6 minute read

Psycholog

Alina Lorek

Advertisement

pocovidowisko

Chwila refleksji nad tym, przez co przechodzimy, z nadzieją, że wkrótce będzie możliwe życie „po covidzie”.

Współczuję Pandemia okalecza nas na wiele sposobów. Po pandemii będziemy inni. Silniejsi wtedy, gdy znaleźliśmy sposób, by sobie poradzić, gdy dostaliśmy pomoc i wsparcie innych osób. Słabsi wówczas, gdy było nam za ciężko, a rany potrzebują więcej czasu, by się zagoić lub po prostu nie było sposobności, żeby się nimi zaopiekować. Tym razem chciałabym zaprosić Cię do rozwijania umiejętności współczucia sobie i bycia blisko swoich własnych uczuć i myśli. Pandemia to czas, w którym oswajamy bycie ze sobą, a współczucie samemu sobie może pomóc Ci zagoić wiele ran, uśmierzyć niepokój i frustrację oraz otworzyć się na to, co tłumisz, co potem rozwala od środka i nie pozwala spać. Jakie są nasze rany?

Bezradność, która powstała po wielu niepowodzeniach w radzeniu sobie i układaniu życia według nowych i stale zmieniających się reguł. Bezskuteczne poszukiwanie stabilizacji po pojawieniu się problemów finansowych przy jednoczesnym poczuciu niewystarczającego wsparcia ze strony instytucji rządowych.

Współczuj sobie, że odczuwałeś beznadziejność i słabość, że musiałeś bać się o to, czy Twoja rodzina będzie miała za co żyć, że tak wiele nie zależało od Ciebie, choć tak wiele poświęciłeś i dokonałeś tylu kompromisów wobec własnych ambicji.

Brak zaufania do swojego organizmu, który zawiódł, gdy walka z koronawirusem nie przebiegała lekko i zaowocowała powikłaniami. Współczuj sobie, że musiałeś bać się o swoje życie, że musiałeś zadać sobie pytanie o to, co stanie się z Twoją rodziną, kiedy ciebie zabraknie, że byłeś zupełnie sam i nikt nie mógł Cię przytulić. Współczuj sobie teraz, gdy jeszcze nie ma nikogo, kto by wiedział, jak Ci pomóc, byś poradził sobie z brakiem tchu, z bólem głowy i zmęczeniem.

Samotność w starości, w chorobie, w zdalnej nauce, w przestrzeganiu obostrzeń, w kwarantannie, w podejmowaniu decyzji i dźwiganiu ich konsekwencji. Samotność w zmienianiu planów, w żegnaniu się z marzeniami i w konieczności czekania, aż coś będzie wiadomo.

Współczuj sobie, że musiałeś doświadczyć kruchości tego, co było normalne i oczywiste, że zmagałeś się z frustracjami i oczekiwaniami, na które nie mogłeś być przygotowany. Współczuj sobie, że bliskim musiałeś odmawiać spotkań i opieki, bo sam bałeś się o ich życie.

Śmierć w rodzinie, brak możliwości pożegnania się z tymi, którzy umierali w samotnym cierpieniu, okiełznanie prób wyobrażania sobie ostatnich chwil życia bliskich. Spotkałam się z obserwacjami, że coraz częściej bliscy nie płaczą na pogrzebach osób, które zmarły na COVID-19. Takie zamrożenie emocji budzi obawy, że to godzenie się ze stratą przyjmie formy bardziej przewlekłe, takie jak depresje, zaburzenia lękowe czy dolegliwości somatyczne.

Współczuj sobie. Współczuj, wspominając to, co musiałeś przejść i z czym zderzyło Cię życie. Współczuj sobie każdego straconego

dnia, którego już nie przeżyjesz w obecności tych, którzy odeszli. Współczuj sobie, że nie masz siły czuć smutku, że nie pozwolono Ci pójść na pogrzeb ani przytulić się choćby do martwego ciała, które nadal jednak stanowiło zagrożenie.

Wiem, że nic nie wiem

Epidemia pomaga, co poniektórym, wyleczyć się z nadużywania przekonania „wiedziałam, że tak będzie”. Dlaczego nie potrafiliśmy przewidzieć tego zdarzenia? Bo do formułowania przewidywań używamy dotychczasowej wiedzy i doświadczeń, które nijak mają się do sytuacji pandemii. Jednym ze sposobów wyjścia z impasu, z dyskomfortu niewiedzy jest wybranie sobie medialnego eksperta z dziedziny chorób zakaźnych lub też samozwańczego autorytetu z Internetu, i powtarzanie ich opinii, aby poczuć się nieco stabilniej i bliżej tych, którzy wiedzą. Gdy już kilka razy przytoczymy te wypowiedzi (oczywiście poza kontekstem i raczej wybiórczo), to stają się one jakby już nasze i zapominamy nawet, co było ich źródłem. Niestety, potem często bronimy tych przyswojonych przekonań i niechętnie zmieniamy zdanie. Epidemia „regularnie dba o nasz rozwój” i pozbawia nas poczucia, że już wiele o niej wiemy. Szczególnie pozbawia nas poczucia bezpieczeństwa i zaufania we własne moce poznawcze, gdy kolejny raz okazuje się, że byliśmy w błędzie. Wówczas wiele osób mówi: „ja to już nie wiem, kogo mam słuchać”, „już nie chce mi się o tym myśleć” lub „i tak wszyscy chcą nas oszukać”. Taki rodzaj niestabilności może sprzyjać większej podatności na teorie spiskowe, które oferują wyjaśnienie rzeczywistości na metapoziomie, określają wroga i są odporne na fakty i falsyfikacje.

Dość wyjątkowymi i nowoczesnymi wróżbitami stali się matematycy, tworzący modele rozwoju pandemii. Jednakże liczby dają w tej sytuacji tylko kolejny pozór wiedzy, a zatem kontroli nad sytuacją, która sprowadza się do tworzenia wyobrażeń na temat tego, co nas czeka. Te wyobrażenia pochłaniają sporo energii, ponieważ zapraszają nas do przyglądania się możliwym scenariuszom, przeżywania ich już teraz, zmagania się z przeciwnościami i nadziejami, pozostającymi poza naszym wpływem. Trenujemy zatem bieganie na długim dystansie, będąc jednak po rozgrzewce nie dającej pewności, że jest adekwatna do tego dystansu i rodzaju nawierzchni.

Lubimy wiele wiedzieć, a szczególnie lubimy znać prawdę i nie być w błędzie. System szkolny zapewnił nam dozgonną awersję do oceny niedostatecznej i potrzebę należenia do tych bardzo dobrych, którzy są lepsi od innych, bo rzadziej się mylą. Mamy w sobie obawę przed publicznym osądem naszej niewiedzy, dlatego też szukamy osób podobnych do nas, przy których nasza „racja” jest częściej wzmacniana. Może właśnie z tego powodu tak trudno jest nieprzekonanych przekonać do szczepień przeciwko koronawirusowi. Znowu okazałoby się, że nie mieli racji. Co więcej, przyszłoby im się zmierzyć z ostracyzmem grupy antyszczepionkowej i z zuchwałością tych, co wiedzieli lepiej. Taka perspektywa, w naszym podzielonym i spolaryzowanym społeczeństwie, nie pomaga w budowaniu otwartego umysłu, szukaniu różnych odpowiedzi. Boleję nad tym, że wiele osób zmieni zdanie dopiero po walce z chorobą lub po stracie bliskich osób, które przekonali do nieszczepienia się. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że należąc do grupy, która „wie”, że trzeba się szczepić, nie wiem tak naprawdę co trzeba, zwłaszcza w kontekście ewentualnych konsekwencji, bo przecież nie wiem czy nie pojawią się u mnie jakieś powikłania po szczepieniu.

Wybieram Pomimo wątpliwości jednak wybieram szczepienie, wybieram ochronę przed powikłaniami po zakażeniu COVID-19, bo co do ryzyka ich wystąpienia nie mam wątpliwości. Wybieram też odpowiedzialność za słabszych zdrowotnie, dla których po zaszczepieniu się powinnam być mniejszym zagrożeniem. Czy to roztropne czy naiwne, pokażą nam najbliższe lata.

Pandemia każe nam wybierać, a zatem gdy już się skończy, będziemy mądrzejsi o znajomość konsekwencji naszych wyborów. Pewnie wielu z nas dokonało wyboru mniejszego zła, a w innych sytuacjach większego dobra. Będziemy zatem bardziej wrażliwi, ze względu na rozwój sumienia zmagającego się z naszymi egoizmami i możliwością wykonania dla kogoś wysiłku wykraczającego ponad dotychczasowe przyzwyczajenia.

Nasze wybory w tym czasie bar- fot. Alina Lorek dzo często dotyczą relacji z innymi. Godzenie potrzeby kontaktu z rodziną, przyjaciółmi czy współpracownikami z potrzebą zadbania o zdrowie ich i własne, stanowi nieodłączny aspekt naszego życia podczas pandemii. Godzenie poczucia własnego bezpieczeństwa i gotowości do kontaktu z koronawirusem z rodzajem ostrożności ze strony pozostałych osób, pozwoliła wielu z nas rozwinąć umiejętność szanowania cudzych granic, gdy zdecydowaliśmy się nie spotykać czy też uczciwie poinformować o gorszym samopoczuciu po odwiedzinach u znajomych.

Konieczność ograniczania kontaktów międzyludzkich przysłużyła się tym, którym trudno przychodzi otwarte odmawianie i kończenie niewygodnych relacji. Tak więc możliwe jest, że po pandemii będziemy lepiej wiedzieć, kto jest naszym prawdziwym przyjacielem.

W okresie minionych świąt Bożego Narodzenia pojawiło się też interesujące zjawisko. Otóż, wiele młodych rodzin po raz pierwszy spędziło święta u siebie, w swoich domach, po swojemu, z dala od innych członków swoich rodzin. Z pewnością dla jednych był to szczerze smutny czas, dla innych natomiast okazja, by „wreszcie” spędzić święta w świętym spokoju, bez konfliktów i udawania bliskości oraz z własnym, nie zawsze tradycyjnym, menu. Po szczepieniu nie będzie już wymówki. Ciekawe zatem, jak to będzie w czasie świąt Wielkiejnocy?

Współczuję Ci, że musiałeś dokonywać wyborów, na które nie byłeś gotowy ani mentalnie, ani emocjonalnie. Współczuję Ci, że musiałeś stanąć przed tak wieloma dylematami i czasem poznawać swoje najgorsze zakamarki człowieczeństwa. Gratuluję Ci siły i tego, że nie chcesz się poddać, że jesteś odpowiedzialny za innych i pomagasz, jak możesz.

This article is from: