7 minute read

Temat numeru „Kot jest za to odpowiedzialny” rozmowa Katarzyną Lesicz-Stanisławską o komunikacji w Internecie

Next Article
Jedynie Słowo

Jedynie Słowo

„Kot odpowiedzialny jest za to

Rozmowa z językoznawczynią Katarzyną Lesicz-Stanisławską* o komunikacji w Internecie

Advertisement

Od wybuchu epidemii, intensywniej niż wcześniej, komunikujemy się ze sobą za pomocą tekstów, krótkich wypowiedzi w Internecie, filmików, maili. Czy ta forma komunikacji ma swoją specyfikę? Od razu poproszę też o wyjaśnienie, dlaczego nie powinno się zaczynać korespondencji od słowa „Witam!”

Komunikacja zdalna to obecnie dominujący typ kontaktów, zwłaszcza służbowych. W czasach przedpandemicznych, wiele zadań, wynikających z obowiązków pracowniczych, byliśmy w stanie realizować poprzez komunikację internetową. W obecnej sytuacji, gdy wszyscy ci, którym rodzaj wykonywanej pracy na to pozwala, zostali w trybie awaryjnym wdrożeni do pracy zdalnej, ten typ komunikacji okazał się w wielu branżach konieczny i obowiązujący. W związku z tym warto prowadzić tę komunikację prawidłowo, nie tylko merytorycznie, ale również pod względem poprawności językowej. Z perspektywy komunikacji formalnej warto prezentować się w sieci w profesjonalny sposób. Jednym z elementów budujących nasz wizerunek (nie tylko wirtualny) jest poziom naszej świadomości językowej. Wielu ludzi rozpoczyna formalne maile od formuły „Witam”, jak słusznie Pani zauważa, niekiedy opatrzonej wykrzyknikiem (trudno jednoznacznie określić „po co”?). Dlaczego jest to zła praktyka? Postaram się wyjaśnić.

Jestem zwolenniczką odnoszenia teorii komunikacji do naszej praktyki językowej, realnych sytuacji, w których się komunikujemy. Uświadomienie sobie niefortunności pewnych sformułowań używanych przez nas w sieci często nie wymaga pogłębionych studiów językoznawczych, bardziej chwili zatrzymania, zastanowienia, skupienia i logicznego namysłu. Niekiedy wystarczy, że w trakcie pisania maila (oficjalnego, służbowego), wyobrazimy sobie, że osoba do której piszemy (nieznana – na przykład przyszły szef, ewentualnie nawet osoba znana – obecny szef, ale niekoniecznie taki, z którym mamy bliską relację) jest obok nas i to, co piszemy, komunikujemy jej wprost. Czy na powitanie takiego szefa na korytarzu w siedzibie firmy wrzeszczymy do niego entuzjastyczne „Witaj!”? Szczerze wątpię. Myślę, że ani szef nie życzyłby sobie takiego spoufalenia, być może byłby wprost dotknięty takim skracaniem dystansu i mógłby uznać nasze zachowanie za brak szacunku, ani my nie czulibyśmy się komfortowo na poziomie języka w tak nieformalnym spotkaniu.

Zatem, w jaki sposób rozpocząć wiadomość mailową? Pytanie to zadaję szczególnie w imieniu naszych młodszych czytelników, którzy komunikując się skrótowcami, często nie wiedzą, jak pisać do kogoś, kto nie jest ich kolegą.

W komunikacji formalnej należy odrzucić popularne „Dzień dobry(!)”, często wspierane lubianym przez wielu, wykrzyknikiem. Z perspektywy logicznej – również niespecjalnie fortunne. Wielu moich studentów zazwyczaj przeciwko tej wiedzy protestuje. Często słyszę: „Ale, jak to! (znowu ten wykrzyknik:) Wszyscy tak piszą!”. Cóż, niespecjalnie komfortowo jest „być innym”, ale niekiedy warto:) Wróćmy do naszej wcześniejszej symulacji i wyobrażenia SZEFA, z którym komunikujemy się bezpośrednio. Pisząc wiadomość, nie mamy wiedzy, kiedy adresat ją odczyta. W obszarze logiki niespecjalnie się broni „Dzień dobry” czytane nocą.

Więc cóż nam pozostaje? „Szanowny Panie”, „Szanowna Pani”, „Panie Prezesie”, „Panie Dyrektorze”, czy w bliższych relacjach: „Moniko”, „Bartku”, „Basiu, czy „Sławku”; koniecznie z przecinkiem i kontynuacją wypowiedzi w nowym wersie. To najlepsze rozwiązanie z perspektywy logiki oraz, pozostających z nią w łączności, poprawności i kultury języka. Dobrą praktyką skutecznej komunikacji jest również sprawdzanie statusu osoby, do której piszemy. Kapitan, profesor, dyrektor na pewno zwróci uwagę na, nawet nieintencjonalne, obniżenie jego statusu. Złota zasada głosi – lepiej jest błędnie powiększyć czyjś dorobek niż go przypadkiem zredukować;)

Język, jakiego używamy, zdradza o nas wiele informacji, prawda? Czy w komunikacji internetowej, która jest szybka, również warto zwracać uwagę na język i środowisko, do którego się zwracamy?

Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że język, jakiego używamy, oraz sposób jego użycia zdradza o nas wiele informacji. Dane te mogą okazać się cenne dla odbiorcy. Poprzez język (często nieświadomie) ujawniamy nie tylko informacje na temat poziomu naszego wykształcenia, ale często fakty na temat: naszego wieku, pochodzenia, a nawet stosunku do życia czy istotnych dla nas wartości. Należy zatem pamiętać, że Internet przyjmie wszystko, ale i niczego nie zapomina. Nie zapomni naszych kon

trowersyjnych wpisów na formach internetowych, nieudanych zdjęć, dokumentujących nasze różnorodne dokonania, czy filmów z naszym udziałem, które kiedyś wydawały nam się bardzo zabawne. Mamy szansę świadomie budować nasz wizerunek w sieci. Korzystajmy z tej możliwości.

Jakie są najczęstsze błędy popełniane przez nas na co dzień?

Na czarnej liście najczęstszych błędów popełnianych w tworzonych wiadomościach znajdują się: błędy ortograficzne i interpunkcyjne, literówki, używanie języka potocznego, emotikony. W warstwie znaczeniowej najgorszy jest brak precyzji (złożony problem warto opisać w punktach), równie złe są ironiczne stwierdzenia, żarty, dwuznacznie brzmiące wypowiedzi. Natomiast w warstwie intencji (nadawczo-odbiorczych) nieuprawnione jest oczekiwanie natychmiastowej reakcji w postaci wiadomości zwrotnej. Kardynalnym błędem wielu wypowiedzi pisemnych (w tym e-maili) jest konstruowanie zbyt długich, superwielokrotnie złożonych zdań. Reguła głosi – im dłuższe zdanie, tym większe prawdopodobieństwo popełnienia błędu (zwłaszcza interpunkcyjnego, gramatycznego, a w konsekwencji – logicznego). Ogromne ryzyko popełnienia błędu mają także ci, którym zdarza się pisać maile przy użyciu telefonu. Jeśli wspieramy się w tym zakresie słownikiem generującym wyrazy, możemy popełnić wiele, niekiedy śmiesznych, ale częściej żenujących, błędów. Na liście moich ulubionych znajdują się: „Życzymy radosnych świąt spędzonych w rodzinnym grobie”, „Pani Zoo” zamiast „Pani Izo”, czy równie słodkie „Kot jest za to odpowiedzialny?”.

Poruszmy jeszcze temat kont internetowych, z których wysyłamy wiadomości formalne. Każdy z nas był kiedyś młody i chciał być superbohaterem lub był czyimś kwiatuszkiem, słoneczkiem, i takie nazwy umieszczane są w adresach internetowych. To jest zabawne, ale do czasu.

Gdy treść naszej wiadomości jest dopracowana w szczegółach, powinniśmy również zadbać o jej stronę formalną. Jeśli komunikujemy się zdalnie w sprawach służbowych, to najlepiej wysyłać wiadomość z oficjalnego adresu e-mailowego, który reprezentuje nas, jako pracowników, szefów. W komunikacji prywatnej często posługujemy się „oryginalnymi” adresami mailowymi. Wynika to z faktu, iż najczęściej zakładamy swoje konta mailowe w wieku nastoletnim, który stwarza przestrzeń do konkurowania w tym zakresie na najbardziej oryginalne nazwania. Adresy, które w wieku nastoletnim dają pierwszeństwo na liście „odjazdowych”, w wieku dorosłym, w formalnych relacjach zawodowych, nie wyglądają już tak dobrze i trudno je niekiedy traktować poważnie. Nieprofesjonalnie może zostać oceniony „buziaczek666@wp.pl”, piszący do nas w sprawie audytu, czy „swinka11@gmail.com”, która zawiadamia nas o planowanej kontroli. Komunikując się formalnie, dbajmy o to, by w życiu zawodowym zaopiekować również takie, z pozoru błahe, kwestie. Różnica między „świnką” a „Janem Kowalskim” jest porażająca. U niektórych odbiorców trudno wzbudzić przekonanie, że „świnka” traktuje ich poważnie. Starajmy się również nie pozostawiać wiadomości bez tematu, który powinien być sformułowany w krótki, przystępny, konkretny sposób. Jeśli to pole będzie puste, odbiorca może przeoczyć ważny dla nas e-mail.

Chciałabym poruszyć jeszcze temat CV. Pewnie każdy z nas je pisał bądź napisze, ale czy na pewno umiemy to robić? Na jakie kwestie warto zwrócić szczególną uwagę, przelewając na papier nasze życie, po części prywatne, ale też i zawodowe?

Obecna sytuacja na rynku pracy najprawdopodobniej zmusi nas do otwartości na nowe wyzwania. CV, a właściwie curriculum vitae (łac. „przebieg życia”, życiorys zawodowy) to dokument, który może się okazać naszą przepustką do zdobycia nowej pracy. Zalecenie, jakoby CV miało się ograniczać do jednej strony A4, jest aktualnie niemożliwe do zastosowania. W sytuacji, kiedy wielokrotnie zmieniamy pracę, niekiedy zupełnie zmieniając profil, niejednokrotnie przekwalifikowujemy się, uczymy się przez całe życie, trudno byłoby wszystkie informacje na ten temat pomieścić, w sposób czytelny, na jednej stronie. Obecnie dominuje pogląd, że CV powinno być przede wszystkim czytelne, przejrzyste. Studenci często pytają mnie, czy warto korzystać z internetowych generatorów CV. Odpowiadam raczej pokrętnie: „Warto, ale nie zalecam”. Warto,

MOTTO: W języku polskim można zaprzeczyć przez zaprzeczenie, podwójne zaprzeczenie i potwierdzenie. Nie jest możliwe zaprzeczenie przez podwójne potwierdzenie. Moja odpowiedź brzmi: dobra, dobra.

bo możemy tam znaleźć inspiracje do stworzenia własnego CV, nie warto, jeśli zamierzamy w takim trybie wygenerować własny dokument. Wyobraźmy sobie, że aplikujemy na atrakcyjne stanowisko w firmie popularnego pracodawcy. Propozycja pracy, którą my uznaliśmy za atrakcyjną, jest taka w ocenie wielu poszukujących pracy. Oni również mogli wybrać „naszą” ofertę, „naszego” przyszłego pracodawcę oraz … „nasz” generator. Co zatem zobaczy przyszły pracodawca? Co najmniej kilka CV, które (wygenerowane przez ten sam program) w pierwszym oglądzie nie różnią się od siebie. Warto nadać indywidualny rys dokumentowi, który reprezentuje nas w ważnej sytuacji życiowej. Wiele osób wzbogaca swoje CV o zdjęcie. Pamiętajmy, że (o ile nie ubiegamy się o posadę wymagającą ponadprzeciętnej fantazji i kreatywności), powinniśmy postawić na klasyczne, formalne kadry. W tym kontekście raczej nie zdobędą uznania nasze zdjęcia z wakacji, łazienkowe selfie, czy (nawet piękne) fotosy naszej roześmianej twarzy na tle zabytków. Prawdziwym hitem opowieści osób, które zajmują się rekrutacją nowych pracowników, jest historia „Dobrych CV bez kontaktu”. Wysyłając taki dokument (najczęściej drogą mailową), zakładamy, że osoby analizujące nasze CV połączą go z naszym adresem e-mailowym – błąd. Wszystkie CV, które docierają do pracodawcy w związku z ofertą pracy, są najczęściej drukowane czy archiwizowane zbiorczo. Jeśli nie wpiszemy w treści życiorysu zawodowego kontaktu do nas (numeru telefonu, adresu e-mailowego) to nawet zainteresowany pracodawca nie będzie miał szansy się nami skontaktować. W konstruowaniu CV broni się przede wszystkim logika. Jeśli skończyliśmy studia lub mamy dyplom MBA, możemy darować sobie umieszczenie w CV informacji o ukończonym przez nas liceum (w kontekście późniejszej edukacji to oczywiste, że nam się to udało;) 1 .

Rozmawiała Anna Hopfer-Wola

*  Katarzyna Lesicz-Stanisławska – doktor nauk humanistycznych, nauczycielka, wykładowca, trenerka. Pasjonatka języka polskiego w mowie i piśmie. Prywatnie mama przemądrzałego sześciolatka :), entuzjastka podróży bliskich i dalekich oraz treningów sportowych.

1   Jeśli skończyliśmy liceum artystyczne, sportowe, technikum – szkoły, które dały nam konkretne kompetencje – oczywiście je wpisujmy.

This article is from: