6 minute read

Temat numeru Żeby słowa nie krzywdziły rozmowa z prof. Michałem Bilewiczem

ŻEBY SŁOWA NIE KRZYWDZIŁY

– Jeśli dla Afrykańczyków słowo „Murzyn” jest obraźliwe albo pani pracująca w poradni woli być nazywana psycholożką niż psychologiem – to należy to uszanować – radzi profesor Michał Bilewicz*

Advertisement

Wolność, równość, braterstwo to przełomowe hasła ze sztandarów Rewolucji Francuskiej. Preambuły konstytucji większości państw wzywają do poszanowania godności człowieka. Jak to się dzieje, że hasła będące filarami systemów prawnych nowoczesnego świata są wynaturzane i na przykład honor oznacza obecnie postawę tylko wybranych grup, równość pojmowana jest jako równość „normalnych”, a o braterstwie już nie wspomnę, bo to może zakrawać na ideologię?

Choć wydaje się, że wartości te są powszechnie przyjmowane, to jednak oczywistym jest, że są one rozumiane przez ludzi rozmaicie. Często uważamy, że obowiązują one wewnątrz naszej wspólnoty – ale nie poza nią. Stąd warunkiem wolności, braterstwa czy dobrobytu „swoich” jest jakaś forma ograniczania wolności obcych, dyskryminowania ich oraz pozbawienia praw. Niedawne badania amerykańskiego politologa Larry Bartelsa wykazały, że prawie połowa wyborców Partii Republikańskiej gotowa byłaby poprzeć rządy silnej ręki i ograniczenia zasad demokracji i praworządności. Ich motywacją jest lęk przed obcymi: imigrantami czy mniejszościami. Uważają, że po to, aby zapewnić wygodne życie białym Amerykanom można zrezygnować z tych podstawowych amerykańskich wartości. Myślę, że podobne rozumowanie zaczyna dominować również w innych państwach, gdzie politycy populistyczni dochodzą do władzy.

Rozmawiamy w przededniu rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej. Były to najkrwawsze i najokrutniejsze czasy, do których doprowadziła nienawiść, chęć odwetu, zemsty oraz przekonanie, że jakaś grupa ludzi jest bardziej uprzywilejowana niż inna i zasługuje na większy szacunek niż reszta ludzi. Dlaczego nie wyciągamy wniosków z historii? Czy możemy, jako zwykli ludzie, przeciwdziałać wykluczaniu w małych społecznościach?

Z pewnością warto pielęgnować codzienne kontakty. Gdy znamy osobiście muzułmanina, geja, Ukraińca czy

Profesor Michał Bilewicz

uchodźcę, to przestajemy myśleć stereotypowo i łatwiej potrafimy przyjąć perspektywę tych grup. Najgorszy jest brak kontaktu, bo wtedy bardzo łatwo jest ludzi zastraszyć, wzbudzić silne emocje poprzez media masowe czy Internet. Również zbrodnicza polityka Trzeciej Rzeszy bazowała na tego typu propagandzie. Żydów czy Cyganów można było przedstawiać jako zagrożenie, bo większość Niemców miała bardzo skąpy kontakt z Żydami. To powód, dla którego tak łatwo wierzyli oni w różne teorie spiskowe, które obwiniały Żydów za wszelkie niepowodzenia, jak choćby kryzys gospodarczy czy postanowienia traktatu wersalskiego. Niestety, ludzie mają ograniczoną zdolność do uczenia się na błędach z przeszłości. Dobrze wiemy, że po ludobójczych zbrodniach okresu II wojny światowej mieliśmy szereg kolejnych ludobójstw: w Kambodży, Rwandzie, Darfurze czy Srebrenicy.

Niedawne badania amerykańskiego politologa Larry Bartelsa wykazały, że prawie połowa wyborców Partii Republikańskiej gotowa byłaby poprzeć rządy silnej ręki i ograniczenia zasad demokracji i praworządności.

Wiele z nich miało te same psychologiczne mechanizmy, gdyż prawie zawsze jakaś grupa obwiniana była za wszelkie niepowodzenia, jak np. mniejszość Tutsi w Rwandzie czy Ormianie w Turcji. Warto zwracać uwagę na takie wczesne sygnały. Powinna nam się zapalać czerwona lampka wtedy, gdy ktoś twierdzi, że jakaś grupa obywateli to w rzeczywistości kolaboranci, albo że są zagrożeniem dla dzieci, bo często właśnie tak zaczynały się najokrutniejsze zbrodnie.

Jak dochodzi do mechanizmu ekskluzji, i co sprawia, że wybierana jest jakaś konkretna grupa ludzi (Żydzi, geje, innowiercy, czarownice)? Co jest przyczyną zachowań ksenofobicznych, wrogich, nacjonali-

stycznych? Czy w ten sposób maskujemy swoje lęki, kompleksy, niewiedzę i strach?

Pewne utrwalone stereotypy zwykle definiują „kozła ofiarnego”. Gdy ludzie tracą kontrolę nad własnym życiem, gdy pojawiają się kryzysy i wzrasta niepewność, wtedy pojawia się potrzeba znalezienia jakiejś grupy za to odpowiedzialnej. To politycy często podpowiadają, kto jest winny. Do tego dochodzi potrzeba poczucia wyższości i decydowania, kto jest lepszy, a kto gorszy. Dzięki temu możemy poprawić sobie samoocenę – mogę myśleć, że moje życie jest nieudane, ale przynajmniej nie urodziłem się gejem czy Żydem. Taka banalna cecha, jak na przykład heteroseksualność, dotycząca ponad 90% populacji, od razu staje się powodem do dumy. A ludzie chcą czuć się dumnymi. Byłoby dobrze, gdybyśmy tę dumę, która jest w końcu natural-

Tożsamości zawodowe też mogą być dla ludzi powodem do dumy, na przykład, gdy żołnierze czy lekarze wykonują ważną i odpowiedzialną pracę na rzecz społeczeństwa. Im więcej będę miał okazji do poczucia się dumnym, ważnym i sprawczym, tym słabsza będzie podstawa do uprzedzeń czy dyskryminacji.

ną potrzebą człowieka, mogli uzyskać w sposób niekrzywdzący innych ludzi. Z tego powodu psychologowie zwracają uwagę na szerokie, inkluzywne kategorie. Jestem dumny, że jestem Europejczykiem. Jestem dumny, że jestem człowiekiem. Tożsamości zawodowe także mogą być dla ludzi powodem do dumy, na przykład, gdy żołnierze czy lekarze wykonują ważną i odpowiedzialną pracę na rzecz społeczeństwa. Im więcej będę miał okazji do poczucia się dumnym, ważnym i sprawczym, tym słabsza będzie podstawa do uprzedzeń czy dyskryminacji.

Nie sposób pominąć w tym kontekście kwestię politycznej poprawności.

Nie lubię określenia „polityczna poprawność”. Wolę mówić o zasadach grzeczności, o kulturze relacji z innymi ludźmi. Z pewnością warto mówić takim językiem, który

nikogo nie krzywdzi. Jeśli dla Afrykańczyków słowo „Murzyn” jest obraźliwe albo pani pracująca w poradni woli być nazywana psycholożką niż psychologiem – to należy to uszanować. Nie kosztuje nas to wiele, a dla tych osób ma to przecież duże znaczenie. Niedawno, na Uniwersytecie Warszawskim pojawił się poradnik językowy stworzony przez językoznawców, który zawiera zestaw wskazówek o tym, jak mówić o mniejszościach i jak się do nich zwracać. Warto, aby różne instytucje też przygotowały takie opracowania. Bardzo często nie zastanawiamy się nad tym, jak mówimy. Nawet nie ma w tym złej woli, ale często dochodzi do niezręcznych sytuacji. Dlatego dobrze się stanie, gdy osoby mające styczność z przedstawicielami mniejszości zostaną uświadomione, jakie słowa czy zachowania mogą doprowadzić do niepotrzebnych nieporozumień.

Czy język, w którym używamy określeń „cyganimy”, „żydzimy” lub pogardzamy wiarą ciapatych może wpływać na kształtowanie się poglądów w małej grupie, czy jest to tylko bezmyślne niechlujstwo językowe? Co sprawia, i w którym momencie życia, że zaczynamy uważać, iż jako biali katolicy, mieszkańcy środkowej Europy, jesteśmy lepsi od innych?

Język faktycznie odzwierciedla stereotypy istniejące w kulturze. Dla większości etnicznej te słowa nie muszą świadomie odnosić się do konkretnych grup mniejszościowych. Tak było pewnie z pewną aktorką, która kilka lat temu skarżyła się, że „TVN pożydził na kalendarz”. Problemem jest jednak to, że używając podobnych określeń przekazujemy te stereotypy dalej. Mówiąc odpowiednio często takim językiem, umacniamy obraz Żydów jako bogatych skąpców, a Romów jako oszustów. Dzieci, które często słyszą takie określenia, będą właśnie w ten sposób postrzegać określone grupy. Wiele badań pokazuje,

Gdy ludzie tracą kontrolę nad własnym życiem, gdy pojawiają się kryzysy i wzrasta niepewność, wtedy pojawia się potrzeba znalezienia jakiejś grupy za to odpowiedzialnej.

że pojawienie się obraźliwych słów kształtuje u odbiorców stereotypy. Włoscy badacze wykazali, że osoby, które przeczytają kilka razy słowo „frocio” (odpowiednik słowa „pedał”) będą bardziej stereotypizować osoby homoseksualne, przestaną widzieć w nich pełnowartościowych ludzi, a nawet chętniej poprą rozwiązania prawne dyskryminujące homoseksualistów. Z kolei amerykańskie badania wykazały, że biali ludzie słyszący słowo „nigger” („czarnuch”), wypowiedziane o czarnoskórym adwokacie czy uczestniku debaty, zaczynają podważać kompetencje zawodowe takiej osoby. Język ma więc kolosalny wpływ na to, jak będziemy traktować obcych.

Rozmawiała Anna Hopfer-Wola

Profesor Michał Bilewicz – psycholog społeczny, publicysta, doktor habilitowany nauk społecznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego. Kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW oraz wykładowca na Wydziale Psychologii UW. Był zastępcą przewodniczącego Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk oraz członkiem zarządu Międzynarodowego Towarzystwa Psychologii Politycznej (źródło: Wikipedia).

This article is from: