunków życia obliczonych na fizyczne wyniszczenie, czy przymusowe odbieranie dzieci. Używanie tak mocnych słów nie jest bezcelowe. Oczywistym jest, że był to cios w osoby, które popierały Strajki Kobiet. Obrazowanie tego jako ludobójstwa świadczy tylko o niezrozumieniu całej idei i nie wysłuchaniu kobiet i ich racji. Czyli: ja ma swoje poglądy, które są święte i wszyscy mają je szanować, a jeśli Ty masz inne to masz problem, bo nie masz do nich praw. Tylko tak można określić to co wydarzyło się na ostatniej sesji. Od wielu lat problemem w polityce także tej lokalnej stał się język. Przybiera on coraz brutalniejszą i wulgarną formę, pozostawiając w tyle takt, etykę i zwykłą przyzwoitość. W starożytnej retoryce opisano techniki zdobywania władzy za pomocą słowa. Mistrzowie słowa, filozofowie greccy i rzymscy (np. Arystoteles, Platon, Cyceron) 16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
pokazali w swych mowach i traktatach, jak rządzący przekonują rządzonych, odwołując się do ich woli, wyobrażeń, emocji i odczuć estetycznych. W warunkach wolności słowa politycy niemal codziennie używają sztuki przekonywania i starają się o poparcie swych wyborców. W XXI wieku obserwujemy rządy, które – zamiast uczciwej perswazji – w życiu politycznym stosują nieuczciwe i manipulacyjne strategie nakłaniania oraz sprawowania władzy nawet za pomocą publicznych mediów. Jak na dłoni widać bowiem, że polscy politycy dążą nie do tego, by za pomocą języka toczyć ze sobą mądre spory, lecz do tego, by słowami walić po głowie przeciwnika. Jeszcze większą satysfakcją jest gdy uda się kogoś ośmieszyć czy upokorzyć. Z przykrych i napastliwych czy demagogicznych epitetów można ułożyć wielką „księgę znaku”, która jasno określa poziom dzisiejszej polityki. Nasze myśli są takie, jak nasz język. I odwrotnie: język jest jak myśli. Jeżeli posługujemy się takim właśnie językiem wulgarnym, to znaczy, że w naszych myślach też jest bardzo dużo braku taktu i braku dobrych manier. Doświadczenia współczesnych polityków powinny już ich ostrzegać przed tym, że, : „Cokolwiek pan
WYŻSZA BRAMA
powie, może być użyte przeciwko panu”. To jedna z takich przyczyn. Czasami, zwyczajnie, w ten sposób ujawniają się naturalne cechy kogoś. To jest przykre, że te same czynniki psychologiczne, które windują ludzi w polityce i sprawiają, że zajmują coraz to bardziej odpowiedzialne stanowiska, są też takimi czynnikami, które, sprzyjają pokazywaniu nadmiernej swobody obyczajów. Do tego jeszcze dochodzi kwestia populizmu. Ten populizm pokazuje, że elektorat traktowany jest jak prosty lud, któremu wszystko można wcisnąć. A ludzie na ogół polityków oceniają tak, że wszyscy próbują coś komplikować, a tak naprawdę, to wiadomo, że jedni to złodzieje, inni to kłamcy. Mamy więc polityków na arenie krajowej jak i lokalnej, którym ich własny elektorat nie ufa. Nie wierzy również w żadne wypowiadane słowo. W dodatku, że te stają się na wyrost nieadekwatne do sytuacji i często wypowiadane z przesadą. Politycy jak i urzędnicy czy nawet radni traktują język nie jako dobro społeczne, ale jako instrument w walce politycznej, służący jednemu podmiotowi politycznemu w celu kreacji własnej wizji i narzucania jej
obywatelom. Powszechną praktyką staje się przemoc symboliczna, czyli narzucanie debacie publicznej zespołu znaczeń zinterpretowanych ideologicznie. Krytyka przeciwników nie ma charakteru merytorycznego. Służy tylko zdyskredytowaniu poprzez kpinę, ironię, oskarżenie, ośmieszanie czy kompromitowanie. Wystarczy czasem obejrzeć choćby obrady sejmu, a później przenieść się na Sesję Rady Miejskiej w Cieszynie, by zauważyć, że niewiele się od siebie różnią. Trudno mówić o merytorycznych i konstruktywnych rozmowach. Toczy się przecież już gra o kolejne wybory, a to jak wiadomo musi przybrać brutalniejszy i lekceważący sposób, bo tylko taki jest obecnie znany. To co ostatnio dzieje się w polityce lokalnej Cieszyna jest mocno niepokojące. Prowadzi do kolejnych podziałów i pokazuje brak szacunku zarówno do tego miasta jak i jego mieszkańców. Jednak zapominamy o jednej bardzo ważnej sprawie, że wszyscy w tym małym mieście żyjemy, a radni oskarżający kobiety, a nawet niejednokrotnie swoje sąsiadki i sąsiadów o popieranie ludobójstwa będą musieli spojrzeć im w oczy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
17
MIJANKA NA RYNKU
Dąb przy ul. Brodzińskiego POMNIKIEM PRZYRODY Podczas czwartkowej sesji Rady Miejskiej Cieszyna przyjęta została uchwała w sprawie dębu szypułkowego rosnącego przy ul. Kazimierza Brodzińskiego, który decyzją radnych ustanowiony został pomnikiem przyrody. Z wnioskiem o uznanie przedmiotowego drzewa za pomnik przyrody do Burmistrza Miasta Cieszyna zwróciła się Fundacja Lokalsi, która w lutym br., wraz z Ruchem Ratujmy Drzewa na Śląsku Cieszyńskim oraz radnymi Klubu „Siła” zorganizowała happening, mający na celu zwrócenie uwagi na masowe ścinanie drzew w imię rewitalizacji linii kolejowej z Goleszowa do Cieszyna. Dzięki wpisaniu dębu rosnącego przy ul. Kazimierza Brodzińskiego do gminnego rejestru pomników przyrody wiązać się będzie z jego właściwym oznakowaniem oraz okresowym wykonywaniem zabiegów pielęgnacyjnych w tym m.in. monitorowania jego stanu zdrowia, wykonywania prac i zabiegów konserwatorskich i pielęgnacyjnych mających na celu utrzymanie go we właściwej kondycji, a także monitorowania otoczenia drzewa - w szczególności obszaru w zasięgu jego korony pod kątem zachowania właściwych warunków jego wzrostu. Dodatkowo będzie ono chronione przed niszczeniem lub uszkadzaniem, a także wykonywaniem prac ziemnych trwale zniekształcających rzeźbę terenu. Ustanowienie dębu pomnikiem przyrody poprzedziły konsultacje społeczne zarządzone przez Burmistrz 18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
Cieszyna, które trwały do połowy maja. Ich celem było zebranie opinii organizacji pozarządowych w sprawie uchwały, na mocy której dąb rosnący przy ul. Brodzińskiego ustanowiony został pomnikiem przyrody. W przeznaczonym na konsultacje terminie nie wpłynęły jednak żadne uwagi, co pozwoliło cieszyńskim radnym poddać głosowaniu projekt uchwały w tej sprawie. Za ustanowieniem dębu szypułkowego pomnikiem przyrody głosowało 15 radnych. Według danych Urzędu Miasta, na terenie Cieszyna znajduje się aktualnie (stan na 15 kwietnia 2021 r.) 47 pomników przyrody ustanowionych w latach 19542018, a łącznie ochroną objętych jest 100 drzew należących do 28 taksonów (gatunków, odmian lub form). Wśród cieszyńskich pomników przyrody uwagę zwracają liczne drzewa należące do taksonów nierodzimych, tzw. egzotycznych (m.in. miłorząb dwuklapowy, glediczja trójcierniowa, kasztanowiec żółty, dąb burgundzki, tulipanowiec amerykański), jak również odmian i form gatunków rodzimych (buka pospolitego i klonu pospolitego), które chroni się przede wszystkim ze względu na ich walory dendrologiczne, pomimo iż niektóre z nich np. nie osiągnęły sędziwego wieku lub dużych rozmiarów. W przypadku drzew taksonów rodzimych na terenie Cieszyna ochroną objęto okazy najcenniejsze zarówno z punktu widzenia ich rozmiarów, jak i walorów przyrodniczych, krajobrazowych, a nierzadko historycznych.
MIJANKA NA RYNKU
UsTRoŃ, WisŁ a, ciesz yn PoŁĄczone W KOMPASGO
Bezpieczną i interesującą formę odkrywania Beskidów przygotowały wspólnie Ustroń, Wisła oraz Cieszyn. Przy czym trasy Ustronia i Wisły są czynne od majówki, natomiast Cieszyn ruszy na dniach.
Zacznijmy od tego co to jest KOMPASGO Jeżeli przyjeżdżacie do miasta i macie ogromną chęć poznania go w ciekawy sposób, to KompasGo jest idealną formą. Naszym celem jest pokazać Wam najciekawsze, intrygujące miejsca miasta, do którego trafi liście. Zależy nam, abyśmy w tej przygodzie towarzyszyli Wam, jak dobry kolega, który zabiera Was na wycieczkę po swoim mieście. Nie chcemy używać typowych wikipedycznych faktów czy pompatycznych tekstów, tylko z dystansem i z ciekawością opowiedzieć Wam o miejscu w którym przyszyło Wam spędzić czas. Poznasz mnóstwo ciekawostek, zwiedzisz klimatyczne miejsca, zainteresujemy Cię historią, kulturą i nieznanymi faktami miasta. Intrygujące jest to, że odkrywamy te miejsca punkt po punkcie, co więcej nie dowiesz się, gdzie będzie kolejny punkt, zanim nie odkryjesz poprzedniego. Ta niewiadoma i chęć poznania, co będzie dalej, działa motywująco na „odkrywcę”. Zdobywając poszczególne punkty możesz skorzystać ze specjalnych Bonów Rabatowych na usługi/zakupy w miejscach, które odwiedzasz.
Aplikacja obecnie oferuje łącznie 5 tras – trzy w Ustroniu i dwie w Wiśle. Na dniach powstaną dwie nowe trasy w Cieszynie. Każda z nich to kilkanaście punktów do przejścia – można do nich dotrzeć za pomocą mapy lub kompasu wbudowanego w telefonie. Program daje możliwość turystom odkrycia tych miejscowości na nowo. Na trasach znajdują się miejsca znane, ale także takie, które dopiero czekają na odkrycie przez szersze grono odbiorców. Przebieg spacerów został opracowany w taki sposób, by zarówno rodziny z dziećmi, jak i osoby lubiące wyzwania znalazły coś dla siebie. Jest to połączenie wirtualnych możliwości narracji i realnych obiektów wartych zobaczenia – tłumaczy Maciej Russek z ustrońskiego Wydziału Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki. Aby rozpocząć zwiedzanie, wystarczy pobrać darmową aplikację KompasGO i już można, z dowolnego punktu na trasie ruszać w teren. Po drodze nie ominiemy takich punktów jak Pijalnia Wód, Dąb Sobieskiego i Mural na Bibliotece Miejskiej w Ustroniu, galeria trofeów Adama Małysza, Muzeum Beskidzkie, Muzeum Magicznego Realizmu w Wiśle czy Studnia Trzech Braci klimatyczne miejsca takie jak Kornel i przyjaciele czy Tramwaj Cieszyński w samym sercu Cieszyna. Na trasie czekają też miejsca odpoczynku, lodziarnie, pizzerie czy inne atrakcje, które z pewnością zainteresują nie tylko dzieci czy młodzież, ale i dorosłych. – Zwiedzanie z tą aplikacją to przygoda sama w sobie, ale na końcu na wszystkich, którzy pokonają daną trasę, czeka pamiątkowy medal. O tym, gdzie go odebrać poinformuje nas telefon po zaliczeniu ostatniego punktu – zachęca z kolei Tadeusz Papierzyński kierujący wiślańskim Referatem Promocji, Turystyki, Kultury i Sportu. Warto z pomocą tej nowej aplikacji odkrywać ciekawe miejsca z Wisły, Ustronia i Cieszyna. Z pewnością niektóre punkty zaskoczą nawet stałych bywalców obu miejscowości.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
19
WYŻSZA BRAMA
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 20 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
k Jan
Dr
POGADAMY
al
Fr
yd
PORZÓNDZYMY
Dzisio przi tynżni w Dymbowcu, podarziło mi sie przicapić jednego panczka, s kierym żech się dorzóndził na fulani po naszymu. Ukoże sie to w naszym pińdzisióntym trzecim nomerze TRAMWAJA CIESZYŃSKIGO. Je to panoczek tu stala i tymu do zadku moji czepani wlazło taki rozmyślani, że to fulani i prawiyni ś nim po naszymu, pieknie nóm sie podarzi. Bo przeca jak gdo tu je u nas rodzóny i eszcze dłógi roki tu miyszko to na zicher bydzie poradzioł pieknie wyrzóndzać po naszymu.
Karol Hałgas
przy restaurowaniu różnych zabytkowych budowli. Ma także swój wkład w odrestaurowywaniu w latach 80tych naszej wieży piastowskiej w Cieszynie. Równolegle, w tym czasie poświęcił się uprawianiu sportu skibobowego, co przełożyło na wicemistrzostwo świata w jego kategorii wiekowej. Może także poszczycić się Dyplomem Uznania od Ministra Edukacji i Sportu oraz Starosty Powiatowego w 2003 roku, a także takim samym dyplomem w 2008 roku. Posiada także odznakę zasłużonego dla sportu skibobowego oraz Srebrną Cieszyniankę otrzymaną w 2017 roku.
Fryderyk Dral - Coby ło was rzeknóć całóm prowdem, to trzeja by sie isto spytać wszeckich młodzioków s Dymbowca, kierzi ni mogóm sie was panoczku nachwolić za to szportowe bojisko. Żodyn dłógi roki wóm tego nie zapómni jak żeście w rokach siedymdziesióntych cały swój czas po robocie poświyncali na to, coby gospodorzi Dymbowca napytać do zrychtowanio dlo dymbowieckich chłapców porzóndnego bojiska. To całe wasze żywobyci je tak moc zaimawe, że jak was tak pieknie popytóm to mi isto wszecko po naszymu to rzekniecie, a jo to wrażym do naszego TRAMWAJA, kiery gzuje fórt do przodku i dowo każdy miesiónc moc radości naszym czytmiorzóm. fot. FD
KAROL HAŁgAS - Urodzony społecznik, który w gminie Dębowiec realizuje swoje pasje i hobby jakim jest sport i opieka nad boiskiem wielofunkcyjnym klubu sportowego. Pan Karol w swoim długim życiu pracował w różnych zawodach, ale na początku swojej kariery zawodowej zdobył nawet kwalifikacje czeladnika piekarskiego. Większość jednak swojego życia zawodowego związał z Przedsiębiorstwem Spedycji Krajowej, w której przeszedł wszystkie szczeble awansu zawodowego. Pod koniec swojej kariery zawodowej zatrudnił się
Karol Hałgas - Bydym chcioł wóm panie redaktorze pieknie to połopowiadać jako to całe moji żywobyci podarziło mi sie przynś i dzisio żech je eszcze w jako takim zdrowiu. Rodzóny żech je w Dębowcu w sztyrycatym piyrszym roku ganc wedla tego miejsca kaj uwalili sebóm ło ziym ci trzo cichociymni i jak też isto dobrze wiycie wtedy uż trwała drugo wojna światowo. We wojne było nas trzóch chłapców, a po wojnie podarziło sie eszcze mojim ojcóm powiynkszyć familije ło jednego chłapca i ło jedo dziywcze. Do szkoły podstawowej nie chodzilech w Dymbowcu, bo w szterdziestym siódmym roku musieli my sie s całóm familijóm przekludzić do TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
21
STARY TARG
fot. arch. autora
inszej dziedziny, kiero mianuje sie Lubięcin. Nie było to do nas taki ańfachowe, bo musieli my tu w Dębowcu wszecko niechać i jechać do cudzych ludzi. A było to skyrs tego, że mój łociec zawrził swój sklep w sobotem trzecigo maja, a łón mioł być w tyn dziyń odewrzity. Tyn patryjotyzm nie spodoboł się kómunistóm i za to mojigo łojca zawrzili do harestu w Cieszynie. Jyno dziynka jednymu koledze, kiery we Warszawie był na wysoki funkcyji zustoł s tego harestu puszczóny, ale uż nie śmioł delij miyszkać w Dymbowcu. Coby my mógli jako cało familija normalnie dalij egzystować, kozali nóm sie przekludzić na Ziymie Odzyskane do dziedziny, kieróm se sami pochledómy. Tam w tej dziedzinie chodziłech do szkoły podstawowej, ale uż s tego moc se nie spóminóm, bo przeca wiycie, że dziecka w tych młodych rokach majóm yno same uciechy w głowie. Nieskorzij prubowołech się kształcić w średni technicznej szkole, ale jak mój łojceic umrził w pińdziesióntym siódmym roku, to musiołech te nauke poniechać i iś do roboty. Były to uż taki czasy, że mógli my sie przekludzić spadki do Dymbowca, bo polityka przestała zawadzać moji familii. Były to dlo nas ciynżki czasy, bo mieli my wielkóm biyde i też coby familiji pumóc poszełech do roboty w piekarni pana Ćmiela, w kierej żech robił aże do samego wojska. Dziynka tej robocie dostolech nieskorzij cojgnist czeladnika piekarskigo. Wojsko kiejsi każdy chłapiec musioł odsłóżyć całe dwa roki i mie też to dopadło. Były to wojska rakietowe nad polskim morzem. Dycki to tak było że chłapców tu stela posyłali jak nejdalij łod chałupy i robili to isto nasfol, coby nie rozmyślali fórt ło swoji familiji. Tu sie jadnakowóż muszym kapke sie cofnyć, bo mi sie spómniało jako to była procno wiec s tym przekludzanim sie spadki do Dymbowca. Ni mogym se spómnieć skyrs czymu musieli 22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
my sie przekludzać w zimie, ale pamiyntóm, że s tym było moc łostudy. Wrazili my do byczoka w Lubięcinie wszecki nasze wieca i ku tymu też całóm gowiydź razym s krowóm. Jechali my s drugim chłopym w tym byczoku przeszło tydziyń, a było tak zima, że krowie łogón przimarznył do desek w tym wagónie. Spóminóm se, że musieli my we Skoczowie na dworcu ustrzignóć kapke wlosów s tego przimar-zniónego krowskigo łógóna. Po wojsku uż nie poszełech do roboty w piekarni, bo mi sie to bardzo nie podobało, skyrs tego, że trzeja było każdy dziyń stować wczas rano do roboty. Nieskorzij poszukołech se roboty w taki firmie w Żorach, kiero miała we starości rozmajtóm spedycje. Zaczłech robotem jako obyczejny halanger, a po poru rokach wysztajgowołech na kierownika tej placówki. Zaroz jak żech tam zaczył robotem to ło mało co pozbył bych sie jednej rynki, bo tako wielko szpula s kablym po ni przejechała. Kierysi jednakowóż przi mie stoł i zarzóndził cud i rynka sie obstoła. Podarziło mi sie też w tym czasie skóńczyć ogólniok wieczorowy kierego do dzisia tustelocy mianujóm Kopernikym. Ta spedycyja w Żorach w kierej robiłech, nieskorzij odewrziła swojóm filije we Skoczowie i tam żech też robił, boch mioł tam stela kapke bliżyj do chałupy. Roz, a było to dziewióntego maja w sześdziesióntym łósmym roku, jak zustołech na noc w robocie, to rano jak żech odewrził łoczy, toch uwidzioł na wszeckich sztrekach na skoczowskim banhofie rozmajte czołgi i inksze wojskowe wieca. Nieskorzij my sie dowiedzieli, że byli to ruscy wojocy, kierzi rychtowali się napaś na Czechy. Przerobiłech w tej spedycyji całe dwacet dwa roki, ale płat fórt tam był niedziwny i coby mieć kapkem wiyncyj grosza zaczłech robić w taki firmie budowlanej, kiere w rokach osimdziesióntych zakłodały kluby szportowe. Tam zaś trzeja było zacznóć
STARY TARG
łod sztychówki i sercówki, bo przeca żodnym fachmanym żech nie był. Ale po dwóch rokach przi podnoszani wieży piastowski w Cieszynie, było uż do mie jasne, że zaś sie na czymśi inszym znóm i poradzym to robić jak sie patrzi. I dziynka też tymu doświadczyniu, kierech tu w Cieszynie nabroł, zustołech posłany do Moskwy do odrestaurowywania pałacu carycy drugi. Robiłech tam całe sztyry roki do czasu aż ruskim chybiło piniyndzy i trzeja było brać pinkle i spadki jechać do Polski. Tyn czas se jednakowóż ganc fajnie spóminóm, bo jakisi konsek inszego świata jednakowóż żech uwidzioł. Były to ganc insze czasy, bo wszecko było państwowe i skyrs tego tyn mój PKZ-et fundowoł nóm rozmajte rajzy po downym ZSRR. Dziynka tymu dołech sie roz namówić na syberyjskóm rajze europlanym do Irkucka i lufcie siedziołech w nim aże siedym godzin. Na tej Syberyji podarziło sie mi podziwać na aji też tyn hrozny Bajkał. Eszcze wtynczos była w nim tako czysto wodziczka, że szło sie ji napić bez warzynio. Zozdrzili my też tam do polskigo kościoła, kiery zustoł zwekslowany na filharmonije, a w lesie chledali my syberyjski szuby, kiero je lykym na raka. Roz jak żech eszcze był w tej Moswie podarziło się mi w kościele św. Ludwika, trefić na Siostre Terese s Kalkuty, kiero wpisała mi sie do kalyndorza. I to była moja łostatno robota w państwowym interesie, s kierego poszłech na pyndzyj. Ni miołech tej pyndzyji za wiela i trzeja było cosi dorobić. Prziszeł mi taki napad do czepani, coby odewrzić bude s hot dogami, kiere sprzedowołech jakisi czas w Cieszynie kolem Elżbietanek, a nieskorzij aji we Skoczowie. Te bude na kolcach, kiero była tako „mobilno” musiołech zawrzić
po siedmiu rokach, bo tustelocy sie uż tych hot dogów najedli i przestało im to szmakować. Cołki też czas, łod tego jak mi było dewatnos roków aże do dzisia, szport był mojim drugim życim. W roku 1959 byłech jednym s tych co dali się do założynio klubu szportowego, kiery hańdownij LZS-ym sie mianowoł. Byłech też jakisi czas aji prezesym w tym klubie, kierymu podarziło się spatrzić taki wielki zygor dlo fusbalistów, kierego ani chorzowscy fusbaliści w tym czasie ni mieli. Miołech też dłógi roki we swoji starości inszy szport, kiery potrzebuje chocioż kapke śniega i jakigosi porzóndnego kopieczka. Sóm to skiboby, kiere kiejsi wymyślili amerykónie, dlo ludzi, kierzi na wojnie stracili jedno abo łoba klepeta. W roku siedymdziesióntym trzecim zebrało sie nas porem chłopów i zaczli my tyn szport trynowaći i szło nóm to ganc dobrze. Roz s jednych austriackich zawodów prziwiyźlimy aże dwacet dwa rozmajte medajle. Jo był nejprzód zawodnikym, a niskorzij trynerym, a na kóńcu trynerym polski kadry skibobów. Podarziło mi sie też zustać wicemitrzym świata w moji kategoryji starości. Jak każdy szport w Polsce nasze skiboby też dostowały pinióndze, ale było tego coroz mjynij i naroz przszeł rok dwatysiónce trzeci i uż nóm nic nie dali. Tu eszcze trzeja pochwolić pana Malika ze Skoczowa, kiery ty piyrsze nasze skiboby wyszpekulyrowoł i sóm ich poskłodoł do kupy. Dzisio żech je opiekunym parku jubileuszowego i boiska wielofunkcyjnego. Móm też we starośi kónserwacyje i dziynne pucowani każdej tej drzewianej pipy przez kieróm ciecze solanka na posieczónóm tarnine, w tej naszej dymbowiecki tynżni solankowej. Zaproszóm wszeckich czytmior zi TRAMWAJA do Dymbowca, kierzy majóm chyńć powydychać se zdrowym jodowym luftym, bo łón mo go o dwacet razy wiyncyj niż luft nad naszym Bałtykym. A kiery nóndzie aji porem groszy we swoji szrajtofli, to se może kupić u nas soli lyczniczej, kiero je dobro na bolyni w krziżch, kolanach i na lyczyni rewmy.
fot. FD
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
23
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
BISTRO NA WAŁOWEJ
z miłości do gotowania
24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Bistro na Wałowej zostało otwarte w przeddzień Św. Walentego, 13 lutego 2018 roku. Data znamienna, ponieważ do zbudowania marki od podstaw potrzebna była miłość do gotowania… i to od pierwszego wejrzenia; tylko ona mogła pokonać powszechną niewiarę, że przy jednej z najkrótszych ulic w Polsce, na peryferiach miasta Cieszyna, można otworzyć stołówkę, do której codziennie będą przychodzić klienci, by zjeść smaczny, domowy obiad. Tutaj potrzeba było pasji i niewiedzy o tym, że „się nie da”. Tak się też stało.
B
istro na Wałowej gotuje domowo, z szacunkiem dla kuchni lokalnej, szczególnie śląskiej, nie stroniąc od inspiracji płynących z tradycji kuchni Morza Śródziemnego, węgierskiej i czeskiej. W codziennej ofercie mamy dania mięsne, jak również wegetariańskie lub wegańskie. Znajdujemy się w ustronnym i spokojnym miejscu na peryferiach Cieszyna, z dala od miejskiego zgiełku i problemów z płatnymi parkingami. Łatwo do nas dojechać autem lub na rowerze, warto też wybrać się na spacer mijając po drodze historyczne Wzgórze Zamkowe. Cieszymy się z bardzo dobrych opinii naszych klientów, potwierdzonych wysoką oceną na Google i FB.
ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY +48 502143755 +48 506296044
Oferujemy dania obiadowe i barowe, śniadania i kanapki. Organizujemy imprezy okolicznościowe typu: chrzciny, komunie, wesela, stypy, rocznice, jubileusze, spotkania biznesowe i inne. Przygotowujemy również catering na imprezy i przyjęcia domowe. Posiadamy dwa ogródki, w których możecie Państwo zjeść posiłek na świeżym powietrzu. Jesteśmy odpowiedzialni społecznie. Zatrudniamy osoby niepełnosprawne i organizujemy akcje dla lokalnej społeczności.
Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem” – prowadząca Bistro – ufundowana została w 2007 roku przez Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej „Być Razem” z Cieszyna. Misja Fundacji wynika w dużym stopniu z doświadczeń Stowarzyszenia, jednak jej działalność koncentruje się głównie na prowadzeniu wielobranżowego przedsiębiorstwa społecznego, które daje zatrudnienie m.in. osobom znajdującym się w trudnej sytuacji na rynku pracy. Ponadto Fundacja realizuje szereg przedsięwzięć i projektów edukacyjnych, związanych z szeroko pojętą reintegracją i ekonomią społeczną. Zapraszamy do współpracy. Tel. +48 501771319, +48 608517144
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
25
MIJANKA NA RYNKU
MUZEUM DOBRYCH MYŚLI
Zdjęcia Anita Michałowska
26
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
MIJANKA NA RYNKU
DWORZEC DOBRYCH MYŚLI na ustrońskim dworcu kolejowym powstało magiczne miejsce, które zachwyci nie tylko najmłodszych. Dworzec Dobrych myśli to muzeum misia i lalki. czas spędzony w tak pluszowym towarzystwie z pewnością będzie miłym wspomnieniem. Zawiadowcą Dworca Dobrych Myśli, a zarazem lokomotywą całego przedsięwzięcia jest Bruno Zielonka. Absolutnie misiowo zakręcona postać. Cały ubrany w strój w misiowe wzory, przez co czasem uchodzi za dziwaka, zyskuje przy bliższym poznaniu. Bardzo pozytywny człowiek. To jego marzenie od wielu lat, żeby stworzyć stałe miejsce dla moich misiów. Jego zbiór jest największy w Europie. W kolekcji znalazły się misie o gigantycznych rozmiarach, jakby prawdziwe, przerażające,
świąteczne, bajkowe i do przytulania. Ale żeby miejsce było jeszcze bardziej atrakcyjne, zaprosił do współpracy i stworzenia tego miejsca innych pasjonatów. Jednym z nich jest Anita Michałowska i jej miniaturowe krawiectwo. W świecie internetowym bardziej znana jako Anicetta, ze swoją wystawą Mała Lalka - Wielka Gwiazda. Cieszy się, że jej lalki znalazły na dworcu swoje miejsce. Cała sala jest obstawiona szklanymi gablotami, a w nich ponad pół tysiąca lalek prezentuje stroje uszyte przez właścicielkę kolekcji. Jest bajecznie kolorowo! Możemy tu podziwiać głównie lalki Barbie firmy Mattel. Najstarszą Barbie jest Barbie Bubblecut White Ginger z 1961 r. To niezła gratka dla kolekcjonerów,
a takich staruszek jest tu kilka. Warto zobaczyć, jak najbardziej znana lalka na świecie, zmieniała swoje oblicza na przełomie lat - od 70’ do obecnych. Autorka ma na koncie już kilkanaście wystaw. Lalkom towarzyszy fotograficzna praca dyplomowa pt. Melancholia. Została zaprezentowana nisko, dlatego żeby niejako zmusić widza do ukłonu w stronę starej fotografii. Jako ostatnia do teamu Dworca Dobrych Myśli dołączyła Ewa Liszka ze swoją kolekcją Lalki Świata. O zbiór dba razem z córką Jagodą. Kolekcję cechuje ogromna barwność i różnorodność. Nie sposób wymienić nawet tych najważniejszych. Są okazy bardzo maleńkie i całkiem spore. Te lalki są niezłą lekcją, bo pokazują nam regionalne stroje zarówno z Polski, jak i z różnych zakątków świata. Zatem jest to połączenie zabawy i nauki. - Trzeba przyjechać do nas i na własne oczy obejrzeć wszystkie eksponaty. Nie wystarczy jedna wizyta, by wszystko zobaczyć. Na pewno za każdym razem można mieć wrażenie: „ale tego tu na pewno wcześniej nie było”. To miejsce łączące pokolenia. Babcie będą wspominać swoje lalki i misie, i opowiadać historie z nimi związane. Nastolatki będą komentować: to miałyśmy, a to miała koleżanka, ale nie dała się pobawić. A małe dzieci? - mamo to, TO chcę! Każdy z autorów wystawiających tu swoją kolekcję ma własne doświadczenia i obserwacje, i są absolutnie przekonani, że dosłownie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nie można powiedzieć, że to dla dzieci czy nawet tylko dla dziewczynek. To miejsce ma za zadanie łączyć pokolenia, więc nie ma podziału ani ograniczeń - mówią autorzy „Dworca Dobrych Myśli.” Zwiedzanie umili z pewnością oferta kawiarenki „Pociąg do kawy”. Misiowe muzeum i kawiarenka mieści się przy peronie 1. Dworzec PKP ustroń, ul. Dworcowa 4 Redakcja TC TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
27
WYŻSZA BRAMA
Czytać każdy może… Umiejętność czytania jest czymś, bez czego życie człowieka byłoby bardzo ubogie. Słowo pisane jest jedną z podstawowych form komunikacji międzyludzkiej. Od najmłodszych lat dzieci uczone są liter, które składają w sylaby, te z kolei w słowa, a następnie w zdania. Nauczyciele w szkołach kładą nacisk na to, aby dzieci czytając nie robiły tego automatycznie, ponieważ czytanie ze zrozumieniem danej treści jest jego podstawą. Tak jak u dzieci w szkole tak i u dorosłych z czytaniem bywa różnie, jedni robią to, bo muszą, lecz są i tacy dla których czytanie jest przyjemnością, na którą poświęcają swój wolny czas i pieniądze. Im więcej człowiek czyta, tym bardziej rozwija się jego wyobraźnia, wiedza, zasób słownictwa oraz pamięć. Dla wielu ludzi możliwość dostępu do słowa pisanego jest czymś, co pozwala na oderwanie myśli od własnych ograniczeń. Przykładem mogą być osoby między innymi z niepełnosprawnością wzroku, ruchu czy słuchu. Większość z nich nadmiar wolnego czasu spędza na czytaniu prasy oraz książek. Ta czynność odsyła samotność w odległe kąty, a książki są dla nich jak najlepsi przyjaciele. Czytać można na kilka sposobów. Pierwszym z nich jest czytanie wzrokowe, gdzie oczy i słowo drukowane stanowią nierozłączny duet. Ten układ nie jest możliwy w przypadku osób niewidomych i niedowidzących. W sukurs ich potrzebom przychodzi dotyk oraz słuch. Jak można czytać dotykiem? Otóż wbrew pozorom jest to bardzo proste, książki prasa oraz dokumenty drukowane są pismem punktowym. Pismo to opiera się na tłoczonych w papierze sześciu punktach umieszczonych w obrębie pionowego prostokąta. Każda litera składa się z innego układu oraz ilości wypukłych punkcików, które dla osób widzących są wręcz niedostrzegalne, lecz opuszki palców niewidomych odczytują je jako litery. Skąd wywodzą się audiobooki? Już w latach sześćdziesiątych na potrzeby osób niewidomych zaczęto nagrywać na kasety magnetofonowe książki, które były czytane przez lektorów. W większości byli nimi aktorzy bądź sami autorzy. Książka czytana przez lektora nosi nazwę książki mówionej i pierwotnie dedykowana była osobom z niepełnosprawnością wzroku. Jedną
28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
z największych bibliotek oferujących ten format książek , z której zbiorów korzystali i nadal korzystają niewidomi z całej Polski, jest Biblioteka Polskiego Związku Niewidomych w Warszawie. Natomiast od wielu lat osoby z dysfunkcją wzroku z Cieszyna i okolic mają również dostęp do obszernych zbiorów w siedzibie Koła PZN Cieszynie, która ma swoją siedzibę przy ul. Srebrnej 6. Na chwilę obecną kasety zostały zastąpione przez niewielkie płyty tzw. Audiobooki, a grono zwolenników tej formy czytania jest coraz większe. Zdarza się, że dobrze widzący nie chcąc obciążać oczu, również sięgają po książkę mówioną, inni zaś mając podzielną uwagę słuchając audiobooka równocześnie wykonują inną czynność. Odkąd pojawiła się pandemia, a wraz nią ograniczenia, czytanie książek stało się jedną z niewielu dostępnych form relaksu. Autorów oraz nowych tytułów wydawanych w czarnodruku wciąż przybywa, lecz nadal tylko znikoma część z nich jest dostępna w formacie mp3 co mocno zawęża dostępność osobom niewidomym do interesujących ich książek. Książka dostępna o każdej porze dnia i nocy… O ile kiedyś niepełnosprawni z racji trudności w samodzielnym dotarciu do księgarni czy biblioteki mieli znacznie ograniczony dostęp do książek, to obecnie wypożyczenie czy zakup ich nie stanowi już problemu. Dzięki Internetowi mogą kupić je lub wypożyczyć każdego dnia i o każdej godzinie w formie elektronicznej. Poprzez czytanie życie duchowe człowieka znacznie się wzbogaca i kiedy słyszymy jak wnuk z babcią dyskutuje na temat przeczytanych książek, to jest to wyraźny sygnał, że książki stają się mostem łączącym pokolenia. Iwona Włodarczyk
Teatr im. Adama Mickiewicza W Cieszynie
REPERTUAR
Otwarte
PIOTR CUGOWSKI „40” AKUSTYCZNIE NOWY TERMIN
12 Czerwca 2021 Godzina: 17:00 i 20:00 Bilety: 65 zł, 85 zł, 110 zł
MALEŃCZUK KLAUZULA SUMIENIA
27 Czerwca 2021 Godzina: 18:00 i 20:30 Bilety: 75 zł, 95 zł 110 zł
Koncert jubileuszowy ANNA WYSZKONI „25 LAT” NOWY TERMIN
13 Czerwca 2021 Godzina: 17:00 i 20:30 Bilety: 60 zł, 80 zł, 110 zł
Zapraszamy!
Spektakl „WIESZ, ŻE WIEM” NOWY TERMIN
28 Sierpnia 2021 Godzina: 16:00 i 19:30 Bilety: 50, 70, 120 PLN
UWAGA! Warunkiem uczestnictwa w wydarzeniu organizowanym w budynku teatru jest okazanie obsłudze teatru wypełnionego druku OŚWIADCZENIA COVID - 19. Formularz do pobrania na stronach www teatru. www.pixabay.com
Kocia Szajka,
czyli zagadkowe zniknięcie śledzi Autorka Agata Romaniuk o dalszych losach kocich detektywów urszula Markowska: Już za moment w Cieszynie pojawi się druga część Kociej Szajki. Czekają na nią najmłodsi czytelnicy, ale chętnie sięgają po nią również trochę starsi mieszkańcy. Zanim jednak opowiemy o premierowej pozycji, wróćmy do początków Kociej Szajki. Skąd pomysł na taką książkę? i jak to się stało, że historia tych niezwykłych kotów osadzona została właśnie w Cieszynie? Agata Romaniuk: Do Cieszyna przyjeżdżałam jako dziecko. Tu urodziła się moja babcia i brat mojej mamy. Tu przyjeżdżaliśmy z Wisły po skrawki Prince Polo i czeskie kredki. Mam ogromny sentyment do Cieszyna, więc od dawna siedział mi w głowie. Kiedy w zeszłym roku jako Pani Wieczorynka improwizowałam w Internecie bajki dla dzieci, akcję jednej z nich bezwiednie umieściłam w Cieszynie. Była to bajka o kotach detektywach, które szukają skradzionego roweru burmistrza. Z tego wyrosła książka. Latem zeszłego roku przyjechałam, żeby pochodzić po mieście i znaleźć ciekawostki do książki. I wpadłam jak śliwka w kompot. Zakochałam się w Cieszynie bez pamięci. I tak dwie kolejne części serii: „Kocia Szajka i ucho różowego jelenia” oraz „Kocia Szajka i napad na moście” oczywiście dzieją się także w Cieszynie. Myślę, że cieszyniacy znajdą w nich swoje ulubione miejsca. Kryminał, można tak powiedzieć o tej pozycji dla dzieci? Czy raczej to ciekawa zagadka, która ma pobudzać ciekawość i wyobraźnię? Kryminał! Może nie o krwawej zbrodni, ale jednak kryminał. W pierwszej części chodzi wszak o kradzież śledzi, a sprawca trafia za kratki. W kolejnych także mamy do czynienia z tajemnicami o naturze kryminalnej. Oczywiście to są książki dla dzieci, więc podstawą jest humor i zabawa, ale mali tropiciele mogą się przy okazji wykazać.
Kocia szajka skradła serca dzieci nie tylko w Cieszynie, ale i w całej Polsce. Przed nami premiera kolejnej części, czyli „Kocia Szajka i ucho różowego jelenia”. Jaka zagadka tym razem czeka na rozwiązanie? W drugiej części nieznany sprawca rzuca kamieniem w ucho cieszyńskiego różowego jelenia. Sprawa jest przykra, więc aspirantka Walerka Koczy i Kocia Szajka muszą wyjaśnić, kto za tym stoi. A że akcja dzieje się wiosną, chodzą szlakiem cieszyńskich magnolii, a nawet organizują spływ kajakowy Olzą. Koci detektywi wiedzą, jak łączyć pracą z przyjemnością. Książka, którą bierze do ręki czytelnik to początek przygody, ale w Cieszynie stały się pretekstem do wielu wydarzeń. Co dzieje się wokół Kociej Szajki? Dzieją się rozmaite wspaniałe rzeczy. Powstała gra miejska dla dzieci – to czterdziestominutowy spacer śladami Szajki podczas którego trzeba wykonywać różne zadania. Instrukcję można znaleźć choćby w punkcie informacji turystycznej. Szykuje się odsłonięcie muralu na murze klasztornym. Prowadzę też kocioszajkowe warsztaty z cieszyńskimi uczniami i przedszkolakami. Cieszyn zyskał więc za sprawą książki nie tylko promocję jako miasto, ale również nową mieszkankę. Można tak już powiedzieć? i co to oznacza dla Ciebie prywatnie, czy na stałe zamieszkasz w Cieszynie? Nie jestem „tu stela”, wiadomo, ale staram się spędzać w mieście jak najwięcej czasu razem z moimi synami i kotką Laurą, podobno tak naprawdę napisała za mnie książki o Kociej Szajce. I ogromnie się cieszę, że mam swój kąt w Cieszynie. W dodatku na ulicy, na której kwitną magnolie.
