KIERUNEK JAZDY
felieton
Florianus
Kaj my to sóm
czyli gdzie jest nasze centrum świata? Kornel Filipowicz stał się ostatnio patronem poczciwego prowincjonalizmu. Chętnie czyta się go jako piewcę skromnych uroków prowincji, jej dyskretnych i bezwyjściowych dramatów oraz smutnawych klimatów małomiasteczkowości. Takich jak w jego niedużej powieści „Romans prowincjonalny”. Jest w takim czytaniu opowiadań Filipowicza coś nostalgicznego i anachronicznego. Od śmierci autora „Pamiętnika antybohatera” minęło niedawno trzydzieści lat. To już spory szmat czasu. Filipowicz żył w innej epoce. Szczęśliwie doczekał upadku komuny, lecz zmarł na progu nowej epoki, na przełomie czasów, w 1990 roku. Wtedy kończył się – przynajmniej formalnie – PRL, a zaczynała III RP. Koniec określonej przez komunę epoki politycznej okazał się jednak mniej ważny niż to, że właśnie zaczynała się nowa era cywilizacyjna. Otóż w tym samym roku, kiedy umarł Filipowicz, kiedy nad Wisłę wracał brutalny kapitalizm z wolnym rynkiem i demokracją bez cenzury, w Polsce uruchomiono pierwsze analogowe łącze internetowe. Filipowicz pozostał więc pisarzem epoki przedinternetowej.
W XXI wieku, w epoce internetu, globalnej sieci elektronicznej, komunikacyjnych portali i platform, kanałów, streamingów, smartfonów z mobilnymi aplikacjami służącymi jako komunikatory, wyczuwanie i pojmowanie fizycznej przestrzeni zmieniło się. Fizyczna, geograficzna przestrzeń została odsunięta przez elektroniczne technologie na dalszy plan i gwałtownie rozpanoszyła się cyberprzestrzeń, która tamtą, 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2021
geograficzną przestrzeń istniejącą w realu zasłoniła do tego stopnia, że coraz częściej tracimy z nią kontakt i nie wiemy, jak się w niej zachować. Terminy prowincja i prowincjonalizm należą do słownika tamtej, przedinternetowej epoki. Teraz powinny kojarzyć się tylko z imperialnym podporządkowaniem przestrzeni zdobytego terytorium, władzą, która po ustanowieniu granic nim administruje, zakłada tam swoje miasta, twierdze i placówki graniczne. Tak jak to było w starożytnym Rzymie, w Chinach lub w imperiach kolonialnych, które miały prowincje zamorskie. Pojęcie prowincja kojarzy mi się więc z dominacją nad tubylcami, eksploatacją bogactw naturalnych na ich terenach łowieckich, niszczeniem przyrody i eksterminacją plemion żyjących w harmonii z środowiskiem naturalnym. Na prowincji wprowadza się ład oparty na przemocy i posłuchu dla urzędników nasłanych ze stolicy. Tej polityce towarzyszy nawracanie na inną religię, która jest rzekomo jedynie słuszna i jedynie zbawcza, dlatego miejscowych chrzci się nie tylko wodą, ale też ogniem i mieczem, zwłaszcza opornych. Kościoły również mają swoje prowincje z diecezjami i parafiami i stąd dawnym dziewiętnastowiecznym odpowiednikiem słówka prowincjonalizm było słówko parafiańszczyzna. Niezastąpiony „Słownik wyrazów obcych” Kopalińskiego podaje, że provincia to była posiadłość