Biznes luty 2015

Page 1

KUJAWSKO-POMORSK I

luty 2015

Odrzucam bylejakość Bartosz Piotrowski główny projektant wzornictwa w pesa bydgoszcz sa, designer roku 2014

str. 4


na początek

cena trwałości Postęp technologiczny sukcesywnie eliminuje pierwiastek ludzki w procesie wytwarzania rzeczy. To, co kiedyś od setek pracowników wymagało niemałego wkładu pracy, dziś załatwia maszyna. I świetnie, chociaż na drugim końcu tego kija wyryło się pytanie - czy z pracy w przemyśle wciąż zdołają utrzymać się zastępy ludzi? Czy wykarmią swoje dzieci? Okazało się, że nie. Rozwiązanie znaleziono więc gdzie indziej. Królowie przemysłu postawili na krótkoterminowość produktów. Do tego doszedł agresywny marketing naciskający na konsumentów i krzyczący, że musisz TO mieć. W skrócie - produkuj i sprzedawaj tak, aby po roku lub dwóch klient wyrzucił daną rzecz i kupił nową, więc zyski jakoś się wyrównają. Oczywiście porywam się na generalizację, bo nie robią tak wszyscy. Wśród tych „nie wszystkich” jest bydgoska Pesa. W tym numerze Biznesu Kujawsko-Pomorskiego rozmawiamy z Bartoszem Piotrowskim, głównym projektantem wzornictwa w tym przedsiębiorstwie, który otrzymał tytuł Designera Roku 2014 - swoisty Oscar w swojej dziedzinie. Pan Bartosz opowiada nie tylko o designie przemysłowym, ale także o idei trwałości produktów, przyświecającej firmie, w której pracuje. Serdecznie polecam tę rozmowę. Na łamach znajdą Państwo także teksty, m.in., o coraz popularniejszym co-workingu, RemiVision - kolejnej firmie z regionu podbijającej światowy rynek IT oraz o modnych biznesach na kółkach, które są ciekawą alternatywą dla myślących o rozkręceniu własnego interesu. Nie pomijamy frankowiczów! Zwraca się do nich (i nie tylko) sam profesor Dziawgo. Korzystając z okazji przypominam, że do 15 lutego czekamy na zgłoszenia w naszych dwóch plebiscytach - na Biznesmena Roku 2014 i Firmę Roku 2014. To okazja, aby wspólnie wyłonić biznesowych liderów naszego regionu. Miłej lektury, trafnych wyborów i zakupów na lata!

Dominika Kucharska REDAKTOR PROWADZĄCA BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI

Wydawca: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, tel. 52 32 60 733, Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz, Redaktor Naczelny: Artur Szczepański, Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Redaktor prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 60 703, d.kucharska@expressmedia.pl, Teksty: Jan Oleksy, Lucyna Tataruch, Sławomir Bobbe, Krzysztof Lietz, Janusz Milanowski, Łukasz Kamiński, Justyna Król, Leszek Dziawgo, Renata Napierkowska, Product Manager: Emilia Iwanciw, e.iwanciw@expressmedia.pl, Projekt: Iwona Cenkier, Skład: Dagmara Potocka-Sakwińska, Sprzedaż: Bogusława Mańkowska, b.mankowska@nowosci.com.pl, tel. 607 351 922 Znajdziesz nas na: www.biznes.expressmedia.pl | www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski

KUJAWSKO-POMORSKI

2

luty 2015


Wynajmij i oszczędź Atrakcyjna propozycja Toyoty dla małych i średnich firm bądź dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Długoterminowy najem auta zamiast leasingu, kredytu bądź zakupu gotówkowego. Na czym polega Toyota Business SmartPlan? Maciej Bednarski, kierownik Działu Sprzedaży Samochodów

T

rudno jest prowadzić firmę bez samochodu. Niestety, w polskich realiach oznacza to wciąż spory wydatek i duże koszty eksploatacji. Toyota wpadła na pomysł rozwiązania tego problemu, oferując innowacyjny program najmu długoterminowego dla małych i średnich firm oraz osób prowadzących działalność gospodarczą. Takie rozwiązanie już od dawna funkcjonuje na Zachodzie. W Polsce dotychczas korzystały z niego firmy z dużą flotą pojazdów; małe i średnie przedsiębiorstwa nie są jeszcze przekonane do tego typu działań. I to właśnie chce zmienić Toyota.

A co dalej? Po wygaśnięciu okresu najmu, firma może zwrócić pojazd i rozpocząć kolejny program z nowym egzemplarzem, lub odkupić go po wartości rynkowej, gwarantowanej przez Toyotę w momencie rozpoczęcia najmu. W czasie trwania najmu cały koszt związany z użytkowaniem auta ogranicza się do zakupu paliwa i płynu do spryskiwacza.cp

W programie Toyota Business SmartPlan firmy mogą skorzystać z okresu najmu na 24, 36, lub 48 miesięcy, wpłacając według własnych preferencji od 0 do 40 proc. opłaty wstępnej. maciej bednarski,

Auris Touring Sports już od 60 900 zł

toyota business SmartPlan od 410,00 zł netto/miesięcznie

toyota

Więcej informacji uzyskasz w lokalnych salonach: Jaworski Auto w Bydgoszczy oraz Toyota Bednarscy w Toruniu   KUJAWSKO-POMORSKI

3

luty 2015

74115TRTHA

Niższe koszty i inne korzyści Zamieniając leasing, kredyt lub zakup gotówkowy na najem długoterminowy, firma nie tylko oszczędza pieniądze, ale otrzymuje także pełną obsługę pojazdu wliczoną w ratę, bez konieczności angażowania własnego kapitału. I to jest jedna z zalet programu Toyota Business SmartPlan: nie trzeba się już martwić obsługa techniczną auta. Największe zalety to: • niższe koszty niż w przypadku tradycyjnego leasingu lub kredytu • szybkie przygotowanie oferty u każdego dealera Toyoty • kompleksowa obsługa (serwis, naprawy, opony zimowe, ubezpieczenie) • gwarantowany samochód zastępczy w przypadku naprawy • ryzyko finansowe staje po stronie zarządzającego, a nie klienta. Warto wiedzieć, że dzięki stałemu miesięcznemu kosztowi przez cały okres umowy, firma może łatwiej planować budżet i prowadzić swoją księgowość, nie przejmując się przy tym kosztami serwisu, ubezpieczeń, czy odsprzedażą auta po zakończeniu programu. Toyota zapewnia kompleksową usługę wliczoną w ratę najmu. Najem długoterminowy jest formą leasingu operacyjnego, połączonego z usługami dodatkowymi. W programie Toyota Business SmartPlan firmy mogą skorzystać z okresu najmu na 24, 36, lub 48 miesięcy, wpłacając - według

własnych preferencji - od 0 do 40 proc. opłaty wstępnej. W skład raty najmu wchodzą: finansowanie pojazdu, koszty serwisowe pojazdu (przeglądy i naprawy), ubezpieczenie (pakiet roczny lub wieloletni), opony zimowe wraz ze składowaniem i wymianą, gwarancja otrzymania samochodu zastępczego w przypadku naprawy.


designer

roku 2014

Mam to szczęście, że w Pesie tworzymy wartości, które wraz z produktami przetrwają dekady. Dziś już rzadko komu zależy na tym, by przedmiot był trwały - mówi Bartosz Piotrowski, główny projektant wzornictwa w PESA Bydgoszcz SA, Designer Roku 2014 rozmawia: jan oleksy  zdjęcie: tomasz czachorowski

torach

na

Bezsenność Muzycznie brzmią nazwy Waszych tramwajów. Lubi Pan swing i jazz? Gdy słyszę te nazwy, widzę pojazdy, a nie tańczące pary, ale tak pewnie czuje kilka tysięcy ludzi w Bydgoszczy. Tramwaj jest przeznaczony dla konkretnej społeczności miejskiej i ma być sympatycznym pojazdem. Dlatego w nazwach pojawiają się tańce, kojarzące się z dynamiką, płynnością, z czymś przyjemnym. Swing, jazz, twist, a dla Moskwy fokstrot, stały się znakiem rozpoznawczym naszych linii produktowych. A jak się czuje Designer Roku 2014? To wielkie wyróżnienie, Oscar dla projektanta. Dla mnie to duża nobilitacja. Już w 2006 roku otrzymaliśmy ten tytuł, ale wówczas była to nagroda dla całego zespołu, pracującego nad linią spalinowych pojazdów 218. Tegoroczna podsumowuje kolejny ośmioletni okres, gdy zbudowaliśmy zespół wewnętrzny, a odpowiedzialność za wzornictwo produktów spoczywała głównie na mnie - stąd jej szczególna wartość. Dział badań i rozwoju liczy

już prawie 300 osób i dalej szybko go rozwijamy, umocniliśmy się na rynku polskim i konkurujemy jak równy z równym ze światowymi gigantami na rynku europejskim i na Wschodzie. Myślę, że jako Polacy możemy być z Pesy dumni.

Jak to się stało, że artysta po Akademii Sztuk Pięknych zaczął pracować dla przemysłu? Każdy zaczynał od piątek z plastyki, potem oglądał albumy ze starym i XX-wiecznym malarstwem. W momencie zdawania na studia, gdy trzeba było wybrać kierunek, zdecydowałem, że będą to jednak sztuki użytkowe. Przedmioty stały się ważniejsze w naszym życiu niż sztuka… A Pesa zdobywa wciąż nowe zlecenia... Konkurujemy, a gdy wygrywamy, realizujemy kolejne projekty. Ważna jest dobra znajomość tematu i technologii, żeby umieć wybrnąć z różnych zobowiązań technicznych. Dla mnie zarówno design, jak i technika to tylko narzędzia, kuchnia. Tak naprawdę liczy się wizja produktu i działają  KUJAWSKO-POMORSKI

4

luty 2015

cy proces, pozwalający dostarczyć go na rynek. Design takich produktów może zaistnieć jedynie dzięki pomysłom i pracy setek ludzi. Planowanie, budżet, logistyka i produkcja nadają duszy ciało.

Przez długi czas uważano, że tramwaj nie musi być piękny, wystarczy, żeby był wygodny. Kolej była w tyle za przemysłem motoryzacyjnym, gdzie co sezon pojawia się nowy model samochodu. My nadal w pierwszej kolejności zajmujemy się wygodą, a stylistykę traktujemy jako klamrę, która zamyka dzieło i definiuje bardzo ważny emocjonalny stosunek do przedmiotu. Niektóre produkty, takie jak samochód, pociąg, samolot mają „twarz”, mobilność dodatkowo je ożywia i powoduje, że odbieramy je inaczej, bardziej emocjonalnie niż np. butelkę czy radio. Dla klienta estetyka opisuje usługę, którą sprzedaje. Identyfikuje przewoźnika, informuje, ale na satysfakcję pasażera składają się też bardziej miękkie odczucia: poczucie komfortu, bezpieczeństwa, indywidualnego traktowania.


rozmowa biznesu Dla projektanta to wspaniałe móc programowo odrzucać bylejakość i nieistniejące potrzeby, choć ceną za to są sztywne budżety i terminy realizacji. BArtosz piotrowski,

główny projektant pesa sa

Każdy z tych pojazdów jest szyty pod klienta. Z tego powodu tworzymy wiele wariantów w ramach jednej linii produktowej. Inny jest twist dla Częstochowy, inny dla Chorzowa. Klient ma zawsze możliwość wnoszenia do projektu czegoś własnego, indywidualnego. Wiemy, że nie my, a nasz klient najlepiej zna swoich pasażerów i warunki, w jakich będzie eksploatowany pojazd. W przypadku tramwajów, poruszających się po dużym mieście, ważna jest duża pojemność oraz szybka wymiana pasażerów. Miasta stare, z ciasną zabudową, nastawione na turystykę, oczekują większej zwrotności, widokowych okien, większej ilości miejsc siedzących. Czyli klientowi przedstawiacie swoją wizję, a on ewentualnie ją modyfikuje? Klient określa podstawowe funkcje, ile potrzebuje miejsc siedzących, miejsc na rowery, ile wejść itd. Przyjmujemy to jako ramę, dopracowujemy detale. Prezentujemy pewną liczbę wariantów, rozwiązań i wspólnie uzgadniamy ostateczny wygląd i sposób działania produktu. Podstawowy wygląd pojazdu, kształt sylwetki, kolorystykę, rozplanowanie i wyposażenie wnętrza pokazuje tzw. designbook, zatwierdzany przez zamawiającego. Wracając do „Designera Roku”, samo słowo „design” jest dzisiaj nadużywane, staje się modnym kluczem. Co dla Pana znaczy design? Jeśli mówimy o designie przemysłowym, to myślimy o wzorach tworzonych na potrzeby produkcji przemysłowej. Dzisiaj design jest rodzajem klucza o znaczeniu czysto marketingowym. Tak samo jak określenie „projekt”. Gdy zawieszasz z dziećmi bombki na choinkę, to możesz z dumą powiedzieć - „…wiesz, mam taki projekt na design choinki...”. Projektami staje się jakakolwiek aktywność organizacyjna, a designem - jakakolwiek aktywność manualno-fizyczna. To trochę śmieszne. Dla mnie ważne jest, by móc zajmować się designem przemysłowym, a nie galeryjno-gazetowym. Cały przemysł komercyjny pracuje nad tym, żeby jego produkty starzały się w ciągu dwóch lat, a potem były odrzucane. Stale przypomina się nam, że nasze indywidualne potrzeby, a właściwie emocje są najważniejsze.

Ten pozornie humanistyczny zachwyt nad człowiekiem to wyrachowana strategia - marzenia tworzy się i szybko zaspokaja byle jakimi przedmiotami, właściwie imitacjami przedmiotów, których, co gorsza, wcale nie potrzebujemy. Jaki produkt dziś planuje się jeszcze na 30, 40 lat? My staramy się robić coś odwrotnego. Zamówienia publiczne wymagają trwałości i optymalizacji. Dla projektanta to wspaniałe móc programowo odrzucać bylejakość i nieistniejące potrzeby, choć ceną za to są sztywne budżety i terminy realizacji. Dlatego nie powinny powstawać dziwolągi i wszystko musi mieć logiczne uzasadnienie... Na pewno nie powinno być przerysowane. Staramy się proponować wyważone projekty, definiujemy nowoczesność jako adekwatność, trwałość i odpowiedzialność za przestrzeń publiczną. Wnętrza powinny być proste i funkcjonalne - stonowane, zwykle szare ściany, mają stanowić ramę obrazu, który wypełnią ludzie, ożywią różnorodnością, kolorami i ruchem, który przyniosą. To pasażerowie definiują wnętrze. W pustym pociągu widzisz same fotele i wydaje się, że trzeba jeszcze coś dołożyć, ale gdy pojawią się pasażerowie, jeden na wózku, drugi z pieskiem, trzeci z dzieckiem, pani w kapeluszu, gość ubrany na zielono - to obraz się dopełni. Ale jeżeli klient się uprze? To klient ma ostateczne zdanie. Dbamy, by wybierał spośród rozsądnych, profesjonalnych propozycji. W Bydgoszczy wspólnie z miastem wybraliśmy grupę pomysłów, nadesłanych przez mieszkańców, a ostateczną decyzję podjęli internauci, przyszli użytkownicy tramwaju. To dobra i nowoczesna postawa. Personalizacja produktów, która stała się już prawie standardem w świecie produktów komercyjnych, wkracza również do zamówień publicznych. Podobnie jak do indywidualnego użytkownika zaczynamy podchodzić do konkretnych społeczności - i nie można nie liczyć się z jej zdaniem czy uszczęśliwiać na siłę. Nie ma oznaczać to jednak prostego schlebiania masowym gustom. To raczej konieczność podjęcia dialogu, wzajemnej edukacji - odpowiedzialnych decyzji za otoczenie, które tworzymy dla nas i dla naszych dzieci. Czy designu można się nauczyć? Wykłada Pan na bydgoskim UTP, współpracuje z Instytutem Wzornictwa. Co mówi Pan studentom, menedżerom? Talentu nie można się nauczyć, natomiast metody - tak. Ludzie, którzy przychodzą na uczelnię, mają podstawowe uzdolnienia plastyczne i zakładam, że czują potrzebę przekazania czegoś innym za pomocą tego medium. Czy będą umieli to zrobić używając narzędzi, które wykorzystują rynek i przemysł, to już inna sprawa. Nie to jest jednak tak ważne, jak to, czy odnajdą w sobie wartości, które będą chcieli i potrafili przekazać tworzonym przez siebie przedmiotom. Dziś sztuka raczej komentuje i interpretuje rzeczywistość w półmroku galerii. Do mas docierają i kształtują je przedmioty. Jeśli przedmioty stają się tanie i krótkoterminowe, to fakt ten zaczyna się przenosić

na nasze emocje, związki i relatywizowanie rzeczywistości. Dziś design zdobył ważną pozycję, ale musi też dźwigać zupełnie inną odpowiedzialność. Jeżeli projektanci czy firmy tego nie rozumieją to mają problem? Na pewno nie przekroczą pewnego progu w swoim rozwoju. Oczywiście rzeczywistość niesie również konieczność kompromisu, a każdy sukces i rozwój składają się z porażek, które uczą. Firmy rosną, upadają, zmieniają profil i podobnie jak projektantów, weryfikuje je rynek i użytkownicy. A co Pana, jako designera, najbardziej wkurza? Nadmiar niepotrzebnych przedmiotów. Nie chodzi mi o ich wygląd czy działanie, ale o to, że odpowiadają na potrzeby niezauważone, a wymyślone. Równocześnie buduje się w odbiorcach nie ambicję, a pychę, która ma ich wprawić w dobry humor i zachęcić do posiadania. Zbudować dobrą rzecz to trudna sztuka. Nie mówię, że wszystko ma być na wieki, bo przecież technologie się zmieniają. Produkty są tanie, szybko przestają cieszyć i po krótkim czasie po prostu się je wyrzuca, ale one nie znikają. Nie uczy to szacunku nie tylko dla przedmiotów. W Pesie, to co nazywamy elastycznością, to realna gotowość do pracy dla klienta i społeczności, którą reprezentuje. Jesteśmy jak krawiec, który proponuje gamę modnych i odpowiednich fasonów, ale potem kroi i szyje pod wymiary konkretnego klienta. Dziś już rzadko komu zależy na tym, żeby produkt był trwały i długo towarzyszył człowiekowi, mógł stać się wartościową częścią jego życia i świadomości. Dla mnie to najważniejsze nasze zadanie. Czy pomysły same przychodzą? Pomysły przychodzą same, trzeba tylko zapewnić sobie trochę komfortu i higieny. Wymyślam rozwiązania wszędzie, często w samochodzie, w domu o świcie... Dziś trudno o chwilę na refleksję, wyciszenie. Zapisuję, rysuję w głowie, a później realizuję. Najważniejsza jest idea, szczegóły trzeba dopracować z zespołem, zweryfikować z innymi działami wewnątrz firmy czy z zamawiającym. Śnią się Panu pociągi? Raczej nie pozwalają mi zasnąć (śmiech). Z jednej strony trzeba zachować indywidualność twórcy, z drugiej być menedżerem, który nadaje kierunek pracy własnemu i innym zespołom. Ta odpowiedzialność ciąży... Samo projektowanie to nagroda.cp

*Bartosz Piotrowski Designer Roku 2014, Główny projektant wzornictwa w PESA SA, w firmie od 2005, twórca linii tramwajów „Swing”, „Jazz”, „Fokstrot”, pociągów „Elf”, „Link”, „Acatus” czy lokomotywy „Gamma”. Dyplom i doktorat obronił na Wydziale Architektury i Wzornictwa Przemysłowego Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.


Innowacyjny pomysł, realny zysk Zaledwie półtora roku temu sejmik naszego województwa powołał Kujawsko-Pomorską Agencję Innowacji sp. z o.o., a już zostało podpisanych 25 umów z firmami i z jednostkami naukowo-badawczymi z naszego regionu. Na wsparcie badań naukowych oraz wdrożenie prototypów i zakup sprzętu badawczego wnioskodawcom przyznano wsparcie w wysokości niemal 16 mln zł!

zdjęcie kpai

Uroczystość podpisania umów w ramach FBiW. od lewej: prezes KPAI Maciej Krużewski, Marszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego Piotr Całbecki i prof. Bogusław Buszewski - Pełnomocnik Zarządu Województwa ds. Rozwoju Nauki, Badań i Wdrożeń oraz Innowacyjności

73615TRTHA

tekst: janusz milanowski

fundusze europejskie

Projekt finansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2007-2013


fundusze europejskie

P

owołanie KPAI sp. z o.o. było odpowiedzią na potrzeby dynamicznie rozwijającej się gospodarki, której fundamentem są rozwiązania innowacyjne. Niestety, firmom i uczelniom brakuje często środków na opracowanie nowych projektów i ich wdrożenie. Zadaniem statutowym KPAI jest promocja województwa kujawsko-pomorskiego jako regionu wiedzy i innowacji, gdzie istnieje współdziałanie władz regionalnych, firm oraz instytucji naukowych i szkół wyższych. Działania KPAI koncentrują się na wypracowaniu podstaw i warunków do tworzenia środowiska przyjaznego rozwojowi przedsiębiorczości oraz skutecznej konkurencji na rynku. Aby ten cel osiągnąć, został powołany Fundusz Badań i Wdrożeń (FBiW) - systemowy mechanizm dofinansowania innowacji. Dzięki niemu przedsiębiorcy mają jednakowy dostęp do informacji na temat wzmacniania potencjału badań i rozwoju technologii na bazie współpracy nauki i biznesu. Konkurs wsparcia Statutowe założenie przełożyło się w zeszłym roku na ogłoszenie konkursu wsparcia dla podmiotów planujących przeprowadzenie i wdrożenie badań, budowę prototypów bądź rozpoczęcie masowej produkcji. Projekt spotkał się z ogromnym zainteresowaniem. Pierwotnie aplikacje złożyło ponad 80 podmiotów. Po żmudnym procesie selekcji i ocen na realizację przedsięwzięć zawarto 25 umów z 19 podmiotami (kilku wnioskodawców realizuje więcej niż jedno przedsięwzięcie). Uroczyste podpisanie umów w ramach Funduszu Badań i Wdrożeń nastąpiło 30 grudnia 2014 r. Można śmiało powiedzieć, że od tej chwili rozpoczęła się efektywna i wymierna współpraca między samorządem województwa, firmami oraz instytucjami naukowymi w naszym regionie. Wśród beneficjentów konkursu znalazła się, m.in., bydgoska

PESA, która aplikowała, m.in., o środki na stworzenie własnego laboratorium do prowadzenia prac nad autorskimi systemami informatycznymi w pojazdach szynowych. Otrzymała na to kwotę ponad 1,3 mln zł. Inny wnioskodawca, toruński Torqway sp. z.o.o., uzyskał ponad 523 tys. zł na badanie i prace nad urządzeniem rehabilitacyjnym własnego pomysłu, którego prototypem zainteresował się już niemal cały świat. Z kolei do kasy Wyższej Szkoły Gospodarki wpłynie ponad 190 tys. zł na doposażenie Pracowni Neuropsychologii i Użyteczności. Dodatkowo 31 grudnia podpisano umowy warunkowe z wnioskodawcami, których przedsięwzięcia przeszły pozytywnie ocenę formalną i merytoryczną, ale znalazły się na liście rankingowej na miejscach, które nie uprawniały do przyznania dofinansowania z powodu przekroczenia przyjętej alokacji. Umowy warunkowe będą realizowane w przypadku pojawienia się oszczędności w trakcie realizacji projektu. Zainteresowanie konkursem oraz ilość podpisanych umów świadczą o tym, że w naszym województwie drzemie potencjał, przedsiębiorcy myślą niestandardowo i zarówno duże, jak i małe firmy mają szansę na rozwój dzięki unijnemu wsparciu. Punkt Kontaktowy Beneficjentów konkursu nie pozostawiono samym sobie. W połowie stycznia br. odbyły się dla nich szkolenia z zapisów umowy na realizację przedsięwzięć i wniosku o płatność w ramach FBiW. Jak wykazała praktyka, najwięcej podmiotów ubiegających się o wsparcie w ramach projektu FBiW pochodzi z Bydgoszczy i jej okolic. Dlatego na początku grudnia ubiegłego roku na terenie Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego uruchomiono Punkt Kontaktowy Funduszu Badań i Wdrożeń. Jest to miejsce doradztwa i wsparcia dla wnioskodawców, zarówno z sektora nauki, jak i biznesu. Umożliwia ono współpracę KPAI

sp. z o.o. z odbiorcami, oferując wsparcie informacyjne i doradcze. Punkt znajduje się w Regionalnym Centrum Innowacyjności przy Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. Czynny jest od poniedziałku do piątku od 8.00 do 14.00. Z jego usług korzystać mogą: wnioskodawcy w ramach FBiW, przedsiębiorcy, osoby zamierzające rozpocząć działalność gospodarczą, uczelnie, instytucje otoczenia biznesu bądź jednostki badawczo-rozwojowe, zainteresowane doradztwem w zakresie realizacji projektu, innowacyjności i nowych technologii.cp

Realizacja projektów W styczniu br. rozpoczęły się wizyty monitorujące, mające na celu weryfikację wnioskodawców oraz stopnia zaawansowania prac nad wdrażaniem zgłoszonych do konkursu innowacji. Wnioskodawcy mają czas do końca czerwca 2015 roku na wprowadzenie w życie swoich pomysłów.

Beneficjenci konkursu w ramach Funduszu Badań i Wdrożeń > Budizol sp. z o.o. S.K.A / Włocławek > Aplex sp. z o.o. / Bydgoszcz > Instytut Genetyki Sądowej Jolanta Powierska-Czarny / Bydgoszcz > Miko Pac / Bydgoszcz > T Komp Tomasz Kruszewski / Bydgoszcz > Vorverk Autotec Polska sp. z o.o. / Brodnica > Purinova sp. z o.o. / Bydgoszcz > Pojazdy Szynowe PESA / Bydgoszcz > Telekomunikacyjna Gminna Spółka Akcyjna / Toruń > Torqway sp. z o.o. / Toruń

> Franklin sp. z o.o. / Grudziądz > Gobzin sp. z o.o. / Bydgoszcz > High Technology Glass Polska sp. z o.o. / Bydgoszcz > Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 / Bydgoszcz > W2 Włodzimierz Wyrzykowski / Białe Błota > Radpak Fabryka Maszyn Pakujących sp. z o.o. / Włocławek > Tenis Tor / Toruń > Biuro Konstrukcyjno-Wdrożeniowe Piotr Domanowski / Solec Kujawski > Wyższa Szkoła Gospodarki / Bydgoszcz

73615TRTHB

więcej informacji na www.fbiw.kpai.pl

Projekt finansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2007-2013


co -working

w środowisku co-workerów jest sporo młodych mam, które wracają na rynek pracy (na zdjęciu przestrzeń co-workingowa przy ulicy kościuszki w bydgoszczy).

tekst: justyna król zdjęcia: tomasz czachorowski

Kim jest co-worker? To zwykle ktoś, kto mógłby, ale nie chce pracować w domu. Powody są różne. Szczekający pies, płaczące dziecko, żona lub mąż przypominający, aby drugą ręką mieszać zupę. Biurka na godziny lub dni najchętniej wynajmują przedstawiciele wolnych zawodów. Popularność takich rozwiązań rośnie także w naszym regionie.

Biurko dla biznesu C

o-working w tłumaczeniu z języka angielskiego, znaczy „pracować razem”. Jeszcze kilka lat temu o co-workingu w Polsce mało kto słyszał. Obecnie każde większe miasto posiada miejsca, gdzie można zapłacić za skorzystanie z biurka z dostępem do Wi-Fi i sprzętu biurowego typu skaner, drukarka, ksero, faks. Często również komputera.

Wszędzie blisko - Działamy od 2012 roku, przy ul. Bydgoskiej w Toruniu. Lokalizacja nie jest przypadkowa - kilka minut pieszo do starówki, ale jeszcze w strefie wolnej od opłat parkingowych. Mamy też własny parking do dyspozycji naszych co-workerów - opowiada

Magdalena Oleszczuk, specjalistka ds. marketingu najstarszej toruńskiej przestrzeni co-workingowej. Najstarszej, a jednak radzącej sobie świetnie. Mimo rosnącej konkurencji, bo takich przestrzeni w mieście Kopernika jest już więcej. Choćby dzięki działaniom inkubatorów przedsiębiorczości. W abonamencie lub na godziny Za miesięczny abonament przy ul. Bydgoskiej co-worker musi zapłacić 390 złotych netto. Z biurka korzystać może od godziny 8 do 18, a w cenę wliczone jest drukowanie bez limitu oraz kilka godzin korzystania z sali konferencyjnej. Przyjść należy z własnym komputerem, chyba że nie jest on potrzebny do pracy. Co ciekawe - w tym miej  KUJAWSKO-POMORSKI

8

luty 2015

scu można wynająć biurko nawet na jedną godzinę - kosztuje to 5 złotych. - W naszej przestrzeni mamy 20 biurek pod wynajem, ale również nowoczesną salę konferencyjną, która świetnie się sprawdza na potrzeby szkoleń firmowych. Mieści około 30 osób w układzie kinowym, 18 w układzie konferencyjnym, przy stole. Oczywiście do dyspozycji jest flipchart, telewizor, rzutnik - wymienia Magdalena Oleszczuk. Konferencje i szkolenia W miejscu tym działa na stałe studio graficzne, które jednego z pierwszych co-workerów wchłonęło jako programistę. To często się zdarza. Freelacerzy, korzystający z biurek, poznają się z czasem i pole-


cają siebie nawzajem. Jedni są dobrymi informatykami, inni księgowymi, jeszcze inni np. piszą teksty, rysują, projektują. To świetna baza do nawiązywania nowych kontaktów zawodowych, ale także późniejszej współpracy. Przy toruńskim biurze co-workingowym prężnie działają także wirtualne adresy. Oznacza to, że co-worker może w tym miejscu nie tylko pracować na co dzień, ale także zarejestrować siedzibę swojej firmy. Z opcji adresu wirtualnego korzysta też wiele firm niewynajmujących tu biurek, mających siedziby w innych miastach lub za granicą. To bowiem świetna propozycja dla tych, którzy nie mają czasu lub możliwości regularnie zaglądać do skrzynki pocztowej. Z wirtualnym adresem - Zajmujemy się też odbieraniem korespondencji naszych klientów i zależnie od ich potrzeb, wysyłamy ją dalej, we wskazane miejsce, skanujemy i przesyłamy mailowo lub po prostu przekazujemy klientowi, gdy jest w Toruniu - mówi Magdalena Oleszczuk. W bydgoskim centrum doradczym CONSILIS również znajduje się przestrzeń co-workingowa. Matką tego biznesu okazała się - jak to często bywa potrzeba. - Szkolenia prowadziłyśmy już od dłuższego czasu, jednak brakowało nam własnego lokum. Dostałyśmy nawet dotację z Unii na lokal, ale ciężko było znaleźć odpowiedni. Ten był świetny, ale po prostu za duży - ponad 200 metrów to zbyt wiele na nasze potrzeby. Na szczęście jedna z koleżanek, rzuciła wtedy myśl, by nadprogramową przestrzeń przeznaczyć właśnie na co-working. To był strzał w dziesiątkę - opowiada Joanna Poziemska, właścicielka firmy CONSILIS. Biurko jak własne Wbrew pozorom, wiele osób jeszcze nie wie, czym jest co-working - czyli praca w wynajętej przestrzeni, przy własnym biurku, ale nie samotnie. Właściciele jednoosobowych działalności dowiadują się od znajomych, że można wynająć takie miejsce do pracy. Przychodzą zdziwieni, zaciekawieni tym rozwiązaniem. Gdy wybierają biurko dla siebie, najczęściej do niego wracają, traktują jako swoje stałe miejsce pracy. Wśród klientów największą grupę stanowią przedstawiciele branży IT oraz młode mamy - zwłaszcza te wracające na rynek zawodowy lub pracujące na pół etatu, bo dziecko dopiero się od nich odzwyczaja. Dla nich wyjście z domu, do innych, dorosłych ludzi, jest niesamowicie ważne. Wielu co-workerów to ludzie na etapie przejściowym, którzy prowadzą nowo otwartą firmę i brakuje im środków na własną siedzibę, sprzęty. Korzystają z wynajętego biurka do momentu, gdy stać ich na własny lokal. Symbioza zawodowa Przestrzeń co-workingowa CONSILIS mieści się przy ul. Kościuszki w Bydgoszczy. Stary pofabryczny budynek Kobry ukrywa w sobie między innymi

w ramach abonamentu co-workerzy mają nielimitowaną ilość kawy i herbaty.

Wielu co-workerów to ludzie na etapie przejściowym, którzy prowadzą nowo otwartą firmę i brakuje im środków na własną siedzibę, sprzęty. Korzystają z wynajętego biurka do momentu, gdy stać ich na własny lokal.

te nowocześnie zaaranżowane, jasne i przestronne pomieszczenia w stylu industrialnym. Za miesiąc korzystania z biurka w tym miejscu, w godzinach 9-18, z możliwością używania sprzętu biurowego, w tym komputera (firma zapewnia jeden do każdego stanowiska pracy) płaci się 300 złotych. Jeden dzień pracy kosztuje 35 złotych, ale można też się indywidualnie umówić, na przykład na dwa dni w tygodniu. Biurek jest obecnie 10, ale już są zakusy, by stworzyć więcej takich miejsc do pracy. - Co-worker to zwykle ktoś, kto mógłby, ale nie chce pracować w domu. Powody są różne. Szczekający pies, płaczące dziecko, żona lub mąż przypominający, aby drugą ręką mieszać zupę. Praca przy takim wynajętym biurku jest po prostu bardziej efektywna. Zapewniamy tak potrzebny spokój. U nas wszyscy w skupieniu pracują. Nie odrywamy się co pięć minut, przypominając sobie o domowych zajęciach, a koncentrujemy się na swoich zadaniach. Pierwszy krok, który co-worker musi wykonać, to wyjść z domu - tłumaczy Joanna Poziemska. Relaks i współpraca W centrum CONSILIS poza tzw. open space dla co-workerów, na wynajem znajdują się również sala konferencyjna oraz gabinet, w którym można przyjmować klientów - z tej opcji najczęściej korzystają przedstawiciele handlowi i pośrednicy. Jest też kuch  KUJAWSKO-POMORSKI

9

luty 2015

nia, gdzie można podgrzać sobie obiad, zrobić coś ciepłego do picia. Co-workerzy chwalą sobie także tzw. strefę relaksu, w której przebywają, gdy robią sobie przerwy w pracy. To tutaj nawiązują kontakty biznesowe, polecają sobie fachowców z różnych dziedzin, branż. Przy kawie i herbacie, która w abonamencie jest nielimitowana, wymieniają się pomysłami. Bywa, że realizują je razem. - Zdarza się, że powstają ciekawe projekty wspólne. Ktoś jest grafikiem, ktoś inny programistą, jeszcze ktoś inny zajmuje się pozycjonowaniem - ich współpraca może być bardzo owocna. Nasze co-workerki na przykład bardzo zaangażowały się w organizowane w naszej przestrzeni śniadania biznesowe dla przedsiębiorczych pań. Wspierają się jako kobiety, młode mamy, to świetnie funkcjonuje. Można powiedzieć, że w ten sposób tworzy się swego rodzaju społeczność co-workerów - podsumowuje Joanna Poziemska. Na franczyzie Przestrzeń co-workingową w Bydgoszczy proponuje również Your Office. Zlokalizowaną również w ścisłym centrum miasta, ale w nowo wybudowanym, ekskluzywnym biurowcu z podziemnym parkingiem. Miesięczny abonament w tym miejscu to 400 złotych. Firma ma już swoje filie w czterech miastach, w Toruniu aktualnie powstaje druga. - Kilka lat temu, gdy wróciłem do Bydgoszczy po studiach, chcąc otworzyć firmę, szukałem miejsca na siedzibę. Wynajem małego biura okazał się całkowicie nieopłacalny, więc postanowiłem kupić lokal. Ponieważ był on duży, idąc tropem własnych trudności, obok wcześniej planowanej działalności, stworzyłem też pomieszczenia pod wynajem innym firmom - mówi Jakub Janicki, właściciel i pomysłodawca Your Office. 24 na dobę Tak powstała przestrzeń co-workingowa, sale konferencyjne oraz gabinety, w których dziś mniejsze i większe firmy przeprowadzają rozmowy biznesowe i procesy rekrutacyjne. Your Office ma już dobrą markę, którą udostępnia w systemie franczyzowym w innych miastach. - Właśnie otwieramy punkt w Toruniu, w czyjejś przestrzeni, ale spełniającej nasze standardy. Bardzo tego pilnujemy - mówi Janicki.cp


Nowa inwestycja, nowe miejsca pracy

ność w y ż a z s Na w Berlinie! Już po raz 22. nasz region brał udział w styczniowych Międzynarodowych Targach Rolno-Spożywczych Grüne Woche (Zielony Tydzień) w Berlinie. To największa światowa impreza targowa, dotycząca żywności, rolnictwa i ogrodnictwa. Na berlińskich targach reprezentowali nas: Gospodarstwo Rolne i Sadownicze Wojciech Klimkiewicz sp. z o.o. z Wtelna; Zakład Skupu Przetwórstwa Trzody Bydła i Dziczyzny Myśliwiec w Śliwicach; Pasieka Kujawska Apicom, firma rodzinna w Kaliskach koło Lubienia Kujawskiego; Spiżarnia Kujawsko-Pomorska - Klaster Spółdzielczy; Zrzeszenie Producentów Ryb Jesiotrowatych z siedzibą w Toruniu - z doskonałymi efektami od kilku lat realizuje program restytucji jesiotra ostronosego w rzekach Polski, oraz Polski Związek Wędkarski, Okręg w Toruniu, który jest m.in. koordynatorem współpracy związków wędkarskich w Niemczech i Polsce.cp

y w o s e n z Bi

Bydgoski Park Przemysłowo-Technologiczny zawarł umowę sprzedaży nieruchomości z firmą ABC Automotive Poland sp. z o.o. Zakupiona przez inwestora działka ma powierzchnię 2,6503 ha i zostanie na niej wybudowana hala produkcyjno-magazynowa z zapleczem biurowym o łącznej powierzchni około 13 000 mkw. Dzięki tej inwestycji firma ABC Automotive Poland planuje utworzenie nowych miejsc pracy, a tym samym zatrudnienie docelowo ok. 150 pracowników. Planowany termin zakończenia budowy hali to rok 2016. Firma ABC Automotive Poland sp. z o.o. wchodzi w skład kanadyjskiego przedsiębiorstwa ABC Group, o prywatnym kapitale. Jest ona jedną z wiodących firm, zajmujących się produkcją systemów samochodowych i ich elementów, przeznaczonych do sprzedaży na całym świecie.cp

ysztof tekst: krz

lietz

z s fle

szczy o g d y B w ” a Hotel „Sepi otwarty

W Bydgoszczy otwarto czterogwiazdkowy hotel „Sepia”. Rozbudowa i adaptacja na funkcje hotelowe kamienicy przy ulicy Marszałka Focha 20 była możliwa dzięki 12 milionom złotych dofinansowania, przekazanym przez Urząd Marszałkowski w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego. W należącym do sieci Mercure obiekcie znajduje się 90 pokoi jedno- i dwuosobowych, a także m.in. restauracja, bar, sale konferencyjne oraz solarium i sala fitness. Na dachu postał taras z widokiem na Operę Nova, Wyspę Młyńską oraz Stare Miasto. Hotel jest przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.cp

KUJAWSKO-POMORSKI

10

luty 2015


Mamy czym zachęcić inwestorów Pod względem atrakcyjności inwestycyjnej województwo kujawsko-pomorskie sytuuje się w środku stawki polskich regionów, ale posiadamy też miejsca wprost do inwestowania wymarzone - wynika z ogłoszonego właśnie raportu Szkoły Głównej Handlowej, przygotowanego na zlecenie Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Autorzy dokumentu brali pod uwagę to, na czym skupiają się w swoich wyborach potencjalni inwestorzy. Badali klimat dla biznesu, infrastrukturę techniczną i społeczną, nakłady inwestycyjne w ostatnim czasie, zasoby pracy, sprawność służb obsługi inwestora, głębokość lokalnych rynków. Zajmujemy wśród szesnastu regionów 7. miejscu (ex aequo z Łódzkiem). Liderami rankingu są tradycyjnie województwa: śląskie, mazowieckie i dolnośląskie. Najwyższą w sześciostopniowej skali ocenę A otrzymały nasze miasta na prawach powiatu (kolejność według wskazań rankingu): Toruń, Włocławek, Bydgoszcz i Grudziądz, a także powiat bydgoski. Zaś najlepszą oceną rankingową - złotą gwiazdą oznaczającą najwyższe noty we wszystkich analizowanych aspektach - podkreślono walory inwestycyjne Torunia, Ciechocinka, podbydgoskiego Osielska, gminy Solec Kujawski i Chełmna (na zdj.). Oznacza to, że są dla inwestorów miejscami wręcz wymarzonymi.cp

1,9 mld euro

dla województwa

Ogłoszono oficjalnie, że Komisja Europejska przyjęła Regionalny Program Operacyjny Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2014-2020. Do naszego regionu trafi 1,9 miliarda euro z Unii Europejskiej. Po dodaniu wkładu krajowego, województwo będzie dysponować w ramach RPO kwotą 2,23 miliarda euro, czyli 9,5 miliarda złotych.cp

w ym o n a n a c i b Mo

Diamenty na gali BCC Podczas 22. gali Business Centre Club po raz kolejny zaświeciły diamenty z naszego regionu. Statuetki Lidera Polskiego Biznesu za wspaniałe wyniki w 2014 roku otrzymała spółka Cereal Partners Poland Toruń-Pacific sp. z o.o. Po raz drugi diamentem uhonorowano natomiast toruński Mentor SA. Złotą Statuetkę Lidera Polskiego Biznesu 2014 za bardzo dobre wyniki finansowe przyznano firmie Bioscience SA z Bydgoszczy. To działającą od 2006 roku firmą typu CRO (Contract Research Organization), obejmującą swoim zasięgiem teren całej Polski. Począwszy od 2014 roku działalność prowadzona jest także w Czechach i w Hiszpanii. Jako organizacja CRO Bioscience zajmuje się przede wszystkim prowadzeniem badań klinicznych fazy I-IV nad nowymi lekami i wyrobami medycznymi, na zlecenie firm farmaceutycznych, biotechnologicznych i badawczych, ale także klientów akademickich. Firma współpracuje z badaczami i ośrodkami w całej Polsce, a doświadczenie obejmuje badania z dziedzin terapeutycznych, takich jak: szczepionki, kardiologia, pulmonologia, neurologia, nefrologia, onkologia i inne.cp

Bydgoski oddział firmy Mobica od zeszłego miesiąca działa w nowej siedzibie w biurowcu Danhouse przy ul. Towarowej. Mobica należy do światowej czołówki dostawców oprogramowania dla urządzeń mobilnych. W rankingu „Sunday Times Tech Track 100” spółka została wymieniona jako jedna z najszybciej rozwijających się firm z prywatnym kapitałem w branży technologicznej. Firma realizuje projekty, m.in., dla branży motoryzacyjnej, telefonii komórkowej i płatności mobilnych. Bydgoski oddział powstał w 2011 r., jako trzeci w Polsce. Bydgoscy programiści z Mobica tworzą oprogramowanie dla sektorów finansowego i bankowego. W tym roku firma planuje przekroczyć liczbę 200 pracowników, zatrudnionych w grodzie nad Brdą.cp

KUJAWSKO-POMORSKI

11

luty 2015


rozmowa biznesu

firma Prowadzenie tak dużej firmy brokerskiej to wyzwanie. Każdy szef ma jakąś strategię, na co przede wszystkim Pan stawia? Najważniejszy jest dla mnie profesjonalizm w stosunkach z Klientami. Obopólne zaufanie wpływa na dobrą współpracę i przekłada się na zapewnienie odbiorcom naszej oferty spokoju i bezpieczeństwa. Mają oni zapewnioną kompleksową obsługę w zakresie: bezpłatnej analizy dotychczasowej ochrony ubezpieczeniowej, ubezpieczeń majątkowych w ponadstandardowym zakresie świadczeń dodatkowych, grupowych ubezpieczeń na życie, pomocy przy likwidacji szkód oraz wyceny nieruchomości i pojazdów. O jakości naszych usług świadczy ponad 900 zadowolonych Klientów. Obsługa tak licznej grupy to duże wyzwanie, ale firma Maximus Broker jest do tego świetnie przygotowana. Mamy świadomość olbrzymiej odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa. Nasze doświadczenie na rynku pośrednictwa ubezpieczeniowego i znajomość specyfiki branży procentuje najwyższą jakością usług. Spójny program ubezpieczeniowy dopasowany jest indywidualnie do każdego Klienta. Firma ma ogromne doświadczenie na rynku - co uważa Pan za swój najważniejszy sukces tych czternastu lat? W ciągu 14 lat istnienia jednoosobowa działalność Maximus Broker przeistoczyła się w jedną z największych firm brokerskich w Polsce. Obecnie zatrudniamy 96 pracowników, w tym aż 69 brokerów. Maximus Broker wielokrotnie uznawano Najlepszym w Polsce Brokerem Ubezpieczeniowym w zakresie obsługi podmiotów podlegających prawu zamówień publicznych, w szczególności jednostek samorządowych oraz, po raz pierwszy w 2014 roku, Najlepszym w Polsce Brokerem Ubezpieczeniowym w zakresie obsługi przedsiębiorstw i innych podmiotów gospodarczych. Dodatkowo Ministerstwo Rozwoju Regionalnego nadało w 2013 i 2014 roku firmie Złote Godło za usługi brokerskie najwyższej jakości. Skąd tak ogromny sukces Maximus Broker? Jest on wypadkową wielu elementów: ciężkiej pracy, odpowiedniej strategii i przede wszystkim naszych pracowników. Firma to ludzie, a za dobór odpowiednich pracowników i proces ich ciągłego szkolenia odpowiada moja żona i to w dużej mierze jej zasługa, jak dziś wygląda Maximus Broker. Konkurencja w tej branży jest

W ciągu 14 lat istnienia jednoosobowa działalność Maximus Broker przeistoczyła się w jedną z największych firm brokerskich w Polsce. remigiusz breński,

prezes zarządu maximus broker sp. z o.o.

ogromna, ale to właśnie ona jest podstawą zdrowej gospodarki rynkowej, zmusza mnie do większej pracy i doskonalenia jakości świadczonych usług. Przewrotnie, z uśmiechem na twarzy, muszę stwierdzić, że w pewnej części to konkurencji Maximus Broker zawdzięcza dzisiejszą wysoką pozycję w rankingach i za to wszystkim konkurencyjnym brokerom dziękuję. Uzupełnieniem działalności Maximus Broker jest, prowadzona wspólnie z żoną spółka Maximus Ubezpieczenia, która obsługuje mniejsze podmioty gospodarcze oraz indywidualne osoby. Wśród firm brokerskich wygrywają te, w których są najskuteczniejsi pracownicy. Ważny jest człowiek - jakie są Pana oczekiwania wobec zespołu? Maximus Broker przykłada dużą wagę do realizacji projektów, służących budowaniu wartości w perspektywie długookresowej. Dlatego zdecydowanie inwestujemy w młodych i kreatywnych ludzi. Od moich pracowników oczekuję zaangażowania, odpowiedzialnej postawy i dobrych relacji z innymi pracownikami, ponieważ wiem, że sukces firmy to pracownicy, którzy spełniają się zawodowo, równocześnie realizując swoje pasje. Głównym elementem naszej polityki personalnej jest dbałość o podnoszenie kwalifikacji pracowników poprzez rozbudowany system szkoleń, a także przejrzyste zasady awansu. Taka ścieżka rozwoju umożliwia ambitnym i zdolnym pracownikom znalezienie się na odpowiednim miejscu. Jednocze-

śnie doceniamy ich profesjonalizm i motywujemy finansowo. Każdy pracownik z zaangażowaniem podchodzi do swych obowiązków, jest profesjonalistą w swojej dziedzinie, tym samym umacnia markę firmy. Ważna jest dla mnie również lojalność i kreatywność. Staram się wspierać wszystkie pomysły i dawać szansę na ich realizację. Firma Maximus Broker wielokrotnie była nagradzana - co jest największym atutem jej oferty, czym się wyróżnia na rynku? Na tle konkurencji charakteryzuje nas wąska specjalizacją brokerów. Jedni zajmują się ubezpieczeniami na życie, drudzy majątkowymi, kolejni ubezpieczeniem NNW dzieci i młodzieży. A jeszcze inni pomagają w likwidacji szkód. W naszej firmie jest wiele biur, a ścisła współpraca pomiędzy nimi, w przypadku każdego Klienta, nadzorowana jest przez brokera - opiekuna. Zatrudnia Pan już niemal setkę ludzi, jakie są dalsze plany firmy? Uważam, że nie należy zmieniać czegoś, co jest dobre, dlatego w przyszłości zamierzamy kontynuować dotychczasową kompleksową obsługę podmiotów, podlegających prawu zamówień publicznych na wysokim poziomie. Planujemy kontynuować szkolenia pracowników, by stale doskonalić jakość obsługi brokerskiej. Ciągły monitoring rynku oraz działanie z najwyższą starannością mają na celu zapewnienie jeszcze większej skuteczności w tworzeniu programu ochrony ubezpieczeniowej i procesie likwidacji szkód. By sprostać oczekiwaniom naszych Klientów, opracowujemy i wdrażamy nowe produkty ubezpieczeniowe. cp

*Remigiusz Breński Prezes Zarządu Maximus Broker sp. z o.o.; absolwent wydziału Prawa i Administracji na Wydziale UMK w Toruniu oraz absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu - ukończone studia podyplomowe w zakresie ubezpieczeń gospodarczych.

55315TRTHA

Konkurencja w tej branży jest ogromna, ale to właśnie ona jest podstawą zdrowej gospodarki rynkowej, zmusza mnie do cięższej pracy i doskonalenia jakości świadczonych usług. Z Remigiuszem Breńskim, prezesem Zarządu Maximus Broker sp. z o.o. rozmawia Justyna Król


to przede wszystkim

Maximus Broker Sp. z o.o. | ul. Szosa Chełmińska 164 | 87-100 Toruń tel. 56 669 05 00 | fax 664-47-06 | info@maximus-broker.pl | www.maximus-broker.pl

55315trthb

profesjonalizm


grę tekst: lucyna tataruch  zdjęcie: RemiVision

Wizja na Chcemy być najlepszą polską firmą produkującą gry typu puzzle, robić produkty znane na rynku światowym. A w przyszłości będziemy tworzyć innowacyjne społecznościowe gry, w które będą grały miliony ludzi na świecie - zapowiada bydgoskie RemiVision

S

ama idea założenia firmy narodziła się w mojej głowie, gdy miałem 18 lat. Wtedy też powstała pierwsza wersja naszego logo - wspomina Rafał Bełka, współzałożyciel bydgoskiego RemiVision. - Już wcześniej razem z bratem interesowaliśmy się zarówno technologią Flash, jak i kreacją własnych aplikacji. I od początku czuliśmy, że własna firma to odpowiednia droga. To było nasze marzenie! Głównym inicjatorem rozwoju w kierunku tworzenia gier był Emil, niewiele starszy brat Rafała. Na realizację swoich planów i założenie działalności zdecydowali się na drugim roku studiów. Wtedy w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości powstało ich wspólne RemiVision. - Każdemu początkującemu przedsiębiorcy polecam, aby spróbował swoich sił w AIP. Zyskuje się osobowość prawną i nie trzeba znać się na księgowości - dodaje Rafał.   KUJAWSKO-POMORSKI

14

luty 2015

1,3 miliona Ich pierwsze gry według własnego pomysłu powstały już w trakcie studiów. Było to m.in. „Wooden Path”, „Shields of Gamland” i „Construction Fall”. Wszystkie zdobyły po kilkadziesiąt milionów zagrań, co na ówczesnym stadium rozwoju firmy, funkcjonującej jeszcze nie w pełnym wymiarze czasu, bracia oceniali jako duży sukces. Praca bardzo szybko przerodziła się w prawdziwą pasję, a to z kolei pociągnęło za sobą decyzję o założeniu prawdziwej działalności gospodarczej. - Mogliśmy już wtedy nawiązać bliską współpracę z głównym oddziałem szwedzkiej firmy King.com, która aktualnie jest liderem branży na platformie Facebook oraz jednym z najlepszych światowych producentów gier na rynku mobile - wspomina Rafał. - Pracowaliśmy z jeszcze jedną lub dwoma osobami, ale i tak było nas zdecydowanie za mało. Dzięki rekrutacji udało


branża IT

Mamy na swoim koncie pierwszą polską grę, która przekroczyła próg miliona fanów na Facebooku, czyli Tower Story. Obecnie jest to najpopularniejsza gra pod względem społeczności fanów - jest ich ponad 1,6 miliona. Rafał bełka,

współzałożyciel remivision

nam się stworzyć 7-osobowy zespół. Jako podwykonawca w ramach współpracy stworzyliśmy społecznościową grę „Hoop De Loop Saga”, zintegrowaną z serwisem Facebook, która w najlepszym okresie była na 21. miejscu światowego rankingu pod względem dziennej liczby graczy. Grało w nią wtedy ponad 1,3 miliona osób dziennie! Kolejnym produktem było „Candy Crush Saga”, obecnie najpopularniejsza gra na platformie facebook.com i AppStore. Co więcej, do dziś jesteśmy jedyną firmą, która nawiązała współpracę z King.com. 1,6 miliona To był jednak dopiero początek. Po zakończeniu współpracy z firmą King, RemiVision rozpoczęło produkcję własnych gier. - Aktualnie rozwijamy nasze dwa produkty i pracujemy nad kolejnymi - mówi Rafał Bełka. - Są to gry typu puzzle. Mamy na swoim koncie pierwszą polską grę, która przekroczyła próg miliona fanów na Facebooku, czyli „Tower Story”. Obecnie jest to najpopularniejsza gra pod względem społeczności fanów - jest ich ponad 1,6 miliona. Naszym kolejnym produktem jest „Dreamland Story”, w którą aktualnie gra ponad 100 tysięcy osób dziennie. Zgromadziła już ponad 700 tysięcy fanów z całego świata. Wszystkie tworzone przez nich gry są darmowe. RemiVision zarabia na sprzedaży wirtualnych produktów dostępnych w grach, które ułatwiają graczom przechodzenie kolejnych poziomów. Rafał śmiało przyznaje, że cały zespół nigdy nie bał się wyzwań. Od konkurencji odróżnia ich dbałość o wysoką jakość wykonania. Nie bez powodu. - Chcemy być najlepszą polską firmą produkującą gry typu puzzle, tworzyć produkty rozpoznawalne na rynku światowym - podkreśla. - Będziemy też przenosić oraz tworzyć nowe produkty na smartfony. A w przyszłości będziemy tworzyć innowacyjne społecznościowe gry, w które będą grały miliony ludzi na świecie. Odpowiedni balans Koncepcje gier RemiVision bardzo często powstają na kartkach papieru. Następnym etapem jest tworzenie działającej wersji, w którą można zagrać przez przeglądarkę internetową. Wymaga to zarówno doświadczenia w projektowaniu gier,

jak i umiejętności programistycznych. Stopień skomplikowania wykonania prototypowej gry zależy przede wszystkim od wyboru języka programowania. - Teoretycznie i praktycznie, przy odpowiednim zaangażowaniu w naukę, każdy jest w stanie stworzyć swoją pierwszą grę - tłumaczy Rafał. - Dalszy etap to ciągłe testowanie powstałego prototypu i wprowadzanie czasami radykalnych zmian w poszczególnych elementach. Produkt musi być odpowiednio zaprojektowany, aby można było go rozwijać. Gra musi być na bieżąco testowana, aby nie było w niej błędów. Powinno się ją jeszcze wzbogacić o samouczki - uczące jak grać. Równolegle lub w późniejszym etapie dodawana jest grafika. Ważny jest odpowiedni balans gry, tak by zachęcała i angażowała graczy - przedstawia skrótowo produkcję. Nie byłoby to możliwe bez wykwalifikowanego zespołu współpracujących ze sobą osób. W RemiVisions istotny jest odpowiedni podział zakresu obowiązków i specjalizacje poszczególnych członków. Od liczebności zespołu ważniejsze są kwalifikacje. - Aktualnie również poszukujemy nowych, zdolnych i ambitnych współpracowników, więcej informacji można znaleźć na naszej stronie internetowej www.remivision.com. Z determinacją Rafał przyznaje, że największym zagrożeniem w tej branży jest duża konkurencja. Bywa tak, że do wyścigu staje się z ogromnymi firmami, za którymi stoją olbrzymie zasoby pieniężne. - Takie firmy jak King, Zynga, Wooga czy Electronics Arts mają odpowiedni budżet na marketing. Ale my nie obawiamy się ich. Nieustannie się rozwijamy i uczymy się od najlepszych, tak by stać się właśnie jednym z nich. Analizujemy rynek i zamierzamy wprowadzać swoje innowacje. Wiemy, jak wiele czasu zagranicznej firmie zajmuje stworzenie gry o podobnym stopniu skomplikowania. My jesteśmy znacznie szybsi. I nie tracimy przy tym na jakości. Jesteśmy pasjonatami, kochamy to, co robimy. A do swoich celów dążymy z ogromną determinacją. Dlatego jestem pewien, że będziemy tworzyć gry, które ludzie również pokochają!cp   KUJAWSKO-POMORSKI

15

luty 2015

l ink i do gier

Fanpage Tower Story:

www.facebook.com/TowerStory

Gra Tower Story:

apps.facebook.com/tower_story

Fanpage Dreamland Story:

www.facebook.com/DreamlandStory

Gra Dreamland Story:

apps.facebook.com/dreamlandstory

Analizujemy rynek i zamierzamy wprowadzać swoje innowacje. Wiemy, jak wiele czasu zagranicznej firmie zajmuje stworzenie gry o podobnym stopniu skomplikowania. My jesteśmy znacznie szybsi. Rafał bełka,

współzałożyciel remivision


rozmowa biznesu

Artur Chęsy przejął kierowanie drukarnią Pozkal w Inowrocławiu po swoim ojcu Tadeuszu. Przed niemal 30 laty firma rozpoczynała swoją działalność w... przydomowym garażu, a dziś jest jedną z pięciu największych drukarń dziełowych w Polsce. Zdobyliśmy dziesięć Złotych Gryfów w różnych kategoriach i trzy Diamentowe. Drukarnia rozwija się w dwóch kierunkach: druk dziełowy różnymi technologiami i druk opakowań.

rozmawia: renata napierkowska

Od jak dawna jest Pan związany z pracą w drukarni i kiedy przejął Pan kierowanie firmą od ojca? Po skończeniu studiów poligraficznych trudno byłoby kierować takim dużym zakładem. Powinno się skończyć jeszcze drugi kierunek - zarządzanie. Brakuje mi jednak na to czasu. Wiedza praktyczna wyniesiona z drukarni przydała mi się na studiach. Najtrudniejsza po zakończeniu nauki była dla mnie współpraca z ludźmi, a tego na studiach, niestety, nie uczą. Prezesem jestem od 2012 roku, kiedy firma przekształciła się w spółkę komandytową, wcześniej byłem dyrektorem, a jeszcze kilka lat temu kierowałem działem druku. Dopiero jak Zbigniew Chmiel, wieloletni dyrektor, przeszedł na emeryturę, zostałem dyrektorem naczelnym. Ojciec jest jednak nadal właścicielem drukarni i strategiczne decyzje podejmujemy rodzinnie.

artur chęsy,

prezes drukarni pozkal

Drukarnia Pozkal jest nie tylko jedną z największych w województwie i kraju, ale cieszy się uznaniem i dobrą renomą. Świadczą o tym chociażby prestiżowe nagrody i wyróżnienia, takie jak Złote czy Diamentowe Gryfy. Nie jest chyba łatwo zdobyć taką pozycję, zwłaszcza w Inowrocławiu, który nie bez przyczyny nazwany jest poligraficznym zagłębiem? To prawda, że jesteśmy jedną z trzech największych firm tej branży w regionie i jedną z pięciu największych w Polsce. Zdobyliśmy dziesięć Złotych Gryfów w różnych kategoriach i trzy Diamentowe. Drukarnia rozwija się w dwóch kierunkach: druk dziełowy różnymi technologiami i druk opakowań. Stosujemy technikę offsetową i cyfrową. Ciągle coś udoskonalamy, kupujemy nowoczesne maszyny, by nie było żadnych ograniczeń technicznych. Dokładamy wszelkich starań, by nasza firma była ceniona nie tylko za jakość, ale i terminowość. Nie jest łatwo zdobyć zaufanie i utrzymać się na rynku. Trzeba być elastycznym, inwestować w nowe technologie i urządzenia. Inowrocław jest zagłębiem drukarskim ze względu na to, że część byłych pracowników Drukarni Kujawskiej pozakładała własne firmy. Nam to nie przeszkadza, bo naszym rynkiem nie jest Inowrocław. Najwięcej klientów mamy w stolicy, Krakowie i kilku innych dużych miastach, jak: Katowice, Gdańsk, Poznań. Sporo eksportujemy i to jest dziś wiodący kierunek. A z konkurencją   KUJAWSKO-POMORSKI

16

luty 2015

spotykamy się często na tych samych imprezach branżowych i niejednokrotnie świadczymy usługi dla tych samych klientów. Pana żona również pracuje w Drukarni Pozkal. Czy chciałby Pan, by dzieci kiedyś po Panu przejęły kierowanie zakładem? Żona pracuje tutaj od 1996 roku, gdy po studiach przeprowadziliśmy się do Inowrocławia. Oboje zaczynaliśmy pracę w dziale obsługi klienta. Mieliśmy problem, by razem wyjechać na wakacje. Obecnie żona pełni funkcję dyrektora handlowego. Zawsze lubiłem czytać książki i jak ojciec założył firmę, to wydawało mi się naturalne, że będę w niej pracował. Dlatego też wybrałem studia poligraficzne. Nasze dzieci są jeszcze małe, bo córka Julia ma 10, a syn Mateusz 5 lat. Oboje lubią, jak czyta im się książki przed snem. Byłoby dobrze, gdyby któreś z dzieci w przyszłości przejęło rodzinną firmę. Z żoną uważamy jednak, że do niczego nie będziemy je zmuszać. Wybór przyszłego zawodu ma być ich własną decyzją.cp

2315BIBIA

Czy pamięta Pan, jakie były początki Drukarni Pozkal? Oczywiście, że pamiętam. Firma powstała prawie 30 lat temu, w 1986 roku. W przyszłym roku będziemy więc obchodzić jubileusz 30 -lecia. Drukarnię założył mój ojciec Tadeusz Chęsy, który pracował w Drukarni Kujawskiej. Początkowo nasza firma miała swoją siedzibę w przydomowym garażu. Oboje z siostrą, jak oglądaliśmy Teleranek, to wkręcaliśmy spiralki w kalendarze, które drukował ojciec. Z roku na rok firma się rozwijała. Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się na ulicę Poznańską, do większego budynku, a po kilku latach na Jaśkowskiego. To było już w okresie, kiedy byłem na studiach. W czasie studiów przyjeżdżałem tutaj jednak na praktyki z moją obecną żoną. W 1996 roku, dokładanie 1 kwietnia, po rozstrzygnięciu przetargu przeprowadziliśmy się do Drukarni Kujawskiej, która wcześniej zbankrutowała. Wtedy wydawało nam się, że jest tu tyle powierzchni do zagospodarowania, a teraz ciągle coś rozbudowujemy, przebudowujemy i miejsca brakuje.


5215BIBIA


felieton

Przypowieść o nieświętym „franciszku” Historia franka szwajcarskiego powinna nas skłonić do rozważań na temat jakości naszego państwa i gospodarki. Czas wziąć się do pracy w swoim gospodarstwie, bo znowu kiedyś, gdzieś i coś się wydarzy, a my będziemy tradycyjnie biadolić. Prof. Leszek Dziawgo Nieoczekiwana zmiana polityki szwajcarskiego banku centralnego wywołała spektakularny wzrost kursu franka. Szok. W mediach dosłownie histeria, także w polskich. Jest o czym mówić i pisać. Tylko dwa pierwsze dni to skok kursu z ok. 3,60 na ponad 5 złotych i niepewna stabilizacja na poziomie 4,30-4,40. Na rynku walutowym taka skala zmian to rzadkość. Z pewnością przejdzie ten fakt do historii ekonomii. Innym powodem szerokiej dyskusji jest sytuacja frankowiczów, czyli biorących kredyt we frankach. Jak ci Szwajcarzy mogli tak postąpić ? Ano mogli, bo to jest ich kraj i ich waluta. Można pozazdrościć temu małemu państwu pozycji gospodarczej i walutowej na mapie świata. Jakim cudem jest to możliwe? Tłumaczenie, iż Szwajcaria od roku 1815 jest państwem neutralnym i tzw. rajem podatkowym jest bardzo powierzchowne i do tego bardzo krzywdzące. Należy też zauważyć, iż za sprawą nacisków UE, USA i G20 zanika pozycja Szwajcarii jako raju podatkowego. Przypomnę jeszcze, że jest to kraj bardzo górzysty i bez dostępu do morza. Ponadto - czterojęzyczny. A teraz proszę sobie wyobrazić sytuację, gdybyśmy to my byli na ich miejscu - wysoko w śnieżnych Alpach. Przecież to jest rzeczywiście dosłownie jedna z najgorszych lokalizacji w Europie! Marzylibyśmy wówczas, aby mieszkać na rozległych nizinach centralnej Europy i mieć dostęp do morza.

prof. Leszek Dziawgo jest szefem Katedry Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk Ekonomicznych UMK, a także członkiem Prezydium Komitetu Nauk o Finansach PAN.

Sukces Szwajcarii wynika tak naprawdę z doskonałej organizacji państwa. Autentyczna jakość administracji. Przejrzystość funkcjonowania. W sprawach krajowych i międzynarodowych działalność elit politycznych na korzyść własnego społeczeństwa. Szacunek dla obywatela i działalności gospodarczej. Przyjazna polityka gospodarcza i fiskalna, mimo niemałych podatków. To jest państwo zorganizowane dla wszystkich obywateli, a nie tylko dla wybranej grupy równiejszych. A do tego silna podmiotowość kantonów, dodatkowo integrująca obywateli w skali regionalnej. A jaki jest nasz model funkcjonowania państwa? A jaka jest nasza strategia gospodarcza? W skrócie: na Zachód „eksportujemy” ludzi, a na Wschód usiłujemy sprzedawać jabłka. Z kraju wyjechało więcej ludzi niż po przegranych powstaniach. Taka ma być wizja działania jednego z największych narodów Europy?   KUJAWSKO-POMORSKI

18

luty 2015

Historia franka szwajcarskiego powinna nas ponownie skłonić do rozważań na temat jakości naszego państwa i naszej gospodarki. Ile we współczesnym świecie zależy od nas, a ile od zewnętrznych zdarzeń? Czas wziąć się do pracy w swoim gospodarstwie, bo znowu kiedyś, gdzieś i coś się wydarzy, a my w kraju będziemy tradycyjnie biadolić. Niestety, Polska zastygła w rozwoju, a co gorsze, chyba zaczynamy się już do tego stanu przyzwyczajać. Nadzieja, że Unia wymusi na nas lepszą jakość funkcjonowania też powoli gaśnie. A może Unii nigdy na tym nie zależało? Mam wrażenie, że tak naprawdę w zasadzie unikamy podejmowania naprawdę ważnych tematów - jak zreformować nasze własne państwo. W mediach głównie łatwe lub hałaśliwe sprawy, a teraz jeszcze dyskusje na temat stóp procentowych i kursów walutowych. Jakby tylko od tego wszystko zależało. To wprawdzie ważne kategorie ekonomiczne, ale niewystarczające, aby odnieść sukces. W natłoku codziennych newsów umykają nam kluczowe rzeczy. Tymczasem muszę przyznać, że zawsze z sympatią spoglądam na Szwajcarię. Miałem okazję dobrze poznać ten kraj. Po ukończonych studiach w Polsce uzyskałem szwajcarskie stypendium i uzupełniałem wiedzę na jednym z wiodących szwajcarskich uniwersytetów. Uczyli nas nie tylko ekonomii, ale wyjaśniali także fenomen swojego państwa i wskazywali na źródła sukcesu. A wracając do franka - kilka słów otuchy. Zarówno w gospodarce szwajcarskiej, jak i globalnej działają poważne procesy zorientowane na wzrost kursu tej waluty. Jednak samym Szwajcarom niespecjalnie zależy na drogim franku. Ok. 70 proc. PKB tego kraju uzależnione jest od eksportu. Zbyt droga własna waluta sprawi, że dla importerów każdy szwajcarski towar i usługa będą droższe. To wpłynie negatywnie na szwajcarski eksport, a w konsekwencji na ilość miejsc pracy w tym uroczym kraju. A morał z całej opowieści o „franciszku”? Zacznijmy wreszcie dbać o własną gospodarkę. O polskie miejsca pracy i polskich przedsiębiorców. Zamożne społeczeństwo lepiej zniesie wszelkie perturbacje.cp


Rosegg R.T. Sp. z o.o. Fordońska 393, 85-766 Bydgoszcz tel: +48/52/347-14-81, fax:+48/52/347-23-25, kom: 502 372 739, e-mail: aw@rosegg.pl

Szczegółowe informacje na stronie www.rosegg.pl i pod nr telefonu 502 372 739

Z apra

. y c a r p ł ó p s w o d y m a z s 94915BDBHA

Jeżeli szukają Państwo biur lub hal magazynowych i produkcyjnych do wynajęcia, to są Państwo we właściwym miejscu

Rosegg Center przy ul. Fordońskiej 393 w Bydgoszczy oferuje do wynajęcia nowoczesne, klimatyzowane biura oraz hale magazynowe i produkcyjne różnej wielkości.


Na kółkach ze Stanów i Danii Nawiązują do PRL-u, stylu retro. Stawiają na jakość, zdrowe odżywianie i tzw. slow food. By kręcić swój interes, poza pojazdem, potrzebują odpowiedniego miejsca - z tym bywa różnie.

tekst: justyna król

1.

3.

2.

1.pomysł otwrcia mobilnej kawiarni narodził się w kopenhadze. trójkołowy rower jeździ teraz po toruniu. 2. najpierw były „paszteciki spod lady”, ale to po burgery klienci wracali najczęsciej. tak powstała burger strefa. 3. „karol waciarz I” jest znany w całym województwie.


pomysł na biznes

W

skazana jest sprzyjająca aura, ale na niepogodę mają już swoje sposoby. Właściciele biznesów na kółkach w naszym regionie coraz lepiej sobie radzą. Moda przyszła z zagranicy. Burgerowania w camperze Bydgoski BURGER PARK działa od półtora roku i świetnie prosperuje także zimą. Najpierw była wersja mobilna. Food truck ruszył na ulice miasta w październiku 2013. Szybko znalazł stałą lokalizację przy ul. Gimanzjalnej, pod znanym Landschaftem. Czasem w weekendy bywał pod Widzimisię (bar, kawiarnia, concept shop), by obsługiwać imprezowiczów. Właściciele chcieli wprowadzić w Bydgoszczy coś, czego jeszcze nie było, okazało się to ogromnym wyzwaniem logistycznym. - Marzyliśmy o prawdziwym vanie ze Stanów, gdzie biznesy typu auto z jedzeniem świetnie funkcjonują od wielu lat - opowiada 28-letni Sebastian Grzesiński, zawodowy koszykarz, pomysłodawca i właściciel burgerowni na kółkach, którą stworzył wspólnie ze swą rówieśniczką, Dagną Szczechowiak, obecnie menadżerką firmy, absolwentką ekonomii i zarządzania. Koszty sprowadzenia wartego 4 tysiące dolarów samochodu z USA wyniosłyby dwa razy tyle. Musieli odpuścić, ale w Trójmieście znalazł się na ten cel równie klimatyczny volkswagen camper. Na start zainwestowali około 60 tysięcy złotych, w tym zakup pojazdu z lat 70. minionego stulecia i przerobienie go w funkcjonalne, spełniające wszystkie wymogi sanepidowskie auto pod działalność gastronomiczną oraz nabycie wszystkich niezbędnych sprzętów. W środku, na zaledwie kilku metrach kwadratowych, znalazły się zlewozmywaki, lodówka, a ściany obito nierdzewną blachą. Bardzo ważna była sama identyfikacja wizualna. Szarości, biel i odrobina czerwieni z białym logotypem. - Nad wszystkim pracowaliśmy wspólnie z zaprzyjaźnionym grafikiem, który rozumiał nasze wyobrażenia. Zadbaliśmy o każdy detal, nie tylko przy samym aucie. Przygotowaliśmy estetyczne, papierowe kartoniki na burgery, torebki z pieczątką. Nasz food truck miał odbiegać wizualnie od samochodów z jedzeniem, jakie kiedyś jeździły po Polsce. Przykuwać uwagę i wzbudzać zaufanie, bo jedzenie, które z niego sprzedajemy, jest wysokiej jakości. Od razu warto zaznaczyć, że nie jest to fast food, a slow food, czyli posiłki przygotowujemy sami, ze świeżych składników, z pełną starannością - podkreśla pan Sebastian. Mobilni kontra urzędnicy Pierwotnie miał to być biznes typowo mobilny. Wizja przemieszczania się i sprzedawania w wybranych miejscach, wydawała się idealna, ale rzeczywistość to zweryfikowała. - W każdym mieście, by gdzieś stanąć, musieliśmy nie tylko upewnić się, czy jest prąd, ale przede wszystkim uzyskać zgodę właściciela terenu. Największe schody zaczynały się, gdy miejsce nale-

żało do miasta. Działający szablonowo urzędnicy, kojarząc takie biznesy z targowiskami i starymi, obskurnymi samochodami, nie przyjmują do wiadomości, że auto może być po prostu ładne, atrakcyjne dla miejsca, w którym stoi. A miasto może na tym skorzystać, Gdańsk jest tego najlepszym przykładem - tłumaczy szef BURGER PARKU. Stawali więc głównie przy Gimnazjalnej. Tam ludzie szybko się do nich przyzwyczaili i gdy tylko zdarzyło się ruszyć w trasę, dopytywali o swoje ulubione burgery. Począwszy od tych podstawowych z mięsem i warzywami, po takie z owocami, serami i dodatkami… Ten biznes na kółkach naprawdę się rozkręcił. Wypromowali się prawie bezkosztowo - głównie przez Facebooka, który świetnie się sprawdza, zwłaszcza przy zmianie lokalizacji danego dnia. - Zawsze mamy burgera miesiąca o ciekawym kształcie i nowej kompozycji składników najwyższej jakości. Bułki zmienialiśmy już kilka razy, a mięso jedzie do nas kilkaset kilometrów. Serwujemy kanapki, frytki, różne kotlety dla wegetarian, np. z fasoli z pietruszką - zdradza pan Sebastian. - Trochę jeździliśmy. Food truck daje mobilność, możliwość podróżowania, zajeżdżania na koncerty i pod firmy, gdzie zdobywa się nową klientelę. W nowych miejscach jesteśmy atrakcją - dodaje.

Ograniczenia Wadą mobilnego biznesu jest brak większej lodówki i ograniczone miejsce na towar. Gdy zwolnił się lokal przy Gimnazjalnej, długo się nie zastanawiali. Klienci czekali, więc powstał punkt stacjonarny. Auto przez jakiś czas zarabiało w stolicy, ale tam miesięczne czynsze za postój sięgają od 2 do nawet 4 tysięcy, więc wrócili do Bydgoszczy. Tu można znaleźć miejsce już od kilkuset złotych. Pozostałe koszty utrzymania biznesu na kółkach duże nie są. Tyle, ile prąd zasilający lodówkę i oświetlenie oraz gaz, potrzebny do grillowania. Kultura jedzenia na świeżym powietrzu zmienia się wraz z pogodą. Latem rozstawiają wokół auta leżaki, by goście, czekający na jedzenie, mogli posiedzieć, porozmawiać. Zimą klienci podjeżdżają głównie autami i biorą na wynos. Stali więc przy ul. Fabrycznej, na dużym parkingu pod galerią BATORY. Obecnie mona ich znaleźć pod Galerią Osielsko. Kanapka o smaku whisky Na podobnych zasadach, na rogu Gdańskiej i Kamiennej, pod centrum handlowym FAKTORIA, siedem dni w tygodniu działa BURGER STREFA.   KUJAWSKO-POMORSKI

21

luty 2015

Nie przypuszczałem, że zwiążę swoją przyszłość z branżą gastronomiczną, ale pracując przez kilka miesięcy w Kalifornii, w amerykańskiej burgerowni, zainteresowałem się tym. Postanowiłem sprawdzić, czy burgery ze świeżo mielonej wołowiny, przyjmą się w naszych realiach. patryk kałuszewski, burger strefa

- Z ciekawostek mamy burgera z sosem na bazie Jacka Danielsa, o posmaku whiskey. Serwujemy burgery z serami z różnych stron świata - portugalskimi, holenderskimi. Mamy też grubo krojone frytki, przyrządzane tradycyjną metodą, na belgijskiej fryturze z łoju wołowego. Oferujemy oryginalny, sprowadzany sos barbecue. Pomysłem rodem z USA są też krążki cebulowe w panierce, z sosem czosnkowym, jest to jeszcze unikatowy produkt na polskim rynku - mówi właściciel, 24-letni Patryk Kałuszewski, absolwent biznesu międzynarodowego. Wszystko, krok po kroku, powstaje na oczach klienta. Ma być smacznie i zdrowo, więc mięso musi być najwyższej jakości, certyfikowane, z farmy ekologicznej. Do tego świeże warzywa w wielu kombinacjach plus bułki wypiekane przez lokalną piekarnię, również ciemne, pełnoziarniste. O swych nowościach informują na fanpage’u - to dziś najlepsza forma dotarcia do klienta. - Nie przypuszczałem, że zwiążę swoją przyszłość z branżą gastronomiczną, ale pracując przez kilka miesięcy w Kalifornii, w amerykańskiej burgerowni, zainteresowałem się tym. Na tyle, że postanowiłem sprawdzić, czy takie burgery ze świeżo mielonej, prawdziwej wołowiny przyjmą się w naszych realiach - opowiada szef BURGER STREFY. Pasztety spod lady Udało się. W 2013 roku wystartowali pod szyldem „Pasztecik spod lady”, nawiązującym do lat PRL-u. Zresztą owe paszteciki, wraz z tradycyjnym barszczem również sprzedawali. Szybko jednak okazało się, że to po burgery wraca większość klientów,


pomysł na biznes więc nazwa została zmieniona, a paszteciki zniknęły z menu. Pojazd zaś, z Myślęcinka, w którym prężnie działał przez cały sezon letni, podczas festynów i imprez masowych, przeniósł się do centrum miasta. Nieduża, ale jednak zaprojektowana typowo pod gastronomię, przyczepa pomieściła, aż cztery lodówki, w tym dwie garmażeryjne, oraz elektryczny grill. Zimą, czekając na burgera, goście ogrzewają się przy parasolu grzewczym. Mimo stałego podłączenia do prądu, przyczepa ma też jego własny generator, jest wyposażona w monitoring, system alarmowy. Od środka oczywiście obita „kwasówką”. Poza możliwością przemieszczania się, zaletą korzystania z takiej mobilnej wersji lokalu, zamiast wynajmowania stacjonarnego za niemałe pieniądze, jest mniejsza marża, a więc ku uciesze klientów niższe ceny przy wysokiej jakości produktach.

BURGER STREFA właśnie przymierza się do otwarcia drugiego punktu w Bydgoszczy, na Magnuszewskiej, i także dąży do stworzenia oferty franczyzowej na inne miasta. Waciarze z tradycjami Przy tak rozwijającej się firmie z biznesu na kółkach można żyć. Są jednak i takie, które pozwalają na działalność dorobkową. Na przykład sprzedaż waty cukrowej. Z olbrzymimi tradycjami na naszym rynku lokalnym. - Choć to praca tylko sezonowa, bo w naszym klimacie inaczej się nie da, rodzina waciarzy cały czas się powiększa. Jest nas co najmniej jeszcze raz tyle, ile było, gdy osiem lat temu zaczynałem swoją przygodę ze sprzedawaniem waty - opowiada 26-letni Karol Kraiński, znany w województwie kujawsko-pomorskim i kilku sąsiadujących jako „Karol Waciarz I”. Pseudonimu tego używa świadomie, także marketingowo, drukując go m.in. na koszulkach. Pracuje z różną częstotliwością, nad morzem, nad jeziorami, w miejskich parkach, na imprezach firmowych, zdarzają się i wesela z watą cukrową. - Znam wielu waciarzy. Takich, którzy watę sprzedają, ale i takich, którzy produkują maszyny. Niektórzy jeżdżą za granicę, by na sztuce waty zarabiać nie 3 złote, a 3 euro, bo cukier w całej Europie kosztuje tyle samo. Jednak prawda jest taka, że tylko w Polsce jest aż taki popyt na watę. To ten sentyment Polaków do lat PRL- u - tłumaczy „Karol Waciarz I”. Z kilograma cukru zrobić można od dwudziestu do pięćdziesięciu wat, zależnie od umiejętności. Wielu waciarzy pracuje głównie z pasji, kontynuując biznes rodzinny, zwykle jako dodatkowy zarobek, bo wyżyć się z tego zajęcia nie da. Waciarze dużo podróżują, jeżdżąc od imprezy do imprezy. Rzadko mają swoje stałe miejsce postoju. Zmieniają też miasta, niektórzy nawet dziesięć razy w sezonie. Trzymają się razem, gdy komuś wpadnie zlecenie z regionu, którego nie może obsłużyć, dzwoni do kolegi i przekazuje mu namiar. Większość zleceń pochodzi z Internetu.cp

fot. Marek Hanyżewski lovepictures.pl

Kawa z jednośladu Równie pieczołowicie do pracy przy otwarciu swego biznesu na kółkach podszedł właściciel marki BIKE CAFE - mobilnej kawiarni, która działa od 2012 roku. - Pomysł narodził się w Kopenhadze. To tam wypiłem pierwszą znakomitą kawę z mobilnej kawiarenki. Nie był to trójkołowy rower, z jakiego my sprzedajemy, ale pojazd, który właściciel, po zakończeniu dnia pracy, wrzucał na samochód i odjeżdżał. Sam jestem zapalonym rowerzystą, więc poszedłem w tym kierunku - mówi Marcin Łojewski, właściciel. Pierwszy rower ruszył w trasę po Poznaniu. Szybko się okazało, że kawa na kółkach jest w Polsce potrzebna i z jednego roweru zrobiło się czternaście. Jeden z nich znalazł się w Czechach, pozostałe jeżdżą po Poznaniu, Warszawie, Kielcach, Wrocławiu, Trójmieście oraz w Toruniu. Zbieg ulic Szczytnej i Szerokiej - to tutaj w mieście Kopernika, w sezonie wiosenno-letnim stoi BIKE CAFE. Rower codziennie dojeżdża na swoje miejsce prowadzenia sprzedaży i wieczorem odjeżdża. Przystosowany jest do -10 stopni Celsjusza, ale obecnie działa w galerii Toruń PLAZA.

- Nasz pojazd uatrakcyjnia miejsce, w którym się pojawia. Rowery budujemy sami, są bardzo estetyczne - w stylu retro, czarny metal plus ciemne drewno. Logotyp z zielonym listkiem nad literką e, mówi o tym, że jesteśmy kawiarnią ekologiczną. Mamy papierowe, biodegradowalne kubki, drewniane mieszadełka. Wspieramy rowerzystów, każdy kto podjeżdża na rowerze, kupuje u nas złotówkę taniej. Napędzamy pojazdy siłą ludzkich mięśni, promując zdrowy styl życia, nie produkujemy spalin. Najważniejsza jest jednak kawa, która jest naprawdę wysokiej jakości. To ona jest sercem naszego biznesu na kółkach i sprawia, że mamy klientów, którzy do nas wracają mówi właściciel BIKE CAFE. Ziarna zbieranej w Nikaragui i w Meksyku kawy, z certyfikatem rolnictwa ekologicznego, palone są pod Barceloną. Stuprocentowa arabica przyciąga przechodniów swym zapachem. Podawana jest na bazie espresso - klasycznie lub też w wersji mlecznej: latte, macchiato, cappuccino. Do tego ciastko. - Kolejni sprzedawcy to franczyzobiorcy, dobrze przeszkoleni na temat kawy i jej podawania. Gdy jadą na miejsce swej pracy, spotykają się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Ludzie podnoszą kciuki do góry, często próbują zatrzymać, by napić się kawy od razu, po drodze, ale kierujemy zainteresowanych do docelowego punktu. Gdzie dokładnie w danym mieście można kupić kawę z BIKE CAFE, dowiedzieć się można ze strony www oraz oczywiście Facebooka, który wśród młodych firm jest najczęstszym narzędziem marketingowym - mówi Marcin Łojewski. O franczyzie poważnie myśli też BURGER PARK, który jest w trakcie przygotowywania do wyjazdu w trasę drugiego auta. Biznes się rozkręca. Marka kojarzy się bardzo dobrze. - Początkowo pracowaliśmy we dwoje, od świtu do zmierzchu, siedem dni w tygodniu. Obecnie Burger Park, to już dziesięć osób. Chcemy dążyć do tego, by nasze auta jeździły po kraju, bo jednak taki był pierwszy zamysł. Cały czas się rozwijamy, jeździmy na zloty i targi food trucków - zdradza Sebastian Grzesiński.

burger park wjechał do bydgoszczy w 2013 roku. właściciele zadbali, aby różnił się od samochodów z jedzeniem, które kiedyś jeździły po polsce.

KUJAWSKO-POMORSKI

22

luty 2015


Biuro Rachunkowe

D&M Sp. z o.o.

68515TRTHA

biurorachunkowe-torun.com

161715BDTHA

ul. Dworcowa 5 , 87-100 Toruń +48 517462537 +48 56 6230378

6815T2BBA

169915BDTHA

Zapewniamy: kompleksowe prowadzenie księgowości Waszej firmy pełną obsługę kadrowo-płacową pomoc w zakładaniu nowej działalności gospodarczej


?

sztuka sprzedaży

Czym mogę służyć

Jakość obsługi w dużej mierze odpowiada za wrażenia, z jakimi kupujący opuszcza sklep. Paradoksalnie jednym z najczęściej wymienianych czynników, mających negatywny wpływ na doświadczenia zakupowe klienta, jest właśnie człowiek - sprzedawca, pracownik firmy.

Dotknij, przymierz, odeślij Z roku na rok ta przewaga maleje, a ten trend wynika z elastyczności Internetu i form sprzedaży on-line. Wyciągając wnioski i ucząc się na błędach, sklepy internetowe coraz częściej oferują wysyłkę gratis i możliwość zwrotu towaru bez konsekwencji w określonym czasie. Możemy więc go sprawdzić, np. przymierzyć zakupioną odzież. Znika tym samym główny minus wirtualnej formy szklanego ekranu monitora. Poza ciekawą witryną, czy to w sklepie stacjonarnym, czy wirtualnym, największą rolę ma do odegrania kompetentny personel. Jakość obsługi w dużej mierze odpowiada za wrażenia, z jakimi kupujący opuszcza sklep. Klienci cenią nie tylko możliwość uzyskania fachowych odpowiedzi na pytania dotyczące oferowanego produktu, ale też okazję do wymiany doświadczeń. W obu przypadkach takich informacji udzieli nam pracownik, osobiście podczas wizyty w sklepie, w formie czatu lub drogą mailową, jeśli jest to sklep internetowy. Najbliższe lata w polskim biznesie on-line przebiegać będą pod szyldem rozwoju narzędzi do usprawniania takiej komunikacji. Na myśli mam narzędzia CRM (programy do zarządzania

Najbliższe lata w polskim biznesie on-line przebiegać będą pod szyldem rozwoju narzędzi do usprawniania takiej komunikacji. Wciąż jest to przestrzeń, która w naszym kraju ma braki do nadrobienia i szerokie pole do rozwoju. Łukasz Kamiński,

Trener sprzedaży i biznesu, www.perspektywy.biz

relacjami z klientami) oraz sprawnych komunikatorów. Wciąż jest to przestrzeń, która w naszym kraju ma braki do nadrobienia i szerokie pole do rozwoju. Korzyść z tego trendu odczuje najbardziej klient, który w prosty i intuicyjny sposób będzie mógł komunikować się z drugą stroną wymiany handlowej. Najważniejszy jest człowiek Paradoksalnie jednym z najczęściej wymienianych czynników, mających negatywny wpływ na doświadczenia zakupowe klienta, jest właśnie człowiek - sprzedawca, pracownik firmy. Klienci doceniają pomoc obsługi, ale tylko wtedy, gdy sami jej potrzebują. Nie przesadzajmy z „pomocą”, nie bądźmy napastliwi i natrętni. Kto lubi atakującego go od progu sprzedawcę z pytaniem „czym mogę służyć”? Wątpliwości podczas internetowych zakupów skończyć się mogą natomiast długim ocze-

kiwaniem na odpowiedź mailową. Ewentualnie czas oczekiwania „umili” nam muzyczka w słuchawce telefonu. Grająca w nieskończoność… Na koniec mam jedną uniwersalną radę dla wszystkich przedsiębiorczych osób, prowadzących firmy, sklepy on- lub off-line. Projektując cały proces sprzedaży wczujcie się w sytuację klienta. Patrząc z jego perspektywy na ofertę jesteśmy w stanie usprawnić wiele rzeczy. Jeśli nie masz pewności, że twoje zdanie nie będzie obiektywne, poproś o ocenę przyjaciół, znajomych, aby z zewnątrz przyjrzeli się ofercie i wypowiedzieli na jej temat jako klient. Taki zabieg w przypadku sklepu on-line jest prosty. Aby ocenić poziom obsługi klienta w sklepie stacjonarnym, pozostaje opcja tzw. tajemniczego klienta. Spojrzenie na proces sprzedaży jakby z zewnątrz, może uchronić nas przed wieloma błędami i przed zrażeniem do siebie i firmy wielu klientów.cp

tekst: łukasz kamiński

C

oraz więcej sprzedaży odbywa się w Internecie. Nie chodzi tu już o samą ilość, ale też o wartościowe wolumeny tych zakupów. Do Internetu przeniosły się nawet markety spożywcze, które oferują darmową dostawę pod drzwi. Zakupy w 80 procentach opierają się emocjach. Dlatego też zmysły mają niebagatelne znaczenie. Na klienta działa wszystko, co go otacza: odpowiednio dobrane oświetlenie, kolory, zapachy, muzyka - wszelkie elementy marketingu sensorycznego. To wszystko przekłada się na rozmiar zakupów. Aby klient przekonał się do oferty, dajmy mu możliwość wypróbowania produktu, dotknięcia jego faktury czy spróbowania, jak pachnie czy smakuje. Sprawdza się to szczególnie w branżach, których oferta skierowana jest do kobiet (według niektórych badań to one w niemal 70 proc. podejmują decyzje zakupowe). Wracając do zmysłów - wykorzystanie ich w procesie zakupów było dotychczas główną przewagą sklepów stacjonarnych. To się jednak zmieniło.

KUJAWSKO-POMORSKI

24

luty 2015


BIURO RACHUNKOWE

Profesjonalna obsługa księgowa firm Księgi

Handlowe przychodów i rozchodów, Podatki dochodowe PPE, PIT, CIT Podatek VAT KADRY, PŁACE, ZUS 87-100 Toruń ul. Szosa Chełmińska 121A/18-19 tel. 56/655-03-01 kom. 502-181-406 monikatyszka@biuroprospero.pl

76615TRTHA

Książki

154615BDBHA

115115BDBHA

www.biuroprospero.pl


finanse

tekst: sławomir bobbe

smart

<<<<<<<<<<<<<<

Technologia już dawno zrewolucjonizowała branżę finansową. Dziś większość klientów obsługuje swoje konta bankowe przez Internet, często nie wiedząc nawet, gdzie ich bank ma siedzibę. Czy podobne zmiany przyniesie ze sobą masowe korzystanie z zaawansowanych smartfonów i urządzeń przenośnych?

P

ytanie powinno brzmieć raczej nie „czy”, ale „kiedy” te zmiany nastąpią, bo że nastąpią - jest oczywiste. Dlaczego? Dlatego, że żaden poważny bank nie pozwoli sobie na wypadnięcie z wyścigu o klienta, który zamiast wizyty w placówce woli pobawić się swoim smartfonem.

Przelewy to tylko początek Praktycznie każda bankowa aplikacja na urządzenia przenośne zapewnia absolutne minimum potrzebne każdemu klientowi banku - a więc sprawdzanie salda, wykonania przelewu, założenia lokaty czy doładowania telefonu. Żeby zaistnieć w świadomości klientów i liczyć się w stawce, potrzeba czegoś jeszcze. Nad tym czymś głowią się prawie wszystkie banki. Mbank szczególnie dumny jest ze swojego mobilnego kredytu, udzielanego w 30 sekund oraz mobilnych mOkazji (informowania o rabatach w sklepach blisko miejsca, gdzie znajduje się użytkownik). - Do naszej aplikacji nie trzeba się logować, aby poznać stan konta, wyszukać rabaty i odebrać alerty z mBanku. Dostępne są też newsy mBanku, notowania funduszy czy kursy walut wymienia Kinga Wojciechowska-Rulka, specjalista ds. relacji z mediami mBanku. Taka aplikacja pozwala na przelewy i sprawdzanie historii, przelewy do ZUS i US, a także przelewy ekspresowe i pod numer telefonu. Wystarczy kilka kliknięć, aby uzyskać szybką gotówkę lub rozłożyć na raty spłatę karty kredytowej. Pożyczka z telefonu W Millennium aplikacja mobilna umożliwia klientom przelanie pieniędzy, gdy podadzą jedynie numer

telefonu odbiorcy lub jego e-mail. - W aplikacji mobilnej klienci mogą też wnioskować o produkty kredytowe - pożyczkę, limit w koncie i zwiększać limit karty kredytowej. Co istotne, cały proces odbywa się całkowicie online, a dostęp do dodatkowych środków jest natychmiastowy - zachwala Ricardo Campos, dyrektor Departamentu Bankowości Elektronicznej Banku Millennium. I jest się czym chwalić, bo Bank Millennium wprowadził tę możliwość jako pierwszy w Polsce. Z kolei aplikacja dostępna dla klientów Citi Handlowy zapewnia wgląd we wszelkie typy rachunków, w tym brokerskie, ale to nie wszystko. - Posiada także dodatkowe usługi, np. możliwość doładowania telefonu na kartę czy wykonania transakcji poprzez usługę FotoKasa - informuje Szymon Kurnicki, kierownik produktu w Biurze Produktów Zdalnych i Nowych Technologii w Citi Handlowy. Paragon w tablecie Klienci posiadając smartfon i konto w ING mogą wykonywać przelewy (w tym walutowe), sprawdzić stan rachunków bieżących i oszczędnościowych, historię transakcji kartą czy kursy walut. - Dzięki zastosowaniu wizualnego wskaźnika, klienci mogą w bezpieczny sposób poznać wysokość swoich środków bez konieczności logowania się do systemu. Wersja na tablety umożliwia ponadto, m.in., spłatę kredytu i wykonanie przelewu z karty kredytowej. Pod koniec 2014 roku dodaliśmy funkcję „Paragony”. Umożliwia ona zachowywanie zdjęć paragonów, tak aby w przyszłości mieć do nich łatwy dostęp - mówi Miłosz Gromski, menedżer ds. komunikacji ING Banku Śląskiego.   KUJAWSKO-POMORSKI

26

luty 2015

Niekiedy aplikacje zwalniają nas nie tylko z wizyt w oddziale banku, ale nawet z konieczności noszenia przy sobie karty płatniczej. Tak jest, m.in. w PKO Banku Polskim. - Aplikacja IKO umożliwia naszym klientom zarządzanie kontem z poziomu telefonu - mówi Karolina Tomczak, ekspert PKO BP. - IKO to wygodna alternatywa dla gotówki i karty płatniczej: wystarczy użyć kod mobilny lub czek z aplikacji, aby zapłacić za zakupy w sklepach i Internecie. Dodatkowo pozwala w prosty sposób wypłacić gotówkę z bankomatów w sytuacjach, gdy klient nie ma karty płatniczej przy sobie. Płatności i wypłaty z bankomatów udostępnione są również posiadaczom portmonetki IKO, która nie wymaga posiadania konta w banku i jest dostępna dla osób w dowolnym wieku, w tym także w wersji przedpłaconej dla dzieci poniżej 13. roku życia (nadzorowanej przez rodzica). Obecnie użytkownicy IKO mogą płacić telefonem w 70 tysiącach terminali w sklepach i punktach usługowych (m.in. w sieciach Auchan, Piotr i Paweł, Real, Shell, McDonald's, Costa Coffee, Multikino czy Decathlon), w około 10 tysiącach sklepów internetowych oraz wypłacać gotówkę bez użycia karty w ponad 6 tysiącach bankomatów PKO Banku Polskiego i Euronetu. Wystarczy zbliżyć Tymczasem klienci banku Pekao poprzez aplikacje mobilne mogą nie tylko realizować te same operacje jak w serwisie internetowym, ale również doładować telefon, opłacić fakturę skanując kod QR, wypłacić gotówkę, przelać pieniądze znając tylko numer telefonu odbiorcy, zapłacić w sklepie za pomocą terminali zbliżeniowych w kraju. - Sukcesywnie dodawane są kolejne, nie tylko


finanse

Klienci BZWBK, dzięki aplikacji mobilnej, mogą kupować bilety komunikacji miejskiej w 120 miastach Polski i opłacać miejsce postojowe w strefach parkingowych w 32 miastach. ewa krawczyk,

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

bank zachodni wbk

stricte finansowe usługi, które mają praktyczne zastosowanie w codziennym życiu - twierdzi Katarzyna Münnich z Obszaru Komunikacji i Identyfikacji Wizualnej Pekao. Dla przedsiębiorców istotny w aplikacji mobilnej Pekao24 jest moduł maklerski, dzięki któremu klienci Domu Maklerskiego Pekao mogą zarządzać rachunkami inwestycyjnymi. - Pozwala m.in. na sprawdzanie stanu rachunku pieniężnego i aktywów, przegląd historii operacji, realizację inwestycji w instrumenty finansowe notowane na GPW, NewConnect, BondSpot, a także na rynkach zagranicznych, co nie jest powszechne w aplikacjach mobilnych polskich brokerów - uważa Katarzyna Münnich z Pekao. Z duchem czasu płynie również Bank Zachodni WBK, który w swojej bazie ma niemal pól miliona użytkowników bankowości mobilnej. Jego aplikacja - BZWBK24 mobile na smartfony jest rozwijana od 2011 roku. - Do najbardziej innowacyjnych rozwiązań w zakresie bankowości mobilnej Banku Zachodniego WBK należy m.in. doradca online - możliwość kontaktu z konsultantem Banku Zachodniego WBK w formie rozmowy wideo, połączenia audio lub czatu internetowego z BZWBK24 mobile na smartfonie, tablecie i z BZWBK24 Internet. Tę usługę Bank Zachodni WBK udostępnił jako pierwszy (i jak dotąd jedyny) w swojej aplikacji mobilnej na smartfony i tablety. Klienci Banku Zachodniego WBK mogą też kupować bilety komunikacji miejskiej aż w 120 miastach Polski i opłacać miejsce postojowe w strefach parkingowych w 32 miastach - wyjaśnia Ewa Krawczyk z BZWBK. Raiffeisen Polbank chwali się natomiast możliwością personalizacji ekranu startowego - klient

sam wybiera, które elementy są dla niego ważne i które będą widoczne po zalogowaniu do aplikacji, a także mobilnym tokenem, czyli - nową formą autoryzacji wybranych transakcji w Mobilnym Banku (bez przepisywania kodów z SMS, bez noszenia kart zdrapek). Chcemy płacić telefonem Coraz więcej osób nie rozstaje się ze swoimi smartfonami nawet na chwilę. Na razie jednak tylko nieliczne banki zwalniają klientów z konieczności noszenia przy sobie gotówki. W mBanku jedyna możliwość płacenia smartfonem istnieje za pomocą kart MasterCard PaySIM. W Raiffeisen Polbank płacić mogą osoby posiadające telefon w T-Mobile, obsługujący technologię NFC (jednak do takiej płatności nie jest potrzebna aplikacja mobilna). Od niedawna podobną możliwość mają klienci ING BankMobile na smartfonach z Androidem. Inaczej sprawę rozwiązuje Citi Handlowy. - Aplikacja nie posiada możliwości płacenia w punktach handlowych, ale bank oferuje kartę w postaci naklejki, którą można przytwierdzić do telefonu i uiszczać płatności zbiżeniowe - podpowiada Szymon Kurnicki. Sześć polskich banków czeka na wprowadzenie systemu Blik, umożliwiającego wygodne płacenie za pomocą telefonu komórkowego. Czekają na to m.in Millennium, ING czy BZ WBK. - Polacy chcą korzystać z płatności mobilnych, a te pozostają nadal dla PKO BP jednym z najważniejszych obszarów rozwoju i inwestycji. Na bazie IKO wspólnie z pięcioma dużymi bankami budujemy polski standard płatności mobilnych, dzięki któremu możliwość płacenia i wypłacania za pomocą telefonu stanie się powszech  KUJAWSKO-POMORSKI

27

luty 2015

na. Bardzo istotne jest to, że przedsięwzięcie prowadzone w Polsce jest unikatowe zarówno ze względu na skalę, jak i zakres funkcji, które system zaoferuje użytkownikom - zapowiada Michał Macierzyński, zastępca dyrektora Centrum Bankowości Mobilnej i Internetowej w PKO Banku Polskim: W tyle nie pozostaje Pekao, które w grudniu zeszłego roku jako pierwszy bank w Polsce uruchomiło mobilne płatności zbliżeniowe telefonem w technologii HCE. - Nowe rozwiązanie stwarza możliwość realizacji płatności za pomocą smartfona w terminalach z funkcją zbliżeniową (280 tys. terminali, tj. 70 proc. urządzeń w kraju) - wyjaśnia Katarzyna Münnich. - Nie trzeba fizycznie uruchamiać aplikacji PeoPay, żeby zapłacić. Dzięki temu transakcje wykonywane są równie szybko jak za pomocą kart płatniczych. Rozwiązanie tym różni się od funkcjonujących na rynku, że można dzięki niemu zapłacić bez względu na operatora sieci komórkowej, z którego usług korzysta klient. Jest ono również dostępne dla osób niebędących klientami banku. Przyszłość wygląda jak smartfon Bankowcy nie kryją, że korzystający z aplikacji mobilnych to ważna i rozwojowa grupa klientów, o którą warto zadbać. - Obecnie klientów korzystających z bankowości mobilnej mBanku jest już 892 tys - twierdzi Kinga Wojciechowska-Rulka z mBanku. - Popularność aplikacji mobilnej stale rośnie. Na koniec grudnia 2014 roku liczba użytkowników bankowości mobilnej wyniosła 145 000. W ciągu roku wzrosła ona niemal dwukrotnie - wtóruje jej Ricardo Campos z Banku Millennium. cp

<<<<<<<<<<


organizacja pracy

j ó w s j i n r a g O

biznes

tekst: jan oleksy

Po wielu latach prowadzenia własnej działalności wciąż powracają pytania, jak pracować z zadowoleniem, zdążyć ze wszystkim i mieć poczucie dobrego dnia? Odpowiedź na nie zna Wioletta Spychalska z Alia PR&Marketing.

O

d zarania dziejów głowimy się nad tym, jak poukładać czynności w czasie. Do tego celu został wymyślony kalendarz. Obecnie dysponujemy całym mnóstwem udogodnień systemowych, które podpowiadają, co zrobić, by nie czuć się sfrustrowanym z powodu nieustannego upływu czasu. Czasu tym cenniejszego, bo związanego z pracą zarobkową. - Trzeba usystematyzować i zaplanować wszystko, co się da - mówi Wioletta Spychalska, współwłaścicielka Alia PR&Marketing z Torunia, firmy od 10 lat działającej na rynku reklamy i marketingu. - Niechętnie zmieniam raz ustalone plany. Zazwyczaj układam harmonogram dnia zarówno w pracy, jak i po niej. Najważniejszy jest porządek w głowie i na biurku, dzięki temu ograniczam stres w pracy i mam czas dla rodziny - dodaje.

Zaplanowane działania Z problemem planowania czynności i efektywnego wykorzystania czasu mierzą się naukowcy. Metoda Getting Things Done (GTD - z ang. sztuka bezstresowej efektywności) pozwala na uchwyce-

PROJEKTY, NAJBLIŻSZE DZIAŁANIA - od nich zaczniesz!; OCZEKIWANIE - gdy w danej sprawie oczekujesz od kogoś odpowiedzi; KALENDARZ - tu umieszczasz sprawy, które muszą być wykonywane w określonym czasie.

nie wszelkich zadań do wykonania w spójną całość oraz zdyscyplinowanie osoby realizującej zaplanowane działania. Całość tworzy pięcioetapowy proces zarządzania zadaniami: >I Gromadzenie. Najpierw musisz zebrać w jednym miejscu wszystkie te rzeczy, które wymagają Twojej uwagi. Gromadzisz zarówno realne przedmioty, z którymi nie wiesz, co zrobić, a które ci przeszkadzają. Pomysły spisz na jednej dużej kartce. >II Analizowanie. Przejrzyj po kolei, wszystko to, co zgromadziłeś i spisałeś. Zadaj sobie pytanie: która rzecz wymaga od ciebie podjęcia jakiegoś działania? Jeżeli uważasz, że dana sprawa wymaga podjęcia działania i nie zajmie ci więcej niż 2 minuty, wykonaj działanie od razu! Jeśli nie, sprawa trafia na początek procesu - na listę spraw wymagających działania i podlega ponownemu porządkowaniu. >III Porządkowanie. To grupowanie zgromadzonych i przeanalizowanych informacji tak, żeby można było łatwo do nich wrócić. Możesz podzielić ich listę na:   KUJAWSKO-POMORSKI

28

luty 2015

>IV Przeglądanie. Posortowane sprawy musisz regularnie przeglądać. Aktualizuj ich listę. >V Realizacja. Co zrobisz w danej chwili? Zastanów się, bowiem decyzja zależy od sytuacji, w jakiej się znajdujesz, ilości dostępnego ci czasu oraz ilości energii, jaką dysponujesz. Co na to praktycy? - Przez wiele lat pracy każdy odnajduje własne metody efektywnego działania. Muszą być one zgodne z naszym temperamentem i charakterem. Z praktyki wiem, że czas na planowanie działań nigdy nie jest stracony. Dodałabym jeszcze konieczność analizowania i oceniania własnych działań. Podsumowanie tego, co za nami pozwala poczuć radość z sukcesów i uniknąć powtarzania błędów - dodaje Wioletta Spychalska. Ciągłe ulepszanie Metoda określana terminem Kaizen w tłumaczeniu z języka japońskiego oznacza „ciągłe ulepszanie”. Codziennie przeznaczajmy więcej czasu na planowanie, porządkowanie miejsca pracy, ustalanie priorytetów. Dzień w dzień delikatnie zmieniajmy swoje złe nawyki. (lista obok>)


organizacja pracy Kaizen jest wrogiem wszelkiego marnotrawstwa, tego dotyczącego czasu pracy również. Pamiętaj, że Twój komputer służy do pracy, a nie do załatwiania prywatnych spraw i przeglądania plotkarskich portali! Spóźnienia nie wchodzą w grę - to strata cennego czasu. Dzięki porządkowi na biurku, czy Twoim stanowisku pracy łatwo będzie Ci zobaczyć, to, czego potrzebujesz, bez poszukiwań w całym biurze, czy na terenie fabryki. I ostatnia ważna rzecz - pamiętaj o samodyscyplinie! Bez kontroli swoich poczynań i samozaparcia - sukces się oddala!

1. 2. 3. 4. 5.

Wielka piątka do eliminacji Według Donalda E. Wetmora, autora koncepcji organizacji czasu pracy, najczęstszą przyczyną niewyrabiania się z powierzonymi zadaniami jest pięć złych nawyków. Brak planu działania na dany dzień. Jeśli przychodzimy do pracy bez wstępnie zarysowanego grafiku zadań do wykonania, nasz dzień zakończy się bezowocnie. Będziemy działać reaktywnie - odpowiadając jedynie na bodźce z zewnątrz w postaci różnych wydarzeń. Mając plan - skupmy się na czynnościach, jakie nakreśliliśmy sobie na dany dzień. Pozbycie się poczucia równowagi. Nasze życie obejmuje wiele obszarów. Siedem najważniejszych to: zdrowie, rodzina, finanse, społeczny, intelektualny, praca zawodowa i duchowość. Nie jesteśmy w stanie skupić się tylko na jednym z wymienionych obszarów i trudno po równo uczestniczyć w każdym z nich. Jeśli jednak zaniedbamy jeden z powyższych obszarów, można będzie powiedzieć, że nie chcemy odnieść sukcesu. Starajmy się poświęcić każdemu obszarowi odpowiednią uwagę Bałagan. Według przeprowadzonych badań, osoby pracujące przy zaśmieconych biurkach, tracą średnio 1,5 godziny dziennie na przeglądanie piętrzących się na biurku stosów. Łatwo policzyć - w ten sposób w tygodniu ucieka 7,5 godziny! Zmęczenie. Aż 75 procent pracowników narzeka na zmęczenie. Nie jest ono spowodowane ilością pracy, ale niedostatecznie dobrym snem. Stres wpływa negatywnie na głęboki, regenerujący sen. Odpoczynek z prawdziwego zdarzenia przywrócić może dobrą organizację czasu pracy. Brak przerwy na posiłek. Po wielu godzinach pracy dopada nas znużenie. Nawet 15-minutowa przerwa pozwoli nam naładować akumulatory na dalszą część dnia. Spada też ryzyko, że trudniejsze i mniej przyjemne zadania przełożymy na wieczne nigdy.cp

Wioletta Spychalska

Alia PR&Marketing

Samo wprowadzenie technik lepszego planowania czy też eliminacja barier są ważnym elementem, ale nie są wystarczające. dr joanna rejang,

prezes firmy personel system*

Nasza praca z przedsiębiorstwami w obszarze usprawnienia pracy sprowadza się do działań na rzecz wzrostu produktywności firmy na ciągle zmieniającym się rynku. Pracownicy chcą mieć komfortową pracę, a ich pracodawcy chcą, aby byli bardziej produktywni.

S

amo wprowadzenie technik lepszego planowania czy też eliminacja barier są ważnym elementem, ale nie są już wystarczające. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę z tego, że pracownicy mają dużo pracy, a sami pracownicy na hasło „utrzymuj równowagę i wypocznij”, mówią: wszystko pięknie, tylko powiedz mi, jak mam to zrobić i kto wykona pracę za mnie. Aby usprawnić działania organizacji przy zachowaniu komfortu pracy pracowników, dokładnie przyglądamy się procesom realizowanym w przedsiębiorstwie z kilku różnych perspektyw. Doświadczenia pokazują, że zdecydowanie niektóre z nich są zupełnie poza świadomością osób zarządzających firmą. Podam przykład jednego z naszych nowych klientów, choć sytuacja jest dość typowa. Pracownicy wykonują zadania zlecane im przez szefa, a ten zleca zadania zlecane mu przez jego szefa. Wszyscy pracują tak, że chwili na odpoczynek nie mają. Jednak zadania te - choćby najlepiej i najsprawniej wykonane - w niewielkim tylko stopniu przyczyniają się do wzrostu efektywności organizacji, albo do pozyskania nowych klientów, czy też do wzrostu wartości zamówień. Dlaczego więc organizacja je wykonuje? Bo nikt nie wyraża swoich wątpliwości, nikt nie poddaje rozwiązania

pod dyskusję. Powody tego są różne. W firmie, o której mówię, powodem był autorytet szefa (kto by wątpił w mądrość człowieka, który sam zbudował taką dużą firmę, jest szanowany, dba o ludzi), ale bywa, że powodem jest lęk pracowników przed konsekwencjami wychylenia się, albo tak zwana wyuczona bezradność - tyle razy próbowałem pokazać ryzyko, ale zostałem zignorowany, że teraz nie będę się wysilał, tylko robił swoje. I to, co najciekawsze przy odkryciu przed klientem nieznanych jej dotąd perspektyw to to, że jedna zmiana przynosi firmie dużo więcej korzyści, niż tylko sprawniej działający proces. To dlatego, że jak się zadziała na poziomie przekonań pracowników czy szefów, w organizacji, zmieniają się różnorodne zachowania pracowników, wszystkie te, które nie były prezentowane, bo wymagają tego jednego przekonania, którego w ludziach nie było. Historie, które znamy, dotyczące dobrze działających systemów planowania czy organizacji, to zdecydowanie historie dobrze działających systemów w ogóle. To oznacza, że organizacja pracy dla nas jest ściśle powiązana z kilkoma przynajmniej innymi systemami w firmie, w tym w dużej mierze z tymi, które dotyczą ludzi, zależności między nimi oraz całego kontekstu, w jakim funkcjonują w pracy i poza nią.cp

*Personel System - największa firma w naszym regionie zajmująca się szeroko pojętym wsparciem przedsiębiorstw w obszarze zarządzania zasobami ludzkimi.


p o m yf sełl ineat obni z n e s

Konsument obdarty Centra handlowe będą miały informacje o zwyczajach każdego, kto przekroczy ich próg. Przemysł i usługi z bazą szczegółowych danych o kliencie zawsze trafiać będą w dziesiątkę. Lista zakupów? Możesz ją wyrzucić...

Dominika Kucharska redaktorka prowadząca Biznes Kujawsko-Pomorski

Z czego słynie Davos? Fani twórczości Tomasza Manna odpowiedzą jednogłośnie, że z genialnej powieści „Czarodziejska góra”, której akcja rozgrywa się właśnie w tym szwajcarskim miasteczku, ale, wybaczcie, Biznes Kujawsko-Pomorski to nie miejsce na literackie westchnienia. W tym przypadku mówiąc Davos myślimy o Światowym Forum Ekonomicznym - szczycie, na którym grupa

osób podejmuje decyzje, mające wpływ na życie każdego stąpającego po ziemskim padole. I tak, pod koniec stycznia do tej malowniczej, 12-tysięcznej mieściny zjechało półtora tysiąca biznesmenów, blisko 40 przywódców państw i jakiś tysiąc gości specjalnych i przedstawicieli mediów. Debatowali, ile wlezie, aż do mikrofonu dorwała się prof. Margo Seltzer z Uniwersytetu Harvarda i w imieniu badaczy ze swojej uczelni obwieściła koniec epoki prywatności. Niby żadna nowa Ameryka, a jednak niejednemu słuchaczowi zrzedła mina. Dlaczego? Ano dlatego, że pani profesor nie mówiła o tym, co nastąpi za 5, 10, 15 lat. Zamiast tego powiedziała jasno, że to dzieje się teraz, że w świecie, w który żyjemy, sfera prywatności przestaje istnieć. Nie bez kozery te słowa padły w tym, a nie innym miejscu, bo to obdarcie z prywatności ma wielkie znaczenie dla biznesu. Seltzer wspominała o technologiach (mikrochipach, kamerach itp.), które lepiej od klienta poznają jego potrzeby, albo po prostu je wykreują, biorąc na warsztat profil konsumencki. Centra handlowe będą miały informację o zwyczajach każdego, kto przekroczy ich próg. Przemysł i usługi ze szczegółową bazą danych o kliencie zawsze trafiać będą w dziesiątkę. Lista zakupów? Możesz ją wyrzucić - wchodzisz do marketu, a to, czego potrzebujesz, samo ląduje w twoim koszyku. Nie wiem jak Was, ale mnie ta wizja przeraża. Bo z jednej strony świetnie jest mieć   KUJAWSKO-POMORSKI

30

luty 2015

produkt czy usługę idealnie dopasowaną do swoich potrzeb, uszytą na miarę. Z drugiej jednak, zawsze będę woleć sytuację, gdy te potrzeby określę sama, a nie zrobi to za mnie supernowoczesny program czy jakiś tam inny dron. Jasne, że moje przerażenie na niewiele się zda i nie zatrzyma wprawionej w ruch machiny. Tak jak, chcąc nie chcąc, przyzwyczailiśmy się do internetowych „ciasteczek”, które podstępnie zapamiętują oglądane przez nas produkty i nie pozwalają o nich zapomnieć, tak i z kolejną rewolucją, zabierającą nam prywatność jakoś się oswoimy. I gdy to nie będzie na nas już robiło większego wrażenia, pójdziemy na spacer do centrum Torunia lub Bydgoszczy. I zanim jeszcze kiszki zaczną nam grać marsza sygnalizującego głód, dostaniemy SMS-a, że ulubione pierogi z pobliskiej restauracji już czekają. Pytanie, czy rzeczywiście będę miała ochotę na te pierogi, czy będzie to tylko wykreowana potrzeba? Ot, taki dylemat z bliskiej przyszłości.cp


102915TRTHA

1816414BDBHA


Lufthansa PO RAZ PIERWSZY z Bydgoszczy

Wyjątkowa podróż w przystępnej cenie – Klasa Ekonomiczna Premium W ubiegłym roku swoją premierę na świecie miała nowa Klasa Ekonomiczna Premium Lufthansy. Do końca 2015 roku nowe fotele zostaną zainstalowane w całej flocie międzykonty-

nentalnej. Wygodniejsze, szersze fotele i większy odstęp między rzędami zapewnią aż do 50% więcej przestrzeni osobistej niż w zwykłej klasie ekonomicznej. Na pasażerów Klasy Ekonomicznej Premium czekają na pokładzie miłe niespodzianki w postaci powitalnego drinka i butelki wody oraz wysokiej jakości zestawu praktycznych akcesoriów podróżnych.

Ekskluzywna i komfortowa Klasa Biznes Lufthansa znana jest na całym świecie ze świetnej oferty dla pasażerów biznesowych - udogodnienia zaczynają się jeszcze zanim pasażer wsiądzie na pokład. Klienci mogą skorzystać z jednej

z największych sieci saloników biznesowych na świecie, zapewniających komfortowe miejsce do wypoczynku, biura, cichą przestrzeń i prysznice dostępne na 70 międzynarodowych lotniskach. Na pokładzie serwowane są wykwintne posiłki, zapewniony jest dostęp do Internetu, a fotele przekształcają się w wygodne łóżko do spania.

Z Frankfurtu w świat Lotnisko przesiadkowe we Frankfurcie jest położone w drugim pod względem wielkości obszarze metropolitalnym w Niemczech i jednym z największych regionów ekonomicznych w Europie. Rozpoczynając podróż w Bydgoszczy możemy kontynuować ją w prawie 160 kierunkach oferowanych przez Lufthansę z Frankfurtu. Jest to największe z pięciu lotnisk centralnych przewoźnika i zapewnia podróżnym i zwiedzającym różne usługi, obiekty i ciekawe wydarzenia. Port Lotniczy w Bydgoszczy to 9 lotnisko w kraju, z którego przewoźnik zaoferuje bezpośrednie rejsy do Niemiec. W zimowym rozkładzie Lufthansa wykonuje 213 połączeń tygodniowo pomiędzy Polską a Frankfurtem i Monachium.

1973114BDBHA

Poniedziałki, środy, piątki i niedziele – w te dni nowoczesny Embraer 190 w barwach Lufthansy o godz. 13:15 zabierze pasażerów z bydgoskiego lotniska do Niemiec. Maszyna mieści na pokładzie 100 osób w dwóch klasach – Biznes oraz Ekonomicznej. To właśnie ze względu na duży potencjał biznesowy, przewoźnik zdecydował o uruchomieniu rejsów z województwa kujawsko – pomorskiego. W regionie znajduje się ponad 550 zagranicznych firm, które zyskają łatwą i szybką możliwość rozwijania relacji biznesowych z partnerami na całym świecie. Dzięki nowemu połączeniu klienci będą mogli bezpośrednio dostać się do Bydgoszczy, unikając uciążliwych dojazdów z lotnisk w sąsiednich województwach.

Już od 29 marca pasażerowie z regionu będą mogli skorzystać z bezpośredniego rejsu Lufthansy z Bydgoszczy do Frankfurtu, jednego z największych lotnisk przesiadkowych w Europie cztery razy w tygodniu. Nowe połączenie daje nie tylko możliwość szybkiej i wygodnej podróży do najdalszych zakątków świata, ale stanowi również szansę na rozwój lokalnego biznesu.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.