notes—na—6—tygodni
TYLKO NA KRYMIE ROK ROSJI ZAPEWNE POTRWA DŁUŻEJ... ŁUKASZ GORCZYCA ARTUR LIEBHART KUBA SNOPEK KATARZYNA ROJ I JOANNA SYNOWIEC DANIEL RYCHARSKI HONORATA MARTIN ADAM PRZYWARA I STEFAN BIENKOWSKI CEZARY PONIATOWSKI SŁAWOMIR WOJCIECHOWSKI
wydawnictwo bezpłatne | ISSN / 1730-9409
0 5 —1 4
pismo postentuzjastyczne
n r 9 — — 1
fundacja bęc zmiana prezentuje
premiera
maj.2014 www.sklep.beczmiana.pl
n r 9— — 1 01–66
0 5 —14
ORIENTUJ SIĘ!
18–71
aktualne
72–80
01–09 Krytyka artystyczna
PRÓBA PLASTYKI POLITYCZNEJ To, w czym zasadza się domniemana plastyka polityczna, to wykorzystanie środków specyficznie artystycznych. Obrona indywidualności i specyfiki języka plastyki to w istocie projekt polityczny. A więc trzeźwa deklaracja: artysta jest artystą. Autor: Łukasz Gorczyca 113–116 Życie a sztuka
SZTUKA DRAŻNIENIA WĄTROBY My cholernie chcemy przeszkadzać w komforcie bezrefleksyjnej gonitwy robota umieszczonego w wiecznej teraźniejszości praca-spanie-praca-ewentualnie czasem: gratyfikacja konsumpcyjna. O tym, że sztuce potrzebna jest niewygoda, a widzom narzędzia do myślenia zamiast edukacji, z Arturem Liebhartem rozmawia Magda Roszkowska 117–125 Przyszłość żyjących zabytków
DODAĆ DO ARCHITEKTURY TĘ NIEWIDOCZNĄ WARSTWĘ O radzieckim modernizmie, nieoczywistej wartości architektury typowej, nierozróżnialnych moskiewskich osiedlach i pomysłach mieszkających na nich konceptualistów, z Kubą Snopkiem, autorem książki Bielajewo: zabytek przyszłości, rozmawia Justyna Chmielewska 126–133
czytelnia
81–175 Praktyki kuratorskie
Architektura społeczna
NOWOCZESNOŚĆ POZBAWIONA KORZENI Figura Roma może być czymś szalenie nowoczesnym, pozbawionym korzeni, powstającym w sposób dowolny i twórczy z dobra kultury i języka – o projekcie Tajsa realizowanym właśnie w BWA Tarnów mówią jego kuratorki Katarzyna Roj i Joanna Synowiec. A Arek Gruszczyński słucha 134–139
EMANCYPOWAĆ PASTELOZĘ! Powojenny modernizm był budowany w perspektywie utopijnej: trzeba było stworzyć grunt do życia dla innego człowieka, który przyjdzie po nas. Dzisiaj przez system ekonomiczny myślenie o przyszłości nie jest popularne – mówią Arkowi Gruszczyńskiemu Adam Przywara i Stefan Bienkowski, twórcy Powojennego modernizmu 158–163
Praktyki artystyczne
Praktyki artystyczne MALARSTWO JAKO PLUCIE Dużo z moich prac odnosi się do pojęcia resentymentu. Dążymy do czegoś, co nie nadejdzie, nie uda się. Intryguje mnie ten dysonans między oczekiwaniami a stanem realnym – Cezary Poniatowski maluje kolorem czarnym i o czerni opowiada Alkowi Hudzikowi 164–167
GALERIA LICZONA W KILOMETRACH Aby robić dobrą sztukę, wcale nie trzeba od razu „znajdować się w jakimś dyskursie”, przeczytać milion książek i brylować w towarzystwie nazwiskami, ja chcę robić sztukę czytelną dla wszystkich. Jak to jest tworzyć sztukę bez instytucjonalnego parasola, za to z sołtysem-kuratorem, Daniel Rycharski opowiada Magdzie Roszkowskiej 140–147 Praktyki artystyczne
– DO WIDZENIA – NIE MA ZA CO Chciałabym nie tyle naprawić świat, ile powstrzymać go przed rozkładem, co nie jest oryginalne, ale nie każdy się do tego przyznaje. O nieznajomych, chodzeniu bez celu, ćwiczeniu intuicji i niestawaniu do walki z artystką Honoratą Martin rozmawia Ela Petruk 148–157
Muzyka i społeczeństwo
WYZWOLONY PLAYBACK Muzyka dzisiaj rozwija się w pewnym wymiarze sama, a kompozytor jest ogrodnikiem czy designerem, który dba o ostateczny kształt rośliny – mówi Pawłowi Krzaczkowskiemu kompozytor Sławomir Wojciechowski 168-175 GDZIE BYWA NOTES 176
patrz!
177–208
Przewodnik po wystawie
DOWODY RZECZOWE Andrzej Tobis
partner
W Y D AW C A W Y D AW C A
Muzeum Sztuki Nowoczesnej FundacjaFundacja Nowej Kultury Nowej Kultury Bęc Zmiana w Warszawie Bęc Zmiana Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
S Z E F O WA F N K B Z
Bogna Świątkowska bogna@beczmiana.pl
2
BĘC
ADRES REDAKCJI
ul. Mokotowska 65/7, 00-533 Warszawa, t: +48 22 625 51 24, +48 22 827 64 62, m: +48 516 802 843, e: bec@beczmiana.pl
Notes — 91 /
TEKSTY
Justyna Chmielewska, Łukasz Gorczyca, Arek Gruszczyński, Alek Hudzik, Paulina Jeziorek, Paweł Krzaczkowski, Ela Petruk, Magda Roszkowska (Redaktor), Pani Bogna (Redaktor) Orientuj się: Informacje i ilustracje pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne; drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji [kulturalnych]. Na okładce wykorzystano fotografię Jacka Kołodziejskiego z serii Pani z galerii
Drążek, Piotr Drewko, Arek Gruszczyński, Paulina Witek, Paulina Jeziorek, Szymon Żydek Departament Dystrybucji: Tomek Dobrowolski, Maciej Diduszko Bęc Sklep Wielobranżowy: Ewa Paradowska Departament Publikacji: Ela Petruk, Magda Roszkowska, Paulina Sieniuć bec@beczmiana.pl Z nak F N K B Z
P R O J E K T / K O R E K TA
Małgorzata Gurowska m_box@tlen.pl
J A K O T R Z Y M A Ć A R C H I WA L N Y N O T E S
BĘC SKLEP WIELOBRANŻOWY
Laszuk
k+s
/ Hegman
k+s
Zasil Bęca (ING BŚ 02 1050 1038 1000 0023 3025 8183 z dopiskiem „Na rozwój FNKBZ”) darowizną minimum 13 PLN, prześlij nam o tym wiadomość na adres nn6t@funbec.eu, podaj adres, pod jaki mamy wysłać wybrany przez ciebie numer nn6t, a my wyślemy ci go pocztą priorytetową natychmiast. Większe wpłaty przyjmiemy entuzjastycznie! W YC Z E R PA N I A
Uprzejmie informujemy, że nakład numeru 1, 2, 4, 7, 8, 9, 15, 20, 24_26, 27, 28, 29, 37, 41, 44, 45,48, 49, 50, 51, 54, 55, 56, 57, 58, 60, 61, 62, 63, 64, 65, 66, 67, 68, 69, 70, 71, 72, 73, 81, 85, 88 został przez was wyczerpany. Bardzo nas to cieszy. Dziękujemy! Notes do pobrania również w wersji elektro: www.issuu.com/beczmiana www.notesna6tygodni.pl REKLAMA
Zamów cennik: ela@beczmiana.pl DRUK
P.W. Stabil, ul. Nabielaka 16, 30-410 Kraków, tel. +12 410 28 20
Numer 91 ukazuje się nie dzięki dotacji, ale DETERMINACJI oraz wsparciu wszystkich, dla których Notes.na.6.tygodni jest ważny. Postentuzjastycznie zdeterminowani dziękujemy!
łomo aparaty, książki, notatniki, dizajn Warszawa, Mokotowska 65 pon.—pt. 13.00—20.00 www.sklep.beczmiana.pl + 48 22 629 21 85 Informacje, zamówienia: sklep@beczmiana.pl BĘC DYSTRYBUCJA K S I Ą Ż K I , N O TAT N I K I , K A L E N D A R Z E , p ł yty
Informacje, zamówienia, kontakt z księgarniami: dystrybucja@beczmiana.pl BĘC KSIĘGARNIA I N T E R N E T O WA
www.sklep.beczmiana.pl
kalendarz
2 9 . 0 4
3 0 . 0 4
1 . 0 5
2 . 0 5
3 . 0 5
4 . 0 5
5 . 0 5
6 . 0 5
7 . 0 5
8 . 0 5
9 . 0 5
1 0 . 0 5
1 1 . 0 5
1 2 . 0 5
1 3 . 0 5
1 4 . 0 5
1 5 . 0 5
1 6 . 0 5
1 7 . 0 5
1 8 . 0 5
1 9 . 0 5
2 0 . 0 5
2 1 . 0 5
2 2 . 0 5
2 3 . 0 5
2 4 . 0 5
2 5 . 0 5
2 6 . 0 6
2 7 . 0 5
2 8 . 0 5
2 9 . 0 5
3 0 . 0 5
3 1 . 0 5
1 . 0 6
2 . 0 6
3 . 0 6
4 . 0 6
5 . 0 6
6 . 0 6
7 . 0 6
8 . 0 6
Notes — 91 /
3
2 8 . 0 4
orientuj się
NOWOŚCI NOWOŚCI
Notes — 91 /
4
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
www. krytykapolityczna .pl
Notes — 91 /
5
orientuj się
www.mck.krakow.pl
GALERIA MCK Kraków, Rynek Główny 25 wtorek–niedziela, 11.00–19.00
Notes — 91 /
7
orientuj się
alternativa 2014 ----------------błędnik cOdziennOŚci 13.06 — 30.09 —————————
cOdziennOŚć
29.04 — 15.06 ———————
Oliver ressler — Wizje pOlityczne: ŚWiat Od nOWa
11.07 — 21.09 ————————
innym spOsObem
13.06 — 30.09 ——————
lendlabOr — OtWarty Ogród
18.10 — 31.12 ——————
HitO steyerl — abstrakt
alternativa.Org.pl Wyspa.art.pl Organizatorzy
Dofinansowane przez:
Partner Alternativa
Patron medialny
Komuna// Warszawa
TERRY PRATCHETT: NAUKI SPOŁECZNE
24–25.05.2014
Weronika Szczawińska
TEREN BADAŃ: JEŻYCJADA premiera!
31.05.–1.06.2014 dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
warszawa: lubelska 30/32
*koprodukcja
patronat
www.komuna.warszawa.pl
orientuj siÄ™!
orientuj siÄ™
Notes — 91 /
18
orientuj się
Mirosław Bałka: DieTraumdeutung 25,31m AMSL, widok z wystawy w White Cube
Notes — 91 /
ĆWICZENIA z MELANCHOLII do 31.05 Londyn, White Cube, 25-26 Mason’s Yard www.whitecube.com do 25.05 Londyn, Muzeum Freuda, 20 Maresfield Gardens www.freud.org.uk
– Prawdziwe dzieło sztuki nie tylko otwiera naszą wyobraźnię na przyszłość, ale także penetruje i odkrywa nowe przestrzenie w tym, co byłe, zmuszając nas do mierzenia się z materią przeszłości – tak o odbywających się równocześnie dwóch wystawach najnowszych prac Mirosława Bałki napisała w „The Independent” Kelly Grovier. Tytuły obydwu pokazów Die Traumdeutund 25,31m AMSL oraz Die Traumdeutung 72,35m AMSL nawiązują do
19
orientuj się
01
Objaśniania marzeń sennych Zygmunta Freuda. Towarzyszące im liczby wskazują na wysokości nad poziomem morza, na jakich znajdują się miejsca ekspozycji: Muzeum Freuda oraz Galeria White Cube. Ciężar materii, fizyczna obecność ciała oraz ich niemożliwa do zamknięcia w znaczeniu, ale otwarta na metaforę dwuznaczność to główna problematyka wystawy. Jedna z prac, rzeźba konkretna TTT, stanowi otwartą z jednej strony bryłę: trapezo-
hedron, która z jednej strony przywołuje na myśl „miejsce do schronienia ciała”, a z drugiej stanowi bezpośrednie odwołanie do Melancholii Alberta Dürera, na której widzimy podobny kształt, a także do magicznego hełmu z opery Richarda Wagnera Złoto Renu. Praca ta odsyła też do obecnej w Muzeum Freuda instalacji rzeźbiarskiej, w której otwarty trapezohedron pozwala, by schować w nim głowę.
Notes — 91 /
20
orientuj się
orientuj się
02
– Korzystając z okazji, chcielibyśmy więc podziękować wszystkiemu i wszystkim, w tym m.in. ptakom za oknem, owadom (żywym i martwym), światłu słonecznemu, falom dźwiękowym oraz osobom ludzkim i nieludzkim, które do powstania wystawy się przyczyniły – deklaruje kurator wystawy Zimne, ciepłe i nieludzkie Łukasz Białkowski. Na ekspozycję składa się kilka wypowiedzi o tym, co w przestrzeniach galeryjnych ignorowane. O ich temperaturze,
Notes — 91 /
Jacek Kołodziejski: fotografia z serii Pani z galerii, 2014
21
ZIMNE, CIEPŁE I NIELUDZKIE 16.05 – 30.06 Nowy Sącz, BWA Sokół, ul. Długosza 3 www.bwasokol.pl
zapachu, przypadkowo rozlegających się dźwiękach, milczącej obecności osób, które pilnują wystaw, i kilku innych zjawiskach. Prezentowane prace mają zadanie uwypuklać niekończące się gry artystów i kuratorów z przestrzenią oraz wszystkimi jej przypadłościami. Celem tych gier jest zazwyczaj próba odwrócenia uwagi lub ukrycia tych aspektów wystaw, których nie da się kontrolować. A jest to całkiem spory zbiór bardzo nieludzkich czynników:
kurzu, lamp, grzejników, wywietrzników, zacieków, mikrobów, skrzętnie zasłoniętego sprzętu multimedialnego, odbić na szybach, tego, co widać za oknem itp. Jednak zaznaczmy, że wystawa nie podejmuje krytyki instytucjonalnej ani nie jest eksperymentem. Byłoby to zbyt ludzkie.
Artyści: Tomek Baran, Łukasz Jastrubczak, Jacek Kołodziejski, grupa Opcja, Łukasz Prus-Niewiadomski, Michał Smandek, Łukasz Trzciński.
Notes — 91 /
22
orientuj się
Art War, reż. Marco Wilms, Niemcy, kadr z filmu
Notes — 91 /
ZOBACZ, CZY ROZUMIESZ ŚWIAT 9 – 18.05 16 – 18.05 Warszawa, Kinoteka, Pałac Kultury i Nauki; Kino Iluzjon, ul. Narbutta 50a Wrocław, Dolnośląskie Centrum Filmowe, ul. Piłsudskiego 64a www.planetedocff.pl
Podczas tegorocznej 11. edycji PLANETE+ DOC FILM FESTIVAL widzowie zobaczą przeszło 150 najlepszych filmów dokumentalnych z całego świata, na wydarzenie przyjedzie ponad 70 twórców (reżyserów, producentów, operatorów) i bohaterów filmów pokazywanych na festiwalu. Projekcjom będą towarzyszyć m.in. debaty, spotkania z twórcami, wystawy, koncerty i imprezy muzyczne, warsztaty oraz wykłady mistrzowskie. Ponadto w ramach „weekendu z festiwalem PLANETE+ DOC” festiwal odbędzie się także w kinach studyjnych w 10 miastach w Polsce.
23
orientuj się
03
W międzynarodowym konkursie głównym o Nagrodę Millennium zobaczymy m.in. Czy Noam Chomsky jest wysoki, czy szczęśliwy? Michela Gondry’ego – animowana rozmowa reżysera z jednym z najsłynniejszych współczesnych myślicieli, Noamem Chomskym; Uciekinier z Nowego Jorku Michaela Oberta o Louisie Sarno, przyjacielu Jima Jarmusha, który ćwierć wieku temu porzucił życie w Nowym Jorku i zamieszkał w afrykańskiej dżungli. O Canon Cinematography Award, jedyną w Europie nagrodę przyznawaną twórcom obrazu na festiwalu filmów do-
kumentalnych, zawalczą m.in.: Atlas Antoine’a D’Agaty, uznanego fotografa, członka Magnum Photos, ucznia Larry’ego Clarka i Nan Goldin, wyróżniony Nagrodą Peace Justice na Berlinale, #chicagoGirl. Facebookowa rewolucja Joego Piscatelli o 19-latce, która za pomocą Facebooka kieruje rewolucją w Syrii z przedmieść Chicago. Jednym z najważniejszych filmowych wydarzeń tegorocznej edycji festiwalu PLANETE+ DOC będzie obszerna retrospektywa dokumentalnej twórczości Michela Gondry’ego.
Notes — 91 /
24
orientuj się
orientuj się
04
Znamy wyniki pierwszej edycji konkursu BMW/URBAN/ TRANSFORMS. Joanna Piaścik (pracownia DINGFLUX) i jej projekt doświetlania fasady budynków zatytułowany Reflex zyskał największe uznanie jury i zostanie zrealizowany w przestrzeni jednego z polskich miast. Ideą zwycięskiego projektu jest możliwość doświetlenia północnych i wschodnich fasad budynków mieszkalnych poprzez umieszczenie na budynkach sąsiednich specjalnych ekranów odbijających światło. Powierzchnia odbijająca światło wykonana jest z modularnych elementów, które dowolnie można mocować obok siebie i pokryć nimi dowolnie duży fragment ścian. Wyróżniona koncepcja w wymierny sposób może poprawić jakość życia mieszkańców miast, jednocześnie
aż w czterech obszarach, których dotyczył konkurs: zrównoważony rozwój / ekologia / energia / estetyka. Nagrodą główną ufundowaną przez BMW Group Polska jest sfinansowanie realizacji zwycięskiego projektu do kwoty 100 000 PLN oraz 10 000 PLN dla autorki. Na wniosek Reiniera de Graafa, honorowego członka jury z pracowni OMA, organizatorzy postanowili przyznać także specjalne wyróżnienie i nagrodę w wysokości 5 000 PLN zespołowi projektowemu „baa”, w składzie Anna Siwiec, Barbara Szostak, Aleksandra Zalewska, za projekt sygnalizacji świetlnej nocnych przystanków na żądanie. Spośród prawie 140 zgłoszonych prac najlepsze projekty wybrało jury w składzie: Aleksandra Wasilkowska – architektka, wiceprezeska SARP
– OW, Bogna Świątkowska – prezes Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana, Edwin Bendyk – dziennikarz, publicysta, kierownik Działu Naukowego tygodnika „Polityka”, Grzegorz Piątek – krytyk architektury oraz członek honorowy Reinier de Graaf – główny architekt i partner w słynnym biurze projektowym OMA. Reflex i inne prace najwyżej ocenione przez jury będzie można obejrzeć na wystawie planowanej na czerwiec tego roku.
Patronat nad konkursem BMW/ URBAN/TRANSFORMS objęło Stowarzyszenie Architektów Polskich SARP-OW. Partnerzy medialni projektu: Architektura/Murator, KMAG, Futu Paper, Design Alive, Label, Rzut, Bryła. pl oraz Radio PIN – program BIZON.
Notes — 91 /
Joanna Piaścik: Reflex, wizualizacje
25
ZWYCIĘŻYŁ REFLEX! www.bmwtransformy.pl
Notes — 91 /
26
orientuj się
orientuj się
05
Punktem wyjścia wystawy jest termin „Poznańska Szkoła Instalacji” (PSI) ukuty w latach 90. przez krytyków związanych z magazynem „Raster”. Konfrontacja tej kategorii z rzeczywistością i aktualnym dorobkiem Instalatorów stała się naczelną motywacją przy tworzeniu koncepcji wystawy. W kontekście ekspozycji termin „instalacja” należy rozumieć szeroko, jako dzieło plastyczne o przestrzennym charakterze, złożone z elementów składowych o różnej naturze (np. rzeźba, obiekt,
Notes — 91 /
Maciej Kurak: 2,5 m 3 of Artistic Atmosphere, 2009
27
INSTALATORZY 30.05 – 31.10 Poznań, Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk ul. Półwiejska 42 www.artstationsfoundation5050.pl
wideo, fotografia), którego znaczenie łączy się silnie z kontekstem prezentacji. Ekspozycja Instalatorzy podzielona jest na trzy części odpowiadające trzem generacjom Instalatorów. Ten układ umożliwi widzom obserwację rozwoju medium w twórczości poznańskich artystów w ramach poszczególnych pokoleń, ale także pomiędzy generacjami. Dzieła artystów o najdłuższym stażu – Jana Berdyszaka, Izabelli Gustowskiej, Jarosława Kozłowskiego i Antoniego
Mikołajczyka – z historyczno-artystycznego punktu widzenia można określić mianem „protoinstalacji”. Z kolei realizacje Agaty Michowskiej, Piotra Kurki, Mariusza Kruka i Andrzeja Pepłońskiego łączy poetyzacja języka, a nawet nieco bajkowa forma. Trzecia część wystawy poświęcona jest twórczości najmłodszego w tym zestawieniu pokolenia twórców: Katarzyny Krakowiak, Moniki Sosnowskiej, Wojciecha Bąkowskiego oraz Macieja Kuraka.
Notes — 91 /
28
orientuj się
orientuj się
06
Tymek Jezierski: Forma
Notes — 91 /
29
TYPOPOLO do 15.06 Warszawa, msn, ul. Pańska 3 www.artmuseum.pl
Dziś, w związku z profesjonalizacją rynku usług drukarsko-reklamowych i zmianą standardów estetycznych, stylistyka TypoPolo gwałtownie zanika. TypoPolo to pojęcie opisujące estetyczny fenomen, jakimi były amatorskie projekty reklam, szyldów i napisów informacyjnych, wykonywane na potrzeby małego handlu i rzemiosła, które zafunkcjonowały w polskiej przestrzeni publicznej lat 90. TypoPolo jest wizualnym odzwierciedleniem zmian ekonomicznych i politycznych w Polsce, symbolem czasów romantycznego przełomu, w których „każdy mógł być
tym, kim chciał, i wszystko było możliwe”. Przez środowiska profesjonalnych grafików stylistyka ta postrzegana jest przede wszystkim jako przejaw nieudolności i złego gustu projektantów amatorów. Rzadziej widzi się w nim formę języka wizualnego określonej grupy społecznej czy świadectwo zmieniającej się estetyki. Wystawa TypoPolo jest próbą uchwycenia i opisania działań wizualnych związanych z wernakularną grafiką, przypadkową typografią i oddolnym projektowaniem. Na ekspozycję składają się przykłady szyldów, liternictwa i napisów eksponowanych na witrynach
sklepowych w formie oryginalnych obiektów i dokumentacji fotograficznej. Drugą część wystawy stanowią projekty typograficzne i graficzne zrealizowane przez profesjonalnych projektantów, m.in. Edgara Bąka, Tomka Bersza, Justynę Budzyńską i Macieja Lebiedowicza (PanTuNieStał), Magdę i Artura Frankowskich (studio Fontarte), poszukujących inspiracji w TypoPolo. Ekspozycję podsumowuje zestaw przedsięwzięć badających kwestię tożsamości wizualnej i projektowania dla lokalnych przedsiębiorstw i rzemiosła.
Notes — 91 /
30
orientuj się
orientuj się
07 Bartek Kiełbowicz: z serii Monday Drawings
Notes — 91 /
31
RYSUNEK NA PONIEDZIAŁEK od 5.05 Warszawa, Kawiarnia Fawory, ul. Mickiewicza 21 www.kielbowicz.com
Monday Drawings to projekt, w którym w każdy poniedziałek Bartek Kiełbowicz pokazuje na profilu na Facebooku nowe rysunki, każdy z nich można kupić za 50 PLN. Inspiracją do nich są dziwne książki i stare
zdjęcia znalezione w słynnym antykwariacie „U Pana Krzysia” na Żoliborzu. Rysunki często są szkicami do obrazów Kiełbowicza.
Bartłomiej Kiełbowicz (ur. 1985) – ukończył malarstwo na war-
szawskiej ASP w 2009 roku pod kierunkiem profesora Jarosława Modzelewskiego i Pawła Bołtryka. W tym samym roku został laureatem Nagrody Artystycznej Siemensa. Mieszka i pracuje na Żoliborzu. Podróżuje i trenuje capoeirę.
Notes — 91 /
32
orientuj się
orientuj się
08
Zbigniew Libera: Grób kryminalisty, 1998, ołówek na papierze, 42 x 61 cm
Notes — 91 /
33
ZBRODNIA W SZTUCE 15.05 – 28.09 Kraków, MOCAK, ul. Lipowa 4 www.mocak.pl
Na wystawie Zbrodnia w sztuce będzie można zobaczyć między innymi film Debory Hirsch Ostatnia Wieczerza, w którym brazylijska artystka pokazuje portrety przeciętnych przestępców. Przedstawia je w formie barwnych kompozycji geometrycznych, zacierając rysy twarzy. Hirsch nazywa portretowanych przestępców apostołami, także tytuł pracy otwarcie nawiązuje do Biblii. Dla apostołów Ostatnia Wieczerza była aktem wzniosłym, dla przestępcy jest ostatnim posiłkiem przed egzekucją. Wśród prezentowanych prac znajdzie się także rysunek Zbigniewa
Libery Grób kryminalisty, odnoszący się do postaci dwóch seryjnych morderców, którzy zostali straceni: Stanisława Modzelewskiego i Zdzisława Marchwickiego. Artysta, projektując monumentalne modele nagrobków, proponuje zaskakujące rozwiązanie – zamiast tuszować obecność zbrodniarzy na cmentarzach, należy ją odpowiednio wyeksponować. Wyróżnikiem (ostrzeżeniem?) ma być realistyczna (być może nawet hiperrealistyczna) rzeźba powieszonego człowieka. Z kolei film Larsa Laumanna Zamknij się, dzieciaku, to nie bingo opowiada historię młodej Norweż-
ki zakochanej w Carltonie Turnerze, mężczyźnie skazanym na śmierć. Nikt nie wspomina o jego zbrodni – człowiek okazuje się znacznie ważniejszy niż jego czyny. Dla bohaterów filmu Carlton jest „niewinny” i nikt nie wątpi w jego ludzką wartość. Takie podejście nadaje ich życiu radość i lekkość. Atmosfera filmu jest przesiąknięta wielką ufnością w dobroć i piękno ludzi. Zbrodnia w sztuce to czwarta z kolei wystawa realizowana przez MOCAK w serii łączącej sztukę z najważniejszymi terminami cywilizacyjnymi, takimi jak historia, sport, nauka czy religia.
Notes — 91 /
34
orientuj się
orientuj się
09
Zofia Kulik: One Yellow Cone
Notes — 91 /
35
ZAMIAST RZEŹBY 2.05 – 21.06 Berlin, Żak | Branicka, Lindenstrasse 35 www.zak-branicka.com
W okresie studiów Zofia Kulik nie rozstawała się z aparatem fotograficznym, stale rejestrowała rzeczywistość oraz tworzyła układy z przedmiotów, modelek i napotkanych sytuacji, które następnie fotografowała. Kulik przeniosła swój punkt zainteresowania z materialnego, statycznego obiektu rzeźbiarskiego na analizę dynamicznej relacji między widzem a obiektem. Wystawa Instead of Sculptures – Sentences 1968–71 to po-
dwójny „powrót” artystki: do jej indywidualnej twórczości po kilkuletniej przerwie związanej z pracami nad archiwum i wydaniem monumentalnej monografii duetu artystycznego KwieKulik, a także do jej najwcześniejszych poszukiwań artystycznych i do pracy dyplomowej zrealizowanej w roku akademickim 1970/71 na Wydziale Rzeźby warszawskiej ASP. Przez ponad cztery i pół dekady projekt ten nie ujrzał światła dziennego, ni-
gdy też nie był ostatecznie wyedytowany. Wybrane fragmenty tej pracy zaprezentowane będą na wystawie po raz pierwszy jako sekwencje fotograficzne. Zasadniczą częścią pracy Kulik była projekcja slajdowa złożona z około 500 slajdów oraz refleksja teoretyczna Film jako rzeźba, rzeźba jako film – rodzaj mapy odniesień, cytatów i własnych rozważań zorganizowanych na podobnej zasadzie jak współczesny hipertekst.
Notes — 91 /
36
orientuj się
orientuj się
10
Stanley Kubrick: Full Metal Jacket, kadr z filmu
Notes — 91 /
37
POCAŁUNEK MORDERCY 4.05 – 15.09 Kraków, Gmach Główny MNK, al. 3 Maja 1 www.muzeum.krakow.pl
Wystawa Stanley Kubrick obejmuje około 1000 eksponatów, w tym liczne materiały audiowizualne. Metody pracy Kubricka ukazane zostaną przez dokumentację filmów: scenariusze, szkice produkcyjne, dokumenty, fotografie, kostiumy, rekwizyty. Wiele z tych archiwalnych materiałów pokazywanych jest po raz pierwszy. Instalacje przestrzenne oddają atmosferę filmów reżysera za pomocą odpowiedniego oświetlenia, obrazów i dźwięków, a także projekcji fragmentów filmów.
Pośród obiektów prezentowanych na wystawie znajdą się również używane przez Kubricka specjalne obiektywy i kamery, dzięki którym jego obrazy przeszły do historii filmu jako innowacyjne. Ponadto prace fotograficzne autorstwa S. Kubricka dla czasopisma „Look” z pierwszych lat jego kariery, rekonstrukcje scenografii, modele wraz z towarzyszącą im bogatą oprawą multimedialną dopełniają całości koncepcji wystawy, stworzonej oraz skierowanej zarówno do miłośników i znawców kina,
jak również do widzów, pragnących dopiero zapoznać się z twórczością jednej z ikon historii filmu światowego. O unikatowości wystawy świadczyć będzie również jej innowacyjna koncepcja merytoryczno-aranżacyjna, dająca m.in. możliwość wyboru przez widza własnej ścieżki zwiedzania. W tym celu zostaną przygotowane szlaki wędrówki po dziele Kubricka, opisujące m.in. tematykę wojny, technologii czy szaleństwa.
Notes — 91 /
38
orientuj się
orientuj się
11
Już po raz drugi z rzędu polscy projektanci i teoretycy dizajnu wystąpią na scenach jednej z największych i najbardziej prestiżowych konferencji projektowych w Europie, TYPO Berlin. Tegoroczna edycja odbędzie się pod hasłem Roots. Polscy prelegenci zaprezentują różne ujęcia i reinterpretacje lokalnej tradycji i historii projektowania, a także poddadzą refleksji klasyczne teksty kultury dotyczące dizajnu. Mieszkająca w Szwajcarii historyczka sztuki i dizaj-
Notes — 91 /
Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Hipopotam Studio
39
TYPOBERLIN 2014 15 – 17.05 Berlin www.stgu.pl
nu Katarzyna Matul opowie o dziesięciu faktach i mitach dotyczących polskiej szkoły plakatu – fenomenu projektowego, do którego nostalgicznie wzdychają kolejne pokolenia polskich i zagranicznych dizajnerów. Wystąpienie Jakuba Stępnia będzie kolażem wyprodukowanych specjalnie na tę okazję wideoklipów oraz elementów wykładu. Prezentacja ta będzie dynamicznym, wizualnym przewodnikiem po zakamarkach Łodzi, w poszukiwaniu wernakularnych
źródeł projektów Hakobo. O fenomenie oraz życiu po życiu polskich neonów opowiedzą twórcy warszawskiego Muzeum Neonów, Justyna Karwińska i David Hill. Natomiast Grzegorz Laszuk wystąpi z projektem pod nazwą Grzegorz Laszuk and the Raiders of the Lost Things. Laszuk i jego zespół zaprezentują trailer przedstawienia, które będzie miało premierę w listopadzie w ramach organizowanego przez Pracownię Krytyki Dizajnu wydarzenia Manifest Fest.
Notes — 91 /
40
orientuj się
orientuj się
12
Tytuł wystawy Żebyście zdechli odnosi się do nielegalnych bombingów na kolejowych yardach w złotych czasach graffiti w Polsce, czyli w latach 90. Chodzi o nurt graffiti związany z subkulturą hip-hop, który narodził się w Nowym Jorku i Filadelfii w latach 70. XX wieku i którego głównym przedmiotem zainteresowania jest liternictwo. Nie chodzi ani o szablony, polityczny przekaz, ani o street art, tylko o style, tagi i sposób życia writerów. O ich potyczki ze Służbą Ochrony Kolei, policją, dresiarzami.
Notes — 91 /
Legendarna Pani Zosia, fot. Salo, dzięki uprzejmości: Piktogram/BLA i Whole City
41
ŻEBYŚCIE ZDECHLI do 24.05 Warszawa, Piktogram/BLA, ul. Mińska 25 www.piktogram.org
Umieszczenie w bezpiecznej i sterylnej przestrzeni galerii wymuskanych wrzutów, co dzieje się obecnie np. w Nowym Jorku, byłoby wbrew istocie tego niepokornego zjawiska. Dlatego na wystawie znajdą się artefakty, materiały archiwalne, dokumenty z epoki oraz próba oddania klimatu zaplecza związanego z aktywnością writerów. Punktem wyjścia do prezentacji jest monumentalna książka wydana własnym sumptem przez tworzących tę scenę writerów, która ukazała się pod koniec 2013 roku. Graffiti
Goes East. 1990–2012 jest fascynującą wizualną podróżą przez główne ośrodki graffiti w Polsce, uzupełnioną wspomnieniami i anegdotami. Cały nakład zniknął z półek księgarni chwilę po tym, jak trafił do dystrybucji. Specjalnie z okazji wystawy wydany został fanzin, który dostępny jest w galerii obok innych pozycji dotyczących polskiej sceny graffiti. Artyści: Rety, Blekot, Krizm, Miesto, Salo, Pier, Unik, Tasak.
Notes — 91 /
42
orientuj się
orientuj się
13
Rower przeobraża przestrzeń miejską, stając się siłą napędzającą różnorodność, odrodzenie, dynamizm i kreatywność – opowiada Joanna Stembalska, kuratorka najnowszej edycji OUT OF STH, międzynarodowego biennale poświęconego trudnym do zaklasyfikowania zjawiskom z pogranicza sztuki i ogólnie rozumianej kultury oraz miejskiego aktywizmu. W tym roku IV Międzynarodowe Biennale Sztuki Zewnętrznej OUT OF STH i wszystkie wokół niego działania skupiają się na temacie roweru, jednak
Notes — 91 /
Luca BattistonGODziella, Bike Sound System, 2012
43
ROWER PONAD WSZYSTKO 30.05 – 31.08 Wrocław, Galeria Awangarda – BWA, ul. Wita Stwosza 32 www.bwa.wroc.pl
nie w kontekście sportu czy sportowców, ale w jego wymiarze społecznym, symbolu wolności, emancypacji i postępu, a także nowoczesnego i szybko zmieniającego się miasta oraz zamieszkujących go, współuczestniczących w jego przemianach osób i podmiotów. Na wystawę Velodream francuska kuratorka Blandine Roselle wybrała prace ponad 30 znanych i cienionych artystów z całego świata, m.in. duńską grupę BIG, duet Claes Oldenburg & Coosje van Bruggen, AKAY, Bena Wilsona, Gavina
Turka, Ivána Navarro czy pochodzącego z Japonii Cogoo. Wystawa ujawni idealną wizję przyszłości, w której twórcy zamiast pielęgnować postrzeganie roweru jako „małej królewny”, widzą w nim absolutnego władcę miasta! Biennale wychodzi poza przestrzeń galerii i zaktywizuje szereg działań w przestrzeni rowerowej: nowe stojaki, piktogramy na trasach i wiele innych działań, które obejmą przestrzeń miejską z punktu widzenia rowerzystów.
Notes — 91 /
44
orientuj się
orientuj się
14
Marcin Maciejowski: Pamiętasz, co mi mówiłeś (wg Anatomii miłości), 2014
Notes — 91 /
45
KOMPOZYCJA NA NIEWIELKIEJ PRZESTRZENI 24.05 – 12.07 Warszawa, Raster, ul. Wspólna 63 www.rastergallery.com
Wątkiem przewodnim najnowszych obrazów Marcina Maciejowskiego są m.in. układy i relacje między artystami. Wśród prezentowanych na wystawie Kompozycja na niewielkiej przestrzeni prac pojawią się też inne, charakterystyczne dla artysty, motywy: sceny z galerii sztuki nowoczesnej, znajome dziewczyny, związki damsko-męskie.
Marcin Maciejowski (ur. 1974) – malarz, współzałożyciel i członek Grupy Ładnie, mieszka i pracuje w Krakowie. Jego obrazy i rysunki są pełną kolorytu współczesną redakcją malarstwa realistycznego i historycznego. Maciejowski korzysta przy tym z różnych źródeł ikonograficznych, zestawia wizerunki ze współczesnej prasy, kolorowych magazynów i nacechowanych propagandowo albumów krajoznaw-
czych z lat 50., sięga do katalogów muzealnych i scen filmowych. Fascynują go kulturowe i popkulturowe klisze „męskości” i „kobiecości”, ale swoimi obrazami dotyka też narodowych świętości, obsesji, lęków i nadziei.
Notes — 91 /
46
orientuj się
orientuj się
15
Grzegorz Drozd: Warszawa
Notes — 91 /
47
ZMORY 12.05 – 31.08 Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 www.csw.art.pl
Czy twórczość Grzegorza Drozda da się zmieścić w ramach instytucji sztuki? Odpowiedzią na to pytanie są Zmory – pierwsza tak obszerna prezentacja działalności tego artysty. Drozd obecny jest na scenie sztuki od kilkunastu lat. Przez ten czas skutecznie unikał przyjęcia jakiejkolwiek roli, w której chciałyby go obsadzić instytucje sztuki. Drozd maluje obrazy. Rzeźbi. Kręci filmy dokumentalne. Performuje. Pisze. Interweniuje w przestrzeń publiczną. Aranżuje sytuacje z pograni-
cza sztuki i życia. Nie jest jednak tylko malarzem. Ani tylko rzeźbiarzem, wideoartystą, performerem czy akcjonerem ani nawet poetą. Jego twórczość przypomina powiastkę filozoficzną, a Zmory to kolejny epizod tej opowieści. Pojawiają się w nim między innymi marmurowe sowy z laserowymi oczami, egzotyczne roślinny halucynogenne i białe sztandary wywieszone z okien warownego Zamku, a także „ambona pełna słów”, która rozpoczyna wystawę. Artysta rzuca się w wir prac
plastycznych: zapełnia sale wystawowe rzeźbami z drewna, dziełami metaloplastyki, wypala ceramikę, maluje obrazy. Wywozi publiczność z galerii i zaprasza na wycieczkę na peryferie miasta. Sięga pamięcią w przeszłość i wybiega myślami poza granice własnej kultury, w egzotyczne rejony, w których to, co swojskie, staje się obce. Wyświetla filmowe dokumenty, w których obraz niesiony jest słowem, daleko poza to, co widać na pierwszy rzut oka.
Rafał Dominik: Starodawne UFO zakopane w hitlerowskiej bazie w Nowej Szwabii
Notes — 91 /
48
orientuj się
– Często zastanawiam się, czy można wyznaczyć granicę pomiędzy udawaniem a robieniem czegoś „naprawdę”. Ja bardzo lubię udawać, na przykład malując, udawać, że maluję, rysując, udawać, że rysuję, tworząc rzeźbę, udawać, że jestem rzeźbiarzem, pochlania mnie wchodzenie w ten udawany świat i godzę się na to, że mnie jako takiego tam nie ma – tłumaczy Rafał Dominik, którego prace można oglądać na indywidualnej wystawie Wtem. Jej tytuł odnosi się do komiksowych narracji oraz do popkultury, z którą artysta lubi flirtować. Historie opisywane w jego pracach są ulotne i nagłe. Rafał Dominik twierdzi, że to będzie „klasyczna” wystawa malarstwa, ale też rysunku i rzeźby; klasyczna, ponieważ pojawią się na niej rzeczy, wątki, historie, które od jakiegoś czasu nurtują autora. Wystawie towarzyszyć będzie prezentacja filmów wideo. Rafał Dominik (ur. 1985) – absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni malarskiej Leona Tarasewicza. Zajmuje się rysunkiem, malarstwem, rzeźbą oraz
17 ABSTRAKCYJNA CZERŃ do 26.07 Warszawa, Galeria Aleksander Bruno, ul. Bracka 3/1a www.aleksanderbruno.com
Czerń jest kolejnym etapem podróży Szymona Rogińskiego, który dotychczas przemierzał z aparatem fotograficznym przestrzenie miejskie, podmiejskie, industrialne, postindustrialne oraz trudne do jednoznacznego zakwalifikowania. Na tych fotografiach kluczową rolę odgrywa światło, które pada z trudnego do zidentyfikowania źródła i wydobywa z chaotycznie ukształtowanych, często wręcz dziSzymon Rogiński: z cyklu Czerń
wacznych i wzbudzających uczucie obcości pejzaży dodatkowy efekt niesamowitości. Na zdjęciach prezentowanych w ramach wystawy Czerń wątek eksploracji przestrzeni ulega minimalizacji czy może trafniej – syntezie. Jedną z ostatnich lokalizacji artystycznych działań Rogińskiego stał się rezerwat nietoperzy usytuowany w bunkrach i tunelach fortyfikacji Ostwall koło Międzyrzecza. Podróż, której celem jest wyłonienie z ciemności układających się w abstrakcyjne figury grup tych zwierzątek, jest jednocześnie podróżą w poszukiwaniu odpowiedzi na związane z medium zagadnienia formalne. Inicjująca ten cykl fotografia, która ukazuje jeden ze znajdujących się w bunkrze tuneli, wyznacza kierunek, w którym podąża artysta. Jest to podróż w głąb samego obrazu, dotarcie do miejsca, w którym reprezentacja fotograficzna zaczyna przybierać formę abstrakcyjnego malarstwa.
18 PLANETY W MOJEJ GŁOWIE 9 – 30.05 Wrocław, Arttrakt, ul. Ofiar Oświęcimskich 1/1 www.arttrakt.pl Basia Bańda i Aleksandra Kubiak to artystki, których sztuka podejmuje podobne tematy:
orientuj się
pracami wideo. Twórca eksperymentalnych projektów artystycznych: MEBLEKS (paraprzedsiębiorstwo projektowe) oraz GALACTICS (zespół muzyczny).
Notes — 91/ 49
16 WTEM od 6.05 Warszawa, Galeria Milano, Rondo Waszyngtona 2a www.milano. arts.pl www.rafaldominik.pl
orientuj się 50 Notes — 91 /
ciało, jego przyjemności i jego rozpad, przemijanie, ból, trauma, strach, seksualność. Dla Bańdy są to sprawy czysto osobiste, dla Kubiak (także w pracach Grupy Sędzia Główny, którą współtworzyła do 2010 r.) wiążą się z relacjami społecznymi. Obie artystki opowiadają o kobiecości, własnych z nią doświadczeniach, odczuwaniu swojej roli w świecie. Basia Bańda i Aleksandra Kubiak znają się już piętnaście lat, a ich relacja była zawsze bardziej towarzyska niż artystyczna. Wystawa Planety w mojej głowie dotyka problemu radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby, przestrzeni, stabilności. Jest próbą przepracowania traumatycznych przeżyć, swego rodzaju terapią, niezwykle osobistą opowieścią dwóch artystek, które za pomocą różnych środków artystycznych i mediów konfrontują swoje emocje oraz sposób podejścia do trudnych tematów. Dla Kubiak jest to pamięć wyrażona w minimalistycznych obiektach, fotografii i filmie. Bańda swoje wspomnienia utrwala w przepełnionych symbolicznymi zwierzęco-baśniowymi motywami obrazach.
Aleksandra Kubiak: z wystawy Planety w mojej głowie
19 OSTATNIE OBRAZY 15.05 – 15.06 Kraków, Galeria Starmach, ul. Węgierska 5 www.starmach.eu
Pod koniec 2012 roku na orbitę okołoziemską został wysłany satelita telekomunikacyjny EchoStar XVI. Na jego pokładzie znalazł się m.in. silikonowy dysk, na którym zapisano 100 starannie wybranych zdjęć. Kiedy na Ziemi znikną już ostatnie ślady naszej cywilizacji, w kosmosie wciąż będą krążyć pozostałości sztucznych satelitów takich jak EchoStar XVI. Fotografie znajdujące się na jego pokładzie będą ostatnimi obrazami, jakie po nas pozostaną. Trevor Paglen na potrzeby projektu Ostatnie obrazy przez pięć lat opracowywał selekcję zdjęć opowiadających historię ludzkości. Następnie zaprosił do współpracy grupę twórców, badaczy, filozofów i aktywistów, którzy dokonali wyboru docelowych 100 fotografii. To właśnie wskazane przez nich obrazy znalazły się na dysku wysłanym na orbiTrevor Paglen: Gęsto porośnięte wybrzeże, 2012
tę. Projekt Paglena jest próbą zmierzenia się z ideą stworzenia całościowego opisu rzeczywistości za pośrednictwem fotografii. Artysta zadaje fundamentalne pytanie o sens tego rodzaju przedsięwzięć i bada mechanizmy stojące za próbami opowiadania historii za pomocą obrazów. Wystawa odbywa się w ramach 12. edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie.
20 ZABAWA I JEJ BLASK od 17.05 Amsterdam, Anthropologists in Art, Elandsgracht 35, 1016 TN www.aiart.nl
Przestrzeń galeryjna zajmowana przez kolektyw Anthropologists in Art kiedyś pełniła funkcję przytulnego salonu. Pomimo wielu wystaw, które do tej pory odbyły się w tym miejscu, aura mieszczańskiego domostwa wciąż je nawiedza. Stąd jako formę egzorcyzmu galerzyści poMaurycy Gomulicki: Tricolor Solid, obiekt, pleksiglass, 9 x 9 x 12 cm, 2014
21 ODDŹWIĘKI 15.05 – 15.06 Kraków, Bunkier Sztuki, pl. Szczepański 3a www.bunkier. art.pl
Czy w obrazie fotograficznym tkwi potencjał oddziaływania na zmysły inne niż tylko wzrok? Czy może on angażować niewizualne sfery ludzkiego poznania, takie jak dotyk, dźwięk, zapach, ciepło oraz doświadczenie przestrzeni? Odpowiedzi na te pytania poDominik Lejman: z wystawy Oddźwięki
22 AWACS do 25.05 Kraków, Bunkier Sztuki, pl. Szczepański 3a www.bunkier. art.pl
Piotr Grzybowski i Maciej Toporowicz w 1981 roku stworzyli unikatowy duet performerski AWACS, który w okresie swej twórczej aktywności zorganizował szereg akcji kontestujących zinstytucjonalizowane i tradycyjne modele życia artystycznego w Krakowie. Performanse odbywały się zazwyczaj nielegalnie w przestrzeniach instytucji sztuki, np. w Biurze Wystaw Artystycznych – dzisiejszym Bunkrze Sztuki – (Róża, 1981, podczas IX Spotkań Krakowskich), w pracowniach Akademii Sztuk Pięknych (Tapes, 1981) czy prywatnych mieszkaniach i piwnicach (Underground, 1981). Inspirowani doświadczeniami ruchów neoawangardowych (przede wszystkim akcjonistów wiedeńskich), performerzy uosabiali determinację młodego pokolenia artystów, w którego losy gwałtownie wpisał się wybuch stanu wojennego. Wystawa grupy AWACS, tworzonej w latach 1981–1983, zaprezentuje zbiór artefaktów zdjęcie z performensu grupy AWACS, fot. Marek Pawłowski
orientuj się
szukiwać będzie projekt kuratorski Oddźwięki realizowany przez Jakuba Woynarowskiego w ramach tegorocznej sekcji eksperymentalnej 12. edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie. Na wystawie zostaną zaprezentowane prace zrealizowane przez polskich artystów, w tym projekty przygotowane specjalnie na wystawę przez Łukasza Jastrubczaka, Igora Omuleckiego i Janka Simona. Pojawią się tam również – ujęte w formie wizualnego diagramu – pochodzące z całego świata obrazy wywodzące się z obszarów postrzeganych nieraz jako marginesy „właściwej” fotografii (fotografia niewidomych, bezkamerowa rejestracja obrazu oraz eksperymenty technologiczne z pogranicza nauk ścisłych). W przestrzeni galerii wydzielona zostanie także strefa działań performatywnych poświęconych różnym metodom wizualizacji wiedzy oraz próbom tłumaczenia przekazu werbalnego na wzrokowy. Dzięki niej widzowie odwiedzający wystawę będą mieli okazję uczestniczyć w niekonwencjonalnych wykładach i projekcjach oraz zapoznać się z rozmaitymi intrygującymi formami narracji wizualnej i dźwiękowej. Ważnym elementem wystawy będzie również całkowicie wyciemniona przestrzeń warsztatowa, przeznaczona na eksperymenty fotograficzne, realizowane z wyłączeniem zmysłu wzroku.
Notes — 91/ 51
stanowili zaprosić do tej przestrzeni Maurycego Gomulickiego i Rafała Dominika, którzy malując wielokolorowy mural, duszną atmosferę rodzinnego obiadu zamienią w iluzoryczną przestrzeń niezobowiązującej zabawy. Obydwaj mogą być nazwani turbokolorystami, bo narzędziem ich działania w sztuce często jest właśnie kolor. Choć tytuł wystawy Razzle Dazzle przywołuje na myśl statki z czasów I wojny światowej, a tematyka odsyła do sztuki lat 70., artyści nie skupiają się na odwołaniach, lecz na tym, by uzyskać jak największy wizualny efekt, unieważniając granice pomiędzy sztuką niską i wysoką.
orientuj się 52 Notes — 91 /
dokumentujących działalność grupy. Jest wstępem do szerszej dyskusji krytycznej i naukowej na temat dorobku tego kolektywu. W ramach przygotowań i trwania ekspozycji rozpocznie się proces gromadzenia materiałów, które złożą się na bank historii mówionej – zbiór nagrań wideo wypowiedzi artystów i świadków wydarzeń zainicjowanych przez AWACS. Docelowo efekty zostaną udostępnione szerokiej publiczności.
23 RADYKALNI PERFORMERZY 17.05 – 15.06 Bielsko-Biała, Galeria Bielska BWA, ul. 3 Maja 11 www.galeriabielska.pl
Zasadniczym trzonem wystawy Polscy radykalni performerzy 1967–1989 są prace i autorskie dokumentacje działań klasyków polskiej sztuki performansu: Jerzego Beresia, Zbigniewa Warpechowskiego i Krzysztofa Zarębskiego, które zostały zakupione do Kolekcji Sztuki Galerii Bielskiej BWA w 2013 roku dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Są Jerzy Bereś: Msza romantyczna, 1978, fot. Jacek Szmuc
to fotografie sygnowane przez autorów, plansze fotograficzne z tekstami autorskimi oraz obiekty wykonane przez artystów w trakcie manifestacji – performansów. Wśród przedstawionych dzieł będą m.in. dokumenty rzeczowe akcji Msza Romantyczna Jerzego Beresia z 1978 roku – dzieło o burzliwej historii, zniszczone lub ukradzione w stanie wojennym, które zostało zrekonstruowane przez autora w 2005 roku. Z dorobku Zbigniewa Warpechowskiego na wystawie zobaczymy 24 plansze z fotografiami i tekstami artysty, stanowiącymi autorską dokumentację najważniejszych performansów z lat 1967–1984. To samodzielne dzieła, w których autor łączy sztukę ciała i sztukę konceptualną. Na wystawie znajdzie się także zestaw 30 fotografii z najważniejszych performansów Krzysztofa Zarębskiego z lat 70. XX wieku, wykonywanych głównie przez Leszka Fidusiewicza, jedynego fotografa, który towarzyszył wówczas artyście podczas jego działań, a także trzy unikatowe prace Zarębskiego z lat 70. o charakterze kolażu.
swej kariery twórczej, dlatego otwiera program Supernowa skierowany do artystów poniżej 30. roku życia, którzy nie mieli więcej niż trzy wystawy indywidualne lub pięć zbiorowych. Program Supernowa jest realizowany od roku 2012, obecnie trwa otwarty nabór do kolejnej edycji. Aby wziąć udział w programie, należy przesłać swoje zgłoszenie, które zawierać będzie krótkie CV artystyczne, dokumentację wybranych prac artystycznych oraz projekt wystawy z takich dziedzin jak malarstwo, rysunek, fotografia, grafika, instalacja. Spośród nadesłanych prac rada programowa wybierze zwycięski projekt, który zostanie zaprezentowany na ścianie w restauracji w Zatoce Sztuki o wymiarach 10 x 2,7 m. Miejsce to pełni rolę wystawienniczą od momentu otwarcia galerii.
25 DZIEWIĘĆ NIENAZWA NYCH GÓR 9.05 – 18.06 Warszawa, Ga24 leria MonoSUPERNOVA www.mcka.pl/ pol, Al. Jerozoaktualnosci. limskie 117 www.galeriahtml biuro.zatoka. monopol.pl sztuki@gmail. Nine Nameless Mountains to tytuł projektu fińskiego kolekcom Zatoka Sztuki chce promować młodych ludzi u progu
tywu Maanantai, należącego do młodej generacji artystów związanych z fotograficznym fenomenem określanym mia-
Maanantai: Koljonen A Very Beautiful Challenge, 2013
W swoich działaniach Christopher Draeger wykorzystuje głównie instalację, fotografię oraz wideo, w którym sięga zarówno do materiałów archiwalnych, jak i tych spreparowanych przez siebie. Z jego ważniejszych prac warto przywołać wideoinstalację Black September, rekonstruującą wydarzenia z igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku, cykl fotograficzny Voyages Apocalyptiques (od 1994), poświęcony nieuchwytności pamięci o różnego rodzaju tragediach, czy zrealizowany wspólnie z Heidrun Holzfeind projekt Tsunami Architecture (2013), na który składa się książka oraz wideo dokumentujące architekturę na terenach dotkniętych przez tsunami w 2004 roku. Na wystawie Unforced Errors pokazane zostaną prace Draegera z ostatnich kilku lat, w tym instalacja poświęcona katastrofie smoleńskiej, widzianej z perspektywy obcokrajowca. Jest ona próbą zbadania dyskursu medialnego Christoph Draeger: The Man Who Stole The Moon, kadr wideo, 2010, dzięki uprzejmości Lokalu_30 I artysty
oraz różnych pojawiających się wówczas w mediach teorii i hipotez dotyczących katastrofy polskiego samolotu. Zaprezentowane zostanie również najnowsze, dwukanałowe wideo The Rd. (2013), w którym Draeger zestawia film The Road (Droga) z 2009 roku, przedstawiający podróż ojca i syna przez postapokaliptyczną Amerykę, ze swoją wersją tej wędrówki, odgrywanej przez niego i jego trzyletniego synka.
27 LEWA PÓŁKULA do 31.05 Warszawa, Galeria Propaganda, ul. Foksal 11/1 www.galeriapropaganda. pl
Marek Kijewski: Tatuaże Wilmy Flinstone, 1995, poliuretan/ceramika/węże cukrowe/baranek marmurowy/guma, 175 x 50 x 55 cm
orientuj się
26 PRZYPADKOWE BŁĘDY 31.05 – 12.07 Warszawa, Lokal_30, ul. Wilcza 29a/14 www.lokal30. pl
Notes — 91/ 53
nem Szkoły Helsińskiej. Na wystawie można będzie zobaczyć zarówno prace stworzone wspólnie, jak i indywidualnie przez troje z ośmiu członków grupy. W szerokich ramach stylistycznych charakteryzujących Szkołę Helsińską prezentowani artyści wpisują się w nurt konceptualny. Nie tylko badają istotę samego medium fotograficznego, ale też próbują wyjść poza jego ramy: eksplorują fotografię jako nośnik znaczeń poza tym, co na niej przedstawione, lub wykorzystują ją do rejestracji działań o charakterze performatywnym. Kolektyw Maanantai powstał w 2011 roku, impulsem do jego powstania była chęć stworzenia zbiorowego autora, który wyruszył na norweskie wyspy Lofoten, w poszukiwaniu tego, co mistyczne i duchowe w pejzażu Północy. Efektem tej podróży jest projekt Nine Nameless Mountains: seria fotografii i rysunków wydana również w formie książki nagrodzonej tytułem Best German Photobooks 2014.
orientuj się 54 Notes — 91 /
– Nasza lewa półkula mózgu zawiera wszystko, co dotyczy przeszłości i przyszłości. Nasza lewa półkula jest tak zaprojektowana, by zebrać ten ogromny kolaż rzeczywistości i zacząć sortować szczegóły, szczegóły i jeszcze więcej szczegółów tych szczegółów – napisała dr Jill Bolte Taylor, amerykańska badaczka specjalizująca się w neurologii mózgu. W wieku 37 lat przebyła udar, co pozwoliło jej doświadczyć procesów, jakie zachodzą wówczas w mózgu. Dzięki temu poznała różnice pomiędzy prawą i lewą półkulą. Przedstawiła je po latach w 18-minutowym wystąpieniu Wylew zrozumienia. Leonardo da Vinci uważał, że sztuka jest sprawą umysłu, a nie sprawności ręki. Zawarł to w słynnym zdaniu „l’arte e una cosa mentale”. Jeżeli to mózg jest odpowiedzialny za akt twórczy, można zatem zapytać, jakie znaczenie ma jego lewa półkula? Jeżeli to lewa półkula tworzy kolaże rzeczywistości, to jakie ma ona znaczenie w przypadku artysty tworzącego właśnie kolaż? Czy potrzeba stworzenia kolażu jest dowodem dominacji lewej półkuli? Zapewne popularność kolażu bierze się stąd, że odwołuje się on do całego zbioru informacji tkwiących w naszej lewej półkuli mózgu. Czerpiemy więc satysfakcję ze „zrozumienia” sztuki.
Artyści, którzy pokażą swoje kolaże na wystawie Lewa półkula, to: Alicja Bielawska, Andrzej Bielawski, Tomasz Ciecierski, Jarema Drogowski, Kobas Laksa, Kijewski & Kocur, Włodzimierz Pawlak, Mariusz Tarkawian.
28 MŁODZI KREATYWNI do 23.05 www.britishcouncil. pl www.creativeconomy. wordpress. com Ruszyła polska edycja międzynarodowych konkursów British Council dla młodych przedsiębiorców w dziedzinie designu (Young Creative Entrepreneur – Design) i mody (Fashion Award 2014) oraz w obszarze kultury (Young Creative Entrepreneur – Culture Award 2014). Polskie jury wyłoni w czerwcu najlepszych przedsiębiorców, którzy wraz z finalistami z innych krajów odbędą podróż studyjną do Wielkiej Brytanii, obejmującą m.in. spotkania biznesowe, warsztaty oraz udział w ważnych brytyjskich wydarzeniach, takich jak London Design Festival, London Fashion Week czy REMIX Summit. Uczestnicy konkursu z obszaru Kultura powinni: prowadzić działalność w ramach „młodego” biznesu, oferującego odbiorcom/klientom dostęp do treści kultury, które mogą obejmować sztuki wizualne, teatr, muzykę, kulinaria, festiwale, literaturę, modę, design i inne obszary kultury i sztuki, wykazywać postawę przedsiębiorczą oraz innowacyjne podejście we wdrażaniu
nowych pomysłów w instytucji kultury. Pełny regulamin konkursów oraz formularze zgłoszeniowe znajdują się na stronie organizatora. Konkurs jest częścią międzynarodowego projektu British Council pod nazwą Creative and Cultural Economy.
29 M/W od 30.05 Łódź, ms1, ul. Więckowskiego 36 www.msl.org. pl
Idea wystawy M/W nawiązuje do odbytej sto lat temu podróży Bronisława Malinowskiego i Stanisława Ignacego Witkiewicza na Cejlon i do zachodniej Australii. Wyprawa ta, choć zakończyła się przedwczesnym wyjazdem Witkacego, może być uznana za jedną z podróży współtworzących tradycję modernizmu. Jeremy Millar w M/W zadaje pytanie: co by było, gdyby wspólna podróż trwała dalej? Z archiwum Jeremy’ego Millara
Projekt Elżbiety Jabłońskiej Nieużytki sztuki polega na bezpłatnej dzierżawie mieszkańcom terenów zielonych, trawników, kawałków ziemi przyległych do publicznych galerii i muzeów pod uprawę roślin. To propozycja zaangażowania publiczności w proces interwencji nie tylko w przestrzeń miejską, lecz także w teren sztuki. Udostępnienie mieszkańcom, sąsiadom, publiczności nieużywanego kawałka ziemi należącego do instytucji może stać się początkiem procesu powstawiania w niej miejsca spotkań, współpracy i współodpowiedzialności w działaniu. Inicjatywa jest skierowana do odbiorców, publiczności galeryjnej, mieszkańców, bezpośrednich sąsiadów w okresie wiosenno-letnim i ma polegać na uprawie warzyw sezonowych, kwiatów, roślin polnych i ozdobnych. Podwyższona grządka umożliwi zaangażowanie się w projekt również osobom starszym lub niepełnosprawnym. Udostępnienie (wydzierżawienie) przygotowanych grządek chętnym do ich uprawiania odbędzie się na mocy przygotowanego dokumentu prawnego, określającego zasady użytkowania wynajętego terenu, które zgodne będą ze specyfiką każdego z miejsc.
Sytuacja ta, dzięki rozprzestrzenieniu w wielu miastach, ma szansę stać się zjawiskiem ogólnopolskim.
31 THRILLER do 19.05 Zielona Góra, BWA, al. Niepodległości 19 www.bwazg. pl
Wszyscy, którzy mnie kochają, wsiądą do pociągu i przyjadą do Zielonej Góry to wystawa prezentująca projekt filmowy Thriller autorstwa Wojciecha Tubaji, który został stworzony specjalnie z myślą o wystawie w Zielonej Górze. Dramat kryminalny w stylistyce kina noir opowiada historię dwóch mężczyzn (w tych rolach Romuald Demidenko i Wojciech Kozłowski) i jednej kobiety o imieniu Roksana (Katarzyna Zawadzka). Kluczem narracji stają się emocje i relacje budowane na planie zdjęciowym. Artysta stworzył na potrzeby swojego filmu sztuczny świat, w którym zaciera się rzeczywistość i fikcja, wykraczając poza to, co widać na ekranie. Do udziału w swoim projekcie zaprosił kuratora wystawy (Demidenko) i dyrektora galerii (Kozłowski), pierwszego z nich zmuszając do płaczu, a drugiego uśmiercając. Wojciech Tubaja: Thriller, kadr z filmu
orientuj się
30 NIEUŻYTKI SZTUKI maj – lipiec Polska www.nieuzytkisztuki.pl
Notes — 91/ 55
Wystawa obejmuje trzy elementy. Pierwszy to cykl czarno -białych fotografii opatrzony tytułem Jak Witkiewicz, ukazujący mieszkańców i fragmenty wyspy Kiriwina – miejsca, w którym Malinowski prowadził swoje badania. Fotografie wykonane są tak, jak mógłby wykonać je Witkiewicz, gdyby kontynuował wyprawę z Malinowskim. Kolejnym składnikiem wystawy są dwa zapisy wideo inscenizacji Metafizyki dwugłowego cielęcia – jednej ze „sztuk tropikalnych” Witkiewicza, napisanej w 1921 roku. Jeremy Millar zaprosił do interpretacji dramatu reżyserów i aktorów z Australii i Papui-Nowej Gwinei; przedstawienia te zrealizowane zostały odpowiednio w Adelajdzie i w Goroka. Inscenizacja Metafizyki z udziałem lokalnych wykonawców jest próbą przekazania kulturze tamtego regionu skonstruowanej przez Witkiewicza, całkowicie fantastycznej wizji Nowej Gwinei. Trzecim składnikiem wystawy jest zmodyfikowany przez Millara naszyjnik ceremonialny soulava z regionu Papui-Nowej Gwinei. Naszyjnik tego rodzaju jest przedmiotem wymiany w opisanym przez Malinowskiego rytuale Kula, charakterystycznym dla plemion zamieszkujących wyspy Zachodniego Pacyfiku. Millar postanowił wpiąć w naszyjnik soulava wybite w Polsce monety z wizerunkiem Bronisława Malinowskiego – w ten sposób zarówno naszyjnik, jak i monety stają się za to częścią systemu wymiany artystycznej.
orientuj się
Wojciech Tubaja (ur. 1986) – studiował na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Jest twórcą krótkich form narracyjnych z wątkami autobiograficznymi. Jego najnowszy, aktorski film Portret jest w postprodukcji.
ścią i inspiracją dla artysty jest współpraca z Bartłomiejem Dobroczyńskim, psychologiem, analizującym relacje między duchowością a psychiką, autorem książek, m.in. New Age, Kłopoty z duchowością, III Rzesza popkultury i inne stany.
Notes — 91 /
56
Julian Jakub Ziółkowski (1980) jest
jednym z najważniejszych polskich 32 malarzy. Współpracuje z Fundacją Galerii Foksal i galerią HauIMAGOREA ser&Wirth. W roku 2013 jego prace 16.05 – 8.06 prezentowane były w ramach wyZielona Góra, stawy głównej 55. Biennale Sztuki w Wenecji „Palazzo Enciclopedico”. BWA, al. Niepodległości 19 33 www.bwazg. ODKRYCIE pl CIAŁA 30.05–03.06; 5.05– 15.06 Warszawa, Leica Gallery, III p., ul. Mysia 3 Łódź, Centrum Festiwalowe, art_inkubator, ul. Na ekspozycję Imagorea skłaTymienieckiedają się jeszcze nieprezentowane obrazy Jakuba Julia- go 3 na Ziółkowskiego, powstałe w ciągu ostatnich dwunastu www.fotomiesięcy. Artysta kontynuuje grafiakolekw nich wątki podejmowane dotychczas, eksploruje histo- cjonerska.pl
rię sztuki awangardowej, ale też mroczne obszary podświadomości. Odwołuje się także do przestrzeni pracowni i procesu twórczego. Wystawa będzie zaprzeczeniem modernistycznego kanonu ekspozycyjnego. Ważnym jej elementem, integralną częJakub Julian Ziółkowski: Bez tytułu (Refleksje), 46 x 55 cm, olej na płótnie, 2013
podjęli ten temat. Wystawa jest unikatową okazją do poznania ważnych prac z historii polskiej fotografii, a aukcja dodatkowo daje możliwość ich zakupu i obcowania z nimi na co dzień. Prezentacja została pomyślana przekrojowo, zarówno pod względem czasu ich powstania, jak i ujęcia tematu. Pokazane zostaną zdjęcia artystów aktywnych przed II wojną światową (Benedykt Jerzy Dorys, Marian Dederko), powojennych twórców awangardowych (Zbigniew Dłubak), niestrudzonych eksperymentatorów (Edward Hartwig) czy przedstawicieli najmłodszego pokolenia (Dorota Buczkowska, Rafał Milach). Obok zdjęć, które są wyrazem zachwytu nad pięknem ludzkiego ciała (Kazimiera Dyakowska, Sergiusz Sachno, Wacław Wantuch), znajdą się te, które motyw ten wykorzystują bardziej symbolicznie czy konceptualnie (Zbigniew Łagocki, Zofia Rydet, Jerzy Lewczyński, Natalia LL). Fotografie artystów specjalizujących się w tematyce cielesności zostaną uzupełnione zdjęciami autorów, dla których był to jeden z podejmowanych wątków (Paweł Pierściński, Tadeusz Rolke).
Motyw ciała, jego fizjologii czy kontekstu społeczno-obyczajowego istnieje w fotografiach wielu twórców od pokoleń. Podczas 12. już edycji projektu Fotografia Kolekcjonerska zaprezentowane zostaną dzieła polskich artystów, którzy Joanna Zastróżna: z cyklu MMK, 2010
Muzeum Snów nie ma swojej siedziby. Istnieje wszędzie i nigdzie. W wyobraźni. Na ekranie komputera. Jest intymne, a zarazem publiczne. Stara się uchwycić to, co z założenia jest ulotne. Gdy rozum śpi, budzą się… fantazje, pragnienia, upiory, wspomnienia. Każdy sen to osobna, niepowtarzalna historia. Serie obrazów tworzą opowieść niczym klatki taśmy filmowej. Dlatego Międzynarodowe Centrum Kultury zachęca do przesyłania fotografii nawiązujących do tego, o czym śnimy, staną się one częścią wirtualnego muzeum snów. Akcja odbywa się w ramach wystawy Władcy snów. Symbolizm na ziemiach czeskich 1880–1914.
– perkusja i śpiew, Maciek Salamon – gitara i śpiew).
36 ECCE FACE do 6.06 Gdańsk, Kolonia Artystów, ul. Miszewskiego 18 www.kolonia -artystow.pl
Ania i Adam Witkowscy oraz Maciek Salamon i Maciek Chodziński to starzy znajomi znad morza. Mimo że znają się od lat, wystawa Toną knieje w falach skał to ich pierwszy wspólny pokaz, a zarazem pierwsza wspólna wycieczka w góry: artyści postanowili zebrać i pokazać swoje prace związane z tematyką gór i lasów. Te klasyczne motywy symptomatycznie często pojawiają się w działalności wspomnianych artystów. Wynika to być może z wrodzonej fascynacji ludów nadmorskich geologią i florą terenów górzystych. Zestawienie materii ożywionej i nieożywionej – skał i konarów, mchu i kamieni, majestatu łańcuchów górskich i witalności połaci leśnych prowokuje przeżywanie poczucia wzniosłości i refleksji nad naturą i jej bezkresem. Na wystawie zobaczymy prace duetu Witkowskich, indywidualne prace Maćka Salamona, projekt Maćka Chodzińskiego Stany Skupienia, film Roboty Ziemne Chodzińskiego & Salamona (muzyka Adam Witkowski), a na otwarciu usłyszymy występ zespołu nekropolowego Nagrobki (Adam Witkowski
Mateusz Pęk jest jednym z pierwszych artystów w Polsce, który bada wpływ gier i programów komputerowych na kształtowanie się kondycji współczesnego człowieka. W swoich pracach wykorzystuje napięcie, jakie tworzy się między dwoma jakościami – ludzkim i mechanicznym, namacalnym i wirtualnym, organicznym i sztucznym. Owo napięcie jest źródłem pytań o kwestie ontologiczne: co dzieje się z rzeczywistością, z naszym sposobem jej pojmowania, jeśli podstawowe aspekty ludzkich działań są reprezentowane za pomocą sterylnie niematerialnego me-
Adam Witkowski: Góry
Mateusz Pęk: z wystawy Ecce Face
orientuj się
35 TONĄ FALE 17 – 25.05 Cieszyn, Galeria Szara, ul. Srebrna 1 www.galeriaszara.pl
Notes — 91/ 57
34 MUZEUM SNÓW do 8.06 Kraków, Międzynarodowe Centrum Kultury, Rynek 25 www.mck. krakow.pl muzeum. snow@mck. krakow.pl
orientuj się 58 Notes — 91 /
dium? Ten ontologiczny paradoks, którego Mateusz Pęk nie wyraża wprost, ale w obrębie którego stale się porusza, wyznacza dynamikę refleksji nad jego pracami, które możemy oglądać na wystawie Ecce Face. Mateusz Pęk (ur. 1978) – ukończył studia w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku oraz Instytucie Sztuk Wizualnych w Orleanie. W 2002 r. uzyskał dyplom w pracowni intermediów prof. Witosława Czerwonki, a w 2006 r. w pracowni projektowania graficznego prof. Zdzisława Walickiego. Zajmuje się instalacją multimedialną. Uczestnik wielu wystaw w kraju i za granicą.
37 SZUMIN od 24.05 Szumin www.artmuseum.pl
Niebawem otwarty zostanie dla publiczności dom Zofii i Oskara Hansenów w Szuminie. Drewniany dom, położony na Mazowszu, w malowniczym starorzeczu Bugu, jest przestrzennym manifestem idei Formy Otwartej, którą Oskar Hansen, polski członek Team 10, uczynił osią swojej twórczości architektonicznej. Dom, budowany od 1968 roku, w pełni wyrażał idee FO, Dom Hansenów w Szuminie, fot. Jan Smaga, 2005
będąc jedną z niewielu prac Hansenów zrealizowanych zgodnie z ich życzeniem, bez ograniczeń narzucanych przez socjalistyczny przemysł budowlany. Czasoprzestrzenna architektura płynnie łącząca wnętrze i zewnętrze zawierała w sobie pierwiastek zmiany, łatwo adaptując się do zmieniających się potrzeb użytkowników. Budowana jako rama dla życia, ożywa wraz z obecnością ludzi. Szczególną atmosferę domu współtworzą ślady działalności i pasji jego mieszkańców – umieszczone wokół domu instrumenty dydaktyczne do nauki podstaw kompozycji; stalowa struktura z biennale w Wenecji z 1977 roku, po której pnie się winorośl i drewniany gołębnik, który Zofia Hansen żartobliwie przywoływała jako najdoskonalsze dzieło jej męża. Od 2014 roku opiekę nad domem sprawuje Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Równolegle do organizowanych wycieczek ukaże się książka Dom jako Forma Otwarta. Szumin Hansenów z fotografiami Jana Smagi oraz esejami Filipa Springera i Aleksandry Kędziorek.
38 ŚWIATOOBRAZ 30.05 – 8.06 Warszawa, Pałac Branickich, ul. Miodowa 6 www.czarnykwadrat.art.pl
Według Martina Heideggera Światoobraz stanowi funda-
ment dla koncepcji współczesnego człowieka jako podmiotu, którego tożsamość budowana jest w oparciu o uprzedmiotowienie rzeczywistości w formie przedstawienia. W tej zakorzenionej w filozofii nowożytnej idei świat istnieje o tyle, o ile istnieje on w obrazie. Prezentowane na wystawie Światoobraz prace stanowią próbę zmierzenia się z krytycznie rozumianą przez filozofa interpretacją subiektywnej reprezentacji. Wystawa jest wynikiem współpracy pomiędzy członkami Koła Naukowego Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego Czarny Kwadrat oraz studentami Wydziału Sztuk Mediów warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Projekt realizowany jest pod patronatem Andy Rottenberg. Jego głównym celem jest promocja współczesnej sztuki polskiej. Jest to również szansa na nawiązanie kontaktu pomiędzy przyszłymi historykami sztuki i kuratorami a młodymi artystami, obu stronom dająca możliwość praktycznego wykorzystania zdobytej w ramach studiów wiedzy.
Artyści prezentujący swoje prace to między innymi: Julia Andrzejewska, Karolina Bielawska, Józef Brzostek, Zuzanna Gąsiorowska, Joanna Gers, Magdalena Rua Golba, Zuza Golińska, Marcin Stanisław Góralski, Mariusz Grabarski, Dorota Halicka, Zofia Jakubowska.
Pierwsza wspólna wystawa Roee Rosena i Zbigniewa Libery, którzy dotykają w swojej twórczości trudnych tematów, związanych z historią, pamięcią i odpowiedzialnością, obejmuje najnowsze prace artystów – film The Buried Alive Videos oraz książkę wraz z cyklem gwaszy Maxim Komar-Myshkin: Vladimir’s Night Roee Rosena, a także serię inscenizowanych fotografii i wideo Final Judgement Zbigniewa Libery. Ważnym elementem twórczości obydwu artystów jest konfrontowanie się ze społecznymi i politycznymi problemami, a także z kulturowymi tabu. Wystawa Noc sądu to ostra polemika, poruszająca problemy kondycji człowieka w kontekście Zbigniew Libera: Ludzie palą pieniądze, fotografia z cyklu Sąd Ostateczny, 2013
40 FRAGMENT do 15.06 Lublin, Galeria Labirynt, ul. ks. J. Popiełuszki 5 www.labirynt.com
W obozie na Majdanku, w 1999 roku, podczas pielgrzymki Mirosława Bałki do miejsca naznaczonego Zagładą, powstały pierwsze zapisy wideo, które stały się tworzywem dla wideo -rzeźb: bottom (1999/2003), mapL (1999/2010) oraz tej najbardziej znanej, Carrousel (1999/2004), jednej z ikon sztuki początku XXI wieku, Mirosław Bałka: Fragment
znajdującej się obecnie w kolekcji Tate Modern w Londynie. Obecną ekspozycję Fragment poprzedzały trzy inne Fragmenty, które miały miejsce w Warszawie, Berlinie i Moskwie. Każdy z tych Fragmentów był inny – każdy fragmentaryczny, każdy odnoszący się do miejsca, w którym był przedstawiany, każdy przywołujący nadzieje, lęki, doświadczenia oraz konstelacje sensów i znaczeń z nimi związanych. Złożyły się one w fascynujący geopolityczny tryptyk, którego częściami były ogólnie Polska, Niemcy i Rosja. Przestrzenie, naznaczone cierpieniem i doświadczone Zagładą. Obecna wystawa jest w pewnym sensie podsumowaniem poprzednich. Na wystawę składają się: mapL (1999/2010), bottom (1999/2003), T.turn (2004), Primitive (2008) oraz Michał Anioł Buonarroti Czytanie (2004). Wystawa odbywa się w ramach cyklu To nie jest film, który poświęcony jest technice wideo w sztukach wizualnych.
41 WZORY 24.05; g. 11–23 Warszawa, ul. Mińska 25 www.wzorytargi.pl Trzecia edycja Warszawskich Targów Designu WZORY odbędzie się w surowej, postindustrialnej przestrzeni dawnych zakładów graficznych. Po-
orientuj się
globalnego kryzysu i przekraczania granic w polityce, ekonomii czy etyce. Pozostające w silnej korelacji prace Roee Rosena i Zbigniewa Libery wytyczają wiele nowych ścieżek w dyskursie publicznym, wytrącając przy tym odbiorcę z automatyzmów postrzegania rzeczywistości.
Notes — 91/ 59
39 NOC SĄDU 16.05 – 29.06 Lublin, Galeria Labirynt, ul. ks. J. Popiełuszki 5 www.labirynt.com
orientuj się 60 Notes — 91 /
wierzchnia 5000 m2 zostanie na jeden dzień zajęta i zaaranżowana przez 250 młodych polskich projektantów. Stoiska zostaną zorganizowane w sektory; zwiedzający będą mieli okazję zapoznać się z docenionymi już, ale też z zupełnie premierowymi produktami z dziedzin: ekologia, food design, design dla dzieci, meble, szkło i ceramika, tekstylia, oświetlenie. Główną misją targów jest promocja polskiego wzornictwa. Wyjątkowe koncepcje, które rodzą się w pracowniach i niewielkich butikach kreatywnych, wciąż pozostają dla odbiorców trudno osiągalne. Projektantom trudno się przebić, a klientowi odnaleźć w hermetycznym świecie bez odpowiednich narzędzi i wiedzy. WZORY służą spotkaniu; mają zniwelować dystans między projektantem a klientem, pokazać szerokie spectrum najbardziej wartościowych zjawisk w polskim wzornictwie, zachęcić do własnych poszukiwań. Po raz pierwszy w historii WZORÓW jury złożone z teoretyków i praktyków designu przyzna nagrody za „Wzorowy projekt” oraz „Wzorowe stoisko”.
42 SCHEMATY 23.05 – 25.06 Poznań, Galeria EGO, ul. Wyspiańskiego 41/3 www.galeriaego.pl
Michał Bałdyga o swojej indywidualnej wystawie Schematy pisze tak: „Żyjemy w świecie schematów, najczęściej nie zdając sobie z tego sprawy. Ostre, nieprzewidziane, nieoczekiwane sytuacje losowe wybijają nas z tych schematów, poprzez które postrzegamy świat. Czując się «inaczej», zaczynamy sobie dopiero wtedy zdawać sprawę, że w nich tkwimy, żyjemy i że to one panują nad nami. Pojawia się potrzeba, żeby albo do nich wrócić, albo się od nich uwolnić, poprzez ich rozpoznanie i zabranie im mocy. […] Chcąc uwolnić się od generowania schematów sytuacyjnych, typowych form reakcji i zachowania, musimy po pierwsze rozpoznać ten schemat, często poprzez jego analizę i defragmentację”. Na wystawie zaprezentowane zostaną różne „programy” tworzące schemat percepcyjny doznawania rzeczywistości, a także błędy poznawcze i „pułapki umysłu” widziane jako przeszkody w rozpoznaniu przedmiotu oraz jego struktury. Zobaczyć będzie można również prace poświęcone schematom rozpoznawania i działania w rzeczywistości.
Michał Bałdyga: z serii Żuraw, olej na płótnie, 100 x 100 cm, 2014
43 METAMORFOZY IDEI 16 – 25.05 Poznań, Galeria Miejska Arsenał, Stary Rynek 6 www.arsenal. art.pl
Kiedy i jak myśl w rysunkowym śladzie przeobraża się w ideę? Czy można uchwycić ten szczególny moment? Jaką drogę przebywa wyobraźnia artysty? Przed, do, pomiędzy. Te słowa określają strukturę procesu twórczego, którego charakter jest prawie zawsze laboratoryjny. Wystawa Metamorfozy idei jest refleksją nad procesem tworzenia i próbą ujawnienia wewnętrznych, wartościujących i krytycznych postaw biorących w niej udział artystów. Czy metamorfoza idei to droga ewolucji czy rewolucji? Odrzucenia czy deformacji? Być może sprzyja ona spojrzeniu w nowy sposób na wymiar pracy, może w procesie przekształceń zrywa z pierwotnym zapisem, pozostawiając jednak materialne ślady tego, co dopiero zaistnieje. Artyści prezentowani na wystawie to m.in. Joanna Adamczewska, Jan Berdyszak, NataTomasz Psuja: Bez tytułu, technika własna, papier płótno, druk, obiekt (prostopadłościan) 270 / 2 x 340,2 x 420
44 NAJWAŻNIEJ SZE JEST SŁOŃCE do 1.06 Olsztyn, BWA, al. Marsz. J. Piłsudskiego 38 www.bwa. olsztyn.pl
45 HEGEL I HAITI Wydawnictwo Krytyki Politycznej www.krytykapolityczna. pl
Zaczerpnięte ze snów i przywidzeń figury, które zaludniają rysunkowy dziennik Magdaleny Starskiej, przywodzą na myśl mitologiczne wyobrażenia i faktycznie są budulcem mitologii. Starska świadomie ustanawia siebie jako medium między tym, co wewnętrzne i pojedyncze, a tym, co społeczne i wspólne, należy zatem postrzegać ją jako typ szamanki. Rytuały, które ją interesują, są bliskie codzienności, a te, które chce kreować – miejskie, nowoczesne i inspirujące. Wystawa Najważniejsze jest słońce zaprezentuje rysunki artystki z lat 2009–2014. Starska często wykorzystuje zarówno tematy, jak i mate-
Kiedy w 2000 roku Susan Buck-Morss opublikowała w „Critical Inquiry” artykuł Hegel i Haiti, wzbudził on ogromne zainteresowanie i wywołał falę krytyki. Autorkę chwalono za spektakularną krytykę eurocentryzmu, ganiono zaś za ożywanie idei humanizmu i historii uniwersalnej. Książka He-
Magdalena Starska: z wystawy Najważniejsze jest słońce, rysunek
Okładka książki Hegel, Haiti i historia uniwersalna, Wydawnictwo Krytyki Politycznej
gel, Haiti i historia uniwersalna, która powstała w odpowiedzi na krytykę, burzy nasze wyobrażenia o nowoczesności, historii, wolności. Jest ciosem wymierzonym w kanoniczny model uprawiania humanistyki. Autorka przekonuje, że dla wielu oświeceniowych filozofów, jak Hobbes, Locke, Rousseau, a wreszcie Kant, niewolnictwo pozostawało abstrakcyjną ideą i to na tej abstrakcyjnej idei, nie rzeczywistym, historycznym doświadczeniu niewolnictwa, tworzyli swoje koncepcje wolności. Filozofowie pozostawali ślepi na otaczającą ich rzeczywistość polityczną, społeczną i gospodarczą. Hegel pod pewnym względem stanowi wyjątek i dlatego staje się głównym bohaterem jej książki. Celem Buck-Morss jest poszerzenie granic naszej wyobraźni historycznej, co służyć ma wyzwoleniu się z zaklętego kręgu przemocy. Niewiele jest tak niepozornych książek, które pomieściłyby tyle fascynujących opowieści, nowych interpretacji, tak pobudzały do myślenia i rozpalały wyobraźnię.
46 MARZENIE PRZECIW KONSUMPCJI 8.05 – 7.06 Kraków, Zderzak, ul. Floriańska 3 www.zderzak.pl
orientuj się
riały z najbliższego otoczenia, sprawy i przedmioty obecne w każdym domu i w najlepszym znaczeniu tego słowa zwyczajne. Twórczość Starskiej zasadza się na obserwacji elementarnych zjawisk i przedmiotów, która prowadzi do formułowania fantazyjnych opowieści o zabarwieniu filozoficznym i uniwersalnym przekazie.
Notes — 91/ 61
lia Brandt, Diana Fiedler, Paweł Flieger, Wojciech Gorączniak, Mariusz Gutowski, Jacek Jagielski, Dorota Jonkajtis, Katarzyna Klich, Jarosław Kozłowski.
orientuj się 62 Notes — 91 /
tytuł doktora. Pracuje cyklami, które realizuje w malarstwie, rzeźbie, rysunku i fotografii. Wykonuje unikatowe książki i obiekty.
Posługując się metodą found footage, Bogusław Bachorczyk na wystawie Voyage Voyage wykorzystał cykle fotograficzne dwóch XIX-wiecznych mistrzów chromolitografii: Josefa Langla i Giuseppe Ninciego. Uwiecznione przez nich starożytności rzymskie – Forum Trajana, Panteon, Łuki Konstantyna i Septymiusza Sewera, Złoty Dom Nerona, Via Appia, Mauzoleum Hadriana – oraz inne turystyczne must see w rodzaju Palazzo Farnese, bazyliki św. Piotra, Neapolu z Wezuwiuszem, Kremla czy Notre Dame w Paryżu stały się sceną absurdalnych spotkań postaci z pierwszych stron gazet oraz pełnych wdzięku przedmiotów retro, pochodzących ze sfery kultury masowej sprzed lat. Każde z tych spotkań jest zaproszeniem do podróży – w głąb czasu i w głąb wyobraźni; każde może być początkiem innej opowieści. „Zadzierzga się między nimi coś, co bierze w nawias czcigodne kamienie Europy – pisze Jan Gondowicz. – W swoim cyklu kolaży pokazanych w Zderzaku Bachorczyk przeciwstawia konsumpcji marzenie.” Bogusław Bachorczyk (ur. 1969) – studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (dyplom w pracowni prof. Włodzimierza Kunza, 1998). Od 2002 roku jest asystentem w krakowskiej ASP (katedra rysunku). W 2011 roku uzyskał Bogusław Bachorczyk: Hockney na Eginie, kolaż, 2013, 56 x 74 cm
47 PLASTER 21 – 24.05 Toruń, CSW Znaki Czasu, ul. Wały gen. Sikorskiego 13 www.csw.torun.pl
Podczas V edycji Międzynarodowego Festiwalu Plakatu i Typografii PLASTER widzowie przyjrzą się bliżej twórczości współczesnych projektantów graficznych z Hiszpanii, zestawiając ją z pracami rodzimych grafików. Obok projektów opartych na syntetycznym znaku graficznym, tak często wykorzystywanym przez artystów w plakacie czy identyfikacji wizualnej, a także obok ekspresyjnej i eksperymentalnej typografii, zobaczymy takPlakat promujący tegoroczną edycję festiwalu PLASTER
że silną reprezentację ilustracji książkowej. W ramach festiwalu będą miały miejsce trzy wystawy: Młody plakat hiszpański; Współczesna Hhiszpańska ilustracja; Obszar roboczy – plakaty i ilustracje Bogny Otto-Węgrzyn. Festiwalowi jak zawsze towarzyszą także warsztaty dla studentów szkół plastycznych – w tym roku poprowadzi je Vicente Ferrera, hiszpański grafik, projektant i wydawca książek z Valencji oraz Iñigo del Canto i Germán Úcar, założyciele StudioVACA z Pampeluny. W programie również warsztaty dla dzieci prowadzone przez wydawnictwo Tako, a także konferencja naukowa Corrida – kontrowersyjne projektowanie, poruszająca zagadnienie ryzyka i kontrowersji w projektowaniu graficznym. Wśród artystów zaproszonych na konferencję znaleźli się m.in. Grzegorz Laszuk, Małgorzata Gurowska, Marek Piekarski, Piotr Młodożeniec, Ryszard Kajzer, Vicente Ferrer, Iñigo del Canto, Germán Úcar.
48 „MIASTO ZDRÓJ” W POLSCE 19.05 Gdańsk, Instytut Kultury Miejskiej, ul. Długi Targ 39/40 21.05 Wrocław,
– Miasto-zdrój. Architektura i programowanie zmysłów to „podręcznik do oduczania się” – oduczania się różnych sposobów teoretyzowania miasta, które uważamy za naturalne do tego stopnia, że nie postrzegamy ich już jako konstrukcji myślowych, traktując je jako część rzeczywistości. Ponieważ słowa, nazwy i pojęcia nadal są naszymi podstawowymi narzędziami myślenia, czasami, żeby dobrze się czegoś nauczyć, trzeba wcześniej porządnie i rzetelnie czegoś się oduczyć – pisze we wstępie Miasta-zdroju Joanna Kusiak, redaktorka książki. Celem książki nie jest sklasyfikowanie i wyjaśnienie poszczególnych elementów myślenia o zdrowiu, infrastrukturze i biopolityce w mieście, ale raczej wprowadzenie pewnej konfuzji do istniejących wcześniej definicji – nie poprzez postmodernistyczny relatywizm, ale dzięki pokazywaniu hybrydowości współczesnych form, w jakich wytwarzane i reprodukowane Okładka książki Miasto-Zdrój. Synchronizacja 2013, Wydawnictwa Bęc Zmiana, projekt: Tomasz Bersz
49 CZARNA MATERIA ŚWIATA SZTUKI 13.05, godz. 18.00 Warszawa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ul. Emilii Plater 51 prowadzenie: Kuba Szreder www.wuw -warsaw.pl
oraz krytyki praw artystycznego wszechświata, sformułowaną w ciągu ostatniej dekady. Ciemna materia jest metaforą zaczerpniętą z astrofizyki do opisu tej części świata sztuki, która, pomimo swojej niewidoczności, stanowi 90% jego społecznej masy i podtrzymuje siły grawitacji napędzające artystyczny obieg. Artystyczna ciemna materia składa się z amatorów, artystów zapomnianych, przegranych artystycznej konkurencji, twórców intencjonalnie wychodzących poza artystyczne konwencje. Wszystkich tych, którzy znajdują się poza polem widzenia oficjalnego obiegu sztuki. Teksty do przeczytania: Gregory Sholette, Dark Matter. Art and Politics in the Age of Enterprise Culture, fragmenty rozdziałów: „Introduction: the Missing Mass”, s. 1–8 oraz „Glut, overproduction, redundancy!”, s. 116–134. Partner spotkania: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Seria Czytanki dla Robotników sztuki 2014 realizowana jest w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Zapraszamy do udziału w kolejnej edycji cyklu seminaryjnego Czytanki dla Robotników Sztuki 2014: O nędzy projektowego życia. Tym razem spotkanie nosi tytuł Ciemna materia świata sztuki, czyli o związkach pomiędzy polem widzenia i grawitacją artystycznego wszechświata. Hipoteza dotycząca ciemnej materii sztuki spopularyzowana została przez Gregory’ego Sholette’a - artystę, aktywistę i teoretyka z Nowego Jorku. Jest ona jedną z najciekawszych prób wytłumaczenia Okładka książki Dark Matter: Art and Politics in the Age of Enterprise Culture (Marxism and Culture), Gregory’ego Scholette’a, Pluto Press
orientuj się
jest życie w mieście. Nie ma jasnego rozdziału pomiędzy tym, co materialne, a tym, co społeczne, tym, co polityczne, a tym, co eksperckie, między ciałem a świadomością. Książka powstała w ramach projektu SYNCHRONIZACJA 2013, który był dotowany przez Urząd m.st. Warszawy oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Notes — 91/ 63
Księgarnia Tajne Komplety, Przejście Garncarskie 2 28.05 Katowice, KATO.BAR, ul. Mariacka 13 www.synchronicity.pl
orientuj się Notes — 91 /
64
50 OPIEKUNKA Z APARATEM 9.05 – 23.06 Warszawa, Galeria Leica, ul. Mysia 3 www.leicacamera.pl
Historia zdjęć Vivian Maier wstrząsnęła światem sztuki. W 2007 roku John Maloof kupuje na wyprzedaży garażowej negatywy, skanuje pierwsze z nabytych kilkunastu tysięcy zdjęć, publikuje je w Internecie. Internauci, a potem kuratorzy, krytycy sztuki i kolekcjonerzy zachwycają się i porównują jej fotografie do dzieł takich mistrzów jak Elliott Erwitt, Jacques Lartigue czy Diane Arbus. Prace Maier pokazują muzea w Paryżu, Nowym Jorku i Londynie, a wystawy jej zdjęć w światowych galeriach biją rekordy popularności. Vivian okazuje się niesamowitą postacią: nianią, która zawsze nosiła ze sobą aparat. Zdjęć nie pokazała nikomu, negatywy przechowywała w pokoju zamkniętym na klucz. Wychowankowie Vivian Maier porównują ją do bajkowej Mary PopFot. Vivian Maier
pins. Wychodziła z dziećmi na wielogodzinne spacery w nietypowe miejsca, np. do slumsów czy do rzeźni. Aby oswoić dzieci ze strachem, przyniosła im do domu martwego węża. Leica Gallery Warszawa zaprezentuje wybór czterdziestu fotografii z kolekcji Jeffreya Goldsteina, kolekcjonera sztuki, który był jedną z pierwszych osób, jakie rozpoznały artystyczny kunszt zdjęć Vivian Maier.
51 język robotów 17.05 – 13.07 Gdańsk, Gdańska Galeria Miejska, ul. Piwna 27/29 www.ggm. gda.pl
Zainteresowania rzeźbiarskie oraz wideo są trwałym elementem spektrum twórczego Kena Feingolda. W 1993 roku artysta rozpoczął cykl prac tworzonych z użyciem mówiąKen Feingold: Interior
cych figur – głów marionetek czy kukiełek, znanych wcześniej jedynie z występów brzuchomówców, którym Feingold nadał w swoich pracach nowy charakter. Do tego właśnie nurtu należą dwie prace przedstawione na wystawie Figury mowy: Animal, Vegetable and Mineralness of Everything (2004) oraz Hell (2013). Trzecia eksponowana praca Interior (1997) łączy w swej estetyce aspekty interaktywności, rzeźbę oraz wideo, stanowiąc doskonały przykład multimedialnej twórczości Feingolda. W Animal, Vegetable and Mineralness of Everything oraz Hell zostały wykorzystane komputerowe programy sztucznej inteligencji, które we współpracy z systemami syntezy mowy pozwalają ruchomym rzeźbom Feingolda prowadzić niekończące się improwizowane rozmowy. Podejmując problematykę sztucznej inteligencji i sztucznego życia, artysta podejmuje refleksję nad nami samymi, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i gatunkowym, nad człowieczeństwem, jego przekształceniami i transgresjami. Transhumanizm staje się w ten sposób jedną z najważniejszych ram interpretacyjnych jego twórczości.
52 STARE I NOWE 7 – 8.06 Warszawa, Dom Słowa Polskiego, ul. Miedziana 11 www.stgu.pl
Autorzy projektu: Instytut Architektury (Dorota Jędruch, Marta Karpińska, Dorota Leśniak-Rychlak, Michał Wiśniewski) i Jakub Woynarowski.
53 FIGURY NIEMOŻLIWE 7.06 – 23.11 Wenecja www.zacheta.art.pl Plakat promujący tegoroczne Targi Wiedzy Graficznej
Jakub Woynarowski: Figury niemożliwe, wizualizacja, dzięki uprzejmości artysty oraz Instytutu Architektury
Małgorzata Gurowska i Joanna Ruszczyk zaprezentują swój projekt Lokomotywa/ IDEOLO. To odsłona Tuwima zaangażowanego, odważnego, ostrego, bezkompromisowego w poruszaniu tak trudnych tematów jak tożsamość narodowa, nacjonalizm, rasizm, antysemityzm. To Tuwim wciąż aktualny, którego teksty poetyckie, satyryczne, listy i wypowiedzi zestawione z faktami odnoszącymi się do kwestii społecznych i politycznych nabierają jeszcze większej mocy. Działają po wielu latach. Na kanwie Lokomotywy, w której jedni widzą genialny wiersz dla dzieci, a inni odważny erotyk, autorki zrealizowały projekt – książkę opowiadającą o współczesnych problemach gospodarczych, ekonomicznych, ekologicznych, etycznych... W pociągu jadą Żydzi, kibole, żołnierze, geje i lesbijki, hipsterzy, zwierzęta, przewożone są różne materiały.
Małgorzata Gurowska i Joanna Ruszczyk: Lokomotywa
orientuj się
54 LOKOMOTYWA / IDEOLO 17.05, godz. 19.00 wystawa: do 15.06 Warszawa, Fundacja Bęc Zmiana, ul. Mokotowska 65
Notes — 91/ 65
Tegoroczna, czwarta edycja Targów Wiedzy Graficznej została powiązana z 24. Międzynarodowym Biennale Plakatu. Plakat jako forma graficznej ekspresji będzie w tym roku stanowił punkt wyjścia do wielowątkowych rozważań na temat trendów w projektowaniu, jak i roli samych projektantów, kiedyś i dziś. W dwudniowym programie znajduje się konferencja, warsztaty, dyskusje oraz wystawy. W wydarzeniach wezmą udział uznani polscy i zagraniczni goście. Wszystko na terenie dawnego zakładu poligraficznego w centrum Warszawy. Wstęp wolny. Targi organizowane są przez Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej, przy współpracy z Muzeum Narodowym oraz Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie.
Wystawa Figury niemożliwe, prezentowana w pawilonie polskim podczas 14. Międzynarodowej Wystawy Architektury, dotyczy skomplikowanej relacji modernizmu i polityki w warunkach odradzającego się po 1918 roku polskiego państwa. Za punkt wyjścia projektu posłużył zrealizowany w 1937 roku baldachim nad grobem Marszałka Piłsudskiego na Wawelu (projektu Adolfa Szyszko-Bohusza). Ten niewielki obiekt dobrze oddaje relacje pomiędzy modernistyczną architekturą i autorytarną władzą. Demonstruje składowe reżimowej propagandy: sakralizację świeckiej władzy, kult silnego przywódcy, neoromantyczne idee odrodzenia po latach niewoli. Elementy baldachimu zostały wykonane z symbolicznych zdobyczy po zaborcach: cokołu rozebranego pomnika Bismarcka, przetopionych austriackich armat, pozostałości ze zburzonej po odzyskaniu niepodległości warszawskiej cerkwi Aleksandra Newskiego. Forma obiektu – czerpiąca ze słownika klasycyzmu – stanowi jednocześnie przykład reakcyjnego modernizmu.
orientuj się Notes — 91 /
66
55 MIŁOŚĆ I MEDYCYNA 10.05 – 29.06 Bytom, CSW Kronika, Rynek 26 www.kronika. org.pl
– Surrealistyczna wizja Bellmerowskiej cielesności i seksualności posłużyła jako punkt wyjścia do projektu o różnorodnym znakowaniu ciała. Oś konceptu stanowi mapa przestrzeni granicznych pomiędzy dyskursami miłości i medycyny. Śledztwo na temat ingerencji w autonomię ciała zostaje rozpięte na przestrzeni czasowej i regionalnej Górnego Śląska. Śląsk obnaża swoje ciała niechętnie, tylko podczas specjalnych okazji. Podglądanie ich jest zajęciem żmudnym i wymagającym, poprzedzonym poszukiwaniem materiałów zachowanych w tekstach źródłowych oraz archiwach wizualnych, a zakończone Patrycja Orzechowska: Kinderturnen (Szkielety), kolaż, 50 x 70 cm, 2013
próbą rekonstrukcji wydarzeń. Kronika wypadków rozczytywana w perspektywie medycznej, archeologicznej, kryminalnej, wojennej i miłosnej tworzy kolekcję spojrzeń na terytorium ciała – ciała prawdziwego i sztucznego. Na antologię składają się indywidualne historie o różnym ciężarze; trudne obrazy przeplatają się z wątkami peryferyjnymi, dotychczas pomijanymi i niezdiagnozowanymi. Jako doświadczenie pewnej wspólnoty, ujawnione jedna po drugiej, tworzą zamkniętą narrację przeznaczoną do zbiorowego, a zarazem intymnego seansu. Jak każda kolekcja, także i ta ma swoje braki i domyślne obiekty pożądania – opowiadają o wystawie Miłość i medycyna artyści: Patrycja Orzechowska i Rafał Urbacki. Wystawa odbywa się w ramach projektu Metropolis – międzynarodowego programu badawczego, który używa sztuk wizualnych jako narzędzia poznawczego, mierząc się ze stereotypowym wizerunkiem Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego.
Zagadnieniem nurtującym Marzenę Nowak są procesy zapamiętywania oraz relacja pomiędzy wyobraźnią a pamięcią. Z jednej strony artystka podejmuje próbę usystematyzowania zestawu obrazów, dźwięków, znaczeń i mechanizmów mających wpływ na percepcję rzeczywistości. Z drugiej strony odwołuje się do naturalnej dla człowieka skłonności czy też potrzeby ucieczki w sferę wyobraźni, tym samym demaskuje ułomność naszej pamięci, zniekształcanej przez fantazje. Na wystawie A Bright, Bright Day, której tytuł zaczerpnięty został z filmu Andrieja Tarkowskiego Zwierciadło, Marzena Nowak nakłania widza do spojrzenia do wewnątrz. Nieco sennym gestem zamknięcia oczu akcentuje emotywny wymiar percepcji. Konstruuje prace, które są „powidokami” realnych przedmiotów, zmanipulowanymi obrazami, które już nie są tym, na co wyglądają. Wyjęte z pierwotnego kontekstu nabierają nowych znaczeń, zawieszając się pomiędzy rzeczywistością a snem.
56 POGODNY DZIEŃ do 13.06 Warszawa, Galeria Foksal 1/4 www.galeriafoksal.pl
Marzena Nowak: Bez tytułu (wizjer), 2014, dzięki uprzejmości Galerii Foksal
Przyroda w pracach Diany Lelonek jest niezwykła: jednocześnie pociągająca i niepokojąca. Wywołuje szereg kontrastowych emocji: tęsknotę, fascynację i poczucie zagrożenia. W poszukiwaniu źródeł tych odczuć artystka cofa się w czasie do momentu, kiedy naturę i człowieka łączyła jeszcze pierwotna więź. Żeby ją odtworzyć, próbuje na nowo zrównać człowieka z innymi gatunkami. Przedstawia ludzi jako podglądane przez ukrytą kamerę stado, na wzór zwierząt z filmów przyrodniczych. Pozbawia ich wizerunki tożDiana Lelonek: Bez tytułu, z cyklu Znacznie wcześniej
58 BOOK ME ONE do 15.05 (zgłoszenia); od 30.05 – 9.06 (wystawa) Warszawa, Galeria Kordegarda, ul. Krakowskie Przedmieście 15 www.kordegarda.org www.bookmeone.wordpress.com/ konkurs-2 Myślisz o tym, by zrobić swojego artbooka / zina / książkę
obrazkową? Chcesz pokazać światu to, co ukrywasz w szufladzie lub osobistym notatniku? Chcesz zobaczyć swoją książkę w Galerii Kordegarda? W ramach projektu Book Me One ogłoszony został konkurs na projekt artbooka/zina, którego nagrodą będzie prezentacja cyfrowej wersji książki w ramach wystawy Book Me One w Galerii Kordegarda. Tematem książki ma być „bohater”, ktoś lub coś, z czym autor jest związany w sposób wyjątkowy i intensywny, figura symboliczna – osoba, miejsce albo uczucie. Technika wykonania jest dowolna. Przyznane zostaną trzy równorzędne nagrody: 1) udział w wystawie Book Me One prezentowanej w Galerii Kordegarda; 2) drukowana publikacja zinów (3 egzemplarze: po jednym dla autora/Fundacji ONE/na wystawę); 3) nagrody rzeczowe ufundowane przez Moleskine Polska i Lamy Polska. Zwycięskie prace prezentowane będą obok prac zrealizowanych w ramach warsztatów, podczas których pod okiem fotografki Kamy Rokickiej i graficzki Moniki Krzesiak mieszkanki pogotowia opiekuńczego ćwiczyły się w projektowaniu książek.
59 ZABYTEK PRZYSZŁOŚCI koniec maja www.sklep. beczmiana.pl Pojęcie zabytek kojarzy się z architekturą, która jest unikatowa. Czy możliwe jest, aby status zabytku otrzymały bu-
orientuj się
samości, odbierając im twarze, które przykrywa mchem i ziemią. Stara się, żeby w jej obiektywie ludzie stali się znów tylko zunifikowanymi, pozbawionymi indywidualności elementami przyrody. Dalsze prace ujawniają jednak, że proces ewolucji i cywilizacji człowieka jest nieodwracalny – podglądane przez artystkę stadko nagich mężczyzn spłoszone biegnie zakładać kąpielówki. Wystawa Znacznie wcześniej Diany Lelonek, jednej z laureatek tegorocznej edycji sekcji ShowOFF Miesiąca Fotografii w Krakowie, jest wyrazem tęsknoty za naturą i tym, co łączyło z nią naszych przodków.
Notes — 91/ 67
57 ZNACZNIE WCZEŚNIEJ 22.05 – 28.06 Warszawa, Lookout Gallery, ul. Puławska 41/22 www.lookoutgallery. com.pl
orientuj się 68 Notes — 91 /
dynki absolutnie typowe? Bielajewo, całkowicie zwyczajne moskiewskie osiedle, jest kandydatem do takiego potraktowania. To standardowe do bólu blokowisko wzniesione zostało w ramach wielkiego chruszczowowskiego programu mieszkaniowego. Bloki Bielajewa, przestrzenie pomiędzy nimi są pozornie identyczne jak w tysiącach innych osiedli z tych czasów. Jednak Bielajewo jest inne – było bowiem domem dla wielu przedstawicieli Moskiewskiej Konceptualnej Szkoły, jednego z najważniejszych nurtów radzieckiej sztuki. Przestrzeń Bielajewa była świadkiem pojawienia się, rozkwitu i zniknięcia konceptualistów. Jego architektura wpisana została między wersy ich wierszy, uwieczniona na grafikach, przemyślana w performensach. Czy to unikatowe niematerialne dziedzictwo może być kluczem do ochrony typowej architektury? Książka Kuby Snopka Bielajewo: zabytek przyszłości powstała na bazie projektu Belyayevo Forever, stworzonego pod kuratelą Rema Koolhaasa w 2011 roku w Instytucie „Strelka” w Moskwie. W 2013 roku pojawiła się w języku angielskim i rosyjskim, wydana przez wydawnictwo Strelka Press. Równolegle odbył się program kulturalny o nazwie Jesień w Bielajewie organizowany przez miejscową galerię sztuki. Miał za zadanie popularyzować legendę osiedla, zbudować wokół niej zalążki lokalnej społeczności i przygotować grunt dla stworzenia propozycji wpisania Bielajewa na listę zabytków UNESCO.
60 SYTUACJONIZM I DEZINTE GRACJA koniec maja www.sklep. beczmiana.pl Spektakl dezintegracji to druga książka Mckenzie Warka poświęcona sytuacjonistom, a raczej projektowi praktyki krytycznej, który można wyczytać z ich teorii i praktyki. Jak pisze Wark: „Ta książka zakłada, że praktyka krytyczna musi cofnąć się o trzy kroki, by zrobić cztery do przodu. (...) Moja wcześniejsza książka, The Beach Beneath the Street [Plaża pod brukiem], próbuje cofnąć nas o (...) dwa kroki. Spektakl dezintegracji mierzy się z krokiem trzecim: klęska maja ’68 nie oznacza końca sytuacjonistycznego projektu, nawet jeśli niedługo potem Międzynarodówka Sy-
tuacjonistyczna się rozwiązała. Ta opowieść rozpoczyna się w latach 70. i obejmuje nie tylko dzieła Deborda, lecz także jego współpracę z Giancarlo Sanguinettim, ostatnim towarzyszem z Międzynarodówki, Alice Becker-Ho, drugą żoną, mecenasem i producentem filmowym Gérardem Lebovicim, reżyserką filmową Martine Barraqué i dokumentalistką Brigitte Cornand. Obejmuje także niezależne dzieła trzech byłych członków organizacji: T.J. Clarka, Raoula Vaneigema i René Viéneta”. Mckenzie Wark – australijski teoretyk mediów; obecnie pracuje jako wykładowca (studia nad mediami i kulturą) w New School w Nowym Jorku; autor m.in. A Hacker Manifesto – książki, w której poddaje krytyce zjawisko utowarowienia informacji, Gamer Theory – pracy upatrującej w grach komputerowych utopijnej wizji świata, oraz The Beach Beneath the Street – książki podejmującej spuściznę Międzynarodówki Sytuacjonistycznej.
I Międzynarodowe Triennale Rysunku Studentów Wyższych Szkół Artystycznych organizowane przez Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach stanowi kontynuację Ogólnopolskich Przeglądów Rysunku, realizowanych w latach 1979–1996 przez ówczesną katowicką filię krakowskiej ASP. Te pierwsze konfrontacje, zamknięte w formule biennale, dawały pogląd na miejsce dyscypliny w doświadczeniu twórczym i na jej rolę w programach uczelni, a od strony artystycznej pokazywały nam szerokie spektrum wypowiedzi autorów zawieszonych pomiędzy dyktatem uczelni a wolnością kreacji. Obecne Triennale jest także konsekwencją międzynarodowych przeglądów rysunku wyższych uczelni artystycznych: Figurama, w której uczelnia katowicka bierze udział od 2006 roku. – Dzieło sztuki nie istnieje bez adresata, rysunek nie istnieje bez konfrontacji. Każde takie porównanie i przeglądy nobilitują dyscyplinę, sumują się na jej wielostronny obraz. Rysunek otwiera nowe przestrzenie, nowy sposób
62 PLAKATY ZE ŚWIATA od 15.05 Warszawa, Muzeum Plakatu w Wilanowie, ul. Stanisława Kostki Potockiego 10/16 www.postermuseum.pl Tegoroczna, 24. edycja Międzynarodowego Biennale Plakatu zorganizowana została w nowej formule – po raz pierwszy plakaty rejestrowano online. W założeniach konkursu, które są niezmienne od 1966 roku, MBP diagnozuje kondycję tej dziedziny twórczości. Mariusz Knorowski, kurator Muzeum Plakatu w Wilanowie, które od 1994 roku jest organizatorem biennale, tak mówi o nadchodzącym wydarzeniu: „To jedyny w swoim rodzaju plastyczny leksykon wiedzy o świecie współczesnym w interpretacji grafików, którym nieobojętna jest percepcja obecnych w nim zjawisk i faktów. To najpoważniejsze forum wymiany idei artystycz-
nych i eksperymentów natury estetycznej”. W galeriach Muzeum Plakatu w Wilanowie pokazywane będą prace profesjonalnych projektantów (kat. A), natomiast w Salonie Akademii ASP prace debiutantów (kat. B). Wystawom konkursowym towarzyszyć będą dwie inne, równie ważne dla Biennale: Laureatów i Jurorów. Pokazane na nich zostaną prace Laureatów poprzedniej edycji Biennale, Tetsuro Minorikawa (Japonia) i Jianping He (Niemcy) oraz członków tegorocznego Jury: Stephana Bundi (Szwajcaria), Kenya Hara (Japonia) i Jakuba Stępnia Hakobo (Polska).
63 RE:SEARCH 15.05 – 15.06 Kraków www.photomonth.com
Program główny Miesiąca Fotografii w Krakowie w 2014 roku bada istotną i bliską relację fotografii i wiedzy. Analizuje różnego typu uwikłania fotografii w służbę wiedzy (lub niewiedzy), procesy poszukiwania faktów i znaczeń poprzez fotografię. 12. edycja to zarówno próba odkrywania ról przyjmowanych przez fotografię, jak i celebracja jej liczSchultz: Kobiety w strojach ludowych, kieleckie / 1916, ze zbiorów Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie
orientuj się
bycia, odcina się od swych dawnych uzależnień (funkcji usługowych), tworząc własną alternatywę. Ewoluuje od lat, zmienia swój kształt, nie zmieniając swej podmiotowej roli w każdym twórczym artefakcie – tłumaczy kurator Triennale Janusz Karbowniczek.
Notes — 91/ 69
61 TRIENNALE RYSUNKU 16.05 – 13.06 Katowice, Rondo Sztuki, rondo im. gen. Jerzego Ziętka 1 www.rondosztuki.pl
orientuj się 70 Notes — 91 /
nych walorów jako niezależnej formy badawczej, śledczej czy krytycznej o wielkim potencjale. – Tegoroczny, odbywający się pod hasłem Re:Search Miesiąc Fotografii w Krakowie różni się od wcześniejszych. Program główny festiwalu stworzył zaproszony przez nas do współpracy zewnętrzny kurator – Aaron Schuman – i będzie to dziewięć wystaw niezwykłych artystów średniego pokolenia wybranych przez niego. 12. edycja MFK analizuje możliwości i ograniczenia poznania otaczającego nas świata poprzez fotografię. Zaprezentujemy projekty, które potwierdzają, że jest to możliwe, i takie, które sprytnie kwestionują przekonanie, że wszystko, co wygląda naukowo, musi być prawdziwe – zdradza pełniąca obowiązki dyrektora festiwalu Agnieszka Olszewska. W ramach programu głównego pokazana zostanie między innymi wystawa Estetyka forensyczna prezentująca badania Thomasa Keenana i Eyala Weizmana, członków grupy badawczej Forensic Architecture, dla której punktem wyjścia jest przekonanie, że fotografia prowadzi do prawdy. A także skoncentrowana na polskich twórcach ekspozycja kuratorowana przez Wojciecha Nowickiego, przedstawiająca wzajemne wpływy fotografii wykonanej w celach naukowo -badawczych oraz fotografii artystycznej. O innych wydarzeniach 12. MFK piszemy w osobnych notkach.
64 SZUKAJĄC JEZUSA do 1.06 Łódź, Atlas Sztuki, ul. Piotrkowska 114/116 www. atlassztuki.pl
Katarzyna Kozyra wraz z Hanną Wróblewską wybrała Atlas Sztuki na miejsce pokazania pełnej wersji swojego najnowszego projektu Szukając Jezusa, którego zwiastuny zaprezentowano wcześniej w Sztokholmie oraz w Warszawie i Berlinie. Po wspomnianych pokazach fragmentów pracy artystka spędziła w 2013 roku kolejne tygodnie w Jerozolimie, poszukując osób utożsamiających się z postaciami biblijnymi, doznających zaburzenia określanego przez psychiatrów syndromem jerozolimskim. Analizując najnowsze dzieło Kozyry, Andrzej Wajs stwierdza, że „Szukając Jezusa nie jest dokumentem w klasycznym rozumieniu słowa. To diagnoza i zarazem dziennik podróży samej artystki, która w pewnym momencie zauważa, że opowiada też własną historię. Jeśli wprowadza do swego słownika słowo caKatarzyna Kozyra: Szukając Jezusa, kadr z filmu
sting, to nie tylko po to, by rozpisać publiczny przetarg na samą siebie (bo przecież wielokrotnie już samą siebie odgrywała, traktując własną tożsamość jako kostium). Epizod jerozolimski pozwala jej lepiej zrozumieć fenomen autoidentyfikacji, bo może go teraz rozpatrywać niejako z zewnątrz. Ale różnica między nią samą a jej bohaterami polega głównie na tym, że gdy ona od dawna już wie, że jej tożsamość znajduje się w zarządzie innego (którym oczywiście też jest), że jest sama tylko jej dzierżawcą (bez prawa pierwokupu), tamci są święcie przekonani o tym, że inność (w tym również kulturowa alienacja) jest skazą, którą muszą wymazać, i że dopiero odnajdując siebie, odszukają drogę do Jezusa. Jako gwaranta i strażnika ich podmiotowości”.
65 OD BEZPIE CZEŃSTWA DO ZAGUBIENIA 21 – 25.05 Amsterdam, Amstelpark www. kunstvlaai.nl
Kama Sokolnicka: Smutek tropików, 2010, c-print, dzięki uprzejmości artystki
66 FOTON 6.06 – 28.09 Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 www.csw.art. pl
Wystawa Photon będzie najobszerniejszą do tej pory prezentacją twórczości Normana Norman Leto: Photon, kadr z filmu
Leto. Artysta najbardziej znany jest z prac realizowanych w wirtualnym środowisku cyfrowej symulacji. Wirtualna przestrzeń służy artyście jako narzędzie ilustrowania i wizualizowania pojęć i konceptów, jako terytorium do inscenizowania fabularnych narracji, wreszcie jako obszar do tworzenia modeli dzieł sztuki – teoretycznie istniejących rzeźb, obiektów i całych wystaw. Oś wystawy stanowi najnowszy projekt artysty – tytułowy Photon. To pełnometrażowy film fabularny z udziałem Andrzeja Chyry, realizowany przy wsparciu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, w którym Leto kontynuuje i rozwija wątki pojawiające się w jego pierwszym dziele filmowym Sailor. Photon rozgrywa się na pograniczu kinematograficznej inscenizacji i cyfrowej symulacji. Fabuła splata się z naukowymi dociekaniami, sztuka przenika się z fizyką kwantową i astronomią, genetyka z socjologicznymi rozważaniami niepokojąco naruszającymi granice politycznej poprawności. Na wystawie tytuł filmu zostanie przetłumaczony na język galeryjnej ekspozycji. Wybrane sekwencje z filmu posłużą do stworzenia serii wideoinstalacji, uzupełnionych przez nawiązujące do fabuły fotografie i obiekty. Pracom stworzonym na motywach Photonu towarzyszyć będą wybrane wcześniejsze realizacje artysty, osadzające nowy projekt w szerszym kontekście jego twórczości.
orientuj się
jest prosty: w rzeczywistości nie ma żadnych innych światów do odkrycia, jedyny cel wszelkich wypraw to utrzymanie stanu obecnego. Obraz prezentowany będzie na materiale flagowym, a sama flaga umieszczona zostanie w pobliżu namiotów, przywołując wrażenie przebywania na terenie obozowiska. Prezentowane prace zwracają uwagę na niebezpieczeństwo jednoznacznie pozytywnego rozumienia pojęcia zagubienia, stawiamy tym samym pytanie o to, czy czasem dziś zagubienie nie jest narzędziem potrzymania obecnego stanu.
Notes — 91/ 71
Od bezpieczeństwa dokąd? Lubię czuć się zagubiony taki tytuł ma tegoroczna, 10. edycja eksperymentalnej platformy działań Kunstvlaai. Tym razem w wydarzeniu weźmie udział 50 organizacji z całego świata, które wykorzystując język sztuki, podejmują krytyczną analizę przestrzeni miasta. Kunstvlaai 2014 odbędzie się w parku, zaprojektowanym w latach 70. na potrzeby międzynarodowych targów ogrodniczych. Fundacja Bęc Zmiana zaprezentuje prace dwóch artystów: Tropiki Kamy Sokolnickiej oraz Tropical Heat Rafała Dominika. Praca Kamy Sokolnickiej nawiązuje do jej wcześniejszego projektu Smutek tropików – zdjęcia kolorowych namiotów z lat 70. rozwieszonych w ogrodzie jej rodziców. Tym razem artystka postanowiła rozłożyć namioty w przestrzeni parku. Sokolnicka bazuje tutaj na słyszalnej w języku polskim homonimii słów „tropiki”, które oznaczają „osłonę na namioty”, jak również gorące i nieznane kraje. Praca z jednej strony przywołuje skojarzenia z beztroskimi wakacjami z czasów dzieciństwa, z drugiej odsyła do ekspedycji naukowych badających dziewicze tereny i plemiona. Tę konotację wzmacnia zapożyczenie tytułu z książki Smutek tropików autorstwa francuskiego antropologa Claude Levi-Straussa. Z kolei Tropical Heat Rafała Dominika zainspirowana jest filmami akcji z lat 70., których częstym motywem przewodnim jest najazd „cywilizowanych” ludzi Zachodu na tropikalną wyspę w celu wyeliminowania na niej „zła”. Wniosek, jaki się tutaj nasuwa,
ankieta 72 Notes — 91 /
aktualne
Tylko na Krymie rok Rosji zapewne potrwa dłużej... Pomimo otwartych nawoływań do bojkotu trwają przygotowania do 10. edycji nomadycznego biennale Manifesta, które na początku lata ma się rozpocząć w petersburskim Ermitażu. W tym samym czasie w Polsce odbywa się nabór do drugiego etapu Promesy Rosyjskiej w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego – konkursu związanego z przygotowaniami do Roku Polski w Rosji. Z drugiej strony ze względu na sytuację na Ukrainie w prasie pojawiają się głosy zachęcające do wycofania się polskich artystów i przedstawicieli instytucji kultury z Rosji, a nawet do odwołania całego wydarzenia. Pytanie o obchody Roku Polski w Rosji wydaje się interesujące także w kontekście przygotowywanego przez rosyjskie ministerstwo kultury dokumentu nowej polityki kulturalnej, w którym, według nieoficjalnych informacji, znajdują się zapisy o odrzuceniu zachodniego multikulturalizmu i tolerancji na rzecz tradycyjnych wartości takich jak rodzina i wiara. O to, jak kultura powinna w takiej sytuacji reagować, w jakim stopniu powinna angażować się w międzynarodową politykę, zapytaliśmy aktywistów, kuratorów oraz urzędników instytucji związanych z przygotowaniami Roku Polski w Rosji.
aktualne 73
szereg opinii „jakie to straszne”, które jeżeli przyniosą jakiekolwiek konsekuratorka programu publicznego kwencje, to z pewnością odmienne od Manifesta 10 w Petersburgu: Podczas nadawanej na żywo w połowie zamierzonych. Powinniśmy pamiętać, że wielu twórców kultury współczekwietnia „gorącej linii” z Putinem Irisnej i krytycznej w Rosji wciąż uważa, na Prohorowa, wydawczyni, literaturoznawca i polityk, zapytała prezyden- że sztuka powinna proponować rekonta, czy w Rosji sprowadza się dziś ludzi tekstualizację rzeczywistości, także politycznej, i zastanawia się, w jaki sposób kultury do sług ideologii i systemu, a tym, którzy myślą inaczej, grozi pisa- może ona pełnić funkcję katalizatora i inspiratora w wielkiej wojnie informanie do szuflady lub wystawianie sztucyjnej. Wydaną przez Muzeum Sztuki w kuchni. Prezydent Federacji Roki Nowoczesnej książkę Post-post Sosyjskiej najpierw zaprzeczył, a potem viet (red. Marta Dziewańska, Ekaterina jednak stwierdził, że inteligencja czuDegot i Ilya Budraitskis) otwiera kalenje się zagrożona, bo jest nieprzyzwyczajona do innej opinii niż własna, któ- darium zestawiające najnowszą historię polityczną Rosji z ważnymi wydarzerą rzekomo uważa za niepodważalną. I w końcu pocieszył, że przecież nikt ni- niami w sztuce współczesnej. Wygląda kogo nie zsyła – jak w 1937 – na Sybe- na to, że około 2007 roku nastąpił przełom: Putin wygłosił wówczas przemowę rię. Putin – w przypadku tej argumenzapowiadającą powrót do zimnowojentacji, jak i w wielu innych sytuacjach nej retoryki; do nadbrzeża weneckiego – zarzuca swoim oponentom własne Giardini przybił luksusowy jacht oligarstrategie, samemu przemawiając jako chy Romana Abramowicza, który odrzecznik jedynej prawdy, w wyreżyserowanym talk-show, gdzie dzięki innym nalazł w sztuce współczesnej nową pa„krytycznym” komentarzom wychodzi sję; zaś w Petersburgu powstała grupa Voina, która głosiła, że nie jest zaintena „demokratę”. Reformy dotyczące nowej polityki kul- resowana wystawianiem sztuki, a krytyką ideologii Putina poprzez akcje, któturalnej, jak i szereg innych reakcyjnych i kołtuńskich zmian legislacyjnych rych zdjęcia obiegną cały świat. Odtąd w Rosji są objawem „zwrotu konserwa- sztuka zaczyna się dzielić na tę salonotywnego”, który przepowiadała ta sama wą i apolityczną oraz tę bardzo niepointeligencja rosyjska – od dyrektora Er- słuszną i radykalną, natomiast zaczyna brakować subtelnej opozycji. Teraz domitażu Michaiła Piotrowskiego do archodzi do tego jeszcze inny nowy/stary tystycznego kolektywu Chto Delat. Co jednak można z tym zrobić z zewnątrz, podział: na sztukę reżimową i niezależną. Wydaje mi się, że w tak dogmatyczjak i pracując na miejscu? Po pierwnej i plutokratycznej aurze kultura nie sze, nie izolować się i nie pogardzać, może porzucać ukochanego dyskursu nie umacniać się w wyższościowej pokrytycznego i mimo wszystko powinzycji człowieka Zachodu ubolewającego nad barbarzyńskim manewrem kra- na próbować tworzyć kontr-hegemonię ju, który przecież wydawał się „już taki do obowiązującego porządku pomiędzy skrajnościami. Nie udawać, że nic się normalny”, nie wyżywać się w swoim nie stało, produkować pluralizm, różnimoralnym oburzeniu, wypowiadając
Notes — 91 /
Joanna Warsza
aktualne 74 Notes — 91 /
cę i subtelność. Inaczej spełni/nie spełni się obskurancka przepowiednia rosyjskiego pisarza Wiktora Jerofiejewa: demokracja może być w Rosji wprowadzona tylko w jeden sposób – poprzez rozkaz!
leniu publiczności m.in. SS-20 (Dezerter), Śmierć Kliniczna, Kosmetyki Mrs. Pinki. W 1986 na wrocławskim festiwalu Open-Theatre występuje Pina Bausch. Ten spektakl zmienia kilka artystycznych życiorysów... itd. Grzegorz Laszuk Komuna// Warszawa nie planuje w ramach swojego ew. programu wizyKomuna// Warszawa ty z kwiatkami na Kremlu. Po prostu No cóż. Nie przypominam sobie, żeby polscy artyści odwoływali swoje wystę- chcemy pokazać kilka przedstawień, które może komuś się spodobają i dapy w publicznych/państwowych instydzą powód do rozmowy. tucjach kulturalnych w USA, Wielkiej Brytanii czy w Polsce, mimo że kraje te Chyba po to robi się sztukę... brały udział w bezprawnych i agresyw- Oczywiście jesteśmy za wspomaganiem naszych ukraińskich sióstr i braci nych działaniach militarnych na terenie Afganistanu i Iraku, powodujących w ich niedoli. Nie zazdrościmy im przejebanej sytuacji. Nie zazdrościmy też śmierć dziesiątek tysięcy ludzi... Dlanaszym rosyjskim siostrom i braciom. tego uważam, że apel o odwoływanie Roku Polski w Rosji jest pustym gestem Jednoczmy się ze wszystkimi ludźmi, politycznego infantylizmu powodowa- którzy mają kłopoty (z zachowaniem dystansu wobec egzaltowanych, artynego skądinąd słusznym oburzeniem na agresję Rosji wobec Ukrainy oraz an- stycznych gestów)! tydemokratyczną politykę Putina – koRoman Pawłowski lejnego polityka z małym fiutkiem. Sztuka i realna polityka to dwa różpublicysta, krytyk kultury, kurator ne światy, o czym Komuna// WarszaZałożenia do nowej polityki kulturalnej wa opowiada od kilku lat i nie ma sensu Rosji, które przedstawiło Ministerstwo drążyć tutaj tego tematu. W zamian kil- Kultury Federacji Rosyjskiej, muszą ka wspomnień: wzbudzić protest każdego, komu bliska W 1969 roku przyjechał do Wrocławia jest idea wolności artystycznej i wartoThe Bread and Puppet Theatre. Teatr, ści demokratycznych. Dokument, przyktórego politycznego zaangażowania gotowany na zlecenie prezydenta Punikt nie może kwestionować. A przetina, wprowadza prymat ideologii nad cież kilka miesięcy wcześniej polskie wolnością sztuki i faktyczną cenzurę wojska pacyfikowały Praską Wiosnę. ekonomiczną: sztuka krytyczna, repreIch spektakle podobały się publiczno- zentująca inne wartości niż „tradycyjne ści. rosyjskie”, prawosławne i narodowo-imW 1982 roku jechałem na festiwal do perialne, ma być pozbawiona publiczJarocina. Częściowo obowiązywały nych dotacji. Byłem w Moskwie, kiedy wtedy przepisy stanu wojennego, a fedokument trafił do Dumy, rozmawiastiwal organizowany był za pieniądze łem z twórcami i krytykami. Wszyscy reżimowych organizacji młodzieżobez wyjątku byli przerażeni perspektywych. Na festiwalu zagrali ku zadowową przykręcenia śruby, kontroli pań-
Dokument nowej polityki kulturalnej to dopiero propozycja, która nie została jeszcze przyjęta przez Dumę. Jest to w zasadzie powtórzenie założeń polityki kulturalnej PiS. Podstawową sprawą jest tradycja, podział na sztukę dobrą – tę konsolidującą naród, wzmacniającą morale – i złą, niezrozumiałą, niebezpieczną dla zdrowia psychicznego, grzeszną. Oczywiście obraz tej złej sztuki opiera się na stereotypach i propagandzie. Ten dokument ma przede wszystkim znaczenie polityczne. Nie przypadkiem cytowany jest tam prezydent, a nie ludzie kultury. Dokument próbuje represyjnie ograniczać rozwój kultury. Ale kultura i tak będzie przebijać się przez mur zakazów. Odrodzą się schematy, jakie funkcjonowały w powojennej sowieckiej sztuce, kiedy najistotniejsze dzieła powstawały wbrew ideologii. W takiej sytuacji powinniśmy wręcz wzmacniać kontakty i współpracę z rosyjskimi twórcami, których nowa polityka kulturalna będzie próbowała zepchnąć do podziemia. Katia Szczeka
Dział Programowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Dokument rosyjskiego Ministerstwa Kultury wywołał duży rezonans w szczególności wśród progresywnie myślących działaczy z dziedziny sztuki współczesnej, teatru, filmu. Niektórzy przyjęli dokument z dużą rezerwą, mówiąc, że zasadniczo nic nie wnosi, ponieważ w rosyjskiej kulturze było i będzie źle. Ciekawa jest pozycja kontrowersyjnego, progresywnego reżysera teatralnego
aktualne
tłumaczka literatury rosyjskiej, kuratorka
75
Agnieszka Lubomira Piotrowska
Notes — 91 /
stwa nad kulturą, przerwania współpracy z instytucjami europejskimi. Mówili mi, że nadciąga nowe średniowiecze – że realizuje się antyutopia z książek Władimira Sorokina, w której Rosja izoluje się od zachodniego świata i przyjmuje model państwa i społeczeństwa z czasów Iwana Groźnego. Jak w tym kontekście powinna zachować się Polska? Czy powinniśmy prezentować polską kulturę w Rosji, kiedy Kreml pozbawia artystów prawa do swobodnej wypowiedzi artystycznej, a społeczeństwo – dostępu do różnorodnej ideowo oferty kulturalnej? Uważam, że podtrzymanie dialogu w tym kontekście jest szczególnie ważne. Bojkot uderzy w tych, którzy mają krytyczny stosunek do Putina i jego polityki: publiczność eksperymentalnych teatrów i galerii, twórców współpracujących z europejskimi instytucjami, krytyków i kuratorów. Nie uderzy w urzędników i oligarchów, na których opiera się ten system. Dziwi mnie postawa części polskich twórców i kuratorów, którzy domagają się odwołania Roku Polski w Rosji – jeśli wierzą w kulturę jako czynnik zmiany społecznej, powinni poprzeć ten projekt. Przypominam, że Polacy nie wożą do Rosji muzealnych obiektów, ale progresywną sztukę: spektakle Krystiana Lupy, Grzegorza Jarzyny, Krzysztofa Warlikowskiego, performanse Komuny// Warszawa. Rezygnując z obecności w Rosji, osłabiamy tamtejsze środowisko artystyczne i oddajemy pole tym, którzy chcieliby cofnąć kulturę tego kraju do czasów Iwana Groźnego.
aktualne 76 Notes — 91 /
Konstantina Bogomołowa, który w ogóle nie widzi zagrożenia dla swojej twórczości. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to reżyser bardzo znany i ceniony w Europie i niewykluczone, że jego sztuki są wspierane przez zagranicznych grantodawców. Niemniej jednak takie nakreślenie, a raczej podkreślenie głównych celów polityki kulturalnej, z dużym naciskiem na tradycyjne wartości takie jak duchowość i rodzina może oznaczać jeszcze mniejsze dofinansowanie progresywnych instytucji kultury, co de facto pełni funkcję cenzury. W kontekście zbliżającego się Roku Polski w Rosji może to oznaczać wycofanie się rosyjskich partnerów ze „zbyt odważnych” projektów zaproponowanych przez polskie instytucji kultury. Oleksij Radynski
Krytyka Polityczna
Decyzja MSZ-u w sprawie Roku Polski w Rosji może być okazją do przemyślenia społecznej funkcji kultury i sztuki. W czasie, gdy świat polityczny (a nawet finansowy) doświadcza głębokich wstrząsów z powodu działań Rosji, artyści muszą udawać, że nic się nie dzieje, ponieważ w przeciwnym wypadku ich instytucje w przyszłym roku dostaną mniej kasy. Należałoby jakoś odzyskać przynajmniej trochę wpływu na społeczeństwo. Sugeruję zatem w ramach Roku Rosji w Polsce przeprowadzić pewien eksperyment z dziedziny wymian społeczno-kulturalnych. Oczywiście oddzielając go od kwestii politycznych, na ile się da. W ramach Roku Rosji w Polsce – tylko na jeden rok, rzecz jasna – proponuję wprowadzić w Polsce odpowiedzialność karną za łamanie reguł zgromadzeń obywateli, ustalić odpo-
wiednie grzywny dla ich organizatorów oraz obowiązek informowania o zamiarze zgromadzenia się nie później niż 10 dni przed planowaną akcją. Należałoby też – na jeden rok – zakazać terapii zastępczej dla osób uzależnionych. No i zakazać propagandy homoseksualizmu. Owa wymiana społeczno-kulturalna na pewno zyskałaby duże wsparcie ze strony polityków PiS -u, którzy tak ostro krytykują rząd za przygotowania do Roku Polski w Rosji. Poza tym można by wprowadzić w Polsce pionierskie osiągnięcie rosyjskiego Ministerstwa Kultury, które wczoraj ujrzało światło dzienne w postaci projektu ustawy „O zasadach państwowej polityki kulturalnej”. W ustawie czytamy, że należy zrezygnować z postulatów tolerancji, ponieważ „zachowanie jedynego kodu kulturowego wymaga rezygnacji z państwowego wsparcia dla projektów, które narzucają społeczeństwu obce normy aksjologiczne”. „Powoływanie się na wolność twórczości albo narodową autentyczność nie może usprawiedliwić zachowania, które uważa się za niedopuszczalne z punktu widzenia tradycyjnego dla Rosji systemu wartości” – piszą przyszli współorganizatorzy Roku Polski w Rosji. Chociaż w świetle tej ustawy może się okazać, że to nie polskie MSZ, tylko rosyjskie Ministerstwo Kultury przerwie przygotowania z powodów społeczno-kulturalnych. To dopiero byłby numer! Ale na czym będzie zatem polegał Rok Polski w Rosji? Tu może być problem. Religia już została do szkół rosyjskich wprowadzona. Marsz Niepodległości to nic w porównaniu z rozróbami rosyjskich kiboli. Aborcje na razie są legalne, ale nie wiemy, ile to jeszcze potrwa. Chyba że za-
aktualne
Oświadczenie Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej
(...) Wysoko cenimy rosyjską kulturę. Jednak w obecnej, pogarszającej się nu opublikowanego w „Dzienniku Opinii” wydasytuacji, okupacji Krymu przez wojwanym przez Krytykę Polityczną] ska rosyjskie i militarnego zagrożenia Ukrainy, kontynuacja organizacji Roku Magdalena Mich Polski w Rosji oraz Roku Rosji w Polrzeczniczka Instytutu sce – bez żadnej znaczącej modyfikaAdama Mickiewicza cji – może być rozumiana, jako zgoda Szanowny Panie, dziękujemy za maila. strony polskiej na działania rządu FedeNiestety Instytut nie udziela w tej chwi- racji Rosyjskiej wobec Ukrainy. A tych li komentarzy związanych z projektadziałań, jako artyści, kuratorzy i krytycy mi w Rosji. skupieni wokół Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, nie akceptujemy. Biuro Prasowe Ministerstwa Mamy konstruktywną propozycję – zaSpraw Zagranicznych miast Roku Polski w Rosji proponujeW nawiązaniu do Pana pytań uprzejmy organizację Roku Polski na Ukramie informujemy, że projekt „Podstawy inie oraz Roku Ukrainy w Polsce. Taka państwowej polityki kulturalnej Rosji” zmiana byłaby gestem solidarności najest propozycją Ministerstwa Kultuszego środowiska i państwa z Ukraińry Federacji Rosyjskiej dla prezydenta. cami i z wszystkimi ludźmi kultury na Obecnie jest on dopiero rozpatrywany Ukrainie, którzy znaleźli się w niezwyprzez prezydencką administrację i nakle trudnym położeniu – w sytuacji leży powstrzymać się z jego ostateczną bezpośredniego militarnego zagrożenia oceną do momentu zatwierdzenia jako i okupacji części terytorium państwa. oficjalnych wytycznych dla rosyjskiej Byłoby to także finansowe wsparcie dla polityki kulturalnej. ukraińskich instytucji i bardzo wyraźny Ponadto informujemy, że nasze działa- sygnał niezgody na politykę rosyjskienia, w tym w ramach Roku Polski w Ro- go rządu. sji, nastawione są na wzmocnienie koJeśli nie zareagujemy i będziemy jakrzystnych dla Polski relacji z Rosją, by nigdy nic przygotowywać polw szczególności w wymiarze gospodar- skie imprezy w Rosji w 2015 roku, czym i społecznym. to Rok Polski w Rosji może być łatwo wykorzystany przez rosyjskie właMKiDN dze do legitymizacji agresywnej polityMinisterstwo Kultury i Dziedzictwa ki prezydenta Putina. Czy chcemy być Narodowego nie dysponuje dokumen- „pożytecznym idiotą” w rękach obecnej tem, o którym Pan wspomina. Nie mo- rosyjskiej władzy? (...) nie godzimy się żemy zatem ustosunkować się do niego na redukowanie kultury do roli narzęani go skomentować. dzia promocyjnego – kultura to całościowy sposób przeżywania świata. To
77
z 26 marca 2014 roku
Notes — 91 /
kazać Rosjankom in vitro? Tylko na jeden rok. Potem całą tę wymianę społeczno-kulturalną między Polską a Rosją można będzie cofnąć, jeśli się nie spodoba. Tylko na Krymie Rok Rosji zapewne potrwa dłużej. [Fragment felieto-
aktualne
również instrument polityki. Polityka kultury nie może ograniczyć się do szukania usprawiedliwień i alibi dla kontynuacji działań w rządzonej autorytarnie Rosji, zwłaszcza wtedy, gdy terroryzuje ona swoich sąsiadów. Joanna Wichowska
Notes — 91 /
78
krytyczka teatralna, kuratorka projektów EEPAP realizowanych we współpracy ukraińskimi partnerami
Z pespektywy „Zachodu” (w tym jego priorytetów kulturalnych) Rosja jest – jak zwykle! – znacznie ważniejsza niż Ukraina. Swobodny rozwój kultury w Rosji jest zagrożony – to fakt. Ale na Ukrainie zagrożone są podstawy państwowości. I życie ludzkie. Śmierć na Majdanie, aneksja Krymu przez Rosję, bardzo silna obecność rosyjskiej propagandy na wschodzie i południu Ukrainy, otwarcie imperialna retoryka Kremla – polską odpowiedzią na to wszystko ma być Rok Polski w Rosji? Nie mogę nazwać tego inaczej niż cyniczną kalkulacją, a w najlepszym wypadku chowaniem głowy w piasek. Jest tak, jak pisał Oleksij Radynski w „Dzienniku Opinii”: „W czasie gdy świat polityczny (a nawet finansowy) doświadcza głębokich wstrząsów z powodu działań Rosji, artyści muszą udawać, że nic się nie dzieje, ponieważ w przeciwnym wypadku ich instytucje w przyszłym roku dostaną mniej kasy”. Adekwatną odpowiedzią na realne zagrożenie i realne potrzeby byłby ROK POLSKI NA UKRAINIE! Wspieranie projektów łączących zachód ze wschodem Ukrainy! Inicjowanie dialogu, który nie toczyłby się – jak dotychczas – ponad głowami Ukraińców. To Ukraina, nie Rosja powinna być teraz głów-
nym podmiotem zagranicznej polityki kulturalnej Polski. Piszę to w chwili, kiedy w Słowiańsku separatyści współpracujący z Kremlem przetrzymują Pawła Jurowa – znanego młodego reżysera, współpracownika EEPAP. Pavel pochodzi ze wschodu kraju, pracuje w Kijowie, słabo mówi po ukraińsku. I jest Ukraińcem. To z takimi jak on powinniśmy współpracować. To tacy jak on zadbają o to, żeby kultura rosyjska nie została oddzielona od reszty świata żelazną kurtyną. Anna Galas
koordynatorka projektów międzynarodowych w Instytucie Teatralnym
Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego przygotował i złożył wniosek w ramach programu PROMESA ROSJA 2015. W obecnej sytuacji wydaje nam się ważne kontynuowanie przygotowań programu współpracy kulturalnej pomiędzy naszymi krajami, kontynuowanie partnerskich relacji pomiędzy artystami i instytucjami. Istotnym elementem projektów powinno być redukowanie stereotypowych sposobów wzajemnego postrzegania, współtworzenie partnerskich relacji w sferze kultury, pokazanie, że właśnie sztuka stanowi bardzo dobry pomost do kształtowania nowych, pozbawionych uprzedzeń relacji. Jednakże Instytut z uwagą i niepokojem obserwuje kolejne działania państwa rosyjskiego. Jeśli uznamy, że sytuacja uniemożliwia kontynuowanie współpracy, a realizacja zaplanowanych programów może wiązać się z jakimkolwiek niebezpieczeństwem propagandowego wykorzystania, jesteśmy gotowi na weryfikację naszych planów.
aktualne 79
architekturą i urbanistyką. Grupy składałyby się z projektantów i reserczePracownia Krytyki Dizajnu rów z Polski, Rosji, Ukrainy i BiałoPromesa została ogłoszona przed zarusi. Mamy ambitny, może trochę ostrzeniem stosunków europejsko-rosyjskich, więc dopiero teraz pojawił się naiwny pomysł na dogadanie się na poziomie ponadnarodowym. Te osowśród nas dylemat, czy przystępować by będą pracować nad wybranymi eledo drugiego etapu. Pracownia Krytymentami wspólnej tożsamości i histoki Dizajnu zdecydowała się przystąpić rii związanej z dizajnem. Są to: tradycja do konkursu, ponieważ wychodzimy konstruktywizmu, spółdzielczość i konz założenia, że Rosja to niekoniecznie cepcje przestrzeni wspólnotowych oraz Rosjanie. Nie możemy pozwolić, żeby z powodu decyzji polityków część spo- lokalna wersja etosu DIY. Zaproszełeczeństwa została pozbawiona dostępu ni uczestnicy mieliby za zadanie przedo kultury europejskiej. Chcemy budo- prowadzenie researchu oraz, w ramach działań projektowych, określenie wać mosty, a nie wszystko burzyć i się tego, co jest wspólne z wschodnioeuobrażać. Skupimy się na mikrowspółropejskiego dziedzictwa i jak to można pracy z ludźmi, którzy robią fajne rzeprzepracować współcześnie. Chcemy czy, którzy są w porządku i z którymi z jednej strony wyjść poza socnostalwarto działać. Szkoda byłoby ich izogię i zaproponować pogłębioną refleklować. Nie mamy ambicji współpracować z wielkimi instytucjami, w których sję na temat historii dwudziestowiecz– w obecnej sytuacji politycznej – nasz nego dizajnu, a jednocześnie przełamać transformacyjno-aspiracyjne odrzuprojekt nie mógłby się odbyć. Stawiamy na indywidualne kontakty z mniej- cenie komunistycznego dziedzictwa i zastanowić się, co z wypracowanych szymi instytucjami i poszczególnymi w tym okresie koncepcji i praktyk warprojektantami. Nasz projekt nie wymaga wielkiego zaplecza instytucjonal- to jest zachować, przypomnieć i zastosować współcześnie. nego, ponieważ bazuje na budowaniu sieci. Tak jak w innych naszych działaniach, stawiamy na nawiązywanie kontaktów. Poprzez małe współprace chcemy nawiązać długofalową kooperację, poznać się, powymieniać na bardzo różnych szczeblach – edukacyjnym, instytucjonalnym, między projektantami i badaczami. Jednocześnie jesteśmy świadomi dwuznaczności tej sytuacji, podobnie jak przy projekcie tureckim, który obecnie realizujemy. To są trudne rejony. Rosyjski projekt opiera się na zorganizowaniu grup badawczych, które zajWypowiedzi zebrał mowałyby się trzema obszarami proArek Gruszczyński jektowania: grafiką, produktem oraz
Notes — 91 /
Agata Szydłowska
aktualne 80 Notes — 91 /
Kompletna rodzina wychodzi z cienia Mój projekt, w zamierzeniu dar dla Manifesta, był manifestem, czyli częścią innych manifestów. Chciałem, żeby otwierał ludzi na współpracę i pokazywał jej niesamowity aspekt wspólnej zabawy, która wynika z przyjemności i jest dzieleniem się przyjemnością. Poczułem, że w obliczu cienia, jaki na tę współpracę rzuciła gra ojców narodów (nazwijmy ich ojcami narodów), nie jest to możliwe. Są niestety tylko ojcowie narodów, brakuje matek narodów. Ojcowie narodów boją się bawić z innymi tak, żeby wszyscy się bawili. W związku z tym Manifesta odbywać się będą w cieniu strachu. Nie chciałbym bawić się w cieniu strachu, a żeby rzucić światło w ten cień, zaproponowałem, żeby zaprosić do tej zabawy wszystkich, którzy nie boją się cienia. Nie tych, którzy żywią się nienawiścią, nie tych, którzy walczą z systemem i z ojcami, tylko tych, którzy chcieliby mieć kompletną rodzinę. Kompletna rodzina w narodzie to są wszyscy, dlatego pomyślałem, że pięknym manifestem będzie zaproszenie wszystkich na Kongres Artystów, który powinien odbyć się jak najszybciej. Możliwe, że nie odbędzie się podczas Manifesta 10 w Petersburgu, ale chciałbym zaprosić na niego wszystkich wykluczonych artystów, tych biednych i odrzuconych, których się boi „tata”. Tych synów i córki, których „tata” odrzucił i uznał, że są niegodni, że są wyrodnymi dziećmi. Chciałbym ich wszystkich zaprosić na Manifesta, które wiedzcie, że się odbędzie. Nie ma szansy, żeby się nie odbyło, bo nie ma innej manifestacji jak ta oparta na miłości i pokoju. Żadna inna nie ma sensu, a wszystkie inne są jej pochodnymi i są tylko nieporozumieniem. Dlatego zapraszam wszystkich artystów, których system odrzucił, do wzięcia udziału w kongresie. On już się rozpoczął. Chciałbym też, Kasparze1, powiedzieć, że nie żywię do ciebie żadnej urazy i że nie kwestionuję twoich metod pracy, ale przede wszystkim nie kwestionuję swojej metody pracy i Artur2, którego odrzuciłeś, jest bardzo ważnym partnerem w tej rodzinie. Jest jednym z twoich braci, jednym z synów tego wspaniałego systemu, który oparty jest na wolności. Nie ma żadnego innego. Inny system jest tylko iluzją i nieporozumieniem. I ciebie, Władimirze Putinie, chciałem przeprosić, żebyś nie odebrał tego jako napaści. Absolutnie nie zamierzam cię napadać. Napaść nie jest mi bliska – jest nieporozumieniem. Nie napadamy, ponieważ nie mamy kogo napadać, skoro jesteśmy jedną wielką rodziną. Możemy się tylko borykać i zmagać i nie dogadywać, ale chcemy się w końcu dogadać, więc zapraszam wszystkich moich przyjaciół odrzuconych i przyjętych artystów zwanych artystami, ale tak naprawdę używajmy właściwego słowa, czyli ludzi wolnych, którzy miłują pokój i wiedzą, że miłość jest jedyną istniejącą energią na tym świecie do tego, żeby spotykali się we wszystkich możliwych warunkach i okolicznościach i przekazywali sobie jedyną wrażliwą, jedyną prawdziwie piękną prawdę, że jesteśmy jednością. Paweł Althamer3 1 Chodzi o Kaspara Koninga, kuratora programu głównego biennale Manifesta 10, które ma się rozpocząć latem w Petersburgu. 2 Chodzi o Artura Żmijewskiego. 3 Wypowiedź Pawła Althamera z 4.04.14, w której to odmówił udziału w tegorocznej edycji Manifesta.
Notes — 91 /
81
patrz!
CZ1
Witek Orski: Kamienie, fot. Bartosz Stawiarski, dzięki uprzejmości MSN w Warszawie
patrz! 82 Notes — 91 /
CZ1
Janek Simon: Budżet państwa na rok 2010, 2011, instalacja w PGS w Sopocie, fot. dzięki uprzejmości galerii Raster
Notes — 91 /
83
patrz!
patrz! 84 Notes — 91 /
CZ1
New Roman: Tarcie, fot. Bartosz Stawiarski, dzięki uprzejmości MSN w Warszawie
Notes — 91 /
85
patrz!
patrz! 86 Notes — 91 /
CZ1
Zbigniew Libera: La Vue, 2004-2006, fotografia, fot. dzięki uprzejmości galerii Raster
Notes — 91 /
87
patrz!
patrz! 88 Notes — 91 /
CZ1
Rafał Bujnowski: Witraż, 2014, instalacja w Gdańskiej Galerii Miejskiej, fot. Michał Szlaga, GGM
Notes — 91 /
89
patrz!
Notes — 91 /
90
patrz!
patrz! 91
CZ1
Notes — 91 /
Katarzyna Przezwańska: Bez tytułu, 2014, dzięki uprzejmości MSN w Warszawie
patrz! 92 Notes — 91 /
CZ2
Brakujące zdjęcie, reż. Rithy Panh, Kambodża/Francja, 2013
Notes — 91 /
93
patrz!
patrz! 94 Notes — 91 /
CZ2
Alfabet, reż. Erwin Wagenhofer, Austria/Niemcy, 2013
Notes — 91 /
95
patrz!
patrz! 96 Notes — 91 /
CZ2
Mikrotopia, reż. Jesper Wachtmeister, Szwecja, 2013
Notes — 91 /
97
patrz!
patrz! 98 Notes — 91 /
CZ2
Mikrotopia, reż. Jesper Wachtmeister, Szwecja, 2013
Notes — 91 /
99
patrz!
patrz! 100 Notes — 91 /
CZ5
Bialajewo dziś, fot. Maks Awdiejew
Notes — 91 /
101
patrz!
patrz! 102 Notes — 91 /
CZ5
Daniel Rycharski: dokumentacja projektu Przystanek
Notes — 91 /
103
patrz!
patrz! 104 Notes — 91 /
CZ5
Daniel Rycharski: Strachy i dziki, instalacja multimedialna
Notes — 91 /
105
patrz!
patrz! 106 Notes — 91 /
CZ5
Daniel Rycharski: Wiejski street art
Notes — 91 /
107
patrz!
patrz! 108 Notes — 91 /
CZ6
Honorata Martin: Wyjście w Polskę, rysunki, 2013
Notes — 91 /
109
patrz!
patrz! 110 Notes — 91 /
CZ8
Cezary Poniatowski: Bez tytułu, 164cm x 142cm, akryl, 2013
patrz! 111 Notes — 91 /
Cezary Poniatowski: Bez tytułu, 185cm x 140cm, akryl, 2014
patrz! 112 Notes — 91 /
CZ8
Cezary Poniatowski: Kaj Vadis, 180 cm x 145 cm, akryl, 2013
PRÓBA PLASTYKI 1 POLITYCZNEJ Sztuka krytyczna wyprowadziła nas wprost poza obszar sztuki. To, w czym zasadza się domniemana plastyka polityczna, to wykorzystanie środków specyficznie artystycznych. A więc nie emancypacja ze sformalizowanego pola sztuki ku transgresji osobistej i społecznej, ale próba skupienia na tym, na czym polega szczególność plastyki, próba obrony odrębności i własności swojego języka. Obrona jego indywidualności i specyfiki to w istocie projekt polityczny. A więc trzeźwa deklaracja: artysta jest artystą. Autor: Łukasz Gorczyca
Sztuka krytyczna czy plastyka polityczna? To pytanie, postawione przez kuratorów wystawy Co widać, rozumiem nie tyle nawet jako retoryczne, ile skupione na retoryce współczesnej krytyki artystycznej. To pytanie o nowy idiom opisujący relację między intymną sferą pracy artysty a przestrzenią publiczną, w którą ona świadomie wchodzi. Jeżeli zaś w podtekście tego pytania czai się ciekawość ankietera, to odpowiadam: tak, jako chwytliwy slogan „plastyka polityczna” brzmi dobrze. Przede wszystkim jednak warto zapytać, dlaczego
takie nowe pojęcie wydaje się w ogóle potrzebne? Odpowiadam: stoi za nim potrzeba opisania szerszego obszaru i gatunku polityczności niż ten skodyfikowany w odniesieniu do konkretnego nurtu polskiej sztuki lat 90. jako sztuki o charakterze krytyczno-politycznym (aczkolwiek ustalenie, kiedy w istocie zidentyfikowano polityczność tamtej sztuki, wymagałoby osobnej analizy). Osobiście odczuwam od dłuższego czasu potrzebę wykazania i opisania tego właśnie innego wymiaru polityczności sztuki, który został niejako przeoczony poprzez skupienie na w gruncie rzeczy wąskim
1 Referat wygłoszony przez Łukasza Gorczycę 25 kwietnia w Muzeum Sztuki Nowoczesnej podczas całodniowej sesji poświęconej wystawie Co widać. Polska sztuka dzisiaj.
czytelnia
art yst yczna
113
krytyka
Notes — 91 /
CZ1
czytelnia
intelektualnie i formalnie polu tzw. „sztuki krytycznej”.
Notes — 91 /
114
Łatwo zresztą prześledzić moment, w którym „sztuka krytyczna” – jako pojęcie – utraciła swoją dyskursywną siłę. Przypomnienie tego pozwala też, myślę, zrozumieć zasadnicze różnice między krytyczną sztuką a polityczną plastyką. W 2007 Artur Żmijewski opublikował swój manifest Stosowanych Sztuk Społecznych, który był manifestem grubej kreski – za jednym pociągnięciem przesuwał do historii osiągnięcia sztuki krytycznej lat 90. i jednocześnie wykreślał z postulowanego pola aktywności znakomitą większość współczesnych praktyk i poszukiwań artystycznych. Kluczową była wyrażona wówczas przez Żmijewskiego myśl, że jeśli wyznacznikiem sztuki ma być jej „artystyczność”, to jego sztuka w ogóle nie interesuje. Była to dojrzała i świadoma deklaracja opuszczenia pola sztuki. W jej miejsce Żmijewski zaproponował enigmatycznie definiowane kryterium skutku. Politycznego skutku. Można powiedzieć, że negując i opuszczając nieefektywne w jego przekonaniu pole sztuki, Żmijewski zwrócił uwagę wielu praktykującym artystom, jakie faktycznie atuty i właściwości decydują o atrakcyjności sztuki. Niemożność przejrzystego zdefiniowania skutku, celu, wyniku działania artystycznego jawi się tu paradoksalnie jako jeden z kluczowych atutów. Było to nieraz podnoszone, choćby w manifeście Nooawangardy, który był bezpośrednią odpowiedzią na polityczny coming out Żmijewskiego. Sztuka krytyczna wyprowadziła nas wprost poza obszar sztuki. To, w czym zasadza się domniemana plastyka polityczna, to wykorzystanie środków specyficznie artystycznych. A więc nie emancypacja ze sformalizowanego pola sztuki ku transgresji osobistej i społecznej, ale próba skupienia na tym, na czym polega
szczególność plastyki, próba obrony odrębności i własności swojego języka. Obrona jego indywidualności i specyfiki to w istocie projekt polityczny. A więc trzeźwa deklaracja: artysta jest artystą. Pojęcie plastyki w sposób wulgarnie prosty odnosi się do sztuki jako dyscypliny formalnej. Wywrotowa siła sztuki krytycznej polegała m.in. na jej bezpośredniości, osobistym często zaangażowaniu artysty w transgresywne społecznie gesty. Ale zarazem samo medium komunikatu artysty aspirowało do całkowitej transparentności (co zresztą było przedmiotem wątpliwości i zarzutów choćby pod adresem niektórych prac Żmijewskiego). Jeśli więc wskazywać na obszar potencjalnej aktywności i specyfiki plastyki politycznej, byłyby to co najmniej cztery pola, które praktycznie umykały dotąd refleksji tzw. sztuki krytycznej. Wyliczając je, posłużę się przykładami konkretnych prac z ostatniej dekady oraz dzieł prezentowanych na wystawie Co widać. 1. Pierwszym polem jest analiza medium sztuki, analiza tego, jak i co postrzegamy za pośrednictwem nie tylko sztuki, ale i bardziej generalnie – współczesnego, cywilizowanego narządu wzroku. La Vue Zbigniewa Libery (2004–2006) to projekt, który na niemal filozoficznym poziomie próbuje podnosić te kwestie. Libera zwraca uwagę na daleko posuniętą umowność druku i łatwość manipulacji, ale zarazem potencjał innej, alternatywnej lektury obrazów. Interesuje go to, co na pozór niewidzialne, i to, co przeoczane, możliwość tworzenia własnej treści wizualnej na bazie powszechnie dostępnych obrazów, komunikatów i narzędzi. W tym sensie La Vue było logicznym następstwem, sublimacją dwóch wcześniejszych, bardziej narracyjnych cykli fotograficznych artysty – Pozytywów i Mistrzów.
Janka Simona Budżet Państwa na rok 2010 (2011) to gra na dwa fronty – wobec ideologizacji i utopii języka plastycznego awangardy oraz wobec pragmatyki współczesnego dizajnu, reklamy, projektowania graficznego. Simon prowokuje pytania o sposób, w jaki język plastyki inkorporowany jest w system korporacyjno-państwowy, choćby pod postacią współczesnych strategii wizualizacji danych, identyfikacji wizualnych i użytecznych propagandowo metafor plastycznych (Polska jako zielona wyspa). Zarazem mierzy się z ideologizacją plastyki w obrębie samej sztuki z awangardowym etosem abstrakcji, który paradoksalnie okazał się jednym z najbardziej aktywnych czynników alienacji społecznej sztuki nowoczesnej. Projekt kolorystycznej rewitalizacji sali plenarnej polskiego Sejmu Kasi Przezwańskiej (Bez tytułu, 2014) to z kolei próba powrotu do projektu „pozytywnej plastyki”. Kolor pojawia się tu jako narzędzie mediacji. Artystka proponuje „inny” porządek jako uleczający kompromis i zarazem traktowanie plastyki jako narzędzia raczej terapeutycznego, naprawczego niż perswazyjnego.
3. Trzecim obszarem jest strefa emocji, empatii, współuczestnictwa. Tu gest artysty odpowiada działaniu czułego sejsmografu przenoszącego drgania społeczne na płaszczyznę obrazu, a kluczowym jest kontekst, w jakim taki gest się pojawia i wrażliwość potencjalnej publiczności.
Kolejne Witraże Rafała Bujnowskiego (od 2007), realizowane ostatnio na zastanych szybach i witrynach galerii, przedstawiają – zatrzymane w tradycyjnej, rzemieślniczej i dekoracyjnej formie – linie rozbitej szyby. Taki rysunek mógłby być dziełem przypadku albo śladem po zbłąkanym pocisku, albo jak najbardziej zamierzonym skutkiem ulicznej przemocy. Tarcie (2011) kolektywu New Roman, nawet nieco zbliżone w graficznym wyrazie, przenosi również inne napięcia związane z rozpoznawaniem i interpretacją przestrzeni publicznej. Tak jak w wypadku Witraży mamy tu do czynienia z wizualizowaniem membrany między tym, co publiczne, a tym, co prywatne (taką graniczną płaszczyzną są np. okna mieszkania), tym, co współczesne, a tym, co historyczne. Frotaż, analogowy skan socmodernistycznej mozaiki z elewacji budynku krakowskiego klubu Korona, to dosłowne dotknięcie powierzchni, która została ukształtowana w odmiennych okolicznościach społeczno-politycznych, ale nadal jest częścią przestrzeni
czytelnia
Za tym idą bardziej generalne kwestie, pytania o komunikacyjny potencjał plastyki, jej walor identyfikacyjny – tak jak to było w programie awangardowym, gdzie te same formy służyły i tzw. sztuce (sztuce dla sztuki), i tzw. plastyce (sztuce użytkowej).
115
Praca artysty ma w pierwszej kolejności trafiać do jego zwolenników, a dopie2. Drugim interesującym ob- ro w dalszej, szarem jest sama plastyka. może wręcz Rozpoznanie jej możliwości retorycznych i perswanieosiągalnej zyjnych, ale również historycznego, modernistycznego perspektywie rodowodu. – do sceptyWieloelementowa instalacja ków i wrogów
Notes — 91 /
Kamienie (2012) Witka Orskiego to zbliżony przypadek ujawniający ambiwalencję reprezentacji i obrazu. Tak jak u Libery, pojawia się tu dyskusja z władzą spojrzenia, rozbijanie semantycznej i poznawczej stabilności obrazów.
czytelnia 116 Notes — 91 /
wspólnej: fizycznie, mentalnie i – last but not least – emocjonalnie.
Wywrotowa siła sztuki krytycznej pole4. Czwarty obszar to wymiar wspólnotowy, integragała m.in. na jej cyjny plastyki, w tym również kwestia rynku, który stał się bezpośredniowspółcześnie jednym z meści, osobistym chanizmów organizujących społeczną przestrzeń sztuki. często zaangaAle rynek nie jako codzienne transakcje kupna-sprze- żowaniu artysty daży, ale świadomość rynku w transgresywjako pola ścierania się różne społecznie nych oczekiwań i potrzeb – od galerii, przez progragesty my rezydencjalne, granty, aż po rynek instytucjonalny. W szczególności zaś rynek jako zinstytucjonalizowana forma publiczności artystycznej, jako analiza przestrzeni społecznej sztuki, rozpoznanie jej publiczności. Chodzi tu także o pokoleniowość różnych konwencji plastycznych, wrażliwość sztuki na zmieniające się kody wizualne. To elementy, które pozwalają utożsamiać się ze sztuką i które – nie ma co ukrywać – kreują też jej rynek. W tym tkwi i polityczny potencjał, i śmiertelne niebezpieczeństwo. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim dokonuje się społeczne spełnienie sztuki. Sztuka krytyczna szczególnie intensywnie eksplorowała figurę Innego. W jakimś sensie w jego skórę wcielał się sam artysta, tym samym podkreślając krytyczną, antagonistyczną relację między jednostką a społeczeństwem. Ekspresja sztuki krytycznej była więc budowana na negocjowaniu relacji wykluczenia. Potencjał plastyki politycznej opiera się na czymś odwrotnym, na poczuciu identyfikacji, potrzebie partycypcji, założeniu, że istnieje konkretna grupa osób, która jest w stanie nadać działaniu artysty
ponadindywidualny sens. Praca artysty ma w pierwszej kolejności trafiać do jego zwolenników, a dopiero w dalszej, może wręcz nieosiągalnej perspektywie – do sceptyków i wrogów. Niezwykle mocnym głosem w tej kwestii jest inicjowany przez Pawła Althamera Kongres rysowników (od 2012). Totalne i egalitarne w zamierzeniu dzieło powracające do najprostszych pytań o społeczny i wolnościowy potencjał odręcznego gestu, kreski, plamy koloru.
Paradoksalnie, po rozczarowaniu wypaleniem sztuki krytycznej i zachłyśnięciu „wolnością” polityki, Artur Żmijewski sam zdaje się powracać do idei plastyki jako podstawowego dla artysty medium komunikacji i ekspresji, czego poruszającym przykładem są prezentowane na Co widać akwarele malowane z więźniarkami. Powrót sztuki do plastyki, czasem oceniany krytycznie jako ruch reakcyjny (chyba przede wszystkim z uwagi na semantyczne skojarzenia z językiem socmodernistycznej biurokracji), okazuje się więc paradoksalnie wyzwalający, przywracający bezpośredniość i szczerość relacji między artystą a drugim człowiekiem, społecznością (artysta jest artystą). Chodzi tu wszak o plastykę jako język nieustannie ewoluujący, o narzędzie empatyczne, pobudzające wyobraźnię do krytycznego widzenia i odczuwania rzeczywistości. Łukasz Gorczyca (ur.1972), z wykształcenia historyk sztuki, współtwórca (wraz z Michałem Kaczyńskim) magazynu artystycznego „Raster”, a następnie galerii o tej samej nazwie, felietonista „Dwutygodnika”.
My cholernie chcemy przeszkadzać w komforcie bezrefleksyjnej gonitwy robota umieszczonego w wiecznej teraźniejszości praca-spanie-praca-ewentualnie czasem: gratyfikacja konsumpcyjna. Dzisiaj wszystko jest polityczne, dlatego sztuka, która wcale nie chce być zaangażowana, nadal pozostaje polityczna. O tym, że sztuce potrzebna jest niewygoda, a widzom narzędzia do myślenia zamiast edukacji, z Arturem Liebhartem rozmawia Magda Roszkowska Często powtarzasz, że jako twórczy stan mentalny najbardziej cenisz zdziwienie i to ono, a nie przysłowiowa ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła. Pokazywana na Planete + Doc Film Festival światowa sztuka dokumentu ma widzów przede wszystkim zaskakiwać, oszałamiać i wprowadzać w zakłopotanie. Bardzo podoba mi się takie podejście, bo w pewnym sensie zdziwienie lokuje się na drugim biegunie ciekawości, której początkiem jest zawsze podmiot, jego predyspozycje i struktury mentalne. A zdziwienie przychodzi do nas ze świata, zaburzając nasze przyzwyczajenia kognitywne i w tym sensie może być początkiem większych perturbacji. Na ile ty potrafisz się jeszcze dziwić? Na pewno umiejętność dziwienia się wymaga innego nastawienia naszych
radarów, to prawda, że ciekawość zawsze jest konsekwencją jakichś bardziej lub mniej konkretnych potrzeb i w ogóle kontekstu, w jakim się znajdujemy. Natomiast zdziwienie polega na tym, że nasze radary wychwytują fale, które nie do końca korelują z naszym systemem pojęciowym i to nas pobudza. Nasz festiwal jest po to, by pielęgnować ten inny sposób odbioru nie tyle sztuki, ile przede wszystkim życia, bo koniec końców o nie właśnie chodzi. Ciekawe jest też zestawienie kategorii zdziwienia z hasłem festiwalu: „Zobacz, czy zrozumiesz świat i czy świat zrozumie ciebie”. Czy w takim razie nie chodzi wam o wygenerowanie takiego stanu świadomości, w którym doznajemy oświecenia przez prostą prawdę,
czytelnia
SZTUKA DRAŻNIENIA WĄTROBY
117
życie a sztuk a
Notes — 91 /
CZ2
czytelnia 118 Notes — 91 /
że nasza relacja do świata opiera się przede wszystkim na niezrozumieniu? A czy my w ogóle cokolwiek rozumiemy z tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie albo chociażby na Ukrainie, oglądając 30-sekundowe migawki telewizyjne w trakcie spożywania kotleta? To, co teraz powiem, jest dziś oczywistością, co nie znaczy, że nie należy wciąż tego powtarzać: codziennie jesteśmy bombardowani milionami dźwięków, obrazów i słów, nie zdajemy sobie sprawy, że się nas konsekwentnie urabia, bo nie mamy czasu o tym myśleć. Dla systemu najlepszą sytuacją jest, gdy grzecznie pracujemy i w ogóle nie mamy czasu pytać, dlaczego ktoś prezentuje nam dany problem właśnie w taki, a nie inny sposób. Jeśli się na to godzimy, to znajdujemy się na prostej drodze do bycia robotami. Sztuka dokumentu stanowi odtrutkę, my cholernie chcemy przeszkadzać w komforcie bezrefleksyjnej gonitwy robota umieszczonego w wiecznej teraźniejszości praca-spanie -praca-ewentualnie czasem: gratyfikacja konsumpcyjna. Można więc powiedzieć, że zdziwienie jest tym pierwszym krokiem, uświadomieniem sobie „o cholera, nic nie wiem, nic nie rozumiem, świat jest zupełnie inny”, a potem ten dysonans wymusza kolejne kroki, w tym właśnie ciekawość czy chęć zgłębienia jakiegoś tematu. Najważniejsza jest dla mnie interakcja, jaka się zawiązuje w sytuacji, gdy wyjdziemy z siebie i spojrzymy na wszystko z boku. Bynajmniej nie chodzi o to, by ludzi edukować, to znaczy mówić im, co mają myśleć, chodzi o to, żeby dać narzędzia, pobudzić. Na przykład w tegorocznej edycji będziemy mieli bardzo ciekawy film Zwolnić swojego szefa,
który prezentuje kilka miejsc
Dla systemu na świecie, gdzie w nowasposób podchodzi się najlepszą sy- torski do kwestii zatrudniania pratuacją jest, cowników i samozatrudnienia. W filmie pokazane gdy grzeczzostaje zupełnie inne podejnie pracujemy ście do pracy, nieosiągalne formach zai w ogóle nie w tradycyjnych trudnienia. Chodzi o to, by mamy czasu py- uświadomić sobie, że my już nigdy nie tać, dlaczego prawdopodobnie wyjdziemy z prekarności czy ktoś prezentuje bezrobocia. Dlatego pokazajak w sensowny sposób nam dany pro- nie, sobie z tym radzić, może wyblem właśnie zwolić ludzi z marazmu, bezsilności czy bezczynności, w taki, a nie inny dać kopa do działania. sposób A na ile inne nastawie-
nie mentalnych radarów, o którym mówisz, uczyniło cię tym, kim jesteś obecnie – organizatorem jednego z największych w Europie festiwali dokumentu? Interesuje mnie wyprowadzenie z codzienności newralgicznych punktów, w których sztuka i życie połączyły się i wygenerowały nową jakość. Można zacząć od końca lub od początku, może zatrzymajmy się na chwilę przy początku: kończyłem liceum Stefana Batorego w Warszawie i moja szkoła jako jedna z kilku strajkowała, kiedy ogłoszono stan wojenny, więc żyłka nieposłuszeństwa, jawne mówienie o tym, że się nie boimy czy nie zgadzamy na to, co ktoś nam dyktuje, były we mnie obecne od czasów nastoletnich. Na studia też poszedłem trochę na przekór, bo w latach 80. wybrałem nauki polityczne, wiedziałem więc, że nie będę miał za bardzo z kim tam rozmawiać, bo studentami byli ludzie, którzy chcieli szybko zrobić karierę w partii lub w administracji rządowej. Na szczęście broniłem się w ’89 roku z pracy o podobieństwach pomiędzy faszyzmem i komunizmem. Miałem
czytelnia 119
dużą satysfakcję, że z tego wydziału wyszedłem z własną twarzą i to na pewno była podstawa ku temu, żeby na świat patrzeć w sposób politologiczny, krytyczny i ogólnie mówiąc dość szeroki. Wiesz, mnie w ogóle nie interesuje jakaś konkretna perspektywa widzenia świata, na przykład społeczeństwo polskie ciekawi mnie jako całość, dlatego czytam każdy rodzaj prasy od „Gazety Polskiej” po „Trybunę Ludu”, bo moim celem nie jest wzmocnienie się w tym, co myślę, ale zobaczenie, co naprawdę myślą Polacy. Mam wrażenie, że jesteśmy otoczeni z trzech, czterech a nawet pięciu stron – a nie tylko dwóch, jak nam mówią – jakąś informacyjną papką i ktoś nam szepcze, a czasami krzyczy lub daje młotkiem po głowie i w ten sposób nas urabia. Interesuje mnie, jak Polacy dają sobie z tym wszystkim radę i powiem szczerze, że według mnie nie najlepiej. A wracając do tych newralgicznych punktów, to po studiach zaproponowano
mi asystenturę na uczelni, ale długo tam nie wytrzymałem, chyba mój temperament i specyficzna afektywność buntowały się przeciwko takiemu trybowi życia. Potem sporo podróżowałem, m.in. po Afryce równikowej i Azji Południowo -Wschodniej, z kolegą Amerykaninem wydaliśmy pierwszy przewodnik po Warszawie dla ludzi podróżujących z plecakiem, to samo zrobiliśmy w Petersburgu. Pamiętam, że na okładce warszawskiej edycji jest ściana z ulicy Mazowieckiej, a na niej jeszcze przedwyborcze graffiti z Wałęsą. Wiesz, wydaje mi się, że w latach 90. w Polsce wszystko było możliwe, wówczas moi znajomi z Europy Zachodniej byli mniej więcej tacy jak my teraz, czyli myśleli, że w zasadzie nic już nie jest możliwe, bo wszystko już było, że ten margines na rozpychanie się łokciami – oczywiście w sensie pozytywnym – już się skończył, a u nas można było krzyczeć, śpiewać i iść do przodu.
Notes — 91 /
Let’s make money, reż. Erwin Wagenhofer, Austria, 2008
czytelnia 120 Notes — 91 /
Przez jakiś czas pracowałem też w kompletnie zwariowanej firmie amerykańskiej, w której jednego dnia sprzedawaliśmy poleasingowe jaguary, a drugiego 60 tys. ubranek dla dzieci z Paryża do Moskwy. Miałem do czynienia z tak ogromnym przekrojem ludzi, biznesów, napięć, pasji, problemów i to się we mnie kumulowało. Potem wspólnie ze znajomymi przez 5 lat prowadziliśmy butik kreatywny Mars&Venus i to doświadczenie okazało się niezbędne przy promocji i organizacji imprez kulturalnych. Kiedy się rozstawaliśmy, wszyscy byli w trudnym momencie, mieli rozwalone życia prywatne i zawodowe. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy będę chciał robić coś nowego dla pieniędzy czy z pasji. Paradoksalnie niewielu ludzi sobie to pytanie zadaje, boją się, co będzie, gdy wybiorą pasję i przegrają. Wychodzą więc z założenia, że lepiej grać bezpieczniej, niż mieć większe problemy ze sobą. Momentem kluczowym był na pewno wyjazd w 2002 roku na festiwal filmowy do Amsterdamu, bo to właśnie tam zobaczyłem, jak dobrze zrobiony festiwal filmów dokumentalnych daje energię młodym ludziom, jak oni są rozdyskutowani. A też trzeba powiedzieć, że materia filmu była dla mnie jak kromka chleba, posługując się tytułem filmu, bo sam regularnie chodziłem do kina, odkąd skończyłem siedem lat – a konkretnie: do kina „Zdrowie” w Ministerstwie Zdrowia na Miodowej, już go nie ma. W czasie pobytu w Amsterdamie kilka rzeczy mi się wyświetliło, stwierdziłem, że w zasadzie jestem przygotowany merytorycznie, emocjonalnie i wolicjonalnie, mówiąc językiem sportowym, do zorganizowania
wydarzenia na taką skalę. Impulsem było też spostrzeżenie, że niektóre filmy przestały do Polski dochodzić, mówię tu o kinie autorskim, w którym film jest bardziej sztuką niż widowiskiem. Fakt, że zająłeś się akurat dokumentem, też jest istotny, bo festiwal konsekwentnie od jedenastu lat zmienia jego definicję, szczególnie jeśli chodzi o napięcie pomiędzy prawdą a fikcją. Jaką funkcję społeczną, artystyczną czy polityczną pełni dziś dokument, jeśli nie jest „pokazywaniem prawdy” o czymś? Przede wszystkim bardzo nie lubię określenia „dokument”, ponieważ używając go semantycznie, obsuwamy się z nomenklatury sztuki filmowej: dokument to nie film, ale jakiś materiał telewizyjny emitowany w TVN 24. Ja natomiast pokazuję film dokumentalny, a ten z kolei kojarzył się do niedawna z niszą, z ludźmi w przydługich swetrach, którzy w małych salkach na prześcieradłach oglądają sztukę dokumentu i cieszą się ze swojej oryginalności. A ja powiedziałem: Nie nie nie! My musimy wszystkim bezczelnie pokazać, udowodnić, że to jest sztuka często lepsza od fabuły, bo pobudza do refleksji i opiera się na prawdziwych emocjach, których zaczyna w fabule brakować, w ogóle coraz mniej jest powalających fabuł. Co więcej, od początku chodziło też o to, żeby nie robić kolejnego festiwalu dla hermetycznego środowiska filmowego, ale dla zwykłych ludzi, stąd od początku projekcjom towarzyszyły cykle dyskusji, wykładów i spotkań, które dotyczyły nie tyle filmów, ile problematyki przez nie poruszanej. Znam kilkanaście przypadków, kiedy ludzie
W społeczeństwach obywatelskich filmy dokumentalne pełnią funkcję lustra, jak kiedyś XIX-wieczna literatura
czytelnia 121
Sposób, w jaki mówisz
W latach 90. o filmie dokumentalnym, ale też fakt, że Against Gravity w Polsce dystrybuuje nie tylko sztukę wszystko było dokumentu, ale też filmy sugeruje, że tradymożliwe. Moi fabularne, cyjny podział na przynależną znajomi z Euro- fabule „fikcję” oraz koloprzez dokument py Zachodniej nizowaną „prawdę” nie jest dla ciebie byli wówczas kluczowy. Wydaje mi się, że o jaką toczy się gra, mniej więcej stawką, jest nie tyle prawda rzeczytacy jak my te- wistości, ile realizm jako niemodel aktywnego raz, czyli myśle- doceniany zaangażowania w rzeczywili, że w zasadzie stość” . W realizmie nie chodzi o to, żeby coś pokazać nic już nie jest 1:1 – co na marginesie jest czystą utopią, idzie raczej możliwe o „kognitywne mapowanie” , 1
2
czyli umiejętność pokazania na przykład poprzez fabułę czy materiał dokumentalny pewnej całości, która dotyczy rzeczywistości każdego z nas, a która na co dzień rządzi nami w sposób niejawny. Czy tak zdefiniowane pojęcie realizmu jest ci bliskie? Może weźmy przykład Ulricha Seidla, twórcy fabularnej trylogii Raj: Wiara, Miłość i Nadzieja, które Against Gravity dystrybuuje. No więc Seidla nie tyle interesuje czysta fabuła, ile zetknięcie procesu twórczego z rzeczywistością. Raj: Miłość dzieje się w kenijskim kurorcie, do którego przyjeżdżają kobiety po 50. z Europy Zachodniej, żeby się rozerwać i znowu poczuć kobietami. Lover-boyami, którzy zabiegają o ich względy, są mężczyźni właśnie w ten sposób zarabiający
1 Tę tezę w swojej książce Poor, but Sexy stawia Agata Pyzik, z którą wywiad ukazał się w numerze #90. 2 Pojęcie „kognitywnego mapowania” wprowadzone zostało przez Frederica Jamesona w książce Postmodernizm, albo logika późnego kapitalizmu, Agata Pyzik także używa go w swojej książce, nawiązując do problemu realizmu.
Notes — 91 /
zupełnie przypadkiem znaleźli się na Planete + Doc i potem już od nas nie wyszli. A najlepsze jest to, że nie mówię o ludziach młodych czy studentach chłonących sztukę, ale o 45-letnich mamach, które na projekcję zabrała córka. Wiesz, może całe to wydarzenie robię tak naprawdę dla tej jednej osoby, która przyjdzie, zobaczy i zostanie, o to chodzi. Kreacyjny film dokumentalny dotyka kwestii, do których fabuła nigdy nie zdoła nawet podejść. Weźmy na przykład film Petera Mettlera Hazard, bogowie i LSD, który reżyser realizował przez 10 lat. O czym ten film nie był? Twórca wziął kamerę i zaczął filmować swoje najbliższe otoczenie, później pojechał do Szwajcarii, z której pochodził, a później do Indii i nagle stworzył esej filmowy o ludziach z różnych części świata, którzy poszukują transcendencji, sensu, odrzucają śmierć i tak dalej. Dobry film dokumentalny odbiera się jak książkę. Jasne: nie czytamy słów, ale siła uderzenia jest podobna literaturze, której w ogóle przyznaję prymat nad innymi formami ekspresji twórczej. Dodatkowo ten moment oszołomienia, jakiego doświadczamy, oglądając esej dokumentalny, znajduje się poza jakimkolwiek dyskursem, jest momentem zawieszenia słowa, które na powrót musimy odzyskać, to znaczy przeformułować dotychczasowy sposób pojmowania jakiegoś fragmentu rzeczywistości. Trzeba też podkreślić, że od kilkunastu lat film dokumentalny jest najszybciej rozwijającym się gatunkiem, który wpływa na fabułę, wiele fabuł nawet w zdechłym Hollywoodzie udaje dokument, żeby być na fali.
czytelnia 122 Notes — 91 /
Let’s make money, reż. Erwin Wagenhofer, Austria, 2008
na siebie i swoje rodziny. Sceny nie są kręcone w żadnym studio, ale dokładnie w tej samej scenerii, w której dochodzi do zetknięcia tych dwóch światów, innych statusów materialnych i żyć. I nie chodzi tu o prawdę, której pojęcie trochę się zużyło, ale o balansowanie na granicy fikcji i rzeczywistości; w punktach ich styku znajdują się największe napięcia zarówno emocjonalne, jak i artystyczne, tam właśnie mamy do czynienia z „wielką sztuką”. Dlatego romansowanie z realizmem, o który pytasz, jest według mnie bardzo zdrowe, bo daje nam solidny grunt i nie pozwala odpływać w sytuacje, które byłyby niebezpieczne czy to moralnie, czy artystycznie albo byłyby kompletnym wymysłem. I na taką sztukę potrzeba czasu, Seidl pracował 7 lat nad zrealizowaniem tego projektu. Całość, do której nawiązujesz, pasuje do dzisiejszej w coraz większym stopniu totalnej formy rzeczywistości. Na tegorocznej edycji będziemy pokazywać film Alfabet Erwina Wagenhofera i on według mnie dobrze „mapuje” ten problem. Jego obraz dotyczy edukacji: mówiąc w skrócie, cywilizacja Zachodu w tak dużym
stopniu zaraziła cywilizację chińską duchem współzawodnictwa, że nie tylko ludzie Zachodu, ale w ogóle wszyscy kompletnie tracą możliwości kreatywne. Dzieciaki na całym świecie pchane są we współzawodnictwo, a to zabija ich zdolności twórcze. Reżyser sugeruje, że takie postępowanie może być początkiem końca nie tylko cywilizacji zachodniej, ale w ogóle ludzkiej. Ponieważ proporcje pomiędzy rywalizacyjnym, agresywnym współzawodnictwem a budowaniem wspólnoty zostały zachwiane, w efekcie na masową skalę zaczęliśmy produkować ludzkie roboty, które interesują się jedynie swoją wąską specjalizacją. Nawiasem mówiąc, Wagenhofer odwiedzi nas podczas festiwalu. Zapraszam na jego wykład mistrzowski poświęcony produkcji kina dokumentalnego. Chciałam cię zapytać o twoją wiarę w polityczność dokumentu, w jego moc dokonywania zmian w rzeczywistości. Dziś coraz mniej wierzymy w sprawczą moc sztuki zaangażowanej, gdzie w tym kontekście ulokowałbyś film dokumentalny?
czytelnia
dyktować, jak ma myśleć, ale chcę dawać narzędzia do samodzielnych poszukiwań i refleksji. Jako Planete + Doc Film Festival jesteśmy obecni z fakultetami na pięciu polskich uniwersytetach, pracujemy też w szkołach średnich, a w tym roku startujemy też z programem dla szkół podstawowych, gdzie będziemy prezentować filmy dokumentalne stworzone z myślą o dzieciach. W jednym z wywiadów sugerowałeś, że zainteresowanie sztuką dokumentu wzrasta wprost proporcjonalnie do rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, dlaczego tak się dzieje? Wydaje mi się, że wiąże się to z dbaniem o obywatela, po prostu filmy dokumentalne pełnią tam funkcję lustra, jak kiedyś literatura XIX-wieczna, a ponieważ to społeczeństwo chce się czegoś dowiedzieć zarówno o sobie, jak i o innych,
123
Może całe to wydarzenie robię tak naprawdę dla tej jednej osoby, która przyjdzie, zobaczy i zostanie, o to chodzi
Notes — 91 /
Przede wszystkim myślę, że dzisiaj wszystko jest polityczne albo w sposób bezpośredni, albo pośredni, dlatego sztuka, która wcale nie chce być zaangażowana, nadal pozostaje polityczna. Po prostu w totalnej formie rzeczywistości nie ma rzeczy obojętnych, bo wszystko jest ze sobą połączone, więc nawet jeśli filmy dokumentalne zajmują się problematyką niezwiązaną z polityką, to w taki czy inny sposób się do niej odnoszą. W kontekście polityczności filmu dokumentalnego trzeba powiedzieć o samym jego twórcy. Mnie zawsze niesamowicie fascynowała postać reżysera dokumentu, bo to nie jest reporter czy dziennikarz, chowający się za „prawdą” pokazywanego przez siebie materiału. Przeciwnie, twórcy, których pokazujemy na festiwalu, świadomie i wyraźnie zaznaczają swoją pozycję, a poza tym oni naprawdę wchodzą w najgłębsze trzewia rzeczywistości. Weźmy takiego Joshuę Oppenheimera, twórcę Sceny Zbrodni, który siedem lat spędził z „emerytowanymi” dowódcami brygad śmierci w Indonezji. Jego bohaterowie w filmie odgrywają sceny dokonywanych przez siebie zbrodni, wcielając się w ofiary. Reżyser porwał się na obraz totalnie epicki, wymagało to od niego mądrości, wytrzymałości, a przede wszystkim sprytu przeżycia, bo w każdej chwili mógł zginąć. Twórca filmu dokumentalnego to jest dla mnie bohater, któremu rzeczywistość podżera wątrobę. To naprawdę jest rzecz dla herosów, bo to walka ze światem sztuki filmowej, który przestaje być sztuką. a staje się widowiskiem. Co do roli dokumentu, to już trochę o tym mówiłem: nie chcę nikomu
czytelnia 124 Notes — 91 /
to zainteresowanie dokumentem jest duże. Im wyższa kultura polityczna kraju, tym większa rola i znaczenie w nich filmu dokumentalnego. I co ciekawe, są to kraje o najwyższym wykształceniu obywateli: Kanada, kraje skandynawskie, Szwajcaria, Niemcy.
Proporcje pomiędzy rywalizacyjnym, agresywnym współzawodnictwem a budowaniem Na początku wspominałeś, wspólnoty zoże interesuje cię polskie społeczeństwo jako całość, stały zachwiana co twoim zdaniem polscy dokumentaliści powinni ne, w efekcie zwrócić szczególną uwagę, na masową skaby móc uchwycić poprzez sztukę ten moment totalny, lę zaczęliśmy o którym opowiadałeś? produkować Hmmm, trudne pytanie, ludzkie roboty bo ja wciąż czekam na dokumentalnego Człowieka z marmuru a.d. 2014. Problemem polskich zdolnych dokumentalistów jest to, że albo tworzą w niszy, albo dla milionów, a wtedy robią puste widowisko. Podam przykład: podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku pewien reżyser otrzymał bardzo duży budżet, ponad milion złotych, a także z 7 wybitnych kamerzystów i miał stworzyć dokument o polskiej reprezentacji. Koniec końców dowiedział się, że niestety przed meczami nie będzie mógł towarzyszyć zawodnikom w szatni. Projekt więc legł w gruzach i co zrobił ten dokumentalista? Z takim budżetem mógł stworzyć niesamowite dzieło o polskim społeczeństwie a.d. 2012 i też moment Euro takiej zbiorowej psychoanalizie sprzyjał. Niestety to, co
powstało, pozostawia wiele do życzenia. Mam wrażenie, że dzisiaj filmowcy boją się dotknąć krwioobiegu polskiego społeczeństwa. W latach 60., 70. czy 80. twórcy w sytuacji permanentnego kryzysu wymyślali od ręki kilka alternatywnych rozwiązań, a dziś tego w ogóle nie ma. Ja mam taką hipotezę, że jak jest za wygodnie, to wcale nie jest dla twórcy komfortowa sytuacja. Paradoksalnie jak uwiera i boli, można mieć nadzieję, że powstanie coś wartościowego. A co szczególnie poleciłbyś widzom na tegorocznej edycji Planete + Doc Film Festival? Oprócz tych filmów, o których już wspominałem, na pewno obraz kambodżańskiego reżysera Rithy Panha Brakujące zdjęcie. Reżyser wraca w nim do swojego rodzinnego kraju, gdzie jako dziecko podczas rządów Czerwonych Khmerów przebywał w obozie koncentracyjnym, dlatego nie posiada żadnych zdjęć ze swojego dzieciństwa. Twórca odtwarza losy swoje i swojej rodziny, używając do tego glinianych figurek. Wszystko opiera się na śladach i fragmentach zapisanych w pamięci. Ten film naprawdę poruszy widzów. Ciekawie zapowiada się też Badjao. Ludzie z morza polskiej dokumentalistki Elizy Kubalskiej, która zajmowała się osobliwym plemieniem wilków morskich zamieszkującym obrzeża Indonezji.
No dobrze, a powiedz jeszcze: czemu zagranicznych gości, którzy przyjeżdżają do ciebie w odwiedziny, katujesz czołówką Stawki większej niż życie? To jest zabawne, ale też dziwne… Bo uważam, że ona kompletnie się nie zestarzała i jest o niebo lepsza niż wszystkie
Artur Liebhart (ur. 1964) – pomysłodawca i od jedenastu lat dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Filmu Dokumentalnego PLANETE + DOC. Założyciel i dyrektor firmy dystrybucyjnej Against Gravity, która na polski rynek wprowadziła filmy takie jak m.in. trylogię Urlicha Seidla Raj: Wiara, Raj: Miłość, Raj: Nadzieja, nominowaną do Oskara w 2013 roku za najlepszy film dokumentalny Scenę zbrodni (reż. Joshua Oppenheimer) czy kontrowersyjny Fuck For Forest Michała Marczaka. Współautor pierwszego przewodnika dla backpackerów po Warszawie.
Paradoksalnie jak uwiera i boli, można mieć nadzieję, że powstanie coś wartościowego
czytelnia 125
Bondy razem wzięte z tamtych czasów. Kinowo byliśmy wtedy potęgą, taką Rumunią dnia dzisiejszego. Montaż czołówki jest totalnie nowoczesny, owszem, fabuła jest naiwna i śmieszna, ale kiedy uświadomisz sobie, że ci wszyscy aktorzy przeżyli wojnę, a teraz ją odgrywają w taki esencjonalny sposób, to przeszywa cię dreszcz i o to chodzi w kinie.
Notes — 91 /
Ich młody przedstawiciel postawiony zostanie przed życiowym wyborem: oddania się niepewności morza czy względnej stabilności „podawacza ręczników” w turystycznych kurorcie. Aha, warto też zachęcić do obejrzenia Świątyni kultury. W realizacji tego dokumentu brali udział między innymi Wim Wenders, Robert Redford i Michael Glawogger – to jego ostatni film, bo zmarł kilka dni temu. Każdy z twórców dostał 30 minut i miał opowiedzieć o jednym z budynków będących światowymi świątyniami kultury. Efekt jest niesamowity, bo te budynki mówią w pierwszej osobie, a do tego każdy obraz jest inny. I tak dalej…
czytelnia 126 Notes — 91 /
CZ3
P rzysz ł o ś ć żyjącyc h zabytków
DODAĆ DO ARCHITEKTURY TĘ NIEWIDOCZNĄ WARSTWĘ O radzieckim modernizmie, nieoczywistej wartości architektury typowej, nierozróżnialnych moskiewskich osiedlach i pomysłach mieszkających na nich konceptualistów, o samozwańczym księciu blokowiska oraz paradoksach związanych z ochroną materialnego i niematerialnego dziedzictwa z Kubą Snopkiem, autorem książki Bielajewo: zabytek przyszłości, rozmawia Justyna Chmielewska
Zacznijmy od tego, jak trafiłeś do Bielajewa. Może zacznę od początku: od tego, jak się znalazłem w Moskwie. Otóż pracowałem w Kopenhadze i ktoś powiedział, że Rem Koolhaas otwiera szkołę w Moskwie. To był 2010 rok – na biennale architektury była jego fenomenalna wystawa Cronocaos. Koolhaas był dla nas
drogowskazem, wszyscy architekci się od niego uczyli. Więc kiedy usłyszałem, że otwiera szkołę – a zawsze chciałem jechać do Moskwy, ciągnęło mnie na wschód – pojechałem. Okazało się, że Rem chce tam kontynuować badania, które zaczął, pracując nad wystawą, i zaproponował kilka tematów, które byłyby interesujące, m.in. wątek ochrony
Ale jest też coraz bardziej modny. Tak, ale zauważ, że w Polsce ta moda dotyczy obiektów unikalnych. Są ludzie, którzy mówią: „Kurczę, ale ten Dworzec Centralny jest fajny!” – natomiast osób, które walczą o dobre imię Osiedla Tysiąclecia w Katowicach albo Ursynowa w Warszawie, jest niewiele. Te miejsca mają zalety, ale nie jest to oczywiste. Osiedla, o których mówisz, pozostają nadal dość spójnymi, charakterystycznymi całostkami w tkance miejskiej. Natomiast miejsce, którym się zajmujesz w książce, ma zupełnie inny charakter – piszesz o przestrzeni, która jest powtarzalna i wygląda niemal identycznie w setkach miast w całym dawnym Związku Radzieckim. W ZSRR eksperyment modernistyczny był znacznie bardziej radykalny niż w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi. Mówimy, że w Polsce wszystko zostało zabudowane blokami z wielkiej płyty – ale w Związku Radzieckim było to dużo bardziej intensywne, dłużej trwało i właściwie nie było alternatywy. Tam skala jest zupełnie inna.
Często słyszę narzekania na modernistyczną architekturę – i w Polsce, i w Rosji. Zazwyczaj pierwszy argument, jaki się pojawia, brzmi: „Beznadziejne osiedle, nawet nie ma się gdzie kawy napić!”
Interesuje mnie trójka głównych bohaterów w twojej książce: Nikita Chruszczow, Jakow Biełopolski i Dmitri Prigow. Wszyscy trzej odegrali dużą rolę w Bielajewie, do którego jakoś cały czas nie możemy dojść… Więc Chruszczow, który uosabia
czytelnia 127
W swojej książce zajmujesz się tym rozróżnieniem: na dziedzictwo materialne i niematerialne – i spajasz te dwa elementy. To rozróżnienie jest bardzo ważne. Pierwsza hipoteza była taka: architektura staje się coraz bardziej jednorodna, coraz mniej unikalna, m.in. ze względu na to, co się zdarzyło w XX wieku: prefabrykację i industrializację. Możemy tak założyć, i dotyczy to nie tylko modernizmu, lecz także tego, co było później. Przypomnijmy sobie tekst Junkspace Koolhaasa – twierdzi w nim, że wszystko jest takie samo, że wszystko jest „żadną” przestrzenią. Popatrzmy na galerie handlowe czy inne współczesne obiekty – są powtarzalne. Ale wrócę do Bielajewa: potrzebne mi było miejsce, które z jednej strony ma własną, rozwiniętą kulturę połączoną z architekturą, a z drugiej – gdzie architektura jest zunifikowana i nudna. Chodziło o to, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że chcę chronić to miejsce ze względu na samą architekturę. Byłem na wielu moskiewskich osiedlach i Bielajewo okazało się najbardziej architektonicznie jednorodnym spośród nich. Jestem skądinąd miłośnikiem późnego modernizmu, to moim zdaniem najpiękniejszy styl architektoniczny. Lata 60. to czas, kiedy architekci mieli odwagę,
myśleli romantycznie: nie zwracali uwagi na przeszkody, tylko próbowali tworzyć nowy, lepszy świat. W późnym modernizmie podoba mi się także to, że jest to w pewnym sensie styl wyklęty, wszyscy go nienawidzą.
Notes — 91 /
współczesnych zabytków. Mnie najbardziej zainteresowały kwestie ochrony tego, co po angielsku nazywa się intangible heritage – chciałem zbadać, czy jest możliwe, żeby kulturowa wartość była na tyle silna, aby można było ze względu na nią chronić architekturę.
czytelnia 128 Notes — 91 /
totalność władzy państwowej; Biełopolski, czyli wybitny architekt z klarowną wizją, ale dość wąskim polem manewru; i w końcu Prigow, poeta, który nadchodzi później i działa subwersywnie w tej przestrzeni – podważa zastany porządek, tworzy nowy język i mitologię. Jak widzisz relację między tymi postaciami? Chruszczow jest inicjatorem całego procesu – kiedy doszedł do władzy, zrozumiał, że istnieje olbrzymi problem z mieszkaniami, więc w typowy dla siebie sposób, czyli nie myśląc za dużo, uruchomił wielki program mieszkaniowy, oparty na pomysłach z lat 20. i 30. – prefabrykacji i automatyzacji produkcji. To zostało jeszcze zabarwione rosyjskim kolorytem – totalna skala itd. – i tak powstało pierwsze eksperymentalne osiedle. Dodajmy, że to eksperymentalne osiedle leży niedaleko Bielajewa, czyli miejsca, którym się zajmujesz. Czyli jesteśmy w kolebce nurtu, który, jak piszesz, zmienił oblicze tamtej części świata. Spójrzmy na strukturę Moskwy – to miasto ma układ radialno-koncentryczny, tzn. są obwodnice i przecinające je główne prospekty prowadzące z centrum na przedmieścia. Całość, jak pizza, jest podzielona na dziewięć okręgów. Jeden z nich nazywa się Jugo-Zapadnyj Okrug i powstał w ramach takiego eksperymentalnego projektu. Wszystko zaczęło się od małego osiedla Czeriomuszki, które
Bielajewo dziś, fot. Max Awdieje
dziś leży w śródmieściu, choć gdy było budowane 50 lat temu, znajdowało się daleko od centrum. To osiedle jest, moim zdaniem, jednym z najważniejszych obiektów architektonicznych na świecie – różne technologie, które można stosować w budownictwie, zostały tam ocenione pod względem kosztów oraz prostoty budowy, i najbardziej optymalna wersja została później wprowadzona do masowej produkcji; to jest wielka płyta. Zresztą nie chodzi tylko o technologię – szukano najbardziej optymalnego planu, układu pokoi. To zostało przetestowane, a potem wprowadzone na globalną skalę. Jak Czeriomuszki działają dziś? To miejsce bardzo lubiane przez moskwian. Droga, dobra dzielnica, jak warszawski Żoliborz – bardzo zielone, niezbyt gęsto zabudowane osiedle blisko centrum. Dziś dostało już trochę patyny, choć całe jest złożone tylko z prefabrykowanych domów. A Bielajewo, którym ja się zajmuję, powstało parę lat później kilka kilometrów dalej. Wracając do postaci: wydaje mi się, że Chruszczowa można już z tego trójkąta usunąć, on jest tylko inicjatorem procesu. Natomiast bardzo interesująca jest relacja między Biełopolskim i Prigowem – to jest relacja pokoleniowa. Bielopolski był autorytarnym modernistą, jak Niemeyer albo Le Corbusier, miał wielką wizję i realizował ją, nie patrząc na nic. Projektował olbrzymie budynki, niezwykle odważne pod względem skali założenia. Z drugiej strony jest Prigow: artysta, konceptualista, rówieśnik postmodernistów, czyli architektów z kolejnego już pokolenia. Krytykowali oni architektów modernistycznych za brak ludzkiej skali, za samochody, autostrady – wszystkie te argumenty są dziś oczywiste. Ale Prigow patrzył na sprawę trochę inaczej – nie krytykował wszystkiego w czambuł, tylko interpretował: tak się zdarzyło, że
Piszesz o seryjności, powtarzalności elementów. O pustce, która staje się źródłem działania artystycznego. Powtarzalność jest immanentną cechą konceptualnej sztuki. Tak samo jak socmodernistycznej architektury. Tak. Ale przyjrzyjmy się, jaki tu zachodzi związek. Oczywiście nie jest tak, że radzieccy artyści widzieli powtarzające się domy, więc tworzyli powtarzające się grafiki. Konceptualiści moskiewscy znali popularną już wtedy w zachodniej sztuce ideę powtarzalności – i znaleźli tę powtarzalność w architekturze; ich językiem
W ten sposób wykpił miastotwórczy algorytm używany w trakcie projektowania osiedli, które były szkicowane właśnie w ten sposób. Dokładnie tak – osiedla też były projektowane tak, żeby nie trzeba było daleko chodzić, by dotrzeć do niezbędnych usług czy punktów komunikacyjnych, a Prigow doprowadził to do absurdu. Działania modernistów były skrajnie utylitarne: człowiek musi chodzić do szkoły, później do pracy, więc zorganizujmy to tak, żeby zajmowało jak najmniej czasu. A on, zamiast chodzić do punktów usługowych i węzłów transportu, po prostu robił sobie spacer, co nie ma żadnego sensu utylitarnego, jest jedynie źródłem przyjemności. Wykorzystał modernistyczny język do tego, żeby spacerować – i wyznaczyć granice swojego księstwa. Czy Książę Bielajewa jest w Moskwie znany? Czy mitologia, którą obrosło Bielajewo, jest obecna w szerszym dyskursie?
czytelnia 129
stał się właśnie zinterpretowany na nowo modernistyczny krajobraz, który ich otaczał. Powtarzalność dotyczyła zresztą także pewnych rytuałów, produktów, które się pojawiały na stole itd. Była po prostu częścią radzieckiego życia – tak jak ta architektura. Najciekawsze jest to, że Prigow zdekonstruował to Bielajewo, w którym żył, i skonstruował z niego zupełnie nowy świat. Nazywał osiedle swoim księstwem, sam siebie mianował Księciem Bielajewskim. Mówił, że gdy patrząc przez okno, widzi te wielkie połacie terenu, to jest tak, jakby cała ta przestrzeń była jego. Może więc jak książę chodzić po swoich włościach, których granice wyznacza godzinny spacer.
Coś, co jest niezwykle nudne, przez to, że jest nudne, staje się interesujące
Notes — 91 /
mieszkam na tym, a nie innym osiedlu, jest to osiedle, które ma szczególną architekturę… Dziś dobrze znamy modernizm i blokowiska, jesteśmy przyzwyczajeni do tego widoku, ale wtedy, w latach 60., to były rzeczy zupełnie nowe – olbrzymia połać Moskwy miała zupełnie inną architekturę niż klasyczne miasto z ulicami, placami itd. Prigow analizuje to, co go otacza, i próbuje coś do tego dodać. Uważa, że tę architekturę trzeba w jakiś sposób udomowić, wzbogacić o coś swojego, ciepłego. Dodaje więc różne elementy, tworzy mitologie, opowiada historie, archiwizuje bieżące wydarzenia i pamięć o osiedlu. Lubi łączyć prawdę z fikcją – niby opisuje rzeczywistość, a tu nagle pojawiają się fantastyczne stwory, figury i osoby. Stworzył tak wiele wierszy, opowiadań i grafik, że w końcu zdołał związać Bielajewo z tymi swoimi mitologiami, dodać do architektury tę niewidoczną warstwę. Robił coś, co mi się bardzo podoba: analizował to, co widział, czyli krajobraz modernistyczny, dekonstruował go i tworzył z niego nowe rzeczy.
czytelnia Notes — 91 /
130
Architekci w latach 60. mieli wizję i myśleli romantycznie, bo takie były czasy – to oczywiście miało swoje plusy i minusy
Dom Prigowa, fot. Max Awdiejew
To kwestia skali. Prigow nie jest znany na Zachodzie, ale wkrótce będzie – 2 lata temu, gdy pisałem książkę, petersburski Ermitaż kupił całą kolekcję jego dzieł, odbyły się już dwie wystawy, w tym jedna w Wenecji. Podejrzewam, że za 5–10 lat Prigow będzie takim samym ambasadorem sztuki rosyjskiej jak Kabakow czy duet Komar–Melamid. W Moskwie jest znany bardzo dobrze – to była ekstrawagancka osobistość. Niespodziewanie dla mnie książka o Bielajewie miała na miejscu bardzo duży rezonans. Moskiewskie osiedla są bardzo anonimowe, podobne do siebie, nie mają swoich bohaterów. Gdy nagle ktoś – ja – połączył tę architekturę z lokalnym bohaterem, ta historia stała się bardzo popularna. Jesienią ubiegłego roku robiliśmy co tydzień jakiś event w Bielajewie, i w tej chwili Prigow jest już kojarzony jako Książę Bielajewski. Ja napisałem książkę, a lokalna galeria sztuki zajęła się tym, żeby pielęgnować myśl, która jest tam zawarta. Rzuciłem kamień, a z tego zrobiła się lawina.
Swego czasu próbowałeś też wpisać Bielajewo na listę zabytków… Zacznijmy od tego, że moja książka nie traktuje ani o modernizmie, ani o konceptualizmie, ani o Prigowie – to książka o ochronie zabytków. To jedna z moich ulubionych dziedzin – coś, co jest niezwykle nudne, ale przez to, że jest nudne, staje się interesujące. Główne zasady wpisywania na listę zabytków zostały opracowane około 150 lat temu i od tego czasu nie było większych zmian w tej kwestii: jeśli coś jest stare, unikalne i autentyczne, trzeba to zachować. Tymczasem okazuje się, że ten paradygmat niebawem się zawali. 50 lat temu ruszyła bowiem prefabrykacja – zaczęła powstawać architektura, która nie jest unikatowa, jest cała taka sama: serie domów, które stawiano setkami. Czyli teraz, po 50 latach, wkraczamy w erę bezzabytkową? Można sobie tak powiedzieć: „Przestańmy chronić zabytki”.
Masz swoją propozycję: pokazujesz, jak przeprowadzić Bielajewo przez tę intelektualną ścieżkę, jak doprowadzić je do na nowo sformułowanej kategorii zabytku – takiej, która łączyłaby warstwę materialną i niematerialną. To jest jedna z odpowiedzi na pytanie o to, co można zrobić – bo kulturowe, niematerialne dziedzictwo zdecydowanie jest dziedzictwem i wiele organizacji rozpoznaje je jako takie. Czasem to przyjmuje zabawne formy – np. gdy UNESCO chroni jakiś taniec, a potem uczy ludzi w afrykańskiej wiosce, żeby go tańczyli i o nim nie zapominali. Natomiast z tego, co wiem, nie było jeszcze propozycji, żeby wykorzystywać to kulturowe dziedzictwo do ochrony architektury. Wyobraźmy sobie obiekt, który sam w sobie nie jest ważny – ale za sprawą związku architektury i tego, co się tam działo, ma swoją wagę dla społeczeństwa.
Ale zamykasz książkę stwierdzeniem, że mieszkańcy Bielajewa nie chcą, żeby ono było zabytkiem – nie chcą być eksponatami w muzeum, a na to skazałoby ich uznanie osiedla za zabytek na obowiązujących dziś zasadach. Podejrzewam, że gdyby udało mi się doprowadzić do wpisania Bielajewa na listę UNESCO, to byłby duży problem. Jeśli próbowano by wykorzystać w tym kontekście dotychczas stosowane metody, skończyłoby się to katastrofą, bo polegają one na tym, że trzeba „oczyścić teren”, postawić bramki, zrobić strefę ochronną, doprowadzić obiekt do oryginalnego stanu. To właśnie koolhaasowskie „zabijanie” obiektu przez czynienie go zabytkiem… Obserwowałem, co działo się z Halą Stulecia we Wrocławiu, gdy została wpisana na listę zabytków. Zanim to się stało, była trochę zapuszczona, ale pełna życia. Można było do niej wejść, w środku zawsze było mnóstwo studentów architektury i ASP, którzy siedzieli i rysowali te przepiękne wnętrza. Ktoś się kąpał w fontannie, ktoś gdzieś sobie leżał… Potem hala została wpisana na listę UNESCO i zrobiono remont na wysoki połysk – co pewnie jest dobre – ale równocześnie
czytelnia 131
Oczywiście Bielajewo to jest metafora – jest po prostu najlepszą ilustracją tego zjawiska, jaką znalazłem. Ale możemy wziąć też inny przykład: w Polsce, na Śląsku, była rozwinięta subkultura hip-hopowa, związana z konkretnym blokowiskiem – i między kulturą hip-hopu i architekturą tego blokowiska powstał silny związek. W przypadku Bielajewa cały układ urbanistyczny działa perfekcyjnie, ten projekt jest bardzo dobry. Ale podejrzewam też, że gdyby nie było tego elementu niematerialnego, gdyby ktoś nie zwrócił uwagi na związek między kulturą a architekturą, nie byłoby szansy zachowania tego układu architektonicznego. A ja będę o to właśnie się bić.
Notes — 91 /
A ty na to mówisz: „Nie. Przeformułujmy raczej kategorię zabytku”. Ja nie mówię nie, ale są ludzie, którzy mówią. 50 lat to dwa pokolenia, które żyły w jakimś miejscu i mają tysiące związanych z tym miejscem wspomnień – powstała jakaś społeczność, własna historia. Tak było z Czeriomuszkami – to absurdalna sytuacja, bardzo mi się podoba. Otóż w rosyjskim prawie jest podobny zapis jak w polskim, że nie można chronić obiektu młodszego niż 50 lat. Gdy tylko Czeriomuszki przeszły przez tę cezurę, lokalni historycy, rozumiejąc ważność tego osiedla, które wyznaczyło trend w całej radzieckiej architekturze na dziesięciolecia, natychmiast zgłosili się, żeby je chronić, mówiąc: to jest unikatowy obiekt, bo na tym pomyśle opiera się wszystko, co nas otacza – cała architektura sowiecka wynika z tego, co tu zostało zrobione. A komisja, która zajmuje się ochroną zabytków, odpowiedziała: nie, nie będziemy tego chronić, bo te budynki są prefabrykowane, czyli nie są unikatowe.
czytelnia 132 Notes — 91 /
Potrzebne mi było miejsce, …czego w Bielajewie zrobić które z jednie sposób, skoro mieszka nej strony ma tam 150 tysięcy ludzi. Tu trzeba wymyślić inny sce- własną, roznariusz. To mi się bardzo winiętą kultuspodobało i dlatego zakończyłem w ten sposób swoją rę połączoną książkę – ludzie, gdy usłyszez architekturą, li o planie wpisania Bielaa z drugiej – jewa na listę zabytków, od razu intuicyjnie przywiązagdzie architekli to w głowach nie do prestiżu i napływu turystów, tylko tura jest zunifido problemów: będzie zabytek, to znaczy, że nie pozwo- kowana i nudna wszystko zostało zamknięte, pojawiły się bilety, takie małe muzeum…
lą nam okien wymienić! Czyli zabytek to taka wydmuszka przystosowana do tego, żeby turyści tam przyjeżdżali, zostawiali pieniądze i wyjeżdżali.
A jak Bielajewo się zestarzało? Co się tam stało w okresie transformacji i później? System polityczny, ekonomiczny i społeczny, który stworzył Bielajewo, rozpadł się i został zastąpiony przez system odwrotny – socjalizm został zastąpiony przez agresywny kapitalizm, kolektywizm został zastąpiony przez indywidualizm w bardzo zwulgaryzowanej formie, system polityczny też się zmienił. Indywidualizacja oznacza, że mieszkania stały się własnością, czyli pojawił się kłopot z tym, jak mają być zarządzane. Powstały wspólnoty, wszystko się rozdrobniło, to duży problem. Dalej kapitalizm, za sprawą którego zielone przestrzenie, jeśli tylko znajdowały się blisko węzłów transportu publicznego, natychmiast były zabudowywane; pojawiły się centra handlowe, kioski, cały ten chaos przestrzenny, jaki znamy też z Polski. Natomiast mimo rewolucji w polityce, ekonomii i społeczeństwie, mimo upadku ZSRR,
70–80% przestrzeni Bielajewa przetrwało. Poza płotami, które się pojawiły, to miejsce pozostało właściwie niezmienione. Latem jest tam wielka laba – wszyscy leżą wokół jeziorka, opalają się, zupełnie jak w kurorcie.
A co z modernizacją tych osiedli? Piszesz, że te budynki były przewidziane na 50 lat, więc właśnie upływa ich „termin ważności”. W Polsce razem z PRL-em fabryki domów upadły, tymczasem w Rosji zostały sprywatyzowane i do dziś świetnie funkcjonują. Stare domy są zastępowane przez nowe – rzeczywiście: minęło 50 lat, więc dom trzeba rozebrać, i w tym samym miejscu pojawia się nowy z prefabrykatów. Fabryka nie jest już państwowa, tylko należy do dewelopera, więc nowy dom jest zwykle wyższy, szerszy, grubszy – niestety to zastępowanie niszczy architekturę osiedli. Budowy opierają się na zasadach komercyjnych, czyli trzeba wyżyłować plan, żeby było jak najwięcej metrów kwadratowych, żeby jak najwięcej sprzedać. Współczesne bloki mają nie 4–5 pięter, jak chruszczowowskie, tylko 25–30 – to jest zupełnie inne środowisko życia, chociaż składa się z bardzo podobnych elementów produkowanych w tych samych fabrykach. W książce próbuję dokładnie opisać, w czym widzę wartość Bielajewa i innych osiedli z lat 60. – ta wartość leży w bardzo przemyślanym i bardzo ludzkim planie urbanistycznym. W tej chwili już takiego nie ma. Ewidentnie jesteś piewcą architektury tego typu i tego okresu. Często słyszę narzekania na modernistyczną architekturę – i w Polsce, i w Rosji. Zazwyczaj pierwszy argument, jaki się
Nie spotykasz się z krytyką za nostalgię tkwiącą w tej apoteozie modernizmu, w pochwale czasów, które z innych względów nie były najciekawsze? W pewnym sensie bronisz tej totalności, tkwiącej zresztą u korzeni modernizmu. Architekci w latach 60. mieli wizję i myśleli romantycznie, bo takie były czasy – to oczywiście miało swoje plusy i minusy. Jestem daleki od tego, żeby chwalić ZSRR. Jednak w przeciwieństwie do Polski, w Rosji nie mówi się o architekturze komunistycznej – ludzie nie łączą polityki i architektury. Z pewnością Rosjanie nie będą odbierać mojej książki jako pochwały Związku Radzieckiego, a jestem
A czy widzisz miejsca w Polsce, które mogłyby być odpowiednikami Bielajewa? W szerokim kontekście wkrótce będzie bardzo ważne, by znaleźć nowe narzędzia ochrony architektury typowej. Mamy dużą dyskusję o późnym modernizmie, ale cała ta debata toczy się w cieniu gigantycznego wandalizmu – wyburzeń, prywatyzacji itd. Nikt nie poruszał jeszcze tego aspektu: co robić z architekturą typową? A są w Polsce doskonałe przykłady – Ursynów to miejsce, które zostało zaprojektowane wzorowo, tak samo osiedle Tysiąclecia. Jestem przekonany, że prędzej czy później pojawi się pytanie, czy coś z tego należy chronić – i znajdą się ludzie, którzy będą chcieli to robić, ale nie będzie jak. Moja książka jest oparta właśnie na tym paradoksie: z jednej strony architektura, która nie jest wyjątkowa, właśnie kończy 50 lat – i nie można jej chronić, bo nie ma narzędzi ani filozofii, która by na to pozwalała. A z drugiej strony przeszły już dwa pokolenia, które tam mieszkały. I w końcu trzeba będzie coś z tym zrobić. Kuba Snopek – polski urbanista i badacz architektury. Ukończył wrocławski Wydział Architektury i moskiewski Instytut „Strelka”, gdzie teraz pracuje. Zajmuje się projektami badawczymi w obszarach planowania miast, mieszkalnictwa i architektury XX wieku. Swoją karierę badawczą rozpoczął w biurze Bjarke Ingels Group, w Moskwie pracował z Remem Koolhaasem, zajmując się zagadnieniami ochrony zabytków. Dziś Kuba Snopek pisze o architekturze, pracuje jako kurator wystaw i wykładowca.
czytelnia 133
przekonany, że czytelnicy w Polsce właśnie tak pomyślą – bo tu działa określenie „architektura komunistyczna”, obejmujące wszystko, co powstało w PRL-u, nieważne, czy to Stalin, Gomułka czy Gierek. Połączenie polityki z architekturą jest tutaj bardzo mocne.
Notes — 91 /
pojawia, brzmi: „Beznadziejne osiedle, nawet nie ma gdzie się kawy napić!”. Kawiarnia jest teraz punktem docelowym, ważnym elementem życia. To dla mnie metafora tego, co się stało: społeczeństwo się zmieniło i w tym nowym modelu kawiarnia czy inne tego typu miejsce wspólne rzeczywiście stało się bardzo ważne – a te osiedla tego nie oferują. To były projekty realizowane z niesamowitym rozmachem – zbudowano olbrzymie ilości mieszkań, do miast wprowadzono niebywałe ilości ludzi. W porównaniu z niedostatkami tych osiedli gigantyczna ilość potrzeb, które udało się zaspokoić, jest imponująca. Weźmy tymczasem architekturę współczesną, która rozwiązuje problemy w rodzaju: czy na deptaku powinny być takie czy inne płytki, żeby się wygodniej schodziło z krawężnika – tym zajmuje się np. Jan Gehl… Więc jeśli porównamy to z architekturą modernizmu, która poradziła sobie z prawdziwymi kłopotami, np. jak przenieść 2 mln ludzi, którzy chcą pracować w fabrykach, ze wsi do miast, i jak zbudować te miasta w taki sposób, żeby były zdrowe i doświetlone, to okaże się, że te problemy zostały rozwiązane świetnie. Oczywiście było mnóstwo niedoróbek, mieszkania były niewielkie – nowi lokatorzy byli po prostu zachwyceni!
czytelnia 134 Notes — 91 /
CZ4
praktyki kuratorskie
NOWOCZESNOŚĆ POZBAWIONA KORZENI Rom to przede wszystkim figura dynamiczna i ma swoją perspektywę historyczną. Pozwala nam mówić nie tylko o pewnej grupie etnicznej, ale o patchworkowej figurze, uwarunkowanej wieloma czynnikami. Figura Roma może być czymś szalenie nowoczesnym, pozbawionym korzeni, powstającym w sposób dowolny i twórczy z dobra kultury i języka – o projekcie Tajsa realizowanym właśnie w BWA Tarnów mówią jego kuratorki Katrzyna Roj i Joanna Synowiec. A Arek Gruszczyński słucha
Jesteście w trakcie realizacji projektu Tajsa w tarnowskim Biurze Wystaw Artystycznych. Jak myślicie, dlaczego w ostatnim roku pewne kręgi artystów, kuratorów i reportażystów zaczęły interesować się Romami? Joanna Synowiec: W ostatnim roku faktycznie nastąpiło poruszenie w tematyce romskiej w Polsce. Jest to wynik nagłośnienia sytuacji społecznej Romów z Rumunii w przestrzeni miejskiej we Wrocławiu czy w Poznaniu, ale również działań artystycznych takich jak wystawa Domy srebrne jak namioty, kuratorowana dla Zachęty przez Monikę Weychert-Waluszko, a obecnie prezentowana w Muzeum
Współczesnym we Wrocławiu. Jednak zainteresowanie tematyką romską i sztuką Romów to proces, który trwa od co najmniej 10 lat, dzięki takim osobom jak Timea Junghaus czy Tomas Acton. Junghaus wystąpi zresztą w ramach projektu Tajsa z wykładem Globalni nomadzi, wędrowne hybrydy i wiara współczesnego wyrzutka. Jej wizja tożsamości romskiej jako uniwersalnej postawy migranta, nomady, wędrowca, towarzyszyła nam od początku niczym busola. Katarzyna Roj: Sam projekt Tajsa nie jest stricte związany z nagłym zainteresowaniem „sztuką romską”, to jedno z czterech działań artystycznych
Rap jest doskonałym medium do przekazania historii terroru, któremu po cichu poddani zostali zachodni Cyganie
Jeżeli mówimy o klasowym postrzeganiu tego projektu, jaka jest tutaj rola Romów? Czy oni nie są wykorzystywani przez was do celów artystycznych? K.R. Jak powiem, że nie, uwierzysz nam? Tarnowscy Romowie nie interesują się współczesną kulturą, nie są też jej odbiorcami. A są wyraźną częścią mieszkańców. Uczestniczą w corocznym Taborze pamięci i innych romskich wydarzeniach, w ramach których reprodukowane są pozytywne stereotypy na temat ich kultury. Gdy zaprosiliśmy ich do naszych działań, było to dla nich pierwsze zetknięcie z galerią sztuki współczesnej. Początkowo nie rozumieli, dlaczego
czytelnia 135
Czy Romowie potrzebują pomocy białej, kolonizującej ręki, żeby wejść do głównego nurtu wystawienniczego i obiegu intelektualnego? J.S. A czy młodzi artyści po Akademii Sztuk Pięknych potrzebują ręki, która wprowadza na salony? Może to być ten sam układ niedostępności. To nie musi być rasistowskie – jak opisuje bell hooks w książce Teorie feministyczne. Od marginesu do centrum – że białe kobiety zapraszają do ruchu emancypacyjnego czarne kobiety i nie widzą, że ruch może być wspólny i nie wymaga zapraszania czy też że ruchów może być wiele. My widzimy kontekst wystawiennictwa sztuki romskiej, ale też chciałyśmy pomyśleć o tym szerzej poza tą szufladą. Nie zapominając o warunkach możliwości, pochodzeniu, klasie społecznej, kapitale kulturowym. Wiadomo, że sytuacja Romów jest dodatkowo uwarunkowana historycznie, ale też jest częścią sytuacji społecznej w ogóle, o której przez doświadczenie romskie stara się opowiedzieć ten projekt.
Notes — 91 /
i wystawienniczych, realizowanych w ramach projektu Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Działanie to podejmuje kwestie lokalnych, tarnowskich tożsamości, eksploruje historyczny i współczesny kontekst miasta. Do części poświęconej tematyce romskiej zostałyśmy zaproszone przez Ewę Łączyńską-Widz, dyrektorkę BWA w Tarnowie. Było to więc zlecenie, z którym musiałyśmy się zmierzyć. Od początku chciałyśmy poeksperymentować z samym formatem wystawy. Nie bardzo widziałyśmy sens w pokazywaniu „sztuki romskiej”, szczególnie po świetnej wystawie Moniki Weychert-Waluszko, prezentującej prace należące dziś do kanonu aktualnej sztuki uprawianej przez Romów. O pułapkach wystaw narodowych i etnicznych rozmawiałyśmy z publicznością przy okazji wykładu Moniki, w pierwszych dniach projektu Tajsa. Zaproponowałyśmy inną formułę – scenografię tworzącą nawias dla serii wykładów, pokazów filmowych, performansów, wspólnej pracy. Tajsa nie ma więc charakteru wystawienniczego. Tradycyjną prezentację zastąpiło budowanie relacji. J.S. W tarnowskim Muzeum Etnograficznym istnieje stała ekspozycja kultury i historii Romów, której twórcą jest Adam Bartosz. On i Natalia Gancarz od początku byli naszymi ekspertami i przewodnikami po mieszkańcach romskich w Tarnowie. Początkowo podchodzili do tematu z rezerwą, bo pewnie trudno im było zrozumieć nasze założenia i intencje. Dla nas z kolei projekt miał wielki potencjał artystyczny i to był i jest jego cel. Chciałyśmy rozsadzić nim dominującą perspektywę etnograficzną i nadać temu bardziej ogólny wymiar.
czytelnia 136 Notes — 91 /
nie oczekujemy od nich pokazu tańca czy tradycyjnego koncertu. Program wydarzeń budowałyśmy intuicyjnie. Postawiłyśmy na performatykę i działania oralne. W kilku dialektach języka romani tajsa oznacza zarówno „wczoraj”, jak i „jutro”. Jest więc „dziś” – dadyves i wszystko poza nim. Uczulił nas na to Krzysztof Gil, artysta pochodzenia romskiego działający w Krakowie, który temat ten wybrał na swój doktorat. Jego esej inaugurował nasz projekt. Performatyka i ucieczka przed zapisem dotyczą działań realizujących się w teraźniejszości. Dużo też mówią o percepcji czasu wyrażonej w języku romani. J.S. My w tym projekcie nastawiamy się na pewnego rodzaju przypadkowość i tworzenie relacji. To warunki możliwości, a nie konieczności. Kompozycja Pawła Kulczyńskiego Protest Song wymagała zaproszenia Romów do otwartej próby muzycznej i pracy nad tekstem, który był kompilacją ustaw z lat 50., służącymi milicja do zastraszania wędrujących Romów, żeby zmusić ich do osiadłego trybu życia. Tekst z języka polskiego na romani dialekt Polska Roma przetłumaczył Karol Parno Garliński (grał Szero Roma w Papuszy). W próbie wzięli udział artyści Katarzyna i Zbigniew Szumscy znani z Teatru Cinema i małżeństwo
Kewin Delimata, zdjęcie z warsztatów fotograficznych Ukryte
Siwaków z Tarnowa, z którymi z Katarzyną miałyśmy kontakt już wcześniej. Próbę nagrał współpracownik przy tym projekcie, Paweł Szroniak. W kompozycji, którą można usłyszeć w Parku Strzeleckim przy BWA, słychać mocny, wyrazisty głos Marzeny Siwak, są to słowa i zdania, które przetłumaczyła na romani w dialekcie Bergitka Roma. Odtwarzając tekst, improwizowała i na bieżąco wzburzona komentowała. Daliśmy jej pełną wolność. Paweł Kulczyński, słuchając tego mocnego głosu, stworzył właściwie hip-hopową kompozycję, która ma naprawdę wydźwięk Protest Songu. Innym działaniem były warsztaty fotograficzne z dziećmi romskimi z Tarnowa. Mamy doświadczenia podobnych działań we Wrocławiu – od kilku lat organizacja, w której pracuję, działa z romskimi rumuńskimi dziećmi, a galeria Dizjan – BWA Wrocław dała nam pierwszą możliwość wejścia z nimi w przestrzeń galerii i stworzenia dla nich zupełnie nowego kontekstu sztuki i edukacji artystycznej. Dzieciaki mówiły na Dizajn szkoła. K.R. W Tarnowie rozdałyśmy romskim dzieciom jednorazowe aparaty fotograficzne i poprosiłyśmy o zarejestrowanie powrotu do domu i swojego czasu wolnego. Działanie nazwałyśmy Ukryte, bo chciałyśmy odsłonić ich prywatny czas, ale nie za wszelką cenę. Na przykładzie wywołanych fotografii rozmawialiśmy o prawie autorskim i prawie do wizerunku, wspólnie też wyselekcjonowałyśmy prace, które weszły w skład ekspozycji. Czym jest figura Roma? W tekście kuratorskim budujecie pomost między tą figurą a figurą współczesnego człowieka. Wytłumaczcie się z tego uniwersalizmu. J.S. Było niezmiernie kuszące, by porzucić
A jak w tym kontekście wygląda pozycja Romów w Europie, która jest zła? W trakcie kampanii wyborczej we Francji Sarkozy każe wyeksportować grupę Romów, wydarzenia na Słowacji
li, próbuje się spacyfikować niewygodnych dla systemu „nieobywateli”. Magistrat twierdzi, że tymi metodami prawnymi chce pomóc, ale nie może łamać prawa. Romom dwa i pół roku temu groziła ewikcja, ale nagłośnienie całej sprawy zmieniło bieg historii. Dziś magistrat tworzy specjalne komisje, które mają debatować, co zrobić z problemem Romów rumuńskich. W komisji jest prawnik i pełnomocnik Urzędu Miasta w procesie sądowym, który gmina prowadzi wobec Romów. Natomiast pytanie brzmi: czy Romowie będą na tę komisję zapraszani? Niestety nic na to nie wskazuje. Natomiast Stowarzyszenie Nomada, które współpracuje z Romami od ponad dwóch lat, ma z nimi codzienny kontakt, trzy razy w tygodniu prowadzi działania edukacyjne nieformalnej szkoły dla dzieci, będzie zapraszane przez komisję, jeśli zaistnieje taka potrzeba. Można powiedzieć, że magistrat ze względów politycznych rozwiązuje problem, jednak
czytelnia 137
również są przerażające,
Wiadomo, a nie szukając daleko – sytuacja z Wrocławia też nie że sytuacja napawa optymizmem. Romów jest J.S. Sytuacja Romów rumuńskich z ulicy Kamińskiego dodatkowo we Wrocławiu to soczewka, uwarunkowana która pokazuje szeroki kondziałań neoliberalnych historycznie, ale tekst miast w zakresie polityki spojest też częścią łecznej w ogóle, a szczególnie wobec zupełnie zmargisytuacji sponalizowanej grupy Romów łecznej w ogó- rumuńskich czy też inaczej migrantów. Sarkozy, deporle, o której tując Romów, zjednał soprzez doświad- bie obywateli, dziś we Wrocławiu o deportacji władze czenie romskie nie mówią, ale toczą proz Romami o nielegalne stara się opo- ces użytkowanie działki należąwiedzieć ten cej do gminy. Jak w latach 50. prawem, które obowiąprojekt zywało wszystkich obywate-
Notes — 91 /
etnograficzną perspektywę i dać wyraz współczesnej kontrybucji, pokazać, że doświadczenie i historia Romów przekładają się na warunki życia wielu grup społecznych, jak prekariat chociażby. Różnica polegała na tym, że dzisiejszy symboliczny prekariusz jest sam. A tutaj mamy zawsze do czynienia z grupą, co zauważył Janek Sowa w wywiadzie przeprowadzonym do książki, która będzie efektem projektu Tajsa. Przede wszystkim jest to figura dynamiczna i ma swoją perspektywę historyczną. Pozwala nam mówić nie tylko o pewnej grupie etnicznej, ale o patchworkowej figurze, uwarunkowanej wieloma czynnikami. Figura Roma może być czymś szalenie nowoczesnym, pozbawionym korzeni, powstającym w sposób dowolny i twórczy z dobra kultury i języka. K.R. Uniwersalizm przyjęłyśmy za dogmat. Interesuje nas ich doświadczenie i wiedza, bo z wielu względów jest dziś cenna. Jak choćby wiedza Romów urodzonych i wychowanych w lesie. Wypracowane przez nich techniki przetrwania, wykorzystujące surowce wtórne, traktujemy jako głos ekspertów w kolejnej odsłonie Tajsy: Znalezione nie kradzione, którą pokażemy w galerii Dizajn – BWA Wrocław. Temat dizajnu nomadycznego, mikroprzestrzeni i architektury mobilnej podjęty został już przez nas w Tarnowie. We Wrocławiu powróci w pragmatycznej, użytkowej formule.
czytelnia 138 Notes — 91 /
nie udziela wsparcia, rozumiejąc uwarunkowania kulturowe, społeczne i doświadczenie tych ludzi oraz ich możliwości. Tak wygląda polityka miejska wobec najuboższych, z których Romowie są liczną grupą. Czy te tematy poruszacie podczas wystawy? J.S. Zaprosiłyśmy m.in. Joannę Talewicz -Kwiatkowską, która od lat mówi o polityce europejskiej wobec Romów. Jest antropolożką, ale i badaczką sytuacji romskiej i redaktorką naczelną pisma „Dialog-Pheniben”. Zwraca uwagę na to, że polityki europejskie są nieprzemyślane, traktowane jako wyrzut sumienia, a ich ostatecznym celem nie jest wyrównywanie szans, a jedynie zaproszenie do wzięcia udziału w społeczeństwie – tak jakby Romowie nie stanowili już jego części. Po wykładzie Talewicz-Kwiatkowskiej chcemy obejrzeć film Kate Ryan Welcome Nowhere o fawelach w samym centrum Sofii, gdzie w zdewastowanych wagonach kolejowych, bez sanitariatów, kanalizacji mieszkają Romowie, umieszczeni tam przez władze 10 lat temu. Wspomniałyście przed rozmową, że w przygotowywanym właśnie katalogu Paweł Mościcki w tekście Tańcząc w mieście. Tańcząc w miejscu łączy historię Romów z modernizmem. W jaki sposób to robi? K.R.: Dla dobra Tajsy chcemy dokonać kilku delikatnych, ale zaskakujących przesunięć, w tym celu zderzamy ze sobą różne pojęcia. Paweł Mościcki w swoim tekście podejmuje kilka ciekawych wątków odnoszących się do podmuchu nowoczesnego doświadczenia. Na podstawie filmu Moholy-Nagy Wielkomiejscy Cyganie z 1932 roku porównuje przedwojennych Cyganów, których wojna bezpowrotnie wytrąci z dotychczasowego życia i zdziesiątkuje jako ofiary ludobójstwa, do odchodzącej i połkniętej przez przemysł awangardy.
Jakie jeszcze pojęcia ze sobą zderzacie? Gdzie dokonujecie ich przesunięć? K.R. W książce przeczytamy też tekst Damiena Le Bas, który pisze o związkach między magią a językiem romani. Magiczna władza nad wypowiedzią, tak istotna w kontekście praktyk oralnych, powraca też w naszym innym działaniu, w warsztatach raperskich dla dziewcząt i kobiet, do których zaprosiłyśmy duet raperek Maria Konopnicka. Będziemy pracować na bazie autobiograficznego tekstu szwajcarskiej pisarki Marielli Mehr. To wstrząsający tekst, obnażający sytuację Jeniszów w powojennej Szwajcarii. Rap jest doskonałym medium do przekazania historii terroru, któremu po cichu poddani zostali zachodni Cyganie. Jak powstają prace na tej nie-wystawie? J.S. To jest proces oparty na tworzeniu relacji i możliwości spotkania w kontekście działań Tajsy. Jest oparty na przekonaniu, że Romowie są po prostu częścią sytuacji społecznej. Ulegają pewnym zmianom, nie funkcjonują w społecznej próżni. Szukamy możliwości zahaczenia o rzeczywistość drugiego człowieka. Takie są prace Pawła Kulczyńskiego, Mariana Misiaka, Karolina Freino. A co robią Marian Misiak i Karolina Freino? K.R. Marian Misiak otrzymał od nas zadanie nierealne: zaprojektować font romski. Pod tym absurdalnym zleceniem kryje się nasza olbrzymia ciekawość efektów pracy Mariana, które zapewne wiele wniosą do tematu systematyki wielodialektowego języka romani. Jest to też idealne wyzwanie dla typografii multiskryptowej, której przedstawicielem w Polsce jest Marian. Dodatkowo, swoje działania projektowe poprzedza serią badań na temat wizualności tego języka, sposobów jego zapisu. Przeprowadza wywiady środowiskowe, zarówno ze zwykłymi użytkownikami tego języka, jak i z romską inteligencją. Na razie zakładamy, że powstanie
Czym ma się zakończyć Tajsa? K.R. Finałem jest Uczta, powtórzenie performansu Moniki Koniecznej i Eweliny Ciszewskiej, który miał miejsce w 2008
Katarzyna Roj – autorka programu wystawienniczego galerii Dizajn – BWA Wrocław, kuratorka i redaktorka. Od 2009 roku realizuje serię wydarzeń Teraz dizajn!, przybliżającą interdyscyplinarne zagadnienia związane z dyscypliną projektowania. Kuratorka wystaw monograficznych projektantów graficznych, m.in.: Fontarte (Magdalena i Artur Frankowscy), Hakobo (Jakub Stępień), Łukasza Palucha. Współpracuje z wieloma kuratorami przy realizacji opraw graficznych i scenografii wystaw artystycznych. Autorka wraz z Marianem Misiakiem i Michałem Grzegorzkiem publikacji Typoaktywizm – przewodnik. Redaktorka albumu Hakobo Graphic World, autorka licznych tekstów poświęconych współczesnej kulturze materialnej. Kuratorka sceny artystycznej MFF T-Mobile Nowe Horyzont. Kuratorka projektu Tajsa w BWA w Tarnowie i współredaktorka publikacji Tajsa. Joanna Synowiec – kuratorka projektu Tajsa w BWA w Tarnowie i współredaktorka publikacji Tajsa, animatorka kulturalna. W latach 2009–2013 współprowadziła kulturalno-społeczne miejsce Falanster, redaktorka „BIURA”, organu prasowego BWA we Wrocławiu i „Recyklingu Idei”, czasopisma społeczno-kulturalnego, członkini Stowarzyszenia Nomada.
czytelnia 139
roku w ramach Przeglądu Sztuki Survival. W Tarnowie odbędzie się na tarasie neogotyckiego pałacu, w którym mieści się BWA. Zasiądą do niej nasi romscy i nieromscy goście. Całość będzie utrzymana w surrealistycznym anturażu, a posiłki podane będą w wyrafinowany sposób. Pamiętasz Dyskretny urok burżuazji? W filmie bohaterowie wielokrotnie próbują usiąść wspólnie do posiłku, ale cały czas coś stoi im na przeszkodzie. Przyjedź i sprawdź, czy nas to też spotka.
Notes — 91 /
pięć liter – TAJSA – a z nich powstanie neon. Zakładamy, bo nasze oczekiwania zazwyczaj weryfikuje czas. J.S. Karolina Freino miała mikrorezydencję w Tarnowie. Nawiązywała kontakt z osobami ze społeczności romskiej tarnowskiej i badaczami kultury romskiej. W pewnym momencie postanowiła, że jej pracę wywróży romska wróżka. Po kilku wywiadach z Adamem Bartoszem, cyganologiem i Joanną Talewicz -Kwiatkowską, antropolożką, stwierdziła, że to będzie wróżka z Tarnowa. Udała się do niej. W ramach tego wróżenia Karolina wielokrotnie wyciągała kartę Dwa Pentakle, która pokazuje roślinę bezkorzenną otulającą dwie monety, tworzącą znak nieskończoności. Trochę przypomina węża, a tak naprawdę jest rośliną bez korzenia. Freino postanowiła zająć się powracającym u Cyganów, Romów wątkiem bezkorzenności, zaczęła eksplorować temat roślin bez korzeni. Pojawiła się Oplątwa, Tillandsia – to roślina bezkorzenna, występująca w Ameryce Południowej i Północnej. Zastanawiałyśmy się z Karoliną, jak się to działo historycznie, że Cyganie tak szybko między sobą potrafili przenosić informacje. Jednym z punktów, o których pisał Ficowski, była śpera – czyli witka na rozstajach dróg, która orientowała inne wędrujące tabory o kierunku przemieszczenia się. Była znakiem, ukrytym, ale czytelnym dla wtajemniczonych. Praca Karoliny zatytułowana Śpera jest rzeźbą organiczną z oplątw usytuowaną na drzewie w parku Strzeleckim. Stała się znakiem, kodem. Przyciąga wzrok swoim odmiennym charakterem, ale też cieszy oko patrzącego. K.R. Patrzysz na nią, weźmiesz ją do ręki i jest coś w niej dziwnego. Jest inna. J.S. Ale jest jednocześnie przepiękna i wciągająca.
czytelnia 140 Notes — 91 /
CZ5
praktyki artystyczne
GALERIA LICZONA W KILOMETRACH Aby robić dobrą sztukę, wcale nie trzeba od razu „znajdować się w jakimś dyskursie”, przeczytać milion książek i brylować w towarzystwie nazwiskami, środowisko artystyczne skupione jest na sobie, na robieniu sztuki o sztuce, a ja chcę robić sztukę czytelną dla wszystkich. Jak to jest tworzyć sztukę z dala od miasta, bez instytucjonalnego parasola, za to z sołtysem-kuratorem, Daniel Rycharski opowiada Magdzie Roszkowskiej
Twoja sztuka przez Sebastiana Cichockiego i Łukasza Rondudę, kuratorów wystawy Co widać. Polska sztuka dzisiaj zaklasyfikowana została jako „Nowoczesny Folklor”, bo od kilku lat konsekwentnie pracujesz z mieszkańcami rodzinnej wsi Kurówko. Jak to się stało, że po studiach zdecydowałeś się na exodus z miasta, dodajmy Krakowa, na mazowiecką wieś? Zazwyczaj wypełnione nadziejami głowy młodych ludzi, a zaraz za nimi ich nogi podążają dokładnie w odwrotnym kierunku… Około 2008 roku, po studiach artystycznych zacząłem się intensywnie zastanawiać, co ja mogę zaproponować miastu jako artysta, robiłem więc street art,
różne dziwne akcje miejskie, zajmowałem się malarstwem, tworzyłem wideo, ale tak naprawdę gdzieś podskórnie czułem, że kręcę się w kółko, powtarzam to, co inni już dawno temu powiedzieli. Ten okres wspominam jako permanentne i uporczywe noszenie drewna do lasu i ten stan powoli zaczął mnie uwierać, ja zawsze szukałem niszy: czegoś, czego nikt wcześniej nie robił. Z powodów osobistych zacząłem coraz częściej wracać na wieś. Moja mama mieszka w Sierpcu, miasteczku położonym 10 km od Kurówka, wsi, gdzie z kolei mieszkają moi dziadkowie i większość rodziny, natomiast mój ojciec mieszka w Gorzewie, też rzut beretem. Te coraz częstsze powroty sprawiły,
A jak twój powrót i związaną z nim chęć tworzenia sztuki współczesnej na wsi i angażowania w nią lokalsów przyjęli mieszkańcy? Na początku wieś traktowałem jako laboratorium, jako pracownię liczoną nie w metrach, ale w kilometrach, realizowałem więc projekty oderwane od lokalnego kontekstu. Szybko jednak zrozumiałem, że jeśli chcę pozostać w tym laboratorium, muszę spojrzeć na to, co robię, z perspektywy i wejść w dialog z mieszkańcami. Generalnie artyści ignorują kulturę wiejską, a jeśli już się nią zajmują, to w większości poruszają wątki folklorystyczne, czerpią inspirację z chłopomanii, prawie nikt nie przygląda się wsi, nie zastanawia się, jakie ona ma problemy, jak żyją jej mieszkańcy i z czym się zmagają. Uświadomienie sobie tego faktu sprawiło, że zacząłem eksperymentować z wiejskim street artem. Początek tej przygody jest dość
Można robić sztukę współczesną, która jest wielopoziomowa: na jakimś poziomie jest zrozumiała dla mieszkańca Kurówka, ale też dla mojego profesora
czytelnia 141
świetny materiał filmowy o swojej rodzinnej wsi, w której była jedna z pierwszych kopalni ropy w Europie, a zakładał ją jej dziadek. Zabawne jest też to, że odkąd zacząłem robić projekty w Kurówku i wieś stała się trochę znana: była telewizja jedna i druga, sołtys, który jest kuratorem moich projektów, wypowiadał się dla mediów, to młodzi ludzie pozmieniali informacje o miejscu zamieszkania na facebooku. Dawniej nikt nie pisał, że jest z Kurówka, bo to był synonim totalnego obciachu, no ewentualnie można było pochodzić z Sierpca, ale też nieszczególnie, przeważnie wpisywano Płock. A teraz Kurówko rządzi!
