NN6T / NOTES NA 6 TYGODNI #155 / wrzesień 2024

Page 1


Wydanie specjalne NN6T towarzyszące wystawie Ideobranie. Idee i prototypy, podsumowującej pierwszą edycję projektu Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie 2022-2024.

Projekt Goethe-Institut, Fundacji Bęc Zmiana, Zentrum für Kunst und Urbanistik (Berlin) w 2024 roku realizowany przy wsparciu Fundacji Współpracy PolskoNiemieckiej.

Projekt plakatu promującego wystawę: Kacper Mutke

NOTES NA 6 TYGODNI nakład: 2000 egz.

WYDAWCA

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana

ADRES REDAKCJI

ul. Mokotowska 65/7, 00−533 Warszawa nn6t@beczmiana.pl

REDAKTORKA NACZELNA

Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl

REDAKTORKA DZIAŁU „ORIENTUJ SIĘ” Agnieszka Kowalska, nn6t@beczmiana.pl

ZESPÓŁ NN6T:

Kasia Nowakowska / patronaty Michał Podziewski / open call

REDAKTOR DZIAŁU BADANIA I RAPORTY Maciej Frąckowiak, maciej@beczmiana.pl

KOREKTA

Kacha Szaniawska

REKLAMA I PATRONATY

Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl

WERSJA ELEKTRONICZNA / PROJEKT

Michał Szota nn6t.pl

WERSJA PAPIEROWA / PROJEKT

Grzegorz Laszuk

DRUK

Read Me, ul. Olechowska 83, 92-403 Łódź

INFORMACJE I ILUSTRACJE W DZIALE „ORIENTUJ SIĘ” pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne. Drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji kulturalnych. Kontakt z redakcją: nn6t@beczmiana.pl

PREZESKA ZARZĄDU

Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl

PRODUKCJA I KOORDYNACJA PROJEKTÓW

Konstanty Krzemień, konstanty@beczmiana.pl Agnieszka Sural, agnieszka@beczmiana.pl

DEPARTAMENT DYSTRYBUCJI Ignacy Krzemień, ignacy@beczmiana.pl Bartosz Nowak, bartosz@beczmiana.pl

ZAMÓWIENIA, KONTAKT Z KSIĘGARNIAMI I WYDAWCAMI: +48 515 984 508 dystrybucja@beczmiana.pl

KSIĘGARNIE BĘC / ZESPÓŁ: Aleksandra Dąbrowska Kacper Greń

Julia Nakonieczna Aleksandra Sowińska Ania Ziębińska (promo)

BĘC RADIO https://soundcloud.com/bec_zmiana

BĘC KSIĘGARNIA INTERNETOWA beczmiana.pl/sklep

BĘC SKLEP WIELOBRANŻOWY Warszawa, ul. Mokotowska 65 pn.–pt. 11–19, sob.–nd. 12–18 +48 515 985 146

PROJEKT LOGO FUNDACJI BĘC ZMIANA Małgorzata Gurowska

PROJEKT GRAFICZNY I SKŁAD NUMERU SPECJALNEGO NN6T TOWARZYSZĄCEGO PROJEKTOWI LABORATORIUM BADAŃ NAD SZCZĘŚCIEM. ŻYCIE PO KOMFORTOCENIE Kacper Greń

Lokal przy ul. Mokotowskiej 65 w Warszawie jest wykorzystywany przez Fundację Bęc Zmiana na cele kulturalne dzięki pomocy Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Jak widzicie, ten numer NN6T jest specjalny.

Jest bowiem podsumowaniem projektu zawierającego wiele elementów, które w kulturze szczególnie – jako czasopismo i wydająca je Fundacja Bęc Zmiana – od wielu lat wspieramy. Jego założenia programowe wynikają z naszych wieloletnich obserwacji potencjałów, jakie do życia społecznego może wnosić, często nie całkiem jeszcze dobrze uformowana, chmura idei wyczuwanych przez ludzi tworzących kulturę. Dziś widoczne dla nielicznych, niebawem staną się teraźniejszością wielu.

Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie jest więc dość złożonym projektem badawczo-artystycznym koncentrującym się na prognozowaniu scenariuszy, które starają się uchwycić i nazwać nasze potrzeby. Wiele z nich wkrótce zastąpi dotychczas przyjęte zwyczaje i nawyki. Laboratorium miało za zadanie sieciować środowisko sztuki, nauki, dizajnu, technologii i przedsiębiorczości. Kiedy przeczytacie raporty dotyczące działań przeprowadzonych w ramach projektu od 2022 r. przez zaproszone instytucje kultury i sztuki, zobaczycie, w jak wielu złożonych konstelacjach były one realizowane.

Punktem wyjścia dla Laboratorium była konieczność odejścia od komfortu opartego na eksploatacji paliw kopalnych i na wysokoemisyjnych technologiach. Jak prognozują badania naukowe, wkrótce wyczerpią się możliwości komfortowego funkcjonowania społeczeństw bez oglądania się na koszty środowiskowe (w szczególności w odniesieniu do mieszkańców tzw. globalnej Północy). Musimy przygotować się na zmiany w naszej rzeczywistości – na życie „po odejściu komfortu”. Zmuszają nas do tego rozliczne kryzysy, wobec których musimy przyjąć postawę aktywnego poszukiwania rozwiązań. W ramach cyklu zastanawiamy się nad zagadnieniami związanymi z miejską ekologią, gospodarką przyszłości, poszukiwaniami nowych źródeł optymizmu, a także poszukamy spekulatywnych sposobów radzenia sobie z kryzysami oraz sytuacją niedoboru.

„Żyjemy w komfortocenie” pisze w słynnym tekście Po komforcie architekt Daniel A. Barber1. Autor definiuje komfort jako napędzane paliwami kopalnymi marzenie tworzenia świata o zmarginalizowanych realiach środowiskowych. Wszyscy jesteśmy w nie uwikłani – klimatyzacja, ogrzewanie, szybkość działania i konsumowania – pozornie niewinne aktywności tworzą luksus dostępu do świata, w którym konsekwencje wysokiego uprzemysłowienia są ukryte i wypierane. Taki świat jest osadzonym w przeszłości źródłem niepewności i niepokoju. Zjawisko „komfortocenu” bardzo precyzyjnie określa jak jednostronnie wciąż rozumiany jest dobrostan. Powinniśmy jak najszybciej szukać sposobów, które nas od komfortocenu uniezależnią. Jak wskazuje Barber, zadanie to należy do doświadczonej wspólnoty projektantów, badaczy, naukowców, artystów i architektów. – „Ostatnie sto lat zdefiniowała produkcja komfortu: uwolnione przez nią emisje wpłyną na naszą planetę na kolejne stulecia. (…) Każdy zawód, każda gałąź kultury stoją przed koniecznością radykalnej przemiany”. Świat potrzebuje nowych rozwiązań dla ludzkości. Potrzebuje ich teraz. W sytuacji kryzysowej to właśnie uruchomienie kreatywności staje się jedną z kluczowych umiejętności.

Wykorzystanie zasobów wyobraźni i wrażliwości, jakimi dysponują środowiska kreatywne, daje szansę na uchwycenie narastających problemów z różnych stron, czasem nieoczekiwanych. Sztuka współczesna, rozumiana jako obszar poszukiwania nieszablonowych sposobów myślenia i działania, staje się więc narzędziem we wspólnej pracy na rzecz mądrzejszej przyszłości. Stwarza podwaliny dla nowego języka – umożliwia zaangażowanie, wyczula na potrzebę wspólnotowości, odwołuje się do terminologii związanej z naturalnymi procesami życiowymi w miejsce agresywnych haseł z ery przemysłowej. Uruchamiając wyobraźnię

i krytyczne myślenie, pozwala na sprawniejsze formułowanie nowatorskich modeli działania.

Podstawą dla cyklu podjętych w ramach Laboratorium działań było założenie, że kultura rozumiana jako dział badań i rozwoju jest ważnym zasobem wyobraźni społecznej. W ramach projektu zbadano takie tematy, jak migracja roślin, regeneracja gleby miejskiej, znaczenie projektowania przestrzeni publicznej dla dobrostanu psychicznego, deficyt wody pitnej, potencjał miejskich nieużytków, zapobieganie izolacji i osamotnieniu, poszukiwanie źródeł optymizmu i projektowanie miejsc sprzyjających powstawaniu więzi społecznych. Ideom nadano kształt prototypowych rozwiązań, z których każde dotyczy problemu opracowanego w lokalnych partnerstwach. Swoje oddziały Laboratorium miało w instytucjach kultury i na uczelniach w Katowicach (ASP Katowice), Gdańsku (Instytut Kultury Miejskiej), Białymstoku (Galeria Arsenał), Wrocławiu (BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej) i Szczecinie (Stowarzyszenie Media Dizajn). Ci „koproducenci wiedzy” wspólnie z kuratorami z Centrum Kultury i Urbanistyki ZK/U w Berlinie pracowali nad konkretnymi prototypami – obiektów, działań czy rozwiązań przestrzennych – związanych z przeczuciem nowych rodzajów komfortu w przyszłości. Czas sprawdzić, czy ulotne początkowo idee, przybierając materialny kształt i zmieniając się w prototypy, dają szansę na zakotwiczenie ich w realnym świecie. Efekty wypracowane w ramach Laboratorium pokazujemy na wystawie Ideobranie, a obszerne raporty z działań wraz z wyborem tekstów poświęconych zagadnieniom związanym z komfortem, prezentujemy w tym, specjalnym wydaniu NN6T. — Bogna Świątkowska, redaktor naczelna NN6T, kuratorka Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie

Ideobranie. Idee i prototypy

Wystawa podsumowująca Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie , 2022–2024 → Katowice 21.09––20.10.2024, otwarcie: 20.09.2024, g. 18.00 Galeria Rondo Sztuki, Rondo im. gen. Jerzego Ziętka 1 → Warszawa 19.11––1.12.2024, otwarcie: 18.11.2024, g.18.00 Turnus na Wolskiej, ul. Wolska 46/48 lok. 4 Otwarcie wystawy Ideobranie w Katowicach poprzedzi Tydzień Szczęścia (16–22.09.2024) –seria wydarzeń związanych tematycznie z  Laboratorium , a realizowanych przez Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach w ramach programu Europejskiego Miasta Nauki, jakim w tym roku są Katowice.

Powołaliśmy razem z Fundacją Bęc Zmiana w Warszawie i Zentrum für Kunst und Urbanistik w Berlinie Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie w przekonaniu, że w czasach naznaczonych zmaganiami ze skutkami kryzysu klimatycznego należy myśleć o tym, jak kreować i przyzwyczajać się do nowego sposobu życia. Sposobu, w którym świadomie rezygnujemy z pewnych codziennych form komfortu i tworzymy nowe –bardziej przyjazne dla środowiska naturalnego. Dla Goethe-Institut największą wartością jest partnerska współpraca. Zależało nam na tym, aby zaproszone do projektu instytucje zawarły w ramach Laboratorium lokalne sojusze, które wcześniej wydawały się nieoczywiste i wspólnie podjęły się zdefiniowania nowych rodzajów komfortu w swoim otoczeniu. Te kooperacje sprawiły, mam nadzieję, że instytucje zyskały nowe moce i inspiracje, otrzymały ekspercki dostęp do wiedzy z różnych dziedzin, a zaangażowane w projekt osoby stały się częścią nowych sieci współpracy. W końcu to jest to, o czym marzymy i do czego dążymy – aby wzmocnić społeczność i tym samym wesprzeć zmiany, na których nam zależy. Właśnie tym jest pierwsza edycja projektu

Laboratorium badań nad szczęściem: szansą na znalezienie sojuszników i sojuszniczek, którzy i które w świadomy sposób działają na rzecz naszego wspólnego dobra.

— Julia Hanske, dyrektorka Goethe-Institut w warszawie

Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie, 2022–2024

Projekt Goethe-Institut, Fundacji Bęc Zmiana, Zentrum für Kunst und Urbanistik (Berlin), w 2024 roku realizowany jest przy wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Instytucje działające w ramach Laboratorium badań nad szczęściem:

Białystok: Galeria Arsenał (Ewa Chacianowska i Eliza Urwanowicz-Rojecka)

Gdańsk: Instytut Kultury Miejskiej (Natalia Cyrzan i Anna Mituś)

Katowice: Akademia Sztuk Pięknych (Justyna Kucharczyk)

Szczecin: Stowarzyszenie Media Dizajn / Szczeciński Inkubator Kultury (Maciej Kowalewski i Marek Ostrowski)

Wrocław: BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej (Katarzyna Roj)

Kuratorka projektu

Bogna Świątkowska, Fundacja Bęc Zmiana (Warszawa)

Współpraca kuratorska

Miodrag Kuč i Matthias Einhoff, ZK/U (Berlin)

Projekt wystawy

Maciej Siuda Pracownia

Identyfikacja graficzna i projekt strony www Marcel Kaczmarek

Projekty graficzne

Filip Bardyan, Kacper Greń, Kacper Mutke

Promocja

Katarzyna Nowakowska

Redakcja strony projektu

Konstanty Krzemień

Produkcja

Marianna Cieślak, Dorota Swinarska, Konrad Szpindler, Goethe-Institut Warschau

www.postkomfortocen.info

KOPRODUCENCI WIEDZY

PATRONAT

PARTNERZY

WSPARCIE

Łapanie idei w formę

Maciej Siuda

O nadmuchiwanej wystawie z jej projektantami rozmawia Bogna Świątkowska

Adrianna Gruszka

Ideobranie, projekt obiektu na wystawę, Maciej Siuda Pracownia, 2024

I e I de I

Łapan

Skąd pomysł, żeby do zaprojektowania wystawy zastosować akurat ten materiał? Przecież PVC jest produkowany na bazie paliw kopalnych, wystawa przypomina o negatywnych skutkach nadmiernego ekstraktywizmu. Przyznam, że jako kuratorka wystawy byłam zaskoczona!

Powodów było kilka. Pierwszy był taki, że wystawa jest pomyślana jako przemieszczająca się, podróżująca między różnymi miejscami. A w wystawiennictwie materiały o płynnej trwałości są kuszące, bo raczej stosuje się rozwiązania stabilne. Balon –wiadomo, do stabilnych nie należy. Po drugie: skoro wystawa ma wędrować, to chcieliśmy znaleźć rozwiązanie, które może redukować skalę, czyli coś, co ma możliwość zarówno ekspansji przestrzennej, jak i kurczenia się. Z trzeciej strony chcieliśmy sięgnąć po materiał, który w sposób anegdotyczny stanowiłby dopowiedzenie tematu ekspozycji – poświęcona poszukiwaniu rozwiązań ważnych problemów, przed którymi dziś stoimy, wystawa nie pokazuje dokumentacji działań prowadzonych w ramach Laboratorium badań nad szczęściem, ale abstrakcyjne obiekty będące reprezentacją idei, którym te projekty starają się nadać konkretną formę. W dodatku rzeczywistość jest taka, że wszystkie działania są obciążone śladem węglowym. Na razie nie potrafimy od tego uciec, możemy go tylko minimalizować. I właśnie ten aspekt także jest tu ważny: przechowywanie, transport, eksploatacja wystawy. Dzięki niewielkim parametrom tego śladu węglowego, choćby w transporcie, będziemy pomimo wszystko produkować mniej. Najczęściej obiekty wykonane z materiału winylowego PVC spotykamy w miejscach rozrywki, na plenerowych placach zabaw. Ale tego rodzaju obiekty, ze względu na swoje właściwości –minimalne gabaryty przy przechowywaniu, szybkie nabieranie zaprojektowanej formy w razie potrzeby, stosunkowo niewielką wagę – stosowane są w sytuacjach awaryjnych, kiedy dochodzi do jakiegoś nieszczęścia. Wtedy służą człowiekowi w takim trybie bardzo doraźnym, ratunkowym. Są na wyposażeniu statków powietrznych i wodnych, służą do ewakuacji. Mają być intensywnie użyteczne w bardzo określonym wymiarze czasu. Czy ten wątek także został przez was rozpoznany w czasie pracy nad architekturą tej wystawy?

Z jednej strony tymczasowość i doraźność były ważne, ale z drugiej strony istotna była próba stworzenia struktur bardzo trwałych na bazie konstrukcji balonowych. W latach 60. i 70. XX wieku mocno fantazjowano na temat przyszłości architektury, powstawały różne fantastyczne projekty, do dziś robiące wrażenie rozmachem wyobraźni. W Hiszpanii na przykład tamten okres to zachwyt nad konstrukcjami dmuchanymi. Eksperymentowano z tymczasowymi miastami robionymi na wielkich polach, gdzie

Ideobranie, projekt obiektu na wystawę, Maciej Siuda Pracownia, 2024

I e I de I

Łapan

nadmuchiwano w zasadzie całe układy urbanistyczne. Można powiedzieć, że było to w duchu retro science fiction – bo rozkwit baloniarstwa to XIX wiek, ale stało się obszarem, który był w architekturze studiowany w duchu eksperymentu i innowacji.

A jeśli chodzi o stany kryzysowe, to w pewnym sensie, od strony psychologicznej jako projektanci byliśmy w trudnej sytuacji na początku projektowania tej wystawy. Wiedzieliśmy, że mamy do pokazania kilka bardzo różnych efektów pracy, która była wtedy w toku, a jej rezultaty na etapie projektowania nie były jeszcze do przewidzenia. Każda z instytucji biorących udział w Laboratorium badań nad szczęściem podejmuje nie tylko inny temat, ale też inne sposoby realizacji, także charakter działań różni się w każdym z miast. Zostaliśmy zaproszeni do współpracy przy tej wystawie na etapie, kiedy nie zawsze było jasne, czym się te projekty skończą. Były raczej nakreślone jako pewne koncepty i idee, czasami pragmatyczne, a czasami eksperymentalne. W pewnym sensie więc można powiedzieć, że była to sytuacja kryzysowa dla projektanta. Masz dużo przypuszczeń i dużo niewiedzy. A masz coś zbudować. Dlatego intuicyjnie poszliśmy w balony jako budulec, który może się dobrze w takich niedoprecyzowanych sytuacjach odnaleźć za pomocą tej swojej dziwności i efemeryczności.

Czy wobec tego nie było to także dla was egzotycznym doświadczeniem? Czy musieliście włączyć inne techniki pracy niż wtedy, kiedy posługujecie się narzędziami i językiem architektury? Śmiejemy się, że to jest najdziwniejszy projekt, jaki do tej pory powstał w pracowni. Jest skokiem w egzotykę! Ale na poziomie myślenia o projektowaniu wcale nie był inny. Projektowanie jest stanem umysłu i trochę nie ma znaczenia, czy pracujesz z balonem, czy z budynkiem, czy z wystawą. Sposób myślenia o architekturze jako organizacji przestrzennej, może być adaptowany do różnych sytuacji. Materiał nie jest ograniczeniem. Było to bardzo duże pójście w eksperyment, ale eksperyment jest obecny w naszej pracowni od zawsze, więc bardzo dobrze wpisało się to w charakter tego, co robimy. Ideobranie to wystawa bardzo niewielka. Jest właściwie skondensowanym przewodnikiem dwuletniej pracy kilku instytucji w Polsce i w Niemczech. Porozmawiajmy więc o skali. Jako pracownia macie na koncie kilkadziesiąt wystaw w najważniejszych instytucjach kultury i sztuki, projektów wręcz totalnych, jak słynny Spór o odbudowę w edycji 2015 festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE, kiedy właściwie cały budynek stał się wystawą. Czym różni się wasza praca w zależności od wielkości przedsięwzięcia, do którego przystępujecie? Teraz pracujecie nad przekształceniem budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad

Łapan I e I de I

Wisłą i to jest ogromna skala, a równolegle pojawiła się w waszej pracowni taka miniaturka, mały koncept, który w dodatku potrafił nieźle dać w kość!

Przez to, że do każdego projektu podchodzimy bardzo indywidualnie, to czas pracy nad ideą jest właściwie zbliżony. Wiadomo, że większa przestrzeń wymaga większego nakładu pracy na etapach późniejszych: rysunków, wykonawstwa i koordynacji, ale jeśli chodzi o pomysł, to czas i zaangażowanie emocjonalne jest bardzo podobne.

Oczywiście zdarzają się projekty, że coś od razu masz w głowie, wszystko wtedy leci gładko, ale z reguły na poziomie koncepcji skala nie robi różnicy, jeżeli chodzi o zaangażowanie. Od samego początku powstania naszej pracowni, jej podstawą była próba spojrzenia na architekturę trochę na opak, poszerzenia myślenia o niej i jej możliwościach w sensie tworzenia nie tylko nowych struktur, ale przede wszystkim nowych relacji. Konsekwencją tej filozofii jest poruszanie się pomiędzy skalami. Jesteśmy architektami, którzy czasem pracują nad wystawą, a czasem nad budynkiem. Poruszanie się pomiędzy skalami wydaje nam się naturalnym narzędziem pracy. To w nim właśnie ukryte jest coś ciekawego, bo praca pomiędzy skalami otwiera ma myślenie o tym, co jest w ogóle pomiędzy. Z reguły pracownie architektoniczne starają się specjalizować w jakiejś konkretnej sferze działania. Dzięki naszemu podejściu, w zasadzie możemy zająć się wszystkim i jest w tym jakiś rodzaj zabawy i radości z nieoczekiwanych rodzajów płodozmianu. Jest to możliwe, kiedy poświęcasz temu sporo zaangażowania, talentu, serca i wtedy nie ma znaczenia, czy projektujesz balony, czy pawilony.

Ideobranie, projekt obiektu na wystawę, Maciej Siuda Pracownia, 2024

MACIEJ SIUDA Architekt i projektant. W swojej praktyce bada styk architektury, sztuki i nauk humanistycznych. Jego dyplom XYZ STRUCTURE prezentowany był m.in w Muzeum Guggenheim w Nowym Jorku (2011). Autor wystawy WARSZAWA W BUDOWIE 7: Spór o odbudowę , za którą otrzymał Grand Prix m.st. Warszawy dla najważniejszej realizacji architektonicznej roku (2015) oraz nagrodę Talking Buildings Down nowojorskiego instytutu Storefront for Art and Architecture (2016); a także zespołu szkolno-przedszkolnego na Ursynowie nagrodzonego w konkursie Art in Architecture Festival (2021). Współautor szkoły w Jacmel, Haiti, w ramach kolektywu Balon (2019), pawilonu DEVEBERE na Biennale Architektury w Wenecji (2012) oraz projektu MYCOsystem, reprezentującego Polski Pawilon na XXII Triennale Dizajnu w Mediolanie (2019).

ADRIANNA GRUSZKA

Absolwentka School of Form specjalności Industrial Design. Jej praktyka projektowa koncentruje się na eksplorowaniu materiałów oraz potencjału ich używania, pracy z niewiedzą i nowymi formami (nie) podejmowania decyzji. Doświadczenie zawodowe zdobywała m.in. w Zieta Studio. W Maciej Siuda Pracownia jest projektantką.

Ideobranie, projekty obiektów na wystawę, Maciej Siuda Pracownia, 2024

Ideoloty

Antoni Michnik

Ja nie latam, ja się unoszę*

*I'm not flying, I'm floating — Charlotte Moormann w odpowiedzi na żądanie Federal Communications Commision (FCC), by okazała licencję lotniczą przy okazji pierwszego wykonania utworu Sky Kiss (1968)

Mówimy często, że coś „wisi w powietrzu” albo że pomysł

lub idee „unoszą się w powietrzu”. Koncepcje i pomysły bywają też „zawieszone” w oczekiwaniu na realizację, choć przecież mogą także „unosić” innych – wywoływać stan uniesienia i „dodawać skrzydeł”. Nowoczesność nakreśliła szereg powiązań pomiędzy „szybującą” myślą i pomysłami –chwytanymi niekiedy „w lot”.

Jakie mamy narzędzia, które pozwalają nam, by nasze myśli szybowały, a idee unosiły się między nami?

wikimedia.commons

Zjeżdżalnia nadmuchiwana, Abridge Village Weekend, Essex, 2022, fot. Acabashi, źródło:

To, co unosi się w powietrzu przez długi czas było jednak uznawane przede wszystkim za coś „ulotnego” – nietrwałego, a przez to niedostatecznie solidnego, więc zwodniczego i niegodnego zaufania. Wizualnym świadectwem takiego myślenia są w ikonografii nowożytnego malarstwa europejskiego przedstawienia baniek mydlanych. W toposie znanym jako homo bulla lekkość i to co unosi się w powietrzu, wiązało się z kruchością oraz ludzką kondycją – rozumianą w znacznej mierze jako ułomność – a także brakiem doświadczenia i naiwnością. Stąd w malarstwie XVII i XVIII w. przeważnie to dzieci dmuchają bańki mydlane.

Co ciekawe, część historyczek i historyków sztuki uważa, że w malarstwie Rzeczpospolitej motyw Homo bulla funkcjonował inaczej – zawierał w sobie zasadniczy pierwiastek ludyczny, zapowiadając powszechną zabawę nadmuchiwanymi przedmiotami w epoce późnej nowoczesności. Cóż, w polszczyźnie balony określano początkowo również mianem „powietrznych bani”, a ich pierwsze pokazy łączyły naukę i zabawę w odświętny spektakl teatru życia społecznego.

Wzloty śmiałych idei

Dopiero wraz z wynalazkiem braci Montgolfier to, co unosi się w powietrzu nabrało charakteru śmiałości i odwagi, łącząc opanowywanie przestworzy z nauką i śmiałością myśli.

Końcówka XVIII w. to czas, kiedy baloniarstwo opanowało umysły i regularnie przyciągało tłumy. Idea ludzkiego latania wywoływała zbiorowe uniesienia. Prasa całej Europy przerzucała się doniesieniami o kolejnych eksperymentach oraz anegdotami dotyczącymi afektów, jakie wywoływały wzloty oraz lądowania aerostatków. Balony bywały często bogato dekorowane, loty upamiętniano okolicznościowymi medalami, a pionierzy i pionierki baloniarstwa stawali_ły się prawdziwymi „celebryt_kami” epoki. Kulturowe oddziaływanie baloniarstwa było szerokie i długotrwałe. Spojrzenie z góry zmieniło szybko kulturę wizualną, współtworzyło jej nowe dziewiętnastowieczne instytucje (panoramy, dioramy itd.), zmieniając sposoby doświadczania krajobrazu. Z kolei panująca w przestworzach cisza stała się w toku XIX w. swoistym kulturowym kontrapunktem dla narastającego zgiełku nowoczesnych metropolii. Balonowe loty zaczęły szybko rozpalać wyobraźnię ludzi pióra, stając się jednym z impulsów narodzin nowoczesnej literackiej fantastyki: błyskawicznie pojawił się (także w literaturze polskiej) choćby motyw balonowej podróży na księżyc. W XIX w. baloniarskie motywy literackie popularyzował i rozwijał przede wszystkim Juliusz Verne – akcentując komunikacyjne, geograficzne, ale i neokolonialne przemiany ówczesnego

Balon zbudowany przez Jacques’a Charlesa i braci Robertów zaatakowany przez mieszkańców wioski Gonesse jako wytwór szatana, ulotka z 1793 r., źródło: wikimedia.commons

świata. Motyw ulegał przeobrażeniom i np. u progu wieku XX sterowce stały się powracającym elementem popularnej powieści szpiegowskiej.

Niektórzy dostrzegają we wczesnych pokazach balonowych świeckie nowoczesne rytuały, zapowiadające dziewiętnastowieczne umasowienie kultury. Bywają one interpretowane jako wspólnotowe performanse kulturowe, sugerujące ludzką równość – w końcu wszyscy mogli dojrzeć ten sam balon na niebie, a z wysoka wszyscy są tak samo malutcy – co bywa szczególnie kuszące w kontekście poszukiwań kulturowo-oświeceniowych wątków genezy Rewolucji Francuskiej. Natomiast z całą pewnością baloniarstwo w trakcie „długiego wieku XIX” stało się elementem nowoczesnej rozrywki i tzw. kultury atrakcji, wchodząc w sojusze m.in. z nowoczesnymi cyrkami, by u progu wieku XX stać się również dyscypliną sportową.

Od początku myślano intensywnie nad szerszym potencjałem zastosowania wynalazku braci Montgolfier – pierwsze militarne wykorzystania balonu miały miejsce już podczas wojen rewolucyjnych (bitwa pod Fleurus, 1794), szybko też szukano zastosowań naukowych. W efekcie doszło do reinterpretacji wspomnianych motywów ikonograficznych – przypomniano, że już Galileusz nadmuchiwał pęcherze zwierzęce w swych naukowych badaniach – i bańki mydlane zaczęto również wpisywać w szerszy temat naukowego badania rzeczywistości. Śmiałość idei została powiązana z brawurą pionierów balonowej awiacji.

Baloniarstwo stało się wehikułem rozpowszechniania idei – także poprzez zrzucanie ulotek (w aerostatycznej autoreklamie przodował m.in. pionier baloniarstwa Jean-Pierre Blanchard) i szerzenie propagandy. W szczególnych sytuacjach stawały się też dosłownie przekaźnikami informacji. Szczególną sławę zdobyły balony komunikacyjne, które wysyłały w roku 1870 pocztę z Paryża oblężonego przez pruskie armie.

W roku 2018 (w Neue Gesellschaft für Bildende Kunst w Berlinie miała miejsce wystawa Floating Utopias poświęcona rozmaitym formom „sztuki nadmuchiwanej” (inflatable art). W centrum narracji znalazły się przede wszystkim eksperymenty neoawangard – zwłaszcza te z tytułowym utopijnym zacięciem – oraz ich współczesne reinterpretacje. Prezentowane prace i projekty pozostawały w dialogu z technologicznym optymizmem powojnia, epoki podboju kosmosu oraz lekkich nowoczesnych tworzyw. Szczególne miejsce poświęcono wizjom tzw. architektury bańkowej (bubbletecture) – tworzeniu mobilnych, często przezroczystych habitatów. Lekkość i futuryzm rodem z programów kosmicznych napotyka w nich ludyczność znaną

Pierwszy bezzałogowy balon na ogrzane powietrze, zaprojektowany przez braci Montgolfier, unosi się w powietrze, Wersal, 19 września 1783 roku, źródło: wikimedia.commons

Puchar Gordona Benetta czyli Międzynarodowe Zawody Balonów Wolnych, edycja 4., Szwajcaria, 1909, ze zbiorów Fortepan.hu, źródło: wikimedia.commons

choćby z nadmuchiwanych zamków do skakania (wprowadzonych pod koniec lat 50.). W rozmaitych wersjach bubbletecture z jednej strony kreślono wizje przełamywania architektury historycznej, z drugiej – tworzono swoistą antropologię osobistej bańki zapewniającej komfortowe bycie w świecie pełnym potencjalnych zagrożeń. Nieprzypadkowo projekty tego typu stały się inspiracją w czasie pandemii COVID-19.

Nadmuchiwanie, pompowanie, janusowe tworzywa

Pierwsze balony wykonywane były z różnych tworzyw: od rozmaitych tkanin, po zwierzęce wnętrzności. W konstrukcji pierwszej z tzw. szarlierek (Charlière) – balonów na wodór – Jacques Charles wykorzystał jedwabne pościele, które zostały zszyte, a następnie zaimpregnowane roztworem naturalnego kauczuku rozpuszczonego w terpentynie.

Naturalny kauczuk miał się stać kluczowym tworzywem dla historii balonów, baloniarstwa oraz rozmaitych nadmuchiwanych obiektów. W roku 1824 fizyk Michael Faraday podczas eksperymentów z gazami prawdopodobnie jako pierwszy opracował niewielkie baloniki w formie, w jakiej znamy je dzisiaj – pocierając dwa fragmenty elastycznego kauczuku naturalnego. Dla przyszłego umasowienia różnorodnej produkcji nadmuchiwanych przedmiotów kluczowy był jednak wynalazek procesu wulkanizacji, którego pod koniec lat 30. XIX w. dokonał Charles Goodyear. W tym momencie tak naprawdę rozpoczyna się przyprawiająca o zawrót głowy historia nowoczesnych tworzyw sztucznych. Poddanie kauczuku wulkanizacji miało fundamentalne znaczenie dla wielu aspektów nowoczesnego życia i całych branż przemysłu, umożliwiając również szerokie zastosowanie „balonowego” w naturze „pompowania” powietrza: od rozmaitych dętek i opon po różne pontony; od najróżniejszych zabawek po kamizelki ratunkowe i poduszki powietrzne. W efekcie przemysł motoryzacyjny odegrał kluczową rolę w produkcji wielkich nadmuchiwanych balonów-kukiełek, które w okresie międzywojnia zaczęły być wykorzystywane na różnych paradach w USA, ZSRR i innych państwach.

Wszystko to doprowadziło do głębokich konsekwencji ekonomicznych – przede wszystkim do tzw. gorączki kauczukowej początku XX w., która przyniosła ogromne uprawy oraz brutalne wtargnięcie kolonialnej lub postkolonialnej wersji nowoczesności w Amazonię i dorzecze Konga. Kauczuk stał się płynnym złotem pozyskiwanym z plantacji, przynoszącym wielkie fortuny i prowadzącym do eksploatacji, zniewolenia i niszczenia kultury całych społeczności. „Śmiałość myśli” początków

Z inicjatywy mięsięcznika „Lot i Obrona Przeciwlotniczo-Gazowa” z okazji Pucharu Gordona Bennetta zorganizowano konkurs dla dzieci, które wypuszczały baloniki z kartkami pocztowymi. Jeden ze zwycięzców konkursu odbiera nagrodę, 1935, źródło: wikimedia.commons

baloniarstwa oraz splotu zabawy i nauki została przekuta w masową produkcję, która została niejako „zoutsource’owana” do krajów i kolonii globalnego Południa.

Bańki finansowe, bańki informacyjne, nadmuchany balon oczekiwań / pompowanie balonika, rozdmuchiwanie problemów – we współczesnej polszczyźnie (ale też i innych językach) to, co lekkie, grozi pęknięciem lub zwodniczo izoluje. W dobie powszechnego poczucia kryzysu oraz półfatalistycznego oczekiwania na kolejne etapy katastrofy klimatycznej to, co winno unosić się w powietrzu, myślach i marzeniach, bardziej ciąży ku Ziemi, ściągane choćby symboliczną katastrofą sterowca Hindenburg. Balony meteorologiczne, od ponad stu lat wykorzystywane także przez rozmaite wywiady, budzą dziś częściej lęki szpiegowskie (albo wręcz „ufologiczne” emocje) niż fascynację zdobyczami nauki. Z kolei same tworzywa, z których wykonywane są balony budzą dzisiaj poważne wątpliwości ekologiczne – te wytwarzane z naturalnego kauczuku budzą kontrowersje związane ze współczesnym ekstraktywizmem, te z syntetycznej gumy wraz z plastikami i innymi tworzywami sztucznymi kojarzą się z postępującym zanieczyszczeniem planety. Wszystko to sprawia np., że po latach

spogląda się krytycznie na wydarzenia takie jak Baloonfest 86 w Cleveland (które obrosło wręcz katastroficznymi mitami), kiedy to wypuszczono naraz 1,5 miliona balonów, ustanawiając rekord Guinnessa, powodując jednak przy okazji (przy całej radosnej, świątecznej atmosferze) szereg problemów środowiskowych.

Początek „ery balonowej” zbiegł się z początkiem ery węgla i radykalnym, industrialnym przyspieszeniem antropocenu (osobiście zgadzam się z tymi, co widzą początki antropocenu w rewolucji neolitycznej). Równolegle z balonami w przestworza zaczęło się wzbijać coraz więcej zanieczyszczeń. Atmosfera i stratosfera zostały stopniowo zawłaszczone, zmilitaryzowane i poddane logice władzy i zysku.

Rozmaicie rozumiane, balony budzą dzisiaj szereg sprzecznych emocji po prostu dlatego, że tak silnie związane są z najróżniejszymi – zarówno jasnymi, jak i ciemnymi – aspektami i elementami nowoczesności.

Powszechność i dostępność balonów sprawiła, że stały się istotnym instrumentem ważnego nurtu muzyki neoawangardowej lat 60. i 70. (Anty)Artystów skupionych w kręgach Fluxusu – z George’em Maciunasem na czele – interesowały jako potencjalne instrumenty nowej muzyki ukryte w morzu codzienności. Konceptualne w duchu partytury na przedmioty życia codziennego (w tym balony) miały zbudować nowy dźwiękowy konkretyzm, na wzór poezji konkretnej oraz międzywojennego konkretyzmu sztuk wizualnych. Z kolei dla muzyków takich jak Anthony Braxton, brzmienia balonów stały się zastępnikami dźwięków drogich sprzętów elektronicznych. Szmery, trzaski i szumy balonów były brzmieniami awangardy na każdą kieszeń. Pojawiały się jednak również i koncepcje wykorzystania balonów do unoszenia muzyków / muzyczek lub głośników. I tak np. wybitna awangardowa wiolonczelistka Charlotte Moormann przez lata wykonywała utwór Sky Kiss, napisany specjalnie dla niej przez Jima McWilliamsa, który zakładał wzbicie się przez nią w przestworza. Pierwsza próba (Filadelfia, 1968) zakończyła się niepowodzeniem – mimo przyczepionych balonów muzyczka tylko nieznacznie uniosła się nad ziemię. W późniejszych latach Moormann podjęła współpracę z Otto Piene’em, autorem pojęcia „sky art” i pionierem współczesnej sztuki przestworzy. Współpraca doprowadziła do szeregu balonowych wykonań Sky Piece.

Idee w powietrzu, idee w ruchu, idee ucieleśnione Metaforyka „unoszenia się” idei nabrała w epoce nowoczesności takiej dyskursywnej siły, że stała się przedmiotem namysłu filozofii. I tak np. Francis Herbert Bradley, czołowy przedstawiciel brytyjskiego idealizmu, pytał na początku wieku XX o to, jak można rozumieć tę frazę w eseju On Floating Ideas and the Imaginary. Bradley pisze w nim – odchodząc od swych wcześniejszych poglądów – że idee nie tyle unoszą się w rzeczywistości, lecz zawsze są niejako „zakotwiczone” w świecie wyobraźni i wyobrażeń (the imaginary).

Bradley wraz z innymi brytyjskimi idealistami swej epoki został w znacznej mierze zapomniany, niemniej jego rozważania zawierają ciekawe, odkrywane dzisiaj po latach aspekty. Dla mnie np. uderzająca jest druga część Floating Ideas and the Imaginary, w której nacisk położony został na zabawę i grę (play), sugerując głęboko performatywne podejście do doświadczania rzeczywistości oraz do samego pojęcia idei. Interpretuję to jako sugestię, że samo „unoszenie się” idei jest naszym performatywnym działaniem – to my je wypełniamy treścią i zakotwiczamy głębiej w rzeczywistości.

