3 minute read
Okiem cywila Z Nowym Rokiem – Marek Hause Braterstwo – wybór czy konieczność? – Rafał Ćwikowski
OkIEM cyWIlA
Marek Hause
Advertisement
Rafał Ćwikowski
Z Nowym Rokiem
Braterstwo – wybór czy konieczność?
Większość z nas, z rozpoczęciem kolejnego roku kalendarzowego, jeśli nie celowo, to podświadomie, chciałaby coś zmienić w swoim życiu lub zapoczątkować nowe hobby, na które do tej pory nie starczało sił i czasu. Dzieje się tak w myśl ponad pięćsetletniego powiedzenia, że „nigdy nie będzie Nowego Roku, dopóki będziemy powielać błędy z poprzednich lat”. Ta ponadczasowa mądrość ludowa wydaje się dziś bardziej aktualna niż kiedykolwiek wcześniej, choć tym razem nie wszystko zależy od nas, ze względu na trwającą od prawie roku sytuację pandemiczną. Bo trudno zapisać się na siłownię, jeśli ta jest dekretem zamknięta do odwołania.
Sytuacja, w której znalazła się ludzkość jest bez precedensu. Trudno oszacować, ile w niej prawdziwego nieszczęścia, a ile sztucznie napędzanego strachu. Niektórzy stan ten porównują z wojną, gdyż tak samo jak w jej przypadku, masowo umierają ludzie i upadają gospodarki, a inni bogacą się na jej przeciąganiu. Zatem swoje postanowienia noworoczne trzeba dostosować do nowych realiów. Nadszedł Nowy Rok, a wraz z nim rozpoczęła się kolejna dekada XXI wieku.
Analitycy i samozwańczy prorocy twierdzą, że nie ma już powrotu do rzeczywistości sprzed pandemii, i dlatego, według ich prognoz, powinniśmy na stałe zmienić nasze spojrzenie na życie, gospodarkę oraz perspektywy poszczególnych branż. Choć przewidują oni, że w ciągu dwóch bądź trzech kolejnych lat powrócimy do znośnej normalności, jednakże świat już nigdy nie będzie taki sam, stanie się jeszcze bardziej cyfrowy, wirtualny i zdominowany przez nowe technologie.
Wszystko to i tak było nie do uniknięcia, gdyż rozwoju cywilizacji nie da się powstrzymać. Nie wiadomo tylko, jakim kosztem i czy wcześniej nie nastąpi jeszcze ogromna inflacja i prawdziwa recesja, która przekreśli wszelkie postanowienia noworoczne.
Nie ma na świecie organizacji o zasięgu globalnym czy choćby regionalnym, która nie byłaby w swojej historii targana rozdarciami, rozłamami, swoistą domową wojną. Chrześcijanie również nie mogli uchronić się od wzajemnych podziałów i animozji. Jesteśmy zbyt różni, aby zawsze myśleć tak samo. Już pierwsze dwieście lat chrześcijaństwa zrodziło liczne szkoły gnozy pełne najróżniejszych interpretacji naszego istnienia i otaczającego nas kosmosu. A potem? Potem ogólnoludzkie uganianie się za szukaniem odpowiedzi na każde pytanie mnożyło jedynie kolejnych „proroków”. A jednak ta różnorodność dróg dała człowiekowi szansę zbliżenia się choć odrobinę do pełni rozumienia. Chociaż dla chrześcijanina jest rzeczą ze wszech miar zrozumiałą, że pełnię prawdy osiągnie w Bogu po śmierci, to jednak wewnętrzny nakaz poszukiwania pcha ludzkość ku nowym, czekającym na odczytanie przestrzeniom.
Dzisiejsze czasy nie są inne od reszty historii. Natura ludzka wciąż ta sama, oporna na ewolucyjną mutację, rodzi kolejne konflikty z wzajemnego niezrozumienia. Ale dla nas, chrześcijan, jest pewien drogowskaz w tym labiryncie niemożności. Jest nieco zapomniany, zarosły gąszczem obojętności, omszały samouwielbieniem, ale jednak drogowskaz. Są nim słowa Pisma Świętego: „Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.” (1 J 4,20). Powalająca logika tych słów trafia w samo sedno problemu. Apostoł Jan nie waha się nazwać człowieka po prostu kłamcą. To jest prawdziwa lekcja pokory.
Okazuje się, że jesteśmy braćmi. Ale nie tylko w rozumieniu czysto ludzkim. Braćmi czyni nas istota samego Boga. Bóg kochający domaga się miłości pozbawionej jakichkolwiek ludzkich uwarunkowań. Miłość godna uwielbienia Boga może zaistnieć jedynie w koegzystencji z miłością międzyludzką. Tylko taka miłość jest autentyczna i akceptowalna w bosko-ludzkiej przestrzeni wiary. Można zaryzykować stwierdzenie, że wszelkie przejawy kultu religijnego, wymyślone przez człowieka na przestrzeni wieków są bezcelowe, jeżeli nie zakładają międzyludzkiej zgody. W przeciwnym razie możliwe jest, że chrześcijanin, aczkolwiek praktykujący, pozostaje niewierzącym.