4 minute read
Junji Ito - Uzumaki Spirala
W mangach Junjiego Ito ludzkość (zarówno jako całość, jak i konkretnych jej przedstawicieli) dręczyły już ryby z nogami, piekielne planety lubiące wrzucić na ząb inne ciała niebieskie, a nawet balony czy sny trwające tysiąclecia. Tym razem przyszła pora na to, by świat zaznał horroru Spirali!
~Ghatorr
Advertisement
Junji Ito, określany jako japoński Lovecraft, to wyjątkowo płodny twórca. Spod jego ręki wyszło kilkadziesiąt historyjek powodujących przedwczesne siwienie włosów i problemy ze snem. Sporo wśród nich krótkich opowieści – które jednak mieszczą w sobie tyle grozy, że starczyłoby na obdzielenie kilku gorszych pisarzy. Oprócz tego zdarzyło mu się też stworzyć dłuższe dzieła – to jednemu z nich, „Gyo“, zawdzięczam znalezienie Ito, bo koncept apokalipsy spowodowanej przez ryby na dziwnej maszynerii mnie na tyle rozbawił, że od razu poszedłem szukać tej mangi. Szybko przestałem się śmiać, a zacząłem się bać.
„Spirala“ należy do tej drugiej kategorii twórczości Ito – jest to jedna, długa (640 stron!) historia, w pełni skupiona na perypetiach dwójki postaci w świecie, w którym coś przestaje działać zgodnie z oczekiwaniami. Główna bohaterka, Kirie, przez cały tom nie zdawała mi się szczególnie ciekawa – w sumie jej główne cechy to pakowanie się w kłopoty oraz bycie bardzo ładną; ot, taka cicha myszka, która ma sporo pecha. Jej chłopak, Shuichi, jest nieco bardziej interesujący, a to dzięki sporemu wyczuleniu na efekty działań mrocznych mocy. Nie wpływa to zbyt korzystnie na jego stabilność psychiczną, ale ta po pierwszych kilkunastu stronach i tak powoli przestaje być mu do czegokolwiek przydatna. W komiksie jest jeszcze sporo innych nazwanych postaci, ale w pamięć zapadały mi głównie ze względu na okrutny los, który prędzej czy później je spotykał.
A cóż jest przyczyną katastrof i horrorów, które będą spadać na małe, japońskie miasteczko Kurozu niczym grad wielkości meteorów? Otóż – spirala. Niby nic takiego, zwykła krzywa, da się ją opisać równaniami… ale pewnego dnia zaczyna wywierać dziwny wpływ na mieszkańców tej wioski. Wszystko zaczyna się względnie niewinnie, od manii ojca Shuichiego na ich punkcie. Musi je mieć w jedzeniu, kolekcjonuje je, przed wejściem do wanny musi zrobić wirek – ekstrawaganckie, ale w gruncie rzeczy nieszkodliwe dziwactwa… przynajmniej do momentu, gdy postanawia sam się zmienić w spiralę, do czego ludzki szkielet nie jest dostosowany. Od tego momentu akcja zaczyna się rozkręcać, powolutku zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy, aż w końcu – jak po spirali – dochodzimy do mocnego finału. Od czasu do czasu mamy też groteskowo–komediowe elementy, które jednak nie wybijają zbytnio z nastroju – co jest sporym osiągnięciem, bo nie oczekiwałem po sobie, że przeczytam tekst „ZA- TRZYMAM TO AUTO MOCĄ MIŁOŚCI“ bez podśmiewania się przez kolejnych kilkanaście stron. Ito nie bawi się w półśrodki. Nie wszystkie rzeczy, które przedstawia, oddziałują tak mocno na zachodniego czytelnika – na przykład strach przed pogrzebami w ziemi raczej u nas nie występuje – ale grozy starczy dla każdego. Koszmarne okaleczenia? Ależ oczywiście! Szpital z piekła rodem? Nie ma problemu, zapraszamy, skosztujcie grzybków serwowanych pacjentom i uważajcie na komary! Obrzydliwa przemiana człowieka w ślimaka, gdzie sama transformacja jest dopiero wstępem do rzeczy, od których się w żołądku przewraca? Śmiało, śmiało… Zupełnie jakby Ito usiadł z jakąś encyklopedią fobii i na spokojnie wrzucał coraz to kolejne elementy, doprawiając je szczyptą spirali – jak pokazuje ten komiks, to cholerstwo jest dosłownie wszędzie, od naszych ciał po naturę wokół nas.
Groza nie byłaby aż tak przejmująca, gdyby komiks nie umiał jej należycie przekazać. Na szczęście Ito jest doświadczonym rysownikiem i obrazki są istna ucztą dla oka. Wszystko jest piękne, czytelne i aż się czasem niedobrze człowiekowi robi. Autor ma szczególny dryg do przedstawiania koszmarnych transformacji – i nieważne, czy mowa po prostu o zwykłych ludziach przyjmujących nagle nienaturalne, opętańcze pozy, czy o przemianach w nieludzkie bestie, wychodzi mu to po prostu świetnie.
By nie było za słodko, muszę wspomnieć też o wadach. Przede wszystkim – „Spirala“ wydała mi się po prostu za długa. W horrorach główni bohaterowie mają tego pecha, że od czasu do czasu wymagają nagłego spadku IQ, żeby dalej cierpieć i bawić widza lub czytelnika. Tutaj, na tych 640 stronach, po pewnym czasie przestajemy już sobie nawet zadawać pytanie, czemu Kirie i Shuichi po prostu nie wyjadą w cholerę. Jedno dziwne wydarzenie jeszcze można zignorować, szczególnie jeśli wygląda raczej na chorobę psychiczną, ale mniej więcej koło setnej strony zaczynają się dziać rzeczy, które nawet u najbardziej zatwardziałego racjonalisty wzbudziły wątpliwości w logiczną naturę wszechświata – a to dopiero jedna szósta całego tomu! Przy tylu koszmarnych rzeczach dziwnie mi też wyglądała żywotność niektórych bohaterów – w swoich pozostałych dłuższych komiksach Ito nie wahał się od czasu do czasu dokonać niewielkiej rzezi. Może gdyby część z tych rzeczy przydarzyła się komuś innemu, to mniej by mnie to uwierało…
Polecam „Spiralę“... ale niekoniecznie jako pierwszy kontakt z dziełami Junjiego Ito. Każdemu, kto chciałby się zapoznać z tym japońskim pobratymcem Lovecrafta, poleciłbym najpierw antologie jego krótszych komiksów. Do tego czasu nie ma co sobie fundować strachu przed spiralami, ślimakami, szpitalami, huraganami, spiralami, uszami, spiralami, liniami papilarnymi, spiralami, spiralami, spiralami…
Źródło grafiki baneru: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/100840/uzumaki-spirala