Laboratorium badań nad szczęściem, Sąsiedzkość natury w Białymstoku. „Cyklarium Słoboda" na kampusie Politechniki Białostockiej, realizacja Galeria Arsenał w Białymstoku, fot. Maja Kunicka, 2024

Bradley pisał swe słowa w epoce, gdy idee – myśli, komunikaty, słowa, dźwięki – dosłownie zaczęły krążyć w powietrzu: w epoce radia. Rozwój radiotechnologii długofalowo radykalnie zmienił ludzkie podejście do przestrzeni, odległości, komunikacji, nawigacji, przestworzy. Przemiany te przyniosły również nowe zastosowania balonów. Dla przykładu, od lat 20. XX w., wraz z powstaniem technologii radiosondy możemy metaforycznie mówić o tym, że balony pogodowe umożliwiają nam „nasłuchiwanie” przestworzy – zapisy aparatury początkowo zamieniane były na kod Morse’a, a współcześnie po prostu przekazywane są bezpośrednio do odpowiednich komputerów.

Głębokie kulturowe znaczenie radia oddziaływało także na architekturę. Backminster Fuller, pomnikowa postać architektury XX w., nabrał przekonania o fundamentalnych przemianach nowoczesnej przestrzeni pod wpływem służby jako operator radia na okrętach wojskowych podczas I wojny światowej. Fuller doszedł w następnych latach do wniosku, że „przepuszczalność” tradycyjnej architektury w obliczu rozwoju radiotechnologii wymaga radykalnego przemyślenia sposobu, w jaki myślimy o sposobach naszego zamieszkiwania. Na przełomie lat 50. i 60. przedstawił

projekt Cloud Nine, zakładający myślenie o całych miastach jako lekkich, kopułach geodezyjnych (geodesic domes), unoszących się w przestworzach – niczym fale radiowe, balony, asteroidy czy planety. Ludzkość miała w założeniu przenieść się w znacznej mierze w przestworza, umożliwiając w ten sposób rekultywację „zwolnionych” obszarów powierzchni planety. Fuller w równej mierze, co konstrukcją określonych budynków, zajmował się promowaniem wymiany wiedzy i tworzenia idei, wspólnego myślenia i kreślenia nieszablonowych projektów. Jego środowiskiem naturalnym były raczej wykłady, kongresy, seminaria, burze mózgów, prace projektowe. Zajmował się tworzeniem czegoś, co chciałbym określić mianem „ideolotów” – narzędzi wspierania myśli szybującej. Ideoloty umożliwiają wzlot idei, stanowią przestrzenie lub ich „pompowania”, napełniania treścią, rozpalenia ognia, który pomaga im wzbić się w stratosferę pomysłów, a następnie krążyć między umysłami i środowiskami, nim zostaną zakotwiczone w konkretnych rozwiązaniach. Idee są faktycznie kruche i ulotne – i tego dotyczy m.in. wystawa Ideobranie. Są lotem myśli, którą trzeba pochwycić nie tylko w pomysł, lecz później zawiązać i uziemić w prototyp, wdrożenie i realizację. Idea „komfortu” wydaje się dzisiaj szczególnie krucha – cały projekt laboratorium szczęścia wychodzi z założenia, iż prawdziwą „bańką mydlaną” naiwności jest przekonanie o tym, że w XXI w. będziemy w dalszym ciągu mogły oraz mogli traktować współcześnie rozumiany komfort jako zbiór powszechnych, przezroczystych, znaturalizowanych oczekiwań wobec życia.

Myślę o symbolicznych formach poszczególnych prac wystawy – o tym, w jaki sposób nawiązują do potrzeby materializacji idei poprzez „wpompowanie ich” (także poprzez „dyskursywne pompowanie”) w formy oraz „zakotwiczenia” w realizacji. Całe przedsięwzięcie nastawione było na wymianę idei, próbę pobudzenia ich kursowania, rozpalenia ognia, który pomógłby im wzbić się w stratosferę pomysłów, nim zostaną zakotwiczone w konkretnych rozwiązaniach. Tego typu przedsięwzięcia chciałbym nazwać „ideolotami” – narzędziami wspierania myśli szybującej. Będą nimi dla mnie rozmaite seminaria, biblioteki, przestrzenie wymiany idei oraz wiedzy.

Współcześnie zdecydowanie najważniejszą wirtuozką dźwiękowego baloniarstwa jest Judy Dunaway. Kompozytorka, muzyczka i artystka dźwiękowa uczyniła z balonów swój główny instrument. Dunaway w swoich tekstach teoretycznych wskazuje na neoawangardowe wykorzystania balonów, ale akcentuje także cielesny wymiar swej gry – muzyka balonowa stanowi dla

niej performans dekonstrukcji tradycyjnego porządku muzyki poważnej / współczesnej / eksperymentalnej, jest ucieleśnioną realizacją progresywnych idei. Sensualna i intymna, jest propozycją gry z fetyszyzacją różnych elementów życia muzycznego (koncertu, utworu, instrumentu, wykonawcy_czyni). Równocześnie, oparta jest na wibracyjnej onlologii (czy też wibrontologii) dźwięku – na tym, że można go poczuć dłonią dotykając rozedrgany balon. To podejście oparte na postcage’owskim założeniu, że muzyka jest wszędzie – i to właśnie idee stanowią jej istotę.

Wróćmy na koniec do tego, co Charlotte Moormann powiedziała, wykonując po raz pierwszy Sky Piece. Unoszenie się przeciwstawione lataniu odsyła do relacji między atmosferą oraz wodą –to zresztą kluczowa metaforyka nowoczesnego podboju przestworzy, a potem kosmosu. Mówimy do dziś o statkach kosmicznych, natomiast przez cały wiek XIX o balonach i sterowcach myślano w kategorii statków „unoszących się” w bezkresnym oceanie przestworzy. Moorman w swoim ironicznym porównaniu podkreślała absurd potrzeby posiadania licencji lotniczej na użytek działania artystycznego, ale jakie ma to przełożenie dla rozważań na temat idei?

Bradley wyczuwał, że idee raczej „unoszą się” i „wiszą w powietrzu” niż „latają”. Uważam podobnie, że niekiedy wręcz „dryfują” i przyjmują nieoczekiwane formy. „Dryf” (dérive) był wszak jedną ze strategii sytuacjonistycznego przejmowania przestrzeni i punktowej transformacji życia codziennego. Dryfowanie – oznaczało przemieszczanie się, zwłaszcza w przestrzeniach miejskich, wykraczające poza zwyczajowe trasy, potrzeby i porządki społeczne: odejście od codziennego chodzenia do pracy/ szkoły, wejście do „złych dzielnic”, a niekiedy wręcz wytyczanie tras poprzez zamknięte przejścia, czy zanurzanie w protoparkourze. Podobny „dryf myśli” jest nam dzisiaj potrzebny do zmierzenia się z nadchodzącymi wyzwaniami. Do tego właśnie powinniśmy wykorzystać wytwarzane wspólnie ideoloty.

Ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich, Meksyk, 1968, ze zbiorów Fortepan.hu, źródło: wikimedia.commons

Doktor nauk humanistycznych (doktorat w IS PAN), historyk kultury, badacz sound studies, performer, kurator. Członek założyciel researchersko-performatywnej Grupy ETC (2009). Od roku 2013 w redakcji magazynu „Glissando”. Publikował m.in. w „Dialogu”, „Dwutygodniku”, „Kontekstach“, „Kwartalniku Filmowym”, „Ruchu Muzycznym”, „Zeszytach Literackich”. Współredaktor książek Fluxus w trzech aktach. Narracje – estetyki – geografie Grupy ETC (Wyd. Krytyki Politycznej, 2014) oraz Poza Rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim (Fundacja Nowoczesna Polska, 2015). Od roku 2020 w zespole kuratorskim festiwalu muzyki improwizowanej Ad Libitum, współpracował kuratorsko m.in. z Trafostacją Sztuki w Szczecinie i Curie City oraz festiwalami NeoArte z Grupą ETC występował na licznych festiwalach oraz przeglądach sztuki i muzyki współczesnej, interpretując neoawangardowe kompozycje muzyczne, lub prezentując autorskie działania performatywne.

Sąsiedzkość natury w Białymstoku. „Cyklarium Słoboda" na kampusie Politechniki Białostockiej, realizacja Galeria Arsenał w Białymstoku, fot. Barbara Budnicka, 2024

Sąsiedzkość natury w Białymstoku

Cyklarium Słoboda

na Kampusie

Politechniki Białostockiej

Raport

Białystok

Galeria Arsenał

2022–2024

Celem realizowanego w Białymstoku dwuletniego projektu Laboratorium badań nad szczęściem było wypracowanie w działaniu nowych sposobów rozumienia „komfortu” i „szczęścia” w dobie kryzysu klimatycznego, przy wyczerpujących się światowych rezerwach komfortu, przez lata tworzonego przez ludzi bez oglądania się na koszty środowiskowe – a także zaproponowanie lokalnego rozwiązania na rzecz bardziej zrównoważonego ekologicznie życia w zmieniających się warunkach klimatycznych.

Centralną kategorią projektu stała się „sąsiedzkość natury” w Białymstoku, rozumiana jako potrzeba lub konieczność uwzględnienia pełnoprawnego sąsiedztwa natury we wspólnocie miejskiej, a także budowanie interakcji społecznych nie tylko między jednostkami ludzkimi, ale także między ludźmi i sąsiadami pozaludzkimi (rośliny, grzyby, zwierzęta, w tym owady). Pomjanie ich roli prowadzi do zaniku wspólnoty miejskiej, upadku przestrzeni publicznych oraz komercjalizacji i prywatyzacji przestrzeni miejskiej (Erbel, 2009), (Nawratek, 2008), a także bagatelizowania problemów klimatycznych. Budowanie tak rozumianej wspólnoty miejskiej oznacza z jednej strony dążenie do symbiozy ludzi i przyrody oraz zauważenie korzyści płynących z takiej relacji – z drugiej zaś wymaga działania ponad różnicami i w kooperacji z podmiotami z różnych sektorów i frakcji (niezależnie od sympatii politycznych czy profilu działalności) w celu rozwiązania konkretnych problemów w mieście borykającym się z problemami klimatycznymi. Wynika to z potrzeby poważnego potraktowania współczesnych problemów ekologicznych, ale też jest niezbędne do rozwijania więziotwórczych relacji społecznych, poprawy jakości przebywania w mieście, zaspokojenia społecznego zapotrzebowania na tereny zielone, a także ochrony i wykorzystania potencjału już istniejących terenów zielonych miasta, które wciąż przechodzi dość dynamiczną modernizację infrastruktury.

Sąsiedzkość natury w Białymstoku. „Cyklarium Słoboda" na kampusie Politechniki Białostockiej, realizacja Galeria Arsenał w Białymstoku, fot. Maja Kunicka, 2024

Sąsiedzkość natury w Białymstoku. „Cyklarium Słoboda" na kampusie Politechniki Białostockiej, realizacja Galeria Arsenał w Białymstoku, fot. Maja Kunicka, 2024

Kolejną istotną kategorią w ramach projektu stała się „zieleń nieformalna” – przynależna do „czwartej przyrody” (Natur der vierten Art), zaproponowanej przez niemieckiego badacza, Ingo Kowarika – którą w Polsce spopularyzował Kasper Jakubowski (2020). Jest ona definiowana jako zbiorowiska roślinne, kluczowe dla wspierania bioróżnorodności w mieście, rozwijające się „samoistnie, bez ingerencji człowieka, na siedliskach przekształconych i zdegradowanych”. Kowarik uznaje ją za najbardziej charakterystyczną postać szaty roślinnej w warunkach miejskich i obejmuje nią roślinność spontaniczną na takich nieużytkach urbanistycznych, jak tereny pokolejowe, pokomunikacyjne, poeksploatacyjne, powojskowe, pustostany, tereny po ogrodach działkowych, dawne składowiska odpadów itp. Badacz postuluje, aby „czwarta przyroda” była aktywnie chroniona, stanowiła przedmiot badań naukowych i była szerzej propagowana w planowaniu przestrzennym (Jakubowski: 2020, 119–120). Pozostałe wyodrębnione przez Kowarika kategorie przyrody występującej w warunkach miejskich to: „pierwsza przyroda”, której już prawie nie ma: naturalne i półnaturalne elementy środowiska, takie jak starodrzew, rezerwaty i pomniki przyrody; „druga przyroda”, do której należą elementy krajobrazu rolniczego w miastach, m.in. pola uprawne, sady, lasy gospodarcze i łąki kośne oraz „trzecia

Sąsiedzkość natury w Białymstoku. „Cyklarium Słoboda" na kampusie Politechniki Białostockiej, realizacja Galeria Arsenał w Białymstoku, fot. Barbara Budnicka, 2024

przyroda” – urządzona zieleń miejska: trawniki, skwery, ogrody i parki miejskie (Jakubowski 2020, 2023).

Wierząc, że zieleń nieformalna jest przyszłością bioróżnorodnego, zrównoważonego ekologicznie miasta, w ramach niniejszego raportu mapujemy jej obszary na terenie Białegostoku.

W trakcie wspólnych badań teoretycznych i terenowych prowadzonych w pierwszym roku realizacji projektu w Białymstoku zdiagnozowana została potrzeba stworzenia strefy wytchnienia, odpoczynku i spotkań, umożliwiająca koegzystencję wielu gatunków (fauny, flory, człowieka). Dzięki dołączeniu do projektu osób związanych z kierunkiem architektura krajobrazu na Politechnice Białostockiej, pojawiła się możliwość stworzenia takiego miejsca na terenie kampusu uczelni.

wydarzeń

Liczba osób, które wzięły udział w realizacji projektu

30

Liczba osób, które wzięły udział w wydarzeniach

374

Liczba partnerów

2

Liczba zsieciowanych osób / instytucji / organizacji 53

Efektem projektu jest powstanie Cyklarium Słoboda (nazwa upamiętniająca istniejącą tu wcześniej wieś) na obszarach zieleni nieformalnej w obrębie kampusu Politechniki Białostockiej. Jest to wielofunkcyjna przestrzeń – zaprojektowana przez młodzież z Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych i osoby studenckie z Politechniki Białostockiej przy wsparciu koordynatorek i koordynatorów związanych z tymi instytucjami – zorganizowana w systemie modułowym, z jednej strony wykorzystująca zastane warunki naturalne, z drugiej architektonicznie zaprojektowana. W jej skład wchodzą: ogród biocenotyczny z takimi modułami, jak glebarium, kompostownik, zbiornik wody deszczowej oraz miejsca do odpoczynku z małymi formami architektonicznymi. Teren posłuży do prowadzenia badań przez koła naukowe zajmujące sią ogólnie pojętym kształtowaniem środowiska, a jednocześnie będzie ogólnodostępny dla mieszkańców miasta – podnosząc świadomość ekologiczną wszystkich użytkowników. Można go będzie również wykorzystywać w czasie zajęć dydaktycznych Politechniki.

Moduły zaadaptują się do istniejącej już zieleni. Są zbudowane z materiałów trwałych, służących przez lata lub biodegradowalnych, pochodzenia naturalnego. Ich konstrukcja jest inspirowana rzemiosłem oraz tradycyjną architekturą Podlasia –charakterystycznymi połączeniami drewna, splotami wikliny, strzechami. Jest to również nawiązanie do lokalnego kontekstu projektu.

Rozwiązania te mogłyby być dowolnie dobierane także na innych terenach, poza Politechniką Białostocką, w zależności od zasobów danego obszaru zieleni nieformalnej, warunków glebowych i świetlnych czy potrzeb społeczności mieszkającej w okolicy.

Inspiracją podczas projektowania tej przestrzeni było zagadnienie cykliczności, zarówno w kontekście życia ludzi czy drzew, jak i pór roku czy faz księżyca – dlatego propozycja nazwy powstałych obiektów to „Cyklarium”. Kampus Politechniki Białostockiej powstał na terenie, gdzie kiedyś leżała wieś Słoboda (istniejąca od końca XVII w., a w 1919 r. włączona do Białegostoku). Pozostała po niej grupa starych jabłonek została zachowana i zyskała szczególne miejsce w projekcie cyklarium.

Ważnym dla nas tematem jest doświadczanie natury wszystkimi zmysłami – sensoryka. Zapach i tekstura roślin, nasłuchiwanie deszczu, wiatru czy śpiewu ptaków. Dodatkowo w projekcie uwzględniony został aspekt cyrkularności, na przykład poprzez stworzenie naturalnego kompostownika bazującego na glebie i liściarium. Moduły i formy architektoniczne zrealizowano zgodnie z możliwościami przestrzennymi i finansowymi.

Nadrzędnym celem było stworzenie wspólnoty opartej na relacji społeczności akademickiej i miejskiej z przyrodą. Chcieliśmy, aby to miejsce było przestrzenią, do której sami chętnie będziemy wracać i zapraszać tam bliskich. Chcieliśmy, aby stworzona w ten sposób wspólnota czuła się współodpowiedzialna za otoczenie, w którym przebywa.

Założeniem projektu była uniwersalność zaprojektowanych rozwiązań. Dzięki temu będą mogły być zastosowane bez względu na wielkość terenu i inne aspekty utrudniające planowanie i aranżowanie przestrzeni. Pomysłem na przyszłość jest dodanie do każdego modułu dokładnych opisów i specyfikacji, ułatwiających indywidualny dobór rozwiązań do danego rodzaju gleby, zastanej roślinności, przeznaczenia itp. Potencjalnym rozwinięciem projektu byłaby adaptacja proponowanych rozwiązań do obszarów zieleni nieformalnej w innych miastach.

Integralną częścią projektu są: → raport analityczny Andrzeja Kłopotowskiego zawierający informacje o wybranych przestrzeniach zieleni nieformalnej w Białymstoku, → narzędziownik Cyklarium Słoboda przygotowany przez Studenckie Koło Naukowe FORMA przy Wydziale Architektury Politechniki Białostockiej, zawierający informacje materiałoznawcze oraz sugestie użycia materiałów, głównie pochodzenia naturalnego (nieprzetworzonego), do budowy poszczególnych modułów. Narzędziownik powstał jako efekt badań nad tradycyjną architekturą Podlasia, → laboratorium, raport podsumowujący przygotowany przez osoby uczniowskie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu, podsumowujący wszystkie ich działania i spotkania związane z projektem,

→ schemat zagospodarowania terenu, przygotowany przez Koło Naukowe Przestrzeń Zieleni, z podziałem na przestrzenie o różnych przeznaczeniach oraz wstępnej lokalizacji zaplanowanych działań.

powyższe materiały są dostępne do pobrania na stronie Galerii arsenał w Białymstoku pod adresem: www.galeria-arsenal.pl

Sąsiedzkość natury w Białymstoku. „Cyklarium Słoboda" na kampusie Politechniki Białostockiej, realizacja Galeria Arsenał w Białymstoku, fot. Barbara Budnicka, 2024

EWA CHACIANOWSKA

Artystka wizualna (inicjatorka kolektywu New Icon/Nowa Ikona), kuratorka i producentka, absolwentka Istituto Europeo di Design w Rzymie. Przez wiele lat aktywna w branży modowej – w tym we Włoszech, gdzie realizowała projekty artystyczne wykorzystujące tradycyjne techniki tkackie. Od 5 lat zawodowo związana z Galerią Arsenał w Białymstoku, m.in producentka i koordynatorka wystawy kurdyjskiej sztuki współczesnej „Niech poprzedza cię płomień”, „Hubert Czerepok. Wieczny płomień”, kuratorka wystaw: „Daj nam dzisiaj”, „Ala Savashevich. Nie da się przewidzieć, co trzeba będzie pamiętać”. Od 10 lat współpracuje ze Stowarzyszeniem Edukacji Kulturalnej „Widok”, m.in. prowadząc (wraz z Fundacją Dom) projekty upamiętniające historię Białegostoku, w tym największej powojennej fabryki w regionie – Białostockich Zakładów Przemysłu Bawełnianego „Fasty”. Miłośniczka kultury włoskiej (przez 25 lat mieszkała we Włoszech).

ALEKSANDRA JAKUĆ

Twórczyni multimedialna działająca na pograniczu designu i sztuki. Absolwentka MA Contextual Design na Design Academy Eindhoven (Holandia) i Wzornictwa na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Prowadzi własne studio, współpracując z polskimi i zagranicznymi markami, opracowuje wdrożenia i strategie projektowe dla firm oraz tworzy autorskie projekty mebli i oświetlenia. Jej prace były prezentowane m.in. podczas Dutch Design Week, IMM Cologne, DMY Berlin oraz w galeriach sztuki, w tym na autorskiej wystawie Reflection w Galerii Sleńdzińskich w Białymstoku w styczniu 2024 r. Jest również pracownikiem badawczo-naukowym Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej, gdzie prowadzi zajęcia m.in. z wzornictwa, podstaw kompozycji i teorii barwy oraz jest opiekunką naukową koła FORMA zajmującego się projektowaniem form dla różnych podmiotów, takich jak uczelnie, przemysł produkcyjny czy galerie.

JAN SZEWCZYK

Artysta wizualny, filmowiec z doświadczeniem aktywistycznym. Absolwent intermediów na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu (2005–10). Były mieszkaniec Puszczy Białowieskiej, w której współtworzył interdyscyplinarny projekt „Wracając do Białowieży” z odsłoną w Galerii Arsenał w Białymstoku oraz w Miejscu Projektów Zachęty w Warszawie. Brał udział w rezydencji artystycznej w Kolonii na zaproszenie Kunststiftung NRW oraz w AIT w Tokio (2014). Od 2022 r. mieszka i pracuje w Białymstoku.

ELIZA URWANOWICZ-ROJECKA  Socjolożka, absolwentka studiów kulturowych i studiów nad globalizacją. Kuratorka, koordynatorka, inicjatorka projektów z obszaru sztuk wizualnych i nauk humanistycznospołecznych, zawodowo od 8 lat związana z Galerią Arsenał w Białymstoku. Kuratorka

i współkuratorka wystaw i projektów: „Solidarność i sprawstwo”, „Strach”, „Kateryna Lysovenko. Ogród cmentarny”, „Świadomość planetarna”, „Radykalne rodzicielstwo”. Autorka koncepcji i koordynatorka cyklu spotkań i dyskusji „Miasto – przestrzeń –społeczność”. Koordynatorka i producentka m.in. projektów „Liminal – stan przejściowy” oraz „Gazeta Dzieci”. Współkuratorka (wraz z Jakubem Wróblewskim) platformy badawczo-artystycznej Horyzonty Zdarzeń Wirtualnych.

KATARZYNA ZABŁOCKA

Artystka interdyscyplinarna, działaczka kulturalno-społeczna, edukatorka, akademiczka, kuratorka, liderka (absolwentka Visitor Leadership Programme, finansowanego przez Departament USA). Wystawiała w Polsce i za granicą (m.in. w Litwie, Łotwie, Czechach). Nominowana przez swoich uczniów i uczennice do nagrody im. Ireny Sendlerowej. Wielokrotna stypendystka Prezydenta Miasta Białystok. Współpracowała m.in. z Galerią Arsenał w Białymstoku, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Filmoteką Narodową – Instytutem Audiowizualnym, Polskim Instytutem Sztuki Filmowej, Centrum Edukacji Obywatelskiej i Centrum Edukacji Artystycznej w Warszawie (twórczyni Podstawy Programowej dla Szkolnictwa Artystycznego w Polsce –Realizacje Intermedialne). Mieszka w niewielkiej podlaskiej wsi na granicy polsko-białoruskiej.

ELLA ZIEGLER

Artystka i wykładowczyni urodzona w Ilshofen (Niemcy). Koncentruje się na interwencjach site-specific w przestrzeni miejskiej, projektach opartych na badaniach, a także na metodach narracji w performansach i publikacjach, takich jak książki artystyczne, multiplikowane dzieła sztuki (multiples), sztuka na wynos (takeaways) i wykłady performatywne. Brała udział w międzynarodowych wystawach i projektach oraz zdobyła szereg grantów, w tym od Stiftung Kunstfonds w 2010 r. i Senatu Berlina w 2009 r. Po nauczaniu w szwajcarskiej École Cantonale d’Art du Valais i na Wydziale Architektury Uniwersytetu w Kassel, od 2011 r. jest profesorką w Kunsthochschule Kassel. Jest współinicjatorką i organizatorką Salonu Universitas – projektu obejmującego cykl interdyscyplinarnych dialogów między naukami ścisłymi a sztuką na Uniwersytecie w Kassel.

Autorstwo koncepcji

Studentki i studenci Wydziału Architektury

Politechniki Białostockiej należący do Koła Naukowego FORMA: Paulina Borkowska, Wiktoria Kulgawczuk, Zuzanna Godlewska, Łukasz Gudajtis, Bartosz Skarzyński, Damian Świerzbiński; uczennice i uczeń Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu: Barbara Budnicka, Paulina Gajko, Maja Kunicka, Ida Poczykowska, Ida Supruniuk, Grzegorz Zdrojkowski

Wsparcie merytoryczne

Marta Baum, Wojciech Matys, Dorota Gawryluk – pracownicy naukowi kierunku architektura krajobrazu na Politechnice Białostockiej; studentki i studenci architektury krajobrazu, Wydział Budownictwa i Nauk o Środowisku, Politechnika Białostocka: Dominika Bielawska, Patrycja Dzieniszewska, Natalia Rzepniewska, Karolina Sadowska, Izabela Kozak, Agnieszka Mackiewicz, Agata Szymanowska, Natalia Miłosz, Koło Naukowe ROLKA, Koło Naukowe Leśników INL PB, Koło Naukowe Gospodarowania Środowiskiem, Koło Naukowe Architektury Krajobrazu „Przestrzeń Zieleni” (koła działają przy Wydziale Budownictwa i Nauk o Środowisku Politechniki Białostockiej)

Koordynacja i produkcja projektu „Sąsiedzkość natury w Białymstoku. Cyklarium Słoboda na Kampusie Politechniki Białostockiej”

Ewa Chacianowska, Eliza Urwanowicz-Rojecka (Galeria Arsenał w Białymstoku), Aleksandra Jakuć, Jan Szewczyk, Katarzyna Zabłocka

Raport analityczny zielonych nieużytków w Białymstoku oraz historia wsi Słoboda Andrzej Kłopotowski

Wsparcie zewnętrzne (rezydencja)

Ella Ziegler

Projekt i realizacja

Marta Baum, Dominika Bielawska, Paulina Borkowska, Barbara Budnicka, Ewa Chacianowska, Patrycja Dzieniszewska, Paulina Gajko, Dorota Gawryluk, Aleksandra Jakuć, Izabela Kozak, Wiktoria Kulgawczuk, Maja Kunicka, Zuzanna Godlewska, Łukasz Gudajtis, Agnieszka Mackiewicz, Wojciech Matys, Natalia Miłosz, Ida Poczykowska, Natalia Rzepniewska, Karolina Sadowska, Bartosz Skarzyński, Ida Supruniuk, Jan Szewczyk, Agata Szymanowska, Damian Świerzbiński, Eliza Urwanowicz-Rojecka, Katarzyna Zabłocka, Grzegorz Zdrojkowski

Teksty

Ida Poczykowska, Eliza Urwanowicz-Rojecka, Andrzej Kłopotowski

Redakcja i korekta

Ewa Borowska

Tłumaczenie z i na angielski

Anna Bergiel, Aleksandra Sobczak-Kövesi

Zdjęcia

Barbara Budnicka, Katarzyna Zabłocka, Jan Szewczyk, Grzegorz Zdrojkowski

Grafika

Ewa Chacianowska, Barbara Budnicka

Współpraca produkcyjna

Paulina Horba, Wojciech Józefowicz, Stefan Wyszkowski, Bartosz Prusik

Organizator projektu „Sąsiedzkość natury w Białymstoku. Cyklarium Słoboda na Kampusie Politechniki Białostockiej” Galeria Arsenał w Białymstoku

Partnerzy lokalni

Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Grottgera w Supraślu, Wydział Architektury Politechniki Białostockiej

Wypij morze, Eero Yli-Vakkuri, wizyta studyjna, 2023, fot. Bogna Kociumbas

Wypij morze

Raport

Gdańsk

Instytut Kultury

Miejskiej w Gdańsku

2022–2023

Wypij morze, butelki z wodą, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, 2023, fot. Bogna Kociumbas

Gdański projekt – nie mogło być inaczej – skupia się na wodzie. W centrum zainteresowania było zagrożenie, które żywioł ten niesie dla wszystkich nadbrzeżnych metropolii. Prognozy oparte na badaniach naukowych na najbliższe 50 lat pokazują, że na skutek topnienia lądolodów spora część polskiego wybrzeża zniknie pod wodą. Wywołane tymi procesami ruchy demograficzne już dziś powinny być przedmiotem urbanistycznego i inwestycyjnego namysłu. Jednak znacznie ważniejsza w perspektywie mieszkańców kontynentu europejskiego, ale i całego globu, jest woda słodka jako dramatycznie kurczący się zasób. Jej dostępność w nie tak znów dalekiej przyszłości będzie – szczególnie lokalnie – jednym z głównych wyzwań strategicznych. Zwłaszcza, że już dziś, co wciąż jest faktem mało znanym, dostęp do wody pitnej stoi w Polsce pod znakiem zapytania i może być identyfikowany jako stres wodny. Termin ten oznacza sytuację, w której zasoby wodne są niewystarczające lub gdy jakość wody nie spełnia podstawowych wymagań ludzi i środowiska. Do zjawisk tego typu zalicza się m.in. susze: glebową, atmosferyczną, hydrologiczną1.

Zespół projektowy z Instytutu Kultury Miejskiej w ramach Laboratorium badań nad szczęściem podjął następujące tematy związane z wodą:

→ realne zagrożenie zalaniem terenów województwa pomorskiego przez Morze Bałtyckie w ciągu najbliższych 50 lat,

→ stale malejące zasoby wody pitnej i związane z tym ryzyka,

→ woda jako luksus,

→ innowacyjne technologie oczyszczania wody i uzdatniania jej do picia,

→ koncept wodnych sommelierów/sommelierek

→ możliwość wykorzystania przez człowieka wody morskiej – jej odsalanie, wykorzystanie do hodowli konkretnych gatunków roślin jadalnych, użycie w przemyśle,

→ relacja z wodą i sposoby jej postrzegania przez mieszkańców z różnych dzielnic Gdańska, osoby z różnych pokoleń i różnych grup społecznych,

1 — „Stresem nazywamy stan organizmu wywołany działaniem czynnika (stresora) środowiskowego mogącego doprowadzić do zaburzeń funkcji i struktury niekorzystnych dla roślin. Jednym z tych czynników może być deficyt wody (susza) lub jej nadmiar (zalanie). Mówimy wówczas o stresie wodnym. W praktyce termin ten jest częściej używany w odniesieniu do sytuacji spowodowanej niedoborem wody w glebie, np. wskutek niedostatecznej ilości opadów. Stres wodny występuje także gdy woda jest obecna w glebie, ale jej pobieranie jest niewystarczające, np. z powodu ograniczonej aktywności systemu korzeniowego spowodowanego niską temperaturą gleby, zalaniem (niedobór tlenu w podłożu), zasoleniem lub uszkodzeniem mechanicznym. W wyniku oddziaływania stresu dochodzi do zaburzeń w przebiegu procesów życiowych, zahamowania wzrostu oraz ograniczenia plonowania roślin” – definicja podana w Słowniku terminów Serwisu Nawodnieniowego, http://www.nawadnianie.inhort.pl/slownik/ (dostęp 8.09.2024).

Wypij morze, wizyta w stacji uzdatniania wody, 2023, fot. Bogna Kociumbas

→ dystrybucja i obieg wody – w ujęciu historycznym oraz współcześnie,

→ zrównoważona architektura miejska, która nie zaburza równowagi wodnej w przyrodzie, a jednocześnie może pełnić ważne funkcje ekologiczne,

→ woda spoza-ludzkiej perspektywy: temat wilgotności/ wilgoci/nawodnienia w odniesieniu do człowieka, roślin, zwierząt, gleby.

Wielozmysłowy, wodno-sommelierski projekt zrealizowany w Gdańsku wraz z licznymi lokalnymi i niemieckimi partnerami oraz fińsko-włoskim duetem performerskim: Eero Yli-Vakkuri i Teą Andreoletti był „skokiem w wyobraźnię”. Jego efektem powinna być zmiana lokalnych odruchów i zachowań dotyczących wody w naszym życiu codziennym, ale też mechanizmów systemowych. Działania realizowano we współpracy z atip:tap, berlińską organizacją pozarządową angażującą się w eliminację konfekcjonowania wody (szczególnie udziału plastiku w jej butelkowaniu) oraz promowanie picia kranowej wody bieżącej; naukowcami z sopockiego Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk (zwłaszcza ważnej dla nich kwestii śladu wodnego2); 2 — „Ślad wodny to suma pośredniego i bezpośredniego zużycia wody przez konsumenta. Dotyczy on produktów, do których wytwarzania potrzebna jest woda. Ślad wodny określa, ile tak naprawdę zużywamy wody. Na definicję składają się dwa rodzaje zużycia wody: bezpośrednie – w którym woda wykorzystywana jest na co dzień do picia, mycia, prania, gotowania czy podlewania ogrodu i pośrednie – odnoszące się do zużycia wody podczas procesu produkcji, potrzebnej do wyprodukowania dóbr konsumenckich jak żywność,

Gdańską Infrastrukturą Wodną i Kanalizacyjną (rola wody kranowej jako cennego i oszczędzanego zasobu lokalnego) oraz osobami reprezentującymi lokalną społeczność. Celem działania było stworzenie prototypowego narzędzia badawczo-komunikacyjnego, którego zadaniem byłoby wspólne uczenie się i gromadzenie danych przydatnych we współdecydowaniu o miejskich, a także ogólnokrajowych politykach wodnych.

W skład planowanego prototypu wchodzić będą materiały do budowy kameralnego laboratorium wodnego (minerały oraz instrukcja) oraz proste manualne narzędzie w formie papierowej tarczy szyfrującej, za pomocą której użytkownicy będą proszeni o udział w badaniu ankietowym. Działanie ma polegać na zanurzeniowym cielesnym doświadczeniu degustacji smaku wody wzbogaconej o różne kompozycje mineralne, zależne od decyzji podjętych przez eksperymentujące z nim osoby. Forma prototypu kojarzyć może się z duchampowskim La Boîte-en-valise, przenośnym minilaboratorium, zabawkowym pudełkiem edukacyjnym, a nawet koszem piknikowym. Połączenie zabawy i intelektualnego upodmiotowienia wszystkich uczestniczących w niej osób jest ważnym elementem tego projektu. Efektem całego doświadczenia będzie obraz danych statystycznych (wizualna suma) pomocnych w budowaniu argumentacji i sposobów docierania do grup odbiorczych zarówno dla instytucji, jak i dla podmiotów ubrania, sprzęt codziennego użytku. Zużycie wody pośrednie zwane również wodą wirtualną dotyczy zarówno wody użytej w kraju, jaki i poza jego granicami” – https:// wlaczoszczedzanie.pl/slad-wodny-czyli-water-footprint/ (dostęp 8.09.2024).

Wypij morze, warsztaty, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, fot. Bartosz Bańka

Wypij morze, działania performatywne podczas wizyty studyjnej Tea Andreoletti i Eero Yli-Vakkuri, 2023, fot. Bogna Kociumbas

Wypij morze, ankiety o wodzie Natalii Brylowskiej, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, fot. Bartosz Bańka

angażujących się w problematykę wodną w ramach trzeciego sektora.

Wykorzystując cielesne doświadczenie degustacji wody, projektowane działanie ma zachęcać osoby biorące w nim udział do zaakceptowania zmieniających się warunków środowiskowych i wyobrażenia sobie przyszłości, w której woda morska nie tylko pochłonie znaczne części bałtyckiego wybrzeża, ale również być może będzie jedynym dostępnym w najbliższej okolicy naturalnym zasobem wodnym. Czy już wyobrażamy sobie tę niedaleką przyszłość? Jak się do niej przygotowujemy? Jakie rodzaje krajobrazu w niej widzimy? Czym jest nasz dzisiejszy wodny komfort i z jakich jego elementów zdolni jesteśmy zrezygnować w imię jutra?

Działania prowadzone przez zespół pracujący nad Wypij morze podejmowane były w oparciu o model DIWO, czyli zróbmy to razem, który w XXI wieku, jeśli chodzi o wolnoźródłowe strategie organizacyjne, zastąpił indywidualny mechanizm DIY zrób to sam/a. Bowiem nawet w małej skali wielu rzeczy nie można zrobić ani zmienić samemu i połączenie sił jest niezbędne do wprowadzenia realnej zmiany. To również wynik namysłu, którego podstawą jest hydrokrytyka – „filozofowanie za pomocą wody”, postawa, która wyodrębnianiu i indywidualizmowi przeciwstawia procesy połączone: przeciekanie impulsów i wpływów.

Wybrane działania

7–11 sierpnia 2023

→ Wizyta w Zbiorniku Wodnym w dzielnicy Orunia Dolna,

→ Pobieranie próbek wody z różnych zbiorników wodnych (m.in. miejsc styku wody morskiej z wodą rzeczną),

→ Przygotowanie różnych mieszanek wodnych oraz proces ich karbonizacji,

→ Warsztat sommelierski z mieszkańcami dzielnic Gdańska: Oruni Dolnej oraz Śródmieścia,

→ Wymiana wodna: próbki przygotowane przez artystów Eero

Yli-Vakkuri i Teę Andreoletti w zamian za wodę z kranu w mieszkaniach w różnych lokalizacjach,

→ Zbieranie wodnych opowieści, mitów, historii, wspomnień, miejskich legend mieszkańców.

sierpień–wrzesień 2023

→ Projektowanie i realizacja projektu Słonego Baru Wodnego –Kolektyw Pogoda we współpracy z artystami,

→ Opracowanie projektów graficznych trzech różnych butelek dla trzech różnych mieszanek wodnych dostępnych w Słonym Barze Wodnym z etykietą „Wypij Morze” / „Drink the Sea”.

22 września 2023

Słony Bar Wodny – projekt artystyczny prezentowany podczas otwarcia nowej siedziby IKM w budynku Kunsztu Wodnego: kuratorka Anna Mituś, artyści Tea Andreoletti i Eero Yli-Vakkuri oraz koproducentka wiedzy Annika Brunner z niemieckiej organizacji atip:tap wykorzystali butelki napoju „Wypij Morze” jako pretekst do rozmów z setkami odbiorców obecnymi podczas otwarcia. Rozmowy są o tym, czym dla ludzi jest woda morska, skąd bierze się strach przed nią, jakie są ich przekonania na jej temat, a jaka jest realna wiedza. Ponad 500 sztuk butelek trzech różnych mieszanek wodnych trafiło do mieszkańców Trójmiasta. Annika Brunner rozdawała podczas wydarzenia także symboliczne tatuaże z logotypem atip:tap oraz ulotki organizacji uświadamiające odbiorców na temat wody pitnej z kranu.

— Gdańsk

Wypij morze, działania performatywne podczas wizyty studyjnej Tea Andreoletti i Eero Yli-Vakkuri, 2023, fot. Bogna Kociumbas

ZESPÓŁ

Ze strony Instytutu Kultury Miejskiej:

ANNA MITUŚ

Kuratorka, badaczka, krytyczka sztuki i tłumaczka związana z Wrocławiem. Od 2003 do 2021 roku pracowała w BWA Wrocław –jako autorka tekstów, kuratorka wystaw oraz redaktorka naczelna magazynu „Biuro”. Od 2017 roku współautorka programu galerii Awangarda; od 2019 roku kierowała programem galerii BWA Wrocław Główny. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy 2024. W projekcie w roli głównej kuratorki gdańskich działań.

NATALIA CYRZAN

Kierowniczka działu programowego w Instytucie Kultury Miejskiej, kuratorka i producentka działań artystycznych Instytutu. Związana z IKM od 20212 roku. Wcześniej pracowała jako kuratorka i producentka m.in. w Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku, Instytucie Sztuki Wyspa, Fundacji Theatrum Gedanense i Stowarzyszeniu A Kuku Sztuka. W projekcie w roli osoby nadzorującej przebieg i realizację gdańskich działań.

ANNA KWIATKOWSKA

Niezależna producentka i koordynatorka projektów artystycznych oraz artystka wizualna. W latach 2022–2023 pracowniczka IKM. Tworzy scenografię do filmu i teatru. Absolwentka ASP i aktywnie wystawiająca swoje prace malarka. W projekcie w roli koordynatorki i producentki działań.

Wsparcie socjologiczno-badawcze:

NATALIA BRYLOWSKA

Menadżerka i badaczka kultury, doktora nauk humanistycznych w dziedzinie nauk o zarządzaniu. Do 2023 roku pracowniczka IKM kierująca projektami badawczymi prowadzonymi przez Obserwatorium Kultury oraz konsultacjami społecznymi i ewaluacją działań instytucji kultury. W projekcie pełniła funkcję doradczą oraz przygotowała ankietę dotyczącą postrzegania wody.

Artyści i artystki:

TEA ANDREOLETTI oraz

EERO YLI-VAKKURI – działający w regionie

Morza Bałtyckiego duet artystyczny, z którym przeprowadziliśmy warsztaty poświęcone smakom i jakościom wody dla mieszkańców różnych dzielnic Gdańska. Artyści stworzyli następnie mieszankę specjalnej wody gdańskiej o nazwie „Wypij morze”, którą częstowali publiczność przybyłą na otwarcie nowej siedziby IKM w budynku Kunsztu Wodnego. Woda dostępna była w zaprojektowanym przez kolektyw Swoboda Barze Wodnym.

KAMIL KAK, ALINA MIELNIK, KAROL POLAK – projekty graficzne

KOLEKTYW SWOBODA – projekt i wykonanie Baru Wodnego podczas otwarcia IKM w budynku Kunsztu Wodnego.

Partner lokalny

IO PAN (Instytut Oceanologii Państwowej Akademii Nauk) w Sopocie – powołany w roku 1983 jako następca Stacji Morskiej istniejącej w Sopocie od 1953 r. Misją

Instytutu jest prowadzenie badań środowiska morskiego w celu pogłębiania wiedzy na temat zachodzących w nim zjawisk i procesów. Badania, prowadzone na Bałtyku oraz w obszarze Arktyki Europejskiej, skupione są obecnie na czterech strategicznych kierunkach: I. Rola oceanu w kształtowaniu klimatu i skutki zmian klimatu w morzach europejskich

II. Zmienność naturalna i antropogeniczna środowiska Morza Bałtyckiego

III. Współczesne zmiany ekosystemów u brzegów mórz szelfowych

IV. Genetyczne i fizjologiczne mechanizmy funkcjonowania organizmów morskich; podstawy biotechnologii morskiej Instytut ma prawa do nadawania stopni naukowych doktora (od 1993 r.) i doktora habilitowanego (od 2000 r.) w dziedzinie nauk ścisłych i przyrodniczych, w dyscyplinie nauk o Ziemi i środowisku. Obecnie Instytut użytkuje kompleks nowocześnie zaprojektowanych budynków, o łącznej powierzchni użytkowej 5300 m2, bardzo dobrej infrastrukturze technicznej, m.in. z przewidzianą dla ok. 150 osób salą konferencyjną, wyposażoną w nowoczesny sprzęt audiowizualny. Laboratoria badawcze wyposażone są w nowoczesną aparaturę naukową. Instytut jest właścicielem i armatorem żaglowego statku badawczego s/y „Oceania”.

ALEKSANDRA KOROZA

Oceanografka. Pracowniczka Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk (IO PAN) w Sopocie, absolwentka wydziału biologii morskiej Bangor University w Walii, w Wielkiej Brytanii oraz Uniwersytetu Gdańskiego.

IZABELA KOTYŃSKA-ZIELIŃSKA

Edukatorka, koordynatorka projektów: I live by the Sea oraz Today we have. W ramach Sopockiego Towarzystwa Naukowego prowadzi wykłady populanonaukowe i warsztaty dla dzieci i młodzieży podczas Bałtyckiego Festiwalu Nauki i w sopockiej Bookarni. Autorka i współautorka warsztatów, wystaw i wydarzeń

popularno-naukowych realizowanych na arenie międzynarodowej, m.in. w Nowym Jorku, Brukseli, Rostocku, Southampton, Lizbonie, Paryżu. www.todaywehave.com

TYMON ZIELIŃSKI

Lider zespołu badań i edukacji w zakresie klimatu i oceanów w Instytucie Oceanologii Polskiej Akademii Nauk (IO PAN) w Sopocie, gdzie zajmuje stanowisko kierownika Studium Doktoranckiego i koordynatora Szkoły Doktorskiej GeoPlanet. Aktywny badacz, współautor 100 recenzowanych artykułów naukowych oraz blisko 200 wystąpień konferencyjnych.

Koprodukcja wiedzy:

a tip: tap Niezależna organizacja non-profit z Berlina, prowadzi aktywne kampanie propagujące picie wody kranowej, nieużywanie plastikowych opakowań jednorazowych oraz prowadzenie zrównoważonego ekologicznie stylu życia. Kampanie prowadzone przez organizację mają formę warsztatów edukacyjnych, wykładów, akcji z rozdawaniem ulotek na ulicach. atip:tap wspiera firmy oraz inne organizacje w propagowaniu wyboru wody z kranu zamiast wody butelkowanej i uczestniczy w akcjach montowania źródełek z wodą pitną w szkołach i miejscach publicznych. www.atiptap.org

ANNIKA BRUNNER

Aktywistka i specjalistka w temacie wody w organizacji atip:tap. Absolwentka wydziału bioróżnorodności oraz geografii na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie.

Porastanie + ambasada natury, Szczecin, fot. archiwum projektu

Porastanie + ambasada natury

Raport Szczecin

Stowarzyszenie

Media Dizajn / INKU Inkubator Sektorów Kreatywnych

2022–2024

Porastanie + ambasada natury, Szczecin, fot. archiwum projektu

Porastanie to koncepcja współistnienia ludzi, roślin i miejskiej architektury w czasach nasilających się efektów kryzysu klimatycznego. Wypracowaliśmy ją w trakcie warsztatów, w których wzięły udział osoby studenckie trzech szczecińskich uczelni (Akademii Sztuki w Szczecinie, Uniwersytetu Szczecińskiego i Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie).

Porastanie jest dla nas punktem wyjścia do poszukiwania bardziej zrównoważonych relacji w świecie, w którym być może będziemy musieli zrezygnować z dotychczasowych wygód. Komfortocen, opisywany przez Daniela A. Barbera jako epoka wygody, wkrótce może się skończyć. Problemy z suszą i dostępem do wody sprawią, że apokaliptyczna wizja miasta zarośniętego przez rośliny będzie wybawieniem.

Uznajemy, że zjawisko porastania powinno zyskać większą uwagę ze względu na jego potencjalny wpływ na ekosystemy miejskie, dobrostan ludzi i ochronę różnorodności biologicznej. Czy i do jakiego stopnia możemy ustąpić roślinom w przestrzeni miejskiej? Na ile możemy sobie pozwolić, by wrosły w „zabudowę”?

Relacje ludzi i roślin są rozrastającym się obszarem badań w naukach społecznych: począwszy od stosunkowo wąskiej tematyki dotyczącej międzygatunkowej etnografii (Ogden i in. 2013), aż po najszersze pola zainteresowania tj. plant studies (Ergas, York 2023) oraz human–plant studies (Ryan 2012). Post-antropocentryczna humanistyka wydaje się preferować pewne gatunki miejskich ekosystemów. W porównaniu do królestwa zwierząt, nad którymi badania są nadreprezentowane, studia nad relacjami ludzi i roślin (z ważnym wyjątkiem drzew) są rzadsze. O owej nieobecności pisze Magdalena Szpunar (Szpunar, 2021), zwracając uwagę na „niższe” miejsce roślin w hierarchii bytów ożywionych. Jak przypomina autorka, w stereotypowym wyobrażeniu świata Zachodu, rośliny charakteryzuje brak mobilności, brak świadomości oraz brak komunikacji z ludźmi. Jednak znaczenia symboliczne i użytkowe, a przede wszystkim szczególna pozycja roślin w społeczeństwach postrolniczych (tak jak w Polsce) nie pozwalają o nich zapomnieć, stąd też i w polskiej przestrzeni badawczej coraz więcej mówi i pisze się o świecie flory (Zamorska 2022). Zieleń miejska jest jednym z bardziej „gorących” wątków w studiach miejskich, zwłaszcza w polu planowania przestrzennego i urbanistyki (Mencwel 2020, Pistelok 2022). Ale roślinność jest też ważnym tematem dla budownictwa i inżynierii materiałowej. Rośliny są coraz częściej świadomie integrowane w procesie projektowym, służąc jako źródło inspiracji dla architektów, a jednocześnie funkcjonując coraz częściej jako żywe materiały konstrukcyjne. Przykładem tej koncepcji są eksperymenty prowadzone przez grupę badawczą Baubotanik, kierowaną przez Gerda de

Bruvna z Instytutu Teorii Architektury i Projektowania (IGMA) na Uniwersytecie w Stuttgarcie. Ich wysiłki obejmują wykorzystanie rosnących drzew i innych elementów natury jako komponentów struktur architektonicznych. Dzięki pionierskim próbom Baubotanik dowiedzieliśmy się, że wzrost żywych roślin eksperymentalnie użytych w budownictwie, może zwiększyć zdolności adaptacyjne konstrukcji do zmieniających się warunków zewnętrznych i ułatwić jego ekonomiczną i ergonomiczną optymalizację. Przyzwyczailiśmy się do tego, że budynek „pracuje”, ale okazuje się, że czasami również „żyje” – w sensie ścisłym.

Projekt, który tu opisujemy, nawiązuje do postulatu odwrotu od wygody – i konieczności dostosowania się do wymogów środowiskowych w epoce tzw. postkomfortocenu (Barber 2019). W społeczeństwie zorientowanym na wygodę i ciągłą ekspansję gospodarczą, porastanie staje się opowieścią o przeszkodzie do usunięcia na drodze do komfortu. Kto zwycięży: dzika roślinność czy przestrzenie kumulacji kapitału? Z jakich przyzwyczajeń i jakiego elementu naszego komfortu możemy zrezygnować, chcąc powiększyć przestrzeń dla roślinnej bioróżnorodności w miastach? Czy ten gest oddania naturze należnego jej miejsca może nas „uratować” przed nieuchronnymi zmianami klimatu? Opisana przez Ariela Modrzyka (Modrzyk, 2022) „zgoda na porastanie” jest wyzwaniem rzuconym dominującemu postrzeganiu przestrzeni miejskich jako kontrolowanych i zarządzanych środowisk. Gdy rośliny odzyskują nieużywane lub zaniedbane obszary, są jednocześnie przypomnieniem o sile natury.

Jakie prowadziliśmy działania?

W poszukiwaniach ramy konceptualnej opisującej relacje człowiek-architektura-rośliny i pracy nad stworzeniem prototypu przyjęliśmy model interdyscyplinarnego laboratorium. Działaliśmy wspólnie z osobami studiującymi na trzech szczecińskich uczelniach (Akademii Sztuki w Szczecinie, Uniwersytetu Szczecińskiego, Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie) na kierunkach: architektura, literaturoznawstwo, grafika artystyczna, socjologia. Uczestnikami projektu w roku 2023 byli: Marzena Bałękowska, Mateusz Freidenberg, Weronika Juzyszyn, Angela Klein, Katarzyna Kordas, Michał Krawczyk, Julia Łucyk, Łucja Marcinkowska, Natalia Predel, Julia Smagowicz, Marta Sobolewska, Agata Wagner. Konsultanci: w zakresie botaniki – Bartosz Kurnicki (Uniwersytet Szczeciński), w zakresie literatury i lokalnych odniesień historycznych – Przemysław Głowa (przewodnik miejski). Podczas serii spotkań warsztatowych poszukiwaliśmy odpowiedzi na pytania o negocjacje między ludźmi a florą, konsultując nasze koncepcje z ww. specjalistami.

Grupy pracowały nad różnymi wymiarami relacji miasto-rośliny-ludzie. W pracy użyliśmy m.in. fotogramów i techniki macierzy (ustrukturyzowanej mapy myśli), analizując przestrzenie i typy stref kontaktu człowieka z naturą. Warsztaty odbywały się w maju i czerwcu 2023 roku. W ich początkowej fazie pracowaliśmy nad założeniami ideowymi projektu i eksperymentowaliśmy z pierwszymi przedprototypami związanymi z tematyką naszych działań. Badaliśmy potencjał dialogu między różnymi środowiskami, oddając przestrzeń naturze i powstrzymując się od dominacji człowieka nad nią. Projekt jest również koncepcyjnie zaangażowany w dyskusje dotyczące geopolityki roślin (neo)kolonizacji i relacji międzygatunkowych. Jednym z rezultatów naszych warsztatów było rozpoznanie niezagospodarowanej konceptualnie osi, wyznaczonej biegunami: futurystycznego / postapokaliptycznego miasta z naturą wyłącznie w wirtualnej postaci z jednej strony i stanu „przedcywilizacyjnej” przyrody z drugiej. W naszej interpretacji istotne okazały się dwa procesy: negocjacji (kontroli, przyjęcia roli i organizacji interesów) oraz symbiozy, tj. współistnienia w stanie równowagi, zgodnie z wolą i interesami obu stron (roślin i ludzi). Z badanych przykładów, takich jak porośnięte krawężniki, gruzowiska i nieużytki, wyłonił się obraz niekontrolowanej roślinności negocjującej swoją obecność w różnych przestrzeniach miejskich, realizującej własne (tj. niezależne od ludzkich) interesy. Ideę łączącą oba te procesy określiliśmy jako tworzenie kanałów dyplomatycznych, służących nawiązywaniu wzajemnych relacji politycznych między człowiekiem i naturą. Nazwaliśmy tę ideę Ambasadą Natury.

Część naszych działań obejmowała również bliską współpracę z koproducentami wiedzy oraz z rezydentem biorącym udział w projekcie. Konsultacje z Miodragiem Kučem i Matthiasem Einhoffem z Z/KU Berlin odbywały się w 2023 roku w kwietniu w Szczecinie, we wrześniu w Berlinie oraz ponownie na przełomie listopada i grudnia w Szczecinie. Rezydencja Stefana Koderischa, artysty i aktywisty zajmującego się odpowiedzią sztuki na zmiany klimatu miała miejsce w dniach 28.09 – 01.10.2023 oraz 30.11 – 02.12.2023 w Szczecinie. Tematyką naszej wspólnej pracy była m.in. „ambasada” i jej znaczenie jako aktu politycznego, wymagającego zasobów i personelu. Pracowaliśmy nad koncepcją naczyń i podłoża wykorzystywanych w projekcie. Jednym z intrygujących aspektów projektu jest gleba, materiał zarówno namacalny, jak i konceptualny. W prototypie wykorzystana gleba pochodziła z supermarketów, które, jak zasugerował Stefan, mogą potencjalnie zawierać biokomponenty pochodzące z nieznanych procesów produkcyjnych i łańcuchów dostaw. Te biokomponenty mogą wpływać na wzrost Ambasadorów Natury. Dlatego w kolejnych odsłonach projektu pracowaliśmy nad rozwijaniem

Porastanie + ambasada natury, Szczecin, fot. archiwum projektu

alternatyw dla gleby i wykorzystaniem materiałów takich jak włókno kokosowe, resztki warzyw, a nawet pozostawienie pustych skrzyń na cały cykl wegetacyjny pobliskich roślin, pozwalając liściom oraz innym fragmentom organicznym gromadzić się i naturalnie przekształcać w „glebę” przez kilka miesięcy. Oprócz pracy nad prototypami rozwijaliśmy koalicję osób badających relacje ludzie–architektura– rośliny. Wymiana wiedzy i doświadczeń następowała w odsłonach:

BERLIN (21–22.09.2023) Wizyta studyjna w Z/KU (Zentrum für Kunst und Urbanistik) i spotkanie z koproducentami wiedzy (Miodragiem Kučem, Matthiasem Einhoffem), konsultacja z rezydentem (Stefanem Koderischem) i twórcą cyklu Klimaart; Wizyta w Futurium i m.in. zwiedzanie ekspozycji Baubotanik (działania wykorzystujące rośliny w projektowaniu konstrukcyjnym).

SZCZECIN (28.09– 1. 10. 2023) Pierwsza rezydencja Stefana Koderischa, berlińskiego artysty i aktywisty współtworzącego idee Ambasady Natury.

SZCZECIN (18. 03. 2024) O złożonych relacjach: ludzie –architektura – rośliny – spotkanie w Lokatorne. Miejsce działań antydyscyplinarnych na zaproszenie prof. Karoliny Breguły i Weroniki Fibich.

WARSZAWA (8–9. 05. 2024) Wykład Porastanie. Relacje z florą w epoce postkomfortocenu w ramach comiesięcznych seminariów EUROREG UW na zaproszenie prof. Agnieszki Olechnickiej.

GDAŃSK (13–14. 05. 2024) Wizyta studyjna w Instytucie Kultury Miejskiej (partner projektu); wykład Ludzie-architektura-rośliny: poza paradygmat kontroli dla studentów architektury Politechniki Gdańskiej na zaproszenie prof. Małgorzaty Dymnickiej; spotkanie z dr Anną Zadrożną (UG) i Zofią Worosz (UG) z projektu PLAURCI (Plants as urban citizens).

SZCZECIN (13. 06. 2024) Udział kolektywu Porastanie w konferencji Animacje naturykultury. Przekraczając marazm na zaproszenie dr Anety Makowskiej (Instytut Pedagogiki US).

SZCZECIN (12.07. 2024) Otwarcie wystawy PORASTANIE + AMBASADY NATURY w INKU Inkubatorze Sektorów Kreatywnych w Szczecinie. Lokalna prezentacja prototypu oraz podsumowanie działań związanych z projektem Laboratorium badań nad szczęściem.

SZCZECIN (15. 07. 2024) Oprowadzenie autorskie po wystawie PORASTANIE + AMBASADY NATURY i spotkanie z Ming-Jiun Tsai z Tajwanu – artystką zajmującą się środowiskiem, przyrodą i ekologią.

Porastanie + ambasada natury, Szczecin, fot. archiwum projektu

Figura roślin porastających ruiny ludzkiej cywilizacji jest esencją narracji katastroficznych. Jeśli myślimy poważnie o mieście jako wielogatunkowej wspólnocie, musimy być gotowi na spotkanie także z mniej przyjaznymi jej mieszkańcami. Zacznijmy od roślin.

Miasta muszą przygotować się na nowe scenariusze: zachowania roślinności za wszelką cenę albo pogodzenia się z zarastaniem kolejnych obszarów – ze względu na brak zasobów i nakładów niezbędnych do usuwania roślin. Dlatego powinniśmy rozwijać badania nad udziałem miast i ludzi w mechanizmach wzrostu, porostu i nawiązaniu relacji roślin z otoczeniem.

Harmonijne relacje między obywatelami miast a światem roślin wymagają przyjęcia emisariuszy i ustanowienia Ambasady Natury, reprezentującej otwarcie na wejście roślin w miejskie środowisko.

Ponieważ naszym tematem jest przestrzeń negocjacji (ludzi i roślin), skoncentrowaliśmy się wokół konwencji eksterytorialności i uznania politycznej podmiotowości flory – „świata, który milczy”. Rytuały nowożytnej dyplomacji, z jej figurami, językiem, praktykami i przestrzeniami chcemy wykorzystać jako narzędzie eksploracji stosunków między ludźmi oraz roślin w przestrzeniach miejskich.

Chociaż stanowisko roślin (jako milczących aktorów) jest dla nas jedynie domysłem, to sama koncepcja nawiązania stosunków dyplomatycznych wydaje nam się interesującym polem redefinicji pojęć ze słownika ekonomii i polityki. Zasoby naturalne, kolonizacja, inwazja, sukcesja – to wciąż żywe kategorie języka zarówno botaniki, jak i opisu relacji międzynarodowych.

Nadal istnieje duże pole możliwości wprowadzenia roślin w tkankę miejską. Mamy tu na myśli zarówno tymczasowe instalacje, wykorzystujące np. ogrodzenia terenów budowy, jak i domowe ambasady natury. Każde z takich działań powinno być oszacowane pod względem kosztów i zysków środowiskowych.

Prototyp – rezultaty

Na początku czerwca 2023 roku, w wybranych siedliskach wokół Szczecina pozostawiliśmy drewniane skrzynki wypełnione ziemią, aby w wyniku samosiewu, porastały w sposób niekontrolowany dziką roślinnością. Wśród siedlisk różnego typu (łąki, las, nieużytki) uwzględniliśmy także teren dawnej fabryki benzyny syntetycznej w Policach, uwiecznionej m. in. w filmie Na srebrnym globie w reżyserii Andrzeja Żuławskiego (premiera: 1989). W kadrach tego filmu roślinność na terenie ruin fabryki praktycznie nie występuje. Dziś ten teren przypomina dziką, leśną gęstwinę, z wysokimi na 20–30 metrów drzewami i bujnymi krzewami.

Roślinność całkowicie przejęła kontrolę nad gigantycznym obszarem zrujnowanej fabryki, należącej w czasie II wojny światowej do niemieckiej machiny militarnej.

W każdej z zebranych po trzech miesiącach „ambasad” pojawiły się odmienne gatunki roślin (m. in. chwastnica i inne z rodziny wiechlinowatych) oraz insekty (najczęściej pająki). Ambasady, wraz z ziemią i porosłą roślinnością, zostały przetransportowane do miasta i umieszczone w ogrodzie na terenie Szczecińskiego Inkubatora Kultury.

Lokalna wystawa

12 lipca 2024 roku w przestrzeni Szczecińskiego Inkubatora Kultury otworzyliśmy wystawę Porastanie + Ambasady Natury, składającą się z trzech powiązanych ekspozycji. Pierwszą z nich była instalacja, w której odbiorca spotyka się z Ambasadorami – roślinami które spontanicznie porosły w skrzyniach rozsadowych na terenach podmiejskich. Przestrzeń Ambasady została wydzielona stelażem z zasłoną i udostępniona odwiedzającym, którzy mogli spotkać się z Ambasadorami w intymnej przestrzeni po zapoznaniu się z protokołem wizyty. Nad skrzyniami z roślinnością zawieszone zostały gabloty prezentujące przesłanie Ambasadorów oraz ukazujące elementy prac badawczych nad materiałami możliwymi do wykorzystania przy konstruowaniu biodegradowalnej eko-ambasady (naturalne kleje, suszone trawy i sprasowane materiały organiczne).

Drugim elementem ekspozycji był zbiór gipsowych odlewów i glinianych odcisków, będących portretami uczestników nie-ludzkich projektu – roślin z pierwszych ambasad. Odciski przedstawione zostały w formie przypominającej karbońskie skamieliny, odnajdywane na powierzchni brył węgla kamiennego.

Ostatnia część ekspozycji to seria plansz – dokumentacja procesu kolektywnej pracy warsztatowej nad projektem „Porastanie” oraz działań związanych z tworzeniem ambasad. W części poświęconej pracom badawczo-rozwojowym pokazaliśmy kolejne prototypy i możliwe zastosowania wypracowanych w projekcie rozwiązań.

Podsumowaniem naszej pracy jest również artykuł przyjęty do druku w czasopiśmie „Porównania” (publikacja w numerze specjalnym 3/2024 pt. Miejska dżungla – miejska pustynia –miejska łąka).

M. Kowalewski, M. Ostrowski, M. Sobolewska, D. Kowalewska, N. Predel, K. Kordas Ambasada Natury. O znaczeniu porastania i innych relacjach z roślinami.

Porastanie + ambasada natury, Szczecin, fot. archiwum projektu

Wdrożenie

Sugerujemy, aby „PORASTANIE” eksploatować zarówno na polach praktycznych, jak i ideowych. W naszej ocenie dalsze badania i wdrożenia możliwe są w poniższych wariantach:

→ Domowe ambasady natury:

Każdy z nas ma w swojej najbliższej okolicy potencjalne miejsce lokalizacji ambasad natury. Nieużywane betonowe placyki i boiska pomiędzy blokami, zaniedbane skwery, przydomowe ogródki, loggie i balkony. Każde z tych miejsc, przy niewielkim nakładzie pracy, może stać się nowym siedliskiem natury. Pusta doniczka wypełniona ziemią może stać się domem dla roślin i owadów, a betonowy plac miejską, kwietną łąką.

→ Wykorzystanie elementów infrastruktury: Tkanka miejska pełna jest infrastruktury mogącej pełnić funkcję siedlisk roślinności. Szczególny potencjał dostrzegamy w elementach temporalnych, towarzyszących np. placom budowy. Rusztowania i płoty oraz wszelkiego rodzaju ogrodzenia przestrzeni ustawiane tymczasowo, wpisują się w miejski krajobraz na wiele miesięcy lub lat. Mogą stanowić doskonałą podstawę dla ambasad natury. Atutem takiego zastosowania może być wykorzystanie porastającej roślinności jako ekranów akustycznych i naturalnych filtrów zanieczyszczonego powietrza.

→ Świadome współbycie:

W otaczającym nas świecie, w szczególności w środowisku zabudowanym, natura spychana jest na margines. Jednocześnie obserwujemy liczne przykłady, kiedy przedstawiciele flory starają się zasiedlić miejskie przestrzenie. Wśród tych najbardziej

charakterystycznych przykładów możemy wymienić samosiew i ekspansję roślinności na elewacjach budynków. W geście „robienia miejsca” proponujemy zaprzestanie walki z tym, co dzikie i nieplanowane, na rzecz szukania rozwiązań umożliwiających i wspierających wzajemną koegzystencję. Postulaty rezygnacji z przycinania, koszenia, eksterminacji roślin, glonów i porostów wymagają jednak badań oraz dyskusji – potrzeba nam więcej wiedzy o korzyściach lub szkodach wynikających z ustępowania miejsca roślinom.

→ Urban plants literacy:

Potrzeba nam więcej zaangażowania w rozwijanie czegoś, co nazwaliśmy Urban plants literacy – umiejętności rozumienia i doceniania roli roślin w miejskich ekosystemach. Obejmuje ona wiedzę ekologiczną, (etno)botaniczną, w tym rozpoznawanie gatunków oraz umiejętności praktycznego uprawiania flory.

→ Dar ziemi:

Mieszkańcy wsi migrujący do innych krajów przywozili często ze sobą woreczek rodzimej ziemi. Na Ziemiach Zachodnich ten gest miał szczególne znaczenie – oznaczał uznanie uprawnej ziemi za oswojoną. Potraktujmy ten wzór poważnie także dzisiaj: łączmy ze sobą przestrzenie, wymieniając się darem ziemi.

→ Wymiana roślin:

Ustanawianie stosunków dyplomatycznych z roślinami warto odczytać jako wzór umacniania przyjaźni z innymi ludźmi lub instytucjami. W geście dobrej woli wymieńmy się roślinami!

→ Warsztaty dla szkół:

Pozostawianie skrzyń z ziemią w obszarach dzikich i późniejsze rozpoznawanie porosłych gatunków może być interesującą lekcją przyrody. Uczniowie zyskają szansę na poznanie różnorodności ekosystemów występujących w ich otoczeniu. Mogą na bieżąco obserwować wzrost i cykl życia roślin, rozpoznawać gatunki, a tym samym „oswajać” się na nowo z dziką przyrodą.

→ Statystyka roślin:

Mamy coraz doskonalsze narzędzia i wskaźniki odnoszące się do zieleni miejskiej w przestrzeniach publicznych, ale co z przestrzeniami prywatnymi? Dostrzegamy potrzebę przeprowadzenia badań nad łączną i przeciętną liczbą roślin obecnych w domach Polek i Polaków.

Porastanie + ambasada natury, wystawa, 2024, fot. Marek Ostrowski

LITERATURA

Barber, D. A. (2019), After Comfort. Log 47, s. 45–50.

Chutorański, M. (2022), Nieantropocentryczna pedagogiczność lasu, „Forum Pedagogiczne”, 12(2), s. 127–139.

Ergas, C., & York, R. (2023). A plant by any other name:… Foundations for materialist sociological plant studies, „Journal of Sociology”, 59(1), s. 3–19.

Gandy, M. (2022). Natura urbana: Ecological constellations in urban space. MIT Press.

Gańko, A., & Wandzel, A. (2018). Chwasty i ruiny. O związkach krajobrazu i pamięci w projekcie Chwasty Karoliny Grzywnowicz, „Przegląd Humanistyczny”, 62, 1s. 05–120.

Ludwig, F., Schwertfreger, H., & Storz, O. (2012). Living systems: designing growth in Baubotanik. Architectural Design, 82(2), s. 82–87.

Mencwel, J. (2020). Betonoza: jak się niszczy polskie miasta, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej.

Modrzyk, A. (2022). Bezgraniczny wzrost. Ramując na nowo relacje między ludźmi i roślinami, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny”, 84(1), s. 213–227.

Ogden, L. A., Hall, B., & Tanita, K. (2013). Animals, plants, people, and things: A review of multispecies ethnography, „Environment and society”, 4(1), s. 5–24.

Pistelok, P. (2022). Wybrane aspekty dyskusji na temat istotności zieleni w mieście. Problemy Rozwoju Miast, 73, s. 1–12.

Ryan, J. C. (2012). Passive flora? Reconsidering nature’s agency through human-plant studies (HPS). „Societies”, 2(3), s. 101–121.

Szpunar, M. (2022), Nieobecność roślin w humanistyce. O potrzebie plant studies, symboliczne drzew, lasu i ich terapeutycznych właściwościach, „Forum Pedagogiczne 2, s. 101–114.

Tsing, A. L. (2015). The mushroom at the end of the world: On the possibility of life in capitalist ruins, Princeton University Press.

Zamorska, M. (2022). Z uważnością i troską: feministyczne studia nad roślinami, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny”, 84(1), s. 197–212.

Autorzy:

MACIEJ KOWALEWSKI

Socjolog, profesor Uniwersytetu

Szczecińskiego. Zajmuje się studiami miejskimi i polityką protestu. Kierownik UNESCO Chair for Social Sustainability. Stypendysta

DAAD i Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Przewodniczący Sekcji Socjologii Miasta PTS w latach 2019–2022, członek Komitetu Socjologii PAN w kadencji 2024–2027. Autor m. in. książki Protest miejski. Przestrzenie, tożsamości i praktyki niezadowolonych obywateli miast (Kraków 2016). Angażuje się również w działania artystyczne (sztuki wizualne, poezja). Mieszka i pracuje w Szczecinie.

MAREK OSTROWSKI

Architekt i twórca audiowizualny. Absolwent Wydziału Budownictwa i Architektury Politechniki Szczecińskiej na kierunku Architektura i Urbanistyka. Od 2007 r. prowadzi autorską pracownię projektową Studio SODA. W pracy zawodowej zajmuje się głównie projektowaniem architektury mieszkaniowej i grafiki użytkowej. Od 2008 r. asystent na Wydziale Architektury ZUT w Szczecinie. W pracy naukowej zajmuje się problematyką mieszkalnictwa i zagadnieniami społecznymi w architekturze. Współzałożyciel nowofalowego zespołu MIZERIA. Mieszka i pracuje w Szczecinie.

MONIKA KLEIN

(lokalna koordynatorka projektu) Adiunktka na Uniwersytecie Szczecińskim i Akademii Sztuki w Szczecinie. Jest politolożką i ekonomistką z doświadczeniem zawodowym zarówno w nauce, jak i przemyśle. Specjalizuje się w modelach biznesowych przemysłów kreatywnych, innowacyjności i przedsiębiorczości w rozwoju regionalnym oraz procesach zarządzania w firmach kreatywnych.

Uczestnicy warsztatów:

Marzena Bałękowska, Mateusz Freidenberg, Weronika Juzyszyn, Angela Klein, Katarzyna Kordas, Michał Krawczyk, Julia Łucyk, Łucja Marcinkowska, Natalia Predel, Julia Smagowicz, Marta Sobolewska, Agata Wagner

Wsparcie organizacyjne:

Zuzanna Kapanajko, Marta Krajniak, Magda Roman, Agata Wagner, Katarzyna Zarek

Konsultanci:

Bartosz Kurnicki (Uniwersytet Szczeciński) –w zakresie botaniki Przemysław Głowa (przewodnik miejski) –w zakresie literatury i lokalnych odniesień historycznych

Koproducenci wiedzy:

STEFAN KODERISCH

Urbanista współpracujący z ZK/U, skupia się na konceptualizacji i moderowaniu procesów twórczych i koprodukcji, a także pracuje nad projektami graficznymi i wizualizacją wyzwań związanych z planowaniem miejskim. Kształcił się jako urbanista na Politechnice Berlińskiej i Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Jest inicjatorem i moderatorem ZK/U Klimakunstlabor, laboratorium realnego świata, które wspólnie i transdyscyplinarnie zajmuje się zagadnieniami skutków zmian klimatycznych i ich adaptacji. Od 2023 r. prowadzi w ZK/U projekt ClimArt, który koncentruje się na projektowaniu działań adaptacyjnych do klimatu w formie interwencji artystycznych. Oprócz działalności w ZK/U, obecnie pracuje w AG.URBAN, grupie roboczej ds. rozwiązań partycypacyjnych w przestrzeni miejskiej. Tutaj skupia się również na adaptacji do zmian klimatycznych.

STOWARZYSZENIE MEDIA DIZAJN lokalny organizator ul. Ks. Bp. Władysława Bandurskiego 96/23; 71-685 Szczecin

INKU INKUBATOR SEKTORÓW KREATYWNYCH miejsce lokalnych wydarzeń al. Wojska Polskiego 90; 70-482 Szczecin

Strona projektu: www.porastanie.pl

Wspólnotowy Kosmodrom – transformacja instytucji kultury po komfortocenie, realizacja CK/U Berlin, fot. Miodrag Kuč, 2024

Wspólnotowy Kosmodrom. Transformacja instytucji kultury po komfortocenie

Raport Berlin

ZK/U Berlin

(Centurm Sztuki i Urbanistyki)

2022–2024

Badamy i rozszerzamy możliwości kolektywnego działania poprzez przedefiniowanie dostępu do (hybrydowych) instytucji kultury i tworzenie alternatywnej infrastruktury dla dobra wspólnego. W ten sposób zmieniamy nie tylko to, jak będziemy pracować w przyszłości, ale również otwieramy możliwości naszej przestrzeni dla nieformalnych lokalnych grup, niekomercyjnych projektów i eksperymentalnych pomysłów, które rzadko mają wsparcie z tradycyjnych źródeł finansowania kultury.

Przyglądaliśmy się transformacji naszej własnej instytucji, ZK/U, i analizowaliśmy jak proces długo oczekiwanego powiększenia naszej siedziby, zajmującej część terminala towarowego, może zostać zaprojektowany, żeby sprostać wymaganiom naszych lokalnych społeczności, jak również wyzwaniom dotyczącym ochrony planety.

Rezultatem tego podejścia jest proces myślenia projektowego, który uwzględnia nie tylko potrzeby ludzi, społeczności i instytucji, ale także rzeczy i istot żywych niebędących ludźmi. Proces ten poszerzył spektrum programowe, nadając podmiotowość tym różnorodnym stronom i projektując w ich interesie, stworzono nieoczekiwane powiązania społeczne i wzajemne zrozumienie między osobami ludzkimi i nieludzkimi, które zwykle mają mniej okazji do interakcji. Doprowadziło to do zacieśnionej współpracy między tymi grupami i kreatywnego wykorzystania przestrzeni.

W jaki sposób instytucja kultury może dokonać transformacji przestrzennej i środowiskowej razem z lokalną społecznością?

Co to jest społeczność? Czy lokalny nietoperz, pszczoła lub drzewo mają prawa, potrzeby i czy mają podmiotowość? Czy to w porządku nie lubić pszczół? Czy w porządku jest uważać ludzi za irytujących i szkodliwych?

Czy instytucje kulturalne mogą tworzyć prototypy działań w sposób nieszkodliwy dla środowiska i nienastawiony na zysk?

Czy mogą one zostać zaadaptowane do innych obszarów życia społecznego?

Czego możemy mieć mniej? Co jest niepotrzebnym bałaganem, a czego naprawdę potrzebujemy do satysfakcjonującej egzystencji?

Czy publicznie dostępny dach może być czymś więcej niż tylko elementem konstrukcyjnym, miejscem imprez lub platformą? Czy może stać się sceną dla różnych eksperymentów artystycznych i ekspresji politycznej?

Konstrukcja pod nowy dach, rozbudowa siedziby ZK/U, 2022, fot. Elisa Georgi

Widok na dach siedziby ZK/U w trakcie prac budowlanych, 2023, fot. Marco Berger

Na początku rozbudowy siedziby ZK/U, dawnej stacji towarowej w robotniczej dzielnicy Moabit, zespół zaplanował proces, który pozwolił społeczności stać się częścią tej przebudowy i kształtować przyszły program. Proces ten pomógł ZK/U wygenerować nowe i ciekawe pomysły na wykorzystanie tych przyszłych przestrzeni.