Notes — 91 /
że dostrzegłem w Kurówku teren absolutnie dziewiczy, to znaczy prawie nietknięty przez kontekst sztuki współczesnej. Wtedy też często podróżowałem pociągiem na trasie Kraków – Warszawa i doświadczałem takiego dziwnego uczucia niezgody na to, że ludzie tak przemieszczają się z miasta do miasta i nawet nie pomyślą, co jest pomiędzy, to są jakieś puste obszary na ich mentalnych mapach, a przecież większość terytorium Polski to jest wieś! Zacząłem pochłaniać w dużych ilościach teksty socjologiczne o polskiej wsi: Burkraby-Rylskiej, Kalety, nawiązałem kontakt z Witoldem Chmielewskim, Wiesławem Smużnym z grupy Działania z Torunia. Nurtowało mnie też, dlaczego artyści współcześni nie interesują się wsią i okazało się, że podstawową przyczyną tej obojętności jest wstyd, bo tak naprawdę ponad 80% studentów z mojej szkoły jest ze wsi, ale oni o tym w ogóle nie mówią. Wypieranie się swojego pochodzenia to w ogóle jest osobny, duży temat, ja od kilku lat na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie prowadzę zajęcia z multimediów i pierwszym tematem, jaki zadaję studentom, jest „Dom rodzinny”. Oni się niesamowicie buntują, są wkurzeni, bo chcą robić prace związane z ich obecnym, nowym życiem, ale jak zaczynamy drążyć, to się okazuje, że niewiele mają o tym do powiedzenia, bo to po prostu nie jest jeszcze ich doświadczenie. Natomiast jak w końcu się przekonają do mojego pomysłu i zaczynają zastanawiać się nad rodzinnymi stronami, to czasem tworzą absolutnie niesamowite prace. Na przykład ostatnio moja studentka przygotowała
czytelnia 142 Notes — 91 /
zabawny: różni ludzie z Kurówka jak moi dziadkowie opowiadali nam – dzieciom – przedziwne historie dotyczące tej okolicy, przede wszystkim były to opowieści grozy, o duchach, dziwnych stworach leśnych i tak dalej. Cała ta inicjacja miała miejsce na przystanku autobusowym, który zawsze pełnił funkcję kulturalną. Opowieść ma następującą dynamikę: za Kurówkiem jest wieś Smorzewo, nieopodal niej znajduje się bagno. Podobno kilkadziesiąt lat temu mieszkało w nim dziwne stworzenie, które wyło w nocy. Wycie trwało dwa lata i nawet naukowcy z Warszawy przyjeżdżali, ale ostatecznie nic nie wykryli. Później dziadkowie opowiadali mi historię o cielaku, co się urodził z dwiema głowami i to był ten moment, kiedy coś nagle zaskoczyło i ułożyło się w projekt Wiejskiego Street Artu. Cielaka o dwóch głowach uznałem za doskonałą metaforę tego, czym stała się obecnie wieś i jakie transformacje przechodzi. Przede wszystkim chodzi mi o procesy umiastowienia, jakie ją dotykają: zanika wieś tradycyjna, zanikają obrzędy związane z rolnictwem, takie jak poświęcenie pól, czy na przykład z żegnaniem zmarłych: jeszcze kilka lat temu funkcjonowało coś takiego jak „pusta noc”, zmarły leżał w domu w otwartej trumnie i wszyscy przychodzili się z nim zobaczyć ostatni raz. Efektem tego wszystkiego jest rozluźnienie więzi pomiędzy mieszkańcami, każdy sam sobie, to widać nawet w architekturze: kiedyś na wsi dom miał dwa wejścia: od podwórka i od frontu, obecnie te wejścia od zewnątrz są zamurowywane, żeby nikt nie widział, co kto robi, poza tym teraz wszyscy się grodzą. Umiera kultura wiejska, a w jej miejsce pojawiają się wzory zachowań miejskich, bo też większość mieszkańców pracuje dziś w miastach. Na przykład zupełnym absurdem, który przyszedł do nas z miasta, jest telefoniczne umawianie spotkań, kiedyś wystarczyło po prostu wstąpić i można było zostać cały dzień. W ten sposób wieś staje się
przedziwną formą hybrydalną. Zwierzęta, które malowałem na stodołach, szopach, przystankach i domach, były właśnie takimi hybrydami. No tak, tylko wydaje mi się, że taka nostalgia za tym, co było, niekoniecznie pomaga, bo tych procesów chyba nie da się zatrzymać… Dokładnie, nie ma mowy o powrocie do tradycyjnych obrzędów, ale można wykorzystać stare kody kulturowe i łączyć je z nowymi narzędziami, nawet przejętymi z miasta i w ten sposób tworzyć nową kulturę wiejską. Niemniej jednak powinniśmy sięgać do tradycji, bo dla mieszkańców tworzona na wsi sztuka współczesna musi być czytelna i rozpoznawalna, dlatego nie pokazuję w Kurówku sław polskiej sceny artystycznej, bo dla nich oni nic nie znaczą. Warszawska galeria Piktogram prezentuje właśnie serie nielegalnych graffiti, które w latach 90. pokrywały wagony polskich kolei. Znamienny jest tytuł tej prezentacji Żebyście zdechli, kilkanaście lat temu znalazł się on na jednym z czyszczonych wagonów, był to odwet bezradnych służb sprzątających wobec aktów „wandalizmu”. W tym kontekście nurtuje mnie, jak street art, forma twórczej ekspresji ściśle związana z subwersywną kulturą miejską, został przyjęty na wsi? Hmmm, celem była raczej aktywizacja mieszkańców, chciałem, żeby mieszkańcy Kurówka dzięki tym projektom spojrzeli na siebie inaczej, żeby zaczęli myśleć o sobie w lepszy sposób. Od samego początku czułem, że coś się wydarzy, zauważyłem potencjał w tych ludziach, oni byli żądni czegoś nowego, opowiadali, że kilkadziesiąt lat temu na wsi działo się dużo więcej, były organizowane przedstawienia teatralne, w których występowali sami mieszkańcy. A dzisiaj wszyscy siedzą przed telewizorami, odgradzają się od siebie i spotykają
Z kolei pan Wawrzyński musiał kotopsa zamalować, bo jego psy myślały, że to jakieś dziwne zwierzę na szopie siedzi i non stop ujadały. Później malowałem w Smorzewie, w Antoniewie, w Myszkach, w Kręćkowie, a potem przystopowałem, bo nie chciałem z tego projektu robić jakiejś turystycznej historii, czułem, że trzeba pójść o krok dalej, miałem aprobatę społeczną i chciałem zrobić projekt, który będzie dla mieszkańców użyteczny. Ludzie mówili mi, że mają duży problem, bo na jesieni dziki ryją pastwiska, szukając pędraków. Wokół Kurówka są przepiękne łąki, w dolinie jest rzeka, a łąki leżą na takiej ogromnej równinie, dalej jest jezioro i bagno smorzewskie. Dziki rujnowały te łąki, chowając się w lasach. Wymyśliłem więc, że można by zrobić stracha na wróble, który jednocześnie byłby rzeźbą multimedialną. Mieszkańcy Kurówka mają obsesję oglądania telewizji, a szczególnie seriali, ona stała się jedynym dostarczycielem kultury. Chodziło więc o to, by
czytelnia 143
zamiast hybryd było HWDP
Nie wierzę, że i tym podobne. Zaraz po jak powstawały pierwnastąpi zbioro- tym, sze hybrydy, zaczęły się inwy exodus ar- terakcje z mieszkańcami. do mnie niesatystów na wieś, Dochodziły mowite historie, na przykład taki sposób Dorota Adamska opowiadaże kiedy rano jechała uprawiania sztu- ładomi, mleczarni, do pracy, a był ki nigdy nie sta- to pierwszy dzień pobytu lina przystanku, ona nie się modą sokaczki zatrzymała samochód i czekała, aż lisokaczka przejdzie. czy nurtem
Notes — 91 /
jedynie w sklepie, nie ma już słynnych wspólnoto-twórczych spotkań na przystanku, ludzie nie przekazują sobie wiedzy i historii związanych z wsią, a one nigdzie nie zostały spisane, więc siłą rzeczy niedługo znikną. Nawet plotka wiejska zanika, co jest już zupełnym absurdem, kiedyś wystarczyło pójść do sklepu i od razu byłaś na bieżąco, kto z kim gdzie i dlaczego tak, a nie inaczej. Przysłuchując się tym narzekaniom i niechęci, pomyślałem, że to właśnie może być obszar mojej działalności twórczej. Przecież ja jestem stamtąd, nie istnieje więc problem wchodzenia obcego w nowe środowisko, mieszkańcy mnie znali od urodzenia, obserwowali, jak jako dziecko zacząłem zajmować się plastyką, malowałem, fotografowałem i tak dalej, łatwo mi było wejść z nimi we współpracę. Pierwsza hybryda: świnioryba powstała na domu moich dziadków, wtedy nie myślałem jeszcze, że ten projekt tak się rozrośnie, ale do dziadków przyszedł sąsiad, pan Ocicki, i powiedział, że on też ma dużo wolnego miejsca do zamalowania i jak chcę, to też u niego mogę coś namalować, później pojawił się pan Żmijewski i u niego na szopie powstał lisokrólik, a potem już poszło… Ja też trochę nielegalnie malowałem hybrydy na przystankach autobusowych i trochę bałem się gminy, ale koniec końców wszyscy byli zadowoleni, bo wcześniej
czytelnia 144 Notes — 91 /
ich sprzed tych ekranów wyciągnąć za pomocą symbolicznego gestu wyniesienia telewizora na to pastwisko, filmy w nim puszczane straszyły dziki, a ludzie w tym czasie spotykali się pod remizą i biesiadowali, spędzając wspólnie czas. Wcześniej kręciliśmy filmy związane z Kurówkiem, z dziewczynami robiłem sesje modowe wzorowane na Madonnie i innych gwiazdach, którymi one się fascynują i potem te wszystkie realizacje puszczane były w telewizorze na pastwisku. Kuratorzy wystawy Co widać? Polska sztuka dzisiaj sugerują też, że zaangażowanie sztuki w kwestie społeczne przenosi się z miasta na wieś. Czy zgadzasz się z tym poglądem, czy jest to znowu miejska perspektywa narzucana środowisku wiejskiemu? Nie wierzę, że nastąpi zbiorowy exodus artystów na wieś, taki sposób uprawiania sztuki nigdy nie stanie się modą czy nurtem, bo na tyle, na ile znam środowisko artystów, to wieś jest zbyt wymagającym terytorium, owszem, będą się pojawiały projekty analizujące wieś z socjologicznej perspektywy. Dostrzegam natomiast inny, bardzo pozytywny trend: wielu twórczych ludzi po studiach wraca do swoich miasteczek i wsi i tam zaczynają działać lokalnie. Ludzie zaczynają powoli rozumieć, że miasto się nasyciło. Dlatego na Wydziale Sztuki otwieramy nową specjalizację w zakresie animacji kultury lokalnej, ma ona przygotowywać ludzi, by potem wracali do swoich miejscowości i animowali tam życie kulturalne. Odpowiadając na twoje pytanie: nie obawiam się, że nagle pojawi się wysyp projektów podobnych do tych z Kurówka, zresztą trzeba też pamiętać, że zupełnie inna wieś jest na Mazowszu, a zupełnie inna w południowej Polsce i nie można wszystkiego pchać do jednego worka. Mazowsze jest jednak dość tradycyjne, nawet jeśli ktoś dojeżdża do pracy do miasta, to nadal ma swoje małe poletko, na którym uprawia na potrzeby swoje i najbliższych.
Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii wyparcia pochodzenia chłopskiego, ostatnio dużo się dyskutuje na temat genealogii obecnej klasy średniej, która chce być bardzo miastowa i światowa, a jej korzenie są przede wszystkim chłopskie, a nie mieszczańskie, bo u nas silnego mieszczaństwa nigdy nie było. Jak myślisz, dlaczego chłop stał się tym wypartym obrazem naszej tożsamości? To są bardzo głębokie problemy, przecież pańszczyznę zniesiono dopiero w XIX wieku, a wcześniej chłop był na łasce i niełasce pana i to był niemal niewolniczy tryb życia. Komuniści też nie przyczynili się do dowartościowania chłopa, bo robili wszystko, żeby zdyskredytować wieś tradycyjną, żeby nie mówić chłopi, tylko rolnicy. Z kolei Unia Europejska upodobała sobie farmerów, więc mamy taką bzdurną rewolucję: od chłopa przez rolnika do farmera, a polscy rolnicy wcale nie chcą być farmerami, polscy rolnicy chcą być chłopami albo producentami rolnymi, chcą uprawiać na swoje potrzeby i dla swoich rodzin, chcą się opierać na kulturze rolniczej, która była do tej pory. Paradoksem jest fakt, że miasto dowartościowuje się kosztem wsi, bo w ten sposób podcina gałąź, na której siedzi: nie może być miasta bez wsi, a wieś bez miasta może spokojnie funkcjonować. Tak naprawdę miasto i wieś nie mają ze sobą wiele wspólnego. Moi znajomi, kiedy przyjeżdżają do Kurówka, mówią, że tu jest jak na innej planecie. W 2010 roku zrobiłem zresztą o tym film Wieś jako obca planeta, mówiący o tym, że nie ma się czego wstydzić, bo wieś ma prawo być inna. A dziś w globalnych czasach może tę inność pielęgnować bez poczucia wyobcowania. Dzięki dostępowi do Internetu, który staje się na wsi powszechny, ktoś z Kurówka może być w centrum wydarzeń, pozostając na prowincji.
Jaki potencjał ma działanie sztuką współczesną, która postrzegana jest często jako kompletnie niezrozumiała, w środowisku wiejskim w odróżnieniu od miasta? Zgadzam się z powszechną opinią, sztuka współczesna często jest kompletnie niekomunikatywna, a instytucje, w których jest prezentowana, w ogóle nie pomagają odbiorcom. Jakiś czas temu byłem w MOCAK-u na wystawie sztuki konceptualnej, wszedłem tam i w ogóle nie wiedziałem, co mam myśleć, a co dopiero jakby weszła tam na przykład moja mama. Intuicyjnie zawsze czułem, że można robić sztukę współczesną, która jest wielopoziomowa: na jakimś poziomie jest zrozumiała dla mieszkańca Kurówka, ale też dla mojego profesora, a jednocześnie jest dobrą sztuką. Aby robić dobrą sztukę, wcale nie trzeba od razu „znajdować się w jakimś dyskursie”, przeczytać milion książek i brylować w towarzystwie nazwiskami, to środowisko skupione jest na sobie, na robieniu sztuki o sztuce, dla siebie i najbliższych znajomych, a reszta jest wykluczona. Ja chcę pokazywać prace czytelne dla wszystkich, a jednocześnie wartościowe, co jest bardzo trudne. Działanie w środowisku wiejskim na
pewno daje pewną dozę wolności, bo ja nie mam galerii czy kuratora, którzy nade mną stoją – kuratorem jest sołtys Kurówka, a oprócz niego nie uczestniczy w tym procesie żadna instytucja. A w mieście jest tak: artysta robi kontrowersyjny projekt, pokazuje go galeria i to ona de facto bierze odpowiedzialność za wszelkie związane z tym faktem konsekwencje. Ja natomiast odpowiadam bezpośrednio przed mieszkańcami Kurówka, robię projekt, przychodzą mieszkańcy i rozmawiamy o tym, zależy mi na kontakcie z odbiorcą, moje działania nie istnieją bez odbiorców. Inną kwestią jest odkrycie poprzez moje projekty, że funkcjonuje coś takiego jak „wiejska przestrzeń publiczna” i trzeba ją rozwijać i pielęgnować. Brak infrastruktury kompletnie mi nie przeszkadza. Jeden ze swoich projektów zatytułowałeś Galeria kapliczka – miejsce kultu sztuki współczesnej, to oczywiste nawiązanie do kultu religijnego, który na wsi wciąż pozostaje silny. Co było twoim celem: prowokacja czy raczej odwołanie się do wspólnoto-twórczej funkcji kultu religijnego?
czytelnia Notes — 91 /
145
Mamy taką bzdurną rewolucję: od chłopa przez rolnika do farmera, a polscy rolnicy wcale nie chcą być farmerami, polscy rolnicy chcą być chłopami
czytelnia 146 Notes — 91 /
Na pewno nie prowokacja, choć obawiałem się, że tak może zostać to odebrane, że ksiądz się obrazi, a ludzie tego nie zrozumieją, stało się zupełnie inaczej. Oczywiście chodziło mi o ten wspólnotowy i kolektywny charakter obrzędów religijnych, bo jak już mówiłem, obecnie rozluźniły się więzy pomiędzy mieszkańcami. Zanim stworzyłem galerię kapliczkę, robiłem takie małe, ozdobione wstążkami kapliczko-konstrukcje w kształcie domów, wieszałem je na drzewach, a do środka wkładałem zdjęcia okolicy Kurówka. Chodziło o to, by mieszkańcom pokazać, że w kulcie najistotniejsze są więzi, jakie się zawiązują między ludźmi. Potem rozmawiałem z sołtysem, żeby zrealizować coś stacjonarnego, gdzie można byłoby przyjechać i zobaczyć, koniec końców stworzyłem postument na dwóch stopniach z galerią i dachem z paneli słonecznych. Robiliśmy tam małe wystawy dotyczące problemów związanych z wsią i zapraszaliśmy artystów mających doświadczenie w tego typu środowisku. Nie sądzę, bym mógł obrażać czyjeś uczucia religijne, bo ja wykorzystuję tylko formę kapliczki i wkładam w nią sztukę, jestem w stanie przystać na propozycję, by w kapliczce pojawiło się czasem malarstwo religijne, czemu nie. Projekty realizowane w galerii kapliczce były bardzo różne, na przykład
Zbyszek Sałaj zaproponował
Sztuka nieko- gadającą kapliczkę. Do środwstawił głośniki, a na zeniecznie zmie- ka wnątrz przymocował czujniki nia cenę chle- ruchu, kiedy tylko ktoś przesłyszał głos mówiąba w sklepie, chodził, cy „Dzień dobry”. ale na pewscenariusze przyno wpływa na A jakie szłości zrealizują się twoim wartości, na ma- zdaniem na polskiej wsi? Czy globalny świat jest szansą rzenia, na to, na uformowanie się nowej czego prag tożsamości chłopskiej? Nie jestem socjologiem, tych niemy wizji przyszłości jest kilka,
ja mogę mówić tylko o tym konkretnym miejscu. Na pewno rozwinie się jeszcze bardziej model wsi sypialni, bo coraz więcej osób sprzedaje ziemie większym gospodarzom spoza okolicy. Sołtys na przykład sprzedał swoje ziemie i zaczął pracować w kotłowni w szkole podstawowej, inni mieszkańcy pracują w mleczarni, w browarze. Zaczynają dominować duże gospodarstwa, Smorzewo wykupywane jest na masową skalę przez tak zwanego „kasztelana”, on sadzi tam roślinę, z której potem produkuje się meble wiklinowe. Ten jeden człowiek kompletnie zmienił krajobraz tego miejsca, bo obecnie po horyzont okolice Smorzewa wyglądają jak dżungla. Ten sam los czeka Kurówko, nie wierzę natomiast, że wieś się wyludni, po prostu nie będzie wsią, na pewno przybędzie ludzi z miasta. Fascynujące jest też to, co dzieje się z ugorami – kiedyś to człowiek ujarzmiał naturę,
Na jakim poziomie działa sztuka, jakie rzeczywiste, a nie wyobrażone zmiany jest w stanie zainicjować? Sztuka niekoniecznie zmienia cenę chleba w sklepie, ale na pewno wpływa na wartości, na marzenia, na to, czego pragniemy i to się dzieje w Kurówku, choć oni dalej muszą walczyć o przetrwanie, dalej mają rodziny i te same problemy, ale zmieniło się coś w sferze świadomości. Sztuka przede wszystkim zmusza do myślenia, drażni, a nie tylko służy do dekoracji. Daniel Rycharski (ur. 1986) – jest autorem filmów, instalacji multimedialnych i obiektów site-specific. Tworzy projekty publiczne w przestrzeni wiejskiej, angażujące lokalną społeczność. Mieszka i pracuje w Kurówku. Obecnie jego dwie realizacje: Wiejski Street Art oraz Ogród zimowy możemy oglądać na wystawie Co widać. Polska sztuka dzisiaj w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
czytelnia 147
A jak odpowiedziałbyś na zarzut, który pojawia się czasem w odniesieniu do tego, co robisz, że twoje projekty są nową formą chłopomanii, że w pewnym sensie kolonizujesz umysły ludności wiejskiej, edukując ich w zakresie sztuki współczesnej, która jest zjawiskiem typowo miejskim? Nie edukuję ich, bo uważam, że oni mają prawo wybrać, co im się podoba, lubią disco polo i sposób ubierania choinek, który mi nie odpowiada, a im nie musi się podobać Sasnal. Myślę, że czasem nawet można wzmocnić ich sposób widzenia i w ten sposób uczynić go sztuką, co wydarza się w moich projektach. Na pewno ich nie pouczam ani nie kolonizuje, bo sam jestem chłopem z pochodzenia i jestem stąd, więc te zarzuty wydają mi się idiotyczne. Nie rozumiem też, czemu zasięg sztuki współczesnej ograniczać do miasta, zresztą miasto wkracza do wsi, więc dlaczego sztuka współczesna ma się w niej nie pojawiać? Mocą większości moich projektów jest fakt, że nasze różne upodobania tworzą hybrydę. Jest taka świetna książka Awans Edwarda Redlińskiego, która doskonale oddaje przywołany przez ciebie zarzut: opowiada ona
o sytuacji, gdy wieś stała się zbyt świadoma i uznała, że będzie udawać głupią przed miastem, a miasto udawało, że nie wie o tym, że wyedukowana wieś udaje głupią. (śmiech)
Notes — 91 /
neutralizował ją i wkraczał na jej tereny – obecnie natura powraca do Kurówka, po ugorach buszują lisy i dziki.
czytelnia 148 Notes — 91 /
CZ6
praktyki artystyczne
– DO WIDZENIA – NIE MA ZA CO W sztuce nie przebieram w środkach, zazwyczaj forma jest podporządkowana przekazowi, który bywa niewygodny. Dominuje wątek szukania granic wytrzymałości psychicznej, fizycznej i emocjonalnej. Chciałabym nie tyle naprawić świat, ile powstrzymać go przed rozkładem, co nie jest oryginalne, ale nie każdy się do tego przyznaje. O nieznajomych, chodzeniu bez celu, ćwiczeniu intuicji i niestawaniu do walki z artystką Honoratą Martin rozmawia Ela Petruk
Skąd się bierze i na czym dokładnie polega twoja fascynacja ludźmi? To, co robisz, to przede wszystkim testowanie ludzkich zachowań w wykreowanych przez ciebie, nieco dziwacznych sytuacjach oraz konfrontowanie się z nimi. Rzeczywiście, często wracam do tego typu działań. Wyjście w Polskę jest tego dowodem. Chociaż na początku, przed „wyjściem”, założyłam, że będę badać ludzi raczej w ich naturalnych, codziennych sytuacjach i rytuałach. Chciałam być jak Jane Goodall badająca szympansy. Jednak brak poczucia bezpieczeństwa, specyficzny dyskomfort odczuwany w takich sytuacjach kazał mi się
skupić bardziej na moich odczuciach niż obiektywnych spostrzeżeniach. Fascynuję się ludźmi z bardzo prostej przyczyny: sama jestem człowiekiem, żyję wśród ludzi we wszystkich możliwych zależnościach. Sztukę robię dla ludzi, w tym również dla siebie. Moje życie czy nawet śmierć zależy głównie od ludzi, ich zachowań, myśli, idei, decyzji. W swoich pracach pokazuję, jak postrzegam różne rzeczy, ale też zadaję pytania o to, jak inni je widzą. Dzięki temu, że często jest w nich przestrzeń dla uczestnictwa innych, te prace nie są martwe, ludzie mocniej je odbierają. To, czy zareagują na daną sytuację, zależy tylko od nich.
W swoich pracach badasz granice praktyk współdzielenia i uspołeczniania, ważnymi ich elementami są pomaganie, ofiarowywanie oraz wynikające z tych relacji zależności. Przykładem
Moje prowokacje są subtelne. Nie staję do walki, a raczej zamieniam się w słuch, z dystansem i szacunkiem do ludzi
czytelnia 149
może być praca Przyjdź, weź co chcesz albo ta, w której przeprowadzałaś na własną rękę remont podupadłej kamienicy. Dlaczego ważne jest budowanie relacji wzajemności w kontaktach z zupełnie obcymi ludźmi, których już pewnie nigdy nie spotkasz? To się zaczęło wcześniej, podczas instalacji w starym domu towarowym na dwa miesiące przed jego zburzeniem. Rozdałam wtedy najważniejsze dla mnie ubrania, te, które wiązały się z jakimiś historiami. Do każdej rzeczy dołączona była kartka z opisem. Przez kilka godzin nikt nie chciał ich ruszyć, ludzie przychodzili, czytali i odchodzili. W pewnym momencie ktoś odważył się wziąć jedną rzecz i w ciągu kilku następnych minut wszystkie zniknęły. Myślę jednak, że w tej pracy paradoksalnie więcej dałam sobie niż komuś. Oni dostali stare, choć ładne szmaty, ja trochę powietrza w szafie i w głowie. Interesuje mnie chęć pomagania, ale może nawet jeszcze bardziej fascynuje mnie chęć posiadania. Ile rzeczy mamy, a ile chcielibyśmy mieć. Niesamowita jest też dla mnie siła manipulacji, jak łatwo możemy uwierzyć, że czegoś potrzebujemy, że trudno nam bez tego żyć. Chcemy uświęcać innych, kanonizować, wierzyć w cuda, chcemy zabierać bogatym i oddawać sobie, chociaż nasz standard życia wciąż rośnie. Na przykład dyskutujemy o przewadze wiatraków nad elektrowniami
Notes — 91 /
Kilka lat temu na zaproszenie tancerki Uli Zerek wzięłam udział w festiwalu Narracje, wspólnie z dwoma muzykami z Niemiec zrealizowałyśmy pewien projekt. Zbudowałyśmy małą domową przestrzeń, biały pokój w wielkiej, zimnej zajezdni tramwajowej, trochę nawiązujący do szpitala, który kiedyś stał obok. Przez 3 dni, codziennie przez kilka godzin powtarzałyśmy zwykłe domowe czynności. Z każdą godziną było nam coraz zimniej, byłyśmy coraz bardziej brudne i trochę żałosne. Kilka lat później słyszałam jakąś rozmawiającą parę. Chłopak mówił, że niedługo będą Narracje, a ona na to: „Ach tak! Ten festiwal, byłam, pamiętam jakieś dwie laski, masakra, w takim zimnym hangarze, jedna chyba była boso, dała mi jakieś pieczone ciasteczko, co to było, masakra jakaś”. Z wielkiego festiwalu, który głównie opiera się na wielkoformatowych projekcjach i opanowuje pół miasta, ona zapamiętała dwie dziewczyny w zajezdni tramwajowej i ciasteczka. Może stało się tak dlatego, że ona weszła do tego pokoju, była w środku i uczestniczyła, nie tylko oglądała. A może dlatego, że po prostu zobaczyła dwie wariatki (śmiech).
czytelnia 150 Notes — 91 /
atomowymi czy węglem, a przecież trzeba przede wszystkim zmniejszyć wydatkowanie energii. Zastanawiam się, czy masz jakąś granicę, której nie przekroczysz w tym sprawdzaniu siebie i innych? Czy istnieje sfera, której nie dotkną twoje działania? W mojej sztuce nie przebieram w środkach, zazwyczaj forma jest podporządkowana przekazowi, który zmusza do refleksji i bywa niewygodny. Często pojawia się wątek szukania granic wytrzymałości psychicznej, fizycznej, emocjonalnej. Prowokuję odbiorców, by zobaczyli się takimi, jakimi są, a nie jakimi chcą się widzieć. Chciałabym nie tyle naprawić świat, ile powstrzymać go przed rozkładem, co nie jest oryginalne, ale nie każdy się do tego przyznaje. Raczej nie wyobrażam sobie, żebym naruszyła czyjąś prywatność bez pozwolenia. Zauważ, że to zazwyczaj siebie stawiam w najmniej komfortowej sytuacji. Jeśli wchodzę do wózka dziecięcego, to nie każę siebie dotykać i nie nagrywam tego z ukrycia. Wchodzę tam, żeby zbudować jakąś atmosferę, dopełnić instalację, wprowadzić pierwiastek niepokoju. Jeśli do końca nie wiesz, o co chodzi, częściej zaczynasz się zastanawiać, szukać. Ostatnio student pokazał nam zdjęcie muralu z napisem: „Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to się kurwa dowiedz”. Lubię obserwować, czego ludzie w moich pracach szukają, w jaki sposób próbują się dowiedzieć, co tam znajdują. Ja nie wchodzę w interakcje w sensie rozmowy – jak w projekcie z wózkiem czy jak w leżeniu w worku w obrazie 3d – i już to prowokuje widzów, żeby sami poszukiwali odpowiedzi. Taki sposób działania często oznacza według nich przyzwolenie do traktowania mnie rzeczowo. Jeśli ktoś przekracza czyjeś granice, to pan, który mnie kołysze czy ściąga koc, i to są moje granice. Myślę, że moje prowokacje są subtelne. Nie staję do walki, a raczej
zamieniam się w słuch, z dystansem i szacunkiem do ludzi. Nie mam intencji sięgania tylko do mrocznych części ludzkiej osobowości, interesuje mnie całość. W ostatniej pracy Wyjście w Polskę oczekiwałam pomocy i najczęściej ją dostawałam. To ludzie bardziej chcieli mi pomagać, niż cokolwiek ode mnie dostać, a uporczywie powtarzałam, że jestem malarką i że z przyjemnością odwdzięczę się swoimi umiejętnościami albo jakąkolwiek inną pracą. To, co dostawałam w relacjach człowiek-człowiek, było dla mnie najważniejsze. Wracając do twojego pytania, nie wyobrażam sobie, bym tę samą pracę zrealizowała z założeniem, że szukam prowincjonalności czy głupoty. Tak samo nie wyobrażam sobie, żebym nagrała coś, co mogłoby w jakikolwiek sposób naruszyć czyjąś intymność. Mam wrażenie, że łączysz w sobie dziecięcą naiwność, wrażliwość i zagubienie z bardzo dojrzałą determinacją, pewnością, odwagą, samoświadomością i konsekwencją. Jest to przede wszystkim widoczne w tym, jak opowiadasz o swojej twórczości. Jakbyś sama starała się ją na nowo zdefiniować, przypomnieć sobie, o co właściwie chodziło, po co ja to robiłam, co jest prawdą, jakbyś czuła bezradność wobec własnej pracy i doświadczenia, a jednak twoje projekty mają wspólny mianownik, są spójne i konsekwentne. Zazwyczaj jak pracuję nad nowym projektem, to otaczam się lekturami, szukam inspiracji, zeszyty zapełniam stronami pełnymi wniosków i przemyśleń, a kończę prostą pracą, będącą konsekwencją poszukiwań, w której tak naprawdę najbardziej zawierzam swojej intuicji. W pewnym momencie decydujące jest to, co nie do końca potrafię nazwać, zresztą intuicja z samej definicji jest działaniem podświadomym, jednak bazuje na wcześniejszych doświadczeniach, wiedzy. Słyszałam, że intuicję można
czytelnia 151
ćwiczyć, więc chyba ja ją bardzo mocno ćwiczę. Twój najnowszy projekt Wyjście w Polskę to samotna, piesza podróż z Gdańska do Wrocławia. Dlaczego w ogóle zdecydowałaś się wyruszyć? Kilkakrotnie próbowałam już odpowiedzieć na to pytanie. Teraz może krótko podsumuję: nie wiem (śmiech), a tak szczerze, to było kilka powodów: po pierwsze, chciałam się zderzyć z mitem wolności, zrealizować marzenie wielu o wyjściu bez niczego, nie wiadomo gdzie. Po drugie – albo po pierwsze, kolejność przypadkowa – chciałam, żeby praca zrobiła się sama, chciałam zobaczyć, co się stanie, jeśli nie przywiążę się do żadnych założeń, odrzucę
oczekiwania. A po trzecie, myślałam, że może odrzucając wszystko, co stanowi o mnie jako osobie w społeczeństwie, będę mogła spojrzeć na ludzi z dystansu, obiektywniej. I udało się, wyszło, jak chciałaś? Jak to wyglądało? Wszystko trwało około 1,5 miesiąca. Dotarłam do Wrocławia. Dokładnie doszłam do galerii BWA Awangarda. Więc jeśli bardzo brakuje nam celu, możemy powiedzieć, że to była swoista pielgrzymka. Galeria sztuki współczesnej była moim sanktuarium. Wcześniej wszyscy razem w ramach projektu Kurator Libera byliśmy na jednodniowej pielgrzymce na górę Ślęża, która była ośrodkiem pogańskiego kultu solarnego od epoki brązu aż do
Notes — 91 /
Honorata Martin: Zimno, kadr z wideo
czytelnia 152 Notes — 91 /
Wszystko było bez sensu, nawet to, że ma być bez sensu, stawało się bez sensu. Chciałam wiedzieć, czy mam iść w lewo, nawet jeśli nie miałam pojęcia, co tam jest po lewej stronie
X–XI wieku, czyli początków chrystianizacji. Z Wrocławia poszłam jeszcze kawałek, przeszłam w koło górę Ślężę, więc jak widzisz, wszystko jakoś się łączy. Co do samej podróży, to zawsze dobrze mi się szło rano, tak do godziny 15–16, potem zaczynałam myśleć o tym, gdzie dziś będę spała. Z początku kilka nocy spałam na dziko, ale nie mogę powiedzieć, że to był dobry sen. Chyba drugiej nocy schowałam się między młodymi brzózkami, myślałam, że to świetne miejsce, że jestem całkowicie ukryta, a tu nagle ok. 21, jak już zasypiałam, dwa metry ode mnie, za krzakami słyszę, jak dwóch mężczyzn klnie na grzybiarzy, że już kurwa wyleźli. Wolałam więc potem, żeby ludzie wiedzieli, że śpię na ich terenie. No i wtedy zaczęło się kombinowanie, tych spytam, nie, lepiej tych, i szłam, póki nie zaczynało się ściemniać, a ja zaczynałam się stresować. Przedziwne, jak trudno było mi pukać do drzwi, choć z czasem coraz łatwiej, a na samym końcu już w ogóle nie miałam z tym problemu.
Na początku wędrówka nie miała określonego kierunku, on pojawił się pod wpływem niemożności podróżowania bez celu. Dlaczego takie chodzenie bez konkretnej destynacji staje się niemożliwe? Właściwie to sama nie wiem, to była dla mnie nowość. Paraliżowało mnie to jakoś. Wszystko było bez sensu, nawet to, że ma być bez sensu, stawało się bez sensu. Chciałam wiedzieć, czy mam iść w lewo, nawet jeśli nie miałam pojęcia, co tam jest po lewej stronie. Potrzebowałam jakiegokolwiek impulsu. Przecież ten
Wrocław nie miał większego znaczenia, nie miałam pojęcia, przez co wiedzie trasa, co będzie za zakrętem tym i następnym. Szłam tak, jak radzili mi ludzie. Mówiłam tylko, że chciałabym ominąć większe miasta i drogi krajowe i najlepiej wojewódzkie też, choć to nie zawsze wychodziło. Szłam przez pola, lasy, między zrujnowanymi PGR-ami. Takie skróty naokoło. Czasem ktoś koniecznie chciał, żebym szła przez jakąś wieś, a nie inną, więc nadrabiałam te drobne 20 km. Gdybym sobie powiedziała, że idę cały czas prosto, to też byłby jakiś cel. Potem chciałam zmienić trasę, iść zupełnie gdzie indziej, nie tam, gdzie ludzie mnie kierowali „na Wrocław”. Zdarzało się, że tak robiłam, ale w końcu w rozmowie z następnymi spotkanymi osobami znów wracałam do tego Wrocławia. Może po prostu zaliczyłam fiasko. Poległam. Może powinnam spróbować jeszcze raz wyjść całkowicie bez celu. A może największym osiągnięciem dla siebie samej było to, że skonfrontowałam się z moim wyobrażeniem o sobie, o wolności, o swoich potrzebach. I wiesz co, już wcale nie mam ochoty wychodzić przed siebie (śmiech). Czujesz się po tym wszystkim innym człowiekiem, może odważniejszym, bardziej pewnym siebie? Możesz powiedzieć, że znasz samą siebie lepiej? Czy w ogóle możesz powiedzieć o sobie cokolwiek nowego? Znam siebie lepiej o tyle, o ile każde nowe doświadczenie uczy nas czegoś o sobie. Pod koniec napisałam do Zbyszka Libery sms-a, nie pamiętam dokładnie treści,
A te momenty, kiedy powtarzałaś „muszę stąd spierdalać, muszę spierdalać”, to w końcu spierdoliłaś? Spierdoliłam. Dlatego doszłam aż do Wrocławia, a właściwie do Dzierżoniowa, a przecież tego nie zakładałam, nawet jak już cel Wrocław został wyznaczony, to nie planowałam, że tam dojdę, chodziło tylko o jakikolwiek wyznacznik drogi. Wtedy, kiedy powstał rysunek „Muszę stąd spierdalać”, chodziło akurat o las w okolicach dużego jeziora i domków letniskowych. Z tym wózkiem byłam tam jeszcze bardziej odklejona od rzeczywistości niż gdziekolwiek indziej, coś tam krzyczeli do mnie zza ciemnych szyb, puszeczki z okien leciały, poszłam dalej. Szybko poszłam.
W filmie było słychać, jak się modlisz, to pomagało? Kiedy spytałam jedną wspaniałą kobietę, która bardzo mi pomogła, jak mogę się jej odwdzięczyć, powiedziała, żebym zmówiła dziesiątkę różańca, więc to zrobiłam. Ja nie wierzę, ale ona tak, zrobiłam to dla niej. Mnie nie pomogło, raczej wprowadziło w lekko paranoiczny stan. Długo szłam sama, z nikim nie rozmawiałam, wtedy przypomniałam sobie o obietnicy. Mówienie w kółko tego samego na głos jeszcze bardziej wzmogło poczucie osamotnienia. Do tego w dzieciństwie dużo się modliłam, prawie codziennie za coś przepraszając, może dlatego kojarzy mi się to z powracającymi wyrzutami sumienia. Teraz myślę, że wzbudzenie strachu i poczucia winy są najskuteczniejszymi narzędziami manipulacji.
Niesamowita jest też dla mnie siła manipulacji, jak łatwo możemy uwierzyć, takie miejsca, gdzie że czegoś po- Były chciałaś zostać na dłużej, trzebujemy, że albo takie, z których od razu trudno nam bez chciałaś uciec? Mówiłaś, że tego żyć
czytelnia 153
Jakie były twoje największe obawy? Wyobrażam sobie, że to musi być bardzo ciężkie przeżycie taka ciągła zależność od innych, brak poczucia bezpieczeństwa, konieczność przełamywania barier, własnego strachu i nieufności innych. Mam problem z proszeniem ludzi o pomoc, wiedzą to wszyscy z mojego otoczenia. Bywam nieznośnie dumna. Jestem idealnym przykładem Zosi Samosi. A może właściwie byłam? Bo tak, jak już wcześniej powiedziałam, pod koniec spaceru nie miałam żadnych oporów z pukaniem do drzwi.
No ale mimo strachu i tych wszystkich obaw pokładasz chyba jednak duże zaufanie w ludziach, decydując się na oddanie swojego losu w ręce nieznajomych – na taką zależność od ich chęci pomocy, ich dobroci. Chyba tak. Raczej należę do tych osób, które najpierw lubią, najwyżej potem się zawodzą. Może to jest też ta oznaka dziecięcej naiwności, o której wspomniałaś. To się też chyba wiąże z otwartością, próbą odczytywania każdej osoby na nowo, bez przywiązywania się do stereotypów, co oczywiście nie zawsze jest możliwe, ale chyba warto dać sobie i innym szansę.
Notes — 91 /
ale sens był taki: „Niczego już właściwie się nie boję, zaczynam czuć się jak na wakacjach, nie wiem, czy to początek, czy koniec”. Stwierdziłam wtedy, że jednak koniec. Mogłabym pewnie zobaczyć, co będzie dalej, ale po prostu byłam już zmęczona i trochę zaczynałam się nudzić.
czytelnia 154 Notes — 91 /
nie zawsze miałaś ochotę się zaprzyjaźniać i korzystać z gościnności. To jest jak w życiu, na co dzień niektórych lubimy, innych mniej, do niektórych sklepów wracamy, choć mają trochę drożej, a inne omijamy z daleka. Zacznijmy od tego, że często w ogóle się nie zatrzymywałam, tylko lazłam dalej mimo zmęczenia, bo nigdzie nie czułam się na tyle dobrze, żeby starać się „zaprzyjaźniać”. Byli natomiast tacy ludzie, z którymi tak się zżyłam, że wyjście od nich było trochę jak zaczynanie wszystkiego od nowa. Jak się czułaś jako obiekt zainteresowania tych wszystkich ludzi? Pozwalałaś im się tak naprawdę poznać czy zachowywałaś dystans, przybierałaś jakieś pozy, kreacje, byłaś na siłę miła, szłaś na wymuszone kompromisy? To działało w obie strony, dystans był przełamywany, jeśli dwie osoby się na to godziły. Choć jasne, że ja raczej odpowiadałam, a inni pytali. To, że szłam sama, nie wiadomo do końca gdzie, z dziwnym wielkim wózkiem, to było już jakąś kreacją, ale poza tym nie wchodziłam
Honorata Martin: instalacja w mieszkaniu podczas festiwalu Artloop
w żadną ról. Myślę, że byłam szczera, co nie znaczy, że mówiłam wszystko. Z reguły bywam też miła, więc jakoś nie musiałam się do tego zmuszać, oczywiście to ja byłam gościem, nie dyktowałam zasad, raczej je przyjmowałam. A masz jakieś generalne przemyślenia na temat specyfiki polskiego społeczeństwa. W filmie pojawiały się teksty o celowości i tym magicznym „sensie życia”, wyciągnęłaś z tej wędrówki konkretne wnioski? Co do specyfiki polskiego społeczeństwa, to przypomina mi się pewna historia. Jedynym dużym miastem, w którym się zatrzymałam, było Gniezno. Dobrze trafiłam, bo zepsuł mi się wózek. Pierwszym człowiekiem, którego tam spotkałam, był Pakistańczyk, bardzo przejął się moją sytuacją i choć była niedziela, to pukał ludziom do okien i mówił, że przecież muszą mi pomóc. Ludzie patrzyli na mnie z tym wózkiem, a potem na niego i zamykali okna. Na szczęście nie wszyscy, znaleźli się też bardzo pomocni. Ale mój nowy kolega cały czas powtarzał, że
Powiedziałaś, że po zakończeniu tego projektu czułaś się zażenowana całą tą dokumentacją, nie chciałaś tego pokazać, właściwie dlaczego? Słuchając tych twoich obaw, że ktoś tam chce cię zabić czy coś, trochę miałam wrażenie, że dramatyzujesz i przesadzasz. Przecież nie jesteś sama w obcym kraju dotkniętym wojną czy terroryzmem, gdzie nie znasz zwyczajów, języka, tylko na naszej pięknej polskiej wsi, masz ze sobą telefon, rozmawiasz z chłopakiem
czytelnia 155
6 rano. Odniosłam takie wrażenie, że ci, którzy mieli pracę, posiadali ziemię, czuli się na tym polu spełnieni, najczęściej ciężko harowali, dla nich byt rodziny był priorytetem. Niestety ci, którzy mieli niespełnione ambicje, nie potrafili się odnaleźć, niewiele posiadali, przepijali, podejrzewam, większość budżetu rodzinnego pod sklepem, a żony wołały ich na obiad. Tutaj też małżeństwo było raczej instytucją definitywną. Krajało mi się serce, jak widziałam zadbaną około 10-letnią dziewczynkę, która prosiła bardzo niezadbanego i ostro pijanego tatę, żeby nie szedł środkiem ulicy, bo go zaraz coś przejedzie, martwiła się, prawie płakała. Przejęła odpowiedzialność za niego. A co do wniosków dotyczących sensu mojego życia, to te, które wtedy miałam, w tamtej konkretnej sytuacji, zmieniły się, kiedy wróciłam do domu, i zmieniają się właściwie na bieżąco. Jednego dnia chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci, a drugiego dnia zostawić wszystko i samotnie polecieć do Bangladeszu, albo nie, może do Nowego Jorku (śmiech). Czasem sztuka jest dla mnie najważniejsza, a czasem jej nienawidzę, chcę to rzucić i zatrudnić się w Biedronce, choć pewnie i z tego zrobiłabym jakiś projekt (śmiech). To był chyba pierwszy raz w moim dojrzałym życiu, kiedy naprawdę mocno tęskniłam. Brakowało mi domu, bliskich. Codziennych drobnych rytuałów. Zdałam sobie chyba sprawę, że lubię swoje życie i niewiele więcej potrzebuję.
Notes — 91 /
Polacy są bardzo niesympatyczni i niekoleżeńscy. Trochę nas broniłam, mówiłam, że jest niedziela, że u nas raczej ludzie w ten dzień nie pracują, a poza tym to w ogóle są bardziej zamknięci w sobie, mają inny temperament. Opowiadałam, z jaką gościnnością spotkałam się na wsi, ale potem trochę spuściłam z tonu, bo wyobraziłam sobie, że idę przez polskie wsie z Pakistańczykiem u boku… Może tak powinien wyglądać mój następny spacer? W Gnieźnie wylądowaliśmy u świetnego faceta, pana Mariusza z pizzerii, który razem z siostrzeńcem majstrowali przy wózku, a przy okazji zabawiali nas opowieściami. Potem już sama poszłam do fachowca od rowerów, który wymienił ośkę. Bardzo fajny, interesujący facet i on też, choć nie wiedział, że cały dzień spędziłam z chłopakiem z Pakistanu, żalił się, że Polacy to rasiści i antysemici. Nie wiem, czy coś rozumiesz z mojego kluczenia. Chodzi mi chyba o to, że ciężko mówić o kondycji polskiego społeczeństwa, jeśli patrzę z jednej perspektywy. Jestem w konkretnej sytuacji, jestem samotną, raczej bezbronną dziewczyną oczekującą pomocy. Poznaję ludzi tylko na chwilę, wpadam do ich życia i wypadam następnego dnia, ewentualnie po dwóch, maksymalnie trzech dniach. Mogę powiedzieć, że poznałam trochę świetnych, ciekawych ludzi, którzy mi pomogli. Nie zetknęłam się z jakąś straszną biedą i zaniedbaniem, ale też nie mogę powiedzieć, że tego nie ma. Tak jak nie widziałam też żadnego bezdomnego psa, chociaż byłam na tym punkcie przewrażliwiona, a podobno w Polsce jest ich mnóstwo. Nie stałam się nagle specjalistką od Polski, nie prowadziłam obiektywnych badań socjologicznych. Co do sensu, to zwróciłam uwagę na życie w rodzinie, troszczenie się o najbliższych. To był najczęstszy temat moich rozmów z ludźmi, nie jakaś wielka polityka czy wyższe idee. Ale z drugiej strony spotykałam pijanych tatusiów na każdym kroku, pod sklepem od
czytelnia 156 Notes — 91 /
albo tatą, znajomi wiedzą, gdzie cię szukać. Z drugiej strony, myśląc o tym, siedziałam bezpiecznie przed komputerem… To tego strachu tak się wstydziłaś? Jak oglądasz filmy dokumentalne z rodzaju „człowiek w dzikim lesie”, to tam często jest taka formuła, że koleś do małej kamerki, niby z ukrycia, na bieżąco mówi, co myśli, jak się czuje. Tak gada o zagrożeniach i o tym, co obserwuje. U mnie było trochę podobnie, ja po prostu na gorąco mówiłam, jak się czuję. Spróbuj zrobić sobie taki eksperyment i niech dyktafon będzie twoim jedynym przyjacielem w wędrówce po nieznanej dzielnicy, gdzieś na peryferiach, nocą i mów mu tak szczerze, co myślisz. Swego czasu sporo jeździłam po świecie i zawsze tak miałam, że wszędzie czułam się dobrze. Pamiętam, jak z ówczesnym chłopakiem jeździliśmy po Mongolii całkowicie na dziko, spotkałam wtedy dziewczynę, która przemierzała ten kraj sama na rowerze. Wtedy pomyślałam, że też bym tak chciała, że spokojnie bym mogła. Dzisiaj nie jestem już tak pewna siebie. Dopiero teraz doceniam siłę bycia z kimś, gadania o bzdurach, żartowania. Myśli lecą wtedy w inną stronę. Do tego turyści za granicą zawsze się gdzieś tam spotykają i nawet jeżdżąc samemu, najczęściej się grupują. Myślę sobie też, że nie znając języka, o dziwo, często czujemy się bezpieczniej, nie znamy zagrożenia, wszystko jest bardziej egzotyczne i mamy skłonność do upiększania. Będąc dwa razy w Indiach po 3 miesiące, nigdy się nie bałam.
Często w ogóle się nie zatrzymywałam, tylko lazłam dalej mimo zmęczenia, bo nigdzie nie czułam się na tyle dobrze, żeby starać się „zaprzyjaźniać”
Byłam co prawda z chłopakiem, ale często chodziłam sama na przykład w górach, do wsi na dół do sklepu w nocy. Byłam na tyle naiwna, że po powrocie do kraju rozwodziłam się nad bezpieczeństwem w Indiach. Niestety ostatnie informacje o gwałtach sprzedają drugą prawdę. Inną rzeczą jest, że za granicą zawsze jest cel – zwiedzenie, zobaczenie czegoś nowego, tak też traktują cię ludzie. A tu, Polka w Polsce centralnej, z dala od turystycznych obszarów, idzie powiatową drogą, na pewno nie zwiedza, z pielgrzymką też nie idzie, czego ona w ogóle chce.
Powiedziałaś kiedyś, że twój projekt polegający na samodzielnym odmalowaniu zniszczonej kamienicy, o bardzo złej reputacji, wyznacza kierunek twoich dalszych działań. A teraz co go wyznacza? No tak, 4 lata temu rzeczywiście wyznaczał. Teraz pracuję nad czymś zupełnie innym. Trochę abstrakcyjną ideą stworzenia portretu boga małpy. Jest to inspirowane badaniami z zakresu prymatologii. To projekt w założeniu bez końca, opierający się tylko na ciągłych próbach. Początek tej historii tkwi jeszcze w mojej podstawówce, kiedy chciałam połączyć silną wiarę katolicką z teorią ewolucji. Wierzyłam wtedy, że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo. Nie wiadomo, jak długo trwało tworzenie świata, więc Bóg mógł stworzyć człowieka jeszcze jako małpę, a to, że się z czasem zmieniliśmy i rozwinęliśmy, uważałam za normalne. Mojej
Honorata Martin – mieszka i pracuje w Gdańsku. Posługuje się wieloma mediami, często angażując się performatywnie. Ukończyła malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku u prof. Mieczysława Olszewskiego ze specjalizacją intermedia u Wojciecha Zamiary. Jej najnowszą pracę Wyjście w Polskę można oglądać na wystawie Co widać. Polska sztuka dzisiaj w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
czytelnia 157
zrobili pierwszy krok z delfinami, ja skupiam się na tych nam genetycznie najbliższych – małpach. Nie wiem na razie dokładnie, jak projekt będzie wyglądał finalnie, na razie szukam, rysuję i maluję. Możliwe, że skupię się na najważniejszych przedstawicielach społeczności „osób nie ludzi” z rodziny człekokształtnych. Na przykład samica Imo, makak, która w latach 50. dokonała niemal przełomowego dla swojego gatunku odkrycia. Makaki, które jadły pszenicę rzucaną przez ludzi na piasek, nie potrafiły oddzielić jej od piasku. Ona zaczęła wrzucać wszystko razem do wody i wykorzystując szybsze opadanie piasku, zbierała ziarno z wody. Praktyka rozpowszechniła się w całej grupie i do dziś jest stosowana przez makaki, Imo dokonała więcej takich odkryć.
Notes — 91 /
nauczycielce religii pomysł, że Bóg mógłby wyglądać jak małpa, nie bardzo się podobał, ale we mnie to zakiełkowało. Od tamtego czasu w wolnych chwilach w swoich szkicownikach próbuję uchwycić w wizerunku małpy coś wyjątkowego. W boskich przedstawieniach jest taka moc i siła spojrzenia, ta boskość nas wyróżnia i każe nam o sobie myśleć jako o nadzwierzętach. Koncepcja człowieka zmieniała się na przestrzeni dziejów i nadal pewnie będzie się zmieniać. Zazwyczaj do ludzi zaliczani byli tylko ci z tego samego gatunku albo twierdzono, że dusza mieszka tylko w idealnym ciele. Jakieś 10 lat temu naukowcy uznali szympansy za prawie ludzi. W tym samym czasie Pigmeje w Kongo, traktowani jako podludzie, byli bezkarnie zabijani przez sąsiadów kanibali i rebeliantów. Wszystkie te umiejętności, które miały nas charakteryzować jako nadzwierzęta, jak posługiwanie się językiem, wytwarzanie narzędzi, wyobraźnia symboliczna, samoświadomość, nie są wcale naszą wyłącznością. Nie tylko zastanawiam się nad definicją człowieka, choć to na pewno mnie inspiruje, chciałabym odebrać człowiekowi wyłączność do posiadania duszy, abyśmy mieli ją wszyscy, także przedstawiciele innych gatunków, albo by nie miał jej nikt. Chcę spróbować pokazać zwierzęta jako osoby. Hindusi
czytelnia 158 Notes — 91 /
CZ7
arc h itektura spo ł eczna
EMANCYPOWAĆ PASTELOZĘ Architektura, którą się zajmujemy, powinna się kojarzyć z bardzo specyficznym sposobem myślenia o świecie i o życiu. Powojenny modernizm był budowany w perspektywie utopijnej: trzeba było stworzyć grunt do życia dla innego człowieka, który przyjdzie po nas. Dzisiaj przez system ekonomiczny myślenie o przyszłości nie jest popularne – mówią Arkowi Gruszczyńskiemu Adam Przywara i Stefan Bienkowski, twórcy Powojennego modernizmu. Na końcu odnoszą się również do tegorocznego Biennale Architektury w Wenecji
Na waszej stronie Powojenny modernizm, w zakładce „O nas” możemy przeczytać: „Jesteśmy grupą łączącą zainteresowania z pogranicza architektury, historii sztuki, antropologii, polityki i historii. Stąd różnorodne perspektywy. Tematyka powojennego modernizmu jest dla nas punktem wyjścia do szerszej refleksji na temat współczesnej estetyki i rozwiązań dotyczących przestrzeni miejskiej, urbanistyki, funkcjonowania społeczeństwa. Zależy nam nie tylko na pokazywaniu, jak jest, ale także na zrozumieniu, dlaczego tak jest…” Dlaczego więc powojenny modernizm może być dziś ciekawy i o których jego elementach warto mówić? Stefan Bienkowski: Tak naprawdę wszystkie elementy są warte omówienia,
ponieważ mało kto o nich wie. Chodzi o zwrócenie uwagi na istnienie tego okresu w naszej historii. Chodzi również o zwrócenie uwagi przeciętnego użytkownika, mieszkańca często niewrażliwego na architekturę, w której mieszka, że coś takiego istnieje, że coś takiego można opisać. To niekoniecznie musi być bardzo dobra czy udana realizacja, ale na pewno ma swoją wartość i z czegoś wynika. Nie jest bezpłciowym, nic nieznaczącym klockiem z betonu, tylko umiejscowionym w kontekście historii architektury budynkiem. Rozumiem, że pokazujecie konkretne realizacje – czy macie swoje ulubione? Adam Przywara: W Warszawie można byłoby przeprowadzić duży projekt
Na czym opierają się wasze badania? S.B. Szukamy informacji archiwalnych w bibliotekach, starych czasopismach, książkach. Robimy zdjęcia, szukamy też tych archiwalnych, staramy się kontaktować z ludźmi, którzy mogą nam coś opowiedzieć. To wszystko zależy od możliwości czasowych. I tego, czy są dostępne jakiekolwiek materiały. Często mamy do czynienia z budynkami, które w archiwach zniknęły, do końca nie wiadomo dlaczego. Bardzo ciężko dotrzeć do informacji na ich temat.
Opisując to, co tam było, wpływamy na to, co jest teraz
W jaki sposób? A.P. Emancypując epokę, która została wyparta. PRL jest tematem, o którym nie mówi się dobrze. W odróżnieniu od naszych rodziców możemy spojrzeć na okres komunizmu okiem badacza czy po prostu fana. S.B. W naszej organizacji jesteśmy raczej badaczami. Staramy się bardziej opisywać niż wartościować. Nie jesteśmy jednoznacznymi fanami, aczkolwiek z fascynacji wyrosła cała inicjatywa. Bardzo nam się ta praca podoba, ale przede wszystkim jesteśmy zainteresowani badaniem architektury. Chcemy sfotografować, znaleźć źródła, przeczytać o architektach tamtego okresu, a ocena może przyjść na końcu. Ale nie to jest celem naszego stowarzyszenia. Zdajemy sobie sprawę
Interesuje mnie wątek osadzenia we współczesności. Po co przywoływać minioną epokę architektoniczną i w jaki sposób może być ona aktualna dzisiaj? A.P. Ponieważ nie ma jej w zbiorowej świadomości Polaków. Chcemy się skupić na pracy, która polega na pokazywaniu tej architektury. Wyciągnięciu jej na wierzch. Nie chcę używać słowa przepracowanie. Chodzi o to, że ten okres może stanowić kontekst dla szerszej dyskusji. S.B. To jest ważny, duży element warszawskiej tkanki miejskiej. Dla wielu ludzi jednak nie istnieje. Zajmuje przestrzeń, ale z niczym się nie kojarzy, z niczym się nie łączy i nic z niego nie wynika. A.P. Z nurtem modernizacji w Polsce wiążą się problemy społeczne i polityczne. Zwycięski polski projekt tegorocznego Biennale Architektury w Wenecji nawiązuje do przedwojennej modernizacji
czytelnia 159
z różnych niedociągnięć, wiemy, dlaczego niektórzy ludzie tego budownictwa nie akceptują, ale mimo wszystko jesteśmy w stanie spojrzeć na te budynki, założenia z innej strony.
Notes — 91 /
opracowania tras wycieczkowych powojennego modernizmu. Mamy tutaj bardzo dużo zabytków, które w innych miejscach na świecie już są opowiedziane, obudowane strukturą instytucji. Pierwszy przykład to linia średnicowa, która jest wartością na europejską skalę. Potem mamy Żoliborz Haliny Skibniewskiej, który mógłby się zamienić w warszawskie white-city. Mamy Osiedle za Żelazną Bramą, które jest w pewien sposób ciekawe, chociaż wiadomo, że jest projektem krytykowanym i w jakiś sposób zdyskredytowanym. Ale jednocześnie ciekawym w kontekście aktualności – ono będzie się zmieniać razem ze zmianą pokoleniową jego lokatorów. Dalej – Osiedle Swoleżerów Skibniewskiej, Przyczółek Grochowski i zabytki, które zostały wyburzone – jak Supersam. Opisując to, co tam było, wpływamy na to, co jest teraz.
czytelnia 160 Notes — 91 /
prowadzonej przez Józefa Piłsudskiego, my natomiast skupiamy się na tej powojennej, przez wielu ludzi nazwaną kolejnym zaborem. Nie chodzi nam o samą architekturę, ale o grupę, która ją tworzyła. Ci architekci musieli w jakiś sposób działać pomiędzy prawem, wyznaczonym normatywami, tym, co było im narzucane, oraz swoją chęcią realizowania. Zależy nam na przywołaniu postaci, które to współtworzyły i zachowaniu pamięci o nich. Mówisz o postaciach, o których ostatnio wiele się mówi za sprawą książki Filipa Springera, Centrum Architektury i Muzeum Sztuki Nowoczesnej – czyli o Hansenach, Skibniewskiej. O jakich postaciach jeszcze warto pamiętać? S.B. Chociażby o Macieju Nowickim. A.P. Mnie bardzo interesuje Jerzy Kuźmienko, który przy ulicy Karowej 18 w Warszawie wybudował dziwny, brutalistyczny budynek o organicznej formie. Krystyna Tołoczko – odkryto właśnie jej archiwum w Krakowie. Ewa Tatar będzie robić o niej wystawę razem z Aleksandrą Wasilkowską. Tołoczko jest niesamowita. Z tego, co widziałem, tworzyła sensualną architekturę. Czy zależy wam na tym, żeby tradycja modernizmu weszła w ogólną świadomość społeczną i jak chcecie to zrobić? S.B. Tak, dokładnie chodzi nam o tworzenie społecznej wiedzy dotyczącej tego okresu. Na pewno będziemy regularnie
fot. Ewa Behrens
dokumentować budynki. Ostatnio zgłosiło się do nas bardzo dużo osób, które przygotowują opisy budynków z całego świata, również z mniejszych miejscowości w Polsce. Będziemy poszerzać bazę danych, która zakończy się prawdopodobnie publikacjami, opartymi na dotychczasowym materiale. Będziemy chcieli przejść od dokumentowania w kierunku osadzenia powojennego modernizmu w szerszym kontekście. Planujemy akcje edukacyjne, takie jak spacery, festiwale i wystawy oraz wydanie gry planszowej. Chcielibyśmy przejść z przestrzeni wirtualnej do namacalnych obiektów. A.P. Popularyzacja jest naszym głównym celem, ale w miarę upływu czasu widzimy, że zbiera się wokół tego tematu zbyt mała grupa ludzi. Ale ci ludzie mogą zmieniać świadomość społeczną przez pisanie tekstów, kuratorowanie wystaw i inne działania. Zależy mi jednak na tym, żeby wokół naszej inicjatywy tworzyło się środowisko. To z czym miałby się kojarzyć powojenny modernizm? A.P. Starsze pokolenie, które od samego początku mieszka w tych budynkach, ma o nich bardzo złe zdanie, co wyraża się w pastelozie. Blokom z wielkiej płyty jest po prostu potrzebna modernizacja. A że odpowiadają za nią ludzie, którzy nie lubią modernistycznej architektury, kończy się to dla niej źle. Nie wierzę, że uda się zmienić poglądy ludzi, którzy przeżyli komunizm. Możemy ich edukować, mówić o tym, że budynki mają ciekawy detal, ale koniec końców obłożą ją styropianem i pomalują na różowo. Jednak coraz więcej młodych ludzi zaczyna mieszkać w tych budynkach. W radzie osiedla może być więc jeden człowiek, który zdoła przekonać swoich sąsiadów do innej jakości, innej modernizacji. Liczę na to, że ta informacja czy moda, którą wytworzyliśmy, dotrze do pojedynczych jednostek, które będą mogły walczyć o budynki.
Chcielibyście mieszkać lub mieszkacie w budynkach powojennego modernizmu? A.P. Bardzo chciałbym mieszkać na Sadach. Ale mieszkam w przedwojennej kamienicy na Mokotowie. Na pewno punktem odniesienia są Misterzy Warszawy. S.B. To jest takie podchwytliwe pytanie. Powojenny modernizm niektórym kojarzy się tylko z blokiem z wielkiej płyty. A są to również kamienice. Co w powojennym modernizmie może być atrakcyjne dla obecnie projektujących, młodych architektów? A.P. Nie znam zbyt wielu architektów. Wiem jednak, że młode biura muszą sobie poradzić z ekonomicznym wymiarem budowania. Jest zleceniodawca i są, paradoksalnie, normatywy. Istnieje rodzaj paraleli z tym, co było wtedy i jest teraz. Zmienił się co prawda system ekonomiczny i polityczny, ale nadal działa jakiś rodzaj norm, które nie są narzucone
możesz powiedzieć coś o bloku na Bielanach i Jednostce Marsylskiej. S.B. Nie da się stworzyć jednej jakości powojennego modernizmu czy definicji podejścia do projektowania w tym nurcie. A.P. I być może tutaj jest nasza misja – rozbicie myślenia o modernizmie jako o jednej, zwartej całości.
A jak podchodzicie do kwestii burzenia realizacji powojennego modernizmu? A.P. Mnie najbardziej brakuje katowickiego dworca. Jego zburzenie było przede wszystkim spowodowane naciskiem społecznym – dworzec był brudny, śmierdzący i w powszechnym odbiorze brzydki. W takich sytuacjach powinno się pokazać dobrą stronę takiej architektury. Sorry za banał, ale czy architektura nie musi być przede wszystkim przyjazna jej użytkownikom? S.B. To jest jej podstawowe zadanie. A.P. Doskonale to ujmuje Juhani Pallasmaa: architektura ma za zadanie pomagać człowiekowi w egzystencji, tworzyć jego miejsce w czasie i przestrzeni.
czytelnia 161
przez państwo, tylko przez
Blokom z wiel- zleceniodawców. Postawa twórców wokiej płyty jest powojennych bec architektury może wiele po prostu po- nauczyć dzisiejszych profesjonalistów. Trzeba też patrzebna momiętać, że wielu polskich ardernizacja. A że chitektów odwróciło się od Kiedy po 1989 odpowiada- modernizmu. roku narodził się wolny ryją za nią ludzie, nek, zaczęli budować histoalbo postmodernizm. którzy nie lubią ryzm Z innej strony, wszyscy mómodernistycz- wiąc modernizm, dokonuniebezpiecznego uogólnej architektu- jąnienia, a liczba przykładów ry, kończy się to i liczba odmian, liczba różnych jakości jest gigantyczdla niej źle na. Myśląc o modernizmie,
Notes — 91 /
Dlaczego modernizm może być dzisiaj czymś pożądanym, docenianym? S.B. Powojenny modernizm powinien się kojarzyć z tym przedwojennym. Z ciągłością, ta architektura wyrasta z konkretnej filozofii, badania, takiego jak na przykład Karta Ateńska. W tym wszystkim był jakiś cel. A.P. Architektura, którą się zajmujemy, powinna się kojarzyć z bardzo specyficznym sposobem myślenia o świecie i o życiu. Powojenny modernizm był budowany w perspektywie utopijnej: trzeba było stworzyć grunt do życia dla innego człowieka, który przyjdzie po nas. Dzisiaj przez system ekonomiczny myślenie o przyszłości nie jest popularne.
czytelnia 162 Notes — 91 /
fot. Ewa Behrens
Jednak głos społeczeństwa powinien być zawsze zestawiony z opiniami ekspertów. S.B. Wydaje mi się, że należy zastosować kryteria, które przyjmuje się wobec zabytków, które często nie są w 100 procentach funkcjonalne, ale zachowuje się je z innych względów. XVII-wieczne budynki na pewno są mniej dostosowane do użytkowania niż te współczesne, ale z jakiegoś powodu się ich nie wyburza. Bierze się pod uwagę ciągłość kultury. Na tej samej zasadzie powinny być chronione pewne realizacje powojennego modernizmu.
Rem Koolhaas pisze, że I wojna światowa rozpoczęła okres globalizacji i zatarła narodowe różnice w stylach, w związku z tym tożsamość narodowa ustąpiła pozornie nowoczesności. Jak się do tego odnosicie? A.P. Style narodowe są dyskusyjną sprawą. Jeśli popatrzymy na Grupę Wyszechradzką – to kiedy pojedzie się do stolic tych państw i zobaczy się tamtejsze budynki wybudowane w tym samym czasie, to odkryje się wiele elementów wspólnych. Ale zazwyczaj w detalu ujawnia się przynależność narodowa.
Istnieje rodzaj paraleli z tym, co było wtedy i jest teraz. Zmienił się co prawda system ekonomiczny i polityczny, ale nadal działa jakiś rodzaj norm, które nie są narzucone przez państwo, tylko przez zleceniodawców
Instytut Architektury prezentuje dziedzictwo Szyszko-Bohusza. A.P. Nawiązując do XX-lecia, kreśląc klamrę między początkiem I wojny światowej i rokiem 2014, Koolhaas wpisuje się w trend, który jest dosyć niebezpieczny, czyli nawiązania do ruchów narodowych, które w Europie przeżywają swoją wiosnę. Architektura jest mocno uwikłana politycznie – realizacje Szyszko-Bochusza też. XX-lecie było bardzo totalitarne. Architektura była monumentalna, przystosowana do systemu, w którym istniała. Miała być propagandowa i oficjalna. Koolhaas wpisuje się w trend zwrotu
Adam Przywara – student kolegium MISH na Uniwersytecie Warszawskim, w ramach którego realizuje zajęcia w Instytucie Historii Sztuki, Filozofii i na Wydziale Artes Liberales. Łączy zainteresowania historią i teorią sztuki z badaniami nad współczesnymi problemami z zakresu estetyki, architektury, przestrzeni wirtualnej, badań nad przyszłością. Jest współtwórcą projektu Powojenny modernizm i dyrektorem artystycznym BETON Film Festival. Fan filmów sci-fi z lat 70. i net-artu. Stefan Bienkowski – pomysłodawca i założyciel Powojennego modernizmu. Student Wydziału Wzornictwa na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zajmuje się projektowaniem produktu i projektowaniem graficznym. W latach 2009–2011 współorganizował Warszawskie Spotkania Teatralne, publikował w magazynie literacko-kulturalnym „Chimera”, recenzuje literaturę dla MGZN.PL.
czytelnia 163
do rzeczy: róbmy o architekturze, a nie o architektach. Zajmijmy się dachem i drzwiami. Ale dyskusyjne jest nawiązanie do narodu, kiedy w całej Europie narodowcy zaczynają przejmować władzę.
Notes — 91 /
S.B. Bułgarski powojenny modernizm totalnie różni się od tego, który można znaleźć w Polsce. Chociaż i tutaj mamy do czynienia z regionalnymi akcentami – jak polskie ośrodki wczasowe w górach wykończone drewnem nawiązujące do lokalnej architektury. To są te detale. A.P. Na tegorocznym biennale polski projekt mocno zwraca uwagę, że to wszystko wynika z jakiegoś ruchu społecznego – modernizacji XX-lecia, ale jednocześnie zwrotu narodowego. Modernizm jest postrzegany jako dążenie do unifikacji i produkcji architektury, ale jednocześnie dostrzegalne są w nim wpływy konkretnego narodu.
czytelnia 164 Notes — 91 /
CZ8
praktyki artystyczne
MALARSTWO JAKO PLUCIE Dużo z moich prac odnosi się do pojęcia resentymentu. Dążymy do czegoś, co nie nadejdzie, nie uda się. Intryguje mnie ten dysonans między oczekiwaniami a stanem realnym – Cezary Poniatowski maluje kolorem czarnym i o czerni opowiada Alkowi Hudzikowi
Ci, którzy przecierali oczy ze zdumienia po ogłoszeniu werdyktu zeszłorocznego konkursu im. Gepperta, będą musieli oczy trzeć jeszcze długo, bo kariera Cezarego Poniatowskiego wystrzeliła jak z procy. Zajęty jesteś, trudno się z tobą umówić na wywiad. Teraz maluję obrazy na konkurs Future Generation Art Prize organizowany przez Pinchuk Art Center w Kijowie i termin się zbliża. Ostatnio dużo wystaw, obrazy się porozchodziły i trzeba dorobić. Nagroda główna, 100 tysięcy dolarów, piechotą nie chodzi. Ty lubisz brać udział w konkursach. Konkurs Gepperta dawno nie przyciągnął takiej uwagi. Paradoksalnie, bo przecież po kilku latach odejścia od ram malarskich powrócono do malarstwa na wskroś tradycyjnego. Starałem się brać udział w konkursach już jako student, zaraz po ASP też, dużo tego było, ale niestety zazwyczaj się odpada. W końcu zaskoczyło, zauważył
mnie Michał Woliński. Odezwał się jeszcze przed konkursem, nominując mnie do nagrody. Woliński z Piktogramu do mojej pracowni w Polskich Zakładach Optycznych miał pewnie 200 metrów, więc po drodze. Spodobało mu się. Konkurs Gepperta wygrałem, zwycięstwo stało się trampoliną. I teraz wszyscy chcą, cytując Stacha Szabłowskiego „przekłuć balon Poniatowskiego”. Rozgryźć tajemnicę twojego malarstwa, popularności i tak dalej, ale jeszcze nikt z tobą nie rozmawiał. Szybki sukces od razu budzi podejrzenia. Zdaję sobie sprawę z zabójczego tempa, Geppert – wystawa Gumoleum w Piktogramie, wystawa w BWA w Olsztynie, udział w wystawie Co widać w MSN. Wygląda to trochę jak spisek, faktycznie. A to po prostu wypłata za duże ryzyko, zmiana medium i w zasadzie całej mojej kariery... Trochę szczęścia w tym rzecz
No to chyba najwyższy czas na pytanie, które zadaje sobie każdy, czym i o czym jest twoje malarstwo. Jest czarne, często abstrakcyjne, mówisz o nim, że jest nieakademickie. Podszedłem do malarstwa trochę z innej strony. To nie jest Zmęczenie Rzeczywistością, wcale nie chodzi tu o jakąś abstrakcyjną ucieczkę, rzeczywistość odbija się w moich pracach trochę jak w krzywym zwierciadle. Wydaje mi się, że są one świadectwem polaryzacji wyobrażeń o rzeczywistości i samej rzeczywistości. Do tego dochodzi jeszcze mój stosunek do czerni, która mogłaby się kojarzyć z tradycją malarstwa, może nawet powinna.
sama, a każdy z nas ma inne skojarzenia, co pewne skojarzenia są z tą czernią utożsamiane mocniej niż twoje. Ty masz czerń Poniatowskiego, niosącą konkretne znaczenia. Nie rozumiem jednak, dlaczego to czarne malarstwo, efemeryczne abstrakcyjne malarstwo ma dziś pod górkę, ciężko nim „coś opowiedzieć”, a tego oczekują widzowie, krytycy, galerie pewnie też. Dużo z moich prac odnosi się do pojęcia resentymentu, dążymy do czegoś, co nie nadejdzie, nie uda się. Intryguje mnie ten dysonans między oczekiwaniami a stanem realnym. Dlatego wszystko jest jak substytut, z tytułowego dla wystawy w Piktogramie Gumoleum. Myślę, że dzięki temu jest w tym mnóstwo prześmiewczości. Ludzka nieudolność jest arcyciekawa.
Paradoksalnie zależy mi na aktualności, na Czarny to chyba właśnie akademicki obowiązek, rzeczywistości w czarnym wszystkiemu nasączonej nihiładnie. A ja wcale nie mam takich lizmem. Obserciągot. Ta czerń jest bardzo wacja tego, co ambiwalentna. Wiadomo, znam skojarzenia z czernią, mnie denerwutranscendentalną, podniosłą, ale przecież czerń może być je, bezsensowabsolutnie wulgarna. Tej wulnych sytuacji, garności w moich obrazach jest całkiem sporo. Można bałaganu
Porównuje się ciebie z Mikołajem Moskalem. Związki formalne widać gołym okiem. Ostatnio w rozmowie mówił mi, że dla niego malarstwo to emanacja energii, mocno synestetyczne odczucia. Czym dla ciebie jest w takim razie malarstwo? Paradoksalnie zależy mi na aktualności, na rzeczywistości nasączonej nihilizmem. Obserwacja tego, co mnie denerwuje, bezsensownych sytuacji, bałaganu. To się we mnie syntetyzuje, potem to wypluwam. Malarstwo jest właśnie tym pluciem. Mam olewczy, mniej nadęty stosunek do płótna. Ważna jest też odczuwana przeze mnie
czytelnia
Piktogram to kolejne zaskoczenie. Galeria rzadko sięga po młodych, a Michał Woliński jest nadkrytyczny, ostrożnie wybiera artystów, raczej starszych, z tobą było inaczej. Okazało się, że podobnie patrzymy na twórczość, interesują nas te same rejony sztuki. W efekcie zobaczyliśmy, że mamy podobne obserwacje i że w pewien sposób idziemy w tym samym kierunku.
165
powiedzieć, że bardzo sza-
Ludzka nieudol- nuję i cenię czerń, ale równoność jest arcy- cześnie drwię z niej i szydzę. ciekawa Niby „czerń”, jedna i taka
Notes — 91 /
jasna było. No i się opłaciło.
czytelnia 166 Notes — 91 / Cezary Poniatowski: Bez tytułu, 160 cm x 160 cm, akryl, 2014
atmosfera takiej permanentnej tymczasowości, co wydaje mi się jest wyczuwalne w obrazach, ich kruchość, czasami zobojętnienie. Są zgryźliwe, sarkastyczne, męczące, naiwne, niezdarne, niepokojące, zabawne, wstrętne. Ale czasami spokojne i grzeczne – powracająca ambiwalencja. Sporo w tym ironii, groteskowo-prześmiewczej atmosfery, trochę jak u Bułhakowa, albo kiczowato-mrocznego kina Briana de Palmy.
Podobno kiedyś próbowałeś się w street arcie? Przez chwilę, ale to nie dla mnie. Wolę spokojną pracownię niż szybkie tempo pracy na ulicy. Ale ta estetyka jest mi w pewien sposób bliska, burzy jakiś „patetyczny” porządek. Trochę jak Opowieści z krypty – seria na bazie komiksów z lat 50. W jego miejsce ustanawia nowy – przewrotny, makabryczny. Ogólnie fascynują mnie historie banalne, często
je się malarstwem, tworzy rysunki i instalacje. Laureat Grand Prix w 11. edycji Konkursu Gepperta we Wrocławiu w 2013 r. Jego prace można było ostatnio oglądać na wystawie Gumoleum w galerii Piktogram, Sceny rodzajowe w BWA Olsztyn oraz na wystawie Co widać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Współpracuje z Piktogram/ BLA. Mieszka i pracuje w Warszawie. www.cezaryponiatowski.pl
Krytycy chyba jednak dają się nabrać, bo widzą ciemne obrazy i przypisują
czytelnia
mantyzmem. Pojawiają się w nich motywy dziwnej bujnej roślinności, czasami zbitki słowne, które przynajmniej według mnie demonumentalizuja obraz. Widzisz, sięgając po czarną farbę, bardzo łatwo popaść w patos. Natomiast u mnie ma ona podwójny charakter. Jest elegancka, ale też partacka i tandetna.
167
do tego skojarzenia, które już
Mam olewczy, mają w głowie. Tak samo jest z moją „graficzmniej nadęnością”. Pierwsze zdanie z bio ty stosunek do to jak widać najlepszy klucz Generalnie Czasem jednak sięgasz po płótna. Ważna interpretacyjny. wydawało mi się, że moje prametody bardziej konwencjonalne. Na wystawie Co jest też odczu- ce mogą wywoływać niepoOkazało się, że znaczwidać w Muzeum Sztuki wana przeze kój. nie więcej niż niepokoju jest Nowoczesnej w Warszaw odbiorze niezrozumienia. wie można oglądać dość mnie atmosfeAle czy to źle? Chyba nie. nietypowe dla ciebie obrazy odnoszące się w bardzo ra takiej permabezpośredni sposób do nentnej tymcza- Cezary Poniatowski – ur. 1987 r. rzeczywistości. w Olsztynie, absolwent Wydziału sowości Tak, to taki romans z roGrafiki warszawskiej ASP. Zajmu-
Notes — 91 /
nieudolne, prymitywne, ale w bardzo syntetyczny i trafny sposób odnoszące się do ludzkiej natury.
czytelnia
muzyka i spo ł ecze ń stwo
WYZWOLONY PLAYBACK
Notes — 91 /
168
CZ9
Muzyka dzisiaj rozwija się w pewnym wymiarze sama, a kompozytor jest ogrodnikiem czy designerem, który dba o ostateczny kształt rośliny. O znaczeniu komponowania, czystym zaangażowaniu i możliwych formach autonomii w muzyce, z kompozytorem Sławomirem Wojciechowskim rozmawia Paweł Krzaczkowski Istnieje znacząca różnica pomiędzy polską i niemiecką kulturą muzyczną. W Niemczech to nadal centralny wątek kultury, w kraju nad Wisłą to obrzeża. Peter Sloterdijk stwierdził kiedyś, że to, co Niemcom zostało po wojnie, to muzyka, i że tylko na niej można było oprzeć próby odbudowywania świadomości i tożsamości narodowej. Było to możliwe, ponieważ wszystkie kulturowe i społeczne uwarunkowania pozwalały na użycie muzyki w ten sposób. W Polsce muzyka nigdy nie miała takiej rangi, nie patrzono na nią z perspektywy socjologicznej i nie szukano w niej samoświadomości. Tę rolę raczej spełniała poezja. Nasz model jest zupełnie inny i na dodatek znajduje się w ciągłej przebudowie. W niemieckim modelu kluczową rolę odgrywa edukacja i kształtowanie świadomości estetycznej człowieka od samych podstaw. Jeśli jako młody człowiek śpiewasz na przykład w chórze, kształtuje
to nie tylko twój smak i poczucie estetyczne, przede wszystkim tworzysz coś w grupie rówieśników po to, aby inna grupa doceniła waszą pracę. Śpiewanie w chórze, gra w zespole, improwizacja kolektywna, to właściwy grunt dla szerzej zakrojonych procesów społecznych. Jeśli chcemy myśleć o społecznej roli muzyki, to musimy najpierw zejść na sam dół tej drabiny. W krajach protestanckich oddolne praktyki muzyczne miały mocne ugruntowanie w religii. Luter jest tutaj postacią kluczową, bo uważał, że w liturgii w najpełniejszy sposób można się wyrazić śpiewem. Ten mocny etos muzyczny wpisany jest w kulturę krajów protestanckich od kilkuset lat.
Gdzie nas to prowadzi? Zmiany, które zachodzą w kulturze najnowszej, są efektem procesów digitalizacji. Paradoksalnie, digitalizacja doprowadziła do zgonu pewnej fatalnej, powszechnej w latach 70. praktyki śpiewania z playbacku. Głównym źródłem dochodu były wówczas płyty. Zespół ABBA zarabiał na nich
W Polsce muzyka nigdy nie miała takiej rangi, nie patrzono na nią z perspektywy socjologicznej i nie szukano w niej samoświadomości
czytelnia 169
To zejdźmy poziom niżej. Czego na przykład dowiadujesz się, kiedy słuchasz Johannesa Kreidlera albo Stefana Prinsa? Dowiaduję się, że jest silna tendencja do przeciwstawiania się instytucjonalnemu zdominowaniu sztuki jako takiej. Są to procesy, które kreślą wyraźną granicę między kreatywnością, rozwojem sztuki i autentycznością, a instytucjonalnymi zakusami do sterowania procesem tworzenia. Kreidler mówi bardzo wyraźnie, że nie chce być komponowany przez festiwale, przez kuratora. Tworzy alternatywę do instytucji, która rozdaje granty i chciałaby mieć wpływ na treść i charakter sztuki. Słychać tam również wyraźną tendencję do przejścia na stronę wolnego oprogramowania, wolnego dostępu do muzyki i skupienie się na procesach wywołanych przez rozwój nowych mediów.
więcej niż koncern Volvo. Mieliśmy więc nieme lalki na scenie promujące swoje nowe studyjne produkty. Digitalizacja i swobodne kopiowanie plików dźwiękowych sprawiły, że artysta znowu musi wyjść na scenę i pokazać, co rzeczywiście potrafi. Są to procesy odnowy, które nie były intencjonalne, stały się możliwe dzięki rozwojowi technicznemu. Tę refleksję można wyczuć, usłyszeć w wielu współczesnych utworach, tak jak wyraźną modernistyczną chęć mutowania, zmieniania się. Ta muzyka nie jest już materiałowo zorientowana, nie rozwija się poprzez poszukiwanie nowych dźwięków, tworząc nowe idiomatyczne warianty na pograniczu wirtualne–rzeczywiste. Najciekawsze jest dla mnie to, że słysząc jakiś świeży muzyczny idiom, czuję, że nie mógł powstać wcześniej niż trzy lub cztery lata temu. W takich momentach muzyka zdradza nam też, co ją powołało do życia.
Notes — 91 /
Powiedziałeś kiedyś, że najwięcej dowiadujesz się o świecie, słuchając muzyki nowej. Jak to rozumiesz? Historia jest zapisana w dźwiękach. Muzyka, która jest metajęzykiem, mówi nam bardzo wiele o kwestiach społeczno-politycznych, a także psychologicznych. Chociażby wyraźnie czytelne typy charakterów twórców – choleryk, flegmatyk, sangwinik i ich stany emocjonalne.
czytelnia 170 Notes — 91 /
W tym sensie jest ona detektorem rzeczywistości. Tak, ale z drugiej strony dzisiejsza muzyka posiada ogromny walor estetyczny. Jak powiedział Harry Lehmann, mamy do czynienia ze zwrotem treściowo-estetycznym i estetyka jest tutaj wabikiem, który przyciąga publiczność spoza kręgów muzyki nowej, ekskluzywnej, wyspecjalizowanej, pożerającej tak naprawdę swój własny ogon. Jak szeroki jest to nurt? Moim zdaniem jest wszechobecny i jednocześnie efemeryczny. Zwrot treściowo-estetyczny zwiastuje inny rodzaj kontaktu z rzeczywistością poprzez interfejs komputera. Można go tropić we wszystkich dziedzinach sztuki. Na przykład w twórczości, którą prezentuje się w Internecie na Youtubie. Jest to gigantyczna scena, gdzie twórcy, często bez klasycznego wykształcenia, tworzą poważną sztukę. Ale mnie najbardziej interesuje, jak przejawia się to w obszarze muzyki komponowanej i tak zwanej poważnej. Czyli demokratyzacja poprzez cybernetyzację. W związku ze zwrotem treściowo-estetycznym, a także Kreidlerem i Prinsem nasuwa się taka myśl, że mamy tam do czynienia z szukaniem warunków autonomii, także w obszarze środków produkcji. Oznacza to wolność od przemysłu kulturowego, z drugiej zaś strony granie lub igranie z autentycznością. Dobrze, że przywołałeś wątek playbacku, bo u Kreidlera niektóre gesty sceniczne wyrastają z tej gry pomiędzy udawanym i nieudawanym, zaburzając i przesuwając ich wzajemne granice. Choćby gest grania poza klawiaturą fortepianu, w powietrzu. Wykonawca symuluje gest, ale muzyka realnie się pojawia. To trochę powtórzenie gestu playbacku. Wyzwolony playback.
Tak. Poza tym Kreidler i Prins zapośredniczają wykonanie na żywo w nagraniach studyjnych. Jedno nakłada się na drugie i często nie wiadomo, co jest w partyturze, co jest grane na żywo, a co jest tylko symulowane. Powstaje zatem pytanie o autentyczność. Zauważ, że w modernizmie muzycznym autentyczność określała się bardziej wprost. Czyli: ja mam coś ważnego do powiedzenie i to ja identyfikuje się z treścią i formą, w której komunikuję. Nie tworzy się tu dystansu wobec materiału czy jego unieważnienia. Współcześnie trudno nie eksponować ironii i tego, że szczerość nie może określać się wprost, że musi się obudować różnymi podkopami pod afirmatywnym sądzeniem. Nie można sobie pozwolić na taką szczerość wprost, bo taka szczerość już dzisiaj nie funkcjonuje artystycznie. Musi istnieć jakaś strategia maskująca. Przekaz działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego pomiędzy nadawcą i odbiorcą, gdzie obie strony szukają punktów stycznych. Rzeczywistość i jej złożoność nie pozwala na bezpośrednie, niejako ogołocone eksponowanie treści estetycznych. Dzieje się tak dlatego, że na sali często siedzą osoby, które potrafią po kilku dźwiękach zlokalizować historycznie, kulturowo i technologicznie materiał dźwiękowy, rozpoznać w nim treści, którymi dźwięki obrastają w wirtualnych kanałach przepływu. W ten sposób prowadzi się grę aluzji, wskazując wiele dróg interpretacji i używając przeróżnych sposobów kontaktu. Czyli nie jest to pisanie wprost za pomocą neutralnego materiału? Można też powiedzieć, że muzyka dzisiaj rozwija się w pewnym wymiarze sama, a kompozytor jest ogrodnikiem czy designerem, który dba o ostateczny kształt rośliny. I ta tradycja, to źródło i sposób komponowania są ci najbliższe?
To, co zidentyfikował Lehmann, wydaje się najciekawszą propozycją po Lachenmannie. Dla mnie tak właśnie jest. Oczywiście jest szereg innych ciekawych zjawisk, o których nie jesteśmy w stanie nawet usłyszeć. Dzieją się równolegle i w każdej chwili można trafić na nowe źródło świeżości i inspiracji. Kiedy mówię o świeżości, to z akcentem na komunikatywność, ścisłą relację nadawca -odbiorca.
Jak można dzisiaj rozumieć autonomię w muzyce? Czy los muzyki w tym obszarze jest specyficzny na tle innych dyscyplin sztuki? A dalej, czy dostrzegasz nasilanie się presji do zlikwidowania autonomii? Choćby na mocy przemysłu kulturowego, który definiuje zasadność tworzenia w kategoriach instrumentalizacji. Muzyka i tworzenie ma w tym przypadku sens, kiedy może być przydatna wizerunkowo, promocyjnie, służyć miastu lub państwu, albo marce. Jak właściwie można definiować autonomiczność muzyki dzisiaj? W czasach,
dzące na scenie z czterema dźwiękowymi przyrządami. Taki dźwięk powinien objawić swoją odmienioną naturę. I w taki rodzaj tworzenia muzyki wierzę.
Masz na myśli dźwięk, który wraca do siebie poprzez innobyt. Dźwięk, który jest w stanie odgrodzić się od tego, co go otacza i powiedzieć – „ja” jestem tutaj, z tym że najpierw musi to „ja” odnaleźć. Natomiast jeśli chodzi o presję ekonomiczną, to masz oczywiście rację. Obecnie wydaje się szczególnie dotkliwa. Ale powszechny dostęp do informacji i łatwość komunikowania się umożliwiają silną artystyczną kontrę – choćby w działaniach nazwijmy to piratów okupantów, krewnych WikiLeaks, która jest odpowiedzią na procesy zawłaszczania sztuki przez instytucje, media, koncerny, liberalną politykę kulturalną. Słyszysz to w muzyce współczesnej, a przynajmniej w pewnych jej nurtach?
czytelnia 171
kiedy niemal wszyscy Digitalizacja pogodziliśmy się ze statusem zawoalowanych niewolników i swobodne na usługach abstrakcji. kopiowanie pli- Trzeba się skupić na jej najimmanentnych ceków dźwięko- bardziej chach, na jej wyabstrahowawych sprawiły, niu, bo muzyka jest zawsze mową dźwięków. Jeże artysta zno- sztuką, żeli dźwiękowość rozgrywa wu musi wyjść się w multimedialnym pejzato po tym doświadczeniu na scenę i po- żu, może ponownie się zintegrokazać, co rze- wać jako czysto dźwiękowe doświadczenie, jako muzyczywiście ka sama w sobie. Mam tutaj na myśli cztery osoby siepotrafi
Notes — 91 /
Tak. Lektura Lehmanna bardzo mi pomogła po impasie nowomuzycznym, czyli szkole Helmuta Lachenmanna. Cały kwartet smyczkowy Blind Spot napisałem pod wpływem Harry’ego Lehmanna. Mamy tu do czynienia z pożegnaniem z estetyką negatywną i próbą zarysowania świeżego konceptu formalno-brzmieniowego. Opisałem tę przygodę w oddzielnym tekście.
czytelnia 172 Notes — 91 /
To rozbrzmiewa w bardzo wielu miejscach. Musimy sobie jednak zdać sprawę, że kultura zachodnia przeżywa kryzys. To, co Simon Reynolds pisał w Retromanii o muzyce popularnej, dotyczy każdego rodzaju muzyki. Większa część powstającej dziś muzyki brzmi, jakby powstała w latach 70., 80. czy 90. Pojęcie wspólnej tożsamości pokoleniowej, a tym samym konkretnych pokoleniowych stylów, rozsypało się już dawno. Grzebanie w przeszłości, na które jesteśmy dziś skazani, ma jednak drugie oblicze – recyklingu, a ten z natury zakłada technologiczne przetwarzanie i produkcję. Nie grzebiemy już w historycznych kontekstach, tak jak to miało miejsce w postmodernizmie. Mamy mnóstwo nowych narzędzi, które sprawiają, że sięganie do przeszłości może być zupełnie innym, niespotykanym wcześniej procesem kreacji. Wszyscy dzisiaj operujemy narzędziami rejestrowania, przetwarzania, przesyłania dźwięku, komunikowania się na odległość. Każdy ma w domu własną wersję historii muzyki spisaną na kartach pamięci mobilnych urządzeń. Brutalne pytanie. Po co komu dzisiaj kompono wanie? Dla mnie nie jest wcale brutalne, bo nie czuję umocowania tego pytania ani w dyskursie filozoficznym, ani nawet ekonomicznym. Pytanie to nie ma już takiej romantycznej melancholii. Po co komu na przykład Zachęta, szpitale albo parki miejskie. Są to rzeczy społecznie niezbędne. Praktykowanie muzyki to bardzo istotny proces obdarowywania się i dzielenia, to także
kumulowanie pewnego rodzaju siły witalnej, która dopiero w krążeniu między ludźmi nabiera mocy. Jak dzisiaj możemy definiować zaangażowanie w muzyce? Mało kto dziś wierzy w uniwersalne recepty, a te sprzed kilkudziesięciu lat, czyli Brecht, Luigi Nono, Adorno czy Cornelius Cardew, przedawniły się. Jeśli chodzi o zaangażowanie dzisiaj, to myślę, że dobrym przykładem są wszelkiego rodzaju bezinteresowne działania, prowadzenie blogów, aktywności spod znaku occupy, prace nad otwartym oprogramowaniem, dzielenie się twórczością w sieci. Są to wspaniałe impulsy do uruchamiania procesów społecznych poprzez praktyczny kontakt z muzyką. Tutaj szukałbym możliwości wykorzystania muzyki do celów społecznych. Z jednej strony mamy dzisiaj ekonomię dzielenia się, a z drugiej amerykański przemysł filmowy, który próbuje uprawiać swoją ekonomiczną politykę w skali globalnej. Gwarantuje mu to absurdalnie wysokie dochody, a co za tym idzie technologiczną przewagę i estetyczną hegemonię. Możliwość swobodnego kopiowania koryguje tego typu nadużycia.
Praktykowanie muzyki to bardzo istotny proces obdarowywania się linia podziału w muzyce i dzielenia, to Czyli to dzisiaj copyright i copytakże kumulo- left? Niezupełnie, ale to jeden wanie pewne- z przykładów, z jakiego roproblemami mamy go rodzaju siły dzaju dziś do czynienia. No bo co witalnej, która może zrobić sam jeden komKogo zainteresudopiero w krą- pozytor? je zawarty w jego utworze żeniu między manifest? Ważne są działaktóre rzeczywiście mogą ludźmi nabiera nia, coś zmienić. Od kilku lat razem z Anną i Krzysztofem mocy
Czyli stan krytyki muzycznej nie satysfakcjonuje cię? Wydaje mi się, że z jednej strony krytyka muzyczna stopniowo rozrasta się i uniezależnia i jest to tendencja pozytywna, z drugiej zaś strony podlega manipulacji i zawłaszczaniu. Dwadzieścia numerów „Glissanda”, kilka tysięcy stron napisanych przez fascynatów, to są teksty najbardziej znaczące w ostatnich kilkunastu latach. Do tego książki wydawane przez wydawnictwo Krytyki Politycznej czy Ha!art.
W związku z komponowaniem pojawia się problem programowania znaczeń i szczerości. Jeśli nie rozmawiamy
czytelnia 173
Czy muzyce potrzebna jest krytyka muzyczna i czy zadowolony jesteś ze stanu polskiej krytyki muzycznej? Dużo się wydarzyło od pojawienia się pokolenia „Glissanda”. To było pierwsze pokolenie, które miało swobodny dostęp do Internetu i możliwość wyjazdów za granicę. Mogła zaistnieć dzięki temu swobodna wymiana informacji. Jednak problem polega na tym, że pół wieku żelaznej kurtyny bardzo źle wpłynęło na całą muzykę wschodnioeuropejską. Ta nasza powojenna rzeczywistość była tak naprawdę zlepkiem obyczajów, intencji, kompromisów i alienacji. Po otwarciu granic okazało się, że nie jest on żadną alternatywą wobec kultury Zachodu, tylko zwykłą ułomnością. I ta ułomność nam dziś ciąży. Uświadomienie jej sobie i przepracowanie jest bardzo ważne, inaczej twórców dotyka demencja, a krytyków mito- bądź grafomania. Martwi mnie też ogromnie to, co stało się z polską muzykologią. Przeglądałem ostatnio książkę o muzyce XX wieku pewnego cenionego profesora i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Czy ktoś z zewnątrz ocenia takie prace?
Światłe przykłady, ale to nie wszystko, a muzyka współczesna to nie cała muzyka. Mam wrażenie, że rosną w siłę koalicje pomiędzy przemysłem kulturowym a krytyką, gdzie dystans jest redukowany do tego stopnia, że krytyk staje się elementem spektaklu przemysłu kulturowego. W rezultacie traci zdolności poznawcze i kulturotwórcze, kończąc jako bezmyślne powtarzanie pustych i nic nieznaczących formuł. To, o czym mówisz, jest w Polsce tematem nowym i na razie częściej przedmiotem prywatnych dyskusji krytyków, dziennikarzy i kompozytorów niż szeroko dyskutowanym problemem. Niebezpieczeństwo uzależnienia krytyków zaczyna się wtedy, gdy życie muzyczne scentralizowane jest w kilku wielkich instytucjach czy ośrodkach kultury, zaś krytyka traktowana jest jako element strategii marketingowej i narzędzie polityki kulturalnej kreowanej przez wielkie instytucje kultury. Jeśli kiedyś problemem były towarzyskie powiązania krytyków i artystów, to teraz są nim przede wszystkim prawne powiązania krytyki z polityką kulturalną i ekonomią. „Glissando” od lat jest robione bez honorariów autorskich, tam zaś, gdzie na krytykę przeznaczone są jakieś pieniądze, rozmaite instytucje węszą swoje interesy. Smutnym przykładem stawiania znaku równości między krytyką muzyczną a efektywnością ekonomiczną, polityczną i marketingową jest kryzys w „Ruchu Muzycznym”, a więc najważniejszym do niedawna piśmie muzycznym. Nowe instytucje, choćby Instytut Muzyki i Tańca świetnie sobie radzą w obszarze animacji muzyki, ale bez świadomej i niezależnej krytyki muzycznej trudno będzie tym wszystkim instytucjom znaleźć właściwy feedback, co oznacza ryzyko sprzeniewierzenia się i misyjnej porażki.
Notes — 91 /
Kwiatkowskimi oraz ich Fundacją „Harmonie i hałasy” prowadzę warsztaty muzyczne dla dzieci i młodzieży. Wspólne tworzenie to też forma zaangażowania.
czytelnia 174 Notes — 91 /
szczerze i nie mamy warunków do tego, to niemożliwe staje się, by coś sobie powiedzieć. Możemy wówczas co najwyżej przepychać między sobą znaczenia. Tej szczerości nie rozumiem oczywiście w sensie romantycznym, ani wczesnomodernistycznym. Pewnie trudno o szczerość bez ironii, bez programowania na poziomie meta, z kontekstowym traktowaniem materiału, ale w gruncie rzeczy bez szczerości lądujemy w przemyśle kulturowym. Ta szczerość to świadomość społecznych znaczeń. Czy rzeczywiście traktujemy muzykę jako sztukę, czy tylko estetyczny towar. Czy szukamy na siłę kolejnego Szymanowskiego i Chopina, bo potrzebne nam są nowe, grywane na świecie polskie utwory, czy może za tą fasadą estetyczną kryją się dla nas ważniejsze treści. Często muzykę traktuje się zupełnie przedmiotowo, jak wazon z kwiatami upiększający różnego rodzaju uroczystości. W muzyce współczesnej brakuje refleksji nad tym, czym muzyka jest, była i czym może być.
Nie można sobie pozwolić na taką szczerość wprost, bo taka szczerość już dzisiaj nie funkcjonuje artystycznie. Musi istnieć jakaś strategia maskująca
Ale to często też wina kompozytorów, bo zapominają o autorefleksyjnym komponencie muzyki, że forma i materiał też są myślą, czy też mogą nią być, i wówczas mamy do czynienia z narzędziem komunikowania się na poziomie intelektualnym. Wielu kompozytorów kończy swoją pracę na płaszczyźnie zmysłowej, a płaszczyzna intelektualna gdzieś im umyka. Samo pojęcie muzyki zdradza tendencje do zamykania się w sferze zmysłowej, ale cała zabawa polega na tym, że to nie jest tylko sprawa
zmysłów. Gdyby tak było, to na dobrą sprawę niemożliwy byłby proces zmian w muzyce, czyli zawsze byłaby taka sama. Jeśli poprzestajemy na wulgarnym poziomie rozumienia muzyki jako sfery zmysłów, to muzyka się kończy. A nawet się nie zaczyna. Sztuka nie zniża się do powielania estetycznych stereotypów. Jeśli kompozytorzy poprzestają na sferze estetycznej, to zazwyczaj dlatego, że chcą spełnić oczekiwania słuchaczy. A to zwykły populizm.
I działamy wtedy w sferze symulakrów. Dokładnie. Muzyka to wybieranie się ze słuchaczem na dalekie wycieczki, często wymagające wysiłku, ale ten wysiłek zawsze powinien być nagrodzony. To odpowiedzialne i ryzykowne wyzwanie, ponieważ często sami możemy błądzić i zabierać ludziom cenny czas. Na koniec chciałem jeszcze poruszyć temat moderny dzisiaj, czyli komponowania po postmodernizmie. Jak według ciebie może się ono uprawomocnić? Odnoszę się przy okazji do twojej opery i Malewicza, który pełni trochę funkcję źródłowej figury etosowego modernizmu. Na modernę sprzed stu czy sześćdziesięciu lat można patrzeć czysto historycznie, wtedy jest to proces cyklicznego wahania się. Wiadomo, że po modernizmie mamy postmodernizm, teraz z kolei czujemy wyraźne odchylenie w drugą stronę. Można też rozumieć modernizm jako światopogląd, jako przynależność kulturową. Postmodernizm można
I bez zaangażowania. Więc całkowicie opowiadam się za wiarą Malewicza i odbudowywaniem modernistycznych tendencji w każdej dziedzinie. Nie sądzę, aby można było przywrócić te historyczne kategorie dzisiaj dosłownie, ale można się żywić ich energiami, treściami, które są tam obecne. Jakimi? Nadzieją i wiarą w zmienianie świata. Pamiętajmy, że suprematyzm miał być systemem politycznym, który nastąpi po komunizmie, systemem, do którego zmierza cały świat. Poza tym, jeśli Malewicz malował ikonę bezprzedmiotowości, to po to, żeby powiesić ją dokładnie w miejscu ikony religijnej. Z takim człowiekiem zupełnie inaczej się rozmawia. Z ruchem modernistycznym możemy zatem wiązać opozycję aktywne–pasywne, przy czym modernizm to aktywne. Od dłuższego czasu kultura budowała jednak w nas pasywność. Można też przywołać opozycję Sloterdijka, czyli ciężkość–lekkość. Tak było z lewicą, która przeszła na stronę lekkości, liberalizmu czy wręcz hedonizmu, czyli im bardziej jestem otwarty i wyluzowany, tym bardziej lewicowy. Ale w pewnym momencie okazało się, że bałagan wokół
Sławomir Wojciechowski – ur. 1971, kompozytor, pedagog. Jego opera Zwycięstwo nad Słońcem miała niedawno premierę w Operze Narodowej w Warszawie. Ukończył Staatliche Hochschule für Musik und Darstellende Kunst w Stuttgarcie w klasie kompozycji Marka Stroppy (2000–2004) oraz teorię muzyki i nowych mediów w klasie Matthiasa Hermanna (1998–2002). Uczestnik kursów i seminariów muzycznych prowadzonych m.in. przez Helmuta Lachenmanna, Briana Ferneyhough, Karlheinza Stockhausena, Klausa Hubera, Louisa Andriessena. Jego muzyka wykonywana była na wielu festiwalach muzyki współczesnej, m.in. Musica Polonica Nova, Musica Electronica Nova, Elektronische Nacht w Stuttgarcie, Intersonanzen w Poczdamie, Berlin Biennale, Ad Libitum, Festiwalu Prawykonań w Katowicach i Warszawskiej Jesieni. Współorganizował festiwal. Zajmuje się również publicystyką i tłumaczeniami literatury muzycznej. Stypendysta Donaueschinger Musiktage, ZAIKS-u, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, miasta stołecznego Warszawy i Instytutu Muzyki i Tańca.
czytelnia 175
jest tak duży, że przeszkadzało im to w spokoju przeżywać kolejne transgresje. No i pojawiła się konieczność opowiedzenia się po stronie moralności, porządku, dyscypliny, odpowiedzialności, czyli cech, z którymi w wydaniu mieszczańskim zmagała się rewolta lat 60. Jak pisze Sloterdijk, linia między punktem wyjścia a planowanym celem musi być stale napięta, bo jest ona kręgosłupem każdej kultury. Starsze panie z Radia Maryja i młodzi ludzie z Krytyki Politycznej protestujący wspólnie przeciw zamykaniu przedszkoli. Takie rzeczy już się zdarzały. To są współcześni moderniści, którzy wychodzą na ulicę i mówią: Przedszkole zostaje. Koniec, kropka! Polecam wszystkim gorąco manifest Andrzeja Turowskiego Sztuka, która wznieca niepokój. Tłumaczy on tam demokrację jako stan permanentnego kryzysu. To czyste zaangażowanie i ciężkość.
Notes — 91 /
wtedy odczytywać jako rozwijanie modernistycznych zdobyczy w epoce globalnej wymiany informacji. W taki sposób zmieniała się awangardowa muzyka Stockhausena czy Bouleza, ale to była nadal trajektoria modernistyczna. Tak właśnie rozumiem modernizm. Jeśli sięgam do Malewicza, to dlatego, że jest on dla mnie rezerwuarem wiary i znaczeń. W swojej operze trochę się z Malewicza naśmiewam, z jego futurystycznych wizji i momentami dziecięcej naiwności. Ale jednocześnie ten człowiek wzbudza mój podziw. To wspaniały przewodnik dla społeczeństw dryfujących dzisiaj bez celów i wiary.
GDZIE BYWA NOTES 176 Notes — 91 /
GDZIE BYWA NOTES BERLIN: Collectiva, Brunnenstraße 152, ; Instytut Polski w Berlinie, Burgstraße 27; Żak / Branicka, Lindenstraße 35; BIAŁYSTOK: Białostocki Ośrodek Kultury, ul. Legionowa 5; Galeria Arsenał, ul. Mickiewicza 2; Klub Metro, ul. Białówny 9A; BIELSKO BIAŁA: Galeria Bielska BWA, ul. 3 Maja 11; BYDGOSZCZ: Galeria BWA, ul. Gdańska 20; Klub Mózg, ul. Gdańska 10; Akademia Przestrzeń Kulturalna, ul. Gabary 2; BYDGOSZCZ: Zespół Szkół Plastycznych, ul. Konarskiego 2; KlubTabu, ul. Zbożowy Rynek 6; BYTOM: Bytomskie Centrum Kultury, ul. Żeromskiego 27; Galeria Kronika, Rynek 26; CIESZYN: Czytelnia na granicy, ul. Zamkowa 1; Zamek Cieszyn, ul. Zamkowa 3 abc; Instytut Sztuki, Uniwersytet Śląski, ul.Bielska 66; Galeria Szara, ul. Srebrna 1; ELBLĄG: Centrum Sztuki Galeria EL, Kuśnierska 6; GDAŃSK: Cafe Fikcja, al. Grunwaldzka 99⁄101; Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, ul. Jaskółcza 1; Galeria Gablotka, ul. Doki 1, Stocznia Gdańska, Budynek Dyrekcji, II pietro; Instytut Sztuki Wyspa, ul. Doki 1/145B, Stocznia Gdańska; Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej, ul. Narutowicza 11/12; GDYNIA: Kawiarnia Cyganeria, ul. 3 Maja 27; Stowarzyszenie A KuKu Sztuka, ul. Armii Krajowej 24; Ucho, ul. Św. Piotra 2; GLIWICE: Centrum Organizacji Kulturalnych ul. Studzienna 6; GORZÓW WIELKOPOLSKI: MCK Magnat, ul. Drzymały 26; Miejski Ośrodek Sztuki, ul. Pomorska 73; GRĘBODZIN: Fundacja Świątynia Sztuki ul. Szkolna 31; GRUDZIĄDZ: Centrum Kultury Teatr ul. Marszalka Focha 19; JELENIA GÓRA: Biuro Wystaw Artystycznych, ul. Długa 1; KATOWICE: Galeria Rondo Sztuki, Rondo im. gen. Jerzego Ziętka 1; Galeria Architektury SARP, ul. Dyrekcyjna 9; Galeria Sztuki Współczesnej BWA, Al. Korfantego 6; ASP Katowice, Katedra Malarstwa, Rysunku i Rzeźby, ul. Dąbrówki 9; Centrum Kultury Katowice, Plac Sejmu Śląskiego 2; KATO.BAR ul. Mariacka 13; Katowice — Miasto ogrodów, plac Sejmu Wielkiego 2; Biblioteka Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach ul. Rolna 43; KIELCE: Galeria Winda, pl. Moniuszki 2b; KONIN: Galeria Sztuki Wieża Ciśnień, ul. Kolejowa 1A; KONSTANCIN-JEZIORNA: Galeria f150 ul. Ścienna 150, Bielawa; KOSTRZYN NAD ODRĄ: Kostrzyńskie Centrum Kultury, ul. Sikorskiego 34; KOSZALIN: HOLO::Studio, ul. Franciszkańska 24; Klub Plastelina, ul. Barlickiego 22/7; Pracownia Projektowa MJM, ul. Artylerzystów 6c; KRAKÓW: BAL, Ślusarska 9; Barwoteka, ul. Św. Wawrzyńca 36A; Bomba, Plac Szczepanski 2/1; Drukarnia Kolory, ul. Starowiślna 51; Galeria Zderzak, ul. Floriańska 3; Galeria MOHO, ul. Berka Joselewicza 21c; Galeria Pauza, ul. Floriańska 18/5, II piętro; Goldex Poldex ul. Józefińska 21/12; Instytut Historii Sztuki UJ, ul. Grodzka 53; Korporacja Ha!Art, w Bunkrze Sztuki na piętrze, Pl. Szczepański 3A; Małopolski Instytut Kultury, Karmelicka 27; Miejsce, ul. Miodowa 21 (wejście od Estery 1); MOCAK Muzeum Sztuki Współczesnej, ul. Lipowa 4; Muzeum Etnograficzne, Plac Wolnica 1; Policealne Studium Plastyczne Anima Art, ul. Zamoyskiego 29/8; Teatr Łaźnia Nowa, os. Szkolne 25; Wydział Form Przemysłowych ASP, ul. Smoleńsk 9; LESZNO: Galeria Miejskiego Biura Wystaw Artystycznych, ul. Leszczyńskich 5; LUBLIN: ACK UMCS „Chatka Żaka”, ul. Radziszewskiego 16; Galeria Biała, ul. Narutowicza 32; Kawiarnio-Księgarnia „Spółdzielnia”, ul. Peowiaków 11; Stowarzyszenie Homo Faber, ul. Krakowskie Przedmieście 39; Lubuskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych, ul. Lipowa 13; ŁÓDŹ: Łódź Art Center/Międzynarodowe Centrum Sztuki w Łodzi, ul. Tymienieckiego 3; Galeria FF, Łódzki Dom Kultury, ul. Romualda Traugutta 18; Galeria Ikona, ul. Fabryczna 19; Galeria Manhattan, ul. Piotrkowska 118; Muzeum Sztuki w Łodzi, Więckowskiego 36; Galeria Fabryczna 9, ul. Fabryczna 9; Księgarnia Mała Litera, ul. Nawrot 7; Księgarnia Mała Litera Art przy Muzeum Sztuki w Łodzi — MS2 w Manufakturze; Pan Tu nie stał, ul. Piotrkowska 138/140; Wydział Edukacji Wizualnej ASP w Łodzi, ul. Franciszkańska 76/78; Wyższa Szkoła Sztuki i Projektowania, ul. Targowa 65; NOWY WIŚNICZ: Liceum Państwowe im. Jana Matejki; OLEŚNICA: Klub Animatorów Kultury „Kaktus“ (przy Miejskim Ośrodku Kultury i Sportu), ul. Reja 10; OLSZTYN: Biblioteka Multimedialna Planeta 11, ul. Piłsudskiego 38; BWA Galeria Sztuki Al. J. Piłsudskiego 38; haloGaleria MOK, ul. Dąbrowszczaków 3; UWM FM, ul. Kanafojskiego 1; OPOLE: Galeria Sztuki Współczesnej, Pl. Teatralny 12; Kofeina, Kościuszki 31a; Kiosk Kulturalny, ul. Piastowska 17; OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI: Pracownia Otwarta „Kontrola Jakości”, al.Solidarności 9; POZNAŃ: ASP Wydział komunikacji multimedialnej, Al. Marcinkowskiego 29; Bookarest Księgarnia, Stary Browar; Dziedziniec, ul. Półwiejska 42; Galeria Miejska Arsenał, Stary Rynek 3; Galeria Przychodnia, ul. Przybyszewskiego 39; Galeria Stereo, ul. Słowackiego 36/1; Głośna, ul. Św. Marcin 30; Spot, ul. Dolna Wilda 87; Kisielice klub i galeria, ul. Taczaka 20; Stary Browar, Art Station Foundation, ul. Półwiejska 42; RADOM: Czytelnia Kawy, ul. M.C. Skłodowskiej 4; Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” ul. Kopernika 1; RADZYŃ PODLASKI: Kawiarnia Kofi&Ti, ul. Warszawska 15; SANOK: BWA Galeria Sanocka, Rynek 14; SŁUPSK: Galeria Interdyscyplinarna, Młodzieżowe Centrum Kultury, ul. 3-go Maja 22; SOPOT: lalala bar, ul. Rzemieślnicza 42; Starachowice: Starachowickie Centrum Kultury, ul. Radomska 21; SZCZECIN: Liceum Plastyczne, ul. Kurkowa 1; Miejsce Sztuki OFFicyna, ul. Lenartowicza 3/4; Piwnica Kany, Pl. Piotra i Pawła 4/5; Miejska Galeria Sztuki 13 Muz, pl. Żołnierza Polskiego 2; Zachęta Sztuki Współczesnej, al. Wojska Polskiego 90, zachetaszczecin.art.pl; SZTOKHOLM: Polska Institutet, Mosebacke torg 4; TARNOWSKIE GÓRY: Galeria Sztuki Inny Śląsk, ul.Karola Miarki 2; TARNÓW: BWA Galeria Miejska, Dworzec PKP, Pl. Dworcowy 4 TORUŃ: Dom Muz, ul. Podmurna 1/3; Piwnica Pod Aniołem, Rynek Staromiejski 1; Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu”, ul. Wały Gen. Sikorskiego 13; Galeria Sztuki Wozownia, ul. Rabiańska 20; WARSZAWA: Bęc, Mokotowska 65; Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Dobra 56/66; Café Karma, Pl. Zbawiciela 3/5; Czeskie Centrum, Aleja Róż 16; Czuły Barbarzyńca, ul. Dobra 31; Eufemia, Krakowskie Przedmieście 5; Fibak Gallery, ul. Krakowskie Przedmieście; Filtry Cafe, Niemcewicza 3; Fundacja Atelier, ul. Foksal 11; Fundacja Galerii Foksal, ul. Górskiego 1A; galeria 2.0, Krakowskie Przedmieście 5; Galeria Kordegarda, ul. Krakowskie Przedmieście 15/17; Galeria M2, Oleandrów 6; Galeria Raster, ul. Wspólna 63; Instytut Cafe, al. Ujazdowskie 6; Instytut Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Krakowskie Przedmieście 3; Instytut Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28; Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Karowa 18; Kafka, ul. Oboźna 3; Kępa Café, Finlandzka 12a/12; Kluboksięgarnia Serenissima, CSW Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2; Kolonia, róg Ładysława i Łęczyckiej; Lokalna, ul. Różana; Lokal_30, ul. Wilcza 29a/12; Lowery, ul. Walecznych 5; Ministerstwo Kawy, ul. Marszałkowska 27/35; Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ul. Pańska 3; planB, al. Wyzwolenia18 (wejście od pl. Zbawiciela); Powiększenie, ul. Nowy Świat 27; Powiśle, Kruczkowskiego 4; Sklep Filmowy Celuloid w Kinie Muranów, ul. Gen. Andersa 1; Sklep rowerowy MILOU.PL, ul. Wiktorska 89; Tarabuk, ul. Browarna 6; TR Warszawa, ul. Marszałkowska 8; Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Pl. Małachowskiego 3; Mazowieckie Centrum Kultury, ul. Elektoralna 12; Krytyka Polityczna, ul. Foksal 16; Pardon To Tu, Plac Grzybowski 12/16; Spokojna, ul. Spokojna 15; WROCŁAW: Akademia Sztuk Pięknych, Biblioteka, Pl. Polski 3/4; Art-Cafe Pod Kalamburem, al. Kuźnicza 29 a; Cafe Pestka, ul. Wincentego 45/1b; Cafe Rozrusznik, ul. Cybulskiego 15; Galeria Awangarda, ul Wita Stwosza 32; Dolnośląska Centrum Informacji Kulturalnej OKiS, Rynek-Ratusz 24; Galeria Entropia, ul. Rzeźnicza 4; Klubokawiarnia Mleczarnia Włodkowica 5; Klub i księgarnia Falanster ul. św. Antoniego 23; Ośrodek Postaw Twórczych, ul. Działkowa 15; Mieszkanie Gepperta, ul. Ofiar Oświęcimskich 1/2; WRO Art Center, Widok 7; ZIELONA GÓRA: Galeria Titmouse, ul. Sikorskiego 66; Galeria BWA, al. Niepodległości 19; ŻYWIEC: Fundacja Klamra, os. 700-lecia 4/18
patrz!
Andrzej Tobis
Notes — 91 /
177
Dowody rzeczowe
przewodnik po wystawie
patrz! Notes — 91 /
178
Wstęp Dowód rzeczowy to termin kojarzący się bardziej z kryminalistyką niż malarstwem. Jednak zarówno zbrodnia, jak i obraz rodzą się w ludzkim umyśle. Czy zbrodnię popełnioną jedynie w umyśle można w ogóle nazwać zbrodnią? Myślę, że można ją tak nazwać dokładnie w takim samym stopniu, w jakim obraz może być jej dowodem. Dowód rzeczowy to po angielsku exhibit. Może w kulturze anglosaskiej kryminalistyka i sztuka nie są od siebie aż tak odległe jak w kulturze polskiej? W swoich obrazach nie zajmuję się jednak kryminalistyką i zbrodniami, lecz myślami. Chyba że uznamy za zbrodnię pojawienie się jakiejkolwiek myśli w jakimkolwiek umyśle. Mam nadzieję, że obrazy pokazane na wystawie są dowodem rzeczowym na to, że myśl pojawia się czasem w moim umyśle. Jeśli tak nie jest, wszystkie dowody uznać należy za sfabrykowane. Bohaterem wszystkich obrazów jest rzeźba. Za każdym razem inna, ale zawsze geometryczna i na ogół abstrakcyjna. Każda rzeźba została wymyślona przeze mnie, a obraz, na którym jest przedstawiona, jest jedynym rzeczowym dowodem jej istnienia. Każda rzeźba jest więc myślą, która w moim umyśle przybrała mniej lub bardziej abstrakcyjno-geometryczny kształt. Ten przewodnik pozwala zorientować się, jaka ścieżka w każdym poszczególnym przypadku doprowadziła do zarysowania się myśli/rzeźby. Czasem mamy do czynienia z dowodami niezbitymi, czasem z poszlakami.
patrz! Notes — 91 /
179
Po tym krótkim wstępie pozwolą Państwo, że zaproszę na wystawę. Zwiedzanie rozpoczniemy od początku, czyli od drzwi wejściowych. Wchodząc do Centrum Sztuki Współczesnej KRONIKA, na ścianie po prawej stronie zobaczymy obraz pod tytułem Dzisiejsi modelarze to jutrzejsi rzeźbiarze. Na następnej stronie znajdą Państwo opis tego obrazu. Następujące po sobie kolejne opisy wyznaczają kierunek zwiedzania.
Notes — 91 /
180
patrz!
patrz!
Pierwsze dwa obrazy odnoszą się do początków twórczości i świadomości.
Autor w wieku lat 16 adorujący rzeźbę klasyczną. Berlin, 1986.
Gałąź brzozowa.
Notes — 91 /
Jest to jedyny na wystawie obraz, na którym widzimy postać i postać ta nie jest rzeźbą. Jest młodym człowiekiem, tytułowym modelarzem. Młody człowiek skleja model i możliwe, że model ten jest modelem rzeźby, ale on (modelarz) nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. W jego wieku rzeźba, jeśli w ogóle z czymkolwiek się kojarzy, to jedynie z klasycznymi, muzealnymi obiektami. W ciągu kilku następnych lat wszystko może ulec radykalnym zmianom. Młody człowiek może przynoszone do domu kawałki gałęzi zacząć traktować jako rzeźby skończone i doskonałe.
181
Dzisiejsi modelarze to jutrzejsi rzeźbiarze
Notes — 91 /
182
patrz!
patrz!
Bomba
Notes — 91 /
183
Ten obraz to po prostu bomba. Została wykonana w mieszkaniu przez pirotechnika amatora (kiedyś był modelarzem). Takie inicjatywy są nielegalne, więc bomba dla niepoznaki udaje rzeźbę. Ma na tyle otwartą formę, że przez osoby niezainteresowane sztuką może być odbierana jako wazon. Nikt z domowników się nie zorientował. Ktoś nawet włożył do niej suchą gałązkę przyniesioną ze spaceru z psem. Pies coś wyczuwa. Jest niespokojny i ciągnie na dwór.
Mija czas.
Notes — 91 /
184
patrz!
patrz!
Jesteśmy we współczesności. Autor tłumaczy się, dlaczego tak długo nie malował.
Notes — 91 /
Obraz ten jest chronologicznie pierwszym obrazem z wszystkich prezentowanych na wystawie. Powstał w czasie, kiedy po długiej przerwie wróciłem do malowania. Pięcioletnia przerwa w malowaniu związana była z intensywną pracą nad projektem A-Z (Gabloty edukacyjne). W ramach tego projektu hasłom ze starego słownika ilustrowanego, wydanego w NRD, przypisywałem obiekty odnalezione i sfotografowane we współczesnej Polsce. Jedno z haseł które udało mi się zrealizować to farby, barwy. Ilustruje je zdjęcie odnalezionego pudełka szkolnych akwarelek. Pudełko zostało porzucone i przeleżało wiele lat w starej, nieużywanej szklarni. Akwarele długo leżały na ziemi, ale dzięki szklarniowym warunkom, resztki pokruszonego pigmentu nie zostały wypłukane przez deszcz. Kolory w okrągłych otworach były ledwo widoczne, ale wciąż można je było rozpoznać. Na obrazie widać rzeźbę, której częścią są trzy koła. Każde koło jest w innym kolorze. Kolory są bardzo ciemne, ledwo rozpoznawalne — niebieski, czerwony, zielony. Obraz jest próbą przypomnienia sobie kolorów, przypomnienia sobie malarstwa.
185
Dysponujemy następującymi kolorami
Notes — 91 /
186
patrz!
patrz!
Następne dwa obrazy zwracają uwagę na oczywiste związki geometrii z matematyką i fizyką. Uświadamiają nam też, że na geometrię możemy natknąć się w lesie i nad jeziorem.
Obraz Wielościan Conelly’ego jest więc ilustracją powyższej przypowieści. Powiedzieć o obrazie, że jest on ilustracją, jest dla niego równie degradujące jak sprowadzenie bryły wielościanu do dwóch wymiarów.
Notes — 91 /
Wielościan, którego siatka widoczna jest na obrazie został odkryty przez Roberta Conelly’ego w 1978 roku. Był to pierwszy z dwóch odkrytych jak dotąd fleksorów (drugi został odkryty w tym samym roku przez Klausa Steffena). Fleksor to szczególny rodzaj bryły geometrycznej — jest to tak zwany wielościan ruchomy (w odróżnieniu od wielościanów sztywnych). Oznacza to, że gdyby jego krawędzie działały jak zawiasy, to możliwa jest zmiana położenia jego ścian względem siebie, bez naruszania ich sztywności. Przed odkryciem wielościanu Conelly’ego nie było dowodu na to że takie wielościany mogą istnieć. Nic dziwnego, że te wyjątkowe właściwości i okoliczności sprawiły, że wielościan Conelly’ego poczuł się lepszy od innych. Patrzył z góry na pozostałe wielościany, nazywał je sztywniakami, demonstracyjnie wyginał się w towarzystwie, co budziło ogólną konsternację, dezaprobatę i zgorszenie. Reakcje wielościanów podszyte były tłumioną, bezsilną zazdrością. Najgorsze jednak miało wydarzyć się w roku 2007. Wielościan Conelly’ego stwierdził, że wydana w tym czasie płyta pod tytułem Sexi Flexi, polskiej wokalistki Natalii Kukulskiej, jest płytą nagraną na jego cześć. W społeczności wielościanów wybuchła histeria. Wielościany nie słuchają popu w ogóle. Akceptują jedynie muzykę klasyczną, a Wielka Piątka Wielościanów Foremnych, pełniąca rolę liderów, respektowanych przez wszystkie inne wielościany, za szczytowe osiągnięcie muzyczne uznaje Planety Gustawa Holsta. Te preferencje związane są z koncepcją modelu kosmologicznego Johanesa Keplera w którym wielościany foremne odgrywają kluczową rolę. Wielościan Conelly’ego szarżując dalej, stwierdził, że Planety Holsta są do niczego, bo żadna część tej suity koncertowej nie odnosi się do planety Ziemia. A Ziemia jest najważniejsza, i najpełniej wyraża ją Sexi Flexi. Grupa Wielkiej Piątki Wielościanów Foremnych podburzyła wszystkie pozostałe. Wielościan Conelly’ego został schwytany i siłą zaciągnięty do lasu. Tam brutalnie rozłożono go do postaci dwuwymiarowej siatki, co jest dla każdego wielościanu najwyższą formą upokorzenia. Dodatkowo, siatkę wielościanu Conelly’ego powieszono na metalowym drążku, szydząc i wołając — Niech się teraz kiwa, fleksor jeden!
187
Wielościan Conelly’ego
Notes — 91 /
188
patrz!
patrz! Notes — 91 /
Przypadkiem natknąłem się kiedyś w sieci na wykres, który mi się bardzo spodobał. Nie miałem pojęcia co oznacza, spodobał mi się tylko jego abstrakcyjny wygląd. Dotarłem do jego znaczenia, i okazało się że jest to Stożek Macha. Stożek Macha (jego powierzchnia) powstaje z nakładających się na siebie fal dźwiękowych, emitowanych przez obiekt poruszający się z szybkością przekraczającą prędkość dźwięku. Nakładające się na siebie, koncentryczne fale dźwięku wzmacniają się i tworzą dźwiękową falę uderzeniową. Dźwięk rozchodzi się wewnątrz Stożka Macha. Z opisu odnalezionego wykresu wynika, że cała strefa otaczająca Stożek Macha nazywana jest Strefą Ciszy. To strefa do której dźwięk w postaci fali uderzeniowej jeszcze nie dotarł. Strefa Ciszy to jednak termin, który kojarzy mi się głównie z ochroną przyrody. Określa się nim obszar, na którym ze względu na ochronę miejsc lęgowych ptactwa nie można używać silników motorowych ani żadnych sygnałów dźwiękowych. Chodzi też o zachowanie walorów wypoczynkowych danego terenu. Obraz przedstawia więc rzeźbę graficznego przedstawienia Stożka Macha i związaną z nim Strefę Ciszy rozumianą w sensie fizycznym (akustycznym), ustawioną nad jeziorem objętym Strefą Ciszy rozumianą w kontekście ochrony przyrody. Jest to wizualizacja jedynej legalnej formy obecności Stożka Macha w chronionym Strefą Ciszy terenie. Obecność prawdziwego Stożka Macha wiązałaby się z hukiem fali uderzeniowej. Oto przewaga sztuki! Zamiast jednej, mamy dwie Strefy Ciszy, a wszystko to bez łamania prawa.
189
Stożek Macha i Strefa Ciszy
Notes — 91 /
190
patrz!
patrz!
Kolejne dwa obrazy opowiadają o rzeczach bliskich. Dom i jego otoczenie.
Dom polski w budowie, Poręba, ul. Wiosenna, Google Street View.
Notes — 91 /
Usługa Google Street View stała się inspiracją dla wielu działań artystycznych, także dla powstania tego obrazu. Street View jest tak gigantycznym symulakrum, że skleja się z samą rzeczywistością, w stopniu dotąd nieosiągalnym dla żadnych innych zapośredniczeń. Ten hiperobraz wydaje się być spełnieniem utopijnego marzenia Friedricha Monroe, tajemniczego reżysera, bohatera filmu Lisbon Story Wima Wendersa. Doskonale obiektywna rejestracja całej rzeczywistości, bez skażenia subiektywną ludzką percepcją. Gdyby Street View było projektem artystycznym, jego autor zyskałby nieśmiertelną sławę. Projekt nazwanoby długo wyczekiwanym, pełnym zapisem socjologicznym, bolesnym obrazem rzeczywistości, największą fotografią świata, itd, itp. Istnienie Street View sprawia, że niektóre artystyczne działania o dokumentacyjnym charakterze tracą sens. Po długo wyczekiwanym pojawieniu się Street View w Polsce, ja także podróżowałem wirtualnie po kraju, i było to doświadczenie pod pewnymi względami bardzo zbliżone do włóczenia się związanego z pracą nad projektem A-Z (Gabloty edukacyjne). Monotonia krajobrazu przetykanego ławicami i punktami jednorodzinnych domów. Pustka i niekończące się mutacje brył. Stąd wziął się pomysł na namalowanie obrazu, który byłby wizualizacją rzeźby — przypadkowej i zarazem wypadkowej formy wszystkich polskich domów jednorodzinnych w skali 1:1. Ta wizualizacja wklejona jest w przypadkowy i zarazem wypadkowy polski pejzaż, nie tworząc z nim żadnego związku, jak klocek rzucony na płaszczyznę — obojętnie gdzie upadnie, wszędzie wygląda tak samo. Jeśli ktoś chciałby zrealizować taką rzeźbę, należy wykonać ją z trwałego lecz jednocześnie lekkiego materiału (styropian o dużej gęstości), tak aby od czasu do czasu silniejszy wiatr mógł przetoczyć bryłę na inne miejsce nie dokonując w niej znaczących uszkodzeń.
191
Rzeźba: Dom polski
Notes — 91 /
192
patrz!
patrz!
Obraz Działanie w altanie przedstawia rzeźbę, która łączy w sobie te dwie sfery. Kratka altany z wyłamanymi listewkami została wyrzeźbiona i odlana w brązie, pomalowana i wprawiona w ściankę prawdziwej, drewnianej altany, stojącej na działce domku letniego w miejscowości wypoczynkowej. W sezonie przyjeżdżają goście, siadają w altanie, i w zależności od posiadanej wiedzy widzą działanie artysty, działanie czasu, lub działanie na szkodę.
Skarpety suszące się na krawędzi sześcianu (rzeźbiarska iluminacja).
Notes — 91 /
Kiedy projekt A-Z (Gabloty edukacyjne) był w 2012 roku pokazywany w Zachęcie, w tym samym czasie w sali obok miała miejsce wystawa współczesnej rzeźby polskiej. Kilka osób niezależnie od siebie, zwróciło uwagę na podobieństwo kilku prezentowanych rzeźb, do obiektów znalezionych w terenie i sfotografowanych w ramach projektu A-Z. Nie chodziło oczywiście o dosłowne podobieństwo, ale o jedność stylu, charakteru, ducha, czy jakkolwiek inaczej to nazwać. Pojawiło się nawet przypuszczenie, że wystawy zostały z zamysłem zsynchronizowane w czasie. Nie było to prawdą, ale korespondencja rzeźb i obiektów znalezionych w terenie bardzo mnie ucieszyła. Można to było potraktować jako potwierdzenie faktu, że współczesna rzeźba polska czerpie z rzeczywistości, oraz tego że rzeczywistość jest wypełniona gotowymi, czekającymi jedynie na odkrycie rzeźbiarskimi iluminacjami.
193
Działanie w altanie
Notes — 91 /
194
patrz!
patrz!
Obraz przedstawia abstrakcyjną geometryczną kompozycję, która przez plażowy kontekst zostaje zbanalizowana i staje się prostym wyobrażeniem żaglówki. Jest to wizualizacja dużej rzeźby wykonanej z metalu i pomalowanej farbą. Rzeźba powinna zostać umieszczona na Helu, na plaży w pobliżu miejsca gdzie wykonano zdjęcie Kobro, Strzemińskiego i psa. Rzeźba powinna unosić się w powietrzu. W piasek należy wkopać wielkie magnesy.
Notes — 91 /
Na zdjęciu Katarzyna Kobro siedzi na kocu na plaży z mężem Władysławem Strzemińskim i psem. Może wyraz jej twarzy uchwycony został przypadkowo, ale wydaje się, że Katarzyna Kobro nie czuje się w tej sytuacji komfortowo (w odróżnieniu od męża i psa). Może nie lubi morza? Może jako poważna artystka czuje się skrępowana banalnością sytuacji? Nie czuje się dobrze w roli kobiety na plaży? Jej artystycznej godności broni jedynie strój kąpielowy o wyrafinowanym modernistycznym kroju. Ale nawet ten strój staje się dla siedzącego obok męża okazją do plażowej zabawy. Strzemiński zsuwa jego ramiączko, obejmuje nagie ramię Kobro. A może Katarzyna jest po prostu zmęczona? Na tym zdjęciu dokładnie widać kalectwo jej męża — brak prawej nogi i lewego przedramienia. Wyobraźmy sobie ile wysiłku kosztowało ją doprowadzenie Władysława przez piaszczystą plażę na tę wydmę? Jako artystka konstruuje delikatne rzeźby, w których balans poszczególnych elementów jest tak perfekcyjnie wyważony, że trwają one w zawieszeniu. Ich punkt oparcia zdaje się znikać, nie istnieć. Tutaj na wydmach Katarzyna jest nie tylko kobietą na plaży, jest też punktem oparcia w najbardziej dosłownym i fizycznie odczuwalnym sensie tego słowa. To zdjęcie uświadamia, że Katarzyna Kobro, dematerializując punkty oparcia w swoich pracach, w codziennym życiu sama była takim niewidzialnym punktem.
195
Kobro na Helu
Notes — 91 /
196
patrz!
patrz!
Jedno jest pewne — dzisiaj turystów piramidy zachwycaj, a nie przygnębiają.
Notes — 91 /
Pojawienie się abstrakcji geometrycznej w historii sztuki traktuje się często jako konsekwencję postępowej myśli (także w sensie społecznym). Zastanawiające jest więc, co by było, gdyby dziś (teoretyczna sytuacja) abstrakcyjna rzeźba geometryczna została wykonana rękami niewolnika. Czy ta okoliczność dyskredytowałaby ją w oczach współczesnego odbiorcy sztuki? Wydaje się że tak, ale próby artystycznych odpowiedzi na podobne pytania bywają pesymistyczne (Santiago Sierra). Podstawowa trudność leży w tym, że nie ma jednoznacznego poglądu na to, kto dzisiaj jest niewolnikiem. W czasach płynnych definicji, w których normą są zużywane codziennie w setkach par rękawiczki Jeffa Koonsa, wartościowanie sztuki pod względem etycznym to kwestia wątpliwa. Do jakich stwierdzeń takie wartościowanie miałoby doprowadzić? Ta praca jest lepsza, bo przy jej produkcji Jeff Koons był miły dla swoich pracowników? Pojawiło się więc w mojej głowie pytanie związane z czasami gdy jasno zdefiniowane niewolnictwo było normą: czy niewolnicy w starożytnym Egipcie czuli jakąkolwiek satysfakcję, widząc efekt swej pracy: piramidę — czyli gigantyczną abstrakcyjną rzeźbę? Czy własne cierpienie i śmierć setek umarłych z wycieńczenia innych niewolników zamknęło im możliwość zachwytu nad tym niezwykłym obiektem? Może nie potrafili widzieć w nim niczego innego, jak tylko zmaterializowanego przekleństwa swojego losu?
197
Slavery & Abstract Art
Notes — 91 /
198
patrz!
patrz!
Kolejny obraz zwraca uwagę na duchowy aspekt pracy rzeźbiarza. Szałas rzeźbiarza
Rzeźbiarz z obrazu, rozczarowany wizytą w Marfie i kontaktem z tamtejszymi strażnikami świątyni, także postanowił zamieszkać w szałasie na pustyni. Jednak w jego przypadku nie wiadomo czy samotny artystyczny opór był skuteczny. Szałas jest opustoszały — nie wiadomo co dzieje się z rzeźbiarzem. Nie wiadomo czy ażurowy element widoczny na obrazie to rzeźba, część rzeźby, czy materiał z którego rzeźba miała powstać. A może dopiero w połączeniu z szałasem ma on tworzyć rzeźbę? Kto to wie? Niestety, jest jednak możliwe, że to co widzimy jest obrazem przegranej walki — świadectwem szaleństwa, lub acedii — największego wroga wszelkich anachoretów.
Święty Antoni
Marfa
Notes — 91 /
Święty Antoni odrzucił ustalone i konwencjonalne, instytucjonalne formy praktyki duchowej. Zamieszkał na pustyni, gdzie samotnie stawiał opór dręczącym go demonom.
199
Obraz przedstawia szałas rzeźbiarza. Szałas stoi na pustkowiu. Chciałem żeby obraz wizualnie kojarzył się z amerykańskim pustkowiem, amerykańską pustynią. Wydobywałem z pamięci atmosferę westernów obejrzanych w dzieciństwie, kontemplowałem zachody słońca podczas wakacji na Suwalszczyźnie. Sam szałas i postać rzeźbiarza nawiązują do jednej z wersji Kuszenia Świętego Antoniego Hieronima Boscha. Powstało wiele obrazów na ten temat, ale ten jest najlepszy.
Notes — 91 /
200
patrz!
patrz! Notes — 91 /
O tym obrazie można powiedzieć zarówno, że przedstawia figurę geometryczną, jak i że przedstawia figurę parkową. Jak widać jedno nie wyklucza drugiego, chociaż nie każda figura geometryczna jest figurą parkową i odwrotnie. Najczęściej figury parkowe nie są (niestety) figurami geometrycznymi. W kontekście tych rozważań, odpowiedź na pytanie — co trzyma w ręce figura widoczna na obrazie — też nie jest łatwa. Trzyma koło lub kulę, w zależności od tego czy jest to obiekt dwuwymiarowy czy trójwymiarowy. Albo trzyma piłkę, jeśli w trzymającej ją figurze widzimy postać ludzką. W Parku Śląskim (dawniej: Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku) też stoi parkowa figura trzymająca okrągłe coś. Figura stoi przy planetarium i przedstawia Mikołaja Kopernika, pozornie więc wszystko jest jasne — Kopernik trzyma kulę ziemską. Ale może jednak Słońce? Przecież Kopernik wstrzymał Słońce. Skoro wstrzymał, to trzyma. Mnie jednak wydaje się, że tak samo jak figura na obrazie, Kopernik trzyma piłkę. Wygląda on dokładnie tak, jakby stał z piłką pod domem kolegi i zadzierał do góry głowę. Kolega wygląda przez okno, a Kopernik pyta go, czy kolega wyjdzie zagrać z nim w nogę. Kopernika też tak wołali z dołu koledzy, kiedy był małym chłopcem. Potwierdza to VIII księga Tytusa. Figura parkowa widoczna na obrazie nie trzyma chyba jednak piłki do nogi. Charakterystyczny i znajomy kształt sylwetki sugeruje że jest to piłka do kosza.
201
Figura parkowo-geometryczna
patrz!
Dwa następne obrazy mówią o złożonym stosunku geometrii do natury. Najbardziej spekulatywne obrazy na wystawie.
Notes — 91 /
202
Geometria w lesie Czy natura w skomplikowaniu swej biologicznej struktury jest sfermentowanym czasem? Wszystkie biologiczne organizmy rozwijają się powoli. Powoli mnożą kolejne zawijasy i fraktale. Czy nuda może istnieć sama w sobie, unosząc się w atmosferze, materializując się w grafomańskiej, powtarzającej się bez końca strukturze natury? Czy abstrakcja geometryczna powstająca w ludzkim umyśle może być opozycją do takiego stanu rzeczy? Jej sprecyzowanie wymaga przytomności i zdolności koncentracji w dążeniu do klarownej formy. Ta wątpliwa spekulacja dała początek obrazowi Geometria w lesie. Obraz namalowany jest w taki sposób, aby mógł kojarzyć się z rysunkiem wykonanym długopisem. W szkole, mechaniczne wykonywanie tego rodzaju rysunków pomagało mi przetrawić lekcyjną nudę. Przetrawiona nuda zamieniała się w rysunek — sfermentowany czas. Na obrazie, to co namalowane z nudów, przedstawia naturę. Widoczna w centrum abstrakcyjna rzeźba nie jest namalowana. Jej biała sylwetka to niezamalowana powierzchnia płótna. To wizualizacja czasu którego nie dotknęła nuda.
patrz! 203 Notes — 91 /
Las w geometrii Dużo już powiedziano o geometrii roślin. Sławni architekci kładą się na łące, badają geometryczne konstrukcje roślin i projektują potem zaskakująco powyginane budynki. Geometria jest ukryta w roślinie. Ale czy jest też odwrotnie — czy roślina ukryta jest w geometrii? Czy na przykład podstawowe figury geometryczne mogą być matematycznymi nasionami? Czy istnieje rodzaj matematycznej gleby, wilgoci i światła pod wpływem których figury geometryczne kiełkują i wzrastają? I w co mogłyby wyrastać? W las? Można snuć fantastyczne domysły. Tak, jest to obraz fantazjujący.
Notes — 91 /
204
patrz!
patrz!
Przygotowując się do malowania, szukałem w sieci wizerunku zadowolonego z siebie artysty. Trafiłem na kadr z filmu Pink Floyd w Pompejach. Film nakręcono w 1971 roku. Na stopklatce widać twarz Davida Gilmoura i jest on z siebie bardzo zadowolony. Trudno się dziwić — ma 25 lat i wszystko układa się świetnie. Twarz artysty na obrazie jest więc trochę twarzą Gilmoura. Czy David Gilmour jest artystą zdolnym? Nie mam pojęcia, nie ja go wymyśliłem. Pompeje to miejsce, gdzie kiedyś demokratyczną siłą żywiołu wszyscy zostali zamienieni w rzeźby — zadowoleni i niezadowoleni, zdolni i niezdolni.
Notes — 91 /
Obraz przedstawia rzeźbę, która przedstawia rzeźbiarza, trzymającego rzeźbę. Wyrzeźbiony rzeźbiarz jest przekonany, że rzeźba którą trzyma jest jego najlepszą rzeźbą. Rzeźbiarz, który wyrzeźbił rzeźbiarza trzymającego swoją najlepszą rzeźbę, nie podziela tej opinii. Od rzeźb abstrakcyjnych woli rzeźby przedstawiające, i takie właśnie tworzy. Ja sam nie wiem jakie mam zająć stanowisko w tej sprawie, ponieważ to ja wymyśliłem zarówno rzeźbiarza realistę, jak i wyrzeźbionego przez niego rzeźbiarza abstrakcjonistę, jak i trzymaną przez wyrzeźbionego rzeźbiarza abstrakcjonistę rzeźbę abstrakcyjną. Wydaje mi się jednak, że trzymana przez wyrzeźbionego rzeźbiarza rzeźba abstrakcyjna jest słaba. Mało oryginalna i dość chaotyczna. Sam ją wymyśliłem, ale wina spada na wymyślonego przeze mnie rzeźbiarza abstrakcjonistę, wymyśliłem go bowiem jako rzeźbiarza mało zdolnego. Możliwe jest też, że wina leży po stronie rzeźbiarza realisty, który wyrzeźbił rzeźbiarza abstrakcjonistę. Może jako realista, nie był on w stanie zrozumieć prawdziwego sensu trzymanej przez abstrakcjonistę rzeźby. Wyrzeźbił ją więc mechanicznie, bez zrozumienia, i być może przez to wydaje się ona mało interesująca. Prawdę mówiąc, on też nie jest specjalnie zdolny. W każdym bądź razie, ja namalowałem obraz najlepiej jak umiałem.
205
Moja najlepsza rzeźba
Notes — 91 /
206
patrz!
patrz!
Ostatnie dwa obrazy to pożegnanie. Tematyka funeralna i wanitatywna.
Mojemu dobremu znajomemu obraz spodobał się na tyle, że postanowił go kupić. Powiedział że sam chciałby mieć taki nagrobek, i zapytał co ja na to? Odpowiedziałem, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego, i że powinien skonsultować się z rodziną.
Notes — 91 /
Od bardzo dawna chciałem namalować obraz odnoszący się do geometryzujących form nagrobków powstałych w latach 60. XX wieku. To niezwykłe, że estetyka związana z nowoczesnością miała w tamtym czasie powszechny wpływ na kształt nawet tak tradycyjnych obiektów. Nie bez znaczenia był też dla mnie fakt połączenia w tego typu obiektach nowoczesnej abstrakcyjnej formy z surowością, czy nawet pewną topornością wykonania. Obraz namalowany został z wyobraźni, ale dolna połowa obrazu jest w zasadzie realistycznym przedstawieniem. Takich nagrobków istnieje wiele, łatwo odtworzyć je z pamięci. Górna połowa jest pójściem za estetycznym ciosem, konsekwentnym rozwinięciem części dolnej. Dzięki niej całość staje się już aberracją, delikatnie przeczącą zdrowemu rozsądkowi oraz grawitacji. Forma w wazonie jest wariacją na temat chryzantemy.
207
Gravestone Gravity
patrz! 208 Notes — 91 /
Kwiaty cięte Na obrazie widzimy geometryzującą rzeźbę. Rzeźba wycięta z twardego materiału przedstawia kwiaty cięte. Kiedy byłem młodszy wydawało mi się ze jestem figurą geometryczną. Teraz widzę siebie bardziej jako roślinę. Figura geometryczna to idea trwająca w pozaczasie. Roślina też rozwija się dzięki sile życiowej, która pochodzi spoza czasu. Roślina może być cięta. Figura geometryczna też może być cięta zarówno w sensie matematycznym jak i fizycznym (jeśli tylko się zmaterializuje). Ale w odróżnieniu od figury geometrycznej, roślina — cięta czy niecięta — z czasem więdnie. Więdnięcie obce jest naturze geometrii.
Wraz z ostatnim opisem wystawa się kończy. Mam nadzieję, że dostarczyła ona Państwu wielu przemyśleń, radości i wzruszeń. Andrzej Tobis
fundacja bęc zmiana prezentuje
premiera
maj.2014 www.sklep.beczmiana.pl
U W S Ó R T LIS KU A N N I F
O A K W I A A J ST C N Y Y Z W D C E Y 13 TYST Ż AR DRÓ PO STII HE 4 201
ich k s kow ł b Ja i c ca Bra 25 w r ze rowy racka c 00 25 owa l. B . 9 1 1 1 mT au a n w i o D rsza ż odz g a a W rnis wca we czer 11