ArtPost_1_2021.digital

Page 1

1 (37) / 2 0 2 1 styczeń-luty

wydanie bezpłatne

dwumiesięcznik kulturalny

w w w. a r t p o s t . p l

artpostmagazyn

ISSN 2391-7741

Keith Jarrett Bułat Okudżawa

Aleksander Nowak



spis treści Od redakcji

ALEKSANDRA BATOG

Aleksander Nowak.......................................................... 4 Penderecki’s Sinfonietta(s) ............................................. 9 GRAŻYNA BEBŁOT

Kolejne pokolenia kochają Okudżawę ......................... 10 Szanowni Państwo,

MAŁGORZATA STĘPIEŃ

Gdy wychodzi ten numer są już pierwsi zaszczepieni przeciw Covid 19, a świat z nadzieją patrzy na rozwój sytuacji. Szczepionka na kulturę jest znana od dawna, są nią pieniądze. Czy była dla kultury taka szczepionka? Teraz to już nie ma co myśleć o tym, teraz jest czas liczenia strat i ratowanie tych co przeżyli. Może jeszcze jest ktoś pod gruzami. Oby tylko rachmistrzowie znali się na wartości zawartej w słowie „kultura”. Ta moneta brzęczy inaczej. Z okładki ArtPost-u spogląda na nas Aleksander Nowak, kompozytor. Spotkałem go dość późno, bo podczas prawykonania Drach. Dramma per musica w trakcie zeszłorocznego festiwalu AUKSODRONE. Utwór ten zapoczątkował nową serię płytową wydawnictwa Anaklasis. Album jest zarówno w wersji CD jak i na płycie winylowej. Aleksander Nowak to bardzo ciekawa postać, wobec czego zapraszam do zapisu rozmowy, którą z kompozytorem przeprowadziła Aleksandra Batog. Właśnie ukazała się świetna biografia Bułata Okudżawy napisana przez Dmitrija Bykowa. Małgorzata Stępień przeprowadziła ekskluzywny wywiad z autorem biografii, za co jestem jej szczególnie wdzięczny. Bykow jest arcyciekawą postacią w Rosji. Zapraszam do czytania wywiadu i biografii Okudżawy. Czy pamiętacie Modlitwę Okudżawy? Jest bardzo aktualna. Dionizy Piątkowski, któremu „uziemiono” festiwale jazzowe przysłał nam tekst o charyzmatycznym pianiście jazzowym, Keith Jarrett’cie. Ten legendarny pianista prawdopodobnie już nigdy nie zagra, gdyż drugi udar mózgu przypieczętował wcześniejsze sygnały choroby. Pozostaną nagrania, włącznie z tym z 1975 roku z Opery w Kolonii. Wiem, że pianista chętnie zniszczyłby wszystkie kopie tego nagrania, ale The Köln Concert nadal porusza. Zawsze chciałem, by w ArtPoście oprócz tematów muzycznych, czy literackich były też takie, dzięki którym życie ma smak. I stało się, z przyjemnością przedstawiam Państwu prof. Marka Rekowskiego, który dzieli się z nami swoją wiedzą na temat win. Warto zapoznać się z tym tematem, bo przecież niedługo zostaną otwarte kawiarnie i restauracje, a melomani przed i po koncertach będą mogli wymienić swoje opinie o muzyce w bufetach, będziemy chodzili z lampką wina na wernisażach sztuki, a potem to już tylko wiosna. Marek Bebłot redaktor naczelny

Kto dziś słucha Okudżawy?.......................................... 13 Krzysztof Batog

Wirtualny ogród nowej muzyki.................................... 17 Marek Bebłot

„Łemkowyna”.............................................................. 18 Zbigniew Podsiadło – Łemkowyna............................... 20 ZBIGNIEW BIAŁAS

Karnawał w klubie „Syrena”......................................... 22 JOANNA DOMAŃSKA

Szymanowski Piano Works vol. 2.................................. 24 Dionizy Piątkowski

Pianista........................................................................ 26 Nowa marka ............................................................... 30 MAREK BEBŁOT

Winnica Profesora........................................................ 32 Mieczysław Stoch

Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła

Supraphon (część 11)................................................... 35 ALEKSANDRA BATOG

Interaktywna „st(R)uktura” Michała Moca................... 38 Wydawca: Adres: www: e-mail: tel.: Redaktor naczelny: Z-ca redaktora naczelnego: Sekretarz redakcji: Współpraca: Dział grafiki: Korekta: Okładka:

ArtPost ul. Sławkowska 44 41-216 Sosnowiec www.artpost.pl biuro@artpost.pl +48 509 397 969, +48 505 006 123 Marek Bebłot Grażyna Bebłot Małgorzata Stępień Dionizy Piątkowski, Leszek Kasprzyk, Zbigniew Białas, Małgorzata Stępień, Adam Madejski Mariusz Borowy Małgorzata Brachowska fot. Marek Bebłot

3


Aleksander Nowak Aleksander Nowak, kompozytor, o którym mówi się coraz więcej. Absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach i Uniwersytetu w Louisville (USA), laureat Paszportu POLITYKI 2019 w kategorii Muzyka poważna. Od września 2020 Kierownik Katedry Kompozycji i Teorii Muzyki Akademii Muzycznej w Katowicach. W listopadzie 2020 premiera jego kompozycji Drach. Dramma per musica do libretta Szczepana Twardocha otrzymała nagrodę „Koryfeusz Muzyki Polskiej” w kategorii wydarzenie roku 2019. ALEKSANDRA BATOG Aleksandra Batog: Niedawne świętowanie 250. rocznicy urodzin Beethovena prowokuje by spytać, czy odczuwasz przynależność do świata kultury, ponad czasem i miejscem, czy czujesz, że to istotny świat i że nie jesteś w tym przekonaniu osamotniony, przynajmniej nie w gronie ważnych dla Ciebie osób? Czy takie właśnie sytuacje, kiedy patrzymy wstecz i jako muzyczny świat świętujemy - owszem - urodziny kompozytora - ale tak naprawdę wiele innych rzeczy - całość dzieła, drogi, znaczenia dla innych; z jednej strony publiczności, z drugiej - znaczenia dla innych twórców, niewyobrażalnego dla części kompozytorów punktu odniesienia, są w jakiś sposób rzeczywistym świętem, skłaniającym do jakiejś szczególnej refleksji? Zwłaszcza w kontekście stawianych czasem pytań, czy kultura jest ważna w tym świecie pędzącym, zabieganym, gdzie tyle wydarza się rzeczy - i czy muzyka jest ciągle obecna, wystarczająco widoczna i ważna? Aleksander Nowak: No cóż, mam przekonanie, że świat potrzebuje symboli, a ponieważ muzyka jest jednym z najlepszych

4

sposobów na przekazywanie symboli, to potrzebuje też muzyki. Ta symbolika działa na różne sposoby, częściowo związana jest ze znaczeniami dźwięków, ale również twórcy, zwłaszcza ci najwięksi pozostają w świecie trochę na zasadzie symbolu. Patrząc na postać Beethovena, tak jak go dzisiaj postrzegamy, trudno ocenić, na ile nasze wyobrażenie jest prawdziwe, ile ma wspólnego z rzeczywistym człowiekiem. Na pierwszy plan wysuwa się twórczość, a z niej można wywnioskować mocno wyidealizowany obraz twórcy… W każdym razie, kultura to przede wszystkim wspólnota wyobraźni, która karmi się symbolami. Wydaje mi się, że samo istnienie tej wspólnoty nie jest i nigdy nie będzie zagrożone. Pytanie jaką będzie się posługiwać symboliką, ale ogólnie rzecz biorąc jestem optymistą. Myślę też o tym, że kiedy spoglądamy wstecz, widzimy, że nawet dla utworów „pisanych dla późniejszego wieku”, niezrozumianych, odrzuconych, przychodzi czas docenienia, zrozumienia, hołubienia - nie mówiąc o tym, że bez nich trudno sobie wyobrazić wiele znaczących, późniejszych osiągnięć. Wydaje się to budujące, kiedy sami doświadczamy czy też obserwujemy takie przejawy łączności, wdzięczności. Tak, oczywiście, to jest wielka rozmowa aktualnie żyjących

Aleksander Nowak, fot. Marek Bebłot

WYWIAD


Marek Moś dyrektor

Andrzej Dziuba Prezydent Miasta Tychy zaprasza

Filip Berkowicz kurator

Miejsce MEDIATEKA al. Piłsudskiego 16 Tychy

MEDIATEKA

TYCHY Bilety

Bilety na wydarzenia AUKSO Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy są dostępne w sklepie internetowym www.ticketmaster.pl

STYCZEŃ 2021

SEZON

HAYDN 93 & 94 NIESPODZIANKA

C – AGNIESZKA DUCZMAL

AUKSO CLASSICS

MATINÉE – STEVE REICH

Joanna Bronisławska – prowadzenie

22.01 | godz. 19:00

23.01 | godz. 11:00 C

AUKSO4KIDS

24.01 | godz. 12:00 K

AUKSO ON/SIDE

LUTY 2021 Joanna Bronisławska – prowadzenie

12.02 | godz. 19:00 W

organizatorzy:

CIS – WANDA WIŁKOMIRSKA

HAYDN 95 & 96 CUD

06.02 | godz. 19:00 NEXT WAVE

O

SEZON

KRZYSZTOF HERDZIN

AUKSO CLASSICS

partnerzy:

20.02 | godz. 11:00 C

AUKSO4KIDS

sponsor:

6.5

6.6

MATINÉE – BRYCE DESSNER 21.02 | godz. 12:00

K

AUKSO ON/SIDE

patroni medialni:

AUKSO Orkiestra Kameralna Miasta Tychy jest instytucją współprowadzoną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

O


no powiedzieć, na ile jest to wrażenie subiektywne, a na ile inni mogliby je potwierdzić. Na pewno czasem, właściwie nierzadko mam poczucie, że pisanie to nie tyle stwarzanie, ile odkrywanie; że utwór się przede mną odsłania, pokazuje jakiś trop, a ja tylko mam za zadanie wytrwać w podążaniu tą ścieżką. Czasem to wrażenie zsynchronizowania wraca przy wykonaniu nagle wydaje się, że coś rzeczywiście brzmi, tak jak powinno, a co więcej, że jest również zrozumiałe dla innych.

Czy o jakichś szczególnych wykonaniach w związku z tym mógłbyś wspomnieć? W ostatnim czasie szczególnie ważna jest dla mnie opera, w której łączy się cały szereg elementów. Treść zawiera się tu nie tylko w muzyce, ale też w tekście, a do tego dochodzi jeszcze cała sfera wizualna, aktorska itd. Właściwie przy każdej operze takie momenty się pojawiały. Oczywiście - nie tylko opera jest ważna; natomiast w operze, przy tej dużej liczbie wzajemnie oddziałujących elementów, odczuwa się to chyba szczególnie mocno.

Aleksander Nowak, fot. Marek Bebłot

w każdym czasie z pokoleniami przeszłymi, i tymi, które dopiero przyjdą. Z punktu widzenia kogoś, kto próbuje pisać muzykę, fakt, że Beethoven kiedyś żył i stworzył, to co stworzył, poza tym, że onieśmielający, to jest źródłem nieustającej, można powiedzieć, mobilizacji. W odniesieniu do odczuwania poczucia bycia na właściwym miejscu i na właściwej drodze oraz artystycznego spełnienia - pamiętam rozmowę Josifa Brodskiego z Solomonem Wołkowem, w której przywołuje jeden z pamiętnych wieczorów autorskich w Wenecji, kiedy recytował swoje utwory: „Podczas Biennale w 1977 roku, występowałem w Wenecji, nie pomnę już w jakiej sali , gdzieś opodal teatru la Fenice. Lecz samą salę zapamiętałem na całe życie. Cała - ściany, sklepienie, wszystko - wypełniona była freskami Guardiego, jak myślę.(…) Ta sala, to malarstwo, ten półmrok. I nagle - recytując swą ”Lagunę”, odczułem, że stoję wewnątrz jakiegoś pola siłowego. A nawet, że coś temu polu przydaję. To był już koniec świata! Kiedy ci się coś takiego zdarzy, możesz spokojnie umrzeć”. Czy takie momenty spełnienia, idealnego zestrojenia się zdarzają, czy zdarzały? Czy wykonania utworów przynoszą więcej takich szczególnych momentów, harmonii, czy też - z różnych względów - niedosytu, nieadekwatności wyobrażeń do rzeczywistego przebiegu zdarzeń czy wręcz rozczarowań? Z czym dane Ci jest się spotykać najczęściej? Pojawia się oczywiście satysfakcja, czasem też poczucie, że coś się ułożyło naprawdę dobrze i wszystko jest na swoim miejscu. Trud-

6

Czy w ciągu ostatnich lat na Twojej drodze pojawiły się szczególne „kamienie milowe” - spotkania, zdarzenia, które w znaczący sposób zmieniły bieg wydarzeń, coś uświadomiły, dały jakąś nową szansę? Czasem odnoszę wrażenie, że wszystkie wydarzenia w życiu prowadzą ku jakiemuś celowi, i że przynajmniej częściowo nie są przypadkowe. Być może to złudzenie, ale z wiekiem się pogłębia… Oczywiście mógłbym wskazać szczególnie szczęśliwe dla mnie zrządzenia losu - na przykład to, że Olga Tokarczuk została zaproszona na spektakl przez autora libretta jednej z oper i na tyle się jej spodobało, że sama zechciała napisać libretto. Ale w ogóle mam się raczej za szczęściarza. Czujesz jakąś pewność wybranej drogi, imperatyw wewnętrzny, „tu stoję i nie mogę inaczej” (jak mawiał Osip Mandelsztam), czy przeważa otwartość i podążanie za tym co przynoszą nie zawsze oczekiwane czy zaplanowane zdarzenia? Chyba jestem gdzieś pomiędzy… na pewno odczuwam jakiś przymus, czy potrzebę robienia pewnych rzeczy, stawiania pewnych kroków, które składają się na jakąś konsekwentną drogę. Lubię też mieć dość dokładny plan działania. Ale wiem dobrze, że przypadek jest ważną częścią życia i na zmiany w planach jestem otwarty. Kiedy zaczyna się komponowanie, proces twórczy - czy przeważającym elementem jest plan, skonkretyzowana wizja, czy raczej stopniowe podążanie w jakimś kierunku i poczucie ciekawości - dokąd tym razem dotrę, dokąd mnie to zaprowadzi? To zmienia się z czasem - pewność co do pierwszych kroków z czasem wzrasta i chyba mogę ująć to w ten sposób, że coraz bardziej sobie ufam. Pusta kartka już tak nie przeraża jak na początku, kiedy właściwie nie wiadomo, czy cokolwiek w ogóle uda się napisać i jakim cudem udaje się to komukolwiek. Z biegiem czasu, z nabywaniem doświadczenia staje się to trochę łatwiejsze, chociaż do pełnej pewności i łatwości na pewno mi daleko. Myślę, że w moim pisaniu dominuje raczej ten proces kolejnych kroków, które nie całkiem wiadomo dokąd zaprowadzą. Jakieś notatki i szkice oczywiście robię, ale nieraz zdarza się, że końcowy


rezultat okazuje się mieć z nimi niewiele wspólnego. To zresztą zależy od utworu i gatunku. Na przykład w utworach dramatycznych faza wstępna to w sposób naturalny praca z tekstem, który do pewnego stopnia dyktuje formę i wiele innych rzeczy. Jakie znaczenie ma dla Ciebie intensywność pracy, poszukiwań, drążenie w głąb, jakość elementów składowych? Wszelkie poszukiwania brzmieniowe, językowe, kulturowe, każde - ten bez wątpienia bardzo bogaty świat wydaje się ulegać w każdym kolejnym utworze jeszcze większemu poszerzeniu i pogłębieniu. Jak ważny to element i jak bardzo satysfakcjonujący? Myślę, że bardzo ważny. Jeśli się za coś zabieram, to poświęcam się temu na jakiś czas w całości i staram się zgłębić wszystkie tego elementy i aspekty możliwie intensywnie. Włączam to w swoje życie, po prostu. Co do satysfakcji, to ona na pewno jest w niemałej mierze proporcjonalna do ilości włożonego w pracę wysiłku i poświęconej mu uwagi. Ale nie chodzi tylko o pracę nad konkretną kompozycją, czy z konkretnym zagadnieniem. Ten proces wchodzenia w głąb dzieje się cały czas, samoczynnie. Wszystko o czym się myśli, co się czyta i ogląda i po prostu to wszystko, co się w życiu dzieje przekłada się na to co się pisze, w sposób niekoniecznie uświadomiony. Nawiasem mówiąc, w ostatnim czasie próbuję sobie to trochę bardziej uświadomić, zaobserwować i zapisać ten proces – prowadząc rodzaj dziennika pracy, który zacząłem w środku pandemicznej izolacji i póki co kontynuuję. Jest dostępny na mojej stronie internetowej. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Aleksander Nowak, fot. Marek Bebłot


Jakie role w odniesieniu do muzyki i komponowania są Ci najbliższe - i czy jest między nimi raczej poczucie powoływania do życia czegoś zupełnie nowego, czy twórcze włączanie się do „rozmowy, która zawiązała się przed Tobą” (parafrazując wypowiedź Borysa Pasternaka o Osipie Mandelsztamie), poczucie bycia częścią, włączenia w szeroki nurt kultury? Zdecydowanie poczucie bycia częścią i włączenia. Tak — chyba nie ma we mnie nawet ambicji stworzenia czegoś absolutnie nowego, tylko raczej potrzeba dołożenia swojego, może nieco odmiennego spojrzenia na jakiś element rzeczywistości. Wizja nurtu, z którym płynę silnie do mnie przemawia. Z tym, że to nie jest całkiem pasywne płynięcie, trzeba uważać na wiry, mielizny i skały, jakoś je omijać, ale wiosłowanie całkiem pod prąd uważam za bezcelowe. Twórca i publiczność - jak ważna jest dla Ciebie potrzeba zrozumienia i kontaktu - i czy ostatnio doświadczana sytuacja coś znacząco zmieniła, uświadomiła? Nigdy nie mialem watpliwości, że w centrum tego wszystkiego jest komunikacja. Przy czym uczestnicy tej komunikacji nie są do końca określeni ani jednoznaczni. To jest trochę rozmowa z samym sobą, trochę z historią, a trochę z przyszłością. Ale na pewno szeroko rozumiany odbiorca jest bardzo istotny. Odbiorca z krwi i kości też, co dziś widać szczególnie wyraźnie. Te wszystkie wykonania bez publiczności i internetowe transmisje są bardzo frustrujące. Ale wierzę, że ten kryzys minie. Pochodzisz, czy może bardziej tu pasuje określenie: współtworzysz bardzo twórczą rodzinę. Czy ten element - nazwijmy go elementem kreatywności, wymykania się schematom, traktowania życia jako „sztuki możliwego” nie wydaje się coraz ważniejszy w ostatnich czasach? I czy odczuwasz to jakoś szczególnie, czy raczej odbierasz jako oczywistość? To jest ciekawy temat, bo w mojej rodzinie da się zauważyć pewną trudność w komunikacji. Jesteśmy raczej mało rozmowni i niezbyt wylewni. Mam wrażenie, że zwłaszcza z braćmi, zawsze porozumiewaliśmy się niekoniecznie wprost, tylko za pośrednictwem różnych kodów. Ale nie mam pojęcia na ile to jest zjawisko specyficzne, ani czy przełożyło się na naszą późniejszą

działalność. Być może, w końcu sztuka jest, jak wskazuje nazwa, rodzajem sztucznego kodu… Gdyby zdarzyło się, że ktoś nie zetknął się jeszcze z Twoją muzyką i chciałby posłuchać czegoś z Twojego polecenia, takiego, co uważasz za ważne, reprezentatywne w danym momencie, jakie utwory znalazłyby się wśród tych, z którymi najbardziej się utożsamiasz? Utożsamiam się z wszystkim… nawet jeśli coś się zestarzało, to nie wypieram się siebie z przeszłości. Na pewno mogę polecić kilka rzeczy, które zostały wydane w ostatnim czasie: opera ahatili – Siostra bogów do libretta Olgi Tokarczuk na blu-ray, Drach. Dramma per musica do libretta Szczepana Twardocha na CD i płycie winylowej (te dwie rzeczy są dostępne w wytwórni „Anaklasis” Polskiego Wydawnictwa Muzycznego) oraz Dziennik zapełniony w połowie – rodzaj koncertu wiolonczelowego zamówionego już parę lat temu, a teraz wydanego przez Muzeum w Gliwicach. Dziękując za rozmowę, chciałabym jeszcze zapytać o to, co ostatnio najbardziej zaprząta Twoją uwagę - z planów, fascynacji literackich, muzycznych czy naukowych, przemyśleń? Jest wiele takich rzeczy. W ostatnim czasie, chyba z racji pisania utworu do tekstu Lema jestem wyczulony na zjawiska w rodzaju świadomości, sztucznej inteligencji, komunikacji ludzi z maszynami itp. Z przejęciem obserwuję też doniesienia o niezidentyfikowanych obiektach i zjawiskach. Z zapartym tchem czekam na potwierdzony kontakt naszej cywilizacji z pozaziemską formą życia. n

Ola Batog

Aleksandra Batog, altowiolistka Lorien Trio, Kwartetu Akademos, współpracująca również z Orkiestrą Muzyki Nowej. Organizatorka wielu przedsięwzięć artystycznych, w tym edukacyjnych: cykli koncertowych, festiwali: „Nie dla Elizy - Beethoven i arcydzieła XX wieku”, „W Pałacu Księcia Razumowskiego”, „Schubert i Mandelsztam - moje pieśni na zawsze zachowaj”, „Dom muzyki”. Ulubiona forma aktywności to projektowanie cykli koncertowych połączone z wykonawstwem i prowadzeniem koncertów. Od maja 2020 związana z Centrum Edukacji Muzycznej NOSPR.

fot. Marek Bebłot

8


RECENZJA

Album Penderecki’s Sinfonietta(s) jest hołdem dla jednego z największych mistrzów muzyki współczesnej, Krzysztofa Pendereckiego, który odszedł na krótko przed wydaniem płyty. Wybór utworów, które się na niej znalazły, podkreśla nie tylko bliskie związki kompozytora z Orkiestrą Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa Sinfonietta Cracovia, która zawdzięcza swoje powstanie Elżbiecie i Krzysztofowi Pendereckim, ale również wyjątkową relację, jaką łączyła Mistrza z Jurkiem Dybałem, dyrektorem Zespołu oraz założycielem i dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu im. Krzysztofa Pendereckiego – poziom 320 w Zabrzu. Wszystkie kompozycje zostały zarejestrowane w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, w którym znajduje się sala koncertowa o doskonałych właściwościach akustycznych, zbudowana pod osobistym nadzorem Krzysztofa Pendereckiego. W centrum muzycznego hołdu złożonego przez Sinfoniettę Cracovię Pendereckiemu znajduje się premierowe nagranie Sinfonietty nr 3 Kartki z nienapisanego dziennika. Utwór ten jest zapisem emocjonalnej podróży kompozytora po zakamarkach jego dziecięcych – i późniejszych – wspomnień, problematyzującym nieograniczoność repozytorium ludzkich doświadczeń oraz stojących przed każdym z nas możliwości. Na przestrzeni 25 lat swojego istnienia Sinfonietta Cracovia wielokrotnie prezentowała wszystkie z utworów składających się na płytę, wykonując również większość pozostałych dzieł orkiestrowych Pendereckiego, wielokrotnie występując pod batutą bądź kierunkiem samego Mistrza, ale również dyrygentów gościnnych tej klasy co Rafael Payare czy John Axelrod oraz, oczywiście, swojego dyrektora Jurka Dybała – charyzmatycznego, cenionego dyrygenta, który ma na swoim koncie współpracę z szeregiem wiodących światowych orkiestr, takich jak m.in. Beethoven

fot. Piotr Markowski

Penderecki’s Sinfonietta(s) Orchester Bonn, Tonkünstler-Orchester Niederösterreich, Radio Symphonie Orchester Wien, Orchestre Philharmonique de Monte Carlo, L’Orchestra del Teatro Carlo Felice di Genova – oraz muzyka Filharmoników Wiedeńskich. W szeregach tych ostatnich zasiada również znakomity klarnecista Daniel Ottensamer, który dołączył do krakowskiej orkiestry, by wraz z nią zarejestrować w roli solisty Sinfoniettę nr 2 na klarnet i orkiestrę smyczkową. Wszystkie Sinfonietty Krzysztofa Pendereckiego, które znalazły się na prezentowanej płycie są dokonanymi przez samego kompozytora orkiestracjami jego utworów kameralnych: Tria smyczkowego, Kwartetu klarnetowego oraz Kwartetu smyczkowego nr 3, co czyni je utworami zarówno bardzo wymagającymi wykonawczo, jak i niezwykle zróżnicowanymi, pełnymi życia oraz interesującymi w odbiorze. Album uzupełniają kompozycje o innej proweniencji. Trzy utwory w dawnym stylu, zaczerpnięte z muzyki napisanej przez Pendereckiego do słynnego filmu Rękopis znaleziony w Saragossie Wojciecha Hasa, stanowiły pełną swady ripostę Mistrza skierowaną do krytyków, którzy zarzucali mu onegdaj nieumiejętność komponowania „przyzwoitej”, tonalnej muzyki. Utworowi towarzyszy poruszające Agnus Dei z Polskiego Requiem – utwór wyjątkowo bliski Sinfoniettcie Cracovii. Początkowo napisane na chór a capella, Agnus Dei zaprezentowane zostało na niniejszej płycie w znakomitym, autoryzowanym przez kompozytora opracowaniu na orkiestrę smyczkową autorstwa Borisa Pergamenschikowa. Po odejściu Krzysztofa Pendereckiego jego dziennik pozostanie na zawsze nienapisanym – mówi Jurek Dybał. Będziemy go jednak wciąż wypełniać wykonaniami jego niezrównanej muzyki, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby kontynuować dziedzictwo Pana Profesora – czego wydanie tej płyty jest zapowiedzią. n

9


WYWIAD

Kolejne pokolenia kochają Okudżawę Rozmowa z Piotrem Kajetanem Matczukiem, muzykiem, wokalistą, autorem tekstów, producentem muzycznym, którego zespół PIRAMIDY od lat śpiewa Okudżawę nie tylko w Polsce, ale i w Rosji. GRAŻYNA BEBŁOT Grażyna Bebłot: Czy miał Pan okazję zapoznać się z książką Okudżawa Dmitrija Bykowa, która właśnie została wydana Polsce przez Prószyński Media? Piotr Kajetan Matczuk: Jestem w połowie lektury. Nie chcę, żeby to zabrzmiało banalnie, ale powiem wprost: to znakomita i niezwykle rzetelna książka. Mam osobisty stosunek do twórczości Bułata Okudżawy, znam dosyć dobrze nie tylko jego piosenki czy poezję, ale także prozę, dlatego tym bardziej miałem spore oczekiwania przed lekturą Bykowa. Nie zawiodłem się. Ale postrzegam tę książkę nie tyle jako kompendium wiedzy o twórczości Okudżawy, chociaż fani czy nawet badacze tej twórczości na pewno nie będą zawiedzeni… myślę, że w tej książce rysuje się przede wszystkim historia człowieka niebanalnego, niezwykle ciepłego i wrażliwego, uwikłana

Zespół PIRAMIDY wspólnie z Olgą Okudżawą

10

w dramatyczną rzeczywistość Związku Radzieckiego. Historia kogoś, kto z tą rzeczywistością musiał się zmagać, nie zgadzał się z nią, a jednocześnie tkwił w niej po uszy. Co więcej, pozostał w tej historii bezpretensjonalny, heroiczny, smutny i melancholijny przez pryzmat tragedii, które przeżył. Okudżawa był znakomitym obserwatorem, komentatorem i w jego twórczości zawsze znajdziemy sprytnie poukrywane konteksty, tzw. „drugie dno”. To charakteryzuje wielkich poetów i pisarzy – umieją komentować rzeczywistość w sposób uniwersalny. Epoka minęła, a pieśni są nadal aktualne. Mieliśmy w historii literatury współczesnej niewielu takich twórców. Po lekturze Bykowa nasuwają mi się takie skojarzenia. Jednego jestem pewien – dla kogoś, komu twórczość Bułata Okudżawy wydaje się być bliska, jest to pozycja obowiązkowa. Jest Pan stosunkowo młodym człowiekiem. Skąd wzięło się u Pana zainteresowanie Okudżawą? Pierwszy raz Okudżawę włączył mi mój dziadek, dawno, bo już ponad 26 lat temu... Chodziłem wtedy do podstawówki, a dodatkowo uczyłem się gry na fortepianie w szkole muzycznej. Usiłowałem nauczyć się grać Mozarta, na zaliczenie, ale niestety bardzo źle mi szło. Dziadek włączył mi wtedy „Piosenkę o Mozarcie”. To była pierwsza piosenka Bułata Okudżawy jaką usłyszałem. Spodobała mi się melodia, bo oczywiście nie znałem rosyjskiego. I to jego świetne, egzotycznie brzmiące nazwisko. Potem od rodziców dostałem w prezencie kasetę magnetofonową. Nauczyłem się wszystkich piosenek na pamięć. Te melodie miały na mnie ogromny wpływ. Dwa lata później Okudżawa umarł. Mojego dziadka też już nie ma. Dlatego wspominam ich obu z wielką serdecznością. Słuchałem w życiu przeróżnej muzyki, ale powrót do piosenek Okudżawy był zawsze miły. Kojarzy mi się do dziś z dzieciństwem i beztroską. Po latach, za namową mojego basisty Tomka Imienowskiego postanowiłem zrealizować koncert z tymi piosenkami.


Jaka publiczność przychodzi na Państwa koncerty poświęcone Okudżawie? Jaki jest odbiór jego utworów w Polsce a jaki w Rosji? Wie Pani… takich czasów dożyliśmy, że wyjść na scenę i powiedzieć cokolwiek mądrego – nie zdarza się za często. A w Okudżawie jest mądrość. I tego oczekuje nasza publiczność. Przy czym nie są to piosenki nadęte, nadmuchane, nie wiadomo jak napompowane intelektualnie – one opowiadają o nas, o normalnym życiu normalnych ludzi. Takiej muzyki wcale nie słucha – jak można sądzić po pozorach – tylko pokolenie naszych rodziców czy dziadków. Na nasze koncerty przychodzą także młodzi ludzie, którzy doskonale bawią się razem z nami. My to gramy nieco bardziej nowocześnie, w naszych aranżacjach, ale z szacunku do Bułata – w wersjach akustycznych. Uwielbiam koncerty w Rosji – bo tam Okudżawę zna każdy – niezależnie od tego, czy jest młodym wytatuowanym punkiem, metalowcem, hipisem, sklepikarzem w kiosku czy statecznym profesorem. Okudżawa łączy. Rosjanie bardzo doceniają to, co robi zespół PIRAMIDY. Gdy po raz drugi graliśmy w Filharmonii Moskiewskiej w Sali Koncertowej im. Piotra Czajkowskiego, wzbudziliśmy w Rosjanach tak wielkie emocje, że jeden z aktorów Teatru Wielkiego w Moskwie krzyczał do nas na scenie łamaną polszczyzną „Jeszcze Polska nie zginęła”. Ludzie byli wzruszeni, mieli łzy w oczach. Od owacji drżała podłoga. Mówiły o tym rosyjskie media. To wszystko jest nagrane i nawet dostępne w Internecie, na YouTube, tylko trzeba wpisać po rosyjsku. Nasze narody dzieli wyłącznie polityka i czasami stereotypy. Ale proszę mi wierzyć - Rosjanie to wspaniali, niezwykle otwarci i serdeczni ludzie!! Kto umie stanąć ponad podziałami szybko to zrozumie. A Polacy do dziś kochają Okudżawę. Jego utwory pięknie tłumaczyli na język polski m.in. Andrzej Mandalian, Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, jego ballady śpiewali Edmund Fetting, Gustaw Lutkiewicz, Bohdan Łazuka, Wojciech Młynarski, Sława Przybylska, Hanna Banaszak. Które z utworów Bułata są Panu najbliższe? Ma Pan ulubione wykonania? Oczywiście. Często opowiadam o tym na koncertach. Dla mnie mistrzem i wzorem jest wymieniony przez Panią Edmund Fetting. Był genialny pod każdym względem. Tak spokojny i bezpretensjonalny jak Okudżawa. A zarazem niesamowicie inteligentny. Imponuje mi ten rodzaj aktorstwa i wykonawstwa. Uwielbiam jego kreacje aktorskie, szczególnie teatralne, niektóre są w Złotej Setce Teatru Telewizji. A pieśni, które Fetting wykonywał często słucham z płyt winylowych, wieczorem przy lampce wina. Mają klimat. Relaksuje mnie to. Jest Pan zaprzyjaźniony z żoną Okudżawy, Olgą. Czy może Pan zdradzić jak doszło do tej przyjaźni, jakieś mało znane fakty z ich życia? Czy Olga ma równie ciepły stosunek do Polski jak jej mąż? Olga Okudżawa bardzo lubi zespół PIRAMIDY. To ona ściągnęła nas do Rosji. Dzięki niej koncertowaliśmy m.in. w Filharmonii Moskiewskiej. Olga zna doskonale nasze płyty i wykonania. Twierdzi, że przypominam jej pewnego wykonawcę, aktora z dawnych lat. Kiedyś podarowała mi album ze zdjęciami Bułata z podpisem „Daruję Wam Bułata, jak i Wy darujecie mi Bułata” (w znaczeniu – na nowo). Olga była w Polsce wielokrotnie, opowiadała mi o spotkaniach z Wojciechem Młynarskim i Agnieszką Osiecką. Kiedyś spacerowaliśmy Krakowskim Przedmieściem