Najbardziej widocznym elementem nowego budynku jest ogólnodostępna scena miejska: ponad 150 000 osób codziennie dojeżdżających do pracy środkami transportu publicznego (berlińska linia okrężna) może zobaczyć ten nowy punkt na mapie Berlina i dołączyć do publiczności różnych interwencji artystycznych, przedstawień teatralnych lub działań sąsiedzkich wokół aktualnych i istotnych tematów społecznych.

W związku z budową, ZK/U musiało usunąć dach z głównego budynku. Drewniana konstrukcja miała ponad 100 lat i zapewniała schronienie okolicznym mieszkańcom po I i II wojnie światowej, a od 2012 r. stała się dachem, pod którym różnorodna kulturowo społeczność dzielnicy Moabit zbierała się, świętowała i tworzyła sztukę i kulturę.

W oczekiwaniu na długą przerwę powodowaną przez budowę, ZK/U zdecydowało się zaprojektować proces, w którym komunikacja zostanie uwzględniona w transformacji i w którym dialog między artystami i publicznością będzie kontynuowany przez cały czas budowy.

Najpierw usunięto dach, obrócono go o 180 stopni, a z pozyskanego materiału zbudowano statek nazwany CitizenShip (gra słów, nazwa znaczy zarówno „obywatelstwo”, jak i „statek obywateli”). Następnie społeczności, które ukształtowały charakter instytucji, zostały zaproszone do przyłączenia się do podróży statkiem na wystawę documenta w Kassel, oddaloną o 500 km, oraz do pozostawienia na nim śladu własnych działań.

Ponadto lokalne społeczności zostały zaproszone do działania z modelem nowego dachu w skali 1:10 o nazwie Miejska Scena, który został zbudowany na placu budowy i który pomógł wyobrazić sobie przyszłe wykorzystanie budynku i program instytucji.

Aby rozszerzyć tradycyjne pojęcie angażowania społeczności, ZKU stworzyło proces decyzyjny, który zapewnił zaangażowanie długoterminowego partnera ZKU: lokalnych pszczół miodnych. Projekt BeeDAO badał potencjał wspólnego podejmowania decyzji i współdziałania.

Podczas budowy nad starym budynkiem położono nowy dach. Społeczności z powrotem mogą działać pod dachem, a teraz dodatkowo jeszcze na nim. Przestrzeń dachu między innymi gości program Przyszłość, zawierający wątki współczesne i lokalne. Ta faza transformacji nazywana jest Kosmodromem

Wspólnoty – w tej poszerzonej przestrzeni ludzkie i nie-ludzkie głosy spotykają się, aby odkrywać kosmos dóbr wspólnych.

Kosmodrom Wspólnoty będzie zajmować się kwestiami ekologicznej i sprawiedliwej transformacji, demokracją włączającą strony ludzkie i nieludzkie oraz sztuką i kulturą jako katalizatorami tworzenia nowych społeczności.

→ Infrastruktura instytucji kultury może być przestrzenią zmian, platformą transformacji i trampoliną dla inicjatyw i społeczności, jeśli instytucja jest strukturalnie dostępna i koncepcyjnie włączająca.

→ Sztuka i kultura mogą tworzyć modele dla ekologicznych i sprawiedliwych przemian: mogą pomóc zrozumieć złożoność adaptacji do zmian klimatu, mogą pokazać sposoby tworzenia sprawiedliwych społeczności i mogą zapewnić nietechnokratyczne, zakotwiczone w codzienności poglądy na planowanie i rozwój miast.

→ Jeśli nie chcemy w kółko popełniać tych samych błędów, musimy bardziej całościowo podchodzić do wyzwań, słuchając i dając głos stronom innym niż ludzie.

→ Artyści są całkiem dobrzy w tworzeniu nowych perspektyw i nieszablonowych pomysłów wykraczających poza to, co znane.

→ Przyjaciele są ważni: Cohabit Moabit – koło ludzkich i nieludzkich przyjaciół jako edukacja polityczna i rozszerzenie idei „członkostwa”.

→ Mniej znaczy więcej: produkuj mniej, ale komunikuj się lepiej.

→ Mniej znaczy więcej: większa gęstość programowania na mniejszej przestrzeni (minimalna infrastruktura z dobrze zaplanowanym dostępem może prowadzić do ekstremalnie zróżnicowanego programu).

→ Więcej znaczy więcej: Mniej plus mniej = więcej!

Scena Miejska, wydarzenie muzyczne, fot. archiwum ZK/U

Społeczności miejskie i wiejskie razem na przyszłej łodzi mobilności

Citizenship – statek dla społeczności i środek transportu bez paliw kopalnych. Na przełomie czerwca i lipca 2022 r. Centrum Sztuki i Urbanistyki (ZK/U) dosłownie podniosło dach swojej siedziby w Berlinie, a następnie popłynęło nim na 15. edycję festiwalu documenta do oddalonego o 500 km Kassel – podróż była możliwa tylko dzięki energii ludzkiej i energii słonecznej! Podczas ok. 40 punktów postojowych na trasie załoga i miejscowi mieli wiele okazji, aby podzielić się wiedzą, planami ratowania planety i wziąć udział w szeregu wydarzeń towarzyszących. Prototyp był innowacyjnym projektem, który wykazał możliwość zrównoważonej mobilności kierowanej przez społeczność. Dach ZK/U przekształcony w statek symbolizował nie tylko kreatywne ponowne wykorzystanie materiałów, ale także sprzyjał zaangażowaniu społeczności i współpracy. Podróż pozwoliła na wartościowe interakcje między załogą a mieszkańcami w różnych punktach postojowych, podkreślając potencjał inicjatyw artystycznych i kulturalnych w zakresie szerokich kwestii społecznych i środowiskowych. Sukces tego prototypu polega na jego zdolności do łączenia ekspresji artystycznej z praktycznym zrównoważonym rozwojem, torując drogę dla przyszłych projektów, które priorytetowo traktują zarówno zaangażowanie społeczności, jak i odpowiedzialność ekologiczną.

CitizenShip, wodowanie, 2022, fot. Martina Pozzan
CitizenShip, rejs młodzieżowy, 2022, fot. Martina Pozzan

Scena Miejska – otwarta scena w parku publicznym

Otwarta scena i prototyp architektury w parku publicznym. Stworzone w procesie oddolnego programowania instytucji. Przestrzeń dla eksperymentów artystycznych, projektów sąsiedzkich, wydarzeń o niskich potrzebach organizacyjnych oraz dom dla pszczół, nietoperzy i roślin. Tymczasowa architektura w parku publicznym stała się laboratorium przyszłej wizji możliwych funkcji dachu ZK/U. Aby otworzyć proces transformacji dla przyszłych użytkowników, ZK/U zainstalowało pomniejszoną wersję planowanego tarasu dachowego na dziedzińcu przed budynkiem – model ten został nazwany BauSchilderung (Wyjaśnieniem Konstrukcji). Wykonany z kontenerów i rusztowań oraz wyposażony w sprzęt eventowy, był „maszyną” rozwijającą program, produkującą nowe lokalne formaty, oferującą różnorodne warsztaty poświęcone przemianom, goszczącą projekty licznych partnerów. W przeciwieństwie do wizualizacji inwestorskich, które wykorzystują wyidealizowane fotomontaże, aby ukryć czasem trudną rzeczywistość, BauSchilderung jasno nakreślił obraz przyszłości w oparciu o namacalne wydarzenia.

Minimalistyczna infrastruktura, jeśli jest starannie zaprojektowana i zaprogramowana, może stać się przestrzenią testowania różnorodnych działań. Prototyp Scena Miejska, będąc pomniejszoną wersją przyszłego tarasu na dachu ZK/U, z powodzeniem przekształcił park w dynamiczną przestrzeń działań artystycznych i społecznych. Dzięki niemu proces zmian zachodzący w sąsiedztwie ZK/U stał się widoczny, transparentny i dostępny dla wszystkich. Sukces prototypu pokazuje zdolność tego rodzaju działań do wspierania kultury partycypacji, w której przyszli użytkownicy aktywnie angażują się w kształtowanie przebudowy przestrzeni wspólnej.

Po demontażu prototypu wszystkie materiały zostały wykorzystane do budowy Sceny Miejskiej na dachu ZK/U. Program zrealizowany w latach 2021–2024 stanowi podstawę nowych formatów działania Wspólnotowego Kosmodromu, których start zaplanowano na jesień 2025.

Scena Miejska, koncert Apsilon & Friends. fot. Kollektiv Untergang
Scena Miejska, fot. archiwum ZK/U
Scena Miejska, spotkanie społeczności, fot. Kollektiv Untergang

BeeDAO – Demokracja międzygatunkowa i dzielenie się bogactwem

BeeDAO to organizacja osób ludzkich i nieludzkich, która pozwala na demokrację międzygatunkową, dzielenie się środkami i tworzenie wiedzy. BeeDAO to także cyfrowa, autonomiczna organizacja Web3 prowadzona przez pszczoły i ludzi. Jej celem jest zabezpieczenie i poprawa dobrostanu pszczół na całym świecie. Pszczoły i ludzie mogą dołączyć do sieci, stając się beholders (gra słów, oznacza zarówno „doświadczający”, jak i „pszczoła-właściciel kryptowalut”). Mogą zapylać delegatów reprezentujących ich interesy. Mogą składać propozycje mające na celu poprawę życia pszczół. Mogą zbierać się na regularnych zgromadzeniach i podejmować decyzje dotyczące ich relacji międzygatunkowych. Zasadniczo BeeDAO aspiruje do bycia prototypem podejmowania decyzji i dystrybucji środków z pozycji mniej skoncentrowanej na człowieku – bierze pod uwagę potrzeby istot innych niż ludzie w ekosystemach i nakreśla ścieżkę dla ludzi, aby stali się bardziej wiarygodnymi partnerami, jeśli chodzi o praktykowanie sprawiedliwości międzygatunkowej.

BeeDAO reprezentowało przełomowe podejście do współpracy międzygatunkowej i demokratycznego podejmowania decyzji. Poprzez ustanowienie cyfrowej, autonomicznej organizacji Web3 zarządzanej zarówno przez pszczoły, jak i ludzi, prototyp ten miał na celu zabezpieczenie i poprawę dobrobytu pszczół na całym świecie. Sukces BeeDAO leży w innowacyjnych strukturach sprawiedliwości międzygatunkowej, które pozwoliły ludzkim i nie-ludzkim stronom uczestniczyć w procesach decyzyjnych i dystrybucji środków. Inicjatywa ta nie tylko zapewniła model zrównoważonego rozwoju ekologicznego, ale także podkreśliła znaczenie uwzględnienia potrzeb istot innych niż ludzie w zarządzaniu ekosystemem. Osiągnięcia BeeDAO podkreślają potencjał sztuki i instytucji kulturalnych w tworzeniu bardziej inkluzywnych i sprawiedliwych systemów.

BeeDAO, prezentacja w Kassel, 2022, fot. Victoria Tomaschko
BeeDAO, prezentacja w Kassel, 2022, fot. Victoria Tomaschko

BIOTOP, plakat do projektu realizowanego przez ZK/U, 2023

Zespół kuratorski

MATTHIAS EINHOFF

Artysta, kurator, mediator, który bada możliwości sztuki w zakresie przekształcania relacji społecznych i przestrzennych. Jest współzałożycielem i dyrektorem artystycznym

ZK/U – Centrum Sztuki i Urbanistyki. Prowadzi i rozwija programy, projekty i struktury organizacyjne na styku globalnych dyskursów i lokalnych praktyk.

MIODRAG KUČ

Urbanista i scenograf, pracujący na przecięciu pedagogiki miejskiej, planowania strategicznego i edukacji politycznej poprzez praktyki teatralne. Jest współdyrektorem wydziału krytycznych studiów miejskich

ZK/U (ZEDucation) i pracuje w niepewnych warunkach z różnymi społecznościami lokalnymi.

Wszystkie prototypy są opracowywane przez zespół ZK/U, w tym różnorodnych i wieloletnich współpracowników ZK/U (artystów, sąsiadów, przyjaciół instytucji). Nasza praca byłaby niemożliwa bez ogromnej pomocy stażystów, stypendystów i artystów na rezydencjach w ZK/U.

Prototypy są punktem wyjścia do dalszych iteracji, adaptacji i nowych dyskursów kulturowych, które wykraczają daleko poza obszar ZK/U.

Wszystkie prototypy zostały stworzone i wdrożone przez zespół ZK/U.

Po więcej informacji o programie prototypów i zaangażowanych osobach zachęcamy do odwiedzania następujących stron: Prototyp 1: https://citizenship.zku-berlin.org/ Prototyp 2: https://www.zku-berlin.org/projects/ construction-explained-urban-stage/ Prototyp 3: https://beedao.zku-berlin.org/

Łąka kwietna, ASP Katowice, fot. Michał Jędrzejowski

Ćwiczenia z (dys)komfortu to szereg działań, które podjęliśmy wokół kampusu Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach i kilku okolicznych ulic. Staraliśmy się lepiej poznać najbliższe sąsiedztwo – zarówno przestrzeń, jak i jej użytkowników. Chcieliśmy dowiedzieć się, kto w zasadzie przebywa w tej okolicy i jakie ma potrzeby, a w dalszej kolejności: jak okolica wpływa na dobrostan jej użytkowników i na ile instytucja taka jak nasza, może ją kształtować. Szybko zorientowaliśmy się, że przestrzeń ta to nie tylko miejsce spotkań osób studiujących i wykładowców. Bywają tu sąsiadki i sąsiedzi, dzieci z okolicy, osoby z innej uczelni zlokalizowanej nieopodal, pacjenci i pacjentki pobliskich szpitali i ich najbliżsi, a także osoby spacerujące z psami. Przestrzeń wokół uczelni wypełniona jest również dźwiękami prób orkiestry policyjnej i brzęczeniem dzikich zapylaczy, korzystających z niedawno wysianej tu łąki kwietnej. ASP w Katowicach umiejscowiona jest w śródmieściu, nie jest to jednak ścisłe centrum. Ulice, przy których zlokalizowane są budynki akademii, nie są również ulicami przelotowymi, dlatego przestrzeń wokół nich ma swój charakterystyczny katalog użytkowników. Niewielu tu przypadkowych przechodniów. To przestrzeń, do której trzeba się wybrać specjalnie.

Wyszliśmy z założenia, że w pokomfortocenie, kluczowe staje się budowanie mikrospołeczności, skupionych wokół wspólnych aktywności, doświadczeń, a przede wszystkim wokół przestrzeni. Ta wspólnota miejsca i interesów może być doskonałym i naturalnym pretekstem do świadomego dzielenia się wiedzą, czasem i zasobami. W trakcie dotychczasowych działań nie wprowadziliśmy wielkich zmian i systemowych rozwiązań. Zmieniliśmy za to perspektywę patrzenia na przestrzeń, która nas otacza i na społeczność. Rozważyliśmy, co możemy zrobić korzystając z posiadanych zasobów. Skupiliśmy się na działaniach, które mogą przywrócić nam i społeczności, która wokół akademii funkcjonuje, poczucie sensu, adekwatności, sprawczości i dać motywację do dbania o siebie i innych, ale też powody do dumy czy zadowolenia. Ćwiczenia ujawniły możliwości, które służą nam i sąsiedztwu oraz wpływają na nasz dobrostan, pomimo dyskomfortu wynikającego ze współdzielenia czy uwzględniania potrzeb innych osób – sąsiedztwo przecież nie zawsze jest łatwe.

Słowem-kluczem był dla nas dobrostan, w tym szczególnie dobrostan psychiczny. Pracując w środowisku młodych dorosłych z niepokojem obserwujemy rosnące poczucie lęku, zobojętnienie i osłabienie kreatywności, a wskutek tego również problemy w relacjach społecznych.

Badania przeprowadzone na zlecenie uczelni ujawniły niepokojące statystyki, które dotyczą problemów w zakresie potrzeb psychologicznych. Potwierdzają to również dane ogólnopolskie.

Jesteśmy przekonani, że otoczenie, w którym spędzamy tak wiele czasu, wpływa na dobrostan. Może nam sprzyjać, dodawać otuchy, motywować, wyciszać, inspirować i budować odporność. Środowisko powinno nam umożliwiać spełnienie, satysfakcję i realizację potrzeb. Dzięki takiej perspektywie uświadomiliśmy sobie, że w naszych działaniach powinniśmy łączyć to, co osobiste i to, co wynika z relacji z innymi, z relacji ze społecznością.

Fajrant, ASP Katowice, 2024, fot. Michał Jędrzejowski

Warsztaty Czułe spacerowanie z urbanistą Łukaszem Haratem i aktywistą miejskim Witoldem Szwedkowskim, 2023, fot. M. Jędrzejowski

Jakie prowadziliśmy działania?

Założyliśmy, że warto się przyjrzeć możliwościom i zaproponować działania łączące trzy perspektywy: perspektywę „ja”, „społeczność ASP” i „sąsiedztwo” z poszanowaniem wszystkich uczestników. Przeprowadziliśmy rekonesans potencjału okolicy i miejsc, gdzie czujemy się dobrze, poznaliśmy naturalnych sprzymierzeńców i potencjalnych partnerów. Nie była to analiza „gabinetowa”, podjęliśmy aktywne i włączające działania, na które złożyły się:

BADANIA I ZBIERANIE INFORMACJI

→ spotkanie warsztatowe z Magdaleną Świerczek z Urzędu Miasta Katowice, dotyczące analizy urbanistycznej obszaru ul. Raciborskiej, → analiza obszaru ASP, obejmująca takie aspekty, jak: zieleń, własność, natężenie ruchu, struktura obecnych usług i instytucji, historia budynków, potrzeby mieszkańców i strefy konfliktu oraz wyzwania, jakie stawia okolica. Analizy przygotowane zostały przez osoby studiujące w Pracowni Projektowania Społecznego na Wydziale Projektowym akademii, → ankieta online Za co lubię okolicę. Ankieta została udostępniona osobom studiującym w Akademii Sztuk Pięknych oraz Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach (którego jeden z wydziałów zlokalizowany jest w sąsiedztwie). Z wyników ankiety wynikało, że osoby studiujące nie znajdują w okolicy miejsca,

w którym mogłyby swobodnie odpocząć między zajęciami, a okolica nie jest atrakcyjna pod względem różnorodności i dostępności usług oraz wizerunkowo, → ankieta o stanie zdrowia psychofizycznego osób pracujących i studiujących w akademii. Wyniki ankiety potwierdziły obawy dotyczące deficytów dobrostanu psychicznego, zwłaszcza wśród osób studiujących.

WYKŁADY, SPOTKANIA Z EKSPERTAMI, DZIELENIE SIĘ WIEDZĄ

→ spotkanie z Matthiasem Einhoffem, podczas którego ustaliliśmy kluczową wartość projektu tj.: działanie z szacunkiem skierowanym do sąsiedztwa, bez roszczenia sobie praw do narzucania rozwiązań. Rozmawialiśmy o „uruchamianiu” pozytywnych zachowań i o konieczności zapewnienia ciągłości naszych działań, → spacer historyczny po ulicy Raciborskiej ze specjalistką, historyczką sztuki, prof. Irmą Koziną, która przybliżyła rozwój przestrzenny okolicy, jej historię oraz najważniejsze obiekty i ich kulturowe i społeczne znaczenie, → spotkanie z Joanną Erbel, w formie otwartego wykładu online pt. Miejskie protopie – jak projektować przestrzeń, która przybliża lepszą przyszłość. Wykład poruszał tematykę projektowania przestrzeni, za pomocą małych łatwych do zrealizowania interwencji.

→ wykład Kariny Leksy pt. Młodzi dorośli XXI w. – pokolenie wielu szans czy psychospołecznego wypalenia? Podczas wykładu nakreślono portret młodego pokolenia i podjęto próbę odpowiedzi na pytanie: czy można mówić o pokoleniu „wypalonych” i w jaki sposób zapobiegać temu zjawisku?

WARSZTATY I WSPÓLNE AKTYWNOŚCI

→ warsztaty Czułe spacerowanie z urbanistą Łukaszem Haratem i aktywistą miejskim Witoldem Szwedkowskim, dotyczące poznania najbliższej okolicy. Niekonwencjonalne warsztaty wykorzystywały percepcję wielozmysłową i pozwoliły na mapowanie przestrzeni i jej potencjału.

→ warsztaty Mapping Wellbeing: An Exploration of the Academy of Fine Arts and Design in Katowice, poprowadzone przez kuratorki Curatorial Collective for Public Art, Berlin Lianne Mol, Yael Sherill. W trakcie intensywnego tygodnia uczestnicy opracowali kognitywne mapy przestrzeni kampusu. Najważniejszą konkluzją spotkania była myśl, że nie czeka nas rewolucja, tylko zmiana postrzegania tego, co już mamy. W trakcie warsztatów udało się także zorganizować spotkanie kulinarne, podczas którego wspólnie przygotowaliśmy kluski śląskie.

→ warsztaty z architektem Piotrem Bujasem: Projektowanie formuły projektowania. Research by design w praktyce

inkluzywnych praktyk miejskich. Podczas tego warsztatu zastanawialiśmy się wspólnie nad efektywnymi metodami definiowania i prototypowania wielofunkcyjnych przestrzeni wspólnych.

→ warsztaty w Pokoju gościnnym ASP. Spotkanie z osobami sąsiedzkimi miało na celu identyfikację przestrzeni ważnych dla mieszkańców okolicy. Rozpoznanie kanałów komunikacji między ASP i sąsiadami oraz zainicjowanie przestrzeni gościnnej – miejsca sprzyjającego poznawaniu się i wspólnym inicjatywom.

→ studencka inicjatywa Mapping Wellbeing była kontynuacją warsztatów pod tym samym tytułem. Osoby studiujące przeprowadziły badania kampusu uczelni w poszukiwaniu nieoczywistych lub niezagospodarowanych dotąd miejsc, które odpowiadają na różnorodne potrzeby przebywających tu osób.

PARTNERSTWA I WSPÓŁPRACA

→ spotkania z sąsiadującymi instytucjami i ich przedstawicielami: w tym m.in. Kolejami śląskimi, Katowickim Centrum Onkologii, Uniwersytetem Ekonomicznym oraz Naczelnikiem Komendy Wojewódzkiej Policji, które miały na celu nawiązanie relacji, poinformowanie o projekcie i zaproszenie do współpracy.

Warsztaty wellbeing Kluska Śląska, 2023, fot. Michał Jędrzejowski.
Fajrant, ASP Katowice, 2024, fot. Michał Jędrzejowski
Galeria na słupach, fot. Michał Jędrzejowski

Jakie znaleźliśmy odpowiedzi?

Research, spotkania i warsztaty ujawniły wartości, o jakie chcieliśmy zadbać w czasie realizacji projektu. Ubraliśmy je w hasła:

→ dostępnie, dostosowanie przekazu i oferty

→ nie tylko dla siebie, z myślą o sąsiadach

→ rozsądnie, bez zbędnego inwestowania

→ widzialnie, małe zmiany (protopia)

→ kreatywnie, duma z działania

→ z otwartością, zmiana perspektywy

→ bliżej natury

→ poprzez współdziałanie

→ zaraźliwie, z zaangażowaniem

Te wartości zawarte w hasłach przyświecały nam w trakcie projektowania i realizacji naszych uczelnianych prototypów, które były kolejnym ważnym etapem projektu. Zrealizowaliśmy kilkanaście akcji, spotkań, przedsięwzięć, z których wnioski po zweryfikowaniu rezultatów okazały się proste i pozwoliły przekuć hasła w swego rodzaju manifest:

1. Nie musimy robić rewolucji. Wystarczy, że zmienimy optykę zanim zaczniemy planować duże zmiany i zastanowimy się, co najmniejszego możemy zrobić, korzystając z posiadanych zasobów. Czasem wystarczy inaczej nazwać dane miejsce, by nabrało nowej funkcji, zasygnalizować inne użycie, zaprosić do uczestnictwa, a przede wszystkim, dać pole do działania innym. Korzystaliśmy z tego, co już mieliśmy, kreatywnie gospodarując materiałami i przestrzenią tak, by zaspokoić często sprzeczne potrzeby.

Przykłady: – pokój gościnny. – stół spotkań z materiałów z odzysku.

2. Możemy dzielić się wiedzą i czerpać od siebie nawzajem.

Otwarte dla społeczności i sąsiadów spotkania, spacery tematyczne, warsztaty oraz wykłady mogą generować zasoby wiedzy dla nas i innych. Pomagają budować partnerstwa w najbliższej okolicy, które dają poczucie spełnienia i zadowolenia każdej ze stron.

Przykłady: – spacer historyczny ulicą Raciborską, – spacer ornitologiczny.

3. Czas bez aktywności jest wartościowy. Oprócz proponowania kolejnych wydarzeń, które zapełnią nasze kalendarze, zapewnią ruch w sieci, a w konsekwencji będą

sprzyjać syndromowi FOMO – staramy się rozbudowywać przestrzenie pozwalające na oddech, umożliwiające odpoczynek czy krótki relaks, czas na zebranie myśli.

Przykłady: – mapping wellbeing, czyli poszukiwanie nieoczywistych, przyjaznych przestrzeni, – rozwieszanie hamaków, udostępnienie siedzisk, koców piknikowych i krzeseł na terenie kampusu.

4. Działania wespół są wzmacniające. Siła współuczestnictwa i współodpowiedzialności jest zaraźliwa, a zaangażowanie daje poczucie zadowolenia i sprawczości. Wespół można nie tylko pracować, ale i świętować, dlatego zaczęliśmy celebrować ważne dla nas momenty, otwierając się na sąsiadów. Wspólnotowość to też dostępność na poziomie komunikacji: zaproszenia czy informacji o tym, jak i kiedy korzystać z przestrzeni.

Przykłady: – wspólne szycie poduch do hamaków, – świętowanie wystawy końcoworocznej z oprowadzaniem dla gości, – wspólne wyszywanie patchworkowej kotary do Pokoju Gościnnego.

5. Chcemy się angażować, gdy chodzi o coś ważnego.

Zaangażowanie musi mieć swój cel. Aktywności sprzyjają nie tylko ważne idee światowe, ale też problemy lokalne. Działaniami, które cieszyły się zaangażowaniem społeczności okazały się szczególnie te na rzecz bioróżnorodności, jak sianie łąki, planowanie nasadzeń, ale również spacery przyrodnicze jako pretekst do dobrych spotkań i wspólnych działań.

Przykłady: – nabór do projektów studenckich.

6. Ważne, żeby być na widoku. Założyliśmy, że działania podjęte w trosce o dobrostan mogą nas doprowadzić do projektów i koncepcji „budzących” czy inspirujących oraz nakierowanych na budowanie relacji międzyludzkich, ale i międzygatunkowych. Mogą też być powodem do dumy czy zadowolenia i zmieniać postrzeganie miejsca. Ślady obecności artystycznej czy projektowej wpływają na tożsamość przestrzeni i czynią je oswojonymi, a zatem czynią je „miejscem”, są też dowodem wpływu i sprawczości oraz zachętą do materializacji działań.

Przykłady: – galeria na słupach, – wystawa prac studenckich w przestrzeni ul. Raciborskiej.

Archiwum Raciborska, fot. Michał Jędrzejowski
Warsztaty wellbeing. ASP Katowice, 2023, fot. Michał Jędrzejowski
Warsztaty wellbeing. ASP Katowice, 2023, fot. Michał Jędrzejowski

Całość naszych działań prowadzimy w formie projektu i jednocześnie prototypu „Biuro Szczęścia”, które skupia i koordynuje działania i dba o komunikację między ASP i sąsiadami. W ramach działań Biura Szczęścia zorganizowaliśmy serię wydarzeń wspierających lokalne inicjatywy mieszkańców i osób studiujących. Niektóre z naszych inicjatyw ułatwiają spotkania z innymi, aktywność, wymianę, odpoczynek, skłaniają do uważności, inne zachęcają do działania, umożliwiają poczucie bycia u siebie, oznaczają miejsca, gdzie możemy poczuć zapachy, usłyszeć dźwięki lub ciszę. Prototyp to też znaki w przestrzeni, interwencje w spiętych i bezosobowych przestrzeniach prowokujące do nowego spojrzenia i nazwania tego, czego nie zauważyliśmy do tej pory. Biuro Szczęścia nie jest komórką organizacyjną ASP, jest zespołem projektowym, kolektywem inicjującym wiele różnorodnych działań. Biorąc za przykład CCPA (The Curatorial Collective for Public Art) z Berlina, występujemy w roli kuratora wydarzeń, który inicjuje i wspiera, pozostawiając swobodę realizacji wydarzeń zainteresowanym. W ramach prac Biura Szczęścia zwiększyliśmy również dostępność uczelni w kontekście komunikacji i oferty, zorganizowaliśmy także spotkania integrujące o różnej skali.

Nasz wieloelementowy prototyp skupia działania zorientowane w trzech kierunkach:

→ Na spokojnie – to te pozwalające na oddech, umożliwiające odpoczynek czy krótki relaks, czas na zebranie myśli.

→ Na widoku – są działaniami manifestującymi naszą obecność i możliwości, wzmacniającymi poczucie sprawczości poprzez interwencje artystyczne i projektowe, pozostawiającymi ślad w okolicy.

→ Razem – to te, które nas integrują w działaniu lub świętowaniu, stwarzają pretekst do budowania wspólnoty, dodają otuchy w realizacji zadań zbyt trudnych dla jednego.

Wdrożenie

Widoczny wpływ projektu i działań Biura Szczęścia przejawia się również w tym, jak postrzegamy naszą rolę jako instytucji publicznej w pokomfortocenie, zarówno w zakresie dostępności, jak i wpływu na otoczenie i dobrostan społeczności rozumianej znacznie szerzej niż dotychczas.

Biuro Szczęścia to również odpowiedź na potrzebę ciągłości działań i odpowiedzialności za podjęte inicjatywy. Niektóre z działań już rezonują, zarówno w samej akademii, jak i w sąsiedztwie. Szczere zaangażowanie osób studiujących zachęciło uczelnię do uwzględnienia ich przedsięwzięć w planach na kolejne lata. Testujemy onboarding studentów, będziemy kontynuować święto zakończenia roku akademickiego jako święto okolicy, chcemy kontynuować open call dla inicjatyw studenckich i warsztaty z sąsiadami. Czeka nas jeszcze ewaluacja działań wśród osób studiujących, kadry i sąsiadów. Projekt realnie zmienił postrzeganie miejsca, w którym spędzamy tak wiele czasu, pozwolił na rozpoznanie naszych możliwości i zasobów, umożliwił nowe alianse, czasem zupełnie nieoczywiste.

Otwarcie na sąsiadów (schemat)

JUSTYNA KUCHARCZYK Projektantka, prowadzi Pracownię Projektowania Społecznego na kierunku Wzornictwo ASP w Katowicach. Jej zainteresowania i aktywność zawodowa koncentrują się na projektowaniu systemów informacji wizualnej. Współprowadzi biuro projektowe TUKEJ. Realizowała: projekt Międzynarodowego Portu Lotniczego w Pyrzowicach, NOSPR w Katowicach, Parku Śląskiego, budynków ASP w Katowicach, Domu Urodzenia Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli, MCK w Krakowie czy systemu informacji dla Związku Transportu Miejskiego w Katowicach. Bierze czynny udział w konferencjach, prowadzi warsztaty i szkolenia. W projektowaniu interesuje ją definiowanie potrzeb i odpowiadanie na wyzwania metodami projektowymi. Obecnie pełni funkcję prorektory ds. badań i współpracy.

JUSTYNA MĘDRALA Artystka wizualna, menadżerka kultury, edukatorka. Adiunktka na Wydziale Artystycznym w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. W pracy artystycznej zajmuje się rysunkiem, rzeźbą i instalacją. W 2018 r. uzyskała stopień doktora sztuk pięknych (ASP, Kraków). W latach 2013–2018 odbywała środowiskowe studia doktoranckie (ASP, Kraków). W 2013 ukończyła studia magisterskie w Katedrze fotografii i intermediów na Wydziale Grafiki (ASP, Kraków). Absolwentka Liceum Plastycznego im. Józefa Kluzy w Krakowie.

SZYMON KOBYLARZ Artysta sztuk wizualnych, malarz, twórca instalacji oraz rzeźb i obiektów, czasem kurator wystaw. Absolwent ASP w Katowicach, adiunkt w Pracowni Malarstwa III. W swojej twórczości eksploruje obrzeża nauki, twierdzenia pseudonaukowe oraz technologie DIY. Interesują go narracje spiskowe i ich wpływ na postrzeganie obiektywnej rzeczywistości. Obserwując środowiska prepperskie śledzi przejawy tradycyjnych męskich postaw w militarnych aspektach współczesnych praktyk hobbystycznych. Współtworzy interdyscyplinarny kolektyw O.W.L, którego celem jest fuzja sztuk wizualnych, dźwięku i idei. Kurator wystawy „Zajawka. Śląski hip-hop 1993–2003” zrealizowanej w 2019 roku w Muzeum Śląskim w Katowicach.

KINGA PAWLIK

Projektantka wzornictwa przemysłowego oraz wnętrz. Ukończyła z wyróżnieniem Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach na kierunku Wzornictwo, Krakowską Szkołę Artystyczną na kierunku projektowanie wnętrz oraz Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie na kierunku Zarządzanie projektami Innowacyjnymi. W pracy projektowej kieruje się szeroko rozumianą dostępnością oraz kwestiami społecznymi. Od 2018 roku związana jest z kierunkiem Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie jako asystentka w Pracowni Projektowania Produktu wspiera działania badawcze i dydaktyczne oraz indywidualnie prowadzi zajęcia z zakresu kontekstów technologicznych.

WALDEK WĘGRZYN

Projektant informacji, zajmuje się przedstawianiem złożonych treści w klarowny sposób. Asystent w Pracowni informacji wizualnej Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, projektant informacji i interfejsów użytkownika w Studio NAND w Berlinie. W interdyscyplinarnym zespole Medialabu Katowice współtworzył projekty dotyczące różnych aspektów rozwoju miasta takie jak Kultura (w) danych i Apetyt na Radykalną Zmianę. Interesuje się łączeniem doświadczeń projektowych z obszarów druku i mediów cyfrowych.

JULIANNA ZYCH-LUTY

Projektantka, asystentka w Pracowni Projektowania Społecznego na Wydziale Projektowym ASP w Katowicach. Stypendystka programu ERASMUS na francuskiej uczelni École Supérieure d'Art et Design de Saint-Étienne. Obecnie współpracuje z EDISONDĄ – biurem badawczo-projektowym oferującym doradztwo w zakresie wytwarzania i wdrażania innowacyjnych usług i produktów cyfrowych. Działa również w obszarze projektowania usług w oparciu o stosowanie metod projektowych nastawionych na diagnozowanie potrzeb użytkowników. Współpracowała z biurem projektowym TUKEJ przy projektowaniu i wdrażaniu systemów informacji wizualnej, między innymi dla Kampusu MORASKO Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Dworca kolejowego i autobusowego w Cieszynie.

Zespół kuratorski

dr Szymon Kobylarz, dr hab. Justyna Kucharczyk, dr Justyna Mędrala, mgr Kinga Pawlik, mgr Waldemar Węgrzyn, mgr Julianna Zych-Luty.

Współtwórcy

Marta Jagoda Błaszczak, Dagmara Szmal, Paweł Solski (Piękna Karma), Monika Starowicz, Filip Ciślak, Paweł Szeibel, Małgorzata Rozenau, Stowarzyszenie Parowozownia, Komenda Wojewódzka Policji, Piotr Pawełek, Wioletta Januszewska (Malinova Atelier), Rafał Palowski (Lesovik), Kinga Kosmalska, Katarzyna Popławska, Wiktoria Huzar, Barbara Wachowicz

Osoby studiujące

Marta Kowalska, Julia Gorajek, Zuzanna, Sekta, Pola Janiszewska, Denys Demchenko, Karolina Zielińska, Szymon Łabuś, Patrycja Małek koło naukowe Koszary Grafiki, Koło naukowe Malarstwa – Medium, studentki i studenci 2. r. Malarstwa (Agata Gromada, Aleksandra Skrzypek, Aleksandra Żmuda, Barbara Wachowicz, Dominik Jerzak, Dominika Nowak, Oliwier Nagrodzki, Julianna Młódzik, Kamila Januła, Karolina Stawarz, Karolina Zaborowska, Magdalena Jędrzejczak, Magdalena Panek, Maria Sałka, Maria Teska, Marta Jagoda-Błaszczak, Marta Kołodziej, Miłosz Laksa, Radosław Chorab, Sylwia Marciszewska, Weronika Kędra, Wiktoria Pieńkowska), Ziemowit Jarecki, Urszula Osolińska, Julia Bugajska, Aleksandra Sacha, Julia Kutz, Kajetan Srokosz, Weronika Najduch, Zuzanna Goj, Karolina Stawarz, Agnieszka Krawczyk, Kinga Kosmalska, Julia Kraska

Koproducenci wiedzy Lianne Mol i Yael Sherill – Curatorial Collective for Public Art, Irma Kozina, Magdalena Świerczek, Piotr Bujas, Karina Leksy, Joanna Erbel, Łukasz Harat, Witold Szwedkowski, Krzysztof Kokoszka, Zofia Kusztal

Odrodzenie gleby, warsztat z ręcznego wytwarzania bloczków z ziemi ubijanej i budowa Glebaka, 2024, fot. Agata Kalinowska

Odrodzenie gleby / Soil Rebirth

Raport Wrocław

BWA Wrocław

Galerie Sztuki Współczesnej

2022–2024

Świat, który istnieje pod naszymi stopami, wytwarza zaskakującą różnorodność życia, które rozgrywa się w niezrozumiałej dla nas skali. Drepczemy codziennie po tych tajemniczych krainach, najczęściej obojętni wobec stopnia ich skomplikowania. Świat ten jest tak potężny, że nie ma języka, który mógłby go opisać. Znamy bohaterów, lecz nie myślimy o nich w kategorii kultury, którą tworzą.

Badamy upadłe imperia, spekulujemy o życiu poza naszą planetą, lecz wciąż niewiele wiemy o życiu, które mamy tuż obok i jego inteligencji.

