3(28) / 2 01 9 dwumiesięcznik:
maj-czerwiec
wydanie bezpłatne
Muzyka i dobre strony miasta
w w w. a r t p o s t . p l
Daniel Stabrawa
artpostmagazyn
ISSN 2391-7741
Ewa Jędryk-Czarnota Olga Tokarczuk
40-lecie Kwartetu Śląskiego
spis treści Od redakcji
AgnieszkA nowok-zych
Czterogłos na czterdziestolecie: rozmowa z Kwartetem Śląskim ...................................... 4 Jesienne kontrasty .......................................................... 6 AdAm RozlAch
Zdałem się wyłącznie na muzykę .................................... 8
Szanowni Państwo,
mAŁgoRzATA sTĘPieŃ
„Kobieta. Boska kobiecość, kobieca boskość - od metafizyki do muzyki”, pod takim hasłem odbędzie się już po raz piąty Festiwal Katowice Kultura Natura. Jak zwykle znakomici wykonawcy. Hasło było na tyle inspirujące, że redakcja nie wczytując się w program puściła wodze fantazji. Pora roku jest ku temu. Zanim dotrą dźwięki, m.in. ze zjawiskowej sali koncertowej NOSPR-u przenieśliśmy ideę na papier. Zaczęliśmy od okładki ArtPost-u. Ewa Jędryk-Czarnota tworzy obrazy, na których kobiety wyglądają bardzo kobieco. Mógłbym powiedzieć nawet więcej, mężczyźni mogliby uczyć się takiego patrzenia. Już po zamknięciu numeru dowiemy się, czy Olga Tokarczuk zostanie po raz kolejny laureatką Międzynarodowej Nagrody Bookera. W ubiegłym roku otrzymała ją za książkę „Bieguni”, w tym roku nominowana jest powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Prof. Zbigniew Białas w swoim stałym felietonie nawiązuje tym razem do nowej edycji znanego serialu. Jego Gra o tron w wersji polsko-szwedzkiej, jest refleksją po obejrzeniu Rolki Sztokholmskiej w Zamku Królewskim w Warszawie. Teraz o mężczyznach. Po pierwsze „Kwartet Śląski”, który obchodzi jubileusz czterdziestolecia. Polecam wywiad z muzykami przeprowadzony przez Agnieszkę Nowok-Zych. W maju, z okazji jubileuszu, odbędzie się koncert Kwartetu w Akademii Muzycznej w Katowicach, podczas którego usłyszymy specjalnie napisany dla niego utwór przez Eugeniusza Knapika. Kompozytor powiedział mi, że utwór jest trudny, ale tak można pisać tylko dla najlepszych muzyków. Naszą krótką rozmowę z prof. Knapikiem podczas konferencji prasowej poświęconej Festiwalowi, poprzedziła wspaniała wiadomość ogłoszona przez Dyrektor NOSPR-u Ewę Bogusz-Moore o przyjęciu Orkiestry do prestiżowej The European Concert Hall Organisation (ECHO). Ewa Bogusz-Moore jest drugą kobietą wśród dyrektorów instytucji tworzących ECHO. Na koniec coś z męskich rozmów. Adam Rozlach, który właśnie obchodzi 40-lecie pracy w Polskim Radiu, udostępnił nam swoją rozmowę z koncertmistrzem Berliner Philharmoniker Danielem Stabrawą. Wspólnie mieliśmy okazję słuchać go podczas lutowego koncertu Berlińczyków w Katowicach. Marek Bebłot redaktor naczelny
Grzechu winna i grzechu warta rzeczywistość w malarstwie Ewy Jędryk-Czarnoty ................................................... 12 AleksAndRA kŁAPuT-wiśniewskA
Requiem Krzysztofa Herdzina – kilka refleksji .............. 16 zBigniew BiAŁAs
Gra o tron w wersji polsko-szwedzkiej ........................ 18 mAŁgoRzATA sTĘPieŃ
Tajemniczy i rozmaity świat powieści Olgi Tokarczuk ..................................... 20 mARTA RATAjczAk
Jazzowe impresje z Parku Północnego - rozmowa z Wojciechem Staroniewiczem. ................. 22 Polka wśród najbardziej wpływowych managerów muzycznych świata.................................. 27 dionizy PiąTkowski
Nasz Komeda .............................................................. 28 mARek BeBŁoT
Światy się przenikają ................................................... 30 Krzyżówka z filharmonią ............................................. 34 mieczysŁAw sToch
Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła ...................................... 36 Wydawca: Adres: www: e-mail: tel.: Redaktor naczelny: Z-ca redaktora naczelnego: Sekretarz redakcji: Współpraca: Dział grafiki: Korekta: Druk: Nakład: Okładka:
ArtPost ul. Sławkowska 44 41-216 Sosnowiec www.artpost.pl biuro@artpost.pl +48 509 397 969, +48 505 006 123 Marek Bebłot Grażyna Bebłot Małgorzata Stępień Dionizy Piątkowski, Leszek Kasprzyk, Zbigniew Białas, Robert Ratajczak, Agnieszka Nowok-Zych, Wioletta Rotter-Kozera, Małgorzata Stępień Mariusz Borowy Małgorzata Brachowska Drukarnia im. Karola Miarki „Tolek“ w Mikołowie 5000 egz. Ewa Jędryk-Czarnota - „Słodka Sycylia”
3
Czterogłos na czterdziestolecie: rozmowa z Kwartetem Śląskim AGNiESZKA NOWOK-ZyCH
fot. M. Bebłot
WYWIAD
charakteryzowała pewna dwutorowość. Z jednej strony wiedzieliśmy, że jeśli chcemy naprawdę dobrze grać, musimy oprzeć się na kameralnej klasyce. Z drugiej – mieliśmy bardzo bliski kontakt z kompozytorami z na-
Agnieszka Nowok-Zych: W marcu Kwartet Śląski otrzymał kolejną
szego najbliższego otoczenia, m.in. Eugeniuszem Knapikiem, Aleksan-
nagrodę Fryderyka. Liczycie Panowie ilość statuetek?
drem Lasoniem czy Andrzejem Krzanowskim, którzy pisali dla nas utwory. Wyjeżdżając na Zachód graliśmy „klasykę”, z kolei w Polsce – muzykę
Piotr Janosik: Pewnie. Obecnie przypada dokładnie 1,75 Fryderyka na
współczesną. Trzeba jednak zaznaczyć, iż ta dwutorowość dla rozwoju
osobę.
naszego zespołu była absolutnie konieczna. Potem nasz repertuar ukie-
Arkadiusz Kubica: Przyznaję się – mam dwa. Mam tego pierwszego
runkował się w stronę muzyki XX i XXI wieku, na co wpływ miała przede
„Fryderyka” z 1995 roku, który miały jeszcze inną wizualną formę i takie-
wszystkim kwestia nagrań.
go późniejszego, w znanej nam dziś postaci.
SZK: Zgodnie uznaliśmy, że warto zaangażować się w przygotowanie repertuaru, którego jeszcze nikt nie zarejestrował. Okazuje się, że to
ANZ: Ostatni Fryderyk został przyznany Kwartetowi - w moim zda-
studnia bez dna – zwłaszcza, jeśli mówimy o literaturze polskiej. Kilka lat
niem - najbardziej znaczącej z wszystkich kategorii. Płytę z muzyką
temu rozpoczął się nasz projekt dotyczący kwartetów smyczkowych Mie-
Grażyny Bacewicz uznano bowiem za najwybitniejsze nagranie
czysława Wajnberga – obecnie ukazała się trzecia płyta, a kolejne przed
muzyki polskiej. To z pewnością ogromna radość, ale i odpowie-
nami, bo w dorobku tego odkrywanego na nowo twórcy znajduje się aż
dzialność.
siedemnaście dzieł tego gatunku.
Łukasz Syrnicki: Zależy, jak na to spojrzeć. Od samego początku Kwartet Śląski był zespołem bardzo ambitnym. Rzeczywiście, cały czas musimy
ANZ: Kwartet Śląski ma już ustaloną pozycję w światowej kamerali-
utrzymywać poziom, ale nagrody nie są tutaj priorytetem – nieustannie
styce, ale jako początkujący muzycy z pewnością sięgali Panowie do
pracujemy i po prostu staramy się grać najlepiej, jak tylko potrafimy.
konkretnych wzorców. Które zespoły były największą inspiracją?
Szymon Krzeszowiec: Oczywiście cieszy, że ktoś z zewnątrz docenia
PJ: W czasach, kiedy zaczynałem grać w kwartecie, dostęp do na-
naszą pracę, ale odpowiedzialność wynika z naszego poczucia misji –
grań z oczywistych powodów technicznych i ustrojowych był mocno
czujemy się ambasadorami polskiej muzyki kameralnej, zwłaszcza tej nie-
ograniczony. Słuchało się zatem płyt przyniesionych przez kolegów oraz
znanej, jeszcze nieodkrytej, choć w repertuarze mamy oczywiście również
kupionych w dużych ośrodkach muzycznych w Polsce i za granicą. Pierw-
kanon światowej kameralistyki.
szym wielkim wzorcem w zakresie brzmienia oraz ekspresji był dla mnie z pewnością Kwartet Borodina.
ANZ: Jak zmieniała się działalność Kwartetu Śląskiego na prze-
Z kolei w wykonaniach Kwartetu Tokyo zafascynowała mnie artykulacja
strzeni tych czterech dekad?
wiolonczelisty, co dało mi dużo do myślenia na temat mojej własnej
AK: Zmian nie da się uniknąć – gdy człowiek jest młody, inaczej postrze-
techniki gry.
ga świat, a przez to i samą muzykę. Początki naszej pracy w kwartecie
4
ANZ: Czy każdy muzyk może być kameralistą? Poza świetnym warsz-
zawsze będzie kulała. Młodzież trzeba „zarazić” miłością do dzieł kame-
tatem, bo to oczywiste, jakie cechy powinien właściwie posiadać?
ralnych na wczesnym etapie edukacji – inaczej w przyszłości nie będziemy
PJ: Na pewno świadomość własnej mocy lub niemocy, która w dużej
mieli ani wykonawców, ani odbiorców.
mierze zależy od pracy własnej. Jako pedagog wiele nauczyłem się od
ŁS: W muzyce współczesnej zachwyca mnie wielość światów kompozy-
studentów: często nie słyszą błędów, które im wskazuję, bo ich zdolność
torskich: to fascynujące odkrywać, jak różnorodna wrażliwość charakte-
słyszenia samych siebie jest bardzo zachwiana.
ryzuje dzisiejszych twórców. Zdarza się jednak, i to w moim odczuciu jest
ŁS: Oczywiście, warsztat to podstawa. Według mnie do najważniejszych
w ogóle w muzyce niedopuszczalne, że kompozytor nie ma wyobraźni
cech kameralisty należą pokora i determinacja. Z moich obserwacji wyni-
– wtedy jest najgorzej.
ka, iż wiele zespołów znika równie szybko, jak się pojawia. Powód jest tak
AK: Dla mnie natomiast nie do przyjęcia jest sytuacja, w której utwór
naprawdę prozaiczny: intensywna, żmudna praca nie jest dla każdego.
nie pochodzi z wnętrza kompozytora, nie jest wynikiem jego głębokiego
Nic z tego nie będzie, jeśli muzycy nie potrafią się dogadać. Bardzo istot-
przeżycia. Często zdarzają się utwory napisane czysto technicznie, któ-
ne jest wsłuchiwanie się w drugiego człowieka, jego racje. Z pewnością
rych partytura zawiera komentarze w stylu „zastukaj tu, zastukaj tam”.
to nie jedyny możliwy model pracy kwartetu, bo istnieją również zespoły
Po co? Czemu te efekty mają służyć? Czy to jest niezbędne do wyraże-
z wyraźnym liderem na czele. Wydaje mi się jednak, że na dłuższą metę
nia pewnych emocji? Odnosi się wówczas wrażenie, że dany utwór to
wypracowany przez nas sposób komunikacji najlepiej się sprawdza.
jedynie puste słowa. Jeśli wyczuwam taki stan rzeczy, zamykam się jako
SZK: Cieszymy się, że w ostatnich latach powstało tak wiele młodych
wykonawca i równocześnie staję się niewiarygodny dla publiczności.
zespołów kameralnych. To krzepiące, bo – kto wie – może któryś z nich słuchał jednego z naszych nagrań i dzięki temu złapał „kwartetowego”
ANZ: Lista nazwisk wybitnych artystów, z którymi na jednej scenie
bakcyla. Wiem, że koledzy od początku pracowali w tzw. systemie orkie-
występował Kwartet Śląski jest tyleż długa, co imponująca. Czy
strowym: bez względu na to, czy gramy koncert czy nie, spotykamy się
jednak współpraca z którymś z nich szczególnie zapadła Panom
od poniedziałku do piątku, by solidnie ćwiczyć. Kwartet to medium, które
w pamięci?
wymaga nieustannego doskonalenia – po kilku dniach bez prób wyraźnie
PJ: Zawsze będę wspominał kontakt z prof. Eberhardem Feltzem z NRD.
odczuwamy różnicę. Wydaje mi się, że w ostatecznym rozrachunku,
Być może nie był to najwybitniejszy skrzypek, ale za to doskonały teore-
o „być albo nie być” młodego kwartetu decyduje, wydawałoby się, ba-
tyk, typ muzycznego „mózgowca”. Otworzył mi oczy na kwestie intona-
nalna sprawa: czy tworzący go muzycy potrafią przebywać ze sobą? Czy
cji. Jego metody stosuję do dzisiaj, uważam, że w kwartecie znakomicie
gotowi są spędzać ze sobą tyle czasu? Nie sztuką jest trzasnąć drzwiami
się sprawdzają.
po zaledwie dwóch próbach.
AK: Wielkim przeżyciem dla młodego kwartetu jest usłyszenie na żywo
AK: Odpowiem anegdotą. Kiedyś, gdy po próbie w czwórkę piliśmy
i spotkanie swoich „idoli”.
kawę, podchodzi do nas mój dawny kolega i mówi zdumiony: „To
Głęboko w pamięć zapadło mi spotkanie m.in. z Kwartetem LaSalle –
Wy jeszcze razem siedzicie przy stoliku?!”. W kwartecie jest trochę jak
odkrywali drugą szkołę wiedeńską, a ich wykonanie „Suity lirycznej”
w małżeństwie: trzeba mieć empatię. Możemy się pokłócić, ale musimy
Albana Berga to jedno z moich najcenniejszych wspomnień. Byliśmy
się pogodzić – dla dobra interpretacji dzieła i publiczności.
również w Berlinie na koncercie Guarneri Quartet – nie kontaktowaliśmy się z nimi osobiście, ale wysłuchanie zespołu najwyższej klasy przy
ANZ: Miałam właśnie zapytać, czy w Kwartecie Śląskim panuje dyk-
ówczesnych możliwościach technologicznych, i to podczas koncertu, było
tatura, czy demokracja...
czymś wręcz niesamowitym. Doświadczenia te być może nie wywarły
SZK: Czynnik indywidualny jest bardzo ważny w zespole – każdy z muzy-
na nas wielkiego wpływu w sensie praktycznym, ale liczyła się dla nas
ków wnosi istotny, własny wkład jako artysta i jako człowiek. Siła muzyki
osobowość artystów, emanująca z ich postaci charyzma.
kameralnej wymaga panowania nad swoim ego – to wieczna sztuka
ŁS: Dla mnie szczególny wymiar miało spotkanie z Henrykiem Mikołajem
kompromisu, system naczyń połączonych. Jednocześnie to
Góreckim. Przygotowywanie jego kwartetów było dla mnie niezwykle
najbardziej fascynujący aspekt tej pracy: zagłębiać się w zależnościach
cennym doświadczeniem; pokazało mi, jak kompozytor może postrzegać
utworu, by odnaleźć w nim właściwą sobie rolę.
swoją muzykę, czego oczekuje od wykonawców i jak dalecy
ŁS: Byłem na wielu koncertach wspaniałych muzyków i po głębszej ana-
mogą być oni od ideału, który zrodził się w jego artystycznej wizji.
lizie można dojść do wniosku, że niezbędna jest wyobraźnia muzyczna
SZK: Jeszcze zanim zacząłem grać w Kwartecie Śląskim moim wielkim
– to atut, którego nie da się wyćwiczyć w zespole. Każdy, choć należy do
odkryciem był Pinchas Zukerman, do którego interpretacji wciąż mam
kwartetu, ma wręcz obowiązek rozwijać swoją muzyczną osobowość.
wielki sentyment. Natomiast w zakresie muzyki kameralnej od zawsze byłem wielbicielem Kwartetu Borodina. Miałem to szczęście, że zarówno
ANZ: A co Panów zdaniem w dzisiejszej sztuce kameralnej jest zu-
Zukermana jak i „Borodinów” miałem szansę kilkukrotnie usłyszeć na
pełnie nie do przyjęcia?
żywo. Nie chciałbym nikogo pominąć – wielokrotnie graliśmy z naprawdę
SZK: Nie przepadam za syntezą gatunków. Myślę tutaj nie tylko o muzyce
fantastycznymi muzykami. Każdy z nich w pewien sposób nas inspiro-
kameralnej, ale w ogóle o tzw. „muzyce poważnej”. Uwielbiam muzykę
wał. Dla mnie najważniejszym wyznacznikiem dobrego kameralisty jest
rockową czy jazz, ale w bezwiednym łączeniu różnych nurtów widzę
absolutne porozumienie na próbie – niemal bez słów, wszystko jest dla
pewien rodzaj zagrożenia: tym sposobem nie przyciągniemy nowych,
wykonawców jasne, kierujemy się intuicją, do tego jeszcze wzajemnie
młodych słuchaczy do muzyki kameralnej, tylko do tego typu „ekspe-
inspirujemy w trakcie gry. Muzykiem, który według mnie odzwierciedla
rymentów”. Mówiąc językiem marketingowym, kameralistyka stanowi
te ideały jest klarnecista Piotr Szymyślik – koncerty z jego udziałem są dla
„produkt” elitarny : trzeba zaakceptować – jak i równocześnie docenić
mnie zawsze prawdziwą przyjemnością.
– że nie zaspokoi nigdy gustów wszystkich słuchaczy. Próby ściągania tej muzyki do niższego poziomu i „sprzedania” jej masowemu audytorium
ANZ: Jubileusz to nie tylko świetna okazja do podsumowań, ale
są czystą profanacją. Nie do przyjęcia jest również to, iż tak mały nacisk
również do podejmowania kolejnych wyzwań. Jakie wydarzenia to-
kładzie się na muzykę kameralną w szkołach muzycznych pierwszego
warzyszą „czterdziestce” Kwartetu Śląskiego i co solenizanci planują
i drugiego stopnia. Dopóki tego nie zmienimy, tak bliska nam dziedzina
w najbliższym czasie?
5
SZK: Od września do lipca, dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Dzie-
Kontynuujemy naszą serię koncertów kameralnych w Narodowej
dzictwa Narodowego, realizujemy autorski, jubileuszowy cykl koncer-
Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia, w której gościmy regularnie od
tów w dziesięciu polskich muzeach. Żaden program nie powtarza się,
pięciu lat. Cykl tegorocznych koncertów nosi tytuł „Wajnberg w Polsce”
a repertuar związany jest z miejscem, w którym występujemy, zawiera
w związku z setną rocznicą urodzin kompozytora – jak już wspomnia-
też – naszym zdaniem – najważniejsze dzieła polskiej literatury kameral-
łem, czekają nas również nagrania kolejnych jego kwartetów. Za nami
nej. Na naszej trasie znalazły się Łódź, Kraków, Stalowa, Gdynia, Gdańsk,
8. Festiwal Prawykonań. Polska Muzyka Najnowsza, gdzie wykonywa-
Katowice, Markowa, Warszawa i Wrocław.
liśmy utwory Cezarego Duchnowskiego, Sławomira Kupczaka i Artura Zagajewskiego – z festiwalem związani jesteśmy zresztą od początku jego istnienia. Otrzymaliśmy też zamówienie na przygotowanie kwartetów Władysława Żeleńskiego. Z kolei już niebawem, bo 25 maja, odbędzie się premiera napisanego dla nas, po wielu latach (39. od czasu pierwszego), II Kwartetu smyczkowego Eugeniusza Knapika. n
Kwartet Śląski w liczbach Od początku swojej działalności zespół dał ponad 1400 koncertów w Polsce i za granicą. W swoim repertuarze ma blisko 300 dzieł kameralnych – dokonał również 143 prawykonań. Autorski festiwal „Kwartet
Jubileusz 40-lecia Kwartetu Śląskiego Akademia Muzyczna w Katowicach Sala Koncertowa, ul. Zacisze 3
czwartek 16 maja 2019, godz.19.00
Śląski i jego goście” doczekał się 25. edycji, w których ramach odbyło się 174 koncerty i 20 imprez towarzyszących. We wszystkich edycjach wzięło udział 219 zaproszonych artystów i wykonano 399 utworów na różne składy, w tym 115 utworów kompozytorów polskich. Na dyskografię Kwartetu Śląskiego składa się dotychczas 56 albumów. W trakcie swojej 40-letniej działalności zespół otrzymał blisko 40 nagród i nominacji, wśród których znajduje się 7 statuetek Fryderyka oraz Gramophone Classical Award – przed śląską formacją tę prestiżową nagrodę zdobyło jedynie dwóch Polaków.
ZAPOWIEDŹ
JESIENNE KONTRASTY Kalendarzowa jesień już po raz 57. nabierze
Kameralna Capella Bydgostiensis wraz
niezwykłych barw, dzięki odbywającemu
z chórami z Bydgoszczy, Torunia i Poznania
się w Filharmonii Pomorskiej Bydgoskiemu
oraz gronem solistów zaprezentują Pasję
Festiwalowi Muzycznemu. Festiwal już po raz
wg św. Mateusza Johanna Sebastian Bacha,
czwarty rozbrzmiewający w „kontrastowej”
a cały Festiwal zwieńczy Requiem Giuseppe
odsłonie, tym razem zaprezentuje śpiewy
Verdiego, z udziałem Orkiestry Symfonicznej
w różnych formach i stylach. Podczas dziesię-
Filharmonii Pomorskiej, Chóru Opery Naro-
ciu koncertów przedstawione zostaną dzieła
dowej Ukrainy pod batutą Mykoli Diadiury.
wokalno-instrumentalne mistrzów różnych
Gościem Festiwalu będzie także L’Arpeg-
epok. Na inaugurację zabrzmi mało znane
giata. Zaprezentowane będą mniej znane
dzieło Giuseppe Verdiego Quattro Pezzi
lecz niezwykle atrakcyjne formy muzyki – od
Sacri, w wykonaniu Chóru Filharmonii Śląskiej
śpiewów z regionu wysp Okinawy w Japonii,
i Orkiestry Symfonicznej FP pod dyrekcją Kaia
aż po prezentację pieśni inspirowanych folk-
Bumanna. Specjalny wieczór w 200. rocznicę
lorem Kaszub czy występ oryginalnego teatru
urodzin Stanisława Moniuszki, wypełnią dwie
obrzędu ludowego. Ciekawym dopełnieniem
Mamy nadzieję, że bogaty program bydgo-
jego kantaty, Nijoła i Milda, w wykonaniu
programu 57. BFM będzie koncert wokaliz
skiego muzycznego święta zainteresuje nie
Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Poznań-
wykorzystywanych w obrazach filmowych
tylko najwierniejszych fanów Filharmonii
skiej oraz Chóru Filharmonii i Opery Podlaskiej
zaczerpniętych z repertuaru klasycznego, czy
Pomorskiej. Zapraszamy wszystkich i każdego
pod dyrekcją Łukasza Borowicza. Orkiestra
też tych pisanych oryginalnie do filmu.
z osobna: daj się przytulić muzyce… n
6
WYWIAD
Zdałem się wyłącznie na muzykę – powiedział Daniel Stabrawa, komentując zdany „egzamin“ na koncertmistrza Berlińskich Filharmoników... AdAm ROZLACH
Kiedy tylko dowiedziałem się o lutowym koncercie Berlińskich Filharmoników w najpiękniejszej sali koncertowej świata – w sali NOSPR-u przy Placu Wojciecha Kilara w Katowicach – natychmiast poprosiłem o bilet i odżyły wspomnienia... Pierwsze, osobiste, dotyczyło mojej rozmowy z Krystianem Zimermanem, który kilka lat po zwycięskim dla niego IX Konkursie Chopinowskim, koncertował z tym fenomenalnym zespołem, słusznie, przez wielu znających się na rzeczy fachowców, uważanym za najlepszą orkiestrę symfoniczną na Starym Kontynencie. Słusznie też, po dziś dzień, przez starszych zwłaszcza melomanów, kojarzoną z Herbertem von Karajanem, który przez wiele lat (1954-89) szefował temu zespołowi, kontynuując największe tradycje swoich równie wielkich poprzedników, takich choćby jak Hans von Bülow (1887– 1892), Arthur Nikisch (1895–1922), podwójnie Wilhelm Furtwängler (1922–1945 i 1952–1954) czy Sergiu Celibidache (1945–1952). Zimerman grał wtedy Chopina z Berlińczykami na Festiwalu w Luzernie, i bodaj późną wiosną 1981 r. nagrał z tą Orkiestrą, pod tą legendarną batutą, dwa koncerty: Griega i Schumanna. I wtedy powiedział mi, że zabiega o to, aby Orkiestra zagrała w Polsce w 1982 r., w roku stulecia istnienia zespołu. Wiemy co stało się w grudniu 1981 r. – w każdym razie skończyło się tylko na pobożnych życzeniach, a ja po raz pierwszy wtedy, niejako z pierwszej ręki, dowiedziałem się czegoś ważnego o tym zespole, bo Karajan i Berliner Philharmoniker były dla nas wtedy pomnikami współczesnej kultury, dostępnymi li tylko na przywożonych z Zachodu piekielnie drogich płytach. Dopiero w 1987 r. udało mi się wsiąść w Malucha i pojechałem raz, drugi i trzeci na trzy kolejne „Berliner Festwochen“, których główną areną był tzw. Cyrk Karajana czyli legendarna sala Berlińczyków z estradą umieszczoną wokół okrągłej widowni. Sala istniejąca od wczesnych lat 60., jeszcze w latach 80. będąca piękną, kolorową, bajecznie smakowitą budowlą, wręcz nie z tej
Adam Rozlach - fot. Marek Bebłot
8
ziemi. Nb. ostatnio, kiedy byłem tam na Lutosławskim, pod Simonem
Rattle, choćby wobec naszej, katowickiej, ta berlińska nie zrobiła już na mnie wrażenia. Ale wtedy... Właśnie tam, w niedzielę 27 września 1987 r. o godz. 11, odbył się festiwalowy koncert, podczas którego Berliner Philharmoniker z Chórem Wiedeńskiego Towarzystwa Przyjaciół Muzyki pod kierunkiem Helmutha Froschauera, z solistami: Barbarą Boney i Franzem Grundheberem, wzorcowo okazale wykonali imponujące wtedy szczególnie „Niemieckie Requiem“ J. Brahmsa. To było dla mnie wręcz epokowe wydarzenie, bo koncert ten poprowadził Boski Maestro Herbert von Karajan. I bodaj wtedy zobaczyłem przy I pulpicie, polskiego skrzypka Daniela Stabrawę, który zaledwie rok wcześniej został jednym z koncertmistrzów tych najsłynniejszych Filharmoników... Przy trzeciej mojej wizycie na „Festwochen“, we wrześniu 1989 r. umówiłem się z nim na wywiad dla „Ruchu Muzycznego“. Zaproszony do jego domu, dowiedziałem się, jak doszło do tego historycznego wydarzenia, że polski skrzypek Orkiestry PR i TV w Krakowie, został jednym z najważniejszych muzyków legendarnej berlińskiej Orkiestry, że po prostu wszedł do historii tego zespołu. To pewnie dla Pana wielki zaszczyt? - spytałem. Sam w to nie wierzę - odparł wtedy. Od tej myśli, że jest to coś nadzwyczajnego, muszę się codziennie uwalniać, w przeciwnym razie nie miałbym chyba na tyle silnych nerwów, zwłaszcza z początku, aby występować w tej roli. Jest to jednak moja praca, normalność, codzienność, a w opanowywaniu wszelkich zaszczytów pomaga mi...niskie ciśnienie. Dopiero podczas koncertu czuję się normalnie. Co to znaczy być koncertmistrzem? Grając z początku dwa lata w tzw. tutti, widziałem jak kolega koncertmistrz męczy się z przodu, jak pot cieknie mu z czoła, kiedy nagle ma kilka minut gry solo. Wczuwając się w jego rolę, nie mogłem jakoś sobie tego wyobrazić, abym ja kiedyś mógł być narażony na taki stres. Tym bardziej, że grając w smyczkach, odszedłem już od gry solistycznej. W pewnym momencie powiedziałem sobie jednak: jestem młody, coś potrafię, trzeba znów zabrać się do pracy. Kiedy zwolniło się miejsce koncertmistrza – stanąłem do konkursu na to zaszczytne i odpowiedzialne stanowisko – i to bez względu na to czy się uda, czy
Daniel Stabrawa - fot. Jarosław Kruk
Daniel Stabrawa
nie. Na przesłuchaniu, przed wszystkimi kolegami z Orkiestry zagra-
Daniel Stabrawa - urodził się w 1955 r. w Krakowie. Naukę gry na
łem Koncert Prokofiewa, z fortepianem. Po tym wstępnym etapie nie
skrzypcach rozpoczął w wieku siedmiu lat. Studiował w krakowskiej
zdecydowano się na nikogo. Koledzy powiedzieli mi: Prokofiew to nie
Akademii Muzycznej u prof. Zbigniewa Szlezera (1922–2011). Lau-
jest nasza muzyka, zagraj Beethovena, wtedy porozmawiamy. Minęły
reat międzynarodowego konkursu skrzypcowego „Premio Paganini“
dwa miesiące, odbyło się kolejne przesłuchanie, i - niechcący - musia-
w Genui.
łem zagrać Koncert D-dur Beethovena... Udało się! Wtedy rozpoczął się
W 1979 r. został koncertmistrzem Orkiestry Symfonicznej Polskiego
dwuletni okres próbny. Były to dwa lata prawdziwej męki...
Radia i Telewizji w Krakowie. 15 listopada 1983 r. został członkiem grupy pierwszych skrzypiec
W jakim sensie?
Filharmoników Berlińskich. W 1985 r. wraz z wiolonczelistą Orkiestry,
Przez ten czas byłem poddawany ogromnej presji psychicznej, byłem
Janem Diesselhorstem, założył berliński Kwartet Philharmonia.
ciągle obserwowany. Kolegów nie interesowało to, co robię dobrze,
W roku 1986 decyzją dyrygenta Herberta von Karajana został jednym
tylko to, co robię źle, a wiadomo, że raz robi się coś lepiej, raz gorzej.
z trzech koncertmistrzów Filharmoników Berlińskich, jako następca
Poza tym nie zawsze to, co robi się dobrze wedle naszej opinii, musi
Michaela Schwalbego. W latach 1986 – 2000 był wykładowcą Aka-
być dobre w opinii innych. Postanowiłem wtedy, nie wiedząc komu
demii przy tejże Filharmonii.
i jak się przypodobać – zdać się wyłącznie na muzykę! Chyba wszę-
Oprócz gry w zespole Filharmoników Berlińskich i występów solo-
dzie można wiele uzyskać przez tzw. znajomości, bliższe stosunki
wych Stabrawa zajmuje się od 1994 r. dyrygenturą, m.in. w Capella
z kolegami, i w ten sposób wpływać na późniejsze decyzje. Odciąłem
Bydgostiensis (jako kierownik artystyczny i dyrygent) przy Filharmonii
się od tego zupełnie. Może też nie miałem ku temu jakichś specjalnych
Pomorskiej w Bydgoszczy, współpracując z wieloma solistami, jak np.
predyspozycji psychicznych, a to chyba trzeba umieć, i trzeba być sobą.
Nigelem Kennedy.
Przypuszczam, że żaden Polak nie czuje się tu, jak w domu, chociaż,
Żoną Daniela Stabrawy jest pianistka Elżbieta Stabrawa, córka Maria
jeśli ma się coś do powiedzenia, jest się akceptowanym przez społecz-
Stabrawa jest skrzypaczką. Wraz z córką założył w roku 2008 zespół
ność. Tym niemniej jesteśmy tu na obczyźnie. Postanowiłem więc tylko
Stabrawa Ensemble Berlin.
i wyłącznie muzyką zdobywać to miejsce, i to mi się udało, z czego
Gra m.in. na oryginalnych skrzypcach Stradivariusa.
