4 minute read
August Derleth - Przybrany wujek Cthulhu
Gdy widzi się dzisiejszą popularność twórczości Lovecrafta ciężko byłoby się domyśleć, jak sam mistrz umierał – zabijany przez nowotwór, z nędznymi resztkami funduszy i ledwo znany przez kogokolwiek. Przez całe życie udało mu się wydać tylko jedną książkę – tylko w nakładzie 200 przepełnionych błędami typograficznymi sztuk. Możemy się tylko domyślać, jakie były jego ostatnie myśli – i nie byłoby niczym dziwnym, gdyby uznał swoje życie i twórczość za klęskę. Dlaczego więc dziś ten niszowy autor, który za życia zaznał samych trudów, jest taki znany? Dzięki magii przyjaźni, oczywiście.
~Ghatorr
Advertisement
Wbrew obiegowej opinii H.P. Lovecraft nie był odludkiem, ani samotnikiem. Wręcz przeciwnie, za życia sporo podróżował po wschodnim wybrzeżu USA oraz nawiązał wiele serdecznych przyjaźni. Jego nagła śmierć zaskoczyła i zasmuciła niejedną osobę – ze względu na późną diagnozę niewiele czasu minęło od dostrzeżenia, że ma raka aż do momentu gdy trafił do szpitala i pożegnał się z tym padołem łez. To, że jego twórczość nie podzieliła losu autora zawdzięczamy dwóm ludziom Donaldowi Wandrei i Augustowi Derleth, którzy poświęcili wiele wysiłku, by dzieła Lovecrafta zaznały w końcu sławy.
„Arkham House“ to wydawnictwo, które działa aż po dzień dzisiejszy, regularnie dostarczając uciechy czytelnikom poszukującym niebanalnych doznań. Założone w 1939 roku przez Donalda i Augusta początkowo miało jeden cel – wydać dzieła Lovecrafta. Zresztą, zostało nazwane na cześć miasteczka, które przewijało się przez najsłynniejsze opowiadania mistrza z Providence. Początkowo ta dwójka szukała kogoś, kto byłby skłonny opublikować twórczość ich zmarłego przyjaciela, a gdy to nie wyszło – postanowili założyć swoje własne wydawnictwo. Od tego czasu przez „Arkham House“ przewinęły się jeszcze inne dzieła Lovecrafta, w tym „W poszukiwaniu nieznanego Kadath“ z jego cyklu o Świecie Snów czy jego listy. Również krąg jego dawnych towarzyszy korzystał z oferowanych usług – w tym sami założyciele. Ray Bradbury, który później zasłynął „Kronikami Marsjańskimi“ czy „451 stopniami Fahrenheita“, własnie tu publikował pierwszy zbiorek opowiadań. zadomowiło się tu sporo dzieł Roberta Howarda, zawitała twórczość Algernona Blackwooda, który stanowił źródło inspiracji dla Lovecrafta… Gdyby nie „Arkham House“, skłonny przygarnąć do serca tyle dzieł, literatura byłaby znacznie uboższa, szczególnie, że Derleth nie prowadził tego wydawnictwa dla zysków – musiał sporo dokładać do jego utrzymania, zwłaszcza że za jego życia ani razu roczne dochody nie były w stanie pokryć wydatków.
Udział Derletha nie ograniczył się jednak do samej pracy wydawniczej. Lovecraft za życia był słabo znany, a samo wydanie zbioru jego dzieł nie musiało od razu tego stanu rzeczy zmienić. Co gorsza, mimo krótkiej kariery w marketingu (reklamował meble) mistrz z Providnce nie był w stanie sprzedać swojej twórczości szerszej publiczności. Jak się spojrzy na jego próby kontaktu z wydawcami, to był aż do przesady szczery – bo jak inaczej nazwać napisanie wprost, że „ten i tamten już mnie odrzucili, a jeśli pierwsze dwa opowiadania się panu nie spodobają to może pan nie czytać reszty bo reszta jest gorsza“? Derlethowi zawdzięczamy jednolitą nazwę na najsłynniejsze kawałki literackie Lovecrafta – i to wybraną nieco wbrew samemu autorowi, bo ten proponował określenie „Mitologia Hastura“ (mimo że ta istota nawet nie była jego dziełem), i dopiero po jego śmierci August przeforsował wersję „Mitologia Cthulhu“. Jak widać powoli wkraczamy na grząski grunt uczynków, przez które Derleth ma dziś mocno mieszaną reputację…
Jednym z grzechów tego autora jest mocna ingerencja w świat swojego przyjaciela – w swoich własnych dziełach, w których przewijają się ryboludzie czy sam Cthulhu, nadał potężnym, nadludzkim bytom moralność oraz, z jakiejś dziwnej przyczyny, przypisał ich do żywiołów. Do tej pory Wielcy Przedwieczni czy Starsi Bogowie byli stworzeniami ponad prostymi kategoriami dobra i zła, po czym nagle ci pierwsi zostali sojusznikami ludzi, a ci drudzy – przedstawicielami zła, na których działa woda święcona. Mikołaj Kołyszko w posłowiu do zbiorku opowiadań Derletha „Maska Cthulhu“ broni go jednak twierdząc, że takie uproszczenie zwiększyło atrakcyjność tego świata dla szerszej widowni, do tego nadając mu mistycznej, okultystycznej otoczki, która na poważnie zafascynowała wiele osób. Oprócz tego August zrobił jeszcze jedną czy dwie rzeczy, które wielu ma mu do dziś za złe – jak choćby przedstawienie jako pewnika cytatu z Lovecrafta o tym, że jego dzieła są oparte o legendy z całego świata o istnieniu przed ludzkością innej, obcej rasy, która wciąż czeka na możliwość powrotu… czy jego „wspólne pisanie“ z Lovecraftem. Sęk w tym, że miało ono miejsce, gdy mistrz z Providence był już martwy.
August Derleth w swoim życiu pisał bardzo wiele – Mikołaj Kołyszko we wspomnianm posłowiu wymienia 150 opowiadań oraz 100 książek, wśród których znajdują się m.in pastisz Sherlocka Holmesa, fantastyka naukowa, książki dla dzieci, dzieła historyczno–przygodowe czy horrory. Wśród nich znajdują się też dzieła, które sygnował nazwiskiem Lovecrafta, sugerując, że opiera się o to, co zmarły pisarz sam już zaczął. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że jego udział nie był za duży – w zakresie od opierania się przez Derletha o jedno(!) zdanie z notatek („W świetle Księżyca rybak rzuca sieć w morze – co znajduje“) po dopisanie nieco mniej niż 49 tysięcy słów do jednego tysiąca przedśmiertnego wkładu Lovecrafta.
Czy tak przystoi? Raczej nie… ale gdyby nie Derleth, nie mielibyśmy dziś nawet pojęcia, kim jest Lovecraft. Zaginąłby w mroku ludzkiej niepamięci jak wielu innych pisarzy, którzy na początku XX wieku karmili swoją wyobraźnią „Weird Tales“ i podobne czasopisma. Czy w takich warunkach wdzięczność nie powinna górować nad innymi odczuciami wobec szanownego pana Augusta, który robił co mógł dla przyjaciela, którego wręcz ubóstwiał?
Źródło grafiki baneru: https://www.empik.com/obserwatorzy-spoza-czasu-lovecraft-h-p-derleth-august,p1277644881,ksiazka-p