8 minute read

Wywiad z Ireną Stangierską

Rozmawiał Paweł Tworek

Jak zaczęła się Twoja fotografia podwodna?

Można powiedzieć, że to jest dziedziczne, bo w moim rodzinnym domu zawsze się fotografowało. Tata miał kilka aparatów analogowych, którymi bardzo często robił zdjęcia, czy to podróżne, czy rodzinne w domowych pieleszach. Ciotka miała zakład fotograficzny, a my i tak mieliśmy też swoją ciemnię.

Przygodę z fotografią podwodną zaczęłam w zasadzie zaraz po moim kursie OWD, który ukończyłam w Dahabie. Po zakończeniu kursu poszłam do sklepu po analogową jednorazówkę i wtedy zrobiłam swoje pierwsze „piękne”, mdło-niebieskie lub przepalone zdjęcia podwodne. Wciąż mam te odbitki.

Interesowały mnie również reportaże, fotografia portretowa i krajobrazy, ale od pierwszej chwili, gdy zaczęłam mój kurs nurkowania, wiedziałam, że zdjęcia spod wody też muszą się pojawić.

Fotografia podwodna wyszła tak automatycznie, bo wiedziałam, że ten podwodny świat trzeba utrwalić, a fotografia stała się częścią mojego życia.

Robisz zdjęcia już od wielu lat, co Cię do tego motywuje? Co pcha Cię pod wodę z aparatem?

Pod wodą zawsze jest coś ciekawego i za każdym razem znajduję coś innego. Często nurkuję i prowadzę kursy na „Koparkach”, które znam bardzo dobrze. Jednak zawsze odkrywam tam coś nowego, bo np. inaczej danego dnia pada światło lub mój nastrój jest inny. Chmury i promienie słońca mają swoją podwodną grę świateł i wtedy mogę wyłapać coś innego, coś, czego wcześniej nie dostrzegałam. Gdziekolwiek jestem, zawsze znajdę to „coś”, nawet jeżeli pozornie pod wodą nic nie ma.

Na przykład?

Na przykład Izrael, Eljat. Wielkie pole piachu i tylko mała rafka koralowa. Samo w sobie to już jest coś pięknego. Uczono mnie w Akademii Fotografii, żeby z niczego sfotografować to coś i zauważyłam, że często mi się to udaje. Nie muszę wchodzić do wody z gotowym pomysłem na zdjęcie i całym scenariuszem. To nie działa w ten sposób. W moim przypadku jest tak, że muszę to miejsce zobaczyć i je poczuć. Nie mam w głowie ułożonego gotowego planu zdjęciowego. Nawet na „Koparkach”, które tak dobrze znam. Idąc do wody, nigdy nie wiem, co bym danego dnia sfotografowała. Muszę się zanurzyć i zobaczyć, jaki potencjał ma dane miejsce. Czym mnie dziś zaskoczy i czym obdarzy.

Czy to oznacza, że musi być wena?

Oj musi! Nie szukam co prawda niczego konkretnego jako obiektu fotografii, ale musi być taki flow, nastawienie oraz radość i wtedy się fajnie fotografuje. Jeżeli nie ma weny, to i tak biorę pod wodę aparat, ale robię dużo mniej zdjęć lub nie robię ich wcale.

A czym dla Ciebie jest wena?

Dobre pytanie… To taki rodzaj inspiracji, którym może być tak naprawdę cokolwiek. Na „Koparkach” to może być jakaś zębatka lub inna część maszyny, jakiś szczegół, detal, np. kawałek metalu lub gumy, który może równie dobrze znajdować się gdzieś na uboczu, w oddaleniu od głównych atrakcji. Jak jest fajne światło, to „cykam” takie elementy i szczegóły. Zawsze staram się, żeby to był jeden temat, albo robię szerokie plany, albo takie miniaturki.

Czy to oznacza, że zdjęcia układają Ci się w reportaż?

Niekoniecznie. Rzadko wykonuję podwodne reportaże, ale staram się potem pokazywać spójną galerię zdjęć. Jest to ważne – spójność zdjęć. To ma być historia. Nie pokazujemy podobnych ujęć. Ta historia ma zaciekawić widza.

Gdzie jest Twoje ulubione miejsce do nurkowania i fotografowania, które darzysz największym sentymentem i do którego wracasz?

Myślę, że są to meksykańskie jaskinie. Cenoty. W kawernach jest gra świateł, są „lasery świetlne”, a w jaskiniach koronkowe nacieki, piękne formy ścian. Innym miejscem, które uwielbiam, jest Egipt i jego lajtowe nurkowania na rafach w ciepłej wodzie. Co do jaskiń, to są oczywiście jeszcze inne ciekawe miejsca np. jaskinie Sardynii, Francji i rosyjska Orda, do której już bardzo tęsknie. Widoczność w Ordzie oscyluje w okolicach czterdziestu paru metrów, a woda jest piękna, choć zimna, gdyż ma tylko 2°C.

Dlaczego akurat Orda?

Białe ściany. To miejsce jest ewenementem na skalę światową. Składa się na to wspaniała widoczność, układ samej jaskini, jej korytarzy i ogromnych sal. Po prostu wszystko! No może z wyjątkiem temperatury…

Jakie światło wybierasz do jaskiń?

Do jaskiń zabieram światło stałe, ponieważ nie ma potrzeby używania silnego światła błyskowego. Poza tym stałe jest dużo wygodniejsze, gdyż od razu widzę, co i jak jest naświetlone. Natychmiast widzę efekty.

Poświęćmy chwilę na Twoją ewolucję sprzętową… Na początku była jednorazówka na negatyw, czyli 36 klatek?

Tak i wyszło z tego 36 słabych zdjęć. Niektóre były białe, a inne niebieskie, mimo to, byłam wniebowzięta! Rok później był już Canon G6 w obudowie podwodnej. Zgrabny kompakt cyfrowy, jeszcze bez lampy błyskowej. W kolejnym roku doszła w końcu lampa. No i się zaczęło… Z kolei rok później zalałam ten sprzęt. Potem w moim życiu pojawiła się prawdziwa lustrzanka Canon 40D z dedykowanymi do obudowy lampami Ikelite. Teraz robię zdjęcia Canonem 5D w obudowie Nauticam i z lampami Sea&Sea. Na wodach otwartych z lampami błyskowymi, a w jaskiniach i przestrzeniach zamkniętych takich jak kopalnie, ze światłem stałym OrcaTorch.

Wróćmy do początków twojej fotografii... Czy miałaś wtedy kogoś, kto był dla ciebie inspiracją lub wzorem?

Oczywiście! Był nim Piotrek Stós. Długo marzyłam o tym, żeby go spotkać, żeby pójść do niego na kurs i uczyć się od niego fotografii podwodnej. I w końcu to się udało.

Z Piotrem robicie jednak bardzo różne zdjęcia

Tak, Piotr robi piękne, naturalne zdjęcia. Myślę, że mniej ingeruje przy postprodukcji niż ja. Moim marzeniem jest pokazanie zdjęć w stylu malarskim. Miałam też inne inspiracje. Jedną z nich było zdjęcie Darka Sepioło z Kajmanów, na którym pływało stado ogończy. Darek też był dla mnie wzorem, którego zdjęcia uwielbiałam.

Oprócz fotografowania przyrody i wraków bierzesz udział czasem w sesjach typu beauty?

Tak, owszem. Uwielbiam tego typu zdjęcia, ale nie jest to łatwy temat. Trochę skomplikowany organizacyjnie. Potrzebny jest ładny basen i to taki, który wpuszcza nurków, modelka, odpowiednie oświetlenie, stroje, asysta, charakteryzacja. A na koniec i tak nie jesteśmy pewni, co z tego wyjdzie. Czasem modelka, która „na sucho” wygląda przeuroczo, pod wodą nie robi już takiego wrażenia. Jednak czasem jest na odwrót i dziewczyny na pierwszy rzut oka przeciętne, pod wodą robią furorę. Wydawałoby się, że to jest tak, jak praca w studiu, gdzie modelkę można ustawić, tak, jak się chce, a tak wcale nie jest. Model pod wodą jest mniej przewidywalny. Żeby ustawić i uświadomić modela, jak pracuje pod wodą i co ma poprawić, trzeba mu pokazać na aparacie zdjęcia, aby sam zobaczył, jak jest ustawiony, jaką ma minę etc. Wielokrotnie powtarzamy ujęcia. Często takie sesje prowadzę sama i stąd też ta trudność. Z kolei wraki, rybki i jaskinie jest mi dużo łatwiej sfotografować.

Czy któryś z rodzajów fotografii daje Ci większą satysfakcję niż pozostałe?

Nie, to są różne sytuacje i różne środowiska. Czasem jestem zachwycona ze zdjęć z jaskini, a czasem delektuje się makrofotografią na Visie.

Przekazujesz też swoją wiedzę i uczysz innych. Co sprawia, że jesteś zadowolona z kursu?

Efekty fotograficzne u kursanta i jego ewolucja. Obserwacja, jakie robił zdjęcia na początku szkolenia, a jakie po czwartym nurkowaniu. Jak pod wodą przymierza się do cykania zdjęć na początku, a jak z łatwością i większą pewnością podchodzi do zdjęć na końcu kursu. Dzięki temu mam pewność, że kursant wie, o co chodzi, że zna przyczynę lepszych i gorszych ujęć.

A były takie momenty, w których już po kursie, gdy widziałaś zdjęcia kursanta, to chciałaś podnieść słuchawkę, zadzwonić i powiedzieć: „schrzaniłeś, wracaj tam i popraw to zdjęcie!”

Tak! Bywało nie raz! Jednak tylko do nielicznych mam odwagę się odezwać i porozmawiać o błędach.

Jakie rady dałabyś początkującym fotografom podwodnym?

Ogarnięcie swojego sprzętu na sucho, zarówno aparatu, obudowy i lamp, tak żeby mogli operować nimi z zamkniętymi oczami. Trenowanie w domu na statywie czy na stole. Potem basen, zabieramy jakieś artefakty, przedmioty i ćwiczymy na basenie, na płytkiej wodzie. Zalecam też doskonalić się w fotografii na powierzchni. Różne warsztaty, szkoły fotografii itp. Żeby się stale rozwijali. To pomaga. A pod wodą fotografujmy partnerów nurkowych, rafy, bawimy się światłem... W ten sposób zdobywamy praktykę.

Co uważasz za największe wyzwanie w robieniu zdjęć podwodnych?

Z samą fotografią podwodną, to może nie ma zbyt wielu wyzwań, ale z jej otoczką już tak. Ciężką logistycznie wyprawą była przykładowo Ekspedycja Bjurälven, która miała miejsce zimą w północnej Szwecji. Było to nurkowanie w najdłuższym szwedzkim systemie jaskiń, w prawdziwej krainie lodu. Przerębel stanowiący wejście ma ponad dwa metry średnicy, a na zewnątrz jest -30°C. Na nurkowanie trzeba dotrzeć, wyjeżdżając ze szkoły, w której jest baza, dowieźć sprzęt skuterami śnieżnymi i przygotować się do nurkowania. Samo nurkowanie jest tylko formalnością. Jest adrenalina i jest wtedy ciepło.

Czy masz jakiś swój rytuał przygotowań?

Gdziekolwiek jestem, to rytuał jest taki sam. Klaruję sprzęt i ten nurkowy i ten fotograficzny. Następnie robię kilka zdjęć z lampami i sprawdzam, czy nie mam na obiektywie jakiegoś dekielka, czy baterie są naładowane, czy jest karta, czy dioda z obudowy świeci na zielono (sprawdzanie szczelności obudowy) i jeżeli wszystko gra, to mogę iść.

Chcesz na koniec opowiedzieć jakąś anegdotę o swojej przygodzie z fotografią podwodną?

Mogę spróbować… To było w Meksyku, prowadziliśmy kilkutygodniową eksplorację nowej jaskini. Konieczna była piesza wyprawa w głąb dżungli, jakieś 5 km przy wysokiej temperaturze i jeszcze wyższej wilgotności. Chaszcze, pająki i komary, Szerpowie niosą cały nasz sprzęt… W końcu, gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się… Że Irena nie wzięła ani jednej naładowanej baterii do aparatu. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach, a sesję zdjęciową udało się powtórzyć.

This article is from: