5 minute read

Paluchy drożdżowe

Next Article
Steki wołowe

Steki wołowe

PRZEPIS I ZDJĘCIE: KATARZYNA SIERADZ

Liczba porcji: 15–20 sztuk Czas przygotowania: 2 godziny

Advertisement

Składniki na paluchy: 250 g mąki pszennej 150 g ciepłej wody 1 łyżka oliwy 10 g świeżych drożdży 1 łyżeczka cukru lub miodu ½ łyżeczki soli

Dodatkowo: start żółty ser, mak, sezam, kminek, sól gruboziarnista

Przygotowanie: Ze składników na paluchy zagniatamy ciasto (można do tego użyć robota kuchennego). Przekładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 45 minut, do podwojenia objętości. Na oprószonym mąką blacie formujemy 15–20 paluchów (10–15 cm długości, 1 cm grubości).

Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując niewielkie odstępy. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na ok. 20 minut.

Paluchy smarujemy wody i posypujemy dodatkami. Pieczemy 15–20 minut w 200°C.

SMAK PIECZONEJ PAPRYKI

FRAGMENT KSIĄŻKI AGNIESZKI KOŁODYŃSKIEJ-WALKÓW ,,,,PRZY RUMUŃSKIM STOLE. HISTORIE PROSTO Z KUCHNI , WYDAWNICTWO AMALTEA

Kilka słów wprowadzenia od autorki: Moja cała rodzina ze strony taty (Cotiujinschi) mieszka m.in. w Warszawie i w Przemyślu. Przyjechali do Polski na fali tzw. wielkiej emigracji porewolucyjnej (1919), ponieważ w tym czasie Besarabia/Mołdawia była częścią carskiej Rosji. Rodzina Cotiujinschi mieszkała w miasteczku na granicy mołdawsko-rumuńskiej. Moja prababcia Ina, jako córka „białego” generała uciekła do Polski, ponieważ jej drugi mąż był Polakiem. Mój tato, jego starszy brat i najmłodsza siostra są pierwszymi dziećmi z tej rodziny, które urodziły się w Polsce. Tato przyjechał do Wrocławia i tu zamieszkał tylko dlatego, że moja mama stąd pochodzi. Poznali się na praktykach wyjazdowych dla studentów biologii gdzieś na Mazurach.

(…) wybrałam się do Rumunii, trochę na fali euforii, która towarzyszyła upadkowi Nicolae Ceauşescu, komunistycznego dyktatora, który przez wiele lat izolował swój kraj, a życie swoich rodaków zamienił w koszmar. Nie miałam żadnego planu poszukiwań, miałam za to szaloną przyjaciółkę Agnieszkę, której dwa razy nie trzeba było zachęcać do podróży w nieznane.

– Rumunia? Super! Kiedy kończysz sesję? Widzimy się na CPN-ie, wylot na Katowice? – zapytała tylko.

(…) W latach 90. ubiegłego wieku nie było w księgarniach przewodników po Rumunii, w bibliotekach zresztą też nie. Nie było powszechnego dostępu do Internetu. Jadąc tam człowiek czuł się odkrywcą. Pewnego upalnego popołudnia wysiadłyśmy z Agnieszką z szoferki tira na węgiersko-rumuńskiej granicy, w mieście Oradea, zwanym niegdyś po polsku Wielkim Waradynem. Przejechałyśmy autostopem Słowację i Węgry, by przeżyć rumuńską przygodę. Od razu otoczyło nas kilku mężczyzn oferujących wymianę waluty na leje: dolars, dojcze marks, rubliej. Spanikowane przyspieszyłyśmy kroku, nasłuchałyśmy się bowiem opowieści o cinkciarskich sztuczkach, o plikach banknotów, które okazywały się być równo przyciętym papierem gazetowym. Szłyśmy na dworzec, z którego odchodzą pociągi do Bukaresztu. Żółto-szary budynek z zegarem na fasadzie budził zaufanie, wyglądał tak jak powinien – duży, z dachem krytym czerwoną dachówką. Nie było jednak rozkładu jazdy. Z podłogi podniósł się podróżny i radził rozłożyć się z plecakami koło niego. Najbliższy pociąg odjeżdżał dopiero za osiem godzin, a kasy biletowe otwierały się na godzinę przed odjazdem. Wybrałyśmy się więc na zwiedzanie miasta.

Żar lał się z nieba, secesyjne kamienice rozpływały się w upale. Pokryte liszajami fasady z odpadającym tynkiem i brudne okna zaklejone gazetami sprawiały przygnębiające wrażenie. Nie lepiej wyglądały okiennice pokryte brunatną, łuszczącą się farbą, zza których słychać było rozmowy i szczęk talerzy. Podziwiałyśmy z zachwytem girlandy z kukurydzy i papryk zawieszone na balkonach. Mieszkańcy suszyli je na zimę – kukurydzę mielili, by zrobić z niej mamałygę, a paprykę namoczoną w oliwie wykorzystywali do różnych dań.

– Taka papryka byłaby świetna do leczo i do gulaszu – oblizywałam się na samą myśl o jedzeniu.

– I do zupy, tej z mięsem. I do białego sera – wtórowała mi rozmarzona Agnieszka.

– Jak to do sera? – zdziwiłam się.

– Ależ tak! Moja mam robi pyszną serową pastę z dodatkiem papryki.

Wymieniałyśmy się głośno pomysłami, zupełnie nie przejmując się, że wypowiedziane po polsku słowa budzą zainteresowanie przechodniów, nieprzyzwyczajonych do widoku turystów.

– Polak, Polak? – zawołał za nami wąsaty staruszek. Kiwnęłyśmy głowami. – Polak, Węgier dwa bratanki – powiedział ciesząc się, że nas zaskoczył. Niczego więcej nie potrafił powiedzieć po polsku.

– Isztwan. Madziar – pokazał na siebie. – Foame? – poklepał się po brzuchu i na migi pokazał, żeby iść za nim. Weszłyśmy na podwórko zniszczonej kamienicy. Posadził nas przy drewnianym stole, na ławkach zbitych z desek. Wokół kwitły różowe i fioletowe hibiskusy, na parapecie wylegiwał się znudzony kot. Przez otwarte okno zajrzała kobieta, zamieniła parę zdań ze staruszkiem (po węgiersku? po rumuńsku? – nie potrafiłam zidentyfikować języka) i przyniosła dzbanek zimnej wody, w której pływały listki mięty. Za chwilę postawiła na stole półmisek, piętrzyły się na nim papryki skropione olejem i przyprawione czosnkiem z siekaną natką pietruszki. Spiczaste papryki były bez skórki, zimne i zaskakująco smaczne. Dostałyśmy do nich wielkie pajdy świeżego chleba. „Sa-la-ta de ar-dei co-pci” – sylabizował staruszek, żebyśmy zrozumiały. Zapisałam w notesie, tak jak usłyszałam: „ardejikopci”, choć nie wiedziałam jeszcze, co to znaczy. Mój pierwszy przepis z Rumunii. (…)

Pieczone papryki faszerowane serem

Ardei umpluti cu branza

– 5–6 zgrabnych papryk – 2 średnie cebule – 250 gramów twardej fety – 2 ząbki czosnku – 1 kromka chleba tostowego – 1 jajko – ½ łyżeczki czarnego pieprzu – 1 łyżeczka soli – mąka – olej do smażenia

Paprykę umyj, osusz i połóż na blasze do pieczenia. Piecz w gorącym piekarniku do momentu aż skórka stanie się miejscami czarna. Wyjmij i przełóż do foliowego woreczka. Zamknij szczelnie i zostaw do ostygnięcia. Zdejmij z papryki skórkę, wyczyść z pestek. Przygotuj farsz: pokrój cebulę w drobną kostkę, posiekaj czosnek. Na patelni rozgrzej 2–3 łyżki oleju i zeszklij na nim cebulę z czosnkiem. Przełóż do miski, poczekaj aż ostygnie i dodaj pokruszoną fetę, pokruszony miąższ chleba, rozbełtane jajko. Dopraw do smaku solą i pieprzem. Wymieszaj na gładką masę. Nakładaj ser łyżeczką do przestudzonych papryk, obtocz je w mące i grilluj na patelni grillowej lub na ruszcie z obu stron. Tak przygotowaną paprykę możesz jeść na ciepło lub na zimno.

Papryka kiszona z kapustą

Ardei umpluti cu varza pentru iarna

– 8–10 papryk – 1 główka białej kapusty – sól i woda

Umyj papryki, odkrój ich górną część, wyczyść z nasion. Kapustę poszatkuj i posól (łyżka soli na kilogram kapusty). Gdy kapusta puści sok lekko ją odciśnij. Wypełnij kapustą papryki, upychając ją mocno. W dużym garnku przygotuj zalewę. Na litr przegotowanej i ostudzonej wody daj 1 łyżkę soli. W dużym słoju układaj ciasno papryki wypełnione kapustą. Zalej przygotowaną solanką i zakręć słój. Odstaw go do kiszenia. Papryka będzie gotowa po około 10 dniach.

WIĘCEJ PRZEPISÓW ZNAJDZIECIE W KSIĄŻCE AGNIESZKI KOŁODYŃSKIEJ-WALKÓW ,,,,PRZY RUMUŃSKIM STOLE. HISTORIE PROSTO Z KUCHNI ZDJĘCIA: TOMASZ WALKÓW

This article is from: