Biznes Kujawsko-Pomorski wrzesień 2014

Page 1

KUJAWSKO-POMORSK I

Przeprowadzić firmę przez kryzys

Marek Mikołajczak OPEL MIKOŁAJCZAK

str. 4-6

WRZESIEŃ 2014


na początek

JEŚLI CHODZI

O JABŁKA… Szanowni Państwo - a dlaczego Wy dzisiaj jeszcze nie zjedliście jabłka? Tak moglibyśmy zaczynać wszystkie rozmowy. I chociaż sporo jest w tym sensu, to trudno nie zapytać, dlaczego mielibyśmy jeść wyłącznie jabłka? Embargo jest przecież rozciągnięte i na wiele innych produktów. W kwestiach gospodarczych trzeba zaś nie tylko ogólnego rozeznania, ale i tak zwanego nosa. Wtedy nie podejmuje się bezrefleksyjnie pewnych akcji (mam na myśli przedsięwzięcia biznesowe, nie jedzenie jabłek, chociaż…). Takiego nosa ma nasz bohater okładkowy, Marek Mikołajczak. Dzięki temu przetrwał niejeden kryzys. I jego „Proszę pana, ilu ja dilerów Opla przeżyłem!”, które słyszałem kilkukrotnie podczas rozmowy, niech zaświadczy o tym najlepiej. Mikołajczak podejmował decyzje samodzielnie: gdy inni przeinwestowywali w dobrych czasach, on oszczędzał. Nie ma żadnych szkół ekonomicznych - ale ma biznesowy zmysł. Kto ciekaw tego nietuzinkowego człowieka - niech zajrzy na strony 4 - 6 naszego miesięcznika. Chociaż w szkołach biznesowych nie ma przecież niczego złego. Jak również także w szkoleniach, które firmy przeprowadzają dla swoich pracowników. Zresztą: co ja mówię: pracowników. Łowienie i szkolenie działy kadr zaczynają już w szkołach średnich (patrz: rozmowa z prezydentem Bruskim; str. 20-21 i tekst str. 8-9). Dobrze przeszkolony pracownik to skarb i kropka. Dowody znajdziecie Państwo na każdej stronie naszego miesięcznika. Tak jest, miesięcznika - bo oto miło nam donieść, że począwszy od września Biznes Kujawsko-Pomorski będzie ukazywał się co miesiąc. A co do jabłek: oczywiście włączyłem się w tę akcję, oczywiście i ja je jadłem jakby częściej, niż zwykle. Czego i państwu życzę, dodając, by udział w takich akcjach, opierający się po trochu na owczym pędzie - nie zwalniał nas od myślenia. Jacek Kowalski REDAKTOR PROWADZĄCY BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI

Wydawca: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz, Redaktor Naczelny: Artur Szczepański, Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa, Redaktor prowadzący: Jacek Kowalski, tel. 52 32 60 826, j.kowalski@expressmedia.pl, Teksty: Jacek Kowalski, Jan Oleksy, Dominika Kucharska, Janusz Milanowski, Projekt: Iwona Cenkier, i.cenkier@expressmedia.pl, Skład: Iwona Cenkier, Ilona Koszańska-Ignasiak, Sprzedaż: Bogusława Mańkowska, b.mankowska@nowosci.com.pl, tel. 607 351 922 ZNAJDZIESZ NAS NA: www.biznes.expressmedia.pl | www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski

KUJAWSKO-POMORSKI

2

WRZESIEŃ 2014


rozmowa biznesu

Klasa A dla biznesu i... cyklistów

TORUŃ, KOŚCIUSZKO BUSINESS POINT, UL. KOŚCIUSZKI 71

ROZMAWIA: JANUSZ MILANOWSKI

Nowoczesny biurowiec Kościuszko Business Point będzie służył zarówno firmom, jak i mieszkańcom Torunia - zapowiada: Magdalena Jasińska, menedżer ds. komercjalizacji w Milenium Inwestycje. Pierwsza, rzucająca się w oczy zaleta nowego obiektu usługowo-biurowego w Toruniu to...? Lokalizacja - to 99 proc. sukcesu w branży nieruchomości, - to także niezaprzeczalny atut nowego biurowca, do którego już w październiku wprowadzą się pierwsi najemcy - tylko pierwszorzędne lokalizacje w centralnych dzielnicach lub w dzielnicach biznesowych mogą być uważane za lokalizacje klasy A. Dwupasmowa ulica Kościuszki, łącząca się z estakadą prowadzącą na nowy most, to jedna z głównych arterii miasta - dlatego zapewnia optymalny dojazd. Na zmotoryzowanych czeka parking naziemny i podziemny na ponad 200 aut. W pobliżu biurowca przecina się większość miejskich linii autobusowych i tramwajowych. Przyjezdni spoza Torunia docenią bliskość dworca z szybką koleją miejską (SKM BiTCity) łączącą Toruń z Bydgoszczą, a rowerzyści - ścieżki rowerowe, wygodne parkingi i prysznice.

Kościuszko Business Point to nowoczesny biurowiec klasy A. Jakie zastosowano w nim rozwiązania? Jednym z głównych założeń inwestycyjnych było stworzenie obiektu, który zagwarantuje elastyczne dostosowanie powierzchni do różnych

Lokalizacja to niezaprzeczalny atut biurowca. MAGDALENA JASIŃSKA MILENIUM INWESTYCJE

koncepcji, np. układu gabinetowego lub otwartego (tzw. open space). Ekonomiczne podziały powierzchni wg tzw. siatki projektowej z ograniczonym do minimum współczynnikiem powierzchni wspólnej, zapewniają racjonalne gospodarowanie powierzchnią najmu. Zadbaliśmy także o wysoką efektywność kosztową. Zastosowano wiele rozwiązań przyjaznych środowisku i sprzyjających ograniczaniu zużycia energii oraz wody, takich jak system BMS (Bulding Management System) do zarządzania instalacjami i systemami budynku. W fasadach zamontowano selektywne szyby wraz z tzw.: ciepłymi ramkami, zmniejszającymi współczynnik przenikania ciepła, a tym samym obniżające koszty ogrzewania i klimatyzacji; rozwiązania wodooszczędne, czy wspomniane stojaki na rowery i prysznice dla rowerzystów. Komfort najemców zwiększają m.in.: maksymalnie duża dostępność światła dziennego, ciche środowisko pracy, podwieszane sufity z wydajnym oświetleniem, dobrze zaprojektowana strefa wejściowa z obsługą recepcji i całodobową ochroną, taras od strony ul. Kościuszki oraz ekologiczny zielony ogród na dachu pierwszego piętra w tylnej części, nowoczesny system kontroli dostępu z pełnym monitoringiem w jakości HD, system klimatyzacji i ogrzewania, pozwalający na płynną i indywidualną regulację parametrów powietrza i temperatury w pomieszczeniach. Warto podkreślić, że nasz biurowiec wpisuje się w potrzeby dynamicznie rozwijającego się Torunia, uatrakcyjniając tak niedocenianą do tej pory ulicę Kościuszki i jej otoczenie. SZCZEGÓŁY: WWW.BIUROWIECTORUN.PL

KUJAWSKO-POMORSKI

3

WRZESIEŃ 2014

810414TRTHA

Nowoczesna architektura biurowca kojarzy się z biznesem. Czy będzie on służył tylko firmom szukającym biur w tej dobrej lokalizacji? Obiekt dedykowany jest nie tylko strefie biznesowej, dla której przygotowano ponad 5000 mkw. funkcjonalnej przestrzeni biurowej, ale także dla mieszkańców Torunia. Z myślą o ich potrzebach zorganizowaliśmy ponad 2500 mkw. powierzchni usługowej, lokującej m.in. Centrum Medyczne LUX MED, tj. pierwszą w mieście poradnię medyczną, prowadzoną bezpośrednio przez Grupę LUX MED - największą w Polsce sieć prywatnych poradni medycznych. Będą też apteka, business lunch bar, kawiarnie, banki, usługi

kosmetyczne, branże ubezpieczeniowe, itp. Dzięki temu powstaną także nowe miejsca pracy. Ponadto mamy pomysł na organizację w obiekcie licznych eventów integrujących - nie tylko najemców, ale również torunian. Już wkrótce z okazji otwarcia obiektu ogłosimy pierwszy konkurs.


KUJAWSKO-POMORSKI

4

WRZESIEŃ 2014


człowiek biznesu

Znam tę firmę na wylot W jego firmie telefon może zadzwonić tylko dwa razy. Po trzecim dzwonku - gdy nikt z pracowników nie odbiera - prezes się wkurza. Bo każdy telefon to może być problem zgłaszany przez klienta, a każdy taki problem trzeba od razu rozwiązywać. TEKST: JACEK KOWALSKI ZDJĘCIA: TOMASZ CZACHOROWSKI

J

ak suchą stopą przejść przez kryzys? Marek Mikołajczak, szef rodzinnej firmy Opel Mikołajczak, ma prostą regułę: - Oszczędzać, gdy idzie dobrze. Nie wydawać, gdy idzie źle. Iść swoim, spokojnym rytmem.

Na początek - „Polmozbyt” Proste? Proste. To dlatego od lat 90. niezmiennie utrzymuje się na rynku, gdy inni dilerzy samochodowi padają. - No cóż, branża ma się średnio - mówi oględnie Mikołajczak. - W 1999 roku mieliśmy takie hasło: „Stu dilerów na 100-lecie Opla”. Wie pan, ilu nas jest w Polsce w roku 2014? Sześćdziesięciu kilku. Lata dziewięćdziesiąte, o których wspomina Mikołajczak, to były złote czasy nie tylko dla motoryzacji w Polsce, ale i dla niego samego. W latach 80. prowadził magazyn „Polmozbytu”; później szef zaproponował mu przejście do działu sprzedaży aut. Prowadził go do 1990 roku. - Wtedy właśnie zajrzałem pod podszewkę firmy samochodowej; nauczyłem się funkcjonowania każdego kawałka przedsiębiorstwa: zaczynając od pracy „na kanale” - bo tak się wtedy pracowało, bez podnośników - a skończywszy na administracji. A może na swoje? W 90 roku w Polsce jest ten moment, w którym - po zmianach w polityce - zaczyna się coś dziać i w gospodarce. Fabryka Samochodów Osobowych decyduje się na uruchomienie sprzedaży detalicznej aut. Zaczyna się podpisywanie umów dilerskich: - W Polsce to był początek motory-

zacyjnej rewolucji. Wreszcie bez wieloletniego czekania, bez wpłat i asygnat - po prostu można było wejść do salonu i kupić samochód. Razem z kolegą zdecydowaliśmy się wtedy odejść z „Polmozbytu” i założyć własny biznes. Wynajmują więc część placu i pomieszczenie na ulicy Łęczyckiej, w warsztacie, w którym Mikołajczak zaczynał pierwszą pracę, a potem przygodę z motoryzacyjnym biznesem. Tworzą firmę AUTEX. Spółka - dwie rodziny - pracuje razem do 1994 roku. - To był okres, gdy na rynek polski zaczęli wchodzić producenci różnych marek. Sprzedawaliśmy wtedy poloneza, dużego fiata i malucha. A z początkiem 1992 roku podpisaliśmy umowę dilerską z Oplem i z Renault. Wtedy jeszcze można łączyć sprzedaż różnych marek. Do 1994 roku sprzedają więc rozmaite auta pod wspólnym szyldem. Ale gdzieś tak około 1994 roku firmy zaczynają przebąkiwać o lojalności względem marek… - Mówili nam tak: „Albo z nami, albo w ogóle”. No to podzieliliśmy firmę. Czas na Opla Partner zostaje z Fiatem i Renault. Mikołajczak decyduje: chce związać się z Oplem. - Ta marka zawsze bardzo mi odpowiadała. Sprzedawałem wtedy kadeta i „szedł” świetnie. To była jego końcówka; zaczęła wchodzić astra. Solidne, niemieckie auta. Ale ze sprzedażą tych aut to żaden cud: wtedy w 1994 wszystko się świetnie sprzedaje, bo rynek jest tak wyposzczony, że wchłania każdą ilość KUJAWSKO-POMORSKI

5

WRZESIEŃ 2014

nowych samochodów. Bardzo szybko jednak zaczyna normalnieć i być rynkiem klienta, który decyduje, co i jak chce kupić. Marek Mikołajczak z żoną Haliną - przy okazji podziału firmy - postanawiają obdarzyć ją swoim nazwiskiem i tak powstaje Firma Prywatna Marek Halina Mikołajczak. Bo…: - Mamy zasadę, aby pracować czysto, pod swoim nazwiskiem, żeby brać na siebie i sukcesy, i porażki. Czy pamięta pierwszy dzień, kiedy przyszedł na Fordońską i zobaczył swoje nazwisko wielką czcionką na budynku? - No, żeby je zobaczyć, to najpierw trzeba było tę tablicę zrobić własnoręcznie i powiesić. Takie to były czasy. Samochody sprzedają się świetnie, nic nie zapowiada krachu. - Na górce szło do 1999 roku. Więc korzystając z koniunktury w 1997 roku uruchomiłem zakład w Inowrocławiu. Dalej były tylko przyrosty. No rewelacja, po prostu rewelacja. Przeczuć krach W 1999 roku branża samochodowa bije rekord sprzedaży - ponad 600 tysięcy nowych aut znajduje właścicieli. Analitycy rynku mówią, że teraz już będzie ich tylko więcej, a dilerzy będą notowali same zwyżki. Zaczynają więc inwestować jak szaleni. Ale Mikołajczak jest ostrożny: - Mam jedną ważną zasadę: w dobrych czasach oszczędzać, w złych - nie wydawać. Wtedy pieniądze nie idą na rozkurz. Więc gdy wszyscy zacierają ręce, Mikołajczak oszczędza, czując zbliżającą się gorszą koniunkturę. I rzeczywiście - w roku 2000 nastąpił krach w branży. Schłodzono gospodarkę, otwarto rynki


człowiek biznesu

Mam zasadę, aby pracować czysto, pod swoim nazwiskiem, żeby brać na siebie i sukcesy i porażki. Inna z moich zasad brzmi: w dobrych czasach oszczędzać, w złych - nie wydawać. MAREK MIKOŁAJCZAK

SZEF FIRMY OPEL MIKOŁAJCZAK

na stare auta z zagranicy - i sprzedaż nowych samochodów spadła o dwie trzecie. Od 1999 roku branża nigdy nie zbliżyła się do tych ilości, które sprzedawano wówczas. Rynek starych aut z Zachodu dobija dilerów. - W latach 90. jak klient kupił u mnie nowy samochód, trzy lata mijały i mówił: „No to co, wymieniamy?”. Ja brałem w rozliczeniu stare auto - on dopłacał niewielką kwotę i wsiadał do nowego. I to nakręcało branżę. A teraz? Nie wiadomo, kto czym jeździ. Rodzina w „maluchu” Pytać dilera aut, czy kocha samochody, to jakby pytać masarza, czy jest na diecie. Mimo wszystko pytam. - Auta to jest mój zawód, moja pasja, wszystko razem - odpowiada Marek Mikołajczak. - Wie pan, ja zawsze mówię, że mnie w życiu udały się trzy rzeczy: mam wspaniałą żonę, sympatyczną rodzinę i normalną firmę. I robię to, co lubię. Co mi więcej do szczęścia potrzeba? Na co dzień jeździ oplem insignią. - Od zawsze jeżdżę oplami. Chociaż zaczynałem od „malucha”. Ten samochód był wyjątkową przygodą. Przewoziłem nim całą czteroosobową wówczas rodzinę; mieściły się dzieci, wózek, zabawki, zakładało się bagażnik na dach - i wszystko grało. A wie pan, jaka to frajda tak się mieścić? Potem jeździł jeszcze polonezem, vectrą… - Ale gdyby pan miał nieograniczone możliwości finansowe, mógł kupić sobie wymarzony samochód, to co to by było? Porsche? Bentley? - dopytuję. A Mikołajczak się śmieje: - Wybrałbym opla. Mam wielki szacunek do moich klientów; nie mógłbym spojrzeć im w oczy, gdybym jeździł

jakimś porsche. No i jeszcze jedno. Uważam, że wydawanie na samochód stu kilkunastu tysięcy jest wystarczające. Przecież jadąc każdym autem może pan złapać mandat, każdym dojedzie pan z punktu „a” do „b” - no naprawdę nie ma sensu szastać pieniędzmi. Podejrzewam, że mówi tak, bo sprzedaje ople. Rodzinnie - żeby nie zwariować Jego trzej synowie - Rafał, Artur i Karol - dorastali wraz z firmą. - Kręcili mi się tu od małego. Mieli ciągoty do aut. Zaglądali w każdy zakamarek, a potem - gdy byli starsi - dawałem im pierwsze konkretne zadania. Ojciec świadomie wciągał synów w tryby biznesowej machiny. Wreszcie synowie ukończyli studia i wrócili do firmy. Podobnie jak ojciec w „Polmozbycie”, tak i oni zajmowali się rozmaitymi działami, przechodzili wszystkie szczebelki, poznawali firmę od podstaw - żeby wreszcie stać się jej współwłaścicielami. - Ponad dwa lata temu doszliśmy z żoną do wniosku, że firma nie może liczyć tylko na nas. Ja już zwalniam. Wolniej na przykład przechodzę przez ulicę. Rozjedzie mnie samochód - i co? Firma umiera razem ze mną. Więc zdecydowaliśmy, że zmieniamy status i tworzymy spółkę jawną - właścicielami jesteśmy całą rodziną. Chłopcy weszli z udziałami. (Tak, pomimo, że są dorośli i mają odpowiedzialne stanowiska, Marek Mikołajczak wciąż nazywa swoich synów „chłopcami”.) - Ale szefem jest ojciec? - Zebraliśmy się i z racji przewagi - wygrałem. Ale właścicielami jest pięć osób. KUJAWSKO-POMORSKI

6

WRZESIEŃ 2014

Co znaczy pracować w rodzinie? - Jeśli prowadzi się firmę, trzeba tym żyć, kłaść się z tym problemem, wstawać z nim… I my często tak właśnie robimy, całą rodziną. Każdy ma jakiś pomysł; młodzi ludzie wprowadzają świeżość, sprawność, młodość, zaangażowanie, wiedzę, umiejętność poruszania się po e-świecie… Ale potrafimy się też urwać: wolny czas spędzamy poza firmą i jej problemami. Na szczęście emerytura jest później Marek Mikołajczak jest bodaj jedynym Polakiem, który ucieszył się na wiadomość o przedłużeniu czasu pracy do 67. roku życia. - Bo ja bym chciał być sprawnym i aktywnym zawodowo do późnej starości. Wstawać rano, ogolić się - i iść do pracy. Bo tak to facet powinien robić. - Nie sądzi pan, że przyjdzie taki czas, gdy będzie pan już tak zmęczony, że będzie pan chciał wsiąść w tę swoją insignię i jechać na odludzie, odpocząć od wszystkiego? Zostawić firmę młodym? - Nie. Za bardzo tym żyję. Z żoną budowaliśmy firmę od zera. Oczywiście: wyjeżdżamy na wakacje, ale zawsze chcę wrócić do pracy. Niemożliwe jest, żeby zupełnie się odciąć. Jak człowiek nie ma celu w życiu - szybciej umiera. Proszę zauważyć, że kobiety, mające swoje zajęcia w domu, zachowują dłużej sprawność i dłużej żyją. Natomiast facet poza telewizją i gazetami nie potrafi odpocząć od tego, co stworzył własnymi rękami i to w młodości. Chcę być przydatny do końca życia. ROZMOWA I WIĘCEJ ZDJĘĆ NA STRONIE WWW.BIZNES.EXPRESSMEDIA.PL


788514TRTHA 831214TRTHA

Numer Certydikatu 6938 ISO 9001:2008

ECHO Sp. z o.o. 87-122 Grębocin k/Torunia ul. Kowalewska 5a Tel. 56 674 44 22, Fax 56 674 44 21 e-mail: biuro@kompleksowonaczas.pl www.kompleksowonaczas.pl


region

BIZNES PROWADZONY r zetelnie i z pasją Gdy 24 lata temu Janusz Niewiadomski tworzył własny biznes, nie zakładał zapewne, że po dwu dekadach jego firma będzie w czołówce branży, a on sam zyska przydomek „Kolekcjonera Złotych Serc”. TEKST: JACEK KOWALSKI

M

ieszcząca się w Inowrocławiu firma Eurotherm Niewiadomscy - własność Marii i Janusza Niewiadomskich - zajmuje się inżynierią sanitarną i szeroko rozumianym ciepłownictwem, klimatyzacją, wentylacją i inżynierią biologiczną. Dziś zatrudnia niemal 30 osób i wykonuje prace na terenie całej Polski. Jest to firma wieloczłonowa - projekt, handel hurtowy, wykonawstwo i serwis.

Niełatwe początki Ale z początku było rzeczywiście trudno: Janusz Niewiadomski, z zawodu inżynier, miał niewiele środków na rozkręcenie własnej działalności, a rynek wyglądał na niezbadany. - Ale dzisiaj zakładającym firmy jest dużo gorzej - macha ręką prezes. - Nawet, jak ma się średni kapitał, trudno się przebić na rynku. Zanim poszedł na swoje, Niewiadomski zaczynał jako prezes zarządu dużej firmy ciepłowniczej - Beretta. - Te lata to było zbieranie doświadczeń, z których korzystam do dziś - wspomina. Potem już był tylko własny biznes. Chociaż… Jak mówi - będąc absolwentem Politechniki Poznańskiej wyznaje zasadę, że prezesem może być lub nie; nie ma z tym problemu. - Natomiast inżynierem będę zawsze. Konkurencja? Prezes nie lubi słowa „konkurencja”: - Kiedyś była to rzeczywiście zdrowa konkurencja, dzisiaj mamy chorą. Polegającą na czymś innym, niż oddziaływanie np. dobrym pomysłem. Dziś polega to na tym, żeby kogoś „podjechać”, komuś coś zabrać…

Firma Eurotherm wypełnia wszystkie te trzy punkty wzorcowo: dowodem liczne tytuły fair play. - Nie mamy żadnych długów - podkreśla z dumą prezes. - Podczas przeprowadzania procedury przyznawania tytułu fair play, sprawdzano wyrywkowo faktury. Na kilkadziesiąt wybranych faktur z dwóch lat nie znaleziono ani jednej przeterminowanej. Jesteśmy członkiem rzeczywistym BUSINESS CENTRE CLUB, a to zobowiązuje. Za wiele osiągnięć otrzymaliśmy Medale Europejskie.

W swoim portfolio Eurotherm ma m.in. obiekty wojskowe, budowane dla NATO, przebudowę Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i całodobową opiekę nad tym obiektem, kilka dużych piekarni w regionie. Nie licząc setek domów prywatnych. - Byłoby się czym chwalić, ale przecież nie na tym rzecz polega - mówi J. Niewiadomski. - Moja żona Maria (współwłaścicielka Eurotherm) zawsze powtarza, że człowiek tyle jest wart, ile może ofiarować drugiemu człowiekowi. I ja też wyznaję tę dewizę.

49914BIBIA

Nazywają go „Kolekcjonerem”… …ale Janusz Niewiadomski nie lubi tego określenia. - „Kolekcjoner Złotych Serc”? A co to znaczy? - pyta retorycznie. - To prawda, trzykrotnie udało nam się wylicytować serca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za niebagatelne sumy. W ostatniej licytacji pokonałem nawet PESĘ. Ale przecież nie o to chodzi, żeby chwalić się, nazywać się „Kolekcjonerem” - a żeby pomagać. Dlatego ja osobiście wolę, gdy nacisk kładziony jest na pomoc, a nie na osobę, która ją świadczy. Dlatego prezes Niewiadomski nie będzie się chwalił ani wylicytowanymi serduszkami, ani pomocą dla lokalnego klubu piłkarskiego, ani żadną inną pomocą, świadczoną okazjonalnie lub w sposób ciągły. A byłoby o czym opowiadać: Janusz Niewiadomski i jego firma dofinansowują kilka szkół w regionie, sponsorują kluby sportowe i parafialne pielgrzymki. - Jestem też współtwórcą klasy technikum o profilu „odnawialne źródła energii” w miejscowej szkole budowlanej. Uczniowie tejże klasy mają praktyki w mojej firmie. Kiedy Janusz Niewiadomski mówi, że firma to jego życie - można mu wierzyć, albo nie. Ale kiedy umówi się z wami na spotkanie o godzinie siódmej rano właśnie w siedzibie firmy, a potem rzuci mimochodem, że będzie tutaj i późnym wieczorem - zaczynacie się zastanawiać, czy czasem nie ma czegoś na rzeczy…

Biznesmen w sensie klasycznym Prezes Niewiadomski preferuje klasyczny model biznesu. - Zaprzeczę temu, co się dzieje dokoła na rynku i powiem, że porządna, rzetelna firma to podstawa. Tak podchodzimy do interesów. Najpierw musi być wiarygodność: firma musi radzić sobie ze wszystkim. Potem rzetelność: dotrzymanie wszelkich norm jakości, terminów itp. A potem absolutna wypłacalność wobec wszystkich. KUJAWSKO-POMORSKI

8

WRZESIEŃ 2014


r ynek pracy

Szkolic, nie wyzyskiwac Online albo interaktywnie, doświadczonego pracownika - albo studenta. Bydgoskie i toruńskie firmy szkolą ludzi na potęgę, bo wiedzą, że to najlepsza inwestycja w rozwój. TEKST: JACEK KOWALSKI

I

choć nie każdego stać na taki gest, jak Alstal, który zdecydował się sięgać po bydgoskich studentów, czy hurtownia Gordon, organizująca wyjazdowe wykłady dla mechaników samochodowych w całym kraju - to i tak wielu przedsiębiorców z regionu stawia na przygotowanie pracownika już od podstaw. Szkolą się nie tylko pracownicy korporacji, nie tylko inżynierowie, ale i średnio zarabiająca i wykwalifikowana kadra. Jedno jest pewne, że bez dogłębnych szkoleń niczego już na rynku się nie osiągnie. I szefowie firm rozumieją to coraz lepiej. Lepiej wychować… Jarosław Szczupak, szef Alstalu, budowlanej potęgi na Kujawach, mówi, że z poziomem inżynie-

rów opuszczających szkoły wyższe czasem jest różnie. Dlatego w jego firmie, zamiast marudzić, że coś nie tak z młodzieżą garnącą się do pracy, postanowiono na własną rękę szkolić kadry, i to jeszcze zanim pomyślą o trafieniu pod opiekuńcze skrzydła Alstalu: - Zamówień przybywa; z najnowszych choćby farma wiatrowa w powiecie kutnowskim, więc rozrastamy się. Chcemy docelowo produkować do 1000 ton konstrukcji stalowych miesięcznie. Wciąż szukamy ludzi do pracy: spawaczy, monterów… Ale naszym oczkiem głowie jest Instytut Wiedzy Praktycznej, w ramach którego prowadzimy dokształcanie inżynierów i studentów. Niedawno - i to może być ciekawostką - instytut rozszerzył działalność o szkolenie robotników. Po prostu chcąc mieć najlepszego pracownika, trzeba w niego zainweKUJAWSKO-POMORSKI

9

WRZESIEŃ 2014

stować już na poziomie szkoły czy studiów. Wtedy można uformować go tak, że odpowiada wymaganiom firmy. Dlatego też Alstal (jedna z największych organizacji technicznych w regionie, zatrudniająca ponad 100 inżynierów) idzie jeszcze dalej - w 2007 roku podpisał porozumienie o współpracy z bydgoskim UTP. Rokrocznie ogłasza konkurs dla studentów, w ramach którego zobowiązał się m.in. do promowania studentów i absolwentów wyróżniających się wiedzą i umiejętnościami, do organizowania praktyk studenckich i staży dla absolwentów oraz do koordynowania działań kreatywnych na rzecz akademickiej społeczności. - Aby wyławiać najzdolniejszych, przygotowujemy też rokrocznie konkursy na prace magisterskie i inżynierskie. Płacimy za najlepsze


r ynek pracy od trzech do pięciu tysięcy złotych - mówi Szczupak. I nie są to pieniądze zmarnowane. Absolwent, który raz znajdzie się w zasięgu Alstalu, trafia najczęściej potem do działu kadr tejże firmy, a na pewno jest pod stałą obserwacją speców od HR-u. - W ten sposób zarzucamy szeroko sieci, żeby wyławiać najlepszych.

Ze szkoleń klasycznych wciąż korzysta się w bydgoskiej firmie BAS - tutaj szkoli się ludzi z komunikacji, z zarządzania: - Pamiętam ten etap rozwoju firmy, gdy było 140 pracowników. Teraz jest znacznie więcej osób, wciąż dochodzą nowe, tworzą się nowe działy i zadania. Dlatego szkolenie z komunikacji, z zarządzania jest priorytetem - mówi dyrektor finansowy Michał Pawiński.

…choć kształcić też dobrze Modną formą szkoleń w regionie staly się ostatnio szkolenia online. Z raportu Fundacji Obserwatorium Zarządzania wynika, że choć w 2014 r. wciąż będą królowały szkolenia przeprowadzane na żywo (91 proc.), to widać wyraźny wzrost zainteresowania kursami online. Najchętniej wybierane są i będą nagrania audio-wideo. - To jest najłatwiejszy sposób szkolenia ludzi. Włącza się prezentację, a te dwie godziny tygodniowo odhacza się z dnia pracy - mówi menadżer jednej z dużych toruńskich firm, w których takie szkolenia są bazą. Aż 71 proc. przebadanych firm deklaruje, że skorzysta z nich w najbliższym czasie. Na drugim miejscu - z wynikiem 68 proc. - znalazły się webinaria, rodzaj internetowego seminarium, w trakcie którego możliwa jest komunikacja między prowadzącym a uczestnikami.

Tysiące mechaników na szkoleniach Opłacalność szkoleń dla pracowników i studentow, którzy mogą z czasem zasilić firmę, nie ulega żadnej dyskusji. Ale czy opłaca się szkolenie osób poniekąd przypadkowych, których nic nie wiąże z firmą, poza deklaracjami słownymi? Jacek Gordon, szef Hurtowni Motoryzacyjnej „Gordon”, mówi, że tak. - Od kilku lat co dwa dni szkolimy mechaników samochodowych w całej Polsce. Bez przesady mogę powiedzieć, że wyszkoliliśmy ich już kilka tysięcy. Nasi fachowcy, a także fachowcy z wynajętych przez nas firm, uczą ich obsługi skomplikowanych systemów mechanicznych, obsługi komputerów diagnostycznych. Czy to się opłaci? Na dłuższa metę tak, bo dobrze wykwalifikowany mechanik porządnie naprawi panu samochód, korzystając z części dostarczanych przez naszą firmę.

Aby wyławiać najzdolniejszych, Alstal przygotowuje co roku konkursy na prace magisterskie i inżynierskie. Za najlepsze płaci żywą gotówką od trzech do pięciu tysięcy złotych.

KUJAWSKO-POMORSKI

10

WRZESIEŃ 2014

W rezultacie wyjedzie pan z warsztatu zadowolony, a nam wszystkim wzrosną obroty - puentuje Gordon. Bez wyzysku! Jeśli zajrzeć na strony Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy, widać, że najwięcej jest ofert stażu. Spośród nich - najwięcej jest stażu dla sprzedawców (ponad pięć tysięcy ofert). Dlaczego? - Bo to forma kształcenia pracownika stosunkowo tania; najczęściej za staż po prostu nic się nie płaci. Owszem, są firmy, które zapłacą za stażowanie młodemu pracownikowi. Jednak z reguły są to praktyki bezpłatne - mówi Maciej Woroch, socjolog i psycholog pracy. - Jednak mądry pracodawca wie, że takie działanie pozbawione jest sensu. Lepiej wykształcić pracownika w ramach stażu, wziąć za to nawet jakąś dopłatę (możliwości są różne), a następnie tak ukształtowanego młodego człowieka, wdrożonego w sprawy firmy, przyjąć do pracy na normalnych warunkach. Przechodzi wtedy zwyczajową ścieżkę zawodową, poznaje strukturę i działanie przedsiębiorstwa, zrasta się z nim. Jest o wiele cenniejszym pracownikiem, niż ten nabyty i podszkalany w trakcie pracy.


r o z m o twe am b a ti z n e s u

Perfekcyjna Pani domu wyszła do pracy

Świeżo po studiach postanowiliśmy robić coś na własną rękę i tak za namową naszego wspólnego znajomego zaczęliśmy sprzedawać papier toaletowy, wyprodukowany w fabryce jego ojca. To był początek naszej przygody ze środkami czystości - wspomina Krzysztof Rutecki, współwłaściciel firmy Logos s.c., w rozmowie z Janem Oleksym. TEKST: JAN OLEKSY

Perfekcyjna Pani domu zrobiła karierę w Polsce. Czy jej rady można odnieść do biura, a szerzej do miejsca pracy? Myślę, że my, Polacy, dążymy do lepszego życia, imponuje nam zachodni styl, w którym wszystko jest poukładane, dobrze zorganizowane. Każda inicjatywa popularyzująca porządek, czystość i higienę jest godna uwagi. Stymuluje to nas do ciągłego podnoszenia poprzeczki. Obojętnie, czy dotyczy to czystości w domu, czy w miejscu pracy. A trzeba zauważyć, że coraz częściej w pracy przebywamy dłużej niż w domu.

Kiedy zrodził się pomysł na taki biznes? W październiku 2004 r. została zarejestrowania i rozpoczęła działalność firma Logos s.c. Założyłem ją wspólnie z Piotrem Syczyło. Od tamtego czasu prowadzimy ją wspólnie. Wszystko zaczęło się od... papieru toaletowego. Świeżo po studiach rozpoczęliśmy współpracę z firmą produkującą papier toaletowy. Jeździliśmy do odbiorców po całej Polsce. Taki był początek naszej przygody ze środkami czystości. Po paru miesiącach rozszerzyliśmy działalność, staliśmy się hurtownią, zaczęliśmy wprowadzać do oferty nowe produkty. Ciągle się rozwijamy. Dzisiaj w naszej hurtowni mamy w magazynie ponad 6000 indeksów towarowych i ponad 2000 kontrahentów z naszego i ościennych województw. Poszukujemy nowych dostawców, jesteśmy otwarci na nowe propozycje. Jacy jesteście teraz? Młodzi, dynamiczni, prężni, skutecznie dostosowujemy się do wymagań rynku. Naszymi atutami są rzetelność, sumienność, codzienne dbanie o klienta. Nie jesteśmy zainteresowani tzw. sprzedażą na raz, chcemy wchodzić w długotrwałą, wieloletnią współpracę. Skupiamy się nad tym, KUJAWSKO-POMORSKI

11

WRZESIEŃ 2014

żeby nasz klient miał najlepszy współczynnik ceny do jakości. Zawsze wychodzimy z dobrymi cenami, bo wiemy, że to najlepszy argument w negocjacjach handlowych. W jakim miejscu chcecie być za pięć lat? Działka inwestycyjna w Toruniu o powierzchni 12000 mkw., na niej powierzchnie biurowe 300-400 mkw., połączone z magazynem wysokiego składowania 3000-4000 mkw. z opcją powiększenia o część produkcyjną o kolejne 3000-4000 mkw. z wygodnym i przestrzennym parkingiem oraz wjazdem i wyjazdem dla naszych kontrahentów. Zwiększenie sprzedaży, zwiększenie importu o wybrane towary oraz wdrożenie produkcji to główne zadania na najbliższe lata. Jednocześnie mnie, jak i wspólnikowi marzy się, by móc troszkę mniej poświęcać się pracy, a więcej czasu spędzać z naszymi rodzinami.

Toruń, ul. M. Skłodowskiej-Curie 73 tel. 56 658 84 74 www.czystowpracy.pl

781914TRTHA

Hasło „Czysto w pracy” jest mottem działalności Waszej firmy. Wymyśliliśmy to hasło, ponieważ zajmujemy się sprzedażą zarówno środków czystości, artykułów higienicznych, jak i sprzętu BHP. Mamy w swojej ofercie nie tylko typową chemię gospodarczą, ale również bogaty asortyment chemii profesjonalnej. Przed rokiem nawiązaliśmy współpracę z firmą TENZI, polskim producentem i liderem na rynku chemii profesjonalnej. TENZI jest rozpoznawalna nie tylko w kraju, ale również poza jego granicami. Posiada bardzo bogaty wybór produktów z zakresu gastro line, higiena line oraz car line. TENZI specjalizuje się w tzw. auto deitailingu, ale ich produkty można śmiało stosować w warunkach domowych. Nasza współpraca z TENZI dzięki

fachowości i profesjonalizmowi jej pracowników ciągle się rozwija i mam nadzieję, że tak pozostanie jeszcze na długie lata.


rozmowa biznesu

Angielski na drodze do sukcesu TEKST: JACEK KOWALSKI

Lepiej zainwestować w kształcenie językowe pracownika, niż stracić możliwość zatrudnienia dobrze wykwalifikowanego kandydata, niezbędnego do współpracy z klientem zagranicznym - mówi Michał Papiński, Dyrektor Finansowy firmy BELMA AS Sp. z o.o. (BAS) w rozmowie z Jackiem Kowalskim.

Macie państwo specyficzną formę rekrutowania pracowników... Tak, rekrutując do niektórych działów zaczynamy rozmowę kwalifikacyjną po angielsku. Mamy też opracowane wewnętrzne testy, które umożliwiają ocenę umiejętności językowych kandydata. Zaznaczam jednak, że nie kierujemy się w stu procentach tym kryterium. Uważamy, że najważniejsze są cechy osobowe: elokwencja, charyzma, pilność, dokładność, chęć realizacji zadań, odpowiedzialność, logika... Bardzo często wystarczy mieć opanowane podstawy języka obcego.

skrzynki instalacyjne i rozdzielcze oraz pulpity sterownicze. Tworzymy kompleksowe rozwiązania techniczne wyglądu i funkcjonalności odciążając z tych prac inżynierów klienta. Mówiąc w przenośni: wystarczy, że kontrahent narysuje nam urządzenie na kartce papieru, a my je dla niego zaprojektujemy. Ponieważ rozwiązujemy problemy techniczne musimy często na wielu poziomach oraz w ramach różnych działów kontaktować się z klientem. Dlatego niezbędne jest posiadanie pracowników z bardzo dobrym angielskim, i to technicznym angielskim, profilowanym pod naszą branżę.

Dlaczego sprawdzacie kandydatów pod kątem znajomości języka? Ponieważ język angielski jest bardzo ważny w kontaktach z naszymi klientami. Działamy na rynku międzynarodowym. 85%-90% naszej sprzedaży trafia na rynki zachodnie. Na początku działalności były to Niemcy, z czasem pojawiły się inne kraje Europy Zachodniej i Skandynawii. W trakcie naszego rozwoju zmieniliśmy się z firmy odtwarzającej projekty klienta w firmę projektującą skomplikowane rozwiązania techniczne. Staliśmy się na tyle zaawansowani projektowo i technologicznie, że rozwiązujemy problemy klienta od „a” do „zet”. Projektujemy wyroby na zapotrzebowanie odbiorców - głównie szafy teleinformatyczne,

Ilu macie państwo pracowników? Mamy 650 pracowników. W administracji pracuje 130 osób, z czego 25% pracuje w Dziale Rozwoju. To dział, który zajmuje się m.in. projektowaniem i wdrażaniem nowych wyrobów, ale także reinżynieringiem już produkowanej palety produktów umożliwiającym ciągłe obniżanie kosztów wytwarzania. Dział Sprzedaży kontaktuje się głównie z Działem Zakupów klienta, aby prowadzić projekt. Handlowcy „spinają” i nadzorują poszczególne etapy wdrożenia. Natomiast w celu rozwiązywania poszczególnych problemów technicznych muszą kontaktować się ze sobą konstruktorzy naszej firmy z konstruktorami klienta. Byłoby to niemożliwe bez znajomoKUJAWSKO-POMORSKI

12

WRZESIEŃ 2014

ści angielskiego na każdym poziomie kontaktów. Zatem kompleksowe podejście, jakiego oczekuje klient wymaga znajomości języka obcego. Nie można by tego załatwiać mailami, które przechodziłyby przez tłumacza? Nie da się wszystkiego tak załatwić. Owszem, wymieniamy maile, ale na każdym etapie projekty wymagają dyskusji, więc odbywają się telekonfe-

MICHAŁ PAPIŃSKI

DYREKTOR FINANSOWY, CZŁONEK ZARZĄDU

fot. Jacek Kowalski


rozmowa biznesu

PRACOWNICY FIRMY BELMA AS SP. Z O.O. PODCZAS COTYGODNIOWEGO KURSU JĘZYKA ANGIELSKIEGO

Który dział musi najlepiej znać język? Dział Handlowy. To nasza wizytówka. Mamy bardzo restrykcyjne kryteria językowe, jeśli chodzi o zatrudnianie w tym dziale. I nawet osoby, które mają opanowany angielski w bardzo dobrym stopniu, i tak mają tak zwane „lekcje szlifujące”. Jedną do dwóch godzin w tygodniu, by bardzo biegle władać tym językiem, przekazywać precyzyjnie swoje myśli, a zarazem tworzyć właściwe relacje z kontrahentem. Dział Handlowy jest wizytówką. A konstruktorzy? Oni nie muszą posługiwać się aż tak biegle angielskim, jednak powinni doskonale orientować się w terminologii technicznej. Muszą realizować zadania samodzielnie porozumiewając się na płaszczyźnie technicznej z klientem w języku obcym. Jest to jedyne właściwe rozwiązanie,

znacznie lepsze niż angażowanie pracowników Działu Handlowego do tłumaczenia. Ponadto szkolimy też Dział Obsługi Klienta oraz Dział Zakupów. Kto konkretnie szkoli? Mamy wynajętą firmę, która prowadzi zajęcia w ramach godzin pracy. Do samej nauki języka wprowadziliśmy dwa aspekty: zebraliśmy czysto techniczne słownictwo firmy - około 500 słów związanych z naszą branżą oraz sporą ilość zwrotów używanych w życiu codziennym na danych stanowiskach. Zostały opracowane zwroty i zdania, które są najczęściej używane podczas bezpośrednich kontaktów z klientami, a także w korespondencji. Celem było skupienie się na nauce wykorzystywanego w pracy słownictwa, a nie typowym, szkolnym trybie nauki. Są jakieś egzaminy? Raz na kilka miesięcy przeprowadzamy egzaminy. Wiadomo: dorosłym osobom trudniej jest znaleźć czas na naukę. Pracownicy zdają te egzaminy... Czują presję, ale i tak sami mają wewnętrzną potrzebę doskonalenia języka.

Ma to wpływ na ewentualny awans lub stopień skomplikowania zadań przekazywanych pracownikowi, a co za tym idzie: na jego wynagrodzenie. Taki pracownik po prostu staje się większą wartością dla firmy, a zarazem rozwija się zawodowo. Nauka opłaca się więc pracownikowi, ale czy opłaca się też wam, jako firmie? Oczywiście. System edukacji poza lingwistami nie kształci wystarczającej liczby osób mogących swobodnie komunikować się w języku obcym na polu zawodowym i potrzebnym na różnych stanowiskach pracy. Często także ogólna znajomość języków nie jest wystarczająca u kandydatów posiadających za to bardzo dobre kwalifikacje zawodowe. Dzięki naszym szkoleniom nie rezygnujemy z takich kandydatów i mamy po zakończonym procesie nauki kompleksowo przygotowanego pracownika. Znane są mi przypadki, kiedy firmy zagraniczne rezygnowały z kontaktów biznesowych z polskimi firmami ze względu na problemy w komunikacji. Dlatego wprowadzony system szkoleń umożliwia nam zaawansowaną współpracę i sprzedaż do największych światowych koncernów.

A czy biegłość w opanowywaniu nowych słówek ma wpływ na karierę w firmie?

KUJAWSKO-POMORSKI

13

WRZESIEŃ 2014

1175914BDBHA,B

rencje i osobiste wizyty naszych konstruktorów u klientów lub też odwrotnie. Podajemy propozycje i musimy usłyszeć „za” lub „przeciw”. Jeśli trzeba, podsuwamy kolejne rozwiązania. Wszystko musi dziać się szybko, na żywo, bez tłumaczy. Klient oczekuje krótkiego czasu wdrożenia, bo w biznesowej rywalizacji czas gra coraz większą rolę.

fot. Jacek Kowalski


biznes nowości

Kulczyk w Ciechu!

Tramwaje dla Fordonu - z PESY

Na początku sierpnia spółka Tramwaj Fordon podpisała ostateczną umowę z bydgoską Pesą na dostarczenie 12 tramwajów, które połączą miasto z tą dzielnicą. - To jest zupełnie nowa generacja pojazdów, różniąca się zdecydowanie od tych, które do tej pory jeździły po Bydgoszczy - mówił prezes zarządu Pesy Tomasz Zaboklicki. Pierwszy pojazd powinien pojawić się już w październiku tego roku. Bydgoscy tramwajarze - motorniczowie i mechanicy - muszą jak najszybciej przejść szkolenie na nowych maszynach. Dwanaście pięcioczłonowych tramwajów będzie kosztować 109 milionów złotych. 59 procent tej kwoty pochodzi z Unii Europejskiej. Na razie PESA wyprodukuje dla Bydgoszczy dwanaście zestawów, ale w planach są kolejne, bowiem miasto chce modernizować tabor.

KI Chemistry - spółka zależna Kulczyk Investments - nabyła 26,95 mln akcji Ciechu, stanowiących 51,14 proc. udziału w głosach na walnym zgromadzeniu. Jan Kulczyk, najbogatszy Polak, wszedł do Rady Nadzorczej Ciechu. Grupa Chemiczna Ciech jest jednym z liderów europejskiego rynku chemicznego, a jej przychody przekraczają 4 mld zł rocznie. Ciech skupia ponad 30 spółek i znajduje się w gronie pięćdziesięciu największych przedsiębiorstw w Polsce. Jest drugim co do wielkości producentem sody kalcynowanej (używanej do produkcji szkła) w Europie i jednocześnie jedynym jej producentem w Polsce. Od lutego 2005 roku Ciech notowany jest na warszawskiej giełdzie. Na razie nowy właściciel zmienił radę nadzorczą i statut spółki, wprowadzając m.in. zapis: „Zarząd składa się z jednego lub większej liczby członków. Rada nadzorcza powołuje prezesa zarządu oraz pozostałych członków zarządu. Rada nadzorcza ustala liczbę członków zarządu”. Dotychczas odpowiedni zapis brzmiał: „Zarząd składa się z trzech do pięciu osób, w tym z prezesa zarządu, powoływanych i odwoływanych przez walne zgromadzenie”. Oznacza to, że zarząd będzie powoływała rada nadzorcza, a nie jak dotychczas, walne zgromadzenie. Jakie jeszcze zmiany czekają Ciech? - We wrześniu ogłosimy oficjalnie nową strategię - zapowiada Maciej Powroźnik, rzecznik Grupy Chemicznej Ciech. - Do tego momentu nie mogę udzielać szczegółowych informacji.

Biznesowy

z s fle nż y Boom w bra ej transportow Kilkanaście nowych tras, rozbudowa bazy autobusowych i zatrudnianie nowych ludzi - prywatny sektor transportowy w Kujawsko-Pomorskiem ma się dobrze, jak nigdy dotąd. Jednym z ambitniejszych przedsiębiorstw jest Nadgoplańska Komunikacja Autobusowa w Kruszwicy. Firma w ostatnim roku uruchomiła połączenia z Gdynią, Zakopanem, Poznaniem i - ostatnio - z Warszawą. - Chcemy pokazać, że w tych trudnych czasach, kiedy wszyscy narzekają na niestałość partnerów, niesystematycznie realizowane opłaty i - przede wszystkim - na odpływ pasażerów do tzw. środków transportu prywatnego, jest szansa i możliwość, żeby rozwinąć skrzydła - mówi Grzegorz Arent, szef i właściciel NKA. Firma ma flotę autobusów miejskich, wycieczkowych oraz busów wyposażonych w klimatyzację, DVD i toalety. Więcej o sytuacji w branży przewoźniczej w województwie - w następnym numerze Biznesu.

KUJAWSKO-POMORSKI

14

WRZESIEŃ 2014


Szef Alstalu doceniony w Toruniu Kolejny sukces ma na swoim koncie nasz czerwcowy bohater okładkowy - Alojzy Szczupak, szef firmy ALSTAL. Na początku sierpnia podczas otwarcia Hali Widowiskowo-Sportowej prezydent Torunia przyznał prezesowi Szczupakowi medal honorowy Thorunium. Gotyckie okno, panorama Torunia, symbol układu heliocentrycznego i herb Torunia z bramy Ratusza Staromiejskiego to główne elementy plastyczne medalu. To najwyższe odznaczenie, jakie może przyznać prezydent Torunia. Otrzymują je osoby, które w sposób szczególny zasłużyły się dla miasta i regionu. Medal odbierał syn Alojzego Szczupaka i jednocześnie prokurent firmy. Alojzy Szczupak (pierwszy z lewej) i prezydent Torunia Michał Zaleski.

APATOR

z lukratywnym kontraktem Prawie 34 miliony złotych jest warta umowa, którą toruńska firma Apator zawarła z grupą energetyczną Tauron - na dostawę jednofazowych oraz trójfazowych liczników energii elektrycznej. Koszt pierwszych to 11,3 mln zł, a drugich - 22,6 mln zł. Umowa między Apatorem a spółką Tauron Dystrybucja Pomiary ma być zrealizowana do 15 czerwca 2015 roku.

Toruńska NEUCA rozwija skrzydła

fikatem y t r e c z a w no Lody z Koro

Toruńska spółka Neuca Med, zależna od giełdowej firmy, kupiła 100 proc. udziałów w spółce Pro Familia sp. z o.o., która prowadzi dwie przychodnie lekarskie zlokalizowane w Dzierżoniowie przy ul. Poprzecznej 16 oraz w Niemczy przy ul. Chrobrego 50. Na początku lipca Neuca poinformowała o przejęciu swojej pierwszej przychodni lekarskiej. Zlokalizowana w Poznaniu przy ul. Ognik 18 placówka ma kontrakt z NFZ, obsługuje w ramach podstawowej opieki zdrowotnej ponad 6600 pacjentów i zatrudnia 3 lekarzy rodzinnych i 2 pediatrów. Neuca planuje budowę ogólnopolskiej sieci przychodni lekarskich, na co zamierza wydać około 30 mln zł. Zdaniem ekspertów, powinno to pozwolić na zbudowanie sieci, składającej się z kilkunastu przychodni podstawowej opieki zdrowotnej. Na zdjęciu prezes Piotr Sucharski.

Przekazywana z pokolenia na pokolenie maszyna do robienia lodów, oryginalne receptury i wyłącznie naturalne składniki - oto elementy sukcesu firmy z państwa Zmudziejewskich z Koronowa. Ich lody zostały wpisany oficjalnie na Listę Produktów Tradycyjnych (tytuł potwierdzony certyfikatem). Na prestiżowej liście znalazły się lody o smakach: waniliowym, truskawkowym, porzeczkowym i czekoladowym. Na zdjęciu: właściciele firmy z dziećmi.

KUJAWSKO-POMORSKI

15

WRZESIEŃ 2014


zdrow y biznes

BIZNES na kuracjuszu

Gdy uzdrowiska funkcjonowały jako przedsiębiorstwa państwowe, radziły sobie nie najlepiej. Gdy przejęli je prywatni właściciele, zaczęli o nie dbać, a firmy te wreszcie stały się dochodowe. Dziś do prywatnych uzdrowisk z regionu zaliczają się Inowrocław i Wieniec-Zdrój. Ciechocinek uciekł spod młotka, ale i tak radzi sobie nieźle. JACEK KOWALSKI

Z

kilkudziesięciu uzdrowisk w Polsce większość jest w rękach prywatnych, w tym uzdrowisko w Inowrocławiu. W 2012 roku Ministerstwo Skarbu chciało sprzedać uzdrowiska będące w jego gestii: w Ciechocinku, Lądku-Zdroju, Kołobrzegu, Busku-Zdroju, Rymanowie i Świnoujściu. Ciechocinek jednak stanął okoniem i nie poszedł pod młotek. Czy lepiej na tym wyszedł? Z garażu do Solanek Lipiec 1986 w Inowrocławiu roku jest gorący. W połowie rozgrzanego do czerwoności miesiąca Tadeusz Chęsy, mechanik w ówczesnej Drukarni Kujawskiej, postanawia wykorzystać te możliwości, których jeszcze nie wykorzystywano i zaczyna oprawiać kalendarze na następny, 1987 rok.

Problem był podstawowy: gdzie ruszyć z robotą? Upał piekielny - nadał się do tego blaszany garaż i piwnica. I tak firma Pozkal bierze swój początek - niczym Apple i kilka innych gigantów z Doliny Krzemowej - w garażu. W miarę jak firma rozrastała się, z garażu trzeba ją było przenieść do piwnicy, a potem do namiotów, stojących w przydomowym ogródku. W 1996 roku Chęsy kupuje budynki upadającej Drukarni Kujawskiej. W 2010 roku postanawia wziąć udział w przetargu na kupno Uzdrowiska Inowrocław - jednego z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta. Żartem opowiadał znajomym, co skłoniło go do tego kroku: - Gwiazdka zbliżała się wielkimi krokami, a ja nie miałem prezentu dla żony. To postanowiłem jej kupić Uzdrowisko. KUJAWSKO-POMORSKI

16

WRZESIEŃ 2014

Kupił je, a według KRS-u jest co prawda jego prezesem, jednak członkami rady nadzorczej jest czterech członków rodziny. Wygląda więc na to, że jest to biznes rodzinny. Ale Tadeusz Chęsy - praktyczny biznesmen - nie traktuje tej inwestycji jako kaprysu. Państwowe, czyli niczyje Kupuje je z całym złym bagażem. Bo za starych czasów „państwowe” znaczyło „niczyje” i jako takie mogło niszczeć. Na starcie było wiadomo, co trzeba zrobić. Trzy budynki uzdrowiskowe zakwalifikowane jako zabytki wymagały kapitalnego remontu. Duże sanatorium „Kombatant”, które powstało w epoce wczesnego Gierka, też trzeba było wyremontować. Załoga wymagała szkoleń: - Teraz nie wystarczy podsunąć gościowi talerz


zdrow y biznes z jedzeniem, musi on być tak samo obsłużony, jak w dobrym hotelu czy restauracji, żeby tu chciał w przyszłości powrócić - mówił nowy właściciel. Pracownicy przechodzili więc szkolenia pod okiem specjalistów z renomowanych firm, między innymi kelnerów z „Marriotta”. Trzeba opanować nie tylko praktykę, ale zmienić mentalność - obsługa musi być uśmiechnięta, życzliwa, umieć się zachować w każdej sytuacji i odpowiednio odnosić do gości. Wreszcie po trzech latach Uzdrowisko stało się prężną firmą, nastawioną na zysk, przynoszącą dochody. Poszerzono i unowocześniono bazę zabiegową; zadbano także o park Solankowy i obiekty tam stojące. Jest i park… Do naprawy Nie ma uzdrowiska bez parku Solankowego. Tadeusz Chęsy, kupując przedsiębiorstwo, dostaje i zaniedbany park, a w nim 55 hektarów zadrzewionej ziemi. Duże zasolenie gruntu nie sprzyja temu, by rosły rośliny iglaste, ale rekompensuje to liczba drzew i krzewów liściastych. Dziś u wejścia do parku znajduje się zegar słoneczny z rzeźbą pawia. Główną oś stanowi aleja wjazdowa, biegnąca ze wschodu na zachód. W centrum najstarszej części uzdrowiska usytuowana są fontanna, pomnik Zygmunta Wilkońskiego (założyciela „Solanek Inowrocławskich”) oraz muszla koncertowa. Opodal ujrzeć można staw, przez który przerzucono drewniany mostek, prowadzący do zachodniej części parku. W tym miejscu znajdują się tężnie solankowe, zaprojektowane przez doktora inż. Aleksandra Pietrzaka. Niemałą atrakcją są także olbrzymie, wielobarwne dywany kwiatowe. Co roku pojawia się na nich inny wzór, ale zawsze jest piękny, dobrany z dużym smakiem i wyczuciem przestrzennym. Więc na przykład Inowrocław - po sprywatyzowaniu - radzi sobie nieźle. A gdyby go nie prywatyzować? Rzutem na taśmę Ciechocinek to największy nizinny kurort w Polsce. Swą sławą cieszy się nieprzerwanie od XIII wieku, ale przełomowym był wiek XIX. Wtedy zaczął działać Zakład Zdrojowy (zalążek miejskiego uzdrowiska), wybudowano słynne tężnie i warzelnię soli. W latach 50. XX wieku uzdrowisko sprywatyzowano i nabrało ono wówczas owego niepowtarzalnego charakteru, słynne stały się np. popołudniowe potańcówki w sanatoriach, zwane popularnie fajfami. Jeszcze w 2011 roku Ciechocinek przynosił straty - ponad milion złotych rocznie. - Straty przynoszą nam tężnie i szpital dziecięcy. Otrzymujemy, co prawda dotacje od Ministerstwa Skarbu Państwa w wysokości 1-5 mln zł rocznie na remont tężni, ale ich eksploatacja kosztuje 1,5 mln zł, a wpływy z biletów za wejście na tężenie wynoszą 500-700 tys. zł. Jeśli chodzi o szpital dziecięcy to stawka z NFZ wnosi 70 zł, czyli tyle samo, co w przypadku dorosłych, a dziecko

musi otrzymać więcej posiłków i mieć opiekunki. W szpitalu dziecięcym mamy 200 miejsc, a na turnusy jest kierowane 130 dzieci - mówił w 2012 roku wiceprezes spółki Przedsiębiorstwo Uzdrowiskowe Ciechocinek SA, Edward Gaitkowski. W końcu ministerstwo zdecydowało się sprzedać Ciechocinek - zapatrzywszy się na coraz lepiej radzące sobie prywatne przedsiębiorstwa tego typu. Ale wtedy zaczęły się protesty. „Koniec dancingów” Protestowali związkowcy, wywieszając na głównych traktach uzdrowiskowych transparenty typu „Tężnie dobrem narodu” i sugerując, że gdy pójdzie w prywatne ręce, uzdrowisko zmarnieje, a ludzie stracą pracę. Wiceprezes Gajtkowski mówił w ogólnopolskiej telewizji, że nie jest pewne, czy nowy, prywatny właściciel chciałby utrzymywać niedochodowe tężnie; basowali mu związkowcy. Zaś kuracjusze - nagrywani chętnie na deptaku ciechocińskim - głośno wyrażali swój żal z powodu rzekomego zniknięcia fajfów, czym miała się zakończyć prywatyzacja. Ostatecznie więc zajmujący się sprawą posłowie zdecydowali - poniekąd pod naciskiem opinii publicznej, chociaż nikt oficjalnie się do tego nie przyznaje - że nie będzie prywatyzacji. Uzdrowisko trafiło pod kuratelę samorządu województwa kujawsko-pomorskiego. I…? Choć wszystko wskazywałoby na to, że tylko prywatne przedsięwzięcia przynoszą zyski - w tym przypadku mamy do czynienia z wyjątkiem potwierdzającym regułę. Samorządowcy przyłożyli się do biznesu i Uzdrowisko wkrótce zaczęło przynosić dochody. Wniosek: czy prywatne, czy samorządowe - nieważne. Byle nie państwowe. Bo to znaczy niczyje.

Wreszcie po trzech latach uzdrowisko stało się prężną firmą, nastawioną na zysk, przynoszącą dochody. Poszerzono i unowocześniono bazę zabiegową; zadbano także o park Solankowy i obiekty tam stojące.

UZDROWISKA TO NIE TYLKO BOAZERIE I SMUTNE KORYTARZE. TO CORAZ LEPSZY BIZNES.

KUJAWSKO-POMORSKI

17

WRZESIEŃ 2014


822614TRTHA


1237514BDBHA


rozmowa biznesu

JESTEŚMY OTWARCI

ROZMAWIA: JACEK KOWALSKI

O tym, jak miasto wspiera istniejący już przemysł i co robi, żeby biznes się rozwijał - mówi prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski. KUJAWSKO-POMORSKI

20

WRZESIEŃ 2014


rozmowa biznesu

Zacznijmy od starszego brata, od parku. Ta spółka została powołana po to, aby stwarzać warunki dla biznesu, a jednocześnie pomagać ludziom prowadzącym interesy poprzez np. organizację szkoleń, pozyskiwania środków, ułatwianie dostępu do pieniędzy unijnych unijnych. A Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego? Ona z kolei jest instytucją okołobiznesową, a jej rola jest nieco inna - poszukiwanie inwestorów, którzy mieliby trafić do Bydgoszczy. No, ale także - proszę pamiętać - budowanie probiznesowych postaw. A konkretnie? Konkretnie, około tysiąca osób korzysta obecnie ze szkoleń, które mają nauczyć je podstaw prowadzenia biznesu, uświadamiają obowiązki wynikające z podatków, z ubezpieczeń społecznych itd. To robi agencja. Wspomaga tych wszystkich, którzy mają dopiero zacząć działać w biznesie. Agencja wykonuje dla miasta rolę pośredniczącą - odpowiada na pytania, przygotowuje oferty. Wkrótce przygotowujemy rozszerzenie jej działalności o oferowanie wsparcia naszym gminom ościennym. Obie agencje wyszukują także zagranicznych inwestorów dla miasta, chociażby poprzez działalność targową. Co jeszcze robi się w Bydgoszczy dla biznesu? Inicjujemy także powstawanie instytucji klastrowych. Początki były trudne, ale dzisiaj wśród przedsiębiorców jest większa świadomość tego, że współpraca jest potrzebna. Od ośmiu lat istnieje silny klaster przemysłowy, skupiający przedsiębiorców z branży form wtryskowych. Mało który samochód, jeżdżący po drogach Europy - o czym nie wiedzą bydgoszczanie - nie ma części produkowanych u nas. Kolejny klaster, który zainicjowaliśmy, to informatyczny; teraz pracujemy nad lotniczym. Pojawia się coraz silniejsza świadomość, że współpracując można więcej osiągnąć. W jaki sposób miasto zachęca inwestorów? Korzystamy z możliwości ulg podatkowych, oczywiście w ramach prawa. Każdy, kto inwestuje i tworzy miejsca pracy, może na kilka lat z tych ulg skorzystać. A dalej, każdego dużego inwestora otaczamy troskliwą opieką, przeprowadzimy go od początku do końca przez trudne obszary administracyjne. Pan przecież ma świadomość, że każda decyzja to wiele pozwoleń, zgód… No, tak…

Maksymalnie ułatwiamy życie biznesmenom pod tym względem. Zdarzało się i tak, że jakaś duża inwestycja mogła gdzieś utknąć, ale dzięki naszemu prowadzeniu nabierała tempa. Jeśli chodzi o nowych inwestorów, to bardzo często spotykam się z nimi osobiście. Oczywiście, jeśli jest wola z drugiej strony, by odbyć takie spotkanie. Współpracujecie też z Powiatowym Urzędem Pracy… Powiem szczerze, że dzięki tej współpracy - a także współpracy z biznesem - bezrobocie mocno nam spadło. Mamy je teraz najniższe w regionie i prawie dwa razy niższy niż w całym województwie. Wymieńmy choćby inwestycje typu IKEA czy centrum logistyczne Lidla. To jest generowanie nowych miejsc pracy - w obu przypadkach pracę tam znajdzie ponad 200 osób. Te miejsca będą zresztą oddziaływały nie tylko na Bydgoszcz, ale i na cały region, ponieważ przyjadą tu pracować osoby z regionu. Jeśli chodzi o centrum logistyczne Lidla…. To miejsca pracy, które wybitnie udało się stworzyć dzięki działaniom miasta. Tu duża rola parku przemysłowego, który miał za zadanie tak przygotowywać teren pod inwestycje, żeby inwestor przychodził „na gotowe”. I tak się właśnie teraz dzieje. Ale park ma swoją ograniczoną powierzchnię , niedługo może zabraknąć miejsca na nowe zakłady. Co wtedy? Już dzisiaj myślimy o tym, jak ten teren - prawie 280 hektarów - powiększać. Rozmawiamy w tej sprawie z syndykiem Zachemu. Przecież tam są olbrzymie tereny po zakładzie i idealne warunki ku prowadzeniu biznesu. Poszerzenie parku jest jednym z głównych naszych priorytetów. Szczególnie cieszy mnie, że po trudnym momencie, jakim była likwidacja Zachemu, dziś mamy mniejsze bezrobocie niż przed tym wydarzeniem. To między innymi dzięki rozwojowi parku przemysłowego. Ale wrócę jeszcze na chwilę do pańskiego pytania o bezrobocie. Uważam, że jest ono tak niskie także dlatego, że mamy świetnych przedsiębiorców.

Bezrobocie mocno nam spadło. Mamy je teraz najniższe w regionie i prawie dwa razy niższe niż w całym województwie. RAFAŁ BRUSKI

PREZYDENT BYDGOSZCZY

Skąd Pan wie? Bo mniej więcej raz na dwa tygodnie staram się odwiedzać którąś z miejscowych firm, nie afiszując się z tym zbytnio. I widzę na miejscu, że mamy doskonałych menadżerów. Ale też i świetne produkty. Ale ta dobra passa wkrótce może się skończyć. Młodzi mogą nie zasilać istniejących przedsiębiorstw. Jaki macie na to pomysł? No cóż, jako samorząd nie mamy wpływu na szkolnictwo wyższe. Ale mamy za to olbrzymi wpływ na szkolnictwo średnie. I korzystamy z niego. Staramy się uruchamiać klasy, po których można znaleźć pracę. Te, które nie mają przyszłości, likwidujemy. Jeśli widzimy, że w danym zawodzie młodzież nie ma szans na znalezienie pracy, a z danych urzędu pracy wiemy, gdzie jest za dużo osób bezrobotnych, z jakim wykształceniem - to po prostu w tych obszarach ograniczamy tworzenie nowych klas. Staramy się za to uruchamiać nowe klasy, dopasowane do potrzeb rynku. Miasto konsekwentnie rozszerza wachlarz działań prodemograficznych - od Bydgoskiej Karty Rodzina 3+, poprzez rozwój infrastruktury komunikacyjnej, do programu Zbuduj Swój Dom w Bydgoszczy. To działania pośrednie, ale dyktowane także potrzebami biznesu. Ale nie wymusicie na dzieciach, do których szkół mają chodzić… Jasne, lecz budując odpowiednią ofertę, reklamując pewne zawody (a wspomagają nas w tym przedsiębiorcy; prezesi chodzą na spotkania do szkół, zachęcają młodych ludzi), możemy mieć na to niejaki wpływ. Z jednej strony dyrektorzy szkół mają doskonałe relacje z przedsiębiorcami. Drugi obszar to działania ratusza, który poprzez wydział edukacji przygotowuje wspólne działania po to, aby wpływać na wiedzę i świadomość młodzieży. Zarządzając odpowiedni szkołami, profilując klasy, możemy zachęcać młodzież do obsadzania wolnych miejsc na rynku pracy. W jaki sposób miasto integruje biznes istniejący? To są na przykład klastry. To są też spotkania z gronem przedsiębiorców, podczas których porozmawiamy o problemach. Mamy też stosunkowo nową instytucję: Kujawsko-Pomorski Sejmik Gospodarczy - z nim też jesteśmy w stałym kontakcie. Jeśli ktoś prosi o spotkanie - takie spotkanie odbywa się w ramach możliwości od ręki. Wskazujemy też inwestorom spoza miasta bydgoskie firmy, które mogłyby być podinwestorami w prowadzonych przez nich inwestycjach. A co z inwestorem zagranicznym? Jak Bydgoszcz chce go przyciągnąć? Uważam, że najważniejsze jest dbanie o inwestorów zagranicznych, którzy już u nas są - to jest najlepsza recepta na przyciąganie innych zagranicznych partnerów.

1272414BDBHA,B

Panie Prezydencie, dużo się o tym mówi ogólnie, ale proszę szczerze, co tak naprawdę miasto robi dla biznesu? Miasto ma podwójną rolę, wspomaga biznes, ale i prowadzi go bezpośrednio. Mam tu na myśli spółki komunalne. Jeżeli natomiast idzie ściśle o spółki, które mają za zadanie wspomaganie biznesu, to są dwie podstawowe: Bydgoski Park Przemysłowo -Technologiczny i jego młodsza siostra - Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego.


Zn ow u

felieton

infrastruktura transportowa - ile razy jeszcze?

Infrastruktura transportowa to temat dyżurny w Polsce już od lat. A latem w sposób szczególny - bo pojawiają się, jak co roku, „niespodziewane” korki na bramkach. PROF. LESZEK DZIAWGO

Oczywiście to ważny aspekt problemu, chociaż tylko turystyczny. Za to najbardziej medialny. Infrastruktura transportowa kraju to jednak szerszy - strategiczny problem. Niestety, nie doczekał się u nas poważnego podejścia. Przypomnijmy, iż infrastruktura transportowa to m.in. drogi, koleje, lotniska, rzeki i porty morskie. To także kwestia kosztów, czasu, bezpieczeństwa i środowiska. A teraz krótki przegląd wskazanych elementów infrastruktury zaczynając od końca. Nasze porty morskie czasy świetności mają już chyba za sobą. Natomiast ważnym „polskim” portem jest Hamburg - z uwagi na udogodnienia celno-fiskalne. Dobre i to. Z kolei transport rzeczny w kraju nad Wisłą to całkowita abstrakcja. Rzeki Ren i Men to wzór niedościgniony. Z lotniskami jest nieco lepiej. Jednak kultowe Okęcie jest nie tyle lotniskiem krajowym, co w zasadzie warszawskim, z uwagi na ogólnopolskie trudności w dojeździe do tego niego (patrz „autostrady” i „koleje”). Na szczęście znaczenia nabierają lotniska regionalne. Dla naszego regionu Poznań i Gdańsk. Stają się one dla nas coraz poważniejszą alternatywą - szczególnie Gdańsk, właśnie dzięki autostradzie. Szkoda tylko, że nasze lotnisko w Bydgoszczy nie może nabrać rozpędu. Funkcjonalne lotnisko zapewniające komunikację z Europą i światem zdecydowanie

prof. Leszek Dziawgo jest szefem Katedry Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk Ekonomicznych UMK, a także członkiem Prezydium Komitetu Nauk o Finansach PAN. podniosłoby walory naszego regionu, także gospodarcze. Teraz koleje. Temat już legendarny w Polsce. Wyobraźmy sobie szybkie pociągi, jadące z prędkością 350-380 km/h (a są już szybsze). To byłaby rewolucja. Z Torunia do Warszawy w ok. 40 minut, a z Bydgoszczy w ok. 50 minut ? Szok ! Takie pociągi plus autostrady zmieniłyby w Polsce zarówno rynek pracy, jak i rynek nieruchomości oraz wiele innych rzeczy. Znając nieco realia japońskie, zauważę, iż japoński „Shinkansen” nie jest jakimś nadzwyczajnym pociągiem, który odjeżdżając żegnany jest przez orkiestrę, zespół pieśni i tańca oraz dzieci z kwiatami, bo jest taki „niezwykły”. To jest dla Japończyków zwykły pociąg do pracy, kursujący codziennie wielokrotnie ! No i kultura jazdy: toalety, Internet, bar. Na trasie Bydgoszcz-ToruńWarszawa - nawet to jest tylko marzeniem. KUJAWSKO-POMORSKI

22

WRZESIEŃ 2014

Tymczasem u nas dysponujemy niejeżdżącym „Pendolino”. Natomiast konkretnie z nowoczesności przydałyby się po prostu chociaż wagony z większymi oknami, abyśmy „wygodniej” wsiadali do zatłoczonych pociągów, jak zawsze co roku w święta. Bo przecież nic nie dało się zrobić przez kolejny rok. Na koniec temat „autostrady”. Skromne, dwupasmowe, w zasadzie bez infrastruktury autostradowej. Wszystkie niedokończone. Autostrady płatne i drogie, za to z bramkami - a pobór opłat przypominający pobór myta w średniowieczu. Przykład bezpłatnych niemieckich autostrad - całkowicie u nas nie działa. Pasjonatom płatnych polecam chociażby Węgry. Prowadząc gościnne wykłady na jednym z węgierskich uniwersytetów, miałem okazję korzystać z węgierskich autostrad. Winiety elektroniczne bezbramkowe i niedrogie - ok. 45 złotych za 10 dni! Wjazdy i zjazdy z autostrad - bardzo liczne. Można? Można. Dobrze, że chociaż wsparła nas UE. Przewrotnie twierdzę, że nawet nie chodzi o kasę, bo wobec naszego PKB to nie były superwielkie pieniądze. Chodziło jednak o to, że te pieniądze należało przeznaczyć na autostrady i tylko na autostrady, a nie na jakieś „okazyjne fanaberie” - jak to u nas. To właśnie była prawdziwa zaleta środków europejskich. Zostawmy już te autostrady. Spójrzmy na iluzję krajowej sieci drogowej, na której prędkość przejazdowa to 50-60 km/h. A przecież jest już II dekada XXI wieku! Przynajmniej miasta wojewódzkie powinny być połączone drogami ekspresowymi. W całym problemie infrastruktury wcale nie turystyka jest najważniejsza. Naprawdę kluczowy jest wymiar ekonomiczny. Efektywna infrastruktura transportowa to wydajna gospodarka, więcej i lepiej płatnych miejsc pracy i przychody z tranzytu. To także poważny impuls dla rozwoju regionalnego. Wiek XXI zostanie kiedyś nazwany „Wiekiem Logistyki”. Od 14 lat jesteśmy już w XXI wieku. No i co z tego?


1372414BDBHA

1271314BDBHA


Szefie, TEKST: DOMINIKA KUCHARSKA

Z

aczęło się od krytyki przy innych pracownikach. Później było coraz gorzej. Do domu wracała ze łzami w oczach. Płakała też, gdy kolejnego dnia szła do firmy, ale zawsze dwie ulice przed poprawiała makijaż w witrynie nieczynnego jubilera. Był czwartek, kiedy została wezwana na rozmowę. Dowiedziała się o degradacji na niższe stanowisko. Mimo oddania, mimo tylu przepracowanych lat... Oficjalny mail o zmianach kadrowych obiegł firmę. To ją dobiło. Po dwóch tygodniach wzięła wolne na żądanie. Nie miała sił, żeby wstać z łóżka. Lekarz zdiagnozował depresję, a ona „zdiagnozowała” sztandarowy przykład mobbingu w miejscu pracy. Taką historię pani Maria przedstawiła drżącym głosem, siedząc przy dębowym biurku w kancelarii prawniczej. Problem w tym jednak, że szef ma zupełnie inną wersję tej historii. - Ta osoba została zdegradowana, ponieważ nie sprawdzała się na wyższym stanowisku. Oficjalny mail został wysłany, owszem. To standardowa procedura mówi. I co teraz? Kulawy ten mobbing Otóż każdy, nawet najbardziej kryształowy pracodawca może kiedyś zostać oskarżony o mobbing. Co więcej, odpowiedzialność za stosowanie mobbingu będzie spoczywać na nim również w sytuacji, gdy osobiście go nie stosował, a także, gdy nie wiedział, że w jego firmie dochodzi do takich sytuacji. - Z tego względu pozew do sądu pracy każdorazowo kierowany jest przeciwko pracodawcy- wyjaśnia adwokat Agata Woźniak z bydgoskiej kancelarii. - Ciężar udowodnienia, że wynikiem nękania był rozstrój zdrowia

Może to usłyszeć każdy, nawet najbardziej kryształowy pracodawca, bo to on ponosi odpowiedzialność za swoich pracowników. Gdy oskarżenie o mobbing ląduje na biurku, trzeba działać, bez względu na to, czy to stek bzdur czy upominanie się o swoje.

to jest

! g n i b b mo oraz stopień jego zaawansowania spoczywają na pracowniku. W celu wykazania tych okoliczności może się on posłużyć np. nagraniem z monitoringu w firmie, korespondencją (w tym mailową), notatkami, zapisami rozmów i zachowań, mogących świadczyć o mobbingu, czy zeznaniami innych współpracowników. Z uwagi na to, że udowodnienie mobbingu jest stosunkowo trudne, a strona przegrywająca proces ponosi koszta sądowe, prostszym rozwiązaniem może okazać się wystąpienie o ochronę dóbr osobistych. Komisyjnie Pracodawca, na którego biurku wyląduje pisemna skarga o mobbing, powinien skorzystać z istniejących w firmie przepisów antymobbingowych, przewidujących powołanie specjalnej komisji. - Zadaniem komisji, składającej się z pracodawcy i bezstronnych pracowników, jest ustalenie, czy rzeczywiście pracownik został poddany mobbingowi. W posiedzeniu bierze udział mobber i ofiara - tłumaczy mecenas Woźniak. Efektem obrad jest protokół z wyjaśnieniami stron i decyzją komisji wraz z uzasadnieniem. Ewentualne kary zastosowane przez pracodawcę muszą wynikać z przepisów antymobbingowych. Jeśli komisja nie rozstrzygnie sprawy, wówczas skarga może trafić do sądu pracy. Zgodnie z Kodeksem pracy, mobbingowany pracownik może domagać się od pracodawcy dwóch niezależnych od siebie świadczeń pieniężnych. Po pierwsze, zadośćuczynienia za doznaną KUJAWSKO-POMORSKI

24

WRZESIEŃ 2014

krzywdę w przypadku rozstroju zdrowia wskutek mobbingu. Po drugie, odszkodowania, jeżeli mobbing był przyczyną rozwiązania umowy o pracę. W określonych przypadkach zachowanie pracodawcy, mające cechy mobbingu, może wypełniać także znamiona przestępstwa złośliwego lub uporczywego naruszenia praw pracownika. W nielicznych przypadkach inspektorzy pracy mogą zastosować środki prawne w postaci wystąpień pokontrolnych, regulujących problemy związane z przemocą psychiczną w środowisku pracy. Trzeba jednak pamiętać, że ocena czy rzeczywiście wystąpił mobbing i czy powstało roszczenie o wypłatę odszkodowania lub zadośćuczynienia, należy do sądu pracy.

Przeciwdziałaj, bo warto Nie wolno zapominać, że przeciwdziałanie mobbingowi stanowi podstawowy obowiązek pracodawcy. Powinien on dbać o to, aby w firmie nie powstały warunki sprzyjające takim incydentom. - Pracodawca winien stosować wobec pracowników-mobberów wszelkie prawnie dostępne środki, takie jak kary porządkowe, przeniesienie na inne stanowisko, do rozwiązania stosunku pracy włącznie - wylicza mecenas Woźniak. Jeśli pracodawca oskarżony o mobbing wykaże, że podjął realne działania, mające na celu przeciwdziałanie temu zjawisku i da się potwierdzić ich potencjalną skuteczność, pracodawca może uwolnić się od odpowiedzialności.


zdrowie W sanatorium „Przy Tężni” wiedzą, że leczenie ludzi to jedno, a prowadzenie biznesu - drugie. A także to, że można doskonale pomagać ludziom i prowadzić kwitnący biznes. TEKST JACEK KOWALSKI

LECZĄ,

stawiając na biznes

Trzy ważne wartości Sanatorium „Przy Tężni” (niegdyś kolejowe) to prawdziwa perła w koronie wszystkich inowrocławskich sanatoriów. - Biznes prowadzimy w zakresie warunków rynkowych i wychodzi nam to bardzo dobrze - mówi dyrektor sanatorium, Adam Skowroński. I uzupełnia: - W codziennej działalności stawiamy na trzy wartości: jakość, wiarygodność i efektywność. Jakość - jak tłumaczy dyrektor Adam Skowroński - wiąże się m.in. z tym, że cała baza zabiegowa została w niedawnym czasie gruntownie zmodernizowana. - Została oparta na nowych urządzeniach, dających gwarancję uzyskania bardzo dobrych efektów w zakresie rehabilitacji i sprawności człowieka - podkreśla dyrektor. Co znaczy w przypadku sanatorium „Przy Tężni” wiarygodność? - Na przykład to, że oferta, z którą wychodzimy na rynek, realnie przedstawia nasze możliwości, stan sprzętu i bazy zabiegowej. My nie koloryzujemy, nie upiększamy - zarówno w zakresie infrastruktury, jak i wysokiej klasy specjalistów, zajmujących się u nas rehabilitacją. Trzecie słowo - klucz: efektywność. - Mamy wyznaczone cele działania, zarówno te krótko- jak

Czas na nowe inwestycje Konsekwencją takiego podejścia jest także wyzwalanie wśród pracowników pasji, a ta - w połączeniu z jasno wytyczonymi celami i trzema kluczowymi wartościami - przekłada się na wzrost przychodów sanatorium. Co z kolei skutkuje możliwościami realizacji kolejnych inwestycji. I tak obieg się zamyka. O jakich inwestycjach myśli szefostwo sanatorium? - W tej chwili przymierzamy się do budowy nowego segmentu na 110 łóżek o wysokich standardach, co zagwarantuje kuracjuszom komfortowy pobyt - mówi dyrektor Skowroński. - Planujemy także rozbudować segment „B”, zamieszkiwany obecnie przez kuracjuszy, o kolejne dwie kondygnacje: mieszkalną oraz z tarasem widokowym. Kolejne zadanie, analizowane przez osoby kierujące sanatorium to rozbudowa części basenowej sanatorium. - Rozmaite zadania wyznaczamy sobie w perspektywach bliższych, jak i dalszych; do 10 lat - precyzuje dyr. Adam Skowroński. Aby poszerzyć udziały w rynku, sanatorium „Przy Tężni” regularnie wystawia się na prestiżowych targach, zarówno krajowych, jak i zagranicznych. - Ostatnio prezentowaliśmy się na targach Gruene Woche w Berlinie - podkreśla A. Skowroński. I dodaje: - To jedne z najbardziej prestiżowych targów, na których można zapoznać się z ofertą sanatoriów i uzdrowisk. Z Inowrocławia byliśmy tam jako jedyni. KUJAWSKO-POMORSKI

25

WRZESIEŃ 2014

50014BIBIA

I

i długoterminowe. I uzyskujemy efekty zauważalne przez klientów. Niech świadczy o tym coraz większy procent osób, korzystających z naszej oferty komercyjnej (nie przysyłanych przez NFZ - przyp. J.K.).

nowrocław już od setek lat znany jest z doskonałych warunków klimatycznych, z borowin pomagających na rozmaite schorzenia, z wód leczniczych i sanatoriów, a od kilkunastu lat - z tężni. Znawcy tematu mówią, że inowrocławskie tężnie - mimo że młodsze od tych w Ciechocinku - w ogóle nie ustępują im pod względem parametrów leczniczych. A leczyć pod nimi można m.in. rozmaite schorzenia górnych dróg oddechowych. Cóż może być lepszego, niż wizyta w sanatorium usytuowanym niemal u stóp tężni?


region

Pod koniec sierpnia wmurowano kamień węgielny pod nowo powstający bydgoski dworzec. Minęły zaledwie trzy miesiące od momentu, gdy ruszyła inwestycja, a zarówno pasażerowie, jak i mieszkańcy mają jej serdecznie dosyć. Zupełnie niesłusznie. JACEK KOWALSKI

Kto nam tak bałagani? W

łaściwie to będzie coś więcej niż dworzec. Nazwa brzmi szumnie: Zintegrowane Centrum Komunikacyjne. Rzecz w tym, że w miejscu starego, wyburzonego już dworca, powstać ma nowoczesny, pięciokondygnacyjny (w tym jedna kondygnacja ma być schowana pod ziemią) budynek dworcowy ze szklaną elewacją. Gdy tekst powstawał, wylewana była płyta fundamentowa pod obiekt. Prace przy jego budowie rozpoczęły

się pod koniec czerwca br. Tyle z ogólnodostępnych wiadomości. Ale co się kryje pod powierzchnią robót? Psioczy, kto żyw Pierwsza uwaga: ludziom nie tyle nie podoba się nowy dworzec - którego wizualizację mało kto widział - ile bałagan panujący przy jego przebudowie. Gdy zaczęły się wakacje, a ludzie tłumnie rzucili się na dworzec, czekała ich niemiła niespoKUJAWSKO-POMORSKI

26

WRZESIEŃ 2014

dzianka. Perony, co prawda, funkcjonowały, ale przez całe wakacje pociągi odjeżdżały z rozmaitych, nieraz zmienianych w ostatniej chwili miejsc, a żeby dostać się na perony, trzeba było pokonać długą i zawiłą trasę. Co prawda - i to należy zapisać na plus - PKP postawiły w kilku miejscach młode osoby, ubrane w jaskrawe kamizelki, które kierowały pasażerów na właściwe perony, ustawiono też kilka tablic informacyjnych, pomagających znaleźć się w nowych warunkach.


region

Jednak wrażenie bałaganu było tak wszechogarniające, że przygasiło całą resztę. Kolejna sprawa: kasy biletowe i poczekalnia w tymczasowym, kontenerowym budynku w okolicach dworca. Pasażerowie będą korzystali z tych pomieszczeń przez prawie półtora roku - chociaż są czyste i schludne, a także wystarczająca jest liczba okienek, to pasażerowie mają kłopot, żeby tam trafić. I w ten właśnie sposób biznes (przebudowa dworca) stracił przez kiepski PR (wykonanie: PKP). Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Bydgoski dworzec ma być jednym z najnowocześniejszych w kraju, z ruchomymi schodami, windami, elektronicznym systemem informacji pasażerskiej. Wszystko wskazuje na to, że powstanie też terminowo, przynajmniej na to wskazuje reputacja budujących go firm.

Kto tam pracuje? Co więcej: za bałagan na dworcu obarczano firmy wykonujące przebudowę. Zupełnie niesłusznie, bo za sterowanie pasażerami w tym bałaganie odpowiedzialny był przewoźnik. Ale kto jest odpowiedzialny za całą resztę? Dworzec przebudowuje konsorcjum firm: warszawska firma budowlana BUDIMEX SA (90,11 procent udziałów w przebudowującym konsorcjum) oraz bydgoskie Przedsiębiorstwo Wielobranżowe „Lech” (reszta). I o ile to pierwsze jest znane szeroko - z drugim mogą być niejakie problemy. Firma znana jest bardziej lokalnie - co nie znaczy oczywiście, że jest firmą złą. Wręcz przeciwnie, portfolio ma imponujące, a kontrahenci mówią o niej w samych superlatywach. Wartość całej dworcowej inwestycji szacowana jest na 134 mln zł netto, przy czym część pieniędzy na to pochodzić będzie ze środków unijnych. Zakres prac obejmuje rozbiórkę budynków, przebudowę dwóch budynków zabytkowych, budowę czterokondygnacyjnego budynku z przeznaczeniem handlowo-usługowym, biurowym i dla pasażerów

oraz budowę parkingu i przebudowę infrastruktury kolejowej. Wszystko - według harmonogramu - ma być gotowe w 2016 roku. Czy jednak można wierzyć wykonawcom na słowo? Budimex pod lupą Tak: są wyjątkowo solidni. Notowany od 1995 r. na Giełdzie Papierów Wartościowych Budimex to firma to gigant w branży. Od lat buduje w całej Polsce: hotele, biurowce, osiedla mieszkaniowe, hale sportowe, centra rozrywkowe, centra handlowe, logistyczne, magazyny, obiekty przemysłowe, autostrady, drogi ekspresowe, obwodnice - i tak dalej. Jednym słowem katalog jest imponujący. - W zakres działalności spółki wchodzi także projektowanie i kompleksowe wykonawstwo inwestycji proekologicznych: oczyszczalni ścieków, systemów wodno-kanalizacyjnych, składowisk, spalarni odpadów i farm wiatrowych - słyszymy w biurze prasowym. Jeśli zajrzeć w wyniki finansowe spółki, okaże się, że wartość portfela zamówień całej Grupy Budimex wyniosła na koniec czerwca 2014 roku 3,93 miliarda złotych. Jest więc niższa od jego wartości na koniec roku 2013 o niemal 10 procent. Wartość kontraktów podpisanych w pierwszym półroczu 2014 roku wyniosła 1,41 miliarda złotych, to jest o 746 milionów złotych mniej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Czyżby więc spadek? Prezes zarządu Budimex SA, Dariusz Blocher, komentował te wyniki tak: - Relatywnie niska war tość por tfela zamówień i podpisanych kontraktów w pierwszym półroczu 2014 ma charakter przejściowy i wynika z wolniejszego od spodziewanego tempa podpisywania kontraktów z nowej perspektywy unijnej. ŁączKUJAWSKO-POMORSKI

27

WRZESIEŃ 2014

na wartość kontraktów oczekujących obecnie na podpisanie przez Grupę Budimex lub podpisanych po dniu 30 czerwca 2014 wynosi 2,8 miliarda złotych. Czyli firma ma się dobrze, a gdy tylko nowe transze unijnych pieniędzy zostaną przekazane, ma poprawić wskaźniki. A jakim przedsiębiorstwem jest bydgoski „Lech”? Lech: mniejszy, ale… Bydgoskie przedsiębiorstwo odpowiedzialne jest za trzy elementy rekonstrukcji. - Byliśmy odpowiedzialni za prace rozbiórkowe starego dworca, a następnie mamy oddać budynek nowego dworca i tunelu pod peronami w stanie surowym - mówi Bartosz Tarasiewicz, odpowiedzialny w „Lechu” za tę inwestycję. Firma funkcjonuje na bydgoskim rynku od 1993 roku i choć specjalizuje się głównie w budownictwie mieszkaniowym, nie brak też w jej portfolio naprawdę dużych obiektów użyteczności publicznej. Spece z firmy są odpowiedzialni m.in. za nowe Centrum Edukacji, Kultury Fizycznej i Sportu przy UKW, budynek Państwowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy, Regionalne Centrum Onkologii, modernizację budynków NATO, czy budowę basenu w Nakle; budowali też szpitale, kościoły oraz centra handlowe. Oprócz tego - co zrozumiałe - wznoszą rozmaite bloki, i to w całym województwie. - Mają pierwszorzędną opinię - rzetelni, terminowi, z dobrą kadrą - mówi się w branży. Bydgoski dworzec ma być jednym z najnowocześniejszych w kraju, z ruchomymi schodami, windami, elektronicznym systemem informacji pasażerskiej. O MARKETINGU WOKÓŁ BUDOWY DWORCA CZYTAJ W FELIETONIE NA STRONIE 36


bydgoskie klastr y

KOOPERENCJA po bydgosku

TEKST: JANUSZ MILANOWSKI

Czy można konkurować i zarazem współpracować? Można. Bydgoskie klastry są tego przykładem.

K

oncepcję klastra przemysłowego sformułował w 1990 r. amerykański ekonomista Michael Porter. Według niego, klastry to „geograficzna koncentracja konkurencyjnych firm w powiązanych sektorach, związanych ze sobą gospodarczo, dzielących te same umiejętności, technologie i infrastrukturę”. W klastrze, wielkie i małe przedsiębiorstwa osią-

gają znacznie więcej, niż gdyby miały pracować same, dzięki sieci związanych przedsiębiorstw, dostawców, usług, instytucji akademickich oraz producentów skoncentrowanych na tym samym obszarze. Przedsiębiorstwa skupione w klastrach konkurują, ale jednocześnie współpracują w pewnych obszarach, prowadząc - na przykład - wspólKUJAWSKO-POMORSKI

28

WRZESIEŃ 2014

ne prace badawcze. Konkurencja nie wyklucza bowiem wzajemnych, korzystnych interakcji z innymi firmami. Wręcz przeciwnie: może stać się motorem ich rozwoju. To zjawisko określa się słowem kooperencja (ang. „co-opetition”, będące połączeniem słów „cooperation” i „competition”). Sztandarowym przykładem klastra jest amerykańska Dolina Krzemowa.


bydgoskie klastr y

Pierwszy bydgoski klaster Kooperencja zatacza coraz większe kręgi na mapie gospodarczej Bydgoszczy. Gronem firm, które jako pierwsze zdecydowało się połączyć w ten sposób siły, były MŚP (małe i średnie przedsiębiorstwa) z branży przetwórczej i narzędziowej. Osiem lat temu utworzyły Bydgoski Klaster Przemysłowy. W zeszłym roku powstał Bydgoski Klaster Informatyczny, a w bieżącym: Bydgoski Klaster Lotniczy oraz Kujawsko-Pomorski Klaster Pojazdów Szynowych. Z wyjątkiem tego ostatniego, pozostałe trzy sygnuje miasto Bydgoszcz. Najdłużej działający BKP jest stowarzyszeniem ponad 40 małych i średnich firm branży narzędziowej i przetwórczej. - Nie mamy jakichś spektakularnych sukcesów na koncie, ale nie w tym rzecz - przyznaje Katarzyna Meger, prezes zarządu BKP. - Działamy w obszarach, które dla przedsiębiorstw są w jakiś sposób problematyczne. Jednym z nich był problem braku kadry technicznej. BKP przeprowadził więc swoistą akcję edukacyjną, m.in. namawiając uczniów gimnazjów do nauki w szkołach technicznych. I - jak twierdzi pani prezes - przyniosło to wymierne efekty. Oprócz tego BKP prowadzi szkolenia techniczne, współpracuje z klastrami czeskim i słoweńskim, bierze udział w misjach gospodarczych za granicą, wystawach i targach. I nie tylko: - Dzięki zainicjowanym przez nas projektom badawczym w kilkunastu firmach powstały nowatorskie rozwiązania - wymienia prezes Katarzyna Meger i podkreśla. - Wartością dodaną jest fakt, że zostaliśmy dostrzeżeni przez władze miasta i województwa. Dlaczego to jest ważne? Ponieważ BKP grupuje małe i średnie firmy, które nie miały dotychczas siły przebicia, choć ich branża generuje największe dochody dla budżetu miasta. Jednocząc się, udowodniły, że MŚP to potęga. Bydgoszcz IT Cluster Pod koniec zeszłego roku powstał Bydgoszcz IT Cluster. Porozumienie podpisało wówczas 16 podmiotów, w tym miasto Bydgoszcz jako inicjator powołania. Obecnie klaster zrzesza 23 firmy i trzy uczelnie wyższe. - Na razie wszystko funkcjonuje na zasadzie porozumienia o współpracy, a nie - na przykład - spółki prawa handlowego, ponieważ partnerzy nie chcą tworzyć czegoś sformalizowanego. Wolą bowiem przetestować pewne formy współpracy w praktyce. - Działanie jest ważniejsze od tworzenia struktur - wyjaśnia Edyta Wiwatowska, prezes Bydgoskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, koordynującej Bydgoszcz IT Cluster. W jakim celu powołano ów klaster? - Jako agencja diagnozujemy rozwój całej branży usług outsourcingowych w Bydgoszczy i odkryliśmy

Chcemy stworzyć na terenie województwa potencjał, który sprzyjałby rozwojowi infrastruktury lotniczej: bazy do szkoleń, cargo, technicznej obsługi lotniska, itp. Szczegółową strategię zaczęliśmy już opracowywać. RYSZARD ORŁOWSKI

PREZES BYDGOSKIEGO KLASTRA LOTNICZEGO

ciekawą tendencję - mówi prezes Wiwatowska. - Z badanych przez nas 7 tys. osób, które w niej pracują, 70 proc. działa w branży IT. Jeśli weźmiemy pod uwagę ową specyfikę i dynamikę wzrostu takich firm jak chociażby Atos czy Alcatel-Lucent, uznaliśmy, że jest to branża bardzo perspektywiczna. Trzeba ją zatem skonsolidować. Celem jest m.in. budowanie marki Bydgoszczy jako silnego ośrodka IT w Polsce. Startują lotnicy - Utworzyliśmy klaster z firm, które coś robią dla lotnictwa lub mają taki zamiar - mówi Ryszard Orłowski, prezes Bydgoskiego Klastra Lotniczego. BKL powołały w maju br. Wojskowe Zakłady Lotnicze wraz Aeroklubem Bydgoskim i Zespołem Szkół Mechanicznych nr 1. Ponadto członkami BKL zostali przedstawiciele: Uniwersytetu Przyrodniczo-Technologicznego, Politechniki Poznańskiej, a także firmy związane z regionem: Bohamet - Armatura, Graform, Energopal. - Chcemy stworzyć na terenie naszego województwa potencjał, który sprzyjałby rozwojowi infrastruktury lotniczej: bazy do szkoleń, cargo, technicznej obsługi lotniska, itp. Szczegółową strategię zaczęliśmy już opracowywać - mówi prezes Orłowski, pytany o zamierzenia. Wyjawiając też, że prowadzone są rozmowy z bydgoskim Portem Lotniczym, który najpewniej też przystąpi do BKL.

KUJAWSKO-POMORSKI

29

WRZESIEŃ 2014

Klaster na szynach Kujawsko-Pomorski Fundusz Pożyczkowy był inicjatorem powołania w marcu br. Kujawsko-Pomorskiego Klastra Pojazdów Szynowych (K-P KPS). Jego podmiotem wiodącym jest bydgoska PESA, a reszta grona to Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy, Pracodawcy Pomorza i Kujaw i kilka firm z sektora MŚP (laminaty, obróbka metali). Inicjatorzy K-P KPS wyszli z założenia, że istnieją możliwości i potrzeba organizacji klastra o charakterze branżowym, skoncentrowanego wokół przedsiębiorstwa PESA Bydgoszcz SA - jednego z czołowych producentów pojazdów szynowych w Europie. - Zamierzamy kształtować w naszym regionie sieć kooperantów i poddostawców - wyjaśnia Michał Żurowski, rzecznik PESA. - Z kolei dla nich, regularna współpraca z wiodącym producentem pojazdów szynowych jest szansą ogromnego rozwoju. Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski jest gorącym zwolennikiem tworzenia klastrowych gron. - Klastry to lokalna odpowiedź na globalne wyzwania - komentuje. - Współpraca w trójkącie biznes - samorząd - uczelnie jest wspierana możliwością pozyskania środków unijnych. Mechanizm ten przynosi wymierne korzyści samym przedsiębiorcom, nie tylko w obliczu silnej konkurencji, ale pozwala także konsolidować otoczenie biznesu i integrować środowisko. *żródło: Wikipedia

KTO W KLASTRZE IT?

Podmioty, które zawiązały Bydgoski Klaster Informatyczny „Bydgoszcz IT Cluster” to: Agnat sp. z o.o., Alcatel-Lucent Polska sp. z o.o., Atos IT Services sp. z o.o., Bazy i Systemy Bankowe sp. z o.o., Mobica Limited sp. z o.o., Partner24 sp. z o.o., Przedsiębiorstwo Informatyki ZETO Bydgoszcz S.A., SDL Poland sp. z o.o., Slican sp. z o.o., SoftBlue S.A., T KOMP Tomasz Kruszewski, Vivid Games S.A., Zakład Informatyki Stosowanej s.c., Uniwersytet Technologiczno – Przyrodniczy im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich w Bydgoszczy oraz Miasto Bydgoszcz.


rozmowa biznesu Zapewnić firmie przyszłość to wyposażyć siebie i kadry w umiejętności sprawnego zarządzania zespołem w czasach ciągłych zmian - mówi dr Joanna Rajang, prezes firmy Personel System w rozmowie z Jackiem Kowalskim.

TWOJA FIRMA w czasach zmian

W gospodarce zachodzą dziś tak dynamiczne zmiany, że nikt nie wie, jak będzie wyglądała jego branża za 10 lat. Czy jest jakiś sposób na zapewnienie sobie przyszłości? Dr Joanna Rajang: - Kiedy konfrontujemy wyniki badań prowadzonych na świecie z tym, co widzimy w polskich przedsiębiorstwach, dochodzimy do wniosku, że najważniejszym jest przygotować siebie i podległy sobie personel do szybkiego reagowania na zmiany oraz do patrzenia w przyszłość. Skąd wiadomo jakie umiejętności trzeba rozwijać? Poważne badania w tym zakresie przeprowadził Boston Consulting Group. Wyróżnił kompetencje pracowników, które dają firmom szanse na przetrwanie najbliższych 15 lat. Spośród tych kompetencji, trzy zebrały ponad 70 proc. Są to: kreowanie zmian, zarządzanie nimi i zdolność przystosowania się do nich; koncentracja na obsłudze klienta i szacunek dla jego potrzeb oraz znajomość zagadnień zarządzania finansami. I to wystarczy? To i tak duże wyzwanie dla przedsiębiorcy. Wyposażenie kadr w umiejętności zarządzania ludźmi w zmianie, komunikowania, czy też kreowania ich, wymaga wysokiego poziomu wiedzy o mechanizmach, które warunkują zachowania ludzi w biznesie. Wiedza to nie wszystko. Trzeba umiejętnie po nią sięgać: świadomie, swobodnie i w powiązaniu z kontekstem, w jakim funkcjonuje organizacja. Nasza firma wzmacnia efektywność przedsię-

biorstw od 18 lat, ale nie pamiętam, by kiedykolwiek wcześniej rynek oczekiwał od menedżerów umiejętności sięgających tak głęboko w znajomość psychologii w zarządzaniu ludźmi. Rzadko który biznesmen ma tak precyzyjną wiedzę. Personel System to chyba jedyna firma w Kujawsko-Pomorskiem, która pomaga przedsiębiorstwom sprawnie przechodzić przez zmiany? Tym tematem zajmujemy się od ponad 10 lat. Towarzyszymy kilku największym firmom na polskim rynku w sprawnym wdrażaniu zmian. Wiele nas uczą również doświadczenia z mniejszymi firmami, bo tam sposoby zarządzania w zmianie muszą uwzględniać nieco inne czynniki. Mamy świadomość, że to wszystko, przez co przechodziliśmy razem z naszymi klientami, nauczyło nas na ten temat najwięcej. Dzięki temu mamy zespół świetnych specjalistów i jako praktycy w firmach o bardzo różnych branżach, różnej wielkości, historii, jesteśmy odbierani jako wiarygodni. Czy dużo firm z naszego województwa rozwija umiejętności pracowników, ważne w czasach ciągłych zmian? Sporo. Spójrzmy np. na łamy BIZNESU: co druga opisywana przez Państwa firma jest naszym Klientem. I cieszy mnie, że wśród przedsiębiorców z naszego regionu jest już duża świadomość tego, że zmiany czekają nas wszystkich, także tych, co przetrwali kryzys, a kompetencje specjalistyczne nie wystarczą, aby utrzymać się na rynku. Coraz częściej firmy proszą nas nie tylko o wsparcie

w procesie jakiejś konkretnej zmiany, ale potrzebują też dać pracownikom umiejętności sprawnego zarządzania w obliczu ciągłych zmian. Poza tym dużo częściej niż kiedyś top menagement decyduje się na doskonalenie siebie. To ci, którzy odnieśli sukces na rynku, ale też wiedzą, że przyszłość wymaga nieco zmiany sposobu myślenia i nowych kompetencji. Jakie sytuacje prowokują najczęściej firmy do nawiązania z Wami współpracy? Czasami są to po prostu nie do końca sprawnie działające procesy produkcyjne, sprzedażowe, zakupowe i inne. A czasem zaangażowanie pracowników w nowe inicjatywy jest niewystarczające dla ich powodzenia albo brakuje z ich strony otwartości, albo jakiś zespół niejawnie oporuje wobec zmian. I z tego typu sytuacjami przedsiębiorca nie może poradzić sobie sam? Oczywiście, że może i wielu to robi. Pamiętajmy jednak, że czym innym jest przejście przez konkretną zmianę, a czym innym umiejętność przeprowadzania ludzi przez coraz to nowe zmiany. Czym się to różni? Przeprowadzanie przez zmiany jest uniwersalne i przyszłościowe, ale wymaga dużo bardziej złożonych działań HR-owych. Czasami konieczne jest spojrzenie z zewnątrz na relacje i procesy w firmie, aby usprawnić ją i przy tym jej nie zaszkodzić. I tutaj właśnie się przydajemy. 1344414BDBHA


1298514BDBHA


region

Wywabiamy białe plamy Tylko w czerwcu i lipcu br. przedsiębiorcy z naszego regionu otrzymali 251 mln zł wsparcia ze strony Urzędu Marszałkowskiego. Dzięki tym pieniądzom powstało 1050 miejsc pracy. ROZMAWIA: JANUSZ MILANOWSKI

C

o wyróżnia Kujawsko-Pomorskie w kraju jeśli chodzi o wsparcie dla firm ze strony samorządu województwa? - Rozdzieliliśmy ostatnie środki z puli naszego RPO 2007-2013. Celowo rozwiązaliśmy to tak, by pieniądze dla przedsiębiorstw rozdysponowywać transzami przez cały okres programowania - mówi marszałek Piotr Całbecki, podkreślając, że w ostatnio rozstrzyganych konkursach Urząd Marszałkowski wykorzystał środki z krajowej rezerwy wykonania, będące ministerialną nagrodą za sprawne wdrażanie unijnej pomocy w poprzednich latach. Dzięki temu uniknięto luki w finansowaniu. Jak twierdzi marszałek Całbecki, przez cały okres wdrażania RPO i POKAL, poszukiwano najlepszej formuły na rozdział uzyskiwanych środków. Początkowo to wsparcie było ukierunkowane na sektor małych i średnich przedsiębiortsw, często później wchłanianych przez duże firmy. W ten sposób środki nie docierały tam, gdzie było największe bezrobocie, na tzw. białe plamy naszego województwa - jak to określa marszałek. Samorząd wyciągnął jednak z tego wnioski. Kolejne konkursy ewaluowały tak, by w pierwszej kolejności informacje i środki dotarły do miejsc największego bezrobocia - wyjaśnia marszałek Całbecki. - Podzieliliśmy województwo na pewne obszary, na których stopniowaliśmy

preferencję możliwości wykorzystania środków. I to zadziałało. Po wsparcie zaczęły występować małe firmy rodzinne, które trwale wiązały swój rozwój z danym miejscem. To umocowanie w danym miejscu jest o tyle istotne, że wysokość dotacji uzależniono od trwałości danego projektu. - I ten system dopracowaliśmy do perfekcji - mówi marszałek. - Małe firmy z obszarów zagrożonych bezrobociem mogą mieć pewność, że dostaną dofinansowanie. Od 2007 r. Urząd Marszałkowski przeznaczył na wsparcie dla przedsiębiorców ogromną kwotę: ponad 1,1 mld zł; wspierając ich bezpośrednio środkami na konkretne zakupy. Marszałek Całbecki podkreśla też wagę wsparcia pośredniego na kwotę niemal pół miliarda złotych, która trafiła m.in. do 17 stref inwestycyjnych w naszym województwie. Inne formy wsparcia to fundusze pożyczkowe, poręczeniowe i vouchery badawcze, przeznaczone dla ludzi tworzących innowacyjne projekty wspierania firm poprzez badania naukowe. - To jest ciekawe, nowe rozwiązanie, niestosowane dotychczas nigdzie indziej w Polsce - podkreśla marszałek. - Dzięki tym voucherom firmy zaczęły współpracę ze światem nauki w zakresie swoich potrzeb. Na życzenie przedsiębiorców Urząd Marszałkowski wspiera też misje gospodarcze nawet do krajów Dalekiego Wschodu. KUJAWSKO-POMORSKI

32

WRZESIEŃ 2014

Wsparcie dla przedsiębiorców od 2007 r.: · 610 mln zł - wsparcie bezpośrednie · 490 mln zł - wsparcie pośrednie · W czerwcu i lipcu br. do przedsiębiorców trafiło 251 mln zł. To pieniądze na utworzenie 1050 miejsc pracy. Dotacje trafiły m.in. na: · uzbrojenie terenów inwestycyjnych - 9 terenów, 72 mln zł · inwestycje mikroprzedsiębiorstw - 56 mln zł · inwestycje firm współpracujących ze szkołami zawodowymi (staże praktyki) - 59 projektów, 159 mln zł · inwestycje proekologiczne: 16 projektów, 23 mln zł · budowę Centrum TargowoWystawienniczego w Myślęcinku - 20,6 mln zł · wsparcie współpracy nauki i biznesu w ramach vouchera badawczego wyniosło około 15 mln zł, dotacje trafiły na ponad 270 przedsięwzięć · Utworzenie regionalnych inkubatorów przedsiębiorczości w Bydgoszczy, Toruniu i Włocławku - 9,4 mln zł. · W ramach inicjatywy JEREMIE udzielono pożyczek oraz poręczeń na łączną sumę 41 mln zł.

Polityka wspierania przedsiębiorczości prowadzona przez samorząd województwa nie ogranicza się tylko do udzielania wsparcia finansowego. Chodzi w niej również o tworzenie systemu wsparcia i wskazanie firmom perspektyw rozwoju. Temu celowi służy m.in. powołana rok temu Agencja Innowacyjności z Funduszem Badań i Wdrożeń. - Koordynujemy też powstawanie klastrów przemysłowych - wymienia marszałek Całbecki. - Chodzi o to, żeby firmy liderów wykorzystać do rozwoju sektora MŚP. Na przykład bydgoska PESA tworzy klaster kolejowy z udziałem wiele firm regionalnych, które mają wieloletnie gwarancje na produkcję podzespołów. W ten sposób w naszym regionie zaczęła się tworzyć pewna dobra idea biznesowa. Charakteryzując wypracowywaną formułę pomocy przedsiębiorstwom, marszałek Całbecki podkreśla, że obowiązuje w niej logika zrównoważonego rozwoju. - Nowoczesne technologie i innowacje koncentrowaliśmy w dużych miastach, ale też szukaliśmy sposobu na dotarcie do gmin, które nie korzystały z dotacji - tłumaczy. - I to nam się udało. Wydaje mi się, że nie ma już wspomnianych białych plam na mapie naszego województwa. Dzięki dotychczas udzielonym dotacjom bezpośrednim w naszym regionie powstało ok. 5 tys. nowych miejsc pracy.


Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka w Toruniu

Nie bądź jabłkiem Putina Drobni przedsiębiorcy wolą poskarżyć się znajomemu niż skorzystać z pomocy adwokata. Jednak, gdy po raz pierwszy się na to zdecydują, radzą to samo innym. W różnych okolicznościach, nawet w myjni samochodowej. z Sanoka chciał się zatrudnić akurat u mnie w Toruniu. Adwokat od razu ocenił sytuację. Zachęcił mnie, bym poszedł z tym na policję i zawiadomił o oszustwie, bo poziom tych pism wskazywał na to, że ktoś zrobił sobie z tego stałe źródło dochodu. Siedzi przed komputerem, wyszukuje potknięcia i … kasuje. A jak dobre to źródło, sprawdzi jedynie policja, gdyż może uzyskać dostęp do jego rachunku bankowego. Tego rachunku, który mi podał. - Ale czy to się Tobie finansowo opłaciło? – zastanawia się właściciel masarni – Słyszałem, że te usługi są koszmarnie drogie… - Nie przesadzaj, adwokat wystawił fakturę na 300 zł plus VAT czyli 10 proc. tego, co „ugodowo” chciał obrońca równouprawnienia. A jak jeszcze dobierze się gościowi do skóry policja, to będzie bezcenne. - No to miałeś, chłopie, szczęście – wzdycha masarz – nie to, co ja. Mam na karku Inspekcję Transportu Drogowego, a z nimi nikt nie wygra. Zatrzymali mojego wspólnika, gdy przewoził nasz towar, ale miał zezwolenie na przewóz towarów wystawione na moje nazwisko. - Nawet nie wiesz, że masz nieziemskie szczęście. Zobacz, na koniec kolejki podjechał ten adwokat, u którego byłem. - Dzień dobry, panie mecenasie, a to kolega-przedsiębiorca, który ma problem z Inspekcją Transportu Drogowego. Po wysłuchaniu krótkiej relacji adwokat podaje wizytówkę masarzowi. - Nie jest aż tak beznadziejnie jak się panu wydaje – stwierdził mecenas. - Sięgnę do przepisów, ale jakiś czas temu analizowałem podobną

sytuację. W przypadku wspólników spółki cywilnej wystarczy, gdy zaświadczenie potwierdzające zgłoszenie przewozów jako działalności pomocniczej posiada jeden wspólnik. Znajdę to orzeczenie. - I już nie jesteś jak „jabłko Putina” – żartuje cukiernik, widząc zmianę nastroju kolegi. – Wyglądasz jak po solidnej porcji mojego sernika z brzoskwiniami. 

Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka w Toruniu / TORUŃ 2014

Kujawsko-Pomorska Izba Adwokacka

ul. Rynek Staromiejski 17 87-100 Toruń tel. 56 622 42 37 email: sekretariat@ora.torun.pl Wyszukiwarka adwokatów zrzeszonych w Kujawsko-Pomorskiej Izbie Adwokackiej: www.ora.torun.pl/adwokaci

434214TRTHA

- A coś ty taki skwaszony jak jabłko odrzucone przez Putina? – zagaduje w kolejce do myjni cukiernik znajomego z branży mięsnej. - Bo mi całkiem nie do śmiechu, tak jak Tobie, gdy ostatnio się tutaj spotkaliśmy – odpowiada współwłaściciel niewielkiej masarni. - I co zrobiłeś z tym człowiekiem, który żądał od ciebie odszkodowania za naruszenie zasad równego traktowania w zatrudnieniu? Ale byłeś wtedy wściekły. Chciałeś się z nim targować, ile mu w końcu zapłaciłeś? - Ani złotówki! - Nie wierzę… Poszedłem po rozum do głowy, czyli do adwokata – opowiada z zapałem cukiernik. - Zaniosłem te wezwania do zapłaty, projekt pozwu i ugody, które mi ten człowiek przysłał. Adwokat o wszystko wypytał, przeczytał, przeanalizował. Stwierdził, że ten człowiek to prostu oszust! Mechanizm oszustwa był następujący. Oszust znajdował w Internecie niechlujnie sformułowane oferty pracy. W tej zamieszczonej przez właściciela masarni mowa była o pracy dla wyłącznie dla kobiet – ekspedientek. Cwaniak to właśnie chciał wykorzystać, by wyłudzić pieniądze. - Za radą adwokata wysłałem cwaniakowi pismo wyjaśniające – opowiada cukiernik. - Zapewniłem, że do pracy przyjmujemy równie chętnie kobiety jak i mężczyzn. Zachęciłem go do złożenia dokumentów, zaprosiłem nawet na rozmowę kwalifikacyjną. Miałem 100 proc. gwarancji, że nie pofatyguje się, bo on mieszka w Sanoku. Wyobrażasz sobie – wrażliwy na równouprawnienie ekspedient


ubezpieczenia

PRUDENTIAL, ZNACZY DUMA O sile tradycji i odpowiedzialności, wynikającej z lat doświadczeń na rynku, z Tomaszem Jagodzińskim, dyrektorem regionalnym firmy Prudential, rozmawia Jacek Kowalski TEKST: JACEK KOWALSKI

Jacek Kowalski: Prudential, jeden z największych ubezpieczycieli na świecie, nieco ponad półtora roku temu rozpoczął swoją działalność w Polsce. Dlaczego dopiero teraz? Tomasz Jagodziński: - Powróciliśmy na polski rynek ubezpieczeń, proszę pamiętać, że nie był to nasz debiut. Właśnie powrót po wielu latach. Warto przypomnieć, że Prudential był obecny w Polsce przed II wojną światową. W 1927 r. nabył przecież pakiet kontrolny akcji Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Przezorność”. Firma bardzo dobrze rozwijała się, a jej siedziby znajdowały się we wszystkich największych miastach ówczesnej Polski - w Warszawie, Wilnie, Katowicach, Poznaniu, Lwowie, Łodzi i w Krakowie. Na szczególną uwagę zasługuje warszawska siedziba przedwojennego Prudentialu. Najwyższy przedwojenny budynek Polski, do dzisiaj nazywany jest, nie tylko przez mieszkańców Warszawy, Prudentialem. Wolimy zatem mówić, że powróciliśmy na polski rynek. Nasza ostatnia kampania, nie tylko reklamowa, bo o kwestii honorowania przedwojennych zobowiązań informowało z życzliwością wiele różnych mediów, również przypomina nasze przedwojenne dziedzictwo.

Tomasz Jagodziński dyrektor regionalny firmy Prudential w naszym województwie planuje współpracę z dwustoma osobami. Prawda? Tak. Nie ma rozwoju sieci sprzedaży i dotarcia do naszych klientów inaczej niż za pośrednictwem naszych konsultantów działających w terenie.

Powiedział Pan, że chcecie pozyskać do współpracy i przeszkolić dużą grupę osób w każdym z oddziałów. Prosta arytmetyka: Prudential

Co szczególnego oferujecie osobom, które chcą podjąć z Wami współpracę w charakterze konsultanta ubezpieczeniowego? KUJAWSKO-POMORSKI

34

WRZESIEŃ 2014

Rynek ubezpieczeń na życie wciąż nie jest jednak tak rozwinięty, jak w krajach o dojrzałych gospodarkach rynkowych. Sądzicie, że uda Wam się odnieść na nim sukces? Gdyby tak nie było, nie zdecydowalibyśmy się na powrót do Polski. Naszym zdaniem na myślenie o przyszłości swojej i bliskich nigdy nie jest za późno, czego najlepszym dowodem jest żywa dyskusja o emeryturach i finansach osobistych w przyszłości. Nasza filozofia zakłada pokazanie innej drogi. Oferując produkty pozwalające na akumulację kapitału i gwarantujące ochronę oraz wsparcie na wypadek chorób i nieszczęśliwych zdarzeń, pokazujemy, że przeznaczenie nawet niewielkiej kwoty z myślą o przyszłości, daje nam znaczące wsparcie, kiedy będziemy tego potrzebować, a kiedy spodziewane dochody z tytułu emerytury, co pokazują opinie ekspertów, będą niższe, niż obecnie. Dziękuję za rozmowę.

www.dajeslowo.pl

1198514BDBHA

W naszym regionie przecież też nie jesteście przypadkiem, prawda? - Oczywiście. Nasz plan rozwoju zakłada budowę sieci w całym kraju, przy czym mówiąc „sieć” mam na myśli zarówno pozyskanie do współpracy osób, pragnących zdobywać doświadczenie w ubezpieczeniach na życie, jak i otwieranie kolejnych oddziałów naszej firmy. W każdym z nich do współpracy chcemy pozyskać ok. 100 osób. Do tej pory otworzyliśmy oddziały w kilkunastu miastach Polski, w tym także w Bydgoszczy i Toruniu. Skala rozwoju jest, bez fałszywej skromności, imponująca, ponieważ dokonaliśmy tego w kilkanaście miesięcy od powrotu na polski rynek. Jednak sam oddział bez ludzi nie ma racji bytu. Stąd wiele akcji, jak seminaria kariery, na które zapraszamy znanych mówców i na których rozmawiamy o pracy w ubezpieczeniach. Dlatego również zakładamy budowę sieci naszych współpracowników w każdym z oddziałów.

No dobrze, dobrze. Jednak obiegowa opinia jest taka, że zawód agenta ubezpieczeniowego nie cieszy się zbyt wielkim poważaniem. Co mógłby Pan na to odpowiedzieć? Słowo „agent” ma rzeczywiście różne konotacje, w tym te mniej przyjemne. Niech pan tylko pomyśli, w jakich okolicznościach zazwyczaj mamy kontakt z tą osobą. Polisa ma chronić nas, albo naszych bliskich. Do jej wystawienia potrzebne jest zaufanie, kluczowy czynnik, ponieważ zdajemy sobie sprawę z wizerunkowych wyzwań, stojących przed towarzystwami ubezpieczeń. Myśląc zatem o przyszłości i udzielając konsultantowi informacji o wiele bardziej szczegółowych i poufnych niż na przykład w przypadku kupna polisy OC komunikacyjnego, spodziewamy się, że obietnica ochrony gwarantowanej przez polisę zostanie spełniona, na dodatek - zazwyczaj po wielu latach. Tu dochodzimy do marki i wiarygodności towarzystwa ubezpieczeniowego. To nie przypadek, że pokazaliśmy wypłatę świadczeń z polis wystawionych przez Prudential kilkadziesiąt lat temu, przed II wojną światową. Nie zależy nam na sprzedaży za wszelką cenę, preferujemy klientów, którzy świadomie skorzystają z naszej oferty, decydując się na wieloletni związek z nami.

Po pierwsze, siłę naszej marki i wizerunek. Znowuż bez fałszywej skromności, wiemy, że stoi za nami pewność i wieloletnia działalność - Prudential na świecie działa od ponad 165 lat. Po drugie, dotrzymujemy obietnic, nawet tych złożonych wiele lat temu. Naszą komunikację dotyczącą dotrzymywania obietnic rozwijamy i teraz, czego przykładem jest najnowsza akcja społeczna Prudential, dotycząca dotrzymywania danego słowa. „Daję słowo” to dla nas coś więcej niż tylko dwa słowa. Okazuje się, że jest wiele osób, dla których słowo ma dużą wartość, stąd pomysł na akcję i serwis www.dajeslowo.pl. Oczywiście zapewniamy naszym współpracownikom niezbędne przeszkolenie. Nie tylko z obszaru ubezpieczeń na życie, ale również z tego, jak założyć i prowadzić działalność gospodarczą, co oczywiście jest swego rodzaju wartością dodaną. Nie sposób również zapomnieć o narzędziach. Jesteśmy bodajże jedyną na rynku firmą, w której analiza potrzeb klienta, zrozumienie oferty i wybór produktu dokonuje się w czasie i trybie rzeczywistym, a klient może sam łatwo modyfikować zakres ochrony ubezpieczeniowej, czas trwania ubezpieczenia, itd. Wszystko to na doskonale widocznej aplikacji, przeznaczonej na tablety.


1360614BDBHA


f et le i m e ta ot n Jak wkurzyć Polaka? Przepis jest prosty: weź miasto wielkości Bydgoszczy. Rozłóż na czynniki pierwsze dworzec kolejowy, najlepiej w wakacje, gdy pasażerów jest kilka razy więcej niż zwykle. I regularnie ich dezorientuj, podając przez megafony sprzeczne informacje.

Jacek Kowalski

Drogie PKP:

czy wam się to opłaci? Rachunek ekonomiczny jest prosty. Ten remont trzeba było po prostu zrobić, i już. Z kalkulacji wynikało też, że należało to zrobić właśnie teraz; przynajmniej takie mam wrażenie po rozmowach z szefami firm budujących nasz dworzec. Na tym jednak logiczne i proste rachunki ekonomiczne chyba się kończą. Albowiem… Albowiem PKP postanowiły zagrać z pasażerami w durnia. Całe lato obserwowałem ludzi z plecakami, z torbami podróżnymi, walizkami, walizami i walizeczkami, obarczonych karimatami i dzieciakami, jak biegają z szaleństwem w oczach z jednego peronu na drugi. Bo tak: na tablicy wyświetlano inny numer peronu, pani w okienku podawała inny, z megafonu - bywało - leciał jeszcze inny numer. A przemiłe skądinąd dziewczęta w jaskrawożółtych kamizelkach nie potrafiły niczego powiedzieć biednym ludziom, jak tylko: „proszę słuchać komunikatów z megafonów, bo tu się wszyyyyyyyystko zmienia” (mówione z wywróceniem oczu). Żeby było jeszcze ciekawiej, właściciel obiektu raz zamykał przejścia torami, którymi można było przecwałować prędzej - innym razem je otwierał (a niech się pasażer domyśli,

dziennikarz, redaktor prowadzący Biznes Kujawsko-Pomorski

KUJAWSKO-POMORSKI

36

WRZESIEŃ 2014

jaki dzisiaj mamy dzień). Raz na żółtych tablicach informacyjnych pisał, że przejście na taki-to-a-taki peron jest dostępne podziemiami, innym razem anulował to, by za dwa dni powrócić. Ja rozumiem wszystko: że budowa na miarę tej wieży babilońskiej, że bałagan nie zawsze był spowodowany niedbałością PKP i tak dalej. Ale, na Boga! w ostatecznym rozrachunku ekonomicznym to PKP jest tą instytucją, która straci najwięcej - jestem tego pewien. Traci bowiem na wiarygodności, na kulejącym „pi-arze”, na wizerunku wreszcie. Zamiast opowiadać z sensem historię o jednej z największych inwestycji, papla coś bez sensu, bałagani i daje snuć opowieść rozgoryczonym pasażerom. Tak jest: opowieść jest bardzo ważna w biznesie, uczy nas o tym marketing narracyjny, którego osobiście jestem gorącym wyznawcą jako marketingu przyszłości. I wyzywam na felietonowy grunt każdego, kto uważa wręcz odwrotnie. Szanowni Państwo z PKP: tak się biznesów dziś nie robi. Wizerunek, opowieść, przekaz na temat inwestycji są tak samo ważne jak efekt końcowy. Czyli w tym przypadku piękny dworzec. Głęboko w to wierzę.


1362114BDBHA


najbogatsi w regionie

Kto tu ma Ich majątki szacowane są na setki milionów złotych. Niektórzy, jak choćby trzech panów z zarządu bydgoskiej Pesy, koncertowo je pomnażają. Oto najbogatsi z naszego regionu - według „Forbesa”. JAN OLEKSY

N

ajwyższą lokatę w Setce Najbogatszych Polaków 2014 roku miesięcznika „Forbes” zajmuje Roman Karkosik z majątkiem oszacowanym na 2 miliardy 450 milionów złotych. To postać torunianom dobrze znana. Biznesmen mieszka w Kikole, działa w branży metalurgicznej i chemicznej, jest jednym z rekinów polskiej giełdy, finansowo wspierał toruńskich żużlowców. Marka „Karkosik” Wokół kontrolowanego przez siebie Boryszewa (ponad 57 proc. akcji) zbudował przemysłowe imperium. Jest znanym inwestorem, który pod koniec kwietnia 2012 roku przewidział odbicie na giełdzie. Biznesmen trafnie zalecał, by zwrócić uwagę na rynek surowców i sektor chemicz-

ny. Oprócz Boryszewa, ma między innymi akcje Alchemii, funduszu NFI Krezus i Skotanu. Zajmuje ósmą pozycję na liście „Forbesa”. Jego żona - Grażyna Karkosik - w rankingu znalazła się na 47. miejscu (500 milionów złotych). Od lat inwestuje z mężem, jest udziałowcem Unibaksu Toruń oraz notowanych na warszawskiej giełdzie: Alchemii (niespełna 12,3 proc.), NFI Krezus (30,6 proc.) oraz Skotanu (11,6 proc.). Jest jedną z najbogatszych Polek. Miliony na farmacji Na miejscu 38. ulokowali się Wiesława i Kazimierz Herbowie. Zgromadzili 535 milionów złotych. Biznesmen jest założycielem, akcjonariuszem i byłym długoletnim prezesem farmaceutycznej spółki Neuca, dawniej Torfarmu. Pod względem

Roman Karkosik

przychodów to największa firma w Toruniu. Wiesława i Kazimierz Herbowie są absolwentami Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Na początku lat 90. matka namówiła syna Kazimierza, by założył hurtownię, ponieważ miała problem z zaopatrzeniem apteki. Tak powstał Torfarm, obecnie giełdowa Neuca. Z czasem przejmowała rywali. W 2000 r. firma miała trzyprocentowy udział w hurtowym rynku leków. W 2009 roku, po połączeniu z giełdowym Prosperem, odsetek ten sięgnął 30 procent. Kazimierz i Wiesława mają 46 proc. akcji Neuca. Pieniądze z tramwajów… Oczko niżej, czyli na miejscu 39., uplasowali się w rankingu trzej panowie z zarządu Pesy: prezes Tomasz Zaboklicki oraz Zenon Duszyński i Zygfryd

Na miejscu 38. ulokowali się

zajmuje 8. miejsce w rankingu „Forbesa” z majątkiem oszacowanym na 2 miliardy 450 milionów złotych

Wiesława i Kazimierz Herbowie, których majątek wart jest 535 milionów złotych

KUJAWSKO-POMORSKI

38

WRZESIEŃ 2014


najbogatsi w regionie

pieniądze? Żurawski. Majątek każdego z właścicieli firmy oszacowany został na 530 milionów złotych. Bydgoska PESA produkuje nowoczesne pojazdy szynowe. Prezes Tomasz Zaboklicki razem ze wspólnikami zrobił z przestarzałej remontującej tory spółki liczącego się w Europie producenta taboru kolejowego. W styczniu 2013 r. Tomasz Zaboklicki odebrał zasłużenie prestiżową Nagrodę Kisiela. W dużym stopniu to on stoi za sukcesem spółki, która dzisiaj sprzedaje za miliardy złotych tramwaje do Warszawy i pociągi do Niemiec. Tomasz Zaboklicki, Zenon Duszyński i Zygfryd Żurawski mają po 21,9 proc. udziałów w PESA Holding, a ta ma większościowy pakiet w spółce Pojazdy Szynowe PESA Bydgoszcz. …ale i z nakrętek Na miejscu 61. rankingu odnajdujemy Krzysztofa Grządziela z majątkiem oszacowanym na 455 milionów złotych. Ten biznesmen, który nie stroni od polityki (radny Sojuszu Lewicy Demokratycznej we Włocławku), doszedł do fortuny prowadząc firmę DGS, produkującą nakrętki do butelek. Obecnie ma 30 proc. udziałów firmy z Włocławka, a pozostałe należą do włoskiego inwestora Guala Closures Group. Jego najnowsza inwestycja w uzdrowisku Wieniec-Zdrój pod Włocławkiem

robi wrażenie. Plan przewiduje czterogwiazdkowy pensjonat na 550 łóżek, aquapark z rwącą rzeką, biczami wodnymi i jacuzzi z miejscową solanką, salon SPA i fitness, rozbudowę rozlewni wód mineralnych. Na modernizację uzdrowiska biznesmen chce przeznaczyć około 100 mln zł. Jest laureatem Kryształowego Serduszka, przyznanego przez „Nowości” za działalność charytatywną. Dla porównania - najbogatszym Polakiem w tym roku, podobnie jak w ubiegłym, jest według „Forbesa” Jan Kulczyk z majątkiem szacowanym na 11 miliardów 300 milionów złotych. Milionerów wciąż przybywa W ostatnich latach w naszym regionie dynamicznie przybywa milionerów. - Trzy lata temu było ich u nas o ponad połowę mniej - mówi Katarzyna Nowak z Drugiego Urzędu Skarbowego w Toruniu. To właśnie w „Dwójce” podatników z dochodem za 2013 rok, przekraczającym milion złotych, jest najwięcej, bo 92. Rekordzista w ubiegłym roku osiągnął 13 milionów zł dochodu. W skarbowej „Jedynce” milionerów mamy 54, a najwyższy dochód za miniony rok to 7,7 miliona zł. A ilu milionerów mieszka w Bydgoszczy? W bydgoskich urzędach skarbowych dochód powyżej

miliona złotych wykazało aż 208 podatników - podaje Dorota Kuligowska-Tekieli z Izby Skarbowej w Bydgoszczy. Pogoda dla bogaczy W ostatniej dekadzie bardzo zmieniło się nastawienie Polaków do ludzi bogatych. Jak pokazują badania CBOS-u, większość naszych rodaków uważa, że ludzie zamożni cieszą się poważaniem. - Wprawdzie niemal powszechne jest przekonanie, że ludzie w Polsce nie mają równych szans bogacenia się, jednak społeczne postrzeganie dochodzenia do bogactwa uległo zmianie. Przede wszystkim wzrósł szacunek dla ludzi bogatych - twierdzi Michał Trzeszewski z CBOS-u.

39. miejsce należy do

Tomasza Zaboklickiego oraz Zenona Duszyńskiego i Zygfryda Żurawskiego

Grażyna Karkosik,

z zarządu Pesy, majątek każdego z nich oszacowany został na 530 milionów złotych KUJAWSKO-POMORSKI

jedna z najbogatszych Polek, zajmuje 47. miejsce z 500 milionami złotych 39

WRZESIEŃ 2014

Na miejscu 61. rankingu „Forbesa” odnajdujemy

Krzysztofa Grządziela z majątkiem oszacowanym na 455 milionów złotych


sonda

Czym jeździsz, szefie? NOTOWAŁ: KAMIL PIK

lek. med.

Rafał Mikołajczak

Lech Mizarewicz

dyrektor Salonu Opla i Chevroleta w Bydgoszczy

ordynator Oddziału GinekologicznoPołożniczego Szpitala Powiatowego w Chełmży.

Jestem przykładem osoby, która jest przekonana do tego, co sprzedaje. Jeżdżę oplem insignia z silnikiem V6 o pojemności 2,8 litra. Wybrałem taki model, ponieważ ma znakomity silnik i napęd na cztery koła i automatyczną skrzynię biegów. Jazda tym autem dostarcza naprawdę dużo przyjemności. W tej chwili to właśnie wspomniany automat jest dla mnie najważniejszym elementem - szczególnie przy długich podróżach.

Przed obecnym samochodem jeździłem trzystukonnym fordem. Doszedłem jednak do wniosku, że jest to zbyt kosztowne w eksploatacji auto. Zacząłem rozglądać się za autem oszczędnym, ale i bardzo komfortowym. Padło na volkswagena up. Auto to zdobyło mnie swoją ergonomią wnętrza. Jest niewielkie, a jadąc nim kierowca czuje się jak w dużym luksusowym pojeździe. Do tego jest to auto bardzo dynamiczne w mieście i wygodne na długie trasy.

Mirosław Erdanowski właściciel toruńskiej firmy PULSAR

Tadeusz Matykiewicz właściciel Bydgoskiego Domu Aukcyjnego Transfer, sponsora tytularnego siatkarskiej drużyny Transfer Bydgoszcz. W tej chwili mam benzynowego mercedesa S-klasa 350 oraz mercedesa ML z silnikiem Diesla. Jestem estetą i bardzo cenię sobie stylistykę zarówno linii mercedesów, jak i wnętrza tych samochodów. Do mercedesa mam też spory sentyment. Tej marki było moje pierwsze auto, które kupiłem lata temu w Berlinie Zachodnim, gdzie mieszkałem trzy lata.

KUJAWSKO-POMORSKI

Jestem zadowolonym posiadaczem samochodu Volvo V70 ze stusześćdziesięciotrzykonnym silnikiem, wyposażonym w specjalny chip, pozwalający osiągać moc nawet stu dziewięćdziesięciu koni mechanicznych. Jak pogoda sprzyja, to korzystam także z turystycznego motocykla BMW z silnikiem typu Boxer. Rzadziej, bo przy specjalnych okazjach, takich jak zloty, czy wyprawy z klubem motocyklowym którego jestem członkiem, wyciągam z garażu mój zabytek - auto terenowe Dodge WC52 z 1942 roku.

40

WRZESIEŃ 2014


791514TRTHA


rozmowa biznesu

Innowacyjność

zaczyna się w głowie

TEKST: JAN OLEKSY   FOT. KPAI

Innowacyjność to jest ruch, dynamika. Jeżeli będziemy długo chodzić z pomysłem w teczce, minie rok - dwa, aż stanie się on nieaktualny, a inni będą szybsi, skuteczniejsi, bystrzejsi, to nie osiągniemy pożądanego postępu, nie zrobimy skoku naprzód - mówi Maciej Krużewski, prezes Kujawsko-Pomorskiej Agencji Innowacji, w rozmowie z Janem Oleksym

Panie Prezesie, po co została powołana do życia Kujawsko-Pomorska Agencja Innowacji? Naszą ideą jest stworzenie w województwie kujawsko-pomorskim sprawnie działającego systemu współpracy, w którym będą uczestniczyć przedsiębiorstwa i uczelnie, ale także administracja oraz inne podmioty, np. instytucje otoczenia biznesu, mające pomysły, stawiające na rozwój poprzez wiedzę, zatrudniające doskonale wykwalifikowane kadry, a ich działania będą miały charakter innowacyjny. Potencjał intelektualny uczelni naszego regionu znajdzie wtedy właściwego adresata wśród przedsiębiorców. Naszym zadaniem jest wspieranie głównie małych i średnich przedsiębiorstw, bo duże mają kapitał i świadomość, że jeżeli chcą być na rynku konkurencyjne, to element innowacyjny planowanych do sprzedaży produktów muszą uwzględniać w planach strategicznych. Z drugiej strony to właśnie duże przedsiębiorstwa dzięki swojemu potencjałowi mogą być kołem zamachowym rozwoju innowacji dla całego regionu poprzez współpracę z MŚP.

Bo często małe i średnie przedsiębiorstwa mają fantastyczne pomysły... Ale brakuje im pieniędzy... Dlatego realizujemy projekt Fundusz Badań i Wdrożeń, który powinien niwelować bariery finansowe, administracyjne i proceduralne, związane z wdrażaniem pomysłów. Chodzi także o ścisłą współpracę nauki z biznesem. Odpowiedzialnością uczelni powinien być także - oprócz zajmowania się nauką przez duże N - udział we współtworzeniu gospodarki regionalnej. Czy to jest klucz do kwestii finansowania innowacji? W procesie innowacyjnym sektor nauki musi być ściśle związany z biznesem. Można kupić istniejące już patenty czy rozwiązania technologiczne, ale można też tworzyć własne. Dlaczego to jest trudne? Bo to jest bardzo ryzykowny proces. Jeżeli tworzymy coś nowego, to nie wiemy czy to się sprawdzi, czy się sprzeda. Ale żeby coś wytworzyć, trzeba zainwestować...

…trzeba zaryzykować, trzeba się spieszyć, trzeba pokonywać bariery. Innowacyjność to jest ruch, dynamika. Jeżeli będziemy długo chodzić z pomysłem w teczce, minie rok, dwa, aż stanie się on nieaktualny, a inni będą szybsi, skuteczniejsi, bystrzejsi, to nie osiągniemy pożądanego postępu, nie zrobimy skoku naprzód, a kolejny krok w tył. Ktoś inny już to wymyśli, albo świat technologiczny pójdzie w zupełnie inną stronę. Są jeszcze kolejne zależności. Klienci, konsumenci, administracja państwowa, różne przepisy prawne, patenty, ochrona własności intelektualnej itp. W tym wszystkim trzeba się umieć poruszać, a mały przedsiębiorca często nie ma wystarczającej wiedzy i kapitału, które są niezbędne do wieloetapowego i czasochłonnego procesu wdrażania innowacji. Wkraczamy na długą i krętą drogę. Ale też pełną dobrych przygód. To nie są zadania dla zwykłych ludzi, ale dla pasjonatów, wizjonerów, którzy wierzą w siebie i w to wierzą. Do

Projekt finansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2007-2013

KUJAWSKO-POMORSKI

42

WRZESIEŃ 2014


rozmowa biznesu

odważnych świat należy, a my chcemy takim ludziom pomagać. Po to nas powołano, byśmy działali na rzecz gospodarki regionu. Chcemy stworzyć system pomocowy, który będzie się sam napędzał. Nie chcemy, by przypominało to zapałkę, która rozbłyśnie i zgaśnie, jak skończą się unijne pieniądze. Firmy powinny tworzyć pomysły rozwojowe poprzez innowacje, a motywować je do tego musi nie tylko zastrzyk finansowej dotacji, ale przede wszystkim fakt, że mogą stać się poważnym konkurentem technologicznym na rynku globalnym. Tak też rozumiemy rolę Funduszu Badań i Wdrożeń. Możliwość otrzymania środków unijnych powinna tu pełnić rolę dodatkowej zachęty. Co dziś oznacza bycie innowacyjnym? Bycie innowacyjnym to bycie twórczym. Bycie innowacyjnym to tworzenie zasadniczo nowej jakości lub znaczące ulepszanie istniejących już rozwiązań. To bycie lepszym i skuteczniejszym od otoczenia, czyli konkurencyjnym. Takie właśnie podmioty chcemy wspierać w ramach Funduszu Badań i Wdrożeń. Interesują nas innowacje stworzone w ramach przedsiębiorstw lub w wyniku współpracy biznesowo-naukowej, innowacje, które docelowo mają być wdrożone. Jeżeli tak się stanie, to ich efektem będzie wzrost przychodów, ale też nierzadko zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Trzeba pamiętać, że wspieranie innowacji powinno opierać się na zasadach społecznej odpowiedzialności biznesu. Biznes nie tylko dostaje dotacje w ramach Funduszu, ale bierze też odpowiedzialność za powierzone mu zaufanie społeczne. Jeśli biznes jest zainteresowany tym, żeby zatrudniać ludzi utalentowanych, żeby dawać im szansę rozwoju tu w naszym regionie, a tym samym, żeby samemu się rozwijać i widzieć otoczenie społeczne, to uważam to za bycie odpowiedzialnym społecznie. Na tym nam jako reprezentantom regionu najbardziej zależy. Wróćmy jeszcze do konkursu Fundusz Badań i Wdrożeń. Na jakim jesteście etapie? Obecnie kończymy proces naboru formularzy preselekcyjnych. Naszym celem jest przyczynienie się do zwiększania współpracy przedsiębiorstw z instytucjami naukowymi oraz wzmocnienie regionalnego potencjału badawczego i możliwości rozwoju technologii. Kujawsko-Pomorska Agencja Innowacji - jako operator udzielający wsparcia daje szansę na skierowanie go tam, gdzie zosta-

nie ono faktycznie wykorzystane do wykreowania nowej wartości, czy innowacyjnych rozwiązań. W ramach naszych działań stawiamy na komunikację z odbiorcami. Przeprowadziliśmy konsultacje społeczne celem skonfrontowania naszych pomysłów z zainteresowanymi podmiotami. Dzięki temu uzyskaliśmy ciekawe spostrzeżenia dla dalszego rozwoju funduszu. W ramach cyklu spotkań roboczych „Tour de Region” przeprowadziliśmy warsztaty robocze w czterech miastach prezydenckich. Cieszy nas duże zainteresowanie konkursem, wnioskodawcy przychodzą z ciekawymi pytaniami, pomysłami, a my z niecierpliwością czekamy na pierwsze fiszki projektowe. Wnioskodawcom proponujemy preselekcję, czyli wstępny przegląd i sprawdzenie, czy zgłoszone przedsięwzięcie spełnia warunki konkursu. Jeżeli jest ono interesujące, to proponujemy wnioskodawcy, by przygotował pełny wniosek. Przewidujemy też prezentacje innowacyjnych przedsięwzięć przed komisją konkursową, by zgłaszający swoje inicjatywy mogli na żywo zaprezentować walory swoich pomysłów. Damy każdemu, kto spełni kryteria konkursowe, taką szansę. Muszę jeszcze dodać, że Fundusz Badań i Wdrożeń to tak naprawdę pięć konkursów, czyli pięć modułów z różnymi możliwościami finansowania: dla przedsiębiorców na zakup usług badawczo-rozwojowych, na wdrożenie, dla instytucji naukowych na tworzenie laboratoriów zorientowanych na badania dla przemysłu, dla przedsiębiorców, którzy mają już prototypy, a muszą je przetestować, certyfikować oraz dla przedsiębiorców, którzy chcą mieć we własnych strukturach działy, zespoły badawczo-rozwojowe. Ale to są głównie propozycje dla przemysłu i usług. W tym akurat konkursie tak. Jednakże innowacje należy wdrażać nie tylko w biznesie, ale także w kulturze i dziedzinach społecznych, czy chociażby administracji. Nie zapominajmy, że mamy w regionie wielu humanistów, wielu kreatorów kultury i sztuki. Poprzez różne działania prorozwojowe w tej sferze możemy stworzyć np. rynek działań kulturalnych, który również może być związany z obrotem pieniężnym. Jest popyt na przemysły kreatywne. Cała reklama, design, grafika komputerowa czy tworzenie gier komputerowych, będące połączeniem humanistyki i technologii, są tego przykładem. Chcemy również wspierać te elementy.

Czy kultura może być biznesem? By tak się stało, trzeba wprowadzić innowacje w organizacji, umiejętnie wykorzystywać współczesne narzędzia komunikacji, umieć dotrzeć do grupy docelowej. To jest ciągle jeszcze niewykorzystany obszar innowacji społecznej i humanistycznej. Wielu ludzi ma świetne, innowacyjne pomysły i idee. Powstaje pytanie, dlaczego ich nie realizują. Zwykle słyszę prostą odpowiedź: no bo nie ma pieniędzy. Ale nie tylko o pieniądze tu chodzi, równie ważne jest pokonanie bariery mentalnej. Jeżeli na dzień dobry zaczniemy rozmawiać o pieniądzach, to koniec. Zobaczmy, co mamy do zaproponowania, jaki jest nasz potencjał, co możemy zrobić, opracujmy plan, a dopiero na końcu zastanówmy się, czy ten nasz wielki plan jesteśmy w stanie budżetować, czy może trzeba go zmodyfikować, zrobić za mniejsze pieniądze lub za darmo, inwestując swoją pracę chociażby po to, żeby uwiarygodnić swój potencjał czy swój projekt. Istotna jest nie tylko myśl technologiczna, ale także otwartość człowieka i lokalnych, regionalnych społeczności na innowacje, nowe rozwiązania. Dlatego też pokonanie bariery mentalnej także jest kluczem do sukcesu w zwiększeniu innowacyjności regionu Kujaw i Pomorza. Zatem pokonujmy wszelkie bariery i szukajmy rozwiązań… Naszym interesem społecznym jest to, by gospodarka regionalna była jak najlepsza, konkurencyjna i skuteczna. Przez ostatnie lata wiele się zmieniło w naszym regionie. Ciągle jednak jest wiele do zrobienia, np. należy koncentrować się na tym, w czym Kujawsko-Pomorskie jest najlepsze. Wdrażamy ideę smart specialisation, tj. inteligentną specjalizację. Poszukujemy we współpracy z partnerami społeczno-gospodarczymi samorządu naszych przewag konkurencyjnych. Chcemy tworzyć regionalną, powszechnie rozpoznawalną markę, aby „made in Kujawsko-Pomorskie” znaczyło najwyższą jakość. To rodzi poczucie patriotyzmu lokalnego? Budzi także poczucie tożsamości, wspólnotowości. A bycie razem, myślenie w kategoriach „my” to nasza regionalna racja stanu. Więcej informacji: www.fbiw.kpai.pl

KUJAWSKO-POMORSKI

43

WRZESIEŃ 2014

805414TRTHA

Projekt finansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2007-2013


vip w podróży

Kujawiak w syberyjskiej tajdze Kiedy zobaczyłem, jak 12 par tańczy kujawiaka ponad osiem tysięcy kilometrów od Polski, coś chwyciło mnie mocniej za serce. I chociaż na co dzień słucham zupełnie innej muzyki, to wspólnie z nimi śpiewałem „Stokrotkę” i „Serce w plecaku”. WSPOMINA: MACIEJ KARCZEWSKI, OPTOMETRYSTA Z TORUNIA ZDJĘCIA: MACIEJ CIEBIERA, MACIEJ KARCZEWSKI, ROMUALD KOPERSKI

R

omek Koperski to facet, który zawsze musi robić rzeczy albo najtrudniejsze, albo wręcz niemożliwe. Po wspólnej wyprawie do Wierszyny w ubiegłą zimę, już latem zaczął obmyślać kolejny zimowy wyjazd na Syberię, tym razem do Chakasji. - Ponieważ najlepsze efekty zawsze daje metoda stawiania kogoś przed faktem dokonanym, identycznie postąpił nasz „Komandir”. Najpierw opublikował na wielu stronach, portalach i w podróżniczych czasopi-

smach informacje, że robi z nami kolejną część akcji dla Polaków na Wschodzie i dopiero potem zadzwonił do mnie pytając, czy pojadę - opowiada Maciej Karczewski. Wybrać dobry termin Kluczową sprawą był termin wyprawy. Ze względu na łatwiejszy dojazd do wielu miejsc, idealna do podróży po Syberii jest zima. Jeśli nie ma gdzieś utwardzonych dróg, to właśnie mróz i lód umożKUJAWSKO-POMORSKI

44

WRZESIEŃ 2014

liwiają dotarcie na kołach w wiele niedostępnych miejsc. Ale zimą w Soczi odbywały się igrzyska olimpijskie. Kilka zamachów i wybuchów latem i jesienią sprawiło, że wszystkie służby w Rosji postawiono na równe nogi. - Zakładaliśmy, że kontrole graniczne i odprawy celne będą wzmocnione i bardzo skrupulatne. Mieliśmy się czego obawiać, bo w naszych torbach miało się znaleźć około 1000 par okularów i opraw. Gdybyśmy z tym wpadli na gorliwych celników czy inne służby, to


vip w podróży w najlepszym razie odesłaliby nas do Polski - wyjaśnia pan Maciek. Dlatego postanowili wbić się z terminem w początek marca, w dwa wolne tygodnie pomiędzy igrzyskami a paraolimpiadą. Misja zagrożona Zaczęli zastanawiać się nad składem osobowym i tym, co mają zabrać. Im bliżej wyprawy, tym więcej osób obawiało się wyjazdu ze względu na nabrzmiałą sytuację na Krymie i zwyczajny lęk o siebie. - Odbiło się to na naszej ekipie. Dwie okulistki zrezygnowały z ekspedycji na krótko przed wyjazdem - dodaje optometrysta. Misja była realnie zagrożona. Niełatwo znaleźć kogoś, kto na dwa tygodnie przed wylotem ma wolny czas, pieniądze i ochotę na spanie na ziemi, by pojechać ciężko pracować daleko w głąb Rosji, i to zimą. - Tu okazało się po raz kolejny, że przyjaźnie zawierane na Syberii są niezniszczalne. Jacek i Waldek, nadleśnicy z naturą podróżniczą, po jednym telefonie byli na tak. Pozostawało tak ustawić pracę, aby na Syberii zrobić z nich sprawnych optyków - śmieje się się pan Maciek. Uśmiech na Dzień Kobiet W końcu wyjazd został dopięty. Na lotnisku pierwsza przeszkoda, czyli odprawa celna okularów i sprzętu. Postanowili robić dobrą minę i mieć nadzieję na cud. - W kolejce do odprawy zauważyłem kobietę w mundurze celnika. Był to 8 marca, próbuję więc sposobem. Podchodzę do niej z uśmiechem, życzeniami „wszystkiego najlepszego z prazdnikom” prosto z Polski i zaczęliśmy się obejmować - wspomina uczestnik wyprawy. W dzielnej urzędniczce obudziła się słowiańska dusza i bez rozpinania choćby jednej klamry w walizkach, cała ekipa przeszła na „gościnną ziemię rosyjską”. Syberia z lotu ptaka Za trzy godziny siedzieli już w samolocie krajowego Aerofłotu w drodze do Abakanu. Wielkie, na przemian białe i szarozielone przestrzenie niekończącej się Syberii, zaczynają budzić respekt i powoli czują, że to nie jest wycieczka, ale całkiem poważna wyprawa. Pod nimi jedynie tajga i śnieg. - Port lotniczy w Abakanie przypomina raczej nasze lotniska sportowe, zaś widoczne tuż za płotem drewniane domki i rdzewiejące obok pasa stare cysterny i śmigłowce robią wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w czasie - komentuje optometrysta z Torunia. Z orzełkiem na piersiach W budynku lotniska, wśród bardzo radzieckiego wystroju, zdarzyło się coś niezwykłego. Czekało na nich dwóch młodzieńców ubranych w czerwone bluzy z białym orzełkiem na piersiach i napisem Polska na plecach. - Po prostu mnie zamurowało. Kurczę, pomyślałem, jak bardzo dumni i świadomi swej polskości muszą być ci dwaj młodzi faceci. Dla takich ludzi warto było tutaj przyjechać! - podkreśla podróżnik. Z lotniska zapakowali się w stare łady i pojechali do hotelu. Zmiana czasu

przyglądał się cały poczet królów polskich Matejki, a z drugiej gazetki - czujne oko samego Władimira Władimirowicza - dodaje pan Maciek. Za szkolnym oknem śnieg i masywy gór Sajanu Zachodniego, skąpane w słońcu, a oni prawie jak w domu, badają całe polskie rodziny. Wyprawa zakończyła się szczęśliwie, zbadali ponad 520 osób, w wieku od 5 do 91 lat, wydali ponad 840 par zabranych z Polski okularów, a resztę oddali księdzu proboszczowi polskiej parafii w Abakanie, aby w miarę potrzeb rozdawał je swoim parafianom.

i ponad 26 godzin podróży zrobiły swoje, musieli się zdrzemnąć i coś zjeść. Koncert chwyta za gardło Następnego dnia cała ekipa została zaproszona na polski koncert do pobliskiego domu kultury. - Zakładaliśmy, że potrwa to jakiś kwadrans i usłyszymy dwie piosenki w stylu „Wlazł kotek” - uśmiecha się pan Maciek. - Tymczasem czekał nas prawie dwugodzinny program, cały w języku polskim, z kilkudziesięcioma wykonawcami i tancerzami, od małych dzieci do studentów. Mieszkam w Toruniu, na granicy Pomorza i Kujaw, kiedy więc zobaczyłem, jak 12 par tańczy ponad 8 tys. km od Polski kujawiaka, coś chwyciło mnie mocniej za serce. I chociaż na co dzień słucham zupełnie innej muzyki, to wspólnie z nimi śpiewałem „Stokrotkę”. Sto osób dziennie Kolejny dzień rozpoczęli od wizyty na polskim cmentarzu, potem przyjazd do polskiej szkoły i pierwsza grupa pacjentów. Szybko ustawili ławki, wypakowali sprzęt i przeszmuglowane okulary z kartonów po butach i... wzięli się do roboty. - W tym roku zaaranżowaliśmy dwa stanowiska i dzięki temu przebadaliśmy prawie setkę osób dziennie. Wieczorem jakiś poczęstunek, obowiązkowa degustacja lokalnych spirytualiów (często produkowanych bez pełnego nadzoru Federacji Rosyjskiej), rozkładanie śpiworów, a rano dalej w drogę - opowiada Maciej Karczewski. Tak badali przez dwa dni w Abakanie, potem w Szuszynskoje, kolejne dni w Minusinsku, aż w końcu w Znamience. Tam spędzili trzy dni, badając nie tylko Polaków, ale także Rosjan, Ukraińców, Chakasów, Buriatów i każdego, kto tego potrzebował. Królowie polscy i... Putin W szkole w Znamience na cele diagnostyczno-mieszkalne zaanektowali salę do nauki historii i języka polskiego. - Naszej pracy ze ściennej tablicy KUJAWSKO-POMORSKI

45

WRZESIEŃ 2014

Plac Czerwony na do widzenia Ostatniego dnia, już bez badań, całą grupą pojechali zobaczyć największą w Rosji zaporę i elektrownię wodną na Jeniseju. Niesamowite wrażenie siły i potęgi ogromnej rzeki, zamkniętej murem betonu wysokim na 230 metrów. Następnego dnia rano, opuścili Krasnojarski Kraj, by dotrzeć do Moskwy. - Poszliśmy zaliczyć plac Czerwony, trzasnęliśmy sobie fotkę z Leninem i kremlowskimi kurantami, a na stacji metra zjedliśmy pożegnalny obiad za ostatnie ruble. Mam nadzieję, że mimo gotującej się Ukrainy, podziałów i obaw, za rok znowu spakujemy w okulary, trochę ciepłej odzieży i wrócimy do tajgi - mówi z nutką nostalgii pan Maciek. Wyprawa jak rekolekcje - Taki wyjazd jest potrzebny każdemu, nie tylko jako egzotyczna przygoda. Dla mnie był też formą pewnego zadośćuczynienia za możliwość dostatniego i spełnionego życia. Tylko na Syberii, na tle ogromu przestrzeni i potęgi natury, można zdać sobie sprawę z tego, czym jest ojczyzna i co w życiu jest naprawdę ważne - puentuje Karczewski.

Maciej Karczewski, właściciel toruńskiej firmy Optometria Karczewski. „Okulary dla Syberii” to już drugie przedsięwzięcie, niosące pomoc rodakom na dalekiej Syberii. Akcję zorganizowała Fundacja Romualda Koperskiego, przeprowadzono ją w marcu 2014 r. wśród syberyjskiej Polonii. Skład wyprawy: Romuald Koperski - „Komandir”, Iwona Borawska - Radio Gdańsk, Maciej Karczewski „Krzyżak” - optometrysta, Maciej Ciebiera „Kudłaty” - optometrysta, Przemysław Janosz „Przemo” - optyk, Waldemar Hylla „Wujek” - wolontariusz, Jacek Podoski „Posokowiec” - wolontariusz.


1234914BDBHA

BIURO RACHUNKOWE

Profesjonalna obsługa księgowa firm Księgi

Handlowe przychodów i rozchodów, Podatki dochodowe PPE, PIT, CIT Podatek VAT KADRY, PŁACE, ZUS Książki

1424414BDDWA

Kolejny numer

8 października sprzedaż reklam:

Bogusława Mańkowska, tel. 607 351 922 b.mankowska@nowosci.com.pl

Maciej Wysocki, tel. 500 234 912 m.wysocki@expressmedia.pl

KUJAWSKO-POMORSK I

1334114BDBHA

1348914BDBHA

www.biuroprospero.pl

799214TRTHA

87-100 Toruń ul. Szosa Chełmińska 121A/18-19 tel. 56/655-03-01 kom. 502-181-406 monikatyszka@biuroprospero.pl


862314TRTHA

1361614BDBHA

1216114BDDWA


810314TRTHA


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.