ArtPost 4/2020

Page 1

4 (35) / 202 0 dwumiesięcznik:

wrzesień-październik wydanie bezpłatne

artpostmagazyn

ISSN 2391-7741

Muzyka i dobre strony miasta

w w w. a r t p o s t . p l

Tamara Łempicka Nowe otwarcie w Operze Wrocławskiej

Ewa Demarczyk



spis treści Od redakcji

MAREK BEBŁOT

Malarstwo Tamary Łempickiej - BOSZ sięga po intrygującą artystkę .............................. 4 MAŁGORZATA STĘPIEŃ

Kropelka słona spłynęła na groszki ... ............................. 6 ZBIGNIEW BIAŁAS

Szanowni Państwo, Muzyka nieśmiało wychodzi na sceny, co jest zrozumiałe. Śmiałość ludzi uważających, że wirusa już nie ma, lub według niektórych jest w odwrocie, trochę mnie przeraża. Dlatego cierpliwie czekam na sytuację, kiedy koncerty będą bezpieczne i oprócz uczty muzycznej będą też towarzyskimi wydarzeniami. Szanujmy jednak ostrożność i rozwagę środowiska muzycznego, nie bądźmy tymi mądrymi po szkodzie. W tej sytuacji coraz częściej zastanawiam się co jest naturalnym środowiskiem dla melomanów, z pewnością książki, nagrania płytowe, muzea, galerie. Głównym tematem tego wydania ArtPost-u są książki. Postać Tamary Łempickiej od lat inspiruje, budzi kontrowersje. Dzięki Bogdanowi Szymanikowi z Wydawnictwa BOSZ będziemy mieli możliwość podziwiania malarstwa królowej art déco. Polecam wywiad z prawnuczką Tamary, Marisą de Lempicką, który przeprowadziła nasza redaktorka w USA, Olga VanLare. Jeśli chcemy się dowiedzieć coś więcej o planach naszych scen muzycznych, to polecam rozmowę z Haliną Ołdakowską, dyrektorką Opery Wrocławskiej. Dionizy Piątkowski, który nie może latać na koncerty jazzowe po całym świecie, jak to miał w zwyczaju, przypomniał nam w swoim felietonie postać jednego z wielkich polskiego jazzu, Andrzeja Trzaskowskiego. Niestety, ostatnio odeszła „Czarna Madonna” polskiej piosenki, Ewa Demarczyk, którą wspomina jej skrzypek, Mirosław Stępień. Poeta powiedział kiedyś, że „ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej”. Wyjdźmy zatem z domu. Są niewyobrażalnie piękne miejsca w naszym kraju. Tego nie odda żadna kablówka, ani objazdówka autokarowa. Porzućmy telewizory i z wiatrem we włosach jedźmy w Polskę. Możliwe, że właśnie w mniejszych miejscach, w sytuacjach plenerowych, będziemy mogli posłuchać muzyki zanim bezpiecznie otworzą się wielkie sale koncertowe. By dać przykład, bezpośrednio przed wydaniem tego numeru pojechałem na kilka dni do Sandomierza. Na koncerty nie trafiłem, ale za to spotkałem Barbarę i Marcina Płochockich, którzy wskrzesili tradycję win sandomierskich. Było to spotkanie nie w sali koncertowej, a wśród dojrzewających winogron. Polecam ten numer ArtPost-u, gdyż do dekadencji zawsze było mi daleko, ale za to do dekantera już się przekonałem. Marek Bebłot redaktor naczelny

Kilka słów o porządnych sąsiadach ................................ 8 MAGdAlENA NOWAcKA-GOIK

Opera Śląska rozpoczyna 76. sezon artystyczny! ......... 10 BOżENA ŚlABSKA

Opera Wrocławska to projekt mojego życia ................ 12 GRAżYNA BEBŁOT

Tamara Łempicka – niezrównana osobowość .............. 16 OlGA VANlARE

Moja wyjątkowa prababcia ......................................... 22 dIONIZY PIąTKOWSKI

Trzask…jazz ! .............................................................. 28 WOjcIEch PAdjAS

Filmowa muzyka niefilmowa ....................................... 32 BARBARA I MARcIN PŁOchOccY

Polska winnica Płochockich ......................................... 36 MARTA FOlcIK-FIEŃ

Krosno – Dziedzictwo szkła ......................................... 38 MIEcZYSŁAW STOch

Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła „Les Discophiles Francais“ (część 9) ............................. 40 KATARZYNA KNAP-SAWIcKA

Winogrodnictwo ziemi sandomierskiej ........................ 42 Wydawca: Adres: www: e-mail: tel.: Redaktor naczelny: Z-ca redaktora naczelnego: Sekretarz redakcji: Współpraca: Dział grafiki: Korekta: Okładka:

ArtPost ul. Sławkowska 44 41-216 Sosnowiec www.artpost.pl biuro@artpost.pl +48 509 397 969, +48 505 006 123 Marek Bebłot Grażyna Bebłot Małgorzata Stępień Dionizy Piątkowski, Leszek Kasprzyk, Zbigniew Białas, Małgorzata Stępień, Olga VanLare Mariusz Borowy Małgorzata Brachowska The Blue Scarf © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

3


WYWIAD

Malarstwo Tamary Łempickiej – BOSZ sięga po intrygującą artystkę Tamara Łempicka (1898-1980) malarka, portrecistka. Autorka wyidealizowanych portretów i aktów o nieco kubicznych formach i nasyconych barwach. Przedstawicielka w sztuce kierunku art déco. Wydawnictwo BOSZ kończy ostatnie prace nad wydaniem pierwszego z trzech planowanych, albumu z jej malarstwem.

Marek Bebłot: Wydawnictwo BOSZ specjalizuje się w albumach o sztuce i przyrodzie. Z Państwa albumów powstałaby piękna biblioteka. Proszę nam przypomnieć, jak doszło do tego, że czołowe wydawnictwo albumowe znajduje się w Bieszczadach? Bogdan Szymanik: Często jestem pytany o to, jak udaje się wydawać takie książki w Bieszczadach, a przecież przy dzisiejszej technologii można robić wszystko i wszędzie. Decyzję o wyjeździe z Warszawy podjęliśmy z żoną zaraz po tym, jak nastał stan wojenny. Firmę Bosz, której nazwa pochodzi od pierwszych liter mojego imienia i nazwiska, założyłem w 1989 roku i właśnie wtedy zajęliśmy się książkami. Drukowanie trudnych z technicznego punktu widzenia publikacji nie było wówczas w Polsce możliwe. Poziom polskich drukarni pozostawał – krótko mówiąc – „socjalistyczny”. My jednak chcieliśmy utrzymywać standardy europejskie i światowe, dlatego konieczne było drukowanie albumów w innych krajach. Książki przygotowywaliśmy w Polsce, a drukowaliśmy w Hongkongu, Słowenii i we Włoszech. Trwało to wiele lat, na szczęście polskie drukarnie zrobiły milowy krok, jeśli chodzi o jakość, i dzisiaj większość albumów drukujemy już w naszym kraju. Chcę też obalić mit, że w małych miejscowościach nie ma ludzi zdolnych. Zespół wydawnictwa to profesjonaliści z najbliższych okolic. Oczywiście z radością korzystamy z usług wybitnych projektantów, w tym profesorów Akademii Sztuk Pięknych. Reszta należy do naszego zespołu, z którego jestem bardzo dumny. Skąd pomysł na Łempicką i jak długa była droga od pomysłu do realizacji projektu? Albumy o sztuce są naszą wizytówką od wielu lat. Wydaliśmy ich setki, prezentując dzieła najwybitniejszych polskich mala-

4

fot. Marek Bebłot

MAREK BEBŁOT

rzy. Brakowało nam publikacji o Tamarze Łempickiej, którą bardzo chcieliśmy wydać. W ubiegłym roku odwiedził nas prezes Fundacji Kościuszkowskiej, Marek Skulimowski, który w trakcie rozmowy o naszych planach wydawniczych wspomniał, że skontaktuje mnie ze spadkobiercami Tamary Łempickiej. Kontakt z Marisą Łempicką, która zarządza fundacją Tamara de Lempicka Estate, nawiązałem mniej więcej w listopadzie ubiegłego roku. Odbyliśmy kilka rozmów przez Skype’a i zimą umówiliśmy się na narty w Kolorado. Okazało się, że oboje dążymy do tego samego celu. Marisa również pragnęła


przypomnieć Polakom swoją prababcię Tamarę. Wspólna pasja łączy ludzi i ułatwia porozumienie. Zaproponowałem wydanie trzech albumów na przestrzeni najbliższych trzech lat. Marisa przyjęła to z entuzjazmem, więc szybko podpisaliśmy umowę. Pierwszym efektem współpracy jest wyjątkowy kalendarz, który zawiera 13 wspaniałych obrazów Tamary Łempickiej. W Polsce chyba nie ma zbyt dużo jej prac. Czy te, które są, znajdą się w albumach? Zarówno Muzeum Narodowe w Warszawie, jak i Muzeum Mazowieckie w Płocku posiadają w swoich zbiorach po jednym obrazie artystki. Nie są to obrazy ani najważniejsze, ani najdroższe, jednak zaprezentujemy je w pierwszym albumie, którego wydanie planujemy jeszcze w tym roku. Kilka obrazów znajduje się również w kolekcji prywatnej. Niestety, najważniejsze płótna Łempickiej należą do najdroższych obrazów polskiego artysty w historii, a co za tym idzie, osiągają ceny zbyt wysokie dla polskich kolekcjonerów i muzeów.

zapowiedzi / nowości / bestsellery atrakcyjne ceny szybka dostawa lub bezpłatny odbiór w księgarni

Jak Pan sądzi, skąd takie zainteresowanie malarstwem Łempickiej na międzynarodowych aukcjach sztuki? Wydaje mi się, że ceny obrazów Łempickiej rosną, ponieważ zainteresowali się nimi współcześni artyści z innych branż. Wiemy, że Madonna i Barbra Streisand posiadają po kilka obrazów, właścicielem kilku ciekawych dzieł jest także Jack Nicholson. Być może ponowne zainteresowanie stylem art déco wpływa również na wzrost cen. Dodatkowo sama postać artystki skupia uwagę mediów. Jej niebanalny życiorys intryguje, co sprawia, że zainteresowanie jej dziełami rośnie. Obrazy Łempickiej stały się bardzo dobrą lokatą.

SWIATKSIAZKI.PL

Czy publikacje ukażą się również w innych wersjach językowych? Pierwszy album będzie wydany w dwóch odrębnych wersjach językowych: polskiej i angielskiej. Następnie planujemy rozszerzyć licencję na rynek zagraniczny. Niewątpliwą wartością tej książki będzie bardzo osobisty tekst Marisy Łempickiej, prawnuczki artystki. Równie cenna jest współpraca merytoryczna z Victorią, matką Marisy i wnuczką Tamary. Publikacja zawierać będzie również tekst napisany przez filozof sztuki, panią dr Marię Annę Potocką. Teksty zostały już napisane, i muszę przyznać, że są szalenie interesujące. Bardzo ważny jest też projekt graficzny autorstwa profesora Lecha Majewskiego, którego przedstawiać nie trzeba. Na co, oprócz Łempickiej, możemy liczyć od Wydawnictwa BOSZ w najbliższym czasie? Pozostajemy w kręgu polskiej sztuki, wydajemy albumy o kolejnych artystach w seriach: Malarstwo (E. Dwurnik, Fałat, Norblin), Rysunek (Michałowski), Plakaty (Hilscher), Rzeźba (Zemła, Adam Myjak. Historie). Rozpoczynamy nową serię albumów o najwybitniejszych światowych malarzach. Pierwszymi tytułami będą Albrecht Dürer i Claude Monet. Bardzo ciekawą pozycją będzie Sztuka po roku 1989, trzeci album z serii (po: Sztuce II RP i Sztuce w czasach PRL). Ten trzytomowy komplet w etui, zatytułowany 100 lat sztuki polskiej, polecam szczególnie gorąco. Dziękuję za rozmowę. n

książki / muzyka / e-booki / audiobooki / filmy / zabawki / papiernik / karty podarunkowe

@swiatksiazkipl

@swiatksiazki Social icon

Circle Only use blue and/or white. For more details check out our Brand Guidelines.

@swiatksiazkipl


WYWIAD

Kropelka słona spłynęła na groszki ... 14 sierpnia odeszła Ewa Demarczyk. Miała 79 lat. Dla nas, sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatków to niedościgniona mistrzyni polskiej piosenki literackiej. MAŁGORZATA STĘPIEŃ Dziś już, niestety, nostalgiczne wspomnienie czasów, kiedy piosenka miała tekst i zachwycała muzyką. Literacko opierała się na tekstach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Juliana Tuwima, Osipa Mandelsztama, Bolesława Leśmiana, sięgnęła nawet po Kronikę Galla Anonima i zawsze jej interpretacja poruszała najgłębsze uczucia słuchaczy. Miron Białoszewski, mający mieszane odczucia co do wyśpiewania jego „Karuzeli z Madonnami”, wysłuchawszy Ewy Demarczyk powiedział ponoć: Pani Ewo, wszystkie moje wiersze należą do pani”. Stronę muzyczną tych wierszy tworzyli: Zygmunt Konieczny (pracowała z nim do połowy lat 60., autor m.in. Czarnych aniołów, Grande valse brillante, Karuzeli z Madonnami, Tomaszowa.), a potem Andrzej Zarycki (współpracowali do połowy lat 80., autor Ballady o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego, Skrzypka Hercowicza, Cyganki czy Na moście w Avignon). Obaj muzycy stworzyli dla Ewy Demarczyk kompozycje doskonałe, w których mogła wykazać swój niebywały kunszt sceniczny – aktorski i piosenkarski. Była mistrzynią dykcji i muzykalności. Niewiarygodne, jak zbitki słów potrafiła perfekcyjnie wyartykułować na tle wysypujących się potokiem nut. Ostatni raz wystąpiła w Poznaniu 20 lat temu. Zamilkła, ukryła się, ale nie przestała istnieć dla wiernych słuchaczy, którzy z nadzieją wciąż wypatrywali jej na horyzoncie zdarzeń. Na próżno. Zerwała kontakty ze sceną na zawsze, odsunęła się nawet od przyjaciół. W 1998 roku udzieliła jeszcze wywiadu Edwardowi Miszczakowi, wywiadu, w którym nie potrafiła ukryć poczucia krzywdy, zawodu i rozczarowania chyba w stosunku do władz kultury, które nie pomogły, nie wsparły jej w nowych zamierzeniach artystycznych. O Ewie Demarczyk postanowiłam porozmawiać z pierwszym skrzypkiem jednego z jej ostatnich zespołów muzycznych, Mirosławem Stępniem, absolwentem krakowskiej Akademii Muzycznej. Nim trafił do zespołu Ewy Demarczyk, jak każdy muzyk realizował się w różnych formach muzycznych.

6

- Opowiedz, Mirku o sobie. - Już podczas studiów rozpocząłem współpracę z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji Kraków. Odszedłem stamtąd do Capelli Cracoviensis, by po kilku latach wyjechać na kontrakt na Uniwersytecie stanu Santander (UIS) w Kolumbii. Po powrocie z Kolumbii, kiedy rozglądałem się za nową pracą, zaproponowano mi funkcję pierwszego skrzypka w zespole Ewy Demarczyk. Było to moje drugie spotkanie z artystką, gdyż grając w Orkiestrze Radia i Telewizji Kraków równocześnie występowałem z Ewą Demarczyk przez kilka miesięcy. Później pochłonęła mnie Polska Filharmonia Kameralna w Sopocie (Orkiestra Wojciecha Rajskiego), skąd wróciłem do Capelli Cracoviensis. Koncertowałem jeszcze z Markiem Grechutą i zespołem Anawa, aż do śmierci Marka. Teraz spełniam się pedagogicznie będąc kierownikiem Szkoły Muzycznej w Niepołomicach, ucząc jednocześnie w kilku innych szkołach muzycznych.


