KUJAWSKO-POMORSK I
GRUDZIEŃ 2014
Branża dla wytrwałych Monika Gotlibowska OBERŻA, KURANTY, GOTUJEMY.PL
str. 4
na początek
FAJERWERKÓW NIE MA, ALE... Uwielbiam historie, takie jak ta opowiedziana przez okładkową bohaterkę - Monikę Gotlibowską. Współwłaścicielka toruńskich restauracji - „Oberża” i „Kuranty”- wymyśliła sobie, że rozbuja kolejną gałąź biznesu - catering. Wiecie, jak jej się to udało? Gdy budowano pod Toruniem autostradę, pojechała na miejsce, poszukała kierownika i po nitce dotarła do szefów Skanskiej. Wyszła z założenia, że robotnik też człowiek i posiłek regeneracyjny mu się należy. Po krótkim czasie na budowę autostrady dostarczano dziennie 500 obiadów z firmy Pani Moniki - gotujemy.pl. Dziś ona sama nie jeździ już po budowach - ma od tego ludzi. Inspirujące, prawda? O sukcesach, ale i o wielu trudach funkcjonowania w branży gastronomicznej można przeczytać na stronach 4 i 5. Polecam. Co jeszcze? Jako że rok 2014 dobiega końca, w tym numerze postanowiliśmy podsumować ten okres z perspektywy lokalnego biznesu. Z podsumowania wynika lekki optymizm. Słowo „lekki” jest tu ważne, bo fajerwerków nie ma i pozostaje wiele do zrobienia, o czym wiedzą wszyscy prowadzący biznes w regionie. Na osłodę dodam, że z każdym rokiem rośnie liczba podmiotów z naszego województwa, którym udaje się wskoczyć do rankingu największych polskich przedsiębiorstw. Oby tak dalej. Taka dawka osłody to za mało? OK, słodzimy więc dalej - przed nami karnawał, dlatego na łamach częstujemy Was dwoma procentowymi artykułami - o biznesie piwnym i winnym. Poza tym, między innymi, pod lupę bierzemy najciekawsze powierzchnie biurowe w regionie i podpowiadamy, jak zdobyć środki na inwestycje biznesowe. Nie zapominamy, że nowy rok lubi przynosić zmiany i takowe pojawią się też w „Biznesie Kujawsko-Pomorskim”. Będzie on wydawany, nie tak jak dotychczas w każdą drugą środę miesiąca, tylko w każdy drugi poniedziałek miesiąca. Mamy nadzieję, że w związku z tym grono naszych Czytelników poszerzy się jeszcze bardziej. Tymczasem w ostatnim tegorocznym wstępniaku składam Wam wszystkim serdecznie życzenia spokojnych, radosnych Świąt. Życzę, aby to były wspaniałe dni wytchnienia, pozwalające zdystansować się wobec codziennej bieganiny, telefonów, maili. Niech 2015 był będzie rokiem sukcesów, samych korzystnych decyzji i lawiny owocnych inwestycji!
Dominika Kucharska REDAKTOR PROWADZĄCA BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI
Wydawca: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, tel. 52 32 60 733, Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz, Redaktor Naczelny: Artur Szczepański, Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Redaktor prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 60 703, d.kucharska@expressmedia.pl, Teksty: Jan Oleksy, Lucyna Tataruch, Sławomir Bobbe, Krzysztof Lietz, Janusz Milanowski, Łukasz Kamiński, Justyna Król, Leszek Dziawgo, Product Manager: Emilia Iwanciw, e.iwanciw@expressmedia.pl, Projekt: Iwona Cenkier, Skład: Dagmara Potocka-Sakwińska, www.grafit.pro, Sprzedaż: Bogusława Mańkowska, b.mankowska@nowosci.com.pl, tel. 607 351 922 ZNAJDZIESZ NAS NA: www.biznes.expressmedia.pl | www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski
KUJAWSKO-POMORSKI
2
grudzień 2014
Doświadczenie i nowe technologie
Rodzinne przedsiębiorstwo ADAMEX od 1975 r. świadczy najwyższej jakości usługi w oparciu o nowoczesne technologie i zdobyte doświadczenie. Jesteśmy elastyczni, rzetelni i terminowi - dostosowując się do potrzeb klientów.
O
d niemal 40 lat specjalizujemy się w wykonawstwie konstrukcji stalowych różnego przeznaczenia, a od 15 zajmujemy się również nowoczesnymi elewacjami wentylowanymi, zdobywającymi w Polsce coraz większą popularność. Nasza załoga to kilkudziesięciu wykwalifikowanych montażystów, projektantów i pracowników warsztatowych. Świadczymy usługi w zakresie doradztwa, produkcji i montażu, realizując zlecenia na terenie całej Polski, a także Szwecji i Niemiec. Budujemy, m.in. dla takich firm, jak: Skanska, Strabag, Budimex, Lidl, Biedronka, Carrefour, Kaufland oraz dla licznych klientów indywidualnych.
ADAMEX ul. Szymanowskiego 6 86-200 Unisław www.adamex.net
PRZYKŁADOWE REALIZACJE ELEWACJI WENTYLOWANYCH - HALA „ŁUCZNICZKA” BYDGOSZCZ, HOTEL „MISTRAL” GNIEWINO.
Adam Wołoch właściciel firmy ADAMEX
1098414TRTHA
Czytelnikom „Biznesu Kujawsko-Pomorskiego” oraz naszym partnerom biznesowym, firma ADAMEX serdecznie życzy Wesołych Świąt i pomyślności w Nowym Roku.
rozmowa biznesu
Kiedyś marzyłam o małej kawiarni, dla której sama piekłabym ciasta, witała gości w progu. Niestety, w Polsce nie ma kultury korzystania z takich dobrodziejstw. Nie zmieniliśmy jeszcze nawyków rodem z ustroju komunistycznego - mówi Monika Gotlibowska*, współwłaścicielka restauracji „Oberża”, „Kuranty” i marki gotujemy.pl
ROZMAWIA: JANUSZ MIlANOWSKI FOT. JACeK SMARZ
Dlaczego branża gastronomiczna? Pani ma prawnicze wykształcenie? Tak się potoczyły moje losy. Pracę magisterską pisałam już z moim synem, kariera i związana z tym dalsza edukacja odeszły na dalszy plan. Pracowałam przez jakiś czas w jednym z banków, jako kierownik działu windykacji. A potem mąż mnie namówił na zajęcie się biznesem, na to, żeby mieć elastyczny czas pracy i możliwość decydowania o samej sobie. I nie ukrywam, że to było bardzo dobre rozwiązanie, gdy ma się małe dzieci i trzeba odpowiednio zorganizować życie rodzinne. Czy ogląda Pani „Kuchenne rewolucje”? Kiedyś - nagminnie. Teraz już nie oglądam. Czy niezbędna jest wizyta pani Gessler, żeby dobrze prowadzić restaurację? Zdecydowanie nie. Ten program pokazuje problemy osobiste właścicieli restauracji, a nie problemy z restauracją. Nie, niepotrzebna jest Magda Gessler, żeby dobrze prowadzić lokal. A co jest potrzebne?
Jak u siebie Zaangażowanie. Klient wchodząc do restauracji musi od razu poczuć się w niej gościem. Musi czuć, że to jest zadbane miejsce, które ma swojego gospodarza. Manager musi utrzymywać klimat i ciepło, ale oczywiście wiele też zależy od reszty obsługi i kucharza. A jakie błędy popełniają restauratorzy? Niektórzy gotują sami, żeby zaoszczędzić na kucharzu. A ja właśnie cenię restauracje włoskie, funkcjonujące jako rodzinne biznesy. W prowadzenie restauracji zaangażowana jest cała rodzina. Gotowanie przez właściciela niekoniecznie musi być spowodowane chęcią oszczędności. To może być zamierzona forma prowadzenia lokalu jako przedsięwzięcia rodzinnego. My nie gotujemy w naszych restauracjach, bo nie jesteśmy kucharzami (Monika Gotlibowska wraz z mężem, szwagrem i jego żoną prowadzą restaurację „Kuranty” oraz „Oberżę”, a jej samej podlega katering gotujemy.pl - J.M.). Kiedyś marzyłam o małej kawiarni, dla której sama piekłabym ciasta, witała gości w progu i byłoby trochę tak, jakbym zapraszała ich do własnego domu. Niestety, w Polsce nie ma kultury korzystania KUJAWSKO-POMORSKI
4
grudzień 2014
z takich dobrodziejstw. Nie ma u nas czegoś takiego jak przerwa kawowa, nie ma zwyczaju zjadania lunchu w restauracji. Nie zmieniliśmy jeszcze nawyków rodem z ustroju komunistycznego. Poza tym cały czas mało zarabiamy, żeby wypić kawę w restauracji; od razu przeliczamy ile za te same pieniądze wypijemy kaw w domu. „Kuranty” to jedna z ikon Torunia. Pamiętam je jeszcze z lat 80. jako miejsce dziwnej kontestacji. Pili w nich esbecy razem z punkami, hipisami, studentami i wykładowcami. bardzo cieszę się, że ta ikona nie zniknęła, jak stało się to, na przykład, z restauracją „Polonia”. Przejęliśmy „Kuranty” 13 lat temu. Był to pusty, zaniedbany lokal, wyglądający jak po wybuchu bomby i postanowiliśmy zrobić w nim restaurację. Inspiracją były nasze podróże. Bardzo podobały nam się puby londyńskie i ten klimat postanowiliśmy przenieść do „Kurant”. Jest on ponadczasowy, może się nie zmieniać przez kilkanaście lat. Wtedy dopiero lokal nabiera kultowego charakteru. Taka stabilizacja powoduje, że stali klienci cały czas czują się jak u siebie.
rozmowa biznesu Pod Toruniem budowano autostradę. Wykorzystałam koniunkturę i podpisałam kontrakt ze Skanską. Wówczas wyjeżdżało od nas dziennie około 500 obiadów dla budowniczych. monika gotlibowska
Mogę się tylko domyślać, że dyskretna elegancja „Kurant” związana była z poniesieniem olbrzymich nakładów. Czy to się już zwróciło? Czy to się już zwróciło… To były ogromne pieniądze, a przecież w ciągu tych kilkunastu lat kilkakrotnie zmienialiśmy wygląd piwnicy. Teraz nie da się chyba nawet tego przeliczyć.. Prowadząc lokal, trzeba cały czas ponosić nakłady. A jaki to kawałek chleba być restauratorem na toruńskiej starówce? Bardzo ciężki! Przyjemny jest tylko wiosną i latem, ze względu na dużą liczbę gości, zwłaszcza tych przyjezdnych. Gdy znikają ogródki i robi się szaro, nie ma gości. Na starówce panuje marazm, nie ma pomysłów na jej ożywienie. Torunianie z niej nie korzystają w tygodniu. Lokale, które powstają na obrzeżach starego miasta, albo w bocznych uliczkach, nie są w stanie przetrwać zimy. Większość lokali robi dyskoteki i są w nich tłumy. Kiedyś w „Kurantach” były dyskoteki, ale nie o takich gości nam chodziło. Ale były pieniądze. To nie zupełnie tak. Ów dyskotekowy gość przychodził do nas po alkoholu wypitym w domu, albo w bramie. Nie mogliśmy sobie poradzić z tym towarzystwem, ani bramkarz, ani selekcja. Chcieliśmy, żeby to był lokal dla ludzi „35, 40 plus”, bo oni nie mają dla siebie miejsca w Toruniu. Niestety, to się nie udało. Moje pytanie zmierzało do określenia strategii Waszego biznesu. Zacznijmy od tego, że jest to biznes rodzinny. Właścicielami spółki są bracia: Jarek i Marek, czyli mój mąż i szwagier. Oni pilnują porządku i stoją na straży rozliczeń restauracji. Natomiast ja sześć lat temu postanowiłam rozwinąć catering. Na początku wynajmowaliśmy kuchnię od PKP na placu Skarbka,
która miała gotować pierogi dla „Kurant”. Następnie pojawiły się obiady na telefon, ale to szło dość niemrawo, więc ja postanowiłam, że tak rozwinę catering, by stał on się trzecią gałęzią naszej spółki. Sprzyjał mi czas i miejsce. Pod Toruniem budowano autostradę, a wiadomo, że pracownik na budowie musi zjeść posiłek regeneracyjny. Wykorzystałam więc koniunkturę i podpisałam kontrakt ze Skanską. Wówczas wyjeżdżało od nas dziennie około 500 obiadów dla budowniczych autostrady. Od tego zaczął się rozwój cateringu. Potem dołączyły szkoły, przedszkola. Żywimy również pacjentów Szpitala Specjalistycznego Matopat. Do tego dochodzą diety dla sportowców i odchudzające, i tak powoli, powoli tę ofertę poszerzamy, oferując też catering dla firm, albo na uroczystości rodzinne. To wielka Skanska musiała dopiero spotkać Panią, żeby zapewnić posiłki swoim majstrom? Jak to Pani załatwiła? To było proste, pojechałam na budowę, poszukałam kierownika, wyjaśniłam, o co mi chodzi, on mi podał telefon do swojego przełożonego i tak po nitce dochodziłam do osoby za to odpowiedzialnej. Pamiętam, że kontrakt z nimi podpisałam w Straszynie. I nadal Pani jeździ po budowach szukać klientów. Nie, już teraz jest od tego pracownik, który nawiązuje pierwszy kontakt, a następnie dalej ja wszystko załatwiam, bądź moja szwagierka. Zresztą w firmach budowlanych zaczęły się oszczędności i zamówień na posiłki regeneracyjne jest zdecydowanie mniej. Gotujemy.pl - ile obiadów dziennie od Was wyjeżdża? Prawie tysiąc dwieście. Po ostatnich inwestycjach nasz park maszynowy daje możliwości ugotowania nawet do 3 tys. posiłków dziennie. Możemy pochwalić się kuchnią na europejskim poziomie. Cały dzień Pani pracuje? Nie, role w naszej firmie są podzielone, jak wspomniałam jest to rodzinne przedsięwzięcie. Za wiele zadań odpowiedzialni są też pracownicy. Rozumiem, że catering to sposób na dywersyfikację biznesu z powodu sezonowości, bo inaczej...? Inaczej byłoby ciężko. Na starym mieście są strasznie wysokie czynsze, a dodatkowo dochodzą ogromne koszty mediów w gastronomii. Rachunki za sam prąd są horrendalne. Bez względu na porę roku koszty utrzymania lokalu się nie zmniejszają. No, tak, a nie możecie sprzedawać piwa za 10 zł. Tyle swego czasu kosztowało piwo na warszawskiej starówce i klienci przestali je tam zamawiać. Niedawno w jednym z warszawskich lokali za dwie herbaty i dwa kawałki ciasta zapłaciliśmy z mężem prawie 50 zł. Drogo, ale są klienci! Czynsze w stolicy są bardzo podobne do toruńskich, trochę wyższe koszty utrzymania pracownika, ale mają wyższą KUJAWSKO-POMORSKI
5
grudzień 2014
cenę za produkt i gości. Biznes gastronomiczny w stolicy, a w Toruniu to dwa różne światy. W naszym mieście nikt nie przyszedłby do „Kurant”, gdyby miał zapłacić 50 zł za dwa kawałki ciasta. Tyle kosztuje już dobry obiad dla dwóch osób. Zastanawiałem się jak to jest, że już za nieco ponad 20 zł można zjeść porządne danie? Zarabiamy na to w sezonie turystycznym. Poza tym nasze restauracje, a przede wszystkim bardzo kosztogenne „Kuranty”, wspomaga catering. Nie wiem natomiast, jakie pomysły na przetrwanie zimy mają inni starówkowi restauratorzy. Z kim się Pani lepiej pracuje - z mężczyznami czy z kobietami? Z mężczyznami jest zdecydowanie łatwiej. Ale zastanawiam się, z czego to wynika. W matriarchacie nie ma prostych poleceń. Coś w tym jest. Niemniej jednak to kobiety interpretują zalecenia i polecenia na swój sposób, a mężczyźni je po prostu wykonują. Feministka z ubiegłego wieku powiedziałaby, że to dlatego, ponieważ kobieta myśli. Sądzę, że wciąż za mało jest kobiet udzielających się na każdej płaszczyźnie, a zdecydowanie nie dość w polityce. Kobiety mają szerszy punkt widzenia i to w zasadzie w każdej dziedzinie życia. I dlatego uważam, że są lepszymi menedżerami. Jestem zwolennikiem kryterium kompetencji. Tak, ale mając do czynienia z kobietą i mężczyzną o tych samych kompetencjach, to śmiem twierdzić, że kobieta zrobi to lepiej. Co restauratorowi na starówce ułatwiłoby życie? Starówka musi tętnić życiem. Po co mieszkańcy mają teraz tu przychodzić? Gdyby był handel, wydarzenia kulturalne... Jesienią i w zimie nie spędzamy czasu na starym mieście, bo nie jest dla nas, torunian, atrakcyjnym miejscem do spędzania czasu, nic nas tu nie zachęca do przyjazdu. Jest początek grudnia, w centrach wielu miast rozpoczęły się już jarmarki bożonarodzeniowe, a u nas pusto. Marazm i brak pomysłu na ożywienie starego miasta odbija się na rentowności biznesu w tych okolicach.
*Monika Gotlibowska magister Wydziału Prawa i Administracji UMK. Współwłaścicielka restauracji „Oberża”, „Kuranty” i marki gotujemy.pl Ma dwoje dzieci. Jej pasją jest ogród. W wolnym czasie zawsze sięga po książkę. Obecnie jest to „Róża” Róży Thun.
1163914TRTHA
1870214BDBHA
raport
PREMIER EWA KOPACZ BYŁA POD WRAŻENIEM BYDGOSKIEJ PESY.
TEKST: KRZySZTOF lIeTZ FOT. TOMASZ CZAChOROWSKI DARIUSZ blOCh
Kujawsko-Pomorskie pod względem przedsiębiorczości to średniak na mapie Polski, ale mamy kilka poważnych atutów. Podsumowujemy kończący się rok z biznesowej perspektywy.
Lekki OPTYMIZM R
ok 2014 w gospodarce naszego województwa to okres stopniowego wychodzenia z zastoju, spowodowanego ogólnoeuropejskim kryzysem. W przedsiębiorstwach panuje umiarkowany optymizm, a rynek pracy notuje spadek bezrobocia.
Naczynia połączone Nie jest to jednak nic nadzwyczajnego, bo tak się dzieje w całym kraju. Gospodarka województwa kujawsko-pomorskiego jest bowiem ściśle związana z tym, co się dzieje w kraju, a nawet w Europie. To taki system naczyń połączonych. Prawdą jest też, że w biznesie nie jesteśmy krajowym liderem. Potwierdzają to statystyki, które plasują nasze województwo, w najlepszym przypadku, w środku stawki, chociaż bywa, że jeszcze niżej. Na przykład pod względem stopy bezrobocia rzadko udaje nam się opuścić jedno z trzech miejsc od końca. Wśród lokalnych przedsiębiorców panuje jednak umiarkowany optymizm. Argumentem jest np. to, że w ramach funduszy unijnych
w perspektywie 2007-2013 zainwestowano w kraju i regionie sporo pieniędzy w innowacyjne przedsięwzięcia, na wyniki których gospodarka musi czekać dłużej, niż w przypadku standardowych inwestycji. Efekty realizacji projektów powoli już są wyczuwalne, a przed nami kolejny budżet unijny na lata 2014-2020, który przyniesie nam jeszcze więcej funduszy na działania badawczo-rozwojowe, i to w przedsiębiorstwach. Szanse w strategii województwa - Przeglądając ostatni ranking największych polskich przedsiębiorstw „Listę 2000”, którą publikuje „Rzeczpospolita”, pomyślałem, że nasze firmy prezentują całkiem dobre wyniki, jak na dość rachityczne otoczenie, w którym przychodzi nam działać - mówi Wojciech B. Sobieszak, prezes Cereal Partners Poland Toruń-Pacific, przewodniczący Rady Loży Toruńskiej BCC. - Cieszy zwłaszcza otwarcie na eksport i uniezależnienie się od krajowego rynku. Firmy działające w naszym regionie w rankingu w większości poprawiły swoje pozycje. Sądzę, że te dobre tendencje KUJAWSKO-POMORSKI
8
grudzień 2014
utrzymają się i w tym roku. Celowo nawiązałem do „Listy 2000”, która pokazuje liderów. Wokół nich - także w naszym województwie - powstaje cała sieć mniejszych i większych dostawców, usługodawców. Tymi liderami w toruńskim regionie są: Neuca SA, Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych, Krajowa Spółka Cukrowa, ThyssenKrupp Energostal, Apator SA i firma, którą kieruję, czyli Cereal Partners Poland Toruń-Pacific. Warto zaznaczyć, że liczba firm z województwa kujawsko-pomorskiego, które wchodzą do zestawienia, w ciągu siedmiu lat wzrosła z 91 do 104 podmiotów. Jednak w samym Toruniu zanotowaliśmy spadek. W roku 2007 mieliśmy na liście 25 firm, obecnie jest ich 20. W sumie nie jest źle, chociaż uważam, że wciąż nie wykorzystujemy szans, określonych choćby w strategii województwa, jak np. nie rozwijamy turystyki zdrowotnej czy energetyki odnawialnej. Nie wykorzystujemy też potencjału Wisły. W najbliższym czasie trudno będzie chyba mówić o spektakularnych zmianach i wielkich sukcesach. Raczej nastawiałbym się na mozolne rozwijanie biznesów, poszukiwanie
W sumie nie jest źle, chociaż wciąż nie wykorzystujemy szans, określonych choćby w strategii województwa, jak np. nie rozwijamy turystyki zdrowotnej czy energetyki odnawialnej. Nie wykorzystujemy też potencjału Wisły.
Smart Space, czego efektem jest przyciągnięcie do parku 22 podmiotów. W sumie Park daje zatrudnienie ponad 720 osobom. W bieżącym roku przybyło ponad 50 nowych pracowników. Przez ostatnią dekadę w TPT zainwestowano ponad 200 mln zł. - Przyszłość rysuje się też całkiem dobrze - przewiduje dyrektor Urbanowicz. - Prowadzimy właśnie rozmowy z nowym inwestorem. Jest to firma z Torunia o dużym potencjale
WOJCIECh B. SOBIESZAK,
PREZES CEREAL PARTNERS POLAND TORUń-PACIFIC, PRZEWODNICZĄCy RADy LOŻy TORUńSKIEJ BCC
nisz oraz możliwości współpracy, np. ze środowiskami naukowymi w celu podniesienia efektywności funkcjonowania firm oraz ich innowacyjności - dodaje biznesmen. Bydgoszcz się cieszy Znacznie większy optymizm, co do gospodarki naszego województwa, a szczególnie jego największego miasta panuje w bydgoskiej Loży BCC. - Bydgoszcz ze stopą bezrobocia wynoszącą 7,7 proc. pokazuje, że to dobre miejsce do prowadzenia biznesu - stwierdza Andrzej Matusewicz, dyrektor Loży Bydgoskiej BCC. - Wszyscy doceniamy sukcesy bydgoskiej Pesy SA. Coraz głośniej mówi się też o Atosie sp. z o.o. - międzynarodowej firmie, świadczącej usługi IT, dzięki której miasto stało się ważnym ośrodkiem usług outsourcingowych. Obie firmy dają również dobry przykład współpracy z bydgoskimi uczelniami. Nie wszyscy wiemy, że największym dostawcą ryb i owoców morza jest rodzinna firma braci Abramczyk, która właśnie uruchomiła w Bydgoszczy nowy zakład przetwórstwa. Również w tym roku firma Logon SA otworzyła nową siedzibę, przy okazji została wspólnikiem firmy LED Lighting Poland sp. z o.o., producenta lamp i źródeł światła, realizatora oszczędnych projektów oświetleniowych w technologii LED. Wszystko to oczywiście piękne, ale niestety, im dalej od Bydgoszczy, tym sytuacja jest gorsza. Wyjątkiem jest Solec Kujawski - zagłębie firm klimatyzacyjnych. We Włocławku też nie brakuje uznanych marek, a są to: Anwil, Brügmann SA, Guala Closures DGS Poland SA, Delekta należąca do norweskiej grupy Orkla, czy Anwis Polska sp. z o.o. - im wiedzie się dobrze. Niestety, to za mało, aby wystarczyło tam pracy dla wszystkich. Spacer po parku Pewnym barometrem poprawy koniunktury gospodarczej mogą być także parki technologiczne w regionie.
Optymizmem wieje np. z Bydgoskiego Parku Technologiczno-Przemysłowego. Tam swoje miejsce znalazło już prawie 60 firm, dających zatrudnienie około 1900 osobom. Jedną z najnowszych, a zarazem największych inwestycji, rozpoczętych w tym roku na terenie BPPT, jest budowa centrum dystrybucyjnego firmy LIDL Polska, które swoim zasięgiem obejmie województwa kujawsko-pomorskie, wielkopolskie i zachodniopomorskie. Warto wspomnieć także o działaniach inwestorów, którzy rozbudowują budynki na terenie parku lub budują nowe obiekty, a są to: Metalko, Cimat, Pixel, Airon Investment, Euro Clear. Ponadto firma SPX Flow Technology Poland sp. z o.o. kupiła tam kolejną nieruchomość, na której planuje rozbudować istniejący zakład i zatrudnić co najmniej 200 osób. - Cały czas prowadzimy negocjacje z potencjalnymi inwestorami, jesteśmy zaangażowani w kilka projektów, część z nich zapewne zakończy się w 2015 roku - mówi Andrzej Półgrabski, Prezes Zarządu BPPT. - Szacujemy, że w 2015 r. prowadzonych będzie u nas dziewięć nowych inwestycji o deklarowanym zatrudnieniu na poziomie około 1000 osób. Podobnie z umiarkowanym optymizmem na sytuację gospodarczą naszego województwa patrzy Tomasz Urbanowicz, dyrektor Toruńskiego Parku Technologicznego. - U nas w parku, tylko w 2014 r. w ramach projektu „Rozbudowa Toruńskiego Parku Technologicznego”, doprowadziliśmy do zaadaptowania istniejącego budynku na potrzeby inkubatora nowoczesnych technologii - mówi dyrektor Urbanowicz. - W inkubatorze działają start-upy z obszaru nowych technologii oraz ICT. Poza tym realizacje swoich inwestycji na obszarze parku prowadzą dwie firmy, a kolejna jest na etapie projektowania. Na terenie Toruńskiego Parku Technologicznego działają obecnie 64 przedsiębiorstwa. Są to zarówno inwestorzy, jak i firmy wynajmujące powierzchnię biurową i magazynową. W tym roku rozpoczął działalność inkubator nowoczesnych technologii KUJAWSKO-POMORSKI
9
grudzień 2014
innowacyjnym. Dyskutujemy też z prezydentem Torunia o planach poszerzenia obszaru naszego Parku. Zastępują Japończyków Ożywienie zanotowano również w kujawsko-pomorskich podstrefach Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Pewnie w jakimś stopniu przedsiębiorców, biorących pod uwagę realizację projektu inwestycyjnego w strefie, zdopingowały zmiany w unijnych przepisach o pomocy publicznej. Od 1 lipca tego roku dopuszczalna wysokość pomocy publicznej w większości województw spadła, w tym również w województwie kujawsko-pomorskim (została ona obniżona o 15 proc. i wynosi odpowiednio 35 proc. dla dużego przedsiębiorcy, 45 proc. dla średniego i 55 proc dla małego przedsiębiorcy). Dodatkową dobrą informacją dla przedsiębiorców strefowych było wydłużenie funkcjonowania SSE do 2026 roku. Przedsiębiorcy planujący inwestycję mogli rozważyć uzyskanie pomocy publicznej w formie zezwolenia na działalność w SSE przed obniżeniem poziomów pomocy publicznej przy jednoczesnej możliwości skorzystania z dłuższego funkcjonowania stref. - To spowodowało, że w pierwszej połowie 2014 r. przedsiębiorcy zadeklarowali, jeśli chodzi o całą PSSE, rekordowo wysokie nakłady, bo aż 2 mld 390 mln zł. To dało PSSE drugie miejsce wśród wszystkich specjalnych stref ekonomicznych w Polsce - informuje Joanna Gasek, szefowa Biura Zarządzania Projektami Inwestycyjnymi w PSSE. Kolejnym dobrym czynnikiem było Rozporządzenie Rady Ministrów z marca 2014 r., dotyczące rozszerzenia PSSE w województwie kujawsko-pomorskim o ponad 72 ha. Zmiana granic obejmowała łączenie ponad 72 ha pod konkretne inwestycje, w tym 71,48 ha gruntów prywatnych oraz grunty miasta Bydgoszcz o powierzchni 0,635 ha.
raport Nowe tereny, które zostały włączone do PSSE, leżą we Włocławku, Brodnicy i Inowrocławiu. Przedstawione przez nowych inwestorów biznes-plany umożliwią utworzenie co najmniej 270 nowych miejsc pracy oraz utrzymanie 1386 już istniejących. Planowane nakłady inwestycyjne wyniosą ponad 430 mln zł. Projekty inwestycyjne będą realizowane w nowych podstrefach przez firmy: SPX Flow Technology Poland sp. z o.o. (Bydgoszcz), Indorama Ventures Poland sp. z o.o. (Włocławek) oraz Ciech SA (Inowrocław). Również duże zmiany nastąpiły w „japońskiej” dotychczas podstrefie w Łysomicach. Miejsce wycofujących się Japończyków zaczęli zajmować polscy inwestorzy. Pierwszą firmą z całkowicie polskim kapitałem, która tam przeniosła swoją działalność, był toruński APATOR SA (przeniósł się do strefy w maju 2012 r.). Rok później nieruchomość należącą do japońskiej firmy U-TEC Poland nabyła toruńska firma Tioman - producent znaków drogowych. Jedną z hal wydzierżawiła od Orion Electric firma Kreis Pack spod Poznania, produkująca opakowania do żywności. Z kolei wąbrzeska firma Katarzynki Akcesoria Meblowe sp. z o.o. (akcesoria z tworzyw sztucznych, metalowych i drewnianych ) nabyła nieruchomość Sumiki Electronic Materials Poland, a firma Vital sp. z o.o. (przetwórstwo spożywcze) kupiła obiekt po Kimoto Poland sp. z o.o. Największy z dotychczasowych, nowych inwestorów to Boryszew SA, który w Łysomicach pojawił się w czerwcu br., kupując spółkę Tensho Poland Corporation sp. z o.o. (obecnie Boryszew Tensho Poland sp. z o.o.). Również w Łysomicach Firma For Nature Solutions sp. z o.o. w przyszłym roku zamierza wybudować zakład produkujący palety. Nadal prowadzone są rozmowy z potencjalnymi najemcami wolnych przestrzeni magazynowych w obiektach firmy Goodman. Duże zmiany dotyczą również terenów inwestycyjnych w podstrefie Grudziądz. Tu, na obszarze ok. 30 ha, swój projekt zrealizuje firma Stelmet z Zielonej Góry. W Rypinie firma Cedrob SA planuje rozwój w obu kompleksach strefy. Dodatkowo jedna lokalna Firma handlowo-Usługowa „PATI” Anita Fede-Chreścionko skuszona, zwolnieniami podatkowymi, zakupiła nieruchomość w SSE. W pozostałych podstrefach: Barcin, Świecie, Bydgoszcz, Kowalewo Pomorskie, Włocławek inwestorzy strefowi zapowiadają dalszy rozwój i nowe inwestycje. Słodko-gorzki Ten może zbyt słodki obrazek, trzeba jednak lekko zepsuć. Biznesmeni, z którymi rozmawialiśmy, wskazują na pilną potrzebę lepszej obsługi firm: w pismach trzeba zacząć wreszcie stosować język prosty i zrozumiały, skracać czas wydawa-
>>PARKI
BPTP: ok. 60 firm/1900 zatrudnionych TPT: 64 firmy/720 zatrudnionych
Optymizmem wieje z Bydgoskiego Parku TechnologicznoPrzemysłowego. Tam swoje miejsce znalazło już prawie 60 firm, dających zatrudnienie około 1900 osobom. Jedną z najnowszych, a zarazem największych inwestycji, rozpoczętych w tym roku na terenie BPPT, jest budowa centrum dystrybucyjnego firmy LIDL Polska. nia pozwoleń i rejestracji spółek w sądzie. Niby niewiele, ale każdy, kto starł się z biurokratyczną machiną, potwierdzi, jak wiele niepotrzebnych nerwów kosztuje urzędnicza nowomowa czy biurokratyczne przewlekanie procedur. No i na koniec trudno nie wspomnieć w naszym raporcie o bezrobociu, które tak naprawdę najbardziej obchodzi przeciętnego obywatela, szczególnie tego, który pracy poszukuje. Dla wielu to jest właśnie najlepszym barometrem poprawy sytuacji gospodarczej w kraju i regionie. Niestety, stopa KUJAWSKO-POMORSKI
10
grudzień 2014
bezrobocia jest w naszym województwie znacznie wyższa (w październiku 15,3 proc.) od średniej krajowej (11,3 proc.) Optymistyczne jest jedynie to, iż Kujawsko-Pomorskie zanotowało (wraz ze Świętokrzyskiem) największy spadek wskaźnika bezrobocia w kraju (o 0,4 proc.) w stosunku do poprzedniego miesiąca. - Sytuacja na rynku pracy w naszym regionie w 2014 r. uległa istotnej poprawie, głównie za sprawą wzrostu popytu na zatrudnienie ze strony przedsiębiorstw - mówi Artur Janas, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Toruniu. - Nie bez znaczenia w łagodzeniu problemów na rynku pracy była realizacja wielu programów dla osób bezrobotnych, finansowanych tak z Funduszu Pracy, jak i Europejskiego Funduszu Społecznego. Niemniej jednak skala bezrobocia, jego natężenie i struktura (wysoki udział osób długotrwale bezrobotnych) oraz rozkład terytorialny zjawiska - pozostaje nadal bardzo poważnym problemem i wyzwaniem dla polityki regionalnej w naszym województwie. W mijającym roku rzeczywiście notuje się poważny spadek liczby bezrobotnych, zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy: od początku roku, kiedy w PUP-ach zarejestrowanych było ponad 150 tys. osób, w ciągu dziewięciu miesięcy liczba ta zmniejszyła się o blisko 24 tys. osób, czyli o 15,8 proc. W samym październiku nastąpił w naszym regionie dalszy spadek liczby bezrobotnych (o 3,2 tys. osób). Spadki liczby bezrobotnych wystąpiły we wszystkich powiatach województwa, jednakże sytuacja w tym zakresie jest bardzo zróżnicowana: największy spadek - o ok. 25 proc. - odnotowano w mieście Grudziądzu, najmniejszy zaś - o ok. 6 proc. - w mieście Włocławku.
Pomimo pozytywnych zmian, sytuacja na kujawsko-pomorskim rynku pracy w dalszym ciągu jest bardzo trudna. Warto również pamiętać, że tylko w dwóch powiatach (miasta bydgoszcz - 7,7 proc. i Toruń - 8,7 proc.) stopa bezrobocia jest niższa niż średnia krajowa (11,3 proc.), a w kolejnych trzech (powiaty bydgoski - 12,1 proc., brodnicki - 13, proc. i świecki 14,7 proc.) nie przekracza średniej wojewódzkiej (15,3 proc.). W pozostałych powiatach wskaźnik ten jest znacznie wyższy, a największą wartość osiąga w powiatach radziejowskim (23,0 proc.), lipnowskim (23,8 proc.) i włocławskim (25,5 proc.).
biznes nowości
tach a p a r a t w Marbud
Czołowa firma budowlana z Torunia nie funkcjonuje już pod nazwą Marbud. Teraz to holding Budowlany MGB. Do sądów trafiły cztery wnioski o upadłości Marbudu. Trzy złożyli wierzyciele, kolejny - sama firma. Do akcji wkroczyli komornicy. Prezentujemy oświadczenie prezesa Pawła Paluchowskiego: „Firma Marbud Grupa Budowlana SA jest w trakcie restrukturyzacji, której celem jest ustabilizowanie bieżącej sytuacji spółki, jak i przygotowanie sposobu zarządzania przedsiębiorstwem do realizowania równolegle wielu projektów deweloperskich, jak i również rozwiązanie powstałych zatorów płatniczych. W tym celu Marbud Grupa Budowlana SA została m.in. przeorganizowana w strukturę holdingową, co miało również odzwierciedlenie w zmianie nazwy na holding Budowlany MGB SA z siedzibą w Warszawie. Bieżące problemy spółki, powstałe między innymi przez brak wsparcia ze strony instytucji finansowych, wynikającego ze słabej koniunktury na całym rynku mieszkaniowym, nie mają wpływu na działalność spółki, która w miesiącu październiku złożyła wniosek o upadłość układową. Wspomniany wniosek jest elementem planu restrukturyzacyjnego całego przedsiębiorstwa, przyjętego przez zarząd holdingu, którego celem działania jest dbałość o jak najszybszą spłatę wszystkich przeterminowanych zobowiązań spółki”.
rz y Wiele twa ości z c r o i b ę przedsi Za nami Światowy Tydzień Przedsiębiorczości. Celem tej corocznej imprezy jest promowanie postaw proprzedsiębiorczych. W ramach ŚTP w naszym województwie odbyło się ponad pięćdziesiąt wydarzeń. Po obchodach toruńskich, opisywanych w poprzednim numerze „Biznesu”, przyszedł czas na Bydgoszcz. Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego - koordynator regionalny ŚTP - 17-23 listopada zorganizowała w mieście wiele spotkań, którym przyświecało hasło „Przedsiębiorczość ma wiele twarzy”. Uczestnicy dowiedzieli się, m.in., jak wdrażać dobre praktyki marketingu w firmie i jak podejmować błyskawiczne, a zarazem dobre decyzje w biznesie (na zdjęciu warsztaty w Centrum Szkoleń Progress). Dodajmy, że działania Bydgoskiej Agencji Rozwoju Regionalnego zostały dostrzeżone podczas Festiwalu Promocji Gospodarczej Warmii i Mazur. Uznano je za „przykład dobrych praktyk w zakresie efektywnego modelu współpracy gospodarczej w regionie”.
Toruńska NEUCA rozwija skrzydła a Kolekcja parkow
rósł u s u c i n r e Cop
Legendarna firma z regionu wkroczyła na teren Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego. Mowa o Przedsiębiorstwie Odzieżowym SA „Modus”, w którym od 70 lat powstaje odzież służbowa, mundurowa, biznesowa i korporacyjna. 26 listopada firma zakupiła od BPPT działkę o powierzchni 1 ha, na której inwestor wybuduje około 3000 mkw hali produkcyjnej. W związku ze stałym rozwojem firmy podjęto decyzję o budowie nowego zakładu. - Liczę na to, że w zakładzie tym będzie pracowało około 150 osób, dla których zostaną stworzone komfortowe i nowoczesne stanowiska pracy. Dzięki czemu firma będzie się rozwijała jeszcze dynamiczniej - mówi Andrzej Półgrabski, prezes BPPT.
Pod koniec zeszłego miesiąca rozbudowa galerii Atrium Copernicus weszła w ostateczną fazę. Otwarto tam, m.in., pierwszy w Toruniu sklep Decathlon. Zmiany wprowadzono również w mieszczącym się w Copernicusie markecie REAL, działającym już teraz pod szyldem francuskiej sieci Auchan, która kupiła od niemieckiego koncernu Metro wszystkie sklepy Real w Polsce. Na wiosnę Atrium Copernicus będzie największym centrum handlowym w Toruniu, którego powierzchnia wynosić będzie 47 tys. mkw. W nowej części galerii, na 17 tys. mkw., znajdzie się ponad 50 sklepów, punktów usługowych, restauracji i kawiarni. KUJAWSKO-POMORSKI
11
grudzień 2014
1878114BDBHB
1878114BDBHA
odpowiedzialność biznesu Lokalnej firmie Slican kierowanie się społeczną odpowiedzialnością biznesu przyszło naturalnie. Nie planowano tego, po prostu się poczuwano do dbania o najbliższe otoczeni i tyle. Dziś mogą się na niej wzorować największe przedsiębiorstwa. TEKST: JANUSZ MIlANOWSKI FOT. TOMASZ CZAChOROWSKI
HISTORIA B
ydgoski Slican jest potentatem w produkcji nowoczesnych central telefonicznych, serwerów i innych urządzeń telekomunikacyjnych w oparciu o najnowsze technologie. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że firma ze Szwederowa, zatrudniająca 70 osób, jest krajowym potentatem, jeśli chodzi o te centrale, które w niczym nie ustępują produktom Siemensa czy Alcatela. Jednak logo Slicana nie zobaczysz w reklamowych spotach, na płachtach ogólnopolskich gazet czy biznesowych magazynów, choć znaczna część polskiego biznesu używa urządzeń bydgoskiej firmy. Zobaczysz je natomiast w „Kalendarzu bydgoskim”, bo „to ważna dla naszego miasta publikacja”. Firmę założyło w 1992 r. trzech udziałowców z Bydgoszczy, absolwentów ówczesnej Akademii Techniczno-Rolniczej: Zdzisław Andrzejewski, Czesław Noga, Grzegorz Piszczek. Wymyślili, że centrale abonenckie ich pomysłu będą czymś niezbędnym na rynku. Najpierw zatrudnionych było pięć osób. Obecnie pracuje ponad 70. Nerwem
3.0
rynkowym firmy jest świetnie rozbudowana sieć dystrybucji. Co to znaczy? Klient posługujący się sprzętem Slicana ma serwis w odległości 11 km (średnia, statystyczna odległość). Klientów w całej Polsce obsługuje sieć serwisantów i dystrybutorów, z których wielu może się pochwalić milionowymi obrotami. Reklama 0.0 Jan Piątkowski, szef działu marketingu i eksportu Slicana, mówiąc o promocji firmy, nie używa biznesowego żargonu, nie mówi o ewaluacji strategii marketingowej, czy marketingu 3.0, etc. Mówi natomiast o „dobrym imieniu firmy”, dbałości o otoczenie” (czyt.: bydgoskie Szwederowo) czy o szeroko pojętej odpowiedzialności. Na przykład... - Ostatnio ufundowaliśmy kamizelki odblaskowe dla przedszkolaków ze Szwederowa. Chodzi o wyrobienie pewnych nawyków zachowania na drodze. Ta dbałość o najbliższe otoczenie jest niezwykle ważna. Będziesz żył dobrze z sąsiadami, to będą KUJAWSKO-POMORSKI
14
grudzień 2014
dobrze o tobie mówili - wyjaśnia zwyczajnie kierownik Piątkowski. Teoretyk marketingu pewno by napisał, że firmę Slican można uznać za modelowy przykład ewaluacji strategii marketingowej. Najpierw, był to typowy marketing 1.0, skoncentrowany na produkcie. Potem, nastała era marketingu 2.0, zorientowanego niejako na „serce klienta” i budowaniu z nim dobrych relacji. W konsekwencji nastąpiło płynne przejście do marketingu 3.0, czyli marketingu idei. Jan Piątkowski ujmuje to tak. - Z czasem zaczęliśmy zwracać uwagę na otoczenie, w którym funkcjonujemy. Nie chodziło tylko o to, by głosić: kupcie nasz sprzęt, bo jest najlepszy na świecie i upowszechniać logo. Wyjaśnia, że celem było zbudowanie nowoczesnej firmy, która różnymi sposobami buduje swoją pozycję rynkową. Nie tylko poprzez upowszechnianie marki, ale także przez to, iż jest przyjazna dla otoczenia, klienta i zabiega o to, żeby przyszłe pokolenia korzystały z jej osiągnięć. To się nazywa:
odpowiedzialność biznesu społeczna odpowiedzialność biznesu - jak powiedziałby teoretyk. Szwederowo i Rzeczpospolita Slican od lat wspiera organizacje charytatywne, udziela darowizn na rzecz organizacji pożytku publicznego, szkół, domów opieki społecznej. - Zawsze uczestniczymy w Dniach Szwederowa podkreśla Jan Piątkowski. Jednak najważniejsza jest współpraca ze szkołami o profilu telekomunikacyjnym. - Jako firma wzięliśmy sobie do serca jedno: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” - mówi poważnie szef działu marketingu. Ta współpraca rozpoczęła się w latach 90. ubiegłego wieku, gdy Slican był jeszcze niedużą firmą. Szkoły prosiły o centrale do obsługi wewnętrznej, więc w miarę ówczesnych możliwości dostawały takowe w ramach darowizny, albo po niższej cenie, czy w zamian za umieszczenie banneru. Najpierw była to szkoła w Krakowie, potem w Gdańsku, aż w środowisku nauczycielskim poszła dobra fama o bydgoskiej firmie. - Nie robiliśmy tego z myślą o jakimś marketingu, tylko po prostu: szkole trzeba pomóc - wyjaśnia Jan Piątkowski. - A potem dotarło do nas, że każda z tych szkół kształci fachowców w dziedzinie łączności, którzy pójdą gdzieś w rynek z wiedzą o nas. Uznaliśmy, że nie ma lepszego promotora marki. Dobre imię zamiast spotu W efekcie tej działalności o wsparcie poprosili organizatorzy olimpiad wiedzy teleinformatycznej, a Slican udostępnił sprzęt, ufundował nagrody, wysłał fachowca z prezentacjami, itd. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie przełoży się to bezpośrednio na efekt handlowy, bo szkoła przecież niczego nie kupi, ale to zaczęło działać w inny sposób: rozeszła się informacja, co sobą reprezentujemy i jak działamy - opowiada Piątkowski. Od czerwca 2013 w ramach promocji dla szkół, Slican, poprzez swoich partnerów, stworzył 150 stanowisk egzaminacyjnych w zawodzie technik teleinformatyk w 35 szkołach w Polsce o wartości 460 tys. zł. Natomiast wartość licencji do ich obsługi, przekazanych szkołom za symboliczną złotówkę, wynosi ok. 350 tys. zł. Wartości bezpłatnych szkoleń dla nauczycieli, firma jeszcze nie policzyła. - Zyskaliśmy na tym, że po Polsce rozniosło się dobre imię naszej firmy. To jest bezcenne. Tego nie załatwią żadne spoty reklamowe - mówi Jan Piątkowski. - Wydaliśmy stosunkowo niewiele, ale komuś pozwoliło to wiele zaoszczędzić: szkoły mają nowoczesne stanowiska i przeszkolonych nauczycieli i obydwie strony są zadowolone. Stąd do Macedonii W 1996 r. Slican zaczął być eksporterem. Początkowo działał na Białorusi, potem były próby na Ukrainie. Jednak postradziecki rynek jest niezwykle trudny dla firm telekomunikacyjnych. Trudno zdobyć certyfikacje, gdyż łączność to wciąż strategiczna
dziedzina, nie mówiąc o sieci nieformalnych koneksji. - To był rynek trudny logistycznie. Nie jesteśmy światowym koncernem, który jest w stanie przeznaczyć miliony dolarów na działania marketingowe - opowiada Jan Piątkowski. - Zaczęliśmy więc działać na rynku środkowoeuropejskim: Słowacja, Chorwacja, Litwa czy Rumunia, a najmocniejsi jesteśmy w Macedonii. Slican świetnie odnalazł się na niewielkich rynkach, które nie są interesujące dla gigantów, gdyż nie opłaca się tam utrzymywać sieci wsparcia technicznego. - W Macedonii albo ktoś ma „slicana”, albo jeszcze nie zdążył zamienić „panasonica” na „slicana” - opowiada żartobliwie Jan Piątkowski i wymienia tamtejszych klientów. - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, port lotniczy w Skopje. Świat to wisienka Mniej spektakularne niż w Macedonii, ale też sukcesy, firma odnosi w Chorwacji i Rumunii. Działa też na Słowacji i Litwie, a ostatnio również w Grecji. Na ten ostatni rynek Slican wszedł dzięki bramofonom (urządzeniom otwierającym bramy i drzwi, które podłączone są do centrali telefonicznej). Bramofony Slicana współpracują z każdą centralą i dlatego zaczęła je kupować pewna grecka firma, podłączając je początkowo do różnych central, aż w końcu zaczęła w Bydgoszczy kupować centrale telefoniczne. Na razie zamówiła ich 500 do sieci małych restauracji w całej Grecji. - Jednak nasza działalność eksportowa to taka naprawdę mała wisienka na torcie, a tortem jest Polska - podkreśla Jan Piątkowski. Kto ma w kraju wasze centrale? - Należałoby zapytać: kto nie ma? - odpowiada z uśmiechem szef marketingu. Statystyki, które kiedyś robiono w firmie, wykazywały, że rocznie wprowadza ona na rynek ok. 5 tys. central, czyli miliony linii telefonicznych. Centrale Slicana obsługują firmy, urzędy, hotele w całej Polsce, akademiki, przychodnie zdrowia i wiele wiele innych. Przychodnie chętnie instalują centrale bydgoskiej firmy, gdyż takowe umożliwiają nagrywanie rozmów. Nie muszą więc wydawać dodatkowych pieniędzy na zakupy nagrywarek. Istotne jest, że te centrale współpracują niemal z każdym oprogramowaniem. Centrale Slicana pracują też w straży pożarnej, służbie więziennej, w mniejszych komendach policji i w Straży Granicznej. Swego czasu tylko slicanowskie urządzenia można było spotkać przy wschodniej granicy, gdyż tylko one były w stanie łączyć się nawet z telefonami na korbkę, których pełno było na tamtych posterunkach. - Żadna nowoczesna centrala nie była w stanie obsługiwać takich telefonów, a nasza tak - Jan Piątkowski uśmiecha się. - Trudno wskazać, gdzie konkretnie instalowane są nasze urządzenia, bo raczej już nie mamy dostępu do ostatniego klienta. Jednym z naszych największych odbiorców jest Telekomunikacja Polska i to ona decyduje, kto jest końcowym klientem. Na pewno jest wiele miejsc, gdzie pracuje nasz sprzęt, o których my nawet nie wiemy. KUJAWSKO-POMORSKI
15
grudzień 2014
Od czerwca 2013 w ramach promocji dla szkół, Slican, poprzez swoich partnerów, stworzył 150 stanowisk egzaminacyjnych w zawodzie technik teleinformatyk w 35 szkołach w Polsce o wartości 460 tys. zł. Natomiast wartość licencji do ich obsługi, przekazanych szkołom za symboliczną złotówkę wynosi ok. 350 tys. zł.
Tak taniego pieniądza
jeszcze nie było
TEKST: JUSTyNA KRól ZDJęCIA: TOMASZ CZAChOROWSKI
finanse
Twoja firma potrzebuje inwestycji? Zastanawiasz się nad kredytem? Przełomowy moment w roku kalendarzowym może być przełomowym i w biznesie. To dobry czas, by wybrać się do banku i sprawdzić, na co możemy liczyć.
K
redytowanie przedsiębiorców to temat złożony. Banki biorą pod lupę wiele aspektów dotyczących każdej firmy, starającej się o środki na rozwój. By dostać kredyt, trzeba się więc dobrze przygotować. A może kluczem do sukcesu jest złożenie wniosku w odpowiednim okresie?
Inwestycja na koniec lub początek - Pod koniec roku banki zamykają swoje plany sprzedażowe, zaś na początku nowego roku budują kolejne, dlatego w tym swoistym etapie przejściowym, zasady przyznawania kredytu mogą być nieco rozluźnione, a procedury stara-
nia o pożyczkę łatwiejsze do przejścia. Trzeba się liczyć jednak też z tym, że taka umowa na początku roku może być zmodyfikowana w stosunku do ubiegłorocznej. Niestety kredytobiorcy często zapominają o najważniejszym, czyli o tym, by dokładnie przeczytać umowę przed jej podpisaniem - mówi Karol Romecki, kierownik jednego z bydgoskich punktów, zajmujących się doradztwem finansowym. Sytuacja na rynku nieruchomości sprzyja inwestowaniu, dlatego jeżeli firmie potrzebny jest lokal, warto pomyśleć o nim właśnie teraz. Stopy procentowe są niskie, a prognozy mówią, że będą jeszcze spadać. Wibor, czyli kurs pieniądza, jest na skrajnie niskim poziomie. KUJAWSKO-POMORSKI
16
grudzień 2014
Tani pieniądz, tani kredyt - Jedno jest pewne, tak taniego pieniądza jeszcze w naszym kraju nie było. Wiadomo, że niska stopa procentowa wiąże się z wyższymi marżami w bankach, ale korzystniej raczej nie będzie. Choćby ze względu na to, że banki się konsolidują i tendencja jest taka, że będą to robić nadal. Będzie ich więc coraz mniej, a mniejsza konkurencja jest równoznaczna z brakiem zróżnicowanych ofert. Dla klientów oznacza to mniej produktów, a więc prawdopodobnie i mniej kredytów - twierdzi Karol Romecki. Już w chwili obecnej banki nie są zbyt skore do udzielania kredytów długoterminowych, ale ci, którym uda się je dostać, mogą liczyć na lepsze
19214T4JBA
finanse warunki. Raty kredytów są bowiem stosunkowo niskie, opłaty przystępne. - Również o kolejny kredyt firmom jest teraz łatwiej, bo raty poprzedniego zmalały. Taka sytuacja determinuje do sprawdzenia swoich możliwości, zwłaszcza, że zasady przyznawania kredytów z roku na rok się zaostrzają - opowiada szef zespołu doradców. Z historią lub bez Obecnie banki mają rozbudowaną ofertę dla firm, ale nie ma co ukrywać - większość produktów skierowana jest do dużych przedsiębiorstw, zwłaszcza istniejących na rynku od dłuższego czasu, podmiotów z historią kredytową i rozmaitymi zabezpieczeniami. Na korzyść działają też zdywersyfikowani odbiorcy firmy. - Nawet jeśli kondycja takiego przedsiębiorstwa w danym momencie nie jest najlepsza, ale historia pokazuje, że jest to jednostka rentowna, rokująca i warto w nią zainwestować, bank prawdopodobnie przyzna kredyt pod zabezpieczenie - zdradza ekspert. Nie oznacza to jednak, że małe i średnie firmy, a także te nowo powstałe, nie mają możliwości otrzymania takiego zastrzyku gotówki. One jednak powinny podejść do tematu strategicznie. - Na pewno, aby zwiększyć swoje szanse, należy uporządkować wszelkie zobowiązania finansowe, przygotować się na jakiś wkład własny - w gotówce lub innej formie, może być nieruchomość, ale czasem wystarczy, na przykład auto - tłumaczy szef zespołu doradców do spraw finansowych. Branże uprzywilejowane - Oczywiście w niektórych branżach jest po prostu łatwiej. Lekarze, prawnicy, farmaceuci, pielęgniarki czy notariusze mogą spać spokojnie, bo są to zawody obniżonego ryzyka i im kredytu udzieli prawie każdy bank. Natomiast w gastronomii czy handlu złomem o kredyt było i będzie trudno - mówi Karol Romecki. Na rynku pojawia coraz więcej ofert kredytów dla osób prowadzących działalność gospodarczą, jednak większość banków chce zabezpieczeń. Co ważne, produkty finansowe, zakładające inwestowanie w firmę, udzielane są też przy wsparciu państwa lub Unii Europejskiej. Są one wówczas dopasowane do konkretnych programów, w które trzeba wpasować nasze działania. Zazwyczaj również są obarczone wkładem własnym, ale za to dużo korzystniej finansowane i jeśli tylko przebrniemy przez procedury samego programu - stosunkowo łatwo i szybko przyznawane. Ekologicznie = ekonomicznie - Przy takich inwestycjach naprawdę warto rozpatrzyć wszystkie dodatkowe rozwiązania, umożliwiające redukcję kosztów, nie tylko samego sfinansowania planowanej inwestycji - budowy, remontu czy zakupu, ale też kosztów związanych z późniejszym użytkowaniem tejże inwestycji
- radzi Kamil Romecki, brat bliźniak pana Karola, starszy doradca finansowy. - Jeśli na przykład remontujemy budynek, najlepiej od razu weźmy po uwagę też koszty jego funkcjonowania. Nie doprowadzajmy go jedynie do stanu używalności, ale zadbajmy o usprawnienie jego rentowności. Termoizolacja spowoduje, że będą mniejsze opłaty za energię. Podobnie wymiana okien na nowe czy oświetlenia na nowocześniejsze. Przy hali produkcyjnej różnice w kosztach mogą być zaskakujące - podkreśla Kamil Romecki. Innowacyjność jest w cenie Bardzo dużo środków na typowo ekologiczne rozwiązania pozyskać można z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Banki są przyjazne takim inwestycjom i prześcigają się w pomysłach na produkty dopasowane pod konkretne programy. Tym sposobem dofinansować dzięki kredytowaniu można też choćby zakup maszyn, urządzeń, informatyzację firmy, a nawet nowe miejsca pracy. Na korzystne kredyty mogą liczyć też firmy wdrażające nowoczesne rozwiązania techniczne i technologiczne. - Dobrze jest więc szukać innowacyjnych dróg do rozwoju w danej branży, zwłaszcza takich, których jeszcze na polskim rynku nie ma, a na Zachodzie się sprawdzają - radzi Kamil Romecki. Najpierw jednak trzeba przeforsować sam projekt. Dopiero potem można starać się o pozytywną opinię w banku. Kto czyta, nie błądzi Jeżeli już dostaniemy zgodę na kredyt, nie zapominajmy o najważniejszym - dokładnym, najlepiej dwukrotnym, przeczytaniu umowy. - Zawsze czytajmy, co jest zapisane w umowie, a przede wszystkim, jakie są zobowiązania. Kredytobiorcy często zapominają to zrobić, a są przekonani, że utrzymanie kredytu, a więc spłacanie rat, to wszystko. Tymczasem zwykle tak nie jest! Banki mają swoje wewnętrzne procedury, których należy przestrzegać po otrzymaniu kredytu. Najczęściej dotyczą one ubezpieczeń, określonych obrotów na koncie, płatności kartą lub korzystania z karty kredytowej - mówi Karol Romecki. Nieprzestrzeganie tych zasad często skutkuje wypowiedzeniem umowy, a nawet koniecznością natychmiastowej spłaty kredytu, w najlepszym razie może on zostać nieprzedłużony na kolejny okres. Najczęściej dzieje się tak przy kredytach obrotowych. „Obrotówka” często wraca - „Obrotówkę” można dostać stosunkowo najłatwiej, często udaje się ją pozyskać, nawet bez zabezpieczenia, firmom istniejącym od niedawna. Pamiętajmy jednak, że nie zawsze warto od razu korzystać z takich szybkich rozwiązań. KUJAWSKO-POMORSKI
18
grudzień 2014
Lekarze, prawnicy, farmaceuci, pielęgniarki czy notariusze mogą spać spokojnie, bo są to zawody obniżonego ryzyka i im kredytu udzieli prawie każdy bank. Natomiast w gastronomii czy handlu złomem o kredyt było i będzie trudno. Karol Romecki
doradca finansowy
Jeśli, szukając zastrzyku gotówki dla naszej firmy, odczekamy do momentu, gdy będziemy mieć jakieś zabezpieczenie, to nie tylko wzrosną szanse na kredyt, ale też warunki z pewnością dostaniemy lepsze - doradza pan Kamil. Tymczasem na zakup maszyn, środków trwałych, niemal każda firma bierze kredyt obrotowy, jeśli tylko może. - Ma to sens w określonych sytuacjach. Powiedzmy, że produkujemy „coś”, potrzebujemy w tym celu „coś” zakupić, wypłacamy pieniądze, które inwestujemy. Schodzimy poniżej zera, kupujemy materiały, np. drewno. Przerabiamy je, powstają stoły, które sprzedajemy. Będąc poniżej zera płacimy odsetki, a wybieramy pieniądze tylko po to, by opłacić kolejne kroki, mające na celu zysk. To dużo tańsze niż wzięcie zwykłego kredytu na zakup materiałów - twierdzi pan Kamil. Auto w leasing? Niektórzy przedsiębiorcy stawiają na leasing. To popularna dziś forma zwiększania zasobów firmy. Przede wszystkim dlatego, że nie ma na rynku ofert kredytowych dostępnych od pierwszego dnia istnienia firmy, a o leasing starać się mogą nawet takie świeżo założone przedsiębiorstwa. Najczęściej w leasingu kupuje się auta. - Kusząca propozycja, zwłaszcza, że można wziąć leasing nawet na 105 proc. wartości samochodu. To korzystna, długoterminowa forma najmu, z ratami stałymi i finalnie wykupem. Trzeba tu jednak sporej konsekwencji. Towar kupiony w leasingu dosyć łatwo można stracić, jeżeli na przykład są problemy z płatnościami. Dlatego właśnie jest on tak łatwo dostępny, ryzyko dla banku jest niewielkie. To dobre wyjście dla ludzi świadomych - zaznacza Karol Romecki.
finanse
MILIONY NA WSPARCIE KLASTRÓW PODSUMOWANIE KONKURSÓW O ŚRODKI Z FUNDUSZU POWIĄZAŃ KOOPERACYJNYCH 24 listopada 2014 r. zakończyła się ocena formalna wniosków o udzielenie wsparcia ze środków Funduszu Powiązań Kooperacyjnych dla klastrów w ramach konkursu nr 2, ogłoszonego w czerwcu br. przez Toruńską Agencję Rozwoju Regionalnego, która wraz z Kujawsko-Pomorską Agencją Innowacji realizuje projekt „Wspieranie powiązań kooperacyjnych przedsiębiorstw w województwie kujawsko-pomorskim”. NA CO MOŻNA DOSTAĆ WSPARCIE?
W ramach Etapu I można uzyskać dofinansowanie działań zmierzających do utworzenia dokumentu strategicznego klastra/powiązania kooperacyjnego, określającego zasady współpracy pomiędzy członkami inicjatywy, jej przyszłą formę prawną i, co najważniejsze, wskazującego zarys planowanych do wspólnej realizacji projektów. W zamyśle TARR SA jest, aby dokumenty strategiczne stanowiły punkt wyjścia do działań podejmowanych w latach 2014-2020. Dzięki temu regionalne inicjatywy klastrowe i powiązania kooperacyjne będą mogły efektywniej aplikować o wsparcie zewnętrzne w nowej perspektywie budżetowej. W ramach Etapu II wsparcie można uzyskać na realizację wybranych projektów, zapisanych w strategii, zawartych w poniższym katalogu: • utworzenie platformy przekazu w obszarze nowych technologii, • pozyskanie i wykorzystanie (wdrożenie) wyników prac B+R w działalności gospodarczej członków powiązania, • pozyskanie nowych odbiorców dla wytwarzanych produktów lub oferowanych usług, • udział uczestników powiązania w misjach gospodarczych i imprezach wystawienniczych zagranicznych lub krajowych o charakterze międzynarodowym, • przygotowanie obcojęzycznych materiałów informacyjno-promocyjnych o uczestnikach powiązań, produktach i usługach.
(wysokość wsparcia do 85 proc.). Wsparcie w przypadku Etapu II jest udzielane jako pomoc de minimis. CHĘTNYCH WIĘCEJ NIŻ DOSTĘPNYCH ŚRODKÓW
Przełożyło się to na duże zainteresowanie ze strony regionalnego środowiska biznesowego, którego dowodem jest liczba wniosków - 72 i wartość przedsięwzięć, zgłoszonych w ramach dwóch przeprowadzonych konkursów - prawie 29 mln zł (szczegóły na wykresie). PANEL EKSPERTÓW
W konkursach FPK zastosowano nowe dla województwa kujawsko-pomorskiego rozwiązanie w zakresie oceny wniosków. Koordynatorów klastrów aplikujących o wsparcie na Etapie II, którzy pomyślnie przejdą ocenę ekspercką czeka jeszcze spotkanie panelowe z ekspertami, w trakcie którego
będą mieli możliwość osobistego zaprezentowania swoich inicjatyw. Pierwszy panel ekspertów w regionie kujawsko-pomorskim odbył się w dniu 6 czerwca 2014 w siedzibie Toruńskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. INTELIGENTNE SPECJALIZACJE
W konkursie wystartowali wnioskodawcy, reprezentujący m.in. branże wpisane do projektu Regionalnej Strategii Innowacji, jako tzw. inteligentne specjalizacje. Przedsiębiorcy działający we wskazanych obszarach będą preferowaną grupą, jeśli chodzi o przyznawanie środków w nowej perspektywie budżetowej, szczególnie na działania o wysokim potencjale innowacyjnym.
Piotr Józefiak Kierownik Punktu Kontaktowego
WYSOKA INTENSYWNOŚĆ WSPARCIA…
Projekt jest współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2007-2013 oraz ze środków budżetu państwa
1163014TRTHA
Zachętą dla regionalnych grup kooperacyjnych do udziału w konkursach była wysokość dotacji oraz intensywność wsparcia. I tak na przedsięwzięcia w ramach etapu I można uzyskać maksymalnie 100 tys. zł (wysokość wsparcia do 95 proc.). Na projekty złożone w ramach Etapu II można uzyskać do 3 mln zł
TEKST: SłAWOMIR bObbe FOT. TOMASZ CZAChOROWSKI, JACeK SMARZ
MICHAŁ OLSZEWSKI
Nie zmiecie raczej z piwnej mapy Polski światowych koncernów i nie taki jest jej cel. Rewolucjoniści jednak rozpychają się na sklepowych półkach, a raz zarażone chmielowym aromatem kubki smakowe piwoszy nigdy nie będą już takie same.
JAN OKULEWICZ I MACIEJ KIELNIK
ji c lu o ew r j e n iw p y ic n w jo o W
R
ewolucja zaczęła się w naszym regionie. Mówią o nich, że są pionierami dobrego piwa w Toruniu. To zbyt skromne określenie. Oni stali w awangardzie polskiej piwnej rewolucji. - Wystartowaliśmy ze wspólnikiem Marcinem Markowskim siedem lat temu z pubem Krajina Piva - mówi Michał Olszewski, właściciel pubu Krajina Piva, sklepu PIWEX, współwłaściciel Browaru Wąsosz i pomysłodawca inicjatywy kontraktowej Olimp. - Wtedy rewolucji piwnej nie było widać, ludzie dopiero poznawali piwa regionalne, przecierali oczy ze zdumienia, ile ich rodzajów można spotkać w naszych lodówkach. Razem z pomysłem na pub w mojej głowie pojawił się też pomysł otwarcia hurtowni z piwem. Myślałem, że to knajpę będzie łatwiej otworzyć, ale po jakimś czasie okazało się, że to hurtownia jest łatwiejszym przedsięwzięciem. Ludzie myślą, że otwarcie pubu w Toruniu to samograj, ale Toruń to miasto nieszablonowe i nawet najlepsze knajpy, które w innych miastach działają, w Toruniu upadają. Najważniejsze, aby mieć w knajpie coś, co ludzie zechcą kupić, co będzie magnesem. Pomysł lub produkt musi być dobry i nietypowy, czymś trzeba klienta przyciągnąć - my dajemy mu dobre piwa! - mówi pan Michał.
Coś dobrego z kija Nie było to jednak piwo znane z setek barów i pubów w całej Polsce, czyli tradycyjny słomkowy lager i wariacje na jego temat. - Byliśmy jednym z pierwszych multitapów w Polsce, choć ja nie lubię nazywać Krajiny Piva multitapem. Ważne, żeby było wiele kranów i coś dobrego lało się z kija. My mamy 10-11 piw w kranach i ciągle zmieniamy ofertę - podkreśla piwny przedsiębiorca. To w tego typu miejscach niektórzy dowiadują się, że istnieje piwne życie poza bezsmakowymi „koncerniakami”. Odkrywają, jak smakuje piwo American India Pale Ale, Russian Imperial Stout, Doppelbock i setki piw uwarzonych w dziesiątkach piwnych stylów. Zwykle po takiej wizycie powrót do tego, co dotychczas uważało się za piwo, jest po prostu niemożliwy. - Kiedyś pracowałem ze wspólnikiem Krajiny Piva w sieci handlowej, tam narodził się pomysł - wspomina Michał Olszewski. - Wówczas chciałem rozwijać swój dział piwny, ale z wielu względów okazało się to niemożliwe. Nasza wiedza to był zaledwie wierzchołek piwnej góry lodowej, ale ten świat zaczął nas jeszcze bardziej fascynować. Dwa lata później otworzyliśmy sklep. Potem pojawiła się druga studencka knajpa przy ul. Gagarina, po czym nasze drogi rozeszły się i wspólnik pozoKUJAWSKO-POMORSKI
20
grudzień 2014
Rewolucja postępuje i boleśnie daje znać o sobie koncernom piwowarskim. Ich udział w rynku w ciągu pięciu ostatnich lat spadł z 88 do 82 procent. To sukces browarów kontraktowych. stał przy pomyśle Instytutu Piwa. Już wtedy w mojej głowie narodził się pomysł stworzenia browaru kontraktowego Olimp, z postaciami z mitologii i możliwością bawienia się mitami, stylami piwnymi i przeplatania ich do woli. Marcin Ostajewski, mój wspólnik i piwowar, od razu podchwycił ten pomysł. Marcin przygotowuje receptury i robi to znakomicie - podkreśla pan Michał. W ostatnim czasie na pokład Browaru Olimp dołączył Karol Kowalski. Ma doświadczenie z napojami z wyższej półki. Panowie planują wspólnie
pomysł na biznes Browary regionalne to średnia półka, która była obecna na rynku od dawna. Ale wraz z browarami regionalnymi, gdzieś 2 lata temu, pojawiła się w Polsce nowa fala piw, klasa światowa - browary rzemieślnicze w szeroko rozumianym znaczeniu tego słowa. MIChAŁ OLSZEWSKI
wprowadzić do oferty browaru napoje z branży rzemieślniczej o niecodziennych i wyjątkowych smakach. Browar Olimp warzy swoje piwo w Wąsoszu nieopodal Częstochowy. Na początku warzyli w podnakielskim Krajanie, ale moce produkcyjne przekraczały ich ówczesne możliwości. - Potem warzyliśmy w Browarze Zodiak w Kłodawie. Tam też można robić dobre piwa, jednak nie do końca odpowiadały nam warunki organizacyjne. Teraz, wspólnie z Maciejem Grzywaczem, nabyliśmy i uruchomiliśmy Browar Wąsosz. Działa on pełną parą i już myślimy o zwiększeniu mocy produkcyjnych. We własnym browarze możemy kontrolować proces produkcji od początku do końca, a gdy coś idzie nie tak, można próbować to korygować, by w przyszłości nie powtarzać błędów. W browarze kontraktowym nie jest to takie proste, stąd też kilka wpadek na rynku. My też taką zanotowaliśmy. Nasza pierwsza warka była taka, że piwo nie było złe, ale miało maślany zapach, co było niepożądane. Oprócz nas w Wąsoszu warzą także koledzy z Browaru Szałpiw i Browaru Perun. To pozwala nam zapełnić linie produkcyjne i utrzymać browar - podkreślają toruńscy piwowarzy. Bezdomny browar Browar w Polsce kojarzy się z konkretnym miejscem i siedzibą. Takie tradycyjne myślenie nie sprawdza się w wypadku browarów kontraktowych, które są często... bezdomne. - Dla nich nie jest ważny budynek czy region, tylko osoby, które przygotowują piwo. Browary kontraktowe nieodłącznie wiążą się z osobami piwowarów - tłumaczy Jan Okulewicz, niestrudzony propagator dobrego piwa z Bydgoszczy, prowadzący fanpage Bydgoska Piwna Pustynia. Niegdyś był odpowiedzialny za piwo w Klubokawiarni 1138, ale przeniósł
swoje „krany” do Toro Tapas Bar i we współpracy z właścicielami proponuje gościom piwa z najlepszych browarów kontraktowych - Pracowni Piwa, Artezana, Pinty, Browaru Szałpiw czy Olimpu. - Kilka lat temu zaczęło się odsuwanie piw koncernowych na bok, obecnie sporo świadomych klientów nie pije tego typu piwa, bo po prostu nie da się go pić - mówi Michał Olszewski. - Browary regionalne to średnia półka, która była obecna na rynku od dawna. Ale wraz z browarami regionalnymi, gdzieś 2 lata temu, pojawiła się w Polsce nowa fala piw, klasa światowa - browary rzemieślnicze w szeroko rozumianym znaczeniu tego słowa. Dzięki nim w piwie wyczujesz wiele smaków, również zapachów. Pijesz piwo i możesz wyczuć w nim, m.in. pomarańczowe aromaty i smak dzięki amerykańskim chmielom, możesz wyczuć zapachy kwiatowe, trawę cytrynową, albo wędzony słód. Piwosz dostaje niezliczoną ilość płaszczyzn smaku. Dla przykładu niedawno wypuściliśmy piwo „hades Gone Wild”, kosztowało w sklepie 50 złotych. Sprzedaliśmy je zanim je wyprodukowaliśmy! Zamówień było na ponad 3 tysiące butelek, wypuściliśmy na rynek tylko 550. Poziom tego piwa to najwyższa światowa półka, a doznania smakowe nie do opisania - chwali się. Ceny piw z browarów kraftowych, czyli rzemieślniczych, w sklepie zaczynają się od 5 złotych i sięgają około 8 złotych, gdy w składzie mają nowofalowe chmiele amerykańskie. Za piwa takie jak „Imperator Bałtycki”, które są poziom wyżej, trzeba zapłacić jeszcze więcej. Chętnych jednak nie brakuje. To inne surowce, inna akcyza, specyficzne etykiety. W takim piwie „Terrence” z Wąsosza około złotówka to koszt samego chmielu, podczas gdy w koncernowym piwie ten koszt to kilkanaście groszy. Duzi czują oddech na plecach Sprzedaż piw koncernowych i kontraktowych rośnie. W ciągu kilku lat z poziomu 5 sięgnęliśmy 15 proc., a to globalnie dużo. Widać, że koncerny się wystraszyły i zaczynają wypuszczać na rynek piwa nieco inne. Przykład dał Żywiec ze swoim american pale ale. Rewolucja jednak postępuje i boleśnie daje znać o sobie koncernom piwowarskim. Ich udział w rynku w ciągu pięciu ostatnich lat spadł z 88 do 82 procent. To sukces browarów kontraktowych. Małe browary są bardziej elastyczne, mogą warzyć takie piwo, jakie zamarzy sobie piwowar. Zamawiają konkretne składniki pod produkt, który zamierzają stworzyć, wynajmują linię produkcyjną w większym browarze, przygotowują piwo i znikają. Dzięki browarom kontraktowym mamy chociażby piwa, które leżakowały w beczkach po bordeaux. Czy jakiś koncern porwałby się na taki pomysł? - Teraz niemal w każdym miesiącu powstają nowe browary rzemieślnicze, a przez następne 4-5 lat będzie się sprzedawać niemal wszystko, co wyprodukują. Problem pojawi się za kilka dobrych lat, kiedy nie wystarczy już oryginalne piwo, a trzeba będzie to piwo zrobić bardzo dobrze - podkreśla Maciej Kielnik z Bydgoszczy, domowy piwowar, KUJAWSKO-POMORSKI
21
grudzień 2014
który sam planuje otworzyć browar kontraktowy w Bydgoszczy. - To będzie produkt, za który konsument zapłaci bez mrugnięcia okiem 8 złotych w sklepie i kilkanaście w pubie. Teraz jest efekt nowości, ciekawości i powolnej zmiany upodobań. Browary rzemieślnicze sprzedają na pniu każdą warkę. Coraz więcej jest osób, które raz na jakiś czas kupują sobie dobre piwo. To także w części snobizm, ale dobrze rozumiany. Na ostatnim Poznańskim Festiwalu Piwa zainteresowanie piwem rzemieślniczym było ogromne. Większość odwiedzających przyjechała ze swoimi szkłami degustacyjnymi, zwiększającymi doznania węchowe i smakowe. Tylko na targach odbyło się około 20 piwnych premier - dodaje bydgoszczanin. Ile kosztuje własny browar? - Zależy od tego, jaką drogę się wybierze. Żeby uruchomić browar rzemieślniczy trzeba sporych nakładów na starcie - mówi Maciej Kielnik. - Można jednak mieć smykałkę do majsterkowania i np. kupić schładzalnik do mleka za 1600 zł na Allegro i przerobić taki sprzęt. Zwykle jednak browary kontraktowe zaczynają jako spółka kilku osób. Wiadomo, łatwiej zebrać we trójkę po 100 tysięcy, niż samemu 300, a ryzyko jest mniejsze. Te browary, które zaczynają jako inicjatywy znajomych są bezpieczniejsze finansowo. Trzeba zacząć od lokalizacji, bo przystosowanie pomieszczeń wiąże się z ogromnymi nakładami finansowymi. To również wizyty sanepidu, a w przypadku piwa - kontakty z urzędem celnym, bo według przepisów browar jest... składem celnym. Niestety polskie prawo skonstruowane jest pod kątem wielkich browarów. - Żeby kontraktowcy mogli otworzyć swój własny browar, muszą zdobyć prawie 140 różnych pozwoleń, co trwa nawet 16 miesięcy, w czasie których płaci się za wynajem lokalu, w którym nic się nie dzieje - mówi Maciej Kielnik. - Co gorsza, muszą być różne zgody, w tym zgoda sąsiadów. Wystarczy jeden, który odpowie na zapytanie z gminy, że się nie zgadza na takie sąsiedztwo i browar nie powstanie. Można pójść na skróty i próbować wynająć lokal, w którym już była produkcja spożywcza. Potem pozostaje planowanie instalacji, tu dobrze już mieć piwowara, który ułoży instalacje pod produkcję. Ale i z tym jest problem, bo u nas nie ma polskiej szkoły piwowarstwa. Są tylko piwowarzy domowi, ludzie z sukcesami, ale to jednak piwowarzy domowi. Nie zawsze muszą dać radę w tak dużej skali. Można również kupić gotowe instalacje, które przywiezie wyspecjalizowana firma i uruchomi produkcję, dając nawet receptury. Na takie rozwiązanie trzeba mieć jednak większe pieniądze. Tą drogą poszedł chociażby restauracyjny Browar Olbracht w Toruniu, który przy okazji reaktywował toruńskie tradycje piwne. - Kluczem jest dobre piwo. Duże pieniądze warto wydać wtedy, gdy jest pewność, że robi się coś, co się dobrze sprzeda. Cała produkcja rzemieślnicza opiera się na gwarancji, że dostaje się piwo doskonałej jakości - podkreśla Jan Okulewicz.
BADAM SIĘ, MAM PEWNOŚĆ BEZPŁATNE BADANIE MAMMOGRAFICZNE
BEZPŁATNE BADANIE CYTOLOGICZNE
co 2 lata dla kobiet w wieku 50–69 lat
co 3 lata dla kobiet w wieku 25–59 lat
www.wok.co.bydgoszcz.pl Populacyjne Programy Wczesnego Wykrywania Raka Piersi oraz Profilaktyki i Wczesnego Wykrywania Raka Szyjki Macicy Wojewódzki Ośrodek Koordynujący Centrum Onkologii im prof. Franciszka Łukaszczyka w Bydgoszczy 85-796 Bydgoszcz, ul. Romanowskiej 2 | tel./fax: 52 374-34-36
Mammografia
Cytologia
Mammografia jest rentgenowskim badaniem piersi i obecnie najlepszym sposobem wykrywania wczesnego raka. Wczesne wykrycie zmiany nowotworowej pozwala zastosować leczenie oszczędzające (bez konieczności amputacji piersi) i daje szanse na pełne wyleczenie. Ucisk stosowany w czasie mammografii nie uszkadza piersi i jest konieczny w celu uzyskania zdjęć wysokiej jakości. Idąc na badanie pamiętaj: jeśli ma Pani wcześniej wykonane badanie mammograficzne, prosimy przynieść ze sobą wynik
Badanie polega na pobraniu i ocenie wymazu z szyjki macicy za pomocą specjalnej szczoteczki i jest bezbolesne. Cytologia pozwala wykryć stadia przedrakowe oraz wczesne postacie raka szyjki macicy, kiedy nie dają jeszcze objawów. Rak szyjki macicy wykryty odpowiednio wcześnie jest całkowicie wyleczalny. Na cytologię najlepiej zgłosić się: nie wcześniej niż 2 dni po zakończeniu miesiączki i nie później niż 2 dni przed miesiączką co najmniej 4 dni po użyciu globulek dopochwowych co najmniej 1 dzień po badaniu przez ginekologa w dniu badania nie należy wykonywać irygacji
1737114BDBHC
Populacyjny program wczesnego wykrywania raka piersi / Populacyjny program profilaktyki i wczesnego wykrywania raka szyjki macicy finansowany przez ministra zdrowia w ramach Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych.
BEZPIECZNE DANE
w certyfikowanym ośrodku Centrum Przetwarzania Danych Exea w Toruniu otrzymało amerykański certyfikat Tier III of Design Documents. Dzięki temu Exea stała się jednym z dwóch ośrodków w Polsce spełniających wysokie standardy organizacji Uptime Institute.
funkcjonującego centrum i pełną niezawodność operacyjną. W procesie certyfikacji audytorzy analizowali projekt obiektu Exea pod kątem dedykowanych rozwiązań technologicznych. Dokładnie przeanalizowano przygotowanie pomieszczeń do poszczególnych modułów infrastruktury: komory serwerowe, urządzenia podtrzymujące zasilanie UPS czy agregaty prądotwórcze. Sprawdzano, na ile urządzenia energetyczne są w stanie zapewnić nieprzerwaną dostawę prądu do serwerów. Analizowano systemy klimatyzacji regulujące odpowiednią temperaturę w pomieszczeniach serwerowych. Istotna była możliwość rozbudowy centrum danych oraz mechaniczne i automatyczne rozwiązania ułatwiające utrzymanie nieprzerwanego działania środowiska serwerowni. Certyfikacja dotyczyła również odpowiedniej lokalizacji obiektu, która minimalizuje ryzyka związane z naturalnymi kataklizmami czy działalnością ludzką (m.in. odległość od portu lotniczego i autostrady). Czym charakteryzuje się certyfikowana infrastruktura? Dzięki zastosowaniu zapasowych komponentów środowiska serwerowni pojawie-
nie się jakiejkolwiek awarii nie jest odczuwalne dla klienta, który dysponuje nieprzerwanym dostępem do swoich danych. Uzyskany przez Exea Data Center poziom Tier III oznacza, że ośrodek może funkcjonować niezależnie od prac serwisowych poszczególnych komponentów. Jest to możliwe dzięki redundantnej architekturze poszczególnych systemów. Wszystko to przekłada się na wysoką jakość usług przetwarzania danych, z których mogą korzystać firmy MŚP, korporacje, instytucje finansowe, podmioty administracji publicznej oraz jednostki ochrony zdrowia.
Sławomir Kozłowski Dyrektor Centrum Przetwarzania Danych Exea
1163014TRTHA
K
ryteria certyfikacji Instytutu określają poziom niezawodności infrastruktury fizycznej w centrach IT, dotyczą systemów w środowisku serwerowni takich jak zasilanie, chłodzenie, rozwiązania architektoniczne i bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo danych to aktualnie najważniejszy aspekt decyzji biznesowych dotyczących outsourcingu IT. Wielu przedsiębiorców wciąż mocno obawia się o odpowiednie zabezpieczenie swoich danych. Jeśli decydują się korzystać z ośrodków przetwarzania danych, szukają takich, które gwarantują wysokie standardy bezpieczeństwa. Certyfikacja uznanej w branży IT organizacji Uptime Institute jest taką gwarancją. Exea rozpoczęła trzyetapowy proces, w którym pierwszym krokiem było zdobycie certyfikatu na dokumentację projektową. Kolejnym będzie certyfikacja wybudowanego zgodnie z projektem obiektu (Tier Certification of Constructed Facility). Wreszcie ostatnim etapem będzie zdobycie potwierdzenia niezawodności operacyjnej działającej infrastruktury (Operational Sustainability Certification). To potwierdzi najwyższą jakość
felieton
Wybory, czyli święto demokracji Państwowa Komisja Wyborcza nie jest w stanie policzyć głosów wyborczych z powodu awarii systemu. Dżizas, jest już przecież druga dekada XXI wieku! PROF. leSZeK DZIAWGO
Jesteśmy już po wyborach samorządowych. A wybory to bardzo ważna sprawa, także samorządowe - ponieważ to wybory do władz lokalnych. Obserwując naszą krajową administrację, dochodzę do wniosku, że to właśnie administracja samorządowa najszybciej pojęła własną rolę we współczesnym państwie. Odnoszę wrażenie, iż bardziej poszukuje porozumienia z obywatelami i z biznesem niż administracja rządowa. Krótki dystans pomiędzy obywatelem a lokalną władzą służy rozwiązywaniu realnych problemów. Wprawdzie nie zawsze bywa idealnie, ale dopiero lewitacja władzy centralnej wobec prawdziwych ludzkich i gospodarczych problemów jest druzgocąca. Niestety, nie wszystkie problemy może rozwiązać władza lokalna. Tymczasem święto demokracji zostało zakłócone. Jak nie kompromitacja PKP, to kompromitacja PKW. Jest coś wspólnego w obu przypadkach - to właśnie niby-cyfryzacja naszego państwa (a jest nawet takie Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji). Otóż PKP akurat przed wyborami rozpoczyna akcję „Pendolino”, ale nie potrafi sprzedać biletu przez Internet na legendarny już „szybki” pociąg (który wcale tak szybko nie jeździ, a na razie do 14 grudnia nie jeździł wcale). Natomiast Państwowa Komisja Wyborcza nie jest w stanie policzyć głosów wyborczych z powodu awarii systemu. Dżizas, jest już przecież druga dekada XXI wieku! Jak zwykle spodziewano się pewnych drobnych, nudnawych zakłóceń, a tu źródłem kłopotów staje się samo PKW! Tego jeszcze nie było, ale niskiego zaufania obywateli do własnego państwa taki fakt nie podnosi. Należy poważnie
prof. leszek Dziawgo jest szefem Katedry Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk ekonomicznych UMK, a także członkiem Prezydium Komitetu Nauk o Finansach PAN. stwierdzić, że jest to kompromitacja nie tylko PKW, ale demokratycznego państwa. Do tego komunikat prezesa Sądu Najwyższego, podany w mediach, że winny jest system, nie ludzie. Ręce opadają, moc truchleje. Strach pomyśleć, co będzie jak wybudujemy elektrownię atomową. Śledząc wyniki wyborów można było pewne sprawy dostrzec. Uwaga mediów zwrócona była przez wiele godzin na ogólny wynik wyborów, wyniki w sejmikach, no i na wyniki w największych miastach. Wśród nich nie wspominano ani o Toruniu, ani o Bydgoszczy. O sejmiku w KujawskoPomorskiem - wspominano incydentalnie, bo pasował do rozważań o całości wyborów na mapie kraju. Oczywiście, do pewnego stopnia jest to zrozumiałe - koncentracja na kluczowych elementach. Z tego też jednak wynika i to, że nasze miasta i po części cały region nie są elementami kluczowymi KUJAWSKO-POMORSKI
24
grudzień 2014
w naszym kraju. Taka jest obecna pozycja naszego regionu. Dużo pracy przed nami. W następnych dniach po wyborach dostrzeżono Kujawsko-Pomorskie. Odniosłem wrażenie, iż przede wszystkim z uwagi na kolejny rekordowy wynik prezydenta Zaleskiego. Wynik z pewnością przejdzie do historii, bo niewiele było takich przypadków w Polsce. Także Bydgoszcz wzbudziła zainteresowanie. Jako obywatele i mieszkańcy regionu spisaliśmy się nie najgorzej. Frekwencja 44,4proc. na tle kraju jakoś ujdzie. Przy okazji w mediach narzekano trochę na ogólnopolską frekwencję. Zauważę przewrotnie, że nie do końca się z tym zgadzam. Wolę mniej wyborców, ale świadomych i zaangażowanych, niż więcej, ale za to nieświadomych. Nie wiadomo, jakimi kryteriami kierowaliby się. Przypomnę, że media przed wyborami szeroko informowały o dziwacznych kandydatach. Gdyby wszyscy ruszyli do wyborów - to dopiero sobie byśmy nawybierali dziwnych postaci.
rozmowa biznesu
guma z tradycjami Nasz produkt od dawna nie może być już tylko czarny i pachnący gumą. Z Bohdanem Stankiewiczem, prezesem Bydgoskich Zakładów Przemysłu Gumowego STOMIL SA, rozmawia Justyna Król
Kiedy pięć lat temu zaczynał Pan pracę w „Stomilu”, firma był w bardzo kiepskiej kondycji… Pogorszenie ekonomicznej sytuacji firmy nastąpiło już pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia. W pierwszej połowie kolejnej dekady pozycja „Stomilu” na rynku słabła, poprzez coraz większą lukę technologiczną i brak odpowiednich inwestycji. Do tego nadmiar zatrudnienia, działania prywatyzacyjne w specyficznej, uzwiązkowionej przecież firmie. Łatwo nie było. Z drugiej strony były niepodważalne atuty, takie jak doświadczenie ludzi, tradycja, ugruntowana pozycja na rynku, ceniona marka. To przemawiało za tym, że przed „Stomilem” nadal są konkretne możliwości. Intensywne działania rynkowe z pomocą dotacji publicznej, udzielonej przez skarb państwa, spowodowały, że pozycję firmy, jako skutecznego gracza średniej wielkości na rynkach europejskich, udało się odbudować. Wysoka jakość produktów się obroniła, a jakie są kierunki eksportu wyrobów „Stomilu”? W takiej firmie jak „Stomil” tylko długofalowa strategia ma szanse, niczego nie da się osiągnąć szybko. Wygrała tradycja marki. Eksport to dla nas podstawa. Do ubiegłego roku znaczną sprzedaż „Stomil” realizował na rynki wschodnie. Aktualnie ze względu na sytuację geopolityczną musimy intensyfikować nasze działania na rynkach zachodnich, gdzie produkt polski, niewytworzony w fabryce na Wschodzie, jest ceniony. Liczy się pewniejsza, lepsza, powtarzalna jakość. Oczywiście musimy konkurować cenowo, stale umacniać swoją pozycję, ale radzimy sobie. Jesteśmy znani na rynkach angielskim, francuskim, niemieckim. Jeździmy na targi. Promujemy nasze produkty.
Atesty, certyfikaty i badania sposobów wytwarzania są najlepszą listą referencyjną. Jednak trzeba też zaznaczyć, że rywalizacja z bardzo tanimi wyrobami azjatyckimi cały czas wymusza na nas poszukiwanie lepszych organizacyjnie i logistycznie metod współpracy z klientem, wprowadzanie produktów bardziej zaawansowanych technicznie, technologicznie.
Dzisiejsza pozycja firmy, jest stabilna. Co jest kluczem do sukcesu? Ważny jest wybór tego segmentu, w którym nasza technologia będzie najefektywniejsza z punktu widzenia ekonomicznego. Im bardziej nowoczesne i skomplikowane rozwiązania, tym wyższa marża. Im prostsze, tym koszt niższy, marża też. Sytuacja „Stomilu” jest perspektywiczna, w każdej chwili może się to zmienić przez stale trwające procesy prywatyzacyjne, ale obecnie zmierzamy w dobrym kierunku. Staramy się nie psuć perspektyw nieodpowiedzialnymi ruchami i to się nam udaje. Jakie branże zaopatruje obecnie bydgoska fabryka? Górnictwo, budownictwo, rolnictwo. Wbrew pozorom, odpowiedzialność za produkt jest ogromna. Jakość musi być wysoka, bo choćby obudowy, przytrzymujące hydraulikę górniczą, nie mogą zawieść, wąż nie może pęknąć, bo to może zagrażać bezpieczeństwu ludzi. Także przy maszynach budowlanych czy rolniczych elementy gumowe odgrywają ogromną rolę.
Eksport to dla nas podstawa. Aktualnie działamy na rynkach zachodnich, gdzie produkt polski, niewytworzony w fabryce na Wschodzie, jest ceniony. bohdan Stankiewicz, prezes Stomil sa
KUJAWSKO-POMORSKI
25
grudzień 2014
W czym szczególnie wyspecjalizował się „Stomil”? Jesteśmy liderem w wielu kategoriach, gama produktów gumowych jest obszerna, dla nas najważniejsze są jednak węże hydrauliczne i przemysłowe. Staramy się nieustannie ulepszać technologię, poszukujemy niszowych zastosowań. Spełniamy standardy, które wynikają z rozwoju innych technologii. Obecnie używa się węży hydraulicznych, które muszą ewoluować w kierunku coraz lepszych parametrów, wytrzymałości czy ścieralności. W innych produktach ważne są inne kwestie. Na przykład, jak wiadomo, w wężach przemysłowych docelowo znajdują się różne płyny - od benzyny po mleko. Zatem w przypadku mleka bardzo istotne będzie, by guma nie wydzielała z siebie żadnych związków, które byłyby później spożywane, natomiast w przypadku paliwa najistotniejsze będzie, aby się nie rozpuściła. Produkujemy też węże specjalnie opracowane do warunków syberyjskich, które przy mrozie -50 stopni Celsjusza nie mają prawa się pokruszyć i to jest ich najważniejszą cechą. Wytyczne i ograniczenia tworzą nam ramy - nasz produkt od dawna nie może być już tylko czarny i pachnący gumą.
1860914BDBHA
Stomil to firma z niemal stuletnim stażem na rynku. Nagradzana za jakość produktów, ale też doceniana jako pracodawca. Wielu naszych pracowników jest u nas od początku swojej drogi zawodowej, niektórzy mają nawet pięćdziesięcioletnie staże pracy. Mamy długą tradycję. To wynika ze specyfiki tej branży, która sama w sobie też jest dosyć tradycyjna i nie potrzebuje ogromnych zmian technicznych czy technologicznych, dzięki czemu i pracownicy mają czas, by się wdrożyć. Obecnie zatrudniamy około 300 osób, ale dawniej ta liczba była kilkukrotnie większa.
prawo
Konsument z nowymi prawami
sieje strach? O jakości legislacyjnej wprowadzanej ustawy przekonamy się dopiero w praktyce - po tym, w jaki sposób i w jakim zakresie będzie respektowana przez przedsiębiorców. tekst: lucyna tataruch
J
eszcze przed końcem roku w życie wejdzie Ustawa o prawach konsumenta. Jej głównym celem jest dopasowanie polskich przepisów do prawa obowiązującego w Unii Europejskiej, co wprost wiąże się z wdrożeniem Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/83/UE z 25 października 2011 roku. I choć poszczególne zmiany regulują głównie prawa kupujących i obowiązki sprzedających, jak wspomina Dominik Jędrzejko z portalu nieuczciwepraktykirynkowe.pl, niektóre z przepisów mogą być atrakcyjne również z punktu widzenia przedsiębiorcy.
Klient płaci za zwrot Do jednych z ważniejszych zmian zaliczyć można również przepisy dotyczące reklamowania bądź rejkomi za produkt. Od momentu wprowadzenia nowych przepisów, konsument będzie miał prawo zdecydować o sposobie dochodzenia roszczenia w przypad-
Kupujący nie jest specjalistą Wydawać może się, że wszystkie zmiany mają na celu ułatwienie kupującym dochodzenia swoich praw, szczególnie w przypadku e-zakupów. Przykładem jest choćby szeroko pojmowany, spoczywający na przedsiębiorcy obowiązek informacyjny, określający szeroki zakres wiadomości, jakie kupujący powinien otrzymać przed zawarciem umowy. Konieczność ta wynika z podstawowego założenia, iż konsument nie musi posiadać specjalistycznej wiedzy z zakresu oferowanej mu usługi.
Szczęśliwie dla przedsiębiorców, w trakcie toczących się nad ustawą prac zrezygnowano z pierwotnego kształtu tego zapisu, według którego nakaz szczegółowego informowania obowiązywałby już od momentu złożenia propozycji zawarcia umowy. W praktyce bowiem oznaczałoby to konieczność przedstawiania warunków umowy już w momencie wizyty konsumenta w sklepie i na pierwszej możliwej odsłonie strony WWW sklepów internetowych. Obecnie zgodnie z art. 8 ustawy, przepis ten odwołuje się do chwili wyrażenia przez konsumenta woli zawiązania umowy. W pakiecie niezbędnych informacji znajdują się wyraźnie zaznaczone dane przedsiębiorcy, co jest niezwykle istotne w przypadku sprzedaży internetowej lub poza lokalem sprzedającego (podczas pokazów, kontaktów z akwizytorami itp.). Umowa wraz z zawartymi informacjami musi zostać dostarczona na papierze lub innym, ustalonym z kupującym nośniku.
być jasna także dla instytucji ochrony praw konsumentów - o czasie zwrotu kosztów towaru może decydować moment otrzymania sprzedanej rzeczy lub dostarczenia dowodu jej przesłania. Za przesyłkę ze zwracanym towarem zapłaci konsument, o ile został o tym wcześniej poinformowany (art. 34 ust. 2). Sprzedawca bierze na siebie jedynie koszty ryzyka dostarczenia towaru - przy zwrocie ceny musi doliczyć je do całościowej kwoty. Obowiązuje to jednak tylko w przypadku zaoferowanego najtańszego sposobu przesyłki. Każda inna opcja, którą świadomie wybiera konsument, nie zobowiązuje przedsiębiorcy do zwrotu dodatkowych płatności za transport. Rynek skorzysta
ku wadliwego produktu. Do roku wydłużony zostanie czas, w którym zakłada się, iż zgłoszona po zakupie wada występowała już w momencie zakupu towaru. Dodatkowo, dla przedsiębiorców groźnie brzmieć może wydłużony do 14 dni okres na odstąpienie od umowy przy sprzedaży na odległość, który w przypadku niepoinformowania o tym kupującego zmieni się w 12 miesięcy. Jednak jak podkreśla Dominik Jędrzejko, uczciwy przedsiębiorca nie powinien obawiać się tego terminu: - Po pierwsze, rygor z nim związany dotyczy wyłącznie informacji o uprawnieniu do odstąpienia od umowy, a nie wszystkich innych obowiązków informacyjnych, wynikających z ustawy. Po drugie, ewentualne uchybienia można w każdej chwili naprawić, co skróci termin do 14 dni od udzielenia konsumentowi informacji.
Dużym plusem dla przedsiębiorców jest przepis (art. 32 ust. 3) o możliwości wstrzymania się ze zwrotem płatności do momentu zwrotu towaru. Kwestie te regulował dotychczas Kodeks cywilny, jednak rozwiązanie to nie było w pełni oczywiste w praktyce. Według nowych reguł, sprawa powinna KUJAWSKO-POMORSKI
26
grudzień 2014
Ustawa zdążyła już wzburzyć falę komentarzy przedsiębiorców, obawiających się ponoszenia dodatkowych kosztów z tytułu konieczności wprowadzenia zmian w regulaminach sklepów internetowych, dostępnych w nich formularzy odstąpienia od umowy, wymogów odnośnie wyglądu stron (związanych z obowiązkiem informacyjnym), czy samych nadużyć w przypadku zwrotu towarów. Jednak, zgodnie z tym, co opisane zostało w preambule dyrektywy UE, sytuacja ta ma przyczynić się do lepszego funkcjonowania wewnętrznego rynku między przedsiębiorcami a konsumentami. Jak podkreślają specjaliści, o jakości legislacyjnej wprowadzanej ustawy przekonamy się dopiero w praktyce, po tym, w jaki sposób i w jakim zakresie będzie ona respektowana. Ujednolicenie przepisów we wszystkich krajach członkowskich Unii usprawni prowadzenie działalności transgranicznej. Warto jednak pamiętać, że tego typu działalność regulowana jest również choćby przepisami podatkowymi, które nie podlegają harmonizacji wedle całej wspólnoty. Ujęte w ustawie przepisy są jedynie obowiązującym minimum dla danego kraju, a więc każde państwo Unii Europejskiej może poszerzyć zakres objętych nią umów. Polski przedsiębiorca nie zostaje więc automatycznie zwolniony z konieczności zapoznania się z sektorowymi regulacjami prawnymi, obowiązującymi w innych krajach - jeśli zamierza w nich prowadzić swoją działalność rynkową.
rozmowa biznesu
Inwestycja
na trzy pokolenia
Cztery lata temu Tadeusz Chęsy został właścicielem i prezesem zarządu Uzdrowiska Solanki w Inowrocławiu. Od tego czasu ciągle coś zmienia, remontuje, modernizuje i - jak mówi - pracy wystarczy jeszcze na trzy kolejne pokolenia. ROZMAWIA ReNATA NAPIeRKOWSKA
W jakim stanie było uzdrowisko, gdy Pan je kupił? To nie było tak, że od razu je kupiłem. Najpierw były prowadzone negocjacje, przez okres około 4 miesięcy. Kiedy złożyłem ofertę, okazało się, że jest pięciu chętnych. Zostałem zakwalifikowany, jednak do sprzedaży jeszcze nie doszło. Przy kolejnym spotkaniu była tylko trójka zainteresowanych kupnem tej firmy, aż w końcu zostaliśmy sami. Po negocjacjach we wrześniu 2010 roku kupiłem uzdrowisko. Choć stałem się właścicielem, to trzeba było dopełnić masę formalności. Dopiero w grudniu 2010 roku, kiedy dokonano wpisu do KRS stałem się formalnie pełnoprawnym właścicielem Uzdrowiska Solanki, mając 93 procent udziałów. 4 procent udziałów należy do skarbu państwa, a reszta do załogi. W momencie, gdy zostałem prezesem, czekało mnie mnóstwo trudnych decyzji. Jedną z pierwszych było zwolnienie całego poprzedniego zarządu spółki. Okazało się, że firma jest zadłużona, ma niezapłacony podatek od nieruchomości w ratuszu i dwa miliony strat z tytułu działalności za rok 2010. Muszę przyznać, że przeczuwałem, że tak będzie, choć zapewniano mnie
Z jednej strony sanatorium działało jak machina bez zastojów, a z drugiej trzeba było zmienić mentalność pracowników i podjąć niezbędne inwestycje. TADEUSZ ChęSy,
WŁAŚCICIEL I PREZES UZDROWISKA SOLANKI W INOWROCŁAWIU
początkowo, że finanse są w porządku. Skutek tego zadłużenia był taki, że mieliśmy ogromny problem, by przekonać banki do kredytowania. Dopiero jak uzyskaliśmy kredyt, mogliśmy przystąpić do działania. Z jednej strony sanatorium działało jak machina bez zastojów, a z drugiej trzeba było zmienić mentalność pracowników i podjąć niezbędne inwestycje. W firmie działały trzy związki zawodowe, które podchodziły z rezerwą do nowego właściciela, dziś został jeden. Myślę, że redukcja liczby związków to efekt coraz większego zaufania załogi do mnie i podejmowanych przez zarząd decyzji. A jak wyglądał stan obiektów, gdy Pan je kupił? Wszystko wymagało remontów, nakładów. Sanatorium Kujawiak było zaniedbane, do budynku AS wstyd było zaprosić kuracjuszy, wodę w basenie wymieniano co dwa tygodnie, bo urządzenia do uzdatniania nie działały. Była, co prawda, przygotowana dokumentacja wymiany urządzeń w basenie do uzdatniania wody, która opiewała na kwotę 600 tysięcy złotych. Nie zajmowałem się wcześniej takim rodzajem działalności, więc też musiałem się nauczyć wielu nowych rzeczy. Podpatrywałem KUJAWSKO-POMORSKI
27
grudzień 2014
więc, jak takie urządzenia działają w innych basenach, poszukałem specjalistycznej firmy i wymieniłem instalację w basenie za 100 tysięcy złotych. Największą do tej pory inwestycją był remont trzech pięter w Kujawiaku. Odrestaurowaliśmy budynki AS i Ostoja. Przeprowadziliśmy remont w Medical SPA, pobudowaliśmy sieć informatyczną, wdrożyliśmy programy komputerowe, które pomagają nam zarządzać uzdrowiskiem. Praktycznie cały czas coś robimy: naprawiamy, modernizujemy, przerabiamy. Te wszystkie działania pozwoliły nam poszerzyć i uatrakcyjnić ofertę rehabilitacyjną i pobytową dla kuracjuszy, a także dla mieszkańców miasta, którzy również mogą - i korzystają - z naszych usług. Mamy świetnie wyszkoloną kadrę, która zapewnia rehabilitację pacjentów na wysokim poziomie. Te zmiany następowały lawinowo i dziś trudno nawet wymienić zakres wszystkich prac, które zmieniły obraz naszego uzdrowiska. Co Pan jeszcze zamierza zmienić w uzdrowisku? Pracy tu wystarczy dla trzech kolejnych pokoleń. Aby Uzdrowisko Solanki uzyskało europejski standard, trzeba zainwestować jeszcze co najmniej 50 milionów złotych. Pozostałe obiekty, tak jak Zakład Borowinowy czy Zakład Przyrodoleczniczy chcemy zaadaptować na nowy rodzaj działalności. W Kujawiaku konieczne są dalsze remonty, z termomodernizacją budynku włącznie i budową drugiego basenu. Mam już gotowe plany, teraz tylko trzeba je zrealizować. Potrzebne są na to duże fundusze, więc zamierzam ubiegać się o wsparcie unijne.
72614BIBIA
Co sprawiło, że mając świetnie prosperującą od wielu lat drukarnię Pozkal, postanowił Pan kupić inowrocławskie uzdrowisko? Pomysł narodził się w drukarni podczas spotkania, na którym podsumowywaliśmy rok i rozmawialiśmy o planach na następny. Moja żona zażartowała, że może bym kupił Uzdrowisko Solanki, które właśnie wystawiono na sprzedaż, bo ukazało się ogłoszenie w gazecie. Myślę, że powiedziała to trochę przekornie, by mnie odciągnąć od pracy i kolejnych inwestycji, ale ja potraktowałem to serio. Zadzwoniłem do syna Artura, który był akurat w Warszawie i poprosiłem go, by poszedł do Ministerstwa Skarbu i zasięgnął informacji. Przywiózł mi stamtąd prospekt z warunkami, jakie trzeba spełnić i tak się zaczęło. Do dziś zdarza mi się wypominać żonie tamtą chwilę, gdy wspomniała o kupnie.
innowacje
EKOLOGICZNY
konik
OD LEWEJ ADAM BIAŁASIK I MARCIN CHYLIŃSKI
TEKST: KRZySZTOF lIeTZ FOT. JACeK SMARZ
Lokalna firma Plast-Farb w 2011 roku wykonała 80 tysięcy sztuk opakowań z folii biodegradowalnej, a w roku 2014 już 6,43 mln sztuk. Jednym z jej głównych odbiorców jest znany także na polskim rynku Avon.
F
irma Plast-Farb jest tegorocznym Liderem Innowacji Pomorza i Kujaw w kategorii średnich przedsiębiorstw. Jej sztandarowy produkt to „opakowania biodegradowalne, wykonane z tworzywa w pełni kompostowalnego". Czy można wyprodukować taką folię, która w krótkim czasie rozłoży się i nie będzie zaśmiecać środowiska przez następne kilkaset lat? Okazuje się, że tak.
Na początku była farba Toruńska firma Plast-Farb istnieje od 28 lat. Wszystko zaczęło się w 1986 r. w miejscowości Czaple koło Wąbrzeźna - prawdziwym zagłębiu, jeśli chodzi o folie. Zresztą, jak przyznaje Ewa Grudowska, prezes Plast-Farbu, sporo osób zatrudnionych w firmie, którą kieruje, rozpoczynało pracę właśnie w wąbrzeskim ERG-u, a później w ERGIS-ie. Sam właściciel firmy Plast-Farb, Józef Głowiński też zaczynał od pracy w ERGIS-ie. - Od 1987 r. firma zajmowała się mieszaniem farb kredowych stąd w nazwie człon „Farb” - mówi Marek Świś, dyrektor ds. produkcji w Plast-Farb. - W którymś momencie szef postanowił produkować woreczki foliowe i tak to się zaczęło. Zakładowi w Czaplach szło na tyle dobrze, że firma otworzyła oddział w Kończewicach koło Chełmży. W końcu i tego było mało, więc pomyślano o przenosinach centrali firmy i głównej produkcji do Torunia. - Od dwóch lat adaptujemy tu duży obiekt po jednym z wydziałów Elany - mówi prezes Grudowska. - W Czaplach pozostał nasz oddział produkcyjny. W Kończewicach natomiast właściciel zrezygnował z działalności. W nowym miejscu postawiliśmy jednak na starą, sprawdzoną załogę i dowozimy ludzi do Torunia z Chełmży i Wąbrzeźna. Ekologiczne bezpieczeństwo Dzisiaj spółka Plast-Farb zatrudnia około 180-190 osób, ale po uzupełnieniu parku maszynowego o nową zgrzewarkę i drukarkę załoga powiększy się o kilka osób. Na duże inwestycje pozwala unij-
ne dofinansowanie na produkcję innowacyjnych, tzw. bezpiecznych kopert kurierskich. - Ta w pełni ekologiczna folia jest zrobiona z surowca całkowicie kompostowalnego. Podstawą jego zrobienia jest np. kukurydza, ale może być to także ziemniak, generalnie skrobia. Mamy dobrze przetestowane surowce ze skrobi kukurydzianej. Testowałem też surowiec z tapioki, czyli skrobi pozyskiwanej z korzenia manioku. Wspólnie z Politechniką Łódzką zamierzamy przetestować pierwszy polski surowiec - biopol - tłumaczy Marek Świś, szef produkcji Plast-Farbu. Z surowcem biodegradowalnym chodzi o to, aby po pewnym czasie, przy sprzyjających warunkach i odpowiednich bakteriach, rozkładał się on, by powstał z niego kompost. Musi to być materiał, który - mówiąc wprost - zje bakteria. Włoska robota Obecnie Plast-Farb przygotowuje się do produkcji biodegradowalnych kopert kurierskich i worków na odpady. - Produkcję folii biodegradowalnych rozpoczęliśmy w 2008 r., chociaż już wcześniej, bo w 2002 r., nasz szef ściągnął z Włoch wytłaczarkę, na której przetestowaliśmy surowiec, który był wtedy jeszcze namiastką biodegradowalnego. Była to mieszanina tradycyjnego polietylenu i minerałów, czyli kredy, wypełniacza i jakiejś części skrobi ziemniaczanej. To był początek w tym nowym trendzie - tłumaczy dyrektor Świś. Produkcja biodegradowalna to, jak twierdzą w firmie, konik dyrektora Świsia. - Generacje ciężkich folii odchodzą już do lamusa - twierdzi dyrektor. - Teraz następuje nowa generacja folii ekologicznych. Cała Europa Zachodnia ma nadprodukcję roślinną, jest więc możliwość innego wykorzystania tej nadprodukcji. Rozmawiamy na razie o foliach i opakowaniach, ale można robić biodegradowalne cuda, np. doniczki, gdzie wsadzając w nie sadzonki do ziemi od razu przy rozkładzie mamy nawóz. To jednak w Polsce przyszłość. KUJAWSKO-POMORSKI
28
grudzień 2014
Dzisiaj spółka zatrudnia około 180-190 osób, ale po uzupełnieniu parku maszynowego o nową zgrzewarkę i drukarkę, załoga powiększy się o kilka osób. Wciąż w większości przypadków, gdy dostajemy woreczek foliowy z napisem „eko" to, tak naprawdę, jak to określa Marek Świś - „pic na wodę”. Wiele firm dodaje do zwykłych polietylenów związki powodujące rozkład, czyli degradujące cząstki. To zostaje w glebie. Certyfikat firmy Plast-Farb na produkcję folii biodegradowalnych ma numer dwa. W 2011 roku firma wykonała 80 tys. sztuk opakowań z folii biodegradowalnej, w roku 2014 już 6,43 mln sztuk. Są to głównie woreczki i torby reklamowe. Ponad 60 proc. produkcji wysyłana jest na eksport przede wszystkim do Europy Zachodniej. Jednym z jej głównych odbiorców światowego formatu jest znany na polskim rynku Avon. - Wcześniej mieliśmy klienta ze Skandynawii - mówi dyrektor Świś. - Tamten rynek kładzie zdecydowany nacisk na opakowania biodegradowalne. Dzięki temu mogliśmy przetestować kilka różnych rozwiązań i teraz daje to efekty. To właśnie stamtąd czerpię całą swoją inwencję w tej materii. W Avonie są już nasze woreczki i torby reklamowe, następni klienci są zainteresowani, ale pewną barierą jest jeszcze cena takiego wyrobu. W porównaniu z tradycyjnym polietylenem ten bio jest cztery razy droższy, ale dzisiaj produkcja folii bio jest o 25 proc. tańsza niż jeszcze kilka lat temu, gdy zaczynaliśmy.
1129814TRTHA
1816414BDBHA
BOK
O oszczędzaniu, co
IEM
felieton
wyszło
Klan Rockefellerów pakuje manatki i wynosi się ze swojej słynnej siedziby na Manhattanie. Czemu? Plotka głosi, że czynsz w owianym niejedną legendą „Room 5600” jest dla nich za wysoki! Skoro najbogatszy klan Ameryki zaczyna oszczędzać, to co z nami? Spokojnie, Polak akurat na oszczędzaniu zna się najlepiej... Wieżowiec 30 Rockefeller Plaza to symbol Nowego Jorku. To właśnie przed tym budynkiem co roku skrzy się jedna z największych choinek na świecie. Wieżowiec ten był budowany na fundamencie ropy naftowej, w latach 30. ubiegłego wieku, czyli w fatalnym okresie wielkiego kryzysu. John D. Rockefeller Jr - nestor rodu, szef Standard Oil i najbogatszy człowiek swoich czasów, sam sfinansował inwestycję, bo najzwyczajniej był jednym z niewielu, którzy mieli wystarczające środki, aby to zrobić. Dziś jego potomkowie opuszczają luksusowe gabinety. Jasne, że przenoszą się pewnie w nie mniej ekskluzywne mury, ale „Room 5600” odwiedzali Neslon Mandela czy Frank Sinatra, więc sami rozumiecie - każda inna lokalizacja to już nie będzie to samo. Być może konieczność szukania przez Rockefellerów oszczędności to tylko plotka, ale dotarła ona do mnie w czasowej bliskości informacji o tym, jak to PKW postanowiła sobie zaoszczędzić na wyborach samorządowych. Profesor Dziawgo w swoim felietonie słusznie obśmiewa działania tej instytucji, ale ja chciałabym spojrzeć na to z trochę z innej strony. Otóż na programowaniu nie znam się ani trochę, z tym większą pokorą wsłuchiwałam się w głosy eksportów po aferze (ostatnio to słowo występuje niezwykle często) z liczeniem głosów
po wspomnianych wyborach. Łódzka firma Nabino - twórca felernego oprogramowania do liczenia - za swoją pracę dostała niecałe 430 tysięcy złotych. Dużo czy mało? To zależy, ale w tym przypadku zdecydowanie za mało i to nie jest moja osobista opinia. Cyberspece twierdzą, że żeby to miało ręce i nogi, to powinna wziąć dziesięć razy więcej! Szalony był też termin realizacji zlecenia - 3 miesiące na stworzenie i przetestowanie programu, który obsłuży cały kraj. No, ale w końcu trzeba oszczędzać... Firma podjęła się realizacji zadania, a PKW popisała się brawurowym ignorowaniem realiów branży IT. Przypominam jednak, że przetarg wygrali niepoprawni ryzykanci (uwielbiamy takie postacie!). Sęk w tym, że wybory samorządowe to nie byle jakie zleconko dla Pana Zdzisia, którego siedziba firmy mieści się w salonie. Tu myślenie „jak nie wyjdzie, to trudno” raczej się nie sprawdzi. Przykre jest to, że głośna akcja z Nabino stanowi zaledwie jeden przypadek z listy długiej jak Wielki Chiński Mur. Ze ślepego kierowania się kryterium ceny przy przetargach na zamówienia publiczne urodziło się tyle dzieci-absurdów, że dziś trudno je zliczyć. Cierpią na tym nie tylko mieszkańcy polskich miast, którzy na przykład muszą jeździć slalomem po niedawno oddanej do użytku drodze, ale także sami przedsiębiorcy, którzy chcą działać, ale nie za cenę rezygnacji
Dominika Kucharska redaktorka prowadząca biznes Kujawsko-Pomorski
KUJAWSKO-POMORSKI
30
grudzień 2014
z jakości i głodowych pensji dla pracowników. Nie bez powodu mawia się, że biednego nie stać na tanie. Ubolewam nad tym, ale niestety Polsce daleko do czołówki najbogatszych państw, a takich Rockefellerów trzeba u nas szukać ze świeczką. Są rzeczy, na których można oszczędzać, ale i takie, gdzie to oszczędzanie wychodzi bokiem. Przykład idzie z góry - słyszę wielokrotnie i, o zgrozo, oby to się nie sprawdziło w tym przypadku. Nadzieja w tym, że większość prywatnych biznesmenów, pracujących na własny rachunek, sens widzi w prawdziwych oszczędnościach - takich, gdzie najpierw trzeba zainwestować, bo być może po latach to się zwróci, ale, co najważniejsze, na lata wystarczą.
Salon Samochodów Luksusowych
Sprzedaż | Ubezpieczenie | Finansowanie | Car detailing | Wynajem samochodów Zapraszamy! 81-006 Gdynia | ul. Morska 509 | tel. 58 622 60 31 | fax 58 620 69 37 biuro@morskamotors.pl | www.morska-motors.pl
1881614BDBHA
Nowe samochody z rocznika 2014 dostępne od ręki !
Porsche Macan S Diesel
Land Rover Range Rover Sport HSE Dynamic
Mercedes-Benz S500 Coupe AMG
tekst: sławomir bobbe
nieruchomości
Przyczajony
tygrys
biurowy
Walka o metry kwadratowe trwa! Otwarcie na outsourcing Bydgoszczy i Torunia to jeden z głównych powodów zapotrzebowania na powierzchnie biurowe. Gdzie warto ulokować swoją firmę?
P
olska jako rynek nowych inwestycji, cieszy się bardzo dobrą opinią - mówi Justyna Skopińska z ManpowerGroup Solutions. - Zaletami jest nie tylko dobre położenie geograficzne, stabilność ekonomiczna, ale również duża grupa dobrze wykształconych pracowników, władających językami obcymi. Efektem tego jest stały wzrost inwestycji płynących z sektora BPO/ SSC. Obserwując intensywny rozwój tej branży możemy spodziewać się, że możliwości zatrudnienia będzie tylko przybywać - dodaje. Miejsce dla BPO Bydgoszcz, wschodząca gwiazda tego sektora usług, dostrzegła już potencjał branży BPO i od kilku lat prowadzi program „Bydgoszcz otwarta na outsourcing”, który ma promować miasto, jako miejsce atrakcyjne dla inwestycji w BPO/SSC. Do tej pory Bydgoszczy zaufały takie koncerny, jak: Alcatel-Lucent Polska, Atos IT Services, SDL, Mobica, Genesys, Asseco Polska, Sunrise System, Teleplan Polska czy Livingston International, ale wszyscy liczą na więcej. W Toruniu z kolei operuje dużo firm z branży call center. Opus Capita, firma która obsługuje klientów z 50 krajów świata, usadowiła się w Orbita Business Park i działa tam obok Prudentiala, Noble Securities i firmy doradczej Grant Thornton. Orbita Business Park zapewnia niewiele ponad 5 tysięcy mkw. powierzchni biurowej.
Anna Mikicka, rzecznik Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego w Bydgoszczy. - Jednakże w październiku 2014 roku rozpoczęliśmy budowę nowoczesnego obiektu biurowego klasy B+ „Idea Przestrzeń Biznesu”, oddamy go do użytku w listopadzie 2015 roku. Powierzchnia użytkowa obiektu to 7020 mkw., w tym powierzchni biurowej przeznaczonej na wynajem jest 4140 mkw. - Firmy, które rozpoczynają działalność lub prowadzą ją nie dłużej niż 3 lata, będą mogły wynająć po preferencyjnych cenach biura o powierzchni od 27 metrów kwadratowych na pierwszym i drugim piętrze. Możliwy będzie również najem komercyjny powierzchni biurowych typu „open space” - od 260 mkw. do 870 mkw. na 3 i 4 piętrze - wyjaśnia Anna Mikicka. W Toruniu planowana jest budowa biurowca GC Skwer przy ul. Grudziądzkiej/Szosie Chełmińskiej, który poszerzy ofertę biurową miasta o kolejne 3 tys. mkw. - Wybierając naszą ofertę najemca będzie przekonany, że jest w wyjątkowym miejscu Torunia, w doborowym towarzystwie i w nowoczesnym, wygodnym budynku. Jest to doskonałe miejsce na siedzibę lub oddział firmy, której zależy na rozwoju i prestiżu oraz potwierdzeniu pozycji na rynku - uważa inwestor. W trakcie budowy jest z kolei budynek usługowo-biurowy przy ul. Dąbrowskiego w Toruniu. Zaplanowano w nim 2 tys. mkw. powierzchni użytkowej, przeznaczonej głównie dla biur.
Głód biurowców Żeby jednak rozwijać się dalej, potrzeba więcej powierzchni biurowych. Tych w Bydgoszczy jest obecnie około 48 tys. mkw., w Toruniu ponad 20 tys. mkw. To ciągle za mało. - Nie posiadamy wolnych powierzchni biurowych - przyznaje
Biura przyszłe i obecne To - jak się wydaje - dopiero początek fali budowy biurowców w regionie. Grupa Kapitałowa Immobile SA wybuduje przy pl. Kościeleckich w Bydgoszczy budynek biurowo-handlowo-usługowy. Powierzchnię od pierwszego do czwartego pietra zająć mają KUJAWSKO-POMORSKI
32
grudzień 2014
właśnie biura. Obiekt będzie miał pięć kondygnacji i zajmie całość działki należącej do grupy Immobile (2250 mkw.). Na dwóch kondygnacjach podziemnych znajdą się parking i urządzenia techniczne. - Budynek będzie wkomponowany architektonicznie w otoczenie. Jego wysokość nie przekroczy 21 metrów. Będzie miał po jednym bocznym wejściu od strony Magdzińskiego i Podwala oraz zjazd do garażu od Magdzińskiego - przekazał nam Andrzej Witkowski, dyrektor ds. inwestycji spółki CDI Konsultanci Budowlani, przygotowującej inwestycję. Część biurową, zlokalizowaną na najniższych kondygnacjach, będzie miał też - wkrótce najwyższy budynek w Bydgoszczy - Nordic Haven, położony nad samym brzegiem Brdy. Budynek, który docelowo ma mieć 55 metrów wysokości, ma zostać oddany do użytku w 2016 roku. Przy ul. Towarowej rozgościł się z kolei Danhouse, jeden z elementów przyszłego Scanpark Busieness Center, który docelowo ma liczyć 5 budynków o powierzchni użytkowej 35 tysięcy mkw. Na razie jest jeden biurowiec z 7200 mkw. powierzchni biurowo-konferencyjnej wraz z ponad 200 miejscami parkingowymi, oddany do użytku w 2009 roku. Podobnie jak w tego typu obiektach na pięciu kondygnacjach dominuje układ „open space”, który pozwala dowolnie modyfikować powierzchnię wynajmu pod oczekiwania klienta. Danhouse oferuje biura wyposażone w klimatyzację, podwieszane sufity, nowoczesne rozwiązania technologiczne. W innej części grodu nad Brdą - przy ul. Cmentarnej - firma ML Sport, przy współpracy z Arkadą Invest, stworzyła biurowiec o nowoczesnej architekturze funkcjonalnej. Do wynajęcia mają być udostępnione lokale od 50 do niemal 100 mkw.
Dla rynku biurowego biznes parki nie mają większego znaczenia o tyle, że najczęściej rozbudowują się dopiero wtedy, gdy główny najemca wyrazi potrzebę rozwinięcia działalności.
powierzchni, a pomieszczenia można będzie ze sobą dowolnie łączyć. Potrzebny twardy najemca Wysokiej klasy rozwiązania biurowe oferuje także Centrum Biznesu przy ul. Przemysłowej. To miejsce po dawnej Żegludze Bydgoskiej, ale w teren i obiekty zainwestowano. Nowoczesne budynki biurowe o całkowitej powierzchni większej niż 3000 mkw. powstały jako wynik zrewitalizowania i rozbudowy biurowców Żeglugi Bydgoskiej. Efektem są biura do wynajęcia klasy A z możliwością swobodnej aranżacji. O zainteresowaniu powierzchniami biurowymi świadczy także fakt, że bydgoski Dom Mody Drukarnia rezygnuje ze współpracy z marketem Tesco, a zwolnione przestrzenie zamienić chce na luksusowe biura. Na razie spółka analizuje możliwości rekonfiguracji centrum i nie są znane szczegóły dotyczące powierzchni, którą udostępni. Dość enigmatycznie wyglądają też zapowiedzi powstania innego biurowca - Fordońska 262 Office Center. Starsi bydgoszczanie pamiętają zapewne, że pod tym adresem mieścił się kiedyś Polmozbyt. Sześciokondygnacyjny budynek ma mieć 13 tysięcy mkw. powierzchni użytkowej, a towarzyszyć ma mu 280 miejsc parkingowych. W biurowcu ma działać klimatyzacja i wentylacja z odzyskiem ciepła, a otwieralne okna, podnoszone podłogi i oświetlenie 500 lux mają zapewnić komfort pracy. Parametry funkcjonalne mają sprawić, że ten kompleks będzie można zaliczyć do obiektów kategorii A. Budowa jednak ruszy, gdy inwestor znajdzie głównego, „twardego” najemcę, wokół którego będzie budował pozostałą siatkę klientów. Na zdecydowanego wynajmującego czeka też projekt RiverSide Business Center, który ma zostać zrealizowany przy ul. Fordońskiej nakładem sił Arkady Invest. Projekt mówi o 12-14 kondygnacjach nadziemnych i około 12 tysiącach mkw. powierzchni biurowej wraz z 300 miejscami parkingowymi. Mają być to dwa budynki z biurami klasy A. Koszt inwestycji szacuje się na ok. 70 mln złotych. Pilnie obserwowana przez bydgoszczan kamienica przy zbiegu ul. Mostowej i Starego Rynku, należąca do Adama Sowy, również oferować
Klasy biurowców A To biurowce „pięciogwiazdkowe”. Najczęściej są to nowe budynki w centrach miast, z nowoczesną architekturą. Klasa A to nie tylko wiele miejsc parkingowych, bezpieczeństwo i monitoring, ale przede wszystkim bogate wyposażenie - własne centrale telefoniczne i linie światłowodowe. Przestrzeń biur powinna być dowolnie modyfikowalna przez najemców. Dopuszcza się tworzenie biurowców klasy A w zabytkowych kamienicach po generalnym remoncie.
B+ To budynki o standardzie A, ale mieszczące się poza ścisłym centrum miasta, lub budynki klasy B mieszczce się w samych centrach miast.
B Tego typu biurowce, choć ciągle dobrze wyposażone i po remoncie, mogą mieć do 10 lat i mieścić się poza centrami miast, ale w dobrze skomunikowanych miejscach. Mogą być to dzielnice leżące w sąsiedztwie centrum lub świetnie z nim skomunikowane.
CiD To starsze budynki (nawet powyżej 15 lat), często adoptowane na biura z hal magazynowych i budynków poprzemysłowych. Mogą być w kiepskim stanie technicznym i znajdować się na obrzeżach miasta. Ich plusem są niskie ceny wynajmu i duże powierzchnie możliwe do adaptacji.
będzie biura do wynajęcia. Część z nich jest już zajęta, na parterze oraz dwóch piętrach umiejscowi się oddział ING Banku Śląskiego. W Toruniu największa powierzchnia biurowa dostępna jest w Kościuszko Business Point, który oferuje 6 tysięcy mkw. powierzchni. Na pięciu kondygnacjach potencjalni klienci (inwestor informuje o ostatnich metrach do wynajęcia) znajdą wszystko to, czego oczekiwać można od nowoczesnych biurowców klasy A (więcej na ten temat na 41 str.). Klasą A szczyci się też dwukondygnacyjne Centrum Biurowe Bolero, które proponuje 3200 mkw. powierzchni gotowej do wynajęcia. Swoje siedziby mają tu, m.in., Voith Engineering, Apator SA, Telbridge, Directbrokers Group czy JTI Polska. Centrum biznesu bukowa.com funkcjonuje w Toruniu od wielu lat. Na 1500 mkw. powierzchni biurowej zainteresowani znajdą odpowiednie warunki do prowadzenia biznesu. Z tego zaproszenia skorzystała, m.in., Kompania Piwowarska, Logon oraz WBK Leasing i PKO Leasing. Nowy Arsenał to kolejne nowoczesne centrum biznesowe, zlokalizowane w samym centrum Torunia, na pograniczu starówek Starego i Nowego Miasta. Dysponuje 2600 mkw. powierzchni biurowej. Możliwe jest wynajęcie biura o wielkości do 250 mkw. Przy Szosie Chełmińskiej biurowiec Instytutu Kosmetycznego Dr Ireny Eris oferuje 2000 mkw. powierzchni. Służy ona samemu Instytutowi, jak i innym firmom. W 2013 roku większą powierzchnię zarezerwowała dla siebie spółka Telmon z branży call center, która uruchomiła w Toruniu jeden ze swoich oddziałów, obsługujących m.in. mBank. Calypso Office Center to duma Budleksu, który za wnętrze biurowca uzyskał branżowe wyróżnienia. Powstało w budynku dawnej szkoły gastronomicznej w Toruniu przy ul. Sienkiewicza, oferuje 1200 mkw. do wynajęcia. To nowoczesny budynek w zabytkowej oprawie. Biznes parki - specjalistyczne biurowce Stanowią one specyficzny typ biurowców. Najczęściej to kilka stojących obok siebie budynków, zlokalizowanych na zamkniętym terenie. Mają świetną infrastrukturę teleinformatyczną i zaplecze socjalno-bytowe dla pracowników i ich rodzin (z przedszkolami, siłowniami, jadalniami itd.). Najczęściej tego typu rozwiązań poszukują firmy z branży IT i call center. Dobrym przykładem jest Biznes Park przy ul. Kraszewskiego w Bydgoszczy. To zespół 6 budynków biurowych klasy A i B, które oferują biura do wynajęcia o łącznej powierzchni 22 370 mkw. Jest to największy park biznesowy w tej części Polski. Dla rynku biurowego biznes parki nie mają większego znaczenia o tyle, że najczęściej rozbudowują się dopiero wtedy, gdy główny najemca wyrazi potrzebę rozwinięcia działalności. Tak dzieje się i w bydgoskim wypadku - park rozbudowuje się wraz Atosem, jego głównym najemcą.
Klient też człowiek
tekst: łukasz kamiński*
sztuka sprzedaży
Każda relacja ma swoje cykle. To, co wyróżnia zaufanego partnera w biznesie, to wytrwałość. Niech Twoim znakiem rozpoznawczym będzie to, że nie wycofujesz się, kiedy pojawią się problemy.
Ż
yjemy w niezwykle ciekawych czasach. Wszystko, zwłaszcza technologia, zmienia się w zawrotnym tempie. Szerszy pogląd na skalę tego zjawiska daje prawo Moora, założyciela firmy Intel. Zauważył on, że pojemności i moce przerobowe komputerów podwajają się co 24 miesiące. To zawrotne tempo! Niektórzy wciąż pamiętają czasy, kiedy komputer zajmował całe pomieszczenie. Zaledwie dekadę wstecz wielu ludzi korzystało jeszcze z dyskietek 3,5-calowych o pojemności „1,44 MB”. Dziś normalnością są gigabajty, a nawet terabajty danych. Rozwój technologii przekłada się bezpośrednio na sposób, w jaki żyjemy, pracujemy. Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że przy takim tempie zmian niezwykle przydatne stają się w biznesie przyjaźnie. Dobre koneksje i opinia osoby godnej zaufania sprawiają, że możemy być spokojni o swoją sytuację zawodową.
Zaufanie Polska podobnie jak większość państw Europy przeszła z gospodarki agrarnej, przez przemysłową aż do ery wiedzy. Praca od studiów do emerytury u jednego pracodawcy to fikcja. Przechodzimy na kontrakty, zakładamy działalności gospodarcze. Jak w takiej sytuacji odnosić sukcesy przez cały okres swojej aktywności zawodowej? Jedną z najważniejszych więzi między ludźmi jest zaufanie. Oznacza ono uczciwość wobec drugiego człowieka. Bywa szczególnie cenne w sytuacjach kryzysowych. To właśnie konsekwentne budowanie relacji opartych na zaufaniu jest najlepszą odpowiedzią na trudne czasy. Czy należy dążyć do tego, aby każdy klient został twoim przyjacielem? Absolutnie nie! Rzecz w tym, aby dostrzegać w drugiej osobie przede wszystkim człowieka, a nie piastuna określonego stanowiska. Zleca on tobie konkretne zadanie, ponieważ wierzy, że rozwiążesz jego problem najlepiej. Stajesz się w pracy jego kompanem. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, chce mieć pewność, że będziesz dobrym kapitanem statku i nie uciekniesz pierwszy z tonącego okrętu. Budując osobistą markę, czy biznes oparty na zaufaniu, należy skupić się na długoterminowych korzyściach. Przygotuj się jednak na trud-
niejsze chwile. Każda relacja ma swoje cykle. To, co wyróżnia zaufanego partnera w biznesie, to wytrwałość. Niech Twoim znakiem rozpoznawczym będzie to, że nie wycofujesz się, kiedy pojawią się problemy. Czym zatem jest zaufanie? Jak je budować, na co zwracać uwagę i jakiego zachowania unikać? Na zaufanie składają się cztery elementy: wiarygodność, niezawodność, bliskość i empatia. Wysoki poziom zaufania osiągniemy, uzyskując najlepsze wyniki we wszystkich czterech obszarach. Wiarygodność, czyli pierwsza z nich, opiera się na pewności kwalifikacji. Nie ogranicza się jednak wyłącznie do wiedzy merytorycznej. Ważny jest również sposób jej przekazania. Popełnisz błąd skupiając się wyłącznie na suchych danych. Ponad połowa odbioru rzeczywistości u każdego człowieka to komunikacja niewerbalna, czyli to, jak wyglądamy, gestykulujemy, nasza mimika twarzy i modulowanie głosu. Twoja wiedza jest ważna, ale jej oprawa, czyli sposób przekazania, również. Niezawodność to drugi element układanki. Oznacza przekonanie klienta, że może na tobie polegać. Kluczowy jest tu silny związek między obietnicą a czynem. Krótko mówiąc - nie rzucaj słów na wiatr! Dystans Kolejne dwie cechy są szalenie rzadkie. Chętniej ufamy osobom, z którymi możemy porozmawiać na trudne tematy. Nieudane próby budowania relacji i zaufania w biznesie wiążą się najczęściej z brakiem elementu bliskości. Zbytni dystans oraz budowanie muru i odgradzanie emocji od biznesu szkodzą.
KUJAWSKO-POMORSKI
34
grudzień 2014
Zbytni dystans oraz budowanie muru i odgradzanie emocji od biznesu szkodzą. Łukasz Kamiński,
Trener sprzedaży i biznesu www.perspektywy.biz
Można przecież dostrzegać osobiste aspekty spraw firmowych z klasą, czyli utrzymywać bliskie relacje z klientem bez najmniejszego angażowania się w jego życie pozazawodowe. Bliskość jest jednak najtrudniejszym elementem naszej układanki. Najważniejsze aby nie zaczynać jej budować na zbyt wczesnym etapie, bo może to przynieść odwrotne skutki. Ostatnim składnikiem układanki jest empatia. Zapomnij na chwilę o sobie i skup się jak najbardziej na kliencie. Niestety, ogromnie ważne stają się indywidualne predyspozycje i cechy osobowości. Niektórym szalenie trudno trzymać egocentryzm w ryzach. Skrajnym stanem egocentryzmu jest czysty egoizm, czyli skupienie się wyłącznie na transakcji i pieniądzach. Takie zachowanie jest łatwo zauważalne i może pokrzyżować nam wszystkie dotychczasowe starania. Dlatego należy zapomnieć na kilka chwil o sobie, dać klientowi dojść do zdania, dużo pytać, w ogromnym skrócie - nastawić się na odbiór, a nie nadawanie. Aby czuć się bezpiecznie w sferze zawodowej, otrzymać zaufanie, które gwarantuje ciągłość zleceń i wsparcie w trudnych chwilach, musimy się zaangażować! Okazywanie zainteresowania drugiej osobie nie oznacza przecież wchodzenia z butami w jej sprawy prywatne. Moim zdaniem zimna kalkulacja w stylu „biznes to biznes” jest wyrazem… braku profesjonalizmu. Wspomniane wcześniej dostrzeganie w kontrahencie człowieka, z jego ograniczeniami, problemami, ułatwi zrozumienie i uprości drogę na szczyt. Szczególnie w trudnych czasach. Zaangażowanie sprawia też ogromną frajdę. Powoduje, że praca przestaje być pracą, a staje się pasją.
1869614BDBHA
TRYTON Szosa Lubicka 13 | 87-100 Toruń | tel. 56 658 62 00 www.tryton.com.pl
rozmowa biznesu
Wszystkiemu
winny interes
Polacy mają coraz większe wymagania, jeśli chodzi o wino. Nie szukają już tylko tych tanich, ale chcą pójść dalej, wiedzieć więcej, inwestować w jakość. Z sommelierem Dominikiem Hejza* rozmawia Justyna Król
KUJAWSKO-POMORSKI
36
grudzień 2014
rozmowa biznesu
Nietrudno dostrzec, że sklepy winiarskie wyrastają jak grzyby po deszczu, ale dzisiejszy rynek wina ma wiele działów poza handlowym i dystrybucyjnym... Tak, to tylko jedna z gałęzi winiarskiego biznesu. W ostatnich latach otwiera się coraz więcej firm, świadczących usługi konsultacyjne i doradcze w zakresie winiarskim, a nawet coaching w tej dziedzinie. Eksperci, zwykle kształcący się za granicami kraju, uczą nas, Polaków, historii i nawyków winiarskich, a chętnych do zgłębiania tej wiedzy stale przybywa. Ogólnie Polacy mają coraz większe wymagania, jeśli chodzi o wino. Nie szukają już tylko tych tanich, ale chcą pójść dalej, wiedzieć więcej, inwestować w jakość. Powstaje coraz więcej kółek i klubów winiarskich, w których regularne spotkania sprzyjają pogłębianiu wiedzy na temat win, jak również są okazją do ich degustowania. To jednak nie tylko propozycja dla osób indywidualnych, ale też bogata oferta dla biznesu… Firmy, ceniące sobie elegancję podczas spotkań biznesowych czy nawet imprez, mających zintegrować pracowników, coraz częściej sięgają po niestandardowe rozwiązania. Decydują się już nie tylko na modny od jakiegoś czasu catering win, by mieć pewność, że pracownicy będą mogli skosztować win wysokiej klasy, ale też zamawiają spotkanie z profesjonalnym sommelierem, który opowiada o winie, jego pochodzeniu, regionach winiarskich czy wieczór degustacyjny, podczas którego pracownicy bądź partnerzy biznesowi kosztują kilku gatunków wina, podanego w towarzystwie odpowiednio dopasowanych przystawek. To prawda, że wino jest dzisiaj drogocenne niczym złoto, także na giełdzie? Owszem. Istnieje wiele firm zajmujących się inwestowaniem w wino, między innymi maklerskich. Na świecie działają także dwie specjalne giełdy win. Przy inwestycjach w wino stopa zwrotu bywa niemała. Oczywiście mówimy tutaj o inwestycjach długoterminowych (minimum 10 lat) i kwotach powyżej 15 tysięcy złotych. Przykładowo: kupujemy od wybranej z kilkudziesięciu uznanych, francuskich winnic, tzw. grand cru, jedno z win en premiere. Otrzymujemy, dokument potwierdzający zakup wina jeszcze przed jego zabutelkowaniem, następnie wino leżakuje, a po pewnym czasie jest rozlewane do butelek i przechowywane w certyfikowanym magazynie. Z czasem dowiadujemy się, czy jest to wino faktycznie dobre i zarabiamy na tym interesie, bądź też nie. Takie już wyprodukowane wino trzeba chyba także odpowiednio przechowywać?
Faktycznie, niezwykle istotne w winiarstwie jest samo przechowywanie win. Tutaj spełnione muszą być konkretne parametry. Każde wino ma swoje indywidualne potrzeby, a tylko te certyfikowane, czyli przechowywane we właściwych warunkach, można sprzedawać za naprawdę duże pieniądze. Nasz kraj może już się pochwalić pierwszym hotelem win, certyfikowanym, spełniającym wszystkie normy. Kto jest największym autorytetem wśród krytyków winiarskich? Obecnie Robert Parker to guru w tej dziedzinie. Jeżeli on powie, że dany rocznik jest doskonały, możemy być pewni, że zacznie się on sprzedawać na całym świecie niczym ciepłe bułeczki, choć ceny automatycznie pójdą w górę. Od kilku lat panuje w naszym kraju moda na zakładanie winnic, robienie wina samodzielnie. Tak, ale to nie tylko sposób na samą produkcję, lecz też doskonała atrakcja turystyczna, z powodzeniem sprawdzająca się podczas firmowych wyjazdów integracyjnych bądź kilkuosobowych podróży biznesowych. Właściciele winnic często prowadzą gospodarstwa agroturystyczne, w których głównym punktem programu są właśnie opowieści winiarskie i poznawanie winnicy od kuchni, czyli swoista podróż po procesie powstawania wina - od nasadzeń, poprzez prezentację narzędzi, po zbiory i ostatecznie degustację powstałych trunków. Z popularnych dziś trendów winiarskich z pewnością warto wspomnieć też o zatrudnianiu tzw. celermanów, czyli w dosłownym tłumaczeniu ludzi z piwnicy. Zamożni, często ceniący wysokiej jakości wino ludzie, zlecają ekspertom, by założyli i prowadzili dla nich piwnicę winną. Taki celerman ma za zadanie dbałość o to, by jego zleceniodawca zawsze mógł liczyć na swoje ulubione gatunki i roczniki. Czy winny interes to przyszłościowy kierunek w biznesie? O ile import win bywa skomplikowany (nie bez powodu mamy tylko kilku importerów w naszym województwie), a handel nimi w wersji tradycyjnej średnio opłacalny, o tyle łączenie go z usługami jest strzałem w dziesiątkę. W tym zakresie na naszym rynku można być jeszcze bardzo konkurencyjnym. Kluczem do sukcesu są jednak prawdziwi specjaliści, a tych mamy w Polsce niewielu. Warto więc poszerzać horyzonty w tym zakresie, wyjeżdżać na Zachód, by tam uczyć się od najlepszych i zdobywać wiedzę, odpowiednie certyfikaty, takie jak kilkustopniowy Wine And Spirit Education Trust. Prawda jednak jest też taka, że ludzie, którzy stają się ekspertami w tej dziedzinie poza Polską, rzadko do nas wracają, obsługując wysokiej klasy hotele czy statki rejsowe na całym świecie. KUJAWSKO-POMORSKI
37
grudzień 2014
Istnieje wiele firm zajmujących się inwestowaniem w wino, między innymi maklerskich. Na świecie działają także dwie specjalne giełdy win. Przy inwestycjach w wino stopa zwrotu bywa niemała. DOMINIK hEJZA,
SPECJALISTA DS. ALKOhOLI
*Dominik hejza od 10 lat pracuje w branży alkoholi, od 8 lat w winiarstwie, jako sprzedawca, importer, sommelier, doradca klienta, obecnie jest specjalistą ds. alkoholi w bydgoskich sklepach Piotr i Paweł
TEKST: DOMINIKA KUChARSKA
gadżety
BIZNES
pod choinka
Nie mogą być bezosobowe, za to bez wątpienia powinny sprawiać przyjemność. Wybór świątecznego prezentu dla bizneswomen czy biznesmena nie jest prostym zadaniem. Dla osoby lubiącej mieć wszystko pod kontrolą idealnie sprawdzi się zegarek, a dla eleganta muszka czy szal. Klasyką jest delikatna biżuteria.
PRZEDSTAWIAMY PREZENTOWE INSPIRACJE... DLA
N iej
4
1 5
DLA
N ie go 3 6 2 7 1. Bransoletka Lilou - 100 zł 2. Portfel Ochnik - 299 zł 3. Zegarek FOSSIL - 695 zł 4. Spinka do mankietu YES - 89 zł 5. Szal Burberry - 650 zł 6. Mucha Wólczanka - 99 zł 7. Portfel Burberry - 995 zł
KUJAWSKO-POMORSKI
38
grudzień 2014
1918414BDBHA 1334114BDBHA
929214TRTHB 1832114BDBHC
1075614TRTHA
1163114TRTHA
Klasa A
dla biznesu i mieszkańców Od 12 grudnia br. nowoczesny biurowiec klasy A - Kościuszko Business Point - będzie służył zarówno firmom, jak i mieszkańcom Torunia.
Na lunch i do lekarza Biurowiec przeznaczony jest nie tylko dla strefy biznesowej, dla której przygotowano ponad 5000 mkw. funkcjonalnej przestrzeni biurowej, ale także dla mieszkańców Torunia. Do ich dyspozy-
cji będzie ponad 2500 mkw. powierzchni usługowej, lokującej m.in. Centrum Medyczne LUX MED, tj. pierwszą w mieście poradnię medyczną, prowadzoną bezpośrednio przez Grupę LUX MED - największą w Polsce sieć prywatnych poradni medycznych. Będzie też apteka, business lunch bar, kawiarnie, banki, usługi kosmetyczne, branże ubezpieczeniowe, itp. Dzięki temu powstaną także nowe miejsca pracy. Ekologia i oszczędność Jednym z głównych założeń inwestycyjnych było stworzenie obiektu, który zagwarantuje elastyczne dostosowanie powierzchni do różnych koncepcji, np. układu gabinetowego lub otwartego (tzw. open space). Ekonomiczne podziały
powierzchni z ograniczonym do minimum współczynnikiem powierzchni wspólnej zapewniają racjonalne gospodarowanie powierzchnią najmu. Zadbano także o wysoką efektywność kosztową. Inwestor zastosował też wiele rozwiązań przyjaznych środowisku i sprzyjających ograniczeniu zużycia energii oraz wody, takich jak zarządzanie instalacjami poprzez system BMS, selektywne szyby w fasadach, obniżające koszty ogrzewania i klimatyzacji, ciepłe ramki zmniejszające współczynnik przenikania ciepła, rozwiązania wodooszczędne i inne. Inwestorem biurowca Kościuszko Business Point jest Grupa Kapitałowa Rywal RHC. Uroczyste otwarcie z udziałem ponad 250 gości odbędzie się 12 grudnia o godz. 18.00. Szczegóły: www.biurowiectorun.pl
1151514TRTHA
A
tutem tego obiektu jest lokalizacja przy dwupasmowej ulicy Kościuszki, jednej z głównych arterii miasta. W pobliżu biurowca przecina się większość linii miejskich autobusów oraz tramwajów. Przyjezdni spoza Torunia docenią bliskość dworca z szybką koleją, łączącą Toruń z Bydgoszczą, a rowerzyści - wygodne parkingi i prysznice. Na zmotoryzowanych najemców czeka parking na ponad 200 miejsc postojowych.
sonda vip
2 0 15
prezes firmy Personel System w Bydgoszczy, psycholog biznesu, business coach ICC Kolejny rok będzie dla nas realizacją dużych projektów na rzecz przedsiębiorstw z naszego regionu, oraz działaniem na rzecz poszczególnych mieszkańców. W zakresie projektów dla przedsiębiorstw życzę sobie ciekawych i inspirujących wyzwań. Natomiast co do tego drugiego celu, to zdradzę, że w ramach działającej przy Personel System grupy profesjonalnych coachów, zamierzamy odkryć przed każdym nieznane jeszcze możliwości osiągania więcej w życiu zawodowym i prywatnym. Pokażemy możliwości coachingu w najefektywniejszej jego formie. Zapewne 2015 będzie rokiem rozwoju wielu ludzi i firm, i liczę, że te najciekawsze momenty rozwoju „zadzieją” się w naszym towarzystwie!
Grzegorz Flis,
radca prawny, prezes Stowarzyszenia Kultury Fizycznej Maraton Toruński Nie muszę wiele postanawiać. Palenie rzuciłem, żony nie rzucam, a biegać nie chcę przestać. Chciałbym się bardziej uaktywnić fizycznie, by osiągnąć poziom, który pozwoli mi na wystartowanie w jakimś fajnym maratonie. Marzy mi się, by w czerwcu pobiec w Trondheim. Niby nocny maraton, ale cały czas jest jasno. Wiadomo - koło podbiegunowe. Myślę, że byłaby to fajna przygoda. Mam zaliczone trzy maratony, w tym jeden w Rzymie, więc pora wystartować w czwartym. Zatem popracuję nad tym, by lenistwo nie przeszkadzało mi w częstszych treningach. Obowiązki zawodowe mam poukładane, więc tylko wystarczy wzmocnić silną wolę.
NOW Y
ROK I NOWE...
2 0 15
Joanna Rajang,
Z czym kojarzy nam się Nowy Rok? Z huczną zabawą, bólem głowy nazajutrz i wyśrubowanymi postanowieniami, które na pewno po przekroczeniu tej magicznej granicy uda się nam zrealizować. Zapytaliśmy jakie plany na 2015 mają VIP-y z naszego regionu. pytał: jan oleksy
KUJAWSKO-POMORSKI
42
grudzień 2014
Włodek Bykowski,
grafik z Bydgoszczy, designer, regionalista, autor przewodników i książek
Postanowienia? Nigdy ich nie robię. Nic nie postanawiam z okazji Nowego Roku. Dla mnie to data umowna i każdy termin nadaje się na postanowienie. Tak samo ważny jest dla mnie kwartał, półrocze, dekada. Wiele projektów realizowałem przez kilka lat, a pracę zaczynałem w środku roku, np. kiedy zbierałem materiały do przewodników. Kiedy coś planujemy, to najważniejszą sprawą jest dotrzymać planu, być konsekwentnym. Koniec starego roku i rozpoczęcie nowego to dla mnie raczej okres podsumowania, bo tak rozliczamy podatki.
Marcin Olszewski,
dyrektor V LO w Toruniu
Analiza tego, co udało nam się zrealizować, a co tak naprawdę nam nie wyszło, pozwala wytyczać nowe drogi naszego rozwoju. Chociaż z drugiej strony, to właśnie rzeczy nieplanowane, takie, które przyjemnie nas zaskakują, nadają życiu prawdziwy koloryt. Jestem zwolennikiem zdrowego balansu między skrupulatnym wytyczaniem sobie ścieżek na przyszłość a byciem otwartym na wyzwania codzienności. Trudno byłoby w ostatnich chwilach starego roku spotkać mnie nad kartką papieru, spisującego z benedyktyńską cierpliwością, punkt po punkcie, postanowienia na nowy rok. Coraz bardziej skłonny jestem zgodzić się ze słowami Marka Twaina, że tak naprawdę chodzi o to, by sprawiać, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem naszego życia.
vip w podróży
tekst: jan oleksy zdjęcia: prywatne archiwum
Bylejakość natychmiast wyjdzie i się zemści. Żeglarstwo uczy solidności - mówi Cezary Bartosiewicz, który 16 sierpnia został grotmasztem Bractwa Kaphornowców.
Żeglarstwo
nie lubi byle jakiej roboty Toruń nie leży nad morzem. Gdzie zaczęła się Pana przygoda z żaglami? Moje początki żeglarskie sięgają lat 70. Będąc na wczasach na Mazurach, znajomy taty zaprosił nas na jacht „Omega”. Pływaliśmy po Jeziorze Mikołajskim. Bardzo mi się to spodobało, więc już w następnym roku zapisałem się na kurs żeglarski w Porcie Drzewnym w Toruniu. Szkoliliśmy się na drewnianych omegach pod okiem Genka Borowicza i Witka Pisarczyka. Tam zdobyłem patent żeglarza jachtowego. Jak to się dalej potoczyło? Rok później na kursie zorganizowanym przez Jacht Klub Elana nad Jeziorem Ostrowickim zdałem egzamin na patent sternika jachtowego. Wtedy patent było trudniej zdobyć niż dzisiaj, ale wówczas przechodziliśmy porządną szkołę żeglarstwa. Z perspektywy czasu, nie żałuję tego długiego i trudnego nabywania umiejętności żeglarskich.
Aż doszedł Pan do grotmaszta, bardzo prestiżowego stanowiska. Nie będę ukrywał, że tak. Jestem siódmym grotmasztem w historii Bractwa Kaphornowców. Kiedyś przejścia Hornu były naprawdę sporadyczne. Powojenną historię polskich przejść zapoczątkował w 1973 r. kapitan Krzysztof Baranowski na słynnym „Polonezie”. Potem cztery dni później kpt. Aleksander Kaszowski, który prowadził „Eurosa”, oraz kpt. Tomasz Zydler na „Konstantym Macierewiczu”. Znalazł się Pan w szalenie elitarnym towarzystwie... Tak mówią. Jest to stowarzyszenie ludzi, którzy pod żaglami opłynęli przylądek Horn. Nie chcę być nieskromny, ale jest to uznane towarzystwo, grotmaszt bractwa bierze, m.in., czynny udział w kapitule przyznającej nagrody Rejs Roku czy Nagrody im. Leszka Wiktorowicza, wieloletniego komendanta „Daru Młodzieży”. To jest gremium liczące się w polskim żeglarstwie. KUJAWSKO-POMORSKI
44
grudzień 2014
Wróćmy do początku, do sławnego rejsu w 2008 r., którego celem było opłynięcie przylądka Horn. W zasadzie ten rejs zaczął się w Górkach Zachodnich przy remoncie naszego jachtu „Województwo Toruńskie”. Obok był przygotowywany jacht na rejs dalekomorski. Żeglarze z Wrocławia sprowadzili go z Francji i nazwali „Selma Expeditions”. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Poprosiliśmy, że gdyby można było kiedyś zamustrować na ich jacht, to członkowie Toruńskiego Stowarzyszenia Żeglarzy Morskich są chętni do odbycia rejsu z opłynięciem przylądka Horn. I tak się stało. Sylwestra 2007 roku spędziliśmy w samolocie, wylądowaliśmy w Buenos Aires, później w Ushuaia. Tam po zaokrętowaniu na jacht, popłynęliśmy do Puerto Williams w Chile, gdzie uzyskaliśmy zgodę na przejście przylądka Horn. I wypłynęliście w swój wymarzony rejs? Nie tak od razu, bowiem przyszedł rozkaz z Valparaiso, żeby natychmiast wstrzymać ruch statków ze względu na szalejące wiatry. Staliśmy w Puerto
vip w podróży Kapitan nawet jak śpi, to i tak jest odpowiedzialny za wszystko, co się wydarzy w czasie rejsu. Tak już jest na morzu.
Williams około czterech dni. Wtedy nas to stresowało, bo chcieliśmy płynąć, a czas uciekał. Patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że ten rozkaz mógł uratować nam życie. Dopływając do Hornu trzeba pokonać wąski Kanał Beagle’a, a przy takim huraganowym wietrze, to naprawdę bardzo trudna żegluga. Po odwołaniu zakazu, ruszyliśmy, wykorzystując okno pogodowe. W okolicach przylądka Horn byliśmy nad ranem. Mieliśmy niełatwe warunki, ale już na tyle znośne, że przeżyliśmy przejście. Na czym polega zła sława Hornu? Wiatry są tam bardzo silne, bo nie napotykają na żadne przeszkody terenowe, nie mają na czym wyhamować, a przy tym wypiętrzają się bardzo wysokie fale. Proszę sobie wyobrazić, że ocean, który ma 4 kilometry głębokości, gnany wiatrem o sile huraganu natrafia na ścinę szelfu kontynentalnego. W okolicach skalistych wysp Diego Ramirez, które są faktycznym końcem Ameryki Południowej, głębokość oceanu wypłyca się do 100-80 metrów i fale osiągają tam wysokość nawet do 25 metrów. Czyli czasami trzeba odpuścić, a nie gnać na oślep? Nigdy do końca nie wiadomo, jaka będzie pogoda. Nie chcę robić z żeglarzy, którzy opłynęli przylądek bohaterów, ale na dnie Cieśniny Drake'a spoczywa cała masa żaglowców, jachtów. W 2010 po przejściu Przylądka Nieprzejednanego (inna nazwa przylądka Horn - przyp. red.) zatonął kolejny polski jacht „Nashachata”, który po walce z żywiołem wysztrandował w zatoce Sloggett ze złamanym masztem i uszkodzonym wcześniej sterem. Wówczas życie straciło dwóch żeglarzy. Te historie działają na wyobraźnię, straszą... Tak, wody wokół Cabo de Hornos są zawsze trudne, dlatego rozsądek żeglarzy, a zwłaszcza kapitanów musi zwyciężać. Jeżeli warunki nie są łaskawe, to lepiej nie ryzykować. Na jachcie wszystkie decyzje są podejmowane jednogłośnie - głosem kapitana (śmiech). Nie zmieniamy od wieków sprawdzonych metod. Kapitan musi podejmować mądre, choć czasami trudne decyzje. W 2010 to Pan musiał podejmować takie decyzje... Taka jest rola kapitana. Na szczęście pogodę mieliśmy bardzo łaskawą i co się zdarza tam bardzo rzadko, mieliśmy wiatr z kierunków wschodnich. Wiedziałem, że mamy podarowane dwa dni
(prognoza pogody mówiła o czterech), więc wyraziłem zgodę, by załoga zrobiła desant na wyspę Horn. Zdziwiony latarnik, widząc nas na lądzie, zapytał, kim my jesteśmy, bo on nie pamięta takiej pogody na Hornie! Kiedy odpowiedzieliśmy mu, że z Torunia, z Polski, wtedy od razu powiedział: „papa Jan Paweł II” i wskazał nam kapliczkę zbitą z desek. W kapliczce zobaczyliśmy podobiznę Ojca Świętego. Wracając, dostaliśmy swoją porcję hornowego sztormu, na szczęście z baksztagu, ale taki jest los żeglarza. Strach był? Strachu nie było, jeżeli ktoś się boi, to nie wypływa w morze. Raczej była niepewność, czy raptem nie załamie się pogoda. Członków załogi znam od wielu lat. Sam ich uczyłem sztuki żeglarskiej. Nie było w szkoleniu żadnych skrótów. Żeglarstwo nie lubi byle jakiej roboty, bylejakość natychmiast wyjdzie i się zemści. Zdobycie przylądka jest dla żeglarzy tym, czym dla alpinistów zdobycie Everestu? Opłynięcie Hornu to jest żeglarski Everest. Śpiewają o tym w szantach, piszą w książkach. To naprawdę duże wyzwanie, ale nie wypada mi o tym mówić. W 2008 doświadczyliśmy, jak w ułamku sekundy wiatr podarł nam grot. Były dwa dni szycia w trudnych warunkach, ale taki jest Horn. OK, Cape Horn jest najważniejszy, ale Pan przecież pływa już kilkadziesiąt lat? Pływałem już na dwóch oceanach jak w znanej szancie „z Pacyfiku na Atlantyk…”, zaliczyłem też wiele portów basenu Morza Bałtyckiego i Morza Północnego, nieraz opłynąłem Wielką Brytanię, kilkakrotnie opływałem Nordkapp na Morzu Beringa i byłem na wielu innych morzach. W 2005 roku z naszym stowarzyszeniem popłynęliśmy do Narviku, gdzie złożyliśmy wieńce w imieniu mieszkańców naszego miasta nad wrakiem ORP „Grom” i na cmentarzu poległych marynarzy i żołnierzy. Wtedy zdobyliśmy Nordkapp po raz pierwszy. Był to rejs w ekstremalnych warunkach, wiało do 11 stopni w skali Beauforta. W ubiegłym roku odbyliśmy rejs na Morze Białe, będący kontynuacją wyprawy z 2011. Wtedy planowaliśmy płynąć z Norwegii przez Morze Białe i dalej Kanał Białomorsko-Bałtycki, aby złożyć hołd poległym tam Polakom. Tak się jednak nie stało. „Razreszenja” od Putina nie było. Utknęliśmy w Murmańsku. Po tygodniowym postoju, podjąłem decyzję o powrocie. Rejs ten jednak odbyliśmy w roku 2013. Zgodę wydał ówczesny premier Federacji Rosji - Miedwiediew i popłynęliśmy z Bałtyku przez Sankt Petersburg, jeziora Ładogę i Onegę, przez Kanał Białomorski dotarliśmy na Morze Białe i do Wysp Sołowieckich. Wracając złożyliśmy biało-czerwoną wiązankę na wodach Morza Białego w hołdzie pomordowanym tam Polakom. Rejsy te odbywamy na jachcie „Województwo Toruńskie”, którego armatorem jest Toruńskie Stowarzyszenie Żeglarzy Morskich. KUJAWSKO-POMORSKI
45
grudzień 2014
Marzenie żeglarzy, czyli Horn zaliczył Pan dwukrotnie. Co jeszcze jest Pana marzeniem? Nie mam ambicji płynąć dookoła świata, a już na pewno nie samotnie. Płynąłem już sam na jachcie, nie muszę nikomu niczego udowadniać. Dla mnie najciekawsze są rejsy w grupie przyjaciół, a jeszcze bardziej w gronie rodzinnym. To są moje marzenia. Co daje pływanie? Satysfakcję i poczucie wolności. Na morzu nie ma komórek, obcujemy z naturą. Dużo radości daje dotarcie do portu docelowego. W żeglarstwie morskim wpisuje się w dzienniku jachtowym port wyjścia, a port wejścia dopiero, gdy dopłyniemy, bo na morzu, pomimo elektroniki, nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Pływam dla przyjemności, której nigdy dosyć, ale przecież mam jeszcze pracę. Na szczęście razem z żoną prowadzimy firmę handlową, więc udaje mi się pogodzić pasję z obowiązkami.
Kpt. Cezary Bartoszewicz Przedsiębiorca, prowadzi firmę, handlową, jest jednym z założycieli Toruńskiego Stowarzyszenia Żeglarzy Morskich i głównym inicjatorem budowy jachtu s/y „Województwo Toruńskie”, laureat Nagrody Grotmaszta Bractwa Kaphornowców „Za dobrą żeglarską robotę w trudnych warunkach” i Nagrody Wojewody Kujawsko-Pomorskiego „za wybitne osiągnięcia żeglarskie na morzu w 2013 roku”, w sierpniu 2014 został wybrany grotmasztem Bractwa Kaphornowców.
1161214TRTHA
1163814TRTHA
Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka w Toruniu
Nie bądź jabłkiem Putina Drobni przedsiębiorcy wolą poskarżyć się znajomemu niż skorzystać z pomocy adwokata. Jednak, gdy po raz pierwszy się na to zdecydują, radzą to samo innym. W różnych okolicznościach, nawet w myjni samochodowej. z Sanoka chciał się zatrudnić akurat u mnie w Toruniu. Adwokat od razu ocenił sytuację. Zachęcił mnie, bym poszedł z tym na policję i zawiadomił o oszustwie, bo poziom tych pism wskazywał na to, że ktoś zrobił sobie z tego stałe źródło dochodu. Siedzi przed komputerem, wyszukuje potknięcia i … kasuje. A jak dobre to źródło, sprawdzi jedynie policja, gdyż może uzyskać dostęp do jego rachunku bankowego. Tego rachunku, który mi podał. - Ale czy to się Tobie finansowo opłaciło? – zastanawia się właściciel masarni – Słyszałem, że te usługi są koszmarnie drogie… - Nie przesadzaj, adwokat wystawił fakturę na 300 zł plus VAT czyli 10 proc. tego, co „ugodowo” chciał obrońca równouprawnienia. A jak jeszcze dobierze się gościowi do skóry policja, to będzie bezcenne. - No to miałeś, chłopie, szczęście – wzdycha masarz – nie to, co ja. Mam na karku Inspekcję Transportu Drogowego, a z nimi nikt nie wygra. Zatrzymali mojego wspólnika, gdy przewoził nasz towar, ale miał zezwolenie na przewóz towarów wystawione na moje nazwisko. - Nawet nie wiesz, że masz nieziemskie szczęście. Zobacz, na koniec kolejki podjechał ten adwokat, u którego byłem. - Dzień dobry, panie mecenasie, a to kolega-przedsiębiorca, który ma problem z Inspekcją Transportu Drogowego. Po wysłuchaniu krótkiej relacji adwokat podaje wizytówkę masarzowi. - Nie jest aż tak beznadziejnie jak się panu wydaje – stwierdził mecenas. - Sięgnę do przepisów, ale jakiś czas temu analizowałem podobną
sytuację. W przypadku wspólników spółki cywilnej wystarczy, gdy zaświadczenie potwierdzające zgłoszenie przewozów jako działalności pomocniczej posiada jeden wspólnik. Znajdę to orzeczenie. - I już nie jesteś jak „jabłko Putina” – żartuje cukiernik, widząc zmianę nastroju kolegi. – Wyglądasz jak po solidnej porcji mojego sernika z brzoskwiniami.
Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka w Toruniu / TORUŃ 2014
Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka
ul. Rynek Staromiejski 17 87-100 Toruń tel. 56 622 42 37 email: sekretariat@ora.torun.pl Wyszukiwarka adwokatów zrzeszonych w Kujawsko-Pomorskiej Izbie Adwokackiej: www.ora.torun.pl/adwokaci
434214TRTHA
- A coś ty taki skwaszony jak jabłko odrzucone przez Putina? – zagaduje w kolejce do myjni cukiernik znajomego z branży mięsnej. - Bo mi całkiem nie do śmiechu, tak jak Tobie, gdy ostatnio się tutaj spotkaliśmy – odpowiada współwłaściciel niewielkiej masarni. - I co zrobiłeś z tym człowiekiem, który żądał od ciebie odszkodowania za naruszenie zasad równego traktowania w zatrudnieniu? Ale byłeś wtedy wściekły. Chciałeś się z nim targować, ile mu w końcu zapłaciłeś? - Ani złotówki! - Nie wierzę… Poszedłem po rozum do głowy, czyli do adwokata – opowiada z zapałem cukiernik. - Zaniosłem te wezwania do zapłaty, projekt pozwu i ugody, które mi ten człowiek przysłał. Adwokat o wszystko wypytał, przeczytał, przeanalizował. Stwierdził, że ten człowiek to prostu oszust! Mechanizm oszustwa był następujący. Oszust znajdował w Internecie niechlujnie sformułowane oferty pracy. W tej zamieszczonej przez właściciela masarni mowa była o pracy dla wyłącznie dla kobiet – ekspedientek. Cwaniak to właśnie chciał wykorzystać, by wyłudzić pieniądze. - Za radą adwokata wysłałem cwaniakowi pismo wyjaśniające – opowiada cukiernik. - Zapewniłem, że do pracy przyjmujemy równie chętnie kobiety jak i mężczyzn. Zachęciłem go do złożenia dokumentów, zaprosiłem nawet na rozmowę kwalifikacyjną. Miałem 100 proc. gwarancji, że nie pofatyguje się, bo on mieszka w Sanoku. Wyobrażasz sobie – wrażliwy na równouprawnienie ekspedient
1163514TRTHA