RECENZJE
SERIALE I FILMY
Jolt
Napięcie było, ale całość uziemili Od
premiery pierwszej części Johna Wicka w 2014 roku gatunek kina o samotnych mścicielach z wachlarzem umiejętności zamykania procesów życiowych innych przeżywa swój mały renesans. I jak to często bywa, są to produkcje albo bardzo dobre (jak kolejne części serii o Wicku czy tegoroczny „Nikt“), albo dobre („Atomic Blond“ czy „Pani Zło“), albo wyjątkowo słabe („Peppermint“ i „Anna“). Niestety, wyprodukowany przez Amazon Studios na platformę Prime „Jolt“ należy do tej ostatniej kategorii. ~Hefajstos Główną bohaterką jest Lindy Lewis (w tej roli dająca z siebie zdecydowanie za dużo Kate Bec-
26
kinsale), młoda kobieta cierpiąca na zaburzenia eksplozywne przerywane (tj. nieproporcjonalne do sytuacji wybuchy gniewu). Żyć z tym ciężko, a i rodzice w tym nie pomogli, zarówno skazując jedyną córkę na zamknięcie w szpitalu, jak i własne pogrążanie się w używkach (kolejno: alkohol u tatusia, antydepresanty u mamusi). Przełom nastąpił, gdy udało się zbudować kamizelkę rażącą prądem w sytuacjach stresujących, co pozwoliło naszej bohaterce wieść „normalne“ życie. Tak też rozpoczyna się akcja właściwa, gdy za namową psychiatry (jak zawsze świetny Stanley Tucci) Lindy spotyka się z Justinem (jak zawsze beznadziejnie drewniany Jai Courtney), księgowym pracującym dla tajemniczego Barry’ego. Sielanka