Wpis od Olgi Okudżawy „Daruję Wam Bułata jak i Wy darujecie mi Bułata”

w Warszawie i pokazywała mi miejsce, gdzie Bułat zazwyczaj nocował gdy był w Polsce i co lubił podziwiać z okna pokoju. Olga ma też szczególną pasję – kolekcjonuje lalki i w Moskwie otworzyła Muzeum Lalek. Ale nie Barbie, tylko takich eleganckich, w starym, dobrym stylu. Odwiedziliśmy z zespołem to muzeum, podczas jednej z tras koncertowych. W mojej rodzinie też mieliśmy taką elegancką lalkę, w długiej jasnoróżowej sukni i z parasolką. Przeleżała na półce ze 30 lat. Zawiozłem ją do Moskwy w prezencie dla Olgi. Dziś można tę lalkę zobaczyć w Muzeum Lalek, a przewodnik oprowadzający po tym muzeum opowiada historię, że to prezent od polskiego zespołu. Podobnie nasze płyty z piosenkami Bułata Okudżawy – prezenty dla Olgi – stanowią eksponaty w Muzeum Bułata Okudżawy na Arbacie w Moskwie. To bardzo miłe. Olga i Bułat zawsze lubili Polskę i z wielkim szacunkiem odnosili się do Polaków. Bułat bardzo lubił w Polsce koncertować. W Polsce twórczość Okudżawy cieszyła się dużą popularnością, zwłaszcza w latach 70. XX wieku. Czy współcześnie może ona znaleźć nowego, szerokiego odbiorcę? Nie może i nawet nie powinna. Twórczość Bułata Okudżawy to twórczość elitarna. Nie dla wszystkich. To twórczość dla świadomych odbiorców. Ale proszę się nie martwić, w Polsce ta nisza wcale nie jest taka mała, także wśród młodych ludzi i na pewno nie zaginie. Przed pandemią graliśmy średnio 120 koncertów rocznie z jego piosenkami i we wszystkich miastach sale były pełne. A nie były to małe sale, kto nas śledził ten wie. Myślę, że jeśli kogoś zainteresuje czy zainspiruje Okudżawa, to musi sam do tej twórczości sięgnąć, musi chcieć ją poznać. Nie powinno się nikogo zmuszać do słuchania tych utworów. Ale myślę, że dzięki książce Bykowa, która trafiła na polski rynek, wiele osób zainteresuje się Okudżawą na nowo. Obecnie jest czas pandemii i ograniczeń z nią związanych. Jakie ma Pan plany na nadchodzący okres? Jestem przede wszystkim muzykiem, a to mnie na szczęście nie ogranicza tylko do koncertów. Napisałem ostatnio muzykę do kilku długometrażowych filmów dokumentalnych, mam własne studio nagraniowe, zrealizowałem też sporo muzyki do reklam i spotów, więc na szczęście nie było aż tak tragicznie jak mogło być. Marzy mi się ostatnio długometrażowy film

11


Bułat Okudżawa

fabularny, trwają rozmowy. Nie mogę się doczekać otwarcia kultury i granic, bo pandemia przerwała mi reżyserię widowiska muzycznego na Litwie, w którym brali udział aktorzy, muzycy i wokaliści z Polski i Litwy. Chcemy je wznowić w maju. Przez pandemię nie polecieliśmy też na dużą trasę koncertową do USA, mieliśmy po raz kolejny zagrać w Południowej Kalifornii, czekamy aż sytuacja się uspokoi. Ale za to zrealizowałem w pandemii jako muzyk sesyjny kilka płyt, więc ostatecznie nie narzekałem na nudę. Oczywiście z niecierpliwością czekam na koncerty, bo kontakt z ludźmi i trasy koncertowe z zespołem PIRAMIDY lubię najbardziej. Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę zrealizowania tych planów i spełnienia marzeń. Dobrego 2021 roku. n

Koncert zespołu PIRAMIDY w Moskwie

12

(1924-1997) - rosyjski poeta, prozaik, kompozytor ballad, pieśni lirycznych i satyrycznych, dramaturg. Był synem Gruzina i Ormianki. Jego ojciec był działaczem partyjnym wysokiego szczebla. Został on w 1937 roku rozstrzelany jako „wróg narodu”. Jego matka prawie 20 lat spędziła w obozach stalinowskich. Musiał sam dawać sobie radę – z własnym losem i ze światem, który nie był łatwy. W 1942 roku młodziutki Okudżawa poszedł jako ochotnik na wojnę. Zdemobilizowany, pracował jako tokarz, następnie studiował na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu w Tibilisi. Ukończył studia w roku 1950, po czym skierowano go w teren jako nauczyciela wiejskiego. Od wczesnych lat pisywał wiersze. W1956 roku wydany został pierwszy tomik Okudżawy pod lakonicznym tytułem Liryka. Na przełomie lat 50. i 60. XX wieku stał się popularny za sprawą pieśni a właściwie tekstów poetyckich opatrzonych melodią, której twórcą jest zawsze sam poeta. Do milionów słuchaczy dotarły one wraz z jego głosem – nie kształconym, chropawym, ale niosącym treść i wzruszenie. Pisał też powieści. W twórczości Okudżawy najważniejszym tematem jest dramat jednostki zmagającej się z życiem. Bułat Okudżawa był głosem pokolenia. Na jego pieśniach wychowały się miliony Polaków. Jego twórczość, tłumaczoną na wszystkie języki świata, spopularyzowali w Polsce m.in: Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, Andrzej Mandalian, Witold Dąbrowski i poeci związani ze Studenckim Teatrem Satyryków. Pieśni Bułata Okudżawy już od lat 60. wykonywali najwięksi i najlepsi Polscy aktorzy. Okudżawa żywił ogromną sympatię do Polski, u nas zaś szczerze go kochano i podziwiano. Trafiał do nas szczególnie. Najbardziej znane jego pieśni i ballady to m.in.: Pieśń gruzińska, Piosenka o niebieskim baloniku, Wybaczcie piechocie, Modlitwa (François Villon), Trzy miłości, Ostatni trolejbus, Piosenka o Arbacie, Wańka Morozow. Red.


WYWIAD

Kto dziś słucha Okudżawy? MAŁGORZATA STĘPIEŃ Dmitrij Lwowicz Bykow (ur. 1967) jest współczesnym rosyjskim pisarzem, poetą i dziennikarzem dość kontrowersyjnym. To wspaniały literaturoznawca, autor wielu literackich biografii. Znany w Rosji przeciwnik dyktatury. Często w swoich tekstach publicystycznych posługuje się najbardziej przez autorytarnych przywódców nielubianą bronią – satyrą. To jeden z najbardziej płodnych pisarzy rosyjskich (IKS, Czerwiec, Ortografia). Autor biografii Borysa Pasternaka, wydanej w 2005, która zdobyła nagrodę Narodowy Bestseller za rok 2006. Później napisał biografie Maksyma Gorkiego, Włodzimierza Majakowskiego. Ukończył Wydział Dziennikarstwa na Uniwersytecie Moskiewskim. Wykładał literaturę i historię literatury sowieckiej w szkołach średnich w Moskwie. Był profesorem na Wydziale Światowej Literatury i Kultury MGIMO. Jako dziennikarz i krytyk, pisał dla magazynu Ogoniok od roku 1993. Był również okresowo gospodarzem audycji w stacji radiowej Echo Moskwy, a wcześniej jednym z gospodarzy telewizyjnego programu Vremechko. Jest autorem studium o Bułacie Okudżawie, wydanym w tym roku przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka, o krótkim tytule: Okudżawa. Opracowanie to jest zarazem biografią i antologią twórczości poety.

liwe - nikt nie będzie walczył. W sumie, żyjemy w średniowieczu - średniowieczu pod każdym względem. Nie trwa to długo, ale też całe życie nie trwa zbyt długo. Obawiasz się, że zmiany nie będzie za twego życia? Przecież w eseju, w tygodniku „Sobiesiednik”: Dwadzieścia lat

Dmitrij Bykow, www.wikipedia.org

Małgorzata Stępień: Spotkanie z Tobą to dla mnie wielka przyjemność, bo dawno słyszałam o niepokornym, ponadpartyjnym dziennikarzu odważnie krytykującym system. W dzisiejszych czasach, kiedy ludzie odmiennego zdania przepadają bez wieści, traktowani są wymyślną trucizną, osądzani przez skorumpowany system prawny, Twoja postawa (proszę nie brać mi za złe wzniosłości) to prawdziwy heroizm. Dymitr Bykow: Dziękuję, ale nasz heroizm jest nieco przesadzony. Nadal proponuję ocenić to na podstawie wyników, a nie są one zbyt imponujące - po drugiej stronie też. Rząd czuje się całkowicie bezpieczny, a wreszcie zniszczyć opozycję to nie jest jeszcze moż-

13


Putina – dwadzieścia lat na biegu wstecznym przewidujesz, że kropkę nad P postawi się w 2024 roku pod koniec czwartej kadencji Putina. „Kropka nad P” – dobry żart, ale do ciebie należy. Nie przepowiadam konkretnych dat. To zbyt niewdzięczne zajęcie. Putin może ustąpić jutro, albo ustąpi za dwadzieścia lat, ale jak rozumiesz, tu nie chodzi o Putina. Chodzi o to, aby stworzyć w kraju optymalne warunki do rozwoju, a nie do poszukiwania wrogów, nie do wzajemnej nienawiści, nie do donosów. I to zależy nie tylko od władzy - a może wcale nie od niej. Podczas „śnieżnej rewolucji” w 2011 roku określiłeś mi się jako pacyfista mówiąc: „Dziś wielu pyta, czym się to wszystko skończy? Nie skończy się! (...) Liczni niegodziwcy, bojący się utracenia swej stabilizacji, mówią, że Plac Błotny chce rewolucji. Nic podobnego. Nam jest potrzebna jedynie pokojowa, szczęśliwa i wolna Rosja”. Powiem to jeszcze raz: nie chcę gwałtownych konfrontacji, masowych aresztowań ani pobojowisk na ulicach. Najlepszy scenariusz rewolucji jest pokojowy, ale przykład Białorusi pokazuje, że władze nie zawsze podzielają dążenie do pokojowych zmian, co jest tak charakterystyczne dla opozycji. Popieram pokojowy rozwój, ale bynajmniej nie jestem pacyfistą. Raczej odnosi się do mnie sformułowanie Aleksandra Żołkowskiego z artykułu o Okudżawie i Błoku: „synteza romantyzmu i sentymentalizmu, postaw pacyfistycznych i rycerskich”. Wojujesz więc piórem? Piórem zmagam się z moimi problemami psychologicznymi, fizjologicznymi i moralnymi. Na przykład z tym, że wszyscy jesteśmy śmiertelni i niedoskonali. W Polsce dotychczas ukazały się dwie Twoje powieści ŻD (od autorki - Żeleznaja doroga) i Uniewinnienie. Jesteś bezwzględny dla swojego kraju tworząc w ŻD katastroficzną wizję Rosji pozbawionej najdroższego bogactwa – gazu. System polityczny Rosji przyszłości to antyutopia? Nie o to chodzi w ŻD - linii kolejowej. Jest tylko sytuacja, w której gazu ziemnego i ropy naftowej nie potrzebuje już nikt, ponieważ cały świat zaczyna ogrzewać nowy gaz, którego w Rosji nie ma. Można wyjaśnić przez długi czas, co miałem na myśli, ale temat nowego paliwa nie jest główny. Głównym z nich jest stała walka dwóch kolonizatorów, Waregów (imperialistów, spadkobierców dawnej Rosji) i Chazarów (postępowych liberałów), o kontrolę nad rdzenną ludnością Rosji. Toczy się wojna domowa. Jest to powieść futurystyczna. Nie mogę zaoferować żadnego innego wytłumaczenia dla naszej historii. W Uniewinnieniu nieoczekiwane powroty z łagru skazańców uznanych już za zmarłych powodują, że, kiedy upada Związek Radziecki, wnuk jednego z przybyłych zaczyna interesować się zjawiskiem i przeprowadza śledztwo, odkrywa tajemniczy specłagier, w którym więziono tych, którzy nigdy nie przyznali się do winy. Za pomocą indoktrynacji tworzono z nich gigantów, którzy mieli zmienić Rosję – wygrać wojnę i odbudować kraj ze zniszczeń. Nie tylko poddawano ich ideologicznej obróbce, ale i torturom, a to jest poważniejsze. Przypominam też, że ta wersja bohatera w powieści jest obalona, choć wiele ofiar terroru, usprawiedliwiających swój los, doszło właśnie do takiego wniosku - powróciłem

14

do tego problemu w mojej nowej powieści. Oczywiście, każde poszukiwanie racjonalnej logiki w terrorze prowadzi do jego filozoficznego i moralnego uzasadnienia - o takim ryzyku piszę w swoich książkach historycznych. Odkrywasz przed czytelnikami mroczne strony ojczyzny – „drugie dno Imperium” symbolicznie przedstawione w powieści jako grzęzawisko. Są jeszcze tacy, którzy go nie znają? Każde młode pokolenie musi odkryć na nowo złe strony imperium. Miałem nadzieję, że da się zrozumieć je z książek, dlatego właśnie pisałem -- ale dorosło nowe pokolenie, które chce spróbować raz jeszcze. Nie mam nawet nadziei, że moje książki go zatrzymają wystarczy, że pomogły mi poradzić sobie z tymi pokusami. Powiedziałeś kiedyś, że: „wszelkie poszukiwania logiki terroru prowadzą nieuchronnie do uznania jego racji”, to znaczy, że poświęcając terrorowi rozmyślania niejako potwierdzamy jego byt? Przynajmniej potwierdzamy jego legitymizację, raison d’être. Moim zdaniem nadszedł czas, aby uznać za udowodnione twierdzenie o zgubnej fatalności wszelkiego terroru, a nie uzasadniać go wielkimi krótkoterminowymi rezultatami lub wrogim otoczeniem. Rozpolitykowaliśmy się rozmawiając o Twojej twórczości zaangażowanej, a przecież masz w swoim dorobku niemało prac biograficznych jak choćby ta o Włodzimierzu Majakowskim – wielkiej postaci, która dostała się pod Twoje pióro. To poeta niedający się łatwo zaklasyfikować. Dla nieznających jego poezji jest poetą tylko rewolucyjnym, dla szeroko go czytających (w tym dla mnie) to subtelny liryk, któremu zdarzało się maszerować „lewą”. Wystarczy sięgnąć po Ja, Lileczko! To zamiast listu, Obłok w spodniach, Podanie do …, Ty. Kończyłam liceum im. Włodzimierza Majakowskiego, które to później, jako miano niesłuszne, ustąpiło miejsca polskiemu nazwisku. Na wspomnieniowym spotkaniu absolwentów upomniałam się o dobre imię Majakowskiego, czego pogratulowali mi koledzy. Której twarzy poezji Majakowskiego dałeś pierwszeństwo w biograficznym o nim opracowaniu? Jako poeta, według mnie nie największy, byłem pod większym wpływem innych autorów, od samego Okudżawy do Błoka. Ale jako osobę go lubię i zawsze interesowałem się jego metodą rozszerzania sfery poezji, czyli inwazji poezji w życiu codziennym. Jest to również modernistyczna idea, zbliżona do „tworzenia życia”, jak nazwał ją Khodasevich, zbliżona do eksperymentów Picassa czy Legera z designem. Lubię go jako heroicznego poetyckiego samuraja, ale jego samobójcze skłonności są mi obce. To nie moje, ale wiem, jak to docenić. Jak wybierasz postacie do swoich prac? Pytam, bo myślałam, że interesują Cię tylko ci, którym w sowieckiej Rosji było niewygodnie, a Borys Pasternak nie idzie przecież w jednym szeregu z Maksymem Gorkim, który jest twórcą literatury socrealistycznej. Jaki jest Twój stosunek do tego pisarza? - Gorki był utalentowanym pisarzem, przeciętnym prozaikiem i dramaturgiem, błyskotliwym satyrykiem, ciekawym myślicielem, który spędził swoje życie próbując pogodzić Marksa i Nietzschego - i upewnił się, że nie są ze sobą sprzeczni. Synteza okazała się


ciekawa, ale z pewnością nie ma nic wspólnego z tradycją humanistyczną. Pośrednim rezultatem jego działalności było pojawienie się pokolenia radzieckich bohaterów - pilotów, stachanowców, naukowców, w tym tak zwanych przetasowań. Mówi o nich moja nowa powieść Fighter, która ukaże się na początku przyszłego roku. Pomysł Gorkiego na potrzebę radykalnej rewizji projektu „człowieka” i przemiana ludzkości w coś nowego jest dość modernistyczny, w duchu rosyjskiej epoki srebra i włoskiego futuryzmu. Niestety, doprowadziło to do budowy nowej wieży Babel, na ruinach której obecnie żyjemy.

zapowiedzi / nowości / bestsellery

Teraz Okudżawa – książka, która stała się właściwym powodem naszego spotkania. Okudżawa to tylko mój wybór: składam się z jego piosenki, wiersza i cytatów prozy, podziwiam jego osobowość, jestem przyzwyczajony do skupiania się na jego ocenach moralnych. Był jednym z tych, którzy w latach siedemdziesiątych, bardzo trudnych dla inteligencji sowieckiej, stali się uosobieniem duszy ludu. Stworzył folklor - bo ludzie stopniowo stali się inteligencją. Nie wszystkim spodobał się ten proces - na przykład Sołżenicyn nazwał tę nową inteligencję „obrazowańszczina” (Sołżenicyn, a za nim Bykow mają chyba na myśli znanych w języku polskim wykształciuchów - przyp. MS) - a jednak był to najcenniejszy wynik sowieckiej potęgi. Wszystko inne nie mogło wytrzymać krytyki. Okudżawa był najlepszym przedstawicielem tej inteligencji i chciałem zrozumieć mechanizmy jej powstawania poprzez jego biografię. Ponadto martwiłem się o jego technikę poetycką, gatunki wymyślone przez niego, specyfikę jego wykorzystania. Biografia Okudżawy ukazała się w 2009 roku, 11 lat temu. W 2020 roku wyjechała do Polski, gdzie w końcu została zauważona. Teraz wydaje się, że przekłada się to na chiński, są oferty od Francuzów, były negocjacje z Włochami.

atrakcyjne ceny szybka dostawa lub bezpłatny odbiór w księgarni

SWIATKSIAZKI.PL

Jak wyglądała praca nad tą postacią? Jak zdobywałeś tak szczegółowe wiadomości dotyczące poety? Jego życie jest dobrze zbadane, odnoszę się do wielu źródeł, w tym 10 wydań almanachu Voice of Hope pod redakcją Andrieja Krylova, artykułów Nikołaja Bogomołowa i materiałów z rodzinnego archiwum. Rozmawiałem z Okudżawą trzy razy i dałem mu moje wiersze oraz z większością jego przyjaciół - Kim, Valley, Kozakov, Nikitin, Iskander - byłem (i nadal jestem) w dobrych z nimi stosunkach. Oczywiście pomagali mi żona i syn Okudżawy. Aleksander Błok, którego (jak piszesz) Bułat Okudżawa jest reinkarnacją, na pytanie: czy inteligencja może współpracować z bolszewikami, odpowiedział: „może i powinna.” Jak mamy rozumieć tę współpracę w odniesieniu do Okudżawy? Wszyscy obywatele ZSRR mieli stosunki z tym rządem, stąd nazwa „reżim totalitarny” - dociera do wszystkich. Okudżawa, podobnie jak Błok, miał złudzenia co do współpracy kultury i władzy, dołączył nawet do partii w dobie rehabilitacji (1955), jak nazwała to Achmatowa. Szybko pozbył się tych nadziei i śmiał się z nich potem okrutnie, a Błok zrozumiał wszystko w dwudziestym roku. Uważam jednak, że złudzenie i rozczarowanie nimi jest bardziej owocne niż bycie uprzednim sceptykiem i niewierzenie w nic od samego początku. O tak! Zgadzam się w zupełności. Nie zrozumiesz, póki nie doświadczysz.

książki / muzyka / e-booki / papiernik / karty podarunkowe

@swiatksiazkipl

@swiatksiazki

Social icon

Circle Only use blue and/or white. For more details check out our Brand Guidelines.

@swiatksiazkipl

Zamówienia telefoniczne 22 250 90 90


Polska kultura, filozofia, kino - są w Rosji nie mniej lubiane niż Okudżawa w Polsce. Tak, Agnieszka Osiecka była ważna w życiu Okudżawy i na odwrót – poetka ceniła sobie przyjaźń z bardem i poetą. Jej widowisko muzyczne Apetyt na czereśnie w przekładzie Bułata Okudżawy w 1969 roku wystawił słynny Teatr Sowriemiennik w Moskwie. Przedstawienie cieszyło się wtedy wielkim powodzeniem, w 2011 roku Moskiewski Teatr Dramatyczny Aparte wystawił sztukę znów. Zbuntowani sześćdziesiątnicy* z lat 60. XX wieku – Osiecka i Okudżawa – ciągle są w cenie. Swoją książkę zadedykowałeś Lwowi Aleksandrowiczowi Anninskiemu. To jest … Największy krytyk literacki pokolenia lat sześćdziesiątych, uczeń Andrieja Siniawskiego i mój nauczyciel, jeden z pierwszych, którzy docenili i nagrali na magnetofonie piosenkę Okudżawy.

Jak na dziennikarza przystało kreślisz w swojej opowieści o poecie bogate tło społeczno-polityczne. To konieczne? - Nie jestem tylko dziennikarzem. Myślę, że po 30 tomikach poezji i 20 powieściach mam prawo nazwać siebie pisarzem. Polityka jest skoncentrowanym wyrazem moralności, duszy ludu, jeśli chcesz. Unikanie mówienia o niej, mówiąc o XX-wiecznym pisarzu rosyjskim - moim zdaniem to utopia. Ałła Achmatowa i Fiodor Iwanowicz Tiutczew nie wstydzili się interesować polityką, dlaczego mielibyśmy tego unikać? To nie jest mój pomysł, wyraził to Alexander Kushner, znakomity autor tekstów, młodszy przyjaciel Okudżawy i głęboko upolityczniony poeta. Ucząc się w szkole języka rosyjskiego mieliśmy do tej nauki (ze zrozumiałych względów) stosunek ambiwalentny. Daniel Olbrychski – przyjaciel Okudżawy – zauważa, że najchętniej uczyliśmy się tego języka właśnie na pieśniach poety. Uwagę aktora o języku rosyjskim wplótł później w wiersz Okudżawa: „Jazyk nie winowat, zamietił pan Olbrychskij”. Okudżawa był dla nas poetą wolności. Który z polskich pisarzy, poetów pełnił podobną rolę w Związku Radzieckim? I czy w ogóle był taki? W ZSRR zawsze oglądaliśmy się na Polskę, kochaliśmy polskie kino, polskie piosenki, polską poezję ironiczną. Encykliki, prace teologiczne i antropologiczne odegrały ogromną rolę w ZSRR, a także sztuki Karola Józefa Wojtyły, lepiej znanego jako Jan Paweł II. Światopogląd Okudżawy - a tak przy okazji, mój - był radykalnie pod wpływem adogmatycznej filozofii Leszka Kołakowskiego, nie wspominając już o dziennikarstwie Adama Michnika. Stanisław Jerzy Lec jest w Rosji najsłynniejszym polskim mistrzem aforyzmu. Tadeusz Borowski jest nie mniej popularny niż Varlam Shalamov i jest bardzo blisko niego duchowo i stylistycznie. Poezja Juliana Tuwima, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Józefa Czechowicza, Wisławy Szymmborskiej, Czesława Miłosza została przetłumaczona przez najlepszych rosyjskich poetów i była w prawie wszystkich domach inteligenckich. Moi ulubieni poeci powojennej Polski - Agnieszka Osiecka i Jerzy Ficowski - są powszechnie znani ze swoich piosenek, Osiecka genialnie tłumaczyła Okudżawę, byli przyjaciółmi. Krzysztof Kamil Baczyński stał się jednym z symboli europejskiego oporu.

16

Wiem, że Okudżawa podpisał w 1966 roku list protestacyjny pisarzy w obronie Siniawskiego oskarżonego za publikacje poza granicami Rosji. Jesteś według mnie w prostej linii kontynuatorem myśli Siniawskiego - Siniawski, Aniński, Bykow … Masz następcę? Masz komu przekazać tę głęboką duszę i posłannictwo wolności? Cóż, nie mam nic przeciwko temu, że synowie i córka są spadkobiercami. Nie mam żadnych duchowych następców. Chociaż mam wielu uczniów i pomagają mi oni w uprawianiu mojej działki na daczy - oczywiście na zasadzie czysto dobrowolnej, w zamian za prawo do mieszkania tam latem ze swoimi ukochanymi. Z Ciebie prawdziwy afirmator wolności w każdym jej przejawie. Na koniec znane pytanie: Kto dziś słucha Okudżawy? Prawie wszyscy. Wielu ludzi też go nienawidzi. Ta nienawiść niektórych i miłość innych sprawia, że poeta żyje, a w tym sensie nic mu nie zagraża - jest kochany i znienawidzony nawet bardziej niż w życiu. Powiadają, że najgorsza jest cisza. Niech mówią, źle, czy dobrze, ale niech mówią. Dziękuję bardzo za to, że poświęciłeś mi swój cenny czas. Jestem ci wdzięczna za Okudżawę, bo to głębokie i arcyciekawe studium artysty, którego jeszcze analogowe płyty mam i słucham ich z zachwytem.** n *Sześćdziesiątnicy (wik.)– subkultura radzieckiej inteligencji z pokolenia urodzonego w dekadzie 1925–1935 i publikującego swoje utwory w latach 60. XX wieku. Poglądy tej grupy ukształtowały się pod wpływem stalinizmu, wielkiej wojny ojczyźnianej oraz odwilży chruszczowskiej. Określenia tego użył po raz pierwszy krytyk literacki Stanisław Rassadin w artykule opublikowanym pod takim tytułem w miesięczniku młodzieżowym Junost’ (1960) i związanym z opowieścią W. Aksionowa „Koledzy”. ** Rozmowę z Dymitrem Bykowem mogłam przeprowadzić dzięki wydatnej pomocy moich rosyjskojęzycznych przyjaciół – Grigorija Szostaka i Michała Kaczmarczyka.

Prószyński Media Okudżawa. Życie, piosenki, legenda. autor: Dmitrij Bykow oprawa twarda, format: 170x245mm wydanie: pierwsze, liczba stron: 608 tłumaczenie: Michał B. Jagiełło data wydania: 2020 11 24


INTERNET

Wirtualny ogród nowej muzyki Krzysztof Batog „OMN-NET wirtualny ogród nowej muzyki” to platforma internetowa Orkiestry Muzyki Nowej, stworzona dzięki programowi „Kultura w sieci”, realizowanemu przez Narodowe Centrum Kultury. Powstała z potrzeby podzielenia się z odbiorcami naszymi dokonaniami, przemyśleniami i doświadczeniami, które zdobywaliśmy przez prawie 25 lat obcowania z muzyką współczesną. W naszym wirtualnym ogrodzie znajdującym się się pod adresem: www.ogrod.omn.art.pl zaprojektowaliśmy trzy strefy, które - mamy nadzieję - stopniowo będą się rozrastać i zapełniać ogród nową „muzyczną roślinnością”. „Strefa wzrostu” to autorska aplikacja internetowa zaprojektowana na zasadach grywalizacji, której celem jest zdobycie kompetencji w zakresie percepcji muzyki współczesnej. Uczestnik zabawy edukacyjnej ma za zadanie przejść przez trzy poziomy (miłośnika, znawcy i mistrza) zdobywając po drodze kolejne statusy wtajemniczenia w muzykę naszych czasów. Te, zdobywa się słuchając wybranych utworów współczesnych, podcastów o muzyce nowej, rozwiązując związane z nimi zadania i podejmując różnego rodzaju aktywności. „Strefa aktywności” to komponent zawierający internetowe wersje instalacji muzycznych, które zrealizowała w przeszłości Orkiestra Muzyki Nowej. Przeniesienie przestrzennych instalacji muzycznych do Internetu wymagało opracowania nowych mechanizmów sterujących narracją utworu oraz stworzenia specjalnego interfejsu, pozwalającemu odbiorcy odtwarzać prze-

bieg lub tworzyć, zapisywać i odsłuchiwać utwory audiowizualne podobnie jak ma to miejsce w instalacjach istniejących w przestrzeni rzeczywistej. „Strefa koncertów” to miejsce, gdzie można wysłuchać dzieł współczesnych w wykonaniu Orkiestry Muzyki Nowej w formie prezentacji rzeczywistych koncertów, które miały miejsce w przeszłości oraz w formie „koncertów wirtualnych”. Te ostatnie składają się z utworów, które zostały zarejestrowane podczas różnych koncertów, w różnych miejscach i czasie. Łączy je określony temat lub wspólna narracja. Wśród nagrań są zarówno kompozycje zarejestrowane w formie audio jak i audiowideo. Utwory składające się na koncerty wirtualne zostały wzbogacone wizualizacjami autorstwa Tomasza Strojeckiego, które spajają różnego rodzaju materiały

w artystyczną całość. Jeden wybrany utwór z każdego z koncertów posiada specjalną dedykowaną mu wizualizację, pozostałym dziełom towarzyszą ascetyczne ruchome obrazy dopasowane do dynamiczno- agogicznych przebiegów. Koncerty wzbogacone są komentarzem wprowadzającym, a w przyszłości zostaną uzupełnione wywiadami z twórcami, wykonawcami oraz opiniami ich odbiorców. Stworzyliśmy „wirtualny ogród nowej muzyki”, aby służył wszystkim zainteresowanym muzyką współczesną. Zapraszamy chętnych do jego współtworzenia, rozwijania i pielęgnowania. A przede wszystkim zachęcamy do spacerów po wciąż „rozwidlających się ścieżkach” nowej muzyki i odkrywania różnych jej meandrów i zakamarków. n

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Kultura w sieci”

17


„Łemkowyna” Marek Bebłot „Łemkowyna” to podróż w głąb historii i po obszarach współczesności. Wybijającym się elementem, obecnym na co trzeciej z prezentowanych fotografii jest krzyż. Krzyż ma znaczenie wielorakie, jest oczywiście symbolem śmierci, ale także odradzającego się życia i nadziei. Prawosławny krzyż Łemków - trzybelkowy, jak pisał Petro Murianka „rozpięty na siedem stron świata z krzykiem wiatru w drzazgach” jest kotwicą łemkowskiej tożsamości narodowej, świadectwem przynależności do ziemi, pamięcią zbiorową, rękojmią dziedzictwa”. Adriana Zimnowoda (fragment z katalogu wystawy Z. Podsiadło) Podróżować w głąb historii można na różne sposoby. Zdjęcia w swojej lapidarności niosą takie możliwości, dają dużo do myślenia. Obecnie fotografia jest bardzo przystępna, by nie powiedzieć łatwa, ale oczywiście tylko w kwestiach technicznych. Przystępność w żaden sposób nie stanowi o jakości artystycznej powstających zdjęć. Zdjęcia Zbigniewa Podsiadło są eleganckie, nie tylko ze względu na technikę czarno-białą i świetną kompozycję, ale także mówią w sposób przejmujący. Zbyszka znam dostatecznie długo, by zapomnieć o jego fotograficznej historii życia. Musiałem więc sięgnąć po materiały o nim, wywiady, katalogi z wystaw. Nie chcę cytować jego osiągnięć, bo jest ich dużo. Ważne dla mnie jest to, że wracam do tych fotografii, a jest to specyficzny „materiał do przemyślenia”. Temat Łemków czasami jest pokazywany przez pryzmat takich postaci historycznych jak Jerzy Nowosielski, Nikifor, Andy Warhol czy Bogdan Dziworski. Można też opowiedzieć o Łemkach poprzez pokazanie ich śladu na ziemi. W jednym z wywiadów Podsiadło wspomina pierwsze swoje zauroczenie fotografią, wystawę fotografii zorganizowaną przez Edwarda Steichena Rodzina Człowiecza (The Family of Man). Pół tysiąca zdjęć składających się na wystawę, to spory materiał do przemyślenia. Ryszard Kapuściński odbierał je jako fotografie opisujące „wspólnotę

18

naszego losu, wspólnotę przeżyć, uczuć i doświadczeń naszych braci i sióstr żyjących pod wszystkimi stopniami długości i szerokości geograficznej”. Po tej wystawie zaczął funkcjonować termin „fotografia humanistyczna”. Kiedy wystawa była prezentowana w Polsce w 1959 i 1960 r., Zbigniew Podsiadło miał cztery lata, więc bezpośredniej inspiracji nie było. Jest to jednak dobry punkt wyjściowy dla fotografa, tak jak Kind Of Blue Miles’a Davis’a dla przyszłego jazzfana. Zbyszek zarówno w fotografii jak w jazzie jest mocno usadowiony. Podsiadło w Łemkowynie pokazuje miejsce w Polsce, które jest jednym z tych, za którym stoją tragedie ludzi, opuszczenie i odrzucenie. Poprzez jego zdjęcia można znacznie głębiej wczuć się w historię Łemków. Nie lubię opisywać tego co jest na zdjęciach, gdyż fotografie trzeba oglądać wnikliwie, nie można ich przykryć opisami, dlatego też staramy się w ArtPoście, na miarę tego czasopisma, pokazywać jak najwięcej reprezentatywnych zdjęć. Niech każdy znajdzie w nich swój świat i swoje przemyślenia. Gdy pandemia rozlała się po świecie i dotknęła ogromnej liczby ludzi bezpośrednio, ale także pośrednio, zaczął się wynurzać ponury cień krachu gospodarczego na świecie. Wtedy nosiłem się z zamiarem zaprezentowania w ArtPoście fotografii Dorothea Lange z czasów Wielkiego Kryzysu w latach 30. w USA. Akurat jej wystawę prezentowano od lutego do września 2020 r. w nowojorskiej MoMA. Bardzo mocne zdjęcia. Przeraził mnie jednak ten temat i pomyślałem wtedy o innej historii. Tej, która toczy się obok nas. Podziały na wszelkie sposoby, nietolerancja, nasza wielkość i miejsce na mapie. Czasami warto nabrać dystansu i stąd temat Łemków, mniejszości etnicznej w Polsce. Fotografia ma to do siebie, że nie można „czepiać się słów” i dlatego warto przez jej pryzmat zastanawiać się nad różnymi zjawiskami. Fotografie z cyklu Łemkowyna Zbyszka Podsiadło są prawdziwe, dojrzałe. Nie ma w nich przekolorowania, ani zastosowania nieprawdziwej dramaturgii. To nie jest tylko smutek po ludziach, którzy rozpierzchli się po świecie. To jest może pewnego rodzaju „memento mori”, które może się przydać gdy opadną opary zarazy i przesadnych ambicji politycznych tych, których wybieraliśmy. Widoki mogą być piękne. n

fot. Zbigniew Podsiadło

FELIETON



FOTOGRAFIA

Zbigniew Podsiadło Ur. w 1955 r. na Ponidziu. Mieszka i pracuje w Sosnowcu. Członek ZPAF, od 2004 roku prezes Okręgu Górskiego ZPAF i członek Zarządu Głównego ZPAF. Wielokrotny laureat najważniejszych konkursów i wystaw fotograficznych. Brał udział w ponad dwustu wystawach międzynarodowych i krajowych. Otrzymał medale i nagrody na wystawach w Zagrzebiu, Singapurze, Rio de Janeiro, Budapeszcie, Moskwie, Madrycie, Pekinie, San Francisco, Berlinie i wielu innych. Za swą twórczość został uhonorowany między innymi: Medalem 150-lecia Fotografii oraz Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze GLORIA ARTIS.

Łemkowyna

20


21


FELIETON

Karnawał w klubie „Syrena” ZBIGNIEW BIAŁAS – Witam Państwa serdecznie w klubie „Syrena”, na jedynej w Edmonton polonijnej dyskotece czterdziestolatków! – krzyczy entuzjastycznie przez mikrofon siwowłosy DJ, który sam jest już dobrze po sześćdziesiątce. – Mimo że na dworze mróz i śnieg, jak co sobotę od dwudziestu paru lat, zapraszamy do wspólnej zabawy w gronie przyjaciół! Tej nocy w Edmonton było minus dwadzieścia osiem stopni, a ja siedziałem ze znajomymi przy jednym ze stolików i uczestniczyłem w polonijnej dyskotece na drugim końcu świata. W książce I znowu kusząca Kanada napisanej jako wspomnienie wyprawy z 1961 roku, Arkady Fiedler poświęca miastu Edmonton krótki rozdział. Używając charakterystycznej, wybujałej frazy opisuje „dziwną stolicę Alberty” jako „bramę wyjściową na północ”, wyrosłą „gwałtownie i galopem”, paradoksalnie położoną, ponieważ uciekając od zasobnych pszenicznych prerii usadowiła się na północnych krańcach zaludnionych okolic. Fiedler zaznacza jednocześnie, że Edmonton jest skupiskiem Polonii, której „nieźle się w Kanadzie powodzi”. Podkreśla, że ludzie są serdeczni i życzliwi. Wiele rzeczy się na świecie zmieniło, ale życzliwość Polonii pozostaje niezmienna. Z tą istotną różnicą, że Polonia u Fiedlera to głównie emigranci powojenni, a moi znajomi dyskotekowicze to pokolenie emigracji lat osiemdziesiątych, wykształceni ludzie, którzy wyjechali w stanie wojennym lub tuż przed nim, a w tej chwili dobiegają siedemdziesiątki. Siedzę więc w klubie „Syrena” przy stoliku obok mojego znajomego, Jacka, a naprzeciwko mnie jego aktualna kobieta, Grażyna. Jest dentystką, wcześniej mieszkała w Londynie, podobno tańczyła w balecie, nie znosi Edmonton jak oni wszyscy. Mimo to nikt się stąd nie rusza. Widzą absurd swojej sytuacji i sami się z niego śmieją. Na emeryturze przeniosą się na Kajmany. Tyle

22

że większość z nich już dawno jest na emeryturze. Grażyna ma pieniądze i ewidentnie sporo wydaje na zabiegi odmładzające. Może dlatego nie ma już na Kajmany? DJ uznał, że przyszedł czas na „Dancing Queen” ABBY. Na parkiet wyskoczył Jerzy, emerytowany architekt. Tańczy ze swoją partnerką, filigranową Chinką ufarbowaną na rudo. Widać, że są zakochani. Jacek nachyla się do mnie i przekrzykuje muzykę. – Wiesz, ile Jerzy ma lat? – No ile? Siedemdziesiąt? – Osiemdziesiąt cztery. Patrzę ze zdumieniem, jak architekt wywija na parkiecie. – A ta jego partnerka – mówię – jest chyba ze trzydzieści lat młodsza. – Chyba tak – potwierdza Jacek. Śmieje się. Nie dowierzam tej ich preriowej, zimowej wesołości. – Posłuchaj – wszedłem mu w śmiech. – A tu jest smutno, czy wesoło? Jacek patrzy na mnie zdziwiony. – Wesoło! Będą się bawić do rana. A tobie co się stało? – Może dlatego, że miałem dziwny sen. Oglądam tu głównie CNN, a CNN ma chorobliwą obsesję na punkcie Donalda Trumpa, więc dzisiaj w nocy przyśnił mi się właśnie Trump. A w dodatku tak mnie jakoś wmotał, że wyszło na to, że mam romans z Melanią. Trump przygotował nawet papiery, żeby mnie wrobić. Fałszywe papiery. Tylko trudno mi to było przez sen udowodnić. Jacek chciał skomentować, ale nie zdążył, bo podszedł do mnie starszy człowiek. – Panie profesorze, ja bym pana chętnie wziął na ryby – powiedział. – Słyszałem, że pan łowi spod lodu. Ja też! Ale teraz jestem przeziębiony. Niestety nie mogę zażywać żadnych leków na przeziębienie, bo od lat cierpię na białaczkę i muszę bardzo uważać na wszystkie medykamenty.


– Mój Boże, jeszcze tego brakowało, żeby pan przeze mnie ryzykował zdrowiem! – No, nie mogę. Ale z przyjemnością bym pana zabrał. – Nie, nie, kiedy indziej. Dzisiaj sobie możemy porozmawiać o rybach. Wiem, że ludzie łowią tu spod lodu czukuczany w Saskatchewan. Machnął ręką. – Czukuczany. Kto by to łowił… – Ja bym łowił. – Tu się łowi łososie. A ja z kolegą wyciągnąłem raz z rzeki półtorametrowego jesiotra. Tyle że jesiotry są pod ochroną, więc go wypuściliśmy. – Trzeba było chociaż zrobić zdjęcie. – Nie mieliśmy aparatu. Jacek zapytał mnie, co chcę zamówić na kolację. – Nie wiem – powiedziałem. – Serwują tu najlepsze flaczki w Kanadzie. Może nawet najlepsze na świecie. Obok nas przy stoliku siedział mężczyzna w średnim wieku, z chińską żoną. Ona chciała zamówić flaczki, ale on zaoponował: – To chyba niezbyt wskazane dla kobiety w ciąży. E tam, myślę sobie. Na pewno by jej nie zaszkodziły. Ja tutaj bywałem w gorszych sytuacjach. Na przykład w supermarkecie kupiłem szynkę w plasterkach, a w domu okazało się, że to szynka w syropie klonowym. Moim zdaniem granice przyzwoitości zostały stanowczo przekroczone. Jak można jeść słodką szynkę? „Jolka, Jolka, pamiętasz…” DJ gra na polskich sentymentach bez żadnej litości. – Musisz kiedyś jechać do West Edmonton Mall – mówi Jacek. – Ale po co? – Bo to do niedawna była największa galeria handlowa na świecie. Teraz wprawdzie są już większe, głównie w Dubaju, ale ta jest nadal największa w Ameryce Północnej. – Tym bardziej mowy nie ma, żebym tam jechał. – Musisz. Jak nie pojedziesz sam, zawiozę cię na siłę. – Ale dlaczego chcesz mi to zrobić? – Bo takiej świątyni kiczu na pewno jeszcze nie widziałeś. – Możliwe, że jednak widziałem. Byłem w Las Vegas. I w Silesii w Katowicach. Jacek machnął ręką i poszedł po piwo. – Wiesz – powiedziała Grażyna – On musi na siebie bardzo uważać. Jest chory na serce. Powinien brać regularnie leki, nie jeść dużo mięsa, nie pić alkoholu, ale… – wzruszyła ramionami. Jacek nie jest mężczyzną idealnym. Zastanawiam się czemu Grażyna z nim jest, a on z nią? Czy dlatego, że na preriową starość wszyscy zaczęli się bać kanadyjskiej samotności i już nie przebierają i nie wybierają, akceptują co los da? – Plotkujecie na mój temat? – zapytał Jacek wracając do stolika. – Na temat twojego zdrowia. Że musisz o siebie bardziej dbać. – Dbam – wzruszył ramionami. – Najbardziej się boję demencji. Podobno, jeśli się za dużo pracuje umysłowo, to mózg w którymś momencie wysiada. Takie są najnowsze ustalenia naukowców. – A zawsze mówili, że jest odwrotnie – powiedziała Grażyna. – Że trzeba ćwiczyć umysł. – Ale z umiarem. – Chyba coś w tym jest – powiedziałem. Pomyślałem o angielskiej pisarce i filozofce Iris Murdoch. Też podobno przegrzała mózg.

DJ puszcza nowsze utwory, więc na parkiecie jest teraz mniej osób. Ponieważ przyjechałem ze starego kraju, co rusz ktoś do mnie podchodzi i przekrzykując taneczną muzykę pyta o różne rzeczy. Na przykład kto jest moim ulubionym pisarzem. Nie lubię tego pytania, bo nie umiem na nie odpowiedzieć. No to chociaż kogo ze współczesnych pisarzy polskich najbardziej cenię. – Wiesława Myśliwskiego i Olgę Tokarczuk – mówię bez większego zastanowienia. Pan, który zadał to pytanie twierdzi, że takiej odpowiedzi się spodziewał. Mówię, że przywiozłem ze sobą Dom dzienny, dom nocny do Kanady, co jest prawdą. Pan pochwalił się, że czytał dwa razy i był nawet we wsi, gdzie się rozgrywa akcja. Ja na to, że też tam byłem. Wymieniamy przez chwilę wrażenia: jak się tam jedzie, jak rudą wodę toczy Marcowski Potok, itd. Pan mówi, że jego zdaniem najlepsza powieść Tokarczuk to Prawiek i inne czasy. Zgadzam się z nim. Kiedy wychodzimy późno w nocy, Grażyna zatrzymuje się w korytarzu. Przed drzwiami dyskoteki wisi mnóstwo starych zdjęć. Grażyna przygląda im się z uwagą. – Często je zmieniają, więc zawsze można znaleźć coś niespodziewanego. O… – pokazuje palcem na jedną z wyblakłych fotografii. – To ja. Przyglądam się. Na zdjęciu kobieta, może w wieku czterdziestu lat, atrakcyjna, w niczym nieprzypominająca tej, która stoi obok mnie. Nie komentuję. Grażyna wyciąga komórkę i robi zdjęcie swojemu zdjęciu. – A tak. Na pamiątkę. – Tłumaczy się niepewnie. - Nawet nie wiedziałam, że ktoś zrobił taką fotografię. – A tu Jacek – pokazuje inne zdjęcie sprzed trzydziestu lat. – Z ówczesną narzeczoną. Obok Jacka, znacznie młodszego, ale rozpoznawalnego, siedzi bardzo młoda, piękna latynoska. – Rozumiem, że to zamierzchła przeszłość… ta dziewczyna… – Przeszłość, przeszłość. – Machnęła ręką. – Jacku, widziałeś? – wołam go. Zakłada właśnie czapkę i rękawice. – Nie interesuje mnie to. – Ignoruje fotografie. Wyszliśmy w mrok na niemal trzydziestostopniowy mróz. Dlaczego u progu roku 2021 wspominam tamtą karnawałową noc na „północnych krańcach zaludnionych okolic”? Częściowo, rzecz jasna, z sentymentu do wspomnień, ale głównie dlatego, że w grudniu 2020 roku „w związku z zaistniałą sytuacją epidemiczną” właściciel klubu „Syrena” musiał podjąć decyzję o zakończeniu działalności po dwudziestu pięciu latach i wyprzedaży wszystkiego co miał: wyposażenia kuchennego, barowego, sprzętu dyskotekowego i pamiątek klubowych. Ile jest dzisiaj takich miejsc na świecie, które potrafiły przetrwać dekady, ale – mówiąc przenośnie – padły na kolana w roku 2020 i nie doczekały karnawału? Oby rok 2021 pozwolił nam wszystkim podnieść się z kolan, podnieść rzeczywiście, a nie w rozumieniu zawłaszczonym przez politycznych demagogów. Wszystkim tego serdecznie życzę. n

Zbigniew Białas

– literaturoznawca-anglista, profesor nauk humanistycznych, prozaik i tłumacz. Autor powieści „Korzeniec”, „Puder i Pył”, „Tal”, reportaży „Nebraska”.

23


NOWOŚĆ

Szymanowski Piano Works vol. 2 JOANNA DOMAŃSKA Prezentowane na płycie młodzieńcze kompozycje Karola Szymanowskiego powstawały w latach 1899–1905. W większości skomponowane zostały w Tymoszówce na Ukrainie oraz podczas studiów Szymanowskiego w Warszawie. Lekcje harmonii u Marka Zawirskiego, kontrapunktu i kompozycji u Zygmunta Noskowskiego były uzupełnieniem wiedzy, którą młody kompozytor czerpał z wnikliwych analiz dzieł wielkich mistrzów. Według obiegowych opinii, utwory Fryderyka Chopina i Aleksandra Skriabina były wzorem dla formy i faktury Preludiów op. 1 i Etiud op. 4, wirtuozowska pianistyka Wariacji op. 3 i Fantazji op. 14 nawiązywała do kompozycji Johannesa Brahmsa i Franza Liszta, natomiast język harmoniczny Szymanowskiego w pierwszym okresie twórczości kształtowała muzyka Ryszarda Straussa i Ryszarda Wagnera. Problem wpływu innych kompozytorów na wczesną twórczość Szymanowskiego jest tematem wszelakich analiz i rozpraw. Takie nadmierne podkreślanie wpływów pozostawia wrażenie wtórności i braku oryginalności młodego kompozytora - a przecież fakt studiowania, czerpania wzorów i inspiracji z dzieł wielkich mistrzów wydaje się być całkiem naturalnym w procesie kształcenia i zdobywania doświadczeń i… wręcz jak najlepiej świadczy o początkującym twórcy. W rzeczywistości, wczesne fortepianowe opusy Szymanowskiego są utworami pełnymi szlachetnej, poetyckiej inspiracji i spontanicznej ekspresji, co zapewniło im trwałe miejsce w repertuarze pianistycznym (Preludia nr 1, nr 8, Etiuda b-moll, Wariacje). W warstwie wyrazowej utwory te są odbiciem świata zewnętrznego, który otaczał młodego kompozytora oraz jego wewnętrznych przeżyć i emocji. Czynnik emocjonalny w przeżywaniu muzyki był dla Szymanowskiego zawsze najważniejszy – według niego muzyka miała przynosić przede wszystkim wzruszenie.

