NN6T / NOTES NA 6 TYGODNI #154 / lipiec-wrzesień 2024
NOTES NA 6 TYGODNI
NR 154
LIPIEC–WRZESIEŃ 2024
ISSN 1730—9409
WYDAWNICTWO
BEZPŁATNE
Macarena Ruiz-Tagle Sunset Postcard, pocztówka pomiarów słonecznych drukowana na papierze z odzysku, wydanie II, 2023, fot. Franziska Strauss
Pocztówka wykorzystywana była podczas warsztatów, dotyczących światła i mroku w ramach projektu Modelowanie miasta. Dynamika różnorodnej przestrzeni, prowadzonych przez grupę projektową Centrala. Zapisz się na kolejne warsztaty poświęcone wodzie, wiatrowi, ziemi. Czytaj więcej na str. 69
NOTES NA 6 TYGODNI nakład: 2000 egz.
WYDAWCA
Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana
ADRES REDAKCJI
ul. Mokotowska 65/7, 00−533 Warszawa nn6t@beczmiana.pl
Kasia Nowakowska / patronaty Michał Podziewski / open call
REDAKTOR DZIAŁU BADANIA I RAPORTY Maciej Frąckowiak, maciej@beczmiana.pl
KOREKTA
Kacha Szaniawska
REKLAMA I PATRONATY
Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl
WERSJA ELEKTRONICZNA / PROJEKT
Michał Szota nn6t.pl
WERSJA PAPIEROWA / PROJEKT
Grzegorz Laszuk
DRUK
Read Me, ul. Olechowska 83, 92-403 Łódź
INFORMACJE I ILUSTRACJE W DZIALE „ORIENTUJ SIĘ” pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne. Drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji kulturalnych. Kontakt z redakcją: nn6t@beczmiana.pl
PREZESKA ZARZĄDU Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl
PRODUKCJA I KOORDYNACJA PROJEKTÓW
Konstanty Krzemień, konstanty@beczmiana.pl
Agnieszka Sural, agnieszka@beczmiana.pl
DEPARTAMENT DYSTRYBUCJI Ignacy Krzemień, ignacy@beczmiana.pl Bartosz Nowak, bartosz@beczmiana.pl
ZAMÓWIENIA, KONTAKT Z KSIĘGARNIAMI I WYDAWCAMI: +48 515 984 508 dystrybucja@beczmiana.pl
KSIĘGARNIE BĘC / ZESPÓŁ: Aleksandra Dąbrowska Kacper Greń Katarzyna Kołtunowicz Julia Nakonieczna Aleksandra Sowińska Ania Ziębińska (promo)
PROJEKT LOGO FUNDACJI BĘC ZMIANA Małgorzata Gurowska
27.09.2024 – 16.03.2025
wstęp wolny dsh.waw.pl
Dom Spotkań z Historią ul. Karowa 20 Warszawa
lajfstajlowy magazyn ty i ja
Dom Spotkań z Historią zaprasza na:
Zbyszko Siemaszko. Fotograf Warszawy
Latając nad
Warszawą
Fotografie Zbyszka
Siemaszki z lat 60. i 70.
do 08.09.2024
wystawę w budynku DSH (ul. Karowa 20, Warszawa) wstęp wolny 03–23.07.2024
wystawę plenerową (skwer ks. Jana Twardowskiego, Warszawa) wstęp wolny
organizatorzy:
partnerzy:
Studia niestacjonarne:
Architektura Wnętrz
Fotografia
Grafika Artystyczna
Grafika Projektowa
Studia podyplomowe:
Studium Pedagogiczne
Podstawy Projektowania Wnętrz Mieszkalnych
Grafika Projektowa
Grafika Artystyczna
Malarstwo
Projektowanie Efektów Wizualnych
Skale lokalności
W świecie po globalizacji wyraźnie widać tendencję ku jeszcze większej globalizacji. Różnica zasadnicza polega na tym, że ośrodek ciężkości nowego porządku światowego, który w tym przemieszczeniu się wyłania, nie jest już zlokalizowany na Zachodzie. Jednocześnie równie wyraźny zwrot ku lokalności nie jest jednorodny i znaczy różne rzeczy w różnych regionach świata. Utożsamienie się z tym lub innym kawałkiem ziemi musi iść w parze z koniecznością identyfikowania zjawisk, od których nie da się odgrodzić murem: zmiany klimatu, utraty bioróżnorodności czy niszczenia siedlisk w obrębie ekosystemów wykraczających poza granice lokalnych przynależności. Im tych przynależności jest więcej, tym większa nasza lokalność.
Michał Krzykawski – redaktor prowadzący
Nr 2/2024
Pismo dostępne w dobrych księgarniach i salonach EMPiK
Archiwalne i anglojęzyczne wydania czasopisma w wolnym dostępie: www.czaskultury.pl
Księgarnia internetowa: www.czaskultury.pl/sklepť
Instytucje wspierające: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Samorząd Województwa Wielkopolskiego i Miasto Poznań
Muzea potencjalne
Droga od domu do muzeum wiedzie przez meandry pamięci: wytwarzania pamięci i pamiętania, pamięci kanonicznej, konserwującej, ale i tej powołującej nowy porządek społeczny, wreszcie ścieżkom uwalniania się od pamięci, odpamiętywania i niepamiętania. Domy-muzea, zorganizowane wokół eksponatów, prowokują pytaniao sprawczość rzeczy i rolę instytucji w wytwarzaniu pamięci. Pałace-pegeery, będące wypadkową socjalistycznej rewolucji, skłaniają do refleksji nad alternatywnymi, oddolnymi skryptami korzystania z pałacu.
Sara Herczyńska, Justyna Szklarczyk – redaktorki prowadzące
Skale lokalności
invite your artistfriends to take part in the action/ Zaproś znajome osoby artystyczne do udziału w akcji.
ORGANIZATOR / ORGANIZER: PATRONAT
WYBRANE DYPLOMY AKAD E MII SZTUK PIĘKNYCH W WARSZAWIE SELECTED DEGREE PIECES OF THE ACADEMY OF FINE ARTS IN WARSAW
MIEJSCE /PLACE:
PAŁAC
CZAPSKICH
UL. KRAKOWSKIE PRZEDMIEŚCIE 5 00–068 WARSZAWA
GODZINY OTWARCIA /VISITING HOURS:
Wydarzenie dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury Co - funded by the Minister of Culture and National Heritage from the Culture Promotion Fund
Sztuki im. Jana Tarasina
Paweł Baśnik, Maciej Cholewa, Ewa Gola, Wiktoria Kucharczak, Katarzyna Olma, Zuza Piekoszewska, Maryna Sakowska, Mateusz Sarzyński
Umieranko
Galeria Sztuki im. Jana Tarasina pl. św. Józefa 5, 62-800 Kalisz
Kuratorki: Ida Dziublewska Gabi Skrzypczak
20.06 –24.08.2024
Galeria
Międzynarodowa wystawa z okazji 20. rocznicy przystąpienia Polski do Unii Europejskiej
21.06 — 01.09.2024
Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu ul. Mikołaja Kopernika 1
Muzeum Sztuki w Łodzi
22.05.2024 - 4.08.2024
Muzeum Sztuki w Łodzi ul.Ogrodowa 19
Patronat medialny:
14 lipca 2024, godz. 20:00
SPOTKANIE Z FOTOGRAFIĄ ZOFII RYDET I MUZYKĄ MARCINA MASECKIEGO PLAC ZABAW NAD WISŁĄ, WARSZAWA
Kolejne wydarzenie w ramach cyklu: spotkanie z archiwum Jerzego Kukuczki 4 sierpnia 2024, Plac Zabaw nad Wisłą
Wydarzenia organizowane w związku z wpisaniem zbiorów archiwów społecznych Zofii Rydet i Jerzego Kukuczki na Polską Listę Krajową Programu UNESCO Pamięć Świata
Więcej informacji: cas.org.pl
ORIEN N N 6 T
Afrotopie – główna wystawa festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie, praca nigeryjskiego fotografa
Wtym roku świętujemy 100-lecie surrealizmu. W światowe obchody wpisuje się polska wystawa Surrealizm. Inne mity. Ekspozycja pozwala prześledzić ewolucję tendencji i technik surrealistycznych od 20-lecia międzywojennego po współczesne realizacje, zapraszając do świeżego spojrzenia na tytułowy nurt jak na zjawisko globalne i wielowymiarowe. Narrację otwierają prace pierwszych polskich surrealistów należących do Zrzeszenia Artystów Plastyków Artes, m.in.: Jerzego Janischa, Marka Włodarskiego, Ludwika Lillego i Mieczysława Wysockiego. Następnie możemy oglądać dzieła twórców i twórczyń zainspirowanych sztuką francuską i nowoczesnym językiem plastycznym. To m.in. drapieżne realizacje Tadeusza Kantora i Marii Jaremy, organiczne malarstwo Erny Rosenstein, nieistniejące krajobrazy Kazimierza Mikulskiego czy oniryczne płótna Marii Anto. Widoczne są też fascynacje pozaeuropejskie związane z wydaniem Drugiego manifestu surrealizmu Bretona i zwrotem w kierunku systemów dalekowschodnich, ezoteryki, mitów i sztuki naiwnej. Takie impulsy zobaczymy m.in. u Jadwigi Maziarskiej, Zdzisława Beksińskiego, Władysława Hasiora, Teofila Ociepki i Urszuli Broll. Historyczny przegląd zamykają realizacje Polaków związanych z międzynarodową grupą Phases m.in.: Zbigniewa Makowskiego i Tadeusza Brzozowskiego. Całość dopełniają realizacje współczesnych artystów i artystek zainspirowanych wyobraźnią oraz intuicyjnymi poszukiwaniami swoich poprzedników i poprzedniczek.
Katarzyna Olma, Przejażdżka, 2021
Funeralia
J
an Jakub Kolski stworzył swoją etiudę Umieranko, gdy był jeszcze studentem. Historia przygotowującego się na śmierć chłopa, pozornie tak odległa dla młodego autora, zachwyciła i pokazała pokoleniową potrzebę powrotów do tematyki przemijania, reinterpretacji motywów funeralnych i dostosowania ich do aktualnej rzeczywistości. Taką funkcję pełni właśnie wystawa, której tytuł zaczerpnięto z filmowego obrazu Kolskiego. Umieranko to spojrzenie na zagadnienie śmierci okiem artystów i artystek młodego pokolenia. Jak wyobrażają sobie kres życia? Co ich fascynuje, co przeraża, a co zastanawia? Prezentowane prace mierzą się z materialnością i nietrwałością ludzi i przedmiotów. Roztaczają płonne marzenia o nieśmiertelności, przewidują okoliczności przejścia w zaświaty i możliwe scenariusze życia po śmierci. Łącząc żałobne motywy z cyfrową rzeczywistością, podejmują problem postżycia wirtualnej spuścizny, jaką po sobie zostawiamy i obrazują demitologizację śmierci, która przestaje być ostatecznością. Na wystawie zobaczymy m.in. mistyczne obrazy Pawła Baśnika, furtkę w zaświaty Macieja Cholewy czy rzeźbę Katarzyny Olmy przywołującą nie-ludzką perspektywę śmierci.
Mykomitologia i inne historie
Punktem wyjścia dla wystawy Przyleganie w Rondzie Sztuki jest praca Richarda Longa Kamienny krąg z 1977 roku. Klasyk land artu otrzymał właśnie tytuł doktora honoris causa Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Kuratorka Marta Lisok zaprosiła na wystawę artystów, którzy dziś działają w kontekście krajobrazu (m.in. Cecylię Malik, Agnieszkę Brzeżańską, Izę Tarasewicz). Szanują dziedzictwo swoich poprzedników, takich jak Long, którzy dokonali symbolicznego wyjścia poza mury white cube’a w naturę. Ale gigantyczna skala działań klasyków, a zwłaszcza ingerencja w krajobraz, jest już bardzo odległa od ich myślenia. To nowe podejście dobrze oddaje tytuł wystawy – Przyleganie, w którym zawiera się i bliskość, i czułość, współistnienie, współzależność, bycie w relacji. Wielu twórców wchodzi we współpracę z naukowcami, mikrobiologami. Sasa Spacal zafascynowała się grzybami, które naukowcy znaleźli na reaktorze w Czarnobylu, lata po katastrofie. Okazało się, że pewne gatunki mogą być pomocne w pochłanianiu promieniowania radioaktywnego. Opowiedziała więc w swojej MycoMythologii historie kobiet, które w ostatnim stuleciu narażone były na promieniowanie: od Radowych Dziewczyn, które w latach 20. XX w. za pomocą pędzelków nanosiły farby zawierające rad na zegarki i inne sprzęty potrzebne na froncie; po babuszki z Czarnobyla, które wracały do swoich skażonych domów. Zbudowała dla nich ochronny parawan z tych grzybów, a całą instalację pokazywaną na wystawie zatytułowała: Jak zrobić suknię dla Marii Curie.
ORIENTUJ SIĘ — SZTUKA I ŻYCIE
Silvia Noronha, z cyklu
Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie, projekt wystawy: Maciej Siuda Studio, 2024
Nowe rodzaje komfortu
Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie to wieloletni projekt artystyczno-badawczy, zainicjowany w 2022 roku przez Instytut Goethego w Warszawie, Fundację Bęc Zmiana oraz Centrum Kultury i Urbanistyki ZK/U z Berlina. Celem prowadzonych przez uczestniczące w projekcie instytucje działań, było zdefiniowanie nowych rodzajów komfortu, które w niedalekiej przyszłości będą odpowiedzią na ludzkie potrzeby w sytuacji ograniczeń i niedoborów. Punktem wyjścia była konieczność odejścia od komfortu opartego na eksploatacji paliw kopalnych i na wysokoemisyjnych technologiach. Jakie propozycje sformułowały pracujące w sieci interdyscyplinarnych lokalnych partnerstw Akademia Sztuk Pięknych Katowice, BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, Stowarzyszenie Media Dizajn (Szczeciński Inkubator Kultury) oraz Galeria Arsenał w Białymstoku, będzie można zobaczyć na wystawie podsumowującej projekt w katowickim Rondzie Sztuki. Dodatkowo przed otwarciem wystawy odbędzie się Tdzień Szczęścia – wydarzenia związane z tematem Laboratorium, a realizowane w ramach programu Europejskiego Miasta Nauki, jakim w tym roku są Katowice.
W czasie i przestrzeni
Nancy Holt jest ikoniczną postacią land artu. Doceniana za życia, jednak wciąż nieco w cieniu popularności swojego męża Roberta Smithsona. Dziś odzyskuje należną jej pozycję. Monograficzna wystawa w Gropius Bau pokazuje bogactwo mediów, w jakich się poruszała – od fotografii i wideo, przez wielkoskalowe instalacje po poezję konkretną. Najbardziej znaną jej realizacją są gigantyczne Słoneczne tunele (Sun Tunnels), które ustawiła na pustyni w Utah w latach 1973–76. Można przez nie obserwować zmieniające się światło i krajobraz, można się w nich schronić przed palącym słońcem. Ale dziś bronią się bardziej jej kameralne cykle, w których subtelnie wskazywała poszczególne elementy krajobrazu lub (już w latach 60.) śledziła ruch wody na ulicach miast. Pisała: Czuję, że potrzeba patrzenia w niebo – na księżyc i gwiazdy – jest bardzo podstawowa i tkwi w każdym z nas. Kiedy więc mówię, że moja twórczość jest uzewnętrznieniem mojej wewnętrznej rzeczywistości, mam na myśli to, że poprzez sztukę oddaję ludziom to, co już w sobie mają.
Jeśli wybieracie się na Nowe Horyzonty do Wrocławia, to zaplanujcie koniecznie wizytę na towarzyszącej festiwalowi wystawie Normana Leto. W 66P zajrzymy do dwóch pracowni artysty – w jednej powstaje film pod roboczym tytułem Pilot 9_11, w drugiej Norman Leto maluje obrazy sztalugowe. Złoży się to w opowieść o artyście, którego twórczość wymyka się klasycznym kategoriom. Siedem lat już minęło od premiery jego ostatniego filmu – Photonu – nagrodzonego m.in. na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Praca nad Pilotem 9_11, jak szacuje artysta, może zająć jeszcze kilka lat. To kolejne autorskie dzieło, tworzone w pojedynkę, poza systemem produkcji filmowych. Na wystawie Proof of Concept filmowe szkice, testy rozwiązań technicznych i fragmenty sekwencji zestawione zostaną z obrazami sztalugowymi (przy tworzeniu ich ikonografii artysta eksperymentował z generatorami sztucznej inteligencji). Pokaz zamyka wideo Sailor Update, One Decade Later [Vlog], w którym Norman Leto wraca do postaci głównego bohatera swojej zmistyfikowanej literackiej autobiografii i debiutanckiego filmu. Jak pisze kurator Stach Szabłowski to dialektyczna klamra spinająca bieguny, pomiędzy którymi rozgrywa się wystawa; dwie pracownie, dokument i fabularną fikcję, to, co fizyczne i to, co wirtualne, dyscyplinę pracy niezbędną przy realizacji projektów zakrojonych na całe lata i swobodny artystyczny gest.
Norman Leto, Trainspotter, olej na płycie pilśniowej, 2023
Żywe obrazy
Mariusz Waras, znany też jako M-City, to żywa legenda polskiego street artu. Do tego stopnia żywa, że wciąż zaskakuje i eksperymentuje. Stworzył około siedmiuset murali w ponad czterdziestu krajach, prowadzi Pracownię Street Artu na Wydziale Architektury i Wzornictwa gdańskiej ASP, a jego szablonowy styl rozpoznawany jest od pierwszego spojrzenia. Jednak coraz bardziej kuszą go nowe media i ich możliwości, eksperymenty z instalacjami przestrzennymi, badanie nowych terytoriów. Przekonamy się o tym na wystawie w Łaźni, gdzie stworzy żywe, multimedialne obrazy. Praca w głównej sali składać się będzie z projekcji 360 stopni, w której trójwymiarowe elementy będą reagować na obecność i ruch widzów w czasie rzeczywistym. Instalacja będzie wykorzystywać Unreal Engine, jedno z najbardziej zaawansowanych narzędzi do tworzenia trójwymiarowych środowisk. Doświadczymy też interaktywnej instalacji, wykorzystującej sztuczną inteligencję. Kamera będzie rejestrować widzów, następnie obraz będzie przepuszczany przez model AI, wytrenowany na pracach Warasa, a efektem będzie obraz publiczności w stylistyce M-City. Będzie można wchodzić w interakcję z dziełem sztuki i stać się jego częścią.
26.07–13.10
Mariusz Waras, Pętla / Loop
Pobawmy się Grande Pandore
Statystyki są niechlubne. Według rankingu Rainbow Map przygotowywanego przez ILGA Europe, Polska po raz piąty z rzędu jest najbardziej homofobicznym i transfobicznym krajem Unii Europejskiej. Ale sztuka queerowa ma się coraz lepiej, o czym możemy się przekonać podczas Miesiąca Dumy w CSW Kronika. Paweł Wątroba otworzył wystawę Get over it, na której zebrał prace odnoszące się do doświadczenia odmienności w sposób afirmatywny i optymistyczny (m.in. Oliwera Okręglickiego, Niko Płaczek, Adu Rączki i Sebulca). Natomiast Dom dla lalek to zaproszenie do intymnego świata dzieciństwa i domu rodzinnego. Tworząc od nowa własne dziecięce pokoje, Karolina Balcer, Iwona Demko, Adam Łucki i Małgorzata Mycek budują w przestrzeni galeryjnej dom dla lalek w skali rzeczywistej, w którym bawią się w siebie. Tu każda osoba może być Grande Pandore – naturalnej wielkości lalką, odgrywającą rolę wcześniej zakazaną przez rodzinę, szkołę, kościół czy społeczność lokalną. Tu można śmiało realizować swoje dziecięce fantazje, wymieść ból spod dywanu i odbyć swego rodzaju grupową terapię przez sztukę.
Wystawa Dom dla lalek, Iwona Demko, Pan Domu, czyli Man in action, 2019
Żywicielki
Wystawa Żywiciało to spotkanie wrażliwości dwóch artystek, którym los zwierząt nie jest obojętny. Na ekspozycji zobaczymy rzeźby Ewy Dąbrowskiej i Izy Jadach, które są głosem w debacie nad etycznym wymiarem masowej hodowli i trudnym losem zwierząt. Równolegle, twórczynie podkreślają międzygatunkową bliskość ludzi i nie-ludzkich bohaterów pokazu, odwołując się do macierzyństwa, wspólnego dla obu światów. Punktem wyjścia do prac Jadach jest zwierzęca głowa – znak rzezi, ofiary, trofeum. Artystka, odwołując się do wielowiekowej tradycji rzeźby, odwraca znaczenie symbolu, portretując znajome zwierzęta w sposób właściwy dla człowieka. Jej modelkami są samice, które osobiście poznała, a które obecnie mieszkają w azylach dla zwierząt hodowlanych lub z kochającymi je ludźmi. Rzeźbiarka z równą estymą odwzorowuje głowy, co zwierzęce wymiona w różnych kształtach i rozmiarach, łączy je w jedną bryłę i stapia z własnym ciałem, tworząc hybrydę kobietę-krowę. Po tytułowy motyw karmienia sięga też Ewa Dąbrowska, której Wszechkarmicielka jest maciorą o tysiącu sutków. Surrealistycznie wydłużona rzeźba karmiącej matki otoczonej przez młode jest opowieścią o trudach macierzyństwa, którego doświadczają zarówno kobiety, jak i zwierzęta.
Ewa Dąbrowska, Wszechkarmicielka
Gallery Weekend 2023, Sebastian Winkler oprowadza po swojej wystawie Prison Boys w galerii Pola Magnetyczne
Warszawska mapa sztuki
Ta formuła się nie starzeje. Z mapką w ręku wędrujemy od galerii do galerii, zwiedzając przy tym kawał Warszawy. I to nic, że wystawy trwać będą jeszcze przez kolejne tygodnie. Chcemy tej intensywności artystycznego maratonu, tych spotkań z ludźmi. Warsaw Gallery Weekend jest największym świętem sztuki nowoczesnej w stolicy. W tym roku odbędzie się już po raz czternasty. Galerzyści zawsze szykują na tę okazję coś specjalnego. Wernisażom często towarzyszą oprowadzania, spotkania z artystami, premiery książek, performanse. Rok temu w imprezie wzięło udział 37 prywatnych galerii. Tegoroczny program będzie nabierał kształtu przez wakacje, po szczegóły odsyłamy was więc na stronę WGW. Ale znamy już termin i zapisujemy w kalendarzach.
Warsaw
Podczas tegorocznej edycji FRINGE zobaczymy m.in. wystawę Milana Ciszewskiego w Serwisie (ul. Nowy Świat 41a), organizowaną przez fundację Vlep[v]net
Poza głównym nurtem
FRINGE przyglądamy się ze szczególną uwagą, bo wyławia nowe, niszowe galerie, przestrzenie sztuki, kolektywy artystyczne i niezależne projekty wystawiennicze. Jest raczej społecznością niż festiwalem czy „alternatywnymi targami”. Jego organizacja oparta jest na oddolnej współpracy i chęci wspierania działań, które nie są zorientowane na generowanie zysku. W tym roku podczas czterodniowego wydarzenia (równoległego do Warsaw Gallery Weekend) zaprezentuje się ponad 60 takich inicjatyw. To pokazuje, jak bogata jest warszawska scena artystyczna – ta elastyczna, spontaniczna, tworzona od podstaw – i jak dynamicznie się rozwija (dla porównania: w pierwszej edycji w 2022 roku wzięło udział 9 przestrzeni/projektów). Działania takie, jak FRINGE nie są koncepcją wyjątkową, istnieją od wielu lat na arenie międzynarodowej. Przyjęliśmy to jako sposób na zwiększenie widoczności i dostępności tego, co dzieje się poza głównymi kanałami współczesnej sztuki i kultury w mieście – mówi Kathryn Zazenski, założycielka Stroboskop Art Space, pomysłodawczyni FRINGE Warszawa. Dotacja ministerialna pozwoliła na ogłoszenie w tym roku otwartego naboru na prezentowane inicjatywy i dofinansowanie ich małymi grantami produkcyjnymi. W ramach FRINGE Warszawa 2024 odbył się już sieciujący panel dyskusyjny z udziałem KRAKERS Cracow Art Week w Krakowie, UNDERGDAŃSK w Gdańsku i Wrocław Off Gallery Weekend we Wrocławiu.
Kobiety wobec wojny
Wolelibyśmy, żeby tego tematu w ogóle nie było. Niestety kobiety na całym świecie nieustannie muszą mierzyć się z konfliktami wojennymi. Wystawa w Galerii Labirynt, przygotowana we współpracy z Galerią Artsvit z Dniepru, to kolejna odsłona ukraińskiej edycji projektu Secondary Archive Fundacji Katarzyny Kozyry, który ma na celu badanie i archiwizację sztuki kobiet, głównie środkowo- i wschodnioeuropejskiej, od II wojny światowej do czasów współczesnych. W marcu tego roku do platformy dołączyło 15 ukraińskich artystek. Katya Buchatska proponuje sadzenie drzew owocowych w miejscu lejów po rosyjskich pociskach artyleryjskich jako formę upamiętnienia. Olia Yeriemieieva na przekór wszystkiemu tworzy ciepły rodzinny album, wypełniony dokumentacją codziennego życia z przyjaciółmi. Marharyta Polovinko maluje krwią na papierze swoje doświadczenia ochotniczki ewakuacji medycznej na froncie. Olha Marusyn, która przez 10 lat nie jadła mięsa, uczestniczy w procesie zabijania koguta na rosół. Anna Ivchenko tworzy dźwiękowy zapis rzeki Irpień po wysadzeniu na niej tamy w 2022 roku. Bada skutki wojny dla ekosystemu i proces jego regeneracji. Viktoriia Rozentsveih za pomocą koronkowych serwetek czy zasłon próbuje stworzyć namiastkę domowego ciepła w obcym kraju. A polskie artystki nie pozostają obojętne.
Follow your flow
Do udziału w tegorocznej wystawie FLOW/PRZEPŁYW
zaproszeni zostali wszyscy artyści, którzy brali udział w tym projekcie w ciągu ostatnich ośmiu lat. Od 2016 roku, kiedy pierwszy raz Galar Solny wypłynął na rzekę. Na zaproszenie odpowiedziało ponad 60 osób.
Będzie się działo!
FLOW to płynąca rezydencja dla artystów/artystek, a także naukowców/naukowczyń i przyrodników/przyrodniczek, powołana do życia przez Agnieszkę Brzeżańską i Ewę Ciepielewską wraz z fundacją Razem Pamoja. To zaproszenie do wspólnego celebrowania dzikich rzek i nieludzkich bytów, o które musimy się zatroszczyć. Rzeka staje się tu punktem wyjścia do wspólnego bycia i działania osób twórczych, kuratorskich, aktywistycznych i społecznikowskich, by bez założonych z góry rezultatów i konieczności produkowania obiektów odświeżać ideę sztuki jako eksperymentu. To też ćwiczenie z innej ekonomii – z dzielenia się i wytwarzania niebędącego trybikiem obiegu finansowego ani struktur instytucjonalnych – tłumaczą kuratorki. Bardzo ciekawa jest ta forma wspólnego rejsu pod prąd, w którym wciąż zmieniają się prędkość i kurs, liczba uczestników, perspektywy i punkty odniesienia. Trzeba otworzyć się na przepływ. Wystawa, która jest efektem tej mobilnej przygody, podczas dwóch miesięcy swojego życia też z pewnością będzie się zmieniać i rozrastać.
FLOW to artystyczna mobilna przygoda, materiały Galerii EL
W kontakcie
z innym
Dorota Podlaska to niezwykle wszechstronna artystka – z największym sentymentem wspominamy jej projekty realizowane na Jarmarku Europa ze społecznością wietnamską. W swoim „malarstwie prywatnym” najczęściej podejmuje tematy dotyczące osobistego życia, emocji i ludzkich relacji. Mówi: „Nie adresuję swojej sztuki do szerokich tłumów. Pragnę opowiadać i wysłuchiwać indywidualnych opowieści. Adresatem mojej twórczości jest nie abstrakcyjna publiczność, lecz konkretny rozmówca. Wiele projektów zrobiłam we współpracy z innymi”. Na wystawie w TRAFO możemy premierowo zobaczyć akwarele z cyklu W przyszłym wcieleniu chcę być b-boyem (Dorota Podlaska śmieje się, że to wystawa o marzeniach starszej, pulchnej pani o tym, żeby kręcić piruety jak tancerze breakdance), a także Pamiętnik zarazy (2020), czyli pandemii Covid-19. Wystawę dopełniają wcześniejsze serie obrazów: Zadra (tu Podlaska odnosi się do swojej przeszłości w Afryce lat 80., gdzie pierwszy raz przeżyła szok kulturowy i zetknięcie z „innym”) i Everyday is Christmas o zwyczajach świątecznych w różnych krajach, który powstał na podstawie rozmów z emigrantami mieszkającymi w Düsseldorfie.
DO 11.08
Dorota Podlaska, bLUE-boy
Cyrkowe życie
Kabaret, cyrk, pantomima, commedia dell’arte. Silny makijaż, barwne kostiumy, przerysowane gesty. Julie Béna, francuska artystka od dłuższego czasu związana z czeską sceną artystyczną, w swojej twórczości skupia się na kreowaniu fantazyjnych i baśniowych światów równoległych. Estetyki te są artystce dobrze znane, ponieważ w dzieciństwie podróżowała z objazdowymi grupami artystycznymi jako aktorka dziecięca. Jednak teatralna sztuczność, alegoria i przesada nie są tutaj sposobem na ucieczkę od świata zewnętrznego, lecz stają się narzędziami do komentowania ważnych społecznych tematów. Jak mówi Béna: „Mamy za dużo rzeczywistości, potrzebujemy fantazji, potrzebujemy teatru, trzeba spojrzeć na rzeczywistość innymi oczami, choćby oczami dzieci”. Fantasy w PLATO Ostrava to pierwsza retrospektywna wystawa Bény. W każdej z czterech sal wystawowych widzowie przenoszą się do innego świata wyobrażonego i napotykają w nich różne postaci. Klauny, muzyczne maszyny-zabawki i ogromne metalowe rzeźby stają się naszymi przewodnikami po autobiograficznych opowieściach o relacjach rodzinnych, macierzyństwie, wypaleniu.
Julie Béna, Jízda na koních, fot. Martin Polák
Brakująca głowa
Twórczość Viktora Frešo koncentruje się na tematach tożsamości i relacji rodzinnych. Od 20 lat artysta prowadzi projekt Family Vintage, w ramach którego tworzy autoportrety, eksplorując własną historię rodzinną. Równolegle realizuje prace składające się z pamiątek i zdjęć bliskich, które poddaje modyfikacji, na nowo pisząc rodowe scenariusze. Jego sztukę cechują dowcip, wywrotowość, ironia, a jednocześnie dojrzałość i otwartość, z jakimi opowiada o skomplikowanych relacjach i zerwanych więziach. Wystawa The Missing Family Head stanowi wrocławską odsłonę projektu. Kluczem do ekspozycji jest brak fotografii, na której – ze względu na rozwód dziadków i rodziców – byłaby obecna cała rodzina twórcy. Ten brak, zarówno fizyczny, jak i emocjonalny, artysta wypełnia z charakterystycznym dla siebie humorem, preparując rodzinną pamiątkę. Fotografuje się z aktorami przypominającymi jego bliskich, innym razem maskuje twarze aktorów ich wizerunkami. Prace, choć żartobliwe i lekkie, dotykają spraw fundamentalnych. Są próbą przepracowania, naprawienia historii rodzinnej i głębszego zrozumienia samego siebie.
Victor Frešo, bez tytułu, 1989/2023
Nie chcę tego w kolorze
Henryk Kwiatek i Marta Kwiatek z Kwiaciarni Grafiki nazywają Esterę Mrówkę swoją sitocórą (odbywała w ich pracowni staż, podczas którego zaraziła się sitodrukarską zajawką).
Dlatego to ją zaprosili na ponowne otwarcie swojej siedziby – po zalaniu i remontach. Mrówka operująca czernią i bielą opowiada nie tylko o zero jedynkowej grze, którą nieustannie prowadzimy w codzienności. Ale również idealnie wpisuje się w binarny język techniki sitodruku. Gdzie siatka sita niczym życiowe decyzje przepuszcza farbę lub nie – pisze Kwiatek. Estera Mrówka jeździ na desce, zostawia swoje prace w ulicznym kontekście, bawi się skalą i formatami, jest osobą barwną i dynamiczną. Przez wiele lat w swojej sztuce swobodnie używała koloru. Ale dokonała zwrotu i w ostatnich pracach ogranicza się wyłącznie do czerni i bieli, co sprawia, że są jeszcze mocniejsze, trafiają w punkt. Pisze: Próbuję opowiedzieć o zwyczajności, codzienności, prostocie. Podglądam i podsłuchuję, aby tworzyć istoty, do których każdy z nas może się odnieść. Często jeszcze całkiem ludzkie (lub ludkowate), kiedy indziej zupełnie abstrakcyjnie, wylewające się, niekształtne. Mimo że kuszący wydaje się powrót do koloru (troszkę za nim tęsknię) i już za chwileczkę, już za momencik do niego wrócę (mamo!), to czuję, że jeszcze chwilę nie chcę tego w kolorze – mam tyle do powiedzenia w rysunku!
Estera Mrówka ze swoją serigrafią Na rowerze zawsze słońce
Zofia Krawiec, StOOpki, 2023–2024
W dystansie spaceru
Wrocławskie galerie w ramach Sceny Artystycznej festiwalu Nowe Horyzonty zachęcają, żeby wstać z kinowego fotela, rozciągnąć się i pójść na spacer. W Studio BWA Wrocław, Galerii Entropia i Krupa Gallery zobaczymy prace o praktyce, filozofii, kulturze, polityce oraz sztuce chodzenia. Zbiorowa wystawa KROKI / STEPS obejmuje filmowe dokumentacje performansów, instalacje, obiekty, fotografie, a nawet grę komputerową. Przechadzki po chaszczach (Krzysztof Maniak), pielgrzymki między metropoliami (Robert Kuśmirowski), spacery po wysychającej rzece (Mikołaj Szpaczyński) czy przejścia z bronią przez miasto (Francis Alys). „Chodzenie w wersji idealnej jest stanem, w którym umysł, ciało i świat spotykają się ze sobą, jak gdyby były trzema prowadzącymi rozmowę postaciami, trzema dźwiękami niespodziewanie łączącymi się w akord” – pisze Rebecca Solnit w książce Zew włóczęgi. Spróbujmy jak najmniej siedzieć.
/ STEPS
Nic nie wisi w próżni
Handle with care – pod takim tytułem odbywa się tegoroczna wystawa UpComing. Wybrane dyplomy ASP w Warszawie. Tym razem za koncepcję kuratorską odpowiedzialni są studenci i studentki II roku Wydziału Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich. Na ekspozycji zobaczymy wybrane realizacje absolwentek i absolwentów dziewięciu wydziałów: malarstwa, rzeźby, grafiki, konserwacji i restauracji dzieł sztuki, architektury wnętrz, wzornictwa, sztuki mediów, scenografii oraz badań artystycznych i studiów kuratorskich. Struktura pokazu odzwierciedla spojrzenie młodych na relacje wewnątrz sztuk i ich związek z rzeczywistością. Nie koncentruje się na konkretnych tematach prac, nie zawiesza ich w próżni. Przeciwnie, skupia się na ich wzajemnych powiązaniach, buduje warstwy, współzależności, podkreśla nieustanny proces ewolucji. Prezentowane dyplomy nie są jedynie efektem studiów na uczelni artystycznej, ale integralnym etapem twórczości, poszukiwaniem (również jako artysta, artystka) własnego miejsca w dynamicznie zmieniającym się świecie. Prace podejmują liczne wątki m.in.: znaczenie pamięci, relacje ciało-świat, ograniczenia czy nieskończoność. Wyrażają głęboką wrażliwość społeczną, odpowiadają na aktualne potrzeby, interpretują płynną rzeczywistość i przygotowują na nadchodzące zmiany.
Filip Musiał, Pion
Na haczyk
Najnowsza wystawa malarstwa Łukasza Korolkiewicza prezentuje obrazy powstałe od 1972 do 1975 roku. Osadzone w filmie, literaturze i muzyce tamtego czasu, wyrażają ducha epoki i materialną rzeczywistość, w której debiutował artysta. To płótna malowane nocą, szybko i intensywnie, przy sztucznym świetle i ciężkich, rockowych brzmieniach. Zbudowane intuicyjnie z przyswajanych słów, obrazów i dźwięków tworzą chaotyczną strukturę pełną enigmatycznych rekwizytów, zagadkowych bohaterów i na w pół realnych scenografii. W absurdalnych, groteskowych narracjach powracają wizerunki młodych dorosłych – karykaturalne przedstawienia dzieci w garniturach i eleganckich nakryciach głowy, palących papierosy. Wnętrza nowoczesnych apartamentów i scenerie niczym z amerykańskich przedmieść przesiąknięte są nastrojem filmów noir i literackimi fascynacjami. Nieoczywiste, pełne znaczeń, metafor i odniesień do kultury oraz ikonosfery epoki są jak tytułowa Przynęta, na którą Korolkiewicz skutecznie łowi uwagę widza.
Małgorzata Żerwe, Wyszywanki, fot. Maja Bieńkowska
Archiwum codzienności
Małgorzata Żerwe, artystka związana z trójmiejską sceną artystyczną, świętuje w tym roku 50-lecie pracy twórczej. Podsumowanie bogatej, wielodyscyplinarnej działalności autorki proponuje wystawa 69. Wątki Małgorzaty Żerwe. Ekspozycja zorganizowana jest w dwóch odsłonach – pierwsza, w Gdańskiej Galerii Miejskiej 2, stanowi chronologiczne i problemowe ujęcie sztuki jubilatki, druga, w formie instalacji site-specific w VL4, podejmuje próbę skatalogowania i zinterpretowania jej dorobku. Podczas pokazów zobaczymy zarówno wczesne prace malarskie i rysunkowe artystki, wielkoformatowe i miniaturowe tkaniny, jak i kolaże, obiekty asamblażowe oraz prace dźwiękowe, aż po najnowsze wyszywane realizacje. Dopełniają je artefakty pochodzące z osobistych archiwów twórczyni – przedmioty znalezione na pchlich targach, formy zaczerpnięte z natury, historie anonimowych lub znanych postaci, anegdotyczne zapisy ulotnych chwil, wrażeń i uczuć. Żerwe, niczym sprawny archeolog, odsłania je warstwa po warstwie, przywołując kolejne obrazy i treści. Jej Wątki, zaplecione zgodnie ze znaczeniem liczby 69, symbolizującej harmonię i nieskończoność, tworzą dossier (minionej) codzienności i są zaproszeniem do namysłu nad przemijającym światem.
Opowieści o wyspie
Duchowość jest istotnym elementem haitańskiego życia społecznego. Uwidacznia się w kontakcie z naturą, w religii, tworzeniu wspólnoty czy zaangażowaniu politycznym. Jej różnorodne oblicza prezentuje międzynarodowa wystawa Opór motyla: Haiti. Na ekspozycji znalazły się prace haitańskich i polskich artystów i artystek. To przede wszystkim narracje o historii, polityce, rytuale, tańcu i religii. Nie mogło zabraknąć wątków kolonializmu i barbarzyństwa dokonywanego na autochtonach przez Francuzów oraz odniesień do praktyk voodoo. Lokalną perspektywę przedstawiają realizacje powstałe w Haiti na przełomie XX i XXI wieku, które dziś znajdują się w polskich zbiorach. Nowoczesną i globalną interpretację wyspiarskiej kultury i tradycji proponują autorzy pochodzenia haitańskiego żyjący w diasporze. Podobieństwa na linii Polska-Haiti obrazują rodzimi twórcy i twórczynie (m.in.: Paweł Baśnik, Jan Dobkowski, Piotr Janas, Iza Tarasewicz czy Katarzyna Korzeniecka), którzy odwołują się m.in. do tradycyjnych polskich tańców ludowych i towarzyskich.
Jean-Ulrick Désert, Shrine Of The Divine Negress No 1, 2009, fot. Anna Zagrodzka, dzięki uprzejmości Galerii Studio
Pocałunki
z wierzbą T
ematem artystycznych eksploracji Krzysztofa Maniaka jest intymne doświadczanie natury. Artysta przeżywa ją bezpośrednio, całym ciałem, bez tworzenia barier ochronnych. Wtula twarz w płatki róż, całuje liście wierzby, przeczesuje palcami kępy traw i mości sobie legowiska w wysokich łąkach. Jego gesty – pełne czułości –wyrażają głęboką tęsknotę za poczuciem harmonii i bezpieczeństwa, jakie daje człowiekowi kontakt z przyrodą. Nie można ich jednak mylić z sentymentalnym powrotem do dzikiej natury. Twórca pozostaje w ubraniu, z całym bagażem dorobku ludzkości. Proces stawania się na nowo elementem przyrody bywa beztroski i idylliczny, ale równie często niewygodny, bolesny, niemal brutalny. Maniak przedziera się przez gęstwinę tarniny, tnąc kolcami ciało, zakopuje się w stogu siana, rysując skórę suchymi łodygami, czołga się po błotnistych bruzdach świeżo zaoranego pola, czy oblewa twarz miodem, pozwalając siadać na niej owadom. Jego bycie (z) naturą nie jest wybiórcze. Jest całościowe, pochłania go, zawłaszcza i staje się osobiste. Pomaga w tym sama przestrzeń – lasy, łąki i wzgórza rodzinnego Tuchowa, gdzie rozgrywa się większość działań. Dokumentujące je zdjęcia, filmy i obiekty prezentuje wystawa Przy ziemi. DO 31.07
Pamięć ciał rzecznych
Anna Kędziora bada ślady po człowieku w przyrodzie, odciśnięte w relacjach z istotami nie-ludzkimi, w nieożywionej materii miejsc i żywej tkance przyrody. Łączy pracę i badania w terenie, działania studyjne oraz poszukiwania archiwalne. Jej projekty dotyczyły m.in. relacji krajobrazu i władzy, krajobrazu i traumy, krajobrazu i straty. Wystawa Siły przepływu to najnowsza odsłona Riverbeds – długoletniego projektu artystki. Tym razem Anna Kędziora wchodzi w głąb rzecznych koryt. Zaprasza do wspólnego działania: budowania, obserwowania, dotykania oraz tworzenia relacji z rzeką. Projekt rozpoczęty w Kambodży, kontynuowany był w Polsce, we Francji i w Niemczech nad Środkowym Renem. Wykracza on poza jedną konkretną rzekę i obejmuje każdą – silnie regulowaną konstrukcjami wzniesionymi ludzką ręką. Artystka widzi w nich ciężko pracujące istoty nieludzkie, które są w stanie przetrwać nieustanne ingerencje ze strony człowieka. Siły przepływu to metaforyczna rzeka meandrująca wewnątrz galerii, której krajobraz mogą przekształcać widzowie.
Anna Kędziora, z serii Riverbeds
Fantastyczne uniwersum
Magdalena Shummer to artystka, która sztuki uczyła się sama. Maluje obrazy i tworzy wycinanki, sięgając po tematy biblijne (Arka Noego, Eden), sceny uczt i zabaw ludzi oraz zwierząt. Swoją sztukę lubi nazywać poetyckim realizmem – jest pogodna, kolorowa, ze świata fantazji. Ulubionym tematem malarskim autorki jest natura: koty, psy, małpy, ryby, ptaki, kwiaty, warzywa i owoce. Shummer umieszcza je w każdej pracy i nawet gdy znajdują się na drugim planie, z pozoru tylko towarzysząc człowiekowi, pozostają najważniejsze. Jak sama przyznaje, jej twórczość zrodziła się z potrzeby serca – warsztat miała pod ręką, dzięki mężowi, Wojciechowi Fangorowi. Fantastyczne uniwersum malarki odkrywa wystawa Świat nierealny, lecz poznawalny. Ekspozycja kontynuuje cykl pokazów prezentujących dorobek wybitnych artystów sztuki nieprofesjonalnej, który otworzyły monografia Nikifora i przegląd sztuki malarek warszawskich.
Wystawa Schronienie: dobrostan to podsumowanie dwuletniego międzynarodowego projektu artystyczno-edukacyjnego Schronienie – klimat, migracje, dziedzictwo. Jego celem jest włączenie się instytucji kultury w globalną dyskusję na temat ochrony dziedzictwa kulturowego i naturalnego w świetle największych współczesnych wyzwań – zmian klimatycznych i kryzysu migracyjnego. Jak pisał Baba Dioum, senegalski działacz na rzecz ochrony przyrody: „Ochronimy tylko to, co kochamy; kochamy tylko to, co rozumiemy; zrozumiemy tylko to, czego nas nauczono”. Dlatego wystawa proponuje holistyczne, otwarte i kreatywne podejście do rozumienia pojęć schronienia i dobrostanu. Spaja liczne wątki i perspektywy, snując wielowarstwową opowieść o wspólnym dziedzictwie i o współczesnych zagrożeniach, ale także o sposobach reagowania – utrzymywania i przywracania równowagi, tam, gdzie jej brakuje. Do stworzenia wystawy zaproszono polskich, norweskich i niemieckich artystów i artystki oraz międzynarodowe grono ekspertów i ekspertek zajmujących się ekologią, antropologią kultury i etnografią. Ich raporty stały się komentarzem do interwencji i realizacji artystycznych, inspirowanych budynkiem Spichlerza Opackiego, otaczającym go parkiem, kolekcją stałą muzeum oraz rzeźbami ludowych twórców z Pomorza. W wystawie wzięli udział m.in.: projektanci ze studia architektoniczno-badawczego Centrala, edukatorzy z Miejskiego Teatru Miniatura czy studenci i studentki architektury z Politechniki Gdańskiej oraz rzeźby i wzornictwa z Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.
Schronienie: dobrostan, fot. Anna Rezulak
Islandzka ucieczka G
dy w Paryskim splinie Charles Baudelaire usiłował nawiązać kontakt z milczącą duszą, poskutkowało dopiero, gdy postraszył ją wyprawą aż na sam koniec Bałtyku, z dala od wszelkiego życia, w monotonię mroku i zórz polarnych. Takim miejscem jeszcze sto lat temu mogła być Islandia. Właśnie stąd pochodzi czwórka artystów i artystek zaproszonych do drugiej odsłony projektu Gdziekolwiek poza świat Lato Site Specific – część 2. Poproszeni o reinterpretację tytułowego wiersza wyrażającego zmęczenie życiem w dużym, anonimowym mieście i naglącą potrzebę jakiejkolwiek zmiany, przedstawiają prace, które wychodzą daleko poza to, co realne, racjonalne, materialne i zbudowane na wyzysku oraz komercji. Cztery różnorodne strategie twórcze zaowocowały rzeźbami, instalacjami przestrzennymi i site-specific odwołującymi się nie tylko do utworu Baudelaire’a, ale i do historii, architektury i otoczenia orońskiego ośrodka. Helgi Þórsson na podstawie starej fotografii przywołuje uniwersum fantastycznych stworzeń budzących fascynację, ale i lęk. Ragnar Kjartansson w realizacji Bóg przenosi nas w metafizyczny świat pełen piękna, ale i bólu istnienia. Eva Ísleifs poruszona urokiem orońskiego parku stawia pytania o kontrolę i wyzysk natury przez człowieka, a Örn Alexander Ámundason w swoim performansie namawia do ucieczki od sztucznej, skomercjalizowanej, kapitalistycznej rzeczywistości w alternatywny, wewnętrzny świat.
Ragnar Kjartansson, Bóg, fot. Rafael Pinho
Naturokultura
Twórczość Doroty Buczkowskiej dotyka złożonej relacji natury i kultury, które artystka traktuje jak jedno. W tak skonstruowanej rzeczywistości umieszcza człowieka, jego potrzeby i wybory. Zafascynowana fizjologią roślin, procesami jakim podlegają, nieustającą cyrkulacją materii w przyrodzie, skupia się na ich życiu wewnętrznym. Tworząc z dala od miasta, otoczona na co dzień dziką roślinnością, bada ją wnikliwie, z subtelnością portretując korzenie, kłącza i bulwy. To, co pod powierzchnią, niewidoczne gołym okiem prezentuje wystawa Pejzaż wewnętrzny. Ekspozycja to nie tylko krajobraz gleby i zachodzących w niej procesów – rozmnażania, wzrostu, przetwarzania, gnicia, obumierania i odradzania się. To również metafora funkcjonowania człowieka w świecie. Zmienność, jakiej podlega świat biologiczny autorka zestawia z ludzką potrzebą przepracowywania własnej rzeczywistości. Jej obrazy to panorama tego, co powołujemy do życia, co przyjmujemy, a co odrzucamy jako niepotrzebne. Buczkowska zaprasza nas do myślenia o teraźniejszości w kategoriach nieustannej przemiany materii. Zachęca do refleksji nad tym, jak postrzegamy związek natury z kulturą i gdzie w tej relacji sytuujemy samych siebie.
Dorota Buczkowska, bez tytułu, z cyklu Oto rzecze Roślina, 2022
Królikokaczki odkryte, fragment komiksu, rysunki: Kacper Greń
Królikokaczki odkryte
Powstał ilustrowany przewodnik po bezdrożach postsztuki. Podstawą był wykład wygłoszony przez Kubę Szredera, zaangażowanego m.in. w Biuro Usług Postartystycznych, w czerwcu 2024 roku na Kontekstach. Kongresie Postartystycznym, zorganizowanym we Floating University w Berlinie. Przewodnik zabiera nas w podróż po relatywnie niezbadanym terytorium postartystycznej teoriopraktyki. Przewodniczką jest Królikokaczka – tajemnicze, choć sympatyczne stworzonko, którego naturalnym środowiskiem życia jest rozszerzające się pole sztuki. Królikokaczki swobodnie przemieszczają się na pograniczach sztuki i innych obszarów rzeczywistości. Wrodzona zmienność tych fantasmagorycznych zwierzątek, które niekiedy wyglądają jak kaczka, a czasem jak królik, spowodowała, że to właśnie królikokaczka stała się patronką Konsorcjum Praktyk Postartystycznych, luźnej sieci postartystów, zaangażowanych konceptualistek, aktywistów wyobraźni i zabłąkanych badaczek. Praktyki postartystyczne obejmują mnogość hybrydycznych działań, sytuujących się na pograniczu sztuki współczesnej, antyautorytarnych protestów, kolektywnej samoorganizacji, feministycznej pracy u podstaw i ekologicznie zorientowanego aktywizmu, które wyłoniły się w Polsce na przestrzeni ostatniej dekady. Komiks, który powstał na zamówienie Fundacji InSitu, będziemy prezentować w odcinkach na łamach NN6T już po wakacjach.
Radykalny wypoczynek
Minął rok akademicki, ogłaszamy przerwę w nauce! Skończył się intensywny czas produkcji – wytwarzania kolejnych prac i projektów w odpowiedzi na oczekiwania wykładowców. Nadchodzi czas bezproduktywności, można by nawet powiedzieć – nudy. Ennui, czyli egzystencjonalna forma nudy, oznacza pasywność, a może raczej wolność? Najleniwszy filozof, Martin Heidegger, uważał, że rozrywki życia codziennego jedynie nas rozpraszają. Dopiero nuda obnaża iluzję, a zrodzona z nudy pustka i nicość daje przestrzeń dla autentyczności. Filozofia narodziła się z nudy! Swego czasu Aleksandra Gordowy radziła, by przynajmniej trzydzieści minut dziennie poświęcić na nicnierobienie. W ramach tegorocznych warsztatów studenckich OSSA, zamiast intensywnej pracy organizatorzy zaplanowali wypoczynek w sanatorium. Czy jesteśmy gotowi na to, co narodzi się z bezczynności młodych architektek i architektów?
Iwonicz Zdrój, sanatorium Mały Orzeł, fot. Przemek Kubicz
Todd R. Forsgren, Postindustrialny Eden, ogródek działkowy w Gdańsku, 2014
Małe enklawy ogrodnicze
Wświecie skupionym na pędzie, technologii i optymalizacji pracy warto czasem pojechać na działkę. Właśnie tam zabiera nas Nomus swoją wystawą Postindustrialny Eden. Amerykański fotograf Todd R. Forsgren, specjalizujący się w tematyce zmian klimatu i jego wpływu na sprawiedliwość społeczną, redefiniuje to, co miejskie i wiejskie, co globalne i lokalne. Na wystawie znajdziemy nasze rodzime ROD-y, Zahrádkářská osady czeskich sąsiadów, ogródki warzywne wpisane w mongolskie stepy, japońskie Shimin Noen czy kubańskie Organopónicos. Forsgren fotografuje je już prawie 20 lat. Niektóre mają funkcję czysto praktyczną – zapewniają jedzenie ich właścicielom – inne bardziej rekreacyjną. Wszystkie łączy intymna relacja człowiek – przyroda. Wystawa porusza też kwestię sprawczości ekologicznej człowieka, który w obliczu rosnących cen żywności decyduje się powrócić do pierwotnej uprawy na własną rękę, a także tworzy sposobność do refleksji czy ogródki działkowe, nie tak dawno spisywane na straty, nie staną się jeszcze ważniejsze w dobie wykluczającej industrializacji.
5.07–29.12
Klubowa gorączka
Po 1989 roku w Warszawie możliwe było wszystko. Transformacyjną frywolkę, zmiany gospodarcze, społeczne i polityczne na swój nieoczywisty sposób odzwierciedlała warszawska scena klubowa. Niezależne, autorskie inicjatywy powstawały wtedy jak grzyby po deszczu, połączone pionierską energią, poczuciem wspólnoty i euforii. Filtry, Fugazi, Paragraf 51, Piekarnia czy CDQ były nie tylko miejscami koncertów i imprez, ale też kolebkami organizacji pozarządowych i tworzących się ruchów społecznych. Promowały kulturę niezależną – teatr, literaturę i sztuki wizualne. Inkluzywne i oryginalne, oddawały klimat transformacyjnej gorączki i choć często znikały z mapy stolicy równie nieoczekiwanie, jak się pojawiały, na długie lata określiły charakter warszawskiego clubbingu i stołecznej sceny muzycznej. Opowieść o tamtych czasach i historii miasta z perspektywy klubowej proponuje wystawa Euforia. To subiektywny przegląd ikonicznych miejscówek okresu przemian – klubów i klubokawiarni – i związanych z nimi zdjęć, materiałów wideo oraz druków: plakatów, biletów czy zinów nigdy wcześniej nieprezentowanych publicznie. Wśród ikonicznych, choć efemerycznych inicjatyw znalazły się m.in. legendarne Fugazi, przestrzeń muzyki niezależnej, świadek debiutu Wilków, powrotu Maanamu i początków WOŚP-u czy pionierskie Filtry, które dały Warszawie muzykę elektroniczną, pierwsze imprezy techno, klubowe rave’y i DJ-ów rezydentów. Do tego Alfa i Paragraf 51 związane z polskim środowiskiem hip-hopowym, gdzie oprócz koncertów i setów cyklicznie odbywały się pokazy breakdance i bitwy MCs. To również historia klubowego mainstreamu, miejscówek takich jak Piekarnia czy CDQ, które przyciągały tłumy przemyślanym, zróżnicowanym line-upem i występami gości z zagranicy oraz nowego rodzaju lokali – klubokawiarni Le Madame czy Chłodna 25, które nocą były miejscem imprez i koncertów, a za dnia przestrzeniami dyskusji, warsztatów, wystaw, pokazów filmowych i aktywności politycznej; ośrodkami inicjatyw społecznych i artystycznych, które dziś w dużej mierze kształtują kulturę i politykę Warszawy.
Biuro Klubu Fugazi, Waldemar Kruk, Adam „Filip” Książek, Piotr Wolfram, 1992, fot. Piotr Wolfram
Funkcjonalna rzeźba
Alina Ślesińska – uczennica Xawerego Dunikowskiego – pracowała w wielu mediach i śmiało przekraczała granice między rzeźbą i architekturą. Dla wielu w sposób zbyt kontrowersyjny. Dziś patrzymy na jej dzieła inaczej, widzimy jak bardzo były wizjonerskie i wyprzedzające swoją epokę. W latach 50. i 60. Ślesińska była niezwykle popularna. Po 1967 roku zupełnie zniknęła z pola widzenia (z różnych powodów – zdrowotnych, politycznych), a przecież wciąż tworzyła. Monograficzną wystawę artystki mogliśmy oglądać w 2007 roku w Zachęcie. Najnowszy pokaz – w Muzeum Rzeźby w Królikarni – skupia się na architekturze. W jednym z wywiadów artystka powiedziała: Dlaczego domy mają być zawsze pudełkami? Rzeźbiarz powinien im nadać bardziej zindywidualizowane kształty, wpływać na wizje miast. Współczesną rzeźbę wyobrażam sobie jako sztukę użytkową. Funkcjonalną rzeźbą może być architektura. Ślesińska tworzyła przyjazne, sprzyjające kreatywności przestrzenie, w duchu Formy Otwartej Zofii i Oskara Hansenów. Jej propozycje do dziś oddziałują na wyobraźnię odbiorców i projektantów. Kuratorka Alicja Gzowska zaprosiła do wzięcia udziału w wystawie współczesnych architektów, którzy pokazują, że wizje Ślesińskiej stają się możliwe. Jeden z nich – Maciej Siuda – ma dziś pracownię w dawnym studio Ślesińskiej przy ul. Hożej. Odwiedzimy ją w trakcie trwania wystawy.
SIĘ — ARCHITEKTURA I MIASTO
ORIENTUJ
ORIENTUJ SIĘ — ARCHITEKTURA I MIASTO
Ślesińska, Propozycje dla architektury, 1972, dzięki uprzejmości rodziny
I MIASTO Weekend w Opolnie
Zgromadzenie Weekend ze sztuką w Opolnie-Zdroju to kontynuacja długofalowej współpracy pomiędzy Biurem Usług Postartystycznych a społecznością Opolna-Zdroju – dawnej miejscowości uzdrowiskowej, graniczącej z odkrywką Kopalni Węgla Brunatnego Turów, gdzie w 1971 roku odbył się pionierski, pierwszy w historii sztuki polskiej, ekologiczny plener artystyczny zatytułowany Ziemia Zgorzelecka 1971: Nauka i sztuka w procesie ochrony naturalnego środowiska człowieka. Nawiązując do tego historycznego wydarzenia, od 2021 roku grupa twórczyń, aktywistów, pracowniczek kultury i badaczy związanych z BUP prowadzi w miejscowości działania artystyczne, edukacyjne i kulturalne, wspólnie z mieszkańcami oraz ruchami klimatycznymi działającymi w regionie. W ciągu ostatnich lat nad odkrywką Turów odbyły się m.in. zgromadzenia artystyczne OPOLNO 2071 i Opolno to przyszłość! oraz rezydencje badawcze i artystyczne. Osoby związane z BUP przyjeżdżające do Opolna-Zdroju używają artystycznych narzędzi i twórczej wyobraźni, by wesprzeć mieszkańców w dyskusji na temat nadchodzących zmian oraz wytworzyć wizję wspólnej, zielonej i sprawiedliwej przyszłości dla całego regionu. Ostatecznym celem współpracy pomiędzy BUP i społecznością miejscowości jest stworzenie eksperymentalnego przewodnika po Opolnie-Zdroju i okolicach oraz spełnienie największego marzenia sołtyski Ani Wilczyńskiej — otwarcie na miejscu centrum kultury i rezydencji artystycznych.
ORIENTUJ SIĘ —
Plener OPOLNO 2071, fot. Alicja Kochanowicz
Modelowanie mikroklimatów
Zapraszamy (my – Bęc Zmiana) na warsztaty architektoniczne wzmacniające kompetencje mieszkanek i mieszkańców Warszawy w reakcji na skutki zmian klimatu w naszym najbliższym otoczeniu. Prowadzone przez grupę projektową Centrala będą zorganizowane w rytmie pór roku i skupione na tematach: światło, woda (24–25.08), wiatr (5–6.10) i grawitacja/ ziemia (23–24.11). W czasie dwudniowych spotkań zostaną podjęte takie wątki, jak: możliwość kształtowania przez wspólnotę mieszkańców mozaiki mikroklimatów; bioróżnorodność, termodynamiczne współzależności różnych form życia; wpływ materiałów, z jakich zbudowana jest Warszawa, na tworzenie komfortu zamieszkiwania; rozwój mikrometeorologii, kreowanie architekturą kontrastów termicznych, ruchów powietrza oraz pary wodnej; rola cieków wodnych, stawów miejskich i Wisły; możliwość wpisania wzmacniania mikroklimatów do wytycznych inwestycyjnych na terenie Warszawy. Warsztaty odbywają się w ramach projektu Modelowanie miasta. Dynamika różnorodnej przestrzeni i towarzyszy im publikacja w formie czterech zeszytów ćwiczeń pod redakcją Aleksandry Kędziorek (premiera jesienią).
Warsztaty Światło i mrok, w cyklu Modelowanie miasta. Dynamika różnorodnej przestrzeni, 2024, fot. Sisi Cecylia
Krótkoterminowy najem stał się powszechny w Alfamie, popularnej wśród turystów dzielnicy Lizbony, fot. Ana Gago, 2018
Zbyt szybka turystyka
Podróże stały się dziś stylem życia, a nawet jego celem. Warto jednak dostrzec pewną zależność – nie tylko zmieniają nasz sposób patrzenia na świat, ale i sam świat. Kultura turystyki – od weekendowego wypadu do europejskiej stolicy, po wyprawę na drugi koniec świata – ma poważne konsekwencje społeczne i środowiskowe. Wystawa w wiedeńskim Centrum Architektury pokazuje dwa oblicza turystyki. Front paneli ekspozycyjnych przedstawia słoneczny obraz podróżowania – od wzrostu PKB, po szansę na promocję lokalnej kultury. Ich tył to mniej przyjemne statystyki – wpływ transportu na kryzys klimatyczny, rozwój najmu krótkoterminowego, zanikanie regionalnych sektorów gospodarki.
Wyjeżdżamy częściej, dalej i na krótko (średnio zaledwie na 3.5 dnia!) I to właśnie „szybka turystyka” jest zdaniem kuratorek jedną z głównych przyczyn problemów. Dlatego w tym roku pozwólcie sobie na długie i wolne wakacje!
ZOFIA PIOTROWSKA DLA NN6T
ORIENTUJ SIĘ
Pragmatyczne nadzieje
Jaka jest relacja ludzkości z naturą? Dotychczas myśleliśmy o niej jak o interakcji dwóch autonomicznych podmiotów. Dziś jednak nie tyle dojrzeliśmy do postrzegania człowieka jako części natury, co zostaliśmy do tego zmuszeni. Planetarne przemiany klimatu wywołują falę kryzysów środowiskowych, ekonomicznych i społecznych, od których nie jesteśmy w stanie się odizolować. Urbaniści i architektki w obliczu tych wyzwań zadają sobie pytanie: jakie znaczenie ma dziś nasza praca? Projektowanie dla nadziei nie może być naiwną próbą tworzenia „wynalazków”, które ocalą ludzkość, ale żmudnym przedefiniowaniem założeń całej dyscypliny. Biennale Architektury w Rotterdamie zatytułowane Natures of Hope, stawia sobie za cel budowanie społecznej infrastruktury wiedzy. Holenderska praktyka zakładała do tej pory przekształcanie i kontrolowanie krajobrazu, dlatego projektowanie wzmacniające i odbudowujące przyrodę może okazać się trudnym wyzwaniem.
ZOFIA PIOTROWSKA DLA NN6T
Czapla siwa w obiektywie Sabine van der Vooren
Nieustanna odbudowa
Wystawa Retrowersje. O postmodernistycznej odbudowie Elbląga to efekt współpracy NIAiU i Galerii EL, które przy wsparciu lokalnych ekspertów i artystów z całej Polski opowiadają historię miasta, które czekało ponad 40 lat na odbudowę po wojnie. Gdy się rozpoczęła, ówczesne potrzeby mieszkaniowe i żywa dyskusja o koniecznej spójności urbanistycznej zaowocowały koncepcją Retrowersji opracowaną przez konserwatorkę, prof. Marię Lubocką-Hoffmann. Jej założeniem było odtworzenie miasta zgodnie z przedwojenną atmosferą, tożsamością i charakterem. Odwzorowano historyczne fundamenty i układ ulic, jednak nie w sposób bezrefleksyjny. Architekci Szczepan Baum i Ryszard Semka czerpiąc z lokalnej historii powołali do życia zupełnie nowy świat, uniknęli tandetnego naśladownictwa. W odbudowie domów pomagali wszyscy – firmy budowlane, urzędnicy, aktywiści, studenci i osoby bezrobotne. Proces ten dokumentuje wystawa prezentująca archiwalne, w dużej mierze niepublikowane wcześniej zdjęcia, artykuły prasowe, plany, rysunki, relacje i materiały wideo. Ekspozycję dopełniają formy przestrzenne autorstwa m.in. Macieja Cholewy, Jana Domicza, Krzysztofa Maniaka, KinoMANUAL (Aga Jarząb i Maciej Bączyk), Dominiki Skutnik i TURNUS-u eksplorujące temat modernistycznych koncepcji odbudowy miasta, zniszczenia, dziczenia, gruzów, archeologii i ducha miejsca.
ORIENTUJ
Filip Rybkowski, Yesterday`s Power, 2023, fot. Kuba Rodziewicz
Góry i bryły
Kamieniołomy, lasy, skały i wzgórza. Surowy krajobraz regionu świętokrzyskiego znacząco wpłynął na jego architekturę – nieoczywistą i różnorodną. Tymczasem budownictwo Kielecczyzny przez lata pozostawało poza uwagą branży, w cieniu Krakowa, Śląska czy Warszawy. Okazją, by poznać je lepiej jest wystawa Ruch tektoniczny współorganizowana przez NIAiU oraz wrocławskie Muzeum Architektury. Ekspozycja prezentuje architekturę regionu, która ze względu na zróżnicowane warunki geograficzne i dostęp do obfitych złóż mineralnych wyróżnia się różnorodnością form i użytych materiałów, wynikającą z szacunku do krajobrazu, naturalnych bogactw i lokalnych tradycji budowlanych. Wystawa prezentuje to, co najważniejsze i najciekawsze w poszczególnych częściach województwa – od szkół i szpitali wybudowanych jeszcze przed II wojną światową, przez wznoszone w latach 50. socrealistyczne gmachy, ogromne osiedla i ekspresjonistyczne obiekty późnego modernizmu, aż po współczesne realizacje. Obok ikonicznych budynków, jak kielecki dworzec autobusowy, huta w Sandomierzu czy maszt na Świętym Krzyżu, zobaczymy też mniej znane obiekty, które uzupełniają i poszerzają architektoniczną opowieść o wciąż nieodkrytej architekturze Kielecczyzny.
Kieleckie Centrum Kultury, fot. Tomasz Kubaczyk, NIAiU
Lato nad rzeką
SAlicja Bielawska, O tej porze dnia nawet cienie są w kolorze
ą takie przestrzenie w miastach, w które chcesz się zanurzyć. Którymi wędrujesz albo przejeżdżasz rowerem, żeby ominąć hałas i korki. Lublin ma rzekę. Tak, mimo że niewielu mieszkańców z tego korzysta. O zielonej, wijącej się jak wstążka Bystrzycy, przypomina Festiwal Sztuki Nad Rzeką. To znakomita rekreacyjna przestrzeń, na szczęście wciąż przed „rewitalizacją”. Gdyby to od nas zależało, chronilibyśmy bezpretensjonalny charakter tego miejsca – łąki, wysokie trawy szumiące na wietrze, stare mostki. Są tu rybacy, rowerzyści, rodziny z dziećmi piknikujące na trawie. I przez całe lato są też subtelne interwencje artystów, które zachęcają do odkrywania tej przestrzeni. Kolektyw Hipnoza (Agata Borowa i Piotr Leszczyński) zaklina deszcz umieszczoną w trawie wodno-dźwiękową instalacją, Aleksandra Liput wiesza na drzewach amulety, przypominające o pięciu dopływach Bystrzycy, Tomasz Bielak przywołuje swoim muralem beztroskie dziecięce zabawy w rzece, a Inga Levi z Kijowa rakietą, jak ze starego placu zabaw, tę beztroskę przerywa. Projekt wpisuje się w lubelskie starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2029. Idźcie na spacer nad rzekę!
Jeszcze bardziej otwarty K
olejne magiczne miejsce, nad którym krąży widmo „rewitalizacji” to Otwarty Jazdów w Warszawie. Nie uwierzycie, ale wciąż wielu warszawiaków nie wie, jaki mają skarb w centrum stolicy. Takie wydarzenia jak Festiwal Otwarty Jazdów wabią ich do tego miejsca, zachęcają, żeby je poczuli i kiedy trzeba – po raz kolejny stanęli w obronie unikalnego osiedla fińskich domków, wypełnionego zielenią i inicjatywami organizacji pozarządowych. Andrzej Górz z Partnerstwa Otwarty Jazdów mówił w rozmowie dla NN6T: Remont domków jest niezbędny, inwestycje w teren osiedla również. Niestety niosą one ze sobą również zagrożenia związane z gentryfikacją. Jeśli udział społeczności w tych procesach będzie jedynie pozorny, to może niedługo się okazać, że nie będzie tu już miejsca na oddolne, wolnościowe inicjatywy, bo na przykład czynsz będzie zbyt wysoki. Jeśli z kolei nie zadbamy o funkcje mieszkalne, to żywe osiedle przekształci się w park albo skansen zaadaptowany dla organizacji pozarządowych, które będą tu miały swoje biura. 5. Festiwal Otwarty Jazdów potrwa przez cały lipiec, w powolnym rytmie, w kilku cyklach: Spacerowe Poniedziałki, Literackie Wtorki, Środy Rękodzieła, Spółdzielcze Czwartki, Koncertowe Piątki, Rodzinne Soboty i Filmowe Niedziele. Po prostu wpadnijcie na kilka godzin.
Otwarty Jazdów to miejsce, w którym możecie spędzić lato w mieście
Wszystkimi zmysłami
Odbiór architektury to proces złożony. Doświadczamy jej całym ciałem, wielozmysłowo, uwarunkowani indywidualnymi cechami i doświadczeniami. Szczególnie mocno oddziałują przestrzenie nieoczywiste, pełne napięć i dysonansów. Jedną z nich jest Centrum św. Jana – kiedyś kościół, dziś miejsce działalności kulturalnej: koncertów, wystaw, spektakli. Pomimo desakralizacji, dawna świątynia nie wyzbyła się swojego ceremonialnego charakteru. Gotycka architektura i zachowane zabytki sakralne budzą w odwiedzających istotny rozdźwięk, a majestatyczne wnętrze i była przestrzeń sacrum wymuszają mimowolnie ciszę, rezerwę, refleksję, a czasem powodują drżenia. Właśnie taki tytuł nosi wystawa poświęcona holistycznej percepcji architektury. Punktem wyjścia dla ekspozycji była złożona historia Centrum i sprzeczności towarzyszące współczesnemu odczytywaniu jego wnętrz. Zaproszeni artyści i artystki, by lepiej zrozumieć i poczuć miejsce, odbyli w nim mikrorezydencje, poznając historię i charakter zabytku. Podczas Drżeń zobaczymy prace m.in.: Zuzy Golińskiej, Daniela Kotowskiego, Anny Królikiewicz i Marcina Dymitera. 26.07-30.09
Warszawska ścianka
Murale to najpopularniejsza forma sztuki w przestrzeni miejskiej. Od 1989 roku zapełniły ponad 430 ścian warszawskich budynków! O tym, gdzie ich szukać, jak postępować z powiększającym się zbiorem prac i o muralowej historii opowiada projekt Miastomijanie. Wystawa i towarzyszące jej mapa, audioprzewodnik oraz książka przybliżają historię stołecznych murali – zarówno tych z okresu PRL, jak i współczesnych. Na ekspozycji znajdziemy fotografie przedstawiające ścienne realizacje z trzech różnych okresów: drugiej połowy lat 80. XX wieku (autorem zdjęć jest Eustachy Kossakowski) oraz końca pierwszej dekady XXI wieku i z 2024 roku (autorstwa Michała Niwicza). Zestawienie pozwala zobaczyć, jak przez ostatnie dekady zmieniał się muralowy krajobraz miasta. Przybliża charakter dawnych reklam ściennych i tematykę dzisiejszych murali artystycznych. Odkrywa najgęściej zamalowane dzielnice Warszawy, pyta o kondycję murali reklamowych oraz o miejsce i rolę w sztuce tych niekomercyjnych. Czy potrafią nas jeszcze poruszyć, zaskoczyć, zmienić nasz punkt widzenia?
Kuratorki wydarzenia – Aleksandra Litorowicz z Fundacji Puszka i Anna Brzezińska-Czerska z Bliżej Konsumenta planują również letnie wycieczki tropem stołecznych murali, oprowadzania kuratorskie, warsztaty i dyskusje.
Reklama mleko = zdrowie z lat 70. XX w. na warszawskiej Woli (dziś w tym miejscu stoi biurowiec), fot. Michał Niwicz, 2010, dzięki uprzejmości Bliżej Konsumenta
Przez mieszkanie
do miasta
Jarosław Trybuś i Piotr Korduba – autorzy o wyśmienitym guście i dużej erudycji – napisali książkę o 24 współczesnych warszawskich mieszkaniach. Tak, jest coś w tym z wnętrzarskiej rubryki kolorowego magazynu, która zaspokaja ciekawość „jak oni mieszkają”. Ale jest też coś więcej –opowieść o mieście i o ludziach związanych ze sztuką. Piotr Korduba pisze: Te mieszkania są wyjątkowe, bo w architekturze mieszkalnej tego miasta odbiła się (i odbija) makrohistoria kraju i tej części Europy trwale do dziś naznaczająca ich biografie. Próbowaliśmy dociec źródeł fenomenu warszawskości, przyglądając się nie tylko funkcjonalnej przestrzeni do mieszkania, ale też splotom życiorysów mieszkańców, ich rzeczy i domowych praktyk. Powstała z tego książka o wnętrzach, ludzkich losach i biografiach rzeczy. Odwiedzamy rozmaite dzielnice, odkrywamy bogactwo warszawskiej architektury – przedwojenne dwupoziomowe mieszkanie z ogrodem w kamienicy na Puławskiej, zaprojektowanej przez Juliusza Żórawskiego (Mai Ganszyniec i Tomasza Kuczmy) czy nowoczesną dobudówkę na dachu bloku (Karoliny Tunajek i Marcina Garbackiego). Na Służewiu zaglądamy do mieszkania Karoliny Hansen, na Grochowie do Agaty i Przemka Mateckich, na Żoliborzu do Olgi Mokrzyckiej i Nicolasa Grospierre’a, na Mokotowie do Małgorzaty Szumowskiej i Mateusza Kościukiewicza. U Macieja Sieńczyka na Targowej piętrzą się rysunki, u Justyny Sobolewskiej na Hożej – oczywiście książki. Na pewno też jesteście ciekawi, jakie obrazy ze swojej kolekcji powiesiła na ścianach prywatnego muranowskiego mieszkania Anda Rottenberg.
Mieszkanie Karoliny Tunajek i Marcina Garbackiego, fot. Tomo Yarmush, dzięki uprzejmości wydawnictwa Osnova
Tkanina ponadczasowa
KKilim z lat 20.–30. XX w., kopia pierwowzoru XIXwiecznego, został wytkany prawdopodobnie we Lwowie, w Pracowni Ireny Petzoldówny; z kolekcji Centralnego Muzeum Włókiennictwa
ilim, jak głosi definicja, to dwustronna tkanina dekoracyjna, utkana w splocie płóciennym w taki sposób, że nici wątku są bardzo zbite i przesłaniają nici osnowy. W Polsce najstarsze zachowane pochodzą z XVIII wieku, wiadomo – tkanina nie jest najłatwiejsza do konserwowania. Najwięcej wytwarzano ich na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej. Do dzisiaj tworzy się tam ciekawe tkaniny, szczególnie w Ukrainie. Na wystawie Fenomen polskiego kilimu możemy zobaczyć ponad 50 obiektów z XX wieku autorstwa m.in.: Bogdana Tretera, Romana Orszulskiego, Wandy Kosseckiej, Eleonory Plutyńskiej, Marii Bujakowej, Marii Łaszkiewicz czy Władysława Skoczylasa – z Glinian, Krakowa, Zakopanego, z cepeliowskich spółdzielni. Są też realizacje współczesne: Tartarugi, Kosmos Project, czy Splotu, co pokazuje, że zainteresowanie kilimami wraca i znów chcemy je wieszać na ścianach swoich mieszkań. Prezentowane tkaniny pochodzą z kolekcji Centralnego Muzeum Włókiennictwa oraz prywatnych zbiorów historyka sztuki Piotra Korduby.
Afrotopie, Melannie Issaka, Blueprint: Black Skin, White Mask, z cyklu Locating the
Wszystkie oczy na Afrykę
Główna wystawa tegorocznego Miesiąca Fotografii zabiera nas do Afryki Subsaharyjskiej. Jak piszą kuratorzy Afrotopii Amy N. Muhoro, Malaika Nabila i Witek Orski, wyniknęła ona z potrzeby opowiedzenia „o czymś, o czym wciąż bardzo niewiele wiemy” – o prawdziwej, współczesnej Afryce. Zaproszeni artyści, wywodzący się z kilkunastu kultur wschodniej i zachodniej części kontynentu, skupiają się przede wszystkim na wizji przyszłości. W ich sztuce obecne są: relacje z ziemią i przyrodą, duchowość i ceremonie, dziedzictwo i tożsamość postkolonialna, moda i styl życia, paradoksy współczesnego kapitalizmu, afrofuturyzm i innowacje, narracje dotyczące płci i LGBTQ+, świadomość zdrowia psychicznego. Kwestie uniwersalne. Zarówno w ramach samej ekspozycji, jak i wokół niej poszukamy przestrzeni współpracy i współdziałania w tworzeniu scenariuszy lepszej przyszłości – zapowiada Witek Orski. Na program 21. edycji Miesiąca Fotografii złoży się w sumie kilkadziesiąt wystaw i wydarzeń, m.in. w sekcji ShowOFF (premierowe projekty debiutujących twórców i twórczyń, wyłonionych w drodze otwartego konkursu) i sekcji FRINGE (platforma wymiany energii młodych środowisk twórczych skupionych wokół uczelni).
Wojna codzienna
Bomby spadające na miasta? Płonące szpitale, szkoły? Jak to? Przecież jesteśmy w Europie! Mamy XXI wiek! Rosja jednak zaatakowała. Codziennie pod bombami giną ludzie, do szpitali i kostnic trafiają setki rannych cywilów. Ukraina się broni i cierpi. Ta wystawa opowiada o wojnie, która stała się częścią codzienności – pisze Paweł Reszka. Teksty reportera towarzyszyć będą w Leica Gallery poruszającym fotografiom Wojciecha Grzędzińskiego. Obydwaj znakomici autorzy od lat dokumentują konflikt w Ukrainie. Tu widzicie twarz Oleksandry Ryazantsevej (40 lat, pseudonim Yalta), która 24 lutego 2022 roku wstąpiła w szeregi Armii Ukrainy zamieniając karierę top stylistki filmowej na „trzydzieści trzy odcienie zieleni”, wszystkie w barwach maskujących. Tatuaż koło jej oka przypomina datę, kiedy w 2014 roku została wzięta do niewoli. Wystawa Tu jest wojna to nie tylko fotografie. Zobaczymy filmy, mapy, publikacje prasowe. Począwszy od Rewolucji Godności w 2013 roku, poprzez aneksję Krymu i konflikt ze wspieranymi przez Rosję separatystami, aż do chwili obecnej. Główny akcent położony jest jednak na wydarzenia po 24 lutego 2022 roku, czyli od momentu pełnoskalowej agresji Federacji Rosyjskiej.
Wojciech Grzędziński, portret Oleksandry Ryazantsevej
Tyler Mitchell, The Root Of All That Lives, 2020, mat. C/O Berlin, dzięki uprzejmości artysty
Spróbujmy dobrze się bawić
Między sztuką a fotografią porusza się bardzo sprawnie młody amerykański twórca Tyler Mitchell. Zdobył niezwykłą popularność jako fotograf modowy i lifestylowy. Był pierwszym Afroamerykaninem, którego amerykański „Vogue” zaprosił do zrobienia zdjęć na okładkę September Issue. Był rok 2018, a Tyler Mitchell miał zaledwie 23 lata, gdy przygotowywał tę ikoniczną już dziś sesję Beyoncé. Nie bez powodu dostał to zaproszenie. Wcześniej dał się poznać jako bardzo ciekawy artysta. Tak, artysta właśnie. Stworzył autorską książkę poświęconą skejtom i architekturze Hawany. Ale też takie prace, jak otwierające jego monograficzną wystawę w C/O Berlin wideo Wish This Was Real z 2015 roku, w którym do beztroskiej zabawy czarnych chłopaków wkrada się niepokój. Tyler Mitchell nie udaje, że nie widzi brutalności policji, nie unika zagłębiania się w afroamerykańską historię, literaturę i sztukę. Ale robi to z wrodzoną sobie lekkością i pewnością siebie. Na wystawie w C/O nie zobaczymy zdjęć Beyoncé, za to wiele innych czarnych ciał i twarzy. Piękne obrazy, tworzone przez przedstawiciela nowego pokolenia świadomych afroamerykańskich artystów.
atrzcie na to cudne zdjęcie! Agata Passent – pozdrawiamy. Chociażby dla wystawy zdjęć Agnieszki Osieckiej ze zbiorów MOCAK-u warto wybrać się do Bydgoszczy na 10. Vintage Photo Festival. To święto miłośników fotografii analogowej – wystawy, dyskusje, warsztaty (ciekawostka – to właśnie w Bydgoszczy produkowano słynne papiery Foton Brom do fotografii czarno-białej, na których Polscy artyści tworzyli swoją sztukę). Podczas festiwalu zobaczymy m.in. wystawy: The Red Thread Sary Moon z Muzeum Fotografiska w Sztokholmie (znakomita fotografka na gali otwarcia festiwalu otrzyma Złotą Rolkę za całokształt twórczości); przygotowany przez Fundację Arton pierwszy pośmiertny pokaz prac Jagody Przybylak oraz będące pod opieką Fundacji Archeologia Fotografii unikatowe materiały z archiwum Mariusza Hermanowicza z lat 70., 80. i 90. XX wieku. Ponadto Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego zaprezentuje fragment swojej kolekcji fotografii, z pracami Zofii Kulik, Józefa Robakowskiego, Joanny Rajkowskiej, Natalii LL czy Katarzyny Kozyry.
Agata Passent i Daniel Olbrychski, 1985, fot. Agnieszka Osiecka, z kolekcji MOCAK-u
Poza kadrem
Galeria i Pracownia ArtBrut we Wrocławiu od 2009 roku prezentują i aktywnie promują twórczość osób z niepełnosprawnością intelektualną i zaburzeniami psychicznymi. Celem instytucji jest integracja społeczna oraz poszukiwanie i realizowanie skutecznych form wsparcia związanych z nimi artystów i artystek. Tworzenie miejsca tolerancyjnego i otwartego, przestrzeni realizacji twórczej, dialogu i wymiany doświadczeń. Organizowane są tu wystawy, warsztaty, spotkania autorskie. Rozwijana jest unikatowa kolekcja sztuki art brut i outsider art. Prezentacją, a zarazem podsumowaniem dotychczasowych 15 lat działalności obu inicjatyw, jest wystawa Ciche lustro, po raz pierwszy poświęcona w całości medium fotografii. Ekspozycja to przegląd różnorodności form, tematów i wrażliwości 15 autorów i autorek współpracujących z galerią. To opowieść o głębokiej indywidualności twórczej, wyrażanej w nietypowych kadrach, zaskakującej perspektywie i oryginalnej tematyce. Realizacje dopełnia projekt Agenci Fotograficzni ArtBrut, realizowany przez twórców Galerii i Pracowni oraz fotografa Wojtka Chrubasika, który odpowiada również za ostateczny wygląd pokazu.
Elwira Zacharska, Kto tam?, 2022
Wracają do Beninu
Mati Diop, francuska reżyserka o senegalskich korzeniach, zadebiutowała w 2019 roku filmem Atlantyk (Grand Prix w Cannes). Przyjęła w nim konwencję realizmu magicznego, by opowiedzieć nie tylko o kryzysie migracyjnym, lecz również o jego ofiarach, spoczywających na dnie oceanu. W tym roku powraca z eksperymentalnym i nowatorskim dokumentem, który trwa zaledwie 60 minut, lecz stał się niekwestionowanym zwycięzcą konkursu głównego Berlinale. W Dahomej reżyserka koncentruje się na kolonialnej historii, z rozmaitych perspektyw opisuje perypetie 27 przedmiotów (skarbów królewskich), skradzionych przez francuskich kolonizatorów pod koniec XIX wieku, a w 2021 roku zwróconych przez rząd Francji ich prawowitym właścicielom, czyli mieszkańcom Beninu. Diop, podążając w swoim filmie przede wszystkim za obiektami, pokazuje wielowątkową dyskusję, która towarzyszy epokowemu wydarzeniu. Oglądając jej film mamy świadomość, że zwroty zrabowanych przedmiotów to dopiero początek powolnego procesu tworzenia nowej wspólnoty w postkolonialnej rzeczywistości.
ANDRZEJ MARZEC DLA NN6T
Kadr z filmu Dahomej, mat. Stowarzyszenia Nowe Horyzonty
MARZEC DLA NN6T
Bunt maszyn, czyli iluzja wolnej woli
W2200 roku planeta Ziemia funkcjonuje już tylko jako slums dla ubogich, natomiast od dawna skolonizowany Mars stanowi atrakcyjną, barwną przestrzeń, zamieszkiwaną przez ludzkie elity oraz służące im wymyślne roboty. Detektyw Alin oraz jej humanoidalny towarzysz Carlos (kopia zapasowa zmarłego policjanta) toczą śledztwo związane z atakami hakerskimi na oprogramowanie androidów, dzięki którym odzyskują one wolną wolę. Filmowy debiut Jérémie Périna plasuje się gdzieś pomiędzy Ghost in the shell oraz Łowcą androidów, jednak reżyser rysując przed nami oszczędną kreską dystopijną przyszłość, mówi przede wszystkim własnym głosem. Mars Express, karmiąc się społecznymi lękami przed nadejściem epoki sztucznej inteligencji, w ciekawy sposób opowiada o iluzoryczności wolnej woli, której zdaniem reżysera nie sposób odzyskać, nawet za pomocą hakerskich zabiegów.
ANDRZEJ
Kadr z filmu Mars Express. Świat, który nadejdzie, mat. Gutek Film
Czy wampiry boją się krwi?
Wmomencie, gdy można odnieść wrażenie, że kino opowiedziało już o wampirach wszystko, pojawia się niesamowicie świeży debiut Ariany Louis-Seize. Główna bohaterka Sasha to nastoletnia (68 lat) wampirzyca, która ku rozpaczy rodziny, nie chce zabijać niewinnych ofiar, co doprowadza ją na skraj śmierci głodowej. Wyrozumiali rodzice początkowo podrzucają jej saszetki z krwią, jednak ich cierpliwość wkrótce się kończy i dochodzą do wniosku, że ich córka musi wreszcie dorosnąć. Problem w tym, że Sasha nie wykształciła jeszcze wampirzych kłów, które pozwoliłyby jej wbić się w szyje żywicieli. Nagrodzony na festiwalu w Wenecji za reżyserię film w ciekawy sposób posługuje się wampiryczną metaforą, by opowiedzieć o trudnościach okresu dojrzewania. Kanadyjska reżyserka z uważnością i wrażliwością przygląda się nastoletnim rytuałom przejścia, międzypokoleniowym konfliktom, transformacji ciała nastolatków oraz próbom budowania relacji pozbawionych przemocy.
ANDRZEJ MARZEC DLA NN6T
Kadr z filmu Humanitarna wampirzyca, mat. Aurora Films
AGNIESZKA SOSNOWSKA DLA NN6T
Afrofeminizm i groteska
Rébecca Chaillon to francuska reżyserka, performerka i autorka o korzeniach martynikańskich, założycielka Compagnie Dans le Ventre – platformy eksplorującej kobiece tożsamości w relacjach z cielesnością i społeczeństwem. W swojej twórczości podejmuje tematy dyskryminacji rasowej, seksualnej i płciowej, często w groteskowej formie. Jej prace badają systemowe mechanizmy dyskryminujące osoby czarne i łączą różne języki artystyczne, tworząc mocne i uderzające obrazy. Jej najnowszy spektakl Carte Noire zwana pożądaniem prezentowany w Nowym Teatrze w ramach festiwalu Nowa Europa to nieobliczalne show na osiem czarnych artystek, które łączy fantazję i kabaret. Spektakl zaczyna się od historii o kolorze i kolonializmie, prowadząc widzów przez poetycką podróż, w której performerki zawłaszczają własną historię jako czarne kobiety w niezdekolonizowanej Francji. Porusza temat hiperseksualizacji i egzotyzacji ciał czarnych kobiet, ich (nie)widzialności we Francji i za granicą oraz wyobcowania z białej historii kolonialnej. Carte Noire zwana pożądaniem to odważna polemika burząca uprzedzenia, oferująca radosną i bojową ekspresję.
20–21.09
Rebecca Chaillon, Carte Noire zwana pożądaniem, fot. Christophe Raynaud, mat. Nowego Teatru
Choreograficzny potencjał skateparku P
erformans przekształca scenę teatralną w skatepark, gdzie spotykają się skaterzy i performerzy różnych pokoleń, by wspólnie uczestniczyć w tanecznym wydarzeniu. Bada choreograficzne możliwości deskorolek i wrotek, wciągając widzów w świat trików, konkursów, muzycznych jam sessions i przejazdów po rampach i poręczach. Skatepark to najnowsza praca duńskiej choreografki Mette Ingvartsen, znanej z innowacyjnych projektów, które przekraczają granice tańca i sztuk performatywnych. Jej twórczość często łączy różne formy ruchu i czerpie inspiracje z codziennych aktywności, tworząc w ten sposób unikalne doświadczenia artystyczne. Skatepark prezentuje także portret berlińskiej sceny skaterskiej, z udziałem lokalnych skaterów, którzy dodają autentyczności i energii temu niezwykłemu widowisku. Mette Ingvartsen po raz kolejny udowadnia, że jej twórczość jest pełna kreatywności i nieustannego poszukiwania nowych, ekscytujących form wyrazu.
ORIENTUJ SIĘ
Ciała w dialogu
To już 15 lat Międzynarodowego Festiwalu Tańca Warsaw CI FLOW, celebracji ruchu, improwizacji i perfromansu. Wydarzenie, które na stałe wpisało się w festiwalowy krajobraz Kontakt Improwizacji w Europie, zdążyło wykształcić kilka pokoleń tancerzy oraz międzykulturową, wspierającą się społeczność. To, co przyciąga to otwartość oraz inkluzywność KI, która uczy świadomości ciała, empatii, współpracy i wrażliwości na innych. Sygnalizowania swoich potrzeb, stawiania granic, subtelnego dialogu oraz intuicyjnej współpracy z partnerem, partnerką. To również forma odkrywania siebie poprzez ruch, do którego zaproszeni są wszyscy, zarówno doświadczeni tancerze, jak i nowicjusze. Jubileuszowa edycja festiwalu jest okazją, by świętować tę rosnącą z roku na rok wspólnotę KI. Do wydarzenia zaproszono doświadczonych nauczycieli, którzy z CI Flow są od samego początku – Iwonę Olszowską i Raya Changa. Pojawią się też Nina Martin i Anya Cloud.
14. edycja CI Flow, 2023, fot. Katarzyna Sołtys KASSOL
Dźwięki bez kontroli
Jenny Gräf Sheppard to multidyscyplinarna artystka i projektantka instrumentów. Jej twórczość skoncentrowana jest wokół badań nad dezorientującym potencjałem dźwięku oraz na eksperymentach kompozytorskich wykorzystujących ręcznie stworzone głośniki-instrumenty. Wykonane z porcelany, miedzi, magnesów, drewna i sygnałów elektronicznych mają odrębną tonację, zniekształcenia, akustykę i ruch kinetyczny. Nie tylko odtwarzają sygnał, ale wprowadzają własne, unikatowe brzmienie. Sheppard, która w swojej praktyce świadomie rezygnuje z kontroli nad procesem emisji dźwięku (jaką zapewniają nowoczesny sprzęt i oprogramowania dźwiękowe), pozwala, by wydobywające się tony ulegały zakłóceniom poddane działaniom przestrzeni. W ten sposób obrazuje energetyczną transformację zachodzącą pomiędzy sferą materialną i niematerialną, ułatwiając odbiorcom pełniejsze zrozumienie zachodzącego procesu. Działanie wyjątkowych instrumentów, efektu wieloletnich badań nad dźwiękiem, prezentuje Uwalnianie głośników – pierwszy indywidualny pokaz artystki w Polsce. Ekspozycję dopełniają sitodruki-partytury, będące wizualną interpretacją zjawisk zachodzących w ramach instalacji.
fot. Jenny Gräf Sheppard
Herstorie muzyki eksperymentalnej
Wpierwszej połowie lipca berliński Radialsystem tradycyjnie stanie się przestrzenią prezentacji eksperymentalnej twórczości kompozytorek, muzyczek, artystek sztuki dźwięku, improwizatorek. Festiwal swego czasu skupiał się na pionierkach muzyki elektronicznej, ale dzisiaj jego program przekracza podziały, zrywa etykiety stylów i tendencji. Centralną postacią tegorocznej edycji będzie
Katalin Ladik, węgiersko-jugosłowiańska pionierka poezji dźwiękowej, muzycznych performansów i neoawangardowej wokalistyki eksperymentalnej. Z jednej strony, zaprezentowane zostaną jej klasyczne prace wideo (Opus i Poemin), z drugiej – wystąpi z programem kompozycji z ostatnich lat.
Ważnym punktem programu będzie też z pewnością koncert Quiet Music Ensemble wykonującego utwory Karen Power, Kathy Hinde i Anny Murray – trzech kompozytorek, które wciąż, mimo fascynującej, wszechstronnej twórczości, są zdecydowanie zbyt mało znane, a ich twórczość rzadko dyskutowana. Power to jedna z najważniejszych współczesnych kompozytorek irlandzkich, tworząca zarówno utwory orkiestrowe, jak i instalacje soundartowe oraz prace sztuki radia. W swoich kompozycjach często łączy instrumenty z nagraniami terenowymi (od lasów deszczowych po brzmienia arktyki). Hinde to brytyjska artystka audiowizualna silnie eksperymentująca z wielozmysłowym wymiarem twórczości dźwiękowej – od map i instalacji dźwiękowych (np. oparte na echolokacji Vocal Migrations), poprzez instrumenty-instalacje, aż po eksperymentalne filmy-partytury. Artystka często porusza kwestie ekologiczne. Wreszcie Murray to kompozytorka irlandzka, którą szczególnie fascynują kwestie języka, zapisu i komunikacji. W istotnej części swych utworów – w tym prezentowanym w Berlinie Aioi: leaves laden with words – silnie inspiruje się tradycją japońskiego teatru Nō. Program trzydniowego festiwalu jest doprawdy bogaty, warto w nim podkreślić jednak jeszcze udział wrocławskiego Ensemble Kompopolex, który zagra m.in. utwory Marty Śniady i Moniki Dalach Sayers.
Orchestra, fot. Johan Bergmark
Huczna czterdziestka
Początek sierpnia to tradycyjnie czas ważnego festiwalu jazzowego w Lizbonie. Tegoroczna, jubileuszowa edycja to przede wszystkim seria występów obszernych składów – od tentetu Lucasa Niggliego po Fire! Orchestrę oraz występów odsyłających do tradycji neoawangard. I tak saksofonista Darius Jones zaprezentuje impro-jazzową reinterpretację Fluxusu w swym fLuxKit Vancouver, a znany turntablista Dieb 13 przedstawi (na czele czternastoosobowego zespołu) reinterpretację manifestu beatników. Dodajmy do tego koncert muzyki Anthony’ego Braxtona w wykonaniu The Locals i pianisty Pata Thomasa. W programie znalazła się silna reprezentacja różnych środowisk USA (m.in. Bill Orcutt Guitar Quartet, Black Duck), ale też oczywiście szereg fascynujących formacji portugalskiej sceny jazzowej (na czele z Made Of Bones, The Selva i MOVE).
ANTONI MICHNIK DLA NN6T
Fire!
Znoszenie granic
Na przełomie sierpnia i września w festiwalową podróż warto wybrać się do belgijskiego Eupen, gdzie odbędzie się jubileuszowa edycja eksperymentalnego festiwalu Meakusma. W położonej niedaleko granicy z Niemcami miejscowości latem dochodzi do zderzeń różnych nurtów europejskiej muzyki niezależnej i eksperymentalnej. Tegoroczny program jest doprawdy przebogaty i pełen nieoczywistych projektów (np. formacja Melos Kalpa rozchwytywanej producentki Marty Salogni, czy wspólny występ Lei Bertucci i formacji Echo Collective). Wśród najważniejszych postaci znaleźli się m.in. Gert-Jan Prins (niegdyś freejazzowy perkusjonista, ale od lat przede wszystkim elektroniczny noisowiec), pomnikowa postać elektronicznego undergroundu (od taśmowych loopów do dubu) Trevor Mathison, czy kultowa awangardowo-postpunkowa formacja Freiwillige Selbstkontrolle (wciąż w oryginalnym składzie z Michaelą Melián i Thomasem Meinecke). Cały program jest absurdalnie interesujący (od Jérôme’a Noetingera, czy Thomasa Lehna, po frapującą krautjazzową formację Rave At Your Fictional Borders). Polski akcent stanowi w programie Lutto Lento. Natomiast wydarzeniem festiwalu może okazać się koncert niemieckiego kompozytora Markusa Schmicklera, którego kulminacją będzie wykonanie utworu Glockenbuch przez saksofonowy septet Z-Ensemble.
ANTONI MICHNIK DLA NN6T
Trevor Mathison, mat. Meakusma
DORASTAJĄC W NIEZNANE
W POSZUKIWANIU NOWEGO JĘZYKA.
Narracje o domu, (przymusowej) migracji i tożsamości ukraińskiej młodzieży przybywającej do europejskich miast
Epicur Alliance Poznań, Freiburg, Saloniki (w trakcie)
WPROWADZENIE
Projekt badawczy, którego wstępnymi wynikami dzielimy się w tym numerze jeszcze trwa. Myślenie o nim rozpoczęło się około dwa lata temu. Wraz z Jackiem Kuberą, Georgią Sarikoudi, Sebastianem Willem, a potem także Oleną Martynchuk, w kontekście ogromnej tragedii wojny w Ukrainie, zaczęliśmy się zastanawiać nad doświadczeniami szczególnej grupy osób osób uchodźczych, jaką są młodzi dorośli. Dla młodzieży przymusowy wyjazd nałożył się na okres dorastania, a więc wiązał się z trudniejszym jeszcze zadaniem planowania przyszłości, usamodzielnienia się, tkania relacji ze znajomymi. A może paradoksalnie ułatwił wybór drogi życiowej poza granicami rodzinnego kraju?
Osoby w wieku 18–24 lata ciekawiły nas także dlatego, że ich doświadczenia są rzadziej obecne w dyskusjach o uchodźstwie, skoncentrowanych raczej na dzieciach czy osobach starszych, tak jakby młodzież miała sobie bez trudu poradzić sama.
Po raz pierwszy publikujemy cząstkowe wyniki ilościowej części projektu – ankiety realizowanej z osobami, które po ucieczce z Ukrainy zamieszkały w Poznaniu, Salonikach czy Fryburgu, a więc miastach niebędących stolicami, jednocześnie uchodzącymi za otwarte, oraz zróżnicowanymi ze względu na wcześniejsze doświadczenia przyjmowania uchodźców. Osoby, które wypełniły ankietę, odpowiadały na pytania dotyczące okoliczności zamieszkania we wspomnianych miastach, swojej sytuacji zawodowej, edukacyjnej i towarzyskiej. Interesowały nas także ich plany oraz dobrostan – mierzony m.in. poziomem zadowolenia z warunków mieszkaniowych, sytuacji ekonomicznej i jakości życia.
Wszystkie te elementy – co wiemy z badań – mają znaczący wpływ na szanse życiowe osób z doświadczeniem uchodźczym. Łatwiej o nie, gdy mieszka się w miejscu umożliwiającym spotkania z innymi, ale też dającym prywatność. Uczestnicząc w edukacji, która pozytywnie motywuje do stawiania sobie – mimo wyzwań – ambitnych celów, a także wspiera w ich osiąganiu. Możliwość dorobienia pozwala nie tylko się utrzymać, ale i przeciwdziała wrażeniu „pustego” (niezagospodarowanego) czasu, które niekorzystnie wpływa na samopoczucie. Przestrzenie publiczne są z kolei nie tylko miejscami regeneracji i odtwarzania przerwanych więzi towarzyskich, ale także dostrajania się do rytmu nowego miasta.
Przyglądając się poniższym danym z tej perspektywy można odnieść wrażenie, że sytuacja młodych osób z Ukrainy z doświadczeniem uchodźczym nie przedstawia się najgorzej: są to ludzie aktywni, którzy wkomponowali się w lokalne instytucje i sieci społeczne. Jednocześnie, jeśli spojrzymy na odpowiedzi dotyczące poczucia przynależności oraz zadowolenia z sytuacji
mieszkaniowej i zawodowej, to okaże się, że relatywnie duży odsetek respondentów wcale nie jest przekonanych o tym, że osiądzie na stałe w Poznaniu, Salonikach czy Fryburgu.
Budzi to nasz niepokój, wątpliwości urosną jeszcze bardziej, gdy zdamy sobie sprawę, że zwykle w badaniach na próbach nielosowych, a z takim mamy do czynienia, częściej uczestniczą osoby, które są w relatywnie dobrej sytuacji; świadczy o tym fakt, że były one w stanie blisko dwa lata utrzymać się w tych miastach. Ale to również osoby, dla których ucieczka łączyła się nierzadko z przymusem rzucenia się w wir nowych zobowiązań: łączenia szkoły z pracą, nauką języka, odnalezienia się w nowym miejscu miejscu, a także wspierania bliskich i znajomych, którzy są w gorszej sytuacji. Niektórzy pewnie łączą to z przymusem wykorzystania szansy, chęcią załapania się na obietnicę lepszego, zachodniego życia w nagrodę za edukacyjny i zawodowy wysiłek. Do już wspomnianych wyzwań dołożyć można zatem inne, sugerowane przez cytaty, które przywołujemy podając dane jakościowe: życie poza rolą uchodźcy czy uchodźczyni, odzyskanie poczucia sensowności planowania, czy ryzyko przemotywowania (chodzi o sytuację, w której motywujemy się do czegoś tak bardzo, że już nie mamy dystansu, a pragnienie realizacji celu jest tak silne, że paradoksalnie utrudnia wykonanie zadania), a potem – być może – rozczarowania, gdy po studiach trudniej będzie wykonać kolejny krok w wymarzoną dorosłość.
Tytułowe dla przedstawianego projektu „poszukiwanie nowego języka” rozumieliśmy jako często przemilczany wymiar doświadczenia uchodźczego: adaptacja wymaga przepracowania sposobu, w jaki myślimy i opowiadamy o sobie w nowym miejscu, by móc zachować ciągłość tożsamości i nadać sens zmianom zachodzącym i planowanym w życiu. Innymi słowy, badanie narracji pozwala nie tylko lepiej zrozumieć to, jak się ją przeżywa, ale także uchwycić środki, które pozwalają odnaleźć się w nowym miejscu. Realizując badania mieliśmy nadzieję, że ich wyniki pozwolą projektować polityki publiczne bardziej wrażliwe na język owych doświadczeń. Dziś nabieramy przekonania, że jest to przede wszystkim opowieść o młodych ludziach oswajających nie tylko trudną przeszłość, ale i niepewną przyszłość. Kluczem dla tej wrażliwości musi być zatem dostrzeżenie nie tylko tego, co ich sytuację na tle koleżanek i kolegów, którzy urodzili się w Polsce, Niemczech czy Grecji wyróżnia, ale i przypomina.
MACIEJ FRĄCKOWIAK
O SOBIE
Wiek
18 lat
19 lat
20 lat
21 lat
22 lata
23 lata
24 lata
Płeć
LEGENDA: N=153
Sytuacja rodzinna
LEGENDA: N=153
Legenda: N=226
Religijność
LEGENDA: N=153
W Ukrainie wiedziałam, co będę robić. Planowałam, byłam na bieżąco... prawie spisywałam te plany. A kiedy tu przyjechaliśmy, jakoś wszystko stało się takie nieważne. Myślę sobie: no dobrze, teraz zrobię plany, a potem wydarzy się coś innego, i co wtedy zrobię z tymi planami?
OKOLICZNOŚCI PRZYJAZDU
Czy miasto, w którym obecnie mieszkasz, było pierwszym, do którego się przeprowadziliście z Ukrainy?
akurat do tego miasta?
tu inni członkowie
tu przyjaciele lub znajomi 16,6%
LEGENDA: MOŻNA BYŁO WYBRAĆ WIĘCEJ, NIŻ JEDNĄ ODPOWIEDŹ (N=224). W jakim stopniu miałeś/aś wpływ na tę decyzję?
LEGENDA: N=205
AKTUALNA SYTUACJA MIESZKANIOWA
Gdzie obecnie mieszkasz?
W domu dla uchodźców
we wspólnym mieszkaniu 18,2%
W wynajętym prywatnym mieszkaniu 39,4%
W wynajętym domu jednorodzinnym 5,3%
W mieszkaniu posiadanym przeze mnie (lub bliskich) 15,9%
W posiadanym przeze mnie lub bliskich domu jednorodzinnym 2,4% Inne 18,8%
LEGENDA: N=170
N=203
LEGENDA: ŚREDNIA WARTOŚĆ ODPOWIEDZI WYNIOSŁA DOKŁADNIE 2,88 (MIN=1, MAX=7, N=253)
Czy masz tu pokój, którego nie musisz dzielić z innymi (nawet członkami rodziny lub przyjaciółmi)?
LEGENDA: N=203
To bardzo trudne, by odnaleźć się nie w życiu, które jest tu przygotowane dla Ukraińców, ale w życiu, które było wcześniej, nie w jakiejś pozycji wymyślonej tylko dla Ukraińców, ale w czymś, co nie zależy od tego, kim jesteś.
SYTUACJA ZAWODOWA
Do jakiej szkoły chodzisz?
LEGENDA: N=169
Jakie zajęcie najlepiej
opisuje twoją sytuację?
LEGENDA: N=158
Agencja zatrudnienia, urząd pracy, ośrodek pomocy społecznej 1,6%
Prywatna agencja pośrednictwa pracy 6,3%
Ogłoszenie o pracy w gazecie 1,6%
Ogłoszenie o pracy w Internecie i sieciach społecznościowych 29,1%
Członkowie rodziny 11%
Znajomi, przyjaciele 27,6% Inne 22,8%
LEGENDA: N=127
5,84 10 0
Znajomość języka
LEGENDA: PORÓWNANIE ZNAJOMOŚCI JĘZYKA UŻYWANEGO LOKALNIE PRZED PRZYJAZDEM I OBECNIE (N=205).
Jak często spędzasz
swój wolny czas
z młodymi
ludźmi
urodzonymi w kraju, w którym teraz mieszkasz?
LEGENDA: N=203.
W mieście, w którym
teraz mieszkam…
Brakuje mi towarzystwa innych ludzi
Czuję się jak outsider(ka)
3,24
3,06
Czuję się społecznie wyizolowany/a
3,14
Brakuje mi przebywania z osobami z Ukrainy
2,57
Mam dużo kontaktów towarzyskich
Czuję się jak insider(ka)
Czuję się zintegrowany/a
Nie brakuje mi przebywania z osobami z Ukrainy
W jakim stopniu zgadzasz
się z następującymi stwierdzeniami:
Czułem/Czułam się mile widziany/a, gdy przyjechałem/am do tego miasta 79,6%
Czuję się mile widziany/a w tym mieście teraz 70,2%
Czuję się w tym mieście jak w domu 49,4%
Czuję się jak w domu w moim obecnym miejscu zamieszkania 45,3%
Czuję się bezpiecznie w moim obecnym miejscu zamieszkania 78,5%
Czy obawiasz się…
…o swoją sytuację ekonomiczną 93,8%
…o swoje zdrowie? 81,9%
…nastawienia przeciwko obcokrajowcom? 70,7%
…że nie będziesz mógł/mogła wrócić do Ukrainy? 54,7%
…że nie będziesz mógł/mogła zostać w kraju, w którym przebywasz? 51,9%
…że będziesz musiał(a) wrócić do Ukrainy? 48,1%
…o wynik twojego wniosku o azyl? 41,1%
LEGENDA: WARTOŚCI LICZBOWE WSKAZUJĄ NA SUMĘ ODSETEK ODPOWIADAJĄCYCH, KTÓRZY WSKAZUJĄ, ŻE BARDZO CZĘSTO, CZĘSTO LUB CZASAMI MARTWIĄ SIĘ O TE KWESTIE (N=177).
Czy chcesz zostać
LEGENDA: N-205
Jak silnie czujesz się
związany/a z swoim
krajem pochodzenia?
Bardzo silnie 19,6%
Silnie 37,3%
Ani silnie, ani słabo 24,2%
Słabo 9,2%
Bardzo słabo 6,5%
Brak odpowiedzi 3,3%
LEGENDA: N=153
Myślę, że ludziom trzeba dać czas na samorealizację. Znam ludzi, którzy wyjechali z Niemiec tylko dlatego, że... ciągle ich naciskano, mówiono «Naucz się języka, zrób coś».
Badanie „Seeking a new language. Narratives on home, (forced) migration and identity of newcoming Ukrainian youth to European cities” to międzynarodowe przedsięwzięcie realizowane w Poznaniu (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza), Fryburgu (Uniwersytet Alberta-Ludwika) oraz w Salonikach (Uniwersytet Arystotelesa) w ramach projektu EPiCUR European University finansowanego ze środków EU z programu Horizon 2020. Zasadniczy zespół badawczy tworzą Maciej Frąckowiak, Georgia Sarikoudi, Jacek Kubera (kierownik projektu), Olena Matynchuk oraz Sebastian Will, wspierani przez współpracowniczki i współpracowników z Grecji, Niemiec i Polski. Wspomniane przedsięwzięcie badawcze jest wieloetapowe i poza działaniami sieciującymi i popularyzatorskimi obejmuje desk research oraz badania fokusowe poświęcone lokalnym politykom wspierającym osoby z Ukrainy z doświadczeniem uchodźczym, badania ankietowe oraz wywiady indywidualne realizowane z Ukrainkami i Ukraińcami w wieku 18–24 lata, którzy uciekli z tego kraju w następstwie wojny i zamieszkali we Fryburgu, Poznaniu lub Salonikach. W raporcie w NN6T znalazły się cytaty z wywiadów realizowanych z młodymi Ukraińcami, projektowanych przez Macieja Frąckowiaka i Olenę Martynchuk oraz realizowanych przez Sofiię Kolodiazhną (Fryburg) oraz Yuliię Andriichuk (Poznań). Badania ankietowe, stanowiące źródło zdecydowanej większości danych prezentowanych w raporcie, realizowane były metodą ankiety internetowej od 7 marca do 11 czerwca 2024 roku (w tym czasie udało się zebrać 271 odpowiedzi). Ankieta realizowana była za pomocą platformy Qualtrics, zawierała różne wersje językowe i promowano ją w różnych miejscach sieci internetowej i poza nią, które gromadziły badane przez nas osoby. W tworzenie narzędzia badawczego zaangażowane były wszystkie osoby z zespołu, a zadaniem tym kierował Sebastian Will, który wykonał także obliczenia oraz napisał raport (wspólnie z Sonją Reischle).
Więcej informacji o projekcie na stronie Research Gate (https://tiny.pl/dcc5k).
Projekt o charakterze artystyczno-badawczym, sieciujący środowisko sztuki, nauki, dizajnu, technologii i przedsiębiorczości. Tematy: przyszłość ograniczonego komfortu, praca wyobraźni, ekologia miejska, gospodarka przyszłości, poszukiwanie źródeł optymizmu, spekulatywność jako motor rozwoju, zarządzanie kryzysem i sytuacjami niedoboru.
Projekt Goethe-Institut, Fundacji Bęc Zmiana, Zentrum für Kunst und Urbanisik (Berlin)
Koproducenci wiedzy:
Akademia Sztuk Pięknych Katowice, BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, Stowarzyszenie Media Dizajn (Szczeciński Inkubator Kultury), Galeria Arsenał w Białymstoku
www.postkomfortocen.info
Budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w liczbach
Otwarcie — 25 października 2024
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie otwiera swoją nową siedzibę na placu Defilad. Przywitanie z budynkiem, czyli otwarty dla wszystkich program wydarzeń, potrwa trzy tygodnie i będzie zapowiedzią przyszłych działań Muzeum. Oprócz pokazu wybranych prac z kolekcji MSN-u, składać się będzie z akcji performatywnych, społecznych i edukacyjnych, koncertów, wykładów i kolejnej edycji festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE.
Zaprojektowana przez nowojorskie studio Thomas Phifer and Partners nowa siedziba Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie jest już niemal gotowa. Zazieleniło się również forum, czyli wspólna przestrzeń pomiędzy MSN-em i przyszłą siedzibą TR Warszawa. Drzewa posadzone jesienią będą osłaniać muzealny plac widoczny od strony Pałacu Kultury i Nauki. Zacienione forum wraz z przeszklonym parterem MSN-u przygotowano jako przyszłe miejsce spotkań mieszkanek i mieszkańców stolicy. To tam w otwartej dla wszystkich części Muzeum będzie działać kawiarnia, księgarnia, audytorium i realizowane będą wydarzenia towarzyszące wystawom.
Na parterze nowego budynku MSN-u działać będzie również Galeria A, współtworzona przez zespół kuratorów oraz zaproszone twórczynie i twórców, kolektywy artystyczne oraz grupy i środowiska wywodzące się ze świata sztuki, lub łączące sztukę z innymi obszarami, jak aktywizm czy działania społeczne. Galeria nastawiona jest na eksperyment, działania kolektywne i oparte na procesie, nieszablonowe podejście do tworzenia wystaw i programów oraz projekty interdyscyplinarne, badawcze i partycypacyjne.
Otwarcie i pierwsze tygodnie działania Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w nowym budynku to przede wszystkim prezentacja kilku wielkoskalowych rzeźb i instalacji polskich i światowych artystek. Wyeksponowanie wybranych dzieł w przestrzeniach poszczególnych galerii pozwoli wydobyć walory architektoniczne nowej siedziby, o której opowie podczas otwarcia jej twórca Thomas Phifer. Wydarzenie będzie zapowiedzią pierwszej wystawy kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej, której wernisaż zaplanowano na 21 lutego 2025 roku.
„Rozpoczniemy naszą działalność pokazem prac kobiet, m.in. Aliny Szapocznikow, Magdaleny Abakanowicz, Sandry Mujingi czy Cecilii Vicuñi. W ten sposób kontynuujemy światowy trend odrabiania lekcji o zapomnianych i przeoczonych twórczyniach, pokrywania białych plam kolorami” – mówi Joanna Mytkowska, dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jesienią w nowym budynku odbędzie się też 16. edycja festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE, zatytułowana Trudna miłość. Muzeum między Placem a Pałacem. A już teraz, w ramach rozpoczętego właśnie projektu Muzeum Wspólne. Narada obywatelska artystek i artystów MSN zwraca się bezpośrednio do warszawskich twórczyń i twórców i pyta o to, jak może przyczynić się do poprawy ich sytuacji oraz lepiej odpowiadać na ich oczekiwania i potrzeby. „Chcemy wysłuchać ich głosów, a także poznać pomysły i propozycje działań. Wszystko po to, żeby wprowadzić w życie rozwiązania, które ich zdaniem będą najlepiej służyć całej artystycznej społeczności stolicy” – zapowiada Jakub Depczyński, kurator programu publicznego MSN-u. Zgłoszenia przyjmowane są poprzez formularz dostępny na stronie MSN-u do 22 lipca: www.muzeumwspolne.artmuseum.pl
Zanim jednak spotkamy się na wydarzeniach i wystawach, zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi nowej siedziby Muzeum. Policzyliśmy metry kwadratowe, sześcienne, drzewa, krzewy i… miesiące prowadzenia budowy. Czekamy na Was! Do zobaczenia!
Jaka jest całkowita powierzchnia Muzeum
w metrach kwadratowych?
60% nowej siedziby Muzeum znajduje się nad tunelami i stacją Centrum warszawskiego metra. W związku z tym bryła budynku wspiera się na 131 żelbetowych palach fundamentowych, które sięgają ponad 30 metrów w głąb, oplatając konstrukcję metra.
Ile było projektów budynków MSN?
*Do konkursu w 2005 roku stanęło blisko 200 pracowni z całego świata a we wrześniu 2013 roku 12 pracowni.
W ilu budynkach MSN działał w czasie oczekiwania na siedzibę?
Lokal przy ul. Pańskiej 3, Dom Meblowy „Emilia”, Pawilon nad Wisłą, Pałac Kultury i Nauki, Park Rzeźby na Bródnie, dom Zofii i Oskara Hansenów w Szuminie, magazyn
Ile miesięcy trwała budowa?
Ile osób pracowało przy wznoszeniu budynku?
Wśród 3075 osób było: 50 projektantów, 50 osób po stronie Inżyniera Kontraktu, 50 osób po stronie Muzuem, 255 osób z Warbud SA (w tym 109 osób w kadrze budowy i 146 pracowników Zakładu Sił Własnych Warbud), 2 670 osób jak podwykonawców.
Ile metrów miał płot okalający budowę?
Jaka jest kubatura Muzeum?
Ile Muzeum widzimy nad ziemią? 116 214 85 717 28 488
Ile Muzeum znajduje się pod ziemią?
Ile
poszczególnych rodzajów pomieszczeń?
Biurowe — 1 014
Edukacyjne — 322
Galeryjne — 4 044
Kinowe i audytoryjne — 618
Magazynowe — 1 482
Foyer — 1 674
Techniczne — 3 713
Warsztaty konserwatorskie — 421
Ile tuneli metra Muzeum ma pod sobą?
Ile osób w ciągu godziny patrzy na budynek Muzeum przechodząc skrzyżowaniem Marszałkowska / S ´ więtokrzyska?
˜1 000
Jaka jest zakładana frekwencja? Ilu tysięcy odwiedzających oczekuje MSN?
Dla ilu pracowników zaprojektowany został
budynek Muzeum?
* Spośród nich 72 osoby to pracownicy biurowi.
Liczba pracowników nieludzkich?
* Na budowie była kuna, która odcisnęła łapy w posadzce. W planach jest zatrudnienie sokołów i myszołowów do odstraszania gołębi.
Ile jest drzew wokół budynku Muzeum?
55*
*Gatunek — glediczje trójcierniowe. W przyszłości drzewa pojawią się jeszcze wzdłuż zbudowanego wraz z ulicą ślimakowego zjazdu do kondygnacji podziemnych przyszłego gmachu teatru TR Warszawa.
Ile będzie krzewów?
2200
M.in. róży okrywowej i irgi błyszczącej oraz około 7 000 sadzonek traw ozdobnych m.in. seslerii lśniącej.
Ile sal wystawienniczych znajduje się w Muzeum?
poziom 0: 2 galerie + sala edukacyjna
poziom 1: 12 galerii
poziom 2: 11 galerii
Ile ogólnodostępnych toalet służyć będzie odwiedzającym?
Ile w toaletach jest oczek?
Ile jest umywalek?
Ile jest przewijaków?
Jaki materiał dominuje w strukturze budynku
Muzeum?
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
beton beton beton beton
www.artmuseum.pl
To największa współcześnie wystawa dzieł z kolekcji Zachęty! Towarzyszą im działania performatywne, które pomagają spojrzeć na nie świeżym okiem.
Łzy szczęścia obejmują kilkadziesiąt prac z ostatnich kilku dekad, w tym realizacje ikoniczne dla polskiej historii sztuki – malarstwo, rzeźbę, wideo, instalacje, choreografię i performans. Na ekspozycji znalazła się twórczość
najważniejszych artystów i artystek XX i XXI wieku: Zofii Kulik, Joanny Piotrowskiej, Anety Grzeszykowskiej, Aliny Szapocznikow, Olafa Brzeskiego, Moniki Sosnowskiej, Goshki Macugi, Przemka Branasa, Oskara Dawickiego, Marioli Przyjemskiej, Joanny Rajkowskiej, Zbigniewa Libery czy Krzysztofa Wodiczki.
Wybrane prace są poddawane współczesnej interpretacji poprzez działania performatywne zaproszonych twórców i twórczyń (na przykład Katarzyna Kozyra zamieszkała w galerii na czas trwania wystawy). Całość składa się na opowieść o doświadczaniu sztuki, emocjach towarzyszących recepcji eksponowanych prac kiedyś i dziś.
Zgromadzone w jednym miejscu i odczytane na nowo pozwalają przyjrzeć się krajobrazowi zmian, jakie zaszły w polskiej wrażliwości społecznej oraz zachęcają do alternatywnego, wielozmysłowego odczuwania sztuki i przestrzeni galerii.
Tytuł ekspozycji został zaczerpnięty z filmu Oskara Dawickiego, który pokazuje twarz artysty, po której płyną tytułowe łzy szczęścia. Jak je odróżnić od łez rozpaczy? Spływają do góry, a nie tradycyjnie ku dołowi.
Na kolejnych stronach zobaczycie zaledwie kilka prac z kolekcji Zachęty, a także zdjęcia z performansów towarzyszących wystawie. Więcej znajdziecie w katalogu na stronie www.zacheta.art.pl/kolekcja.
Katarzyna Kozyra, Piramida zwierząt, 1993
Katarzyna Kozyra jest jedną z najważniejszych reprezentantek nurtu sztuki krytycznej rozwijającego się w Polsce po 1989 roku. Narusza w swoich pracach społeczne tabu, eksplorując problematykę związaną m.in. z ciałem, jego starzeniem się, śmiertelnością i podatnością na chorobę. Piramida zwierząt to jej praca dyplomowa, zainspirowana baśnią braci Grimm Czterej muzykanci z Bremy. Instalacja składa się z czterech wypreparowanych zwierząt ustawionych jedno na drugim. To wciąż bardzo silny głos w dyskusji o hipokryzji społeczeństwa uznającego, że uśmiercanie zwierząt jest cywilizowane i uzasadnione, jeśli zaspokaja praktyczne potrzeby i jest przeprowadzone w sposób przemysłowy, poza zasięgiem wzroku konsumentów. (Fot. Marek Krzyżanek).
Alina Szapocznikow, Popiersie bez głowy, 1968
Twórczość Aliny Szapocznikow ma charakter autobiograficzny. Podczas II wojny światowej artystka przebywała w gettach i obozach koncentracyjnych, po wojnie zachorowała na gruźlicę, co uniemożliwiło jej urodzenie dziecka, później zmagała się z nowotworem piersi. Skrajne i trudne emocje euforii i cierpienia wyrażała w swojej sztuce, m.in. w odlewach własnego ciała. Pisała: „Mój gest kieruje się w stronę ciała ludzkiego, tej «sfery całkowicie erogennej», w stronę najbardziej nieokreślonych i najulotniejszych jego odczuć. Sławić nietrwałość w zakamarkach naszego ciała, w śladach naszych kroków po tej ziemi. Przez odciski ciała ludzkiego usiłuję utrwalić w przezroczystym polistyrenie ulotne momenty życia, jego paradoksy i jego absurdalność”. W poszukiwaniu wyrazu dla doświadczenia zmysłowego Szapocznikow eksperymentowała z nowymi materiałami – od 1963 roku, kiedy to wyjechała do Paryża, stosowała tworzywa sztuczne takie jak poliester czy poliuretan.
Piotr Uklański, Bez tytułu (Szeroko otwarte), 2012
Piotr Uklański posługuje się różnymi mediami, stosuje też taktykę zawłaszczenia istniejących już dzieł. Interesują go schematyczne wizerunki obecne w kulturze masowej. W bogatym dorobku artysty znajdują się również ceramika i tkaniny. Należy do nich gigantyczna tekstylna rzeźba Bez tytułu (Szeroko otwarte), zaprezentowana podczas jego indywidualnej wystawy w Zachęcie (2012/2013).
Stylizowane sylwetki drzew, których wijące się gałęzie zdają się zmieniać w naczynia krwionośne, przenikają się tu z ażurowymi kształtami kojarzącymi się z komórkami czy mikroorganizmami. Biomorficzna rzeźba przypomina szeroko rozwartą jamę ustną z widocznym języczkiem podniebiennym. Artysta zwracał uwagę, że może to być wrogie przejęcie – zawłaszczenie tkaniny, czyli dziedziny sztuki utożsamianej z twórczością kobiet. Jednocześnie twierdził, że kontynuuje pracę swojej mamy, która projektowała i haftowała szaty kościelne. Można zatem tę realizację interpretować w kontekście podważenia wyrazistego podziału na to, co męskie i kobiece w kulturze. (Fot. Mateusz Sadowski).
Oskar Dawicki, Łzy szczęścia, 2014
Oskar Dawicki to artysta wizualny i performer znany z prac i działań o charakterze ironiczno-groteskowym. Tytuł jego pracy wideo Łzy szczęścia posłużył za tytuł wystawy prac z kolekcji. Pokazuje zapętlony, powtarzający się kilkakrotnie obraz twarzy artysty, po której płyną łzy. W tej transowej scenie łzy nie spływają jednak w zwykłym kierunku ku dołowi, ale płyną do góry, być może po to, by odróżnić je od łez smutku. Odnosi się wrażenie, że artyście udało się pokonać grawitację. Mimika twarzy i łzy płynące w odwrotnym kierunku tworzą silny efekt emocjonalny, wskazując nie tylko na szczęście, ale także na zamknięte obszary rozpaczy, wyobcowania czy niemożliwość rozładowania uczuć – stany, w których nie obowiązują prawa fizyki. Łzy są cierpkie i wyrażają słodko-gorzkie doświadczenia. Muzykę do filmu skomponował Paweł Mykietyn.
Na zdjęciu – performans Oskara Dawickiego Łzy szczęścia podczas otwarcia wystawy w Zachęcie, 7 czerwca 2024 roku (fot. Kuba Celej).
Paweł Sakowicz, Jumpcore, 2017
Performans Pawła Sakowicza odnosi się do samobójczego skoku Freda Herko – amerykańskiego tancerza, aktora i choreografa. Nie jest do końca jasne, czy Herko planował zakończyć swój kameralny performans samobójczą śmiercią. Pewnego dnia w 1964 roku wziął kąpiel w mieszkaniu przyjaciela i zaczął tańczyć nago do Mszy koronacyjnej Mozarta. Kilkakrotnie zbliżał się do otwartego okna. Kiedy wybrzmiał Sanctus, wziął rozbieg i wyskoczył przez okno apartamentu mieszczącego się na piątym piętrze przy nowojorskiej Cornelia Street.
Jumpcore to wielogodzinna praktyka skakania. Przez trzy dni podczas wystawy Lepsza ja (2017) sale Zachęty były miejscem tworzenia choreografii opartej na różnych skokach – od baletowych po rave’owe. Tematem stała się ergonomia ruchu: czy da się tańczyć jak najszybciej, jednocześnie zachowując jak najwięcej energii?
Czy istnieje taki rodzaj ruchu, który zamienia ciało w energetyczną maszynę? Jak określił to artysta: „Skok jest traktowany jako pogański rytuał, futbolowy dribling, barokowy eksces albo symboliczne wniebowstąpienie”.
Na zdjęciu – pokaz z 2018 roku w sali gimnastycznej
XI LO im. Mikołaja Reja, w ramach projektu Plac Małachowskiego 3 (fot. Weronika Wysocka).
Przemek Branas, bez tytułu, 2017
Przemek Branas powtórzył w swoim filmie performans Chrisa Burdena Shoot (1971), podczas którego amerykański artysta został postrzelony z broni palnej przez swojego asystenta. Jednocześnie Branas odwołał się do dwóch wydarzeń z historii politycznej – zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza w gmachu Zachęty w 1922 roku, dokonanego przez malarza i pedagoga Eligiusza Niewiadomskiego, i zastrzelenia rosyjskiego ambasadora w Turcji Andrieja Karłowa podczas otwarcia wystawy Rosja oczami Turków. Od Kaliningradu do Kamczatki w Muzeum Sztuki Współczesnej w Ankarze (2016). Film rozpoczyna zbliżenie portretu Stefana Żeromskiego namalowanego przez Niewiadomskiego. Następnie widzimy ochroniarza, kuratorkę wystawy Spojrzenia 2017 – Nagroda Deutsche Bank Dorotę Monkiewicz i ówczesną dyrektorkę Zachęty Hannę Wróblewską, zajęte rozmową oraz zamachowca z Ankary. Na końcu znalazła się zrealizowana z dbałością o kostiumy rekonstrukcja akcji Burdena, choć tym razem nie był to prawdziwy postrzał.
Daniel Kotowski, delighting, 2024
W swoim najnowszym performansie Daniel Kotowski nawiązuje do pracy wideo Wonderland autorstwa Erkana Özgena. Turecki artysta ukazuje w nim niesłyszącego bohatera, małego chłopca, który opisuje brutalne doświadczenia własnej rodziny podczas wojny w Syrii i ucieczkę z tego kraju. W wywiadzie na temat tej pracy Özgen dzieli się zachwytem nad ekspresyjnymi ruchami chłopca, jednocześnie nie zdając sobie sprawy, że dziecko posługuje się prostym językiem migowym; fascynuje go jedynie estetyka ruchu.
Kotowski postrzega performans jako przestrzeń wspólnego (dys) komfortu i wrażliwości i obala granice skonstruowane przez samą scenę. Albo raczej je przywłaszcza, odkształca, przesuwa, w zachwycie nad tym, co peryferyjne, ujawniając fasadowość tego, co jawi się jako centrum – w zachwycie potwierdzającym własny status quo, jednak nadal w obrębie sztuki.
Na zdjęciu – pokaz w Zachęcie, 27 czerwca 2024 roku (fot. Paweł Starzec).
Poznaliśmy ostateczne wyniki KAF Young Art Prize 2024! Nagrody główne pierwszej edycji międzynarodowego konkursu malarskiego otrzymali: Kateryna Aliinyk, Krystyna Melnyk oraz Filip Rybkowski. Dodatkowo jury przyznało też specjalne wyróżnienie dla Ant Łakomsk. Gratulujemy!
KAF Young Art Prize 2024 to pierwsza edycja międzynarodowego konkursu malarskiego skierowanego do młodych osób artystycznych. Głównym celem konkursu jest nie tyle wyłonienie laureatów – bo to zawsze jest subiektywne – ale stworzenie artystom i artystkom możliwości zaprezentowania pełnego wachlarza środków wyrazu i zanurzenia się w aktualnych trendach sztuk wizualnych. Do udziału można było zgłosić prace wykonane dowolną techniką malarską oraz na dowolnym materiale, które powstały nie wcześniej niż w 2022 roku. Regulamin konkursu przewidywał przyznanie 3 nagród w wysokości 12 000 euro każda.
Do konkursu swoje dzieła zgłosiło 1597 twórczyń i twórców z całego świata.
Spośród nich do ostatniego etapu trafiło dwanaście osób: Kateryna Aliinyk, Andrej Maxim Auch, Martina Drozd Smutná, Wiktoria Kieniksman, Ant Łakomsk, Krystyna Melnyk, Krzysztof Mętel, Horacy Muszyński, Filip Rybkowski, Patryk Staruch, Kuba Stępień i Emily Stevenhagen, z których twórczością zapoznać się można na wystawie finałowej prezentowanej w Krupa Art Foundation do 7 lipca.
Nagrody przyznało jury w składzie: Sylwia Krupa, Antoni Burzyński, Pola Dwurnik, Katarzyna Młyńczak-Sachs, Oleksandra Pogrebnyak i Aleksy Wójtowicz.
www.youngartprize.krupaartfoundation.pl
Laureatkami i laureatem pierwszej odsłony
KAF Young Art Prize są: Kateryna Aliinyk, Krystyna Melnyk oraz Filip Rybkowski.
W werdykcie jurorskim Katerynę Aliinyk doceniono „za trwałą deklarację miłości do ziemi, wszystkich form życia współistniejących w czarnoziemiu oraz praktyk ogrodnictwa regeneracyjnego, które teraz, niestety, współistnieją z gruzami i zniszczeniami spowodowanymi przez niszczycielską rosyjską inwazję na terytoria wschodniej i południowej Ukrainy. Przedstawione przez artystkę krajobrazy pulsują i wyją, ale jednocześnie niosą obietnicę kiełkującego życia”.
Z kolei Filipa Rybkowskiego nagrodzono „za odwagę w poszukiwaniach na granicy instalacji i malarstwa, które podejmują problematykę autentyczności przedmiotu i jego przedstawienia. Prace Rybkowskiego, które przekraczają granice dziedzin, są jednocześnie niezwykle inspirujące dla myślenia o współczesnym malarstwie w sztuce współczesnej”.
W twórczości Krystyny Melnyk jury pozytywnie oceniło „nowatorskie wykorzystanie tradycyjnej techniki malarskiej do wypowiedzenia uniwersalnego przekazu, w bezpretensjonalnym podejściu do doniosłych tematów”. Praktyka artystyczna Krystyny Melnyk nie podąża za żadnym z popularnych trendów malarskich, co w szczególny sposób zostało docenione przez konkursową komisję.
W trakcie finałowych obrad jury postanowiło dodatkowo nagrodzić twórczość Ant Łakomsk, która otrzymała specjalne wyróżnienie – zaproszenie do wystawy indywidualnej w Krupa Art Foundation. Artystkę doceniono „za szczególną dojrzałość wizualną, wykorzystaną do ujęcia ulotnych wątków pamięci i prywatnej mitologii. Jednocześnie malarska biegłość i poetyckie spojrzenie artystki zapowiadają rozwój wyjątkowej praktyki artystycznej”.
Kateryna Aliinyk nagrodajury
Ukraińska artystka urodzona w Ługańsku i mieszkająca w Kijowie. Skupiając się na zagadnieniu krajobrazu zniszczonego przez wojnę i okupację wykorzystuje obrazy natury widzianej z perspektywy nieantropocentrycznej.
Od dwóch lat artystka realizuje cykl, w którym przygląda się ziemi i krajobrazowi okupowanego Donbasu. Jej zdaniem „nawet jeśli wydaje się, że krajobraz nie przechowuje śladów tragedii, bliższe spojrzenie zwykle ujawnia jej obecność. Ostrzał artyleryjski, miny i rozlew krwi z czasem znacząco zmieniają glebę. […] Pomimo toczącej się od dekady wojny opuszczony krajobraz wschodniej Ukrainy jest uderzająco piękny i majestatyczny. Przed wojną spełniał określoną, praktyczną funkcję, którą tymczasowo utracił i teraz żyje własnym życiem, przybierając różne formy. […] Kontemplowanie natury w obliczu wojny jest prawdopodobnie najbardziej przejmującym i zmysłowym doświadczeniem w moim życiu. Rozstałam się z moim krajobrazem dziesięć lat temu i z daleka tym wyraźniej rozumiem, że był on nie tylko tłem dla moich przygód, narzędziem czy zasobem, ale pełnoprawnym bohaterem. Moja nieobecność to jedynie moja osobista tragedia – trawa nie przestała być przez to zielona, a niebo niebieskie. Przeciwnie, czarna ziemia, po której od dawna nie stąpaliśmy, jeszcze bardziej podkreśla jego błękit”.
→ → 02 Powolne zagospodarowanie działki (z cyklu Mamy bilety w pierwszym rzędzie), 211 × 142 cm, 2023
01 Najważniejsze pytanie to czego chce bohaterka (z cyklu Mamy bilety w pierwszym rzędzie), 159.5 × 115.5 cm, 2023
nagroda jury
Filip Rybkowski
Polski artysta wizualny łączący w swojej twórczości krytyczny akt rekonstrukcji z refleksją nad politycznym charakterem restauracji, reprodukcji i konserwacji. Jego prace wykraczają poza tradycyjnie rozumiane granice malarstwa, wzbogacając je o elementy mozaiki, objet trouvé i instalacji.
W najnowszych realizacjach Rybkowskiego pojawia się motyw ciała, rozumiany zarówno jako bezpośrednie odniesienie do ludzkiej anatomii, jak i metafora fizyczności obrazu. W tych pracach Rybkowski skupia się na kwestii nakazów, kanonów, norm i ich kontroli jako mechanizmów władzy umożliwiających formowanie i naginanie zbiorowego, społecznego i politycznego „ciała”. W obrazach Rekonstrukcja kości I oraz Rekonstrukcja kości II artysta nawiązanie do ludzkiej anatomii, co staje się pretekstem do rozważań nad istotą rekonstrukcji i jej potencjałem. W tym przypadku jest ona możliwa wyłącznie dzięki wcześniejszemu zaistnieniu destrukcyjnego wydarzenia. Studium postawy balansuje między stabilnością a chwiejnością, troską a opresją, poczuciem bezpieczeństwa a zagrożeniem. Choć praca odnosi się do postawy ciała i możliwości jej korekty, można ją również postrzegać w kontekście postawy moralnej, społecznej czy politycznej.
→ 03 Studium postawy
126 × 126 cm, 2023
←
04 Rekonstrukcja kości I
65 × 80 cm, 2023
Krystyna Melnyk
Ukraińska artystka mieszkająca w Kijowie. Jej figuratywne obrazy na płótnie i desce wykorzystują techniki wywodzące się ze sztuki malowania ikon, m.in. gruntowanie kredą czy stosowanie specjalnych naturalnych mieszanek przed nakładaniem złoceń. Twórczość Melnyk jest mocno inspirowana tekstami George’a Bataille’a, zwłaszcza tymi poświęconymi badaniom sfery sacrum poprzez obraz cierpiącego lub zranionego ciała.
Artystka przygląda się cierpieniu i bólowi z czułością, jako drodze do nowej duchowości. Sama wyraża to następująco: „Pracuję z bólem. Obraz może jednocześnie powodować ekstazę i być nie do zniesienia, jak potwór, który przyciąga i ujawnia rozkład antropomorfizmu. To właśnie widzimy, gdy patrzymy na szokujący obraz. Może wywoływać religijne lub erotyczne doświadczenia, które coraz bardziej zbliżają się do doświadczenia śmierci czy bólu”.
160
05 Widziany przez Boga lub błaganie o litość
× 154 cm, 2022
wyróżnienie
Ant Łakomsk
Artystka posługująca się malarstwem, rzeźbą i instalacją. Interesują ją zwłaszcza klisze i metafory, uproszczone i przewrotnie reinterpretowane. Korzysta z prostego języka wizualnego, odwołując się do intuicyjnych, banalnych i nieracjonalnych emocji.
Fragmentaryczny i płynny charakter jej prac paradoksalnie prowadzi do rekonstrukcji wpół zapamiętanych lub przypadkowych historii i wydarzeń. Łakomsk stara się stymulować mechanizmy pamięci poprzez nadanie dobrze znanym formom abstrakcyjnego i nierealnego charakteru.
Obrazy artystki łączą różne rodzaje malarstwa figuratywnego, przede wszystkim pejzaż, portret i martwą naturę. Podstawowym motywem w jej twórczości są odniesienia do natury – to w niej przejawia się coś wzniosłego, wykraczającego poza ramy czasowe i osobiste doświadczenie. Relacje między postaciami a otoczeniem odnoszą się do kwestii pamięci, tożsamości i zdolności krajobrazu do budowania nowych znaczeń i skojarzeń. Poprzez wprowadzanie elementów związanych z postindustrialnym społeczeństwem, artystka bawi się historią sztuki, na przykład angielskim romantyzmem czy francuskim impresjonizmem.
06 Petrochemia Płock oil on canvas, 130 × 150 cm, 2024
Rycerz Artium Milites ochraniający rysowników podczas bitwy pod Grudwaldem, XV w. rekonstrukcja cyfrowa wg. Lwa Sołowieja
Sztuka sprawia, że człowiek myśli
Rozmowa z artystą Horacym Muszyńskim, badaczem historii zakonu Obrońców Sztuki, finalistą konkursu Krupa Art Foundation Art Prize 2024.
Jesteś odkrywcą zakonu Obrońców Sztuki, jak wpadłeś na trop tej organizacji i co udało ci się ustalić o jej przeszłości?
Horacy Muszyński: Powiedzieć, że jestem odkrywcą to lekka przesada, bo w badaniach korzystałem z wiedzy moich poprzedników. Wszystko zaczęło się od tego, że lubię buszować w antykwariatach i pewnego razu trafiłem na kroniki Donosa Synonima, w których natrafiłem na historię Artium Milites. Zaciekawiło mnie to bardzo. Książka została wydana przez rodzinę Słowikowskich. Dotarłem do wciąż żyjącego przedstawiciela rodziny, który w latach 90. badał właśnie historię tego zakonu. Pan Leon Słowikowski nie tylko pokazał mi swoje zbiory – było w nich dużo szkiców, rekonstrukcji, m.in. miecz zakonu Pędzlec, na którym po łacinie wykuto dewizę „Sztuka sprawia, że człowiek myśli” – ale także dał mi kontakty do różnych osób, które mogły posiadać dodatkowe informacje. Tak udało mi się trafić do samych członków zakonu, obecnie działającego pod nazwą Wojska Obrony Sztuki, w skrócie WOS.
Swoje ustalenia prezentowałeś na wystawie w galerii Wozownia w Toruniu na początku 2022. Zanim przejdziemy do twoich najnowszych odkryć, powiedz, jakie obiekty udało się wtedy pokazać?
Udało nam się zaprezentować całkiem pokaźny zbiór oryginałów, a nie było to łatwe. Na przykład wypożyczenie ikony św. Wita z Czech prawie nie doszłoby do skutku z powodu ogromnej biurokracji z tym związanej. A wystawa pokazywała historię Zakonu. Według legendy został założony przez Mieszka I prawdopodobnie w 966 roku, od razu po chrzcie Polski. Mieszko I stworzył tajne bractwo, które po chrystianizacji Polski miało za zadanie chronić i chować podobizny starych bogów czy idoli. Wśród nich był na przykład Bałwan ze Zbrucza, który obecnie jest w zbiorach krakowskiego Muzeum Archeologicznego. Dlaczego mieli to robić? Przypuszcza się, że chodziło o ochronę, jakbyśmy to dziś powiedzieli, dziedzictwa kulturowego. Chodziło o to, żeby zachować te obiekty jako rodzaj elementu historii przyszłej Polski.
Nie był to zapewne jedyny wyznaczony Zakonowi cel? Głównym celem była obrona kultury i sztuki. Oficjalnie Zakon powstał w 1356 roku jako organizacja chroniąca artefakty kultury oraz promująca tolerancję i postęp. Był to jeden z pierwszych zakonów rycerskich, który nie tylko przyjmował kobiety w swoje szeregi, ale któremu także przewodziła kobieta. Anna Łęczna była żoną Władysława Garbatego, właściciela zamku w Łęczycy. Według kronik to właśnie tam mieściła się pierwsza siedziba Zakonu. W tym okresie Zakon nie tylko głosił, ale i praktykował tolerancję religijną i kulturową. Kiedy wiadomo już było, że za chwilę wybuchnie wojna polsko-turecka, członkowie Zakonu wysłali ekspedycję do Turcji, aby zrozumieć tamtą kulturę, zamiast z nią walczyć. Uznali, że być może dzięki temu uda się zachować pokój. Ten okres to złota era Artium Milites. Zakon się całkowicie zdemilitaryzował – uważał wojnę za metodę staroświecką i barbarzyńską. Członkinie i członkowie powołali radę, pierwszemu kolegium przewodził Mikołaj Kopernik. Przez lata zasiadały w niej reprezentacje różnych religii. To, że w każdym większym mieście działał w pewnym okresie meczet, synagoga, współistniało ze sobą prawosławie, protestantyzm, Rysunek rekonstrukcyjny miecza tzw. Pędzlec, druga poł. XIV w. wg L.J Słowikowskiego, 1994
Grafika przedstawiająca zebranie pierwszej rady Artium Milites, XVI w. rekonstrukcja cyfrowa wg. Lwa Sołowieja
katolicyzm, to także najprawdopodobniej była zasługa Zakonu. Zakon był też pierwszą organizacją, która zalegalizowała małżeństwa tej samej płci w 1620 roku.
Z jakich źródeł korzystałeś podczas rekonstruowania dziejów Artium Milites? Czy dotarłeś do archiwów formacji? Niestety nie wiadomo, gdzie znajduje się prawdziwe archiwum Zakonu. Ze względu na swoją otwartość ta formacja miała ogromne problemy z Kościołem Katolickim i ze zubożałą szlachtą, która widziała w nim zagrożenie. Głównie nie podobało się równouprawnienie kobiet i mężczyzn oraz tolerancja religijna. To powodowało bardzo duże konflikty. Postępowy charakter Zakonu Obrońców Sztuki sprawił, że Kościół oskarżył go o kult szatana, co ilustruje fresk znajdujący się w dawnej siedzibie zakonu na zamku w Łęczycy. Ostatnia przeorysza, Dorota Piekuta, która wraz z oddziałami
Rycina przedstawiająca projekt formacji kawaleryjskiej Pędzlarii autorstwa
Cavaliero Galoppo, XVII w.
Ars Defensores walczyła o wolność wszystkich uciśnionych, została schwytana, umieszczona w krakowskich lochach i spalona na stosie. Nie wyjawiła, mimo tortur, żadnych tajemnic organizacji. Legenda głosi, że podczas kaźni Dorota Piekuta rzuciła klątwę, krzycząc, że kraj tak przepełniony nienawiścią i wstrętem do różnorodności kulturowej czeka samounicestwienie. I tak około roku 1724 zakon rozpada się. Miejsce przechowywania archiwów pozostaje tajemnicą. Niektórzy uważają, że znajdują się one w ruinach zamku w Łęczycy, a inni są zdania – i właśnie teraz wróciłem z konferencji na Wawelu, gdzie też omawialiśmy te kwestie – że być może zostały złożone pod Wawelem, w nieodkrytych salach we wzgórzu wawelskim. Na razie mamy różne fragmenty kronik czy świadectw, rysunki rekonstrukcyjne profesora Leona Słowikowskiego, który w latach 90. XX wieku to odtwarzał. Ale też kilka oryginałów, niestety większość z nich jest w bardzo złym stanie. Mój zespół, dzięki specjalnej technologii naświetlania pigmentów, mógł stworzyć cyfrowe rekonstrukcje niektórych artefaktów. Tak odkryliśmy, że na przykład tzw. tkanina z Gniezna, pokazuje proces chowania pogańskich idoli przez bractwo. Jest też umowa małżeńska z 1520 roku zatwierdzona przez Zakon między dwoma mężczyznami. Ale są też takie śmieszne artefakty, gdyż Zakon stworzył koncepcję Pędzlarii, militarną jednostkę bojową, na wzór której prawdopodobnie powstała późniejsza Husaria. Była to ciężka jazda konna z takimi gigantycznymi
pędzlami przymocowanymi do pleców jeźdźców. Są też pędzlogroty – narzędzia stworzone dla artystów do obrony, które z jednej strony miały końcówkę w formie pędzla, a z drugiej był rodzaj ostrza, dzięki czemu artysta mógł w razie potrzeby obronić się przed napaścią. Dewizą Wojska Obrony Sztuki jest to, że sztuka sama się nie obroni, dlatego też powtarzającym się pytaniem w różnych okresach istnienia tej formacji było „Czy teraz sztuka już obroni się sama?”.
Czy w ostatnim czasie udało ci się ustalić jakieś nowe fakty? Po uruchomieniu strony internetowej poświęconej Artium Milites zaczęły napływać maile. Pierwszą zaskakująca informacją, którą z profesorem Słowikowskim zaczęliśmy badać, był utwór muzyczny, opera na temat ostatnich chwil Doroty Piekuty, czyli ostatniej przywódczyni Zakonu. I co ciekawe, jedną z postaci jest ogień, przedstawiony w ludzkiej postaci. Opera grana była przez trzech aktorów, a na końcu chór, bo osobno był Dym, osobno Płomień i osobno Żar. Piekuta widziała w nim nadzieję, a biskup spalenie grzechu i rodzaj oczyszczenia, więc ogień przybierał różne charaktery w zależności od tego, z kim wchodził w interakcję. Niektórzy datują ten utwór na końcówkę XVIII wieku. Inni twierdzą, że to zbyt awangardowe dzieło i raczej umieszczają je w wieku
XIX. Jest to prawdopodobnie jedna z pierwszych oper polskich napisanych przez kobietę. I niestety to może być powód, dla którego utwór nie zachował się w całości. Po prostu w tamtych czasach nie był traktowany jako utwór poważny. Zachowały się jedynie fragmenty libretta.
A jak to się stało, że Zakon przekształcił się w Wojska Obrony Sztuki?
Kiedy Zakon został rozwiązany i nałożono na niego ekskomunikę, powstało tajne Stowarzyszenie Obrony Sztuki. Działało w ukryciu i bardzo mało wiadomo, co się w tym okresie działo. Niektórych źródła podają, że Tadeusz Kościuszko stanął na czele Wojska Obrony Sztuki, uważał że takie oddziały są potrzebne, sam był zwolennikiem państwa świeckiego. Kościuszko twierdził, że kultura i religia nie powinny iść w parze, bowiem jedno może manipulować drugim. Zresztą mówi się, że jeden z członków tajnego oddziału obrony sztuki, Piotr Aigner stworzył na podstawie
Szkice koncepcyjne do “Piekuta. Drama Muzyczne.” przedstawiające postacie ognia. XVIII w. autor nieznany rekonstrukcja cyfrowa wg Lwa Sołowieja
czternastowiecznego szkicu berdysza projekt kosy bojowej, która stała się symbolem Powstania Kościuszkowskiego. Cały czas potwierdzamy informację, że WOS było zaangażowane w powstanie Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Dla Artium Milites XIX stulecie było trudne, bo pełne powstań, konfliktów zbrojnych – jedni uważali, że Wojsko Obrony Sztuki powinno uczestniczyć w nich militarnie, inni uważali, że nie. Powstała formacja zwana oddziałem 44, który zresztą pojawia się u Adama Mickiewicza jako imię czterdzieści i cztery, bardzo ważny, ale niezrozumiały dla postronnych symbol. A inni, którzy uważali, że ich misją jest ochrona artystów, pisarzy, ludzi kultury, zajmowali się organizowaniem emigracji w Paryżu. Cały czas pojawiają się nowe wątki. Na przykład w czasie II wojny światowej Wojsko Obrony Sztuki było zaangażowane w wywóz regali królewskich i dzieł sztuki z Wawelu do Kanady. Udało mi się przeprowadzić wywiad z wnuczkiem człowieka, który był w to zaangażowany. Po II wojnie światowej, w szeregach WOS-u nastąpił rozłam i powstała Robotnicza Ochrona Sztuki, komunistyczna organizacja, która twierdziła, że jedyną wartością w sztuce jest socrealizm. Organizacją targały wewnętrzne konflikty. Poza tym Wojsko było też bardzo często rozwiązywane, na przykład, w 1918 roku, kiedy Polska uzyskała niepodległość, uznano WOS za organizację niepotrzebną. Deklarację rozwiązania złożono Józefowi Piłsudskiemu. Z fragmentu można wyczytać: Sztuka
w końcu obroni się sama. Nie trzeba do jej obrony żadnego już człowieka. A na przykład po roku 1989 i Okrągłym Stole snuto plany stworzenia Dywizjonu Ciężkiej Piechoty Obrony Rzeźby im. Magdaleny Abakanowicz, oddziałów defensywno-performatywnych im. Jerzego Beresia czy specjalistów szturmowego wideo im. Józefa Robakowskiego. Jednak finalnie żadna z tych jednostek nie została powołana. Dla członków Zakonu najważniejsze jest podkreślanie roli kultury i obrony rozumianych bardzo szeroko, na przykład przez udział w protestach, w życiu publicznym. Dziś więc jest to raczej taki rodzaj organizacji, która dba o to, żeby kultura była widoczna, miała ważne miejsce w Polsce i żeby była dostępna dla każdej i każdego.
Odkrycia związane z funkcjonowaniem tej formacji musiały być swego rodzaju sensacją, a być może nawet szokiem dla tych, którym się wydawało, że historia sztuki polskiej już nie ma żadnych tajemnic. Jak myślisz, dlaczego ta wiedza tak długo pozostawała nieobecna?
Ta nieobecność jest pozorna. Między wierszami można było wyczytać tę historię w publikacjach Marii Janion, wątki dotyczące działalności Zakonu dostrzec można w wykładach Jana Białostockiego, no i odkrycia Leona Słowikowskiego, z którym obecnie pracuję, już w latach 90. XX wieku były dostępne w postaci publikowanych przez niego opracowań. Świadectwa są, tylko to my ignorowaliśmy tę historię zbyt długo.
HORACY MUSZYŃSKI
Polski artysta wizualny, który w swojej konceptualnej twórczości korzysta z różnorodnych mediów. Początkowo obszar jego zainteresowań artystycznych sytuował się na pograniczu kina z elementami performansu i kultury masowej, m.in. horrorów klasy B. Obecnie Muszyński łączy tradycyjne formy artystyczne i metody wystawiennicze z innowacyjnymi technikami prowadzenia narracji. Jego realizacje to hybrydowe, wielkoformatowe instalacje łączące rysunek, rzeźbę, malarstwo, media cyfrowe, film, fotografię, performans i wirtualną rzeczywistość. Artysta często łączy w jedną całość różne elementy kultury popularnej oraz konsekwentnie rozbudowuje swój obszar zainteresowań poprzez współpracę z ekspertami z różnych dziedzin. Tak interdyscyplinarne podejście pozwala mu budować złożone narracje, które są nie tylko atrakcyjne estetycznie, ale także prowokują wielowarstwową refleksję nad kondycją człowieka w przyszłości.
Krupa Art Foundation Young Art Prize 2024
Wrocław 2024
All artwork is the copyright of the artists
Finaliści i finalistki KAF Young Art Prize 2024
Kateryna Aliinyk
Andrej Maxim Auch
Martina Drozd Smutná
Wiktoria Kieniksman
Ant Łakomsk
Krystyna Melnyk
Krzysztof Mętel
Horacy Muszyński
Filip Rybkowski
Patryk Staruch
Kuba Stępień
Emily Stevenhagen
Krupa Art Foundation Young Art Prize 2024
Kierownik konkursu – Antoni Burzyński
Sekretarzyca konkursu – Aleksandra Helle
Projekt graficzny – Magdalena Jaskułowska & Julia Zwolińska
Wystawa finałowa
15.06–7.07.2024
Krupa Art Foundation
Rynek 27/28, Wrocław www.krupaartfoundation.pl
Partnerzy medialni
Dediabolizacja – strategia normalizacji ekstremistycznych partii politycznych, stosowana w celu umożliwienia im poszerzania elektoratu i wchodzenie w struktury władzy w wyniku wyborów demokratycznych.
nowy wyraz* to rubryka w NN6T, która ma charakter leksykonowy. Wraz z zaproszonymi autorami tworzymy spis słów, które mają znaczący wpływ na opisywanie lub rozumienie zjawisk zachodzących obecnie, albo takich, które „produkowane” są przez postępujące zmiany w układzie sił polityczno-ekonomiczno-społeczno-kulturalno-naukowo-technologiczno-obyczajowych.
Propozycje haseł można nadsyłać na adres redakcji: bogna@beczmiana.pl
* Nazwa inspirowana jest czasopismem „Nowy Wyraz. Miesięcznik Literacki Młodych”, wydawanym w Warszawie w latach 1972–1981. Debiuty pisarzy, poetów i krytyków były tam ilustrowane pracami artystów młodego pokolenia. Nazwa miesięcznika nawiązywała do pisma międzywojennej awangardy „Nasz Wyraz” (1937–1939).
SPOŁECZEŃSTWO ZMĘCZENIA
Eseje Byung-Chul Hana zyskały już sobie tylu zwolenników, co kontestatorów. Jego krótkie, dosadne frazy z pogranicza aforyzmu filozoficznego i lirycznej prozy nazywają to, co wszyscy pewnie już wiemy, ale czego nikt nam jeszcze nie powiedział w taki sposób. Han pisze o dzisiejszym społeczeństwie językiem Heideggera i Celana, językiem hermetycznym i uwodzicielskim. Proponuje specyficzne terminy, czy to wywodzące się z tradycji filozoficznej, czy to wymyślone przez siebie, najczęściej polegające na grach językowych i nietypowych skojarzeniach. Ten słownik i charakterystyczny styl sprawiają, że o współczesności coraz łatwiej „mówić Hanem”.
To styl ekspansywny, narzucający się chyba każdemu, kto przeczytał (za) dużo Hana. Poniższy wybór nowych wyrazów opiera się na dwóch tomach jego esejów wydanych przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej w moim przekładzie: Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje (2022) oraz Kryzys narracji i inne eseje (2024).
Hochzeit znaczy wesele. U Hana Hoch-Zeit, dosłownie czas wysoki, to czas, w którym się nie pracuje, w którym ustaje codzienna krzątanina. W świecie bezwzględnie opanowanym przez wytwarzanie i konsumpcję rzeczy i obrazów brakuje przerwy. Tylko przerwy, przerwania i przejścia tworzą różnicę i sprawiają, że wydarza się coś zupełnie odmiennego. Pozornie zróżnicowana, a w gruncie rzeczy homogeniczna i jednostajna rzeczywistość „późnej nowoczesności” (Han nie używa pojęcia ponowoczesność) nie daje się kontemplować z dystansu, nie dopuszcza również oglądu krytycznego, ponieważ wyklucza to, co odmienne. Bez inności, mówi Han, urządzamy się bez końca w świecie przyjemnych pozytywów, redukujących ludzkie życie do jednego wymiaru. Czas święta nie oznacza odpoczynku dla lepszego działania, „ładowania baterii” dla wydajności, ani medytacji dla poprawy nastroju, to nie jest przerwa od pracy dla pracy. W polemice z Hannah Arendt Han dowodzi wyższości vita contemplativa nad vita activa. Czas święta ma być radykalnym odwrotem od czasu pracy, stąd tak istotne są w nim ceremonie, rytuały, sacrum i tajemnica. Czas święta jest czasem erotycznym.
To ten, który dotyka skrzydłem i zabiera na nowe drogi myślenia – tak mówi Heidegger, a za nim Han. Ideą erosa jest zakrycie i uwodzenie. Eros nie jest transparentny, nie wykłada myśli wprost, nie rozkłada się przed nami. Eros jest przeciwieństwem pornografii. W esejach Hana erotyczna staje się nie tylko seksualność, która nie boi się przekroczenia czy miłość, która rozszarpuje kłami ciało zakochanego, jak dzik w micie o Adonisie. Erotyczne jest także myślenie podążające w nieoczekiwane strony, myślenie odważne, jakiego, zdaniem Hana, brakuje we współczesnej filozofii. Erotyczna jest inność i współistnienie z Innym, polegające na budowaniu i znoszeniu dystansu, na teatralnej grze, na odsłanianiu i zasłanianiu. Eros jest tym, co drażni, niepokoi, ale też pozwala pragnąć i cierpieć. Dla Hana eros wydaje się stanowić samą podstawę ludzkiego współżycia. Nie ma go w komunikacji transparentnej, medialnej, „społecznościowej”, transparencja niszczy bowiem erosa. Twarz wystawiona na pokaz przestaje być twarzą, staje się face, obrazem pornograficznym.
FACE
Kontekst: Agamben, Lévinas, Zuckerberg
W polemice z Giorgio Agambenem twarz staje się polem bitwy. Agamben, który chce dopatrywać się jakiejś aury nawet na zdjęciach pornograficznych, tę bitwę przegrywa. Oto bowiem, pisze Han, twarz pornograficzna przestaje być twarzą i niesie ze sobą wyłącznie wartość ekspozycyjną, nie ukazując niczego poza własnym wystawieniem. Współczesne zdjęcia, przede wszystkim selfie w mediach społecznościowych, są areną wystawienia oraz instrumentami zdobywania społecznego prestiżu. Na ekranie smartfona można je dowolnie przesuwać palcami i wyrzucać poza krawędź. Face to twarz z internetu, twarz z Facebooka. Face jest wyrazem społeczeństwa pornograficznego, w jakie przeradza się każde społeczeństwo informacji zorganizowane horyzontalnie. Pornograficzny nakaz wystawiania face w formie towaru czai się za fasadą wolności i przyjemności.
MIEĆ POWINNOŚĆ (SOLLEN)
Kontekst: Freud, Kafka, Foucault
Niemieckie sollen, które psychoanalitycy utożsamiają z władzą superego, u Hana staje się symbolem odchodzącego porządku. W społeczeństwie dyscyplinarnym opisanym swego czasu przez Michela Foucaulta (Nadzorować i karać) przymus i opresja ustanawiały panowanie. Człowiek dyscyplinarny był tresowany do posłuszeństwa
w szkołach z internatem, w armii, w sferze publicznej, czy w więzieniu w formie panoptikum. Widzialne i niewidzialne granice społeczeństwa nadzoru tworzyły nowoczesny świat przymusu, jak w Procesie Franza Kafki. Histeria była reakcją na nadmiar sollen. Panoptykon skazywał człowieka na wieczną samotność w obliczu władzy. Nie są to narzędzia obce władzy naszych czasów, o czym Han jednak nie wspomina. Według niego w epoce neoliberalnego kapitalizmu i mediów cyfrowych jesteśmy świadkami fundamentalnego przejścia od społeczeństwa dyscyplinarnego do społeczeństwa osiągnięć. Czasownikiem modalnym tego społeczeństwa staje się können.
MÓC (KÖNNEN)
Kontekst: Foucault, neoliberalizm
Czasownik modalny moduluje i modeluje, zarządza innymi czasownikami i kształtuje wypowiedź zgodnie z intencją i wolą wypowiadającego. Ukrytą intencjonalność reżimu informacyjnego Han piętnuje jako władzę können, móc. Jak dowodzi, Yes, we can to nie tylko modne hasło polityczne, lecz także – i przede wszystkim – zakamuflowane narzędzie reżimu informacyjnego. Upraszczając myśl Hana: jeśli reżim informacyjny jest ukrytą formą władzy, to kapitalizm w wersji neoliberalnej byłby jego dyspozytywem, urządzeniem, zaś społeczeństwo osiągnięć wymiarem poddanym kontroli. Powszechny dostęp wszystkich do wszystkiego oraz nakaz (wypowiadany
w formie zachęty i motywacji) ciągłego wystawiania i doskonalenia siebie są z ducha neoliberalne, lub raczej post-liberalne, jako że wolność przeradza się tutaj we własne przeciwieństwo. „Móc” to czasownik modalny nowego reżimu, tym łatwiej rozciągającego kontrolę nad użytkownikami, im częściej ci z własnej (nie)przymuszonej woli dzielą się w internecie swoimi danymi, profilami konsumpcyjnymi i wzorcami zachowań. Ten reżim nie ma autora, nie zakłada też istnienia władcy na tronie, rytuału władzy ani widzialnej przemocy. Reguluje się sam, a jedyną jego przesłanką jest „możesz być, kim zechcesz”. Jego miękka opresja paradoksalnie nie prowadzi do samorozwoju, lecz do załamania.
NARRACJA
(ERZÄHLUNG)
Kontekst: Nietzsche, Heidegger, Benjamin, Handke
Życie opowiedziane zawsze zawiera luki i przeinaczenia, świadome lub nie. Narracyjność polega na odwlekaniu pointy i budowaniu napięcia, na poszukiwaniu mądrości w doświadczeniu, o czym pisze często cytowany przez Hana Walter Benjamin. Dzisiaj życie człowieka przestaje być narracją (Erzählung), staje się kalkulacją (Zählung). Życie wystawione w mediach społecznościowych jest więc zaledwie rejestrem osiągnięć i zbiorem pornograficznych faces. Głównym adwersarzem Hana staje się tutaj dataizm jako technologia (Han uważa, że jest to totalitaryzm bez ideologii) ujmowania ludzkiej egzystencji
w liczbach i statystykach na potrzeby ciągłej optymalizacji systemów społecznych. Dataizm zapewnia wprawdzie przyszłość bez bólu i niepewności, lecz to obliczone życie nie będzie już życiem opowiedzianym, życiem ludzkim. Człowiek, który wyzwoli się od ograniczeń ciała i będzie mógł zarządzać swoją przyszłością, nie będzie już człowiekiem. Jako że ta wizja może ziścić się już wkrótce, Han określa nas jako nietzscheańskich „ostatnich ludzi”, zainteresowanych przede wszystkim własnym zdrowiem.
NEGATYWNOŚĆ (NEGATIVITÄT)
Kontekst: Hegel, Boltanski/Chiapello, von Trier
Choroba, ból, inność czy miłość to formy negatywności. Ich istotą są granica i opór. W społeczeństwie paliatywnym, opanowanym przez żądzę zdrowia i lęk przed bólem, wszelkie formy negatywności są znoszone. Konflikty i wojny są unieszkodliwiane w obrazach medialnych. Mainstreamowa polityka nie oddaje się śmiałym projektom, lecz rozwiązuje doraźne problemy. Pozbawiony granic świat cyfrowy to domena pozytywności, like i face. Szczęście i komfort stają się emanacjami pozytywności. Zetknięcie z erosem, tęsknota i odwleczenie rozkoszy bolą, stąd popularność pornografii, która zawsze jest zjawiskiem pozytywnym. W tych wszystkich aspektach Han dokonuje odwrócenia językowej kliszy: pozytywność wcale nie jest „pozytywna”, a negatywność „negatywna”. Kapitalizm nie uznaje
negatywności, ponieważ, po pierwsze, negatywność utrudnia komunikację, a przez to sprzedaż i konsumpcję, po drugie, współczesny kapitalizm potrafi obrócić każdego wroga i wszelką inność w produkt, przetworzyć wszystko na własną korzyść. Proces ten opisują dokładnie Luc Boltanski i Ève Chiapello w Nowym duchu kapitalizmu, choć Han na nich nie wskazuje. W wielu miejscach podkreśla jednak tę niezwykłą zdolność kapitalizmu, jaką jest przemiana negatywności w pozytywność. Dopiero katastrofa jako ucieleśniona negatywność wyrywa z piekła pozytywności i podążającej za nią depresji, por. film Larsa von Triera Melancholia.
PIEKŁO TEGO SAMEGO
(HÖLLE DES GLEICHEN)
Kontekst: chrześcijaństwo, Platon, Virilio
Pozytywność jest obiektem bezwzględnej krytyki Hana. Pozytywność znosi każdą różnicę i przemienia wszystko w „to samo”. Chociażby bezustanny czas pracy to „piekło tego samego”. Również czas wolny przeradzający się w czas pracy, czas optymalizacji, rozwoju i ulepszania samego siebie, staje się „tym samym”. Piekłem tego samego są też media społecznościowe, gdzie wszyscy wyglądają tak samo, otaczają się tylko tym, co lubią i podążają za swoimi influencerami jak za kapłanami (por. liczne metafory sakralne Hana w opisie mediów i urządzeń cyfrowych). Można więc powiedzieć, że piekło tego samego to świat bezgranicznej pozytywności. Jego obietnica szczęścia jest jednak złudna, skoro zasiedlają ją
depresyjne podmioty osiągnięć. W tej „rupieciarni”, jak powtarza Han za Paulem Virilio, rzeczy układane są na stosie, bezładnie, bez celu. Han mógłby konkurować z Virilio pod względem oryginalności terminologii. Także metafora jaskini Platona, w której oglądamy tańczące cienie na ścianie, u Hana pojawia się kilkukrotnie.
Dialektykę pozytywności i negatywności Han zapożycza u Hegla, podobnie jak metaforę pana i niewolnika. Podmiot osiągnięć to człowiek, który wyzyskuje sam siebie, choć nikt go do tego nie zmusza. Obracając heglowską metaforę: pan staje się swoim niewolnikiem. Podmiot osiągnięć dąży do zdrowia fizycznego, lecz narażony jest na depresję i zaburzenia narcystyczne. Depresja według Hana jest efektem przemocy „móc” (können). W świecie pełnym nieograniczonych możliwości depresja oznacza zapadanie się w sobie podmiotu, który nie potrafi sprostać zewnętrznym presjom. Nie jest to perspektywa stricte psychologiczna, lecz filozoficzna. Han łączy depresję z wypaleniem, nazywa je „zawałami” (Infarkte) wynikającymi z nadmiaru pozytywności.
Pornografia jest radykalną formą transparencji. Od polityki koncernów Doliny Krzemowej i mediów społecznościowych niedaleko już do obrazów wyeksponowanych genitaliów. I tutaj, i tam nie widzimy tego, kto kadruje i reżyseruje spektakl pożądania. Jednak pożądanie informacji i osiągnięć nie jest erotyczne. Zdaniem Hana nic nie jest mniej erotyczne niż pornografia. Portale randkowe oferujące miłość bez negatywności bólu, są czysto transparentne i pozytywne. Współczesna fascynacja BDSM, z jaką zetknął się każdy czytelnik
Pięćdziesięciu twarzy Greya i pochodnych, nie jest erotyczna i transgresyjna, nie jest nawet odważna,
skoro nie chodzi tu o ból, lecz o czystą przyjemność. U de Sade’a i Bataille’a był to rytuał zbrodni, seks na pograniczu śmierci. U Benjamina misterium zawoalowania i uwodzenia. Współczesny seks jako spektakl osiągnięć jest pornograficzny, lecz na tym nie koniec, pornograficzne bowiem staje się dzisiaj wszystko, co wystawiamy na widok publiczny.
POZYTYWNOŚĆ (POSITIVITÄT)
Kontekst: Bruegel, Hegel
Myślenie dialektyczne Hana wynosi przeciwstawienie negatywności i pozytywności do rangi zasady uniwersalnej. Tak jak reżim informacyjny zastąpił reżim dyscyplinarny, jak społeczeństwo osiągnięć staje się społeczeństwem wypalenia, tak negatywność wypierana jest coraz bardziej przez krzewiącą się
pozytywność. W świecie wyłącznie pozytywnym każdy wiedzie szczęśliwe życie wśród przyjaciół i followersów, w błogości konsumpcji, miękko otulony, jak na obrazie Pietera Bruegla (starszego) Kraina szczęśliwości, gdzie nawet kaktus zrobiony jest z chleba. Przemoc pozytywności wskazuje na powszechną algofobię – lęk przed bólem. Społeczeństwo pozytywne jest zatem społeczeństwem paliatywnym, które unika wszelkich form negatywności, a to, co niewygodne i bolesne, wypiera lub obraca na plus, na swoją korzyść i modłę.
SPOŁECZEŃSTWO OSIĄGNIĘĆ
(LEISTUNGSGESELLSCHAFT)
Kontekst: marksizm, neoliberalizm
Współczesne społeczeństwo jest pozytywne także dlatego, że nie ma czasu na żadną negatywność. Paradoksalnie u jego podstaw nie leży freudowska zasada przyjemności, lecz zasada wysiłku, pracy, osiągnięć i sukcesu. Niemieckie Leistung ujmuje wszystkie te fenomeny w jednym wyrazie. Leisten znaczy działać, tworzyć, pracować, odnosić sukces. Leistung to zarazem proces i owoc tego procesu. Współczesne społeczeństwo jest więc także (w bogatym słowniku dość swobodnych terminów Hana) „społeczeństwem osiągnięć”. W tym społeczeństwie umiera eros i przepada czas święta, nadchodzi podmiot osiągnięć i czas nieustannej optymalizacji. Osiągnięciem jest także przeżycie/przetrwanie (Überleben), czyli „nagie życie” za wszelką cenę, które stanowi
zubożoną formę życia (Leben). Wydaje się, że nakręcająca się spirala osiągnięć i konkurencji musi w końcu doprowadzić do przesilenia. Na razie jednak możemy je sobie tylko wyobrażać.
SPOŁECZEŃSTWO
ZMĘCZENIA
(MÜDIGKEITSGESELLSCHAFT)
Kontekst: chrześcijaństwo, Handke
Ideę społeczeństwa prawdziwie ponowoczesnego przedstawia Peter Handke w jednej ze swoich Prób. „Społeczeństwo zmęczenia” zakorzenione jest w symbolice chrześcijańskiej i przywołuje „wspólnotę zielonoświątkową” witającą Ducha Świętego. W słowniku Hana ta wspólnota porzuca pracę i celebruje nawzajem swoje zmęczenie w czasie święta. Jest to zatem projekt kulminacyjnej fazy społeczeństwa osiągnięć. Społeczeństwo zmęczenia stanowi jedno z najczęściej (nad)używanych, a zarazem najsłabiej zdefiniowanych pojęć Hana. Nie oznacza ono bowiem społeczeństwa, w którym żyjemy (tutaj Han podsuwa termin „społeczeństwo wypalenia”, jak i wiele innych), lecz wspólnotę przyszłości. Sam autor nie używa go konsekwentnie, warto jednak zauważyć, że jest to w jego słowniku jeden z niewielu wyrazów dających nadzieję. Społeczeństwo zmęczenia to zatem społeczeństwo, które nadejdzie i które być może użyje terminów Hana do opisu swojej przeszłości.
Aby uzmysłowić diametralną różnicę między transparencją a nie-transparencją (lub intransparencją), Han przeciwstawia szklany budynek korporacji Apple w Nowym Jorku czarnemu sześcianowi sanktuarium Al-Kaba w Mekce. Ten pierwszy niczego nie ukrywa, jakby chciał wyeksponować własne urządzenie, metody i cel. Al-Kaba to miejsce sacrum, dostępne jedynie dla najbardziej wtajemniczonych, jedno z ostatnich takich miejsc na Ziemi. Coraz mniej jest takich miejsc-refugiów, w których można się ukryć przed powszechną inwigilacją przybraną w szaty komunikacji i transparencji. Sama transparencja nie jest jednak transparentna. Jak twierdzi Han, maszynownię transparencji spowija mrok. Jego lektura Wieku kapitalizmu
inwigilacji Shoshany Zuboff wydaje się pobieżna, lecz oboje celują w to samo. Transparencja nie sprzyja ani współżyciu społecznemu (za Heideggerem Han powtarza, że w bliskość zawsze wpisany jest dystans), ani polityce i dyplomacji, ta bowiem ma być sferą arcanum, tajemnicy. Etymologia transparencji jest eklektyczna i czerpie zarówno z tradycji mistycznych czy religijnych, z filozofii Heideggera, jak i z ponowoczesnych refleksji Jeana Baudrillarda. Również u niego Han zadłużony jest terminologicznie i z podobną swadą totalizuje swoje przekonania.
Byung-Chul Han (ur. 1959) urodzony w Korei Południowej niemiecki filozof i teoretyk kultury. Jest jednym z najczęściej tłumaczonych i czytanych filozofów w Europie, a jego diagnozy dotyczące współczesnego społeczeństwa są tematem publicznych debat. Wykłada filozofię i cultural studies na Universität der Künste Berlin. W Polsce w tłumaczeniu
Rafała Pokrywki ukazały się jego teksty Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje oraz Kryzys narracji i inne eseje nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Rafał Pokrywka germanista, polonista, eseista i tłumacz. Pracuje na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, zajmuje się literaturą współczesną, gatunkami popularnymi, kulturami miłości i fantastyką. Do przetłumaczenia esejów Byung-Chul Hana skłoniła go lektura Agonii erosa
To uczucie, kiedy ktoś wykluczył cię z gry – praca Céline Condorelli, Play for Today, 2021–2014, fot. Agnieszka Kowalska
Radykalna huśtawka
Jak połączyć sztukę i aktywizm z placem zabaw? O wystawie Radical Playgrounds, towarzyszącej Mistrzostwom Europy w piłce nożnej, a zrealizowanej na parkingu muzeum Martin Gropius Bau w Berlinie, z kuratorką działań miejskich Joanną Warszą rozmawia
Agnieszka Kowalska
Widziałam już wiele przykładów tzw. prototypowania rozwiązań dla przestrzeni publicznych, czy ogrodów społecznościowych, które okazywały się w praktyce całkowitą klapą, świeciły pustkami. Radical Playgrounds działa bardzo dobrze, jest pełen zadowolonych ludzi. Jak to się robi? Na pewno pomaga wysoki budżet. Budżet jest ważny, ale absolutnie nie on sprawia, że coś działa albo nie działa. Moglibyśmy mieć połowę tych pieniędzy i zrobić coś o tej samej jakości. Sama się zastanawiam, dlaczego to tak dobrze działa, przez sześć tygodni odwiedziło nas już 20 tysięcy osób. Może dlatego, że jesteśmy placem zabaw obok muzeum, w którym wielu rzeczy nie wolno. U nas można wszystkiego dotykać, można jeść i pić, i jednocześnie spotkać się z wielowymiarową sztuką krytyczną. Można wreszcie w duchu Adventure Playgrounds też coś dodać i dobudować. Naszym zamiarem było stworzenie parku rzeźby, który stanie się placem zabaw. Od jakiegoś czasu galerie i muzea próbują adresować różne programy do najmłodszych, ale rzadko to wychodzi. Mój 9-letni syn nie reaguje dobrze, gdy słyszy, że idziemy na warsztaty do centrum sztuki. Chcieliśmy stworzyć przestrzeń, w której zarówno dzieci, jak i rodzice, ale także miłośnicy sztuki, osoby spoza nuklearnych rodzin i przechodnie czuliby się dobrze, bez onieśmielenia, które wpisane jest w historie muzeów.
Zaprosiłaś do współpracy pracownię raumlaborberlin, która ma ogromne doświadczenie w tworzeniu dobrze działającej tymczasowej miejskiej architektury.
A wiesz, że nie ja ich zaprosiłam? Zostaliśmy połączeni przez Berliner Festspiele i Gropius Bau. To była współpraca na równych zasadach, na dobre i na złe. Ja – sztuka, raumlabor – architektura. Natomiast ja zaprosiłam Benjamina Foerstera-Baldeniusa, jednego z członków kolektywu jako współkuratora. Ty wymyśliłaś, że będzie to plac zabaw? Tak, od kilku lat chodził mi po głowie pomysł konceptualnego placu zabaw, na który wpadłam nudząc się na berlińskich Spielplatzach. Jednocześnie robiłam ze studentami w Sztokholmie risercz o wystawie Modellen z 1968 roku, w ramach której aktywiści przekształcili Moderna Museet w plac zabaw, żeby zwrócić uwagę na brak przestrzeni publicznych do gier. Wystawa okazała się takim sukcesem, że muzeum zamknęło ją po trzech tygodniach, bo do burżuazyjnej instytucji zaczęło przychodzić zbyt wiele osób, nie dało się tego kontrolować. Pojawiły się wciąż bardzo aktualne pytania: komu służą muzea i na jakich fundamentach zostały zbudowane.
Ale tak naprawdę Radical Playgrounds powstało jako kulturalny program towarzyszący odbywającym się teraz w Niemczech Mistrzostwom Europy w piłce nożnej, z tej okazji instytucje kultury dostały duże dotacje na projekty związane z futbolem.
I zatrudnili ciebie, jako specjalistkę od piłki nożnej w sztuce?
Tak, zabawne co?! Po akcji Boniek na Stadionie Dziesięciolecia w 2007 roku* i innym projekcie z Massimo Furlanem na Public Art Munich w 2018, niektórym się kojarzę jako „kuratorka od futbolu”. Też dlatego, że uważam, że sztuka zaangażowana może się bardzo wiele od sportu nauczyć. Ucieszyłam się na to zaproszenie, ale od razu zapowiedziałam, że chcę zrobić coś znacznie bardziej wielowarstwowego, niż pokaz o piłce nożnej. Przypomniała mi się świetna wystawa Heralda Szeemanna w Gropius Bau z okazji Mistrzostw Świata w 2006 roku, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam prace Furlana. Taka osobista, niesamowita pętla. 7 i 8 lipca odbędzie się jego performans w ramach Radical Playgrouds. Jaki mecz tym razem odtworzy? Furlan od dziecka marzył o tym, żeby być znanym piłkarzem. Stał się nim jako choreograf, dopiął swego. Biegał na najważniejszych stadionach świata odtwarzając choreografie Platiniego, Maradony czy Sparwassera. Zawsze bierze na warsztat znaczące politycznie spotkania. Na Stadionie Dziesięciolecia odtworzył Zbigniewa Bońka z meczu Polska – Belgia 1982, w którym po raz pierwszy w transmisji na żywo Polacy widzieli powiewające na trybunach sztandary Solidarności, a Boniek strzelił trzy gole, co otworzyło mu drogę do międzynarodowej kariery.
* Dokumentacja działań przeprowadzonych w ramach Finisażu Stadionu X-lecia i Jarmarku Europa 2007–2012 zebrana jest na https://stadion-x-pl.blogspot.com
Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha – kostiumy stokrotek autorstwa Ingeli Ihrman można przymierzać. fot. Camille Blake
Tutaj, podobnie jak już wcześniej w Monachium, wybraliśmy mecz Niemcy Wschodnie kontra Niemcy Zachodnie, rozegrany w Hamburgu na Mistrzostwach Świata w 1974 roku. Do 1972 roku te dwa kraje nie miały żadnych relacji dyplomatycznych. Oba zespoły już awansowały do dalszych rozgrywek, więc było to spotkanie wyłącznie o charakterze symbolicznym i można powiedzieć zimnowojennym. Nikt się nie spodziewał, że wynikiem 1:0 wygrają słabsi, obstawiano zwycięstwo RFN. To jest rozgrywka o słabości i sile, widzialności, pogardzie, równoległych rzeczywistościach, ale przede wszystkim o tym, gdzie dziś przebiegają asymetrie i granice widzialnego, jak pisał Rancière. Tuż przed wejściem do Gropius Bau stał mur berliński. Mecz odtworzymy w konwencji streetfutbolu na ulicy, która dzieliła Berlin na dwie części. Widzowie będą mogli wybrać, czy chcą siedzieć po wschodniej czy zachodniej stronie Niederkicherstrasse i której z dwóch oryginalnych transmisji radiowych chcą słuchać. Furlan wcieli się w rolę bramkarza RFN Seppa Meiera, a w rolę strzelca bramki dla NRD Jürgena Sparwassera – Tanja Walther-Ahrens.
Grała w Bundeslidze w Poczdamie i jest aktywną działaczką na rzecz inkluzji i widoczności kobiet oraz osób queer w sporcie. Bo to, co nazywamy Mistrzostwami Europy jest w istocie Mistrzostwami Europy mężczyzn. Performans Furlana pokazuje, że zawsze znajdą się tacy, którzy będą szukać powodów do wykluczania innych.
Jak rozumiesz słowo radykalny w tytule projektu? Co jest takiego radykalnego w tym placu zabaw?
Słowo radykalny pochodzi od łacińskiego radix – korzeń. W naszym rozumieniu to, co radykalne nie jest ekstremalne, ale zakorzenione, fundamentalne. To coś, co konsekwentnie domaga się zmiany. W wystawie używamy elementów typowych dla placu zabaw: piaskownicy, huśtawki, zjeżdżalni, boiska, rampy, karuzeli. Ale każdy z nich sięga swoimi korzeniami głębiej, reprezentuje pewnego rodzaju światopogląd, wizję tego, jak zmienić świat na mniej imperialny i nieprzemocowy, jak przebudować relacje między ludźmi. I to jest nasza radykalność. Dobrym przykładem jest Huśtawka z guza brzozy – praca samskiego architekta Joara Nango. Po pierwsze jest ona po prostu dobrze funkcjonującą huśtawką. Dzieci na niej szaleją. Nie potrzebujesz opisu kuratorskiego, żeby ją zrozumieć. Ale jeśli chcesz, to możesz przeczytać o niej prace doktorskie, a raczej o natywnej europejskiej mniejszości Samów, zamieszkujących północ Szwecji i Norwegii, Finlandii i Rosji i ich wyjątkowej więzi z naturą. Huśtawka powstała w lesie z tego, co zastane i co zapewnia przeżycie, nie dodano do niej tworzyw sztucznych. Została zrobiona z charakterystycznych narośli na brzozach, z których od wieków powstaje sztuka i rzemiosło zwane duoji – naczynia,
The School of Mutants, The Dig. Efektowne kostiumy, narzędzia i wielka piaskownica, w której dzieci szukają skarbów, a dorośli kopią w warstwach historii miasta. fot. Joanna Warsza
bębny, biżuteria. Te dwie huśtawki Nango zrobił pierwotnie na potrzeby placu zabaw w Jokkmokk na północy Szwecji i tam je po raz pierwszy zobaczyłam. Dla mnie to jest radykalna huśtawka, która pokazuje nam, że nie jesteśmy na świecie sami. Ważne, żeby dzieci tego doświadczyły, bo to one będą sprzątać po nas cały ten bałagan.
Wierzysz w to, że sztuka może zmieniać świat? Oczywiście. Ale nie robi tego sama. Na naszym placu zabaw mieszają się aktywizm, nauka, architektura, edukacja. Sztuka może zmieniać świat, ale tylko jeśli jest częścią kuli śnieżnej, która zagarnia inne dziedziny i wywołuje lawinę.
Opowiedz mi o kilku pracach z placu zabaw, które najlepiej pokazują ten potencjał zmiany.
Bardzo lubię boisko artystki i architektki Céline Condorelli. Place zabaw kojarzą nam się z beztroską zabawą, ale jak wiemy, nie wszystkim wolno się bawić. Céline nałożyła na siebie obrysy boisk i bieżni rozmaitych gier i dyscyplin sportowych – od siatkówki, przez koszykówkę, po piłkę nożną i bule. Obok stoi skrzynia z rakietkami do badmintona i piłkami. I znowu – dzieci i dorośli używają tego miejsca jako wielu boisk naraz. Ale wprawne oko dostrzeże przy kolorowych liniach daty. To lata, w których kobiety zostały dopuszczone w tych dyscyplinach do udziału w zawodach międzynarodowych lub olimpiadach. Bule to na przykład dopiero 1977 rok. To nam uświadamia, jak bardzo przestrzeń publiczna jest zmaskulinizowana. I przypomina smutne wspomnienia z dzieciństwa – to poczucie, że ktoś wykluczył cię z gry.
Agnieszka Kurant stworzyła wielką mapę świata z zaznaczonymi miejscami pochodzenia dziesiątek gier i zabaw, pokazując, że gry są zawsze kolektywne, nie mają autorów. Nikt nie wymyślił domina, szachów czy berka, nie ma na nie patentów, powstały one w procesach kolektywnych na całym świecie. I co ciekawe, jedynie 15 procent nie opiera się na rywalizacji, nie ma w nich wygranych i przegranych. Agnieszka wpuściła tę bazę danych do machine learning, żeby ta na podstawie wszystkich tych istniejących gier stworzyła nowe. I znowu – dzieci podejmują te zabawy, nie znając ich reguł ani nazw.
Na mnie największe wrażenie zrobiła piaskownica. To moja ulubiona realizacja, którą wciąż jeszcze przepracowuję w sobie, bo działa ona na bardzo wielu poziomach. Stworzył ją kolektyw The School of Mutants z Dakaru i Paryża, który uważa mutację za narzędzie kulturotwórcze, niezbędne do tego, żeby przekroczyć granice przynależności społecznej czy poprawności politycznej. Tutaj wzięli na warsztat gmach Muzeum Etnograficznego, który stał w tym miejscu przed wojną. Niemal całkowicie zburzony, został zrównany z ziemią, a gruzy, podobnie jak to się
Główny pawilon z kładką w koronach drzew projektu raumlabor zostanie tutaj na kolejne lata. Tego czerwcowego dnia posłużył jako miejsce dziecięcych urodzin. fot. Agnieszka Kowalska
Lozziwurm Yvana Pestalozzi z 1972 roku biegnie przez środek ekspozycji o historii placów zabaw, autorstwa Gabrieli Burkhalter. Fot. Camille Blake
Radykalne huśtawki Joara Nango z samskiego placu zabaw. fot. Camille Blake
działo w Warszawie, stały się kamieniem węgielnym tego parkingu. To muzeum etnograficzne leży 20 cm pod brukiem Radical Playgrounds. The School of Mutants stworzyło tu dekolonialną piaskownicę. Dzieci szukają w niej skarbów, dorośli znajdują dosłownie fragmenty obiektów zagrabionych w niemieckich koloniach czy kapsle z zachodniego Berlina. Delirium. Podobna historia z kopaniem wydarzyła się po drugiej stronie budynku Gropius Bau, prawda?
Teraz jest tam muzeum Topographie des Terrors (Topografia Terroru) – rodzaj archeologicznej odkrywki. W czasie wojny mieściła się tam główna siedziba gestapo. Rodziny ofiar pamiętały i w latach 80. zaczęły spontanicznie na tym pustym polu kopać, jak pokazała na wystawie artystka i badaczka Stella Flatten. Zbierali się w kilka osób i kopali. Nazwali się Active Museum. Performatywnie powtarzali atawistyczne potrzeby kopania z łopatką w piaskownicy, a jednocześnie doszukiwania się prawdy. Ta ich aktywna muzeologia to był rodzaj grupowej psychoterapii, dogrzebywanie się do tego, co wyparte, do śladów tortur i morderstw. Gdy policja zaczęła ich przeganiać, przyprowadzali dzieci i mówili, że to plac zabaw. To szaleństwo dało jednak początek istniejącemu tam teraz muzeum. My kopiemy po drugiej stronie w innych tematach, m.in. w nieprzepracowanej historii kolonialnej Niemiec. Ten projekt uczy nas łączenia tego, co wysokie z tym, co niskie, ważnego z błahym, aktywizmu i beztroskiej zabawy. Dlatego też na finał Radical Playgrounds zaprosiłam bośniacką artystkę Milę Panić, z którą
pracowałam już na Autostrada Biennale w Kosowie. Mila szykuje stand-up o naszym projekcie. Wyśmieje wszystko, co tu się wydarzyło. Po 15 lipca ta dziura piaskownicy/wykopaliska zostanie zakopana, ale pamięć po niej zostanie.
Kilka elementów Radical Playgrounds jednak zostanie na dłużej. Które?
Parking na pewno nie wróci tu już w pełnym wymiarze. Gropius Bau zostawi kilka pawilonów raumlabor, m.in. dom na drzewie i zadaszenie knajpki. Zostanie też rampa choreografki Florentiny Holzinger. Wystawa o historii placów zabaw powędruje do wnętrza muzeum, gdzie nowa dyrektorka Jenny Schlenzka chce stworzyć przestrzeń dla dzieci.
Projekt jest sporym sukcesem. Berlin o nim wie i mówi. Czy jest coś, co się nie udało? Coś cię zaskoczyło?
Na pewno. Odbyłam drogę jak w podtytule naszego projektu
From Competition to Collaboration (od rywalizacji do współpracy). Musiałam uznać silne osobowości mężczyzn architektów z raumlabor, którzy niekoniecznie jak ja chcieli się skupiać na znaczeniach i drugim dnie. Jako kuratorka nie odpuszczam, póki nie wiem, co coś znaczy i dlaczego tak wygląda, chcę kontrolować znaczenia. Oni przeciwnie, po prostu tworzą przestrzenie i mówią: zobaczymy, jak to zadziała, to inni nadadzą temu sens. Dla mnie to było bardzo trudne. Musiałam się otworzyć, jak dziecko na placu zabaw.
JOANNA WARSZA
kuratorka wielu wystaw i projektów w przestrzeni publicznej, m.in. współkuratorka Polskiego Pawilonu na Biennale w Wenecji 2022, 3. i 4. Autostrada Biennale w Kosowie, dyrektorka artystyczna Public Art Munich 2018, kuratorka pawilonu Gruzji w Wenecji w 2013, współkuratorka 7. Berlin Biennale, kuratorka Finisażu Stadionu X-lecia i Jarmarku Europa w 2007 w Warszawie. Redaktorka m.in. Red Love. A Reader on Alexandra Kollontai i I Warren Niesłuchowski też tam był. Gość-Inny. Pochodzi z Warszawy, mieszka w Berlinie. W tym roku otrzymała nominację na stanowisko kuratorki miasta Hamburg (Stadkuratorin Hamburg), które obejmie jesienią.
Doruntina Kastrati, Ring the Bells My Land, 2022, widok instalacji w Grand Hotel podczas Manfiesta 14 w Prisztinie, fot. Majlinda Hoxha
Opowieści są czymś, co nas łączy
Z artystką Doruntiną Kastrati, autorką
instalacji rzeźbiarskiej prezentowanej w Pawilonie Kosowa na trwającym
Biennale Sztuki w Wenecji rozmawia
Michał Podziewski
Ogromne gratulacje! Otrzymałaś Specjalne Wyróżnienie na
Biennale Sztuki w Wenecji za wystawę indywidualną w Pawilonie Kosowa. Co na niej pokazujesz i skąd wziął się pomysł na tę wystawę?
Dziękuję bardzo! To był naprawdę radosny moment dla mnie i całego zespołu. Na weneckim biennale pokazuję instalację rzeźbiarską w Museo Storico Navale, zatytułowaną The Echoing Silences of Metal and Skin, której kuratorką jest Erëmirë Krasniqi. Projekt dotyczy genderowych i płciowych wymiarów pracy fizycznej: obrażeń ciała odniesionych podczas jej wykonywania oraz nierówności w miejscach pracy. Instalacja opiera się na doświadczeniach kobiet, które pracowały w fabryce rachatłukum (Turkish delight) w Prizren w Kosowie, które jest również moim rodzinnym miastem. Składa się z czterech rzeźb: dwie z nich są wzorowane na łupinach różnych rodzajów orzechów używanych do produkcji tego smakołyku, a dwie pozostałe odzwierciedlają kształty protez używanych jako implanty chirurgiczne w leczeniu schorzeń kolan. Rzeźby odlane są z aluminium, co nawiązuje zarówno do formy samych implantów, jak i procesu produkcji przemysłowej ogółem. Kolejnym istotnym aspektem instalacji jest dźwięk, który został skomponowany w celu uaktywnienia rzeźb i przestrzeni.
Jak ta kompozycja dźwiękowa wpływa na odbiór instalacji?
Do pracy nad dźwiękiem zaprosiłam dwóch kompozytorów z Lipska, Martina Reckera i Paula Hauptmeiera, co przerodziło się w wyjątkową współpracę. Całość ma 24 kanały dźwiękowe, które zaczynają się od ziemi, wchodzą w interakcję z rzeźbami i aktywują przestrzeń aż po sufit. Na poziomie ziemi znajdują się przymocowane do drewnianej platformy przetworniki dźwiękowe, wytwarzające drgania w podłodze. Odwiedzający mogą doświadczyć tych wibracji podczas przechadzania się po sali. Pozostałe głośniki ultradźwiękowe są zainstalowane w różnych miejscach pomieszczenia i zwrócone w stronę rzeźb. Poprzez dźwięk chciałam je aktywować i zainicjować w odbiorcach pragnienie wejścia w bardziej bezpośredni kontakt z pracami. W swoich pracach często opowiadasz o prekarnej sytuacji marginalizowanych grup społecznych: pracownic fabryk czy wyzyskiwanych robotników budowlanych. W jaki sposób prowadzisz badania do takich projektów? Jak ważna jest dla ciebie rola osobistych świadectw robotników i robotnic? Większość czasu spędzam na rozmowach jeden na jeden. Staram się trzymać takiego formatu, aby osobiste historie moich rozmówców i rozmówczyń mogły wybrzmieć. Pierwsze spotkanie najczęściej jest wprowadzeniem do projektu, opowiadam, czym się zajmuję, ale też gdzie skończona praca będzie pokazywana i kim są jej potencjalni odbiorcy. Ciąg dalszy oczywiście opiera się na ich decyzji, czy chcą wziąć udział w projekcie.
Doruntina Kastrati, The Echoing Silences of Metal and Skin, 2024, widok instalacji na Biennale Sztuki w Wenecji, fot. Lorenzo Palmieri
Jakie jest nastawienie osób, z którymi przeprowadzasz wywiady – czy chętnie dzielą się swoimi historiami, czy raczej są wstrzemięźliwe? Czy po zaprezentowaniu dzieł dostajesz informacje zwrotne lub reakcje od osób, z którymi współpracowałaś?
Do tej pory każda osoba, do której się zwracałam, chciała być częścią mojego projektu – więc zawsze wychodziło to bardzo dobrze. Kiedy decydujemy się na współpracę, te osoby wkładają dużo wysiłku w wywiady, starają się jak najlepiej ubrać w słowa swoje przeżycia. Mówię tym samym językiem, co moi rozmówcy i w większości przypadków wywodzimy się z podobnych środowisk, nasze historie rodzinne są do siebie zbliżone. Nawet jeśli nasze ścieżki życiowe w pewnym momencie potoczyły się w innych kierunkach, to ich historie są dla mnie znajome, gdyż przypominają losy moich rodziców lub dziadków, dlatego w trakcie wywiadów mogą się czuć swobodnie. Podczas pracy takiej jak ta, musisz być z ludźmi szczery, zwłaszcza jeśli zadanie polega na zbieraniu i przekazywaniu ich historii. Trzeba być ostrożnym, ponieważ bardzo łatwo jest romantyzować czyjeś życie, ludzie
wtedy z łatwością to wyczuwają i widzą, że to nie jest uczciwe podejście.
W 2020 roku nakręciłam film krótkometrażowy When It Left, Death Didn’t Even Close My Eyes, wsłuchujący się w relacje ustne robotników pracujących w branży budowlanej w Kosowie, a konkretnie przy budowie autostrad. Dokumentuję w nim, jak ten nieuregulowany rynek pracy wyzyskuje osoby poszukujące zatrudnienia. Oczekuje się od nich pracy przez wiele godzin – nawet do 20 godzin dziennie – w skrajnie trudnych warunkach, znacznie wykraczających poza określone przepisy lub ludzkie możliwości. Jedną z głównych konsekwencji jest wysoki odsetek obrażeń, które uniemożliwiają szukanie dalszej pracy w branży. Niektórzy pracownicy przyznają, że woleliby raczej raczej narażać się na śmierć niż stracić możliwość zarabiania na życie. Po wyprodukowaniu filmu przez jakiś czas byłam w kontakcie z niektórymi bohaterami. Część z nich wyemigrowała z Kosowa, wtedy ten kontakt się urwał, podczas gdy z innymi nadal składaliśmy sobie życzenia z okazji Eid, Ramadanu czy innych świąt. Niektórym z nich pomogłam w znalezieniu nowej pracy. Trudno jest podtrzymywać takie relacje, życie toczy się własnym torem i nasze drogi zazwyczaj przecinają się na krótki moment. Ale te opowieści są czymś, co nas łączy – żyją dłużej niż my, dlatego powinniśmy poświęcać im dużo uwagi.
157 KASTRATI
Doruntina Kastrati, Ring the Bells My Land, 2022, widok instalacji w Grand Hotel podczas Manfiesta 14 w Prisztinie, fot. Majlinda Hoxha
Czy podejmowane przez ciebie zagadnienia – łamanie praw pracowniczych, nierówności płciowe, wyzysk w miejscu pracy, czy neoliberalne polityki gospodarcze – są obecne w debacie publicznej w Kosowie? Czy twoje projekty mają na celu zwrócenie uwagi na problemy, które nie są zbyt dobrze znane – zarówno odbiorcom w kraju, jak i zagranicą? Bardzo niewiele się mówi w sferze publicznej o nierównościach w miejscu pracy, wyzysku pracowników, itp. Są oczywiście osoby, które starają się nagłaśniać te problemy i stanowczo zabierają głos. Jest wiele do zrobienia i niestety nie jesteśmy obecnie w dobrej sytuacji jako społeczeństwo w tej kwestii. Sztuka może edukować i zwracać uwagę na niesprawiedliwość społeczną. Chociaż wpływ mojej twórczości może być skromny, uważam że kluczowe jest kontynuowanie tych wysiłków i wypowiadanie się przeciwko nierównościom, stymulując dialog, który może prowadzić do zmian.
Twoje instalacje często charakteryzują się silną materialną obecnością, np. Ring the Bells My Land, prezentowana w 2022 roku na Manifesta 14 w Prisztinie. Specyficzny odgłos wydawany przez stąpanie po pokruszonym ceglanym gruzie wywarł wtedy na mnie silne wrażenie. W jaki sposób podchodzisz do wyboru materiałów?
To zależy od pracy, od tego jak zaczyna się myślenie o niej. Czasami to materiał pomaga mi ją zbudować, kiedy indziej to research, który wykonuję do projektu, prowadzi mnie do wyboru konkretnych materiałów, przetestowania ich i podjęcia decyzji o ich użyciu. Instalacja Ring the Bells My Land powstała w 2017 roku na potrzeby mojej indywidualnej wystawy w Boxing Club Prishtina. Podczas Manifesta została pokazana w Grand Hotelu. Oba te miejsca były bardzo skomplikowane jako przestrzenie wystawiennicze. Kiedy poszłam zobaczyć przestrzeń w Grand Hotelu z kuratorką Catherine Nichols, zobaczyłam leżącą tam stertę gruzu – wiedziałam wtedy, że Ring the Bells My Land jest już w połowie gotowa i potrzebowaliśmy tylko trochę więcej pracy by ją skończyć.
Z kolei przy konstruowaniu The Echoing Silences of Metal and Skin miałam inne podejście, ponieważ wybór materiałów bezpośrednio wynikał z badań wykonanych na potrzeby projektu. Odwiedziłam w tym celu wiele fabryk i chciałam przekazać chłód, który odczuwa się po wejściu do tych przestrzeni. Aluminium, stal nierdzewna, miedź były integralną częścią środowisk fabrycznych i pomogły mi wypracować wyraźną wizję dalszej pracy z tymi materiałami. Efekt końcowy objawia się w bezpośrednim kontakcie z rzeźbami, ponieważ sama przestrzeń wystawiennicza nie oddaje tego uczucia. Odwiedzający mają możliwość fizycznej interakcji z rzeźbami, mogą wejść i usiąść w ich wnętrzu. W ten sposób
Doruntina Kastrati, The Echoing Silences of Metal and Skin, 2024, widok instalacji na Biennale Sztuki w Wenecji, fot. Lorenzo Palmieri
mogą intymnie doświadczyć chłodu materiałów na własnej skórze i zanurzyć się we współdzielonym spotkaniu sensorycznym. Widzę to jako zaproszenie każdej odwiedzającej osoby do podejścia do pracy na jej własny sposób, wywołując tym samym głęboko osobiste i subiektywne połączenie z rzeźbą. Moje podejście do materiałów zatem nigdy nie jest takie samo – zmienia się w trakcie procesu.
Wspomniałaś wcześniej o Grand Hotelu w Prisztinie, w którym pokazywałaś swoją instalację. Sam zapamiętałem go jako niezwykłą przestrzeń. Zbudowany w latach 70., stał się jednym z najbardziej charakterystycznych i reprezentacyjnych budynków w mieście, ale od tamtego czasu był świadkiem licznych społecznych i politycznych przemian. Czy mogłabyś opowiedzieć nieco więcej o pracy w tym miejscu i o historii samego budynku?
Należę do tego pokolenia, które miało lub nadal ma osobisty stosunek do Grand Hotelu, a zwłaszcza do jego losów po zakończonej w 1999 roku wojnie. Sam budynek ma bardzo złożoną
historię, o której zaczęłam dowiadywać się więcej, kiedy przeprowadziłam się do Prisztiny w 2011 roku. Byłam więc świadkinią postępującego procesu jego prywatyzacji, kolejnych zachodzących w nim przekształceń i przebudowań, a wreszcie także momentu, w którym wszystkie te zmiany nagle zostały przerwane. Z zewnątrz Grand Hotel przypomina monumentalną konstrukcję, ale od środka jest dość kruchy, a jednocześnie odporny na zmiany polityczne i historyczne. Obecnie jest wynajmowany przez wiele fundacji i organizacji pozarządowych, które chcą go ożywić i uczynić ponownie użytecznym dla mieszkańców. W twoich pracach często powraca temat miasta. Czy procesy rozwoju miast takich, jak Prisztina i Prizren oraz ich wpływ na codzienne życie mieszkańców są czymś, co wpływa też na twoją praktykę artystyczną?
W odniesieniu do Kosowa kwestie te są szczególnie istotne.
Szybki rozwój miast w tym regionie często odbywa się kosztem sprawiedliwego dostępu do przestrzeni publicznej i prowadzi do nieprzestrzegania praw pracowniczych i innych nadużyć. Chcę w swojej twórczości ujawniać tę dynamikę, korzystam z różnych form artystycznego wyrazu. Badam, w jaki sposób place budowy stają się miejscami wyzysku, gdzie pracownicy są często narażeni na trudne warunki i nieadekwatnie niskie płace. Poruszam takie zagadnienia, jak rozwój miast, transformacje przestrzeni miejskich, wyzysk pracowników na placach budowy czy problem dostępu do przestrzeni publicznej i korzystania z niej. Staram się podchodzić do tych kwestii z głębokim poczuciem odpowiedzialności społecznej i zaangażowaniem na rzecz podkreślania złożoności tych tematów.
DORUNTINA KASTRATI
artystka wizualna mieszkająca w Prisztinie w Kosowie. Jej praktyka artystyczna obejmuje rzeźbę, instalację i sztukę wideo. W 2014 roku otrzymała nagrodę Young Visual Artist Award, przyznawaną przez Narodową Galerię Kosowa, a w 2017 roku zdobyła nagrodę Hajde x 6 Award przyznawaną przez Fundację Hajde. Była rezydentką w International Studio and Curatorial Program (ISCP) w Nowym Jorku w 2015 roku, w Art House w Szkodrze w 2018 roku oraz w Initiators w Atenach w 2018 roku. Jej prace były w ostatnich latach pokazywane w Eugster w Belgradzie, A picture of pistachios destroying the railroad tracks to cut off the path of delights (2023); Ring The Bells My Land na Manifesta 14, Prisztina (2022); Temel w Hessel Museum w Nowym Jorku (2022); Life without buildings w ETH Zurich (2022); Here (Air Carries Poison But Yet We Breathe) w ChertLüdde w Berlinie (2021), What if a Journey, Autostrada Biennale, Prizren (2021); Bigger than Myself – Heroic Voices from ex Yugoslavia, MAXXI Museum, Rzym (2021); Not Fully Human, Not Human at All w Kadist Foundation, Paryż i Kunstverein Hamburg, Hamburg (2021–2022); Tirana Patience, Narodowa Galeria Sztuki, Tirana (2020); Public Heroes and Secrets, Muzeum Narodowe Kosowa (2020).
MICHAŁ PODZIEWSKI
student Wydziału Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Współkurator wystaw UpComing. Handle with Care (Pałac Czapskich, 2024), Biennale Wisły (2024), Pępek Ziemi (Muzeum Ziemi w Warszawie, 2023). W NN6T pisze do działów Orientuj Się i Open Call.
Doruntina Kastrati, fot. Lorenzo Palmieri
PRZECIWIEŃSTWEM KOMFORTU JEST DYSKOMFORT.
Daniel A. Barber
U kresu komfortu audialnego
O popycie na ciszę, o kokonach, otulinach, masażach, kąpielach dźwiękowych i bezdźwięcznych – pisze Antoni Michnik
Szkolenia, warsztaty, niekiedy medytacje. Spacery dźwiękowe (lub audialne), dźwiękowe masaże, relaksacyjne playlisty. To tylko współczesne metody wykorzystania dźwięku do dbania o nasz dobrostan. Możemy do nich dodać i inne, sięgając kawałek wstecz – ku hipnotycznym płytom wspomagającym podobno leczenie nałogów, albo urządzeń dostrajających nasze fale mózgowe. Wszystkie te praktyki wpisują się w „techniki siebie” (Michel Foucault), ale też „techniki posługiwania się ciałem” (Marcel Mauss), dzięki którym dźwięki sprawią, że poczujemy się lepiej w świecie. Taką quasi-medykalizację dźwięków i audiosfery Justyna Stasiowska swego czasu określiła mianem „lubrykowania rzeczywistości”, kładąc nacisk na związane z nim wygładzanie chropowatości naszej codziennej egzystencji w dobie późnego kapitalizmu, widma katastrofy klimatycznej itd. Możemy spojrzeć na to całe oprzyrządowanie (praktyki, technologie, urządzenia) również z perspektywy schyłkowych praktyk na Titanicu zmierzchającego komfortocenu. Oto praktyki audialne zwiększające komfort w niepewnych czasach, w obliczu narastającego poczucia schyłkowości świata komfortów późnej nowoczesności.
W głośnym (pun intended!) tekście Po komforcie
Daniel A. Barber opisywał brzmienia ambiensów komfortocenu:
Każdy klik czy szum włączanego klimatyzatora, każdy szmer w kaloryferze składają się na powolny, zbiorowy symfoniczny lament towarzyszący upadkowi cywilizacji. Komfort rujnuje naszą przyszłość, z każdym cichym odgłosem. Komfort polega na swojej niewidoczności – nie widzisz go, udajesz, że nie słyszysz*.
Ale co znaczy sam komfort audialny? To przecież coś innego. Albo inaczej – jakie są, wypowiadane lub nie, kulturowe normy i oczekiwania wobec audiosfery, a zwłaszcza brzmień, komfortowego życia?
* Daniel A. Barber, Po komforcie, przeł. Natalia Raczkowska, https://www.autoportret.pl/artykuly/po-komforcie/.
„Cisza”
W rozmaitych dyskursach nowoczesności nieustannie powraca w tym kontekście kwestia (prawa do) ciszy –a przecież z drugiej strony cała wiązka funkcjonujących kulturowo modeli kariery / sukcesu / spełnienia utożsamia zamożność z wystawnym, dosłownie głośnym, stylem życia. Pamiętajmy za Johnem Cage’em, że cisza de facto nie istnieje – to zmienna kategoria kulturowa wypełniana każdorazowo negocjowaną umową społeczną (dlatego też lubię pisać o „ciszy” jako kulturowo akceptowanym stanie oraz różnych ciszach). Spytajmy więc może: „jak zakreślone są, a także jak brzmią, kontury cisz oraz dźwięków, które współcześnie wiążą się z kategorią komfortu”?
„Cisza” jest dziś zasobem. Wytwarzanie przestrzeni społecznie akceptowalnej ciszy generuje wartość. Mapy akustyczne wpływają na wartość działek budowlanych. Poziom hałasu współkształtuje cenę mieszkań – zmuszając też do inwestycji i prowokując np. choćby do audialno-materiałowego maskowania tego, że w danym miejscu problematyczne jest otwieranie okien. Występowanie czynników ograniczających komfort audialny oznacza dysfunkcję nieruchomości, obniżając jej wartość.
„Cisza” to dyskursywnie domniemany stan komfortu audialnego. Nawet jeżeli w ogłoszeniach mieszkań pojawiają się frazy sugerujące jej deficyty, ubrane w stwierdzenia o „wibrującej / tętniącej życiem dzielnicy”, to w obręb oczekiwań dotyczących komfortu audialnego wpisana jest odpowiednia dźwiękowa izolacja od dźwięków owego „tętna”. Prywatność ma być audialnie oddzielona od codzienności.
W polszczyźnie najczęściej w podobnych kontekstach pojawia się fraza „komfort akustyczny”, która odsyła do projektowania wnętrz, a zwłaszcza do kreowania audiosfery miejsca pracy (np. open office).
Wszystko to procesy, które współtworzą dłuższą dźwiękową nowoczesność. Każdy, kto zajmuje się historią audiosfery dziewiętnastowiecznych miast napotyka na podobne wątki – ja sam najbardziej lubię przywoływać postać mimowolnego badacza tych procesów wśród paryskiej burżuazji, Waltera Benjamina.
Autor Anioła historii w Pasażach wielokrotnie zwraca uwagę na praktyki burżuazji, które z perspektywy sound studies mają wyraźny audialny wymiar – choćby na ekspansję tkanin, dywanów, makatek itd. w przestrzeniach mieszkalnych klas posiadających Paryż(a). Przywołując te praktyki, gromadząc świadectwa i zestawiając cytaty Benjamin nie wchodzi niestety nigdy w buty badacza audiosfery przeszłości (więcej świadectw uważnego słuchania znajdziemy choćby w Ulicy jednokierunkowej, lub napisanym wspólnie z Asją Lacis eseju o Neapolu), jednak my możemy dzisiaj z czystym sumieniem dostrzec w zebranym przez niego materiale postępujące wygłuszanie przestrzeni mieszkalnych i zwiększanie akustycznej izolacji od demokratyzujących się przestrzeni nowoczesnej miejskości – lubrykowanie audiosfery przestrzeni prywatnych.
Marcin Dymiter w swoich Maszynach do ciszy mapuje współczesne sposoby kreowania różnie rozumianych przestrzeni ciszy. Na wszystkie te praktyki, strategie i taktyki można spojrzeć w duchu Henri’ego Lefebvre’a – jako zabiegi produkcji przestrzeni o określonej charakterystyce. Definiowanie przestrzeni hałasu (np. fabrycznego) oraz przestrzeni ciszy stanowi fundamentalny aspekt nowoczesnej polityki audialnej.
Narzucanie „ciszy” (od wymuszania milczenia po zatrzymywanie pracy maszyn fabrycznych) oznacza kontrolę nad audiosferą, kreowanie przestrzeni „ciszy” oznacza wygenerowanie złoża zasobu podatnego na eksploatację. „Cisza” jako element stylu życia, habitusu klasowego i aspiracji do życia w komforcie – to jedno z dyskursywnych narzędzi w tym celu, to także jedna z „maszyn do”… akumulacji kapitału.
Dziewiętnastowieczni aktywiści należący do rozmaitych Lig Na Rzecz Walki z Hałasem są dzisiaj (słusznie) krytykowani za walkę nie tyle z natężeniem hałasów w przestrzeniach publicznych, co z wybranymi niepożądanymi kategoriami dźwięków: ustawianymi dyskursywnie jako „hałasy”, skrywając społeczne uprzedzenia, klasizm, a niekiedy i ksenofobię. W przypadku tej pierwszej fali nowoczesnego aktywizmu dźwiękowego zbyt często komfort audialny oznaczał wygłuszanie dźwięków „Innego”.
Bo przecież komfort audialny ma wymiar nie tylko czysto akustyczny, ale i społeczno-kulturowy: chodzi tu o usunięcie dyskomfortu istnienia osób i istot nieuprzywilejowanych. Komfort audialny oznacza izolację od ich dźwięków, błogie zapomnienie o biedzie, wyzysku, chorobach, traumach (zob. np. inwalidzi po I wojnie światowej).
Echa tych napięć znajdziemy we wczesnomodernistycznych koncepcjach miast-ogrodów, które niekiedy posiadały zaskakująco rozbudowane regulacje dotyczące praktyk audialnych. Na „projekt modernistyczny” możemy patrzeć jako na wielowątkową, różnorodną próbę mitygowania społeczno-kulturowego, ale i sensorycznego szoku przemian związanych z eksplozją demograficzną oraz gwałtowną urbanizacją doby nowoczesności. Koncepcje miast ogrodów zawierały istotny komponent audialnego projektowania nastawionego na tworzenie wyciszonych przestrzeni życia. Koncepcje te wracały również w wizjach miast linearnych przełomu XIX i XX wieku, a następnie rezonowały w późnomodernistycznych utopiach spod znaku Oskara Hansena i innych. Powszechna dostępność zieleni, strefowanie oparte na tworzeniu przestrzeni wolnych od ruchu samochodowego – wszystko to wyciszało późnomodernistyczne projekty urbanistyczne. Dzisiaj kontynuujemy ich dzieło w praktykach – wyciszając ulice, zwężając je i wprowadzając strefy silnego ograniczenia prędkości.
Moderniści myśleli w kategoriach tworzenia wspólnot umieszczanych w wyciszonych dzielnicach, lecz nie potrafili rozwiązać problemu komfortu audialnego poszczególnych mieszkańców nowego budownictwa. Nie poradzili sobie z problemem splotu komfortu audialnego i prywatności – stąd paradoks, który zna wiele osób mieszkających w późnomodernistycznym budownictwie: piekło dźwięków sąsiedzkich w relatywnie cichej dzielnicy.
… otulina to komfort
W praktykach dziewiętnastowiecznych warstw posiadających dostrzegam wczesny przykład nowoczesnej praktyki projektowania przestrzeni prywatnych
w poszukiwaniu komfortu audialnego. We współczesnych sound studies funkcjonuje pojęcie „audialnego kokonowania” (audio cocooning), które dobrze oddaje sedno tych wszystkich praktyk – wytwarzanie kokona ochraniającego nas od audialnego zgiełku (po) nowoczesności.
Praktyki tego typu mogą przybierać współcześnie rozmaite formy – dostrzegam je zarówno w wyciszaniu mieszkań (dywanami, makatkami, boazerią, sidingiem, materacami, itd.), jak i w kulturze słuchania słuchawkowego (słynny tekst o „efekcie walkmana” Shuhei Hosokawy) oraz słuchawkowego wycinania określonych dźwięków podczas przemieszczania się w przestrzeni publicznej; zarówno w projektowaniu wytłumiających foteli-kokonów, jak i w maskowaniu szumów nowoczesnego budownictwa przez dźwięki korporacji Muzak. Nieprzypadkowo w publikacjach typu Szałas na hałas Jo Jurgi tak naprawdę nie chodzi wyłącznie o natężenie dźwięku – „hałas” jest tu audialną metaforą szerszego przebodźcowania, przepracowania, przemęczenia. Komfort audialny stanowi tu istotny budulec szerszego poczucia bezpieczeństwa, a budynek – przestrzeń regeneracji i pielęgnacji własnego dobrostanu.
Wszystkie te praktyki, to różnego typu audialne kokony, czy może raczej otuliny. Dostrzegam wyraźne paralele np. między kąpielami dźwiękowymi misami tybetańskimi a budową pomieszczeń audiofilskiego odsłuchu winyli na specjalnych głośnikach z użyciem mitycznych złotych kabli. Wszystko to różne przestrzenie audialnego komfortu, w których praktyki audialne wiążą prywatność z elementami habitusu. Nieprzypadkowo „wagony ciszy” znajdziemy nie w pociągach Tanich Linii Kolejowych, lecz u przewoźników odnoszących się do wartości, wyobrażeń i habitusu klas wyższych.
Prywatność odgrywa bardzo istotną rolę w kulturowym rozumieniu audialnego komfortu. Osobiście uważam, że historycznie rozwój pola komfortu audialnego wiąże się bezpośrednio z ekspansją przestrzeni prywatnych – fascynująca z tej perspektywy jest choćby lektura wielotomowej francuskiej Historii życia prywatnego. Tym, co jest uważane za naruszenia
audialnego komfortu są bowiem dźwięki – ale niekiedy też np. regulacje – postrzegane jako naruszenia akustycznej prywatności. To zaś oznacza zarówno prawo do (różnie rozumianej) ciszy, jak i możliwość kształtowania prywatnej, osobistej audiosfery – poczucie, że w zależności od chęci i sposobności można wypełnić daną przestrzeń dowolną ilością dźwięków o dowolnej głośności. Tak też ewidentnie rozumieją komfort audialny przysłowiowi działkowicze (wszelkich klas społecznych) z boomboxami.
Komfort audialny wiąże się bowiem ostatecznie przede wszystkim z poczuciem kontroli.
Czy dziwi nas jak często frazy „audio comfort”, czy „sound comfort” pojawiają się w kontekście samochodów? Swego czasu interdyscyplinarny zespół badawczy pod kierownictwem Karin Bijsterveld zajmował się długofalowymi przemianami audiosfery samochodów na przestrzeni XX wieku oraz na początku nowego millenium. Badania wykazały, że w drugiej połowie wieku automobil stał się jedną z najważniejszych przestrzeni audialnego kokonowania – od przekształcenia w przestrzeń spersonalizowanego słuchania muzyki (ulubionych stacji radiowych i płyt), po rozwój zaawansowanych systemów aktywnego wyciszania hałasów. Wnioski pokazywały, że dla wielu osób dojeżdżających do pracy autami, to właśnie czas stania w korkach był czasem (ale też przestrzenią) dźwiękowej prywatności i audialnego komfortu, przestrzenią audialnej kontroli. Przykład ten świetnie pokazuje, że prywatność to sfera, która może być wytwarzana. Relacja między prywatnością oraz audialnym komfortem jest dwustronna – wykreowanie przestrzeni audialnego komfortu może wiązać się z produkcją prywatności.
Stąd też wszelkie nowe technologie audialne, zwiększające możliwości kontroli czego, gdzie i w jaki sposób słuchamy – wszystkie te technologie również stanowią potencjalne narzędzia komfortu audialnego. Współcześnie narzędziami holistycznie rozumianego komfortu audialnego mogą być zarówno spacery dźwiękowe, jak i masaże audialne, zarówno „kąpiele dźwiękowe” z dźwiękami mis tybetańskich, jak i „kąpiele leśne” zanurzające jednostkę w audiosferze lasu. Wszystkie te praktyki należą do szerszego fenomenu
wykorzystania dźwięków do dbania o dobrostan własnego organizmu. Wpisują się w koncepcję „szałasu na hałas” – ale w wersji „mobilnej”, poza otulinami naszych domostw. Komfort audialny wiąże się w tym kontekście także z przeznaczeniem czasu na dbanie o siebie – to więcej niż wygoda, to możliwość swobodnego dysponowania zasobami czasu.
O potrzebie tworzenia nowych (czaso)przestrzeni audialnego komfortu świadczy też obecność tego typu miejsc / urządzeń w wizjach przyszłości, jak choćby w (nierównym) zgryźliwym filmie The Pod Generation (reż. Sophie Barthes, 2023), gdzie pojawia się motyw komory do leżenia i relaksu przy audiosferze natury w urbanistycznej dżungli postmodernistycznego miasta. Ale czyż podobnej funkcji nie pełnią ambiensy przyrody, które można niekiedy usłyszeć w toaletach w przestrzeniach publicznych (np. na Dworcu Centralnym w Warszawie)?
Audiosfera postkomfortocenu
W licznych idealizowanych wizjach postapokaliptycznej, albo po prostu postwzrostowej przyszłości nowoczesny zgiełk ustaje, milknie lub przynajmniej traci na intensywności. Wiele postapokaliptycznych narracji (od wizji Zimy Atomowej po nurt tzw. cozy catastrophe) wiąże się z wyciszeniem upadłych miast, powrotem do przednowoczesnych wspólnot, żyjących wśród dźwięków o niższym natężeniu i niższym poziomie hałasu. Tego typu podejście znajdziemy też w istotnym nurcie ekologii akustycznej – R. Murray Schafer widział szansę globlanej „naprawy” audiosfery przede wszystkim w wielkim kryzysie gospodarczym. Podobne sentymenty obecne były zresztą również w części dyskursów pandemicznych, akcentując globalne „wyciszenie” pandemicznej gospodarki.
Oto paradoks – w wielu wizjach końca komfortocenu znajdziemy ukryte założenie o wzroście komfortu audialnego.
Na drugim biegunie mamy wizje po-ponowoczesnych megalopolis, w których przestrzenie ciszy (a często i prywatności) całkiem wyrugowano (no, może
z wyjątkiem przestrzeni elit władzy), a audiosfera dosłownie zaśmiecona jest dźwiękami przemysłu, transportu, reklam. To wizje ludzkości stłoczonej w miejskich twierdzach, na ludnych wyspach w morzu katastrofy klimatycznej.
Ale prawda jest banalna – postkomfortocen prawdopodobnie dalej będzie wybrzmiewał samochodami (moglibyśmy już dziś tworzyć bezszelestne, lecz byłyby zbyt niebezpieczne) czy brzmieniami ekstraktywizmu. Natomiast coraz wyraźniej słyszalne będą drony klimatyzacji i wiatraczków (także tych w sprzętach elektronicznych), czy szumy lodówek i zamrażarek (zapewne coraz inteligentniejszych). Zapewne dojdą do tego również nowe fale dźwięków cierpienia. Jak szczelnie mieszkańcy „enklaw światowych rezerw komfortu” będą się od tych głosów izolować?
Zapraszamy na wykład peformatywny Antoniego Michnika w ramach Tygodnia Szczęścia w Katowicach 22.09.2024 jako część programu Europejskiego Miasta Nauki oraz wystawy podsumowującej projekt artystyczno-badawczy Laboratorium Badań nad Szczęściem. Po Komfortcenie. Więcej informacji www.postkomfortocen.info
ANTONI MICHNIK
doktor nauk humanistycznych (doktorat w IS PAN), historyk kultury, badacz sound studies, performer, kurator. Członek założyciel researcherskoperformatywnej Grupy ETC (2009). Od roku 2013 w redakcji magazynu „Glissando”. Publikował m.in. w „Dialogu”, „Dwutygodniku”, „Kontekstach“, „Kwartalniku Filmowym”, „Ruchu Muzycznym”, „Zeszytach Literackich”. Współredaktor książek Fluxus w trzech aktach. Narracje –estetyki – geografie Grupy ETC (Wyd. Krytyki Politycznej, 2014) oraz Poza Rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim (Fundacja Nowoczesna Polska, 2015). Od roku 2020 w zespole kuratorskim festiwalu muzyki improwizowanej Ad Libitum, współpracował kuratorsko m.in. z Trafostacją Sztuki w Szczecinie i Curie City oraz festiwalami NeoArte i Warszawska Jesień. Solo oraz z Grupą ETC występował na licznych festiwalach oraz przeglądach sztuki i muzyki współczesnej, interpretując neoawangardowe kompozycje muzyczne lub prezentując autorskie działania performatywne.
CHROMRY
Bolesław Chromry rysownik, ilustrator, autor powieści graficznych. Czasem nazywają go poetą, czasem pajacem. Za to w dowodzie ma napisane Damian Siemień
Kekube jedna, pięć lub sześć osób. Rysujemy komiksy o uroczych stworkach, którymi bez wątpienia są także cegły. Można się tu spodziewać komiksowych przygód uroczych
CEGŁY, KTÓRE (ZWYKLE) NIE POTRAFIĄ MYŚLEĆ
Kanon rewizji lektur szkolnych
Mamy rok przełomowy. Sztuka znów wzbudza emocje społeczne, a to manekin prowokuje do obrazy uczuć militarnych albo uczuć no już sami wiecie, jakie uczucia obraża manekin z brodą przytulający manekina przypominającego dziecko. W każdym razie, to jest realny problem i Ministerstwo Rewizji Narodowej pragnie na to zareagować. W tym roku od września dzieci będą mogły czytać… te same lektury, ale w nowej rewizyjnej interpretacji. A wszystko po to, żeby rodzice mieli z nimi jeszcze więcej problemów, a przy okazji przekonać się, że najważniejsze, czego w szkole można się nauczyć, to oczywiście… sztuka! aleksander hudzik, ministerstwo rewizji kulturowej
Klasy 1-3
Janko Muzykant
Henryk Sienkiewicz
Wszystko oczywiście zaczyna się jak zwykle. Janko to skrzypek, ale ze wsi, bo wiadomo „Make wieś great again”. Żyje
sobie na tej wsi, gra na skrzypcach, ale musi też wypasać cudze krowy i kozy i nawet kury. Więc nie ma czasu na #samorealizację, #rozwojosobisty. Generalnie, strasznie go to denerwuje, więc idzie do pana, który wsią zawiaduje, ale pan
okazuje się... zły. Zły pan, dobry chłop. I już mamy piękną pro ludową narrację wypisaną przez nie byle kogo, bo Henryka Sienkiewicza, a z Sienkiewiczem się nie dyskutuje. Czytając lekturę dzieci obowiązkowo muszą też uczyć się gry na skrzypcach. Przez cały rok.
Klasy 4–6
Akademia Pana Kleksa
Jan Brzechwa
Tu znów robi się kontrowersyjnie. Bo czytanie o bandzie chłopaków, dowodzonych przez brodatego chłopa w klasach, które od jakiegoś już czasu są koedukacyjne, może być nudne dla połowy klasy. Dlatego kochani queerujemy. Najpierw Kruka Mateusza, bo to nie jest ok, żeby się bać kruka, potem tożsamość Pana Kleksa, potem normalnie wykorzystujemy to, co już tam Brzechwa w książce rozpisał. Generalnie uczymy się tego, czego uczył nas Brzechwa i RuPaul – rodzimy się nadzy, cała reszta to drag.
Klasy 7–8
W tych klasach, czyli przez dwa lata życia młodego człowieka, nie ma ani jednej lektury obowiązkowej napisanej przez kobietę. Zatem pierwszy krok rewizyjny to zmiana, a że kanon to świętość, to niestety trzeba będzie zmienić tożsamość jednej z osób autorskich. Słowacki by się nie pogniewał. Mamy na to dowody, dziękujemy Marcie Nowickiej i jej pracy Słowacki
wychodzenie z szafy. Zatem w Paczce z Balladyną dostajemy Nowicką, a przy okazji uczymy o tym, że romantyczna wizja artysty, to też wizja artysty okropnie upierdliwego, upierdliwego jak Słowacki.
Edukacja ponadpodstawowa
Lalka
Bolesław Prus
Chyba wiadomo, o co chodzi. Lalka, czyli design! Bo w całej tej rewolucji lektur chodzi o to, żeby w Polsce wychować nowe genialne pokolenie projektantów i projektantek. Dlatego jedyną, powtarzamy JEDYNĄ lekturą na w liceum jest Lalka Bolesława Prusa. Średnio rok szkolny ma 168 dni, mnożąc to razy cztery wychodzi 672. Lalka ma 680 stron. PRZYPADEK? No, ale w Lalce generalnie zapisane jest wszystko. Rozkminki impresjonistów na temat iluzji światła i koloru, trochę o muzeach, bo Wokulski bywał w Luwrze. Ale przecież nie po Wiedzę o Kulturze czytamy Lalkę. Czytamy ją po to, by nauczyć polską młodzież projektować polskie lalki!
Alek Hudzik pisze o sztuce na FB i do różnych mediów. Z NN6T związany od numeru 61, czyli od wielu, wielu lat. Redaktor naczelny „MINT” –magazynu o kulturze
Czy jedzenie uratuje świat
piotr puldzian płucienniczak
Powiada się, że niektórym nic się w życiu nie przydarza, tymczasem innym coś przytrafia się nieustannie. Przygody dystrybuowane są nierówno i podobno najwięcej przypada artystkom –tak przynajmniej twierdzą same zainteresowane. Każda profesja wytwarza właściwe dla siebie przekonania o naturze świata: profesjonalny światopogląd, w którym ludzie przypisują sobie kluczowe kompetencje dla podtrzymania rzeczywistości. I tak policjanci uważają się za cienką niebieską linię, która oddziela cywilizację od barbarzyństwa, krytyczki literackie za cienką czerwoną linię, która oddziela literaturę od grafomaństwa, a kucharze za czarną patelnię, która odsmaża posiłek od zatrucia pokarmowego. I w tym szaleństwie jest metoda, która – jak każda – ma liczne odstępstwa, wypływają one na wierzch po dłuższym gotowaniu. Powiada się, że wszyscy ludzie mają swoje za uszami, ale nie wiem, co to znaczy. Anatomicznie – mają tam móżdżek, który odpowiada za precyzję ruchów niezbędną do trafienia łyżką do ust.
Takie właśnie myśli i sofizmaty pojawiły się na talerzu mojej świadomości, gdy usłyszałem od spotkanej na ulicy osoby, że jedzenie uratuje świat. Wystarczy jeść dobrze, powiedziała osoba prowadząca kuracje dietetyczne, by zacząć ratunek świata od samego siebie. W obliczu tak poważnych sentencji milczę, by uszy miały czas wchłonąć i przetrawić ich treści. W torbie niosłem kanapkę z popularnej sieci sklepów, która to kanapka nie miała kwalifikacji, by uratować cokolwiek, a nie wziąłem przecież najtańszej. Tego typu ulotny posiłek to ciężka proza życia, które pod presją spraw do załatwienia gnie się i łamie jak zmoknięta fryta.
Tymczasem dobry obiad to poezja. Obżerać się! Noc uciech niech na ulicę spływa! Nieprawdą jest, jak przekonywał Auden – wbrew swojej zawodowej ideologii – że nic nie zdarza się za sprawą poezji. Dobry obiad ma wielką moc sprawczą, przede wszystkim napędza istotę żywą do czasu następnego ucztowania, ale to nie wszystko.
Piotr Puldzian Płucienniczak, Czy jedzenie uratuje świat?, z cyklu: „Czego nie wiemy”, akryl na płótnie, 100 x 100 cm, 2023. fot: Marta Matysiak.
Posiłek łączy nas ze światem. Zamorski glutaminian monosodowy, sprowadzany zza południowych wzgórz nabiał, ukraińskie zboża techniczne redystrybuowane przez spekulantów, mięso z ogromnych hodowli budowanych przez amerykańskich inwestorów, mikroplastik pozyskiwany z organicznej bliskowschodniej ropy oraz sól z ostatniego himalajskiego lodowca. Związki organiczne z całej planety wpadają do naszego przewodu pokarmowego zapraszane gestem
gryzienia: świat w jednym kęsie. Musimy wyjść ze szklanki letniej lokalności i ugościć się we wrzącym tyglu.
Pomyślmy o posiłku nie jak o jednym wersie, lecz modernistycznym poemacie, w którym wersyfikację ustala indeks giełdy rolnej i towarowej. Ujmijmy jedzenie jako biografię jednostki (indywidualną sumę spożywczą śniadań, drugich śniadań, obiadów, deserów i wieczerzy, nie pomijając przy tym przekąsek między posiłkami) albo opowieść o narodzie
(społeczną sumę produktów żywnościowych trawionych w ciągu danej doby bądź kwartału). Wielkie liczby budzą wielki apetyt, ale od przesytu może się zrobić niedobrze. Takie myśli targały moją cielesnością, kiedy przycupnięty na ławce w parku odwijałem kanapkę z folii i tektury. Potrzebny jest pożywny fundament. Zbudujemy na nim piramidę żywienia, z której pomocą przystąpimy do ratowania świata. Albo inaczej: kilka piramid, dla każdego i każdej po jednej. Ludzie lubią jeść różne rzeczy i nie wciśniemy wszystkim tej samej kromki chleba. Dzięki ofiarnej postawie badaczy i badaczek wiemy, co spożywają w dzień powszedni osoby zameldowane na terytorium państwa polskiego. 92,6% wcina chleb, 67,3% wędliny, 58,5% warzywa surowe całe i skrojone w surówce, 49,8% mięso, a 43,9% zupę (za wyjątkiem mlecznej). Pełnowartościowe dane przynosi również pytanie o popularne potrawy: najczęściej jada się w Polsce sałatkę jarzynową z majonezem, kopytka, kaszankę i zsiadłe mleko z ziemniakami. To już jest kawałek karty dań, z którego można wysmażyć kuchnię narodową. Każda osoba w narodzie i poza nim winna mieć wstęp do kuchni, by móc sobie coś upichcić. Osoby gotujące nie lubią, kiedy ktoś im się kręci pod spatulą i podjada z gara, tymczasem gastrodemokracja wymagałaby równego rozłożenia ciasta. Czytelniczka
dostrzeże, że mięsiwo i pochodne nie dominują wcale w opisanym polskim jadłospisie, zresztą szeroka dostępność wegańskich podrobów odróżnia nas od krwiożerczych sąsiadów. To apetyczna wiadomość dla wielu czworonogów.
Wiemy (choćby z Czego nie wiemy w NN6T nr 143), że osoby pojedzone są łagodniejsze i mniej skore do wyrządzania innym krzywdy. To zupełnie zrozumiałe. Zwierzę dobrze odżywione nie czuje potrzeby poszukiwania jedzenia ani kłopotów, woli spocząć pod drzewem albo przejść się na krótki spacer. Dostarczenie każdemu człowiekowi odpowiedniej porcji kalorii i witamin byłoby solidnym krokiem w stronę pokoju na świecie. Wszystkich kłótników nie uspokoimy bułką z serem i pomidorem, ale część może uda się powstrzymać od waśni. Bezpieczeństwo żywnościowe to nie tylko swobodny dostęp do pokarmu, ale też wolność od kłopotów, które wynikają z jego braku.
Sprawa jest szczególnie istotna dla osób, które w najbliższej okolicy nie posiadają źródeł dobrego pożywienia, a jest takich regionów kilka. Jedni siedzą na żywieniowej pustyni, gdzie nie ma nic sensownego do zjedzenia, inni topią się w żywieniowym bagnie, gdzie dostępne są tylko piwo i kebab. Kiedy za oknem miałem warzywniak w nielegalnie postawionej budzie, żywiłem się warzywem
CZEGO NIE WIEMY
świeżo wyrwanym porze roku. Niestety, gdy zacisnęły się na nim żelazne szczęki władzy, dieta biedrończana uczyniła ze mnie ascetę i niejadka, który zadowala się byle sklepową bułką. Wystandaryzowana przez zespół logistyków europaleta smaków na twarzy największego smakosza wymaluje wyraz zakwaszenia.
Osoby średniowieczne wysoce ceniły sobie koncept Kukanii, krainy, w której potrawa była podawana przez gołębie bezpośrednio do paszczy, a na wystawionych przy majdanie stołach dojrzewały sery, miękło awokado, natomiast banany utrzymywały satysfakcjonujący, nieprzejrzały stan skupienia. Fantazja taka jest zasadna i usprawiedliwiona, jeśli nie mamy dostępu do regularnych i smacznych posiłków. Dziś jednak może sprawiać wrażenie nadmiernie tłustej i zawierającej dużą ilość soli bądź syropu z fruktozy.
Prawda jest bowiem taka, że w XXI wieku nieopatrznie zrealizowaliśmy średniowieczną fantazję, mamy dostęp do Kukanii, w której kaloria jest dostępna w cenie co najmniej przystępnej. Pączek 75g zawiera 250 kcal i kosztuje od jednego do pięciu złotych. Przyjmijmy, że cztery. Zatem jedna kaloria kosztuje szesnaście dziesięciotysięcznych grosza. Piastowscy protoplaści, którzy w pocie czoła rabowali sioła i grody, mogli tylko pomarzyć o takiej
ofercie. Ale to przecież nie o jeden pączek chodzi, tylko ratowanie świata, bo nie wszędzie na globie dostępne są pączki w dumpingowych cenach.
Z jednej strony zależy nam, aby każda osoba na Ziemi miała dostęp do taniego pączka smażonego w tłuszczu roślinnym, z drugiej jednak, aby miała większy wybór potraw niż tylko tuczące wypieki. Drobni producenci to małe piwo dla żywnoościowych korporacji. Myślę, że jedzenie nie uratuje świata, jeśli nie ma w tym interesu firma, która je wytwarza. Jaką przyszłość świata reprezentuje sobą zjedzona na ławce kanapka? Trudnostrawne pytanie.
Czym jest posiłek, który nie ocala narodów ani ludzi? Ucztą pijaków, którzy zaraz wpadną do przydrożnego rowu. Czy jedzenie uratuje świat?
Nie wiemy.
Piotr Puldzian Płucienniczak artysta, wydawca, socjolog. Prowadzi wydawnictwo Dar Dobryszyc i zajęcia na Wydziale Badań Artystycznych. Lubi zupki chińskie, ale tylko te dobre i wykwintne.
Działanie w poprzek czasu
magdalena krzosek-hołody, aleksandra litorowicz
W 2015 roku herman de vries zamienił holenderski pawilon na Biennale w Wenecji w wielkie archiwum przyrody. Artysta zgromadził w nim m.in. próbki gleby, okazy geologiczne czy suszone fragmenty roślin, a także artefakty będące wspólnym wytworem człowieka i natury. Nie była to jednak ekspozycja w stylu dioram znanych z muzeów historii naturalnej, ale obraz bardzo intymnej relacji, która łączy twórcę z ożywioną i nieożywioną materią świata. Jest to relacja oparta na trzech filarach – wiedzy, zachwycie i przywiązaniu.
W weneckim pawilonie udało się de vriesowi uniknąć prostego estetyzowania prezentowanej kolekcji. Była ona przede wszystkim obiektem antropologicznym, który przy użyciu oszczędnych środków wizualnych, pokazywał bardzo złożoną sieć zależności i wzajemnych powiązań. Przestrzeń, jaką daje sztuka, stała się dla de vriesa rodzajem ramy dla natury, w której konkretny wybór
obiektów in situ, ex situ stawał się formą interpretacji. Był to także wyraz zachłannej i spontanicznej, a zarazem bardzo radosnej żądzy wiedzy, jaka od zawsze charakteryzowała go jako artystę, a zarazem wytrwałego badacza skomplikowanych ścieżek natury. Pawilon wypełniły m.in. odciśnięte na białym papierze ziemne ślady czy kamienie wyeksponowane niczym rzeźby, na drewnianych postumentach. Można tam było obejrzeć także nagranie wideo ukazujące artystę podczas przeglądania książki, w której znalazły się wszystkie gatunki roślin, których udało mu się kiedykolwiek spróbować.
W 2024 roku herman de vries skończy 93 lata. Archiwum, które zgromadził przez niemal wiek swojego życia zostało skrupulatnie skatalogowane, zdigitalizowane i udostępnione na jego stronie www. hermandevries.org. Artysta nie powiedział jednak ostatniego słowa i wciąż pracuje nad powiększaniem zbioru
Kolekcja nasion gromadzona przez Stołeczną Grupę Nasienną. Zdjęcie wykonane podczas spotkania sieciującego Funduszu Edukacji Ekologicznej, 08.12.2023, fot. Magdalena Krzosek-Hołody
naturo-kulturowych artefaktów oraz planuje kolejne wystawy.
Kolekcja de vriesa jest trudna do osadzenia w konkretnych kategoriach. Czy jest to zbiór dzieł sztuki? Czy może notatnik terenowy badacza wykonany za pomocą nietypowego medium? Przeglądając kolejne katalogi na stronie artysty trudno nie zadać sobie pytania, skąd się bierze obsesja
kolekcjonowania? Dlaczego wyszukujemy najpierw osobliwości, potem wzorce, a w końcu gromadzimy wszystkie możliwe formy i warianty danej rzeczy? W czym pomaga nam gromadzenie i archiwizowanie naszych zetknięć ze światem? Czy dzięki temu odczuwamy naszą obecność jako bardziej namacalną i autentyczną, bliższą rzeczom i zjawiskom, które są poza naszą kontrolą?
Wyszukiwanie, obserwowanie, utrwalanie, gromadzenie, katalogowanie, etykietowanie… i wiele innych czynności, które towarzyszą tworzeniu przez nas archiwów, to działania w poprzek czasu. Wyrażają one nadzieję na to, że chociaż na krótką chwilę możliwe jest zaplecenie bardziej trwałych i głębokich sieci relacji ze światem. Twory przyrody są tu wyjątkowymi przedmiotami (i podmiotami) podlegającymi mechanizmom kolekcjonowania i archiwizacji. Natura to niepokorny partner, który jest często niedoceniany i traktowany jako tło lub cichy aktor drugiego planu.
Jak zauważyli na niedawnej wystawie w Miejscu Projektów Zachęty Małgorzata Pawlak i Mikołaj Kowalski – często patrzymy na nasze otoczenie i mówimy: „Nic tu nie ma”. Jest to zdanie, za pomocą którego, według artystów, zbyt często kwitujemy otaczającą nas rzeczywistość, odmawiając tym samym wnikliwszego jej zbadania. Według Pawlak i Kowalskiego: „Jest to uproszczenie, wyraz rezygnacji, intelektualna kapitulacja (...)”. Artyści postulują przyjęcie strategii przeciwnej –przenicowanie pozornej pustki i dokładne przyjrzenie się jej. Okazuje się wówczas, że nie wszystko jest jednak tak „znane i opatrzone”, a nasze „marzenia o miejscach, rzeczach bardziej inspirujących, centrach dziania się” są tak naprawdę podszyte lękiem i powielaniem
bezwiednie schematu, który mówi, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma*. Tymczasem to właśnie tu, gdzie jesteśmy, dzieją się rzeczy fascynujące, niemal codziennie powstają i umierają całe mikro- i makroświaty. Warto się nad nimi pochylić –albo zadrzeć w ich poszukiwaniu głowę do góry.
Pretekstem do tego, żeby uczyć się od artystów dziecięcej radości z chwytania fragmentów przyrodniczej materii jest powstający właśnie projekt Społeczne Archiwum Warszawskiej Przyrody. Zapraszamy w nim do wspólnego działania ćwiczącego wrażliwość na otaczającą nas bioróżnorodną lokalność. Jest to przestrzeń stworzona dla wszystkich, którzy podobnie jak wspomniani artyści, sięgają po narzędzia archiwizacji i dokumentacji po to, by chwytać i starać się zrozumieć wielowymiarowe relacje ludzi i natury.
* Cytaty za tekstem kuratorskim towarzyszącym wystawie.
ZGŁOŚ SWOJE ZBIORY DO SPOŁECZNEGO ARCHIWUM WARSZAWSKIEJ PRZYRODY!
Możesz wysyłać nam m.in.: zielniki, fotografie, pamiętniki, zapiski, prace artystyczne, nagrania, zbiory artefaktów, utrwalone obserwacje i dokumentacje związane ze stołeczną przyrodą. Staną się one częścią Archiwum. Pierwsza tura naboru trwa do 15 lipca!
Więcej na: www.fundacjapuszka.pl
Magdalena Krzosek-Hołody badaczka i projektantka, naukowo związana z Uniwersytetem Warszawskim.
Prowadzi pracownię projektową Mikroklimaty (mikroklimaty.com), a na fejsbukowym profilu @Mikroklimat.Warszawa pisze o stołecznej naturo-kulturze.
Aleksandra Litorowicz prezeska Fundacji Działań i Badań Miejskich PUSZKA, kulturoznawczyni, badaczka, wykładowczyni akademicka. Prowadzi inicjatywę Miastozdziczenie.pl.
Zimowe owoce, seria zdjęć, Warszawa 2023, fot. Magdalena Krzosek-Hołody
Pytamy Turnusowiczów… czym jest TOTAL
W lutym tego roku Turnus zaczął prowadzić pracownię gościnną na wydziale intermediów Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Tam poznałyśmy Monikę Czyżniewską, która dołączyła do pracowni i postanowiła odpowiedzieć na nasze pytania: co ciekawego można zrobić w semestr, a czego brakuje na tych studiach? Zaczęłyśmy od słowa TOTAL i próbowałyśmy zrobić wszystko, aby pójść na całość, planując działanie w parku Cytadela.
Turnus: Czym jest TOTAL?
Co by się wydarzyło, gdyby ten jeden raz pójść na całość?
Na TOTAL?
Monika Czyżniewska: Tymi słowami otworzyłam krótki tekst kuratorski, zapowiadający zbliżającą się wielkimi krokami wystawę. „Total” to fajne słowo, które mieści w sobie pewną swobodę, całość, pełnię, nasycenie… Nawet nieskrępowaną absolutność, dziwną, nieopisaną wolność. Być może to jedynie moje skojarzenia, wynikające z potrzeby oswobodzenia
się spod presji i oddania się zabawie. TOTAL nie będzie typową wystawą zamkniętą w sali na piętrze, którą udało się uprościć na pokaz, to będzie wystawa-zabawa, małe artystyczne przyjęcie, na które każdy jest zaproszony.
Myśl o TOTALU przywodzi ekscytację. Radość, chęć zabawy i śmiechu. To w końcu ucieczka od uczelnianych murów w przyrodę i celebrację. Nasze małe studenckie ucztowanie na koniec roku akademickiego. Każdy jednak „pójście na całość” może
rozumieć inaczej. Dlatego wydało mi się, że jest to pociągający zwrot, żeby go użyć. Jest w nim pewna tajemniczość. Pójście na całość to… no właśnie? Całość jest pełna, jednorodna, skończona. Ale pójście na całość, to już coś innego. To działanie, którego się podejmuję. Jest w nim pewna moc, stanowczość, bezkompromisowość.
Idę na całość, czyli wykładam wszystkie karty na stół i nie boję się przegrać tej gry. Być może ryzykuję, ale ryzyko to także ekscytacja. W tym wszystkim jest, o dziwo, jakaś ukryta nadzieja. Skoro nie krępuję się, nie mam się też czego bać. Nie mając się czego bać, zrywam ze skostnieniem, sztywnością, przeklętym artystycznym stereotypem. Chyba każdemu przyszło trafić na drętwy wernisaż. Czy mogę coś powiedzieć? Czy mogę podejść bliżej? Czy trzymać się na dystans? Stać w grupie i zachwycać się czymś, czego jeszcze do końca nie poznałam? Jestem już tym zmęczona. Nie ukrywam własnej ciekawości, ale też słabości. Nie chce mi się stać, nieokrzesanie więc siadam w Twojej galerii i co mi zrobisz?
Uczelniane mury są trochę inne niż te galeryjne. Te w Poznaniu mają w sobie pewną wielkość, prestiż, czyhającego nad osobami studenckimi ducha Abakanowicz. Przecież przychodzę tam wolna, nie dostaję zakazów, ale czy warunki są szczerze sprzyjające? Okazuje się, że można zdewastować uczelniane mury, prowadząc galerię na klatce schodowej. Trochę to absurdalne, jeśli weźmie się pod uwagę, że prace trzeba zawiesić. Obraz ma swoją materialność i ona potrzebuje gwoździa, aby zaistnieć w odpowiednim kontekście. Inne prace można znaleźć na śmietniku, w dniu, kiedy chciało się je odebrać. Nie jestem fanką tych wydarzeń, które miały miejsce, a o których opowiedzieli mi uczelniani przyjaciele. Zapachu tej jednej galerii, gdzie zakręca się wodę, fanką też nie jestem. Ale w tym tkwi swoisty paradoks. Dostrzegając mankamenty sytuacji, chce się ją zmienić na lepsze. Uwolnić się. Idę zatem na całość z nadzieją na lepsze jutro, nie bojąc się wprost powiedzieć, co mi nie pasuje. Bezkompromisowo czekam (prawdopodobnie siedząc na ziemi w jakiejś galerii) aż mój głos coś zmieni.
Nic się nie dzieje, siadać okazuje się można wszędzie.
fot. Turnus
Liga popierania turystyki
Proponujemy tournée wakacyjne śladami realizacji polskich architektek. Pensjonat czy kolejka? Ty wybierasz!
Zaczniemy od najbardziej podstawowej funkcji, czyli od noclegów.
Gdzie śpimy?
PENSJONAT
DOM TURYSTY
W AUGUSTOWIE
kto zaprojektował?
Stanisława Sandecka-Nowicka i Maciej Nowicki
Obiekt otwarto zaraz przed wojną, w maju 1939 roku. W wielu opracowaniach, a nawet na tablicy pamiątkowej* jako autor występuje tylko Maciej, ale niech Was to nie zmyli. Dom Turysty zaprojektowało wspólnie sławne małżeństwo architektów wraz z zespołem. Jest to prosta, modernistyczna bryła z dwuspadowym dachem z elewacją z cegły i kamienia. Zbudowana pośrodku lasu nad jeziorem Necko z inicjatywy działającej ówcześnie organizacji o nazwie Liga Popierania Turystyki (jak nie kochać?!). Tylna elewacja ma długi balkon na wspornikach i słupy, przypominające pnie okolicznych sosen. Są tu kamienne schody prowadzące do lasu i jeziora. W różnych opracowaniach można znaleźć informacje o tym, jak bardzo luksusowy miał to być ośrodek – z prywatną plażą, garażami, salą dancingową czy pokojem do gry w brydża i bilard.
*Pracujemy nad zmianą, trzymajcie kciuki.
źródło: Wikipedia
Którędy w góry?
KOLEJKA NA KASPROWY WIERCH
kto zaprojektował?
Anna Kodelska i Aleksander Kodelski
Aleksander był odpowiedzialny za samą kolejkę, Anna projektowała obiekty architektoniczne na trasie, czyli stacje. Na uwagę zasługują rozwiązania wynikające z poszanowania krajobrazu –głównym materiałem budowlanym był kamień, a projekt pozwalał na realizację kolejki i stacji niemalże bez używania ciężkich maszyn. Małżeństwo architektoniczne działało czynnie w okresie międzywojennym, oprócz kolejki Kodelscy stworzyli również wspólnie Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne.
ZAKŁAD LECZNICZO-WYCHOWAWCZY W ISTEBNEJ
kto zaprojektował?
Jadwiga Dobrzyńska i Zbigniew Łoboda
Obiekt obecnie pełni funkcję szpitala pediatrycznego, więc nie życzymy Wam tam pobytu. Zamiast tego, polecamy przyjrzenie się architekturze budynku podczas wakacyjnych wycieczek po powiecie cieszyńskim. Główna projektantka to pierwsza polska architektka. Obroniła dyplom na Politechnice Warszawskiej w 1922 roku. Rozległy kompleks sanatoryjny budowany z myślą o dzieciach i młodzieży z chorobami płuc powstał 14 lat później. Składa się z serii pawilonów ułożonych kaskadowo na zboczu góry. Znajdziemy tu mnóstwo rozwiązań funkcjonalnych, które zapewniały chorym kontakt z naturą (tarasy, balkony i dachy z widokiem na góry, oranżerie i ogrody, łóżka ustawiane naprzeciwko dużych okien) i wspomagały leczenie chorób płucnych (przewietrzane sale, ażurowe balustrady tarasów, oddzielne wejścia i korytarze dla osób zdrowych i chorych niwelujące ryzyko zarażenia). Jest tu też wiele rozwiązań stworzonych z myślą o najmłodszych np.: niskie parapety okien, druga, niżej zamocowana poręcz w balustradzie schodów czy wprowadzenie koloru do wnętrz.
Gdzie na piknik?
SADY ŻOLIBORSKIE
kto zaprojektował?
Alina Scholtz i Halina Skibniewska
Spędzasz lato w mieście? A może tym miastem jest Warszawa?
Jeśli tak, BAL proponuje wizytę na zielonych terenach Sadów Żoliborskich, które wyszły spod kreski Aliny Scholtz. Wspólnie z projektantką założenia, Haliną Skibniewską, zadbała o zachowanie drzew owocowych. Na terenie Sadów możesz urządzić sobie spacer lub zrobić piknik, spędzić chwilę pod gruszą, jeść jabłka prosto z drzewa i z rozrzewnieniem spoglądać na jedno z nielicznych przykładów niepatodeweloperskiej zabudowy mieszkaniowej w tej okolicy.
BAL Architektek inicjatywa wspierająca kobiety w architekturze, zarówno projektantki, jak i jej użytkowniczki. Do tej pory mogłyście nas śledzić online na @bal_architektek, ale wkroczyłyśmy na papier! Balowiczki: Dominika Janicka, Barbara Nawrocka, Dominika Wilczyńska. PS Niech żyje BAL !
Zredukowani do oporu
Grafika All Eyes on Rafah została udostępniona ponad 50 milionów razy przez użytkowników różnych platform społecznościowych, wywołując jednocześnie falę krytyki dotyczącej zarówno zasadności gestu, jak i jego wymiaru etycznego. Czy przy dostępie do pojawiających się codziennie materiałów dokumentujących ludobójstwo, solidarność powinna być wyrażana za pomocą obrazka stworzonego za pomocą komputera? agata cieślak
Sama też udostępniłam grafikę. Pomimo szczerych wątpliwości w skuteczność, a nawet intencje tego wyabstrahowanego gestu – byłam ciekawa jej zasięgu. Muszę przyznać, że media społecznościowe to nie jest moje ulubione środowisko. Czasem, jak to z uzależnieniami bywa – żałuję, że zaczęłam. Odejście z własnej woli nie wydaje mi się jednak możliwe, ponieważ tutaj wydarza się część naszej rzeczywistości, a nie lubię, kiedy coś mnie omija.
Bywają jednak momenty – jak ten w październiku zeszłego roku, kiedy media społecznościowe zdają się działać zgodnie ze swoimi podstawowymi założeniami – łączą użytkowników i umożliwiają przepływ informacji, które z różnych powodów nie pojawiają się w mainstreamie. Przez kilka tygodni mój instagramowy wall składał się w kolaż o Palestynie, opowiadany obrazami z masakrowanej Gazy. W tamtym okresie algorytm działał jeszcze zbyt wolno, żeby blokować treści niepożądane dla utrzymania dominującej narracji. Bez wątpienia, narracja ta powoli się zmienia, a użytkownicy Instagrama i TikToka mieli w tym swój udział. Jednakże, kiedy piszę ten tekst, ludobójstwo w Gazie z dnia na dzień staje się coraz bardziej okrutne, a oblężenie regionu nadal trwa.
Kilka miesięcy później mój algorytm trochę inaczej miksuje kolaż. Sezon wiosenno-letni rozkwitł pełnią wydarzeń kulturalnych, których powidoki udostępniane są mi w formie zdjęć i tym podobnych historii. Podobno kamera telefonu zbiera informacje z jaką uwagą oglądamy wyświetlany materiał, co pomaga platformom dostosować algorytm do naszych „potrzeb”. Prawdopodobnie oglądane przeze mnie urywki wideo z ogródków znajomych, eventów kulturalnych, czy innych festiwali inaczej zajmują moje oko, niż zdjęcia wojen – dlatego to ten kontent częściej jest mi podsuwany. Niezależnie od tego, w co lubimy klikać, reguła jest prosta – nic nie krąży szybciej niż obrazy*. Zaskakująca sprawczość platform społecznościowych, wydaje się być wprost proporcjonalna do skali brutalności, którą możemy obserwować w kontekście Gazy i Palestyny. Bez wątpienia, media społecz-
* Pomysł na ten tekst inspirowany był książką Immediacy or, The Style of Too Late Capitalism Anny Kornbluh (wyd. Verso, 2024). Styl, o którym mowa, nazywany jest przez autorkę bezpośredniością i jest trudny do określenia, ponieważ przenika całą kulturę, jest przeciwieństwem mediacji. Autentyczność staje się marką, a granice między życiem a sztuką zacierają się. Według Kornbluh, zjawisko to nie tylko odzwierciedla, ale nawet intesyfikuje braki w kapitalistycznym systemie produkcji. Co najważniejsze, wpływa na niezdolność odniesienia się – słowem czy czynem – do czegokolwiek poza własnym ja. Niemożliwe do zaproponowania stają się badziej skomplikowane koncepcje, a kultura odzwierciedla swoją formą proces cyrkulacji kapitału.
nościowe bywają politycznie użyteczne, co przejawia się także w konkretnych ograniczeniach nakładanych na ich użytkowników ze strony władzy **. Nie mam także wątpliwości, że każda podobna sytuacja ułatwia twórcom platform doskonalenie technologii, równoznaczne z powszechnym utrudnianiem procesów demokratyzacji informacji.
Zgodnie z ekonomicznym przesłaniem neoliberalizmu, sami jesteśmy sobie najcenniejszym kapitałem. Zapętlamy się w internetowych bańkach własnych
** Np. sytuacja z USA dotycząca blokady TikToka.
reprezentacji, bo to zdaje się być jedyny sposób zarobkowania na życie. Ja też dokładam się do kolażu na wallach innych. Sztuka, dyscyplina społeczna tradycyjnie charakteryzująca się pewnym dystansem wobec cyrkulacji kapitału, szybko odnalazła się w internetowym środowi-sku, wytwarzając obraz będący odzwierciedleniem własnych manifestacji – choć jej agenci najczęściej nie mają do tego żadnych środków. Jest to przejaw demokratyzacji sztuki – tak jak w innych dyscyplinach twórcy i twórczynie stają się pracownikami najemnymi wykonującymi różnorodne usługi. Nie ma się jednak z czego cieszyć, kiedy everyone
Wygenerowana przez AI grafika, o której mowa w tekście, udostępniona przeze mnie w druku, to teraz nie tylko efemeryczny gest, a materialny artefakt.
is hustling. Koniec końców to wypracowany kapitał symboliczny staje się najlepszą inwestycją w praktykę artystyczną, jeśli nie ma co liczyć na realny spadek. Bezpośredniość sztuki przyspiesza, by kompensować braki w strukturach produkcji (zarobki są za małe, pracownice – przepracowane, uczestnicy – przebodźcowani, a funkcjonowanie w trybie od projektu do projektu w dłuższej perspektywie jest niemożliwe). Praca w takim systemie wytwarza przytłaczające poczucie bycia pochłanianą, ostatecznie czyniąc z reprodukcji zadanie jednostki. Jak nie umiesz grać, to przegrywasz.
Niepokojące jest móc obserwować w rzeczywistym czasie cierpienie ludzi, którzy doświadczają niewyobrażalnej przemocy. Wraz z szybkością transmisji, przyspiesza także spór społeczny. Algorytmy nie rozróżniają bowiem złych i dobrych klików. Dlatego warto się zastanowić –czy możemy przyczynić się do rozwiązywania współczesnych kryzysów za pomocą taktyk, które je wywołały?
Cieślak artystka, autorka, producentka, pracowniczka kultury. Działa na styku różnych dziedzin, nieprzerwanie wierząc w istotę sztuki. agata-cieslak.com
Agata
Sos półwyspu
Lato, piątek, upał, droga na Władysławowo, korek, długi korek…, a po nim w końcu upragnione rondo, na którym w prawo w ulicę Helską, jeszcze chwilę w korku i uff… Chałupy welcome to, Chałupy 1, 2, 3, Małe Morze, Solar, Jastarnia, dla wybrańców być może nawet rezydencja prezydencka w Juracie i rejsy skuterem wodnym z Andrzejem, dla reszty – karmienie foki Kasi w fokarium w Helu. nagrobki
Piątkowy wyjazd na półwysep to piękna tradycja. Tak! Kuchnia kaszubska ma swoje uroki. Zgoda! Rybka smażona – nie dla wszystkich! Surówka z kapusty? Ekstra! Pizza? To zależy! Zapiekanka? Frytki? Tak!!!
Z jakim sosem? A jakie są?
Mamy keczup, sos tradycyjny, sos czosnkowy, sos tysiąca wysp. A czy jest sos półwyspu? Jaki?!?!
Nagrobki prezentują: Sos półwyspu!
Lekki orzeźwiający sos z Półwyspu Helskiego, najlepszy dodatek na lato! Pasuje do mrożonych, odgrzewanych dań zawierających gluten oraz do wszelakich dań zawierających ziemniaki. Hit dla fanów homeopatii!!!
Receptura: 100 mililitrów klasycznego sosu tysiąca wysp dzielimy na dwie równe części. Pierwsze pół pozostawiamy w lodówce i nie używamy już w tym przepisie. Do drugiego pół dodajemy 1000 mililitrów wody. Mieszamy energicznie i już, gotowe!!!
Życzymy smacznego oraz miłych wakacji! Stopy wody pod kilem! Niech wieje, gdy ma i niech nie pada za bardzo. Shaka!
Tarot na przyszłość… śmieci
agata czarnacka
Tarot się upiera: śmieci rymują się z „dzieci”. Dwie podstawowe karty w tym rozkładzie to małe arkana skupione na dzieciństwie: Paź Kijów i Szóstka Pucharów. „Dopowiada” je Wieża, Wielkie Arkanum z numerem XVI, karta zwiastująca albo katastrofę – urzeczywistnienie istniejącego ryzyka, które skokowo zmienia warunki funkcjonowania systemu – albo rewolucję, czyli dokonaną przez nas uprzedzającą skokową zmianę systemu w celu wyeliminowania narastającego ryzyka. W tarocie wsparcia powiemy: trzeba zburzyć za mały dom, żeby zrobić miejsce na większy. Gdzie w naszym życiu jest powietrze, przestrzeń? Jak możemy lepiej oddychać?
Bo śmieci nas oczywiście duszą. Wszystkie pazie – najmłodszy z czterech typów kart dworskich (poza paziami mamy rycerzy symbolizujących energię działania, królowe – animy i królów – animusów) – odzwierciedlają różne aspekty wewnętrznego dziecka. Paź Kijów w tradycyjnym tarocie będzie symbolizował zabawę i… gońca, posłannika, a czasem
nawet ambasadora (wysyłanie dzieci z wiadomościami było tradycyjnym sposobem na radzenie sobie z rozpierającą je energią). Ale skojarzenie dziecka z rośliną, wegetacją, niepohamowanym wzrostem, rizomatycznością (plątaniną kłączy) odnosi nas też do pytania o ekologię, przyszłe pokolenia, a nawet makrobiotykę. Jeśli w tarocie w kwestii śmieci pojawia się Paź Kijów, czytam to jako przestrogę, że oddelegowanie problemu na przyszłe pokolenia może je stłamsić, przytłoczyć. Przywalony starą pralką mały dąbek raczej obumrze niż da radę ją obrosnąć: i jak mówi tarot, to jest teraz.
Szóstka Pucharów opowiada o dzieciństwie, o którym myślimy z nostalgią (a niektórzy ze zgrozą, i kiedy w ich tarocie pojawia się ta karta, to znaczy, że najwyższy czas podjąć leczenie tamtych zranień). Ta karta symbolizuje też, by tak rzec, niezbyt dorosłe podchodzenie do spraw, z którymi czas się zmierzyć. Przekonanie, że skoro do tej pory było dobrze, to nie ma sensu inwestować w nowe rozwiązania. Tęsknotę za starymi
Chyba, że uda nam się zaapelować do młodych i zrobić śmieciową rewolucję w duchu nostalgii rozumianej jak najlepiej: recyklingu, niewyrzucania, naprawiania, ograniczania niepotrzebnej produkcji, uporu przy jak najbardziej naturalnych, etycznie pozyskiwanych surowcach, ekologicznie zrównoważonym rzemiośle zamiast szaleństwa produkcji przemysłowej. Są rzeczy, których naprawdę możemy nauczyć się od naszych antenatów – rozpoznanie w przedmiotach towarzyszy życia, odwrót od paradygmatu jednorazowości – to być może najważniejsza z nich.
dobrymi czasami. Konserwatyzm nie w znaczeniu unikania ryzyka, a wręcz przeciwnie: uporczywe podtrzymywanie starych wzorców bez względu na to, że ryzyko uporczywie rośnie. Jeśli to, jak sugeruje tarot, jest nasza odpowiedź na zastaną sytuację: świat przywalony starym i niepotrzebnym sprzętem AGD, zalany plastikiem, coraz mniej zdolny do odnowy własnymi siłami, to nic dziwnego, że w tle majaczy Wieża – pękające struktury, boży gniew, pioruny, powodzie i inne katastrofy.
Agata Czarnacka filozofka, aktywistka feministyczna, tarocistka. Agata zaprasza na czytania indywidualne (także online) lub na „Pałacową promocję” w Café Kulturalna w Warszawie, którą urządza z okazji lub bez okazji (daty do sprawdzenia w mediach społecznościowych): fb.com/tarotagaty instagram.com/tarot_agaty
Litery kształtują
miasto
Warszawa jest taka easy going. Nie ma tu napinki, a jednak wszystko gra – mówi
Artur Frankowski, którego z Mateuszem
Machalskim zaprosiliśmy w roli ekspertów do naszego projektu Kultura
XXI-wiecznej Warszawy. Archiwum online. W rubryce poświęconej typografii
XXI wieku inaugurujemy edycję poświęconą związkom typografii z miastem rozmową, którą przeprowadziła z nimi
Agnieszka Kowalska.
Agnieszka Kowalska: Pierwsza edycja Archiwum dotyczyła projektów artystycznych w przestrzeni publicznej, które naszym zdaniem zmieniły Warszawę. Teraz chcemy przyjrzeć się warszawskiej typografii – inspirowanej miastem, w nim zakorzenionej. Wybraliśmy wspólnie 16 najciekawszych warszawskich krojów pism. Przez całe lato będę spotykać się z ich autorami, rozmawiać o genezie ich projektów. Ale przede wszystkim chcę spojrzeć na nie z dzisiejszej perspektywy, pokazać, w jakich kontekstach zostały użyte przez innych i jak
zmieniły miasto. Zacznijmy od podstaw, czy istnieje waszym zdaniem coś takiego, jak warszawski krój pisma? Gdzie go szukać?
MATEUSZ MACHALSKI: To tak, jakbyś zapytała, czy istnieje warszawska architektura, kuchnia, gwara. Oczywiście, że tak. W każdej z tych dziedzin jesteśmy w stanie wyróżnić jakiś pierwiastek warszawskości. Jak szedłem na naszą rozmowę, zachwycałem się ponownie Barem Kawowym Piotruś na Nowym Świecie. Te ręcznie wyklejone literki powinni pleksą zakryć, zakonserwować i zabronić
URSYNÓW_001 – krój pisma przygotowany przez Jacka Walesiaka w 2019 roku na potrzeby albumu rapowego składu PŁOMIEŃ 81, inspirowany historycznym neonem URSYNÓW.
ruszać, bo to jest jeden z ostatnich takich reliktów poprzedniej epoki.
Optima jest dla mnie bardzo warszawskim krojem pisma, chociaż zaprojektował ją Niemiec Herman Zapf w zupełnie innym kontekście. Użyty na brązowych tabliczkach
oznaczających ulice na Trakcie Królewskim i Starówce przez Towarzystwo Projektowe, w kontakcie z tą historyczną architekturą Warszawy, zrósł się bardzo z naszym miastem.
ARTUR FRANKOWSKI: Sięgając głębiej, w Warszawie nadal można znaleźć napisy z XVIII
wieku, na Starym Mieście, na Kanonii na przykład. Historia jest wokół nas. Tych, którzy interesują się starymi warszawskimi literami zachęcam też do wizyty na Powązkach.
MM: Tam mógł być jakiś popularny zakład kamieniarski, który przez masową produkcję liter oddziaływał na kształtowanie się konkretnego stylu. Podobnie dziś – silne osobowości projektantów, którzy wykładają na uczelniach, powodują, że tworzy się jakaś „szkoła”. Ciekawe są też wątki polityczne i społeczne w tej historii liternictwa. Przed wojną było dużo szyldów
trójskryptowych – w łacinie, cyrylicy i po hebrajsku. Dzisiaj przez sytuację na wschodzie trochę to wraca.
Co jeszcze wpływa na warszawskie liternictwo?
MM: Nawet takie rzeczy, jak plan miasta. Warszawa jest pod tym względem zupełnie inna od Madrytu czy Nowego Jorku. Nie ma regularnej siatki ulic, jest zlepkiem dzielnic, mniejszych obszarów. Cechą Warszawy jest absolutny miszmasz wszystkiego i brak spójności. Trochę na to narzekamy, ale w sumie jest to plus, że obok neoklasycystycznego pałacyku mamy brutalistyczny pawilon czy postradziecki budynek.
AF: Warszawa wydaje się taka bardziej rozedrgana. Nie powiedziałbym, że chaotyczna, tylko
taka easy going. Wiesz, nie ma tu napinki, a jednak wszystko gra.
Kiedy spotkaliśmy się, żeby wybrać finałową szesnastkę krojów, zastanawialiśmy się, jakie kryteria przyjąć. Okazało się, że to nie takie oczywiste.
AF: Wydaje mi się, że tym najważniejszym kryterium jest pochodzenie; że to jest stąd, z Warszawy. Istotne jest, że krój Zegarmistrz inspirowany jest konkretnym szyldem, który mogliśmy zobaczyć spacerując po mieście. Ten napis jest wyciągnięty z otoczenia i przez różne osoby na przestrzeni wielu lat przerabiany, wykorzystywany w innych miejscach w Polsce, za granicą, w przeróżnych kontekstach. Ciekawie będzie się temu przyjrzeć. Na przykład Golonka FA, którą zaprojektowałem w 2009
Artur Frankowski, Szyld Okienko, Śródmieście Południowe, 2024.
roku – która była zapisem prawie jeden do jednego z ulicy, z witryny baru Jaś i Małgosia –została użyta jako element identyfikacji wizualnej wystawy w Pawilonie Polskim na Biennale Architektury w Wenecji. Zupełnie nie w warszawskim kontekście.
MM: Już w naszym projekcie Warszawskie Kroje w 2016 roku zadawaliśmy sobie pytanie, czy Warszawa ma swój charakter pisma. Celem było przeprojektowanie szyldów zakładów rzemieślniczych i małych biznesów, dlatego zaproszeni projektanci młodszego i starszego pokolenia wyszli na ulice i zaczęli grzebać w tej warszawskości. Czuliśmy, że to jest taka nasza wspólna sprawa. Wszystkie kroje zostały udostępnione za darmo.
Lokalny patriotyzm?
MM: Jak najbardziej! Ale on idzie głębiej. Dotyczy też dzielnic czy osiedli. Powstały kroje inspirowane Ursynowem, Pragą czy Grochowem. Jak się pomieszka trochę w Warszawie, to zaczyna się wyłapywać, czym się różni klimat Śródmieścia Południowego od Północnego, Żoliborza i Saskiej Kępy, Mokotowa i Powiśla, Pragi i Woli. Każda z okolic ma unikalny ekosystem i posługuje się jakimś rodzajem kodów wizualnych.
Artur, ty jesteś łowcą liter. Wydałeś w Bęcu książkę Typespotting. Warszawa. Gdzie szukasz liter? Co przyciąga twoją uwagę?
AF: Gdy włóczyłem się po moim Mokotowie, zwracałem uwagę na różne zapisy tej samej nazwy ulicy na przedwojennych
Bar mleczny z lat 50. XX wieku na warszawskim Żoliborzu, który stał się inspiracją dla kroju BAR SADY Mateusza Machalskiego i Małgorzaty Bartosik.
i powojennych tabliczkach. Na sąsiedniej Puławskiej był sklep, który nazywał się Perfumeria i miał piękny neon. Pomyślałem, żeby zacząć to dokumentować. Rzeczywiście neon niedługo potem zniknął, zostały już tylko ślady na ścianie po tych literach, a dziś już nawet tego nie ma.
Nie ja pierwszy wpadłem na taki pomysł. Pionierem był Robert Brownjohn, amerykański grafik, znany z czołówek do Bondów takich jak Goldfinger czy From Russia with Love, który już w latach 60. chodził po londyńskich ulicach i fotografował napisy. Nie tylko szyldy, ale też graffiti czy kartki typu „zaraz wracam”. Publikacja jego materiału w magazynie „Typografica” miała duży wpływ na innych grafików, którzy zaczęli robić to samo w różnych częściach świata. Ta typografia miejska jest po prostu warta uwagi. Czasem wygląda bardzo brutalistycznie, czasem niechlujnie, czasem w ogóle jest nieładna, ale jest bardzo autentyczna. Jeśli ktoś wykonuje sam jakiś napis, szyld, to stara się zrobić to jak najlepiej potrafi, albo jak najtaniej, co też ma wpływ na formę. I tak tworzy się środowisko liternicze, w którym żyjemy.
Pierwszy Typespotting był ponad 10 lat temu, może warto zrobić Typespotting 2, bo wciąż fotografuję, na przykład litery na nowych deweloperskich osiedlach czy biurowcach. Ciągle znajduję ciekawe rzeczy.
Jakub Stępień Hakobo wymyślił pojęcie „typopolo”. Co ono oznacza?
AF: To estetyka czasów po 1989 roku, kiedy uzyskaliśmy dostęp do kolorowego druku, banerów, wyklejanych liter, folii. Czasem wydaje się nieznośna, „niepoprawna”. Ale właśnie ten błąd jest ciekawy, jest w nim prawda, a nie czysta matematyka. Są projekty wernakularne i typopolo – estetyka taniości, która tworzy się oddolnie, bez profesjonalnego przygotowania.
Czym się różni styl wernakularny od typopolo?
AF: Jak to dobrze uchwycić? Neony to wernakularny krój czy forma, tabliczki Uwaga wysokie napięcie z trupią czaszką też. Coś takiego, co jest nie za bardzo wymyślne w formie, tylko powszednie, codzienne. Nie znaczy, że niezaprojektowane. Natomiast typopolo to jest amatorka. Na przykład litera s, która jest do góry nogami naklejona albo ł zrobione z siódemki i przecinka. Wernakularny nie równa się byle jaki.
MM: Studenci projektowania często podchodzą do zadania na tyle akademicko, że potem nawet jakby chcieli, to nie potrafią eksperymentować, otworzyć się na ten błąd.
Na jakie warszawskie litery zwracają uwagę goście z zagranicy?
AF: Gdy odwiedził nas w naszej mokotowskiej kamienicy z lat
30. Ludovic Balland, projektant kroju dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej, to zauważył zaprojektowane przez nas nowe tabliczki z numerami mieszkań. Sąsiedzi poprosili nas, żebyśmy zrobili coś w duchu epoki, lat 20. i 30. Ludovic sfotografował naszą dwójkę, która jest niemal dziewiątką i wrzucił w plakat MSN-u.
MM: Obcokrajowcom podoba się bardzo neon Izis na Marszałkowskiej – to art deco z nutą brutalizmu, czy serpentyna na elewacji Smyka. Mimo, że to mogło powstać w każdym innym miejscu na świecie, uważają je za bardzo warszawskie.
Jak typografia może zmieniać miasto?
AF: Można to poczuć w mieście, które nie ma tak dobrego systemu identyfikacji, jak Warszawa. Trudno w nim nie tylko się poruszać, ale też znaleźć link z przestrzenią. Typografia ułatwia komunikację, a jednocześnie nadaje jakiś charakter. Graffiti, szyldy, neony przekazują informacje i emocje. Napis można zrobić na sto różnych sposobów i coś zakomunikować nim w mieście, na przykład, że coś jest przyjazne, albo poważne i majestatyczne, albo nieformalne. Wpływa to na to, jak odbieramy miasto i ludzi w nim.
Kultura XXI-wiecznej
Warszawy. Archiwum online projekt Fundacji Bęc Zmiana, współfinansowany przez
Miasto Stołeczne Warszawa www.nn6t.pl/archiwum
Artur Frankowski projektant graficzny i artysta wizualny. Autor szeregu krojów pism, publikacji książkowych, identyfikacji wizualnych, kurator wystaw. Od 12 lat prowadzi Pracownię Projektowania Komunikacji Wizualnej i Typografii na Wydziale Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 2021 roku otrzymał tytuł profesora w dyscyplinie Sztuki Piękne. Współzałożyciel studia projektowego Fontarte. Autor książek Typespotting. Warszawa (Bęc Zmiana, 2010), Design jako program. Programowanie i projektowanie graficzne (ASP w Warszawie, 2020), współautor monografii Henryka Berlewiego (Czysty Warsztat, 2009).
Mateusz Machalski projektant graficzny, wykładowca, autor wielu krojów pism i ponad 150 identyfikacji wizualnych firm, instytucji i wydarzeń. Twórca projektu Bona Nova realizowanego wspólnie z Andrzejem Heidrichem, projektantem polskich banknotów oraz Typoteki. pl – pierwszego polskiego indeksu typografii. Pracuje na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w Pracowni Multimedialnej Kreacji Artystycznej. Projektant Roku 2019 w konkursie Polish Graphic Awards. Laureat stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla wybitnych młodych naukowców. Kurator 28. Międzynarodowego Biennale Plakatu.
Projekt kroju Kwiaty i Kwiaty Krata autorstwa Natalii Gil. Powstał w 2018 roku, na trzecim roku studiów na Wydziale Wzornictwa warszawskiej ASP, w pracowni Artura Frankowskiego. Zadanie dotyczyło typografii wernakularnej, dlatego Natalia zaczęła się rozglądać po swojej najbliższej okolicy – Grochowie i znalazła inspirację w napisie wyklejonym folią na szybie kwiaciarni przy rondzie Wiatraczna. W 2021 roku ukończyła studia dyplomem o duchowości w znakach graficznych. Tworzy sztukę, projektuje, współtworzy biżuteryjny projekt bibi gems.
RÉBECCA CHAILLON CARTE NOIRE ZWANA POŻĄDANIEM CARTE NOIRE NOMMÉE DÉSIR
5. MIĘDZYNA–RODOWY FESTIWAL
CAROLINA BIANCHI & CARA DE CAVALO
SIŁA SUKI – TRYLOGIA. ROZDZIAŁ 1: PANNA MŁODA I ŚPIĄCY KOPCIUSZEK
CADELA FORÇA TRILOGY. CHAPTER 1: THE BRIDE & THE GOODNIGHT CINDERELLA
NADIA BEUGRÉ PROROCZE (SIĘ URODZI.LI.ŁY.ŚMY) PROPHÉTIQUE (ON EST DÉJÀ NÉ.ES)