- O Ewie Demarczyk krążyły plotki, że jest despotyczna, wymagająca ponad miarę. Niełatwa we współpracy. - Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba oddzielić wielką artystkę od zwykłego człowieka. Tak, jako muzyk, wielka indywidualność w świecie muzycznym, była bardzo wymagająca. Miała swoją wizję utworu i nie odeszła od niej ani na krok. Andrzej Kuśniewicz zaliczył jej interpretacje piosenek do odrębnej formy twórczości, bo tak były wycyzelowane, wyreżyserowane przez nią samą. Ostatecznie była aktorką z wykształcenia. Podporządkowywała sobie muzyków i ekipę techniczną całkowicie. Nie sprzeciwialiśmy się absolutnie, bo to ona była gwiazdą i wierzyliśmy, że jej decyzje są całkowicie słuszne. Nie myliliśmy się. Uwielbienie, jakim obdarzała panią Ewę publiczność po koncercie, potwierdzało jej wybory. Grzaliśmy się w blasku jej popularności, bo część tego blasku oświetlała także i nasz występ. Oczarowanie publiczności dawało się wyczuwać podczas każdego koncertu. Jej pewność co do wybranej aranżacji świadczyła, że dobrze wie, czego chce ona sama i na co czekają wielbiciele. Perfekcyjność prób dawała spokój, że koncert będzie kolejnym sukcesem. Zagrałem z panią Ewą ponad 100 koncertów i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było inaczej. Zdarzały się jednak pani Ewie momenty niepewności. Pamiętam cykl koncertów w Sali Kongresowej. Miejsce koncertów nieco nas tremowało. Pewnego razu za kulisami odwiedził panią Ewę Czesław Niemen. Długo rozmawiali w kuluarach. Kiedy wróciła na scenę przytuliła się do mnie i zapytała: Mirku, będzie dobrze? Uścisnąłem ją mocno i uspokoiłem: Będzie dobrze, pani Ewo, będzie dobrze, jak zawsze. I taka była w rzeczywistości – ciepła, niepozbawiona ludzkich uczuć i lęku przed światem.

- Banał odpowiedzi nasuwa się sam – trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym – śpiewa grupa Perfect. Nie wiem na pewno, ale to wytłumaczenie usunięcia się w cień pani Ewy wydaje mi się najwłaściwsze. Tyle dawała z siebie przez lata, że być może poczuła się już zmęczona. Nie znosiła rutyny. Śpiewając, każdy utwór przeżywała na nowo, a było to przeżycie dogłębne. Wielu artystów zmęczonych wrzawą wokół siebie pragnie spokoju, np. Greta Garbo, którą określimy tymi samymi epitetami co Ewę Demarczyk: geniusz sceny, wspaniała, tajemnicza. I tym najtrafniejszym z podsumowań zakończmy rozmowę. Bardzo ci dziękuję za wspomnienia. Chociaż one pozostaną. n

Andrzej Kosendiak dyrektor generalny Giovanni Antonini dyrektor artystyczny

Serdecznie zapraszamy na 55. edycję Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans. Myślą przewodnią jest przekraczanie granic – temat zainspirowany postacią Ludwiga van Beethovena, którego 250. rocznicę urodzin właśnie obchodzimy. Wystąpią międzynarodowe gwiazdy: Magdalena Kožená, Duncan Ward, Agata Zubel, Thomas Ospital, Pedro Memelsdorff, Klangforum Wien, Huelgas Ensemble, Quatuor Mosaïques, Coro e Orchestra Ghislieri, Chor des Bayerischen Rundfunks, Lawrence Foster wraz z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia, Giovanni Antonini i Il Giardino Armonico, a także zespoły NFM.

Giovanni Antonini, fot. Marco Borggreve

- Proponowano jej angaż we francuskiej Olimpii, odrzuciła go, bo jak kiedyś powiedziała, nie sposób było tak opanować mentalność innego narodu, jego język, aby w nim oddać to, co chciała, co było priorytetem wykonań – przekaz artystyczny. Jej pełne dramaturgii teksty nie zniosłyby ewentualnych potyczek językowych. Jeden niezawiniony szczegół mógł zepsuć budowaną z taką dokładnością dramaturgię utworu. Została więc w Polsce, a jednak po latach sukcesów zniknęła. Jak myślisz, dlaczego?

4–13 września 2020 Wrocław i Dolny Śląsk

www.wratislaviacantans.pl

Organizator:

NFM – instytucja kultury miasta Wrocławia współprowadzona przez:

Festiwal jest członkiem:

Festiwal został objęty programem EFFE Label


FELIETON

Kilka słów o porządnych sąsiadach ZBIGNIEW BIAŁAS Zacznę od tego, że z Niemcami mam do czynienia bardzo często, od wielu lat, ale i tak nie przestają mnie zadziwiać. 1. Kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy, nieopodal Raduša znajduje się nietypowa atrakcja Szprewaldu, czyli rekonstrukcja starosłowiańskiego grodu. Coś w stylu Biskupina, tylko na mniejszą skalę. Warownia zbudowana jest na planie koła. Wokół płasko, więc ze zwieńczeń grodu otoczonego fosą widać całą okolicę. Kiedyś, w czasach NRD, była tu kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego i to właśnie podczas wykopywania węgla natrafiono na resztki grodu Wenedów. Wewnątrz wystawa. Zaciekawił mnie film pokazujący, jak Wenedowie budują warownię i krzyczą do siebie w zdecydowanie znajomym języku, np.: „Więcej w lewo!” – Tu trzeba przyjechać w nocy – stwierdziłem po wyjściu. Mój syn uznał to za dobry pomysł. Tak też zrobiliśmy. Przyjechaliśmy na to pustkowie w nocy, w przekonaniu, że nikogo nie będzie. Tyle że na ostatnich stu metrach sunął za nami samochód policyjny. Nie mam pojęcia, skąd się wziął. Zatrzymałem się na łączce, która ma być parkingiem. Policja też się zatrzymała. Westchnąłem ciężko i wyszliśmy z samochodu. Policjanci nie wyszli, tylko otworzyli okno. – Dobry wieczór – mówię grzecznie. – Dobry wieczór. A czego tu szukacie w nocy? – Przyjechaliśmy na spacer, zrobić kilka zdjęć. – O tej porze? – A dlaczego nie? Nie wolno? Byliśmy po południu, spodobało nam się, jest pełnia, Slawenburg oświetlony... – A gdzie mieszkacie?

8

– Tam się pali! – zawołał nagle mój syn chyba po to, żeby odwrócić uwagę policji. Patrzę i oczom nie wierzę. Rzeczywiście w oddali kilku kilometrów widać płomień na równinie. – Feuer! – krzyknąłem gromko w nadziei, że to nas uwolni od policjantów. Tymczasem policjant za kierownicą wzruszył tylko ramionami. – Taka tradycja. Cała wieś zbiera się przy ognisku, ludzie pieką kiełbaski, piją piwo i się cieszą. No tak, pomyślałem sobie: typowo niemiecki sposób świętowania. Kiełbasa, piwo i miotacz ognia. Wypisz wymaluj koncert Rammsteina. Ci też więcej używają miotaczy ognia niż instrumentów. Zrozumiałem też, że pożar we wsi nie odciągnie uwagi policji od naszej podejrzanej obecności przy Slawenburgu. Problem policjantów jest jednak taki, że spacerowanie wokół osady nie jest zabronione. A w Niemczech jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone. Co z tego, że nikt dotychczas nie wpadł na pomysł robienia zdjęć rekonstrukcjom wenedyjskich osad na pustkowiu, w nocy, przy pełni księżyca i ognisku prawdopodobnie niweczącym okoliczne wsie? Czy to moja wina, że Niemcy nie mają za grosz fantazji? No więc policjanci wiercą się niespokojnie, a my im życzymy dobrej nocy i odchodzimy w stronę Slawenburga. Policjanci odjechali, ale nie na długo. Kwadrans później widzimy z oddali, że podjeżdżają ponownie. Włączają w naszą stronę długie światła, co ma oznaczać: „Widzimy was, a–cha” i odjeżdżają. Pół godziny później to samo. Podjeżdża samochód, błysk długich świateł. „Widzimy was, a–cha”. Odjazd. – Co to za naród – zdenerwowałem się. A w dodatku nie mamy statywu i zdjęcia wychodzą marnie. A to płomień się porusza, a to księżyc się rozmazuje, a to rozświetlony Slawenburg również się jakoś rozmazuje. Ani z mojego ramienia („Nie ruszaj się” „No przecież się nie ruszam!” „Właśnie, że się ruszasz” „To tobie się ręka rusza”, itd.), ani ze


śmietnika, ani z palików do przywiązywania rowerów nie da się zrobić porządnego zdjęcia, więc zajmuje nam to grubo ponad godzinę. Policjanci nie mogą zrozumieć, że chcemy zrobić jedno fajne zdjęcie, na którym będzie i oświetlony Slawenburg i odbicie w fosie i księżyc tuż nad blankami i ognisko we wsi. Nie da się? Pewnie się nie da, ale spróbować można. Wreszcie jednak jest już po północy i wracamy z tego pustkowia. I co? Przy pierwszym zakręcie, z wyłączonymi światłami stoi policyjny samochód, a policjanci cierpliwie czekają w jakiejś bruździe, czy my wreszcie odjedziemy do piwa i kiełbasek, jak normalni ludzie, czy raczej planujemy puścić Slawenburg z dymem. Zachichotałem tylko. Ciekawe, czy dużo policjantów postawiono na nogi w Szprewaldzie w związku z naszym nocnym wypadem. 2. Wyjazd po wakacjach oznacza, że trzeba trochę posprzątać dom i oddać klucze właścicielce. Mamy całą reklamówkę śmieci i zastanawiamy się, co z nimi zrobić. – Spakujmy porządnie i zostawmy przy wejściu – to wersja mojego syna, dość rozsądna. Ale ja mam lepszy pomysł. Widzę, że przed domami wystawiono wielkie kosze. To znaczy, że zaraz przyjedzie śmieciarka i to wszystko pozabiera. Po co więc mamy zostawiać siatkę ze śmieciami właścicielce, skoro możemy zrobić ze śmieci kukułcze jajo i podrzucić je do któregoś pojemnika, zostawiając za sobą porządek. To jest moja propozycja. – Ale to są prywatne pojemniki – mój syn nie jest przekonany. – Nie szkodzi. Zaraz przy wyjeździe z naszej drogi jest przedszkole. Co to komu przeszkadza, jeśli dorzucimy naszą siatkę do innych przedszkolnych śmieci? Mój syn zabrał więc siatkę na kolana i podjechaliśmy pod przedszkole. Raz dwa i śmieci wylądowały w pojemniku. – No i w czym problem? – zapytałem. – Nie ma problemu. Jest tylko taki, że nie ma jak nawrócić, więc muszę przejechać sto metrów jeszcze i dopiero tam wykręcić. Wykręciłem i widzę, że więcej mieszkańców wioski wpadło na taki sam pomysł jak my, bo przy pojemniku stoi jakaś kobieta z siatką na śmieci. – Widzisz? Nie tylko my korzystamy z tego pojemnika – powiedziałem. – To jest nasza siatka – powiedział mój syn ponurym tonem. – Ona wyciągnęła naszą torbę. – Niemożliwe. Po co? – zaniepokoiłem się. – Bo to ich pojemnik na śmieci. Rzeczywiście, kobieta z naszymi śmieciami wyszła na drogę, zastawiła ją własnym ciałem i wymachuje siatką w ewidentnie nieprzyjaznych zamiarach. Przez głowę przeleciało mi kilka soczystych epitetów, z których nie mogę przytoczyć żadnego, żeby nie zostać niesłusznie oskarżony o szowinizm i nacjonalizm. – Nie zatrzymuj się – pisnął mój syn i jakoś zmalał w fotelu. – No co, mam ją przejechać? Zatrzymałem się grzecznie i odsunąłem szybę. Kobieta zaczęła tłumaczyć tonem stanowczym i uwielbiającym porządek, że ten pojemnik na śmieci jest ich, ona jest przedszkolanką, ona zauważyła, że perfidnie podrzuciliśmy im śmieci, ona wybiegła przed przedszkole i przepisowo grzebnęła w śmietniku, jej podejrzenia się boleśnie sprawdziły, co więcej, ona nawet

sprawdziła, że w naszej torbie są różne śmieci, a ten pojemnik jest tylko na makulaturę, zaś w naszej nielegalnej torbie są na przykład puszki po piwie i to nie jest makulatura i... – Proszę cię, weź od niej tę torbę, bo nie mogę słuchać tego skrzeczenia – zgrzytnąłem. Zabraliśmy śmieci, które nie chciały się z nami rozstać i odjechaliśmy, a przedszkolanka stała jeszcze na chodniku na baczność i sprawdzała, czy komuś innemu nie podrzucamy tych cholernych śmieci. – O ty… taka, jedna – mruknąłem sobie, żeby mi się zrobiło lepiej. – Mówiłem ci, żebyśmy zostawili śmieci przed domem. – Nie denerwuj mnie. Przecież nie wywaliłem ich do lasu, tylko do pojemnika. – Ale to był ich pojemnik. – Ale czy ty sobie wyobrażasz, jaki to naród, że zaraz ktoś cię wypatrzy z okna i sprawdzi łapami, co jest w twoich śmieciach? I jeszcze ci zrobi Rejtana na drodze i wymachuje tą torbą? Może rzeczywiście trzeba ją było przejechać. – Ale przynajmniej mają porządek. – Gdzieś mam taki porządek. No co za baba, ja nie mogę. I przeklinałem jeszcze z kwadrans. No więc, z powodu nadgorliwej przedszkolanki sytuacja przedstawia się tak, że mój syn siedzi z przodu z torbą śmieci na kolanach, a ja klnę w żywe kamienie. O, jak ja pięknie potrafię kląć. Zawsze mnie to od nowa zadziwia. – Mogłeś się nie zatrzymywać – słyszę zduszony głos spod śmieci. – Po co się zatrzymałeś? – A co ją miałem rozjechać? Przecież widziałeś, że wyleciała na środek ulicy. – I co? Mam z tą torbą jechać do Polski? – Nie. Zatrzymamy się przy biurze turystycznym. Tam widziałem wielkie kontenery. – Ale sam będziesz wrzucał. – Dobrze. – Zgodziłem się, bo czułem, że trzeba jednak było zostawić te śmieci przed domem gospodarzy. Zaparkowałem z piskiem przy biurze turystycznym zbudowanym przy wyjeździe ze wsi, zabrałem torbę z kolan mojego syna i podszedłem do kontenerów na tyłach budynku krokiem człowieka przestrzegającego przepisów. Odsuwam... otóż nic nie odsuwam, bo klapa ani drgnie. Wszystko pozamykano przy pomocy kłódek i łańcuchów. Stojąc przez chwilę nad pozamykanymi kontenerami zastanawiałem się, czy nie wysypać śmieci na ziemię w ramach anarchistycznego protestu. Ale bałem się, że policjanci gdzieś nam już depczą po piętach, jeszcze od czasu pamiętnego nocnego wypadu pod Slawenburg, więc przyniosłem śmieci z powrotem. Żeby było choć trochę mniej, wyrzuciłem dużą butelkę po coca–coli do zwykłego kosza, który o dziwo nie był zamknięty na kłódkę. – Ja nie będę tych śmieci trzymał na kolanach – zaprotestował mój syn. – No oczywiście. Wsadziłem więc torbę do bagażnika i przywiozłem ją do Polski. n

Zbigniew Białas

– literaturoznawca-anglista, profesor nauk humanistycznych, prozaik i tłumacz. Autor powieści „Korzeniec”, „Puder i Pył”, „Tal”, reportaży „Nebraska”.

9


WYDARZENIE

Opera Śląska rozpoczyna 76. sezon artystyczny! Z obawą, ale też wielką nadzieją w sercach Opera Śląska w Bytomiu rozpoczyna 76. sezon artystyczny. Pierwsza premiera, spektakl teatralno-muzyczny „callas. Master class” w reżyserii Roberta Talarczyka, odbędzie się 5 września. Do końca tego roku widzowie zobaczą jeszcze m.in. premierę „Requiem d-moll” Wolfganga Amadeusza Mozarta w wersji baletowej, a także wznowienie sceniczne opery „Łucja z lammermoor” Gaetano Donizettiego. MAGDALENA NOWAcKA-GOIK - Ten trudny dla wszystkich czas pandemii spowodował, że rzeczywistość, która była dla nas powszednia, zmieniła się nieodwracalnie – mówi Łukasz Goik, dyrektor Opery Śląskiej. – To także trudny okres dla kultury i artystów. Opera jest syntezą wszystkich sztuk, dlatego z tą nową rzeczywistością muszą się zmierzyć zarówno śpiewacy, muzycy orkiestry czy balet. Próbując sprostać oczekiwaniom naszych widzów, z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, przygotowaliśmy naszą nową ofertę artystyczną. Biorąc pod uwagę wszystkie zalecania i wytyczne, z troską o zespól artystyczny, premiera inaugurująca sezon ma charakter kameralny. Odbiega tym samym od operowego rozmachu, do którego są przyzwyczajeni nasi widzowie – dodaje dyrektor Goik. Podczas inauguracji widzowie zobaczą odsłonę premierową spektaklu „Callas. Master Class”. Tematem wiodącym sztuki, napisanej przez amerykańskiego dramaturga Terrence’a McNally’ego, są lekcje muzyki, których diwa udzielała pod koniec swojej kariery (1971-1972) w słynnej nowojorskiej Juilliard School. Na scenie pojawiają się uczniowie – śpiewacy operowi, którzy będą musieli skonfrontować swój talent z oceną kapryśnej primadonny. Z czasem, na pierwszy plan wysuwa się miłość Callas do muzyki, wspomnienia z jej bogatej kariery, przeplatane z wątkami prywatnymi. Jesteśmy świadkami życiowych wyborów artystki, jej całkowitego poświęcenia dla sztuki i konsekwencji trudnych decyzji. Jak podkreśla reżyser Robert Talarczyk - to nie jest jednak opowieść tylko o Marii Callas, nie tylko o operze, ale również o artystach i świecie, w jakim żyją. - Chciałbym, żeby widzowie wyszli z tego spektaklu z wiedzą, że bycie artystą to zarazem wyzwanie i boży dar, za który często trzeba zapłacić wysoką cenę – dodaje reżyser. Kostiumy do spektaklu stworzyła słynna polska projektantka Gosia Baczyńska. W rolę Marii Callas wcieli się Joanna Kściuczyk-Jędrusik, a w obsadzie m.in. Gabriela Gołaszewska, Anna WiśniewskaSchoppa, Maciej Komandera. Warto podkreślić, że do tej pory rolę Callas w sztuce McNally’ego prezentowanej w Polsce, kreowała jedynie Krystyna Janda.

10

We wrześniowym i październikowym repertuarze na scenę powrócą także ulubione przez widzów opery i operetki. Podczas weekendów wrześniowych opera buffa, „Napój miłosny” Gaetano Donizettiego. Premiera spektaklu miała miejsce w grudniu 2019 roku. Gabriela Gołaszewska, solistka, która kreuje w tym spektaklu postać Adiny, otrzymała nominację w kategorii Najlepsza śpiewaczka operowa w XIV edycji konkursu Teatralne Nagrody Muzyczne im. Jana Kiepury. Rozstrzygnięcie konkursu odbędzie się 28 września. To jednak nie jest jedyne wyróżnienie dla naszej solistki – otrzymała także nominację w kategorii rola wokalno-aktorska w 52. edycji Nagrody „Złote Maski” w województwie śląskim. W roli Nemorino - Andrzej Lampert, laureat wielu nagród, który w sierpniu br. otrzymał Austriacką Teatralną Nagrodę Muzyczną 2020 - Österreichischer Musiktheaterpreis 2020. W pierwszych tygodniach nowego sezonu na scenę powróci też operetka „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa syna, której wznowienie miało miejsce w grudniu 2020 roku. Usłyszymy także legendarne już „Nabucco” Giuseppe Verdiego, którego prezentację zaplanowaliśmy na sobotę i niedzielę 26 oraz 27 września. Na kolejną premierę w nowym sezonie artystycznym, „Requiem d-moll” Wolfganga Amadeusza Mozarta, zaprosimy widzów w połowie października. Słynna msza żałobna zostanie zaprezentowana z udziałem baletu w choreografii Jacka Tyskiego. - Ta premiera to nasz ukłon i dedykacja ofiarom pandemii. Jesteśmy również inicjatorem jakże potrzebnego gestu, skierowanego z podziękowaniem do całej służby zdrowia za dotychczasową walkę z koronawirusem. Wspólnie z naszym wieloletnim melomanem, doktorem n. medycznych Wojciechem Bichalskim, który sam doświadczył choroby wywołanej przez Covid-19 i przeszedł leczenie szpitalne, wraz z Śląską Izbą Lekarską, pod patronatem wojewody Jarosława Wieczorka i marszałka Jakuba Chełstowskiego, organizujemy koncert „Zarażeni dobrem - artyści i lekarze w podziękowaniu pracownikom ochrony zdrowia” . Artyści Opery Śląskiej w ten najbliższy im sposób, z głębi swoich serc, chcą wyrazić wdzięczność. Podczas gali, która odbędzie się 4 października, pracownikom szeroko pojętej ochrony zdrowia zostaną wręczone odznaczenia za dotychczasową walkę z koronawirusem – podkreśla dyrektor Łukasz Goik. n



WYWIAD

Opera Wrocławska to projekt mojego życia Po półrocznej przerwie do życia wraca Opera Wrocławska. Sezon otworzy cykl pięciu koncertów galowych, podczas których na scenie zaprezentuje się dziesięcioro śpiewaków: uznane gwiazdy i młodzi utalentowani artyści. Gala zostanie zaprezentowana 25, 27, 29 września oraz 1 i 3 października. Bilety są już dostępne w kasach i w sprzedaży internetowej. BOżENA ŚLABSKA Od połowy lipca Opera Wrocławska ma nową dyrekcję. Instytucją kieruje Halina Ołdakowska, stanowisko Dyrektora Artystycznego objął znany i poważany w świecie baryton Mariusz Kwiecień, a ceniony dyrygent Bassem Akiki piastuje funkcję Dyrektora Muzycznego. Pierwsze koncerty sezonu to okazja, żeby zobaczyć, w jakim kierunku artystycznym podążać będzie renomowany teatr.

Objęła pani stanowisko Dyrektora Opery Wrocławskiej w trudnym momencie pandemii - jak sobie pani wyobraża pracę teatru? Na rozwój Opery Wrocławskiej patrzę w znacznie dłuższej i szerszej perspektywie. Planujemy pracę artystyczną w pięcioletnim horyzoncie kadencji. Pandemia nakłada na nas pewnego rodzaju ograniczenia. Muszę dostosować działalność do istniejących warunków, zapewnić bezpieczeństwo załodze, artystom i melomanom, ale nie zamierzam zaprzestać działalności. Jeśli będę musiała, przeniosę spektakle do wirtualnej rzeczywistości. Zresztą ten model mamy już przećwiczony – od marca internet stał się ważną formą kontaktu z odbiorcą sztuki. W sieci można zobaczyć wiele znakomitych spektakli. W znacznej mierze są to zasoby archiwalne. Można też wznowić aktywność i prezentować w sieci premiery... Lockdown wiele nas nauczył. W świecie szybko rozeszła się informacja o tym, że Mariusz Kwiecień, śpiewak operowy uznany i uwielbiany przez publiczność najlepszych teatrów świata, został Dyrektorem Artystycznym Opery Wrocławskiej. Jak do tego doszło? Wówczas, gdy zdecydowałam, że wezmę udział w konkursie na stanowisko Dyrektora Opery Wrocławskiej, założyłam, że będę dążyła do stworzenia teatru jedynego w swoim rodzaju. Teatru, który wyróżnia się spośród innych swoim artystycznym ID. Teatru,

12

Halina Ołdakowska, fot. Michał Kielan

Rozmowa z Haliną Ołdakowską, Dyrektor Opery Wrocławskiej:

który sięgać będzie po mistrzostwo świata poprzez kreację, która będzie identyfikowała dokładnie ten – wrocławski teatr operowy. W tym kontekście od początku myślałam o Mariuszu Kwietniu w roli dyrektora artystycznego całego przedsięwzięcia. I… udało się. To wielki zaszczyt dla nas, że Mariusz zdecydował się współpracować właśnie z Operą Wrocławską. Kogo jeszcze zaprosiła Pani do współpracy przez najbliższą kadencję? W całej artystycznej koncepcji teatru jest kilka obszarów, z których każdy musi być zarządzany przez właściwą osobę. Na



stanowisko Dyrektora Muzycznego Opery Wrocławskiej powołałam Bassema Akiki. To bardzo utalentowany, młody dyrygent. 14 lat temu Bassem debiutował właśnie na scenie Opery Wrocławskiej, dyrygując orkiestrą podczas przedstawienia „Traviata” G. Verdiego. Wierzę, że orkiestra naszej opery pod jego batutą będzie się doskonale rozwijała. Kolejnym ważnym ogniwem zespołu operowego jest balet. W procedurze konkursowej został wyłoniony kierownik tego zespołu. Został nim Marek Prętki, tancerz z dużym dorobkiem scenicznym, m.in. przez 15 lat związany z Staatstheater Stuttgart. Marek ma również bogate doświadczenie pedagogiczne, które zdobywał u boku Piotra Antonowicza Piestova, zaliczanego do najwybitniejszych pedagogów baletu. Myślę, że zespół baletowy pod okiem takiego menadżera zaprezentuje melomanom oraz tym, których chcemy przekonać do tego rodzaju sztuki, przepiękne przedstawienia. Nie zdradzę jeszcze konkretnych tytułów, ale gwarantuję widzom niesamowite przeżycia. Jakie wyzwania stoją przed Operą Wrocławską? Zarówno ja, jak i cały zespół, mamy przebogate i ambitne plany. Sukcesywnie będziemy je realizować. Moją ambicją jest zbudować teatr operowy o niepowtarzalnym charakterze, rozpoznawalny nie tylko w kraju ale i poza jego granicami. Jednym z celów działalności opery jest poszukiwanie i promocja młodych talentów. Jedna z premier w tym sezonie obsadzona będzie młodymi artystami – studentami lub śpiewakami tuż po studiach. Jesteśmy też po pierwszych przesłuchaniach solistów operowych. Przyjechało na nie wielu niezwykle utalentowanych artystów młodego pokolenia. Chcemy im dawać możliwość debiutu na profesjonalnej scenie naszego teatru. Ważnym akcentem w repertuarze opery będą wydarzenia artystyczne, które planujemy realizować w okresie wakacyjnym. Jest to czas, w którym instytucje zwyczajowo mają przerwę. My planujemy go artystycznie zagospodarować. Już wkrótce przedstawimy Państwu zarys naszej wakacyjnej koncepcji. Wracamy również do tradycji wrocławskich superwidowisk. W czerwcu 2021 zagramy dla Państwa w Hali Stulecia. Opera jest otwartą przestrzenią dla nowych kreacji. Planujemy zamówienia kompozytorskie ale również powrót do niezwykle bogatej historii Śląska – przymierzamy się do rekonstrukcji dzieł, które powstawały w naszym regionie. Ogromne nadzieje pokładamy też w balecie. Mamy fantastyczną, międzynarodową grupę młodych tancerzy. Wielu z nich doskonale spełnia się w repertuarze współczesnym. Jednak to, co dla Opery Wrocławskiej najważniejsze, nasze artystyczne ID, które będzie nas identyfikowało i wyróżniało spośród innych teatrów, to autorski, artystyczny nadzór Mariusza Kwietnia nad całością realizacji teatru. Dyrektor Artystyczny dobiera do ról artystów, kreacje reżyserskie i scenograficzne, ocenia kostiumy i wykonanie całości, począwszy od pierwszego koncertu galowego, przez wszystkie wznowienia, a w szczególności premiery teatru. Castingi, poprzedzające obsadzanie ról operowych, pozwalają na najlepszy dobór wykonawcy, zarówno pod względem walorów wokalnych, jak i indywidualnej osobowości i ekspresji solisty. Przesłuchania to również doskonały sposób na to, by w spektaklach pojawiały się nowe głosy, również początkujących, wybitnych artystów. Mariusz Kwiecień jest osobą, która w niezwykle przemyślany sposób kreuje własne role. Jak pisali recenzenci The Seattle Times: „Trudno go zdefiniować, łatwo podziwiać. To baryton, który

14

opanowuje scenę tak bardzo, że wydaje się nie pozostawiać na niej nawet odrobiny tlenu…”. Teraz realizuje się po drugiej stronie sceny w roli Dyrektora Artystycznego. Nie mogę się doczekać efektów! Jak opera odnajduje się we współczesnym świecie? Wierzę, że Opera Wrocławska ma ogromny potencjał rozwoju oraz moc skupiania wokół siebie szerokiej publiczności. W ostatnich dekadach teraźniejszość zmienia się bardzo dynamiczne. Cyfrowe media dają niezmierzone możliwości - pozwalają w jednej chwili przenieść się w odległe zakątki świata, zobaczyć największe widowiska operowe Metropolitan Opera w mistrzowskiej obsadzie. Jednak szklany ekran i głośniki, nawet najlepsze, dzielą nas od artystów. Od emocji i przeżyć, które są możliwe jedynie w bezpośrednim kontakcie. Chcemy zaprosić do Opery Wrocławskiej najważniejszych i najlepszych artystów z całego świata. Pragniemy oferować naszym melomanom możliwość posłuchania, zobaczenia a może nawet krótkiego spotkania z nimi. Doświadczenie lockdownu dobitnie pokazało nam, jak ważna jest bezpośrednia interakcja z drugim człowiekiem. Jak bardzo tęsknimy za kontaktem z innymi. Przeniesienie działalności artystycznej do internetu, nawet częściowe, jest dużym wyzwaniem. Jest nim również budowanie w okresie pandemii relacji w widownią, która przede wszystkim potrzebuje spotkań z artystami w przestrzeni rzeczywistej, namacalnej. Duży akcent położymy też na edukowanie i zachęcanie młodych ludzi do przygody z teatrem operowym. Wiemy, że to duże wyzwanie, ale jesteśmy na nie gotowi. Nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów – pojawiać się one będę na naszej stronie internetowej oraz mediach społecznościowych. Zapraszam do ich obserwowania. Co Opera Wrocławska przygotowała dla melomanów w sezonie artystycznym 2020/2021? Przed nami nowe otwarcie. Już 25 września ruszamy z Galą Inauguracyjną - cyklem pięciu koncertów otwierających sezon artystyczny 2020/2021. Usłyszymy uwielbiane arie w wykonaniu wielkich gwiazd. Wystąpią gwiazdy Metropolitan Opera i Royal Opera House Lianna Haroutounian, Charles Castronovo, Małgorzata Walewska i Arnold Rutkowski. Usłyszymy również znaną z największych światowych scen Ekaterinę Siurinę a także Monikę Ledzion-Porczyńską, Remigiusza Łukomskiego oraz Joannę Zawartko z Wrocławia. Zaprezentują się również Piotr Buszewski, młody tenor, którego światowa kariera nabiera rozpędu, zaśpiewa też dla nas Szymon Mechliński. Cały sezon 2020/2021 ogłosimy już za moment! A kolejne na pewno z dużym wyprzedzeniem. Podczas koncertów zapewniamy Państwu bezpieczne warunki uczestnictwa w wydarzeniach artystycznych. Zgodnie z reżimem sanitarnym, wynikającym ze stanu epidemii w związku z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2, znacznie ograniczyliśmy liczbę sprzedawanych biletów, usadziliśmy melomanów w najbardziej bezpiecznym dla nich układzie, zapewniamy dezynfekcję rąk, zobowiązujemy do noszenie masek ochronnych, wydzieliliśmy strefę dla seniorów. Serdecznie zapraszamy Państwa na Galę Inauguracyjną oraz widowiska w całym sezonie artystycznym. Nie możemy się już doczekać spotkania z Państwem. Do zobaczenia w Operze Wrocławskiej! n



POSTAĆ

Tamara Łempicka – niezrównana osobowość Malarka polskiego pochodzenia, jedna z najważniejszych przedstawicielek estetyki art déco, obywatelka świata. Jej obrazy biją dziś rekordy powodzenia na światowych aukcjach GRAżYNA BEBŁOT Tamara Łempicka jest jedną z najwyrazistszych malarek XX wieku i zarazem jedną z najbardziej przemilczanych. Pomijana przez wielkie encyklopedie sztuki nowoczesnej. Chociaż była pod

wpływem francuskich kubistów, a także mistrzów renesansu, stworzyła własny styl malarski, ostatecznie sklasyfikowany jako art déco. Czerpała z obrazoburczych, skrajnie nowoczesnych stylów, a zarazem z estetyki Giovanniego Belliniego, Pontormo, Antonello da Messiny i Caravaggia. Śmiało malowała nagie kobiety, przekraczała granice. „W sztuce geniusz polega na tym – powtarzała za swoim przyjacielem Jeanem Cocteau – żeby wiedzieć, jak daleko można się posunąć za daleko”. Łempicka, podobnie jak Frida Kahlo, pod względem myśli i zachowania wyprzedzała swoją epokę, może wyprzedzała nawet XXI wiek. Do najważniejszych kolekcjonerów jej obrazów należą m.in. Jack Nicolson, Madonna czy Barbra Streisand.

1932, Portret Marjorie Ferry (Portrait de Marjorie Ferry) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

Urodziła się najprawdopodobniej 16 maja 1898 roku jako Tamara Maria Gurwik-Górska. Według dokumentów rodzinnych urodziła się w Moskwie, sama jednak najczęściej podawała, nawet w oficjalnych dokumentach, że urodziła się 11 maja 1898 roku w Warszawie. Przyszła na świat we wpływowej i zamożnej rodzinie - przedsiębiorcy Borysa Gurwicz-Górskiego, rosyjskiego Żyda i jego żony Malwiny z domu Dekler. Malwina Dekler pochodziła z bogatej, polskiej rodziny, u której bywali Artur Rubinstein czy Ignacy Paderewski. Gdy Tamara miała kilka lat ojciec porzucił rodzinę. Borys Gurwik-Górski stał się osobą najdokładniej wymazaną z życia Tamary, jej najgłębiej ukrytą tajemnicą. Do samej śmierci utrzymywała, że nie pamięta ojca i nie wie, co się z nim stało. Rodowód Tamary w linii żeńskiej napawał ją dumą. Całkowite pomijanie przeszłości rodu jej ojca stanowi uderzający kontrast z przyjemnością, jaką sprawiało Tamarze wspominanie pochodzenia jej matki Malwiny. Uczęszczała do doskonałej szkoły w Szwajcarii, podróżowała po świecie. Wychowywana przez matkę i dziadków Deklerów, obracała się w elitarnych kręgach Moskwy, Warszawy, Sankt Petersburga. Otrzymała bardzo dobre wychowanie, uczono ją języków i znakomitych manier. Wcześnie odkryto jej talent. Z babcią Klementyną wyjeżdżała do Włoch; jako młoda panienka jeździła po galeriach, kontemplowała sztukę i zaczęła solidne ćwiczenia

16


1929, Muzykantka (La Musicienne) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

malarskie z akwareli i rysunku. Prawdopodobnie uczęszczała do prestiżowej petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Chociaż była studentką konserwatywną, utrzymywała stały kontakt z awangardowymi prądami. W Petersburgu poznała swojego przyszłego męża, Polaka, „wielką miłość jej życia”, – prawnika Tadeusza Łempickiego, który był synem bratanicy Cypriana Kamila Norwida. W 1916 roku na świat przyszła ich córka, Maria Krystyna, pieszczotliwie nazywana Kizette. Młodych małżonków rozdzieliła rewolucja bolszewicka. Tadeusz trafił do więzienia, a Tamara w Petersburgu została z małym dzieckiem. Szukała męża chodząc od jednego więzienia do drugiego. W uwolnieniu męża i wyjeździe z Rosji uzyskała pomoc szwedzkiego konsula. Po tych traumatycznych przeżyciach „zachorowała na nieuleczalny antykomunizm”. W Paryżu, gdzie ostatecznie osiedli, trudna sytuacja materialna sprawiła, że Tamara zaczęła malować w celach zarobkowych, do czego namówiła ją Adrianna, jej młodsza siostra, wówczas studentka architektury w Paryżu. Tamara zawsze bardzo liczyła się z opinią swojej siostry, uważała ją za jedną z nielicznych osób bardziej utalentowanych od siebie, jej rady uznawała za niezawodne i bardzo rozsądne. Przez resztę życia Tamara twierdziła, że właśnie wtedy, z potrzeby zdobycia finansowej niezależności, narodziła się jako malarka. Zaczęła malować wyidealizowane portrety i akty o lekko kubistycznych formach i nasyconych barwach. Malowała po kilkanaście godzin dziennie. Przez jakiś okres uczęszczała do pracowni kubistycznego malarza, André Lhote’a. Wielokrotnie jednak twierdziła, że jest samoukiem. Spędzała regularnie całe tygodnie w Luwrze, przez wiele godzin studiując obrazy, które nazywała arcydziełami światła i koloru. Oczywiste więc, że była również pod wpływem XVI-wiecznego malarstwa holenderskiego. Pierwszy raz jej prace zostały wystawione w 1922 roku przez Salon d’Automne dzięki siostrze Adriannie, zasiadającej wówczas w komisji dopuszczającej obrazy na wystawę. Paryż był stolicą nie tylko Francji, ale przede wszystkim sztuki, mody i wolnej miłości. Tamara prowadziła bardzo aktywne życie towarzyskie, wdając się w liczne romanse zarówno z mężczyznami, jak i kobietami. Towarzystwo, w którym się obracała, pełne było głośnych nazwisk. To zdawało się ją napędzać, czuła się królową życia. Otwarcie biseksualna fascynowała się ciałem kobiecym. Łempicka malowała akty zgodnie z kanonami nowego stylu, tak że stały się jej komentarzem na temat stosunku kobiety nowoczesnej do jej seksualności. Już Perspektywa zapewniła jej miejsce w obozie „nowej kobiety”. Zadecydowały tu trzy elementy malowanych przez nią aktów: język geometrii, rytmiczna kompozycja i przedstawienie kobiety nawiązujące do jej wizerunku kreowanego w prasie. Ponadto, jak twierdzą znawcy, stworzyła przekonującą metodę, która rozbijała tradycyjną przestrzeń kompozycyjną. Stosowała na ogół dwie barwy i ich odcienie na jeden obraz. Obowiązkowa była także „elegancka” szarość. Autoportret (znany również pod tytułem Tamara w Zielonym Bugatti) namalowany w 1929 roku stał się symbolem tamtej epoki i stylu art déco dzięki temu, że był bezustannie reprodukowany w czasopismach. Tamara stała się znana szerokiej publiczności. Malarstwo Łempickiej było rozpoznawalne a ona sama wkrótce stała się sławna jako portrecistka Tamara de Lempicka, czasem podpisywała się jako mężczyzna – Lempicky. Zazdrosny i zagubiony w obcym mieście Tadeusz znosił to coraz gorzej, aż wreszcie w 1927 roku wystąpił o rozwód i wrócił do Warszawy. Ze wspomnień Kizette dotyczących okresu paryskiego wyłania się

obraz Tadeusza jako zmęczonego, niepotrafiącego znaleźć pracy człowieka, który od wszystkich się odsunął. Paryski okres twórczości Tamary był najbardziej imponujący, powstały wówczas takie znane dzieła jak: Kobieta z karłami, Portret młodej kobiety w niebieskiej sukience, Adam i Ewa, Portrait de Marjorie Ferry, Piękna Rafaela, Matka Przełożona, La Musicienne. W 1933 roku Łempicka wyszła ponownie za mąż, za dziedzica austriackiego imperium browarniczego, barona Raoula Kuffnera. Szybko rozwijający się w Europie faszyzm uświadomił im, że dla niej, Polki, Rosjanki, Żydówki i dla niego, również Żyda, nie będzie tu miejsca . Pod koniec 1938 roku Łempicka wraz z mężem znów uciekła, tym razem do Ameryki, gdzie olśniła bogaczy talentem i temperamentem. Mieszkając przez jakiś czas w Hoollywood była w centrum zainteresowania, ale nie dzięki malarstwu, a stylowi życia jaki prowadziła. Obracała się w towarzystwie gwiazd, Grety Garbo i wielu innych, popularnych aktorów i reżyserów tamtych czasów. W królestwie Hollywood mieszkała w przebogato urządzonym domu, a wieczorami zapraszała majętnych znajomych podejmując ich najznakomitszym szampanem. W 1943 roku z mężem przeprowadzają się do Nowego Jorku, gdzie kontynuowała twórczość artystyczną w swoim charakterystycznym stylu. Zmiany w powojennej sztuce sprawiły jednak, że wypracowana przez nią estetyka uznana została za niemodną. Jej malarstwo poważnym amerykańskim krytykom nie za bardzo się podobało. Krytycy z czasem zaczęli zdecydowanie więcej uwagi poświęcać jej prywatnemu życiu niż twórczości, a ona pochłonięta tworzeniem własnej legendy zrezygnowała z wystawiania swoich prac, ale podejmowała liczne

17


Nowym Jorku, ostatecznie osiadła w Meksyku. Obszar między stolicą Meksyku a Cuernavacą, z dymiącym bez ustanku wulkanem Popocatépetl, uważała za najpiękniejsze miejsce na ziemi. Zmarła 16 marca 1980 roku, a jej prochy, zgodnie z jej życzeniem, zostały rozsypane nad wulkanem Popocatapetl, który co noc podziwiała z okna swej sypialni. Kiedy Tamara umarła, niewiele było o niej wiadomo. Londyński „Guardian”, który zamieszczoną 12 października notę o jej śmierci zatytułował „Dziwne życie i twórczość Tamary de Łempickiej”, podał chyba najwięcej informacji: Była zapierającą dech w piersi pięknością, wcieleniem słowiańskiego czaru. Zdaje się, że sam starzejący się Gabriele D’Annunzio uganiał się za nią – bez powodzenia. Urodziła się w 1893 – albo 1898, 1902 czy 1906 – prawdopodobnie w Warszawie. Należała do kręgów towarzyskich Paryża, Nowego Jorku i Hollywood. W latach trzydziestych pisały o niej wszystkie rubryki towarzyskie z powodu przyjęć, jakie wydawała w swoim hôtel partuculier przy rue Méchain, 1929, Andromeda. niewolnica w kajdanach (L’esclave) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

zaprojektowanym przez architekta Roberta Malleta-Stevensa, a urządzonym przez jej siostrę Adriannę Gorską, a także w Ritzu na placu Vendôme, w luksusowych apartamentach hotelu w Monte Carlo i w swej „chatce” w Beverly Hills. I malowała. Niewiele więcej o niej wiemy. […] Tamara de Łempicka stworzyła wiele zadziwiających portretów, głównie w latach 1925-1935, które niewątpliwie wciąż jeszcze czekają na odgrzebanie w prywatnych zbiorach. […]

eksperymenty, m.in. z abstrakcją geometryczną, był to jednak niewielki epizod w jej twórczości., Wyznacznikiem trzeciego etapu jej malarstwa była szpachla, narzędzie przed impresjonizmem niewykorzystywane w sztuce. Zaczęła tworzyć monochromatyczne obrazy w odcieniach beżu i brązu, o rozmytych konturach i bezpretensjonalnych tematach np. Praczka, Gołębie. W XX wieku sądziło się, że o Sztuce nie powinien decydować rynek. Tamara, przeciwnie, nie bała się otwarcie flirtować z rynkiem i okazywać z tego dumy. Malowała w celach komercyjnych, jak robią to niemal wszyscy artyści, ale w przeciwieństwie do większości z nich z dumą się do tego przyznawała. W jednym z ostatnich wywiadów poproszona o podanie nazwisk słynnych ludzi, których portretowała, stwierdziła: „Malowałam królów i prostytutki. Nikogo nie maluję dlatego, że jest sławny.[…] Maluję tych, którzy są dla mnie inspiracją i powodują, że czuję wibracje”. Poproszona o ocenę innych wybitnych malarzy, powiedziała o Picassie: „Znałam go, ale nie lubię ostatniego etapu jego malarstwa” oraz „Uwielbiam Chagalla, jest bardzo poetycki”. Baron Kuffner zmarł w 1961 roku. Tamara wyjechała wówczas bliżej rodziny, do Houston. Próbowała wrócić na malarskie salony wystawiając swoje najnowsze obrazy, ale nie została dobrze przyjęta przez krytyków. Zaczęła wówczas rozumieć, że jej kariera dobiega końca. W 1978 roku przeniosła się do Cuernavaca w Meksyku. „Życie jest jak podróż - powiedziała kiedyś - spakuj tylko to, co najbardziej potrzebne, bo musisz zostawić miejsce na to, co zabierzesz po drodze”. Żyła według tej maksymy: mieszkała w Moskwie, Sankt Petersburgu, Paryżu, Rzymie, Mediolanie,

18

3 kwietnia ukazująca się w stolicy Meksyku gazeta „The News” ubolewała, że „nawet Robert Brady (red. amerykański artysta mieszkający w Cuernavace, przyjaciel Tamary) nic nam nie powiedział. Musieliśmy dopiero przeczytać w „Timie”, że supermodna słynna ekscentryczna malarka Tamara Lempica [sic!], lat 82, na której cześć niegdyś wznoszono toasty w kręgach artystycznych la belle France, zmarła w Cuernavace któregoś dnia w zeszłym tygodniu [sic!]. Jej wierni, najserdeczniejsi przyjaciele twierdzą: „Tamara nigdy nie była fałszywa; nie umiałaby wyrzec się swojej naturalności. Autentyzm ów sprawiał także, że była wyjątkowo wrażliwa, jakby zwyczajnie nie rozumiała, że samo postanowienie nie wystarczy, aby zapanować nad swoim losem”. Co do jednego zgadzają się jednak wszyscy – i ci, którzy kochali Tamarę Łempicką, i ci którzy jej nienawidzili – była niezrównana. Alain Blondel, paryski historyk sztuki, marszand, zrobił więcej dla spopularyzowania jej twórczości niż ktokolwiek w całej jej karierze. Blondel m.in. opracował opisowy katalog dzieł Tamary obejmujący ponad 500 olejów, 150 rysunków, liczne akwarele i grafiki. W Polce jej obrazy rzadko były pokazywane. Miała wystawę w Zachęcie w 1928 r. i na Międzynarodowych Targach Poznańskich w 1929 r. Muzeum Narodowe w Warszawie w ramach wystawy „Wyprawa w dwudziestolecie” pokazało tylko jedną jej pracę – Kobieta na krześle. Obecnie w kraju znajduje się kilkanaście jej obrazów - można je oglądać m.in. w kolekcji muzeum Villa la Fleur. Gdyby nie wojna i komunizm mogłaby być dalej obecna w Polsce. Zawsze podkreślała swoją polskość, jednak przez władze komunistyczne została całkowicie wymazana z polskiego życia kulturalnego – w ogóle o niej nie pisano, jakby zupełnie nie istniała. O tym, że współcześnie Tamara Łempicka jest wciąż w modzie mogą świadczyć ceny jej obrazów:


1930, Dziewczyna w rękawiczkach (Jeune fille aux gants) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

1926, Kizette w różowe sukience (Kizette en rose) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

Portret de Madame Boucard (Portrait de Madame Boucard) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

1931, Kobieta z gołębiem (Femme à la colombe) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

19


- 2018 rok La Musicienne został sprzedany w Nowym Jorku za 9,5 mln dolarów; - 2019 rok La tunique rose sprzedano w Nowym Jorku za 13,3 mln dolarów; - 2020 rok Portrait de Marjorie Ferry sprzedano w Londynie za ponad 16,4 mln funtów (w przeliczeniu ponad 22 mln dolarów, 82 mln złotych). Są to najwyższe kwoty jakie zapłacono kiedykolwiek za polskie obrazy. Tamara żyje w literaturze i teatrze. Madonna wykorzystała pomysły Łempickiej do stworzenia swojego image’u, a także wielokrotnie w swoich wideoklipach opierała się na stylu stworzonym przez malarkę. W 1981 roku w Kanadzie, reżyser teatralny Richard Rose wystawił sztukę na temat Tamary de Łempickiej. Wykorzystał materiał opublikowany w książce biograficznej, która wyszła jeszcze za życia Tamary, wydanej przez włoskie wydawnictwo Ricci. Rose wykorzystał w spektaklu fragment książki dotyczący znajomości Tamary z D’Annunziem w 1926 roku. Spektakl stał się przebojem Toronto Theatre Festival. Po ośmiu miesiącach niesłabnącego zainteresowania przedstawienie zostało przeniesione do Hoollywood. W 1984 roku sztuka miała premierę w Los Angeles. Spektakl był wielowymiarowy, zaczynał się od koktajli, które dawały czas publiczności do zastanowienia się nad wyborem kierunku mających zaistnieć na scenie wydarzeń. Widzowie decydowali, który z rozwijających się symultanicznie wątków będą śledzić. W przerwie zapraszano do wytwornego bufetu, a po zakończeniu goście mogli porozmawiać przy kieliszku szampana. Na premierze pojawiła się cała masa różnych filmowych gwiazd m.in. Jack Nicholson, Lauren Hutton, Steve Martin, Arnold

Schwarzeneger. „Tamara” – sztuka elegancka, żywa i dobrze zagrana – jak pisały gazety – sprawiła, że w latach 80. znów o malarce zrobiło się głośno. W 1987 roku sztuka miała premierę w Nowym Jorku i grana była przez trzy lata, mimo niebotycznych cen biletów. Il Vittoriale – posiadłość D’Annunzia nad jeziorem Garda, została odtworzona w arsenale Park Avenue. Tamara de Łempicka Kuffner nie byłaby chyba zadowolona z takiego ciągu wydarzeń i sprowadzenia istoty jej malarstwa do jakiegoś mało znaczącego epizodu. W 1990 roku w Teatrze Studio w Warszawie powstał spektakl teatralny Macieja Wojtyszki, w produkcji Waldemara Dąbrowskiego, „Tamara” na podstawie dramatu kanadyjskiego pisarza Johna Krizanca, nazywany pierwszym kapitalistycznym przedstawieniem w Polsce. Spektakl, podobnie jak te w Ameryce, obejmował okres znajomości Tamary z Gabriele D’Annunzio. Skupiono się w nim na wątkach obyczajowych i sensacyjnych tego okresu i ciekawostka w ramach spektaklu serwowano wykwintną kolację. 15 sierpnia 2020 roku w tym samym teatrze ma premierę spektakl „Powrót Tamary” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego, opierający się na fenomenie przedstawienia z 1990 roku i wydobywający z niego zaniechane wówczas wątki rodzącego się faszyzmu. Reżyser skupia się na wizji kraju owładniętego nacjonalizmem, a dalej nietolerancją. Spektakl robi wrażenie i mocno daje do myślenia. n Przy pisaniu tekstu wykorzystano: Laura Claridge, Tamara Łempicka. Sztuka i skandal. Wyd. Marginesy Warszawa 2019; Alain Blondel, Tamara De Lempicka: Catalogue Raisonné 19211979, Lausanne, Switzerland in Paris Editions Acatos, 1999; Materiały internetowe.

1927, Piękna Rafaëla (La belle Rafaëla) © Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

20



WYWIAD

Moja wyjątkowa

prababcia Była niesamowitą osobą, bardzo silną, jak żadna inna kobieta, którą kiedykolwiek znałam. Rozmowa z Marisą de Lempicką, prawnuczką Tamary Łempickiej. OLGA VANLARE

© Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

Olga VanLare: Tamara to nie tylko wspaniała artystka, ale także wyjątkowa osobowość. Była ekstrawagancka i pewna siebie, kobieta prawdziwie niezależna. Znała Pani swoją prababcię, miała Pani 8 lat, gdy ona zmarła. Jak ją Pani zapamiętała? Marisa de Lempicka: Miałam tylko 5 lat kiedy spotkałam Tamarę po raz pierwszy, ale wywarła na mnie tak wielkie wrażenie, że pamiętam to bardzo wyraźnie do dzisiaj. Była niesamowitą osobą, bardzo silną, jak żadna inna kobieta, którą kiedykolwiek znałam. Podróżowaliśmy z Buenos Aires, gdzie dorastałam, do Cuernavaca w Meksyku, aby spędzić lato z moją prababcią w jej pięknej willi o nazwie “Tres Bambús”.

Tamara de Lempicka

22

Od pierwszego momentu kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że jest kimś ważnym, niekonwencjonalnym i wyjątkowym. Miała niesamowitą osobowość i aparycję. Była ubrana w jedną ze swoich charakterystycznych, długich tunik, które sama projektowała oraz pasujący wielki kapelusz. Złote i diamentowe bransoletki wydawały się ogromne na jej szczupłych nadgarstkach, podobnie jak pierścień na jej palcu, sprezentowany jej pół wieku wcześniej przez znanego włoskiego poetę i generała, Gabriele D’Annunzio. Jednak to co wywarło na mnie największe wrażenie to jej oczy. Jej twarz była pomarszczona z powodu lat spędzonych w słońcu oraz papierosów. Kiedy ją poznałam miała 78 lat, ale jej oczy dominowały jej twarz. Były przenikliwe w kolorze morsko–niebieskim, podkreślone czarną kredką, która nadawała im dramatyczny wygląd. Te oczy były mądre, inteligentne, zdeterminowane i widziały tyle rzeczy, których nie mogłam sobie nawet wyobrazić czy zrozumieć w moim młodym wieku. Były tak intensywne. Tamara pachniała kwiatami, paczulą oraz tytoniem. Wiemy, że rodzina matki wychowywała małą Tamarę w duchu patriotyzmu. Czy Tamara przyznawała się do polskości? Czy mówiła o Polsce? Jako światowy podróżnik, Tamara czuła się jak obywatel świata, ale była dumna ze swoich polskich korzeni i zawsze określała się jako Polka. Pamiętam jak razem z moją babcią Kizette często mówiły po polsku, francusku i angielsku. W 1925 roku podczas Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa w Paryżu, Tamara wystawiała swoje obrazy w polskim pawilonie i otrzymała wielkie wyróżnienia za swoją pracę. Po tym jak wywołała poruszenie podczas ostatnich wystaw, w 1927 roku Magazyn Vanity Fair poświęcił jej artykuł i nazwał ją „Paryżanizowana Polka”. Przez wiele lat wystawiała również swoją sztukę w polskich pawilonach w Carnegie Institute w Pittsburgu. W latach 1931-1933 jej sztuka gościła wielokrotnie na okładkach polskiego wydawnictwa „Świat” oraz magazynu „Kobieta Współczesna”. Krytyk sztuki, Woroniecki, zawsze opisywał jej sztukę w swoich paryskich publikacjach „La Pologne”. W przeszłości był właścicielem obrazu Lassitude (Znużenie; Kobieta siedząca na krześle), który teraz jest w Muzeum Narodowym w Warszawie. Mało znanym faktem jest, że moja prababcia żyjąca w Hollywood podczas II wojny światowej, była wielkim zwolennikiem Paderewskiego i jego projektów obywatelskich, gdyż ten muzyk i polityk reprezentował dumne dziedzictwo jej ukochanej Polski. Chciała po-


Tamara wielokrotnie zmieniała miejsca: uciekła przed rewolucją październikową do Paryża, pod koniec lat trzydziestych znów uciekła, tym razem przed faszyzmem do Ameryki, pod koniec życia zamieszkała w Meksyku. Twierdziła „życie jest jak podróż – spakuj tylko to co najbardziej potrzebne, bo musisz zostawić miejsce na to, co zbierzesz po drodze”. Czy ta teza wynikała z trudnych czasów w jakich przyszło jej żyć, czy również trochę z jej charakteru i potrzeby ciągłych zmian? To jeden z moich ulubionych cytatów. Myślę, że jej życie było zdominowane przez burzliwe czasy, w których przyszło jej żyć. Kiedy była młoda, wyobrażała sobie, że będzie żyła jak inne kobiety w jej rodzinie: w pięknym domu ze służbą, że będzie podróżować, otoczona przez rodzinę, przyjaciół oraz piękne rzeczy. Rewolucja październikowa na zawsze zmieniła jej życie oraz nastawienie do niego. Wraz z rodziną stracili prawie wszystko i musiała zdefiniować się od nowa w Paryżu. To właśnie wtedy, aby utrzymać siebie i swoją córkę, postanowiła zostać malarką i finalnie została jedną z najbardziej znanych i najdroższych portrecistów swoich czasów. Przy okazji odnalazła wolność, jakiej sobie nie wyobrażała. Była reżyserem własnego życia. W 1939 roku musiała ponownie uciekać wraz ze swoim drugim mężem, baronem Raoulem Kuffnerem, który był Żydem i posiadał rodzinny zamek oraz ziemie na Węgrzech i w Austrii. Przeprowadzili się do Hollywood, gdzie była znana jako „Baronowa z Pędzlem”. Poświęciła się głównie pracy charytatywnej oraz swojej sztuce, ale także życiu towarzyskiemu i pielęgnowaniu relacji z prasą, aby promować jej zaangażowanie społeczne oraz portrety. Po tym jak odkryła, że życie kulturalne w Beverly Hills ma się nijak do tego w Paryżu, przeprowadzili się do Nowego Jorku, gdzie przyjęli amerykańskie obywatelstwo i kupili piękny apartament na ostatnim piętrze. Po tym jak Kuffner zmarł w 1961, przeprowadziła się do Houston, aby być bliżej rodziny, a następnie do Cuernavaca w Meksyku, gdzie w tamtejszym cudownych klimacie cieszyła się ostatnimi latami życia. W pewnym sensie, ikona „Tamara de Lempicka” nie istniałaby, gdyby nie była ofiarą tych światowych wydarzeń. To one ją zmusiły do wyobrażenia sobie kim mogłaby być i wymyślenia siebie. Tamara zostawiła zbiór nieprawdopodobnych dzieł, które są wspaniałym wkładem do dziejów sztuki lat 20. i 30. XX wieku, a zwłaszcza „szkoły paryskiej”. Ostatnie lata to ogromna popularność jej obrazów. Żadna polska artystka nie osiągnęła takiego sukcesu na świecie. Jak dużo namalowała obrazów? Gdzie znajdują się największe zbiory? Które z nich najbardziej ceniła?

© Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

magać podczas wojny i dlatego często przekazywała swoje obrazy oraz organizowała spotkania (Laura Claridge, Deco and Decadence pg.240). Kiedy II wojna światowa się rozpoczęła, Kizette spędzała lato w Polsce ze swoim ojcem. Jej ciotka Adrienne wraz ze swoim mężem przebywali Polsce, aby zainaugurować otwarcie kilku budynków, które zaprojektowali. Zwrócili uwagę na powiększające się wojska niemieckie przy granicy i zasugerowali, aby Kizette wyjechała wraz z nimi 29 sierpnia, przez co o włos uniknęli niemieckiej inwazji 1 września. W Paryżu Kizette pracowała w biurze ministerstwa propagandy polskiego rządu i z czasem ponownie musiała uciekać, tym razem poprzez Lizbonę, ostatecznie do Stanów Zjednoczonych. Powiedziałabym, że moja rodzina zawsze trzymała Polskę w swoich sercach.

Marisa de Lempicka

Tamara malowała przez większość swojego życia. Jej spuścizna, opublikowana w Catalogue Raisonee1, zawiera ponad 500 obrazów z malarstwem oraz 250 rysunków. Jest najbardziej znana ze swojego okresu art déco (lata 20.oraz 30. XX wieku), ale próbowała również hiperrealizmu, surrealizmu, abstrakcji oraz szpachli. W obrazach oraz rysunkach, przedstawia swoją ostrą jak brzytwa kreskę. Wiele jej prac jest wystawianych w muzeach takich jak: Centrum Pompidou w Paryżu, Muzeum Narodowe w Warszawie, Muzeum Mazowieckie w Płocku, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, National Museum of Women in the Arts w Waszyngtonie oraz Museo Soumaya w stolicy Meksyku. Jednym z największych kolekcjonerów jest Madonna, która jest właścicielką 5 najważniejszych obrazów. Inni kolekcjonerzy to Jack Nicholson, Carlos Slim Helú, meksykański magnat biznesowy, oraz Tim Rice, autor tekstów do Evity i Jesus Christ Superstar, Donna Karan, Barbara Streisand, a także niemiecki projektant Wolfgang Joop. Od czasu jej śmierci w 1980 roku, odbyło się 12 dużych retrospektywnych wystaw z jej pracami: w Japonii, Francji, Hiszpanii, Meksyku, Anglii, Austrii, Południowej Korei oraz we Włoszech. Jeden z jej ulubionych obrazów, który zdobył brązowy medal podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich 1929 roku to The Communicant (Komunikantka). Jest to portret Kizette w swojej sukience do pierwszej komunii. Mother Superior (Matka Przełożona), który namalowała w 1935 był bardzo bliski jej sercu. Eksponowała go w swoich domach w Stanach Zjednoczonych i ostatecznie ofiarowała go Musee de Beaux Arts de Nantes w 1976. Kolejny obraz, który był jej bliski to Jeune femme (Młoda kobieta), mały realistyczny portret młodej kobiety, ubranej w suknie w stylu XVII wieku, który trzymała w srebrnej ramie i zabierała ze sobą do wszystkich swoich domów. Podobnie jak zeszyt z dzieciństwa z akwarelami, datowany na 1907. Przed swoja śmiercią w 1980 roku pracowała nad najnowszą 1 Alain Blondel, Tamara De Lempicka: Catalogue Raisonné 1921-1979, Lausanne, Switzerland in Paris Editions Acatos, 1999

23


Z czasem odkryła, że ćwiczyła „nieswoją muzykę, nieswoją kreację”. Chciała być oryginalna, wykreować swój własny styl, więc lata później zorientowała się, że może uzyskać takie doznania od publiczności, kochającej jej styl i osobowość. Była bardzo inteligentna. W młodości rozważała zostanie prawnikiem. Czytała 3 gazety dziennie, w trzech rożnych językach, aby zrozumieć co się dzieje na świecie z różnych punktów widzenia. Mówiła w pięciu językach: polskim, francuskim, rosyjskim, włoskim, angielskim, w Meksyku uczyła się hiszpańskiego.

wersją Bella Rafaela (Piękna Rafaella) i Saint Antoine (Święty Antoni). Namalowała wiele wersji tych obrazów w ostatnich latach swojego życia, więc możemy założyć, że były dla niej bardzo ważne. Wiemy, że jest Pani absolutną pasjonatką sztuki swojej prababci. Które z jej obrazów są Pani szczególnie bliskie? Powiedziałabym, że moim ulubionym obrazem jest Autoportrait, albo inaczej Tamara in the Green Bugatti (Autoportret, Tamara w Zielonym Bugatti) namalowany w 1929. Ten obraz został wykonany dla niemieckiego magazynu „Die Dame”, gdzie Tamara została poproszona przez redaktora o namalowanie jej i jej samochodu. W kolejnych latach obraz ten pojawiał się na okładkach wielu czasopism. W rzeczywistości jeździła żółtym Renault, ale gdy malowała Autoportrait, wyobrażała sobie siebie prowadzącą najnowocześniejszy i najdroższy samochód tamtych czasów – Bugatti. Dla mnie to reprezentuje współczesną kobietę – niezależną, pewną siebie, piękną, odważną, stylową, która ma swoje życie pod kontrolą i zdecydowanie patrzy w przyszłość. Jest to jeden z jej najbardziej znanych obrazów.

ArtPost jest czasopismem kulturalnym ze szczególnym naciskiem na muzykę. Wiemy już, że muzyka była jej pierwszą miłością. Wiemy, że połowie lat 70. podobała jej się muzyka współczesna - jak wspomina jej przyjaciółka, hrabina Anne–Marie Warren, jako starsza pani lubiła zabierać wnuczkę na koncerty Beatlesów w Paryżu i Nowym Jorku. Jaki rodzaj muzyki był najbliższy Tamarze? Poza tym, że kochała słuchać swojej babci grającej Chopina na Grand Piano w ich pokoju muzycznym, lubiła również Wagnera. Malowała swoje obrazy słuchając głośno jego muzyki do późnych godzin nocnych. Odnośnie Beatlesów, to jest prawdziwa historia, moja mama Victoria, powiedziała mi, że Tamara lubiła zabierać ją na ich koncerty. Lubiła ich muzykę, ale była bardziej zafascynowana reakcją żeńskiej części publiczności. Tamara ciągnęła rękę mojej mamy i mówiła „patrz, patrz na te dziewczyny krzyczące i histerycznie płaczące z powodu zespołu”. Była zdumiona jaką reakcję na widowni powodowali Beatlesi. Tamara uważana była za piękność epoki, a jej podobizny publikowały luksusowe magazyny, takie jak „Harper’s

© Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

© Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

Tamara już jako dziecko zaczęła interesować się sztuką. Właściwie to wymyśliła siebie jako artystkę od zera. Stworzyła charakterystyczny styl zaliczany do art déco. Czy miała jeszcze jakieś inne fascynacje? Muzyka była jej pierwszą miłością. Jej babcia Klementyna Dekler była uznaną pianistką i Tamara kryła się za kanapą, słuchając jak ta grała Chopina. Kiedy Klementyna zabrała ją na koncert, Tamara była pod ogromnym wrażeniem owacji i adoracji jaką otrzymywał muzyk ze strony publiczności. Dokładnie takiej reakcji zawsze poszukiwała i chciała uzyskać, to połączenie miłości i admiracji.

24


Świetnie jeździ Pani na nartach, jest Pani instruktorem narciarstwa. W Polsce mamy trochę gór, nie tak wysokich jak w USA, zapraszamy zatem, nie tylko na narty. Mam nadzieję przyjechać! n

© Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

Bazaar”. To prawda, że nigdy nie stanęła przy sztalugach bez sznura pereł na szyi? Tak, Tamara była niesamowitą kobietą. Gdziekolwiek szła, ludzie się za nią odwracali, zdecydowanie wywierała wrażenie. Nie jestem pewna odnośnie pereł, ale wiem, że malowała w swoich diamentowych bransoletkach. Można to zobaczyć w jej niektórych portretach. Zawsze była zadbana, wyglądała bez zarzutu, zawsze miała perfekcyjne włosy, czerwone paznokcie oraz makijaż, nawet gdy była ubrana w szare flanelowe spodnie i sweter a’la Marlene Dietrich. Zawsze powtarzała mojej mamie „pociągnij na dół swój sweter!” (aby wyglądał ładnie i dobrze się układał, a nie marszczył w talii czy na biodrach). Nie lubiła mieć w towarzystwie ludzi, którzy nie wyglądali szykownie. Zabrała nawet młodą dziewczynę, która pracowała w jej domu w Cuernavaca, do sklepu z materiałami i zamówiła dla niej sukienkę /uniform wraz z pasującym beretem, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich przechodniów w tym małym, meksykańskim miasteczku. W USA była ulubienicą salonów, amerykańska prasa ją uwielbiała. Czy oprócz obrazów istnieją pamiątki, które można obecnie zobaczyć, np. w Nowym Jorku, Hollywood czy meksykańskiej Cuernavace? Moja rodzina ma ogromną kolekcję pamiątek należących do Tamary, którą przechowywała podczas różnych przeprowadzek do różnych krajów i kontynentów. Były to dla niej specjalne przedmioty, które trzymała przez całe życie. Zawierały wycinki prasowe od lat 20. XX wieku do dnia jej śmierci w 1980 roku, czarno-białe zdjęcia, które robiła podczas swoich podróży; Baron Kuffner, Kizette, jej ulubione portrety samej siebie, a nawet jej pierwszego męża Tadeusza Łempickiego, okładki czasopism („Die Dame” i „Świat”), listy pisane do niej przez koleżanki ze szkoły, gdy wybrała się w długą podróż do Monte Carlo i Włoch z babcią około 1912 roku, wczesne rysunki i szkice, pędzle malarskie, jej szpachelka, czapki, rękawiczki, okulary, niesamowita biżuteria (wiele elementów, które sama zaprojektowała), niektóre antyczne meble z zamku Diozegh (własność Kuffnera), nawet pukiel jej blond włosów w srebrnym pudełku i wiele innych rzeczy. Archiwizujemy cały ten materiał. To żmudna praca. Naszym życzeniem jest stworzenie fundacji, w której moglibyśmy pokazywać te artefakty, a ludzie mogliby przyjść i dowiedzieć się o Tamarze. Jest o wiele więcej do odkrycia o tej niesamowitej kobiecie, jej sztuce i życiu. Pragniemy podzielić się naszym dziedzictwem ze światem. Część dochodów z tej fundacji miałaby pomóc kobietom sztuki i drobnym przedsiębiorcom na całym świecie.

© Tamara de Lempicka Estate. www.TamaraDeLempickaEstate.com

Czy interesuje się Pani Polską, odwiedziła Pani nasz kraj? Tak! Oczywiście. Byłam w Polsce dwukrotnie, odwiedziłam Warszawę i Kraków. Zafascynowała mnie kultura, historia, architektura, jedzenie i ciepło ludzi. Wychowałam się w Argentynie, a moja babcia ze strony ojca również była Polką, więc myślę, że mogę powiedzieć, że jestem w pięćdziesięciu procentach Polką! Pracujemy z wydawnictwem BOSZ nad serią wysokiej jakości książek i kalendarzy, z których część ukaże się pod koniec tego roku. Bogdan Szymanik, właściciel BOSZ-a, był na tyle uprzejmy, że przesłał mi piękną książkę o Paderewskim oraz książkę z okazji 100-lecia Polski, którą czytam z wielkim zainteresowaniem. Prowadzimy również rozmowy z kilkoma muzeami, aby przywieźć do Polski dużą retrospektywę.

25



Fundacja „Muzyka Cerkiewna” w Hajnówce zaprasza na: XXXIX Międzynarodowy Festiwal Muzyki Cerkiewnej „Hajnówka 2020” w Białymstoku Opera i Filharmonia Podlaska, Białystok, ul. Podleśna 2

RAMOWY PROGRAM INAUGURACJA 17 września 2020 r., godz. 19.00 Otwarcie Festiwalu Koncert Inauguracyjny dedykowany Romualdowi Twardowskiemu w roku Jubileuszu 90-lecia w wykonaniu Polskiego Chóru Kameralnego Schola Cantorum Gedanensis z Gdańska pod dyr. Jana Łukaszewskiego

PRZESŁUCHANIA KONKURSOWE 18 września, godz. 17.00 19 września, godz. 15.00

ZAKOŃCZENIE FESTIWALU 20 września 2020 r. godz. 14.00 - Ogłoszenie werdyktu Jury i wręczenie nagród godz. 16.00 - Koncert Galowy Pamięci Krzysztofa Pendereckiego w wykonaniu Laureatów Festiwalu oraz Chóru Opery i Filharmonii Podlaskiej pod dyr. prof. Violetty Bieleckiej

XXIX Warszawski Koncert Muzyki Cerkiewnej wykonują: Nektaria Karantzi i Bizantyjski Chór Żeński „Psaltries” - Pireus (Grecja) Kameralny Zespół „Św. Ioan Kukuzeł Angiełogłasniat” - Sofia (Bułgaria) 18 września 2020 r., godz. 18.00 Kościół Ewangelicko – Augsburski Warszawa, pl. Małachowskiego 1 www.festiwal-hajnowka.pl


ERA JAZZU

Polityczna „odwilż” po 1954 roku przyniosła znakomity okres dla polskiego jazzu. Pojawiło się wielu muzyków, którzy szybko zdobyli uznanie i popularność. Większość z nich wkrótce stworzyła podwaliny dla nowoczesnego jazzu w Polsce, a ich styl zdobył uznanie na całym świecie i zyskał miano tzw. polskiej szkoły jazzu. Prekursorami „nowego” jazzu byli m.in. Jerzy Duduś Matuszkiewicz, Krzysztof Komeda, Andrzej Kurylewicz, Jan Ptaszyn Wróblewski, Jerzy Milian i Andrzej Trzaskowski. Flagowymi stały się ich modern-jazzowe zespoły: Melomani – Jerzego Matuszkiewicza, Sekstet Krzysztofa Komedy, Jazz Believers i The Wreckers – Andrzeja Trzaskowskiego.

fot. Archiwum Era Jazzu

Trzask…jazz !

DIONIZY PIąTKOWSKI

fot. Archiwum Era Jazzu

Momentem przełomowym dla Komedy Trzcińskiego był pobyt z Melomanami w pensjonacie ZAIKS-u w Ustroniu Morskim, gdzie Krzysztof, korzystając z przerwy semestral-

fot. Archiwum Era Jazzu

nej, grał gościnnie z popularną już wtedy grupą Melomani. W zespole tym Krzysztof Komeda spotkał swego idola, pianistę Andrzeja Trzaskowskiego. Dwaj pianiści grali wspólnie (choć Trzaskowski coraz częściej na akordeonie lub trąbce) budując podwaliny pod nowoczesny polski jazz. „Kiedy Krzysztof Komeda-Trzciński zamieszkał w Krakowie – pisałem

28


CZAS KOMEDY 19 października 2020 Centrum Kultury Zamek Poznań

ESPEN ERIKSEN TRIO GRIT ENSEMBLE

www.jazz.pl

Projekt realizowany przy współpracy Samorządu Województwa Wielkopolskiego


fot. Archiwum Era Jazzu

fot. Archiwum Era Jazzu

Swój pierwszy, autorski zespół Jazz Believers Andrzej Trzaskowski zaprezentował na historycznym (bo pierwszym w Warszawie) Jazz Jamboree’58. Od tego czasu jest liderem lub współtwórcą wielu kolejnych, jazzowych zespołów. Z jednej strony skrywał swój jazzowy talent w grupach The Wreckers, autorskim Kwintecie i Sekstecie, z drugiej strony lansował i zapraszał do swoich pomysłów najwybitniejszych polskich jazzmanów: Zbigniewa Namysłowskiego, Romana Dyląga, Janusza Muniaka, Włodzimierza Nahornego, Jacka Ostaszewskiego, Tomasza Stańko, Michała Urbaniaka. Wraz z zespołem The Wreckers - jako pierwszy polski muzyk prezentował polski jazz w Stanach: w 1962 grał na festiwalach w Newport i Washingtonie, klubach jazzowych Nowego Jorku, San Francisco i Bostonu. Koncerty te zapoczątkowały międzynarodowe sukcesy lidera i jego zespołów, były także doskonałą rekomendacją rodzącego się polskiego modernjazzu oraz – co najbardziej znamienne - zaowocowały licznymi kontraktami i nagraniami. Dla Trzaskowskiego okres ten był najznamienitszym w jazzowej, estradowej karierze. To właśnie wtedy koncertował i nagrywał z gigantami jazzu: Stanem Getzem, Lucky’m Thompsonem, Philem

30

Woodsem, Art’em Farmerem. W latach 60., Trzaskowski był powszechnie uważany za luminarza polskiej sceny jazzowej oraz wybitną osobowość europejskiego modern-jazzu. Dowodem zaufania oraz poklasku dla twórczości Trzaskowskiego była oferta współpracy z rozgłośnią NDR w Hamburgu, dla której komponował, prowadził warsztaty jazzowe oraz wykładał kompozycję jazzową. Podobną funkcję pełnił (od 1974) także w Polsce, gdzie był szefem Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji. W ramach warsztatowej orkiestry Studio S-1 zrealizował wiele nagrań, pozwolił na rozwijanie się jazzowych talentów (w orkiestrze grali niemal wszyscy liczący się muzycy młodego pokolenia, ale także Tomasz Stańko, Zbigniew Jaremko, Zbigniew Namysłowski). Andrzej Trzaskowski postrzegany był przede wszystkim jako muzyk jazzowy, ale był także znamienitym kompozytorem utworów orkiestrowych, kameralnych i solowych, muzyki do filmów krótkometrażowych, fabularnych i animowanych, muzyki teatralnej. Obok pracy kompozytorskiej był także wybitnym publicystą (współautorem “Leksykonu kompozytorów XX wieku”, redaktorem haseł działu jazzowego “Encyklopedii muzycznej PWN” oraz artykułów w krajowej i zagranicznej prasie muzycznej). No i pianistyka Andrzeja Trzaskowskiego, którą tak naprawdę odkrywamy na nowo po wielu latach. Z jednej strony precyzyjna realizacja własnego zapisu partytury, z drugiej zrównoważone, swingujące partie solowe. Andrzej Trzaskowski potrafił łączyć odległe estetyki i adaptować je dla potrzeb własnych kompozycji, które cechował niepowtarzalny styl, stający się z czasem znakiem rozpoznawczym polskiej, nowoczesnej szkoły jazzu. n

fot. Archiwum Era Jazzu

fot. Archiwum Era Jazzu

w biografii „Czas Komedy” - „jasne się stało, że musi dojść do stworzenia supergrupy, w skład której weszliby najlepsi muzycy Poznania, Krakowa, Warszawy. Z dawnego Sekstetu Komedy, oprócz lidera, do nowej formacji weszli także Jan Zylber i Jan Ptaszyn Wróblewski. Pozostali muzycy nowego zespołu Jazz Believers to Andrzej Kurylewicz, Wojciech Karolak, Roman Dyląg, Andrzej Trzaskowski oraz występujący okazjonalnie Witold Kujawski. Dwóch pianistów – Komeda i Trzaskowski stworzyło precedens w dotychczasowych składach grup jazzowych. By rozładować sytuację, Komeda czynił próby gry na saksofonie altowym. Trzaskowski próbował grać na trąbce”.