W projekcie Odrodzenie gleby / Soil Rebirth koncentrujemy się na glebie jako żywej istocie w środowisku miejskim i wzywamy do stworzenia kompleksowej polityki zapewniającej jej prawa. Celem tych działań jest zmiana postrzegania przestrzeni miasta i dostrzeżenie tego, co kryje się pod jego betonową warstwą. Ten niezbadany do końca świat nazywamy krajobrazem glebowym (soilscape). Wyobrażamy sobie miejską, organiczną infrastrukturę glebową, składającą się z pojedynczych punktów (uwolnionych ekosystemów) i łączników (wydeptów pomiędzy ekosystemami). Żywa materia pod powierzchnią, rdzeń tego układu, wydobywana jest na światło dzienne poprzez procesy rozszczelniania i rozmiękczania miasta, na różnych tego poziomach. Procesom tym towarzyszą rytuały opieki pielęgnujące życie, które toczy się w środowisku gleby.

Podjęty temat jest wynikiem współpracy pomiędzy BWA Wrocław i grupą projektową Centrala, którą rozpoczęliśmy w 2021 roku. Poznaliśmy się podczas badań artystycznych i projektowych poświęconych Wrocławskim Polom Irygacyjnym. Jest to nieczynna już oczyszczalnia ścieków, stworzona w XIX w. na potrzebę rozwijającego się miasta. Przez ponad sto lat czyściła ścieki w warunkach glebowych, zasilając tak powstałym kompostem okoliczne uprawy. Dziś jest to wysychająca mozaika łąk i mokradeł, będąca przedmiotem zainteresowania wielu środowisk oraz – zgodnie z zapowiedzią prezydenta Wrocławia, Jacka Sutryka – przyszły rezerwat.

Inspiracją dla naszych działań był jeden ze scenariuszy, który Centrala przygotowała w ramach projektu Pole Regeneracji. Był wyrazem idei miasta, które w swoich granicach domyka metaboliczne cykle i wyznacza miejsce na procesy, które są niezbędne dla jego zrównoważonego trwania. Odnosił się on również do wątku skażonej, miejskiej gleby i potrzeby wypracowania praktyk jej regeneracji oraz tworzenia miejsc dla miejskich, naturalnych nawozów.

Spotkaliśmy się ponownie, by rozwinąć te wątki, a efektem naszej współpracy jest szkic polityki glebowej dla miast na przykładzie Wrocławia.

Odrodzenie gleby, Glebobranie, Ryneczek Jemiołowa, Wrocław, 2024, fot. Agata Kalinowska

Jakie prowadziliśmy działania?

Przez większość czasu pracowaliśmy w dystansie fizycznym i jedynie korespondowaliśmy o naszych tropach i odkryciach. Zaplanowaliśmy jednak trzy sesje: dwie we Wrocławiu i jedną w Berlinie. Wśród naszych zainteresowań z tego początkowego okresu znalazł się wątek tzw. nocnej gleby, czyli nawozu powstałego z ludzkich odchodów. Przykłady takich praktyk znaleźliśmy w wielu kulturach. W Europie praktykowano to jeszcze w XX wieku. Wiedza ta pozwoliła nam popchnąć naszą wyobraźnię w stronę idei miasta metabolicznego, akceptującego brudne procesy oraz zaprojektowanego tak, by zamieniać w obrębie swoich granic odpady w zasoby.

Podczas pierwszej wizyty studyjnej we Wrocławiu skoncentrowaliśmy się na obiegu tzw. odpadów zielonych, powstałych w wyniku wycinek oraz prac porządkowych i pielęgnacyjnych w miejskich parkach oraz ogrodach. Tak trafiliśmy na Janówek, do miejskiej Kompostowni Odpadów Zielonych. Tam, w wyniku rozpadu organicznej materii – kory, liści, gałęzi, korzeni, powstaje miejski kompost. Jest to proces powolny, wspierany ścisłymi procedurami i ciężkim sprzętem. W jego efekcie każdy z mieszkańców, dla wzmocnienia gleby w swoim ogrodzie, może otrzymać darmowy przydział humusu. Liczony jest on tu w tonach. Z usługi tej coraz częściej korzystają również organizacje publiczne, w tym Zarząd Zieleni Miejskiej.

Z perspektywy czasu należy ocenić, że wizyta ta była kamieniem milowym naszego procesu i przeniosła nas z fazy

Odrodzenie gleby, warsztat z ręcznego wytwarzania bloczków z ziemi ubijanej i budowa Glebaka, 2024, fot. Agata Kalinowska

spekulacji do tworzenia realnych postulatów miejskiej polityki glebowej. Oparliśmy ją o istniejącą, choć raczej szerzej nieznaną, produkcję miejskiego kompostu i zaczęliśmy dostrzegać jej strzępki w oddolnych aktywnościach miejskich związanych z kompostowaniem na własny użytek, praktykami opieki czy uwalnianiem miejskiej ziemi spod betonowej powłoki. Jak bardzo działania te są popularne, mieliśmy dowiedzieć się w Berlinie, gdzie odwiedziliśmy m.in. Prinzessinnengarten – ekosystem, do którego wprowadził nas Boris Joens, artysta i maître-composteur (z francuskiego: mistrz kompostu). Zaśmiecony plac, jakich w mieście wiele, został uprzątnięty i rozbetonowany, a następnie – decyzją i pracą kolektywu – zamieniony na publiczny ogród z roślinnością synantropijną i warzywami, a także kompostownikami rozmaitych rodzajów. W tym otoczeniu rozmawialiśmy o posthumusie, Donnie Haraway oraz krajobrazie dźwiękowym gleby.

Tych inspirujących rozmów – ze specjalistami, urzędnikami, ale też twórcami było w naszym procesie naprawdę sporo. Cenną perspektywę do projektu wniosła dr Berit Fischer, transdyscyplinarna badaczka i artystka, która we Wrocławiu konsultowała nasz pierwszy szkic polityki glebowej. Razem z Berit rozwinęłyśmy kilka tropów związanych z międzygatunkowym sanatorium, w którym gleba pełni funkcję jednej z kuracjuszek.

Pod koniec zaplanowanego procesu nasze zainteresowania zaczęły na powrót dryfować w różnych kierunkach. Centrala rozwijała swoje zainteresowania w stronę martwej materii organicznej (detrytus) w kontekście architektury i urbanistyki. Przyjrzenie się glebie w stanie lotnym, niesionej wiatrem, pozwala proponować im nowy typ fasady. Przygotowane na proces naturalnej sukcesji faktury pod wpływem pogodowania (reagowania na warunki atmosferyczne) nabrałyby chropowatości, by detrytus akumulować. Z czasem ściany gościłyby wykwity porostów, narosty mszaków, naloty alg. Taka biopatyna może nadawać architekturze wartość przez ozdobność naturalnych procesów, traktowanych jako ornament.

Mnie pociągnął temat czarnych ziem we Wrocławiu i okolicach oraz początki rolnictwa biodynamicznego. Równo sto lat temu, w czerwcu 1924 roku w nieodległym majątku Koberwitz (dzisiejsze Kobierzyce) Rudolf Steiner wygłosił serię wykładów poświęconych regeneracji gleby. Okoliczności te opisałam w tekście zatytułowanym Dżungla, po której chodzisz, opublikowanym w magazynie „Format”. Tekst ten rozwija wątki miejskiego metabolizmu oraz zmysłowych doznań gleby: z wykorzystaniem słuchu, dotyku oraz zapachu. Nasz projekt dodatkowo przedstawiłam na wystąpieniu w ramach Berlin Science Week.

Odrodzenie gleby, warsztat z ręcznego wytwarzania bloczków z ziemi ubijanej i budowa Glebaka, 2024, fot. Agata Kalinowska

Odrodzenie gleby, Glebobranie, 2024, fot. Agata Kalinowska

Pierwsza publiczna prezentacja projektu Soil Rebirth odbyła się w styczniu 2024 roku przed publicznością złożoną z uczniów zajęć etyki Szkoły Podstawowej nr 3 we Wrocławiu. Byłyśmy ciekawe, jakie relacje z glebą zawiązuje młode pokolenie. Prezentowałyśmy wtedy próbki ziem oraz ich zapach, przygotowany przez Monikę Opiekę, artystkę olfaktoryczną. Niedługo potem grupa Centrala i Jan Dowgiałło przygotowali projekt Glebaka, czyli dystrybutora miejskiej gleby, jako pars pro toto opracowanej przez nas miejskiej polityki glebowej. Prototypem nie jest bowiem sam obiekt, lecz obiekt w relacji do systemu, złożonego z wielu elementów na siebie oddziaływujących.

Jakie znaleźliśmy odpowiedzi?

Miejski krajobraz glebowy wyobrażamy sobie jako uwolnione spod betonu ekosystemy. Połączone są one ze sobą systemem wydeptów i przedeptów (z języka angielskiego desire paths – „ścieżki pożądania”), które działają jak żyły, zapewniając otwarty kanał dla komunikacji międzygatunkowej. Służą jako sieć retencji wody i ułatwiają wymianę składników odżywczych. Te mikroekosystemy mogą być wykorzystywane przez dżdżownice, chrząszcze naziemne, skoczogonki. Ścieżki pożądania zapewniają również ludzkim mieszkańcom miast możliwość fizycznego, ponownego połączenia się z glebą, na przykład poprzez chodzenie boso. Chcemy zmienić hierarchę poruszania się w mieście – z samochodów na ruch pieszych i tym samym podkreślić, że chodzenie może być główną miejską aktywnością.

Ten wyobrażony krajobraz glebowy wspierany jest przez system miejskich praktyk i usług. Tworzą go: Sanatoria Humusu, Compost Mama, Glebaki, Miejsca Odzyskiwania Ziemi Doniczkowej i Centra Opieki nad Glebą.

→ Sanatoria Humusu działają jako tymczasowe przechowalnie ziemi podczas jej tranzytu między ekosystemami i, co najważniejsze, utrzymują jej żyzność. Jest to metoda przeszczepiania ziemi, zarządzana na poziomie miejskim dla dużych, publicznych i prywatnych prac ziemnych, np. przy budowie domów czy elementów miejskiej infrastruktury (kanalizacja, drogi, itd.).

→ Compost Mama to lokalni praktycy i praktyczki kompostowania, z jęz. francuskiego maître-composteur, którzy – na poziomie lokalnych społeczności – zbierają organiczne odpady i przekształcają je w kompost. Pracują poza miejskim systemem kompostowania i oferują sąsiedzkie usługi z korzyścią dla środowiska. W tej roli widzimy osoby, które – podobnie jak mieszkanki mojego osiedla, Henryka Wrońska i Janina Karwacka – praktykują kompostowanie od dekad i mają doświadczenie we wspieraniu

Odrodzenie gleby, Glebobranie, na pierwszym planie po lewej Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis z grupy projektowej Centrala, 2024, fot. Agata Kalinowska

lokalnych siedlisk. Compost Mama mogą prowadzić glebaria –miejsca tworzenia się gleby liściowej, liściówki.

→ Glebaki, czyli dystrybutory ziemi zlokalizowane są w różnych punktach w całym mieście i zapewniają dostęp do kompostu z obiektów komunalnych: Kompostowni Odpadów Zielonych czy Sanatoriów Humusu.

→ Miejsca Odzyskiwania Ziemi Doniczkowej to pojemniki znajdujące się na cmentarzach, przeznaczone do szybkiego usuwania ziemi po roślinach doniczkowych pozostałych po ważnych wydarzeniach i uroczystościach. Ziemia ta może być przetwarzana na miejscu, aby służyć roślinności powszechnie występującej na cmentarzach.

→ Centra Opieki nad Glebą zapewniają program publiczny dla mieszkańców oraz miejsca dla praktyk obywatelskich i składają się na nie ogrody edukacyjne i społecznościowe. Testowane są tu różne protokoły uzdrawiania gleby przy użyciu metodologii i wiedzy uzyskanej od teoretyków i praktyków działających w Polsce i za granicą. W tym miejscu mogą być również organizowane szkolenia dla Compost Mama. Centra Opieki nad Glebą składają się z różnych praktyk zbiorowej opieki. Procesy te, angażujące lokalną społeczność, mogą trwać od kilku dni do tygodni, miesięcy, a nawet lat.

Prototyp – rezultaty

Zdecydowaliśmy się na fizyczną realizację glebaka, czyli dystrybutora ziemi. Założyliśmy jednak na początku, że jest to pars pro toto całego systemu. Oznacza to, że przystąpiliśmy do prototypowania jednego elementu, ale opowiadając w jakiej pozostaje relacji wobec całości. Został on zaprojektowany jako skrzynia ze sklejki z systemem odwadniającym na okoliczność deszczy, umożliwiającym ponowne wykorzystanie wody tzw. herbatki kompostowej, np. do podlewania innych roślin. Objętość glebaka pozwala na wypełnienie go toną ziemi. Do jej wybierania służy łopata, na tyle długa, by sięgać dna, ale na tyle nieporęczna, by nie została skradziona. W kieszeni glebaka znajdują się papierowe worki do transportowania ziemi, a na jego kołnierzu instrukcja obsługi oraz odezwa: „ziemia wspólnym dobrem, nie towarem”. Zewnętrzną osłonę glebaka tworzą w naszym prototypie ścianki złożone z cegiełek wykonanych w technice ziemi ubijanej. Powstały one podczas warsztatu, który poprowadził Jan Dowgiałło. Jego uczestnicy, w bezpośrednim doświadczeniu, poznali podstawy tej starożytnej technologii oraz pomagali w wypracowaniu formuły, pozwalającej na uzyskanie odpowiedniej formy cegiełki. Obserwujemy ich zadziwiającą trwałość oraz reakcję materiału na warunki atmosferyczne.

Ziemia, którą udostępniamy mieszkańcom, ma swoją biografię. To czarna ziemia, która pochodzi z wrocławskiego Jagodna. Otrzymaliśmy ją bezpłatnie od właściciela domu postawionego na przekształconym polu rolnym. Dół wykopany pod fundamenty zmienił się w pokaźny pagórek, z którego odjęliśmy część i połączyliśmy w odpowiednich proporcjach z piaskiem i miejskim kompostem. Nad ostateczną formułą pracowali ogrodnicy z wrocławskiej firmy Ledum (Aneta Dziedzic i Kamil Doliński). Oni też wykonali większą część fizycznej pracy nad przygotowaniem mieszanki.

Prace nad realizacją glebaka oraz przygotowaniem ziemi do dystrybucji prowadziliśmy na Ryneczku Jemiołowa, znajdującym się na wrocławskich Gajowicach. Jest to osiedlowy targ, który w weekendy wypełniony jest straganami spółdzielni Krótka Droga, oferującej lokalne produkty. Jest to miejsce ze zjawiskową atmosferą, którą podkręca zarządca Ryneczku, Mariusz Sybilla. Targ jest również miejscem artystycznych interwencji. W czerwcu 2024 r. odbyła się tam pierwsza edycja festiwalu Bazar Bizarre, w którym wzięło udział wielu twórców zainspirowanych ideą kompostowania lub pragnących odpowiedzieć twórczo na atmosferę panującą w tym miejscu.

Glebak znajduje się w otoczeniu kompostowników, uzupełnianych przez warzywa i owoce z targu. Nad ich kondycją czuwa Mariusz Sybilla, który wprowadził do naszego słownika

Odrodzenie gleby, warsztat z ręcznego wytwarzania bloczków z ziemi ubijanej i budowa Glebaka, 2024, fot. Agata Kalinowska

pojęcie maître-composteur. Wiele konstruktywnych uwag przyjęliśmy również od osób związanych z Ryneczkiem: Moniki

Onyszkiewicz oraz dr Marty Czaplickiej, która planuje przebadać przygotowaną przez nas mieszankę. W jej polu zainteresowań jest również miejski kompost i jego zanieczyszczenie, które odnotowaliśmy w bezpośrednim doświadczeniu.

Wdrożenie

Obserwujemy rekacje osób na glebak oraz performatykę przygotowanej przez nas usługi. Jesteśmy też w trakcie rozmów z partnerami odnośnie jej przyszłości. Wypełnienie glebaka ziemią wymagało od nas fizycznego nakładu pracy i staraliśmy się nie obierać drogi na skróty. Pomogło to nam odczuć skalę przedsięwzięcia. Prezentację glebaka połączyliśmy ze spotkaniem towarzyskim na Ryneczku, pt. Glebobranie, w trakcie którego zaprezentowaliśmy nasze propozycje odnośnie miejskiego krajobrazu glebowego. Zebraliśmy też rady dotyczące kolejnych glebaków – np. stworzenia osłony, by górna warstwa gleby nie była eksponowana na promieniowanie UV oraz by nie podlegała skorupieniu. Centrala proponuje uzupełnić projekt o rolowaną słomiankę, przepuszczającą deszcz i pełniącą funkcję ruchomego „sciółkowania”.

Odrodzenie gleby, warsztat z ręcznego wytwarzania bloczków z ziemi ubijanej i budowa Glebaka, 2024, fot. Agata Kalinowska

CENTRALA

Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis, tworzą projekty pod hasłem „Amplifikacja natury” oparte na badaniach relacji pomiędzy architekturą i procesami przyrodniczymi. Architektura jest dla nich przepływem, nie tylko statyczną formą; a grawitacja, cyrkulacja wody, zjawiska atmosferyczne czy astronomiczne –jej budulcem. W architekturze łączącej intymną, ludzką skalę ze skalą planety widzą narzędzie, które pomaga dostroić się do rytmu otaczającego nas świata, wzmacniać nasze poczucie łączności z naturą, otwierać na doświadczanie jej zanikających cyklów, kierować uwagę na związek mikrozdarzeń z przemianami zachodzącymi w skali Ziemi. CENTRALA wygrała konkurs FUTUWAWA. Jak będziemy mieszkać w Warszawie przyszłości (2021). Duet prezentował swoje projekty na Biennale Architektury w Wenecji (2018, 2023), London Design Biennale (2021), Triennale Architektury w Lizbonie (2022), Gwangju Biennale (2023). Od 2017 roku współpracuje z Charkowską Szkołą Architektury. centrala.net.pl/

BWA WROCŁAW GALERIE SZTUKI

WSPÓŁCZESNEJ

BWA Wrocław to cztery przestrzenie połączone programem prezentującym sztukę i dizajn w ich nowych, czasem zaskakujących przejawach. Pokazy, wystawy, akcje i publikacje BWA Wrocław dotyczą styku współczesnej praktyki wizualnej oraz nowych idei społecznych i politycznych. Nasze galerie to BWA Wrocław Główny, Dizajn, Studio oraz SIC!. Wydawaliśmy także magazyn BIURO – o sztuce, kulturze i nowych przemyśleniach. bwa.wroc.pl/

KATARZYNA ROJ

Zastępczyni dyrektora ds. programu, promocji i edukacji; p.o. kuratorki galerii Dizajn BWA Wrocław. Kuratorka, redaktorka i autorka wielu tekstów o kulturze materialnej. Prowadzi program galerii Dizajn, w którym koncentruje się na upowszechnianiu zagadnień związanych z projektowaniem spekulatywnym, odpornością, nadkonsumpcją oraz wykorzystaniem narzędzi projektowych w procesach adaptacji do zmiany klimatu. Obecnie prowadzi w galerii długofalowy projekt Żyjnia, czyli przestrzeń społeczną i edukacyjną galerii, która w czasie wolnym od zajęć programowych pełni funkcję miejskiego sanatorium oraz Kulturę Regeneracji – spotkania, spacery, podcast –poświęconą w dużej mierze Wrocławskim Polom Irygacyjnym.

JOANNA SOKALSKA

Specjalistka ds. koordynacji i realizacji projektów w BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej. Ma wieloletnie doświadczenie jako producentka wystaw i wydarzeń towarzyszących, zrealizowała liczne wystawy indywidualne i zbiorowe o zasięgu krajowym i międzynarodowym.

JAN DOWGIAŁŁO

Architekt, współzałożyciel pracowni architektury zrównoważonej mech. build. Projektant form małych i dużych, stałych i tymczasowych. Wykładowca akademicki i budowniczy DIY. Specjalista w dziedzinie prototypowania miejskiego, projektowania regeneratywnego oraz wykorzystania w architekturze lokalnych, naturalnych i upcyklingowych materiałów oraz ekologicznych i energooszczędnych technologii. Projektant wielu budynków z materiałów naturalnych, instalacji i interwencji przestrzennych oraz projektów miejskich opartych o partycypację społeczną Pracuje w duchu zrównoważonego rozwoju, dbając o połączenie potrzeby jednostek, lokalnych społeczności i środowiska. Współautor Poradnika Inwestora z zakresu budownictwa naturalnego, współtwórca akcji #architekcidlaklimatu. Audytor dla potrzeb Nagrody Architektonicznej Prezydenta m.st. Warszawy w kategorii kryteriów ekologicznych. Ekspert w Miejskiej Komisji UrbanistyczoArchitektonicznej i w Fundacji Pracownia Zmiany (w dziedzinie urbanistyki inkluzywnej i regeneratywnej). mech.build/

DR BERIT FISCHER

Artystka, kuratorka, badaczka, pisarka i redaktorka. Jej zainteresowania badawcze obejmują doświadczalne kształtowanie wiedzy, zaangażowanie obywatelskie, praktyki somatyczne i słuchowe, feministyczne i ekologiczne pedagogiki oraz krytyczne praktyki przestrzenne. Jej praktyka często rozwija się w formach afektywnego spotkania i relacyjnego uczenia się, które dąży do aktywizacji sprawczości i aktywnej mikropolityki, tworzenia przestrzeni dla krytycznego podnoszenia świadomości i zaangażowania. W 2016 r. założyła Radical Empathy Lab, nomadyczne laboratorium badawcze zajmujące się tworzeniem wiedzy społeczno-ekologicznej. Jest kuratorką i założycielką programu nauczania (Re-)Gaining Ecological Futures na Floating University w Berlinie (loating-berlin.org/programmes/ re-gaining-ecological-futures/) oraz współzałożycielką International Forum for EcoEmbodied Arts (ifeea.earth/). beritfischer.org

Zespół projektu

Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis (Centrala), Katarzyna Roj, Joanna Sokalska (BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej)

Współpraca

Berenika Nikodemska i Joanna Glinkowska (BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej)

Osoby, środowiska i instytucje zaangażowane w realizację działań Zarząd Zieleni Miejskiej we Wrocławiu, Kompostownia Odpadów Zielonych (Ekosystem sp. z o.o.), Małgorzata Piszczek, Aleksandra Zienkiewicz, Katarzyna Wysocka (Urząd Miejski Wrocławia, Wydział Klimatu i Energii, Departament Strategii i Zrównoważonego Rozwoju), Floating University Berlin, Prinzessinnengarten Kollektiv Berlin, Atelier Fanelsa, Water Integrity Network Berlin, Thomas Güthler, Paul Scraton, dr Berit Fischer, Muzeum Przyrodnicze i Ogród Botaniczny we Wrocławiu, Stowarzyszenie Architektury Krajobrazu, Berlin Science Week, Szkoła Podstawowa nr 3 we Wrocławiu, dr Łukasz Wojciechowski, Departament Strategii i Zrównoważonego Rozwoju (Urząd Miejski Wrocławia), Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji we Wrocławiu, Wojciech Grąbczewski (Szkółka Runów), Jan Dowgiałło, Mariusz Sybilla, Bazar Bizarre, Monika Onyszkiewicz, Fundacja Ekorozwoju, dr Marta Czaplicka, Jan Sadowski, Aneta Dziedzic i Kamil Doliński (Ledum).

Projekt Glebaka Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis (Centrala), Jan Dowgiałło

Zapach szczęścia ze śląskich hałd

Geosmina to łacińskie określenie oznaczające zapach ziemi.

Od lat kompozycje oparte na syntetycznej geosminie, cieszą się powodzeniem wśród entuzjastów zapachów dziwnych. Ludzie mają do niego szczególną skłonność – tak lubiane przez dzieci błoto i grzebanie w glebie pozytywnie wpływają na samopoczucie właśnie z powodu zapachu. W ramach Laboratorium badań nad szczęściem

Monika Opieka, antropolożka i artystka olfaktoryczna, opracowała na bazie prawdziwej śląskiej gleby dwa zapachy szczęścia.

Monika Opieka tworzy unikatowe kompozycje z naturalnych składników, organizuje warsztaty, jest wolontariuszką w hospicjach i na oddziałach paliatywnych, gdzie prowadzi aromaterapię. Ale także współpracuje z artystkami i artystami, komponuje zapachy na historyczne wystawy, ponieważ w nierównym starciu z immersyjnymi pop-wystawami instytucje publiczne wpadają wreszcie na pomysł wielozmysłowych ekspozycji, które są w stanie przyciągnąć publiczność. Zmysł węchu okazuje się tym najbardziej niedocenionym i jednocześnie przebodźcowanym – krajobraz zapachowy kształtują nie tylko przemysł i miasta, ale także wielkie korporacje. Powszechnie lubiane orzeźwiające cytrusy i smaczne gourmandy są wszędzie, ale jak mówi artystka – niestety przede wszystkim w wersji syntetycznej, dokrojonej do statystyk sprzedaży. To czuć, skoro sklepy zachęcają do wejścia zapachowymi odpowiednikami muzaka, na perfumowych forach niesłabnącym wzięciem cieszą się zapachy o atomowej projekcji, z tzw. ogonem. Przez to zbiorkom, biuro i ulica stają się przestrzenią do zderzeń wszystkich aromatycznych trendów naraz. Nawet środki czystości sprzedają się lepiej, gdy obiecują, że pachną wiatrem, słońcem, poranną rosą i krzakiem bzu; nawet świeże pranie wydaje nam się podejrzane, jeżeli nie czuć w nim zapachu aromatyzowanego płynu. Oczywiście, najlepiej o zapachu czystego prania.

Sporo zmieniła pandemia COVID-19 – z jednej strony, przypomniała o niewidzialnym dla oczu i nosa zagrożeniu, które unosi się w powietrzu, z drugiej, zamknęła ludzi w domach i zagroziła utratą węchu. Dlatego po zniesieniu obostrzeń pojawiła się skłonność do poszukiwania zapachów natury – świeżych, drzewnych, mokrych, ozonowych, niemal medytacyjnych. Wielkie marki na to odpowiedziały niemal od razu, wypuszczając na rynek całą gamę produktów, ale jak zauważa Monika, ekologiczne w nich jest głównie opakowanie, ewentualnie drewniany korek z recyklingu. Bo biznes jest biznesem, a zawartość nadal jest czystym syntetykiem. Niszą w niszy są właśnie osoby takie jak Monika Opieka, które komponują zapachy oparte na naturalnych składnikach – głównie dla osób znudzonych zapachowym mainstreamem. Zdarzają się rozczarowania – jak w wypadku próby odtworzenia hipermodnego zapachu słodkiej kawy z mlekiem, ale więcej jest wzruszeń i zaskoczeń, jak niby znajome rzeczy pachną naprawdę. Ze zleceniami na inspirowane historią zapachy jest jeszcze trudniej – po przejrzeniu masy źródeł historycznych i zdobyciu składników należy jeszcze wykuratorować i wygładzić zapach tak, aby był akceptowalny dla współczesnych nosów. Nie można ich stale dyfuzować, odbiorcom i odbiorczyniom trzeba zapewnić moment oddechu. Ale znów, odbiór jest niepewny – być

może dlatego Monika mówi o zapachach jako o „obcowaniu z duchami”. Niby decydują geny, kultura, przyzwyczajenia, ale i totalnie subiektywna mapa skojarzeń i sugestii, dzięki czemu niewinne kakao staje się traumatycznym wspomnieniem z przedszkola, a świeża sosna – nieodżałowaną kostką do WC. Ale też dlatego hałda może stać się zapachem szczęścia, bo w nim Monika chce opowiedzieć swoją śląską historię. Niewiele tu miejsca dla subiektywnych skojarzeń, ale tak ma być.

Monika mówi o zapachach jako o „obcowaniu z duchami”. Niby decydują geny, kultura, przyzwyczajenia, ale i totalnie subiektywna mapa skojarzeń i sugestii, dzięki czemu niewinne kakao staje się traumatycznym wspomnieniem z przedszkola, a świeża sosna – kostką do WC.

Wśród najczęściej wyszukiwanych w internecie woni tryumfy święci jednak zapach śmierci, ponieważ ci, którzy mieli szczęście nigdy się z nim nie zetknąć, poszukują odpowiedzi na pytanie – jak właściwie ona pachnie. Monika mając doświadczenie pracy w hospicjach mówi, że bardzo delikatnie i nawet przyjemnie, jeżeli oddzielimy ją od procesów rozkładu. Internetowi znawcy tematu mówią „jeżeli go poczujesz, będziesz wiedział co to jest”; inni cierpliwie rozkładają ten zapach na nuty – dusznej, organicznej słodyczy rozkładu, odoru gazów gnilnych i fekaliów, infekcji intymnej i soku spod organicznych śmieci w gigantycznym stężeniu. Ktoś inny powie, że śmierć mu pachnie jak Malört – legendarnie paskudny trunek z Chicago1, którego dziwaczny smak i zapach skutecznie wywodził na manowce policję w czasach prohibicji. Miał być zbyt paskudny, aby ktokolwiek mógł czerpać z niego hedonistyczną przyjemność. Amatorów jednak nie brakowało. Teraz to lokalna atrakcja, która stała się modnym barowym rytuałem przejścia. Dlatego podobno smakuje i pachnie jak „czysta presja rówieśnicza”, czyli z pewnością niczym przyjemnym. Jednak obeznani na co dzień ze zwłokami piszą zdawkowo – śmierć pachnie jak mieszanka putrescyny, kadaweryny i indolu. Idzie się przyzwyczaić, jeżeli jest się twardzielem. Dla nowicjuszy jest słoiczek maści kamforowej, ewentualnie maska ochronna i kilka kropel olejku goździkowego pod każdym

z nozdrzy. Kwestia wprawy, gorsze są opary formaliny i fakt, że w kiepsko wentylowanych pomieszczeniach trupi smród niechętnie opuszcza ubrania. Ten podobno da się zamaskować odpalonym cygarem – czyli wybrać zapach bardziej akceptowalny dla żyjących. Przynajmniej do czasu.

Gdyby Jean Baurdillard dostał miły prezent w postaci zapachu geosminy, z pewnością powiedziałby „tak, to właśnie jest symulakrum”. Niby ziemia tak bliska naturalnej, ale totalnie pozbawiona kluczowego w niej życia.

Dla odważnych jeden ze sklepów oferuje kawaderynę na sprzedaż. Jak pisze producent, ostrożnie z tym, ale przy odrobinie fantazji i minimalnym stężeniu można z tego ukręcić intrygującą, cielesną kompozycję. Mniej odważnym sama nuta białej lilii już kojarzy się z pogrzebem, choć swoich amatorów i amatorki ma przecież Funeral Home, wyprodukowany przez jedną z niszowych marek. W swojej bibliotece zapachów mają też zapach Zombie (dla niej i dla niego – oba z nutami mchu, grzybów i gleby), ale też kociego futerka i całkiem nowo narodzonego bobasa. Dla koneserów, obok prawdziwych paczul z hippie obozowiska, znajdą się całkiem znane perfumy, które łączą zapach bzu z nutami taśmy pakowej lub gorącego żelaza na ziarnach kakaowca. To raczej nie powinno dziwić w świecie, w którym popularną ciekawostką jest fakt, że psie łapy czasem pachną maślanym popcornem, a od lat składnikiem perfum są wymiociny wieloryba i wydzieliny z gruczołów ssaków. Ale ostatnio już niemal wyłącznie w wersji naturalnych lub syntetycznych zamienników, na szczęście dla wielorybów, cywet i bobrów. Swoją porcję szczęścia mają także dżdżownice i inni mieszkańcy gleby, bo powodzeniem wśród entuzjastów zapachów dziwnych od lat cieszą się kompozycje oparte na geosminie syntetycznej. Zamknięty w buteleczkach zapach mokrej, żyznej gleby wydaje się małą żyłą złota dla producentów – Dirt, Wet garden czy Earthworm są chwalone za realistyczne odwzorowanie swoich nazw. Niekoniecznie jednak nadają się do zapiętego na ostatni guzik biura, bo sugerują, że właśnie wróciło się z prac w ogrodzie, nosząc na sobie zapach geosminy, do którego ludzie mają szczególną skłonność2. Być może właśnie ewolucyjnie zakorzenioną. Tyle, że cały wic (a właściwie naukowe

wyjaśnienie fenomenu) tkwi w tym, że tak lubiane przez dzieci błoto i grzebanie w glebie mają sens, skoro mogą wpływać pozytywnie na samopoczucie niedzielnych ogrodników – dzięki naturalnym procesom mikrobiologicznym zachodzącym przy obecności ziemnych żyjątek3. Zapach w tym przypadku to sprawa drugorzędna. I wygląda na to, że gdyby Jean Baurdillard dostał kiedykolwiek miły prezent w postaci zapachu geosminy, z pewnością powiedziałby „tak, to właśnie jest symulakrum”. Niby ziemia tak bliska naturalnej, ale jak totalnie pozbawiona kluczowego w niej życia.

Chciałoby się powiedzieć, że jeśli chodzi o zapachy, to wiele zmieniło się od schyłku średniowiecza, kiedy część historyczek i historyków widzi początek europejskiego perfumiarstwa – zapachy już nie służą maskowaniu przykrych woni i odpędzaniu zarazy. Wówczas wierzono, że ten, kto poczuje zapach śmierci, najpewniej sam niebawem umrze, dlatego w sakiewki i kadzielnice upychano aromatyczne zioła i żywicę, a miasta zalecano oczyszczać i okadzać, obsadzać wonnymi gajami i krzewami. Postulaty nasadzeń i korytarzy powietrznych wracają, tak jak i zapachowa magia sympatyczna – jak mówi Monika, ubierając się w cytrusy chcemy podkreślić swoją witalność i zdrowie, zapachy słodkości pomagają na zły humor, żywiczne i ciepłe aromaty tworzą bąbel sensualnej tajemnicy. Perfumy reklamuje się poprzez skojarzenia z seksem, władzą i pożądaniem, które z pewnością przyciągniemy, kupując jedną z buteleczek. Na popularnych forach perfumiarskich kwitną krótkie formy pisarskie, w których pojawiają się przede wszystkim personifikacje zapachów – tajemnicze kobiety w czerni i różach, owocowe podlotki, wykrawaceni szefowie świata w zapachach metropolitalnych, zbyt upiżmowione seniorki i szyprowi dziadziusiowie. Monika trochę się z tego śmieje, nazywając te wysiłki filmem kostiumowym. Sama woli nieco inne sposoby opowieści o zapachach, odległe od oczywistych marketingowych skojarzeń i stereotypów – sama stawia na autentyczność i historie osobiste. Kilkadziesiąt rodzajów synestezji, które – jak się okazuje – budzą się właśnie w kontakcie z ekstraktami i tynkturami, przez co zapachy się słyszy, czuje nie tylko w nosie i pod palcami, ale w całym ciele. Wywołują nawet zupełnie podświadome reakcje, jak w wypadku jej syna, który wąchając jeden z zapachów stworzonych przez mamę powiedział: „to jest coś bardzo interesującego, pięknego i przerażającego, ale nie dawaj mi tego już nigdy więcej wąchać". A to akurat była butelka z jednym z jej zapachów śmierci.

W dniu, kiedy rozmawiam z Moniką Opieką, świat obchodzi Dzień Czystego Powietrza dla Niebieskiego Nieba. To dobry

moment na święto, ponieważ jest upalny początek września, który wciąż pachnie przedłużonym sierpniem. Polski odpowiednik tego dnia przypada na połowę listopada i zarazem początek sezonu grzewczego – być może ktoś przy jego ustanawianiu miał specyficzne poczucie humoru. Monika od kilku miesięcy pracuje nad zapachem szczęścia, czekając na to, aby wybrane przez nią molekuły wyleżakowały i nabrały odpowiedniej mocy. Nie będzie w nim ani cytrusów, ani aromatów słodkiego jedzenia, ani niczego, co ludziom po prostu kojarzy się z przyjemnymi zapachami.

Te szczęścia w butelce można dostać w każdej perfumerii. Natomiast inspiracją dla Moniki są pokopalniane hałdy – sztucznie usypane górki z Górnego Śląska, które lokalsi nazywają „śląskimi Alpami”. Jak mówi, hałda to smar, palony węgiel, dymy, ziemia tętniąca kilofami, ale też zioła i krzewy, które dały hałdzie nowe życie. Mówiąc szczerze, hałdy znam tylko ze zbiorów rokitnika Diany Lelonek i wideoinstalacji Laury Paweli, gdzie ze sztucznych gór rozciąga się widok godny Caspara Davida Friedricha. Na Śląsk, w poszukiwaniu nowego, lepszego życia przybył ojciec Moniki, który zapach hałd lubił. Lubi go także córka, chcąc w swoim zapachu szczęścia oddać to, z czego się składa – z wydartych Ziemi złóż, które przetworzone przez człowieka tworzą pagórki, które stopniowo odbiera dla siebie przyroda. Wraca na nie życie – oprócz zwierząt i roślin zaczynają je zaludniać okoliczni mieszkańcy. Na biwak, imprezę albo spacer – śladem hałd już zazielenionych, na plan filmu sci-fi i sesje zdjęciowe – na wciąż jeszcze księżycowe górki. Na jedną z nich – jak mówi Monika, tę „o delikatnym zapachu” – chce wybrać się z chętnymi na olfaktoryczną wycieczkę, w której od zapachu mniej będą ważne widok i stromość wzniesienia. Mimo wszystko, widoki z hałd są oszałamiające – dymiące kominy na horyzoncie, zarysy miejskiej zabudowy, tereny użytków rolnych i swawolny trzeci krajobraz. O tym właśnie krajobrazie, którego puszczone samopas hałdy są częścią, Gilles Clément w Manifeście trzeciego krajobrazu napisze – to „współdzielony fragment zbiorowej świadomości”. Nie Trzeci Świat, ale trzeci stan ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Spacery olfaktoryczne

z Moniką Opieką w ramach

Tygodnia

Szczęścia: 21.09.2024, g. 20:15–22:15 , Wieczorne olfaktorie

Katowice , miejsce: Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach, ul. Raciborska 50 22.09.2024, g. 11:00–12:30 , Zapachy Katowickiej

Hałdy: Zapachy Przeszłości i Teraźniejszości , miejsce: Hałda w Katowicach Murckach –zbiórka przy przedszkolu „Węgielek”, ul. Kołodzieja 89a

Aleksy Wójtowicz Krytyk i historyk sztuki, redaktor „Magazynu Szum”, researcher i okazjonalnie kurator.

Publikował m.in. w „Dwutygodniku”, „MiejMiejsce”, „Postmedium”, „Widoku” i oko.press. Zajmuje się głównie sztuką współczesną z perspektywy socjologicznej

i  visual culture , historią pola sztuki po 1989 roku w Polsce, związkami polityki i sztuki oraz tzw. zwrotem konserwatywnym.

Trudne rozstanie

Agata Sikora

Moralna podchwytliwość komfortu polega na jego dyskrecji.

Praca, energia, koszty ekologiczne, dzięki którym możemy się mościć w naszym wygodnym kokonie, ma – podobnie jak rzeźnie – mieścić się poza horyzontem naszej wyobraźni.

Choć wiele lat mieszkam w Anglii, wciąż się nie przyzwyczaiłam do tutejszych standardów cieplnych. Zalecenia, by niemowlęta spały w temperaturze „nie za niskiej i nie za wysokiej”, czyli między 16 a 20 stopni (jak ktokolwiek przeżywa niemowlęctwo w Afryce czy nawet na południu Europy?). Aspirująco zsunięte dachy samochodów w pierwsze cieplejsze dni, jakby odpowiednie stężenie kabrioletów mogło magicznie zmienić podlondyńskie Surrey w południową Francję. Dziewczyny w zwiewnych sukienkach i niedbale narzuconych ramoneskach w piątkowe jesienne noce. Dzieci z gołymi nogami i mokrymi włosami wychodzące z basenu w ponurą mżawkę listopadowego wieczoru. Dla mnie te parę stopni na plusie przy dużej wilgotności jest dużo trudniejsze do zniesienia niż suchy warszawski mróz. Pogodziłam się z faktem, że grzejemy mocniej niż nasi sąsiedzi. Uznałam, że z dążeniem do tutejszych standardów jest jak z aspiracją do brytyjskiego akcentu: nie czuję się zobowiązana. Aż przyszła zima 2022/2023. Przeprowadziliśmy się na większy metraż opatrzony popularną wśród londyńskich budynków klasyfikacją energooszczędności E. Ceny ogrzewania pogalopowały w górę, a obok „food banków” w szóstej gospodarce świata zaczęły powstawać „warm banki” – miejsca, gdzie ludzie, którzy nie mogą sobie pozwolić na porządne ogrzanie swoich domów, spędzą parę godzin we względnym komforcie. W tym czasie też relacja między ciepłem moich kaloryferów i lodowatością piwnic, w których chowali się Ukraińcy, stała się zbyt oczywista, zbyt dosłowna. Poza tym: przecież jesteśmy świadomi zmiany klimatycznej, już dawno powinniśmy to zrobić!

W kuchni na blacie pojawił się licznik pokazujący dzienne zużycie prądu i gazu (nie w abstrakcyjnych kilowatogodzinach, ale przyziemnych funtach). Zaopatrzyliśmy każdy pokój w oddzielny, sterowany apką termostat, a każdego członka rodziny w ciepłą piżamę i kapcie. Ograniczyliśmy używanie elektrycznego piekarnika, wymieniliśmy wszystkie żarówki. Nauczyliśmy się opatulać przed wejściem do wyziębionej kuchni, chodzić w swetrach, zamykać drzwi do pokojów.

Podjęliśmy zatem wysiłek wyjścia z naszej strefy komfortu… Ale czy rzeczywiście ją opuściliśmy?

Magia jednego skinienia

Samo wyrażenie „wyjść poza swoją strefę komfortu” jest lekko oksymoroniczne. Przecież prawdziwym przeciwieństwem życia w komforcie nie jest poczucie dyskomfortu, ale trauma, stan deprywacji, walka o przeżycie. Dobrowolne narażenie się na to, że będzie trochę mniej przyjemnie, tylko utwierdza nas w poczuciu kontroli (w razie czego zawsze możemy powrócić w nasze ciepłe

pielesze). „Wychodząc ze strefy komfortu”, nie wychodzimy poza przekonanie, że da się panować nad środowiskiem, które nas otacza, i bez wysiłku dopasowywać je do naszych potrzeb. Niełatwo się przyznać do tego, jak bardzo lubimy komfort: to takie gnuśne, zachowawcze, mieszczańskie. Ani przygodowe, ani sexy. A jednak lubię, jak jest mi ciepło w zimie i nie za gorąco w lecie. Lubię, gdy naczynia same myją się po naciśnięciu guzika, a podłoga sama odkurza przy wtórze cichego szumu automatycznego odkurzacza. Jeśli jadę spać na ziemi i gotować na ognisku, to z puchowym śpiworem w plecaku i świadomością, że to tylko wakacje, a w domu czeka na mnie ciepły prysznic. Czy zatem dobrowolne pożegnanie z komfortem jest w ogóle możliwe?

Domowy kokon

Na pozór powinno być prosto, bo przecież komfort to bardzo niedawny wynalazek. Ci na szczycie hierarchii społecznej zawsze mogli liczyć na miększe posłanie czy lepsze jedzenie, mogli oddawać się hedonistycznym przyjemnościom, a nawet pławić się luksusach, ale mało kto do niedawna mógł oczekiwać tego, co dziś w społeczeństwach Zachodu jest codziennością: ciepłej wody w kranie, pokonywania sześćdziesięciu kilometrów w godzinę, znieczulenia przy porodzie czy rwaniu zęba.

Zresztą arystokracja czy szlachta nie uznawała wygody i unikania bólu za ważne wartości, przynajmniej w teorii: po przodkach dziedziczyła etos wojowniczy, a swoje przywileje chciała widzieć jako zapłatę za gotowość do bronienia państwa i króla. Rozbuchana konsumpcja miała służyć przede wszystkim manifestacji statusu, nie trosce o osobistą wygodę. Skomplikowana etykieta za cel stawiała sobie przede wszystkim celebrowanie władzy, a nie zapewnienie komfortu jednostce. Zamki, pałace i rezydencje mogły być olbrzymie i bogato zdobione, ale często były bardzo zimne (na co jeszcze w XX wieku skarżyła się księżna Diana). Cielesność nie była traktowana w kategoriach intymności: życie władców, od jedzenia po rodzenie, miało toczyć się na oczach innych (przypomnijcie sobie rytuały ubierania Króla Słońce z „Pamiętników” Saint-Simona czy fakt, że w sypialni króla Marka i Izoldy spali jeszcze Tristan i karzeł).

Komfort zyskał autonomiczną wartość dopiero w kulturze mieszczańskiej w XIX wieku, wraz z wykształceniem się rozróżnienia na sferę publiczną i prywatną, oddzieleniem miejsca pracy i zamieszkania. Dla klas średnich dom miał być ostoją dającą schronienie przed światem zewnętrznym, królestwem tkliwych emocji celebrowanych w ramach nuklearnej rodziny, z dala od wzroku innych. To tu mężczyzna, strudzony przebywaniem we wrogiej sferze publicznej, miał regenerować się pod wpływem

ciepła uczuć żony i dzieci (istot zbyt uczuciowych i słabych, by mogły przebywać „na zewnątrz” bez opieki). Odpowiedzialnością kobiety była dbałość o „ognisko domowe”: połączenie stylowej i racjonalnej konsumpcji, dbałość o higienę i rodzinna intymność miały razem składać się na domowy komfort. Wiktoriańska wygoda miała charakter silnie genderowy: przestrzenie przeznaczone dla kobiet miały ułatwiać im dbałość o dom, te dla mężczyzn służyły beztroskiemu odpoczynkowi (pisze o tym Tomás Maldonado w artykule The Idea of Comfort, powołując się na książkę Johna Gloaga Victorian Comfort).

Komfort empatii

Gdyby to jednak tylko o styl chodziło, o te „słodkie” bibeloty, nieskończoną liczbę wyspecjalizowanych mebli (krzesło do czytania, krzesło do palenia, krzesło do sjesty itd.), o te plusze, „wartości rodzinne” i domowe ciepełko! Ale pojęcie komfortu sięga głębiej, do samego szpiku kulturowej wyobraźni.

Ostatnie dwa stulecia to czas niewyobrażalnego, utopijnego z punktu widzenia wcześniejszych epok postępu medycyny i higieny. Jeszcze w XIX wieku każda kobieta zdawała sobie sprawę, że ciąża i poród jest jak wyprawa na wojnę: wiedziała, że jest ryzyko, że umrze. Oczekiwana średnia długość życia od początku XIX wieku do dziś wzrosła ponad dwukrotnie (tu największe znaczenie ma olbrzymi spadek śmiertelności dzieci i niemowląt). Powojenny rozwój powszechnej opieki zdrowotnej w Europie zrodził przekonanie, że każda jednostka ma prawo liczyć na leczenie oparte na najbardziej aktualnej wiedzy medycznej. Jeśli dzięki rozwojowi technologicznemu ludzkość w XX wieku zyskała środki pozwalające na samozniszczenie, to jednocześnie po raz pierwszy dysponuje technologiami, wiedzą i zasobami, dzięki którym fantazja o długim życiu wolnym od ekstremalnego bólu mogła stać się „zdrowym rozsądkiem” zinternalizowanym przez miliony ludzi. Również przeze mnie i przez ciebie. Bo przecież większość z nas, którym mieszczański komfort nie został jeszcze odebrany, mimo pandemii i bliskości wojny, wciąż żywi to złudzenie. Oglądając medialne obrazy ukazujące ludzi w obliczu śmiertelnego zagrożenia (bombardowanie, trzęsienie ziemi, powódź), oburzamy się i „empatyzujemy”, ale nie mamy poczucia realnej wspólnoty losu. W istocie cały ten rytuał medialnie zapośredniczonego obcowania z realnością śmierci pełni funkcję różnicującą: upewnia nas, że to życie na krawędzi przeżycia nie jest nasze – jest obrazem albo relacją.

Mogę więc emocjonalnie reagować na to, że matki kładą dzieci zawinięte w szmaty na ziemi w podlaskim lesie albo bachmuckiej piwnicy. Mogę fantazjować sobie o tym, co czują.

Mogę wyobrażać sobie siebie na ich miejscu. Ale cała ta praca wyobraźni możliwa jest tylko dlatego, że WIEM, że w rzeczywistości mnie to nie dotyczy, bo przecież moje dzieci śpią pod kołderkami w sypialni, w której mogę ustawić temperaturę za pomocą aplikacji. Gdyby było inaczej, nie miałabym komfortu „wczuwania się” w zapośredniczone dramaty ludzi walczących o przetrwanie, tylko właśnie szukałabym najcieplejszych szmat.

Egzystencjalny skandal

Inna rzecz, że sam pomysł, że śmiertelność i ból nie są zwykłym aspektem codzienności, ale wielkim dramatem, składa się na tę mentalną watolinę komfortu. Bo jak często ty i ja mamy poczucie, że jesteśmy sami naprzeciw śmierci, tej dystrybuowanej losowo i tej będącej konsekwencją naszej nieostrożności czy głupoty?

Kiedy ostatnio miałaś świadomość, że grozi ci niebezpieczeństwo, z którym nie da się negocjować za pomocą sprofesjonalizowanych systemów (karetki, która właśnie jedzie na sygnale; ratowników, którzy cię szukają; możliwej do podjęcia terapii, która daje ci małe, ale jednak szanse)?

Uważam się za osobę rozsądną, zachowawczą, nieskłonną do ryzyka, a jednak co najmniej raz w życiu zdarzyło mi się zrobić rzecz godną Nagrody Darwina (nie wjeżdżajcie w górską dolinę z rwącą rzeką w czasie powodzi, gdy u wylotu widzicie ludzi układających worki z piaskiem, nawet jeśli to tylko 60 kilometrów!).

Gdy jeden z moich znajomych zginął porwany przez strumień (inne miejsce, inny czas), w pierwszej chwili pomyślałam, że miał pewną skłonność do chojrakowania. A potem: że przecież równie dobrze mogło być to zwykłe poślizgnięcie, mały błąd, nie dość dobra ocena sytuacji (czy taki mógłby być finał mojego przeskakiwania przez wezbrany polodowcowy strumień u szczytu wodospadu w Gruzji?).

Na logikę powinniśmy brać to na klatę: kiedy wychodzimy w góry, wypływamy w morze, przechodząc przez ulicę, musimy mieć świadomość, że prawdopodobieństwo śmierci czy kalectwa jest może niewielkie, ale jak najbardziej realne. Rwąca rzeka to rwąca rzeka; rozpędzone dwie tony to rozpędzone dwie tony. To, że mogą cię zabić jest bardziej racjonalne niż wszystkie społeczne klisze, które na tę sytuację nakładamy („to przecież prosty szlak”, „przecież przechodzę tędy codziennie”, „Słowenia to dobrze zorganizowany kraj, jeśli nie zamknęli drogi, to znaczy, że jest bezpiecznie”). Naturalizacja komfortu to coś więcej niż oczekiwanie optymalnej temperatury, ergonomicznych krzeseł czy intuicyjnego designu: to uznanie śmierci za abstrakcyjne ryzyko, które – o ile się zrealizuje – zostanie uznane za egzystencjalny skandal. Jak pisze architekt Daniel A. Barber, komfort „niesie

z sobą obietnicę stałości, normalności i przewidywalności, czyli warunki, które pozwalają nam być produktywnymi i spać spokojnie. Pozostając lojalni wobec komfortu, chcemy zapewnić samych siebie, że nie czyha na nas żadne zagrożenie, że jutro będzie takie jak dzisiaj. Komfort oznacza wzniesienie się ponad sprzeczności naturalnego świata i triumf nie tylko nad naturą i pogodą, ale i nad losem. Możemy polegać na komforcie. Możemy na niego liczyć po powrocie do domu”.

Chłodny powiew wyzysku

Opublikowany w 2019 roku esej Barbera nosi tytuł Po komforcie (przeł. Natalia Raczkowska, 2022) i wprowadza, na wpół żartobliwie (jak przyznaje sam autor), pojęcie „komfortocenu”, a więc ery „definiowanej przez globalny porządek oparty na sztucznie wytworzonej stałości warunków we wnętrzach”. Barber wskazuje, że architektura modernistyczna niemalże celebrowała energochłonność, porzucając ideę dostosowywania budynków do lokalnego klimatu i zakładając, że odpowiednia temperatura pomieszczeń zostanie uzyskana dzięki klimatyzacji.

W Stanach Zjednoczonych system chłodzenia wnętrz jest standardem projektowania od lat 60. Bez niego nie sposób wyobrazić sobie istnienia miejsc, które rozpalają kapitalistyczne fantazje – Doliny Krzemowej, Hollywood, dowolnego szklanego wieżowca w dowolnym city. Tyle że jak podaje Międzynarodowa Agencja Energetyczna, systemy chłodzenia już w 2018 roku odpowiadały za 10% globalnego zużycia energii elektrycznej – są zatem istotnym czynnikiem napędzającym katastrofę klimatyczną. Im bardziej temperatura będzie rosła, tym większe będzie zapotrzebowanie na chłodzenie: prognozuje się, że do roku 2050 wzrośnie ono trzykrotnie, a nawet czterokrotnie. Dbając o komfort i wydajność w krajach bogatej Północy, przyczyniamy się do wzrostu temperatury w wielu krajach globalnego Południa – do poziomu, w którym nie da się żyć.

„Do kapitału i komfortu prowadzi ta sama droga – mówi Barber w wywiadzie dla „Autoportretu”. – Komfort zawsze, nieodłącznie – według logiki kapitalistycznej – wymaga wyzyskuinnych osób. Łatwo prześledzić ciąg przyczynowo-skutkowy od włączenia klimatyzatora, przez system dostaw energii, po kopalniane nadużycia wobec pracowników i ekosystemów. Nasz komfort ma cenę – są nią emisje i cierpienie innych ludzi”.

Wiatraczek

Komfort jest podchwytliwy. Jeśli się go zaznało, łatwo myli się z podstawowym prawem człowieka. Jest pozbawiony ostentacji luksusu: to w końcu nie jedzenie homarów, kupowanie jachtów czy kąpiele w szampanie. Cała maszyneria, dzięki której otwierają się przed nami drzwi do supermarketu czy czujemy rześki powiew przy 35 stopniach na zewnątrz, pozostaje ukryta w murach, za podwieszanymi sufitami, panelami, minimalistycznym włącznikiem czy pokrętełkiem. Cała ta iluzja mieszczańskiej nieśmiertelności udaje uniwersalność i dobrze rymuje się ze współczuciem dla różnego rodzaju „ofiar” przy jednoczesnej programowej odmowie refleksji nad relacją przyczynowo-skutkową między naszym komfortem a ich cierpieniem. Dzięki temu nie musimy czuć zażenowania relacją wyzysku czy dominacji: w końcu na nasze skinienie uruchamia się ciche szemranie mechanicznej klimatyzacji, a nie zastęp lokajów w liberii w milczeniu wachlujących kolonizatorów. Brak gestualnego teatru hierarchii nie znaczy jednak, że wyzysku i dominacji nie ma: moralna podchwytliwość i niemoralny urok komfortu polega na jego dyskrecji, mistyfikującej niewidzialności. Praca, energia, koszty ekologiczne, dzięki którym możemy się mościć w naszym wygodnym kokonie, ma – podobnie jak rzeźnie – mieścić się poza horyzontem naszej wyobraźni. Tu dochodzimy do kwestii delikatnej. Bo z jednej strony korporacje i najbogatsi zrobią wszystko, by wywołać w nas, szeregowych mieszkańcach globalnej bogatej Północy poczucie indywidualnej winy, podczas gdy walka z katastrofą klimatyczną wymaga przede wszystkim pociągnięcia do odpowiedzialności korporacji i superbogatych (w 2021 roku 0,1% najbogatszych ludzi na Ziemi miało średni ślad węglowy na głowę w wysokości ponad 200 ton, przy średniej światowej 4,7 tony). Z drugiej jednak strony jest coś niepokojącego w fakcie, że współczesne produkty popkultury „diagnozujące” nierówności obsesyjnie skupiają się na piętnowaniu absurdalnie ekscesywnej konsumpcji bajecznie bogatych (patrz Menu, Triangle of Sadness, Squid Game). Filmy te składają widowni obietnicę: to o luksusy chodzi, nie o wasz „skromny” mieszczański komfort. Musimy zwalczyć ekstremalne nierówności, ale wasz styl życia nie jest zagrożony. Tymczasem, jeśli o mnie chodzi, to w przewidywalnej przyszłości nie planuję wakacji na luksusowym jachcie, obiadów za 1250 dolarów od głowy ani tym bardziej oglądania widowiska, w którym zdesperowani ludzie mordują się dla mojej uciechy w specjalnym kompleksie na tajemniczej wyspie miliardera. Natomiast po ostatniej fali upałów wrócił temat chłodzenia… Przecież przy 35 stopniach naprawdę nie da się wydajnie pracować! Może więc mały klimatyzatorek? Albo chociaż wiatraczek?

„Hipokryzja!”, czyli droga na skróty

Ostatnio taka moda jest na zwierzątka, roślinki i naturę, wszyscy niby tacy świadomi i z płóciennymi torbami, tymczasem badania pokazują, że świadomość ekologiczna nie przekłada się bynajmniej na faktyczne zmniejszenie śladu węglowego danej osoby. Wrażliwi na ekologię Europejczycy, w tym ja, wciąż produkują wielokrotnie więcej emisji niż mieszkańcy Bangladeszu (który na skutek podniesienia poziomu oceanów w znacznej mierze znajdzie się pod wodą). Wśród moich znajomych niewielu jest dziś prawdziwych denialistów klimatycznych, ale jeszcze mniej tych, którzy zupełnie zrezygnowali z latania. Większość z nas wciąż przyznaje sobie prawo do lotu na wakacje.

Łatwo sprowadzić cały problem do mieszczańskiej hipokryzji, ale to też odmiana taniego moralizatorstwa. Cały problem w magiczny sposób sprowadza się tu do poczucia winy – tej wywoływanej w innych lub smakowanej indywidualnie (nu, nu, nu, nie jesteś dobrą osobą, skoro rozważasz zakup wiatraczka). Choć niby wyrośliśmy już z mitu o grzechu pierworodnym, to właściwa mu ekonomia uczuciowa ma się bardzo dobrze. Bo przecież nie o indywidualne uczucia i dobre serduszka tu chodzi, listę grzechów i dobrych uczynków liczonych w śladzie węglowym, ale o możliwie jak najskuteczniejsze wprowadzenie społecznej zmiany.

A społeczna zmiana ma to do siebie, że nie jest już ideą, wartością czy wiedzą, ale społecznym działaniem, które opiera się na jakichś ideach, wartościach, wiedzy. Między intelektualnym konceptem a wdrożeniem go w nasze codzienne praktyki, struktury emocjonalne itd. istnieje – i pewnie zawsze będzie istnieć –przepaść. Prawdziwe przeobrażenie dokonuje się dopiero wtedy, kiedy jakaś idea przestaje być kwestią „indywidualnego wyboru”, „sumienia” czy „hipokryzji”. Kiedy zostaje utożsamiona ze „zdrowym rozsądkiem”, „chłopskim rozumem”, regułami grawitacji wyobraźni, prawami społecznej fizyki, nieuświadomionym założeniem codziennej infrastruktury.

Co komfort robi nam?

Esej Barbera jest tak ważny nie dlatego, że dostarcza nowych danych czy uświadamia nieznane wcześniej zagrożenia. Jego wartość leży w połączeniu kropek w obraz, który jest perfekcyjnie racjonalny, a zarazem – we współczesnych realiach – jawi się jako surrealistyczna psychodela. Barber stwierdza bowiem, że architekci muszą przestać zapewniać swoim klientom komfort. Ich zadaniem jest uczynić dyskomfort czymś pożądanym, tak byśmy mogli odnaleźć „przyjemność w nowym łańcuchu przyczynowo-skutkowym, który zaczyna się w mniej klimatyzowanym wnętrzu,

rozszerza na mniej wypełnioną gazami cieplarnianymi atmosferę, a wpływa na hamowanie nierówności, wyzysku i destrukcji, które rosną wraz z niestabilnością klimatu. Dyskomfort zaprojektowany, zarządzany i pożądany nie jest zły”. Wyjście z „komfortocenu” oznacza zatem wypracowanie nowego konsensusu tego, co to znaczy „dobrze żyć”. Odwoływanie się do wielkich humanistycznych wartości, prawdy, ogólnoludzkiej solidarności czy planetarnej odpowiedzialności jest tyleż słuszne i pożądane, co umiarkowanie skuteczne wtedy, gdy kieruje się je do ludzi wychowanych na mitologii neoliberalnego egoizmu. Dlatego można też tę logikę odwrócić i zadać pytanie o to, co złego komfort robi jego beneficjentom. Co ten miękki wygłuszający kokon robi z nami?

Wyjście z „komfortocenu” oznacza zatem wypracowanie nowego konsensusu tego, co to znaczy „dobrze żyć”. Odwoływanie się do wielkich humanistycznych wartości, prawdy, ogólnoludzkiej solidarności czy planetarnej odpowiedzialności jest tyleż słuszne i pożądane, co umiarkowanie skuteczne wtedy, gdy

kieruje się je do ludzi wychowanych na mitologii neoliberalnego egoizmu.

Po pierwsze, jak zauważył cytowany już wcześniej Tomás Maldonado, dążąc do komfortu, często kreujemy jego przeciwieństwo. Samochody niby mają nam zapewniać wygodę, ale przecież to one generują spaliny, korki, czynią miasta mniej przyjemnym miejscem do życia, wymagają pracy włożonej w kierowanie. Obecnie sami jesteśmy świadkami zmiany konsensusu w tej kwestii: już dziś wielu z nas w trosce o swój dobrostan i wygodę wybiera rower czy komunikację publiczną i domaga się ułatwiających to infrastrukturalnych zmian.

Po drugie, Maldonado widzi komfort jako ideologię dyscyplinującą, która nie tylko projektuje określone sposoby posługiwania się ciałem, ale też staje się marchewką motywującą do biegu na neoliberalnym kołowrotku. Wszak wielu z nas poświęca swój psychiczny i fizyczny dobrostan, przepracowuje się w imię „podniesienia” bądź „utrzymania” „komfortu życia”. (Warto przy tym zauważyć, że wcale nie odeszliśmy daleko od dziewiętnastowiecznego podziału na wrogą sferę publiczną i dom, gdzie ma

się kultywować prawdziwe uczucia. Wszak samo wyrażenie life-work balance sugeruje, że praca nie jest naszym „prawdziwym” życiem).

Po trzecie – to już moje refleksje – komfort obiecuje coś więcej niż miękką kanapę i złudzenie nieśmiertelności: ma jawić się jako warunek emocjonalnego spełnienia. O to przecież chodzi w tych wszystkich reklamach: że kiedy nasz samochód będzie już sunął płynnie po bezkresnych drogach, kiedy nasza kuchnia będzie zautomatyzowana jak statek kosmiczny, czysta jak sala operacyjna i piękna jak wystawa w muzeum designu, kiedy skóra będzie już jedwabista po maseczce i pobudzającym masażu, wreszcie będziemy mogli sobie pozwolić na to, co naprawdę ważne: na samospełnienie, czas z rodziną, przyjaciółmi, długi i satysfakcjonujący seks. Komfort – szepczą copywriterzy do naszego kruchego mieszczańskiego ego – nigdy nie jawi się tu jako cel sam w sobie. To tylko obowiązkowa sceneria dla samospełnienia i satysfakcjonującej więzi.

Tyle że tak naprawdę komfort alienuje i pozbawia autonomii. Opiera się na obietnicy niezależności nie tylko od przyrody, ale i innych ludzi, jednocześnie uzależniając nas od rzeczy i usług. Opiera się na założeniu, że – gdy już przyjdzie czas nagrody/wygody – jednostka nie będzie musiała wkładać żadnego wysiłku, wchodzić w żadną relację wzajemności. Zapłacenie za usługę powoduje, że mamy „prawo” oczekiwać nie tylko miękkiego łóżka, ale też uśmiechu na ustach recepcjonistki. Wszystko to osłabia umiejętność wchodzenia w symetryczne relacje międzyludzkie

oparte na kooperacji i wspólnej pracy (również emocjonalnej), a tym samym mocniej przykuwa nas do kapitalistycznego kieratu. Po czwarte, infrastruktury, które podtrzymują iluzję życia bez śmierci i bólu (służba zdrowia, służby ratownicze), wraz ze wzrostem liczby klęsk spowodowanych katastrofą klimatyczną będą kruszeć i tracić swoją „efektywność”. Dla własnego dobra warto zatem odnowić wiarę w ciągi przyczynowo-skutkowe i w prawo ciążenia. Uznać realność świata pozbawionego systemowej siatki asekuracyjnej, w której jako ludzie musimy stawiać czoła realności bólu i śmierci, polegając na sobie samych i sobie nawzajem.

I wreszcie: w rozstaniu z komfortocenem naprawdę nie chodzi o fetyszyzację poczucia winy i cierpienia, koniec ogrzewania czy chłodzenia w imię kary za grzechy. Ani Barber, ani raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej nie zakładają całkowitego porzucenia klimatyzacji, tylko dbałość o to, by systemy chłodzenia wnętrz były jak najbardziej efektywne, projektowanie z uwzględnieniem lokalnych warunków i kosztów ekologicznych. Będziemy musieli zerwać z wiarą, że otoczenie będzie się dostosowywało do wymogów naszej optymalnej temperatury, a może się szybko okazać, że nasze dostosowanie się do otoczenia nie jest znowu aż tak trudne – szczególnie, jeśli otaczające nas przedmioty, wyobrażenia i infrastruktury będą nam to ułatwiać. W końcu jesteśmy elastyczne bestie: przywykliśmy do zapinania pasów w samochodzie czy zakazu palenia w miejscach publicznych i nikt nie narzeka.

Tekst oryginalnie opublikowany na stronie dwutygodnik.com, wydanie 371 10/2023.

AGATA SIKORA Autorka książek Wolność, równość, przemoc. Czego nie chcemy sobie powiedzieć i  Szczerość. O wyłanianiu się nowoczesnego porządku komunikacyjnego (trzecia w trakcie pisania). Matka dzieciom, człowiek psu, doktorka uniwersytetom. Pisze eseje, konsultuje scenariusze, składa projekty, przez większość czasu pamięta jak się nazywa. Mieszka w Londynie. Stale współpracuje z „Dwutygodnikiem”.

W stronę nowego komfortu — odzyskać poczucie sprawczości

Joanna Erbel

Jednym z mitów, które musimy pokonać jest przeświadczenie, że współcześnie żyjemy w świecie komfortu. To przekonanie leży u podłoża dyskusji o przyszłości, opartych na założeniu, że skoro doszliśmy do granic rozwoju, to zmiana, która nadchodzi, będzie w oczywisty sposób wiązała się ze stratą. Uniezależnienie się od tego „komfortu” ma element odwykowy, więc bolesny. Zaś przyszły dobrostan jest jedynie mglistą obietnicą. I chociaż projekt Laboratorium badań nad szczęściem mówi o „poszukiwaniu nowych źródeł optymizmu”* 1 , to jednocześnie naszą wyobraźnię zakorzenia właśnie w mówieniu o stracie. * — www.postkomfortocen.info

To przeświadczenie, że musimy zostać ukarani za rozpasanie, jest melodią, którą słyszymy w narracjach skupionych wokół wyzwania, jakim jest przejście na inny model gospodarki niż globalny kapitalizm w swojej neoliberalnej odsłonie. Opiera się również na przeświadczeniu, że za złe występki należy się kara i potępienie. Ukaranie winnych i przywrócenie sprawiedliwości to jeden z silnych motorów społecznych, lecz nie gdy wśród pierwszych ofiar mają być ci, których ta zmiana ma chronić. W tym sensie – nawet jeśli dynamikę kary i odkupienia można uznać za słuszną (w końcu niszczymy naszą planetę), to w swojej logice przede wszystkim pogłębia ona poczucie bezsilności – jest wręcz okrutna i rewanżystowska. A przez to w krajach demokratycznych, gdzie pojęcie wolności jest istotnym elementem tożsamości – skazana jest na niepowodzenie.

Do skutecznej zmiany naszych nawyków i schematów działania – zarówno na poziomie makroekonomicznym, jak i indywidualnych wyborów – trzeba więcej niż tylko strachu. Nie możemy liczyć na sukces okupiony protestami i rosnącymi antagonizmami społecznymi, zwłaszcza w krajach, które cenią wolność jako nadrzędną ideę. Pokazują to strajki takie jak protest „żółtych kamizelek” we Francji, budowanie siły nacjonalistycznych partii na bojkotowaniu idei miasta 15–minutowego czy różnego rodzaju pojedyncze działania skierowane przeciwko regionalnym (np. europejskim) politykom, za którymi stoi właśnie przekonanie, że wejście na drogę zrównoważonego rozwoju będzie bolesną stratą. Dalsze budowanie wizji transformacji, przez którą przechodzimy jako końca dobrobytu w oczywisty sposób będzie napotykać opór.

Co więcej, mowa o stracie mobilizuje naszą uwagę do obrony status quo, a przez to pogłębia zjawisko, które Margaret Heffernan nazywa „celowym niedostrzeżeniem”1. Pojawia się ono, kiedy odmawiamy zobaczenia negatywnych elementów rzeczywistości i mając je przed oczami pozwalamy, aby pozostawały dla nas niewidoczne. Jak to tłumaczy Heffernan, ten mechanizm opiera się na celowym ignorowaniu wiedzy, jaką posiadamy, aby bronić świata takim, jakim jest. Powody tego są dwojakie: po pierwsze u podłoża naszej aktywnej ślepoty leży lęk. Po drugie – brak wiary w to, że dostrzeżenie problemu cokolwiek zmieni. Skoro nie mamy wpływu na świat wokół, to lepiej nie przyglądać mu się zbyt uważnie. Zwłaszcza, kiedy jak w przypadku w narracji o „życiu po postkomfortocenie”, czujemy, że zaraz stracimy nawet

1 — Margaret Heffernan, Willful Blindness: Why We Ignore the Obvious at Our Peril, New York 2011; zob. też wystąpienie autorki: Zagrożenia wynikające z „celowego niedostrzegania”, https://www.ted.com/talks/margaret_heffernan_the_dangers_of_willful_ blindness?language=pl [dostęp: 17.12.2023]

tę mocno niedoskonałą rzeczywistość, która przecież komfortem nie jest. Co – nawet jeśli pomijamy wzrokiem – czujemy naszymi ciałami.

I właśnie to zakorzenione w ciele poczucie braku komfortu stać się może punktem wyjścia do podważenia status quo i walki o bardziej zrównoważony i sprawiedliwy świat. W końcu co jakiś czas otwieramy oczy, a kiedy już to zrobimy, to nie potrafimy odwidzieć tego, zobaczyłyśmy. W ten sposób w pole widzenia trafiają takie zjawiska, jak smog, miejskie wyspy ciepła, kryzys zdrowia psychicznego, chroniczne zmęczenie, przeciążenie pracą bez sensu, zanieczyszczenia środowiska, różne formy strukturalnej przemocy, które jak mobbing czy gaslighting potrafią przez lata pozostawać niewidzialne. Codziennym brakiem komfortu są również wymuszone dojazdy do pracy, które są pochodną rozlewania się miast i oddania planowania przestrzennego innej efemerycznej sile nazywanej „niewidzialną ręką rynku”. Jest nią również przekonanie, że skoro jesteśmy wolnymi jednostkami, to naszym punktem odniesienia możemy być tylko my sami, zaś szukanie wsparcia w grupie lub państwie to przejaw słabości i oznaka porażki. To również przeświadczenie, że musimy wybierać między dobrze płatną pracą w korporacyjnym kieracie a samotnością i niepewnością zarobków na freelansie.

Do skutecznej zmiany naszych nawyków i schematów działania – zarówno na poziomie makroekonomicznym, jak i indywidualnych wyborów – trzeba więcej niż tylko strachu.

Takich drobnych dyskomfortów, które leżą u podstaw codziennego życia jest więcej. Różnią się one w zależności od naszych indywidualnych trajektorii – tego skąd pochodzimy, kiedy przeprowadziliśmy się do miejsca, w którym mieszkamy, ile mamy lat, czy mamy dzieci, czy nie. Układają się one w mniej lub bardziej podzielane sieci powiązań, które uniemożliwiają nam ruch niczym lepka wielowymiarowa pajęczyna. Trudność w jej rozplątaniu polega na tym, że żyjemy w świecie „polikryzysów”2, gdzie nie możemy liczyć na to, że z dnia na dzień znikną wszystkie nasze problemy. Jednocześnie zauważenie ich i próba odzyskania komfortu życia może stać się początkiem zmian służących nam samym, jak i szerszej społeczności i środowisku.

2 — Jerzy Hausner i Michał Krzykawski (red.), Gospodarka i entropia. Jak wyjść z polikryzysu, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2023.

Skupienie się na komforcie i cielesnym postrzeganiu świata pozwala na prostą redukcję, która jest konieczna, aby wielowymiarowość kryzysów nas nie pochłonęła. Praktyczną wskazówkę na radzenie sobie z nadmiarem powiązań i elementów daje George Monbiot w Regenesis, gdzie pisze: „Kiedy po raz pierwszy stykamy się ze złożonym systemem, może się on wydawać zbyt duży do objęcia umysłem. Jeżeli chodzi o całość – tak właśnie jest. Aby zacząć pojmować system, przynajmniej w ogólnym zarysie, musimy skupić się na jego pewnych istotnych elementach. Musimy obserwować je, jak przechodzą przez system (...)”3.

W przypadku Monbiota tym elementem, który prowadzi go przez jego działania jest stan gleby, jako ważny element zdrowia ekosystemu i zrównoważonego rolnictwa. Monbiot zachęca, abyśmy spojrzeli pod stopy i przyjrzeli się uważnie temu, co u leży u podstaw. W podobny sposób możemy skupić się na tym, co najbliżej i zacząć właśnie od troski o siebie i swoje najbliższe otoczenie. Brzmi egoistycznie? Możliwe, ale nie ma w tym nic złego. Musimy bowiem zbudować swoją własną siłę, aby być w stanie mierzyć się z większymi wyzwaniami.

Odzyskać poczucie sprawczości – wspólnotowe protopie

Zmiana zawsze jest kosztem i wymaga pracy. Jednak, jak pokazuje historia – jesteśmy w stanie ten koszt ponieść i znieść różnego rodzaju chwilowe dyskomforty, kiedy przyświeca nam określony cel. Historia ostatnich miesięcy, czyli końcówki 2023 roku pokazała nam przykłady wytrwałości ocierającej się o nudę i zmęczenie. W tej kategorii są słynne kolejki w komisjach wyborczych 15 października 2023, w których do późnych godzin nocnych pojedyncze osoby stały, aby oddać głos. Jest tutaj ponadtygodniowa obrona poznańskiego akademika „Jowita”, która otwiera właśnie drogę zmianie podejścia do polityki mieszkaniowej. Są nią również pełne napięcia pierwsze obrady Sejmu X kadencji, podczas których większość sejmowa i nowy rząd przez szereg konsekwentnych, lecz żmudnych działań zmienia sposób działania bardzo złożonego organizmu, jakim jest państwo. Ostatnie miesiące dobitnie pokazują, że zmiana jest wysiłkiem kolektywnym, gdzie do sukcesu potrzeba masowego zaangażowania. Idąc więc za duchem drugiej połowy 2023 roku, widać nie tylko, że chwilowe zawieszenie broni jest możliwe, ale również to, że tym, co mobilizuje jest sprawczość. I jeśli szukałabym gdzieś dróg do odejścia od gospodarki opartej na eksploatacji paliw kopalnych i na wysokoemisyjnych technologiach, to właśnie

w powiązaniu walki o komfort z pogłębianiem demokracji, czyli zwiększaniem naszego realnego wpływu na świat, w którym żyjemy.