Na spotkanie z autorką Agatą Romaniuk w kąciku dziecięcego czytania Kociej Szajki zapraszamy do Tramwaj Cafe już 15 czerwca o godz. 17:00
t
yn
ze Roch C
rw
aC inal
KIERUNEK KULTURA
iń s ki - M ar
a k ż ą r k o d i c Z miłoś Greta Van Fleet zaprasza do tajemniczego ogrodu Objawienie światowej sceny rockowej – zespół Greta Van Fleet w ubiegłym miesiącu wydał swój trzeci album zatytułowany „The Battle at Garden’s Gate”. Tytułowa brama otwiera się na imaginarium wykreowane przez amerykańskich artystów i zaprasza do metafizycznej, muzycznej podróży. Wraz z nimi podążamy tam, by przekonać się, co jest po drugiej stronie bramy. Greta Van Fleet to zespół, który w ostatnich latach tchnął nowe życie w muzykę rockową, wówczas, gdy wydawało się, że jest ona już przeżytkiem. Trzech braci urodzonych na początku XXI wieku, pochodzących z Michigan - Josh, Jake i Samuel Kiszka oraz Daniel Wagner, swoją młodzieńczą energią i nieszablonowymi pomysłami wprowadzili powiew świeżości w gatunek muzyki, który powoli odchodził do lamusa. Wraz ze wzrostem popularności zespołu, na muzyków spadła również krytyka. Muzykom zarzucono brak oryginalności i zbyt silne zapożyczenia od klasyków rocka. W istocie, na twórczość młodych artystów wpływ mają ikony sceny rockowej lat 70. i 80. XX wieku, takie jak David Bowie, czy Guns N’ Roses. Nie da się również ukryć widocznych inspiracji zespołem Led Zeppelin. Dzieje 32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
się to za sprawą barwy głosu wokalisty – Josha Kiszki, która łudząco przypomina śpiew legendarnego Roberta Planta. Podobnie jest z gitarowymi fascynacjami Jake’a, które mogą się kojarzyć z riffami, jakie wygrywał Jimmy Page. Mimo tej łatki Greta Van Fleet to zespół, którego świat bardzo potrzebuje. Muzycy w umiejętny sposób potrafią łączyć rockowe korzenie z innowacyjnymi ideami, a obserwacja ich scenicznych poczynań może stać się nie lada gratką dla osób stęsknionych za tradycyjnym bluesowo-rockowym brzmieniem. „The Battle at Garden’s Gate” to wydany 16 kwietnia trzeci studyjny album Grety Van Fleet. Artyści poprzednimi krążkami postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko, jednak i tym razem udało się im sprostać wymaganiom słuchaczy. Płyta zawiera 12 utworów i wyraźnie różni się od poprzednich wydawnictw zespołu. Inspiracją stały się filmowe fascynacje wokalisty Josha, który jak przyznaje w wywiadzie dla miesięcznika „Teraz Rock”, od zawsze był zainteresowany kinematografią. Możliwość kreowania różnych rzeczywistości w filmie wykorzystał do stworzenia zupełnie nowych muzycznych krain. Dlatego podczas słuchania płyty możemy odnieść wrażenie, że zostajemy przeniesieni do innego świata. Świata mistycznego, nieoczywistego, a nawet baśniowego. Kompozycje na albumie wprowadzają słuchacza w nastrój tajemnicy, niepewności. Jednak mimo przeszywającego mroku, jak w baśni, w oddali iskrzy się jasne światełko dobrego zakończenia. Zaproszeniem do muzycznego ogrodu jest utwór „Heat Above”, który swoją przyjemną w odbiorze kompozycją, wprowadza słuchacza w filmową aurę i rozpoczyna metaforyczną podróż do gwiazd. Trafiamy tam za sprawą potężnej siły miłości. Artyści zapewniają nas, że na świecie pozostało jej mnóstwo, chociaż może się wydawać, że jest inaczej. Warstwa muzyczna nie ustępuje tej lirycznej. Jej głównym atutem są klasyczne organy Hammonda, które idealnie komponują się z pozostałymi instrumentami i wspaniałym, wysokim głosem Josha. W pozostałych tekstach młodzi artyści wyrażają sprzeciw wobec pogoni za rzeczami materialnymi. Krytykują kapitalizm i krótkotrwałe przyjemności, które kupujemy za pieniądze, pozyskiwane w żmudnej pogoni, tracąc energię i sens życia. Złudny jest również świat nowych mediów i technologii. Wypełniony metaforami tekst utworu „Age of Machine” wyraża wręcz pragnienie, by porzucić wszystkie elektroniczne urządzenia. W przeciwnym razie czeka nas najczarniejszy scenariusz filmu science fiction – życie w świecie maszyn, które rządzą ludźmi. Szczególnie ważnym utworem jest „Broken Bells”, który mówi o trudnościach, z jakimi człowiek boryka
KIERUNEK KULTURA
się w codzienności. Jak przyznaje basista zespołu, piosenka „opowiada o tym, co kajdany społeczeństwa robią z niewinnymi i czystymi duszami. Naszym zamiarem było usunięcie nakazów nakładanych przez sztuczne pokoleniowe oczekiwania, zburzenie murów i brak jakichkolwiek nowych ograniczeń”. Pozytywnym przesłaniem nagrania jest myśl, że człowiek jednocząc się z innymi ludźmi ma w sobie moc i odwagę, by pokonywać napotkane przeciwności: Nigdy nie chcę zasnąć/ W czasie snu przeżywamy wszystko na nowo/ Wierzę jednak, że słońce znowu zaświeci/ Wierzę, że nastanie czas/ Kiedy ciszę przerwie nasz śpiew/ Kiedy rozbite dzwony zabiją ponownie/ Odpowiedzi są różne/ A jednak dalej gramy w tę grę/ Dalej gramy w tę grę (…)”. Inną w swoim wyrazie jest piosenka „Light My Love”. Jako jedyna bowiem podejmuje tematykę uczuciową. To nad wyraz poetyckie wyznanie miłości, które wyśpiewane zostało w rytm zapadającej w pamięć rockowej kompozycji. Wokalista wyznaje: „Twój umysł to strumień kolorów/ Wychodzących poza nasze niebo/ Kraina nieskończonych cudów/ Miliard lat świetlnych stąd/ O! Rozpal moją miłość!(…)”. Zwieńczeniem płyty jest niesamowicie wzruszająca, prawie 9-minutowa ballada zatytułowana „The Weight of Dreams”. To kompozycja wprost genialna. Rozwija się subtelnie, lecz szybko łapie słuchacza za serce, po to, by w finalnej frazie zaskoczyć niesamowitą solówką gitarową i perkusyjnymi wariacjami. Podobnie jak na całej płycie, nie zawodzi również wokal, a wykrzykiwane
słowa trafiają do odbiorcy ze zdwojoną mocą. Josh w tekście wyraża swoją obawę, że ludzkość stawia wartości materialne na piedestale, przestając tym samym dostrzegać piękno każdego człowieka i czar otaczającej nas natury. Ze względu na ilość emocji, jakie wyzwala to nagranie, bez trudu możemy porównać je do ikonicznej piosenki Led Zeppelin „Stairway to Heaven”. Mimo, że płytę zdążyliśmy odsłuchać już bardzo wiele razy, w dalszym ciągu wywiera na nas ogromne wrażenie. Tajemnicza, tytułowa brama otwiera słuchacza na naturę i na świat, o którym w ferworze obowiązków zapominamy. „Każda piosenka w albumowej układance oddaje miejsce, czas, odczucie, zapach, jakiś rodzaj doznania. Niekoniecznie kryje się w tej historii ostateczna konkluzja, każdy wyciągnie z niej coś innego. Ważne, żeby słuchacz miał swoją interpretację, bo dzieje się tu bardzo dużo” – przyznaje na łamach „Teraz Rocka” wokalista Grety Van Fleet, zespołu, który bez wątpienia na stałe zagości w panteonie najlepszych rock’n’rollowych zespołów. A my zachęcamy Państwa, by samemu odkrywać, co kryje w sobie tajemniczy ogród i pozwolić prowadzić się ścieżkami fantazji. Zapewniamy, że wrażenia będą nieziemskie! Źródła: Groove.pl, „Teraz Rock”
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
33
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
PRzyTULnie i miękko
JABBA DESIGN
Według źródeł, historia pufy sięga XVI-XVII wieku, kiedy na twardy taboret rzucono miękką poduszkę. Ten najprawdopodobniej przypadkowy czyn tak bardzo podniósł komfort korzystania z taboretów, że poduszki zaczęto do nich przyczepiać na stałe. Pierwsze pufy produkowane na sprzedaż miały więc wygląd niskiego taboretu – stołka, całkowicie tapicerowanego tkaniną albo skórą. Służyły do siedzenia lub jako podnóżek. Siedzisko pufy znajdowało się bezpośrednio na skrzyni, która miała formę sześcianu albo walca. Nazwa mebla pochodzi od francuskiego terminu „pouf ”. Do popularyzacji tego rodzaju siedziska w XIX-wiecznym Paryżu przyczyniły się wpływy orientalne. Pufy do siedzenia wielu osobom nadal mogą kojarzyć się jako relikt PRL-u. W tym okresie stanowiły one bowiem obowiązkowy element wyposażenia, tworząc wraz z tapczanem, ławą i fotelami funkcjonalny zestaw wypoczynkowy. Dobrze sprawdzały się w blokowych salonach, w których brakowało miejsca zarówno do siedzenia, jak i przechowywania. Pufy zajmowały niewiele przestrzeni, a mimo to udostępniały wygodne siedzisko
34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
i miały praktyczne schowki, które pozwalały ukryć wiele szpargałów czy dziecięcych zabawek. Obecnie pufy do siedzenia cechuje różnorodność kształtów i stylów – są kubiczne, ich bryła może mieć kształt walca, sześcianu lub nieregularnego worka. Dzięki temu pasują do wielu wnętrz – zarówno klasycznych, jak i nowoczesnych czy minimalistycznych. Te meble są przyjemne w dotyku i miękkie, co czyni je bezpiecznymi w kontakcie z najmłodszymi użytkownikami. Dzieci uwielbiają na nie wchodzić, kłaść się i czynić z nich bazy dla swoich zabawek. Pufy zazwyczaj przypadają do gustu też zwierzętom domowym, szczególnie kotom… a kotom się przecież nie odmawia. Jedną z bardziej rozpoznawalnych marek na rynku puf jest cieszyński producent Jabba Desing. Jabba Design powstała w 2010 roku z pomysłu na tworzenie przedmiotów podnoszących komfort codziennego odpoczynku. Dlatego też Jabba to przede wszystkim pufy – magiczne fotele relaksacyjne. Ich wyjątkowość spoczywa w prostocie samego pomysłu – to niebanalne worki wypełnione styropianowymi kulkami. Od tamtej pory zaskarbiły one serca tysięcy
użytkowników swoją wielkością, trwałością, wzornictwem, indywidualnym charakterem, a przede wszystkim funkcjonalnością i komfortem. W sklepie Jabba Design można znaleźć miękkie pufy do siedzenia w szerokiej ofercie kształtów, rozmiarów, kolorów i faktur materiałów. W każdym sezonie projektowane są nowe formy dla puf, tak aby na bieżąco podążały za zmieniającymi się trendami. Oferta przedstawia wygodne i niebanalne meble do wyposażenia nowoczesnych wnętrz, a są nimi: pufy do salonu, pufy do pokoju dziecinnego, pufy młodzieżowe, pufy do biura, jak również pufy na tarasy i do ogrodu. Meble te idealnie sprawdzają się również w zastosowaniach dla: hoteli, pensjonatów, klubów fitness, kawiarni, herbaciarni, ogródków restauracji i barów. To idealne meble dla przedszkoli, szkół, świetlic, domów kultury czy bibliotek. Jeśli poszukujesz oryginalnych nośników reklamy, to pufy Jabba Design są właściwym wyborem i gadżetem reklamowym. Jeżeli szukasz pomysłu lub inspiracji na niebanalny prezent, to miękkie pufy do siedzenia Jabba - będą na pewno strzałem w dziesiątkę.
Jabba Design to nie tylko pufy i worki, ale również dodatki, akcesoria i elementy wnętrz, takie jak miękkie, tapicerowane panele ścienne, wezgłowia łóżek, siedziska, zabudowy wnęk, pufy pikowane w stylu chesterfield oraz poduszki. Niebawem w ofercie Jabba Design pojawią się meble – również outdoorowe – inspirowane stylem Bauhaus. Kupując nowoczesne meble lub lampy z drutu – z Jabba Design na pewno stworzysz salon, pokój dziecięcy czy młodzieżowy z niebanalnym charakterem. Twój dom czy mieszkanie może wyglądać nie tylko modnie, elegancko, nowocześnie, ale może być równocześnie funkcjonalnie i komfortowo.
Design
ul. stawowa 27 43-400 cieszyn T: 535-858-909 Po-Pt.: 8:00-14:00 biuro@jabbadesign.pl www.jabbadesign.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
35
O OCZEK I W A NIACH...
B rzeż y
ck
i
ek
J
ar
Czy potrafimy żyć bez oczekiwań wobec naszego życia, naszego losu, naszych bliskich, znajomych, współpracowników? Czym są te oczekiwania, do czego są nam potrzebne, jak kształtują nas i naszą rzeczywistość? Czy potrafimy wyobrazić sobie życie bez oczekiwań?
Czy oczekiwania towarzyszą nam od początku życia, czy tak się do nich przyzwyczailiśmy, że nie potrafimy sobie wyobrazić sytuacji, iż moglibyśmy ich nie mieć? Gdy rodzimy się malutcy i nadzy, to czy naszym oczekiwaniem jest znaleźć się natychmiast z powrotem w tym ciemnym, ciepłym i otulającym brzuchu naszej mamy? W miejscu znanym nam od początku pojawienia się uczuć i myśli, całkowicie bezpiecznym, w którym najważniejszym dźwiękiem jest bicie jej serca. Zaraz potem jej czułe słowa kierowane do nas nieustannie od momentu, w którym zorientuje się, że ktoś rośnie w jej ciele. Czuły dotyk głaskania rosnącego brzucha, pod którego ochronną warstwą znaleźliśmy swoje miejsce. Mamy wszystko co potrzebne, aby spokojnie rosnąć i rozwijać 36
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
się i nie sądzę, abyśmy przez te dziewięć miesięcy mieli jakiekolwiek oczekiwania. A jak jest w drugą stronę? Nam, tym dorosłym, oczekującym narodzin naszego dziecka już nie jest tak łatwo. W głowie kłębią się przeróżne myśli, obawy, wyobrażenia. Jesteśmy pełni oczekiwań wobec naszego potomka, choć w większości nie spędzają nam one snu z powiek. Może z wyjątkiem jednego, choć nie jest skierowane wprost do tej małej osóbki, raczej dotyczy całego procesu. Żeby rosło spokojnie, bez zakłóceń i urodziło się wtedy, kiedy powinno się urodzić. Kiedy już znajdziemy się na powierzchni, zaczynamy się kontaktować, przekazywać jakieś informacje w języku najpierw zrozumiałym tylko dla najbliższych,
aby stopniowo dojść do ogólnie dostępnego standardu komunikacji, dzięki któremu będziemy mogli całkiem swobodnie wyrażać swoje oczekiwania i niestety odbierać takowe od innych. Powoli zaczną wypełniać nasze życie i kształtować je coraz bardziej i bardziej, bo też w miarę jak będą spełniane przez nas i dla nas, pojawiać się będą kolejne, coraz większe, bardziej wyszukane i „ambitniejsze”. Taka niekończąca się historia tkana nieustannie przez nas i przez innych. Czy oczekiwania pomagają nam w życiu, czy raczej przeszkadzają? Czy potrafilibyśmy funkcjonować bez oczekiwań? Czy takie życie jest w ogóle możliwe? Pytanie z rodzaju retorycznych, ponieważ współczesny świat oparty jest na wzajemnych oczekiwaniach. Dla wielu osób są one niezbędnym napędem rozwoju, integralnym elementem ambicji i osiągania wyznaczonych sobie lub innym celów. Zatem można by z góry odrzucić pomysł braku oczekiwań jako niemożliwy do zrealizowania. A może jednak? A może dałoby się? Akceptując rzeczywistość taką, jaka jest. Znajdując radość w byciu tu i teraz, zamiast nieustannego planowania, wybiegania w przyszłość o dzień, tydzień, kilka lat. Żyjąc bez oczekiwań. Bez oczekiwań to nie musi znaczyć bezczynnie, bezmyślnie, bez energii. Możemy robić to, co lubimy, zarabiać w ten sposób na swoje potrzeby, zaspokajać je i czuć radość z dobrze wykonanej pracy. Życie bez oczekiwań może być pełne radości i zaskakujących zdarzeń. Zaskakujących tym bardziej, bo zupełnie nieoczekiwanych. Pewnego roku pojawiła się możliwość pracy przy konserwacji starej i pięknej księgi, pracy ciekawej i nietypowej. Przekazałem swoje propozycje i z niecierpliwością czekałem na odzew, wiedząc, że przedstawiony przeze mnie plan zyskał aprobatę inwestora. Moje oczekiwania były niezmierzone, cały żyłem nadzieją, że będę mógł zająć się restauracją tego starodruku. Ja czekałem, a telefon milczał. Pamiętam to wczesnojesienne popołudnie, kiedy z lekkim żalem pożegnałem swoje oczekiwania i w pełni zaakceptowałem fakt, iż na pewno temat został zamknięty bez mojego udziału. Był to rodzaj oczyszczenia, uwolnienia się od jakiegoś ciężaru. Naprawdę poczułem się lekko i swobodnie.
Tym większa była moja radość, kiedy następnego dnia zadzwonił telefon z propozycją wykonania tej konserwacji. Wiem, że może to zostać uznane za nadużycie, ale poczułem wtedy, byłem pewien, że pożegnane przeze mnie oczekiwanie uwolniło przestrzeń dla ciekawej pracy. Jak wiele rzeczy blokujemy swoimi oczekiwaniami, ile niewykorzystanych możliwości mijamy obojętnie, zapatrzeni i zasłuchani w swoje chęci? Jak bardzo ograniczamy rozwój naszych kochanych dzieci, oczekując od nich urzeczywistnienia niezrealizowanych przez nas planów i marzeń? Jak często nie zauważamy ludzi, których chętnie byśmy poznali, ponieważ szukamy innych, tych którzy odpowiadają naszym obecnym wyobrażeniom, planom i oczekiwaniom? Jak często zajmujemy się czymś, co nie przynosi nam żadnej satysfakcji i radości, ponieważ odpowiadamy na oczekiwania innych ludzi? Może potrzebujemy oczekiwań do tego, aby czuć się bezpiecznie w zaplanowanej i określonej rzeczywistości? Bo wtedy niewiele nas może zaskoczyć. Nasze życie będzie realizowało nasz plan. Przynajmniej takie mamy przekonanie, które może być tylko złudzeniem. Dlaczego tak się dzieje? Czy jesteśmy niewolnikami nieustannie pojawiających się w naszym życiu oczekiwań? Czy nie byłoby lepiej dla nas i dla innych, gdybyśmy żyli zgodnie z naszą energią, tą jedyną i niepowtarzalną? Energią żywiołu dla perkusisty, energią radości przekazywania wiedzy dla nauczyciela, energią uzdrawiania dla lekarza. Energią spokoju, dla znanego z popularnego niegdyś dowcipu flegmatycznego opiekuna żółwi w ogrodzie zoologicznym, któremu wciąż uciekali podopieczni. A może to tylko takie marzenia, nieżyciowe podejście do codzienności wymagającej i pracowitej? A może jednak nie? Przyznam się Państwu do mojego obecnego oczekiwania, ale proszę nikomu nie powtarzać, bo to bardzo intymna sprawa. Może to moje oczekiwanie nie do końca pasuje do tych opisywanych powyżej, bo nie wiąże się z żadnymi warunkami, cechami i wymaganiami ani wobec siebie, ani tym bardziej wobec oczekiwanej. Moje obecne oczekiwanie, to takie zwykłe, cierpliwe czekanie na przybycie pewnej niezwykłej osóbki. To niezwykle radosne czekanie bez oczekiwań.
Każdy krok niesie pokój Blask czerwonego słońca to moje serce Każdy kwiat uśmiecha się ze mną Jak świeża jest zieleń roślin Jak chłodny jest powiew wiatru Każdy krok niesie pokój Bezkresną drogę przemienia w radość. Thich Nhat Hanh, Każdy krok niesie pokój
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
37
ka ia
ws
K
as
W ojc i e c h
o
WyRzUciĆ czy PRzyTULiĆ?
Wbrew pozorom, wcale nie mam na myśli rzeczy materialnych. Choć tak, zdecydowanie uważam, że zbyt szybko pozbywamy się przedmiotów, które można jeszcze naprawić lub wykorzystać w inny sposób – oj, jak bardzo moglibyśmy ograniczyć ten bezmyślny konsumpcjonizm! Myślę, że będziemy jako społeczeństwo dorastać coraz bardziej do idei Zero Waste, ale dziś nie o tym. Niedawno odbyłam długą rozmowę z bardzo świadomą kobietą i – jak to zwykle się nam zdarza – zeszłyśmy też na tematy rozwojowe. Nie po raz pierwszy w rozmowie z nią uderzyło mnie coś, co po głębszym zastanowieniu uznałam za bardzo ważne w życiu każdego z nas. Mianowicie patrzenie za swoje cechy, jak na zasoby jakimi dysponujemy. Wiem, na razie brzmi enigmatycznie, ale w sumie jest w teorii zaskakująco proste. Jak myślisz, czy dla większości osób łatwiejsze jest wymienienie swoich wad, czy zalet? Tego, co chciałyby w sobie zmienić, czy tego, co w sobie lubią? Z mojego doświadczenia wynika, że dosyć szybko potrafimy powiedzieć nad czym musimy popracować, a mówić o sobie dobrze, jest nam trudno. Wiele osób musi się tego długo uczyć, nie wszystkim się udaje. Co z tego wynika? Chyba nie trzeba tłumaczyć. Obraz siebie jako kogoś wybrakowanego, niepełnowartościowego, gorszego od innych (szczególnie od tych, którzy tak pięknie wyglądają w mediach społecznościowych i takie wspaniałe sukcesy odnoszą… ech, można tylko pomyśleć „nigdy mu/jej nie dorównam”, prawda?). A gdyby tak wziąć pod lupę każdą swoją cechę, zaczynając od tej najmniej lubianej, i – zamiast myśleć jak się jej pozbyć – zastanowić się, co z niej wynika dobrego? Tak przewrotnie i z uporem, postarać się zobaczyć, jakim zasobem dysponujemy? Przykład: jesteś osobą, która musi mieć wszystko pod kontrolą i bardzo skrupulatnie planuje swoją pracę i czas. Lubisz mieć pewność, że wszystko co ma być zrealizowane – na pewno będzie. To dla Ciebie ważne. W konsekwencji denerwuje Cię każda nagła zmiana planów, generuje olbrzymi stres. To z pewnością także uciążliwe, gdy masz poczucie, że zbyt często na Twoich barkach spoczywa ciężar realizacji wielu zadań, bo łatwo w pracy dać kolejny projekt komuś, kto stanie na głowie, by go zrealizować, prawda? 38
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
Świetnie byłoby czasem móc powiedzieć, że to nie Twoja sprawa, nie chcesz się wciąż przejmować? Dobra strona jest taka, że jesteś postrzegany jako osoba solidna i godna zaufania. To pozytywne cechy. Patrząc z tej perspektywy, dużo łatwiej jest z nieco większą elastycznością podejść do tego w taki sposób: „Jestem solidny, konsekwentny i godny zaufania. Potrafię dotrzymać danego słowa. Ale mam prawo odmówić, gdy coś realnie przerasta moje siły. Mam prawo do bycia asertywnym, ale moja konsekwencja i umiejętność kontroli sytuacji jest zaletą, nie wadą!” Wiem, łatwo mówić, trudniej zrobić. Czasem trzeba włożyć sporo pracy w to, by w cechach, które od wielu lat nam ciążą, zobaczyć coś pozytywnego. Ale… mam wrażenie, że z punktu, w którym to się udaje, dużo łatwiej spojrzeć bardziej optymistyczne na możliwość wprowadzenia zmian. Jeśli coś wydaje się zupełnie do niczego – zniechęca do pracy. Jeśli widzimy jakiś pozytyw – mamy w sobie więcej nadziei i chęci do działania. Widzimy, co można wykorzystać i kiedy, a co naprawdę wymaga zmiany. I czasem okazuje się, że problem nie leżał wcale tam, gdzie go pierwotnie widzieliśmy. Warto sprawdzić, nie sądzisz? Spróbujesz? Czego w sobie, w swoim zachowaniu nie lubisz? Przypomnij sobie lub wyobraź sytuację, gdy okazuje się, że w czymś Ci to bardzo pomaga. „Przytul” to i powiedz: „dziękuję, pomagasz mi, tylko muszę bardziej świadomie z ciebie korzystać”.
MIJANKA NA RYNKU
Spotkania biznesowe w Tramwaj Cafe Przejazd tramwajem jest podróżą przez smak najlepszej kawy, której jest u nas pod dostatkiem, zarówno tej pochodzącej ze skoczowskiej palarni kawy Tommy Cafe, jak i czeskiej palarni Cafe Eternity. Jest to również podróż przez niebanalny smak rumbaby - naszego specjału, sentymentalnego dla mieszkańców całego Śląska Cieszyńskiego - piwa Brackiego; tradycyjnego dla tutejszej kuchni strudla. W ofercie nasi goście znajdą również ciasta wegańskie i ciasta z niską zawartością glutenu.
zapraszamy codziennie 9-18 +48 602 571 636 MENNICZA 44, CIESZYN
Zapraszamy do Sali Cesarskiej przygotowanej do organizacji spotkań biznesowych, imprez kulturalnych, małych przyjęć, spotkań w kameralnym gronie, konferencji, wystaw. Sala dysponuje profesjonalnym nagłośnieniem, rzutnikiem multimedialnym i ekranem. Zadzwoń i zarezerwuj +48 602 571 636. Tramwaj Cafe działa w systemie na wynos i z dowozem.
sprawdź szczegóły FB/TRAMWAJ.CAFE INSTAGRAM/TRAMWAJCAFE
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
39
ki is ła
w M al
ws
St
an
in
o
PODRÓŻ DO HISZPANII kwiecień – maj 1997
Jeszcze się nie zresetowałem. Na czas pandemii, osaczony niemożnością wyjazdów, zrezygnowałem z kolejnej oferty biura podróży. Z uwagi na niepopularne słowa lock down i kwarantanna siedzę w miejscu i jedynie w s p o m i n a m międzykontynentalne spotkanie. Podróż do Barcelony, aby odkryć i poznać Poetę, który jest w nieustannej podróży do ojczyzny naszych wspólnych przodków.
To wspomnienie jest ważne. W tym roku bowiem wiersze Poety mają dotrzeć do polskich czytelników. Trwają prace wydawnicze nad antologią poezji hiszpańskiej. Poeta Eduardo mieszka w Barcelonie na wzgórzu przy Calle del Poeta Nro 2. W Polsce był tylko tranzytem w drodze do Indii. Kiedyś zapytał mnie, jak u nas z pogodą. Nie umiałem propagandowo skłamać. Zimą bywa u nas plus dwa stopnie Celsjusza. Ale czasem jest kilkanaście stopni pod zerem. Nie, odrzekł Poeta, zostanę tu, tylko 2000 kilometrów od stron ojczystych, od Polski, gdzie cytryna nie dojrzewa. I dał mi swoje wiersze. A oto jeden z nich, które tłumaczył wybitny romanista Jacek Lyszczyna. Ten świat mój świat Twoim jest ten drugi, co przechodzi obok i to powietrze, które wdychasz pełną piersią, tak samo, jak pragnienie twoich myśli. I twoim jest wszystko, co się zdarza. Twoim jest ten kawałek życia, który zamieszkują rozpacz i nadzieja, jak twoim jest krajobraz tęsknoty z całym swym pięknem upragnionym. 40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
Tak samo twoim jest słońce wiosenne, róża w swej woni kolorów, i pokój twych snów nieobjętych. I twoim także jest ten świat zraniony, którego częścią jesteś – czeka twej miłości, ...nie pozwól mi zginąć w zapomnieniu.
25 kwietnia, piĄtek Autobus wiezie mnie do Krakowa, aby około 17:00 powrócić na przejście graniczne Cieszyn – Boguszowice. Taki jest warunek, abym mógł skorzystać z dojazdu do Hiszpanii. Magda, iberystka, ma ważną rolę tłumaczki. Bo z moją rodziną, z uwagi na różnice językowe, nie zawsze można się dogadać. Magda poczęstowała mnie zupą. Rozmawiamy przy stole. – Wrażliwość jest niemęska – mówię – Muszę zabić poetę w sobie. – Coś ty! – niemal krzyczy Magda. – Pisz wiersze. To, co robisz, ma sens, jest dobre. Twój kuzyn, Eduardo, do którego jedziemy na spotkanie, też pisze wiersze. Nie wyrzekaj się siebie. Nie zabijaj w sobie tej wrażliwości, ona nie ma płci.
26 kwietnia , sobota. 1:18
27 kwietnia, niedziela
Hate Kleinhaugsdorf. Odprawa czesko-austriacka. O świtaniu na horyzoncie spostrzegam Alpy. Odczuwam głód ich pejzażu. A kiedy przejeżdżamy przez Innsbruck, powala mnie widok niebosiężnych skał i szum rzeki. 5:45 Walserberg. Odprawa austriacko-niemiecka. Jedziemy skrótem autostradą na Zurych. Górzysta Szwajcaria wita nas nietypowym, dla mnie, pejzażem. Jeziora, deszcz, krowy i stado baranów, duży dworzec i zabytkowe centrum z muzeum. Cicho i spokojnie. Zdumiewa mnie romańska katedra, pełna ascetyzmu, pozbawiona religijnych dekoracji. Zachowane dewocjonalia znajdujemy w muzeum niczym towar na wystawce w historycznym markecie. Na ulicy wielkie szyldy banków. Wyzwala mnie widok jeziora flirtującego z górami. Na trasie liczenie tuneli. W sumie jest ich ze trzydzieści. Mam przesyt już po piętnastym wjeździe
Uciekające drogowskazy, nazwy, które usiłuję zapamiętać, aby kiedyś do nich szczegółowo wrócić. Bo na tak małym obszarze tyle granic, państw, narodów, języków, kultur, zdarzeń upchanych w jeden kąt o imieniu Europa! Hiszpania przywitała nas nieustabilizowanym słoneczkiem. Zatrzymujemy się w Lloret del Mar, gdzie autokar ma swoją metę, a podróżni – hotel. Pierwszy zakup – kaseta z passo double. Pasuje do klimatu, pastelowych kolorów, do architektury, a głównie do corridy, gdzie się nie wybieram. Żegnamy się z Olą, przewodniczką. Po lewej mamy wybrzeże i szerokie plaże. Po prawej – szereg hoteli czekających na turystów. Od paru lat docierają tu również Polacy. Dworzec autobusowy jak wielkie, otwarte na przewiew patio. Magda zaczyna pracę. Teraz ona jest przewodniczką. Kupuje nam bilety do oddalonej o godzinę jazdy Barcelony. W kursowym autobusie rówieśnice „Spice Girls” słuchają piosenki na topie: „Mama”. Za oknem, zdaje mi się, pustynny krajobraz z rdzawymi wieżowcami w oazie miasta. Rzeczywiście mniej tu zieleni, bo blisko do spiekoty Afryki i współplemieńców Avicenny. Barcelona. Trwa południe, godzina 13:00. Zamiast komitetu powitalnego jest cisza sjesty wsparta strajkiem. Nie kursuje metro. Telefony chyba też strajkują, bo nie można się połączyć. Decydujemy się na taksówkę. To kosztuje 1300 peset. To cena dwóch butelek wina. Bardzo chcę już dobiec do końca podróży, odpocząć. Drzwi u Poety są zamknięte, więc zagaduje nas tylko mieszkająca w sąsiedztwie kobieta. Tak nieśmiało wyszła nam naprzeciw Hiszpania. Eduardo do końca nie wiedział czy przylecę samolotem, czy dotrę do niego drogą lądową. Za obopólną, rodzinną zgodą zafundowaliśmy sobie tłumaczkę, aby się dogadać. Oni po polsku znają tylko kapuśniak, dziękuję, pierogi, kocham cię. A ja po hiszpańsku bon dias, hola, salud, amigo, beso, te quiero. Nad nami odgłos samolotu, a obok dolatujący z zieleni śpiew ptaków. W oczekiwaniu na powrót Poety usiadłem pod drzwiami jego domu. Mam za sobą dwadzieścia godzin tułaczki. Tu – popękane, pokruszone skały. Ale wystarczy się odwrócić w kierunku miasta. Morze i port jest bramą, za którą czeka ocean i kontynenty do odkrycia. Widok stąd na Barcelonę, stolicę Katalonii jest najlepszy. W zaroślach, chociaż to nie dżungla, znajduję bambusowych kij. Będzie mi laską wędrowca. Z zagajnika wyrasta latarnia. Nie wiem jeszcze, gdzie będę nocował. Ta niewiedza jest gorsza od czerni nocy.
w klaustrofobiczną przestrzeń. Lazurowym Wybrzeżem ślizgamy się po obrzeżach Francji. Na przystani flota żaglówek. O lazurze mówi jedynie na niebiesko pomalowana balustrada, która na tle szarych wód zatoki czyni ją bardziej błękitną, lazurową. W mieście zwycięskiej bogini Nike, Nicei odwiedzamy targowisko. Degustacja serów. Znajduję na bruku jednofrankową monetę, na szczęście. Na granicy hiszpańko-francuskiej celnicy nawet nie spojrzeli na cenne dla nas paszporty. Już coraz bliżej mam do mego krewniaka. Jednego z wielu, których nie zdążyłem dotychczas poznać. Argentyńczyka polsko-hiszpańskiego pochodzenia, który wrócił do Europy w latach 70-tych, aby się wraz ze swoją rodziną na stałe osiedlić w Barcelonie.
28 kwietnia, poniedziałek Za sobą pierwszy nocleg w prawdziwym łóżku. Nawet nie zwróciłem uwagi na szczegóły hotelu. A to po prostu TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
41
kamienica, gdzie jedno z pięter jest zaadaptowane dla gości. Pensjonat „Diamante”. Z klatki schodowej wchodzi się do małej recepcji. Łazienka w korytarzu. Śniadanie w pokoju. Pomarańcze i orzeszki pistacjowe popijam jogurtem. Obiad na mieście w czasie zwiedzania centrum Barcelony. W kościele sąsiadującym z pensjonatem spotykam grupę Polaków. Tu, w bogatej Katalonii, mowa rodaków jak swojskie jaskółki, jak wróble na podwórku. Patrząc na zabytki dumam o kolonialnej Hiszpanii. Czuję podziw i szacunek dla budowniczych. Barcelona jest życzliwa artystom. Widać to szczególnie na Ramblas, głównym deptaku, którym dociera się do portu. Króluje tu Krzysztof Kolumb. Hiszpanie nazywają tego włoskiego żeglarza, którego wzrok skierowany jest ku morzu, po prostu Cristóbal Colón. Pieszo zmierzam w kierunku wysokich dźwigów. Trwa tam, od dziesięcioleci, realizacja niezwykłego projektu. To Antonio Gaudi i jego katedra Sagrada Familia. Dotknąć jej można tylko za pieniądze. Wstęp na teren budowy za 700 peset. Wolę kupić sobie ciekawą pamiątkę. Ale Gaudi mocno siedzi mi odtąd w głowie. W tłumie przechodniów przemyka się uśmiechnięta Japonka. Do centrum dojeżdżam autobusem miejskim numer 18. Słyszę przekleństwo. Zaczynam rozumieć obco brzmiący wulgaryzm. Ale w ten sposób nie zamierzam się uczyć języka. Ktoś na ulicy prosi mnie o jałmużnę. Kiedy sięgam po powierzone mi pieniądze i zaczynam odliczać, mężczyzna rezygnuje z limitowanej jałmużny. Poczułem się upokorzony. Uwagę moją przyciągają zakonnice w przykrótkich, bo w midi, niemal kuszących habitach. Są kontrapunktem dla dziewcząt i młodzieńców na skuterach. Długo rozmawialiśmy z Poetą. O duchowych wartościach, jakie może przynieść każda podróż. Nawet ta do wewnątrz siebie. O zdrowej kuchni, wyznawanych wartościach. O Hawkingu i czy zamknąć można w definicji Boga. O konsumpcjonizmie, o egzystencji, różnicach cywilizacyjnych. W gościnnym pokoju nietypowe pamiątki na ścianach. Kojarzą mi się z teatrem, Don Kichotem. Uczestniczyliśmy w zakupach. Eduardo ma swego ulubionego sklepikarza, gdzie nie liczy się ekonomiczne spojrzenie na życie, ale sentyment, ludzka więź, gest, empatia. Dziś jednak jest supermarket na obrzeżu miasta. Jedziemy samochodem Poety. Eduardo jest nie tylko artystą, który pisze wiersze i ma odwagę własnoręcznie pomalować samochód. Ale też świetnie radzi sobie z mechaniką pojazdową. Podziwiam Eduarda za odwagę tworzenia, bezkompromisowość. Wezmę z niego przykład. Połączę w sobie skomplikowaną materię tego świata i wszystko to, czego nazwać nie potrafię, a przenika każdego z nas. Jutro ma dotrzeć Marcelo. Słuchaliśmy 42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
muzyki z płyt CD przywiezionych z Polski i znajdowaliśmy miejsce na mapie, skąd pochodzą nasi przodkowie. To nad Bugiem, mała wioska Lanerówka. Zaproponowałem, że w związku z naszym spotkaniem upiekę placki ziemniaczane. Miałem obawy, ale udało się. Kazałem przetłumaczyć nasze danie jako „pizza polaca”. Miłym zaskoczeniem było wielkie zainteresowanie historią naszej rodziny, zaciekawienie krajem nad Wisłą. Odpowiadałem więc na pytania. Oceniałem Polskę i siebie. Czy komunizm dopuścił się spustoszeń i zniszczeń? Skazani byliśmy na uległość. Ale zachowaliśmy w Polsce swoją tożsamość. Mam jednak duszę pokiereszowaną. I żywię teraz nadzieję, że to nasze spotkanie rodzinne odbuduje nasze poczucie wartości. Trwa rodzinna uczta. Konsumujemy zakupionego łososia, ryż, egzotyczne dla mnie owoce i ciasto upieczone przez Annę.
29 kwietnia, wtorek Metrem jadę na spotkanie z najbardziej wesołym w naszej rodzinie człowiekiem. Marcelo jest patronem naszego odnajdowania się między Ameryką Północną, Południową i Europą. Ma polsko-włoskie korzenie. Łączy mnie z nim jego dziadek, a mój stryj Feliks. Marcela cieszy, że jest z nami tłumaczka. W razie czego ma podyktowane przez mamusię parędziesiąt słów po polsku, to się dogadamy. Ale mamy komfort dzięki iberystce, prowadzić rozmowy bardziej szczegółowe, z niuansami, dowcipne. Marcelo rejestruje kamerą to nasze spotkanie. Przyleciał z Buenos Aires. U nich jesień, u nas wiosna. Balkon w pensjonacie jest drewniany. Słońca tu tyle jak w upalne lato. Szum dobiegający z ulicy jest znośny. Gdzieś słychać telefon. Przecznica w dole jest wąska jak korytarz. Na tarasie pobliskiego domu suszy się pranie, w centrum miasta. Na gzymsie przysiadł gołąb. Drugi posiłek o 12:57. Jest kawa ze śmietanką i „xuxo catalan”. Taki rogalik nadziewany słodką masą. Jest też sok pomarańczowy. W księgarni o trzech poziomach nie ma poloników. Ciekawostką okazała się półka z książkami po katalońsku. W moim mieście nie ma śląskiej półki w księgarni. Zapomnieliśmy o zjawisku sjesty, dlatego zdziwiła nas pustka w księgarni i sukcesywnie wygaszane światła. Park Guell. Napotykam tu wielu zwiedzających, bawiących się piłką, turystów. Projekt Gaudiego zdaje mi się szokiem, zabawą pełną wyobraźni, wybrykiem, psotą architektoniczną. Wolę oglądać kamienice jego projektu. Bo kamienice są może tym łącznikiem pomiędzy parkową jaskinią, a budującą się katedrą.
cdn.
WKRÓTCE OTWARCIE! Na słodko i bez granic! Stworzenie sklepu stacjonarnego było jednym z celów właścicieli Gastromanii – i to się uda!
Już tego lata przy ul. Katowickiej 185 w Cieszynie zostanie otwarty specjalistyczny sklep branżowy, w którym dostępne będą produkty związane z cukiernictwem
kolorowe masy cukrowe posypki do dekoracji ciast najlepsza czekolada na świecie w pastylkach, które służą do przygotowania pralin lub polew na ciasta i desery niezliczona ilość form do wypieku słodkości – zarówno w wydaniu tradycyjnym oraz nowoczesne silikonowe formy w wielu fantazyjnych kształtach fachowa obsługa i doradztwo
Wiemy co sprzedajemy – sprawdziliśmy te produkty! Oferta sklepu z skierowana jest zarówno do amatorów domowych wypieków, jak i wykwalifikowanych cukierników, których torty wyglądają jak małe dzieła sztuki.
Produkty już dziś dostępne są w sklepach internetowych: www.gastromania.pl www.gastromania.cz Gastromania PL
Gastromania CZ
Market z asortymentem cukierniczym powstaje
w Cieszynie przy ul. Katowickiej 185
(dawny salon samochodowy przy drodze na Pawłowice)
Moiczek (mniszek lekarski) czyli Taraxacum officinale. Wikipedia
Moiczek, mniszek, dmuchawiec zbigniew machej
44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
Po primaaprilisowym, jednodniowym śniegu, na trawniku za Urzędem Pracy wyskoczyło kilka stokrotek, a w ich konstelacji zaświeciło też kilka mleczy. niewielki jest ten trawnik, jakiś dwa metry na siedem mniej więcej, ale za to dobrze nasłoneczniony. Rozciąga się pomiędzy gankiem Urzędu Pracy a schodkami do sklepu z odzieżą ciążową w sąsiednim budynku. Biedny trawnik wzdłuż chodnika w centrum miasta, przed parkingiem tuż przy skrzyżowaniu, gdzie Plac Wolności spotyka się z ulicą Wyższa Brama. nie rabat, nie grządka, lecz kwatera najpospolitszej, poszarpanej i podtrutej spalinami trawy. nie jest to jeszcze nieużytek ani pas martwej ziemi. Postawiono na nim dwie gabloty, niby to ogłoszeniowe, ale z reklamami jakichś żałosnych firm internetowych. między gablotami a zardzewiałą, pustą ramą na jeszcze jedną tablicę stanął słup z trzema tarczami znaków drogowych. Jest też tajemnicza szafka z blachy, w której kryć się może mała stacja transformatorowa. Trawnik wyrasta przy tym wszystkim cierpliwie i desperacko zieleni się jako relikt, ewokacja, a nawet namiastka łąki, która w tym miejscu dawno temu, na przykład w czasach reformacji, rozciągała się tuż za miejskimi murami.
Stokrotki mnie wzruszają, ale tylko tak leciutko i przelotnie, jak kiedyś wzruszały mnie delikatne, przypadkowe muśnięcia niemowlęcej dłoni. Co innego mniszek. Nie wzrusza, ale budzi we mnie zdumienie połączone z podziwem, który z początkiem wiosny przyjmuje charakter obsesji i kultu. Mniszek jest pospolity, a przy tym lekarski czyli leczniczy, lecz jego właściwości są nadal tajemnicze, nie do końca rozpoznane przez botaników, a dla mnie zupełnie niejasne. Jednak im jestem starszy, tym bardziej go cenię. Wiosną, zanim zazielenią się drzewa i większość roślin zakwitnie, pojawia się ławicowo, bez mała lawinowo. Jest w nim wielka determinacja, jakaś niezłomna miękka siła zdolna do przedarcia się przez bezwzględne i twarde założenia ludzkiej cywilizacji. Mniszek w gruncie rzeczy zwiastuje jej iluzoryczność, przemijalność, a nawet upadek. Wyrasta w rowkach pomiędzy kostkami nawet najściślej położonego bruku. Najpierw wypuszcza na powierzchnię skromną rozgwiazdę liści, z których każdy przypomina grot strzały z epoki kamiennej. Już liście mniszka, zwane gdzieniegdzie lwim zębem, biorą brukową kostkę albo krawężnik w cudzysłów. Tymczasem jego korzeń wysysa z kamienia sok. Sytuacja staje się poważna, a nawet graniczna, kiedy mniszek tryumfalnie wyrasta w szczelinie pod kamiennym progiem drzwi wejściowych do kamienicy albo w pęknięciu na starych betonowych schodkach na podwórze. Mija dzień, noc, na niebie migocą gwiazdy i bryluje superksiężyc, a potem, po hipnotycznej pełni, mniszek wypuszcza mleczną łodygę i strzela w górę gęstym, promiennym kwiatem, stawia nad kostką żółtą, stanowczą kropkę, która przypomina nie tylko żółtko kurzego jajka, ale też błazeński pomponik. Może jednak się mylę w kwestii jego przedzierania się przez ludzkie założenia, bo mniszek nie przebija się od spodu, z gleby, z gęstej ciemności ziemi, lecz jego drobne, zaczepne nasiona osadzają się w szczelinach przyniesione przez wiatr. Jest nieustępliwy i nie ma dla niego barier. Bywa, że wyrasta na obrzeżach dachów, w zakrzywieniach rynien, gdziekolwiek zaczepią się jego nasiona. Na starym murze rozdzielającym dwa ogródki, a nawet wysoko na pniu drzewa na brzegu Olzy. Potrafi się znaleźć w każdych warunkach, byle w zasięgu promieni słonecznych. Ale wszędzie musi zapuścić korzenie, które podobno potrafią się rozrosnąć nawet do dwóch metrów, by wysysać z głębi ziemi jej soki. W dodatku jego boczne korzenie wyrastają w dwóch rzędach i w formie spirali schodzą w dół jak świder zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Nie udaje mu się to na dachu, nie ma się tam w co zapuścić. Pod względem gruntu jednak nie jest wybredny. Nie potrzebuje dobrej gleby, chociaż, oczwiście, nie gardzi nią. Lubi twarde podłoże, tak jakby chciał udowodnić swoją twardość. Jego domeną są tereny
przyfabryczne i pryzmy gliny na uboczu placów budów. Chętnie zajmuje kwatery opuszczone lub zaniedbane przez ludzi, okolice starych zabudowań, nawet skażone przydroża, nie stroni od torowisk i trakcji. Botanicy mówią o nim, że lubi zwłaszcza siedliska ruderalne. Ale naturalnie znacznie lepiej czuje się na łąkach, a nawet w lasach. Na łąkach osiąga największe rozmiary i zadziwiającą tężyznę, schodzi najgłębiej i wyrasta najwyżej. Podczas owocowania może osiągnąć nawet pół metra wysokości. W lasach też może czuć się dobrze, lecz jest jeden warunek: muszą być widne, w miarę nasłonecznione. Mniszek jest bowiem słońcolubny. Słońce to jego bóg. Jakby wychował się pod piramidami w starożytnym Egipcie. A Żydzi, uciekając z niewoli faraona, zawlekli go nie tylko do Palestyny i Izraela, ale też za Alpy, do północnej Europy. Jest to więc zioło, które pomogło przetrwać niewolę egipską, ma cudowne, ocalające właściwości i dlatego spożywa się je na Paschę. Jego dalekie echo rozbrzmiewało w żółtej gwieździe. Żółć mniszka jest dwuznaczna, bo w społecznościach zachodnich tym kolorem piętnowano nie tylko Żydów, ale także heretyków, przestępców, chorych, prostytutki. Jaskrawa żółć to kolor wyrzutków, ale też barwa zmartwychwstania, zrehabilitowana przez van Gogha. Choć taki jaskrawy, naznaczony wieloznaczną symboliką i niby to wszędobylski, mniszek pozostaje jednak banalny, przez co można go przeoczyć, zwłaszcza w mieście i na przedmieściach. Za sprawą swojej solarnej mimikry właśnie tam staje się najbardziej niepozorny, niemal niewidoczny i w tym też naśladuje słońce, które nawet jeśli nie lubi być skryte, to nie pozwala na siebie patrzeć i zmusza do odwrócenia od niego wzroku. Botanicy więc nieprzypadkowo zaliczają go do astrowców. Może wywodzi się z iskry gwiezdnego pyłu, z kosmicznego zarodka, który na fali panspermii wpadł w łzawe oko ziemskiej wilgoci? Może przybywa z głębi Drogi Mlecznej? TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
45
* * * Przez wiele lat nie pamiętałem o mniszku. Mieszkałem wtedy w wielkich miastach, wśród betonu i asfaltu, skąd rzadko wyjeżdżałem. Owszem, w pobliżu rosły jakieś drzewa i krzewy, na skwerach, w alejach, przy bulwarach, w parkach. Gdzieniegdzie rosła też trawa, reglamentowana, przycinana, zadeptywana. Nie widywało się tam mniszka, który przez ogrodników i miejskie służby odpowiedzialne za zieleń uważany był za chwast. Im bardziej zadbane miasto, tym mniej szans dla mniszka. Nie tylko z wiejskich upraw, ale i z miejskich założeń, dzielnic i wielkopłytowych osiedli rugowało się rośliny, które uważano za chwasty. Chociaż niestaranni administratorzy osiedli z wielkiej płyty pozostawiali jakieś obszary między blokami dzikiej trawie. Dopiero od niedawna w miastach zaczęto się oswajać z tą rewolucyjną ideą, że miasto potrzebuje łąk, choć nie będzie się na nich wypasać krów, owiec czy kóz. W czasch urbanizacji i industrializacji dziko pleniącą się roślinność wyrzynano w pień, wyrywano z korzeniami, wycinano, mordowano solą i pestycydami, brukowano kostką, zalewano betonem i asfaltem. Mniszka jednak wyrugować nie sposób. Jest uparty, wytrwały, nie poddaje się. Odporny na ludzką złość, głupotę, zniszczenie, zakwitnie nawet na asfalcie. Teraz, odkąd mieszkam w małym mieście na granicy, pod koniec zimy niecierpliwie wyczekuję przybycia mniszka. W ostatnią niedzielę marca wychodzę z domu. I co ni stąd ni zowąd widzę zaraz za drzwiami? Tuż za progiem naprzeciw wychodzi mi naprzeciw mniszek, drobna rozgwiazda zieleni z silnym żółtym światełkiem na niemal niewidocznej szypułce w rowku między kostkami chodnika. Mniszek podchodzi więc do kamienicy, w której mieszkam, z obu stron. Od frontu, od ulicy, która jest nazywana placem i od tyłu, od zaniedbanego podwórka. To podwórko jest dla niego bardzo odpowiednim siedliskiem, niemal ruderalnym, bo nasz dom, o zgrozo, coraz bardziej obraca się w ruderę. W zimie, po tym jak tuż po Wszystkich Świętych sąsiad z dołu wykosił ciężką kosiarką elektryczną podwórze, grunt od okien sutereny aż po rozsypujący się murek ogródka, przy którym w kącie rosną cztery średniej wielkości drzewa iglaste, sprawia wrażenie ziemi jałowej, gdzie nic już nigdy nie wyrośnie. Ale po wiosennej równonocy wygolone podwórko z trzepakiem i studzienką kanalizacyjną zmienia się znowu w kolonię mniszka. Przez większość dnia podwórko jest jednak zacienione i mniszek rośnie tu powoli i zakwita z opóźnieniem, dopiero na przełomie kwietnia i maja. Co najmniej miesiąc wcześniej słoneczka mleczy zapalają się na trawniku koło urzędu pracy. To wtedy zaczyna się prawdziwe święto wiosny. A kiedy w niedzielę wielkanocną widzę, 46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
że na rogu Menniczej i Starego Targu wśród kostki brukowej wyrosły ciemnozielone liście mniszka i ponad krawężnik wystrzeliły jego żółtopromienne kwiaty, myślę sobie: świat się jeszcze nie kończy. Kwiat mniszka wspina się w górę na rurkowatej, giętkiej szypułce. Wschodzi o świcie i zachodzi o zmierzchu w rytmie Słońca. Jego żółta czupryna przyjmuje słoneczne promienie, czerpie ze Słońca energię. Ale może z ziemi wysysa więcej uzdrowicielskiej siły niż energii ze Słońca. Nie wiem, ale podejrzewam, że właśnie mniszek jest szczególnie udaną formą syntezy niebiańskości z ziemskością, słoneczności z wilgocią. Niestety, nie obserwuję wiosennej inwazji mniszka systematycznie. Musiałbym tuż po wiosennej równonocy położyć się gdzieś w trawie na kilka tygodni, żeby zobaczyć cały jego tryumfalny pochód ze wszystkimi jego fazami, których jest chyba dwanaście. I musiałbym mieć oczy po obu bokach głowy nad skroniami, tuż powyżej uszu, również o właściwościach noktowizyjnych. Właśnie zaskroniec mógłby być dobrym obserwatorem mniszka. Zamiast udawać zaskrońca na jakimś przydrożu albo wydepczysku wśród ruin, można by tam zainstalować dyskretną kamerkę, aby prowadzić bezpośrednią transmisję z życia mniszka i poznawać dynamikę jego rozwoju, nie ruszając się z domowego zacisza. Nie jest to jednak możliwe, więc poniekąd poniewczasie, przechodząc jakimś smętnym poboczem, przez jakąś
opuszczoną, postindustrialną okolicę, nagle widzę i ze zdumieniem uświadamiam sobie, że mniszek jest wszędzie. Jakby spadł z nieba jak manna, jak rój meteorytów, które w atmosferze ziemskiej rozpadły się w deszcz żółtych iskier i teraz świecą w trawie zwrócone lojalnie ku słońcu. Są mocno uzależnione od słonecznego światła. Na podwórze kamienicy, w której mieszkam, światło słoneczne nasuwa się powoli i stopniowo dopiero po południu. Teraz, kiedy trwa powszechna kwarantanna, mogę tam wyskoczyć parę razy dziennie i zobaczyć, że w cieniu, bez słonecznych promieni, mniszek nie zakwitnie tak szybko jak na przykład na opuszczonym, zniszczonym, zarośniętym trawą amfiteatrze nieopodal. Dno amfiteatru jest wyasfaltowane i już od wielu lat kierowcy parkują tu na dziko. Na zdemolowanej od dawna widowni mniszki tworzą rozproszony, niemy chór solarnych światełek w jeszcze wciąż wyraźnym, półkolistym układzie. Po zmierzchu się zwijają, o świcie rozwijają. W nocy, kiedy na asfalcie już nie ma samochodów, potrafią pogrążyć się w sobie i zachować wewnętrzne światło. * * * Mniszki mają wieloznaczny, może nawet ambiwalentny charakter. Rozmnażają się zarówno seksualnie, jak i bezpłciowo, czyli apomiktycznie. Ale nie wiem, czy chodzi o dwie różne sekcje czy o te same osobniki, które na przykład wiosną rozmnażają się bezpłciowo, ich zarodki i nasiona powstają bez zapłodnienia, a jesienią przeciwnie, już nie są partenogenetyczne i wymagają zapłodnienia. Może chodzi jednak o inną grupę w tej samej sekcji. Po łacinie mniszek lekarski nazywany jest Taraxacum oficinale i jest to nazwa wyjątkowo nieprecyzyjna. Systematycy wyróżniają sekcję Taraxacum oficinale obok innych z górą pięćdziesięciu sekcji rodzaju Taraxacum. W botanicznej systematyce panuje w związku z tą kwestią spory zamęt. Nazwa Taraxacum budzi niechęć samych taraksakologów, którzy odradzają jej stosowanie. Określa się nię cały gatunek zbiorowy, jego sekcje jak i poszczególne, różne od siebie gatunki. Taraksakolodzy chyba jednak nadal nie znaleźli odpowiedniego klucza do usystematyzowania mniszka, zwłaszcza, że różnice pomiędzy jego poszczególnymi gatunkami są trudne do zaobserwowania i uchwycenia. Lepiej więc zostawić tę kwestię i zastosować brzytwę Ockhama. Może to w samej naturze mniszka tkwi trudność jego precyzyjnego i jednoznacznego nazwania. Świadczy o tym także związana z nim wernakularna onomastyka. W języku polskim mniszek popularnie nazywany jest mleczem, a kiedy przekwitnie i jego promienny żółty kwiat zmienia się w siwą czapkę, nazywa się go dmuchawcem. Metamorfoza mniszka w dmuchawca jest trochę zaskakująca i tajemnicza. Promienny żółty kwiatek nie
wiedzieć kiedy, zmienia się w małą, siwą kulę przypominającą księżyc. Jest to kula zdumiewająco ażurowa, zbudowana z drobnych, leciutkich, upierzonych lotek. Wygląda na to, że kwiat mniszka siwieje nagle, w ciągu jednej nocy i od razu w całości. Najpierw zamyka się w sobie, ciemnieje, gaśnie, a następnego dnia otwiera się siwy, jako kuliste skupisko nasion gotowych do odlotu. I już się nie zamyka. Przychodzi na niego kryska. Jego ażurowa konstrukcja musi się rozczepić, rozdzielić na pojedyncze nasiona i odlecieć w siną dal. Kto w dzieciństwie nie rozdmuchiwał dmuchawców, w istocie nie był dzieckiem. Dzieci biorą więc udział w rozmnażaniu i proliferacji mniszka. Gdy już przekwitną żółte kwiaty mniszka – tłumaczy w parku małemu dziecku mamusia – powstają nasionka, które przyczepione do puszystych spadochroników są rozsiewane przez wiatr. Kiedy zdmuchujesz dmuchawca, pamiętaj, że wysyłasz w świat nasiona tej rośliny, a wiatr może je zanieść nawet bardzo daleko. Przedtem jednak dziecina zrywa łodygę, która też jest dla niego interesująca, bo przypomina rurkę do picia słodkich napojów w McDonaldsie. W miejscu zerwania rurki sączy się mleczko, które jednak smakuje gorzko i może nieprzyjemnie pobrudzić rękę. Dziecina nie wie, że w subkulturze tatuażu dmuchawiec symbolizuje wolność, szczęście, siłę przetrwania, inteligencję i otwarty umysł, zdolność do metamorfozy i nowego początku przy zachowaniu wierności zasadniczej idei życia. Skąd się wzięło życie? Dziecko może to wie w swojej nieświadomości, ale jeszcze nie myśli o przemijaniu i śmierci. Jeszcze nie przeczuwa, że w miłości trzeba odlecieć i zapomnieć o sobie. Jeszcze nie jest sobą, tylko wyszło z mamusią na spacerek do parku. Z rozdmuchanego dmuchawca została łysa główka na rurce zerwanej łodygi. Teraz już lepiej wyrzucić ją w trawę. Nieładnie pachnie – mówi dziewczynka. Ale to nie dmuchawiec tak ostro pachnie. Dziewczynka i jej mamusia idą dalej w stronę placu zabaw aleją pod drzewami, wśród których biało kwitnie i tajemniczo śmierdzi czosnek niedźwiedzi. Jednak nie wszystkie kwiaty ładnie pachną. Ktoś doliczył się pięćdziesięciu dwóch nazw i przezwisk mniszka lekarskiego. Dawnych, zwyczajowych, regionalnych, ludowych, specjalistycznych, przetłumaczonych żywcem z innych języków. Przepisuję tutaj tylko niektóre z nich: bole oczy, buława hetmańska, dętki, dmuchacz, dmuchawiec, dmuchawiec lekarski, gołębi groch, kniat, kuba-baba, lwi ząb, majicek, maślak, męska stałość, milch, mlecz, mlecz lekarski, mlecz polny, mlecz świński, mleczaj, mlecznica, mlecznik, mlicz, mlyc, mnich, mnisek, mnisza główka, moiczka, moik, môj, môjicek, moiczek, pąpawa, plesz, pleszyki, podmuch, podróżnik mleczowaty, podróżnik pospolity, TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
47
popia główka, psi mlecz, radiki, radynki, strzykowie, ślepota, śmirgiel, świni mlecz, świni mnich, świni pysk, wilczy ząb, wole oczy, wołowe oczy, zdmuchawnik, żabi kwiat. U nas, we wsi Kończyce Wielkie, na mlecz mówiło się moiczek. Tak nazywała go moja babcia Ernestyna, ale nie pamiętam, czy moja babcia zbierała kwiaty moiczka i suszyła je, żeby z nich parzyć ziółka czy gotować syropek. Moiczki rosły na miedzach i łąkach, które częściowo spasały krowy, a częściowo przeznaczone były na siano, czyli karmę też głównie dla krów. Dziadkowie mieli małe gospodarstwo, niecałe trzy hektary i tylko dwie krowy, o które dbali niemal tak, jakby należały do rodziny, a w każdym razie lepiej niż o trzy świnie, które raczej stoicko niż cynicznie pochrumkiwały, walając się w mrocznym, śmierdzącym chlewie, nieświadome, że są skazane na adwentowe świniobicie. Co innego krowy. Stały dumnie w oborze odwrócone w stronę chlewu zadem albo po wieczornym dojeniu spoczywały majestatycznie przed żłobem, gdzie pachniało trawą lub sianem, a o świcie, kiedy znowu wstały, przez okna nad głębokimi żłobami widziały słońce nad pobliskim lasem i przydomowe grusze, słyszały szczebiot jaskółek i gruchanie gołębi. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni, wyprowadzone rano z obory, spędzały cały dzień do zmierzchu na pastwisku, co musiało być rozkoszne szczególnie w maju, kiedy zanurzały pyski w świeżej, soczystej, umajonej łące. Jako malec, który całymi dniami latał po polach, łąkach i pobliskim lesie, czasem siadałem w trawie blisko nich, zrywałem mlecz i z rurki jego szypułki robiłem sobie piszczek, który wydawał ostry, skrzekliwy pisk. Chciałem nim wytrącić krowy z równowagi. Podnosiły wtedy spokojnie łby znad trawy i, nie przerywając przeżuwania, patrzyły na mnie przez chwilkę z wyrozumiałością graniczącą z politowaniem. Babcia nie zbierała więc moiczka, zostawiała go na pożarcie, przeżucie i strawienie krowom, a ponieważ krowy dokładnie wyskubywały miedze, niewiele moiczków zdążyło przemienić się w dmuchawce. * * * W tym roku, w związku z epidemią koronawirusa, nie mogłem wyjść na łąki umajone gdzieś dalej za miasto, w poszukiwaniu obfitszych i dojrzalszych główek mniszka. Zgodnie z recepturą, którą posługiwałem się od paru lat, do przygotowania syropku powinienem sporządzić wywar z pięciuset główek moiczka. Poszedłem więc na najbardziej nasłonecznione miejsce w mojej okolicy, do niecki starego, zdewastowanego, zarośniętego trawą amfiteatru, który od kilkunastu lat jest miejscem równie niepozornym, co żałosnym. Miasto już od dawna nie wie, jak to miejsce zagospodarować, więc jego asfaltowa arena zmieniła się w dziki parking dla zdesperowanych 48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
kierowców, którzy nie zdążyli znaleźć lepszego miejsca bliżej centrum. Od zachodu, od strony zrujnowanej drukarni, na łagodnych zboczach wśród trawska zarysowują się łuki schodkowej widowni, ze zbutwiałymi resztkami ławek, wypróżnionymi butelkami i puszkami po libacjach okolicznych meneli. Dzieciom z pobliskich domostw pewnie nie wolno tam się bawić. A też tutejsze młokosy wychodzące z psami na spacer raczej omijają to miejsce. Można tylko przejść na skróty wydeptanym chodnikiem pośrodku resztek dawnej widowni, nad którą płacze rosochata wierzba płacząca. Po przeciwnej stronie niecki wznosi się skarpa, odgrodzona z góry od ulicy kłębami gęstych krzewów. I właśnie tam jest sporo mniszka. Tam więc poszedłem i zbierałem cierpliwie do szmacianej torby w pełnym słońcu, które właśnie przechodziło przez zenit. Liczyłem dziesiątkami, z twarzą przewiązaną chustą, bo w maseczce, której noszenie zarządzono bezwzględnie parę dni wcześniej, chyba bym się udusił. W myślach odliczałem dziesiątka po dziesiątce zerwane kwiaty moiczka, ale w drugiej setce zacząłem się plątać i straciłem rachubę, wskutek natręctw myślowych i zagadywania przechodniów. Zrywanie mniszka to dobre ćwiczenie na koncentrację. Przypomina odmawianie różańca. Czyli to niemal medytacja. Słońce pali z nieba nad głową. Mam żółte palce od kwietnego pyłu i przypomina mi się Novalis, do którego dawno nie zaglądałem. Już mam smugi żółtego pyłu na czarnych dżinsach i wygląda to malowniczo. Jak smugi meteorytów na czarnym niebie. Trochę przypomina to też żółte zawijasy kredy na tablicach Rudolfa Steinera. Zbierając kwiaty mniszka, ulega się romantyzacji i biodynamizacji za sprawą roślin. Mimowolnie i podświadomie popada się w ezoteryczność. Człowiek gubi się w rachubie. Okazuje się, że odliczanie jest niezgodne z naturą roślin, a oparta na rachubie świadomość ulega przyśpieszonej erozji. Ale jakoś dochodzę do dwustu pięćdziesięciu. Trzeba sobie zrobić przerwę, rozprostawać zgięty kręgosłup, wyciszyć rozfalowany umysł. Czuję się trochę jak Kopciuszek. Od pyłku mniszka czubki kciuka i palców prawej dłoni, którymi zrywam kwiaty, najpierw pożółkły, a potem poczerniały i jakby stwardniały. Słońce pali mnie w ciemię. Och, już mnie nudzi to zbieranie. Wytrzymuję jednak moiczkową próbę wytrzymałości i cierpliwości do końca. Zebranie ostatniej setki kwiatów przychodzi mi łatwiej, a w dodatku zrywam jakieś pięćdziesiąt kwiatków więcej, żeby sobie potwierdzić, że to jednak frajda, nic wielkiego, że tak właśnie poetycko żyje sobie człowiek na tej ziemi. Po powrocie do domu wysypuję kwiaty mniszka na rozpostarte gazety na podłodze w kuchni i zostawiam je tak na godzinę, aby trochę przeschły i wyszło z nich robactwo. Potem wrzucam je do wielkiego garnka, lekko
fot. arch. autora. Kwiaty mniszka lekarskiego suszą się przed ugotowaniem na dobroczynny syropek
upycham i zalewam wrzącą wodą. Następnie stawiam je na piecu, aby się pogotowały na wolnym ogniu przez kwadrans. Pod koniec gotowania dodaję do garnka dobrze umytą i wyparzoną cytrynę pokrojoną na plastry. Po wymieszaniu moiczkowej pulpy, nakrywam garnek pokrywką i odstawiam na całą noc. Rano odcedzam pulpę przez cienkie płótno do tego samego garnka. Wywaru jest sporo, jakieś trzy litry, dodaję do niego kilo cukru, mieszam i gotuję na bardzo małym ogniu, aż cukier zupełnie się rozpuści, wywar trochę odparuje i powstanie syrop. Tymczasem schną wyparzone słoiczki po dżemach i jalapeño. Przelewam do nich gorący syropek. Jest dziesięć słoiczków. Na trzy godziny zawijam je w koc w celu suchej pasteryzacji. Potem stawiam je dnem do góry na blacie kuchennym i tak zostawiam aż zupełnie wystygną. I na koniec wkładam słoiczki z moiczkowym syropkiem w ciemnym kąt na półce spiżarni, gdzie miałyby stać aż do czasu, kiedy poczuję się gorzej i sięgnę po nie dla poprawy zdrowia i nastroju. Mam jednakowoż nadzieję, że nie stanie się to zbyt szybko i syropek będzie sobie stał na półce w spiżarce, czekając na czarną godzinę przez kilka miesięcy, a może nawet parę lat. No chyba, że mnie skusi, żeby prędzej go skosztować, dolać do herbaty profilaktycznie, dla wzmocnienia odporności, albo zdecyduję się któryś słoik komuś
podarować. Poniewczasie zaczyna mnie jednak dręczyć, że do sporządzenia syropku z moiczka użyłem tyle cukru. Jak wiadomo, rafinowany cukier to zaraza, biała śmierć. Poczułem zawstydzenie, a nawet coś w rodzaju wyrzutów sumienia. Może wywar z moiczka zepsułem śmiercionośnym cukrem? Może jednak słoneczne energie mniszka zneutralizują zabójcze właściwości cukru? Albowiem moiczek jest dobry na wszystko. Naukowo dowiedziono, że regeneruje wątrobę, zwiększa wydzielanie żółci, ma działanie krwiotwórcze i moczopędne, jest pomocny na niewydolność nerek, zwiększa wydzielanie soków żołądkowych, wspomaga funkcjonowanie trzustki, obniża poziom cukru w surowicy krwi, a przede wszystkim wzmacnia układ odpornościowy. Mleczko z jego łodygi jest dobre na gojenie ran i usuwanie kurzajek. W dodatku niedawno wykazano, że mniszek sprawdza się w terapii antyrakowej, a w szczególności jego liście i korzenie mają właściwości przeciwnowotworowe. Podobno jego działanie jest bardziej skuteczne niż chemioterapia. Moiczek jest esencją wiosny i jej miłosnego, jasno-ciemnego szaleństwa. Dla artystów może być przydatny dodatkowo jako remedium na tak zwaną nadwrażliwość nerwową. Wiejskie dziewczyny plotły sobie z niego wianki, a jego suszone kwiaty wkładały pod poduszkę dla wzmocnienia marzeń sennych. Pytały go o stałość swoich ukochanych, którzy wyjechali do roboty do miasta. * * * W maju wychodzę na podwórko i do małego ogródka za domem, aby zrywać kwiaty moiczka i po prostu je jeść. Jego kwiat jest delikatny jak jedwab i słodkawy. Na surowo można jeść także mlekodajną łodyżkę moiczka i jego liście, które smakują gorzkawo, więc lepiej zabrać je do domu, przyprawić i zmieszać w sałatce. Jedząc na surowo mniszka prosto z trawy, trzeba jednak uważać na robaki, na przykład kleszcza. Jeśli ktoś ma słabe soki trawienne, to go nie strawi. Nie mam pewności co do siły swoich soków trawiennych. I nie mam pojęcia, czy moja mikrobiota poradziłaby sobie z kleszczem. Mam jednak nadzieję, że surowe kwiaty mniszka i jego słoneczny pyłek dodadzą jej dobrej, w miarę czystej energii. I może to jakoś pomoże mi przetrwać lato, które nadchodzi. Cieszyn, 10.04 - 10.05. 2020
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
49
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „WEGAŃSKI TRAMWAJ CIESZYŃSKI”
rabat w wysokości 6% Sklep CIESZYN 43-400 ul. Wyższa Brama 10 tel. +48 694 695 336 Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl
Powoli zaczyna się lato. Wprawdzie nikt nie powiedział, że lody można jeść tylko o tej porze roku, ale ochota na nie przychodzi wówczas naturalnie. Jeśli macie jeszcze gdzieś zalegające bakalie, to doskonała okazja, by je wykorzystać do zrobienia pysznych domowych lodów. Nie ma w nich dodatkowego cukru – wystarcza ten naturalnie zawarty w owocach.
WEGAŃSKIE LODY Z BAKALIAMI, bez cukru, śmietany i mleka
Składniki: 4 banany szczypta cynamonu szczypta kardamonu 2 łyżki mleka roślinnego garść ulubionych orzechów 2-3 łyżki masła orzechowego garść rodzynków kilka suszonych moreli kilka suszonych daktyli
przygotowanie: Dzień wcześniej pokrój banany w plastry, rozłóż na deseczce lub talerzyku i wstaw do zamrażalki na godzinę. Po tym czasie przełóż banany do woreczka i ponownie włóż do zamrażalki. Orzechy podpraż na suchej patelni. Razem z suszonymi owocami pokrój na drobne kawałki. Odstaw. Wyjmij zamrożone banany, przełóż do miski i miksuj blenderem dodając powoli mleko i masło orzechowe. Następnie dodaj przyprawy. Zmiksuj na gęstą, gładką masę. Dołóż orzechy oraz suszone owoce, wymieszaj dokładnie łopatką. Wstaw do zamrażalki na godzinę. Po tym czasie lody są gotowe do jedzenia. Przechowuj szczelnie zamknięte. Na zdrowie!
Orzechy są najbardziej wartościowe ze wszystkich bakalii. Co prawda mają dużo tłuszczu i kalorii, ale są to korzystne dla zdrowia nienasycone kwasy tłuszczowe, zmniejszające ryzyko chorób serca. Orzechy mają wiele właściwości korzystnych dla zdrowia. Wysoka zawartość witamin z grupy B i witaminy E korzystnie wpływa na pracę mózgu i kondycję skóry. Ze względu na dużą ilość białka są bardzo ważnym elementem w diecie. Regulują metabolizm.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
51
DIUSAPET 120 lat doświadczenia w karmieniu zwierząt domowych
HURTOWNIA ZOOLOGICZNA
ul. Bugajska 37, 42-208 Częstochowa tel. 34 363 72 00, biuro@pethouse.pl
SPRZEDAŻ WYSYŁKOWA
PETHOUSE.PL
Odpowiednie żywienie jest jednym z ważniejszych aspektów opieki nad naszymi pupilami. Jeśli chcesz, by Twój pies lub kot był zdrowy, musisz pamiętać o podstawowych wymaganiach żywnościowych. Zwierzaki na każdym etapie swojego życia potrzebują pełnowartościowego, zbilansowanego pokarmu. Właściwa dieta jest więc podstawą dobrego zdrowia. Należy pamiętać, że żywienie psa czy kota jest zróżnicowane ze względu na jego wiek, wielkość, zapotrzebowanie energetyczne, płeć, okres ciąży też ewentualne choroby. Diusapet to fi rma, która na rynku europejskim cieszy się zaufaniem wielu klientów. W tworzeniu najlepszych karm dla zwierząt domowych specjalizujemy się od wielu lat. Naszą wiedzę budujemy od 1901 roku, kiedy to swój „debiut” we Francji miała pierwsza naturalna linia produktów weterynaryjnych do żywienia zwierząt domowych. Obecnie reprezentujemy międzynarodowy zespół ekspertów w dziedzinie klinicznego żywienia zwierząt domowych. Swoją wiedzę i doświadczenie jako producent karmy dla zwierząt domowych łączymy z pasją i miłością do zwierząt, a naszą ofertę kierujemy zarówno do właścicieli psów i kotów, jak i profesjonalistów zajmujących się ich hodowlą. Rozwój naszych produktów opieramy na licznych badaniach naukowych naszej żywności, które prowadzimy w sposób całkowicie etyczny i wolny od okrucieństwa. Podmiotem naszej najwyższej troski są zarówno zwierzęta żyjące w warunkach rodzinnych, ale też te naturalnie dotknięte chorobą. W ten sposób leczymy je za darmo, a jednocześnie potwierdzamy skuteczność naszych receptur. Wszystkie nasze wysiłki, w ciągu ostatnich 120 lat, mają na celu zapewnienie dobrego samopoczucia i długowieczności Twoich zwierząt domowych - podkreśla przedstawiciel firmy Marceli Oziębło.
Co wspólnego z karmą dla zwierząt domowych ma nauka i technologia? Rozwój i badania naukowe od lat wspierają poprawę jakości wielu aspektów ludzkiego życia. Wiele z tych osiągnięć może być z powodzeniem wykorzystanych w celu poprawy dobrostanu naszych pupili. Warto podkreślić, że wszelkie podejmowane przez nas w tym obszarze działania czynimy w zgodzie i z poszanowaniem środowiska naturalnego, dbając o przyszłość naszej planety i przyszłych pokoleń. Żywienie, jako jedna z najważniejszych funkcji życiowych od lat jest przedmiotem zainteresowania ze strony lekarzy, a także ekspertów reprezentujących różne dziedziny nauki. Właściwa dieta wpływa pozytywnie nie tylko na nasze zdrowie fi zyczne, ale sprzyja także dobremu samopoczuciu i wewnętrznej harmonii przez co jakość naszego życia i jego długość rośnie.
Nasz zespół badawczy, we współpracy z autorytetami świata nauki prowadzi od lat badania laboratoryjne (tak w laboratoriach własnych jak i referencyjnych), których celem jest ciągła poprawa parametrów naszych produktów. Prace prowadzimy dwutorowo. Jedne - z udziałem zdrowych zwierząt, gdzie stale monitorujemy takie parametry jak: smak i ogólne samopoczucie zwierząt domowych, w tym stan futra i skóry, stolce i inne istotne parametry nieinwazyjne. Drugi strumień prac obejmuje badania kliniczne na chorych zwierzętach, ze zdiagnozowanym wcześniej stanem patologicznym (zwierzę chore), które wspieramy najodpowiedniejszą dietą. W trakcie podawania naszych diet stale monitorujemy ich wpływ na poprawę stanu zdrowia zwierzęcia a w razie braku uzyskania pożądanych efektów i dokonujemy niezbędnych modyfi kacji ich składu. Takie podejście pozwala nam być zawsze innowacyjnym i nowatorskim w naszych formułach
i podejściu do żywienia, z jednym unikalnym celem: poprawą zdrowia naszych czworonożnych przyjaciół. Nasza, zlokalizowana we Włoszech, fabryka karm dla zwierząt domowych stosuje najnowocześniejszą technologię, łączącą użycie najwyższej jakości surowców z „delikatną” obróbka termiczną (tzw. ”gotowanie na parze”) co pozwala uzyskać wysoką tolerancję i przyswajalność naszych karm z jednoczesnym zachowaniem pożądanych właściwości odżywczych. Posiadamy certyfi kat ISO 22000 (zazwyczaj stosowany w produkcji żywności klasy ludzkiej) i ISO 9001. Nasz proces produkcyjny zapewnia najnowocześniejszą technologię kładącą nacisk na poszanowanie środowiska naturalnego, bezpieczeństwo i kontrolę jakości, a w pełni wyposażone laboratorium wewnętrzne czuwa nad jakością każdego składnika użytego do produkcji karmy żywności i każdego produktu gotowego. Mottem Diusapet jest: ”Zdrowie to nie wszystko, ale bez zdrowia wszystko jest niczym”. Co to oznacza? - Zdrowie zwierzaka jest ostatecznym celem wszystkich naszych działań. Nasza filozofia brzmi: W zdrowym ciele – zdrowy duch. Zdrowie ma nie tylko wymiar fi zyczny. Zdrowie to także równowaga w sferze psychicznej i emocjonalnej. Tylko połączenie tych 3 składowych daje pożądany efekt w postaci dobrego samopoczucia, wzrostu wydajności naszego organizmu i długowieczności. I taki jest właśnie Diusapetto karmy, które są zdolne zadbać o wszystkie składowe życia naszego ukochanego pupila: dobrostan fi zyczny, ale także jego równowagę psychiczną i emocjonalną. A wszystko to osiągamy łącząc gruntownie przebadane proste, wysokojakościowe składniki odżywcze, które traktujemy z należytą miłością, szacunkiem i pasją, z najbardziej innowacyjną technologią osadzoną w stale monitorowanym i certyfi kowanym standardzie produkcji. To jest Diusapet. To jest Miłość.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
53
gor
e za t a P
r
z
M
ał
Sterylizacja psów i kotów - dofinansowana przez gminy
Od lat prowadzone są akcje promujące sterylizacje zwierząt domowych takich jak kot czy pies. O ile zwierzęta trzymane w warunkach domowych sterylizowane są głównie dla korzyści zdrowotnych, o tyle sterylizacja zwierząt trzymanych w budach lub luzem na posesji ma charakter zapobiegający nadmiernemu namnażaniu, który jest głównym powodem bezdomności zwierząt. Czym jest sterylizacja? To potoczna nazwa zabiegu kastracji przeprowadzonego na samcach lub samicach. Zabieg wykonywany jest przy znieczuleniu ogólnym i polega na usunięciu jajników, jajowowdów i macicy u suczki lub kotki oraz usunięciu jader u psa lub kota. Zabieg jest bezpieczny przy zachowaniu zasad higieny w pierwszych dniach po nim. Być może dlatego nie cieszy się zbytnią popularnością we wsi polskiej, na której dbanie o psa często nie mieści się w najniższych standardach. Dobrym rozwiązaniem byłoby przetrzymanie zwierzęcia w lecznicy przez pierwsze trzy, cztery dni, aż minie niebezpieczeństwo zakażenia, by wrócił bezpieczny na posesję. Gminy powinny rozpatrzyć również taki kształt pomocowy dla wiejskich psów i kotów. Jak PRzeBieGa oBecnie DoFinansoWanie? Wiele gmin w Polsce w celu zachęty i pomocy, dofinansowuje lub wręcz finansuje sterylizację zwierzat domowych (czyli psa lub kota). Dostępność zależy od sumy 54
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
uchwalonej przez gminę. W przypadku Cieszyna przeznaczono na ten cel 20 tysięcy zlotych. „Znakowanie psów i kotów za pomocą elektronicznego mikroprocesora oraz ich rejestracja w bazie danych zwierząt oznakowanych elektronicznie, a także zabiegi sterylizacji i kastracji psów i kotów są realizowane z 50% udziałem finansowym Gminy Cieszyn. Zabiegi mogą być zrealizowane po przedłożeniu przez posiadacza zwierzęcia zlecenia, wydanego na jego wniosek przez Wydział Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miejskiego w Cieszynie. Do uzyskania dofinansowania do zabiegów sterylizacji lub kastracji psów i kotów uprawnieni są właściciele lub osoby, pod których opieką znajdują się zwierzęta, posiadający stałe lub tymczasowe zameldowanie na terenie Cieszyna, a psy i koty będące pod ich opieką zostały oznakowane elektronicznie i zarejestrowane w bazie danych zwierząt oznakowanych elektronicznie.” – czytamy na stronach UM Cieszyna. Dofinansowanie można otrzymać maksymalnie do dwóch zwierząt w roku kalendarzowym.
„Po zlecenia na zabiegi realizowane w ramach programu można zgłaszać się do Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miejskiego w Cieszynie, od dnia 22 marca 2021 r. do wyczerpania kwoty przeznaczonej na realizację zadania.” - brzmią dalsze informacje. Zgodnie z informacją na stronach Urzędu Miejskiego Cieszyna wnioski pobieramy ze strony internetowej UM w Cieszynie lub w formie papierowej w hallu UM w Cieszynie oraz w gabinetach weterynaryjnych, które podpisały z Gminą Cieszyn umowę na wykonywanie dofinansowywanych zabiegów, tj.: 1. gab. Wet. VeTMAR Marcin goryczka, Cieszyn, ul. Hażlaska 4 2. gab. Wet. HAVeT Jarosław Hajek, Cieszyn, ul. Jaworowa 10 3. gab. Wet. OLWeT Aleksandra Leżańska, Cieszyn, ul. B. Chrobrego 25 4. Przychodnia Weterynaryjna g.Ramisz, P. Ramisz, Cieszyn, ul. Bielska 3
Koszty zabiegu są różne w zależności od płci oraz wielkości zwierzęcia. Orientacyjnie ceny poniżej: Rodzaj zabiegu
Cena (brutto)
sterylizacja kotki
150,00
kastracja kocura
100,00
sterylizacja suki do 15 kg
300,00
sterylizacja suki 15-30 kg
350,00
sterylizacja suki pow. 30 kg 450,00 kastracja psa do 15 kg
170,00
kastracja psa 15-30 kg
200,00
kastracja psa pow. 30 kg
250,00
Prosimy właścicieli psów i kotów, szczególnie tych wolnożyjących o świadomą opiekę i odpowiedzialność za kolejne życia powołane na świat.
DO ADOPCJI POLECAJĄ SIĘ
KONTAKT
Schronisko AZYL Cicha 10, 43-400 Cieszyn
tel. 33 851 55 11 schronisko.ustronet.pl
NADAL CZEKA Łajka, sunia, urodzona w 2013 roku, krótkowłosa, średniej wielkości, w kłębie ma około 50 cm. Znaleziona 10 października 2019 roku w Andrychowie. Sunia od ponad dwóch lat w schronisku. Złakniona ciepła i kontaktu z człowiekiem. Na początku wystraszona, potrzebuje nieco czasu by zaufać. Numer ewidencyjny: 381/2019.
UWAGA!
W związku z panująca pandemią koronawirusa Schronisko dla Zwierząt „Azyl” z przykrością zmuszone jest skrócić godziny otwarcia. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021 Do odwołania schronisko czynne jest w godzinach: pn.-pt. 8:00 - 13:00, sobota 8:00 - 10:00, niedziela nieczynne.55
KIERUNEK SPORT
www.rowerowycieszyn.pl
Trasa #04
Mleczna Droga, na Wichrowe WzgOrza Wytrawni eksploratorzy rowerowi z pewnością dotarli w miejsca, które zostały opisane poniżej. Dlatego tę propozycję dedykujemy wszystkim tym, którzy jeżdżą turystycznie rowerami, ale dotychczas trzymali się utartych i dobrze znanych szlaków w takich kierunkach jak Leszna czy Kaczyce. Okazuje się, że po przestudiowaniu mapy i podjęciu paru niestandardowych decyzji można zobaczyć Cieszyn i jego najbliższą okolicę z zupełnie innej strony. Zaczynamy tradycyjnie, czyli w pobliżu bezpłatnego parkingu, na którym przyjezdni bezproblemowo pozostawią samochód. W tym przypadku to parking w pobliżu Hali Widowiskowo Sportowej na ul. Sportowej. Gdyby złożyło się pechowo, że traficie tu w weekend i akurat trwają jakieś wielkie zawody, można skorzystać ze znajdującego się kilkaset metrów dalej parkingu obok cieszyńskiego browaru, przy ul. Dojazdowej (w dni robocze płatny od 9 do 17). Oczywiście mieszkańcy Cieszyna „wpinają się” w dowolnym miejscu pętli, możliwie blisko miejsca ich zamieszkania. Ślad całej trasy znajduje się na końcu tego tekstu. Pierwszy odcinek dla osób znających centrum Cieszyna nie będzie zaskoczeniem, jednak dla porządku również go opiszemy. Z parkingu przy ul. Sportowej możemy wjechać na ul. Mostową, a potem ul. Dojazdową. Ten wariant nie jest jednak zbyt wygodny, bo jezdnia jest wyłożona granitowym brukiem. Dlatego lepiej ruszyć ul. Sportową w stronę Olzy, skręcić w lewo na al. Piastowską i przejechać przez teren Open Air Museum. Dla gości po raz pierwszy odwiedzających Cieszyn ten kilkusetmetrowy, bardzo oryginalny fragment to klasyczny must see, czyli coś, czego nie można nie zobaczyć. Al. Piastowska kończy się w pobliżu przejścia granicznego. Tu musimy wjechać na ul. Zamkową i dotrzeć nią aż do ul. Michejdy. Skrzyżowanie z ul. Michejdy jest dosyć trudne, dlatego mniej doświadczonym rowerzystom proponujemy zejście w tym miejscu na chodnik i przeprowadzenie roweru aż do Czarnego Chodnika. Czarnym Chodnikiem kontynuujemy jazdę wzdłuż centrum przesiadkowego aż do ronda przy galerii Stela. Teraz musimy zdecydować, czy pojedziemy ul. 56
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
Hajduka (niestety droga rowerowa po przeciwnej stronie jezdni jest jednokierunkowa), czy spróbujemy dostać się na „historyczną” część Czarnego Chodnika po drugiej stronie Bobrówki. Uwaga: Na omawianym odcinku trwają intensywne prace budowlane związane z rewitalizacją linii kolejowej, dlatego wjazd na ścieżkę wzdłuż Bobrówki może być czasowo niedostępny. Jeżeli natomiast zdecydujemy się na jazdę ul. Hajduka, powinniśmy przekroczyć torowisko przed budynkiem Urzędu Celnego (po zakończeniu remontu ma tam być przejście dla pieszych), żeby uniknąć wjazdu na ul. Bielską. Jednym lub drugim wariantem docieramy znowu do Czarnego Chodnika, którym wjeżdżamy na ul. Brodzińskiego (uwaga na roboty związane z budową mostu; w tej chwili jest tam udostępniona drewniana kładka dla pieszych i rowerzystów) i następnie w okolice centrum handlowego Eurospar. Teraz należy okrążyć sklep, dojeżdżając do ul. Stawowej i, pozostawiając stację benzynową po lewej ręce,
Wstępu na nieczynny odcinek ul. Ustrońskiej broni szlaban, ale widać, że ścieżka jest dosyć intensywnie uczęszczana.
KIERUNEK SPORT
wjechać w mało widoczną drogę, która przechodzi w gruntową ścieżkę, ciągnącą się na tyłach zabudowań fabryki Fach. Ta zaprowadzi nas do przejścia dla pieszych na ul. Bielskiej, w pobliżu wiaduktu kolejowego. W ten sposób, nieco klucząc, udało się nam uniknąć ruchliwych cieszyńskich głównych ulic. Po przeprowadzeniu rowerów przez przejście jedziemy dalej ul. Ustrońską aż do zakrętu w pobliżu składnicy maszyn rolniczych. Tu zauważymy szlaban i obchodzącą go wąską ścieżkę, która wprowadzi nas na nieużywany fragment ul. Ustrońskiej. Tak, choć trudno w to uwierzyć, ta zdewastowana ścieżka to pozostałości dawnej drogi prowadzącej do Ustronia. Standard „nawierzchni” na tym odcinku jest porównywalny z drogą górską – z podłoża wystają kamienie, resztki asfaltu, a nawet lita skała. Po deszczu często spływa tędy mały potok i jest ślisko. Dlatego niedoświadczeni rowerzyści powinni zachować ostrożność i nie rozpędzać się na zjeździe, który zaczyna się mniej więcej w połowie całego odcinka. Sama jazda tym fragmentem jest jednak bardzo przyjemna. Poruszamy się w cieniu starych drzew i zarośli, co jakiś czas podziwiając pejzaże Krasnej oraz Mnisztwa. Odcinek kończy się w okolicy stawów
w Gułdowach. Tu znowu musimy wytężyć wzrok, żeby dostrzec wąską ścieżkę biegnącą z lewej strony stawów. Ścieżka ta doprowadzi nas do ul. Wiślańskiej, przez którą należy przeprowadzić rowery. To miejsce jest bardzo niebezpieczne, ponieważ obowiązuje na nim ograniczenie prędkości do 70 km/h, ale droga jest prosta, co oznacza, że w praktyce samochody jadą tu średnio z prędkością 90 km/h. Trzeba to wziąć pod uwagę wybierając moment przeprowadzania rowerów. Dzieci koniecznie powinny to zrobić pod opieką dorosłych. Znajdujemy się teraz na ul. Mlecznej. Na początkowym, kilkusetmetrowym odcinku jest ona szeroka i biegnie praktycznie poziomo, by za chwilę przejść w wąską, trzymetrową asfaltową uliczkę. Z punktu widzenia rowerzystów nie jest to jednak przeszkoda, a wręcz zaleta. Bo łagodnymi łukami z umiarkowanym nachyleniem, wjeżdżamy w malowniczą, wiejską okolicę, która wciąż zachowała swój rolniczy charakter.
Mleczna meandruje wśród wiejskich zabudowań doliną potoku Kraśnianka.
Na zapomnianym fragmencie ul. Ustrońskiej można poczuć się jak na górskim szlaku. Również ze względu na stan podłoża.
W miejscu, w którym ul. Ustrońska skręca w prawo, należy skręcić w lewo ścieżką obok widocznego na zdjęciu drzewa.
Cały czas podążamy wzdłuż meandrującego potoku Kraśnianka, by w końcu z zaskoczeniem odkryć, że jesteśmy na wprost ekranów dźwiękochłonnych drogi ekspresowej S-52. Pod nasypem prowadzi kilkudziesięciometrowy tunel, którym bezpiecznie dotrzemy do ul. Piastowskiej w Gumnach. Przejazd pod S-52. Dla samochodów wąski i niski. Dla rowerzystów idealny. W tym miejscu wjeżdżamy na drogę główną, ale jeżeli ruch jest intensywny i mamy pod opieką dzieci, warto skorzystać z niezbyt wygodnej, ale bezpiecznej ścieżki za łańcuchową barierką, by dotrzeć nią do przejścia dla pieszych na wprost ul. Dolnej, w którą wjeżdżamy. Dalsza jazda przypomina trasę przy ul. Mlecznej, ale wraz ze zbliżaniem się do ul. Wichrowej podjazd zaczyna się robić coraz bardziej stromy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
57
KIERUNEK SPORT
Ulica, do której w końcu dojedziemy, jest godna swojej nazwy. Wraz z nabieraniem wysokości zaczynają się roztaczać coraz rozleglejsze widoki. Kontynuujemy podjazd, aby ostatecznie dotrzeć do najwyższego punktu na trasie, który rozpoznamy po mniej więcej metrowym słupku geodezyjnym, skromnie zdobiącym szczyt najwyższego w okolicy wzgórza. Żeby do niego dojechać, trzeba zboczyć kilkadziesiąt metrów w ul. Leśną, która jest tu zwykłą drogą gruntową. Warto zatrzymać się w tym miejscu na kilka minut i pobawić się w rozpoznawanie szczytów na horyzoncie. A widok jest godny podziwu. Brak zabudowy i drzew sprawia, że możemy podziwiać szczyty: od Baraniej Góry na wschodzie aż po Pustewny na Zachodzie. Podobno przy przejrzystym powietrzu widać stąd nawet Małą Fatrę.
Okolice ul. Wichrowej to głównie pola uprawne, dzięki czemu wokół roztaczają się rozległe widoki.
budynek sklepu, bo za nim rozciąga się kolejna wspaniała panorama, tym razem na Górny Śląsk. Jest więc okazja do kolejnego konkursu, tym razem pod tytułem: „Co to za kominy? Co to za hałda?”. No właśnie czy wiecie, przy których kopalniach znajdują się dwie widoczne na zdjęciu hałdy? Podpowiadamy, że to powiat wodzisławski. Kontynuujemy jazdę ul. Główną aż do skrętu w ulicę Kamienną. Ten odcinek dosyć stromo prowadzi nas w dół aż do ulicy Rudowskiej. Tu również warto zwolnić, bo przed nami wyłaniają się kolejne plany wzgórz aż po horyzont. [Alternatywna opcja to jazda w dół ul. Rajdową. Podobnie jak Wichrowa, ul. Rajdowa zadbała o to, by zasłużyć na swoją nazwę, więc możemy liczyć na strome, kręte zjazdy i piękne górskie widoki. Na końcowym jej odcinku należy zachować ostrożność, bo napotkamy tam stromy zjazd po betonowych płytach.] Kilkadziesiąt metrów przed wjazdem na ul. Rudowską warto zwrócić uwagę na przydrożny krzyż stojący tuż przy drodze na skraju lasu. Gdy spojrzymy między drzewa, dostrzeżemy niezwykłe miejsce. To Grota na Rudowie, będąca pozostałością kamieniołomu, obecnie wykorzystywana jako miejsce nabożeństw. Ulicą Rudowską jedziemy tylko trochę ponad pół kilometra, bo odbijamy w lewo w ul. Sadową. Nią dojedziemy aż do lasu Parchowiec. Tu po niecałych 200 metrach lasu przecinamy ul. Cieszyńską (droga wojewódzka 938). To kolejne niebezpieczne miejsce, w którym warto przeprowadzić rowery.
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej w stronę Zamarsk. Po dojechaniu do centrum koniecznie trzeba zwiedzić lub, jeżeli jest zamknięty, przynajmniej zobaczyć z zewnątrz osiemnastowieczny drewniany kościółek pod wezwaniem św. Rocha. W pobliżu w dni handlowe jest też okazja do uzupełnienia płynów w pobliskim sklepie Lewiatan. Z butelką kefiru lub wody mineralnej warto przejść za
Ul. Rajdowa również odsłania przed nami zaskakujące krajobrazy.
Już po chwili szum samochodów zanika za naszymi plecami i znowu jedziemy pięknym lasem. Tym razem prowadzi nas dobrze utwardzona, prosta droga szutrowa. Mimo łagodnego zjazdu warto zwolnić na tym odcinku, by podziwiać malownicze buki i świerki po obu stronach. Drewniany kościół św. Rocha w Zamarskach.
58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
KIERUNEK SPORT
Las Parchowiec zachwyca o każdej porze dnia.
Krętą. My mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy tam w trakcie „rewitalizacji” (czy raczej reanimacji) nawierzchni za pomocą jakiejś smołopodobnej substancji i żwirku, dzięki czemu opony zyskały dodatkową warstwę bieżnika. Na końcu ul. Krętej czeka nas kolejna atrakcja, bo znajdziemy się pod wiaduktem granicznym, którym droga S-52 łączy się z autostradą E75. Tatusiowie i inni kierownicy wycieczek z udziałem młodocianych powinni odrobić pracę domową i przygotować odpowiedzi na pytania: „A jak długi jest ten wiadukt?”, „A jak wysoka jest najwyższa podpora?” i tak dalej. Należy
Prosta jak drut droga leśna doprowadza nas do ul. Parchów. Tam skręcamy w lewo i przemieszczamy się wzdłuż ściany drzew. Szczególnie ładnie jest tam późnym popołudniem, gdy zachodzące słońce oświetla konary dębów, zwisające nad drogą. Jazda ul. Parchów jest szczególnie przyjemna późnym popołudniem, gdy zachodzące słońce oświetla ścianę lasu.
Tego zdjęcia kierownicy wycieczek nie pokazują swoim podopiecznym, żeby potem mogli zabłysnąć w terenie.
Z ul. Bocznej nagle wyłania się zaskakujący widok na Pastwiska z Czantorią w tle.
Jednak kontynuowanie wycieczki ul. Parchów oznaczałoby wjazd na drogę 938, więc żeby tego uniknąć, jedziemy dalej prosto szutrową, a potem asfaltową ul. Boczną aż do ul. Gajowej. Tam skręcamy w prawo, by po kilkunastu metrach skręcić w lewo w ul. Sarnią, która następnie przechodzi w ul. Dziką. Tu znowu czeka nas porcja górskich krajobrazów, więc warto jechać na lekko wciśniętym hamulcu, by móc docenić ich walory. Mimo zbliżania się do ul. Frysztackiej, dalej czujemy się jak w górach. Po dotarciu do ul. Majowej można skręcić w prawo i w ten sposób już po chwili będziemy na ul. Frysztackiej. To jednak oznaczałoby wcześniejsze włączenie się do intensywnego ruchu samochodowego, więc chcąc odwlec ten moment jak najpóźniej, wjeżdżamy w ul.
też pamiętać, żeby nie przeoczyć ukrytej atrakcji tego miejsca, czyli bunkra. Nie jest on dobrze widoczny, więc można ogłosić kolejny konkurs w rodzaju: „Kto pierwszy zauważy schron, ten stawia wszystkim lody.” Dalsza droga nie powinna już budzić wątpliwości. Wjeżdżamy na ul. Frysztacką, by po kilkuset metrach uciec od ruchu samochodowego, skręcając na rondzie w prawo w ul. Łączną, a potem ul. Rzeźniczą, którą docieramy wprost na parking. Natomiast osobom, które wciąż mają za mało krajobrazów, polecamy skręt w ul. Kopernika, a potem w ul. Mała Łąka i zakończenie wycieczki pięknymi widokami na Cieszyn, jakie wyłaniają się na ciągnącej się wzdłuż Olzy alei Piastowskiej. Większość opisanej trasy jest dobrze znana cieszyńskim rowerzystom. Warto jednak jeszcze raz podkreślić dodatkowe możliwości, jakie daje nieużytkowany fragment ul. Ustrońskiej i ul. Mlecznej. Dzięki nim możemy bezpiecznie wydostać się z Cieszyna w kierunku Gumnej i Hażlacha lub Kostkowic i Dębowca. Biorąc pod uwagę te bardzo korzystne aspekty komunikacyjne oraz krajoznawcze, aż dziw, że nie prowadzi tam żaden oficjalny szlak rowerowy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
59
KIERUNEK SPORT
Zdjęcia Piotr Stokłosa
Rozkręcamy Cieszyn! Pierwsza cykliczna Masa Krytyczna pod hasłem „Rozkręcamy Cieszyn” za nami! Mimo niepewnej aury zakręciło ponad 70 osób. Pojawiły się wszystkie pokolenia cieszynian, od najstarszych weteranów roweru po młodych adeptów pod opieką rodziców. Największy team wystawił Turystyczny Klub Kolarski PTTK „Ondraszek”. Nie zabrakło również sąsiadów, bo na gościnne występy przyjechali do nas (oczywiście rowerami) znajomi z Górek i Zebrzydowic. - Zaczęliśmy od rundki wokół rynku, a potem zgodnie z planem okrążyliśmy trzy, cztery a niektórzy nawet siedem razy centrum miasta. Pierwszą rundę pilotował Kuba w swoim trójkołowym bolidzie, który jak zawsze wzbudzał zainteresowanie wśród uczestników wydarzenia oraz przypadkowych przechodniów. Jednak już wkrótce po starcie zgodnie z planem jazda odbywała się małych grupach lub indywidualnie. Cel jednak został osiągnięty - pokazaliśmy, że rowerzyści to znacząca grupa użytkowników dróg a ich potrzeby powinny być uwzględniane w lokalnych planach komunikacyjnych 60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
i transportowych. Warto dodać, że spotkaliśmy się z dużym zrozumieniem i przychylnością większości kierowców. Niestety jak zawsze znaleźli się tacy wyprzedzający na trzeciego, „bo przecież się zmieszczę”, i wyjeżdżających w ostatniej chwili z podporządkowanych ulic, „bo przecież zdążę przed rowerem”. Mamy nadzieję, że wraz z rosnącą świadomością z czasem takich przypadków
KIERUNEK SPORT
będzie coraz mniej. Liczymy też na to, że wraz z coraz liczniejszą i coraz bardziej widoczną społecznością rowerową w naszym mieście, będzie rosło zrozumienie potrzeb użytkowników dwóch kółek wśród władz samorządowych, co przełoży się między innymi na wzrost inwestycji na infrastrukturę rowerową.- podsumował organizator spotkania Piotr Stokłosa. Dziękujemy wszystkim za świetną wspólną zabawę. Było wesoło, kolorowo! Do zobaczenia znowu 25 czerwca o godzinie 18:00 na Rynku w Cieszynie. Od teraz zaczynamy cykliczne jeżdżenie w każdy ostatni piątek miesiąca.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
61
KIERUNEK SPORT
Adam Miklasz
MANIFEST KIBICA DZIADERSA Moja reakcja na próby utworzenia piłkarskiej Superligi była emocjonalna i przesadnie teatralna. Mam pełną świadomość, że aktem tym publicznie przywdziałem szaty kibica dziadersa. Którym z pewnością jestem i nie mam z tym problemu – bo nieustająco uważam, że kiedyś to, panie, była piłka. Do napisania tego tekstu zainspirowali mnie kumple, z którymi zwarłem się w polemicznym szale i argumenty, które stosowali. Są oni (i ich argumenty) dowodem tego, jak łatwo można wmanewrować się w cudzą i obcą nam narrację…
Nie będę ściemniał – wszelkie argumenty na obronę wielkiej reformy piłkarstwa bezlitośnie odrzucam z prostego powodu. Otóż jestem faktycznie futbolowym reakcjonistą i, spoglądając na piłkę z dziaderskich szańców, nie wierzę w zmianę na lepsze. Chcę więc zachować choć małą cząstkę tego, co pamiętam sprzed dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu lat. Dobra, mam świadomość, że postęp jest nieuchronny. Wiem, że w czasach, kiedy zakładano pierwszy klub piłkarski Sheffield F.C. po ulicach jeździły dorożki, ludzie pracowali w fabrykach po pięćdziesiąt godzin na dobę, w Krakowie uruchamiano właśnie oświetlenie gazowe, a Baudelaire wydawał swoje pretensjonalne „Kwiaty zła”. Świat przed ostatnie 150 lat zmienił się nie do poznania, więc musiała zmienić się piłka. Sam, z niechęcią, ale łykałem kolejne zmiany, które zmieniały moją ukochaną grę (a może i dziedzinę życia) i sprawiały, że jest ona coraz mniej moja. Moje starzejące się bebechy z coraz większą trudnością, ale jednak trawiły to rozdęcie mistrzostw drużyn 62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
narodowych, tę zwiększającą się dysproporcję między bogatymi i zwykłymi klubami, coraz mniej sprawiedliwy podział wejściówek do piłkarskiego i finansowego raju. Natomiast jednego argumentu, wykorzystywanego przez moich rozmówców, po prostu pojąć nie mogę. Mowa o mitycznym „rozwoju”, o którym tak pięknie mówił prezes Realu Florentino Perez. Przyjrzyjmy się więc sloganowi „rozwój futbolu” z perspektywy zwykłego kibica, jakim jestem. Czy ja, Adam Miklasz, potrzebuję tego rozwoju? Czy w jakiś sposób z niego korzystam? Czy Wy, moi adwersarze i zarazem kibice, skorzystacie z tego rozwoju do tego stopnia, aby tak zaciekle go bronić? Sprawdźmy więc, co miał na myśli prezes Realu, mówiąc o koniecznych zmianach w piłce. Za portalem realmadryt.pl: Najważniejsze kluby z Anglii, Włoch i Hiszpanii muszą znaleźć rozwiązanie dla bardzo złej sytuacji, w jakiej znalazł się futbol. Straciliśmy już 5 miliardów euro. To bardzo
KIERUNEK SPORT
zła sytuacja. W poprzednim sezonie przychody spadły nam w Realu Madryt z 800 do 700 milionów euro, a teraz zarobimy 600 milionów euro zamiast 900 milionów. Smutne to i wzruszające zarazem. Wielkie korporacje piłkarskie straciły mnóstwo pieniędzy z powodu złej pandemii i jest im w tym momencie bardzo źle, cierpienie jest tak wielkie, że czuję, jak coś chwyta mnie za serce. Dobra, nie chwyta. Ale takiego Pereza nawet rozumiem – przecież już niebawem planuje wielki transfer Erlinga Halanda za pierdyliard euro, a pani księgowa mu mówi, że kiepsko, że słupki w excelu na czerwono, że trzeba znów ruszać na żebry do banków. Tylko co, moi drodzy zwykli kibice, nas to obchodzi? Czy jest to nasz problem? Perezie, jak się nie ma miedzi, to się nie kupuje Norwega! Jak piłkarskie kluby przechodzą kryzys, to może ratunkiem jest, na przykład, ograniczenie budżetów? Zmniejszenie wydatków? Cięcie kosztów? Hm? Powiem szczerze, wasze problemy mam kompletnie w dupie i nie będę pochylał się nad losem piłkarza, który przed pandemią zarabiał dwieście, a teraz zarabia sto. Jednak troska o mityczny rozwój piłki nie tyczy się jedynie aspektów biznesowych, jest o wiele głębsza. Świat jest inny niż 10 lat temu, są nowe przyzwyczajenia, nowa generacja, nowe oczekiwania młodych ludzi. Musimy dać odpowiedź na te wymagania. Wszystko się zmienia dynamicznie. Futbol traci na znaczeniu i zainteresowaniu, a prawa telewizyjne na wartości. Dlatego musieliśmy coś zrobić. Wszyscy jesteśmy zrujnowani. Futbol to globalny sport, mamy 4 miliardy fanów naszego sportu na świecie. Musieliśmy przyjrzeć się temu, dlaczego młodzi ludzie od 16. do 24. roku życia nie interesują się futbolem. Dlaczego nie? Bo mają inne platformy i rozrywki. Futbol musi się dostosować. Rozumiemy, że musimy coś zmienić, by uatrakcyjnić ten sport na poziomie światowym. Niektórzy z moich rozmówców, cytując słowa Pereza, patrzą na mnie oczami przepełnionymi troską o przyszłość piłki stwierdzając: „No, w tym momencie to jednak ma trochę racji.” Ma. Przyznaję to z pełnym przekonaniem. Ma, ale z perspektywy kolesia, który traktuje piłkę nożną jako maszynkę do robienia pieniędzy. Jako biznes. Czy jednak ja mam podzielać jego obawy o mityczny rozwój futbolu? Nie, bo ja mam ten rozwój głęboko w dupie. Co mnie obchodzi, czy młodzi ludzie mają inne platformy i rozrywki? Co mnie obchodzi, że swoje zainteresowania kierują w inną stronę? Ich prawo, droga wolna – ja, będąc kibicowskim dziadersem, będę oglądał mecze niezależnie od tego czy futbol jest doinwestowany, czy przewidziano wystarczająco interesującą formułę i widowiskowe opakowanie. Oglądałem, oglądam i będę oglądał. Paradoksalnie zwiększenie
popularności piłki nożnej tylko szkodzi takim dziadersom jak ja – bo wtedy stajemy się mniej ważni od tych niedzielnych kibiców, których jedynym (choć bardzo konkretnym) argumentem jest gruby portfel. Podobno futbol musi zmierzać w stronę amerykańskiego modelu sportu, widowiska pełnego atrakcji, gdzie mecz stanowiłby ledwie jeden z atrakcyjnych eventów, przygotowanych dla konsumenta. Ale po co? Gdybyśmy, kibicowscy dziadersi, oczekiwali widowisk w stylu NBA czy NFL, to oglądalibyśmy, kurwa, NBA i NFL! Nawiasem mówiąc – o przyszłość mojego ukochanego sportu wcale się nie martwię. Od bieguna północnego po południowy rozgrywane są co weekend miliony meczy, w których grają dziesiątki milionów drużyn i setki milionów piłkarzy. Wiadomości o śmierci futbolu są więc zdecydowanie przedwczesne. Moment utworzenia Superligi potraktowałem dość osobiście i być może nazbyt emocjonalnie, jako próbę całkowitego już przechwycenia futbolu przez korporacje i niedzielnych kibiców. Wiem, to przechwycenie dzieje się skądinąd stopniowo, dzień po dniu. Jestem jednak kibicowskim dziadersem i będę bronił tego, co z mojej ulubionej dyscypliny pozostało. Ponieważ bawię się teraz w promocję mojej książki „Wszyscy jesteśmy foliarzami!”, to posłużę się namolnie jednym jej fragmentem – jego bohaterem jest upadły rokendrolowiec Glut, który często upija się w upadłych knajpach. Ale upadłe knajpy znikają, w ich miejsce pojawiają się nowe, eleganckie, hipsterskie. Bohaterowi pozostała tylko kultowa „Przystań”: Rozglądam się po lokalu i nie jest to przekonujący obraz. Mam wrażenie, że ten ocean z młódkami o zdrowym podejściu kompletnie wysechł. Glut tłumaczy, że wcześnie, że wtorek, nagle uchylają się wrota i wchodzi człowiek-pomyłka. Człowiek, który pomylił lokale, jest jakoś chlujnie niechlujnie ubrany, bryle ewidentnie podjumał dziadkowi, jest czysty i świeży, ma modną apaszkę w kolorze burgundu, piękną brodę, pewnie przyszedł na kawę sojową, ale się pomylił. Glutem nagle drgnęło, chyba poczuł nagłe ukłucie, brodaty Burgund w wyciągniętym swetrze szybko zreflektował się, że to miejsce nie należy do niego, należy do Glutów, a przecież teraz większość miejsc należy do Burgundów, Glutom została tylko resztka, ochłap, bronią więc tego ochłapu bardzo stanowczo. Przybysz szczęśliwie wyszedł – twarz Gluta wyraźnie przybierała barw wojennych, kilka sekund nieuwagi i mogłoby dojść do nieoczekiwanego zwarcia. Ja po prostu bronię swoich resztek i ochłapów. Choć wiem, że przyszłość nie będzie moim sojusznikiem.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
63
KIERUNEK SPORT
Łucznicy
Ja
cek
Cw
er e tl
z czechowickiego „Lasku”
Obchodzący w tym roku swoje 100-lecie RKS „Walcownia Dziedzice” (obecna nazwa: MRKS Czechowice-Dziedzice), w okresie swej działalności stworzył 12 różnorodnych sekcji sportowych, m.in. bokserską, szachową, lekkoatletyczną, hokeja na lodzie, piłki nożnej, etc. Dziś chciałbym opowiedzieć Państwu o sekcji łuczniczej. Powstała dosyć późno, bo dopiero w latach 70-tych XX wieku, ale przyniosła wiele splendoru RKS-owi. Na zebraniu sprawozdawczo-wyborczym klubu, w maju 1970 roku, postanowiono powołać do życia sekcję łuczniczą (łucznictwo było dyscypliną olimpijską). Siedzibę znaleźli na terenie RKS „Walcownia” przy ul. Słowackiego, niedaleko parku miejskiego, potocznie zwanego „Laskiem”. Prawie jak Sherwood. Żart, ale łucznicy kochają lasy, knieje i parki i to tylko taka metafora. Kierownikiem sekcji został Henryk Borowski, a jego zastępcami: Eugeniusz Furczyk, Zbigniew Pawiński, Rudolf Pietrzyk i Włodzimierz Tesarczyk. Do sekcji łuczniczej zgłosiło się wielu chętnych miłośników Robin Hooda, ale nie wszyscy posiadali odpowiednie predyspozycje do tego sportu. Wybrano najbardziej utalentowanych i rokujących nadzieję na przyszłość. Trenerem sekcji został Zbigniew Molenda. Nauka podstaw łucznictwa, treningi strzeleckie, zaznajamianie się z tajnikami tej dyscypliny, to były początki i zarazem okres tworzenia zespołu. Kiedy zawodniczki i zawodnicy z czechowickiego RKS-u zaczęli startować w zawodach, okazało się, że opanowali techniki i tajniki łucznicze. Zawodnicy z RKS „Walcownia” startowali we wszystkich turniejach organizowanych przez Katowicki Okręgowy Związek Łuczniczy. W Czechowicach-Dziedzicach zorganizowano, na stadionie RKS-u, 6 imprez rangi wojewódzkiej. Na Spartakiadzie Młodzieży, zorganizowanej w Czechowicach-Dziedzicach, wyniki zawodników RKS-u, a szczególnie zawodniczek, były rewelacyjne. Barbara Buchta-Tekieli zdobyła złoty medal w strzelaniu na 60 i 70 m, pokonując m.in. mistrzynię Polski - Szczubatek, a Ryszard Ohnezorge zdobył brązowy medal w strzelaniu na 30 i 50 m. Największą sensację wzbudzili młodzicy z RKS „Walcownia”, zdobywając tytuły wicemistrza Śląska młodzików – 13-letnia Barbara Furczyk-Kotzian i 12-letni Bogdan Ohnezorge. Wyczyn ten powtórzyli na halowych Mistrzostwach 64
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
Śląska w łucznictwie, zorganizowanych w Zawierciu. Na międzynarodowych zawodach łuczniczych w Ornontowicach zawodnicy z RKS-u zdobyli we wszystkich konkurencjach pierwsze miejsca. W dniach 9-10 czerwca 1971 roku w Czechowicach-Dziedzicach zorganizowano, z okazji 50 rocznicy działalności klubu RKS „Walcownia”, III Wojewódzką Spartakiadę Młodzieży w łucznictwie. W zawodach wystartowały kluby: GKS „Czarni” Bytom, ZKS „Obuwnik” Prudnik, LZS Zawiercie i RKS „Walcownia”. Drużyna z Czechowic-Dziedzic, w składzie: Barbara Buchta-Tekieli, Barbara Furczyk-Kotzian, Henryk Gola, Ryszard Ohnezorge i Jan Bilik, wywalczyła II miejsce. Rok później młodzieżowa sekcja RKS-u w Ogólnopolskiej Lidze Młodzieżowej zajęła drugie miejsce. W 1973 roku na Mistrzostwach Polski Młodzików drużyna z Czechowic-Dziedzic zajmuje I miejsce, a Krzysztof Świerszczyna został powołany przez Polski Związek Łuczniczy na wszystkie zawody centralne. Świerszczyna na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży, w Krakowie, zdobył srebrny medal. Nazwiska łuczniczek i łuczników z RKS „Walcownia” coraz częściej pojawiały się na listach klasyfikacyjnych Polskiego Związku Łuczniczego. W 1974 w sekcji startowało 64 zawodników i zawodniczek, z czego 46 posiadało klasy sportowe. W lidze okręgowej drużyna zajęła 14 miejsce (na 35 drużyn), a zespół młodzieżowy drugie miejsce (na 52 drużyny). Krzysztof Świerszczyna indywidualnie zajął: I miejsce na zawodach w Szczecinie, w dwóch następnych turniejach zajął miejsca II i V. W rankingu ogólnopolskim zajął 3 miejsce i został przyjęty do kadry Polski juniorów. Na Mistrzostwach Polski Juniorów w Bydgoszczy, w wieloboju, Świerszczyna zajął 6. miejsce, a w strzelaniu na 70 m -– piąte. Także w 1974 na Ogólnopolskim Halowym Turnieju Młodzików, drużyna z Czechowic-Dziedzic zajęła II
KIERUNEK SPORT
Medal Krzysztofa Świerszczyny
Drugi z lewej Krzysztof Świerszczyna, piąta od lewej Beata Walaszczyk
miejsce, indywidualnie Bogdan Kozuba zajął pierwsze miejsce, a Urszula Stadnicka – 5. W Chorzowie, na Igrzyskach Młodzieży Szkolnej, zawodnicy RKS-u zdobyli 11 medali na 18 możliwych. W połowie lat 70-tych w łucznictwie nastąpiła nowa era technologiczna. Zawodnicy z bogatych klubów łuczniczych z Warszawy, Poznania, posiadali nowoczesny zagraniczny sprzęt, a zawodnicy RKS-u strzelali dalej na sprzęcie krajowym, dużo gorszej klasy i jakości. Talent i praca zawodników nie mogły zastąpić sprzętu wyczynowego z Japonii i USA. Zawodnicy z Czechowic-Dziedzic zaczęli spadać w rankingach i tracić do krajowej czołówki. Barbara Buchta-Tekieli, zapytana czym cechuje się dobra łuczniczka, odpowiedziała: „Talent i dobre oko. Dziś jednak na pewno sprzęt, a w szczególności osprzęt łuków. To przecież cały zespół czułych urządzeń umożliwiających osiąganie najlepszych wyników”. Czy trzeba coś więcej dodawać? W 1976 sekcja łucznicza zrzeszała 48 zawodników, w tym 12 dziewcząt. Trenerzy: Zbigniew Molenda i Ryszard Ohnezorge. Szkółkę młodzików prowadziła Barbara Furczyk-Kotzian. Zawodnicy startowali w dwóch grupach: I drużyna w lidze okręgowej, II drużyna w Ogólnopolskich Młodzieżowych Mistrzostwach Polski. Drużyna I zajęła w śląskiej lidze okręgowej II miejsce, a drużyna II – szóste miejsce w Polsce. Sukcesy indywidualne: Krzysztof Świerszczyna oraz Bogdan Kozuba uplasowali się w ścisłej czołówce
Odznaka ze startów międzynarodowych Krzysztofa Świerszczyny
w Polsce, pierwszy w seniorach, drugi wśród juniorów. Mistrzostwa Śląska Seniorów – Świerszczyna pierwszy, Alicja Olma – trzecia. Mistrzostwa Śląska Juniorów – Kozuba pierwszy, Czesław Budny - czwarty, Krzysztof Świerszczyna startował także w zawodach międzynarodowych. W dniach 17 do 20 czerwca 1976 roku zorganizowano w Czechowicach-Dziedzicach (na terenie SP nr 2) Międzynarodowe Zawody Juniorów, wspólnie z klubami z Jugosławii, Czechosłowacji, Polski. Indywidualny sukces odniósł Bogdan Kozuba, zajmując trzecie miejsce. We wrześniu 1976 zawodnicy RKS-u startowali w zawodach zorganizowanych w Pradze. Największy sukces odniosła najmłodsza zawodniczka z RKS „Walcownia” - Edyta Zarębska, zajmując w kategorii juniorek młodszych pierwsze miejsce. W konkurencjach seniorskich Alicja Olma zajęła miejsce 5., B. Kozuba trzecie, a Ryszard Kilmkowski ósme. W 1977 roku największy sukces sportowy zanotował Ryszard Ohnezorge, zdobywając Indywidualne Mistrzostwo Śląska Seniorów. Mistrzostwa Polski Juniorów, 1977: Alicja Olma – 2 miejsce, Bogdan Kozuba – 2 miejsce. W 1978 roku liczba zawodników sekcji łuczniczej RKS „Walcownia” wynosiła 52. Drużyna juniorów na zawodach w Jugosławii zajęła 2. miejsce, a B. Kozuba indywidualnie był 3. W Zabrzegu zorganizowano finałowe zawody o wejście do II ligi łuczniczej, ale zawodnikom RKS „Walcownia” nie udało się do niej dostać. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
65
KIERUNEK SPORT
indywidualne sukcesy 1978: Alicja Olma – Mistrzostwo Śląska Juniorów Edyta Zarębska – Wicemistrzostwo Śląska Młodzików Ryszard Ohnezorge – Wicemistrzostwo Śląska. Od 1977 roku postawiono na starty zespołowe, ograniczając występy indywidualne łuczników. W 1979 drużyna łuczników RKS-u, w składzie: Ohnezorge, Świerszczyna, Biel, Kubański, Sitarz, Kukulski, Kmiotek, Popiela, Koziołek i Kozuba wywalczyła awans do II ligi państwowej. Brak odpowiedniego sprzętu nie pozwolił jednak na rywalizację ze ścisłą czołówką klubów z Polski. W 1980 roku w sekcji łuczniczej zarejestrowanych było 74 zawodników, w tym 12 kobiet, ale już w następnym roku było tylko 35 łuczników, w tym 10 dziewcząt. W 1982 roku zespół wypadł z II ligi, a na dodatek doszło do aktu wandalizmu, w wyniku którego zniszczeniu uległ sprzęt łuczniczy. W 1983 r. sekcja posiadała dwie drużyny: młodzieżową i seniorską. Młodzieżowa zajęła 10. miejsce na 34 zespoły, a seniorzy 8. miejsce na 29 zespołów. 2 lata później w klubie było 28 zawodników, w tym 11 dziewcząt.
Starty: Bukareszt – E.Kucharczyk – pierwsze miejsce, Beata Walaszczyk – drugie miejsce. Zespołowo zajęli czwarte miejsce na 8 startujących drużyn. Koszty utrzymania sekcji rosły, braki sprzętowe i brak własnej bazy treningowej spowodowały, że pod koniec 1985 roku podjęto decyzję o zawieszeniu, a potem – o rozwiązaniu sekcji łuczniczej. Nie udał się łucznikom z RKS-u „Walcownia” jubileusz 25 lecia działalności, trafili na karty historii i tam pozostaną, oni i ich osiągnięcia, już na zawsze. Bibliografia: Buchta E., Kronika sportu Czechowic-Dziedzic, t. II, Czechowice-Dziedzice, 2006
Codzienność jest interesująca! 66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
64#05(14/#%,# %;(419# s 21 %1 61 -1/7! 6[VWĜ FQıä RT\GYTQVP[ CNG OCO PCF\KGLö ŏG Y MKNMW ŏQĜ PKGTUMKEJ UĜQYCEJ Y[LCıPKO[ E\[O LGUV 2T\GO[UĜ OCRC FTQIQYC IQVQYQıä E[HTQYC K YTGU\EKG VTCPUHQTOCELC E[HTQ YC # EQ PCLYCŏPKGLU\G E\[ LGUV VQ RQVT\GDPG K RQ EQ
/#2# &41)19# – na podÃÌ>Ü i L>`> > } Ì Ü ŰV VÞ vÀ Üi « ÜÃÌ> i À>« ÀÌ * > /À> Ãv À >V ®] Ì ÀÞ iÃÌ « ` ÃÌ>ÜŊ ` ë ÀâŊ`âi > >«Þ
À } Üi ° 7 >« i À } Üi « Ã> Þ iÃÌ â> Àià iVâ ÞV â > Ü LÃâ>À>V Ü > V i à «iÀÌ « `Þà ÕÃ Ü w À i Ü `â « ÌÀâiLŕ â > ° 7ÞL À LÃâ> rów do zmiany nie jest przypad ÜÞ] iÃÌ ÜÞ«>` ÜŊ > > âÞ ÜÞ Ü L>`> > } Ì Ü ŰV VÞ vÀ Üi ] Ü i`âÞ i ëiÀV i À>â « ÌÀâiL i Ì>° >«> À } Ü> â>Ü iÀ> Ì> Ɓi « à >Àâŕ`â ÉÃÞà Ìi Ü iVâ ÞV ` «Àâi«À Ü>`âi > â > Þ° - µ č > Þ Ì Và viÀÕ i ÃÌÜ Àâi i >«Þ
À } Üi ° 7 À> >V ÌÞV `â > >Ŧ ÌÀâÞ Õ iV i *>ŦÃÌÜ ` Õ i Ì] Ì ÀÞ iÃÌ iâLŕ` Þ «° Ü viÀ Ü> Þ LiV i «Àâiâ *č,* ÕÀÃ i }À> Ì ÜÞ °
21 %1 64#05(14/#%,# %;(419#!
i i >Ɓ`i} «Àâi`à ŕL À ÃÌÜ> iÃÌ Ã Ŋ} ŕV i > > Ü ŕ Ãâi} âÞà Õ] âÜ ŕ Ãâi i LÀ Ì Ü « à >`> i «ÀâiÜ>} >` ÕÀi V Ŋ° Ɓ > à Ŋ} Ŋŋ Ì « «Àâiâ Ü> ŕ Vi ÜŊ] > i Ì > ` ÕƁÃâŊ iÌŕ Ɓi à ŦVâÞŋ à ŕ i« Ü `âi i ° /À> Ãv À >V > VÞvÀ ÜŊ] i`i Ü>ÀÕ i q ` LÀâi â>« > Ü> >] « âÜ > Ì> Ŋ â > ŕ «À ViÃ Ü Üi Ü ŊÌÀâ w À Þ] Ì> i â>« > Ü> i `â > >Ŧ] `« Ü i` i ÜÞ ÀâÞÃÌ> i >Àâŕ`â ÉÃÞÃÌi Ü] >LÞ Ã Ŋ} Ŋŋ Ü >Ű i « ÜÞƁÃâi Vi i° /i «À Vià VâÞÜ ŰV i Õà ÌÀ>Ü>ŋ] > i âÞà ÃŊ iâ>«Àâi Vâ> i° - µ č > ÞÌ Và « Ɓi *>ŦÃÌÜÕ Ü ÌÞ «À Vià i « VâŊÜ ÃâÞ ` ` >} âÞ - > č č®] « «Àâiâ Ài i `>V i * > /À> Ãv À >V ®] ÜÞL À LÃâ>À Ü VÞvÀÞâ>V >«> À } Ü>®] > > âŕ ÀÞ Õ ÜÞL À >Àâŕ`â ÉÃÞà Ìi Ü * > « i i Ì>V ® >Ɓ « « V Üi Ü`À Ɓi Õ° >Ãâ âië ÜÞ Ü> w Ü> ÞV i à «iÀÌ Ü «Àâi«À Ü>`â *>ŦÃÌÜ> Ü Ã« à L â>« > Ü> Þ «Àâiâ V> Þ «À Vià /À> Ãv À >V ÞvÀ Üi > ŦVÕ « >}> ŊV ëÀ>Ü `â ŋ] > i Þ LÃâ>À > iƁÞ ÃVÞvÀÞâ Ü>ŋ°
<>Vâ Þ ` « ŕŋ° 24<'/;5ě – to ekosystem wykorzystu ŊVÞ Ü Vâià i ÌiV } i Ü Vi Õ « «À>ÜÞ ivi ÌÞÜ ŰV «À ViÃ Ü «À `Õ VÞ ÞV ] >Ŧ VÕV > ` ÃÌ>Ü] >ŦVÕV > Ü>ÀÌ ŰV À>â « â ÃÌ> ÞV i i i Ì Ü iVâ ÞV ` `â > > > «Àâi` à ŕL ÀÃÌÜ>° č Ì> « Õ`â Õ *Àâi Þà {°ä Ì i iÃÌ À L Ì] >ÕÌ >Ì Ì Õ`â i `> i° V > > â>] ÜÞV Ŋ}> i Ü Ã Ü] Õ >V > ŕ`âÞ «À>V Ü > ° č Vi ¶ / à Ŋ} ŕV i «ÀâiÜ>} ÕÀi VÞ i ] « «À>Ü> «À Vià Ü] à À Vi i Vâ> ÃÕ] «ÌÞ > â>V > «À `Õ V > > > iV ÌÞÌÕ Ü> 64#05 ŦVÕ i«ÃâÞ ÜÞ LÕ`ƁiÌ ÜÞ° (14/#%,# %;(419# – to L>`> i } Ì Ü ŰV VÞvÀ Üi ] )16191İã %;(419# – stan >«> ` À } Ü > ] Ü ` À Ɓi i LiV Þ «Àâi`à ŕL ÀÃÌÜ> Ü â> â > Ü w À i° / V Ŋ} Űŋ â > kresie wykorzystywania nowo- Ü «Àâi`à ŕL ÀÃÌÜ i V VŊVÞ Vâià ÞV ÌiV } Ü «À>VÞ° à ŕ VÞvÀÞâ Ü>ŋ° /À> Ãv À >V > >`> i } Ì Ü ŰV VÞvÀ Üi ÞvÀ Ü> i « Ü > }`Þ Ã ŕ ` LÀâi iÃÌ] >LÞ LÞ ÜÞ > à ŦVâÞŋ] « Ü > LÞŋ «À Vi i «Àâiâ i ëiÀÌ Ü â} ` i Ãi V Ŋ} Þ ° >Vâi} ¶ <>ÜÃâi â iÌ ` } Ŋ° À > - µ č > iÃÌ V Ű ` « «À>ÜÞ° >Ɓ`Þ â ÞÌ Và viÀÕ i Ìi} ÌÞ«Õ L>`> i LÃâ>À Ü w À Þ iÃÌ i ÃVi ] ÀiŰ i ÃÌ> Õ L iƁŊVi} ® â> }`â i Ɓ > V Ű « «À>Ü ŋ° â> Zapraszamy do kontaktu! « VŊ iÌ ` } č č Ãi ivi ÌÞ ÌÞV â > Ü ` Vâ i «Àâi«À Ü>`â> i «Àâiâ ViÀÌÞw ÃŊ ` À>âÕ i ` « iÀ « > Ü> i} >Õ`ÞÌ À>] i ëiÀÌ>° Ű Vâ>à i° SONIQANALYTICS, UL. RYBNICKA 64, RADLIN, TEL. +48 32 729 83 86, WWW.SONIQANALYTICS.PL
tel. 604 597 893
3Ā<7< )5217< 0(%/2:( %/$7< $.&(625,$
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 53, czerwiec 2021
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 53, czerwiec 2021 www.tramwajcieszynski.pl
MINI Sikora Bielsko-Biała ul. Warszawska 56
NIGDY NIE BEDZIESZ SZŁA SAMA
ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
Kaj my to sóm Siła kobiet Dworzec Dobrych Myśli Kocia Szajka Rozkręcamy Cieszyn Manifest Kibica Dziadersa