24

Świat zewnętrzny młodego kompozytora tworzył rodzinny dwór w Tymoszówce i pejzaż ukraiński, tak opisywany przez jego kuzyna, pisarza i poetę Jarosława Iwaszkiewicza: „ […] tu wszystko jakoby celu jakiegoś leżącego poza horyzontem jest świadome i niby samo tym celem ogarnione, nie dającą się rozdrobnić jedność stanowi. W kierunku wielkich linii ku horyzontowi zmierzających, w liniach dróg zawsze daleko na kilka kilometrów widzianych, liniach miedz, pól odmienną barwą sąsiadujących, w bruzd zaoranych liniach – tę całość widzimy. Linie owe są niby promienie słońca leżącego na płask poza widzialnym horyzontem. Promienie te, obracające się dokoła, tworzą owe płaszczyzny, po których oko mknie z tęsknotą. Płaszczyzny owe, napełnione latem morzem puchatego zboża, falistością swą podobne są do mieniącego się jedwabiu. Suchość powietrza, którym żyzny i chlebny kraj Ukrainy dyszy, zapewne jest przyczyną innego, a nader pięknego fenomenu. Nie znamy w Polsce tak niezwykłych zachodów słońca. Wszystkie słowa barwę wyrażające […] nie dałyby nam pojęcia o owych różach, cytrynach i oranżach, jakie zachód na niebie Ukrainy zapala. Chmury niby kolorowe żagle malinowe, czerwone, to znów pomarańczowe płyną po rozległych niebiosach nie przesłoniętych żadnym drobnym widokiem i odbijają się w obszernych stawach – jeziorach, drzemiących po kotlinach”. Do tego świata, utraconego na skutek rewolucji bolszewickiej, Szymanowski odniósł się w wywiadzie z 1933 roku, wyznając: „Nieraz brak mi Ukrainy, jej słońca, jej dalekich przestrzeni, [...] odczuwałem ją całą duszą, kochałem jej dobroczynny klimat, jej bujność i słodycz”. Cykl 9 Preludiów op. 1 to dzieło 18-letniego kompozytora. Nieogarnione przestrzenie Ukrainy odczuwa się tutaj w szeroko zakrojonych frazach, długich liniach narastających crescend, w niosącym się echem zaśpiewie melodii i nawoływaniu motywów (Preludia nr 1, 2, 4). Spokój domowego zacisza, przerywany biciem zegara to aura Preludium nr 3. Przeciwieństwem jest dramatyczny impet Preludium nr 5, które swoim „kulawym” rytmem mimowolnie nasuwa obraz utykającego chłopca, niemogącego w zabawach nadążyć za rówieśnikami. Marzycielskie Preludia nr 7, 8 uwodzą arabeskami giętkich linii melodycznych a niepokojące, retoryczne pytania mrocznych Preludiów nr 6, 9 pozostają bez odpowiedzi. 4 Etiudy op. 4, podobnie jak Preludia, są bardziej obrazami, niż utworami rozwiązującymi określony problem techniczny. Etiuda nr 1 srebrzy się girlandami swobodnie przeplatających się triol i duoli, Etiuda nr 2 – jedyna o wirtuozowskim charakterze – skrzy się dowcipem i jest wyrazem niepohamowanej radości, Etiuda nr 3 kapie monotonnie ósemkami deszczu w tle melancholijnego zaśpiewu in modo d’una canzone, Etiuda nr 4 narasta gwałtownymi falami emocji, które znajdują ujście w końcowej, kojącej tonacji C-dur. Według Iwaszkiewicza „w pejzażu ukraińskim mieszka pewna dusza, która się i stąd, i zowąd nieraz w pieśni, w melodii, w poezji wyrywa. Dusza ta nazywa się «melancholia»”. Melancholia i liryzm dominuje w obu wczesnych cyklach Karola Szymanowskiego: tylko jedno z dziewięciu Preludiów utrzymane jest w tonacji durowej, zaś z dwóch durowych Etiud op. 4 tylko jedną odczuwa się jako


radosną (Etiuda Ges-dur nr 2). Inny charakter mają Wariacje b-moll op. 3. Klasyczna forma, w założeniu zakładająca różnorodność opracowania tematu, nakłada reżim konstrukcyjny i ogranicza swobodną narrację. W podręczniku autorstwa Zygmunta Noskowskiego Kontrapunkt, kanon, wariacje i fuga. Wykład praktyczny czytamy, że tematowi wariacji najlepiej jest nadać formę pieśni dwuczęściowej, temat opracowywać 3- i 4-głosowo umieszczając go raz w górnym raz w dolnym głosie, w wariacjach bez tematu opartych na planie harmonicznym – stosować różne formy tańca, „postarać się o zręczny kanon lub o naśladownictwo swobodne i wielogłosowość”, natomiast finał „rozszerzyć wedle upodobania, aby przedłużeniem odpowiedniem zaokrąglić całość”. 21-letni kompozytor zastosował ściśle plan konstrukcyjny zalecany przez profesora, starając się udowodnić, że jest w stanie zrealizować go na najwyższym artystycznym poziomie. Świadczy o tym kunsztowny kontrapunkt pierwszej i piątej wariacji, zastosowanie formy mazurka, zderzającej werwę mazura i smętek kujawiaka, zalotny i rozkołysany tanecznym rytmem walc, potrójny kanon w zakończeniu ostatniej wariacji, którego motywy, odbijając się echem, zamierają w oczekiwaniu na pełen humoru, wirtuozowski finał. Fantazja op. 14, skomponowana w lipcu i sierpniu 1905 roku, jest utworem przełomowym w rozwoju kompozytora. Szymanowski, mając lat 23, dotarł do granicy systemu dur-moll i zdał sobie sprawę z wyczerpania inspiracji płynących z wzorów estetyki niemieckiej. Po ukończeniu pracy, we wrześniu, kompozytor pisze w liście do kuzyna Harry’ego Neuhausa: „idąc tą drogą, którą idę, w krótkich abcugach musiałbym dojść do Überwindung sztuki [...]. Muszę się cofnąć rozmyślnie (…), zostawiając swoje wypowiedzenie się ostateczne […] na daleko później – mam już niejasne plany. Tymczasem trzeba »komponować«. [...] Tak rozumiem mój Grablied […]”. Grablied kończy drugie ogniwo trzyczęściowej, lecz pomyślanej jako integralna całość, Fantazji. Poszczególne części łączy powracający w różnych oświetleniach temat maestoso i jednorodny materiał motywiczny. Osnową literacką utworu, wg Teresy Chylińskiej, jest Szkic do mego Kaina. Tekst ten Szymanowski napisał do planowanego, a nigdy nieskomponowanego utworu wokalno-instrumentalnego. Zamiast tego powstała Fantazja – według słów kompozytora „wprost niemożliwie trudna fortepianowo”. Swoją symfoniczną fakturą utwór ten zdradza pierwotne zamierzenie autora. Interpretacja przedstawiona na płycie powstała na bazie rękopisu Szymanowskiego, z którego korzystał Henryk Neuhaus, przygotowując się do prawykonania utworu w Filharmonii Warszawskiej w 1906 roku. Wykazuje on znaczne różnice w stosunku do pierwodruku i następnych wydań w zakresie dynamiki, agogiki i pedalizacji. n C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K


Pianista W ramach cyklu koncertowego Era Jazzu, 30 kwietnia 2003 roku, w warszawskiej Sali Kongresowej zagrało legendarne trio Keith Jarrett/Jack De Johnette/Gary Peacock. Było to najważniejsze wydarzenie artystyczne roku, jazzowy koncert dekady i ostatni koncert legendarnego pianisty w Polsce. Teraz niepokojące informacje o złym stanie zdrowia artysty zelektryzowały jazzowy świat i zawyrokowały: Keith Jarrett nie zagra już dla nas koncertu! Dionizy Piątkowski Amerykański pianista ostatni koncert zagrał w 2017 roku w nowojorskiej Carnegie Hall. Miał tam powrócić w marcu

fot. archiwum Era Jazzu

26

2018 roku na kolejny recital, ale nieoczekiwanie wszystkie recitale zostały odwołane. Także wydawane przez ostatnie lata nagrania pianisty, realizowane dla monachijskiej ECM Records, zawierają wyłącznie rejestrację koncertów sprzed lat. Keith Jarrett największy z pianistów współczesnego jazzu od lat cierpi na chorobę, którą lekarze nazywają syndromem chronicznego zmęczenia. Objawy podobne są do choroby, która atakuje system odpornościowy człowieka, którego opuszcza energia, ogarnia zmęczenie i apatia. W 2018 roku Keith Jarrett przeszedł dwa udary mózgu – jeden w lutym, a kolejny trzy miesiące później. 75-letni artysta udzielił wywiadu dla „The New York Times”, w którym opowiedział o swojej przyszłości. „Lewa strona mojego ciała nadal jest częściowo sparaliżowana. Jestem w stanie poruszać się o lasce, ale zajęło mi to dużo czasu, rok albo dłużej”. Muzyk przyznał, że próbował grać na fortepianie jedną ręką kompozycje Jana Sebastiana Bacha. Zauważył także, iż pojawiły się u niego problemy z pamięcią, zapomniał wiele melodii. „Nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Nie czuję się teraz jak pianista. Tyle mogę powiedzieć. Kiedy słyszę muzykę fortepianową na dwie ręce, jest to fizycznie frustrujące. Gdy słyszę, jak ktoś gra Schuberta, albo coś innego delikatnego, to dla mnie za dużo. Bo wiem, że ja nie mogę tego zrobić. I nie oczekuję, że kiedykolwiek będę mógł”. Wybitny pianista przestał koncertować, nawet u siebie w domu rzadko gra na fortepianie, większość dni spędza bezczynnie (mieszka

fot. archiwum Era Jazzu

ERA JAZZU


w XIX-wiecznym dworku farmerskim nad jeziorem w New Jersey). Podczas rozmowy z dziennikarzem „The New York Times” Keith Jarrett opowiadał o swojej chorobie, podzielił się też ogólniejszymi refleksjami na temat filozofii muzyki, edukacji muzycznej, specyfiki jazzu, jego aktualnej kondycji i przyszłości. Amerykański pianista Keith Jarrett jest jednym z najwybitniejszych wirtuozów jazzu. Od kilku dekad jest „frontmanem” monachijskiej oficyny ECM Records, dla której zrealizował najważniejsze albumy w historii jazzu a jako wybitny pianista oraz improwizator stworzył nowy styl pianistyki jazzowej. Keith Jarrett zaczął grać na fortepianie mając zaledwie trzy lata. Bardzo wcześnie zaczął też komponować, a swoje trasy koncertowe z repertuarem złożonym z utworów klasycznych i własnych kompozycji odbywał jako zawodowy muzyk nie mając jeszcze jedenastu lat! Studia muzyczne rozpoczął na początku lat 60. w słynnej Berklee School of Music; niebawem zaczął też prowadzić własne, autorskie zespoły. W połowie lat 60. zamieszkał w Nowym Jorku, gdzie jego grę usłyszał (i następnie zaprosił do swego zespołu) Art Blakey. U legendarnego lidera pozostał jedynie przez kilka miesięcy; wystarczyło to jednak by nadać swojej grze bardzo czytelne piętno indywidualności. W 1966 roku zaproszono Keitha Jarretta do kwartetu legendarnego Charlesa Lloyda. Z zespołem tym odbył długie trasy koncertowe w Europie, odwiedził też ZSRR i Daleki Wschód oraz zyskał sporą popularność. Pod koniec lat 60. odświeżył znajomość z instrumentami, którymi interesował się w dzieciństwie (z wibrafonem, saksofonem i instrumentami perkusyjnymi). W 1969 roku dołączył do Milesa Davisa, u którego grał przez pewien czas na organach, by niebawem opanować w formacji wybitnego trębacza fortepian elektryczny. W ciągu dwóch lat pracy u Milesa Davisa znalazł czas, by nagrywać własne płyty (m.in. wspaniale albumy z Charliem Hadenem i Dewey’em Redmanem). Po odejściu z zespołu Milesa Davisa powrócił do fortepianu akustycznego, zdobywając uznanie dla swej muzyki, którą określał często mianem „universal folk music”. Płyta „Facing You” zrealizowana w 1971 roku dla małej, niemieckiej oficyny ECM Records wywołała sensację w świecie jazzu; pianista Keith Jarrett pokazał po raz pierwszy znaną i charakterystyczną dla niego umiejętność błyskotliwego żonglowania stylami. Każdy z nich ukazał tu w subtelnej miniaturze. W konsekwencji Keith Jarrett stał się kluczową postacią, zarówno w propagowaniu własnej muzyki, jak też w ukazywaniu drogi współczesnemu jazzowi. Charakterystycznym stało się nie tylko brzmienie wypracowane wraz z niemieckim producentem Manfredem Eicherem i jego wytwórnią płytową ECM Records, ale przede wszystkim niepowtarzalna kolorystyka pianistyki Jarretta. Koncertował i nagrywał z Janem Garbarkiem, Jack’em DeJohnettem i Gary’m Peacock’em, ale często też powracał do solowej gry na fortepianie oraz - okazjonalnie - na klasycznych organach piszczałkowych. Jako wybitny pianista - solista oraz improwizator stworzył nowy styl pianistyki jazzowej. Przełomowym dla Jarretta był koncertowy zapis solowego recitalu w Kolonii w 1975 roku („The Koln Concert”). Album ten pozostaje do dzisiaj jego najlepiej sprzedającym się dziełem i wybitnym osiągnięciem jazzowej pianistyki. Podobnie frapującą improwizatorską podróżą są albumy „Solo Concerts Bremen/Lausanne” oraz zestaw „Sun Bear Concerts”. Solowe improwiza-

fot. archiwum Era Jazzu

cje Jarretta bynajmniej nie odciągnęły go od komponowania (np. „In The Light” oraz „The Celestial Hawk” - utwory na fortepian z towarzyszeniem orkiestry smyczkowej). Rezultatem zainteresowań tymi formami muzycznymi, są włączone do repertuaru w latach 80. (poza recitalami solowymi i koncertami z małymi grupami jazzowymi) także dzieła muzyki klasycznej (głównie z repertuaru J.S.Bacha, Dimitra Szostakowicza, Arvo Pärta, Bela Bartóka i Samuela Barbera) oraz współpraca z takimi artystami, jak Michelle Makarski, Kim Kashkashian czy Gidon Kremer. Jazzowego kanonu sięga jego kultowe Trio (Keith Jarrett, basista Gary Peacock

27


i perkusista Jack DeJohnette). Poruszając się z gracją w standardowym trio równie doskonale odnajduje się w solowej improwizacji i muzyce klasycznej. O geniuszu pianisty świadczą jego solowe projekty „Solo Concerts”, „Sun Bear Concerts”, „Paris Concert”, bestsellerowy album w historii jazowej pianistyki „The Koln Concerts”, „Vienna Concert”, „La Scala”, „Radiance”, „The Carnegie Hall Concert”, „Testament: Paris/London”, „Rio”, „Munich 2016” czy najnowszy „Budapest Concert” – rejestracja bodaj ostatniego recitalu z 2016 roku. Charakterystyczne przenikanie między stylami, formami i muzycznymi fakturami zbudowały geniusz pianistyki oraz osobowość Keitha Jarretta. Dzięki swej nienagannej technice wykonawczej i wykształceniu, z powodzeniem sięga do wszystkich obszarów jazzu, jak też wspaniale porusza się wśród klasycznych, europejskich form muzyki. Jego niezwykłe talenty improwizatorskie sprawiają, że potrafi dwoma długimi utworami wypełnić cały koncert bowiem jest jednym z najbardziej olśniewających talentów improwizatorskich, który cieszy się zarówno uznaniem krytyków, jak i publiczności jazzowej oraz klasycznej. n

dwumiesięcznik kulturalny

Rys. Magdalena Wojtyła / Kolores

28


dodatek

do dwumiesięcznika ArtPost

S

T

Y

L

www.artpost.pl facebook.com/melomanstyle

E

Winnica Profesora Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła Supraphon (część 11)

Anaklasis


Nowa marka Szesnaście albumów to wynik, którym może poszczycić się marka płytowa ANAKLASIS, powołana do życia przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne zaledwie rok temu (dokładnie 22 listopada 2019 roku!). Wydawca nie zwalnia tempa i zapowiada kolejne tytuły. „ANAKLASIS to dokumentacja tego, co w muzyce polskiej dzieje się teraz, co działo się w XX wieku, tego, co nas interesuje, co nas drażni, a także tego, co nas fascynuje” – tak przed rokiem, podczas inauguracji marki w Małej Warszawie, przedstawiał jej założenia dyrektor – redaktor naczelny Polskiego Wydawnictwa Muzycznego dr Daniel Cichy. To wszystko usystematyzowane jest w sześciu seriach. Nagrania muzyki polskiej XX i XXI wieku – zarówno archiwalne, jak i specjalnie produkowane – noszą jednolitą szatę graficzną. Nazwa ANAKLASIS pochodzi z tytułu bodaj najsłynniejszej awangardowej kompozycji Krzysztofa Pendereckiego z 1977 roku i oznacza załamanie światła. Znajduje ono odzwierciedlenie w minimalistycznym projekcie graficznym studia Full Metal Jacket, w którym dominują nieregularne, załamujące się figury geometryczne. Na przekór pandemii, która nieszczęśliwie przypadła na pierwszy rok istnienia młodej marki na rynku płytowym, udało się każdą z sześciu szufladek ANAKLASIS uzupełnić nowymi wydawnictwami: W monograficznej, błękitnej serii PORTRAITS, poświęconej współczesnym kompozytorom, znalazł się krążek z kompozycjami Romualda Twardowskiego, najdłużej współpracującego z PWM kompozytora, obchodzącego w tym roku dziewięćdziesiąte urodziny (ANA 010), ale także płyty z muzyką Macieja Zielińskiego (ANA 004) oraz Romana Palestra (ANA 003). Zieloną serię SOUNDS, której bohaterami są wybitni interpretatorzy i ich instrumenty otworzył Piotr Orzechowski aka Pianohooligan, wykonujący na elektrycznym fortepianie Rhodesa kompozycje Zygmunta Krauzego, Sławomira Kupczaka, Marcina Stańczyka i Aleksandra Nowaka (ANA 001). Była to pierwsza płyta ANAKLASIS. Bohaterem drugiej był Zygmunt Krauze z concept albumem, na którym własne kompozycje zestawił z utworami Fryderyka Chopina i Johna Cage’a, samemu zasiadając za fortepianem (ANA 002). Pomarańczowa seria REVISIONS to przekraczanie granic i zabawy z konwencją. Znalazły się w niej eksperymenty kwartetu Kuby Stankiewicza, zafascynowanego operą Maria Romana Statkowskiego, w której muzyk poszukuje źródeł polskiego jazzu (ANA 008). Z kolei Agata Zubel, Andrzej Bauer i Cezary Duchnowski przełamali granice gatunków i sięgnęli po pieśni Stanisława Moniuszki w albumie E-ŚPIEWNIK (ANA 009). Z dziedzictwa

30

S

T

Y

L

E

romantyzmu inspirację zaczerpnął także High Definition Quartet i – zgodnie z pseudonimem Piotra Orzechowskiego Pianohooligana – po łobuzersku potraktował II część Dziadów Adama Mickiewicza, zastępując gości z zaświatów ikonicznymi twórcami muzyki eksperymentalnej (ANA 007). Niecałe dwa tygodnie temu w tej właśnie serii ukazał się także album Krzysztofa Herdzina IMPRESSIONS ON PADEREWSKI z jazzowymi reinterpretacjami dzieł wielkiego pianisty (ANA 011).W grudniu miał premierę krążek BAJGELMAN. GET TO TANGO z kompozycjami jednego z najsłynniejszych żydowskich twórców dwudziestolecia międzywojennego w wykonaniu znanego krakowskiego zespołu Bester Quartet. Crème de la crème ANAKLASIS to fioletowa seria IMAGES. Znajdują się w niej płyty z rejestracjami audio-wideo spektakli i koncertów w najwyższej jakości standardzie Blu-ray, uzupełnione o filmy dokumentalne poświęcone twórcom. Jest tu Bildbeschreibung Agaty Zubel (ANA 002 AV), AUDYCJA V Andrzeja Krzanowskiego (ANA 003 AV) oraz głośna, przyjęta z entuzjazmem opera ahat-īli – siostra bogów Aleksandra Nowaka z librettem noblistki Olgi Tokarczuk. Muzyka polska XX i XXI wieku to nie tylko kompozytorzy i żyjący, aktywni jej wykonawcy. To także bogate zbiory fonograficzne archiwów Polskiego Radia w serii HERITAGE. Do nich ANAKLASIS sięgnęło dwukrotnie, w obu przypadkach po Stanisława Moniuszkę, którego 200-lecie urodzin niedawno obchodziła cała Polska. SONGS / ARIAS / OUVERTURES to wybór fragmentów oper Moniuszki w wykonaniach, które możemy określić mianem kanonicznych i wzorcowych: m.in. Andrzej Hiolski, Bernard Ładysz, Halina Słonicka, Grzegorz Fitelberg, Jan Krenz czy Jerzy Semkow (ANA 006). Do takich wykonań należy również Flis ze Słonicką, Ładyszem oraz Bogdanem Paprockim i Andrzejem Hiolskim (ANA 005). Najświeższa seria to OPERA, w której znalazło się pierwsze dzieło Aleksandra Nowaka i Szczepana Twardocha Drach. Dramma per musica. Jego premiera na festiwalu AUKSODRONE w Tychach została uznana za „Wydarzenie roku” i zdobyła w tym roku statuetkę Koryfeusza Muzyki Polskiej. Wydanie kompaktowe uzupełnia płyta winylowa. ANAKLASIS zapowiada już kolejne nagranie opery tego duetu – będzie to zarejestrowana na tegorocznej edycji AUKSODRONE Syrena. Melodrama aeterna. A to jeszcze nie koniec, lecz dopiero początek! Wszystkie publikacje wydane w ramach ANAKLASIS dostępne są w najlepszych księgarniach i sklepach muzycznych, w serwisach cyfrowych oraz na wirtualnych półkach sieci empik! Polecamy. n Opracowano na podstawie materiałów PWM


Płyta winylowa jeszcze nigdy nie brzmiała tak realistycznie.

Katowice ul. Czarnieckiego 17 www.rcm.com.pl tel. 32 206 40 16


WINNICA PROFESORA MAREK BEBŁOT Marek Bebłot: Panie profesorze jest Pan wybitnym naukowcem, ekonomistą, skąd zainteresowanie winem? Marek Rekowski: Moja przygoda z winem rozpoczęła się wiele lat temu, kiedy zostałem zaproszony przez znajomych do Paryża i po raz pierwszy spotkałem się z francuskim winem. Każdego

32

S

T

Y

L

E

dnia przy kolacyjnym stole pojawiała się karafka wina, rozlewana do kieliszków. Później, już jako pracownik naukowy Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, wracałem do Francji wielokrotnie i zawsze trafiałem do miejsc gdzie spotykałem wino. Nie było to dziełem przypadku, gdyż we Francji winnice i wino są prawie wszędzie, a tradycja winiarstwa sięga co najmniej średniowiecza. Krok po kroku, przy pomocy moich francuskich kolegów i przyjaciół, poznawałem wino coraz bardziej – zacząłem odróżniać wino stołowe od jakościowego, orientować się w smaku czerwonego wina z Bordeaux, poznawać subtelne zapachy wina różowego z Prowansji i białego Chablis z Burgundii. Pojechałem na południe Francji, do Awinionu, aby poznać smaki wina papieży z winnic Châteauneuf-du-Pape. Wyruszyłem za Pireneje. Najpierw do północnej części Hiszpanii, gdzie w regionach Rioja i Navarra powstają doskonałe wina czerwone i różowe. Przyzwyczajony do win francuskich zaskoczony byłem innym smakiem i aromatem win hiszpańskich. Tajemnica szybko została odkryta – to przede wszystkim inne winogrona, zwłaszcza miejscowa odmiana Tinta del Pais, zwana także Tempranillo, nadaje czerwonym winom oryginalne walory. Oczarowała mnie także Galicja i jej stolica Santiago de Compostela, gdzie do Świętego Jakuba pielgrzymują od wieków tysiące pątników. Właśnie w Galicji, pod wpływem klimatu kształtowanego przez Ocean Atlantycki dojrzewają winogrona Albariño, z których miejscowi winiarze wyczarowują wspaniałe, białe wina. Wreszcie skąpana w słońcu Andaluzja, gdzie z przyzwyczajonych do gorąca winogron Palomino rodzą się wina Sherry i Manzanilla, stworzone do tego, aby towarzyszyć andaluzyjskiej szynce Jamon Iberico, otrzymywanej z mięsa Pata Negra, czarnej świni, żywionej żołędziami. Dość późno odkryłem wina włoskie. Najpierw Chianti w charakterystycznej, pękatej butelce umieszczonej w plecionym koszyczku, potem znacznie lepsze Chianti Classico, którego znakiem rozpoznawczym na butelce jest okrągła nalepka ze stylizowaną sylwetką kogucika. Zasmakowałem w czerwonym winie Amarone della Valpolicella z regionu Wenecji, którego szczególny,


esencjonalny smak tworzą winogrona wysuszone prawie na rodzynki, a także w delikatnym i aromatycznym, białym Soave z miejscowej odmiany Garganegra. Zaciekawiły mnie wina z południa Włoch, od niedawna dostępne w wielu sklepach – Nero d’Avola z Sycylii i Primitivo z regionu Puglii. Niestety, nie jesteśmy w stanie poznać wszystkich win. Jest ich tak wiele, że nie starczyło by na to naszego życia. Tylko w samym regionie winiarskim Bordeaux we Francji jest około 7000 producentów wina (châteaux), a każdy z nich wytwarza przynajmniej dwa rodzaje wina. Próbując co tydzień jedną butelkę innego wina z Bordeaux musielibyśmy poświęcić na to ponad 280 lat. A co z winami z innych regionów Francji, z Hiszpanii, Włoch, Australii, Węgier, Bułgarii, Gruzji ……? Winiarze mówią, że wytworzenie dobrego wina jest sztuką, lecz sztuką jest także wybór wina, którego degustacja przyniesie nam satysfakcję. Czym kierować się w wyborze wina? Świat wina jest skomplikowany - potrzeba dużo czasu aby umiejętnie poruszać się w nim i świadomie wybierać wino. Francuzi, Hiszpanie, Włosi piją głównie własne wina, które najlepiej znają i do których są przyzwyczajeni. Często uważają, że ich wina są lepsze od zagranicznych, lecz nie zawsze jest to prawda. Mają więc wybór wina łatwiejszy, choć i tak sprawia im to pewne kłopoty. W Polsce mamy do wyboru wina z całego świata, nie tylko z krajów Starego Świata winiarskiego lecz także z Chile, Argentyny, Gruzji, Izraela, Australii, Nowej Zelandii i wielu innych krajów. Na tak ogromną i zróżnicowaną jakościowo i cenowo ofertę win nakłada się skromna wiedza polskiego konsumenta o winie. Czym zatem kierować się przy wyborze wina? Niestety nie ma na to cudownej recepty. Przede wszystkim należy być ciekawym świata wina, szukać wiedzy o winie – jest sporo możliwości, książki, blogi o winie, strony producentów i sklepów specjalistycznych. Warto zasięgać rady przyjaciół, kolegów, bardziej doświadczonych amatorów wina. Kilka podstawowych rad o wyborze wina zamieszczam na blogu w materiale pt. Jak wybrać wino, kiedy niewiele o nim wiemy? Czy znaną łacińską sentencję „in vino veritas”, wskazującą, że wino powoduje chęć bycia szczerym, można posłużyć się do odpowiedzi jak się poruszać w temacie win by rozróżnić prawdę od fałszu? Wino to cywilizacja, zwłaszcza śródziemnomorska, choć najstarsze ślady obecności wina sprzed prawie 6000 lat odnajdujemy w Gruzji. Winnica była i jest nadal w wielu krajach elementem prestiżu i pozycji społecznej, a wino, nie bez przyczyny, jest określane napojem społecznym, towarzyskim. Przez wieki kształtowała się umiejętność łącząca wino z posiłkami. We Francji, Hiszpanii czy Włoszech jest to nieomal sztuką. In vino veritas – w winie jest prawda, wino rozwiązuje języki, stajemy się bardziej otwarci kiedy w miłym towarzystwie, przy smakowitych daniach rozmawiamy, dyskutujemy o winie, i nie tylko. Właśnie wydał Pan książkę Przewodnik po świecie wina, dzięki tej pozycji z pewnością podróż po świecie win będzie bardziej zrozumiała. Proszę przybliżyć naszym czytelnikom tą publikację. Pomysł na książkę o winie powstał w czasie, kiedy prowadziłem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu wykład Światowe rynki wina. Był to wykład do wyboru, dlatego nie spodziewałem się, że znajdzie tak duże zainteresowanie wśród studentów.

Marek Rekowski

profesor ekonomii, wieloletni wykładowca mikroekonomii i koniunktury gospodarczej na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, visiting professor na uniwersytetach francuskich w Saint Etienne, Dijon, Orleanie, ESCP Business School w Paryżu oraz hiszpańskich w Madrycie, Pamplonie i Sevilli. Amator i znawca wina, autor książek Światowe rynki wina oraz Przewodnik po świecie wina i wykładów z zakresu ekonomii wina. Popularyzator wiedzy o winie. Okazało się, że zapotrzebowanie na wiedzę o winie jest duże. Postanowiłem stworzyć blog i napisać książkę, gdzie mógłbym podzielić się moją znajomością wina i przyczynić do poszerzenia wiedzy o wine wśród coraz większej rzeszy jego amatorów w naszym kraju. Tak więc główny cel książki ma charakter edukacyjny i dlatego dotyczy szeroko rozumianej wiedzy o winie - o jego historii, drodze jaką przebywa wino zanim znajdzie się w butelce, odkrywaniu cech wina – kolorów, aromatów, smaków, a także wielu aspektów praktycznych, przydatnych w poznawaniu wina. Czy ma Pan ulubione regiony winiarskie i jakie wina lubi Pan najbardziej? Mój ulubiony region winiarski to ten, skąd pochodzą moje ulubione wina. Dlatego w każdym kraju mam swoje priorytety. We Francji jest nim Bordeaux i czerwone wina z regionu Médoc, z lewego brzegu rzeki Garonny oraz Saint Emilion z brzegu prawego. Natomiast Muscadet z Doliny Loary, zwłaszcza dojrzewający na osadzie z drożdży (sur lie) jest ulubionym winem białym. Z kolei w Hiszpanii wyróżniam czerwone z Ribera del Duero i białe Albariño z Galicji. Z win włoskich lubię Amarone z Veneto i kupaże Sangioviese z odmianami francuskimi z Toskanii, z Austrii białe Grüner Veltliner z regionu Wachau, z Nowej Zelandii Sauvignon Blanc z Malborough, natomiast z Argentyny Malbec z winiarni Catena Zapata. Chciałbym teraz zapytać Pana, ale jako ekonomisty, jak wygląda sprzedaż win w czasach pandemii? Czy miała ona wpływ na rozwój rynku winiarskiego? Izolacja w domach, ograniczenie kontaktów towarzyskich, imprez kulturalnych i muzycznych, zamknięcie restauracji, barów, hoteli, restrykcje w przemieszczaniu się między krajami, wszystko to zmieniło radykalnie wiele dziedzin naszego życia. Także świat

S

T

Y

L

E

33


w gospodarkę Australii zważywszy, że eksport australijskiego wina do Chin stanowi 40% całego eksportu tego kraju i przynosi około 1,2 miliarda A$ (około 900 mln. USD) przychodów.

wina zmienił się w zasadniczy sposób. Zmienił się rynek wina i zachowania konsumentów. We wszystkich kanałach dystrybucji nastąpił spadek zakupów wina, z wyjątkiem sprzedaży online. Właśnie wzrost zainteresowania internetem wpływa na zwiększoną częstotliwość zakupów wina. Zakupy wina online rosną szybko w tych krajach, gdzie zdalna sprzedaż i dystrybucja są dobrze rozwinięte, tak jak w USA, Wielkiej Brytanii czy Francji. W Polsce ten rodzaj sprzedaży wina praktycznie nie istnieje. Uniemożliwiają to restrykcyjne przepisy antyalkoholowe. Nawet kupując wino w największym, internetowym sklepie Lidla towar musimy odebrać w jednym ze wskazanych sklepów stacjonarnych, gdzie sprzedawca może sprawdzić, czy jesteśmy pełnoletni. Mogło by się wydawać, że ludzie zamknięci w domach będą spożywać więcej napojów alkoholowych, co sugerują dane o wzroście sprzedaży online. Jednak nie jest to do końca prawdą. Zdecydowanie szybciej wzrasta spożycie napojów nisko i bezalkoholowych, zwłaszcza piwa. Czy polityka ma wpływ na handel winem? Wino jest często wykorzystywane do celów polityki handlowej i wywierania presji na inne kraje. Kiedy w 2008 roku, między Rosją i Gruzją wybuchła kolejna wojna o Osetię i Abchazję, władze Rosji nałożyły embargo na gruzińskie produkty. Ucierpiało między innymi gruzińskie wino, dla którego rynek rosyjski był najważniejszy. Potępiając działania Rosji – Unia Europejska zniosła cła na gruzińskie wino. W odwecie za subwencjonowanie europejskiego producenta Airbusa, administracja Donalda Trumpa nałożyła cła na niektóre produkty spożywcze z Europy. W tym właśnie na wino. Teraz Chiny uderzają cłami w wino z Australii. Chiny oskarżają australijskich winiarzy o stosowanie dumpingu, czyli sprzedawanie wina na chińskim rynku poniżej kosztów produkcji, co zagraża krajowym producentom wina. Niektóre cła zwiększono o ponad 200%. Jest to potężny cios

34

S

T

Y

L

E

Jak Pan ocenia wina, które produkowane są w Polsce? W Polsce jest zaledwie nieco ponad 500 hektarów winnic. Nie ma więc sensu porównywać polskiego winiarstwa do innych krajów, nawet do najbliższego sąsiada – Słowacji. Winnice polskich winiarzy są bardzo młode, niewielkie jest także doświadczenie w produkcji wina. Przytoczę pewną anegdotę. Kiedyś dziennikarz zapytał Panią Baronową Rotschild, właścicielkę słynnych Wielkich Win z Bordeaux, jakie są przyczyny ogromnych sukcesów, jakie wina te odnoszą i prestiżu, jakim cieszą się na całym świecie. Pani Rotschild odparła, że założenie winnicy i wytwarzanie wina nie jest aż tak trudne – najtrudniejsze jest pierwsze 200 lat. Taka jest symboliczna skala dystansu jaki dzieli polskie wina od tych najlepszych. Dystans ten można zmniejszyć tak, jak udało się to winiarstwu Nowej Zelandii, które osiągnęło światowy poziom w ciągu 40 lat. Dwa główne czynniki przyczyniły się do tak spektakularnego sukcesu – zagraniczni winiarze (francuscy, niemieccy), którzy zakładali winnice w Nowej Zelandii wykorzystując swoją doskonałą wiedzę i doświadczenie oraz sprowadzone, francuskie odmiany winorośli - Sauvignon Blanc, Chardonnay, Pinot Noir, Cabernet Sauvignon i inne. W Polsce winnice obsadza się mniej znanymi odmianami, które dają specyficzne wina. Mogą one być lokalną atrakcją, natomiast nie stwarzają szerszych możliwości na rynkową ekspansję wina w Polsce, nie mówiąc już o zagranicy. A tylko uzyskiwanie efektów skali daje gwarancję szybkiego rozwoju. Dobre wino, podobnie jak dobra muzyka, z wiekiem nie traci, a nabiera wartości. Jakiej muzyki słucha Pan najczęściej przy dobrym winie? Dobrą muzykę, podobnie jak dobre wino należy smakować, choć przy pomocy innych zmysłów. Mówi się, że im wino starsze, tym lepsze. Nie do końca jest to prawda. Większość to wina młode, które konsumuje się na bieżąco. Tylko wina dojrzewające, najczęściej w dębowych beczkach, są długotrwałe i z upływem czasu osiągają coraz lepszą jakość. Najlepsze, bordoskie czy burgundzkie wina czerwone Grands Crus dojrzewają nabierając walorów i wartości przez 20-25 lat, a słodkie Sauternes czy węgierski Tokaj mogą leżakować aż 50 lat. Podobnie, tylko najlepsze dzieła muzyczne utrzymują przez lata wysoką wartość wśród melomanów. Osobiście muzyki słucham oddzielnie, nie chcę mieszać wrażeń słuchowych ze smakowymi, jakie dostarcza degustacja wina. O ulubionych winach już wspomniałem. Z muzyki klasycznej najczęściej słucham Mozarta i Vivaldiego, natomiast z popularnej lubię rock w wykonaniu The Rolling Stones. Obydwa rodzaje muzyki mają coś wspólnego, są żywe i dynamiczne. n

Bądź na bieżąco

UNIWERSALNY BLOG O WINIE WINNICA PROFESORA https://winnicaprofesora.pl/


Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła Supraphon (część 11) Mieczysław Stoch Jest rok 1932. W Paryżu Maurice Ravel pisze Koncert Fortepianowy G dur, którego prawykonania dokonuje sama Margerite Long. W tym samym roku wykonawczyni tego koncertu wraz z kompozytorem w roli dyrygenta odwiedza Warszawę. Potem okaże się, że była to jedyna wizyta Ravela w Polsce. W tym samym roku w Berlinie następuje prawykonanie Koncertu Fortepianowego Nr. 5. Daleko za oceanem, w Stanach Zjednoczonych tryumfy święcą muzycy nieco mniej poważnej prowieniencji jak Cole Porter, Luis Armstrong, Duke Elington czy Geroge Gershwin. Jenocześnie rozwija się niezwykle dynamicznie przemysł fonograficzny. Nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i w Europie powstają kolejne wytwórnie fonograficzne. I tak w Bukareszcie powstaje Electrecord, wytwórnia, która jako jedyna doczekała się komunizmu w Rumunii, ale też doczekała się jego upadku. Powstaje też w Paryżu sławna

oficyna Editions de L’Oiseau Lyre, która nie tylko jest wydawnictwem muzycznym, ale i wytwórnią wydającą płyty głównie z muzyką dawną, zwłaszcza muzyką baroku. Jest absolutną prekursorką odnośnie nagrań na instrumentach dawnych. W 1932 roku zostaje założona też nasza dzisiejsza bohaterka wytwórnia Supraphon. Ponieważ została założona w Pradze w Republice Czeskiej, więc za logo obrała sobie lwa trzymającego w szponach lirę. Ten agresywny symbol okazał się niezwykle brzemienny w skutkach, bo Supraphon to była najbardziej prężna, najnowocześniej działająca nie tylko na polu artystycznym, ale przede wszystkim produkcyjnym i marketingowym, wytwórnia fonograficzna za Żelazną Kurtyną. Mam tu na myśli oczywiście okres powojenny. Płyty Supraphonu, jako jedyne z tak zwanych krajów socjalistycznych, były dostępne w krajach zachodnich. Przyczyniała się do tego Artia, agencja zajmująca się nie tylko załatwianiem kontraktów dla muzyków, ale przede wszsytkim sprzedażą i reklamą płyt.

S

T

Y

L

E

35


Płyty Supraphonu były nie tylko dobrze zrealizowane w doskonałym studiu w Pradze, ale też miały genialną oprawę graficzną, nad którą czuwali artyści plastycy jak Josef Kalousek, czy doskonali fotograficy jak Karel Plicka czy ukrywający się pod pseudonimami Illek & Paul. W 1959 roku angielska Decca jako pierwsza wprowadziła komercyjnie na rynek płyty stereofoniczne. Co prawda już w 1954 roku nagrywano w tym systemie, ale nie było na rynku systemów audio, które by mogły stereofoniczną płytę odtworzyć. Decca wpadła na genialny pomysł aby wraz z płytami dystrybuować systemy stereo. Supraphon zaś już w 1961 roku produkował i wypuszczał na rynek płyty nagrane w systemie stereo. Był to absolutny ewenement w krajach tak zwanych socjalistycznych, w niektórych bowiem jeszcze nie było nawet tłoczni płyt długogrających. Nic więc dziwnego, że płyty tej wytwórni zdobywały raz po raz Grand Prix du Disque de l’Europe de l’Akademie du Disque w Paryżu, Prize of Golden Disc Japońskiej Columbii czy Preis de Mozartgemeinde w Wiedniu. Nawet niektóre płyty Supraphonu doczekały się Grammy Awards. Nie byłoby jednak tych nagród bez wysokiego poziomu samego produktu jakim jest płyta długogrająca, ale przede wszystkim bez wysokiego poziomu sztuki interpretacji. A ta przecież, będąc w orbicie Austro-Węgierskiej tradycji, miala się całkiem dobrze. Do tej tradycji z powodzeniem można zaliczyć wielkiego dyrygenta Vaclava Talicha, który na początku był skrzypkiem, uczniem znakomitego Otokara Sevcika. Jako koncertmistrz Filharmonii Berlinskiej poznał niezwykłą i magiczną postać dyrygenta absolutnie genialnego – Artura Nikisha. Uległ on tak głębokiej fascynacji jego osobą, że pod kierunkiem właśnie Nikisha zacząl studiować dyrygenturę w Lipsku. Po powrocie do kraju objął Czeską Filharmonię i stworzył nieza-

36

S

T

Y

L

E

pomniane interpretacje dzieł Antoniego Dvoraka i Bedricha Smetany. Niestety istnieją tylko nagrania mono z Vaclavem Talichem, bowiem zaraz po wojnie został on oskarżony o kolaborację z Niemcacmi przez władze komunistyczne, a wszystko przez skorzystanie podczas wojny z zaproszenia do Niemiec na turnee z Czeską Filharmonią. Został na jakiś czas odsunięty od dyrygenckiego pulpitu. O jego niezwykłej charyzmie niech świadczy fakt, iż kiedy stworzył Czeską Orkiestrę Kameralną i kiedy władze komunistyczne oznajmiły, iż albo inny dyrygent niż Talich, albo rozwiązanie orkiestry, to członkowie orkiestry ani chwili się nie zawachali i rozwiązali się sami. Inny świetny dyrygent Karel Ancerl, też nie zdążył wiele nagrać bo wyemigrował do Kanady w 1968 roku. To co jednak zdążył zarejestrować, jak chociażby interpretacje Mahlera, Stravińskiego czy Prokofieva jest na bardzo wysokim poziomie. Mnie osobiście jednak, bardzo się podoba inny czeski dyrygent Vaclav Smetacek. Studiował on najpierw obój w Konserwatorium w Pradze, potem pogłębiał wiedzę w dziedzinie estetyki i filozofii na Uniwersytecie Karola w Pradze. W tamtym czasie stworzył też Praski Kwintet na instrumenty dęte. Pod jego batutą wszytkie interpretacje nie są banalne, są pogłębione i intelektualnie i emocjonalnie. Szczególnie polecam jego Sen Nocy Letniej Mendelssohna, Carminę Buranę Carla Orfa czy Symfonię I Piotra Czajkowskiego, szczególnie na pierwszych wydaniach Supraphonu. Wśród pianistów niezwykły rennaisance przeżywa ostatnio Ivan Moravec. Urodzony w Pradze uczył się w Praskim Konserwatorium, uczestniczył też w kursach mistrzowskich u Artura Benedettiego Michelangelego. Dokonał on niezwykle oryginalnych nagrań dla wytwórni Supraphon, utworów Chopina, Debussy’ego, Mozarta i Beethovena. Nagrania


Nokturnów Chopina z 1965 roku zostały umieszczone na liście wybitnych nagrań przez New York Times. Nie wspomnę tu o oryginalnych nagraniach zagranicznych pianistów jak: Tatiana Nikołajewa, Swiatosław Richter czy Bruno Seidhofer. Nota bene jedną z pierwszych powojennych płyt wytwórni Supraphon byla płyta z nagraniami Tatiany Nikołajewej. Ale skrzypce prezentują się bardziej imponująco. I tak piastujący status narodowego artysty Jozef Suk, który już jako 7-latek pobierał prywatne lekcje u wielkiego pedagoga Jaroslava Kociana, a od którego ponoć w darze otrzymał szlachetny ton, grał na słynnych skrzypcach Antonio Stradivariego Duc de Camposelice z 1710 roku. Skrzypce owe podarował Republice Czeskiej tuż przed śmiercią legendarny czeski skrzypek Vasa Prihoda. Na tych skrzypcach nagrał Suk dla Supraphonu znakomite sonaty Debussy’ego i Janacka z Janem Panenką. Obydwa nagrania otrzymały Grnad Prix du Disque w Paryżu. Znakomite są również Tria Dumky Dvorzaka nagrane z Janem Panenką i wiolonczelistą Milosem Sadlo. Świetny jest też Vaclav Snitil, uczeń podobnie jak Suk Jaroslava Kociana, który wsławił się głównie jako drugi skrzypek Kwartetu Vlacha, jednakże jego nagrania solowe, zwłaszcza sonat Mozarta z Janem Panenką są niezwykle cenione. Cenione są też zwłaszcza przez zagranicznych kolekcjonerów nagrania Idy Haendel, urodzonej w polskim Cieszynie, laureatki 7 nagrody Konkursu Wieniawskiego z 1935 roku a mającej wówczas zaledwie 7 lat. Była ona uczennicą Carla Flesha i Georgiu Enescu, największych tuzów ówczesnej wiolinistyki a to dzięki stypendium Warszawskiego Konserwatorium i polskiego rządu. Nigdy jednak nic nie nagrała dla Polskich Nagrań, zaś dla Supraphonu nagrała aż 4 płyty. Bardzo ciekawych nagrań, nagrodzonych przez Akademie Charles Cros w Paryżu dokonał też dla Supraphonu belgijski skrzypek Andre Gertler. Zwłaszcza jego interpretacje utworów Beli Bartoka mogą się podobać. Sporo nagrań zespołów kameralnych zostało też nagrodzonych. Bo też był urodzaj niezwykły zarówno jeśli chodzi o kwartety jak i tria w byłej Czechosłowacji. Dobitnym tego przykladem są: Kwartet Smetany, Kwartet Vlacha, Czeski Kwartet, Panocha Kwartet, Praski Kwartet, Trio Suka, Czeskie Trio, czy Trio Foerstera. Wiele jest płyt godnych miana arcydzieł fonografii, jednakże moja ulubiona płyta wytwórni Supraphon to płyta nagrana przez francuką skrzypaczkę Janine Andrade. Płyta zatytułowana jest Słynne Encores zararanżowane przez Fritza Kreislera. Ten ostatni to jeden z najbardziej cenionych mistrzów wiolinistyki XX wieku. Są tu utwory Mozarta, Glucka, Beethovena,

Albeniza, Ravela zaaranżowane na skrzypce solo. Przepiękna okładka zaprojektowana przez wspomnianego już Jozefa Kalouska i cudowna interpretacja uczennicy Carla Flesha i Jacques‘a Thibaud przypominają nam, iż nie trzeba jechać do Nowego Yorku, aby znaleźć arcydzieło fonografii, wystarczy pojechać do Pragi czeskiej i poszperać po antykwariatach muzycznych. n

Mieczysław Stoch jest częstym gościem autorskiej audycji „duża czarna” Przemysława Psikuty w programie II Polskiego Radia.

Kupię płyty gramofonowe klasyka, jazz.

Tel.: 509 825 058

S

T

Y

L

E

37


Interaktywna „st(R)uktura” Michała Moca 20 grudnia na stronie internetowej i w mediach społecznościowych NOSPR-u miała miejsce premiera online utworu Michała Moca – st(R)uktura. ALEKSANDRA BATOG To nowy edukacyjny utwór on-line, w którym młodzi słuchacze eksplorują muzyczną ST(R)UKTURĘ, mając okazję do zdobywania kolejnych muzycznych kompetencji i poszerzania wyobraźni dźwiękowej. Choć ST(R)UKTURA w szczególności dedykowana jest dzieciom i młodzieży w wieku szkolnym, może być też ciekawa dla osób dorosłych. Utwór nie jest przeznaczony do typowego odsłuchania, raczej do słuchowego odkrywania i interaktywnej zabawy. Wymaga zaangażowania słuchacza, dzięki któremu ulega przemianom - inna jest ST(R)UKTURA utworu z perspektywy dzieci, młodzieży, inna w spojrzeniu dorosłych. Wykonawcami byli muzycy Orkiestry Muzyki Nowej: Alicja Molitorys – flet, Jadwiga Czarkowska – klarnet, Irena Kalinowska-Grohs – skrzypce, Krzysztof Batog – altówka, Mateusz Konopka – puzon, Tomasz Soswa – trąbka, Wojciech Herzyk – perkusja, pod dyrekcją Szymona Bywalca, realizujący swoje partie w wersjach „dziecięcych” i „dorosłych”. Choć materiał utworu został ściśle wybrany przez kompozytora i nie pozostawia miejsca na improwizację, słuchacz – we własnym domu – sam buduje kontekst, w którym pozna ST(R)UKTURĘ. W kolejnych etapach jej zgłębiania niezbędne są bowiem interwencje na ekranie. Na tym polega doświadczanie ST(R)UKTURY. Jak w wielu utworach Michała Moca (np. realizowanym wcześniej z muzykami Orkiestry Muzyki Nowej mYear19 – w labiryncie zieleni przy siedzibie NOSPR-u) istotny jest element dydaktyczny, ukierunkowanie na ciekawość młodego słuchacza. ST(R)UKTURA w szczególności dedykowana jest dzieciom i młodzieży w wieku szkolnym. W roku 2020 pandemiczna rzeczywistość nie pozwala doświadczać muzycznych struktur w koncertowym gmachu – „oko w oko” i „ucho w ucho” z muzykami. Ale prezentacja on-li-

ne, choć wymagająca od realizatorów dużo większej elastyczności i otwartości na technologię, to nie tylko pokazanie się na monitorze w domach melomanów. Premiera „utworu funkcjonującego on-line” to coś innego, niż samo wykonanie partii instrumentalnej siedząc na scenie. To wejście – nomen omen – w ST(R)UKTURĘ (!) i specyfikę internetu. Utwór składa się z czterech części. W drugiej, trzeciej i czwartej wymaga interwencji… słuchacza. Materiał muzyczny odkrywany jest stopniowo, tak aby ostatecznie każdy miał szansę skojarzyć skąd wzięły się pomysły tworzące utwór od początku. Prezentacja on-line pozwala poznać całą ST(R)UKTURĘ w pół godziny, choć korzystając ze specyfiki sieci niecierpliwi będą zapewne eksplorować ją szybciej, a próbujący zrozumieć całość - spędzą wewnątrz znacznie więcej czasu. Inna jest też ST(R)UKTURA utworu z perspektywy dzieci, młodzieży, inna w spojrzeniu dorosłych. Ponieważ przed monitorami zasiąść mogą rodziny - dlatego na stronie muzycy OMN pojawiają się m.in. z uproszczonymi partiami „dziecięcymi” oraz z tymi dojrzałymi (dla dorosłych). Gdy utwór wykonywany jest w sali koncertowej (dotyczy to każdego dzieła) - oprócz samego brzmienia, dźwięków, jego odbiór dopełnia kontekst – w tym atmosfera, światło, przestrzeń, dystans, wystrój miejsca itd. Doświadczanie muzycznej ST(R)UKTURY to zatem nie tylko obcowanie z dźwiękiem, ale świadome wykorzystanie kontekstu. Skoro los „zmusił nas” do spotkania na stronie internetowej – zamiast narzekać na ów kontekst, kreatywnie go wykorzystujemy. ST(R)UKTURA jest zatem nietypowym utworem: z minimalną aktywnością słuchacza można posłuchać jej w całości niemal jak zwykłego wykonania - po prostu na ekranie potoczy się muzyczna narracja. Ale daje też możliwość – w kolejnych częściach - włączenia się w ST(R)UKTURĘ z aktywnością, która uczyni przebieg utworu jedynym w swoim rodzaju, niepowtarzalnym, osobistym. Całą ST(R)UKTURĘ poznać można na stronie: www.struktura.composer.pl Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19.11.2009 r. o grach hazardowych w ramach programu „Zamówienia kompozytorskie”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca. n

Michał Moc - zdjęcie autorstwa Sebastiana Kierzka

38

S

T

Y

L

E




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.