Odzyskanie poczucia sprawczości jako kluczowego elementu budowania społecznej odporności jest ważne z kilku powodów. Pierwszy, jak już wspomniałam odnosi się do logiki politycznej – nie da się w demokratycznych krajach skutecznie wprowadzić zmiany, której rdzeniem jest przymus. Drugi dotyczy optymalnego wykorzystania zasobów. Pandemia COVID-19 oraz kryzys migracyjny po ataku Rosji na Ukrainę pokazały, że chęć pomocy naszym sąsiadkom i sąsiadom w obliczu wojny, pozwoliła zmobilizować niewyobrażalne wcześniej zasoby. Jedynie gest solidarności umożliwia kreatywne tworzenie rozwiązań, elastyczne reagowanie na zmienną sytuację i stworzenie emergentnie rozwijającej się sieci pomocy humanitarnej, opartej na wielości podmiotów wywodzących się z różnych sektorów i talencie koordynacyjnym tysięcy osób działających lokalnie. Kiedy działamy wspólnie, jesteśmy w stanie przekroczyć swoje indywidualne ograniczenia. Obrazowo pisze o tym Annie Murphy Paul w książce Jak myśleć, nie używając mózgu: „Świadomość, że wykonujemy jednocześnie te same ruchy co inni, zwiększa nasze poczucie przynależności do grupy i zachęca nas do przyjęcia mniej egocentrycznego”4 i pozwala nam wykorzystać potencjał, jaki daje działanie w „trybie roju”5, czyli jak jeden organizm. O supermocach, jakie daje współpraca piszą również Joanna Macy i Chris Johnstone w Aktywnej nadziei: „Kiedy ludzie koordynują swoje działania, wykorzystując proces myślenia zbiorowego, mamy do czynienia z pojęciem «inteligencji rozproszonej»6 . Współpraca zwiększa nasz potencjał wpływu na rzeczywistość. Jest on tym większy, im silniej będziemy pogłębiać naszą możliwość podejmowania decyzji. „Emergencja i synergia leżą w samym sercu współwładzy. Generują one nowe możliwości i zasoby, dodając element tajemniczości, ponieważ nigdy nie możemy mieć pewności, jak potoczy się dana sytuacja, patrząc jedynie pod kątem tego, co zaczynamy”7 – zachęcają Macy i Johnstone. Takich pochwał współpracy znajdziemy w literaturze więcej. Piszą o niej również Rutger Bregman w Homosapiens8, Brian Hare i Vanessa Woods w Przetrwają najżyczliwsi 9 . Wspomina o tym

4 — Annie Murphy Paul, Jak myśleć nie używając mózgu, przeł. D. Czech, Wydawnictwo Feeria, Łódź 2023, s. 333.

5 — Ibidem, s. 334.

6 — Joanna Macy, Chris Johnstone, Aktywna nadzieja, przeł. A. Gierlińskie, Joanna Wis–Bielewicz i P. Reczulskie, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023, s. 129.

7 — Joanna Macy, Chris Johnstone, op. cit., s. 143.

8 — Bregman Rutger, Homosapiens. Ludzie są lepsi niż myślisz, tłum. E. Skowrońska, Wydawnictwo Dolnośląskie, Poznań 2019.

9 — Brian Hare, Vanessa Woods, Przetrwają najżyczliwsi. Jak ewolucja wyjaśnia istotę człowieczeństwa?, przeł. K. Kalinowski, Copernicus Center Press, Kraków 2022.

również Steve Silberman w Neuroplemionach10, kiedy porównuje neurorożnorodność do bioróżnorodności, zachęcając nas do patrzenia na nasz gatunek jako na całość, a nie jedynie pojedyncze talenty.

Trzecia zachęta do skupienia się na odzyskiwaniu sprawczości, jest pochodną dwóch pierwszych. Mówi o większej kreatywności. Odzyskanie poczucie sprawczości, jak przekonuje psycholog Martin Seligman, jest warunkiem koniecznym, abyśmy mogli czynić rzeczy wielkie. Kiedy mamy poczucie wpływu, jesteśmy znacznie bardziej innowacyjne i innowacyjni. Sprawczość jest więc podstawą postępu. Radość wynikająca z bycia w odpowiednim miejscu i możliwości przekształcania rzeczywistości sprawiają, że stajemy się najlepszymi i najbardziej twórczymi wersjami siebie. Jednocześnie brak poczucia sprawczości powoduje stagnację11. Co więcej, kiedy mamy poczucie sprawczości, jesteśmy bardziej odporne i odporni na nadchodzące kryzysy. Seligman pokazuje, że poczucie sprawczości przekłada się również na naszą determinację w rozwiązywaniu problemów.

Tutaj pojawia się kolejne pytanie: Co jednak zrobić, aby skala wyzwań nas nie przerosła?

Odpowiedzią jest taktyczne poruszanie się pomiędzy oczekiwaną przyszłością a możliwościami, które daje nam świat tu i teraz. Tak więc, aby odzyskać sprawczość potrzebujemy uruchomić wyobraźnię i nauczyć się widzieć wokół siebie zalążki lepszego świata. I to takiego świata, który jest lepszy dla szerszej społeczności czy naszej planety, ale również nam indywidualnie daje nadzieję na godne życie, o którego kierunku będziemy decydować. Potrzebujemy też móc skupić swoją uwagę na tych działaniach, które pozwalają nam konsekwentnie krok po kroku przekształcać rzeczywistość.

To przejście od utopii – rozumianej jako daleka (a więc może i nieosiągalna) przyszłość, do protopii, która jest metodą małych kroków12. Spokojnym, konsekwentnym kierowaniem się w stronę wizji lepszego świata. To aktywne wychylanie się w przyszłość odnosi nas zarówno do tego, co wspólne – wizji pełnej wspólnoty czy modelu współdziałania (poszerzona demokracja), jak i do naszego miejsca w ramach tej zmiany.

Wychylić się w przyszłość to zobaczyć świat, jaki znamy, z innej perspektywy, a następnie znaleźć w nim miejsce dla siebie.

10 — Steve Silberman, Neuroplemiona. Dziedzictwo autyzmu i przyszłość neuroróżnorodności, przeł. B. Kotarski, Wydawnictwo Kobiece Vivante, Białystok 2020.

11 — Martin Seligman, Agency and Progress: Efficacy, Optimism, and Imagination, 10.06.2021, https://www.media.mit.edu/videos/ml–perspectives–2021–06–10/?autoplay=true [dostęp: 18.12.2023]

12 — Pojęcie to ukuł teoretyk technologii Kevin Kelly, więcej o tej i idei oraz jej rozwinięciu piszę w swojej książce Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze, Wysoki Zamek, Kraków 2022, s. 50–54.

Chodzi o to, żeby widzieć siebie jako element większej całości. Bowiem, o ile przestawianie gospodarki ma charakter systemowy, to istotne jest to, żeby nie tracić z pola widzenia swoich indywidualnych przyszłości. Aby poruszać się pomiędzy wizją przyszłości indywidualnych oraz kolektywnych13, a w swoich obecnych działaniach widzieć zalążki przyszłej historii. Działać ze świadomością, że zostawia się coś po sobie. Przywołując pojęcie wprowadzone przez Romana Krznarica – działać tak, aby być „dobrym przodkiem” lub „dobrą przodkinią”14.

Szansa na wspólne tworzenie historii to niedoceniany zasób, którym dysponujemy. Zwłaszcza, że jak to podkreśla Jan Oleszczuk–Zygmuntowski, dla budowania dobrobytu „kluczowe jest wytworzenie stanu elementarnego zaufania, że zmiana jest możliwa i zaangażowanie w proces zmiany ma większy sens niż szukanie indywidualnych strategii przetrwania”15. Zaufanie jest zaś czymś, co umacnia się we wspólnym działaniu. Tak więc ważnym elementem odzyskania sprawczości jest odzyskanie poczucia zakorzenienia, wynikającego z bycia częścią większego procesu, którego sensem i celem jest adaptacja do życia w świecie polikryzysów.

Potrzebne miejsca pracy, spółdzielczość i ekonomia współtwórcza

Idąc więc dalej tropem odzyskiwania komfortu i poczucia sprawczości, którego podstawą jest współpraca, przenieśmy się do rdzenia gospodarki, czyli do świata pracy – kolejnej przestrzeni, która wymaga głębokiej transformacji. Tu również potrzebujemy źródeł optymizmu – zarówno teorii, jak i praktyk, które pozwolą stopniowo budować nasze poczucie wpływu na otoczenie i odpowiedzialność za nasze działania. W tym obszarze ciekawą perspektywę rysuje Michał Krzykawski, wprowadzając do dyskusji o pracy przyszłości pojęcie „gospodarki współtwórczej”. To pojęcie, wywodzące się z myśli Bernarda Stieglera, postrzega pracę jako „aktywność sprzyjając[ą] rozwijaniu umiejętności i miejsce rozkwitu siebie”16. Jest to podejście, które poszukuje odpowiedzi na rolę

13 — Do takiego ćwiczenia zachęca nas Yancey Strickler, który w książce To jest nasza przyszłość pokazuje, jak podejmujący decyzje widzą cztery różne punkty odniesienia: dwa z nich są zakorzenione w przyszłości, a dwa dotyczą obecnych potrzeb – swoich własnych i naszej wspólnoty odniesienia. – Yancey Strickler, To jest nasza przyszłość, przeł. A. Szling, Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2022.

14 — Roman Krznaric, The Good Ancestor, How to Think Long–Term in a Short–Term World, The Experiment, Nowy Jork 2020.

15 — Jan Oleszczuk–Zygmuntowski, Regeneracja w skali lokalnej. Uruchamianie lokalnych potencjałów metodą protopii, w: „Gospodarka i entropia. Jak wyjść z polikryzysu”, praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Hausnera i Michała Krzykawskiego, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2023, r. 10, s. 275

16 — Michał Krzykawski, Od badań współtwórczych do gospodarki współtwórczej. Krótkie

pracy w świecie, w którym wiele czynności ulega automatyzacji i zmienia się sposób funkcjonowania wielu sektorów gospodarki. Koncepcja gospodarki współtwórczej, jak tłumaczy Krzykawski „została opracowana z myślą o krajach uprzemysłowionych, które borykają się z procesem likwidacji miejsc pracy”17. Tworzenie ram dla gospodarki współtwórczej jest wyzwaniem zarówno praktycznym, jak i intelektualnym. Ważnym elementem tego procesu są „badania współtwórcze”, które „kładą nacisk na współpracę między naukowcami, artystami i podmiotami lokalnymi (od władz samorządowych, stowarzyszeń i przedsiębiorców do mieszkańców). Współtworzenie [contribution] oznacza tutaj wnoszenie dobrowolnego wkładu w proces badawczy i tworzenie zróżnicowanych wspólnot umiejętności (praktycznych, życiowych, technicznych, projektowych, artystycznych, teoretycznych)”18.

Gospodarka współtwórcza opiera się na skupieniu na pracy jako elemencie zarówno innowacyjnym, jak i wspólnototwórczym oraz szukaniu odpowiedzi, jak najlepiej wykorzystać różne potencjały.

Można więc powiedzieć, że gospodarka współtwórcza opiera się na skupieniu na pracy jako elemencie zarówno innowacyjnym, jak i wspólnototwórczym oraz szukaniu odpowiedzi, jak najlepiej wykorzystać różne potencjały. To podejście docenia nie tylko działalności, których użyteczność ma prosty charakter – na przykład służą wytwarzaniu konkretnym dóbr i produktów zaspokajających nasze fizjologiczne potrzeby, ale również te, które budują naszą zdolność tworzenia nowych rozwiązań – w tej kategorii znajduje się na przykład kultura. Ekonomia współtwórcza, aby docenić niematerialny wkład, który wnoszą do naszego świata artyści i artystki, proponuje wprowadzenie „dochodu współtwórczego” jako elementu wynagradzania tego rodzaju prac. Zakłada on „wynagradzanie pracy wykonywanej poza czasem, w którym dana osoba jest zatrudniona”19. Jest to forma dochodu gwarantowanego dla osób, których specyfika pracy ma charakter sezonowy lub okazjonalny. Można to przyrównać do stałego stypendium artystycznego, które przyznają niektóre instytucje, doceniając

wprowadzenie, materiał towarzyszących projektowi NEST (Networking Ecologically Smart Territories) realizowanego na Uniwersytecie Śląskim, 2022.

17 — Ibidem.

18 — Ibidem.

19 — Ibidem.

potencjał, jaki wnoszą do społeczności osoby o kreatywnym podejściu do rzeczywistości.

„Ekonomia współtwórcza” zachęca nas więc do szerszego ekosystemowego spojrzenia na społeczeństwo i gospodarkę i zadawanie sobie pytania o to, jak mogłaby wyglądać gospodarka przyszłości, jeśli dowartościowalibyśmy pracę jako ważne spoiwo społeczne. Obok kultury, podobną kategorią prac podtrzymujących życie naszych społeczności byłyby prace opiekuńcze – skierowane zarówno do różnych grup ludzi, jak i w stronę przyrody. Widząc wielość ról, jakie mamy łatwiej byłoby nam mówić nie tylko o potrzebach rynku, ale również o naszych indywidualnych potencjałach, które mogą się rozwijać w ramach danej społeczności. Społeczności, której zasięg może być terytorialny i która jest miastem, w którym mieszkamy (mieszkać możemy) albo inną grupą, połączoną wspólnotą celów. Jednym z tych celów może być systematyczne podnoszenie jakości naszego życia i komfortu, tak aby zadbać nie tylko o siebie samych, ale również kolejne pokolenia.

Podobne podejście, doceniające siłę społeczności i jej lokalne potencjały, stosujemy w swojej codziennej pracy jako CoopTech Hub inkubując spółdzielnie rozwojowe, czyli spółdzielnie, których celem jest realizacja strategicznych zadań danej gminy lub innej społeczności. Patrzymy na rozwój z perspektywy lokalności jako punkt wyjścia do budowania gospodarki przyszłości. Potencjał spółdzielczości widzimy w pogłębianiu demokracji i wzmacnianiu poczucia sprawczości. Spółdzielnie jako demokratycznie zarządzane przedsiębiorstwa budują swoją działalność na sile połączonych potencjałów, ale nie odwracając się od swoich słabości. Priorytetem jest troska o ich najbliższe otoczenie – dostatnie życie swoich członków i członkiń. Rdzeniem ich działalności jest więc dostarczanie potrzebnych miejsc pracy i docenianie pracy jako takiej. Działają lokalnie, więc odnoszą się do swojego najbliższego otoczenia, a nie do abstrakcyjnych kryteriów czy wytycznych tworzonych przez wielki kapitał. W tym sensie jako przedsiębiorstwa, są najbliżej idei gospodarki obiegu zamkniętego – bazują na tym, co jest najbliżej. Dlatego właśnie, tworząc modele dla nowych spółdzielni, skupiamy się na początku na procesie mapowania zasobów2, który traktujemy jako kluczowy element budowania lokalnej odporności.

Mapując lokalne zasoby zwracamy się z kolei do konkretnych miejsc z ich materialnością. Dzielimy je na cztery obszary: 20 — Więcej o mapowaniu zasobów w raporcie Pakiet Miejskiej Odporności – Wojciech Bielecki, Joanna Erbel, Zofia Krajewska, Rafał Krenz, Aleksandra Taran, Jan J. Zygmuntowski, CoopTech Hub, Warszawa 2022, https://www.hub.coop/publikacja/ pakiet–miejskiej–odpornosci/ [dostęp: 24.12.2023] oraz w tekście Jana Oleszczuk–Zygmuntowskiego, Regeneracja w skali lokalnej. Uruchamianie lokalnych potencjałów metodą protopii, w: „Gospodarka i entropia. Jak wyjść z polikryzysu”, praca zbiorowa pod redakcją

miejsca/przestrzenie, organizacje/instytucje, potencjały/zasoby oraz święta/celebracje. „Miejsca/przestrzenie” rozumiemy w sposób hybrydowy: chodzi zarówno o fizyczną tkankę miasta, jak i różnego rodzaju wirtualne przestrzenie. Kryterium ważności tutaj jest to, czy w danym miejscu „dzieją się” rzeczy ważne dla społeczności. „Organizacje/instytucje” to zarówno grupy formalne, jak i nieformalne. Są to kolektywy, które działają na rzecz jakiejś sprawy. „Potencjały/zasoby” to tzw. zasoby ludzkie, czyli aktywne osoby mające konkretne umiejętności; „zasoby przyrodnicze” (np. specyficzne położenie geograficzne wyróżniające dane miejsce, lokalna flora i fauna czy związana z nimi historia); oraz „zasoby kapitałowe”, czyli środki finansowe, które można uruchomić do przeprowadzenia danego projektu czy inne formy majątku (np. własność budynków, ziemi czy cennych przedmiotów). Zasoby zasilają tworzone inicjatywy dając siłę do działania.

Istotnym elementem budowania siły społeczności są dla nas różnego rodzaju „święta/celebracje”. To momenty, w których doceniamy bycie razem. Szczególną uwagę zwracamy tutaj na cykliczne wydarzenia, które nadają rytm życiu danej społeczności. Mogą one pochodzić z różnych tradycji. Kluczowe jest tutaj tworzenie przestrzeni do wspólnych spotkań, które nie są wprost związane z pracą (przynajmniej dla większości uczestniczących). Skupiając się na świętowaniu jako ważnym elemencie budowania społeczności, znacznie łatwiej nam również docenić rolę tych, którzy i które je przygotowują –zarówno na poziomie kreatywnym, jak i na poziomie organizacyjnym czy wykonawczym.

Mapowanie zasobów pozwala nam lepiej odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki jest punkt wyjścia do dalszych działań. Na jakich zasadach możemy i chcemy włączać się w działania, których ramy powstają na poziomie ponadlokalnym. Które z globalnych tendencji są szansą na rozwój dla naszych społeczności, a które niosą zagrożenia. Dobre rozpoznanie zasobów – zarówno tych indywidualnych, jak i wspólnoty, która jest dla nas punktem odniesienia, bo dzielimy to samo terytorium, pozwala inaczej spojrzeć na wyzwania, przed którymi stoimy. Budowanie siły na zasobach pozwala uzyskać społeczną i intelektualną grawitację, konieczną do tego, żeby dobrze rozpoznać pojawiające się na horyzoncie szansy i zagrożenia. I potraktować zmiany, przez które obecnie przechodzi świat, jako okazję do tego, aby w końcu zyskać szansę na komfort Jerzego Hausnera i Michała Krzykawskiego, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2023, r. 10, s. 271–285.

i bezpieczeństwo, które będą bazować na szacunku do siebie nawzajem oraz trosce o swoje najbliższe otoczenie. Wizja wspólnoty, której siłą jest troska o wzajemny komfort życia, tworzy pozytywny punkt odniesienia. Buduje na nadziei, a nie na poczuciu braku. Świadomość, że wyjście w stronę świata opartego na innej logice ekonomicznej, sprawia, że skupiamy się na poszukiwaniu miejsc i grup, gdzie możemy najlepiej wykorzystać swoje talenty oraz takich, które podzielają nasze wartości. To przestrzenie, gdzie podstawą budowania gospodarki jest właśnie współtworzenie świata, które nie jest łatwym zadaniem, ale z którym będziemy mieć siłę się mierzyć, bo na tej drodze będą nam towarzyszyć inne osoby. W końcu zmiana świata to wspólna sprawa! Niech tak się stanie!

JOANNA ERBEL Socjolożka, ekspertka do spraw mieszkaniowych i budowania miejskiej odporności. Dyrektorka ds. protopii w Coop T ech Hub, pierwszym w Polsce centrum technologii spółdzielczych, które stawia sobie za cel tworzenie wspólnoty opartej o zaufanie przez cyfrowy restart spółdzielczości i budowanie lokalnego ekosystemu współpracy. Członkini Zarządu PLZ Spółdzielni. Przewodnicząca Rady Nadzorczej Spółdzielni MOS T . Członkini Rady Fundacji Rynku Najmu. Koordynowała prace nad przygotowaniem polityki mieszkaniowej i programu Mieszkania2030 dla m.st. Warszawy. W latach 2017–2020 odpowiadała za temat innowacji mieszkaniowych w PFR Nieruchomości. Współautorka raportów CTH –Spółdzielcza f arma miejska jako narzędzie rozwoju miejskiej stref y żywicielskiej i agroekologii ora z Spółdzielnia Równokręgi (20 23), Pakie t miejskiej odporności (2022), Spółdzielcza t ransformacja or az Spółdzielczy Plan Odbudowy (2021). Autorka książek Poza w łasnością. W stron ę udanej p olityki mieszkaniowej (2020) , Wychylone w przyszłość . Jak zmienić świa t na lepsze (2022) oraz Jak H enryk zdobył władzę (2023). Współpracowniczka Fundacji A/typika, działającej na rzecz rozwoju neurokultury.

Komfort bycia wspólnotą, energia i świętowanie

Przyjrzyjmy się specyficznemu wymiarowi komfortu, jaki niesie za sobą przynależność do zbiorowości. Wytwarzanie tak rozumianego komfortu wymaga ogromnego wydatku energetycznego. Jest on niezbędny dla podtrzymania istnienia wspólnoty, zaś centralnym mechanizmem odtwarzania w czasie tej ostatniej jest świętowanie.

Komfort, jak przekonująco dowodzi Marta Skowrońska, to przecież nie tylko wygoda ciała, dostępność tego, co zaspokaja nasze potrzeby, możliwość decydowania o sobie, ale też poczucie „bycia u siebie” (Skowrońska 2015). I choć autorkę interesuje komfort w kontekście zamieszkiwania, to równie dobrze można tę kategorię odnosić do życia wspólnotowego. Okaże się wówczas, iż pojęcie to opisuje poczucie dobrostanu wynikające z przynależności do pewnej zbiorowości. Zbiorowości, dającej jednostce poczucie bezpieczeństwa i akceptacji, umożliwiającej jej skuteczną adaptację i „utrzymanie się przy zdrowych zmysłach” (Douglas, Isherwood 2021), a więc niosącej poczucie poznawczej kontroli nad światem wynikające z tego, iż inni postrzegają go podobnie i działają w nim tak samo. Wytwarzanie tak rozumianego komfortu, jak zresztą innych jego rodzajów (termicznego, akustycznego, wizualnego itd.), wymaga ogromnego wydatku energetycznego. Jest on w tym wypadku niezbędny dla podtrzymania istnienia wspólnoty, zaś centralnym mechanizmem odtwarzania w czasie tej ostatniej jest świętowanie. I to jemu chciałbym się przyjrzeć w kontekście produkcji i wydatkowania energii. Mam nadzieję, iż pozwoli to zrozumieć, jak bardzo skomplikowanym zjawiskiem jest komfort i jak złożone są dylematy, jakie niesie za sobą jego podtrzymywanie.

Święta są przede wszystkim po to, by mogła zaktualizować się zbiorowość. Ich istotą jest zgromadzenie rozproszonych na co dzień osób, aby potwierdzać nadrzędny charakter zbiorowości, której są częścią. To o nią przecież chodzi w świętowaniu, zaś jego rytualny charakter, niezmienność, cykliczność tylko potwierdza, iż jest ona trwalsza niż jakiekolwiek indywidualne istnienie.

Oznacza to, że święta, choć miłe, mają sprawić, abyśmy, jak powiedziałby Robin Dunbar, nie wyjadali ciastek ze wspólnego słoika. W książce Religijni (Dunbar 2023) stawia tezę, że ludzie wymyślili świętowanie, by przypominać sobie o wzajemnym powiązaniu. O tym, że mają zobowiązania wobec innych, że nie powinni zachowywać się egoistycznie, ale brać ich pod uwagę, a także, że zbiorowość jest czymś istotniejszym niż każda jednostka z osobna. Tę Durkheimowską z ducha tezę (Durkheim 2011) uzupełnia takie spojrzenie na świętowanie, w którym jest ono traktowane, jak rodzaj technicznej przerwy, pozwalającej okresowo synchronizować zbiorowość, która w codziennych, silnie zindywidualizowanych zajęciach może tracić wspólny rytym, zbyt mocno zatracać się w tym, co indywidualne (Vihalemm, Halliki Harro-Loit 2019). Święto to również aktualizacja struktury, hierarchii i zależności leżących u podstaw wspólnoty, a tym samym ważny mechanizm jej reprodukcji w czasie (Werbner 1997). I choć

k o mfort B y CI a

ostatecznie o nasze dobro tu chodzi, to świętowanie służy represjonowaniu egoistycznej natury człowieka. Ten represyjny aspekt świętowania mógłby rodzić opór, dlatego też zostaje on ukryty w formie, która daje przyjemność, poczucie zakorzenienia, wspólności, sprawiając, że już w trakcie świętowania zaczynamy tęsknić za następną do niego okazją. Edith Turner zauważa, że kiedy robimy coś z innymi, zwłaszcza gdy ma to synchronizowaną i rytmiczną postać (np. śpiewu, zabawy, tańca, podskakiwania, klaskania, modlitwy) odczuwamy przyjemność i szczęście. (Turner, 2012, Dunbar, 2023, s. 154–158). Te zaś uzasadniają lojalność wobec wspólnoty oraz sprawiają, iż chętniej angażujemy się w jej sprawy. Ucztowanie, zabawa do upadłego, obdarowywanie się i atmosfera wspólności, nie tylko więc wyrażają przywiązanie do innych, ale też je tworzą.

Dobrostan wynikający z przynależności do zbiorowości dającej jednostce poczucie bezpieczeństwa i akceptacji i wytwarzanie tak rozumianego komfortu, wymaga ogromnego wydatku energetycznego.

Świętowanie stanowi najważniejszą formę zbiorowego wytwarzania energii niezbędnej dla trwania wspólnoty, ale nie bierze się ona znikąd. Przeciwnie – świętowanie to ogromny, noszący znamiona poświęcenia, wydatek energetyczny. Praca ponad siły, zarywanie nocy, by wszystko upiec, usmażyć i ugotować, tytaniczny wysiłek wkładany w przywrócenie w domu ładu i wprowadzenia doń świątecznego klimatu są rodzajem ofiary, bez której złożenia świętowanie nie będzie mogło spełnić swojej funkcji przypomnienia, że to nie jednostka jest ważna, ale wspólnota. Wszystkiego ma być dużo, bo świętowanie w znacznej mierze polega na cieszeniu się obfitością, która powinna być tym większa, im bardziej dotkliwy był niedostatek poprzedzający święto i po nim następujący (Dudzik 2005). Możemy więc powiedzieć, iż w jego trakcie nie tyle wytwarzana jest energia, ile raczej ulega ona konwersji. Indywidualny trud wkładany w przygotowanie święta ulega przemianie w siłę doświadczaną jako potęga emanująca ze wspólnoty.

Świętu często towarzyszą światło i iluminacja, będące symbolami życia, dominacji dobra nad złem (Bennett, 2023): ogień i tryliardy żarówek i żaróweczek, a często też rozbłyski na

niebie fajerwerków i sztucznych ogni, huk petard i armatnich wystrzałów. Świętowanie zawsze pociąga za sobą intensywną konsumpcję, ale czasami też destrukcję i niszczenie tego, co niechciane, ale też demonstrujące zamożność, pozycję i możliwości.

Spojrzenie na świętowanie z tej perspektywy prowadzi czasami do błędnego wniosku, że święto to sytuacja, w trakcie której zachowujemy się irracjonalnie. Marnotrawimy cenne zasoby, produkujemy niezwykłą ilość śmieci, nieudanych prezentów, przejadamy się i upijamy, tańczymy do upadłego, wydajemy więcej, niż możemy sobie na to pozwolić, zadłużamy się, by świętować, jak należy. Niszczymy środowisko naturalne (Haq i in. 2007).

Tego typu narrację można by snuć dalej, z dosyć przewidywalnym finałem – potępieniem świętowania z powodów środowiskowych, wpisaniem go na listę innych, antropogenicznych zbrodni. Z jednej strony trudno się nie zgodzić z tymi argumentami, ale takie postawienie sprawy prowadzi donikąd. Każe nam bowiem wybierać pomiędzy życiem w zgodzie z naturą, ale w samotności a zagładą, którą niesie za sobą marnotrawstwo i energetyczna rozrzutność wspólnoty. Ma ono też silnie klasowy charakter.

Przypomina o tym świetny artykuł Illuminations, Class Identities and the Contested Landscapes of Christmas napisany przez Tima Edensora oraz Steve’a Millingtona (Edensor, Millington 2009). Autorzy konfrontują w nim opinie osób z klas średnich na temat przyozdabiania domostw z okazji świąt Bożego Narodzenia tysiącami kolorowych lampek z opiniami osób należących do klas ludowych, pogardliwie określanych w Wielkiej Brytanii, mianem „chavs”.

Pierwszy głos, dominujący też w mediach, jest pełen potępienia dla tandety, kiczowatości, jarmarcznego charakteru świątecznych iluminacji. By zdeprecjonować świąteczne obyczaje „chavs”, używa się w nim trzech argumentów: niemoralności, nieracjonalności oraz braku smaku. Zachowanie osób ozdabiających domy są niemoralne, bo nic sobie one nie robią z konsekwencji, jakie ich działania niosą dla innych i dla planety, dla taniej rozrywki przybliżają nas do klimatycznej katastrofy. Takie działania są nieracjonalne, bo podejmują je ci, którzy są biedni i często na zasiłku, powinni więc oszczędzać, a nie trwonić pieniądze na bezużyteczne rozrywki. Brak smaku wyraża się zaś w ostentacji i nadmiarze, w głębokim flircie z amerykańską kulturą popularną, w której obraz domu na przedmieściach od fundamentów po dach ozdobionego kolorowymi lampkami konotuje atmosferę bożonarodzeniową.

Ten drugi głos, a więc osób należących do niższych warstw społecznych, definiuje ozdabianie domów tysiącami

k o mfort B y CI a

kolorowych lampek nie w kategoriach indywidualnego popisu, ale jako robienie czegoś dla wspólnoty, jako dzielenie się tym, co ma się najlepszego. W centrum ludowego dyskursu znajduje się też przekonanie, iż każde święto (a zwłaszcza tak doniosłe, jak Boże Narodzenie), niczym karnawał, jest odwróceniem porządku codzienności. Na jego czas beznadzieja, ubóstwo, szarość, smutek ustępują radości, ekscesowi, zabawie i przepychowi. Cierpienie, niedostatek i niewygoda – sytości, odpoczynkowi i poczuciu bycia wśród innych. Zużywana w trakcie świętowania energia to więc wydatek niezbędny do tego, by choć przez chwilę zawiesić prozę rzeczywistości i zastąpić ją przez to, co uznaje się za pożądane, by w sposób odpowiedni celebrować okazję istotną dla odradzania się wspólnoty oraz dawania tworzącym ją osobom nadzieję i wytchnienie. Nikt tu więc niczego nie marnuje, ale raczej wydatkuje czas, pieniądze, siłę i pomysłowość na integrację społeczności. Ozdabiający swoje domy od lat czują też zobowiązanie wobec sąsiadów, którzy dopytują, kiedy wreszcie się za to zabiorą, by znowu było pięknie.

Tekst Edensora i Millingtona prowadzi do dwóch wniosków. Po pierwsze, świętowanie staje się ważną formą demonstrowania podziałów społecznych, a ludzie wkładają mnóstwo energii, by podkreślać różnice i hierarchie pomiędzy nimi. Tę potrzebę odróżnienia i niechęć wobec pewnych kategorii społecznych chętnie podchwytuje rynek, zaspokajając ją przez oferowanie produktów, pozwalających zaznaczyć w stylu życia wyraźną granicę pomiędzy nami i nimi. Święto to więc okazja nie tylko dla demonstrowania społecznej kohezji, ale też różnic, nie tylko do okazywania miłości, ale też niechęci. Po drugie, potępianie świętowania jako marnotrawstwa energii jest formą walki o klasową dominację. Tego rodzaju krytyka staje się okazją do artykulacji przez dominujące klasy społeczne wrażliwości środowiskowej w taki sposób, który nie dotyka ich własnego codziennego marnotrawstwa. To ostatnie, będące udziałem przede wszystkim osób uprzywilejowanych, jest raczej definiowane jako standard lub normalność. Stanowią ją klimatyzowane samochód i dom jednorodzinny, świeże owoce i warzywa przez cały rok, wakacje na egzotycznych wyspach, ulubione kosmetyki, sprowadzone zza oceanu za pośrednictwem którejś z globalnych platform sprzedażowych. Mówiąc jeszcze inaczej, potępia się fakt, iż klasy ludowe od czasu do czasu doświadczają obfitości, która uprzywilejowanym jest dana na co dzień, że doznają komfortu, w którym zajmujący wysokie pozycje po prostu żyją, nie traktując tego jako czegoś wyjątkowego, a raczej jako przynależny im poziom życia.

Potępienie świątecznego rozpasania energetycznego pozwala też powiązać zagrożenia środowiskowe z zachowaniami klas ludowych, a dokładnie wykazać, że kryzys klimatyczny to nie

problem ludzkości, ale bezpośrednia konsekwencja braku umiaru, gustu, świadomości społecznej osób należących do najniższych kategorii społecznych. Najlepszym tego dowodem są ich domy – od podstaw po czubek dachu migające kolorowymi lampkami zużywającymi ogromne ilości prądu. Inne, równie ewidentne to: świąteczne stoły uginające się od potraw i napitków w ilości, której nie są w stanie przetrawić. Jeszcze inne to: hałaśliwość zachowania (fajerwerki) i nietrwałość prezentów, którymi się nawzajem obdarowują. W ten sposób ci, którzy zużywają energię w nadmiarze, grzeszą nie tylko brakiem gustu i smaku, ale też świętując stają się głównymi winnymi zbliżającej się katastrofy ekologicznej.

Świętowanie zawsze pociąga za sobą intensywną konsumpcję, ale czasami

też destrukcję i niszczenie tego, co niechciane, ale też demonstrujące zamożność, pozycję i możliwości.

Problem polega więc na tym, że potępianie świątecznego marnotrawstwa, choć jest przekonujące retorycznie (na kim nie robią wrażenia informacje o tonach zmarnowanego jedzenia, wyrzuconych świątecznych opakowań i plastiku, publikowane corocznie przez media), odwraca uwagę od marnotrawstwa codziennego, które już nie jest zazwyczaj udziałem niższych warstw społeczeństwa.

Przyglądając się świętowaniu od strony energetycznej nietrudno też dostrzec, iż współcześnie – w kontekście rozwiniętego kapitalizmu i sprzężonej z nim kultury konsumpcyjnej – jego bilans jest dla większości z nas bardzo niekorzystny. By świętować, wydatkujemy dziś więcej energii niż dawniej – święta są bardziej wystawne, więcej jest dekoracji, prezentów i jedzenia, ale też wspólnoty są bardziej rozproszone, trudniej je zgromadzić i wymaga to większego niż wcześniej wysiłku. Wraz z komercjalizacją świąt rosną oczekiwania wobec nich, zaś media dostarczają trudnych do osiągnięcia, a jednocześnie postrzeganych jako norma, wzorów świętowania. Jednocześnie wraca do nas mniej energii. Zdaje się ją pochłaniać i świąteczne pośrednictwo oraz silnie obecne w zróżnicowanej zbiorowości uzgadnianie, czym w ogóle ma być świętowanie. Czasami też w ogóle nie chcemy tej energii otrzymywać, bo zbyt cenimy prawo do samorealizacji, a jej zakres zawsze ogranicza wejście w transakcje wymiany z innymi. Im bardziej zindywidualizowane są zbiorowości, im silniej akcentuje

k o mfort B y CI a

się w nich jednostkową wolność jako priorytet, tym świętowanie staje się bardziej irracjonalne. Czy to źle? Na to pytanie muszę odpowiedzieć jak socjolog – to zależy dla kogo. Samorealizacja i życie we wspólnocie trudne są do pogodzenia właśnie ze względu na aspekt energetyczny. Ta pierwsza przywołuje bowiem wizję jednostki jako pracującej dla samej siebie elektrowni, dla której inni to przede wszystkim kosztowne zobowiązania, które opłaca się zaciągać tylko wtedy, gdy zwiększają zakres indywidualnej wolności. W tej drugiej jednostka jest tylko jednym z wielu źródeł energii umożliwiających istnienie communitas – niewielkim dynamem zasilającym zbiorczy kondensator. W tej pierwszej, indywidualistycznej perspektywie, w zasadzie nieobecne jest Turnerowska communitas (Turner 2012), a jeśli już to jako Baumanowska wspólnota klamerkowa (Bauman 2001), dająca krótkotrwałe poczucie silnego zespolenia i niosąca za sobą intensywne, ale zasadniczo jednorazowe poczucie wspólnoty, za którym nie idą jakiekolwiek zobowiązania. Taka jak ta zawiązująca się na czas koncertów muzyki popularnej, festiwali, festynów, flash mobów czy innych plenerowych zdarzeń.

Ten opis brzmi jak oskarżenie, ale takie indywidualistyczne praktykowanie życia społecznego niesie za sobą też niemało zalet. Silniejsza jest tu otwartość na innych, wrażliwość na jakąkolwiek próbę ograniczenia indywidualnej wolności, świadomość, iż każde jednostkowe działanie jest polityczne, bo może zmniejszać lub zwiększać zakres wolności innych. Mówiąc jeszcze inaczej i nieco paradoksalnie, wspólnota i jej trwanie przestają być tu wartością naczelną, ale jednostki stają się bardziej wyczulone na dobrostan każdego z osobna. Przywołana wcześniej koncepcja święta sformułowana przez Dunbara załamuje się tu gwałtownie, bo okazuje się, że wcale nie potrzebujemy silnej wspólnoty i aktualizującego ją świętowania, aby troszczyć się o innych.

Ta druga perspektywa, w której centrum znajduje się wspólnota, jest zasadniczo odmienna. O ile zbiorowość ma trwać w czasie, od jednostki wymaga się zaangażowania, przedkładania przez nią zbiorowego dobra nad dobro indywidualne. Daje jej za to poczucie sensu, bezpieczeństwo, wskazuje kierunek i motywuje do działania, leczy też z wątpliwości, na co i jak ma ona ukierunkować jednostkową energię. Dosyć znaczące jest tu potępienie wszelkich form egoizmu, chciwości, pożądania, samotniczych przyjemności, zdrady i nielojalności. Ich praktykowanie jest bowiem jednoznaczne z zerwaniem procesów wymiany i transformacji energii. Jednostka zużywa ją tylko dla własnych potrzeb, wykluczając z korzystania innych i nie zasilając nią wspólnoty. Na zakończenie chciałbym powiedzieć o jeszcze jednej kwestii. Uderzające jest to, iż opis tych energetycznych

przepływów i transformacji towarzyszących świętowaniu, doskonale pasowałby pewnie do krytyki nowoczesnych procesów uspołeczniania, które znamy z pism Le Bone’a (Le Bone 2012), Tarde’a (Tarde 1903), Cannettiego (Canetti 1996), Krakauera (Krakauer 1987), a które zamknąć można w figurze masy. Pewnie mógłby też funkcjonować jako element deskrypcji rytuałów religijnych, które wyszłyby spod pióra Durkheima (Durkheim 2011) czy Eliadego (2008) albo etnograficznych relacji z tradycyjnego świętowania klas ludowych. Dziś zaś pewnie dobrze oddawałby to, czym są masowe zdarzenia popkulturowe – mecze, igrzyska i olimpiady, koncerty i festiwale muzyczne, czy też polityczne mitingi. Co więcej, doskonale sprawdziłby się do opisu ksenofobicznej demonstracji, antyfaszystowskiej pikiety, mszy, meczu, festynu i koncertu muzyki popularnej. Wszędzie przecież mamy do czynienia z produkcją zbiorowej energii, jej konwertowaniem, przemianami pod jej wpływem jednostki, z intensywnym doświadczeniem siły, która nas przerasta. Oznacza to, że kiedy patrzymy na różnego rodzaju zdarzenia z perspektywy przepływających energii, dostrzegamy podobieństwo tego, co pod względem ideologicznym często skrajnie odmienne, a tym samym zacieramy różnice.

Dostrzeżenie energetycznego aspektu życia zbiorowego jest więc ważne i cenne poznawczo, ale też drzemie w nim pokusa odrzucenia społecznego i kulturowego zróżnicowania oraz prawa jednostki do samorealizacji. I to niewątpliwie wielkie niebezpieczeństwo tej energetycznej perspektywy. Podobne zresztą, jak te drzemiące we wszystkich innych pozakulturowych próbach wyjaśniania tego, kim jest człowiek, opartych na jakiejś formie uniwersalizmu.

Ten sam problem widzę, gdy zaczynamy rozmowę o komforcie, zakładając, że skoro wszyscy do niego dążymy, to jesteśmy tacy sami. To zaś prowadzi do błędnego wniosku, że wszyscy doświadczamy komfortu, a ponieważ jest on energochłonny, to jesteśmy współwinni (i to w identyczny sposób) nadciągającej katastrofie klimatycznej. Takie myślenie, jak pokazuje choćby Climate Inequality Report 2023, jest nie tylko absurdalne, ale też niesprawiedliwe. Absurdalne właśnie dlatego, że ślepe na społeczne nierówności, objawiające się także w tym, iż rezygnacja z komfortu jest postulatem niemającym sensu w przypadku bardzo wielu osób, z tego prostego powodu, że nie dane im go było doświadczyć inaczej niż tylko okazjonalnie, w trakcie wyjątkowych momentów – świąt oraz uroczystości. Niesprawiedliwe dlatego, że szczególnie mocno piętnuje się w nim tych, którzy chcieliby, a nie mogą żyć w komforcie, ponieważ inni mogą się cieszyć nim na co dzień.

BIBLIOGRAFIA

Bauman, Z., 2001, On Mass, Individuals, and Peg Communities, „The Sociological Review”, 49(2_suppl), 102–113. https://doi.org/10.1111/j.1467-954X.2001.tb03552.x

Canetti, E., 1996, Masa i władza, Warszawa: Czytelnik.

Chancel L., Bothe P., Voituriez T., 2023, Climate Inequality Report 2023, https://wid.world/wpcontent/uploads/2023/01/CBV2023-ClimateInequalityReport-3.pdf

Bennett, J.2023. Creels and catenary wires: Creating community through winter lights displays, „Journal of Material Culture”, 28(2), s. 246–263.

Csikszentmihalyi F., 2023, Flow. Stan przepływu: zanurzyć się w doświadczeniu, płynąć z jego nurtem, smakować życie, Łódź: Wydawnictwo Feeria

Douglas, M., 2021, Isherwood B., The World of Goods, Londyn: Routledge

Dudzik, W., 2005, Karnawał w kulturze, Warszawa: Wydawnictwo Sic!

Dunbar, R. (2023), Religijni. Jak ewolucja wierzeń wpływa na historię i kulturę człowieka, Copernicus Center Press, Kraków

Durkheim, E. 2011, Elementarne formy życia religijnego. System totemiczny w Australii, Warszawa: PWN

Edensor, T., Millington, S., 2009, Illuminations, Class Identities and the Contested Landscapes of Christmas, „Sociology”, 43(1), s. 103–121.

Eliade, M., 2008, Sacrum i profanum. O istocie religijności, przeł. B. Bogdan, Warszawa: Wydawnictwo Aletheia.

Haq, G., Owen, A., Dawkins, E. and Barrett, J., 2007, The Carbon Cost of Christmas. SEI report, http://doi.org/10.13140/2.1.1088.4808

Le Bone, G., 2012, Psychologia tłumu: studium powszechnego umysłu, Gliwice: Wydawnictwo Helion

Skowrońska M., 2015, …jak u siebie. Zamieszkiwanie i komfort, Warszawa: Nomos

Tarde, G., 1903, The Laws of Imitation, New York: Henry Holt & Company.

Turner, E., 2012, Communitas: The Anthropology of Collective Joy, Palgrave Macmillan, zob. też Dunbar, 2023, s. 154-158).

Turner, V., (2010) Liminality and Communitas (w:) The Performance Studies Reader, Bial H. (red.), London, New York: Routledge, s.358-374;

Turner, V., 1978, In and Out of Time: Festivals, Litninality and Communitas. Festival of American Folklife, October 4-9, 1978, dokument elektroniczny: https://festival.si.edu/articles/1978/inand-out-of-time-festivals-liminality-and-communitas ;

Turner, V., 2010, Proces rytualny: struktura i antystruktura, Warszawa: PIW i inne

Vihalemm, T., & Harro-Loit, H., 2019. Measuring society’s temporal synchronization via days of importance, „Time & Society”, 28(4), 1333–1362. https://doi.org/10.1177/0961463X17752555

Werbner, P. 1997, The Enigma of Christmas: Symbolic Violence, Compliant Subjects and the Flow of English Kinship, „The Sociological Review”, 44(1_suppl), 135–162. https://doi. org/10.1111/j.1467-954X.1996.tb03439.x

MAREK KRAJEWSKI Socjolog, profesor zwyczajny, zatrudniony na Wydziale Socjologii UAM w Poznaniu. Autor licznych artykułów dotyczących współczesnej kultury, sztuki i edukacji kulturowej oraz książek: Kultury kultury popularnej (2003), POPamiętane (2006), Za fotografię! (2010, wspólnie z R. Drozdowskim), Są w życiu rzeczy… (2013), Incydentologia (2017), ( Nie ) nawidzenia. Świat przez nienawiść (2020). Kurator Zewnętrznej Galerii AMS (19982004) oraz pomysłodawca projektu „Niewidzialne miasto” ( www.niewdzialnemiasto. pl ). Współtwórca programu propagującego edukację kulturową Bardzo Młoda Kultura oraz projektu Archiwum Badań nad Życiem Codziennym ( www.archiwum.edu.pl)

Przyszłość pracy? Cały dzień w pracy!

Przemysław Wielgosz

Marzenie o świecie wolnym od pracy nigdy nie wydawało

się bliższe realizacji niż dziś, gdy doświadczamy cyfryzacji i nowych rewolucji technologicznych. Co z tego, skoro same smartfony mogą wydłużać naszą pracę o 11 godzin tygodniowo, a komfort tych, którzy nie muszą pracować, jak od tysiącleci, powstaje dzięki tym, którzy pracować muszą.

Przy biurku siedzi starszy mężczyzna. Od 11 godzin beznamiętnym wzrokiem wpatruje się w ekran komputera, nieustannie klikając myszką. Będzie tak robił jeszcze przez dwie godziny, zanim zmęczenie ciała weźmie górę nad potrzebą doprowadzenia wszystkich zadań do końca. Wtedy mężczyzna wyłączy komputer, wstanie, założy kurtkę i ruszy do domu, by zjeść kolację i położyć się spać. Wróci tu o 7.00 rano. Mężczyzna jest jednym z przedstawicieli pokolenia koreańskiego boomu gospodarczego. Jego młodość przypadła na czas, gdy biedny, zniszczony wojną kraj wszedł na drogę gwałtownego wzrostu. Podobnie jak miliony jemu współczesnych, poświęcił całe życie pracy. I podobnie jak miliony Koreańczyków i Koreanek swojego pokolenia, nie potrafi funkcjonować poza nią. Pracoholizm uczynił go jednym z bohaterów filmu Erika Gandiniego Świat po pracy, w którym szwedzko-włoski reżyser bierze za dobrą monetę obietnicę radykalnego skrócenia czasu pracy, składane przez entuzjastów nowych technologii i stara się odpowiedzieć na pytanie, czy jesteśmy gotowi na więcej czasu wolnego.

Zadawanie sobie takich pytań ma głęboki sens i to niezależnie od tego, czy rzeczywiście stoimy u progu „końca pracy” –co ćwierć wieku temu obiecywał amerykański ekonomista Jeremy Riffkin w zatytułowanej tak głośnej książce – czy też za chwilę cieszyć się będziemy luksusami w pełni zautomatyzowanego komunizmu, zapowiadanego dziś przez włoskiego pisarza i aktywistę Aarona Bastianiego. Stawiane w filmie Gandiniego pytania podważają samooczywistość powszechnej w naszym świecie etyki pracy i towarzyszącego nam w życiu codziennym przekonania, że praca nie tylko stanowi źródło bogactwa materialnego – lub sposób na jego wydobycie z zasobów natury – ale że niesie też ze sobą wartości moralne, że uszlachetnia, czyniąc pracujących lepszymi, wartościowszymi i bardziej odpowiedzialnymi.

W istocie przekonanie takie nie ma zbyt długiej historii. Niewątpliwie wiąże się ono z etyką protestancką, która wedle Maxa Webera już w XVI wieku miała położyć kulturowe fundamenty pod kapitalizm. Afirmacja materialnego bogactwa jako wyrazu łaski bożej i będące jej konsekwencją potępienie żebractwa połączyły się w tej tradycji z pogardą dla biednych, kultem wstrzemięźliwości i dyscyplinowania ciała za pomocą codziennego trudu. Niemniej, jak zauważa Jan Lucassen w swojej monumentalnej Historii pracy, która właśnie ukazała się po polsku, postulaty uczniów Kalwina i Lutra były raczej skutkiem niż źródłem przemian dokonujących się w Europie doby wczesnej nowożytności. Niderlandzki historyk nazywa je „rewolucją pracowitości” (choć tłumacz polskiego wydania jego książki, Tomasz

p r zysz Ł ość p ra C

Markiewka, zdecydował się na „rewolucję pracowniczą”) i wiąże z podbojami kolonialnymi, nawrotem niewolnictwa oraz napływem zrabowanego w Ameryce srebra do Starego Świata.

Rewolucja pracowitości

W ciągu mniej więcej dwóch stuleci w świecie europejskim doszło wówczas do znaczącego spadku płac i jednoczesnego wzrostu obciążenia pracą. Innymi słowy, przy wzroście gospodarczym stojącym niemal w miejscu, Europejczycy zaczęli wówczas pracować dłużej i ciężej. Doszło do tego przeniesienie płatnej pracy z domu do sfery publicznej i w konsekwencji degradacja pracy domowej. Od XVII wieku coraz częściej i za darmo wykonywały ją kobiety. Oznaczało to wyłączenie ogromnej części ludzkiego trudu z rachunków ekonomicznych, de facto powtarzające wzór ekonomii politycznej wtórnego poddaństwa i niewolnictwa atlantyckiego. Zniewolona lub niewidoczna praca stały się darmowe, ale ich owoce w widoczny – i prawdopodobnie decydujący – sposób wpływały na gospodarkę. Dzięki temu mogło dojść do potężnej koncentracji bogactwa w rękach nowej kapitalistycznej elity. Następnie posłużyło jej ono do sfinansowania rewolucji przemysłowej. Koszty tego procesu pokryli pracujący – nie tylko dlatego, że w naszej części świata i po obu stronach Atlantyku stracili wolność osobistą, a na zachodzie Europy znaczą część dochodów. To, co zaczęło się od narzucenia wtórnego poddaństwa w Europie wschodniej, handlu niewolnikami i inflacji cenowej wynikającej z zalewu gospodarki tanim srebrem z Ameryki, w drugiej połowie XVII wieku zostało ekstremalnie wzmocnione przez katastrofalne skutki zmian klimatycznych zwanych małym zlodowaceniem. Efektem tego klimatyczno-ekonomicznego miksu było pogorszenie wszystkich wskaźników rozwoju (zdrowie, długość życia, poziom zaspokojenia podstawowych potrzeb).

W tym samym czasie po obu stronach Atlantyku doszło do ekspansji pracy najemnej. Inaczej niż to sobie wyobrażali dziewiętnastowieczni myśliciele tacy jak Karol Marks, ludzie, którzy doświadczyli jej na własnej skórze, raczej nie dostrzegali w tym zjawisku niczego dobrego. Ani protoprzemysłowe manufaktury, ani kolonialne plantacje, ani europejskie latyfundia i folwarki nie oferowały lepszego i dostatniejszego życia. Wręcz przeciwnie. We wszystkich rządziły ciężka harówka od świtu do nocy, egzystencja na granicy przetrwania i naga przemoc nadzorców, które razem wzięte zapewniały właścicielom nieznane wcześniej poziomy zysku.

Aby zmusić biedotę, by zechciała pracować w takich miejscach, trzeba było ją uczynić jeszcze biedniejszą. Temu właśnie

służyły opisywane w Kapitale Marksa grodzenia chłopskiej ziemi narzucane przez sojusz monarchii i wielkich właścicieli ziemskich najpierw – od czasów Ryszarda VIII – w Anglii, a potem na kontynencie. Pozbawieni źródeł utrzymania, a często i domów, chłopi padali ofiarą brutalnych represji, bo wraz z grodzeniami zdelegalizowano ubóstwo i włóczęgostwo. Ci, którzy mieli tyle szczęścia, by nie zawisnąć na szubienicy (co w samej Anglii spotkało ponad 70 tys. wywłaszczonych chłopów), stawali się robotnikami na własnej ziemi – przejętej teraz przez landlordów. Ci, którym dopisało ono nieco mniej, zostawali kontraktowymi niewolnikami za oceanem albo niewiele się od nich różniącymi proletariuszami w powstającym z wolna przemyśle metropolii. Między rokiem 1500 a 1800 grodzenia wypchnęły do miast ponad 20 mln europejskich chłopów (co przy ujemnej stopie wzrostu populacji miejskich – dziesiątkowanych przez fatalne warunki sanitarne –odpowiada za 100% ówczesnego jej wzrostu).

W ciągu ponad 300 lat liczba świąt w ca-

łej Europie zasadniczo spadła, a liczba dni roboczych, a nade wszystko tych, które trzeba było przepracować, jeśli się nie chciało umrzeć z głodu, dramatycznie wzrosła.

Wszystkie te procesy napotykały nieustanny opór ze strony swych ofiar. O jego sile jeszcze w połowie XVIII wieku przekonała się katolicka imperatorka Austrii Maria Teresa. Władczyni ta, znana z oświeceniowych sympatii, wynegocjowała u samego papieża zgodę na zniesienie za jednym zamachem aż 24 świąt religijnych. Usunięcie ich z kalendarza odpowiednim dekretem poszło całkiem łatwo. Znacznie trudniej było przekonać poddanych do wartości tego posunięcia. Jakież było zdziwienie cesarzowej, gdy 23 kwietnia 1754 roku w stołecznym Wiedniu doszło do strajku mieszczan i plebsu. Ten dzień celebracji świętego Jerzego odtąd miał być zwykłym dniem pracy i bogacenia się. Wbrew nadziejom dworu mieszkańców Wiednia przywitała typowa świąteczna cisza. Żadnych nawoływań obnośnych handlarzy, żadnej krzątaniny przy otwieraniu sklepów. Lud świętował już dobrych parę godzin, gdy wstrząśnięta doniesieniami z miasta lokatorka Hofburga posłała na puste ulice kawalerię. Dopiero gdy żołnierze zaczęli rozbijać okiennice sklepów i brutalnie wyciągać kupców z domowych pieleszy, stolica Austrii pogodziła się ze stratą kolejnego wolnego dnia.

p r zysz Ł ość p ra C

Podobnie wyglądało to wszędzie tam, gdzie triumfowała „rewolucja pracowitości” i jej następczyni, czyli rewolucja przemysłowa. Wszędzie na potęgę znoszono dni wolne od pracy. Jak podaje Lucassen: „Około 1830 roku zarobienie na życie wymagało w Wielkiej Brytanii średnio ponad 300 jedenastogodzinnych dni roboczych, czyli 3,3 tysiąca godzin netto rocznie, pozostawiając na odpoczynek tylko niedziele i siedem dni podczas Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Zielonych Świątek”. Daleko temu do standardu z późnego średniowiecza, gdy przeciętny zachodnioeuropejski chłop (niezbyt różniący się od wschodnioeuropejskiej koleżanki) mógł przeżyć, pracując tylko 1,5 tysiąca godzin w roku. Niemniej właściwie nigdzie triumf ten nie był bezwzględny. Co prawda w ciągu ponad 300 lat liczba świąt w całej Europie zasadniczo spadła, a liczba dni roboczych, a nade wszystko tych, które trzeba było przepracować, jeśli się nie chciało umrzeć z głodu, dramatycznie wzrosła. Jednak dążenie do uwolnienia się od uciążliwego trudu, który aż do połowy XIX wieku właściwie nie przynosił żadnej poprawy jakości życia, było wśród klas zmuszonych do pracy powszechne. Nie tylko zresztą wśród nich. Niecałe 130 lat po reformach Marii Teresy, w 1883 roku Paul Lafargue –prywatnie zięć Karola Marksa – wydał głośny pamflet Prawo do lenistwa, który bezlitośnie atakował mieszczańską kulturę pracy, demaskując ją jako fasadę skrywającą system nieludzkiego wyzysku, a zarazem umieszczał czas wolny (zwany prowokacyjnie lenistwem) pośród wolności, równości, braterstwa i innych uniwersalnych praw człowieka. Lafargue niczego nie wymyślił. Po prostu ujął w zgrabną formę literacką pragnienia milionów jemu współczesnych.

Z Azji do Europy i z powrotem

Nowożytnej rewolucji pracowitości uniknęła Azja (choć setki lat wcześniej otarła się o rewolucję przemysłową i wypracowała własną, opartą na konfucjanizmie etykę pracy). Co ciekawe, nie przeszkodziło to Chinom i państwom indyjskim (Majsur, Konfederacja Maratów, Imperium Mogołów) doświadczyć w tym samym czasie okresu dynamicznego rozwoju, dzięki czemu jeszcze w początkach XIX wieku ośrodki gospodarcze takie jak Bengal czy delta Jangcy pod każdym niemal względem dystansowały najwyżej rozwinięte obszary Europy Zachodniej. Odmienność tamtejszych stosunków pracy obrazuje dobrze siła i poziom organizacji zwykłych robotników. Najpewniej zarówno nowoczesne związki zawodowe, jak i ubezpieczenia pracownicze wynaleziono właśnie tam. W imperium Qing pierwszej połowy XVIII wieku w przemyśle porcelanowym w Jingdezhen,

gdzie zatrudniano setki tysięcy pracowników, działało jedenaście organizacji pracowniczych. Zrzeszały się w nich nie tylko osoby takiego samego zawodu, ale i wspólnego pochodzenia, ponieważ w Chinach istniał rodzaj regionalnej specjalizacji zawodowej. Podobny system funkcjonował w kopalniach Junnanu. Z kolei pracowników wielkich mennic w Pekinie łączył system praktyk zawodowych oraz wspólnotowe formy pracy. Były to więzy na tyle silne, że od początku XVIII wieku w ciągu stulecia udało im się zorganizować wiele dużych i częściowo udanych strajków, wymuszając znaczący wzrost płac. Lucassen wskazuje, że największy sukces przyniosły te z lat 1741 i 1816. W tym samym mniej więcej czasie kobiety i mężczyźni z indyjskich Bengalu i Orisy zatrudniani w największej wówczas na świecie fabryce prochu, dzierżawionej przez Szkota Johna Farquhara w Iszapur na północ od Kalkuty, wywalczyli sobie system emerytalny, który stał się modelem rozwijanym potem w Europie. Zanim jednak do tego doszło, kolonizacja przekreśliła osiągnięcia azjatyckiej klasy pracującej. Pracownicy najemni w Europie notowali podobne sukcesy dopiero od połowy XIX wieku, gdy płace zaczęły z wolna rosnąć, a liczba godzin pracy w fabrykach spadać. Początkowo zresztą dotyczyło to tylko Anglii. Na ziemiach polskich widoczną i trwałą poprawę przyniósł dopiero okres między rewolucją 1905 roku a powstaniem niepodległego państwa w 1918, gdy Tymczasowy Rząd Ludowy w Lublinie wpisał do swojego programu 8-godzinny dzień pracy. Gdziekolwiek jednak ten proces zachodził, stanowił konsekwencję organizowania się robotników oraz wszczynanych przez nich – i tłumionych krwawo – buntów, strajków i powstań. Dopiero od I wojny światowej i wywołanych jej następstwami rewolucji w całym świecie – od Chin i Meksyku po Rosję, Niemcy, Węgry i Turcję – skracanie czasu pracy przyspieszyło. Lucassen przypomina, że jeszcze około 1920 roku zarobienie na życie w Wielkiej Brytanii wymagało średnio 2,4 tysiąca godzin pracy (więcej niż w roku 1760!), w porównaniu z 1,7 tysiąca godzin około 2000 roku.

Zamiast zastanawiać się, czy potrafimy cieszyć się wolnością poza przymusem pracy, może powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie o źródła owej wolności i jej skrajnie nierówną dystrybucję.

Skądinąd na początku nowego milenium Chiny wróciły do roli awangardy globalnych walk pracowniczych. Dzięki tysiącom

p r zysz Ł ość p ra

strajków, blokad dróg i rozruchów ulicznych pracownice i pracownicy wielkich montowni, w rodzaju tajwańskiego Foxconna zatrudniającego w CHRL 1,5 miliona osób, nie są już najtańszą siłą roboczą na planecie. Pod naciskiem ich protestów, często łączących postulaty płacowe i ekologiczne, rząd w Pekinie zmuszony był do zmiany kursu, dzięki czemu ponad 300 milionów osób wydobyło się ze skrajnego ubóstwa. To właśnie walka w chińskiej fabryce w dużym stopniu odpowiada za spadek światowych wskaźników ubóstwa w ostatnich dekadach. Wzrost płac w Chinach ograniczył możliwości globalnego „wyścigu na dno” w poszukiwaniu taniej pracy i możliwości bezkarnego odprowadzania zanieczyszczeń do środowiska, ale pociągnął za sobą też nie tak pozytywne skutki. Mniej pól do akumulacji zysków oznacza bowiem więcej rywalizacji między mocarstwami o te, które jeszcze pozostały.

Niewidoczna praca

Zamiast zastanawiać się, czy potrafimy cieszyć się wolnością poza przymusem pracy, może powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie o źródła owej wolności i jej skrajnie nierówną dystrybucję. Atlas pracy, jaki można by zaprojektować, przyglądając się jej dzisiejszej geografii, pozwoliłby zrozumieć, że koniec pracy jest tylko złudzeniem optycznym, powiązanym z naszym domyślnym europocentryzmem. Jak zauważyli John Bellamy Foster i Robert McChesney w książce Kryzys bez końca, dla przytłaczającej większości mieszkańców i mieszkanek naszej planety pierwsze dekady XXI wieku stały się okresem przyspieszonej proletaryzacji. Jeszcze nigdy na świecie nie było tylu pracowników i pracownic najemnych. Dotyczy to zarówno liczb bezwzględnych – mówimy o 3,8 miliarda osób, jak i ich udziału w ogóle populacji – niemal 50%. Spośród współczesnych proletariuszy wszystkich krajów 1,4 miliarda pracuje na umowę i otrzymuje pensję, reszta to prekariusze bez praw pracowniczych, ubezpieczeń i pewności pracy oraz zatrudnienia. Ogromna większość z 3,8 miliarda pracowników najemnych żyje dziś na globalnym Południu, co oznacza, że tylko w znikomym stopniu korzystają oni z dobrodziejstw postępu i automatyzacji, które skłaniają myślicieli i artystów na Północy do snucia wizji świata po pracy.

W filmie Gandiniego obrazy podsuwają odpowiedź na pytania, którym nie potrafią sprostać bohaterowie i bohaterki. Włoska arystokratka celebrująca czas wolny dzięki pracoholizmowi swego ultraliberalnego i superbogatego męża różni się bardzo od przeciętnych Kuwejtczyków codziennie zmuszanych przez władze do oddawania się długim godzinom nieróbstwa na państwowych posadach, możliwych dzięki temu, że ich kraj i domy

utrzymują w ruchu setki tysięcy imigrantów-półniewolników wyzutych z wszelkich praw. Jednak beneficjentów świata po pracy łączy to, że czas wolny, którym mają szczęście dysponować, został wypracowany przez kogoś innego. Nadmiar pracy dla większości ludzkiej populacji skutkuje dziś jej deficytem i nudą pośród mniejszości uprzywilejowanych.

Dlaczego jednak świadomość tej zależności tak łatwo umyka wielu osobom na globalnej Północy? Dokładnie z tych samych powodów, dla których ojcowie założyciele zachodniej ekonomii politycznej przeceniali historyczne znaczenie wolnej konkurencji i wolnej pracy, a nie doceniali bezpłatnej pracy kobiet i osób zniewolonych. U progu rewolucji przemysłowej, gdy pracę kobiet zepchnięto w sferę, którą kultura mieszczańska nazwała prywatną, stała się ona niewidzialna. Obecnie – od kilku dekad – coraz większa część pracy wykonywanej w ramach globalnego kapitalizmu także znika sprzed naszych oczu. Nie stoi za tym ani automatyzacja, ani historyczny koniec przemysłu, ani nawet nadejście sztucznej inteligencji i społeczeństwa bezklasowego.

Przyczyną tego fenomenu jest natomiast neoliberalna polityka zarządzania kryzysem kapitalizmu za pomocą destabilizacji pracy i cięcia jej kosztów.

Aby zachować zyski przy malejącym tempie wzrostu, konserwatywne rządy i wielkie korporacje wynalazły outsourcing, czyli delokalizację tradycyjnego przemysłu, a dziś także części usług, do krajów niskich płac oraz jeszcze niższych standardów zatrudnienia i ekologicznych. Nic dziwnego, że niektórzy pisarze i politycy na serio wierzą dziś w zmierzch klasy robotniczej, skoro nasze zachodnie społeczeństwa ulokowały ją tysiące kilometrów od swoich geograficznych granic. A jednak robotnicy, którzy zniknęli z ulic Londynu czy Paryża, wciąż pracują w pocie czoła, wytwarzając elektroniczne gadżety, komputery, ubrania, meble i zabawki, tyle że robią to w chińskim Guangdong, tajwańskim Tajpej, w bengalskiej Dhace lub marokańskiej Casablance. Ten system powstał dzięki liberalizacji przepływów inwestycyjnych, taniej pracy i niskim cenom transportu. Niskie koszty na każdym etapie zapewniają wysokie zyski udziałowcom, a zarazem możliwość konsumpcji biedniejącym pracownikom w krajach wysokorozwiniętych. Ale system ten jest zarazem niezwykle kosztowny. Za jego sukcesy płacimy erozją demokratycznej kontroli nad korporacjami, gigantycznym śladem węglowym i degradacją środowiska w ośrodkach produkcyjnych na Południu, a wreszcie zaniżaniem standardów pracy na całym świecie.

p r zysz Ł ość p ra

Przyszłość pracy opiekuńczej

Globalne łańcuchy dostaw i wartości to jednak tylko część nowego krajobrazu ekonomicznego pierwszych dekad XXI wieku. Za znikanie pracy w nie mniejszym stopniu odpowiada rozrost sektorów usługowych, opiekuńczych, logistyki i pracy za pośrednictwem platform cyfrowych w najbardziej zaawansowanych gospodarczo i technologicznie społeczeństwach świata. Także i te zajęcia zostały poddane outsourcingowi. Choć nie przeniesiono ich nad Ocean Indyjski lub Morze Wschodniochińskie, to zostały zepchnięte do strefy podwykonawstwa i wiecznej niestabilności. Dwie dekady temu amerykańska pisarka Barbara Ehrenreich zmieniła tożsamość. Wcieliła się w kelnerkę, sprzątaczkę i kasjerkę Walmartu. Przez kilka miesięcy mieszkała w tanich pokojach na wynajem i na osiedlach przyczep kempingowych, odcięła się od znajomych i swojego konta, usiłując przeżyć za najniższe wynagrodzenie. Pracowała na więcej niż jeden etat, brała nadgodziny i wszystkie nadarzające się fuchy, ale i tak spadała coraz niżej i niżej w płacowej i społecznej hierarchii. Ostatecznie musiała skapitulować, ale jej eksperyment – opisany w książce Za grosze. Pracować i (nie)przeżyć – ujawnił narastający problem pracujących biednych.

Inaczej, niż to było jeszcze kilka dekad temu, pracownica serwisu sprzątającego w firmie technologicznej w Pittsburghu nie ma szans na awans i zmianę zajęcia. Po pierwsze, nie jest zatrudniona w tej firmie – płaci jej agencja pracy tymczasowej. Po drugie, jej praca zaczyna się, gdy pracownicy sprzątanego wieżowca idą do domu. Dla nich jest ona autentycznie niewidzialna. Podobnie jak opiekunki zajmujące się ich rodzicami w opłacanych cyfrowo domach opieki, dostawcy posiłków i kurierzy jeżdżący na aplikacje.

Historię sprzątaczki z Pittsburgha opowiada Barack Obama, narrator serialu Caroline Suh Praca. Co robimy cały dzień, który stanowi próbę ukazania kondycji pracowniczej w Stanach na zgliszczach neoliberalizmu. Dzięki temu, że każdy z czterech odcinków dokumentu mówi o innej grupie zatrudnionych, możemy odtworzyć wyłaniającą się obecnie strukturę rynku pracy. Okazuje się, że tradycyjnie im niżej w hierarchii płac i statusu, im dalej od wielkich metropolii i zainteresowania mediów oraz ekspertów od gospodarki, tym więcej nie-białych kobiet. Nowością jest to, że to właśnie ich praca ma dziś największą przyszłość. I dotyczy to nie tylko Ameryki, ale też reszty świata.

Aż 80% z 67 milionów pracowników domowych na świecie to kobiety – 90% z nich nie ma dostępu do ubezpieczenia społecznego, a ponad połowa nie ma ograniczeń w tygodniowym czasie pracy. W społeczeństwach starzejących się praca domowa, obejmująca zarówno pracę reprodukcyjną, jak i opiekuńczą, stała

się sektorem z wielką przyszłością, ale wciąż z niewielkimi nakładami. Tylko w USA, aby sprostać rosnącym potrzebom, do roku 2026 trzeba będzie o 50% więcej pracowników opieki. Do tego dochodzi ogromny sektor nieodpłatnej pracy opiekuńczej i pracy domowej (reprodukcyjnej) kobiet, odpowiadający dziś za nawet 39% globalnego PKB. Oznacza to, że przy wycenie na poziomie płacy minimalnej wnosi ona do gospodarki globalnej 10,8 miliarda dolarów i tym samym jest trzykrotnie więcej warta od światowego przemysłu technologicznego, wyprzedzając także handel, produkcję i transport.

Więcej szczęścia od kobiet z dokumentu Suh wydaje się mieć bohaterka wydanej właśnie w Polsce powieści Lekka praca nie istnieje japońskiej pisarki Kikuko Tsumury. To przewrotna, zabawna i koniec końców dość przerażająca opowieść o nieudanej próbie wyjścia poza konfucjańską etykę pracy w epoce przejścia od świata powojennego welfare (dobrobytu) do neoliberalnego workfare (pracobytu). Wszystko w wydaniu japońskim.

Bohaterka Tsumury należy do pokolenia cieszącego się owocami japońskiego cudu, ale zarazem odczuwającego konsekwencje trwającego od dziesięcioleci kryzysu. Żyje w świecie obfitości towarów, sposobów konsumpcji i miejsc pracy, ale wszystko wydaje się coraz mniej stabilne i marnej jakości. Po załamaniu wywołanym przepracowaniem kobieta szuka lekkiej pracy. Jak sama mówi, zmienia je jak „rękawiczki”, ale w żadnej nie znajduje spełnienia. Ten komiczny thriller laborystyczny ukazuje świat życia ograniczony do pracy. Co prawda wciąż rządzi tu kaisha (czyli wspomniana konfucjańska etyka pracy), ale raczej z przyzwyczajenia i oportunizmu niż siłą zaangażowania w nią pracowników i pracowniczek. Bohaterka Tsumury za każdym razem doświadcza tego samego poczucia nieistotności i bezsensu przydzielonych jej zadań, które kompensuje rzucaniem się w wir biurowych intryg, plotek w bufecie, niezdrowych rywalizacji, a wreszcie najniezwyklejszych teorii spiskowych napędzających najzwyklejsze szaleństwo. Autorka Lekkiej pracy… rysuje obraz społeczeństwa skazanego na wykonywanie prac bez sensu (bullshit jobs), które nawet przy obfitości dostępnych dóbr i względnym bezpieczeństwie socjalnym przynoszą toksyczne skutki. Co z tego, że pracę można zmienić, skoro w każdej czeka nas ten sam pochłaniający czas, wyczerpujący emocjonalnie i dewastujący psychicznie absurd?

Czas wolny i dobra praca

Spojrzenie na stosunki pracy – w perspektywie historycznej, jak to czyni Lucassen, i współczesnej, co robią Suh, Tsumura i Gandini – nie daje podstaw do przerażenia nadchodzącą erą słodkiego nieróbstwa. Globalna suma pracy nie zmniejsza się, a całkiem

p r zysz Ł ość p ra

możliwe, że rośnie. Nie zmieniły tego kolejne rewolucje przemysłowe, choć ich rzecznicy obiecywali, że para, elektryczność, komputery, a dziś sztuczna inteligencja zdejmą z nas ciężar codziennego trudu i pozwolą, by ludzkość wreszcie wkroczyła do królestwa wolności.

Pomimo obietnic technooptymistów w globalnej gospodarce obowiązuje logika cięcia kosztów i podbijania krótkoterminowych zysków. Mało kto pamięta, że era neoliberalna zaczęła się w Chile od obalenia postępowego rządu Salvadora Allende w 1973 roku. Jeszcze mniejsza jest pamięć o tym, że jedną z pierwszych zlikwidowanych przez zamachowców zdobyczy Allende był Cybersyn – jeden z pierwszych na świecie komputerowych systemów rozproszonego zarządzania gospodarką przy udziale pracowników. Opracowany pod kierunkiem chilijskiego urzędnika Fernando Floresa i brytyjskiego cybernetyka Stafforda Beera, nie miał szans pokazać swoich możliwości. Sprowadzeni przez Pinocheta z Chicago uczniowie wolnorynkowego guru Miltona Friedmana nie mieli ochoty na demokratyczno-cybernetycze eksperymenty. Zamiast tego zabrali się do delegalizacji strajków, prywatyzacji sektora publicznego, obniżek podatków dla bogatych i zaciskania pasa biedniejszym. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Co prawda na warszawskiej stacji Śródmieście od jakiegoś czasu można zamówić kawę u robota, ale automatyzacja i robotyzacja nie wchodzą w grę, dopóki ręce pakistańskich i bengalskich dzieci będą tańsze w produkcji sportowych butów, podkoszulków i tysięcy innych produktów.

Jeśli już kolejne rewolucje technologiczne coś zmieniły, to tak jak w życiu jednej z bohaterek serialu Caroline Suh. Młoda kobieta traci całe dnie, jeżdżąc swoim samochodem w uber eats i mimo to wciąż zarabia poniżej płacy minimalnej. Innowacja sprowadza się tu do obarczenia pracownicy kosztami pracy (utrzymanie samochodu, paliwo) oraz manipulacji polegającej na rzekomej swobodzie wyboru zlecenia, podczas gdy każda próba skorzystania z niej grozi utratą lichego zarobku i dostępu do aplikacji. Suh dotyka tu sedna problemu związanego z pracą na platformach cyfrowych – mianowicie, że opiera się ona na uwewnętrznionym przymusie i zatarciu granicy między czasem pracy i czasem wolnym.

Jeżeli istnieje jakaś uniwersalna podstawa aspiracji związanych z pracą, to obejmuje ona zarówno potrzebę czasu wolnego, jak i lepszej pracy. Spędzamy w niej wystarczająco dużą część naszego życia, by nie oddawać czasu pracy w niepodzielną władzę kapitału. Co więcej, praca stanowi doświadczenie socjalizujące i choć dziś oznacza to, że wytwarza hierarchie społeczne, rasowe i genderowe, to w zmienionych warunkach strukturalnych może stać się polem upodmiotowienia. Wydaje się, że dopiero

transformacja pracy otworzy możliwość jej skrócenia, która nie będzie czysto iluzoryczna.

Właśnie to zdaje się mieć na myśli Lucassen, gdy pisze, że problemem jest nie tyle potrzeba nauczenia się korzystania z uroków czasu wolnego, ile raczej potrzeba pracy. Nie każdej jednak. Paradoksalnie współczesny kapitalizm, z jego kulturą i rzeczywistością wymuszającą przepracowywanie się, nie zaspokaja tej potrzeby. Wręcz przeciwnie, narzucana przezeń praca niestabilna, śmieciowa, wypłukana z treści społecznej, wyalienowana bullshit job stanowi zaprzeczenie uniwersalnej potrzeby współ-pracy, kolektywnego działania umożliwiającego nie tylko przetrwanie, ale też zaspokajanie potrzeb i wreszcie realizację aspiracji. Jeżeli potraktujemy pracę w ten sposób, to dostrzeżemy w niej fundamentalny aspekt kondycji ludzkiej. Jego urzeczywistnienie utrudnia współczesny kapitalizm z jego pauperyzacją, nierównościami i kultem konkurencji osuwającym się w niechęć do „innego”. Być może zatem zamiast ucieczki do współczesnej wersji Kukanii –krainy lenistwa i obfitości, o której marzyli niewolni chłopi kilka wieków temu – potrzebujemy raczej dobrej pracy: sensownej, budującej więzi społeczne, pozostającej pod kontrolą pracujących, takiej, która zamienia przemoc eksploatacji ludzi i natury na moc przekształcania społeczeństwa.

Tekst oryginalnie opublikowany na stronie dwutygodnik.com, wydanie 369 09/2023

PRZEMYSŁAW WIELGOSZ

Dziennikarz, wydawca i kurator.

Redaktor naczelny polskiej edycji

„Le Monde diplomatique” oraz serii książkowych: Biblioteki „Le Monde diplomatique” i Biblioteki alternatyw ekonomicznych. W wydawnictwie RM jest redaktorem merytorycznym serii

Ludowa historia Polski. Publikował m.in. w „Wiadomościach Kulturalnych”, „Trybunie”, „Przekroju”, „Piśmie”, „Guardianie”, „Aspen Review” i „Freitagu”. Jest m.in. autorem książek

Opium globalizacji (2004) i  Witajcie w cięższych czasach (2020).

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.