Biznes Kujawsko-Pomorski

Page 1

KUJAWSKO-POMORSK I

MAJ 2015

Inwestuję lokalnie Marek Bieliński BIZNESMEN ROKU 2014

BANK SPÓŁDZIELCZY W NAKLE

str. 4


Wydawca: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 60 703 d.kucharska@expressmedia.pl

na własnym podwórku

Teksty: Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Justyna Król j.krol@expressmedia.pl

Badanie preferencji klienta, w celu spersonalizowania oferty, to dziś powszechna praktyka. Firmy działające na dużą skalę z myślą o tym tworzą rozbudowane systemy danych. Zupełnie inaczej do sprawy podchodzą instytucje działające na własnym, stosunkowo niedużym podwórku. Przykładem są banki spółdzielcze, do których rodziny przychodzą od pokoleń. W tym numerze nie bez powodu na okładce jest prezes Banku Spółdzielczego w Nakle nad Notecią. Pan Marek Bieliński na tym stanowisku zasiada od ponad 20 lat i wciąż głęboko wierzy w to, że inwestowanie lokalnie to wartość sama w sobie. Dowodem, że dostrzegają to także inni, jest tytuł Biznesmena Roku 2014, który prezes Bieliński zdobył w naszym plebiscycie. Rozmowa z nim oraz z laureatami w dwóch pozostałych kategoriach na łamach tego numeru. Piszemy też o wielkich pieniądzach i ogromnych inwestycjach, realizowanych w naszym regionie. Pierwsza z nich to elektrownia fotowoltaiczna, która powstaje w gminie Czernikowo pod Toruniem. Będzie ona największą tego typu elektrownią w Polsce! Kolejna inwestycja ma ruszyć w okolicach września, a mowa o produkcji biosurfaktyny przez firmę Boruta-Zachem, na terenie po bydgoskim Zachemie. Na kolejnych stronach znajdą Państwo również, między innymi, artykuły o talent show zamiast rekrutacji, sposobach na motywowanie pracownika i tak zwanym ponglish, czyli parę słów o nowomowie korporacyjnej. Życzę miłej lektury, zczelendżowanych pracowników i udanych apgrejów!

Sławomir Bobbe Leszek Dziawgo Łukasz Kamiński Krzysztof Lietz Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Projekt: Iwona Cenkier i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Dagmara Potocka-Sakwińska Ilona Koszańska-Ignasiak Sprzedaż: Bogusława Mańkowska, tel. 607 351 922 b.mankowska@expressmedia.pl

CP J esteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl

Znajdziesz nas na: www.biznes.expressmedia.pl www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski

„Biznes Kujawsko-Pomorski” ukazuje się w każdy drugi poniedziałek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”.

Dominika Kucharska REDAKTOR PROWADZĄCA BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI

KUJAWSKO-POMORSKI

Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl

2

maj 2015


N A J WA Ż N I E J S Z Y jest smak

Mamy ponad 300 rodzajów whisky i innych alkoholi, jesteśmy w stanie zadowolić nawet najwybredniejszych koneserów.

Rozmowa z właścicielami „Galerii Whisky”* Są Państwo pierwszym sklepem w Bydgoszczy, który w swojej ofercie postawił na whisky, nie tylko ze Szkocji, ale też z USA, Japonii, a nawet Indii. Czym kierują się Państwa klienci - smakiem trunku, wiekiem, egzotyką czy może ceną? Większość klientów zdaje się na naszą wiedzę. Jednak zawsze najważniejszy będzie smak. Tak naprawdę, nie jest sztuką wydać u nas 500 zł za ponad 18-letnią whisky, ale my staramy się też dobierać trunki, na które stać każdego, a ich smak nie ustępuje tym najstarszym. Mamy ponad 300 rodzajów whisky i innych alkoholi, jesteśmy w stanie zadowolić nawet najwybredniejszych koneserów. Skąd pomysł na tak wyspecjalizowany sklep? Pewnego dnia wybraliśmy się na Whisky Festival. Spotkaliśmy tam mnóstwo ciekawych ludzi z różnych państw, którzy nas zahipnotyzowali tym światem. Postanowiliśmy więc zaczarować również bydgoszczan - przekazać im wiedzę o kulturze degustacji whisky i czerpania z niej przyjemności. Luksusowy trunek to także idealny prezent. Czy taka prezentowa oferta różni się czymś od normalnej?

I tak, i nie. 90 proc. whisky zapakowanych jest w piękne, oryginalne kartoniki, tuby lub skrzyneczki, które nadają się na prezent bez zbędnych dekoracji. Ale możemy także wygrawerować życzenia czy podziękowania na butelce. Oprócz tego proponujemy zestawy prezentowe, np. z kieliszkiem do degustacji, magazynem lub książką o whisky, ręcznie robioną czekoladą czy akcesoriami. Wszystko pięknie zapakowane. Coraz częściej czyta się o rzadkich rocznikach czy limitowanych edycjach whisky, jako o formie lokaty biznesowej. Czy tego typu butelki również są w Państwa sklepie? Tak, bardzo lubimy wyszukiwać te rzadko spotykane edycje. Jesteśmy w stanie sprowadzić je na życzenie klienta, zorganizować zakup całej beczki, typowo pod inwestycję. Po pewnym czasie nabierają one dużej wartości. W naszych zbiorach mamy np. whisky Edradour, wydaną jedynie w 413 butelkach na całym świecie. Jak w naszym kraju wygląda trend sprzedaży whisky? Polscy konsumenci coraz częściej odkrywają gatunkowe, importowane trunki. Trzech na dziesięciu twierdzi, że stara się wybierać alkohol ponadprzeciętnej jakości. Rynek alkoholi w Polsce w 2013 roku był warty 41,1 mld zł, a jego struktura cały czas się zmienia. Polacy nie piją więcej, za to wybierają coraz lepsze i droższe alkohole. Sprzedaż whisky rosła przez ostatnie 10 lat w tempie ok. 20 proc. rocznie - tak wynika z danych The International Wine & Spirit Research. Potencjał polskiego rynku whisky został już dostrzeżony w Szkocji. W ostatnim raporcie Scotch Whisky Association (stowarzyszenie producentów szkockiej whisky), Polska znalazła się w pierwszej dwudziestce największych odbiorców szkockiej. Z kolei dom aukcyjny Bonhams zaczął umieszczać wyceny sprzedawanych przez siebie butelek whisky również w polskiej walucie. Organizują Państwo spotkania z whisky, degustacje, pokazy? Oczywiście. Organizujemy otwarte degustacje, 2015   KUJAWSKO-POMORSKI    3  Każdy   m a juczestnik na które każdy może się zapisać.

siada w wygodnym fotelu, otrzymuje do spróbowania różne rodzaje whisky, poznaje kulturę picia. Jesteśmy także otwarci na prezentacje podczas dużych eventów. W tym roku byliśmy na Balu Lekarza w Operze Nova, Inspiracjach Ślubnych organizowanych przez restaurację Sowa, czy plebiscycie Biznesmen i Firma Roku 2014 Wydawnictwa Express Media. Możemy także urozmaicić imprezy integracyjne, szkolenia, uroczystości firmowe, rodzinne itp. Przy takich okazjach jesteśmy do dyspozycji zaproszonych gości, w przygotowanym kąciku degustacyjnym. Gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli zgłębić temat kultury tego trunku, poza Państwa Galerią? Jest ku temu idealna okazja - nasze zaangażowanie w rozwój tematyki whisky doprowadziło do organizacji pierwszego bydgoskiego festiwalu tego trunku. Już 20 czerwca wraz z restauracją Sowa, zapraszamy wszystkich miłośników mocnych alkoholi na „Whisky Night”. Każdy uczestnik będzie mógł degustować nie tylko wielu whisky, ale także różnego rodzaju inne alkohole typu: rumy, giny, grappy, koniaki, brandy. (Więcej informacji na www.galeriawhisky.pl)

*Galeria Whisky, ul. Powstańców Wielkopolskich 66 85-090 Bydgoszcz tel 530-522-251 facebook.com/galeriawhisky www.galeriawhisky.pl

reklama

496315BDBHA


ZDJęCIA: TOMASZ CZACHOROWSKI

Banki spółdzielcze znają swoich klientów osobiście. Banki komercyjne, aby choć w części osiągnąć ten cel, tworzą systemy komputerowe, w których notują, czy klient ma psa lub lubi jeździć na narty, po to, by móc spersonalizować rozmowę z nim.

inwestowanie lokalnie Z Markiem Bielińskim, prezesem Banku Spółdzielczego w Nakle, który w naszym plebiscycie otrzymał tytuł Biznesmena Roku 2014, rozmawia Justyna Król.

TO WARTOŚĆ

Biznesmen Roku - brzmi dumnie. Tak naprawdę nie ja jestem ważny, ale firma. Ją trzeba chronić, rozwijać, promować. Jak się zbierze dwóch Polaków, to zawsze mają trzy zdania na jeden temat, zauważyła pani? Staram się strzec swojego banku przed polityką, podziałami politycznymi, dbam, by wśród naszych pracowników nie było żadnych działaczy politycznych. Mediów unikam. Banki lubią ciszę i spokój. spółdzielczość bankowa ma długą tradycję… W ubiegłym roku obchodziliśmy 150-lecie istnienia naszego banku i to brzmi dumnie. Przez ten czas, oczywiście z przerwą na drugą wojnę światową, nasz bank cały czas działał. Mimo KUJAWSKO-POMORSKI

4

maj 2015

że otoczenie, ustroje się zmieniały, działaliśmy niezmiennie i przez ten cały czas niemalże na tych samych zasadach. Pierwsze założenie było takie, że bank spółdzielczy miał spełniać rolę swoistej samopomocy dla swoich członków - do dziś staramy się tej roli pilnować, ale spełniamy także wiele innych. Charakterystyczne dla banków spółdzielczych jest to, że zna się klientów osobiście. Tak, bo działamy na naszym terenie od wielu lat, a klienci przychodzą do nas od pokoleń. Mieszkamy wśród nich, stąd dobrze się orientujemy w ich potrzebach. W końcu bank spółdzielczy jest typową lokalną instytucją finansową, działającą


rozmowa biznesu na rzecz lokalnej społeczności. Banki komercyjne, aby choć w części osiągnąć ten cel, tworzą systemy komputerowe, w których notują, czy klient ma psa lub lubi jeździć na narty, po to, by móc spersonalizować rozmowę z nim. w jakiej kondycji są banki spółdzielcze? Różnej, zależy od banku, ale myślę, że ten czas masowej upadłości placówek spółdzielczych mamy dawno za sobą. Mamy dwa zrzeszenia w kraju - Spółdzielczą Grupę Bankową, która zrzesza 204 banki oraz Bank Polskiej Spółdzielczości w Warszawie, łączący 359 banków. Działamy grupowo i staramy się wspierać. Przez ostatni kryzys bankowy banki spółdzielcze przeszły suchą nogą, tylko one miały płynność finansową. Jeśli chodzi o Bank Spółdzielczy w Nakle nad Notecią, według rankingu, podsumowującego wyniki, prowadzonego przez zrzeszenie placówek spółdzielczych, na 210 banków w grupie jesteśmy na 68 miejscu. Na przestrzeni lat rozwinęliśmy się bardzo, od czasu, kiedy ponad dwie dekady temu zaczynałem tu pracę, bardzo wiele się zmieniło, nawet mi się nie śniło, że tak będzie. Przede wszystkim zmieniły się sposoby obsługi klientów poprzez bankomaty, bankowość internetową i inne. Działacie typowo lokalnie? Głównie na własnym terenie, maksymalnie na terenie województwa, mamy taki obowiązek, wynikający z ustawy. Z naszych usług może skorzystać każdy, głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, rolnicy, samorządy gminne i powiatowe. Rolnicy stanowią w naszym banku około 30 procent. Od ponad 10 lat banki spółdzielcze otwierają też placówki w dużych miastach, w związku z czym procentowy udział rolników maleje, bo dochodzą klienci z miasta. Jednak wiejskie placówki nadal mają nawet do 60-70 procent klientów w grupie rolników, a ci najchętniej przychodzą po kredyty przeznaczone dla nich, często preferencyjne, dotowane przez budżet państwa. Warto podkreślić, że choć banki spółdzielcze prężnie działają też na miejskim gruncie, nadal inwestują w małych miejscowościach, gdzie mają swoje centrale. To jedyny taki przykład, gdzie środki finansowe płyną z miasta na wieś. W bankach komercyjnych zwykle jest odwrotnie. Kapitał często ucieka nawet za granicę. My inwestujemy lokalnie i uważam, że to ogromna wartość. konkurujecie z bankami komercyjnymi? To ogromna konkurencja. Gdy w latach 80. prywatne placówki bankowe zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, mnóstwo klientów od nas odeszło. Z biegiem lat jednak zaczęli wracać. W bankach komercyjnych jest tylko sprzedaż, tzw. front office, nie ma decydentów. Klient ma ograniczony dostęp do osób podejmujących decyzje, możliwości negocjowania warunków. Druga sprawa to pakietyzacja usług. Banki spółdzielcze mają

do niego pomocną dłoń. Nie będzie musiał przechodzić długich procedur, oczekiwać tygodniami na decyzję. Od tego jesteśmy. Technologicznie już nie odstajecie od banków komercyjnych, prawda? Jakiś czas temu zaczęliśmy dużo inwestować w elektronizację usług i nadgoniliśmy, a wiele banków nawet przegoniliśmy. Jako jedna z nielicznych placówek w kraju mamy np. bankomaty, gdzie autoryzacja przebiega za pomocą dłoni, bankowość mobilna na smartfony itp. Dzięki temu przychodzą do nas także młodzi klienci.

choć banki spółdzielcze prężnie działają też na miejskim gruncie, nadal inwestują w małych miejscowościach, gdzie mają swoje centrale. To jedyny taki przykład, gdzie środki finansowe płyną z miasta na wieś. MAREK BILIŃSKI

zarząd na miejscu i to jest naszą mocną stroną. Jeżeli klient powie, że dany pakiet mu nie pasuje z konkretnych powodów, możemy elastycznie podejść do tematu. My kroimy nasze możliwości na miarę klienta, możemy sobie pozwolić na traktowanie każdego indywidualnie. Czyli można wynegocjować lepsze warunki np. kredytu? Nie tylko. Klienci mają różne problemy, bywa, że i dobry biznes się zachwieje. Nie uciekamy od trudnych sytuacji, analizujemy je i szukamy rozwiązania. Kiedy ktoś jest naszym stałym klientem i dobrze go znamy, staramy się go wesprzeć w trudnej sytuacji, wyciągnąć z tarapatów finansowych. Czasem zdarza się, że ktoś na gwałt potrzebuje ogromnego zastrzyku gotówki, bo chce wygrać bardzo ważny przetarg. Jeśli znamy jego wartość na rynku, na pewno wyciągniemy KUJAWSKO-POMORSKI

5

maj 2015

Czyli nowoczesność wyparła tradycję? W firmie był spory opór przed elektronizacją banku, choćby dlatego, że to się kojarzy ze zwolnieniami. W bankach komercyjnych jest to przecież sposób na oszczędności kadrowe. My staramy się takich rewolucji nie robić. Umożliwiamy starszym pracownikom dotrwanie do emerytury, dopiero potem rekrutujemy nowych, z młodszego pokolenia. Łącznie zatrudniamy 60 osób. Dbamy o przyjazną atmosferę w naszym zespole. Jest system premiowy, a zwolnienia tylko, jeśli ktoś naprawdę źle pracuje. a co z marketingiem? musicie się reklamować? Na poziomie Spółdzielczej Grupy Bankowej mamy fundusz, z którego opłacana jest reklama wszystkich placówek w grupie. W mediach krajowych, a więc ogólnopolska, ale też lokalna, są to po prostu rzetelne informacje o naszych produktach. Po aferze ze „skok-ami stefczyka”, banki spółdzielcze bardzo ucierpiały? Zapewne, ale to może się jeszcze pogłębić, pogorszyć nasz wizerunek. To spółdzielczość, tamto spółdzielczość, proste skojarzenie. Doskwiera nam to. A ponadto komisja nadzoru finansowego zwiększyła nam składki na bankowy fundusz gwarancyjny aż o sto procent i to też się odczuwa. Musimy za nich płacić. Jedynym plusem całej tej sytuacji jest to, że depozyty klientów „SKOK-ów” są bezpieczne. Wszystkie pieniądze zostaną zwrócone, nie powtórzy się afera z Amber Gold.CP

*marek Bieliński prezes Banku spółdzielczego w nakle od 1993, urodził się i do dziś mieszka w olszewce niedaleko nakła, ukończył rolnictwo na akademii Technicznorolniczej w Bydgoszczy, a także podyplomowe korespondencyjne studia z bankowości w oslo, głosami naszych Czytelników zdobył tytuł Biznesmena roku 2014, kocha przyrodę, z pasją jeździ na rowerze i na nartach.


logistyka

Miasto

bezpiecznych inwestycji Walory i potencjał logistyczny Bydgoszczy dostrzegają firmy o zasięgu globalnym. tekst: janusz milanowski

Z

anim firmy zaczęły dostrzegać potencjał logistyczny Bydgoszczy, pierwsza zrobiła to armia, lokując nad Brdą takie instytucje, jak: Centrum Szkolenia Sił Połączonych, Centrum Szkolenia i Doktryn, Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych, 1. Pomorska Brygada Logistyczna im. Króla Kazimierza Wielkiego, Zespół Zarządzania Wsparciem Teleinformatycznym i inne. Oczyma wojskowych Bydgoszcz postrzegana jest jako krajowe centrum logistyki wojskowej.

Komunikacyjny magnes Potencjał ów dostrzegł krajowy i zagraniczny biznes. Bez wątpienia do wzmocnienia logistycznej pozycji miasta na mapie kraju przyczyni się rozbudowa trasy S5, na którą już ogłoszono przetargi. Dzięki temu walor centralnego położenia Bydgoszczy można będzie efektywniej wykorzystać. W niespełna dwie godziny dotrzemy do międzynarodowych portów lotniczych w Poznaniu i Gdańsku, nie mówiąc już o tym, że dysponujemy własnym lotniskiem,

położonym niespełna 3,5 km od centrum miasta. Zaledwie 170 km dzieli Bydgoszcz od DCT Gdańsk - największego pod względem przeładunków terminalu kontenerowego na Bałtyku. Ekspresowa droga S5 znakomicie połączy nasze miasto z autostradą A2 z jednej strony oraz A1 z drugiej. Jeżeli jeszcze regionalny lobbing w sprawie rozbudowy drogi S10 okaże się skuteczny, to miasto będzie miało doskonałe połączenia i to w skali europejskiej. Będzie to silnym magnesem dla potencjalnych inwestorów, o których sukcesywnie nad Brdą zabiega Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego, spółka utworzona przez miasto do ich całościowej obsługi. - Kontynuujemy działania, prowadzone dotychczas przez Zespół Obsługi Inwestora i Przedsiębiorczości w ramach struktur Urzędu Miasta - mówi Edyta Wiwatowska, prezes BARR. - Jako spółka możemy poprawić efektywność i zwiększyć elastyczność naszych działań, związanych z kompleksową obsługą wszelkich projektów inwestycyjnych w mieście. Inwestorzy w Bydgoszczy są naszymi partnerami

barr Tereny inwestycyjne MWiK o powierzchni 42 ha.

KUJAWSKO-POMORSKI

6

maj 2015

i mają nasze wsparcie we wszystkich możliwych obszarach. Dotyczy to zarówno formalności związanych z pozyskiwaniem decyzji administracyjnych, jak i wykwalifikowanych kadr oraz potencjalnych kooperantów - podkreśla. Nigdy i nigdzie tak szybko jak w Bydgoszczy Rok temu na terenie Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego wmurowano akt erekcyjny pod budowę Centrum Dystrybucyjnego Lidl Polska. Jest to ósme takie centrum w Polsce, zlokalizowane na działce o powierzchni aż 16 hektarów. Otwarto je w marcu br. Jego hala ma 4,5 ha pow., a może jednocześnie przyjąć 120 ciężarówek. Pracę znalazło tu ponad 200 osób. Jest to wymowny przykład, że Bydgoszcz przykuwa uwagę poważnych inwestorów nie tylko doskonałą lokalizacją, ale także atrakcyjną ofertą przygotowanych działek i elastycznością procedur. - O wyborze Bydgoszczy zdecydowało parę rzeczy: to, że teren jest uzbrojony, jest w jednym kawałku, w ręku jednego właściciela i w pobliżu ważnych dróg - powiedział Andrzej Porębski, członek Zarządu Lidl Polska. - Jeszcze nigdy i nigdzie nie udało nam się tak szybko kupić obszaru pod inwestycję - podkreślił. Bydgoskie centrum zaopatruje swoje sklepy w województwach kujawsko-pomorskim, pomorskim, zachodniopomorskim oraz wielkopolskim. Ciekawostką są ekologiczne rozwiązania przy budowie tego wielkiego magazynu. Zastosowano w nim odzysk ciepła z instalacji chłodniczej oraz instalację grzewczą podposadzkową na powierzchni ok. 33 tys. mkw. Część chłodniczą hali (12 tys. mkw.), wyposażono w urządzenia wykorzystujące właściwości fizyczne oraz chemiczne amoniaku. Przyjazne dla środowiska jest także rozwiązanie, polegające na wykorzystaniu wód deszczowych w instalacjachsanitarnych do nawadniania terenów zielonych. Warto zauważyć, że potencjał Bydgoszczy przyczynia się do rozwoju ościennych gmin. Przykładem niech będzie miejscowość Przyłęki (gm. Białe Błota),


logistyka gdzie powstanie centrum logistyczne sieci Kaufland na miejscu niedokończonego kombinatu mięsnego. Jak widać choćby na tych przykładach, Bydgoszcz coraz mocniej zaznacza się na krajowej mapie usług magazynowo-logistycznych, zapewniając korzystne warunki kolejnym inwestorom. Umożliwia to firmom budowanie przewagi konkurencyjnej, opartej nie tylko na kwestiach ekonomicznych, tj. ceny, ale przede wszystkim na jakości świadczonych usług. Miasto zapewnia atrakcyjne warunki do prowadzenia działalności gospodarczej, oferując dogodnie położone tereny inwestycyjne oraz, co najważniejsze, wykształcenie lokalnej kadry inżynierów pozostaje na bardzo wysokim poziomie, zapewniając ciągły dopływ talentów na rynek pracy. Magnes dobrych terenów Całkowita, istniejąca powierzchnia magazynowa w Bydgoszczy to ok. 175, 8 tys. mkw., a całkowita planowana wynosi 51 tys. mkw. Dla deweloperów i innych inwestorów magnesem są dobrze przygotowane, uzbrojone tereny z uregulowanym statusem prawnym. Przyciąga ich ponad 280 ha terenów Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego, objętych miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, uzbrojonych w nowoczesną infrastrukturę, dobrze połączonych z centrum miasta oraz z innymi częściami kraju. Aktualnie na terenie BPPT prowadzi działalność 61 firm. Co ważne, działa w nim wyodrębniona podstrefa Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, w której lokuje inwestorów Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego. Inwestując w strefie przedsiębiorca może skorzystać z pomocy regionalnej w formie zwolnień podatkowych z tytułu kosztów nowej inwestycji lub kosztów tworzenia nowych miejsc pracy,

w wysokości 35 proc. dla dużego przedsiębiorcy (+10 dla średniej; +20 dla małej firmy). - Posiadanie nieruchomości objętych granicami strefy ekonomicznej daje miastu możliwość zaoferowania inwestorom dodatkowych korzyści ekonomicznych, a te z kolei przekładają się chociażby na tworzone miejsca pracy - podkreśla Edyta Wiwatowska. - Doskonałe zaplecze dla rozwoju branży logistycznej stwarzają także tereny, położone w rejonie ulicy Chemicznej, Mokrej i Hutniczej. Dwie działki o pow. 43 ha i 82 ha, to unikatowa oferta w skali dużych miast Polski - dodaje. Klimat ekonomiczny i potencjał Potencjał Bydgoszczy i klimat dla inwestorów dostrzegają giganci logistycznej branży jak Panattoni Europe (deweloper powierzchni magazynowych), P3 Logistics Park (deweloper, właściciel i zarządca europejskich obiektów logistycznych), którzy chcą tu inwestować. - Bydgoszcz to jedno z największych miast w Polsce, mieszczące się w pierwszej dziesiątce pod względem liczby ludności i coraz bardziej aktywne gospodarczo, o ponadprzeciętnym poziomie przedsiębiorczości - powiedział Robert Dobrzycki, partner zarządzający Panattoni Europe. - W związku z obecnością znaczących zagranicznych i krajowych inwestorów w regionie, licznych inwestycji infrastrukturalnych, a także prężnie działającej Pomorskiej Specjalnej Stefy Ekonomicznej, region zyskał na atrakcyjności również w branży obiektów przemysłowych o charakterze produkcyjno-magazynowym. Potwierdzają to plany inwestycyjne Panattoni Europe, dotyczące budowy centrum logistycznego oraz zainteresowanie nowych inwestorów.

W opinii Piotra Bzowskiego, dyrektora P3 Logistics Park, ich firma postrzega Bydgoszcz jako rynek, posiadający ogromny potencjał do wzrostu, oferujący wyspecjalizowaną kadrę. - Z dużym powodzeniem działa też Bydgoski Park Przemysłowo-Technologiczny, którego obszar w całości jest objęty miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego - zauważa dyrektor Bzowski. - Co istotne, daje on inwestorom możliwość kupna bądź dzierżawy terenów uzbrojonych w nowoczesną i dostosowaną do ich potrzeb infrastrukturę. Tak przygotowane grunty oraz sprzyjający klimat ekonomiczny i wykwalifikowani pracownicy, zarówno w samym parku, jak i urzędnicy z administracji miejskiej, pozwalają na szybkie rozpoczęcie realizacji inwestycji i bezpieczne jej prowadzenie.cp

Spółka miejska powołana do promocji gospodarczej Bydgoszczy, wspierania przedsiębiorczości oraz obsługi inwestorów i przedsiębiorców. KONTAKT: ul. Mennica 6 85-112 Bydgoszcz tel. 52 585 88 23 fax 52 585 88 78 e-mail: barr@barr.pl www.barr.pl

KUJAWSKO-POMORSKI

7

maj 2015

reklama

Dla deweloperów i innych inwestorów magnesem są dobrze przygotowane, uzbrojone tereny z uregulowanym statusem prawnym.

569015BDBHA

centrum dystrybucji sieci lidl.


tekst: krzysztof lietz

energetyka w regionie

Energia słoneczna

dopiero raczkuje

W miejscowości Wygoda, w gminie Czernikowo pod Toruniem, niebawem rozpocznie pracę największa w Polsce elektrownia słoneczna, wykorzystująca technologię fotowoltaiki. Będzie miała moc blisko 4 MW.

T

o jednak dopiero maleńki kroczek w naprawdę poważnym procesie uzyskiwania energii ze Słońca. Polska jest bowiem daleko w tyle za czołowymi producentami tej odnawialnej energii.

Liczby nie kłamią Według Instytutu Energetyki Odnawialnej, całkowita moc ogniw fotowoltaicznych w Polsce we wrześniu 2014 roku wynosiła około 6,6 MW, a lista elektrowni fotowoltaicznych w Polsce o mocy powyżej 1 MW liczy dzisiaj zaledwie kilka pozycji. Dotychczas największa z nich pracuje od niedawna w Gubinie i ma obecnie moc 1,5 MW. Jedna z większych tzw. farm fotowoltaicznych pracuje też np. w firmie Frosta w Bydgoszczy. Ma ona moc nieco ponad 80 kW. Największa elektrownia słoneczna na świecie nosi nazwę Topaz Solar Farm i znajduje się w Stanach Zjednoczonych, w stanie Kalifornia. Panele solarne zajmują tam aż 25 kilometrów kwadratowych. Zdolność wytwarzania aż 550 megawatów energii nie ma precedensu dla energii słonecznej, jeśli uświadomimy sobie, że niektóre elektrownie atomowe produkują niewiele więcej megawatów. Dla jasności warto wspomnieć, że energetyka słoneczna dzieli się na dwa sektory: energetykę cieplną wykorzystującą instalacje solarne, które umożliwiają przekształcanie energii słonecznej w ciepło (ich wykorzystanie pozwala ogrzać budynki lub wodę) oraz elektroenergetykę - produkującą energię elektryczną przy wykorzystaniu specjalnych ogniw słonecznych (fotowoltaika). Będzie największa w Polsce Wróćmy jednak do kończącej się właśnie budowy elektrowni fotowoltaicznej pod Toruniem. Pierwotnie zakładano, że będzie ona ukończona w pierwszych dniach maja, ale jak nam niedawno powiedziała Beata Ostrowska, rzecznik prasowy

Grupy Energa, trudno dokładnie ustalić, kiedy to nastąpi. Usłyszeliśmy jedynie, że prędzej niż później. Zresztą Energa jest bardzo powściągliwa w informowaniu o tej inwestycji. - Będzie gotowa, to zrobimy uroczyste otwarcie, nawet zaprosimy do zwiedzania elektrowni - zapewnia rzeczniczka. Jedno jest pewne, największa elektrownia fotowoltaiczna w Polsce będzie pracowała w naszym województwie. Wybudowało ją konsorcjum, którego liderem jest spółka ENERGA-Operator na terenie wsi Wygoda. - Inwestycja powstała na gruncie, który od dziesiątków lat wyłączony był z użytkowania rolniczego - mówi Zdzisław Gawroński, wójt gminy Czernikowo. - To są tereny wywłaszczone jeszcze w latach 70. pod drugi stopień na Wiśle. Miała tam powstać druga zapora, za Ciechocinkiem. Akurat w tym miejscu przygotowano miejsce pod potężną przeładownię, miała tam być spora bocznica kolejowa. W sumie kilkadziesiąt hektarów pod zaporę i zalew. Prawie 40 lat czeka to na zagospodarowanie. Teren wyglądał trochę księżycowo, były tam samosiejki, niektórzy zrobili sobie w tym miejscu dzikie wysypisko śmieci. Energa wykupiła 11 hektarów na terenie Wygody i Czernikowo pod swoją inwestycję. Teren został uprzątnięty, 8 hektarów pod elektrownię słoneczną ogrodzono. Wójt Gawroński nie ukrywa, że z powstaniem w gminie elektrowni wotowoltaicznej wiąże pewne nadzieje. - To przede wszystkim promocja gminy Czernikowo - podkreśla. - Jest i aspekt wymierny, bo finansowy. Co prawda nie wiem jeszcze dokładnie, jaką kwotą z podatku od tej zagospodarowanej nieruchomości zostanie zasilony nasz gminny budżet, ale niezależnie od jego wysokości będzie to istotny zastrzyk. Poza tym już teraz na części terenu przylegającego do elektrowni inwestor zrobił boisko sportowe dla mieszkańców. Będziemy się też starać, aby wybudował w centrum miejscowości plac zabaw dla dzieci.


Budowa elektrowni w gminie Czernikowo, to element większego programu o nazwie „Smart Toruń - pilotażowe wdrożenie Inteligentnej Sieci Energetycznej przez Grupę Kapitałową ENERGA”. Dzięki temu do końca 2015 na części terenu województwa kujawsko-pomorskiego powstanie jeden z najbardziej nowoczesnych elementów systemu elektroenergetycznego w Polsce.

Dla okolicznych mieszkańców nie bez znaczenia jest też fakt, że elektrownia słoneczna - w przeciwieństwie do farm wiatrowych - nie psuje krajobrazu. Z poziomu terenu praktycznie jej nie widać. Nad ziemią jest jedynie linia energetyczna średniego napięcia, którą prąd popłynie do sieci. Cała elektrownia będzie bezobsługowa, jedynie co jakiś czas trzeba będzie skosić trawę wokół i między panelami. Żeby było smart Jak się okazuje, budowa elektrowni w gminie Czernikowo, to element większego programu o nazwie „Smart Toruń - pilotażowe wdrożenie inteligentnej sieci energetycznej przez Grupę Kapitałową ENERGA”. Dzięki temu do końca 2015 na części terenu województwa kujawsko-pomorskiego powstanie jeden z najbardziej nowoczesnych elementów systemu elektroenergetycznego w Polsce. Całkowity koszt realizacji projektu to 81,6 mln zł, z czego ponad 19,5 mln to dofinansowanie pochodzące z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. - W programie „Smart Toruń” łączymy wiele elementów - modernizację sieci, wytwarzanie energii, oświetlenie uliczne, a także zarządzanie popytem. To pierwszy tak kompleksowy projekt w Polsce w zakresie inteligentnych sieci elektroenergetycznych

- mówi Adam Olszewski, dyrektor Departamentu Innowacji w ENERGA-Operator. Przedsięwzięcie zakłada stworzenie Inteligentnej Sieci Energetycznej (ISE) na obszarze Torunia oraz powiatów toruńskiego, golubsko-dobrzyńskiego oraz lipnowskiego. Projekt obejmuje rozwój aplikacji do komunikacji z licznikami zdalnego odczytu, przygotowanie specjalnych systemów informatycznych do obsługi i zarządzania siecią oraz budowę wspomnianej elektrowni słonecznej o mocy szczytowej - 3,8 MW. Szacuje się, że tyle wystarczy do zasilenia ponad 1600 gospodarstw domowych. Ponadto w gminach powstanie inteligentna sieć oświetleniowa z zastosowaniem energooszczędnych lamp. Do jej obsługi stworzone zostanie specjalne oprogramowanie, które będzie połączone z dotychczasowymi systemami. Najbardziej przyjazna Produkcja energii elektrycznej z promieni słonecznych uważana jest za jedną z najbardziej przyjaznych środowisku. Elektrownie fotowoltaiczne (tzw. farmy fotowoltaiczne) nie produkują odpadów i nie zużywają żadnych mediów podczas działania. W znacznej części takie instalacje są bezobsługowe, co oznacza, że dane o stanie produkcji czy też aktualnej pracy lub usterkach są monitorowane zdalnie. Fotowoltaika nie powoduje również emisji hałasu, a wysokość zabudowy panelami i stonowana kolorystyka sprawiają, że farmy nie są obiektami, które mogłyby w dużym stopniu niszczyć krajobraz czy też górować nad okolicą, wyróżnaijąc się mocno na tle środowiska naturalnego. Możliwość monitorowania pojedynczych paneli, a także ich szeroki wachlarz mocowy sprawiają, iż ta technologia pozyskiwania energii elektrycznej staje się bardzo popularna również wśród inwestorów indywidualnych. Coraz częściej zakładane są małe instalacje fotowoltaiczne na dachach. Panele zaczęły wypychać wcześniej stosowane kolektory słoneczne, które służyły do podgrzewania wody. Panele zaś produkują energię elektryczną, która może zostać zarówno wykorzystana przez posiadacza instalacji (ogrzewanie, oświetlenie, podgrzewanie wody itp.), jak i zostać odsprzedana właścicielowi sieci elektroenergetycznej. Coraz częściej fotowoltaika jest stosowana tam, gdzie potrzebne są niezależne od istniejącej infrastruktury źródła energii. Często w połączeniu z LED-ową technologią oświetleniową widzimy ją na znakach, oświetleniu drogowym. W Bydgoszczy np. solarny statek spacerowy „Słonecznik” pływa po Brdzie. Jeśli chodzi o kraje, to samodzielnym liderem w pozyskiwaniu energii słonecznej są Niemcy. Moc ich elektrowni słonecznych wynosi aż 35 950 MW. Niemcy są też światowym liderem w fotowoltaice. Nasi zachodni sąsiedzi mogą pochwalić się połową mocy instalacji fotowoltaicznych na świecie, czyli ok. 10 GW. Chociaż warunki nasłonecznienia w Polsce są takie same jak w Niemczech, Polska znajduje się na samym końcu listy krajów pod względem zainstalowanej mocy w fotowoltaice.CP KUJAWSKO-POMORSKI

9

maj 2015

ENERGI

energetyka w regionie

ENERGA - OPERATOR TO SPÓŁKA GRUPY ENERGA I JEDEN Z NAJWIęKSZYCH DYSTRYBUTORÓW ENERGII ELEKTRYCZNEJ W POLSCE. TO ONA ODPOWIADA ZA DOSTARCZANIE ENERGII ELEKTRYCZNEJ NA OBSZAR DAWNYCH WOJEWÓDZTW TORUŃSKIEGO I WŁOCŁAWSKIEGO. OBSZAR BYŁEGO WOJEWÓDZTWA BYDGOSKIEGO OBSŁUGUJE INNA GRUPA ENERGETYCZNA - ENEA.

• Fotowoltaika jest technologią, dzięki której promieniowanie słoneczne jest bezpośrednio przetwarzane na energię elektryczną. W celu wykorzystania tego zjawiska buduje się panele, stanowiące zestaw ogniw fotowoltaicznych połączonych szeregowo, aby uzyskać odpowiednie napięcie i równolegle, aby uzyskać niezbędną moc. Prąd produkowany przez panele jest stały i, aby mógł zostać wprowadzony do sieci elektroenergetycznej - niezbędne są tzw. inwertery, które zmieniają prąd stały na zmienny i synchronizują z siecią. • Pierwsza elektrownia słoneczna w Polsce o mocy 1,8 MW powstała w Wierzchosławicach koło Tarnowa w 2011 r. Pierwszą elektrownię na świecie o mocy 1 MW wybudowano w 1982 r. w USA.


TEKST: jusTyna krÓl ZDJęCIA: Dariusz BloCH

innowacje

POD KONIEC KWIETNIA BORuTA-ZAChEM ZAPROSIŁA DZIENNIKARZy NA ZWIEDZANIE hALI PRODuKCyJNEJ W ByDGOSZCZy (NA ZDJĘCIu: PIERWSZy OD LEWEJ PREZES WIESŁAW SAŻAŁA)

POŚLIZG wart miliony Unikalna produkcja biosurfaktyny w Borucie-Zachem będzie nie tylko innowacyjna, ale też najtańsza z wprowadzonych już na świecie. Pierwszy wyrób pojedzie na Bliski Wschód z Bydgoszczy.

M

ilionowe kontrakty dzięki odpadom? Owszem, innowacyjne rozwiązania w przemyśle mogą nie tylko zrewolucjonizować współczesną produkcję w różnych branżach przemysłowych. Mają szansę być bardzo dochodowe i - co ważne - mogą być w znacznym stopniu finansowane ze środków unijnych. Daleko szukać nie trzeba. Jeszcze w tym roku Boruta-Zachem planuje rozpocząć swą produkcję biosurfaktantów w Bydgoszczy. Stawiająca na badania i rozwój spółka przetwórcza, skupiając się na wzrastającym znaczeniu biogospodarki, zdobywa kolejne rynki. Firma modernizuje istniejącą na terenie bydgoskiego ZACHEMU fabrykę, by wkrótce wcielić w życie własną, unikalną na skalę światową, technologię pozyskiwania biosurfaktantów z biomasy rzepakowej. Na budowę linii produkcyjnej Boruta-Zachem

otrzymała aż 19,5 mln złotych dofinansowania z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości oraz atrakcyjną pożyczkę, wysokości 7,5 mln zł. Pieniądze za innowacyjność - Warunkiem uzyskania tej dotacji była innowacyjność naszego projektu. Dostaliśmy pieniądze z ostatniego rozdania. Konkurencja była duża, w tym samym czasie dotację otrzymały też inne firmy z województwa kujawsko-pomorskiego - opowiada Wiesław Sażała, prezes zarządu firmy Boruta-Zachem. Biosurfaktyna to powierzchniowo czynna substancja pochodzenia biologicznego, zmieniająca właściwości powierzchni cieczy, powodując pienienie, poślizg, nadając gładkość - potrzebna niemalże w każdej gałęzi przemysłu. Proces jej pozyskiwania w Borucie-Zachem będzie poleKUJAWSKO-POMORSKI

10

maj 2015

gał na przetwarzaniu odpadu po produkcji oleju rzepakowego. - Surowiec do produkcji pozyskiwać będziemy z krajowych olejarni i tłuszczarni. W procesie biosyntezy powstanie biosurfaktyna, ale także inne, cenne produkty uboczne jak witamina K czy prebiotyki oraz pozostałości - włókniny, które będziemy poddawać dalszemu przerobowi - tłumaczy Wiesław Sażała. Surfaktyna do zadań przemysłowych zwykle jest pozyskiwana chemicznie, w procesie szkodliwym dla środowiska, z mnóstwem produktów ubocznych, które trzeba utylizować. Dzięki nowej biotechnologii, makuchy i śruta rzepakowa przetwarzane będą przy użyciu rozmnażających się szczepów bakterii. A wszystkie produkty, powstałe w tym procesie, będą mogły być wykorzystane.


innowacje Z kolejnego tłoczenia Unikalna produkcja biosurfaktyny w Borucie-Zachem będzie nie tylko innowacyjna, ale też najtańsza z wprowadzonych już na świecie. W dodatku będzie bardzo czysta. Urządzenia i cała instalacja zamontowane w fabryce, mają służyć do tak zwanej kaskadowej produkcji, na której poszczególnych etapach będzie można pozyskiwać cenne substancje. - W Polsce większość firm koncentruje się na tych procesach i produktach, na których najwięcej zarabia. Na świecie wykorzystuje się pozostałości produkcyjne do wytworzenia kolejnych substancji i my podążamy tym tropem. Rentowność się liczy, wiadomo, ale to właśnie innowacyjne podejście do produkcji, z uwzględnieniem dobra środowiska, kwalifikuje się do dofinansowań, więc tym bardziej warto rozwijać bioprodukcję. Nasz projekt jest unikalny w skali światowej. Do tej pory makuchy i śruta były stosowane jako pasza dla zwierząt, jednak nie najwyższej jakości, bo zawierająca dużo tłuszczu. My będziemy odzyskiwać ten tłuszcz, by produkować z niego biosurfaktynę. Tak oczyszczone makuchy i śruta świetnie nadadzą się na pasze zwierzęce. Udało nam się wyizolować też, powszechnie używane w przemyśle mleczarskim i farmaceutycznym, prebiotyki. Nic się nie zmarnuje, a spółka i akcjonariusze zyskają dodatkowy zwrot z inwestycji - zapewnia prezes. Prebiotyk z odzysku? Boruta-Zachem wraz z międzynarodowym konsorcjum, zrzeszającym instytucje naukowe i liderów, w branży produkcji prebiotyków i technologii wspierających, złożyły wniosek o dofinansowanie w ramach Horyzontu 2020. Jako kierownik projektu polska spółka nadzoruje 11 organizacji. Działania badawczo-rozwojowe Boruty-Zachem obejmują także prace nad opracowaniem nanoplastrów oraz opatrunków insulinowych. Co ciekawe, linia produkcyjna biosurfaktantów jeszcze nie zaczęła działać, a spółka już ma sprzedaną całoroczną produkcję. Pierwszy klient pochodzi z Bliskiego Wschodu, gdzie tego typu produktów używa się do wydobywania ropy naftowej, ale z dbałością o środowisko naturalne, dlatego pożądana jest właśnie biosurfaktyna wysokiej jakości. Wartość kontraktu to niemal 25 milionów dolarów - trzeba przyznać niezły początek. - Spółka nie jest zadłużona, co dziś jest rzadkością. W tym roku mamy zakontraktowane z klientem z Emiratów Arabskich 100 ton biosurfaktyny, a docelowo ma być ich 200. Zadbaliśmy, aby umowa nie obciążała nas karami w przypadku opóźnienia dostaw. Prace inwestycyjne idą zgodnie z planem. Okoliczności sprzyjają, ale za wcześnie by mówić o pełnym sukcesie tego przedsięwzięcia. Będzie nim dla nas dopiero pierwszy zadowolony klient. Na razie zrealizowaliśmy 50 procent inwestycji, mamy zabezpieczenie finansowe na ciąg dalszy i pierwszych odbiorców - mówi Wiesław Sażała.

Będziemy lada moment poszukiwać osób po studiach, związanych z chemią i biotechnologią, automatyków obsługujących zainstalowane tu linie, chemików i pracowników fizycznych produkcji. WIESŁAW SAŻAŁA

PREZES BORUTA-ZACHEM

Prace remontowe i inżynieryjne wykonano już na zewnątrz i wewnątrz budynku. Infrastruktura do końca wakacji ma zostać uruchomiona. Dostosowano stropy, zamontowano elektrykę. Instalacja do produkcji barwnika i kolorów odbywa się w tzw. ciągu, z góry na dół, przez kilka pięter. Aby stworzyć odpowiednie warunki, trzeba było oddzielić część brudną - kolorową produkcję - oraz stworzyć laboratorium, które będzie badać każdy etap produkcji bio. Przy wjeździe na teren spółki powstała konstrukcja platformowa, zaprojektowana pod sześć bioreaktorów, a na niej stanęły trzy z tych zaawansowanych technologicznie urządzeń. Obok jest miejsce specjalistycznych kontenerów magazynowych, KUJAWSKO-POMORSKI

11

maj 2015

dostosowanych do przechowywania makuchów rzepakowych, na bazie których bakterie będą wytwarzać surfaktynę. Wkrótce zostanie zamontowana specjalistyczna aparatura oraz zaawansowane technologicznie urządzenia. - Staramy się wspierać lokalny rynek. Zakupiliśmy urządzenia wyprodukowane w Polsce, ale sprzęt laboratoryjny jest już zagraniczny, bo u nas po prostu takiego nie ma - tłumaczy prezes. Chemicy poszukiwani Gdy wszystko ruszy, będą też nowe miejsca pracy, nie mniej niż 22. Laboratorium wymaga obsady, nowa aparatura produkcyjna również. - Będziemy lada moment poszukiwać osób po studiach, związanych z chemią i biotechnologią, automatyków obsługujących zainstalowane tu linie, chemików i pracowników fizycznych produkcji - mówi Wiesław Sażała Boruta to firma z długą historią. Jej pierwsza fabryka powstała w Zgierzu ponad 120 lat temu i jeszcze przed wojną wywalczyła miejsce lidera w krajowej produkcji barwników. Pozycji tej nie zachwiała nawet druga wojna światowa, a po niej Boruta jeszcze rozszerzyła swoją działalność, rozpoczynając intensywne prace badawcze, w efekcie których zaczął się eksport produktów do blisko 70 krajów świata. W 2009 roku Boruta Kolor połączyła się ze zgierskim Zachemem Barwniki i tak już zostało. W minionym roku spółka zadebiutowała na Giełdzie Papierów Wartościowych, a jej pozycja stale rośnie. - Rozwijamy się szybko, ale obawy zawsze są. Myślimy perspektywicznie, rozważamy wszystkie możliwe scenariusze - choćby z finansowaniem - zbadaliśmy naprawdę wszystkie ścieżki. Kluczem do sukcesu jest terminowość, bardzo na nią stawiamy i konsekwentnie realizujemy plan uruchomienia produkcji biosurfaktantów - zapewnia prezes.CP


JMS - Jakość, Możliwości, Solidność Odeszli z upadającej firmy, założyli biznes na swoich warunkach i odnieśli sukces. Mieli wizję własnej firmy i konsekwentnie dążyli do realizacji założonych celów.

fot. Sławomir Kowalski OD LEWEJ - WIESŁAW MARCINKOWSKI, JACEK JULKOWSKI I MAREK RINGWELSKI NAD PLANAMI KOLEJNEJ BUDOWY

Obecnie w portfelu zamówień JMS są głównie pawilony handlowe średniej wielkości, spółka buduje taki obiekt np. na ulicy Gdańskiej w Toruniu. W Bydgoskim Parku Przemysłowo-Technologicznym stawia też halą produkcyjną dla firmy Baumat. Ostatnio, z uwagi na sporo realizacji na południu Polski, spółka JMS otworzyła nawet oddział w Częstochowie. JMS może się poszczycić jeszcze jedną ważną cechą - jest stabilnym pracodawcą dla liczącej około 50 pracowników załogi. Osoby, które znalazły w niej zatrudnienie - poza dwoma - nadal tu pracują. To właśnie młoda, prężna kadra pracownicza jest najcenniejszym kapitałem firmy. - My nie kalkulujemy, że zatrudnimy kogoś i za trzy miesiące, gdy budowa się skończy, zwolnimy - wyjaśnia prezes Julkowski. - W biznesie ważna jest też pewność, że człowiek jest coś wart. U nas pracownik nabiera doświadczenia i to jest dla nas bardzo cenne. Nasi wykonawcy to sprawdzeni fachowcy, jeśli im coś zlecamy to jesteśmy pewni, że robota nie zostanie spartaczona. Z naszej strony mają też gwarancje terminowych płatności za wykonane usługi. I za to nas cenią inwestorzy. Myślę, że również dlatego nie możemy narzekać na brak zamówień.

319915TRTHA

i najczęściej pracujemy z tymi samymi ekipami. Oczywiście czasami korzystamy z podwykonawców lokalnych, najczęściej przy robotach ziemnych czy usługach sprzętowych. Jak na „Gazelę Biznesu” przystało, JMS nie zwalnia tempa. Nie był jej straszny kryzys gospodarczy sprzed kilku lat. Dzięki stale rosnącym rocznym przychodom, w firmie nawet nie zauważono żadnych perturbacji kryzysowych dotykających branżę w ciągu ostatnich lat. Firma potrafi obsłużyć inwestora od „a” do „z”. Jeśli potrzeba, wyszuka teren pod inwestycje, kompleksowo je zaprojektuje, uzyska pozwolenie na budowę, wykona „pod klucz” wszelkie obiekty budownictwa ogólnego i przemysłowego, zna się na projektowaniu i montażu konstrukcji stalowych i inżynierskich oraz na montażu urządzeń i instalacji przemysłowo-produkcyjnych. Ma też doświadczenia w montażu rurociągów różnego przeznaczenia. JMS jest dzisiaj cenionym wykonawcą pawilonów handlowych, między innymi sieci Biedronka, Netto, Stokrotka, Intermarche oraz obiektów restauracyjnych, takich jak McDonald`s i KFC. W Toruniu spółka budowała halę dla hurtowni stali Demark, pracowała również przy budowie studia telewizyjnego dla ojca Tadeusza Rydzyka! - Swego czasu dużo współpracowaliśmy z Elaną, będącą w strukturze Boryszewa SA wspomina Jacek Julkowski. - Uczestniczyliśmy m.in. w przenoszeniu fabryki z Holandii do Polski czy z Niemiec do Polski. W Toruniu postawiliśmy też dla Elany najwyższy obiekt, wieżę do produkcji PET, wysoką na 55 m. Dziś już jej nie ma, bo została sprzedana i przeniesiona do Azji.

reklama

Jacek Julkowski i Marek Ringwelski pracowali przez wiele lat w dużych firmach z branży budowlano-montażowej. W 2002 roku postanowili założyć własną firmę i zarządzać nią tak, by nie powielać błędów dostrzeżonych podczas pracy w korporacji. Tak powstała spółka JMS, która swą nazwę wzięła od imion trójki założycieli - Jacek, Marek i Sławek. Od samego początku JMS działała na tyle sprawnie, że w 2012 r., mimo kryzysu w budowlance, sięgnęła po złoto w ogólnopolskim rankingu „Pulsu Biznesu” w kategorii „Gazele Biznesu”. Z wysokim wzrostem przychodów, w ciągu trzech lat, nie miała sobie w kraju równych. Wyróżnienie to firma zawdzięczała - jak to uzasadniono „biznesowej konsekwencji oraz wykwalifikowanej i doświadczonej kadrze”. Tak jest do dzisiaj. Firmę opuścił jeden z jej założycieli, ale do grona wspólników dołączyli Wiesław Marcinkowski i Piotr Zielinski, którzy do dziś kierują od strony technicznej wszystkimi projektami realizowanymi przez firmę. - Przyjęliśmy od samego początku inną filozofię biznesu od tej, której doświadczyliśmy w poprzednich firmach - mówi Jacek Julkowski, prezes JMS. - Byliśmy i jesteśmy małą spółką, nie porywaliśmy się na wielkie kontrakty. Nas interesowały mniejsze realizacje, bo na nich - umiejętnie zarządzając - też można zarobić. I tak jest do teraz. Co najważniejsze, bierzemy kontrakty tylko i wyłącznie z pierwszej ręki. Nie jesteśmy podwykonawcą żadnych innych firm budowlanych, bo wtedy zawsze jest większe ryzyko nieodzyskania należnych pieniędzy. Ta biznesowa filozofia przyświeca JMS od 13 lat. Co ciekawe, firma zatrudnia niemal wyłącznie kadrę kierowniczą. Natomiast wszystkie jej siły wytwórcze to współpracujące z nią niezależne firmy, które są jej podwykonawcami. W sumie na budowach prowadzonych przez JMS pracuje czasami nawet do kilkuset osób. - Mimo, że mają one swoje działalności gospodarcze, traktujemy je podobnie jak własnych pracowników - zapewnia Jacek Julkowski. - Stawiamy na długofalową współpracę


PRZYKŁADOWE REALIZACJE

JMS Sp. z o.o.

www.jms-torun.pl

319915TRTHB

87-100 Toruń, ul. M. Skłodowskiej Curie 89b Tel. / Fax. 56 658 39 64 NIP 879-23-42-021


flesz

ej IPH i k s ń u r o t es Nowy prez r Orły Ekspo

Walne Zgromadzenie Członków Izby Przemysłowo- Handlowej w Toruniu wybrało nowego prezesa izby. Został nim Henryk Dulanowski z firmy Inter-Artic. W kierowaniu organizacją pomagać mu będzie 20-osobowy zarząd. Wybory odbyły się, ponieważ w tym roku zakończyła się czteroletnia kadencja zarządu, któremu szefował Zygmunt Jaczkowski. Henryk Dulanowski - członek Zarządu Izby Przemysłowo-Handlowej w Toruniu od 1997 r., a w latach 19961997 prezes izby. W 2014 r. z okazji 25-lecia izby - został odznaczony przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Złotym Krzyżem Zasługi za zaangażowanie w sprawy samorządu gospodarczego i rozwój przedsiębiorczości w regionie. Miał duży udział w przyciągnięciu do Torunia w ostatnich latach dużych inwestorów takich jak: hotel B&B, hotel Solaris, hotel 1231, Galeria Copernicus, Galeria Plaza, Fabryka Urządzeń Grzewczych RUG Riello.CP

tu

Ogłoszono laureatów rankingu „Orły Eksportu” województwa kujawsko-pomorskiego organizowanego przez dziennik „Rzeczpospolita”. Najwięcej wyróżnień, bo aż w czterech kategoriach: najlepszy eksporter, najdynamiczniejszy eksporter, eksportowy produkt i osobowość eksportu otrzymały dwie firmy: PESA z Bydgoszczy i TZMO. Ich prezesi - Tomasz Zaboklicki i Jarosław Józefowicz - zostali Osobowościami Eksportu. Po trzy wyróżnienia otrzymał toruński Apator SA - najlepszy eksporter, najdynamiczniejszy eksporter i eksportowy produkt oraz bydgoska Purinova sp. z o.o. - najdynamiczniejszy eksporter, eksportowy produkt i najlepszy debiut w eksporcie. Na liście Osobowości Eksportu znaleźli się jeszcze: Barbara Miller, wiceprezes zarządu grudziądzkiego Hydro-Vacuum SA, Marek Spuz vel Szpos, prezes zarządu Krajowej Spółki Cukrowej SA z Torunia oraz Wojciech Sobieszak, prezes zarządu Cereal Partners Poland Toruń-Pacific sp. z o.o.CP ka CHars ka ku n i m o ieTz, D zTof l s y z r :k TEKST

upadłość o m ie k s io n w z Zetka Znana bydgoska sieć handlowa Zetka pod koniec lutego złożyła do sądu wniosek o upadłość likwidacyjną. Właściciel i założyciel sieci - Zbigniew Kozioł, swoją biznesową drogę zaczynał w 1991 roku od stoiska mięsnego w hali targowej przy ulicy Magdzińskiego. Z czasem firma rozrosła do 30 sklepów mięsnych. W Bydgoszczy zaczęły pojawiać się także kawiarnie Zetki. Właściciel oficjalnie nie skomentował sytuacji firmy, więc nie wiadomo, co jest źródłem kłopotów tej popularnej sieci.CP

owy NOW Y r u i b s k komple W Bydgoszczy wybudowany zostanie kompleks dwóch budynków biurowych Arkada Business Park. Najpierw inwestor - firma Arkada Invest (ma już pozwolenie na budowę) - zrealizuje pierwszy biurowiec o powierzchni najmu wynoszącej 11,2 tys. mkw. Arkada Business Park powstanie na działce przy ul. Fordońskiej i składać się będzie z dwóch 10-piętrowych budynków o łącznej powierzchni około 22 tys. mkw. Inwestycja będzie certyfikowana w systemie BREEAM na poziomie Good. Dla użytkowników kompleksu przygotowany zostanie również podziemny parking samochodowy na 274 miejsca. Pierwszy biurowiec będzie miał 10,1 tys. mkw. powierzchni biurowej i 865 mkw. powierzchni handlowo-usługowej. Oddanie do użytku tego obiektu planowane jest na IV kwartał 2016 roku.CP

„Oskar” biznesu dla prezesa

TZMO SA

Jarosław Józefowicz, prezes Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych SA został zwycięzcą tegorocznej edycji Nagrody Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta. Nagrody przyznano w trzech kategoriach: sukces, wizja i innowacja oraz Działalność społeczna. Prezes TZMO SA został laureatem nagrody w kategorii sukces.CP KUJAWSKO-POMORSKI

14

maj 2015


f et le i m e ta ot n

konkurencyjność

-pkb-pensja Zgodnie z nowymi zasadami UE w liczeniu PKB są uwzględniane dochody z prostytucji, przemytu i handlu narkotykami. To już jest statystyczne, intelektualne i etyczne dno. Prof. Leszek Dziawgo Dzisiaj o trzech kategoriach ekonomicznych. Na początek zaczniemy od konkurencyjności, bo już od dawna jesteśmy pod silną presją hasła „konkurencyjność w gospodarce”. Cokolwiek to oznacza. Na ogół wyobrażenia dotyczą branży high-tech - zaawansowana elektronika, zaawansowany software i takie tam. I dobrze. Koniecznie należy mieć marzenia, ale warto także pozostawać realistą. Mając to na uwadze, można również dostrzec najbardziej oczywiste możliwości konkurowania. Bo czym jest pojęcie konkurencyjności? Dotyczy towaru, usługi, firmy, a może także pomysłu na obecność całej gospodarki i społeczeństwa we współczesnym świecie? A gdyby tak zacząć od najprostszych sposobów i wykorzystać wreszcie nasze doskonałe położenie geograficzne? Prawdziwa sieć autostrad 3 x 3 ze wschodu na zachód Europy (czyli trasa podstawowe surowce - zaawansowane produkty) i z północy na południe Europy (czyli trasa przemysł - turystyka) mogłaby być pierwszym prostym i oczywistym elementem naszej narodowej strategii konkurencyjności. Nasze położenie jest obecnie ogromnym atutem. Zanim zjawi się nasze high-tech, użyjmy chociaż tego prostego atutu. Niech jeżdżą i korzystają z tranzytu. Będziemy im sprzedawać prawo poruszania się po naszych autostradach, paliwo, noclegi i posiłki. To na początek. Nasz region również na tym skorzysta. Niestety, nawet takie proste rozwiązania to u nas ciągle odległe wyzwania. Warto też wiedzieć, iż są różne definicje konkurencyjności i konkurencyjnej gospodarki. Pewna ich część skoncentrowana

prof. Leszek Dziawgo jest szefem Katedry Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk Ekonomicznych UMK, a także członkiem Prezydium Komitetu Nauk o Finansach PAN.

jest na przedmiocie konkurencji, inne na podmiocie, jeszcze inne wyróżniają czynniki konkurencyjności. Natomiast mnie najbardziej podoba się definicja konkurencyjności, w której wskazuje się na następującą zależność: im większa konkurencyjność gospodarki, tym lepsze płace pracowników, a w konsekwencji wszystkich obywateli. Jeżeli przyjmiemy taką właśnie definicję konkurencyjnej gospodarki, to konkurencyjni nie jesteśmy. Wielu obywateli bez pracy lub z nisko opłacaną pracą to potwierdzi. Także przedsiębiorcy potwierdzą, że nie jest lekko prowadzić u nas biznes. Kolejna trudna dla nas kwestia to PKB - produkt krajowy brutto. Wprawdzie nasze PKB rośnie, ale przesadnych powodów do radości nie ma. I tu znowu pojawia się temat konkurencyjności.   KUJAWSKO-POMORSKI

15

maj 2015

Ważna jest bowiem nie tylko wartość PKB, ale również sposób, w jaki tę wartość wytwarzamy. Czy tworzymy tę wartość w sposób prymitywny czy w nowoczesny? Wartość naszego PKB sugeruje, iż blisko 40 mln Polaków nie dysponuje konkurencyjną gospodarką. Przypomnę też, iż PKB jest jedną z podstawowych kategorii ekonomicznych - miernikiem wzrostu gospodarczego. W ogromnym skrócie jest to suma wartości dóbr i usług, wytworzonych w danym kraju w okresie roku. Co ważne, nie ma tu znaczenia fakt, czy produkty i usługi pochodzą od wytwórców polskich czy wytwórców zagranicznych w Polsce. To zaś powinno skłaniać do refleksji. Na ile nasz PKB jest nasz, a na ile obcy? Jest też więcej uwag krytycznych wobec takiej miary PKB. Nie uwzględnia się przecież szkód środowiskowych, ani wartości czasu wolnego. I jeszcze kolejna uwaga - prawie optymistyczna. Otóż o wzrost naszego i europejskiego PKB możemy być, od pewnego czasu, całkowicie spokojni. Zgodnie bowiem z nowymi zasadami UE w liczeniu PKB są uwzględniane dochody z prostytucji, przemytu i handlu narkotykami. To już jest statystyczne, intelektualne i etyczne dno. Ponieważ oczywiście nie ma dokładnych statystyk dla świata przestępczego, będzie można wpisać w zasadzie dowolną kwotę i chwalić się potem wysokim PKB. Wyższy PKB pozwoli również na zwiększenie zadłużenia (kryteria z Maastricht: relacja długu publicznego do PKB). Oczywista paranoja. A przy okazji, policja i administracja powinny ścigać za wymienione przestępstwa, czy raczej wspierać przestępców z uwagi na dążenie do wzrostu tak liczonego PKB? Różne sztuczki są możliwe, ale jest też twarda życiowa weryfikacja takiego kuglarstwa. Jaka jest pensja Polaka? Czy zapewnia godne życie? Jaki dobrobyt preferować ? Statystyczny czy realny? Prawdziwą konkurencyjność i efektywny wzrost PKB poznamy jedynie po poziomie zysków przedsiębiorstw i poziomie realnych płac. I tyle w temacie, czy jest lepiej, czy gorzej w Polsce.cp


rozmowa biznesu

Pogranicze nauki i biznesu Z dr. Konradem Maciejewskim, prezesem bydgoskiej firmy Bioscience SA, zwycięzcą plebiscytu Biznesmen i Firma Roku 2014 w kategorii Mała i Średnia Firma roku 2014, rozmawia Janusz Milanowski Bioscience sa „zajmuje się przede wszystkim prowadzeniem badań klinicznych fazy i-iV nad nowymi lekami i wyrobami medycznymi”. Taka informacja znajduje się na państwa stronie internetowej. a prościej rzecz ujmując? Nie byłoby postępu w medycynie bez badań klinicznych. Warto podkreślić, że umożliwiają one pacjentom dostęp do nowych metod leczenia, a także do nowocześniejszej terapii. Pacjenci w badaniach klinicznych korzystają z bezpłatnej diagnostyki i wszystkich leków, co gwarantuje im prawodawstwo międzynarodowe. Nie byłoby ani nowych leków, ani nowych wskazań i nie czulibyśmy się bezpiecznie, kupując leki w aptece bez badań klinicznych. Przykładem dobrodziejstwa badań klinicznych jest choćby zapobieganie chorobie Heinego-Medina. Jeszcze 50 lat temu wielu ludzi na nią umierało. Dziś, dzięki szczepionkom, tej choroby w Europie nie ma, co w 2002 r. ogłosiła oficjalnie Światowa Organizacja Zdrowia. jakaś firma wynalazła nowy lek. w którym momencie Bioscience zaczyna go badać? Wynalezienie nowego leku to bardzo długotrwały proces. Firmy farmaceutyczne przeprowadzają najpierw badania przedkliniczne (na zwierzętach). Dopiero po ich pomyślnych rezultatach rozpoczynają się badania kliniczne z udziałem ludzi, obejmujące cztery fazy. W I fazie wyspecjalizowane ośrodki badają lek na ochotnikach pod kątem bezpieczeństwa, ale na tym etapie nie można jeszcze mówić o leku tylko o produkcie badanym. Jeżeli wszystko zakończyło się pomyślnie, to wówczas składa się wniosek do Urzędu Rejestracji przy Ministerstwie Zdrowia oraz do Komisji Bioetycznej o pozwolenie na przeprowadzenie badania klinicznego fazy II. I w tym momencie wkracza nasza firma, przy czym zwykle są to badania międzynarodowe z udziałem tysięcy pacjentów. Badamy skuteczność, bezpieczeństwo i profil działań niepożądanych. To są kilkuletnie prace o bardzo złożonej procedurze. Potem następuje III faza z udziałem kilkudziesięciu tysięcy ludzi, również trwająca kilka lat i dopiero po jej pomyślnym zakończeniu substancja może być zarejestrowana jako lek, otrzymać swoją nazwę i trafić do aptek. Wiele firm przeprowadza jeszcze czwartą fazę badań uzupełniających, żeby poszerzyć wiedzę na temat leku już zarejestrowanego. Nasza firma bierze udział zwykle w badaniach faz od II do IV. Tak to wygląda w bardzo dużym uproszczeniu.

za kilka lat będzie ratowało ludzkie zdrowie i życie. To jest coś, czego wielu ludziom z naszej firmy brakowało, gdy pracowali na uczelniach.

nie byłoby ani nowych leków, ani nowych wskazań i nie czulibyśmy się bezpiecznie, kupując leki w aptece bez badań klinicznych. DR KONRAD MACIEJEWSKI

Czy to Pan był założycielem firmy w 2006 roku? Wspólnie z żoną Beatą. W zeszłym roku przekształciliśmy firmę w spółkę akcyjną, w której pracują obecnie już 84 osoby. oboje Państwo jesteście naukowcami? Miałem przygodę z nauką pracując na UMK w Toruniu. Jesteśmy absolwentami biologii i studiów doktoranckich. Żona pracowała również w Instytucie Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie. W naszej firmie jest wiele osób, które wcześniej pracowały naukowo. To jest praca z pogranicza nauki i biznesu, dająca wymierną satysfakcję, ponieważ pracujemy nad czymś, co KUJAWSKO-POMORSKI

16

maj 2015

Działania marketingowe koncernów farmaceutycznych stały się tematem spiskowych teorii: lobbing, ukrywanie prawdy o skutkach ubocznych, a wszystko to dla olbrzymich zysków... Podkreślam, że jesteśmy firmą naukowo-badawczą. Nie bierzemy udziału w procesie marketingu i sprzedaży leków. Te spiskowe teorie wynikają często z nieświadomości. Żadna komisja bioetyczna, ani żadne ministerstwo zdrowia w dowolnym kraju nie zezwoli na prowadzenie badania, jeśli nie będzie wiarygodnych, naukowych podstaw, że ten lek przyniesie korzyści pacjentom. Druga ważna sprawa: badania kliniczne są najczęściej międzynarodowe, przeprowadzane często w kilkunastu krajach. Zatem dany lek ocenia kilkanaście ministerstw i komisji bioetycznych. Trudno sobie wyobrazić, że kilkanaście podmiotów naraz się pomyli. Nadzór prawny nad badaniami określony jest zbiorem zasad, tzw. Dobrej Praktyki Badań Klinicznych. My zbieramy dane nieporównywalnie bardziej szczegółowe od tych zbieranych przez lekarzy w normalnym systemie opieki zdrowotnej. Dla nas każdy katar pacjenta rodzi kilka pytań: „jaki”, „od kiedy do kiedy” „czy ma związek z badanym lekiem”, etc. Kolejnym elementem tego nadzoru są kontrole, audyty i inspekcje. Jesteśmy drobiazgowo kontrolowani, średnio co dwa tygodnie, albo przez sponsora badań, Ministerstwo Zdrowia, albo przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków. Mogę się pochwalić, że przez 9 lat żaden audyt ani inspekcja nigdy nie wykazała w naszej firmie znaleziska krytycznego i tym samym nie wstrzymała żadnego z badań. wasi pracownicy przez 9 lat monitorowali ponad 10 tys. pacjentów, współpracując z 400 ośrodkami badawczymi. To robi wrażenie. Spójrzmy na to nie tylko od strony przedsięwzięcia badawczego czy biznesowego. Ponad 10 tys. ludzi otrzymało za darmo i bez kolejek najlepszą terapię i diagnostykę. Według raportu PricewaterhouseCoopers w ten sposób NFZ oszczędza rocznie 130 mln zł tylko w przypadku badań onkologicznych. Ci pacjenci otrzymali leki, które będą dostępne dopiero za kilka lat, a z nowotworem walczą już dziś.CP


608015BDTHC

608015BDTHA


Do PoliTyki I WARSZAWY

temat

SIę NIE WYBIERAM

Z Jackiem Gordonem, właścicielem Hurtowni Motoryzacyjnej GOrdON sp. z o.o. - zwycięzcy plebiscytu Biznesmen i Firma Roku 2014 w kategorii duża Firma roku 2014, rozmawia Sławomir Bobbe.

na ile ważne są dla Pana wyróżnienia, nagrody czy tytuły, jak ten zdobyty w naszym plebiscycie? Nie myślę o nagrodach i wyróżnieniach. Dla mnie super jest, gdy pracownicy dostają godziwą wypłatę. Nagród było sporo. Jest Lista 2000 przygotowana przez Puls Biznesu, znaleźliśmy się wśród 30 najlepszych firm, to było duże wyróżnienie. Jednego roku byliśmy najlepszą firmą w województwie, z ogromnymi wzrostami obrotów. Każde docenienie firmy jest sympatyczne, bo świadczy o tym, że się rozwija i ma się dobrze. Być firmą docenioną także lokalnie, to przyjemność.

to nie inwestowanie, tylko przejadanie. Paradoksalnie za komuny był lepszy program uczenia biznesu, bo oszczędzano na SKO. Ja się nauczyłem oszczędzać pieniądze, prowadząc taką książeczkę. Ojciec mnie tak wychował. Dawał nam co miesiąc 5 złotych - to nie było mało, ale też nie dużo. Przeniosłem to na moje dzieci, bo nie chciałem, żeby były to dzieci biznesmena. Dawałem kieszonkowe, a jak były nastolatkami, to jeździły do pracy. Córkę woziłem pod Koronowo na zrywanie truskawek. Więcej mnie kosztowało zawiezienie jej tam niż zarobiła, ale to były jej pieniądze, poznała pracę.

Czy takie konkursy powodują, że ludzie - zwłaszcza młodzi - bardziej interesują się biznesem? Jestem zapraszany do szkół, bo ludzie - przepraszam, że to powiem - chcą rozmawiać z osobami, które osiągnęły sukces. Pytam tych młodych ludzi, czy chcieliby prowadzić własne firmy. 90 procent podnosi rękę, że chce. A czy uważacie, że biznesmeni to uczciwi ludzie? Wtedy w górze pozostaje kilka rąk. Czyli chcecie być oszustami? - pytam przewrotnie. To pokazuje, jakie jest podejście do pracodawców. Młodzi ludzie nie są przygotowani do prowadzenia biznesu. Czasem pytam, co - według nich - jest najważniejsze w biznesie. Pasja, wytrwałość, pracowitość - odpowiadają. Mówię nie - pieniądze. Żeby był biznes, muszą być pieniądze. Ale ludzie startujący w biznesie często nie są gotowi do reżimu finansowego. Myli im się przychód z dochodem, tracą kontrolę nad zbędnymi wydatkami i... bankrutują. W pierwszej fazie biznes to sztuka oszczędzania pieniędzy.

Czy nieprzygotowanie do prowadzenia biznesu wiązać należy z brakami w edukacji, wychowaniem? Skończyłem zawodówkę, jako murarz-tynkarz i pomyślałem, że nie chcę tak całe życie pracować. Trzy dni warsztatów, reszta na budowie. To mi na tyle ułożyło w głowie, że poszedłem do technikum, a potem skończyłem studia techniczne. Obecnie tytuł magistra w wielu przypadkach o niczym nie mówi. Szkoły zawodowe powinny być, ja mam magazynierów po studiach. Co im dały obecne uczelnie? Nie głęboką wiedzę, bo wiele nowych uczelni tego nie daje. Ale dały im poczucie, że są kimś ważnym, bo skończyli studia. Niestety, młodzież kończąca studia „nie jest ważna”, bo nie jest najlepiej wykształcona. Gdybym teraz miał coś robić założyłbym uczelnię, która wyrzucałaby słabych uczniów. Za 20 lat ludzie chętnie płaciliby, żeby ją skończyć. Teraz skończą studia, a nie potrafią napisać czterech zdań w podaniu o pracę.

Tego zachłystywania się doświadczył Pan także we własnej firmie. Tworzyliśmy firmę na zasadzie filii i franczyzy. Na 60 firm, które mieliśmy, 40 prowadzili ludzie z wieloletnim doświadczeniem small biznesowym, robili to wzorowo, ale 20 popełniło błąd poczucia się bogatym. Od razu samochód w leasing dla żony, leasing dla siebie, drogie wczasy i po pół roku firmy nie ma,

Pana córki wybrały dla siebie inną drogę. nie jest Panu żal, że zbudował Pan podwaliny pod rodzinny biznes, a nie będzie miał go kto przejąć? Nie zostawiam firmy samej sobie. Od lat oddaję władzę w spółce osobom, które rosły biznesowo wraz z nią. Dzięki temu mam dobry zarząd i grupę liderów. Z tej grupy ktoś zostanie przyszłym prezesem, a dzieci są udziałowcami spółki, więc będą miały głos przy kierowaniu firmą. Biznes KUJAWSKO-POMORSKI

18

maj 2015

to ciężki chleb, nie wiem, czy chciałbym, żeby dzieciaki tak się męczyły. Nie musi być sukcesji. osób z takim doświadczeniem i pieniędzmi, brakuje w samorządzie i polityce. nie myślał Pan o tym? Działalność samorządowa obecnie jest bardziej ułożona niż ta polityczna. Mając kontakt z samorządem widzę, że jest otwarty na przedsiębiorców. Jak widzę spotkania w gminie czy powiecie, to czuję, że ci ludzie liczą się z naszymi opiniami. Natomiast nie mam potrzeby działania w polityce. Może bym w nią wszedł - i mówi to wielu znajomych z biznesu - pod warunkiem, że zajmowaliby się nią ludzie z doświadczeniem biznesowym. Uważam, że wielu przedsiębiorców działałoby w polityce dla przyjemności, bo mają ekonomiczne podejście i wystarczająco dużo pieniędzy, by nie musieć kusić się na jakieś dodatkowe zarobki. Tyle że społeczeństwo nie wybierze ludzi, którzy osiągnęli biznesowy sukces. Ewenementem jest Janusz Palikot, który zaistniał, ale później troszkę się pogubił. skoro nie polityka, to zapewne ma Pan ambitne plany związane z rozwojem firmy… Wchodzimy na rynki zagraniczne - Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja, Niemcy trochę Ukraina. Kiedyś jeździłem na winobranie do Niemiec i myślałem, czy kiedyś jakiś Niemiec będzie pracował u mnie w Polsce. Nie mam z tego satysfakcji, ale przyjemnie mi, że firma wyrosła tak bardzo, że zatrudnia osoby z innych państw. Plan dalekosiężny to stworzenie mocnej organizacji. Być może pojawią się rygory korporacji, na razie jednak liczy się dla mnie bezpośredni kontakt z pracownikami. Chcielibyśmy być ważną firmą motoryzacyjną w Polsce. Będę budował nową siedzibę, bo robi się nam za ciasno. Po długich przemyśleniach zdecydowałem, że będzie to ta sama gmina, w której jesteśmy teraz. Nie wybieramy się do Warszawy. Liczy się to, że z tych okolic są pracownicy firmy, ich doświadczenie i zaangażowanie oraz to, jakie jest nastawienie lokalnych władz do biznesu.CP


Jesteś przedsiębiorcą, właścicielem lub zarządcą nieruchomości niezamieszkałej na terenie Miasta Bydgoszczy? z zatrudnianiem pracowników, powoduje powstawanie w miejscach pracy odpadów komunalnych. Jak się ich pozbywać w sposób wygodny i zgodny z prawem?

Infolinia:

(52) 58 58 000 lub 801 055 404

Pierwszą deklarację o wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi dla nieruchomości lub części nieruchomości, na której prowadzona jest działalność gospodarcza, składamy w terminie 14 dni od dnia powstania na danej nieruchomości odpadów komunalnych. Wraz z deklaracją przedkładamy zgłoszenie odbioru odpadów komunalnych, w którym wskazujemy między innymi z jakich pojemników do gromadzenia odpadów będziemy korzystać. Wysokość opłaty uzależniona jest od ilości odpadów i częstotliwości ich odbioru, a także od tego, czy będziemy je segregować. W przypadku zmiany danych będących podstawą do ustalenia wysokości opłaty (np. gdy zwiększamy częstotliwość odbioru odpadów), właściciel nieruchomości obowiązany jest złożyć nową deklarację w terminie 14 dni od dnia nastąpienia zmiany. Warto zaznaczyć, że właściciele nieruchomości, na której nie zamieszkują mieszkańcy a powstają odpady komunalne, mają obowiązek składania deklaracji rokrocznie, w terminie do 30 listopada za następny rok kalendarzowy. Deklaracje można składać w siedzibie Biura Zarządzania Gospodarką Odpadami Komunalnymi Urzędu Miasta Bydgoszczy przy ul. Wojska Polskiego 65, w Punkcie Przyjmowania Deklaracji, parter, pok. 66, w godz.: poniedziałek, środa, czwartek: 08.00wtorek: 16.00, 08.00-18.00, piątek: 8.00-14.00, przesłać na ww. adres lub za pośrednictwem Elektronicznej Platformy Usług Administracji Publicznej (www.epuap.gov.pl).

Więcej informacji dotyczących gospodarowania odpadami w Bydgoszczy można znaleźć pod adresem: www.odpady.czystabydgoszcz.pl

Krok 2. Wyposażenie nieruchomości w pojemniki na odpady Po złożeniu deklaracji otrzymamy z Urzędu Miasta informację o indywidualnym numerze konta, na które do 15-tego dnia każdego miesiąca

będziemy wnosili opłatę rowanie odpada-za gospodarowanie nymi. Natomiastt mi komunalnymi. rca odpowieprzedsiębiorca dbiór odpadów dzialny za odbiór ch w sektorze komunalnych miasta, w którym znajieruchomość, duje się nieruchomość, na której prowadzimy działalność, wyposaży ją w pojemniki do gromadzew oraz harmonia odpadów nogram ich wywozu.

Krok 3. Wystawianie pojemników ników w dniu wywozu W dniu wywozu określonym w harmonogramie wystawiamy pojemniki z odpadami przed posesję. Odpady odbierane są w godzinach od 6.00 do 20.00. Jakich odpadów możemy się w ten sposób pozbyć? Zakres usług świadczonych przez Miasto w przypadku nieruchomości, na których prowadzona jest działalność gospodarcza oraz innych nieruchomości niezamieszkałych, obejmuje odbiór następujących odpadów komunalnych: papieru i tektury, metali, tworzyw sztucznych, opakowań wielomateriałowych oraz szkła (nie rzadziej niż co 28 dni) oraz odpadów zmieszanych (nie rzadziej niż co 14 dni).

487415BDBHA

Segregujesz Zyskujesz!

Krok 1. Złożenie deklaracji o wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi


Firmy, także te lokalne, głowią się, jak wciągnąć w swoje szeregi młodych i nieprzeciętnych. Stąd pomysł na nietypowe formy rekrutacji. I tak toruńska spółka giełdowa, aby przyciągnąć młodych pracowników, zorganizowała Talents4NEUCA.

W

talent show, zorganizowanym niedawno w toruńskim Centrum Targowym PARK, wzięło udział ponad 200 młodych osób, zainteresowanych pracą w tej firmie. W Grupie NEUCA nie ukrywają, że organizując tę rozrywkowo-intelektualną imprezę, chcieli przyciągnąć do firmy nieprzeciętne osobowości o nietuzinkowych umiejętnościach. Firma chciała też pokazać, że Toruń to perspektywiczne miejsce do rozwoju zawodowego, gdzie warto zostać po studiach i budować swoją karierę. Tor przeszkód NEUCA zaprosiła do udziału studentów, absolwentów oraz specjalistów z całego regionu. Wystarczyło zarejestrować się przez specjalny formularz dostępny w Internecie. Osoby, które pojawiły się w Centrum PARK, mogły sprawdzić się w aktywnościach z 5 obszarów: sprzedaży, marketingu, logistyki, IT oraz analizy. Kandydaci stanęli przed niekonwencjonalnymi zadaniami, takimi, jak: logistyka i transport, gdzie jedno z zadań polegało na przejechaniu zdalnie sterowaną ciężarówką Farmady (to spółka transportowa Grupy NEUCA) przez tor przeszkód czy sprzedaż - tu uczestnik miał przyjąć zamówienie z apteki, odsłuchując

realne nagranie złożone przez klienta, czy ułożyć leki na półkach (tzw. merchandising). Zainteresowani przyszłym zatrudnieniem w obszarze IT musieli np. w możliwie najprostszy sposób wyjaśnić przysłowiowej babci, czym jest Internet, jak działa, a na dodatek sporządzić równie prosty do zrozumienia rysunek, który to wszystko zobrazuje. Na stanowisku analizy uczestnicy Talents4NEUCA szukali m.in. błędów w działaniach matematycznych oraz zarządzali deficytami leków, a przyszli marketingowcy tworzyli opakowania nowych leków i projektowali reklamy za pomocą storyboard. Zgadnij, kto to Były też zadania ogólne, podczas których uczestnicy mieli okazję pokazać np. swój talent do wystąpień publicznych, sprawdzić, czy dobrze czują się przed kamerami. Była też możliwość tworzenia nowych, własnych słów z podaniem ich definicji (np. zarumba, markila, rzekcza). Inną z prób było zadanie, aby na podstawie 5 pytań wskazać, na jakim stanowisku pracuje i czym zajmuje się pracownik NEUCA, którego akurat ma na myśli prowadzący test.   KUJAWSKO-POMORSKI

20

maj 2015

- Chodziło nam o poszukanie osób z potencjałem, które niekoniecznie mają wiele lat doświadczeń, niekoniecznie kiedyś już pracowały, ale za to mają to coś - wyjaśnia Andrzej Zieliński, dyrektor Departamentu Polityki Personalnej w firmie NEUCA. - To coś nazywamy talentem, czyli wrodzoną zdolnością. Te talenty są dla nas bardzo cenne. Uważam bowiem, że takie osoby, gdy trafią do organizacji, dostaną ciekawą pracę, mogą wykreować coś, na co ludzie z dużym doświadczeniem nigdy nie wpadną. Talents4NEUCA był też z jednej strony pokazaniem nas w większych szczegółach, prezentacją naszych działów, a z drugiej szansą dla sporej grupy młodych ludzi. To nie było szukanie menedżerów, bo temu służą inne projekty. Tym razem chodziło o młodych, nieprzeciętnych. Staż, praktyki, a może i praca Podczas kilkugodzinnej imprezy zainteresowani mogli wybrać te zadania, które najbardziej im odpowiadały. Wszystkie zadania były punktowane. - Na tej podstawie dowiedzieliśmy się czy ktoś ma to coś w większym stopniu niż przeciętnym - mówi dyrektor Zieliński. - To ich zaprosimy na staże czy praktyki w ramach corocznego programu Projekt Udana Kariera. Mając ich w bazie będziemy też

tekst: Krzysztof Lietz zdjęcia: grzegorz olkowski

Talent show zamiast pytań


rekrutacja

mogli, jeśli będą ku temu warunki, zaoferować im jakąś ciekawą pracę. Na stanowisku IT spotkaliśmy Kamila, który właśnie skończył jedno z zadań. - Z minimalną wiedzą informatyczną sobie poradziłem, wyjaśniłem też babci, na czym polega Internet, ale najwięcej zabawy było przy innym zadaniu - przyznaje nasz rozmówca. - Dostałem klawiaturę z pomieszanymi znakami. Najpierw musiałem w określonym czasie poukładać je tak, jak sobie wyobrażam, że jest prawidłowo, a później napisać tekst, fragment Kubusia Puchatka, nie widząc tego na ekranie. Gdy zobaczyłem, co z tego wyszło, było sporo śmiechu. Gość po kilku drinkach lepiej by to napisał. Katarzyna Winiarska, podczas Talents4NEUCA, pomagała przy prowadzeniu niektórych zadań rekrutacyjnych. Pochodzi z Szafarni, jest absolwentką farmacji, którą kończyła w Warszawie, teraz studiuje na II roku biotechnologii w Bydgoszczy. - Brałam udział w zakończonym w połowie kwietnia programie Projekt Udana Kariera. W jego ramach braliśmy udział w cyklu warsztatów, szkoleń, stymulujących najróżniejsze aktywności. Odbywały się one prawie we wszystkich departamentach firmy, zlokalizowanych w Toruniu. Warsztaty kończyły się zadaniami, za które zbieraliśmy punkty, co nas jeszcze bardziej mobilizowało. Na studiach zdobywamy najczęściej wiedzę teoretyczną, tu zderzyliśmy ją z praktyką, która uczy elastyczności i kreatywności. To było bardzo cenne - mówi. Joanna i Katarzyna, pracownice NEUCA w wydawnictwie Świat Zdrowia, też sprawdzały kreatywność uczestników Talents4NEUCA. - U nas kandydaci muszą zmierzyć się z wylosowanym e

k

s

P

e

r

tekstem, a czytając go wcielają się w wylosowaną postać - księdza, rapera, komentatora sportowego. Muszą się dostosować do klimatu. Najważniejsze jest jednak to, żeby odgrywana przez nich postać była jak najbardziej wiarygodna. Niektórzy otrzymali nawet oceny celujące. Zadania w obszarze sprzedaży dotyczyły np. przyjęcia towaru z hurtowni do apteki i wyeksponowania go na specjalnie przygotowanej półce. Można było się też sprawdzić, wcielając się w osobę przyjmującą zamówienie w hurtowni: trzeba było przyjąć zlecenie od klienta i wprowadzić je do programu NEUCA, sprawdzić czy dawka i ilość specyfikacji są prawidłowe. Ta specyficzna rekrutacja w formule talent show pozwalała na sprawdzenie predyspozycji uczestników do pracy w konkretnych obszarach biznesowych dużej firmy w konwencji dobrej zabawy i bez stresujących rozmów kwalifikacyjnych i testów. NEUCA zapewnia, że osoby, które otrzymały największą liczbę punktów w rankingu Talents4NEUCA, zostaną zaproszone do udziału w rekrutacjach oraz programie rozwojowym Grupy NEUCA pod nazwą Projekt Udana Kariera. - To realizowany przez nas już od kilku lat na toruńskim rynku program, adresowany dla studentów ostatnich lat bądź świeżych absolwentów - mówi dyrektor Zieliński. - Do dyspozycji uczestników mamy kilkadziesiąt miejsc w kilku, a nawet kilkunastomiesięcznych programach stażowych. Bardzo często jeszcze w trakcie ich trwania, uczestnicy stażu decydują się na pracę w firmie NEUCA. Jeśli nawet nie podejmą pracy, to utrzymują z nami kontakt i biorą udział w różnych programach.CP

Grupa NEUCA jest największym hurtowym dystrybutorem farmaceutyków w Polsce. Każdego dnia dociera do 12 tys. aptek w Polsce, jej udział w rynku wynosi ok. 30 proc. Grupa kapitałowa łączy ponad 20 przedsiębiorstw, oferujących szeroki portfel usług i produktów na rynku zdrowia w Polsce. Model zależności spółek w Grupie NEUCA ma charakter holdingowy, gdzie podmiotem dominującym jest NEUCA SA. W całej Grupie, której centrala znajduje się w Toruniu zatrudnionych jest ok. 4 tys. pracowników i współpracowników.

T

Biznes potrzebuje działań poza schematem

Dr joanna rajang Personel System

Wszyscy wiemy jaką wartością rynkową jest doświadczenie. Firmy chętnie pozyskują pracowników z doświadczeniem (najlepiej w tej samej branży), bo to oznacza szybszy, więc tańszy proces wdrażania. Z wartością doświadczeń trudno polemizować. Jednak w dzisiejszych realiach warto przestać trzymać się kurczowo tego czynnika, a jednym z powodów jest schematyczność naszego myślenia. Pracując przez lata w tej samej firmie utrwalamy pewne schematy myślenia. Rzadko też zdajemy sobie sprawę z tego, że w swoim myśleniu i działaniu nie wykraczamy poza pewne granice. Za to rynek oczekuje działań nieschematycznych. Schematyczność nie gwarantuje ani przewagi konkurencyjnej, ani stabilizacji. Dlatego - na szczęście - coraz częściej udaje nam się namówić naszych klientów na działania, które stymulują przełamywanie schematów w firmie. W rekrutacji oznacza to sięganie po ludzi, którzy są kreatywni, a jednocześnie sprawni intelektualnie. Takie inicjatywy jak Talents4NEUCA pokazują dojrzałość HR-ową organizacji, bo zaproponowana formuła sama w sobie przyciąga ludzi z odwagą i dowodzi spójności działań firmy z jej oczekiwaniami względem pracowników. Dowodzi również dojrzałości biznesowej i rozumienia, że przewaga rynkowa wymaga przekraczania granic. Rekrutacja to jedno z wielu narzędzi budowania zespołu kreatywnego. Choć zmiana schematów w myśleniu nie jest łatwa, to jednak możliwa. Sprawdza się zarówno praca indywidualna z menedżerami, jak i praca z grupami.CP


felieton

Biznes upadły Stara prawda mówi, żeby nie oceniać książki po okładce, bo bywa, że to, co ładne z zewnątrz, w środku gnije... i na odwrót.

Porywają się na akcje promocyjne, jeszcze zdradzają, co wielkiego planują na najbliższe lata, jeszcze wprawiają w ruch machinę nowych inwestycji i nagle... bum! Właściciel ogłasza upadłość. Ostatnio lokalne media grzmią, że firmy z naszego regionu padają jak muchy. Pierwszym z brzegu przykładem jest sieć handlowa Zetka, która do niedawna mogła pochwalić się 30 punktami ze swoim szyldem, działającymi w dobrych lokalizacjach Bydgoszczy. Do tego mieszczącego się przy rondzie Jagiellonów, co weekend wpadały chmary imprezowiczów, którzy dziś mogą jedynie pocałować klamkę, choć kłopotów nic nie zwiastowało. Wniosek o upadłość firma złożyła pod koniec lutego, a w sądzie leży ich znacznie więcej. Statystyki pokazują, że w porównaniu z rokiem ubiegłym wzrost upadłości w naszym regionie dotyczy głównie handlu i produkcji. To w tych sektorach coś psuje się od wewnątrz. I rodzą się pytania, dlaczego dzieje się to teraz, jak to możliwe, że popularne marki ogłaszają upadłość i jak to wróży na przyszłość nam mieszkającym w Kujawsko-Pomorskiem.

Wredny rechot

Odpowiedź na pierwsze pytanie zdaje się być prosta - konkurencja. Z każdym rokiem otwieramy się na nowe rynki, które nierzadko mają do zaoferowania to samo, ale za niższą cenę. I nie oznacza to wcale, że w regionie umarł lokalny patriotyzm. Po prostu w gospodarce wolnorynkowej nie każdego na ten patriotyzm

zakupowy stać. Zaraz obok konkurencji stoi powód o nazwie „rozwój”. Nowe wypiera to, co stare, które absolutnie nie musi równać się z „lepsze” czy „solidniejsze”. Po prostu lubimy ten zapach nowości, mimo świadomości, że ulatnia się on tak bardzo szybko. Z plajtami firm bywa jeszcze przewrotniej. Wystarczy przypomnieć sobie historię legendarnej firmy Eastman Kodak Co. Kiedyś jej nazwa była synonimem fotografii. To Kodak dał amatorom narzędzia, wcześniej zarezerwowane dla profesjonalistów. Firma-legenda przegrała walkę z tańszą konkurencją i trochę z samą sobą, bo do upadku przyczyniły się cyfrówki, a w końcu pierwszy aparat cyfrowy został stworzony w 1975 roku przez inżyniera Steve'a Sassona, który pracował nie gdzie indziej, jak właśnie w Kodaku. Wredny rechot historii... Specjaliści wskazują na jeszcze jeden powód wzrostu liczby plajtujących firm, a jest nim spowolnienie gospodarcze. Dodają, że działa ono niczym sito, przez oczka którego wypadają firmy źle zarządzane. Akurat przeciw tego typu selekcji nie ma się co buntować. Niech na rynku pozostaną najlepsi i tacy, którzy potrafią dostosować model zarządzania do nowych realiów.

Tradycja się opłaca?

A jak to możliwe, że upadają firmy znane od lat i wydawać by się mogło, że wciąż popularne? Ano tak, że tradycja wcale nie gwarantuje opłacalności. Dobrze prosperujące   KUJAWSKO-POMORSKI

22

maj 2015

przedsiębiorstwa potrafią popaść w poważne tarapaty w wyniku jednej nietrafionej inwestycji. Bez myślenia perspektywicznego i tworzenia kół ratunkowych trudno utrzymać się na powierzchni biznesowego oceanu. Ta ostrożność odrobinę kłóci się z szaloną często odwagą, która stoi za sukcesem niejednej firmy. Kluczem jest znalezienie złotego środka, tak, aby na dno nie pójść z niczym. Jak plajty firm z regionu wpływają na życie szarego mieszkańca? Bez dwóch zdań, dotkliwie, jeśli w wyniku takiego przebiegu spraw stałe zatrudnienie traci wiele osób. Mniej dotkliwie natomiast, gdy upada firma tak skostniała, że delikatny kopniak biznesowej rzeczywistości kruszy jej podstawy. W obu przypadkach prawie pewne jest, że ową pustkę coś wypełni, bo rynek nie lubi próżni, a my, jak wspominałam, lubimy zapach nowości.

Dominika Kucharska redaktorka prowadząca Biznes Kujawsko-Pomorski


Na całe

temat

życie

Oferujemy mieszkania i domy sprawdzone w bojowych warunkach na całym świecie - tylko te najlepsze, solidne, wykonane wg najwyższych norm. Z Mateuszem Nawojskim, właścicielem firmy DYMON-BUD DEVELOPMENT, rozmawia Lucyna Tataruch

Czym na rynku deweloperskim wyróżnia się DYMON-BUD DEVELOPMENT? Niemal każda firma twierdzi, że oferuje wysoką jakość, niskie ceny i innowacyjność - ale rzadko która naprawdę czymś się wyróżnia. Klient słyszy w kółko te same rzeczy i myśli: OK, to już wiem, ale w czym NAPRAWDĘ jesteście lepsi? Nie chodzi o to, że to nie są ważne rzeczy. Są ważne, ale jakość czy innowacyjność to podstawa każdego biznesu, a oprócz tego musi być jeszcze coś, co sprawi, że klient nam zaufa i polubi nas bardziej niż inne podobne firmy na rynku. Jeśli klient nie widzi różnicy pomiędzy dwoma ofertami, to wybierze firmę, która da mu najniższą cenę. A chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda? W trakcie tworzenia swojej strategii dokładnie przemyśleliśmy, co takiego możemy zaoferować, czego nie ma nikt inny. Co sprawi, że niezależnie od tego ile mamy konkurencji, większość klientów i tak przejdzie do nas. To może być np. wiedza, której nie ma nikt inny poza naszą spółką i kadrą zarządzającą, szybka odpowiedź na zapytania, gwarancja bezpieczeństwa, zaufanie.   KUJAWSKO-POMORSKI

23

maj 2015

Określają się też Państwo jako firma rodzinna. Tak, jesteśmy dużą firmą rodzinną, działającą z pasją, energią oraz w poszanowaniu najlepszych, tradycyjnych zasad starej etyki kupieckiej. Dzięki niedużemu, acz bardzo prężnemu zespołowi, możemy wysoko ograniczać koszty własne, by zaoferować naszym klientom najwyższej klasy mieszkania w korzystnej cenie. Oferujemy mieszkania i domy, sprawdzone w bojowych warunkach na całym świecie - tylko te najlepsze, solidne, wykonane wg najwyższych norm. Najczęściej, przy zgodnym z przeznaczeniem użytkowaniu, są to mieszkania na całe życie. Na koncie mamy setki mniejszych i większym realizacji. Pracowaliśmy zarówno dla firm, instytucji, Kościoła, jak również osób prywatnych. Aktualnie firma ukierunkowała swój rozwój na budowę domów jednorodzinnych na gruncie klienta i sprzedaż domów, mieszkań w systemie deweloperskim. Będąc doświadczonymi i uhonorowanymi dekarzami świadczymy także usługi z zakresu budowy dachów. Mniejsze prace ogólnobudowlane są także w naszej ofercie. Prywatnie też jesteśmy pasjonatami budownictwa mieszkaniowego. Czym jeszcze zajmuje się Pan, poza pracą? Czasu poza pracą mam mało i niestety realizacja swoich pasji, takich jak wspinaczka, staje się coraz częściej marzeniem. Ale nie poddaję się i jak tylko mam wolną chwilę, to całą rodziną pędzimy na spacer, basen czy do kina. Staram się znajdować czas dla swojego partnera. Niedługo jedziemy wspólnie do Madrytu. Jest to jego marzenia i jeśli ma się możliwość realizowania pragnień bliskich osób, to powinno się to robić.cp

290615TRTHA

Jak przebiegały te zmiany? W ubiegłym wieku mało kogo było stać na kupno własnych czterech kątów, a polskie banki wymagały od kredytobiorców 20 proc. wkładu własnego, poręczenia i zastawu w postaci innej nieruchomości. W efekcie niewiele osób z tego korzystało. Z kolei w początkowych latach XXI wieku do końca 2007 roku, rynek mieszkaniowy napędzany był ogromnym optymizmem kupujących. Banki dawały kredyty hipoteczne niemal każdemu. Kupowano duże lokale, często o wysokim standardzie. Nie interesowano się specjalnie, jaki będzie koszt ich utrzymania.

Jednak w ostatnich latach preferencje klientów nagle znów się zmieniły. Od 2010 roku do dziś, średnia powierzchnia sprzedawanych mieszkań zmniejszyła się z ok. 70 do ok. 50m kw. W takich dynamicznych warunkach ogromnie ważne jest stałe monitorowanie zmieniających się trendów rynkowych, aby na czas reagować z dostosowaniem swojej oferty do wymagań nabywców. W Warszawie te zmiany widać gołym okiem. W ciągu ostatnich kilku lat rozwinęły się tu całe centra biznesowe. Zmianom w tym sektorze można by poświęcić cały artykuł.

reklama

Jak długo jest Pan związany z branżą deweloperską? Cztery lata. Wybierając ten kierunek zawodowy, sugerowałem się zapotrzebowaniem rynku na specjalistów z tej dziedziny, tzn. budownictwa mieszkaniowego, zarządzania nieruchomościami. Wcześniej już na szczęście byłem biznesmenem, znałem się na interesach i dobrze wiedziałem, że na wszystko potrzeba czasu. Dlatego gdy w 2010 roku zakładałem firmę, to nie myślałem o tak szybkim rozwoju mojej spółki. Nie oczekiwałem wielkich osiągnięć lub nadzwyczajnych zysków finansowych w pierwszych miesiącach. Firma to nie posada, etat. Wiele osób ma błędne oczekiwania. Myślą, że odpracowując 40 godzin, powinny zarabiać tyle samo, co na etacie - to nierealne. Moje początki to był trudny okres, coś nowego. Ale im dłużej się tym zajmowałem, tym lepiej wszystko szło. Znałem też branżę budowlaną. Obserwowałem wcześniej, jak zmieniał się przez ten czas rynek nieruchomości i potrzeby klientów, związane z powierzchnią lokali...


TRENER SPRZEDAŻY I BIZNESU, WWW.PERSPEKTYWY.BIZ

Pracownik zmotywowany

TEKST: Łukasz kamiŃski

sztuka sprzedaży

Pracownik w pogoni za wynikiem może wpaść w pułapkę uzależnienia od nagrody. Gratyfikacja, np. finansowa, pobudza, działa jak kofeina, daje kopniaka. Ale na krótko. Najbardziej motywują nas spełnianie marzeń, rozwijanie swoich pasji oraz PrZyJEMNOŚĆ.

J

eśli firma zapewnia swoim pracownikom możliwość samorealizacji, daje poczucie bycia potrzebnym i ogólną radość - wszystkie dodatkowe czynniki, włącznie ze zmęczeniem, zejdą na dalszy plan, a wyniki finansowe będą rosnąć. Specyfikę pracy można podzielić na czynności „algorytmiczne” i „heurystyczne”. Dawniej większość prac, jakie wykonywał człowiek, była algorytmiczna - czyli powtarzalna i odtwórcza. Z chwilą rewolucji przemysłowej, rozwoju nowoczesnych technologii - rutynowa, odtwórcza praca zaczyna znikać. Obserwujemy, jak przenosi się do krajów, gdzie mamy tanią siłę roboczą. Tworzymy zaawansowane maszyny, które przejmują wiele naszych obowiązków. Dziś nawet przy prostych pracach intelektualnych zastępuje nas komputer. Kij i marchewka Do najbardziej popularnych metod motywowania należy kij i marchewka. Jednak takie podejście sprawdza się jedynie przy zadaniach algorytmicznych. Przy twórczym, heurystycznym zadaniu zarówno kij, jak i marchewka - zabijają kreatywność w zarodku. Pracownik w pogoni za wynikiem może wpaść w pułapkę uzależnienia od nagrody. Gratyfikacja, np. finansowa, pobudza, działa jak kofeina, daje kopniaka. Ale na krótko. Długofalowo, szczególnie jeśli bodziec finansowy jest jedynym motywatorem, może prowadzić do negatywnych wpływów na wydajność i motywację pracowników. Powoduje to tzw. fiksację funkcjonalną - sytuację, kiedy zaślepieni monetami nie widzimy szerszej perspektywy. Tracimy chęć do kreatywnego myślenia, osiągania jeszcze lepszych wyników. Krótko mówiąc: zapłać dziecku za wyniesienie śmieci, a już nigdy nie zrobi tego za darmo. Oczywiście pracownik chce być wynagradzany finansowo. Żyjemy przecież w czasach, w których rządzi pieniądz. Mimo wszystko, szefowie zauważają, że długofalowo, rzeczywiście, jako jedyna forma marchewki jest to niewystarczające. Ponadto wpływa negatywnie na zarządzanie nadwyżkami finansowymi, które można przecież wykorzystać na dodatkowe inwestycje.

Nie jesteś trybikiem Firmy szukają kolejnych sposobów wynagradzania. Oferują ochronę medyczną pracownikowi i rodzinie, karnety na siłownie. Niesie to wiele benefitów również dla firmy. Pracownik czuje się zauważony jako jednostka, a nie tylko trybik w machinie. Daje to dodatkową gwarancją świetnych wyników oraz stabilnej sytuacji w pracy. Pracownik, który ma poukładane życie rodzinne, może spokojnie skupić się na pracy. Firmie powinno zależeć zatem na stworzeniu przyjaznego środowiska, w którym będą uwzględnione nasze wrodzone psychologiczne potrzeby i umiejętności. Od razu widać, jak bardzo ważny jest w pracy aspekt ludzki. Dzisiejszy pracownik musi czuć się częścią realizowanego planu. Chce mieć realny wpływ na losy firmy. Pracodawca powinien dobrze przemyśleć sposoby kontroli i na pewno nie odbierać swoim pracownikom autonomii. Zbyt rygorystyczna kontrola, narzucanie planów bez dialogu, są jak dziura w dnie wiadra motywacji, która sprawia, że ucieka cała przyjemność. Pamiętajmy, że plany powinny być przede wszystkim realne. Zbyt ambitne stwarzają problemy. Brak możliwości ich realizacji totalnie demotywuje. Może prowadzić też do nieetycznego postępowania i w konsekwencji zaszkodzić firmie. Doskonale widać to np. w sporcie, gdzie wyśrubowane czasy i premie pieniężne za ich pokonanie skłaniają sportowców do narażania swojego zdrowia, a nawet życia. Zaprojektuj motywację Dodatkową kwestią jest mechanizm, który powoduje, że osoba dążąca do konkretnego finan-

sowego celu pracuje do momentu aż osiągnie zamierzony efekt. Dalej już nie. Gdyby jej motywacja była lepiej zaprojektowana, pozwalałaby zauważyć i wykorzystać nadarzające się okoliczności. W konsekwencji przyniosłoby to firmie doskonałe wyniki. Nie zapominajmy zatem, że po otrzymaniu gratyfikacji pieniężnej za wykonanie planu nadal pracownik liczy na… pochwałę! Czasem symboliczne uściśnięcie ręki i publiczne wyrażenie uznania jest więcej warte niż bon, jaki otrzymał w dziale kadr. Tzw. feedback, czyli sprzężenie zwrotne, stał się najlepszą i jednocześnie najtańszą formą motywacji. Daje poczucie spełnienia i przynależności do grupy. Bycie potrzebnym to coś, co zmotywuje pracownika na dużo dłuższy okres. Finansowe środki, bonusy czy premie są niezbędne, jednak działają jak węgiel dorzucany do pieca, pędzącego parowozu - dają duży ogień, ale kiedyś się skończą. Wewnętrzna motywacja, czyli energia do pracy wywołana dbałością o pracownika, spójna misja i cel są jak wiatr napędzający wiatraki energetyczne. To odnawialne źródło pozytywnej energii, które sprawdza się w dłuższym okresie.CP


558415BDBHA

608015BDTHF

608015BDTHD

259615TRTHA


korporacja TEKST: jan oleksy

zrobić górkę nad targetem

Korpo to miejsce, gdzie czelendżujesz kejsy, fokusując się na ekszyn pointach. Uważaj, żeby kejsów nie skilować, bo pójdziesz na ałtsors. Czas w korpo płynie od brifu do dedlajnu. Przekroczony dedlajn to fakap, któremu musisz stawić czelendż. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, zostaniesz odpowiednio skołczowany.

W

taki żartobliwy sposób cytuje język korporacyjny Jarosław Szczepanowski z Nestlé. Można się z tego śmiać, ale rzeczywistość korporacyjna okazuje się już mniej zabawna. Tak czy inaczej nowomowa korporacyjna zwana też ponglish na stałe włączyła się do języka używanego w wielu firmach, nie tylko w koncernach. Każde środowisko tworzy własny język - z czasem coraz bardziej hermetyczny dla osób z zewnątrz. - W przypadku naszej firmy jest wiele zapożyczeń z angielskiego, które weszły do potocznej mowy. Naszymi udziałowcami są zagraniczne przedsiębiorstwa Nestlé SA i General Mills, w których urzędowym językiem jest oczywiście angielski. Współczesne anglicyzmy głównie biorą się stąd, że pracujemy na systemach informatycznych i według proce-

dur spisanych po angielsku - mówi Jarosław Szczepanowski. Usprawnienia z uproszczenia - W naszej agencji nie mamy „terminów końcowych” tylko „deadliny”, nie prosimy klientów o informację zwrotną, ale o „feedback”. Nie układamy harmonogramu, tylko „timing” - informuje z kolei Dorota Gładkowska z Alia PR& Marketing. Mechanizm wejścia angielskich zwrotów do roboczego słownika jest zawsze podobny. Usprawnia i upraszcza komunikację. - Jako miłośniczki języka polskiego najpierw wzdragamy się przed zapożyczeniami, a potem... zaczynamy je stosować. Przykład? „Research”. Mogę poprosić pracownicę o „zebranie i przeanalizowanie informacji, a następnie przedstawienie wniosków”, KUJAWSKO-POMORSKI

26

maj 2015

ale wolę jej powiedzieć: „Proszę, zrób research”. Tak jest krócej i prościej - wyjaśnia specjalistka od marketingu. Angielski po polsku - Ponglish stanowi w dużej mierze zbiór kalek językowych, gdzie angielskie słowa zostały dopasowane do polskiej składni. Żartobliwym przykładem może być fraza zaczerpnięta z „polszczyzny chicagowskiej”: „luknij przez łindołsa, jak się bojsy fajtują na kornerze strita”. Zjawisko tzw. nowomowy korporacyjnej polega na wytworzeniu kodu na styku dwu lub więcej języków - tłumaczy Waldemar Skrzypczak, kierownik Zakładu Języka Angielskiego z Katedry Filologii Angielskiej UMK. Niektóre słowa przeniknęły z języka korporacyjnego do języka codziennego, np. metaforyczne użycie wyrażenia


k o rt pe omraatc j a zresetować się przeniesione z domeny komputerowej na grunt społeczno-psychologiczny. Wszyscy wiemy, co ono znaczy, szczególnie w weekend. Głównym powodem używania nowomowy korporacyjnej jest międzynarodowy charakter firm, w których wdrażane są procedury i systemy komputerowe, stosowane we wszystkich krajach na całym globie. W korporacjach naturalna jest praca w dwóch językach: polskim i angielskim, a w używanej terminologii bardzo często po prostu brakuje odpowiedników w języku polskim. W ten sposób powstał żargon korporacyjny, polegający na wplataniu do języka polskiego angielskich słów, często z naszymi końcówkami. Zabieg ten ma ułatwiać komunikację między pracownikami. Wszyscy od razu dokładnie wiedzą, o co chodzi, a niestety po polsku trzeba użyć więcej słów, by wyjaśnić znaczenie. Po angielsku jest po prostu krócej i precyzyjniej. Moda czy konieczność - Pamiętam, że nowomowa w Pacificu pojawiła się wraz z powstaniem działu marketingu, w którym terminologia była po angielsku. Ta dziedzina w komunie nie istniała - wspomina pani Anna, pracowniczka korporacji. Wtedy to była konieczność, a czasami snobizm, bo prawie nikt nie znał „angola” i... czasem można było błysnąć. Dzisiaj używanie języka obcego nie ma już nic wspólnego ze snobizmem, ani z modą. - Choć często zdarza się nadużywanie zwrotów typu „coś tam zostało checknięte" zamiast po prostu sprawdzone, albo trochę bezsensowne „czekam na answer” - podaje przykłady nasza rozmówczyni, która twierdzi, że w niektórych sytuacjach ponglish jest przesadnie wykorzystywany. Żargon korporacyjny to jednak w dużej mierze pragmatyzm, pracuje się szybko, stąd bardzo dużo ponglishów, szczególnie w mailach. - Tego jest całe mnóstwo, to są nie tylko zwroty, ale całe zdania, przeplatane angielskimi oryginalnymi słowami, bądź wersjami spolszczonymi. Taki miszmasz! Nieraz czytaliśmy na głos takie maile i śmialiśmy się, bo tak śmiesznie brzmiały dopowiada pracowniczka korporacji. Zadania do wykonania - Często słyszę, jak ktoś mówi „puść mi deliwerkę”, kiedy prosi o przesłanie dokumentu, potwierdzającego wydanie towaru (od ang. delivery - dostawa). Kiedyś powiedziałoby się „puść mi WZ-tkę” (skrót od „wydanie zewnętrzne”) - wyjaśnia Jarosław Szczepanowski. - Swoją drogą w korposlangu funkcjonuje wiele skrótów, które dla przybyszów z zewnątrz brzmią dość tajemniczo, np. „nie dowieźliśmy modżi” (tu w znaczeniu nie osiągnęliśmy zaplanowanego wyniku kosztów MOGE - marketing and other general expenses - kosztów działów firmy, w tym marketingu, czyli wynagrodzeń, funkcjonowania działów nieprodukcyjnych). Można też wykonać „górkę nad targetem”, czyli przekroczyć plan (ang. target, czyli cel) - podkreśla pracownik Nestlé, podając jeszcze inny przykład: „sale force ma target 1000 ton do zrobienia”, czyli do sprzedania i musi się na tym „sfocusować”.CP

Korposłowniczek ASAP - tak szybko jak to możliwe (as soon as possible)

Waldemar Skrzypczak, kier. Zakładu Języka Angielskiego w Katedrze Filologii Angielskiej UMK, kier. Centrum Badań Australijskich

FYI - do twojej informacji

(for your information)

EOD - możemy coś zrobić do godz. 24 (end of the day)

EOBD - do końca godzin pracy np. 17 (bussines day)

PFA - przesyłam w załączeniu (please, find attached)

Forłordować mejla - przekazywać maila

Mieć dedlajn - mieć termin Mieć kejs do zrobienia - przypadek

(problem) do załatwienia

Skołczować kogoś

- nauczyć kogoś czegoś

Powstanie ponglish można wyjaśnić motywacją praktyczną, gdyż słowa angielskie są krótsze od polskich oraz psychologiczno-społeczną, czyli modą oraz poczuciem solidarności z grupą użytkowników danego kodu. W zjawisku ponglish istnieje swoista rezygnacja z własnej tożsamości na rzecz tożsamości korporacyjnej i globalnej. Nieco przywodzi to na myśl wizję świata stworzonego przez A. Huxleya w „Nowym wspaniałym świecie”, czy też G. Orwella w „Roku 1984”, w którym pojawia się pojęcie „newspeak”. Rozważając kwestie nowomowy warto przytoczyć cytat z Ludwiga Wittgensteina „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”. No cóż, język zmienia się wraz ze zmieniającym się światem, nie powstaje w gabinetach, tylko wśród żywych ludzi.

Zczelendżować kogoś

Jarosław Szczepanowski,

Czeknąć coś - sprawdzić coś

z firmy Toruń-Pacific produkującej płatki Nestlé

- ukierunkować, zmobilizować

Mieć telco - odbyć telekonferencję Mieć kola - przeprowadzić rozmowę

telefoniczną

Czekać na fidbek - czekać na odzew Skanselować order - skasować zamówienie

Zrobić risercz - zrobić rozeznanie Dostać eprówal - otrzymać zgodę Zrobić apgrejt - zaktualizować coś Ustalić skołp - ustalić zakres działania

Ekant - pracownik obsługi klienta Ołpenspejs - pomieszczenie na wiele stanowisk pracy

Tajming - harmonogram, odpowiedni czas na zrobienie czegoś

- Zapożyczenia często ułatwiają życie, bywa że nie ma dobrych polskich odpowiedników niektórych terminów, ale niestety zdarza się i tak, że wynikają one z bezrefleksyjnego posługiwania się językiem. Przykładem może być zdanie, które czasami słyszę: „mamy tu gapa” (z ang. „gap” - luka, tu w znaczeniu „mamy niezgodność”, np. wykonania planu w stosunku do prognozy). Często angielskie słowa lub skróty, jak w powyższym przykładzie, poddają się polskiej fleksji, co brzmi dość komicznie. Tak jak młodzieżowe powiedzenie: „Mam bana”, czyli karę (od ang. terminu stosowanego m.in. w grach komputerowych ban, czyli zakaz, kiedy administrator zawiesza gracza za niestosowanie się do obowiązujących reguł). Trudno nakładać jednak bana czy skazywać na banicję tych, którzy wplatają obce zwroty i słowa do potocznego języka. Jest on przecież ze swej natury żywy i żywo reaguje na zmieniającą się rzeczywistość.


2015 Rokiem Samorządności W odpowiedzi na apel prezydenta Komorowskiego, w Bydgoszczy przygotowano multikonferencję Urząd Statystyczny w Bydgoszczy podczas swojej konferencji przedstawi m.in. badania efektywności zarządzania finansami.

jest odpowiedzią na apel prezydenta Komorowskiego, ustanawiający rok 2015 Rokiem Samorządności.

Multikonferencja, na którą zaprasza Urząd Statystyczny w Bydgoszczy, Polskie Stowarzyszenie Zarządzania Wiedzą oraz Wydział Zarządzania Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego pt. „Zastosowanie technologii informacyjnych w administracji publicznej oraz narzędzi Business Intelligence w zarządzaniu budżetami jednostek samorządu terytorialnego” połączy w sobie cztery konferencje, które odbędą się w dniach 25 i 26 maja, w Regionalnym Centrum Innowacyjności UTP (ul. prof. Kaliskiego 7 i Fordońska 430).

Urząd Statystyczny w Bydgoszczy wraz z Polskim Towarzystwem Statystycznym organizuje konferencję pt. „Operacyjne i taktyczne wspomaganie zarządzania finansami jednostek samorządu terytorialnego z zastosowaniem narzędzi informatycznych w świetle badań”, a współorganizatorzy: „Systemy i narzędzia wspomagania decyzji w gospodarce i administracji publicznej”, „Zastosowanie technologii internetowych i usług mobilnych w e-administracji” oraz „Systemy wspomagania decyzji w zarządzaniu finansami z zastosowaniem narzędzi Business Intelligence”. Konferencja ma wyjątkową formułę. By przybliżyć teoretyków i praktyków, będzie ona wzbogacona o sesje warsztatowe, na których osoby zarządzające finansami JST będą miały możliwość praktycznego zapoznania się z narzędziami wspomagającymi ich pracę.

Celem Multikonferencji jest zaprezentowanie dorobku ośrodków naukowych, kontynuacja międzyregionalnych prac badawczo-wdrożeniowych oraz identyfikacja ryzyk i przeszkód w implementacji. Zaś istotą obrad jest skoncentrowanie współpracy samorządów, jednostek naukowych i przedsiębiorstw w nowym okresie programowania na lata 2014-2020. Inicjatywa ta

608015BDTHE

556315BDBHA

Więcej informacji na stronie: http://bydgoszcz.stat.gov.pl/seminaria-i-konferencje/konferencja.html


Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka w Toruniu

Zawód adwokat Adwokaci zrzeszeni w Kujawsko-Pomorskiej Izbie Adwokackiej mają wysokie kwalifikacje, by na co dzień wspierać przedsiębiorców w prowadzonej działalności gospodarczej.

Ten powierzchowny obraz nie mówi przede wszystkim jednego: adwokat to specjalista znający różne dziedziny prawa. To także ktoś, kto sam dla siebie musi być sterem, żeglarzem i okrętem, gdyż – w przeciwieństwie do radców prawnych – swych usług nie może świadczyć w ramach umowy o pracę. Każdy adwokat to jedno lub kilkuosobowa firma. Adwokaci świetnie rozumieją realia i niuanse prawa gospodarczego, bo sami są przedsiębiorcami.

TAJEMNICA, CZYLI ZASADA ETYCZNA

Tajemnica obowiązuje każdego przedstawiciela zawodu prawniczego. Ta kwestia jest uregulowana ustawowo i w zasadach etyki zawodowej. Adwokat w określonych przypadkach, (podobnie jak lekarz bądź dziennikarz) może być zwolniony przez sąd z jej zachowania, z wyjątkiem tajemnicy obrończej w procesie karnym. Czym więc wyróżnia się charakter tajemnicy adwokackiej? Otóż, tajemnica w środowisku adwokatury nie jest tylko ustawowym wymogiem, ale także szczególnie traktowaną nor-

mą etyczną. Adwokatura w Polsce obchodziła w zeszłym roku 95-lecie istnienia. To najdłużej działająca korporacja prawnicza. W tym środowisku istnieje etos tajemnicy adwokackiej. Nie chodzi tu wyłącznie o ryzyko przekazania informacji na żądanie organu państwa, ale o dyskrecję na co dzień. Klient może być pewien, że o jego sprawach adwokat z nikim nie rozmawia, akta są ściśle chronione przed dostępem osób niepowołanych. Wszyscy adwokaci byli tak nauczani przez patronów, w tym duchu pracują i te wartości przekazują aplikantom.

ADWOKAT W FIRMIE NA CO DZIEŃ

Adwokaci zrzeszeni w Kujawsko-Pomorskiej Izbie Adwokackiej mają wysokie kwalifikacje, by na co dzień wspierać przedsiębiorców w prowadzonej działalności gospodarczej. Każdy adwokat już jako aplikant uczył się prawa związanego z obrotem gospodarczym, prawa cywilnego w zakresie zawierania umów, prawa handlowego i podatkowego. Adwokaci są przygotowani nie tylko do doraźnego reprezentowania klienta w trakcie jakiegokolwiek procesu, ale - zapewniając kompleksową obsługę prawną na co dzień - są w stanie zapobiec sporom sądowym. Przedsiębiorcy decydują się na kontakt z adwokatem, gdy proces sądowy staje się nieuchronny. Bywa, że jest to za późno. Skuteczniej i taniej jest zasięgać opinii adwokata na etapie konstruowania umowy z kontrahentem. Znając preferencje klienta, adwokat jest w stanie zawrzeć w umowie takie postanowienia, które zagwarantują bezproblemową realizację kontraktu, a na wypadek, gdyby do procesu sądowego doszło – skuteczne dochodzenie roszczeń przedsiębiorcy.

Opiniowanie umów, negocjacje przy zawieraniu umów i stała obsługa prawna – to wszystko mogą z dobrym skutkiem zapewnić właścicielom firm adwokaci z Kujawsko-Pomorskiej Izby Adwokackiej. Przedsiębiorca pracujący z adwokatem może mieć pewność, że ten dostrzeże dalekosiężne skutki podejmowanych decyzji. Jest bowiem w stanie przewidzieć ich konsekwencje w aspekcie różnych gałęzi prawa. Warto pamiętać, że zanim adwokat założy togę i wkroczy do sali rozpraw, jest w stanie przedsiębiorcy doradzić, pomóc fachową oceną,

Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka w Toruniu / TORUŃ 2015

zlikwidować zarzewie konfliktu, które sporem sądowym grozi. Stara to prawda, nie tylko medyczna – lepiej zapobiegać niż leczyć.

Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka

ul. Rynek Staromiejski 17 87-100 Toruń tel. 56 622 42 37 email: sekretariat@ora.torun.pl Wyszukiwarka adwokatów zrzeszonych w Kujawsko-Pomorskiej Izbie Adwokackiej: www.ora.torun.pl/adwokaci

367815TRTHA

Zawód adwokata postrzegany jest przez pryzmat stereotypów powielanych w literaturze, filmach, serialach. W takim ujęciu prawnik w todze z zielonym żabotem bryluje w sali rozpraw: reprezentuje pokrzywdzonych, broni oskarżonych, prowadzi procesy w sprawach rodzinnych, spadkowych.


vip w podróży Gdy dojeżdżaliśmy do Sarajewa, trwała powódź. Musieliśmy się przedostać na nocleg boczną, bardzo wąską, górską drogą. W nocy, w deszczu, zmęczeni, przemieszczając się zaledwie 25 km na godzinę. Jechaliśmy z duszą na ramieniu... Z Piotrem Grabanem, zapalonym motocyklistą, rozmawia Justyna Król

ROUTE 66 na czterdziestkę

ZDJęCIA: naDesŁane

skąd takie akurat hobby? Jestem motocyklistą od dziecka, bakcyla załapałem od taty. W technikum nawet próbowałem ugryźć ten temat sportowo, ale mały wypadek spowodował, że nabrałem dystansu. Na studiach uznałem, że będę motocyklizm uprawiał turystycznie. Nadal przyjaźnię się z wieloma motocrossowcami i żużlowcami. Kibicuję każdej dyscyplinie związanej z motocyklami. Czyli są własne dwa kółka? Przez wiele lat marzyłem, by mieć harleya. W latach 80. nawet sam próbowałem sobie go poskładać z części i tak to kiełkowało we mnie. Dopiero po odchowaniu dzieci tak naprawdę przesiadłem się na motocykle, już te kupowane. Obecnie mam małą kolekcję motocykli zabytkowych, ale przede wszystkim motocykl długodystansowy. Jeżdżę HD Electra Ultra Limited, z pełnym wyposażeniem, typowym touring'iem, gwarantującym komfortową jazdę, nawet na dalekich trasach. Czy urystyka motocyklowa weszła Panu w krew? O tak, od 12 lat jestem członkiem największego klubu motocyklowego w Bydgoszczy - Bractwa Harley Davidson. Razem dużo jeździmy za grani-

cę. Kiedy dołączyłem do kolegów, mieli już za sobą sporo wypraw, potem beze mnie zaliczyli też podróż motocyklową dookoła świata, trwającą dwa i pół miesiąca. Moja najdłuższa trasa to Route 66, mekka harleyowców - sprezentowałam sobie to marzenie na 40 urodziny. Głównie jednak jeździmy po Europie. Z dumą mogę powiedzieć, że nie byłem jeszcze tylko na Białorusi i w Mołdawii, o którą zahaczymy w tym roku. Zaplanowaliśmy wypoczynek nad Morzem Czarnym w Bułgarii. Odwiedzimy też Węgry, Turcję i Grecję. Tam zawsze jest co zwiedzać, dlatego chętnie tam wracamy. To bardziej jeżdżenie czy zwiedzanie? Przeważnie wygląda to tak, że dwutygodniową trasę wyznaczamy przez miejsca, które można zwiedzić, a ostatnim etapem jest już stacjonarny, kilkudniowy wypoczynek w wybranej miejscowości. Na Portugalię potrzebowaliśmy trzech tygodni. Staramy się tzw.pit stopy, czyli przystanki na zregenerowanie sił, rozplanowywać tak co 600-700 kilometrów. Jest to dobry dystans dzienny do pokonania. Po takiej trasie nie jest się jeszcze wyczerpanym, można pozwiedzać daną miejscowość, zjeść dobrą kolację, wypić wieczorem piwo, na spokojnie się wyspać i rano ruszyć w dalszą drogę. Zawsze wybieramy sobie takie miejsce, z którego jak to mawiamy: gwieździście


vip w podróży zwiedzamy okolicę. W naszym klubie motocyklowym jest Road Captain, czyli osoba odpowiedzialna za wytyczenie tras przejazdowych i bezpieczeństwo przejazdu. A ponieważ ten nasz kolega dodatkowo jest też pasjonatem turystyki, to jeździmy po naprawdę kultowych miejscach w danych regionach, bo on się po prostu na tym zna. Czy ma Pan już takie swoje topowe miejsca na mapie? Zakochany jestem w Bałkanach. Byliśmy w tamtym roku m.in. w Czarnogórze, którą z całego serca polecam, bo przypomina Chorwację. Przy czym jest równie piękna, ale w wersji mniej skomercjalizowanej i tańszej, bo jest to kraj nienależący do Unii Europejskiej. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie też Albania, nad ciepłym morzem, z wymarzoną pogodą i genialnymi trasami motocyklowymi. Kilka lat temu byliśmy w Rzymie podczas 110. rocznicy Harleya Davidsona. Uczestniczyliśmy więc w tym zlocie, jednak ponieważ Rzym jest miastem z utrudnioną komunikacją, przejechaliśmy tylko motocyklami, aby się pokazać, a potem wynajęliśmy autokar do zwiedzania. Bywa i tak. Czy czasem bywa naprawdę pod górę? (Śmiech) Był taki dosłowny przypadek! Podróżując po Polsce, podjechaliśmy pod Górę św. Anny w województwie świętokrzyskim, a że ja jestem pasjonatem Jeremiego Wiśniowieckiego, który ma tam swoje mauzoleum, uznałem więc, że muszę zajrzeć do tego klasztoru. Zatrzymaliśmy się i widzimy pieszy szlak pod górę, w dodatku Droga Krzyżowa, ale zostawiliśmy motocykle i pokonaliśmy ten odcinek na nogach, z kaskami w rękach. Trwało to niemal godzinę. Na górze zaś okazało się, że wystarczyło pojechać z drugiej strony, drogą asfaltową pod sam klasztor, z parkingiem pod obiektem włącznie. Taka pasja się nie nudzi? Szanuję ludzi z pasją w ogóle. Nieważne, czy to żeglarstwo czy zbieranie znaczków. Jasne, że robię też inne rzeczy. Pływam, jeżdżę na nartach, jednak to nie pasja. Motocyklizm mam we krwi. Mam trzy córki, więc nie dało im się tego zaszczepić, ale najstarsza ma partnera motocyklistę, więc coś tam po tacie zostało (śmiech). Turystyka motocyklowa jest dosyć droga, bo i sprzęt i paliwo kosztują, ale ja doceniam w tym najbardziej tę możliwość przemieszczania się. Chęcią podróżowania, rozbudzoną na motocyklu, zaraziłem rodzinę. Nie muszę być cały czas w drodze. Też czasem lubię się zatrzymać, usiąść z książką i nigdzie się nie ruszać, ale jednak na motocyklu najbardziej odreagowuję. Czy rokrocznie wyjeżdża Pan za granicę? Średnio dwa razy w roku. Moja pierwsza dłuższa zagraniczna wyprawa odbyła się jeszcze na starym motocyklu Sportster 883. Spontanicznie wyruszyliśmy z czterema kolegami na Sardynię i Korsykę. Było wspaniale. Wyprawa do Grecji również trwała dłużej, bo z przejazdem przez Włochy, z przeprawą promem na Korfu. Zahaczyliśmy o Patrę, gdzie odbywał się międzynarodowy zlot Harleya - zawsze fajnie jest zintegrować się z międzynarodowym środowiskiem

motocyklistów. To bardzo zżyta grupa społeczna, która chce ze sobą przebywać, tworząc specyficzny, radosny klimat i dobrą atmosferę. Oczywiście jak w każdej ogromnej populacji zdarzają się pojedyncze świry i tacy, którym nic się nie podoba. Ale to nie mający znaczenia margines. najważniejsze trasy - poza route 66 - to? Zaliczyłem już trzy z pięciu kultowych europejskich tras motocyklowych. Gross Glockner w Austrii to około trzystu zakrętów na długości 40 km. Jedzie się jednokierunkowo, non stop balansując na motocyklu. Byliśmy też parę temu w Rumunii, gdzie mocno zweryfikowałem swoje myślenie o tym państwie i narodzie, zdecydowanie na plus. Ludzie fantastyczni, kraj również piękny. Tam zaliczyłem trasę zwaną Transfogarska. Trzecią była tzw. Droga Trolli w Norwegii. Podstawową zabawą w tym sporcie jest przekładanie motocykla prawo-lewo i właśnie takie zakręty tu były. Była to najniebezpieczniejsza trasa, która dotąd pokonałem. Zostały mi jeszcze dwie: ośmiu mostów we Francji, nad kotlinami i cieśninami w pasmie górskim, i jeszcze jedna w Alpach.

Jechałem za szybko i, choć dobrze znałem ten zakręt, wiedziałem, że nie wyhamuję. Położyłem motocykl, lecz i tak wylądowałem w rowie. nic poważnego się nie stało, ale ja nauczyłem się raz na zawsze, że kozaczenie szybko się mści. PIOTR GRABAN

a takie nieplanowane perełki wyjazdowe... Będąc na Węgrzech przypadkiem na trasie trafiliśmy na miejscowość Tokaj. Dzień akurat chylił się ku końcowi, zjedliśmy znakomitą kolację w knajpie prowadzonej przez Polaków, kosztując przy tym słynne wino „Tokaj”. Napełniliśmy bukłaki tym smakowitym trunkiem, by jeszcze wieczorem się nim uraczyć. nigdy nie macie po prostu dosyć? Bywają trudne sytuacje. Gdy dojeżdżaliśmy do Sarajewa, trwała powódź. Musieliśmy się przedostać na nocleg boczną, bardzo wąską, górską drogą. W nocy, w deszczu, zmęczeni, przemieszczając się zaledwie 25 km na godzinę. Jechaliśmy z duszą na ramieniu... Czasem jednak jest odwrotnie. Na przykład autostrada jest tak przyjemna, a pogoda sprzyjająca na tyle, że dojeżdżamy na miejsce przed czasem. w Polsce też się da pośmigać? Pojezierze Brodnickie i Bory Tucholskie zapewniają masę atrakcji motocyklistom. Ja, jako bydgoszczanin z dziada pradziada, lubię także naszą okolicę. Może same drogi pozostawiają jeszcze trochę do życzenia, ale widoki też mamy kapitalne. Co jest najważniejsze w prowadzeniu motocykla? Wyobraźnia i pokora. Zawsze powtarzam, że jak się prowadzi samochód, trzeba mieć ograniczone zaufanie do innych użytkowników drogi, ale jak się jedzie motocyklem, nie można mieć w ogóle zaufania do innych użytkowników. Trzeba liczyć tylko na siebie! wystraszył się Pan kiedyś porządnie w trasie? Tak, miałem wypadek, który nauczył mnie pokory. Jechałem za szybko i, choć dobrze znałem ten zakręt, wiedziałem, że nie wyhamuję. Położyłem motocykl, ale i tak wylądowałem w rowie. Nic poważnego się nie stało, a ja nauczyłem się raz na zawsze, że kozaczenie szybko się mści.CP

*Piotr graban przedsiębiorca,wspólnik zarządzający Bims Plus, udziałowiec Hydrosolar, HTi, żonaty, dumny ojciec trzech córek, miłośnik turystyki motocyklowej, który na swym ukochanym jednośladzie zwiedził już niemal całą europę, zaliczył też m.in. kultową amerykańską trasę route 66.


591615BDBHA


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.