FELIETON

Filmowa muzyka niefilmowa WOJcIEch PADJAS Klasycznie pojęta muzyka filmowa była kiedyś pisana specjalnie do obrazów wyświetlanych w kinie, miała tworzyć klimat, być tylko dodatkiem i samodzielnie broniła się dość słabo, co najwyżej muzyczny motyw czołówki był godny zapamiętania. Jeśli sięgnąć do filmów polskich (nie wiem, czy w tak zacnym gonie wypada) , to nie da się zrobić soundracku z „Czterdziestolatka”, „Czterech Pancernych” albo z „Prawa i pięści” (słynna piosenka z tekstem Agnieszki Osieckiej, śpiewana przez Edmunda Fettinga – „Nim wstanie dzień”). Podobnie z filmami kina światowego z zamierzchłej przeszłości – z „Przeminęło z Wiatrem” pamiętamy najbardziej „Walc Tary” z „Doktora Żiwago” motyw tytułowy a z „Wojny i pokoju” Walc Szostakowicza. Kompozytorzy wykorzystywani byli często instrumentalnie – mieli „coś” napisać i tyle. Inaczej przedstawiała się sytuacja Nino Roty, ten kształcony na „klasycznego” kompozytor przyjaźnił się z Federico Fellinim i muzyka, jaką napisał do jego filmów tworzyła coś więcej, niż tylko ilustrację. Była jednym z bohaterów filmu, czego najbardziej znanym wyrazem był „Ojciec Chrzestny”, którego bez tarantelli sobie nie wyobrażamy. Sytuacja zmieniła się gdzieś w okolicach przełomu wieków, kiedy muzykę do filmów tworzyli Zbigniew Preisner, Wojciech Kilar, czy Krzysztof Penderecki, by wymienić tylko niektórych polskich kompozytorów, którzy traktowali muzykę filmową, jak część swojej „poważnej” twórczości.

Jednak ten tekst nie jest o historii muzyki filmowej, więc to co powyżej, proszę traktować jako niezobowiązujący wstęp, bo chciałem napisać o mojej winylowej przygodzie z muzyką filmową, jaką miałem przyjemność prezentować w wakacyjnych wydaniach „Muzyki spod igły” w RMFClassic. Sountracki nie były jakoś w głównym nurcie moich płytowych zainteresowań, ale do takiego cyklu namówił mnie Tytus Hołdys, jak się okazało absolutny fan muzyki filmowej zapisanej na winylowych płytach. Uświadomił mi, jak to wielowątkowy i wielowymiarowy świat. Rzecz w tym, że dotychczas kompozycji Maxa Richtera nie traktowałem w kategoriach muzyki filmowej, tylko jako samodzielne kompozycje, choć stał się przecież Richter również soundrackowym kompozytorem. Zauważam od pewnego czasu, że ten podział stał się nieistotny i dzisiaj masowe koncerty muzyki filmowej Ennio Morricone, czy Hansa Zimmera są naturalnym przedłużeniem filmu, choć stanowią niezależną, odrębną całość. W czasie letniej edycji „Muzyki spod igły” wraz ze wspomnianym Tytusem Hołdysem i jego winylokinem mieliśmy przyjemność przypomnieć muzykę poczynając od „Przeminęło z wiatrem”, przez „Żądło”, które przywróciło życiu ragtime aż po kompozycje Vangelisa. Zastanawiałem się, jaka muzyka powinna stanowić pointę tych wakacji i być w dodatku zapowiedzią jesieni i prawie przypadek sprawił, że dotarła do mnie płyta Sony Classical zatytułowana „Epic Orchestra”. Sprawiła mi ogromną przyjemność i była tą poszukiwaną pointą wakacji. Znakomite studio koncertowe północno - niemieckiego radia NDR, świetna radiowa orkiestra i chór, sporo gwiazd towarzyszących zespołowi i bardzo ciekawy dobór nazwisk kompozytorów - Hans Zimmer, Howard Shore, Max Richter, Karl Jenkins, Alexandre Desplat. Zatem to nie jest typowa składanka muzyki filmowej. Twórcy albumu stworzyli świetną całość sięgając zarówno do kompozycji filmowych, jak…no właśnie, jakich? Jak nazwać twórczość Jenkinsa, Glassa, czy Adamsa, do jakiej kategorii zaliczyć Richtera, przecież to nie ogólne pojęta muzyka współczesna, bo ta była domeną awangardy drugiej połowy XX wieku. Nie jest to muzyka rozrywkowa, choć słucha się jej lekko i przyjemnie, że wspomnę moje ulubione Palladio Karla Jenkinsa, czy Dream Richtera. A może nie ma żadnego sensu, by kategoryzować, może po prostu zanurzyć się w muzykę, odłożyć na bok świat, który nas otacza, wejść w zwiewność marzeń… a jeśli tak, to koniecznie z Epic Orchestra. n

Wojciech Padjas

Autor popularnego i lubianego programu prezentującego ciekawe nagrania z winylowych płyt. Każda sobota, 21.00 RMFClassic. W radiu i w internecie.

32



1 2 t h I NT E R N AT I O N A L F E S T I VA L M U S I C O N T H E H E I G H T S

XII MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL

Patronat Honorowy: prof. Piotr Gliński – Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Patronat Honorowy: Witold Kozłowski – Marszałek Województwa Małopolskiego Patronat Honorowy: Leszek Dorula – Burmistrz Miasta Zakopane

PROGRAM XII MIĘDZYNARODOWEGO FESTIWALU „MUZYKA NA SZCZYTACH” ZAKOPANE 2020 12.09.2020 (sobota), godz. 19.00

16.09.2020 (środa), godz. 19.00

Kościół św. Krzyża, ul. T. Chałubińskiego 30 (wejście od ul. W. Zamoyskiego) Quasi una fantasia à la polacca Koncert Inauguracyjny Wykonawcy: Małgorzata Sarbak, Elias David Moncado, Bassem Akiki, Orkiestra Opery Wrocławskiej W programie utwory L. van Beethovena, H. M. Góreckiego, P. Szymańskiego

Kościół św. Krzyża, ul. T. Chałubińskiego 30 (wejście od ul. W. Zamoyskiego) Zanim podbiją wielkie estrady… Koncert szkół muzycznych Wykonawcy: uczniowie Poznańskiej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II st. im. M. Karłowicza w Poznaniu W programie utwory M. Karłowicza, K. Komedy, Z. Noskowskiego, S. Rachmaninowa, W. Shortera

13.09.2020 (niedziela), godz. 19.00

17.09.2020 (czwartek), godz. 19.00

Teatr im. S. I. Witkiewicza, ul. Chramcówki 15 Spektakl muzyczny Milczenie Syren Wykonawcy: Magdalena Cielecka, Michał Pepol Scenariusz, program i reżyseria: Michał Pepol Projekt powstał z inspiracji wystawą „Syrena herbem twym zwodnicza” na zamówienie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Premiera koncertu odbyła się 8 czerwca 2017 r. w MSN.

Kościółek na Pęksowym Brzyzku, ul. Kościeliska 4 Perły baroku i surkonwencji Koncert kameralny Wykonawcy: Michał Nagy, Szymon Krzeszowiec, Marcin Markowicz W programie utwory B. Brittena, A. Corellego, P. Szymańskiego

14.09.2020 (poniedziałek), godz. 19.00 Kościół św. Krzyża, ul. T. Chałubińskiego 30 (wejście od ul. W. Zamoyskiego) Pieśni o miłości i śmierci Recital na baryton i fortepian Wykonawcy: Szymon Komasa, Michał Rot W programie utwory S. Barbera, G. Finzi, G. Mahlera, P. Mykietyna, Fr. Poulenca, S. Rachmaninowa, Fr. Schuberta

15.09.2020 (wtorek), godz. 19.00 Kino „Miejsce”, ul. W. Orkana 2 Filmowy obraz z ducha muzyki Projekcja filmu II koncert na wiolonczelę i orkiestrę Reżyseria: Maciej Stuhr Muzyka: Paweł Mykietyn Po zakończeniu emisji zaplanowano spotkanie z publicznością. Zaproszeni goście: Paweł Mykietyn, Małgorzata Smolak, Maciej Stuhr

18.09.2020 (piątek), godz. 19.00 Kościół św. Krzyża, ul. T. Chałubińskiego 30 (wejście od ul. W. Zamoyskiego) Współczesne (re)flexy Beethovena: między eroico a perpetuum stabile Koncert kwartetu fortepianowego Flex Ensemble Wykonawcy: Flex Ensemble W programie utwory L. van Beethovena, J. Brahmsa, P. Mykietyna, G. Williamsona

19.09.2020 (sobota), godz. 19.00 Kościół św. Krzyża, ul. T. Chałubińskiego 30 (wejście od ul. W. Zamoyskiego) Korona Beethovena Koncert Finałowy – Belcea Quartet Wykonawcy: Belcea Quartet W programie utwory L. van Beethovena

WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE: ·Klub Rozmów na Szczytach – godz. 12.00 w dniach 12- 14 oraz 16- 19 września, Kino „Miejsce”, ul. W. Orkana 2 ·Twórcy Podhala 5 – wystawa w dniach 11- 25 września w Tatrzańskim Centrum Kultury i Sportu „Jutrzenka” w Zakopanem, ul. Grunwaldzka 3 ·Brzmienie kolorów – 10 września- 10 października, w Galerii „Dom Doktora” ul. S. Witkiewicza 19, wystawa malarstwa Anny Mączki ·Muzyka na Szczytach 2020 – plenerowa wystawa zdjęć artystów występujących na tegorocznym Festiwalu, ul. Krupówki obok oczka wodnego ·Find Your Music – warsztaty edukacyjno-muzyczne dla dzieci i młodzieży, „Jasny Pałac”, ul. Tetmajera 26; termin warsztatów: 20 września WSTĘP WOLNY Wejściówki dostępne w biurze Stowarzyszenia oraz w miejscach wydarzeń przed ich rozpoczęciem – ilość miejsc ograniczona Live Streaming z koncertów Szczegóły na stronie FB wydarzenia oraz www.muzykanaszczytach.com Organizator zastrzega sobie prawo do wprowadzania zmian w niniejszym programie

ZAKOPANE

12-19 WRZEŚNIA 2020

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Kultura – Interwencje 2020, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu "Muzyka", realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca oraz Urzędu Miasta Zakopane


dodatek

do dwumiesięcznika ArtPost

S

T

Y

L

E

www.artpost.pl facebook.com/melomanstyle

Polska Winnica Płochockich

Dziedzictwo szkła Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła „Les Discophiles Francais“ (część 9)


Polska Winnica Płochockich BARBARA I MARcIN PŁOchOccY Historia często zatacza koło. W czasach młodości byliśmy związani z rolnictwem zarówno wykształceniem - obydwoje ukończyliśmy Technikum Ogrodnicze, później studia na kierunkach ochrona środowiska (Basia) i rolnictwo (Marcin) - jak i zamiłowaniem i kilkuletnią praktyką w zawodzie. W kolejnych latach zajęliśmy się zawodowo innymi sprawami, zupełnie niezwiązanymi z rolnictwem. Niemniej jakiś sentyment do ziemi i do uprawy pozostał, wskutek którego w pewnej chwili zaczęliśmy szukać działki lub małego gospodarstwa do kupienia. Los sprawił, że spotkaliśmy na swojej drodze Romana Myśliwca z Jasła - nestora odradzającego się winiarstwa na Podkarpaciu. W miesiąc po pierwszym z Nim spotkaniu, wiosną 2002 roku, kupiliśmy kilkuhektarowe gospodarstwo w Gliniku Polskim na Podkarpaciu. Pierwotnie miała to być działka rekreacyjna z niewielką winnicą, jednak bardzo szybko, już po pierwszym roku uprawy ta wizja przestała być aktualna, a całe przedsięwzięcie zaczęło przekształcać się w coś dużo poważniejszego.

36

S

T

Y

L

E

W związku ze zbyt dużą odległością winnicy od miejsca zamieszkania – ponad 300 km - w 2005 roku kupiliśmy gospodarstwo rolne w miejscowości Daromin w powiecie sandomierskim. W tym samym roku zaczęliśmy zakładanie winnicy, która zajmuje areał ok. 5 ha. Dziś, po kilku latach doświadczeń i uczestnictwie w wyjazdach szkoleniowych, udało nam się stworzyć profesjonalną, niewielką rodzinną winnicę, w której wszelkie kluczowe działania i decyzje należą do właścicieli. Udział pracowników najemnych ograniczamy do względnie nieskomplikowanych, cięższych prac – np. uprawowych czy zbioru owoców. Nasz syn Piotr jest absolwentem SGGW Wydziału Technologii Żywności i wykazuje żywe zainteresowanie tematyką enologii i deklaruje chęć związania swojej przyszłości z produkcją wina. W roku 2008 winnica została zarejestrowana w ARR i w chwili obecnej nasze wina są w sprzedaży w kilkudziesięciu miejscach w Polsce. W 2010 roku ruszyły prace związane z rozbudową budynków w Darominie na potrzeby docelowej, odpowiednio dużej piwnicy winiarskiej, właściwie przygotowanej do produkcji wysokojakościowego wina oraz budową infrastruktury towarzyszącej w postaci salki degustacyjnej i kilku pokoi, tak, aby nasza winiarnia


mogła stać się miejscem przyjmowania gości zainteresowanych winem i enoturystyką. W obecnej chwili winnica dysponuje czterema pokojami dwuosobowymi, przestronnym apartamentem rodzinnym, dużą salą degustacyjną z zapleczem sanitarnym i kuchennym. W sezonie maj - sierpień, w soboty w godzinach 15.00 i 17.00 przyjmujemy gości indywidualnych, którzy mogą zapoznać się z winnicą oraz zdegustować autentyczne polskie wina. Przed przyjazdem niezbędny jest kontakt telefoniczny, gdyż nie zawsze wizyta jest możliwa. Organizujemy również degustacje dla grup zorganizowanych.

fot. Marek Bebłot

Serdecznie zapraszamy, Basia i Marcin n

Daromin 2, 27-612 Wilczyce, pow. sandomierski

www.winnicaplochockich.pl

S

T

Y

L

E

37


MARTA FOLcIK-FIEŃ

temu z każdym rokiem nasze szkło staje się piękniejsze, trwalsze i jeszcze bardziej różnorodne.

KROSNO to synonim najwyższej jakości od 1923 roku. Jesteśmy jednym z największych producentów szkła użytkowego w Polsce, a także cenionym dostawcą na ponad 60. światowych rynkach. Każdego dnia wzbogacamy życie milionów ludzi w różnych zakątkach globu tworząc niepowtarzalne wyroby o różnorodnym przeznaczeniu: do alkoholi, napojów, do serwowania potraw, a także szkło dekoracyjne i prezentowe.

Nasze produkty Marka KROSNO skrywa szeroki asortyment produktów, wyróżniających się funkcjonalnością, kunsztem i ponadczasowym wzornictwem. Naszą międzynarodową wizytówką jest szkło formowane tradycyjną metodą ręczną. Klienci wysoko cenią sobie również szkło formowane automatycznie, które oferujemy w doskonałej jakości i konkurencyjnych cenach. Dla klientów biznesowych na całym świecie tworzymy wyroby na specjalne zamówienie, oferując pełną gamę usług: od projektu do finalnego produktu.

Marka KROSNO KROSNO zabiera użytkowników do świata, w którym wyrafinowanie, piękno i jakość są najważniejszymi wartościami. Inspirujemy się życiem nowoczesnych ludzi, ale nie zapominamy o historii i tradycji. Pomysły czerpiemy z różnorodności otaczających nas miejsc i osób. Cenimy prostotę i minimalizm, dzięki czemu nasze projekty są doskonałym uzupełnieniem aranżacji wnętrz o rozmaitym charakterze. To wszystko sprawia, że każdy produkt marki KROSNO jest tak wyjątkowy. Dziedzictwo szkła Niemal 100 lat historii doskonałego rzemiosła słynącego z dbałości o każdy detal sprawiło, że dziś KROSNO jest ikoną polskiego szkła, docenianego w kraju i na świecie za jakość, piękno, wyrafinowanie i krystaliczną przejrzystość. Ten sukces zawdzięczamy pracy wielu pokoleń artystów i rzemieślników, którzy z pasją i zaangażowaniem tworzyli rzeczy wyjątkowe i trwałe. Czerpiąc z naszej tradycji, pozostajemy otwarci na to, co nowe. Dzięki

38

S

T

Y

L

E

Sztuka i technologia Szkło KROSNO tworzą mistrzowie w swoim fachu: artyści - hutnicy, projektanci, szlifierze i zdobnicy. To dzięki nim każdy produkt łączy w sobie unikatowe wzornictwo, kunszt wykonania i najnowsze osiągnięcia technologiczne. Wypracowana przez lata metoda pozwala nam osiągać nieskazitelną bezbarwność masy szklanej, a nad niezawodnością czuwa zespół kontroli jakości. Firma Krosno Glass Nasze produkty powstają w hucie Krosno Glass w południowowschodniej Polsce. Zakład wyposażony jest w wydajne linie produkcyjne do formowania szkła metodą mechaniczną. Dumą firmy są imponujące piece hutnicze wraz z infrastrukturą przeznaczoną do wytapiania i formowania najpiękniejszych modeli szkła formowanego ręcznie przez artystów-hutników. n www.krosno.com.pl/



Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła „Les Discophiles Francais“ (część 9) MIEcZYSŁAW STOch W historii fonografii istniały wielkie wytwórnie, które w swoich rękach skupiały nie tylko tłocznie gramofonowe i studia nagraniowe ale i instytuty nagrań dźwiękowych a nawet impresariów. W opasłych katalogach tych największych wytwórni płytowych znajdziemy nawet kilkadziesiąt tysięcy tytułów. Dziś jednak chciałbym przedstawić wytwórnię maleńką, mikroskopijną niemalże, której okres działalności to zaledwie 18 lat - mgnienie oka - a która była pod wieloma względami wyjątkowa. Jej niezwykłośc polega głównie na tym, iż prawie wszystkie pozycje z jej bardzo ubogiego katalogu (zaledwie nieco ponad 200 tytułów), są obiektem pożądania najbardziej wtajemniczonych kolekcjonerów płyt gramofonowych z całego świata. Ceny z roku na rok rosną niemalże wszytkich płyt z katalogu Discophiles Francaise i zadajemy sobie pytanie czy to zabieg marketingowy sprytnych kolekcjonerów, czy też wyjątkowa przychylnośc czasu, przydająca coraz większego blasku wartości samej w sobie? Odpowiedź, mam nadzieję, sama się nam nasunie pod koniec artykułu. Les Discophiles Francaise powstała w 1940 roku. Założycieli było właściwie dwóch, Henri Screpel – znakomity realizator dźwięku oraz dyrygent i dyrektor orkiestry Antoine Duhamel – autor wielu kompozycji do filmów z Jean Paul Belmondo czy

40

S

T

Y

L

E

Catherine Deneve. Znajomość muzyki, artystycznej bohemy oraz znakomitych wykonawców naturalnie predestynowała go do objęcia artystycznego patronatu wytwórni. Ponadto nosił długą brodę, jak mnich buddyjski, co dodawało mu powagi i autorytetu. To dzięki niemu wielu mistrzów interpretacji z tamtego okresu nagrywało dla tej znakomitej oficyny. Nie byłoby jednak Discophiles Francaise, przynajmniej w tym kształcie, bez dosłownie szarej eminencji, księdza filologa, znawcy literatury i z zamiłowania muzykologa, który nazywał się Carl de Nys. Była to bowiem niezwykła postać. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1941 roku, już wtedy wykładał filologię i historię literatury, ale wtedy też zafascynowany muzyką stal się jej wnikliwym badaczem oraz gorącym orędownikiem. Uważał, że muzyka ma ogromny wpływ na rozwój duchowy człowieka. Kiedy został rektorem Instytutu Katolickiego w Paryżu, idea rozwoju duchowego poprzez muzykę stała się głównym mottem - idee fixe instytutu. Niestrudzony pracownik i badacz z czeluści wielu europejskich bibliotek ekshumował wielu zapomnianych kompozytorów i wiele dzieł kompozytorów znanych już i uznanych. To dzięki niemu w katalogu Discophile Francaise pojawiło się wiele utworów całkiem nieznanych, nie tylko Couperina czy Rameau, ale i Haydna czy Brahmsa. Takim przykładem niech będzie chociażby Kwartet na głosy i fortepian Brahmsa, nagrany z Kwartetem ze Stuttgartu pod dyrekcją Marcela Courauda.


W katalogu tej zacnej oficyny oznaczony jest numerem DF 106. Nikomu jednak nie przyszło wówczas do głowy, aby na okładce pojawił się napis, iż jest to pierwsze nagranie w historii fonografii. Carl de Nys niezwykle skromny i oddany muzyce, zafascynowany dynamicznym rozwojem fonografii, zwłaszcza pojawieniem się płyty długogrającej, całkowicie bezinteresownie służył odkryciami i radą nie tylko wytwórni Discophile Francaise, ale i wiele wiekszej francuskiej oficynie wydawniczej - Erato. Większość też komentarzy, które pojawiały się na płytach, były jego autorstwa. Pierwszą pozycją w katalogu Les Discophiles Francaise była bardzo ciekawa edycja 6 płyt oczywście na 78 obrotów na minutę, a było to Sześć Koncertów na Sextet Smyczkowy Jeana-Philippa Rameau, w znakomitym wykonaniu Kameralnej Orkiestry pod dyrekcją Mauricea Hewitta. Było to oczywiście pierwsze nagranie w historii fonografii. Maurice Hewitt – niezwykle barwna postać – były skrzypek znakomitego kwartetu Capeta zorganizował i założył własną orkiestrę kameralną już w 1941 roku. Działal jednak równocześnie we francuskim ruchu oporu. Zadenuncjowany przez jakiegoś usłużnego serwilistę znalazł się w 1943 roku w Obozie Koncetracyjnym w Buchenwald, gdzie wraz z polskimi współwięźniami zorganizował nielegalny kwartet. Do lat 50. nagrywał dla Discophiles Francaise, można by go więc śmiało zaliczyć do wspólzałożycieli tej zacnej oficyny. Wielkim skarbem okazał się też inny dyrygent, który stworzył dla tej francuskiej wytwórni kilka autentycznych arcydzieł fonografii – Karl Ristenpart. Spadkobierca duchowy Hermana Scherchena, urodzony w Kiel, wydawało by się Niemiec z krwi i kości, nie kolaborował jednak z nazistami. Podczas wojny jego pierwsza, stworzona calkowicie przez niego Orkiestra Kameralna nie miała kompletnie racji bytu. Dopiero po wojnie zostaje dyrygentem w Amerykańskim Sektorze w Berlinie obejmując radiową orkiestrę RIAS. Wtedy to odkrywa wielu wspaniałych artystów, jak chociażby Dietera Fischera Dieksaua, z którym nagrywa Kantaty Bacha. Kiedy jednak sytuacja prawna Amerykańskiego Sektora się skomplikowała, to Ristenpart przenosi się do Saar, zabierając ze sobą jednego z najwybitniejszych skrzypków Berlina – Georga Friedricha Endla. Dokładnie w 1953 obejmuje stanowisko dyrektora tamtejszej Orkiestry Kameralnej. To z tą orkiestrą wlaśnie nagrał istne cuda dla Discophiles Francaise. Brzmienie orkiestry, linearność, wyczucie intencji kompozytora, a jednocześnie niezwykła lekkość i swoboda do dziś stanowią o niezwyklej atrakcyjności tych nagrań. Piekną i doniosłą postacią w panteonie artystów nagrywających dla Discophiles Francaise była skrzypaczka Michele Aucla-

ir. Absolwentka Paryskiego Konserwatorium, uczennica Borisa Kamenskiego oraz samego Jacquesa Thibauda. Wygrała w cuglach I Konkurs Margerity Long i Jacquesa Thibauda w Paryżu w 1943 roku. W 1957 nagrała płytę dla Discophiles Francaise, która dziś bije rekordy cenowe na wszytkich internetowych aukcjach. Na płycie znalazły się wówczas Sonaty na skrzypce i klawesyn obligato Jana Sebastiana Bacha BWV 1014-1019, gdzie partie klawesynu zastąpiły organy, na których grała Marie-Claire Alain. Cudowna płyta, choć bardzo niewdzięczna, bo występuje tak rzadko. Jednocześnie była jedną z ostatnich w katalogu o numerze DF 209-210. Co prawda została ona ostatnio wznowiona, ale matryce nacięto już z cyfrowych źródeł i cała magia oryginału zniknęla gdzieś jak kamfora. Niezwykle cenne są również Koncerty Skrzypcowe Mozarta oraz Jean-Marie Leclair w wykonaniu Auclair i wspomnianego już Ristenparta. Bardzo cenionym skrzypkiem, który nagrywał płyty dla tej oficyny jest też Willi Boskovsky. Z urodzenia i z natury Wiedeńczyk, stworzył duet stulecia z Lili Kraus, z którą nagrał wlaśnie dla Discophiles Francaise sonaty na skrzypce i fortepian zarówno Mozarta jak i Beethovena. Absolutnie białe kruki, cenione na rynku kolekcjonerskim i same w sobie wartościowe. Wśród pianistów nagrywających dla Discophile Francaise, oprócz wspomnianej już Lili Kraus, postacią mityczną wręcz była Marcelle Meyer. Uczennica Alfreda Cortot i Margerity Long ukończyła Konserwatorium Parsykie mając zaledwie 16 lat, a ukończyła je z Pierwszą Nagrodą. Uwielbiana przez samego Debussiego i Eryka Satie, potrafiła swoimi interpretacjami zjednać sobie najbardziej zagorzałych krytyków. Plyty Discophile Francaise z jej nagraniami Ravela, Rameau czy Scarlattiego to arcydzieła w każdym calu. Astronomiczne ceny, które osiągają na aukcjach zdają się być tylko logiczną konsekwencją i pochodną ich autentycznych wartości. Jeśli dodamy do całej tej wspaniałej plejady postaci jeszcze niezwykle oryginalnego pianistę Yves Nata, rodzinne Trio Pasquier, Kwartety Vegha, Loewwenguth no i oczywiście Kwartet Węgierski to ukaże nam się praktycznie kopletny obraz sztuki interpretacji znajdujacej się na płytach Discophiles Francaise. Sztuki niezwykłej, niepodlegającej modom ani przemijaniu. Sztuki, która jest wynikiem szlachetnych intencji oraz niezwykle rzetelnych umiejętności. n

Kupię płyty gramofonowe klasyka, jazz.

Tel.: 509 825 058 S

T

Y

L

E

41


Winogrodnictwo ziemi sandomierskiej Winogrodnictwo ziemi sandomierskiej wzięło swój początek z działalności dominikanów, którzy tuż po przybyciu do nadwiślańskiego grodu w 1226 roku rozpoczęli uprawę winnej latorośli. Wino wyprodukowane z własnego surowca służyło do celów liturgicznych. Niebawem, doskonałe wino o unikalnych walorach smakowych, produkowane na słonecznym Wzgórzu Świętojakubskim zyskało renomę w całej Rzeczypospolitej. W 1238 roku dominikanie otrzymali certyfikat książąt piastowskich na jego dystrybucję, który został potwierdzony przez księcia Leszka Czarnego. Ów certyfikat potwierdził jakość wina, które już wówczas cieszyło się dużym powodzeniem w kraju i za granicą. Z biegiem czasu winnice zaczęły prężnie rozrastać się na całą Sandomierszczyznę, a dominikanów zaczęło naśladować okoliczne rycerstwo i szlachta. Winnice zagościły również do gospodarstw chłopskich, w wyniku czego region sandomierski zaczął być utożsamiany jako zagłębie wionoroślowe. Sprzyjający, cieplejszy klimat, który od nowa zagościł w sandomierski rejon, współcześnie stał się bodźcem do powrotu w stronę tradycji, która rozpoczęła się setki lat temu na Wzgórzu Świętojakubskim. Towarzystwo Naukowe Sandomierskie przy wsparciu Urzędu Miejskiego w Sandomierzu i aprobacie oo. dominikanów od nowa reaktywowało winnicę, której patronuje św. Jakub. Na terenie województwa świętokrzyskiego funkcjonują fachowo prowadzone winnice, dzięki którym lokalne winiarstwo ma szansę istotnego zaznaczenia swojej obecności na polskim oraz międzynarodowym rynku. Szansa ta, podyktowana jest wysublimowanym smakiem win – wyprodukowanych z sandomierskich gron, wyhodowanych na nasłonecznionych, lessowych zboczach wysoczyzny brzeżnej Wyżyny Sandomierskiej. Regionalni winiarze mając na uwadze potencjał jaki drzemie w tej dziedzinie uprawy, chętnie dzielą się swoją wiedzą z przy-

42

S

T

Y

L

E

szłymi hodowcami oraz pasjonatami, którzy przybywają do ich winnic, by ruszyć śladem lokalnej kultury winiarskiej. Wraz z odrodzeniem się tradycji winiarskich, krystalizuje się stosunkowo nowa w Polsce dziedzina turystyki, której adepci poszukują unikalnych miejsc, gdzie mogliby poznawać nowe oblicza hodowli winorośli i produkcji wina opartej na wielowiekowej tradycji. Sandomierz, z uwagi na wielowiekową tradycję, jest miejscem, które bezwarunkowo powinno znaleźć się na mapie każdego enoturysty. n

fot. Marek Bebłot

KATARZYNA KNAP-SAWIcKA




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.