9
jestem bardzo zadowolony, a nawet i dumny. Polskie wychowanie,
w „Życiu bohatera“ R. Straussa, na festiwalowym koncercie Orkiestry
które otrzymałem, zupełnie nie nadaje się do życia na tzw. Zachodzie.
w Salzburgu, a potem w Wiedniu zagrał Daniel Stabrawa. Oczywiście,
Tu trzeba mieć inicjatywę. Tu nie ma słowa „oni“ – tu każdy jest odpo-
ucieszyłem się z tego, Karajan był wtedy dla mnie bardzo miły. Podczas
wiedzialny za siebie. W Polsce nigdy nie było używane słowo „ja“. Ty
próby zwrócił mi uwagę na jedną frazę – miał absolutną rację, zresztą
jesteś nikt, ty jako jednostka się nie liczysz, będziesz żył tak, jak żyjesz
na temat muzyki nie można było z nim dyskutować. On rzeczywiście
– mówiono w Polsce. Tutaj poziom życia, stanowisko, zależy wyłącznie
wiedział najlepiej. Spytał mnie jeszcze o coś, odnośnie smyczkowa-
od samego człowieka. Teraz tylko zależy ile się ma inicjatywy, co ma się
nia, a ja miałem natychmiastową odpowiedź: Maestro, te smyczki są
do powiedzenia, jak umie się wpłynąć na życie społeczne itd. – czyli ile
jeszcze od Profesora Schwalbe, więc są chyba najlepsze. Odpowiedział
potrafi się być tym, kogo w Polsce nazywano „oni“. I z tym zwłaszcza
równie szybko: Ależ oczywiście, tak! Po Salzburgu, solo w „Życiu boha-
było mi tu, z początku, bardzo ciężko, ale wiele przez te pierwsze
tera“ zagrałem jeszcze w Musikverein, w Wiedniu. Karajanowi bardzo
berlińskie lata się nauczyłem.
się podobała moja gra i wtedy powiedział mi: jeśli teraz ktoś będzie miał coś przeciwko Panu – będzie miał ze mną do czynienia... Sekretarz
Będąc na koncertach Berlińczyków zawsze przeżywałem wielkie
poinformował muzyków Orkiestry, że Maestro zaakceptował mnie
wzruszenie - wyznałem skrzypkowi - kiedy tuż przed dyrygentem,
już na stanowisko koncertmistrza, a teraz czeka na decyzję muzyków
wychodził Pan jako ostatni muzyk orkiestry i dostawał gorące bra-
zespołu (Karajan miał 50% głosów, a Orkiestra drugą połowę, tak
wa od zawsze wiele wymagającej przecież berlińskiej publiczności...
że odmowa jednej ze stron przeważała szalę na niekorzyść). I w ten
Ale tę publiczność trzeba wpierw zdobyć! Kilka razy w roku występuję
sposób, w maju 1988 r. zostałem koncertmistrzem Berlińskiej Orkiestry
tu w filharmonicznym kwartecie smyczkowym, z pierwszymi głosami
Filharmonicznej. Otrzymałem stałą umowę, którą musiał parafować
kwartetu Orkiestry, który prowadzę jako prymariusz. Tym się też zdo-
sam Karajan. W specjalnym telegramie do muzyków Orkiestry, Maestro
bywa publiczność. Tym, że bierze się aktywny udział w życiu muzycz-
napisał wtedy, że zatwierdza mnie na tym stanowisku dopisując jakże
nym, że ma się coś więcej do powiedzenia. Oprócz gry w Kwartecie
miłe dla mnie słowa, że tymi koncertami udowodniłem, że jestem
„Philharmonia“ w sali kameralnej grałem nadto z moją żoną, pianistką
nadzwyczajnym artystą. Trzymam ten telegram wśród najcenniejszych
– dostawaliśmy rewelacyjne recenzje. Byłem nazywany przez krytyków
rzeczy...
znakomitym solistą. To jest nasza Orkiestra – mówią Berlińczycy, którzy są więc z takich faktów bardzo dumni. Przyznam jednak, że z początku
Czy do końca miał Pan dobry kontakt z Mistrzem? - zapytałem na
ciężko było im się pogodzić z tym, że koncertmistrzem Orkiestry znów
koniec
został cudzoziemiec... Ale po pewnym czasie pogodzili się z tym, bo
Nie, gdyż Karajan w końcu maja 1989 r. przestał być naszym Szefem,
nie mają na to żadnego wpływu, a widząc mnie w tych różnych mu-
rozwiązał umowę. Był już wtedy bardzo chory. Chciał tę władzę jakoś
zycznych rolach, są pewnie dumni z tego, że ich koncertmistrz godnie
utrzymać w swoich rękach chóć nie potrafił już wypełniać swoich
ich reprezentuje. Stąd pewnie ta sympatia, o której Pan wspomniał...
codziennych obowiązków. Zrezygnował. Było to dla nas smutne bo do końca życia zostało mu raptem kilka tygodni... Nasz były długoletni
Nie ma już wśród nas Herberta von Karajana. Jako wszechwładny
intendant, dr Wolfgang Stresemann, bliski współpracownik dyrygenta,
Szef musiał on pewnie mieć ogromny wpływ na objęcie przez Pana
powiedział, że sam Karajan prawdopodobnie odciął sobie tą decyzją
tej zaszczytnej funkcji?
ostatnie nici życia. On tym żył, to było całe jego życie... (miesiąc póź-
Było bardzo trudno przekonać Karajana do tego przez te dwa lata
niej, 16 lipca 1989 r. w Aniff, w Austrii, Karajan zmarł na zawał serca
próby. Może z racji wieku niełatwo mu było np. zaakcpetować nowych
– przyp.red.) n
muzyków Orkiestry. Widział, jak jego rówieśnicy odchodzili z zespołu, umierali, a przychodzili nowi, młodzi, do których starsi raczej nie mają zaufania. Nie wiem co wpłynęło na dość nagłą zmianę jego
Z Danielem Stabrawą we wrześniu 1989 r., rozmawiał w Berlinie – Adam Rozlach
nastawienia do mnie, choć mam pewne przesłanki. Otóż, między Karajanem, a Orkiestrą, w mojej sprawie toczyła się prawdziwa wojna. Ludzie Karajana, jego Sekretarz, ale także on sam, obserwowali, jak ja się zachowuję. Czy będę chciał postawić na swoim, a może nawet sądownie dochodzić swoich praw. Czy będę chciał pozostać na tym stanowisku wbrew woli Karajana, i tym samym robić mu na złość? Nie robiłem tego oczywiście. Nie uznawałem, aby taka droga była słuszna. Powiedziałem sobie tylko, że jak mam być koncertmistrzem – to i tak będę. Pewnego dnia podszedł do mnie Sekretarz Karajana i powiedział: Podziwiamy Pana postawę! Wtedy uprzytomniłem sobie, że wybrałem tę najwłaściwszą drogę w całej tej grze, niczego nie robiąc na siłę. Pamiętam taki moment: z Herbertem von Karajanem grało zawsze dwóch koncertmistrzów. Pierwszym był mój starszy kolega, ja byłem drugim. Graliśmy wtedy „Śmierć Izoldy“ Wagnera, gdzie jest solo na dwoje skrzypiec. „Pierwsze“ grają długie dźwięki, a „drugie“ mają różne figuracje. Zagrałem je, a koledzy do mnie: uważaj, Karajanowi się to spodobało! Chyba właśnie wtedy zaczął on myśleć o mojej sprawie, bo zaraz potem usłyszałem te wspomniane wcześniej słowa podziwu, wypowiedziane przez jego Sekretarza. Może Karajanowi zaimponowało i to, że wytrzymałem psychicznie tę wielką presję... I zaraz potem Karajan przysłał telegram do Orkiestry, że życzy sobie, aby solo
10
Życie dopisało jeden jeszcze ważny fakt, otóż w przededniu katowickiego koncertu Berlińskich Filharmoników, z Danielem Stabrawą przy pierwszym pulpicie koncertmistrza zespołu, dowiedzieliśmy się, że Orkiestra podjęła właśnie decyzję, aby jej następnym koncertmistrzem został kolejny Polak, grający w tym zespole od 10 lat - Krzysztof Polonek, nb. syn Zdzisława, altowiolisty, który był pierwszym Polakiem grającym w tej słynnej Orkiestrze i który namówił D. Stabrawę do przyjazdu do Berlina na przesłuchanie, na zwolnione akurat miejsce, w 1982 r.
WYWIAD
Grzechu winna i grzechu warta rzeczywistość w malarstwie Ewy Jędryk-Czarnoty Beskid Żywiecki zamajaczył falistym granatem ciemnozielonych lasów jakby owianych dymem z papierosa. Wierzchołki pokryte śniegiem ostro wbijały się w rozmyty krajobraz gór. Po drodze oznaki wiosny, w zaciszu rozkwitające magnolie i żółte plamy forsycji. mAŁGORZATA STĘPiEŃ
- Może najpierw obejrzymy ogród? - proponuję chcąc poznać charakter tej, która piękno natury wplątuje w każdy obraz czyniąc przyrodę istotną częścią swej twórczości.
To miejsce odpowiednie do zamieszkania królowej nimf i nie jest to nie na-
Ogród w stylu angielskim pełen przylaszczek i pierwiosnków odbijających się
zwa pretensjonalna. Jechałam na spotkanie z czarodziejką, bo tak jawiła mi
od szarych jeszcze krzewów malin i drzew. Zamyka go wielkiej urody stara
się twórczyni pięknego świata tajemniczych obrazów Ewa Jędryk–Czarnota.
furtka – dzieło męża Ewy Jędryk-Czarnoty, artysty malarza i rzeźbiarza An-
Bystra koło Żywca to wieś z tysiącem wijących się i łagodnie wznoszących
drzeja Czarnoty, który scalił ją z kunsztownie kiedyś wykutych esów- floresów
dróżek, ścieżek, ślepych zaułków. Plątanina wydeptanych przez lata skrótów.
będących dowodem mistrzostwa dawnych kowali. Za furtką spadająca w dół
I tak jak bezładnie biegną dróżki, tak bezładnie ponumerowano posadowio-
ścieżka prowadząca do potoku, który głośnym szumem zaświadcza swoją
ne przy nich domy. Po kilku próbach odnalezienia siedziby malarki, dopiero
obecność. Wracamy do domu.
przygodnie spotkana kobieta wskazała dom: - Trza jechać wyżej i tam będzie stary, drewniany dom – cały w rzeźbach! -
Małgorzata Stępień: Jednym z Twoich zainteresowań jest dekoracja
dodała.
wnętrz? - pytam rozglądając się po przytulnym wnętrzu. Projekto-
Rzeczywiście. Dom pani Ewy Czarnoty wyróżnia się. Wita nas monumentalny
wanie wnętrz, to również artystyczne wyżycie się, tym razem na
anioł wygrzewający się w słońcu na frontowej ścianie domu. Gospodyni
sprzętach, tkaninach, drobiazgach, wśród których przyjdzie spędzać
zaprasza do środka. Idziemy podjazdem wyłożonym otoczakami, spośród
codzienność.
których wystają kępy nowych tej wiosny fiołków. Wokół skacze i cieszy się
Ewa Jędryk–Czarnota: Tak. Dbałość o otoczenie to moja pasja. Otoczenie
z gości George – wyżeł szorstkowłosy.
ma duży wpływ na osobowość mieszkańców. Życie wśród pięknych przedmiotów tworzy wnętrze człowieka. W domu, który tchnie sztuką (niekoniecznie tą z najwyższej półki) inaczej się oddycha. Staram się ocalić od zapomnienia czasem bezimiennych twórców, którzy mieli wrodzone poczucie piękna. Kiedy kupiliśmy dom, był bardzo zniszczony, ale zwróć uwagę, staraliśmy się zachować to, co cenne. Stąd na wymienionej z konieczności belce stropowej znajduje się na przykład ocalały fragment starego sosrębu z wyrzeźbioną rozetą i wydłubaną datą 1827 r., stąd w nowej ścianie fragment dawnych bali, które utkałam własnoręcznie ukręconymi powrósłami i stary kaflowy piec kuchenny opalany drewnem. Każdy dom powinien mieć odpowiedni dla stylu klimat. Harmonia między architekturą, a wnętrzem dobrze, jeśli jest zachowana. Wieczory spędzasz zatem słuchając trzaskającego pod blachą ognia? I tak i nie. Nie byłabym spełniona poświęcając czas sobie i własnej twórczości. Spotykam się z dziećmi i młodzieżą, którzy chcą być bliżej sztuki. Organizuję warsztaty malarskie, rękodzielnicze. Uwrażliwiam ich uczestników na kolor, na światło, na ładne rzeczy. Oni zadowoleni, bo uczą się czegoś nowego, ja, bo po śmierci męża (artysta malarz Andrzej Czarnota przyp. aut.) jestem
Małgorzata Stępień rozmawia z Ewą Jędryk-Czarnotą.
12
otoczona przychylnymi mi osobami, mam satysfakcję z nauczania. I nie tylko
Ewa Jedryk-Czarnota. fot. M. Bebłot
ja uczę, ale też uczę się od nich nowego spojrzenia na świat. Inaczej byłoby
Cenię sobie to doświadczenie, choć bolą mnie te portrety w tonacji szaro-
trudno się rozwijać, a nie ma nic gorszego niż zastój. Górale są bardzo
czarnej, które powstały w latach 1988 – 87. Najbardziej z okresu kiedy malo-
kreatywni. Wiele razy nas, mnie i męża, zaskakiwali. Najwięcej przychodzi
wałam i czytałam Strindberga, utkwiła mi w pamięci nowelka wchodząca
na spotkania dzieci, bo dla górali „dziecka” są najważniejsze, nawet domy
w skład „Historii miłosnych” nosząca tytuł: „Za zapłatę”. Główna bohaterka,
ozdabiają tym, co dzieci zrobiły.
Helena, emancypantka, prosi męża: „Albercie, bądź wielki, bądź szlachetny, i naucz się widzieć w kobiecie coś wyższego niż tylko kobietę. Uczyń tak,
Należałaś do bardzo mi odpowiadającej intelektualnie grupy
a będziesz szczęśliwy i wielki.” Słowa te stały się mottem mojego malarstwa.
artystów „Przekaz”, w której skupiali się przede wszystkim twórcy
Zaczęłam zgłębiać kobiety tak, jak nigdy nie zrobiłby tego mężczyzna.
tkanin artystycznych. Dlaczego mówię, że credo tej grupy bardzo mi odpowiadało? Bo go właściwie nie było, całkowity brak jakichkol-
Kobiety. Zamykając oczy po obejrzeniu kilkudziesięciu obrazów,
wiek ograniczeń. Grupę cechowała wolność osobowości twórczych.
widzę tęczę – to po pierwsze, a potem z tych kolorów wypływają
Najważniejszym kryterium był indywidualizm.
twarze, a każda z nich piękna, z łabędzią szyją wysuwającą się
Bardzo mile wspominam ten okres. Robiliśmy mnóstwo wystaw. Tkanina arty-
z kształtnych ramion ozdobionych jędrnymi piersiami, delikatna,
styczna nadal mnie interesuje, ale nie ta, związana z tkactwem. Lubię łączyć
zwiewna, ze swoją własną historią biegnącą w głąb mojej wyobraź-
różne materie, fascynuje mnie ich delikatność, którą czasem zestawiam ze
ni. Tłoczą mi się zdarzenia, śmiechy, płacze, wzdychania … Marta
zgrzebnością. Z pomocą kształtów i tkanin tworzę ograniczony, mały świat,
Fox, pisarka i poetka, pięknie ujęła ich charakterystykę pisząc, że są
a właściwie jego wyimek z aksamitów i koronek. „Przekaz” jest ostatnią
grzechu winne i grzechu warte.
formalną grupą artystyczną w Polsce.
Moje kobiety żyją. Każdą z nich nazwałam, każdy obraz ma swój tytuł, który
Ostatnie tkaniny powstały po śmierci męża, tkaniny te przepełnione są cho-
sugeruje sens mojego przesłania. Obrazy: Cierpliwa, Nieśmiała, Bezpieczna,
robą, śmiercią i pustką: Samotna poduszka z łóżkiem szpitalnym, Czerwona
Tuli-Panna, Jesienna Nostalgia, Protektorka, zawierają zawsze jakiś element
wdowa z pustym krzesłem i gorsetem i Miłość – przemieszanie detali dam-
naprowadzający. Mam pamięć szczegółów, które potem nanoszę na obraz.
skich i męskich, pasek, podwiązka, koralik, nakrętka. Dla mnie bardzo ważne
Jako kobieta znam nasze troski, marzenia, naszą wewnętrzną delikatność
są detale tak w obrazach jak i w tkaninach.
i bogactwo duszy. One należą do pewnej rzeczywistości, którą staram się również namalować, ale nie wprost. Pewne elementy są dla tej rzeczywisto-
I aksamitem z koronkami dotykamy clou twojej twórczości – kobie-
ści szczególne, jak np. ogród i w ogóle natura, stąd owoce, zwierzęta, rośli-
ty. Wiem, że temat ten zapoczątkowany został przez ciebie jeszcze
ny. To wszystko stanowi tło naszego życia. Nie można oddzielić człowieka od
w okresie studiów, kiedy portretowałaś kobiety Augusta Strindberga
natury, tak bardzo kocham ogród.
według mnie niesłusznie zwanego mizoginem. Cóż to za mizogin, który trzykrotnie się żeni! Moim zdaniem kochał kobiety, ale zbytnio
Znajduję u ciebie różne typy kobiet od anioła do diablicy, a czasem
je idealizował, a ideałów nie ma i rozczarowanie z powodu braku
sugestię obu tych cech w jednej istocie, ot choćby Zbuntowany
kobiety idealnej spowodowało zbyt mroczny obraz kobiety w twór-
anioł, na którym kobieta uwalnia się z ulgą z opinającego ją gorsetu
czości Strindberga.
z przyczepionymi do niego skrzydłami. Tak bardzo widać na jej
13
twarzy pożądaną wolność. Wystrzeliła z tych więzów jak ptak, jak kwiat. Kobiety czasem są uwikłane w swoją kobiecość zbyt mocno. Wymaga się od nich czułości, namiętności, czaru. Przez wieki byłyśmy skrępowane surowszymi niż mężczyźni prawami. W tej niewolniczej powłoce nie miałyśmy prawa do siebie, do naszej z wyboru miłości, do nauki, do własnego zdania. Na szczęście te czasy minęły. W każdej z nas tak przedtem jak i dziś, jak w kokonie mieszka motyl, którego przypisałam kobiecie w obrazie Ulotna. Często, bardzo często, jest obecny na obrazach pewien atrybut kobiecości – kapelusz, który nadaje charakter postaci. Specjalnie o niego pytam, bo wiem skądinąd, że ciągła obecność kapelusza wiąże się z ciekawą historią. - I bardzo dla mnie ważną. To historia mojej babci Stefanii, która musiała opuścić ukochane Zaleszczyki i przywędrowała po wojnie na Śląsk. W Zaleszczykach prowadziła swój zakład, była modystką. W nowej rzeczywistości jej piękne kapelusze nie były nikomu potrzebne. Szara, komunistyczna codzienność wykreśliła dawną elegancję. Babcia bardzo tęskniła za tamtym życiem. Ciągle wierzyła, że wróci, stąd opowiastka, która pozostała w rodzinie, o jej walizkach – spakowanych i czekających na powrotną podróż. Tymczasem musiało jej wystarczyć szycie i wyplatanie kapelusików dla moich lalek. Poświęciłam jej obrazy Stefania i jej dwa domy oraz Stefania lwowianka przedstawiający kobietę z walizkami, w których zamknęła swój porzucony dom. Wśród kapeluszy jest też, skrywający według mnie sekret, tajemnicę, sam woal, namiastka kapelusza w kształcie meduzy. Fontanna Miłości
I nie wiem, czy to symbol władczej mitologicznej Meduzy, jednej z trzech sióstr Gorgon? Nie, takiego zamysłu nie miałam, choć temat meduz jest dla mnie otwarty. Będąc w Ligurii zafascynowałam się meduzami, zarzuciłam to, ale teraz może wrócę? Dużo szkicowałam wtedy, bo mam zwyczaj prowadzić dziennik w podróży, notować pomysły. Kiedy wpatruję się w twoje obrazy Ewo, nasuwają mi się literackie konotacje: kobieta z dmuchawcami – mickiewiczowski puch marny, staffowskimi - wieczornymi snów marami, romantyczne balladowe nimfy i rusałki, diabelskie Małgorzaty, krwawe lady Makbet, czy renesansowe królowe spowite w perły. Rzeczywistość oniryczna, pływająca, w tonacjach zimnych. W tonacji ciepłej nie dopatruję się tak demonicznych istot. Cieszę się, że w moich obrazach czasem widzisz więcej niż ja. Nie da się nie sugerować niczym. Pozornie tego się nie zauważa, ale potem na obrazie się pojawia. Czasem ruch głowy, gest, obserwuję ludzi i świat wokół, dużo czytam. Możliwe więc, że dostrajam portrety do zakodowanych w pamięci znanych skądinąd kobiet. Kolor zaś jest zależny od mojego nastroju. Zimą najczęściej maluję w tonacjach ciepłych, latem odwrotnie. Wiedząc o twojej fascynacji południem Europy domyślam się, że zimą marzysz o podróżach i obrazom mającym tam rodowód nadałaś koloryt słońca południa. Ale kolorem południa jest też lazur. I namalowałam Portugalską madonnę. Kolor niebieski od dwóch lat chodzi za mną. Przygotowuję wystawę, która tym razem będzie niebieska. Zwiedzający też obowiązkowo przystrojeni na niebiesko. Wystawę niebieską poprzedzały Czerwona w sosnowieckiej Galerii Extravagance ze spacerującą między oglądającymi symboliczną karmazynową kurą domową i Różowa, z różowym Porche przed galerią.
Serenissima
14
Tymczasem już zaczynam planować nową wyprawę do Włoch. Ten kraj
fascynuje mnie jak nic dotąd. Fascynacja ta trwa już wiele lat, a ostatnio zaczęłam coraz częściej myśleć o Portugalii. A propos lazuru i Portugalii. W kręgu twoich zainteresowań znalazły się azulejos – portugalskie ceramiczne płytki. Płytki azulejos są pozostałością marokańską na Półwyspie Iberyjskim. Orientalne wzory, a czasem całe obrazki zestawiane z płytek są charakterystyczne dla Portugalii i Hiszpanii. W Portugalskiej madonnie elementem stroju kobiety są właśnie one. Poproszono mnie ostatnio o stworzenie projektu łazienki i kuchni wykończonych azulejos. Jest to dla mnie wyzwanie, ale podejmę się tego z ciekawością. Zamknięte oczy kobiet na twoich obrazach są oznaką kontemplacji (jak np. kobieta upojona zapachem róż), czy zamknięte powieki mają skrywać duszę? Trochę tak. Moje kobiety żyją w swoim własnym świecie, patrzą w głąb siebie. Są onieśmielone własną innością, ale coraz częściej maluję otwarte oczy. Sądzę, że z latami nabrałam już dystansu do świata i mogę mu odważnie patrzeć w twarz. Niedawno spróbowałam portretu i muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektu zarówno ja jak i portretowani. Nigdy nie myślałam, że będę portretowała obawiając się ewentualnych poprawek. Okazało się, że nigdy nie poprawiam. Pozostawiam na obrazach swój ślad i spontaniczność. I właśnie dlatego twoje obrazy są tak wyjątkowe. Stworzyłaś swój własny, charakterystyczny styl. Zbliżamy się, niestety, do końca naszej rozmowy. Bardzo dziękuję za miłe spotkanie. Pozwolisz, że na zakończenie przytoczę znów cytat z Marty Fox – wielkiej orędowniczki twojego malarstwa:
„Samotna poduszka”(tkanina) i „Dziewczyna, która pisze listy” (w tle)
Niemieję wpatrzona w usta tej kobiety i w jej szyję długą łabędzią jak powiedziałby romantyczny poeta i w pierś wypukłą falującą i perłę zwisającą z lewego ucha I oczu się domyślam choć zakryte rondem ażurowego kapelusza „Rezydentki”
Ewa Jędryk-Czarnota – sosnowiczanka, absolwentka Wydziału Grafiki ASP w Katowicach. Dyplom uzyskała z projektowania graficznego i malarstwa. Zajmuje się malarstwem, tkaniną artystyczną, scenografią, dekoracją wnętrz, prowadzi działalność dydaktyczną z dziećmi i młodzieżą. 27 wystaw malarstwa. Obrazy artystki znajdują się w muzeach i zbiorach prywatnych. n
Galeria „Chimera”
Wystawa Ewy Jędryk-Czarnoty i Andrzeja Czarnoty wernisaż w piątek, 31 maja o godz. 18.00
wystawa potrwa do 15 czerwca 2019 r.
Zakochana w azulejos
15
WYDARZENIE
Requiem
Krzysztofa Herdzina – kilka refleksji ALEKSANdRA KŁAPuT-WiŚNiEWSKA
nas swoimi własnymi drogami. Wypełnił muzyczną przestrzeń bogactwem swej niezwykłej wyobraźni, czerpiąc z muzycznego świata obficie, bez naśladowania czyjegokolwiek stylu. Nie obawiał się łączenia ascetycznej
W zasadzie nie powinnam wypowiadać się o utworze po jednokrotnym
prostoty z romantyzującą melodycznością, lirycznością i ekspresyjnością.
jego wysłuchaniu, ale może jednak nie poddając kompozycji arbitralnej
Nie stronił od chorałowej wielogłosowości zestawionej z impresjonistyczną
ocenie warto zatrzymać się choć chwilę nad tym, jakie wrażenie pozosta-
wręcz barwnością orkiestracji. Jego Requiem jest jak wizja raju – ale jakże
wiło prawykonanie Requiem Krzysztofa Herdzina w piątkowy wieczór
różne - od monochromatycznych, wzniosłych, doskonałych i dostojnych
12 kwietnia 2019 w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Oczywiście moż-
jednocześnie po te barwne, ruchliwe, połyskujące różnymi odcieniami
na by poddać się pokusie „obiektywnej” oceny utworu, rozważyć zastoso-
muzycznych witraży. Tego nie da się zrozumieć bez odniesienia do samego
wane formy, techniki kompozytorskie, specyficzne cechy języka muzyczne-
kompozytora – człowieka pełnego Ducha, ale też ujmującego pogodą,
go itd. Może kiedyś na to nadejdzie czas. Dziś jednak ważniejsze wydają mi
energią, dobrocią… Myślę też, że takie Requiem napisać mógł jedynie
się inne pytania. Może te bardziej zasadnicze, jak to, dlaczego kompozytor,
artysta świadomy i odważny. Pokazujący światu swój świat wartości i swoją
dlaczego Krzysztof Herdzin, sięgnął po ten gatunek muzyczny? Dlaczego
nieograniczoną muzyczną fantazję. I napisać to Requiem mógł tylko taki
zmierzył się z wielowiekową tradycją muzycznego opracowywania mszy
muzyk, który wie, jak celowo posłużyć się aparatem wielkiej orkiestry
za zmarłych? Chyba nie chodzi tylko o realizację zamówienia skierowane-
symfonicznej, by zabrzmiała w różnych kolorystycznych kombinacjach,
go do kompozytora ze strony Filharmonii Pomorskiej. Herdzin to muzyk,
wykorzystując zarówno odniesienia do czytelnych znaków i muzycznych
który swoją sztuką chce nam coś powiedzieć, i to powiedzieć otwarcie,
symboli (jak choćby piękne, solowe partie rogów) i ravelowskie bogate
sugestywnie, rzekłabym nawet spontanicznie i prawdziwie, choć nie
harmonie. To Requiem napisał muzyk, który wie jak ułożyć partie solistów
nachalnie. W specyficzny sposób wprowadził nas w przestrzeń, w której
ukazując to, co w ludzkim głosie przekonujące, prawdziwe i liryczne, a nie
stajemy wobec śmierci. Ukazał z jednej strony piękno i moc wielowiekowej
tylko popisowe i atrakcyjne; i jak przeprowadzić partie chóru, wpisując się
tradycji modlitwy za zmarłych, czerpiąc z łacińskich tekstów liturgicznych,
w tradycję bez zbytniej pompatyczności i na dodatek mistrzowsko prowa-
z drugiej nakreślił własny, indywidualny obraz zaświatów, przez który ta
dząc - świadczącą o szlachetności sztuki kontrapunktycznej – partię altów.
modlitwa nas prowadzi. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że rezygnując z dra-
To Requiem napisał człowiek i artysta o niepospolitej wrażliwości… n
matycznego obrazu sekwencji Dies irae, Herdzin podążył śladami wizji raju Gabriela Faure, czy Maurice`a Durufle`a , ale w istocie Herdzin prowadził
16
Zdjęcia – archiwum FP
57. Bydgoski Festiwal Muzyczny 20.09 — 11.10.2019
Śpiewy z różnych stron
FELIETON
Gra o tron w wersji polsko-szwedzkiej W Bibliotece Zamku Królewskiego w Warszawie, w ramach Roku Wazowskiego, od 5 lutego do 10 marca 2019 przez pięć tygodni wystawiano XVII-wieczną „Rolkę sztokholmską”. Pojechałem ją zobaczyć, bo następna okazja nadarzy się może za dziesięć, a może za dwadzieścia lat. Ostatnio „Rolkę” eksponowano w roku 2002 podczas wystawy prezentującej historyczne związki Polski ze Szwecją, „Orzeł i trzy korony”. Wszystko dlatego, że wykonane z czerpanego papieru, unikalne, piętnastometrowe dzieło jest bardzo delikatne. Konstancja przyjeżdżała z Austrii). Dobosze, trębacze, chorągwie! Król
ZBiGNiEW BiAŁAS
się żeni! Szyk! Turkot! Łatwo to sobie wyobrazić. Wystawa nie była szeroko reklamowana, nie wiem dlaczego. Ze Szwe-
„Rolka” przedstawia w komiksowy nieco sposób wjazd orszaku
dami wszak dobrze się wychodzi Polakom na wystawach. Kiedy latem
ślubnego Zygmunta III Wazy i Konstancji Austriaczki (Habsburżanki)
2003 roku eksponowano na kalmarskim zamku: „Miłość i krew: trzy
do Krakowa. Konstancja była drugą żoną Zygmunta. Pierwsza, arcy-
szwedzkie korony i polski orzeł” było to w Szwecji kulturalne wydarze-
księżniczka Anna, zmarła po kilku latach małżeństwa. Ze względów
nie lata.
polityczno-dynastycznych król ożenił się później z jej młodszą siostrą.
Renesansowy zamek w Kalmarze był zresztą idealnym miejscem na taką
Musiał poczekać, aż Konstancja ukończy szesnaście lat, ponieważ kiedy
wystawę. Po pierwsze jest malowniczo położony na wyspie, po drugie
mu ją zaoferowano (używam tego słowa z pełną świadomością), miała
jest podobno najładniejszy w całej Skandynawii, po trzecie roi się w nim
zaledwie dziewięć.
od duchów, a po czwarte – i najważniejsze - w dzieciństwie mieszkali
Dzieło warto zobaczyć z wielu powodów, a jednym z nich jest przepych
w nim dwaj synowie najpotężniejszego z dynastii Wazów – Gustawa:
przedstawionego orszaku, mimo że wszystko wymalowane jest skrom-
Jan i Eryk. Ponieważ nie mogli się pogodzić co do tego, który z nich
nie, gwaszem i akwarelą. No, jest trochę złotej farby. Złotej, ale też
ma być królem, walczyli ze sobą regularnie i ze zmiennym szczęściem.
skromnej.
Janowi było teoretycznie nieco łatwiej, ponieważ Eryk był nieuleczal-
Kiedy podąża się wzdłuż piętnastometrowego kartonu i próbuje
nym paranoikiem i często wpadał w święty szał. Jan nie wpadał w szał,
dostrzec detale… czego tu nie ma! Luzacy prowadzą farbowane konie,
odnoszę jednak wrażenie, że też nie był całkiem normalny. Widziałem
zaraz za nimi husaria, a potem już bez przerwy: rumaki kryte kapami
w zamku jego łoże z baldachimem. Łoże – łup wojenny – ma podpory
z herbem Wazów, polscy dostojnicy w sarmackich strojach, cudzoziem-
przedstawiające ludzkie twarze, tyle że Jan poobcinał obliczom nosy,
cy na modłę hiszpańską, francuską i włoską, poseł perskiego szacha
ponieważ dusza ludzka mieszka w nosie. Po obcięciu nosów duch po-
w wielkim turbanie, delegaci cara w ciężkich futrach. Jedzie i sam król
przedniego właściciela łoża nie mógł Jana straszyć w nocy. Logiczne?
Zygmunt w hiszpańskim stroju. A następnie w orszaku paziowie, lokaje,
W sali, gdzie wiszą portrety Wazów, portret szalonego Eryka wisi wyżej
kolejni halabardnicy. I znowu powozy. W pięknej karecie - arcyksięż-
niż pozostałe. Chodziło o to, żeby nie patrzeć mu w oczy. Kiedy się pa-
niczka Konstancja z matką i siostrą. A dla jeszcze większego szyku
trzy wariatowi w oczy (taka wyszukana psychiatria późnorenesansowa),
towarzyszy im, między innymi dwórkami, kobieta z brodą (wiadomo,
można się zarazić, nawet przez portret.
18
Eryk podejrzewał, że Jan go chce zabić. (Chyba nie był aż takim
Wazowski? Sprawę wyjaśnił dla PAP dyrektor Zamku Warszawskiego,
paranoikiem, bo Jan go w końcu poczęstował skutecznie arszenikiem)
profesor Wojciech Fałkowski. „Dotarła do mnie informacja, że istnieje
i w swojej sypialni wykuł tajne przejście, schowane tak przemyślnie za
niezwykły dokument z precyzyjnie ustaloną datą 4 lutego 1619 r., za-
kasetonami za ścianą, że ani E. A. Poe, ani E.T.A Hoffmann, ani Conan
mykającą proces ukończenia przebudowy Zamku Królewskiego w War-
Doyle, ani nawet Lovecraft (doborowy zestaw z kilku epok) sprytniej
szawie, podjętej na zlecenie króla Zygmunta III. Tamta przebudowa
by tego nie wymyślili. Można było w każdej chwili w haftowanej
i rozbudowa nadała obecny kształt rezydencji królewskiej. Postanowili-
koszuli nocnej i szlafmycy z monstrualnym pomponem uciec z zamku
śmy wtedy w gronie muzealników poświęcić rok 2019 zamkowi”.
labiryntowym systemem korytarzy. Eryk był w ogóle spryciarzem (jak
Rodzice Zygmunta III Wazy, Jan i Katarzyna pochowani są w kate-
większość wariatów), ponieważ nie zgodził się nigdy, żeby Jan miał
drze w Uppsali. Trudno ich groby przeoczyć. W jednej z kaplic na
sypialnię bezpośrednio nad jego sypialnią, wychodząc z założenia,
ścianie z daleka widać wielkie malowidło przedstawiające ewidentnie
że Jan ani chybi coś by mu złego z góry zrobił: w stylu Paweł i Gaweł
panoramę renesansowego Krakowa. CRACOVIA, głosi zresztą napis
w jednym stali domu, etc.
pod spodem, są Sukiennice i jest Kościół Mariacki. Co tu dużo gadać,
Koniec końców Jan ożenił się z Katarzyną Jagiellonką, otruł Eryka
jako Polakowi jest mi miło, że w prominentnym miejscu najważniej-
i dzięki temu (w wielkim historycznym skrócie) można było jakiś czas
szej katedry w Skandynawii tyle miejsca poświęcono wymalowaniu
potem przenieść stolicę Polski z Krakowa do Warszawy. Stąd już nie-
Krakowa. Na wypolerowanej płycie w podłodze prosty napis głosi:
mal prawie prosta droga do „Rolki”.
„Catherina Jagiellonica”. Poniżej orzeł. Poniżej trzy korony i inskrypcja:
Co do arszeniku: na portretach kobiet z tamtego okresu widać, że
„Królowa Szwecji.” Na płycie leży często świeży wieniec z biało–czer-
miały blade twarze. Wcale nie dlatego, że w Szwecji słońce nietęgo
wonych kwiatów. W tej samej kaplicy, w ścianie wmurowano sarkofag
świeci, tylko dlatego, że w renesansie upiększano sobie cerę zajadając
Jana. Nad nim panorama Sztokholmu, a na grobie inskrypcja: „Jan,
arszenik i ołów. To wybiela skórę. Czasem wprawdzie wybiela osta-
Król Szwecji”. W tej samej katedrze leżą też Święty Eryk (nie należy go
tecznie, ale jeśli się arszenik zażywa w rozsądnych ilościach, świetnie
mylić z księciem Erykiem Paranoikiem) oraz wybitny mistyk i filozof,
to wpływa na cerę. Jan ewidentnie nie przestrzegał dawek względem
Emanuel Swedenborg.
brata, a może on go po prostu chciał upiększyć, wychodząc z założe-
Nie zajmujemy się tu jednak ani świętymi, ani filozofami, więc wróćmy
nia, że skoro go już pokarało paranoją, to niech chociaż będzie piękny
jeszcze na chwilę do nieodpowiedzialnych królów, komnatowych
i blady?
intryg, morskich wojen i nierozwiązanych tajemnic. Zygmunt III nie
Zanim to jednak nastąpiło, Gustaw Waza (czyli ojciec braci) uczynił
chciał się zrzec prawa do szwedzkiej korony i toczył o nią zacięte walki
Jana księciem Finlandii i Jan w związku z tym osiadł na zamku w Tur-
z synem Karola Sudermańskiego. Kto nie słyszał o Bitwie pod Oliwą,
ku, gdzie wraz z Katarzyną Jagiellonką, prowadził wystawne życie
która stanowiła integralną część tych rodzinnych zmagań?
dworskie. A tak zupełnie na marginesie: Polacy oferowali Janowi Annę
Najbardziej bodajże interesujące muzeum dotyczące polsko-szwedzkiej
Jagiellonkę, młodszą z sióstr, ale Anna była tak szpetna, że Jan błagał
historii znajduje się w samym centrum Sztokholmu, na wyspie
o Katarzynę, która Bogiem a prawdą też śliczna nie była. Jan i Kata-
Djurgarden. Z zewnątrz wygląda jak barak o dziwacznych kształtach,
rzyna prowadzili wystawne życie dworskie tylko do pewnego czasu,
ale wewnątrz kryje prawdziwy skarb. Ściany muzeum są po prostu
ponieważ Eryk Paranoik (wówczas jeszcze nieotruty) zdobył zamek,
skorupą chroniącą kruchego „Vasę”, na którego Szwedzi chuchają
pojmał brata z żoną i odstawił ich do Sztokholmu. Przez siedem lat
i dmuchają, i trudno im się dziwić. W 1628 roku królewski wojenny
trzymał Eryk Jana jako jeńca w pobliskim zamku Gripsholm, potężnej
galeon „Vasa”, uzbrojony jak żaden inny, chluba wszystkich okrętów,
budowli z czerwonej cegły, wzniesionej na okrągłej wyspie. Dzisiaj za-
galeon, który miał przechylić szalę zwycięstwa na stronę Szwedów za-
mek - jak większość zamków skandynawskich - jest imponujący, chłod-
tonął w dziewiczym rejsie, zanim na dobre wypłynął z portu. Z czasem
ny i wyniosły, blanki ma, wieże ma, zakamarki nader mroczne też ma,
pokrył go muł. Muł ponadto znakomicie okręt zakonserwował. Wrak
a wewnątrz wiszą na ścianach komnat portrety królów. Jakich królów?
wydobyto w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku.
A takich oto: Zygmunt August z buńczuczną miną i bujną czupryną,
„Czy to był spisek? Sabotaż? Kara boska? Niekompetencja? Głupota?
Zygmunt III Waza też z buńczuczną miną i mniej bujną czupryną,
Czy perfidia Polaków?” Te pytania wypisane są po szwedzku i po an-
a nawet Staś Poniatowski z obowiązkową osiemnastowieczną peruką
gielsku na jednej ze ścian i każdy zwiedzający musi odpowiedzieć so-
i poczciwą miną. To tutaj w jednej z baszt urodził się nasz Zygmunt III
bie na nie sam. W roku pańskim 1628 wszystkie przekupki ze starego
Waza, bohater „Sztokholmskiej rolki”, który był królem polskim, cho-
miasta, czyli z wyspy Gamla Stan, wszystkie gospodynie wywieszające
ciaż tak naprawdę chciał być królem Szwecji. Nie udało mu się jednak,
pranie na wietrze zadawały sobie właśnie takie pytania.
bo zbytnio promował katolicyzm w protestanckim kraju.
Tego na „Rolce” się nie zobaczy, w żadnym detalu, ale kiedy w roku
Po siedmiu latach niewoli Jan uciekł, uwięził Eryka, najpierw w zamku
1605 Zygmunt III Waza wjeżdżał w ślubnym orszaku do Krakowa, dni
w Turku w Finlandii, a potem w innych zamkach. I tak się bracia
Krakowa, jako stolicy były policzone. Zygmunt już od kilku lat coraz
zabawiali.
bardziej obsesyjnie myślał o odzyskaniu szwedzkiej korony. Chociaż
Napisałem o żonie Jana, ale chyba wypada dodać, że żoną Eryka
żony ściągał z południa, wzrok kierował ku północy. Z Warszawy było
była Karin córka Monsa, która pochowana jest w katedrze w Turku
mu bliżej, dlatego w 1619 roku Zamek Królewski stał się wazowską
w Finlandii. Kiedyś przez kilka dni z rzędu chodziłem do tej katedry,
rezydencją, a kilka lat później zaczęła się wojna polsko-szwedzka
siadałem w ławce przy grobowcu Karin i czytałem znaną powieść
o wpływy na Bałtyku. n
Waltariego. Poza Janem i Erykiem był i trzeci brat, najmłodszy - Karol Sudermański. Dla nas jest ważny, ponieważ to on walczył o tron z naszym Zygmuntem III Wazą. Zygmunt przegrał, dlatego stoi na kolumnie w Warszawie, a nie w Sztokholmie, i dlatego dzisiaj Szwecja jest protestancka, a nie katolicka. I dlatego, rzecz jasna, mamy w 2019 „Rok Wazowski” oraz „Rolkę sztokholmską” na wystawie. Ale właściwie dlaczego Rok
Zbigniew Białas – literaturoznawca-anglista, profesor nauk humanistycznych, prozaik i tłumacz. Autor powieści „Korzeniec”, „Puder i Pył”, „Tal”, reportaży „Nebraska”.
19
FELIETON
mAŁGORZATA STĘPiEŃ
świat powieści Olgi Tokarczuk
fot. Łukasz Giza
Tajemniczy i rozmaity
Olga Tokarczuk urodziła się w 1962 roku w Sulechowie na Ziemi Lubuskiej i tych stron (z przerwą na studia) nie opuściła prawie nigdy. mieszka niedaleko, we Wrocławiu, a czasem w swym domu w Sudetach, u podnóża Gór Sowich, w Krajanowie. ukończyła psychologię na uniwersytecie Warszawskim, pasjonuje się filozofią i metafizyką, stąd w wielu jej powieściach znajdziemy ślady fascynacji Carlem Gustavem Jungiem (np. „E.E”, czyli Erna Etzner, przejawiająca zdolności medialne główna bohaterka powieści, której akcja dzieje się w początkach XX wieku we Wrocławiu). Olga Tokarczuk jest bardzo czynna twórczo, ale też dydaktycznie. dzieli się doświadczeniem z adeptami pisarstwa na uniwersytecie Jagiellońskim i uniwersytecie Opolskim, gdzie prowadzi zajęcia związane z pisarskim rzemiosłem. Współorganizowała Festiwal Opowiadania i Noworudzkie Spotkania z Poezją. 20
Bardzo często okolice i kultura regionu Dolnego Śląska są tłem powieści Olgi Tokarczuk. Być może tajemnicze skarby Liczyrzepy przemieszane ze wschodnią mistyką przesiedlonej tu kresowej ludności Polski i głęboki czar starych Sudetów utopionych w przepastnych lasach stworzyły ten klimat tajemniczości przepływający przez twórczość pisarki? Wrażliwej literatce roją się niezwykłe opowieści, które zebrała w „Opowiadaniach bizarnych”. Bizarnych - znaczy dziwnych i niepojętych. Jak rzadko który twórca Olga Tokarczuk szybko zyskała sławę i uznanie krytyków i czytelników, choć to pisarstwo nie jest łatwe. Jego oryginalność sprawia jednakowoż odbiorcom wiele satysfakcji. Ot, choćby „Księgi Jakubowe”, które są efektem tytanicznej pracy pisarki. Sześć lat powstawało to historyczne dzieło dokumentujące życie Jakuba Franka, podolskiego Żyda, który jak Mesjasz poprowadził kilka tysięcy swoich pobratymców, tyle że ku chrześcijaństwu. Religia Jakuba Franka, którą tak poderwał Żydów, powstała
fot. Łukasz Giza
z kompilacji judaizmu, sabataizmu i chrześcijaństwa. Niektórzy mówią
Temat współistnienia i współodczuwania z naturą Olga Tokarczuk znów podej-
o Jakubie Franku mędrzec, niektórzy hochsztapler. Omamił Żydów swą cha-
muje w nominowanej tym razem w 2019 roku do Nagrody Bookera, powie-
ryzmą, posłannictwem i spowodował, że w 1759 roku Żydzi skupieni wokół
ści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Oryginalny tytuł jest cytatem
niego, tzw. frankiści, przyjęli chrzest. Z perspektywy czasu można frankistów
zaczerpniętym z Williama Blake’a, wielkiego mistyka, angielskiego poety, i malarza
nazwać silną, eklektyczną, posklejaną z różnych wierzeń sektą wymykającą się
z przełomu XVIII i XIX wieku. To powieść kryminalna z bogatym tłem moralnym
prawu. Historia to prawdziwa, choć niewielu znana. Dodatkowo, bogate tło
i ekologicznym. Przesłanie powieści jest najpełniej zredagowane przez autorkę:
obyczajowe osiemnastowiecznej Europy czyni tę powieść lekturą fascynującą.
„Solidarność ze zwierzętami, najsłabszym, najokrutniej traktowanym ogniwem
Każdego podnieca przecież odkrywanie nieznanych dziejów.
łańcucha władzy, jest symbolem sprzeciwu wobec patriarchatu”. „Prowadź swój
Rok 2018 przyniósł Oldze Tokarczuk Nagrodę Bookera za „Biegunów”
pług...” zawiera dla czytelnika wskazówkę, jak ocalić swoje człowieczeństwo
w tłumaczeniu Jennifer Croft. The Man Booker Prize jest wielce prestiżową
w coraz bardziej dochodzącym do głosu świecie przemocy. Mistycyzm Tokarczuk
nagrodą literacką przyznawaną pisarzom angielskim z United Kingdom oraz
staje w powieści w opozycji do kościoła, który kultywuje wybujały antropocen-
Zimbabwe i Irlandii od 1969 roku. Już nominacja do tej nagrody uważana
tryzm i bezwzględnie opowiada się po stronie człowieka czyniąc go dobrem
jest za wielkie wyróżnienie. Od 2005 roku ustanowiono nagrodę w szerszym
naczelnym, usprawiedliwiając nawet jego niecne uczynki.
zakresie i otworzono ją dla pisarzy świata anglojęzycznych lub przetłuma-
Nawiązanie tytułem powieści do Wiliama Blake’a nie jest przypadkowe. Anglik jest
czonych, dostępnych na rynku brytyjskim i światowym. W związku z tym
bowiem ulubionym autorem głównej bohaterki Janiny Duszejko, miłośniczki astro-
zmodyfikowano nazwę na The Man Booker International Prize.
logii, wiejskiej nauczycielki języka angielskiego i geografii. Duszejko jest emerytką,
Tematyka „Biegunów” bliska jest współczesnemu człowiekowi zagonionemu
która dorabia sobie stróżowaniem przy domkach letniskowych, żyje w harmonii
w natłoku obowiązków lub, podobnie nomadom, przenoszącemu się w po-
z naturą, kocha las, zwierzęta i walczy z myśliwymi udowadniając im okru-
szukiwaniu lepszej pracy, lepszych warunków życia. Tytuł powieści Tokarczuk
cieństwo i bezmyślność. Oczywiście spotyka się z niezrozumieniem, wrogością,
zaczerpnęła z religii prawosławia i jego odłamu – bieżeńców. Bieżeńcy
politowaniem dla jej dziwactwa. Oni są silniejsi. Szybko przekonujemy się, że tylko
(bieguni) wędrują stale w ucieczce przed wszechobecnym złem. Wierzą, że
pozornie. Nieuchronna kara za sprzeniewierzenie się prawu do życia każdej istoty
zgubią za sobą nieszczęście, wierzą, że będąc stale w ruchu robią coś dobre-
dosięga winowajców. Giną jeden po drugim. Tak chciały gwiazdy. Tak było w nich
go dla swego losu, szczęścia lub spokoju. To nie jest powieść podróżnicza,
zapisane, naiwnie usprawiedliwia wypadki Janina Duszejko. Wyolbrzymiona kara
ale powieść drogi, którą przemierzają jednostki w sobie tylko znanym celu
dla myśliwych jest w powieści oczywiście symboliczna, nie mniej adekwatna do
i z sobie tylko znanych pobudek. Psychologiczna warstwa powieści ma tu
biblijnego Mojżeszowego Prawa oko za oko, ząb za ząb. Prawa makrokosmicznej
solidną podbudowę filozoficzną jednak bez konkretnych odpowiedzi po co?
(że użyję tu nazewnictwa Kingi Dunin) natury, choć bezwzględne, obowiązują
dlaczego?, w jakim celu te wędrówki ludów, bo dla jednych są one oczywiste,
w okruszynie mikrokosmicznej, którą podarowała nam do życia potęga wszech-
dla innych zupełnie bezsensowne. Powieść ma charakter uniwersalistyczny,
świata. Powieść stawia pytania ogólnoludzkie, ważne i powszechne w dzisiejszym
jak zresztą większość utworów Olgi Tokarczuk. Taka literatura jest dziś najbar-
świecie. Kiedy osiągnęliśmy już wystarczająco wysoki poziom rozwoju, czas pomy-
dziej ceniona na świecie, nie zamyka się bowiem w wąskiej strefie interesują-
śleć o tych, których istnienie zależy od naszej empatii i mądrości. Obrazy sielskiego
cej nielicznych, lecz ogarnia problem wszystkich ludzi poszukujących swojego
i szczęśliwego życia w zgodzie z naturą kończące tę opowieść, są wskazówką
miejsca w życiu.
prowadzącą nas do odpowiedzi na pytanie o przyszłość rodzaju ludzkiego.
Podobnie uniwersalistyczny charakter ma powieść „Prawiek i inne czasy”.
Treść powieści wpisała się jak ulał we współczesny nurt krytyki myślistwa.
Olga Tokarczuk zachwyciła tu czytelników swoim niezwykłym współodczu-
Agnieszka Holland podchwyciła temat i wraz z Olgą Tokarczuk napisały scenariusz
waniem z naturą, w której egzystujemy razem ze zwierzętami i roślinami.
do filmu pod tytułem „Pokot”. Być może dlatego, że nad scenariuszem czuwała
Zachwianie równoważącego się systemu doprowadzić może do katastrofy,
autorka, udało się przenieść na ekran jej piękny język. Agnieszka Holland ze
której ofiarami będziemy my sami. To taka sprawdzona reakcja na akcję,
współreżyserką Kasią Adamik zaangażowały do produkcji wspaniałą obsadę,
znana wszystkim bajkowa nieuchronna kara za winę. Kinga Dunin – wielka
w której błyszczała doskonała Katarzyna Mandat wspierana przez Wiktora
erudytka, socjolog kultury, pisarka, tak recenzuje „Prawiek”: Tokarczuk udało
Zborowskiego. Przepiękne obrazy przyrody i wstrząsające zdjęcia pokonanych,
się stworzyć w „Prawieku” nieprawdopodobne wrażenie całkowitej jedności.
martwych zwierząt potęgują u widza wstręt do odrażających i bezmyślnych dzia-
Myśl i materia, subiektywne i obiektywne, natura i kultura, filozofia i codzien-
łań człowieka dążących do unicestwienia natury.
na praktyka, zmiana i powtarzalność – nic nie jest tu sobie przeciwstawione.
Mówią niektórzy, że nie jest możliwe przyznanie pisarce Nagrody The Man Booker
Wszystkie te kategorie przelewają się w siebie. Nie ma też sprzeczności
International Prize w 2019, czyli rok po roku. Nie nagroda jest jednak najważniej-
między mikrokosmosem naszego umysłu i makrokosmosem: nie ma więc
sza. Ważne, że powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych” powstała i po
świata niezależnego i oddzielnego od naszej świadomości, ani świadomości
wsze czasy będzie dowodem, że od całkowitego upadku godności i zatraty świata
oderwanej od wiecznych rytmów natury i bytu.
ratowaliśmy się jakoś. n
21
WYWIAD
Jazzowe impresje z Parku Północnego - rozmowa z Wojciechem Staroniewiczem. Z Wojciechem Staroniewiczem, czołowym polskim saksofonistą międzynarodowej sławy, spotkaliśmy się podczas trasy promocyjnej jego najnowszego albumu: “North Park”. Kompozytor, aranżer oraz saksofonista posiadający na swoim koncie bogatą dyskografię zarówno w zakresie autorskich albumów, jak i licznych projektów, w których wystąpił jako sideman, zdradził w rozmowie kulisy powstawania najnowszego projektu. mARTA RATAJCZAK Marta Ratajczak: Wojtku, przed kilkoma dniami na sklepowe półki trafiła Twoja dziewiąta już płyta autorska, której zarówno tytuł, jak i skład personalny każe nam wzrok skierować ku północy...? Jaka jest myśl przewodnia albumu, skąd taki a nie inny dobór muzyków? Wojciech Staroniewicz: Różne czynniki na to się składają, które, jak to w życiu bywa, zbiegają się w takim jakimś jednym kierunku i coś się dzieje - takiego częściowo może oczekiwanego, bo są pewne siły, które powodują, że robię właśnie to, a nie coś innego. Z drugiej strony - nieoczekiwanie wiele rzeczy się dzieje, tak nagle przychodzi, jakby z nieba. „North Park” to muzyka związana z Sopotem. Ja to tak czuję, gdyż przez ostatnie pięć lat miałem pracownię muzyczną w Sopocie tuż obok morza i tuż obok Parku Północnego. Jestem urodzonym sopocianinem i dla mnie to miejsce ma wielkie znaczenie. Coraz silniejsze są dla mnie te więzy. I, rzeczywiście, bardzo silna inspiracja płynęła z Sopotu, z tego miejsca, z tego co się tam dzieje, z tego jak ja odczuwam to miasto. A drugim czynnikiem, też bardzo silnie wpływającym na ten
NORTH PARK - okładka płyty
materiał, jest znajomość z Erikiem Johannessenem, z którym grałem przez 19 lat w zespole Loud Jazz Band. 19 lat! Pamiętam, jak zaczynał,
to był taki młodziak, chudy, patyk taki wysoki, a teraz poważny mężczyzna, ojciec dzieciom. No, ale nam się zawsze dobrze współdziałało na scenie, to był jakiś rodzaj bardzo dobrego porozumienia muzycznego i pozamuzycznego. Kiedyś pomyślałem, żeby nagrać nowy materiał, w niedużym składzie, zrobić coś nowego, pociągnąć ten wątek, który był na „Alternations”, w sensie koncepcji muzycznej i zapytałem Erika: „Słuchaj, a Ty byś chciał wziąć udział...? Ja bym sobie wyobrażał taki kwintet z puzonem, z Tobą.”. A on na to: „No oczywiście, dobrze!”. No i czas mijał jak zwariowany. Minęło wiele lat od tej rozmowy i, kiedy Erik jeszcze grał w Loud Jazz Band, powiedział do mnie kiedyś: „Wojtek, mieliśmy nagrywać, co jest?” Ja na to: „No tak, ale ja jeszcze nic nie zrobiłem!” /śmiech/. Nic nie przygotowałem. No i po tamtej rozmowie postanowiłem: „Dobra, realizujemy ten projekt i tę muzykę, właśnie pod kątem nagrania w takim składzie”. Wiedziałem też, że będzie Dominik Bukowski, ponieważ mamy wiele wspólnych działań,
Od lewej Dominik Bukowski, Przemysław Jarosz, Wojciech Staroniewicz, Erik Johannessen, Paweł Urowski. fot. r2r.
22
dobrze się rozumiemy muzycznie, myślę, że świetnie wręcz i chciałem, żeby był w tym.
Muzycznie natomiast myślę, że jest to kontynuacja tego, co było na „Alternations”, po prostu taką muzykę mam w sobie, to jest ta najbardziej moja muzyka. Zmieszanie jakiegoś nurtu środkowego, trochę może nawet z klasyki się coś pojawia, duża wolność, czyli pełne otwarcie na jakieś działania freejazzowe, sonorystyczne. W ogóle, nie chciałbym siedzieć jakoś w każdym z tych gatunków osobno. Mam ochotę to zmieszać, wydaje mi się, że tak jest ciekawiej. Ja nie znoszę nudy, musi się dziać. I wtedy się dzieje. Słuchacze ocenią, czy daje się tego słuchać czy nie. Współpracowałeś już z Erikiem w projektach Loud Jazz Band, nagrywałeś również i koncertowałeś z Dominikiem. Z Przemkiem i Pawłem spotykasz się jednak po raz pierwszy na scenie i w studio. Czy pisząc muzykę na ten album, miałeś już w wyobraźni ten konkretny skład? To niedokładnie tak było. Z Pawłem Urowskim spotykaliśmy się na jam
fot. Marta Ratajczak, od lewej Wojciech Staroniewicz, Erik Johannessen
sessions, nie graliśmy nigdy żadnej wspólnej muzyki, ale wiedziałem, że
podejście, bo wtedy ci muzycy się otwierają i dają naprawdę to, co mają
jest solidnym basistą, który będzie robił to, co powinien. I on to robi, ale
najlepszego. Są w tej wypowiedzi bardzo szczerzy. I z tego powstaje to,
wkłada też swoje jakieś sugestie i pomysły. To było wszystko, zwłaszcza
co jest na scenie, albo na płycie. Szczególnie na scenie, bo płyta jest taką
w fazie przednagraniowej, bardzo ważne. Zresztą, to samo dotyczy
konserwą, zapisem krótkiej chwili i nastroju, w jakim się jest w danym
Przemka Jarosza. A jeśli chodzi właśnie o Przemka, to długo nie mogłem
momencie. Natomiast na scenie to mamy burzę nastrojów...
sobie poradzić z decyzją kto ma grać na perkusji. Rozmawiałem na ten temat z Dominikiem. Właściwie wspólnie znaleźli-
Dominik Bukowski opisuje „North Park” jako „spotkanie przyja-
śmy rozwiązanie - a może Przemek...? Potem były, przyznam, pierwsze
ciół o różnych temperamentach muzycznych, których łączy chęć
próby i myślałem – „On gra zbyt skomplikowanie, ja sobie z tym nie
wyrażenia emocji poprzez muzykę”. Jak wyglądały przygotowa-
poradzę!” Musiałem się jego trochę nauczyć. Teraz już mam pewność,
nia do nagrań? Z tego co wiem, spędziliście czas w bardzo ma-
wiem gdzie jestem, wszystko się zgadza. Ale na początku - myślałem:
lowniczym miejscu, gdzie oprócz szlifowania dźwięku, wzmocni-
„Strasznie trudny sposób grania!” Przemek jest bardzo zaawansowanym
ła się chyba jeszcze bardziej wieź między Wami...?
perkusistą z olbrzymią wiedzą i to wszystko jest w jego muzyce. To może
Oczywiście, to było świadome. To było wyrafinowane działanie, że nie
być trudne, ale jednocześnie jest niezmiernie ciekawe. A więc - pewnego
nagrywamy w Trójmieście, gdzie mamy rodzinne sprawy do załatwienia,
rodzaju przypadek, ale tak miało się widocznie zadziać. Tym bardziej, że
a o czwartej muszę lecieć do urzędu skarbowego.... nie. Tak nie może
Przemek - wiadomo, jest z Wrocławia, więc tym bardziej decyzja, żeby
być. Musimy się oderwać od tego całego zgiełku i pójść do tego całego
wziąć jego, a nie kogoś, kto mieszka bliżej Trójmiasta nie była łatwa.
zgiełku jazzowego i wyprowadzić się gdzieś, żeby nas interesowało tylko to granie. To był naprawdę bardzo dobry pomysł. Studio Monochrom się
Muzycy z Twojego składu wspominają o Twoich olbrzymich
sprawdziło, chociaż to wiązało się z daleką podróżą.
pokładach pozytywnej energii, zaznaczając również, że jesteś wyjątkowym profesjonalistą. A jakim jesteś liderem? Czy w Two-
Poza świetną realizacją nagrań, którą zawdzięczamy właśnie
ich kompozycjach zapisane jest wszystko od początku do końca,
Studio Monochrom, album „North Park” to także doskonała
masz jakiś swój obraz, czy sporo miejsca zostawiasz swoim
oprawa wizualna. To Twoja pierwsza współpraca z Jackiem
muzykom na wkład własny w zakresie improwizacji?
Staniszewskim?
Mam swój obraz, ale często jest też tak, że mam tylko szkic. Ta muzyka
To nie jest nasza pierwsza współpraca. Ja bardzo lubię jego twórczość,
jest generalnie zapisana, to nie odbywa się na zasadzie że siadamy
bardzo mi się podoba, jest niezwykle uderzająca, wyrazista. Poza tym
i gramy, może nam wyjdzie jakaś melodyjka. Nie, to nie tak. Ja siedzę
Jacek potrafi bardzo dobrze chwycić sedno sprawy. On chce żeby mu
i móżdżę w domu, przy pianinku albo z saksofonem. Ostatnio właśnie
przysłać muzykę, słucha sobie tego i znajduje takie jakieś asocjacje
ciekawe pomysły przychodzą mi z saksofonu, bardzo mi się to podoba.
obrazowe, związane z muzyką. Bardzo to lubię, więc jestem bardzo
Czyli tak jakby ten instrument mi mówił, co mam zrobić. To jest ciekawe,
szczęśliwy, że się zgodził. Oprawa graficzna bardzo mi się podoba,
to jest mój najważniejszy instrument. To trudne pytanie, trudno, żebym
oddaje sopocki nastrój, szczególnie Sopotu poza sezonem.
ja się o tym wypowiadał, trzeba by kolegów zapytać, jakim jestem liderem. Na przykład Przemek Dyakowski twierdzi, że jestem bardzo twardy
Na albumie, poza saksofonem tenorowym, sięgasz także po
i że wszystko ustawiam tak, że jest zapięte na ostatni guzik. Ja jestem
sopranowy. Czy, poza oczywistą różnicą w barwie, korzystanie
przekonany, że nie zapinam na ostatni guzik. I pozostawiam wiele rzeczy
z saksofonu sopranowego daje Tobie jakieś inne w stosunku do
niedopiętych, ale wierzę w to, że się dopną.
tenorowego możliwości wyrazu artystycznego?
A jeśli chodzi o wolność: tak, daję muzykom bardzo dużą wolność, bo
Tak, zdecydowanie, chociaż jest traktowany przeze mnie trochę po
bardzo cenię wkład, jaki każdy z nich niesie ze sobą. Do grania jazzu
macoszemu. Przeważnie, kiedy biorę się do pracy z muzyką, mam ten
nie bierze się muzyka - wykonawcy, który wykona zadanie dokładnie to,
dylemat: sopran czy tenor. I sopran przegrywa.
które sobie wymyśliłem, że muszę zrealizować. W tej muzyce tego nie ma, to są osobowości. Ja patrzę na osobowość - no oczywiście, musi
A na jakim etapie powstawania utworu krystalizuje się w Twojej
dobrze grać - ale osobowość właśnie jest istotna, czy ta osobowość
głowie ten konkretny instrument?
będzie mi pasowała. Jak już się decyduję, że kogoś biorę, to biorę go
Podczas komponowania wiem już od razu, kiedy będzie sopran. Chociaż
w całości, ze wszystkim. I jestem przekonany, że jest to bardzo dobre
czasami, nie w tym projekcie, ale zdarzało mi się, że potem nie dawał mi
23
tego, co myślałem, że da i sięgałem po tenor. Ale z czasem to sie zmie-
to bardzo wyczulony, - jeśli pojawia się jakaś idea, to żeby robić to teraz,
nia, już coraz lepiej rozumiem sopran, ale i tak tenor wygrywa.
za wszelką cenę, bo to zniknie.
Poza wieloma autorskimi projektami, jesteś również cenionym
Wracając do projektu „North Park” - poza pięciorgiem muzy-
i rozchytywanym sidemanem, od 30 lat współtworzysz norwesko
ków, na materiałach promocyjnych projektu pojawia się także
- polską grupę Loud Jazz Band, współpracujesz także od dawna
dość niebywały gość. Zechcesz przybliżyć trochę postać Waszej
z sekstetem Włodzimierza Nahornego, koncertujesz też jako so-
maskotki?
lista z Polską Filharmonią Kameralną Sopot Wojciecha Rajskiego,
Do Parku Północnego bardzo pasuje. To była świetna historia. Był pomysł,
z którym nagrałeś genialną płytę „Tranquillo”. Jak to jest, kiedy
żeby wziąć do zdjęcia jakieś zwierzątko, ale w natłoku przygotowań nie
z głową pełną własnych projektów musisz pojawić się nagle
zostało to zrealizowane. Szliśmy akurat na sesję zdjęciową na Monciak
na scenie czy w studio, wchodząc w zupełnie inną dźwiękową
w Sopocie, patrzę: idzie para i pani niosła sowę, puchacza, chyba kauka-
rzeczywistość?
skiego, takie niepolskie zwierzątko. U nas też są puchacze, ale większe.
No, właśnie to jest dobre spostrzeżenie z Twojej strony. To jest ta cała
I to był moment, mówię: „Panowie, chwilę zaczekajcie”. Podbiegam do
trudność, że my musimy robić wiele rzeczy też z powodów czysto
pary i mówię: „Słuchajcie, robimy zdjęcia do płyty i ta sowa - to byłoby
merkantylnych, żeby się utrzymać. Łapiemy różne grania, akurat nie
po prostu super, można by?” - „Proszę bardzo”! No i sowa stała się
mówię o tych zespołach, które wymieniłaś, bo to chcę grać i to jest
członkiem zespołu. Ale, jak wiesz, odmówiła udziału w trasie…
wspaniała rzecz, ale różne poboczne rzeczy i ta nasza - (mówię o sobie, ale podejrzewam, że tak jest u wielu moich kolegów), twórczość często
Obserwując Twoją bogatą historię w zakresie współpracy z inny-
ma przerwy, czeka. Potem bardzo trudno jest wrócić, coś się zaczęło
mi czołowymi muzykami polskiej i zagranicznej sceny jazzowej,
komponować, jakiś utwór poleżał sobie miesiąc, a teraz nagle wracamy
zastanawiam się, czy jest jeszcze jakaś postać, z którą nie miałeś
do tematu. I myślisz: „O co mi chodziło? Jak w to wejść z powrotem?”
dotąd okazji zagrać, a byłoby to Twoim marzeniem?
Dlatego wszystko trzeba natychmiast zapisywać czy nagrywać, bo pomy-
Wiesz co, nie myślałem o tym, prawdę mówiąc. To jest pytanie, które
sły uciekają bezpowrotnie. Wielokrotnie tego doświadczyłem i jestem na
często powtarza się w świecie jazzowym, „dream team” - ja nie umiem na takie pytania odpowiadać. To nie jest moim celem - zagrać z kimś. Pewnie, że najlepiej zagrać z najlepszymi muzykami na świecie, ale może bym nie dał rady, kto to wie. Może być tak, że to by mnie związało i czułbym stres i by nie było dobrej muzyki. Myślę, że bardziej się koncertuję na tym, że - jeżeli mam pomysły, to żeby je zrealizować i pokazać moją muzykę, albo muzykę, którą ja przetworzyłem, tak jak w przypadku płyty „A’Freak-KomEdA Project:. To jest to dla mnie ważne i interesujące. „North Park” świętował premierę 8 marca tego roku. To całkiem niedawno, spoglądając na to, jak w niesamowitym tempie posypały się pełne zachwytu recenzje. Album pojawia się w stacjach radiowych, od razu po premierze wyruszyliście w wiosenną trasę koncertową, a z tego co wiem, to jeszcze nie koniec, bo po marcowej trasie planujecie koncerty również na kwiecień i maj...? Też mam takie odczucie. Jestem dobrej myśli. I mam też ochotę wkładać energię w ten projekt, bo czuję że jest dobrze, chłopaki też cieszą się z tego grania. Obserwując sukcesy, jakie odnosi „North Park” tuż po ukazaniu się albumu na płycie CD i z jakim entuzjazmem przyjmowani jesteście na scenach najlepszych klubów jazzowych, nie przychodzi mi nawet do głowy, czego by można Tobie jeszcze życzyć...? Bardzo proste pytanie – żeby szybciej załatwiało się koncerty. Żeby to nie trwało tak długo. Za dużo czasu to pochłania. To by było naprawdę spełnienie mojego marzenia. Dzwonisz, mówisz o co chodzi, powiedzą: dobrze, za tydzień powiemy tak czy nie. I mówią: tak czy nie. A tu jest pewien problem, myślę, że wszyscy muzycy cierpią z tego powodu. Tego więc Tobie życzę. A sobie i pozostałym odbiorcom – wielu okazji do spotkań z Twoim projektem na żywo. A na sam koniec podpowiedz, proszę, tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zaopatrzyć się w Twój najnowszy album – poza koncertami i sklepami z płytami, gdzie jeszcze można go zakupić? Album dostępny jest także na stronie wydawnictwa, Allegro Records.
fot. Przemysław Jarosz, od lewej Marta Ratajczak, Wojciech Staroniewicz
24
Dziękuję bardzo za rozmowę i do zobaczenia na trasie koncertowej! n
FILHARMONIA im. KAROLA SZYMANOWSKIEGO w KRAKOWIE I N S T Y T U C J A
KU LT U RY
Charles OLIVIERI-MUNROE
Dyrektor Artystyczny
W O J E W Ó D Z T WA Gabriel CHMURA
HABA PERCUSSION GROUP Natalia ŚLUSARCZYK Ryszard HABA Paweł WAJRAK Michał BIAŁKO
– skrzypce – obój
– organy
Adam WYGODA
I Dyrygent Gościnny
ANTONI WIT
Dyrygent Honorowy
XI
– dyrygent
– marimba, perkusja, kier. art.
Mariusz PĘDZIAŁEK
M A ŁO P O LS K I E G O
SPOTKANIA Z MUZYKĄ PERKUSYJNĄ
– marimba
26.05.2019 niedziela, godz.18.00
SALA KONCERTOWA FILHARMONII
W programie:
XENAKIS, MIKI, KOPPEL SKOCZYLAS, HARRISON
NADZWYCZAJNY KONCERT KAMERALNY
KIM Rafał BLECHACZ
Bomsori
skrzypce
fortepian
w programie:
Wolfgang Amadeus MOZART – Sonata F-dur KV 376 Gabriel FAURÉ – Sonata A-dur op. 13 nr 1 Claud DEBUSSY – Sonata g-moll Karol SZYMANOWSKI – Sonata d-moll op. 9
29.05.2019 środa, godz.19.30
SALA KONCERTOWA FILHARMONII
WWW.FILHARMONIA.KRAKOW.PL
fot. Harald Hoffman @ Deutsche Grammophon
Polka wśród najbardziej wpływowych managerów muzycznych świata Narodowa Orkiestra Polskiego Radia w Katowicach została przyjęta do międzynarodowej organizacji ECHO, skupiającej najlepsze sale koncertowe Europy. dzięki staraniom nowej dyrektor naczelnej i programowej, Ewy Bogusz-moore, NOSPR stał się częścią sieci 21 najbardziej opiniotwórczy instytucji w świecie europejskiej muzyki klasycznej. dołączenie do tego wyjątkowego klubu możliwe jest tylko na zaproszenie jednego z członków organizacji.
C
M
Y
CM
MY
CY
CMY
K
Chwila w której Ewa Bogusz-Moore ogłasza informację o przyjęciu NOSPR do sieci ECHO. fot. M. Bebłot
Barbican Centre w Londynie, wiedeńskie Musikverein oraz Konzerthaus, Concertgebouw w Amsterdamie czy Philharmonie de Paris – to tylko niektórzy z członków The European Concert Hall Organisation, czyli w skrócie ECHO, organizacji zrzeszającej najbardziej prestiżowe sale koncertowe Starego Kontynentu. Instytucje te pełnią szczególną rolę w nadawaniu tonu europejskiemu życiu muzycznemu i wytyczaniu nowych trendów w kulturze. Do tego grona właśnie dołączyła Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach ze swoją spektakularną salą koncertową, uznawaną za jedną z najlepszych na świecie pod względem akustycznym. W gronie 21 sal, składających się na sieć ECHO, NOSPR jest drugą instytucją z Europy Środkowo-Wschodniej, po budapesztańskim Pałacu Sztuk Müpa. Podobnie Ewa Bogusz-Moore – jest dopiero drugą kobietą wśród dyrektorów wszystkich tworzących ECHO instytucji. Warto dodać również, że NOSPR został zaproszony do sieci ECHO przez dyrektora Elbphilharmonie w Hamburgu, Christopha Lieben-Seuttera po wrześniowym koncercie NOSPR w Hamburgu. Dzięki dołączeniu do tak wyjątkowego klubu zyskujemy możliwość realnego kształtowania europejskiego życia muzycznego. Współpracując z instytucjami zrzeszonymi w ECHO jesteśmy w stanie częściej zapraszać do Katowic najlepsze europejskie orkiestry i vice versa, liczymy, że dzięki tej współpracy nasza orkiestra częściej będzie pojawiała się w najważniejszych europejskich salach i na największych festiwalach muzycznych. – mówi Ewa Bogusz-Moore. (mat. prasowe NOSPR)
27
FELIETON
Nasz Komeda
W pięćdziesiątą rocznicę tragicznej śmierci Krzysztofa Komedy – Trzcińskiego (27.04.1931 – 23.04.1969) trwa prawdziwy festiwal jego muzyki a uNESCO ustanowiła 2019 Rokiem Komedy. To niezwykła nobilitacja dla polskiego muzyka i kompozytora, ale także i dla naszego jazzu. diONiZy PiąTKOWSKi
auty & Truth”), Michaela Naury („Country Children”), Espena Ericksona („What Took You So Long”), Duke’a Pearsona („I Don’t Care Who Knows It”), Larsa Danielssona i Paolo Fresu („Summerwind”) a nawet takich gigantów jazzu jak Charlie Byrd („The Great Byrd”) czy Zoots
standardów, chętnie do swojego repertuaru włączają je nasi muzycy:
Sims („Zoot At Ease”). Z pewnością ewenementem jest włączenie do
„Astigmatic” grany jest dzisiaj przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego i
repertuaru Radio String Quartet kilku kompozycji Komedy i premiera
Wojtka Mazolewskiego, „Ballad For Bernt” w nowatorskiej interpre-
programu „Komeda & More” na festiwalu Ery Jazzu.
tacji Oleś Brothers, „Crazy Girl” rozbrzmiewa na płytach Wojciecha
Być może kompozycje Krzysztofa Komedy wymykają się jazzowym
Staroniewicza i Michała Urbaniaka, „Svantetic” interpretuje Leszek
aspiracjom muzyków na świecie, albo są zbyt słabo eksponowane
Możdżer. Niezwykle trudna „Kattorna” znalazła się zarówno w re-
jako standardy (jak jest w przypadku np. kompozycji innego, słynnego
pertuarze Czesława Niemena ( „Kattorna/ Pamflet Na Ludzkość”),
rodaka Bronisława Kapera). Z pewnością na muzyce Komedy ciąży
jak i Adama Pierończyka i Macieja Obary. Swoje autorskie albumy
znamię „muzyki filmowej”, a nie kompozytora jazzowego. Autor kilku-
„komedowskie” zrealizował Leszek Możdżer ( „Komeda”), Tomasz
dziesięciu „ścieżek dźwiękowych” do filmów, baletów i dokumentów
Stańko ( „Litania”) czy Simple Acoustic Trio Marcina Wasilewskiego
jest doskonale znany w świecie filmu, mniej jest odbierany – jak to ma
(„Komeda”). Rekordy popularności bije słynna ballada z filmu „Rose-
miejsce w kraju – także jako kompozytor i muzyk jazzowy. Faktycznie,
mary’s Baby” czyli kompozycja Komedy „Sleep Safe and Warm” grana
żaden inny polski jazzman nie wywarł równie ogromnego wpływu na
i śpiewana przez prawie wszystkich. Kompozycje Krzysztofa Komedy
nowoczesną, polską, muzykę jazzową, jak artysta z Poznania.
pojawiają się także na płytach polskich artystów rozrywkowych (np.
Choć jego muzyka jest, w formie i fakturze, muzyką jazzową – to
piosenek Komedy z tekstami Wojciecha Młynarskiego w wykonaniu
Komeda nie jest postrzegany jako artysta jazzu. Mówienie zaś,
gwiazd rodzimej estrady: od Ewy Bem po Ryszarda Rynkowskiego).
zwłaszcza w odniesieniu do światowej kariery o Komedzie, jako jazz-
Choć ta „komedowska” klęska urodzaju jest zdecydowanie domeną
manie, jest zatem sporym uproszczeniem. Krzysztof Komeda Trzciński
polskich twórców oraz wyrazem poszanowania, hołdu i zachwytu dla
był doskonałym kompozytorem, zgrabnie wplatającym jazz w swój
kompozycji wybitnego Poznaniaka, to już w repertuarze zagranicz-
muzyczno-ilustracyjny patos. Choć nigdy nie osiągnął wirtuozerskiej
nych artystów trudniej szukać „komedowskich” inspiracji. Zazwyczaj
techniki gry na fortepianie, to wypracował rozległy język muzyczny;
są to składanki realizowane przez polskich muzyków (np. Robert Ma-
własny styl: niezwykle romantyczną kompilację be-bopu, coolu-jazzu,
jewski wraz z Bobo Stensonem, Palle Danielsonem i Joey’em Barrone
awangardowej struktury free oraz niezwykłej słowiańskiej melodyki.
na płycie „Me One And Only Love” lub „Jazz At Berlin Philharmonic”
W prostocie, powściągliwości i oszczędnym, ale precyzyjnym doborze
Leszka Możdżera, Michaela Wollny’ego oraz Iro Rantala). Odnalazłem
środków wyrazowych znalazł Komeda siłę i wartości, które zadecydo-
także „komedowskie” kompozycje na płytach Joachima Kuhna („Be-
wały o niepowtarzalnym charakterze jego muzyki. n
Fotografie (Era Jazzu/Marek Karewicz)
W polskim jazzie wiele kompozycji Komedy na status kultowych
28
Światy się przenikają
FELIETON
mAREK BEBŁOT Jakieś piętnaście lat temu, nie wiedząc co to jest trip hop, natrafiłem na album „Dummy” formacji „Portishead”. Spodobała mi się ta muzyka. Zaraz potem udało mi się dostać koncertowe DVD Roseland NYC Live. Mogłem przyjrzeć się i posłuchać charyzmatycznej wokalistki Beth Gibbons. Filigranowa, czasem śpiewająca z papierosem w ręku. Był to dla mnie bardzo ciekawy i inspirujący czas, jeździłem wtedy do Lusławic i fotografowałem miejsce na ziemi Krzysztofa Pendereckiego. Teraz oglądam spot reklamowy promujący płytę z III Symfonią Pieśni Żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego pod dyrekcją Pendereckiego, a w nim skulona Beth Gibbons „przedziera” się przez bukowy labirynt w lusławickim parku. Niepokojąca muzyka Góreckiego, do tego labirynt, w którym można się zagubić, no i ten głos Beth. Dziennikarz „Guardiana” umieścił jej głos pomiędzy Billie Holiday a Schirley Collins. Hm, jakże różni się w sposobie śpiewania od jej klasycznych poprzedniczek. Szczerze mówiąc nie mam określonego zdania co do wydanej przez Domino Recording płyty „Beth Gibbons ‘Symphony No. 3 (Symphony of Sorrowful Songs)”. Myślami raz jestem przy utworach Portishead, innym razem mam przed oczami koncert w zakopiańskim Kościele Świętego Krzyża, gdzie Symfonią Pieśni Żałosnych dyryguje Henryk Mikołaj
gującego Krzysztofa Pendereckiego i przypominam sobie jak powstawał
Górecki, a śpiewa Zofia Kilanowicz. To był 1993 rok, w tym czasie Beth
wielki labirynt w Lusławicach. Wiem jedno, światy się przenikają. Nie
Gibbons pracowała nad albumem Dummy. Innym razem patrzę na dyry-
próbujmy zatem sprowadzać muzyki do jakiegoś wspólnego mianownika. Jeśli ona inspiruje i wzrusza zarówno tych, dzięki którym jest na czołowych miejscach brytyjskich i amerykańskich list muzyki klasycznej, jak i tych, którzy słuchają krystalicznego śpiewu Zofii Kilanowicz. Dziękuję za poznanie nowych światów. Tak swoją drogą jestem bardzo ciekaw, czy H.M. Górecki zaakceptowałby taką interpretację jego kompozycji. Znany był ze swojej stanowczości. Góreckiego już nie ma między nami, ale kompozytor kiedyś powiedział „Gdy ludzie umierają, pieśni śpiewają….”. Henryk Górecki: Symphony No. 3 (Symphony of Sorrowful Songs)Beth Gibbons And The Polish National Radio Symphony Orchestra Conducted By Krzysztof Penderecki Data premiery: 29.03.2019 Label: DOMINO RECORDING Materiał zdjęciowy dzięki uprzejmości Sonic Records n
30
XXXVIII Międzynarodowy Festiwal Muzyki Cerkiewnej
„Hajnówka 2019” w Białymstoku Organizator: Fundacja „Muzyka Cerkiewna” w Hajnówce Miejsce: Opera i Filharmonia Podlaska, Białystok, ul. Podleśna 2
PROGRAM FESTIWALU INAUGURACJA FESTIWALU 15 MAJA 2019 r. godz. 19.00 OTWARCIE FESTIWALU
KONCERT INAUGURACYJNY
w wykonaniu Państwowego Chóru Naddniestrzańskiego z Tyraspola (Mołdawia)
PRZESŁUCHANIA KONKURSOWE 16.05.2019 (czwartek) godz. 17.00
1. Dziecięcy Zespół „Mtatsmindelebi” – Tbilisi (Gruzja) 2. Chłopięca Kapela Chóralna „Orliata” – Zielenograd (Rosja) 3. Wzorcowy Chór „Raduga” Dziecięcej Szkoły Chóralnej - Baranowicze (Białoruś) 4. Chór „Łybid’” Dziecięcej Szkoły Muzycznej – Kijów (Ukraina) 5. Koncertowy Chór „Raduga” – Moskwa (Rosja) 6. Sofijski Chór Chłopięcy – Sofia (Bułgaria) 7. Młodzieżowy Chór „Adamant” - Ryga (Łotwa) 8. Chór „Warwica”– Warwa (Ukraina) 9. Chór Seminarium Duchownego – Witebsk (Białoruś) 17.05.2019 (piątek) godz. 17.00 1. Żeński Zespół Wokalny „Mironosice Subotica” – Subotica (Serbia) 2. Męski Chór Karelii – Pietrozawodsk (Rosja) 3. Chór „Gaudium” Uniwersytetu Wrocławskiego – Wrocław (Polska) 4. Vene Koorikapell - Rosyjska Kapela Chóralna – Tallin (Estonia) 5. Chór Archikatedry Warszawskiej – Warszawa (Polska) 6. Młodzieżowy Chór Państwowego Koledżu Muzycznego – Brześć (Białoruś) 7. Studencki Chór Uczelni Muzycznej – Żytomierz (Ukraina) 8. Mieszany Chór Uczelni Muzycznej– Ryga (Łotwa) 9. Chór Uczelni Muzycznej przy Państwowym Konserwatorium – Moskwa (Rosja) 18.05.2019 (sobota) godz. 15.00 1. Chór „Societas Cantica” - Vranov nad Topl’ou (Słowacja) 2. Żeński Chór „Akademia” Uniwersytetu Pedagogicznego – Odessa (Ukraina) 3. Chór „Medici Cantantes” Uniwersytetu Medycznego – Wrocław (Polska) 4. Kameralny Chór Państwowej Filharmonii – Astrachań (Rosja) 5. Chór „Cantores Minores Wratislavienses” – Wrocław (Polska) 6. Biskupi Chór Katedry Św. Ducha - Mińsk (Białoruś) 7. Kameralny Chór Filharmonii – Czerniowce (Ukraina) 8. Chór „Harmonious” Republiki Ghany – Akra (Ghana) 9. Kameralny Chór „Młada” – Perm (Rosja)
ZAKOŃCZENIE FESTIWALU 19.05.2019 (niedziela)
godz. 14.00 – WERDYKT JURY I WRĘCZENIE NAGRÓD godz. 16.00 - KONCERT GALOWY
XV Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca ZAWIROWANIA ul. Wspólna 61/101 00-687 Warszawa Informacja na temat rezerwacji biletów i oferty karnetów festiwalowych ttzawirowania@gmail.com 790 555 979 Projekt współfinansuje Miasto Stołeczne Warszawa Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Dokładny program i szczegółowe informacje ttzawirowania@gmail.com strona internetowa www.zawirowania.pl facebook www.facebook.com/zawirowania/ instagram www.instagram.com/ttzawirowania/
W 2019 roku Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca Zawirowania będzie miał charakter jubileuszowy – celebrujemy piętnastolecie naszej działalności! Z tej okazji zaprosiliśmy do Warszawy jeden z najbardziej znanych zespołów tańca na świecie, wyjątkową gwiazdę - Kibbutz Contemporary Dance Company z Izraela. „The Crossing” oraz „Looking for Asylum” to hasła towarzyszące tegorocznej edycji wydarzenia. Pierwsze z nich odnosi się do wielokulturowego spotkania i skrzyżowania tradycji. Hasło nawiązuje również do współpracy Teatru Tańca Zawirowania z indyjskim Navdhara India Dance Theatre, której owocem jest wspólny spektakl „The Crossing”. Projekt znajdzie się w jubileuszowym repertuarze festiwalu. Co więcej, będziecie mieli okazję zobaczyć występy zespołów reprezentujących skrajnie różne kultury z całego świata – Peru, USA, Włoch, Węgier, Singapuru, Izraela, Białorusi i Polski. Oprócz współpracy z Indiami, pokażemy efekty kolaboracji Teatru Tańca Zawirowania z zespołem Valerie Green/Dance Entropy z Nowego Jorku. Hasło „Looking for Asylum” odnosi się do poszukiwań w świecie różnych
kultur za pomocą tańca. Poza odniesieniami do migracji społecznej i politycznej, azyl to miejsce ucieczki od cywilizacji i problemów współczesnego świata. Azylem w znaczeniu artystycznym będzie współpraca międzynarodowa, umożliwiająca poznawanie nowych ludzi, otwierająca umysł pod kątem wrażliwości na inne kultury i inne pojmowanie świata. Wszystkie spektakle XV edycji festiwalu Zawirowania będą zahaczały o tematykę społeczną i psychologiczną, traktując taniec jako formę wypowiedzi. Jubileuszowa edycja festiwalu Zawirowania to miejsce prezentacji własnych i odmiennych wizji świata współczesnego – dla jednych będącego uosobieniem pełnej realizacji szczęścia, dla innych utożsamianego z zepsuciem. Jak zawsze przygotowaliśmy wyjątkowy repertuar, dodatkowo po spektaklach odbywać się będą spotkania z artystami, którzy podczas wizyty w Warszawie poprowadzą również warsztaty taneczne. Spektakle prezentowane będą w różnych lokalizacjach. Świętujcie z nami 15-lecie ZAWIROWAŃ!
Krzyżówka z filharmonią
Poziomo: 1. Chrisitian … - francuski projektant 2. Inaczej pokaz 3. Polski rysownik i satyryk 4. Wymagająca technika malarska 5. Krzysztof … - polski kompozytor i pianista jazzowy 6. Epoka kamienia łupanego 7. Tytan dźwigający niebo 8. Średniowieczny czeski duchowny – Jan … 9. Instrument dęty blaszany, inaczej róg 10. … Moreau – francuska aktorka 11. „Księgi …” – powieść Olgi Tokarczuk 12. Dawny środek uspokajający 13. Obejmuje obraz 14. Nauka zajmująca się przyczynami i istotą bytu 15. Japońskie danie z makaronem 16. Felix … -Bartholdy 17. Nad nim Jastrzębia Góra 18. Słynne muzeum w Amsterdamie Rozwiązanie
34
19. 20. 21. 22. 23. 24.
Polsko-czeska kraina historyczna Miasto Vivaldiego Stroi w zestawie hi-fi Inaczej bursztyn Ceramika wysokiej jakości Historyczna kraina Turcji, znana z ciekawych form geologicznych 25. Film w reżyserii Agnieszki Holland i Kasi Adamik 26. Ewa Jędryk - … - malarka Pionowo 1. Polski śpiewak z przełomu XIX i XX wieku 2. Ojczyzna kawy 3. Narzędzie ogrodnika i rolnika 4. Inaczej płyta gramofonowa 5. Zbiór praw, ustawa o podstawowym znaczeniu 6. Wielki, reprezentacyjny budynek 7. Pałac Cesarza Chin - ... Miasto
8. Roślina z fioletowymi kwiatami o charakterystycznym zapachu 9. Leśny owoc o czerwonej barwie 10. Syberyjski las 11. Koń szlachetnej krwi 12. Norweskie miasto zwane „Bramą do fiordów”, wpisane na listę UNESCO 13. Perski, egipski albo dachowiec 14. Narzędzie albo groźne pajęczaki 15. Jedna ze sztuk plastycznych 16. Pierwsza afrykańska republika 17. Miasto na Podolu na Ukrainie, w zakolu Dniestru 18. Stolica Toskanii 19. Majątek ziemski 20. Daniel .. – polski skrzypek, pierwszy koncertmistrz Filharmoników Berlińskich 21. Znawca, badacz psów 22. Domek Puchatka 23. Słynne muzeum w Madrycie 24. Nie śpi
dodatek
do dwumiesięcznika ArtPost
S
T
Y
L
E
www.artpost.pl facebook.com/melomanstyle
Galeria VIP AUDIO ROOM Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła
Legendarne wytwórnie
i ich fonograficzne arcydzieła miECZySŁAW STOCH
stereofoniczny mikrofon w Europie zwany „decca tree“. Od tego momentu nagrania realizowane przez Johna Culshawa sięgają zenitu. Pierwsze nagranie dla Decci zostało zrealizowane między 13 a 28
Podczas II Wojny Światowej angielski inżynier Arthur Haddy, zatrud-
maja 1954 roku w Victoria Hall w Genewie, a nagrano suitę sym-
niony w Decca Record Company ltd., wynalazł hydrofon hi-fi. Był to
foniczną „Antar” Rymskiego Korsakova z Orkiestrą Suisse Romande
specjalny mikrofon, który potrafił rejestrować bardzo niskie i bardzo
pod batutą Ernesta Ansermet. Było to oczywiście pierwsze nagranie
wysokie częstotliwości emitowane przez silniki łodzi podwodnych.
w systemie stereo w Europie.
Dzięki temu wynalazkowi można było rozpoznawać i lokalizować
Dzięki niezwykłej, audiofilskiej jakości nagrań Decca stawała się po-
niemieckie łodzie podwodne, które różniły się właśnie emisją czę-
woli królową wytwórni fonograficznych. Pionierskie nagranie
stotliwości. Zakres częstotliwości rejestrowany przez hydrofon od
tetralogii Wagnera „Pierścień Nibelungów“ w wykonaniu najwybit-
80 do 15000Hz oraz sygnał głośności 60 dB dał początek niezwykle
niejszych ówczesnych solistów, z Wiedeńską Filharmonią pod batutą
ralistycznemu systemowi nagrań dżwiękowych zwanemu ffrr – czyli
Georga Soltiego odniosła zarówno artystyczny jak i komercyjny
full frequency range recording, systemowi, który pozwalał nagrywać
sukces.
dźwięk z pełną częstotliwością. System ten stał się oficjalnie standar-
W epoce mono, kiedy Decca wprowadzała na rynek płyty z sygnatu-
dem dla wszystkich wytwórni fonograficznych już w roku 1950.
rą LXT przed numerem katalogowym, białymi krukami są nagrania
W 1946 roku próbowano zastosować ten system nagrywając Petru-
skrzypków; Emila Telmanyi – zięcia Nielsena – który używał bachow-
shkę Stravinskiego pod batutą Ernesta Ansermet, ale powierzchow-
skiego smyczka „Vega“, Mishy Elmana czy Christiana Ferrasa, którego
ny szum igły szurającej po szelakowej masie płyty na 78 obrotów,
interpretacja sonaty Brahmsa uważana jest jako wzorcowa. Wśród
całkowicie stłumił efekt bardzo relistycznie brzmiących nagrań.
nagrań wiolonczelistów poszukiwane są nagrania Zary Nelsovej,
Dopiero pojawienie się płyty długogrającej, zademonstrowanej po
Pierra Fournier, Maurice Gendrona czy Enrica Meinardi. Fantastyczne
raz pierwszy w Hotelu Astoria w Nowym Jorku w 1948 roku otwo-
dokonania dyrygentów Ericha Kleibera, Bruno Waltera, Eduarda Van
rzyło przed systemem ffrr niezwykłe perspektywy. Te dwa wynalazki
Beinuma, Hansa Schurichta, Hansa Knappertsbuscha czy Josepha
właśnie stanowią jedną z najpiękniejszych kart w historii fonografii.
Kripsa znajdują się na listach poszukiwań najbardziej zaawansowa-
Obdarzyły też ludzkość możliwością stworzenia sobie namiastki sali
nych kolekcjonerów. Podobnie z pianistami. Clifford Curzon, Wilhelm
koncertowej w zaciszu domowym. Wynalazek płyty długogrającej
Backhaus, Julius Katchen są obiektami pożądań speców od pianistyki.
to zasługa amerykańskiej Columbii, zaś możliwość nagrań w pełnej
Najcenniejszymi jednak rarytasami są płyty wytwórni Decca z epoki
częstotliwości zawdzięczany wytwórni Decca Record Company Ltd.
stereo opatrzone sygnaturą SXL. Koniecznie z numerem katalogo-
Nazwa Decca powstała z połączenia słowa Mecca z inicjałem logo
wym zaczynającym się od numeru 2001, bo numer 6001 oznaczał
firmy Dulcet. Firma ta produkowała gramofony na 78 obrotów,
drugie wydanie, czyli wznowienie. Wsród nich nagrania Ericha Kle-
opatentowane w 1914 roku przez firmę Barnett Samuel & Sons,
ibera, Ataulfy Argenta i Petera Maaga. Poszukiwane jest też oczywi-
zwane Dulcephone. Jeden z właścicieli firmy Willfred Samuel, który
ście pierwsze nagranie stereo „Dziadka do orzechów“ Czajkowskiego
był jednocześnie lingwistą, stworzył właśnie tę nazwę, sugerując się
w wykonaniu Ernesta Ansermet i Orkiestry Suisse Romande. Nie
fonetyczną łatwością wypowiedzi pod każdą długością i szeroko-
mówiąc o słynnym nagraniu Schuberta sonaty Arpegione z Rostropo-
ścią geograficzną świata. Firma, która całkiem dobrze prosperowała
wiczem i Brittenem.
została jednak sprzedana, a zakupił ją makler giełdowy Edward
W katalogu Decci znajdziemy niewątpliwie wiele arcydzieł fonografii,
Lewis. Wkrótce potem Decca wchłonęła również Brunswick Records
lecz aby to docenić trzeba by sięgnąć do oryginalnych pierwszych
i stała się drugą co do wielkości wytwórnią fonograficzną na świecie
wydań tej zacnej oficyny. Oczywiście Pan Marek Bebłot ma rację, że
ustępując miejsca tylko EMI.
nic nie zastąpi oryginalnej sceny akustycznej filharmonii czy opery.
W 1946 roku w szeregach realizatorów dżwięku w firmie Decca
W żadnym studiu nie odnajdziemy sakralnie nasyconego powietrza
pojawił się John Culshaw. Zrewolucjonizował on nie tylko system, ale
kościoła czy cerkwi, ale płyta analogowa jest najpękniejszą i najmilszą
i koncepcję nagrań – zwłaszcza muzyki symfonicznej i opery.
namiastką naturalnej sceny akustycznej, kreujący teatr wyobrażni
Poprzez zastosowanie niezwykłych efektów dżwiękowych i akustycz-
w naszym czasami skromnym zaciszu domowym. n
nych stworzył on coś w rodzaju „Teatru Wyobraźni“. W studiu nagrywał sceny na żywo, jak w teatrze lub w operze. Nagrywał od razu dłuższe sekwencje scen. Ruchomy mikrofon podążał za bohaterami poruszającymi się jak w spektaklu na żywo. Dodajmy, że w 1954 roku mikrofon został udoskonalony przez Arthura Haddy, Roya Wallacea i Kennetha Wilkinsona. Był to pierwszy
36
S
T
Y
L
E
Kupię płyty gramofonowe klasyka, jazz.
Tel.: 509 82 50 58
Philippe Herreweghe
i Isabelle Faust
w Krakowie
Prezentujemy hotele, które już podjęły współpracę z portalem:
• • • • • • • • • • • • • • •
Sofitel Grand Sopot Hotel Monopol w Katowicach Courtyard by Marriot Katowice Hotel Vienna House Easy Katowice Best Western Hotel Mariacki w Katowicach Q Hotel Plus Katowice Hotel Szafran w Czeladzi Q Hotel Grand Cru Gdańsk Q Hotel Plus Wrocław Art Hotel we Wrocławiu Radisson Blu Hotel Kraków Q Hotel Kraków Bronowice Q Hotel Plus Kraków Radisson Blu Hotel Hotel Chopin Sochaczew
W kalendarium znajdą Państwo między innymi wydarzenia z:
Filharmonia Narodowa w Warszawie, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach, Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu, Filharmonia Krakowska, Filharmonia Szczecińska, Filharmonia Śląska, Opera Śląska, Teatr Wielki-Opera Narodowa, Opera Wrocławska, Opera Krakowska, Filharmonia Łódzka, Filharmonia Pomorska, Opera Bałtycka, Sinfonia Varsovia, Sinfonietta Cracovia, Sinfonia Iuventus, Filharmonia Poznańska, Opera Królewska, Opera Kameralna, Filharmonia Bałtycka, AUKSO, Filharmonia Częstochowska, Filharmonia Poznańska, Amadeus, Filharmonia Kameralna Sopot, Polska Orkiestra Radiowa, Opera i Filharmonia Podlaska, Teatr Wielki w Łodzi, Teatr Wielki w Poznaniu, Opera Wrocławska, Opera Nova, wybrane teatry oraz imprezy organizowane przez agencje artystyczne.
Zapraszamy kolejne hotele i miejsca koncertowe do współpracy.
z Australii do Nowej Zelandii
4 dni od 3698zł
FILHARMONIA.PL