notes—na—6—tygodni
pismo postentuzjastyczne
nr 106 lipiec–sierpień–wrzesień–2016
ISSN / 1730–9409
wydawnictwo bezpłatne
spis treści
nr 106
ORIENTUJ SIĘ! Architektura i miasto – 26 Dizajn – 41 Sztuka i życie – 42 Foto i wideo – 57 Ruch i dźwięk – 60
CZYTELNIA 66–73 Postawy radykalne
ZIEMIE NICZYJE SIECI O zakończonej tragicznie historii walki amerykańskiego haktywisty Aarona Swartza z wymiarem sprawiedliwości – na podstawie rozmowy z Pawłem Krzaczkowskim, Sławkiem Wojciechowskim i Krzyśkiem Cybulskim, twórcami opery multimedialnej Aaron S. – pisze Magda Szalewicz
lipiec–sierpień–wrzesień–2016
RAPORT NN6T: MIEJSKIE AUTONOMIE
I–XVI
108–121 Praktyki artystyczne
WARSZAWA STOLICĄ KONCEPTUALIZMU
Z artystą wizualnym Rafałem Bujnowskim rozmawia Szymon Żydek 122–129 Ekonomia kultury
OZNAKI DOBREJ PROFESJONALIZACJI Z dr. hab. Markiem Rymszą, redaktorem naczelnym kwartalnika „Trzeci Sektor”, rozmawia Bogna Świątkowska
74–89 Praktyki kuratorskie
130–143 Eksperymenty twórcze
Subiektywny przewodnik Sebastiana Cichockiego po 9. edycji Biennale w Berlinie
Z autorem słuchowisk i rysownikiem Bartoszem Zaskórskim rozmawia Magda Roszkowska
90–107 Redagowanie rzeczywistości
144–157 Praktyki artystyczne
SPRYCIARZE KONTRA PECHOWCY
NIEZŁE HALO
Z Olgą Drendą, autorką książki Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji, rozmawia Magda Roszkowska
Z laureatem tegorocznej edycji Artystycznej Podróży Hestii, Piotrem Urbańcem, rozmawia Marta Królak
MINISTERSTWO SZCZĘŚCIA PŁYNIE PO SPREWIE
PODGRYZANIE OD ŚRODKA
NA KONIEC 158–161
168–171
RECENZJE LEKTUR NOWYCH I STARYCH
BĘDZIE TYLKO GORZEJ Alek Hudzik
Kurzojady (Olga Wróbel i Jakub Zgierski) 162–167
172–174
MUZEUM DIZAJNU
175–176
Magdalena Frankowska
POLSKA TYPOGRAFIA XXI WIEKU Font Tilia
USUŃ POEZJĘ Rozdzielczość chleba
notes–na–6–tygodni pismo postentuzjastyczne WYDAWCA
Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana ADRES REDAKCJI
ul. Mokotowska 65/7, 00−533 Warszawa, t: +48 22 625 51 24, +48 22 827 64 62, m: +48 516 802 843, e: bec@beczmiana.pl Redaktor naczelny
Bogna Świątkowska Zastępca redaktora naczelnego
Magda Roszkowska Redaktor działu „Orientuj się”
Ada Banaszak Reklama i patronaty
Ela Petruk Redakcja i korekta
Justyna Chmielewska Autorzy
Ada Banaszak, Sebastian Cichocki, Magdalena Frankowska, Alek Hudzik, Kasia Jackowska, Marta Królak, Joanna Kusiak, Andrzej Marzec, Antek Michnik, Adam Przywara, Monika Rosińska, Magda Roszkowska, Agnieszka Sosnowska, Magda Szalewicz, Bogna Świątkowska, Olga Wróbel, Jakub Zgierski, Szymon Żydek Orientuj się
Informacje i ilustracje pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne; drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji kulturalnych. PROJEKT
Laszukk+s / Hegmank+s Notes elektro
issuu.com/beczmiana notesna6tygodni.pl REKLAMA
Zamów cennik: ela@beczmiana.pl DRUK
P.W. Stabil, ul. Nabielaka 16 30−410 Kraków, tel. +12 410 28 20
JAK OTRZYMAĆ ARCHIWALNY NOTES
Zasil konto Bęca (ING BŚ 02 1050 1038 1000 0023 3025 8183 z dopiskiem „Na rozwój FNKBZ”) darowizną minimum 13 PLN, prześlij nam o tym wiadomość na adres nn6t@funbec.eu, podaj adres, pod jaki mamy wysłać wybrany przez ciebie numer nn6t, a my wyślemy ci go pocztą priorytetową natychmiast. Większe wpłaty przyjmiemy entuzjastycznie!
SZEFOWA FNKBZ
Bogna Świątkowska bogna@beczmiana.pl BĘC
Ada Banaszak, Drążek, Magda Grabowska, Paulina Jeziorek, Paulina Witek, Alicja Wysocka, Rafał Żwirek Departament Dystrybucji
Tomek Dobrowolski Bęc Sklep Wielobranżowy:
Tomek Dobrowolski Łukasz Bagiński Departament Publikacji
Ela Petruk, Magda Roszkowska, Paulina Sieniuć bec@beczmiana.pl Znak FNKBZ
Małgorzata Gurowska m_box@tlen.pl BĘC SKLEP WIELOBRANŻOWY
książki, albumy, płyty, czasopisma, plakaty, kalendarze, notatniki, pióra wieczne, dizajn Warszawa, Mokotowska 65 pon.–pt. 13.00–20.00 sklep.beczmiana.pl +48 22 629 21 85 Informacje, zamówienia: sklep@beczmiana.pl BĘC DYSTRYBUCJA
książki, notatniki, kalendarze, płyty, informacje, zamówienia, kontakt z księgarniami: dystrybucja@beczmiana.pl BĘC KSIĘGARNIA INTERNETOWA
sklep.beczmiana.pl
okładka
Olga Szczechowska Bez tytułu kolaż, 2016 Praca powstała specjalnie na zamówienie „Notesu na 6 tygodni” Od autorki: Praca na okładce jest częścią cyklu kolaży. Powstał on w wyniku obserwacji rzeczywistości oraz próby znalezienia doskonałej reguły dla jej przedstawienia. Oczywiście działanie to jest z góry skazane na porażkę. Kolaże jednak pozwalają nam spojrzeć na te elementy rzeczywistości, które codzienna percepcja traktuje jak przezroczyste. Olga Szczechowska (ur. 1987) – absolwentka malarstwa i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Podwójna stypendystka Prezydenta Miasta Torunia w dziedzinie kultury. Zajmuje się malarstwem, ilustracją, jest autorką instalacji i obiektów także w przestrzeni miejskiej. W twórczości interesuje ją balansowanie między tym, co racjonalne, a tym, co irracjonalne, szuka związków między organicznymi i nieorganicznymi elementami rzeczywistości.
Laureaci 15. edycji Konkursu Artystyczna Podróż Hestii
Piotr Urbaniec
rezydencja w Nowym Jorku
Olga Kowalska
rezydencja w Walencji
Hanna Dyrcz
nagroda specjalna Prezesa Piotra M. Śliwickiego
Poznaj laureatów jubileuszowej edycji! www.artystycznapodrozhestii.pl ERGO Hestia pamiętamy o społecznych powinnościach biznesu.
Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora CRICOTEKA / The Centre for the Documentation of the Art of Tadeusz Kantor CRICOTEKA ul. Nadwiślańska 2–4, Kraków www.news.cricoteka.pl
Kurator / Curator: Joanna Zielińska Artyści / Artists: Paweł Althamer, Guy Ben-Ner, Karina Bisch, Christian Boltanski, Bracia, Anja Carr, Maciek Chorąży, Jan Fabre, Aneta Grzeszykowska, Wiktor Gutt, Władysław Hasior, Tadeusz Kantor, Tony Oursler, Claus Richter, Franciszka Themerson, The Book Lovers 17.06 –18.09.2016 Otwarcie / Opening: 17.06.2016, 18:00
KIEDY ZNÓW BĘDĘ WHEN MAŁY?
WILL I BE LITTLE AGAIN?
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Patronat medialny:
Partnerzy:
Organizator:
Animacja Projekty społeczne Lokalność Laboratorium Projektów Warsztaty antydyskryminacyjne Kultura bez barier Wykłady Spacery historyczne Warszawa Doc Spektakle dla dzieci Spotkania z pisarzami Wymiany książek DKF Koncerty 3275 kg Orchestra RadioJazz.Fm Aeromodelklub Pracownia Podróży
więcej na bemowskie.pl / Bemowskie.Centrum.Kultury / bemowskie_centrum_kultury
ABC
poleca
projekTA– riatu Kuba Szreder
ABC
projekTA– riatu o nędzy projektowego życia
PMarkus Miessen
KOSZMAR
artycypacji +
niezależna praktyka
O fundamentach polityki red. Pascal Gielen
Sprawdź też nasze ebooki na www.virtualo.pl
{CSW} Zamek Ujazdowski 2016 Bank Pekao
Project Room 18/02!13/03/2016
Piotr Urbaniec 31/03!24/04/2016
Piotr Skiba
Rafał Żarski 15/09!09/10/2016
Przemysław Branas
28/04!22/05/2016
Magdalena Franczuk 25/05!19/06/2016
Bartosz Zaskórski 23/06!31/07/2016
Krystian Truth Czaplicki
www.csw.art.pl
04/08!11/09/2016
partner projektu
patroni medialni CSW Zamek Ujazdowski
13/10!06/11/2016
Anita Mikas 10/11!04/12/2016
Bartosz Kokosiński 08/12!31/12/2016
Uladzimir Paźniak
patroni medialni projektu
Projekt utworzenia muzeum sztuki współczesnej w krakowie był współfinansowany przez unię europejską w ramach małopolskiego regionalnego programu operacyjnego na lata 2007–2013
foto © Depot Basel — Forum for an Attitude — Arnau Vidal Cascalló
foto © Krzysztof Bednarski
— FORUM POSTAW GALERIA DIZAJN 25.05– –07.08.2016
— KRZYSZTOF M. BEDNARSKI, GRAVITY. W HOŁDZIE TYMOTEUSZOWI KARPOWICZOWI GALERIA AWANGARDA 25.06– –31.07.2016
— ALICJA PATANOWSKA, MYSZY I LUDZIE GALERIA SIC! 17.06 –31.07.2016
BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej ul. Wita Stwosza 32, 50-149 Wrocław Dyrektor: Marek Puchała foto © Alicja Kielan
www.bwa.wroc.pl
Patronat honorowy
Partner
Wystawa przygotowana we współpracy
Patroni medialni
temat mesąca Abraham Skórka, Tariq Ramadan, Karol Tarnowski, Charles Taylor, Tahar Ben Jelloun — s. 4-37
Nr
734-735
cena: 19,90 zł | vat 5% (w prenumerace: 14 zł) lpec-serpen ´ (07-08) 2016
ISSN 0044-488X INDEKS 383716
W 70. urodziny miesięcznika pytamy:
DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICT WA NARODOWEGO
Szczęście na Pradze instalacja muzyczna / koncerty
współpraca Zofia Dworakowska Dorota Porowska Olga Mysłowska Rinus van Alebeek
16/17.07.2016 w ramach festiwalu patronat
komuna.warszawa.pl soundcloud.com/ komuna-warszawa/sets/ radio-szczescie-na-pradze
ARCHITEKTURA i MIASTO / DIZAJN SZTUKA i ŻYCIE / FOTO i WIDEO RUCH I DŹWIĘK
El Hadji Sy planujący Tenq 96. Dakar, Senegal, 1996, fot. Clémentine Deliss
25
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
PAWILON Z RESZTEK We wszystkie wakacyjne weekendy Bęc Zmiana zaprasza do pawilonu zbudowanego z resztek pozostałych po rozmaitych projektach zrealizowanych przez fundację, skrzętnie przechowywanych, bo przecież „kiedyś mogą się przydać”. Konstrukcja powstała w ramach tegorocznej edycji cyklu Synchronizacja, której tematem przewodnim jest „architektura niezrównoważona”, rozumiana jako wszelkie próby odejścia od formatów i strategii wynikających z przyzwyczajeń projektowych, planistycznych i energetycznych oraz praw, które wyznaczają dziś normy przyjęte w architekturze Pierwszego Świata. Za projekt i budowę pawilonu odpowiada znakomita ekipa pod kierownictwem Pawła Paciorka – studenta Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, który od 2012 roku wraz z braćmi Rafałem, Piotrem i Andrzejem realizuje projekty instalacji artystycznych oraz małej architektury. Przez całe lato w pawilonie z resztek, wybudowanym na terenie ZOO Marketu – nowego stołecznego pchlego targu – działać będzie mobilny oddział bęcowego Sklepu Wielobranżowego z bogatą ofertą książek dotyczących miasta, architektury i projektowania.
do 31.08 Warszawa, ZOO Market, al. „Solidarności” 55 beczmiana.pl synchronicity.pl
26
NN6T Orientuj siÄ™: Architektura i miasto
Pawilon z resztek na warszawskim ZOO Markecie, fot. Jan Grabowski
27
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
PATCHWORK
Materiały prasowe Fundacji Kultura Miejsca
SPEKTAKL I MODERNIZACJA Wydana przez Fundację Kultura Miejsca książka Filipa Burno Spektakl i modernizacja. Miasta włoskie w okresie faszyzmu 1922–1945 opowiada o relacjach ideologii i urbanistyki. Autor przygląda się roli miast w faszystowskim projekcie modernizacyjnym, strategiom zarządzania populacją i przebudowie świadomości mieszkańców. Miasto jest tu mitotwórczym aparatem formującym zbiorową wyobraźnię, sprawną maszyną ułatwiającą komunikację i „przepływ mas”, „zdrowym organizmem”, istotnym składnikiem programu kształtującego italiani nuovi – segreguje lud i wzmacnia ustanowioną hierarchię, wychowuje, indoktrynuje i manipuluje pamięcią zbiorową, a jednocześnie zapewnia pracę i rozrywkę.
fundacjakulturamiejsca.pl
Wystawa Patchwork jest dotychczas największą prezentacją projektów i realizacji Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, projektantki przez całe życie związanej z Wrocławiem – miastem, w którym jako pierwsza kobieta po wojnie otrzymała dyplom architekta. Choć zasłynęła przede wszystkim kontrowersyjnym projektem kompleksu mieszkaniowo-usługowego przy Placu Grunwaldzkim, w jej dorobku ciekawych realizacji jest znacznie więcej: budowane w latach 50. szkoły – w tym jedna o niemal całkowicie przeszklonych elewacjach; wielkie osiedle wznoszone wśród ruin – kolaż radykalnej, nowoczesnej urbanistyki z resztkami przedwojennego miasta; śródmiejski „mezonetowiec” – wielki dom z dwupoziomowymi mieszkaniami; futurystyczna szkoła muzyczna; „barokowe” kamienice… Każda z nich skrywa fragment fascynującej opowieści o architekturze i polityce powojennej Polski.
do 4.09 Wrocław, Muzeum Architektury, ul. Bernardyńska 5 ma.wroc.pl
28
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Zespół mieszkaniowy na Placu Grunwaldzkim we Wrocławiu, fot. Chris Niedenthal, 1982. Materiały prasowe Muzeum Architektury
29
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Budowa hali widowiskowo-sportowej Spodek w Katowicach, fot. dzięki uprzejmości Muzeum Historii Katowic
WIDMO Rok 2016 nie jest łaskawy dla modernistycznych pawilonów. Do rozbiórki przygotowana została już warszawska „Emilka”, a w Katowicach w związku z przebudową centrum miasta prawdopodobnie zburzona zostanie siedziba galerii BWA. Projekt Widmo, zainicjowany w geście sprzeciwu wobec tej decyzji, przywołuje historię obiektów, które w wyniku zmian systemowych i ideologicznych zostały wymazane z mapy Katowic. Zaproszeni do udziału w przedsięwzięciu twórcy – Alicja Bielawska, Bownik, Karolina Freino, Małgorzata Markiewicz, Karina Marusińska, Anna Orłowska, Szymon Szewczyk i Mikołaj Szpaczyński – wejdą w rolę detektywów prowadzących prywatne śledztwa dotyczące „białych plam” i przemilczeń w historii śląskiej architektury. Zwieńczeniem ich dochodzeń ma być seria performansów, rytuałów i seansów spirytystycznych, w ramach których artyści przywołają widma zapomnianych miejsc. 29.07 – 11.09 Katowice, BWA, al. Wojciecha Korfantego 6 bwa.katowice.pl
Z KAMERĄ WŚRÓD ŚMIECI Film przyrodniczy Z kamerą wśród śmieci, zrealizowany w technice animacji poklatkowej połączonej z nagraniami wideo, przedstawia alternatywną rzeczywistość, w której rolę zwierząt przejmują odpadki. Autorem scenariusza i reżyserem tej przewrotnej opowie-
30
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Kadr z filmu Z kamerą wśród śmieci
ści o konsekwencjach ludzkich działań pojawi się również w sieci – jego losy jest Łukasz Izert, za produkcję i anima- możecie śledzić na fanpage’u inicjatywy cje odpowiada pracownia zespół we- Dzielnica Wisła. spół, a w rolę narratorki wcieliła się Krystyna Czubówna. W sezonie letnim film będzie wyświetlany w warszawskich zespolwespol.org nadwiślańskich kawiarniach i klubach, facebook.com/dzielnicawislapl 31
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Kompleks sportowy Warszawianka, fot. Zbigniew Kapuścik, dzięki uprzejmości Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie
WARSZAWIANKA – REAKTYWACJA! woczesnej, ogłosiło konkurs na projekt rewitalizacji perły stołecznego modernizmu – mokotowskiej Warszawianki. Położony na Skarpie Wiślanej kompleks sportowy, zaprojektowany w 1954 roku przez Jerzego Sołtana, Zbigniewa Ihnatowicza, Wojciecha Fangora i Lecha Tomaszewskiego, był – wedle słów Oskara Hansena – „poetycko-przestrzennym wykładem o Ziemi, o możliwości koegzystencji Natury i Działalności Człowieka”. Trzymamy kciuki za dążenia do przywrócenia mu dawnej świetności!
Projekt What crawls after the dusk? Marcina Kitali i Zygmunta Maniaczyka z Częstochowy zdobył nagrodę główną w organizowanym przez platformę Ctrl+Space konkursie, którego tematem było ożywienie kompleksu sanatoryjno-szpitalnego na Lido w Wenecji. Jury doceniło innowacyjną koncepcję polskiego duetu, który zamiast skupiać się na funkcjonalności architektury, postawił na „uwodzącą narrację, w której (…) budynki zostają spersonifikowane, a rzeczywistość przeistacza się w świat fantazji”. Tymczasem na horyzoncie pojawiło się kolejne wyzwanie – tym razem Ctrl+Space, we współpracy ze Stowarzyszeniem Okolska, Stowarzyszeniem Masław i Muzeum Sztuki No-
zgłoszenia do 17.09 ctrl-space.net
32
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Michał Gayer, rysunek z cyklu NO PHOTO, Christiania, 2014
33
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Joanna Kusiak dla NN6T:
MIASTA – WOLNE REPUBLIKI? Im więcej jest w politykach państwowych napięć, których powodem są przede wszystkim rosnące różnice w zarobkach oraz wciąż żywe nacjonalizmy, tym wyraźniej widać pierwsze polityczne próby sił na linii państwo–miasto. Gdy polityka państwowa na całym świecie znajduje się w klinczu, miasta podejmują samorządne decyzje, by eksperymentować z systemem i tworzyć enklawy polityczne, które – często wbrew ogólnonarodowym statystykom – spełniają oczekiwania ich mieszkańców. Dlatego podczas gdy USA jako jedno z niewielu państw na świecie nie gwarantuje ani kobietom, ani mężczyznom żadnej formy urlopu rodzicielskiego, kilka tygodni temu władze San Francisco i Nowego Jorku zadecydowały, że wszystkim świeżo upieczonym rodzicom pracującym w tych miastach – bez względu na płeć i orientację seksualną – będzie przysługiwać pełnopłatny kilkutygodniowy urlop, na który składać się będą mniej więcej po połowie ratusz i pracodawcy. W Polsce miasta również coraz częściej podejmują kroki niezależnie od polityki państwowej: w Poznaniu toczy się debata dotycząca wsparcia rodzin starających się o dziecko metodą in vitro, a Gdańsk i Gdynia szykują się do przyjęcia uchodźców. Choć takie działania „miast-wolnych-republik” w obecnym systemie na pewno mają wyraźnie wytyczone granice, warto obserwować, jak władze i mieszkańcy wychodzą naprzeciw toczącym się dziś sporom. [JK]
Widok Miejskiego Pawilonu Wystawowego od strony Plant, lata 60. XX wieku, fot. Daniel Zawadzki
SZKLANY BUNKIER Galeria Bunkier Sztuki ogłosiła konkurs na opracowanie koncepcji architektonicznej przebudowy, rozbudowy i nadbudowy swojej siedziby – pawilonu wystawowego zaprojektowanego w latach 60. XX wieku przez Krystynę Tołłoczko-Różyską. Celem ma być oczyszczenie bryły ze zbędnych naleciałości, wyeksponowanie brutalistycznej fasady oraz otwarcie galerii na miejski krajobraz. Ważnym punktem jest również przeprojektowanie wnętrza pawilonu, który w swoim „nowym życiu” powinien odpowiadać nowatorskim praktykom wystawienniczym oraz sprzyjać dialogowi, wymianie poglądów, a nawet zażartym sporom – oczywiście z uwzględnieniem bezpieczeństwa i komfortu użytkowników budynku. Nazwiska projektantów dopuszczonych do udziału w konkursie poznamy 7 lipca, a zwycięzcę – 15 października.
bunkier.art.pl
34
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Multicolour TM © Peter Saville. Dzięki uprzejmości pracowni Herzog & de Meuron
Adam Przywara dla NN6T:
MACHINA WOJENNA Do sukcesu Tate Modern, londyńskiej galerii mieszczącej się w budynku dawnej elektrowni, bez wątpienia przyczyniła się udana współpraca instytucji z architektami. Radykalna jak na rok 2000 decyzja, aby przekształcić postindustrialne hale w przestrzeń dla sztuki, na lata wyznaczyła nowy modus operandi współczesnej architektury. Odpowiedzialne za tamtą realizację szwajcarskie studio Her zog & de Meuron w czerwcu oddało do użytku kolejny budynek zaprojektowany we współpracy z muzeum. Nowe skrzydło Tate Modern – Switch House – jest aktualnie tematem wielu zaciętych dyskusji, a także przedmiotem ostrej krytyki. Forma budynku ma się bowiem nijak do dominującego poglądu, według którego otwartość i afirmatywność instytu35
cji kultury powinna mieć swój wydźwięk również w jej architekturze. Switch House przypomina bunkier lub wielopoziomowy parking. Pomijając estetyczne czy funkcjonalne aspekty projektu H&deM, warto zastanowić się nad jego ideo logicznym wydźwiękiem – gmach nie bez przyczyny przywodzi na myśl architekturę czasów wojny. Otwarcie wchodzi w konflikt z krajobrazem metropolii zdominowanej przez szklane wieżowce globalnych deweloperów. Z wypowiedzi samych architektów wynika jednak, że realizacja stanowi przede wszystkim (udany) chwyt formalny: podejmując niewinną grę z widzami, przysłania rzeczywistą relację podporządkowania świata sztuki globalnemu kapita łowi. [AP]
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
RAPORT Z FRONTU Syryjska architektka Marwa al-Sabouni w wydanej właśnie książce The Battle for Home opisuje swoje doświadczenia związane z życiem w Homs – mieście niemal w całości zniszczonym wskutek nieustannych starć wojsk rebeliantów z reżimem Baszszara al-Asada. Rysunki i słowa al-Sabouni poświęcone są m.in. temu, jak projektowanie może przyczynić się do odbudowania poczucia wspólnoty i narodowej tożsamości. Książka znacznie lepiej niż kuratorskie zamierzenia Alejandra Araveny wpisuje się w hasło tegorocznego weneckiego Biennale Architektury – jest prawdziwym architektonicznym „raportem z frontu”. [AP]
KOSZTY ARCHITEKTURY Tematem wystawy Koszty architektury jest nie tylko ekonomiczna, ale również społeczna, moralna i polityczna cena, jaką płacimy w związku z pojawianiem się nowych konstrukcji w przestrzeni miast. W ramach ekspozycji zaprezentowane zostaną wizualizacje kosztów mierzalnych – nabycia i utrzymania nieruchomości, materiałów, pracy czy śladu węglowego pojazdów, którymi poruszają się użytkownicy wybranych obiektów: sali koncertowej NOSPR w Katowicach, warszawskich bulwarów wiślanych oraz Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Towarzyszyć im będą prace Izy Rutkowskiej, pracowni BudCud oraz Mateusza Szczypińskiego, pokazujące koszty, których nie da się przedstawić za pomocą liczb i wykresów. 22.09 – 23.10 Wrocław, Studio BWA, ul. Ruska 46a bwa.wroc.pl
EDUKACJA-EMANCYPACJA Jak przełamać rutynę systemu edukacyjnego, w którym nauczanie ex cathedra i przyswajanie faktów są nadal głównymi formami zdobywania wiedzy? Wystawa Ćwiczenia z kreatywności gromadzi przykłady działań edukacyjnych artystów i architektów, którzy – podobnie jak wpływowi reformatorzy edukacji, m.in. Paulo Freire czy Ivan Illich – szukali nowych metod uczenia
36
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
R. Buckminster Fuller, Kopuły geodezyjne (dokumentacja warsztatów), fot. Masato Nakagawa, 1949, dzięki uprzejmości Beaumont and Nancy Newhall Estate, Scheinbaum and Russek Ltd. oraz Western Regional Archives
się, pozwalających na formowanie się podmiotów politycznych. Korzystając z diagramów, pomocy wizualnych, aparatów dydaktycznych oraz alternatywnych metod nauczania, twórcy tacy jak Robert Filliou, Lygia Clark, Oskar Hansen czy Tamás Szentjóby wskazywali nowe modele budowania otwartego społeczeństwa i demokratycznych wspólnot. Ekspozycja jest kontynuacją
projektu, który wcześniej pokazywany był w Galerie für Zeitgenössische Kunst w Lipsku (2014) i w tranzit.hu w Budapeszcie (2015).
do 4.09 Warszawa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ul. Pańska 3 artmuseum.pl
37
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
PATRZ NA PLAC! 4. edycja konkursu FUTUWAWA, którego celem jest wyłonienie najlepszych projektów dla Warszawy Przyszłości, skupia się na chyba najbardziej dyskutowanym i obiecującym miejscu stolicy, w którym zbiegają się pomysły, aspiracje, plany, interesy i konflikty, a także marzenia i potrzeby dotyczące jakości przestrzeni publicznych – Placu Defilad. W ramach konkursu skierowanego do wszystkich zainteresowanych – zarówno profesjonalnych projektantów, studentów, jak i amatorów – organizatorki poszukują pomysłów, które pomogą tchnąć nowego ducha w socrealistyczne centrum Warszawy. – Nie bój się eksperymentu. Zaprojektuj swój Plac Defilad. Zapomnij nawet o jego nazwie. Wymyśl własną, pasującą do Twojego pomysłu – zachęcają. Najciekawsze projekty zarekomendowane przez Jury Konkursowe zostaną zaprezentowane w technologii Virtual Reality w ramach wystawy finałowej.
NORMALNE LATA 90.
zgłoszenia do 8.07 wystawa finałowa: 9 – 11.09, Warszawa, Plac Defilad placdefilad.futuwawa.pl
Fundacja Bęc Zmiana z dumą prezentuje pierwszą książkę z nowej wydawniczej serii wizualnej, stworzonej we współpracy z Instytutem Kultury Polskiej UW i projektantem Krzysztofem Pydą. Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji Magdy Szcześniak to podróż do lat 90. śladami wizerunków „normalności” – od biznesmenów ze zdjęć stockowych, przez podróbki zachodnich towarów, po wyklęte białe skarpetki. „Normalność”, słowo-klucz 38
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Otwarcie pierwszej „restauracji innej niż wszystkie” w Warszawie, fot. dzięki uprzejmości biura prasowego McDonald’s
polskiej transformacji, to nieprecyzyjne, ale wygodne pojęcie przywołujące powab Europy, Zachodu, właściwego i rzekomo neutralnego porządku (gos podarczego, społecznego, estetycznego). Uznaje się ją za stan „naturalny”, który pojawia się samoistnie wraz ze zmianą systemową. Jednocześnie w latach 90. normalność była czymś, czego należało się nauczyć poprzez uważne naśladowanie zachodnioeuropejskich wzorów i standardów, których
źródłem były przede wszystkim krążące w transformacyjnej sferze publicznej obrazy. Na łamach Norm widzialności Szcześniak opisuje m.in. wyłanianie się dominującego wizerunku polskiej klasy średniej oraz przygląda się dyskusjom o wizerunku nowoczesnego „geja” wewnątrz zmarginalizowanej mniejszości seksualnej.
beczmiana.pl
39
NN6T Orientuj się: Architektura i miasto
Pavillion of Reflections, fot. Kasia Jackowska
Kasia Jackowska dla NN6T:
KOLEKTYW NA WODZIE Centrum tegorocznej edycji biennale sztuki współczesnej Manifesta – Pavillion of Reflections – powstało dzięki kolektywnemu wysiłkowi studentów Wydziału Architektury Politechniki w Zurychu (ETH). Adepci z pracowni prof. Toma Emersona wykorzystali platformę pływającą przy brzegu Jeziora Zuryskiego i zbudowali na niej zjawiskową konstrukcję, która mieści m.in. plenerowe kino i basen. „Ze względów organizacyjnych wybraliśmy budowlę hybrydową, dzięki czemu każdy student był włączony w proces projektowania. Zespół podzielił się według talentów:
jedni skręcali deski, inni zajmowali się logistyką. Proces przebiegł właściwie bez błędów – podsumowuje Emerson. – Podczas wernisażu studenci chodzili po pawilonie na bosaka, nieświadomie komunikując: to moje”. [KJ]
do 18.09 Zurych m11.manifesta.org
40
NN6T Orientuj się: dizajn
#PROJEKTANTKI Po raz pierwszy na niewidoczność kobiet w dizajnie zwróciła uwagę Isabelle Anscombe w wydanej w 1984 roku książce A Woman’s Touch: Women in Design from 1860 to the Present Day. Przedstawiła w niej sylwetki projektantek, między innymi Vanessy Bell (siostry Virginii Woolf), Soni Delaunay i Elsie de Wolfe. Wszystkie były profesjonalistkami pozostającymi w cieniu karier mężczyzn, z którymi były zawodowo lub prywatnie związane. Zresztą można by wymieniać dalej: Aino Aalto, Ray Eames, Denise Scott Brown… „Kwestii kobiecej” w Polsce poświęcona jest publikacja Discovering Women in Polish Design: Interviews and Conversations, przygotowana przez redaktora magazynu „Blueprint” Giana Lucę Amadei i wydana w 2009 roku przez Instytut Adama Mickiewicza. Od niedawna w Warszawie działa też grupa Projektantki, „skupiona na inspirowaniu, edukowaniu oraz promocji społeczności projektantek, dizajnerek, architektek oraz kobiet kreacji”. Zapowiedzi terminów organizowanych przez nią spotkań można śledzić na profilu organizacji na Facebooku. [MR]
Stefan Diez, New Order, fot. HAY
Monika Rosińska dla NN6T:
CZYM JEST DUŃSKI DIZAJN? Duński dizajn jest marką eksportową. Arne Jacobsen, Verner Panton, Jacob Jensen, Kaare Klint czy Poul Henningsen to tylko część duńskich mistrzów, którzy zyskali międzynarodową sławę. Znaki rozpoznawcze skandynawskiego dizajnu, takie jak prostota, funkcjonalność, komfort, drewno, minimalizm i biel, to jedynie mała część komponentów składających się na sukces Duńczyków. Od lat 90. za punkt wyjścia każdego projektu przyjmują oni ideały odpowiedzialności społecznej, zrównoważonego rozwoju i dizajnu zorientowanego na człowieka, a także nieustannie poszukują nowych materiałów, technologii i metodologii. Nowe oblicze duńskiego projektowania – w ujęciu kuratora Larsa Dybdahla – stało się tematem wystawy stałej Duńskiego Muzeum Dizajnu zatytułowanej Danish Design Now. [MR]
Kopenhaga, Designmuseum Danmark, Bredgade 68 designmuseum.dk
facebook.com/projektantki.org
41
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
SCHRONIENIE
Filmowa instalacja Asylum (2001/2002) to dziewięć wielkoformatowych „żywych obrazów”, w których Julian Rosefeldt dokonuje analizy i dekonstrukcji uprzedzeń związanych z cudzoziemcami i figurą „innego”. Artysta prezentuje dziewięć mieszkających i pracujących w Niemczech grup etnicznych w sytuacjach, które stereotypowo są z nimi ko42
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Julian Rosefeldt, kadr z instalacji Asylum
jarzone: Hindusi sprzedają róże, Turcy sztukę współczesną podejmującą temaobsługują śmieciarki, a Chińczycy pro- tykę polityczną i społeczną. wadzą bary szybkiej obsługi. Rosefeldt jest jednak daleki od dokumentalnego podejścia – w swojej pracy balansuje pomiędzy tym, co można by nazwać sztuką wysoką, a czystym kiczem. Arty25.07 – 26.08 sta kwestionuje „poprawność estetycz- Warszawa, Nowy Teatr, ul. Madalińskiego 10/16 ną”, która według niego charakteryzuje nowyteatr.org 43
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
METROSEKSUALNY HUSARZ Wystawa Metroseksualny husarz to prezentacja najnowszych prac Stacha Szumskiego – artysty związanego z warszawską galerią V9, malarza oraz współzałożyciela (z Karoliną Mełnicką) mikropaństwa Nomadic State. Jak pisze o jego twórczości Karol Komorowski z galerii Różnia: „Stachu pozwala sobie na łączenie znaków w ramach amatorskiej ignorancji desygnatów – zupełnie Filip Berendt, z cyklu Monomit, 2016 bezładna, rękodzielnicza robota daje ludowi tyle abstrakcyjnej swobody, że obrazy kojarzone mogą jedynie budzić wykwintne ekstrapolacje czyli działać jako post-graficiarska prowokacja. (…) Kształty zbyt szybko nabierają sensu, estetyka spada z góry – życie jest bajSyndrom Gauguina to wystawa prac ką”. O co chodzi? Najlepiej przekonać trójki artystów – Filipa Berendta, Ewy się na własne oczy. Juszkiewicz i Katyi Shadkovskiej – których łączy zainteresowanie antropologią. Przestrzenne kolaże, które w ramach cyklu Monomit fotografuje Berendt, nawiązują do mitu bohatera – figury stworzonej przez amerykańskiego mitoznawcę Josepha Campbella. Z kolei Juszkiewicz, wykorzystując motyw maski, maluje obrazy na podstawie niewielkich archiwalnych zdjęć zaginionych lub utraconych dzieł. Katya Shadkovska natomiast wykorzystuje historię młodego Rosjanina i w filmie przygotowanym specjalnie na wystawę opowiada o wizerunkach męskości. Syndrom Gaugina to jedno z wydarzeń tegorocznego Warsaw Gallery Weekend (23–25.09). Więcej informacji dotyczących programu WGW znajdziecie na stronie notesna6tygodni.pl.
SYNDROM GAUGINA
23.09 – 12.11 Warszawa, lokal_30, ul. Wilcza 29a lokal30.pl warsawgalleryweekend.pl
Warszawa, Różnia, ul. Puławska 16a m. 33 2.07 – 1.09 facebook.com/roznia1
44
NN6T Orientuj siÄ™: sztuka i Ĺźycie
Stach Szumski, Metroseksualny Husarz, 2016
45
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Salam Atta Sabri, rysunek piórkiem z serii Listy z Bagdadu, 2016, dzięki uprzejmości Ruya Foundation for Contemporary Culture in Iraq
USZCZERBKI I STRATY Tegoroczna odsłona festiwalu Alternativa pod hasłem „Uszczerbki i straty” poświęcona będzie kulturowym, politycznym, ekonomicznym, ekologicznym i humanitarnym wymiarom straty. Na wystawie głównej zaprezentowane zostaną prace nawiązujące do aktualnej sytuacji politycznej i ekonomicznej na świecie oraz związanych z nią migracji, wypędzeń, cywilnych ofiar wojen, czys tek etnicznych, apartheidu, bankructw oraz wyniszczeń przestrzeni i populacji, motywowanych doktryną szoku i ekonomią kompensaty. W ekspozycji udział wezmą m.in. Anna Baumgart, Karolina Brzuzan, Ella de Burca, Gabriella Csoszó & Livia Páldi, Daniel Dressel, Honorata Martin, Anneè Olofsson, Agnieszka Polska & Witek Orski, Salam Atta Sabri, Mariusz Tarkawian i Milica Tomić. Alternativa 2016 jest dedykowana pamięci Konrada Pustoły (1976–2015), przyjaciela, współtwórcy i uczestnika kilku edycji festiwalu. do 15.09 Gdańsk, Hala B90 i tereny postoczniowe alternativa-gdansk.pl
ATLAS PTAKÓW POLSKI Janusz Łukowicz przyzwyczaił nas do tego, że robi rzeczy co najmniej dziwne. Wiadomo również, że artyście temu nie można odmówić systematyczności i konsekwencji. Na ostatniej w sezonie wystawie w galerii Starter zaprezentowany zostanie fragment jego nieukończonego opus magnum – Atlasu ptaków
46
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Janusz Łukowicz, z cyklu Atlas ptaków Polski
Polski, w ramach którego Łukowicz dokumentuje osobniki z różnych regionów kraju. Interesujące go gatunki występują głównie w okolicach autostrad i tras szybkiego ruchu – ptaki chętnie zasiedlają dźwiękochłonne ekrany, wyrastające przy drogach jak grzyby po deszczu. Pracy z roku na rok jest coraz 47
więcej, ale artysta nie poddaje się i niczym żądny sensacji reporter podąża tam, gdzie zaobserwowano nowe sied liska i gatunki. Wystawa czynna w lipcu i sierpniu po umówieniu telefonicznym. Warszawa, Starter, ul. Andersa 13 starter.org.pl
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Konrad Smoleński, All for Money, 2011, dzięki uprzejmości artysty
POLSKIE DALLA$
TAM, GDZIE ROSNĄ POZIOMKI
W ramach wystawy Bogactwo kuratorki Katarzyna Kołodziej i Magdalena Komornicka badają wizualne reprezentacje pieniądza, kultu dolara i złota, radości posiadania, epatowania dobrami materialnymi, a także statusu majątkowego Polaków – w tym również artystów. W tle pojawiają się nawiązania do polskiej kultury wizualnej od lat 90. – czasów transformacji i dzikiego kapitalizmu – do współczesności. Na ekspozycję składają się prace Konrada Smoleńskiego, Ewy Axelrad, Maurycego Gomulickiego, Pawła Śliwińskiego, Radka Szlagi, Tomasza Mroza, Łukasza Jastrubczaka, Piotra Uklańskiego, Jadwigi Sawickiej, Moniki Kmity, Witka Orskiego, Marii Toboły, Zbigniewa Rogalskiego, Grupy Azorro, Mistera D., Rafała Dominika, Tymka Borowskiego, Gregora Różańskiego, Nicolasa Grospierre’a i Janka Simona.
Tytuł wystawy Krystiana Trutha Czaplickiego Odpisz tam, gdzie rosną poziokm nawiązuje do jednego z najbardziej osobistych filmów Ingmara Bergmana – studium przemijania i portretu zamkniętego w sobie, udręczonego, samotnego mizantropa, profesora Borga. Centrum ekspozycji Czaplickiego jest jednak nie człowiek, ale przedmioty, za pomocą których przekazujemy treści i emocje. Instalacja Odpisz tam, gdzie rosną poziokm składa się z pięciu identycznych modułów – półek, na których porozmieszczane są takie same, w większości fabrycznie nowe przedmioty: telefony, słuchawki, ładowarki samochodowe, elektryczne szczoteczki do zębów, pomadki do ust oraz różne obiekty umożliwiające rozmowę lub budujące dla niej tło.
26.08 – 23.10 Warszawa, Zachęta, pl. Małachowskiego 3 zacheta.art.pl
do 31.07 Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski, Pekao Project Room, ul. Jazdów 2 csw.art.pl
48
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Wilhelm Sasnal, Palm Bay, 2013, fot. Stefan Altenburger
WEJŚCIE DO PORTU Jak o konsekwencjach współczesnych migracji opowiadają niektórzy spośród najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich artystów wizualnych? O tym będzie można się przekonać podczas drugiej edycji wydarzenia Migracje | Kreacje. W industrialnych przestrzeniach gdyńskiego portu, z którego wiele tysięcy Polaków na stałe wyjechało z kraju, swoje prace pokażą Wilhelm Sasnal, Honorata Martin, Łukasz Surowiec i Yael Bartana, a w budynku Muzeum Emigracji zostaną zaprezentowa-
ne dzieła Pawła Althamera i Krzysztofa Wodiczki. Bogaty program spacerów architektonicznych, wykładów, warsztatów i pokazów filmowych towarzyszących wystawie będzie poświęcony przede wszystkim relacjom migracji i urbanistyki.
do 17.07 Gdynia, Muzeum Emigracji, ul. Polska 1 polska1.pl
49
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
TAŃCZĄC, WYKOPAĆ POSTKOLONIALIZM
Wiktor Gutt, Wspólne malowanie, Łukasz (11 lat) i Julia (3 lata), 1991
KIEDY ZNÓW BĘDĘ MAŁY? Jednym z wątków podejmowanych w ramach zbiorowej wystawy Kiedy znów będę mały? jest moment narodzin artystycznej osobowości oraz wchodzenia w dojrzałość. W kinie takie narracje określa się mianem coming-of-age film, w badaniach literackich używa się kategorii Bildungsroman – a jak owa przemiana i duchowe uniesienia związane z dojrzewaniem manifestują się w sztukach wizualnych? W ramach ekspozycji zobaczymy m.in. wczesne prace Władysława Hasiora, Tony’ego Ourslera i Christiana Boltanskiego oraz dzieła, których powstanie zdeterminowało rodzicielstwo i kontakt z dziećmi – obiekty Anety Grzeszykowskiej i Pawła Althamera oraz filmy Wiktora Gutta. Zaprezentowane zostaną również prace artystów zainteresowanych ikonografią dzieciństwa: Maćka Chorążego, Anji Carr i Clausa Richtera, a Karina Birsch, która w swojej twórczości odwołuje się do tradycji teatru schlemmerowskiego, na zamówienie Cricoteki namaluje mural. do 18.09 Kraków, Cricoteka, ul. Nadwiślańska 2–4 cricoteka.pl
Tytuł wystawy Na początku myślałem, że tańczę nawiązuje do procesu twórczego senegalskiego artysty El Hadjiego Sy, którego obrazy powstają poprzez deptanie płótna – w ten sposób próbuje on „wykopać” kolonialną tradycję kulturową i promowane przez prezydenta Senghora malarstwo figuratywne. Tradycyjnym sposobem wyrazu artystycznego w Senegalu jest taniec i rytm, a odbiór sztuki nieodłącznie wiąże się ze wspólnotą, która ją tworzy. Dlatego El Sy zaczął powoływać do życia wioski artystyczne (m.in. działającą do dziś Village des Artes) oraz malować na papierze ze sklepu mięsnego, jedwabiu, workach po ryżu czy kawie, manifestując tym samym sprzeciw wobec państwowej polityki kulturalnej. Wraz ze współtworzonymi przez siebie grupami, mieszkańcami senegalskiej prowincji czy pacjentami szpitala psychiatrycznego El Sy sięga po radykalne eksperymenty teatralne i używa malarstwa jako części performatywnej, choreograficznej procedury. Proponowane przez niego pionierskie, interdyscyplinarne modele działania testują pole sztuki i możliwe sposoby jej użycia – rola obiektu, obrazu czy instalacji jest tu służebna względem samego procesu.
16.06 – 16.10 Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 csw.art.pl
50
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
El Hadji Sy, Shave workshop, Somerset 1995, fot. Clémentine Deliss
51
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
rych się one ujawniają, a także pamięci i widzeniu, często stojącym u genezy wspólnotowego doświadczenia. Prace zaproszonych do udziału w wydarzeniu artystów – m.in. Łukasza Jastrubczaka, Aleki Polis, Joanny Rajkowskiej czy Marka Wasilewskiego – nawiązują do autonomii cechującej świat dzieciństwa, mitu utraconej arkadii, zaburzeń widzenia i dziecięcej percepcji. Na program Związków rodzinnych składają się instalacje site-specific, warsztaty, działania performatywne, koncerty i pokazy filmowe.
Materiały prasowe CSW Kronika
WSZYSTKIE ZMORY DO PIWNICY
16–17.07 Gdańsk, Park Oliwski akukusztuka.eu
Warsztaty Wszystkie zmory do piwnicy to zwieńczenie dyskusji i warsztatów prowadzonych w Kronice przez Natalię Bażowską, Huberta Czerepoka, Elżbietę Jabłońską i Macieja Kuraka. W wyniku współpracy artystów z dziećmi powstały prace audiowizualne oraz symboliczne przedmioty – umeblowano nimi jedno z mieszkań w kamienicy, w której mieści się galeria. Cztery pokoje z pracownią, na stałe będące częścią instytucji kultury, mają stać się metaforycznym, wakacyjnym domem młodej publiczności.
NADMORSKA KUMULACJA
23.07 – 1.09 Bytom, CSW Kronika, Rynek 26 kronika.org.pl
PARKOWANIE Tematem przewodnim 10. edycji Parkowania – interdyscyplinarnego wydarzenia z pogranicza działań artystycznych, edukacyjnych i społecznych – są „związki rodzinne”. Kuratorzy Emilia Orzechowska i Stach Ruksza zachęcają do przyjrzenia się tytułowym relacjom oraz aktywnościom twórczym, w któ52
Tegoroczna odsłona festiwalu sztuki współczesnej ArtLoop przebiegać będzie pod hasłem „Kumulacja”. Wiodącym wydarzeniem tej edycji będzie wystawa na sopockim molo, wokół której kolektyw kuratorski w składzie: Lena Dula, Małgorzata Gołębiewska, Emilia Orzechowska, Ewa Szabłowska i Stach Szabłowski zbuduje program działań składający się z pokazów filmowych, spotkań warsztatowych oraz działań dźwiękowo-muzycznych. W ramach ekspozycji pokazane zostaną prace wyłonione na drodze ogłoszonego przez organizatorów konkursu, m.in. rzeźba Xawerego Wolskiego Przybysz, performatywny utwór muzyczny W zenicie Ani i Adama Witkowskich czy instalacja Parawaning Karoliny Balcer. 27.08 – 4.09 Sopot artloop.pl
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Katarzyna Przezwańska, makieta Szalonej Galerii na wystawie DE-MO-KRA-CJA w Galerii Labirynt w Lublinie. Fot. Diana Kołczewska
CIĘŻARÓWKA ZE SZTUKĄ Dwójka artystów i jeden projektant graficzny, czyli Janek Simon, Agnieszka Polska i Jakub de Barbaro, podczas dwóch wakacyjnych miesięcy będą jeździć po wsiach i miasteczkach Polski, pokazując ich mieszkańcom sztukę współczesną. Szalona Galeria, jak nazywają swój projekt, zbudowana zostanie z kilku przerobionych ciężarówek. Znajdzie się w niej miejsce dla plenerowego kina, wystawy sztuki współczesnej oraz księgarni z autorskim wyborem książek, których listę przygotowuje Jan Sowa. „Wykorzystamy tanie i ogólnodostępne materiały, dlatego Szalona będzie wyglądać trochę jak cyrk albo wesołe miasteczko – opowiadają. – Współczesna kultura pomaga żyć. Lata zaniedbań w jej upowszechnianiu 53
doprowadziły do tego, że jest dostępna tylko dla mieszkańców dużych miast. Chcemy to zmienić!” – dodają. Ich pomysł czerpie z powojennej tradycji objazdowych wystaw, kiedy muzeobusy m.in. z Muzeum Narodowego w Warszawie czy Muzeum Sztuki w Łodzi jeździły po Polsce, wieszając swoje kolekcje czasem bezpośrednio na płotach. Projekt wymaga znacznych nakładów finansowych, dlatego jego inicjatorzy zbierają fundusze na jednej z platform crowdfundingowych. Dorzuć się!
lipiec – sierpień Polska wspieram.to/szalonagaleria facebook.com/szalonagaleria
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Jadwiga Sawicka, Woreczek komunijny, 2005, olej na płótnie, 70 × 50 cm, z kolekcji Małopolskiej Fundacji Muzeum Sztuki Współczesnej
WYKRÓJ MIASTA Wystawa WYKRÓJ. MIASTO. TARNÓW pokazuje, że moda stanowi papierek lakmusowy przemian kulturowych, obyczajowych i politycznych. Kurator Marcin Różyc poprzez ubrania i ich wizerunki opowiada o historii i tożsamości Tarnowa, pisząc jednocześnie miejską mitologię. Artyści i projektanci zaproszeni do udziału w przedsięwzięciu – m.in. Bownik, Przemysław Branas, Magdalena Burdzyńska, Krzysztof Maniak, Agata Endo Nowicka, Wendy & Jim (Hermann Fankhauser i Helga Ruthner) oraz studenci Katedry Mody na warszawskiej ASP – stworzyli prace inspirowane ubraniami odnalezionymi na terenie miasta oraz krążącymi wokół nich opowieściami. W ramach ekspozycji zaprezentowane zostaną również dzieła z małopolskich i zagranicznych kolekcji sztuki, m.in. rzeźby Aliny Szapocznikow i obrazy Jadwigi Sawickiej. do 28.08 Tarnów, BWA, ul. Słowackiego 1 bwa.tarnow.pl
Praca Marco Schmitta na Manifesta XI, fot. Kasia Jackowska
Kasia Jackowska dla NN6T:
CO ZROBISZ DLA PIENIĘDZY? Hasło przewodnie tegorocznej edycji biennale Manifesta, której kuratorem jest Christian Jankowski, brzmi: „What People Do For Money – Some Joint Ventures”. Zaproszeni do udziału w programie głównym artyści zrealizowali projekty w kooperacji z przedstawicielami wybranych zawodów. Czasem pozornie partnerska współpraca okazywała się poprowadzonym przez artystę eksperymentem, jak w przypadku Jiřiego Thýna i Sabriny Meyer, preparatorki zwłok, która na prośbę artysty z zamkniętymi oczami wycina-
54
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
Torbjørn Rødland, Intraoral no. 2, Löwenbräukunst. Photo © Manifesta XI / Wolfgang Traeger
ła zdjęcia z kolorowych magazynów. Thýn chciał sprawdzić, w jaki sposób środowisko pracy – w tym przypadku wymagające niezwykłej precyzji i zdolności manualnych – wpływa na zachowania człowieka. Niektórzy artyści przyjęli zgoła odmienną strategię, oddając się w ręce specjalistów, np. Michel Houellebecq udał się do lokalnego szpitala, aby kompleksowo zbadać swój stan zdrowia. Z kolei w projekcie Mike’a Boucheta uczestniczyło nieświadomie całe miasto – artysta zbudował wielką śmierdzącą rzeźbę z zebranych
w ciągu jednego dnia fekaliów mieszkańców Zurychu. Nie wszystkie prace spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem – część zdjęć Torbjørna Rødlanda wykonanych we współpracy z dentystą zdjęto ze ścian przychodni stomatologicznej, gdzie były prezentowane, a przed pozostałymi interwencjami w przestrzeni publicznej ostrzegają kartki z napisem „Uwaga, sztuka”. [KJ] do 18.09 Zurych m11.manifesta.org
55
NN6T Orientuj się: sztuka i życie
DEMOKRACJA (?) „Kongres Kultury zwoływano w najważniejszych momentach naszej współczesności: w roku 1981, kiedy pojawiła się nadzieja, w roku 1989 – gdy nadzieja wróciła i w roku 2009 – gdy po euforii nadszedł czas krytycznej myśli nad sensem polskiej wolności. Kongres zawsze był diagnozą stanu ducha obywateli Rzeczypospolitej, wyzwaniem rzuconym politykom przeciwko rozbiorowi tego, co wspólne” – to pierwsze słowa manifestu grupy inicjatywnej Kongresu Kultury, który odbędzie się w październiku w Warszawie. Z pomysłem powołania kongresu wystąpili przedstawiciele Obywateli Kultury podczas debaty DE-MO-KRA-CJA w lubelskiej Galerii Labirynt, a wśród sygnatariuszy manifestu znaleźli się m.in. Agnieszka Holland, Edwin Bendyk, Paweł Potoroczyn, Katarzyna Kozyra, Sylwia Chutnik i Krzysztof Warlikowski. Głównym przedmiotem dyskusji w ramach kongresu będą – jak na łamach „Gazety Wyborczej” pisze Roman Pawłowski – „dobre zmiany” na polu kultury, m.in.: wycofanie funduszy na kolekcje sztuki współczesnej, demontaż mediów publicznych i dyplomacji kulturalnej, a także kontrowersyjne rotacje na najważniejszych stanowiskach instytucjonalnych. Wicepremier Piotr Gliński zapowiada z kolei organizację ministerialnego kongresu poświęconego problemom socjalnym W tym roku w ramach Międzynarodoi codziennemu działaniu sektora kultu- wego Konkursu Filmów o Sztuce podry. Termin nie został jeszcze ogłoszony. czas festiwalu Nowe Horyzonty można będzie zobaczyć m.in. dokument Wai ting for B (reż. Paulo Cesar Toledo i Abigail Spindel) – portret brazylijskich fanów Beyoncé ze środowisk gejowskich i queerowych, którzy przez dwa miesiące koczują w kolejce na koncert gwiazdy w São Paulo. Ciekawie zapowiada się również nakręcony w Maroku ekspery-
FILMY (NIE TYLKO) O SZTUCE
56
NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO
Matthew Barney, River of Fundament, fot. Hugo Glendinning. Materiały prasowe MFF Nowe Horyzonty
mentalny film Brytyjczyka Bena Riversa The Sky Trembles and the Earth is Afraid and the Two Eyes Are Not Brothers – „brutalny esej o kolonializmie” („The Guardian”) i wolna adaptacja opowiadania Paula Bowlesa, autora Pod osłoną nieba. W sekcji Panorama pokazany zostanie m.in. No Home movie – ostatni film zmarłej w zeszłym roku samobójczą śmiercią belgijskiej innowatorki Chantal Akerman, a wydarzeniem specjal-
nym festiwalu będzie pokaz paraoperowego widowiska w trzech aktach River of Fundament – najnowszego dzieła Matthew Barneya, amerykańskiego artysty wizualnego, autora słynnego cyklu Cremaster.
21–31.07 Wrocław nowehoryzonty.pl
57
NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO
Arianna Arcara, Luca Santese, z cyklu Found Photos in Detroit
RZEKI I DROGI Tematy związane z podróżami, mobilnością i migracją cieszą się ostatnio niezwykłą popularnością wśród kuratorów i organizatorów wystaw. W ową tendencję wpisuje się również festiwal TIFF, którego tegoroczna edycja – poświęcona „wszystkim miejscom, do których jeździmy, o których marzymy czy też które jesteśmy zmuszeni opuścić” – przebiegać będzie pod hasłem „Rivers and Roads”. W ramach programu głównego zobaczymy m.in. fotografie uratowane ze zniszczonego przez tsunami japońskiego miasteczka Yamamoto-cho, zdjęcia, które Arianna Arcara i Luca Santese znaleźli na ulicach Detroit w latach 2009–2010, snapshoty dokumentujące nomadyczny żywot Marty Zdulskiej czy wykonane w powojennej Anglii emigra-
cyjne fotografie z archiwum polskiego publicysty, pisarza politycznego i piłsudczyka Stanisława Cata-Mackiewicza. Sekcja „Publikacje”, z której słynie TIFF, to w tym roku trzy wystawy: Zines of the World, organizowana przez londyńską Doomed Gallery, Meet the Publisher, dająca wgląd w prace niezależnych wydawców z całego świata, oraz Drogi mniej uczęszczane – przegląd współczesnych książek fotograficznych wybranych przez Marcina Grabowieckiego.
1–9.09 Wrocław tiff.wroc.pl
58
NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO
Kadr z filmu Wróble
Andrzej Marzec dla NN6T:
WRÓBLE Uczucie ambiwalencji związane z przeplataniem się wyjątkowości i przeciętności, szarej codzienności i ekstazy, jest nieodłączną częścią filmu Rúnara Rúnarssona Wróble. Jego głównym bohaterem jest szesnastoletni Ari, który przeprowadza się z mieszkania swojej
matki do małego miasteczka, gdzie nawiązuje trudną relację z ojcem. Chłopiec podejmuje symboliczną wędrówkę ku dorosłości, wychodząc z bezpiecznych matczynych objęć i mierząc się z niespokojnym, gwałtownym, pełnym przemocy światem zewnętrznym. [AM]
59
NN6T Orientuj się: foto i wideo / ruch i dżwięk
SYMPTOM Angelos Frantzis zabiera nas w estetycznie wysmakowaną podróż do niezwykłego świata pragnień, który dynamicznie oscyluje pomiędzy rzeczywistością i fikcją, a właściwie jawą i marzeniem sennym. W filmie Symptom poprzez nagromadzenie dziwnych, często niezrozumiałych elementów reżyser kpi sobie z jednoznaczności oraz ze związków przyczynowo-skutkowych, potęgując tym samym oniryczną i złowrogą Złoty Rolex. Źródło: jomashop.com atmosferę niesamowitości typową dla kina Davida Lyncha. Tytułowy symptom to najczęściej po prostu objaw czegoś niepokojącego i niebezpiecznego. Na- Agnieszka Sosnowska tomiast tym, co zagraża spójności zasta- dla NN6T: nego porządku, jest w filmie Frantzisa rozkosz, która próbuje przede wszystkim ujawnić się, wyjść na jaw, a następnie wyartykułować się i przybrać jakiś określony kształt, co jest z góry skazane na niepowodzenie. [AM]
PATRZ KURATOROWI NA RĘCE
W czasie Manifesta XI w Zurychu na ciele Christiana Jankowskiego – znanego artysty, a zarazem kuratora tegorocznej edycji – nieustannie będzie odbywał się performans. Szwajcarska artystka Florence Jung, specjalizująca się w interwencjach performatywnych ukrytych w potocznych sytuacjach i wymagających od widza przeprowadzenia małego śledztwa, podarowała Jankowskiemu słynny zegarek firmy Rolex. Kurator ma go nosić podczas wszystkich oficjalnych wydarzeń związanych z Manifesta. Czy ktoś potrafi odróżnić podróbkę od oryginału? Czy bycie kuratorem we współczesnym świecie sztuki stało się wyścigiem z czasem, w którym liczy się każda sekunda? – pyta artystka. [AS]
premiera: 7.07 Poznań, Kino nad Wartą
do 18.09 Zurych m11parallelevents.ch
60
NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK
Fot. Maria Stożek, materiały promocyjne Centrum Amarant
REZYDENCI cja wyartykułowanych podczas spotkań potrzeb mieszkańców. Równolegle w stołecznym Ośrodku Sztuki XS trwa program rezydencyjny WRSW/BRLN, którego celem jest wymiana pomiędzy artystami z dwóch europejskich stolic. W lecie w Warszawie gościć będzie Marcelina Wellmer, która w swojej praktyce artystycznej bada symbiotyczne relacje między ludźmi i interfejsami używanymi do wymiany informacji.
Cykl RESIDENTS//MIESZKAŃCY, realizowany przez Centrum Amarant we współpracy z Instytutem Goethego i Theater im G-Werk z Marburga, opiera się na współpracy niemieckich artystów rezydentów z mieszkańcami Poznania. W ramach pierwszej odsłony projektu berliński kolektyw Archiv der Flüchtigen Dinge (Archiwum rzeczy ulotnych) będzie badał potrzeby i pragnienia poznaniaków. W tym celu, odwiedzając różne części miasta swoim Niebieskim Busem, przeprowadzi wywiady wideo z przedstawicielami i przedstawicielkami różnych pokoleń, środowisk społecznych, grup formalnych i nieformalnych. Pojazd będzie jednocześnie miejscem spotkań, koncertów i przede wszystkim performansów, których celem będzie realiza-
23.06 – 15.07 Poznań centrum-amarant.pl Warszawa wrsw-brln.pl
61
NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK
Marco Berrettini, Marion Duval, CLAPTRAP 12, © Dorothée Thébert Filliger
RUCH I ODPOCZYNEK
DOGMA DLA TEATRU
Na Impulstanz Festival – jeden z najważniejszych festiwali tańca w Europie – mało kto jeździ tylko po to, żeby oglądać spektakle i performanse. Dla większości osób rozpoczynający się po zmroku program to odpoczynek po wielogodzinnych warsztatach z licznymi gwiazdami światowej choreografii. W tym roku tematem głównym jest relacja między sztukami wizualnymi a ruchem. Na Impulstanz nie mogło więc zabraknąć Tino Sehgala, który co prawda nie prowadzi żadnego warsztatu, ale jest współodpowiedzialny za wybór prowadzących i dobranie ich w pary wedle zasady „visual arts x dance artists”. [AS]
„Mikro Teatr” to propozycja nowego formatu dla działań performatywnych. Obowiązuje tu kilka sztywnych zasad: spektakl nie może trwać dłużej niż 16 minut, zespół realizatorów może składać się z maksymalnie czterech osób, do dyspozycji artyści mają dwa mikrofony, kilka reflektorów, jeden rzutnik wideo oraz jeden niewielki rekwizyt. W czasie jednego wieczoru pokazywane są trzy różne spektakle. Podczas drugiej odsłony projektu będzie można zobaczyć, jak z tą teatralną dogmą poradzili sobie Michał Borczuch, Justyna Sobczyk i Weronika Szczawińska. [AS]
14.07 – 14.08 Wiedeń impulstanz.com
2–3.07 Komuna// Warszawa, ul. Lubelska 30/32 komuna.warszawa.pl
62
NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK
ARTYSTA W RUCHU
nie i w przenośni rzucą światło na nie do końca jeszcze rozpoznane możliwoTematem tegorocznej edycji festiwalu ści oraz krytyczny potencjał sztuki noKonteksty jest tożsamość artystów i jej wych mediów. związki z miejscem zamieszkania oraz 9–10.09 pochodzeniem. W myśl słów Stefana Sopot, PGS, Sfinks 700, Teatr na Plaży Themersona, że artysta jest zawsze na osafestival.pl emigracji i tym samym nigdy na emigracji nie jest, organizatorzy zadają pytania o znaczenie zmiany adresu w kontekście Antek Michnik dla NN6T: praktyki artystycznej oraz o pojęcie narodu w dobie globalizacji. Do udziału w festiwalu zaproszeni zostali twórcy -migranci, działający w różnych obszarach sztuki efemerycznej, m.in. Ewa Partum, Maurice Blok, Koji Kamoji, „Polen W roku 2003 na Steirischer Herbst FestiPerformance”, Zbigniew Warpechowski, val of New Music w Grazu miała miejsce Maya Gordon, Ewa Zarzycka, Krzysztof premiera opery Zagubiona autostrada, Żwirblis czy Nik Novak. Gościem hono- skomponowanej przez Olgę Neuwirth, rowym festiwalu będzie Richard Demar- z librettem Elfriede Jelinek. Paranoiczco – szkocki artysta i kurator, założyciel no-narkotyczny charakter filmu Davida Traverse Theatre i Richard Demarco Gal- Lyncha, na podstawie którego powstalery w Edynburgu, w których promował ła opera, oddany został poprzez elektwórców zza żelaznej kurtyny, m.in. Ta- troniczne przekształcenia poszczególdeusza Kantora i Teatr Cricot 2 czy Ma- nych partii muzycznych, zastosowanie rinę Abramović. poszerzonych technik wokalnych oraz przekształcanie akustycznej przestrzeni 30.06 – 5.07 spektaklu. Narracja podąża za fabułą filSokołowsko, Wrocław mu – to opowieść o problemach główinsitu.pl nego bohatera, Pete’a, uciekającego od problemów w związku z Alice w stronę fantazji i przemocy. Reżyserką polskiej adaptacji, której prapremiera odbędzie 6. edycja festiwalu Open Source Art ma się w ramach festiwalu Nowe Horyzonna celu prezentację najciekawszych pro- ty, jest Natalia Korczakowska, kierowjektów audiowizualnych oraz instalacji nictwo muzyczne sprawuje Marzena artystycznych, które traktują światło Diakun, a główne role powierzono Holjako narzędzie pozwalające uchwycić gerowi Falkowi oraz Barbarze Kindze i wyrazić najważniejsze przemiany do- Majewskiej. W kluczową postać Pana konujące się we współczesnym świecie. Eddy’ego wcieli się David Moss, z myZaproszeni artyści – Akton, Anna Zarad- ślą o którym Neuwirth napisała tę konny, Błażej Malinowski, Marcus Schmic- kretną partię, a enigmatycznego Mystekler, Mirosław Filonik, OAKE, Paul Je- ry Mana zagra Piotr Łykowski. [AM] banasam, Samuel Kerridge (Fatal Light 23.07 Attraction), Ueno Masaaki i Wilhelm 21, Wrocław, Narodowe Forum Muzyki, pl. Wolności 1 Bras – zaprezentują instalacje i kon- nfm.wroclaw.pl certy audiowizualne, które dosłow- nowehoryzonty.pl
ZAGUBIONA AUTOSTRADA
ŚWIATŁO
63
NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK
PSYCHODELICZNE KISZONKI Organizatorzy Ambient Festivalu, corocznej imprezy poświęconej muzyce elektronicznej opartej na barwie dźwięku, od pewnego czasu spoglądają w stronę tradycji krautrocka. Parę lat temu koncert zagrał tam Manuel Göttsching, który zaprezentował materiał ze swojego słynnego albumu E2-E4, zaś głównymi bohaterami nadchodzącej edycji będą Steve Jolliffe – niegdysiejszy członek zespołu Tangerine Dream, oraz Hans-Joachim Roedelius – współzałożyciel legendarnych formacji Kluster, Cluster oraz Harmonia, a także ceniony artysta solowy. Na przykładzie jego twórczości doskonale widać, jak wiele muzyka ambient zawdzięcza dźwiękowym eksperymentom rozwijanym przez niemieckich artystów w latach 70. W zasadzie cała dyskografia formacji, w których Roedelius występował w tamtym czasie, do dziś znakomicie się broni, a jego solowa twórczość to po prostu klasyka ambientu. Trudno powiedzieć, co Roedelius zagra w Gorlicach, ponieważ pozostał twórcą poszukującym – w latach 90. zaczął wplatać do swojej twórczości techno oraz wykorzystywać archiwalne nagrania z lat 70., używając ich jako tworzywa do budowania dźwiękowych warstw nowych utworów. [AM]
8–9.07 Gorlice, Centrum Kultury, ul. Józefa Michalusa 4 mpmambient.pl
PODRZYJ, WYRZUĆ, ZADZWOŃ DOMOFONEM Łódzki Domoffon to bodaj najciekawiej rozwijający się letni festiwal muzyki niezależnej w Polsce, a jego tegoroczny line-up sprawia, że skokowo awansuje on do pierwszej ligi tego typu imprez – w roli gwiazdy weekendu wystąpi Wire. W ramach drugiej edycji festiwalu usłyszymy przede wszystkim artystów reinterpretujących różne nurty postpunku. Z jednej strony wystąpią oscylujące między postpunkiem oraz shoegazem No Joy i U.S. Girls, z drugiej – przepracowująca tradycję zimnofalowej elektroniki Zola Jesus, z trzeciej – wywodzące się ze squatterskiego zderzenia zimnej fali i new romantic Super Girl & Romantic Boys oraz Chicks on Speed, z czwartej – twórcy odwołujący się bezpośrednio do tradycji eksperymentalnej muzyki elektronicznej, jak SHXCXCHCXSH i Omar Souleyman. Simon Reynolds, jeden z najznakomitszych dziennikarzy muzycznych wszech czasów i autor książki o postpunku Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz, byłby dumny! [AM]
26–27.08 Łódź, OFF Piotrkowska, ul. Piotrkowska 138/140 facebook.com/DOMOFFON
64
RAPORT NN6T
1
Aktywizm miejski wszedł w nową fazę rozwoju: jego praktycy tworzą dziś międzynarodową sieć wymiany doświadczeń i wiedzy, po to by wspólnie wypracowywać nowe społeczne, ekonomiczne i prawne modele miejskiej koegzystencji. Stawką jest zapewnienie stabilności finansowej projektów, możliwość działania w długiej perspektywie czasowej, ścisła współpraca z lokalną społecznością oraz promowanie progresywnych rozwiązań dla miejskiego rozwoju wśród władz samorządowych i europejskich. Poznajcie re:Kreators – sieć miejskich aktywistów! RAPORT NN6T
Manifest re:Kreators My, członkowie społeczności re:Kreators, osoby i inicjatywy dążące do tego, by zrównoważony, społeczny i partycypacyjny rozwój przestrzeni miejskich oparty był na sprawiedliwych regułach: 1 Wierzymy, że życie w mieście może być inspirujące, dostępne dla wszystkich i sprawiedliwe. Tworzymy miejsca inkluzywne, gdzie dzieją się rzeczy znaczące, a ludzie mogą poczuć się swobodnie; miejsca, które przywracają wiarę w miasto. Kształtując przestrzenie wspólne i wprowadzając w życie kolektywne modele własności, budujemy alternatywy dla wyobrażeń o tym, jakie może być miasto. 2 Tworzymy wartość: zwiększamy mentalną, emocjonalną i fizyczną więź z użytkowaną przestrzenią miejską. Korzystamy z istniejących zasobów, źródeł energii i właściwości otoczenia. Naszym celem są rzeczywiste i długotrwałe zmiany w przestrzeni miast, a środkiem do ich osiągnięcia jest zaangażowanie. Jesteśmy jak otwarte oprogramowanie: dzielimy się wiedzą i doświadczeniem, inspirując innych.
2
3 Rozwój miasta to wszelkie działania podejmowane w interesie ludzi żyjących i pracujących w społeczności opartej na partycypacji i inkluzji. W tworzonych przez nas miejscach różne grupy czują się jak u siebie, mają mentalne i emocjonalne poczucie przynależności do tych przestrzeni, uważają je za własne i uczestniczą w kształtowaniu ich przyszłości.
RAPORT NN6T
Cele stowarzyszenia re:Kreators Sieciować Działamy jako europejska platforma umożliwiająca komunikację pomiędzy różnymi organizacjami, ich wzajemne inspirowanie się i wymianę doświadczeń. Aktywnie dążymy do objęcia swoim zasięgiem kolejnych miast. Chcemy rozwijać projekty zrzeszone pod nazwą re:Kreators, a także pracować nad rozbudową zrównoważonych struktur współpracy pomiędzy członkami sieci. Chcemy dzielić się naszymi osiągnięciami tak, by w oparciu o nasze doświadczenia i sposób myślenia mogły się rodzić nowe inicjatywy. Chcemy udostępniać innym nasze know-how. Umacniać Dążymy do tego, by nasza pozycja w Europie stawała się coraz silniejsza i by wzbudzała zainteresowanie wartościami (społecznymi, kulturowymi, ekologicznymi czy ekonomicznymi), jakie reprezentują inicjatywy zrzeszone w re:Kreators. Chcemy, by podzielane przez nas wartości stały się bardziej widoczne, co wpłynie na lepszą współpracę pomiędzy organizacjami a instytucjami. Działać Chcemy podtrzymywać nieustanny dialog pomiędzy osobami, którym zależy na rozwoju miast, a ludźmi, którzy podejmują decyzje. Naszym celem jest wywieranie wpływu na program rozwoju miast na poziomie samorządowym, krajowym i europejskim. Pracujemy nad poprawą komunikacji, wzajemnym zrozumieniem oraz współpracą pomiędzy oddolnymi inicjatywami a instytucjami. Chcemy poszukiwać potencjalnych inwestorów zainteresowanych naszymi działaniami. Dążymy też do stworzenia trwałej sieci kooperacji pomiędzy aktywistami miejskimi.
3
re:Kreators: citiesintransition.eu/transition/rekreators RAPORT NN6T
2
4
Z Andrzejem Górzem z Otwartego Jazdowa i Janem Franciszkiem Cieślakiem ze Stowarzyszenia Kulturotwórczego Miastodwa rozmawia (w samolocie) Bogna Świątkowska RAPORT NN6T
3 Wracamy właśnie z dwudniowego spotkania z największymi mózgami Europy, które wysilają się, pracując nad zmianą paradygmatów rządzących organizacją życia we współczesnym mieście. Wasze organizacje przystąpiły do projektu re:Kreators, zrzeszającego najbardziej aktywne w obszarze miastotwórczym europejskie inicjatywy społeczne. Czym ma się zajmować to ciało?
Jan Franciszek Cieślak: re:Kreators to sieć organizacji, projektów, grup nieformalnych, indywidualnych osób i artystów zajmujących się nowymi formami miejskich autonomii oraz pracą w przestrzeniach pustych albo porzuconych. Służy przede wszystkim wymianie doświadczeń i wiedzy, która pozwoli nam bardziej efektywnie działać oraz wprowadzać nowe sposoby myślenia o mieście do polityk samorządowych, rządowych, a w końcu także do miejskiej agendy tworzonej przez Unię Europejską.
3 Otwarty Jazdów, a właściwie Osiedle Jazdów, położone jest w problematycznym miejscu – w samym środku miasta. Z tego powodu mogło zostać sprzedane pod inwestycje deweloperskie, jednak dzięki oddolnemu sprzeciwowi mieszkańców i społeczników stało się przestrzenią eksperymentu i praktycznego namysłu nad tym, jak można zarządzać przestrzenią społeczną. W jaki sposób chcielibyście wykorzystać potencjał, jaki daje międzynarodowa sieć oraz bycie częścią organizacji o tak dużym doświadczeniu?
Andrzej Górz: Najważniejsza jest wymiana wiedzy i doświadczeń. Możliwość bezpośredniej rozmowy i pracy z aktywistami, którzy współtworzą projekty takie jak na przykład Holzmarkt, KÉK, MÜSZI czy Stiftung. To dopiero początek – sieć na razie powstaje i dynamicznie się rozwija. Możliwości współpracy są nieograniczone i paneuropejskie, wychodzą poza granice krajów, naszych horyzontów i uwarunkowań kulturowych. Z całą pewnością będziemy zachęcać kolejne inicjatywy do jej współtworzenia.
3 Nie chcecie, by Jazdów był kolejnym miejscem, z którego korzysta jakaś konkretna grupa. Wydaje mi się, że jednym z najciekawszych wątków spotkania w Budapeszcie była dyskusja o tym, jak sprawić, by z jednego miejsca takiego jak budynek czy osiedle, zorganizowanego na zasadach społecznych i zarządzanego wspólnotowo, energia promieniowała dalej. Czy macie jakieś nowe podpowiedzi, jak to robić?
5
A.G.: Otwartość Jazdowa polega na tym, że zapraszamy do współtworzenia i współdecydowania o przyszłości osiedla osoby z różnych grup wiekowych, społecznych itd. Pomaga w tym formuła partnerstwa lokalnego oraz projekty takie jak chociażby
RAPORT NN6T
re:Kreators
6
OTWARTY JAZDÓW Osiedle Jazdów w Warszawie, czyli kolonia parterowych drewnianych domków jednorodzinnych znajdująca się na tyłach Parku Ujazdowskiego, powstała w 1945 roku. Domy pochodziły z reparacji wojennych, jakie Finlandia była zmuszona świadczyć po II wojnie światowej na rzecz ZSRR. Pierwotnie osiedle miało przetrwać 5 lat. W latach 2011–2014 wokół Osiedla Jazdów toczyły się burzliwe dyskusje, a wręcz obywatelska batalia, aby to miejsce nie zniknęło z mapy Warszawy. Władze Dzielnicy Śródmieście
postanowiły przeznaczyć ten teren pod zabudowę na cele administracyjne, komercyjne i użyteczności publicznej. Mieszkańcy domków fińskich i aktywiści miejscy utworzyli wówczas inicjatywę o nazwie Otwarty Jazdów. Zaproponowali, by nie tylko pozostawić osiedle, ale także nadać mu charakter społeczno-kulturalny, otwarty dla całej Warszawy. Proces negocjacji trwał od stycznia do września 2014 roku. Powstał obszerny raport z konsultacji, który przez ratusz i władze dzielnicy został uznany za obowiązujący. RAPORT NN6T
Rotacyjny Dom Kultury, będący pod opieką Domu Kultury Śródmieście, czy przestrzeń inicjatywy lokalnej – Skwer Dialogu Społecznego. Jesteśmy otwarci na współpracę z organizacjami i inicjatywami docierającymi do grup docelowych innych niż te, z którymi nam udało sie nawiązać współpracę. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, że poszerzanie grupy odbiorców naszych działań społecznych, kulturalnych, edukacyjnych, artystycznych i rekreacyjnych to w praktyce bardzo trudne i wymagające zadanie. Wiemy o tym, że przykleja się nam lewacko-hipsterską łatkę, dlatego samo kierowanie zaproszeń nie oznacza, że ludzie będą z nich korzystać, ale na pewno nie dążymy do tworzenia miejsca fajnego tylko dla nas. Problem docierania do zróżnicowanych grup docelowych pojawiał się w Budapeszcie w kontekście omawianych podczas konferencji miejsc i projektów. Spotkanie dotyczyło również kwestii bardzo pragmatycznych, np. inwestowania w miejsca społeczne i finansowania ich działalności. Pojawiły się też istotne pytania praktyczne, ponieważ wiele z takich miejsc ma szanse stać się efektywnymi i opłacalnymi inwestycjami. Z drugiej strony trzeba też myśleć o zagrożeniach, jakie takie inicjatywy mogą ze sobą nieść: ich społeczny charakter może gentryfikować albo stać się podwaliną pod przyszłą deweloperkę. Ważne jest, by zobaczyć, jak różne organizacje z Europy Zachodniej i Wschodniej postrzegają to ryzyko i w jaki sposób starają się na nie odpowiadać. 3 Z jakimi pomysłami wracacie do Warszawy?
7
J.F.C.: Spotkanie w Budapeszcie jest już trzecim z kolei. Korzyści i możliwości, jakie daje nam udział w sieci re:Kreators, są ogromne. Po pierwsze, mogliśmy nawiązać bliską współpracę z osobami zaangażowanymi w projekty, których skala i ambicje są naprawdę imponujące. Holzmarkt w Berlinie czy ZOHO w Rotterdamie wypracowują narzędzia projektowe, prawne, finansowe i organizacyjne, które wprowadzają społeczne inicjatywy miejskie na zupełnie inny poziom. Mówimy tutaj o modelach, które mogą stanowić realną alternatywę dla komercyjnej deweloperki, zakładają funkcjonowanie w co najmniej kilkudziesięcioletniej perspektywie czasowej, są w stanie zabezpieczać finansowanie na poziomie milionów euro oraz oferują zrównoważony rozwój ekonomiczny i społeczny. Oczywiście wiele z tych miejsc ma inne założenia i specyfikę niż Jazdów, ale szukając odpowiednich rozwiązań dla osiedla domków fińskich, nie musimy już błądzić we mgle – mamy do
RAPORT NN6T
re:Kreators
dyspozycji wiedzę i praktyczne rozwiązania wcielane w życie przez bardzo doświadczonych partnerów. Po drugie, sieć daje możliwość wielopoziomowego wsparcia społecznych inicjatyw miastotwórczych. Jeżeli te procesy mają być silne, potrzebują nie tylko społecznego zaangażowania, ale także rozpoznania na poziomie lokalnej, państwowej i unijnej polityki miejskiej. Im bardziej re:Kreators rośnie w siłę, tym efektywniej może wpływać na kształt tych polityk. Po trzecie, udział Miastadwa i Otwartego Jazdowa w sieci re:Kreators stawia stronę społeczną na zupełnie innej pozycji w rozmowach z miastem. Możliwość sprowadzenia zespołu zagranicznych ekspertów do Warszawy w celu negocjowania kwestii związanych z lokalnymi problemami i posiadanie ich
8
Holzmarkt – inicjatywa podjęta przez twórców legendarnego berlińskiego Bar 25, który działał nad brzegiem Sprewy od 2004 roku, jednak w 2010 roku został zmuszony do opuszczenia tego terenu – działka niebawem miała zostać sprzedana pod inwestycje biurowe. W Berlinie społeczności mieszkańców dzielnic położonych nad rzeką buntują się przeciw planom władz miasta, które niezagospodarowane tereny w tej okolicy sprzedają inwestorom pod budowę biurowców, hoteli i apartamentowców. W 2013 roku „biznesmenom hippisom”, jak nazywają siebie pomysłodawcy zamkniętego Baru 25, przy współpracy z lokalną
społecznością udało się pozyskać od szwajcarskiego funduszu emerytalnego Swiss Stiftung Abendrot 2 mln euro pożyczki, dzięki czemu teren nad Sprewą został kupiony. Obecnie działa na nim targ ze zdrową żywnością, warsztaty lokalnych rzemieślników, restauracja, klub, ogrody społecznościowe, klubik dla dzieci. W niedalekiej przyszłości mają tu powstać studia dla DJ-ów, szkoła zrównoważonego biznesu, a także kompleks tanich mieszkań. Twórcy i lokalna społeczność chcą, by Holzmarkt funkcjonował jak mikrodzielnica. holzmarkt.com
RAPORT NN6T
głosów po swojej stronie to jest siła, której urzędnicy nie będą mogli łatwo zignorować. A.G.: Ważne, by mówić również o problemach praktycznych, to znaczy związanych z finansowaniem działalności, z zapewnieniem stabilności i długofalowej ochrony przestrzeni publicznej. W czasie naszych dyskusji wielokrotnie pojawiał się problem: czy dany teren powinien być publiczny, a więc znajdować się w gestii władz miasta lub władz samorządowych, czy powinien być w rękach prywatno-społecznych, dzięki czemu zyska zabezpieczenie jako teren uspołeczniony. 3 To bardzo ciekawa forma własności, kiedy kooperatywa, wielość, jest właścicielem danego terenu – to coś pośredniego między własnością prywatną i publiczną.
A.G.: A do tego zapewnia pogłębioną formę ochrony danego miejsca, otwierając je na różne działania społeczne. Wokół takiego miejsca buduje się społeczność, która czuje się odpowiedzialna za daną przestrzeń i opiekuje się nią. J.F.C.: Kwestia własności jest bardzo istotna. Wiele inicjatyw, z którymi się zetknęliśmy, dąży do tego, by wykupić lub wydzierżawić tereny, na których działają. Takie podejście wynika w dużej mierze z doświadczeń ubiegłych dekad. Grupy i organizacje, które wkraczały na zdegradowane obszary miasta i często w sposób spontaniczny przywracały je do życia, z czasem były z nich wypychane, w miarę jak rosła wartość okolicy i apetyty deweloperów, ponieważ nie miały żadnego długoterminowego prawa do zajmowanych terenów. Taką ścieżkę gentryfikacji przeszedł Kreuzberg w Berlinie czy Williamsburg w Nowym Jorku. Wykupienie czy długoterminowa dzierżawa daje możliwość niejako wyjęcia terenu z rynkowego obiegu. Inną sprawą jest ryzyko, że działania społeczne same mogą z czasem przerodzić się w aktywności czysto komercyjne czy nawet spekulacyjne. Dlatego część organizacji stara się wprowadzić mechanizmy, które zabezpieczą je przed takim scenariuszem.
3 Podstawą jest tu chyba dobre planowanie. Jednym z gości konferencji był przedstawiciel ExRotaprint, ikonicznego przykładu samoorganizacji, za sprawą której grupa zaprzyjaźnionych artystów postanowiła zająć się starą drukarnią w Berlinie.
9
J.F.C.: ExRotaprint jest miejscem wyjątkowym. Także dlatego, że jest jedną z pierwszych inicjatyw typowych dla tego, co Ewa Zielińska, zajmująca się badaniem miejskiego aktywizmu, nazywa trzecią falą miejskich autonomii, a więc takich, które działają w sposób bardzo przemyślany, długofalowy i jed-
RAPORT NN6T
10
Jednym z głównych celów ludzi walczących dziś o prawo do miasta staje się możliwość użytkowania konkretnych przestrzeni w długiej perspektywie czasowej, bo tylko w ten sposób można budować trwały kapitał społeczny. Ikonicznym przykładem tego typu działań jest ExRotaprint, czyli spółka non profit oraz stowarzyszenie najemców, którym w 2007 roku udało się wydzierżawić od władz berlińskiej dzielnicy Wedding kompleks budynków po upadłej w 1989 roku drukarni Rotaprint o łącznej powierzchni 10 000 m2. W jedenastu budynkach znajdują się pracownie artystów, warsztaty stolarskie, zakłady elektryków, architektów, grafików, funkcjonują lokalne organizacje pomocowe, szkoła dla trudnej młodzieży, szkoła języka niemieckiego dla imigrantów, a także stołówka z kuchnią, która wydaje 140 posiłków dziennie. Zatrudnienie znalazło tu ponad 200 osób. Choć inicjatorami ExRotaprint była dwójka artystów – Daniela Brahm i Les Schliesser – od początku dążyli oni do zrównoważenia w tej przestrzeni obecności trzech elementów: pracy, sztuki i lokalnej wspólnoty. Nauczeni doświadczeniem słusznie przewidywali, że przejęcie opuszczonej przestrzeni jedynie na użytek świata sztuki, bez oglądania się na otoczenie, obciąży te tereny groźbą gentryfikacji. Innym równie istotnym celem ExRotaprint było utrzymanie stałej, niskiej stawki czynszu – za metr kwadratowy najemcy płacą 3–4 euro. Jednak by to ambitne założenie mogło zostać spełnione, twórcy ExRotaprint musieli zdecydować się na
radykalną próbę uwolnienia nieruchomości od spirali spekulacji, co w praktyce oznaczało wyprowadzenie jej z wolnego rynku. Na ścianie budynku dawnej drukarni, wówczas wynajmowanego jeszcze od dzielnicy, zawisło hasło: „Nie ma tu miejsca na zysk”, a stowarzyszenie najemców musiało stoczyć walkę z należącą do miasta spółką Liegenschaftsfonds, sprzedającą miejskie tereny i nieruchomości za maksymalnie wysoką cenę. Na początku fabryką Rotaprint, w latach 90. wpisaną na listę zabytków, nie był zainteresowany żaden bogaty inwestor, bo dzielnica Wedding miała kiepską opinię. ExRotaprint nazywa ten okres „punktem zero” – dzięki złemu wizerunkowi tego miejsca artyści, architekci i lokalna społeczność zyskali czas na opracowanie strategii przejęcia budynków. Nieco później spółka Liegenschaftsfonds wpadła na chytry pomysł pozbycia się budynków po upadłej drukarni, która w pakiecie z 50 innymi nieruchomościami miała zostać sprzedana inwestorowi z Islandii. Ostatecznie jednak transakcja nie doszła do skutku, a ExRotaprint nawiązało współpracę z dwiema fundacjami skupującymi grunty, by następnie przeznaczyć je na cele społeczne. W efekcie szwajcarska fundacja Stiftung Edith Maryon oraz niemiecka Stiftung trias na 99 lat wydzierżawiły od miasta teren, na którym położona jest fabryka, natomiast ExRotaprint stało się dzierżawcą kompleksu budynków. Taki zrównoważony układ pomiędzy organizacjami chroni najemców przed eksmisją. Nadwyżki pochodzące z wynajmu przestrzeni spółka przeznacza na prace renowacyjne, stąd model ich działania całkowicie wyklucza ideę zysku. Przykład ExRotaprint pokazuje, że kultura może być skutecznym narzędziem do budowania innego rodzaju kapitału oraz uwalniania miasta z zaklętego kręgu kupna i sprzedaży. RAPORT NN6T
nocześnie nakierowany na szerszą grupę społeczną niż tylko tzw. klasa kreatywna. Osoby zaangażowane w ten projekt, choć są artystami, postawiły na tworzenie przestrzeni wielofunkcyjnej, w której znajdzie się miejsce i na pracownie artystyczne, i na mieszkania o stałym, niskim czynszu dla bardzo zróżnicowanej grupy mieszkańców. To było możliwe dzięki opracowaniu zrównoważonego modelu finansowego dla całego przedsięwzięcia, ale także dzięki formie własności i statutowi, które wykluczają jakąkolwiek spekulację. Budynek jest własnością organizacji non profit. Perspektywa długoterminowej dzierżawy lub, w tym wypadku, własności daje poczucie komfortu działania i niezależności od realiów rynkowych i politycznych. To są formy inwestycji, o których w Polsce chyba mamy dość blade pojęcie. 3 Wróćmy jednak do czynnika ludzkiego. Kiedy mówimy w języku makroskali, to widzimy tylko procesy. A tymczasem najbardziej delikatnym i niepewnym elementem tych procesów są ludzie. Niemożność dogadania się członków wspólnot mieszkaniowych jest już przysłowiowa. Ludzie są bardziej lub mniej otwarci, bardziej lub mniej empatyczni, w ogóle nie chcą współpracować albo nie chcą się trzymać zasad, które mają być wspólne. Jak zaprogramować sytuację społeczną, żeby miejsce faktycznie łączyło jego użytkowników?
A.G.: Dla nas ważna jest skuteczna komunikacja wewnętrzna i zewnętrzna, pielęgnowanie kultury dialogu i konsensusu – cały czas się tego uczymy i nad tym pracujemy. Tworzymy zbiór podstawowych, fundamentalnych zasad obecności i działania w przestrzeni Jazdowa. Uwspólniamy system wartości różnych aktorów, ale jednocześnie staramy się zachować ich autonomię. Mamy na uwadze przyszłość Jazdowa i często o niej rozmawiamy, uwzględniając pojawiające się coraz częściej problemy: skali prowadzonych działań, antropopresji, gentryfikacji. Chcemy integrować działające na Jazdowie organizacje, grupy nieformalne i osoby prywatne, mieszkańców domków fińskich, okoliczne instytucje, mieszkańców Śródmieścia i reszty Warszawy, dzielnicowe i miejskie biura i urzędy. Partnerstwo ma otwartą formułę, każdy może do niego dołączyć, uczestniczyć w spotkaniach i wspólnie tworzyć wizję osiedla w przyszłości.
3 Na osiedlu wprowadzacie wewnętrzne regulacje – na czym one polegają?
11
A.G.: Dzięki dofinansowaniu z European Cultural Foundation realizujemy projekt zakładający stworzenie modelu
RAPORT NN6T
re:Kreators
współzarządzania przestrzenią publiczną. Jego bazą są między innymi wywiady, spotkania z zaproszonymi gośćmi i badania terenowe. Na tej podstawie zbierzemy inspiracje, które będziemy mogli przełożyć na nasze lokalne podwórko. Niestety tutaj ujawnia się również pewna przepaść pomiędzy sytuacją panującą w Polsce a „zagranicą”, na którą tak często się oglądamy i która wpędza nas w kompleksy. Nie chodzi tylko o narzędzia, jakimi dysponujemy, bo tych z każdym rokiem jest coraz więcej – inicjatywy lokalne, konsultacje społeczne, budżet partycypacyjny i wiele innych. Podstawową sprawą jest współpraca i często mówimy właśnie o niej, a raczej o jej braku na linii urzędy miasta – mieszkańcy. Mimo że
12
KÉK Centrum Współczesnej Architektury – organizacja powstała w 2006 roku, współtworzą ją młodzi architekci, artyści, a także zwykli mieszkańcy Budapesztu. Ich celem jest konstruowanie nowych perspektyw dla myślenia o mieście i współczesnej architekturze. Tworzą platformę wymiany wiedzy i doświadczeń. Zorganizowali blisko 500 wydarzeń takich jak wystawy, konferencje, festiwale i warsztaty. KÉK posiada również ogromną bazę wiedzy dotyczącej historii i współczesności węgierskiej architektury. Jednym z ich sztandarowych projektów jest zainaugurowany w 2012 roku Lakatlan (Vacant City), którego
uczestnicy zajmują się poszukiwaniem innowacyjnych sposobów na włączanie na powrót w tkankę miejską opuszczonych przestrzeni i budynków. Jednym z podstawowych celów jest włączanie w ten proces lokalnej społeczności. W ramach projektu członkowie KÉK zajmują się mapowaniem pustostanów, doradzaniem w kwestiach administracjnych, prawnych i ekonomicznych, wypracowywaniem planu renowacji konkretnych obiektów. Starają się mediować pomiędzy władzami miasta, właś cicielami a lokalnymi społecznościami. kek.org.hu
RAPORT NN6T
przykłady skutecznej współpracy są coraz częstsze, ze względu na skomplikowaną strukturę decyzyjną w Warszawie czasem trudno jest znaleźć pewnego partnera do długotrwałej i stabilnej kooperacji. A już zupełnie inną kwestią jest to, czy organizacje pozarządowe potrafią ze sobą współdziałać… 3 Bardzo ciekawym tematem, który pojawił się podczas spotkania w Budapeszcie, była demokratyzacja struktur, jaką oferują te wszystkie inicjatywy, czyli praktykowanie nowych modeli samoorganizacji. Druga kwestia, na którą wskazali ludzie z Belgradu, to nieufność, mentalny opór wobec tego rodzaju organizacji charakterystyczne dla krajów należących po wojnie do tzw. bloku państw socjalistycznych. Jak to przeskoczyć?
J.F.C.: Problem z mentalnością pojawia się zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz projektów społecznych. Wydaje mi się, że w Warszawie, tak jak wszędzie indziej, tego typu działania przyciągają ludzi, którzy są bardzo entuzjastycznie nastawieni do współpracy i chcą realizować coś, co jest zgodne z ich wartościami – i chociaż zdarzają się wewnętrzne konflikty, to ta współpraca się jednak rozwija. Ale bywa też tak, że są problemy z efektywnym skanalizowaniem tej energii, wskutek czego z tym naszym entuzjazmem kręcimy się w kółko. Myślę, że Jazdów ma szansę pokazać, że jesteśmy o krok dalej. Natomiast zewnętrzna percepcja często jest taka, że inicjatywy społeczne to tak naprawdę jakieś partykularne grupy interesu, które chcą sobie zawłaszczyć coś, co do nich nie należy, bo nie kupili tego po rynkowej cenie, a więc nie ufamy im. Inna narracja mówi o jakichś lewackich mrzonkach i fanaberiach, które trzeba zdusić w zarodku i załatwić sprawy „po bożemu”.
3 Deweloper powinien budować, a my powinniśmy kupować…
13
A.G.: To jest proces, który na pewno zajmie sporo czasu. Społeczeństwo obywatelskie i wspólnotowość w pewnym momencie zanikły, podobnie jak wzajemne zaufanie. Organizacje i projekty działające na rzecz przestrzeni miejskiej są w stanie przekonać do siebie kolejne osoby, ale to nie jest tak, że zakładamy organizację czy startujemy z projektem i od razu wszyscy nam ufają. Taki proces trwa wiele lat i organizacje muszą poświęcić bardzo dużo czasu, żeby wypracować swoją pozycję w społeczeństwie. Rozmawialiśmy z członkiem Cyklokoalicia – bratysławskiej organizacji pozarządowej działającej na rzecz rowerów w mieście. Mówił, że na początku było im bardzo trudno współpracować z miastem, bo władze nie były tym tematem
RAPORT NN6T
re:Kreators
zainteresowane. Minęło kilka lat i teraz każdy miejski projekt jest do nich automatycznie wysyłany z prośbą o zaopiniowanie. J.F.C.: Rozgraniczyłbym jednak różne rodzaje organizacji. W Polsce też działają tego typu inicjatywy. Na przykład w obszarze transportu jest to SISKOM (Stowarzyszenie Integracji Stołecznej Komunikacji), bardzo profesjonalna organizacja dysponująca ogromnym zasobem wiedzy w zakresie transportu publicznego. Istnieje wiele NGO-sów, które potrafią zajmować się konkretnymi tematami na profesjonalnym poziomie. Natomiast inicjatywy zrzeszone w sieci re:Kreators należą do trochę innego rodzaju organizacji, ponieważ ich działania w znacznym stopniu opierają się na wewnętrznej współpracy. Nie cho-
14
ZOHO – kompleks biurowców wybudowany w połowie lat 60. nieopodal dworca głównego w Rotterdamie, do 2013 roku, gdy progresywna organizacja miejska Stipo wraz z właścicielem nieruchomości – firmą Havensteder – opracowała dziesięcioletni plan rozwoju dla tego miejsca, kompleks budynków ział pustką. Obecnie każdy centymetr z 12 500 m2 jest zajęty przez: przedsiębiorców społecznych, studia kreatywne i graficzne, pracownie architektoniczne, studia muzyczne oraz hostel. Pobliska
nieczynna stacja kolejowa zamieniona została na wegańską knajpę. Każdy podmiot użytkujący przestrzeń aktywnie uczestniczy w planach rozwoju ZOHO – od niedawna kooperatywa najemców zaczęła poszukiwać możliwości kupienia jednego z budynków. Niestety dzięki ich wieloletnim działaniom na rzecz ożywienia tego miejsca interesują się nim również komercyjni deweloperzy. Czas pokaże, czy ZOHO znajdzie sposób, by się przed nimi skutecznie bronić.
RAPORT NN6T
dzi więc o zdobywanie wiedzy na jakiś temat, tylko o dogrywanie wewnętrznej współpracy. Tworzenie nowych zasad kooperacji?
J.F.C.: Tworzenie nowych zasad funkcjonowania w realnych warunkach. Te grupy bardzo często żyją i pracują w miejscach, które tworzą. Nie zajmują się problemem, studiując jego przypadek z zewnątrz po to, by następnie przekazać tę wiedzę dalej. Zamiast tego współtworzą swoje środowisko, w praktyce testują modele współżycia w mieście. Wydaje mi się, że w tej dziedzinie mamy dużo większy deficyt niż w zdobywaniu wiedzy eksperckiej. Umiejętność współpracy i budowania zaufania to są kompetencje niełatwe i nieoczywiste, zaniedbaliśmy je.
3 Podczas spotkania sformułowany został manifest re:Kreators. Które tezy są dla naszej sytuacji szczególnie istotne?
A.G.: W dużym uproszczeniu wygląda to tak, że współtworzymy dokument o nazwie EU Urban Agenda. Wpisujemy do niego nasze postulaty, z których korzystają decydenci i urzędnicy w Unii Europejskiej. To jest nasz mały sukces – udało nam się nasze lokalne doświadczenia wynieść na poziom Unii. Być może okaże się, że za rok czy dwa lata jakaś nowa, oddolna inicjatywa w Polsce będzie miała ułatwione zadanie, bo nasz wysiłek wróci „z góry”, w formie konkretnych narzędzi. J.F.C.: Które sami wypracowaliśmy.
Niniejszy tekst jest jedynie skrótem z rozmowy, która w całości dostępna jest na stronie magazynu: www.notesna6tygodni.pl
Andrzej Górz – społecznik, członek
15
Stowarzyszenia Mieszkańców Domków Fińskich Jazdów i społeczności Otwartego Jazdowa (Partnerstwa dla Osiedla Jazdów). Zaangażowany w obronę domków fińskich, wspiera wiele działań społeczno-kulturalnych prowadzonych na Jazdowie. W 2014 roku członek Zespołu ds. Budżetu Partycypacyjnego 2015 Dzielnicy Śródmieście. W 2015 roku brał udział w projekcie Radical Democracy: Reclaiming the Commons, jako członek warszawskiego zespołu był jednym z inicjatorów Miasto Wspólna Sprawa – nieformalnej koalicji warszawskich inicjatyw działających na rzecz dobra wspólnego, w tym przestrzeni publicznej.
Jan Franciszek Cieślak – członek grupy założycielskiej sieci re:Kreators, współzałożyciel Stowarzyszenia Kulturotwórczego Miastodwa. Zajmuje się kwestiami związanymi z projektowaniem komunikacji społecznej. Obecnie koordynuje dwa projekty: Warszawskie Kroje i Warszawski przewodnik dobrych praktyk dla szyldów i witryn. Zawodowo zajmuje się także grafiką, projektowaniem i programowaniem aplikacji.
RAPORT NN6T
re:Kreators
▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒ ▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒
16
Granby Four Streets CLT – inicjatywa mieszkańców czterech zagrożonych zniknięciem ulic Liverpoolu, która zawiązała się w 2011 roku. Pierwotnie teren ten funkcjonował pod nazwą Granby Triangle jako siatka ulic ciasno zabudowanych wiktoriańskimi domami różnej wielkości. Jeszcze przed wojną tamtejszą społeczność cechowało olbrzymie zróżnicowanie kulturowe. Po wojnie nastąpiła jednak powolna degradacja tej części miasta – wielu mieszkańców wyprowadziło się lub straciło pracę, sklepy bankrutowały lub świeciły pustkami. Równocześnie zaczęto wyburzać kolejne domy – do dziś pozostały jedynie cztery ulice. Ich mieszkańcy nie chcieli pogodzić się z perspektywą przeprowadzki w inne miejsce, w akcie protestu sadzili kwiaty, drzewa, w miesią-
cach letnich organizowali lokalny targ i na własną rękę odmalowywali i remontowali opuszczone domy. W 2011 roku zaczęli funkcjonować jako Granby Four Street Community Land Trust, wykorzystując innowacyjny model sprawowania kolektywnej własności na tym terenem. Podjęli współpracę z kilkoma deweloperami, m.in. wrażliwym społecznie Steinbeck Studios, a także zaczęli współdziałać z pracownią architektoniczną Assemble (zdobywcami Nagrody Turnera w 2015 roku). Wspólnie opracowali plan ożywienia ulic – nie tylko odnowienia domów, ale także stworzenia przestrzeni publicznej oraz nowych miejsc pracy. granby4streetsclt.co.uk Teksty przygotowała Magda Roszkowska
RAPORT NN6T
postawy radykalne
Maszyna grajฤ ca, ktรณra zostanie wykorzystana w operze Aaron S., fot. Krzysztof Cybulski
66
postawy radykalne
O zakończonej tragicznie historii walki amerykańskiego haktywisty Aarona Swartza z wymiarem sprawiedliwości – na podstawie rozmowy z Pawłem Krzaczkowskim, Sławkiem Wojciechowskim i Krzyśkiem Cybulskim, twórcami opery multimedialnej Aaron S. – pisze Magda Szalewicz
67
postawy radykalne
Swartz działał w pewnej próżni prawnej, w granicach, które nie zostały jeszcze w pełni zakreślone – nie jest właściwie jasne, czy ściąganie plików jest przestępstwem, czy nie. Dlatego też większość postawionych mu zarzutów była wynikiem arbitralnych interpretacji formułowanych przez aparaty władzy
w otwartej przestrzeni; dramat Aarona Swartza – programisty i działacza społecznego – rozegrał się w obszarze płynnej granicy pomiędzy wciąż jeszcze wolnym i otwartym polem wirtualnym a skrzętnie rozdzieloną i zawłaszczoną domeną realną. Swartz był prawdziwym obywatelem wolnego internetu, a także jego obrońcą i twórcą: brał aktywny udział w kształtowaniu sieci zarówno w jej technicznym wymiarze (już jako trzynastolatek uczestniczył w pracach nad protokołem RSS), jak i na poziomie treści (był m.in. jednym ze współzałożycieli serwisu Reddit i popularnym blogerem). Ponadto, jako aktywista i zarazem haker, skutecznie przeciwstawiał się różnorakim próbom ograniczania dostępu do informacji. Wsławił się zwłaszcza akcjami uwalniania danych zgromadzonych w elektronicznym zbiorze archiwów sądowych PACER (Public Access to Court Electronic Records) oraz uczestnictwem w wygranej przez internautów walce przeciw SOPA (Stop Online Piracy Act). Projekt tej ustawy znalazł szerokie poparcie wśród przedstawicieli amerykańskiego przemysłu filmowego i muzycznego, bo umożliwiał posiadaczom praw autorskich blokowanie zagranicznych stron internetowych – czyli de facto umożliwiał cenzurowanie sieci przez prywatne korporacje. Do pewnego momentu działania Swartza na rzecz wolnej sieci, choć nie były na rękę możnym tego świata, przynajmniej nie wywoływały reakcji aparatu władzy. Jak zauważa Sławek Wojciechowski, „on działał w pewnej próżni prawnej, w granicach, które nie zostały jeszcze w pełni zakreślone – nie jest właściwie jasne, czy ściąganie plików jest przestępstwem, czy nie”. „Dlatego też – dodaje Paweł Krzaczkowski – większość postawionych mu
Granice otwartej przestrzeni Jeśli zastanowić się nad tym, dlaczego właściwie dzielenie się plikami w internecie nazywamy piractwem, powód wydaje się prosty: podobnie jak nieuchwytni piraci żeglują na niedającej się zawłaszczyć, rozciągiętej pomiędzy imperiami płynnej powierzchni mórz, ludzie surfujący w internecie poruszają się w przestrzeni rozsadzającej granice państw i jurysdykcji, gdzie drugi koniec świata znajduje się na wyciągnięcie ręki, ale gdzie nie sięga władza „zwykłych” praw, uziemionych przez procedury ich egzekwowania w ramach aparatów państwowych. Tego rodzaju wolne, otwarte przestrzenie – sieć, ocean albo „ziemie niczyje”, jakimi były kiedyś obie Ameryki – powracają jak refren w dziejach świata, które obejmują także historię ich parcelacji: zawłaszczania i ustalania granic (albo, jak określali to Deleuze i Guattari, ruchy de- i reterytorializacji1). I tak jak kiedyś piraci i kowboje, dziś hakerzy tracą swobodę działania 1
Gilles Deleuze, Félix Guattari, Tysiąc plateau, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2015.
68
postawy radykalne
Swartz był praw Swartz był praw Swartz był Swartz byłpraw praw dziwym obywatelem dziwym obywatelem dziwym dziwymobywatelem obywatelem wolnego internetu wolnego internetu wolnego wolnegointernetu internetu
zarzutów była wynikiem arbitralnych interpretacji formułowanych przez aparaty władzy. Co istotne, Aaron Swartz korzystał z luk systemowych nie dla własnej korzyści, lecz dla zysku społecznego, mając na celu redystrybucję wiedzy”. Przykładowo: dane z bazy PACER – zawierającej informacje istotne publicznie (akta spraw sądowych), lecz udostępniane tylko odpłatnie, na czym platforma zarabiała – zostały ściągnięte w czasie, gdy w ramach akcji promocyjnej dostęp do archiwum był chwilowo otwarty i darmowy. Wymiar niesprawiedliwości Mimo że działał na granicy legalności i na materii wciąż jeszcze nie w pełni uregulowanej prawnie, Aaron Swartz został jednak ostatecznie aresztowany za próbę ściągnięcia zawartości bazy artykułów naukowych JSTOR znajdującej się na serwerach słynnej uczelni Massachusetts Institute of Technology. W tym przypadku, podobnie jak w wypadku PACER, popełnione przez niego „przestępstwo” wydawało się mocno wątpliwe, choćby z uwagi na to, że tego rodzaju „kradzież” równie dobrze można uważać za uwolnienie zawłaszczonej wiedzy – wiedzy, do której każda osoba odwiedzająca kampus MIT miała swobodny dostęp; dodatkowo „poszkodowana” instytucja, czyli JSTOR, postanowiła nie wnosić oskarżenia. Zrobił to jednakże prokurator, który postawił Swartzowi 13 zarzutów grożących łączną karą 35 lat więzienia i milionem dolarów grzywny oraz wnioskował o kaucję w wysokości 100 tysięcy dolarów. Podczas przygotowań do procesu przedstawił mu propozycję odbycia kary 6 miesięcy pozbawienia wolności w zamian za przyznanie się do
wszystkich zarzutów, lecz gdy ten ją odrzucił, zagroził, że wobec tego będzie wnioskował o karę 7 lat więzienia. Po dwóch latach wyniszczającej psychicznie i finansowo walki z wymiarem „sprawiedliwości” Aaron Swartz popełnił samobójstwo. Sprawa ta, co zrozumiałe, poruszyła wielu ludzi, stając się symbolem patologii władzy i ujawniając „problem ogromnego deficytu demokracji, dotykającego także te kraje, w których jest ona systemem sprawowania władzy”, takie jak Stany Zjednoczone, gdzie – jak tłumaczy Paweł Krzaczkowski – „funkcjonuje rozwinięty aparat przemocy, którego ofiarą padł Aaron Swartz, a struktury władzy państwowej są bardzo mocno powiązane z kapitałem prywatnym, tworząc 69
postawy radykalne
Swartz był praw Swartz prawże Swartzbył uważał, Swartz był praw dziwym obywatelem dziwym obywatelem jeśli umiesz progra dziwym obywatelem wolnego internetu wolnego internetu mować, to jesteś wolnego internetu trochę jak magik
odpłatne, prawo – obok funkcji karnej – odgrywa też rolę generatora ogromnego rynku związanego z robieniem pieniędzy na pozwach, a systemy sądownictwa i więziennictwa służą zarabianiu na kaucjach oraz oparte są w dużej mierze na pracy więźniów i głęboko zakorzenionym rasizmie. Realne i wirtualne Problemy, których symbolem stała się postać i historia Swartza, dotyczą nie tylko Stanów Zjednoczonych – są znacznie bardziej uniwersalne i eksterytorialne, podobnie jak rozciągająca się nad całym światem przestrzeń sieci, w której znajdują zapośredniczenie. Próby jej zawłaszczania oraz regulacji podejmowane są na całym globie, czasem w odniesieniu do konieczności ochrony bezpieczeństwa (jak w przypadku przygotowanej niedawno przez PiS ustawy antyterrorystycznej, która przewiduje możliwość blokowania treści w internecie z pominięciem procedury sądowej), innym razem w imię prawa do ochrony własności intelektualnej – idei, której sens nie jest w żadnym wypadku jasny ani oczywisty, skoro dzieląc się wiedzą, nie ubożejemy. Przyczyny, dla których warto brać przykład z Aarona Swartza i walczyć o wolność tej sfery, są z tym ściśle związane: wiedza pomnaża się wtedy, kiedy się nią dzielimy. Jak zauważa Paweł Krzaczkowski, „swobodny dostęp do informacji stanowi warunek istnienia wspólnotowej inteligencji, która jest znacznie rozleglejsza od indywidualnej. Z tego względu regulacje prawne i korporacyjne narzucane sieci blokują rozwój społeczny”. Dotyczy to w równej mierze nauki, co całej kultury, która obecnie za sprawą internetu przeżywa „wielką rewolucję” – jak wyjaśnia Sławek
represyjny system regulacji państwowo-korporacyjnych”. Skalę ich zależności dobrze ilustrują kwestie, którymi Swartz zajmował się jako aktywista: ustawy pisane na zamówienie korporacji (jak w przypadku SOPA) czy zawłaszczanie sfery publicznej dla zysku (przypadek PACER). Problem ten w USA przybiera tym bardziej monstrualną formę, że państwo to kształtowało się równolegle z kapitalizmem, w związku z czym instytucje, które w krajach starego kontynentu mają status dóbr publicznych, w Stanach są na wskroś skapitalizowane. Służba zdrowia oraz edukacja są tam 70
postawy radykalne
71
Dzięki dostępowi do Dzięki Dziękidostępowi dostępowido do Dzięki dostępowi do technologi nastę technologi technologinastę nastę technologi następuje puje ogromna demo puje ogromna demo puje ogromna demo ogromna demo kratyzacja kultury kratyzacja kultury kratyzacja kratyzacjakultury kultury wysokiej wysokiej wysokiej wysokiej
Maszyna grająca, która zostanie wykorzystana w operze Aaron S., fot. Krzysztof Cybulski
postawy radykalne
konsekwencje jego czynów były rzeczywiste – „dzisiejszy świat zapośrednicza się w środowisku internetowym: jest to historyczne przedłużenie starego świata, nowy ląd, który stał się nośnikiem naszego współistnienia jak miasto, w którym żyjemy, czy mieszkanie, w którym przebywamy”.
Wojciechowski, „dzięki dostępowi do technologi następuje ogromna demokratyzacja kultury wysokiej. Każdy może sobie zainstalować program i zostać na przykład muzykiem, bez wykształcenia i treningu w akademiach, bo ludzie uczą się w internecie: mają tam całą masę tutoriali i własne «sceny», na których robią karierę”. Sieć przynosi zatem wyzwolenie muzycznej przestrzeni spod nadzoru dotąd dominujących i niewątpliwie mocno przestarzałych instytucji. Jak zauważa Wojciechowski, „to, co muzyk wykształcony w akademii odgrywa w filharmonii, grając konwencjami z XIX wieku, z całą pewnośćią nie jest już muzyką poważną w rzeczywistym sensie tego słowa – na poważnie zajmują się tym ludzie, którzy tworzą muzykę popularną, ludzie wykształceni w internecie”. Rewolucję, jaka za sprawą nowych technologii dokonała się na gruncie muzyki, obalając stare instytucje, warto chyba potraktować jako inspirację i punkt wyjścia dla wyobrażenia sobie przemian, jakie pod ich wpływem mogą zajść na innych płaszczyznach, choćby w polityce. To, jakie formy działania i wpływu na rzeczywistość mogą się tutaj narodzić, pozostaje pytaniem otwartym – jak zauważa Krzysztof Cybulski, „Swartz uważał, że jeśli umiesz programować, to jesteś trochę jak magik, ogranicza cię tylko twoja chęć samokształcenia, czyli poświęcony czas i wyobraźnia”. Z całą pewnością kilku podpowiedzi dostarcza jego działalność jako haktywisty, który zajmował się twórczym „wykorzystywaniem internetu i programowania do wywierania wpływu na demokratyzację, transparentność, aktywizację społeczną, reformy”, dodaje Paweł Krzaczkowski. Choć przestrzeń, w której się poruszał, była wirtualna,
Ludziesur sur Ludzie Ludzie sur Ludzie sur fujący w in fujący w in fujący w in fujący w in ternecie ternecie ternecie ternecie poruszają poruszają poruszają poruszają sięw prze w prze się się w prze się w prze strzeni strzeni strzeni strzeni rozsadza rozsadza rozsadza rozsadza jącejgrani grani jącej jącej grani jącej grani cepaństw państw ce ce państw ce państw i jurysdykcji i jurysdykcji i jurysdykcji i jurysdykcji 72
postawy radykalne
Aaron S. – utwór multimedialny współtworzony przez kompozytora Sławomira Wojciechowskiego, librecistę Pawła Krzaczkowskiego, artystę multimedialnego i programistę Krzysztofa Cybulskiego oraz artystę nowych mediów Normana Leto. Treści muzyczne, literackie i wizualne zostały w nim połączone poprzez różne technologie i translacje intermedialne. Służą temu skonstruowane specjalnie na potrzeby opery urządzenia analogowe, elektroniczne i cyfrowe, a także syntezatory mowy. Aaron Swartz pojawia się tutaj jako rozproszone wspomnienie. W przedstawieniu nie ma głównego narratora, tylko szereg głosów, avatarów i botów z pola władzy i pola oporu. W napięciu pomiędzy jednym i drugim rozpięta jest dramaturgia przedstawienia, oparta na gestach oraz materiale dźwiękowym, werbalnym, technologicznym i wizualnym. Utwór powstaje na zamówienie festiwalu Warszawska Jesień. Premiera odbędzie się 21 września 2016 roku.
Krzysztof Cybulski – basista, twórca oprogramowania muzycznego, instrumentów i instalacji interaktywnych. Wykonawca i improwizator wykorzystujący oprogramowanie i instrumenty własnej konstrukcji. Absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w zakresie kompozycji i aranżacji jazzowej. Od 2010 roku współtworzy artystyczną grupę nowomediową panGenerator, współpracującą m.in. z Muzeum Historii Żydów Polskich, Centrum Nauki Kopernik czy Narodowym Instytutem Audiowizualnym i prezentującą swoje prace m.in. na festiwalach Ars Electronica, Node, Biennale WRO.
Sławomir Wojciechowski – kompozytor, ukończył Staatliche Hochschule für Musik und Darstellende Kunst w Stuttgarcie w zakresie teorii muzyki i nowych mediów u Matthiasa Hermanna (1998– 2002) oraz kompozycji w klasie Marka Stroppy (2000–2004). Jego utwory wykonywane były na festiwalach muzyki współczesnej w Polsce, Niemczech, Hiszpanii, Szwecji, we Włoszech, na Ukrainie, w Rosji i w Turcji. W 2007 roku współorganizował festiwal Musica Electronica Nova we Wrocławiu. Publikował teksty m.in. w „Ruchu Muzycznym” i „Glissandzie”, współpracuje też z Polskim Radiem. Pracuje jako wykładowca w Studiu Muzyki Elektronicznej na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina. slawomirwojciechowski. wordpress.com
Paweł Krzaczkowski – pisarz, eseista, librecista, kurator, redaktor wielu publikacji dotyczących teorii architektury, m.in. Przewodnika dla dryfujących. Antologii sytuacjonistycznych tekstów o mieście (wraz z Mateuszem Kwaterko). Pisze teksty poświęcone muzyce, architekturze i literaturze. Jako kurator organizuje m.in. koncerty muzyki współczesnej. Jako librecista współpracował z takimi kompozytorami jak Sławomir Kupczak (Raport), Dominik Karski (Osoby te od wieczności dzieli tylko półtorej minuty), Sławomir Wojciechowski (Pokój 404) czy Kacper Ziemianin (Alphaville). Współzałożyciel duetu muzycznego Klangwerk 936. Prowadzi również solową działalność muzyczną.
Magda Szalewicz – doktor filozofii, autorka NN6T, interesuje się kulturą i refleksją wizualną. 73
praktyki kuratorskie
Tobias Looking At Art, Š Berlin Biennale for Contemporary Art, fot. Natasha Goldenberg, projekt 3D: Filip Setmanuk, 2016
74
praktyki kuratorskie
Subiektywny przewodnik po 9. edycji Biennale w Berlinie
Sebastian Cichocki
75
praktyki kuratorskie
Choć narzekaniom wśród krytyków i krytyczek 30+ nie ma końca, trudno nie docenić odświeżającej formuły biennale – jest ona bowiem znacznie bardziej krytyczna, niż mogłoby się wydawać Kuratorami tegorocznego biennale w Berlinie są członkowie założonego w 2010 roku w Nowym Jorku kolektywu DIS. Lauren Boyle, Solomon Chase, Marco Roso i David Toro znani są przede wszystkim jako redaktorzy wpływowego „DIS Magazine”, poświęconego kulturze wizualnej, muzyce i modzie. To oni pozwolili wykluć się i skrystalizować takim nurtom jak sztuka postinternetowa czy vapour wave w muzyce. Projektują ubrania, organizują imprezy, zajmują się reklamą, od czasu do czasu robią wystawy. Tuż przed otwarciem biennale, pół żartem, pół serio, członkowie DIS zapowiadali: „To jest dokładnie to, czego się spodziewasz”, „możesz zamknąć oczy i niemal zacząć czytać katalog towarzyszący wystawie”. Poprzednie edycje berlińskiego biennale zajmowały się „duchologią”. Berlin dręczą rozliczne upiory – czy to faszystowskie, czy kolonialne, czy też w ostatnich czasach neoliberalne mary-koszmary. Najlepszym tłem dla takich rozważań są oczywiście naznaczone historią opuszczone budynki, miejsca nawiedzone. Kwintesencją tego nurtu było 4. Biennale z 2006 roku, przygotowane przez Maurizio Cattelana, Massimiliano Gioniego i Ali Subotnick. Zaczynało się w kościele, a kończyło na cmentarzu. Po drodze mijaliśmy m.in. prywatne mieszkanie i opuszczoną szkołę dla żydowskich dziewcząt. W ostatnich latach podczas
kolejnych edycji biennale odwiedza liśmy takie miejsca jak niesławny Deutschland – nieczynny dom towarowy czy Muzeum Etnograficzne, tuż przed jego ostatecznym zamknięciem. DIS idzie pod prąd nurtu wykreowanego przez łowców duchów. Z szelmowskim uśmiechem wskazuje na Berlin jako miasto… biznesu i turystyki, otwierając w ten sposób puszkę Pandory. Czy wypada tak otwarcie flirtować z językiem reklamy? Kto to finansuje? Czy to jest wystawa o modzie? Dlaczego tak ładnie, tak przyjemnie, tak czysto?! Można powtórzyć za DIS: „Dostajesz dokładnie to, czego spodziewasz”. Zwłaszcza od kuratorów, 76
praktyki kuratorskie
Green juice girl, z serii Narrative devices, dzięki uprzejmości Berlin Biennale for Contemporary Art
progresu wszyscy doświadczamy globalnego regresu: na poziomie politycznym, ekonomicznym i moralnym. Jak wieszczą trendsetterzy z DIS, fantazjowanie o scenariuszach rodem z filmów science fiction nie jest w modzie. Teoretycznego wsparcia dla rozważań na temat „czasu postwspółczesnego” udzielają im wytrawni myśliciele: Suhail Malik oraz Armen Avanessian, których doskonałe teksty i rozmowy możemy czytać na stronie BB9 i w katalogu wystawy. Język, w którym możemy opowiadać o przyszłości, uległ wyczerpaniu. Co więc zostało? Teraźniejszość. Co prawda rozpadła się ona na nieskończoną ilość
którzy z powodzeniem prowadzą własną agencję stockową (DISimages), sprzedającą fotografie artystów do reklam i sesji modowych. Ponadto gdy pierwszoligowi artyści postinternetowi, tacy jak Jon Rafman, publicznie ogłosili wypalenie i szybki zgon sztuki należącej tego nurtu, spryciarze z DIS natychmiast zaanonsowali, że skoncentrują się na sztuce „postpostinternetowej”. Co zaskakujące, w swym kuratorskim manifeście raczej odżegnują się od futurologii i rozważań na temat przyszłości. Przyszłość przestała być interesująca – przynajmniej w tym konkretnym historycznym momencie. Zamiast 77
praktyki kuratorskie
Hajara, bohatera prouchodźczego filmu tureckiego artysty Halila Atındere). W ramach biennale doszło też do elektryzującej kooperacji pomiędzy Fatimą Al Qadiri (znaną nie tylko z solowych nagrań, ale także jako członkini niesamowicie wyhajpowanego kolektywu Future Brown) i boginią sztuki politycznej Hito Steyerl. Ścieżka dostępna jest w sieci oraz jako kolekcjonerska edycja na płycie winylowej. Swoje dołożył również Babak Radboy – dyrektor kreatywny magazynu „Bidoun” i marki modowej TELFAR, który wcielił się w rolę kreatora kampanii biennale zatytułowanej Not in the Berlin Biennale. Ta starannie przygotowana strategia reklamowa złożona jest z charakterystycznych „biznesowo-turystycznych” zdjęć prezentowanych w przestrzeni publicznej Berlina i w mediach społecznościowych. Sami członkowie DIS też nie próżnowali. Na przykład zdjęcia reklamujące budynki, w których odbywają się wystawy, to profesjonalna, wymyślona przez nich… sesja ślubna. Choć narzekaniom wśród krytyków i krytyczek 30+ nie ma końca, trudno nie docenić odświeżającej formuły biennale – jest ona bowiem znacznie bardziej krytyczna, niż mogłoby się wydawać.
równoległych światów, także tych wirtualnych, lecz mimo to trzeba pochylić się nad tym globalnie pękniętym lustrem. Tym bardziej że odbija się w nim także to, co niegdyś nazywaliśmy „przyszłością”. DIS podsuwają nam zestaw kilku przykładowych pytań, które powinniśmy sobie zadać: „Czy Donald Trump zostanie prezydentem? Czy pszenica jest trująca? Czy Irak jest państwem? Czy Francja jest demokratyczna? Czy lubisz Shakirę? Czy cierpisz na depresję? Czy jesteśmy w stanie wojny?”. I tak dalej. Już domyślacie się, co próbuje nam powiedzieć DIS? Wystawa BB9, nosząca symptomatyczny, choć trudny do przetłumaczenia na język polski tytuł The Present in Drag (coś w rodzaju: teraźniejszość w przebraniu), odbywa się równocześnie na kilku planach. Oprócz czterech budynków (stały punkt w programie biennale, czyli Instytut Sztuki KW, oraz zupełnie nowe miejsca: luksusowy gmach Akademii Sztuki, prywatna kolekcja Feuerle w bunkrze przeciwlotniczym oraz ESMT – szkoła managementu i technologii) oraz turystycznej łodzi pływającej po Sprewie, jest także przestrzeń internetowa, różnego rodzaju nośniki reklamowe czy punkty sprzedaży artykułów zaprojektowanych przez uczestników biennale (w tym roku są one wyjątkowo liczne: od napojów po szkła kontaktowe). Stale powiększający się zbiór tekstów towarzyszących biennale to także jego osobna „platforma”, nosząca znamienny tytuł: Fear of Content (Lęk przed treścią). Biennale ma także swoją ścieżkę dźwiękową, czyli hymn, na który złożyły się utwory wykorzystywane w filmach pokazywanych na wystawach, będące wynikiem współpracy muzyków i artystów wizualnych (np. syryjski hip hop Abu
Oto subiektywny wybór kilku prac zaprezentowanych na BB9.
78
praktyki kuratorskie
Will Benedict: Comparison Leads to Violence, 2013, plakat, druk offset, dzięki uprzejmości Will Benedict; Balice Hertling, Paryż i Overduin & Co., Los Angeles
Will Benedict Will Benedict, Amerykanin mieszkający w Paryżu, znany przede wszystkim jako autor kolaży dotyczących „obecności obrazu w obrazie”, tym razem sięgnął po formę wideoklipu – ilustrując utwór T.O.D.D. zespołu Wolf Eyes z ich zeszłorocznej świetnej płyty I AM A PROBLEM. Oprócz mutantów i gadających delfinów w nowym klipie pojawia się ludzki deszcz – zamiast kropli z nieba spadają ciała. Co ciekawe, ten sam motyw wykorzystany został jeszcze w dwóch innych pracach prezentowanych na biennale: filmie Cecilie B. Evans oraz komputerowej symulacji do okularów Ocular Rift Jona Rafmana. 79
praktyki kuratorskie
Josh Kline Josh Kline to szybko wschodząca gwiazda amerykańskiej nowej rzeźby i instalacji. Znany jest przede wszystkim jako autor pracy Freedom (2015) – figury policjanta o głowie Teletubisia. Zdjęcie tej rzeźby zostało użyte m.in. na okładce ostatniej płyty Fatimy Al Quadiri. Specjalnie z myślą o BB9 Kline wyprodukował film, w którym wykorzystał specjalne oprogramowanie umożliwiające nakładanie warstw z „banku 80
praktyki kuratorskie
Josh Kline: Crying Games, instalacja, 11’51’’, 2015, dzięki uprzejmości artysty i 47 Canal, Nowy Jork, fot. Timo Ohler
twarzy” na ciała aktorów. W filmie Crying Games pojawiają się postacie dobrze znane z czasów wojny w Iraku: Donald Rumsfeld, Tony Blair czy George W. Bush. Wszys cy bohaterowie filmu, najprawdopodobniej nagrywani na więziennym spacerniaku, zanoszą się szlochem i usiłują wydusić z siebie słowa przeprosin. Film oglądamy w podziemiach KW, siedząc w pokoju wypełnionym po brzegi kocim żwirkiem. 81
praktyki kuratorskie
Trevor Paglen, Jacob Appelbaum: Autonomy Cube, 2015, dzięki uprzejmości Metro Pictures, Nowy Jork i Altman Siegel, San Francisco, fot. Timo Ohler
Kathleen Daniel: Ganja (Nappy-headed Jamaican woman, smoking rolled ganja), 2011, dzięki uprzejmości artystki
Trevor Paglen / Jacob Appelbaum Geograf i artysta Trevor Paglen oraz dziennikarz i badacz Jacob Appelbaum są autorami celebrowanej w kręgach „użytkologicznych” rzeźby Autonomy Cube. Sześcian – nawiązujący formą do znanej krytycznej pracy Condensation Cube Hansa Haackego z 1963 roku – wykorzystuje sieci Tor, umożliwiając całkowicie anonimowy dostęp do internetu. Połączenie jest bardzo proste: wystarczy kliknąć Autonomy Cube na liście sieci na ostatnim piętrze Akademii Sztuki, aplikacja działa jak zwykłe wifi. Paglen i Appelbaum chcą wykonać setki „autonomicznych kostek” i umieszczać je w instytucjach sztuki. Wieść niesie, że artystom odmówiono wstępu do Stanów Zjednoczonych, właśnie ze względu na pracę nad dystrybucją tej rzeźby, traktowanej jako potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.
Kathleen Daniel Retrospektywna wystawa Kathleen Daniel – mało znanej siedemdziesięciodwuletniej amerykańskiej kompozytorki i artystki komputerowej mieszkającej w Hamburgu – znajduje się wyłącznie online. W każdej chwili można poprzez stronę BB9 dotrzeć do jednego z kilkudziesięciu filmów Daniel. Neurotyczne, prymitywne i dość zabawne filmy przypominają świat Sim City, w którym nieustannie bierze się dopalacze i ma się permanentny bad trip. To jedno z najciekawszych odkryć biennale, dowód na to, że ekipa DIS potrafi budować swój własny kanon i zestaw odniesień. Ale zaraz, zaraz, czy Kathleen Daniel naprawdę istnieje? W jedynym dostępnym w sieci wywiadzie (no tak, oczywiście opublikowanym w „DIS Magazine”) Daniel określająca swoją tożsamość jako „Native American Black Jew”, a zapytana o to, czy naprawdę istnieje, udziela raczej mętnej odpowiedzi. 82
praktyki kuratorskie
Cécile B. Evans: What the Heart Wants, kadr wideo, 2016, dzięki uprzejmości Cécile B. Evans, Andres Parody; Barbara Seiler, Zurich; Galerie Emanuel Layr, Wiedeń
Cécile B. Evans Nowy film Cécile B. Evans What the Heart Wants to kwintesencja tego, co zwykliśmy nazywać sztuką postinternetową. Odnaleźć w nim można wszystkie motywy kojarzone z tym nurtem: jogę, awatary, głos z generatora mowy, latające artykuły spożywcze (tym razem: majonez Hellmann’s), mangi, renderingi architektoniczne itd. Film prezentowany jest w spektakularny sposób, w głównej, ogromnej sali KW, ogląda się go z drewnianej platformy zbudowanej na wodzie. To zarazem powitanie z biennale i symboliczne pożegnanie z pewną estetyką, która zdążyła stać się stylem historycznym. 83
praktyki kuratorskie
GCC GCC to międzynarodowy kolektyw tworzony przez artystów z Dubaju, Kuwejtu i Dakaru. W szkole managerskiej ESMT zajęli całą wielką salę, budując instalację złożoną ze słuchowiska oraz „pustynnej” bieżni z sugestywną rzeźbą ilustrującą wykorzystywany przez uzdrowicieli tzw. quantum touch. Instalacja Positive Pathways (+) koncentruje się na fenomenie poszukiwania szczęścia w krajach arabskich. Jak pogodzić 84
praktyki kuratorskie
GCC: Positive Pathways (+), 2016, dzięki uprzejmości GCC oraz Kraupa-Tuskany Zeidler, Berlin; Project Native Informant, Londyn; a także Mitchell-Innes & Nash, Nowy Jork, wyprodukowane przez Sharjah Art Foundation, fot. Timo Ohler
wpisane w arabską tradycję pielęgnowanie i celebrację smutku z wszędobylskimi pokusami współczesnego życia: organicznym jedzeniem, filozofią sukcesu, jogą, klubami fitness, zdrowymi zębami, markowymi ubraniami, zieloną herbatą itd.? Odpowiedzią na te dylematy jest stworzenie w Kuwejcie stanowiska Ministra Szczęścia.
85
praktyki kuratorskie
Simon Fujiwara Podobnie jak GCC, Simon Fujiwara zajął się kwestią szczęścia w wielkim mieście, koncentrując się na Berlinie. Jego Happy Museum to zbiór obiektów związanych z wizerunkiem stolicy Niemiec – miasta może i podupadłego oraz trawionego przez kryzys, ale zarazem rekompensującego wszystkie niedogodności przy użyciu wizerunkowej propagandy jedynego w swoim rodzaju miejsca rozrywki i niezależności. Artysta zgromadził wiele artefaktów: puder do makijażu Angeli Merkel, polskiego krasnala ogrodowego, plakat Wolfganga Tillmansa zachęcający Brytyjczyków do pozostania w UE, dorodne szparagi, opakowania czekoladek Kinder Bueno z portretami 86
praktyki kuratorskie
Simon Fujiwara: The Happy Museum, 2016, dzięki uprzejmości artysty, fot. Timo Ohler
dzieci różnych ras, drzwi do domu publicznego dla niepełnosprawnych itd. Instalacja budzi spory entuzjazm berlińczyków, także tych spoza środowiska artystycznego. Częścią pracy jest też urodziwy męski model w uniformie stewarda namalowanym wprost na skórze. Simon Fujiwara pracował nad swoim „muzeum” razem z bratem, ekonomistą Danielem Fujiwarą, założycielem firmy Simetrica. Zajmuje się on „ekonomią szczęścia”, poszukując np. matematycznych relacji pomiędzy podwyżką a nocą spędzoną na tańcach w klubie (podpowiedź: stale utrzymywana aktywność taneczna to ekwiwalent podwyżki w wysokości 2073,25 euro w skali roku). 87
praktyki kuratorskie
Nik Kosmas, Squat Rack, instalacja, 2016, dzięki uprzejmości artysty, fot. Timo Ohler
Hito Steyerl: ExtraSpaceCraft, trzykanałowa instalacja wideo, dzięki uprzejmości artystki, fot. Timo Ohler
Nik Kosmas Nik Kosmas – młody, zdolny członek kolektywu AIDS-3D postanowił opuścić pole sztuki w momencie, gdy jego kariera zaczęła nabierać tempa. Zdecydował się poświęcić kulturystyce i zdrowemu odżywianiu. Interesuje go zwłaszcza eksport i dystrybucja japońskiej herbaty matcha. Oczywiście tego typu strategie są fetyszyzowane w środowiskach artystycznych: nie ma nic bardziej sexy niż twórcy opuszczający sztukę na rzecz „prawdziwego życia”, a mimo to pozostający na radarze kuratorów i muzeów. Kosmas skonstruował urządzenia do ćwiczeń fizycznych i umieścił je na tarasie Akademii Sztuki. Można na nich regularnie ćwiczyć pod okiem artysty, który deklaruje, że nie jest to ani udział w performensie, ani krytyczny statement na temat kondycji sztuki. Podczas zajęć publiczność biennale obowiązują stroje sportowe.
Hito Steyerl Większość międzynarodowych biennale nie może się obyć bez obecności dzieł „wielkich mistrzów XX wieku”. Są to zazwyczaj legendarni amerykańscy pionierzy, tacy jak Bruce Nauman, Donald Judd, Sol LeWitt czy Robert Rauschenberg, albo niemieccy malarze: Gerhard Richter, Sigmar Polke, Georg Baselitz i kilku innych. Co ciekawe, a zarazem odświeżające, środowisko „postpostinternetowe” nie jest specjalnie zainteresowane odwoływaniem się do „samców alfa” sztuki współczesnej. Ma za to swój własny punkt odniesienia, własną guru. Jest nią pięćdziesiąciojednoletnia Niemka, Hito Steyerl – lewicowa intelektualistka, dokumentalistka i teoretyczka, w której młodzi twórcy upatrują „matkę chrzestną postinternetu”. Na biennale w podziemiach Akademii Sztuki prezentowane są dwa nowe filmy Steyerl, utrzymane w charakterystycznym dla artystki duchu spekulatywnej fikcji. Jeden z nich poświęcony jest firmie Program-Ace z ukraińskiego Charkowa, która produkuje renderingi na potrzeby zagranicznych klientów: firm deweloperskich oraz korporacji projektujących symulatory broni. Drugi to opowieść o patrolujących północny Irak kurdyjskich dronach, które mogą też pełnić funkcję zdalnie sterowanych pasterzy owiec. How post-contemporary is that?
88
praktyki kuratorskie
Korakrit Arunanondchai / Alex Gvojic : There’s a word I’m trying to remember, for a feeling I’m about to have (a distracted path toward extinction), instalacja, 2016, dzięki uprzejmości artystów, a także galerii Clearing, Nowy Jork / Bruksela oraz Carlos / Ishikawa, Londyn
Korakrit Arunanondchai & Alex Gvojic Najbardziej zaskakującą lokalizacją BB9 jest turystyczna łódź Blue Star, która regularnie wypływa w rejs po Sprewie. Znajduje się na niej tylko jedna, ale za to bardzo rozbudowana instalacja, której autorem jest tajski artysta Korakrit Arunanondchai, pracujący wspólnie z Amerykaninem Alexem Gvojicem. Tytuł pracy koresponduje z jej rozmachem: There’s a word I’m trying to remember, for a feeling I’m about to have (a distracted path towards extinction), czyli „Jest takie słowo, które staram się sobie przypomnieć, określające uczucie, które za chwilę mnie ogarnie (pełna atrakcji ścieżka w stronę wymierania)”. Łódka pełna jest atrap zwierzęcych hybryd, plastikowych kwiatów, szklanych kontenerów wypełnionych postcywilizacyjnymi śmieciami, rolek ze sztuczną trawą i błota. Pod pokładem oglądamy wysokobudżetowy apokaliptyczny film o świecie przyszłości, w którym ziemię zamieszkują humanoidalne szczury. Arunanondchai ma wyobraźnię nastolatka: karmi się tajską muzyką pop, teleturniejami, telenowelami i pośledniej jakości produkcją filmową. Efekt jest jednak na tyle interesujący, że trudno zdecydować: czy podziwiać widoki turystycznego Berlina z poziomu wody, czy też, leżąc pod pokładem, boso i na wielkich poduszkach, z butelką piwa w ręku, dać się ponieść tandetnej opowieści. Podpowiadam: można zrobić i jedno, i drugie. Film trwa tylko 20 minut, a rejs ponad półtorej godziny. Sebastian Cichocki (ur. 1975) – kurator i krytyk sztuki, zastępca dyrektora Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Zajmuje się głównie refleksją neokonceptualną w sztuce, nawiązuje do land-artu, sztuki środowiskowej z lat 70. Kurator licznych wystaw, między innymi jednej z najważniejszych ekspozycji ostatnich lat Co widać. Polska sztuka dzisiaj (wraz z Łukaszem Rondudą, 2014) oraz Nowa Sztuka Narodowa (wraz z Łukaszem Rondudą, 2012). Ostatnio wraz z Kubą Szrederem przygotowywał wystawę Robiąc użytek. Sztuka w epoce postartystycznej. Autor projektów kuratorskich w formie publikacji, np. A Cookbook for Political Imagination (2011), Future of Art Criticism as Pure Fiction (2011), libretta opery instytucjonalnej Wystawy mówione (z Michałem Liberą, Grzegorzem Piątkiem i Jarosławem Trybusiem, 2011) oraz numeru magazynu „Format P” pt. Ziemia pracuje! Wystawa o glebie, pyle, mauzoleach i szlamie (2013). 89
redagowanie rzeczywistości
Okładka kasety zespołu Love System Janusza Nowakowskiego i Pawła Chrzanowskiego, wydanej przez Bross Records
90
redagowanie rzeczywistości
Z Olgą Drendą, autorką książki Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji, rozmawia Magda Roszkowska
91
redagowanie rzeczywistości
Niekoniecznie pamiętamy, że w czasach duchologicznych i nieco późniejszych w Polsce królowała oranżada Hellena, i do tego wcale nie w wersji pojedynczej, ale umieszczona w bagażniku Poloneza jako nagroda pocieszenia w teleturnieju
radio RMF, reklamy w telewizji, a jeśli chodzi o gwiazdy estrady, Piaska albo hitowy Orła cień. Natomiast pomiędzy tymi okresami, w latach przełomu, dzieje się bardzo dużo, tyle że jest to czas liminalny, więc trudno go stylistycznie przyszpilić – wątek wyborów ‘89 roku skutecznie przesłonił resztę. Myślę, że dla tych kilku lat intensywnej transformacji najistotniejsze było doświadczenie niebycia do końca ani w teraźniejszości, ani w przeszłości, ani w przyszłości.
W książce Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji opowiadasz o rzeczywistości lat 1988–1994 przez pryzmat codzienności, opisując zjawiska z dziedziny popkultury czy dizajnu. Przyjęcie tej mało spektakularnej perspektywy – wbrew dominującej narracji o Wielkiej Historii – pozwala ci postawić tezę, że był to okres widmowy, przeżywany trochę jakby we śnie. Co to znaczy, że żyliśmy w duchologicznych czasach? Jak to się objawiało?
Czyli duchologia oznaczałaby zawieszenie czasu albo paradoksalne nałożenie na siebie trzech perspektyw czasowych – to życie, które toczy się równocześnie w każdej z nich?
Chodzi o to, że do scenografii poprzedniego świata, która przecież nie znika z dnia na dzień, pod postacią pewnych wzorców i stylów życia wepchnięty zostaje cały pakiet zupełnie nowych doświadczeń. „Styl życia” jako coś, czemu chce się sprostać, wykształca się zresztą właśnie wtedy. Z jednej strony mamy więc dość lichą scenerię tego, co nadal jest, a z drugiej zbiór zupełnie nowych marzeń i aspiracji, które w ogóle nie są skrojone na miarę przeciętnego obywatela. Pamiętam własne wrażenia podczas przeglądania prasy dotyczącej mody z lat 90. – cały czas pytałam samą siebie: „Ale gdzie to można kupić i kto ma tyle kasy?”. Trzeba jednak podkreślić, że w tamtym czasie bardzo wiele artykułów w kolorowych czasopismach to były przedruki z prasy zagranicznej, czasami tylko pobieżnie przetłumaczone, za ich pośrednictwem podglądaliśmy więc cudzą rzeczywistość – taki transformacyjny window shopping.
Przełom lat 80. i 90. paradoksalnie jest słabo opisany, choć obecnie pojawia się sporo publikacji z obszaru historii politycznej czy gospodarczej, które dokonują gruntownej rewizji tamtego czasu. Stosunkowo niedawno nasza perspektywa patrzenia na lata transformacji zmieniła się z bieżącej w historyczną, dzięki czemu zyskaliśmy dystans konieczny dla prac badawczych. Wciąż jednak brakuje materiałów analizujących historię życia codziennego, która – trzeba to wyraźnie podkreślić – nie należała w pełni ani do lat 80., ani do 90. Te dwie dekady powszedniości łatwo opisać przy pomocy prostych ikon, na hasło „lata 80.” w głowie od razu pojawia się kolejka do sklepu, „Solidarność”, polski rock albo początki punka. Z kolei narracja o latach 90. jest mocno skomercjalizowana – mamy Frugo,
Termin „duchologia” nazywa zatem stan jakiegoś fundamentalnego 92
redagowanie rzeczywistości
Okładka trzeciego numeru magazynu „Cinema Press Video”, kwiecień 1990, źródło: VHShell, więcej: vhshell.tumblr.com
Najistot Najistot Najistot Najistot niejsze dla niejsze dla niejsze niejszedla dla czasów czasów czasów czasów transfor transfor transfor transfor macji było macji było macji macjibyło było doświad doświad doświad doświad czenie nie czenie nie czenie czenie nie bycia donie bycia do bycia do byciaani do końca końca ani końca końcaani ani w teraź w teraź w teraź w teraź niejszości, niejszości, niejszości, niejszości, ani w prze ani w prze ani aniw prze w prze szłości, ani szłości, ani szłości, szłości,ani w przyszło w przyszło w przyszło ani w przy ści ści ści szłości
93
redagowanie rzeczywistości
w czasie studiów na etnologii sporo osób wspominało, że w dzieciństwie wiele programów telewizyjnych czy kaset wideo poprzez sposób ich nagrania, słabą jakość, zakłócenia albo użycie syntezatorowej muzyki wywoływało w nich przerażenie. I to jest jakoś znamienne, że rzeczy, które były tworzone z zupełnie inną intencją – jak czołówka „Panoramy” czy „Pi i Sigma” – koniec końców wzbudzały lęk, bo przypominały senny koszmar. Podobno strachowi zaradzić mogła tylko magiczna czynność przestawiania liter, przez co z „Panoramy” zostawało „Panramao”. Co do Derridy, to inspiracja jego badaniami jest u mnie bardzo luźna. Na gruncie filozofii tym tematem zajmuje się Andrzej Marzec, który zresztą w swojej książce Widmontologia. Teoria filozoficzna i praktyka artystyczna wprowadził przydatne rozróżnienie w tłumaczeniu słowa „hauntology”.
niedopasowania, permanentnego bycia nie u siebie – to jest perspektywa bliska Jacques’owi Derridzie, który zresztą w książce Widma Marksa wprowadził pojęcie widma w obszar filozofii. Czy to była twoja inspiracja?
Ja do tego pojęcia dotarłam raczej poprzez inspiracje muzyczne, przez Simona Reynoldsa i jego rozważania na temat retromanii, książki Marka Fishera Ghosts of My Life. Writings on Depression, Hauntology and Lost Futures czy wreszcie Juliana House’a, współzałożyciela wytwórni Ghost Box Music. Ten ostatni twierdził, że hauntologia jest perspektywą zaburzonego wspomnienia, jakiegoś zakłócenia w transmisji. Nie pamiętamy rzeczy w sposób, w jaki faktycznie się wydarzyły. Przeciwnie – nasze wspomnienia to efekt nakładania się na siebie różnych historii, także tych zasłyszanych od kogoś czy całkiem fikcyjnych. Dlatego silny wpływ na ich kształt mają filmy, programy telewizyjne i w ogóle obrazy, z którymi mieliśmy do czynienia w dzieciństwie. Nasza pamięć przesiąknięta jest fikcją, a jej wytwory mają w sobie element niesamowitości, co wizualnie najfajniej oddaje chyba Kraina Grzybów1, moim zdaniem najbardziej duchologiczny projekt wizualny polskiego internetu. Edukacyjne kasety wideo musiały być naprawdę jakimś upiornym medium, skoro Kraina Grzybów działa na tyle mózgów i z taką siłą. Pamiętam, że w pracowniach biologicznych były VHS-y o różnych fascynujących tytułach typu Dzieci pasożyta. Podczas moich badań jeszcze
A co to były za badania, które realizowałaś podczas studiów?
Prapoczątki moich duchologicznych poszukiwań sięgają czasów, kiedy w Instytucie Etnologii UJ w ramach zajęć z antropologii pamięci u dr. Dariusza Czai prowadziliśmy badania terenowe dotyczące struktur pamięci naszych rówieśników, czyli ludzi urodzonych w pierwszej połowie lat 80. Interesowało mnie, jak oni pamiętają świat swojego dzieciństwa, wydarzenia historyczne i zmieniającą się codzienność okresu transformacji. Wydało mi się wówczas fascynujące, jak wiele z tych wspomnień zostało zapośredniczonych przez telewizję i wideo. Oczywiście każdy mówił o tym, jak podczas pierwszych wolnych wyborów poszedł z rodzicami wrzucić do urny głos, poza tym prawie wszyscy wymieniali śmierć Freddy’ego
1 Tajemniczy kanał na YouTube wyświetlający psychodeliczne filmy edukacyjne stylizowane na materiały instruktażowe emitowane w telewizji w latach 80. Ich główną narratorką jest osobliwa Agatka, która wyjaśnia na przykład Jak skutecznie jabłko: youtube.com/user/ krainagrzybowtv (przyp. red.).
94
redagowanie rzeczywistości
Okładka składanki Ameryka. Znane, ale..., producent: SA Starling, 1994
Dyskurs o tak zwa Dyskurs o tak zwa Dyskurs o tak Dyskurs o takzwa zwa nych spryciarzach nych spryciarzach nych nychspryciarzach spryciarzach i pechowcach wypły i pechowcach wypły i pechowcach wypły i pechowcach wypły nął na powierzch nął na powierzch nął powierzch nął na powierzch nię nana kilka lat przed nię na kilka lat przed nię nięna nakilka kilkalat latprzed przed Balcerowiczem Balcerowiczem Balcerowiczem Balcerowiczem
Mercury’ego i serial „Twin Peaks”. Te badania, realizowane prawie dwanaście lat temu, zrobiły na mnie duże wrażenie, ale proces kiełkowania konkretnego pomysłu trwał kilka lat – pierwszą duchologiczną stronę założyłam w 2012 roku. Na początku był to rodzaj szkicownika wizualnego na Tumblrze – strumień obrazów z tamtego okresu, różne osobliwości, które wrzucałam tam raczej na własny użytek. Wokół tego archiwum szybko zaczęła się budować społeczność, dlatego przeniosłam się na Facebooka, bo tam łatwiej wejść w interakcje. Jakoś w tamtym czasie zaczęłam też myśleć o tym projekcie jako o książce. Zjawiska, przedmioty i bohaterowie, których opisujesz, takie jak ówczeny dizajn, popkultura, wygląd ulic, kiczowaty blichtr czy półlegalne interesy, wzbudzają całe spektrum dość intensywnych uczuć: od zażenowania i wstydu, przez nostalgię, ironię, aż po obsesyjną fascynację. Jaki ty masz do nich stosunek i skąd patrzysz, gdy o nich opowiadasz? 95
redagowanie rzeczywistości
wariantów kaset i płyt, tylko kserowano oryginalne okładki, czyli uzyskiwano gorszej jakości kopię 1:1.
Najbliższa jest mi pozycja zaciekawienia, które uruchamia się wtedy, gdy wchodzisz na strych albo idziesz na targ staroci i nagle odkrywasz coś, o czym zapomniałaś na 20 lat albo to ignorowałaś, a teraz patrzysz jakby nową parą oczu i to coś, nawet jeśli jest banalne, wydaje ci się intrygujące, bo stanowi świadectwo czasu, w którym powstało.
Mówisz, że codzienność okresu transformacji wraca w naszych myślach jedynie w wersji globalnej, że „przywołujemy w pamięci to samo co młodzież z Niemiec czy USA”. Uważasz, że w ten sposób staramy się wyprzeć jakiś rodzaj traumy związanej z koniecznością określania się na nowo?
Bardzo zaciekawił mnie fakt, że koniec epoki duchologicznej umieszczasz w 1994 roku, kiedy uchwalona została ustawa antypiracka, regulująca kwestie praw autorskich, oraz przeprowadzono denominację złotego. Piszesz, że od tego czasu „ulice, domy, prasa, książki, reklamy w mieście, osiedla, ludzie – wszystko to zaczęło wyglądać jak wszędzie indziej”. Dlaczego uporządkowanie spraw związanych z autorstwem położyło kres widmom?
Nie sądzę, codzienność jest w tak dużym stopniu nasycona zglobalizowanymi obrazami, że w tym szumie informacyjnym ma szansę przetrwać tylko to, co lepiej widać i słychać. Po części za ten mechanizm można winić internet, bo to w nim pojawiają się różnego typu podsumowania tego, z czym kojarzą się lata 90. Są to najczęściej: pepsi, utwór Macarena grupy Los del Rio, neonowa sprężynka, kosmiczne buty Spice Girls. Natomiast niekoniecznie pamiętamy, że w czasach duchologicznych i nieco późniejszych w Polsce królowała raczej oranżada Hellena, do tego wcale nie w wersji pojedynczej, ale umieszczona w bagażniku Poloneza jako nagroda pocieszenia w teleturnieju.
W 1994 roku wydarzyło się jeszcze kilka innych istotnych rzeczy: na przykład zamknięto pirackie stacje telewizyjne, a ich miejsce zajęła włoska Polonia 1 – to był krok w kierunku pełnej globalizacji polskiej codzienności. Ustawa o prawach autorskich położyła kres piracko-garażowej kreatywności, której efektem było tworzenie własnych wariantów kaset magnetofonowych i wideo, te mutanty właściwie z dnia na dzień zniknęły z rynku. Poza tym bodajże w 1993 roku telewizje regionalne przestały nadawać transmisje z programów satelitarnych – na mocy tymczasowych umów nadawały bowiem programy i filmy z MTV czy CNN. Nastąpiła kumulacja wydarzeń, które sprawiły, że polską kulturą przestała kierować siła nieokiełznanej anarchii. Oczywiście piractwo nadal istniało, ale przyjęło znacznie bardziej standardowy charakter: nie tworzono już własnych
Gdybyś miała stworzyć listę pięciu gadżetów czasów transformacji, co by to było?
Na pewno znalazłaby się na niej piracka kaseta magnetofonowa, z okładką wykonaną w technice kolażu i literkami naniesionymi letrasetem; poza tym folie samoprzylepne i literki do wyklejania, które stworzyły fenomen nazwany później Typopolo; jakaś sensacyjna gazeta typu „Skandale” albo książeczki z dowcipami, zwykle bardzo niskich lotów. To był zresztą bardzo dziwny fenomen, jakaś odmiana książki jarmarcznej: z jednej 96
redagowanie rzeczywistości
Fot. Felix Ormerod, Elbląg, sierpień 1990, dzięki uprzejmości artysty
Fot. Felix Ormerod, Dworzec PKS w Elblągu, sierpień 1990, dzięki uprzejmości artysty
97
redagowanie rzeczywistości
Mentalną Mentalną Mentalną Mentalną strategią strategią strategią strategią radzenia radzenia radzenia radzenia sobiez po z po sobie sobie z po sobie z po czuciem czuciem czuciem czuciem niestabil niestabil niestabil niestabil nościbyło było ności ności było ności było wymyśla wymyśla wymyśla wymyśla nielegend legend nie nie legend nie legend miejskich miejskich miejskich miejskich
98
redagowanie rzeczywistości
Fot. Felix Ormerod, Grudziądz, sierpień 1990, dzięki uprzejmości artysty
99
redagowanie rzeczywistości
strony pojawiali się tam satyrycy z dużym dorobkiem, z drugiej – można było w tym środowisku spotkać odrażający plankton polityczny typu Leszek Bubel, który robił interes na tego typu wydawnictwach, zwykle z antysemicką treścią. Do tej listy dorzuciłabym Muzyczną Jedynkę, w której stara scena próbowała przetrwać, szukając dla siebie nowego formatu. Symbolem tamtych czasów są wreszcie ilustracje z Corel Draw, wypełniające szyldy, sklepy i gazety, na przykład uśmiechnięta buźka w okularach słonecznych pod palmą albo tajemnicza brunetka podobna do Brooke Shields. Aha, i oczywiście przyczepa z fastfoodem, w której można kupić hot doga albo zapiekankę z dużą ilością prażonej cebulki. We wstępie piszesz też, że „w samym środku pracy nad książką nastąpiło czołowe zderzenie dwóch politycznych baśni: jednej o dwudziestu pięciu latach szczęścia i wolności, a drugiej o dwudziestu pięciu latach złowrogiego matriksu”. Postanowiłaś nie mieszać się w dyskusję o tej mitologicznej nadbudowie i trzymać się faktów. Czy nie sądzisz jednak, że opisywane przez ciebie przedmioty – chociażby pojawiające się już w tamtym czasie markowe adidasy skonfrontowane z opanowującymi bazary abibasami, adabisami czy adiosami – jakoś odzwierciedlają te dwie skonfliktowane narracje? Czy nie jest tak, że to właśnie w tej „prazupie” – jak nazywasz okres transformacji – zostały upichcone te dwie mitologie?
Na pewno duża część aktorów obecnej sceny politycznej właśnie wtedy zaczynała karierę. Oczywiście narracje, o których mówisz, powstawały stopniowo i nawarstwiały się, ale myślę, że koniec końców to internet, w którym fakty łatwiej mieszają się z fikcją i który czasami działa jak
wielki akcelerator bzdur, zdecydował o ich rozroście do monstrualnych rozmiarów. Ten pączkujący podział widać już na poziomie wspomnianych książeczek z dowcipami, które stanowiły pole walki pomiędzy frakcją antykomunistyczną a antyklerykalną. Wstrząsającym odkryciem był też dla mnie artykuł z 1988 roku ujawniający sposób, w jak rodzice, których stać na kupno drogich gadżetów dla swoich dzieci, wyrażają się o osobach mniej zamożnych. To jest język, który znamy z lat 2000, besztający i źle oceniający ludzi uznawanych za niezaradnych. Już wtedy – przed upadkiem komunizmu – widać bardzo silny podział na ludzi, którzy uważają się za zaradnych i sprytnych, choć niekoniecznie mądrych czy kompetentnych, oraz tych, których „farciarze” mają za wiecznych nieudaczników; tu mamy na przykład pracowników zakładów masowego zatrudnienia, którzy padli ofiarą bezrobocia. Dyskurs o tak zwanych spryciarzach i pechowcach wypłynął na powierzchnię na kilka lat przed Balcerowiczem i niestety wciąż ma się świetnie, co widać na aktualnej scenie politycznej – fenomen niezmordowanego w czarowaniu licealistów Korwin-Mikkego albo czasem bardzo agresywna dyskusja wokół polityki socjalnej pokazują, że te przyzwyczajenia trudno wykasować z głów. Czasy duchologiczne to okres intensywnego rozwoju ezoteryki, poradnictwa, licznych sukcesów bioenergoterapeutów uzdrawiających z telewizora czy zapotrzebowania na niesamowite historie. Wszystkie te nurty spotykają się w założonym wówczas czasopiśmie „Skandale”, które donosiło, że pod Warszawą grasuje królis, polecało maść na porost zębów, a czarownica pachnąca cebulą
100
redagowanie rzeczywistości
Wypożyczalnia kaset w Bełchatowie, 1995 rok, źródło: facebook.com/starybelchatow
Fotografia pochodzi z trzeciego numeru magazynu „Video Club”, 1993, źródło: VHShell, więcej: vhshell.tumblr.com
101
redagowanie rzeczywistości
zaprzeczała na jego łamach, jakoby spała z Kaszpirowskim. Skąd wziął się ten wysyp irracjonalizmów?
„Skandale” nie były jedynym tego typu magazynem, grunt szykowany był już wcześniej w dziennikach takich jak „Veto”, a nawet o dziwo „Razem” czy „Świat Młodych”, gdzie obok prawdziwych informacji rozpowszechniane były legendy miejskie czy zwykłe faktoidy wymyślane przez redakcję. Na przykład w Katowicach w czasach duchologicznych krążyła legenda, że na dworcu i w domu handlowym Skarbek narkomani jeżdżą ruchomymi schodami w górę i w dół i smarują poręcze krwią, żeby zarażać przypadkowych ludzi wirusem HIV. Historia jest na tyle absurdalna, że trudno sądzić, by dziennikarze naprawdę w nią wierzyli, ale tego typu opowieści były całkiem serio cytowane w różnych poczytnych magazynach. Innym źródłem opowieści niesamowitych były rubryki „konsumenckie”. Na przykład ostrzeżenia przed trucizną typu: „Tego nie kupuj, bo zawiera toksyczny składnik E330”, czyli – jak dzisiaj wiemy – po prostu kwas cytrynowy. Wtedy jednak ta legenda dostała skrzydeł i nawet lekarze uwierzyli w trującą moc tajemniczej substancji. Czasy duchologiczne kojarzą mi się z książką Trylogia Illuminatus! Roberta Shea i Roberta Antona Wilsona, w której fakty i fikcje teorii spiskowej przenikają się całkowicie i bardzo przewrotnie. Różnica polega na tym, że w przypadku wspomnianych magazynów mieliśmy do czynienia z eksperymentami na żywym ciele czytelnika. Wybuch legend miejskich i irracjonalizmów można też tłumaczyć ogromnym wzrostem przestępczości na przełomie lat 80. i 90., poza tym gospodarka była wówczas
niesłychanie niestabilna, nastąpiło też błyskawiczne zubożenie społeczeństwa. W PRL-u zjawiska takie jak bezrobocie czy bezdomność praktycznie nie istniały (choć pamiętam reportaże o bezdomnych z lat 80.), a już z pewnością nie były widoczne. Ten szok w kontekście ZSRR doskonale pokazał na swoich fotografiach Boris Michajłow. Rozpad Związku Radzieckiego sprawił, że na powierzchnię wypłynęli życiowi rozbitkowie, których egzystencja była po prostu upiorna, pozbawiona bazowych warunków niezbędnych do normalnego życia. W Polsce również mieliśmy z tym do czynienia, choć w mniejszej skali. Mentalną strategią radzenia sobie z poczuciem niestabilności było wymyślanie legend miejskich, bo w sytuacji szoku prozaiczna, najbardziej prawdopodobna odpowiedź okazuje się niewystarczająca. To jest jakiś paradoks ludzkiego umysłu, że sytuacje kryzysowe, które wymagają przecież jasnych i rozważnych analiz, sprzyjają myśleniu magicznemu, wszelkim irracjonalizmom, a także wzrostowi pobożności. Sporo miejsca w swojej książce poświęcasz ówczesnemu dizajnowi, którego różną przynależność społeczną można śledzić między innymi dzięki scenografii popularnego wówczas serialu „W labiryncie”. Jak opisałabyś wystrój tych różnych światów, ich główne wyznaczniki?
„W labiryncie” było pierwszą klasyczną polską telenowelą, dużo bliższą rzeczywistości niż późniejsze seriale Ilony Łepkowskiej, które prezentowały raczej wzorce tego, jak mieszkać, żyć czy postępować. „W labiryncie” było bardziej wiarygodne pod względem dokumentalnym, zupełnie bez obciachu pokazywało system protekcji, łapówki, picie w godzinach pracy.
102
redagowanie rzeczywistości
Kalendarz zamieszczony w pierwszym numerze magazynu „Media Reporter”, 1991 rok, źródło: VHShell, więcej: vhshell.tumblr.com
103
redagowanie rzeczywistości
Fot. Felix Ormerod, Urząd Pocztowy przy ul. Złotoryjskiej w Legnicy, listopad 1989, dzięki uprzejmości artysty
Jedna z głównych bohaterek zastanawia się, czy poddać się zabiegowi aborcji – dziś taki dylemat przedstawiony byłby jako konflikt moralny, a tam chodziło o rozważenie wszystkich za i przeciw i podjęcie decyzji. Podobnie rzecz się miała ze sposobem życia bohaterów: większość planów filmowych wykorzystywała rzeczywiste wnętrza, a nie scenografię wybudowaną w studio. Serial stanowi więc skondensowaną wersję ówczesnego życia, przynajmniej tego w wydaniu warszawskim. Natomiast jeśli chodzi o dizajn, to w latach 80. główny problem stanowiła słaba dostępność mebli i wyposażenia domu albo ich marna jakość, na co wskazują wszystkie ówczesne czasopisma wnętrzarskie. Powszechny brak był konsekwencją embarga nałożonego po stanie wojennym – na wiele lat zamroziło ono polską produkcję. W takich realiach zaczęła rozkwitać obywatelska samodzielność, prawie
każdy mógł się pochwalić umiejętnościami stolarskimi albo krawieckimi. Księgarnie zasypywane były podręcznikami do majsterkowania. A priorytetem, jak sama mówisz, było „urządzić się przytulnie”. Dokładnie takie jest moje wspomnienie z warszawskiego Gocławia, gdzie mieszkałam jako dziecko. Ojciec zbudował wszystko sam: poczynając od łóżek, przez szafki, pawlacze, kuchnie, po ściany – wszystko było w drewnie. Na zewnątrz ciągnące się w nieskończoność bloczydło, a w środku cieplutko jak w pudełeczku…
Tak, to była jakaś próba zaaklimatyzowania się w rzeczywistości osiedla. W duchologicznych czasach mamy więc z jednej strony przymus kreatywności, z drugiej – z impetem wjeżdża na scenę cały nurt projektowy związany z aspiracjami… Pojawiają się klimaty dworkowo-biurowe…
104
redagowanie rzeczywistości
Reklama dystrybutora kaset z magazynu „Film” nr 22, 1992 rok, źródło: VHShell, więcej: vhshell.tumblr.com
Symbolem Symbolem Symbolem Symbolem tamtych tamtych tamtych tamtych czasów są czasów są czasów czasówsą są ilustra ilustra ilustra ilustra cje z Corel cje z Corel cje cjez Corel z Corel Draw, na Draw, na Draw, Draw,na na przykład przykład przykład przykład tajemnicza tajemnicza tajemnicza tajemnicza brunetka brunetka brunetka brunetka podobna podobna podobna podobna do Brooke do Brooke do doBrooke Brooke Shields Shields Shields Shields
105
redagowanie rzeczywistości
W 1990 roku w „Polskiej Sztuce Ludowej” ukazał się tekst Aleksandra Jackowskiego będący relacją z odwiedzin w domach przedstawicieli różnych grup społecznych. W tej opowieści znalazła się między innymi dzielnica Suwałk mieszcząca domy nazywane przez mieszkańców „malborkami”. To były szalenie zdobne domy reprezentacyjne, dominował w nich styl myśliwski, antyki lub ich podróbki. Właścicielami byli prywatni przedsiębiorcy, przedstawiciele władzy albo ginekolodzy – nie łączyło ich nic poza poziomem zamożności. Natomiast prosty styl modernistyczny kojarzył się wtedy z biedą i państwową produkcją. Na początku lat 90. w Warszawie odbyła się wystawa mebli holenderskich Rietvelda; jeden z odwiedzających otwarcie mówił, że wyglądają one jak wyniesione z hotelu robotniczego. W tamtym czasie oczywiste było, że jeśli coś ma ornamenty i wygląda „staro”, to jest godne i bogate – członkom nowej klasy posiadającej prostota kojarzyła się z degradacją. Z drugiej strony ten nowy styl odzwierciedla też potrzebę zakotwiczenia, bo jeśli mamy własny dom, a w nim meble nie ze sklejki, tylko z dębu, to mentalnie mamy też życiową stabilizację. Za ówczesnym dizajnem stał pewien mechanizm psychologiczny. W jakim stopniu nasze czasy określiłabyś jako duchologiczne?
Duchologia częściowo wynika z potrzeby uzupełniania dziur w narracji, a my dzisiaj obsesyjnie wszystko dokumentujemy. Archeolog współczesności zajmujący się 2016 rokiem będzie musiał przebrnąć przez taką ilość dyskusji na Facebooku, zdjęć na Instagramie czy komentarzy pod artykułami, że należy mu tylko współczuć. Za to na pewno mogę wskazać kolejny duchologiczny
etap w historii Polski: okres połowy lat 2000, gdy dzięki Neostradzie powszechny stał się dostęp do internetu. Ludzie nie byli z tym narzędziem obeznani, dlatego dużo eksperymentowali, zakładając pierwsze blogi, lokalne serwisy społecznościowe czy własne strony. Czasami ta aktywność pączkowała w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Archeologia wczesnego internetu to jest kolejny, niemal dziewiczy etap historii duchologicznej.
106
redagowanie rzeczywistości
Fot. Felix Ormerod, sierpień 1990, dzięki uprzejmości artysty
Olga Drenda (ur. 1984) – dziennikarka i tłumaczka, absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Publikowała m.in. w „Polityce”, „The Guardian”, „2+3D”, „Glissando”, „Dwutygodniku”, „Lampie”, „Digital Camera Polska”, „Tygodniku Powszechnym”, „Szumie”, „Trans/Wizjach”, „Gazecie Magnetofonowej”. Współpracowała z festiwalem Unsound i lubelskim Centrum Spotkania Kultur. Współautorka polskiego przekładu Delikatnego mechanizmu i Wybuchowego biletu W.S. Burroughsa, tłumaczka scenariuszy filmowych oraz fragmentów Bukaresztu Małgorzaty Rejmer na język angielski. Założycielka i autorka strony Duchologia Polska. Mieszka w Mikołowie. 107
praktyki artystyczne
Rafał Bujnowski, projekt plakatu do wystawy Maj 2066 w Zachęcie, 2016
108
praktyki artystyczne
Z artystą wizualnym Rafałem Bujnowskim na chwilę przed otwarciem wystawy Maj 2066 rozmawia Szymon Żydek
109
praktyki artystyczne
Teraz mam dziwny czas, bo wydaje mi się, że wszyscy dookoła są ode mnie młodsi. Policjant, dentysta, kurier oczywiście. Kiedy piętnaście lat temu udzielałem wywiadów, rozmawiałem tylko ze starszymi paniami. A dziś to ja jestem ten starszy
z epoki: katalogi, plakaty, breloczki – wszystko, co wchodziło w skład wyposażenia salonu Mazdy, z którego samochody pochodziły. To w sumie śmiecie reklamowe, ale pamiętam, że kiedyś takie rzeczy były bardzo cenne. Żeby je dostać, trzeba było napisać list z prośbą do salonu. Bardzo mi się te gadżety podobają. Gdybym był jeszcze bardziej bezczelny, wszystkie te materiały promocyjne powiesiłbym w Zachęcie. Na zaproszeniu na wystawę wykorzystałem detal pochodzący z jednego z plakatów znalezionych w bagażniku samochodu.
Słyszałem, że kupiłeś ostatnio nowy samochód.
Tak, moja wystawa Maj 2066, choć to głupio brzmi, jest z życia wzięta. Trzy sale, trzy prace, trzy przypadki. Szukałem nienowego samochodu do jazdy na co dzień, bo ten nowy-nowy, który mam, bardzo mi się nie podoba. Zadzwoniłem na numer z ogłoszenia znalezionego w internecie: „Podoba mi się ta niemal nowa mazda z 1986 roku, którą pan ma w swojej ofercie, czy można ją obejrzeć?”. W odpowiedzi słyszę pytanie: „Ale w jakim kolorze?” [śmiech]. Trochę zbity z tropu kontynuuję: „Ale jak to? Ma pan idealnie zachowaną trzydziestoletnią mazdę i pyta mnie pan o kolor?”. W tym momencie zapaliły mi się wszystkie lampki – coś jest nie tak. Musiałem pojechać do Wrocławia i w ten sposób stałem się właścicielem dwóch samochodów, które można zobaczyć na wystawie w Zachęcie. Jeden ma przebieg 400 kilometrów, a drugi 33 kilometry. Dwa nowe-stare samochody. Prosto z Wrocławia zdecydowałeś się przyjechać nimi do Zachęty?
Właściwie to tymi samochodami nie można jeździć. Nie były nigdy rejestrowane. Zostały przewiezione. Ale za to w ich bagażnikach znajduje się dużo oryginalnych druków promocyjnych
Czy właściciel tych samochodów był jakimś szaleńcem, który postanowił zahibernować w swoim garażu dwa pojazdy i czekać na ich sprzedaż 30 lat?
Nie wnikam w takie rzeczy. Jak wiesz mniej, żyjesz dłużej. Ale te samochody pochodzą nie z Wrocławia, tylko ze Szwajcarii, a dokładnie, jak usłyszałem, z depozytu założonego przez windykatora upadłego salonu Mazdy. Nie mają aż takiej wartości jak klasyk-unikat, bo depozyt zawierał kilkadziesiąt takich aut. Cały salon, razem z tymi drukami, został więc zamrożony przez szwajcarskiego komornika. Samochody profesjonalnie zabezpieczono przed starzeniem się. W ościeżach drzwi znajdują się dziury, czego nie ma w normalnych pojazdach. Zostały zrobione specjalnie po to, żeby pod karoserię można było wpuścić płyn zapobiegający rdzewieniu. Jeśli spojrzysz na podwozie, zobaczysz to samo – płyn konserwujący aż kapie na podłogę. No dobrze, ale czy dowiedziałeś się, jak one trafiły do Wrocławia? To jest fascynująca historia…
Nie pytaj. Chodzą słuchy, że dealer Toyoty kupił sześć takich aut. A wiesz, 110
praktyki artystyczne
Rafał Bujnowski, Obraz matki Whistlera, 2003, (część instalacji) kolekcja Zachęty — Narodowej Galerii Sztuki
misie się na tym znają. To są takie misie, że krzywdy sobie nie robią. Mnie w całej tej sytuacji najbardziej rozbroi ła informacja, że te nieużywane samochody w tym roku kończą 30 lat. Rozumiesz już? W sali Zachęty mamy trzydziestoletnie samochody, a w kolejnej sali pięćdziesięcioletnie obrazy. Wszystko otwiera film o Włodku, który właśnie w tym roku kończy 70 lat, a swoje ciało hibernuje w formie sprzed lat 20. Całość wpisuje się też w obchody jubileuszu, który zasugerował mi – czy raczej którego istnienie uświadomił mi – kolega Łukasz Jastrubczak. Historycy sztuki i krytycy umówili się kiedyś, że 1966 rok to początek konceptualizmu. Napisałem więc list mówiący o tym, że moje obrazy malowane pomiędzy marcem a majem 2016 roku zostały stworzone na stulecie konceptualizmu. Żeby stał się on prawdziwy, musiałem je
Jakwiesz wiesz Jak Jak wiesz Jak wiesz mniej,ży ży mniej, mniej, mniej, ży jeszdłużej dłużej jesz żyjesz jesz dłużej dłużej
111
praktyki artystyczne
112
praktyki artystyczne
Widok wystawy Rafała Bujnowskiego Maj 2066, fot. Marek Krzyşanek
113
praktyki artystyczne
postarzyć o 50 lat. Zatem jako pierwsi już teraz anonsujemy w Warszawie ten piękny futurystyczny jubileusz. Być może w maju 2066 roku wystawa Maj 2066 zostanie zrekonstruowana. Kto wie? Dobrze chyba mieć tak bezczelnie odlegle plany, no i wiesz: Warszawa stolicą konceptualizmu!
starszo-młodszego pana siłacza. Jak doszło do tego, że stał się on bohaterem twojego wideo?
Obrazy malowałeś od kilku miesięcy, potem je postarzałeś, ale docelowo mają wyglądać tak, jakby powstały przed chwilą, co koniec końców jest prawdą…
No tak, w zarysie. Obrazy zostały namalowane w tym roku, ale są postarzone o 50 lat. Pod okiem profesora Ryszarda Piramidowicza zostały wstawione do komory klimatycznej na Politechnice Warszawskiej. Teraz razem z konserwatorkami zajmuję się ich restauracją. Konserwatorki robią to dokładnie w taki sam sposób, jakby naprawiały obrazy, które ostatnie 50 lat przeleżały w magazynie. Używają tych samych narzędzi i technik. W pracy zachowujemy więc cały ten konserwatorski sznyt. Po pobycie w komorze obrazy zmatowiały, straciły sprężystość. Zostały też lekko poobijane w transporcie. Dlatego teraz próbujemy odtworzyć ich pierwotny stan. Konserwatorskie sztuczki. To dla mnie bardzo interesujące. Poza dokonaniem kilku korekt nie ingerujemy właściwie w samą materię malarską. To jest wystawa o starzeniu się, o materii, a nie historia o malarstwie. Wiesz chyba, że nie lubię za bardzo abstrakcji, choć ona na tej wystawie jest obecna, bo dzięki temu, że niczego nie przedstawia, też nie rozprasza. Podobnie jak chmury – w związku z tym, że są pozaczasowe, mediują pomiędzy abstrakcją a przedstawieniem.
Ten pan właściwie nie jest siłaczem ani atletą. W tej dokumentacji filmowej – bo nie chcę tego materiału nazywać filmem – jest siedemdziesięcioletnim stretcherem. Spotkałem go przez przypadek na siłowni, gdzie trafiłem prawie rok temu, z polecenia lekarza psychiatry. W ogóle sport zacząłem uprawiać w lipcu zeszłego roku. To jest, przyznam, trudne miejsce, trudne miejsce z wesołą muzyką. Nigdy bym tam nie zaszedł, gdyby nie mój lekarz. Ale gdy już się tam znalazłem, byłem bardzo zaciekawiony. Głównie jego bywalcami. Stałym klientem siłowni okazał sie właśnie Włodek Zimowski. Na początku chciałem go sfotografować, ale potem przekonałem się, że fotografia nie utrwaliłaby jego dynamiki, motoryki i energii. Okazało się zresztą, że on jest ciepłą, sympatyczną osobą. Jego praca z własnym ciałem ma bardzo świadomy charakter. Z czasem dowiedziałem się, że jest rzeźbiarzem. Wiesz, takim z dyplomem. Choć w swojej pracy bardziej przypomina rzemieślnika – wykonywał rzeźby dla
Oprócz starych samochodów i nowo-starych obrazów na wystawie mamy jeszcze 114
Nie lubię Nie lubię Nie lubię Nie lubię za bardzo za bardzo za bardzo za bardzo abstrakcji abstrakcji abstrakcji abstrakcji
praktyki artystyczne
Rafał Bujnowski, Bambusy, 2014, dzięki uprzejmości artysty i Galerii Raster
115
praktyki artystyczne
innych, między innymi dla Kantora. Porzucił swoje aspiracje artystyczne. Od wielu lat jest też związany z Wawelem, zajmuje się konserwacją zabytków. Pomyślałem, że ciało Włodka w pewnym sensie stanowi jego kolejną pracę rzeźbiarską, najbardziej może intymną i osobistą… Dokumentacja
pokazywana w Zachęcie to zapis jego piętnastominutowego treningu, przygotowanego specjalnie na tę okazję. Dobrze nadaje się do tego tryptyku o starzeniu się. Przy okazji udało się chyba wybrnąć z tej karkołomnej pułapki, jaką jest stylistycznie dziewiętnastowieczna sala w Zachęcie. Trening
116
praktyki artystyczne
Widok wystawy Rafała Bujnowskiego Maj 2066, fot. Marek Krzyżanek
Włodka został sfilmowany w ultranowoczesnej przestrzeni krakowskiego Mocaku. Czyli Maj 2066 jest o walce z czasem?
Podchodzisz do sprawy technicznie. Ja mam wrażenie, że stworzyłem bardzo realną sytuację. Gdyby
za 50 lat konserwatorki znalazły na śmietniku jakąś starą awangardę, właśnie w ten sposób by się z nią obeszły. Nie ma w tym jakiegoś wymuszonego działania. Tak to się odbywa w galeriach i muzeach. Stary obraz trzeba rozłożyć, ściągnąć z blejtramu i na nowo naciągnąć. Ale w twoim 117
praktyki artystyczne
My ludzie My ludzie My Myludzie ludzie mamy jakąś mamy jakąś mamy mamyjakąś jakąś wstydliwą wstydliwą wstydliwą wstydliwą słabość słabość słabość słabość i pożądl i ipożądl ipożądl pożądl iwość iwość iwość iwość wobec wobec wobec wobec staroci staroci staroci staroci
Rafał Bujnowski, kadr z filmu przygotowanego na wystawę w Zachęcie, 2016
118
praktyki artystyczne
Widok wystawy Rafała Bujnowskiego Maj 2066, fot. Marek Krzyşanek
119
praktyki artystyczne
pytaniu jest trochę racji. Teraz mam dziwny czas, bo wydaje mi się, że wszyscy dookoła są ode mnie młodsi. Policjant, dentysta, kurier oczywiście. Piętnaście lat temu, gdy udzielałem wywiadów, rozmawiałem tylko ze starszymi paniami. A dziś to ja jestem ten starszy.
Musiałtam tam Musiał Musiał tam Musiał tam praco praco praco praco waćktoś ktoś wać wać ktoś wać ktoś szalony szalony szalony szalony nazlece zlece na na zlece na zlece nie kogoś nie kogoś nie kogoś nie kogoś równie równie równie równie szalonego szalonego szalonego szalonego
Co zamierzasz z tymi obrazami zrobić w czasie rzeczywistym? Bo one już zaczęły się starzeć.
Wiem, że dwa postarzone płótna pojadą na targi sztuki do Bazylei, co wydaje mi się dość zgrabną prowokacją, bo zazwyczaj w takich miejscach pokazywane są obrazy, które jeszcze nawet nie zdążyły wyschnąć – a te moje są już stare, lekko pokrzywione. Wiesz, to jest także opowieść o fetyszyzmie. My ludzie mamy jakąś wstydliwą słabość i pożądliwość wobec staroci. Kiedy robiliśmy próby na politechnice, jeden obraz włożyliśmy do komory, a drugiego, bardzo podobnego, nie. Chcieliśmy mieć materiał do porównania. Po trzech dniach wyjęliśmy. Zapytałem moich współpracowników, co o tym myślą. Zaczęli się przyglądać – i rzeczywiście ta komora niszczy wszystko. Zapytałem, który obraz zabraliby ze sobą, gdyby mieli tylko jedną wolną rękę. Wszyscy nieśmiało wskazali palcem ten zniszczony. Eksperyment się powiódł.
zauważyłem, że te rzeczy są jakoś uwodzicielsko spatynowane. Cofnąłem rękę. To nie były jakieś super dobre obrazy czy rysunki, raczej takie szkice, próbki. Niechciane dzieci. Sierotki. Musiało minąć kilkanaście lat, żeby pojawiło się to coś, co nie pozwoliło mi ich wyrzucić. Ta komora na politechnice to największa tego typu przestrzeń w Polsce, pozwala badać obiekty i obrazy o wymiarach 170 x 130 cm, a poza tym włączona jest w obieg prawdziwego przemysłu i grubej kasy. Normalnie testuje się w niej powłoki lakiernicze i materiały budowlane.
Jak dowiedziałeś się o tej komorze?
Próbowałem ostatnio odtworzyć ten proces myślowy i już wiem! Chciałem ostatnio oczyścić swój magazyn ze starych rzeczy, zrobić w nim miejsce. Wyrzucić to, czego już nie potrzebuję. Przez lata magazyn nie był „sprzątany”. Trochę z lenistwa, a trochę z zażenowania… Gdy już prawie uporałem się z selekcją: co do zostawienia, co do wyrzucenia,
A poza woskowaniem postarzonych obrazów w celu ich odnowienia masz jeszcze na coś czas?
Wczoraj byłem na motorze, pojechaliśmy z kolegą na wycieczkę. To jest bardzo mocny motor. Mocny i uniwersalny. Jechaliśmy szybko, nawet 150 kilometrów na godzinę. To była bardzo dziwna, oniryczna wyprawa. Jechaliśmy bez mapy, bez celu. 120
praktyki artystyczne
Rafał Bujnowski, Dół, 2016, dzięki uprzejmości artysty i Galerii Raster
Trafiliśmy do jednego z wielu sennych miasteczek pod Krakowem. Był tam klasztor benedyktynów i kościół. W tym kościele wszystko było sztuczne i fałszywe – namalowane, ale zarazem bardzo ciekawe. Jak obraz w horrendalnie dużej rozdzielczości, miliardy pikseli na chwałę Pana. Gdyby tak zmazać wszystkie te malunki, pozostałaby sama pusta murowana stodoła. Musiał tam pracować
ktoś szalony na zlecenie kogoś równie szalonego. Przez 15 minut siedziałem w bezruchu, żeby zrozumieć, co się dzieje. Mój kolega, jak się później okazało, również wyszedł stamtąd oszołomiony. Potem zaczęły bić dzwony, przyszło kilka pań, minął nas też pustelnik z siwą brodą i na bosaka. Inny niemłodszy pan wysępił papierosa. Czerwiec 2016. Tak, to było bardzo dziwne jak na czerwiec 2016.
Rafał Bujnowski (ur. 1974) – malarz, grafik, autor filmów wideo, instalacji i akcji artystycznych. W latach 1993–1995 studiował na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, od 1995 do 2000 roku na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Od 1995 do 2001 razem z Marcinem Maciejowskim, Wilhelmem Sasnalem, Markiem Firkiem i Józefem Tomczykiem „Kurosawą” współtworzył Grupę Ładnie. Twórca Galerii Otwartej, działającej w latach 1998–2001 na bilbordach w centrum Krakowa. Jego sztuka jest błyskotliwym połączeniem dwóch z pozoru odległych dyscyplin artystycznych – malarstwa i konceptualizmu. Tematem kolejnych projektów Bujnowskiego są konwenanse związane ze społecznym funkcjonowaniem artysty, dzieł sztuki i obrazów, jak również konwencjonalność samej sztuki. Jego obrazy to w pełni świadome malarstwo konceptualne – przedmioty ujawniające i zmieniające sens w zależności od otoczenia, w jakim zostaną umieszczone. To swoiste modele dzieł sztuki, ujawniające napięcie między procesem artystycznej produkcji i konsumpcji. Wystawę Maj 2066 można oglądać w warszawskiej Zachęcie do 21 sierpnia. Pokazywane na niej obrazy będzie można zobaczyć również w galerii Raster w ramach Warsaw Gallery Weekend (od 23.09). 121
Ekonomia kultury
Czy działania sektora pozarządowego są skuteczne? Opinie liderów organizacji
5% Zdecydowanie nie
15% Raczej NIE
11% Trudno powiedzieć
13% Zdecydowanie tak
23% Ani tak, ani NIE
33% Raczej tak
* Wykres pochodzi z raportu Kondycja organizacji pozarządowych w Polsce 2015, s. 104, © Stowarzyszenie Klon / Jawor
122
Ekonomia kultury
Z dr. hab. Markiem Rymszą, redaktorem naczelnym kwartalnika „Trzeci Sektor” o przyszłości organizacji pozarządowych rozmawia Bogna Świątkowska
123
Ekonomia kultury
Sam entuzjazm obywateli nie wystarczy i tu widzę rolę dla NGO-sów jako koordynatorów różnych oddolnych i partycypacyjnych inicjatyw. W ogóle wydaje mi się, że warto byłoby zastanowić się nad standaryzacją oczekiwań wobec tego sektora. Organizacje się tego boją, bo taki proces oczyszcza pole, pokazuje, co jest niepotrzebne, przestarzałe, gdzie są luki – a odnowa nie jest naszą silną stroną Przygotował pan komentarz ekspercki do raportu Trzecia strona medalu. Sytuacja osób pracujących w polskich organizacjach pozarządowych1. Bardzo zaciekawiło mnie to, co mówił pan podczas jego premiery: obecnie trzeci sektor znajduje się w stanie kryzysu, wyczerpały się jego możliwości innowacyjnego funkcjonowania. Okazało się bowiem, że organizacje pozarządowe, zorientowane na realizację idei, nie spełniają standardów rynku pracy. Trzeci sektor stoi więc przed kluczowym wyborem: albo się zrewolucjonizować, albo zdegenerować. Czy rzeczywiście znajdujemy się obecnie w takim momencie i czy dostrzega pan działania, które zmierzają do uzdrowienia naszej sytuacji?
1 Raport przygotowany został przez Fundację Inicjatyw Społecznych „Się Zrobi” czytaj tu: popop. org.pl/popop/wp-content/uploads/2016/04/ POPOP_Trzecia_Strona_Medalu.pdf
Mój punkt widzenia został przez panią nieco przerysowany. Każdą organizację, niezależnie od tego, czy jest to biznes, czy NGO, można analizować w formule tzw. cyklu życia. Ta koncepcja zakłada, że nieuchronnie dochodzi do „zużycia” potencjału wyjściowego organizacji, można więc powiedzieć, że każda organizacja po jakimś czasie wraca do punktu wyjścia i może albo się odnowić, albo zakończyć swój żywot. Koncepcja cyklu życia przyjmuje, że dynamika rozwojowa organizacji nie polega na jednokierunkowym wzroście, po którym następuje spadek – organizacje rozwijają się według modelu spirali, w której co jakiś czas trzeba się „restrukturyzować” lub zamykać działalność. Założyciele wielu polskich organizacji nie dopuszczają myśli, że ich inicjatywy można by zamknąć. Taki koniec jest synonimem porażki, a przecież wcale nie musi tak być: w Stanach Zjednoczonych wiele organizacji zamyka się, ogłaszając sukces, czyli urzeczywistnienie misji, albo zwyczajnie nie widzi już dalszej ścieżki rozwojowej – to też jest zdrowy odruch. W Polsce potrafimy zakładać organizacje i napędzani entuzjazmem działać na wysokich obrotach, ale kiedy przychodzi moment kryzysu, wybieramy stagnację – chodzimy po dawno utartych ścieżkach, wybierając rozwiązania, które do tej pory się sprawdzały, unikamy natomiast podejmowania bardziej radykalnych kroków, które są realną szansą na uzdrowienie sytuacji. Poza tym jeśli organizacja pozarządowa decyduje się na zatrudnienie pracowników, to siłą rzeczy – czy tego chce, czy nie – wchodzi w proces instytucjonalizacji i etatyzacji, któremu powinna towarzyszyć stabilizacja źródeł finansowania. Zdecydowanie się na obecność płatnego
124
Ekonomia kultury
personelu oznacza wzięcie odpowiedzialności za tych ludzi, zdanie sobie sprawy, że od tej chwili oni nie realizują już swojego hobby, ale muszą otrzymać wynagrodzenie za wykonywaną pracę. Regularnie. Ważne, by zarządzający organizacją wiedzieli, jaka skala zatrudnienia odpowiada jej potencjałowi ekonomicznemu, nie można podejmować zobowiązań ponad realne możliwości. Z drugiej strony organizacje pozarządowe muszą nieustannie mierzyć się z pewnym błędem systemowym, za który odpowiedzialne są podmioty publiczne zlecające zadania trzeciemu sektorowi. Administracja, owszem, chętnie odpłatnie zleca organizacjom realizację różnych projektów, ale tak ustala warunki, by zminimalizować koszty własne: chce wydać znacząco mniej funduszy niż w przypadku, gdyby dane zadanie realizowała samodzielnie. Dlatego w organizacjach pozarządowych personel pracujący nad zleconymi zadaniami publicznymi zazwyczaj nie jest dobrze opłacany. Z takiej mąki chleba nie będzie, bo podstawowy dla każdej organizacji zasób, jakim są luzie, pracując na takich warunkach, „zużywa się” bardzo szybko. Tak, problem samowyzysku w imię realizowania misji to jest codzienność w wielu organizacjach pozarządowych2. W tym kontekście interesujące jest pytanie o ich rzeczywisty potencjał innowacyjny, także jeśli chodzi o organizację pracy. Właśnie ten rozbudowany wolontariat koniec końców okazał się bardzo rozczarowujący. Czy można jakoś uratować innowacyjny charakter NGO-sów? I jak to zrobić?
W przypadku organizacji pozarządowych innowacyjność jest pochodną 2 Patrz: Kuba Szreder, ABC projektariatu. O nędzy projektowego życia, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2016
Innowacyj Nie lubię Nie lubię ność jest Nie lubię za bardzo za bardzo pochod za bardzo abstrakcji abstrakcji ną nieza abstrakcji leżności działania
niezależności działania. Ta z kolei zależy między innymi od dobrego zarządzania i związanego z nim umiejętnego dywersyfikowania źródeł finansowania. Gdy organizacja w całości daje się wcisnąć w „kulturę projektową”, taka dywersyfikacja jest często jedynie pozorna. Owszem, organizacja realizuje różne projekty, ale pod względem finansowym funkcjonuje od projektu do projektu, czyli od jednego zlecenia publicznego do kolejnego. Zresztą organizacja uzależnia się od swoich zleceniobiorców nie tylko w wymiarze ekonomicznym. Będąc wykonawcą projektów zamawianych, siłą rzeczy próbuje dostosować się do oczekiwań zlecających, tracąc własną innowacyjność, bo jej siła polega na aktywnym wychodzeniu z własnymi pomysłami do świata społecznego, a nie na spełnianiu oczekiwań innych instytucji. Na umiejętności dostrzeżenia potrzeb społecznych, a nie na rozpoznaniu preferencji administracji. Stąd pierwszoplanową potrzebą organizacji pozarządowej jest
125
Ekonomia kultury
dywersyfikacja źródeł finansowania. Uzależnianie się od jednego źródła, jakiekolwiek by ono było, zawsze w dłuższej perspektywie prowadzi do utraty innowacyjności. Proces profesjonalizowania się NGO-sów powinien polegać na tym, że nie podkładamy w nieskończoność przysłowiowego kubka tam, gdzie leci woda, czyli pod dostępny strumień finansowy, i na tym koniec, tylko nieustannie aktywnie poszukujemy nowych źródeł finansowania organizacji – nie tyle alternatywnych, ile uzupełniających się nawzajem. Tylko w ten sposób trzeci sektor może utrzymać stabilność, czyli zdolność niezależnego działania. Na tym też w szerokim sensie polega bycie przedsiębiorczym. Wąskie rozumienie przedsiębiorczości zakłada zdolność do bycia samemu sobie źródłem finansowania, czyli prowadzenie
Pierwszo planową potrzebą Jakwiesz wiesz Jak organiza Jak wiesz mniej, ży mniej, ży cji poza mniej, ży jeszdłużej dłużej jesz rządowej jesz dłużej jest dy wersyfika cja źródeł finanso wania
działalności gospodarczej przynoszącej realny zysk. Ale nawet najbardziej efektywnie prowadzona działalność na rynku też nie może stać się głównym ani tym bardziej jedynym źródłem pozyskiwania środków na utrzymanie i rozwój organizacji, bo to będzie oznaczało jej komercjalizację. Działalność gospodarcza NGO-sów to powinna być możliwość, z której się korzysta, a nie wymuszona aktywność, bez której organizacja upada. Czy badając trzeci sektor, nie odnosi pan wrażenia, że ujawnia się w nim wiele problemów, z którymi obecnie musimy się zmierzyć we wszystkich sferach życia ekonomicznego? Wiele osób nie czuje się stabilnie na rynku pracy, zarobki w wielu branżach pracownicy określają jako niezadowalające, występuje daleko posunięta alienacja pracy, która coraz mniej kojarzona jest z samorealizacją.
Do pewnego stopnia ma pani rację: w trzecim sektorze ujawniają się problemy bardziej generalne, przede wszystkim dlatego, że on jest finansowo uzależniony od innych sektorów, nie ma własnej, autonomicznej dynamiki rozwojowej. Poza tym, gdy organizacje zaczynają zatrudniać pracowników czy to na etatach, czy na podstawie umów cywilno-prawnych, do tego sektora przenikają reguły rynku pracy. Organizacje stają się zbiorowymi pracodawcami. Poza tym ludzie wędrują pomiędzy sektorami, przenosząc różne wzory kultury pracy. Do nowej pracy każdy przychodzi z pewnymi nawykami z poprzedniego miejsca zatrudnienia – i dotyczy to zarówno pracowników, jak i pracodawców. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że elastyczny tryb zatrudnienia w organizacjach pozarządowych jest czymś innym niż w biznesie. Ma dużo bardziej propracowniczy charakter 126
Ekonomia kultury
niż w formach prywatnych, nawet jeśli sami pracownicy organizacji są niezadowoleni i uważają, że elastyczność pozbawia ich stabilności. Natomiast w biznesie elastyczność zorientowana jest raczej na jednostronną korzyść pracodawcy – ma służyć obniżaniu kosztów pracy. Wejście na drogę zatrudnienia kodeksowego zawsze jednak skutkuje ograniczeniem elastyczności, filozofia Kodeksu pracy opiera się bowiem na zastępowaniu oddolnych uzgodnień na linii pracodawca– pracownik przez reguły ogólne. Byłbym natomiast ostrożny z używaniem pojęcia wyzysku w odniesieniu do trzeciego sektora. Bo wyzysk pojawia się wtedy, gdy pracodawca celowo utrzymuje warunki pracy, które nie spełniają minimalnych wymogów, po to by zmaksymalizować swoją korzyść ekonomiczną. W przypadku wielu organizacji kiepskie warunki pracy czy relatywnie niskie wynagrodzenia wynikają nie z tego, że zarządzający chcą zmaksymalizować własną korzyść, ale są efektem niedoboru zasobów. Problemem jest nie tyle wyzysk, ile nieumiejętność dopasowania skali działań do realnych możliwości. Na przykład zarządzający decyduje się na realizowanie kolejnych projektów na mało korzystnych warunkach, podczas gdy zwiększenie obrotów nie powoduje wzrostu ekonomicznego, tylko przynosi skutki odwrotne, czyli pogłębia problem zamiast go rozwiązać. Nie nazywałbym tego wyzyskiem. Oczywiście istnieją organizacje, w których pierwszym i najważniejszym wydatkiem jest pensja prezesa, i wówczas wkrada się logika wyzysku rozumianego jako niesprawiedliwe preferowanie korzyści nielicznych kosztem pozostałych. Można powiedzieć, że taka organizacja się prywatyzuje, przestaje być podmiotem
społecznym. To patologia, ale nie można tego typu przypadków ekstrapolować na cały sektor. Być może jakimś rozwiązaniem prowadzącym do odnowy organizacji pozarządowych byłaby ich przemiana w podmioty ekonomii społecznej? My w Bęcu myślimy o stworzeniu spółdzielni pracy, choć wiemy, że taka formuła wymaga znacznych nakładów finansowych. Istotna jest tu jednak kwestia współodpowiedzialności i współzarządzania przez wszystkich pracowników, czego brakuje na przykład w fundacji. Niestety rozmawiałam z wieloma przedstawicielami podmiotów ekonomii społecznej i okazuje się, że oni są tak samo umordowani jak my, mierzą się z podobnymi problemami co organizacje pozarządowe: z niestabilnością finansową, uzależnieniem od dotacji, problemami z porozumieniem w zespole. Struktury teoretycznie mogą być idealne, ale ludzie czynią je w praktyce trudnymi do realizacji. Czy zna pan może jakieś udane hybrydy tych dwóch światów?
Przedsiębiorstwo społeczne od innych przedsiębiorstw odróżnia umiejętność rezygnacji z maksymalizacji zysków. Nie oznacza to, że przedsiębiorstwo społeczne jest organizacją non profit: ono dąży do uzyskania dobrego wyniku finansowego, czyli nadwyżki finansowej, ale potrafi pewne rzeczy robić w imię celów społecznych, które mu ten wynik bilansowy obniżają. Inną kwestią pozostaje to, że aby uzyskać dobry wynik finansowy, należy najpierw opracować racjonalny biznesplan. Niestety, wiele podmiotów usiłuje taki „kręgosłup ekonomiczny” wypracować na bieżąco, funkcjonując na rynku. I wówczas to jest droga przez mękę. Najgorzej, gdy podmiot ekonomii społecznej powstaje po to, by uzyskać subsydia
127
Ekonomia kultury
startowe, bez żadnego planu biznesowego co dalej z nimi zrobić. Z myślenia typu „wejdziemy na rynek i jakoś to będzie” zazwyczaj nie wynika nic dobrego. Warto zauważyć, że w Polsce bardzo podupadła kultura przesiębiorczości spółdzielczej, szczególnie jeśli chodzi o spółdzielnie pracy, kojarzone jako relikt poprzedniego systemu. Dziś w Polsce sektor ekonomii społecznej błędnie identyfikuje się ze spółdzielniami socjalnymi, zatrudniającymi osoby dotknięte społecznym wykluczeniem, których aktywność na rynku oparta jest na logice ułatwień, wykorzystania funduszy unijnych i różnego rodzaju ulg. Tymczasem spółdzielczość socjalna powinna być uzupełnieniem spółdzielczości podstawowej, czyli spółdzielni pracy; w Polsce rzeczywiście tego brakuje. Jeśli ekonomia społeczna miałaby na trwałe wrosnąć w polski rynek, mając w nim choćby niewielki procentowy udział, musi istnieć znacznie więcej przedsiębiorstw społecznych z dobrym wynikiem ekonomicznym, bo tych z kiepskim jest już stanowczo za dużo. Odnoszę też wrażenie, że często nie do końca rozumiemy, co oznacza bycie przedsiębiorczym. To coś więcej niż bycie zarejestrowanym jako przedsiębiorca, najbardziej podstawowe rozumienie przedsiębiorczości wcale nie zakłada konieczności prowadzenia działalności gospodarczej. Bycie przedsiębiorczym oznacza zdolność i gotowość do mierzenia się z problemami, a nie czekanie, aż zrobią to za nas inni. To pewna postawa, która powinna charakteryzować wszystkich liderów świata społecznego. Tak rozumianej przedsiębiorczości potrzebuje nie tylko rynek, ale i sektor społeczny, a może przede wszystkim on.
Czy w sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie trzeci sektor, dostrzega pan jakąś nową wartość, która może być dla nas nadzieją? Wskazuje pan na konieczność finansowego usamodzielnienia się, ale dla 80 procent organizacji pozarządowych w Polsce stworzenie nawet jednego szczątkowego etatu jest wysiłkiem ponad siły. My dzięki prowadzonej działalności gospodarczej podjęliśmy ten wysiłek w ubiegłym roku i nie zwiększyło to naszego poczucia stabilności.
Wydaje mi się, że tak jak należy dywersyfikować źródła finansowania czy metody zarządzania organizacjami, tak samo należy różnicować to, co nazywamy trzecim sektorem. On wcale nie jest aż tak homogeniczny, jak nam się zdaje. Nie powinniśmy przykładać do wszystkiego jednakowych miar, bo wtedy niczego nie zobaczymy. Logika rozwojowa niektórych organizacji ciąży ku etatyzacji i czyni je takimi quasi-publicznymi instytucjami. To jednak nie dotyczy wszystkich, choć krytycy tej ścieżki generalizują, że oto „cały sektor się upaństwawia”. Inne NGO-sy szukają możliwości zarobkowania na własną rękę, czyli się komercjalizują. Jeszcze inni chcą oprzeć swoje funkcjonowanie na działalności wolontaryjnej. Gdyby rzeczywiście jeden tor rozwoju dotyczył wszystkich organizacji i na tej podstawie mielibyśmy mówić, co dzieje się z całym trzecim sektorem, dlaczego się komercjalizuje bądź etatyzuje, to nasz ogląd sytuacji za każdym razem byłby negatywny. Natomiast jeżeli dostrzeżemy, że różne organizacje podążają w odmiennych kierunkach, to obraz przestanie być taki jednowymiarowy. Po drugie, wydaje mi się, że dużym osiągnięciem organizacji trzeciego sektora jest uzyskanie widoczności. Przez pierwszych kilkanaście lat, mimo że NGO-sy dynamicznie się 128
Ekonomia kultury
rozwijały, społeczeństwo tego nie dostrzegało. Obecnie, gdy rozmawia się o rozwiązywaniu problemów społecznych, to nikt w takiej debacie nie pomija znaczenia organizacji pozarządowych. Trzeci sektor dysponuje kapitałem wizerunkowym i to daje mu dobrą pozycję negocjacyjną, bo ciężko walczyć o swoje, jeśli jest się nierozpoznanym. Wydaje mi się też, że obecnie organizacje czują na sobie presję z dwóch stron i to zjawisko jest czymś pozytywnym. Z jednej strony wymaga się od nich większej formalizacji czy etatyzacji, z drugiej czują na plecach oddech oddolnej samoorganizacji społecznej. Nowe ruchy społeczne odwołujące się do idei partycypacji publicznej wskazują na możliwość bezpośredniego angażowania się obywateli w sferze publicznej, z pominięciem organizacji trzeciego sektora. Liderzy pozarządowi dostrzegli, że społeczeństwo obywatelskie to nie tylko organizacje, że stowarzyszenia i fundacje nie mają monopolu na obywatelskość. Okazuje się, że organizacja pozarządowa wcale nie jest niezbędna w działalności społecznej, ale z drugiej strony taka sytuacja stawia przed trzecim sektorem nowe zadania – pokazuje, do
czego może się on rzeczywiście przydać, bo pewne działania nie dojdą do skutku bez przynajmniej minimalnego stopnia formalizacji. Sam entuzjazm nie wystarczy i tu widzę rolę dla NGO-sów jako koordynatorów różnych oddolnych i partycypacyjnych inicjatyw. W ogóle wydaje mi się, że warto byłoby zastanowić się nad standaryzacją oczekiwań wobec tego sektora. Organizacje się tego boją, bo taki proces oczyszcza pole, pokazuje, co jest niepotrzebne, przestarzałe, gdzie są luki – a odnowa nie jest naszą silną stroną. A może jednak? My nie dajemy za wygraną!
Bardzo pozytywnym przejawem jest rosnąca liczba pozarządowych liderów, którzy zdają sobie sprawę ze swojego położenia i szukają rozwiązań, profesjonalizując się w zarządzaniu. Nie chodzi o to, że istnieje jakaś jedna metoda rozwojowa dobra dla wszystkich. Przeciwnie, sposób zarządzania organizacją trzeba dopasować do tego, kim się jako organizacja jest i kim chce się być. Ta tendencja nie dotyczy oczywiście całego polskiego trzeciego sektora, ale dostrzegam oznaki dobrej profesjonalizacji.
Marek Rymsza – dr hab. socjologii, kierownik Zakładu Profilaktycznych Funkcji Polityki Społecznej w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Redaktor naczelny kwartalnika „Trzeci Sektor” poświęconego problematyce społeczeństwa obywatelskiego. Przewodniczący Sekcji Pracy Socjalnej Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Członek Redakcji kwartalnika „Więź” i Laboratorium Więzi. Koordynator Sekcji Polityki Społecznej i Rodziny w ramach Narodowej Rady Rozwoju. Specjalizuje się w zagadnieniach polityki społecznej i innych polityk publicznych, pracy socjalnej oraz w problematyce sektora non-profit i społeczeństwa obywatelskiego. 129
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Bez tytułu, A3, rysunek, cienkopis na papierze, 2014, dzięki uprzejmości artysty
130
Eksperymenty twórcze
Z autorem słuchowisk i rysownikiem Bartoszem Zaskórskim rozmawia Magda Roszkowska 131
Eksperymenty twórcze
Opowiadacza można uznać za odmianę konceptualisty. To taki konceptualista lubiący wcielać się w rolę wiejskiego głupka, który siedząc okrakiem na dachu chałupy, opowiada niestworzone historie o tym, co widział za lasem. Postać wiejskiego głupka jest mi bardzo bliska
i osobami? A więc twoje słuchowiska opowiadające o różnych dziwnych wsiach, gdzie autobusy tańczą, a ludzie pragną pustyni albo mieszkają w makietach dinozaurów – one wszystkie w jakiś paradoksalny sposób odnoszą się do twojej rodzinnej wsi Żytno!
Twoja praktyka twórcza często opiera się na zmyślaniu historii, miejsc, osób. Taki tytuł (Zmyślenia) miała też pierwsza indywidualna wystawa, którą przygotowałeś dla bytomskiej Kroniki. Jak myślisz, z czego wynika u ciebie ten przymus wymyślania alternatyw wobec tego, co jest? Jesteś zmęczony rzeczywistością?
Nie. Uważam, że termin „zmęczenie rzeczywistością” brzmi podejrzanie. Wszystkie historie, które wymyślam, traktują o rzeczywistości. Po prostu skupiam się na tym, co wydaje mi się w niej ciekawe, na przykład na autobusach. Sądzę, że rzeczywistość cechuje duża odporność na wszelkie próby rozeznania się w niej. To jej ciekawa własciwość, tyle że o innym charakterze niż na przykład przyjmowanie formy autobusu czy dinozaura. Skłania do tego, żeby pewne sytuacje czy zdarzenia dopowiadać albo zmyślać, wykorzystując fakt, że wielu rzeczy nie wiemy na pewno, a jedynie przyjmujemy na zasadzie wiary czy przypuszczenia. Czyli w twoim przypadku to zmyślanie jest nie tyle tworzeniem alternatywnych światów, ile raczej ilustrowaniem za pomocą tekstowej lub rysunkowej narracji stanów świadomości czy uczuć związanych z jakimiś rzeczywistymi miejscami
Pewnie jest tak, że patrzę na wszystko przez pryzmat mojej wsi. Na przykład wszystkie sklepy postrzegam jako rozszerzoną wersję sklepiku szkolnego z mojej podstawówki. Lubię moją wieś. Znaczna część jej terenu to podmokłe łąki, na których stoi bank, jest tam też zrujnowany dworek otoczony zarośniętym parkiem, jest drewniany mostek nad rzeczką, która przepływa obok dawnej rzeźni, są rozpadające się magazyny, jest dużo lasów. W lasach podobno mieszkają łosie, ale nigdy żadnego nie widziałem. Za to regularnie widuję sarny. Za moim podwórkiem pojawiają się czasem bażanty. Co rozumiesz przez pojęcie rozszerzonej wersji czegoś? Chodzi o to, że wszystko, co cię otacza, jest rozszerzeniem topografii świata z dzieciństwa?
Tak, ale mam na myśli nie tylko urodę samego miejsca, związaną z tym, że przestrzeń jest zagospodarowana tylko w niewielkim stopniu. Mój tata opowiadał mi sporo historii – o krasnoludkach, UFO i duchach kotów, które miał widywać w okolicach naszego domu. Nigdy nie przyznał, że te opowieści mogą być nieprawdziwe. Pokazywał mi sceny z horrorów, które przynosił z wypożyczalni kaset w naszej wsi. W ten sposób obejrzałem fragment filmu Dom III, z gadającą pizzą nawiedzającą główną bohaterkę. Bardzo się tego motywu przestraszyłem, zamknąłem się w pokoju, plecami blokując drzwi, by nic nie mogło mnie nawiedzić. Te opowieści i kadry 132
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Billboard, z serii I wtedy okazało się, że umarłem, 50 x 70 cm, rysunek, element pracy dyplomowej na Wydziale Malarstwa ASP w Katowicach, 2016, dzięki uprzejmości artysty
z filmów jakoś dobrze współgrały z atmosferą, jaką generowało położenie naszego domu, za którym znajdują się rozległe łąki, za nimi zaś jest ściana lasu. Kiedy zapada noc, panują tam całkowicie ciemności. To wszystko wywoływało we mnie poczucie, że wokół mogą dziać się dziwne, nieokreślone rzeczy. Moja wieś to dla mnie coś jak hub w grach komputerowych – miejsce, z którego wyrusza się do innych krain, ale też dokąd się wraca, żeby wymienić ekwipunek albo otrzymać kolejne zadania. To taki hub, z którego wypączkowuje cała reszta rzeczywistości, jak w grach z proceduralnie generowanym światem. Jesteś z rocznika ‘87 i właśnie przygotowujesz się do obrony dyplomu, czyli studia artystyczne zacząłeś stosunkowo późno. Jak znalazłeś się na katowickiej ASP?
To skomplikowana historia. Po liceum nie miałem pomysłu, co ze sobą zrobić, więc zacząłem rysować. Po wielu przygodach najpierw trafiłem na studia plastyczne do Częstochowy. Potem chciałem zdawać na ASP, ale zamiast tego na jakiś czas znalazłem się w szpitalu psychiatrycznym. Nieco później w końcu dotarłem na Wydział Malarstwa. W jednym z tekstów przeczytałam, że interesujesz się zagadnieniem rury. Wytłumacz, jak i po co tworzyć z rury zagadnienie?
Z rurą zaczęło się od tego, że chciałem podarować koleżance walentynkę. Kupiłem różę, ale pomyślałem, że to nie jest to, na czym mi zależało. Szczęśliwie po drodze do jej mieszkania znalazłem rurę od odkurzacza, w którą włożyłem różę – otrzymałem w ten sposób różę w rurze. Nie wiem natomiast, jaki to ma 133
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Zarodek zwierzęcy, A5, rysunek, 2015, dzięki uprzejmości artysty
134
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Psia kupka, A5, rysunek, cienkopis na papierze 2015, dzięki uprzejmości artysty
135
Eksperymenty twórcze
związek z Historią rury, czyli słuchowiskiem, które powstało później. W każdym razie rura ze względu na swe właściwości akustyczne nieźle się sprawdza jako przedmiot służący do odsłuchu słuchowiska. Łatwo dostosować jej kształt do budowy ludzkiej głowy, a tym samym ułatwić słuchanie historii. Rurą można też przebić sobie serce, jeśli jest się nieszczęśliwym. Myślę, że te dwie cechy wystarczą, żeby uczynić z rury zagadnienie. W Historii rury pojawia się postać artysty konceptualisty, który wybrał tę formę uprawiania sztuki przez miłość do przeintelektualizowanej dziewczyny, a nie dlatego, że chciał. Tuż przed samobójczą śmiercią uświadamia sobie, że jego życie opierało się na oszustwie. Ta tragikomiczna historia opowiadana przez znudzoną i prawdopodobnie spieszącą się gdzieś narratorkę (o zupełnie niesamowitym głosie) wraz z innymi pracami składającymi się na Historie miłosne pokazuje, że sztuka współczesna niekoniecznie musi opierać się na wysublimowanej intelektualnej abstrakcji, czasem może być po prostu narracyjna. Dlaczego jako artysta lepiej być opowiadaczem niż konceptualistą?
Niesamowity głos, o którym mówisz, należy do Moniki, mojej dziewczyny. Kiedy poprosiłem ją o przeczytanie Historii rury, nie byliśmy jeszcze razem i nic nie wskazywało na to, że ze sobą będziemy. W trakcie nagrań bardzo się kłóciliśmy – Historie miłosne sprawiły, że jesteśmy parą. A żeby odpowiedzieć na twoje pytanie: opowiadacza można uznać za odmianę konceptualisty. To taki konceptualista lubiący wcielać się w rolę wiejskiego głupka, który siedząc okrakiem na dachu chałupy, opowiada niestworzone historie o tym, co widział
za lasem. Postać wiejskiego głupka jest mi bardzo bliska. Nie wiem, czy jakikolwiek konceptualista ucieszyłby się z porównania do wiejskiego głupka… Ale tak serio, to interesuje mnie, co sprawia, że tak dobrze odnajdujesz się w narracyjności, którą sztuka współczesna, szczególnie ta konceptualna, jednak odrzuca?
Wiejski głupek to ktoś, kto jest nadmiernie zainteresowany tym, co go otacza. Ta skłonność czyni go postacią niepraktyczną, z tego zainteresowania niewiele bowiem wynika dla innych. Ale wiejski głupek może też próbować tym swoim niepraktycznym zaciekawieniem zarazić innych, dlatego ozdabia swoje historie różnymi niesamowitymi wątkami. Dzięki temu jego opowieści stają się bardziej nieprawdziwe niż prawdziwe. Może wierzyć w to, co mówi, albo myśleć, że koloryzowanie jest po prostu znacznie ciekawsze. Może siać zamęt. Jeśli czegoś nie rozumie, to nie szkodzi, bo jest zdolny produkować wiedzę na własny użytek – to znaczy wymyślać znaczenie tych rzeczy, które na ogół uważa się za pozbawione tajemnicy. Co do twojego pytania, to nie jestem pewien, czy współczesna sztuka odrzuca narracyjność. Dwie wystawy, które niedawno widziałem – trzecia część Villi Straylight oraz Sztuka w naszym wieku – są mocno narracyjne, chociaż każda z nich w zupełnie inny sposób. Twórczość Aleksandry Waliszewskiej czy Kuby Woynarowskiego nie tylko jest narracyjna, ale również wykorzystuje potencjał ilustracji. Natomiast na ASP z jakiegoś powodu panuje przekonanie, że sztuce nie wolno być narracyjną, bo narracja kojarzona jest z banałem i oczywistością. Ilustracja z kolei ma charakter wyłącznie użytkowy. Nie zgadzam się z tym,
136
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Rura, element projektu Historie miłosne, 2015, dzięki uprzejmości artysty
Rzeczywi Rzeczywi Rzeczywi Rzeczywi stośćce ce stość stość ce stość ce chuje duża chuje duża chuje duża chuje duża odpor odpor odpor odpor nośćna na ność ność na ność na wszelkie wszelkie wszelkie wszelkie próbyro ro próby próby ro próby ro zeznania zeznania zeznania zeznania sięw niej w niej się się w niej się w niej
że sztuka musi być „jakaś”, bo tak naprawdę wszystko może stać się jej narzędziem. Dla mnie narracyjność to odpowiednik chodzenia po jakimś miejscu i odkrywania go. Kilometr za moim domem znajduje się rozległy las, chodzę po nim od bardzo dawna, ale ciągle znajduję zakątki, w których jeszcze nigdy nie byłem. Czasem też w znanych mi miejscach coś się zmienia. Ostatnio znalazłem ogryzioną nogę sarny oraz śluzowce na powalonym pniu. Śluzowce to takie organizmy, które nie są ani roślinami, ani grzybami, ani zwierzętami. Potrafią się poruszać. Mają znikome znaczenie dla ekosystemu, ich zniknięcie nie wywołałoby żadnych konsekwencji. Powiedział mi o nich mój kolega Maciek, którego młodszy brat studiuje biologię.
137
Eksperymenty twórcze
Czym według ciebie jest archeologia równoległa? Pytam, bo ilustrowałeś praktyczny przewodnik zastosowań tej dziedziny.
Pojęcie „archeologii równoległej” wymyślił Kuba Kapral, który napisał teksty do książki Trumin i inne artefakty. Kuba ilustrował w niej moje rysunki tekstem. Wiele z tych obrazków powstało wcześniej, zanim pojawił się pomysł publikacji. Ode mnie wyszedł jedynie pomysł na książkę zainspirowaną albumem przedstawiającym artefakty z różnych nieistniejących już kultur Ameryki Południowej. Kuba wyprowadził z tego koncepcję archeo logii równoległej, która polega na stopniowym odkrywaniu zmyślonego świata – co pozwala lepiej rozeznać się w naszym świecie. Twoje zmyślenia też pełnią taką funkcję?
Nie, trochę inną. Moje opowiadanie historii służy na ogół temu, żeby zbudować wrażenie, że coś się wie, tam gdzie jednak się nie wie. Dzięki temu obraz świata, zawierając wiele dziur i niewiadomych różnego typu, staje się plastyczny. Można zacząć go ozdabiać na wzór średniowiecznych iluminatorów ksiąg. Na przykład przez dorysowanie na marginesie jakiegoś paszczaka.
komputer typu PC to jednostka sterująca i jako taka ma sens, ale skąd tam się wziął Bóg Ojciec, tego nie wiem. Teraz bym go tam nie umieścił. Chodziło mi o coś, co jest przez człowieka wbrew jego woli zinternalizowane i podgryza go od środka, powodując niezadowolenie z siebie. Dlatego mój Bóg Ojciec miał zęby. Nie jest to Bóg Ojciec katolicki ani żaden inny konkretny Bóg Ojciec… Twoim słuchowiskom często towarzyszą serie rysunków albo obiektów. Jak określiłbyś relacje między tymi dwoma porządkami recepcji? Czy są od siebie zależne?
Nie traktuję rysunków jako ilustracji do słuchowisk, tylko jako sposób na przedstawienie tej samej historii za pomocą innych środków. Temat pozostaje taki sam, zmienia się rozłożenie akcentów. W rysunkach zajmuję się wątkiem gier komputerowych rozumianych jako sztuczna kraina, którą można przepatrywać. Tekst jest linearny, ma początek i koniec, w przeciwieństwie do rysunku, który można oglądać jako całość lub z bliska, albo można wokół niego chodzić to tu, to tam. Podobnie jest ze spacerowaniem.
Stworzyłeś Anatomiczny atlas nieistniejących organów, znalazły się w nim ilustracje narządów takich jak Przemagacz własnej nędzy, Organ wstydu i poczucia winy, ale także Bóg Ojciec czy Tandetny komputer typu PC. Czy tym zbiorem rządzi jakaś logika?
Mam wrażenie, że w swojej praktyce twórczej albo w formach prezentacji jej efektów negocjujesz możliwe sposoby odbioru sztuki. Ostatnio zmieniłeś galerię w rodzaj sanatorium, wcześniej Historia rury oraz inne historie miłosne była czymś w rodzaju archiwum katastrofy. Chciałbyś, żeby wystawy sztuki można było doświadczać jak literatury?
Anatomiczny atlas to stary projekt i myślę, że nieszczególnie udany. Był pierwszą książką, którą wykonałem w pracowni książki w katowickiej ASP. Może kiedyś do niego wrócę i spróbuję zrobić to, czym miał być. Tandetny
Myślę, że słowo „negocjuję” jest ok. Dobrze, gdy sztuka, zamiast okopywać się na pozycjach elitarności, próbuje wyjść odbiorcy naprzeciw. Pewnie nie jest możliwe dogadanie się z każdym, ale mimo wszystko warto 138
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: ŻUR, rysunek, 2015, dzięki uprzejmości artysty
Rurą moż Rurą Rurąmoż moż Rurą moż na też na nateż też na też przebić so przebić przebićso so przebić bie ser bie ser bie ser sobie ce, jeśli ce, jeśli ce, jeśli serce, jeśli jest się nie jest się nie jest jestsię sięnie szczęśli szczęśli szczęśli nieszczęś wym wym wym liwym
139
Eksperymenty twรณrcze
140
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Wysypisko śmieci, z serii I wtedy okazało się, że umarłem, 50 x 70 cm, cienkopis na papierze, rysunek, element pracy dyplomowej na Wydziale Malarstwa ASP w Katowicach, 2015, dzięki uprzejmości artysty
141
Eksperymenty twórcze
próbować. Po prostu usiłuję używać takiego języka, w którym różni ludzie mogą odnaleźć coś dla siebie i dopowiedzieć rzeczy po swojemu. Z drugiej strony lubię myśleć, że te moje wystawy są jakąś formą wabienia do zasadzki – chciałbym, żeby ktoś tam wpadł zachęcony ich ogólnym wyglądem. Myślę, że gdy wykonasz już pierwszy krok, możesz zacząć czerpać przyjemność z tego, co nieprzyjemne. To trochę tak, jak z teledyskami na MTV czy Vivie 2, na których się wychowałem. Oglądałem je, mając 12 lat, i mimo że takie utwory jak Sabrina Einstürzende Neubauten czy I Wanna Be a Hippy Technohead sprawiały, że czułem się dziwnie, nie przestawałem tego oglądać. W swojej muzyce robię coś podobnego: łączę rzewne, słodkie melodie z różnego rodzaju zakłóceniami, szumem czy zniekształceniami. Początkowo te dwie strategie były rozdzielone: równolegle robiłem melodyjny 8bit oraz chaotyczny noise zbudowany ze sprzężeń oraz przypadkowych sampli. Teraz próbuję to połączyć. Melodia i nieskomplikowany rytm są haczykiem, który pozwała przebić się przez zniszczenia i chropowate tekstury w warstwie dźwiękowej. Ma to też inne znaczenie – łączenie melodii i różnych zniekształceń ułatwia mi budowanie narracji. W tym sensie rzeczywiście traktuję to, co robię, jako rodzaj literatury – to znaczy historii, które mogą siebie opowiadać.
opisuje w niej wierzenia ludów syberyjskich. Ludy te dzielą świat na trzy części: świat górny, środkowy i dolny. Środkowy to świat żywych, dwa pozostałe to światy zmarłych. Dolny świat, nazywany też piekłem albo dolną wsią, jest podobny do środkowego, ale znacznie bardziej zaśmiecony oraz groźny. Nie jest jednak miejscem wiecznej kary ani żadną uproszczoną wersją jakiegoś prawdziwego świata; jest tak samo prawdziwy jak świat środkowy, i jednocześnie jest miejscem, po którym trudno się poruszać ze względu na rządzące nim zasady. Ten świat przypominał mi moją sytuację. Najpierw uznałem to za zbieg okoliczności, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że umarłem. Zrobiłem to, prawdopodobnie dusząc się albo dławiąc taśmą magnetofonową, stąd pojawienie się taśmy i walkmanów na wystawie w CSW. Płytą czy pendrivem pewnie też można się udusić, ale w czasach, kiedy się dusiłem, nie było jeszcze takich rzeczy. Były tylko kasety.
Tytuł twojej ostatniej wystawy w warszawskim CSW – I wtedy okazało się, że umarłem – jasno daje do zrozumienia, w jakim stanie obecnie się znajdujesz. Kiedy i w jaki sposób zorientowałeś się, że nie żyjesz?
Po przeczytaniu książki Andrzeja Szyjewskiego Szamanizm. Autor 142
Niezgadzam zgadzam Nie Nie zgadzam Nie zgadzam się z tym, się z tym, się z tym, się z tym, że sztuka że sztuka że sztuka żemusi sztuka musi być„ja „ja być musi być „ja musi być kaś”, bo„ja tak kaś”, bo tak kaś”, bo tak kaś”, bo tak napraw napraw napraw naprawdę dęwszyst wszyst dę dę wszyst wszystko komoże może ko ko może może staćstać sięjej jej stać się stać się jej się jej narzędziem narzędziem narzędziem narzędziem
Eksperymenty twórcze
Bartosz Zaskórski: Bez tytułu, rysunek, 2014, dzięki uprzejmości artysty
Bartosz Zaskórski aka Mchy i porosty (ur. 1987) – student Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Swoje prace prezentował m.in. w ramach wystaw Mocne stąpanie po ziemi w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach oraz w BWA w Tarnowie (2015), Co ukryte. Aktualna sztuka na Śląsku w PGS w Sopocie (2015) i w CSW Kronika w Bytomiu na wystawie Historia rury oraz inne historie miłosne (2016). Rysuje, projektuje książki i nagrywa słuchowiska. Jest autorem oprawy płyt m.in. Jacka Sienkiewicza, Michała Wolskiego, Alamedy 5. Laureat grand prix Festiwalu Obrazu i Dźwięku Młode Wilki 15 w Szczecinie.
143
praktyki artystyczne
Piotr Urbaniec: Obiekty-wizm, dokumentacja działań performatywnych, 2014, dzięki uprzejmości artysty
144
praktyki artystyczne
Z laureatem tegorocznej edycji Artystycznej Podróży Hestii Piotrem Urbańcem rozmawia Marta Królak
145
praktyki artystyczne
Zrobiłem niedawno wystawę w warszawskim CSW, więc niby mogę się już czuć artystą systemowym. Pracowałem pod dużą presją: pierwsza wystawa indywidualna, poważna instytucja, duży budżet, a skończyło się na gwiżdżącym pomieszczeniu, do którego można wejść na inhalacje… Skąd się wzięła ta twoja zajawka na obiekty?
W tym, co robię, chodzi raczej o najbliższe otoczenie niż o same obiekty. Wiele osób mówi, że zajmuję się przedmiotami codziennego użytku, a ja wykorzystuję je głównie dlatego, że są pod ręką i łatwo je okiełznać, dzięki czemu nie muszę pracować z ludźmi. Ciężko jest rzeźbić w materiale, który stawia opór. Moja sztuka stanowi raczej interwencję, dialog z tym, co się dzieje dokoła mnie. Nie fetyszyzuję obiektów, po prostu wykorzystywanie ich wydaje mi się naturalne. W mojej praktyce rzeczy są tak samo ważne jak na przykład przestrzeń, do której także odnoszę się w akcjach performatywnych. Najważniejsza jest dla mnie wrażliwość i wrażeniowość. Ostatnio sztuka mocno się teoretyzuje, prace potrzebują coraz większego zaplecza intelektualnego, a ja staram się czegoś takiego unikać. Trzeba wziąć pod uwagę, że środki wyrazu artystycznego stopniowo się starzeją. Dla mnie taką już dość tradycyjną formą wypowiedzi stało się wideo.
W tekstach towarzyszących twoim pracom często pojawia się wątek pamięci. O jakiego typu pamiętanie tu chodzi?
Jestem trochę sentymentalny i często odnoszę się do swoich kaprysów czy do sytuacji z przeszłości. Na przykład w wideo, na którym rzucam się w krzaki – jako dziecko, kiedy chciałem poczuć się dobrze, właśnie to robiłem. Sztuka jest dla mnie rodzajem kaprysu, ciężko logicznie uzasadnić, dlaczego robię właśnie to, a nie coś innego. Po prostu sprawia mi to przyjemność. Staram się eksplorować pamięć w taki sposób, żeby moje prace były czytelne i zrozumiałe dla odbiorców. Zresztą nie chodzi tu tylko o moją pamięć, ale też o mechanizmy użytkowania otaczającej nas przestrzeni i przedmiotów. Pracuję na przedmiotach lub sytuacjach, które nasza pamięć automatycznie podporządkowuje określonym wzorcom działania. Wprowadzam do nich element surrealizmu, usiłując kwestionować te przyzwyczajenia pamięci, zwracać uwagę na sam przedmiot, zmuszać do jego kontemplacji. Powołujesz się też na słowa Bruno Latoura, który porównuje użytkowanie rzeczy do seksu w epoce wiktoriańskiej – wszyscy to robią, ale nikt o tym nie mówi. Z kolei norweski archeolog Bjørnar Olsen twierdzi, że archeologia nie powinna być niczym innym jak namysłem nad rzeczami. W jaki sposób sztuka może zwracać uwagę na przedmioty?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że moje prace są jak kosmici, którzy przyle cieli na Ziemię i nie wiedzą, jak używać podstawowych rzeczy. W mojej praktyce artystycznej rzeczywiście tworzę pewnego rodzaju paranaukę, eksperymentuję i to bywa całkiem zabawne – to działanie na zasadzie „miałeś chamie złoty róg”. Prace powstają jako 146
praktyki artystyczne
Piotr Urbaniec: Being Friendly Again, 2016, dokumentacja działań performatywnych, dzięki uprzejmości artysty
skutek fascynacji estetyczno-absurdalnych, mają szkicowy charakter, bo tworzę je szybko. Priorytetem nie jest idealny produkt – sztuczny i oderwany od rzeczywistości; chodzi raczej o czytelność i wzbudzanie ciekawości w pierwszym kontakcie. Jest taka dziwna praca Ivána Argote Altruism – artysta wchodzi do metra i zaczyna się namiętnie całować z rurką, za którą pasażerowie trzymają podczas jazdy. Nagle wszyscy zaczynają na niego patrzeć i są zbulwersowani. Podróż środkami komunikacji miejskiej to taka codzienna sytuacja – siedzę w wagonie, trzymam się tej rurki, ale po obejrzeniu tego filmu jest już ona dla mnie czymś zupełnie innym…
Tak, ale Argote wyolbrzymia i fetyszyzuje ten przedmiot, bo jego akcja jest bardzo erotyczna. Chodzi więc także o uruchomienie specyficznej wrażliwości czy chęci obserwowania tego, co dzieje się dookoła. W sztuce najfajniejsze jest to, że stanowi ona pretekst do myślenia czy innego postrzegania rzeczywistości.
Chodzi o to, żeby „uświadomić” pasażerom rurkę?
Ta praca była elementem teoretycznej części mojego dyplomu na ASP
Porozmawiajmy w takim razie o twoich eksperymentach. Mówisz o szkicowości swoich prac, ale na przykład w pracy 1 l 385 ml mamy do czynienia z konkretnym, obliczonym wynikiem eksperymentu – pokazujesz, ile wody w twoim czajniku gotuje się w czasie 4 minut i 33 sekund. Pokazujesz rezultat, a nie eksperyment.
147
praktyki artystyczne
148
praktyki artystyczne
Sztukajest jest Sztuka Sztuka jest Sztuka jest dlamnie mnie dla dla mnie dla mnie kaprysem kaprysem kaprysem kaprysem
Piotr Urbaniec: Ćwiczenia meteorologiczne, instalacja, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, 2016, dzięki uprzejmości artysty
149
praktyki artystyczne
w Krakowie. Miałem problem z opisaniem tego, czym chcę się zająć, więc zacząłem eksperymentować, próbowałem w jakiś inny sposób konstruować myśli. Chciałem puścić oko do Johna Cage’a, używając do tego codziennego gestu, który może być konceptualny, ale też estetyczny. Eksperyment jest niezależny od mediów i metody, zdziwiłem się więc, kiedy stwierdziłaś, że zajmuję się obiektami. Tak naprawdę cały czas robię jakieś akcje performatywne, biorę na warsztat gesty, sytuacje i historie, a nie obiekty. Te działania są raczej eksperymentami lub interwencjami w zastaną rzeczywistość. Z tego też bierze się szkicowość prac – moja metoda to szukanie. Kiedy dają mi white cube’a do zrobienia wystawy, to raczej szukam dziur w jego ścianach albo patrzę za okno. White cube nie jest dla ciebie interesującą przestrzenią?
Ciężko powiedzieć. Może być interesujący, ale wydaje mi się, że zwykle z automatu szukam w nim jakichś anomalii i defektów. Jestem jeszcze studentem, więc w tym nieustannym podważaniu wszystkiego na pewno jest pewna doza naiwnego buntu. Ale on się sprawdza. Zrobiłem niedawno wystawę w warszawskim CSW, więc niby mogę się już czuć artystą systemowym. Pracowałem pod dużą presją: pierwsza wystawa indywidualna, poważna instytucja, duży budżet, a skończyło się na gwiżdżącym pomieszczeniu, do którego można wejść na inhalacje… Chciałem uciec od udowadniania czegokolwiek, próby tworzenia wydumanego dzieła totalnego. Dawid Radziszewski powiedział mi, że rezultatem mojej ciężkiej pracy jest greps…
Wolisz, żeby ludzie odbierali twoje prace wrażeniowo niż dopatrywali się w nich ukrytych sensów?
Moim zadaniem nie jest serwowanie im czegokolwiek. Sztuka powinna być jak dobry dowcip, który jedni złapią, a inni nie, i nie należy go na siłę tłumaczyć. Na swojej stronie udostępniasz filmy, dzięki którym możemy zobaczyć, jak eksperymentujesz, na przykład z papierem toaletowym. Wszystkie wideo z nim w roli głównej mają tytuł „test”…
Papier toaletowy to materiał mocno wyeksploatowany w świecie sztuki współczesnej, ale wciąż jest dość wdzięczny. Używam go głównie do testów, nie myślę przy tym zbyt wiele. Po prostu wolę wszystko testować. Lubię bałagan – preferuję taki brudny tryb pracy, nie jestem w stanie pracować w sposób zorganizowany i przemyślany. Czasem zaczynam coś robić z nadzieją, że może wyjdzie coś innego. Zostawiam pole przypadkowi, mam do niego duży szacunek. Twojej wystawie w CSW towarzyszył mały skandal. Internauci posądzili cię o plagiat, a przecież w sztuce zapożyczenia zdarzają się bardzo często. Mają nawet swój osobny nurt, appropriation art, w 2015 roku w Zachęcie odbyła się wystawa temu poświęcona... Jaki jest twój stosunek do takich zapożyczeń?
Cała sytuacja była trochę dziwna, bo wydaje mi się, że poetyka mojej pracy jest zupełnie inna niż akcji profesora Szarka, choć używamy podobnych materiałów. Zdziwiło mnie, że nagle ktoś może poczuć się z tego powodu urażony. Nie uważam, że ktokolwiek powinien mieć wyłączność i patenty na dane motywy lub rodzaj sztuki. Przy okazji zrozumiałem, po co
150
praktyki artystyczne
Piotr Urbaniec: Obiekty-wizm, dokumentacja działań performatywnych, 2014, dzięki uprzejmości artysty
Ktoś mi kie Ktoś mi kie Ktoś mi Ktoś mikie kie dyś powiedział, dyś powiedział, powiedział, dyś powiedział, żedyś moje pra że moje pra że moje pra że moje pra ce są jak kosmi ce są jak kosmi są kosmi ce sąjak jakprzy kosmi ci,ce którzy ci, którzy przy ci, przy ci,którzy którzy przy lecieli na Ziemię lecieli na Ziemię lecieli na lecieli naZiemię Ziemię i nie wiedzą, jak i wiedzą, jak inie jak inie niewiedzą, wiedzą, jak używać podsta używać podsta używać podsta używaćrzeczy podsta wowych wowych rzeczy wowych wowychrzeczy rzeczy
151
praktyki artystyczne
152
praktyki artystyczne
Piotr Urbaniec: Obiekty-wizm, dokumentacja działań performatywnych, 2014, dzięki uprzejmości artysty
153
praktyki artystyczne
w ogóle jest kurator i instytucja, która stoi za pracą lub artystą… Przy okazji zarobiłeś też chyba rykoszetem sporo hejtu na sztukę współczesną, takiego hejtu spod znaku „ja też mógł bym być artystą, ja też mógłbym postawić czajniki w galerii”.
Cała ta afera jest o tyle absurdalna, że porównywano dwa zdjęcia z dokumentacji dwóch prac o charakterze akcji, dla których kluczem jest przecież doświadczenie. W Ćwiczeniach meteorologicznych w CSW chodziło przede wszystkim o zmysłowe odbieranie działającej instalacji, nie tylko o czajniki na zdjęciu. Mam poczucie, że każdy z nas mógł zrobić taką pracę, jaką zrobił. W świecie sztuki współczesnej naturalne jest to, że pewne motywy się powtarzają. Ja nie czuję się na siłach uświadamiać ludziom, że tak jest – wolę robić sztukę. Można z tego wyciągnąć wniosek, że rację miała grupa Azorro: wszystko już było. I ty, jako młody artysta, musisz się z tym liczyć.
Chodząc po galeriach czy muzeach, często widzę prace, które są bardzo podobne do moich, albo nawet takie same – zwłaszcza w przypadku obiektów. I uśmiecham się, bo to w jakiś sposób jest dla mnie nobilitujące. Póki co wydaje mi się, że byłbym zadowolony, gdyby ktoś mnie okradł czy splagiatował, bo to bezczelny wyznacznik sukcesu! Mam wrażenie, że im bardziej wchodzisz w obieg instytucjonalny, tym bardziej musisz liczyć się z tym, że ktoś poczuje się urażony tym, co robisz.
Dokładnie tak. Większość rzeczy, które robimy, przechodzi bez echa. Czasem ktoś cię poklepie po ramieniu, może ktoś napisze artykuł 154
praktyki artystyczne
Piotr Urbaniec: Being Friendly Again, 2016, dokumentacja działań performatywnych, dzięki uprzejmości artysty
155
praktyki artystyczne
w branżowym czasopiśmie. Staramy się zaistnieć jako artyści, ale i tak jesteśmy zamknięci w hermetycznym gronie. Człowiek w galerii czuje się bezpiecznie, bo ta jest nastawiona na ludzi o otwartych głowach. Sytuacja w CSW uświadomiła mi, że jak tylko wyjdziemy na zewnątrz, to może być niezłe halo.
Chciałem Chciałem Chciałem Chciałem puścićoko oko puścić puścić oko puścić oko doJohna Johna do do Johna do Johnauży Cage’a, uży Cage’a, Cage’a, uży Cage’a, wającuży do wając do wając do wając tegodo co tego co tego co tego co dziennego dziennego dziennego dziennego gestu gestu gestu gestu
Czyli to był eksperyment. Udany czy nieudany?
Rzadko jestem zadowolony z rzeczy, które robię. Myślę, że nie o to chodzi. Skupiam się przede wszystkim na procesie i myślę, że dopiero z czasem będę umiał docenić moją pracę. Po otwarciu wystawy w CSW wyjechałem z Polski, wróciłem po dwóch tygodniach i zadzwoniłem do mojej koordynatorki z pytaniem, czy wystawa jeszcze działa. Odpowiedziała, że oczywiście, dlaczego miałaby nie działać? Poszedłem tam, wszedłem do Project Roomu i poczułem się strasznie dumny, że na dwa tygodnie zostawiłem taki żyjący byt, że w sali jest ciepło i wilgotno, z daleka słychać gwizdanie czajników. Panie, które pilnowały wystawy, odgrywały w instalacji kluczową rolę, bo musiały dolewać wody. Bardzo mocno zaangażowały się w ten projekt. Kiedy przyszedłem, podeszła do mnie pani Janina, powiedziała, że jest super, wszystko działa i szkoda, że tak krótko to będzie trwało. Pokazała mi baniak, który kupiły, żeby łatwiej im było dolewać wodę. Przez chwilę chodziliśmy razem po sali, pani Janina pokazywała mi, w których czajnikach ile trzeba dolać, z których paruje więcej wody, a z których mniej. Dopiero wtedy poczułem, że to działa. Że ludzie się angażują, że moja praca jakoś na nich wpływa. I z tego jestem zadowolony.
Dzisiaj artyści rzadko pokazują rzemiosło. Kiedyś wiadomo było, kto umie malować, a kto nie. Teraz trochę idealizujemy fakt, że tworzymy bez umiejętności obrabiania kamienia czy panowania nad płótnem. My pracujemy z rzeczywistością, z codziennymi rzeczami. Idealizujemy koncept artystyczny i to jest ważny argument w dyskusji na temat „też mógłbym tak zrobić”. Dziś sztuka przestała być magiczna, mityczna, robić efekt wow. 156
praktyki artystyczne
Piotr Urbaniec: Being Friendly Again, 2016, dokumentacja działań performatywnych, dzięki uprzejmości artysty
Piotr Urbaniec (ur. 1992) – ukończył studia licencjackie na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Obecnie studiuje na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Jego prace były wystawiane w Polsce i za granicą, m.in. w: CSW Zamku Ujazdowskim, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Galerii Dawid Radziszewski, Roman Susan Chicago. Laureat głównej nagrody Młode Wilki 2014, wyróżniony na festiwalu In Out 2015, nominowany do nagrody Artystycznej Podróży Hestii 2015. 157
Recenzje lektur nowych i starych
Olga Wróbel
STACHANOWCY STATYSTYKI Program „500 złotych na dziecko” już działa, a co z „500 złotych na czytelnika”? Nie ma rady – tłumaczę piszczącemu, niezbyt zdrowemu rozsądkowi – nowości trzeba śledzić, inaczej czeka nas towarzyska śmierć, niemądry głosie na puszczy. Ba, gdyby tylko nowości! Czy zrozumiem Krivoklata Jacka Dehnela, skoro nie czytałam żadnej książki Bernharda, Thomasa (potraktujcie to jako coming out)? Znam za to doskonale Dickensa, siostry Brontë i George Eliot, gdyż przez lata wyznawałam prymat dziewiętnastowiecznej literatury angielskiej nad każdym innym przejawem pisarstwa. Co z tego mam? Całą półkę zakurzonych tomików Penguin Classic, poproszę o następne pytanie. Uzupełnianie wiedzy ma katastrofalne, trudne do opanowania skutki. Niewinny wykład Zwierzęta w getcie warszawskim, wzbogacony o perspektywę animal studies. Słucham oczarowana, każdą wspomnianą przez moderatora książkę odnotowuję na gwałtownie rosnącej liście „do przeczytania”. W domu zagłębiam się w internetowych księgarniach niczym Mark Renton w muszli klozetowej. Zwierzęcy punkt widzenia Érica Barataya – do koszyka. Zwierzęta i ich ludzie, materiały z konferencji, tylko 30 zł, do koszyka. Umierać też trzeba umieć, wspomnienia Mietka Pachtera z getta, jedyne 800 stron. Trochę nie w temacie, ale hej, do koszyka, nakład pewnie jest mały, jeżeli nie kupię teraz (TERAZ!), to potem się wyczerpie, już kiedyś przeżyłam taką tragedię (chyba). Stwierdzam też, że najciekawszy esej w zbiorze Zwierzęta i ich ludzie dotyczy Pod skórą Fabera, zamawiam Fabera. Amos Oz, Nagle w głębi lasu. W sekundzie opamiętania decyduję, że tę pozycję wypożyczę z biblioteki. Jestem z siebie dumna, zakupy kończę przecież na nucie powściągliwości. Dobra robota! Książki docierają po kilku dniach, kiedy zdążyłam już opłakać ubytki na koncie. Odpakowuję je z miłością, obiecuję
158
Recenzje lektur nowych i starych
sobie, że wkrótce przeczytam i stawiam na półce obok kolekcji z wydawnictwa Słowo/obraz terytoria. Ma ono nieszczęsny (dla mnie) zwyczaj urządzania sezonowych wyprzedaży, a ponieważ jestem w stanie w ciągu kilku minut wmówić sobie zainteresowanie każdym ich tytułem, moje zbiory są imponujące. Niestety, te książki są trudne. Wymagają skupienia, z bloga: a nierzadko i słownika. Jak znaKlementyna leźć czas na uważną lekturę, skoSołonowicz-Olbrychska ro tyle nowości mruga do mnie Zielona dziewczyna Zafascynowało mnie wyrafiglarnie ze stron wydawnictw, finowanie młodzieży: Joana każda z nich jest najważniejna narzeka na koleżankę, która ściągnęła fryzurę z Portretu szą powieścią roku? dziewczyny Picassa, pod ław„Tak oto dążymy naprzód, ką czyta Disneyland Dygata, a inna koleżanka drwi: „Interkierując łodzie pod prąd, który punkcja na wzór Bram raju!”. nieustannie znosi nas w przeDziewczyny w roku 1972 są sceptycznie nastawione do szłość”. Poznajecie, prawda? romantycznej miłości: „Nie Wielki Gatsby, Francis Scott wiem, jak kto, ale ja skręcam się ze złości, gdy słyszę pioFitzgerald w przekładzie Ariadsenki, w których kobieta tęskni ny Demkowskiej-Bohdziewicz i czeka, albo dla odmiany pada na kolana wołając «zostań». (mam nadzieję, że już od dawCzy nie mogłaby, jeśli łaska, na potraficie w 5000 znaków wziąć się do roboty, gdy ma za dużo czasu albo za dużo wykazać wyższość klasyczneenergii?”. OW go tłumaczenia nad tym Jacka Dehnela – lub na odwrót). Im więcej czytam, tym więcej nietkniętych książek zalega na moich półkach, murszejąc z wyrzutem. Ale nie poddaję się i dzielnie walczę za wszystkich Polaków, którzy żyją twardą prozą życia i nie potrzebują żadnej innej.
159
Recenzje lektur nowych i starych
Jakub Zgierski
WPŁYW ANONIMOWEJ KOBIETY Przeglądam twarze osób uznanych przez „Time” za najbardziej wpływowe w 2016 roku: ponad Gaelem Garcíą Bernalem i po skosie od Idrisa Elby znajduję okładkę książki. Trąci nieco zglobalizowanym kiczem (morze, skały, melancholia i dzieci motyle), ale satysfakcja z oglądania bezczelnej powieści rozbijającej uporządkowany rytm prezentacji celebryckich fizjonomii – jest. Autorką książki jest niejaka Elena Ferrante. Podobnie jak redakcja „Time” nie wiem, kto to taki. Ale staje się dla mnie coraz bardziej jasne, że właśnie nieobecność jest najlepszym sposobem bycia-w-świecie dla pisarza, który nie chce zamienić się w politycznego intelektualistę, a zarazem najlepszą strategią dla literatury, której tak zwane pole – a raczej ciało – jest rozszarpywane przez politykę, biznes, media i inne nadaktywne kontrpola dysponujące wysokimi nadwyżkami życiowej energii. Historia zaginionej dziewczynki to czwarta część neapolitańskiej powieści Ferrante (nie „czwarta powieść w cyklu”, jak piszą niektórzy). To ostatni odcinek jednej całości – napisanego bez ponowoczesnych kompleksów, potężnego w tonie i konstrukcji Bildungsroman, przy którym pisanina Knausgarda brzmi jak stękanie nastoletniego narcyza. Ferrante jest bezpośrednią spadkobierczynią najlepszych tradycji włoskiej powieści spod znaku Moravii i Lampedusy – prozy zmysłowej, gęstej emocjonalnie, ale też pełnej oddechu. Jest także pilną uczennicą Defoe, Fieldinga, Flauberta, Tołstoja, Dostojewskiego i Hugo, których przywołuje w jedynym wywiadzie, jakiego udzieliła „Paris Review”. Mówi w nim tak: „Byłam absolutnie przekonana, że dobra książka musi mieć męskiego protagonistę. Gdy miałam 15 lat, pisałam wprawdzie opowieści o dzielnych dziewczynach, które wpadły w poważne kłopoty, ale ciągle towarzyszyła mi myśl, że najwybitniejszymi narratorami są mężczyźni i że opowiadania muszę nauczyć się właśnie od nich”. Pisarstwo Ferrante ukształtowała więc u podstaw literacka szkoła podstawowa prowadzona niemal wyłącznie przez męż160
Recenzje lektur nowych i starych
czyzn. Ale – kontynuując to porównanie – jej dojrzała, uniwersytecka edukacja literacka odbyła się już na nieco bardziej postępowej uczelni: „Nie byłabym sobą bez doświadczenia kobiecej walki i kobiecej literatury — one uczyniły mnie dojrzałą. Moje doświadczenie jako powieściopisarki osiągnęło kulminację w momencie, gdy po dwudziestu latach spróbowałam odnieść się do swojej płci i tego, co jest w niej odmienne”. Znaczące jest, że jedyne, co wiemy o tożsamości Ferrante, to fakt, że jest kobietą. Pseudonim, jakim się posługuje, nieprzypadkowo nawiązuje do Elsy Morante, jej ulubionej pisarki, a prywatnie – żony Alberta Moravii. A więc ucieczka od świata, doskonałe przyswojenie tradycji powieściowej i wyemancypowana kobiecość – tak w skrócie przedstawia mi się sprawa naszej tajemniczej przyjaciółki. I choć nie wiem kim jest (może tajnym prezydentem światowej literatury), to ufam jej bardziej niż jakiemukolwiek innemu żyjącemu twórcy. Elena Ferrante, Historia zaginionej dziewczynki, Wydawnictwo Sonia Draga, 2016
Polecamy w Sklepie Wielobranżowym Fundacji Bęc Zmiana:
Tym razem nie z księgarni, a z własnej podłogi. Otóż napisałam książkę dla dzieci, w dodatku narysowałam do niej dziesiątki obrazków. W regularnej dystrybucji Do kroćset trudno będzie spotkać, ale macie komputery z wyszukiwarkami, prawda? Nakład jest mały, a treść śmieszna – kupicie, będzie mi miło. OW
Czy muszę pisać coś więcej niż: Duchologia polska Olgi Drendy już jest? 49 złotych to może trochę słono, ale projekt piękny, papier wyborny, prestiż potężny i konieczność towarzyska bardzo wysoka. Ponadto: będzie to prawdopodobnie pierwsza książka w tej rubryce, którą ostatecznie przeczytam.
Kurzojady, czyli Olga Wróbel i Jakub Zgierski, w każdym numerze NN6T recenzują lektury nowe i stare, zamieszczają fragmenty swojego bloga, a także raportują, co przykuło ich uwagę w Sklepie Wielobranżowym Fundacji Bęc Zmiana. Więcej: kurzojady.blogspot.com.
161
Muzeum Dizajnu
Georges Candilis i Anja Blomstedt: L’Hexacube, eksperymentalny dom na plaży w Roussillon, 1972
162
Muzeum Dizajnu
Magdalena Frankowska
PROJEKTOWANIE WAKACJI Wakacje to dla projektantów, artystów i architektów znakomity czas do pracy i eksperymentów na plaży i w wodzie. Efektem ich działań mogą być rozmaite obiekty: od ażurowych konstrukcji przyjmujących formę dekoracyjnych parawanów na francuskim wybrzeżu lub tymczasowych pawilonów w Kalifornii, po osłony ognisk i schronienia przed mrozem na zimowej kanadyjskiej plaży. W późnych latach 60. Lawrence i Anna Halprinowie zorganizowali interdyscyplinarne warsztaty poświęcone tej tematyce, podczas których artyści, architekci, projektanci krajobrazu oraz tancerze eksperymentowali z nowym podejściem do otaczającego ich środowiska kalifornijskiego wybrzeża. Z brzegu blisko jest już do wody, którą można przemierzać na przykład w transparentnych tunelach i innych lekkich formach unoszących się na jej powierzchni. Jeffrey Shaw, jeden z założycieli grupy Eventstructure Research (1969–1979), skonstruował trzymetrowe balony w kształcie czworościanów, w których wnętrzu można było się schować i unosić na wodzie. w 1970 roku podczas streetartowego festiwalu w Hanowerze ten sam artysta umieścił na jeziorze Masch przezroczystą tubę długości 250 met rów, którą można było przejść po wodzie na drugi brzeg. Zimowa plaża stała się w 2015 roku tematem artystycznego konkursu dla studentów. Pod hasłem „zamrażanie i rozmrażanie” nad jeziorem Ontario zrealizowane zostały projekty takie jak m.in. transparentna sauna, kulisty pawilon-schronienie z drewna, konstrukcja z lin żeglarskich i parowe canoe. Wszystkie realizacje ustawiono na brzegu, aby zachęcać odwiedzających do zabawy i spędzania czasu na plaży nawet w czasie zimy.
163
Muzeum Dizajnu
Jeffrey Shaw, współpraca Theo Botschuijver: Waterwalk Tube, Hanower 1970, Groningen 1972
164
Muzeum Dizajnu
Caitlind Brown, Wayne Garrett i Lane Shordee: In The Belly of a Bear, 2015
165
Muzeum Dizajnu
George Candilis: panele przeciwwiatrowe na plaży w Port-Leucate, 1973
Jeffrey Shaw, współpraca Theo Botschuijver: Waterwalk, Amsterdam 1969
166
Muzeum Dizajnu
Mudo (Elodie Doukhan i Nicolas Mussche): Floating Ropes, 2015
FFLO (James Fox i Claire Fernley): Sauna, 2015
Magdalena Frankowska – projektantka, działa na pograniczu projektowania i sztuki. Współzałożycielka Fontarte – studia graficznego i niezależnego mikrowydawnictwa. Współautorka (wraz Arturem Frankowskim) książki Henryk Berlewi (2009) o pionierze polskiej typografii i funkcjonalnego projektowania graficznego. Kuratorka wystaw najnowszej polskiej grafiki użytkowej Eye on Poland w Szanghaju (2010), Enfant terrible. La nouvelle affiche polonaise w Brukseli (2013) oraz CARTEL PL w La Paz i Santa Cruz (2013/2014). Gromadzi i przechowuje (analogowo i wirtualnie) wybrane realizacje graficzno-wydawnicze z ostatnich kilkudziesięciu lat, tworząc osobisty zalążek muzeum dizajnu (fontarte.com).
167
będzie tylko gorzej
DEKLARACJA SZTUKI I KULTURY ULUDOWIONEJ Sekretarz Alek Hudzik
Aby w pełni scalić naszą tożsamość, uczynić ją jednolicie jedną, wyeliminować skazy, zatrzeć chropowatości i naprawić błędy, potrzeba wielu starań. Do walki o nowe społeczeństwo czas najwyższy zaprząc kulturę! Jej rola wydaje się kluczowa – tymczasem trzymana dotąd w sidłach ludzi grających w obcej drużynie służyła niestety wyłącznie ośmieszeniu cennych wartości. Oto kilka postulatów, by w sztuce i kulturze, a z czasem i w całym społeczeństwie, było już tylko gorzej
C
ała sztuka w ręce ZPAP!
Pierwszy, najważniejszy i podstawowy plan rozwoju instytucjonalnego na następnych kilkanaście lat winien być wdrożony niezwłocznie. Związek Polskich Artystów Plastyków jest silny i prężny. Wciąż tkwi w nim siła ponad 7 tysięcy artystów, w których ręce dziś należy oddać instytucje kultury! Związkowcy lojalnie poradzili sobie z przeciwnikami obowiązującego systemu, gdy w kwietniu 1949 roku na zjeździe w Katowicach dumnie głosili: „Musimy budzić odrazę do sztuki, która nosi ładunek formalistycznej bezideowości i cynizmu, do dekadenckiej sztuki”. Poradzą sobie i teraz. Korekta nowych wartości zostanie spisana poniżej, a nikt tak jak Związek nie będzie niósł jej dumnie jako swoich postanowień. W zamian za lojalność wykwalifikowana kadra na długie lata zapewni stały dopływ nowych, wyrafinowanych prac na kolejne rocznicowe i okolicznościowe wystawy w każdej z niezamkniętych instytucji. 168
D
będzie tylko gorzej
ziedzictwo w ręce ludu!
Tyle lat trwa już poniewierka bursztynowej komnaty po świecie, tyle lat po wojnie, a zagrabione dzieła sztuki polskiej wciąż pałętają się na obczyźnie. Okazuje się, że wykształceni na uniwersytetach historycy sztuki, konserwatorzy i inni naukowcy nie są w stanie zaradzić tej sytuacji. Koniec! Obywatele, tablety i smartfony w dłoń! Niech każdy w mig instaluje na nich aplikacje śledzące zagrabione mienie. Wystarczy tylko zdjęcie – to tak niewiele, a może uda nam się wspólnie wytropić artystyczny skandal na międzynarodową skalę. Sherlockowie wszystkich krajów, łączcie się. Z tą deklaracją wiąże się też porada, by za cele wakacyjnych wypraw obierać raczej Londyn niż Lloret de Mar, a do tego odwiedzać muzea. W każdej ze zwiedzanych instytucji warto jeszcze raz popatrzeć nawet na najbardziej znane dzieła i skanować, skanować, skanować! W Luwrze, British Museum, a nawet nad Balatonem czy w Atenach – kto wie, może i tam znajdują się nasze, zrabowane wcześniej, niżby mogło się wydawać, dzieła sztuki, polskiej sztuki.
K N
oniec z bezduszną sztuką rozumu!
Polska sztuka za długo już cierpiała na zgubną, zbędną i w efekcie niepotrzebną intelektualizację. Bo prawdziwa sztuka to emocje, uczucie, swojskość i rozkosz. Zatem Mazurki zamiast Mazura, Krakowiaki zamiast Krakowiak, Modelarstwo zamiast bezmyślnej mody! Taniec nasz ludowy niech zagości tam, gdzie dotąd panoszyły się konteksty, treści i komunikaty.
owa kultura ludowa w nowej Telewizji Narodowej – TVN!
W narodowej telewizji powinno się promować sztukę narodową! I nie może to mieć żadnego związku z brakiem dotacji na sztukę współczesną. Sztuka w tym zakresie musi bronić się sama, bo, jak śpiewał bard, „tylko artysta głodny jest wiarygodny”. Niech dotację płyną do Muzeum Kartofla i Galerii Przegrzebka, 169
będzie tylko gorzej
a rodaków przed telewizorami niech cieszy kultura i sztuka młoda, dumna, momentami kontrowersyjna, ale zawsze słuszna, bo Polak po obiedzie lubi zażyć sobie trochę kultury. A zatem do telewizorów! A cenzura? Cenzura jest już niepotrzebna, no i źle się kojarzy.
E K P
litarystom mówimy WON!
Koniec z elitaryzowaniem sztuki, nawet pod płaszczem dobrych intencji. Koniec niezrozumiałości, śmiania się nam w twarz znad książek, katalogów i tłumaczeń tekstów, które tylko zaciemniają prawdę o sztuce. Prawdziwa sztuka łączy i nie buduje żadnych podziałów. Były czasy Nowej Sztuki Narodowej, a teraz przyjdzie za nie zapłacić. Nie pomoże nawet samokrytyka ani przyznanie się, że „byliśmy klasowo podzieleni”. Późne żale. Won!
oniec międzynarodowej błazenady.
Polska sztuka jest dobra, bo jest polska, i to w Polsce winna być promowana, dystrybuowana i prezentowana! Koniec z bezsensownymi wyjazdami na koszt podatników, dość zagranicznej promocji z naszych podatków! Ile milionów wydano już na idiotyczne wyjazdy za granicę? I czym one się przysłużyły? Niczym! Czy Bydgoszcz jest gorsza od Bazylei? Czy Wadowice mają czuć się mniej ważne od Wenecji? Nie!
owrót do warsztatu.
Tu znów fundamentem rozważań musi być pytanie. Czy zagrabiony z rozbiórki kawałek plastikowego M może być sztuką? Czy pierdzenie w miejscu publicznym może być sztuką? Absolutnie nie. Artysta, by być wielkim, musi osiągnąć warsztatową wielkość. Rzeźbiarz musi przewyższyć kunsztem snycerza, a malarz – lakiernika samochodowego. Praca, fach w ręku, zawodowa umiejętność pozwalająca dłoni giętkiej wyrazić wszystko, co pomyśli głowa. Praca – to na niej powinna się koncentrować uwaga, zwłaszcza młodych artystów. 170
P K
będzie tylko gorzej
recz z propagandą wstydu.
„Nowy ekspresjonizm pojawił się w 1982 roku, w Niemczech, w Szwajcarii, w Nowym Yorku i oskarżano mnie i innych, że my ściągamy z Zachodu. To jest wielkie kłamstwo. Krytycy w Polsce po prostu myślą, że w Polsce nic nie może narodzić się samoistnie z ludzi, którzy tu są. Jest tu bardzo wielu bardzo zdolnych ludzi i oni tworzą – między innymi ja, nie chwaląc się, bo taki jest fakt”. Tak przemawiał Zbigniew Maciej Dowgiałło i niech słowa te zostaną wyryte złotymi zgłoskami w kanonie niezłomności. Najlepsza sztuka musi wyrastać z pozytywnego, narodowego samozadowolenia. anon! Sienkiewicz był wielki, Moniuszko był wielki, Malczewski był wielki! A jak wielki? Pytanie to jest ściśle powiązane z wielkością ich dzieł. Sienkiewicz pisał długie powieści, Moniuszko komponował długie formy, a Malczewski malował duże formaty. Nie dajmy się zwieść nowomodnej propagandzie, nie pozwólmy przeinaczać klasyków kultury, interpretować, odwracać i ideologicznie okłamywać – są bowiem tacy, co wskazują, że w jakiejś nieznaczącej powieści Sienkiewicz wykazał drobne uchybienia ideologiczne, wątki godzące w dobre imię instytucji kościelnych czy narodowych. Przymknijmy na to oczy, by nie szargać imienia wielkich. Kanoniczne wartości są dobre i łatwo się je zapamiętuje. I niech artyści jako uświęcony cel swojej działalności przyjmą nie tylko służbę ludowi, ale i perspektywę znalezienia się w panteonie kanonicznych nazwisk. To z kanonu wyrastają najprostsze wartości: prawda, dobro, piękno i jeszcze raz prawda. Manifest ten napisany został w formie krótkich wskazówek, bo sztuka znów powinna zacząć działać bez zbędnych słów i podpisów.
171
nikt nie nadchodził, ja czułam, że koty są skrępowane. szary z trzema ogonami smutno walił łebkiem w ścianę. kochamy zwierzęta, więc kazaliśmy mu przestać, i jeść największy smakołyk świata, tak duży, że miał oczy, usta, nos i własne koty, i kazaliśmy mu żeby był szczęśliwy
przygarnęliśmy kota z trzema ogonami, potem trzy koty, a potem rozebraliśmy się do naga i zastanawiałam się co na to koty i gdzie ta trzecia osoba, skoro liczba trzy trzyma się nas tak mocno?
Usuń poezję
Poezja nie jest już zakuta w tekstowe interfejsy. Dzięki osiągnięciom myśli ludzkiej materiał poetycki może dziś zostać przedstawiony w postaci obrazu, gałęzi, sampla albo ciosu. Chodzi o przybliżenie się do sedna, mniejsza o nośnik. W każdym numerze NN6T Hub Wydawniczy Rozdzielczość Chleba częstuje nas świeżym chlebem eksperymentu i wskazuje metody (re)produkcji poezji poza poezją.
adopcja Kamila Janiak
172
Usuń poezję
że w raju adam i ewa musieli mieć ciuchy. ewa mogła być nawet szafiarką. w akcie rozbuchanego natchnienia zrobić sobie botki z węża. zjedzenie jabłka, tych witamin i boskich dobroci, grzechem, patrzmy mi to kot, być nie mogło. nikt trzeci nie nadszedł, mózg skończył zasysać stwardniałe używki przez dziurkę od ucha. zamknęliśmy okno, poszliśmy spać, amen.
jako nakazuje nam życie nasze dane nam uroczyście pod numerem pesel. trzy koty adoptowane jako drugie, jako jedna sytuacja, czuły się tym faktem zażenowane, tym i naszą golizną. to potwierdza jedynie teorię,
Kamila Janiak – w 2007 wydała książkę poetycką Frajerom śmierć i inne historie, a w 2009 Kto zabił Bambi? W 2016 planuje wydać trzecią książkę Zwęglona Jantar. Publikowała swe wiersze w „Odrze”, „Akcencie”, „Fa-arcie”, „artPapierze”, „Opcjach”, „Ricie Baum”, „Wakacie”, „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku”, „Ściana Wschodnia zine” i innych, których tytułów nie pamięta. Jej teksty pojawiły się w antologii Solistki, Warkoczami i paru innych zbiorowych wydawnictwach, których również nie pamięta. Jako Daisy K. pisze teksty i śpiewa w grunge’owym zespole We Hate Roses, hc-punkowym Posing Dirt, w elektro-industrialnym Das Moon, w heavy-folkowym Delira & Kompany, a także z Kamilem Strzyżewskim w lirycznym projekcie Tak Zwani Mordercy.
173
Usuń poezję
Monika Glosowitz interpretuje:
O tym, jak człowiek goni swoje trzy ogony „Sytuacja liryczna nie jest normalna, to oczywiste” – takim oznajmieniem można by podpisać większość tekstów klasyfikowanych jako poezja współczesna. Sytuacja liryczna adopcji Kamili Janiak jest już zupełnie nienormalna, za to jak najbardziej moralna, jeśli tylko spojrzeć na nią z pozycji krytycznej wobec ustalonych norm. Nietrudno wychwycić, że normy te – przykazania współczesnego dobrego konsumenta (a konsumuje się tu sporo: boskie dobroci, witaminy, jabłka i używki) – sprowadzić można do trzech zaklęć: rodzina, posiadanie i szczęście. „Zwierzę patrzy na nas, a my jesteśmy przed nim nadzy. Myślenie być może zaczyna się tutaj” — pisał Jacques Derrida w The Animal That Therefore I Am. Poetka buduje własną narrację na podobnym rozpoznaniu. Koty wcielają się tu w ludzkie role, „skrępowane” i „zaże-
nowane” człowieczą golizną. W ironicznym remiksie filozoficznej refleksji z Księgą Genesis, gdzie obie formy zamknięte są w formie ni to modlitwy, ni to kazania, podmiot liryczny pokazuje różne oblicza przymusu i przemocy, którym sami się poddajemy i które stosujemy wobec innych. Przypomina nam, jak sami się stworzyliśmy, i jakich mitów używamy teraz, żeby odczarować rajskie piekiełko. Na zwierzęta projektowane są bowiem te same imperatywy, które mają być realizowane przez ludzi, w dodatku formułowane na modłę kościelnego nakazu: „kazaliśmy mu żeby był szczęśliwy / jako nakazuje nam życie nasze”. Okazuje się, że uwspółcześniona wersja rajskiego życia (Ewa jako blogerka w botkach ze skóry węża), gdzie mityczna władza szereguje stworzenia według ściśle ustalonej hierarchii, mogłaby być narkotyczną wizją („mózg skończył zasysać / stwardniałe używki”), choć i to nie jest
174
do końca pewne, skoro w dzisiejszych czasach również słodycze określa się mianem używek. Sytuacja liryczna jest jednak zdecydowanie ironiczną wersją antropogenezy, w której granica pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem nie jest już tak wyraźna. Tu i jedno, i drugie stworzenie funkcjonować powinno według tego samego prawa — prawa szczęśliwości, zapisanego człowiekowi „uroczyście pod numerem pesel”, z troską przekazywanego dalej i egzekwowanego wobec innych. W spojrzeniu zwierzęcia podmiot wiersza rozpoznaje nie „otchłanną granicę” swojego człowieczeństwa, ale własne ograniczenie. Tak jak w biblijnym micie o stworzeniu świata i dziejach cywilizacji przysposobił on zwierzęta do niewolniczych ról, tak też sam padł ofiarą własnej kolonizacji. (I na dodatek nikt trzeci nie nadchodzi, żeby za jednym zamachem wszystkich zbawić). Teraz sam goni własny ogon, a nawet wszystkie trzy.
T ilia W tym numerze rządził font*
W tym numerze rządził font*
aąbcćdeęfghiijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż fb ch ck ct ff ffb ffh ffi Th Tk Tk ffl sh fl sp st sk✿⬎⬑↑↕���ẞ aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż 1234567890!,-./:;?–— aąbcćdeęfghiijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż fb ch ct ff ffb ffh ffi Th Tk Tk ffl s fl sp st k✿⬑↕���ẞ aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż 1234567890!,-./:;?–— aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż 1234567890!,-./:;?–— aąbcćdeęfghiklłmnńoóprsśtuwvxyzźż fb c ct ff ffb ffh ffi Th Tk Tk ffl fl sp st ✿⬎⬑↑↕���ẞ aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż 1234567890!,-./:;?–— aąbcćdeęfghiklłmnńoóprsśtuwvxy aąbcćdeęfghijlłmnńoópsśtuwvxyzźż aąbcćdeęfghiijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż fb ff ffb ffh ffi Th Tk Tk ffl fl ✿⬎⬑↑↕���ẞ aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż 1234567890!,-./:;?–— aąbcćdeęfghiijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż fb ff ffb ffh ffi Th Tk Tk ffl fl ✿⬎⬑↑↕���ẞ aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż aąbcćdeęfghiijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż fb ff ffb ffh ffi Th Tk Tk ffl fl ✿⬎⬑↑↕���ẞ aąbcćdeęfghijklłmnńoóprsśtuwvxyzźż
Tilia Krój Tilia powstał podczas warsztatów Typeclinic w Słowenii. Z kroju kaligraficznego i mało funkcjonalnego wyewoluował w kierunku kroju przeznaczonego do składu książek i magazynów. Posiada drugi italic służący wyróżnianiu pierwszego – podstawowego lub tytułów. Przemyślane detale pozwalają na druk na papierze gorszej jakości. Damian Langosz (ur. 1986) – absolwent Wydziału Grafiki ASP we Wrocławiu. Zajmuje się projektowaniem krojów pisma. W kręgu jego zainteresowań są również ilustracja i kaligrafia. Obecnie współpracuje z Marianem Misiakiem; behance.net/langosz. * W każdym numerze przedstawiamy inny krój pisma zaprojektowany przez polskiego projektanta. Zbierz wszystkie numery NN6T i stwórz mikroleksykon polskiej typografii XXI wieku.