3 minute read
Na duchowym froncie Wolność, równość… braterstwo? ks. prof. Marek Uglorz
Na duchowym froncie
Wolność, równość… braterstwo?
Advertisement
Po co kobiety stają się żołnierzami? Co chcą osiągnąć i jakimi metodami? Zakładają takie same mundury, jak mężczyźni, tak samo dziwnie krzyczą do siebie, rozkazując sobie oczekują ślepego posłuszeństwa, i na koniec, używając śmiercionośnej broni, unicestwiają życie, któremu dają początek.
Czy kobietom jest potrzebne braterstwo broni? Czy ludzie potrzebują kobiet – żołnierek, uczestniczących w braterstwie męskiej krwi, aby zdobywać i zabijać, skoro mają własną krew, zdolną przeobrażać i rodzić? Czy cały świat i ludzkie życie muszą być zawsze po męsku wyobrażone, wypowiedziane i ostatecznie urzeczywistnione? Czy naprawdę wciąż musimy walczyć, żeby zdobywać, mieć prawo własności i kontrolować?
Czy w ogóle można sobie wyobrazić pokój wywalczony, skoro od dawna wiemy, że pokój Boga jest wyższy od każdego rozumu, nie tylko ludzkiego, ale też innych istot, czyli pochodzi wprost z miłości? Czy pokój osiągnięty w wyniku walki jest rzeczywiście pokojem? Czy wolność za cenę śmierci naprawdę jest wolnością? Czy równość stabilizowana prawem, czyli zewnętrznym rozkazem, albo moralnością, czyli wewnętrznym zobowiązaniem, jest w istocie równością?
Kto trzymał wysoko sztandary francuskiej rewolucji? Ci, przeciwko którym rewolucja ta bardzo szybko się obróciła i „pożarła” ich. Z braterstwa krwi jeszcze nigdy nie powstała prawdziwa wolność ani równość, a tym bardziej trwały pokój, ponieważ to jest krew, którą mężczyźni wzajemnie się wymieniają i karmią, aby doświadczyć trwałego oddzielenia od matczynego łona, dziecięcego pokarmu z kobiecej piersi i stłumić w sobie ciepłe emocje, utrudniające zdobywanie i zabijanie.
Na jakim fundamencie wznosimy naszą cywilizację? Na wolności, równości i braterstwie, czyli bez udziału energii żeńskiej. Czy możemy mieć nadzieję na jej trwałość i rozwój?
Nie łudźmy się – radzę, skoro zawsze na początku jest słowo, które staje się ciałem, czyli słowo będące twórczą energią myśli, od którego zależy postać świata. Co prawda, staramy się, naiwni, zrealizować piękną ideę, jednak rzeczywistość nie poddaje się jej, ponieważ tworzy ją energia słów używanych przez nas. W efekcie nasz świat i nasze życie są tym, czym je nazywamy, a zatem tym, o czym myślimy, że mamy. ks. Marek Jerzy Uglorz
Stworzyliśmy cywilizację braterstwa, w której wciąż nie ma miejsca na siostrzeństwo, dlatego żołnierki uczestniczą w braterstwie butów z grubymi podeszwami, zamiast bosymi stopami „widzieć” świętość życia. Siostrzeństwo jest rodzajem relacji, w której nikt nie krzyczy, ale wszyscy grają i śpiewają. Kobieta wydająca rozkazy jest w istocie zaprzeczeniem samej siebie. Podobnie jest z ocenami potrzebnymi mężczyznom do porównywania się i współzawodnictwa. Żeńska energia nie tworzy hierarchii ważności, bo jest wewnętrzną mocą miłości, a nie zewnętrzną siłą. Ponieważ jest. Charakterystyczna jest dla niej współpraca, szacunek do każdego i zdolność zachwytu nad najdelikatniejszymi i nawet najprostszymi formami życia, których męska energia w ogóle nie bierze pod uwagę, nie mówiąc o ich dostrzeganiu.
Także język, którym się posługujemy, jest coraz bardziej męski, a nasz stosunek do zdolności pisania unaocznia nam, jak bardzo jesteśmy uwięzieni w męskich strukturach wyobrażeniowych. Nie chodzi tylko o zwroty typu „tęczowa zaraza” albo „ciota”. Nie idzie też o „cyganienie” w mowie albo robienie „żydów” w piśmie bądź na ścianie, ale o coś znacznie głębszego. Mówimy twardo, niemal po żołniersku, bo nie potrafimy wykorzystywać żeńskiej energii języka, nie uczy się nas tego, uważamy to za niepotrzebne dziwactwo. Najważniejsza jest gramatyka, a tymczasem żeńska energia języka to melodyka i poetyka naszych wypowiedzi. Ukryta jest między innymi w samogłoskach, wymawiania których dzieci uczą się od swoich matek. Nasz język coraz bardziej przypomina krótkie serie z karabinu maszynowego, i niestety, kobiety-żołnierki też tak mówią. Ten język nie uwodzi, nie brzmi niczym pieśń, nie bawi się tonami, barwą, nie potrafi wykorzystywać ciszy.
W nauce języka najważniejsza jest gramatyka i ortografia, czyli właściwe szeregowanie, a nie zdolność używania i tworzenia idiomów albo wykorzystywania symboli.
O co chodzi? Wyobraźmy sobie kręgosłup, dzięki któremu nasze ciało nie rozsypuje się w kawałki, a my trzymamy się prosto. Kręgosłup jest męską energią. Jeśli mamy z nim problem, to zawsze w związku z niewłaściwym wykorzystaniem przez nas męskiej energii albo złymi relacjami z mężczyznami. Ortografia z gramatyką spełniają taką samą rolę. Jesteśmy uczeni sprawnego komunikowania się w męskim stylu, po żołniersku, co nazywamy „krótko i na temat”.
W mojej dziedzinie teologicznej, czyli w interpretacji tekstów biblijnych, analiza też wzięła górę nad syntezą. Wielu biblistów widzi tylko pojedyncze elementy struktury i szuka słownikowych znaczeń, nie ożywiając języka duchem Miłości.
Wszędzie panoszy się męska energia, i to pomimo feminizmu w równoprawnym, podobno, świecie. No cóż, jak długo kobiety będą chodzić w żołnierskich butach i uczyć swoje dzieci tylko gramatyki z ortografią, nie spodziewajmy się ani prawdziwej wolności, ani równości, a tym bardziej trwałego pokoju.
Gdy siostrzeństwo głęboko wniknie w braterstwo, wtedy zobaczymy, na co będziemy mieć szansę?