4 minute read

Wojownicza księżniczka Maya

Next Article
Komiks

Komiks

Jak tak pomyśleć, to ludy z Ameryki Środkowej miały wybitnego pecha. Tyle się trudziły, kombinowały nad rozwojem technologicznym, budowały naprawdę świetne miasta oraz ciekawie dopasowały się do otaczającego ich świata, np. mieszkańcy Tenochtitlan tworzyli chinampy, czyli pływające farmy, rozwiązując tym samym problem ograniczonej przestrzeni pod uprawy. Ostatecznie jednak to wszystko trafił szlag, gdy do władzy doszli wyjątkowo morderczy Aztekowie, którzy byli tacy niepopularni, że przybycie garstki Hiszpanów wystarczyło do wzniecenia powstania, które ich obaliło. Od tej pory ludy tubylcze powoli znikają z kart historii…

~Ghatorr

Advertisement

…Ale nie z popkultury. Dzięki skrajnie różnej od europejskiej estetyce oraz historii ludy mezoamerykańskie są bardzo wdzięcznym źródłem natchnienia dla twórców. By nie szukać daleko, polski artysta Stanisław Szukalski inspirował się m.in dziełami Azteków, tworząc zapierające dech w piersiach rzeźby. Do tego doszło kilka gier, jakieś historie alternatywne, a niejaki pan Jorge Gutierrez inspirował się tubylczymi wierzeniami przy swoich filmach i serialach – z których ostatni niedawno wyszedł na Netflixie.

„Wojownicza księżniczka Maya“ to dziewięcioodcinkowy serial animowany opowiadający historię – jak łatwo się domyślić – młodej dziewczyny imieniem Maya, córki władców Królestwa Teca. Bohaterka nie ma ochoty na spędzenie życia jako stereotypowa królowa, rwie się do bitki, nie rozumie, czemu jej matka odrzuciła wojownicze życie, nawet kwestionuje istnienie bogów – ot, taki standardzik nastoletniej rebeliantki, której się nic nie podoba. Wszystko się jednak zmienia w dniu jej urodzin, gdy dowiaduje się, że owszem, bogowie są prawdziwi, a do tego są nią zainteresowani w sposób, który nie jest dla niej zbyt zdrowy – mianowicie bóg wojny, Mictlan, chce ją złożyć w ofierze. Dlaczego? Otóż Maya jest tak naprawdę córką jego żony, bogini Micte, a pół–ludzkie mieszańce to wyjątkowy rarytas, który odpowiednio spreparowany daje lepszego kopa niż grzybki pewnego wąsatego, włoskiego hydraulika z japońskich gier. Tak się jednak składa, że lud Teca ma przepowiednię, że grupa wojowników pokona ciemność! To na pewno chodzi o tę sytuację, prawda? No cóż, nie do końca…

https://www.cbr.com/maya-and-the-three-sets-up-season-2-spinoffs/

Akcja toczy się wartko – czasem nawet za bardzo. Co prawda skądinąd wiemy, że w tle czas postępuje, całość dzieje się na przestrzeni kilku miesięcy, ale ze względu na ograniczoną liczbę odcinków miałem wrażenie, że niektóre wątki toczą się zbyt szybko. Nie obraziłbym się, gdyby dorzucono tu kilka scen tu i ówdzie, szczególnie jeśli chodzi o relacje między postaciami – zwłaszcza te romantyczne. Jest to zarzut o tyle poważny, że dostaliśmy naprawdę sporą, ciekawą obsadę, i praktycznie o każdym byłoby miło się dowiedzieć czegoś więcej. Do tego prowadzi to do przeoczenia kilku wątków, które mogłyby nawet zaowocować ważnymi lekcjami dla głównej bohaterki oraz widzów.

https://www.hollywoodreporter.com/tv/tv-features/annecy-jorge-gutierrez-says-maya-and-the-three-love-letter-to-mexican-culture-1234967779/

Zarówno po stronie dobra, jak i zła mamy istne tłumy. Zaczynamy z samą Mayą, która ma rodziców oraz trzech braci, a do tego bojową pumę. Gdy na jej urodziny wpada bardzo liczna delegacja gości, zapoznajemy się z kilkoma ciekawymi przedstawicielami innych plemion. Niedługo potem na imprezę wbija syn boga nietoperzy. Następnie zapoznajemy się z Mictlanem i jego sługusami/sprzymierzeńcami… Już tego wystarczyłoby do obdzielenia dwóch seriali, a nie wspomniałem jeszcze o trójce towarzyszy Mayi, których spotyka w trakcie trwania serialu! Koguci mag, łuczniczka czaszki i wojownik pumy – ta trójka jest bardzo charakterystyczna, nawet jak na standardy tego serialu, i to przez nich najbardziej żałuję, że twórcy nie dorzucili jeszcze odcinka lub dwóch. Ta liczba nieco przytłacza – ale każda ważna postać posiada bardzo charakterystyczny wygląd oraz kilka ciekawych cech, po których bardzo łatwo można je od siebie odróżnić. Co najwyżej można mieć pewien problem z imionami. Twórcy przyszli nam z pomocą – i każde nowe bóstwo jest uroczyście przedstawiane przy swoim pierwszym występie… a do tego trup ściele się tu gęsto. Spora część nazwanych postaci może tu być w każdej chwili zabita, okaleczona, zniszczona i tak dalej.

Ten zabieg trzyma w napięciu. Aż do końca nie możemy być pewni, kto z obsady przeżyje tę całą misję – o ile komukolwiek się to uda. Biorąc pod uwagę, że postacie są raczej sympatyczne, byłem zszokowany kilkoma przedwczesnymi zgonami. Nie powinno mnie to zaskakiwać – każdy z głównych członków ekipy zetknął się ze śmiercią, i to niejednokrotnie w bardzo mroczny sposób. Twórcy nie bawili się w półśrodki.

Graficznie „Wojownicza Księżniczka Maya“ prezentuje się bez zarzutu – choć specyficznie. Postacie są bardzo mocno stylizowane, szczególnie istoty nadnaturalne. Jeśli ktoś oglądał „Księgę Życia“, to wie, czego się można spodziewać po tym lekko–plastelinowym stylu. Jest kolorowo, cały czas coś się dzieje, ale równocześnie akcja pozostaje czytelna. To spore osiągnięcie. Przygrywająca w tle muzyka uprzyjemnia akcję swoimi meksykańsko–indiańskimi melodiami.

To trochę ironiczne, że ludy tubylcze używają w tym serialu języka hiszpańskiego – ale w ten sposób serial mocniej się łączy ze wspomnianą „Księgą Życia“. Ba, nawet fabularnie oba te dzieła łączy kilka rzeczy! Są to jednak tylko smaczki.

Pożarłem te kilka odcinków „Mayi“ praktycznie za dwoma posiedzeniami, co nie zdarza mi się często. Zanurzyłem się w świat legend ludu, który czasy świetności miał wiele wieków temu – i świetnie się bawiłem. Byłem zaskakiwany, wzruszałem się, cieszyłem… To po prostu jest świetny serial, który mogę śmiało polecić każdemu widzowi – choć najpierw upewniłbym się, że jest już nastolatkiem.

Źródło grafiki baneru: https://variety.com/2021/tv/reviews/maya-and-the-three-review-netflix-1235094020/

This article is from: