Wiara i Mundur 2021/2

Page 8

Jedynie Słowo

Tornister mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus

Piotr Lorek

Małowierny Zaraz po cudzie nakarmienia Ewangelia Marka opowiada o Jezusie chodzącym po wodzie (Mk 6,42-52). Podobnie czynią Ewangelia Mateusza (14,22-33) i Ewangelia Jana (6,16-21). Ewangelia Mateusza rozbudowuje historię chodzenia po wodzie o wątek Piotra (14,28-31). Postać Piotra pojawia się także po cudzie nakarmienia w Ewangelii Łukasza, ale już bez historii chodzenia Jezusa po wodzie (Łk 9,18-23). Najstarsza z Ewangelii – Ewangelia Marka – negatywnie przedstawia uczniów w historii o Jezusie chodzącym po wodzie. Są zmęczeni wiosłowaniem, mylą Jezusa ze zjawą, krzyczą i lękają się na jej widok. Gdy Jezus wchodzi do łodzi i ustaje wiatr, są wstrząśnięci i nie czynią żadnego właściwego wyznania o nim. Mają nieczułe serca. Nie rozumieją wcześniejszego cudu z chlebami i teraz nie rozpoznają prawdziwej tożsamości Jezusa, nawiązującego swym zachowaniem do teofanii starotestamentowych związanych z eksodusem Izraela (objawienie imienia Ja jestem, przejście przez Morze Czerwone i karmienie na pustyni). W Ewangelii Mateusza nie czytamy już o fizycznym zmęczeniu uczniów. Okazuje się też, że w końcu jednak udaje się im rozpoznać Jezusa. Dzieje się to dzięki Piotrowi, który po wodzie wychodzi Jezusowi na spotkanie. Po epizodzie z tonącym Piotrem uczniowie składają Jezusowi pokłon i wyznają jego Boże synostwo. Niezrozumienie wszystkich uczniów z Ewangelii Marka zostaje więc w Ewangelii Mateusza zogniskowane tylko na Piotrze. W Ewangelii Łukasza Piotr w imieniu uczniów wyznaje synostwo Boże Jezusa (Łk 9,20-21), a wątek małowierności znika zupełnie. W Ewangelii Jana Jezus funkcjonuje jako boski Logos. Uczniowie zachowują się więc jak najbardziej poprawnie. Gdy Jezus idzie po wodzie, nie widzą zjawy, lecz właściwie Go rozpoznają. Ogarnia ich strach, ale nie jest to Markowy strach na widok zjawy, ale strach z powodu teofanii Jezusa. Widać więc, że w ostatniej z Ewangelii uczniowie zachowują się już tak, jak wypada… „O małowierny (gr. oligopistos)” (Mt 14,31) – słyszy Piotr. Piotr szedł po wodzie, lecz gdy zwrócił uwagę na wiatr, zaczął tonąć (Mt 14,29-30). Przymiotnik oligopistos pojawia się jeszcze w Ewangelii Mateusza w: 6,30; 8,26; 16,8. W pierwszym z tych tekstów Jezus zachęca do spojrzenia na to, jak Bóg przyodziewa trawę polną. Przez tę obserwację zachęca do porzucenia małowierności i zaufania Bożej trosce.

14

Z jednej strony, ku małowierności pchają nas śmiercionośne wichry, z drugiej zaś, z małowierności wydobywa nas tryskające życiem piękno polnych traw. Przeraża nas bezwzględność żywiołów, ale też podnosi na duchu potęga gwiazd. Ogarnia nas lęk przed nieznanym i przepełnia chęć pójścia w nieznane. Przyroda i kultura są niejednoznaczne. Raz tchną nadzieją, raz paraliżują strachem. Raz odradzają do życia, raz zamartwiają na śmierć. My też jesteśmy niejednoznaczni. Te same wydarzenia stanowią dla jednych okazję do zrobienia kroku naprzód, innych zaś paraliżują, każąc zrobić krok wstecz. Nieraz nie dostrzegamy teofanii i traktujemy ją jako zjawę, a nieraz dostrzegamy teofanię, a ta i tak nie zapewnia nam sukcesu. Widzimy to w zachowaniu uczniów Jezusa. Boimy się i toniemy jak Piotr. Małowierność zachęca z jednej strony do jej przekroczenia i wydobycia się z lęku, z drugiej zaś wydobywanie się z lęku może dziać się za cenę lekkowierności.

Fot. Piotr Lorek

Małowierność przewyższa zgubną lekkowierność czy brak jakiejkolwiek wiary w zdolność kroczenia po falach życia. „Wielkowierność” z kolei przewyższa małowierność. Chcielibyśmy przecież wyzbyć się słabości fizycznych, a także okiełznać słabość duchową, by dostrzec więcej Jezusa w zawierusze życia i pewnie kroczyć po falach. Niewątpliwie byłoby lepiej, gdyby Jezus nie musiał wyciągać ręki ku tonącemu Piotrowi. Mieć jednak rękę Jezusa przy sobie... Choćby na chwilę. Mnie, małowiernemu, wystarczy.

Rok XIV nr 2 (70) maj-lipiec 2021

W sprawie karabinka „Grot” Nie mam nic do powiedzenia, bo go nie widziałem, w rękach nie miałem, a tym bardziej nie strzelałem. Nie przyłączę się zatem do narodowej krucjaty przeciwników lub obrońców karabinka „Grot”, wystarczy mi przysłuchiwanie się „wojnie” antyi proszczepionkowców. Zatem chciałbym skupić się na innej sprawie, na emeryturze, ale nie czyjejś, tylko mojej! Za kilka miesięcy skończę sześćdziesiąt dziewięć lat i najwyższy już czas pomyśleć o zakończeniu aktywności zawodowej. Czas ustąpić miejsca młodszym, lepiej wykształconym, bardziej bystrym i rozumiejącym lepiej ten pogięty świat, niż ja, stary „młodszy chorąży” w stanie spoczynku. Sprawa emerytury kiedyś dla mnie nie istniała, nie zajmowałem się nią i nie wierzyłem, że kiedykolwiek nadejdzie czas tej emerytury. Nadszedł więc i czas na skrócony rachunek sumienia. Kiedy niedawno przeglądałem – do celów emerytalnych oczywiście – świadectwa pracy, to okazało się, że po raz pierwszy zatrudniony zostałem w 1969 roku, kiedy w ojczyźnie mojej był „socjalizm”, a potem „rozwinięty socjalizm”, dzisiaj dla pognębienia mojego pokolenia zwany „komunizmem”. I jest to w moim życiorysie (zwanym dzisiaj curriculum vitae) czarna krecha, tak wielka, jak pas startowy radzieckiego sowieckiego (przepraszam za przejęzyczenie spowodowane nienadążaniem za aktualnie obowiązującą nomenklaturą) lotniska w Legnicy, gdzie rozpoczynałem swoją służbę wojskową. Co więcej, poczęty zostałem przez matkę i ojca – rodziców moich ukochanych, złączonych przez Kościół świętym węzłem małżeńskim (in plus), ale w okresie „stalinizmu”, co jest ewidentnie na minusie, bo zamiast walczyć z „bolszewią” i „bolszewikami”, jak nazywała ich ciotka Andzia, sybiraczka, to się kochali. No, ale trudno, jestem! Przyznam się, że już w szkole powszechnej zapisałem się do harcerstwa. Dzisiaj wstyd mi okropnie, bo po kilkudziesięciu latach okazało się, że było ono komunistyczne, i że tym samym wspierałem komunistyczny reżim. Tyle tylko, że druh drużynowy Górecki (imienia nie pamiętam) nic nam o tym nie mówił, za to woził na biwaki, podchody i biegi harcerskie. Mea culpa! Mam nadzieję, że emerytury mi przez to nie obniżą. Gdy nieco podrosłem i zbliżyłem się do bardzo ważnego, szesnastego roku życia, zaproponowano mi wstąpienie do HSPS (Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej), ale nie skorzystałem z zaproszenia, bo nie podobały mi się ich koszule. Harcerski mundur był

Rok XIV nr 2 (70) maj-lipiec 2021

ładniejszy. Dzięki Opatrzności uniknąłem także zassania przez ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej) w pierwszej pracy, do której poszedłem jako tzw. pracownik młodociany. Znacznie gorzej było już w wojsku (zwanym kiedyś „Ludowym” a dzisiaj „ludowym”), bo przy drugim czy też trzecim żołdzie zorientowałem się, że pobierają mi składkę na KMW (Koło Młodzieży Wojskowej), do którego zapisano całe „kociarstwo” z kompanii, nikogo oczywiście nie pytając o zdanie. Śmieszyło mnie wówczas, że do KMW, oprócz nas „kotów” i „starych kaprali”, należał także dowódca plutonu i kompanii. Wyjaśniono mi, że „młodym” jest się ustawowo do trzydziestego piątego roku życia. Oświadczam jednak wszem i wobec, że nigdy nie byłem kandydatem, tym bardziej członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, co zapisuję w swoim życiorysie na duży plus! Odchodząc na własną prośbę z zawodowej służby wojskowej zaraz po ogłoszeniu tak zwanego stanu wojennego, nie nabyłem wojskowych praw emerytalnych, ale za to dzisiaj chodzę po ulicy z podniesioną głową. Przeglądając pożółkłe świadectwa pracy, mimo woli przypomniałem sobie całe moje życie, zwane dzisiaj aktywnością zawodową. Zakłady pracy, firmy, nazwiska kierowników, dyrektorów i pań z działów kadr oraz działalność gospodarczą, której urokowi także uległem w czasie, kiedy z ekranów TV i gazet namawiano do zakładania spółek z ograniczoną odpowiedzialnością i nieograniczonymi zyskami, co nie było prawdą, o czym się boleśnie przekonałem. Pani z ZUS podliczyła to wszystko na około pięćdziesiąt parę lat pracy, zapewniając mnie, że dostanę za to porządną emeryturę, czyli jakieś tysiąc sześćset, tysiąc osiemset złotych. Dlaczego o tym piszę? Z kilku powodów.

„Odchodząc na własną prośbę z zawodowej służby wojskowej zaraz po ogłoszeniu tak zwanego stanu wojennego, nie nabyłem wojskowych praw emerytalnych, ale za to dzisiaj chodzę po ulicy z podniesioną głową.

Po pierwsze: licznym pytającym mnie, dlaczego już dawno nie przeszedłem na emeryturę wyjaśniam, że jednak lepsza jest pensja niż emerytura. Po drugie: odpowiadam, dlaczego nie przeszedłem na emeryturę i jednocześnie nie podjąłem dalszej pracy jako emeryt. Bo to jest nieuczciwe wobec społeczeństwa (zwłaszcza młodych, którzy nie mają pracy) i albo się jest na emeryturze i odpoczywa, albo się pracuje. Po trzecie, nie mam obliczonego tzw. kapitału początkowego, który będzie podstawą połowy mojej emerytury, a na którego załatwienie nie miałem czasu i głowy od 1999 roku! I na dodatek wszyscy mnie ciągle pytają o ten cholerny karabinek!

15


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.