6 minute read

I need a Hero – opowiadanie Miraculous

Next Article
Komiks

Komiks

Nie tak dawno temu i niezbyt daleko stąd zrodziło się w mojej głowie szalone pragnienie, aby zrecenzować coś, czego normalnie nikt by nie chciał nawet kijkiem szturchnąć. O czym ludzie woleliby zapomnieć, a o miejscu, z którego to pochodzi, krążą legendy i inne śmieszki. Złą sławą okryte, a jednak warte spojrzenia – bo kto szuka tam skarbu, ten prędzej czy później go odnajdzie. Zapraszam na pierwszą i nie ostatnią recenzję fanfika Miraculous prosto z samego Wattpada. Tikki, transforme–moi, zanim się rozmyślę!

~Magda B

Advertisement

To, że zwiedziłam ten skrawek Wattpada wzdłuż i wszerz, nie jest wcale dziwne. Zadziwię Was bardziej – natrafiłam w czasie swoich wędrówek na kilka naprawdę świetnie napisanych opowiadań, które do teraz wspominam i zdarza mi się nawet do nich wracać. Ale gdybym miała określić, gdzie zaczęła się ta moja fanfikowa przygoda, to z dumą muszę wskazać na dzisiejszego gościa wydania, czyli „I need a Hero“ autorstwa Ever8888.

I może się tak zdarzyć, że podejdę do tego tytułu zbyt nostalgicznie, ale jeżeli po przeczytaniu pokaźnego fanfikozbioru z Miraculum nadal jest to moja pozycja w top 10, to coś musi być na rzeczy.

„I need a Hero“ określiłabym jako średniej długości fanfik slice of life: akcja skupia się na bazowym zamyśle serialu (czyli Marinette i Adrien są posiadaczami Miraculum), postacie zamieszkują Paryż i w sumie gdyby się tak uprzeć, to po kilku poprawkach spokojnie wyszedłby z tego jakiś odcinek czy dwa serialu. I to biorąc już poprawkę na istnienie sezonu czwartego. Do dyspozycji mamy 11 rozdziałów, średnio na czytanie jednego rozdziału schodzi ok. 5–10 minut (ale nie zawsze). Co do postaci, mamy tu puszczenie wodzy fantazji w kierunku MariChat, co oznacza chłopaka w lateksie oraz „typową cool dziewczynę, ale z problemami“. No i jasno oznacza to rozjechanie charakterów, ale o tym za chwilę.

Fabuła nakreśla się nieskomplikowanie: Marinette po trzech latach zauroczenia Adrienem postanawia dać sobie z nim spokój. Za sprawą tej decyzji staje się mhroczną nastolatką, co alarmuje przez dwa miesiące wszystkich, a w szczególności ślepego Adriena. Tak, po tych trzech latach ktoś mu wreszcie powiedział, że jego „tylko przyjaciółka“ go kocha – tylko po to, żeby przez całe wakacje nic z tym nie zrobić. Mroczna wersja Maryśki wybudza z letargu bestię w lateksie, która postanawia odwiedzać dziewczynę nocami, a za dnia na posterunku stawiać blondwłosego Agresta Juniora. Dlatego, że nikomu się mhroczna nie podoba, proste.

Nie zapominajmy o głównym złoczyńcy całej serii, czyli Chloe, która jednym magicznym trikiem wywołuje aktywację karty–pułapki Władcy Ciem. W efekcie teraz–serio–mhroczna Marinette staje się postrachem miasta, no i potrzebny jest tutaj Bohater – najlepiej ten w lateksie. Bo, uwaga – na Biedronkę nie ma co liczyć, skoro lata, terroryzując całe miasto jako Marinette. Co dalej i czy jest tu coś więcej w tej fabule? Oczywiście, resztę jednak możecie poznać u źródła.

Jak można zauważyć, fabuła nie jest pełna zwrotów akcji i tęczowych wybuchów jednorożców, ale broni się elementami fabularnymi czy zabiegami, o których za chwilę wspomnę.Zanim to, chciałabym zwrócić uwagę, że „I need a Hero“ nie jest wybitnym dziełem literatury klasycznej, a fanowską fikcją literacką przeciętnego skomplikowania. Co to mniej więcej oznacza? Zdania są pisane z pewnym zamysłem, żeby były ładne, zgrabne, ale nie ma w nich głębi i często narzucają odbiór danej sytuacji lub od razu wyjaśniają za postacie, co nimi kieruje, choć nikt o to nie prosił. Język też zawiera błędy, choć z biegiem rozdziałów budowa zdań się nieco poprawia, ale pojawiające się błędy ortograficzne i nagminnie pożerane przecinki to zmora językowa tego opowiadania. Zabrakło tu wglądu bety lub korektora, ale jeżeli jesteśmy w stanie przymknąć na to oko dla fabuły, to da się spokojnie przeczytać historię do końca bez chęci wydrapania sobie oczu.

W opowiadaniu pojawiają się wątki nastoletniej depresji spowodowanej złamanym sercem, relacje romantyczne nastolatków, a gdzie brakowało rozwiązania, garść magicznej biżuterii i wszystko się jako tako rozwiązywało.

Wrzucenie w historię jako jeden z głównych motywów problemu depresji byłoby zabiegiem bardzo w porządku, gdyby został przedstawiony jednak system leczenia czy interwencja rodziców dziewczyny, zamiast „zjedz chociaż cokolwiek, córeczko, my idziemy z tatą zająć się oglądaniem telewizji czy czymkolwiek, co nie wymaga twojej obecności“. Problem został dodany do historii bardziej w ramach klasycznego motywu damy w opałach i księcia na białym koniu. Gdyby nie drastyczne zmiany w zachowaniu Marinette, to pomysł nawet teraz nie raziłby po oczach, w końcu Wattpad ma swoje jakieś trendy od czasu do czasu. Rodzaj załamania Marinette w odniesieniu do czwartego sezonu – jest jak najbardziej możliwy. Jak zatem wypadło na tle całej historii? Na koniec opowiadania nie widzę po granatowowłosej śladu, że miała do czynienia z takim rodzajem załamania. Możemy więc uznać to za etap przejściowy, finalnie bohaterka zaczyna przypominać pierwowzór serialowy. Jeżeli to miałby być jej sen, rzecz jasna.

Na szczególne zwrócenie uwagi zasługuje „magiczna biżuteria“, która niejako dwukrotnie pokazuje swoje nowe oblicze, jednak raz jest to ogromnym plusem, za drugim razem – zagraniem à la Mary Sue.

Pierwszy ogromny, moim zdaniem, plus i genialny pomysł, to nadanie Władcy Ciem specjalnej zdolności tworzenia potężnej Akumy, która osiedla się na swojej ofierze w oczekiwaniu na jej negatywne emocje. Manewr pomysłowy i mający sens, z radością ujrzalabym coś takiego w serialu, zamiast powielania niektórych schematów akumanizacji czy walk, jednak nie ma na to szans, a szkoda. Potencjał pomysłu jednak, to dodatkowe kilka punktów w oszukanej i wcale nie zmanipulowanej skali oceny tego fanfika.

W opozycji do tego posunięcia mamy Tikki i jej zdolność oczyszczenia zakumanizowanej osoby magią. Tak, choć pojawia się to czasami w opowiadaniach, to nie ma i nie będzie miało sensu. Ale jakoś trzeba było sobie radzić z opętaną przez Akumę bez udziału Biedronki. Tylko szkoda, że po linii najmniejszego oporu.

Bohaterowie oraz ich inteligencja czy charakter w opowiadaniu to inna para kaloszy. Mimo iż serial nie stawia wysokiej poprzeczki, to Marinette i Adrien/Czarny Kot albo mają charaktery bardziej z AU (Alternative Universe), albo kilka razy za dużo spadli z wysokości. Czarny Kot to uosobienie kociego przystojnego bad boya, który troszczy się o swoją pannę. Natomiast Marinette raz nie wie, co robi przez załamanie nerwowe, bo to autorka nią steruje, potem nie wie, co robi, bo zakochała się w Czarnym Kocie, a na końcu nie wie, co robi, bo opętał ją Agbi. O reszcie postaci ciężko się wypowiedzieć, bo ich udział jest znacznie mniejszy, ale Władca Ciem nadal siedzi w swojej norze i czeka, a Chloe wariuje na temat Adriena. Nie żebym nie doceniała wydobywania z Czarnego Kota tego „kocurowatego“ zachowania, bo jest z pazurem, ale nie jest nachalne – tylko to przejście Kota na charakter Adriena odbywa się na drodze „dziedziczenia“, co nie powinno mieć miejsca. Tak, nawet jeżeli wszyscy wiemy, że to jedna i ta sama osoba.

Co jeszcze mogę dodać? Nie podoba mi się zakończenie, bo pojechało tak bardzo pod ziemią, że to powinno być zakazane, ale tu przejawia się bolączka Wattpada – pozwalanie na dodanie w fabułę filmiku z piosenką, która ma oddawać sytuację czy wypowiedzi i uczucia bohaterów.

Najgorsze zagranie, jakie mogło się wydarzyć. Dodając do tego szczęśliwe zakończenie na siłę i na odwal („i żyli długo, i szczęśliwie, bo się kochali“), otrzymujemy mieszankę rozczarowania oraz pozostawionego niesmaku po przyzwoitej historii. I tak umiera nadzieja, tak samo jak na przyzwoity sequel tego utworu.

Wrażenia? Ta recenzja uświadomiła mnie, że w mojej pamięci „I need a Hero“ uplasowało się niczym największe arcydzieło, Złoty Graal pośród morza beznadziejnych fanfików. Okazało się jednak, że nie jest utworem bez wad, a nawet wydaje się poniżej średniej. Ale nadal pozostaje na swoim miejscu w mojej hierarchii przez wzgląd na czas powstania dzieła, czyli okres sezonu pierwszego, kiedy to fanfiki z Miraculum faktycznie raczkowały i trafienie dobrej historii graniczyło z wygraną w totolotka. Sentyment do historii pozostaje, ale z uwagi na takie: napiszę recenzję swojej ulubionej opowieści, będzie fajnie, pochwalę się tym dobrym dziełem – poczułam się, jakbym przyprowadziła do paczki znajomych fajnego ziomka, który okazał się nie być taki cool. Ode mnie? Na rozgrzewkę i absolutnie oszukane 7/10.

Pierwsze koty za płoty. Jeżeli jesteście zainteresowani dalszymi wędrówkami w świat Miraculum na Wattpadzie, macie na oku opowiadanie warte takiej recenzji lub coś Wam się nie spodobało, dajcie znać w komentarzach, jestem ciekawa Waszych reakcji. Tymczasem – pa pa, mhroczne motylki!

Źródło grafiki baneru: https://miraculousladybug.fandom.com/wiki/Akuma?file=Akumatization+%288%29.png

This article is from: