5 minute read

rozwiń skrzydła swojej płodności

Next Article
pies w mieście

pies w mieście

Agnieszka Grobelna z zawodu jest coachem płodności, trenerką wewnętrznej zmiany, fizjoterapeutką oraz założycielką Centrum Wspierania Płodności. Od wielu lat holistycznie pomaga kobietom w ich drodze do macierzyństwa.

Agnieszko, z czego wynika Twoja chęć pomagania kobietom i wspieranie ich płodności?

Advertisement

Moja dzisiejsza profesja jest mocno związana z moimi osobistymi doświadczeniami. Sama przez 15 lat starałam się o dziecko. Były to dla mnie bardzo trudne lata. Zaczynałam bardzo wcześnie, z moim pierwszym mężem. Nasze starania na początku były radosne, byliśmy wtedy młodzi, zdrowi i mieliśmy różne plany na życie. Pierwsza ciąża zakończyła się stratą. Procedury medyczne, których wtedy doświadczyłam, pozostawiły po sobie ogromną traumę. Sporo czasu zajęło mi dochodzenie do siebie. Następnie miały miejsce kolejne starania i kolejna strata. Był to dla mnie sygnał, że coś się dzieje ze mną nie tak. Jednocześnie lekarze mówili mi wtedy, że to jest normalne, że się zdarza i że nie trzeba się przejmować. Z jednej strony słuchałam ich opinii, a z drugiej strony moja własna intuicja podpowiadała mi, by poszerzyć diagnostykę i spróbować coś zmienić. Niestety, moje pierwsze małżeństwo nie przetrwało tych wydarzeń. Doszło wtedy do rozstania i miałam takie poczucie, że straciłam wszystko, łącznie z wizją siebie w przyszłości. Moim wielkim pragnieniem było to, by stać się mamą, mieć rodzinę. Nagle to wszystko zniknęło. Był to bardzo trudny czas, w którym pojawiła się depresja i pytania, po co żyć, skoro to życie ma być tylko dla siebie. Na szczęście spotykałam ludzi, którzy mi powtarzali, że jeszcze będzie dobrze. I faktycznie tak było. Spotkałam mojego drugiego męża. To był moment, w którym wszystko rozkwitło na nowo i pojawiła się nadzieja. Bardzo szybko zaszłam w kolejną ciążę, bo z tym od samego początku nie miałam problemu, natomiast nie potrafiłam przyjąć dziecka. W konsekwencji doświadczyłam kolejnego bólu i straty. Dopiero po trzeciej stracie zaczęłam drążyć temat – poszerzona diagnostyka wykazała trombofilię wrodzoną.

Okazuje się zatem, że wcześniej zabrakło szczegółowej diagnostyki?

Zgadza się. Dziś w swojej praktyce również na tę część kładę duży nacisk. W mojej własnej historii, gdy nastąpiło rozpoznanie choroby, bardzo się ucieszyłam, bo miałam już czego się złapać. Natomiast gdy zaszłam w czwartą już ciążę, to niestety, mimo leków, ona także zakończyła się stratą. Był to dla mnie moment przełomowy. Dziewczyna, z którą leżałam w szpitalu i która, podobnie jak ja, znalazła się na oddziale w celu podtrzymania ciąży, powiedziała mi po dwóch wspólnie spędzonych tygodniach, że według niej ja wcale nie chciałam tego dziecka. Był to dla mnie cios. Nie mogłam zupełnie uwierzyć w to, co usłyszałam. Ta dziewczyna była bardzo mądra i potrafiła wyłapać rzeczy, których ja nie zauważałam. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, co jest we mnie, czego ja nie widzę, a co czują i widzą inni ludzie. Przyszło mi wtedy na myśl, że może ja wątpię w siebie, że mam niskie poczucie własnej wartości, czyli są inne, blokujące mnie aspekty, które nie mają wiele wspólnego z medycznym podejściem do zachodzenia w ciążę.

Czy był to moment, w którym poddałaś się i uznałaś, że czas pogodzić się z losem, że nie będzie Ci pisane, by zostać mamą?

Rzeczywiście, w tamtym momencie zaprzestałam wszelkich starań. Okazało się jednak, że wszechświat chciał zupełnie inaczej. Przez dwa lata wiele rzeczy przepracowywałam, zajęłam się sobą, był to dla mnie też moment transformacji. Wtedy też tak mi się życie poukładało, że wróciłam do starań. Tę ciążę od pozostałych odróżniło jednak to, jak zmieniłam się jako kobieta. Moja przemiana sprawiła, że byłam kobietą pewną siebie, kochającą swoje ciało i odczuwającą pełną akceptację tego, co się wydarzy. W efekcie tych zmian, w wieku 39 lat urodziłam Marysię. Moje własne doświadczenia zaprowadziły mnie na ścieżkę tego, czym do dziś zajmuję się w życiu. Od zawsze był to mój cel, by pomagać innym i inspirować ich. Postanowiłam wykorzystać swoje trudne doświadczenia do tego, by zrobić coś dobrego. I tak krok po kroku zbliżałam się do realizacji mojego marzenia – stworzyłam Centrum Wspierania Płodności, bo wtedy pomyślałam sobie, że właśnie to umiem najlepiej.

Na szkoleniach wspominasz o tym, że by móc zajść w ciążę, trzeba pokochać siebie.

Każda kobieta przechodzi w życiu trzy ważne etapy i w każdym z nich ważne są emocje. Pierwszym etapem, w którym dotykamy kobiecości, jest pierwsza miesiączka. Bardzo często dochodzi wtedy też do odrzucenia kobiecości, bo jesteśmy pozbawione wsparcia mamy lub moment ten niesie ze sobą wstyd. W wyniku tego wiele kobiet choruje, doświadcza miesiączek długich, bolesnych. Dodatkowo cały świat mówi nam, że bycie kobietą nie jest fajne i to, co z kobiecością związane trzeba maskować. Spójrzmy choćby na podpaski zapachowe, tampony, tabletki. Jako kobiety musimy być cały czas dostępne i działamy zadaniowo, często będąc dodatkowo zanurzone w męskiej energii. W rezultacie kobiety gubią się w oczekiwaniach świata i mają bardzo niskie poczucie własnej wartości. Gdy taka kobieta usłyszy, że ma w sobie ten zasób, który jest potrzebny, to zaczyna czuć tę moc. Czasami tylko to wystarczy. Widziałam wiele sytuacji, kiedy poczęcia pojawiły się po tym, jak kobieta ukochała siebie. Drugi moment w życiu kobiety to poznanie partnera, dotykanie seksualności i poznawanie jej. A trzeci moment to ten, w którym chcemy być mamą.

Dlaczego jest tak, że wiele kobiet, które bardzo chcą zajść w ciążę, mimo braku przeciwskazań biologicznych nadal cierpi na niepłodność?

Nasze ciała mają swoją mądrość. Jeśli jest coś na rzeczy, co jest nieprzepracowane, to nasze ciało nas zatrzyma, żeby wskazać nam, że należy tym się zająć. Zawsze mówię, żeby podziękować niepłodności za to, że Cię teraz zatrzymała, bo masz dzięki temu szansę, żeby popracować nad lepiej przebiegającym porodem i przyszłym macierzyństwem. Gdy rozmawiam z doulami, które towarzyszą kobietom przy porodach, to one zawsze powtarzają, by pracować nad emocjami. Gdy na przykład kobieta pragnąca dziecka ma nieprzepracowaną relację z mamą, gdy rodzi się dziecko, to otwierają się wszystkie kanały, nie tylko te rodne, ale również kanały serca. Żeby wewnętrzna dziewczynka, którą każda kobieta nosi w sobie, mogła stać się mamą, musi mieć zakończone sprawy ze swoją rodzicielką. Jeśli w momencie porodu nadal jest połączona pępowiną ze swoją mamą, to pojawia się dysharmonia. W takich sytuacjach często dochodzi do zatrzymania porodu. Warto więc zapamiętać to, o czym wspominają doule – przed porodem konieczne jest, by przepracować relację ze swoją mamą.

Kto najczęściej zgłasza się do Ciebie o pomoc?

Moim marzeniem byłoby, by trafiła do mnie kobieta, która dopiero zaczyna myśleć o potomstwie. Wtedy mogłaby uniknąć cierpienia i dobrze przygotować się do macierzyństwa. Rzeczywistość jest taka, że trafiają do mnie osoby, które w długoletnich staraniach chwytały się niemal wszystkiego i które doświadczyły chorób związanych z kobiecością.

Mam tu na myśli na przykład Hashimoto, endometriozę czy policystyczne jajniki. Kobiety, z którymi spotykam się w gabinecie, zazwyczaj bardzo wiele już wycierpiały i jestem dla nich „ostatnią deską ratunku”. Zachodzenie w ciążę to dużo więcej niż badania i hormony. Istotna jest ta struktura wewnętrzna. To, jak doświadczałyśmy swojego dzieciństwa bezpośrednio wpływa na to, czy jesteśmy w stanie przyjąć dziecko do swojego życia. Osoby, które do mnie trafiają, najczęściej już korzystały z bardzo wielu metod, pomocy lekarzy. Praca z niepłodnością jest bardzo trudna, nie jest to praca tylko z pragnieniem i instynktem. Ja pracuję nad historią kobiety, przeżytymi traumami i związanymi z tym emocjami. Często podczas sesji wspierających wychodzą ukryte problemy: alkohol, przemoc w rodzinie, trudne przeżycia. Nie ukrywam, że moja praca jest też bardzo wymagająca emocjonalnie, bo pracuję sercem i w tym procesie jestem z kobietami całą sobą.

Na czym koncentrujesz się w trakcie pracy z kobietami?

Z zawodu jestem fizjoterapeutką, co pomaga mi dobrze rozumieć ludzkie ciało. Jestem też osobą, która stale poszerza swoją wiedzę, w swoich działaniach sięgam po medycynę chińską, totalną biologię, odżywianie i dietetykę. Jestem też coachem – i w związku z tym pracuję z emocjami coachingowo. To, co może mocno wpłynąć na problemy z zachodzeniem w ciążę, to na przykład nasz własny, bardzo ciężki poród albo lęki naszej mamy. Jeśli pojawiają się blokady i tracimy dostęp do ważnych zasobów kobiecości, do tego wszystkiego, czym obdarzyła nas natura, to w centrum uwagi kobiety starającej się o potomstwo powinno być uwolnienie tych utraconych zasobów. Tym właśnie zajmuję się w mojej pracy. Wybrałam metodę uwalniania płodności poprzez coaching, ponieważ jestem przekonana, że my, kobiety, jesteśmy tak skonstruowane, że mamy wszystko to, co potrzebne jest, by zostać mamą. Jedyne, czego nam brakuje, to odzyskanie dostępu do twórczego i życiodajnego potencjału, jaki niesie ze sobą bycie kobietą.

Podcast „Stawiam na naturę” powstał pod patronatem Klubu Natura i jest dostępny na stronie www.klubnatura.pl. Serdecznie zapraszamy.

This article is from: