4 minute read
Kolor z przestworzy - Film
Na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku opowiadania wydawane na tanim papierze wciąż miały się dobrze. Tak zwane „pulp magazines“ pozwalały za niewielką opłatą zapoznać się fantastyką naukową i horrorami mniej lub bardziej znanych autorów. Tak też swoją premierę miał „Kolor z przestworzy“ – krótka historia napisana przez samego H.P. Lovecrafta.
~Hefajstos
Advertisement
Historię poznajemy za sprawą bezimiennego geodety, który bada tereny na zachód od Arkham pod kątem budowy nowego zbiornika wodnego. Nie mogąc zdobyć żadnych informacji od okolicznych mieszkańców, trafia do domu Ammiego Pierce’a, uznawanego za obłąkanego. Ten opowiada mu o wydarzeniach sprzed pięćdziesięciu lat, które kosztowały życie jego przyjaciela Nahuma Gardnera i jego bliskich.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 1882 roku, kiedy to na farmę Gardnerów spadł meteoryt. Posiadający dziwne właściwości kamień został zbadany przez naukowców z Uniwersytetu Miskatonic w Arkham. Ci jednak nie byli w stanie zbyt wiele o nim powiedzieć, poza stwierdzeniem kilku niezwykłych właściwości (jak brak spadku temperatury, stopniowe zanikanie i nienawistny wręcz stosunek do związków krzemu). Ostatecznie jednak po burzy meteoryt znika, zatruwając glebę. Wynikiem tego są dorodne plony na farmie Nahuma – choć kosztem smaku – oraz niezwykłe kształty i kolory okolicznie rosnących kwiatów i krzewów. To jednak dopiero początek problemów. Zimą ludzie trafiają na nietypowe ślady łap okolicznej fauny, zaś wiosną pojawia się jeszcze więcej niezwykłej flory. Zwierzęta hodowlane zapadają na dziwną chorobę i tracą kolor, a umierając, stają się niejadalne.
Głównym problemem zdaje się być jednak studnia, której woda została splugawiona. Żona Gardnera, a później jeden z jego synów popadają w szaleństwo, co zmusza farmera do zamknięcia ich na strychu. Z czasem on sam traci zmysły, a dwóch pozostałych synów znika bez śladu. Gdy Pierce udaje się na ich farmę, by sprawdzić, co z nimi, trafia na zdeformowane figury sąsiadów. Przerażony udaje do Arkham i wraz z sześcioma osobami (policjantami, koronerem i weterynarzem) próbują ustalić przebieg wypadków. Będąc świadkami niezwykłego zjawiska, w którym coś na kształt światła wychodzi ze studni i odlatuje w kosmos, ledwo uchodzą z życiem. Wydarzenia, których był świadkiem, odciskają trwałe piętno na Ammim, zaś okolicznych mieszkańców popycha to ku opuszczeniu domów.
Jako jedno z najbardziej znanych dzieł amerykańskiego pisarza (a zarazem jedno z jego ulubionych) nowela szybko zyskała popularność. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni lat kilkukrotnie podejmowano się ekranizacji. Po raz pierwszy w 1965 roku jako „Die, Monster, Die!“ w reżyserii Daniela Hallera. Pomimo obecności Borisa Karloffa nie udało się ani odnieść sukcesu komercyjnego, ani uchwycić lovecraftańskiego ducha historii. Ponad dwie dekady później kolejnej próby podjął się David Keith w filmie „Klątwa“. Choć wiernie trzymał się pierwowzoru (pomimo przeniesienia akcji do lat 80. XX wieku), rujnował całość fatalnym zakończeniem.
Na trzecie podejście przyszło czekać aż do 2008 roku, kiedy to zaprezentowano zrealizowany we Włoszech „Colour from the Dark“ Ivana Zuccona. Pod kątem atmosfery był to pierwszy film, w którym udało się przetłumaczyć niewyobrażalny horror na język filmowy. Niestety, równie okropna okazała się gra aktorów, co w połączeniu z niewielkim marketingiem poskutkowało klapą. Pozostajemy jednak w Europie, przenosząc się do Niemiec, gdzie w 2010 Huan Vu nakręcił niezwykle wierną adaptację – „Die Farbe“. Poza tytułowym „kolorem“ wszystko jest biało–czarne, dodatkowo podsycając atmosferę.
I tak dochodzimy do schyłku drugiej dekady tego wieku, a dokładniej roku 2019, i premiery „Koloru z przestworzy“ Richarda Stanleya. Po raz kolejny przeniesiono akcję, tym razem do naszej współczesności, gdzie poznajemy nowoczesną wersję rodziny farmerów z nieziemskim kłopotem. Nahum został Nathanem (Nicolas Cage), który z żoną Theresą (Joely Richardson) i dziećmi Lavinią, Bennym i najmłodszym Jackiem (Madeleine Arthur, Brendan Meyer i Julian Hilliard) żyją na rodzinnej farmie. Zamiast Pierce’a jest hippis Ezra (choć pełni tu nieco inną funkję), a bezimienny narrator został hydrologiem Wardem Phillipsem (Elliot Knight), stając się tym samym uczestnikiem zdarzeń.
Przez większość czasu akcja toczy się podobnie do tej z opowiadania, choć w odstępie kilku dni zamiast całego roku. Szaleństwo i woda zdają się mieć znacznie silniejszy wpływ na mieszkańców farmy, zaś niezwykłe światło scala żywe istoty w przypominające „Coś“ Carpentera monstra. Taki los spotyka Theresę i jej najmłodsze dziecko, co skutkuje kompletnym załamaniem nerwowym Nathana. Ostatecznie Gardnerowie giną, niezwykła istota o kolorze purpury odlatuje, farma zostaje zalana, a jedynym ocalałym okazuje się Ward.
Wizualnie film robi wrażenie (pomimo gdzieniegdzie słabszych efektów), zwłaszcza pod kątem efektów świetlnych. Kolory są cudowne i jako widz czułem tę obcą siłę, którą emanowały (zwłaszcza pod koniec, gdzie zastosowano różnego rodzaju rozmycia). Wrażenie robiły też scalone alpaki oraz duet żona–dziecko, choć brakło nieco do poziomu z klasycznego horroru Carpentera. Pod kątem fabularnym widać wyraźnie braki, zwłaszcza w ogólnej atmosferze. Całość ma klimat telewizyjnych horrorów, nijak jednak nie uchwycono tego pierwiastka niezwykłości, o który zabiegał Lovecraft.
Obsada wywiązała się ze swoich ról przykładnie, choć bez zapadających w pamięć występów. Poza Nicolasem Cage’em, rzecz jasna. Nick jest tutaj w swoim żywiole, bawiąc się swoją rolą i ciesząc widzów ekspresyjnością. I szczerze mówiąc, dla tego gościa warto film obejrzeć – wszak aktualny tytuł Króla Kina Klasy B został mu za coś przyznany. Fani Lovecrafta powinni być zadowoleni z kolejnego adaptacji dzieła twórcy, wielbiciele klasycznych horrorów mają w czym wybierać. Ave!
Źródło grafiki baneru: https://www.vintagemovieposters.co.uk/shop/color-out-of-space-movie-poster/