FELIETONY
Płakałem, jak oglądałem Czyli krótka tyrada o traktowaniu bohaterek jako eye candies
Tegoroczny „Legion Samobójców“ w reżyse-
rii Jamesa Gunna okazał się być sporym hitem. Grupka osobistości, która za złe zachowanie zostaje skazana na więzienie ma możliwość odpracowania dekady odsiadki w zamian za misję tak niemożliwą, że nawet Ethan Hunt by się jej nie podjął. Nie jest to pierwsze podejście w obecnym uniwersum filmowym DC do tego tematu – w 2016 dostaliśmy... „Legion Samobójców“. Choć o tamtym filmie nie ma co pamiętać (a i nie było za wiele do zapamiętania), to wśród postaci była jedna która wybijała się na tle pozostałych. Imię jej Harley Quinn.
Sprowadzenie pełnej charyzmy i uroku Harley do roli tytułowej eye candy, odzierając ją z większych pokładów człowieczeństwa. Niesławna scena przebierania się na lotnisku nie pozostawia złudzeń, tak jak za krótka koszulka i jeszcze krótsze szorty – Harley ma być tu ozdobą. I tak, ja wiem – Margot Robbie jest piękną kobietą, ale można to podkreślić w znacznie lepszy i dojrzalszy sposób. To zresztą wieloletnia plaga, która na szczęście odchodzi do lamusa. Wydane w 2011 Mortal Kombat wspominam bardzo ciepło (będąc fanem serii), ale wciąż nie mogę przeboleć wyglądu każdej z bohaterek (na czele z Mileeną). Sytuacja zmieniła się w 2020 roku, wraz z premierą „Ptaków Nocy (i fantastycznej emancypacji pewnej Harley Quinn)“. Cathy Yan, będąca na początku reżyserskiej drogi (przedtem nakręciła jeden film i jedną krótkometrażówkę) zręcznie przełożyła na
Ach, Harley Quinn. Z oglądanego w latach dziewięćdziesiątych „Batman: The Animated Series“ to jedna z moich ulubionych postaci (obok Mr. Freeze’a i Two-Face’a). Cieszył mnie więc fakt, że oto pojawi się wreszcie na dużym ekranie. I choć pierwsze zwiastuny wyglądały... specyficznie, to uznałem „Ayer, ufam Tobie“ (wszak miał na koncie „Bogów Ulicy“ i „Furię“, znaczy filmy robić potrafi). Zatem w lipcu 2016 wybrałem się do lokalnego oddziały Cinema City, by na bardzo dużym ekranie obejrzeć nowe, lżejsze kino DC. Reakcja? „O borze, o kurka!“. Pomijając miałkość i beznadziejność całokształtu, przeplatywanie całości romansem Jokera i Harley (o Letokerze napiszę następnym razem) i walkę z kamulcami (sic!) uderzyła mnie jedna rzecz.
44